Malta – złoty sen śródmorza
Morskie Centrum Nauki
Jak dawniej jadano na Pomorzu
Pustynia, Bajkał i mnisi, czyli podróż koleją Transsyberyjską
W PEŁNI ELEKTRYCZNY EQS SUV DLA PIONIERÓW
Na okładce: Marszałek
Województwa Zachodniopomorskiego
Olgierd Geblewicz
Kolaż: Radosław Kurzaj
SPIS TREŚCI
10. Słowo od naczelnej
13. Nowe miejsca
FELIETON
14. Krzywym okiem – pisze Darek Staniewski
WYDARZENIA
17. Piąta odsłona Szczecin Biznes & HR
18. Nowe technologie na platformach
21. Młodzi mają głos
23. Aktywne i rodzinne dolce vita
24. Plener aktorski – artystyczna przygoda z gwiazdami
TEMAT Z OKŁADKI
26. Morskie Centrum Nauki – będziemy z niego dumni
27. Morskie Centrum Nauki – morza i oceany bez tajemnic
PODRÓŻE
34. Pustynia, Bajkał i mnisi
40. Maltańska Valletta – złoty sen śródziemnomorza
STYL ŻYCIA
46. Jak dawniej jadano na Pomorzu
EDYTORIAL
50. Emocje przyciągające wzrok
BIZNES
54. Medycyna estetyczna – Pacjent NIE Klient
56. 18 dołków Jerzego Safanowa
58. Marka musi być prawdziwą opowieścią
60. Pralnia Eko – najnowsze technologie, najwyższa jakość i bezkonkurencyjne usługi
62. Jak w tropikach, czyli Palmiarnia na Wyspie Grodzkiej?
64. Mieszkania dla wymagających
KULINARIA
66. Nr 1 w świecie win – Michel Chapoutier – pisze Marek Popielski
MOTORYZACJA
68. Rok salonu Škoda City Store
70. Mikrus MR 300 uroczy i nasz
ZDROWIE I URODA
74. Laseroterapia… w lato?
76. Wiosenne regeneracje
78. Ginekologia estetyczna poprawia jakość życia kobiet
80. Implanty Zygomatyczne — rewolucyjne rozwiązanie dla rekonstrukcji uzębienia
83. Po pierwsze profilaktyka
84. Jakość życia, o którą warto zawalczyć
86. Starożytny zastrzyk energii
87. Ekspert radzi
KULTURA
88. Recenzje teatralne – pisze Daniel Źródlewski
89. Recenzje filmowe – pisze Daniel Źródlewski
90. Historia sztuki to jedno wielkie fałszerstwo / Dotyk za dotyk. Dansing
93. Dżem / Adios Felipe
94. Muzyczny kosmos / Aktywna tkanka miasta
97. Obywatele Republiki / Po wielkiej wojnie
98. Gotyckie zabytki, pamiątki i tajemnice
102. KRONIKI
REDAKTOR NACZELNA:
IZABELA MARECKA
REDAKCJA:
ANETA DOLEGA, DANIEL ŹRÓDLEWSKI, KAROLINA WYSOCKA, DARIUSZ
STANIEWSKI
FELIETONIŚCI:
SZYMON KACZMAREK, ANNA OŁÓW-WACHOWICZ
WSPÓŁPRACA:
PANNA LU, ARKADIUSZ KRUPA, ALEKSANDRA KUPIS
WIOSENNY BALANS
Nie wiem jak Wam, ale mi w tym roku szczególnie mocno brakowało słońca, ciepła i wiosennej energii. I tak oto nadszedł maj. A wraz nim szaleństwo, kolorów, zapachów i kwiatów. Tematyka w magazynie też nieco lżejsza. I choć w Prestiżu nie unikamy tematów ważnych i trudnych jednak staramy się, by treści były zbalansowane. Obok tych, które skłaniają do refleksji, są i te które mają dać radość, przyjemność i odpoczynek. W tym numerze polecam bardzo wciągający artykuł o tym, jak dawniej jadano na Pomorzu. Pierniki, gęś i kiszony łosoś. Zaskakujące, ale takie właśnie potrawy pojawiały się regularnie na stołach naszych przodków. Z pewnością była to kuchnia, którą rządziły pory roku. Siłą rzeczy stawiała na produkty, które można było wytworzyć z uprawianych tu roślin, na dary lasu i łąk, zioła, ryby, dziczyznę. Królowała wspomniana już przeze mnie gęś pomorska. Mówiło się, że jest kuta albo że chodzi w butach. Kiedyś, kiedy transport nie były aż tak rozwinięty, hodowcy gęsi pędzili je do miejsca uboju dziesiątki, a nawet setki kilometrów. Aby w tym pochodzie zabezpieczyć gęsie łapy przed urazami, wpuszczano utuczone ptaki do tuneli najpierw przez smołę, później przez piasek i tak tworzył się niejako „bucik”, który powodował, że ich łapy nie raniły się tak często… Barbarzyńskie powiecie? Chyba nadal ma się to nijak do „fabryk zwierząt” u naszych azjatyckich sąsiadów…
Na okładce natomiast króluje Morskie Centrum Nauki, które będzie niebawem otwarte. Nas po Centrum oprowadził nie kto inny, jak sam marszałek Olgierd Geblewicz. Projekt MCN już od początku budził wiele kontrowersji. Zadaliśmy oczywiście Marszałkowi pytanie, dlaczego powstało akurat na Łasztowni. Niektórzy bowiem twierdzą, że budynek zepsuł widok na Wały Chrobrego. – Lokalizacja nie jest przypadkowa – wyjaśnia Olgierd Geblewicz i dodaje: – Chcieliśmy, by tego typu obiekt powstał nad wodą, aby jego bryła odbijała się w Odrze jak w lustrze. Wpisywał się w naszą filozofię przywrócenia Szczecinowi Odry, od której miasto się odwróciło. Przypomnę, że podobne kontrowersje towarzyszyły budowie samej Trasy Zamkowej. Ona również ingeruje bardzo mocno w panoramę naszego miasta. Szanuję tego typu głosy, natomiast uważam, że przepiękna panorama Szczecina z widokiem na Wały Chrobrego nie powinna być podziwiana jedynie w ciągu kilku sekund z okna pędzącego pędzącego samochodu, lecz „smakowana” w spokoju. Trudno polemizować. Mnie osobiście urzekł taras na dachu MCN – fantastyczne miejsce do podziwiania krajobrazu miasta. Może przekonać chyba każdego.
Izabela Marecka
Wydawnictwo Prestiż e-mail: redakcja@eprestiz.pl | www.prestizszczecin.pl
MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY
WYDAWCA:
WYDAWNICTWO PRESTIŻ
UL. MIKOŁAJA KOPERNIKA 6/9
70-241 SZCZECIN
REKLAMA I MARKETING:
KONRAD KUPIS, TEL.: 733 790 590
ALICJA KRUK, TEL.: 537 790 590
KARINA TESSAR, TEL.: 537 490 970
RADOSŁAW PERZ, TEL.: 575 650 590
DZIAŁ PRAWNY:
ADW. KORNELIA STOLF- PEPLIŃSKA stolf-peplinska@kancelariacywilna.com
DZIAŁ FOTO:
BOGUSZ KLUZ, EWELINA PRUS, ALICJA USZYŃSKA, DAGNA DRĄŻKOWSKA-MAJCHROWICZ ALEKSANDRA MEDVEY-GRUSZKA
SKŁAD GAZETY:
AGATA TARKA, marta@motif-studio.pl
DRUKARNIA:
DRUKARNIA KADRUK S.C.
Redakcja nie odpowiada za treść reklam. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i redagowania treści redakcyjnych.
GALERIA KASKADA
NIEMOŻLIWE
Restauracja, której podstawą w menu są produkty sezonowe, o które oparte są przygotowywane oryginalne dania. Goście lokalu oprócz wyboru potrawy, mogą sami ją skomponować z dostępnych dodatków. To idealne miejsce dla niezdecydowanych a zarazem konkretnych smakoszy, wiedzących na co mają ochotę. Oprócz stałej karty, w ofercie lokalu są specjalne lunche, cykliczne tematyczne kolacje degustacyjne i co pewien czas sobotnie wieczory z muzyką na żywo.
Szczecin, Kaszubska 19
AUTO CLUB BONJOUR
Autoryzowany salon i serwis marek Citroen i Peugeot. Oprócz nowych modeli w ofercie znajdują się. m.in. sprzedaż używanych aut, wypożyczalnia samochodów, samochody zastępcze, serwis mechaniczny, serwis blacharsko-lakierniczy, dedykowane akcesoria, bogate pakiety ubezpieczeń, elastyczne formy finansowania, a także profesjonalna i bardzo pomocna obsługa.
Szczecin, ul. Andre Citroena 1
MENNICA SKARBOWA
Bistro z ogródkem i dużym wyborem śniadań, z akcentem na kuchnię francuską, produkty i techniki przygotowywania dań. Brioche wypiekane są na miejscu, codziennie. Ponadto w menu lokalu znajdują się m.in. croissanty na słodko i na słono, crepes suzette, francuskie tosty, francuskie wino, lemoniada Fentimans, makaroniki, napoleonki i kawa podawana w vintagowej porcelanie.
Mennica Skarbowa to największy dealer złota inwestycyjnego i innych metali szlachetnych w Polsce, notowany na NewConnect - alternatywnym rynku warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych. Głównym obszarem działalności spółki jest sprzedaż złota inwestycyjnego (sztabek i monet bulionowych), a także innych metali szlachetnych oraz biżuterii. W 2022 roku spółka sprzedała prawie 5 ton złota w postaci monet oraz sztabek. Produkty z oferty Mennicy Skarbowej można kupić w 17 oddziałach w Polsce , a także za pośrednictwem sklepów internetowych: mennicaskarbowa.pl i mennicakrajowa.pl.
Szczecin, ul. Śląska 47/4
Szczecin, ul. Małopolskiej 3Dziennikarz z bardzo bogatym stażem i podobno niezłym dorobkiem. Pracował w kilku lokalnych mediach. Współautor dwóch książek i autor jednej – satyrycznie prezentującej świat lokalnej polityki. Status w życiu i na Facebooku: „w związku” z piękną kobietą. Wielbiciel hucznych imprez, dobrej kuchni i polskiej kinematografii (choć może nie tej najnowszej).
Krzywym okiem
W październiku ubiegłego roku w Białobokach w gminie Trzebiatów otworzono Skwer Mnicha. To urokliwe miejsce upamiętnienia dawny klasztor norbertanów i jednocześnie jest niewątpliwie lokalną atrakcją turystyczną. Na skwerze znalazła się m.in. rzeźba mnicha i studnia, do której wzorem wielu innych miejsc w Polsce, Europie i na świecie zwiedzający wrzucali monety – jedni na pamiątkę, inni na szczęście. Ale kilkanaście dni temu pewien „sprytny” złodziej postanowił „obrobić” studnię. Odkręcił śruby, powyciągał drobniaki i z łupem oddalił się w nieznanym kierunku. Mieszkańcy gminy Trzebiatów od razu okrzyknęli to wydarzenie lokalnym „skokiem stulecia”. Zasłużenie. Bo rzeczywiście sprawca wspiął się na wyżyny złodziejskich umiejętności. Wszystkie elementy „skoku stulecia” zostały spełnione. Miejsce zdarzenie były wyjątkowo pilnie strzeżone przez setki kamer, strażników a wnętrze studni przecinały alarmowe strumienie laserów. Łup okazał się gigantyczny, bo przecież od października ubiegłego roku, czyli chwili otwarcia skweru przewinęły się wokół studni setki tysięcy turystów z kraju i ze świata. I na pewno wrzucali do niej nie tylko drobne, ale także banknoty, biżuterię, sztabki złota, krugerandy, kryptowaluty oraz pakiety akcji najważniejszych firm notowanych na światowych giełdach. Docenić także trzeba przebiegłość sprawcy, który okazał się przestępcą wyjątkowo wyrafinowanym – opracował szatański plan skoku, przeprowadził go błyskotliwie wzbudzając podziw i strach mieszkańców gminy Trzebiatów. Skradziono kwota była chyba tak znaczna, że tylko szokiem lokalnych władz można tłumaczyć fakt, że do dziś nie ujawniono wysokości strat. Poza tym nie słychać, aby policja choćby wpadła na trop sprawcy, nie mówiąc nawet o wytypowaniu podejrzanego lub ujęciu złodzieja. Pewnie teraz leży on gdzieś tam na jakiejś karaibskiej plaży, w towarzystwie miejscowych piękności w bikini, popijając „mohito” i paląc kubańskie cygara. Abstrahując jednak od tego skoku, o którym na pewno będą nauczać w szkole policyjnej w Szczytnie i od jego sprawcy, który prawdopodobnie jest jakimś członkiem lokalnego Gangu Olsena i prędzej czy później wpadnie, kiedy zacznie się przechwalać swym wyczynem podczas jakiejś libacji alkoholowej w gronie podobnych mu istot. Pomysł Białoboków w gminie Trzabiatów zasługuje na przeniesienie np. do Szczecina oraz do innych miast regionu, gdzie powinny natychmiast zostać uruchomione takie studnie albo fontanny. Po pierwsze – może to być dodatkowe źródło dochodów dla danej miejscowości, po drugie – będzie to kolejna atrakcja turystyczna, a po trzecie – miejscowi mogliby sobie dorobić np. otwierając małą gastronomię przy takich obiektach. Tylko trzeba odpowiednio popracować nad stworzeniem historii takich studni i fontann, które skusiłby turystów do odwiedzenia takich miejsc i wrzucenia do ich wnętrz znacznej ilości monet. Najlepsze byłyby jakieś łzawe historie miłosne np. XIX-wieczne uczucie pruskiego junkra zamieszkującego te ziemie do prostej folwarcznej dziewki, która usidlona przez niecnego kochanka gdzieś w zbożu nie mogąc znieść wstydu i hańby jaką okryła siebie i rodzinę rzuciła się do studni. Do tego można dodać elementy horroru – bo owe dziewczę potem straszyło po nocach wrednego kochanka doprowadzając go do obłędu, a następnie do doży-
wotniego pobytu w zakładzie dla psychicznie chorych. Możliwości jest mnóstwo. Można sięgnąć np. nawet do czasów dynastii Gryfitów. Ale trzeba uważać, aby studnia wyglądem pasowały do epoki, w której dzieje się opowieść. Muszą być odpowiednio „ucharakteryzowane”. Przy nowszych obiektach tego typu można uknuć bardziej współczesne legendy np. z lat PRL-u o romansie dyrektora miejscowego PGR do sekretarki o którym dowiedziała się żona tego osobnika. I wtedy zatruła jedyną w okolicy studnię doprowadzając do zgonu wszystkie hodowane w owym gospodarstwie tuczniki.
Z fontannami jest nieco trudniej. Nie każdego stać, aby do lata stworzyć obiekt na miarę choćby takiej rzymskiej di Trevi. Turyści z całego świata wrzucają do niej monety, co ma im zapewnić powrót do Rzymu. Codziennie do Fontanny di Trevi wrzucanych jest około 3 tys. euro w drobnych! A według wyliczeń włoskich ekspertów co roku do jej wód trafia nawet 1,5 miliona euro. Na razie nie ma jednak co myśleć o takich kwotach. Nasze fontanny najpierw trzeba wypromować. Najłatwiej może być w Szczecinie. W stolicy Pomorza Zachodniego znajduje się ich kilka. Ale najważniejsze są dwie. Jedna u stóp Wałów Chrobrego, a druga na Jasnych Błoniach. Obie spełniają podstawowy atrybut – są atrakcyjne położenie w miejscach uwielbianych przez turystów. Nic tylko zaszczepić zwyczaj wrzucania do nich pieniędzy. Tylko potrzebna jest legenda. W przypadku pierwszej z nich może to być opowieść np. obok niej przechodzili osobnicy, którzy krwawo zapisali się w historii świata i Polski. Bo to był i Hitler, i Chruszczow, i Bierut, i Gomułka. Nazwiska robią swoje. A jak do tego dorzucimy legendę, że za każdym razem, kiedy przechodzili obok fontanny, to np. woda się w niej burzyła, gotowała wręcz, zwiastując jakieś nieszczęście. Aby do tego więcej nie dochodziło i aby odgonić złe moce trzeba wrzucić pieniążek. Albo tylko po to, żeby po prostu wrócić do Szczecina. W przypadku drugiej z fontann tzw. „bartłomiejki” (to na cześć jednego z byłych prezydentów miasta, dziś nie cieszącego się zbytnią popularnością i uznaniem znaczącej części mieszkańców) można przypomnieć, że ona jest położona na jednym końcu Jasnych Błoni a na drugim w 1987 roku odprawiał mszę nie kto inny tylko papież Jan Paweł II. W tym przypadku jednak wrzucanie monet może budzić pewne wątpliwości moralne. Ale tu można się podeprzeć np. urokliwymi platanami oraz zapewnieniem, że pieniążek, który trafi do fontanny zapewni wrzucającemu rychły powrót do Szczecina. Czasu coraz mniej, letni sezon już za pasem. Trzeba więc się brać czym prędzej do roboty. Pamiętajmy tylko o jednym. Zawsze istnieje groźba, że na wysokości zadania nie stanie czynnik ludzki, czyli turysta. I będzie jak w słynnej komedii Stanisława Barei pt. Brunet wieczorową porą”. Przypomnienie – na stacji kolejowej pojawia się wycieczka szkolna. Nauczycielka stojąc z uczniami przed fontanną mówi: „Jak ktoś wrzuci pieniążek, to tu wróci. Wszyscy mamy pieniążki? To wrzucamy, trzy, cztery!”. Ale jeden z uczniów nie wrzuca i chowa monetę do kieszeni. Podchodzi do niego Jan Himilsbach, grający dworcowego pijaczka i pyta: „A ty czemu nie wrzuciłeś?”. Uczeń: „Bo ja tu nie chcę więcej wrócić”. Koniec sceny.
RZEMIEŚLNICZY BROWAR Z PASJĄ
ODKRYJ AUTENTYCZNY SMAK PIWA Z BROWARU FOLGA!
Od czasów średniowiecza Browar Folga w Gryficach tworzy wyjątkowe piwa, inspirując się najlepszymi gatunkami z różnych regionów świata. Zwiedź naszą restaurację i skosztuj wykwintnych dań regionalnej kuchni, wzbogaconych o smak rzemieślniczego piwa. Nasza winiarnia i kuchnia pozwolą Ci na delektowanie się smakiem nawet w grupie 100 osób. Spróbuj naszych wyjątkowych specjałów i piw z Browaru Folga.
ODWIEDŹ NAS I PRZEKONAJ SIĘ!
Browar Folga | ul. Nowy Świat 8 72-300 Gryfice | eventy@browarfolga.pl
PIĄTA ODSŁONA SZCZECIN
BIZNES & HR
NAJBARDZIEJ WPŁYWOWE POSTACIE LINKEDIN W JEDNYM MIEJSCU!
CHCESZ ICH POZNAĆ? NAJBLIŻSZA OKAZJA JUŻ 24 MAJA PODCZAS KOLEJNEJ EDYCJI WYDARZENIA SZCZECIN BIZNES & HR ORGANIZOWANEGO PRZEZ LSJ HR GROUP. TO NIEZWYKŁA OKAZJA, BY WYSŁUCHAĆ MACIEJA HERMANA, CEO FIRMY WEDEL CZY JEDNEJ Z NAJBARDZIEJ ROZCHWYTYWANYCH TRENEREK BIZNESU W POLSCE SYLWII KRÓLIKOWSKIEJ. – INTERESUJE NAS TYLKO PRAKTYCZNA WIEDZA I CENNE WSKAZÓWKI
DLA PRZEDSIĘBIORCÓW I MENADŻERÓW – MÓWI KATARZYNA OPIEKULSKA-SOZAŃSKA, DYREKTOR ZARZĄDZAJĄCA LSJ HR GROUP, ORGANIZATORKA WYDARZENIA.
Żywa inspiracja i świeże spojrzenie
Dwudniowy Szczecin Biznes & HR odbędzie się już 24 maja w szczecińskim hotelu Courtyard by Marriott. To kolejna edycja znanej konferencji, która jest źródłem żywej i kreatywnej dyskusji na temat przyszłości, trendów oraz szans i zagrożeń na rynku pracy. To forum dyskusji o tym, jakie wyzwania szykuje dla nas jeszcze rynek pracy i gospodarka, jak kształtuje się nasza rzeczywistość i co ma wpływ na sytuację i działalność polskich firm.
Podczas tegorocznej konferencji Szczecin Biznes& HR jej uczestnicy będą szukali sposobu jak zbudować relacje w firmie tak, aby znaleźć azymut w świecie, który pędzi do przodu i co chwilę zmienia kierunek.
– Wielu menadżerów zadaje sobie pytanie: jak znaleźć nic komunikacji z nowymi pracownikami? Jak zbudować efektywny operacyjnie zespół? Jak motywować do pracy swoich pracowników, a jednocześnie wykazywać się empatią dla potrzeb pracowników? Te wszystkie pytania padną podczas naszej konferencji –mówi Katarzyna Opiekulska – Sozańska, dyrektor zarządzająca LSJ HR Group.
–- Nasza konferencja ma być źródłem inspiracji dla menadżerów i przedsiębiorców. Mamy tak wspaniałych ekspertów, że ich wiedza na pewno otworzy nam oczy na to, jak zmienia się świat i ludzie dookoła. Czasem trzeba nam takiej żywej inspiracji i świeżego spojrzenia – mówi dalej szefowa LSJ HR Group.
Najbardziej rozpoznawalne nazwiska świata biznesu w jednym miejscu
W pierwszym dniu m.in. Maciej Herman – Dyrektor Zarządzają -
cy Lotte Wedel sp. z o.o. wyjaśni, czy i jak HR powinien spełniać oczekiwania biznesu, czy tez może raczej to biznes powinien odpowiadać na oczekiwania HR. Sławomir Łopalewski – Dyrektor Zarządzający Lux Med Ubezpieczenia przedstawi jak HR i biznes troszczą się o pracowników, a prof. Witold Orłowski – profesor ekonomii i główny doradca ekonomiczny PwC Polska zaprezentuje, jak wygląda świat w roku 2023 i co dziś znaczą trzy magiczne słowa: wiedza, innowacje, dostosowanie. Natomiast Sylwia Królikowska założycielka i Prezes Zarządu Van Dahlen Group Sp. z o.o opowie o upadku klasycznego przywództwa. W drugim dniu konferencji poprowadzi ona warsztat poświęcony zarządzaniu najmłodszymi pokoleniami pracowników. – Warsztat z Sylwią Królikowską to jedno z moich spełnionych marzeń. To najbardziej rozpoznawalna trenerka biznesu w Polsce, postać niesamowicie energetyczna i inspirująca, a jednocześnie bardzo szczera i konkretna. Jeżeli coś w naszej firmie nie działa, albo coś nie działa w naszym myśleniu, to podczas warsztatu będzie okazja, by zapytać Sylwię o opinię. Dodam, że została ona wyróżniona nagrodą "Linfluencer" przez Gazetę Wyborczą. Słuchałam jej warsztatu na temat młodego pokolenia na rynku pracy, to głos który powinien trafić do każdego menadżera i dyrektora zarządzającego jeżeli chcemy być "on time" w zarządzaniu młodymi ludźmi - mówi Katarzyna Opiekulska. Szczecin Biznes & HR po raz kolejny poprowadzi znana i lubiana prezenterka Beata Tadla, która jak zwykle postara się zarazić uczestników konferencji profesjonalizmem działania i swoją pozytywną energią.
autor: ds/foto: materiały prasowe
NOWE TECHNOLOGIE NA PLATFORMACH
DARIA OPASIAK, STUDENTKA SZCZECIŃSKIEJ AKADEMII SZTUKI NA KIERUNKU PROJEKTOWANIE UBIORU JEST AUTORKĄ NIESAMOWITYCH BUTÓW. OSTATNIO DO SESJI PROMUJĄCEJ SWÓJ ALBUM ZAŁOŻYŁA WŁOSKA ARTYSTKA CAROLA MOCCIA, CZYLI LA NIÑA. OBUWIE O NAZAWIE „BŪTI” JEST INSPIROWANE JAPONIĄ, JEDNYM Z ULUBIONYCH MOTYWÓW MŁODEJ PROJEKTANTKI
WYKONAWCA I MODELKA: LA NIÑA (CAROLA MOCCIA)
FOTO: GESUALDO LANZA
MUA: EMANUELA FARANO
STYLIZACJA: DAMIANO RICCIO
– Często inspiruję się kulturą kształtującą się na przestrzeni wieków, a w szczególności natchnienie czerpię z kraju Kwitnącej Wiśni – wyjaśnia. – Staram się w każdy projekt włożyć jak najwięcej serca i spróbować czegoś nowego.
Swoje projekty Daria wykonuje często z oryginalnych materiałów. – Najczęściej są nimi styrogum, który służy do zbudowania platformy obuwia, różnego rodzaju sztuczne skóry, druk 3D, a w przypadku butów „The Rumbling ” postanowiłam użyć żółtej folii kaletniczej.
Tworząc buty, projektantka nie myśli o konkretnym odbiorcy. Czasem je wypożycza do prywatnych sesji zdjęciowych, lub
FOTO: KAMIL WINNICKI
MUA: DAGMARA MAJEWSKA
MODELKA: MALWINA KOWALCZYK
dla magazynów i do teledysków. – Projektowanie butów daje możliwość eksperymentowania z nowymi technologiami, materiałami, technikami, co może prowadzić do tworzenia innowacyjnych i unikalnych projektów. Widok postępu w projekcie i zainteresowanie ludzi stanowią dla mnie źródło wielkiej satysfakcji, szczególnie że wkładam w niego sporo wysiłku i zaangażowania – podkreśla i dodaje: – Moją ambicją jest projektowanie na różnych płaszczyznach, w tym także w przemyśle gamingowym - postaci do gier, co stanowi dla mnie fascynujące wyzwanie i możliwość realizacji moich pasji. Marzeniem nie mającym związku z moją działalnością jest większe zagłębienie się w kulturę dalekowschodnią
ad
MŁODZI MAJĄ GŁOS
„DZIECI I RYBY GŁOSU NIE MAJĄ”, TO SZTUKA NAPISANA PRZEZ SZCZECIŃSKICH LICEALI -
STÓW W RAMACH ACT OUT – NOWEGO PROJEKTU MŁODZIEŻOWEJ ORGANIZACJI INTERACT SZCZECIN INTERNATIONAL.
To nie tylko sztuka teatralna, ale również manifest. Manifest problemów i trudnych sytuacji z jakimi współczesna młodzież się zmaga, takich jak chociażby, braku akceptacji siebie. Ale jest to również prośba, aby ktoś w końcu ich wysłuchał, żeby młodzi ludzie mieli również pełne prawo do zmagania się z trudnościami życia, które nie będzie ignorowane i zostanie poważnie potraktowane. Czas, by przestarzałe i krzywdzące przysłowie „Dzieci i ryby głosu nie mają” przestało kształtować rzeczywistość.
– Mentorami tego wydarzenia zostały osoby związane z teatrem Lalek Pleciuga: Rafał Hajdukiewicz, Katarzyna Klimek i Edyta Niewińska-Van der Moeren, a także choreograf dr Alexandr Azarkevitch i Bartek Kubiak. Projekt zostanie zaprezentowany już 3 i 4 czerwca (godz. 19). Interact Szczecin International, to młodzieżowa część Rotary International (jeden z największych klubów Interact w Europie). Jest on organizatorem pokazu mody Fash’n’Act, a w tym roku powołał do życia Act Out. Organizacja swoimi działaniami wspiera konkretne osoby lub instytucje. Tegorocznym beneficjentem będzie fundacja – Instytut Nowoczesnej Edukacji ze Szczecina. Zajmuje się ona m.in. badaniami przesiewowymi młodzieży dotyczące ich stanu emocjonalnego, funkcjonowania w szkole po pandemii COVID-19 oraz warsztatami z kompetencji społecznych.
ad/fot: Martyna Dąbkowska
AKTYWNE I RODZINNE DOLCE VITA
FAMILIJNE WAKACJE, KTÓRE ŁĄCZĄ W SOBIE WYPOCZYNEK I AKTYWNY RELAKS NAD PIĘKNYM JEZIOREM? DLACZEGO NIE. TA -
KIE ATRAKCJE ZAPEWNI W TYM SEZONIE ALLEGRA, SZCZECIŃSKIE BIURO PODRÓŻY, KTÓRE SPECJALIZUJE SIĘ W RODZINNYCH WYJAZDACH W ALPY. GŁÓWNIE WŁOSKIE, OSZAŁAMIAJĄCO PIĘKNE O KAŻDEJ PORZE ROKU.
– W tym sezonie proponujemy wyjazdy w trzy miejsca: do Val di Sole i Val di Fiemme, jezioro Garda oraz Folgaria – mówi Paulina Kryszko, współwłaścicielka biura i instruktorka narciarstwa. – W pierwszych dwóch miejscach stawiamy na aktywny wypoczynek. W programie mamy, m.in. wędrówki alpejskimi szlakami, rating górską rzeką, wycieczki rowerowe i parki linowe. Po 5 dniach przenosimy się nad Jezioro Garda do miejscowości Torbole – mekki europejskiego windsurfingu, gdzie codziennie dla dzieci organizowane będą 3 godzinne lekcje windsurfingu pod opieką polskich instruktorów. Do tego zakwaterowanie w czterogwiazdkowych hotelach, gdzie nasi goście będą cały czas pod opieką naszego zespołu.
Drugi wyjazd to rowerowe lato w Folgarii.
– Ten rodzaj wakacji oparty jest przede wszytkim o różne formy turystyki rowerowej – mówi Michał Palejczyk, współwłaściciel Allegry i również instruktor narciarstwa. – Organizujemy wyprawy na e-bikach, zjazdy MTB – single tracki, a wszystko na różnych poziomach zaawansowania. Wśród zaplanowanych atrakcji nie zabraknie również trekkingów, spływu kajakowego i kąpieli w górskich jeziorach. Zakwaterowanie w naszym już słynnym Hotelu Klubowym – Club Alpino.
