3 minute read
Krzywym okiem – pisze Dariusz Staniewski
DARIUSZ STANIEWSKI
Jeden ze znanych polskich dziennikarzy stwierdził ostatnio, że wybuch wojny w Ukrainie sprawił, że trudno mu zabierać głos na ten i inne tematy. Bo pierwszy jest trudny, a każdy inny zbyt nieważny. Zgoda. Ale przecież człowiek potrzebuje także ucieczki, oderwania od natłoku złych informacji, które atakują go prawie na każdym kroku i z każdego medium. Jak śpiewał Jerzy Stuhr: „czasami człowiek musi, inaczej się udusi”. Spróbujmy więc choć na chwilę oderwać się od ponurej rzeczywistości. Bo przed nami Wielkanoc. Czyli dla wielu czas błogiego, niczym nieskrępowanego obżarstwa. Bo co mamy sobie żałować! Poza tym nasze jedzenie jest najlepsze na świecie, najzdrowsze i wielu mogłoby się od nas uczyć. Bo znamy się na jedzeniu. Podobnie jak na medycynie. Udowodnił to już przed wiekami niejaki Stańczyk – błazen króla Zygmunta Starego, a w ciągu dwóch ostatnich lat jego badania potwierdzili na masową skalę sami Polacy, którzy stali się ekspertami od pandemii koronawirusa, szczepień, szczepionek, powikłań, jak i czym leczyć COVID itp. Teraz, po wybuchu wojny w Ukrainie, wielu Polaków zostało wybitnej klasy ekspertami wojskowości. Mają w małym palcu podręcznik prowadzenia wojny, czyli „Sztukę wojenną” Sun Zi, szczegółowo rozpracowali kampanie Napoleona Bonaparte i godzinami potrafią rozprawiać o strategiach opracowanych przez Carla von Clausewitza. Korespondencyjnie ukończyli przynajmniej amerykańską West Point. A jeżeli nie, to na pewno każdy ma jakiegoś znajomego, kolegę lub członka rodziny (niepotrzebne skreślić), który dysponuje „najprawdziwszymi informacjami z pierwszej ręki” od kogoś, kto z kolei zna takiego jednego, który wie wiele od człowieka mającego ścisłe powiązania z wojskiem. Bo np. codziennie kupuje bułki w sklepie naprzeciwko siedziby Korpusu NATO. A poza tym miał dziadka w partyzantce, kuzyna w ułanach i dalekiego wujka, który w czasie II wojny sprzedawał Szwabom i Kacapom bimber, do którego wcześniej napluł. Ci nasi domorośli i kanapowi eksperci wielokrotnie widzieli „Czterech pancernych” i inne wojenne filmy, więc wiedzą najlepiej co się na froncie dzieje i co powinno się zrobić, żeby Moskala rozgromić jednym chirurgicznym cięciem, przepędzić niespodziewaną ostrą kontrofensywą, albo dzięki zgrabnemu manewrowi okrążającemu zamknąć go w tzw. kotle i wykończyć. Wiele takich opinii od ponad miesiąca można usłyszeć np. w środkach masowej komunikacji, na ryneczkach lub w kolejce w dyskontach spożywczych. Jesteśmy przecież narodem, który walkę i wojsko wysysa z mlekiem matki. Ale wracając do naszej wiedzy o jedzeniu. W przeróżnych telewizjach od lat przewijają się specjaliści różnej maści i edukatorzy gastronomiczni, którzy z jednego ziemniaka potrafią wyczarować trzydaniowy posiłek z deserem albo błyskawicznie podnoszą z kolan lokal, który odwiedzają tylko szczury i insekty. I aż dziwne, że w tym kraju kulinarnych znawców jest już tylko jedno miejsce – pewna krakowska Restauracja, która może się poszczycić gwiazdką Michelin. Jedna w Polsce! Oprócz niej spalona ziemia. A tymczasem, tuż za rogatkami Świnoujścia, po drugiej stronie granicy, znajdują się aż cztery (!) restauracje, które mogą się uhonorowano gwiazdkami Michelin. Można? Można! Jedna funkcjonuje w Ahlbecku – niewielkim, urokliwym miasteczku, do którego świnoujscy kuracjusze i wczasowicze chodzą na spacery. Trzy następne działają w nieodległym Heringsdorfie – popularnym letnim ośrodku wypoczynkowym z drugim, co do wielkości, po sopockim, molem w Europie. To dwie, niewielkie miejscowości. I cóż Wy na to polscy telewizyjni gastronomiczni celebryci? Gdzie jesteście o Wy smakosze nad smakoszami, znawcy żarcia wszelakiego, degustatorzy wszechczasów, królowie podniebień, posiadacze wyrafinowanych kubków smakowych?! Wy telewizyjni fechmistrze kulinarni przed którymi żadna potrawa nie ma tajemnic? Czemu swych umiejętności nie przekujecie w czyn, a jeżeli nawet Wam się to udało i jesteście właścicielami przeróżnych knajp lub restauracji, to jak to się dzieje, że Wasza wiedza i zdolności nie są docenione przez francuskich ekspertów?! Gdzie Wasze gwiazdki Michelin? Nie ma? No cóż, to pewnie po prostu zwykła zawiść oraz spisek żabojadów i ślimakożerców. A tymczasem wszystkim nam zdrowych, wesołych, obfitych i dyngusowatych świąt Wielkiejnocy!
Advertisement
Dziennikarz z bardzo bogatym stażem i podobno niezłym dorobkiem. Pracował w kilku lokalnych mediach. Do niedawna dziennikarz „Kuriera Szczecińskiego”, m.in. autor poczytnej (przez niektórych uwielbianej, przez innych znienawidzonej) kolumny pt. „Kurier Towarzyski” (w piątkowym „Magazynie”). Współautor dwóch książek i autor jednej – satyrycznie prezentującej świat lokalnej polityki. Status w życiu i na Facebooku: „w związku” z piękną kobietą. Wielbiciel hucznych imprez, dobrej kuchni i polskiej kinematografii.