Prestiż | magazyn gliwicki | luty nr 01/2017

Page 1

Zygmunt Frankiewicz SZEF WSZYSTKICH SZEFÓW

Piotr Wojaczek BIZNESU NIE ROBI SIĘ Z SAMYM SOBĄ

Andrzej Sługocki MAM W RĘKU POTĘŻNY ORĘŻ

Katarzyna Groniec TO JEST JAK NARKOTYK MAGAZYN BEZPŁATNY

nr 1 / LUTY 2017

PRESTIŻwww.prestizgliwice.pl MAGAZYN GLIWICKI 1


_

T WÓ J ST Y L , T WO JA L A Z I E N K A

NOWE PODEJŚCIE DO PROJEKTOWANIA PRZESTRZENI Nowa kolekcja Roca, z której można tworzyć indywidualną aranżację łazienki. Modele w wersji Square, Round i Soft zaskakują świeżą formą i dają wiele możliwości kompozycji. Umywalki wykonane z FINECERAMIC® – ceramiki o niespotykanie cienkich ściankach tworzą nowatorskie kształty.

2

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


Redakcja: „Prestiż magazyn gliwicki” ul. Zwycięstwa 41/202, 44-100 Gliwice email: redakcja@prestizgliwice.pl www.prestizgliwice.pl Redaktor Naczelny: Jarosław Sołtysek e-mail: artemedia.soltysek@gmail.com telefon: 601 53 71 73 Dział Reklamy: Anna Liszewska, Małgorzata Katafiasz tel. 505 505 988 email: reklama@prestizgliwice.pl Wydawca: wydawnictwo arte media Jarosław Sołtysek 44-100 Gliwice, ul. Krucza 4/19 Druk: www.tolek.com.pl

Zygmunt Frankiewicz SZEF WSZYSTKICH SZEFÓW

Piotr Wojaczek BIZNESU NIE ROBI SIĘ Z SAMYM SOBĄ

Andrzej Sługocki MAM W RĘKU POTĘŻNY ORĘŻ

Katarzyna Groniec TO JEST JAK NARKOTYK MAGAZYN BEZPŁATNY

nr 1 / LUTY 2017

www.prestizgliwice.pl

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

3


edytorial /

C

zym jest prestiż? Czy zadali sobie Państwo kiedyś to pytanie i spróbowali sami sobie odpowiedzieć? Pewnie nie. Więc może spróbujmy zrobić to razem... Odpowiedź nasuwa się w zasadzie sama: prestiż to poważanie, jakim cieszy się człowiek, marka, rzecz. To poważanie nie bierze się znikąd. Składają się na nie czynniki obiektywne, takie, jak na przykład zamożność, dobra opinia, solidność. Kiedy jednak zastanowimy się bliżej, stwierdzimy, że oto schodzimy nieco głębiej w tych naszych ocenach. Pojawią się wykształcenie, profesja, pochodzenie. Spróbujmy iść jeszcze dalej. Nagle znajdziemy się w zupełnie innym świecie. Ktoś jest świetnym hodowcą psów i z tego słynie. Ktoś wspaniale śpiewa i wygrał prestiżowy festiwal, inny uratował tonące dziecko, a jeszcze inny pracuje społecznie na rzecz hospicjum. Wszyscy wymienieni cieszą się mniejszym lub większym prestiżem.

zdjęcie: Bożena Nitka

Tak doszliśmy do istoty tego, komu i czemu będzie poświęcony Prestiż / magazyn gliwicki, którego pierwszy numer oddajemy dziś Państwu do rąk. O tym, że prestiżem cieszy się prezydent Gliwic Zygmunt Frankiewicz nie trzeba nikogo przekonywać. W tej kadencji objął on bardzo prestiżową funkcję lidera Związku Miast Polskich. Zdecydowaliśmy się o tym porozmawiać. Na prestiż Gliwic składa się wiele czynników. Na pewno jednym z nich jest sukces podstrefy Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. I dlatego przeprowadziliśmy wywiad

4

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

z prezesem Piotrem Wojaczkiem. Prestiżowe mogą być sukcesy w każdej dziedzinie. W pierwszym numerze magazynu znalazł się zatem tekst o gliwickim budowlańcu, który w niezwykły sposób odrestaurował zabytkowy pałac. Rozmawiamy z redaktorem Nowin Gliwickich Andrzejem Sługockim o jego wielokrotnie nagradzanej pasji. Jest materiał o twórcy biznesowym, ale również o ludziach kultury. Gliwiczanka, piosenkarka i aktorka Katarzyna Groniec patrzy na nas z okładki i uchyla rąbka tajemnicy o artystycznym życiu w kameralnym wywiadzie wewnątrz numeru. I takich rozmów będzie wiele także w kolejnych numerach pisma. Zastanawiając się nad doborem materiału do otwierającego nowy rozdział historii lokalnej prasy, pierwszego numeru Magazynu doszliśmy do wniosku, że wszystkie opisane w nim osoby i zdarzenia, same z siebie cieszące się prestiżem, składają się na prestiż naszego miasta. I już tylko dlatego warto o nich napisać. Bo prestiż bierze się bezpośrednio z czynu, z ludzkiej aktywności, często bardzo nietypowej. A ta aktywność decyduje o dynamice rozwojowej danego miejsca i społeczności. Z tej aktywności wziął się i nasz Magazyn. Prestiż / magazyn gliwicki uchyli zasłonę, poza którą ujrzymy ludzi z krwi i kości, mieszkających pośród nas, mających niezwykłe osiągnięcia, sukcesy, a czasem dopiero marzenia. Poznajmy się z nimi i, być może, sami dajmy się poznać.

Jarosław Sołtysek

redaktor naczelny


spis treści /

24 20

14

FELIETON 4 / EDYTORIAL 6 / LUBINA

LUDZIE 42 / ANDRZEJ SŁUGOCKI 78 / AGNIESZKA BATÓG

WYDARZENIA 8 / REKORDOWA ZBIÓRKA 28 / LAUREAT GLIWICKIEGO LWA 64 / PREMIERA W TEATRZE

MOTO 48 / PRESTIŻ KOSZTUJE

42

TEMAT Z OKŁADKI 54 / KATARZYNA GRONIEC

KLIMATY 10 / ZIMA W MIEŚCIE 12 / KONCERT JAZZOWY

PODRÓŻE 58 / PAWEŁ OLAS

LIDERZY 14 / PREZYDENT ZYGMUNT FRANKIEWICZ

ROZRYWKI 65 / LUTOWE ROZRYWKI UMYSŁOWE

MY ZE STREFY 20 / PREZES PIOTR WOJACZEK

GALERIA 70 / TOMASZ SIPA

BIZNES 24 / GRZEGORZ GROMADA DIZAJN 30 / ROMAN LUDWIK BIERNACKI

KRONIKA 74 / WYSTAWA W MUZEUM 75 / GLIWICKI LEW 76 / PREMIERA SPEKTAKLU 77 / WERNISAŻ WYSTAWY ZPAP

KARIERA 38 / MARCIN KĄDZIOŁKA

MIEJSCA 83 / PRESTIŻOWE MIEJSCA

30

70 PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

5


felieton / LUBINA / ROZMYŚLANIA NA BOKU

PRESTIŻ Prestiż? Prestiż…? Prestiż! Prestiżu dodaje uczestniczenie w życiu kulturalnym – korzystanie z dóbr kultury, z dorobku naszych przodków, rozumienie Platona i Jezusa, pomnażanie spadku otrzymanego, aby współcześni i nasi dziedzice mieli się na czym wzorować, z czego korzystać, w czym wybierać. Kultura znaczy kult. Kult życia, pielęgnowanie życia, szacunek wobec życia. Kultura to wspieranie dwóch cudów człowieczeństwa: poruszania się w postawie wyprostowanej i czytania znaków umownych. Raczkuje sobie maluszek, raczkuje i nagle hop, chodzi na własnych nogach. Czyta człowiek symbole i rozumie ukryte w nich opowieści o bohaterach, zbawicielach, o miłości, o prawdzie, dobru i pięknie. O pięknie widocznym i ukrytym. O pięknie… Najnowsza neurologia w swych naukach pochodnych, a powołuję się tu na neurodydaktykę i neuroestetykę, wydaje się dostarczać dowody naukowe na to, że człowiek rodzi się z poczuciem piękna, że poczucie piękna jest przyrodzone, czyli naturalne. (patrz: Semir Zeki) Kantowski imperatyw wewnętrzny został udowodniony naukowo. Człowiek rodzi się z poczuciem prawa, potrzebą przynależności i współstanowienia. Kiedy człowiek przynależy do społeczności, uczestniczy w jej wyborach, to ma to wpływ na jego nastawienia, a od nastawień zależy jak będzie żył. (patrz: Gerald Hüther) Tyle neuronauki. Aleksander Lubina - prozaik, dramaturg, poeta, publicysta - publikujący po polsku, śląsku, niemiecku. Współzałożyciel klubu Twórców Górnośląskich KARASOL. Tłumacz, germanista oraz andragog - wykształcony w Polsce, Niemczech i Szwajcarii. Pracował w szkołach wszystkich poziomów, doradca i konsultant wojewódzki ds. języków obcych, kształcenia dorosłych oraz edukacji regionalnej i europejskiej, konsultant krajowy kształcenia wielokulturowego i wielojęzycznego.

6

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

Biologia współczesna mówi, że społeczności determinują nas bardziej niż nasze DNA. (patrz: Bruce Lipton) Jeśli tak jest, to jesteśmy jednak bardzo odpowiedzialni za nasze nastawienia i nasze wybory. Nasza kultura, nasza cywilizacja szczyci się wolnością i demokracją – szczyci się prawem do wyboru. Wolność jednostki to prawo do wyboru. Demokracja to prawo do wyboru. Nasza kultura? Tak, nasza kultura daje człowiekowi wolną wolę i sumienie. W naszej kulturze każdy z nas ma prawo do wolności osobistej – to

zawdzięczamy starożytnym Grekom. Zasady korzystania z wolności osobistej określa przejęte przez nas prawo rzymskie. Co wydaje się ważniejsze, to to, że chrześcijaństwo dało nam wolną wolę przy korzystaniu z wolności osobistej i sumienie do przestrzegania praw przy dokonywaniu wyborów. Spory ciężar na barkach każdego człowieka z naszego kręgu kulturowego. Nasza kultura? Tak, nasza kultura ma swe źródła w starożytnej Grecji i w chrześcijaństwie. Nie urodziliśmy się na Wschodzie Dalekim, gdzie Konfucjusz widzi raczej wpierw społeczność, a jednostkę wyłącznie jako jej część, ale odpowiedzialności za wybory z niej nie zdejmuje. Nie urodziliśmy się na Bliskim Wschodzie, gdzie trudno spostrzec inne prawa niż prawa religijne – gdzie religia to ustrój państwa. Nie urodziliśmy się też w Afryce… Żeby dokonywać wyborów musi być spełniony jeden warunek. Wybierający musi znać przedmioty wyboru – musi wiedzieć, między czym a czym wybiera. Przedmioty wyboru można narzucać i ograniczać dostęp do ich poznania. Można powiedzieć: To jest dobre a to jest niedobre. Można powiedzieć: To wszystko, co jest do wyboru. Ale twierdzenie takie jest niezgodne z wiedzą neurologiczną i ekonomiczną. Wolność wyboru towarzyszy dostatkowi materialnemu, lub nawet go warunkuje. Oczywiście w naszym kręgu kulturowym. Nie dotyczy państw, gdzie, często w imię religii, ogranicza się prawo do wyboru. Państw, gdzie głosi się swą wyższość religijną lub narodową. Państw, gdzie sankcjonuje się unicestwianie jednostki – fizyczne lub społeczne. A które to państwa? – zapyta ktoś, bo przecież państw idealnych nie ma. Dla mnie odpowiedź jest prosta: To państwa, do których, powiedzmy – od około dwustu lat, emigrują miliony obywateli naszego globu.

Aleksander Lubina


Ku

ltu zjed ra milit ojen arna prow no cz incji śląskiej o d w 4 ) eniow 91 ych do W ielkiej Wojny (1864–1

„Z Bogiem za króla i ojczyznę” wystawa: 28 stycznia – 23 kwietnia 2017 Willa Caro, ul. Dolnych Wałów 8a — www.muzeum.gliwice.pl

WOCHENBLATT.pl Zeitung der Deutschen in Polen

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

7


wydarzenie / MIASTO

foto: Prestiż

273 092,51 zł REKORDOWA ZBIÓRKA DLA WOŚP W GLIWICACH 25. finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy za nami, dużo pracy, kilkuset wolontariuszy ale też dobra i bezpieczna zabawa na terenie Gliwic. Sztab organizowany przez Stowarzyszenie GTW i Hufiec Ziemi Gliwickiej ZHP, który zajmował się organizacją finału na gliwickim Rynku, policzył kwotę zebraną przez swoich wolontariuszy, licytacje odbywające się na głównej scenie i w Centrum Handlowym Forum oraz wpłaty za rzeczy podarowane nam przez gliwickie środowisko twórców i artystów.

8

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

Z radością informujemy, że gliwiczanie nie zawiedli i znowu podnieśli poprzeczkę na kolejny rok, przekazując nam aż 132 244,49 zł – mówi Marek Niewiarowski ze Stowarzyszenia GTW. Poza sztabem w Stacji Artystycznej Rynek, w mieście działały też trzy inne sztaby. Sztab przy ZSTI zebrał do puszek 44 483,90 zł, sztab przy Sport Relaks 6 364,12 zł, a sztab przy Fundacji Biegamy z Sercem 90 000 zł. Pieniądze zostaną przeznaczone na leczenie dzieci na oddziałach

ogólnopediatrycznych i zapewnienie godnej epoki medycznej seniorom. To była naprawdę piękna, pełna wzajemnej życzliwości niedziela. W Gliwicach kwestowało aż 350 wolontariuszy. Serce miasta biło oczywiście na Rynku – były pokazy, licytacje i koncerty. Wystąpili m.in. popularna piosenkarka Cleo i legendarny zespół rockowy Rezerwat. źródło www.gliwice.eu / (mm)


KRS: 0000001834 Jeśli chcesz wesprzeć rozbudowę, możesz skorzystać z systemu datków elektronicznych na stronie www.siepomaga.pl

Artur Pakosz, Prezes zarządu Stowarzyszenia Przyjaciół Chorych „Hospicjum” w Gliwicach: Działania personelu hospicyjnego koncentrują się na łagodzeniu dokuczliwych objawów choroby, kontroli dolegliwości bólowych oraz wsparciu psychicznym i duchowym pacjentów oraz ich najbliższych.

www.budujemyhospicjum.pl Trwa akcja pozwalająca pozyskać fundusze na rozbudowę hospicjum. W związku z tym założono zupełnie nowe, dodatkowe konto bankowe, które używane jest tylko do akcji na rzecz rozbudowy.

59 1050 1298 1000 0024 2628 2386

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

9


KLIMATY

Dopisała nam w tym roku zima i majestatycznie rozgościła się na ulicach, chodnikach i trawnikach. W tych okolicznościach przyrody, jak mawiał klasyk, Biały Dom gliwickich wodociągów wydaje się być jak ulepiony ze śniegu. 10

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


zdjęcie: Krzysztof Krzemiński

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

11


KLIMATY

Śląski Jazz Club na dobre rozgościł się w nowym miejscu w klubie muzycznym 4art przy ulicy Wieczorka. Na scenie zespół Special Trio, a przy stolikach zasłuchani melomani i konsumenci. Niektórym muzyka nie przeszkadza nawet w czytaniu. Znakomite miejsce na kameralny koncert. 12

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


zdjęcie: Krzysztof Krzemiński

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

13


Szef wszystkich Szefów

14

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


liderzy / ZYGMUNT FRANKIEWICZ

Obecna władza ma centralistyczne ciągoty we wszystkim co ma jakikolwiek związek z samorządem. I to widać praktycznie w prawie każdym akcie prawnym, który do nas trafia. Jest tego, jak mówiłem, bardzo dużo zarówno w sprawach drobnych, jak i tych bardziej znaczących - na przykład w oświacie, mówi Zygmunt

Frankiewicz

prezydent Gliwic

rozmawia: Jarosław Sołtysek zdjęcia: Bożena Nitka

S

potykam się z prezydentem Gliwic Zygmuntem Frankiewiczem w jego zastępczym na czas remontu gabinecie. Widzę, że jest spięty i sprawia wrażenie zmęczonego. Dziś nie będziemy rozmawiać o sprawach miasta, ale o tym jak się czuje w swojej drugiej roli. ZG: Kiedy zostałem wybrany na prezesa Związku Miast Polskich, dostałem T-shirt, z napisem „Szef wszystkich Szefów”. Ktoś tak wymyślił, ale to jest… nieprawdziwe, dlatego że jestem przewodniczącym Zarządu Związku Miast Polskich, skupiającego około 300 prezydentów i burmistrzów, a nie ich szefem. Czym według Pana różni się samorządowiec od polityka? Wiele określeń, zresztą tak jak i w czasach PRL-u, zmienia teraz swoje znaczenie. Kiedyś nazywało się to „nowomową”, ale teraz po części też tak jest. Polityk, jak rozumiem, to człowiek, który bierze udział w zarządzaniu na szczeblu publicznym, społecznym. I teraz, niestety, tak nie jest. „Polityk” znaczy teraz zupełnie co innego. To, co obserwuję u osób publicznych zajmujących się polityką, bardziej kojarzy mi się z politykierstwem. W samorządzie sprawa jest prostsza, dlatego że polityki jest bardzo niewiele. Ale im większe miasto, tym jest jej więcej. Na szczeblu wojewódzkim polityki niestety jest już dużo. W samorządach ludzie zajmują się zarządzaniem. To są menedżerowie, którzy mają stosunkowo trudne role, bo zwykle menedżer zajmuje się jakąś jedną określoną dziedziną i działa w profilu, który wyznacza mu jego firma. W samorządzie taka osoba zajmuje się praktycznie wszystkim. Jest zresztą w polskim prawie coś takiego jak klauzula generalna, coraz mniej honorowana, że jeżeli jakieś zadanie nie jest przypisane nikomu w państwie, to ma się tym zająć gmina, czyli właśnie wójt, burmistrz czy prezydent. Czyli samorządowiec? Tak.

