K K ‒‒ U U ‒‒ R R ‒‒ II ‒‒ E E ‒‒ R R
Nr 43 Styczeń · 2O18
5 zł
w tym 8% VAT
W
n u m e r z e
Lepiej opuścić taką Unię niż poddać się w sprawie imigracji
Redaktor naczelny
G G
A A
Z Z
E E
T T
N
ie jestem miłośnikiem budowania Jedwabnego Szlaku. Nie uwodzi mnie myśl czerwonych manda rynów o bezkrwawej ekonomicznej inwazji i podboju świata. Pamiętam ten czas, kiedy po pacy fikacji protestu studentów na placu Nie biańskiego Spokoju każdy szanujący się polityk, mówiąc o Chinach, wspominał o prawach człowieka, później bohaterem salonów politycznych był Dalaj Lama, a świat żądał autonomii dla Tybetu. Chińscy komuniści wcale się tym nie przejmowali. Inwestowali w infrastruk turę. Zbudowali kolej i świat zapom niał o Tybecie. Liczą się tylko interesy. Politycy zachodni i co bardziej żądni zysku właściciele wielkich korporacji zapomnieli o jakichkolwiek zasadach. Przestała im przeszkadzać autorytarna władza odwołująca się do zbrodniczej ideologii. Dla wielkich amerykańskich korporacji obecność na terenie ich za kładów pracy podstawowej organizacji partyjnej nie jest żadnym problemem, a fakt pobierania przez władze kodów DNA do pełnego kontrolowania oby wateli nie budzi niepokoju. W końcu Pekin jest, póki co, daleko, a każdy kraj ma swoje własne obyczaje i sposoby or ganizacji życia społecznego. I właśnie te obyczaje napawają mnie trwogą. Tym bardziej, że jestem po lektu rze książki chińskiego noblisty Mo Yana. Wprawdzie jego proza została nazwana realizmem magicznym i porównana z dzie łami Marqueza, ale wystarczyła mi jako do wód potwierdzający intuicję: nie ma takich mostów, które można wybudować między ich i naszą kulturą. My dla nich pewno je steśmy barbarzyńcami, ale oni dla nas też. Można by tego wszystkiego nie pi sać, gdyby nie fakt wielkiego zachwytu elit nad możliwościami, które ma dać kapitał chiński. W krótkiej perspekty wie to się oczywiście opłaci, ale później może się okazać trucizną dla tego, co najbardziej cenimy – wolności. A może nie należy przejmować się tak daleką perspektywą? W końcu za grożeń dla wolności jest więcej i są znacz nie bliżej. Przykładem jest decyzja Ko misji Europejskiej o zastosowaniu art. 7 wobec Polski i nachalna propaganda w mediach zachodnich, mająca na celu odebranie legitymacji do rządzenia naszemu demokratycznie wybranemu rządowi. A gdy spojrzymy na wschód? Prezydent Rosji będzie kontynuował po litykę odbudowywania imperium carów. Ale dość już czarnych barw, bo przecież wierzę, że w tym światowym zawirowaniu Polska znajdzie swój bez pieczny port, a premier Morawiecki, świadom zagrożeń, będzie mądrze prowadził nasz statek. Byle tylko nie przesadził z kontrolą własnych obywateli, byle nie wprowadzał różnego typu jednolitych plików kontrol nych, obowiązkowych bezgotówkowych transakcji i tym podobnych rozwiązań, w przekonaniu, że takie postępowanie nie kłóci się z zachowaniem wolności. Społeczeństwa wolnych ludzi budu je się na zaufaniu. Tego i mądrości życzę rządzącym w roku stulecia odzyskania niepodległości, a Czytelnikom „Kuriera WNET” dobrej lektury naszej gazety, która z nadmiaru ciekawych tekstów jest w tym miesiącu o cztery strony grubsza. Dziękuję Autorom za tę możliwość. Szczęśliwego Nowego Roku! K
N N
I I
E E
C C
O O
D D
Z Z
I I
E E
N N
N N
A A
Rok 1918, trwający od grudnia 1917 do stycznia 1919, charakteryzował się erupcją niepodległości osiemnastu narodów, obecnych państw Europy.
6
Memoriał w sprawie obchodów stulecia niepodległości 18 narodów
Będę działał aż do skutku Niemcy są do bólu pragma tyczni. Skorzystajmy z tej ich cechy. Bo jak im przedstawimy dowody, to od razu dojdziemy do wspólnych rozwiązań. Ad wokat polskości mecenas Stefan Hambura w rozmowie ze Stefanem Truszczyńskim
10, 11
Krzysztof Jabłonka
S
pośród nich osiem zdoła ło utrzymać nie podległość przez ca ły okres międzywojenny, pięć weszło w mniej lub bardziej równo prawne unie z sąsiednimi, najczęściej pokrewnymi im językowo narodami, tak jak Czesi ze Słowakami, Mołdawia nie z Rumunami, wreszcie Słoweńcy, Chorwaci i Bośniacy z Serbami i Czar nogórcami, tworząc (od 1929 r.) Jugo sławię. Pięć kolejnych narodów podbiła Rosja Sowiecka, tworząc z nich fikcyjne republiki sowieckie pod swoją domi nacją. Były to Białoruś i Ukraina nad Dnieprem oraz Azerbejdżan, Arme nia i Gruzja na Zakaukaziu, zrzeszone od grudnia 1922 r., włączone w jeden Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich. W 1940 r. straciły suwerenność, a zarazem niepodległość państwa bał tyckie – Litwa, Łotwa i Estonia oraz oderwana od Rumunii Mołdawia. W 1944 i 1945 r. odebrano również su werenność państwom środkowej Euro py: Polsce, Czechosłowacji i Węgrom. W częściową zależność popad ły: okresowo Jugosławia i nieco dłużej Finlandia, ulegając procesowi tzw. „fin landyzacji”, czyli zewnętrznemu znie woleniu handlem i przymusową neutral nością, choć bez zmiany ustroju. Jedyne wolne, Islandia w 1944 oraz Irlandia w 1947 r., stały się republikami, zrywa jąc resztki uzależnień od swych dawnych metropolii duńskiej i brytyjskiej. Rok 1991 przyniósł nowy powiew wolności, rozpad i zanik ZSRS, zbrojny rozpad Jugosławii, a 1 I 1993 r. – poko jowe rozdzielenie się Czech i Słowacji. Od dominacji sowieckiej, tak politycz nej, jak i gospodarczej, uwolniły się za równo kraje sfinlandyzowane, jak i dys kretnie okupowane, jak Polska, Węgry Czechosłowacja czy NRD. Wszystkie w swej historii i tradycji powróciły do święta niepodległości z lat 1917–1919, zwłaszcza z 1918 roku. Pierwszym państwem, które ogło siło swą niepodległość już 25 XI 1917 r., była Demokratyczna Republika Krymu. Autonomiczny dotąd Krym z czasów demokratycznej Republiki Rosyjskiej
WIELKOPOLSKI KURIER WNET Przemysł można zlikwi dować szybko, także linie lotnicze czy kole je, ale urabianie ludz kich mózgów za po mocą kultury wymaga „długiego marszu”. Ten marsz, niestety, ludzie kultury ukształtowani w okresie „słusznie mi nionym” – kontynuują (K. Janda: „nie oddamy wam kultury”). Czy tyl ko wskutek bezwład ności? – zastanawia się Jan Martini.
A A
Książki
przygotowywał się do federacji z Rosją, gdy nadeszła wiadomość o bolszewic kim przewrocie w Piotrogrodzie i oba leniu legalnych władz republiki. Zebrani właśnie na swym pierwszym Kurułtaju – Sejmie Tatarzy krymscy nie czekali na dalszy rozwój wypadków. Mając pełne prawo do samostanowienia, potwier dzone przez samych bolszewików, po stanowili jako pierwsi z niego skorzy stać i ogłosili niepodległość wszystkich narodów zamieszkujących Krym. Zdo łali ją, mimo przejściowej okupacji nie mieckiej, utrzymać do połowy 1919 r., gdy najpierw biali, a w 1920 r. czerwoni pozbawili ich wszelkiej wolności, za mieniając w Autonomiczna Republikę
Republika Demokratyczna w Kiszynio wie. O ile Ukraińska Republika Ludowa przetrwała do 1921 r., nim uległa bolsze wikom, o tyle Republika Mołdawii już 27 VI 1918 r połączyła się z Królestwem Rumunii. Mimo trwającej okupacji nie mieckiej, 16 II Taryba, tj. Litewska Rada Narodowa ogłosiła w Wilnie niepodle głość Królestwa Litwy z Mendogiem II jako jej królem. Litwini do końca pobytu okupacyjnych wojsk niemieckich byli z nimi ścisłym kontakcie, a ich dowód ca Maxim von Katche stał się wodzem wojska litewskiego. Korzystając z chwili przerwy między okupacjami, po wycofaniu się Rosjan, a przed nadejściem Niem
Stulecie może być uczczone i upamiętnione spotkaniem w Warszawie w dniu 11 XI 2018 r. przedstawicieli rządów tych państw, które kultywują swe powstanie od 1918 roku i czczą je świętem państwowym czy narodowym. Sowiecką Krymu w składzie Rosyjskiej Federacyjnej Republiki Sowieckiej. Sku tecznie wyzwoliła się za to Finlandia, pozostająca w Rosji od 1809 roku i po siadająca oddzielny parlament Eduskun tę, która już 6 XII 1917 r. proklamowała niepodległość Finlandii, początkowo jako Wielkiego Księstwa, a następnie, od 1918 r., Królestwa Finlandii, Karelii, Laponii i Alandii, by w 1919 r. stać się Republiką Fińską: Suomen Tavasaltą. 22 I (9 starego stylu) 1918 r. ogłosiła niepodległość Centralna Rada Ukra ińska w Kijowie, a 24 I – Mołdawska
ców, 24 II 1918 r. niepodległość ogło sili Estończycy w Tallinie (dawnym Rewlu), utrzymując ją, mimo okupacji niemieckiej, aż do wycofania się Niem ców w początku 1919 r. i broniąc bo hatersko kraju przed kolejną agresją, sowiecką, aż do pokoju w Dorpacie w 1920 r. Z kolei Białorusini ogłosili w Mień sku (czyli dawnym Mińsku Litewskim) niepodległość 25 III 1918 r. (do dziś dla niepodległościowych Białorusinów jest to Dzień Niezależności) i mimo poby tu w mieście Niemców, utrzymali ją
ŚLĄSKI KURIER WNET
Miejsce Ukrainy w polityce niepodległościowej Piłsudskiego Porażki polityczne (najważniejszą był porządek ry ski) ani zamach w 1921 r. na Targach Wschodnich we Lwowie, z którego cudem uszedł śmierci, nie znie chęciły Piłsudskiego do popierania sprawy ukraiń skiej. Niepodległość Ukrainy uważał za warunek polskiego bezpieczeństwa – pisze Zdzisław Janeczek.
do podboju ich kra ju przez sowieckich bolszewików w styczniu 1919 r. Powtórnie, w 1920 r., ogłosili niepodległość tzw. Re publiki Słuckiej, w której wojska Stanisława Bułak-Bałachowicza, po wojnie polsko-bolszewickiej i rozej mie z 18 X 1920 r. wspierane przez Polskę, broniły się w błotach Polesia aż do wiosny 1921 r. W kwietniu 1918 r. ogłosiła nie podległość Zakaukaska Republika De mokratyczna, aby w obliczu dwóch agresji: bolszewików na wolny Azer bejdżan i Turków na Armenię rozpaść się 26 V 1918 r. na trzy niepodległe państwa. W Tbilisi rozwiązał się Sejm Zakaukaski, aby natychmiast ogło sić 26 V 1918 r. niepodległą Repub likę Gruzji, w której władzę przejęli miejscowi socjaliści, stąd stała się ona pierwszym w świecie krajem prawdzi wie socjalistycznym. Podobnie postą pili dasznacy – socjaliści ormiańscy – i ogłosili 28 V 1918 r. w Erewaniu niepodległą Republikę Armenii, któ ra w kilku bitwach, w tym pod Sarda rapatem, obroniła się przed Turkami. Z kolei zebrani w Gandży musawatyści azerscy też 28 V 1918 r. ogłosili nie podległość Demokratycznej Republiki Azerbejdżanu. Ponowili tę proklamację 1 VII 1918 r. w wyzwolonym już Ba ku. Utrzymali niepodległość do kwiet nia 1920 r., kiedy to ulegli najazdowi Armii Czerwonej i stali się sowiecką republiką. 28 X 1920 r. padła Republika Ar menii, a broniąc się w górach Zangezur jako Górska Republika Ararat, garstka Ormian dotrwała aż do lipca 1921 r. Za karę ormiański w 90% Arcach przeka zany został Azerom jako ich Górski Karabach. Ostatnia padła 15 III 1921 r. Re publika Gruzji, napadnięta zarówno przez sowiecką Rosję od północy, jak i od południa przez kemalistows ką Turcję, która chciała Gruzinom wyrwać Batumi. Z chwilą powstania Związku Sowieckiego uczyniono z tych trzech republik jedną, znów Zakauka ską Federacyjną Republikę Sowiecką, Dokończenie na str. 4
O błędach prawa gospodarczego UE „Optymalizacja” cen umożli wia niepłacenie podatku, gdyż markety korporacji przyno szą straty, z wyjątkiem jednego, w państwie, gdzie podatek do chodowy jest najmniejszy. Stanisław F. Piasecki o grabieży słabszych państw w majestacie prawa
12
Nigdy nie odwalaliśmy fuszerki Stoimy u progu konfrontacji z islamem wojującym. Przyby wa muzułmanów i oni, widząc upadek tego, co biały człowiek proponuje, z dominującą ener gią w końcu do konfrontacji doprowadzą. Kazik Staszewski i Sławomir Orwat o deka dencji, historii i muzyce.
19
Nadchodzi totalitaryzm! Cz. II Decyzje rozstrzygające w kon fliktach interesów (a tym jest uprawianie polityki) zapadają w sztabach walki wizerunkowej. Aparat PR to nowa instytu cja władzy, specjaliści otwarci na dowolne, może niepożąda ne wpływy. II część analizy Ryszarda Okonia
20
ind. 298050
Krzysztof Skowroński
Sprawimy, że granice pozo staną granicami i że sami bę dziemy decydować o tym, kto przybywa do naszego kraju i jak wielu ludzi wpuszczamy – tak samo, jak robią inne na rody. Polacy decydują o tym sami, a my nie. Wywiad Antoniego Opalińskiego z wi ceprzewodniczącym AfD Jörgiem Meuthenem
KURIER WNET Gdy minister skarbu Mikołaj Budzanowski ogłaszał, że wezwanie rosyjskiego Acronu uznaje za próbę wro giego przejęcia, w tym samym czasie Alek sander Kwaśniewski i Jan Krzysztof Bielecki lobbowali u Donalda Tuska na rzecz Rosjan. Wojciech Pokora o napiętej sytuacji w Grupie Azoty Puła wy i postulatach Ko mitetu Strajkowego.
Trudny los „Puław” w Grupie Azoty
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
2
T· E · L· E · G · R·A· F Wraz z przybyciem do Polski amerykańskich oddziałów woj-
Wilczy Szaniec został zajęty przez komornika.TLiczba insty-
na świecie.TPo wygłoszeniu 22 219. publicznego przemówie-
skowych, Polska przestała być krajem NATO drugiej kategorii.
tucji oferujących zniżki posiadaczom Karty Wielkiej Rodziny
nia książę Filip zakończył pełnienie publicznych obowiązków
TOkupacja sali obrad plenarnych Sejmu zakończyła się totalną kompromitacją totalnej opozycji.TUjawniono, że Bolek jest Bolkiem.TW wyniku rosnącej liczby antysemickich ata-
przekroczyła 1600.TPoinformowano, że w ujęciu rok do roku
męża brytyjskiej królowej Elżbiety II.TW ślad za doniesie-
dochody z PIT wzrosły o 5%, z CIT o 15%, a z podatku VAT o 41%.
niami o zdrowotnej wyższości masła nad margaryną jego ceny
TNaukowcy doliczyli się 60 065 gatunków drzew na świecie,
poszybowały na historyczne maksima.T„Całą Polskę przemie-
ków w 95% popełnianych przez muzułmanów, Francję i Belgię
przyznając jednocześnie, że nie istnieje definicja odróżniająca
rzył. / Przeszedł Odrę – nie przeżył. / Choć powąchał już w ży-
tysiącami rodzin zaczęli opuszczać Żydzi.TDzięki programowi
drzewo od krzewu.TW maju w Katowicach otwarto 11 sklep Lid-
ciu proch / nie zrozumiał komendy: Hände hoch” – pożegnano
„Ucho Prezesa” satyryk Robert Górski stał się najpoważniejszym
la.TWśród pierwszej dziesiątki największych sieci handlowych
w anonimowym wierszu żubra, który ku swoje zgubie we wrześ-
przywódcą opozycji.TW lutym przewodniczący Jean-Clau-
operujących w Polsce jedna okazała się polską.TPastuszkowie
niu przekroczył granicę na rzece Odrze.TSejmowa Komisja
de Juncker wezwał kraje członkowskie UE do „nieulegania dyk-
z Fatimy: Franciszek i Hiacynta Marto zostali wyniesieni na ołta-
Weryfikacyjna ds. Reprywatyzacji zaczęła zwracać prawowitym
tatowi USA i niezwiększania wydatków na obronę”.T„Dlaczego
rze.TUkraińcy doczekali się ruchu bezwizowego z państwami
właścicielom pierwsze warszawskie kamienice.TPoinformowa-
nie informowałem? A o czym tu było informować? Trochę oleju
UE.TOkazało się, że ks. Sowa też biesiadował u Sowy (i Przy-
no, że więcej niż co drugie nowo utworzone w ubiegłym roku
w głowie wystarczyło, by człowiek spojrzał i stwierdził, że to
jaciół).TW czerwcu dżihadyści uderzyli w Paryżu, Londynie
w UE miejsce pracy w przemyśle powstało w Polsce.TTarnów
gruby przekręt” – wyjaśnił b. prezes NBP Marek Belka, dlacze-
i Manchesterze.TW wyborach we Francji niespodziewanie za-
wzbogacił się o Poliamidy II.TSmardz jadalny, smardz stożko-
go nie interweniował w okresie budowania piramidy finansowej
triumfowali neosocjaliści Macrona.TPożegnali się z nami Zbi-
waty i naparstniczka czeska wzbogaciły listę 41 grzybów dopusz-
Amber Gold.TW marcu polskich sędziów dopadła kleptoma-
gniew Zbig Brzeziński oraz Helmut Kohl.TNa odsiecz krajom
czonych do obrotu i produkcji przetworów.TW październiku
nia, zwana chorobą bogatych i znudzonych
– i raz jeszcze w grudniu – większość w Ka-
życiem.TNa tydzień przed wysunięciem
talonii powiedziała „tak” niepodległości.
Parlament przegłosował, a prezydent podpisał ustawy zaprowadzające europejskie antykorporacyjne standardy w sądownictwie.
przez sprawującą prezydencję w Unii Europejskiej Maltę kandydatury Donalda Tuska na przewodniczącego Unii, morze pochłonęło jej narodowy symbol – most skalny zwany Lazurowym Oknem.TPo blisko 10-letniej
się ustawowym wiekiem przejścia na emeryturę.TUB-ecy i SB-ecy utracili emery-
okrążanym rosyjsko-niemiecką rurą przypłynął amerykański
talne przywileje.T„Europa należy do nas, a my należymy do
zapowiedziało usunięcie z dyplomacji współpracowników apa-
LNG.T„Silna Polska to błogosławieństwo dla krajów Europy
Europy. Jej ziemie są naszym domem: innych nie mamy. Powo-
ratu bezpieczeństwa PRL oraz dalsze zatrudnianie w resorcie
i one dobrze o tym wiedzą” – przekazał Polakom przybyły w lip-
dy, dla których kochamy Europę, przekraczają naszą zdolność
absolwentów sowieckich akademii, których z woli KGB Służbie
cu zza wielkiego morza na szczyt Trójmorza Donald Trump.
wyjaśnienia lub usprawiedliwienia naszego do niej przywiąza-
Bezpieczeństwa nie wolno było werbować.TKabaretowi pod
nia. To kwestia wspólnych dziejów, nadziei i miłości” – napisali
Egidą stuknęła pięćdziesiątka.T„Po tym rządzie spodziewałem
TBundestag zezwolił na relokację dzieci z rodzin heteroseksualnych do związków homoseksualnych.TPrezydenci Białego-
się, że będzie pracował nad wielobiegunowością kultury. W kul-
stoku, Bydgoszczy, Gdańska, Krakowa, Lublina, Łodzi, Poznania,
islamizacji kontynentu.TPod hasłem „My chcemy Boga” 11 li-
turze nic się nie zmieniło i rządzi ta sama dyktatura, która rzą-
Rzeszowa, Szczecina, Warszawy i Wrocławia wyrazili chęć osied-
stopada ulicami Warszawy przemaszerowało 60 tysięcy Polaków
dziła przed półtora rokiem. Ośrodki opiniotwórcze pozostały
lania w swoich miastach muzułmańskich imigrantów.TLiderzy
oraz gości z ponad 20 krajów świata.TW grudniu Beata Szydło
w tych samych rękach, ci sami ludzie decydują, co w danym mo-
Prawa i Sprawiedliwości spotkali się na kongresie programo-
stała się wiceprezesem, a Mateusz Mazowiecki prezesem Rady
mencie będzie nagradzane” – scharakteryzował dotychczasowe
wym w Przysusze.TŁukasz Kubot sięgnął w Wimbledonie po
Ministrów.TKomisja Europejska postanowiła powstrzymać
efekty dobrej zmiany w polityce kulturalnej państwa Krzysztof
najsłynniejszą salaterkę świata.TW sierpniu nad Polską zadęły
emancypację Polski w UE.TPapież Franciszek podpisał de-
Zanussi.TWprowadzona na Prima Aprilis skokowa podwyżka
trąby powietrzne.T8 medali zdobytych na mistrzostwach kró-
kret o heroiczności cnót kardynała Stefana Wyszyńskiego.T
cen gazu okazała się nie na żarty wysoka.TZ powodu długów
lowej sportu w Londynie dało polskim lekkoatletom 8 miejsce
Maciej Drzazga
biurokracja. A skończyła się wolność i samo-rządzenie. Bolszewia, która postanowiła zapa nować nawet nad duszą każdego czło wieka, doprowadziła ten system do per fekcji. I zmieniła każdego z nas bardziej, niż się to każdemu wydaje. Jeżeli chcemy się z tej mentalnej bolszewii wyzwolić, musimy odwołać się do starych, spraw dzonych wzorców. Modyfikując je zara zem dla potrzeb współczesności. Do lęku polskiej elity przed zwyk łymi Polakami, przed przeciętnymi Ja nami Kowalskimi, przyczyniła się nie tylko bolszewia. Przyczyniła się w zde cydowany sposób krakowska szkoła historyczna, która (w opozycji do szko ły warszawskiej) za główną przyczynę upadku państwa uznała słabość wew nętrzną, anarchię i słynne liberum veto. I chociaż politykę polską kreuje się obecnie w Warszawie (niestety), to w myśleniu naszej elity politycznej zde cydowanie króluje szkoła krakowska. To wina Michała Bobrzyńskiego, jej twórcy, bardziej publicysty i polity ka niż historyka ustroju. Mając 29 lat, w czasach czarnej nocy porozbiorowej, sformułował żywą do dziś tezę, że to wewnętrzne wady narodowe doprowa dziły Polskę do zguby. Sfałszował nawet w tym celu znaną maksymę. Właściwa brzmiała tak: „Polska nie rządem stoi, ale wolnością jej obywateli” – co ozna czało obywatelskie państwo = Rzecz Pospolitą Polaków, w odróżnieniu do zamordyzmu u sąsiadów. Bobrzyński zmienił ją na: „Polska nierządem stoi” i zbudował na tym fałszywym cytacie obfitą narrację. Mój nauczyciel języka polskiego, bolszewik, bardzo zachwy cał się tym sfałszowanym cytatem. Bo służył uzasadnieniu bolszewickich rzą dów – trzymaniu za mordę rzekomo lubujących się w warcholstwie Polaków przez garstkę światłych komunistów. Pierwsza Solidarność z roku 1980 była rzeczywistą próbą negacji tej ab surdalnej tezy. Próbą chwilową, szybko
Wydawałoby się, że przez ostatnie 500 lat rozwinęliśmy się nieco. Zniknęła socha, hubka, krzesiwo i łuczywo. Nie walczymy już na łuki, kusze, miecze. Wrogów zabijamy, siedząc przed monitorami komputerów. Pojawiły się antybiotyki, pestycydy, GMO i gender.
Krzysztof Skowroński Sekretarz redakcji i korekta
Magdalena Słoniowska Redakcja
Magdalena Uchaniuk, Maciej Drzazga, Antoni Opaliński, Łukasz Jankowski Z
E
T
A
N
I
E
C
O
D
Z
I
E
N
N
A
zdławioną przez wojskowych administ ratorów Polski z sowieckiego nadania. Rzekomo odrodzona w roku 1988, by ła już tylko kontrolowanym przez nich biurokratycznym tworem. Tak, jak kon trolowana przez nich była transformacja państwa od komunistycznego do post komunistycznego po roku 1989. Pod taką właśnie kontrolą toczyło się życie w Polsce do roku 2015, roku podwójne go zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości. Mój ambiwalentny stosunek do tej partii, jaki zauważył pewnie każdy czytelnik moich tekstów, bierze się ze
Jan Kowalski
Libero
Lech R. Rustecki Zespół Spółdzielczej Agencji Informacyjnej Stała współpraca
Wojciech Piotr Kwiatek, Ryszard Surmacz V Rzeczpospolita
Jan Kowalski
Projekt i skład
Wojciech Sobolewski Dział reklamy
Marta Obłuska reklama@radiownet.pl Dystrybucja własna. Dołącz!
dystrybucja@mediawnet.pl
nieciekawi goście w białych skarpet kach i czarnych mokasynach – jak ich na początku lat dziewięćdziesiątych odmalował Adam Glapiński, wtedy działacz Porozumienia Centrum (ów czesnej partii Jarosława Kaczyńskiego), a obecnie prezes NBP? Czy przejed li i przepili wszystko oprócz białych skarpetek i mokasynów? No chyba nie, skoro tworzą ponad 50% PKB Polski i zatrudniają ponad 75% wszystkich pracowników. A pamiętacie jeszcze wylansowa ny przez „nasze” elity wstyd z powo
Cieszy mnie odwołanie się PiS do szerokich kręgów wyborców, co zaowocowało wyborczym zwycięstwem. Martwi natomiast łatwo wyczuwalny lęk przed tymi wyborcami, którzy chcieliby sami decydować o swoim życiu, nie czekając na partyjną akceptację.
O tym, czy kiedyś znowu zaczniemy sami sobą rządzić
Redaktor naczelny
K ‒ U ‒ R ‒ I ‒ E‒ R
Nic o nas bez nas
europejscy intelektualiści w apelu sprzeciwiającym się dalszej
znajomości genezy i historii PiS i jej li dera. Cieszy mnie odwołanie się Prawa i Sprawiedliwości do szerokich kręgów wyborców, co zaowocowało wybor czym zwycięstwem. Martwi natomiast łatwo wyczuwalny lęk przed tymi wy borcami, którzy chcieliby sami decy dować o swoim życiu, nie czekając na partyjną akceptację. A zatem uznajemy masy, którymi mamy nadzieję manipu lować dla własnych korzyści (i korzyści Polski, nie wątpię). Ale indywidualizm Polaków uznajemy za zagrożenie dla bezpieczeństwa własnej partii, i państ wa oczywiście. Czy jest czego się bać? Szczerze wątpię. Pamiętacie, ile było lęków eli ty III RP przy okazji programu 500+? A okazało się, według wiarygodnych badań, że Polacy bardzo racjonalnie wydają pieniądze z tego tytułu po zyskane. A prywatni biznesmeni, ci
Adres redakcji
ul. Zielna 39 · 00-108 Warszawa redakcja@kurierwnet.pl Wydawca
Spółdzielcze Media Wnet/ Wnet Sp. z o.o. Informacje o prenumeracie
prenumerata@kurierwnet.pl
du złego zachowania się Polaków za granicą? Tymczasem każdy już chyba wie, że w porównaniu z Anglikami, Niemcami czy Rosjanami nasi rodacy zachowują się za granicą wręcz jak ła godne baranki. Czy zatem nie czas już na poważnie zmierzyć się ze starymi narodowymi traumami i fałszywymi mitami? Sku tecznie sączonymi do naszych móz gów przez bolszewików własnych i ob cych. Mitami mającymi utrzymywać nas w niewoli biurokratycznej Centrali? Jedno jest pewne, bo działo się tak przed trzystu laty i dzieje się obecnie. Taką Centralą wszystkim wrogom pols kiej wolności dużo łatwiej jest sterować. I wymuszać przyjmowanie w imieniu państwa polskiego rzekomo światłych rozwiązań. Zawsze dla korzyści własnej, łatwo liczonej w brzęczącej monecie, a na zgubę Polski i Polaków. K
Nr 43 · STYCZEŃ 2018
ISSN 2300-6641 Data i miejsce wydania
Warszawa 6.01.2018 r. Nakład globalny 10 000 egz. Druk ZPR MEDIA SA
ind. 298050
N
A
biet i 65 lat dla mężczyzn ponownie stały
przerwie w budżecie państwa pojawiła się nadwyżka.TMSZ
ie taplamy się w błocie i nie czystościach, ale mkniemy szybkimi samochodami po gładkich asfaltowych równi nach. Rozwinęliśmy się zatem niewąt pliwie w dziedzinie wszelakich tech nologii. A w sprawach społecznych? Tu, niestety, mamy do czynienia z jednym wielkim regresem. To znaczy, mamy rozwój; więcej ludzi pracuje (na wet kobiety muszą) i wszyscy dorośli mogą głosować (nawet bezrobotni). Ale ten rozwój ilościowy, w odróżnieniu od innych dziedzin życia, w żaden sposób nie przełożył się na postęp, na wzrost jakościowy naszego życia społecznego. Bo porównajmy się do I Rzeczy pospolitej. Tak zwanej szlacheckiej. Prawa wyborcze miało, co prawda, tylko 10% społeczeństwa, ale te 10%, czyli cały ówczesny naród, miał pra wo decydowania o sobie. „Nic o nas bez nas” stanowiła konstytucja z roku 1505. A każdy kolejny władca musiał przysięgać na te podstawowe prawa gwarantujące obywatelowi wolność w każdej dziedzinie życia (pomijam tu późniejsze degeneracje). Nasi wrogowie zewnętrzni za atakowali nas dwojako. Po pierwsze, zewnętrznie zbrojnie. Po drugie, od środka, finansując wszelkie wewnętrz ne próby zniszczenia wolności Polaków. Wolność osobista i samo-rzą dzenie się Polaków były nie do po godzenia z każdą próbą podboju na szego państwa. Uzależnienie Polski było jednoznaczne ze zniewoleniem dotychczas wolnych Polaków. To po pierwsze. Po drugie, podbijając nasze państwo, każdy przeciwnik z przyczyn naturalnych dysponował ograniczony mi środkami ludzkimi. Mógł opano wać jedynie ważniejsze urzędy, władzę centralną. Dlatego w konsekwencji, nie mając oparcia w zwykłych, a ce niących sobie wolność Polakach, mu siał oprzeć się na instytucjach. W ten właśnie sposób pojawiła się w Polsce
G
TRóżaniec do granic zgromadził na modlitwie miliony katolików.T60 lat dla ko-
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
3
WOLNA·EUROPA
P
roponują nam przepowiednie przez telefon i zwłaszcza przez internet. 15 milionów konsulta cji rocznie. Najnowsze modele smartfonów są jakoby doskona łym narzędziem kontaktu z zaświatami i z przyszłością. Zresztą na bulwarze Bar bes można o każdej porze dnia otrzy mać wizytówkę jednego z profesorów magii i wróżbiarstwa, zaś w sklepach na bulwarze d’Ornano zakupić buteleczkę wody magicznej pomocnej we wszelkich przypadkach. Nie mamy ropy naftowej, mówią niektórzy, ale mamy jasnowidzów. Prze powiednie na każdą kieszeń. Koszt od 60 do 300 €. Bywa i więcej. Jean (39) porzucił Beatrice (38). Ta ostatnia, prag nąc powrotu swego towarzysza, zwró ciła się do guru Omo. Dopiero po wy daniu 28 120 € zrozumiała, że została oszukana. Z porad jasnowidzów korzysta ją mniej więcej wszyscy, od kiedy za prezydencji nieboszczyka Mitterranda ustawowo zniesiono karę więzienia za uprawianie jasnowidztwa. Starsi czytel nicy pamiętają może Elisabeth Teissie re, stale obecną w mediach za jego cza sów. Ta piękna brunetka w typie wampa złotej epoki Hollywoodu była częstym gościem Pałacu Elizejskiego. Jej prze powiednie zdumiewały nadzwyczajną precyzją. Piękna wróżka przewidziała wszystko: upadek muru berlińskiego, zamach na Reagana, zamach na święte go Jana Pawła. Jej całoroczne przepo wiednie sprawdzały się co do joty, gdyż wróżka ostrożnie czekała z ich publiko waniem do końca roku lub nawet do początku roku następnego. Niezawodna metoda powszechnie naśladowana od tej pory: obecnie możecie w internecie znaleźć wiele dokładnych przepowiedni na rok… 2017. Prezydent Pompidou, bankier zna ny ze zdrowego rozsądku, robiąc plany na przyszłość, posługiwał się metodami konwencjonalnymi i kiedyś, przyciśnięty do muru przez dziennikarzy pragnących wiedzieć, co czeka Francję, zawołał „Pa nowie! Ja nie jestem Madame Soleil!”. Miał na myśli jasnowidzącą niezwykle popularną w tamtych czasach. Sceptycy szukają odpowiedzi na
N
a przykład procesowy obrońca syna stróżki (daw niej była taka funkcja w ka mienicach czynszowych), któremu dawałem kore petycje w podstawówce, a który wraz ze swymi przyjaciółmi włamał się do naszego mieszkania, zabierając to i owo w celu spieniężenia i niszcząc wszystko inne jak popadło, przekonywał sąd, że to przecież złodziej i wandal był ofiarą, bowiem stracił rozum w obliczu bogactwa, w jakim sią znalazł. Mniejsza o to, że ten rozum musiał tracić za każ dym razem, przychodząc do naszego mieszkania na korepetycje – nam to schludne i czyste mieszkanie wydawało się nadzwyczaj skromne. Nie odbiega jące wcale od innych. Fakt – bogactwo to rzecz względna. Kiedy przebiegam ulicami Niemieckiego Zgorzelca (mieszkańcy Polskiego Zgorzelca nazywają to mia sto „Gorlic”, odmieniając: w Gorlicu, za Gorlicem, po gorlicku itd.), rzucają mi się w oczy młodzi mężczyźni ubrani wedle ostatniej mody (markowe ciu chy, spodnie, bluzy i kurtki, skarpetki poniżej kostki) o nieco innej karnacji od tubylców w rozdeptanych adida sach, spodniach spadających z bioder, wytartych kurtkach i posklejanych wło sach; a także dziewczęta, przeważnie otyłe, o dwukolorowych fryzurach (te miejscowe) oraz w eleganckich płasz czach, w chustkach na głowie, z marko wymi wózkami i gromadką porządnie ubranych dzieci (przybysze). Ta różnica w ubiorze wynika z jego pochodzenia: ze sklepu czy z magazynu pomocy spo łecznej. Imigranci nie są ubodzy – dużo musieli zapłacić za przyjazd do Ziemi Obiecanej. Mówi się o co najmniej 5 ty siącach dolarów od łebka. Przy jednej z głównych ulic, prowadzącej z centrum Niemieckie go Zgorzelca do granicy z Polską, przy dr Kahlbaum-Alee, niedaleko Obermühle, zanim dobiegnie ona do miejscowej Alma Mater zgorzelecko -żytawskiej i Mostu Przyjaźni na Nysie, są ustawione pojemniki Humany, do których zamożniejsi mieszkańcy Nie mieckiego Zgorzelca wrzucają nieuży wane już ubrania czy buty. Przy nich stoją, oczekując na towar, przedsię biorcy zza nieodległej granicy; nie bawem pojawi się on na flomarkach (dawniej „pchlich targach”) na wschód
nurtujące ich wątpliwości w mediach, w opiniach komentatorów politycz nych. Media są lepiej poinformowane niż szary obywatel, czerpią z rozmai tych źródeł dla nich tylko dostępnych, toteż, choć nie zawsze są wolne od do raźnych celów stronniczych, chętniej się z nich korzysta niż z własnych, prywat nych obserwacji. Jeżeli jednak podej mie się ryzyko i zda na chwilę na własne spostrzeżenia, oto do jakich dochodzi się wniosków. Wróciliśmy z Warszawy w środę 20 grudnia. Poprzedniej nocy prószył śnieg, ale chodniki przed naszym blo kiem na Muranowie były dokładnie uprzątnięte. Przed naszą kamienicą ko munalną w Piętnastce, przeciwnie, leżały resztki śmieci po przejeździe ciężarówek asenizacyjnych. Różnica wynika ze statu su dozorcy w obydwu stolicach: tam do obowiązków gospodarza domu należy zamiatanie. Miasto Paryż zatrudnia ok. 70 000 pracowników, których główną ra cją istnienia, jeżeli wierzyć prasie, jest to, że stanowią rezerwuar wyborczy mera. Konsjerżka domu komunalnego w prak tyce nie ma innych obowiązków, jak tylko głosować za utrzymaniem własnej kom fortowej sytuacji. Inna sprawa. Musiałem pewnego popołudnia w Warszawie wysłać list polecony. Nazajutrz otrzymałem pot wierdzenie, że list został odebrany przez adresata. Innego wieczora wy słałem inny list polecony. Potwierdze nie doręczenia otrzymałem również następnego dnia. Zupełnie jak w Pa ryżu za czasów Chopina i Mickiewicza. Teraz i tutaj jest inaczej. Na począt ku listopada zachwyciliśmy się wystawą w Ile de Chatou. Jak nam wyjaśniła pani kustosz Muzeum Impresjonistów, pary skie veduty nieznanego malarza Zeyt lina pochodzą z jednej kolekcji i po siadają wspaniały katalog, który nam wysłano. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Pary ża 2 grudnia, katalogu wciąż nie było. Zastaliśmy go pod wycieraczką po po wrocie, z datą stempla na opakowaniu: 6 listopada. Przesyłka colissimo potrze bowała ponad miesiąca na przebycie 30 km dzielących Chatou od Paryża. Zaskoczyło to nas, gdyż przyzwyczai liśmy się, że pilne przesyłki pocztowe
od Nysy, a nawet znacznie, znacznie dalej. Za Wisłą czy zgoła za Sanem. Wydaje się jednak, że kosze na śmie ci w Niemieckim Zgorzelcu (nie jest ich zbyt wiele, liczne zlikwidowano z obawy przed terrorystami mogący mi umieścić tam ładunek wybuchowy) przeglądają na ogół pod kątem rzeczy wartościowych (butelki i puszki po pi wie i różnych napojach po 25 centów, niektóre tańsze) miejscowi, sprzedając je w najbliższym markecie. Niemiecki Zgorzelec na mapie bie dy w Niemczech zajmuje jedno z pierw szych miejsc. Po likwidacji przemysłu (prawie wszystkie wielkie zakłady prze mysłowe upadły w obliczu konkurencji z zachodu), odkrywki węgla brunatne go, prywatyzacji fabryki wagonów, po exodusie tysięcy młodych, aktywnych zawodowo ludzi do zachodnich lan dów i za granicę, miasto wyludniło się, tracąc większość najpotrzebniejszych dla rozwoju aglomeracji mieszkańców. Niemiecki Zgorzelec, miasto o wspania łej, średniowiecznej i eklektycznej ar chitekturze (dzięki czemu stanowi ono często kulisy hollywoodzkich filmów), liczyło 31 grudnia 2016 roku 56 188 mieszkańców – (31 grudnia 1986 – 78 856), to znacznie mniej niż w ostatnich latach NRD, ale znów więcej niż w roku 2012, kiedy zdecydowałem się tutaj przeprowadzić z Bonn (54 114 miesz kańców). Wprawdzie stale zmniejszała się od tego czasu liczba mieszkańców miasta żyjących z pomocy społecznej, tym niemniej w 2016 roku wynosiła ona nadal powyżej 29 tysięcy (w 2012 – powyżej 34 tys.). A w skali Niemiec? Z danych statys tycznych opublikowanych w Republi ce Federalnej wynika, że w roku 2016 bieda zaglądała w oczy 19,7 procent mieszkańców jednego z najbogatszych krajów świata (82 670 000 mieszkań ców w roku 2016, PKB na głowę miesz kańca 41 936,06 USD, a ogółem: 3 467 000 000 000 USD; 2016). Oczywiście lepiej być biednym w Niemczech niż w Rosji. Bieda, jak i bogactwo, to rzecz względna. Za biednego lub zagrożonego ubó stwem uchodzi w Niemczech oso ba o dochodach poniżej 60 procent średniego dochodu w gospodarstwie domowym. Wielkość ta oznacza obli czone statystycznie zapotrzebowanie finansowe netto członka prywatnego
P
i
o
t
r
W
i
t
t
Stare wróżby na nowy rok We Francji i w Polsce mamy nowe rządy. Dokąd zmierzamy pod ich kierownictwem? Nigdy pokusa poznania przyszłości nie była silniejsza jak obecnie. Żniwo dla jasnowidzów i wróżbitów. Ich liczbę w laickiej Francji uwolnionej od przesądów religijnych oblicza się na ponad 100 000. Wielokrotnie więcej niż księży katolickich. Wysokość ich obrotów wynosi ponad 3 mld €. dochodzą już po tygodniu lub dwóch. Następnego dnia po przyjeździe udałem się do Scaux pod Paryżem. Na stacji Denfert-Rocherau dowiedziałem się, że ruch na linii RER został przerwa ny. Nie pojechałem do Scaux. Dwa dni później nie funkcjonowała linia 7 metra z powodu ludzi na torach i na auto bus 88 czekałem 40 minut, zaczynając wątpić, czy komunikacja miejska jesz cze istnieje. Dwa i pół tysiąca pasażerów po zostawionych na peronach paryskich w przeddzień Świąt to również nie dosyć, aby na tej podstawie wyciągać ogólne wnioski o funkcjonowaniu kolei. Nawet sytuacja powtórzona dwa dni później na dworcu Saint-Lazare o ni czym nie przesądza, chociaż dyrektor
gospodarstwa domowego na głowę. Wynika ona z sumy dochodów wszyst kich członków gospodarstwa domo wego dzielonej przez wielkość okre śloną zazwyczaj w oparciu o nową skalę ekwiwalentności OECD. Nowa skala zmniejsza (statystycznie) liczbę
J
a
n
B
o
kolei państwowych Bepy został w związ ku z wydarzeniami wezwany przed ob licze pani minister. Malkontenci po równują koleje francuskie do loterii: wykupuje się bilet i nie wiadomo, czy się wygra. A pocztę do oceanu: rzuca się list, nie wiedząc, czy ktoś go wyłowi i kiedy. Zdarzenia są zbyt drobne, aby na ich podstawie sądzić, że we Francji do szło do rozprzężenia. Ale nam, z naszy mi polskimi doświadczeniami, sytuacja natrętnie kojarzy się z końcem reżymu u schyłku ery gierkowskiej. Są i inne oznaki zmian. W tym roku otrzymaliśmy do zapłacenia podatek lo kalowy o 50% wyższy niż w roku ubieg łym, a moja młodsza córka stwierdziła, że jej pensja zmalała o 20% w związ ku z podwyższeniem powszechnej
ubogich. Kto w roku 2016 zarobił rocznie poniżej 12 726 euro, ten ucho dzi za zagrożonego biedą. By zabezpieczyć finansowy byt Niemcom (a raczej mieszkańcom Nie miec, bowiem liczni z nich to cudzo ziemcy), państwo wypracowało system
g
a t k o
Niemcy, nadchodzi Dobra Zmiana? „W Niemczech każdy dostanie domek z ogródkiem i samochód” – ulotki przemytniczych „biur podróży” przekonywały osadników z krajów muzułmańskich o bogactwie, niczym Koran o hurysach czekających na zabójców niewiernych w islamskim raju. Oczywiście bogactwo to rzecz względna i można je interpretować na tysiące sposobów.
dobrowolnej składki przymusowej CSG. Zapowiedziana przez kandydata Macrona podwyżka CSG nastąpiła od zaraz. Zniesienie podatku lokalowego ma nadejść w 2018 roku, jeśli że Rada Konstytucyjna je zatwierdzi. Czego zatem spodziewać się w no wym roku 2018? Za poprzednich rzą dów sytuacja była łatwiejsza do przewi dzenia: prezydent Holland obejmował władzę na mocy pewnego programu społeczno-politycznego i w miarę upływu kadencji społeczeństwo mo gło obserwować ewolucję, porównując obietnice wyborcze ze stanem państwa. Z prezydentem Macronem sprawa jest bardziej skomplikowana, bo jego pro gram znany jest mało albo wcale. Na wy powiedziach głowy państwa także trud no się oprzeć. Prezydent wypowiada się chętnie, niestety, zależnie od okoliczno ści mówi coś, a zarazem coś przeciwne go. Poruszony problemem bezdomnych huknął na przykład w lipcu: „Tej zimy nie chcę żadnych bezdomnych na uli cach ani w lesie”, ale kiedy zima nade szła, dodał „Przecież nie jestem świętym Mikołajem”. Poruszony pracą ponad siły własnego rządu, przed świętami rzucił ministrom zalecenie: „Teraz tylko wy poczynek”, ale zaraz uzupełnił „I zaost rzona czujność w każdym momencie”. Inaugurował swą prezydenturę pod pi ramidą Luwru, jak faraon wzniosłej sztu ki, ale niedawno wziął udział w progra mie telewizyjnym, który już, już miano zawiesić za wulgarność. Zapewne słowa mniej się liczą od działań. Jedną z głównych chorób Fran cji jest bezrobocie. Prezydent ostro za atakował problem. Nie mogąc uderzyć w bezrobocie, uderzył w bezrobotnych. Część wielkiej reformy prawa pracy sprowadza się do poddania bezrobot nych zaostrzonej kontroli. Dotychczas w przypadku niedostatecznego po szukiwania pracy groziło zmniejszenie zapomogi proporcjonalne do przewi nienia. W nowym roku każdy bezro botny będzie zobowiązany także wy pełnić raport miesięczny, wyliczając daty, adresy i okoliczności starania się o zatrudnienie. Będzie pracował nad raportem, który opowie pracę, jaką wykonał w celu poszukiwania pracy.
W razie niedopełnienia obowiązku automatycznie wykreślą go z rejestru bezrobotnych. Rozporządzenie jednym kamieniem ubija dwa wróble: każde wy kreślenie poprawi statystykę bezrobocia i zaoszczędzi państwu wydatków, gdyż wykreślony traci także prawo do zapo mogi. Bezrobotny ma obowiązek doko nania wymienionych czynności w formie elektronicznej, co się nie zawsze uda je. W końcu miesiąca skrzynki mailowe Urzędu Zatrudnienia są przeciążone i trudno dostępne, czasami nawet wcale. Zważywszy, iż bezrobotni w więk szości nie są najlepiej wykształceni i obchodzenie się z przeciążonym sys temem informatycznym sprawia im trudności, można przewidzieć zmniej szenie bezrobocia w nowym roku, przynajmniej w rejestrach. Słowem – kontynuacja metody stosowanej z po wodzeniem za prezydencji Hollanda: oszustwo statystyczne. Z drugiej stro ny reforma pozwala pracodawcom na zwolnienie pracownika praktycznie z dnia na dzień, unikając, jak było do tej pory, procedur przed sądem pracy i trybunałem powszechnym. Wysokość odszkodowań dokładnie określono. Dekret aplikacyjny ukazał się w „ Jour nal officiel” dwa dni przed Wigilią i dy rekcja Peugeota już zapowiedziała sko rzystanie z tego ułatwienia. W 2017 grupa zwolniła, mimo utrudnień, 3000 pracowników i 25 000 od 2013 roku. Tytułem anegdoty: wdrażaniem prawa pracy zajmuje się pani minister Florence Penicaud, przeciwko której toczy się dochodzenie o defraudację 379 000 € wydanych na bankiet kan dydata Macrona w Las Vegas. Obecny rząd liczy w swych szeregach dwunastu ministrów milionerów. Na przekór wytrawnym komenta torom ekonomicznym, marabut profe sor Mohammed Ali Bacri (bulwar Bar bes, trzecia oficyna, parter, godz. od 8 do 22) twierdzi, że w nadchodzącym roku 2018 ludzie bogaci będą jeszcze bogatsi, zaś biedni znowu zbiednieją. Słynny w 18. dzielnicy wróżbita powta rza tę przepowiednię co roku, od cza su objęcia władzy przez François Mit terranda, i do tej pory ani razu się nie pomylił. K
wsparcia. Jest on bardzo skomplikowa ny i dla Polaków mało czytelny. Pierw szym elementem sytemu jest pomoc dla poszukujących pracy. Nosi on nazwę „zasiłek dla bezrobotnych II” i w aktualnej formie istnieje od roku 2005, kiedy to w ustawie określanej od nazwiska autora „Hartz IV” połą czono dawną zapomogę dla bezro botnych z dawną pomocą socjalną. W roku 2017 w Niemczech (do lipca 2017) 6 150 000 mieszkańców kraju otrzymało świadczenia kategorii Hartz IV. Wysokość zapomogi wynosiła 409 euro. Oprócz tego istnieje nowa po moc socjalna dla określonych kategorii beneficjentów. Bieda dotyka w Niemczech czę sto dzieci i osoby w podeszłym wieku. W roku 2016 zagrożonych ubóstwem było w Niemczech 20,2 procent dzieci w wieku do 18 lat; to znacznie więcej niż w roku 2015. Przy założeniu ne gatywnego rozwoju na rynku pracy w Niemczech na lata 2032–2036, za kłada się wzrost ubóstwa do granicy 21,7 procent. Innym problemem w Niemczech jest brak dachu nad głową. W 2016 roku w bogatych Niemczech za bez domnych uchodziło 860 000 osób. Jed na trzecia z tej liczby to osoby obcego pochodzenia. Niechlubną statystykę biedy otwiera w Niemczech nie tyle kraj związkowy na terenie NRD, lecz od lat rządzona przez lewicę Brema, miasto-land na północy Republiki Fe deralnej (22,5%; Niemcy 15,7%). Na ogół kraje związkowe rządzone przez lewicę lewo wiążą koniec z końcem, w dużej mierze na skutek jej polityki gospodarczej. Wykluczenie socjalne i bieda – problem europejski? Czy istnieją dro gi wyjścia z kryzysu? Niewątpliwie tak, wynika z niemieckich statystyk (https:// de.statista.com/infografik/11588/von -armut-oder-sozialer-ausgrenzung-be drohte-personen-in-europa/). Niezwy kle interesującą statystykę znalazłem pod tytułem „Europa południowa ma problem z ubóstwem”. Trochę mylą cy tytuł, skoro zaliczono do tego re gionu Szwecję, ale widać można. I tak wyliczono tam kraje, w których bieda wzrasta (a także i spada), podając o ile. Najpierw wzrost ubóstwa: Włochy – 2 388 000, Hiszpania: 2 041 000, Grec ja: 743 000, teraz Szwecja 432 000,
Francja 313 000, Wielka Brytania: 290 000; nawet Szwajcaria: 127 000. A teraz spadek: Austria: o 157 tysięcy, Niemcy – o 310 000 i POLSKA: TO NIE POMYŁKA: AŻ O 3 270 000. A to do piero półmetek rządu Dobrej Zmiany! Tyle na temat 500+. O skutkach pro jektu Mieszkanie+ jeszcze za wcześnie, by mówić. O tym, że można skutecznie wal czyć z nędzą, pokazała Polska przez ostatnie dwa lata. Widzą to w Niem czech politycy konserwatywnej opo zycji, jak Alternatywa dla Niemiec. W grudniu ubiegłego roku, w niespeł na trzy miesiące po wyborach, które nie przyniosły dotąd ostatecznej od powiedzi na pytanie, jak będzie wy glądał rząd w najbogatszym państwie Unii Europejskiej, polityk opozycyjnej AfD, Stefan Keuter, zapytał posłów partii politycznego establishmentu w Bundestagu, czy się nie żenują się gać do kieszeni podatników w celu podniesienia dla siebie diet posel skich (pełny tekst wystąpienia znajdu je się tu: https://www.youtube.com/ watch?v=yUMkMPiFUwM). Nie wstyd wam – zwrócił się do posłów CDU/CSU, SPD i FDP polityk opozycji Stefan Keuter, żądać dla sie bie kolejnej podwyżki diet poselskich? W okresie ostatnich 4 lat uzyskaliście podwyżkę w wys. ponad 1300 euro – z 8200 do 9500 brutto miesięcznie. Tylko ta podwyżka odpowiada średniej emeryturze w Niemczech – niemiecki emeryt otrzymał w tym okresie zaledwie 26 euro podwyżki, i to w zachodnich landach. Panie i Panowie, nie wstyd Wam? Czy chcecie rozpocząć dyskusję o tym, w jakim stopniu wzrosły w tym okresie płace i wynagrodzenia, czy zasiłek Hartz IV? Myślę, że będzie lepiej, jeśli zaoszczędzimy sobie tej dyskusji. Na ten temat będziemy wyczerpująco dyskutować z Państwem w najbliższych tygodniach i miesiącach. Mają Państwo przed oczyma obraz ludzi, grzebiących w śmietnikach w poszukiwaniu butelek? To nas zawstydza. W Niemczech mamy tymczasem 1 600 000 dzieci żyjących z zasiłków socjalnych. Czy to was nie przeraża? Problem biedy w Niemczech, wstydliwie omijany przez liberalną le wicę, staje się teraz, po wrześniowych wyborach, salonfähig. A raczej parlamentfäig. Tak jak w Polsce. Nadchodzi Dobra Zmiana? K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
4
STULECIE·NIEPODLEGŁOŚCI
istniejącą do 1936 r., kiedy to przywró cono trzy oddzielne republiki.
