186-in-1-michal-chmielewski

Page 1

186 in 1 Michał Chmielewski

Na ścianie wisiał mały proporczyk lokalnej grupy piłkarskiej Victoria Baskin. Adam, mój starszy brat, grał w niej w młodzikach. Poza tym proporczykiem wszystko inne było mi zupełnie obce. Tańsze zestawy dezodorantów, perfum i żelu do włosów, wieża stereo w jednym roku pokoju, obok której leżała spora sterta spiraconych CD z czarnym hip-hopem i techno łupankami w stylu Sunrise. Ani śladu Liroya i Scootera, jego ulubieńców z dzieciństwa. W drugim rogu pokoju na niewielkiej komodzie stał telewizor i kilka płyt DVD, również spiraconych. W szufladzie z bielizną znalazłem pakiecik z trawką. Niewielki, może na dwa skręty. Włożyłem do kieszeni. Nie chciałem, by rodzice się na to natknęli podczas sprzątania w tym pokoju – o ile kiedykolwiek będą do tego zdolni. Pod wieszakami w szafie znalazłem jego ubrania, pudło i kilka rupieci. Kiedyś trzymałem tu stertę komiksów, Batmana, Supermana, Spidermana, wszystkich moich superbohaterów na jednej kupce. Adam pozbył się ich wszystkich zaraz po mojej wyprowadzce. Gdyby nie wciąż to samo od lat łóżko i znaleziony w tej szafie pod stertą ciuchów rozklekotany, ale działający Pegasus, nie powiedziałbym, że mój brat tu mieszkał. Bez nich był to pokój nieznanego mi człowieka. Nie widziałem się z nim od półtora roku, nie licząc szybkich, coraz częściej jałowych pogawędek przez Skype. Mieszkałem w podlondyńskim Luton, on w Baskin Zachodnim, z którego nigdy nie udało mu się wyjechać. A teraz nie żył. Zanim jednak doszło do tego koszmaru, który miał mi towarzyszyć do końca życia, minął kolejny nudny, ciężki dzień w fabryce szkieł kontaktowych pod banderą z napisem „na emigracji”. Wracałem do domu autobusem, po lewym pasie, słuchając najbardziej kojących mp3, kiedy zawibrowała mi kieszeń. Dzwonił mój brat. Znowu. Ostatnio dzwonił do mnie prawie codziennie, za każdym razem z tym samym problemem. Potrzebuję kasy, młody, pomóż. No tak. Pomagałem, jak tylko mogłem i miałem chęci. Dzisiaj nie miałem. Spędziłem okrutny dzień przy rozładowywaniu dziesięciu palet kartonów z soczewkami i nie miałem siły na rozczulanie się nad wieczną dziurą budżetową mojego brata. Wsadziłem telefon z powrotem do kieszeni, pozwalając sekretarce go spławić. Po wejściu do domu zjadłem szybki obiad. Telefon zostawiłem na blacie kuchni marząc jedynie o tym, by zintegrować się z sofą, wcisnąć play na odtwarzaczu DVD i przysnąć przy kolejnym odcinku jakiegoś sitcomu. Tak też zrobiłem. Liczyłem co prawda na drzemkę, ale zmęczony organizm wymusił na mnie głęboki sen, twardy jak stal, z którego ocknąłem się dopiero w środku nocy. Wskazówki zegara na lewym nadgarstku ustawione były na trzeciej w nocy. Czułem się połamany, jeszcze bardziej zmęczony i zniechęcony do wszystkiego. Już miałem przekręcić się na drugi bok, kiedy przypomniałem sobie, dlaczego się obudziłem. Jakiś dźwięk. Przeczytane i oglądnięte historie o takich i owakich mordercach wyostrzyły moje zmysły. Szybko zapaliłem światło, upewniłem się, że w wynajętym mieszkaniu nie czyha żaden świr z siekierą lub inną piłą mechaniczną, po czym z powrotem usiadłem na sofie. Działała na mnie jak magnes, przyciągając swoją miękkością i nagrzanym kocem. Słyszałem jej pieśń. Znowu dźwięk. Z kuchni. Poszedłem tam. Ciemność rozjaśniał bzyczący na blacie telefon. Dzwoniła matka. Od razu poczułem w klatce piersiowej uścisk niepokoju. Środek nocy, telefon od matki, która ma


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.
186-in-1-michal-chmielewski by Dwumiesięcznik Qfant - Issuu