3 minute read

Krzywym okiem – pisze Dariusz Staniewski

DARIUSZ STANIEWSKI

Z moją piękną partnerką lubimy pochodzić po lesie. Zwłaszcza jesienią. Nie tylko po to, żeby oddychać pełną piersią leśnym powietrzem, chłonąc jego zapachy, cieszyć oczy bogactwem fauny i flory, leczyć skołatane nerwy i dopadające nas zmęczenie oraz jesienną chandrę. Otóż nie. Niektórzy pewnie szybko stwierdzą, że jako prawdziwi Polacy mamy genetycznie zapisane włóczenie się po lasach w celach partyzanckich czy też powstańczych. Setki lat doświadczeń i kilka boleśnie nieudanych zrywów wolnościowych dostatecznie zapisało się w naszym DNA i określiło do czego nam służy las. I jak stary ułański koń, który jest w każdej chwili gotowy do szarży słysząc dźwięk trąbki wzywający do boju, gdy padnie hasło i „trzeba iść „jakoś tak automatycznie Polacy ruszają w kierunku lasów. Nie na darmo powstało tyle filmów o tej tematyce. Wiemy co spakować do plecaka: manierka, menażka, kilka konserw, nożołyżka, ciepłe skarpety, sweter, klucz do rozkręcania torów kolejowych, scyzoryk, zapałki, organki, aby gdzieś przy ognisku zagrać jakiś przebój „leśnych ludzi” przekonujący, że w „partyzantce nie jest źle”. To nasza kolejna umiejętność, której mogą nam zazdrościć w Europie i na świecie. Jak już wejdziemy w las, bór, puszczę czy inny drzewostan, to żaden leśniczy czy dron nas nie wypatrzy i nie przegoni.

Advertisement

Ale my z moją partnerką nie w celach heroiczno-bohaterskich ruszamy w knieje i leśne ostępy. Otóż sprowadzają nas w nie … oczywiście, grzyby! Z nieskrywaną przyjemnością potrafimy godzinami wytrzeszczać oczy w poszukiwaniu prawdziwków lub podgrzybków. I nic to, że czyha na nas wiele niemiłych niespodzianek w postaci np. kleszczy – małego dziadostwa, które pojawia się nie wiadomo skąd i kiedy, a następnie podstępnie wdziera się pod nasze ubranie ponuro chichocząc z radości, że mogą nam napsuć krwi – dosłownie i w przenośni. Kolejna niemiła niespodzianka, to upierdliwi inni zbieracze grzybów. Las może i duży i dla każdego powinno starczyć miejsca. Ale po co ich aż tylu?! Nie mają co w domu robić? Nic do naprawienia? Książki by poczytali, pranie zrobili czy coś tam. W TV nic nie ma? No fakt, na pewnych kanałach nuda jak w zamkniętym hipermarkecie. No to może niech się wybiorą na ryby, rowerem pojadą do Pasewalku albo Locknitz, ruszą „z kapcia” z kijkami nordic walking albo wybiorą tradycyjną formę spędzania wolnego czasu przez Polaków – czyli na zakupach, w kościele lub przy grillu z tłustą kiełbachą lub karkówą, w towarzystwie dobrze zmrożonego pół litra lub „browara”. A tak w ciepłe i suche weekendy do lasu ładują się dzikie tłumy. Śmiecą, wrzeszczą, niszczą i co najgorsze zabierają NAM NASZE grzyby! I jeszcze pakują się w NASZE „miejscówki” – upatrzone i sprawdzone pewniaki, gdzie grzyby zawsze były, są i będą. Ale dla NAS, a nie dla innych. Poszukajcie sobie swoich miejsc! I szlag człowieka potem trafia jak widzi jakiegoś chwalipiętę, który na FB prezentuje reklamówki i wiadra (do których wytrawny zbieracz nigdy nie będzie wkładał grzybów) wypełnione po brzegi. A Ty np. byłeś w tym samym miejscu kilka godzin wcześniej i nie powiem co znalazłeś! Góra dwa grzyby w barszcz! Gdzie tu sprawiedliwość? Jak tak można! Kłuć ludzi w oczy swoim szczęściem i bogactwem udanych zbiorów! Po co ten kolejny element wojny Polski z Polską? I jeszcze z bezczelnym uśmieszkiem cytuje fragment mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza”, że „grzybów było w bród”. Po co jątrzyć i siać nienawiść między bliźnich? Gdzie zwykła ludzka przyzwoitość? O matko, zebrał kilka grzybów i robi raban na pół „fejsbuka”! Narobi taki jeden z drugim smaka i już człowiek rusza między drzewa. I łazi i snuje się po leśnych wykrotach i wypatruje czy gdzieś tam nie uśmiechnie się do niego los i las w postaci wiadomo jakiej – okazałych dermatofitów (jakby ktoś nie wiedział – synonim grzyba). Powiedziane jest: szukajcie a znajdziecie. No to szukamy. A jak znajdziemy, to z błogością zjemy.

Dziennikarz z bardzo bogatym stażem i podobno niezłym dorobkiem. Pracował w kilku lokalnych mediach. Do niedawna dziennikarz „Kuriera Szczecińskiego”, m.in. autor poczytnej (przez niektórych uwielbianej, przez innych znienawidzonej) kolumny pt. „Kurier Towarzyski” (w piątkowym „Magazynie”). Współautor dwóch książek i autor jednej – satyrycznie prezentującej świat lokalnej polityki. Status w życiu i na Facebooku: „w związku” z piękną kobietą. Wielbiciel hucznych imprez, dobrej kuchni i polskiej kinematografii.

This article is from: