priv. No 11 .
INTERIORS / DESIGN / ART / CULTURE
6
16
26
natural born curators
out of the box
softo publico
private
Ania
STO RI E S
interior
34
46
52
58
hot (s)pot
w imie czcionki
art busters #3
WTKS 2015
Granice. Potrafią być ruchome, płynne, umowne lub cienkie. Ich przekraczanie może być różnie interpretowane. Jako wyraz odwagi, agresji, przełamywania tabu lub kosmopolityzmu. We wnętrzach granice są zagadnieniem kluczowym. Przechodzenie z jednej przestrzeni do drugiej – nawet w obrębie jednego budynku – może być nieraz jak podróż na inną planetę. Przekroczyć granicę domu to wystawić się na działanie całego zestawu czynników nad którymi nie ma się kontroli. Czy aby na pewno? W drugiej dekadzie XXI wieku funkcje pomieszczeń prywatnych i publicznych są bardziej podobne niż na pierwszy rzut oka się wydaje, a ich granice – coraz mniej dostrzegalne. W jaki sposób definiuje to estetykę jednych i drugich wnętrz? Czy cieszymy się z tych zmian i fuzji pomiędzy tym, co prywatne a publiczne? A może zmiany nastąpiły tak powoli, że przestaliśmy je zauważać. Na te i inne pytania odpowiadamy odwiedzając prywatną galerię sztuki na warszawskiej Saskiej Kępie, kartkując książkę belgijskiego artysty Stana van Stendaama, wspominając wystawę Chambres d’Amis z 1986 roku czy podglądając, co trafiło na półki odwiedzających pierwszą edycją Warszawskich Targów Książki Artystycznej.
Kadr z Dogville, Larsa von Tiera
n at u r a l bor n curators
Pomieszczenie było całkiem zimne i chyba nawet lekko wilgotne. Podłoga skrzypiała pod stopami (tak, jest do dziś). Z sufitu zwisały kable. – Jak tylko uporamy się z niezbędnymi naprawami, ruszamy z pierwszą wystawą. – powiedział pewnym głosem Patryk. Był to rok 2012. Po tych krótkich
oględzinach, zeszliśmy po drewnianych schodkach i wróciliśmy do picia herbaty w salonie jego dwupokojowego mieszkania na ulicy Londyńskiej 13 na warszawskiej Saskiej Kępie. Już wtedy, idąc po tych schodkach uzmysłowiłam sobie, jak wielki potencjał ma w sobie pomysł galerii, w której się mieszka na co dzień. Nietypowa dobudówka o nieregularnym kształcie litery „L” to inicjatywa ojca Patryka sprzed wielu lat. Pierwotnie miała być naturalnym rozszerzeniem przestrzeni mieszkalnej, ale ostatecznie stała się jedną z najlepszych warszawskich galerii sztuki współczesnej. Właściciele – Gunia Nowik i Patryk Komorowski, którzy prywatnie są parą – nazwali to miejsce Pola Magnetyczne. Na pewnym etapie powstawania galerii
pojawiła się koncepcja by oddzielić jakoś przestrzeń mieszkalną od wystawienniczej, na przykład zasłaniając okresowo kuchnię. Gunia i Patryk zastanawiali się czy ten domowy charakter nie zamknie im możliwości do niektórych współpracy, czy zawsze będą traktowani poważnie. Ostatecznie nie było zadowalającego pomysłu na wydzielenie galerii, a nie chcieli czekać zbyt długo z otwarciem. I tak każda wizyta w Polach Magnetycznych jest jak odwiedziny u znajomych: by wejść na wystawę trzeba przejść przez salon z aneksem kuchennym. Dla osób nowych, nieznających gospodarzy musi być to sytuacja onieśmielająca, być może nawet na granicy dyskomfortu. Czy dobrze trafili? Czy to na pewno tutaj? Dlatego na posterunku przy drzwiach zawsze ktoś stoi by przełamać pierwsze lody i wskazać kierunek na schodki. Pierwsze koty za płoty i od razu druga przeszkoda, bo pojawia się pokusa by
zdjecieŁ Franciszek Buchner
przystanąć i się trochę pogapić: na dzieła na
ścianie, na drobiazgi na biurku, na rzeźby na parapecie, poczytać tytuły książek na regałach. Dom Guni i Patryka nie jest zagracony, ale pełno w nim drobiazgów i szczegółów świadczących o ich historyczno-sztucznych zainteresowaniach. W przeciwieństwie do żelaznej konsekwencji z jaką konstruują ekspozycje w sali obok (jasne tezy, nieprzypadkowe zestawienia dzieł, zawsze perfekcyjna „mała architektura wystawiennicza” w postaci stelaży, półek itd.), strefa domowa jest swobodna jak tylko to możliwe. Tym co łączy obydwie przestrzenie pomimo ich pozornej sprzeczności jest autentyczność. Obydwie są wyraziste i bogate w treść. Ciekawa powierzchowność życia i zainteresowań gospodarzy budują część ekspozycyjną. Galeria wzbogaca z pewnością prywatne życie gospodarzy. Guni i Patrykowi udaje się idealnie łączyć życie prywatne z zawodowym, instytucjonalność sztuki z jej wymiarem osobistym. Jedno i drugie wzajemnie się komplementują i uzupełniają, tak jak przestrzeń prywatna ich mieszkania „zasila” tę wystawienniczą i odwrotnie. Praktyka pokazała, że to co wydawało się w pierwszej chwili słabością – okazało się atutem. Towarzyski, niezobowiązujący charakter Pól Magnetycznych sprawia, że jest to miejsce do którego po prostu chce się wracać.