A kim Pan się bardziej czuje? Na pewno nie politykiem. Z polityką staram się mieć jak najmniej do czynienia. I w codziennym zarządzaniu Gliwicami jest jej bardzo niewiele. Nawet podczas trwania kampanii wyborczych wolę się zajmować konkretnymi sprawami niż tym, czym zwykle politycy się zajmują – obietnicami, często wykraczającymi poza możliwości samorządu. U nas tego nie ma. Czyli walka o władzę Pana nie interesuje? Nie, bo u nas ta walka o władzę jest sztuką dla sztuki. Moim zdaniem ważniejsze jest to, co się deklaruje, co się chce zrobić. To są drastyczne różnice. Według mnie ideałem jest coś takiego, że politycy, grupy, partie mają swoją wizję, którą się różnią między sobą, w trakcie kampanii deklarują, co chcą zrobić, najlepiej jak najbardziej szczegółowo. Jeżeli wygrywają wybory, realizują swoje wizje. Tak być powinno. Niestety, jak widać, rzeczywistość jest bardzo odległa od tego, co uważam za rozwiązanie optymalne. W 2015 roku wybrano Pana na Prezesa Związku Miast Polskich. Czym jest ta organizacja? Można śmiało powiedzieć, a mnie to nawet wypada, że Związek Miast Polskich jest najsilniejszą organizacją samorządową w Polsce. To wynika z wielu rzeczy, ale na pewno z historii, bo w tym roku Związek będzie obchodził stulecie istnienia. A zaczęło się jeszcze przed uzyskaniem niepodległości, od zjazdu burmistrzów miast w Warszawie w 1917 roku. I to jest jeden powód. Po drugie jest to bardzo silna organizacja, dobrze zorganizowana, wpływowa, z bardzo silną osobowością w postaci dyrektora biura Andrzeja Porawskiego, który jest legendą samorządu terytorialnego, a wcześniej opozycji. To jest osoba, z którą się wszyscy liczą. Do Związku należy około trzysta miast. Dlaczego ja sam mogę mówić o tym Związku tak jednoznacznie dobrze? Dlatego, że jestem w zasadzie spoza tej organizacji. Gliwice bardzo późno przystąpiły do Związku w 2011 roku i to po wielu bardzo długich namowach. Skąd taka zwłoka? Angażowaliśmy się w Śląski Związek Gmin i Powiatów, i nie chcieliśmy rozpraszać swojego potencjału. A stało się tak, że na pierwszym zgromadzeniu Związku Miast Polskich, w którym brałem udział jako reprezentant Gliwic, zostałem wybrany prezesem. PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

15


liderzy / ZYGMUNT FRANKIEWICZ Co sprawiło, że to Pan właśnie został wybrany? Trzeba pytać tych, którzy mnie wybrali… Ale niech Pan nie będzie taki skromny… Miałem wizyty emisariuszy, którzy parokrotnie przyjeżdżali do Gliwic, żeby mnie namówić do kandydowania. Nie bardzo chciałem rezygnować ze Śląskiego Związku Gmin i Powiatów, a nie wyobrażałem sobie prowadzenia tych związków równolegle. Do tego jeszcze doszedł trzeci związek, bardzo poważny – Związek Subregionu Centralnego, który w Zintegrowanych Inwestycjach Terytorialnych w Polsce ma do dyspozycji bezpośrednio sporo ponad 3 miliardy złotych i wpływ na pozyskanie następnych. Jest to bardzo poważna organizacja, która teraz ma najwięcej pracy. No i to też ciągnę, dlatego długo się zastanawiałem, ale zostałem namówiony, głównie przez dyrektora Porawskiego oraz prezydentów z naszego województwa i paru innych miast w Polsce. Czym głównie zajmuje się ta organizacja? Jest sporo przeróżnej pracy, ale najwięcej czasu poświęcamy na opiniowanie aktów prawnych, przygotowywanych przez Parlament i rząd, oraz inicjowanie własnych przedsięwzięć z tym związanych. Nie są to oczywiście jedyne pola działalności. Związek prowadzi sporo projektów finansowanych przez Unię Europejską i na przykład przez fundusze norweskie. To projekty, które mają podnosić kompetencje samorządów w Polsce. To jest praca pozytywistyczna, mało spektakularna, dość mało widoczna, ale ceniona. Prowadzony jest System Analiz Samorządowych (SAS), o którym mało kto wie, ale to jest ogromne zadanie, dzięki któremu każde miasto może porównać przyjęte standardy do standardów obowiązujących gdzie indziej. Wartością samą w sobie jest możliwość uczenia się od siebie i powielania najlepszych praktyk. Szczególnie teraz absorbuje nas Komisja Wspólna Rządu i Samorządu, której rotacyjnie współprzewodniczy dwóch przewodniczących, minister ze strony rządowej i osoba wybrana przez stronę samorządową. Reprezentowanych jest 5 korporacji samorządowych i rotacyjnie obejmują one przewodnictwo. Ja w tej Komisji miałem dość ostry start, bo kiedy przyjechałem na pierwsze zebranie zostałem współprzewodniczącym. Tu jest wręcz zalew przeróżnych dokumentów, dlatego że opiniowane są nie tylkoprojek-

16

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

ty ustaw, ale również rozporządzeń. W ciągu miesiąca bywają tego dziesiątki albo nawet setki. Praca polega na takim zorganizowaniu strony samorządowej, aby nie prześlizgiwały się akty prawne bez naszej opinii. To jest gigantyczna robota. Obecna władza, powiedzmy sobie szczerze, nie lubi zbytnio samorządowców. Ostatnio zorganizowane przez was wysłuchanie publiczne nowego prawa oświatowego strona rządząca zignorowała. Jest dwoistość. Nad zdecydowaną większością projektów aktów prawnych jest normalna praca. Czyli Komisja Wspólna pracuje normalnie. I to dotyczy co najmniej 95 albo więcej procent spraw, i tu nie mogę powiedzieć, że jesteśmy

A zaczęło się jeszcze przed uzyskaniem niepodległości, od zjazdu burmistrzów miast w Warszawie w 1917 roku. źle traktowani. Ale te sprawy są niepolityczne. To są projekty ustaw i wszystkie rozporządzenia, które wychodzą z rządu. Ale obecna władza istotne dla siebie, najważniejsze projekty, przesyła drogą omijającą Komisję Wspólną. To są poselskie inicjatywy ustawowe, które proceduje się zupełnie inaczej. I z prawem oświatowym było trochę podobnie, bo mimo tego, że nie jest inicjatywą poselską, to ustawa ta w zasadzie ominęła Komisję Wspólną. I stąd to wysłuchanie publiczne, które zorganizował samorząd, było takim sprzeciwem przeciwko niemożliwości przedstawienia merytorycznych argumentów, przemawiających za nieprzyjmowaniem zmian w prawie oświatowym w tym kształcie. Poza tym miało na celu poinformowanie posłów - tych, którzy chcą być

poinformowani - jakie są wady propozycji. No i taka dyskusja się odbyła. To, że nie została zaszczycona przez osoby, które powinny tam być, to inna sprawa. Ale ta władza jest raczej głucha na tego typu argumenty. Żałuję, że to weszło w życie, bo zmiana w oświacie jest nieprzygotowana i wywoła chaos, a sposób wprowadzenia jest zupełnie nie do przyjęcia. Jej złe skutki będziemy odczuwać przez bardzo długi czas. Kumulując roczniki wprowadzi taką falę chaosu, która się będzie przemieszczała przez kolejne szczeble edukacji jeszcze wiele lat. W jakim stopniu to może was samorządowców w miastach dotknąć? Ja nie wiem, jaki naprawdę jest zamysł władzy. To jest dla mnie tajemnicą, bo na pewno te zmiany wprowadza bałagan, kłopoty, napięcia, problemy i koszty, na tym najniższym szczeblu. Przy czym większe miasta będą miały i mają łatwiej, dlatego że obecnie w miastach na prawach powiatu szkoły ponadgimnazjalne, gimnazja i podstawówki są w jednym zarządzie. To jest wszystko w mieście na prawach powiatu. A co w przypadku pozostałych miast i gmin wiejskich? Tam problemy są większe, dlatego że gimnazja do tej pory są prowadzone przez gminy, a szkoły - po zmianie – ponadpodstawowe – będą prowadzone przez powiaty. I tam ruchy kadrowe są zdecydowanie trudniejsze. Poza tym większe kłopoty z lokalizacjami. U nas jest wszędzie w miarę blisko, chociaż to nie znaczy, że w Gliwicach nie będzie z tym kłopotów. Oczywiście znacznie gorzej jest na terenach wiejskich. Wróćmy jeszcze do Związku Miast Polskich. Panie Prezydencie, czy ta pańska funkcja to jest tylko pres�ż czy konkretna władza? To nie jest władza, to jest wpływ. Ale wpływ to też władza, czego doświadczamy szczególnie ostatnio. Nie jestem tu znawcą przedmiotu, ale myślę, że władza to bardziej bezpośrednie decydowanie. A my wpływ na decyzje mamy jedynie poprzez perswazje i argumenty. To nie to samo. Ale ta pozycja jest znacząca. To jest realne wpływanie na ważne dla Polski sprawy. To możliwość absolutnie nie do zlekceważenia. Czy gliwiczanie coś mogą zyskać dzięki temu, że Pan akurat jest na takim stanowisku? Co pan może załatwić?


Ja niczego nie załatwiam. I myślę, że gliwiczanie znają mnie z tej strony. Na przykład ulica, przy której mieszkam, nie jest w lepszej kondycji niż inne ulice w mieście. To samo z dzielnicą, to samo z Gliwicami, gdy w regionie się udzielałem. To jest najgorszy styl uprawiania polityki. Bo to jest prywata, tylko w trochę większej skali. To co Pana tam ciągnie? Mnie pociągnęli koledzy, żeby było jasne. To znaczy, trzeba było użyć silnej i długiej perswazji, żebym się zgodził na podjęcie tego zadania. Myślę jednak, że dobrze tę pracę wykonuję i Związek działa dobrze. Może to dawać trochę satysfakcji. To, czego się nauczyłem przez wiele lat pracy w Gliwicach i regionie, w tej chwili wykorzystuję w pracy ogólnopolskiej. I gliwiczanie mogą z tego trochę mieć, dlatego że są szersze perspektywy, trochę większy wpływ na stanowione prawo, na przekonywanie do różnych wartościowych rozwiązań, To również wiedza, większa umiejętność przewidywania, bo jest trochę więcej informacji i tak dalej… Myślę, że miasto na tym korzysta. Ja tracę, bo mam bez porównania więcej pracy.

Tworzone są wręcz spółki do realizacji strategicznych celów państwa. Czyli to zupełnie inny model niż ten, który do tej pory obowiązywał. Ale tak paradoksalnie, w tym wszystkim rośnie rola samorządu. Dlatego że jest to w pełni niezależny organ władzy państwowej. Samorząd w Polsce jest silny, wyjątkowo silny, nawet jak na Europę. I to wynika z tych wielu lat od zmiany ustroju i przemian demokratycznych. Samorząd ma własne dochody. Oczywiście samorządy twierdzą, że te dochody są niewystarczające. I słusznie

twierdzą, ale jednak z tego też bierze się ich silna pozycja. Niezależność prawna, ochrona konstytucyjna – teraz z tym akurat może być trudniej. W każdym razie samorząd jest zdecydowanie niezależny i w państwie, w którym jednak raczej źle się dzieje, wielu postrzega samorząd, jako jedną z ostatnich desek ratunku. Dlatego właśnie jesteśmy przedmiotem zainteresowania bardzo wielu ważnych osób w państwie.

Czy Pana koledzy, prezydenci miast należących do Związku, myślą już o wyborach samorządowych? Myślę, że jest bardzo różnie. Są tacy, którzy myślą następnego dnia po wyborach, i tacy, którzy postępują mniej więcej według takiej reguły: że bardzo intensywnie pracują na sukcesy miasta, na jakość życia mieszkańców, czyli poświęcają się meritum, licząc na to, że to zostanie docenione. I wydaje mi się, że ta druga, mniej PR-owa metoda zyskiwania poparcia jest zdecydowanie lepsza, ale wyłącznie na dłuższą metę. W krótkiej perspektywie czasu PR jest dobrym rozwiązaniem, ale w długiej nie wystarcza. Mamy dwa lata do wyborów. Jak w tej perspektywie widzi Pan rolę i znaczenie samorządowców? Obecna władza ma ciągoty centralistyczne we wszystkim, co ma jakikolwiek związek z samorządem. I to widać praktycznie w prawie każdym akcie prawnym, który do nas trafia. Jest tego, jak mówiłem, bardzo dużo zarówno w sprawach drobnych, jak i tych bardziej znaczących. Widać odwrót od decentralizacji, od stosowania zasady subsydiarności, czyli rozwiązywania problemów na najniższym możliwym szczeblu. Tak że to może być trudniejszy czas dla samorządu. Rządzący nie lubią dzielić się władzą? Nie, to raczej jest zagarnianie wszystkiego do w pełni zależnych instytucji i firm. PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

17


KIRCHHOFF

REHAU

OASIS EAST MACO

NGK CERAMICS

LIDL DYSTR.

my ze strefy /

MECALUX

18

PRESTIÅ» MAGAZYN GLIWICKI


DECATHLON

MAPEI POSTĘP SA

ROCA

SEST LUVE

AIUT

HIRSCHVOGEL MEIKO TRANS

SEMMELROCK

HL DISPLAY

IMS ABUS

MECALUX

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

19


my ze strefy / PIOTR WOJACZEK

Strefa daje nie tylko pewność prawną i geofizyczną zakupywanych nieruchomości, ale daje również opiekę. Jeśli obserwujemy, że jakieś regulacje grożą pewnej grupie firm, zawsze podejmujemy się lobbingu w tej sprawie. To jest rodzaj tarczy, jakiej by sobie mały przedsiębiorca nie mógł sam zapewnić, mówi

Piotr Wojaczek

prezes zarządu Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej

zdjęcia: z archiwum KSSE Krzysztof Krzemiński

20

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


PRESTIÅ» MAGAZYN GLIWICKI

21


C

my ze strefy / PIOTR WOJACZEK

zy to prawda, że Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna wyciąga teraz rękę do małych i średnich przedsiębiorstw? Piotr Wojaczek: Nigdy nie było prawdą, że nie wyciągaliśmy. Nie wiadomo, chociaż może właśnie wiadomo, dlaczego przyklejono nam etykietę, że jesteśmy strefą dla dużych, zagranicznych firm, które wykładają na projekt średnio kilkadziesiąt milionów złotych, co rzeczywiście nie pasowało do małych i średnich polskich firm, które najczęściej na projekty przeznaczały po kilka milionów złotych. To jest oczywiście nieprawda, bo 40% firm w Strefie to są małe i średnie firmy. Taki wizerunek może nam szkodzić w promowaniu się wśród tej grupy przedsiębiorców, nawet Pana pytanie sugeruje, że dopiero co zmieniliśmy naszą strategię. My już kilka lat temu w naszej strategii zaakcentowaliśmy mocny zwrot w kierunku małych i średnich firm. Stało się tak również dlatego, że minęło wystarczająco dużo czasu od 1996 roku, gdy startowaliśmy i kiedy z powodów oczywistych naprawdę nie było chętnych do inwestowania wśród małych i średnich polskich firm. W tym okresie duża część polskich firm okrzepła i skumulowała odpowiednie kwoty, bądź zdobyła odpowiednią historię kredytową, żeby sięgnąć po kredyt rozwojowy. Dlatego właśnie uznaliśmy, że przyszedł dobry czas, aby tak właśnie postąpić. Dlaczego jest to dla was ważne? Przede wszystkim małe i średnie firmy, to jest sól gospodarek. Wszelkich gospodarek. Po drugie, jeśli spojrzymy ile miejsc pracy tworzą małe i średnie firmy w Polsce, to wiadomo gdzie ten ciężar jest

22

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

przesunięty. Poza tym uznaliśmy, że te duże firmy, które na początku deklarowały chęć kooperacji z powodów czysto ekonomicznych a nie dlatego, że nas szczególnie pokochały, to jest zbyt mało i to kolejny powód dla którego powinniśmy szukać wśród firm małych i średnich, bo mogą one to swoje zaistnienie u nas osadzić w realiach biznesowych, podchodząc do zdobycia dużego, czy średniego kontraktu przedsiębiorstwa zagranicznego. Nie bez znaczenia jest też fakt, że te małe i średnie firmy są przez Unię Europejską faworyzowane jeżeli chodzi o możliwość uzyskania pomocy publicznej. W poprzedniej perspektywie programowej oprócz kwestii maksymalnej wysokości pomocy publicznej było wręcz tak, że wiele rzeczy, które musiał udowodnić duży, było odpuszczane małemu. Teraz jest trochę inaczej, ale nasze starania rozpoczęliśmy jeszcze w czasie trwania poprzedniej perspektywy. Teraz te działania kontynuujemy. Jest jeszcze jeden powód. Małych i średnich firm często nie stać na to, żeby kupić grunt i wybudować sobie halę, zwłaszcza w tej początkowej fazie, kiedy potrzebne są pieniądze na maszyny, na koszty operacyjne, na technologie. Struktura wydatków na inwestycje firm polskich różni się trochę od firm zagranicznych, gdzie niebagatelną pozycję stanowi wykup gruntów i wybudowanie własnej infrastruktury. Dlatego od dawna namawialiśmy deweloperów, żeby przewidzieli w swojej ofercie takie budynki i instalacje, które nadawałyby się też do wynajęcia małym i średnim. Chodzi tu zarówno o powierzchnię, jak i o jakąś przyjazną cenę. Czy właśnie dlatego mniejsi przedsiębiorcy omijali Strefę? Nie, nie tylko dlatego. Firmy zagraniczne, te duże firmy deweloperskie nie dostrzegały potrzeb małych i średnich firm. Wolały sprzedać 5 000 metrów kwadratowych jednemu klientowi niż 500 metrów dziesięciu małym. Mimo, że to dalej 5 000 metrów, to jednak dziesięciu klientów i dziesięć kłopotów. Podobnie rzecz miała się z zagranicznymi banka-

mi, które do nas przychodziły 10-20 lat temu i nastawiały się z początku tylko na klienta korporacyjnego. Kiedy się okazało, że na detalu również można nieźle zarobić to zarówno banki jak i deweloperzy zaczęli dopasowywać portfele do małych i średnich przedsiębiorców.

Biznesu nie robi się z samym sobą. Strefa daje otoczenie, daje rodzaj zaproszenia ze specjalną legitymacją. Jesteśmy tu katalizatorami, a czasami animatorami.