W
czasie rozpadu Rosji nie podległość ogłosiła jeszcze Federacja Górskich Naro dów Północnego Kaukazu zw. Kaukazją oraz Emirat Północnokaukaski złożo ny z Czeczenii i Dagestanu, Republiki Kozackie Donu i Kubania, Kałmucja, Idel-Ural jako Federacja Republik Tatar stanu i Baszkortostanu, Republika Ko mi, a na pograniczu fińskim Republiki Uchtua-Karelia i Inkeri-Ingria. W Azji zaś Turkiestan, złożony z Republik Bu chary i Chorezmu. Wszystkie te narody, z wyjątkiem Armenii i Białorusi, z do datkiem Tatarów Krymskich zawiązały na emigracji Ruch 12 narodów prome tejskich wspieranych przez niepodległą Polskę m. in. poprzez Instytut Wschodni w Warszawie i pismo „Prometeusz”, wy dawane po francusku w Paryżu. 1 VII 1918 r. przygotowywała się do niepodległości Islandia, oddzielając się od Danii z zachowaniem wspólnego z nią władcy, który 1 XII 1918 r. uznał jej niepodległość. Nową grupę niepodległych państw 1918 roku stanowią te, które powstały, niemal dzień po dniu, w wyniku gwał townego rozpadu Cesarstwa Austro -Węgierskiego. Dniem niepodległości Czechów jest 28 X 1918 r., w którym to Austria przyjęła warunki zakończe nia I wojny. Niemal natychmiast Sejm i gazety czeskie proklamowały wolne Czechy i Morawy, a tłum opanował za mek Hradczany, symbol niepodległych Czech. Następnego dnia, 29 X 1918 r., Sabor Chorwacji ogłosił w Zagrzebiu rozwiązanie unii z Węgrami, prokla mując niepodległość Chorwacji i przy łączenie do niej królestwa Dalmacji. 30 X 1918 r. w Svatym Martinie Tur czańskim niepodległość ogłosili Słowa cy. Niemal natychmiast, w myśl ugody z Pittsburga, już 5 XI 1918 r. zawarto podległościową unię z Czechami, dając początek Czechosłowacji. Zrealizowano ją dopiero w grudniu 1918 r., wypiera jąc ze Słowacji wojska węgierskie, a ze Spisza i Orawy – polskie. Tego same go dnia co Słowacja wyzwolił się Kra ków-Płaszów na krakowskim Podgórzu, a nazajutrz, 31 X 1918 r., cała Galicja.
Na Węgrzech nastąpiła „rewolu cja astrów”, która obaliła unię Węgrów z Austriakami. Węgrzy odzyskali suwe renność, aby 16 listopada ogłosić się re publiką. Potraktowane jako oddzielne i przegrane państwo centralne, musieli zapłacić za klęskę Austrii połową swoje go terytorium. Stąd dzień zerwania unii z Austrią nie jest dla Węgrów dniem niepodległości ani żadnym świętem. Jest nim dzień 15 III 1848 r. – wybuch powstania Węgrów w czasie Wiosny Ludów.
1
XI 1918 r. wyzwoliła się spod dominacji Austrii Słowenia i jej stolica Lublana, aby utworzyć z Chorwatami wspólne Państwo Sło weńców, Chorwatów i Serbów (boś niackich), zw. SHS. 3 XI 1918 r. polscy żołnierze wracający z frontu albańskie go wyzwolili Sarajewo, dając wolność Bośniakom i Hercegowinianom. 11 XI 1918 r. zaś, na dwie godziny przed zawarciem rozejmu na froncie zachodnim o godz. 11.00, około godz. 9.00 rano zawarł rozejm z Niemcami zgrupowanymi w Warszawie Józef Pił sudski, dawny brygadier rozwiązanych w 1917 r. Legionów Polskich, którego ludzie z Polskiej Organizacji Wojsko wej od 10 listopada, w walce, rozbrajali niemiecki garnizon. Zawarty 11 XI 1918 roku rozejm przerywał „Małe Powstanie Warszawskie”, otwartą walkę z Niemca mi o stolicę Królestwa Polskiego, któ re od 14 XI stało się Republiką Polską, a następnie Rzecząpospolitą. Podobnie do Polski postąpiła Ru munia, wypowiadając Niemcom wojnę ponownie 10 XI po to, by 11 XI zawrzeć z nimi rozejm, razem z całą Ententą. W ten sposób za cenę jednego dnia woj ny tak Polska, jak i Rumunia znalazły się we wspólnym gronie zwycięskich w I wojnie światowej państw i mo carstw. Tydzień później, 18 XI 1918 r. również przeciw Niemcom wystąpi li Łotysze, proklamując jednocześnie niepodległość i zjednoczenie swych ziem z trzech krain. W styczniu 1920 r. w wyzwoleniu ostatniej krainy, Łatgalii, dopomogli Łotyszom Polacy. 1 XII 1918 r. niepodległość uzy skała formalnie Islandia jako oddzielne królestwo w unii z Danią, po akceptacji
aktu niepodległości z 1 lipca przez kró la Christiana X. Ostatecznie świętem dla Islandii stał się dzień 17 VI 1944 – proklamowania Republiki Islandzkiej z jej pełną suwerennością. Ostatnim narodem wolnym w 1918 r. stała się Irlandia, która po krwa
6 XII 1922 r. odzyskało niepodległość w Europie w sumie 18 narodów, które łączą podobne okoliczności roku 1918. Wspólne obchodzenie tak wielkiego dla każdego z tych narodów święta stu lecia ma pełne szanse być wydarzeniem w pełni europejskim, zwłaszcza że wiel
Dokończenie ze str. 1
Memoriał w sprawie obchodów stulecia niepodległości 18 narodów Krzysztof Jabłonka UZYSKANIE NIEPODLEGŁOŚCI PRZEZ NARODY W 1918 ROKU 12 XI/25 XI 1917 Krym 6 XII 1917 Finlandia 9 I/22 I 1918 Ukraina 11 I/24 I 1918 Mołdawia 16 II 1918 Litwa 24 II 1918 Estonia 25 III 1918 Białoruś 26 V 1918 Gruzja 28 V 1918 Armenia 28 V 1918 Azerbejdżan 1 VII 1918 druga niepodległość wo stłumionym wiosną 1916 r. Powstaniu Wielkanocnym zawarła układ z Brytyj czykami, że sprawę jej niepodległości rozstrzygnie wolny Sejm, zwołany od razu po zakończeniu wojny. Tak też się stało i 21 I 1919 r. irlandzki Deal ogłosił niepodległość Republiki Irlandii jako Po blacht na hÉireann. Niestety prowokacje brytyjskie i długa wojna domowa dopro wadziły do podziału wyspy i wyodrębnie nia tzw. Irlandii Północnej, zwanej odtąd Ulsterem, jako 4. części Zjednoczonego Królestwa. Resztę jako Wolne Państwo Irlandzkie w unii personalnej z Wielką Brytanią ponownie proklamowano su werennym państwem od 6 grudnia 1922 roku. Dopiero w 1947 r. Irlandia stała się Republiką, zrywając wszelkie więzi z Bry tyjczykami. Spór o jej część północną trwa z przerwami do dziś. Ostatecznie od 6 XII 1917 r. do
28 X 1918 Czechy 29 X 1918 Chorwacja 30 X 1918 Słowacja 31 X 1918 Węgry – suwerenność 1 XI 1918 Słowenia 3 XI 1918 Bośnia i Hercegowina 11 XI 1918 Polska 18 XI 1918 Łotwa 1 XII 1918 Islandia 21 I 1919 Irlandia 6 XII 1922 Wolne Państwo Irlandzkie kie rocznice mają to do siebie, że niosą ładunek bezinteresowności i można je albo uczcić i odpowiednio uszanować lub upamiętnić, albo przemilczeć. Są bowiem one w swej istocie niezależne od bieżącej polityki. Z naszej, polskiej strony stulecie może być uczczone i upamięt nione spotkaniem w Warszawie w dniu 11 XI 2018 r. przedstawicieli rządów tych państw, które kultywują swe powstanie od 1918 roku i czczą je świętem pań stwowym czy narodowym. Uroczyste obchody mogą mieć miejsce z udziałem tychże przedstawi cieli w takich wydarzeniach, jak uroczys ta sesja w Sejmie Rzeczypospolitej czy przed grobem Nieznanego Żołnierza na placu J. Piłsudskiego. Wspólne świę to można by uczcić uroczystym odsło nięciem miejsc na placach Warszawy, poświęconych upamiętnieniu daty
niepodległości tych państw, ozdobio nych godłem, herbem lub flagą oraz nazwą każdego państwa w jego języku. Na każdym takim placu czy skwe rze powinna zostać wyeksponowana wystawa czasowa ukazująca drogę każdego z narodów do niepodległości, jak i walkę podjętą dla jej utrzymania. Zostaną w ten sposób uwidocznione zarówno podobieństwa, jak i znaczne różnice, choćby w ilości pokonanych zaborców. W takim zestawieniu polska droga do niepodległości „przez siedem powstań” (od roku 1794 po 1918) nie wypada najgorzej, a rok 1920 pokazu je konieczność wspólnego bronienia wspólnie uzyskanej tak wtedy, jak i dziś niepodległości, zwłaszcza że grupu je ona prawie wszystkie państwa tzw. Międzymorza, od Finlandii po Bośnię. W sytuacji zagrożenia decyzjami Unii Europejskiej wspólne okazanie so bie szacunku i zainteresowania niepod ległością może wytworzyć ze wszech miar pozytywny klimat dla Polski jako państwa rówieśniczego z większością państw Międzymorza, zwłaszcza tych o tradycjach prometejskich. Dziesięć z nich należy do Unii (od Chorwacji po Finlandię). Wytworzona wspólnota 1918 roku może zaowocować na wie lu polach wzajemnego zainteresowa nia kulturą, etnografią i tradycją pa triotyczną każdego z tych narodów, zwłaszcza że może tym obchodom to warzyszyć festiwal pieśni patriotycz nych z okresu walki o niepodległość, jak i udział, choćby w symbolicznym wymiarze, grup rekonstrukcyjnych z tych państw, podobnych do naszych strzelców czy peowiaków. Gotowość już zgłosili Ormianie i Finowie. Istnieje historycznie uzasadniona okazja zaproszenia do wspólnych ob chodów naszej niepodległości również Francji, ale dzień wcześniej, gdyż 10 li stopada 1918 roku proklamowała swą niepodległość Społeczna Republika Al zacji, odrywając się od II Rzeszy, a ist niejąc do 22 XI 1918 r. W Warszawie zaś nastąpił tego właśnie dnia powszechny bunt Alzatczyków służących w armii niemieckiej, którzy masowo przeszli na naszą stronę, pomagając naszym przod kom rozbroić Niemców, za co po stu latach należy im się nasza wdzięczność
i stosowny pomnik u zbiegu ulic Alzacji i Lotaryngii na Saskiej Kępie, na prze dłużeniu ulic Francuskiej i Paryskiej. W przygotowaniach do wspólnego święta mógłby uczestniczyć „wolon tariat niepodległości” młodych ludzi, poznających historię innych, niepod ległych jak my państw, i przekazują cych ją dalej. W nagrodę powinni mieć możliwość odwiedzenia tych państw, o których niepodległości dowiedzieliby się już czegoś przez spotkania z rówieś nikami z tych krajów.
T
rwałą pamiątką tak rozszerzo nego święta mogłyby być tzw. „punkty kultury”, które z jed nej strony strzegłyby bezpieczeństwa i godnego zachowania placów i skwerów poświęconych niepodległości poszcze gólnych państw i narodów, z drugiej zaś propagowałyby folklor i kulturę danego kraju w postaci harmonijnego połącze nia kilku funkcji: pierwszej – niewiel kiego sklepu z książkami i pamiątkami, w tym symbolami narodowymi danych krajów, drugiej – jako sali konferencyj no-wystawowej dla imprez okresowych, takich jak pokazy filmów czy wystawy sztuki, oraz trzeciej funkcji – stylowe go lokalu, oferującego potrawy i napoje regionalne danego kraju. Czwarta część takiego obiektu byłaby ruchoma, raz ki nowa i konferencyjna, raz kawiarniana. Punkty, obsługiwane przez mło dzież ze wszystkich tych krajów, miesz kającą w górnej części takiego obiektu, pozwoliłyby utworzyć zgraną grupę osób, która poznałaby z autopsji zarów no ludzi, jak i obyczaje w miarę możli wości wszystkich tych krajów. Dwuletni wolontariat, dający możliwość zarobie nia pracą na swoje utrzymanie, z zacho waniem wszystkich praw socjalnych, połączoną z poznaniem podobnych do siebie narodów czy państw, zdecydowa nie trwalej zbliżyłby nasze narody niż najbardziej huczne obchody. Podobień stwo losów wytworzyłoby wzajemną solidarność młodych ludzi, promując szacunek i patriotyzm ich postaw. Uroczystym obchodom i wi zycie premierów, a być może głów tych państw, mogłoby towarzyszyć przygotowanie i wspólne podpisanie Dokończenie na stronie obok
M AT E R I A Ł P A RT N E R A
PZU nagrodzone za obsługę klientów w języku migowym PZU uhonorowane nagrodą Insurance Inno vation of the month europejskiej organizacji EFMA. Największy polski ubezpieczyciel zo stał wyróżniony za innowacyjny sposób obsługi klientów Głuchych i Niedosłyszących. PZU, jako pierwsza firma w Europie, uruchomiła w 2017 roku trójstronne połączenia wideo przez Inter net z konsultantem w języku migowym. W Polsce mieszka ok. 50 tysięcy ludzi po sługujących się Polskim Językiem Migowym. W trosce o ich komfort PZU wprowadziło ob sługę w Polskim Języku Migowym już w listopa dzie 2015 r. Początkowo była dostępna w wy branych oddziałach firmy. – Osoby Niesłyszące często przychodziły do oddziałów PZU z członkami rodziny, któ rzy występowali w roli tłumacza. Z tego po wodu osoby Głuche i Niedosłyszące nie czuły się w pełni samodzielne i nie mogły załatwić swoich spraw bez konieczności dzielenia się informacjami, często wrażliwymi, z członkami
rodziny – powiedział Krzysztof Bachta, dyrek tor zarządzający ds. Strategii i Rozwoju PZU. Właśnie dlatego, od grudnia tego roku, największy polski ubezpieczyciel we współ pracy z firmą Migam wprowadził usługę umoż liwiającą klientom Głuchym i Niedosłyszącym jednoczesne połączenie wideo z tłumaczem języka migowego oraz konsultantem PZU przez Internet. Dzięki połączeniu online, klient może załatwić swoje sprawy lub uzyskać niezbęd ną pomoc i informacje nie wychodząc nawet z domu. Połączenie można uzyskać poprzez stronę pzu.pl. Wystarczy, żeby klient miał kom puter lub urządzenie mobilne z kamerką inter netową oraz dostęp do Internetu. Korzystając z usług tłumaczy języka mi gowego PZU zapewnia profesjonalną jakość tłumaczenia i redukuje ryzyko nieporozu mień. Usługa ogranicza również wysokie kosz ty związane z przyprowadzaniem tłumaczy do oddziałów PZU.
– Klienci mogą załatwić niemal każdą swoją sprawę i uzyskać informacje w sposób dyskretny, bez wychodzenia z domu i anga żowania innych osób – powiedział Grzegorz Goluch, dyrektor zarządzający ds. Obsługi Szkód i Świadczeń. - Bardzo wzruszający był moment, gdy usłyszeliśmy od niemal 40 let niego mężczyzny, że dzięki takiej usłudze, po raz pierwszy w życiu może samodzielnie zała twić swoją własną sprawę bez wtajemniczania i angażowania swojej mamy. – dodaje. Dzięki przyznanej nagrodzie PZU będzie automatycznie nominowane do nagrody Ef ma-Accenture Innovation in Insurance Awar ds 2018. European Financial Management Associa tion (EFMA) to organizacja skupiająca banko wych i ubezpieczeniowych profesjonalistów, wyspecjalizowanych w marketingu i dystrybu cji usług finansowych. Instytucja zrzesza ponad 3300 firm z ponad 130 krajów.
Z myślą o bezpieczeństwie
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
5
WR AC A·NOWE „Międzynarodowej konwencji o wza jemnej ochronie dobrego imienia”, z projektem której to Konwencji zwró ciła się do nas patriotyczna część społe czeństwa Armenii, nawzajem zaintere sowana obroną pamięci ofiar Genocydu z 1915 r., nazwanego w Armenii „Wiel kim Złem” – „Jedz Megern”.
O
dbiorcą tych propozycji w Pol sce jest Krąg Pamięci Narodo wej, założony niegdyś przez Stefana Melaka i ks. Kasprowicza do obrony pamięci ofiar Katynia, a których dzieło kontynuuje do dziś brat Stefana, poseł na Sejm RP Andrzej Melak. Przy kład Konwencji, zawierającej zaledwie dwa zdania: o wyrzeczeniu się przez jej sygnatariuszy obojętności wobec fałszu w historii i wzajemnym powiadamianiu o jego zaistnieniu gdziekolwiek na świe cie, wytworzyłby w sercu Europy strefę „wolną od kłamstwa”, w której nie poja wiałyby się już nigdy bezkarnie „polskie obozy śmierci” czy „polscy faszyści”. Państwa poza tą strefą siłą rzeczy tworzyłyby „strefę kłamstwa”, czy też jego bezkarnej tolerancji, co już byłoby ujmą. Może to niewiele, ale nastąpiłoby trwałe zespolenie działań dla wzajemnej obrony godności narodowej przed bezkarnością i zorganizowanemu oraz notorycznemu kłamstwu i jego inspiratorom. „Państwa ‘18 roku” posiadają ogromny potencjał nie tylko patrioty zmu i odwagi wobec oskarżeń o „nie poprawność polityczną”, ale i ukrytą siłę wspólnego bronienia tych wartości, które dały im przed stu laty tę właśnie niepod ległość, a które my w Polsce nazywamy – za Marszałkiem – imponderabiliami. Wspólne obchody, zrealizowane choćby tylko w jednej przedstawionej tu dziedzinie, zademonstrują całej Eu ropie, że wszystkie jej narody w którymś momencie swych dziejów też wybijały się na niepodległość i że Europa 1918 roku to prawie połowa jej państw; że są narody, które nadal jeszcze oczekują swojego dnia niepodległości; że nie za kończył się ostatecznie, mimo licznych proklamacji, proces upodmiotowienia się wszystkich narodów, zapoczątkowa ny Wiosną Ludów 1848 r. Ważne jest, aby Polska była wśród młodszej jej po łowy, tej z 1918 r. K
K
ampania wyborcza prezy denta Andrzeja Dudy zos tanie przede wszystkim zapamiętana pod hasłem „dobrej zmiany”. Dziś na pewno nale ży przyznać, że w pałacu prezydenckim mamy głowę państwa, której możemy się nie wstydzić. Ale „dobra zmiana” świadomości społecznej zaczęła funkcjonować jako coś znacznie szerszego niż tylko wymiana w Pałacu Namiestnikowskim. Po latach rządów koalicji PO/PSL obywatele ocze kiwali głębszych zmian w administracji publicznej. PiS po przejęciu pełni władzy i utworzeniu rządu zaczął realizować wy mianę kadry w kolejnych instytucjach. I słusznie, bo zmiany zaowocowały wie loma pozytywami. Dużym sukcesem za kończyło się uszczelnienie VAT, a dob rze zarządzane spółki skarbu państwa z potencjalnych bankrutów przerodziły się w dochodowe przedsiębiorstwa. Są to wymierne efekty, ale ogrom zanied bań nadal wymaga poprawy. Większość społeczeństwa zdaje sobie sprawę, że to wymaga czasu i przede wszystkim zde terminowanych i wykwalifikowanych kadr. Generalnie można uznać, że „dob ra zmiana” przyniosła wiele korzyści. Ale czy na pewno wszędzie? Dzień powinni śmy chwalić po zachodzie słońca. Państwowy Instytut Geologicz ny, firma prawie o wiekowej tradycji i niekwestionowanych zasługach dla gospodarki państwa, za dwa lata po winna świętować swoje stulecie. Tu też pracownicy oczekiwali zmian i refor my, szczególnie po skandalach, jakie miały miejsce w latach 2013–15. Zaczęło się obiecująco: obecny „właściciel” instytutu, Główny Geo log Kraju, wyznaczył do zarządzania tą szacowną instytucją prof. Andrzeja Gąsiewicza, który wraz zespołem podjął się jej reformowania. Niestety po roku minister nagle zmienił zdanie i posta nowił dokonać „lepszej zmiany”. Po nieważ obecne przepisy nie wymagają ogłaszania konkursów i pełną władzę ma minister, w marcu 2017 r. w tecz ce przyniesiony został nowy dyrektor, dr Sławomir G. Mazurek. Generalnie może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie splot wypadków, jakie zaczę ły następować w kolejnych miesiącach
Czy naprawdę nie mamy w Polsce „świeżej krwi” i ludzi dobrej i sprawdzonej wiary w potrzebę zmian, którzy byliby w stanie realizować hasła, z którymi PiS wygrywał niedawno wybory?
„Lepsza zmiana” wchodzi tylnymi drzwiami Danuta Frantczak
po objęciu władzy przez dr. Mazurka. Zwolnienia wykwalifikowanej kadry, dziwna restrukturyzacja, sprowadzająca się do rozbicia instytutu na dwie części, a po uchwaleniu ustawy o Państwowej Agencji Geologicznej – być może prze kształcenie w dwie odrębne instytucje: naukową i służbową (choć nie może być służby bez nauki); zadłużanie firmy, wy mówienie układu zbiorowego oraz po wołania „nowych” ekspertów i wyprze daż majątku stały się symbolami zmiany w wydaniu nowego zarządcy.
C
ała sytuacja wydaje się co naj mniej zaskakująca i pozbawiona związku z rzeczywistością wo bec dotychczas dobrze realizowanych zadań służby państwowej przez PIG -PIB. Pracownicy są zastraszeni, boją się o swoją przyszłość i realizację zadań państwa w zakresie geologii. Dlatego też warto się przyjrzeć, kim jest dr Sła womir G. Mazurek. Pierwsze tropy prowadzą do Mi nisterstwa Środowiska, bo tu przez pół roku pracował jako dyrektor Departa mentu Polityki Surowcowej i Analiz. Nie należy bynajmniej mylić go z jego alter ego w ministerstwie, podsekreta rzem stanu Sławomirem Mazurkiem. To dwie różne osoby. Zaglądając do jego CV, od razu można zobaczyć, że ma on doświad czenie w zarządzaniu kopalniami, ale brak mu jakiegokolwiek doświadczenia w działaniach służby geologicznej kraju i współpracy międzynarodowej. Przez wiele lat pracował jako prezes kopalni „Konin”, a później miał krótki epizod na tym samym stanowisku w kopal ni w Kłodawie. Z oficjalnych zapisów
R E K L A M A
Szanowni Państwo, pragniemy serdecznie podziękować wszystkim naszym Partnerom i Przyjaciołom za zaufanie, współpracę i wsparcie jakie otrzymaliśmy w działaniach przy odbudowie Stoczni Szczecińskiej. W Nowym 2018 Roku życzymy Państwu sukcesów, udanych inwestycji i wszelkiej pomyślności. Niech podjęte działania owocują dobrem dla Polski.
Zarząd Stoczni Szczecińskiej wraz z Załogą
wynikałoby, że w obydwu miejscach od nosił sukcesy. Jako prezes zarządu KWB KONIN Sławomir Mazurek został nawet laureatem nagrody „Najlepsi Manage rowie 2011 roku” za czasów PO/PSL. Zupełnie inaczej wspominają go lu dzie, pracownicy tych zakładów. Według nich Mazurek to człowiek PSL. W Ko ninie kojarzą go z Janem Burym (wi ceminister Skarbu Państwa w rządzie PO/PSL) i Eugeniuszem Grzeszczakiem (wicemarszałek Sejmu z ramienia PSL), a wszyscy razem byli zamieszani w pro ces prywatyzacji KWB KONIN. Na hasło „Mazurek” od razu przywołują historię, kiedy to prezes kopalni nie wpuścił na wiec strajkującej załogi posła Jarosława Kaczyńskiego, który przyjechał do Ko nina wesprzeć protestujących górników Solidarności. W Koninie pamiętają też restrukturyzację, dziwne zakupy, dewalu ację przedsiębiorstwa... i na koniec sprze daż zakładu Solorzowi-Żakowi. W kopalni Kłodawa podobnie, dr Mazurek nie zapisał się złotymi zgłos kami na tablicy pamiątkowej. Tutaj re medium na całe zło miała być sprzedaż zakładu inwestorowi prywatnemu. Na szczęście się nie udało i kopalnia zupeł nie dobrze prosperuje jako spółka pra cownicza. Wystarczy dodać, że „dobra zmiana” lokalnych działaczy PiS szybko pozbyła się Mazurka w 2016 roku. Teraz dr Mazurek jako przedstawi ciel „lepszej zmiany” może realizować swoje pomysły zarządcze w Państwo wym Instytucie Geologicznym. Restruk turyzację już zrealizował i kredyty też są już zaciągnięte, więc teraz czas na wy przedaż majątku instytutu, aby podre perować mocno nadszarpnięty budżet PIG-PIB, jak przystało na „sprawnego”
menedżera. Jednakże reforma Instytutu to nie jest proste wyzwanie, nawet dla tak wytrawnego gracza jak dr Mazurek, dlatego też działanie w pojedynkę byłoby trudne. Po cichu więc i niepostrzeżenie w ramach „lepszej zmiany” pojawiają się pomocnicy i doradcy.
N
a korytarzach instytutu czasa mi można spotkać Eugeniusza Grzeszczaka, pojawia się były komisarz europejski ds. programowa nia finansowego i budżetu Janusz Le wandowski. Poseł Bury być może też pojawia się na Rakowieckiej (tam jest siedziba instytutu), ale raczej w innych budynkach i w innej roli. Wymienie ni doświadczeni posłowie na pewno wspomagają dyrektora Mazurka na poziomie doradczym. Ale ktoś musi pracować. Dlatego też zatrudnienie w tej szacownej firmie znalazł kojarzony także z PSL pan Sła womir Grela, w swoim czasie protego wany Bartłomieja Sienkiewicza i były prezes PWPW. Z tej samej firmy po chodzi człowiek zarządzający obecnie informatyką instytutu, Bogusław Bafia. Być może, gdyby poszukać głębiej, a należy pamiętać – dyrektor Mazurek nie tylko zwalnia, ale też zatrudnia – znaleźliby sie kolejni beneficjenci „lep szej zmiany” w Państwowym Instytucie Geologicznym. Nie można też pominąć pracującego od kilku lat w instytucie prof. Krzysztofa Szamałka, który obecnie stał się kluczowym ekspertem i pierwszym doradcą dyrektora PIG-PIB w zakresie polityki surowcowej kraju. Tutaj nale ży przypomnieć tej części Czytelników, którzy nie są z geologią za pan brat, że profesor był wiceministrem środowiska
za czasów rządów SLD, a także odgrywał pierwszoplanową rolę w zarządzie stowa rzyszenia „Ordynacka”. Należał do PZPR, a i jego rola w wydarzeniach ‘68 r. była interesująca. Jeżeli tak ma wyglądać deko munizacja w Polsce, to możemy sobie po gratulować i widać, że z tym problemem będą się borykać jeszcze nasze wnuki. Panu Mazurkowi w zarządzaniu po nad 800-osobowym instytutem pomaga m.in., jako dyrektor ds. służby geologicz nej, dr Agnieszka Wójcik, mogąca się poszczycić kilkuletnim doświadczeniem w zarządzaniu kilkuosobowym sekre tariatem Zachodniej Izby Urbanistów we Wrocławiu. Oczywiście pani Wójcik także, pomijając jej brak kompetencji do kierowania złożonymi zespołami, a zada niami państwa, w tym współpracą mię dzynarodową w zakresie zadań służby geologicznej, w szczególności – podobnie jak jej szef, zaliczyła najpierw kilkumie sięczny epizod na stanowisku dyrektora departamentu Ministerstwa Środowiska. Modele kariery à la Nikodem Dyzma! Kompetencje zostały zastąpione pozora mi i „układem”. Czy z takimi „fachowca mi” zbudujemy nowe państwo? Czy tak ma wyglądać „dobra zmia na” i czy „lepsza zmiana”, wprowadzana po cichu tylnymi drzwiami, składa jąca się z ludzi, których znamy z po przednich lat z pierwszych stron gazet i z afer, jest tym, czego oczekują dzisiaj i w przyszłości Polacy? Być może jest to wyjątek od reguły, charakterystyczny tylko dla Państwo wego Instytutu Geologicznego. Ale mo że takich miejsc jest jednak więcej? Mo że w innych instytucjach też uchylają się tylne drzwi dla sprawdzonych „kadr” z niedalekiej przeszłości? Istnieje poważne niebezpieczeń stwo, że przetrenowane przez dyrektora Mazurka metody zarządcze doprowadzą na skraj upadku instytucję, która od pra wie stu lat z niewątpliwymi sukcesami wspomagała rozwój polskiej gospodarki, a tym samym krajowej i światowej geo logii, i nadal, obecnie z coraz większym trudem, próbuje wywiązywać się ze swo ich zadań dla naszego wspólnego dobra. Czy znowu aktualne będzie zdanie z filmu Pasikowskiego Psy: „Czasy się zmieniają, ale pan zawsze jest w ko misjach”? K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
6
Co sprowadza współprzewodniczącego Alternatywy dla Niemiec (AfD) do Warszawy? Alternatywa dla Niemiec to partia pa triotyczna, ukierunkowana konserwa tywno-liberalnie. Chcielibyśmy w Pol sce nawiązać współpracę z partiami o podobnym profilu ideowym. Jako deputowany do Parlamentu Europej skiego doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak ważne są sojusze zawierane na poziomie unijnym, a zwłaszcza ta kie, które jednoczy krytyczny stosunek do polityki imigracyjnej i finansowej Brukseli. Ten drugi aspekt, podnoszą cy błędną politykę strefy euro, jest też tematem wykładów, z którymi przyje chałem do Polski. Które polskie partie polityczne bierze Pan pod uwagę jako ewentualnych partnerów AfD? Moja znajomość polskiej sceny po litycznej jest dość ograniczona, nie chciałbym na razie wchodzić w szcze góły. Nie uczestniczę w spotkaniach stricte partyjnych, ale w rozmowach z poszczególnymi reprezentantami pol
N·I·E·M· C·Y Czyli w Pana opinii sankcje były błędem? Jesteśmy absolutnie przeciwni nakłada niu sankcji na Rosję, co nie oznacza, że nie przyglądamy się krytycznie sytuacji w Rosji, ale równie krytycznie patrzy my też na to, co dzieje się w USA. To chłodne spojrzenie nie przeszkadza jednak w owocnej współpracy, która jest w interesie naszego własnego kra ju. Obecnie Niemcy zbyt dużo tracą na sporze między partiami rządzą cymi w kraju a Moskwą. Tymczasem powinniśmy dbać o dobrosąsiedzkie stosunki ze wszystkimi partnerami, również z Rosją.
powiedziała, że nie życzy sobie wspo minania świąt, ponieważ nie „nie ma z nimi nic wspólnego”. Bycie konserwa tystą w dzisiejszych Niemczech to prze de wszystkim determinacja w chronie niu podstawowych wartości.
Nie przyjmujcie euro i nie uginajcie się w kwestii imigrantów. Za to sankcje wobec Rosji są szkodliwe, a żądanie przez Polskę reparacji od Niemiec pogorszy nasze relacje – mówi prof. Jörg Meuthen, współprzewodniczący Alternative für Deutschland.
W jaki sposób chcecie je chronić? Będziemy krok po kroku wprowadzać to, co stanowi nasze interesy – w polity ce oświatowej, w sprawach bezpieczeń stwa, w kwestii ścisłego ograniczenia imigracji. Sprawimy, że granice pozo staną granicami i że sami będziemy decydować o tym, kto przybywa do na szego kraju i jak wielu ludzi wpuszcza my – tak samo, jak robią inne narody. Polacy decydują o tym sami, a my nie.
W akapicie programu AfD dotyczącym stosunków z Rosją pojawia się konkluzja, że „zimna wojna się skończyła” i dlatego Niemcy, zamiast nakładać sankcje na Rosję, powinny zatroszczyć się o pogłębianie relacji gospodarczej z Moskwą. Piszą o tym państwo po aneksji Krymu przez Rosję, która prowadzi na wschodniej Ukrainie działania militarne…
Rozumiem, że chcecie zatrzymać proces imigracji, ale co z tymi imigrantami, którzy już są w Niemczech? Musimy rozróżnić, jakie są powody pozostania, i musimy ich zintegro wać z naszym społeczeństwem. Je żeli istnieją rzeczywiste powody do przyznania im prawa azylowego, to musimy ich przyjąć, ale mamy pra wo oczekiwać, że ludzie ci dostosują się do naszych wartości i stylu życia. Wielu imigrantów, którzy przybyli do Niemiec, to obywatele Algierii, Ma roka, Tunezji i ci ludzie nie mają de facto podstaw, by ubiegać się o azyl w Niemczech i go otrzymać. Przeby wają na terytorium Niemiec nielegal nie, co powinno zgodnie z literą prawa skłonić władze do ich deportowania do krajów pochodzenia.
Lepiej opuścić taką Unię niż poddać się w sprawie imigracji skiego życia politycznego, z osobami podzielającymi konserwatywno-libe ralne poglądy mojego ugrupowania. Zabiegał Pan o spotkania z partią rządzącą? Rozmowy z przedstawicielami partii rządzącej mogłyby być sensowne, ale tylko w przypadku, gdy druga strona sobie takich rozmów życzy i pierwsza wychodzi z propozycją. Jestem w tej kwestii otwarty. Co chce Pan przekazać Polakom? Przede wszystkim odradzam wam przyjęcie euro. Państwa, które przy stąpiły do strefy euro z różnych powo
Tak, ale to jeszcze nie oznacza, że apro bujemy aneksję Krymu. Po prostu to wydarzenie nie dotyczy bezpośrednio Niemiec, natomiast już kwestia dobro sąsiedzkich relacji – jak najbardziej. Nakładając sankcje na wszystkie pań stwa, które w naszym mniemaniu dopuściły się czegoś niewłaściwego, popełnimy błąd. Proszę sobie przypo mnieć, jak Amerykanie zachowywali się w Iraku; nie nazwałbym tego roz tropnym posunięciem. Czy w związku z tym rozważaliśmy nałożenie sankcji na Stany Zjednoczone? Nie. I tak też powinniśmy postępować względem Rosji. Nie popierać pewnych decyzji, ale i nie uciekać się do karania państw
Sprawimy, że granice pozostaną granicami i że sami będziemy decydować o tym, kto przybywa do naszego kraju i jak wielu ludzi wpuszczamy – tak samo, jak robią inne narody. Polacy decydują o tym sami, a my nie. dów na tym straciły i Polska nie musi powielać ich błędów. Jako ekonomista potrafię w sposób kompetentny wyło żyć mój pogląd. Druga sprawa dotyczy polityki imigracyjnej. Jak wiadomo, Polska wraz z pozostałymi państwa mi Grupy Wyszehradzkiej prowadzi znacznie bardziej restrykcyjną polity kę imigracyjną od swoich zachodnich partnerów w UE, za co zresztą zbiera cięgi w Brukseli. Jestem przekonany, że Polacy i Węgrzy wybrali dobrą drogę, a Niemcy są w błędzie. Będę zachęcał Polaków by nie zmieniali obranego kur su i nie uginali się pod presją Brukseli. Powinien Pan jednak mieć świadomość, że o ile poparcie AfD dla zaostrzenia polityki imigracyjnej może trafiać w Polsce na podatny grunt, to już wyraźna prorosyjskość Pańskiej partii nie będzie tu mile widziana. Jako Niemcy staramy się utrzymywać dobrosąsiedzkie stosunki z wieloma państwami, ta zasada dotyczy w rów nym stopniu Rosji, co Stanów Zjedno czonych i Polski czy Francji. Nałożenie sankcji na Rosję doprowadziło do spo ru politycznego. Dlatego też oceniam to posunięcie jako niemądre i szkodliwe.
sankcjami. Takie rozwiązania tylko wbijają klin między narody. Tyle, że istnieje podstawowa różnica między Stanami Zjednoczonymi a Rosją. Stany Zjednoczone są trzonem NATO, sojuszu, do którego należą również Niemcy. Nie ma tu żadnej płaszczyzny do porównań, które Pan proponuje. AfD w swoim programie deklaruje peł ne poparcie dla obronnego charakteru NATO. Nikt tego nie kwestionuje. Na tomiast faktem jest, że w NATO domi nują Stany Zjednoczone, co oznacza, że interesy amerykańskie mają w ra mach Sojuszu pierwszeństwo. Rosja wielokrotnie na tym traciła. Przecież Zjednoczenie Niemiec było możliwe m.in. dlatego, że przyrzeczono Rosji, iż NATO nie zostanie rozszerzone na wschód. Dane słowo złamano. NATO rozciąga się dziś nawet na państwa bał tyckie. Rozumiemy, że ma Pan też poważne zastrzeżenia do wzmacniania wschodniej flanki NATO. Oczywiście, że tak. Już samo rozsze rzenie NATO na wschód było jawnym złamaniem danego słowa, nadużyciem
FOT. WIKIPEDIA
Rozmawiał Antoni Opaliński, współpraca – Olga Doleśniak-Harczuk.
zaufania. Zarówno w polityce, jak i w re lacjach międzyludzkich słowo ma swoją moc, rządzący państwami powinni trzy mać się zawieranych umów. Nie powin niśmy budować frontu przeciwko Mos kwie, ale w sposób umiejętny włączyć Rosję w politykę europejską. I wszystkie strony na tym tylko skorzystają. Niby w jaki sposób Polska miałaby skorzystać na tym, co Pan proponuje? Ani nasze położenie geograficzne między Niemcami a Rosją, ani doświadczenia historyczne nie przemawiają za Pana teorią. Zgoda, nie można oczywiście abstra hować od historii Polski. Jako Niemiec zdaję sobie sprawę, jak wielka niespra wiedliwość spotkała wasz naród ze stro ny nazistów, jak trudno wam było żyć między Niemcami a Rosją. Proponuję jednak, abyśmy przestali oglądać się za siebie i zaczęli patrzeć w przyszłość. Tak, abyśmy byli w stanie wspólnie wypra cować model współpracy gospodarczej i postawić na model win-win, taki, na którym skorzystamy wszyscy. Pomijając pewne punkty sporne między Polską a Niemcami, relacje między naszymi państwami są naprawdę bardzo dobre,
na sankcjach stracili Niemcy (40% wszystkich strat w skali europejskiej). Niemieccy przedsiębiorcy na skutek sankcji nałożonych na Rosję tracą 600 mln. euro miesięcznie. Skomentował Pan te doniesienia, mówiąc: „Niemcy sami strzelają sobie gospodarczego gola”. AfD jako partia sprzyjająca Rosji widzi w zbliżeniu z Moskwą i zniesieniu sankcji ewidentnie tylko swój własny interes. Zapewniam, że polsko-rosyjska wy miana handlowa również zyskałaby na zniesieniu sankcji, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Natomiast karanie Rosji za aneksję Krymu sankcjami jest przeciwskuteczne, przynosi same stra ty, i to wszystkim stronom. Zarówno w sferze gospodarczej, jak i politycznej. Jaki rząd byłby lepszy dla Niemiec – wielka koalicja CDU/CSU i SPD czy opcja „jamajska”? Bez różnicy. Oba modele reprezentują ten sam typ polityki. Niezależnie od tego, czy będziemy znów mieć czar no-czerwoną koalicję, czy też koalicję „jamajską”, to i tak niczego nie zmieni. Zresztą ani jedna, ani druga nie prze trwa zbyt długo.
najlepsze w historii. Korzystają na tym Niemcy i Polacy i ten model powinien zostać przeniesiony dalej na wschód.
To jaka jest najważniejsza różnica między AfD a pozostałymi partiami? Jesteśmy jedyną partią konserwatywną, jedyną, która myśli wolnościowo i je dyną, która działa patriotycznie – nie nacjonalistycznie, lecz właśnie patrio tycznie. To widać chociażby w naszym podejściu do polityki migracyjnej. Po zostali zaczynają nas naśladować, ponie waż już pojęli swój błąd i to, że kosztował ich słono, utratą wyborców. Dziś wszy scy podnoszą to, o czym my alarmujemy już od dwóch lat. Ale ludzie potrafią od różnić oryginał od kopii. Chcemy takiej polityki, która będzie przede wszystkim nastawiona na realizację interesów na rodu niemieckiego. To zrozumiałe. Roz mawiamy teraz w polskim parlamencie. Czego oczekujecie od polskiego parla mentu? Aby były w nim reprezentowane interesy narodu polskiego. Tak być po winno. Niczego innego nie oczekujemy od niemieckiego rządu, bez względu na to, kto go będzie tworzył.
Z badań Instytutu Kilońskiego wynika, że spośród europejskich partnerów handlowych Rosji najwięcej
Powiedział Pan o myśleniu wolnościowym... Jak jest w tej chwili w Niemczech z wolnością słowa?
Powinniście powiedzieć: nie; jeżeli nie możemy o tym decydować w obrębie ram prawnych Unii Europejskiej, to trzeba zmienić te ramy prawne albo opuścić struktury unijne. Owszem, to postawienie sprawy na ostrzu noża, ale się opłaci.
Istnieje, ale jest zagrożona. Mamy tzw. „Netzwerkdurchsetzungsgesetz” [prawo nazywane potocznie również „Prawem Facebooka”, weszło w życie 1 października 2017 r.]. To jest pra wo zezwalające de facto na cenzurę w internecie. Na jego podstawie treści w mediach społecznościowych są sy stematycznie sprawdzane. Jeśli natrafi się na określone słowa kluczowe, to można blokować strony, na których występują. To oczywiście stanowi za grożenie dla wolności słowa. Dlatego przeciwstawiamy się temu prawu ze wszystkich sił i będziemy tę kwestię poruszać w Bundestagu. Przecież ja też muszę znosić poglądy, z którymi
Komisja Europejska rozpoczęła procedurę, która może zakończyć się nałożeniem na Polskę sankcji. Co Pan o tym sądzi? Polska nie powinna się przed tym ugi nać, tylko wyraźnie zaznaczyć, że z taką Unią Europejską nie może być mowy o współpracy, ponieważ jest ona w błę dzie. Doświadczenie Brexitu uzmysło wiło nam, że narody są w stanie wywró cić Unię do góry nogami. Jeżeli Unia Europejska będzie próbowała rzucić kraje Grupy Wyszehradzkiej na kolana, jeżeli będzie próbowała narzucać im kwoty imigrantów – powinniście po wiedzieć: nie; jeżeli nie możemy o tym decydować w obrębie ram prawnych Unii Europejskiej, to trzeba zmienić te ramy prawne albo opuścić struktury unijne. Owszem, to postawienie sprawy na ostrzu noża, ale się opłaci. Czy widzi Pan przyszłość dla waluty euro? Widzę, ale to nie jest dobra przyszłość. W dłuższej perspektywie może się oka zać, że kraje Południa odpadną. Nie mogę powiedzieć, jak długo to będzie funkcjonować, mamy do czynienia z historycznym eksperymentem. By łoby lepiej zakończyć ten eksperyment, bo wszystkie uczestniczące w nim kraje ponoszą straty. Dlatego mam nadzieję, że euro w obecnej formie nie będzie mieć przyszłości, a zamiast niego wy
Jak już wielokrotnie podkreślałem, musimy wspólnie patrzeć w przyszłość, a tego typu spory tylko obciążą nasze relacje. Nie chcę teraz dywagować, na ile uprawnione są te żądania, zwłaszcza że wysuwa się je 70 lat od zakończenia II wojny światowej. się nie zgadzam, i to należy do demo kracji. W Bundestagu niektórzy ludzie opowiadają bzdury – i to też jest de mokracja. Tymczasem usiłuje się wy kluczać niektóre poglądy, takie, które są uznawane za prawicowe. Co dziś w Niemczech oznacza „być konserwatystą”? Przez stulecia kształtowała nas chrześ cijańska, zachodnia kultura. A teraz odnotowujemy w kraju znaczny wzrost liczby muzułmanów. Jeżeli nic się nie zmieni, nasza kultura nie przetrwa. Chcielibyśmy zapewnić przetrwanie wartości, które są dla nas fundamen talne. Byłem wczoraj we Wrocławiu na jarmarku bożonarodzeniowym. To było wspaniałe, żadnej policji. Pójdź cie w Niemczech na taki jarmark, wszędzie będzie pełno policji. Już nie mówiąc o tym, że u nas to już nie jest jarmark bożonarodzeniowy, tylko „jar mark świateł”. Z uwagi na muzułmań ską mniejszość nie można swobodnie mówić o Bożym Narodzeniu, ponieważ łączy się ono w sposób nierozerwalny z chrześcijaństwem. W szkołach też nie wolno mówić o świętach Bożego Naro dzenia. Ostatnio w jednej ze szkół pod Hamburgiem muzułmańska uczennica
kształcą się mniejsze związki walutowe. Kilka miesięcy temu Polska podniosła kwestię reparacji wojennych od Niemiec. Jaki jest Pana stosunek do polskich roszczeń? Ostatnio często słyszę to pytanie. Od powiem najszczerzej jak potrafię. Przy całej sympatii dla Polski nie uważam wysunięcia tych żądań za rozsądne. Jest to coś, co nas cofnie. Jak już wielokrotnie podkreślałem, musimy wspólnie patrzeć w przyszłość, a tego typu spory tylko obciążą nasze relacje. Nie chcę teraz dy wagować, na ile uprawnione są te żąda nia, zwłaszcza że wysuwa się je 70 lat od zakończenia II wojny światowej. Wojny strasznej, ale warto pamiętać, że politykę kształtuje przyszłość, a nie przeszłość. Czyli w sprawie reparacji dla Polski AfD mówi jednym głosem z kanclerz Angelą Merkel i kierownictwem SPD. Jesteście wyjątkowo w tej sprawie zgodni. Nie kwestionuję tego, że istniałyby przesłanki do wysunięcia pewnych roszczeń, ale uważam, że próba wcie lenia ich w życie byłoby niemądra i szkodliwa dla przyszłych stosunków polsko-niemieckich. K
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
7
F·R·A·N·C·J·A W styczniu 2017 roku nic nie zapowiadało trzęsienia ziemi na francuskiej scenie politycznej. Po rezygnacji z udziału w wyborach prezydenckich François Hollande’a panowała we Francji niemal powszechna opinia, jego następcą będzie kandydat partii Republikanie, François Fillon.
Francuski krajobraz polityczny w dobie macronizmu
wyborami prezydenckimi. Hamon był postrzegany zarówno przez zdecydo waną większość elektoratu centrole wicowego, jak i przez polityków cen trolewicowych jako polityczna kopia kandydata skrajnej lewicy Jeana-Luca Mélenchona. Faktycznie trudno nie zauważyć wielu zbieżności w postula tach Hamona i Mélenchona, zwłasz cza w domenie społecznej. Polityczna bliskość ich programów wyborczych spowodowała wyborczą klęskę kan dydata Partii Socjalistycznej. Elektorat ultralewicowy wolał oddać głos na ory ginał, a nie na kopię, jak postrzegano Benoîta Hamona. Na Hamona oddał głos jedynie twardy elektorat partii so cjalistycznej, głosując nie tyle na niego, co na logo PS.