o u t
the box
Gdy słyszymy hasło „przestrzeń publiczna” to przed oczami stają nam rozległe ulice, place, skwery – niekiedy nowoczesne i funkcjonalne, a niekiedy obskurne. Tymczasem jeszcze dwieście lat temu, na początku XIX wieku główną przestrzenią publiczną był parkiet taneczny. To właśnie na balach, tak skrupulatnie opisywanych przez Jane Austen, odbywał się spektakl życia publicznego. Przyjęcia były jedną okazją do tego, by młode kobiety
o f
i mężczyźni spędzali wspólnie czas. Odbywało się to oczywiście pod bacznym okiem rodziców i w ściśle narzuconej konwencji. Ówczesne tańce były tak „zaprojektowane” by ograniczyć dotyk do minimum. Od tamtego czasu w temacie przestrzeni publicznej oraz prywatnej - i ich wzajemnych relacjach - zmieniło się dosłownie wszystko. Powyższy przykład pokazuje jednak, że „publiczność” i „prywatność” potrafią bardzo zależeć od kontekstu kulturowego, oraz że ich odrębność zawsze była dość umowna. Dlatego wytyczano nieoczywiste granice prywatności: na przykład nakrycie głowy noszono w miejscach publicznych, służyło ono (prócz oczywistej ochrony przed słońcem czy deszczem) do manifestowania swojej przynależności klasowej, pozycji społecznej, stanu cywilnego. Dlatego właśnie nasze prababki nigdy nie
pokazałyby się w miejscu publicznym bez nakrycia głowy, a w przestrzeni prywatnej owszem. Z kolei instalacja-pojazd dla bezdomnego Krzysztofa Wodiczki z 1988 roku oraz najwęższy dom na świecie - Dom Kereta w Warszawie, to dwa dowody pokazujące, że aby przestrzeń osiągnęła status prywatnej, wystarczy nieraz bardzo niewiele. Minimalizm związany ze strefą prywatną nie dotyczy zresztą wyłącznie powierzchni. Meble, które kupujemy muszą być lekkie i funkcjonalne, by sprawdzały się w małych, często wynajmowanych przestrzeniach. Coraz częściej przenosimy się też z miejsca na miejsce, więc nasze przedmioty muszą być łatwe w transporcie. Wszystkie te zagadnienia mieszczą się w kulturze współczesnego nomadyzmu. Dzisiejsi nomadzi mają luźne podejście do prywatności. Potrafi się ona wyrażać w bardzo symboliczny sposób, jak poprzez drobne pamiątki z podróży lub ulubione książki.
Interesujący dialog z kulturą współczesnych nomadów i ich pojmowaniem przestrzeni prywatnej podejmuje praca Any Rewakowicz, ukraińskiej artystki polskiego pochodzenia. SleepingBagDress to prototyp ubrania. Wygląda jak kimono składające się z wielu przezroczystych i matowych warstw, ale może być nadmuchane tak, by stworzyć przestrzeń do „zamieszkania” przez jedną lub dwie osoby. Ten projekt jest częścią poszukiwań artysty z pogranicza mody i architektury. Taki strój z możliwością zmiany w schronienie zapewne z ulgą przywdziałaby Grace – główna bohaterka filmu Dogville Larsa von Triera. Teatralna scenografia Dogville jest dziś ikoniczna, a w kontekście bieżącego numeru priv.-a – wyjątkowa.
W najbardziej widowiskowy sposób ilustruje tezę o tym, że granice między prywatnym a publicznym są wyłącznie kwestią odpowiedniego rozłożenia akcentów. Co więcej, przestrzenie publiczne czerpią pełnymi garściami z wnętrz mieszkalnych -
naśladując ich funkcję budowa-
Te i podobne zagadnienia podejmowała niedawno
nia i umacniania więzi między-
objazdowa wystawa (2013-2015) Reprogramming
ludzkich.
The City: Opportunities for Urban Infrastructure.
Do niedawna właśnie to odzwier-
Pokazano ją w Bostonie, Kopenhadze i Sztokhol-
ciedlenia relacji społecznych było
mie. Był to przegląd różnych propozycji projektów
głównym zadaniem jakie stawia-
z całego świata, które modyfikowały istniejące
no projektom dla przestrzeni
elementy miejskiej infrastruktury tak, by bardziej
publicznych. Dziś wraz z nieusta-
służyć mieszkańcom i środowisku. Chodziło o po-
jącym napływem ludzi do miast,
kazanie pozytywnych przykładów, w jaki sposób
zagadnienie to ustępuje racjonal-
miasta mogą lepiej funkcjonować bez wielkich
nemu wykorzystywaniu zasobów, rewolucji – jedynie dzięki przemyślanym ulepszezaopatrywanie w jedzenie, walka
niom. Wystawa wskazywała w jaki sposób zastane
z zanieczyszczeniami, czy zno-
elementy miasta zamiast stanowić końcowy efekt
szeniu barier architektonicznych
projektowania przestrzeni publicznej, mogą być
wobec osób niepełnosprawnych.
puntem wyjścia do jej przearanżowania. Znalazły
To wyzwania dla wszystkich miast się tam takie pomysły jak przystanek autobusowy jest szczególnie palące w przy-
przystosowany do produkcji światła przypomina-
padku tak zwanych megamiast,
jącego słoneczne (światłoterapia w Szwecji) czy
czyli skupisk przekraczających
billboard absorbujący wilgoć z powietrza i prze-
dziesięć milionów mieszkańców.
twarzający ją w wodę zdatną do picia (Chile).
Tymczasem w Polsce przeżywamy przebudze-
Inną imprezą, która przy pomocy
nie w kwestii dbania o przestrzeń publiczną.
designu próbuje poszukiwać no-
Jednym z objawów są oddolne ruchy takie jak
wej tożsamości miasta i pozytyw-
„Miasto jest nasze”, profil na FB Miasto2077, czy
nie przekształcać jego przestrzeń
cały szereg debat toczących się wokół zagospo-
jest Gdynia Design Days. Z kolei
darowania publicznych przestrzeni. Ostatnio
wyjście ku zagadnieniom zrów-
najbardziej gorącym tematem w Stolicy jest pro-
noważonego projektowania prze-
jekt nowego Placu Defilad, gdzie ma stanąć bu-
strzeni miejskich i publicznych jest
dynek Muzeum Sztuki Nowoczesnej, oraz Teatr
pomysł na Pawilon Polski na nad-
Rozmaitości. Architekci związani z tą aranżacją
chodzącym Biennale Architektury
właśnie pracują nad koncepcją, jak ma wyglądać
w Wenecji. Zostanie w nim zapre-
przestrzeń między budynkami Muzeum, Teatru
zentowana praca Dominiki Jani-
i mającego powstać naprzeciwko bliźniaczego
ckiej i Michala Gdaka z Institute of
budynku o nieznanym dziś przeznaczeniu. Cie-
Design Kielce. „Podwójna fasada”
kawą inicjatywą z Polski, tym razem z Pomorza,
będzie zwracać uwagę na nieobec-
nastawioną na budowanie przestrzeni miejskiej
ny w debacie architektonicznej
jest festiwal ArtLoop z Sopotu. Co roku przy po-
problem warunków pracy pracow-
mocy artystycznych interwencji i tymczasowych
ników budowlanych oraz kwestię
mebli miejskich, festiwal walczy ze stereotypem
etycznych aspektów produkowa-
Sopotu jako miejsca wyłącznie turystycznego.
nia architektury.