Wiem, że w Gliwicach jest taka firma, nazywa się „Tulipan”, która podnajmuje... To jest firma Segro, a Tulipan nazywa się obiekt... To właśnie ta firma była jedną z pierwszych, która bardzo elastycznie zaczęła swoją ofertę przedstawiać również firmom małym i średnim. To też wpłynęło na to, że zdecydowaliśmy się uderzyć z promocją do małych i średnich. Co w Strefie jest najważniejsze dla małego i średniego biznesu? Poza opieką to na pewno prestiż. Inwestorzy, nasi Klienci, których pozyskaliśmy nagle odkryli, że niebywałym skokiem jakościowym w relacjach z otoczeniem było kupienie czy posadowienie swojej działalności w Strefie. Nagle się okazało, że taka mała firma w prestiżowym miejscu


zyskała więcej niż mogła wydać kiedykolwiek na swoją promocję. Jeśli projekt jest na terenie Strefy inaczej wygląda także rozmowa z bankiem. Zmniejszają się ryzyka, ponieważ część pieniędzy, ta z niepłaconego, podatku pozostaje u naszego klienta. Strefa daje nie tylko pewność prawną i geofizyczną, ale daje również opiekę. Jeśli obserwujemy, że jakieś regulacje grożą pewnej grupie firm, zawsze podejmujemy się lobbingu w tej sprawie. To jest rodzaj tarczy, jakiej by sobie mały przedsiębiorca nie mógł sam zapewnić. Każdemu, małemu i dużemu, oferujemy taki rodzaj asysty. Pomagamy począwszy od konsultacji przygotowania aplikacji o pomoc publiczną. Jesteśmy w stanie wskazać najczęściej popełniane przy aplikowaniu błędy. To już bardzo dużo. Nie dopuszczamy do tego, aby dochodziło do konfliktów z przedstawicielami administracji w procesie uzyskiwania koniecznych pozwoleń, gdy tylko uzyskujemy od naszego Inwestora sygnał zagrożenia to staramy się zdefiniować problem i jeżeli wynika on z dwuznaczności postrzegania albo chwilowego deficytu empatii u urzędników, potrafimy to załatwić. Oczywiście takich zdarzeń na szczęście jest niewiele, ale czasami pozostawienie ich bez naszej reakcji mogłoby narazić naszych Klientów na opóźnienia w cyklu realizacji inwestycji, a to może stwarzać dla nich poważne konsekwencje. Co wzbogaca biznesowy klimat w Strefie? Według mnie dobre towarzystwo. Biznesu nie robi się z samym sobą. Strefa daje otoczenie, daje rodzaj zaproszenia ze specjalną legitymacją. Jesteśmy tu katalizatorami, a czasami animatorami. Czasami też negocjatorami i mediatorami. Przyjmujemy wiele ról, a ich katalog jest wciąż otwarty. Nasi klienci właśnie dlatego tak nas cenią. Jak Pan ocenia kondycję firm w gliwickiej Podstrefie? Ktoś kto decyduje się na inwestycje w Gliwicach musi przede wszystkim liczyć się z tym, że koszty pracy są wyższe o kilka czy kilkanaście procent niż w innych lokalizacjach. Ale też wie on, że za wyższą cenę zyskuje również o wiele więcej niż

gdzie indziej. Oddziałujemy na rynek pracy chociażby współpracując ze szkołami. Te programy są szyte pod potrzeby pracodawców. Zakładamy, że 80% młodzieży objętych tymi programami bardzo szybko dostanie pracę. Czy firma w Strefie to dobry pracodawca? Z czystym sumieniem oświadczam, że tak. Natomiast ktoś, kto doświadczył bycia pracobiorcą wcale nie musi być o tym przekonany. Ja też wcale nie chcę mówić, że 100% osób jest zadowolonych. Jednak według mnie zdecydowana większość pracowników odczuwa satysfakcję z pracy w firmach strefowych. Warunki w których pracują są bardzo dobre. Nawet te pierwsze 18 letnie fabryki przeszły już trzecią fazę modernizacji. Panują tu wyjątkowo dobre warunki BHP, co ma wielkie znaczenie dla samopoczucia i dla efektów pracy. Z drugiej strony mamy też do czynienia z konglomeratem wielu kultur zarządczych i przemysłowych z różnych miejsc. Oczywiście dla wszystkich tych działań obowiązuje jeden, polski Kodeks Pracy.

deficytu budżetu, zainwestować w infrastrukturę terenów strefowych, odkładając na później rozwiązanie problemu obwodnicy miasta . Gmina wydała już ponad 100 milionów na przygotowanie terenów, ale rocznie odzyskuje blisko 30 milionów. To jest model biznesowy. I teraz wróćmy do pytania. Jeśli to powiększenie będzie się w taki model wpisywało, będziemy zawsze o nie walczyć. Na razie ten ruch odbywa się przez zagęszczanie. Projekty są z coraz wyższej półki, coraz więcej mamy robotów, coraz więcej produktów, które mają genialną sprzedaż na świecie. Może i 90% produkcji Strefy idzie na eksport. Jesteśmy teraz w takim miejscu rozwoju, że następne 3 lata mogą dać więcej Gliwicom niż dotychczasowe 20 lat. Warto dodać, że firmy stawiają na polskiego inżyniera nie tylko w dziale produkcji, ale też w dziale rozwoju. To jest właśnie najwyższa wartość dodana. Ci ludzie wcześniej czy później z tych miejsc trafią w inne otoczenie. Efekt strefowy już się rozlał jako efekt synergii.

Czy planuje się powiększenie terenu Gliwickiej Podstrefy? Nie odpowiem Panu wprost na to pytanie. Gliwice realizują swoją wizję. To nie jest już od dawna jedynie tworzenie miejsc pracy dla rozwiązania problemu bezrobocia. To jest tworzenie ekosystemu, w którym rozwijają się innowacje, w którym powstają nowe projekty o coraz wyższym poziomie technologicznym. I to jest dziś zadanie Podstrefy w Gliwicach. W pewnym momencie Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna zaczęła realizować misję w innym obszarze. My już w znacznej części naszych lokalizacji nie walczymy z bezrobociem, ale staramy się o każdy nowy projekt potrzebujący wyższych kompetencji i w konsekwencji kreujących wyższe marże dla producenta. Jeśli chodzi o miasto, to poza wyjątkowo korzystnym efektem synergii, jego kasa cały czas zarabia. Gmina Gliwice, a w zasadzie prezydent Zygmunt Frankiewicz podjął na początku niebywałe ryzyko decydując się w czasach permanentnego PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

23


zdjęcie: Pres�ż Gliwice

biznes / GRZEGORZ GROMADA

24

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


Tego trzeba

dotknąć żeby uwierzyć przekonuje

Grzegorz Gromada prezes Gromar 3D

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

25


P

biznes / GRZEGORZ GROMADA

onad 4 lata temu założył pan ten biznes. Dlaczego? Zaczęło się od pomysłu. Już w trakcie studiów zacząłem pracować w branży automotive czyli samochodowej tutaj u nas w Gliwicach.

zdjęcie: archiwum Gromar 3D

A gdzie? W gliwickim Tenneco, zakładzie produkcji amortyzatorów. Spędziłem tam prawie 10 lat i była to dla mnie niezła szkoła. Wyciskali nas wszystkich jak gąbkę, ale awansując ze trzy razy zahartowałem się zarówno w pracy fizycznej jak i w projektowaniu. Pracowałem m.in. jako starszy technik w dziale prototypów i tam właśnie zauważyłem duże braki w fazie wdrażania prototypów nowych produktów.

26

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

Zaświeciła się panu lampka „pomysłowego Dobromira”? Tak, ale wtedy, kiedy okazało się, że wygasł patent na format STL i tym sam otworzyła się droga do posiadania drukarki 3D. Co to jest format STL? Format ten powstał w latach 80. w Stanach Zjednoczonych. Służy do komunikacji drukarki 3D z komputerem, w którym został stworzony cyfrowy model obiektu w formie bryłowej. Bez takiego modelu nic nie można wydrukować. Ale wróćmy do lampki... Kiedy narodził się pomysł na druk 3D przyszła taka refleksja, że maszyna to jedno, ale trzeba to przekuć na biznes. Dlatego staliśmy się start-upem i zacząłem szukać przychylnego i majętnego inwestora, tak zwanego „anioła biznesu”. I udało się. Przekonałem firmę Marani będącą dostawcą sprężonego powietrza i azotu, która pomogła przy zakupie sprzętu kosztującego kilkaset tysięcy złotych. Polegało to na tym, że ten nasz „anioł biznesu” wszedł do naszej spółki, wyleasingował drukarki, a my je dzierżawimy. Zanim przejdziemy dalej proszę powiedzieć na czym polega druk 3D? Druk 3D to szybkie tworzenie przestrzennych brył na podstawie elektronicznego modelu 3D. A co to tak naprawdę oznacza? W dużym skrócie tyle, że tak jak zwyczajna drukarka przenosi dwuwymiarowy obraz z naszego komputera na kartkę

papieru, tak drukarka 3D potrafi „wydrukować” elektroniczny trójwymiarowy, czyli 3D model. Z tym, że już nie na papierze… Ale na przykład używając proszku, przypominającego po wydrukowaniu gips, czy plastiku – jak najbardziej! Technologia druku polega na warstwowym nakładaniu tego proszku wraz z utwardzaczem. Macie już drukarki i co dalej? Podstawowe założenie naszej koncepcji polegało na umożliwieniu szybkiego prototypowania w trakcie opracowywania nowego produktu. Do tej pory tradycyjne wykonywanie modeli elementów to była droga przez mękę i zajmowało to zbyt dużo czasu. My zaproponowaliśmy inną metodę, która niezwykle przyspieszyła opracowanie prototypów. Był to właśnie druk 3D. W ciągu dwóch, trzech dni modelujemy obiekt w komputerze, a potem drukujemy na przykład amortyzator. Dzięki temu inżynier projektant może sprawdzić bezpośrednio na linii produkcyjnej działanie projektowanego elementu, aby wyłapać błędy przed uruchomieniem produkcji. I to była ta luka na rynku, którą zauważyliśmy, zdiagnozowaliśmy i wdrożyliśmy. No dobrze, ale to może zrobić praktycznie każdy. Na czym polega ta atrakcyjność i wyjątkowość pana oferty? Kiedy zaczęliśmy już realizować prototypowanie okazało się, że te nasze drukarki mają taki potencjał, że otworzyły się przed nami nowe możliwości w innych bran-


zdjęcie: archiwum Gromar 3D

Potrafimy dla protetyków wydrukować szczękę, a dla architektów makietę projektowanego budynku w dowolnej skali.

żach. Na przykład potrafimy dla protetyków wydrukować szczękę, a dla architektów makietę projektowanego budynku w dowolnej skali. Coraz częściej wykorzystuje się też skanery do digitalizacji obiektów muzealnych czy zabytkowych. Przeniesienie ich do wirtualnej rzeczywistości to nie tylko doskonały sposób na ich katalogowanie, ale w pewnym sensie, zachowanie dla przyszłych pokoleń. Zdarzają się też zlecenia na wykonanie figurek postaci używanych w grach komputerowych. A czy mąż może zamówić figurkę żony? Nie ma problemu. Zdarzyło nam się wydrukować figurki młodej pary, które potem zostały sprezentowane rodzicom jako pamiątka ślubu. I uprzedzę tu kolejne pytanie o koszt takiej usługi. Cena nie jest myślę wygórowana, bo około 20. centymetrowa figurka to wydatek rzędu między 200 a 400 zł.

Ale jak żywa postać trafia do komputera? To bardzo proste. Używamy do tego ręcznego skanera 3D, który oprócz tego, że odwzorowuje bryłę człowieka to jeszcze potrafi zapamiętać kolory obiektu. Nasze drukarki przystosowane są do druku zarówno kolorowego jak i monochromatycznego. Mamy do dyspozycji paletę barw CMYK obejmującą 69 tysięcy kolorów. Ale pan dalej nie odpowiedział mi czym wasza oferta różni się od konkurencji? Jeśli chodzi o druk 3D to firm oferujących taką usługę jest około 130. Jednak takich, które opracowują komputerowo modele i oferują tzw. profesjonalny druk 3D jest tak naprawdę 5-6 w Polsce. W tym nasza. Z tego co pan mówi jesteście w stanie wydrukować wszystko. A jakie było najdziwniejsze dla was zamówienie?

Jeden z krakowskich uniwersytetów zapytał nas czy możemy wydrukować komara, jaszczurkę, węża i kleszcza. Podjęliśmy się tej realizacji i jak się okazało obiekty te posłużyły do wykonania przyrodniczej dioramy. Udało nam się to, ponieważ nasze drukarki proszkowe drukują elementy z dokładnością do 0,10 mm. Jaką widzi pan przyszłość dla tej technologii druku? Jesteśmy firmą, która kreuje ten rynek. Jeszcze 4 lata temu mieliśmy codziennie zapytania o to, czy wydrukujemy książkę. Nawet dziś wiele firm nie wie co to jest druk 3D. My wciąż odpowiadając na zapytania ofertowe edukujemy naszych klientów, jeździmy, pokazujemy, bo tego trzeba dotknąć, aby uwierzyć.

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

27


wydarzenie / BIZNES

20 stycznia, Andrzej Korpak, dyrektor generalny zakładu General Motors Manufacturing Poland został uhonorowany prestiżową nagrodą „Gliwickiego Lwa” przez Prezydenta Miasta Gliwice, Zygmunta Frankiewicza. Uroczystość odbyła się w Teatrze Miejskim w Gliwicach. Andrzej Korpak został doceniony za realizowanie ambitnej strategii rozwoju przedsiębiorstwa GM Manufacturing Poland, które zlokalizowane na terenie Gliwic jest jednym z największych pracodawców w regionie i jednym z największych eksporterów w Polsce. Pod jego kierownictwem uruchomiono w zakładzie produkcję kolejnych modeli samochodów dla czterech marek koncernu

28

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

foto: Krzysztof Krzemiński

foto: Krzysztof Krzemiński

na zdjęciu dyrektor Andrzej korpak / www.media.gm.com

General Motors: Opla, Vauxhalla, Buicka i Holdena. Najnowszy model fabryki – Opel Astra – otrzymał prestiżowy tytułu Europejskiego Samochodu Roku 2016. „To dla mnie bardzo niezwykły moment. Jestem gliwiczaninem i nie wyobrażam sobie cenniejszej nagrody, którą mógłbym otrzymać jako osoba związana z miastem od zawsze. Miałem szczęście rozwijać karierę zawodową właśnie w Gliwicach, wspierając rozwój zakładu GM Manufacturing Poland, znanego wszystkim po prostu jako „gliwicki Opel”. Z przyjemnością wypełniam również rolę Ambasadora Śląska i Gliwic – pełnych potencjału naukowego, biznesowego i twórczego

DYREKTOR ANDRZEJ KORPAK LAUREATEM PRESTIŻOWEGO GLIWICKIEGO LWA ich mieszkańców.” – powiedział Andrzej Korpak w trakcie uroczystości wręczenia nagrody. – „Dziękuję Władzom Miasta za udaną współpracę, która pomogła nam w tworzeniu efektywnego przedsiębiorstwa, będącego stabilnym pracodawcą.” – dodał Korpak. Gliwicki Lew jest dla władz miasta „najważniejszą nagrodą, przyznawaną efektywnym liderom, firmom bądź instytucjom działającym na terenie Gliwic, która trafia do tych, którzy potrafią osiągnąć sukces dzięki swej pasji, wiedzy i zaangażowaniu, częstokroć niezależnie od aktualnej koniunktury ekonomicznej”. Informacja prasowa / www.media.gm.com


PRESTIÅ» MAGAZYN GLIWICKI

29


Trzeba chcieć

żeby 30

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

się chciało


dizajn / ROMAN LUDWIK BIERNACKI

Nie ma tu ani centymetra tapety czy styropianu – wszystko wykonaliśmy zgodnie z techniką, którą stosowano w drugiej połowie XIX wieku. Czerpaliśmy wiedzę z historii powszechnej, z historii sztuki. Liczył się dla nas każdy najmniejszy ślad przeszłości: kontur liścia na ścianie, fragment stropu, wyjaśnia

Roman Ludwik

Biernacki

właściciel pałacu Większyce

rozmawia: Jarosław Sołtysek zdjęcia: Prestiż Gliwice, arch. pałacu

R

oman Ludwik Biernacki, córka i syn mieszkają w Gliwicach i już od kilku lat pomagają ojcu spełnić marzenie życia. Bo odbudowa i renowacja bajkowego pałacyku to niecodzienne wyzwanie. Senior rodu prowadzi od ponad 30 lat firmę budowlaną. I pewnie to dzięki niej udaje mu się spinać finansowo to gigantyczne przedsięwzięcie. Siedzę przy stoliku i rozmawiam z panem Romanem. Towarzyszy nam również syn Artur, który na zdjęciu obok pozostaje jakby w cieniu ojca. Przed nami rozciąga się widok na salę recepcyjną, który dosłownie zapiera dech w piersiach. Chciało się Panu odrestaurowywać tak pałac? A ja odpowiem przekornie: trzeba chcieć, żeby się chciało. Zawsze lubiłem zabytki. Są ponadczasowe, zupełnie inne od pozostałych materialnych rzeczy, które nas otaczają. Nie sztuką jest wybudować dom, ale odrestaurowanie pałacu to już prawdziwe wyzwanie, pochłaniające czasowo i finansowo. Trzeba mieć dużo samozaparcia, żeby wytrwać w założeniach i zrobić to tak, jak myśmy to zrobili, nawiązując do sztuki budowlanej tamtych czasów. Jak go Pan znalazł? Jest Pan przecież z Gliwic... Jak to się często w życiu zdarza – przez przypadek. To było bodajże w 1989 lub 1990 roku. Jechaliśmy tędy ze znajomymi, żeby spędzić weekend w Jarnołtówku. Wyjeżdżając zza zakrętu zobaczyłem zabudowania, które zaparły mi dech w piersiach. Ta architektura! Piękna fasada!