Zbigniew Stefanik
W
styczniu 2017 roku nad Sekwaną spra wowała władzę Par tia Socjalistyczna, która cieszyła się jeszcze dwucyfrowym poparciem. Prawybory na lewicy mia ły dopiero się odbyć. Front Narodowy zaś przygotowywał się do wyborczego starcia. Poparcie społeczne jego przy wódczyni Marine Le Pen rosło i liczyła ona na bezprecedensowo wysoki wynik dla siebie i swojego obozu politycznego zarówno w wyborach prezydenckich, jak i parlamentarnych. François Fillon nie zastąpił jed nak François Hollande’a w pałacu prezydenckim. Obecnie były kandydat Republikanów w wyborach prezyden ckich nie bierze już czynnego udziału we francuskim życiu politycznym. Par tia ta przegrała wybory prezydenckie i parlamentarne. Stawiać teraz czoło wewnętrznym konfliktom i niekoń czącym się rozłamom. Jeszcze rok temu rządząca nad Sek waną Partia Socjalistyczna znajduje się w sytuacji bezprecedensowego kryzy su. Jej szeregi opuścili niemal wszyscy dotychczasowi liderzy. Ci, którzy po zostali, prowadzą zaś dyskusję o tym, czy partia socjalistyczna ma w ogóle we Francji przyszłość. Front Narodowy nie osiągnął tak wysokiego wyniku w wyborach pre zydenckich, jakiego spodziewała się Marine Le Pen. Wybory parlamentarne przyniosły mu potężną klęskę. Dzisiaj partia ta walczy o przetrwanie, a Ma rine Le Pen i inni liderzy tego ugru powania są coraz częstszymi „gośćmi” we francuskiej prokuraturze. Muszą odpierać zarzuty o defraudacje finan sowe oraz o finansowanie swojej dzia łalności politycznej ze środków nade słanych z Rosji. Wybory prezydenckie nad Sekwa ną wygrał Emmanuel Macron – mi nister gospodarki w rządzie Manuela Vallsa; Macron, któremu jeszcze rok temu większość komentatorów i ana lityków nie dawała żadnych szans na zwycięstwo. Jego polityczny ruch La République en Marche wygrał wybory parlamentarne, co zapewniło Macro nowi stabilną większość w niższej iz bie francuskiego parlamentu. Obecnie prezydent ma właściwie polityczny mo nopol nad Sekwaną, albowiem rozgro mione, do niedawna największe obozy polityczne nie są w stanie prowadzić działań, które mogłyby skutecznie sta nąć Macronowi na drodze do realizacji jego politycznych planów. Dowiodły tego kilka miesięcy temu całkowicie nieskuteczne akcje protestacyjne, kiedy to rząd Edouarda Philippe’a wprowa dzał we Francji reformę prawa pracy. Kolejnym dowodem na niemoc fran cuskiej politycznej opozycji jest klęska samorządowców należących do Partii Socjalistycznej i Republikanów, prote stujących przeciw wprowadzania przez francuski rząd reformy fiskalnej.
Przyczyny upadku największych obozów politycznych nad Sekwaną Zarówno Partia Socjalistyczna, jak i Re publikanie tracili stopniowo poparcie społeczne od 2014 roku. Wybory do europarlamentu z czerwca 2014 ro ku wygrał Front Narodowy. Partia Re publikanie uplasowała się na drugim miejscu, a rządząca wówczas Partia
Socjalistyczna zajęła w rywalizacji wyborczej trzecie miejsce. W wybo rach samorządowych, które również odbyły się w roku 2014, Republikanie zwyciężyli, jednak nie tak wysoko, jak spodziewali się komentatorzy i anality cy francuskiej sceny politycznej. W tych wyborach polityczny suk ces odniósł FN i przejął nawet władzę w niektórych samorządach francu skich. W wyborach do rad departamen talnych z marca 2015 roku nie udało się Republikanom wygrać w pierwszej tu rze, po raz kolejny wbrew prognozom. Ówczesna partia Nicolasa Sarkozy’ego wygrała te wybory, to fakt, ale dopiero w drugiej turze, a w wielu departamen tach zawdzięczała swe zwycięstwo pa nującej nad Sekwaną niepisanej regule „wszystko, tylko nie FN”. W wyborach regionalnych z grudnia 2015 roku sta wało się coraz bardziej jasne, że dwa największe obozy polityczne nad Sek waną, czyli Partia Socjalistyczna i Re publikanie, tracą społeczne poparcie. Kandydaci Frontu Narodowego ma sowo weszli do drugiej tury wyborów regionalnych, a sam FN miał szanse na objęcie władzy w czterech regio nach Francji. Tak się jednak nie stało dzięki po litycznemu sojuszowi między republi kanami i socjalistami w tych regionach, gdzie FN miał szanse na zwycięstwo. FN nie objął władzy w żadnym regio nie, ale wyniki wyborów regionalnych i działania polityczne podjęte przez li derów PS i LR wskazywały na to, że tak naprawdę w wyborach regionalnych nie ma jednoznacznie zwycięskiego obozu politycznego. Wniosek wówczas był taki, że kończy się we Francji tak zwana dwupartyjność, a Republikanie są coraz mniej postrzegani jako alter natywa dla ówcześnie rządzących we Francji socjalistów.
Prawybory – nietrafione remedium na utratę poparcia Liderzy Partii Socjalistycznej i Repub likanów zaczęli sobie zdawać sprawę z utraty poparcia społecznego. Postano wiono wiec zorganizować prawybory, by wyłonić kandydatów w wyborach prezydenckich obu partii. Prawybory były wówczas obyczajem partii socja listycznej. W 2011 roku François Hol lande został kandydatem PS w wybo rach prezydenckich dzięki zwycięstwu w tzw. prawyborach lewicy. LR posta nowili pójść za jej przykładem. W ten sposób liderzy obu partii chcieli odzy skać poparcie i zaufanie społeczne, al bowiem tak, jak w prawyborach lewicy, w prawyborach prawicy mógł oddać głos każdy francuski obywatel, który posiadał prawa wyborcze, bez względu na jego partyjną przynależność. Wewnętrzna kampania wyborcza poprzedzająca prawybory prawicy była szeroko relacjonowana przez wszyst kie francuskie media. Największe sta cje telewizyjne prywatne i publiczne zorganizowały debaty między kandy datami ubiegającymi się o nominację w wyborach prezydenckich. Panowało niemal powszechne przekonanie, że prawybory prawicy wyłonią następcę François Hollande’a. Sondażowym faworytem prawybo rów prawicy był Alain Juppé. Były pre mier i mer Bordeaux cieszył się popar ciem aparatu partyjnego Republikanów, a zdecydowana większość francuskich
komentatorów widziała w nim przy szłego prezydenta Francji. Tak się jed nak nie stało. Alain Juppé prawybory prawicy przegrał. Wygrał je Franço is Fillon, co doprowadziło do klęski aparatu partyjnego Republikanów i do podziału w tym obozie politycznym. Analogiczna sytuacja miała miejs ce na lewicy, gdzie aparat partyjny Par tii Socjalistycznej przegrał prawybory. Zwyciężył w nich Benoît Hamon, poli tyk, który przez cały okres sprawowa nia nad Sekwaną władzy przez Partię Socjalistyczną krytykował François Hollande’a, urzędujących premierów oraz kierownictwo i aparat partyjny PS. Klęska aparatów partyjnych PS i LR w prawyborach doprowadziła do dezorganizacji obu obozów politycz nych, co było widoczne podczas kam panii wyborczej poprzedzającej wybory prezydenckie nad Sekwaną.
Fillongate główną przyczyną klęski Republikanów 25 stycznia 2017 roku pojawiły się me dialne publikacje oskarżające François Fillona o defraudacje finansowe. Po czątkowo Fillon lekceważył te donie sienia i mówił publicznie o kalumniach i brudnej kampanii politycznej. Jednak oskarżenia o defraudacje całkowicie zdezorganizowały jego kampanię wy borczą i już do jej końca musiał odpie rać zarzuty o nieuczciwość. To sprawi ło, że jego propozycje polityczne zeszły na dalszy plan. Sama partia Republikanie po dzieliła się co do kandydatury Fillona w wyborach prezydenckich. Część li derów uznała, że należy zmienić kan dydata i proponowali Alaina Juppé. Inni uważali, że zmiana kandydata jest niemożliwa, ponieważ François Fillon został wybrany w drodze procesu pra wyborczego, a zmiana kandydata na mocy decyzji zarządu partii odebrałaby ugrupowaniu wiarygodność. Pojawił się również pomysł powtórzenia pra wyborów. Juppé odmówił zastąpienia Fillona, część liderów republikańskich zaczęła dystansować się od kandydata własnej partii, a niektórzy politycy LR mniej lub bardziej otwarcie udzielali na finiszu kampanii wyborczej poparcia Emmanuelowi Macronowi. Fillon prze grał wybory prezydenckie i postanowił wycofać się z francuskiego życia poli tycznego. Obecnie pracuje w sektorze prywatnym.
Przedwyborczy podział w Partii Socjalistycznej Zwycięstwo Benoîta Hamona w pra wyborach lewicy doprowadziło do po działów i w końcu do rozłamu w PS. Dla centrolewicowych polityków ul tralewicowy Hamon był persona non grata; część z nich udzieliła więc po parcia Macronowi – np. czołowy po lityk partii, ówczesny minister obrony, a obecny minister spraw zagranicznych Jean-Yves Le Drian. Wielu polityków tej partii poszło za jego przykładem i dołą czyło do ruchu en Marche jeszcze przed
Klęska Frontu Narodowego Kandydatce FN we francuskich wy borach prezydenckich udało się wejść do drugiej tury. Jednak o ile pierwszy tydzień kampanii wyborczej Marine Le Pen między turami wyborów moż na uznać za w miarę udany, to wielką klęskę odniosła w telewizyjnej deba cie przedwyborczej z Emmanuelem Macronem. Marine Le Pen przegrała tę debatę, albowiem nie udało jej się wykazać, że jest merytorycznie przygo towana do roli prezydenta Francji. To odebrało jej wielu wyborców François Fillona, którzy zamierzali zagłosować w drugiej turze przeciwko Macrono wi, a po debacie postanowili oddać głos nieważny albo nie wziąć udziału w drugiej turze wyborów. Marine Le Pen osiągnęła o wiele niższy wynik od prognozowanego. Nazajutrz po wyborach prezyden ckich rozpoczęły się w FN rozliczenia. Doprowadziły jeszcze przed wyborami parlamentarnymi do rozłamu w partii, który solidnie przyczynił się do klęski Frontu Narodowego w wyborach par lamentarnych 6 tygodni po wyborach prezydenckich. Frontowi Narodowe mu udało się uzyskać jedynie cztery mandaty do niższej izby parlamentu, co uniemożliwiło mu stworzenie par lamentarnego klubu.
Obecny stan trzech niegdyś największych obozów politycznych nad Sekwaną Większość najbardziej rozpoznawal nych francuskich polityków utożsa miających się z lewicą opuściło Partię Socjalistyczną, która przypomina coraz bardziej polityczny tonący statek. Jej klub parlamentarny liczy obecnie zale dwie kilkudziesięciu posłów – najmniej w jej historii. Jeszcze rok temu partia władzy, ma obecnie niskie poparcie społeczne, a jej fatalny wynik wyborczy sprawił, że musi nauczyć się funkcjo nować ze środków o wiele niższej niż dotychczas dotacji państwowej. Zamy ka swoje siedziby w terenie i zwalnia pracowników. Warto dodać, że obecnie Partia Socjalistyczna musi zmagać się z konkurencyjnym lewicowym bytem politycznym – ugrupowaniem Jeana -Luca Mélenchona La France Insoumi se. To wszystko każe postawić pytanie: czy w obecnym kształcie francuska Par tia Socjalistyczna ma w ogóle politycz ną przyszłość? Partia Republikanie, choć dwa razy pokonana – zarówno w tegorocznych wyborach prezydenckich, jak i parla mentarnych – zdołała jednak ograni czyć polityczne straty. Pozostaje silną partią we francuskich samorządach. Ma mocne i prężne struktury tereno we. Dodatkowo udało się jej utrzymać większość we francuskim senacie w wy niku tegorocznych częściowych wy borów do wyższej izby francuskiego parlamentu. Jednak pomimo stosun kowo silnej pozycji na francuskiej sce nie politycznej, LR musi stawiać czoła wewnętrznym problemom. Jej politycy podzielili się na dwie frakcje. Pierwsza to tzw. konstruktywni – „les constructifs”. Najczęściej po pierają oni politykę rządu Edouarda Philippe’a, a w niższej izbie francuskie go parlamentu głosują tak samo jak La
République en Marche. Dodatkowo coraz bardziej dystansują się od włas nej partii; założyli własny byt politycz ny, którego nazwa brzmi „Agir”, czyli ‘działać’. Druga frakcja Republikanów składa się z polityków niegdyś skupio nych wokół François Fillona i Nicolasa Sarkozy’ego. Chcą odbudować partię LR i uczynić z niej główną siłę opozy cyjną wobec La République en Marche. 10 grudnia 2017 roku członkowie i działacze LR wybrali nowego prze wodniczącego tego ugrupowania. Zo stał nim niegdyś bliski współpracownik Nicolasa Sarkozy’ego, Laurent Wauqui ez. W wewnętrznym głosowaniu, które odbyło się za pomocą internetu, wzięło jednak udział tylko nieco ponad 40% członków partii, a zwycięstwo Wauqui eza doprowadziło do kolejnego roz łamu w LR. Komentatorzy nad Sek waną oceniają zwycięstwo Wauquieza w wyborach na przewodniczącego LR jako odcięcie się tego ugrupowania od swojego centroprawicowego i centro wego skrzydła. Zdaniem wielu anality ków Republikanie pod przywództwem Laurenta Wauquieza będą ugrupowa niem już nie centroprawicowym, ale wyłącznie prawicowym. Zabraknie w nim miejsca dla Juppéistów, którzy mogą wobec tego definitywnie związać się z la République en Marche, a partia będzie miała trudności z pozyskaniem elektoratu centrowego i centroprawico wego, który powiększy wyborczy stan posiadania La République en Marche. Front Narodowy po swojej po trójnej klęsce wyborczej (przegrana w wyborach prezydenckich, parlamen tarnych i w częściowych wyborach do senatu) pogrąża się w coraz większym kryzysie wewnętrznym, a niektórzy ko mentatorzy ryzykują wręcz stwierdze nie, że po prostu upada. Po wyborach parlamentarnych jego szeregi opuścił skonfliktowany z Marine Le Pen Flo rian Philippot. Po opuszczeniu FN za łożył on stowarzyszenie „Les Patriotes” – Patrioci – i zamierza rywalizować z Frontem Narodowym o wyborców. Sama Marine Le Pen, nieustannie atakowana w mediach przez swojego ojca Jean-Marie Le Pena, ma coraz większy problem z utrzymaniem przy wództwa w ugrupowaniu. Co więcej, ona i inni liderzy FN muszą stawiać czoła oskarżeniom o defraudacje fi nansowe i o nielegalne pozyskiwanie na swoją działalność polityczną, jak i na działalność FN funduszy w Rosji Putina. Banki odmawiają współpracy z tą partią do tego stopnia, że francu ski Bank Narodowy musiał wyznaczyć bank, który utworzył u siebie konto Frontowi Narodowemu, tak aby par tia ta mogła przyjmować państwową dotację i składki członkowskie. Marine Le Pen usiłuje zbudować prawicowe ugrupowanie składające się z FN i mniejszych prawicowych partii, tak aby skuteczniej niż dotychczas ry walizować z Republikanami o prawi cowych wyborców. Jednak i ten pro jekt obecnie ponosi całkowite fiasko. Mniejsze partie polityczne odmawiają współpracy z Frontem Narodowym. Co więcej, koncepcja Marine Le Pen tzw. zjednoczenia prawicy nie cieszy się poparciem wielu liderów Frontu Narodowego, którzy obawiają się, że rezygnacja FN ze swojego logo może doprowadzić to ugrupowanie do cał kowitej utraty poparcia społecznego i wyborczego nad Sekwaną.
Prognozy dla francuskiej sceny politycznej Aktualnie ugrupowanie rządzące La République en Marche jest najwięk szym i najsilniejszym politycznym bytem nad Sekwaną. Jednak wie le wskazuje na to, iż brak spójności światopoglądowej, personalne konflik ty i niespełnione ambicje polityczne niektórych liderów LREM mogą dopro wadzić do stopniowej erozji i w koń cu do rozłamu w obozie politycznym macronistów. La République en Marche jest coraz mniej postrzegana (również przez swoich członków i działaczy) jako ugrupowanie szeroko pojętej odnowy we Francji. Wewnątrzpartyjne politycz ne praktyki, jak i metoda wyłaniania przywódców zniechęca członków tego ugrupowania do dalszej działalności pod szyldem LREM. Warto również dodać, iż niemal wszyscy liderzy LREM pochodzą z in nych obozów politycznych i mają długi
polityczny staż. Dla przykładu rząd Edouarda Philippe’a składa się nie mal w całości z polityków z drugiego i pierwszego szeregu Partii Socjalistycz nej, partii François Bayrou Modem oraz Republikanów. Premier Edouard Phi lippe był długoletnim politykiem par tii Republikanie i współpracownikiem Alaina Juppé. Obecny minister spraw zagranicznych Jean-Yves Le Drian wiele lat był politykiem partii socjali stycznej, współpracownikiem i jednym z najbardziej zaufanych ludzi François Hollande’a, w końcu ministrem obrony w rządzie Manuela Vallsa i Bernarda Cazeneuve’a. Obecny przewodniczący La République en Marche Christophe Castaner zaś wiele lat reprezentował w parlamencie partię socjalistyczną. Można więc założyć, iż politycy ci będą chcieli się rozstać, kiedy La République en Marche zacznie tracić poparcie spo łeczne. Wszak LREM jest zaledwie kil kunastomiesięcznym ugrupowaniem, a jego członków, działaczy i liderów łączy jedynie konieczność zapewnienia stabilnej większości parlamentarnej rządowi Edouarda Philippe’a i Emma nuelowi Macronowi. Można spodziewać się, iż fran cuska lewica odbuduje swoje szere gi. Najprawdopodobniej dokona się to jednak pod nowym szyldem. Partia Socjalistyczna zdaje się być politycznie passé. Jednak odbudowa ugrupowania lewicowego, które będzie odgrywało istotną rolę na francuskiej scenie poli tycznej, jest niemal pewne. Albowiem pracownie sondażowe nad Sekwaną szacują, że we Francji szeroko pojęta
Można założyć, iż politycy będą chcieli się rozstać, kiedy La République en Marche zacznie tracić poparcie społeczne. Jego członków łączy jedynie konieczność zapewnienia stabilnej większości parlamentarnej rządowi Edouarda Philippe’a i Emmanuelowi Macronowi. lewica może liczyć na co najmniej 30% wyborców. Trudno jednak dzisiaj przewidzieć, co stanie się z ultralewicową partią Jea na-Luca Mélenchona. Po dynamicznej kampanii poprzedzającej wybory pre zydenckie, ugrupowanie to jest obec nie w odwrocie. Zdaje się, że Jean-Luc Mélenchon nie pozyskuje nowych zwo lenników, a wręcz zaczyna ich tracić. Powodem jest jego niemoc w spełnie niu obietnicy powstrzymania wpro wadzania przez rządzących we Francji ich reform społeczno-gospodarczych. Obecnie nastroje kontestacyjne słabną, a zdecydowana większość Francuzów czeka na skutki już wprowadzonych re form, jak i tych, których wprowadzenie zapowiedziano na najbliższe miesiące. Partia Jean-Luca Mélenchona traci zaś możliwości oddziaływania na francus ką scenę polityczną. Zagadką pozostaje przyszłość sze roko pojętej francuskiej prawicy i jej przyszły kształt. Jaka przyszłość czeka partię Republikanie? Czy ugrupowa nie to stanie się partią stricte prawico wą, która za swoja bazę ideologiczną przyjmie chrześcijaństwo oraz retorykę tożsamościową? Czy LR może wygry wać wybory nad Sekwaną bez centro prawicowego skrzydła i bez poparcia wyborców centroprawicowych? Czy przetrwa Front Narodowy? Czy w oparciu o struktury terenowe FN dojdzie do utworzenia nowej partii prawicowej, składającej się z obecnych członków i działaczy Frontu Narodo wego, jak i z kadr mniejszych francu skich partii prawicowych? Czy Front Narodowy i partia Republikanie będą rywalizowały o prawicowy elektorat? Czy może dojść do „dediabolizacji” Frontu Narodowego? Czy jest moż liwa prawdziwa współpraca między FN i LR? Czy możemy spodziewać się połączenia Frontu Narodowego i Re publikanów w jeden byt polityczny? Od odpowiedzi na te pytania będzie zależała przyszłość francuskiej prawicy. Dzisiaj trudno też powiedzieć, czy La République en Marche stanie się trwałym bytem na francuskiej scenie politycznej. Jedno jednak jest pewne. Zwycięstwo w wyborach prezydenckich Emmanuela Macrona, a następnie zwy cięstwo w wyborach parlamentarnych La République en Marche doprowadzi ło do upadku starego porządku poli tycznego, który funkcjonował we Fran cji jeszcze w styczniu 2016 roku, i jest on dziś definitywnie passé. K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
8
W
latach 1983–1984 wzrastała społeczno -polityczna rola sze regu osób, które gro madził wokół siebie w swej działalności duszpasterskiej ksiądz Jerzy Popiełusz ko. Byli to reprezentanci środowisk ro botniczych, opozycjoniści, działacze związkowi. Ludzie nauki, sztuki, kul tury, tak wierzący, jak i niewierzący. W ocenie władz komunistycznych po wstał tzw. ośrodek żoliborski, którego animatorem i duchowym przywódcą był ksiądz Jerzy. W celu ukrócenia działalności tego ośrodka Departament IV MSW z jed nej strony prowadził działania repre syjne wobec księdza Popiełuszki, do puszczając się względem niego szeregu prowokacji, z drugiej strony zaś Urząd do spraw Wyznań prowadził tak jak ja to oceniam, „dyplomację pingpongo wą” z Sekretariatem Episkopatu Pol ski, kierując doń tzw. pro memoria, w których wskazywano na szkodliwą dla władz tzw. pozareligijną działalność księdza i żądając jej ukrócenia. Te wszystkie działania – łącznie ze znaną pewnie wszystkim tzw. prowoka cją na Chłodnej, kiedy to podrzucono księdzu w jego prywatnym mieszka niu materiały wybuchowe – skończy ły się całkowitym fiaskiem. Nastąpił, można powiedzieć, efekt przeciwny od zamierzonego przez komunistów, czyli ugruntowanie pozycji księdza Je rzego, jednoczącego i łączącego ludzi różnych środowisk, zawodów i świa topoglądów w jedną wspólnotę, zo rientowaną na odzyskanie przez Polskę niepodległości. Efektem działalności duszpaster skiej księdza było też wzmocnienie po zycji hierarchii kościelnej w konfron tacji z władzami komunistycznymi, które nie znalazły sposobu i metod roz wiązania nabrzmiałego, jak to wówczas określali komuniści, problemu Popie łuszki. W tych okolicznościach doszło do tupnięcia butem przez zniecierpli wioną rozwojem sytuacji Moskwę, za troskaną o własne imperialne interesy nie tylko w Polsce, ale i w pozostałych krajach katolickich. Oto 12 IX 1984 ro ku w moskiewskich opiniotwórczych gazetach pojawił się artykuł warszaw skiego korespondenta Toporkowa, któ ry ganił ekipę Jaruzelskiego za to, że pod jej okiem nabożeństwa w kościele na Żoliborzu zamieniły się w politycz ne mityngi, które są prowokacją wobec ZSRR i mają na celu zburzenie przyjaź ni na linii PRL – ZSRR. To oczywiście cytaty z Toporkowa. Reakcja władz PRL nastąpiła na tychmiast. Przygotowano pierwszą si
W jakim celu w tych dniach przesłuchiwano bardzo szczegółowo lekarki prowadzące księdza Jerzego? Komu i do czego miały być potrzebne tego typu informacje o nieboszczyku, którego, zwłaszcza w tym czasie, jeszcze nie było? łową strategię rozwiązania tak zwa nego problemu Popiełuszki, za który miało zapłacić również społeczeństwo. Rolę pierwszoplanową w tych działa niach Kiszczak tym razem powierzył wojskowej służbie wewnętrznej, która już od 15 IX 1984 r. prowadziła dzia łania obserwacyjne wobec później szych czterech skazanych w procesie toruńskim.
17
IX 1984 r. skierowano do episkopatu ostatnie już pro memoria dotyczące księdza Jerzego, w bardzo złowrogim i odbie gającym od dotychczasowego tonie. Urząd do spraw Wyznań grzmiał, że w ośrodku żoliborskim powstała kontr rewolucyjna organizacja duchownych i świeckich o ogólnokrajowym zasię gu, której główną ostoją jest ksiądz Je rzy. Oskarżono hierarchię kościelną o tolerowanie i osłanianie działalności kontrrewolucyjnej pod przywództwem księdza Jerzego, co, jak zaznaczono,
NIEDOKOŃCZONE·ŚLEDZTWO zmusi władze do podjęcia stosownych działań. Od początku października ‘84 ro ku szły pełną parą przygotowania do kombinacji operacyjnej PRL-owskich służb specjalnych, mającej doprowadzić do rozwiązania tzw. problemu Popie łuszki. Kapitan Grzegorz Piotrowski oraz jego podwładni, Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski, poszukiwa li miejsca, w którym po uprowadze niu księdza mieli go umieścić po to
ubrani w mundury funkcjonariuszy MO, i wypytywali o leki podawane księdzu. Pani doktor powiedziała, że chętnie poda księdzu te leki, żeby zawieźli ją do niego. Oni oczywiście odmówili i wezwali ją na przesłucha nie następnego dnia, 23 października. Była wtedy bardzo szczegółowo prze słuchiwana, na jakie schorzenia cierpi ksiądz Jerzy. Zeznała, że ksiądz cierpi na chorobę o nazwie Addisona-Bierme ra. To schorzenie było spowodowane
wszystkie okoliczności lekarki prowa dzące księdza Jerzego? Komu i do czego miały być potrzebne tego typu informa cje o nieboszczyku, którego, zwłaszcza w tym czasie, jeszcze nie było? Jedynym racjonalnym powodem zbierania takich informacji jest to, że ksiądz wciąż pozo stawał przy życiu. A pani doktor Krysty na Pobieżyńska była przesłuchiwana 24 X od godziny czternastej trzydzieści. Tak więc nie możemy wykluczyć, że w tym czasie ksiądz Jerzy jeszcze żył.
Andrzej Witkowski, prokurator Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie, od 2015 roku pozostaje w stanie spoczynku. Dwukrotnie – w 1991 r., potem, na zlecenie IPN, w l. 2000-2004 – prowadził śledztwo w sprawie zabójstwa bł. ks. Jerzego Popiełuszki i dwukrotnie został od niego odsunięty.
Droga do prawdy o zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki Andrzej Witkowski W Warszawie na Bemowie 13 listopada br. odbyła się zorganizowana przez radnego Wojciecha Klażyńskiego debata, zatytułowana „Na drodze do prawdy – bł. ks. Jerzy Popiełuszko”. Prócz prok. Witkowskiego wzięli w niej udział: proboszcz parafii św. Stanisława Kostki w okresie posługiwania w niej bł. Jerzego Popiełuszki, ks. Stanisław Małkowski, ks. Jan Sikorski, prof. Wojciech Polak, działacz dawnej opozycji, obecnie wydawca Piotr Jegliński oraz red. Piotr Litka, autor filmu dokumentalnego pt. „ Jak zginął Popiełuszko”. Podczas debaty Andrzej Witkowski podzielił się swoją wiedzą i oceną wydarzeń dotyczących uprowadzenia i zabójstwa bł. ks. Jerzego Popiełuszki pozyskaną podczas śledztwa w tej sprawie. – jak w swoich wyjaśnieniach stwier dzali w trakcie śledztwa – aby go za straszyć i aby ze strachu zaczął mówić im wszystko, co wie na temat struktur podziemia niepodległościowego. Miej sce takie znaleźli w jednym z bunkrów w miejscowości Kazuń Polski. Jak wy jaśniał w śledztwie 9 XI 1984 roku Pio trowski: „Bunkry znajdowały się jakby w wale ziemnym, składały się z trzech odrębnych pomieszczeń, połączone by ły małym okienkiem, za którym biegł korytarz. Uznałem, iż wspomniany ko rytarz nadaje się jako miejsce do prze chowania księdza Popiełuszki po jego porwaniu. Wówczas też przy bunkrach zostało zebrane kilka kamieni, które miały maskować okienko od bunkra”. Pamiętamy to sformułowanie: „ka mulki do nóg”, którego używano w pro cesie toruńskim. Tu można powiedzieć „kamulki do okna”. Bardzo intensywne prace nad przygotowaniem miejsca do ukrycia księdza po uprowadzeniu pro wadzili Pękala i Chmielewski w dniu 10 X 1984 roku, bez mała dwanaście godzin. I teraz pozostała kwestia daty upro wadzenia. Były wcześniejsze propozy cje, ale ostatecznie zdecydowano się na 19 X 1984 roku. Charakterystyczne, iż był to akurat dzień, w którym Czesław Kiszczak obchodził pięćdziesiąte dzie wiąte urodziny. Tego roku obchodził urodziny po raz pierwszy bardzo wy stawnie, wręcz hucznie. Wersja przebiegu uprowadzenia i zabójstwa księdza przyjęta przez sztab Kiszczaka jest powtarzana przez nie które kręgi historyków do dzisiaj. Jej prawdziwość została zakwestionowana podczas śledztwa, które prowadziłem w ‘91 roku. Już wówczas pewne fak ty przestały się zgadzać z ustaleniami. A już wykluczono ją całkowicie, jako niemającą żadnego związku z rzeczy wistością, podczas drugiego śledztwa, powierzonego mi w IPN, prowadzo nego w latach 2002–październik 2004. W aktach z lat 1984–85 znajdują się poszlaki wskazujące na to, że ksiądz Jerzy mógł jeszcze żyć do godzin wie czornych 24 X 1984 roku. Przywołam te fragmenty, które czerpię z akt sprawy toruńskiej, z pro cesu z lat 1984–85. Mianowicie w dniu 22 X 1984 roku do pani doktor Barbary Jarmużyńskiej-Janiszewskiej – rodzin nej lekarki księdza Jerzego – przyszli funkcjonariusze MO, a przynajmniej
brakiem czynnika wytwarzanego przez organizm. Czynnik ten musi być do starczany z zewnątrz w postaci leku. Oprócz tego ksiądz musiał przyjmować inne witaminy, szczególnie z grupy B, zachowywać dietę wysokobiałkową, wątrobową. Przyjmował też leki z gru py kardiologicznych i uspokajających. Ponadto musiał mieć zawsze przy so bie lek osłaniający wątrobę oraz leki enzymowo-trzustkowe. Nosił przy so bie dawkę tych leków, jednak nigdy nie więcej niż porcja na jeden dzień. Świadek była dokładnie wypytywana o to, gdzie jest przechowywana doku mentacja lecznicza księdza i historia choroby. Panowie nie ograniczyli się do przesłuchania pani doktor Jarmużyń skiej-Janiszewskiej, ale zwrócili się rów nież do lekarki, która prowadziła bez pośrednio księdza Jerzego, do doktor
Ostatecznie przyjęta, narzucona i szczegółowo wyreżyserowana przez sztab Kiszczaka nieprawdziwa wersja uprowadzenia i zabójstwa księdza jest powtarzana do dzisiaj. Głosi się ją jako prawdę tak zwaną naukową. Krystyny Pobieżyńskiej. Potwierdziła ona zeznania pierwszej z pań, a jedno cześnie dodała, że nieprzyjmowanie regularne leków i odżywianie złymi posiłkami może doprowadzić do krwa wienia z przewodu pokarmowego, nie dokrwistości, niewydolności wątroby, a nawet śmierci. W związku z tym należy zapytać: W jakim celu w tych dniach przesłu chiwano bardzo szczegółowo na te
Chciałbym też przywołać zezna nia proboszcza z parafii na Wyżynach w Bydgoszczy, skąd ksiądz Jerzy wy ruszył w swoją ostatnią podróż 19 X. Zeznał on mianowicie, że w dniu tym, przed samym wyjazdem, księdzu Jerze mu zmierzono temperaturę, ponieważ wyglądał na chorego. Miał 38,4°C. Pro boszcz widział też, że przed samym od jazdem ksiądz przyjął kolorową tablet kę, jak to określił. Nie dał się namówić na pozostanie w parafii, powiedział, że jest wcześnie następnego dnia umó wiony na wizytę lekarską w Warszawie.
25
X 1984 roku ksiądz Jerzy został wrzucony do Wi sły z tamy we Włocławku. Po raz pierwszy wydobyto go dzień później, dwudziestego szóstego paź dziernika. Mógłbym przytoczyć wiele dowodów na to, jakie fakty, jakie oko liczności uzasadniają takie ustalenia, co do których ja dzisiaj nie mam żad nych wątpliwości, że tak właśnie było. O tym, co działo się między 26 a 30 X 1984 roku, ze względu na to, że wciąż jest prowadzone śledztwo, nie mogę mówić. Mogę powiedzieć, że działo się bardzo dużo. Ostatecznie oficjalnie wydobyto go 30 X. Chcę w każdym razie podkreślić, że 26 X 1984 następuje kumulacja wy darzeń wskazujących na to, że dzia łania sztabu Kiszczaka motywowane są faktem śmierci księdza. Rozpoczy na się akcja płetwonurków na tamie. Kiszczak wydaje decyzję numer 032 w związku z sytuacją w kraju powstałą po uprowadzeniu księdza Popiełusz ki, w celu, cytuję: „Zabezpieczenia ładu i porządku publicznego w kra ju oraz zapewnienia właściwej koor dynacji. Wypracowania i realizacji prawidłowych kierunków działania służb resortu Spraw Wewnętrznych w sytuacji społeczno-politycznej, to jest działań po uprowadzeniu księdza Popiełuszki”. Powołano na mocy tej decyzji sztab pod kierownictwem szefa służb bezpieczeństwa Władysława Ciasto nia. Charakterystyczne są zadania, ja kie postawiono przed tym sztabem. Mianowicie „wypracowanie kierun ków działań resortu spraw wewnętrz nych, w tym ocen stanu zagrożenia ładu i porządku publicznego oraz bez pieczeństwa państwa, opracowanie koncepcji i zasad przeciwdziałania
zagrożeniom wynikającym z zaist niałej sytuacji, określenie kierunków
30 XI ’84 r. w zderzeniu służbowego samochodu MSW z samochodem ciężarowym giną dwaj funkcjonariusze biura śledczego MSW, którzy w śledztwie wykonywali czynności dotyczące odrzuconej wersji konfrontacji ze społeczeństwem. działań operacyjnych i – uwaga – po dejmowanie dotyczących działań pro filaktycznych i represyjnych, koordy nacja działań jednostek resortu spraw wewnętrznych i organizacja współ działania z Ministerstwem Obrony Narodowej i jego jednostkami orga nizacyjnymi”.
A
więc, można powiedzieć, przygotowywano nam coś w rodzaju stanu wojennego bis w związku z tą sytuacją, oczywiście w ramach tej rozgrywanej kombina cji operacyjnej. Należy podkreślić, że śledztwo od dnia uprowadzenia księ dza było prowadzone według planu zakładającego, że uprowadzenie jest polityczną prowokacją ekstremy So lidarności i osób powiązanych z du chownymi katolickimi, którzy byli niezadowoleni ze stabilizacji życia w kraju. Czynności procesowe w tym kierunku prowadzili oficerowie biu ra śledczego MSW pułkownik Stani sław Trafalski i major Wiesław Piątek. Tworzyli oni fałszywe dowody, mające wykazać, jakoby księdza Popiełusz kę uprowadzili członkowie kontrre wolucyjnej organizacji duchownych i świeckich, przy współudziale gru py kapitana Piotrowskiego. Tej samej organizacji kontrrewolucyjnej, o któ rej pisał Urząd do Spraw Wyznań do episkopatu w pro memoria z 17 IX 1984 roku. W dniu 27 X Kiszczak publicznie stwierdził: „Jak wynika z dotychcza sowego przebiegu śledztwa, rozmyśl ne działania sprawców obliczone są na to, aby możliwie szybko naprowa dzić śledztwo na przypuszczenie, że sprawcami porwania byli funkcjona riusze resortu Spraw Wewnętrznych. Sprawcy na przykład pozostawili na miejscu porwania milicyjnego orzeł ka, posługiwali się nielegalnie użytym sprzętem służbowym MO. Każe się to dopatrywać w ich działaniu świadomej i dobrze przygotowanej prowokacji. Jej organizator zeznał, że planował ją już od dłuższego czasu”. I tu jest nawiązanie do tego, co mieli ustalać wspomniani Trafalski i Piątek. Tymczasem sytuacja przedłużają cej się absencji księdza nie spowodo wała gwałtownych reakcji społecznych, jakie były zakładane przez władze, jakie oni sobie „wymarzyli”. Dominowały smutek i rozpacz, modlitewna zaduma z błagalnymi intencjami o uwolnienie księdza. Kiedy oficjalnie ogłoszono w dniu trzydziestym października, że ksiądz nie żyje, sytuacja ta w nastro jach społecznych niczego nie zmieni ła, a można powiedzieć, że pogłębiła i smutek nad tym, co się stało. I w tych okolicznościach, za pewne jeszcze z innych powodów, których do końca nie znamy, sztab Kiszczaka, najwyższe władze partyj ne i państwowe podejmują decyzję o zmianie o sto osiemdziesiąt stopni całej tej strategii wcześniej przyjętej, zarówno w tej sprawie, jak i wobec całego społeczeństwa. To jakby się ze sobą łączyło. Ostatecznie przyjęta, narzucona i szczegółowo wyreżyserowana przez sztab Kiszczaka nieprawdziwa wersja uprowadzenia i zabójstwa księdza jest powtarzana do dzisiaj. Głosi się ją ja ko prawdę tak zwaną naukową, innym razem historyczną. Mówi się, że są pewne wątpliwości, ale póki co, orze czenia Sądu Wojewódzkiego w Toru niu nikt nigdy nie uchylił, nie unie ważnił. Przerabialiśmy w tym kraju już kiedyś światopogląd naukowy, a tu ta
prawda, tak zwana prawda historycz na czy prawda naukowa, oznacza nic innego, jak tylko nurt kiszczakow ski marksizmu-leninizmu, tak sobie to pozwolę nazwać, który ma się do prawdy tak jak wartość głównego or ganu prasowego KC ZSRR o tej samej nazwie. I ta oficjalnie powtarzana dotąd wersja, po tej gruntownej zmianie stra tegii, brzmi tak oto, że to nie księża prowokatorzy organizacji kontrre wolucyjnej duchownych i świeckich, lecz służbowy przełożony kapitana Piotrowskiego, pułkownik Adam Pietruszka okazał się jedynym pod żegaczem do zbrodni na księdzu, inspiratorem tej zbrodni, który nie potrafił zapanować nad podległymi sobie trzema frustratami, ci bowiem, będąc bezsilni wobec tzw. pozareligij nej działalności księdza, postanowili wreszcie zadziałać, z przyczyn ideo wych, w sposób absolutnie radykalny, co skończyło się pozbawieniem życia kapłana Solidarności. W dniu 2 XI 1984 roku Pietrusz ka usłyszał z ust Kiszczaka, cytuję: „Generale Pietruszka, trzeba dać się zamknąć”, co oznaczało w zasadzie już wydany na niego wyrok. W ten oto sposób Kiszczak upiekł również własną pieczeń, bo do opinii publicz nej poszedł przekaz mający uwiary godnić Kiszczaka i Jaruzelskiego jako tych, którzy nie bacząc na konotacje sprawców, rozprawili się z zabójcami księdza. W trakcie obrad Biura Polityczne go KC PZPR w 27 XI 1984 roku padła zapowiedź Mieczysława Rakowskie go, tego samego, który potem wypro wadził sztandar PZPR, o konieczności tego, aby – i tu uwaga: „zasiąść do stołu z działaczami opozycji politycznej”, co zapowiadało zmianę globalnej strategii w konfrontacji władz komunistycznych ze społeczeństwem. Uwaga też teraz: trzy dni później, 30 XI ’84 roku, w zderzeniu służbo wego samochodu MSW z samocho dem ciężarowym giną dwaj funk cjonariusze biura śledczego MSW, wspomniani Trafalski i Piątek, którzy w śledztwie wykonywali czynności dotyczące tej pierwszej, nieprzyję tej, odrzuconej wersji konfrontacji ze
Chodziło o to, żeby koncepcja zamordowania księdza przez doprowadzonych przezeń do kresu wytrzymałości ideowych frustratów została potwierdzona wyrokiem skazującym i dana wszem i wobec do bezkrytycznego przyjęcia. społeczeństwem, w związku z funk cjonowaniem organizacji kontrre wolucyjnej duchownych i świeckich. Przypomnę, że ta koncepcja głosiła, że członkowie tej organizacji mie li wspólnie z Piotrowskim dokonać uprowadzenia i zabójstwa księdza. Ta wersja została radykalnie odrzucona, a ci panowie już nigdy nam niczego nie będą mogli, z oczywistych przy czyn, opowiedzieć. W następnej kolejności należało spreparować odpowiednio akt oskar żenia, proces sądowy. To już poszło gładko, jako że panowie mieli doświad czenie ze sprawy pobicia ze skutkiem śmiertelnym Grzegorza Przemyka, kiedy to wsadzono niewinnych ludzi do więzienia, tworząc pokazowe czyn ności procesowe w tej sprawie, takie jak aresztowanie mecenasa Bednar kiewicza. Chodziło o to, żeby wytworzyć taką wersję zabójstwa księdza Popie łuszki, aby koncepcja zamordowania księdza 19 X 1984 roku przez dopro wadzonych przezeń do kresu wytrzy małości ideowych frustratów została potwierdzona wyrokiem skazującym i dana wszem i wobec do bezkrytycz nego przyjęcia i akceptacji. Pominąłem wiele istotnych szcze gółów, ale w bardzo wielkim skrócie tak się sprawa przedstawia. K
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
9
E·D·U·K·A·C·J·A
Lipne dyplomy, marne tytuły Na polskich uczelniach zatrudnianych jest wielu profesorów, i to prezyden ckich (tzw. belwederskich), i mnóstwo doktorów habilitowanych tworzących grupę tzw. pracowników samodziel nych, którzy jednak samodzielnie nie zawsze potrafią uformować naukow ców na takim poziomie, aby się liczyli w konfrontacji i współpracy z naukow cami światowymi. Z nazwy samodziel ni, nawet nie zawsze są w stanie for mować absolwentów na należytym poziomie magisterskim czy licencjac kim, stąd dyplomy polskich uczelni niewiele są warte. Wiele z nich to są lipne dyplomy pochodzące z plagiatów, czy po pro stu z kupowania prac stanowiących podstawę otrzymania dyplomu. Firmy piszące od lat prace dyplomowe na za mówienie nie upadają, więc widać, że popyt na nie się utrzymuje. W takich firmach nieraz dorabiają sobie i etatowi pracownicy uczelni, co dokumentuje ich swoisty „etos”. Z tym procederem od lat podej muje się walkę, ale raczej pozorowaną, bo nieskuteczną. Nie bez przyczyny, bo i kadry akademickie, najwyższego na wet szczebla, nie brzydzą się plagiato waniem, dając zły przykład studentom. W ramach reformowania sekto ra akademickiego planuje się nawet zniesienie konieczności pisania prac licencjackich, skoro profesorowie nie są w stanie zapewnić ich poziomu i ory ginalności. Nie mają na to czasu! Tak się tłumaczą, choć za taką pozorowaną pracę są gratyfikowani z kieszeni podat ników. Nie planuje się jednak zniesienia habilitacji i profesur prezydenckich, mimo że ich poziom jest kiepski. Z ostatnich kontroli NIK wynika, że liczba magistrów i doktorów ma leje, a rośnie liczba doktorów habili towanych i profesorów, na ogół po chodzących z „chowu wsobnego”, ale ten wzrost tytularny przekłada się na spadek poziomu tak naukowego, jak i edukacyjnego. W III RP osiągnęliśmy wysoki po ziom formalnego wykształcenia spo
Jesteśmy potęgą, jeśli chodzi o ilość uczelni z nazwy wyższych, ale najlepsze z tych uczelni ciągną się w ogonach prestiżowych rankingów uczelni światowych, a także europejskich.
Utrwalanie mierności Józef Wieczorek
Gdzie są nasze elity? Niestety elity mamy marne. Wiadomo, były niszczone przez okupantów, czy to niemieckich, czy komunistycznych, ale mimo trwania już niemal 30 lat III RP nie uległy one odtworzeniu i nawet nie widać, aby taki proces się zaczął. Należy pamiętać, że ostatnią czyst ką wśród elit nie był rok 1968, o którym to roku się pamięta, lecz okres wojny jaruzelsko-polskiej, i to nie tylko na po czątku wprowadzenia stanu wojennego, ale także przed upadkiem komunizmu, przed rozpoczęciem tzw. transformacji ustrojowej, kiedy weryfikowano elity akademickie niewygodne – bo non konformistyczne. Jednocześnie wśród wielkiej fali emigracyjnej lat 80. znalazły się tysią ce studentów i pracowników akade mickich, co spowodowało ubytek co najmniej kilkunastu procent populacji akademickiej i technicznej. Niestety w III RP te procesy nie zostały zatrzymane. Usuwani z uczelni w ramach czystek politycznych na ogół
Czy ten system naprawi „Konstytucja dla nauki”? System akademicki próbowano w III RP wielokrotnie reformować, ale tak, aby zasadniczo wszystko pozostawa ło po staremu. Stąd uczelnie pozosta ły skansenami nie do końca upadłego systemu komunistycznego. A poziom jeszcze się obniżył, bo relikty innego systemu – II RP – które w PRL-u po ziom jeszcze trzymały, całkiem już odeszły. Zorientowany w kiepskim stanie nauki i szkolnictwa wyższego Jaro
nie wracali na uczelnie, nie unieważ niono prawnie tych ekscesów, chociaż było to bezprawie, od którego nawet do sądów nie można było się odwoły wać, a weryfikatorzy często nie są znani z imienia i nazwiska do dnia dzisiej szego. Beneficjentami PRL-u pozostali konformiści. Po czystkach powstała luka po koleniowa, co stanowiło znakomity pretekst do rozwoju wieloetatowości, a w konsekwencji do pozoranctwa na ukowego i edukacyjnego. uprawianego
Przedwojenna matura w II RP miała większe znaczenie od dyplomu wyższej uczelni w III RP. I nieco podobnie jest z profesurami. Profesor gimnazjum w II RP to był ktoś, profesor wyższej uczelni w III RP – niekoniecznie. łeczeństwa, ale jednocześnie spadek wartości wykształcenia realnego. Starsi wyrażają często opinię, że przedwo jenna matura w II RP miała większe znaczenie od dyplomu wyższej uczelni w III RP. I nieco podobnie jest z profe surami. Profesor gimnazjum w II RP to był ktoś, profesor wyższej uczelni w III RP – niekoniecznie. Jesteśmy potęgą tytularną, ale zara zem mizerią naukową. Ci, którzy upra wiają naukę na poziomie światowym – to margines, podobnie jak ci, którzy potrafią i chcą formować nowych na ukowców na poziomie.
bezużyteczną dla nauki sensu stricto i dla społeczeństwa. Kadry na należytym poziomie to jest jedynie margines dużej, ponad 100-tysięcznej populacji akademickiej, a i ten margines opuszcza kraj, i to na stałe, szukając bardziej przyjaznych wa runków dla swojego rozwoju. Od początku III RP aż do tej pory nie podjęto należytych starań o otwar cie tego systemu na polską diasporę akademicką ani na fachowców pozo stających poza murami uczelni. Czy przy takiej polityce kadrowej jest możliwe wyjście z kryzysu?
RYS. WOJCIECH SIWIK
W
rankingach wyprze dzają nas nie tylko uczelnie takich potęg naukowych jak USA czy Wielka Brytania, ale także uczelnie krajów stosunkowo małych i do potęg naukowych nie należących, jak Holan dia, Irlandia, Austria...
na rosnących jak grzyby po deszczu uczelniach z nazwy wyższych. Na uczelniach niepublicznych, w niemałym stopniu tworzonych przez dawną nomenklaturę, zatrud niani byli na kolejnych etatach pra cownicy z uczelni publicznych. Rzeko mo ta wieloetatowość była wymuszana niskimi zarobkami, ale jakoś tak na tych kolejnych etatach zatrudniani byli najlepiej zarabiający na etatach pierw szych, w tym rektorzy, dziekani i pro fesorowie. Rekordziści zatrudniani byli nawet na kilkunastu etatach i mimo ograni czeń wieloetatowość pozostała do dnia dzisiejszego, bo dwa etaty to też wiele, tym bardziej, że tacy są i na innych po zaakademickich stanowiskach. Prezydenci miast, posłowie, sę dziowie – szczególnie ci szczebla naj wyższego – to często także profesoro wie wyższych uczelni, czasem nie tylko jednej. Nawet jak zaniedbują studentów (bo niby jak inaczej może być?) uczel nie obficie ich wynagradzają, mimo że podobno są biedne. Fakt – moralnie biedne są nadzwyczaj. Emigracja na Zachód się nie zmniejszyła, a nawet po wejściu do UE zdecydowanie się zwiększyła. Ocenia się, że po 2004 roku wyjechało ponad 30 000 młodych ludzi aktywnych na polu akademickim. Przez lata kształ cimy zatem w znacznej mierze elity dla zagranicy, a nie dla Polski. Jednocześnie nie zniesiono barier dla powrotów tych, którzy wyjechali wcześniej; i nie tylko bariera finansowa była tu decydująca. Polski system aka demicki pozostał kompatybilny z kraja mi postkomunistycznymi, stąd jeszcze w 2004 r. uznawano w Polsce dyplomy,
stopnie i tytuły naukowe osiągnięte w takich krajach jak Ukraina, Biało ruś, Mołdawia, Mongolia, Korea Pół nocna, Libia, Kuba itp., a np. wybitny polski naukowiec z kraju zachodniego mógłby być zatrudniony na polskiej, nawet kiepskiej uczelni, co najwyżej na słabo płatnym etacie adiunkta, bo przecież nie miał swoistej dla naszego systemu habilitacji. No, chyba że zrzekł się obywatelstwa polskiego! Jest udoku mentowany przykład takiego potrak towania dr. Zbigniewa (Ben) Żylicza. Mieliśmy zatem do czynienia z dyskryminacją obywateli polskich przy rekrutacji pracowników nauko wych na polskie uczelnie. Do polskiego systemu akademi ckiego wprowadzono jednocześnie wie lu naukowców z habilitacjami pocho dzącymi z tzw. turystyki habilitacyjnej do krajów postkomunistycznych, m. in. na Ukrainę czy na Słowację. Zatem mamy elity zakorzenione w systemie komunistycznym, także mentalnie. Przez lata konkursy na obsadzanie stanowisk akademickich ustawiane są tylko na swoich. Kryteria genetyczno -towarzyskie są ważniejsze od meryto rycznych. Żaden, nawet najwyższej kla sy naukowiec, o ile konkurs nie jest na niego ustawiony, nie ma wiele szans na etatowe zatrudnienie. Kiedyś o zatrud nieniu na uczelni, także o awansach, decydowała POP PZPR. Dziś nader często decydują o tym sitwy akade mickie, aprobujące tylko samych swo ich, którzy im nie zagrażają intelektem i pojmowaniem istoty rzeczy. Trudno się zatem dziwić, że nasze uczelnie są słabo notowane w świe cie, a co gorsza – mało przydatne dla polskiej gospodarki, której innowa cyjność lokuje nas w ogonie państw europejskich. Uczelnie są kolebkami elit, nie tyl ko akademickich, ale także politycz nych, gospodarczych, kulturalnych, ale skoro uczelnie są kiepskie, to i eli ty także.
