Miesięcznik Parafii Wniebowzięcia NMP w Łebie
www.ichtys.net
2014 marzec nr 98
Gethsemani
Nie rozumiecie nic, gdy przyjdzie ma godzina, Nie rozumiecie nic, jaką pieśń śpiewać mam. Nie rozumiecie nic, że potrzeba umierać, By za wasze szaleństwa przebaczenie Bóg dał. Nie rozumiecie nic, zatrzaśniecie drzwi domów I zamkniecie swe serca na miłości mej dar. I wszyscy odejdziecie posępnym korowodem Ku złudnym horyzontom niedostępnym za mgłą. O, Gethsemani, srebrzyste cienie tańczą pod drzewami. O, Gethsemani, najbliższy uczeń nawet śpi. Nie rozumiecie nic z piękna dobrej Nowiny, Którą z wami dzieliłem od radości aż drżąc. Nie rozumiecie nic, nie poznacie swej winy, Żeście Słowo Odwieczne odepchnęli na krzyż. I zniszczycie w ten sposób cały pokój na świecie, Wznosząc krzyk nienawiści, krzyk pychy waszych serc. I zdobywać zechcecie ciągle nowe przestrzenie, Lecz jedyne zwycięstwo to żałoba i ból.
2
kilka myśli proboszcza
Tegoroczny Wielki Post nie przyszedł niepostrzeżenie. Nie nastąpił też szybko po okresie bożonarodzeniowym. Mieliśmy zatem sporo dni, aby odpowiednio przygotować się na ten święty czas. Ale często jest tak, że to nasze wejście w okres Wielkiego Postu nie zawsze rozpoczyna się Środą Popielcową. Nieraz odkładamy je, będąc przekonani, że jeszcze mamy trochę czasu, że jeszcze kilka dni i zaangażujemy się w pełni w przeżywanie tego okresu. Jednak powinniśmy pamiętać, że z każdym upływającym dniem mamy go coraz mniej. Dane jest nam przeżywać kolejny Wielki Post w naszym chrześcijańskim życiu. Czyż nie jest to łaska Pana Boga, że pozwolił nam doczekać tego czasu, w którym On sam zwraca swe oblicze ku człowiekowi pogrążonemu w niewoli grzechu, uwikłanemu w różnego rodzaju słabości po to, by podać pomocną dłoń i pokazać drogę wyjścia z tego labiryntu. Pochylamy się któryś z kolei raz nad Męką Pana Jezusa, nad Jego cierpieniem, które przecież przyjął nie dla swojego wybawienia, lecz dla wybawienia człowieka. Czy potrafimy ten dar wykorzystać w naszym codziennym życiu, starając się wyzwolić z naszej grzeszności, z naszych zniewoleń? Czy pamiętając o Męce naszego Pana, zmieniamy nasze życie, nasze relacje w rodzinach, w pracy, nasze podejście do drugiego człowieka, do naszych zajęć i obowiązków? Bóg nie daje nam tego czasu dla samego czasu, czy też dlatego, że akurat mniej więcej o tej porze roku przypada czas Wielkiego Postu. On daje nam ten czas, bo nas umiłował, ukochał miłością bezgraniczną, bezwarunkową. Panu Bogu zależy na każdym człowie-
ku, czego wyrazem jest cała pasja Jezusa Chrystusa. Może trudno nam to sobie uzmysłowić i zrozumieć, z trudem dociera to do naszej świadomości, ale tak właśnie było i tak jest nadal. Aby bardziej to do nas dotarło, zachęcam do przeżywania przepięknych nabożeństw w czasie Wielkiego Postu. Nabożeństwo Drogi Krzyżowej ukazuje nam przeogromny ludzki trud, który towarzyszył Odkupicielowi w zbawianiu człowieka. Gorzkie Żale pozwalają nam w sposób duchowy wnikać w przeżycia, jakie towarzyszyły Zbawicielowi i Jego Matce w dziele odkupienia człowieka. Myślę, że nie powinno zabraknąć wiernych na tych nabożeństwach, nie tylko po to, by podziwiać ich piękno, lecz przede wszystkim po to, by na nowo przejąć się nie tyle cierpieniem Jezusa, ile przemianą własnego wnętrza. Po to dany jest nam ten święty i piękny czas Wielkiego Postu. Będziemy mieli okazję towarzyszyć Jezusowi przez kolejne niedziele aż do Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego, by na nowo uświadomić sobie tę przeogromna miłość Boga do człowieka. Niech nie będzie to czas sentymentów czy melancholii, ponieważ nadal pozostajemy w naszej codziennej rzeczywistości, gdzie winniśmy realizować swoje powołanie, jako kapłana, ojca rodziny, matki, ucznia, pracownika i to może nawet z większą gorliwością i oddaniem. Ten czas wymaga konkretnych czynów i zaangażowania. A jakie to czyny i zaangażowanie? O tym powiedział nam Chrystus w Środę Popielcową - modlitwa, post i jałmużna. Modlitwa kieruje nasze serce wprost
ku Panu Bogu. W niej możemy zawrzeć wszystko, co jest przedmiotem naszych trosk i niepewności. Ona pozwala nam bardziej zaufać Panu Bogu, który może o wiele więcej niż my sami możemy sobie wyobrazić. Post pozwala nam oczyścić się z naleciałości grzechu, daje moc w cierpieniu, wyzwala ze słabości i prowadzi ku Bogu. Jałmużna nie pozwala nam zamykać się w sobie, uświadamia nam, że nie jesteśmy sami. Uczy nas otwierać nasze oczy i serca, by widziały szerzej i głębiej. Cóż więcej nam potrzeba? Otrzymaliśmy kolejny czas na współpracę z Bogiem. Niechaj będzie on darem danym przez Boga jako wyraz Jego troski o nasze dobro, bowiem sam Bóg przychodzi nam z pomocą. Wykorzystajmy go owocnie, nie czekajmy na później, bo teraz właśnie jest ten upragniony czas, oto teraz zbliża się dzień zbawienia. Owocnego przeżywania czasu Wielkiego Postu życzę sobie i Wszystkim Parafianom. Wasz proboszcz o Mariusz omi 3
Biblia „kodem kulturowym” Europy (I) Biblia jest wielkim kodem, punktem odniesienia dla naszej kultury, którego nie można pominąć; gwiazdą polarną, którą wszyscy – wierzący i niewierzący – kierowali się, gdy szukali piękna, prawdy i dobra. G. Ravasi
Na Biblię natykamy się przy każdej analizie zachodniej cywilizacji. Biblia jest źródłem kultury europejskiej, pośrednio również amerykańskiej: najpierw w sferze religijno-moralnej, ponieważ przykazania dekalogu stanowią podstawę stosunków międzyludzkich niezależnie od wyznania i światopoglądu. Przez wiele setek lat wywierała ona decydujący wpływ na kształtowanie naszego prawodawstwa, systemów edukacyjnych i naszych ideałów demokratycznych - nie mówiąc o rozumieniu praw człowieka. Biblia miała ogromny wpływ na większość europejskich, politycznych, społecznych lub religijnych reformatorów, a poprzez nich na narody świata. Jeśli nie uwzględni się Biblii, nie można zrozumieć zachodniej mentalności. Także dzisiaj Biblia bywa motorem wielu istotnych zmian kulturowych zachodzących na 4