Sesja zdjęciowa powstała dzięki uprzejmości Modulio i Babka do Wynajęcia. Dziękujemy!
s o f to publico
Jakim modom podlega projektowanie dla przestrzeni publicznych? Czym różni się myślenie o zewnętrzach w Polsce i na świecie? Czy istnieje uniwersalny styl miejskich mebli oraz czemu przestrzenie publiczne coraz częściej inspirowane są domowymi? O przestrzeniach pozadomowych opowiada Katarzyna Rzehak - dyrektor artystyczna Instytutu Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie.
Chciałam Pani pokazać realizację z centrum Kielc. Pośrodku placu wstawiono zestaw modułowych ławek, miejskich hamaków i estetycznych koszy na śmiecie. Pisaliśmy o tym projekcie w katalogu Dobrego Wzoru, dwa lata temu. Odwiedzałam Kielce zanim powstała ta realizacja i potem już po jej otworzeniu. Różnica była ogromna, plac był wypełniony ludźmi. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że realizacje w sferze publicznej to wyłącznie materialna rzecz. Ale coraz częściej zdajemy sobie sprawę jak małe interwencje w tkankę miejską mają potem znaczący wpływ na funkcjonowanie ludzi w tej przestrzeni. Że mogą gdzieś pójść, usiąść, spędzić czas, mamy z dziećmi pospacerować, starsi panowie pogawędzić, młodzież umówić się na randkę. Tak się tworzą relacje międzyludzkie, międzypokoleniowe, toczy się życie społeczne.
blog.imgtec.com
W Sopocie jest taka inicjatywa, festiwal ArtLoop, który co roku za jeden z celów stawia sobie ożywianie i animowanie miasta przy pomocy designu. Odbywa się poza sezonem, we wrześniu, by animować lokalną społeczność a nie tłumy turystów. Na potrzeby imprezy zawsze powstają specjalnie projektowane tymczasowe meble albo instalacje artystyczne. Oni bardziej stawiają na sztukę i okresowe interwencje. Z kolei Gdynia Design Days co roku „produkuje” nowe meble miejskie, które potem zdarza się, że funkcjonują jako autonomiczne projekty na wystawach czy w kolorowych czasopismach branżowych. Tak, ale projektowanie dla przestrzeni publicznej to nie tylko meble. To także całe aranżacje, przekształcenia krajobrazu. Weźmy na przykład realizację w Paprocanach pod Tychami. Tychy – wiadomo, miasto przemysłowe więc tej przestrzeni rekreacyjnej jest mało. Ale miało takie swoje jedno tradycyjne miejsce, gdzie były krzaki w których zwyczajowo lokalni pili piwo. To było nad wodą, czyli piękne z punktu widzenia okoliczności natury miejsce, ale zdegradowane społecznie. Pracownia RS+ wykonała projekt nowego zagospodarowania, który ma w sobie wielką klasę. I nagle stało się tak, że miejsce w którym mieszkańcy wiedzieli, że lepiej nie pojawiać się tam po zmroku – zostało im oddane jako estetyczne tereny rekreacyjne. W skład tego projekty weszły promenady, ścieżka rowerowa, siłownie na świeżym powietrzu (ja to nazywam placami zabaw dla dorosłych) oraz wbudowane w pomosty siatki, które tworzą hamaki okupowane przez młodzież.
Poza tym, że wszystko to wygląda estetycznie ta realizacja to świetny przykład na to, że wykorzystując potencjał tego, co już istnieje można dzięki designowi zmienić jakość życia. architektura.muratorplus.plł ł www.kingscross.co.uk
W Polsce bardzo zmienia się myślenie o przynależności do przestrzeni publicznych. Świetną inicjatywą jest ruch „Miasto jest nasze”. Tego typu ruchy społeczne, oddolne wynikają pewnie ze zmiany generacyjnej. Osoby wychowane w PRL-u miały rodzaj przekonania, że istnieją jakieś służby odpowiedzialne za wygląd otoczenia. A dziś to myślenie się zmienia. Miasto jest faktycznie nasze bo jest przekształcane z naszych pieniędzy, samorząd składa się z osób które sami wybieramy, itd., itp. Zresztą taki ruch społecznego zaangażowania w komponowanie przestrzeni publicznej jest obecny na całym świecie. Mój ulubiony przykład na takie działanie pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Chodzi o High Line, czyli nowojorską kolejkę z lat 30., która przecinała Manhattan nad poziomem ulic. W latach 90., XX wieku była ona kompletnie zdegenerowana i cała przestrzeń wokół niej także obumarła. To swoją drogą ciekawa zależność, proces niemalże biologiczny: gdy element wokół którego toczy się w mieście życie przestaje funkcjonować, ta martwota przenosi się lawinowo na jego przyległości i proces gentryfikacji postępuje. Ale można go odwrócić, to działa w dwie strony. Tak stało się właśnie w przypadku High Line, a jej przekształcenie dokonało się za sprawą oddolnej inicjatywy społecznej, Grass Roots. Dzięki temu powstały rozległe tarasy do przechadzania się, odpoczywania. Postawiono tam również na całe połacie ciekawie zaprojektowanej zieleni.