Co z wymianą kadr? Przy instalacji systemu komunistyczne go kadry uformowane w II RP i mało przydatne lub nieprzydatne do budowy nowego systemu zastępowano stopnio wo kadrami formowanymi przez ZMP i PZPR. Z uczelni rugowano przedwo jennych profesorów, aby ci nie wpływali negatywnie na młodzież akademicką. Wielu przenoszono na wcześniejszą emeryturę lub przesuwano do utwo rzonej Polskiej Akademii Nauk. Po 1968 r., kiedy wprowadzono do systemu akademickiego tzw. „docentów marcowych” za zasługi w utrwalaniu władzy ludowej, nie patrząc na kryteria
merytoryczne, a katedry obsadzane jeszcze przez starych profesorów za stępowano instytutami obsadzanymi przez generację ZMP, poziom eduka cji wyższej, jak i poziom moralny kadr akademickich wyraźnie się obniżał. Okres wojny jaruzelsko-polskiej z czystkami kadrowymi dopełnił pro cesu degradacji środowiska akademi ckiego, który po 1989 r. bynajmniej nie został zatrzymany. Po czystkach końca PRL i wzmo żonej emigracji pozostała luka pokole niowa, ale naukowców niewygodnych dla beneficjentów i tak nie przywracano na uczelnie. Nadal stanowili zagrożenie dla stabilnego patologiami środowi ska akademickiego. Pozostali w nim natomiast zarówno jawni, jak i tajni współpracownicy systemu kłamstwa i ich zwolennicy. Nikogo dziś nie bul wersuje rektor, który na początku roku akademickiego mówi otwarcie – my oszukujemy! Ale na oszukiwaniu, na pozoranctwie naukowym i edukacyj nym silnych uczelni nie da się zbu dować. Do tej pory nie podjęto próby de komunizacji środowiska akademickie go, a spóźniona o lata próba lustracji spotkała się z nonkonformistycznym protestem zwykle konformistycznych
Prezydenci miast, posłowie, sędziowie – szczególnie ci szczebla najwyższego – to często także profesorowie wyższych uczelni, czasem nie tylko jednej. Nawet jak zaniedbują studentów (bo niby jak inaczej może być?) uczelnie obficie ich wynagradzają. kadr akademickich, które za żadne skarby nie chcą poznać swej historii. Próby reformowania systemu akademickiego bez zmian kadrowych nie dają pozytywnego rezultatu. Ne gatywnie selekcjonowane środowisko akademickie tak w PRL, jak i w III RP utrwala jedynie patologie, pozoruje edukację z nazwy jedynie wyższą i na ukę na potrzeby zdobywania kolejnych stopni i tytułów, a w niemałym stopniu
w których pracują? Który polski pro fesor, np. z uniwersytetu Harvarda czy z Oxfordu, zechce wrócić do Polski, gdzie nie będzie mógł promować dok torów, bo nie ma habilitacji? W jaki sposób osiągniemy dosko nałość naukową, skoro nieraz słaby doktor habilitowany – bo takich ma my coraz więcej – będzie miał większe prawa kreowania nowych naukowców z uprawnieniami niż wybitny doktor o światowym dorobku? Konstytucja nie stymuluje powoływania międzynaro dowych komisji do oceny kandydatów na kolejne stopnie czy stanowiska na ukowe. Polski doktor (nawet wykluczo ny z polskiego systemu akademickiego) może być członkiem takich komisji w innych krajach, ale nie w Polsce! Projektu reform korzystnych dla polskiej diaspory akademickiej nie przygotowano. Art. 3. 2. „Konstytu cji” mówi: System szkolnictwa wyższego i nauki funkcjonuje z poszanowaniem standardów międzynarodowych, zasad etycznych i dobrych praktyk w zakresie kształcenia i działalności naukowej oraz z uwzględnieniem szczególnego znaczenia społecznej odpowiedzialności nauki. Proponowane założenia odbiega ją jednak od standardów międzyna rodowych (szczególnie zachodnich),
Kiedyś o zatrudnieniu na uczelni, także o awansach, decydowała POP PZPR. Dziś nader często decydują o tym sitwy akademickie, aprobujące tylko samych swoich, którzy im nie zagrażają intelektem i pojmowaniem istoty rzeczy. sław Gowin, minister w rządzie „do brej zmiany”, przystąpił do próby re formowania tego sektora, zdając sobie sprawę, że bez tego inne reformy, w tym najważniejsza – gospodarcza, nie mogą rozwinąć skrzydeł. Po dwóch latach prac, po dzie więciu konferencjach zorganizowano Narodowy Kongres Nauki, na którym minister ogłosił projekt nowej ustawy o nauce i szkolnictwie wyższym, na zwany „Konstytucją dla nauki.” Niestety nie jest to projekt rady kalnych zmian, a takich zmian wymaga ten obszar. Projekt konsoliduje dotych czasowe ustawy, nieco spraw modyfi kuje w dobrym kierunku, więc może bezpośrednio nie zaszkodzi temu sek torowi, ale czy go poprawi znacząco? „Konstytucja” skonstruowana jest na słabym fundamencie. Nie uwzględ nia genezy obecnych kadr akademi ckich i nie bierze pod uwagę zmian kadrowych, bez czego trudno sobie wyobrazić możliwość przeprowadze nia głębokich reform i skuteczne ich wdrożenie w życie. „Konstytucja dla nauki” jest raczej obszerną (175 stron, 457 art.), szczegó łową instrukcją obsługi uczelni, a nie dokumentem prezentującym filozofię i główny zestaw reguł, którymi uczel nie, instytucje naukowe mają się kie rować w swej działalności. Na kształcie konstytucji zaważyła filozofia jej opracowania. Propozycje zmian przygotowywały trzy krajowe zespoły beneficjentów tego dotąd pa tologicznego systemu, a nie poproszono o przygotowanie osobnej wersji ustawy polskich naukowców pracujących za granicami, w dobrych ośrodkach nauko wych. Warto by było z taką propozycją się zapoznać, poznać, jak działają syste my bardziej wydajne i zastanowić się, dlaczego polscy naukowcy w krajowym systemie mają osiągnięcia dość mierne, a poza granicami kraju – znaczące. Różnice finansowe tego nie tłuma czą wystarczająco. Również w Polsce jedni są finansowani i niewiele znaczą cego robią, a inni i bez finansowania ro bią więcej, ale tych nikt u nas nie chce! Może tu jest pies pogrzebany – mamy nadal negatywną selekcję kadr odziedziczoną po PRL-u. Negatywnie wyselekcjonowani nie chcą tak napraw dę tego systemu radykalnie zmienić i nie chcą nawet poznać propozycji zmian opracowanych przez tych, któ rzy do tego patologicznego systemu po prostu się nie nadają. Minister mówi o potężnej diaspo rze polskich naukowców, których by chętnie widział z powrotem w polskich ośrodkach, ale póki co, nawet ich nie ma w polskich bazach danych ludzi nauki – z małymi wyjątkami. Jeszcze przed ujawnieniem „Kon stytucji dla nauki” utworzono Narodo wą Agencję Wymiany Akademickiej (NAWA), która ma m.in. wspierać pow roty do kraju polskich naukowców. Ale jakie zapisy „Konstytucji” ich do te go zachęcą, skoro nasz system nadal nie będzie kompatybilny z systemami,
nie rokują nadziei na poprawę niskich zasad etycznych (czy raczej ich braku) i dobrych praktyk (często bardzo złych) w zakresie kształcenia i działalności naukowej. W „konstytucji” nie widać sku tecznych mechanizmów eliminowa nia patologii negatywnie wpływających na efekty nauki i edukacji. A należało się spodziewać opcji: zero tolerancji dla patologii w nauce i szkolnictwie wyższym. Nie prowadzi się nawet monitoringu patologii akademickich, w ustawie nie ma propozycji instancji rzecznika praw pracownika nauki/me diatora akademickiego, więc krzywdze ni pracownicy nie będą mieli gdzie się zwracać, aby takie problemy rozwiązać. Dla zrealizowania ustawy minister zapowiada zwiększenie wydatków na naukę z obecnych 0,43 proc. PKB do 1% PKB, ale nie deklaruje zwiększenia efektywności wydatków. Warto mieć na uwadze fakt, że na sze sądownictwo pochłania 1,77% PKB przy średniej europejskiej 0,6%, a ten sektor jest jeszcze w gorszym stanie niż sektor akademicki. Czy zatem zwięk szenie środków na sektor nauki do po ziomu wydatków jak w UE poprawi jego jakość? W ostatnich latach prze znaczono dużo środków na infrastruk turę akademicką – i co? Infrastruktura jest na poziomie europejskim, a nauka – poniżej. Nie ma projektu finansowa nia efektów pracy, a nie etatów (czasem fikcyjnych) i kontrolowania finansów kierowanych do sektora nauki i eduka cji, mimo że wyniki tego finansowania są kiepskie. Głęboka reforma nie może polegać na tym, że zrobi się dobrze dla beneficjentów patologicznego systemu. Nie bez przyczyny „konstytucja” spotkała się z życzliwym przyjęciem znacznej części strony środowiska aka demickiego, które na reformy radykal ne zwykle reaguje protestami. To budzi obawy o pozytywne skutki reformy – w końcu to środowisko w niemałym stopniu pochodzi z negatywnej selekcji kadr i ponosi współodpowiedzialność za kiepski stan nauki i edukacji w Polsce. Bez przeniesienia w stan nieszkod liwości tych, którzy znaleźli się w nauce (tzn. na etatach) z przyczyn politycz nych, towarzysko-genetycznych, po ustawianych konkursach, którzy szko dzili, niszczyli lepszych od siebie, któ rzy oszukują studentów – trudno sobie wyobrazić pozytywne zmiany. Pozytyw nym zmianom będą także zapobiegać utrzymane w systemie czynniki pato genne, jak np. brak mobilności kadr czy wieloetatowość za zgodą rektora. Główna wada tej „konstytucji” jest jednak taka, że jej przyjęcie w propono wanym kształcie spowoduje, że przez kolejne lata, co najmniej przez lat kil kanaście, nasz system akademicki nadal będzie niewydolny, a nasze uczelnie za pewne nie wybiją się ponad mierność. Trudno sądzić, że po takiej refor mie ogromny kapitał intelektualny Po laków zostanie należycie wykorzystany do budowy takiej Polski, na jaką Polacy zasługują. K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
10
P·O·L·S·K·A Mecenas Stefan Hambura od lat działa na jednym z najtrudniejszych frontów, polsko-niemieckim. Pana działalność jest przykładem tego, że ważne jest, aby polscy dyplomaci, działacze, dziennikarze – wszyscy ci, którzy zajmują się sprawami zagranicznymi, nie tylko znali perfekt języki, ale również dogłębnie znali tematykę, z jaką mają do czynienia. Wtedy Polska uzyska to, o co walczy. Jest Pan już w Polsce znany. Ale proszę powiedzieć więcej o sobie, o swoich korzeniach, młodości. Urodziłem się w Gliwicach. W tysiąc dziewięć set sześćdziesiątym pierwszym roku, kiedy są siedzi szli do kościoła, dziewiętnastego marca, godzina ósma trzydzieści. W tysiąc dziewięć set siedemdziesiątym ósmym roku, kiedy mia łem siedemnaście lat, wyjechałem do Niemiec na podstawie powołania się na pochodzenie niemieckie, ale wychowałem się w rodzinie polskiej. W Niemczech zrobiłem maturę. Stu diowałem w Bonn, a jako przedmiot studiów wybrałem prawo.
Będę działał aż do skutku Z mecenasem Stefanem Hamburą, prawnikiem, Polakiem mającym obywatelstwo polskie i niemieckie, od lat broniącym praw Polaków i wizerunku Polski, rozmawia Stefan Truszczyński.
Niemieckie prawo, jak zdołałem się zorientować, to jest ogromna ilość dokumentów. Czy Pan uważa, że prawo niemieckie jest jeszcze bardziej obciążone biurokracją, przepisami niż polskie? Czy jest trudne do ogarnięcia? Powiedziałbym, że prawo tu i tu trzeba ogar nąć. Ale mentalność się różni. Bo jak w Niem czech powie się: nie dalej, tylko tu; stop, „halt!” – Niemiec to uzna. Chyba że jest to już inny Niemiec, pochodzący z krajów arabskich itd. A w Polsce każdy się zastanowi: tak jest zapi sane, ale może uda się to jakoś obejść, może mamy jakąś furtkę… Inny przykład różnic. Jako adwokat repre zentuję strony w sądach. Kiedy idę do sądu w Niemczech, jestem jedną ze stron. Albo po zywam, albo reprezentuję oskarżonego. Pod czas rozprawy wszyscy siedzimy. Rozmawiamy, sąd pyta. Oskarżony, strona pozywająca czy pozwany – też siedzi. Rozmawiamy rzeczowo, wymieniamy się argumentami. A tutaj, w Pol sce… Bo tu również występuję przed sądami jako rechtsanwalt – adwokat świadczący usługi prawne w języku polskim, usługi transgranicz ne. I jeżeli występuję w sądach w Polsce, to zawsze, jak się zwracam do sądu, muszę wstać. To jest dla mnie niezrozumiałe. Miałem taki przypadek, gdzie przewodniczący składu sędziowskiego próbował wręcz w ten sposób upokorzyć mojego mocodawcę, nakazując mu powstanie. Uważam to za uwłaczające. Jeste śmy w sądzie, oczywiście wobec majestatu prawa, państwa. Ale to przecież każdy wie. I nie trzeba dodatkowo stawiać na baczność strony czy zawodowych pełnomocników tylko dlatego, że sędziowie sobie tego życzą i nawet nie sprawdzają, czy jest to gdzieś zapisane, tylko jest taki zwyczaj. Jeżeli to jest zwyczaj, myślę, że warto ewentualnie ten zwyczaj zmie nić, bo jest niepotrzebny. Ma tylko na celu za demonstrowanie mocy sądu, ale ja bym wolał, żeby ta moc polegała na argumentach, a nie na gestach. Jak to się stało, że Pan, wykształcony w Niemczech, dogłębnie znający prawo niemieckie, zajął się obroną Polaków, sprawami polskimi? Musiałbym trochę cofnąć się w czasie. Krót ko po tym, jak się przesiedliłem do Niemiec z rodzicami i bratem, który zresztą obecnie jest lekarzem we Francji, zauważyłem, że pol skość w Niemczech jest jakby tępiona. Szed łem kiedyś z bratem po ulicy i rozmawialiśmy po polsku. To był chyba początek lat osiem dziesiątych. I ktoś tam za nami huknął donoś nie: „Hier ist Deutschland, hier wird Deutsch gesprochen! – Tu są Niemcy, tu się mówi po niemiecku!” Popatrzyłem na niego i pomyśla łem sobie: „Hm. Dziwne”. Bo ja zawsze uważałem, że znajomość ję zyków to jest bogactwo. Mam trójkę dzieci. Kiedy dzieci się urodziły, podzieliliśmy się z żoną zadaniami. Jedno z rodziców rozma wiało z nimi po polsku, drugie po niemiecku. Języki od kolebki. To rozwija i pozwala, żeby dzieci później dalej i łatwiej szły w świat niż my. Zawsze uważałem, że język polski jest do brem, które zostało mi dane, i starałem się go pielęgnować. Prawników, adwokatów jest bardzo wielu. A moim atutem był język polski. W Niemczech w latach dziewięćdziesiątych niektórzy adwokaci dorabiali, jeżdżąc na tak sówkach, a kiedy mówiłem wtedy o tym moim kolegom w Polsce, nie mogli w to uwierzyć. A teraz, niestety, staje się to rzeczywistością także w Polsce. Znajomość polskiego mnie wyróżniała z tej dużej grupy kilkuset tysięcy prawników, adwokatów. Mogłem powiedzieć, że rozma wiam po polsku, znam polskie realia i w tym sensie mogłem świadczyć dodatkową pomoc – tym się wyróżniałem. Zaczynał Pan od takich trudnych spraw jak sprawa smoleńska, sprawa Walentynowicz. Czy nadal pełni Pan w tych sprawach rolę pełnomocnika? Tak. Nadal pełnię tę rolę i właśnie kilka dni
temu na ostatniej rozprawie odniosłem pe wien sukces. Bo od dawna zabiegałem w pro cesie przeciwko Tomaszowi Arabskiemu i in nym, żeby został przesłuchany były premier Donald Tusk jako świadek. I teraz udało się. Sąd już wyznaczył termin na przesłuchanie Donalda Tuska dwudziestego trzeciego kwiet nia dwa tysiące osiemnastego roku o godzinie dziesiątej, sala numer dwieście. Sąd Okręgowy w Warszawie na Solidarności. Przesłuchanie otwarte. Tak, że zapraszam i gdyby ktoś chciał przyjść jako publiczność, to trzeba tylko się odpowiednio wcześniej zgłosić. Myślę, że sala będzie pełna. Oczywiście jeżeli pan były pre mier Donald Tusk potwierdzi swoją obecność w tym dniu, bo być może wtedy będzie musiał gdzieś wylecieć, ale damy sobie radę z następ nym terminem. Inny typ spraw, szalenie trudnych, którymi Pan też się zajmuje, to zabieranie dzieci polskim rodzicom żyjącym w Niemczech. Jak można by określić obecny stan prawny w tej kwestii? Co się udało załatwić? I co jest najtrudniejsze? Sprawą dzieci i Jugendamtów [organizacja do spraw zarządzania młodzieżą o statusie urzędu i sieci komórek podlegających samorządom w każdym mieście w Niemczech, przyp. red.] zajmuję się już od kilkunastu lat. Na początku były to sprawy bardzo trudne, często bezna dziejne. Ale od kiedy pani Beata Szydło zosta ła premierem Rzeczypospolitej Polskiej i pan Zbigniew Ziobro ministrem sprawiedliwości, a w jego ministerstwie również się znalazł pan minister Michał Wójcik – nastąpiły wiel kie zmiany w sprawach polsko-niemieckich; oczywiście nie tylko w tych, ale dla mnie tego typu sprawy polsko-niemieckie są konkret nym, namacalnym przykładem. Coś ruszyło, coś drgnęło. I tu chciałbym podziękować pani premier Beacie Szydło, panu ministrowi Zio brze i panu ministrowi Wójcikowi za osobiste zaangażowanie, bo uważam, że wykonują i wy konali kawał dobrej roboty. Mam też nadzieję, że również panu premierowi Morawieckiemu ten temat będzie leżał na sercu. Jest Pan ojcem, ma Pan dzieci. Myślę, że sprawy dzieci muszą każdego normalnego człowieka, ojca, mężczyznę angażować. Jak Pan daje sobie radę z tymi emocjami? Oczywiście angażują. Ale teraz jest dobrze, bo właśnie od czasu zmiany rządu mamy na sali sądowej także przedstawicieli państwa pol skiego. Jeżeli rodzice sobie tego życzą, to na każdej rozprawie pojawia się konsul. A jeżeli jest konsul, to też ten sędzia czy pani sędzia inaczej reaguje i od razu widać, jak się prostu je w swoim fotelu i pyta: „A kim pani czy pan jest?”… A to jest osoba, która patrzy, nic nie mówi, tylko zapisuje, ale jej ranga świadczy sama za siebie. Inna trudna sprawa niemiecko-polska to reparacje. Tutaj Pan jest też mocno zaangażowany. Jak sytuacja w sprawie reparacji wygląda dzisiaj? Jadę do Wielunia. A to było pierwsze miasto, które zostało zbombardowane… Jeszcze przed wypowiedzeniem wojny. Osiemdziesiąt procent miasta zrównano z ziemią. To jest miasto-symbol. Pierwszego września 2017 roku był tam pan prezydent Andrzej Duda. Tam chcemy powołać do życia zespół do spraw strat i szkód wojennych Wielunia w latach tysiąc dziewięćset trzydzieści dzie więć–czterdzieści pięć. Spotkam się z naocz nymi świadkami tego bombardowania, którzy jeszcze żyją. To jakby rozpoczęcie dochodzenia od samego początku, od ataku na Polskę. Tak jest, u podstaw. I chcemy też, żeby Wieluń był symbolem, ale nie tylko symbolem. Otwie ramy także stronę internetową: stratywojenne. pl. Powołujemy ją, ażeby inne miasta mogły w ten sposób korzystać z doświadczeń Wielu nia. Będziemy zapraszać inne samorządy, inne miasta do korzystania z tej strony. Jest taka opowieść, że samoloty, które leciały jeszcze przed godziną piątą pierwszego września na Wieluń, miały początkowo lecieć na Częstochowę. Czy to możliwe, że był rozkaz Hitlera zamachu na nasze sanktuarium? To już jest pytanie do historyków… Ktoś to drąży? Myślę, że warto. Nasi historycy długo byli unieruchomieni. Pewnie wiele książek, które napisali, jest bezwartościowych; to atrapy. Ale teraz mają tyle tematów… między innymi ten temat wydaje się niesamowity. Słusznie Pan wspomniał, że historycy byli w pewnym sensie, jak Pan to ładnie określił, unieruchomieni. We wszystkich zawodach występowały takie zjawiska.
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
11
A D W O K AT· P O L S KO Ś C I Miałem osobiste doświadczenie w po dobnej sprawie. W Berlinie była – teraz ina czej się to nazywa – placówka Polskiej Aka demii Nauk. I prosiłem dwóch historyków tej placówki, żeby mi pomogli, kiedy szukałem rozporządzenia Hermanna Goeringa z dwu dziestego siódmego lutego tysiąc dziewięćset czterdziestego roku; wtedy jeszcze nie znałem dokładnej daty, a chodziło o to rozporządze nie, które rozwiązywało organizację mniej szości polskiej w Niemczech. I ci historycy się tym nie zajęli. Przy okazji chciałbym uściślić, że to roz porządzenie Hermanna Goeringa teraz w Re publice Federalnej Niemiec nie obowiązuje. Ale Polacy mówią, że nie mają praw mniejszości. To się zgadza. Ale Pan wspomniał o tym, jak Niemcy podchodzą do wykładni prawa. Dla tego proponuję, żebyśmy ściśle się wyrażali o tych sprawach, żeby Niemcy nie mogli nam zarzucić niewiedzy. I dlatego jeszcze raz powtarzam, że roz porządzenie nie obowiązuje, ale skutki tego rozporządzenia Hermanna Goeringa z dwu dziestego siódmego lutego tysiąc dziewięćset czterdziestego roku nadal są tolerowane przez niemieckie państwo prawa, Republikę Federal ną Niemiec, gdyż do tej pory nie ma uznanej mniejszości polskiej w Niemczech. Która liczy w tej chwili ile? Milion osób? Nie, nie do końca. Bo żeby należeć do mniej szości, trzeba być obywatelem danego pań stwa. To znaczy, że Polacy z polskim tylko pasz portem, którzy teraz mieszkają w Niemczech, nie mają i nie mogą uzyskać statusu mniejszo ści. Ale nam chodzi o to, aby potomkowie przedwojennej polskiej mniejszości w Niem czech uzyskali status mniejszości narodowej w Niemczech. I to jest do zrobienia. To może być między pięćdziesiąt a sto pięćdziesiąt ty sięcy osób, ale liczbami się nie przejmujmy; chodzi o to, żeby Niemcy wywiązali się ze swojego obowiązku, gdyż nie można mówić o braku praworządności na przykład u swoich sąsiadów, jak często nie… Jak się nie stosuje jej u siebie. O to chodzi. A w tej materii brak praworząd ności, niestety, w Niemczech jest. Myślę, że zarzut braku praworządności ich strasznie denerwuje. Bo Niemcy są pedantyczni. Jak się Pan czuje, występując wobec nich w roli, której Pan się podjął? Czy czuje Pan jakieś zagrożenie? Ciągle zwraca się Pan do nich z jakimiś żądaniami. Jak Pan to nerwowo wytrzymuje? Czy to nie jest dla Pana problemem? Na początku każda większa sprawa, którą się zajmowałem, to było wyzwanie. I nadal jest wyzwaniem. Ale ja przedstawiam argumenty i do tego dokumenty, dowody. Z Niemcami najlepiej się rozmawia w ten sposób. A tych dowodów i argumentów mamy bardzo dużo. Tak samo jest w sprawie Wielunia. Mamy zdję cia, mamy dokumentację. Niemcy sami zrobili te zdjęcia, kiedy lecieli i bombardowali. No właśnie. Ale muszę powiedzieć, że cza sami jest mi przykro, bo po polskiej stronie widzę brak odwagi. Ludzie w Polsce, także rządzący, uważają, że nie warto drażnić du żego sąsiada. A Niemcy są do bólu pragma tyczni. I skorzystajmy z tej cechy niemieckie go społeczeństwa i niemieckich polityków rządzących. Bo jak im przedstawimy dowody, to od razu dojdziemy do wspólnych rozwią zań. Pan pyta o odwagę. A ja myślę, że nie trzeba żadnej odwagi. Trzeba tylko konse kwentnie działać. Jak Pan jest dzieli czas między Polskę a Niemcy? Jak to fizycznie wygląda? Kiedyś przebywałem głównie w Niemczech, a teraz dzielę czas de facto pół na pół, bo tu sprawy smoleńskie, tu z Jugendamtami… Mam coraz więcej rodziców, nie tylko matek, ale i oj ców, którzy przyjeżdżają tutaj, do Polski, bo tam mają problemy z urzędami, z Jugendamta mi. I wielu moich mocodawców, mocodawczyń jest też już na co dzień w Polsce. I to pokazuje, że Polska staje się taką oazą wolności, jaką była też przed wiekami. Myślę, że warto zwrócić uwagę Niemcom na to, aby uczyli się tej wolności i spozierali tutaj, w kierunku Polski, też z podziwem, bo powinni się uczyć od Polaków, którzy mają o wiele większe doświadczenia parlamentar no-demokratyczne niż Niemcy. Bo obecna demokracja przyjechała do Niemiec na czoł gach aliantów po wojnie. Z tego powinni so bie zdać sprawę. Czy ma Pan pomocników albo uczniów? Kształci Pan sobie jakąś grupę następców? Warto mieć wokół siebie osoby, które przejmą z czasem od Pana pałeczkę. Czy jeszcze na to za wcześnie? Mam osoby, z którymi współpracowałem, z którymi współpracuję…
I w Niemczech, i w Polsce? I w Niemczech, i w Polsce. Mam również syna. Też skończył prawo i zobaczymy, w którym kierunku pójdzie, bo wcale nie musi zostać adwokatem. Jego trochę bardziej ciągnie do biznesu. Prowadzi Pan sprawy trudne, wielkie, ale czyste. Ale czasem adwokat musi bronić i tego złego. Czy może Pan w ogóle tymi złymi, mordercami, kryminalistami się nie zajmuje? Zajmuję się. Broniłem niestety też w takich sprawach. Czyli jest Pan wszechstronny. To chyba zawodowa konieczność i jednocześnie ciekawość. Czy tamta rola jest trudniejsza? Tak, ale to też jest nasz obowiązek jako adwo katów. Nie w tym sensie, żeby bronić każdego, kto się zgłosi, ale że broniłem czy reprezento wałem osoby, które nie miały de facto szan sy, żeby zdobyć jakiegoś adwokata na rynku. A przecież każdy ma prawo do obrony. Interesowałem „Wilhelmem Gustloffem”, w ogóle wrakami Bałtyku, nawet byłem
o jakiejś metodzie ich poszukiwania? Można chodzić po domach i zbierać, płacić. Ale Szwedzi nas kiedyś, w siedemnastym wieku totalnie okradli, aż gubili po drodze, tyle tego nakradli. A Niemcy? Też wywozili, co mogli. Zgadza się. Według mnie jest jedna dobra metoda. Nazwałbym ją metodą „na przyja ciela”. Bo Niemcy mówią, że poczuwają się do odpowiedzialności moralnej… A nad łóżkiem mają Kossaka. A, być może. Ale jeżeli już poczuwają się do odpowiedzialności, to ja powiedziałbym tak: „Drogi mój przyjacielu. Ja cię też kocham. Ty mnie kochasz. Nawzajem się lubimy. Otwórz mi więc wszystkie muzea, które masz w Niem czech, magazyny, piwnice… A ja wyślę tu do ciebie, mój przyjacie lu Niemcu, moja droga pani kanclerz Merkel i moi wszyscy, wszyscy premierzy landów, wy ślę do was moich ludzi z Polski, moich fachow ców – historyków sztuki, archiwistów – i oni przejdą przez te wszystkie muzea, wejdą do archiwów, do piwnic i zobaczą, czy tam nie ma zrabowanych dzieł sztuki. Czy nie byłaby to metoda „na przyjaciela”?
kilkunastotysięczna grupa uchodźców. Ale je żeli nawet odejmiemy plus minus te piętnaście tysięcy, to i tak pozostaje kilkadziesiąt tysięcy. Ta liczba z roku na rok wzrasta. To pokazuje, że to jest niemiecki problem. Tutaj Niemcy mają problem z praworządnością. Raz – mamy mniejszość polską w Niemczech, duży prob lem z praworządnością, a drugi raz – mamy Jugendamty. Jak już mówiłem, rozmawiałem z niemie ckimi politykami na ten temat i powiedziano mi, że nie ma woli politycznej, aby to zmienić. A można zmienić bardzo szybko. Mówią, że byłoby sprzeczne z niemiecką konstytucją, gdyby władze federalne sprawowały nadzór nad samorządami. A ja mówię, że niemiecka konstytucja była już kilkadziesiąt razy zmienia na po drugiej wojnie światowej. Trzeba tylko woli politycznej. Ale takiej woli politycznej nie ma. Może władze uważają, że to jest taki dodatkowy zastrzyk ludności, bo boją się, że spada im własna dzietność? Po części może to jest i to, ale po części, myślę, po prostu biznes. Bo jeżeli takie dziecko idzie do rodziny zastępczej, to ta rodzina zastępcza
Warto zwrócić uwagę Niemcom na to, aby uczyli się tej wolności i spozierali w kierunku Polski, też z podziwem, bo powinni się uczyć od Polaków, którzy mają większe doświadczenia parlamentarno-demokratyczne niż Niemcy. na dnie z nurkami, w kesonach. I widziałem kiedyś ogromne archiwum w sprawie „Gustloffa” u Niemców. Nieprzebrane szafy dokumentów. To mi właśnie nasunęło refleksję, że oni pedantycznie to wszystko gromadzili, ale jak ten biedny adwokat ma się potem przez to przebić? Adwokat powinien się przez to przebić. Ja też chodzę do archiwów. Bo nic tak dobrze nie robi, jak praca na dowodach. Na przykład w sprawach polskiej mniej szości w Niemczech docierałem do archiwów, do starych akt i na przykład dotarłem do bi lansu zamknięcia Banku Słowiańskiego. Tam jest lista osób, które miały oszczędności w tym banku. Było tam oświadczenie byłego dyrekto ra Banku Słowiańskiego, który powiedział, że pewnego dnia przyszedł do tego banku ad wokat – esesman w mundurze – i kazał zrobić z zysku banku stratę. I te wszystkie dokumenty, słusznie Pan zauważył, są w Niemczech. Trzeba do nich dotrzeć. To jest cholernie ciekawa praca, ale też bardzo dużo pracy dla historyków. Ja nie je stem historykiem. Ale, jak mówię, bardzo lu bię pracę na konkretnych dowodach. I w tej sprawie też sąd mi odpowiedział, że komi sarz, który rozwiązywał te organizacje mniej szościowe, to była jakaś osoba trzecia. To mi wtedy sprawiło cholerną radość, bo ja mia łem dokument, który przedstawiłem sądo wi, że ten komisarz Szmidt to nie była żadna osoba trzecia, tylko to był człowiek ustano wiony, powołany przez Ministra Spraw We wnętrznych Trzeciej Rzeszy. Ale jak przyszedł w mundurze, z pistoletem, to po prostu zadziałał jak bandyta. To był ktoś inny. Ja mówię o komisarzu, któ ry rozwiązywał. I to pokazuje, że wszystko jest w archiwach niemieckich. A Niemcy teraz próbują mówić: nie, to nie nasz człowiek, to jakiś przybłęda czy osoba trzecia. Tymcza sem to był urzędnik niemiecki. To wszystko mamy w niemieckich archiwach, tak jak z tym „Gustloffem, o którym Pan wspomniał. I trze ba wysłać rzeszę polskich historyków, którzy na co dzień będą tam pracować. Powinny być przez państwo polskie ufundowane stypen dia, ci historycy powinni tam być pół roku, rok i chodzić po archiwach. Bo to wszystko jest dostępne. Skorzystajmy teraz z tego, bo to jest potrzebne. A jak Pan ocenia ich kwalifikacje? Czy na przykład opanowali język niemiecki na odpowiednim poziomie? Tak. Wielu młodych się uczy języków, są do brze wykształceni. Tylko im trzeba trochę do dać odwagi, zapewnić finansowanie, żeby nie musieli, jak wcześniejsze pokolenia… Dorabiać gdzieś tam w kuchni. To też, ale być bierni, nie podejmować trud nych tematów tylko dlatego, że liczyli, że jeżeli się nie zajmą sprawami trudnymi dla Niemców, to może dostaną następne stypendium. Nie. Stypendia powinny być płacone przez Polskę. I to jest najważniejsza sprawa. Jest teraz „moda” na poszukiwanie skradzionych przedmiotów sztuki. Tego jest na pewno bardzo dużo. Czy myślał Pan
Był taki kiedyś – Karol Estreicher, który jakoś to tak potrafił załatwić, że wszedł, zobaczył, znalazł i powiedział. I musieli oddać. Tak, ale my chcemy pójść jeszcze dalej, bo my kochamy się wzajemnie w naszych polsko -niemieckich stosunkach, jesteśmy otwarci… Niemcy próbują udowodnić, że w Polsce brak praworządności, co im się dzisiaj nie udaje. Jak wylatywałem z Frankfurtu nad Menem, wpad ła mi do rąk gazeta „Die Zeit” z czternastego grudnia… I na stronie dwunastej jest artykuł Matthiasa Krupy. Napis cyrylicą „Dyktatura” i znak zapytania. Próbuje coś opisywać, jeszcze mamy zdjęcia pani premier Szydło, premiera Mateusza Morawieckiego i prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Pisze: „dyktatura w duchu So lidarności”. Dwunasta strona, pierwsza część. Polecam, polecam… Myśmy potracili ambasady, potraciliśmy dobrych ludzi, nie mamy dobrych korespondentów… Polska jest taką wyspą, która się nie potrafi bronić, prawda? Bardzo cenionym przeze mnie dziennikarzem w sprawach polsko-niemieckich jest Piotr Cy wiński. Kiedyś we „Wprost”, teraz „wPolityce” i „wSieci”. Rewelacyjna wiedza, fachowość… Ale powinni być nowi. Młodzi, przygotowani. Jestem za, a w ogóle nie przeciw. Dobre. Jeśli chodzi o inne sprawy bieżące, to jakie wieści płyną ze Strasburga i co ważnego wynika z Pana ostatniej wizyty? Byliśmy w Parlamencie Europejskim na zapro szenie europosła profesora Krasnodębskiego. Widzieliśmy tam spektakl pana Marka Kocha na, Traktat o miłości. Ten spektakl jest rewela cyjny. Był zresztą pokazywany w polskiej te lewizji, chyba TVP2. Polecam go każdemu; to jest spektakl dotyczący działania Jugendam tów. Na sali siedzieli europosłowie, przedsta wiciele różnych państw. I tylko jeden chyba europoseł niemiecki. Rozumiem, że pan Kochan chciał po pro stu przedstawić temat trochę w duchu po jednania i zrozumienia. A i tak inni pytali, jak wspominał profesor Krasnodębski, czy aby nie jest to ewentualnie zbyt daleko idące. Nieste ty, rzeczywistość to przerasta. Czyli nie mają świadomości? Nie chcą tego słuchać. Łatwo pisać „dyktatura po polsku” i znak zapy tania… A gorzej spojrzeć na to, co się dzieje w Niemczech. Bo niestety Jugendamty to są orga nizacje samorządowe, o których się mówi już od lat. Już kilkanaście lat się tym zajmuję i spotkałem się również z niemieckimi politykami w Bundes tagu, w niemieckim parlamencie, i tam mi po wiedziano, że nie ma woli politycznej, żeby to zmieniać, żeby działalność tych urzędów prze nieść pod kontrolę władz federalnych. Samorzą dy mają się tymi sprawami zajmować, ale nie do końca się zajmują i nieodpowiednio. Ale jakich liczb to dotyczy? W dwa tysiące piętnastym, to było gdzieś siedemdziesiąt siedem tysięcy wyjęć dzieci z rodzin. A w dwa tysiące szesnastym chyba już osiemdziesiąt trzy tysiące. Oczywiście w tym jest chyba
dostaje pieniądze, jeżeli idzie do jakiegoś sie rocińca, to ten sierociniec dostaje pieniądze. Ostatnio jedna z moich mocodawczyń dostała rachunek miesięczny na jakieś cztery tysiące siedemset euro. Rodzic nie dość, że nie ma kontaktu z dzie ckiem, to jeszcze każą mu płacić za utrzymanie tego dziecka. I to jest skandal. Dlatego uwa żam, że pokaz spektaklu pana Kochana, zorga nizowany wczoraj w Parlamencie Europejskim w Strasburgu, zresztą niedaleko Trybunału Praw Człowieka, który tak ma dbać o te pra wa człowieka, prawa podstawowe, to było spotkanie bardzo symboliczne – to, że tam wczoraj był pokazany ten spektakl i potem była dyskusja na ten temat. Skoro nie ma woli politycznej, to znaczy, że jednak sprawa jest również w rękach naszych dyplomatów. Oni muszą się o to dopominać. Bo Pan jest ostatnim kołem ratunkowym. Jeden spektakl; może w Polsce za mało jest informacji? Może za mało jest dobrych filmów, sztuk, które przemawiają? Pokazanie takiego dziecka, dramatu rodziców, mogłoby wywołać odzew… A czy na terenie byłego NRD podchodzą do spraw Polaków inaczej, czy na terenie całych Niemiec jednakowo? Na byłych terenach NRD partia Alternatywa dla Niemiec działa energiczniej i ostrzej. Ale w tych sprawach trzeba uważać, bo jeżeli ta partia będzie zyskiwała na sile, to nie będzie to najlepiej dla stosunków polsko-niemieckich i wtedy pewne rzeczy, o których teraz mówi my, że już są zamknięte, uregulowane, mogą zostać na nowo podjęte. Czy Pan, stykając się w sądach z ludźmi, odczuwa na tych dawnych terenach wschodnich większe trudności w swojej pracy? Zawodowo nie, ale widzę różnice w mental ności. Czy to się zmienia na niekorzyść w stosunku do Polski? Czasami w tych byłych niemieckich landach zdarza się większe zacietrzewienie. Czy to wynika z ich gorszej pozycji materialnej, wyludnienia, bo oni wyjeżdżają, a nam oferuje się ogromne osiedla, domy wczasowe, które stoją puste? Mówi się nawet, że zachęcanie do osiedlania się Azjatów w Niemczech miało na celu zagospodarowanie tych terenów. Czy to jest słuszne posądzenie? Częściowo było to tym spowodowane. Prze widuje się, że za pięć do dziesięciu lat będzie brakowało trzech do pięciu milionów osób, które będą potrzebne w Niemczech do pra cy. Niemieckie społeczeństwo się starzeje, a to oznacza, że także trzeba będzie otoczyć opieką te starsze osoby w Niemczech. Do tych prac właśnie jest przewidziana część uchodź ców. Oczywiście niekoniecznie to pierwsze pokolenie, ale Niemcy próbują sobie teraz wychować drugie, trzecie pokolenie uchodź ców. Duża część osób, które teraz przyjechały do Niemiec w ramach akcji uchodźczej, to są osoby młode.
Przypominam sobie taką konferencję prasową, chyba rok temu, z przedstawicie lami biznesu i pani kanclerz Merkel, na któ rej wprost wyrażono zachwyt tym, że chyba czterdzieści, pięćdziesiąt procent tych osób jeszcze nie przekroczyło trzydziestego roku życia. Niemcy nie patrzą na świadectwa, jakie przedstawiają uchodźcy. Oni mówią tak: my cię sprawdzimy w naszych zakładach pracy. Przyj dziesz, pokażesz, co umiesz i wtedy powiemy, co masz robić i gdzie cię umieścimy. Te świstki papieru u nas też coraz mniej znaczą. Ale dużo Polaków zajmowało się tą opieką. Było to dość popularne. Polacy jednak są bliżsi mentalnościowo tym starym ludziom niż tamci. A Ukraińcy? Są brani pod uwagę? Też. Ale to jeszcze za mało osób, które moż na wyssać. A niemiecka gospodarka potrze buje trzech do pięciu milionów, zależy, kto liczy i kiedy. Mówi się o ucieczkach ze Szwecji, ze Skandynawii, gdzie ludzie czują się zagrożeni. Podobno w Niemczech też takie zjawisko daje się zauważyć. Ludzie mówią: dość tego nalotu, niebezpieczeństwa. Bogaci ludzie wyprowadzają firmy z Niemiec. Jest takie zjawisko? Nie jest to masowe, ale widzimy coraz więcej osób, coraz to więcej słyszymy wypowiedzi w tym duchu, a przede wszystkim, gdyby nie było tego niezadowolenia, to AFD, Alternaty wa dla Niemiec, nie uzyskałaby tak dobrego wyniku wyborczego. Na koniec przyjemniejszy temat. Myślę o sporcie. Jak przyjmowani są Polacy? Ten pan ma na imię Robert. Czy to są dobrzy ambasadorzy? Czy są pojmowani jeszcze jako Polacy, czy już się ich uważa za Niemców? Robert Lewandowski jest oczywiście Pola kiem i jest za to szanowany. Myślę, że jest dobrym ambasadorem Polaków i oby takich było więcej. To jest pierwszy polski piłkarz, który na tak wysokim poziomie przebił się w Republice Federalnej Niemiec, trafił do Bayern Monachium i być może pójdzie da lej w Europę. Polacy mieli przez wieki wspaniałych twórców, zaczynając choćby od Wita Stwosza. Mamy pragnienie, żeby ich gdzieś pokazać, czy jakichś nowych – muzyków, artystów z innych dziedzin. Czy Niemcy chcą ich poznawać, czy pomagają, czy są raczej zamknięci? Pomagają oczywiście. Ale teraz próbuje się wyławiać osoby, które uważa się za skrzyw dzone przez obecną władzę. Tych próbuje się wynagradzać, promować. To zły sposób na, na to, ażeby wspomagać ludzi kultury w polsko -niemieckich stosunkach. To oni występują w niemieckiej telewizji i się żalą. A jak się zachowują nasi dziennikarze? Są tacy, którzy pisują na stronach interneto wych np. „Die Zeit”. To jest taka znana, kiedyś dosyć duża gazeta i ci dziennikarze… Plują we własne gniazdo. Dobrze by było, żeby nie pluli. Uważam, że to można zmienić. Nie dość na tym. W sa mym sercu Berlina znajduje się Unter den Linden. Tam była polska ambasada. Ogromny gmach. Tak, dwieście metrów od Bramy Brandenbur skiej. Teraz tam można zabudować nawet do siedemnastu tysięcy metrów kwadratowych. Pozostałości budynku są wyburzone i obec nie jest przygotowywana koncepcja. Pisałem w tej sprawie do pani premier Beaty Szydło, do pana prezydenta Andrzeja Dudy. Uważam, że w tym miejscu powinno powstać polskie centrum. Ostatnio byłem też u ojca dyrektora Ta deusza Rydzyka w Toruniu. I życzyłbym so bie, żebyśmy w tym miejscu, w sercu Berlina postawili coś polskiego, na przykład prze nieśli kaplicę ojców redemptorystów z Toru nia, gdzie byłem właśnie przed audycją; robi kolosalne wrażenie. Można by przenieść tę kaplicę jeden do jednego do Berlina. Mamy w niej ponad tysiąc udokumentowanych na zwisk Polaków pomordowanych za pomoc Żydom. Jeżeli by tam było imię, nazwisko i póź niej zamiast ‘ojciec’ by się czytało po niemie cku ‘Vater’, zamiast ‘matka’ ‘Mutter’ i zamiast ‘syn’ ‘Sohn’, a zamiast ‘córka’ ‘Tochter’, i to by było wypowiadane tam, na Unter den Linden, w samym sercu Berlina, to by przemawiało do Niemców. Musimy tam stworzyć własną narrację. Szuka Pan metod, żeby te sprawy nagłaśniać, naprawiać. I będę to robił aż do skutku. Serdecznie dziękuję za rozmowę.
K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
12
K
iedyś, aby powiększyć swój majątek, trzeba było uni cestwić dotychczasowego właściciela w celu przeję cia jego majątku. Powstało nowe pra wo wojenne – walki o byt. Zwycięzca prawem silniejszego zabierał majątek pokonanego. Brutalność tego prawa spowodowała uzupełnienie o przepi sy mające chronić słabszych; nastąpi ła (w Europie) chrystianizacja prawa. Nie zahamowało to procesu zmian własnościowych, które zachodziły za zgodą ich właścicieli. Tak narodziła się dobrowolna, pokojowa wymiana dóbr. Później, tę działalność, po wyna lezieniu pieniądza, nazwano handlem. W istocie, pieniądz jest (umownym) dobrem uniwersalnym, które można wymienić na każde inne (kupić) i każde dobro wymienić (sprzedać) na dobro uniwersalne. Za tym powstało pojęcie kapitału, wyrażanego w jednostkach pieniężnych. Powstało w ten sposób wiele dóbr uniwersalnych – walut. Po wstały giełdy walutowe, przeliczające stosunek (kurs) ich wartości. Obecnie jesteśmy świadkami narodzin wspólnej waluty ogólnoświatowej. Teraz każdą wymianę dóbr z udziałem pieniędzy nazywamy han dlem, a bez ich udziału – barterem. Wymiana handlowa zastąpiła potrzebę zmian własnościowych bez konieczno ści wywoływania wojen, przy zacho waniu istniejącego „świętego” prawa własności. W rezultacie, powstało prawo han dlowe. O ile prawo dla krajowych trans akcji handlowych okazało się wystar czające, to zastosowane do transakcji międzynarodowej wymiany handlowej, opartej na koncepcji wolnego rynku, jest stronnicze (dla wielkich i boga tych) i można uznać je za bezprawie, szczególnie że naturalny proces globa lizacji także sprzyja firmom wielkim i bogatym. Na naszych oczach ujawniają się wielkie afery i oszustwa, najczęściej związane ze sferą handlu i obrotem finansowym. Są to jednak „zwykłe” przestępstwa związane z łamaniem prawa. Ograniczają się do okradania skarbu państwa przez osoby fizyczne i osoby prawne, czasem także przez urzędników. Treść przedstawionego tu raportu dotyczy innego rodzaju oszustw, doko nywanych w świetle prawa i z punktu obecnego prawa handlowego legalnych. Są to szczególnie obrzydliwe oszustwa, gdyż działają na korzyść państw boga tych kosztem państw biednych. W pra cy dowodzę, że są one niesprawiedliwe. Widzimy to także na przykładzie Unii Europejskiej.
„Prawo” wykorzystywania słabszego Wielkim problemem, nie tylko Unii Europejskiej, są zasady opodatkowania (podatkiem dochodowym) zagranicz nych osób fizycznych i osób prawnych. Mianowicie pracownicy cudzoziem scy płacą taki podatek w kraju, w któ rym pracują, zaś filie zagranicznych firm – osoby prawne – płacą w swoich
N·E·O·K·O·L·O·N·I·A·L·I·Z·M ziemniaki są więc stosunkowo tańsze. Jednocześnie rolnik szwajcarski uzy skuje 500 $/t, dwa razy więcej aniżeli polski. Pomijając koszty i zwroty VAT, uzyskujemy zysk 1000 zł (lub 250) z każdej wyeksportowanej tony ziem niaków. Teraz więc za wszystkie sprze dane, na przykład we Włoszech, ziem niaki z Polski, możemy zaimportować z Włoch pomarańcze po 500 $, czyli po 2000 zł za t. Policzmy, ile można zyskać na takiej operacji handlowej. Zakupując 10 ton ziemniaków, co nas kosztowało 10 000 zł, po ich sprzeda
500 kg pomarańczy, uzyskując za nie w Polsce 4000 zł. Po zwrocie zainwesto wanych (pożyczonych z banku) 1000 zł uzyskuje zysk 3000 zł! W rzeczywi stości będzie nieco mniejszy, gdyż po minęliśmy koszty transportu i kredytu. Sprawdźmy, jaką korzyść z tych transakcji uzyskała Polska – nic! I to w sytuacji, gdy eksportowała jabłka i importowała pomarańcze. A co uzy skały Niemcy? Podatek dochodowy od zysku zarejestrowanej w nich sieci. Je żeli podatek byłby 10%, to budżet nie miecki otrzymywałby 300 zł (ponad 70 euro) – niedużo, ale bez pracy. Biorąc
Czy jednak na pewno? Posłużę się przykładem liczbowym. Mianowicie niech koszt własny naszego silnika sta nowi połowę kosztów własnych pro dukcji całego samochodu, a zysk jest równy połowie kosztu własnego pro dukcji samochodu. Na przykład: cena sprzedaży samochodu: 90 000 zł, koszt własny 60 000 zł, w tym koszt silnika 30 000 zł. Załóżmy, że w ciągu roku sprzeda no 100 000 samochodów. Stąd wyni ka, że firma „samochodowa” zgłosi do urzędu skarbowego swego kraju zysk do opodatkowania 3 mld. zł. Jedno
Jak wiadomo ustrój kapitalistyczny opiera się na założeniu: istota ludzka dąży do polepszenia swojego bytu. Zaś głównym postulatem jest: prawo „świętej” własności posiadanych dóbr (majątku). Przy narastającej liczbie ludzi i ograniczonej ziemskich zasobów łatwe zdobywanie dóbr skończyło się.