Położenie, kolorowa cegła, klinkier! Zatrzymałem samochód, pobiegłem sprawdzić jak nazywa się ta miejscowość, bo wjeżdżając do niej nie zwróciłem na to uwagi. Tak zakończyło się moje pierwsze spotkanie z pałacem w Większycach (powtarzałem sobie później tę nazwę wielokrotnie, żeby zachować ją w pamięci). Po pewnym czasie w mojej firmie pojawił się pewien stolarz, jak się okazało – właśnie z Większyc. „Macie tam przepiękny pałac w parku” - zagadnąłem „A wie Pan, że właśnie jest na sprzedaż?” odpowiedział. Takiego zrządzenia losu nie wolno lekceważyć, więc zainteresowałem się wyceną tego obiektu i zacząłem biegać od banku do banku, ale żaden nie zechciał udzielić mi kredytu, jakiego potrzebowałem. Byłem gotów pogodzić się z tym, że nie spełnię marzenia o kupnie tego pięknego pałacu. Dwa lata później w mojej firmie ponownie pojawił się stolarz z Większyc i tym razem przyniósł nowinę – gmina nie sprzedała pałacu, a jego cenę obniżono o połowę. Tym razem udało mi się dostać promesę z banku i wystartować w przetargu. Szesnastego października (pamiętam to dokładnie) 2003 roku nabyłem notarialnie ten pałac. I został Pan panem na włościach... Faktycznie, różnie się o tym mówi: dawniej pałac w Większycach nazywano po niemiecku Zamkiem - Schloss. Ale z zawodu jestem budowlańcem z ponad 47-letnim stażem. Stąd pewnie zamiłowanie do pięknych budowli. Mam własną firmę i sporo pracowałem przy zabytkach, również w Gliwicach. Najładniejsze elewacje udało nam się zrobić na budynku liceum przy ulicy Rymera. Ta żółto-czerwona elewacja przy ulicy Ziemowita, na szkole nr 18 przy Chorzowskiej, czy w Teatrze Miejskim (dawnej operetce) – tym również mogę się pochwalić. Ja kocham zabytki i zajmowałem się nimi ponad 25 lat, z różną intensywnością, w zależności od zleceń. Zabytki z czasem weszły Panu w krew, czy zawsze się Pan nimi interesował? Od dziecka. Zawsze byłem takim „manelażem”. Uwielbiałem, gdy dziadek otwierał swoje szuflady i mogłem zajrzeć do środka, zobaczyć jego „skarby”. Już wtedy miałem szacunek do tego, co powstało kiedyś, co miało swoją historię. Wiedziałem, że najważniejsze to uszanować ją i nie pozwolić zniszczyć tych przedmiotów. PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

31


dizajn / ROMAN LUDWIK BIERNACKI Wróćmy do pałacu. Mamy 2003 rok, dostał Pan promesę od banku, kupił pałac. W jakim stanie był ten budynek? Opuszczony i zapuszczony, ale z bogatą historią, sięgającą 1854 roku, kiedy do Większyc przybył radca handlowy i filozof Marc Heymann. Postanowił zburzyć mały dworek, który stał tu wcześniej, a na jego miejscu zbudować pałac. Budowę zakończył w 1871 roku. Do 1912 roku do Heymanna należało 800 hektarów włości, w tym cegielnia i gorzelnia w sąsiedztwie pałacu. Nie miał dzieci, którym mógłby przekazać ten majątek, więc postanowił sprzedać pałac Emilowi Phyrkoschowi bogatemu przedsiębiorcy z Raciborza. Z tego okresu zachowały się nawet historie, opowiadające o rodzinnych wakacjach w majątku Phyrkoschów. Jednak nowy właściciel nie cieszył się nabytkiem zbyt długo. Chyba wyczuł, do czego prowadzą nacjonalistyczne tendencje, które w Niemczech przybierały na sile i w 1934 roku przekazał majątek skarbowi państwa niemieckiego. Przez pięć lat w budynku funkcjonowało przedszkole, a w czasie wojny w pałacu urządzono lazaret dla żołnierzy. W 1946 roku zabudowania przeszły w ręce władz polskich, które utworzyły w tym miejscu Uniwersytet

32

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

Ludowy. Przez 40 lat odbywała się tutaj repolonizacja okolicznych mieszkańców, nauka języka polskiego, kursy kroju, szycia, gotowania i innych umiejętności, przydatnych kobietom pracującym w

Powróciliśmy do pierwotnego układu pomieszczeń. Każdy historyczny fragment, który odkrywaliśmy, poddawaliśmy konserwacji. gospodarstwach. Po zmianach ustrojowych budynek trafił do gminy, która nie bardzo wiedziała jak go wykorzystać. Były wprawdzie próby założenia tu klubu

młodzieżowego, ale ten pomysł okazał się nietrafiony. Niewykorzystany budynek podupadał, a gmina nie miała środków finansowych, żeby należycie go zabezpieczyć. Widać to było już z zewnątrz, bo dach pokryto tym, co było pod ręką: starymi deskami, fragmentami papy, które nie chroniły dobrze przed zalaniem. Kiedy go kupiłem nie był w całkowitej ruinie, ale wymagał sporo pracy. Wymieniłem w nim wszystkie instalacje, wstawiłem nowe okna, zrobiłem dach... Skąd pomysł na to, żeby odnowić ten budynek z takim pietyzmem? Można to było przecież zrobić w innym sposób... To wynika i z mojej wiedzy zawodowej i przekonań. Nie lubię bylejakości i prowizorki. Założenie było takie, żeby kupić pałac nie do celów mieszkalnych, tylko żeby ocalić historyczny obiekt i udostępnić go społeczności. Zastanawiałem się, jak osiągnąć ten cel. Rozważałem stworzenie muzeum, ale brakowało mi eksponatów. Szukając sposobu na to, żeby pałac, przynajmniej w części, na siebie zarabiał, postanowiłem otworzyć tu restaurację. Jeszcze przed zakupem budynku, kiedy opisywałem koncepcję zagospodarowania nieruchomości, którą opiniował wojewódzki konserwator zabytków, powstał


PRESTIÅ» MAGAZYN GLIWICKI

33


dizajn / ROMAN LUDWIK BIERNACKI

34

PRESTIÅ» MAGAZYN GLIWICKI


PRESTIÅ» MAGAZYN GLIWICKI

35


36

PRESTIÅ» MAGAZYN GLIWICKI


dizajn / ROMAN LUDWIK BIERNACKI pomysł udostępniania odrestaurowanych sal na spotkania i szkolenia, a w przyszłości utworzenia uniwersytetu czy akademii rozwoju osobistego. I tu znów swoją rolę, w jakiejś części, odegrał przypadek: niedługo przed zakupem pałacu poznałem Wojciecha Białka (absolwenta ASP w Krakowie), który miał duży wpływ na wygląd pałacu i pomógł mi napisać plan odnowy obiektu dla wojewódzkiego konserwatora zabytków. Zajął się też poszczególnymi elementami pałacu i robi to nadal. Jak bardzo zmienił się pałac w efekcie tej współpracy? Kiedy oglądałem wnętrza podczas przetargu przypominały bardziej norę niż pałac. Nie było w nich ani jednego obrazka, ani jednej lampy czy krzesła, tylko sterty kartonów i śmieci, chyba jeszcze z czasów Uniwersytetu Ludowego. My powróciliśmy do pierwotnego układu pomieszczeń. Każdy historyczny fragment, który odkrywaliśmy, poddawaliśmy konserwacji. Odsłanialiśmy je warstwa po warstwie, co przypominało pracę archeologa. To, co można oglądać teraz w Większycach, to właśnie efekt spotkania dwóch „wariatów”, efekt naszej współpracy. A to, co mnie najbardziej zachwyca, to piękne, malowane wzory na ścianach i rewelacyjna sztukateria. Skąd pomysł na tak czasochłonne i kosztowne technologie? Nie ma tu ani centymetra tapety czy styropianu – wszystko wykonaliśmy zgodnie z techniką, którą stosowano w drugiej połowie XIX wieku. Czerpaliśmy wiedzę z historii powszechnej, z historii sztuki. Liczył się dla nas każdy najmniejszy ślad przeszłości: kontur liścia na ścianie, fragment stropu. Podążaliśmy tymi tropami tak, by uszanować to, czym pałac był w czasach swojej świetności. Konsultowaliśmy się z wieloma konserwatorami, którzy przyjeżdżali tu, nie tylko z najbliższej okolicy, ale też z Wrocławia czy Poznania i każdy z nich pochwalił pracę, którą włożyliśmy w przywrócenie blasku temu budynkowi. Efekt, przyznam, jest oszałamiający. Ile czasu zajęły wszystkie prace? W sumie prace we wnętrzach trwały osiem lat, a końcówka prac na I piętrze jest na ukończeniu. Restaurację otworzyliśmy 22 lipca 2011 roku. W historii tego obiektu to jednak niewielki wycinek czasu, bo za cztery lata pałac będzie obchodził swoje 150-lecie.

Wspominał Pan o pomyśle zrobienia tu muzeum. Powiem Panu, że to, co można tu oglądać to właśnie jest nieprawdopodobne muzeum XIX-wiecznego dizajnu, technik malarskich i budowlanych. Czy ktoś docenił pracę, którą Pan włożył w ten pałac? Od konserwatora zabytków pałac otrzymał miano Zabytku Zadbanego, Regionalna Izba Gospodarcza w Katowicach przyznała mi dwa lata temu Platynowy Laur, a w ubiegłym roku otrzymałem Złoty Krzyż Zasługi od Prezydenta Polski. Pan jest człowiekiem niespokojnego ducha, poszukującym wyzwań. Jakie są Pana dalsze plany związane z pałacem w Większycach? Przystosowujemy jeszcze piętro na potrzeby szkoleniowe. Pomyślałem też, że skoro pierwszy właścieil Marc Heymann wybudował tu takie piękne rzeczy, które udało się ocalić, to teraz kolej na mnie. Brakuje nam w tej chwili miejsc noclegowych. Postanowiłem postawić w sąsiedztwie hotel, który będzie uzupełnieniem historycznych zabudowań. Oczywiście pasujący architekturą do pałacu, z zabytkowym zacięciem. Pałac i pozostałe budynki stoją w zabytkowym parku ze starodrzewiem. Chciałbym tu stworzyć kompleks dla tych, którzy cenią kulturę i wyciszenie w niebanalnym otoczeniu. Mamy też grono stałych gości, którzy wiedzą, że wesela i inne imprezy organizowane w pałacu mają swój niepowtarzalny klimat. Skąd w panu taka energia do działania? Sam się nie raz zastanawiam. To chyba kwestia nastawienia. Czytam książki o rozwoju osobistym i bardzo podobają mi się proste maksymy Briana Tracy’ego „I can do it. I like myself”. Jestem dumny z tego, co udało mi się osiągnąć, a działanie daje mi satysfakcję. Jeśli miałbym mieć o coś pretensje, to tylko do siebie samego. Nie narzekam, nie szukam wytłumaczenia, tylko sposobu jak to zrobić. Da Pan radę? Muszę. Jeśli nie ja to kto? Większyce, 19 stycznia 2017

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

37


38

PRESTIÅ» MAGAZYN GLIWICKI


kariera / MARCIN KĄDZIOŁKA

Do niektórych dziedzin się po prostu nie nadajemy i jedyną drogą rozwoju jest stworzenie systemu i rozbudowywanie zespołu,

pisze Marcin Kądziołka prezes wydawnictwa Złote Myśli

zdjęcia: www.zlotemysli.pl

Bądź

J

ak mieć zautomatyzowany biznes i zarabiać dużo pieniędzy w całkowicie pasywny sposób, zupełnie bez angażowania swojego czasu i energii?

W taki sposób zachęcałem do zapisania się na jedno z moich spotkań online. Oczywiście doskonale zdajesz sobie sprawę, że jest to praktycznie niemożliwe. Ja również to wiem. A że cenię sobie szczerość w relacjach, to zaraz za tym zdaniem znalazło się następne: „no dobra, to nie jest możliwe, ale pokażę Ci SYSTEM, który jest bliski temu ideałowi”. I to już było coś, pod czym mogłem się podpisać. Dlaczego, aby zareklamować coś wartościowego, musimy się uciekać do takich tanich sztuczek? Bo ludzie tego chcą. Większość osób zakładających firmę marzy o tym, że popracuje kilka lat, a potem wszystko będzie się robiło samo, a pieniądze będą spadały z nieba. I równie wiele osób boleśnie się rozczarowuje, gdy już zasmakuje życia przedsiębiorcy. Rozdźwięk między marzeniami a rzeczywistością jest zbyt duży. Dlaczego? Bo osoby wcześniej pracujące na etacie, a potem próbujące sił „na swoim” często przenoszą sposób myślenia z etatu na biznes. A to jest ogromny błąd. W przypadku pracy u kogoś mamy za zadanie wykonywać swoją pracę jak najlepiej. W przypadku własnej firmy również - do tej pory wszystko się zgadza.

Jednak już kolejny krok rodzi problemy. Ponieważ w przypadku etatu najczęściej mamy skończoną liczbę określonych czynności, które musimy wykonać. Pracodawca troszczy się o to, żebyśmy mieli odpowiednią ilość pracy. Odpowiednią, czyli nie za mało, ale też by ona nas nie przytłoczyła. Co się dzieje, jeśli w pracy notorycznie się nie wyrabiamy ze swoimi zadaniami? Są właściwie trzy drogi. Pierwsza - szef dojdzie do wniosku, że jesteśmy zbyt mało efektywni, zostaniemy zwolnieni i ktoś inny zajmie nasze miejsce. Druga - podobny wniosek ze strony szefa, który jednak nie chce się z nami rozstawać i wyśle nas na serię szkoleń, które poprawią naszą efektywność w pracy. Trzecie wyjście jest takie, że szefostwo dojdzie do wniosku, że pracy faktycznie jest zbyt wiele i trzeba ją podzielić na większą liczbę osób - zostaną zatrudnieni kolejni ludzie i zajmą się oni częścią zadań, które do tej pory były tylko naszą domeną. W każdym razie problem ten zostanie rozwiązany za nas. Jak to wygląda, gdy przechodzimy na swoje i sami dla siebie jesteśmy sterem, żeglarzem i okrętem? Zadań jest zdecydowanie więcej i dotyczą one bardzo wielu dziedzin. W jednych jesteśmy świetni, w innych mamy średnie umiejętności, a w jeszcze innych jesteśmy zwyczajnie słabi. Naturalnie dążymy do robienia tego, co lubimy, więc zadania z kategorii, w której nie jesteśmy ekspertami odkładamy na dalszy plan. Nie patrzymy co jest WAŻNE z punktu wiedzenia firmy, tylko robimy to co jest dla nas komfortowe lub to, co głośno krzyczy o naszą uwagę. Lista spraw do załatwienia cały czas rośnie, pojawia się coraz większy stres i zmęczenie. Pracy wcale nie ubywa, a pieniędzy… z tym bywa

mózgiem

i dbaj o ręce

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

39


kariera / MARCIN KĄDZIOŁKA różnie. Paradoksalnie lepsza sytuacja jest wtedy, gdy pieniędzy też jest zbyt mało. W takim wypadku sytuacja zmusi nas do szybszych zmian. Jeśli pieniądze są dobre, to myślimy, że jesteśmy na dobrej ścieżce, że musimy jeszcze trochę przycisnąć, popracować parę godzin dziennie dłużej i będzie z górki. Otóż nie będzie. Nie z takim myśleniem. Nie z myśleniem przeniesionym z etatu, gdzie dostajemy określony zestaw zadań i powinniśmy odnajdywać się w nich wszystkich i sprawnie je załatwiać.

Bycie człowiekiem od wszystkiego we własnej firmie to droga prowadząca do zniechęcenia, wypalenia, stresu i poważnych chorób, a nie do upragnionej wolności. W przypadku własnej firmy musimy pogodzić się z tym, że do niektórych dziedzin się po prostu nie nadajemy i jedyną drogą rozwoju jest stworzenie systemu i rozbudowywanie zespołu. Jest to gorzka pigułka do przełknięcia dla wszystkich perfekcjonistów, którzy chcieliby wszystko wykonywać sami, bo mają wrażenie, że tylko wtedy każde zadanie będzie wystarczająco dobrze wykonane. Niestety ta droga prowadzi donikąd. Chcąc zbudować prawdziwy biznes musimy zmienić myślenie. Nie patrzmy na naszą firmę jako na miejsce pracy, gdzie jesteśmy jednym z jej trybików, a raczej jak na mechanizm, którego jesteśmy architektem. Nasze zadanie to takie zaprojektowanie systemu i wdrożenie go w życie, żeby działał w miarę bezawaryjnie. W miarę, bo jak pojawią się potknięcia i nieścisłości, to będziemy na bieżąco korygować działanie systemu. Cały czas dążąc do doskonałości,

40

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

jednak nigdy jej nie osiągając, bo życie jest dynamiczne i nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć. Jednak gdy nabierzemy doświadczenia w tworzeniu systemów i zatrudniając właściwych ludzi na odpowiednich stanowiskach jesteśmy w stanie osiągnąć to, do czego od samego początku dążyliśmy - do wolności od codziennych obowiązków. Dochodzimy do takiego etapu, gdzie możemy zniknąć z firmy na dzień, dwa czy trzy i nic się nie dzieje. Telefon nie dzwoni, firma się kręci i zarabia pieniądze, a ludzie wiedzą co mają robić. To znaczy, że idziemy w dobrą stronę. Teraz tylko wystarczy zwiększyć zakres działania naszego systemu, żebyśmy mogli zniknąć z firmy na dużo dłużej niż na dwa-trzy dni. I nie chodzi wcale o to, żeby zaraz faktycznie znikać. Zakładam, że po to tworzymy firmę, bo naprawdę lubimy to robi. Więc jest OK, jeśli nie chcesz znikać ze swojej firmy. Chodzi o to, żeby mieć taką możliwość. Możliwość decydowania co będziesz robił każdego dnia, bez przymusu przychodzenia do pracy. Praca przynosi zdecydowanie więcej przyjemności jeśli się ją wykonuje dlatego, że się chce, a nie dlatego, że musi. Jeśli już jesteś na tym etapie, to gratuluję. Jeśli natomiast jesteś na ścieżce ciągłego zwiększania swoich kompetencji i efektywności z nadzieją na to, że pewnego dnia będziesz miał pod kontrolą wszystko w swojej firmie i twoja lista rzeczy „do zrobienia” przestanie Cię straszyć, to… masz jeszcze szansę zmienić myślenie. Bo bycie złotą rączką, człowiekiem od wszystkiego we własnej firmie to droga prowadząca do zniechęcenia, wypalenia, stresu i poważnych chorób, a nie do upragnionej wolności. Zostań projektantem. Projektantem własnej firmy. Zaprojektuj jak ona ma działać, powiedz ludziom co mają robić i utwórz mechanizmy kontrolne, żebyś wiedział, że wszystko działa jak sobie zaplanowałeś. I w ten sposób wcielaj w życie kolejne pomysły, które przychodzą Ci do głowy. Bądź mózgiem, a Twoi ludzie niech będą Twoimi rękoma. I pamiętaj - o ręce trzeba dbać, bo bez nich nic nie zrobisz. Marcin Kądziołka współzałożyciel i prezes wydawnictwa Złote Myśli

www.zlotemysli.pl


www.zlotemysli.pl

PRESTIÅ» MAGAZYN GLIWICKI

41


ludzie / ANDRZEJ SŁUGOCKI

W moim spikerskim życiu osiągnąłem wiele: prowadziłem Piasta od B klasy do Ekstraklasy, spikerowałem mecze gliwickiej drużyny w Lidze Europy, spotkania reprezentacji młodzieżowej Polski, no i miałem okazję pracować podczas towarzyskich konfrontacji naszej pierwszej reprezentacji z Czechami i Finlandią. Dostałem także propozycję bycia spikerem narodowym podczas Euro 2016 we Francji, ale z powodów osobistych zrezygnowałem. mówi Andrzej Sługocki dziennikarz Nowin Gliwickich, spiker Piasta Gliwice

i człowiek legenda

rozmawia: Jarosław Sołtysek zdjęcia: Prestiż Gliwice

42

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


Mam w ręku

potężny oręż PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

43


ludzie / ANDRZEJ SŁUGOCKI

J

esteś dziennikarzem, a zatem w dziennikarskim skrócie - co doprowadziło Cię do miejsca, w którym teraz jesteś?