świecie. Gdy ludzie powstających państw poszukują swej tożsamości, zwracają się właśnie ku Biblii. Jej uniwersalne przesłanie zmienia oblicze społeczeństw Ameryki Południowej, Afryki i wielu krajów Azji. Dzisiaj oddziaływanie Biblii na mieszkańców całego świata jest bezsprzecznie ogromne. Pod wpływem jej lektury, miliony ludzi decydują się zostać chrześcijanami. Bez Biblii nie można w pełni zrozumieć prądów kulturalnych ani dawniejszych, ani gwałtownie zmieniających się dziś. To szerokie oddziaływanie Biblii dawniej i dziś jest bezsporne, ale spoglądając na Biblię jako na arcydzieło literackie lub źródło historyczne, bądź podstawę cywilizacji europejskiej musimy pamiętać, że to są wszystko wartości pochodne w stosunku do tej zasadniczej, jaką jest religijny charakter Księgi. Gdyby nie oddzia-
ływanie religijne nie mielibyśmy, ani nie moglibyśmy zrozumieć tak szerokiego oddziaływania Pisma Świętego. Człowiek, z natury swej skierowany na Boga, zawsze czerpał z Pisma Świętego przede wszystkim treść religijną i łączył ją ze swoim życiem, aktywnością oraz twórczością artystyczną. Jakkolwiek bowiem można czytać i przedstawiać Biblię abstrahując od jej religijnego charakteru, i szukać w niej inspiracji i tematów do artystycznego dyskursu - co zresztą miało i ma miejsce - to jednak podstawowe oddziaływanie tej Księgi dotyczy jej religijnego wpływu na pojedynczego człowieka i ludzką wspólnotę. W Biblii człowiek szukał i szuka odpowiedzi na podstawowe pytania dotyczące pochodzenia świata, sensu ludzkiego życia, miłości, cierpienia i śmierci. Dla człowieka, który poszukuje, a zwłaszcza dla człowieka wierzącego Biblia jest podstawowym punktem odniesienia w jego codziennym życiu. W wielu obrazach kinowych Biblia pokazana jest jako stały element kultury, „niemy świadek” ludzkiego życia i stały „towarzysz” ludzkiej drogi; może to być księga Biblii leżąca na hotelowym stoliku, albo księga, na którą przysięga się w sądzie. Księga Biblii należy do świata przedstawianego: ma znaczenie dla bohaterów filmu, wskazuje drogę postępowania, stanowi istotną cześć ich religijności, ich codziennego życia. Sercem Biblii i zarazem cen-
tralnym elementem jej religijnego orędzia jest Tajemnica Wcielenia. Kiedy mówimy o jakiejś dacie naszej ery lub o jakimś wydarzeniu sprzed naszej ery mamy na myśli początek ery chrześcijańskiej związanej z narodzinami Jezusa Chrystusa. Odnosimy się zatem do Wydarzenia, które oddziaływaniu Biblii nadało niebywałą siłę. Przedstawiana w niezliczonych formach sztuki tajemnica Boga-Człowieka - narodzonego w Betlejem, Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego - jest punktem, do którego zmierzała cała biblijna narracja ksiąg wchodzących w skład Starego Testamentu i zarazem Wydarzeniem, od którego wzięła początek nowa historia zapisana na kartach Nowego Testamentu. Jest to jednocześnie punkt centralny religijnych dziejów człowieka. Obietnica Boga, która przewija się jak złota nić przez cały Stary Testament – obietnica, że Bóg doprowadzi człowieka na nowo do zerwanej jedności, wypełniła się w sposób niesłychany: Bóg przyjął ludzkie ciało, przeżył jako jeden z nas życie z wszystkimi jego uwarunkowaniami, wziął na siebie cały dramat umierania i przez śmierć i zmartwychwstanie otworzył człowiekowi drogę powrotu do Boga. W Jezusie Chrystusie Bóg wypowiedział w sposób definitywny samego siebie, dał również odpowiedź na pytanie o sens śmierci i to, co następuje po niej. Ta prawda ukształtowała u kolejnych pokoleń nowy sposób postrzegania Boga, człowieka i ich wzajemnej relacji, a następnie znalazła wyraz w wytworach ludzkiego geniuszu; biblijne słowo stawało się obrazem, muzyką, poezją, wyrażając językiem sztuki tajemnicę «Słowa, które stało się ciałem». Biblia ma przy tym wymiar uniwersalny; Biblia to Księga dla
całego świata. Napisana za pośrednictwem kilkudziesięciu ludzi, tłumaczona przez setki, drukowana przez tysiące, czytana przez miliony. Wraz z jej czytelnikami przeniknęła do wszystkich obszarów ludzkiego życia, do każdego sektora działalności człowieka. Literatura spisana wielu narodów zaczynała się od przełożenia Biblii na język danego narodu i w tym celu układano niejednokrotnie alfabet dla danego języka, jak to miało miejsce choćby z literaturą słowiańską, armeńską czy gruzińską. Momentem przełomowym w tym zakresie stał się Edykt Mediolański z 313 r., ustanawiający tolerancję religijną. Chrześcijaństwo stało się wkrótce oficjalną religią Cesarstwa Rzymskiego. Chrześcijańscy misjonarze zanieśli Biblię i jej przesłanie do najdalszych zakątków zachodniego świata. Problem jednak polegał na tym, że jakkolwiek ludy zamieszkujące odległe krańce cesarstwa mówiły własnymi językami, to jednak
nie potrafiły się nimi posługiwać na piśmie. Chrześcijańscy misjonarze zatem, aby dotrzeć do tych ludzi z orędziem Biblii, musieli opracować alfabety, w których można by zapisać tłumaczenia Biblii. W ten sposób wychowany wśród Germanów biskup z Kapadocji Wulfila poniósł w IV wieku chrześcijaństwo do Gotów, opracowując im alfabet i tłumacząc Biblię na język gocki. W V stuleciu mnich ormiański Mesrop stworzył trzy alfabety, wykorzystane do tłumaczenia Biblii na język ormiański, albański i gruziński. Cyryl i Metody z kolei – dwaj mnisi pochodzący z Grecji, poszli w X na Morawy, gdzie stworzyli alfabet i przetłumaczyli Biblię na język starosłowiański. Stąd poniesiono Biblię na terytoria dzisiejszej Bułgarii, Serbii, Czarnogóry, Rumunii i Rosji. Gdyby zatem nie praca chrześcijańskich misjonarzy, ludy Europy Wschodniej długo jeszcze nie posiadłyby sztuki pisania i czytania. Wojciech Popielewski OMI
Z kroniki parafialnej – Rok 1950: Rok Jubileuszowy
Kwiecień W dniach od 3 do 5 kwietnia br. odbyły się rekolekcje w tutejszym kościele dla szkół powszechnych, które głosił ks. Górzyński OMI. Dzieci wszystkie brały udział w rekolekcjach. Nadeszła Wielkanoc. Grób Pana Jezusa został udekorowany i upiększony przez młodzież i lud, którzy ofiarnie przyczynili się tak do udoskonalenia dorocznego święta. Ad-
oracją zajęła się młodzież i lud. Wojsko ani też marynarze nie brali udziału przy adoracji Grobu Pana Jezusa. Uroczystość Wielkanocy odbyła się z udziałem wielkiej frekwencji ludzi i przebieg uroczystości wypadł bardzo ładnie ku chwale Bożej.