Raport o błędach prawa gospodarczego Unii Europejskiej Florian Stanisław Piasecki Prawda was wyzwoli ( J 8,32) ży uzyskamy 20 000 zł. Za tę kwotę (5 000 $) zakupimy 10 ton pomarańczy w celu ich sprzedaży w Polsce po cenie 16 000 zł/t, inkasując kwotę 160 000 zł (4 000 $). Teraz wyobraźmy sobie, że te ope racje wykona któryś „market” sieci nie mieckiej w Polsce i market tej samej sie ci we Włoszech. Wynik finansowy tych operacji pojawi się w Polsce. Zostanie on zaliczony jako zysk całej niemieckiej sieci zarejestrowanej w Berlinie, w któ rym zapłaci ona podatek dochodowy. Podatek ten zasili budżet niemiecki. Jak więc łatwo zauważyć, han del międzynarodowy Polski i Włoch znalazł się poza kontrolą tych dwóch państw, a zyski osiąga inne państwo. Wszystkie operacje są wewnętrzny mi operacjami jednego, prywatnego przedsiębiorstwa niemieckiego. Stosowanie transakcyjnych cen wewnętrznych sieci handlowych w obrocie międzynarodowym umoż liwia dowolne manipulacje miejscami powstawania kosztów i w konsekwen cji miejscem powstawania sumarycz nego zysku. „Optymalizacja” tych cen umożli wia niepłacenie podatku, gdyż markety korporacji przynoszą straty, z wyjąt kiem jednego, wybranego w państwie, w którym podatek dochodowy jest naj mniejszy. Ponadto urzędy skarbowe państw nie mogą skontrolować wyników eko nomicznych marketów, gdyż są one ustalane poza granicami państw na terenie innych, dowolnie wybranych
pod uwagę skalę obrotów handlowych, może to zapewnić znaczące podwyż szenie np. emerytur obywatelom. Zauważmy, że znacznie możemy powiększyć zysk, gdybyśmy jabłka wysłali do Norwegii. Mianowicie do stalibyśmy zwrot podatku VAT, gdyż Norwegia nie należy do Unii. Następ nie otrzymaną sumę przesyłając do Włoch, możemy tam zakupić poma rańcze i przesłać je do Polski. Ten wa riant nasuwa myśl, aby przesłać jabłka do Niemiec przez Norwegię, inkasu jąc zwrot VAT, i te same jabłka prze słać z powrotem do Polski. Przy takiej operacji poniesiemy koszty transpor tu. Operacja może być nieopłacalna. Ale od czego mamy „głowę do intere sów”: operację możemy wykonać „na papierze”. Jabłka mogą cały czas leżeć w magazynie.
Typowy przykład oszustwa słabszych Rozpatrzmy następujący przykład. Obcy kapitał proponuje nam pomoc w wybudowaniu fabryki produkującej części samochodowe, która pozwoli zmniejszyć bezrobocie w kraju. Wy produkowane części będą odbierane przez znaną obcą firmę produkującą samochody, dysponującą własną sie cią sprzedaży. Oczywiście obcy kapitał także skorzysta, gdyż zmniejszy koszt
cześnie filia tej firmy działająca w na szym kraju nie osiąga jakiegokolwiek zysku, a przecież, proporcjonalnie do kosztu, połowę zysku osiągnięto kosz tem pracy załogi w Polsce. Sprawiedli wość wymaga więc, aby połowa zysku była opodatkowana w polskim urzędzie skarbowym. Zasiliłoby to nasz pań stwowy budżet setkami milionów zł.
Państwo zakładnikiem międzynarodowej sieci handlowej Z punktu widzenia prawa sieć jest to zbiór punktów handlowych (tzw. mar ketów – sklepów) rozproszonych na obszarze wielu państw, a należących do jednego właściciela. Z punktu wi dzenia ekonomicznego jest to firma nastawiona na maksymalizację zysku, rozciągnięta na obszarze geograficz nym wielu państw. Z punktu widzenia funkcji gospo darczych sieć handlowa jest przedsię
Jeżeli korporacja posiada wiele filii w wielu krajach, to finansowe wyniki są sumowane w kraju macierzystym, jednocześnie wykazując zerowe zyski w pozostałych. zagranicznych centralach (w krajach, w którym są zarejestrowane). Często rejestrują się w „rajach podatkowych”. Jeżeli korporacja posiada wiele filii w wielu krajach, to finansowe wyniki są sumowane w kraju macierzystym, jednocześnie wykazując zerowe zyski w pozostałych krajach. Taką mani pulację umożliwia przyjęcie specjal nie wyznaczanych wewnętrznych cen rozliczeniowych. Wyznaczenie takich cen jest zadaniem matematycznym (programowania liniowego), rozwią zywanym przy pomocy komputerów. Najprostszym przykładem manipulacji cenowych jest wymiana jednego do bra między dwoma „marketami”, np. ziemniaków. Market A działa na terenie państwa I (np. Polski), a Market B na terenie państwa II (np. Niemiec). Za kładając, że państwo I jest biedniejsze, a państwo II o wiele bogatsze, przyj miemy, iż kurs giełdowy jest 1:4; taki jak np. przykład: zł:$. Założymy następnie, że jednost ką miary ziemniaków jest tona, a jej cena 1000 zł/t w kraju I, zaś w kraju II (gdzie wynagrodzenia są średnio czte rokrotnie wyższe), 500 $/t. W kraju II
państw. Nietrudno odgadnąć, dla któ rych państw taki system podatkowy jest korzystny, a dla których niekorzystny. Jednocześnie biedniejsze kra je cierpiące na bezrobocie wysyłają swych obywateli do pracy w krajach bogatszych, tracąc wpływy budżetowe z podatku dochodowego, który muszą oni płacić w miejscu pracy, a nie w pań stwie, w którym są zarejestrowani jako obywatele. Rozpatrzmy inny przykład Ceny jabłek i pomarańczy na tych rynkach są następujące: w Polsce jab łka 1 zł, pomarańcze 8 zł za kilogram. W Niemczech i Norwegii 0,5 euro za 1 kg jabłek. Natomiast we Włoszech pomarańcze są w cenie 1 euro za ki logram. Oczywiście wszystkie ceny są przykładowe. Wyznaczmy następnie, kto i jakie osiągnie korzyści ze wszystkich trans akcji. I tak pierwsza transakcja to sprze daż do Niemiec 1000 kg jabłek. Właś ciciel sieci z każdego tysiąca zł (kredyt z banku) zainwestowanego w tę trans akcję uzyska 2000 zł (500 euro), biorąc pod uwagę kurs giełdowy 4 zł za 1 eu ro. Za tę kwotę we Włoszech zakupuje
produkcji samochodu (wskutek tań szej robocizny), a więc powiększy zysk. Załóżmy, że taką umowę zawarto i fabryka została wybudowana. Dostar cza ona części (np. silniki) na zamówie nie obcej firmy samochodowej, która jest jej właścicielem, chociaż działa na terytorium naszego państwa. Firma staje się firmą międzynarodową. Moż na więc uważać, że posiada strukturę sieciową. Przykładami takich firm są np. Fiat, Mercedes, itp. Teraz obca firma zamawia w swo jej filii zagranicznej potrzebne części, otrzymuje je po cenie własnej (bez zysku), gdyż nie jest to produkt do sprzedaży. Sprzedawany jest dopiero cały samochód. Wydaje się więc, że wszystko jest w porządku, obie strony są zadowolone.
biorstwem logistycznym, pośrednikiem między wytwórcami dóbr a konsumen tami, umożliwiając usunięcie niedo godności wynikających z istniejących różnic między chwilami wytwarzania dóbr i ich konsumpcji oraz miejscem ich wytworzenia a miejscem ich kon sumpcji. Zastanówmy się, do czego taka sieć dąży. Do obniżki cen kupowanych to warów, aby drogo je sprzedać (po ce nie maksymalizującej sumę zysków); Do minimalizacji podatków; Do minimalizacji kosztów trans portu i przechowywania; Do unifikacji prawa handlowego na terenie państw objętych siecią. W rezultacie sieci handlowe będą faworyzować masowych dostawców, wymuszając najniższe ceny zakupu, utrzymując ich na skraju bankructwa. Zauważmy, że odmowa sprzedaży po tak niskich cenach skutkuje natychmia stowym bankructwem tych dostawców.
Sprzedając następnie te towary po ce nie maksymalnej, sieć drenuje ludność (rynek) z pieniędzy. Zyski te można jeszcze znacznie zwiększyć, przesyłając towar poza gra nicę Unii, aby następnie ten sam towar sprowadzić na rynek innego państwa w Unii, gdzie ten towar jest poszuki wany. Oczywiście przesyłanie towaru poza granicę Unii powoduje zwrot podatku VAT, zwiększając zysk sie ci. Zauważmy, że operacja transportu towaru może być operacją czysto pa pierkową. Jest to klasyczny przykład wyłudzania VAT. W sieci nie można opodatkować zysków z każdej transakcji, gdyż są to wewnętrzne obroty firmy. Można tyl ko opodatkować zysk roczny punktów
Reasumując, zyski (budżetu) z EKSPORTU można osiągnąć, gdy jest on realizowany przez własne firmy, a koszty IMPORTU maleją.
Wnioski końcowe Najważniejszym „oszustwem praw nym” jest zróżnicowanie – dla osób prawnych i oddzielnie dla osób fizycz nych – przepisów dotyczących miejsca płacenia podatku dochodowego. Osoby fizyczne płacą w kraju, w którym pra cują, a osoby prawne (międzynarodowe sieci!) w kraju, w którym zarejestrowa na została „centrala firmy”. Takie zróż nicowanie przepisów podatkowych jest wyraźnie korzystne dla krajów posiada jących kapitał i wyraźnie niekorzystne
Przyjęcie zasady: płacisz podatki tam, gdzie osiągnąłeś zysk, umożliwiłoby powrót uciekinierów do miejsc zamieszkania i rozwijanie własnego kraju. handlowych. Ale w tym przypadku ma zastosowanie „podatkowa optymali zacja”. Polega ona na wykorzystaniu aparatu tzw. cen rozliczeniowych we wnątrz przedsiębiorstwa. Ceny wewnętrzne towarów moż na tak ukształtować, aby na przykład wszystkie punkty handlowe nie miały zysku – z wyjątkiem jednego, który będzie opodatkowany podatkiem do chodowym od zysku całej sieci. Teraz przedsiębiorstwo, a faktycznie właści ciel sieci decyduje, czy poczuwając się do bycia obywatelem jakiegoś państwa, wybierze punkt handlowy na obszarze tego kraju, czy jest obywatelem świata i wybierze punkt, w którym wykaże zysk całej sieci na obszarze państwa, w którym podatki są najmniejsze. Np. Cypr, Luksemburg, Kajmany itp. Narasta fala rozwoju sieci ponad narodowych (globalnych). Wzmaga to uczucie bezsilności wobec narastania nierówności. W efekcie narasta ruch terrorystyczny.
Cudowny rozwój portów i żeglugi Rozpatrzmy przykład wymiany dóbr między dwoma państwami. Załóżmy, że wytwórcę dobra A w państwie A łączą z konsumentem w państwie B nastę pujące przedsiębiorstwa: firma A (han dlowa), firma T (transportowa) i firma B (handlowa). Założymy, że firmy handlowe A i B należą do tej samej sieci (np. LAND państwa A) lub firma B jest przedsta wicielem zagranicznym firmy A. W obydwu przypadkach zysk z transakcji wynikający z różnicy cen (zakupu u wytwórcy A i sprzedaży kon sumentom B) zgarnie firma A (po odli czeniu kosztów transportu). Następnie firma A część zysku wpłaci do budżetu państwa A w postaci podatku docho dowego od osób prawnych. Z punktu widzenia państwa A taką transakcję można nazwać EKSPOR TEM. Z punktu widzenia państwa B – jest to przywóz towarów konkuren cyjnych na teren państwa B. Rozpatrzmy teraz odwrotną sy tuację własnościową – to firma A jest przedstawicielem firmy B, która (przez swoje przedstawicielstwo) kupuje jakiś towar u wytwórcy A. W tej sytuacji cały zysk z transakcji zgarnie firma B. Z punktu widzenia firmy B jest to IMPORT celowy, który dla budżetu państwa jest korzystny, gdyż powiększa dochody budżetu państwa B. W tej sytuacji, z punktu widze nia państwa A jest to wywóz towarów, być może potrzebnych krajowi A. Taki wywóz towarów jest niekorzystny dla państwa A. Nie można takich transak cji nazywać EKSPORTEM państwa A, gdyż nie przynoszą korzyści – jest to zwyczajny wywóz towarów. A co będzie, gdy firmy (handlowe) A i B należą do tego samego właści ciela, np. państwa C? Ma ono szansę opanować całość obrotów handlowych państwa A, a nawet grupy państw. Tak właśnie powstały i rozwijały się fakto rie handlowe w świeżo odkrytych kra jach zamorskich. Tak rozwinęły się np. Kampania Wschodnioindyjska, Hanza itp. Rozpoczęła się era „kolonialna”. Jak dziś wiemy, nie przyniosło to korzy ści kolonizowanym krajom. Natomiast wzbogacili się kolonizatorzy, właści ciele faktorii. Na marginesie zauważmy: dla han dlu międzykontynentalnego zasadniczą rolę odgrywa flota morska. Nie przy padkiem np. porty tak się rozrosły (np. Hamburg).
dla krajów biedniejszych. W obecnej sytuacji mamy trzy wyjścia. W pierwszym przypadku musieli byśmy znaleźć jakieś państwo – własną kolonię, aby uzyskany tam zysk prze syłać do Polski. Niestety wydaje się, że w obecnej sytuacji jest to niemożliwe – spóźniliśmy się. W drugim przypadku – politycz nej walki o zmianę przepisu o podatku dochodowym – prowadziłoby to do „wojny” z najbogatszymi państwami świata. Tym bardziej, że objęłaby cały świat, zyskując poparcie kilkudzie sięciu okradanych (z kapitału) bied niejszych państw. Aby uniknąć świa towej rewolucji, proces zmiany zasad płacenia podatku dochodowego win na przeprowadzi ONZ, kończąc „erę kolonialną”. Jest jeszcze trzecie wyjście – nic nie robić i dać się dalej wykorzystywać przez bogatszych. To grozi krwawą re wolucją, niekontrolowaną – żywioło wą. Już dziś taką przyszłość sygnalizu je szerzący się terroryzm, szczególnie w państwach kolonialnych. Rozumnym działaniem w tej sytu acji jest podjęcie czynności opisanych w drugim przypadku. Nietrudno zauważyć, że takie zmiany radykalnie zlikwidowałyby „wędrówki ludów” w pogoni za lep szym życiem. Lepsze życie można by osiągnąć we własnym kraju, zabierając część zysków osiąganych przez firmy zagraniczne. Zatrzymana część zy sku byłaby dalej w dyspozycji firmy, pod warunkiem zainwestowania tych zysków w kraju, w którym ten zysk osiągnięto. Ogólnie można stwierdzić, że de cydenci – także naszej gospodarki – nie doceniają szkodliwości zasad handlu międzynarodowego stosowanych przez ponadnarodowe sieci handlowe, pro dukcyjne i logistyczne. Przykładem jest oszukańcze nazywanie ruchu towarów opuszczających nasz kraj – eksportem. A przecież wywóz towarów z Polski przez firmy zagraniczne nie wzboga ca nas. Eksportem jest dostawa towa ru do odbiorcy przez polskie przed siębiorstwo, z zyskiem wynikającym z różnicy cen zakupu i zbytu towarów. Wtedy podatek od zysku zasilałby nasz budżet. Stąd zdziwienie sfer rządowych, że „eksport” rośnie, a wpływy z „eks portu” – maleją. Wszystkie przykłady przytoczo ne w tym artykule dotyczą tego, jak w pełni legalnie ograbiać z kapitału sła bych, skutecznie hamując ich rozwój. Tylko jeden przypadek jest zwykłym oszustwem – „papierowa transakcja”. Reszta wynika z fałszywej zasady pła cenia podatku dochodowego w miejscu zarejestrowania przedsiębiorstwa. Ta błędna zasada powstała automatycz nie w okresie odkryć geograficznych, gdy państwa kolonialne dostarczały np. noże za wiele drogocennych futer lub złotych wyrobów. Ta zasada przetrwała do dziś. Skutki tej zasady są widoczne współcześnie na przykładzie Afryki i trwającego „najazdu” na Europę ucie kinierów z Afryki. Przyjęcie zasady: płacisz podatki tam, gdzie osiągnąłeś zysk, umożliwi łoby powrót uciekinierów do miejsc zamieszkania i rozwijanie własnego kraju, wykorzystując własny rosnący kapitał. Tak jak 100 lat temu postąpiła odrodzona Polska. Dziś znaleźliśmy się w sieci zagranicznych sieci. K Florian Stanisław Piasecki jest emerytowa nym prof. nadzwyczajnym nauk technicz nych i zwyczajnym PAN. Autor dziękuje Re dakcji za publikację jego tekstu.
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
13
B·I·A·Ł·O·R·U·Ś
N
a ziemiach białoruskich, prócz Kościoła katolickie go, prężnie rozwijał się Koś ciół grekokatolicki, powstały w wyniku rozłamu w cerkwi prawo sławnej i podporządkowania się części duchownych Rzymowi. Unici zachowa li przy tym obrządek wschodni. Zna mienne, że powstanie Kościoła unickie go w 1596 r. dokonało się w Brześciu, wtedy zwanym Litewskim. Wiek XVIII to już zejście języka białoruskiego z przestrzeni publicznej, a jego zachowanie się nastąpiło między innymi dzięki Kościołowi unickiemu i przywiązaniu do niego chłopów bia łoruskich. W czasach zaboru rosyjskiego od 1795 r. używanie języka białoruskiego było zabronione, a osoby posługujące się nim publicznie – prześladowane. Carska Rosja konfiskowała majątki szlachcie białoruskiej i starała się ogra niczać działalność Kościoła unickiego. W 1839 r. ukazem carskim Kościół unicki został rozwiązany, a jego majątek przejęty przez Cerkiew prawosławną, która to wyrugowała język białoruski z liturgii na rzecz języka rosyjskiego. Mimo protestów wiernych i licznych wystąpień, polityka rusyfikacji ludności białoruskiej była konsekwentnie wcie lana w życie. Wielu wiernych, nie chcąc należeć do Cerkwi prawosławnej, zasilało pa rafie katolickie, które mimo przeszkód mogły jednak nadal prowadzić działal ność duszpasterską. W XIX w między innymi dzięki działalności polskich pisarzy zafascynowanych białoruską ludowością nastąpiło odrodzenie ję zyka i kultury białoruskiej. W obliczu wspólnego wroga, ja kim było Imperium Rosyjskie, Biało rusini wzięli udział po stronie polskiej w dwóch powstaniach – listopadowym 1830 r. i styczniowym 1863 r. Ich główni działacze polityczni w tym czasie by li zwolennikami odrodzenia unii Lit wy z Polską, z autonomią Białorusi. Konstanty Kalinowski i Zygmunt Sie rakowski za działalność patriotyczną i uczestnictwo w powstaniu stycznio wym zostali straceni. Sierakowski został powieszony w 1863 r., a Kalinowski w 1865 roku. Osobą szczególnie zaangażowaną w pacyfikację białoruskiej konspiracji był Michał Murawiew zwany „Wiesza tielem”, hołubiony współcześnie przez przedstawicieli Ruskiego Miru i Cer kwi prawosławnej także na Białorusi. Po powstaniu styczniowym dzia łania rosyjskiej ochrany zmierzały do rozbicia polsko-białoruskiej solidar ności przez dyskretne wspieranie tych działaczy białoruskich, którzy opierali swoje plany polityczne na opozycji do polskości. Po pierwszej wojnie światowej na krótko powstała Białoruska Republika Ludowa. Cześć działaczy wiązała nadzie je z wygraną Niemiec, część próbowała porozumieć się z bolszewikami, ale by ła spora grupa działaczy wpisująca się w federacyjne plany Piłsudskiego. Pro jekt federacji polsko-białoruskiej okazał się efemerydą, a po sowieckiej stronie granicy powstała Białoruska SSR, wro go nastawiona do państwa polskiego. Po okresie poluzowania polity ki narodowościowej w ZSRS (poli tyka tzw. korienizacji) nastąpił okres wzmożonej rusyfikacji, walki z języ kiem i kulturą białoruską. Aresztowa nia, zsyłki i zabójstwa dotknęły wielu przedstawicieli inteligencji białoruskiej, nauczycieli, profesorów uczelni wyż szych, pisarzy czy działaczy społecz nych i gospodarczych. W latach trzy dziestych w ramach operacji polskiej rozprawiono się z polskością. Zaczęto tworzyć nową sowiecką tożsamość i so wieckiego obywatela. Po drugiej wojnie światowej, która szczególnie dotknęła ziemie białoruskie (Mińsk stracił 75% swoich mieszkań ców), nastąpiło nasilenie migracji lud ności rosyjskiej, szczególnie w rejonach przejętych po II RP, a opuszczonych na skutek wysiedleń przez Polaków. Ję zyk rosyjski, mit Związku Sowieckiego, stały się komponentami współczesnej tożsamości białoruskiej.
Współczesna Białoruś – zderzenie dwóch etnosów Lata 1991–1996 to okres, w którym doszło do prób odrodzenia języka bia łoruskiego, budowy demokratycznego państwa prawa i zwrócenia Białorusi na zachód. W tym czasie przedmiotem zain teresowania rządzącej klasy politycznej zaczęło być wciąganie historii Wielkie go Księstwa Litewskiego I Rzeczypo spolitej, unii polsko-litewskiej i etosu
Białoruskiej Republiki Ludowej w po litykę budowy tożsamości białoruskiej. Współczesna Białoruś to walczące dwa etnosy: jeden słabszy, odwołujący się do tradycji Wielkiego Księstwa Li tewskiego i I Rzeczypospolitej i drugi, nawiązujący do wspólnej z narodem rosyjskim historii w ramach Imperium Rosyjskiego i Związku Sowieckiego. Oficjalna polityka była zwrócona prze
jednak ograniczony wpływ na obsadę swoich ministerstw. Państwo Aleksandra Łukaszenki, choć rządzone autorytarnie, jest głę boko zinfiltrowane przez służby rosyj skie ograniczające suwerenność wła dzy. Białoruskie KGB, korpus oficerski w znacznym zakresie jest powiązany z ośrodkami decyzyjnymi Kremla, nie Mińska. Jest to poważne ograniczenie
Łukaszenka, chcąc zachować resztki sa modzielności, próbował szukać kapita łów w innych miejscach niż Moskwa. Pojawiały się wtedy zapowiedzi zlibera lizowania prawa gospodarczego, ulg po datkowych i przyjazne gesty wobec sąsia dów, w tym Polski. Niestety, kiedy budżet państwa się poprawiał, obserwowaliśmy działania jednoznacznie nieprzyjazne wobec polskiego kapitału, o których
Krótko o historii: Białoruś powstała na gruzach dawnej Rzeczypospolitej, z części Wielkiego Księstwa Litewskiego. W latach 1589–1914 r. zamieszkiwały jej tereny liczne grupy etniczne: Białorusini, Polacy, Litwini, Tatarzy, Karaimowie, Żydzi. Warto zwrócić uwagę, że to właśnie język białoruski do 1696 r. był jednym z dwóch (obok polskiego) języków urzędowych I Rzeczypospolitej.
Białoruś – niespełniona nadzieja polskiej polityki wschodniej Mariusz Patey
ciwko próbom reintegracji przestrzeni poradzieckiej, pojawiającym się ze stro ny kierownictwa Federacji Rosyjskiej już zaraz po rozpadzie ZSRS. W pierwszych latach po odzyska niu niepodległości w podręcznikach historii pojawiły się zapomniane po stacie bohaterów: Wincentego Kali nowskiego, Wacława Iwanowskiego, Iwana Franko czy gen. Stanisława Bu łak-Bałachowicza. W 1994 r. pod hasłami walki z ko rupcją i na fali resentymentu do czasów sowieckich wybory wygrał Aleksander Łukaszenka. W swoim programie dążył do zacieśnienia stosunków z Rosją. Na stąpiły zmiany programów szkolnych zgodne duchem historiozofii sowie ckiej. Wprowadzono jako drugi język urzędowy rosyjski, który i tak miał silną pozycję, w praktyce wyparł język bia łoruski i stał się językiem powszechnie używanym. W czasach rządów Borysa Jelcyna Łukaszenka poważnie myślał o przejęciu władzy na Kremlu jako pre zydent przyszłego kraju związkowego Rosji i Białorusi.
Rosja czy niezależność? Po dojściu do władzy Władimira Puti na Łukaszenka zrozumiał, że integra cja z Rosją może nastąpić tylko pod przywództwem nowego prezydenta Federacji Rosyjskiej, a on sam może tylko stracić na takiej operacji. Lepiej być prezydentem niezależnego bądź co bądź państwa niż gubernatorem uzależnionym od widzimisię Kremla. Tu widać pewną niespójność polityki „Baćki” Łukaszenki. Narzucany jest język rosyjski, inge ruje się w program nauczania historii czy literatury. Gloryfikacja Armii Czer wonej i NKWD wiąże się z prowadze niem oficjalnej narracji, wg której żoł nierze Armii Krajowej są przedstawiani jako bandyci i nazistowscy kolaboranci. Aktualnie sprawujący swój urząd minister oświaty jest człowiekiem so wieckim. Walczy z ideą białoruteniza cji, angażuje się w rusyfikację polskiej oświaty. Zdarzały się także inne ude rzenia w polską mniejszość. Okreso wo ponawiane są próby ograniczenia funkcjonowania polskiego szkolnictwa, i tak mocno okrojonego. Polityka mi nisterstwa oświaty jest niespójna z po jawiającym się przekazem o przecho dzeniu Baćki na pozycje białoruskie, narodowe. Być może Łukaszenka ma
dla możliwości balansowania między Zachodem i Rosją. Białoruś, gospodarczo zintegro wana z rynkami tworzącej się Unii Eu roazjatyckiej, a militarnie w sojuszu z Rosją, raczej w najbliższym czasie nie będzie podmiotem poważnie za interesowanym inicjatywą Partnerstwa Wschodniego, Międzymorza, Trójmo rza czy innych projektów integracyj nych w Europie Środkowo Wschodniej. Na terenie Białorusi są rozbudowywane bazy wojsk Federacji Rosyjskiej (mi mo prób obstrukcji ze strony Mińska).
Współczesna Białoruś to walczące dwa etnosy: słabszy, odwołujący się do tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego i I Rzeczypospolitej i drugi, nawiązujący do wspólnej z narodem rosyjskim historii w ramach Imperium Rosyjs kiego i Związku Sowiec kiego. Ochrona inwestycji zagranicznych zależy od aktualnej polityki Mińska. Niech ilustracją będzie los polskiego producenta czekolady z Poznania, fir my Terravita, która wskutek działania organów administracji straciła inwe stycję wartą 1 mln euro. Dla Polski reżim Aleksandra Łuka szenki jest gorszym scenariuszem niż rządy jego poprzednika Wiaczasłaua Kiewicza, ale lepszym niż perspekty wa graniczenia z Federacją Rosyjską.
Gospodarka Białorusi. Konsekwencje politycznych wyborów Białoruś, odstępując od prób przekie rowania gospodarki na rynki zachod nie, uzależniła się od Federacji Rosyj skiej, której polityka wobec Białorusi przypominała tę, jaką uprawiała caryca Katarzyna II wobec Rzeczypospolitej – utrzymywanie chronicznych deficytów w obrotach wzajemnych, pokrywanych kolejnymi pożyczkami. W ten sposób Białoruś uzależniła się gospodarczo i politycznie od większego sąsiada. W okresach poprzedzających ko lejne terminy spłat rosyjskich kredytów
wspomnę w dalszej części tekstu. Na terenie Białorusi znajdują się dwie rafinerie. Jedna Mozyrzu, stra tegiczna dla rosyjskich interesów, jest głównym dostawcą produktów ro popochodnych dla Ukrainy i krajów nadbałtyckich. Drugi zakład znajduje się w Nowopołocku i jest znaczącym producentem produktów ropopochod nych, takich jak tworzywa sztuczne. Białoruś jest znaczącym odbiorcą rosyjskiej ropy. Import ropy za rok 2105 wyniósł ok. 23 mln ton. Dla porówna nia – Polska importowała w roku 2012 ok. 24,6 mln ton surowca z Rosji, przy konsumpcji na poziomie 25 mln ton. W 2017 r. wolumen rosyjskiej ropy został ograniczony o 33% ze względu na niewypłacalność Mińska, spadek światowych cen ropy i zwięk szenie zapotrzebowania na waluty ze strony Kremla. Mińsk podjął decyzję o renegocjacji warunków zakupu, jak i rozłożeniu spłat rosyjskich kredytów. Białoruś poszukuje nowych dostaw ców, oczywiście w ramach tolerowa nych przez Kreml, który obecnie jest mniej skłonny do ustępstw finanso wych wobec swoich satelitów. Rosja udziela wsparcia finansowego, ale pod warunkiem przejmowania infrastruk tury przesyłu gazu i ropy. Problemem może być utrata przez Białoruś kon troli nad infrastrukturą przesyłu ropy i nad jej przetwórstwem. Dziś rafineria w Mozyrzu jest praktycznie pod kon trolą kapitału rosyjskiego, a przejęcie zakładów w Nowopołocku jest przed miotem negocjacji. Białoruś jest też największym w re gionie konsumentem rosyjskiego gazu (ok. 20 mld m3 za rok 2015). Natu ralnie gaz rosyjski jest surowcem dla białoruskiego przemysłu chemicznego. Niestety cały przesył i duża część prze twórstwa gazu na Białorusi są kontro lowane przez Rosjan. Rynek energii elektrycznej też w praktyce jest lub będzie kontrolo wany przez kapitał rosyjski. Nadzieje, że budowana w Ostrowcu elektrownia atomowa zmieni tę sytuację, są jednak płonne z uwagi na fakt, że tak na etapie inwestowania, realizacji, jak zarządza nia i eksploatacji główną rolę odgrywa ją lub będą odgrywać firmy rosyjskie. Pokusa uniezależnienia się od do staw rosyjskich może być skutecznie powstrzymywana strachem przed si łowymi rozwiązaniami inspirowany mi przez Kreml. Brak alternatywnej,
niekontrolowanej przez rosyjskie kon cerny infrastruktury przesyłu gazu i ro py skutecznie zresztą blokuje wszelkie pomysły kierujące się rachunkiem eko nomicznym. Odgrodzenie się od gospodarek zachodnich cłami i barierami admini stracyjnymi, przy jednoczesnym prze kierowaniu produkcji na rynek rosyjski spowodowało utrwalenie nieefektywnej struktury przedsiębiorstw białoruskich. Rynek rosyjski jest chłonny, ale wyma ga cen, które nie pozwalają na istotny wzrost wynagrodzeń, co blokuje moż liwości bogacenia się społeczeństwa. Handel międzynarodowy Białoru si generuje chroniczne deficyty – naj większe w handlu z Rosją – pokrywane kredytami rosyjskich instytucji finan sowych. Ograniczając handel przygra niczny, Białoruś każe płacić dodatkową cenę za produkty konsumpcyjne swoim obywatelom. Wiele importowanych pro duktów jest dużo droższych niż w Polsce, co w odczuciu zwłaszcza młodych, ak tywnych ludzi obniża jakość życia w ich kraju. Warto zwrócić uwagę na rolę Mos kwy jako pośrednika w pozyskiwaniu wielu produktów konsumpcyjnych dla rynku białoruskiego. Marża, cła, podatki pośrednio są pozostawiane Rosji. Jedynie branża informatyczna, po zbawiona państwowego gorsetu, roz wija się burzliwie, stając się wizytówką współczesnej Białorusi. Białoruskim inżynierom IT i managerom udało się wypromować globalne marki. Kto nie zna komunikatora Viber czy gry War of Tanks? Niestety, gros pracowników bia łoruskich zarabia znacząco mniej niż w Rosji i wielu Białorusinów emigrowa ło do Rosji w celach zarobkowych. Dziś, wobec pogorszenia warunków gospo darczych w Federacji Rosyjskiej, obser wujemy większe zainteresowanie Biało rusinów polskim rynkiem pracy. PKB Białorusi w przeliczeniu na mieszkańca stanowi bowiem 68% PKB w Polsce. Białoruś po wzajemnym obłożeniu się Zachodu i Rosji sankcjami korzysta jako pośrednik handlu Rosji z Zacho dem. Są też dowody na to, że prowa dzi ożywiony handel z nieuznawanymi separatystycznymi republikami DNR i LRL, wpisując się tym samym w poli tykę Kremla i łamiąc własne deklaracje składane rządowi w Kijowie o uznaniu nienaruszalności granic Ukrainy i jej integralności. Margines możliwości dla bardziej niezależnej polityki gospodarczej nie jest, jak widać, szeroki.
Polskie wątki Dziś, kiedy Federacja Rosyjska ogra nicza finansowanie białoruskiego de ficytu, pojawia się szansa dla polskich inwestorów, jednak otwarte pozostaje pytanie, na jak długo. Szansę na uzy skanie możliwości wyboru opcji na za chód może dać Białorusi tylko kolejny kryzys władzy w Moskwie, a ten nie wydaje się prawdopodobny w bliskiej przyszłości. W przypadku dużych strategicz nych projektów realizowanych w ra mach budowy korytarzy transporto wych na azymucie północ-południe, nie sądzę, aby Aleksander Łukaszenka podjął ryzyko aktywnego uczestnicze nia w nich. Pamiętajmy, że Operacja Polska zaczęła się właśnie na Białorusi, od utrącenia planów połączenia kanałem rzek Prypeci i Dniestru. Ich orędow nikiem był polski komunista Tomasz Dąbal – jedna z pierwszych ofiar Ope racji Polskiej. Plany pamiętające jeszcze I Rzeczpospolitą były, jak się okazało, cały czas groźne dla imperialnych pla nów ZSRS. Rosja wie, że intensyfikacja handlu z Zachodem, z Polską może doprowadzić do wzrostu zamożności społeczeństwa białoruskiego, unieza leżnić ten kraj od rosyjskiego rynku. Transport ropy i gazu z pominię ciem przesyłu rosyjskiego trwale naru szałby interesy koncernów rosyjskich. Rosja posiada szereg środków z zakre su soft i hard power, by powstrzymać ewentualne próby uniezależnienia się od Imperium. Niemniej w warunkach dopusz czalnych warunkami gry Moskwa mo że przyzwolić na scenariusz, w którym pojawią się mniejszościowi dostawcy ropy i gazu, na przykład z Iranu. Tu po jawia się szansa dla Polski i Ukrainy, by skorzystać z budowanej infrastruktury przesyłu ropy i gazu na azymucie pół noc-południe i udostępnić ją Białorusi. Polska może starać się wykorzystać możliwości Białorusi będącej człon kiem ZBiR i WNP jako okna na te rynki dla polskich produktów sektora rolno -spożywczego, mocno ograniczanego zwłaszcza przez Federację Rosyjską.
Wszelkie decyzje o inwestycjach bezpośrednich muszą jednak uwzględ niać duże ryzyko polityczne. Można bowiem łatwo stać się zakładnikiem interesów politycznych Mińska. Warto tu zauważyć pewną koincy dencję – inwestycje Grupy Atlas na Bia łorusi, zaangażowanie jednego z człon ków jej zarządu w ocieplanie wizerunku rządu białoruskiego – i ograniczenie importu płyt gipsowych na terytorium Białorusi z państw innych niż WNP, Gruzja i Ukraina. Trzeba też przypomnieć historię polskich inwestycji na Białorusi, pol skich biznesmenów okradanych w ma jestacie białoruskiego prawa. Mana gerowie wspomnianej już Terravity publikowali płatne ogłoszenia ostrze gające przed inwestycjami na Białorusi. Polska borykająca się z niedoborem pracowników w wielu branżach mo że sięgnąć po wykwalifikowane kadry z Białorusi. Stanowi to szansę dla roz wijającego się u nas szybko sektora IT i gier. Warto zatem inwestować w sieć polskich szkół, kursy języka polskiego. Tu dochodzimy do polityki Mińska wobec polskiej mniejszości i możliwo ści upowszechniania polskiej kultury. Jeśli chodzi o kwestię mniejszości polskiej, to trzeba pamiętać, że jest ona traktowana jako zakładnik w stosun kach polsko-białoruskich. Tu jest moż liwa gra dyplomatyczna, której ceną jest poziom wsparcia dla białoruskiej opozycji demokratycznej. Nie wiadomo tylko, czy zupełne porzucenie „warto ści” na rzecz tzw. polityki realnej da nam coś więcej niż kaca moralnego i jeszcze mniej przyjaciół po drugiej stronie granicy. Wydaje się, że Polska jest trak towana czysto instrumentalnie jako dostawca niczym niezabezpieczone go kapitału, rynek zbytu i element gry z partnerem rosyjskim.
Wnioski dla Polski W kontaktach gospodarczych trzeba pamiętać o ryzyku politycznym i braku narzędzi politycznych i dyplomatycz nych instytucji RP w przypadku kolej nej zmiany polityki gospodarczej i wy nikających z tego zagrożeń dla polskich inwestycji. Białoruskie elity polityczne znane są z niedotrzymywania swoich zobowiązań. Geopolitycznie dzisiejsza Białoruś jest ściśle powiązana z Fede racją Rosyjską więzami kulturowymi, językiem wspólną interpretacją historii. Obawiam się, że w przypadku jakie gokolwiek poważniejszego konfliktu z Moskwą nasz kraj nie może liczyć na neutralność Białorusi pod rząda mi Łukaszenki. Choć pewnie szczere będzie podejście ze strony Baćki” „nie chcę, ale muszę”... Co można robić? Należy rozwijać handel, infrastrukturę wspierającą, ale bez zbytniego angażowania się w in westycje bezpośrednie. Nie likwidując białoruskojęzycznego Biełsatu, stwo rzyć rosyjskojęzyczny kanał informa cyjny, rozwijać też przekaz stacji pol skojęzycznych, nie żałując budżetu na treści rozrywkowe i kulturę masową. Polski punkt widzenia, polska kultura powinna była obecna na Białorusi bez względu na zakręty oficjalnej polityki Mińska. Wspierać należy nie tyle ugru powania polityczne czy organizacje społeczne, ile wybranych aktywistów pochodzących z różnych środowisk, zaangażowanych we współpracę pol sko-białoruską. Warto, aby Polska była widoczna w Mińsku z różnych miejsc. Ważne, by nie zmniejszać finanso wania projektów takich, jak wsparcie dla szkół polskich, kursów nauki języ ka polskiego, polskiej infrastruktury kulturalnej w ramach obowiązującego prawa białoruskiego. Siła Polski tkwi w atrakcyjności naszej kultury, nasze go stylu bycia i polskiej oferty będą cej alternatywą dla i „Ruskiego Miru”. Polska nie wzbudza strachu, nie stoimy jednak na przegranej pozycji w starciu z „Ruskim Mirem”. Naszym atutem jest to, iż nasz kraj, z racji choćby wielkości, wyzbyty jest imperialnych złudzeń, nie prowadzi polityki rewizjonizmu, nie ma ani ochoty, ani możliwości, by siłą wpły wać na politykę sąsiadów. Może zatem być w przyszłości atrakcyjną alterna tywą dla emancypującego się białoru skiego społeczeństwa. Kontakty gospodarcze oparte na wzajemnych korzyściach to nie wszyst ko, co możemy zaoferować. Nasza kultu ra, nasze wartości mogą stanowić waż ny komponent oferty skierowanej do wschodnich sąsiadów. Jest jednak jeden warunek: nie możemy zapominać sami, czym są polskie wartości oparte na fun damencie cywilizacji łacińskiej... K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
14
Dla dobrego zrozumienia nastrojów pa nujących w puławskich Zakładach Azo towych trzeba przypomnieć, w jakich okolicznościach doszło do przejęcia „Puław” przez „Tarnów”. W pierwszej połowie 2012 roku w Zakładach Azo towych „Puławy” SA został przepro wadzony 10-dniowy strajk okupacyjny. Załoga zgłosiła trzy postulaty: Zanie chania bezprawnego nękania i zastra szania pracowników spółki, szczegól nie poprzez ciągłe zmiany struktury organizacyjnej; podjęcia rzeczywistych działań na rzecz zwiększenia bezpie czeństwa pracy instalacji i warunków pracy pracowników; wyjaśnienia ostat nich awarii, policzenia i podania wiel kości strat; uruchomienia piętnasto procentowych podwyżek wynagrodzeń zasadniczych pracowników, z wyrów naniem od 1 czerwca 2011 roku. Strajk w warunkach instalacji pracującej w ruchu ciągłym był bez precedensu. Wzięło w nim udział po nad tysiąc pracowników zmianowych. Ówczesny zarząd zakładów wszelkimi sposobami próbował strajk zdusić. Nie długo po tym, gdy to się udało, doszło do wezwań praktycznie na całą polską chemię. W Tarnowie-Mościcach poja wił się Acron, a w Puławach Synthos. W tamtym okresie dość powszechne były spekulacje, że wezwanie Synthosu w tym samym momencie co Acronu nie jest przypadkowe, gdyż Acron ma zakusy na całą polską chemię, a właś ciciel Synthosu chętnie wejdzie na ro syjskie rynki. Pojawiła się opinia, że po zakupie „Puław” Synthos odsprzeda je Acronowi, a w zamian jego właściciel wejdzie z biznesem do Rosji. Nie wia domo, ile w tym było prawdy, ale nagłe wezwanie na oba zakłady kazały roz ważać wszystkie możliwe scenariusze. Aby bronić swego zakładu pra cy przed przejęciem, założona przez puławską załogę Spółka Pracownicza „Chemia-Puławy” przygotowała i zło żyła wiążącą ofertę na zakup akcji pu ławskich zakładów. Jednak ówczesny Minister Skarbu Państwa Mikołaj Bu dzanowski wycofał spółki ze sprzedaży i ogłosił ich konsolidację. Związkow cy z Puław przyjęli tę decyzję opty mistycznie. Spółka Pracownicza nie zakupi udziałów, ale wydawało się pew ne, że konsolidacja odbędzie się wokół najsilniejszego podmiotu; w innym wy padku nie ma ona sensu. Skarb Państwa posiadał wówczas 50,67% akcji Puław i nieco ponad 30% akcji Tarnowa. Jednak politycy koalicji rządzącej (PO-PSL) zdecydowali, że konsolida cja odbędzie się wokół słabszego pod miotu. Mikołaj Budzanowski poinfor mował, że Skarb Państwa jako istotny akcjonariusz obu spółek i znaczący uczestnik procesu konsolidacji będzie nadzorował jej przebieg tak, aby była fuzją dwóch równorzędnych podmio tów, a nie przejęciem (!). – Wezwanie należy traktować jako narzędzie służące połączeniu obu grup, a nie mandat do dominacji którejkolwiek ze spółek w nowo powstałym podmiocie – powiedział. Jednocześnie w piśmie skierowanym do jednego z parlamentarzystów przypo mniał, iż zgodnie z treścią przyjętego przez Radę Ministrów 27 marca 2012 r. dokumentu „Plan prywatyzacji na lata 2012–2013”, zarówno zakłady w Tar nowie, jak i w Puławach są spółkami przeznaczonymi do zbycia.
Konsolidacja, czyli prywatyzacja Rozpoczął się festiwal dziwnych gier wokół obu spółek, nazywany oficjalnie konsolidacją. W mediach i na spotka niach z załogami przekonywano, że skonsolidowane spółki utworzą wspól ną Grupę Azoty i pod nową marką, na równych zasadach odeprą wszelkie zakusy na przejęcie polskiej chemii, a Grupa stanie się numerem 2 na eu ropejskim rynku. Były minister skarbu R E K L A M A
Aleksander Grad przekonywał, że brak konsolidacji Tarnowa i Puław może skutkować kolejna próbą wrogiego przejęcia obu spółek, a dalszemu roz wojowi sytuacji pilnie przygląda się ro syjski Acron. Minister miał nieco racji, bowiem Acron nie tylko się przyglądał, ale cały czas był aktywnym graczem. W listopadzie 2012 roku zarządy
wieloletni pracownik puławskich Azo tów – Włodzimierz Karpiński. Miesiąc później szefem Grupy Azoty został do tychczasowy prezes Zakładów Azoto wych „Puławy”, Paweł Jarczewski. Tak sprzyjające Puławom okoliczności nie spowodowały jednak zabezpieczenia interesów ani Puław, ani pracowników tej spółki (choćby przez przyspieszenie
Rosjanom formułę publicznego wez wania na sprzedaż akcji tarnowskich Azotów, a nawet określił pułap cenowy, jaki inwestor ma zaproponować! Mi nister Tamborski został później przez izraelski Likudnik nazwany wprost przyjacielem szefa Acronu, a po opi sanym wyżej działaniu, po odwołaniu ministra Budzanowskiego, nie został
i ta swoista unia personalna dawała jedyną gwarancję „równorzędności” obu podmiotów w procesie tzw. kon solidacji. Po wygranych przez PiS wy borach w spółkach z udziałem skarbu państwa nastąpiły zmiany zarządów. Wymieniono także zarząd w Grupie Azoty. I zaczęły się tarcia. Skoro nie ma konsolidacji, to dlaczego miałaby
Zaniechanie wszelkich działań zmierzających do wydzielenia jakichkolwiek obszarów ze struktury firmy, zaprzestanie łamania umów wzajemnych, tj. Umowy Konsolidacyjnej oraz Umowy Społecznej, oraz odwołanie z zarządu Zakładów Azotowych „Puławy” wiceprezesa Krzysztofa Homendy spowodowane utratą wiarygodności i zaufania społecznego – to żądania Komitetu Strajkowego, który zawiązał się w Grupie „Azoty Puławy” 9 listopada 2017 roku.
Trudny los „Puław” w Grupie Azoty Wojciech Pokora
Zakładów Azotowych „Puławy” SA i Zakładów Azotowych w Tarnowie -Mościcach podpisały tzw. Umowę o konsolidacji. Podpisały i utajniły. Na organizowanych przez Minister stwo Skarbu Państwa spotkaniach w Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog” w Warszawie przedstawiciele związków zawodowych nie otrzymywa li żadnych konkretnych odpowiedzi na pytania o konsolidację. Dochodziło do sytuacji, gdy wypraszano z sali dzien nikarzy, by nie pojawiła się żadna re lacja z tego, w jaki sposób traktowano stronę społeczną. Co ciekawe, to przed stawiciele zarządu „Puław” starali się jak najszybciej i niemal w konspiracji doprowadzić do przejęcia zarządza nej przez nich spółki. W późniejszym wywiadzie ówczesny prezes „Tarnowa” Jerzy Marciniak wyznał wprost: „Jestem przekonany, że w obecnym układzie politycznym konsolidacja przebiega łaby szybko, gdyby to Puławy przejęły Tarnów, a nie odwrotnie. Ambicje Pu ław są duże, spółka miała także szansę być konsolidatorem Wielkiej Syntezy Chemicznej. W tym samym czasie, gdy Acron zrobił wezwanie na Tarnów, na Puławy Synthos, Puławy mogły ogłosić kontrwezwanie na Tarnów. Myślę, że każdy wsparłby to działanie”.
Acron chce kupić całość, minister mu pomaga Kilka miesięcy później doszło do kilku wydarzeń, które pozwoliły zajrzeć za kulisy operacji nazwanej konsolida cją. W kwietniu 2013 roku ministrem skarbu został pochodzący z Puław,
negocjacji umowy gwarancyjnej dla pracowników). W tym samym mniej więcej czasie rozpoczęła się batalia medialna właś ciciela Acronu Wiaczesława Moszego Kantora. Okazało się, że Acron nadal jest zainteresowany zakupem skonso lidowanej już Grupy Azoty, co ułatwił mu fakt, że Skarb Państwa zbył więk szościowe udziały w Grupie, zabezpie czając całość zapisami statutowymi. Kantor na antenie TVP wypowiedział się na temat zapisów statutowych, które blokują możliwość wykonywania praw z akcji po przekroczeniu 20% udziału w kapitale dla wszystkich akcjonariuszy poza Skarbem Państwa: – Uważam, że taki mechanizm nie powinien istnieć, szczególnie w spółkach niemających strategicznego znaczenia. Grupa Azoty jest spółką publiczną i nałożenie takiego ograniczenia negatywnie wpływa na stosunek inwestorów do tej spółki. (…) Jest kilka możliwości rozwiązania tego problemu, w tym zaskarżenie w sadzie, ale dla naszej spółki jest niesłychanie istotne, by nie dopuszczać do sporów sądowych, a rozwiązać problem na drodze negocjacji. Mosze Kantor wyjawił wówczas, że Acron posiada już 15% akcji Grupy i dąży do kupna 25%. I najważniejsze. Gdy minister skarbu Mikołaj Budza nowski oficjalnie ogłaszał, że wezwa nie Acronu uznaje za próbę wrogiego przejęcia, w tym samym czasie Alek sander Kwaśniewski i Jan Krzysztof Bielecki lobbowali u Donalda Tuska na rzecz Rosjan. Ponadto ówczesny wiceminister skarbu Paweł Tambor ski, bezpośrednio podległy ministro wi Budzanowskiemu, podpowiadał
z ministerstwa usunięty, lecz został szefem Giełdy Papierów Wartościo wych. Mało tego, prezes Marciniak, który przeprowadził akcję przejęcia przez słabszy podmiot podmiotu sil niejszego, został za to wyrzucony, a jego miejsce zajął prezes przejętej spółki. Minister Budzanowski, który nazywał działania Acronu wrogim przejęciem, podzielił los Marciniaka, a jego miej sce zajął Włodzimierz Karpiński, który uspokajał, że wpisał Grupę Azoty na wewnętrzną ministerialną listę spółek strategicznych, dzięki czemu Acron nie stanowi już zagrożenia. Wobec tych faktów posłowie ów czesnej opozycji zażyczyli sobie wyjaś nień i spotkania z ministrem skarbu oraz ujawnienia im zapisów tzw. Umo wy o konsolidacji. Spotkanie odbyło się 9 lipca 2014 roku w Sejmie. Nieste ty minister skarbu czasu na spotkanie nie znalazł, a reprezentujący go wice minister Rafał Baniak odpowiadał, że nie może posłom udzielać informacji wrażliwych ze względu na Giełdę. Nie udzielono także informacji o Umowie o konsolidacji, ponieważ zdaniem mi nistra Baniaka to umowa pomiędzy spółkami (kontrolowanymi przez Skarb Państwa – red.), a ministerstwo nie jest w niej stroną (mimo, że konsolidacja od początku do końca była decyzją polityczną, co zostało wyżej opisane).