Stare czasy. Jestem gliwiczaninem niemal od urodzenia. Lata dzieciństwa spędziłem na Sikorniku, dopiero jako pełnoletni uczeń technikum przeprowadziłem się na Zatorze. A jak Zatorze to wiadomo: Piast – tam grałem w piłkę. Potem byłeś pierwszym trenerem gliwickich Piastunek. Z tego co wiem, w tym zespole grała twoja żona? Zaczęło się od Elżbiety Kudły, nauczycielki wychowania fizycznego w Technikum Kolejowym, która wpadła na pomysł stworzenia drużyny piłkarskiej kobiet. A ponieważ nie miała nikogo, kto mógłby tę piłkę dziewczynom pokazać, zrobiłem to ja. Kilka zajęć poprowadziłem na boisku, gdzie dzisiaj jest stadionowy parking przy Okrzei, a kiedyś był szutrowy plac do gry. Jak się zrobiło wślizg, rany na kolanach i łokciach goiły się kilka tygodni. Czyli trenowałeś Piastunki jako uczeń szkoły średniej? Tak.

Spory udział w utworzeniu drużyny i jej późniejszych sukcesach miał Piotr Werner, kiedyś międzynarodowy sędzia piłkarski, dziś promotor boksu zawodowego? Na początku 1983 roku przy kawiarnianym stoliku siedziało trzech sympatyków sportu: Piotr Werner – sędzia piłkarski, Maciej Chudzikiewicz – trener szpa-

44

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

dzistów i Jurek Wojewódzki – pasjonat sportu. To właśnie oni wpadli na pomysł, aby pod szyldem Klubu Sympatyków Piłkarstwa Gliwickiego, który stworzyli, zorganizować pierwszy oficjalny turniej mini piłki nożnej, wówczas pod nazwą „szóstki”oraz profesjonalną drużynę piłkarską kobiet. Piotr był biznesmenem i zainwestował w ten zespół. Funkcję trenera powierzył Henrykowi Rogozikowi, a ja byłem takim asystentem od wszystkiego. Graliśmy w lidze, ale mieliśmy coraz większe ambicje, więc klub zatrudnił ko-

lejnego trenera – Józefa Drabickiego (prezesa Piasta Gliwice w latach 2010-2012). Też mu pomagałem, ale kiedy zacząłem studia pojawiło się więcej obowiązków… To teraz o tobie. Jakie studia? Z wykształcenia jestem socjologiem. Technik elektryk, który zawsze uwielbiał przedmioty humanistyczne, poszedł na uniwersytet. W technikum kolejowym znalazłem się kultywując rodzinną tradycję: dziadek i tato byli kolejarzami. A socjologia? Tu mała dygresja: w „kolejów-

foto: Irek Dorożański / www.piast-gliwice.eu

A jak się tam twoja żona pojawiła? Była moją sąsiadką, a jej przyjaciółka, Ola Lesiak, późniejsza reprezentantka Polski w piłce nożnej, zaczynała w Piastunkach i przyprowadziła Ewę na pierwszy trening.


ce”, w klasie wyżej, był mój kolega Zenek Lisecki, który po maturze powiedział, że wybiera się na socjologię. Nie bardzo wiedziałem co to za dyscyplina naukowa, która wtedy kojarzyła mi się jedynie z radiowym hasłem „z socjologią na ty”. Ale Zenek wiedział jak wzbudzić moje zainteresowanie. Oświadczył, że po pierwszym roku wyjeżdża się na praktyki do Indii, więc zbudowałem sobie w głowie taki hinduski świat, który nota bene poznałem dopiero kilka lat temu podróżując do tego kraju. A te praktyki? Zenek jeszcze się załapał.... Ja już nie, ale studia były ciekawe. A piłka nożna? Na szczęście przygoda z piłką się nie skończyła. Dostałem propozycję z Piasta, żeby w czasie studiów trenować grupy młodzieżowe (tym razem chłopięce). Koordynatorem sekcji był śp. Leszek Dunajczyk. Ci chłopcy byli podstawą reaktywowanej drużyny Piasta w 1997 roku. W 1991 roku upomniała się o mnie armia i na pół roku poszedłem do wojska. Gdzie pracowałeś po studiach? Wylądowałem w Bumarze, w dziale zaopatrzenia. Byłem socjologiem od handlu rurkami! Diabelnie się w tym zaopatrzeniu dusiłem, przychodziłem do pracy i nie umiałem sobie znaleźć miejsca. Na szczęście ten stan trwał krótko. Dojeżdżał ze mną Zbyszek Kaszuba, kiedyś szef kadr w Bumarze. No i od słowa do słowa, zaproponował mi pracę w swoim dziale. Mieli psychologa i zapragnęli też socjologa. W tej firmie pracowałem do września 1994 roku, a potem już „Nowiny Gliwickie”. Z Bumaru mam świetne wspomnienia, na przykład te z białym maluchem w tle. ? Prezesem Bumaru był w tamtych latach Eugeniusz Morawski, późniejszy minister przemysłu. Kiedy odszedł z firmy i został szefem resortu, zaczął się konflikt z górnikami, chodziło o restrukturyzację. Przeprowadzał ją podobnie jak w Bumarze, w oparciu o badania, które przygotowywaliśmy wspólnie z kolegami z działu kadr. No i się zaczęło. Górnicy przybiegli do nas: „panowie ratujcie, bo wasz były

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

45


ludzie / ANDRZEJ SŁUGOCKI szef nas zamęczy!” - krzyczeli. Przeprowadziliśmy więc badania na kopalni a za honorarium kupiłem używanego „malucha”. Jak nie kolejarz, to socjolog, jak nie socjolog, to dziennikarz… Byłem nawet biznesmenem, ponieważ wspólnie z kolegami założyliśmy pierwsze w Polsce niepaństwowe biuro pośrednictwa pracy. Nazywało się Labora, ale wystartowaliśmy w złych czasach. Jak trafiłeś z Bumaru do Nowin Gliwickich? Bumar wydawał gazetkę „Sztandar Metalowca”, w firmie był też radiowęzeł. Pracowali tam radiowiec śp. Marek Kaczor i dziennikarz prasowy Marek Jurkiewicz. Kumplowałem się z nimi. Z Markiem godzinami dyskutowaliśmy o sporcie. Wiedział, że lubię pisać. Któregoś dnia powiedział, że kończy pracę w Bumarze i chce do „Nowin Gliwickich”. Gazetę znałem, zawsze była u mnie w domu. Nie minęło pół roku, kiedy Marek dzwoni do mnie i mówi: „Andrzeju, czy nie chciałbyś zostać dziennikarzem sportowym?” Spróbowałem. Do dziś pamiętam swój pierwszy dzień: posadzono mnie przy biurku, dano kilka faksów i powiedziano – rób stronę sportową. Spociłem się ze strachu, nie poszedłem do toalety i cały dzień nic nie jadłem. Teksty pisałem ręcznie, a przepisywała je, na maszynie, Lidzia Geremek. Szybko sam nauczyłem się to robić, a później już nadeszła era komputerów. W „Nowinach” jestem już niemal 23 lata. Przejdźmy teraz do pracy z mikrofonem na stadionie… Był rok 1996. Od dwóch lat zawodowo interesuje się sportem i zaczynają dochodzić głosy o reaktywacji Piasta. Ludzie identyfikowali mnie z klubem, więc przyszli do redakcji nadać ogłoszenie o tym, że drużyna chce wystartować w rozgrywkach i szuka zawodników. Na pierwszym treningu pojawiło się kilkadziesiąt osób, a rok później, w1997, klub rozpoczął batalię o ligowe punkty. To były kapitalne czasy. Niesamowity entuzjazm! Biznesmeni nie żałowali pieniędzy. Jeden zatrudnił piłkarza, inny woził zawodników swoim autokarem na mecze, jeszcze inny wyposażył siedzibę klubu przy Zwycięstwa. Potem wspólne cele przyćmiły osobiste ambicje i przyjaźnie się posypały. Ale to temat na inną historię. W 1998 roku po raz pierwszy, jako dziennikarz, poszedłem

46

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

na mecz. Spikerem był wówczas... Leszek Dunajczyk. Kilka miesięcy później zastąpił go Piotr Nagel, a zaraz potem dołączyłem ja. Od 20 lat stanowimy z Piotrkiem nierozłączny duet. Jesteśmy chyba jedynymi spikerami w Polsce, którzy przeszli ze swoim zespołem od B klasy do Ekstraklasy.

Znam swoje miejsce w szeregu, wiem jaką robotę muszę zrobić. Oszczędny w słowach, ale jak trzeba wulkan emocji. Czasem uda mi się coś fajnie spuentować – i to jest świetne w tej robocie: „niecieczański słoń powalony po raz pierwszy”

A co jest najistotniejsze w pracy spikera? Wydaje się, że on po prostu zagrzewa do walki... Kiedy trzymam na meczu mikrofon zawsze przez głowę przebiega mi myśl, że mam w ręku potężny oręż. Dlatego trzeba być powściągliwym w wyrażaniu emocji. Czego nie wolno ci robić? Od momentu rozpoczęcia meczu do ostatniego gwizdka mam precyzyjne wytyczne co mogę mówić: zmiany, kartki i ważne komunikaty. Na emocje pozwalam sobie

wyłącznie przy celebrowaniu goli, zdobytych przez naszych zawodników. Przed Tobą stoją cztery złote mikrofony, za co zostałeś uhonorowany? Za wzorową pracę podczas meczów Piasta Gliwice. Tak napisano na tabliczkach. Kilka razy wybrano mnie najlepszym spikerem Ekstraklasy w Polsce. Szczerze mówiąc nawet nie wiedziałem, że prowadzą takie rankingi. Pierwszy mikrofon zdobyłem w sezonie 2013/2014, a o wygranej poinformował mnie klub. Oprócz tych złotych mikrofonów, w 2015 roku uhonorowano Cię w jeszcze jeden sposób. Spikerowałeś we Wrocławiu mecz Polska – Czechy. Rzeczywiście zaproszono mnie do Wrocławia, do poprowadzenia meczu reprezentacji narodowej z Czechami. Nie od razu się zdecydowałem, ale w końcu uznałem, że prestiż jest ważny. Pojechałem tam dwa dni wcześniej. Spikerzy, podobnie jak piłkarze, również mają swoje treningi. Wszystko musi grać jak w szwajcarskim zegarku. Role związane z tym sportowym widowiskiem są precyzyjnie zaplanowane, tym bardziej nie ma czasu na emocje. Ale udało mi się trochę tego mojego szaleństwa przemycić. Aaa, dodam, że podczas tego meczu mówiłem po czesku. Nie znam tego języka, ale skorzystałem z pomocy klubowego tłumacza (Piast ma czeskiego trenera – red.) i żony mojego kolegi, która też zna czeski. Nauczyli mnie fonetycznej wymowy i jakoś poszło. Powiedzieli nawet, że mam dobry akcent. W moim spikerskim życiu osiągnąłem wiele: prowadziłem Piasta od B klasy do Ekstraklasy, spikerowałem mecze gliwickiej drużyny w Lidze Europy, spotkania reprezentacji młodzieżowej Polski, no i miałem okazję pracować podczas towarzyskich konfrontacji naszej pierwszej reprezentacji z Czechami i Finlandią. Dostałem także propozycję bycia spikerem narodowym podczas Euro 2016 we Francji, ale z powodów osobistych zrezygnowałem. Jako spiker jesteś kolejnym zawodnikiem swojej drużyny? Tak jak kibice? Bez przesady! Znam swoje miejsce, wiem jaką robotę muszę zrobić. Oszczędny w słowach, ale jak trzeba wulkan emocji. Czasem uda mi się coś zabawnie spuentować – „niecieczański słoń powalony po raz pierwszy”, „hiszpański golreador znowu celnie trafił”. Podoba się też kibicom: „jeszcze siedem”, zamiast „jeszcze jeden”.


Czy ktoś pamięta te wstawki? Myślę, że tak. Kiedyś przed meczem z Lechem Poznań przygotowałem dzwonek peronowy i kiedy zdobyliśmy gola puściłem go, a potem wykrzyczałem: „Uwaga, uwaga! Tu stacja Okrzei, poznańska lokomotywa wykoleiła się w Gliwicach...”. Ludzie gratulowali mi tego pomysłu. A po strzeleniu gola Pogoni Szczecin włączyłem przez głośniki okrętową syrenę i krzyknąłem „Alarm w porcie Szczecin”. Ta ostatnia akcja nie spodobała się... delegatowi (śmiech). Więc warto na Sługockiego przychodzić na mecze? Warto wspierać dopingiem Piasta. Czy była taka sytuacja, kiedy poczułeś, że jest groźnie i nie jesteś w stanie sobie poradzić? Tak, w 2006 roku podczas meczu przy Okrzei z Ruchem Chorzów. Nie mieliśmy wtedy z nimi dobrych relacji. Była naparzanka kibiców, wjechała polewaczka, poleciały kamienie. Siłą spokoju udało mi się trochę pomóc i sprawić, że kibice wrócili na miejsce. Drugi raz nie chciałbym tego przeżyć. Zimna głowa to podstawa w pracy z mikrofonem. Nawet, jeśli prywatnie nie lubię Górnika Zabrze, bo od dziesięcioleci jestem kibicem Piasta, to czy to się komuś podoba czy nie, zawsze powitam ich na stadionie. Można powiedzieć, że tak jak kiedyś trenowałeś młodzież, tak teraz trenujesz kibiców? Dbam o to, by stadion nie był obyczajową kloaką. Wiem - sport to adrenalina, emocje. Ale zależy mi, żeby było tam choćby minimum kultury. Dlatego czasem powtarzam: „Stadion to nie opera, ale jednak jakieś podstawy kultury obowiązują” albo, że „z benedyktyńską cierpliwością bardzo proszę o kulturalny i sportowy doping”. To czasem pomaga. Inni koledzy stosują swoje tricki: czytają wyniki ligi chińskiej albo ogłoszenia parafialne. Właściwe reagowanie na złe emocje na stadionie jest jednym z naszych podstawowych zadań. Zresztą w Gliwicach jest lepiej niż na innych stadionach. Mamy naprawdę znakomitych kibiców, a ja cholernie lubię tę robotę przy Okrzei! Gliwice, 11 stycznia 2017

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

47


moto / RANKING

PRESTIŻ KOSZTUJE Jeśli Twoi znajomi nie orientują się ile kosztuje Twoje nowe auto to teraz będą mieli już z górki. Przedstawiamy 15 najdroższych modeli samochodów dostępnych w Gliwicach. Dane zostały zebrane pod koniec stycznia 2017 roku.

550 000 BMW SERII 7 / GANINEX GAZDA GROUP

460 000 AUDI Q7 / LELLEK GROUP

420 000 TOYOTA LAND CRUISER V8 / JA-NOW-AN

48

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


PRESTIÅ» MAGAZYN GLIWICKI

49


moto / RANKING / PRESTIŻ KOSZTUJE

263 800 VOLKSWAGEN TOUAREG V6 / LELLEK GROUP

259 900 HYUNDAI GRAND SANTA FE / HYUNDAI KELLER

224 400 FORD MONDEO VIGNALE / FORD CITY CAR

219 500 KIA SORENTO / KIA EURO-KAS

50

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


186 600 RENAULT ESPACE INITIALE PARIS / RENAULT KELLER

173 200 HONDA CR-V 1.6 EXECUTIVE / HONDA HA-MOL

170 000 NISSAN NAVARA / NISSAN MAD MOBIL

156 000 ŠKODA SUPERB LAURIN & KLEMENT / LELLEK GROUP PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

51


moto / RANKING / PRESTIŻ KOSZTUJE zdjęcia: materiały promocyjne producentów

140 000 SEAT ALHAMBRA / LELLEK GROUP

111 100 OPEL INSIGNIA COSMO / OPEL WAWROSZ

109 190 SUZUKI SX4 S-CROSS / SUZUKI MAD MOBIL

104 500 CITROEN C5 / CITROEN MAKROCAR

52

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


afotografia lotnicza

afotografia artystyczna

afotograficzne wyzwania

www.krzeminskifoto.com

tel. 504 090 055

krzysztof@krzeminskifoto.com

PRESTIĹť MAGAZYN GLIWICKI

53


temat z okładki / KATARZYNA GRONIEC

TO JEST JAK

NARKOTYK Ten zawód niesie dużo rozczarowań. Ale te momenty, które kompensują to rozczarowanie, są miliard razy silniejsze i dlatego to jest jak narkotyk. Trudno to rzucić. W cholerę... mówi piosenkarka i aktorka Katarzyna

Groniec w garderobie, po koncercie na scenie Bajka w Gliwicach

rozmawia: Jarosław Sołtysek zdjęcia: materiały promocyjne

54

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


PRESTIÅ» MAGAZYN GLIWICKI

55


P

temat z okładki / KATARZYNA GRONIEC

ani Katarzyno, urodziła się Pani w Zabrzu, ale do szkoły chodziła w Gliwicach. Jak wspomina Pani te czasy? Różnie. Zależy, który etap. Zacznijmy od początku. Podstawówka, przedszkole? Podstawówkę bardzo dobrze wspominam. Chodziłam do Dwudziestki na Jana Śliwki, to są moje chyba najlepsze wspomnienia i jeśli w ogóle szkoła może być fajna, to mnie tam było dobrze. To podstawówka. A szkoła średnia? Średnia – ja zmieniałam średnie. Miałam strasznie dużo średnich. A w Gliwicach? W Gliwicach dwie. Najlepsze wspomnienia mam z Jedynki, do której chodziłam przez rok. Na Zimnej Wody. Tam miałam cudowną żeńską klasę, co mnie na początku przeraziło, bo, kurczę, pomyślałam sobie, że będzie nudno i fatalnie. Same baby. Ale to była świetna klasa, świetne dziewczyny, z łezką w oku wspominam szczególnie naszą paczkę dwóch ławek trzymających się razem. Naprawdę to są wspaniałe wspomnienia. Ale to był jeden rok. To był rok. Jak wiadomo, Jedynka i Piątka to były szkoły, które się ścigały w rankingach, która jest najlepsza, i raz jedna, raz druga wygrywała, więc poziom był dość wysoki, i trzeba było się po prostu uczyć. Mając liceum do godziny, powiedzmy, piętnastej, a od szesnastej szkołę muzyczną, nie było czasu tak na dobrą sprawę na zespół, a nam chodziło o to, żeby grać muzykę rozrywkową. Uczyliśmy się oczywiście klasyki, ale nie wolno było grać muzyki rozrywkowej. To były jeszcze takie czasy, że nie było to mile widziane w szkole muzycznej, no i po prostu wpadliśmy na pomysł (nie chcę obrazić Czwórki, ale…), że w Czwórce nam jakoś pójdzie…Troszkę