5
Wiadomości oblackie prosto z Kijowa
W dniu 21 lutego w środku straszliwego konfliktu o. Paweł Wyszkowski OMI, Przełożony Delegatury Misjonarzy Oblatów MN w Kijowie na Ukrainie napisał o sytuacji w tym kraju: „W katedrze katolickiej, która znajduje się blisko Placu Niepodległości, znalazło schronienie wielu demonstrujących oraz rannych. W samym Kijowie było około 600 rannych. Wiele innych zakonów otworzyło swoje drzwi dla uchodźców. Nawet teraz w klasztorach odbywa się nieustanna adoracja Najświętszego Sakramentu. Ja osobiście zaprosiłem ojców z naszego Zgromadzenia do codziennej godzinnej adoracji w intencji pokoju na Ukrainie, jak również do postu. Modlimy się wspólnie za tych wszystkich, którzy w czasie demonstracji stracili życie. W tej trudnej sytuacji pozostało nam jedynie poddać się Bożej Opatrzności. Jest piękne zdjęcie, na którym można zobaczyć jak kapłan prowadzi grupę 60 milicjantów, którzy przez 24 godziny walczyli z demonstrującymi. Kapłan jest „nietykalny6
”jak dziecko, nie zabijaj go, on jest jak przewodnik dla ludzi. Jeszcze kilka lat temu 45 tysięcy kapłanów i zakonników zginęło w naszym kraju, dziś nie wolno ich dotykać. Bogu niech będą dzięki. Mamy nadzieję, że wkrótce odwiedzi nas O. Generał. Mamy nadzieję, że przed jego wizytą w marcu nie pozostaniemy w opuszczeniu i sytuacja się uspokoi. Dziękuję za wasze modlitwy i wsparcie.” KIJÓW 18-20 lutego ze smutkiem patrzyliśmy na to co się działo na Majdanie. Całym sercem byliśmy z ludźmi. Nie zabrakło też naszej obecności na Majdanie, choć mogliśmy być o wiele częściej. Szkoda, że zginęło w tych dniach tylu niewinnych ludzi, a ilu rannych! Niech Pan pomoże nam nauczyć się od tych prostych ludzi kochać bardziej ziemię ukraińską i nie żałować życia dla ewangelizacji. 22 lutego przeżyliśmy dzień skupienia, a wieczorem o. Diego wraz z siostrami wzięli udział w żałobnej mszy św. za zabitych na Majdanie w
kościele św. Aleksandra pod przewodnictwem bp Stanisława Szyrokoradiuka. W homilii biskup mówił: „Patrząc na obecną sytuację rodzi się pytanie: dlaczego Ukraina ma takich ludzi, którzy mogą zabijać innych? To jest trudne pytanie. Ale również nie możemy zapomnieć, że cały świat zobaczył, że są ludzie, którzy służą innym swoimi talentami, dobrami materialnymi, poświęcają swój czas. A także są tacy, którzy oddają życie. Nie ma przykazania, które zachęcałoby umierać za kogoś. Bóg nie wymaga tego. Były to bohaterskie uczynki”. SŁAWUTYCZ, DYSTRYKT PÓŁNOCNY Początek miesiąca wiązał się z akcją demontażu szopki betlejemskiej. W kilkunastoosobowej grupie parafian był także mężczyzna z parafii greckokatolickiej. Jednak miesiąc był zdecydowanie naznaczony wydarzeniami na Majdanie. Również w naszym mieście zorganizowano manifestację solidarności z protestującymi w Kijowie. Pod Urzędem Miejskim w sobotę 22 lutego zgromadziło się ok. 300 osób. Nie była to ilościowo imponująca grupa - zważywszy na to, że miejscowość liczy ok. 25 tys. mieszkańców - ale duch protestujących był zdecydowany. Warto wspomnieć o dość przykrym – jak mi się wydaje – paradoksie. Miejscowy proboszcz prawosławny (patriarchatu moskiewskiego), pomimo usilnych próśb organizatorów manifestacji, nie znalazł czasu, aby na placu naszego miasta przewodniczyć modlitwom za poległych na Majdanie (gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że uczynił to potem w cerkwi). Nie było też w tym czasie na miejscu o. Jurija, administratora greckokatolickiego. Organizatorzy zwrócili się więc z prośbą o animowanie modlitwy do kapłana rzymskokatolickiego. I tak oto za żertwy Majdanu, w zdecydowanej przecież większości obywateli ukraińskich wyznania prawosławnego, modlił się ksiądz rzymskokatolicki, oby-
watel Polski. Dodać należy, że oblat zaprosił zgromadzonych do modlitwy za poległych po obu stronach barykady. Propozycja została przez wszystkich zaakceptowana. Wspomniany paradoks nie umknął uwadze zgromadzonych i już podczas trwania zgromadzenia oblat odebrał wyrazy wdzięczności za obecność. Kilka dni później na dorocznym spotkaniu sprawozdawczym zorganizowanym przez Urząd Miasta w sali koncertowej, ktoś z mieszkańców publicznie zapytał mera, dlaczego na wszystkie oficjalne spotkania zapraszany jest tylko ksiądz prawosławny, przecież w mieście – kontynuował dalej pytający – są też katolicy. Jest to z pewnością symbolem jakiejś przemiany społeczeństwa. Ludzie jakby przestali się bać i odważnie domagają się sprawiedliwości. Jedna z przemawiających na Majdanie powiedziała: „Nie pozwolę więcej, aby mi ktoś zamykał usta!”. W naszej świątyni proboszcz przewodniczył Eucharystii w intencji żertw Majdanu. Oblat wraz z parafianami uczestniczył także w panechidzie (nabożeństwie za zmarłych), które poprowadził o. Jurij Lozaga, grekokatolik, w miejscu wyznaczonym pod budowę świątyni, obok krzyża. Odpowiadając na apel Episkopatu Ukrainy parafianie modli-
li się za ojczyznę, a jeden dzień został wyznaczony jako postny. TYWRÓW W sobotę 22 lutego w Tywrowie wydarzyło się coś niemożliwego. W godzinach popołudniowych został zdjęty pomnik Lenina. Miejmy nadzieję, że pomnik nie wróci na swoje miejsce, a i nazwa ulicy, na której znajduje się nasz klasztor (ul. Lenina - przyp. red.), również zmieni nazwę. KRYM Do szczególnej modlitwy za pokój na Krymie wzywa wiernych na Ukrainie i w Polsce urzędujący tam biskup pomocniczy diecezji odesko-symferopolskiej Jacek Pyl, misjonarz oblat. Apel ten ponawia po ogłoszeniu Rady Najwyższej Rosji o zgodzie na interwencję wojskową w Autonomicznej Republice Krymu. Agencje prasowe potwierdzają, że na ulicach Krymu znajdują się nieoznakowane wojska, które po zgodzie Rady Najwyższej Rosji na interwencję wojskową zaczynają ukazywać swoją przynależność narodową. Na razie na ulicach jest spokojnie, choć pojawia się co raz więcej blokad – powiedział bp Jacek. Na pytanie o wyjazd na Zachod-