Zmiana władzy, zmiana strategii Opisany stan utrzymywał się do końca kadencji koalicji PO-PSL. Nad cało ścią Grupy Azoty nadzór sprawował pochodzący z Puław Paweł Jarczewski
„Puławy” SA i zakładowej Solidarno ści) doprowadziło do tego, że tarnowski zarząd wycofał się ze swojej propozycji. W komunikacie, który został rozesła ny do mediów jeszcze w październiku 2017 r. czytamy, że „Grupa Azoty SA stanowczo dementuje, jakoby rozwa żany był wariant wydzielenia pionu handlowego Zakładów Azotowych Pu ławy do osobnej spółki. W puławskich zakładach, podobnie jak w pozostałych spółkach Grupy Azoty, służby handlo we zostaną utrzymane, a tworzone jed nostki będą wspólnymi jednostkami, mogącymi działać na rzecz każdej ze spółek Grupy Azoty. Ostateczna decy zja, w której spółce powołany zostanie Departament Korporacyjny Handlu Nawozami, pozostaje przedmiotem rozmów, a docelowe miejsce w struk turze będzie wspólną decyzją Grupy Azoty SA i spółek zależnych”. Związ kowcy przyznają, że jeśli nawet dojdzie do konsolidacji pionów handlowych, ale umiejscowione zostaną one w Pu ławach, postulat zostanie spełniony.
Nie łamać wzajemnych umów
FOT. PULAWY.NASZEMIASTO.PL
Acron i Synthos chcą wejść do gry
JAK A·ZMIANA·?
obowiązywać umowa o konsolidacji? I tu dochodzimy do obecnego sporu. 10 kwietnia 2017 roku Rada Grupy Azoty zaakceptowała konsolidację pio nów handlowych na poziomie korpora cyjnym grupy. Jak poinformował me dia rzecznik Grupy, Artur Dziekański, decyzja zapadła jednomyślnie. Od razu zareagował na to Związek Zawodo wy Pracowników Ruchu Ciągłego ZA „Puławy” SA oraz Rada Pracowników, zwracając uwagę na brak konsultacji ze stroną społeczną tak daleko wcho dzących w strukturę Spółki decyzji. Zdaniem puławskich związkowców, zamach na pion handlowy to zamach na autonomię Grupy Azoty Puławy, bowiem to Puławy są bezapelacyjnym liderem i kreatorem na rynku sprzeda ży nawozów i produktów chemicznych w Polsce (kaprolaktam, melamina, nad tlenek wodoru, itp.). Wyniki sprzedaży nie są dziełem przypadku. To skupiona w Puławach profesjonalna kadra, zdol ności produkcyjne, oferta produktowa, konsekwentnie realizowana polityka sprzedaży oraz polityka cenowa, ana lityka i stały monitoring rynku, za rządzanie portfelem produktowym, szkolenia i komunikacja z rynkiem, inicjowanie działań marketingowych, inwestycje w budowę nowoczesnej in frastruktury powoduje, że w Grupie Azoty to Puławy wypracowują 70% zysków. Dlatego nie ma zgody na wy łączenie handlu z Puław. Nagłośnienie tej kwestii i długo trwałe negocjacje (łącznie z zawią zaniem się w Puławach Komitetu Strajkowego, w którego skład weszli przedstawiciele największych orga nizacji związkowych, tj. ZZPRC ZA
Trudniejszy do spełnienia jest postu lat drugi, który mówi o zaprzestaniu łamania umów wzajemnych, tj. Umo wy Konsolidacyjnej oraz Umowy Spo łecznej. Jak wyglądały okoliczności podpi sania Umowy o konsolidacji, opisałem wyżej. Warto pamiętać, że po podpisa niu umowa została od razu utajniona, co nie przeszkadzało kolejnym zarzą dom na powoływanie się na jej zapi sy. Wyglądało to mniej więcej tak, że ogłaszano jakąś strategię, posługując się hasłem, że zgodnie z zapisami Umo wy Konsolidacyjnej następuje konso lidacja jakiegoś obszaru. I tyle. Nikt nie znał umowy, nikt nie wiedział, co w niej jest, trudno było się spierać. Lecz nastąpiła jedna zmiana. Otóż w roku 2017 umowa wyciekła i trafiła w ręce załogi. Wówczas okazało się, że umo wa jest bardzo wybiórczo traktowana, a zarządy Grupy wyciągają z niej tyl ko wygodne dla siebie zapisy. I tak do ważniejszych zapisów umowy należą: • „W procesie konsolidacji PUŁA WY zachowają podmiotowość korpo racyjną i status w Grupie Kapitałowej odzwierciedlający jej pozycję jako li dera w branży nawozowej”. • „W wyniku negocjacji pomiędzy Azotami Tarnów oraz PUŁAWAMI, które były prowadzone w wykonaniu postanowień Porozumienia, Azoty Tar nów oraz PUŁAWY uzgodniły zasa dy współpracy określone w niniejszej Umowie, które pozwolą na zachowa nie tożsamości i podmiotowości kor poracyjnej PUŁAW w ramach Grupy Kapitałowej”. W Umowie o konsolidacji znajduje się także dokładny opis sposobu wy łaniania członków zarządów zarówno spółki w Tarnowie, jak i w Puławach. Zapis ten nie jest dziś realizowany, mi mo że przecież „konsolidacja” stała się faktem. • „Strony zobowiązują się stosować w pełni zasady zawarte w Dobrych Praktykach. 1. Po upływie kadencji Zarządu Azotów Tarnów oraz PUŁAW, powoła nych zgodnie z postanowieniami pkt. 3 powyżej, Strony będą dążyć, aby kolejne Zarządy Azotów Tarnów oraz PUŁAW były powoływane zgodnie z następu jącymi zasadami: I. w terminie 3 (trzech) miesięcy przed wygaśnięciem kadencji Zarzą du Azotów Tarnów, w ramach swoich kompetencji korporacyjnych i z po szanowaniem kompetencji pozosta łych organów, Zarząd Azotów Tarnów zwróci się z wnioskiem do Rady Nad zorczej Azotów Tarnów o powołanie w skład Zarządu Azotów Tarnów 4 al bo 6 osób, przy czym wniosek będzie przewidywał, że odpowiednio 2 albo 3 osoby zostaną powołane spośród osób zatrudnionych (na podstawie umowy
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
JAK A·ZMIANA·? o pracę lub innej umowy cywilnopraw nej) w PUŁAWACH oraz ta sama liczba osób zostanie powołana spośród osób zatrudnionych (na podstawie umowy o pracę lub innej umowy cywilnopraw nej) w Azotach Tarnów; II. w terminie (trzech) miesięcy przed wygaśnięciem kadencji Zarządu PUŁAW, w ramach swoich kompeten cji korporacyjnych i z poszanowaniem kompetencji pozostałych organów, Za rząd PUŁAW zwróci się z wnioskiem do Rady Nadzorczej PUŁAW o powo łanie w skład Zarządu PUŁAW 4 al bo 6 osób, przy czym wniosek będzie przewidywał, że odpowiednio 2 albo 3 osoby zostaną powołane spośród osób zatrudnionych (na podstawie umowy o pracę lub innej umowy cywilnopraw nej) w Azotach Tarnów oraz ta sama liczba osób zostanie powołana spo śród osób zatrudnionych (na podsta wie umowy o pracę lub innej umowy cywilnoprawnej) w PUŁAWACH”. Ponadto nie są realizowane zapisy Umowy Społecznej dotyczące integral ności spółki i informowania załogi. Pkt. 2 par. 6 Porozumienia – umowy spo łecznej z dnia 15.09.2014 roku brzmi: „Zarząd Grupy Azoty gwarantuje przekazywanie partnerom społecznym każdej Spółki wszelkich informacji do tyczących konsolidacji i restruktury zacji związanych z warunkami pracy i płacy pracowników Spółki”. Do rokowań z Komitetem Strajko wym przystąpił zarząd Grupy Azoty Pu ławy. Zdaniem wiceprzewodniczącego Komitetu Strajkowego Sławomira Wrę gi, negocjacje dotyczące realizacji tego postulatu wymagają udziału w rokowa niach przedstawiciela Grupy Azoty, bo zapewnienie przez Zarząd Puław prze strzegania wzajemnych umów, bez po dobnych deklaracji ze strony Grupy, nie daje żadnych gwarancji bezpieczeństwa.
Odwołanie wiceprezesa Krzysztofa Homendy Najwięcej emocji budzi chyba postulat trzeci, dotyczący odwołania wicepreze sa Grupy Azoty Puławy Krzysztofa Ho mendy. Argumentowany jest on utratą zaufania społecznego i wiarygodno ści. W opublikowanym w Informatorze ZZPRC ZA „Puławy” SA „Nadcho dzą zmiany” znajduje się szerokie uza sadnienie tego postulatu. Związkowcy wskazują w nim, że w chwili, gdy „Ra da Pracowników wystąpiła do Zarzą du Grupy Azoty Puławy z wnioskiem o przekazanie wszelkich informacji do tyczących przewidywanej zmiany w or ganizacji służb handlowych i audytu, w szczególności treści Umowy korpo racyjnej zaproponowanej przez Grupę Azoty (...), na posiedzeniu Zarządu do wniosku pozytywnie ustosunkowały się jedynie dwie osoby: prezes Jacek Jani szek i członek zarządu z wyboru załogi, Andrzej Skwarek. Pozostałe trzy: Izabe la Świderek, Paweł Owczarski i Krzysz tof Homenda zagłosowali przeciwko”. Zdaniem związkowców świadczy to o tym, że wiceprezes Krzysztof Ho menda opowiedział się nie po stronie spółki, której interesy powinien repre zentować, a po stronie Grupy Azoty, która prowadzi politykę nieakcepto walną dla załogi Puław. Jednak to nie wszystko. Jak czytamy w biuletynie „Nadchodzą zmiany”, utrata zaufania wobec Krzysztofa Homendy wiąże się przede wszystkim z podejrzeniem dzia łania na szkodę spółki. A działania te wyglądają następująco: „Krzysztof Homenda został powo łany na Wiceprezesa Zarządu spółki Grupa Azoty Zakłady Azotowe „Pu ławy” SA 25 maja 2016 roku. W ra dzie nadzorczej Grupy Azoty zasiadał już wówczas Marek Grzelaczyk. Dwa miesiące wcześniej, 23 marca 2016 ro ku Krzysztof Homenda został wpisany do KRS jako posiadający 50% udziałów wspólnik w spółce Cleanbacter Instytut Technologii Mikrobiologicznych Sp. z o.o. z siedzibą w Lublinie. W spółce tej piastuje również funkcję Prokurenta. Tego samego dnia w spółce Cleanbacter Instytut Technologii Mikrobiologicz nych Sp. z o.o. z siedzibą w Lublinie rozszerzono przedmiot działalności, który ostatecznie w części pokrywa się z działalnością spółki Grupa Azo ty Zakłady Azotowe „Puławy” SA. Obie spółki aktywnie funkcjonują w bran ży chemicznej. W CV przedstawio nym Radzie Nadzorczej spółki Grupa Azoty Zakłady Azotowe „Puławy” SA. Krzysztof Homenda nie wskazał swojej działalności w spółce Cleanbacter In stytut Technologii Mikrobiologicznych Sp. z o.o. z siedzibą w Lublinie, która na swojej stronie internetowej (www. ecoph.pl) podaje, że sprzedaje swo je produkty chemiczne dla przemysłu i rolnictwa, zaś jednym z jej klientów
jest PKN Orlen SA, będący własnością Skarbu Państwa. Zgodnie z art. 211 kodeksu spółek handlowych członek zarządu nie może bez zgody spółki zajmować się intere sami konkurencyjnymi ani też uczest niczyć w spółce konkurencyjnej jako wspólnik spółki cywilnej, spółki oso bowej lub jako członek organu spółki kapitałowej bądź uczestniczyć w innej konkurencyjnej osobie prawnej jako członek organu. Zakaz ten obejmuje także udział w konkurencyjnej spół ce kapitałowej w przypadku posiada nia przez członka zarządu co najmniej 10% udziałów (K. Homenda posiada 50%). Natomiast art. 211 nie może być traktowany w sposób zawężający (por. wyr. SN z 6 marca 2006 r., II PK 211/05, Legalis), przeciwnie, pojęcie interesu konkurencyjnego należy in terpretować szeroko. Zajmowanie się interesami konkurencyjnymi może po legać na prowadzeniu przedsięwzięcia we własnym imieniu lub za pośred nictwem innych osób bądź wreszcie w charakterze pośrednika, powierni ka lub pełnomocnika czy prokurenta innych osób. Zajmowanie się intere sem konkurencyjnym ma miejsce już wówczas, gdy członek zarządu czerpie korzyści z innego przedsięwzięcia kon kurencyjnego, np. poprzez zawarcie umowy dostawy z konkurencyjnym wobec spółki przedsiębiorstwem. Nale ży uznać, że omawiana przesłanka jest spełniona także wówczas, gdy członek zarządu jedynie doradza podmiotowi konkurencyjnemu. Działanie wbrew zakazowi uza sadnia przede wszystkim zastosowanie sankcji o charakterze wewnętrznym, tj. możliwość odwołania członka zarządu. Powyżej wspomnieliśmy, że w mo mencie, gdy powoływano Krzysztofa Homendę na stanowisko wicepreze sa, członkiem Rady Nadzorczej Gru py Azoty był Marek Grzelaczyk. Nie sugerujemy w tym miejscu żadnego związku między tymi dwoma faktami. Jedynie z kronikarskiego obowiązku odnotowujemy, że 16 IV 2015 r. w zu pełnie niezwiązanej z Grupą Azoty spółce, Lubelskim Centrum Medycz nym sp. z o.o. odbyło się Nadzwyczaj ne Zgromadzenie Wspólników. Tego dnia Uchwałą nr 2 w sprawie powoła nia Zarządu Spółki, NWZ na Prezesa Zarządu spółki Lubelskiego Centrum Medycznego Sp. z o.o. powołało Marka Grzelaczyka. Uchwałą nr 3 natomiast NWZ postanowiło przyjąć rezygnację Krzysztofa Homendy z członka Rady Nadzorczej spółki Lubelskiego Cen trum Medycznego Sp. z o.o. Obydwie uchwały są podpisane przez Przewod niczącego Zgromadzenia Wspólników Przemysława Czarnka (obecnego wo jewodę lubelskiego – red.)”. Prezes Krzysztof Homenda odniósł się do stawianych mu zarzutów na ła mach lokalnej gazety „Wspólnota Pu ławska”. Zapytany o przypisywane mu przez związkowców niejasne powią zania z innymi firmami i możliwość działania przez to na szkodę spółki, odpowiedział: „Jednoznacznie zaprzeczam nie jasnym powiązaniom z jakimikolwiek firmami. Nie prowadzę działalności konkurencyjnej, a wątpliwości zgłasza ne w tej sprawie są całkowicie bezpod stawne. Powtarzane insynuacje będę zmuszony potraktować jako pomówie nia”. Zapytany, czy złoży rezygnację z funkcji, odpowiedział: „Nie widzę najmniejszych podstaw po temu. Nigdy i w żaden sposób nie podejmowałem żadnych działań, które byłyby sprzecz ne z interesem Spółki i jej Pracowni ków. W swoim postępowaniu opieram się na szacunku dla każdego Pracow nika, doświadczeniu i profesjonalizmie w podejmowaniu decyzji. Nie sprzenie wierzyłem się żadnej z tych zasad. A sa mo twarde stanowisko jakiegokolwiek gremium nie może być podstawą do podejmowania takich decyzji”. Do słów wiceprezesa Homendy odniósł się wiceprzewodniczący Ko mitetu Strajkowego Sławomir Wręga, stwierdzając, że czeka na pozew, tylko ciekaw jest, kogo wiceprezes pozwie? „Bo wypadałoby pozwać Krajowy Re jestr Sądowy, który opublikował in formację o tym, że pan Homenda jest wspólnikiem w spółce Cleanbacter In stytut Technologii Mikrobiologicznych Sp. z o.o. z siedzibą w Lublinie, której działalność pokrywa się z działalnością Grupy Azoty Puławy” – mówi Wręga – „bo pozwanie kogoś, kto głośno od czytał zapisy w KRS jest niepoważne”. Sytuacja w Grupie Azoty Puławy jest dziś napięta. Rokowania trwają. Jednak dopóki nie przystąpią do nich przedstawiciele zarządu Grupy Azoty, wydaje się, że na wyjście z impasu nie ma szans. K
R E K L A M A
słuchaj czytaj oglądaj komentuj wspieraj
R E K L A M A
Cedrob S.A. to największy w Polsce producent mięsa. Lider w produkcji drobiowej oraz wiodący producent trzody chlewnej. www.cedrob.com.pl
15
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
16
W
wyniku tego prze wrotu zapanowała monopartyjna bol szewicka władza, która bez osłonek nazywała siebie DYKTATURĄ (rzekomo była to mar ksowska „dyktatura proletariatu”, wła dza bolszewicka uważała się bowiem za intelektualną awangardę klasy robot niczej). Jej ekspozyturą była Rada Ko misarzy Ludowych (Sownarkom), czyli rząd Rosji Sowieckiej pod przewod nictwem wodza partii bolszewickiej, Włodzimierza Uljanowa ps. Lenin. Powstał wtedy organizm polityczny nie widzianego dotychczas typu – któ ry miał trwać ponad 70 lat i zaciążyć nad historią Polski, Europy i świata. Bezpośrednim wynikiem przewrotu bolszewickiego była niezwykle krwawa wojna domowa i jako jej akompania ment − zaplanowany „czerwony terror” na niespotykaną skalę. Bolszewicki przewrót przypadł na ważny moment I wojny światowej. W 1917 r. początkowy rozmach pierw szych ofensyw państw sojuszu militar nego, tzw. centralnych (Cesarstwo Nie mieckie, Monarchia Austro-Węgierska, Imperium Tureckie, Carstwo Bułgarii), utknął w okopach. Morska blokada gos podarcza stosowana przez marynarkę brytyjską odcinała dowóz wszystkiego. Wyniszczała państwa centralne (głów nie Niemcy) gospodarczo. Głód i brak wszelkich artykułów pierwszej potrze by doprowadzały ludność tych państw do nędzy i głodu. Zajęcie w 1916 r. Ru munii, zagarnięcie jej zasobów żywnoś ciowych i ropy naftowej osłabiło tylko na krótko koszmar „blokady głodo wej”, wyczerpania się surowców i środ ków technicznych prowadzenia wojny. A właśnie Anglicy zaczęli wprowadzać na froncie zachodnim się nowy rodzaj broni − czołgi. Gospodarczy organizm Niemiec zaczął wtedy wykazywać ce chy zawałowe. Niemcy starały się na to mściwie i niemądrze odpowiedzieć totalną woj ną prowadzoną przez łodzie podwodne, także przeciwko statkom pasażerskim i handlowym. Doprowadziło to jednak tylko do drastycznej, niekorzystnej dla państw centralnych zmiany w układzie sił walczących. Oto bowiem 6 kwietnia dotychczas neutralne Stany Zjedno czone przystąpiły do wojny po stronie Ententy − która była sojuszem przeciw ników państw centralnych, a jej trzon stanowiły Wielka Brytania, Francja i Imperium Rosyjskie. Mimo sukcesów na froncie wschodnim i południowym pań stwom centralnym zajrzało w oczy widmo klęski i rozpadu sojuszu wo jennego, wycofania się Austro-Węgier. Oto bowiem hrabia Ottokar Czernin, austro-węgierski minister spraw za granicznych, przygotowywał dla swo jego cesarza tajny raport, że Monar chia Austro-Węgierska nie jest w stanie prowadzić wojny dłużej niż do jesieni 1917 r. i powinna zawrzeć z Ententą JAKIKOLWIEK separatystyczny pokój. Francuzi wiedzieli zresztą, że austria cki cesarz w tajemnicy już wcześniej przesłał francuskiemu prezydentowi propozycję pokojową. Właśnie wtedy, 9 kwietnia o godzi nie 15.10 z Zurichu wyjechało 32 ro syjskich emigrantów-rewolucjonistów. Asystowali im dwaj oficerowie niemie ckiego Sztabu Generalnego – rotmistrz rezerwy von Planitz i podporucznik von Buhring jako tłumacz. Dotarli do pogranicznej niemie ckiej stacji Gottmandingen i przesiedli się do wagonu pociągu, który przewiózł ich bezpiecznie i bez kontroli przez terytorium Cesarstwa Niemieckiego do portu Sassnitz na bałtyckiej wyspie Rugia, skąd po podróży szwedzkim promem kolejowym Drottning Victoria wylądowali w Szwecji, w porcie Trel leborg, i udali się do miasta Haparan da przy granicy z Wielkim Księstwem Finlandii, stanowiącym wówczas część Imperium Rosyjskiego. 3 (16) kwietnia 1917 r. w Piotro grodzie zjawił się najważniejszy z tych ludzi, szef bolszewików Włodzimierz Uljanow. Przyjazd tego człowieka do Rosji angielski mąż stanu Winston Churchill porównał do wtargnięcia „bakcyla dżumy”. Człowiek ten jako nowy szef pań stwa rosyjskiego oddalił od państw centralnych ostateczną klęskę o rok i 5 miesięcy. Z akt ówczesnego niemieckiego MSZ wynika, że już kilka tygodni po wybuchu wojny Austro-Węgier z Ro sją, we wrześniu 1914 r. ambasador niemiecki w szwajcarskim Bernie, von Romberg, wszedł w kontakt ze śro dowiskiem rosyjskich emigrantów -rewolucjonistów przez estońskiego socjalistę ALEKSANDRA KESKÜLĘ,
H · I ·S ·T· O · R· I ·A pozostającego na usługach niemieckie go wywiadu. Zapamiętajmy nazwisko Kesküla. Była to dość ciekawa postać na scenie politycznej Rosji: socjalista-se paratysta, dążący do oderwania Esto nii i Finlandii od carskiego Imperium w ewentualnym oparciu o Szwecję, z którą narody estoński i fiński łączy ły związki historyczne. Podczas wojny rosyjsko-japońskiej 1904-5 nawiązał kontakt z szefem wywiadu japońskie go na Europę, płk. Motojiro Akashim, dysponującym milionem jenów na wsparcie „rosyjskich ekstremistów”. O ile można zrozumieć Estończyków, dla których Rosja była wtedy „domem niewoli”, trudniej zrozumieć ówczes ne, bardzo tajne i ostrożne kontakty z Japończykami socjaldemokratów rosyjskich – w postaci organizowania i finansowania przez Japończyków kon ferencji partii opozycyjnych w Paryżu i Genewie. W tej ostatniej uczestniczył (krótko) Lenin. Są ślady kontaktów ja
Lenin z Haneckim przenoszą się do Krakowa, bliżej rosyjskiej granicy. Po krótkim pobycie w Bernie (z powodu choroby żony) Lenin od 1913 r. do wy buchu wojny mieszka znowu w Galicji, od marca w towarzystwie Haneckiego. Władze C.K. Monarchii przez pal ce patrzą na odwiedzających szlach cica Uljanowa partyjnych kolegów,
wojny, z którą c.k. tajne służby liczyły się bardzo realnie. Dotyczyło to także innych poddanych rosyjskich, o ile byli mocno skonfliktowani z swoim państwem, a tacy byli właśnie rewo lucjoniści-emigranci z różnych odła mów rosyjskiej socjaldemokracji oraz spośród wyznających idee terroru es erowców.
3 (16) kwietnia 1917 r. w Piotrogrodzie zjawił się szef bolszewików Włodzimierz Uljanow. Przyjazd tego człowieka do Rosji angielski mąż stanu Winston Churchill porównał do wtargnięcia „bakcyla dżumy” którzy przybywają tu z wrogiego pań stwa, często nielegalnie. Np. pewien smagły, czarnowłosy Gruzin, niejaki Dżugaszwili, który od razu rzuca się wśród Polaków w oczy, przekracza granicę austro-węgierską w ogóle bez paszportu. Wraca do Rosji, przyjeż dża znowu… i nic. Długo przebywa
Znany historyk i archiwista rosyj skiej emigracji, socjaldemokrata B.I. Nikołajew twierdził, że znał powiąza nia bolszewickich wodzów z wywia dem Monarchii Austro-Węgierskiej, i to od 1912 r., od pojawienia się Le nina w Galicji. Nikołajew pisze wręcz o „linii łączności” Lenina – poprzez
Co ciekawe, bardzo podobny plan opracował wtedy sztab wojskowo-poli tyczny cesarskich Niemiec. Nazwano go Planem „Mitteleuropa” − przewidywał on dominację Niemiec od czubka Danii po Zatokę Perską… i wieniec państw wasalnych od południa i od wschodu. Ale zaczekajmy. Lenin nie liczył na to, że car Mi kołaj II odważy się na wojnę z Cesar stwem Niemieckim, ale że w Niem czech zwycięży nie tyle socjalistyczny pacyfizm, co polityczna trzeźwość i przebiegłość odziedziczona po Bis marcku: nie walczyć na dwa fronty, nie dopuścić do okrążenia Niemiec, utrzymywać przyjaźń z carską Rosją. Spodziewał się też, że silni socjaldemo kraci niemieccy stawią opór wojennym dążeniom Cesarstwa Hohenzollernów. Tym większe było jego zaskoczenie, gdy niemiecka socjaldemokracja poparła wojnę. I nawet po jej wybuchu, oderwa ny od życia kraju, nie wierzył w rychłą możliwość rewolucji w Rosji… aż do
Minęła niedawno setna rocznica bolszewickiego przewrotu zbrojnego w Piotrogrodzie. Przez długi czas zwano go szumnie Wielką Socjalistyczną Rewolucją Październikową.
Bolszewicki „bakcyl dżumy”(I) Mirosław Grudzień
pońskiego pułkownika z Leninem po przez fińskiego rewolucjonistę-separa tystę Konni Zilliacusa. Przenieśmy się teraz do roku 1912, na Podhale – podówczas w podległym C.K. Monarchii Austro-Węgierskiej Królestwie Galicji i Lodomerii, popu larnie zwanym zaborem austriackim. Latem 1912 r. w Krakowie pojawia się dwóch ludzi. Jeden z nich to JAKUB „HANECKI” (właściwe nazwisko Für stenberg), działacz Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy, a zarazem członek wierchuszki bolszewickiej – leni nowskiego odłamu Socjaldemokratycz nej Partii Robotniczej Rosji. Pochodził z zamożnej rodziny kupieckiej, spol szczonej, o korzeniach niemieckich bądź żydowskich, studiował w Berlinie, Heidelbergu, Zurichu… Drugi z tych jegomościów – niewysoki, o nieco mon golskich rysach − to przybysz z Paryża, szlachcic rosyjski WŁADIMIR ULJA NOW, szef bolszewickiej frakcji rosyj skich socjaldemokratów. Pochodzenie bardzo mieszane: po ojcu kałmuckie, po matce żydowsko-szwedzko-niemieckie. „Rosyjskimi idiotami” pogardza jako zbyt miękkimi do robienia skutecznej rewolucji, dlatego od dawna otacza się inoplemiennikami – ludźmi nierosyj skiego pochodzenia.
U
ljanow zasłynął już w środowi skach socjalistycznych Euro py pod pseudonimem Lenin. Zostanie przywódcą państwa „robot ników i chłopów”. Na razie jednak na emigracji zagłębia się w dyskusje teo retyczne z kolegami-rewolucjonistami po kawiarniach, pozuje na głębokie go marksistowskiego myśliciela. Jest przy tym mocno oderwany od życia swojego kraju, obce mu jest wyczucie tego, co nurtuje jego macierzyste spo łeczeństwo, a zwłaszcza tzw. lud – no, robotnicy to jeszcze pół biedy, ale np. od chłopów dzieli go ściana obcości. Ze sprzymierzonej z carskim im perium Francji, gdzie jako Rosjanin mieszkał bez zakłóceń, Lenin przeniósł się do Monarchii Austro-Węgierskiej, państwa wrogiego Rosji, rywalizujące go z nią o wpływy na Bałkanach. Oba państwa są już we wrogich sobie soju szach polityczno-militarnych: Austro -Węgry w „trójprzymierzu” (tzw. pań stwa centralne), Rosja w tzw. Entencie, wraz z Francją i Anglią. Z czeskiej Pra gi, gdzie w styczniu 1912 r. odbyła się rozłamowa konferencja bolszewików,
z ukochanym wodzem w Krakowie. W 1913 r., w okresie wzrastające go międzypaństwowego napięcia oni dwaj i ich najbliżsi koledzy robią nara dy w Wiedniu. Nie ulega wątpliwości, że odbywało się to za wiedzą austro -węgierskiego kontrwywiadu. W 1914 r. Hanecki i Lenin mieszkali w niepozornej górskiej miejscowości na Podhalu; nie jest specjalnie ważne, czy to był Poronin, czy jak podaje obecnie Wi kipedia − Biały Dunajec. Wojna wybu chła 1 sierpnia – i zaraz Uljanow-Lenin został aresztowany jako poddany mo narchii należącej do wrogiego sojuszu wojskowego. Ale 4 sierpnia już był na wolności − po interwencji Haneckie go i Wiktora Adlera, znanego działacza socjaldemokracji austriackiej, posła do parlamentu. A już 5 sierpnia Austro -Węgry wypowiadają wojnę Rosji…
Haneckiego – ze Sztabem Generalnym armii austro-węgierskiej. Tymczasem inwazja rosyjskiego frontu południowo-zachodniego na austriacką Galicję przebiegała pomyśl nie dla Rosji. Odmiennie niż w równo ległym starciu rosyjsko-niemieckim, naznaczonym sromotną klęską armii rosyjskich w Prusach Wschodnich. Lenin liczył na wojnę Rosji z Au stro-Węgrami, chociaż nie bardzo w nią wierzył. Wojna między Rosją a Austrią byłaby dla rewolucji rzeczą niesłychanie pożyteczną − powiedział Gorkiemu w 1913 r. − ale szanse, że (…) sprawią nam taką przyjemność, są nikłe. Sądził, że będzie to wojna ograniczona i zlo kalizowana, podobnie jak niedawna wojna rosyjsko-japońska. Rzekomo genialny Lenin nie przewidział wojny Rosji z Niemcami ani tym bardziej woj
W maju 1915 r. Helphand-Parvus spotkał się z Leninem. Jak wspomina, powiedział wodzowi bolszewików: Teraz rewolucja jest możliwa tylko w Rosji, gdzie może wybuchnąć… jako skutek zwycięstwa Niemiec. Lenin jest od tej pory przez władze Monarchii traktowany jako dyskretny antyrosyjski sojusznik – ale jego dal szy pobyt w Galicji jest dla obu stron niewygodny, zresztą Lenin jest, jak wieś głosi, „arcyostrożny”, ba! mocno tchórzliwy z natury, boi się ofensywy rosyjskiej armii na austriacką Galicję. Boi się kompromitacji i boi się o życie. Co by się z nim stało, gdyby się dostał w ręce Kozaków armii Brusiłowa… on, rosyjski szlachcic, żyjący swobodnie w walczącym z Rosją państwie, wyłą czony z normalnego w takich przypad kach internowania? Toteż niezawodny Hanecki organizuje mu przerzut do neutralnej Szwajcarii, gdzie Lenin po zostanie do 1917 r. Z wyjątkiem pół rocznego okresu 1905-1906 oznacza to 17 lat poza krajem. Na razie jednak pozostańmy przy 1914 r. i przy nadziejach, jakie Uljanow wiązał z wojną między jego ojczyzną i Monarchią Austro-Węgierską. J. Felsztyński twierdzi, że Hanecki już wcześniej był „kontaktem opera cyjnym” wywiadu austro-węgierskiego w ramach wielkiej operacji wywiadow czo-dywersyjnej wykorzystania Pola ków z rosyjskiej Kongresówki do celów wywiadowczo-dywersyjnych przeciw ko Rosji − w obliczu zbliżającej się
ny światowej, kiedy to Rosja zmuszona byłaby do walki z armiami Niemiec, Austro-Węgier i Turcji. Gdy już Rosja walczyła z trzema wrogami, Lenin utrzymywał wśród swoich, że porażka Rosji byłaby „mniejszym złem” niż porażka lepiej rozwiniętych Niemiec… W dysputach z Trockim i Aleksandrą Kołłontaj do wodził, że uruchomiłaby ona wybu chowy potencjał ludów ujarzmionych i tym samym pogrążyłaby w upadku znienawidzone carskie imperium. Mu siał zdawać sobie sprawę, że w warun kach zwycięskiej dla Niemiec wojny te zbuntowane ludy nie miałby innego wyjścia, jak schronić się pod skrzyd ła „wyzwolicielskiej” armii Cesarstwa Niemieckiego. Niebawem rozwinie się z tego myśl o oddaniu Niemcom – przynajmniej tymczasowo – peryfe ryjnych narodowości Imperium, stęsk nionych za wolnością i nienawidzących rosyjskiej niewoli. Oznaczałoby to cofnięcie Rosji do granic Wielkiego księstwa Moskiew skiego z XVII wieku, oddanie gospo darczo ważnej Ukrainy i Zakaukazia z jego naftą, odcięcie od Morza Czar nego i prawdopodobnie od Bałtyku… przekreślenie wysiłków carów Iwana Groźnego i Piotra I.
1917 r. Coś jednak wywarło na niego taki wpływ, że zmienił zdanie i nabrał pewności, że po obaleniu cara rewolu cję „burżuazyjną” należy natychmiast przekształcić w „proletariacką”. Tymczasem 25 marca 1915 r. na żądanie ambasadora w Bernie von Rom berga znany już nam Kesküla przedsta wił referat o rosyjskich rewolucjonistach w Szwajcarii. Został on niezwłocznie przesłany niemieckiemu kanclerzowi Bethmann-Hollwegowi. Zawierał m.in. informacje o naradach „socjalistów orientacji leninowskiej” i o podjętych na nich postanowieniach: o przekształ ceniu wojny „imperialistycznej” w wojnę domową, o masowym tworzeniu niele galnych struktur, wspieraniu „bratania się” żołnierzy walczących stron, organi zacji masowych wystąpień proletaria tu i przygotowywaniu klęski carskiego imperium. Von Romberg dodał do tego od siebie, że dla Niemiec w pierwszej kolejności ważna jest informacja o two rzeniu „tajnych nielegalnych organizacji partyjnych”, jak też „opowiadanie się [rewolucjonistów] za klęską Rosji”.
R
ównoległe w polu działania wy wiadu niemieckiego pojawia się inna postać. To doktor ALEK SANDER PARVUS, emigrant z Rosji, wtedy już obywatel Niemiec i socjalde mokrata, a do tego biznesmen, milioner z rodziny rosyjskich Żydów. Właściwe nazwisko: Izrael Helphand i pod takim pojawił się początkowo w dokumen tach niemieckiego wywiadu. W styczniu 1915 r. Parvus spotyka się z niemieckim ambasadorem w Istambule Hansem von Wangenheimem. Wykłada mu swoją autorską koncepcję wywołania w Rosji rewolucji. Ambasador informował swoje MSZ, że znany rosyjski socjalista, dr Helphand, jeden z liderów ostatniej rosyjskiej rewolucji [1905 r.], od początku wojny zajmuje stanowisko jawnie proniemieckie. I oto ten „lider” przekonuje nie mieckiego posła o zbieżności interesów Cesarstwa Niemieckiego i rosyjskich rewolucjonistów. Dodaje też ciekawą myśl, że rewolucjoniści mogą osiągnąć swoje cele pod warunkiem… podziału rosyjskiego Imperium na mniejsze pań stwa, według szwów etnicznych. Na prośbę von Wangenheima w marcu tegoż roku Parvus skierował do rządu niemieckiego szczegółowy plan zorganizowania w Rosji rewolucji, znany jako Memorandum dra Helphanda. Wtedy też przedstawił sekretarzowi
stanu w niemieckim MSZ von Jagowo wi projekt „przygotowania masowego strajku politycznego w Rosji”. W maju 1915 r. Helphand-Parvus spotkał się z Leninem. Jak wspomina, powiedział wodzowi bolszewików: Teraz rewolucja jest możliwa tylko w Rosji, gdzie może wybuchnąć… jako skutek zwycięstwa Niemiec. Arcyostrożny Władimir Iljicz oczywiście zdystansował się od „re negata” Parvusa, którego europejskie czasopisma socjaldemokratyczne już okrzyczały niemieckim agentem. Ale… 15 lipca tegoż roku memorandum pt. Wewnętrzne położenie Rosji złożył Niemcom… znany nam Estończyk Kesküla. Wskazywał w nim na wiel kie znaczenie Lenina. I niedługo potem, we wrześniu 1915 r. w Bernie doszło do osobiste go spotkania Lenina z Keskülą. Swoje rozmowy z Leninem Estończyk zrefe rował niemieckiemu ambasadorowi 30 września, a von Romberg kanclerzowi. W tymże roku Kesküla uzyskał z nie mieckiego MSZ ok. 50-60 000 dolarów na dofinasowanie publikacji bolszewi ckich agitujących za klęską Rosji. Nieodłączny towarzysz Lenina z 1914 r., znany nam już Jakub Hane cki, zaczął równolegle prowadzić inte resy z Parvusem. Według N. Berberowej Haneckiego-Fürstenberga i Helphanda -Parvusa łączyły rodzinne koligacje. Po spotkaniu Lenin-Parvus Jakub Hanecki zaczyna odgrywać znaczącą rolę w oto czeniu Parvusa. A Parvus zarejestro wał wtedy w Kopenhadze i Sztokhol mie szereg przedsiębiorstw. Hanecki został dyrektorem w założonej przez Parvusa w Danii firmie eksportowo -importowej Fabian Klingsland, której współwłaścicielem był Henryk, starszy brat Haneckiego, zaś księgową filii firmy w rosyjskim Piotrogrodzie – kuzynka Haneckich, Eugenia Sumenson. Firma, mimo wojny, prowadziła handel z Rosją, m.in. niemieckimi wyrobami farma ceutycznymi, poprzez Danię i Szwecję.
A
genci carskiej Ochrany infor mowali od 1915 r. o dziwnej kompanii Hanecki-Parvus, do której dołączył działacz bolszewicki, zaufany Lenina o polskim nazwisku – Mieczysław Kozłowski, jako przed stawiciel firmy w Piotrogrodzie. Agent Ochrany S. Bernstein pisał w raportach: na czele duńskich firm, założonych przez Niemców i pracujących na klęskę Rosji, stoi doktor Helphand [czyli Parvus] ze swoim pomocnikiem Fürstenbergiem i pełnomocnikiem Kozłowskim. Z raportów ówczesnego niemie ckiego ambasadora w Kopenhadze Ulri cha von Brockdorff-Rantzau wynika, że w 1915 r. doszło do kolejnych kontaktów z Parvusem, który „postawił kwestię niezbędności doprowadzenia Rosji do stanu chaosu poprzez wsparcie najrady kalniejszych elementów”. W memoran dum na temat rozmów z Parvusem poseł von Brockdorff-Rantzau pisał: Uważam, że z naszego punktu widzenia to sprawa priorytetowa − wesprzeć ekstremistów i w ten sposób najszybciej doprowadzi to nas do określonych rezultatów. Jego zdaniem, w przeciągu najwyżej trzech miesięcy można liczyć na tak daleko posuniętą dezintegrację, że będziemy mogli złamać Rosję siłą wojskową. Idee „doktora Helphanda” znalazły oddźwięk w niemieckim MSZ, po po zytywnym zaopiniowaniu przez dygni tarzy: Helmutha von Maltzahna i Mat thiasa Erzbergera, kierownika Biura Propagandy Zagranicznej. Przekonali oni kanclerza Bethmann-Hollwega, któ ry zaproponował sztabowi generalnemu realizację tego „genialnego manewru”. 3 kwietnia kanclerz złożył w Skar bie Rzeszy zapotrzebowanie na 2 mi liony marek na „propagandę w Rosji”. Wtedy też upełnomocnił niemieckiego ambasadora w Bernie do zapropono wania rosyjskim emigrantom przejazdu do Rosji przez Cesarstwo Niemieckie. 8 maja 1916 r. rezydent niemie ckiego wywiadu Steinwachs wysyła me morandum do ministra Bergena i pisze w nim, że kontakty Kesküli z Leninem są bardzo pożyteczne, ponieważ po zyskuje od niego informacje o sytua cji w Rosji, pochodzące z raportów za ufanych wywiadowców Lenina. I prosi o 20 000 marek miesięcznie dla Kesküli. Latem 1916 r. kontakty Lenina z Estoń czykiem zostały przerwane z nieznanej przyczyny. Ale wiemy, że leninowska gazeta „Socyaldiemokrat” była druko wana w nieznacznej liczbie egzemplarzy na tanim papierze, po czym oddzielne egzemplarze wysyłano do Niemiec i tam fotokopiowano w drukarni Ministerstwa Morskiego w dużej liczbie. Następnie za pośrednictwem Kesküli przesyłano je do Kopenhagi i Sztokholmu, a stamtąd do Rosji. K
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
17
B U D OW N I C T W O ·T E K ST·S P O N S O ROWA N Y
R
olą AMW Towarzystwo Budownictwa Społecznego „Kwatera” jest zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych żołnierzy Sił Zbrojnych Rzeczypospoli tej Polskiej, które dopełniają zadania re alizowane i wyznaczone przez Agencję Mienia Wojskowego. Spółka realizuje także zlecenia dla wspólnot mieszka niowych oraz instytucji i deweloperów. AMW Towarzystwo Budownictwa Społecznego „KWATERA” Sp. z o.o. to firma solidna, stabilna, która na prze strzeni piętnastu lat swojego funk cjonowania zorganizowała strukturę umożliwiającą wydajne zarządzanie nieruchomościami. Spółka przedstawia zdolność, któ ra czyni z niej wyjątkowego partnera biznesowego, mogącego sprostać naj wyższym wymaganiom i standardom. Oferuje możliwość elastycznego dopa sowywania zakresu świadczonych usług związanych z zarządzaniem nierucho mościami. Powiązania między podmio tami, wieloletnie wspólne doświadcze nie, znajomość specyfiki wzajemnych potrzeb, oczekiwań i możliwości oraz zbieżność celów ułatwia podejmowa nie uzgodnionych decyzji i osiąganie porozumień z Klientami w zakresie sku tecznego zarządzania zasobem AMW. Mocna kondycja finansowa Spółki wzmacnia jej wizerunek zarówno w od biorze publicznym, jak i w ocenie in stytucji finansowych oraz nowych kon trahentów (wspólnoty mieszkaniowe). W czasie 15 lat istnienia AMW „Kwa tera” wybudowała 16 osiedli mieszka niowych w całej Polsce. Nowoczesne i funkcjonalne osiedla powstały w takich miastach, jak Bielsko -Biała, Elbląg, Gdynia, Giżycko, Kraków, Legionowo, Leszno, Lublin, Między rzecz, Osielsko, Poznań, Słupsk, Szcze cin, Warszawa, Wrocław, Zielona Góra. Każdy ze realizowanych projektów inwe stycyjnych spełnił najwyższe standardy wyznaczone dla budownictwa społecz nego. Wybudowane wspomniane no woczesne i atrakcyjne architektonicznie osiedla mieszkaniowe charakteryzuje in nowacyjność zastosowanych technolo gii. AMW „Kwatera” wprowadziła m.in. zwiększone normy energetyczne w sto sunku do kosztów ogrzewania i oświet lenia. Wszystkie budynki wykończono w wysokim standardzie. Lokale zosta ły oddane do użytkowania najemcom w systemie „pod klucz”. Inwestycje AMW „KWATERA” cechuje dbałość o najmniejszy detal i dobro użytkowników. Wokół osiedli wybudowano garaże, miejsca posto jowe, drogi, chodniki, a także kolo rowe, cieszące oczy place zabaw dla najmłodszych mieszkańców. „KWATE RA” na bieżąco monitoruje stan swoich nieruchomości i dokonuje niezbędnych konserwacji. O randze i znaczeniu AMW „KWA TERA” świadczą także jej znakomici i li czący się w swoich branżach partnerzy.
Wszechstronność i najwyższa jakość usług AMW „KWATERA” AMW Towarzystwo Budownictwa Spo łecznego „KWATERA” dzięki wielolet niemu doświadczeniu, wprowadzanym zmianom, elastyczności działania i wdra żanym innowacjom technologicznym stała się gwarantem wyższego standardu
AMW Towarzystwo Budownictwa Społecznego „KWATERA” to niezawodny i sprawdzony partner biznesowy na rynku deweloperskim i zarządzania nieruchomościami. Piętnaście lat działalności na rynku to ugruntowana praktyka, najwyższa jakość działania i systematyczne podnoszenie wysokich standardów w zarządzaniu nieruchomościami. Ilustrują to nagrody i wyróżnienia, które AMW Towarzystwo Budownictwa Społecznego „KWATERA” otrzymało w mijającym 2017 roku.
Jubileusz piętnastolecia AMW Towarzystwa Budownictwa Społecznego „KWATERA” zarządzania nieruchomościami oraz ob sługi użytkowników lokali. Działania Spółki w kierunku ujednolicenia spo sobu gospodarowania powierzonymi zasobami, zunifikowania mechanizmów kontrolnych i standaryzowania proce dur wpłynęły na przejrzystość systemu zarządzania i administrowania oraz po równywalności parametrów osiąganych wyników. Dewizą AMW „KWATERA” jest dbałość o zachowanie wysokich norm obiektów przy najniższych kosztach utrzymania nieruchomości. Racjo nalność gospodarowania finansami, właściwy wybór podwykonawców i zapewnienie korzyści wynikających z rozmachu działalności pozwalają Spółce na obniżanie kosztów eksplo atacyjnych powierzonych jej budyn ków i lokali. Swoim Klientom AMW „KWA TERA” oferuje więcej niż inne podmio ty na rynku, ponieważ systematycznie zwiększa skuteczność zarządzania nie ruchomościami, korzystając z nowo czesnych narzędzi i procedur. Insty tucje, firmy oraz klienci indywidualni
Spółka wybudowała także domy mieszkalne i osiedla, obecnie zajmując się ich eksploatacją na zasadach naj mu. W szerokiej palecie usług AMW „KWATERA” znajdziemy również sprze daż i dzierżawę nieruchomości nieza budowanych, obsługę inwestycyjną i gwarancyjną nieruchomości, nadzór budowlany z pełną obsługą prawną nieruchomości.
• doradztwo w zakresie optymalizacji kosztów, planu remontów i modernizacji, • opracowanie i realizację planu fi nansowego dla każdej nieruchomości,
Różnorodność oferty dostosowanej do każdego Klienta Dla Klienta indywidualnego w ofercie AMW „KWATERA” znajdziemy w dwu dziestu pięciu lokalizacjach w całej Polsce tanie miejsca noclegowe w internatach. Najważniejsze obszary aktywno ści AMW Towarzystwa Budownictwa Społecznego „KWATERA” skupione są na zarządzaniu nieruchomościami publicznymi i pozyskanymi na rynku zewnętrznym. Oferta spółki adresowana jest do deweloperów, wspólnot mieszkanio wych i właścicieli nieruchomości. Istot
AMW „KWATERA” administruje powierzchnią ponad 688 tys. m², wykonując usługi na terenie całej Polski w prawie 300 budynkach mieszkalnych. Łączna powierzchnia lokali użytkowych, którymi zarządza to 2.526 m2.
wybierają AMW „KWATERA”, ponie waż daje ona pewność indywidual nego traktowania każdego podmiotu zainteresowanego usługą, dorzucając w pakiecie wiele dodatkowych usług. Zarządza i administruje nierucho mościami, zapewnia na najwyższym po ziomie usługi zakwaterowania, w tym Siłom Zbrojnym RP. Firma administruje 60 internatami w całym kraju, z liczbą 2 734 kwater internatowych przezna czonych na potrzeby tymczasowego zakwaterowania żołnierzy.
• profesjonalną obsługę finanso wą, stałą kontrolę rozliczeń i budże tu oraz monitorowanie i windykację należności,
nym elementem, który wyróżnia AMW „KWATERA” na rynku, jest to, że spółka nie tylko świadczy usługi w zarządza niu nieruchomościami, ale także oferuje profesjonalny i kompletny serwis nadzo ru inwestorskiego, obsługi gwarancyjnej i zarządzania mieszkaniami na wynajem. AMW „KWATERA” gwarantuje: • kompleksową obsługę administra cyjną i techniczną, • utrzymanie prawidłowego stanu technicznego nieruchomości i zarzą dzanie przez jej wartość,
AMW „KWATERA” w zasobach mieszkaniowych posiada 95 budynków, 3 072 lokali mieszkalnych o powierzchni użytkowej 176.523,94 m2. AMW Kwatera cechuje wszechstronne działanie, które wynika z dynamiki rozwoju firmy pod czujnym okiem prezesa zarządu Pana Przemysława Kacprzyńskiego.
Aktualnie w mieszkaniach i lokalach zarządzanych przez AMW „KWATERA” zamieszkuje blisko 4.000 rodzin. Proponowane przez Spółkę usługi mają charakter kompleksowy, który naturalnie łączy profesjonalne zarządzanie i administrowanie nieruchomościami z elementami charakterystycznymi dla usług hotelowych. Prezesi i pracownicy AMW Towarzystwo Budownictwa Społecznego "KWATERA" nie ukrywają, że Spółka jest i będzie przede wszystkim dla Klienta. Obszerny zakres czynności realizowanych w ramach umów podlega negocjacjom i zawsze jest dostosowany do indywidualnych potrzeb Klientów. • wysoki standard obsługi Klientów dzięki sprawdzonym procedurom zarządzania i przyjaznej komunikacji z mieszkańcami, • negocjacje z dostawcami mediów i usług oraz nadzór nad prawidłową realizacją umów, w tym: sprzątania, kon serwacji, ochrony i wynajmu powierzch ni reklamowych,
• usługi nadzoru budowlanego, w tym pełną obsługę prawną i zastępstwo procesowe, • audyt dokumentacji technicznej i prawnej, procedury protokolarnego przejęcia nieruchomości, • ofertę dostosowaną indywidualnie do potrzeb Klientów oraz wszelki zakres usług dodatkowych.