Wyjazd do Folgarii to 5-15 lipca, natomiast do Val di Fiemme można się wybrać w dwóch terminach: 11-21 lipca oraz od 25 lipca do 4 sierpnia a do Val di Sole – od 26 czerwca do 6 lipca oraz od 25 lipca do 4 sierpnia.
ad / foto: materiały prasowe
PLENER AKTORSKI – ARTYSTYCZNA PRZYGODA Z GWIAZDAMI
– TO BĘDZIE NIEZWYKŁE PRZEŻYCIE DLA NAS AKTORÓW, ALE TEŻ DLA WSZYSTKICH, KTÓRZY PRZYJADĄ W TEN MALOWNICZY PLENER ZAKOSZTOWAĆ ŚWIEŻEGO POWIETRZA I NASYCIĆ SIĘ ATMOSFERĄ WOLNOŚCI Z TEATREM ORAZ PRZYRODĄ W TLE – ZAPEWNIA SZYMON BOBROWSKI, ZNANY AKTOR TEATRALNY I FILMOWY, ZAPRASZAJĄC NA WYJĄTKOWE WYDARZENIE. ODBĘDZIE SIĘ ONO W DŁUGI CZERWCOWY WEEKEND, W DWORKU BIELIN K. CHOJNY W ZACHODNIOPOMORSKIEM.
Dwudniowy program „Pleneru Aktorskiego” wypełnią atrakcje w gwiazdorskiej obsadzie. Zaprezentują się Renata Dancewicz, Paulina Holz, Maria Seweryn, Piotr Borowski, Rafał Królikowski, Zbigniew Zamachowski, a także znakomici szczecińscy artyści: Olga Adamska, Baltic Neopolis Orchestra i ekipa teatru improwizowanego „Pozostali”. Gospodarzem będzie Szymon Bobrowski. – Zamarzyło nam się połączenie pleneru i sztuki, które pozwala na skrócenie dystansu między widzem a artystą. Chcemy włączyć ludzi w magiczny świat teatru i taka idea nam przyświecała, kiedy tworzyliśmy program wydarzenia – podkreśla Daniel Wojciech Macuk, dyrektor Centrum Kultury w Chojnie, pomysłodawca pleneru. – Zależy nam, aby wszyscy dobrze się bawili, zarówno artyści, jak i widzowie i każdy czuł się częścią tego artystycznego wydarzenia, aby energia między sceną a widownią się przenikała. Doświadczanie sztuki w swobodnej plenerowej atmosferze to niecodzienne emocje. Dworek w Bielinie, położony tak blisko Chojny, jest miejscem przeuroczym. Chętnie jeździmy podziwiać artystów tam, gdzie grają na co dzień, ale czasami możemy też zaprosić tę Warszawę, Paryż lub Wiedeń do nas. I to właśnie robimy.
Co się będzie działo w ogrodach Dworku Bielin?
Już pierwszego dnia do zabawy wciągną widzów aktorzy teatru improwizowanego. Olgę Adamską usłyszymy w „Kabaretowych impresjach”, „Nie tylko o miłości” zaśpiewa Zbigniew Zamachowski.
– O Zbyszku, który jest fantastycznym artystą, pomyśleliśmy od razu. Jego recital usłyszą państwo na zakończenie pierwszego dnia – zaprasza Szymon Bobrowski. – Kulminacją drugiego dnia pleneru jest z kolei rewelacyjny spektakl „Ludzie inteligentni” w reżyserii Olafa Lubaszenki, z udziałem wspaniałych artystów, moich przyjaciół. Graliśmy go już w różnych miejscach w Polsce, ale nigdy w plenerze. To będzie niezwykłe przeżycie dla nas aktorów, ale też, jestem głęboko przekonany, dla widzów, którzy wezmą w tym udział. Zanim rozpocznie się wie -
czorny spektakl odbędzie się koncert muzyki filmowej w wykonaniu Baltic Neopolis Orchestra a garść anegdot ze świata artystycznego pojawi się w rozmowach Szymona Bobrowskiego z gośćmi wydarzenia. Organizatorzy zadbali także o atrakcje towarzyszące – będzie m.in. pokaz charakteryzacji teatralnej, casting filmowy dla uczestników spotkania oraz kiermasz książek, w tym także autorstwa gwiazd wieczoru. Koneserów dobrej kuchni przywita restauracja Dworku Bielin oraz Plenerowe Bistro. Dla widzów, którzy przyjadą samochodami, zapewniony będzie parking. Tym, którzy zechcą dłużej pozostać w artystycznej atmosferze pleneru Dworek Bielin oferuje możliwość spędzenia całego długiego weekendu w towarzystwie artystów. – Gorąco liczymy na to, że nasza propozycja spodoba się i będzie zapowiedzią serii fantastycznych imprez, które przed nami – mówi Daniel Wojciech Macuk.
– Gorąco liczymy na to, że nasza propozycja spodoba się i będzie zapowiedzią serii fantastycznych plenerów, które przed nami – mówi Daniel Wojciech Macuk.
– Mamy nadzieję, że będzie szlachetnie. Zasługują na to goście i widzowie, ale też historyczny dworek i starodrzew parku bielińskiego – zauważa Szymon Bobrowski i rozmarzony dodaje: – Nad nami żurawie, wokół piękne konie, wszak będziemy na terenie Stadniny Koni Bielin, widzowie na leżakach, kocach, romantyczna atmosfera życzliwości i łagodności. Proszę tylko trzymać kciuki, żeby nie było deszczu. Pogodę zamawiamy słoneczną.
autor: KK / foto: materiały prasowe
„PlenerAktorski”odbędziesię9i10czerwca.Organizatorami sąCentrumKulturywChojnieorazDworekBielin.Wydarzenie objęłapatronatemburmistrzChojnyBarbaraRawecka.Szczegółyorazinformacjedotyczącebiletówipakietówpobytowych dostępne są na stronach CK w Chojnie, Dworku Bielin oraz wmediachspołecznościowych.
Morskie Centrum Nauki
BĘDZIEMY Z NIEGO DUMNI
MAJESTATYCZNY, NOWOCZEŚNIE ZAPROJEKTOWANY GMACH POŁOŻONY TUŻ NAD ODRĄ, W SAMYM CENTRUM NOWEGO SERCA SZCZECINA – ŁASZTOWNI. Z DALEKA PRZYKUWA UWAGĘ, WZBUDZA ZAINTERESOWANIE. NIE MOŻNA GO NIE ZAUWAŻYĆ. NA PEWNO STANIE SIĘ KOLEJNĄ IKONĄ STOLICY POMORZA ZACHODNIEGO. OBIEKTEM, KTÓRY BŁYSKAWICZNIE WPISZE SIĘ W KRAJOBRAZ ATRAKCJI MIASTA I BĘDZIE JEGO NASTĘPNĄ WIZYTÓWKĄ, PODOBNIE JAK NOWA FILHARMONIA, ZAMEK KSIĄŻĄT POMORSKICH, JASNE BŁONIA I WAŁY CHROBREGO. TO MORSKIE CENTRUM NAUKI – INSTYTUCJA KULTURY I EDUKACJI, MIEJSCE, W KTÓRYM KAŻDY MOŻE ODKRYĆ PRZYNAJMNIEJ KILKA TAJEMNIC NATURY, POZNAĆ SEKRETY MÓRZ I OCEANÓW, CODZIENNEJ PRACY
I MARYNARSKIEGO ŻYCIA NA STATKACH ORAZ ŻAGLOWCACH. O KULISACH JEGO POWSTANIA, DLA KOGO JEST PRZEZNACZONY, CO ZAPROPONUJE ODWIEDZAJĄCYM ROZMAWIAMY Z OLGIERDEM GEBLEWICZEM, MARSZAŁKIEM WOJEWÓDZTWA ZACHODNIOPOMORSKIEGO.
W jakich okolicznościach narodził się pomysł budowy Morskiego Centrum Nauki?
Pomysł narodził się z pragnienia pasjonatów morza: marynarzy, żeglarzy, naukowców, środowisk związanych z tradycjami morskimi. I stopniowo ewoluował. Pierwotną ideą była budowa Muzeum Morskiego i przyznam, że od samego początku bardzo mocno ją wspierałem. Obiekt ten miał powstać dzięki funduszom unijnym i wszystko wskazywało na to, że po wielu latach oczekiwań uda się urzeczywistnić te marzenia. Niestety, unijna perspektywa na lata 2014-2020 zaskoczyła nas zmianą podejścia do budowy obiektów muzealnych. Nie można już było na ten cel przeznaczać funduszy europejskich. Możliwe było natomiast budowanie centrów nauki. Zgodnie z pierwotnymi założeniami w Muzeum Morskim miał być obecny silny komponent edukacyjny. Pomysłodawcą i wielkim promotorem umieszczenia nauki w obiekcie poświęco -
nym tradycjom morskim był śp. prof. Jerzy Stelmach. Postanowiłem zatem połączyć te dwie idee. Tak narodziła się koncepcja powołania nowoczesnego centrum nauki, opartego o naszą wspaniałą szczecińską i regionalną morską historię. Wymyśliliśmy multimedialną placówkę naukowo–edukacyjną poświęconą m.in żegludze, gospodarce morskiej, szkutnictwu, wyposażoną w wystawę stałą, zawierającą interaktywne elementy nauki i techniki. Motyw przewodni Morskiego Centrum Nauki pozwała przecież na atrakcyjną prezentację zagadnień z zakresu m. in. fizyki, matematyki, astronomii, geografii, medycyny, techniki, socjologii, historii, czy sztuki. Daje ogromne możliwości organizacji ciekawych zajęć w laboratoriach i warsztatach, pokazów eksperymentów, czy spotkań z naukowcami, podróżnikami, ciekawymi ludźmi. To, co z początku wydawało się przeszkodą w realizacji planów, okazało się szansą na wzbogacenie i uatrakcyjnienie oferty.
Jaka jest główna idea działalności tej instytucji?
Od początku zakładaliśmy, że MCN ma nie tylko zarażać młodych ludzi pasją do poznawania nauki, morza, żeglugi, nawigacji, astronomii, ale również będzie eksponowało nasze wspaniałe morskie tradycje poprzez umieszczanie w nim odpowiednio przygotowanych eksponatów. Jednak zakres działalności centrum wykracza daleko poza sferę muzeum, dlatego zapadła decyzja o powołaniu odrębnej instytucji. Dziś będzie można zobaczyć tu kajak jednego z najdzielniejszych podróżników na świecie, nieodżałowanego Aleksandra Doby oraz zapoznać się z historią trzech jego transatlantyckich wypraw. Na wyobraźnię działa jacht Hanse 311, a właściwie jego połowa zawieszona pod sufitem, która pozwała zobaczyć na własne oczy, jak wygląda wnętrze prawdziwej jednostki. Ale będzie można też przeprowadzać lekcje, spotkania, prezentacje, pokazy. Możliwości jest naprawdę wiele.
Dlaczego wygrał zrealizowany projekt?
Osobiście nie byłem członkiem konkursowego jury, ale odpowiedź na to pytanie wydaje się być oczywista. Wygrał obiekt przypominający statek. Statek, który zgodnie z założeniami koncepcji miał na stałe zostać zakotwiczony na nabrzeżu Starówka na Łasztowni. Niebanalna bryła przypadła do gustu ju -
rorom, a ja się w pełni utożsamiam z ich decyzją. Mam głęboką nadzieję, że pomimo wielu kontrowersji, które towarzyszyły procesowi powstawania tego obiektu, przypadnie on również do gustu mieszkańcom Szczecina, regionu i przybywającym do nas turystom.
Czy istnieje w Europie drugi taki obiekt?
Centrów nauki zarówno w Polsce, jak i w całej Europie jest bardzo dużo. Można więc stwierdzić, że konkurencja w tym zakresie jest spora. Jednak morski charakter, jaki nadaliśmy temu obiektowi, na pewno wyróżnia go na mapie innych centrów. Wszystkie eksponaty zostały zaprojektowane z myślą o pielęgnowaniu morskiej tradycji i wymyślone specjalnie dla naszej instytucji. To czyni ją unikalną i wyjątkową.
Czy MCN będzie współpracował ze szczecińską Fabryką Wody? Chodzi o część edukacyjną powstającego miejskiego aquaparku.
Idea Fabryki Wody wyrosła później, niż nasza. Można więc powiedzieć, że to młodsza siostra MCN. Nie postrzegamy jej jako konkurencji, ale fantastyczne uzupełnienie naszej oferty. Po dobnie traktujemy inne centra nauki, które powstały z na -
szej inspiracji i ze wsparciem przydzielanych przez nas funduszy europejskich. Takie jednostki powstały w Stargardzie, Wałczu czy Świdwinie. MCN ma ofertę dla odbiorców indywidualnych, dla rodzin z Pomorza Zachodniego, Polski i Europy, ale drugą częścią oferty jest oferta dla szkół: zorganizowanych wizyt, a także możliwości przeprowadzenia zajęć edukacyjnych, lekcji z udziałem własnych nauczycieli, pracowników lub naukowców naszych szczecińskich uczelni. Zachodniopomorskie Centrum Doskonalenia Nauczycieli, z którym MCN współpracuje, już prowadzi szkolenia dla nauczycieli w tym zakresie. Od początku, czyli od momentu ogłoszenia budowy zadbaliśmy o współpracę z zachodniopomorskimi uczelniami. Podpisaliśmy wówczas z rektorami wszystkich szkół wyższych list intencyjny o współpracy zarówno w odniesieniu do programu, jak i oferty edukacyjnej. Mamy w tym wspólny interes. Chcemy, by nasze dzieci i młodzież pasjonowały się nauką, zgłębiały ją, były ciekawe świata i by następnie młodzi ludzie podejmowali studia na Pomorzu Zachodnim. W tym kontekście MCN jest wielką szansą na rozwój również dla naszych uczelni.
Dlaczego MCN powstało akurat na Łasztowni? Niektórzy twierdzą, że budynek zepsuł widok na Wały Chrobrego dla wjeżdżających do Szczecina Trasą Zamkową. Czy była brana pod uwagę inna lokalizacja?
Lokalizacja nie jest przypadkowa. Chcieliśmy, by tego typu obiekt powstał nad wodą, aby jego bryła odbijała się w Odrze jak w lustrze. Wpisywał się w naszą filozofię przywrócenia Szczecinowi Odry, od której miasto się odwróciło. Łasztownia, to gigantyczny wciąż jeszcze nie w pełni wykorzystany potencjał. Głęboko wierzę, że Centrum wprowadzi tutaj nowe życie, że na tej przepięknej wyspie pojawią się nowe inwestycje, zarówno deweloperskie, jak i oferta gastronomiczna, rozrywkowa czy artystyczna. Przypomnę, że podobne kontrowersje, o jakich Pan mówi, towarzyszyły budowie samej Trasy Zamkowej. Ona również ingeruje bardzo mocno w panoramę naszego miasta. Szanuję tego typu głosy, natomiast uważam, że przepiękna panorama Szczecina z widokiem na Wały Chrobrego nie powinna być podziwiana jedynie w ciągu kilku sekund z okna pędzące -
go samochodu, lecz „smakowana” w spokoju. Taras na dachu, to będzie najlepsze miejsce do podziwiania krajobrazu miasta.
Skąd wziął się pomysł na planetarium?
Pomysł planetarium pojawił się podczas pracy nad dokumentacją związaną z przekształceniem pierwotnej koncepcji muzealnej w centrum nauki. Obiekt muzealny miał być prostym budynkiem, który na każdym poziomie oferował sale wystawowe. MCN jest już znacznie większym wyzwaniem, opartym o pełne spektrum tego co wiąże się z morzem, żeglowaniem. Od wieków żeglarze nawigowali kierując się układem gwiazd. Zawsze patrzyli w niebo. Dlatego uznaliśmy, że nie może tego elementu zabraknąć w naszym centrum.
Centrum zamierza aktywizować seniorów przy obsłudze ekspozycji – ludzi związanych z gospodarką morską np. emerytowanych marynarzy.
Chcemy, by część kadry edukatorów stanowili emerytowani kapitanowie żeglugi wielkiej. Ich kompetencje i doświadczenie mogą być inspiracją nieporównywalną do żadnej innej. Sami stanowią część morskiej historii naszego regionu, dlatego głupotą byłoby tego nie wykorzystać. To ludzie o silnej osobowości, którzy mogą przekazać słuchaczom ogrom wiedzy i zarazić ich pasją.
Ilu zwiedzających MCN spodziewa się w tym roku oraz w najbliższych latach?
W tym roku spodziewamy się około 80 tysięcy. W przyszłym około 150 – 170 tysięcy zwiedzających. Wierzę, że Centrum okaże się prawdziwym hitem i kolejną ikoną naszego miasta. Że będzie magnesem przyciągającym turystów oraz uczniów z całej Polski i nie tylko. Mamy już zainteresowanie ze strony niemieckich sąsiadów np. szkoły w Schwedt. Jestem dumny, że udało się zrealizować tak ambitną inwestycję.
rozmawiał: Dariusz Staniewski / MUA: Agnieszka Ogrodniczak / foto: Radek Kurzaj
Morskie Centrum Nauki
MORZA I OCEANY BEZ TAJEMNIC
W SAMYM CENTRUM STOLICY POMORZA ZACHODNIEGO ZACUMOWAŁ NIEZWYKŁY STATEK. TO DWUPIĘTROWY GMACH MORSKIEGO CENTRUM NAUKI. OBIEKTU, KTÓREGO OD ZAWSZE BRAKOWAŁO W SZCZECINIE. WARTO DO NIEGO ZAJRZEĆ, OBEJRZEĆ WYJĄTKOWĄ EKSPOZYCJĘ, POSŁUCHAĆ OPOWIEŚCI O MORZACH I OCEANACH, MARYNARZACH, PODRÓŻNIKACH I ODKRYWCACH, STATKACH I OKRĘTACH, WŁASNORĘCZNIE PRZEKONAĆ SIĘ, JAK DZIAŁAJĄ NIEKTÓRE EKSPONATY, ROZBIĆ BUTELKĘ SZAMPANA O BURTĘ, UGOTOWAĆ OBIAD W KAMBUZIE, PRZEKONAĆ SIĘ CO TO ZNACZY 10 W SKALI BEAUFORTA, SPRÓBOWAĆ UMIEŚCIĆ MODEL ŻAGLOWCA W BUTELCE CZY TEŻ „STRZELIĆ” SOBIE SELFIE W MARYNARSKIM STROJU.
Morskie Centrum Nauki im. prof. Jerzego Stelmacha widać z daleka. Okazały budynek tuż przy słynnych już szczecińskich „dźwigozaurach” nie mógł zostać lepiej umiejscowiony. Autorem projektu tego obiektu jest warszawska pracownia PPA, która wygrała w 2011 roku konkurs na projekt „Muzeum Morskiego” w Szczecinie.
– Istniały wtedy pomysły realizacji w Szczecinie oddzielnie Muzeum Morskiego oraz Centrum Nauki – koncepcja opracowana przez profesora Jerzego Stelmacha. Natomiast środowiska marynarskie optowały za budową Muzeum Morskiego. W 2011 roku, pod auspicjami SARP-u – Stowarzyszenia Architektów, konkurs na projekt Muzeum Morskiego wygrał pomysł Piotra Płaskowickiego. Ale został on przez zarząd województwa odłożony na półkę. W tym czasie Unia Europejska nie zdecydowała się na wspieranie budowy kolejnych muzeów. Jesienią 2016 roku ten pomysł odżył, bo marszałek województwa Olgierd Geblewicz zdecydował o połączeniu Muzeum Morskiego i Centrum
Nauki. I stąd też pojawiła się koncepcja Morskiego Centrum Nauki. Zaadaptowano projekt architektoniczny z 2010 roku, wzorując się trochę na Centrum Nauki Kopernik i podobnych placówkach w Polsce oraz Europie – wyjaśnia Witold Jabłoński, dyrektor MCN w Szczecinie.
Oryginalny i supernowoczesny
Pod koniec maja tego roku budynek Morskiego Centrum Nauki zostanie oddany do użytku. Kilka liczb: jego powierzchnia całkowita wynosi 10 700 m2, pow. zabudowy – 4557 m2, kubatura – 49 000 m3. MCN może odwiedzać 500 osób jednocześnie. Budynek przypomina kształtem statek zacumowany przy nabrzeżu Odry. Jest pierwszym obiektem użyteczności publicznej oraz instytucją kultury w województwie zachodniopomorskim, która spełnia wymogi certyfikatu LEED na poziomie Gold. Ten certyfikat zobowiązuje inwestora i wykonawcę do stosowania
produktów najwyższej jakości z atestowanych tworzyw oraz surowców. MCN wyposażone zostało w specjalny system oświetleniowy, który składa się z 447 hermetycznych opraw LED z 16 000 diod. Zainstalowano zaawansowany komputerowy system umożliwiający sterowanie każdą z opraw pod względem kolorów i jasności świecenia. Daje to możliwość tworzenia dowolnej ilości scenariuszy iluminacji. System wyposażono w player multimediów przystosowany do synchronizacji efektów świetlnych z sygnałami audio. Umożliwi to przygotowywanie pokazów z użyciem ilustracji dźwiękowych. Kolejną atrakcją jest taras widokowy zlokalizowany na dachu. Mogą się na nim odbywać wystawy, imprezy, koncerty, spotkania towarzyskie. Uwagę przyciąga także kula planetarium, która poprzez swoją konstrukcję wsporczą „zawisła”, lewitując w przestrzeni MCN. Ma ona średnicę 13 m i powierzchnię 531 m2, grubość ścian wynosi 30 cm. Do wykonania kuli wykorzystano 160 metrów sześciennych betonu, do produkcji którego zużyto 640 worków 25 kilogramowych cementu. Wewnątrz kuli powstało planetarium z ekranem o średnicy 10 m. Pomieści ono 44 widzów. Przewidziano również miejsca dla osób niepełnosprawnych. Najnowocześniejsze oprogramowanie Sky Explorer umożliwia prezentację pokazów nie tylko astronomicznych, ale również o tematyce biologicznej, geograficznej czy oceanograficznej. System oferuje nieograniczony dostęp do katalogów i baz online planet, ciał niebieskich i wielu innych kosmicznych obiektów. Najwyższej klasy projektory gwarantują jakość obrazu, której nie znajdzie się nigdzie indziej w Szczecinie. Dodatkowo przewidziano pokazy w technologii 3D, system Voting Box i dźwięk wysokiej jakości. MCN jest pierwszym budynkiem w Polsce ogrzewanym i chłodzonym w nowatorskiej technologii ectogrid. Będzie ogrzewane przy pomocy ciepła odpadowego.
Ocean atrakcji
MCN to placówka dydaktyczna, której motywem przewodnim jest morze. Na przygotowana ekspozycję składają się eksponaty z Muzeum Narodowego w Szczecinie oraz 213 nowoczesnych eksponatów interaktywnych. Do tego trzy pracownie – biologiczno-chemiczna, STEAM, oraz modelarnia 2.0, specjalny program naukowo-edukacyjny, zapewniona współpraca z wyższymi uczelniami oraz serce obiektu, czyli planetarium. – Trudno wymienić wszystkie atrakcje. Ale na pewno należeć do nich będzie specjalna ekspozycja upamiętniająca słynnego żeglarza Aleksandra Dobę. Jednym z eksponatów jest jego kajak, którym przepłynął Atlantyk. Do tego łódź wioślarska, na której szczecinianie Marek Kolbowicz i Konrad Wasielewski wraz z kolegami z „czwórki podwójnej” zdobyli złoty medal na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Zwiedzający będą mogli zobaczyć, jak jest wyposażony jacht pełnomorski. To wyjątkowo ciekawy eksponat. Jacht Hansa 311 został przepołowiony i cała zawartość wnętrza jest doskonale widoczna. W kilkupiętrowej przestrzeni budynku MCN znalazł się autentyczny maszt żaglowca. Zwiedzający będą mogli nawet wejść na reje czy na bocianie gniazdo. Do dyspozycji zwiedzających będzie także strój nurka głębinowego – będzie można założyć na głowę charakterystyczny okrągły hełm i spróbować wykonać precyzyjne prace pod wodą – opowiada dyrektor Jabłoński.
Na parterze budynku, na powierzchni 750 metrów kwadratowych, znajdą się dwa działy. „Cała naprzód!” pozwoli na poznanie m.in. budowy statku, procesu projektowania, typów jednostek pływających, rodzajów napędów, sposobów sterowania, właściwości wody. To razem kilkadziesiąt stanowisk plus eksponaty historyczne przekazane z Muzeum Narodowego np. silnik z promu „Świnoujście”. Drugim działem będzie wodny plac zabaw dla dzieci „Chlap”. Wyposażony został m.in. w interaktywne stanowiska ekspozycyjne jak tamy, śluzy czy armatki wodne. Na pierwszym piętrze, na powierzchni 400 metrów kwadratowych czeka dział „Życie na morzu”. Zwiedzający poznają role i zadania na statku, życie rybaków, żeglarzy oraz obyczaje i tradycje morskie. Na drugim piętrze, na powierzchni aż 2000 metrów znajdują się działy: „Morski żywioł” oraz „Którędy do
Afryki”. Umiejscowiono tu eksponaty i ekspozycje interaktywne pokazujące morze jako żywioł, zapobieganie wypadkom, sprzęt ratunkowy, wzywanie pomocy, życie rozbitka, badania podwodne, akcję ratunkową, metody nawigacji, podboje świata, kartografię, rejsy oceaniczne, globalny ruch statków czy wpływ człowieka na morza i oceany.
– Mamy stanowisko wodowania statku – o burtę rozbijamy butelkę szampana, jest fantastyczny zakład szkutniczy w którym pokazujemy elementy budowy zwykłej łodzi, eksponaty związane z projektowaniem statków, pokazujące jak ważna jest precyzja przy załadunku statku – joystickami ładujemy kontenery na pokład albo cumujemy statek, który się rusza. Mamy sekcję wielkich odkrywców – od Magellana do Armstronga. Jest także symulator jednostki ratowniczej, autentyczna tratwa ratunkowa, symulator tonącego statku. Mamy także specjalne urządzenie, które pokazuje skalę Beauforta. Dzięki niemu możemy sobie uzmysłowić siłę wiatru. Możemy wcielić się w pogodynkę i przygotować morską prognozę meteorologiczną, jak w TV. W mini kinie będzie można obejrzeć filmy np. o wielkich polskich kapitanach, o gospodarce morskiej, wodowania statków, o żeglarstwie. W centrum jest także sekcja prezentująca życie codzienne marynarzy na morzu – co robili będąc w kilkumiesięcznym rejsie. Np. mieli dużo butelek, które po pewnym czasie okazywały się puste i do nich wkładali modele żaglowców. Pokazujemy te modele, ale również technikę, w jaki sposób to robiono. Mamy stanowisko tatuaży, szafę grającą, z której można posłuchać szant. Pokazujemy historie paprykarza szczecińskiego, jak i w czym marynarze spali, kambuz, w którym trzeba będzie przygotować jakąś potrawę, gdy wieje silny wiatr –kuchnia zaczyna się ruszać, wszystko wypada z szafek – dodaje Jabłoński.
Nauka przez zabawę
Grupą docelową MCN są dzieci i młodzież, nie tylko ze Szczecina, ale z całego województwa zachodniopomorskiego. – Chcemy uczyć dzieci i młodzież poprzez zabawę. Nasza specjalna oferta skierowana jest do szkół w całym regionie – już do nich dotarła. Zainicjowaliśmy także współpracę z lokalnymi, powiatowymi centrami nauki w województwie. Z nimi również ustalaliśmy, w czym mają się specjalizować. Tak jest w powiatowym centrum w Świdwinie, w Wałczu, w Stargardzie, czy w Szczecinku. Podpisały one umowy o współpracy z nami. Wyobrażam sobie wspólną promocję z nimi np. na targach ITB w Berlinie, gdzie prezentujemy centra nauki z województwa zachodniopomorskiego. Każde z nich specjalizuje się w czymś innym. W Wałczu jest to przemysł metalowy, w Świdwinie to opowieść o człowieku i innowacyjne technologie w zdrowiu, w Szczecinku opowieść ekologiczna i rewitalizacja jezior, a w Stargardzie zagadnienia związane z matematyką, fizyką i geografią. Nie konkurujemy, uzupełniamy się. Będę się cieszył mogąc zaproponować po wizycie u nas wyjazd np. do Stargardu, żeby zapoznać się z ofertą tamtejszego centrum nauki. Nie będzie też konkurencji między nami i dużymi centrami w innych częściach kraju np. z Centrum Nauki Kopernik, Młynem Wiedzy w Toruniu, czy Berlinem – opowiada dyrektor MCN.
Wizyta w MCN, według obliczeń pracowników placówki, powinna zająć 2-3 godziny.
– Myślę, że w rzeczywistości będzie to 5-6 godzin. Bo nasze eksponaty są ciekawe, wciągające, budzące zainteresowanie, pokazujące pewną konkretne dziedziny nauki i co bardzo ważne – można ich na miejscu użyć. U nas nikt nie będzie się nudził – podsumowuje dyrektor Jabłoński.
rozmawiał: Dariusz Staniewski / MUA: Agnieszka Ogrodniczak / foto: Radek Kurzaj
Pustynia, Bajkał i mnisi
„WIĘCEJ SIĘ MOŻNA NAUCZYĆ PODRÓŻUJĄC. PODRÓŻOWAĆ, PODRÓŻOWAĆ JEST BOSKO.” – TRUDNO SIĘ NIE ZGODZIĆ Z KORĄ, KTÓRA O ZALETACH PODRÓŻOWANIA ŚPIEWA W „BOSKIM BUENOS” MAANAMU. PODRÓŻOWAĆ JEST WSPANIALE, ZWIEDZAĆ ŚWIAT, UCZESTNICZYĆ W ŻYCIU INNYCH KULTUR, INNYCH LUDZI. A IM BARDZIEJ ROBIMY TO NA WŁASNYCH WARUNKACH, TYM WIĘCEJ DOŚWIADCZAMY.