nią Ukrainę czy do Polski w realnej sytuacji zagrożenia wybuchem konfliktu zbrojnego, odparł: „Pasterz pozostaje ze swoimi owcami nawet w trudnej sytuacji, a nawet przede wszystkim w takiej”. Biskup stara się, aby parafie w miarę normalnie funkcjonowały w zaistniałej sytuacji. „Wszyscy modlimy się i pościmy w intencji pokoju” – dodaje. W łączności ze swym biskupem ordynariuszem, a także po zasięgnięciu informacji o ewentualnie zamkniętych drogach, stara się odwiedzać wspólnoty katolickie. Hierarcha katolicki przypomniał w niedawnej odezwie, w której prosił o modlitwę i post w intencji pokoju, że na tym terenie mieszkają obok siebie Ukraińcy, Rosjanie, Tatarzy Krymscy, również ludzie o korzeniach ormiańskich, polskich, niemieckich, czeskich i innych. „Przez całe stulecia mieszkali tu w przyjaźni i pokoju prawosławni, muzułmanie, protestanci, katolicy, Żydzi, Karaimi, członkowie innych wyznań i niewierzący i dzisiaj nie pozwólmy, aby podzieliły nas pochodzenie lub wiara” – zaapelował bp o. Jacek Pyl OMI. o. Paweł Wyszkowski OMI 7
lęk przed chrztem
Do napisania tego artykułu skłoniła mnie pewna rozmowa. „Nie wierzę w coś takiego jak opętanie, a szczególnie dzieci”. Na moje pytanie dlaczego, usłyszałem historię kilkuletniego dziecka. Pewnej nocy bez przyczyny dostało ataku szału trwającego parę godzin. Siła tego maluszka przewyższała siłę dwojga dorosłych osób (rodziców). Nie wiadomo jak długo trwałoby to wszystko gdyby nie skończyło się hospitalizacją i użyciem dużych dawek psychotropowych leków sedatywnych. Po tym zdarzeniu rodzice zdecydowali poszukać pomocy u radiestety. W wyniku sobie tylko znanych metod badań, paramedyk stwierdził schorzenia organów wewnętrznych. Ustalono dietę. Stan zdrowia dziecka uległ poprawie. Ataki jak na razie nie powtórzyły się. Radiestezyjne „czary-mary” nie tylko pozwoliło rodzicom głęboko uwierzyć w skuteczność takich „terapii”, ale także utwierdziło w nich przekonanie, że nie ma czegoś takiego jak zagrożenia duchowe np. opętanie. W całej tej historii zadziwiła mnie natomiast inna sprawa. W toku rozmowy wyszło bowiem, 8
że dziecko nie było ochrzczone. Rodzice jakkolwiek katolicy, wyznają filozofię, że nie można nikomu (a szczególnie chyba własnemu dziecku) narzucać sakramentu chrztu. Kiedy człowiek sobie dojrzeje, wówczas sam zdecyduje czy powinien przyjąć chrzest , czy nie. Przyznam, że byłem zdumiony i już mocno zaniepokojony losem tego małego człowieka, który przez otwarcie na zło (brak chrztu), może mieć pierwsze objawy głębokich, duchowych problemów. „I rzekł do nich: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony .”[Mk 16,15-16]. Zatem, jakaż to filozofia życiowa warta jest tego, żeby własne dziecko narażać na możliwość potępienia wiecznego? Bo co się stanie kiedy nie będzie miał szansy dojrzeć… Wydaje mi się, że nie jest to żaden nowoczesny styl życia czy moda tylko zwykły brak wiary. „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” [Łk 18,8]. Z czego zaś może, wynikać taka postawa u osób deklarujących się jako wierzący kato-
licy? Po prostu z głębokiej niewiedzy. Czy może to jednak kogokolwiek usprawiedliwiać? „Wtedy przyszedł Jezus z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć chrzest od niego. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: «To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?» Jezus mu odpowiedział: «Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe». Wtedy Mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego. A głos z nieba mówił: «Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie». [Mt3,13-17]. Widzimy zatem, że sam Pan Jezus swoją Osobą zatwierdza i uświęca chrzest, a swoją postawą daje nam przykład właściwego postępowania. Czy jako wierzący w Niego i Jego Słowo, a przede wszystkim kochający Go, możemy głosić inne przekonania? Oczywiście, że możemy, bo mamy wolny wybór, ale czy jednocześnie możemy mówić, że wierzymy w Jezusową Ewangelię? Wszyscy rodzice kochający swoje dzieci (myślę, że innych nie ma), starają się otoczyć je jak najlepszą opieką. Zabezpieczają wszelkie ich potrzeby na miarę swoich możliwości, a często nawet je przekraczają. Troska rodziców obejmuje wszystkie sfery życia dzieci: materialną, psychiczną i duchową. Ważne jest dla ciała, aby zapewnić maluchom pożywienie, przytulne mieszkanie, zabawki etc. Do prawidłowego rozwoju psychicznego dzieciom wystarczy kochający się mama z tatą. Co natomiast z rozwojem
duchowym? Bramą rozwoju duchowego dla człowieka jest właśnie Sakrament Chrztu Świętego .”Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie - jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca.”[Rz6,3-4]. Widzimy, że w chrzcie rodzimy się ponownie do nowego życia - życia w Duchu Świętym. Tym samym, idąc śladami słów Św. Pawła w chrzcie umieramy dla grzechu. Oczywiście, pokusy mają do nas dostęp, ale przez chrzest mamy siłę od Pana Jezusa z nimi walczyć. Sakrament Chrztu otwiera nam drogę rozwoju duchowego przez inne sakramenty, a przede wszystkim sakrament pokuty i pojednania oraz eucharystii. Nie dopuszczając dziecka do sakramentu chrztu, skazujemy je na życie w grzechu z dala od Pana Jezusa. Jakie własne przekonania sa tego warte? „Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego”. I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je.” [Mk10,13-16] Świat współczesny pełen jest zagrożeń duchowych: od zwykłej reklamy typu „pokochaj swojego demona”, przez muzykę i teledyski przepojone okultyzmem i antychrześcijańskimi znakami, demoniczne gry kompute-
rowe, metody leczenia oparte o użycie nieznanych sił (radiestezja, jasnowidzenie, spirytyzm, akupunktura czy homeopatia), aż do przedmiotów codziennego użytku skierowanych do najmłodszych poznakowanych symboliką rodem z kultów śmierci, a często satanistyczną. Rodzicom, którym się wydaje, że sami dobrze wychowają dzieci w gąszczu tego otaczjącego zła, gratuluję optymizmu. Powróćmy do Ewangelii Św. Mateusza. Znamienne jest, że zaraz po chrzcie janowym Pan Jezus jest kuszony przez diabła. Św. Mateusz pokazuje nam przez to wydarzenie, że szatan jest nie byle jakim przeciwnikiem skoro porywa się na Samego Boga, więc nie powinniśmy go lekceważyć. Postawa zaś Pana Jezusa utwierdza nas jak ważny jest chrzest w walce ze złem, a także to, że tylko z Nim i w Nim wygramy każdą walkę z przeciwnikiem-szatanem. Czy zatem mamy jakiekolwiek podstawy do tego aby twierdzić, że Sakrament Chrztu Świętego jest narzucaniem dziecku jakiegoś ciężaru, czy zamknięciem mu drogi do swobodnych wyborów życiowych? Takie nowomyślenie
