Wrocław, 6 lipca 2015
Renata Surma Burmistrz Bystrzycy Kłodzkiej
Dzień dobry! Zwracam się do Pani w poruszającej mnie mocno sprawie barszczu Sosnkowskiego porastającego w bardzo dużych ilościach okolice schroniska Jagodna w miejscowości Spalona. Czuję się do tego zmuszony ze względu na bezrefleksyjne ignorowanie problemu przez podległych Pani urzędników. Przedstawię jednak całą sytuację od początku. Dnia 21. czerwca br., w niedzielę gdy zatrzymaliśmy się nieopodal schroniska Jagodna na parkingu, nasz trzyletni syn chciał podbiec w kierunku tablicy o Domach Sudeckich, która – ku naszemu przerażeniu – została zainstalowana prawie w samym środku dużej kępy barszczu Sosnkowskiego. Udało nam się go w porę zatrzymać, natomiast uznaliśmy, że gmina reklamująca się jako turystyczna, przeznaczająca niemałą kwotę na promocję na pewno najzwyczajniej nie wie o tak dużym skupisku tej niesamowicie niebezpiecznej rośliny. Założyliśmy że świadomie przecież Gmina sama z siebie nie dopuściłaby do takiej sytuacji, gdzie zaprasza się turystów (bardzo często z dziećmi) w miejsce tak gęsto porośnięte barszczem. Na domiar wszystkiego, nie stawiano by tablicy informacyjnej dla turystów w takim miejscu, które wymagałoby przejścia przez kępę tego chwastu by w ogóle coś z niej przeczytać! Następnego dnia, w poniedziałek, postanowiłem udać się do Urzędu Miasta i Gminy w celu poinformowaniu Państwa o sytuacji - wtedy naiwnie myślałem że po prostu nie macie Państwo o tym wiedzy. Niestety bardzo szybko, ku memu przerażeniu, okazało się, że ów problem jest Państwu doskonale znany i w sposób skandaliczny ignorowany! Jednak po kolei: najpierw udałem się do sekretariatu, gdzie pokierowano mnie do Wydziału Rolnictwa i Ochrony Środowiska. Tam, po wyjaśnieniu z jakiego powodu przychodzę i że chciałem przekazać informację o czymś tak niebezpiecznym, usłyszałem, że mam napisać podanie o usunięcie barszczu, a wtedy zostanie on skoszony, następnie zaś mam monitorować jego wzrost i Państwu go regularnie zgłaszać! Wyjaśniłem, że jestem osoba przyjezdną i nie mam możliwości tego robić, a ponadto samo koszenie nie rozwiązuje problemu. Wspomniałem także o tym, że w środku siedliska barszczu jest tablica informacyjna, co stwarza zagrożenie dla osób postronnych i wymaga interwencji. Usłyszałem w odpowiedzi, że Gmina nic więcej nie może zrobić i że mogę na ten temat ewentualnie rozmawiać z kierownikiem Wydziału. Tam się udałem i przekazałem to samo kierowniczce i dowiedziałem się, że barszcz zostanie skoszony i że jest to jedyna jej znana metoda z nim walki. Zostałem także ponownie przekierowany do kolejnej osoby - Sekretarza Gminy. Po raz kolejny opowiedziałem tę samą historię, która mnie do Urzędu sprowadziła i usłyszałem, że doskonale Państwo o tym problemie wiecie, walczycie z barszczem od wielu lat i wielokrotnie w ciągu roku go kosicie, zbieracie, wykopujecie itd. W jakiś sposób ucieszyłem się z tych informacji, jednak zwróciłem uwagę na problem tablicy informacyjnej postawionej w barszczu, braku informacji o niebezpieczeństwie i ogrodzenia siedliska. Pan Sekretarz zapewnił że oczywiście się tym zajmie i będzie mnie informował o postępie prac. Co prawda jednocześnie twierdził, że środek powszechnie stosowany do walki z barszczem czyli Roundup jest w UE zakazany (co oczywiście jest nieprawdą), jednak uznałem nasza