Patrząc na to jakie miejsca destynacji są ostatnio popularne, można odnieść wrażenie powtarzalności. Lubimy miejsca ciepłe, bezpieczne, z wydeptanymi ścieżkami przez innych turystów. Dlatego tym bardziej podróż, taką jaką wybrali Łukasz i Piotr wydaje się szalenie egzotyczna. Panowie udali się w podróż Koleją Transsyberyjską, czyli największą trasą kolejową na świecie, która przejeżdża przez trzy państwa: Rosję, Mongolię i Chiny. – Spotkaliśmy się z Piotrkiem w Warszawie (ja mieszkałem wówczas w Krakowie) w Prima Aprilis 2011 roku – mówi Łukasz Cylejowski, który również jest autorem fotograficznej dokumentacji z wyprawy. – Pomysł na przejażdżkę koleją wyszedł od niego kilka miesięcy wcześniej, a mnie nie trzeba było specjalnie namawiać. Piotrek ogarnął bilety i wizy. Ja miałem aparat.
– Gdybyśmy mieli określić cel wyprawy – to była nim droga –wspomina Piotr Binkowski. – Zazwyczaj tę drogę traktujemy jako sposób dotarcia do celu. W naszym przypadku była celem od punktu „A” – Szczecin i Kraków do „S” – Shanghai.
Budowa Kolei Transsyberyjskiej rozpoczęła się w 1891 roku, a zakończyła w 1916 za sprawą Aleksandra III i pierwotnie chodziło o to by przecinając Syberię, połączyć europejską i azjatycką część rosyjskiego imperium. Aktualnie można nią dostać się także do Chin i Mongolii.
Łukasz i Piotr w pociąg wsiedli w Moskwie na dworcu Jarosławskim. Wybierając rodzaj podróży Koleją Transsyberyjską mamy do wyboru trzy klasy wagonów: Klasę I (Lux), Klasę II (Kupe) i Klasę III (Plackartę). Każda różni się ceną, komfortem przejazdu i dostępnością do serwisu. Nasi bohaterowie wybrali opcję najtańszą i pomimo pewnych ograniczeń najciekawszą. – Autokarem ruszyliśmy na północ do Petersburga, z przystankiem w Rydze. Następnie do Moskwy a stamtąd, plackartą aż do Irkucka – relacjonuje Łukasz. – To było prawie pięć dni, w nagrzanym do trzydziestu stopni Celsjusza, otwartym wagonie sypialnym. To był świadomy wybór i nie tylko ze względów ekonomicznych. W ten sposób można poznać ludzi, współpasażerów, którzy w ten sposób na co dzień podróżują np. do pracy czy domu. Po
mimo iż brakuje tu takich wygód jakie są w pozostałych klasach, jest czysto, są toalety, gniazdka elektryczne. Nie ma tu tylko zamkniętych przedziałów i ludzi jest znacznie więcej niż w pozostałych wagonach.
A tak wspomina przejazd pociągiem Piotr: – Najlepszym obrazem długości tej drogi jest przepustka. Młodzi żołnierze, często z dalekiej Syberii, a służący na zachodzie swojej ojczyzny, dostają aż po dwa tygodnie przepustki – 12 dni w drodze, 2 dni w domu. Raz poznałem swojego imiennika – Pietię – wsiadł z reklamówką Bossa z dwiema puszkami wojskowej wołowiny z kaszą i bochenkiem chleba firmowego. W podzięce za strawę i okowitę podczas podróży wręczył mi łuskę z pierwszego swojego wystrzału i odznakę komandy – wszystko zapakowane w pudełko po „spiczkach. Właśnie po to wybiera się plackarty. Bez przedziałów, bez klimatyzacji, z zabitymi oknami, żeby nie wiało. Z samowarem. Ten wagon na kilka dni staje się domem dla obcych sobie ludzi.
W Irkucku, do którego dojechali nasi bohaterowie czekało na nich skute lodem jezioro Bajkał. – Mieliśmy nocować w Irkucku, ale postanowiliśmy skorzystać z tego, że jezioro było wciąż skute lodem i przeprawiliśmy się na jego drugi brzeg – mówi Łukasz a Piotr dodaje: – Pokierowaliśmy się do Listwianki, gdzie dołączył do nas Kanadyjczyk. Po śladach terenowego BMW weszliśmy na jezioro – najgłębszy zbiornik wody słodkiej na kuli ziemskiej. Szliśmy nocą nasłuchując, czy przypadkiem coś nie pęka nam pod stopami. I tak doszliśmy do stacji kolejowej Bajkał. Stamtąd, przed świtem Łukasza i Piotra zabrał pociąg, którym dotarli do granicy z Mongolią. – Co ciekawe granicę z Mongolią nie da się przejechać pociągiem. Trzeba ją przejść by ponownie wsiąść do tego samego pociągu – tłumaczy Łukasz. – Wraz z innymi podróżnymi wyskoczyliśmy z pociągu jeszcze po rosyjskiej stronie, żeby znaleźć auto, którego kierowca zgodzi się przewieźć nas przez granicę w sąsiedniej miejscowości. Udało się. Odstawił nas do Suche Bator, na tyle wcześnie, że przed dalszą podróżą zdążyliśmy jeszcze zobaczyć to i owo.
– Suche Bator to kilka chat, czołg radziecki na wzgórzu. Grupa
dzieci w dresach o wszelakiej odmianie marki „adidas” uwieszona na lufie. I w tym wszystkim koński, odcięty łeb na środku drogi – dodaje Piotr.
Trzysta kilometrów dalej na południe panowie trafiają do Ułan Bator, gdzie tradycyjne jurty i opuszczone świątynie mieszają się ze szklanymi wieżowcami. – Ułan Bator to już metropolia –stwierdza Piotr. – W sklepach zauważamy sporo polskich marek słodyczy i przetworów warzywnych – Mongołowie uwielbiają polskie pikle i sałatkę szwedzką.
Kolejny postój wypadł w połowie drogi między stolicami Mongolii i Chińskiej Republiki Ludowej. Nasi podróżnicy trafili na pustynię Gobi. – Położona w głębi pustyni Gobi osada Sajnszajnd jest doskonałym punktem wypadowym ku świętemu Chamaryn chijd – wyjaśnia Łukasz. – Trafiamy tam busem. W świątyni mnisi rozlewają zjełczały kumys na stożki ku czci zmarłych.
Granicę z Chinami Łukasz i Piotr przekraczają już na pieszo. –Wiązało się to z wyścigiem po miejsce w jednym z czekających samochodów – śmieje się Łukasz. – I dalej, już na pace starej terenówki, po wertepach, po miejsce w kolejce do przejścia. Po chińskiej stronie na podróżników czekają pierożki i piwo w jednorazowych opakowaniach. Znika piach a pojawiają się betonowe drogi i osiedla. Celem jest Pekin. – Po kilku godzinach dojeżdżamy do Pekinu. Nie przeraża nas wielkością. W sumie to zaskakuje niską zabudową, swobodą poruszania. Mimo 5 milionów rowerów ruch wydaje się mniejszy niż w Amsterdamie – wspomina Piotr. – Następnego dnia zaczynamy od pierożków na parze, później następne lokalne danie – kaczka. Kaczka po pekińsku to rytuał – cienko pokrojone plastry kaczki zawija się w delikatne płatki ryżowe, do tego warzywa. Na koniec przygryza się mocno przyprawione kostki. Nocny Targ? Tak, byliśmy i widzieliśmy grillowane jaszczurki, węże i larwy.
Pekin kończy podróż Koleją Transsyberyjską, ale to jeszcze nie koniec drogi. Przed naszymi bohaterami jeszcze Mur Chiński, Xi-an z Armią Terakotową i legendarny klasztor Shaolin. – To mekka wyznawców buddyzmu i ważny ośrodek treningowy – wspomina Piotr. – Przebrani w pomarańczowo-żółte szaty, ogoleni
chłopcy wykorzystują każdy metr, każdy murek i każde drzewo na terenie klasztoru, aby wykonać popisowe odbicie. Walki na różnych poziomach wtajemniczenia, pokazy za zapłatą, kapliczki. I oczywiście stragany z metalowymi gwiazdami ninja, których nie sposób zakupu było odmówić.
Ostatni przystanek na drodze przed powrotem do Europy to Shanghai – miasto ogrodów i biznesu. – Jeśli szukacie jakiejkol -
wiek metki dla swoich spodni – to tam ją dostaniecie. Z ciekawostek przed samym wylotem na lotnisku Shanghai Pudong Airport pierwszy raz skusiliśmy się na najbardziej znane danie eksportowe Chińskiej Republiki Ludowej – na wszystkim znaną lokalną zupkę chińską. I tak zakończyliśmy tę podróż.
autor: Aneta Dolega / foto: Łukasz Cylejowski
Tworzymy konstrukcje dachowe na:
• budynki jednorodzinne
• budynki wielorodzinne
• budynki przemysłowe
• domki rekreacyjne
• budynki handlowo-usługowe
• hale
• przebudowa istniejących obiektów
• zadaszenia, wiaty, garaże itp.
TEGOLA Sp. z o.o. ul. Długa 24 | 72-006 Mierzyn tel: +48 885 90 90 60
e-mail: biuro@tegoladachy.pl www.tegoladachy.pl / tegoladachy
A może potrzebujesz kompleksowego wykonania dachu? Wykonamy dla Ciebie konstrukcję dachu wraz z pokryciem! Dachówką, blachą, łupkiem, blachodachówką.
Zapraszamy na bezpłatną konsultacje
oraz wycenę. Porozmawiamy o rozwiązaniach idealnych dla Ciebie!
Złoty sen śródziemnomorza
KIEDY WPŁYNĘŁAM DO VALLETTY PO RAZ PIERWSZY POD ŻAGLAMI „ZAWISZY CZARNEGO” CZUŁAM SIĘ JAK STATYSTKA Z FILMU ROMANA POLAŃSKIEGO „PIRACI”. O ZMIERZCHU, NA TLE FIOŁKOWEGO NIEBA PIASKOWIEC, Z KTÓREGO ZBUDOWANO MIASTO JAŚNIAŁ ZŁOTYM BLASKIEM. DO DZIŚ PATRZĄC NA MURY, TWIERDZE I KOPUŁY STOLICY MALTY CZUJĘ SIĘ JAK NA PLANIE FILMU KOSTIUMOWEGO.
Vallettę, stolicę Malty na skalistym skrawku półwyspu Sciberras opasaną wysokimi murami wypełniają forty, pałace, kościoły oraz domy z kolorowymi werandami. Wokół tylko morze, w dwóch naturalnych portach z lasem masztów i z kołyszącymi się na wodzie, barwnymi łodziami z egzotycznym okiem Horusa (luzzu). To jak stały, historyczny plener filmowy. Nie dziwi więc fakt, że nakręcono tu wiele, znanych z kina obrazów m.in. „Troję”, „Aleksandra”, „Gladiatora”, „Hrabiego Monte Christo” czy „Grę o tron”. Przemysł filmowy jest tu jedną z istotnych gałęzi gospodarki, a wakacje na Malcie chętnie spędzają gwiazdy ekranu.
Miasto werand i… kotów
Valletta, nosząca nazwę od imienia Wielkiego Mistrza Jeana de Valette, słynnego obrońcy wyspy przed Saracenami w XVI w.
i twórcy nowej stolicy – jest dziś najmniejszą europejską stolicą. Samo serce stolicy, oddzielone kiedyś od lądu głęboką fosą, to oblany morzem skalisty skrawek o wielkości pół kilometra na kilometr. Trudno uwierzyć, że na tak małym obszarze znajduje się parlament, ministerstwa, siedziby prezydenta i premiera oraz giełda, muzea, pałace, katedry, teatr i opera, o ogrodach, bastionach i fortach nie wspomnę. Oprócz Mdiny, dawnej stolicy w środku wyspy, tylko Valletta zachowała w pełni dawny układ i charakter. Resztę Malty wypełniły nowe obiekty, w których niknie zabudowa z minionych epok.
Uważane było za praktyczny przykład idealnego miasta Renesansu, z zastosowaniem hippodamejskiego systemu rozplanowania. Ulice wytyczono wzdłuż osi północ-południe oraz wschód-zachód, dzielące miasto na kwartały, a krzyżujące się
arterie utworzyły geometryczną siatkę. Dziś wąskie i szersze ulice zachwycają stylową zabudową i wspartymi na kamiennych kroksztynach drewnianymi balkonami-werandami (gallarija) w soczystych barwach czerwieni, błękitów czy zieleni. Ich pochodzenie sięga stosowanych przed wiekami arabskich zasłon okiennych. Drewniane werandy rozpowszechnione w XVII wieku, odzwierciedlały swoją konstrukcją i wielkością status i majętność właściciela. Dziś, najdłuższa gallarija, biegnie wzdłuż piętra pałacu Wielkiego Mistrza.
Równie zachwycające są wrota i bramy parterów z szyldami dawnych sklepów i warsztatów rzemieślniczych, pochodzące z brytyjskich, kolonialnych czasów. Po nich także trwałą pamiątką są czerwone budki telefoniczne i skrzynki pocztowe, rodem wprost z Londynu no i pomnik Królowej Wiktorii na centralnym placu miasta. Warto dodać, że obok maltańskiego, drugim językiem urzędowym jest dziś także angielski.
Ile razy byłam Valletcie, mieszkałam w dawnym domu z piaskowca. Grube mury chroniły przed palącym słońcem i temperaturą. Wewnętrzne patio i drewniana weranda pozwalały na relaks w czasie sjesty i obserwacje życia ulicy, chroniąc przed skwarem, ale i jak dawniej – przed oczami ciekawskich. Niektóre domy mają także tarasy na dachu. Można wówczas, spędzać wieczory w powiewie morskiej bryzy z widokiem na oba porty.
Po zmierzchu kopuły i fasady miasta zaczynają się jarzyć tysiącami kolorowych żarówek. I niemal zawsze, a szczególnie w święta religijne, można liczyć na wieczorny pokaz sztucznych ogni.
W Valletcie wszystko jest kameralne i przyjazne. W małych sklepikach czy piekarniach można kupić warzywa, owoce czy pieczywo z anyżem. Wiele domów zamieszkują zwykli, często wiekowi mieszkańcy. Wiele tradycyjnych, kamiennych domów zajmują apartamenty dla gości, ale coraz więcej stoi opuszczonych z tabliczką – For sale. Galerie, sklepy i mnóstwo lokali z najróżnorodniejszą kuchnią zachęcają, aby wpaść rano na angielskie śniadanie, a w południe na gaszący pragnienie lokalny napój kinnie z ziół i gorzkich pomarańczy. Maleńkie restauracje na stopniach stromych uliczek i placach, czasem na kilka stolików kuszą śródziemnomorską kuchnią czy koncertem jazzowym.
Świat kawalerów i dam
Miasto ma swoje miejsca spacerowe wzdłuż murów, fortu St.Elmo czy w wreszcie w ogrodach Barrakka, które w upalny dzień dają nie tylko chłód w cieniu oliwek, ale także wspaniałe widoki na Wielki Port oraz rozłożone na trzech cyplach po drugiej stronie - Trzy Miasta – Birgu, Sanglea, Bormla oraz na wchodzące do portu statki i żaglowce.
Nie tylko Valletta, ale i cała Malta jest przyjaznym miejscem dla… kotów. Jak się szacuje jest ich około 300 tysięcy, czyli niemal o połowę mniej niż maltańczyków. Są objęte ochroną państwa, dokarmiane, pielęgnowane i mają nawet swój pomnik. Można je spotkać niemal wszędzie, wygrzewające się na skwerach i ciepłych kamieniach placów i pomników.
Valletta jest miejscem spotkań ze sztuką w wielu wymiarach. Można trafić na koncert w ruinie dawnej opery lub w Pałacu Wielkiego Mistrza czy na atrakcyjną wystawę nowym muzeum MUŻA lub w wielu mniejszych galeriach w wąskich uliczkach miasta. Przyciągają zabytki jak konkatedra św. Jana, będąca eksplozją baroku, z posadzką kilkuset płyt nagrobnych pochowanych rycerzy zakonu maltańskiego. A także ze skarbem ukrytym w oratorium – obrazem ze sceną ścięcia św. Jana, namalowanym na wyspie przez Caravaggia, szukającego u maltańskich zakonników schronienia.
Malta wszystkim kojarzy się z tym, jednym z najstarszych zakonów rycerskich na świecie. Krzyże symbolizujące joannitów można znaleźć na wielu elementach architektonicznych i dekoracyjnych miasta. Przypominają o kilkusetletniej historii zakonu, broniącego wiary i niosącego pomoc potrzebującym. Dziś po latach znów powrócił na wyspę, a w Forcie St. Angelo odbywają się zakonne uroczystości. Jeśli ma się odrobinę szczęścia można spotkać rycerza maltańskiego, a z pewnością kogoś z jego rodziny. O bytności tych synów, uznanych arystokratycznych rodów Europy, przypominają dziś zajazdy (auberges) które, pełniły funkcję dawnych kwater rycerzy zakonników. Z ośmiu, reprezentujących różne grupy językowe, pozostało do dziś pięć.
W Zajeździe Kastylijskim mieści się dziś siedziba Premiera, a dwa z nich mieszczą sale ekspozycyjne muzeum MUŻA (Zajazd Włoski) oraz Muzeum Archeologiczne (Zajazd Prowansalski).
Kamienny sen śpiącej damy
Historia Malty sięga do odległych czasów neolitu i najstarszych budowli cywilizacji. Wśród najcenniejszych pamiątek archeologicznych z tamtych czasów należą eksponaty z istniejących do dziś świątyń sprzed kilku tysięcy lat na Malcie i Gozo. Niezwykłe są nieduże kobiece figurki, stanowiące prawdopodobnie wizerunek bogini płodności, a odnalezione wśród monolitycznych blo -
ków dawnych miejsc kultu. Wśród nich jest maleńka kamienna postać korpulentnej śpiącej kobiety.
Została odnaleziona w tajemniczej i budzącej do dziś wiele pytań historii budowli - Hypogeum Ħal-Saflieni. W dzielnicy Valletty Paola znajduje się odkryta przypadkiem przed ponad wiekiem jedyna podziemna, trzykondygnacyjna budowla neolityczna sprzed 4,5 tys. lat. Dziś trudno uwierzyć, że pod zwykłymi domami przy wąskich uliczkach przedmieścia stolicy znajduje niemal w nienaruszonym stanie hipogeum, które najprawdopodobniej pełniło funkcje podziemnego sanktuarium, a potem nekropolii. Odnaleziono tam nie tylko fragmenty biżuterii i ceramiki, ale także figurkę śpiącej damy czy kapłanki i ok. 7 tysięcy szkieletów, w tym zagadkowe, wydłużone czaszki. Wprawa w podziemia na głębokość kilkunastu metrów jest niezwykłym spotkaniem z odległą cywilizacją. Z upalnego miasta wkracza się w chłód wykutych kamiennymi i kościanymi narzędziami komnat, nisz i korytarzy. Ze względu na rangę i wyjątkowość zabytku, tylko kilkadziesiąt osób dziennie może wejść do podziemnej budowli, a bilety wstępu trzeba zarezerwować z wyprzedzeniem. To niezwykłe spotkanie z cywilizacją naszych odległych przodków i ślad ich bytności i wrażliwości na sztukę. Drugi poziom mieści największe skarby – główną komnatę i najważniejsze pomieszczenie – Święte Świętych z charakterystycznymi portalami trylitycznymi, z wykutym obok Dołem Węży. Najciekawsza i zagadkowa jest Komnata Wyroczni z niezwykłą akustyką, gdzie kapłani najprawdopodobniej interpretowali sny, a strop pokrywają widoczne do dziś (!) spiralne malowidła wykonane czerwoną ochrą. Wędrówka przez podziemne korytarze i komnaty przy dźwiękach kamiennych i kościanych narzędzi sprawia złudzenie, że nadal dawni mieszkańcy są obecni i kontynuują podziemne prace.
autor: Ewa Karolina Cichocka
Jak dawniej jadano na Pomorzu
PYTANIE O KULINARNĄ TOŻSAMOŚĆ POMORZA ZACHODNIEGO WCIĄŻ POZOSTAJE OTWARTE. POWOJENNA „WĘDRÓWKA LUDÓW” I WYMIESZANIE SIĘ RÓŻNYCH TRADYCJI KULINARNYCH PRZYNIESIONYCH PRZEZ NOWYCH MIESZKAŃCÓW MIMO UPŁYWU PRAWIE 80 LAT OD ZAKOŃCZENIA II WOJNY ŚWIATOWEJ NIE SKUTKUJE UKSZTAŁTOWANIEM SIĘ JAKIEGOŚ WSPÓLNEGO KANONU SMAKU. JAKIE WARUNKI POWINNY BYĆ SPEŁNIONE, BY ON POWSTAŁ? A MOŻE JEGO ZAISTNIENIE NIE JEST W OGÓLE MOŻLIWE I POZOSTANIEMY PRZY CHARAKTERYSTYCZNYCH DLA POSZCZEGÓLNYCH RODZIN TRADYCJACH – PODLASKICH, WIELKOPOLSKICH, ŚLĄSKICH? O KUCHNI POMORZA ZACHODNIEGO ROZMAWIAMY Z GRAŻYNĄ (NINĄ) ZAREMBĄ-SZUBĄ, AUTORKĄ „POMORSKIEJ KSIĄŻKI KUCHARSKIEJ” ORAZ WIELU ARTYKUŁÓW I OPRACOWAŃ KULINARNYCH, BADACZKĄ HISTORII DAWNYCH PRZEPISÓW, AUTORKĄ „BAJEK KULINARNYCH”, A PRZEDE WSZYSTKIM GOSPODYNIĄ DWORKU TRADYCJA W BEŁCZNIE.
Co wiemy o kuchni historycznego Pomorza Zachodniego?
Z pewnością była to kuchnia, którą rządziły pory roku. Siłą rzeczy stawiała ona na produkty, które można było wytworzyć z uprawianych tu roślin, na dary lasu i łąk, zioła, ryby, dziczyznę. To tak ogólnie. Wyrazisty charakter miała kultura jamneńska, także kulinarnie. Nie dotyczyła ona jedynie ówczesnych wsi Jamno i Łabusz. Są dowody na to, że jej wpływy sięgały nawet po Resko będące obecnie częścią powiatu łobeskiego.
Co z tej tradycji jest wciąż żywe? Ma ona jakiś wpływ na kształtowanie aktualnej tożsamości pomorskiej?
Przez długi czas po wojnie o tym co było tu przed nami, choćby na stołach, w ogóle nie mówiono. Uważano, że to nie nasza tradycja tylko poniemiecka. Aby odnaleźć swoją tożsamość, musimy odrzucić myślenie stawiające jakiekolwiek granice, a już szczególnie te polityczne. Nie można myśleć tylko w kategoriach – „tu żyli Niemcy”, bo na tych terenach przez wieki mieszało się wiele kultur, swoje wpływy z pewnością mieli na przykład osadnicy żydowscy, holenderscy. Szperając w dawnych księgach kucharskich nie mam cienia wątpliwości, że zachowało się wiele wpływów kuchni francuskiej (po wojnach napoleońskich). Powinniśmy myśleć zarówno o ludziach tu żyjących przed nami, jak i o nas samych jako o mieszkańcach Pomorza – w aspekcie geograficznym.
Ciągle jednak brak nam rozpoznawalnego w całej Polsce produktu regionalnego. Wiele prób czyniono, aby go wskrzesić czy stworzyć. W Koszalinie było to na przykład ciastko Jantarek, próbowano też z łososiem.
Wiele lat temu, kiedy zakładałam oddział Polskiej Izby Produktu Regionalnego i Lokalnego, jednocześnie prowadząc restaurację w Łobzie, spotkałam podczas jednej z tematycznych kolacji wspaniałego człowieka, Edmunda Kaptura, który zachęcał mnie, aby poszukać takiego tradycyjnego produktu. Najłatwiejszym i charakterystycznym produktem z potencjałem, jak mi się wtedy wydawało, były pierniki szczecińskie. Przepis na korzenne ciasto znalazłam w dawnych książkach kucharskich. Pełne dobrego miodu i aromatycznych przypraw.
Oryginalnie pierniki formowane były w kształtach marynistycznych, jak kotwica, łódź z żaglem, latarnia morska, muszelka itd. Czasami dekorowano je słodkim lukrem. Ozdabiały one rozstawiane na mieście w okresie adwentu piramidy, a w domach wieszano je pod sufitem, gdzie miękły i wprowadzały świąteczny nastrój. Oczywiście natychmiast odtworzyłam ten przepis, pierniki okazały się cudownie pachnącym korzeniami produktem ze wspaniałą i udokumentowaną historią, czym z entuzjazmem chciałam zaciekawić władze, aby promować ten produkt. Niestety, choć pomysł był dobry, nie zyskał na początku pozytywnych opinii, no bo był „poniemiecki”.
To doskonały przykład jak bez poparcia władz regionu i bez stworzenia dobrego klimatu nie udaje się wskrzeszać tradycji i fantastycznych zwyczajów.
Spójrzmy na inne polskie regiony. Wykonano mrówczą, tytaniczną pracę, żeby cała Polska rozpływała się nad rogalami Marcińskimi. Podobnie rzecz ma się z gęsiną, a to właśnie gęś pomorska, była jednym z bardziej charakterystycznych smaków naszego regionu. Oddolna inicjatywa to trochę za mało, aby wskrzesić charakterystyczne smaki Pomorza. Tu muszą zaangażować się świadomi dziedzictwa kulturowego urzędnicy, którzy nie odcinają się od żadnych wartości.
Jakie produkty królowały na terenach Pomorza Zachodniego?
Po pierwsze: wspomniana już przeze mnie gęś pomorska. Mówiło się, że jest kuta albo że chodzi w butach. Kiedyś, kiedy transport nie były aż tak rozwinięty, hodowcy gęsi pędzili je do miejsca uboju czasem dziesiątki, a nawet setki kilometrów. Aby w tym pochodzie zabezpieczyć gęsie łapy przed urazami, wpuszczano utuczone ptaki do tuneli najpierw przez smołę, później przez piasek i tak tworzył się niejako „bucik”, który powodował, że ich łapy nie raniły się tak często. Przez ten marsz gęsi nie były tłuste, ale wyrabiały im się piersi, tak chętnie przerabiane na półgęski. Wytwarzano tu kiełbasę z farszem złożonym z mięsa gęsiego i grochu. Gęś to także smalec, który wykorzystywany był jako środek konserwujący skóry, jako kosmetyk, a także nieodzowny produkt w kuchni, czyli tłuszcz do okrasy.
Co jeszcze?
Na przykład czarny bez czyli sambucus nigra (łac.). Był on niezwykle popularny na nizinie pomorskiej. Dlaczego? Obsadzono nim otoczenie domostw, aby do niego a nie do domów ciągnęło wszelkie robactwo. Ale skoro już był, to z kwiatów i owoców tworzono syropy, które zawierają bardzo dużo rutyny. Robiło się również z kwiatu czarnego bzu lekkie musujące wino, a z przemarzniętych owoców – wino smakiem podobne do porto. Na porażonych gałęziach czarnego bzu rosły uszaki bzowe, które są odpowiednikiem azjatyckich grzybów mun. Ciekawostką jest to, że mają one właściwości przeciwzapalne, przeciwbakteryjne i przeciwwirusowe.
A z napojów?
Świeże jęczmienne piwo, czyli napój obecny w każdym gospodarstwie domowym. Nie było to piwo w naszym współczesnym rozumieniu, a lżejsza forma napoju piwnego (każda nieco większa miejscowość miała swój browar). Z tego piwa przyrządzano chociażby zupę, z jajkiem lub kluseczkami, którą z chęcią jadły nawet małe dzieci.
Kuchnia Pomorza była bogata czy skromna?
W każdej dawnej książce kucharskiej z tych terenów pisano, że przepisy w niej zawarte są tanie i łatwe w przygotowaniu. Warto podkreślić fakt, że wykorzystywało się wtedy wszystko do cna. Nie było mowy o marnowaniu czy wyrzucaniu żywności pod jakąkolwiek postacią. Przykładem jest szarlotka pieczona na ususzonych i utłuczonych kawałkach chleba z użyciem tartych jabłek. Oba składniki przekładano warstwami, zapiekano i jedzono ze smakiem. Jadano wówczas mało mięsa, dużo ryb, a zimą głównie warzywa okopowe lub jarmuż. W potrawach „ukrywano” też przesłania. Kiedy chciano zakończyć wesele, na stół stawiano drożdżowe ciasto z bakaliami. Zaś z życzeniami noworocznymi szło się w gości z „wilkiem wielkanocnym”, czyli drożdżowym wypiekiem na wzór włoskiej panettone.
Jakie są współczesne produkty regionalne, na które warto zwrócić uwagę?
Na szczęście jest wiele miejsc, które kreują nowe regionalne smaki, odnosząc się do dobrych tradycji i praktyk, z poszanowaniem wartości i charakteru naszego regionu. Przykładem może być chociażby kołobrzeski ogórek, kiszony z koprem, korzeniem chrzanu i czosnkiem w wodzie z pozyskanej ze źródła solanko -
wego nr 18. Ma on oficjalnie status produktu tradycyjnego Pomorza Zachodniego. W Kamieniu Pomorskim w zakładzie przetwórczym „Ryby Zubowicz” powstaje zaś fenomenalny kiszony łosoś. Czy kiedyś kisiło się łososia? Nie mam pojęcia, ale oni to robią i to wyróżnia nasz region.
Zdaje się, że nadal wiele jest do kulinarnego odkrycia na Pomorzu, a poszukując tradycyjnych i regionalnych potrwa można stać się niemal detektywem smaku.