wskazuje raczej na to, że problem tkwi w głębokim kryzysie wiary. Na jakiego bowiem człowieka rodzice zamierzają wychować swoje dziecko, skoro tuż po narodzinach twierdzą, że w przyszłości ochrzczone może mieć do nich o to pretensje? „Odezwał się do Niego Tomasz: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?” Odpowiedział mu Jezus: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.” [J14,5-6] Życzę wszystkim rodzicom, aby nie brali na siebie odpowiedzialności zablokowania własnemu dziecku dostępu przez chrzest do dobrodziejstw komunii z Panem Jezusem. On zaś z pewnością zadba o to, żeby dojrzały już człowiek w przyszłości podziękował rodzicom za umożliwienie rozwoju duchowego przez sakramenty święte i życie we wspólnocie Kościoła Powszechnego. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Grzegorz Smurzyński „Effatha”
Z albumów łebian
9
fotogaleria
10
11
fotogaleria
12
fotogaleria
13
Łebscy: młodzi, wykształceni i... z małego miasta Wywiad z Tereską Beczyczko Teresko, przedstaw się jako łebianka, jako uczennica szkoły plastycznej, a także - jeśli zechcesz - jako parafianka. Pochodzę z Łeby, na co dzień uczęszczam do Liceum Plastycznego w Gdyni Orłowie. Moim przedmiotem zawodowym jest reklama wizualna, to znaczy zajmuję się robieniem plakatów, ulotek, banerów czy systemów identyfikacyjnych. Jestem parafianką u Ojców Oblatów w Łebie, w parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Jakie znaczenie ma dla Ciebie słowo/określenie „łebski”? Słowo to, może mieć wiele znaczeń, często mianem „łebski” określa się osobę mądrą, sprytną. I mi się wydaje, że to jest dobre określenie. Dla mnie jako rodowitej łebianki, słowo to ma głębsze znaczenie. Łebski to nie tylko ten zdolny, ale także ktoś kto potrafi odnaleźć się w innym otoczeniu, przy innych ludziach, ale ciągle pozostanie tą samą osobą. Będzie znał swoje cele, możliwości, ograniczenia. Dla mnie jest to osoba, która zna siebie i dobrze się ze sobą czuje, nie ważne gdzie się znajdzie. Czy cztery lata nauki w liceum plastycznym potwierdziły Twój wybór kierunku? Często zastanawiałam się jak to by było gdybym wybrała inną szkołę, „normalne” liceum. Gdzie bym teraz była (z racji, że moja szkoła jest czteroletnia, skończyłabym rok wcześniej), jakie bym nawiązała kontakty. Gdy wybiera się liceum jest się bardzo młodym i z doświadczenia wiem, że nie zawsze wie się co dokładnie ma się zamiar robić w przyszłości. Ja wyboru nie żałuję, chociaż miałam ciężkie chwile, chwile zwątpienia, 14
rezygnacji, ale przebrnęłam przez to, a teraz już jestem na wylocie ;). Była to dla mnie pewnego rodzaju szkoła życia, bo jako 16 letnia osoba zostałam rzucona na głęboką wodę, w obcym mieście, z dala od domu, od rodziny. Był to mój wybór, i wszyscy mnie wspierali, i nadal zresztą wspierają, za co jestem im bardzo wdzięczna. Wiele osób myśli o „plastyku”, jako o pójściu na łatwiznę. Nic bardziej mylnego! Przedmioty ogólnokształcące są na wysokim poziomie, nie mamy rozszerzonej matematyki, czy fizyki, ale osoby chcące rozwijać swoje umiejętności mogą to robić bez problemu. Oprócz przedmiotów ogólnych są też przedmioty artystyczne (i połowa społeczeństwa myśli, że przecież lubimy to robić i to już jest sama przyjemność, ale i z tym bywa różnie), mamy rysunek i malarstwo, rzeźbę, podstawy projektowania oraz wybrany przedmiot kierunkowy. I wcale nie jest łatwo! Pięciogodzinne zajęcia z rysunku i malarstwa, mimo, że mogłyby wy-
dawać się samą przyjemnością, to jednak zmuszają do dużego wysiłku, do pełni skupienia, i dużego zaangażowania. Tak jest praktycznie cały czas, trzeba się skupić i pracować. Zaległości nadrobić też nie jest łatwo, mamy dużo więcej godzin lekcyjnych niż normalne liceum, przez co mamy o wiele mniej wolnego czasu, który jest bardzo potrzebny i trzeba go wykorzystywać jak to tylko możliwe. Matura przed Tobą, a po maturze co dalej zamierzasz? Matura, i nie tylko najpierw czeka mnie obrona pracy dyplomowej. W to wchodzi obrona pracy z przedmiotu zawodowego oraz ustny egzamin z historii sztuki. Czeka mnie jeszcze dużo ciężkiej pracy, już od jakiegoś czasu każdy mój dzień nauka, nauka i nauka, żarty się skończyły, każdy chce wypaść jak najlepiej, bo wiadomo od tego zależy nasza przyszłość. A o przyszłości, na razie nie chciałabym wiele mówić. O moich planach, o wyborze studiów, mogę powiedzieć, tylko tyle, że są one związane z tym co teraz robię. W tym momencie ważnych wyborów okazuje się, jakie wartości określają nasze życie; co dla Ciebie jako osoby wchodzącej w dorosłe życie jest ważne? Na pewno ważne jest dogłębne poznanie siebie samego, świadomość własnej wartości, a także ograniczeń czy lęków. Ciężko jest żyć, próbować robić cokolwiek, jeśli nie wiemy kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Ważna jest też bliskość innych osób, zawsze wspierającej rodziny i przyjaciół. Dla mnie bardzo ważna jest wiara. Często na swojej drodze spotykam osoby niewierzące, odnoszę wrażenie, że jest im w życiu
ciężko, są smutni, nie mają Przyjaciela, któremu mogli by powierzyć swoje troski, aby zwyczajnie powiedzieć dziękuję. Łeba jest Twoim miasteczkiem rodzinnym: co to dla Ciebie znaczy? Ja ogólnie jestem typem domatora, uwielbiam przyjeżdżać na weekendy do Łeby! Ostatnio jestem tu bardzo rzadko, w Gdyni łatwiej jest mi się uczyć, nic mnie nie rozprasza. Będąc w domu, wiem, że nie otworzyłabym nawet książki, bo byłabym zajęta jak najlepszym wykorzystaniem czasu z najbliższymi. Jak mówię, bardzo lubię tu przyjeżdżać, bo czuję się po prostu dobrze, z dala od ulicznego zgiełku, nie ma tutaj szału jaki można zauważyć w dużych miastach, wszystko pędzi. U nas jest inaczej, czasami czuję jakby czas się zatrzymał, wszystko jest spokojne po-