56

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

obniżyliśmy loty, krótko mówiąc i poszliśmy do Czwórki. My – to znaczy kto? Mój chłopak chodził do Piątki, ja do Jedynki. Stwierdziliśmy, że w tej sytuacji przeniesiemy się razem do Czwórki, będziemy mieć trochę wolnego. (śmiech) No i tak zrobiliśmy. A potem jeszcze, w trzeciej klasie liceum, wyjechałam już do Warszawy, tak że miałam kilkuletnią przerwę w edukacji i ostatni rok skończyłam w Warszawie. Z tego, co wiem, nie bez powodu edukacja skończyła na tej trzeciej klasie, bo wygraliście … Po prostu jeździliśmy na różne eliminacje, wygrywaliśmy różne przeglądy piosenek. Pojechaliśmy również na eliminacje do musicalu „Metro” i dotarliśmy szczęśliwie do ostatniego etapu. „Dotarliśmy”? Tak, razem z moim ówczesnym chłopakiem Piotrem Hajdukiem, który teraz mieszka w Warszawie, robi bardzo fajne rzeczy, został zawodowym muzykiem. Jak Pani wspomina szkołę muzyczną w Gliwicach, oprócz tego, że nie można było grać muzyki rozrywkowej? Jaka to była klasa? Ja byłam na flecie, bo tak się złożyło, że był akurat wolny. I na fortepianie. Flet to nie była moja pasja, poza tym miałam takiego nauczyciela, który godoł do mnie „Dziołcha, z ciebie to nic nie bydzie… Nie słyszałaś, tam kolega gra.” Mieliśmy takiego super chłopaka na flecie, który zbierał wszystkie nagrody, niejaki Frysztacki. Wiedziałam, że do Frysztackiego, to ja, po prostu, lata świetlne… Koniec końców, najfajniej wspominam kształcenie słuchu. Prowadziła taka już starsza nauczycielka, pani profesor Zachariasiewicz. Bardzo się jej baliśmy, ale też ją lubiliśmy bardzo. Pisaliśmy dyktanda na przykład zamykani w szafach. Ci, od których można było ściągnąć, byli rozsadzani w jakichś dziwnych miejscach i ja na przykład pisałam w szafie. Na czym polegały dyktanda w szkole muzycznej? Gra się melodię i trzeba to ze słuchu zapisać w formie nut. Wrócę jeszcze do jednego wspomnienia. Podobno zadebiutowała Pani jako dziecko, wykonując „Mazurek Dąbrowskiego”. To są takie rodzinne legendy, nie wiem, ile w tym prawdy. Moja siostra jest ode mnie starsza siedem lat, i miałam, powiedzmy, niecałe dwa, kiedy ona szła do komunii, a

ja bardzo lubiłam występować. W zasadzie o to mnie nie trzeba było prosić. Trzeba mnie było błagać, żebym przestała. Więc jak tylko dostałam jakiegoś takiego szwungu, że są goście i wolno wystąpić, to zaśpiewałam to, czego się akurat nauczyłam, a tata uczył mnie „Mazurka Dąbrowskiego”. „Tata uczył”. Ale uczył dlatego, że dziecko hymn powinno umieć śpiewać? Tak, tata nas w ogóle uczył takich dziwnych rzeczy. Moja siostra na przykład odmawiała pacierz wieczorem, a na koniec tego pacierza (byłam przekonana, że to jest w ogóle część pacierza), po „Aniele Boży” mówiła: „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie, napisał Adam Mickiewicz. Amen”. Z tego, co jeszcze wyczytałem, Pani przede wszystkim lubiła jazzować. Nie, to nie jest prawda. To było przez przypadek. Czyli bardziej muzyka rozrywkowa? Skoro rozrywkowa, to ten jazz się gdzieś po drodze przypałętał, bo muzycy starsi od nas grali jazz i wszyscy się tym snobowali. My młodsi chcieliśmy być tacy jak oni, mieć długie włosy i w ogóle być fajni i cool. No i też tam próbowaliśmy z tym jazzem. Dostałam się na jazzowe warsztaty wokalne do Zwierzyńca. Miałam 16 lat. To był mój kontakt z jazzem. Byłam postrachem kadry, nikt ze mną nie chciał pracować, bo tam wszyscy przyjechali po to, żeby się trochę pobawić, wyluzować, zaszaleć, a ja byłam taki po prostu prymusik – chciałam się uczyć. Jak oni mnie widzieli, to po prostu zwiewali. Kiedy przyjeżdża Pani do Gliwic, to dopada Panią jakaś nostalgia? Ma Pani jakieś wspomnienia „z miasta”? Chyba raczej się nad tym nie zastanawiam, jak tu wracam. Raczej nie przeżywam jakichś „o matko, jak tu było wspaniale”. Nie. Wracam tak po prostu. Każdy z szanujących się piosenkarzy prędzej czy później trafia na Agnieszkę Osiecką. Jak było w Pani przypadku? Miałam sporadyczne spotkania z Osiecką. Wcześniej pracowałam w teatrze muzycznym w Warszawie przez 10 sezonów i tam robiliśmy różnego rodzaju przedstawienia. Każdy dostawał to, co dostawał i musiał sobie poradzić z różnymi piosenkami. Oczywiście Osiecka też się zdarzała. Był taki koncert „Zielono mi”, ale to były takie pojedyncze piosenki. Nigdy nie myślałam o tym, żeby zaśpiewać cały koncert Osieckiej, tym bardziej, że wydawało mi się, że Osieckiej jest już za dużo w przestrzeni publicznej.


foto: Krzysztof Krzemiński

Ale to jest kilkaset piosenek. Kilkaset piosenek, ale co z tego? Jednak w większości słuchamy tych dwudziestu, które są brane na tapetę najczęściej. W Pani spektaklu dobór piosenek nie jest podobno przypadkowy. I skąd w ogóle nazwa „Zoo”? To jest tytuł jednej z piosenek tego koncertu. Spodobało mi się. No bo jak można było nazwać koncert z piosenkami Agnieszki Osieckiej? „Koncert z piosenkami Agnieszki Osieckiej”, albo „Wielka woda”, czy coś takiego. A tutaj nagle się okazało, że Agnieszka pisała bardzo dużo do teatru i mało kto w ogóle wie, że takie piosenki istnieją. One są nieznane i niewykorzystane. Trzy ostatnie, które śpiewamy i gramy, taki tryptyk o śmierci, to są piosenki z teatru. Ona to pisała już wtedy, kiedy wiedziała, że jest z nią źle. Jedna z piosenek nosi tytuł „Zoo”. Poza tym tak sobie pomyślałam, że jesteśmy też taką menażerią zamkniętą w różnych szufladach, klatkach, szafach. Trudno nam wyjść. Szufladkujemy siebie nawzajem. Oceniamy się, oglądamy nawzajem, więc wydawało mi się, że to taki fajny tytuł. A która z tych 16 piosenek jest Pani najbliższa? Wie Pan, to się zmienia. Oczywiście zawsze mówię, że „Jan Serce”, bo ja to pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Był ten wspaniały serial, jeszcze bez tekstu napisanego, był tylko temat. Di-da-di-dą, di-da-di-dą, i to zawsze działało na mnie, bo przepiękna jest ta muzyka. Zresztą Seweryn Krajewski pisze wspaniałe melodie, i ten Jan Serce mi jakoś zapadł w pamięć, może też dzięki temu serialowi. Tekst w tej piosence jest wyjątkowo mocny. On czasem nie wybrzmiewa, bo to jest ballada, i po prostu mimowolnie nie słucha się tych słów. Warto jednak ich posłuchać, bo tam jest dramat po prostu, wbrew tej słodkiej melodii, którą ma ta piosenka.

To zależy, co nimi kieruje. Bo jeśli chcą zarobić pieniądze, to nie wiem, co doradzić. Jeśli kochają muzykę, kochają to, z czego mieliby zrobić esencję swojego życia, to muszą się liczyć z tym, że trzeba być wytrwałym. Pani jednak jest przykładem bezkompromisowości, bo rzuciła Pani naukę w trzeciej klasie średniej szkoły i poszła w Polskę. Tak. To jest w ogóle małe miki. To był początek. Tak jest wtedy, kiedy ludzie są szaleni i młodzi, mają dużo energii i bardzo dużo wiary w przyszłość. Potem to się wytraca. Ja już jestem 25 lat na scenie, więc… Schody się zaczynają dużo później. Ten zawód niesie dużo rozczarowań. Ale te momenty, które kompensują to rozczarowanie, są miliard razy silniejsze i dlatego to jest jak narkotyk. Trudno to rzucić. W cholerę. A kiedy się kończy? Kiedy się kończy? Wie Pan, jak tak patrzę na przykład na Marylę Rodowicz, to nigdy (śmiech). Więc może być, że nigdy. Po prostu trzeba odłożyć łyżkę na scenie i tyle. Piękna śmierć. Ale… jak napisał Liszt, trzeba wiedzieć, kiedy w szatni płaszcz pozostał przedostatni, tylko to jest naprawdę bardzo trudne zadanie, żeby się zorientować, kiedy to nadejdzie. Gliwice, październik 2016 rok

Jest Pani znaną artystką. Co doradziłaby Pani młodej osobie, dziewczynie, chłopakowi, którzy chcieliby pójść w Pani ślady, czyli zostać artystą estradowym? PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

57


kamerą i piórem / PAWEŁ OLAS

AUSTRALIA? Spokojna. Bezpieczna (ale ostatnio z tym coraz gorzej, niestety). Wyluzowana. Ludzie się nie spieszą, nie stresują. Nie widać zdenerwowanych ludzi. Żyje się trochę wolniej niż w Europie. Z drugiej strony ludzie dużo pracują, często zostają po godzinach, żeby coś skończyć... Mało kto rzuca wszystko i wychodzi po 8 godzinach.

AUSTRALIJCZYCY? Na to pytanie jest ciężko odpowiedzieć. Ci, co żyją tutaj od kilku pokoleń? Czy ci urodzeni tutaj? Moja córka jest Australijką czy Polką? Ten kraj, szczególnie Sydney, to totalna mieszanka kulturowa. Większość ludzi trzyma się swoich zwyczajów i żyje razem z innymi i jakoś wszyscy się akceptują nawzajem. Połowa ludności mówi z jakimś akcentem. Ludzie wierzą (lub nie wierzą) w różnych bogów. Obchodzimy Chiński Nowy Rok, a dwa 58

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

dni wcześniej Dzień Australii. Co roku mamy festiwal i paradę gejów. Latem są polskie święta i sztuczny śnieg i choinka. Wszystkiego po trochu. Jest interesująco. Australia jest też dość zaściankowa w porównaniu do Europy. Nikt nie dba o wystrój wnętrz na przykład. W rezultacie restauracje potrafią czasem wyglądać dość obskurnie. Do tego trzeba się przyzwyczaić, bo to wcale nie oznacza, że jest brudno, tylko, że nikt nie przykłada do tego wagi. Tak samo wnętrza domów - nikt nie urządza sobie mieszkanka i ładuje wszystkich oszczędności w nie. Myślę, że dlatego, że pogoda jest piękna i większość wolnego czasu spędza się na dworze, na plaży.


Nie ma drugiego takiego miejsca

na ZIEMI

kamerą i piórem

Paweł Olas pasjonat podróży, fotografii i Australii Urodziłem się i wychowałem na Śląsku w Gliwicach. Dzieciństwo w komunizmie, mieszkanie w bloku, taki śląski standard. Skończyłem informatykę na Politechnice Śląskiej. Przed wyjazdem do Australii pracowałem zdalnie z domu, mając własną firmę, programując. Do dziś część oprogramowania napisanego w tamtych latach jest dostępna on-line: www.treesdesigner.com

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

59


kamerą i piórem / PAWEŁ OLAS

Australia jest dla ludzi, którzy lubią przyrodę. Tego mamy tu pod dostatkiem. Godzinę od domu jest przepiękne wybrzeże z niezliczonymi plażami. Nawet w środku lata można znaleźć takie, na których nie ma żywej duszy. Fakt, że trzeba do nich dojść, ale wysiłek jest tego wart. Popularne miejskie plaże są przepełnione. Godzina jazdy w przeciwnym kierunku i znajdujemy się w dzikich górach, usianych kanionami i wodospadami. “Góry” są trochę dziwne, bo są na odwrót. Miasteczka i drogi są na górze i na wycieczki schodzi się w doliny. Nie są wysokie, ani wyjątkowo piękne. Ale są dzikie i puste. Można iść dwa dni i nie spotkać nikogo, kąpać się w wodospadzie i spać w jaskini. Dla mnie jest to główny powód, dla którego mieszkam na drugim końcu świata.

60

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


{

Godzina drogi od Sydney tuż obok jednego z najpopularnieszych miejsc turystycznych. Mało znany historyczny szlak. W dolinie, na dole 180 metrowego wodospadu (lower wentworth falls) spędziłem cały dzień zwiedzając okolicę. Byłem sam.

}

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

61


kamerą i piórem / PAWEŁ OLAS

PODRÓŻE? W lecie bierzemy namiot i jedziemy wzdłuż wybrzeża. Co roku ciągle odkrywamy nowe miejsca. Dookoła namiotów skaczą kangury, w nocy upierdliwe pałanki i warany przychodzą kraść jedzenie, ale dla prawdziwych pasjonatów przyrody nie ma chyba drugiego takiego miejsca na Ziemi. Dwie godziny jazdy od domu są zupełnie dzikie i ogromne parki narodowe, gdzie bez dobrej mapy i kompasu można przepaść na dobre. Tutaj nie ma klasycznych szlaków jakie znamy z polskich gór. Nic nie jest oznakowane, wielokrotnie nawet nie ma ścieżki. Oczywiście są miejsca przygotowane, ze schodkami i barierkami, ale takie omijamy z daleka. Co ciekawe, tutejszy las, czyli busz, jest bardzo głośny. Ptaki, cykady i chmara innych żyjątek nadają na okrągło. Tak naprawdę dopiero zdałem sobie z tego sprawę w tym roku jak pojechaliśmy na Tasmanię. Tam w lasach jest cicho.

62

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


{

Moja żona w buszu. Nowa Zelandia. Południowa wyspa. Banks peninsula.

} PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

63


wydarzenie / KULTURA

PIERWSZA PREMIERA W TEATRZE MIEJSKIM W GLIWICACH! 22 stycznia na afiszu Teatru Miejskiego w Gliwicach pojawił się „Dom Spokojnej Młodości” ironiczno – groteskowa opowieść o burzliwych zdarzeniach z początku lat 90., spektakl dramatyczno – muzyczny w reżyserii Łukasza Czuja. „Dom Spokojnej Młodości” jest spektaklem dramatycznym odwołującym się jednocześnie do nowoczesnego teatru muzycznego. Opowiada o Polsce, o burzliwych zdarzeniach z początku lat 90., o pogoni za marzeniami i mirażami wpisanymi w obietnicę świeżo odzyskanej wolności.

64

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

(…) to wyprawa nasycona emocjami, jednak nie sentymentalna i ckliwa. „Dom Spokojnej Młodości" opowiada o emocjach, wzruszeniach, ekscytacjach, które mają swoje korzenie w tamtych latach, a towarzyszą nam do dziś. Co więcej, po ćwierćwieczu nadal są bardzo gorące i bardzo współczesne. – powiedział po spektaklu reżyser. Tłem opowieści są Gliwice: powstanie targowiska „Balcerek” przy ulicy Zwycięstwa, czy krótka wizyta papieża Jana Pawła II w roku 1999. Nie zabraknie także odniesień do wydarzeń, które poruszały wówczas masową wyobraźnię w naszym

kraju, takich jak walka Andrzeja Gołoty z Lennoxem Lewisem o pas mistrza świata wagi ciężkiej, czy protesty rolników przeciwko przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Premiera była jednocześnie prezentacją nowego zespołu artystycznego Teatru Miejskiego w Gliwicach. W spektaklu wzięli udział nowi aktorzy, absolwenci krakowskiej i wrocławskiej PWST oraz artyści gościnnie zaangażowani do tego projektu. tekst: materiały prasowe Teatru Miejskiego zdjęcia: Prestiż Gliwice, Krzysztof Krzemiński


11 lutowych rozrywek

rozrywki / NIEZBĘDNIK

U M Y S ŁO W YC H Stanisław Jerzy Lec mówił, że nie sztuka powiedzieć: Jestem! Trzeba jeszcze być. A aby bywać trzeba być dobrze poinformowanym. Oto nasz gliwicki niezbędnik rozrywkowy ułatwiający kulturalną obsługę wydarzeń w lutym. Co warto zobaczyć, posłuchać, przeżyć aby z czystym sumieniem powiedzieć - nieźle było! Frank Zappa przekonywał, że umysł jest jak spadochron. Nie działa, jeśli nie jest otwarty. Dlatego otwórz się na te 11 rozrywek w wolnym czasie w lutym.

Zobacz, co możesz zrobić dla swojego umysłu.

1

Przekonaj się 26 lutego w kinie Amok na Wystawie na Ekranie, jakim był pierwszy impresjonista Claude Monet

Film JA, CLAUDE MONET ukazuje nowe spojrzenie na człowieka, który nie tylko namalował obraz dający początek impresjonizmowi, ale był również jednym z najbardziej wpływowych i znanych malarzy XIX i początku XX wieku. Mimo to, a może właśnie dlatego, w prawdziwym życiu Monet często cierpiał z powodu poczucia osamotnienia, depresji, a nawet miewał myśli samobójcze. Dzięki temu dokumentowi mamy szansę wniknąć w tajemnice dzieła artysty, który jak żaden inny naznaczył i przekształcił zachodnią sztukę.