Ponieważ wcześniej te tereny zaczęły dziko zarastać, trawniki w nowej realizacji mają nieregularne kształty. Przeniesiono więc ten urok stepowienia w nowy, lepszy kontekst. Przykład rewitalizacji High Line jest zresztą przejawem trendu nazywanego green highways. Chodzi o to, że odchodzi się w miastach (tam, gdzie jest taka możliwość) od ruchu kołowego na rzecz pieszego i rowerowego tworząc „zielone autostrady” – trakty komunikacyjne połączone z elementami rekreacyjnymi. W podobny sposób chciano chyba podejść do przestrzeni wokół dawnego pawilonu Chemia w Warszawie. Chciano tam stworzyć zielony skwer jak na Placu Grzybowskim. O budynku Vitkaca można długo dyskutować, ale na pewno nie jest on miastotwórczym obiektem. Ja najbardziej lubię projekty aranżowania przestrzeni, które wykorzystują zastane elementy. Przykładem jest omówiona wyżej High Line, ale także ponowne wykorzystanie rotund XIX-wiecznych gazowni – projekt, który można by z łatwością powtórzyć w Warszawie. Na przykład na londyńskim Kings Cross zdemontowano XIX-wieczną cysternę na gaz, zostawiono tylko jej żelazny szkielet wokół którego i w którym zbudowano park. Z kolei w Wiedniu w 2001 cztery budynki gazowni przekształcono w osiedle mieszkalne z centrum handlowym. W Warszawie wciąż nie ma pomysłu na zagospodarowanie dwóch okrągłych budynków historycznej gazowni, które niszczeją na Włochach, a tymczasem dziś własność jest w prywatnych rękach. To wielka szkoda. A czy nie odnosi Pani wrażenia iż w Polsce
potrzebna. Z drugiej strony nie do końca
dem świata? U nas dopiero kształtuje
zgadzam się z Pani tezą, bo wydaje mi
się świadomość wspólnej przestrzeni,
się, że wyzwania związane ze sprawnym
tymczasem za granicą miasta
zarządzaniem miast oraz inicjatywy z
borykają się z zupełnie innymi prob-
ruchów społecznych to dwie tendencje,
lemami. Bardziej generalnymi typu
które występują równolegle.
projektowanie ku znoszeniu różnic
Innym zagadnieniem związanym z kra-
społecznych, zrównoważone gospoda-
jobrazem polskiej przestrzeni publicz-
rowanie odpadami, budowanie samo-
nej są nowopowstające toalety pub-
wystarczalności jeśli chodzi o zasoby
liczne. Najbardziej spektakularnym
naturalne.
przykładem ożywienia przestrzeni wo-
Uważam, że nie ma nic złego w tym by-
kół takiej toalety powstałej z inicjaty-
śmy byli w Polsce krok za światem. I
wy marki Koło jest kompleks Plażowa
tak mamy ogromne przyspieszenie we
na Pradze-Południe w Warszawie.
wszystkich dziedzinach życia. Musimy
Ja bardzo lubię również toaletę publiczną
nadrabiać ogromne zaległości całego
Koło w Kazimierzu Dolnym. Widziałam
PRL-u więc to porównywanie zawsze
kiedyś takie zdjęcie, na którym jest uję-
wchodzi nieco na niekorzyść dla nas. Ale
ta bryła kazimierskiej toalety a na ławce,
ja nawet wolę to spowolnienie, wolę by-
która jest integralną częścią budynku
śmy przeszli tę drogę stopniowo niż mieli
siedzi para starszych ludzi. Tego typu
jakiś etap nienaturalnie przeskoczyć ze
realizacje poza tym, że spełniają swoje
szkodą dla zrównoważonego rozwoju.
pragmatyczne cele są przy okazji okazami
Nawet jeśli moda na ruchy oddolne w
dobrej architektury. A ta przyciąga ludzi,
miastach jest pasee to w Polsce jest
jest przyjemna do tego by na nią patrzec
www.muratorplus.pl, pinterest.com
jesteśmy jeden krok wstecz wzglę-
www.infoarchitekta.pl
przebywać w jej okolicy. Dzięki temu te obiekty toaletowe budują często kontekst lokalnej przestrzeni. Poza tym tego typu budynki, jak na przykład ten w Kazimierzu Dolnym widać, że ich istnienie zostało przemyślane od strony infrastruktury. Do tej toalety można swobodnie dojść, a otoczenie wokół jest estetyczne nie tylko dwa, trzy metry poza obrysem budynku. Każdy z tych elementów ma znaczenie. A czy analogicznie do mody we wnętrzarstwie na styl skandynawski istnieją trendy w wyglądzie mebli miejskich?
Odpowiem anegdotą. Dwa lata temu była zaproszona do jury konkursu na meble miejskie dla Miasta Gdańska. Był on rozpisany jak się okazało w dwóch kategoriach: meble do przestrzeni historycznej i niehistorycznej. Wydało mi się to kompletnym absurdem ponieważ takie projekty powinny służyć unifikacji przestrzeni i czynić ją charakterystyczną. Gdy jesteśmy dłużej w danym mieście to zaczynamy rozpoznawać
Kowalskiego. Pokazuje on nowe
że kosze wyglądają tak, a latarnie inaczej,
tendencje: „udomowienia” mebli
ławki mają taki a taki kształt. Miejskie meble
w przestrzeni publicznej oraz ich
mają unifikować i być funkcjonalne. To dwa
modułowości: system Link można
najmocniej determinujące ich wygląd czyn-
dowolnie dekomponować, zmie-
niki, ale chyba nie można powiedzieć by z
niać jego układ w zależności od
tego wynikał jednakowy ich styl, jak np. styl
potrzeb. Sfera publiczna staje się
skandynawski we wnętrzarstwie. Jeśli już
coraz bardziej miękka, interak-
miałabym nazwać ich estetykę to pewnie
tywna, wyraźnie zbliża się do ludzi
określiłabym ją jako „utrzymaną w duchu
i odczytuje ich potrzeby. Kiedyś
modernizmu” – czyli oszczędną, gdzie for-
mieliśmy wrażenie, ze sfera pub-
ma wynika z funkcji i z materiału, który nie
liczna jest „odgórnie zadekreto-
może być zbyt drogi. Mebel miejski musi
wana”, że my mamy się jej podpo-
być również wytrzymały. W slangu specjali-
rządkować, teraz ma za zadanie
stów mówi się o „wandaloodporności”.
odczytać potrzeby użytkowników
Odpowiedzią na potrzebę funkcjonalno-
i na nie odpowiedzieć. To także
ści w przestrzeni publicznej jest również
zmiana niejako „polityczna” – po-
rozwój meblowych systemów moduło-
kazująca nowy charakter „władzy”
wych, ale te z kolei zyskują popularność
i nowy sposób jej emanacji jaką z
raczej w przestrzeniach publicznych za-
pewnością jest projektowanie sfe-
mkniętych: w urzędach, na lotniskach.
ry publicznej.