układane. Lubię chodzić „wydeptanymi” ścieżkami, naprawdę mi się tu podoba! Wielu uznanych artystów, którzy bywali w Łebie na plenerach, zarówno przed wojną, jak i współcześnie, wyrażało po pobycie u nas zastanawiającą refleksję, że przyroda wciąż tu jest mądrzejsza niż ludzie... Czy możesz się do tego odnieść? Owszem, Łeba to bardzo urokliwe miejsce pod względem przyrodniczym, piękne plaże, lasy, wydmy. Istny raj dla artystów! A co do ludzi, to nie moim zadaniem jest ich oceniać, każdy jest inny, niepowtarzalny. Ja uważam, że ludzie są cudowni, tylko nie zawsze pokazują swoje lepsze oblicze. Każdy jest jedną wielką zagadką, którą trzeba rozwiązać. Jeśli nie poznamy osoby, możemy
wyrobić sobie o niej mylne zdanie. Dlatego ja wolę najpierw poznać osobę, aby móc coś o niej powiedzieć. Ludzie są jacy są, ale ja znam dużo wspaniałych osób z Łeby, do których wspomniana refleksja kompletnie nie pasuje! Wcześniej zapytałam o wartości życiowe, to na zakończenie zapytam o wartości łebskie: jakie one Twoim zdaniem są? Myślę, że nikt nie powinien się wstydzić, że jest łebianinem, każdy skądś pochodzi, nie można wyrzekać się tego kim się jest. To sprawia, że każdy jest inny. Człowiek współgra z otoczeniem, w którym żyje i z którego wyrósł. To skąd pochodzi jest nierozerwalną częścią tej osoby, nie da się tego odrzucić. Z Tereską Beczyczko rozmawiała Maria Konkol
Człowiek (nie)doskonały
Zazdroszczę ludziom, którzy są idealni. Wszystko potrafią, nigdy się nie mylą, w każdej sytuacji wiedzą co zrobić, powiedzieć, jak się zachować. Nie popełniają błędów w wychowaniu dzieci, są perfekcyjni w pracy, doskonali w domu. Świetnie zorganizowani w każdej godzinie dnia i nocy. Nigdy nie błądzą… Patrzę na nich z podziwem, słucham z niedowierzaniem, że tak można. Byłoby cudownie móc tak od czasu do czasu posłuchać, podziwiać, brać przykład z ich idealnego życia. Ale nie do wiary! Taki ideał chce jeszcze pomagać! Sam nie proszony o zdanie i radę, zaczyna pouczać… Pewien znajomy z rodu Doskonałych, który absolutnie wszystko wie i wszystko potrafi, przekonywał mnie ostatnio nad wyższością wody mineralnej niegazowanej
nad gazowaną. A ja uwielbiam gazowaną. Ale znajomy ma rację, przecież całe zastępy lekarzy i dietetyków mówią to samo. Nic nie znaczący drobiazg. Czar pryska kiedy taki wzór cnót wszelakich mówi jak powinno się żyć… Jak postępować w przyjaźni, miłości, jak powinna funkcjonować porządna osoba. Co robić, a czego nie robić. Co się powinno, a czego nie wolno. Ma plan i receptę na wszystko i na wszystkie pytania zna odpowiedź. Na Twoje pytania i Twoje wątpliwości… nie proszony radzi, karci i mówi co się powinno się czuć…. W książce Nelle Harper Lee „Zabić drozda”, jest kilka zdań, które jeden z bohaterów Atticus Finch mówi do swojej małej córki, która pochopnie kogoś oceniła: „Przede wszystkim naucz się jednej rzeczy, Smyku, a bę-
dzie ci znacznie łatwiej współżyć z wszelkiego rodzaju ludźmi. Nigdy naprawdę nie zrozumie się człowieka, dopóki nie spojrzy się na sprawy z jego punktu widzenia… dopóki nie wejdzie się w jego skórę i nie pochodzi się w jego skórze po świecie”. Zanim kogoś ocenisz, pomyśl i nie zaglądaj w niczyje serce, bo niczego tam nie zobaczysz. Dorota Reszke 15
Szczęść Boże, bye Ojcze Jasiu...
5 marca zmarł o. Jan Jop OMI, proboszcz naszej parafii w latach 1993 – 1998. Zapewne wielu parafian ma w dobrej pamięci dzieła Jego proboszczowania w Łebie. Ja, pisząc to wspomnienie spontanicznie, bez wertowania kronik, wymienię - spośród tych widocznych dla oka - choćby te: z inicjatywy o. Jopa powstał parafialny chór Echo pod dyr. Teresy Trylewicz; o. Jop jako duszpasterz ludzi morza zainspirował i zrealizował pomysł symbolicznego daru srebrnego dorsza od łebskich rybaków dla Ojca Świętego Jana Pawła II; pod duszpasterską opieką o. Jopa działał parafialny zespół synodalny, na bazie którego wykluwały się kolejne inicjatywy i wspólnoty. Moje bardziej osobiste wspomnienie Proboszcza Jopa dotyczy sfery, z którą jestem związana zawodowo, czyli sfery słowa. Ojciec Jasiu (chciał, by tak się do niego zwracać) miał mnóstwo cudownych powiedzonek, spośród których kilka na stałe zapożyczyłam i wciąż używam. Ty16
piskami. Dla przykładu: „Droga Marysieńko! dzisiaj zrobiliśmy z siostrą wypad wzdłuż Dunajca do Słowackiego Domu, oni to nazywają „chatą”. Niezłe piwko mają, bo tu upał tułowe „Szczęść Boże, bye” nie do wytrzymania. Ale to kiedy inbyło Jego powiedzeniem na dziej. Dzwoniłem do Józia, gratuluję udanej uroczystości przy ruinach. pożegnanie. Kilka razy widziałam, jak Słuchaj! Koniecznie napisz artykuł starannie przygotowuje się do „Pielgrzyma” wykorzystując też do kazań i do spotkań w ra- wiadomości z kroniki tłum. przez p. mach zespołu synodalnego: Kubiaka, z podkreśleniem, od kiedy najpierw zbierał imponującą kościół miał za patrona św. Mikołailość materiałów, przerabiał ja i od kiedy czcili go rybacy. Podwszystko, selekcjonował, kreśl, że kontynuujemy tradycję...” robił ręczne notatki i następ- (Szczawnica, 1998). „Droga Marynie układał cały przekaz na sieńko! Jestem wzruszony kartą, w której tyle dla mnie komplemenambonę lub spotkanie. Miał dobre oczy i umiał tów, że aż się boję, czy mi to nie zanimi zauważyć dobro w in- szkodzi...” (Gdańsk, 2000). „Moje nych oraz – co bardzo waż- słoneczko kochane – napisz mi coś ne – mówił o tym dobrze, o mojej drugiej po Tobie miłości używając mowy budującej. - o Łebie. Jak toczy się życie łebskieCzasami – wystrzegając się go kurortu?” (Gdańsk, 2007). Kartki patosu – kwitował to żarto- z życzeniami na Boże Narodzenie i na bliwym powiedzeniem, że Wielkanoc przychodziły od o. Jasia „łatwiej złapać muchę na jako pierwsze na długo przed innymi. Na szczególne okazje o. Jan Jop kroplę miodu niż na beczkę dziegciu”. Ale każdy, kto pamięta jego czy- miał dla innym szczególne życzenia, ste wejrzenie wie, że nie mówił pu- zakończone cudnym „żyj wiecznie, stych komplementów dla pozyska- miej za co”. I oto teraz przyszła ta najbardziej szczególna okazja, by ponia czyjejś życzliwości. Z wakacyjnych wyjazdów, a póź- dobne życzenia złożyć Jemu sameniej z kolejnej po Łebie placówki pi- mu: Ojcze Jasiu, byłeś dobrym człosał drobnym, wyrobionym pismem wiekiem. Żyj wiecznie, masz za co. niepowtarzalne kartki z uroczymi doMaria Konkol