Claude Monet - Houses of Parliament, London, 1910 rok

JA, CLAUDE MONET

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

65


2

rozrywki / NIEZBĘDNIK

Wyskocz 17 lutego do Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu zobaczyć na scenie niesamowitych tańczących Gruzinów

„Spróbujcie skoczyć w powietrzu, podginając kolana pod siebie. Potem upadnijcie na klęczki na podłogę i skoczcie ponownie, żeby znów upaść i kontynuować! A potem kręćcie się na palcach w miękkich butach z taką szybkością, żeby nikt nie rozpoznał waszego własnego oblicza. A potem zróbcie okrążenie wokół sceny na klęczkach. Urzeknijcie przepiękne damy, które obserwują spokojnie i figlarnie wasz śmiały taniec, który stara się wywalczyć ich przychylność”. Tak napisał recenzent The Washington Post (USA) po zobaczeniu ich występu. Gruziński balet narodowy Sukhishvili składa się z 500 tancerzy i własnej orkiestry. Powstał 70 lat temu i bazuje na tradycyjnych gruzińskich tańcach. Żeby występy były jeszcze bardziej spektakularne, założyciele stworzyli nowe układy, łącząc je ze współczesnymi krokami. Występ grupy Sukhishvili to spektakularne i bardzo dynamiczne show dla całej rodziny: od dzieci po seniorów. Nie ma czasu na nudę. Są elementy sztuk walki i akrobacje. W dodatku tancerze ubrani są w przepiękne, bardzo dopracowane, kolorowe kostiumy.

Sprawdź 23 lutego w jakiej formie jest kabaret Hrabi Cyrkuśniki to najnowszy program kabaretu Hrabi. „Patrzcie, idzie nasz miejscowy cyrkuśnik”! - lata temu usłyszał Dariusz Kamys, wchodząc do sklepu spożywczego. Niech więc tak będzie! Cyrkuśniki - Aktorzy na usługach publiczności. Wszystko dla niej. Kabaret Hrabi do usług w Bytomskim Centrum Kultury. Kiedyś w kultowym kabarecie POTEM. Od zimy 2002 roku zbiegły się ponownie życiorysy artystyczne Darka Kamysa (ksywka Kamol) i Joanny Kołaczkowskiej (ksywka Lola lub Asior) i przy współudziale Łukasza Pietscha (ksywka Lopez) i Tomasza Majera (ksywka Bajer), scaliły się w kabaret Hrabi. Połączenie było na tyle udane – że dziś jakikolwiek inny skład wydaje się gorszy.

66

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

3


4

Zabierz dziecko 25 lutego do Teatru Miejskiego na premierę teatralnej wyprawy w Kosmos Widzowie zostaną zaproszeni na pokład rakiety, aby towarzyszyć Pirxowi w locie egzaminacyjnym. Od tego lotu zależy, czy Pirx zdobędzie uprawnienia pilota-kosmonauty. W przestrzeni kosmicznej czekają go zaskakujące przygody i nieprzewidziane sytuacje. Do zdania egzaminu niezbędna będzie pomoc widzów. Oprócz tytułowego bohatera młoda publiczność pozna szereg ziemskich i kosmicznych postaci. spektakl dla widzów 8+

5

Przekonaj się 17, 18 i 19 lutego w Teatrze Miejskim w Gliwicach czy grupa młodych ludzi znalazła sens odzyskanej wolności

6

Daj się wciągnąć 26 lutego w historię wynalazcy kremu Nivea w Domu Pamięci Żydów Górnośląskich

Dom Spokojnej Młodości w reżyserii Łukasza Czuja to spektakl muzyczny przygotowany przez Teatr Miejski w Gliwicach. Tłem tej historii są okoliczności związane z Gliwicami: powstanie słynnego targowiska „Balcerek” czy wizyta papieża w 1999 roku. Nie brakuje także nawiązań do wydarzeń, które poruszały masową wyobraźnię, takich jak słynna walka Andrzeja Gołoty z Lennoxem Lewisem czy protesty przeciw wejściu do Unii Europejskiej. Całość opowiedziana jest w dynamicznym rytmie, z mocno rozbudowaną choreografią.

W roku 2016 minęło 105 lat od stworzenia kremu Nivea. Ten, prawdopodobnie najsłynniejszy krem świata powstał w Hamburgu, jednak jego twórcą był gliwiczanin - Oscar Troplowitz. Urodził się on w 1863 roku, w rodzinie niemieckich Żydów. Choć w swoim rodzinnym mieście spędził jedynie pierwszych 7 lat życia, zawsze pamiętał o Górnym Śląsku i Gliwicach, gdzie jego dziadek prowadził renomowaną winiarnię, a ojciec był znanym budowniczym. W Domu Pamięci Żydów Górnośląskich, oddziale gliwickiego Muzeum, będzie można zobaczyć unikatową kolekcję tzw. „nivealiów”, składającą się z wielkiej ilości opakowań po kremie Nivea, gadżetów reklamowych firmy Beiersdorf, plakatów, wycinków z prasy. Cały ten zbiór jest własnością kolekcjonera i pasjonata marki NIVEA - Wojciecha Mszycy. PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

67


7 rozrywki / NIEZBĘDNIK

Zobacz w kinie AMOK jak Michalina Wisłocka zrewolucjonizowała życie seksualne w PRL-u

8

Michalina Wisłocka napisała książkę, która zmieniła życie Polaków. Ale zanim „Sztuka kochania” podbiła rodzimy rynek księgarski i zrewolucjonizowała seksualność PRL-u, jej autorka musiała przejść długą drogę. Słynna ginekolog poświęciła lata na przełamywanie konserwatywnej obyczajowości i przepychanki z bezduszną cenzurą. Losy Michaliny śledzimy na trzech różnych etapach jej życia, które doprowadziły ją do napisania i wydania „Sztuki kochania”. Wisłocka rozprawiając się z konserwatywnymi stereotypami i wszechobecną ignorancją, zrewolucjonizowała życie seksualne całego kraju. Wszystko za pomocą jednej książki. Opowieść o powstaniu „Sztuki kochania” Michaliny Wisłockiej to historia rewolucji seksualnej w wersji PRL.

Sprawdź od 17 lutego w Muzeum jaką biżuterię nosiły nasze prababki, czego zazdrościły i czego pożądały

A pożądanie to nie zawsze zaspokajano prędko, zważywszy fakt, że komplet biżuterii, zwany garniturem lub z francuskiego „grand parure” w XVIII i XIX wieku był dość kosztowny. Mógł on bowiem składać się z kilkunastu elementów! Obok obowiązkowych kolczyków, bransolet i kolii lub naszyjnika w skład jego wchodził na przykład krzyżyk, guziki (tak, tak!) czy łańcuch zegarka. Perfekcyjna dama nie pojawiała się na mieście bez parasolki, której rączka była idealnie dopasowana zarówno do sukni jak i do biżuterii właśnie! – mówi kurator wystawy „Klejnoty i uczucia” Biżuteria dawna ze zbiorów Muzeum w Gliwicach, dr Dagmara Wójcik.

68

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


Szeregowy Pułku Piechoty von Courbière (2. Poznańskiego) nr 19 w Mundurze wyjściowym, ze zbiorów prywatnych Norberta Kozioła fot. arch. Muzeum w Gliwicach

9

10

Obejrzyj i poczytaj zapis socjologiczny gliwickiej fotografki

Zofii Rydet

Zapis socjologiczny 1978-1990 to pierwsze wydawnictwo zakrojone na tak szeroką skalę, próbujące przybliżyć olbrzymi cykl, który nigdy nie doczekał się formy ostatecznej – ani za życia fotografki, ani później. Nie jest również przypadkiem, że książka powstała w Gliwicach, mieście, w którym Zofia Rydet spędziła znaczną część swego życia – mówi Grzegorz Krawczyk, dyrektor Muzeum w Gliwicach. Wojciech Nowicki, autor wyboru zdjęć i eseju pisze: Zapis socjologiczny jest również historią ludzi opowiedzianą przez towarzyszące im przedmioty, które przyrastają z czasem, by w końcu niemal ich zatopić.

11

Poznaj jak wyglądał świat śląskich regimentów do wybuchu pierwszej wojny światowej na wystawie w Willi Caro Militarny ceremoniał i symbolika… szamerowane mundury, broń i ordery, przemarsze, defilady i parady, uroczystości pułkowe, manewry i ćwiczenia. Kultura militarna w dekadach poprzedzających wybuch pierwszej wojny światowej stanowiła jeden z najistotniejszych segmentów funkcjonowania społeczeństw europejskich. Mundur stawał się ważnym, często dominującym elementem pejzażu miejskiego, oddziaływał na ówczesną modę i obyczaje - mówią kuratorzy wystawy – historycy Zbigniew Gołasz i Aleksandra Korol-Chudy. Celem wystawy jest zaprezentowanie kultury militarnej w prowincji śląskiej od lat sześćdziesiątych XIX w. do roku 1914 r., w jej wymiarze materialnym oraz symbolicznym. Jak dotąd żadne ze śląskich muzeów nie pokusiło się o próbę syntetycznego przedstawienia tego zagadnienia.

Pośmiej się 21 lutego w MROWISKU na wyjątkowej nocy ze znanymi kabareciarzami solo

Na kabaretowej scenie Centrum Kultury Studenckiej MROWISKO wystąpi trzech mężczyzn i jedna wyjątkowa kobieta. ROBERT KORÓLCZYK – Lider Kabaretu Młodych Panów, twórca tekstów kabaretowych od lat bawiący miliony Polaków. Mówi w każdym języku, choć zna tylko jeden. EWA BŁACHNIO – Aktorka kabaretowa (były kabaret Limo) i dramatyczna. Poza działalnością teatralną ciągle blisko związana jest z estradą – m.in. solowe występy kabaretowo-recitalowe przy akompaniamencie gliwickiego zespołu „Muzikanty”. MARCIN ZBIGNIEW WOJCIECH – Człowiek trojga imion, z czego jedno jest nazwiskiem. Kwintesencja określenia: „pozytywny wariat.” TOMASZ JACHIMEK – Jest to człowiek samowystarczalny i niesamowicie uzdolniony. Potrafi mówić przez godzinę bez przerwy, rozśmieszając przy tym ludzi do granic rozśmieszalności.

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

69


galeria / TOMASZ SIPA

Częściej staram się tworzyć rzeczywistość niż ją tylko utrwalać 70

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


„a mysterious story”

wizaż. Ewa Lefek / włosy Pre�y Hair Styling - with Ewelina design / mod. Martynika Photomodel / Fotomodelka Dedo

Czym jest dla ciebie fotografia? Tomasz Sipa - Kilka dobrych lat temu wymyśliłem slogan na własne wizytówki, który głosił, że fotografia to "Twój sposób, by zatrzymać czas..." coś w tym jest - szczególnie dla większości ludzi to prawdziwie twierdzenie. Robimy zdjęcia z różnych powodów, głównie na pamiątkę, by łatwiej było wracać do czasów młodości, miejsc czy ludzi. To jednak z mojej perspektywy już bardzo niepełna definicja... częściej staram się tworzyć rzeczywistość niż ją tylko utrwalać. Sesje są swego rodzaju kreowaniem pewnych wizji, tworzeniem światów, realizacją pomysłów, a czasem po prostu "robieniem zdjęć".

Jaki rodzaj fotografii lubisz najbardziej? Zastanawiam się jak by ten rodzaj nazwać... dość popularne ostatnio hasło to "fotografia sensualna", ale czy zawsze? Nie wiem... to trochę jak z muzyką zależy od nastroju, jednak z pewnością nie wyobrażam już sobie robienia zdjęć bez ludzi przed obiektywem. Przestałem biegać po parkach i robić zdjęcia wszystkiemu, co popadnie, nie ganiam żabek, nie szukam widoczków... jeśli już taki zobaczę, myślę jak wkomponować w to tło człowieka, w jakiej sytuacji mógłby się tu znaleźć... Na twoich zdjęciach są przede wszystkim kobiety. Skąd je bierzesz?

Wbrew pozorom, to prostsze niż może się wydawać. W świecie, w którym powstają różnego rodzaju fora internetowe, grupy i portale każdy znajdzie coś dla siebie... tak samo jest z fotografią - są ludzie, którzy wcielają się w modeli/modelki i tacy, co grają rolę fotografów. W końcu przecież "życie to teatr" każdy w tym świecie może być kim chce. Oczywiście, trudniej o znalezienie odpowiedniej osoby, której profesjonalizm i aparycja pomoże nam uzyskać odpowiedni klimat i poziom fotografii. Dobra modelka, jak i niejednokrotnie reszta sesyjnej ekipy, to skarb. Moim bardzo dziękuję, że zechciały poświęcić swój czas i dawały radę niejednokrotnie w ciężkich warunkach. PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

71


galeria / TOMASZ SIPA

„Markiza Angelika”

mod. Angela Olszewska / styl. Evelyn’s Dresses - Ewelina Maciocha-Pławska Stylist

Co tak fascynującego jest w akcie? To zależy od konkretnego aktu - w niektórych nic, inne zachwycają. Bardziej ogólnie, jest w nim możliwość pokazania siebie (np. dla modelki), pokazania historii (dla fotografa) w formie, w jakiej nie widujemy ludzi na co dzień na ulicy... poza tym pragniemy piękna wokół nas, a przecież kobiety to właśnie płeć piękna. Pełny akt jest prostszy... nie trzeba martwić się ciuchy, o źle dobraną, niemodną stylizację modelki. Jaki masz wpływ na wybór pleneru? Każdy ma wpływ na to, co wybiera i co tworzy jeśli nie jest mu typowo

72

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

narzucona komercyjna granica. Ważne, by w miejscu w jakim się znajdziemy umieć znaleźć ten kawałek przestrzeni, który dopasuje się do charakteru sesji i to bez względu na to gdzie jesteśmy... prawdą jest, że wciąż brakuje mi dojścia do miejsc, w których można by popuścić wodze fantazji... na zimę to na pewno ciepłe wnętrze - chętnie przygarnę takie ;) czy to stara kamienica, zakład krawiecki, loft czy wykwintna rezydencja - wszędzie można stworzyć własną niebanalną historię. O czym marzysz jako fotograf? By móc połączyć pasje z pracą, by iść do

przodu, a nie stać w miejscu, by kiedyś może być zapamiętanym... praca w świecie modelingu, sesji zdjęciowych, kampanii reklamowych, też będzie po części spełnieniem marzeń, byle nie trzeba było rezygnować z siebie, bo to czasem niszczy pasję i zamienia ją w szarą codzienność.

Tomasz Sipa: Gliwiczanin. Skończył nie istniejące już Liceum Handlowe w Sośnicy. Z wykształcenia socjolog (licencjat).


„Angela”

mod. Angela Olszewska

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

73


kronika / promocja

PREZENTACJA

W DESIGN D10

zdjęcia: Krzysztof Krzemiński

D10 to sklep stworzony dla osób ceniących sobie komfort i kreatywność. Nasi klienci nie są obojętni na sztukę. Podążają za najnowszymi trendami i są otwarci na świat. Ważna jest dla nich wyjątkowość oraz niepowtarzalność mebli i przedmiotów, którymi się otaczają.

WERNISAŻ WYSTAWY w Muzeum w Gliwicach zdjęcia z archiwum Muzeum w Gliwicach

Kuratorka wystawy: Aleksandra Korol-Chudy

Kurator wystawy: Zbigniew Gołasz

Dyrektor Muzeum w Gliwicach: Grzegorz Krawczyk

28 stycznia w Muzeum w Gliwicach odbył się wernisaż wystawy: „Z Bogiem za króla i ojczyznę”. Kultura militarna prowincji śląskiej od wojen zjednoczeniowych do Wielkiej Wojny (1864–1914). To pierwsza taka ekspozycja w muzeum na Śląsku. To barwna opowieść o jednostkach wojskowych kwaterujących na terenie prowincji śląskiej w okresie od lat 60. XIX w. do wybuchu Wielkiej Wojny w 1914 roku.

74

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


kronika /

KONCERT NOWOROCZNY PREZYDENTA / TEATR MIEJSKI

Prezydent Zygmunt Frankiewicz i dyrektor Andrzej Korpak

Prezydent Gliwic i laureat Gliwickiego Lwa wraz z żonami

zdjęcia: Krzysztof Krzemiński

Koncert: Dorota Miśkiewicz, W. Nahorny, H. Miśkiewicz

Laureat tegorocznej nagrody, dyrektor Andrzej Korpak

20 stycznia w Teatrze Miejskim Andrzej Korpak, dyrektor generalny zakładu General Motors Manufacturing Poland został uhonorowany prestiżową nagrodą „Gliwickiego Lwa” przez Prezydenta Miasta Gliwice, Zygmunta Frankiewicza. To niezwykłe wyróżnienie przyznawane jest efektywnym liderom firm lub instytucji działających na terenie Gliwic. Jeżeli organizujesz konferencję, jubileusz, spotkanie i chcesz, aby pojawiło się w Kronice zadzwoń pod numer fotografa 504 090 055

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

75


kronika /

PREMIERA spektaklu DOM SPOKOJNEJ MŁODOŚCI / TEATR MIEJSKI

zdjęcia: Krzysztof Krzemiński / Prestiż Gliwice

Od prawej: Łukasz Czuj, reżyser spektaklu

22 stycznia na afiszu Teatru Miejskiego w Gliwicach pojawił się „Dom Spokojnej Młodości” ironiczno – groteskowa opowieść o burzliwych zdarzeniach z początku lat 90., spektakl dramatyczno – muzyczny w reżyserii Łukasza Czuja. Opowiada o pogoni za marzeniami i mirażami wpisanymi w obietnicę świeżo odzyskanej wolności.

76

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI


kronika /

WERNISAŻ WYSTAWY ZPAP / KLUB PEREŁKA

zdjęcia: Antoni Witwicki i Wojciech Baran

Plakat Wystawy - proj. A. Zawisza-Kubicka

Od lewej: Anna Zima, Oldrich Krsička, Ewelina Suchanek, Justyna Lach, Helena Dąbrowska i Anna Zawisza-Kubicka,

Od lewej siedzą: Katarzyna Rosłon, Helena Szuba i stoją: Ewelina Pokorska, Oldrich Krsička i Rafał Gawrycki

Joanna Heyda-Rumin, Katarzyna Rosłon i Ewa Pańczyk-Hałubiec

Marta zajączyńska-Kowalska i dyr. MBP Bogna Dobrakowska

Z lewej Rafał Gawrycki, z prawej Ewelina Suchanek

Bożena Szwaja i Maria Konopnicka

Henryk Orzechowski i Oldrich Krsička

11 stycznia 2017 roku w Centrum Organizacji Kuturalnych „Perełka” odbył się wernisaż corocznej wystawy prac artystów zrzeszonych w Związku Polskich Artystów Plastyków Okręgu Gliwicko-Zabrzańskiego. Była to już 187. wystawa Związku. Jeżeli organizujesz konferencję, jubileusz, spotkanie i chcesz, aby pojawiło się w Kronice zadzwoń pod numer fotografa 504 090 055

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

77


ludzie / AGNIESZKA BATÓG

To jest kartka z kalendarza po śląsku. Jak wyrwać delikatnie, to może służyć przez cały miesiąc na ścianie, i uczyć.