Tak, zresztą na tegorocznej wystawie Dobry Wzór w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego pokazywaliśmy system mebli modułowych LINK wyprodukowany przez Marbet Style, projektu Mai Ganszyniec i Krystiana
h ot
(s)pot
Można chyba bezpiecznie powiedzieć, że moda na gotowanie stała się czymś więcej niż sezonowym trendem. Dizajnerskie naczynia, pięknie wydane książki kucharskie, celebrowanie jedzenia samotnie czy z przyjaciółmi – wszystko to stało się elementem międzynarodowej kultury, kultury pop. I tak, jak kiedyś telewizor wyparł ognisko domowe, tak dziś coraz częściej sercem każdego domu staje się kuchnia – świątynia kultury
pop-kulinarnej. W zamierzchłej historii życie toczyło się wokół ogniska domowego na którym ważono strawę. Ale wraz z postępem kultury, dbałość o kulinaria powierzano kucharzom, czy wręcz kuchtom, a życie kulturalnego i dostatniego domu rozgrywało się raczej w salonie. Dopiero wraz z upadkiem porządku feudalnego, czy burżuazyjnego (zależnie od rejonu Europy) kuchnia na powrót odzyskała należne miejsce w życiu towarzyskim. Na początku XX wieku, kiedy nowoczesne projektowanie przeniknęło z architektury do architektury wnętrz. Kształtując kuchenne wnętrza starano się myśleć racjonalnie, wedle idei związanych z organizacją pracy w ówczesnych fabrykach. Miało to rzecz jasna wpływ na estetykę. Szafki miały być proste i funkcjonalne, ich fronty gładkie, jednobarwne, wykorzystanie przestrzeni – oszczęd
ne. Dobrze widziane były rów- antropometrycznymi oraz ergonież elementy z błyszczącego nometrią a wszystko to razem metalu, charakterystyczne dla wpłynęło na design przedmiokuchni pociągowych i tych na tów i projektowanie przestrzeni. statkach. To właśnie na tych Frederick wiele miejsca w swojej wnętrzach się wzorowano, dla- książce poświęciła na przykład tego ówczesna kuchnia kojarzyła diagramom pokazującym jak rozsię raczej z funkcjonalnym labo- planować elementy kuchni, by ratorium, niż miejscem relaksu. optymalizować wysiłek gospodyTak pomyślana przestrzeń sta- ni. Starała się tak rozmieszczać ła się również polem walki dla urządzenia i sprzęty, by kobieta pierwszych feministek. W 1913 musiała jak najmniej przemieszroku Christine Frederick wyda- czać
się
w
swojej
kuchni.
ła „New Houskeeping”, gdzie Najbardziej popularny przykład pisała na przykład: „Nie chcia- racjonalnego łabym, żebyście tylko wy, męż- chennego
planowania
ku-
pomieszczenia
po-
czyźni, dokonywali tych wszyst- wstał jednak dopiero ponad dekich wielkich i zacnych czynów! kadę po książce Frederick, bo w Sprawdzę w jaki sposób eksperci 1926 roku. Wtedy właśnie wieprowadzą badania, a ich wyniki deńska architektka Margarete zastosuję w mojej fabryce, mojej Schutte-Lihotzky zaprojektowafirmie, moim domu!”. Frederick ła tak zwaną „kuchnię frankfurjako pierwsza zastosowała kon- cką”. Zainstalowana w ponad cepcje Winslowa Taylora do opi- 10 tysiącach mieszkań, stała się sywania zadań w kuchni i pralni, prototypem wszystkich zabudojako pomieszczeniach gdzie zwy- wanych kuchni. Pierwotnie miakle wykonuje się najcięższe pra- ła być wyłącznie na wyposażeniu ce. Taylor prowadził pionierskie nowego osiedla we Frankfurcie, badania w fabrykach. Polegały ale ponieważ projekt był wyjątone na mierzeniu efektywności kowo udany, szybko wprowapracy i jej optymalizacji. Intere- dzono go do masowej produkcji. sował się również zależnościami W przeciwieństwie do surowych między narzędziami a wydajnoś- wnętrz proponowanych przez cią pracy. Studia efektywności Frederick,
propozycje
Lihot-
połączono potem z badaniami zky była spójna stylistycznie,
Kuchnia Frankfurcka, 1926. źródło: espresso.republico.it; dwell.com
a wyrafinowania dodawały jej nowoczesne wówczas materiały takie jak linoleum, szkło i stal. Dwa lata później, w roku 1928 Niemiecka firma Poggenpohl stworzyła „kuchnię zreformowaną”, która bardzo przypominała projekt Margarete Schutte-Lihotzky. Szafki miały ustandaryzowane wielkości i kompozycję, a podstawowe wyposażenie składało się z kranu z ciepłą i zimną wodą, zlewu oraz kuchenki gazowej lub elektrycznej. Ten koncept z czasem stał się popularny pod nazwą „kuchnia szwedzka” (około 1950), z drewnianymi frontami, które pierwotnie były produkowane tylko w białym kolorze. Kolejne dekady to stopniowe ocieplanie wizerunku kuchennego pomieszczenia. W Ameryce w latach 50-tych i 60-tych zaczęto bardziej dbać o zrelaksowany sposób życia, przestał obowiązywać sztywny
podział na pomieszczenia i ich funkcje w domu. Wtedy właśnie w kuchniach pojawiły się stoły lub ławy gdzie rodzina spożywała niezobowiązująco śniadania. Wciąż dominował model zabudowanych ściśle szafek, a wiodącymi kolorami były radosne pastele: mięty, żółcienie i marynarski błękit. Takie pojemne kuchnie były popularne na przedmieściach. Z kolei w miastach, także z powodu małej przestrzeni do życia, jedno pomieszczenie zaczynało pełnić wiele funkcji. W ostatnich dziesięciu latach, na upowszechnienie się kuchni jako miejsca towarzyskiego wpłynęły na pewno amerykańskie seriale (np. „Przyjaciele” lub
l„Jak poznałem waszą matkę”), oraz skandynawski model życia . Dzisiejszy klimat liberalnego domu równouprawnieniem damsko-męskim, nie istniał by również bez nieśmiertelnej Pani Doubtfire. Kolejną rewolucją w kuchennej kulturze było pojawienie się „wyspy”. Zdaje się, że stało się to w okolicach lat 80., kiedy nastała moda na aneksy kuchenne. To ostatecznie połączyło gotowanie z resztą życia w domu.