Moje życie w czasie wojny Mama Antonina z dziećmi: Anią, Stasiem i Zbyszkiem
Chciałabym opowiedzieć o wojennych losach mojej rodziny. O czasach naprawdę trudnych i wymagających niesłychanego hartu ducha i wytrzymałości psychicznej. Mam nadzieję, że opis tego niezwykłego trudu uzmysłowi Państwu, jak błahe są problemy dnia codziennego w czasach obecnych i pozwoli pokonywać je z większym zaangażowaniem. A także z nadzieją na przezwyciężenie wszelkich niedogodności, skoro nam udało się przeżyć wojnę, zmierzywszy się z jej najstraszniejszym obliczem. Byliśmy szczęśliwą pięcioosobową rodziną do momentu wybuchu wojny, która pokrzyżowała nasze plany i rozdzieliła rodzinę na długie pięć lat. Mieszkaliśmy w Gdyni. Mój ojciec Stanisław Ratajczak brał udział w obronie placówki Poczty Polskiej w Gdyni. Bomba uderzyła tam w dach i zmiotła z niego mojego tatę wraz z kolegą Benkiem. Ojciec odniósł liczne obrażenia i dostał się do niewoli. Trafił do Stutthofu, przeszedł liczne obozy będąc pieszo przepędzany z miejsca na miejsce wraz z grupą innych jeńców. Ostatecznie trafili wraz z Benkiem do Oświęcimia, gdzie przeżyli dzięki umiejętnościom krawieckim Benka, który szył spodnie dla oficerów SS. Zaangażował w ten proces
tatę, który nie posiadał umiejętności szycia. Ale ponieważ perfekcyjnie władał językiem niemieckim, mógł bezproblemowo porozumieć się z Niemcami odnośnie wykonywanej pracy. W tym samym czasie, kiedy tato był w niewoli, rodziny aresztowanych, które nie podpisały listy Volksdeutsch lub Eingedeutsch, zostały wywiezione wagonami towarowymi z Gdyni do Łodzi. Taki los spotkał też mnie i moich dwóch braci wraz z mamą. Na peronie w Łodzi panowało niezwykłe zamieszanie, jeden wielki krzyk i chaos. Mama Antonina na skutek przeżyć dostała krwotoku i wraz z trzymiesięcznym Stasiem została zabrana przez kobietę z Czerwonego Krzyża. W tym czasie mój sześcioletni brat Zbyszek, wtedy bardzo sprytny, wykorzystał zamieszanie i ukrył się pod poszyciem dachu peronu (przy samych belkach), gdzie wciągnął i mnie. W tym czasie cały transport przybyłych na peron ludzi został pognany do łódzkiej fabryki. Odczekawszy do zakończenia wrzawy i z nastaniem kompletnej ciszy, zeszliśmy na dół na pusty peron. Byliśmy sami, skazani na siebie. Szukaliśmy schronienia. Idąc doszliśmy do stadniny koni, gdzie w boksach mężczyźni oporządzali konie. Byliśmy przekonani, że oto znaleźliśmy bezpiecz-
ną przystań. Było ciemno. W pewnym momencie wbiegli SS-mani i ochrona kolei i strasznie krzycząc okładali skórzanymi biczami pracujących w stadninie mężczyzn. Wyjątkowym sadyzmem wykazała się umundurowana kobieta, znęcając się nad jednym bardzo młodym mężczyzną ubranym w biały golf. Byliśmy świadkami tego zajścia. Na ten straszliwy widok podniosłam okropny krzyk, Mundurowi nakazali odprowadzić nas powtórnie na dworzec. Mieliśmy trafić z kolejnym transportem nowo przybyłych ludzi, przeważnie Żydów, do obozu w Kutnie. Gdy mundurowy nas odprowadził, ku naszej radości na peronie zobaczyliśmy mamę ze Stasiem w wózku. Przyjechali kolejni ludzie. Wraz z nimi byliśmy gnani do Kutna. Zbyszkowi odpadły podeszwy od butów, obcy mężczyźni starali się drutami naprawić to obuwie, aby mój brat mógł maszerować dalej. W Kutnie byliśmy zgromadzeni za drutami w szczerym polu. Zapadłam wtedy na dyfteryt. Moje ciało zesztywniało. Zaopiekował się mną żydowski lekarz, który zrobił dla mnie miejsce w drewnianym wózeczku i leczył mnie wszystkim, co tylko posiadał. (cdn.) Anna Kelar z domu Ratajczak
Statystyka parafialna SAKRAMENT CHRZTU ŚW. PRZYJĘLI: 16.03.2014 Nadia Priebe ZMARLI: 12.02.2014 Wanda Aniela Siembida 22.02.2014 Albin Zieliński 28.02.2014 Danuta Jaster
17
Podziwiajmy dzieła Boga
Wywiad z arcybiskupem Cotabato, kardynałem Orlando B. Quevedo OMI Eminencjo, jak się zaczęła osobista historia Księdza Kardynała z oblatami? Jak to się stało, że Eminencja został oblatem? Jako młody chłopak dorastałem wśród oblatów. Służyłem do Mszy św. pierwszym oblatom, którzy przyjechali jako misjonarze na Filipiny; było to w miejscowości Marbel, która stanowi obecnie nową prowincję Południa Cotabato, ale w latach 40-tych miasto to należało do nie podzielonej wówczas prowincji Cotabato. Później prowincję podzielono na pięć części; oblaci pracują w części północnej. Jest to rejon biedniejszy, w którym żyją także nasi bracia i siostry muzułmanie. Wzrastając, podziwiałem pracę oblatów, którzy byli misjonarzami przybyłymi z Ameryki; gdy skończyłem, prowadzoną przez Braci Marystów szkołę średnią, powiedziałem oblatom, że chcę zostać jednym z nich i zostałem przyjęty. Po odbyciu junioratu i studiów filozofii w seminarium prowadzonym przez jezuitów odbyłem nowicjat w miejscowości Mission, w Teksasie, a następnie studia teologiczne w oblackim kolegium w Waszyngtonie. W roku 1964 zostałem wyświęcony na kapłana, wróciłem na Filipiny i przez kolejnych 12 lat posługiwałem w archidiecezji Cotobato, którą w tym czasie kierował oblat abp Mongeau. Przez te pierwsze 12 lat mojego kapłaństwa, pracowałem głównie jako wykładowca na uniwersytecie, a częściowo posługiwałem również jako wychowawca w seminarium diecezjalnym. Ale to formacja oblacka, jaką otrzymałem, pomagała mi stawiać czoła wyzwaniom, jakie pojawiały się na mojej drodze. 18
Jakie były najistotniejsze cechy oblatów-misjonarzy, które Eminencję przyciągały? Myślę, że był to ich misjonarski zapał. Oni, którzy byli Amerykanami z poziomu amerykańskiego, w znaczeniu kultury, musieli zejść do poziomu filipińskiego. Pracowali w ubogich podmiejskich dzielnicach oraz wioskach; sądzę, że to była ich prostota i gorliwość w posłudze, które mnie najbardziej pociągały. Patrząc teraz wstecz, co Ksiądz Kardynał sądzi: czy jako oblat potrafił pomyślnie ich naśladować? Zawsze chciałem to czynić, być jak misjonarze. Przed powołaniem mnie na biskupa pracowałem zawsze w jakimś instytucie. Ciągle jednak kierowały mną idee dzielenia życia z innymi oraz bycia z ubogimi, szczególnie z wyznawcami islamu. Wierzę, że było to rezultatem życia z oblatami oraz mojej oblackiej formacji. Wyspa Mindanao i region Cotobato były od dziesięcioleci ob-