AMW TBS KWATERA Sp. z o.o., 02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1 · tel. +48 22 379 45 45, fax. +48 22 379 45 44 · kwatera@amwkwatera.pl Sąd Rejonowy dla m. st. Warszawy XIII Wydział Gospodarczy, nr KRS 0000140528 · NIP 526-26-75-121 · Kapitał zakładowy 525.460.000,00 zł www.amwkwatera.pl
Warszawska centrala Spół ki współdziała z dziesięcioma od działami terenowymi: Dolnośląskim (Wrocław), Kujawsko-Pomorskim (Byd goszcz), Lubelskim (Lublin), Lubu skim (Zielona Góra), Małopolskim (Kraków), Mazowieckim (Warszawa), Pomorskim (Gdynia), Warmińsko-Mazurskim (Giżycko), Wielkopol skim (Poznań) i Zachodniopomorskim (Szczecin). AMW „KWATERA”, zatrudnia jąc łącznie prawie 300 pracowników (w centrali i wymienionych oddzia łach terenowych), skutecznie obsłu guje bezpośrednio nieruchomości na obszarze całego kraju.
Branżowe wyróżnienia w roku jubileuszu „KWATERY” AMW Towarzystwo Budownictwa Społecznego „KWATERA” obchodziło w 2017 roku rocznicę 15-lecia działal ności. To czas podsumowań i śmiałego patrzenia w przyszłość. Ugruntowana pozycja AMW „KWATERA” na rynkach deweloperskim i zarządzania nierucho mościami, wzmocniona zadowoleniem kooperujących instytucji, firm i klien tów indywidualnych, to wielki sukces zarządu i wszystkich pracowników. Prezes zarządu AMW „Kwatera” Przemysław Kacprzyński bez spoczy wania na laurach stawia już sobie ko lejne cele: – Reagujemy na zmieniające się technologie, przepisy czy trendy w sektorze inwestycyjnym, wykorzystując je przy realizacji inwestycji i przeprowadzaniu remontów. Obecnie całym wybudowanym przez siebie zasobem zarządzamy samodzielnie, stąd ogromne doświadczenie, którym dysponujemy i którym chcemy się dzielić. Wszechstronność, doświadcze nie, mądre gospodarowanie finansa mi i nadążanie za zmianami w sekto rze inwestycyjnym sprawiły, że AMW Kwatera postrzegana jest jako jeden z liderów na polskim rynku. Świadczą o tym nagrody i wyróżnienia, który mi w tym roku uhonorowano AMW „Kwatera”. Decyzją Kapituły Programu Pro mocyjnego Symbol 2017, prowadzo nego przez redakcje „Monitora Ryn kowego” („Dziennik Gazeta Prawna”) i „Monitora Biznesu” (Rzeczpospo lita), AMW Kwatera została wyróż niona tytułem „Symbol Skutecznego Zarządzania 2017”. Podczas uroczy stej gali, w obecności przedstawicieli sześćdziesięciu firm z branży, instytucji naukowych i przedstawicieli samorzą dów, w imieniu Zarządu AMW „KWA TERA” nagrodę odebrała wiceprezes zarządu Firmy. 19 października 2017 r. podczas warszawskiego VII Forum dla Zarząd ców pod hasłem „Zarządca wobec wy zwań technologicznych i społecznych współczesnego rynku nieruchomości”, „KWATERA” otrzymała kolejne bardzo znaczące wyróżnienie. Podczas VII Fo rum rozstrzygnięto konkurs „Lider Ryn ku Nieruchomości – Zarządca Roku 2017”. W kategorii „firmy duże” po raz drugi uhonorowano właśnie AMW To warzystwo Budownictwa Społecznego „KWATERA”. K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
18
LEKTU RY·W N ET
Prokurator Czy może Pan zacy tować dokładne brzmienie rozkazu? Bach „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony za straszający przykład dla całej Europy”. Prokurator Kiedy wydany został ten rozkaz? Bach Gdy bataliony policyjne zos tały skierowane do Warszawy. Prokurator A więc w czasie, kiedy nikt z Niemców nie wiedział jeszcze, w jaki sposób walczą powstańcy?... Czy noszą specjalne odznaki?... Czy zacho wują się zgodnie z prawem międzyna rodowym? Bach Milczy. Prokurator Moje pytanie dotyczy ło zachowania się powstańców zgod nego z konwencją haską. Bach To było bez znaczenia. Prokurator Jeżeli ujęto powstańca, który nosił odznakę określającą go jako powstańca i nosił broń jawnie – czy też miał zostać zastrzelony na miejscu? Bach Tak. Prokurator Zrestytuowany w tym przesłuchaniu rozkaz, znany jako „Roz kaz nr 1 Hitlera-Himmlera”, brzmiał następująco: Pierwsze: ujętych powstańców należy zabić bez względu na to, czy walczą zgodnie z konwencją haską, czy też nie... Drugie: niewalcząca część ludności, kobiety i dzieci, ma być również zabijana… Trzecie: całe miasto ma być zrównane z ziemią – domy, ulice, urządzenia w tym mieście i wszystko, co się w nim znajduje… Czy potwierdza Pan, że taka była treść rozkazu? Bach Tak jest, Panie Prokuratorze. Prokurator Czy widział Pan ten rozkaz? Bach To był rozkaz ustny. Prokurator Na piśmie nic nie było? Bach Chciałbym sprostować: roz kaz zrównania miasta z ziemią potwier dzony został później na piśmie. Prokurator Widział Pan ten roz kaz? Bach Tak. Również widział go no wy szef mojego sztabu, generał Rode. Prokurator A szef sztabu frontu wschodniego, generał Guderian? Bach Kopia rozkazu doręczona została także armii.
Prokurator do Guderiana Co Pan wie o „rozkazie Hitlera-Himmlera nr 1”, wydanym w pierwszych dniach powstania? Guderian Rozkaz taki nie został przesłany do mojego sztabu. Prokurator Na podstawie te go rozkazu mieli zostać rozstrzela
Prokurator Czy wie Pan o rozka zie zakazującym brania jeńców? Guderian Bach był u mnie i py tał, jak należy traktować powstańców, którzy chcieliby kapitulować. Powiedziałem: Kapitulację możemy uzyskać tylko wtedy, jeśli powstańcy będą mieli pewność, że będą traktowani
Bach Tak robiła brygada Kamiń skiego. Prokurator Pytam o regularne oddziały Wehrmachtu. Bach Brygada Kamińskiego była podporządkowana Guderianowi. Prokurator Czy tego samego nie robił Dirlewanger?
OD REDAKCJI (fragment) Książka Henryka Czarneckiego jest literackim zapisem przesłuchań czterech niemieckich zbrodniarzy wojennych, oficerów pełnią cych najwyższe funkcje w armii hitlerowskiej od początku II wojny światowej, odpowiedzialnych za eksterminację ludności cywilnej i żołnierzy powstania oraz za ograbienie, spalenie i zburzenie War szawy: marszałka polnego Wehrmachtu Waltera von Brauchitscha, generała-pułkownika Wehrmachtu Heinza Guderiana, SS-Ober gruppenführera i generała-pułkownika Policji Bezpieczeństwa Eri cha von dem Bacha-Zelewskiego i SS-Brigadeführera i generała -majora Policji Bezpieczeństwa Ernsta Rodego. Przesłuchiwał ich w lutym i marcu 1946 r. Jerzy Sawicki, w latach 1944–1953 pełniący funkcję prokuratora Sądu Najwyższego oraz Najwyższego Trybunału Narodowego ds. ścigania przestępców wo jennych w Polsce. Był on także członkiem czteroosobowej delegacji polskiej na proces Międzynarodowego Trybunału Wojennego. (…)
Największe „Heil Hitler!” Zburzenie Warszawy ni wszyscy – i powstańcy, i nie wal cząca ludność, łącznie z kobietami i z dziećmi. Guderian Rozkaz dotyczący sto sunku do ludności nie jest mi znany. Prokurator O zbrodniach, doko nanych na ludności cywilnej, nie sły szał Pan? Guderian Nie. Prokurator Gwałcenie kobiet? Rozstrzeliwanie? Guderian Nie.
jak żołnierze stojący pod ochroną prawa międzynarodowego. W przeciwnym wypadku nie skapitulują. (…) Prokurator do Bacha Czy poza rozstrzeliwaniem ludności cywilnej na cmentarzu widział Pan inne bezprawne działania wojska? Bach Tak jest. Mord, rabunek, podpalanie, bez jakiejkolwiek woj skowej konieczności. Prokurator Podpalanie domów bez wojskowej konieczności…?
R E K L A M A
BĄDŹ AKTYWNY
W 2018 ROKU! • RZĄDOWY PROGRAM „KLUB” • SZKOLNY KLUB SPORTOWY „SKS” • OTWARTE STREFY AKTYWNOŚCI „OSA” • #BEACTIVE • I WIELE INNYCH...
Bach Tylko Kamiński siał wokoło ogień i rabował. Prokurator Przecież Dirlewan ger oświadczył Panu, że wykonywał „Rozkaz nr 1”. Bach Wszyscy wykonywali „Roz kaz nr 1”. Prokurator Pan również miał wy konywać „Rozkaz nr 1”? Bach Tak jest. Prokurator Był Pan bezpośrednio podporządkowany Himmlerowi, a za
jego pośrednictwem Hitlerowi. Bach Tak jest. Prokurator Jako żołnierz był Pan zobowiązany wykonywać rozkazy... Bach Tak jest. Prokurator Czy „Rozkaz Hitlera -Himmlera nr 1”, gdy objął Pan do wództwo wojsk zwalczających powsta nie, był czy też nie był jeszcze uchylony? Bach Nie był. I tu właśnie rozpo czyna się moja historyczna misja… Prokurator Czy poinformował Pan Hitlera, że nie wykonuje jego rozkazu? Bach Podczas powstania kilka krotnie udawałem się samolotem do Kwatery Głównej Führera w Prusach Wschodnich, by informować Hitlera o pozytywnych skutkach mojej decyzji uchylenia tego rozkazu. Prokurator Jaka była reakcja ze strony Hitlera na faktyczną odmowę wykonania wydanego przez niego oso biście „Rozkazu nr 1”? Bach Gdyby moja decyzja nie zo stała zaakceptowana – musiałbym po nieść poważne konsekwencje... Prokurator Do Warszawy odko menderowano specjalne zbrodnicze oddziały, o których wiedziano, iż głów nym ich zajęciem będą gwałty, mordy, rabunek i plądrowanie... Bach Nie mogę temu zaprzeczyć. (…) Prokurator Reasumując: Guderian i ci, których Pan wymienił, są odpo wiedzialni za zbrodnie bandytów Ka mińskiego i Własowa oraz kryminali stów Diwerlangera? Bach Tak jest. Major Rohr – szef sztabu generała Stahela – skierował moją uwagę na brygadę Kamińskie go złożoną z bandytów, dezerterów z Armii Sowieckiej. Należało wycofać z frontu tę całą bandę. Żadnej wartości militarnej, jedyna aktywność: gwałty i morderstwa, rabunki, plądrowanie Warszawy… Prokurator Czy została wyco fana? Bach Tak. W kolejnych etapach… Powoli… Bardzo powoli. W końcu i sa mego Kamińskiego postawiłem przed sądem wojennym, który skazał go na śmierć. Prokurator Mogę sobie wyobra zić, jakich okrutnych zbrodni dokonał ten człowiek, skoro zdecydował się Pan, pomimo braku ludzi oraz fatalnego
położenia Wehrmachtu – postawić go przed sądem wojennym. Bach Albowiem widziałem dowo dy: walizy pełne brylantów, zegarków, złota, srebra. Wozy taborowe – całe, po brzegi wypełnione bardzo wartoś ciowymi rzeczami… Prokurator Zatem człowiek ten skazany został nie za to, że mordował i gwałcił – lecz za to, że rzeczy zra bowane nie trafiły do magazynów SS. Bach To oczywiste. Prokurator Czy został stracony? Bach Natychmiast po wyroku sądu wojskowego. (…) Prokurator do Guderiana Czy wiedział Pan, jak „żołnierze” z brygad Dirlewangera i Kamińskiego oraz Wła sowa zachowywali się wobec cywilnej ludności Warszawy? Guderian Nie znałem tych „żoł nierzy”. Skład osobowy brygady okazał się być... bardzo podejrzany... Prokurator Czy nie może Pan znaleźć silniejszego określenia? Guderian O zbrodniach dowie działem się... gdy zbrodnicze czyny zo stały już dokonane. Wydałem rozkaz wycofania tych brygad i zarządziłem, iż nie wolno ich więcej użyć na froncie wschodnim. Prokurator do Bacha Jaka była Pańska rzeczywista rola jako dowódcy wojsk zwalczających powstanie war szawskie… Bach Było to dla mnie rzeczą oczywistą, iż jako Niemiec mam obo wiązek stłumić to powstanie wszel kimi stojącymi do mojej dyspozycji środkami wojskowymi. Podzieliłem mój plan na dwie części: polityczną i wojskową. Prokurator Pozostawmy wojsko wy aspekt tego problemu… Bach Od pierwszej chwili starałem się położyć kres powstaniu – o ile to będzie możliwe – również środkami politycznymi. Prokurator To teoria. Mnie inte resuje, co zdziałał Pan w zakresie sto sowania prawa międzynarodowego, gdy cofnął Pan „Rozkaz nr 1”? Bach Osobiście zapowiedziałem dowódcom poszczególnych jedno stek bojowych, że ludność cywilna ma być traktowana zgodnie z konwencją Dokończenie na str. 20
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
19
LEKK A·MUZ A
Kiedy mój tata postanowił śpiewać piosenki swojego taty, to z początku one do niego nie bardzo przemawiały i nie mógł się swobodnie wokół tej muzyki zakręcić – tak stwierdził Twój syn Janek. Czy dziś już bardziej odnajdujesz się w poetyce Stanisława Staszewskiego i czy z upływem lat nabrałeś do niej dystansu? To dalej są jakby opowieści z innej baj ki. Był to przecież inny czas, inna kul tura, inny człowiek to pisał, o innych doświadczeniach, tak mocno ekstre malnych, że ja to w ogóle jestem jakimś tam domowym pieskiem wychowanym w cieplarnianych warunkach. Nie mo gę się równać ani nawet porównywać, skoro mój tata w wieku 19 lat, czyli będąc człowiekiem strasznie młodym, wylądował w obozie koncentracyjnym. Cała ta jego gama wyborów świadczy o tym, że on z tego pasiaka nigdy się nie wydostał, bo wygenerowało to bardzo dużo istotnych decyzji, które podejmo wał w życiu. Między innymi – to też jest moja teza – nieustanna ucieczka przed podejmowaniem odpowiedzial ności za siebie i za osoby bliskie. On nie chciał tego ciężaru dźwigać po takich doświadczeniach bycia nastolatkiem i dlatego te piosenki są zupełnie inny mi historiami. Oczywiście, że jestem cały czas pod wrażeniem jego artyzmu, choć niewiele tych piosenek napisał. Ktoś powiedział ostatnio, że Kaczmar ski napisał 500 piosenek, a Staszew ski tylko 30, ale myślę, że jakościowo wytrzymują one porównanie z doko naniami tego barda wszech czasów, jeśli chodzi o polską scenę, nazwijmy to, poezji śpiewanej, chociaż nie lubię tego określenia. Są to obrazy, których nie malowałem, ale pod których wra żeniem jestem. Co chciałeś nam przekazać w utworze Kwartetu ProForma „Kalifat”? Stoimy, moim zdaniem, u progu kon frontacji z islamem, z tym islamem wo jującym. Spróbowałem stanąć w tym utworze jakby po drugiej stronie. Po mysł na ten tekst powstał jesienią ubie głego roku, podczas poprzedniej wizyty Kultu w Irlandii i Wielkiej Brytanii. Był koniec września. Przywieziono nas z lotniska w takie miejsce w Dub linie, gdzie studenci przygotowywali się poprzez zabawę do rozpoczęcia roku akademickiego. Ja, który sporo rzeczy w życiu widziałem, byłem kompletnie zszokowany. Dla mnie, 51-latka, były to niemalże dzieci, które zatracały się w narkotykowo-alkoholowo-seksualnej zabawie. Z tego, co widziałem, chodzi ło głównie o to, aby znietrzeźwić się alkoholem, skatować jakimiś dragami i zaliczyć szybki seks. Wyobraziłem sobie sytuację, co by było, gdyby na tej ulicy pojawił się prosto z Bagdadu jakiś pobożny muzułmanin i miał okazję to zaobserwować. Byłoby to dla niego ewidentnie wcielone piekło na ziemi, które należy zniszczyć, i myślę, że deka dencka kultura cywilizacji zachodniej zbliża się do nieuchronnej konfrontacji,
powiedział kiedyś, żeby dodrukować pieniądze na pokrycie długu publicz nego, to wszyscy go uznali za igno ranta i debila, a potem okazało się, że decyzje Baracka Obamy, Banku Cen tralnego w Ameryce i wielu banków europejskich były dokładnie takie sa me. W niedługim czasie może więc coś pierdolnąć w systemie bankowo-finan sowo-ekonomicznym i wtedy może okazać się, że wszyscy działamy, po siadając jakieś pieniądze, których tak naprawdę nie ma. Na początku lat 90. był taki filozof amerykański Francis Fukuyama, swego czasu bardzo mod ny, który obwieścił światu, że oto sy stem demokratyczny zwyciężył i jest koniec historii. W związku z tym, że tak światły na pierwszy rzut oka umysł tak drastycznie się pomylił, można by stworzyć przysłowie i wrzucić je do mowy potocznej: „Mylisz się jak Fran cis Fukuyama”.
Kazik podczas koncertu w Londynie
Nigdy nie odwalaliśmy fuszerki
Z Kazikiem Staszewskim, liderem grupy Kult, rozmawia Sławomir Orwat.
Kazik Staszewski – polski muzyk, wokalista i poeta urodzony 12 marca 1963 r. w Warszawie. Ojciec Kazika, Stanisław, wyjechał do Francji, kiedy syn miał 4 lata. Chłopca wychowały mama i babcia. Studiował na Wydziale Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, nigdy jednak nie zdobył wyższego wykształcenia. W wieku 21 lat poślubił Annę, z którą ma dwóch synów. W 1979 r. założył zespół punkowy POLAND, dwa lata później powstał Novelty Poland, zaś w 1982 r. Kult, jedna z najważniejszych grup rockowych w historii polskiej muzyki. W 1991 r. Kazik rozpoczął karierę solową. W tym samym roku wydał album „Spalam się”. Potem ukazały się „Spalaj się!”, „Oddalenie” i „12 groszy”, z tytułowym utworem, który zdobył ogromną popularność. Inny utwór z tej płyty, „Sztos”, został wykorzystany w filmie Olafa Lubaszenki o tym samym tytule. Na wydanym w 2000 r. albumie „Melassa” znalazły się nagrane z Edytą Bartosiewicz „Cztery pokoje”. Zreinterpretował utwory Toma Waitsa i Kurta Weilla. Kazik Staszewski współpracował ponadto z zespołami: Mazoll, El Doopa i Yugoton. Stworzył projekt Kazik Na Żywo. Wraz ze swoją grupą Kult wystąpił razem z zespołem No Smoking Emira Kusturicy. Jest laureatem wielu nagród, m.in. Paszportu Polityki i wielu Fryderyków. ponieważ przybywa takich muzułma nów coraz więcej i oni, widząc upa dek tego, co biały człowiek proponuje, z dominującą energią – podejrzewam – w końcu do takiej konfrontacji dopro wadzą. Powstanie Państwa Islamskiego, które przedstawiło ostatnio swoją ma pę planowanych zdobyczy terytorial nych do 2020 roku, pokazuje nam, że
Mieliśmy możliwość zagrania paru koncertów, potem było ich trochę więcej i to było dla nas najważniejsze, a pieniądze... sam wiesz, jakie wtedy pieniądze były. Ludzie udawali, że pracują, a oni udawali, że im płacą.
za naszymi drzwiami stoi możliwość, a nawet przymus konfrontacji z kimś, kto jeńców nie bierze. Dawno temu śpiewałeś: Na wschodzie anarchia, na zachodzie anarchia, system się pali i wali, system pali się, system pali się, system pali i wali się! Nie uważasz, że historia zakręciła koło i świat stanął obecnie na skraju jeszcze większego rozgardiaszu niż wtedy, gdy powstał ten tekst? Trochę tak. Wtedy wszystko było do syć czytelne. Świat był podzielony na dwa obozy – komunistyczny i zachod ni. Wydawało mi się wtedy, że sczeznę w komunie do końca życia i nic się nie wydarzy, a jednocześnie czułem się za kleszczony w niemożności rozwiązań ostatecznych. Okazuje się jednak, że historia świata potrafi przebiegać bar dzo szybko. Obecnie wytworzyła się sytuacja bardzo nieciekawa. Z jednej strony czeka nas, moim zdaniem, nie uchronny konflikt z islamem, z drugiej strony – bardzo irracjonalny i nieob liczalny Władimir Putin, którego nie mogę rozgryźć i który w sprawie Ukra iny zachowuje się bardzo dziwnie. Na przykład jego reakcja na wydarzenia z Majdanu, jaką była aneksja Krymu, pokazuje, moim zdaniem, że nie za chował się wtedy jak zawodowy cze kista, tylko trochę jak głupek. Ukraina w swojej strukturze była takim pół państwem aż do momentu wydarzeń na Majdanie i aneksji Krymu, kiedy to stała się państwem, które nagle poczuło niezwykle silną tożsamość i to waśnie agresja Putina na Ukrainę stworzyła pełnoprawne państwo w Europie.
Poza tym szereg drobnych konflik tów w nieogarniętej w jakikolwiek spo sób Afryce, gdzie z jednej strony widać coraz większe wpływy muzułmańskie, a z drugiej – wchodzą Chińczycy ze swoją siłą ekonomiczną i wojskową. Ponadto cały system ekonomiczny i to, co się robi z zadłużeniem Grecji i ko lejnych państw. Jak Andrzej Lepper
Nigdy nie odwalaliśmy tak zwanej fuszerki albo źle pojętej klezmerki. Jesteśmy jakimś tam robaczkiem, a Rolling Stones są przy tym robaczku Pałacem Kultury, ale myślę, że pewna analogia w naszym działaniu jest czytelna.
FOT. MONIKA S. JAKUBOWSKA
Zaprawdę powiadam wam, nie ma takiej szajki jak ta. Tym cytatem z „Kulcikriu” opisałeś kiedyś atmosferę panującą w zespole Kult. Dodałeś także, że obecnie jest to grupa ludzi, wśród których czujesz się najbardziej u siebie. Czy można powiedzieć, że kiedy zajmujesz się muzyką, czujesz się tak, jakbyś był z rodziną? Może aż tak daleko bym nie zacho dził, bo jednak rodzina to nie jest. Są to bliscy koledzy, a z niektórymi z nich trzymam się już od 30 lat, wobec czego znamy się jak łyse konie i mamy po dobne poczucie humoru, co jest w ogó le dosyć istotne w takiej grupie ludzi. Ta piosenka powstawała w latach 90., kiedy skład był trochę inny, bo był wte dy Banan i nieżyjący Szczota. Zawsze stanowiliśmy taki konglomerat, gdzie po prostu pewna – nazwijmy to po ras tamańsku – wibracja była dominująca i często w ogóle nieczytelna dla ludzi z zewnątrz. Wielokrotnie spotykałem się z opiniami naszych dalszych znajo mych, którzy widzieli, jak razem dzia łamy, jak pracujemy, jak gramy, ale też i jak się bawimy, i dosłownie mieli nas za zgraję kretynów o jakimś niezro zumiałym poczuciu humoru i dziw nych związkach interpersonalnych. To jest – rzekłbym – taki dojrzały oddział wojskowy, który niejedną bitwę wy grał, niejedną przegrał, ale wiemy, że w jakiś tam sposób możemy na siebie liczyć. Ja oczywiście poczuwam się do bycia w tym zespole dowódcą, ale nie wyobrażam sobie, aby mógł on funk cjonować bez takich oficerów, pod oficerów i szeregowców, jakich mamy na co dzień.
Czyli można by zaryzykować stwierdzenie, że cywilizacja zachodnia, podobnie jak kiedyś Cesarstwo Rzymskie, może zakończyć swoje istnienie i czy nam się to podoba, czy nie, wejdziemy w całkowicie nowy rozdział w historii ludzkości? Może jednak się obronimy? Nie wiem, czy się obronimy. Ja oczy wiście chciałbym, aby to wszystko się obroniło, ale moja wiedza jest zbyt ułomna, bo jak widzisz, pomylił się nawet dużo bardziej światły człowiek. Podano kiedyś taki przykład, który dotyczy, co prawda, zasobów bogactw naturalnych, ale myślę, że można go przytoczyć także na potrzeby pokaza nia sytuacji politycznej, wojskowej czy ekonomicznej. Mówi on, że być może świat znalazł się obecnie w dokładnie takiej samej sytuacji. Wyobraź sobie jezioro, które przez 30 dni zarasta wo dorostami i po tych 30 dniach zamienia się w bagno. Pierwszego dnia trochę się tych wodorostów pojawia, drugie go dnia pojawia się ich dwa razy ty le, trzeciego dnia jest ich znowu dwa razy tyle ile było w dniu poprzednim, czwartego dnia jest ich dwa razy tyle, ile było trzeciego dnia. Każdego dnia ilość wodorostów zwiększa się dwukrot nie wobec stanu z dnia poprzedniego i jeśli przyjmiemy, że to jezioro zarasta w 30 dni, to ile będzie zarośniętego je ziora dwudziestego dziewiątego dnia? Otóż będzie dokładnie połowa, bo trzy dziestego dnia zarośnie znowu dwa razy tyle. Myślę, że w takiej właśnie sytuacji jest obecnie świat. Jeszcze wszystko na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka popraw nie gra, natomiast obawiam się, że na koniec będzie jakieś nagłe wydarzenie, które odmieni obecną formułę istnie nia ludzkości w stopniu zasadniczym. Powróćmy do zespołu Kult. Kolejny cytat: Cieszy mnie to, że ten zespół cały czas ma poparcie ludzi, a najważniejsze w tym wszystkim jest to, że oni po prostu robią swoje. Mój tata nigdy się nie sprzedał. Robi swoje i ciągle ma coś do powiedzenia. Myślę, że w tym tkwi cała tajemnica. Czy Janek faktycznie trafił w sedno tą wypowiedzią? Widocznie jest w tym trochę racji. Ro bimy swoje, a czy nie sprzedaliśmy się? Wiesz... w internecie co druga opinia jest, że się sprzedałem. Myślę, że bar dzo dobrą szkołą dla mnie było to, że myśmy działali te pierwsze 10, 12 lat na zasadach zupełnie amatorsko -hobbystycznych. Do 1990 roku nie przypuszczałem, że będzie to jakieś moje konkretne zajęcie, wobec czego nie miałem żadnego ciśnienia na to, żeby zaistnieć gdzieś w radiu czy w te lewizji. Mieliśmy możliwość zagrania paru koncertów, potem było ich trochę więcej i to było dla nas najważniejsze, a pieniądze... sam wiesz, jakie wtedy pieniądze były. Ludzie udawali, że pra cują, a oni udawali, że im płacą. Wobec czego, kiedy znaleźliśmy się w sytuacji, że to już była praca, z której w jakiś sposób mogliśmy się utrzymać, to po pierwsze byliśmy na tyle mądrzy, żeby wiedzieć, kto w tej polskiej branży muzycznej jest kim i z kim się można zadawać, a z kim nie. Potem mieliśmy już konkretny i dość mocny kręgosłup oraz świadomość tego, co chcemy ro bić, i w tym nas ta nowa rzeczywistość ekonomiczna zastała. Myślę, że w jakiś sposób to nas ukształtowało, a poza tym ludzie widzieli, co robimy. Nigdy nie odwalaliśmy tak zwa nej fuszerki albo źle pojętej klezmerki. Trzeba tutaj przyjąć jakąś skalę. Jeste śmy jakimś tam robaczkiem, a Rolling Stones są przy tym robaczku Pałacem Kultury, ale myślę, że pewna analo gia w naszym działaniu jest czytelna. Po nich też nikt nie spodziewa się, że jeszcze napiszą rock operę.
Powstanie Państwa Islamskiego, które przedstawiło ostatnio mapę planowanych zdobyczy do 2020 r., pokazuje nam, że za drzwiami stoi możliwość, a nawet przymus konfrontacji z kimś, kto jeńców nie bierze. Który album Kultu cenisz sobie najbardziej i dlaczego? „Spokojnie”, „Mój Wydafca”, „Tata Kazika”, „Posłuchaj, to do Ciebie”, a może jeszcze inny? Na pewno drugi i trzeci: „Spokojnie” i „Posłuchaj, to do Ciebie”. Właśnie w tej kolejności, bo było to po pierw szym, zupełnie nieudanym podejściu. Udowodniliśmy wtedy sobie, że w tym
Jeszcze wszystko na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka poprawnie gra, natomiast obawiam się, że na koniec będzie jakieś nagłe wydarzenie, które odmieni obecną formułę istnienia ludzkości w stopniu zasadniczym. samym składzie osobowym możemy zrobić dużo lepszą płytę niż jedynka. „Spokojnie” jest dowodem na to, że możemy zrobić pewien koncept-album, bo w zasadzie każdy z nas słucha róż nych rzeczy, od Sasa do lasa, a tutaj znalazły wyraz nawet jakieś fascynacje psychodelią z lat 60. i 70., na co złożyło się wiele czynników. Trafiliśmy akurat na świetnego realizatora oraz na faj ne studio i myślę, że powstało coś, co przynależy do kanonu polskich płyt rockowych. Następnie obydwie płyty z piosen kami taty. Pierwsza odkrywająca jego twórczość dla starszego audytorium, ale ja bardziej cenię dwójkę, która jest mniej ludyczną i mniej rozrywkową płytą, na której znajdują się traktaty o sensie życia, sensie istnienia. Kolej na to „Ostateczny krach systemu kor poracji”. Kiedy wydawało się, że nasz kryzys jest na tyle głęboki, że już nic nie zrobimy, nagle okazało się, że star czyło parę szczerych słów i wszystko wróciło do normy. Na pewno „Hurra!”; jest to płyta, która powstała tuż po bardzo istotniej zmianie. Odszedł Banan – człowiek, który stanowił absolutnie filar muzycz ny tego zespołu i wydawało się, że świat się zawalił i długo chodziliśmy jak ten pies przyczajony na kota, nie wiedząc, którą łapą go uderzyć i jak zacząć. Poza tym była to ostatnia produkcja, którą robiłem jako producent muzyczny, co jest już chyba melodią przeszłości, bo moje kłopoty ze słuchem wykluczają już pracę realizatorską w studiu. Oczy wiście jeszcze długo będę mógł śpiewać, bo koledzy głośno grają. K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
20
Historia jednego zdjęcia...
W
ostatnich kilkunastu latach skala stosowa nia środków komu nikacji elektronicz nej do sprawowania władzy przyniosła niespodziewane, nowe skutki, gdzie nadużywanie sondaży politycznych odgrywa smutną rolę w przekształca niu mechanizmu demokracji w fasadę służącą legitymizacji władzy. Jak to się stało, że postęp technolo giczny i możliwość robienia wszystkiego, na co tylko przychodzi ochota, urucha mia mechanizm demontujący demo krację, a z dziennikarzy – dotychczas społecznych arbitrów, moralizatorów – czyni karbowych politycznego folwarku? W poprzednim numerze „Kurie ra WNET” przedstawiłem problem szkodliwości poglądu o rzekomej nie omylności masowej opinii. Pogląd ten wpływa na obniżenie poziomu dyskur su, szkodzi pluralizmowi, roli intelektu i instytucji autorytetu; tabloidyzuje me dia, pomniejszając bogactwo kultury, a przy tym deformuje rzeczywisty obraz procesów politycznych. Niepoddane żadnej kontroli publicznej ogłaszanie sondaży politycznych tworzy jedno cześnie otwarte pole dla dokonywania nadużyć, co tylko potęguje wszystkie wymienione niekorzystne efekty. Od kiedy w domenie publicznej istnieje ekscytacja wynikami niemal codzien nych już sondaży oraz panuje obojęt ność wobec ich nadużywania dla ce lów politycznych – ubywa miejsca na rzetelne relacje dotyczące rzeczywistej gry interesów politycznych i wszystkich innych istotnych publicznie spraw. Współczesne techniki komunika cji niezwykle ułatwiają zbieranie opinii. Korzystają z tego praktycy politycznego marketingu, dziedziny tzw. public relations (w skrócie PR, wymawiane z an gielska „pijar”). Powstaje nowy system usług, wizerunkowo-medialno-sonda żowy kombinat. PR zajmuje się wywiera niem wpływu poprzez masowe rozpow szechnianie przekazów o treści zgodnej ze scenariuszami agencji wizerunkowej; później, w odwrotnym procesie komuni kacji z członkami całej zbiorowości, wy konuje się masowe gromadzenie opinii i ocenia efekt wywierania wpływu, jaki miał przynieść scenariusz wizerunko wy. Ten cykl działań ma legitymizować lansowany obraz rzeczywistości zgodnie z zamysłem specjalistów od kreowania wizerunku. Taki schemat działania opłaca
O S TAT N I A· S T R O N A
Donald Trump objął funkcję prezydenta Stanów Zjednoczonych 20 stycznia 2017 roku. 20 grudnia 2017 roku wraz z Wiceprezydentem Mike'iem Pencem, liderem większości Senatu, Mitchem McConellem, i spikerem Izby Reprezentantów, Paulem Rayanem świętował przyjęcie ustawy redukującej podatki. (Oficjalne zdjęcie Białego Domu wykonane przez Joyce'a N. Boghosiana)
się zarówno politykom skupionym jedy nie na utrzymaniu władzy, jak i stacha nowcom tej quasi-syzyfowej pracy. Płynie więc strumień pieniędzy (publicznych?) zasilający sztaby PR, ankieterów, budżet na gratyfikacje dla spolegliwych liderów opinii oraz dla mediów – tj. pasów transmisyjnych rea lizujących marketingowe plany polityki wizerunkowej. Skutki synergii działania wizerunkowo-sondażowo-medialnego stają się opłakane i na nic nie zdadzą
najmniej był w stanie użyć rozumu przy urnie wyborczej. Dzięki przemysłowemu wykorzy stywaniu aparatu PR do polityki, na wzór biznesu, ale bez konsekwencji, ja kie w nim występują, można bezpiecznie wykonywać dowolne polityczne salto mortale. Taka praktyka bardzo mocno obniża poziom kultury współegzystowa nia z przeciwnikami politycznymi, nie mniej niż rzeczywiste czy wyimagino wane obawy przed dyktatem.
postępu, efekt niekrępowanej niczym swobody działań w przestrzeni pub licznej. Przynosi nowe skutki i obok przypisywania sondażom właściwości obiektywnej prawdy, obniża możliwość posługiwania się intelektem, tj. dokony wania ciągłych prób odróżniania tego, co jest dobre, a co złe. Okoliczności jasno wskazują, że należy rozszerzyć zasadę stosowania ograniczeń dowolności w działaniach biznesowych, które korzystają z zasobu
Mechanizmy sterowania opinią publiczną dla utrzymywania władzy są wykorzystywane od wieków.
Nadchodzi totalitaryzm! Pora ratować demokrację
Część II: Jak w miejsce demokracji na salony władzy, choć dumnym krokiem, to kuchennymi drzwiami, wkracza forpoczta totalitaryzmu Opr. Ryszard Okoń się apele do sumień o dziennikarską etykę, o rozsądek, bo większość zawsze płynie z głównym nurtem, który wyty czają największe interesy i towarzyszące im pieniądze.
D
la uwiarygodniania „równania”, że interes polityczny zawsze równa się interesowi wspól noty, można za pomocą sondaży me todycznie odwoływać się do opinii mas i jednocześnie systematycznie wpływać na nie. Jeśli machina wizerunkowo-me dialno-sondażowa działa efektywnie, to po latach nieprzerwanego oddzia ływania wybory, jako najważniejszy w demokracji sondaż, stracą najistot niejszą właściwość: funkcję rozliczania z efektów sprawowania władzy. W takiej sytuacji wyborcy jeszcze nadal ogarniający rzeczywistość rozu mowo, przez cztery lata atakowani wi zerunkowymi przekazami medialnymi, mogą tylko zgrzytać zębami lub scho wać się do mysiej dziury. Tymczasem agencja PR studiuje wyniki sondaży i bez żadnych formalnych przeszkód może moderować emocjonalne prze kazy tak, aby przeciętny obywatel jak
Maleje znaczenie instytucji demo kratycznych, jak np. Sejmu Rzeczpo spolitej, także jako miejsc rzeczywis tego ścierania się wpływów (co każde dziecko widzi). Rozwiązania kwestii spornych nie rodzą się w otwartej deba cie, bo mogą być i są podsuwane przez specjalistów od marketingu, wpuszczo nych do gabinetów władzy kuchenny mi drzwiami. Dzięki planowi działań medialno-sondażowo-wizerunkowych można legitymizować postępki władzy. Rozwojowi systemów komunikacji towarzyszy jeszcze inne groźne zjawi sko demolujące przestrzeń demokra cji, a w tym dyskurs publiczny. Jest to obniżenie odpowiedzialności za treści przekazywane niby to w relacjach pry watnych, a faktycznie rozpowszechniane masowo. Dawniej na prywatną wymia nę poglądów był nałożony bezpiecznik tajemnicy korespondencji, a masowy zasięg mogły mieć listy przekazywane w tzw. „w łańcuszku szczęścia”. Teraz wymiana „prywatnych” przekazów, np. o pejoratywnym społecznie wydźwięku, natychmiast osiąga zasięg masowy, co obecnie opisywane jest jako „hejt”. To jest kolejne osiągnięcie cywilizacyjnego
wspólnego, jakim jest zbiorowość two rząca przestrzeń publiczną. Tego typu ograniczenia, mrożące krew „ludziom z internetu”, od dziesięcioleci istniały i są stosowane wobec nadawców progra mów radiowych i telewizyjnych. Z tych samych powodów w czasach rozkwitu mediów papierowych zostały sformuło wane (i nadal są doskonalone) ograni czenia przeciw swawoleniu dziennikarzy w przestrzeni publicznej. Odpowiednie ograniczenia swobody działania powin ny dotyczyć zarówno radiofonii i tele wizji, jak i pozostałych przekazów tre ści, które uzyskują znaczący wpływ na społeczeństwo, bez względu na technikę czy metodę rozpowszechniania. Z tych samych powodów należy przemyśleć za sady uzyskiwania opinii masowej, czyli działalności sondażowej.
T
ymczasem w przedmiocie „wol ności działania mediów elek tronicznych” występują żąda nia prawa do zuchwałej swobody, co najmniej takiej samej, jak dla fabryk mebli, w handlu burakami czy w usłu gach sprzątania. Ludzie o podobnych motywacjach, nieuznający istnienia
interesów wspólnych, prowokują kwe stionowanie istnienia w Polsce regu latora mediów (KRRiT) czy składają inne antydemokratyczne sugestie za przestania łożenia publicznej daniny na media publiczne. Podsumowując: Decyzje rozstrzy gające w konfliktach interesów (a tym jest uprawianie polityki) coraz częściej zapadają w sztabach walki wizerunko wej. O posunięciach politycznych coraz bardziej decyduje aparat PR, niejako nowa instytucja władzy, czyli specja liści otwarci na dowolne, a może tak że i niepożądane wpływy. W praktyce sztaby takich specjalistów, opłacanych np. przez polityków pieniędzmi publicz nymi, coraz częściej decydują o biegu spraw ważnych dla wspólnoty i dla jej niezastępowalnej organizacji – Państwa.
Z
tych samych przyczyn zmala ła rola dziennikarzy w działaniu demokracji – z powodu zajmo wania się przez nich obsługą zlecanych zadań propagandowych. Obniża się też rzeczywista rola politycznego przywódz twa, staje się ono uzależnione od aparatu wizerunkowego, od jego codziennych poczynań. Rzeczywista władza systema tycznie migruje w nowe obszary, poza granice jakiejkolwiek kontroli publicz nej! Może i z tym warto się zmierzyć, bo inaczej chyba – żegnaj, demokracjo! Śmietnik: Rozpatrzmy casus naszego rodzimego talentu gry wizerunkowej, czego mieliśmy popis podczas sprawowania funkcji premiera w uprzedniej kadencji. Zwraca uwagę status, jaki w strukturze jego rządu miały sondaże i sztaby doradców ds. politycznego wizerunku. Ten zdolny człowiek z niekłamaną erudycją i swobodą przez 6 lat autoryzował sprzeczne tezy, prowokował wrogie reakcje otoczenia – jak się zdaje, odnosząc się do celów wyznaczanych mu przez służby public relations. Co to mogły być za cele? Wyłącznie utrzymanie władzy? Trudno cokolwiek zgadnąć, bo i nie wiadomo, jacy, którzy to faktycznie ludzie rezydowali w gmachu Prezesa Rady Ministrów, kto ich wybrał i tam posadził. Czy i tego rodzaju problemy – kto faktycznie nami rządzi – należy rozstrzygać wyłącznie w atmosferze nieograniczonego prawa do swobody postępowania? Czy na pewno wszystkie nasze interesy ma obronić „niewidzialna ręka rynku”? Bardzo i szczerze w to wątpię. K
Dokończenie ze str. 18
Największe „Heil Hitler!” genewską i że należy wysyłać ją na za plecze. Prokurator Co się stało wtedy z punktu widzenia moralności? Bach Niestety. Teoria nie wytrzy mała konfrontacji w zetknięciu z tym „wojskiem”, które zastałem. Prokurator Okres, w którym Pan dowodził, rozpoczyna się pomiędzy 6 a 15 sierpnia i trwa... Bach Aż do podpisania aktu poro zumienia o zaprzestaniu walk. Prokurator W tym okresie prowa dzone są dwie akcje, militarna i prze ciwko ludności cywilnej. Bach Te sprawy się krzyżują. Prokurator Czy rozkazał Pan lud ności cywilnej opuścić Warszawę? Bach Jest rzeczą niemożliwą, że bym mógł wydać taki rozkaz. Prokurator Proszę przeczytać ten dokument... Bach …No nie. Ja tylko – przez te ulotki – prosiłem całą ludność, aby opuściła miasto. To był mój pierwszy niewojskowy krok: kazałem te ulotki drukować. Prokurator Prosto i bez owijania w bawełnę. Pan wydał rozkaz: cała lud ność cywilna ma opuścić Warszawę – inaczej będzie uważana za, jak to okre ślaliście, „bandytów”. Bach Czy to miał być mój rozkaz?... Prokurator Niech Pan mi nie sta wia takich pytań. Bach Nie… Nie… To nie był roz kaz. Ja tylko prosiłem ludność… Prokurator Dziecinne tłumaczenie: „dowódca wojsk niemieckich prosił ludność”… Jeżeli Pan, jako dowódca wojsk nie mieckich, podpisuje takie ulotki – czy nie jest to rozkaz? Z samolotów zrzuca Pan ulotki adresowane do kobiet, dzieci, starców. Dzieje się to w stolicy państwa, w któ rej mieszkało więcej niż milion ludzi! Wzywa Pan ten milion ludzi do „dobrowolnego” wyjścia z miasta. Pańscy żołnierze otaczali całe dziel nice i zmuszali ludność do opuszcza nia domów. Bach Była to nielegalna akcja wojsk. K
Nr 1
‒
L
‒
I
‒
S
‒
K
D O D A T E K Powiedziałaś, że chrześcijanie są dziećmi zmartwychwstania i nie znikną z Bliskiego Wschodu i z Iraku. Czy to możliwe? Jeżeli mielibyśmy uwierzyć, że prze śladowania doprowadzą to końca chrześcijaństwa, to ja nie chciałabym wierzyć w takie chrześcijaństwo. Zmar twychwstanie oznacza, że przedtem była droga krzyżowa i śmierć. Dlatego zmartwychwstanie jest takie ważne. Nie chodzi o to, że mamy akceptować prześladowania jako coś normalnego. Chodzi o przesłanie: Jezus jest nie z te go świata. Jako chrześcijanie nie mo żemy dostosować się do świata i za to świat nas nienawidzi i prześladuje. Nie odkrywam tu niczego nowego, o tym mówi już Biblia Mamy więc okresy pokoju, bo Bóg jest dla nas dobry. A z drugiej strony nie możemy być zaskoczeni i nie mo żemy się załamywać, kiedy nadchodzą prześladowania. Być może to oznacza, że musimy cierpieć, bo jest tyle cier pienia gdzie indziej, a Bóg oczekuje, że będziemy razem z Nim dźwigać ten krzyż. Przecież zawsze w ten właśnie sposób traktowaliśmy prześladowania, a nie po prostu jak karę od Boga. Może czasem to jest kara za grze chy, ale to na pewno nie jest jedyny powód. Dla nas prześladowania zawsze były dowodem na to, że Bóg wierzy w nas i oczekuje, że pomożemy Mu dźwigać krzyż. Dlatego mamy nadzieję i nie dajemy się załamać. Jeżeli spojrzy my na historię Kościoła, to prześlado wania zaczęły się od samego początku, w czasach Imperium Rzymskiego. Prze cież Rzym mógł całkowicie zlikwido wać chrześcijan, tymczasem było ich coraz więcej. Jak to się stało, że 12 ryba ków, że 72 ludzi potrafiło rzucić wielkie imperium na kolana przed Bogiem? Czytałam książkę Grahama Greene’a Moc i chwała. To jest opo wieść o czasach prześladowań w Mek syku. Ta książka daje do myślenia, bo pokazuje, jak słabi i bezradni jesteśmy wobec grzechu. A równocześnie – jak wiele w nas nadziei i miłości do ludzi, nawet w obliczu represji. Znam niezwykle poruszającą hi storię pewnego Libańczyka, który zo stał porwany jako zakładnik i był tor turowany. On cały czas uśmiechał się podczas tortur. W końcu jeden z prze śladowców zapytał: czy ty w ogóle jesteś człowiekiem, nie czujesz bólu? Czemu ty się do mnie uśmiechasz? Wtedy ten libański chrześcijanin odpowiedział: posłuchaj, bracie, skoro twoim obo wiązkiem jest torturowanie mnie, to moim jest wybaczenie ci i uśmiech. Dwa lata później ten prześladowca zo stał ochrzczony. Kiedy ludzie krzywdzą i torturują innych ludzi, to znaczy, że nienawidzą sami siebie. My, chrześcijanie w Ira ku, jesteśmy znani jako ludzie, którzy wybaczają. Kiedy ktoś idzie w jakiejś sprawie do sądu, muzułmański sę dzia mówi: wy, chrześcijanie, jesteście szczęśliwi, potraficie wybaczać i koń czyć spory. Problem jest z nami, muzuł manami, bo zawsze chcemy się mścić. Szczerze mówiąc, jestem abso lutnie za prawem państwa do karania przestępców, ale nie chciałabym, żeby ktokolwiek był prześladowany w mo im imieniu. Gdybym spotkała kogoś z ISIS, to oczywiście uważam, że pań stwo ma prawo karać za zbrodnię, ale sama, jako chrześcijanka, chciałabym wybaczyć i przez modlitwę zmienić ta ką osobę. Przecież widziałam, że przez modlitwę tyle się może zmienić, może na przykład upaść komunizm. Może inni uważają modlitwę za coś abstrak cyjnego, ale ja myślę, że ona bywa po tężniejsza od niejednego ustroju. Nie chciałabym myśleć o prześla dowaniach jako o czymś jednoznacz nie negatywnym, czymś, co może nas zniszczyć. Czy odbudujemy nasze do my? Oczywiście, że powinniśmy odbu dować domy, ale nie to jest najważniej sze. Chrześcijaństwo to nie jest religia terytorialna. Jezus powiedział bardzo jasno: jeżeli prześladują Cię w jednym miejscu, idź gdzie indziej. Nie powie dział do swoich uczniów: zostańcie w Jerozolimie, bo to jest święte miasto. Nie, jest na odwrót: kochamy Jerozoli mę, kochamy Rzym i kochamy naszą wioskę. Ale wiara jest najważniejszym
‒
I D O
W ‒ S ‒ C ‒ H ‒ Ó‒ D G A Z E T Y
N I E C O D Z I E N N E J W tym momencie koncentrujemy się na aramejskim i koptyjskim. Kopto wie są oczywiście pod wielkim naci skiem, są prześladowani. Ich język zo stał ograniczony do liturgii w Kościele. Chcielibyśmy, aby koptyjski przetrwał, aby rozwijały się nad nim badania na ukowe. Nie mamy takiego wsparcia, jak studia nad językiem arabskim. Po dobnie jest z aramejskim. Chcemy za łożyć Instytut Studiów nad Chrześ cijańskim Dziedzictwem Bliskiego Wschodu. Zbieramy środki na sty pendia dla młodych naukowców, żeby podejmowali studia na miejscu. Mamy takie holistyczne podejście, żeby nasi studenci zostawali nie tylko naukow cami, ale też jechali tam i pomagali na miejscu odbudowywać wspólnoty, dbać o język i dziedzictwo.
Doktor Amal Marogy pochodzi z Iraku i jest chrześcijanką wyznania rzymskokatolickiego. Obecnie wykłada na wydziale Studiów Azjatyckich i Bliskowschodnich Uniwersytetu w Cambridge. Zajmuje się m.in. językiem aramejskim. Jest założycielką i kieruje pracami Aradin Charitable Trust – fundacji, która pomaga chrześcijanom na Bliskim Wschodzie zachować języki i dziedzictwo kultury, a także dba o ich edukację. Rozmowa odbyła się w Krakowie, podczas III Europejskiego Kongresu w Obronie Chrześcijan, 17 listopada 2017 roku.
Czy wiadomo, jak wielu ludzi mówi dziś po aramejsku? Po tych wszystkich wojnach i mi gracjach to bardzo trudno określić. Chrześcijan mówiących w języku ara mejskim mamy w Iraku, w Syrii, są też w Turcji i w Iranie. Nie znam niestety żadnych aktualnych statystyk. To jed no z naszych zadań, bo jako akademik lubię opierać się na faktach, a nie emo cjach. Dlatego kiedy jeżdżę do miejsco wości zamieszkanych przez chrześcijan, staram się uzyskać aktualne dane. To bardzo ważne.