Ultranowoczesną wersję kuchennej wyspy zaproponował w 2014 roku Maciej Karpiak. N2 to nonszalancka kombinacja wyspy, stołu i gigantycznego kredensu. Biały monolit stoi na wysokich nogach przez co jeszcze bardziej przypomina elegancki mebel salonowy. Inną propozycją Macieja Karpiaka jest kuchnia, której szafki przypominają jednolitą ścianę (N6). Projekty jego firmy Nuuun w kontekście wcześniejszych rozważań są niejako końcowym stadium integracji kuchni z resztą domu i pozakuchennym życiem: jego meble są zarówno funkcjonalne (więc spełniają swoje podstawowe zadanie) oraz maksymalnie estetyczne przez co mogą być prawdziwą ozdobą wnętrza, które
źródło: ciekawewnetrza.com
z gotowaniem nie musi mieć nic wspólnego.
N2 i N6 to oczywiście nisza. W codziennym życiu i współczesnym projektowaniu kuchni właściwie nic nowego nie wydarzyło się od jakiś dziesięciu lat. Rosnąca w siłę kultura kulinarna powoduje jednak, że producenci i projektanci kuchni prześcigają się w coraz to estetyczniejszych kompozycjach zabudów. Równolegle modne są otwarte półki, które z kolei pozwalają wykazać się pomysłowością w temacie akcesoriów. Oto dla przykładu przegląd najświeższych kuchennych trendów według portalu Eclectic Trends:
Last but not least: rękę na pulsie kuchennej kultury trzyma również Ikea. Okładka najnowszego katalogu na rok 2016 przedstawia zdjęcie w siedzącemu obok chłopcu. Podpis z lewej strony brzmi: „Drobne rzeczy nadają życiu smak”. To inteligentny sposób podkreślenia, że ważniejsze od rzeczy materialnych są relacje, ale sceneria zdjęcia silnie sugeruje, że owe budujące relacje sytuacje tym chętniej odbywają się w kuchni, czyli miejscu wykonywania najbardziej codziennych czynności. W tym roku Ikea wiele uwagi poświęca czynności gotowania i produktom spożywczym samym w sobie. Chodzi o ich przechowywanie, ale również
źródło: eclectictrendscom
zalanej słońcem kuchni. Po środku kadru stoi mężczyzna i nalewa sok
samodzielne uprawy w domu czy na balkonie. W katalogu znalazły się propozycje pomocnych rozwiązań w uprawie jedzenia, jego obróbce i segregacji odpadów. Przedłużeniem tegorocznego hasła z katalogu jest Kuchnia Spotkań - przestrzeń w centrum Warszawy, którą można bezpłatnie rezerwować, by gotować wspólnie ze znajomymi. Składają się na nią dwie w pełni wyposażone kuchnie oraz jadalnia i pokój zabaw dla dzieci. Z punktu widzenia budowania marki, Kuchnia Spotkań jest interesującym rozwinięciem strategii Ikei z zeszłego roku, kiedy to tematem katalogu była sypialnia, a do życia powołano łóżkowe kino. Takie inicjatywy wzmacniają poczucie, że Ikea chce sprzedawać swe produkty wiążąc je z wartościami niematerialnymi – wspólnie spędzanym czasem i relacjami z bliskimi ludźmi.
materiay prasowe Ikea Polska
Wszystko to, wraz niesłabnącym rozwojem rynku książek kucharskich, popularnością blogów kulinarnych i coraz Z kolei z punktu widzenia idei przestrzeni kuchni,
większego apetytu na wyluzo-
Kuchnia Spotkań jest rodzajem kuriozum: przenosi
wany, skandynawski styl życia
to, co prywatne na grunt publiczny, do serca miasta i
powoduje, że ruch globalnej
oddaje przestrzeń w ręce przypadkowych osób, które
kulinariady prędko nie osłab-
dopiero swoją obecnością mają sprawić, że „publicz-
nie i będzie wpływał na spo-
na” kuchnia ożyje, stanie się domowa. Podobny ruch
sób spędzania wolnego czasu
„otwarcia kuchni” na publiczność można zaobserwo-
coraz większej rzeczy ludzi na
wać w rozwijającej się modzie na peer-to-peer dining. Powstają całe serwisy służące do zapraszania nieznajomych gości do własnego domu, celem poznania nowych osób i przetestowania na nich nowych przepisów.
całym świecie.