szarem konfliktu politycznego. Jak trudno być biskupem w takiej diecezji? Najpierw w Kidapawan, w diecezji której wcześniej byłem biskupem, było już wiele konfliktów z powodu stanu wyjątkowego. Byłem biskupem w terenie, gdzie Kościół w pewnym sensie był prześladowany, ponieważ byliśmy podejrzewani o działalność wywrotową i kontakty z komunistami. To oczywiście nie było prawdą, ale jednak podejrzenia doprowadziły do wielu zabójstw, tortur i zaginięć naszych świeckich liderów, w tym śmierci włoskiego misjonarza. W Cotabasto sytuacja jest inna. Oczywiście archidiecezja Cotabato przechodziła przez okresy pewnych niepokojów i konfliktów między muzułmańskimi rebeliantami Moro a rządem. Była to jednak walka polityczna, nie religijna. Mimo to na poziomie lokalnym udało nam się pozyskać przyjaźń muzułmanów. Wielu z przywódców rebeliantów to absolwenci naszych szkół katolickich z archidiecezji, a niektórzy byli studentami Uniwersytetu Notre Dame, gdy byłem jego prezesem. Tej sytuacji niepokoju nadaje się czasem zbyt dużo rozgłosu, bo ten konflikt nie istnieje w całej archidiecezji, ale tylko w niektórych jej częściach. Niemniej, jestem zaniepokojony, ponieważ, niestety, jest jeszcze wiele uprzedzeń na linii katolicy muzułmanie. Jakie są plany Eminencji na przyszłość i nadzieje jako kardynała w stosunku do swojej archidiecezji i do Kościoła jako całości? Jestem pasterzem archidiecezji Cotobato, ale myślami otaczam oczywiście całą społeczność Min-
danao. Wyspa Mindanao ma 5 arcybiskupów i chyba 22 biskupów. Ja muszę stanowić z nimi jedno, aby o pewnych problemach mówić jednym głosem. Nie mogę wyrażać tylko własnej opinii, gdyż media zawsze będą twierdzić, że jak kardynał mówi, to mówi w imieniu każdego. To nie jest prawdą, ale muszę być roztropny i dobrze orientować się w temacie , abym mógł naprawdę mówić w imieniu biskupów Mindanao. Pierwszym zadaniem i równocześnie nadzieją jest pokój: pokój na terytorium środkowej części Mindanao; pokój w całej archidiecezji Cotobato. Kolejną nadzieją jest poprawa relacji pomiędzy chrześcijanami, muzułmanami i miejscową ludnością poprzez dialog międzyreligijny. Moim trzecim oczekiwaniem dla ludności Cotabato jest rozwój gospodarczy w regionie dla wszystkich i niezależnie od wyznania. Najważniejszym jednak wyzwaniem jest umocnienie wiary zarówno chrześcijan, jak i muzułmanów czy wyznawców tradycyjnych religii, aby mieć w ten sposób wspólny grunt dla pokoju i dialogu międzyreligijnego na bazie wiary. I na to chciałbym nalegać. Czy jako oblat mógłby Ksiądz Kardynał wspomnieć współbraci, którzy mieli i mają stały wpływ na życie Eminencji? Jest ich wielu. Pierwszym z nich był arcybiskup Gerard Mongeau. Był on Kanadyjczykiem, który swoje wykształcenie teologiczne zdobył w USA i później został przełożonym pierwszych 7 oblatów, którzy przybyli na Filipiny w 1939 roku. Był to typ człowieka bardzo dynamicznego. Był prosty i zawsze uśmiechnięty. Kolejnym jest arcybiskup Philip Smith. Był moim przełożonym w czasie studiów filozoficznych, a następnie moim poprzednikiem na Uniwersytecie Notre Dame oraz bezpośrednim poprzednikiem jako arcybiskup. Jego prostota, hojność i życzliwość były bardzo inspirują-
ce. Trzecim jest mój były przełożony z Uniwersytetu Notre Dame, O. Robert Sullivan. Był to typ intelektualisty. Nie uśmiechał się zbyt często, ale za to był bardzo ojcowski i ilekroć ktoś miał problem, mógł na niego liczyć. Pierwszym jednak, tym który przyciągnął mnie do oblatów był mój proboszcz O. Józef Quin, oblat ze Stanów Zjednoczonych; był bardzo wysoki. To jemu służyłem do Mszy św. Aż do śmierci nosił wojskowe buty. Przypuszczam, że należał do liczby tych, którzy w czasie II wojny światowej byli więzieni w obozie koncentracyjnym w Manilii. Wspomnę jeszcze moich profesorów. Jednym z nich był O. Jerry Kennedy, który wykładał Pismo Święte w Waszyngtonie; był moim spowiednikiem i dlatego z pewnością odegrał ważną rolę w mojej drodze duchowej i formacji. W czasie nowicjatu - a warto wspomnieć, że miałem wtedy 17 lat i dawała o sobie znać tęsknota za dalekimi Filipinami - zainspirowały mnie dwie osoby: O. Larry Seidel, mistrz nowicjuszy i o. Henry Janvier, starszy oblat, jego asystent, który należał do słynnej Kawalerii Chrystusa i jeździł na koniach. Byli dla mnie bardzo serdeczni w relacjach i wyrozumiali. W końcu pragnę wspomnieć wszystkich oblatów w Cotabato, którzy jako grupa są mi natchnieniem, ponieważ żyją blisko ludzi w sposób bardzo prosty. Jakie jest przesłanie Eminencji, jako oblata, dla całej rodziny oblackiej? Doprawdy nie mogę zrozumieć cudownych dróg, jakimi Bóg mnie prowadzi w moim życiu. Po kardynale Francis George’u, moim dobrym przyjacielu i rówieśniku, jestem drugim żyjącym oblatem-kardynałem. Podziwiajmy, zatem wszystkie wspaniałe cuda, które Bóg czyni w naszym życiu. Myślę również, że jako oblaci winniśmy być wzorem życia konsekrowanego, czyli wzo-
rem życia poświęconego Bogu. Tak, nie tylko zakonnicy, ale także wszyscy księża i wszyscy ochrzczeni są konsekrowani Bogu, ale my powinniśmy być wzorami wiary. Z powodu problemów, przez jakie idzie dzisiejszy świat, musimy być wzorami nadziei na lepszą przyszłość dla ludzi przeżywających kłopoty. Powinniśmy być także wzorami prostoty i pokory. Poprzez nasz styl życia i nasze przykładne postępowanie będziemy przemawiać głośniej niż słowami. Wywiad przeprowadził, 16.02.2014r . w Domu Generalnym, w Rzymie O. Shanil Jayawardena OMI
Miesięcznik Parafii Wniebowzięcia NMP w Łebie
R E D A K C J A: Eliza Lechończak Dorota Reszke Jadwiga Labuda Proboszcz Mariusz Legieżyński Redaktor naczelna Maria Konkol Anna Remiszewska Wydanie przygotowane we współpracy z Biblioteką Miejską w Łebie.
ul. Powstańców Warszawy 28 84-360 Łeba tel. 59 866 14 64 e-mail: leba@oblaci.pl www.leba.oblaci.pl Konto: BS Łeba 54 9324 0008 0002 6912 2000 0010 19