To prawda. W każdej miejscowości było coś wyjątkowego, swego rodzaju marka, coś po co się do niej jeździło, co się sprowadzało. Poszukiwania nie zawsze są proste. Archiwalia dostępne są głównie w języku niemieckim. Ale warto rozpytywać starszych, kolekcjonować ich wspomnienia, szukać artykułów i przede wszystkim, w żaden sposób nie myśleć „granicznie”. W 300-letnich zabudowaniach Dworku Tradycja, który prowadzę od kilkunastu lat, do 1945 r. mieściła się pastorówka, później, archiwum, szkoła, przedszkole, a nawet zakład wikliniarski. Któregoś razu potomkowie pastora (m.in. jego syn, który opuszczając w 1945 roku dom był kilkuletnim chłopcem) odwiedzili mnie całą rodziną, będąc w podróży sentymentalnej. W prezencie otrzymałam od nich książkę kucharską seniorki rodu - żony pastora. Nieco trudu kosztowało rozszyfrowanie tych przepisów, ale okazały się bardzo interesujące. Większość tych potraw bez problemu można wykonać w swojej kuchni i sprawdzić, co wówczas jadano.
Idąc na skróty, co można zrobić, żeby jeść dobrze? Stawiać na lokalnych, autentycznych producentów. Działać z pasją i szacunkiem do wartości. Determinacja i wytrwałość tworzą nowy, dobry klimat dla wspaniałej kuchni. Polecam zajrzeć do dźwirzyńskiej Magii Lubczyku, gdzie we współczesny sposób serwowane są najlepsze regionalne produkty. Kuchnia oparta na lokalnych produktach nie musi być nudna i schematyczna, można nią się bawić i eksperymentować. W Dworku Tradycja, w mojej kuchni, cyklicznie organizuję „spotkania z gęsiną”, raczymy się wówczas winem lokalnej wytwórni Sydonia, a z najmłodszymi spotykam się na warsztatach pokazując, jak kiedyś w tradycyjny sposób powstawały pierniki, jaki miały kształt i jak je lukrowano. Poszukiwania smaku są fantastyczną przygodą. Zachęcam do wyjścia poza schemat i odkrywania naszego regionu kulinarnym tropem.
autor: ds/foto: materiały prasowe
Emocje przyciągające wzrok
– TRUDNO MI JEDNOZNACZNIE STWIERDZIĆ JAKĄ UPRAWIAM FOTOGRAFIĘ. NIE WIEM TEGO DOKŁADNIE. ALE JEDNO WIEM NA PEWNO – KIEDY PATRZYSZ NA ZDJĘCIE, POWINNO ONO PRZYCIĄGAĆ WZROK, WYWOŁYWAĆ EMOCJE. STYL NIE MA ZNACZENIA. MUSI BYĆ ENERGIA – TAK DEFINIUJE SWOJĄ TWÓRCZOŚĆ TIM KARASHAIEV, POCHODZĄCY Z UKRAINY FOTOGRAF I REŻYSER, KTÓRY WSPÓLNIE Z GRUPĄ UTALENTOWANYCH OSÓB ZE SZCZECINA STWORZYŁ SESJĘ, KTÓREJ FRAGMENTY PREZENTUJEMY.
Kręcę filmy krótkometrażowe, wideoklipy, tworzę edytoriale. Od pomysłu do realizacji – mówi. – W ostatnim edytorialu chciałem pokazać zainscenizowane zdjęcia z lat 30. i 40., i połączyć ten klimat z nowoczesną fotografią. A także pokazać różnorodność emocji i wyzywającą naturę modelki.
Inicjatorką sesji jest stylistka Katarzyna Spietelun, która zebrała w studiu cały zespół. – Jestem introwertykiem, mam swój świat i swoje zabawki, nie przychodzi mi łatwo nawiązanie kontaktów i poznawanie innych ludzi w życiu codziennym, ale... żyjemy w czasach, gdzie social media królują. Dzięki nim jestem wyszukać interesujące osoby – opowiada. – Tim odezwał się do mnie na Instagramie jakiś czas po przyjeździe do Szczecina z zapytaniem czy nie miałabym ochoty czegoś wspólnie stworzyć. Wysłał mi kilka inspiracji w jakim klimacie chciałby zrobić sesję i zaczęły się moje poszukiwania. Nell to szalona, ekspresyjna modelka, zawsze chętna na współpracę ze mną. Wizażystka też musiała być intrygująca i tak trafiłam na Magdalenę, której prace obserwowałam od jakiegoś czasu. Jeśli chodzi o Piotra Kmiecika to jestem jego fanką od lat. Przy dużych projektach, zawsze, jeśli ma tylko czas, korzystam z jego umiejętności fryzjerskich. Natomiast Innę, asystentkę Tima poznałam podczas warsztatów oświetlenia w Studio 413, gdzie powstała sesja. Było widać w jej oczach pasję. Projekty wykorzystane w sesji to dzieła studentek z Akademii Sztuki. Chciałam stworzyć ten projekt, w pełni tutaj i z ludźmi ze Szczecina.
ad/ fot. Tim Karashaiev / stylizacje: Katarzyna Spietelun wizaż: Magdalena Maria Dybicz / włosy: Piotr Kmiecik / modelka: Natalia Nell Marczewska / asystentka fotografa: Inna Kapturevska / projekty: Julia Galewicz, Patrycja Janiak, Daria Dembicka, Karolina Borowska / miejsce: Studio 413
Medycyna estetyczna – Pacjent NIE Klient
PRZYCHODZĄC DO GABINETU, JESTEŚMY TRAKTOWANI JAK PACJENCI, CZY JAK KLIENCI I CZY OKREŚLENIE „KLIENT” JEST TU W OGÓLE WŁAŚCIWE? O TYM, JAKA JEST RÓŻNICA MIĘDZY KLIENTEM A PACJENTEM, JAK TO WYGLĄDA POD KĄTEM MEDYCZNYM I PRAWNYM ROZMAWIAMY Z DR N. MED. KAROLINĄ SKIBICKĄ, LEKARZEM ZAJMUJĄCYM SIĘ MEDYCYNĄ ESTETYCZNĄ I ADWOKATEM MICHAŁEM GAJDĄ, SPECJALIZUJĄCYM SIĘ M.IN. W PRAWIE MEDYCZNYM.
No właśnie, jaka jest różnica między klientem a pacjentem. Jakie są definicje?
Dr Karolina Skibicka: Dla lekarza pacjent powinien być przede wszystkim pacjentem – nie klientem. Względy ekonomiczne powinny być co najmniej drugorzędne. Chodzi tu o aspekt asertywności, odmawiania zabiegów obiektywnie zbędnych i niekorzystnych dla zdrowia i urody. „Primum non nocere” – przede wszystkim nie szkodzić i nie ulegać niefortunnym trendom wizerunkowym, jeśli dla danej osoby będzie to niewskazane.
Adwokat Michał Gajda: Pojęcie pacjenta definiuje ustawa o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta. Najogólniej
rzecz ujmując, pacjentem jest osoba korzystająca ze świadczeń udzielanych przez lekarza w ramach wykonywania przez niego zawodu. Posiadanie statusu pacjenta nie jest tylko kwestią nomenklatury, lecz wiąże się z bardzo istotnymi kwestiami. Pacjent, w przeciwieństwie do klienta, posiada szereg praw i gwarancji, chroniących jego interesy. Aby zabieg był legalny, lekarz musi odebrać od pacjenta zgodę na zabieg. Pacjent ma prawo do szczegółowych informacji o udzielanym mu świadczeniu, a lekarz ma obowiązek zachowania w tajemnicy, wszystkich informacji, jakie w związku z tym powziął. W przypadku pacjenta mamy również do czynienia z dokumentacją medyczną, która ma szczególne znaczenie dowodowe w przypadku powstania ja -
kiegokolwiek sporu. Za pacjentem stoi również Rzecznik Praw Pacjenta, do którego możemy się zwrócić w każdym przypadku, gdy uznamy, że zostały naruszone nasze prawa. Rzecznik przeprowadzi za pacjenta całe postępowanie wyjaśniające, co będzie następnie pomocne w przypadku dochodzenia roszczeń. Wraz z początkiem tego roku doszło do formalnego zawiązania Koalicji Lekarzy, której jestem pełnomocnikiem. Koalicja zrzesza największe autorytety medyczne w kraju, w tym przedstawicieli towarzystw lekarskich dermatologii i chirurgii plastycznej oraz konsultantów krajowych i wojewódzkich z tych dziedzin medycyny. Dr Ewa Kaniowska, jedna z inicjatorek Koalicji, zawsze podkreśla, że prawodawca nie może być bierny, wobec upowszechnionego zjawiska udzielania świadczeń z zakresu medycyny estetycznej przez osoby nieposiadające prawa wykonywania zawodu lekarza. Osoby pokrzywdzone tego typu zabiegami, z racji, że nie są pacjentami, są pozostawione same sobie.
Czy kosmetolodzy mogą używać określenia „pacjent”?
Dr Karolina Skibicka: W zakresie zabiegowym kosmetologia wspiera profesjonalnie działania pielęgnacyjne i profilaktyczne, niemniej warto rozdzielić kosmetologiczne usługi zabiegowe od lekarskich procedur medycznych. W obu zawodach warto, żeby obowiązywała asertywność, postępowanie zdroworozsądkowe i etyka zawodowa.
Adwokat Michał Gajda: Zwróćcie Państwo uwagę, jaki powstał dualizm i jak zróżnicowana jest sytuacja prawna osoby korzystającej z tego samego zabiegu medycznego, ale wykonanego przez lekarza i kosmetyczkę. W przypadku gabinetu lekarskiego automatycznie stajemy się pacjentem i jesteśmy chronieni przez przepisy ustawy o prawach pacjenta. Takiej ochrony nie uzyskujemy w przypadku gabinetu kosmetycznego. Kryterium wyboru miejsca, w którym poddamy się zabiegowi, nie powinny być zatem zdjęcia zamieszczone na Instagramie, ale właśnie kompetencje i uprawnienia osoby, która ten zabieg ma nam wykonać.
W rozmowach z lekarzami czasem słyszę, zamiennie, określenie pacjent lub klient. To prawidłowe?
Dr Karolina Skibicka: Według mojej nomenklatury określenie klient w lekarskiej działalności medycznej jest nieodpowiednie. Możliwe, że jestem „lekarzem starej daty” w młodszej odsłonie. Bardzo szanuję swoich pacjentów i staram się dbać o osiąganie korzystnych efektów terapeutycznych. Mogę też z pewnością stwierdzić, że pacjenci cenią szczerość, rzetelne porady w zgodzie z ich potrzebami i ogólną troską.
Medycyna estetyczna się mocno skomercjalizowała. Marketing ma tu ogromne znaczenie, a zakres usług i zabiegów jest szeroki. W którym momencie pacjent staje się klientem?
Dr Karolina Skibicka: Wydaje mi się, że granica może być przekroczona w co najmniej kilku sytuacjach, np. gdy pacjentowi proponowane są usilnie zabiegi, których efekt z góry może być niesatysfakcjonujący, niewspółmierny do poniesionych kosztów. Brak właściwego poinformowania pacjenta o działaniach niepożądanych, powikłaniach lub pomijanie możliwości ryzyka związanego licznymi procedurami – również nie wspiera podejścia pro pacjent. Warto zalecać takie zabiegi i procedury, które w świetle aktualnej wiedzy medycznej — są odpowiednio dobrane do problemu pacjenta i mają dużą szansę na powodzenie
i spełnienie jego oczekiwań. Właściwe postępowanie biznesowe prowadząc placówkę medyczną, jest bardzo ważne, jednak w cenionej, szanowanej i godnej polecenia placówce kluczem do sukcesu jest przede wszystkim dobro i interes pacjenta. Adwokat Michał Gajda: Musimy mieć na uwadze, że środowisko lekarskie mierzy się z nierównym przeciwnikiem w postaci kosmetologów i kosmetyczek, które nie tylko nie są zawodami medycznymi, ale również zawodami zaufania publicznego, nie mają swojego samorządu oraz przepisów regulujących etykę. Instagram pełen jest pseudo specjalistów, pozujących w odzieży medycznej i ze strzykawkami w ręku. Jest to szkodliwe, przede wszystkim dla osób korzystających z zabiegów medycyny estetycznej, ponieważ buduje w nich mylne wyobrażenie, że osoba ze zdjęcia nie tylko jest uprawniona do ich wykonywania, ale nawet jest przedstawicielem zawodu medycznego.
Czy ta komercjalizacja nie zagraża etyce lekarskiej?
Dr Karolina Skibicka: Komercjalizacja – jakkolwiek byłaby ekspansywna, przy właściwym kręgosłupie moralnym i zawodowym lekarza – nie zaszkodzi etyce. Są zasady, których warto się trzymać i które są ponadczasowo cenione.
Adwokat Michał Gajda: Samo zjawisko komercjalizacji medycyny estetycznej nie jest złe. Ten rodzaj zabiegów należy do sektora prywatnego, dzięki czemu nie obciąża publicznego systemu ochrony zdrowia – czym straszą środowiska kosmetologiczne.
Przychodząc do lekarza, lepiej się czuję, gdy jestem traktowana jako pacjentka, a nie klientka, nawet jeśli zabieg, któremu chce się poddać, ma tylko poprawić estetykę mojej twarzy. Czy moje odczucia i wymagania wobec lekarza są właściwe?
Dr Karolina Skibicka: Osobiście bardzo lubię pomagać pacjentom, którzy są świadomi ograniczeń w medycynie estetycznej. Wizyty z osobami obiektywnymi i otwartymi na lekarskie sugestie, które mają służyć, a nie szkodzić ich urodzie są na szczęście coraz częstsze. Pacjenci, którzy przychodzą do lekarza, oczekują rzetelnej troski o ich urodę, nawet jeśli wizyta zacznie się i zakończy tylko szczerą rozmową przy kawie czy herbacie.
Dziękuję za rozmowę.
rozmawiała: Aneta Dolega / foto: Aleksandra Medvey-Gruszka
18 dołków Jerzego Safanowa
JERZY SAFANÓW – ZNANY SZCZECIŃSKI PRZEDSIĘBIORCA Z BRANŻY BUDOWLANEJ, ALE TAKŻE JEDEN Z WYTRAWNYCH LO -
KALNYCH GRACZY W GOLFA. UPRAWIAŁ TEN SPORT JUŻ WTEDY, KIEDY DLA WIĘKSZOŚCI Z NAS BYŁO TO JAKIEŚ NIESZKO -
DLIWE DZIWACTWO GRUPY LUDZI LUBIĄCYCH PRZECHADZAĆ SIĘ Z KIJAMI PO POLU. SPORT, KTÓRY ROBI TERAZ W POLSCE CORAZ WIĘKSZĄ KARIERĘ, ZWŁASZCZA ODKĄD W ŚWIATOWYCH TURNIEJACH ZACZĄŁ WYGRYWAĆ PIERWSZY POLAK.
Od ilu lat grasz w golfa?
Zacząłem w 2000 roku, zaraz po otwarciu pola w Binowie. Czyli gram już 23 lata (śmiech).
Jesteś jednym z najdłużej grających w golfa w Szczecinie?
Myślę, że tak. Jest kilka osób, które zaczynały grać w latach 90. ubiegłego wieku. Ale oni już praktycznie nie uprawiają tego sportu. Jestem wśród czterech, pięciu osób w Szczecinie, zgłoszonych do Polskiego Związku Golfa, grających regularnie, chcących grać w turniejach i mających jeszcze jakieś ambicje, żeby z kimś rywalizować nie tylko towarzysko, ale też sportowo (śmiech). Trochę się niestety wykruszyło towarzystwo.
Można więc powiedzieć, że jesteś z tej starej, szczecińskiej, gwardii golfowej?
Myśmy późno zaczynali. Ja i m.in. Leszek i Ela Górscy. Miałem wtedy 45 lat.
W jakich okolicznościach przedsiębiorca budowlany zaczął grać w golfa? Ktoś Cię namówił, sam chciałeś, uległeś nowej modzie?
Od wielu lat z rodziną mam domek nad jeziorem w Binowie, na terenie dawnego ośrodka wypoczynkowego jednej ze szczecińskich firm. Kiedy ona upadła sprzedała ten teren prywatnym nabywcom. Powstało osiedle domków wypoczynkowych. A ja byłem zapalonym wędkarzem. Potrafiłem praktycznie codziennie
spędzać czas nad wodą i na wodzie – w łódce przez kilka godzin łowiąc ryby. Dojeżdżałem do Binowa z rodziną bardzo często. Ze Szczecina to przecież blisko. I widziałem, że na dawnym polu pszenicy coś się zaczyna dziać. Najpierw powstało pole golfowe 9 dołkowe, a następnie w pełni profesjonalne 18 dołkowe oraz budynek klubowy. Jadąc do tego naszego domku nad jeziorem widziałem postępy prac, kolejne etapy budowy i zaczęło mnie to interesować, wciągać. I jak zostało otwarte duże pole, chyba w 2000 roku, to pierwsi golfem zainteresowali się właśnie Leszek i Ela Górscy. A ponieważ razem pracowaliśmy, no to mnie namówili. Nie broniłem się zbyt mocno. A teraz jeżdżę tam prawie codziennie.
Początki były bardzo trudne?
Nasz pierwszy trener Rysiu Kozieras, teraz szkoli zawodników na Śląsku, udzielił nam kilku lekcji. Śmiał się z nas trochę, że nie potrafimy trafić w piłkę tak jak on. No to się po czwartej lekcji obraziliśmy i zawzięliśmy. Stwierdziliśmy, że „wszystko już wiemy i sami się nauczymy reszty” (śmiech). I zaczęliśmy najpierw trenować na małym polu. Potem wykupiliśmy członkostwo w klubie i zaczęła się gra na dużym polu. I tam już nas „ćwiczyli” profesjonaliści m.in. Janusz Jadwisiak – wytrawny gracz. To było bardzo trudne, żeby z nim i innymi doświadczonymi golfistami wejść na pole, wspólnie zagrać. Oni nas nie chcieli, no bo co będziemy im przeszkadzać (śmiech). Musieliśmy się wkupić. Ale trochę już wtedy potrafiliśmy i nie za bardzo ich spowolnialiśmy. Dzięki nim poznawaliśmy reguły gry w golfa. Np. Janusz kiedyś zobaczył, że podchodzę do nie swojej piłki, a leżały dwie obok siebie. Ale nic nie powiedział i dopiero jak uderzyłem zapytał: „sprawdziłeś czy to na pewno była Twoja? ” „No nie, leżała, to uderzyłem” – odpowiadam. A on na to z uśmiechem: „to dopisz sobie dwa punkty karne i lecimy dalej”. (śmiech). Od tej pory zawsze już sprawdzam czy uderzam swoją piłkę. Tak nas ci wyjadacze golfowi uczyli.
Pamiętasz, kiedy pierwszy raz przeszedłeś całe pole, zagrałeś wszystkie 18 dołków?
Już w 2001 roku. Pierwsza moja runda była kiepska, bo jej nie ukończyłem. Nogi się ugięły po pięciu godzinach gry. Golf jest grą bardzo wymagającą kondycji. To tylko w telewizji wszystko wygląda lekko, łatwo i przyjemnie. Po tej pierwszej rundzie później już wszystko było dobrze. Zaczęły się pojawiać pierwsze nagrody i puchary, chyba w 2002 lub 2003 roku. Wtedy też golf zaczął wygrywać z rybami. Coraz częściej jadąc do Binowa zatrzymywałem się na parkingu i coraz częściej wybierałem kije golfowe zamiast wędek. I w ten sposób, po paru latach, ryby przestały mnie interesować.
Twój największy golfowy sukces?
Do dzisiaj pamiętam moją pierwszą taką mocną wygraną, dla mnie bardzo prestiżową. To był 2003 rok. Istniał wtedy jeszcze Bank Śląski, który organizował duże imprezy z akademią golfa i z turniejem golfowym o Puchar Banku, w których uczestniczyło po 200 - 300 osób. Wtedy pierwszy raz wygrałem jedną z takich imprez, osiągnąłem wtedy jeden z moich lepszych wyników. Teraz czasami również „dobijam do niego”, ale różnie to bywa (śmiech). To było moje pierwsze miejsce po raz pierwszy. Inne nagrody już później inaczej smakowały.
Pamiętasz swoje najlepsze uderzenie?
Tyle lat gram, ale „holy in one” (rzadka sytuacja, kiedy jednym uderzeniem z tee boxu – miejsca, od którego rozpoczyna się grę na danym dołku wbijamy do niego piłkę – przyp. red.) nie miałem.
To za takie trafienie jest zawsze szampan?
Ale stawia go ten, który trafił (śmiech). Wszystkim, którzy są w klubie. Taki zwyczaj. Ale mogą być też inne trunki.
Może więc lepiej nie trafiać? (śmiech).
Albo trafiać grając po południu, kiedy już niewiele osób jest na polu (śmiech).
Adrian Meronk – najlepszy polski golfista, robiący prawdziwą furorę, zarabia miliony, jest już na 50 miejscu w rankingu najlepszych graczy na świecie. Gry w golfa uczył się właśnie na polu w Binowie. Pamiętasz Go z tamtych czasów?
Oczywiście. Ostatnio był o nim duży reportaż chyba w Eurosporcie. I tam podano, że zaczynał na polu w Toya Golf Club. A to nieprawda. Bo wtedy tam (o ile dobrze pamiętam) nie było pola (śmiech). Znamy się z Andrzejem i Joanną Meronkami. Przyjeżdżali do Binowa, bo to było najbliższe pole z Pniew, gdzie oni mieszkali i mieli fabrykę. Bardzo dobrze pamiętam Adriana, miał może wtedy z 10 lat. I grał w Binowie chyba aż do ukończenia wieku juniorskiego. Bardzo dobrze wychowany, grzeczny, wszystkim się kłaniał, nawet jak kogoś nie znał, pełen szacunku dla starszych. Teraz już często tego nie ma.
Golf jest bardzo wymagającą dyscypliną?
Powiem tak. Golf spowodował, że moje dotychczasowe hobby jak wędkarstwo zniknęło. Bo kilka godzin z wędką wolałem zamienić na „przejście pola”. Jazda na rowerze zniknęła, gra „w kosza” została odstawiona na bok. Golf zabrał mi inne, zajmujące mnie, zainteresowania.
Żałujesz?
Nie, absolutnie. Choć obiecuję sobie, że w tym sezonie będę częściej sięgał po wędki. Ale jeszcze ciągle przyjeżdżając do Binowa bardzo często skręcam na pole golfowe, a nie nad jezioro (śmiech).
rozmawiał: Dariusz Staniewski/foto: Jarosław Gaszyński
KONFERENCJA
„MARKETING & ZARZĄDZANIE”
Marka musi być prawdziwą opowieścią
– NIE BĘDĄ PAMIĘTAĆ, CO MÓWIŁEŚ. NIE BĘDĄ PAMIĘTAĆ, CO ROBIŁEŚ. ALE ZAPAMIĘTAJĄ, CO CZULI DZIĘKI TOBIE. TO, CO NAJWAŻNIEJSZE W RELACJACH MIĘDZYLUDZKICH, BUDUJE RÓWNIEŻ SUKCES MARKI – ZAPEWNIAŁ MARTIN LINDSTROM, GOŚĆ SPECJALNY KONFERENCJI „MARKETING & ZARZĄDZANIE” ZORGANIZOWANEJ PRZEZ MARSZAŁKA WOJEWÓDZTWA
ZACHODNIOPOMORSKIEGO OLGIERDA GEBLEWICZA.
Za nami druga edycja programu mentorskiego dla zachodniopomorskich przedsiębiorców. Mentoring – z którego korzystają wyłonione w konkursach firmy – to możliwość skorzystania z wiedzy i doświadczeń najlepszych specjalistów w danej dziedzinie, udoskonalenia narzędzi pracy, zaprezentowania się szerszej publiczności. Tematem pierwszej konferencji był design. Drugiej – marketing i zarządzanie. Jesienią br. planowana jest trzecia odsłona konferencji — innowacje.
Finał drugiej edycji „Marketing & Zarządzanie” odbył się w szczecińskiej Operze na Zamku. Na jej scenie pojawili się wybitni znawcy marketingu, komunikacji oraz nowych mediów.
– Jesteśmy Europejskim Regionem Przedsiębiorczości. Mamy ambicje stać się najbardziej innowacyjnym regionem w Europie.
Pomorze Zachodnie gospodarczo opiera się na małych, średnich firmach. Wiele innych regionów – na dużym, ciężkim przemyśle.
To, co można by uznać za słabość, staramy się przekuć w atut. Skoro jesteśmy mali, to możemy być zwinni, szybsi, bardziej elastyczni. Naszym celem jest dalszy rozwój zielonej, innowacyjnej gospodarki – mówił marszałek Olgierd Geblewicz.
Historia szczecińskich firm, które wygrywały konkursy na udział w sesjach mentorskich pokazuje, że mali, ale sprawni, elastyczni, kreatywni i pełni zaangażowania odnoszą sukces.
Dzięki temu stają się coraz więksi. W pierwszej edycji zwyciężyły projektantki z firmy Wasted Couture.
– Dziewczyny właśnie wróciły z Cannes. Swoją postapokaliptyczną modę pokazywały najlepszym filmowcom na świecie – stwierdził Krzysztof Barczyk, dyrektor Gabinetu Marszałka. Laureatami drugiej edycji zostali twórcy firmy „Liście Miejska Farma”.
– Skutecznie budujemy pozycję i rozpoznawalność regionalnych firm. I otrzymujemy bardzo dobry feed back od przedsiębiorców. Nasze firmy zdobywają nowych klientów, nowe rynki, rozwijają biznes – dodaje Barczyk.
Dużym zainteresowaniem cieszył się program mentorski. Kilkaset sztuk bezpłatnych wejściówek. „Marketing & Zarządzanie” rozeszło się w kilka godzin.
– Sala pełna otwartych, kreatywnych ludzi. Również osób, które jeszcze nie są przedsiębiorcami. Może to będzie impuls do tego, by zrobić pierwszy krok, aby założyć działalność gospodarczą –stwierdził dyrektor gabinetu marszałka.
Bezcenna autentyczność
„Liście Miejska Farma” zachwyciła kapitułę tegorocznego kon -
kursu mentorskiego. Warzywne listki (np. rzodkiewka, groszek, brokuł) w wersji mikro, uprawiane są na farmie wertykalnej.
Mają kilkadziesiąt razy więcej składników odżywczych niż tradycyjne warzywa. Bez chemii, zawsze świeże, Produkowane na miejscu i pod konkretne potrzeby klienta.
– Wysiewamy tylko tyle, ile zamówiono. Stawiamy na jakość i lokalność – zapewniłaa Patrycja Mrozińska, założycielka firmy.
Piotr Bucki, znany coach, wykładowca, autor książek z dziedziny psychologii, komunikacji, marketingu. I mentor, który przez kilka tygodni pracował z firmą „Liście Miejska Farma”.
– Jestem nią zachwycony. To jest biznes autentycznie etyczny I opłacalny. Można to strategicznie i biznesowo poukładać. Założyciele „Liści Miejskiej Farmy” są prawdziwi, uczciwi wobec siebie i klientów.
Mam nadzieję, że dołączycie do #teamLiście – mówił Bucki.
Zdrowy rozsądek i empatia
Jedną z gwiazd konferencji był Martin Lindstrom, specjalista od neuromarketingu, twórca „zakupologii”, autor wielu bestellerów (przetłumaczonych na 60 języków!). Pracował dla bardzo znanych, globalnych marek, ale przyszłość widzi w lokalności, produktach i usługach dopasowanych do potrzeb danej społeczności, dobrym komunikowaniu z otoczeniem. Zastąpieniu transakcji B2B, relacją human to human, analizowaniu „small data”, zamiast „big data”. Jego zdaniem drogę do sukcesu wyznacza przede wszystkim zdrowy rozsądek i empatia. Prawdziwe emocje.
– Ludzie nie będę pamiętali tego, co mówiłeś, co robiłeś. Ale na zawsze zapamiętają to, jak czuli się dzięki tobie. Transakcje business-to-business musi zastąpić relacja human to human – mówił Lindstrom.
Na konferencji „Marketing & Zarządzanie” pojawiła się także Wiktoria Wójcik – przedstawicielka tzw. pokolenia Z, czyli osób w wieku 13-26 lat, nieznających świata bez internetu i wszechobecnych reklam.
– Jak robić marketing do generacji Z? Trzeba być autentycznym!
A co to znaczy? Wystarczy nie kłamać! Dawaj wartość, a nie reklamy. Dogłębnie zrozum, do kogo mówisz. Miej do siebie dystans. Bądź wiarygodny i szczery w słowach i uczynkach – wyliczała Wiktoria Wójcik.
Współzałożycielka inStreamly – platformy, która łączy marki ze streamerami gamingowymi, tłumaczyła, że większość generacji Z to gracze. To pokolenie ma internetowy rodowód i zrewolucjonizuje rynek pracy oraz konsumentów. Jest odporne na reklamy, a większość młodych w sieci używa tzw. adblocków.
– Dajemy wam o wiele mniej szans niż osoby starsze. Mamy wysokie wymagania, bo zalewają nas reklamy, obrazy. Musimy
przyjmować je wybiórczo. A podstawowa zasada brzmi „Nikogo nie obchodzi wasza marka”. Generacja Z ma alergię na bylejakość i nijakość. Nie kupuje płytkich reklam i tanich trików. Autentyczność tania nie jest! Od perfekcji technicznej, wizualnej przekazu reklamowego ważniejsze są walory edukacyjne, np. że coś jest dobre dla zdrowia. Świat generacji Z to pomieszanie globalizacji z niszyfikacją – stwierdziła Wójcik.
Internet jest dla każdego Karol Paciorek – założyciel kanału „Imponderabilia” odnalazł w Internecie swoją niszę. Dzięki temu zyskał setki tysięcy subskrybentów, zaczął tworzyć i zarabiać „na filmikach”. Jego programy cieszą się ogromną popularnością.