w imie c z c i o n k i
Jeśli jeszcze nie widzieliście filmu „Helvetica” Garego Hustwita to koniecznie powinniście nadrobić tę zaległość. Po tym dokumencie już nigdy nie spojrzycie na czcionki i litery w ten sam sposób. Dawno, dawno temu, zanim istniały emotikony i fejs, emocje wyrażane były za pomocą typeface – kroju pisma. Jeśli film obejżycie, do czego
gorąco zachęcam, to tym bardziej zapragniecie przeczytać książkę „Reading the streets” Stana van Steendama. O ile „Helvetica” to projekt z odległego kraju, o tyle „Reading the streets” opowiada historię zaklętą w szyldach, neonach i starych napisach malowanych na sklepowych witrynach wielu europejskich miast - w tym Warszawy i Krakowa. Stan van Steendama jest trzydziestoletnim belgijskim artystą, który z fotografowania czcionek zaklętych w miejskiej przestrzeni uczynił osobisty sposób na zwiedzanie miasta. Gdy nie podróżuje zajmuje się również projektowaniem typografii, malowaniem i rysowaniem. Niderlandzkie wydawnictwo Luster z Antwerpii wydało właśnie jego drugą już książkę o ulicznej typografii. „Reading the streets” to fotobook zawierający zbiór zdjęć z podróży Stana po Europie, w tym po miastach dawnego bloku wschodniego: Warszawie i Krakowie. Poprzednia publikacja ograniczała się wyłącznie do Belgii. Ten nowy zestaw miał
facebook.com-stanvansteedam
za zadanie wyłonić różnice lub podobieństwa w typografiach poszczególnych miast. Czy to się udało? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że zdjęcia Stana mają zacięcie dokumentalne: kadry są raczej na wprost, wykonane jakby beznamiętnie. Ich obiektywizm jest jednak pozorny, w istocie to reportaż z podróży, osobista interpretacja, która wyraża się w ciasnych kadrach. Stana interesują litery same w sobie, ich jednostkowy charakter i – nieraz – nadwątlona uroda. Kontekst jest poza kadrem, widać go wyłącznie w podpisie. Dlatego tym łatwiej jest mu zestawić szyld Bazaru Różyckiego z innym metalowym napisem „Magere-Brug”. Liczy się klucz estetyczny. To podejście bardzo kosmopolityczne, globalistyczne. Można powiedzieć, że miksując szyldy z różnych części Europy, Stan udowadnia, że liternictwo jest rodzajem uniwersalnego języka, który działa ponad wszelkimi podziałami.
Mnie się wydaje, że to nieco naiwna ocena. Zdjęcia z „Reading the streets” są raczej dowodem na to, że Stan jest prawdziwym dzieckiem swojej epoki. Czasów, w których bardziej od kontekstu czy uniwersalnej wiedzy, liczy się prywatne przeżywanie rzeczywistości, podążanie własnymi ścieżkami. I jeśli tylko robi się to mając wyrobiony gust i zmysł obserwacji, to rezultat może być tak wciągający, jak samodzielnie odbyta podróż.
a r t
busters #3
Tekst Maria Ancukiewicz Zacieranie granic między tym co publiczne i prywatne jest dziś oczywistością. Dzięki mediom społecznościowym podglądanie życia naszych „znajomych” (czasami ludzi spotkanych kilkukrotnie na ulicy) stanowi rodzaj codziennej prasy przeglądanej przy porannej kawie. W wystawiennictwie
z podobnym zatarciem granic mieliśmy do czynienia już prawie dwadzieścia lat temu. Przestrzenie najbardziej intymne, a więc prywatne mieszkania stały się miejscem dla stworzenia nietypowej ekspozycji site-specific. Organizując w 1986 roku w Gandawie wystawę Chambres d’Amis, kurator Jan Hoet starał się przede wszystkim połączyć sztukę z codziennym życiem. Oprócz zaproszonych artystów w wydarzenie zaangażowana została duża część lokalnej społeczności, która na trzy miesiące trwania wystawy zdecydowała się udostępnić prywatne mieszkania twórcom, zgadzając się jednocześnie na wizyty zwiedzających. Zainteresowanie było tak duże, że Hoet otrzymał dwa razy więcej ofert niż potrzebował. Ostatecznie kurator wybrał pięćdziesiąt osiem domów, które wybrani artyści odwiedzali dyskutując o swoich pomysłach z mieszkańcami. Formy artystycznych interwencji były różne. Jedni twórcy decydowali się na formalne podejście, skupiając uwagę na
źródło: lolworthy.com
Chambres d’Amis, interwencja Josepha Kosutha
wizualnych i przestrzennych aspektach mieszkań. Inni natomiast tworzyli prace ściśle związane z wybranym miejscem – na przykład Joseph Kosuth pokrył ściany domu psychiatry tekstami Freuda. Inny artysta, Luciano Fabro sprawił małemu chłopcu przyjemność ozdabiając miejsce, w którym mieszkał skrawkami materiału przydatnymi do zabawy. Także Dan Graham pomyślał o najmłodszych mieszkańcach budując dla nich domek w jednym z ogrodów. Niektóre prace były mniej spektakularne, za to bardziej intelektualne. Jef Geys pokrył drzwi sześciu mniej zamożnych rodzin trzema głównymi hasłami Rewolucji Francuskiej - Wolność, Równość, Braterstwo - zapisanymi w trzech językach, a konceptualista Lawrence Weiner w każdym z mieszkań powiesił tekst „If you shit on the floor it gets on your feet” Chambres d’Amis było zaprzeczeniem stwierdzenia, że muzeum musi być elitarne. Kurator projektu starał się pokazać, że sztuka nie potrzebuje kontekstu instytucji by być zajmująca i na dobrym poziomie. Świeże było również samo podejście do doświadczania sztuki: publiczność otrzymała specjalne mapy i mogła podróżować do wskazanych miejsc w dowolnie wybranej przez siebie kolejności. Frajda była tym większa, że podane adresy nie prowadziły do żadnej ze znanych instytucji, odwiedzając wystawę odwiedzało się czyjąś prywatną przestrzeń, częściowo
tylko zmienioną przez twórców. Zwiedzanie było więc przygodą samą w sobie, nie tylko na poziomie artystycznym. Projekt został zrealizowany latem, dzięki czemu można było oglądać wystawę chociażby przy okazji wycieczki rowerowej. Nie da się ukryć, że te elementy miały realny wpływ na odbiór prezentowanej sztuki – goście byli zapewne bardziej odprężeni i otwarci. Poza tym, wizyta w cudzych mieszkaniach była wspaniałą okazją do utworzenia więzi pomiędzy mieszkańcami miasta. Projekt zaangażował zatem publiczność na wielu poziomach – od twórców i uczestników, którzy udostępnili swoje mieszkania, po samych zwiedzających. Również Hans Urlich Obrist stworzył wystawę w prywatnej przestrzeni mieszkania – tym razem we własnej kuchni. The Kitchen Show zorganizowane w 1991 roku było pierwszą wystawą w działalności kuratorskiej Obrista. Kurator przekształcił kuchnię w miejsce ekspozycji. Było to jednak rozwiązanie pragmatyczne, gdyż nie miał w tym czasie dostępu do innej przestrzeni wystawienniczej. Celem Obrista była chęć wykorzystania potencjału kuchni jako miejsca site-specific. Zwiedzający otrzymali możliwość wejścia do mieszkania kuratora i przy okazji podpatrzenia jakimi przedmiotami się otacza, jakie czyta książki i skąd czerpie inspiracje.