rozmowę za konstruktywną i miałem nadzieje na szybkie działanie z Państwa strony. Niestety kolejne dni przynosiły już mniej optymistyczne wiadomości. W międzyczasie przeszukałem internet, poczytałem fora dyskusyjne, porozmawiałem z organizacjami zajmującymi się monitorowaniem skupisk barszczu i dość szybko okazało się, że Państwa heroiczna walka z barszczem jest zwykłym mydleniem oczu mającym na celu pozbycie się mojej osoby... Jednocześnie w mediach ogólnopolskich zaczęto nagłaśniać sprawę barszczu. Pojawiły się doniesienia o tym, że w Warszawie dotkliwie poparzyło się dziecko, a w Siemianowicach Śląskich zmarła kobieta z powodu powikłań po poparzeniu. Ja zaś otrzymałem telefon od pracownika wydziału rolnictwa , który poinformował mnie o skoszeniu barszczu przy schronisku Jagodna. Na moje pytanie czy teren został oznaczony, ogrodzony i czy tablica o Domach Sudeckich została przeniesiona, odpowiedział, że będzie mnie informował o postępach działań. W piątek 26.06 byłem ponownie w Mostowicach i w drodze powrotnej przystanąłem przy Jagodnej - stwierdziłem, że istotnie część barszczu została wycięta ale zostało to zrobione bardzo niedokładnie i pozostała znaczna ilość pędów oraz parę kwitnących lub niemal rozkwitłych roślin dużych rozmiarów. Dodatkowe oględziny pozwoliły mi stwierdzić fakt, iż przez Państwa postawę barszcz zajmuję coraz większy teren i widać już niewielkie rośliny na terenie schroniska, przed nim, dookoła Państwa parkingu itd. Nie muszę mówić, że teren oczywiście nie został w jakikolwiek sposób zabezpieczony, a tablica jak stała w barszczu, tak stoi. Kilka dni później zadzwoniłem ponownie do Wydziału Rolnictwa, powiedziałem o zaobserwowanej przeze mnie sytuacji i usłyszałem że mam „uzbroić się cierpliwość”... W tę niedziele wróciliśmy z weekendu spędzonego w Lasówce i w drodze powrotnej znów ze smutkiem stwierdziliśmy, że nadal Państwo absolutnie nic nie zrobili w celu zapewnienia bezpieczeństwa ludziom odwiedzającym okolice schroniska. Jest to o tyle skandaliczne zachowanie że w związku z bardzo wysoką temperaturą, znacznymi rozmiarami odrośniętych liści oraz rozpoczęciem wakacji, jest o wiele większe ryzyko krzywdy dla dzieci jak i osób dorosłych. Napisałem do Pani tego maila gdyż, jak widzę, normalne rozmowy z podległymi Pani urzędnikami nie dają szans na przyniesienie rozwiązania, dzięki któremu można by było uniknąć tragedii. Nie jestem w stanie zrozumieć ignorowania zagrożenia, prawdopodobnie w cichej nadziei że nic się nie stanie, do momentu gdy ktoś - a w tym wypadku niestety najprawdopodobniej dziecko - ucierpi. Czy musi dojść do tragedii i dopiero wtedy zajmiecie się Państwo zagrożeniem? Nie mogę też zrozumieć dlaczego jest tak, że wydają Państwo tak duże pieniądze na promocję regionu, a w tym wypadku ostentacyjnie ignorują Państwo zagrożenie, które błyskawicznie może całą promocję zniweczyć. Zainteresowanie mediów tą sprawą uderzy przede wszystkim w ludzi żyjących w Państwa Gminie z turystyki, ale jeśli nie będzie innej metody nakłonienia Państwa do stanowczych i konsekwentnych działań, to będę się czuł zmuszony by to zrobić – zanim robi się głośno o kolejnych przypadkach poparzeń. W związku z tym, iż życie i zdrowie ludzi jest najważniejsze, a wszelkie tragiczne zdarzenia uderzą tez w mieszkańców i przedsiębiorców gminy Bystrzyca Kłodzka, liczę na zdecydowane działania z Państwa strony tak w tym momencie, jak i w przyszłości.
Z poważaniem Michał Koc tel. 791-491-461