– Byłem chyba jedynym, który w kampanii prezydenckiej miał okazję rozmawiać ze wszystkimi kandydatami. W Internecie jest miejsce na dłuższe formy i ambitne tematy. Średnia długość moich programów to 30 minut. W czasach, gdy wszyscy się spieszą. Bardzo ważny jest wybór odpowiedniej platformy. Są miejsca, przestrzeń na pogłębioną dyskusję. Rośnie grupa osób, które słuchają podcastów. Te wszystkie dziwne rzeczy, które powstają dzięki temu, że rozwija się internet, to może być wasza praca w przyszłości. Gwarancji nie ma. Nikt tak naprawdę nie ma pojęcia, czy robi to dobrze. Zrobiłem więcej złych filmików niż dobrych, ale ogólny bilans oceniam na plus – zaznaczył Paciorek
Jakub Olek, dyrektor TikToka ds. relacji z partnerami publicznymi na Europę Środkową i Wschodnią, opowiadał o funkcjach tej coraz popularniejszej aplikacji.
– TikTok to nie tylko platforma rozrywkowa. Łączy się z biznesem. Może też służyć edukacji. Coraz częściej, szczególnie przez pokolenie Z, jest używana jako wyszukiwarka. TikTok to nowy kanał komunikacji z klientami. Dostęp do nowej unikalnej społeczności, nowe rozwiązania marketingowe – mówił Olek. A Piotr Bucki zachęcał, by korzystając z nowych kanałów komunikacji działać odważnie.
– Róbcie rzeczy nawet trochę szalone, innowacyjne, ale wysokiej jakości. I dobrze jest dodać do tego opowieść. Bo marka to jest opowieść. Musi być prawdziwa – podsumował Bucki.
Opisane działania realizowane są w ramach projektu „Wzmocnienie pozycji regionalnej gospodarki, Pomorze Zachodnie – Ster na innowacje – etap II” finansowanego z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Zachodniopomorskiego 2014-2020, Działanie
1.14 „Wzmocnienie pozycji regionalnej gospodarki w wymiarze krajowym i międzynarodowym”.
Pralnia Eko – najnowsze technologie, najwyższa jakość i bezkonkurencyjne usługi
NIE MA DRUGIEJ TAKIEJ FIRMY W BRANŻY PRALNICZEJ W SZCZECINIE. „PRALNIA EKO” OFERUJE NAJNOWSZE ROZWIĄZANIA TECHNOLOGICZNE, KTÓRE ZAPEWNIAJĄ NAJWYŻSZĄ JAKOŚĆ PRANIA, CZYLI ELECTROLUX LAGOON. W JEJ PAKIECIE ZNAJDUJĄ SIĘ TAKŻE USŁUGI, KTÓRYCH KLIENCI NIE ZNAJDĄ W KONKURENCYJNYCH FIRMACH M.IN. PRANIE ROLET, FIRAN I PLIS, CZYSZCZENIE ZASŁON ORAZ MAGLOWANIE. W MAJU „PRALNIA EKO” WPROWADZA NA RYNEK NOWĄ USŁUGĘ SKIEROWANĄ M.IN. DO PRZEDSIĘBIORCÓW, BIZNESMENÓW, PRAWNIKÓW, LEKARZY, BANKOWCÓW, FINANSISTÓW, CZYLI OSÓB PRACUJĄCYCH CZĘSTO WYJĄTKOWO DŁUGO I INTENSYWNIE, KTÓRYM BRAKUJE CZASU NA OBSŁUGIWANIE CODZIENNYCH ZAJĘĆ, NP. PRANIA.
„Pralnia Eko” przy ulicy Santockiej prowadzi swoją działalność od czterech lat. Swoje usługi oferuje zarówno klientom indywidualnym, jak i podmiotom gospodarczym. A ich katalog jest imponujący. Niektórych z nich nie ma żadna inna firma pralnicza w Szczecinie. To „pranie na zawołanie”, czyli darmowy odbiór prania z miejsca zamieszkania klienta. To także pranie rolet rzymskich, firan, zasłon, plis oraz maglowanie obrusów, pościeli oraz zasłon, które przywraca pełny blask wyrobom. Na życzenie klienta pranie może być profesjonalnie wyprasowane.
– Przyjeżdżamy do klienta, ściągamy rzeczy przeznaczone do
prania, pierzemy je, prasujemy, a następnie z powrotem przywozimy, zakładamy lub wieszamy – wyjaśnia Łukasz Stucki, właściciel „Pralni Eko”.
Wszystkie usługi „Pralni Eko” wykonywane są przy zastosowaniu nowoczesnych technologii.
– W zależności od rodzaju tkaniny wykorzystujemy technologię prania wodnego, tak aby na długo zachować ich świeżość. Oferujemy także pranie chemiczne, po którym np. jedwabne zasłony będą lśniły blaskiem i doskonałym wyglądem. Po naszym
praniu rolety, firany i zasłony zawsze będą wyglądały tak, jak w dniu, w którym klient je kupił – zapewnia Łukasz Stucki.
Ostatnio firma wprowadziła najnowszą technologię prania. To Electrolux Lagoon Advanced Care. Wykorzystuje ona detergenty bez rakotwórczego PER, jest bezpieczna dla alergików i w 100 % Eko. Zapewnia świeży zapach, pranie jest bardziej miękkie w dotyku, ma bardziej wyraziste kolory oraz jaśniejszą biel. Technologia Electrolux Lagoon stosowana będzie także w najnowszej usłudze, która znajdzie się w ofercie „Pralni Eko” już w maju.
- Skierowana ona jest do pewnej szczególnej kategorii klientów, reprezentujących określone grupy zawodowe. Chodzi o odbiór garderoby od m.in. przedsiębiorców, biznesmenów, prawników, lekarzy, bankowców, finansistów. Ludzi często pracujących długo i intensywnie, którym, w związku z tym, brakuje czasu na wykonywanie codziennych zajęć np. prania. Dzięki nam pozbędą się tego problemu. Klienci będą mogli garderobę przeznaczoną do wyprania zostawić np. w recepcji w swojej firmie. Możemy również odbierać rzeczy do prania bezpośrednio z miejsca zamieszkania klienta. Garderoba przeznaczona do wyprania m.in. garnitury, garsonki, żakiety, koszule wykonane są bardzo często z oryginalnych, drogich materiałów, o wysokiej jakości. Klienci mogą się więc obawiać, że usługi zwykłych pralni nie sprostają ich oczekiwaniom. W naszym przypadku nie ma takich obaw. Zapewnia to m.in. głównie technologia Electrolux Lagoon – no -
woczesnego prania bez użycia takiej chemii, z jaką ten proces cały czas się kojarzy. Pierze się za pomocą wody, do której dodaje się specjalnych biodegradowalnych detergentów, które się w niej rozpuszczają, a specjalny płyn zapobiega kurczeniu się tkanin. Garderoba po wypraniu zostanie wyprasowana, a następnie dostarczona do miejsca wskazanego przez klienta – dodaje Łukasz Stucki.
Częstotliwość wykonywania nowej usługi „Pralni Eko” zostanie dostosowana do indywidualnych potrzeb danego klienta np. raz w tygodniu. Firma może się poszczycić klientami, którzy już z tej usługi korzystają.
– Szybka i sprawna obsługa, bardzo dobra jakość prania, forma przystosowana do moich oczekiwań, wygodna w pracy, którą wykonuję. Dzięki „Pralni Eko” nie muszę koncentrować swojej uwagi na załatwianiu tej oczywiście potrzebnej usługi, ale czasami bardzo czasochłonnej. Jestem pewien, że zyska popularność na rynku, bo w oczywisty sposób ułatwia codzienne życie – mówi Paweł Skotnicki, szczeciński ekspert z branży finansowej.
autor: ds/foto: Alicja Uszyńska
JAK W TROPIKACH, CZYLI PALMIARNIA NA WYSPIE GRODZKIEJ?
CZY JEST SZANSA, ŻE W SZCZECINIE POWSTANIE COŚ, CZEGO JESZCZE W TYM MIEŚCIE NIGDY NIE BYŁO, CZYLI PALMIARNIA?
OKAZUJE SIĘ, ŻE SĄ PEWNE PRZESŁANKI POZWALAJĄCE MIEĆ NADZIEJĘ NA REALIZACJĘ TEGO FANTASTYCZNEGO POMYSŁU.
BO POJAWIŁY SIĘ DWIE PROPOZYCJE LOKALIZACYJNE TAKIEGO OBIEKTU. PIERWSZA TO POMYSŁ JEDNEGO Z RADNYCH MIEJSKICH SPRZED LAT, ABY PALMIARNIA POWSTAŁA NA WYSPIE GRODZKIEJ. DRUGA, TO KONCEPCJA MIASTA – OBIEKT MIAŁBY
ZOSTAĆ WYBUDOWANY NA TERENIE SYRENICH STAWÓW PRZY LESIE ARKOŃSKIM. ALE MIASTO NIE MÓWI DO KOŃCA „NIE” WYSPIE GRODZKIEJ.
Palmiarnia – niby wszyscy wiedzą co to jest, ale chyba nie do końca. Popularnie nazywa się w ten sposób duże szklarnie, w których uprawiane są i prezentowane tropikalne rośliny o dużych rozmiarach. Największą w Polsce i jedną z największych w Europie jest palmiarnia w Poznaniu. Podobne obiekty znajdują się m.in. w Warszawie (Łazienki), Wałbrzychu, Zielonej Górze, Łodzi i Gliwicach. Czy Szczecin więc nie może mieć swojej palmiarni?
Kilka lat temu radny miejski Robert Stankiewicz przedstawił swój pomysł, aby taki obiekt powstał w reprezentacyjnej części miasta, czyli na Wyspie Grodzkiej położonej naprzeciw Wałów Chrobrego. Jej część zajmuje teraz marina. Na pozostałej, większej, funkcjonują ogródki działkowe.
– Zaproponowałem wybudowanie na niezagospodarowanej części wyspy palmiarni-oranżerii wraz z terenami rekreacyjnymi
w postaci promenadowych ciągów spacerowych, fontann i zaplecza gastronomicznego. Sama palmiarnia usytuowana byłaby w środkowej części wyspy. Zostałaby wybudowana z trwałych „duraluminium i szkło kompozytowe, ale lekkich elementów konstrukcyjnych” z licznymi przeszkleniami, których poszczególna część byłaby otwierana zależnie od warunków atmosferycznych w sezonie. Jak w podberlińskiej Tropical Island. Tam strona południowo-zachodnia obiektu jest otwierana. Wybudowana w lekkiej formie konstrukcyjnej szczecińska palmiarnia nie stanowiłby nadmiernego obciążenia gruntu oraz wpisałby się w otaczający krajobraz, stanowiąc jeden z symboli miasta. Oprócz egzotycznych roślin znajdowałyby się w niej miejsca odpoczynku i restauracje. Turystycznie musimy gonić resztę kraju, powinniśmy więc czymś zabłysnąć. I to jest właśnie coś takiego – wyjaśnia radny Robert Stankiewicz.
Pomysł palmiarni powraca w trakcie obrad różnych komisji Rady Miasta, np. ds. Kultury i Promocji czy budżetu, ale sporo jest wątpliwości co do ulokowania jej na Wyspie Grodzkiej. Jednym z głównych problemów ma być zagrożenie powodziowe tego terenu. Mapy przygotowane przez spółkę Wody Polskie wskazywały, że średnio co 10 lat Wyspa Grodzka ma być w znaczący sposób podtapiana. A to z kolei spowoduje trudności w uzyskaniu zgody na budowę na tym terenie większych obiektów. Miasto widziało tam raczej lekką zabudowę oraz zaadaptowanie działek na zielone miejsce rekreacyjne. Natomiast palmiarnia, według koncepcji magistratu, mogłaby powstać na Syrenich Stawach, przy Lesie Arkońskim. Na tym terenie miałaby zostać także ulokowana filia Ogrodu Botanicznego.
Ostatnio jednak, przy okazji przyjęcia „Planu zagospodarowania przestrzennego Łasztowni”, czyli terenu, które ma być nowym sercem Szczecina stanowisko miasta dotyczące palmiarni na wyspie Grodzkiej, uległo chyba pewnej zmianie.
– Plan docelowo zakłada realizację parku publicznego na całej Wyspie Grodzkiej jako unikatowego w skali kraju projektu naturalistycznego parku o swobodnej kompozycji drzew, z brzegiem naturalnym, polanami rekreacyjnymi i lekką zabudową usługową do 12 metrów wysokości w formie oranżerii, ogrodów zi -
mowych. To może być także zespół palmiarni, ponieważ wolno zabudować nawet 10% wyspy. Zakłada się, że park będzie miał program całoroczny np. taflę lodowiska zimą itp. Przygotowanie inwestycji publicznej będzie wiązało się z relokacją istniejących ogrodów działkowych i procedurą odszkodowawczą. Budowa parku powinna jednak nastąpić po wypełnieniu zabudową Łasztowni, gdy pojawi się tam znacząca liczba mieszkańców i turystów, dla których niezbędne jest zapewnienie dostępu do terenów zielonych – stwierdził Daniel Wacinkiewicz, zastępca prezydenta Szczecina.
– Dlaczego park na wyspie nie może być połączony z palmiarnią? To jest sensowne. Według mojej koncepcji obiekt liczyłby ok. 100 metrów. A wyspa liczy prawie 400 metrów. Mamy więc szansę na wyjątkowy obiekt – dodaje radny Stankiewicz.
Na razie nie wiadomo, ile miałby kosztować taki obiekt i jak długo trwałaby jego budowa.
autor: ds/wizualizacje: Robert Stankiewicz
CLUB HOUSE
Mieszkania dla wymagających
MARINA DEVELOPER, JEDNA Z WIODĄCYCH FIRM DEWELOPERSKICH, WPROWADZIŁA NA RYNEK SZCZECIŃSKI
CLUB HOUSE
CLUB
CLUB HOUSE
CLUB HOUSE
Położenie na brzegu Jeziora Dąbie zapewnia nie tylko piękne widoki i kontakt z naturą, ale także możliwość podejmowania aktywności sportowej na co dzień, przy jednoczesnej dobrej komunikacji z centrum miasta – dojazd zajmuje zaledwie 7 minut. Tuż obok znajduje się dąbska Marina, więc z okien, tarasów i nabrzeża można będzie obserwować przepływające po jeziorze jachty, a własną jednostkę będzie można zacumować pod samym domem.
W ramach tej inwestycji dostępne są m.in. mieszkania A.3.2 oraz A.4.3, które wyróżniają się swoją funkcjonalnością oraz przestronnością.
Pierwsze z zlokalizowane jest na trzecim piętrze budynku i posiada 9-metrowy balkon, na którym można odpocząć i cieszyć się widokiem na okolicę. W 70-metrowym mieszkaniu znajduje się przestronny salon połączony z kuchnią, co zapewnia komfortowe warunki do spędzania czasu z rodziną czy przyjaciółmi. Dodatkowo, mieszkanie posiada dwie sypialnie oraz dwie łazienki, co czyni je idealnym wyborem dla osób szukających przestrzeni i wygody.
Mieszkanie A.4.3 to jeden z większych lokali dostępnych jeszcze w CLUBHOUSE i kolejny, równie interesujący wybór dla przyszłych mieszkańców. Zlokalizowane na czwartym piętrze budynku, wyróżnia się doskonałym podziałem na strefę dzienną oraz nocną. Na pierwszą z nich składają się przestronny salon, kuchnia i jadalnia oraz ogromny, bo aż 54-metrowy taras, na który można wejść z tych wszystkich pomieszczeń. Dodatkowo, mieszkanie posiada trzy oddzielne sypialnie, gabinet, pomieszczenie gospodarcze oraz dwie łazienki, co zapewnia prywatność i komfort wszystkim mieszkańcom.
Inwestycje Mariny Developer słyną z najwyższej jakości oraz doskonałych standardach wykończenia. Mieszkania w CLUBHOUSE są przygotowane z najwyższą starannością i z użyciem najlepszych materiałów, co zapewnia im długotrwałą trwałość. Zostały zaprojektowane z myślą o zapewnieniu mieszkańcom maksymalnego komfortu i wygody. Wszystkie są gotowe do odbioru, co oznacza, że można w nich zamieszkać tuż po zakupie. Cechą charakterystyczną, jednocześnie wyróżniającą inwestycję w skali kraju, są przestronne tarasy i zastosowany na nich system podwójnej przesuwnej fasady, która pozwala osłonić się przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi i powiększyć przestrzeń życiową. Podsumowując, CLUBHOUSE to nie tylko doskonałe lokale mieszkalne, ale także wiele udogodnień dla mieszkańców w środku i na zewnątrz budynku. Wszystko po to, by zapewnić jak najwyższy komfort życia.
kt/foto: materiały prasowe
CLUB HOUSE
CLUB HOUSE
CLUB HOUSE
CLUB HOUSE
tel. +48 609 11 30 55 www.marina-developer.pl
Prawnik, przedsiębiorca, miłośnik i znawca win. Wyróżniony tytułem Najlepszego Importera w Polsce w 2008 roku przez Magazyn Wino. Prowadzi wraz z córką
Anną Winotekę 101 WIN – Studio Wybitnych Alkoholi.
Nr 1 w świecie win – Michel Chapoutier
MICHEL CHAPOUTIER TO BEZ DYSKUSJI NUMER 1 NA ŚWIECIE. OD LAT PROWADZI WINIARNIĘ POD NAZWĄ M. CHAPOUTIER I TO M IDENTYFIKOWANE JEST Z IMIONAMI JEGO PRZODKÓW. POCZĄTKI WINIARNI SIĘGAJĄ XIX WIEKU. NA POCZĄTKU BYŁY
WINA Z DOLINY RODANU WE FRANCJI, PÓŹNIEJ DOSZŁY INNE REGIONY: PROWANSJA, LANGWEDOCJA, BEAUJOLAIS I ALZACJA. W LATACH 80-TYCH ROZSZERZONO PRODUKCJĘ WIN O AUSTRALIĘ, HISZPANIĘ I PORTUGALIĘ. ZAPRASZAM NA NIEZWYKŁĄ PRZYGODĘ W ŚWIECIE WIN.
Najsłynniejsze, najbardziej prestiżowe wina to: Hermitage, Cote Rotie i Châteauneuf-du-Pape z serii Sélection Parcellaire – to one właśnie przyniosły mu światową sławę. W najbardziej prestiżowym przewodniku winiarskim, nazywanym od nazwiska założyciela Przewodnikiem Roberta Parkera, M. Chapoutier ma najwięcej ocen 100 punktowych (maksymalnych) z wszystkich winiarni na świecie, a takie oceny rocznie przyznawane są co najwyżej kilkunastu winom. Niestety ceny nie są małe, zaczynają się od ok. 300 zł, a kończą na kilku tysiącach.
By poznać rękę mistrza, nie musimy wydawać kroci. Poszukajmy innych jego win o znakomitym stosunku ceny do jakości. Można je znaleźć w Polsce w niektórych sklepach specjalistycznych.
Dla naszych kieszeni świetną propozycją są krótkie serie winifikowane przez Michela razem z szefami kuchni i właścicielami restauracji, wyróżnionych w Przewodniku Michelin najwyższą oceną – 3 gwiazdkami. Najciekawsze to te robione z Yannickiem Alleno i Anne-Sophie Pic – tu mamy najwyższą jakość za stosunkowo niewielkie pieniądze.
Jeśli nie kochacie Francji, Rodanu, to spróbujcie jego win australijskich z obowiązkowym Shirazem. Do wyboru są także jednoszczepowe Cabernet, Viognier, Chardonnay czy Rieslingi.
Również dzieci Michela, syn Maxime i córka Mathilde, mają swój udział w tym rodzinnym przedsięwzięciu. Mathilde jest dyrektorem tej rodzinnej firmy, a zarazem świetnym winemakerem. Spod jej ręki lub przy jej współudziale powstają wina w Dolinie Rodanu, Prowansji i Langwedocji.
Szukajcie Państwo win sygnowanych jej nazwiskiem – Mathilde Chapoutier, a także powstających w innych winiarniach przy jej udziale: Château des Ferrages czy Saint-Etienne. Warto szukać –to prawdziwe winiarskie perełki stworzone kobiecą ręką.
Biuro Nieruchomości
Qualit czyli jakość
QUALIT został stworzony przez ludzi, którzy są wyspecjalizowani
w swoich dziedzinach. Ponad 20 letnie doświadczenie w obrocie nieruchomościami oraz wiele zrealizowanych projektów budowlanych na rynku polskim oraz zagranicznym.
Na rynku nieruchomości najważniejsza jest pasja. To z niej rodzi się profesjonalizm i odpowiedzialność, z których wypływa prawdziwa jakość. Dlatego jeśli szukasz jakości postaw na QUALIT
Wybierając nasze biuro wybierasz etyczne rozwiązania biznesowe.
Rok salonu Škoda City Store
W ZESZŁOROCZNYM, KWIETNIOWYM WYDANIU MAGAZYNU SZCZECIŃSKI PRESTIŻ BARDZO DUŻO MIEJSCA POŚWIĘCILIŚMY
NOWEMU SALONOWI SAMOCHODOWEMU SKODA CITY STORE, KTÓRY OTWIERAŁ SIĘ W STOLICY POMORZA ZACHODNIEGO. TERAZ WRACAMY DO TEGO MIEJSCA PONOWNIE. DLACZEGO? OTÓŻ 1 KWIETNIA 2023 MINĄŁ ROK, ODKĄD SALON SKODY PROWADZI SWOJĄ DZIAŁALNOŚĆ W BIUROWCU „POSEJDON CENTER” PRZY BRAMIE PORTOWEJ 1.
– Mamy więcej powodów do świętowania niż tylko pierwsza rocznica działalności naszego salonu. Jesteśmy bardzo dumni z faktu, że Grupa Cichy-Zasada została ponownie liderem i zdobyła tytuł największej grupy dilerskiej za rok 2022 w najważniejszym rankingu Top 50 2022 w Polsce. To zaszczytne pierwsze miejsce idealnie pokazuje, jak dużym zaufaniem darzą nas klienci i bardzo chętnie wybierają nasze salony w całej Polsce. Swoją cegiełkę do tego sukcesu dołożył również nasz salon Skoda City Store – mówi Tomasz Mularczyk, manager salonu i działu sprzedaży.
Dodaje, że każdy klient w chwili wejścia do salonu, od razu może wyczuć klimat nowoczesnego formatu sprzedaży samochodów. Określenie „butikowy showroom” idealnie pasuje do tego miejsca. Doskonale wyeksponowane modele oraz profesjonalna i kompleksowa obsługa sprawiają, że zakup nowego samochodu staje się wyjątkowo pozytywnym doświadczeniem.
Większą część popisowo zaaranżowanego salonu zajmują prezentowane modele. Nie brakuje jednak miejsca dla indywidualnych rozmów z klientami czy też poczekalni z kącikiem kawowym. Przy każdym modelu ustawiony został cyfrowy cennik
w formie „dużego tabletu”, dzięki któremu można od razu zapoznać się nie tylko z ceną prezentowanego samochodu, ale również zobaczyć szczegółowy opis jego wyposażenia. Znakomicie sprawdza się pomysł umieszczenia na ekranie kodu QR, który zapisuje od razu w telefonie gotową konfigurację stojącej przed klientem Skody. Dodatkową funkcją cyfrowych standów są również materiały video pokazujące działanie poszczególnych systemów bezpieczeństwa na drodze – co również wpływa na wielofunkcyjność urządzeń, jak i dbałość o klienta.
Kolejną zaletą salonu Skody jest rozwiązanie problemu parkingu dla klientów w samym centrum miasta. – Od samego początku mamy doskonałe rozwiązanie. Bezpłatny parking znajduje się w biurowcu Posejdon Center, w którym się znajdujemy. Wjazd na podziemny parking znajduje się od ulicy Partyzantów. Jedyne co klient musi zrobić, to pobrać przy wjeździe bilet wjazdu, który po zakończeniu spotkania w salonie przekaże naszemu doradcy – tłumaczy Tomasz Mularczyk.
Dodaje, że po dwunastu miesiącach marka Skoda dość mocno ugruntowała swoją pozycję w Szczecinie, a o salonie Skoda City Store jest coraz głośniej. – Dzieje się to za sprawą bardzo
przemyślanego budowania naszego wizerunku i działań, które są prowadzone na co dzień. Na wszystkich kanałach w social mediach możemy zauważyć starannie dopracowane treści, które w połączeniu z bardzo dobrą jakością zdjęć tworzą unikalne kreacje dla naszych wszystkich działań — zapewnia Tomasz Mularczyk, manager salonu i działu sprzedaży.
– Większość osób odwiedzających jest już na samym początku zdziwiona tym, w jaki sposób udało nam się w tym miejscu stworzyć taki salon, w którym można od A do Z skonfigurować swój wymarzony model oraz otrzymać kompleksową informację na temat samego samochodu, jak i różnych możliwości zakupu czy finansowania danego modelu – tłumaczy Dawid Pycz, doradca handlowy.
– I choć może nie widać tego na pierwszy rzut oka, w naszym salonie klient ma możliwość przetestowania wszystkich modeli z naszej oferty, które są zawsze starannie przygotowane do jazd testowych. W samym salonie daje się zauważyć dużą dbałość o najmniejsze szczegóły w obsłudze klientów. Sprawiają one, że sam obiekt, jak i działania naszej ekipy są czymś, co wyróżnia salon Skody na tle obiektów innych firm. Doskonałym elementem przy konfigurowaniu wybranego modelu jest możliwość pokazania go na ścianie multimedialnej.
Dzięki temu prezentowany model można obracać i oglądać z każdej strony, zachowując przy tym wszystkie szczegóły – dodaje Jakub Łojek, specjalista ds. produktu Skoda.
Jakie aktualnie modele są najbardziej poszukiwane i co oferuje Skoda City Store?
– Sytuacja w branży motoryzacyjnej jest bardzo dynamiczna i zmienna. My jednak na co dzień wykorzystujemy doświadczenie i potencjał Grupy Cichy-Zasada. Możemy więc naszym klientom zaproponować ponad 200 modeli dostępnych od ręki, w bardzo dobrych konfiguracjach. Uważam, że każdy znajdzie coś dla siebie i może już w ciągu kilku dni cieszyć się jazdą nowym modelem Skody – zapewnia Tomasz Mularczyk.
Salon Skoda City Store, który prowadzi swoją działalność w biurowcu „Posejdon Center” przy Bramie Portowej 1 na pewno może liczyć na kolejnych, licznych klientów. Sprzyjają temu zarówno bogata oferta, nowoczesne technologie wspierające w dokonaniu wyboru, jak i profesjonalizm pracowników obiektu oraz wysoka jakość obsługi.
autor: ds/foto: materiały prasowe, Bogusz Kluz
MIKRUS MR 300 UROCZY I NASZ
BYŁ NAJŁADNIEJSZYM SPOŚRÓDWSZYSTKICH EUROPEJSKICH MIKROSAMOCHODÓW. MIAŁ TEŻ SZANSĘ STAĆ SIĘ TAKIM AUTEM, JAKIM DLA POLAKA DWIE DEKADY PÓŹNIEJ ZOSTAŁ FIAT 126P. PROBLEM W TYM, ŻE POPAŹDZIERNIKOWA ODWILŻ TRWAŁA ZBYT KRÓTKO, A POLSKI PRZEMYSŁ MOTORYZACYJNY W DRUGIEJ POŁOWIE LAT 50. XX WIEKU CHCIAŁ WIĘCEJ NIŻ BYŁ W STANIE ZAPROPONOWAĆ.
W Europie minęła właśnie dekada od zakończenia II Wojny Światowej. W Wielkiej Brytanii zniknęły ostatnie kartki na odzież. Mercedes rozkręcał produkcję kultowego modelu 190 SL, którym ostatecznie zrywał z przedwojenną linią produktową, a we Włoszech ciągle rozpamiętywano igrzyska z Cortina d Ampezzo. W tym czasie w Polsce cieszono się, że po ośmiu latach stalinizmu, po poznańskim czerwcu i wyborze lubianego i represjonowanego przez Bieruta, Władysława Gomułki, w kraju zapanuje tak długo oczekiwana odwilż.
W ten sposób, przy dźwiękach jazzu i przy uchylających się drzwiach żelaznej kurtyny, w głowach polskich zmotoryzowanych, narodził się pomysł stworzenia auta, które – będący tańszym w produkcji od Syreny – nareszcie zmotoryzuje kraj. Przy okazji postanowiono wykorzystać wolne moce produkcyjne zakładów lotniczych WSK Mielec i WSK Rzeszów, dotychczas zajmujących się samolotami i motocyklami, i uruchomić tam produkcję samochodów. Rzeszów opracował dokumentację silnika, a Mielec zajął się podwoziem i nadwoziem.
Skąd pomysł na mikrosamochód? To dosyć oczywiste. Tak naprawdę, to istniały na rynku od zawsze – tu wystarczy przypomnieć słynnego Hanomaga Kommissbrota (tak tak – po niemiecku „komiśniaka”). Produkowanego w Niemczech w latach 1925
– 1928, czy szalenie popularne w Francji kategorią Voiturette, na czele której królowała zapomniana już dziś w zasadzie zupełnie, marka Mathis. Odbudowującego kolejny raz z gruzów swój kontynent Europejczyka nie było ponownie stać na prawdziwy samochód. Odkurzono więc Voiturette. Co ciekawe, jako pierwsi zrobili to Niemcy, którym przestały wystarczać włoskie skutery. Tak narodził się kultowy Goggomobil i znana wszystkim miłośnikom motoryzacji, BMW Isetta.