Zdjęcie z przedstawienia: Ulotna historia czarownicy z Czeladzi, wrzesień 2016

BAJKI I BERY O ŚLĄSKU PO POLSKU

Lufcik to od lewej: Natalia Kuznik, Marcin Wiśniewski, Agnieszka Batóg, Katarzyna Łyczkowska, Olaf Józefoski

78

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

foto: Jagoda Stuła Granda Photography

Lufcik na korbę, czyli bajki o Śląsku po polsku to artystyczne dziecko Agnieszki Batóg, gliwickiej autorki, reżyserującej, grającej, nagrywającej i któż tam wie co jeszcze... Przedstawienia ze znakiem Lufcika można oglądać na całym Śląsku i w internecie. Ale dlaczego tak? Bajki i bery są bardzo mocno związane tak z kulturą, jak i naszą tożsamością. Lufcik na korbkę pomaga poznać dzieciom część historii regionu, z którego pochodzą. Opowiadamy o Śląsku po polsku, kształtując w sposób ciekawy i zabawny wiedzę o naszym regionie i wprowadzając śląskie słownictwo - mówi Agnieszka Batóg, trzymająca korbę przedsięwzięcia. Dlaczego po polsku? Bo śląska gwara to najbardziej staropolski z polskich dialektów. Jednak wiele dzieci w ogóle nie potrafi mówić po śląsku - im młodsze pokolenie, tym mniejsza znajomość gŏdki. Projekt „Bajki i bery o Śląsku po polsku” aktywizuje także ludzi starszych oraz pozwala im na wkład w rozwój i ochronę niematerialnych dóbr kultury, dając poczucie bycia potrzebnymi. Takie działania kształtują przywiązanie do naszej lokalnej mikroojczyzny.


PRESTIÅ» MAGAZYN GLIWICKI

79


80

PRESTIÅ» MAGAZYN GLIWICKI


kino s t u d y j n e

16.02 czw

luty 2017 W poniedziałki kino nieczynne, zapraszamy na tanie WTorKi

M M D

16.15 18.00 19.00

M

20.15

LAS, 4 RANO HONOROWY OBYWATEL ZANIM BĘDZIESZ U BRZEGU – Hanna Banaszak, Mirosław Czyżykiewicz Piosenka jest dobra na wszystko TYSIĄC I JEDNA NOC cz. 3 Dziesiątka „Kina”

17.02 pt

D M M D M D

15.15 15.45 18.00 18.00 20.00 20.15

TONI ERDMANN HONOROWY OBYWATEL SYN SZAWŁA Dziesiątka „Kina” SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ MOONLIGHT MILCZENIE

18.02 sob

D M M D M D

15.15 15.45 18.00 18.00 20.00 20.15

TONI ERDMANN HONOROWY OBYWATEL FUOCOAMMARE. OGIEŃ NA MORZU Dziesiątka „Kina” SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ MOONLIGHT MILCZENIE

D

11.00

M D M D M D

15.45 16.00 18.00 18.00 20.00 20.15

WIERSZYKI DOMOWE, KACPERIADA gość Michał Rusinek Dziecięcy Salonik Filmowy HONOROWY OBYWATEL PATERSON Dziesiątka „Kina” KOSMOS Dziesiątka „Kina” SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ MOONLIGHT MILCZENIE

D D M D M M D

12.30 15.15 15.45 17.30 18.00 20.00 20.15

TONI ERDMANN seans seniora SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ HONOROWY OBYWATEL TONI ERDMANN MUSTANG Dziesiątka „Kina” MOONLIGHT MILCZENIE

D M D M M D

15.30 16.30 18.00 18.15 20.00 20.15

LA LA LAND ŚLADY STÓP SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ ŻYCIE ANIMOWANE HONOROWY OBYWATEL TONI ERDMANN

4.02 sob

M D M M D

16.30 18.00 18.15 20.00 20.30

ŚLADY STÓP WIEDEŃSKI KONCERT KARNAWAŁOWY ELEGANZY ŻYCIE ANIMOWANE HONOROWY OBYWATEL SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ

5.02 nd

D

16.00

JEZIORO ŁABĘDZIE Transmisja z Teatru Bolszoj

M M D M

16.30 18.15 19.00 20.00

ŚLADY STÓP ŻYCIE ANIMOWANE TONI ERDMANN HONOROWY OBYWATEL

7.02 wt

D M D M M D

15.30 16.30 18.00 18.15 20.00 20.15

LA LA LAND ŚLADY STÓP SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ ŻYCIE ANIMOWANE HONOROWY OBYWATEL TONI ERDMANN

22.02 śr

D M D M M D

15.15 15.45 17.30 17.45 20.00 20.15

SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ HONOROWY OBYWATEL TONI ERDMANN EGZAMIN Dziesiątka „Kina” MOONLIGHT MILCZENIE

8.02 śr

D D M D M M D

12.30 15.30 16.30 18.00 18.15 20.00 20.15

LA LA LAND seans seniora LA LA LAND ŚLADY STÓP SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ ŻYCIE ANIMOWANE LAS, 4 RANO DKF Trans – rozmowa z gościem TONI ERDMANN

23.02 czw

D M D M M D

15.15 16.15 18.00 18.00 20.00 20.15

MILCZENIE MECZ O WSZYSTKO seans z audiodeskrypcją SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ LOBSTER Dziesiątka „Kina” MOONLIGHT FUTURE SHORTS WINTER 2017 DKF Trans

9.02 czw

D M D M M D

15.30 16.30 18.00 18.15 20.00 20.15

LA LA LAND ŚLADY STÓP SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ ŻYCIE ANIMOWANE HONOROWY OBYWATEL TONI ERDMANN

24.02 pt

D M D M M

15.15, 20.15 POKOT 16.00 OSTATNIA RODZINA Dziesiątka „Kina” 17.30 MILCZENIE 18.15 MOONLIGHT 20.15 LOBSTER Dziesiątka „Kina”

25.02

10-11.02 pt-sob

D M D M D M

15.15 16.15 17.30 18.00 20.15 20.15

SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ ŻYCIE ANIMOWANE TONI ERDMANN HONOROWY OBYWATEL LA LA LAND LAS, 4 RANO

D M M

16.00 16.00 18.15

D M

15.15 16.15

D M D M

17.30 18.00 20.15 20.15

SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ ANATOL I JEGO RONDELEK ORAZ KRÓTKIE FILMY Kino Dzieci Prezentuje TONI ERDMANN HONOROWY OBYWATEL LA LA LAND LAS, 4 RANO

D

12.30

D M D M D M

15.15 16.15 18.00 18.00 20.15 20.15

SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ seans seniora TONI ERDMANN LAS, 4 RANO SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ HONOROWY OBYWATEL LA LA LAND TYSIĄC I JEDNA NOC cz. 1 Dziesiątka „Kina”

D M D M D M

15.15 16.15 18.00 18.00 20.15 20.15

TONI ERDMANN LAS, 4 RANO SZTUKA KOCHANIA. HISTORIA MICHALINY WISŁOCKIEJ HONOROWY OBYWATEL LA LA LAND TYSIĄC I JEDNA NOC cz. 2 Dziesiątka „Kina”

14.02 wt

15.02 śr

21.02 wt

sob

D

18.55

RUSAŁKA Transmisja z MET Opera

M

20.15

KOSMOS Dziesiątka „Kina”

D M

15.45 16.00

POKOT OSTATNIA RODZINA Dziesiątka „Kina”

D

18.15

JA, CLAUDE MONET Wystawa na ekranie

M D M

18.15 20.00 20.15

MOONLIGHT MILCZENIE ANOMALISA Dziesiątka „Kina”

D M D M M

15.15, 20.15 POKOT 16.30 ŚLADY STÓP 17.30 MILCZENIE 18.15 MOONLIGHT 20.15 OSTATNIA RODZINA Dziesiątka „Kina”

1.03

D D M D M M

12.30 MILCZENIE seans seniora 15.15, 20.15 POKOT 16.30 ŚLADY STÓP 17.30 MILCZENIE 18.15 MOONLIGHT 20.15 OSTATNIA RODZINA Dziesiątka „Kina”

2.03 czw

D M D M M

15.15, 20.15 POKOT 16.30 ŚLADY STÓP 17.30 MILCZENIE 18.15 MOONLIGHT 20.15 OSTATNIA RODZINA Dziesiątka „Kina”

26.02 nd

28.02 wt śr

n Seanse filmowe zwykłe (2d) wtorek-niedziela: Normalny: 18 zł, ulgowy: 14 zł, Rodzina 3+: 12 zł n Seans seniora: 10 zł lub 8 zł

Biuro tel. 32-238-25-01 e-mail: biuro@amok.gliwice.pl Kasa tel.: 32-231-56-99 e-mail: kasa@amok.gliwice.pl (rezerwacja biletów) Sprzedaż biletów on-line na:

www.amok.gliwice.pl facebook.com/AMOK.KINO

n MeT opera: Normalny: 50 zł, ulgowy: 45 zł; Rodzina 3+: 40 zł n Balet Teatru Bolszoj Normalny: 50 zł, ulgowy: 45 zł; Rodzina 3+: 40 zł n Wystawa na ekranie: Ja, Claude Monet: Normalny: 25 zł, ulgowy: 20 zł, Rodzina 3+, szkoły: 15 zł n dkS TRanS (LaS, 4 Rano, FS WinTeR SeaSon): 12/10 zl n dziecięcy Salonik: 8 zł n kino dzieci prezentuje: 10 zł n Seans z audiodeskrypcją: Normalny: 12 zł , ulgowy: 10 zł n Tani wtorek: Normalny: 12 zł, ulgowy: 10 zł, Rodzina 3+: 10 zł (od stycznia 2017 tanim dniem jest WTOREK) n dziesiątka kina (przegląd filmów): Na pojedyncze filmy: 16 zł (N), 12 zł (U); Karnety: w przypadku jednorazowego zakupu biletów na co najmniej: - 3 różne filmy (3+), ceny spadają do 12 zł (N), 10 zł (U) - 6 różnych filmów (6+), ceny spadają do 10 zł (N), 8 zł (U) - 9 różnych filmów (9+), ceny spadają do 8 zł (N), 6 zł (U) * Bilety na przeglądy w cenach promocyjnych (karnetach +) muszą być kupowane jednorazowo z góry na wszystkie wybrane filmy danego przeglądu; Rodzina 3+ - dodatkowe zniżki o 2 zł. n piosenka jest dobra na wszystko (koncert): 60 zł n Wiedeński koncert karnawałowy eLeGanzY: Normalny: 30 zł, ulgowy: 25 zł

luty

44-100 Gliwice, Dolnych Wałów 3

Kierownictwo kina zastrzega sobie prawo do zmian w repertuarze, które są podawane na stronie kina w aktualnościach

2017

D – duża sala M – mała sala

Ceny biletów

POKOT OSTATNIA RODZINA Dziesiątka „Kina” MOONLIGHT

ToNi ErDMaNN La La Land HonoRoWY oBYWaTeL ŻYCie aniMoWane LaS, 4 Rano MiLCzenie MoonLiGHT PoKoT SeanS z aUdiodeSkRYpCJĄ FUTURe SHoRTS WinTeR Ja, CLaUde MoneT dzieSiĄTka ‚kina’

12.02 nd

19.02 nd

SzTUka koCHania. HiSToRia MiCHaLinY WiSłoCkieJ

3.02 pt

PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

81


82

PRESTIÅ» MAGAZYN GLIWICKI


miejsca / PRESTIŻOWE MIEJSCA, W KTÓRYCH ZNAJDZIESZ MAGAZYN PRESTIŻ GLIWICE KAWIARNIE Art Słodkie Życie, Zwycięstwa 38 Cafe & Collation, Al. Przyjaźni 11 Coffeina Cafe, Grodowa 18 Czekoladziarnia, Krupnicza 12 Kafo Kawiarnia, Wieczorka 14 Klapec Lody Mistrzowskie, Strzelców Bytomskich 4 Klapec Lody Mistrzowskie, Wysoka 6 Lody Monte Negro, Rynek 13 Minka cafe, Zawiszy Czarnego 22 PINOCCHIO sweet baby cafe, Bankowa 7 RESTAURACJE/PUBY/KLUBY 4art Klub Muzyczny, Wieczorka 22 Ajntopf Śląski Vegebar, Kłodnicka 2 Art Sushi, Długosza 2 B-Man, Pszczyńska 315 (CH Europa Centralna) Bo Grill & Restaurant, Plebańska 5 Capri Pizzeria, Łużycka 2c Dobra Kasza Nasza, Rynek 3 Dworek u Hrabiego, Świętokrzyska 6 Gospoda Pod Wiązem, Dolnej Wsi 40 Hemingway Club, Raciborska 2 (Rynek) Herbaciarnia Czajnik, Fredry 4 Kawiarnia i Restauracja Wiedeńska, Nowy Świat 55/57 Klub Gwarek, Rynek 18 Micha Zupa Bar, Barlickiego 15 Mini Browar Majer, Studzienna 8 MOMO Restaurant & Cocktail bar, Rynek 1 (Ratusz) Paris Paris Cafe Bistro, Krupnicza 19 Pataya, Bankowa 5 PKP Pyszne Kurcze Pyszne, Jasnogórska 14a Przystanek Shausha, Sosnowa 2 Gabriella, Łabędzka 39a Portowa, Portowa 4 RibaRiba, Grodowa 5 Siedlisko, Jaracza 13 (Łabędy) Stary Browar, Piwna 1b Quchnia B, Górnych Wałów 42 Symfonia Smaku, Pszczyńska 197 Trzy Światy, Kilińskiego 14a Wanilia, Korfantego 36 Sapori Divini Pizza, Górnych Wałów 22 Sushi Arigato, Wodna 5 Sushi Kushi, Młyńska 8 Wine Bar Lofty, Zygmunta Starego 24 a Trattoria Castello, Wiejska 16B Trattoria la rustica, Daszyńskiego 540 Pałac Większyce, Kozielska 15, Większyce Chata Polaka, Kozielska 297 Qchnia, Dworcowa 45 KLINIKI I GABINETY LEKARSKIE Idealnie Klinika Depilacji, Zygmunta Starego 10 Klinika Kosmetologii Natalia Sudoł, Gen. Berbeckiego 2 Klinika Medycyny Estetycznej - Ikona City, Al. Przyjaźni 7/1 Weiss Klinik, Zygmunta Starego 24 KLUBY FITNESS Jatomi Fitness, Lipowa 1 (CH FORUM) Open Sport, Górnych Wałów 29 Shausha Sport Club, Sosnowa 2 Smart Gym, Łużycka 16 Stary Hangar Fitness & Wellness Club, Toruńska 1 Xtreme fitness, Żwirki i Wigury 66 SALONY FRYZJERSKIE I KOSMETYCZNE Alter Ego pracownia wizerunku, Zygmunta Starego 2 Biarritz salon fryzjerski, J. Kochanowskiego 2 Estetica Point, Barlickiego 1 (II piętro)

Farma Piękności, Zwycięstwa 44/1 Instytut Piękna Butterfly Bartosz Wolak, Zwycięstwa 49/7 Kutrzyk Gabinet Kosmetyki Prof., Górnych Wałów 30 Lucjan’s Barbershop, Wrocławska 15 Przystanek Uroda, Ks. Marcina Strzody Salon Filomena, Daszyńskiego 34 Salon Fryzjerski Amalia, Chudoby 5 Sick Boy Barbershop, Toszecka 116B Studio Anna Jaremka, Pliszki 22 Studio Fryzur LUDWIG, Zygmunta Starego 10 Studio Fryzur LUDWIG, Wysoka 6 Studio Jata, Zwycięstwa 32 SALONY SAMOCHODOWE Auto Centrum Lellek Group, Portowa 2 BMW GANINEX Gazda Group, Pszczyńska 322 Citroen MAKROCAR, Toszecka 137a Ford City Car, Dąbrowskiego 26 Honda Ha-Mol, Tarnogórska 173 Keller Gliwice / Renault Dacia Hyundai, Daszyńskiego 546 Kia Euro-Kas, Pszczyńska 186 Mad Mobil / Nissan Suzuki, Daszyńskiego 277 Opel Wawrosz, Tarnogórska 188 Toyota JA-NOW-AN, Knurowska 8, Zabrze HOTELE Hotel Arsenał, Gen. Zawadzkiego 68 Hotel Diament, Zwycięstwa 42 Hotel Malinowski, Portowa 4 Hotel Mikulski, Dąbrowskiego 24 Hotel Modrzewiowy Dwór, Mazowiecka 44 Hotel Royal, Jana Matejki 10 Hotel Silvia Gold, Studzienna 8 Hotel Trzy Światy, Kilińskiego 14a Zajazd Zodiak II, Tarnogórska 12 SALONY/SKLEPY/BUTIKI Ambiente Boutique by Mackiewicz, Dworcowa 40 ANNA Suknie Ślubne, Zwycięstwa 43 Art Ceramika, Kujawska 100 Design D10, Dunikowskiego 10 Domino Butik, Dworcowa 38 Easy Dizajn, Zygmunta Starego 24 FanSport, Młyńska 8 Kwiaciarnia Jonda, Kozielska 84 Kwiaciarnia Pokusa, Zygmunta Starego 6 Kwiaciarnia Róża, Tarnogórska 14 Nycz Optyk, Zwycięstwa 14 / Matejki 5 Salon NAP, Zygmunta Starego 24 Sanimex Salon Łazienek i Mebli, Łabędzka 24 SixSilver, Daszyńskiego 40 Sklep Biegacza, Kozielska 25 Sport Center Żurawiecki, Świętokrzyska 1 W.KRUK Salon Jubilerski, Zwycięstwa 50 INNE AleGra, Chorzowska 53 Centrum Informacji, Dolnych Wałów 3 (Kino Amok) Czary Mary Bawialnia, Pszczyńska 197 DigiFOTO, Studzienna 3 Dom Pamięci Żydów Górnośląskich, Poniatowskiego 14 Gliwicki Teatr Miejski, Nowy Świat 55/57 JAZOVIA Centrum Kultury, Rynek 10 Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna, Podstrefa Gliwice Kinder Planeta, Łabędzka 26 Kino Amok, Dolnych Wałów 3 Ogólnopolskie Biuro Tłumaczeń, Wyszyńskiego 12/4 Palmiarnia Miejska, Aleksandra Fredry 6 Temat Rzeka Klub Muzyczny, Górnych Wałów 26 Willa Caro, Dolnych Wałów 8a (Muzeum w Gliwicach)

Jeżeli na powyższej liście nie ma Państwa firmy, prosimy o kontakt na adres: reklama@prestizgliwice.pl PRESTIŻ MAGAZYN GLIWICKI

83


84

PRESTIÅ» MAGAZYN GLIWICKI


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.