Chambres d’Amis, interwencja Daniela Burena
www.tijdvoor80.be
Jednak zarówno w przypadku wystawy Obrista jak i Chambres d’Amis goście mogli poczuć się intruzami w czyjejś intymnej przestrzeni, osobą nieproszoną, może nawet nielubianą. Podobne ryzyko podejmowali właściciele użyczający prywatne mieszkanie. Nie da się przecież przewidzieć zachowań publiczności, która wreszcie miała okazję swobodniej potraktować normy obowiązujące podczas zwiedzania ekspozycji. Mimo to, tego typu działania artystyczne czynią prywatne życie obiektem sztuki, a jednocześnie publicznym dobrem. Ten swego rodzaju artystyczny ekshibicjonizm staje się narzędziem, ale też rodzajem gry, wyzwaniem rzuconym publiczności. Oby dynamiczny rozwój social-mediów nie uczynił z codzienności w sztuce, „sztuki” na co dzień.
w t k a
2015
Trzy dni, ponad sześćdziesięciu wydawców z Polski i zagranicy, setki książek o sztuce, modzie czy designie, panele dyskusyjne i warsztaty dla dzieci. Tak, w wielkim skrócie można streścić program pierwszej edycji Warszawskich Targów Książki Artystycznej. Organizatorami byli księgarnia Bookoff oraz rocznik Print Control – periodyk poświęcony polskiemu projektowaniu drukowanemu. Gospodarzem imprezy zostało Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Efekt?
Tłumy szturmujące stoiska. Tysiące szeleszczących kartek. Setki złotych wydanych na książki. Przeżycie niepodrabialne w swej jednostkowości, dlatego zamiast próbować zamknąć klimat Targów w słowach, skupiliśmy się na tym, co po imprezie pozostało: na książkowych łupach. Spytaliśmy odwiedzających i organizatorów, które pozycje zabrali ze sobą do domu.
facebook.com-warsawartbookfair
Marika Kuźmicz, założycielka Fundacji ARTon. Po WTKA szczęśliwa właścicielka „Pavilionesque Magazine” Pauliny Ołowskiej. Ołowska fascynuje mnie tym, że obserwuje te aspekty rzeczywistości, których ja sama nie dostrzegam. A one są bardzo ważne. Ona jakby pokazuje mi kierunek patrzenia, który jest interesujący, ale na który ja bym sama nie trafiła. I niezwykłe jest u niej to, w jaki sposób, w taki totalny sposób, pracuje we wszystkich mediach. I to pismo to jedno i drugie: i nowe medium, po które sięgnęła i jej sposób widzenia świata
Paweł Rubkiewicz, na co dzień właściciel Bookoffu, na Targach zdecydowani sobie nie odmawiał. Po targach na moich półkach pojawiło się prawie dwadzieścia nowych książek. Dwa z tych tytułów to obszerny album „Vitas Luckus - Works” oraz książka autorstwa Pawła Szypulskiego „Pozdrowienia z Auschwitz”. „Pozdrowienia z Auschwitz” miałem okazję poznać przy okazji wystawy konkursu „2015 Paris Photo-Aperture Foundation PhotoBook Awards”. Jest to bez wątpienia jedna z najlepszych książek fotograficznych minionego roku. W przypadku drugiego z albumów, dorobek artystyczny Vitasa Luckusa, nazywanego niegdyś jednym z najważniejszych radzieckich fotografów, to dla mnie kompletnie nowe odkrycie.
Natalia, studentka intermediów na Akademii Artystycznej w Poznaniu. Na WTKA postawiła na praktyczne zakupy. Dlaczego zdecydowałam się na tę książkę? Bo ściąga z prawa autorskiego bardzo się przydaje!
Ania Diduch, priv. magazine. Po obronie mojej pracy magisterskiej, która była poświęcona polskiemu rynkowi fotografii artystycznej, stopniowo traciłam kontakt z tą dziedziną sztuki. Dlatego, gdy na jednej z prelekcji w czasie WTKA dowiedziałam się o istnieniu publikacji tropiącej popularny teraz motyw zniekształceń ciała we współczesnej fotografii – od razu zapragnęłam ją mieć. Teraz Nowa Anatomia leży na moim parapecie obok łóżka i cieszy oko intensywnie różową okładką. Przeglądam ją co jakiś czas, ale raczej nie przed snem.
Wojtek Łazarowicz, właściciel firmy meblarskiej Saska Fabrik. Tę dwujęzyczną, japońsko-angielską książkę o historii fotografii kupiłem mojej córce, która właśnie zaczyna studia japonistyczne i kompletuje pierwsze pozycje w języku z kraju kwitnącej wiśni. Sam też ją chętnie przeglądam bo ciekawie jest podpatrywać japońską wrażliwość estetyczną tłumaczoną po angielsku
Magda, zajmuje sie projektowaniem graficznym. Ars Moriendi (Sztuka Umierania), to niewielka publikacja towarzysząca wystawie w BWA w Tarnowie. Pozwala nie zapomnieć o śmierci, oswoić ją i utożsamić z procesem postępujących zmian.
REDAKCJA TEKSTY I KONCEPCJA: ANIA DIDUCH / ZDJĘCIA (JEŚLI NIE PODANE INACZEJ): ANIA DIDUCH / MAKIETA: MAGDALENA JAMROZY KONTAKT: REDAKCJA@PRIVMAG.COM
„like”
matters
Podobało Ci się to, co zobaczyłeś w tym numerze? Polub priv. na facebooku i udostępnij informację o nim swoim znajomym. Dzięki Tobie magazyn będzie rósł w siłę. Dzięki!
facebook.com/privmag