Niemiecka koncepcja mikrosamochodu w mig zagościła w głowach polskich konstruktorów, pragnących stworzyć coś świeżego. Pod koniec 1956 roku ruszyły prace konstrukcyjne, aby już 22 lipca następnego roku zaprezentować w Warszawie pierwsze prototypy Mikrusa MR 300. Kolejne miesiące i gotowa była seria informacyjna. Pokazano też kabriolet. „30 grudzień 1957 roku był dla załóg WSK Mielec i Rzeszów dniem obrachunku z minionym rokiem, w którym asortyment ich produkcji powiększył się o mikrosamochody…. Mikrusy wejdą do seryjnej produkcji w lipcu 1958 roku… Aby sprostać zadaniom również WSK Rzeszów tworzy nowy, oddzielny wydział, zajmujący się jedynie silnikami i posiadający własne biuro konstrukcyjne…” – pisał w styczniu 1958 roku poczytny tygodnik Motor. Prasa zakładała też, że Mikrus będzie tańszy o 25-30 procent od najtańszych dotychczas pojazdów, oferowanych na rodzimym rynku. Nareszcie – 12 grudnia 1958 roku rozpoczęto jego sprzedaż. Cena Mi -
krusa wynosiła 35 tys. złotych. Dla porównania nowa Warszawa była wyceniona na 120 tys. złotych. Wydawało się, że dla Polski zaczyna się nowa epoka… Niestety.
Kłopoty z uruchomieniem serii, a co za tym idzie kosztowna produkcja manufakturowa, oprócz wysokich kosztów, uniemożliwiała realizację planów. Do tego dochodziły choroby wieku dziecięcego, wywołujące nerwowość władzy, która uważała, że zamiast rodzimego mikrosamochodu, lepiej rozwijać dosyć już dopracowaną, opartą na sprawdzonych podzespołach, Syrenę. Z powodu braku sieci serwisowej właściciele Mikrusów byli tak naprawdę ich testerami i serwisantami. Producent zobowiązał zresztą każdego z klientów do notowania uwag i opinii o pojeździe i przesyłania ich do wytwórni. W ten sposób to nie mogło się udać. Mikrus zdążył zaliczyć jeszcze wizytę w Moskwie,
gdzie pochwalono się nim na wystawie ukazującej dokonania 15 lecia PRL i zakończył swój żywot. Chałupniczymi metodami wykonano 1728 sztuk tego, zdaniem autora tekstu, równie urokliwego co Isetta, mikroautka.
1728 sztuk to nie za dużo. Dziś spotkać MR 300 nie jest więc zbyt łatwo. Mikrusy przetrwały w zbiorach Muzeum Techniki, szczecińskiej Zajezdni Sztuki, oraz w prywatnych kolekcjach. Ich liczbę ocenia się na około 200 sztuk. W Trójmieście i okolicach jest ich zaś z pewnością mniej niż pięć. Prezentowany na zdjęciach należy do gdańszczanina, Andrzeja Haaka, miłośnika PRL-owskiej motoryzacji. Kiedy zapytałem go, jak się tym jeździ, powiedział, że to auto nadaje się nie do jeżdżenia, lecz do patrzenia. Więc patrzmy – bo naprawdę jest na co. autor: Bartosz Gondek / foto: Krzysztof Nowosielski
LOKALIZACJA W SAMYM CENTRUM (PRZY DEPTAKU)
OFERUJEMY OKULARY PROGRESYWNE, BIUROWE ORAZ JEDNOOGNISKOWE
MOŻLIWOŚĆ WYKONANIA PROFESJONALNEGO BADANIA WZROKU
PRZEZ DYPLOMOWANEGO OPTOMETRYSTĘ
NAJATRAKCYJNIEJSZE CENY W SZCZECINIE
NIETUZINKOWE OPRAWY MAREK TAKICH JAK: ETNIA BARCELONA, LIU JO, CALVIN KLEIN, ROBERTO CAVALLI, SWAROVSKI, SALVADORE FERRAGAMO, TIMBERLAND, MONT BLANC I WIELE INNYCH!
WWW.MANUFAKTURAWZROKU.PL
Laseroterapia… w lato?
BYĆ MOŻEJESZCZE NIE
WSZYSCYWIEDZĄ, CZYM JEST KOREAŃSKA PIELĘGNACJA CZY MASKA Z EGZOSOMÓW, LECZ MIMO TO NALEŻY PRZYZNAĆ, ŻE W TEMACIE TROSKI O SKÓRĘ I URODĘ, ŚWIADOMOŚĆ PACJENTÓW STALE ROŚNIE. CORAZ WIĘCEJ KOBIET I MĘŻCZYZN WIE, ŻE ISTNIEJE COŚ TAKIEGO JAK „SEZON LASEROWY” ORAZ ŻE PRZYJĘŁO SIĘ, IŻ JEST TO CZAS JESIENI I ZIMY. LEKARZE I KOSMETOLODZY PRZESTRZEGAJĄ PRZED EKSPOZYCJĄ NA ŚWIATŁO SŁOŃCA PRZED I PO ZABIEGU Z WYKORZYSTANIEM LASERA, A PACJENCI POSŁUSZNIE ZAPISUJĄ SIĘ NA ZABIEGI W WYZNACZONYM CZASIE. GDY ZDERZYMY TO JEDNAK Z FAKTEM, IŻ BRANŻA MEDYCYNY ESTETYCZNEJ ROZWIJA SIĘ BARDZO DYNAMICZNIE, ZASADY, KTÓRE JUŻ ZAPAMIĘTALI NASI PACJENCI MOGĄ OKAZAĆ SIĘ… NIEAKTUALNE. JAK JEST TO MOŻLIWE?
SEZON LASEROWY
Zgodnie z informacjami, które da się sprawdzić w sieci na wszelkich portalach z poradami dla zdrowia i urody, sezon na laseroterapię to okres jesieni i zimy, czasami początek wiosny.
Biorąc pod uwagę, że określa się to na bieżąco i indywidualnie, może zacząć nawet we wrześniu czy październiku, a skończyć w kwietniu. Kwestią, która nadaje znacznie tej zasadzie, jest ekspozycja na światło słoneczne, zależy więc także od jego nasilenia czy miejsca podróży w czasie urlopu.
Specjaliści przestrzegają przed wystawianiem skóry na promieniowanie słońca, ponieważ po zabiegu laserowym należy chronić ten obszar ze względu na ryzyko powstania przebarwień czy nasilenie się problemów naczyniowych.
Czym są przebarwienia? To ciemne plamki na skórze, które naturalnie pojawiają się na jej powierzchni z wiekiem. Zmiany te są efektem wieloletniego działania słońca na skórę. Szczególnie widoczne stają się one w okolicy 50. roku życia i są rezultatem zaburzeń w pracy melanocytów, czyli komórek barwnikowych skóry. Charakteryzują się owalnym kształtem oraz kolorem od jasnożółtego do ciemnobrązowego. Występują najczęściej na skórze dłoni, stóp, na ramionach oraz przede wszystkim — na twarzy. I choć przestrzegamy przed ekspozycją na słońce po zabiegach laserowych oraz zalecamy pacjentom fotoprotekcję, w Klinice Zawodny jednak pojęcie sezonu laserowego jest pojęciem ogólnym — bo posiadamy też takie technologie, które można wykonywać wiosną i latem.
ZABIEGI CAŁOROCZNE
Istnieją bowiem takie technologie laserowe, których wykonanie może odbyć się także poza ogólnym „sezonem laserowym”. Do nich należy na przykład laseroterapia pikosekundowa. Innowacyjna laseroterapia tego rodzaju stosowana jest przy zabiegach odmładzających, wyrównujących koloryt skóry, poprawiających gęstość i strukturę skóry, a także przy usuwaniu tatuażu i makijażu permanentnego. Ponadto technologia pikosekundowa to wykorzystywanie bardzo krótkiego impulsu, mierzonego wła -
śnie w pikosekundach, który to sprawia, że podczas zabiegu nie dochodzi do termicznego podgrzania tkanek, a co za tym idzie — także do podgrzania barwnika, który w niektórych przypadkach może powodować toksyczne reakcje i powikłania. Ta jego cecha — krótki impuls — pozwala na wykonywanie zabiegów przez cały rok. Jak przy każdym zabiegu zalecana jest fotoprotekcja — filtry SPF oraz przykrywanie opracowanego obszaru ubraniem lub noszenie kapelusza, jeśli mowa o skórze twarzy.
Nowością w zakresie zabiegów w Klinice Zawodny jest technologia tulowa, którą też można stosować w sposób całoroczny. Zabieg z wykorzystaniem tej technologii charakteryzuje się krótkim okresem rekonwalescencji. Laser tulowy został stworzony do zabiegów odmłodzenia skóry, wyrównania kolorytu, rewitalizacji skóry i jej stymulacji. W Klinice Zawodny posiadamy opracowaną procedurę tzw. Babyface, która daje możliwość krótkiej regeneracji i kontynuacji normalnych czynności życiowych. Ponadto wykazuje właściwości poprawy jakości i wyglądu skóry w połączeniu z innymi zabiegami, takimi jak: radiofrekwencja mikroigłowa, osocze bogatopłytkowe i egzosomy.
Te ostatnie są zresztą „ostatnim krzykiem mody” w medycynie estetycznej. To innowacyjne rozwiązanie bazujące na działaniu komórek macierzystych, w swoim składzie zawiera m.in. białka, lipidy, kwasy nukleinowe, czynniki wzrostu oraz inne metabolity. W medycynie estetycznej egzosomy wykorzystywane są w celu regeneracji i odmłodzenia skóry, a w dermatologii pomagają w leczeniu stanów zapalnych, wspomagająco dla skóry trądzikowej, atopowego zapalenia skóry czy ran.
Medycyna estetyczna stale się rozwija, a technologie są coraz bardziej niezwykłe — nawet dla specjalistów, którzy śledzą nowości swojej branży. Zabiegi, które oferujemy w Klinice Zawodny to zabiegi, które przeszły przez naszą własną „selekcję”. Czasami zdarza się nam dłużej przyglądać pewnym nowościom, tylko po to, aby nabrać pewności co do ich skuteczności. Jeśli chodzi o same lasery, to dotychczas wykonaliśmy kilkanaście tysięcy zabiegów laserowych, zaufało nam ponad dziesięć tysięcy pacjentów i dlatego konieczne jest, aby urządzenia, które wybieramy były najwyższej jakości.
Medycznie & Estetycznie
Wiosenne regeneracje
NASTAŁA WIOSNA. PORA NA REGENERACJĘ NA WSZYSTKICH POZIOMACH, RÓWNIEŻ, JEŚLI CHODZI O PIELĘGNACJĘ SKÓRY TWARZY I CIAŁA. Z POMOCĄ PRZYCHODZI KOSMETOLOGIA, KTÓRA JEST PRZEZNACZONA PRAKTYCZNIE DLA WSZYSTKICH OSÓB, I KAŻDY ZNAJDZIE W NIEJ COŚ IDEALNEGO DLA SIEBIE. O WIOSENNEJ REGENERACJI ROZMAWIAMY Z KOSMETOLOGIEM NATALIĄ PAWŁOWSKĄ Z GABINETU DR WIŚNIOWSKI.
Jakie zabiegi kosmetologiczne będą idealne na tę porę roku? Najlepszą propozycja będą zabiegi nawilżające oraz regeneracyjne. Idealnie sprawdzi się zabieg z wykorzystaniem kwasu laktobionowego, który zadziała nawilżająco, regeneracyjne oraz delikatnie złuszczająco. Dla osób wymagających silniejszego działania proponuję Optymalne Nawilżenie. Zawiera ona wodę jabłkową, która powoduje szybkie nawodnienie skóry oraz zapobiega ponownemu przesuszeniu. Jeśli chodzi o poprawę kondycji skóry na ciele, to dobrym wyborem są bandaże Arosha, dzięki którym pozbędziemy się martwego naskórka, suchości skory oraz cellulitu.
Co jeszcze dobrego możemy zrobić dla naszego ciała?
Bestsellerem jest kriolipoliza kontrastowa. Jest to zabieg dla osób borykających się z nadmiarem tkanki tłuszczowej, cellulitem bądź obrzękami. Nazwa może sugerować, że podczas zabiegu wykorzystywane są temperatury minusowe, ale podczas zabiegu najniższa temperatura to + 6 stopni C, a najwyższa 42 stopnie C. Urządzenie wykorzystuje szybkie skoki temperatur powodujące wyrzut hormonów, dzięki którym tkanka tłuszczowa zostaje przekształcona i usunięta z naszego organizmu. Zabieg jest całkowicie bezpieczny, nieinwazyjny i pobudzający nasz metabolizm.
Coraz bardziej popularne staja się masaże twarzy, szczególnie te dalekowschodnie jak japońskie Kobido czy Hadado, w których się Pani specjalizuje. Jakie otrzymujemy korzyści z tych metod?
To prawda, manualne terapie twarzy stają się coraz bardziej popularne w naszym kraju. Są alternatywą dla osób, które z różnych względów nie mogą korzystać z medycyny estetycznej, ale warto wspomnieć, że też wspaniale się uzupełniają. Twarz po takich masażach jest rozluźniona, lepiej ukrwiona i odżywiona. Dodatkowo zmniejszają się napięcia mięśniowe powodujące bóle głowy, a u osób borykających się z zastojem limfy docho -
dzi do jej odblokowania. Tak przygotowana twarz jest w stanie dużo lepiej zareagować na zabiegi medycyny estetycznej.
Kosmetologia jest uzupełnieniem zabiegów bardziej inwazyjnych, ale tak naprawdę znakomicie funkcjonuje osobno. Z wiedzy i umiejętności kosmetologa może korzystać praktycznie każdy z nas.
Wiele osób nie wie, jak w prawidłowy sposób dbać o stan swojej skory i właśnie po to jesteśmy, aby wskazać, w którym kierunku podążać. U niektórych osób wizyty w gabinecie to tylko prewencja, aby zachować dobry stan cery, u innych to będzie rozwiązanie problemów z niedoskonałościami, które uzupełnione o prawidłową pielęgnację domową stają się tylko wspomnieniem, a dla kolejnej grupy to będzie czas na relaks i odprężenie.
Z kosmetologii korzystają coraz chętniej panowie.
Tak, to prawda, panowie coraz częściej pojawiają się na zabiegach. Większość zabiegów, które wykonuję, są przeznaczone i dla kobiet, i dla mężczyzn. dobierane są pod kątem oczekiwań pacjenta i stanu skóry. Obecnie panowie najchętniej wybierają masaże twarzy i kriolipolizę kontrastową.
W którą stronę zmierza kosmetologia? Jaka jest jej przyszłość?
Kosmetologia to dziedzina rozwijająca się bardzo dynamicznie. Jedni wolą pracę z aparaturą, inni manualną. Są kosmetolodzy specjalizujący się w łagodzeniu zmian skórnych wynikających z chorób dermatologicznych. Kolejna grupa kosmetologów to osoby zajmujące się spowalnianie procesów starzenia. Myślę, że każdy znajdzie swoich klientów.
Dziękuję za rozmowę.
rozmawiała: Aneta Dolega / foto: materiały prasowe
Dr Kamila Stachura
Ginekologia estetyczna poprawia jakość życia kobiet
Medycyna estetyczna to dziedzina, z której korzystamy coraz częściej. Jednak już ginekologia estetyczna traktowana jest cały czas jak tabu. Wiele kobiet poddaje się im przede wszystkim ze względów zdrowotnych. O jej zaletach i o tym, dlaczego jest tak ważna, rozmawiamy ze specjalistami ginekologami położnikami – dr hab. n. med. Anetą Cymbaluk-Płoską i dr n. med. Pawłem Brelikiem z Kliniki Dr Stachura.
No właśnie, ginekologia estetyczna, to kaprys (jak niektórzy twierdzą) czy absolutnie potrzebna część medycyny?
Aneta Cymbaluk-Płoska: Zapewne pierwsze skojarzenia w od -
niesieniu do tego hasła to operacje, których celem jest poprawienie wyglądu narządów intymnych albo zabiegi polegające na odtwarzaniu błony dziewiczej. Warto podkreślić, że to tylko niewielki wycinek możliwości ginekologii estetycznej. W ten sposób leczy się bowiem też wiele dolegliwości okolic intymnych, poprawiając komfort życia pacjentki i zwiększając przyjemność, jaką czerpie ona z życia i seksu.
Na co tak naprawdę pomagają zabiegi z ginekologii estetycznej i do jakich pacjentek są skierowane?
Paweł Brelik: Mogłoby się wydawać, że zabiegi z zakresu gi -
nekologii estetycznej to nowość i dlatego wzbudzają one tyle kontrowersji. W rzeczywistości są jednak wykonywane od dawna. Wcześniej po prostu rzadko się o nich mówiło. Z tego typu zabiegów korzysta dziś wiele kobiet. Gdy mówimy o tym, jak na nasze ciało oddziałuje upływ czasu, myślimy najczęściej o zmarszczkach na twarzy czy mniej jędrnej skórze. Warto jednak pamiętać o tym, że z wiekiem zmieniają się także nasze okolice intymne, bo tkanki krocza i pochwy oraz mięśnie miednicy tracą elastyczność. Jest to zupełnie naturalny proces i dotyczy wszystkich kobiet. Nie wszystkie panie jednak czują się z tym komfortowo. Wśród pacjentek są również kobiety, które zmagają się ze śladami wcześniejszych zabiegów chirurgicznych lub urazów, a także anomaliami w budowie narządów płciowych bądź zmianami po porodzie. Część pań jest też po prostu niezadowolona z wyglądu swoich okolic intymnych, przez co zmaga się z kompleksami i unika współżycia. Wiele pacjentek zgłasza się do nas, gdyż uważa, że wygląd ich okolic intymnych odbiega od normy. Ta norma jest jednak bardzo szerokim pojęciem.
Jednym z bardzo ważnych zabiegów z obrębu ginekologii estetycznej jest labioplastyka, czyli korekta warg sromowych. Ten zabieg ma wiele zalet.
Aneta Cymbaluk-Płoska: Labioplastyka, to inaczej plastyka warg sromowych mniejszych. Wielkość oraz kształt warg sromowych mają duże znaczenie nie tylko pod kątem estetyki, ale również zdrowia. Ich niesymetryczność albo zbyt duży rozmiar może doprowadzić do różnego rodzaju dolegliwości związanych z wykonywaniem codziennych czynności, takich jak noszenie bielizny, stroju kąpielowego, a nawet siadanie na krześle. Co więcej, ma negatywny wpływ na aktywność seksualną oraz uprawianie sportów – w szczególności jazdy konno czy jazdy na rowerze.
Kwas hialuronowy i osocze bogatopłytkowe, to bardzo popularne zabiegi z zakresu medycyny estetycznej. W jakich
przypadkach są wykorzystywane?
Aneta Cymbaluk-Płoska: Kwas hialuronowy w ginekologii estetycznej ma zastosowanie zarówno lecznicze, jak i estetyczne. Za pomocą iniekcji leczy się: suchość pochwy, pękanie śluzówki przedsionka pochwy podczas stosunku, bolesność blizny po naciętym okołoporodowo kroczu, zniekształcony pourazowo (również po porodzie) przedsionek pochwy. W przypadku ginekologii estetycznej najczęstszym zastosowaniem jest poprawa napięcia i elastyczności skóry warg sromowych większych polegająca na ich wypełnieniu. Dochodzi wówczas do zwiększenia ich objętości i napięcia skóry. Kwas może być implantowany także do głębszych warstw – tkanki tłuszczowej. Dzięki temu efekt zwiększenia objętości warg utrzyma się dłużej.
HiFU ginekologiczne, to popularny zabieg, z którego panie chętnie korzystają. Jakie ma właściwości?
Paweł Brelik: Zabieg HIFU zastosowany wewnątrz waginy pozwala przywrócić prawidłowe napięcie tkanek miękkich pochwy i tym samym komfort życia intymnego. Technologia HIFU pozwala na obkurczenie tkanek miękkich, na skutek ich miejscowego podgrzania. Dodatkowo, w obrębie struktur poddanych działaniu ultradźwięków dochodzi do mikrouszkodzeń, stymulujących fibroblasty do produkcji nowego kolagenu. Dzięki selektywnemu działaniu na tkanki fale ultradźwiękowe omijają powierzchowne struktury i nie uszkadzają śluzówki pochwy, a docierają na określoną głębokość, wywołując efekt w ściśle zaplanowanej przestrzeni.
Jak widać, zabiegów z zakresu ginekologii estetycznej jest naprawdę sporo. Odpowiednio dobrane pozwolą skorygować nieprawidłowości i cieszyć się zdrowiem i dobrym samopoczuciem.
Dziękuję za rozmowę.
rozmawiała: Aneta Dolega / foto: materiały prasowe
Implanty Zygomatyczne — rewolucyjne rozwiązanie dla rekonstrukcji uzębienia
CO TO JEST IMPLANT ZYGOMATYCZNY, CZYLI TZW. ZYGOMA?
ZYGOMA TO RODZAJ IMPLANTU DENTYSTYCZNEGO, KTÓRY ZOSTAŁ SPECJALNIE ZAPROJEKTOWANY DO ZAKOTWICZENIA W KOŚCI JARZMOWEJ (POLICZKOWEJ). TO UNIKALNE ROZWIĄZANIE POZWALA NA UZYSKANIE BEZPIECZNEGO I STABILNEGO UMOCOWANIA SZTUCZNYCH ZĘBÓW W SZCZĘCE NA STAŁE, BEZ KONIECZNOŚCI ICH WYCIĄGANIA. STOSUJE SIĘ JE GŁÓWNIE U PACJENTÓW Z NIEWYSTARCZAJĄCĄ ILOŚCIĄ I GĘSTOŚCIĄ KOŚCI SZCZĘK. WYNALEZIONE POD KONIEC XX WIEKU IMPLANTY ZYGOMATYCZNE, DZIĘKI SWOIM LICZNYM ZALETOM, STAJĄ SIĘ CORAZ POPULARNIEJSZĄ ALTERNATYWĄ DLA TRADYCYJNYCH IMPLANTÓW DENTYSTYCZNYCH.
Schemat ilustrujący 2 implanty zygomatyczne i 2 klasyczne implanty dentystyczne, z zamocowanym na nich uzupełnieniem protetycznym.
SCHEMAT ILUSTRUJĄCY 2 IMPLANTY
ZYGOMATYCZNE I 2 KLASYCZNE IMPLANTY
DENTYSTYCZNE, Z ZAMOCOWANYM NA
NICH UZUPEŁNIENIEM PROTETYCZNYM
gęstością i ilością. Poprzez zakotwiczenie implantu bezpośrednio w kości jarzmowej, implanty zygomatyczne zapewniają bezpieczną podstawę dla odbudowy protetycznej.
• Krótszy czas leczenia: Implanty Zygoma umieszcza się podczas jednej sesji chirurgicznej, najczęściej łącznie z mostem odtwarzającym zęby zamocowanym na stałe do implantów. To znacząco skraca czas leczenia w porównaniu z tradycyjnymi implantami dentystycznymi, które mogą wymagać wielu zabiegów i długiego okresu rekonwalescencji.
• Wysoki wskaźnik powodzenia: Implanty Zygoma charakteryzują się wysokim wskaźnikiem sukcesu, wynoszącym od 92% do 98%. Ten korzystny wynik przypisuje się stabilnemu zakotwiczeniu implantu w kości jarzmowej, która zapewnia doskonałą stabilność i wsparcie dla protetyki.
• Lepsza jakość życia: Pacjenci poddani zabiegowi wszczepienia implantów Zygoma w krótkim czasie znacząco poprawiają jakość życia. Polepsza się wygląd estetyczny twarzy, wraca uśmiech, zmieniają się na korzyść funkcje mowy, gryzienia. Dzięki stabilności zębów zwiększa się komfort i pewność siebie w wielu sytuacjach.
Implanty Zygoma są doskonałym rozwiązaniem dla pacjentów:
• U których stwierdzono znaczny brak kości w górnej szczęce, przez co tradycyjne implanty dentystyczne są niemożliwe do wykonania lub wymagają rozległych przeszczepów kości.
• W przypadku wcześniejszych nieudanych prób wszczepienia implantów lub odbudowy kości w okolicy zatoki szczękowej, które w efekcie doprowadziło do utraty kości.
• Chcących uniknąć długiego czasu leczenia i rekonwalescencji związanej z tradycyjnymi implantami i przeszczepami kostnymi.
• Cierpią na choroby, które mogą stanowić przeciwwskazanie do przeszczepu kości, takie jak niektóre choroby autoimmunologiczne.
Czas trwania zabiegu
Zabieg wszczepienia implantu Zygoma trwa zazwyczaj około 2-4 godzin w zależności od złożoności przypadku i liczby wszczepianych implantów — zwykle wszczepia się 1-4 implantów zygomatycznych. Czas ten obejmuje podanie znieczulenia, umieszczenia implantów Zygoma i zamocowania protez.
Czy zabieg wszczepienia implantów Zygoma jest bolesny?
Podczas zabiegu wszczepienia implantów zygomatycznych pacjentom podawane jest znieczulenie miejscowe z sedacją lub znieczulenie ogólne, co zapewnia komfort i brak bólu. Po zabiegu można spodziewać się pewnego dyskomfortu i obrzęku. Objawy te są jednak zazwyczaj dobrze kontrolowane za pomocą dostępnych bez recepty leków przeciwbólowych i okładów z lodu. Większość pacjentów wraca do swoich normalnych zajęć w ciągu kilku dni do tygodnia po zabiegu.
Podsumowanie:
Implanty Zygoma zrewolucjonizowały dziedzinę implantologii stomatologicznej, oferując realne i skuteczne rozwiązanie dla pacjentów z dużymi brakami kości szczęk lub innymi problemami, które sprawiają, że tradycyjne implanty dentystyczne nie są wskazane. Dzięki wysokiemu wskaźnikowi powodzenia i krótszemu czasowi leczenia oraz poprawie jakości życia implanty zygomatyczne stają się coraz bardziej popularnym wyborem dla pacjentów potrzebujących uzupełnień protetycznych. Jak w przypadku każdej procedury medycznej kluczowe znaczenie ma konsultacja z wykwalifikowanym i doświadczonym specjalistą chirurgii i protetyki stomatologicznej w celu ustalenia czy implanty zygomatyczne są właściwym rozwiązaniem dla pacjenta. W klinice stomatologicznej Aesthetic Dent w Szczecinie i Gorzowie Wielkopolskim, nasz zespół wysoko wykwalifikowanych i doświadczonych specjalistów, razem z dr Paulo Malo jest gotowy do wykonania tej nowoczesnej procedury, aby pomóc pacjentowi osiągnąć piękny i funkcjonalny uśmiech.
Jakość życia, o którą warto zawalczyć
KOBIETY CORAZ ODWAŻNIEJ MÓWIĄ NIE TYLKO O SWOICH POTRZEBACH, ALE TAKŻE O PROBLEMACH, KTÓRE JESZCZE KILKA LAT TEMU BYŁY TEMATEM TABU LUB POWODOWAŁY DYSKOMFORT. WSZYSTKIE ZWIĄZANE SĄ Z INTYMNĄ CZĘŚCIĄ ZDROWIA I ŻYCIA. ODPOWIEDZIĄ NA TO JEST DYNAMICZNIE ROZWIJAJĄCA SIĘ FIZJOTERAPIA UROGINEKOLOGICZNA, CZYLI JEDNA Z NAJMŁODSZYCH CZĘŚCI FIZJOTERAPII.
– Pomocna jest w rozwiązywaniu problemów układu moczowo-płciowego, a jej celem jest poprawa jakości życia pacjentek poprzez zastosowanie indywidualnie dobranych technik – wyjaśnia Joanna Zaleska, fizjoterapeutka uroginekologiczna, pracująca w Gabinetach Tuwima.
Te problemy to m.in.: nietrzymanie gazów, stolca i moczu, parcia naglące, rozejście się mięśni prostych brzucha, obniżenie narządów miednicy mniejszej, bolesne miesiączki, ból w trakcie stosunku, brak satysfakcji seksualnej, a także blizny po operacjach ginekologicznych i cięciu cesarskim, a także różnego rodzaju bóle w trakcie ciąży. – Właśnie z takimi problemami zgłaszają się do mnie pacjentki na konsultacje – mówi Joanna Zaleska. – To tu dowiadują się, jak kaszleć, kichać, oddawać mocz i stolec oraz podnosić ciężary tak, aby nie osłabić swojego dna miednicy. Podczas wizyty wskazuję, w jaki sposób zapobiegać rozejściu się spojenia łonowego, czy mięśni prostych brzucha. Przygotowuje również panie do porodu oraz uczę rozluźniać mięśnie dna miednicy, co usprawnia przebieg porodu.
Fizjoterapeutka pracuje również z kobietami w trakcie ciąży, jak i po okresie połogu. – Panie zgłaszają się do mnie również z rwą kulszową i bólem pleców, ponieważ fizjoterapia ma zastosowanie w zespołach bólowych miednicy mniejszej – tłumaczy Joanna Zaleska. – W tych przypadkach terapia ma na celu znalezienie przyczyny bólu i jej wyeliminowanie, po wcześniejszym wykluczeniu wszystkich stanów zapalnych czy nowotworowych.
A co może być przyczyną bólu? – Z punktu widzenia fizjoterapeuty może być to nieprawidłowe napięcie mięśniowe, czy przeciążenie powięziowe – wyjaśnia pani Joanna. – Ilość problemów, jakie pomoże nam rozwiązać fizjoterapia uroginekologiczna jest ogromna. Jednakże większość z nich to niestety nadal tematy tabu. Jeszcze nie tak dawno fizjoterapia uroginekologiczna w Polsce praktycznie nie istniała. Dziś wiele kobiet jest w stanie poprawić jakość swojego życia właśnie za pomocą fizjoterapii. I o tę jakość warto zawalczyć!
ad/ foto: materiały prasowe
pierwsze profilaktyka
RAK SZYJKI MACICY JEST JEDNYM Z NAJCZĘŚCIEJ WYSTĘPUJĄCYCH NOWOTWORÓW ZŁOŚLIWYCH KOBIET. W POLSCE ROCZNIE JEST WYKRYWANY U OK. 3000 KOBIET, A 1700 Z NICH UMIERA Z TEGO POWODU. UMIERALNOŚĆ NA RAKA
SZYJKI JEST TYM BARDZIEJ NIEPOKOJĄCA, JEŚLI WEŹMIEMY
POD UWAGĘ, ŻE OD LAT MAMY DOSTĘPNE SZCZEPIENIA
ORAZ BADANIE PRZESIEWOWE W POSTACI CYTOLOGII, KTÓRE MOGĄ NAS USTRZEC PRZED CHOROBĄ NOWOTWOROWĄ I URATOWAĆ NAM ŻYCIE.
Regularne badania cytologiczne pozwalają wykryć zmiany przedrakowe i raka we wczesnym – uleczalnym stadium choroby. W Gabinetach Lekarskich Pocztowa można wykonać pełną diagnostykę w kierunku raka szyjki macicy. – Przede wszystkim rutynowo wykonujemy cytologię płynną, która jest badaniem bardziej czułym niż cytologia klasyczna i aktualnie stanowi standard badania cytologicznego – mówi dr Sławomir Szymański, ginekolog położnik, ginekolog onkolog. – Drugie badanie to test HPV wykonywany na podłożu cytologii płynnej. Badanie wykrywa najczęstsze wysokoonkogenne typy wirusa brodawczaka ludzkiego. Badanie jest rekomendowane dla wszystkich pacjentek po 25 roku życia, a szczególnie tych z nieprawidłowym badaniem cytologicznym oraz po leczeniu zmian na szyjce macicy.
Kolejnym badaniem jest CINtec Plus – przesiewowy test immunocytochemiczny, który stanowi uzupełnienie dla cytologii płynnej i służy do wykrywania zmian nowotworowych spowodowanych wysokoonkogennym wirusem brodawczaka ludzkiego na wczesnym etapie rozwoju raka. Wynik dodatni testu wskazuje na występujący stan chorobowy, a nie tylko samą obecność wirusa. Test wykonuje się na płynnym podłożu cytologicznym, a jego celem jest wykrycie 2 białek p16 oraz Ki-67. Obecność w komórce obu biomarkerów jednocześnie wskazuje na stan chorobowy.
Przy nieprawidłowej cytologii należy także uwzględnić kolposkopię, badanie diagnostyczne polegające na oglądaniu szyjki macicy pod specjalnym mikroskopem. – W Szczecinie działa kilka poradni kolposkopowych, zwykle w poradniach przyszpi -
talnych – tłumaczy lekarz. W tym roku także w naszej placówce pojawi się taka możliwość.
W Gabinetach Lekarskich Pocztowa można wykonać jeszcze jedno ważne badanie, a mianowicie Cancer Screen, czyli test predyspozycji genetycznej zachorowania na nowotwory. – Badanie polega na poszukiwaniu mutacji w genach odpowiedzialnych za rozwój 24 różnych typów nowotworów, w tym z dziedzicznego rakiem piersi i jajnika – tłumaczy ginekolog. – Cancer Screen jest zalecane każdemu, kto chce poznać swoje predyspozycje genetyczne, ale szczególnie przydatne jest dla osób, które mają nowotwory w wywiadzie rodzinnym, pochodzą z rodziny, w której stwierdzono mutację genetyczną. Wato zrobić to badanie, chociażby dlatego, żeby mieć spokój.
W Gabinetach test HPV mogą również wykonać mężczyźni. Uważa się, że ok. 70-80% aktywnych seksualnie kobiet i mężczyzn przed 50. rokiem życia zakazi się HPV – często nawet kilkukrotnie. U części z nich wirus doprowadzi niestety do rozwoju różnego typu nowotworów, a większość zakazi także swoje partnerki. Dlatego też warto się szczepić. – W Polsce aktualnie dostępne są 2 szczepionki przeciwko wirusom brodawczaka ludzkiego – wymienia ginekolog. – Szczepionka zapobiega zmianom przednowotworowym i rakowi szyjki macicy, rakom sromu, pochwy i odbytnicy, a także kłykcinom kończystym. Szczepić można także dzieci od 9 roku życia.
Coraz większym zainteresowaniem cieszą się także panele urogenitalne. Panel podstawowy pozwala na wykrycie DNA siedmiu zarazków, będących najczęstszymi przyczynami atypowych infekcji intymnych (Chlamydia Neisseria, Mycoplasma, Ureaplasma, rzęsistek pochwowy). Znajomość czynnika, który doprowadził do powstania infekcji, pozwala na szybkie wdrożenie odpowiedniego leczenia i skrócenie czasu trwania choroby. W panelu rozszerzonym dodatkowo badamy 14 typów HPV, wirusy opryszczki oraz cytologię. Badanie jest zalecane dla kobiet chorujących na nawracające, trudne do zdiagnozowania stany zapalne dróg moczowo-płciowych, dla kobiet planujących ciążę oraz po przygodnym seksie. Panel podstawowy mogą wykonać także panowie.
autor: Aneta Dolega / foto: materiały promocyjne
Starożytny zastrzyk energii
– Tradycyjny masaż tajski, to połączenie masażu z jogą – tłumaczy Krzysztof Mirowski, właściciel salonu Thai Lanna. – Polega on na tym, że konkretne partie mięśni są najpierw rozmasowywane, a później rozciągane. Do masażu ubieramy się w specjalne, wygodne ubranie, które trochę przypomina piżamę, trochę kimono. Przy masażu tajskim bardzo ważne jest, by się go po prostu nie bać. Dobrze się poddać temu wiedzy i umiejętnościom masażystek. One wiedzą, w którym miejscu się zatrzymać przy rozciąganiu, które i z jaką siłą miejsca na ciele uciskać. Ten rodzaj masażu daje rewelacyjne rezultaty. Poprawia naszą kondycję fizyczną i podnosi do góry samopoczucie. Pomaga zniwelować napięcie oraz zwiększyć elastyczność i zakres ruchów. Masaż tajski wykorzystuje rozmaite techniki, m.in. głęboką kompresję mięśni, mobilizację stawów i akupresurę. Masażystki podczas sesji używają rąk, kolan, nóg oraz stóp, angażują do pracy całe nasze ciało. – Tajski masaż jest intensywnym masażem. To nie jest głaskanie, to nie jest poklepywanie – podkreśla pan Krzysztof. – Żeby dobrze się poczuć trzeba ciało, każdy mięsień pobudzić. Większość z nas jest mocno poczuć pospinana, mamy problemy z motoryką ciała, z jego elastycznością. Po sesji masażu tajskiego te dolegliwości znikają, nagle okazuje się, że możemy bez problemu obrócić się w bok, zgiąć, ból znika, jesteśmy rozluźnieni. Tylko żeby uzyskać takie rezultaty potrzeba jednak intensywności dotyku, siły i wyczucia.
Po godzinie masażu tajskiego nie tylko czujemy się rozluźnieni, ale także lekko oszołomieni i to w przyjemny sposób. Ten re -
laks połączony z dawką energii widać nawet na naszych twarzach: oczy się błyszczą, policzki są zarumienione, pojawia się uśmiech.
Prozdrowotne zalety masażu tajskiego to nic nowego. Ma on długą historię, sięgającą czasów starożytnych, także jego skuteczność została potwierdzona naprawdę wielokrotnie aż do czasów współczesnych.
Masaż tajski praktykowany jest w Tajlandii od tysięcy lat. Uważa się, że został opracowany ponad 2500 lat temu przez Jivaka Kumar Bhaccha, przyjaciela Buddy, który posiadał ogromną wiedzę medyczną. Większość tajskich uzdrowicieli i terapeutów uważa Shivago za wynalazcę tradycyjnej medycyny tajskiej. Eksperci donoszą również, że medycyna tajska ma „wiejskie” i „królewskie tradycje”. Tradycje wiejskie wydają się pozanaukowe i opierają się na nieformalnych metodach edukacji. Wydaje się, że „wiejska” tradycja uzdrawiania jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Z drugiej strony uważa się, że królewska tradycja medycyny tajskiej rozwinęła się na dworze królewskim i wykazuje wpływy z Indii, Chin, a nawet świata muzułmańskiego. Widać również wyraźnym duży wpływ tradycji ajurwedyjskiej. Jednak jakiekolwiek byłyby korzenie tej metody uzdrawiania jej nieustająca popularność, która dotrwała to czasów współczesnych, potwierdza tylko, że tradycyjny masaż tajski to same zalety.
autor: Aneta Dolega / foto: Bogusz Kluz
Ekspert radzi
Dzień dobry, Mam dopiero 27 lat, a opadające powieki dodają mi lat. Naprawdę chciałabym temu zaradzić, ale zastanawiam się, czy nie jestem zbyt młoda na plastykę powiek?
Magdalena
Pani Magdaleno, opadająca powieka to dolegliwość, która w znaczny sposób wpływa na wygląd twarzy. Najczęstszą przyczyną występowania tego problemu w wieku przed trzydziestką są nisko osadzone brwi i obniżanie się skóry czoła. Jest to związane z budową kości czołowej, a w późniejszym wieku dodatkowo utratą napięcia oraz rozluźnieniem skóry, mięśnia powiek, co objawia się widocznym, zwisającym fałdem. Chirurgiczna korekta powiek, czyli blefaroplastyka, może w wyraźny sposób przyczynić się do uzyskania bardziej promiennego wyglądu i może być wykonana w przypadku problemu związanego ze skórą i mięśniem powiek. Jeżeli opadającej powiece towarzyszy obniżanie się brwi należy rozważyć zabieg w obrębie czoła. W naszej klinice wykonujemy zabiegi blefaroplastyki powiek górnych oraz zabiegi uzupełniające po dokładnej ocenie problemu podczas konsultacji chirurgicznej. Pozdrawiam, dr n.med. Piotr Zawodny
Doktorze Zawodny, Mam tatuaż, którego obszar pokrywa prawie całe moje plecy. Niestety to nie była dobra decyzja… Czy taki duży i kolorowy tatuaż też można usuwać? Ile to będzie zabiegów?
Grzegorz
Panie Grzegorzu, laserowe metody usuwania barwnika ze skóry są powszechnie oceniane jako skuteczne i działają na wszystkie kolory tuszu pod warunkiem użytej odpowiedniej długości fali. Wszystkie pozostałe kolory można bezpiecznie usunąć ze skóry, dzięki technologii pikosekundowej. Jeżeli chodzi o obszar pleców — tak, lasery pikosekundowe radzą sobie również z dużymi rysunkami na ciele. Liczba zabiegów jest zależna przede wszystkim od rodzaju tatuażu, koloru, jego umiejscowienia oraz głębokości podania tuszu. Bardzo ważnym czynnikiem jest też wiek tatuażu. Najszybciej usuwa się tatuaże wyblakłe i cieniowane, czyli takie, które nie pokrywają barwnikiem wytatuowanego obszaru w całości. Pozdrawiam, dr n.med. Piotr Zawodny
Kulturoznawca, animator i menedżer kultury, dziennikarz prasowy oraz telewizyjny, konferansjer, PR-owiec. Rzecznik prasowy Muzeum Narodowego w Szczecinie, związany także z Przeglądem Teatrów Małych Form Kontrapunkt w Szczecinie oraz świnoujskim Grechuta Festival. Założyciel i reżyser niezależnego Teatru Karton.
Recenzje teatralne
Giuseppe Verdi „Trubadur”
Opera na Zamku w Szczecinie
Skomplikowana, mroczna i drastyczna fabuła „Trubadura” Giuseppe Verdiego dziś bywa wyszydzana i porównywana do filmów, co najmniej, klasy „B”. Jest tu faktycznie sporo infantylności, naiwności (jak inaczej nazwać przypadkowe spalenie własnego dziecka?) i trudnej do określenia toporności. Jest miłość, zdrada, tajemnica, przemoc i oczywiście śmierć. Nie sposób jednak odmówić jej znaczenia, bo… stanowi pretekst do wysłuchania jednej z najlepszych oper w historii gatunku, a z grubej krechy, jaką narysowano tu postaci i sytuacje, rzęsiście wylewają się… gęste emocje. Reżyserka Barbara Wiśniewska „Trubadura” doskonale usłyszała, ale także… zobaczyła. Jej spektakl zachwyca nie tylko wirtuozerią muzyczną, ale także wizualną.
Nie ma tu typowego dla opery kiczowatego blichtru. Jest niemal pusta scena, z płytko ustanowionym horyzontem, ograniczonym czarną kotarą. Na jej tle malować się będą intensywne czerwienie. W tę surową, ascetyczną przestrzeń wlewają się (tak, to dobre określenie) tancerze baletu oraz członkowie chórów – operowego i ZUT-u. To bez mała kilkadziesiąt osób, które szczelnie wypełniają scenę, stając się organiczną scenografią wydobywaną z mroku dzięki misternie wyreżyserowanemu światłu (notabene autorstwa scenografki – Magdaleny Musiał). Są jak rozlewająca się kropla barwnika wrzuconego do szklanki wody. Bezszelestnie wlewają się na scenę, by za chwilę w niemal niezauważony sposób znów wtopić
się w czerń horyzontu i z niej zniknąć. Autor choreografii, Tomasz Jan Wygoda, każdemu nadał indywidulany ruch, gest czy rytm. Powstał eklektyczny pulsujący organizm. Scenografia i światło Musiał oraz ruch Wygody tworzą olśniewające wizualne dzieło. „Trubadur” to muzyczne arcydzieło, w którym bez reszty zatraci się każdy słuchacz. Zachwyca skala różnorodności poszczególnych fragmentów, zaskakują nieustanne zmiany rytmu, tempa, a nawet stylu poszczególnych partii. To wyzwanie dla muzyków, ale przede wszystkim solistów, którzy porównują utwór Verdiego do najtrudniejszych cyrkowych akrobacji. Rzadko zdarza się, by rozbudowane solowe partie, wybrzmiewały jedna po drugiej, a pauzą między nimi był aplauz publiczności. W tym przypadku absolutnie zasłużony dla sopranistki Joanny Tylkowskiej-Drożdż, która w tym repertuarze potwierdziła wykonawczą klasę oraz w pełni wykorzystała skalę głosu. Przejmującą kreację, dopełnioną wspaniałym śpiewem, stworzyła Ewa Zeuner (Azucena). Aktorską i śpiewaczą charyzmą imponował Dominik Sutowicz (tytułowy Trubadur, czyli Manrico), w jego cieniu pozostał, mniej wyrazisty, Bartłomiej Misiuda (Hrabia di Luna). Formalna struktura opery Verdiego wysuwa na pierwszy plan czwórkę głównych bohaterów, czyniąc z pozostałych właściwie tło, także muzyczne. Jednak, za piątego bohatera szczecińskiego „Trubadura” należy uznać połączone siły chórów Opery na Zamku oraz Akademickiego ZUT im. prof. Jana Szyrockiego. To obok wspominanej już znakomitej choreografii, wirtuozeria – zarówno kompozytorska Verdiego, jak wokalna obu zespołów. Prestiżowe 6/6.
W FOTELU USIADŁ I OBEJRZAŁ
Recenzje filmowe
Daniela Źródlewskiego
„Obserwator”
Produkcja: Netflix
Amerykańska, stosunkowo zamożna, rodzina Brannock’ów marzy o przeprowadzce na nowojorskie przedmieścia. Nowy dom wraz z zapowiadanym awansem finansisty Deana i artystycznymi sukcesami tworzącej ceramikę użytkową, Nory, mają odmienić ich życie. Zanim zdążą się wprowadzić, poznają dość osobliwych sąsiadów i otrzymają tajemniczy list z pogróżkami, podpisany przez tytułowego „Obserwatora”. Regularna korespondencja zniszczy poczucie bezpieczeństwa rodziny i zmusi ich do podjęcia radykalnych działań. Przed groźbami, a później dziwnymi zdarzeniami rodem z horrorów klasy C, nie uchronią ani czuły alarm, ani monitoring, ani nawet całodobowa ochrona. Na nic policyjne śledztwo, na nic próby szukania autora listów na własną rękę, na nic zatrudnienie prywatnego detektywa... Z każdym odcinkiem sytuacja się komplikuje, przybywa wątków, znaczeń, niewyjaśnionych zbiegów okoliczności, a przede wszystkim podejrzanych. Równolegle destrukcji ulegają rodzinne więzi, pozornie poukładanej familii. Na próbę zostaną wystawione także relacje, układy i stosunki między pozostałymi bohaterami serialu. Ta fascynująca obserwacja jak poszczególne postacie zachowują się w obliczu oskarżenia albo pozycji ofiary, stanowi sedno serialu. Całości towarzyszy precyzyjna retrospektywa społeczna tzw. klasy średniej, z której wyłaniają się osobliwie niewygodne wnioski. Sprawność z jaką prowadzona jest opowieść, nieustanna zmiana perspektywy, dynamika akcji, sprawiają, że „Obserwator” wciąga. Twórcy próbowali za wszelką cenę zachować równowagę między wątkami – społecznym i kryminalnym. Ten drugi opatrzyli dodatkowo metafizyczną otoczką, co owszem przydało produkcji ciekawości, ale jednocześnie wprowadziło gatunkowy galimatias. Priorytety opowieści nieco się zagubiły. Mankamenty wynagradza jednak gwiazdorska obsada – Naomi Watts, Robert Michael Cannavale, Jennifer Coolidge czy dawno nie oglądana Mia Farrow. Prestiżowe 4/6
„Sundown”
reżyseria i scenariusz: Michel Franco
W pierwszych scenach oglądamy obrazki z meksykańskich wakacji angielskich krezusów, właścicieli sieci rzeźni. Wypoczywają w zamkniętym i strzeżonym „rezerwacie” turystycznym w słynnym Acapulco. Sielankę przerywa telefon z tragiczną wiadomością, która zmusza wszystkich do natychmiastowego powrotu do Europy. Wszystkich? Neil na lotnisku stwierdza brak paszportu i do czasu wyjaśnienia musi zostać w Meksyku. Tu wszystko jest albo niedopowiedziane, albo wręcz niewypowiedziane. Dialogi są niezwykle skąpe, zawierają jedynie skrupulatnie „odmierzone” treści niezbędne do przekazania danego komunikatu. Więcej znaczą tu spojrzenia, czy gesty, choćby te z najprostszych sytuacji. Wszystkie kolejne niespodziewane „ciosy” główny bohater przyjmuje z niesłychanym spokojem. Wydaje się pogodzony ze wszystkimi decyzjami losu, szczególnie tymi dotyczącymi bezpośrednio jego. To bunt? Apatia? Cynizm? Niemal niewzruszony kontynuuje beztroski wywczas nad brzegiem Zatoki Santa Lucia. „Sundown” to więcej pytań niż odpowiedzi. Co w życiu jest ważne? Kto w życiu jest ważny? Jak każdy z nas zachowa się w absolutnie skrajnej sytuacji? Czy egoizm i hedonizm są blisko siebie? Co to jest godność? A może to zjawiska sytuacyjne? „Sundown” to wnikliwa obserwacja człowieka postawionego bez wyboru, albo inaczej: przed wyborem. A tu pytanie brzmi: jak? „Sundown” należy do Tim Rotha. Jego Neil Bennett jest odstręczająco zblazowany. Później okaże się, że pod bezemocjonalną skorupą wrze. Nie pokazać tego, by widz to dostrzegł (serio) – aktorskie mistrzostwo! W roli Alice Bennet oglądamy zjawiskową Charlotte Gainsbourg. Prestiżowe 5/6
HISTORIA SZTUKI TO JEDNO WIELKIE FAŁSZERSTWO
Urodzony w Bydgoszczy Erich Buchholz należał do najciekawszych twórców niemieckiej awangardy. Jego abstrakcyjne płaskorzeźby uważane są za ikony XX wieku, jego projekty graficzne są awangardowe, a projekty budynków wizjonerskie. Na wystawie czasowej w Muzeum Narodowym w Szczecinie można oglądać kruche obiekty przestrzenne ze szkła i pleksi, złocone abstrakcyjne reliefy oraz rekonstrukcję jego atelier zaprojektowanego w 1922 roku. Wystawa została zorganizowana z okazji 50. rocznicy śmierci Buchholza oraz 100. jubileuszu powstania jego berlińskiej pracowni – dzieła totalnego.
Szczecin, Muzeum Narodowe ul. Wały Chrobrego 3, do 1 października 2023
DOTYK ZA DOTYK. DANSING
Wyobraź sobie, że jesteś na dansingu… Co przyciąga Twoją uwagę? Co Cię onieśmiela? Co zawstydza? Co motywuje i skłania do dotknięcia drugiej osoby? Czy to musi być pożądanie? Może to afekt, życzliwość lub opiekuńczość? A może brak i tęsknota? Co dzieje się, kiedy pojawia się nieodparta chęć i pragnienie dotyku, której nie można zaspokoić? Ukradkowe spojrzenia i mrugnięcia, popisy taneczne i gry towarzyskie, piosenki o miłości, flirt i żart. Znajdzie się tu też miejsce na melancholię.
DŻEM
Tego zespołu przedstawiać nie trzeba. Połączyli rocka, bluesa, reggae, country. Nagrali piosenki, które uwielbiają zarówno koneserzy, jak i niedzielni słuchacze muzyki. Byli pierwszym odkryciem Jarocina. Występowali chyba na wszystkich większych i mniejszych festiwalach w Polsce. Koncertowali nie tylko w krajach Europy, ale i Ameryki Północnej, a nawet Azji. Stawali na jednej scenie z Rolling Stonesami, Claptonem, ZZ Top, Lynyrd Skynyrd i AC/DC a ich utwory wykonuje przeszło pięćdziesiąt zespołów, w tym również Metallica
ADIOS FELIPE
Teatr Polski zapraszamy na wyjątkowe wydarzenia wieńczące aktualny sezon artystyczny: ,,Qué viva España”. Będzie to również pożegnanie z Felipe Céspedesem Sànchezem, tenorem pochodzącym z Chile. Po kilku latach pracy w Teatrze Polskim, artystę czeka bowiem kolejna przygoda zawodowa. Koncerty będą nawiązywać do wieczorów kabaretowych w hiszpańskim stylu. Będą to także ostatnie wydarzenia przed przeprowadzką do rozbudowanej i przebudowanej siedziby teatru.
MUZYCZNY KOSMOS
Filharmonia Szczecińska zaprasza na muzyczną podróż w głąb Kosmosu i Układu Słonecznego. Wszystko za sprawą dwóch niezwykłych utworów, które łączy fascynacja eksploracją tego, co poza Ziemią - muzyki, którą do „Gwiezdnych wojen: skomponował John Williams (najlepiej sprzedająca się muzyka filmowa w historii) oraz jednego z największych przebojów muzyki XX wieku – suity orkiestrowej „Planety” Gustava Holsta. Podczas tej muzycznej podróży w Kosmos „pilotem” będzie maestro Rune Bergmann – główny dyrygent oraz dyrektor artystyczny Filharmonii.
Filharmonia Szczecińska, 26 maja, godz. 19
AKTYWNA TKANKA MIASTA
Wystawa prac Andrzeja Maciejewskiego, cenionego malarza i grafika, to niezwykła okazja do obejrzenia przepełnionych symboliką dzieł artysty. Już od 60 lat aktywnie uczestniczy w życiu artystycznym, zdobywając liczne nagrody i wyróżnienia. Twórczość Andrzeja Maciejewskiego rezonuje wokół Szczecina i samych szczecinian, tak więc jest on aktywną tkanką miasta. Już w latach siedemdziesiątych projektował i wykonywał liczne, wielkoformatowe murale obrazujące działalność lokalnych przedsiębiorstw na budynkach w centrum naszego miasta, m.in. przy Alei Wojska Polskiego, ulicy Getta Warszawskiego, ulicy Dworcowej czy w okolicach Bramy Portowej.
Szczecin, Willa Lentza, al. Wojska Polskiego 84, do 26 maja
OBYWATELE REPUBLIKI
To wyjątkowy projekt międzypokoleniowy, który łączy muzyków zespołu Republika i artystów, którzy niejednokrotnie poruszających utworów wykonywanych przez Grzegorza Ciechowskiego słuchali w młodości. To potwierdzenie, że twórczość zespołu Republika nie tylko jest niezmiennie ważna, ale także ma w sobie moc, która pozwala w trudnych czasach łączyć pokolenia a teksty autorstwa Grzegorza Ciechowskiego wciąż elektryzują i mówią o sprawach, które nic nie straciły na aktualności. Na jednej scenie spotkają się: Leszek Biolik, Czarno-Białe Ślady w składzie: Zbigniew Krzywański, Jakub Nowak i Jacek Bończyk oraz artyści Renata Przemyk, Piotr Rogucki, Julia Pietrucha, Błażej Król i Goście Specjalni.
PO WIELKIEJ WOJNIE
Kiedy naprawdę zakończyła się pierwsza wojna światowa? Ile nowych państw pojawiło się wówczas na mapie? Jak w powojennych latach wyglądało codzienne życie Europejczyków? Czy w wydarzeniach sprzed stu lat można dostrzec podobieństwa do współczesnej sytuacji na świecie? Na te i inne pytania odpowiada wystawa plenerowa pt. „Po Wielkiej Wojnie. Nowa Europa 1918–1923”. To próba syntezy burzliwych początków dwudziestolecia międzywojennego, ze szczególnym uwzględnieniem historii Europy Środkowo-Wschodniej. Składa się na nią ponad 200 ujętych w interaktywną formę materiałów archiwalnych – fotografii, dokumentów, filmów, map oraz indywidualnych świadectw pamięci.
Szczecin, Centrum Dialogu Przełomy, pl. Solidarności 1
BRAMA MŁYŃSKA W STARGARDZIE, FOTO: WIKIPEDIA
Gotyckie zabytki, pamiątki i tajemnice
CORAZ CIEPLEJSZE DNI SPRZYJAJĄ WYCIECZKOM, SPACEROM I ODKRYWANIU SKARBÓW REGIONU. NIE KAŻDY WIE, ŻE NA POMORZU ZACHODNIM MOŻNA ZNALEŹĆ WIELE CIEKAWYCH ZABYTKÓW GOTYKU CEGLANEGO! ICH HISTORIA SIĘGA ŚREDNIOWIECZA I ZWIĄZKU HANZEATYCKIEGO. TO PIĘKNE BRAMY, BASZTY, RATUSZE, ZAMKI, MURY OBRONNE, KOŚCIOŁY ORAZ KLASZTORY. ZACHWYCAJĄ MONUMENTALNYMI FORMAMI, KUNSZTEM ZDOBIEŃ I DEKORACJI. WARTO RUSZYĆ ICH ŚLADAMI, A TAKŻE PRZYJRZEĆ SIĘ TYM BUDOWLOM UWAŻNIEJ, ZAGLĄDAJĄC MIĘDZY KARTY PRZESZŁOŚCI.
RATUSZ STAROMIEJSKI W SZCZECINIE, FOTO: WIKIPEDIA
Strzeliste wieże świątyń, monumentalne bramy, bogato dekorowane fasady ratuszy i kamienic. „(Gotyk) sztuka ta wydaje się przede wszystkim sztuką tych, których dusze zasępia choroba marzenia”: trafnie zauważył kiedyś Oscar Wilde w słynnej powieści „Portret Doriana Graya”.
Gotyk, Hanza i Pomorze Zachodnie
Gotyk to styl w architekturze i innych dziedzinach sztuk plastycznych. Powstał przed połową XII wieku. Ukształtował się w związku z kulturą dworską, rycerską i mieszczańską. Przejawiał się sztuce sakralnej oraz świeckiej. Najpełniej wyraził się w architekturze. Dziś kojarzy się zarówno z katedrami w Paryżu i Kolonii, założeniami miejskimi w Oksfordzie oraz Bolonii, jak też dzwonnicą w Dunkierce, Bramą Amsterdamską w Haarlemie czy zamkiem krzyżackim w Malborku. Do jego najwybitniejszych twórców należeli m.in. P. Parler, C. Sluter, N. Pacher oraz W. Stwosz.
Ciekawym jego przejawem jest gotyk ceglany. To zjawisko artystyczne, występujące w krajach położonych nad Morzem Bałtyckim. Związane było z powstaniem Hanzy, do której należały niektóre z miast na tym obszarze. Średniowieczna liga gospodarcza „wytworzyła silne reguły gry handlowej, ale też wypracowała swój unikalny nurt w architekturze, który określa się mianem gotyku ceglanego”: podkreślają Beata i Paweł Pomykalscy w książce „Szlaki turystyczne Polski. 77 najciekawszych tras pieszych, rowerowych, wodnych, kolejowych i tematycznych”.
Gotyk ten był alternatywą architektury kamiennej. Na terenach polskich dominował na Pomorzu Zachodnim i ziemiach dawnego państwa krzyżackiego. Ceglane budowle odzwierciedlały prestiż mieszkańców miast hanzeatyckich. Wiele z nich uznaje się za dzieła najwyższej klasy artystycznej i wartości historycznej. Jak mówią niektórzy: świecą ciepłym, czerwonym blaskiem. Wśród nich są dobrze znane nam katedry, klasztory, zamki, mury obronne, ratusze i kamienice.
Ceglane zabytki regionu
Liczne budynki z czasów świetności gotyku ceglanego to bardzo ciekawa pamiątka przeszłości na ziemiach zachodniopomorskich. Cechują się monumentalizmem, rozmachem, ale i finezją formy. Nie sposób przejść obok nich obojętnie. To symbole dawnych czasów. Jedyne w swoim rodzaju dzieła sztuki. Można je znaleźć m.in. w Szczecinie, Kamieniu Pomorskim czy Stargardzie. Sporo tego typu budowli stoi też w mniejszych miejscowościach regionu. Znajdziemy je m.in. w Trzebiatowie, Kołobrzegu czy Koszalinie.
W Szczecinie ciekawym obiektem świeckim tego typu jest Ratusz Staromiejski, łączący cechy gotyckie i barokowe. Poza tym, budynki sakralne, np. katedra św. Jakuba, kościół św. Jana oraz kościół świętych Piotra i Pawła. Stargard to prawdziwy „gwiazdozbiór zabytków”. W tym mieście gotyckich pamiątek jest naprawdę wiele. To np. Kolegiata NMP, uznana za Pomnik Historii. Prócz tego, m.in. kościoły, kamienice, baszty, pozostałości po
murach obronnych i bramy miejskie. Nieopodal znajduje się zaś Kołbacz z ciekawym klasztorem pocysterskim.
W Kamieniu Pomorskim skarbem gotyku ceglanego jest katedra św. Jana Chrzciciela i ratusz. W Trzebiatowie – kościół Macierzyństwa NMP. W Kołobrzegu – katedra NMP. W Darłowie zamek, kościoły Mariacki i św. Gertrudy. W miejscowości Sławno – świątynia Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, pozostałości murów obronnych i bramy miejskie. W Chojnie – Brama Świecka, ratusz i Kościół Mariacki. To tylko kilka przykładów.
Wspólnota kulturowa
„Choć miasta i regiony rywalizowały ze sobą na polu politycznym i ekonomicznym, dzięki podobieństwom w architekturze można dostrzec, jak bardzo łączyła je wspólna kultura. Nawet współczesny turysta dojdzie – oglądając te zabytki – do wniosku, że choć widzi je po raz pierwszy, tkwi w nich coś znajomego. Poprzez te budowle tworzono niegdyś, wyrażano i utrwalano międzynarodową tożsamość kulturową, która opierała się na podobieństwach religijnych i ekonomicznych”: można przeczytać na stronie www „Europejskiego Szlaku Gotyku Ceglanego”.
Coś w tym jest. A mijając te budynki, warto zatrzymać się na chwilę. Z wszystkimi pamiątkami przeszłości wiążą się bowiem ciekawe historie, legendy oraz ciekawostki. Niektóre są dobrze znane, inne mniej. Wiele wciąż czeka na odkrycie. „Wystarczy popatrzeć na gotyckie katedry. Nie ma piękniejszych rzeczy. Zagadka życia i śmierci. Tylko o tym warto pisać”: powiedział kiedyś poeta, dziennikarz i wokalista Marcin Świetlicki.
Karolina Wysocka/ źródła: „Szlaki turystyczne Polski. 77 najciekawszych tras pieszych, rowerowych, wodnych, kolejowych i tematycznych”, B.P. Pomykalscy, Bezdroża 2023; encyklopedia. pwn.pl, eurob.org, pomorzezachodnie.travel/ foto: Wikipedia
KOŚCIÓŁ POCYSTERSKI W KOŁBACZU, FOTO: WIKIPEDIA
RATUSZ W KAMIENIU POMORSKIM, FOTO: WIKIPEDIA
INtonacje w Filharmonii
Tłumy pojawiły się na wernisażu fotografii Aleksandry Medvey-Gruszki, która w Filharmonii w Galerii przy Cerkwi pokazała swój autorski projekt pt. INtonacje, m.in., poruszający temat relacji i bliskości, przy okazji świętując 10-lecie pracy zawodowej. Do projektu zaprosiła grono niezwykłych osób, które także namówiła na zwierzenia. Czarno białe pełne emocji portrety można oglądać do 28 maja a rozmowa z Olą o samym projekcie w kwietniowym wydaniu Prestiżu. ad
ŁUKASZ GRUSZKA I ALEKSANDRA MEDVEY-GRUSZKA PAULINA KLIMENTOWSKA I VICTOR RAMOS SANCHEZ GRAŻYNA I JOANNA HOFFMANN ŁUKASZ CYLEJOWSKI Z PARTNERKĄ AGATĄ PAULINA KOŁACZEK AGNIESZKA OGRODNICZAK I KAROLINA KUKLIŃSKA DR DOROTA GRÓDECKA I DR JOANNA LEWANDOWSKA IWONA LINKE EWA BERNAŚ PAULINA WOŹNIAK I ALEKSANDRA MEDVEYGRUSZKA JOANNA KUBIAK NICOLA PIETRZKIEWICZ ALEKSANDRA MEDVEYGRUSZKA I DOROTA SERWA, DYREKTOR FILHARMONII IM. MIECZYSŁAWA KARŁOWICZA W SZCZECINIEFOTO: MATERIAŁY PRASOWE FOTO: ALICJA USZYŃSKA I OLGA IWANOW MINIFOT
Biznesowe Jajeczko
Tuż przed świętami Wielkiejnocy w Czerwonym Ratuszu odbyło się tradycyjne już „Jajeczko klubowe” dla członków i sympatyków Business Club Szczecin. Przy smakowitych świątecznych potrawach i w przedświątecznych nastrojach spotkali się m.in. lokalni przedsiębiorcy i menedżerowie, właściciele spółek, dyrektorzy firm i banków, naukowcy – ekonomiści i finansiści, prawnicy oraz kilku szczecińskich konsulów honorowych. ds
Wiosna z Lions Club
Kobiety Dzieciom – Żyj Kolorowo! Tym razem pod takim hasłem „lwice” z Lions Club Szczecin Jantar zorganizowały swoje cykliczne, wiosenne spotkanie, które organizowane jest już od kilkunastu lat. W „kameralnym” gronie około 120 pań (!) rozmawiało m.in. o tym jak być szczęśliwą. Jak co roku były też pokazy mody z wiosennymi kolekcjami w roli głównej oraz prezentacje kapeluszy i fascynatorów. Prowadzona była również sprzedaż cegiełek i licytacja prac podarowanych przez nauczycieli oraz uczniów Zespołu Szkół Specjalnych. Dzięki szczodrości uczestniczek spotkania uda się wesprzeć Zachodniopomorskie Centrum Onkologii w zakupie przenośnych projektorów dla małych pacjentów, poddawanych radioterapii. ds
WALDEMAR JUSZCZAK, BOGUMIŁ ROGOWSKI, MICHAŁ PRZEPIERA Z ŻONĄ
ROBERT KRÓL, DOMINIKA KRÓL-SMETAK
BARBARA MARCINIAKMARECKA, ZOFIA DALESZYŃSKA, MAGDALENA PIASECKA – CZŁONKINIE LIONS CLUB SZCZECIN JANTAR
POKAZ MODY – KOLEKCJA VIS A VIS – ALEKSANDRA MAGIERA
ANNA BIELAWA I JERZY MIŚKIEWICZ
IZABELA CZELADZIŃSKA I JACEK KARGUL
KRYSTYNA ARASZKIEWICZ I ADRIANNA ZALEWSKA –PREZYDENT I SKARBNIK LIONS CLUB SZCZECIN JANTAR
AGATA STANISZEWSKACHLUBEK, PELAGIA ŻEJMO
JOANNA KOCZAN I PIOTR KRUPACZ
MAGDALENA BOER I KLAUDIUSZ BOER
MAGDA ZGÓRSKA –PRACOWNIA EXPOSE, TWÓRCA SZCZECIŃSKICH FASCYNATORÓW
POKAZ MODY – KOLEKCJA VIS A VIS – IZABELA MARECKA – REDAKTOR NACZELNA MAGAZYN PRESTIŻ SZCZECIN.
MARTIN SMETAK, DOMINIKA KRÓL-SMETAK, KATARZYNA KOTFIS I PIOTR KOTFIS
UCZESTNICZKI POKAZU KOLEKCJI WIOSENNEJ PATRIZI ARYTON – ELŻBIETA PYDYN, ELŻBIETA KARASIEWICZ, MARIA BIEDULSKA, AGATA STANISZEWSKA-CHLUBEK, EWA FUNDAMENT-KARŚNICKA, DOROTA JASINA, PELAGIA ŻEJMO, KRYSTYNA ARASZKIEWICZ, ZOFIA DALESZYŃSKA
ROBERT KORNECKI, PAWEŁ KWIATKOWSKIFOTO: MATERIAŁY PRASOWE
Klapki z oczu, wystawa otwarta
Wystawa cenionego malarza i grafika Andrzeja Maciejewskiego „Klapki z oczu”, zorganizowana wspólnie przez Willę Lentza oraz szczecińską Galerię Sztuki Współczesnej ArtGalle, reprezentującą artystę, zgromadziła bardzo liczną publiczność. Eksponowane na wystawie prace to dzieła z trzech różnych cykli, poruszające zarówno aktualne tematy, jak i odwołujące się do krajobrazu i historii miasta. Wernisażowi towarzyszył koncert zespołu Fractal Tree oraz pokaz filmu animowanego Domini Wyrobek, stworzonego na podstawie grafik artysty. Wystawa w Willi Lentza potrwa do 26 maja.
Przestrzeń kobiet
Business Woman Club to przestrzeń dla kreatywności i przedsiębiorczości, miejsce wymiany doświadczeń. Tworzone dla kobiet i przez kobiety, które same decydują o tym kim chcą być, jak chcą żyć i jak daleko mogą realizować swoje plany i marzenia. Inicjatorką tego przedsięwzięcia jest Anastazja Olijarnyk. Podczas pierwszego spotkania w Czerwonym Ratuszu, swoją wiedzą i doświadczeniami podzieliły się m.in.: Angelika Sawicka, dyrektor zarządzająca BMW i MINI Bońkowscy, Daria Prochenka, prezes Zarządu Clochee, Anna Niżałowska, właścicielka Kliniki Pięknego Ciała oraz Emilia Bartosiewicz-Brożyna, założycielka i prezes klubu Lady Business Club.ad
JAGODA ŁUCJA KIMBER, JOLANTA SZCZEPAŃSKA-ANDRZEJEWSKA
HENRYK SAWKA I ANDRZEJ MACIEJEWSKI PROF. ANETA ZELEK, JOLANTA IGNASZEWSKA- KUHBAUCH, MARCIN CZAJKIEWICZ GOŚCIE WERNISAŻU ANDRZEJ MACIEJEWSKI I JAGODA ŁUCJA KIMBER EMILIA BARTOSIEWICZ-BROŻYNA, ANASTAZJA OLIJARNYK, BOGUMIŁ ROGOWSKI ANNA SZOTKOWSKA I EWA BROK DR HAB. MIROSŁAWA JARMOŁOWICZ JUSTYNA KANKOWSKA DARIA PROCHENKA I ANGELIKA SAWICKA KATARZYNA KOTFIS I MAGDALENA BOER KATARZYNA KOROCH I BOGUMIŁ ROGOWSKIFOTO: ALICJA USZYŃSKA
FOTO: SEBASTIAN WOŁOSZ
Sztuka w plenerze Kolory Brewki
W kwietnia w pałacu w Raminie, miało miejsce polsko-niemieckie wydarzenie artystyczne, połączone z plenerem malarskim, organizowane w ramach projektu „Dialog ze sztuką”, wspieranego przez Fundusz Metropolitalnego Regionu Szczecina. Wydarzenie zakończyło się hucznym wernisażem. Organizatorzy pleneru - Ewa Baczyńska z Galerii Sztuki Schowek oraz właściciele Gutshaus Ramin, Jolanta Grenke i Edward Orłowski, dołożyli wszelkich starań, by artyści i goście zachowali ten dzień w pamięci.ad
Niezwykle barwne obrazy, ale także rzeźby autorstwa Wojciecha Brewki można podziwiać w Galerii Poziom 4 w szczecińskiej filharmonii. Znakomity malarz kolorysta a także artysta street artowy znany jest także ze swojego zaangażowania w różnego rodzaju akcje społeczne i charytatywne. Jeden ze swoich obrazów przeznaczył na akcję charytatywną Filharmonii i fundacji Dwie Głowy. Obraz wylicytował pan Marcin Maciocha a pieniądze z licytacji trafiły do Schroniska Dla Bezdomnych Zwierząt, które na wernisażu reprezentowała dyrektor placówki Ewa Mrugowska.
JOLANTA GRENKE I EDWARD ORŁOWSKI
WOJCIECH BREWKA
CZESŁAW GAŁUŻNY I JOLANTA GRENKE
DOROTA SERWA, DYREKTOR FILHARMONII IM. MIECZYSŁAWA KARŁOWICZA I MARCIN MACIOCHA
GOŚCIE PLENERU Z ARTYSTĄ ARTUREM KARDAMASZEM
WILGA BADOWSKA, KATHARINA BLOCH, SABINE SHMIDTPETER, LUKAS WEISS, HEINRICH MAUERSBERGER, MONIKA ŚLÓSARCZYK, EDYTA PURZYCKA
GOŚCIE WYSTAWY GOŚCIE WERNISAŻU I JEDNA Z PRAC ARTURA KARDAMASZA
MARTA WAJDZIK GOŚCIE WYSTAWY EWA BACZYŃSKA I BARTOSZ FRĄCZEK GOŚCIE WYSTAWY EWA BACZYŃSKA Z GOŚĆMI WERNISAŻU HELENKA WILENTOGABINETY LEKARSKIE
AMC, Art Medical Center ul. Langiewicza 28/U1
Aesthetic Dent Tutak ul. Wyspiańskiego 7
Aesthetic Med ul. Niedziałkowskiego 47
Baromed ul Przestrzenna 4
Centrum Rehabilitacji Duet al. Wojska Polskiego 70
Dental Art ul. Śląska 9a
Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18
Dental Center ul. Mariacka 6/U1
Dental Service ul. Niedziałkowskiego 25
Dentus ul. Mickiewicza 116/1
DermaDent ul. Kazimierza Królewicza 2 L/1
DR RAMI ul. Kwiatkowskiego 1/26
Dr Wiśniowski Chirurgia Medycyna Estetyczna ul. Kusocińskiego 12/lu3
ESTETIC Klinika Zawodny ul. Ku słońcu 58
Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18
Forte Vite ul. Europejska 35/LU3
Fizjopomoc ul. Witkiewicza 61
Excelmed ul. Kopernika 6/2
Gabinety Dr Żółtowski al. Powstańców Wielkopolskich 79
Gabinety Pocztowa ul. Pocztowa 11/2
Gabinet Terapii Manualnej ul. Kasprzaka 3A
Gajda ul. Narutowicza 16A
GDG Aesthetics Club Jagiellońska 81/1
HAHS ul. Czwartaków 3
Hahs Protodens ul. Felczaka 10
Klinika Dr Stachura ul. Jagiellońska 87
Laser Medi Derm ul. Kasprzaka 2C
Laser Studio ul. Jagiellońska 85
Lighthouse Dental, ul. Arkońska 51/5
Medicus pl. Zwycięstwa 1
Mediklinika ul. Mickiewicza 55
Medimel ul. Nowowiejska 1E
Optegra ul. Mickiewicza 138
Ortho Expert ul. Jagiellońska 87B
Perładent Gabinet Stomatologiczny al. Powstańców Wielkopolskich 4C
Praktyka Lekarska Piotr Hajdasz ul. Partyzantów 3/2
Praktyka Stomatologiczna Rafał Rudziński ul. Śląska 5/2
PP Estetyczna ul. Żupańskiego 6/1
Reha Team ul. Elżbiety 3, Mierzyn
ST Medical Clinic ul. Kwiatkowskiego 1/26
Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10
Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13A/1
Stomatologia ul. Wielka Odrzańska 31
Synergia Centrum Psychoterapii & Coachingu ul. Emilii Plater 7c/16
Twoja Przychodnia – SCM ul. Słowackiego 19
Vitrolive al. Wojska Polskiego 103
HOTELE
Courtyard by Marriott Brama Portowa 2
Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75
Hotel Dana al. Wyzwolenia 50
Hotel Grand Park ul. Słowackiego 18
Hotel Grand Focus ul. 3 Maja 22
Hotel Focus ul. Małopolska 23
Hotele Marina ul. Przestrzenna 13
Hotel Park ul. Plantowa 1
Hotel Radisson BLU pl. Rodła 10
Moxy Szczecin City Brama Portowa 2
Willa Flora ul. Wielkopolska 18
KANCELARIE
Przemysław Manik – kancelaria adwokacka ul. Kr. Korony Polskiej 3
Gozdek, Kowalski, Łysakowski – adwokaci i radcowie ul. Panieńska 16
Tomasz Kordus – kancelaria adwokacka ul. Felczaka 11
Dariusz Jan Babski – kancelaria adwokacka ul. Bogusława 5/3
Grzegorz Dutkiewicz – kancelaria adwokacka ul. Monte Cassino 19c
Aleksandruk-Dutkiewicz – kancelaria adwokacka ul. Wyszyńskiego 14
Licht Przeworska – kancelaria adwokacka ul. Tuwima 27/1
Mariusz Chmielewski kancelaria adwokacka ul. Odzieżowa 5
Kancelaria Notarialna al. Jana Pawła II 22
Skotarczak, Dąbrowski, Olech – kancelaria adwokacka ul. Narutowicza 12
Kancelaria Adwokacka Michał Gajda ul. Bogusława X 1/10
Kancelaria Notarialna Daleszyńska - kancelaria notarialna al. Jana Pawła II 17
Kancelaria Notarialna Małgorzata Posyniak ul. Józefa Piłsudskiego 20
Kancelaria Prawna Kamil Zieliński ul. Narutowicza 11/14
Kancelaria Radców Prawnych Brzeziński, Gregorczyk ul. Swarożyca 15A/3
Kancelarie Adwokackie Łyczywek ul. Krzywoustego 3
Kancelaria Adwokacka Krzysztof Tumielewicz al. Bohaterów Warszawy
93/5
Waldemar Juszczak – kancelaria adwokatów i radców al. Niepodległości 17
Zbroja Adwokaci ul. Przestrzenna 11/4
WGO Legal Wiszniewski, Gajlewicz, Oryl radcowie prawni ul. Felczaka 16/1
KAWIARNIE
Artetamina ul. Rayskiego 21
Biancafe ul.Ostrawica/róg Wojska Polskiego
Bajgle Króla Jana ul. Nowy Rynek 6
Cafe 22 pl. Rodła 8
Coffee Costa GK Kaskada
Coffee Costa CH Galaxy - parter
Coffee Costa CH Mollo
Coffee Costa CH Outlet Park
Columbus Coffe al. Wojska polskiego 50
Columbus Coffe ul. Rayskiego 23/2a
Columbus Coffe ul. Krzywoustego 16
Columbus Coffe ul. Malczewskiego 26
Duet Coffee CH Galaxy 1 piętro
Era Kawy ul. Grodzka 18
Fanaberia Deptak Bogusława
Koch Cukiernia al. Wojska Polskiego 4
Lodziarnia Pogodna ul. Poniatowskiego 2
Orsola ul. Przestrzenna 4
Przystań na kawę ul. Rayskiego 19
Nad Piekarnią cafe & bistrot ul. Krzywoustego 15/U3
Vanilla Cafe&Restaurant al. Wyzwolenia (Galaxy)
Sowa Cukiernia al. Wojska Polskiego 17
Sowa Cukiernia ul. Ku Słońcu 67
Sowa Cukiernia ul. Mieszka 1 73
Sowa Cukiernia ul. Struga 42
Sowa Cukiernia CH Galaxy
Solony Karmel ul. Rydla 52
Starbucks ul. Wyszyńskiego 1
Starbucks CH Galaxy
Świtiaź al. Wyzwolenia 12-14
MOTORYZACJA
Auto Club Hyundai, Mitsubishi, Suzuki Ustowo 56
BMW i Motorrad Ustowo 55
BMW i MINI Hangarowa 17
Cichy–Zasada Audi, VW, Seat, Cupra Południowa 6
Ford Bemo Ustowo 56
Ford ul. Pomorska 115B
Harley Davidson ul. Gdańska 22A
Honda ul. Białowieska 2
HTL ul. Lubieszyńska 20
Lexus Kozłowski ul. Mieszka I 25
Land Rover / Jaguar Ustowo 58
Mazda Kozłowski ul. Struga 31B
Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88
Opel Kozłowski ul. Struga 31B
Peugeot, Citroen AutoClub ul. Citroena 1
Polmotor ul. Struga 31B
Polmotor ul. Szymborskiej 6
Polmotor Ustowo 52
Skoda ul. Struga 1A
Skoda City Store Brama Portowa 1 Posejdon
Toyota Kozłowski ul. Mieszka I 25B
Toyota Kozłowski ul. Struga 17
Volvo ul. Pomorska 115B
VW ul. Struga 1B
NIERUCHOMOŚCI
Assethome al. Papieża Jana Pawła II 11 (II p.)
Baszta Nieruchomości ul. Panieńska 47
Baltic Group ul. Piotra Skargi 15
Calbud, pokoj 15 parter ul. Kapitańska 2
Extra Invest al. Wojska Polskiego 45
HMI ul. Zygmunta Moczyńskiego 13B
Idea Inwest ul. Tkacka 14/U1
Krawczyk Nieruchomości ul. Jagiellońska 22/2
Lider House ul. Modra 92/2
Litwiniuk Property ul. Zbożowa 4A
Master House ul. Lutniana 38/70
PCG Deweloper ul. Panieńska 17
Siemaszko al. Powstańców Wielkopolskich 91 A
Tomaszewicz ul. Kaszubska 20/4
Turant & Wspólnicy ul. Mała Odrzańska 21/1
TLS ul. Langiewicza 28A
Vastbouw al. Wojska Polskiego 125
WGN Nieruchomości Plac Lotników 7
RESTAURACJE 17 Schodów ul. Targ Rybny 1
Bachus winiarnia ul. Sienna 6
Bananowa Szklarnia al. Jana Pawła II 45
Bistro na językach ul. Grodzka
Bollywood ul. Panieńska 20
Bombay ul. Partyzantów 1
Bonjour french bistro, Małopolska 3
Buddah ul. Rynek Sienny 2
Brasileirinho Brazylijska Kuchna&Bar ul. Sienna 10
Chałupa ul. Południowa 9
Colorado Wały Chrobrego
Columbus Wały Chrobrego
De Novo ul. Wojciecha 11/1
Emilio Restaurant al. Jana Pawła II 43
Forno Nero Plac Brama Portowa 1
Greckie Ouzeri (pod mostem Długim)
Gospoda Siedlisko ul. Rayskiego 16
Jin Du al. Jana Pawła II 17
Karczma Polska Pod Kogutem pl. Lotników
Kisiel ul. Monte Cassino 35/2
Kitchen meet&eat Bulwar Piastowski 3
Kresowa al. Wojska Polskiego 67
Lastadia ul. Zbożowa 4R
La Rotonda ul. Południowa 18/20
La Rocca ul. Koralowa 101
Mała Tumska ul. Mariacka 26
Może wina? Ul. Wielka Odrzańska 17
Między Wierszami ul. Moniuszki 6/1
Na Kuncu Korytarza ul. Korsarzy 34
Non Solo Pizza Pasta ul. Wielka Odrzańska 18U
Orro, ul. Arkońska 28
Paladin ul. Jana z Kolna 7
Paprykarz al. Jana Pawła II 42
Pepperoni Pizzeria ul. Poniatowskiego 2a
Piastów 30 al. Piastów 30
Porto Grande Wały Chrobrego
Public Fontanny al. Jana Pawła II 43
Restauracja Karkut ul. Bogurodzicy 1
Rosso Fuoco, ul. Wielka Odrzańska 18A/U
Ricoria al. Powstańców Wielkopolskich 20
Rybarex ul. Małopolska 45
Sake ul. Piastów 1
Spotkanie al. Jana Pawła II 45
Spiżarnia Szczecińska Hołdu Pruskiego 8
Tokyo ul. Rynek Sienny 3
Towarzyska Deptak Bogusława
Tutto Bene Bulwar Piastowski 1
Trattoria Toscana pl. Orła Białego
Ukraineczka ul. Panieńska
Unagi al. Jana Pawła II 42
Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65
Wół i Krowa ul. Jagiellońska 11
Yakku Sushi ul. Topolowa 2 C, Mierzyn
Zielone Patio pl. Brama Portowa 1
SKLEPY
5 Plus ul. Jagiellońska 5
Arcadia perfumeria ul. Krzywoustego 7
ART TOP ul. Chodkiewicza 6
Atelier Sylwia Majdan al. Wojska Polskiego 45/2
Atrium Molo ul. Mieszka I 73
Batlamp ul. Milczańska 30A
Batna ul. Targ Rybny 4/2
Bella Moda ul. Bogusława 13/1
Brancewicz al. Jana Pawła II 48
Centrum Mody Ślubnej ul. Kaszubska 58
Desigual, CH Galaxy – parter
Eichholtz by CLUE Al. Papieża Jana Pawła II 46/U1
Velpa ul. Bogusława 12/2 i 11/1
Clochee ul. Bogusława 10/2
Henry Lloyd ul. Przestrzenna 11
Icon ul. Jagiełły 6/5
Jubiler Kleist ul. Rayskiego 20
Kaskada Galeria (punkt informacyjny)
Kropka nad i ul. Jagiellońska 96
Kosmetologia Monika Turowska ul. Duńska 38
MaxMara ul. Bogusława 43/1
MOOI ul. Bogusława 43
Moda Club Al. Wyzwolenia 1
Patrizia Aryton ul. Jagiellońska 96
Portfolio (od ulicy Jagiellońskiej) ul. Rayskiego 23/11
Riviera Maison ul. Struga 23
Rosenthal ul. Bogusława 15/1A
Wineland al. Wojska Polskiego 70
SPORT I REKREACJA
Aquarium (basen dla dzieci) ul. Jemiołowa 4A
ASTRA szkoła tańca al. Wyzwolenia 85
Binowo Golf Park Binowo 62
Bloom ul. Koralowa 64X
Calypso Fitness Club Office Center ul. Piastów 30
EMS Studio al. Wojska Polskiego 31/4
EnergySports ul. Welecka 13
Eurofitness (Netto Arena) ul. Szafera 3
Fitness „Forma” ul. Szafera 196B
Kids Arena, ul. Staszica 1
Mabo B Zone Klub ul. Welecka 2
Marina Sport ul. Przestrzenna 11
My Way Fitness ul. Sarnia 8
Polmotor Arena Wojska Polskiego 127
PRIME Fitness Club, ul. 5 Lipca 46
PRIME Fitness Club, ul. Modra 80
RKF ul. Jagiellońska 67
Ski Park ul. Twardowskiego 5
Strefa H2O basen ul. Topolowa 2
Strefa 3L ul. Santocka 18/13/p.1
Strefa Jogi ul. Santocka 18/16
Szczeciński Klub Tenisowy al. Wojska Polskiego 127
Universum al. Wojska Polskiego 39
ZDROWIE I URODA
Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul. Wielkopolska 32
Atelier Piękna ul. Mazurska 21
Akademia Fryzjerska Gawęcki Al. Wojska Polskiego 20
Baltica Welness&Spa pl. Rodła
Be Beauty Instytut Urody, ul. Łukasińskiego 40/12
Beverly Barber Shop ul. Sienna 5A
CMC Klinika Urody ul. Jagiellońska 77
Depi Lab ul. Kaszubska 52
Dr Irena Eris Kosmetyczny Instytut ul. Felczaka 20
Ella ul. Kaszubska 17/2
Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2
Ernest Kawa, ul. Jagiellońska 95
Esthetic Concept ul. Jagiellońska 16A/LU2
Fryzjerskie Atelier Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1
Gabi Beauty u. Cisowa 45
GDG Aesthetic Club ul. Jagiellońska 81/1
Hall No 1 ul. Wyszyńskiego 37
Imperium Wizażu ul. Jagiellońska 7
JK Studio (od Rajskiego) ul. Monte Cassino 1/14
Klinika Beauty ul. Kołłątaja 31
L.A. Beauty, Brama Portowa 1
La Fiori ul. Kwiatkowskiego 1A/6
La Rocca, al. Wojska Polskiego 9
Luxmedica ul. Welecka 1A
Medestetic ul. Okulickiego 46
Manufaktura Wzroku ul. Monte Cassino 40
MOI Instytut Kobiecego Piękna ul. Wielka Odrzańska 28a
Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93
MOON Hair & Beauty Paweł Regulski ul. J. Chryzostoma Paska 34D
Natural Skin Clinic ul. Krasińskiego 10/5
Normobaria AX Med. ul. Modra 69
Od stóp do głów ul. Batalionów Chłopskich 39a
Olimedica ul. Krzywoustego 9-10 (CH Kupiec)
Optyk Dziewanowski ul. Kaszubska 17/U1
OKO-MED. Al. Powstańców Wielkopolskich 26/LU4
OXY Beauty ul. Felczaka 18/U1
Orient Massage u. Janosika 17
Royal Clinic, al. Wojska Polskiego 2/U3
Royal Studio ul. Łokietka 7/10
Royal Thai Massage ul. Sienna 4
Salon Masażu Baliayu ul. Wielka Odrzańska 30
Salon Masażu Thai Lanna al. Wojska Polskiego 42
SPA Evita Przecław 96E
Studio Kosmetyczne Kingi Kowalczyk ul. Szymanowskiego 8
Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3
Studio Monika Kołcz ul. Św. Wojciecha 1/9
Verabella ul. Jagiellońska 23
Well Spring Tai massage ul. Kaszubska 13/4A
Wersal Spa al. Jana Pawła II 16
INNE
13 Muz pl. Żołnierza Polskiego 13
Architekt Baszta – Agnieszka Drońska, ul. Hangarowa 13
ArtGalle ul. Śląska 53
Animal Eden ul. Warzymice 105B
Centrum Informacji Turystycznej Aleja Kwiatowa
CITO ul. Szeroka 61/1
Do Better ul. Łubinowa 75
Filharmonia – sekretariat ul. Małopolska 48
Fabryka Energii ul Łukasińskiego 110
GOKSiR ul. Rekreacyjna 1, Przecław
Muzeum Narodowe ul. Staromłyńska 27
Opera Na Zamku ul. Korsarzy 34
Pazim recepcja pl. Rodła 9
Pogoń Szczecin biuro marketingu ul. Karłowicza 28
Północna Izba Gospodarcza al. Wojska Polskiego
Pracownia Dobrostanu al. Jana Pawła II 28/7A
Przedszkole Niepubliczne Nutka (Baltic Business Park)
Radio Super FM pl. Rodła 8
Stara Rzeźnia Kubryk literacki (łasztownia) ul. Wendy 14
Szczecińska Szkoła Wyższa Collegium Balticum ul. Mieszka I 61C
Szczeciński Park Naukowo-Technologiczny ul. Niemierzyńska 17A
Teatr Polski ul. Swarożyca
Teatr Mały Deptak Bogusława
Teatr Współczesny Wały Chrobrego
Trafostacja Sztuki św. Ducha 4
Unity Line pl. Rodła
Urząd Marszałkowski ul. Korsarzy 34
Urząd Miejski pl. Armii Krajowej 1
Urząd Wojewódzki Wały Chrobrego
Vetico ul.Wita Stwosza 13
Zamek Punkt Informacyjny ul. Korsarzy 34
Zapol al. Piastów 42