Chrześcijaństwo to fascynująca przygoda Z Dr Amal Marogy rozmawia Antoni Opaliński. kryterium, potem rodzina, wreszcie edukacja. Jeżeli pobyt w jakimś miejscu jest ważny dla wiary, to trzeba oddać za to życie, jeżeli nie – trzeba iść dalej. Ko chamy nasz kraj, ale wiara jest ważniej sza. Jestem rzymską katoliczką, moje serce jest uniwersalne. Kocham wszyst kie kraje, bo Bóg stworzył te wszyst kie kraje dla mnie. Jestem tak samo szczęśliwa w Polsce, w Anglii i w mojej wiosce w Iraku, wszędzie, gdzie Bóg mnie oczekuje. Jeżeli oczekuje, że mam być w Zjednoczonym Królestwie, to jestem tam szczęśliwa. Może za dzie sięć lat będzie chciał, żebym wróciła do mojej wioski. Wystarczy podążać za wolą Boga.
całkowitej ruiny. Natomiast wracają do całkowitej pustki, bo wszystko zo stało złupione. Wracają, ponieważ chcą wracać. Największa pomoc, jakiej po trzebują, to edukacja i szkolenia, żeby mogli pracować. Potrzebują narzędzi do pracy, a nie pieniędzy. Rozmawiałam z pewnym rolni kiem. On nie potrzebuje milionowej pomocy, tylko traktora. Traktor to jest coś, co może uratować życie tej wio ski, bo wielu ludzi będzie mogło z nie go korzystać. Potrzebują minibusa dla uczniów, bo ich rodzice nie mają moż liwości dowożenia swoich dzieci do szkoły. Oni nie proszą o miliony. Jak to możliwe, że żadna z tych licznych organizacji nie może im dostarczyć jed
Jestem tak samo szczęśliwa w Polsce, w Anglii i w mojej wiosce w Iraku, wszędzie, gdzie Bóg mnie oczekuje. Jeżeli oczekuje, że mam być w Zjednoczonym Królestwie, to jestem tam szczęśliwa. Może za dziesięć lat będzie chciał, żebym wróciła do mojej wioski. Wystarczy podążać za wolą Boga. Jaka jest teraz sytuacja w Iraku? Czy rzeczywiście – jak słyszeliśmy na kongresie – chrześcijanie wracają? Nie jest tak dramatycznie, jak się cza sem przedstawia. Byłam w latem w Tel Eskof [miejscowość w północnym Ira ku, ok 30 km od Mosulu, zamieszkana przez chrześcijan Asyryjczyków – red.] Tel Eskof było jednym z mniej znisz czonych miast, ISIS przebywało tam dość krótko. Zburzyli kilka budynków, ale nie jest tak, że ludzie wracają do
nego autobusu? Może dlatego, że myślą w kategoriach wielkich przedsięwzięć. Tymczasem, kiedy zbliżysz się do co dziennego życia tych ludzi, zobaczysz, czego naprawdę potrzebują. Nasza fun dacja rozpoczęła teraz uczenie ludzi w Iraku zakładania firm i prowadzenia interesów. Z niewielką ilością pieniędzy – nie przychodzimy tam z milionami – można naprawdę pomóc. Najważ niejsza jest praca. Praca to podstawowe pojęcie w chrześcijaństwie. Nie można
FOT. Z MATERIAŁÓW ORGANIZATORÓW KONFERENCJI
B
Styczeń · 2O18
być zależnym i żebrzącym chrześcija ninem na Bliskim Wschodzie. Oczywiście, że młodzi ludzie wy jeżdżają – bo nie ma przyszłości i roś nie kolejne pokolenie ludzi bezwolnych i zależnych. Przyczyny ucieczki z Iraku
Pamiętasz czasy Saddama Husajna? Jak się wtedy żyło? Oczywiście, bardzo dobrze pamiętam. Było lepiej, ale i gorzej równocześnie. Było na pewno bezpiecznie, bo nie istniało ISIS. Ale były też złe strony. Ludzie czasem myślą, że kiedy masz co jeść, pić i możesz czuć się bezpiecznie, to już wystarczy. Tymczasem wtedy nie było wolności myślenia, wolno ści słowa, gromadzenia się... żadnej wolności. Jako chrześcijanie mieliśmy prawo pójść do kościoła, tam, w środ ku, robić, co nam się podoba, i wyjść z kościoła. To było jak w komunizmie. Przecież komuniści też nie zamknęli wam od razu wszystkich kościołów. Mogliście pójść do kościoła, uczest niczyć we mszy, a po wyjściu siedzieć cicho. Jeżeli ludzie dziś uważają, że to był niezwykły czas, to powiem: tak, to było niezwykłe, bo czuliśmy się bez piecznie i mieliśmy szkoły. Ale Sad dam Husajn korzystał z tego, co było przed nim. To nie była jego zasługa. Kiedy Saddam Husajn odziedziczył władzę, Irak był bogatym państwem. To Husajn zredukował Irak do obecne go stanu. Musimy patrzeć na historię, a nie zaczynać od jakiegoś szczególne go punktu, bo tak nam pasuje. Na hi storię Polski też trzeba patrzeć w cało ści, a nie zaczynać np. od lat 60., jeżeli
Nie sądzę, żeby możliwy był dialog religijny z islamem, to jest inna religia. Za to wierzę w dialog kultur. Wszystkie kultury są równe, we wszystkich można rozmawiać językiem dobra i piękna. Tą drogą można dojść do transcendencji. to nie tylko ISIS, ale też korupcja, brak pracy i jakiegokolwiek wsparcia. Pomoc wymaga dotarcia do właściwych ludzi, wybrania odpowiednich liderów. Trze ba wyrwać się z kręgu korupcji, który sprawia, że międzynarodowa pomoc nie dociera tam, gdzie powinna, tylko jest przechwytywana przez tych, któ rzy mają kontakty w ambasadach lub administracji. Mamona nie jest naszym zbawieniem, zbawieniem jest krzyż, wiara, a pieniądze są tylko narzędziem, nie celem. Nie możemy myśleć, że chrześcija nie znikną, bo nie damy im pieniędzy i wszystkiego nie odbudujemy – to jest niezgodne z tym, jak zostałam wycho wana jako chrześcijanka z Bliskiego Wschodu. To jest po prostu obraźliwe i smutne, nawet jeśli wynika z dobrych intencji. Gdyby chrześcijaństwo miało zniknąć bez pomocy finansowej, bar dzo bym się o taką religię obawiała. Zajmujesz się również zanikającymi językami na Bliskim Wschodzie.
chce się zrozumieć dzisiejszą Polskę. Podobnie jest z Irakiem; jeżeli chcemy wiedzieć, co naprawdę doprowadziło do powstania Al-Kaidy, ISIS... Co doprowadziło do powstania Al-Kaidy i ISIS? Saddam Husajn, oczywiście także rządy partii BAAS w Syrii. Nie da się prze śladować ludzi po cichu, nie można bezkarnie pozbawiać ich danego przez Boga prawa do wolności. Nie było wol nej prasy, nie było wolności religijnej. Za to było bezpiecznie. Jeżeli praco wałeś dla partii BAAS, to mogłeś czuć się bezpiecznie. Czyli najważniejsza stawała się wierność wobec partii. To jak w komunizmie. Bo to był komunizm, tylko w wersji bliskowschodniej. Był silny przywód ca, jak Stalin. I trzeba było zapewnić sobie przetrwanie. Jestem zdumio na, jak wielu ludzi wspomina czasy Saddama Husajna i zapomina, że on zniszczył Irak, pozbawił Irakijczyków
godności, wzajemnego zaufania i kul tury, którą kiedyś mieli. Co się dziś stało z kulturą Iraku? Stała się bardzo lewicowa, antyzachodnia, materiali styczna, pozbawiona ducha. W latach 50. czy 60. można było nawet z tak sówkarzem rozmawiać na poważne, intelektualne tematy. Po latach rzą dów partii BAAS to wszystko znikło. Otrzymali wolność i nie wiedzą, co z nią zrobić. Nie ma przywódców z wi zją, którzy rozumieliby współczesny świat. Nauczyłam się modlić: Panie, strzeż nas od idiotów u władzy. Jeżeli ma się idiotów u władzy, to osiąga się taki stan, w jakim obecnie jest Irak. Co się będzie działo po upadku ISIS? Nie wiem, jak inne organizacje, ale ja myślę o wychowaniu nowego pokolenia przywódców, którzy będą mieli szero kie horyzonty, nie będą się bali i którzy uwolnią się od myślenia o przeszłości. ISIS już prawie nie ma. Nie możemy ciągle rozmyślać o tym, że nas prześla dują. Tak, jesteśmy prześladowani, ale pomyślmy o tym, jak pozbyć się tego strachu i pójść do innych. Muzułma nie nas potrzebują. Potrzebują naszej nadziei, naszego przebaczenia, naszej inicjatywy. Może nas odrzucą; spróbu jemy drugi raz. Chciałabym rozmawiać z nimi o edukacji, o kulturze. Religia to od dzielna sprawa. Nie sądzę, żeby moż liwy był dialog religijny z islamem, to jest inna religia. Za to wierzę w dialog kultur. Wszystkie kultury są równe, we wszystkich można rozmawiać ję zykiem dobra i piękna. Tą drogą moż na dojść do transcendencji. Tak widzę zadania fundacji Aradin. Chcemy być miejscem spotkania, gdzie będzie się mówić prawdę i przekonywać, że tyra nia i nienawiść mogą zniknąć. Dlatego szukam przywódców, którzy nie będą więźniami przeszłości. Jesteś chrześcijanką; kiedy mówisz o Bogu, masz blask oczach. Jak się czujesz, mieszkając w zachodnim społeczeństwie, gdzie kościoły są puste, a religia staje się czymś coraz bardziej niepoprawnym? Myślę, że musimy rozpocząć wszyst ko od nowa. Nie możemy trakto wać chrześcijaństwa jako fait accompli i uznać, że w jakimś kraju będzie wieczne. Życie to jest walka i zarazem spotkanie. Problem polega na tym, że Europa nienawidzi dziś samej siebie. Nie należy mówić, że Europa jest zła, muszę raczej zastanowić się, jak mogę jej pomóc w odkryciu własnej tożsamo ści, jaka jest moja misja, czemu znala złam się tutaj akurat w tym czasie? Nie jest tak źle, jak za czasów pierwszych chrześcijan, jest dużo lepiej, jeszcze nawet nie zaczęli rzucać nas lwom na pożarcie. Zatem musimy zrozumieć, skąd się wzięła obecna sytuacja, nie możemy być przerażeni, żyć w kłam stwie ani w półprawdach, musimy być miłosierni i nie tracić nadziei. Krótko mówiąc, trzeba na nowo rozpocząć ewangelizację, o czym zresztą mówili Jan Paweł II. To jest niezwykły czas, pełen nowych wyzwań. Nie chcę żyć prze szłością i czasami Konstantyna, kiedy chrześcijaństwo wygrało. To było wspa niałe, ale poszukajmy teraz nowego Konstantyna i rozpocznijmy na nowo tę fascynującą misję nawracania świata. Mamy Jezusa Chrystusa, najbar dziej niezwykłego człowieka na świecie i najbardziej niezwykłego Boga. I mu simy o Nim opowiedzieć ludziom. Je śli Go zaakceptują, to świetnie, jeśli nie... Szczerze? To będzie ich prawdzi wy pech, jeśli nie poznają Chrystusa. To nie znaczy, że mamy ich od razu zrzucać z mostu jako grzeszników. Ale ja naprawdę jestem szczęśliwa. Każdego ranka myślę o tym, jaka to ekscytująca sprawa, że jestem chrześcijanką. Nie można myśleć, że to normalne: urodziłem się w Polsce, moi rodzice by li katolikami, więc ja też. Każdy z nas został osobiście wybrany. Oczywiście, jeśli mieszkasz w Iraku, łatwiej sobie uświadomić, że to nie jest automatycz ne, to jest wybór. Bo wystarczyło uro dzić się w następnym domu i mogło być inaczej. Nie można przyzwyczaić się do bycia chrześcijaninem. K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
2
C
o sprawiło, że porzucili swoje dotychczasowe życie, a w ich umysły zaczynał sączyć się jad źle pojmowanej „świętej wojny”? Gdzie zaczyna się ten straceń czy pochód po równi pochyłej? Ile ży ciorysów, tyle historii. To pewne. Inne zjawiska określają radykalizację mło dych Arabów w Europie, inne zaś w ich krajach macierzystych. Jednak niektóre schematy powtarzają się zastanawiają co często. Na początek warto odnotować, że w niespełna 11-milionowej Tunezji zre krutowano najwięcej spośród państw regionu młodych wojowników, któ rzy następnie wyjechali do Syrii wal czyć z rządowymi wojskami Baszara al-Asada w szeregach różnych islam skich organizacji fundamentalistycz nych. Dopływ nowych muzułmań skich radykałów nie ustał, gdy na arenę walk wkroczyło tzw. Państwo Islamskie (ISIS). Statystyki mówią o około 5–10 tysiącach młodych ochotników z Tune zji przeszmuglowanych, głównie przez Libię, na tereny walk w Syrii i Iraku. Rekrutacją zajmowali się naj pierw radykalni imamowie, którzy po rewolucji Arabskiej Wiosny objawili się w znacznej liczbie w tunezyjskich meczetach, a następnie profesjonalni rekruterzy organizacji islamistycznych. Ale zanim ten proces nastąpił, musiało istnieć zaplecze potencjalnych wojow ników i zamachowców-samobójców. W młodym człowieku musiało coś pęknąć, musiało zdarzyć się coś, co popchnęło go w ciemną stronę radykal nego islamu. Takiej wewnętrznej prze miany doświadczyło wielu mężczyzn z proletariackich środowisk z przed mieść miast i zapomnianych prowin cjonalnych miasteczek. Rewolucja 2011 roku, która zakoń czyła rządy wieloletniego dyktatora Za jn Al-Abidin Ben Alego, wyniosła na piedestał hasła wolności, demokracji i godności (wszechobecne podczas rewolucyjnych dni słowo karama – z arab. ‘godność’). Rozbuchane nadzie je zostały szybko wystudzone przez wydarzenia kolejnych miesięcy, które przyniosły zjawiska i procesy burzące stabilny rozwój kraju, między innymi: wzrost znaczenia fundamentalistycz nych ruchów islamistycznych (sala
T· U · N · E ·Z· J ·A Oglądając w środkach przekazu zatrważające sceny walk z wojny w Syrii, trzeba mieć świadomość, że oprócz Syryjczyków i Irakijczyków jest w tym piekle na ziemi znaczna liczba dżihadystów z wielu innych krajów świata. Zdesperowani, bezwzględni żołnierze tzw. Państwa Islamskiego (ISIS) są czyimiś synami, mężami, ojcami. Spotykali się ze swoimi rówieśnikami, żartowali, pili kawę w kawiarni. Bezrobotny mężczyzna siedzący samotnie w kawiarni
Bezrobocie jako jedna ze przyczyn radykalizacji islamskiej
Kilka refleksji z Tunezji Tekst i foto: Tomasz Szustek / Uspecto Images
położonych na wybrzeżu Morza Śród ziemnego: Tunisu, Susy i Sfaxu. Już od czasów starożytności dostęp do morza umożliwiał intensywne kontakty mię dzyludzkie, wymianę towarów i idei, co przyczyniło się do znacznego rozwoju gospodarki i infrastruktury tych regio nów. Skupienie ośrodków rozwoju go spodarczego w regionie przymorskim kontrastowało z zastojem obszarów po
Szawki
jego dobra francuszczyzna, doskona łe maniery przy rozmowie, obezna nie w sprawach międzynarodowych i smutek w oczach, kiedy opowiada o sobie jako o przedstawicielu straco nego pokolenia: – Prawie całe moje najlepsze lata poszły na marne, jestem przed czterdziestką i nie mam nic. Cała moja edukacja – wszystko jest teraz nic niewarte,
Omar
Walid
fitów) i przejęcie przez ich polityczne skrzydło władzy w wyniku wolnych wyborów, chaos w sąsiedniej Libii, za mknięcie granicy tunezyjsko-libijskiej oraz rosnące wciąż bezrobocie. Nowa, postrewolucyjna admini stracja stanęła wobec zadania radykal nego zreformowania gospodarki kraju. Nie było to zadanie łatwe, zważywszy na makroekonomiczne problemy zwią zane z niedawną recesją w Europie, która jest głównym partnerem ekono micznym Tunezji. Do tego doszedł kry zys w sektorze turystycznym – jednej z głównych gałęzi gospodarki. Odpływ turystów był spowodowany najpierw rewolucyjnym zamieszaniem, a potem obawą przed atakami terrorystycznymi, takimi jak w muzeum Bardo w Tunisie i na plaży w Susie w 2015 roku. Większość aktywności gospodar czej w Tunezji koncentruje się wo kół trzech największych miast kraju,
domów na prowincję, gdzie przynaj mniej mają dach nad głową. Wynajem pokoju w dużych centrach miejskich jest wydatkiem znacznie przekraczają cym możliwości wielu rodzin. Powrót do domu rodzinnego bywa dla tych 20-latków rozwiązaniem problemu, jeśli chodzi o zakwaterowanie, ale jest też pułapką, bo znalezienie zatrudnie nia w małych miasteczkach i na wsiach
Kadri
Protest bezrobotnych absolwentow W Tunisie
łożonych w głębi kraju. Proces margi nalizacji terenów prowincji pogłębił się jeszcze po rewolucji Arabskiej Wiosny na przełomie 2010/2011. Mieszkańcy terenów środkowej, wschodniej i południowej Tunezji na rzekają na dyskryminację z powodu nieproporcjonalnej dystrybucji dóbr narodowych, ograniczonego dostępu do służby zdrowia, edukacji i infra struktury. Jednak tym, co najbardziej negatywnie wpływa na jakość życia w tych regionach i rozrywa tkankę spo łeczną, jest strukturalne bezrobocie, szczególnie wśród młodego pokolenia. Rozczarowanie rewolucją jest po wszechne, a tysiące młodych, często dobrze wykształconych ludzi jest po zbawionych jakiejkolwiek pomocy pań stwa. Po zakończeniu procesu eduka cji w większych miastach, większość z tych, którym nie powiodło się w zna lezieniu pracy, wraca do rodzinnych
okazuje się niemożliwe. Znaczna część obecnego młodego pokolenia zmuszo na jest zatem, aby jakoś przeżyć, akcep tować wykonywanie prac dorywczych lub wybierać zajęcia znacznie poniżej swoich umiejętności. Marnują się ich zawodowe kompetencje, a oni sami są powoli spychani w rejony społecznego i ekonomicznego wykluczenia. Wśród wielu rozmów przeprowa dzonych podczas realizacji fotorepor tażu, najbardziej zapadła mi rozmowa z 37-letnim Tarekiem. Ten były nauczy ciel matematyki stracił pracę w szkole prawie 10 lat temu. Od tamtego czasu próbuje na wszelkie sposoby utrzymać rodzinę. Postanowił założyć własne go spodarstwo rolnicze, ale po kilku latach interes wciąż przynosił straty i osta tecznie zbankrutował. Potem Tarek pracował już dla innych, przy zbiorze warzyw i owoców, a ostatnio jest sprze dawcą w sklepie z nasionami. Urzeka
mniemaniu, rozwijać się dalej w dzie dzinach, które studiowali w swoim kraju. Znalezienie pracy w wyuczo nym zawodzie jest niezwykle trudne nawet w dużych miastach, rządzących się często korupcyjnymi prawami – ko lejną przeszkodą w normalizacji życia społeczno-ekonomicznego w Tunezji. – W dużym mieście, gdzie mógłbym znaleźć pracę zgodną z moim wykształ-
koniec z końcem, uprawiając handel uliczny – tak jak Mohamed Bouazizi, tunezyjski bohater narodowy, którego desperacki akt samospalenia był im pulsem wciągającym Afrykę Północną i Bliski Wschód w wir rewolucji Arab skiej Wiosny 2011 roku. Wszystkie badania naukowe i spe cjalistyczne analizy pokazują, że reli gijna radykalizacja młodego pokolenia w krajach arabskich jest blisko skore lowana z gospodarczą zapaścią, wyso kim bezrobociem i brakiem szans na zaspokojenie aspiracji. Dogłębne doświadczenia bezro bocia, biedy, nudy, lekceważenia i bra ku widoków na poprawę losu popy cha wielu młodych w sidła islamskich radykałów obiecujących ekscytujące, pełne przygód życie, z jasno wytyczo nym celem. Rozważając przyczyny popular ności ruchów dżihadystycznych wśród młodzieży z krajów arabskich, nie spo sób oprzeć się wrażeniu, że niejedna decyzja o porzuceniu dotychczaso wego, napiętnowanego brakiem pra cy i niemożnością założenia rodziny życia została podjęta w jednej z nie zliczonych kafejek, w których młodzi mężczyźni spędzają całe dnie. Popijając kawę z małych filiżanek ze znajomymi, z którymi przeprowadzili już wszystkie możliwe rozmowy na wszystkie tematy, i wpatrując się w ekrany swoich smart fonów, na których oglądają przebłyski z innego, lepszego świata, dochodzą do wniosku, że nie mają wiele do stracenia, zaciągając się na wojnę nawet w imię obcej im formy islamu. Sytuacja, w której znalazły się oso by sportretowane w tym reportażu, jest typowa dla dziesiątków tysięcy innych młodych ludzi w Tunezji. Rokrocznie szkoły średnie i wyższe opuszczają ko lejne tysiące i u progu dorosłego życia nie widzą dla siebie żadnych możli wości, aby twórczo wykorzystać swój potencjał i ambicje. Fotoreportaż skupia się bezrobot nych mężczyznach, na których trady cyjnie spoczywa obowiązek dostar czania rodzinie środków do życia, ale problem braku pracy dla dobrze wy kształconych młodych osób dotyczy również kobiet. Po skończonych stu diach rzadko mogą one podążać życio
a co gorsza – wykształcenie dawało mi przez długi czas poczucie ułudy, ckliwej nadziei, że jestem coś wart i uda mi się coś w życiu osiągnąć. Podczas rozmów z innymi Tune zyjczykami, szczególnie w średnim wie ku 35–45 lat, powraca jak bumerang kwestia założenia rodziny. W tradycyj nym społeczeństwie muzułmańskim, a takim jest – szczególnie na prowincji – społeczeństwo tunezyjskie, dopiero żonaty mężczyzna zasługuje na sza cunek i uznanie. Wydatki, jakie wiążą się z ożenkiem, stanowią nieosiągalną barierę dla wielu młodych mężczyzn, stąd znaczna liczba z nich skazana jest na starokawalerstwo i niski status już nie tylko materialny, ale i społeczny. Dla młodszych, takich jak 26-lat kowie: Kadri, inżynier IT, i Ajmen, dyplomowany chemik, najważniej szym marzeniem jest wyjechać z Tu nezji do Europy, gdzie mogliby, w ich
Ajuni
ceniem, nikt mnie nie zna i nie chce za mnie poręczyć, a to kluczowa sprawa przy rozdziale posad – mówi 35-letni Walid, bezskutecznie poszukujący pracy w zawodzie. Na prowincji rytm prac sezono wych wybijany jest okresami zbioru po szczególnych płodów rolnych: oliwek, cytrusów, marchwi, pomidorów, zbóż, papryki. Latem prace rolne zamierają z powodu wysokich temperatur. Wiele młodych osób zatrudnia się przy zbio rach, aby w jakikolwiek sposób zaro bić choć trochę pieniędzy. Nie jest to jednak rozwiązanie, na którym można oprzeć swoje dalekosiężne plany na przyszłość. Taka sama niestabilność i przypadkowość dotyczy prac w bu downictwie, w którym czasowe zatrud nienie znajduje wielu mężczyzn, na wet tych, którzy mają znacznie wyższe kompetencje zawodowe. Kolejna grupa bezrobotnych próbuje jakoś związać
wą ścieżką, którą same wybiorą. Często muszą, tak jak ich rówieśnicy, wracać na prowincję i wieść życie inne niż to, o którym marzyły podczas studiów. Ulice większych i mniejszych miast są świadkami częstych marszów prote stacyjnych bezrobotnych absolwentów szkół wyższych. Łączą się oni w różne stowarzyszenia, które wspólnie starają się naciskać na władze lokalne i cen tralne, aby rozbudowały programy uła twiające start w dorosłe życie dobrze wykształconej młodzieży. Zdjęcia były robione na przełomie 2016 i 2017 roku w okolicach miejsco wości Regueb, w centralnej Tunezji, gdzie stopa bezrobocia waha się wg różnych źródeł od 25 do 40%. Wśród osób młodych te wskaźniki są jeszcze wyższe. K Tomasz Szustek – absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, od 2003 roku mieszka w Ir landii. Pracował jako dziennikarz i fotograf w tamtejszych mediach polonijnych.
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
3
L·I·B·A·N
J
ak wiele powstanie przyjaźni, jak wiele zostanie w nas wspo mnień. I wreszcie, jak wiele świadectw wiary możemy prze kazać teraz innym. Można po wiedzieć: połączył nas Bóg. Każdy z nas podczas tej wspólnej podróży został obdarzony jakimś wra żeniem, w jego sercu pozostało szcze gólne wspomnienie. Poznajmy kilka świadectw. Dla Jakobiny była to bliskość mię dzy ludźmi, kulturoznawcze pozna nie, otworzenie oczu na ten daleki dla nas świat. Zbyszek i Małgosia czują wdzięczność za gościnność i chwile spędzone pośród libańskich mniszek oraz wyjątkowe poświęcenie księdza Mileda, dla którego Polska jest drugą ojczyzną. Głęboka wielowarstwowość duchowa była niezapomnianym do znaniem dla Alicji, która mówi: „od krywałam Bliski Wschód, odkrywałam tych ludzi”. Te odczucia potwierdzają także inni uczestnicy naszej wyprawy. An drzej: „doświadczyłem tam poczucia wyjątkowego przeplatania się wiary”, Joanna: „ta pielgrzymka była magicz na, a Liban to miejsce o zaskakującym międzyreligijnym pojednaniu. Kraj od dycha inaczej. Źródło, prawda, prosto ta”. „To przecież piękny, zielony kraj, piękni ludzie”, zachwyca się Piotr, któ ry, jak większość z nas, był tam po raz pierwszy i podobnie jak inni zrozu miał, że jego wcześniejsze wyobrażania o Libanie były całkowicie mylne. Tam jest spokój, nikt nie podkłada bomb pod monument Jezusa Chrystusa albo Matki Bożej. We wspomnieniach Stelli, Ewy, Zosi, Grzegorza słychać, że Liban to dla nich wielkie odkrycie. Poczuli tam spokój, radość, a do tego cieszyli się ze wzajemnego przebywania ze sobą – wspólnotą słuchaczy Radia WNET. Mieliśmy wyjątkowe szczęście do ludzi, którzy prowadzili nas po Libanie. Ksiądz Marcin Falkowski, nasz prze wodnik po Ewangelii, umacniał na szą wiarę w codziennej Mszy świętej. Każdego dnia w innym, zdumiewają cym kościele, klasztorze, grocie. Nie zapomniana pozostanie dla nas Msza św. w wypełnionym po brzegi przez li bańskich wiernych sanktuarium w Ha rissie, koncelebrowana przez naszego duchownego wraz z księdzem maro nickim. Ogromne wrażenie wywarło osobiste świadectwo kapłana, złożo ne w kościele w Byblos. Te przeżycia, wspólnie odmawiany w drodze róża niec i koronka do Miłosierdzia Boże go połączyły nas bardzo ze sobą. Dały poczucie, że nieprzypadkowo przyby liśmy do Libanu, do Świętego Charbela i innych świętych libańskich. Że Bóg nas tu wezwał na spotkanie ze Sobą.
Zamieszkiwana niegdyś przez pustelników Wadi Kadisza jest wymownym świadkiem wiary pierwszych chrześcijan. Wiary, która dotarła tu wprost od Apostołów i ich uczniów i która przetrwała wieki podbojów muzułmańskich. Liban poznawaliśmy dzięki „cho dzącej skarbnicy wiedzy”, człowiekowi o wielu talentach, naszemu przewodni kowi, wspaniałemu Kazimierzowi Ga jowemu. To on sprawił, że Liban stał się dla nas bliski, on prowadził nas przez historię tego kraju i opowiadał o licz nych związkach Polaków z tą ziemią. On, wraz ze swoją pięknie śpiewającą polskie pieśni żoną, organizował dla nas urocze wieczorki. Liban pozostanie w naszej pamięci na zawsze, a tych parę wątków z jego hi storii, kultury, religii niech przypomni nam jeszcze raz czar tej pielgrzymki. A tych, którzy z nami nie byli, niech zachęci do poznania tego kraju i być może odwiedzenia go w przyszłości. Nam, Polakom, Liban powinien być bliski. Podobieństwa i historyczne związki z Libańczykami winny nam ob jawić piękno tego kraju i niezwykłość zamieszkujących go ludzi, wspaniałość świętej ziemi, jaką jest Liban. To tutaj 180 lat temu powstał Anhelli, poemat Juliusza Słowackie go. Poeta przybył do ormiańskiego klasztoru św. Antoniego Padewskie go w Betcheszban, niedaleko małej,
Nasza – spółdzielców radia WNET pielgrzymka do Libanu – ziemi świętej, była wyjątkowa. Wyprawa wspólnoty ludzi o podobnych poglądach i ideach. Myślach o człowieku, o chrześcijaństwie, o Polsce. Gdy spotkaliśmy się przed odlotem i rozpoczęliśmy naszą drogę Mszą świętą w kaplicy na Okęciu, nikt chyba nie spodziewał się, jak głęboka jedność zespoli nas w tym nadchodzącym tygodniu.
Liban
ziemia święta, ziemia świętych Pielgrzymka spółdzielców WNET Adam Rosłoniec
malowniczej górskiej wioski Ghazire. Już wtedy był „le grand poete polonais”. Taka inskrypcja widnieje na tab licy umieszczonej w 1946 r. na mu rach klasztoru. Jego podróż na Bliski Wschód i pobyt w Libanie okazały się bogate duchowo i zaowocowały waż nym dziełem literackim.
A
nhelli wędruje ze swoim prze wodnikiem – szamanem po Syberii. Podobnie, jak w tam tych trudnych czasach zaborów Pola cy, którzy często wędrowali po świe cie szlakami bez nadziei. Przemierzają kręgi piekła, jak u Dantego. Rodacy są niszczeni i rusyfikowani. Anhelli kończy swój żywot na dalekiej pustyni północy i nie budzi się na wezwanie ry cerza. Szanse listopadowego powstania przepadają. Tak to widział w libańskiej Świętej Ziemi Słowacki, siedząc w ma lutkiej celi klasztoru i spoglądając na bezmiar gór i dolin nieodgadnionego Libanu. Wokół niego była tylko przy roda, surowe mury i zakonnicy, któ rych przedstawiał sobie jako skazanych i wygnanych. Ale oni potrafili odpowiedzieć na wezwanie Boga. A polska emigracja, elity narodu, wówczas niewolnicy pod zaborami, nie potrafili. Mieli poprowa dzić naród do zbawienia, lecz zaprze paścili szanse, a potem długo jeszcze nie uczynili nic – oskarżał Słowacki. I to oskarżenie wydaje się wyjątkowo aktualne, bo czyż dzisiaj my, Polacy, skłóceni ze sobą, możemy zbudzić się i próbować poprowadzić naród do wiel kiej Polski? Czy teraz nasze pokolenie powstanie na wezwanie rycerza? Czy jesteśmy tym ludem, który chciał wi dzieć nasz wielki wieszcz? Czy ocalimy nasze chrześcijańskie tradycje? Libańskie góry i doliny przywo dzą na myśl początki i trudne wieki Kościoła na Bliskim Wschodzie. Za mieszkiwana niegdyś przez pustelni ków Wadi Kadisza jest wymownym świadkiem wiary pierwszych chrześ cijan. Wiary, która dotarła tu wprost od Apostołów i ich uczniów i która przetrwała wieki podbojów muzuł mańskich. Ta głęboka dolina przecię ta rzeką Orontes (tą samą, nad którą w pobliskiej Antiochii Syryjskiej św. Paweł formował jedną z pierwszych wspólnot), niedostępna dla sułtana mu zułmańskiego, była schronieniem ma ronitów – wspólnoty katolickiej zawsze pozostającej w jedności z nauczaniem Apostołów. Ta wspólnota stała się naro dem w tej części świata. To św. Maron z Syrii, mnich i pustelnik, mistrz asce zy wschodniej, dał początek głębokiej duchowości swojego ludu. W V w. w Syrii rozwijał się mona stycyzm i wielu chrześcijan stosowało formę ascezy, dla nas dzisiaj komplet nie nieosiągalną. Byli to ludzie prości, niewykształceni, kochający Boga. Na swe trudne powołanie pragnęli odpo wiedzieć życiem doskonałym. Taki był św. Maron. Odsunął się od świa ta i wybrał życie w górach pod go łym niebem. Przed deszczem i śnie giem chronił go tylko namiot z koziej skóry. Jego filozofią i wiarą było to,
że Boża mądrość uświęca, pomimo braku wykształcenia. Święty Maron, poprzez swoje umartwianie się, do stał od Boga dar uzdrawiania. Słowa Biblii Sprawiedliwy rozrośnie się jak cedr na Libanie wydają się mówić właś nie o nim. Gdy po krótkiej chorobie zmarł, ludność z okolicznych wiosek wzniosła dla niego grobowiec. Jego ruiny znajdują się do dzisiaj w Kafr Nabu, na terenach niedostępnej dla nas, ogarniętej wojną Syrii. W kolejnych wiekach znalazło się wielu naśladowców Marona. Tacy byli pierwsi wyznawcy Chrystusa, którzy utworzyli wspólnotę Kościoła maroni ckiego. Pozostali zawsze w łączności ze
Stolicą Apostolską w Rzymie i naucza niem, zgodnym z Ewangelią, przeka zywanym przez pokolenia w tradycji i obrządku Mszy św. Co zastanawia jące, maronici przez wieki modlili się za następcę św. Piotra w Rzymie, cho ciaż nawet nie znali imienia aktualnego papieża, a Watykan nie wiedział o ich trwaniu w grotach libańskich gór. A oni tam żyli i nie godzili się na odstęp stwa monofizytów, choć ta heretycka nauka wydawała się prawie logicznie uzasadniona.
Monofizyci, opierając się na dok trynie ogłoszonej w V w. przez archi mandrytę konstantynopolitańskiego Eutychesa, twierdzili, że Chrystus ma tylko jedną naturę – jednocześnie ludzką i boską. To powoduje wza jemną sprzeczność, bo natura Boska wypiera albo wchłania naturę ludzką, a tym samym zaprzecza doświadcze niu Boga w człowieku. Ale maroni ci wiedzieli z mądrości pokoleń, że był i jest Bóg – człowiek i Bóg, który obdarza ludzi Słowem, które stało się Ciałem, więc Jezus Chrystus ma dwie natury. Maronicka wierność na uce Kościoła katolickiego pozwalała przetrzymać ciemne wieki prześlado
wań chrześcijańskich, aż do Synodu Libańskiego w 1763 r. Ta wyjątkowa wierność prawdzie Jezusa Chrystusa zapisanej w Ewange liach, a zarazem zachowanej w starożyt nych liturgicznych obrzędach wschod nich, została doceniona w encyklice Orientlium dignitas (1894) papieża Leona XIII. Tę wytrwałość w wierze docenił również św. Jan Paweł II, który poświęcił narodowi libańskiemu ad hortację – jedyną w swoim rodzaju, napisaną wyłącznie dla maronickiego
Kościoła katolickiego. Ta adhortacja, Nowa nadzieja dla Libanu, choć treść jej dotyczy sytuacji Kościoła katolickiego w Libanie po wojnie 1975-1990, może dzisiaj odnosić się do każdego kraju. Przede wszystkim do krajów Europy Zachodniej, ogarniętych laicyzacją i wyrzucających Boga z codziennego życia.
W
adhortacji papież zazna czał, że chrześcijańska praktyka życia sprawami doczesnymi poprzez Ewangelię da je światło na wszystkie rzeczywisto ści ziemskie. A przede wszystkim jest wyznacznikiem dla rodziny. Nie może być w życiu chrześcijan dwóch odręb nych nurtów: życia duchowego i życia świeckiego. Nie mogą to być wartości odmienne. Dlatego świeccy muszą brać udział w polityce, działalności gospo darczej i społecznej, prowadzonej dla dobra wspólnego. Ten wyjątkowy, jednostkowy (bo nigdy wcześniej ani później nie było adhortacji skierowanej do jednego na rodu) dokument Stolicy Apostolskiej Jan Paweł II przedstawił podczas swej pielgrzymki do Libanu w maju 1997 r. Msza św. w sanktuarium Notre Da me du Liban w Harissie – libańskiej Częstochowie – dała nową nadzieję dla maronitów i otworzyła Liban na Kościół powszechny. Kultura Libanu i tradycja apostolska, jako starożytna tradycja antiocheńska o korzeniach aramejskich i hellenistycznych, prze kazywana przez Ojców Kościoła, od zwierciedliła się w pełni w adhortacji Jana Pawła II. Harissa jest miejscem głęboko zakorzenionego kultu Maryjnego. To dawna wioska, położona 20 km od Bej rutu, na wysokości 650 m n.p.m. Na szczycie góry widnieje, usytuowana na monumentalnej podstawie w kształ cie latarni morskiej, piękna statua Naj świętszej Marii Panny – Notre Dame du Liban. Posąg z 1904 r. został ufun dowany jako dziękczynienie z okazji 50-lecia ogłoszenia dogmatu o Nie pokalanym Poczęciu Maryi. Harissa to miejsce wyjątko we i jedyne takie na całym Bliskim Wschodzie, a może i na całym świecie. Niezwykłości dodaje mu fakt, że to centrum pielgrzymek, założone przez Maronickie Zgromadzenie Misjona rzy, odwiedzane jest zarówno przez chrześcijan, jak i muzułmanów. Ma ryja, Matka Jezusa, pojawia się w su rach Koranu aż 34 razy, zajmuje więc w islamie miejsce szczególne. Muzuł manie widzą w Maryi i Jej Synu Je zusie Boży znak dany całej ludzkości i pozostaje Ona dla nich nieustannym wzorem do naśladowania. Dlatego oglądamy tutaj widok niepowtarzalny: po wijących się dookoła statui scho dach przeciskają się ramię w ramię dziewczyny w hidżabach, dziewczy ny w białych chustach – tradycyjnym nakryciu głowy Etiopek i dziewczy ny w zwykłych T-shirtach. Wszyscy wędrują na górę, aby po swojemu i w znanej tylko sobie intencji zosta wić ślad obecności u Pięknej Pani.
Prawie dotknąć Jej stóp, złożyć swego ducha w Jej otwarte, oczekujące ręce. O tej rzeczywistości, która przeradza się w symbolikę tego kraju, mówił Święty Jan Paweł II podczas pamiętnej pielgrzymki: Liban to coś więcej niż kraj, to przesłanie. Takie słowa zapa miętały rzesze wiernych przybyłych zewsząd na Mszę świętą. Msza miała się odbyć w sanktua rium. W przepięknej, monumentalnej budowli, która w swym wnętrzu przy pomina kształt łodzi fenickiej, z ze wnątrz wygląda jak rozłożysty cedr Libanu, a z lotu ptaka widać, że jej sklepienie wieńczy krzyż. Lecz papież uznał, że dla wiernych wygodniej bę dzie, by modlili się na zewnątrz, tam, gdzie oczekiwali go chrześcijanie Bli skiego Wschodu. I Jan Paweł II od prawił Eucharystię przed kościołem. A spoglądając na sanktuarium i po sąg Najświętszej Marii Panny, mając świadomość, jak różne religie znaj dują tutaj natchnienie i modlitewny spokój, właśnie w tych słowach o Li banie podkreślał, jak wiele może się dziać dobrego, gdy ludzie idą do Ma ryi. Gdy spojrzymy na Jej otwarte ręce skierowane w stronę Bejrutu, widzimy, że zapraszają wszystkich, którzy chcą wtulić się w Jej objęcia i poczuć pokój. Jej spojrzenie jest opiekuńcze i pełne troski. I może to wszystko sprawiło, że Izrael i Liban zakończyły konflikt zbrojny właśnie w wigilię Wniebowzię cia Maryi, 14 sierpnia 2006 r.
N
iedaleko od Harissy, podą żając wyżej w góry Libanu, napotkamy Bzommar. Tam w miejscowej parafii swą posługę sprawuje ksiądz Miled Skayem. Wiel ki orędownik św. Jana Pawła II, św. Faustyny Kowalskiej, św. Maksymilia na Kolbego, bł. Jerzego Popiełuszki, bł. Michała Sopoćki i innych świę tych, w tym oczywiście libańskich. Ten kapłan wielokrotnie przybywał do Polski, ale także do Rzymu, aby „zdobyć” relikwie polskich świętych, do których ma szczególne nabożeń stwo. W jego niewielkiej parafii sąsia dują ze sobą: kościół pw. św. Charbela i kaplica pw. św. Jana Pawła II. Wielki Święty Libanu i Wielki Święty Polski. Tam licznie gromadzą się Libańczycy, oddając cześć naszym świętym. A ks. Miled ukazuje ich niezwykłe wsta wiennictwo, wędrując z relikwiami po wsiach i miasteczkach libańskich i sprawując Eucharystię. Zawędrował nawet do Egiptu, gdzie także szerzył kult polskich świętych. Lecz jego ma ła parafia nie zapewnia dostatecznie dużo miejsca dla wiernych, którzy pielgrzymują do „naszego świętego papieża”. Dlatego w pobliskim Gho
Oglądamy tutaj widok niepowtarzalny: po wijących się dookoła statui schodach przeciskają się ramię w ramię dziewczyny w hidżabach, dziewczyny w białych chustach – tradycyjnym nakryciu głowy Etiopek – i dziewczyny w zwykłych T-shirtach. sta buduje sanktuarium Miłosierdzia Bożego, w którym znajdą miejsce wszystkie relikwie z Polski. Obok, na zboczu góry, stanie monumental na statua Jana Pawła II, a u jej stóp wijąca się po zboczu Droga Miło sierdzia. Będzie po niej szła procesja różańcowa, której idea jest podobna do procesji, jaka odbywa się każde go 22. dnia miesiąca od pustelni św. Charbela do Annaya. Konsekracja nowego sanktuarium i Drogi Miłosierdzia zapowiedziana jest na 2019 rok. Czy może nas tam zabrak nąć? To dzieło Mileda Skayem i Kon gregacji Misji Maronitów Libańskich jest – tak dla Libanu, jak i dla naszego dalekiego słowiańskiego kraju – darem serca i dowodem wielkiej wizjonerskiej mądrości, dostrzegającej chrześcijańską jedność Polski i Libanu. Miled Skayem – Maronita, Libań czyk, wielki orędownik świętych pol skich i przyjaciel naszego kraju, przy chodzi z Libanu i daje nam tam, daleko na Bliskim Wschodzie to wszystko, co w Polsce najlepsze – naszych wielkich świętych. K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
4
Droga Młodzieży!
D
ziękuję Bogu i wielbię Go za to, iż pozwolił, abym spotkał się dzisiaj z Wami. Jego Wy sokość Król zaszczycił mnie, odwiedzając mnie parę lat temu w Rzy mie, kiedy też zaprosił mnie, abym od wiedził Wasz kraj i spotkał się z Wami. Z radością przyjąłem zaproszenie, aby do Was przemówić z okazji Międzyna rodowego Roku Młodzieży. Często spotykam się z młodzieżą, na ogół katolicką. Dziś pierwszy raz stoję przed młodzieżą muzułmańską. Chrześcijanie i muzułmanie – ma my wiele wspólnego, jako wierzący, ale też i jako ludzie. Żyjemy w tym samym świecie, nawiedzanym przez liczne zna ki nadziei, ale też przez różnego rodzaju niepokoje. Abraham stanowi dla nas jeden i ten sam wzór wiary w Boga, uległości Jego woli i powierzania się Jego dobroci. Wierzymy w tego samego Boga, jedynego, żyjącego Boga, stwa rzającego światy, który prowadzi swoje stworzenia ku doskonałości. Ku Bogu więc kieruje się moja myśl i wznosi się moje serce: przede wszystkim pragnę mówić Wam o Bogu; o Nim, ponieważ to w Niego wierzymy: Wy muzułmanie i my katolicy, i opo wiedzieć wam też o ludzkich wartoś ciach mających w Bogu swe fundamen ty, odnoszących się do rozwoju naszych osób, naszych rodzin, naszych społe czeństw, jak i wspólnoty międzynaro dowej. Czyż tajemnica Boga nie jest najwyższą rzeczywistością, od której zależy sens, jaki człowiek nadaje swemu życiu? A czy nie jest ona pierwszym py taniem, przed jakim stoją młodzi, kiedy zastanawiają się nad tajemnicą własnej egzystencji i nad wartościami, które zamierzają wybrać w celu budowania własnej, wzrastającej osobowości? Co do mnie, w Kościele katoli ckim dźwigam ciężar następcy Pio tra, Apostoła, którego Jezus wybrał, aby utwierdzać swoich braci w wierze. Po papieżach, którzy w ciągu dziejów na stępowali po sobie bez przerwy, dzisiaj ja jestem biskupem Rzymu, wezwanym do bycia wśród swoich braci na świecie świadkiem wiary oraz gwarantem jed ności wszystkich członków Kościoła. Dlatego więc jako wierzący przy chodzę dziś do Was. I w wielkiej pro stocie chciałbym dać tutaj świade ctwo o tym, w co wierzę, czego życzę wszystkim ludziom, moim braciom, aby osiągnęli szczęście, oraz o tym, co z doświadczenia uważam za pożyteczne dla wszystkich. Przede wszystkim wzywam Naj wyższego, wszechmogącego Boga, na szego Stworzyciela. On jest początkiem wszelkiego życia oraz źródłem tego wszystkiego, co dobre, piękne i święte. On rozdzielił światło od ciemnoś ci. Dał początek całemu wszechświa towi w przedziwnym porządku. On zechciał, aby rośliny rosły i przynosiły owoce, tak jak chciał, aby rozmnożyły się ptaki na niebie, zwierzęta na ziemi oraz ryby morskie. On stworzył nas, ludzi, a my je steśmy podporządkowani Jemu. Jego święte prawo prowadzi nasze życie. Światło Boga kieruje naszym losem i oświeca naszą egzystencję. Sprawia, że możemy kochać i przekazywać życie. Prosi każdego człowieka, aby szanował każde ludzkie stworzenie i kochał je jako przyjaciel, towarzysz, jako brat. Zaprasza, aby mu pomagać, kiedy jest ranny, opuszczony, kiedy jest głodny i spragniony; innymi słowy, kiedy już nie wie, jak znaleźć swoją drogę na ścieżkach życia.
T
ak, Bóg prosi nas o słuchanie Jego głosu. On spodziewa się od nas posłuszeństwa Jego świętej woli, przyjmując ją w wolności, rozu mem i sercem. Dlatego jesteśmy wobec Niego odpowiedzialni. To On, Bóg jest naszym sędzią, bo tylko On jest spra wiedliwy. Wiemy jednak, że od Jego sprawiedliwości nierozłączne jest Je go miłosierdzie. Kiedy człowiek, który oddalił się od Niego, zszedłszy na dro gę grzechu i czynów śmierci, zawraca z niej z sercem pokornym i skruszo nym, Bóg objawia się wówczas jako Ten, który przebacza i obdarza miło sierdziem. Oddajmy Mu zatem całą naszą miłość i uwielbienie. Za Jego do broć i za Jego miłosierdzie składajmy Mu dzięki zawsze i na każdym miejscu. Czy w świecie, który wśród tysięcy ucisków i konfliktów wciąż pragnie jed ności i pokoju, wierzący nie powinni dą żyć do przyjaźni i jedności między ludź mi oraz ludami stanowiącymi na ziemi jedną wspólnotę? Wiemy, że mają oni to samo pochodzenie i ten sam kierunek: Bóg, który ich stworzył i który czeka na nich, by ich zgromadzić w jedno.
M·A·R·O·K·O Dwadzieścia lat temu Kościół ze swej strony, przy okazji Soboru Wa tykańskiego II, w osobach swoich bi skupów, to jest swoich religijnych przy wódców, zobowiązał się do starania się o współpracę między wierzącymi. Opublikował dokument o dialogu mię dzyreligijnym (Nostra aetate). Kościół twierdzi, że wszyscy ludzie, szczególnie ludzie żywej wiary, powinni szanować się nawzajem, pokonać wszelką dyskry minację, żyć razem i służyć braciom na całym świecie (ibid., nr 5). Koś ciół wyraża szczególną troskę o wie
wszystkich, jeśli nie zgadzamy się trak tować po bratersku kogoś z ludzi na obraz Boży stworzonych” (ibid.). Musimy zatem szanować, kochać i pomagać każdemu człowiekowi, po nieważ jest on stworzeniem Bożym i w pewnym sensie Jego obrazem i po dobieństwem; ponieważ człowiek jest drogą, która prowadzi do Boga, i po nieważ staje się on w pełni sobą tylko wówczas, kiedy pozna Boga, przyjmie Go całym sercem i stanie się Jemu po słusznym na ścieżkach doskonałości. To posłuszeństwo Bogu i ta mi
wszelkie trudności. To do was należy podjęcie inicjatyw oraz to, aby nie cze kać, aż wszystko przyjdzie od osób star szych lub tych w biurach. Musicie bu dować świat, a nie tylko o nim marzyć. To poprzez zgodną pracę człowiek może być efektywny. Praca właściwie zrozumiana jest służbą dla innych. Tworzy więź solidarności. Doświad czenie wspólnej pracy pozwala nam się oczyścić i odkryć bogactwo innych ludzi. W ten sposób zatem stopniowo może narodzić się poczucie zaufania, które pozwala każdemu wzrastać, roz
Dialog potrzebny jak nigdy dotąd Spotkanie Jana Pawła II z młodymi muzułmanami w Casablance 19 sierpnia 1985 roku podczas podróży apostolskiej do Togo, na Wybrzeże Kości Słoniowej, do Kamerunu, Republiki Środkowej Afryki, Zairu, Kenii i Maroka. rzących muzułmanów z uwagi na ich wiary w jedynego Boga, na znaczenie ich modlitwy oraz na ich szacunek wo bec śmiertelnego życia. Kościół pragnie „promować razem, dla wszystkich lu dzi, sprawiedliwość społeczną, warto ści moralne, pokój i wolność” (ibid.).
D
ialog między chrześcijanami i muzułmanami jest dzisiaj po trzebny jak nigdy dotąd. Wyni ka on z naszej wierności wobec Boga i oznacza, że potrafimy rozpoznawać Boga wiarą i dawać o Nim świadectwo słowem i czynem w coraz bardziej zse kularyzowanym i niekiedy ateistycz nym świecie. Młodzi mogą budować lepszą przyszłość przede wszystkim, jeśli bę dą pokładać wiarę w Bogu, oddając się dziełu budowania nowego świata we dług planu Bożego, mądrze i z ufnością. Bóg jest źródłem wszelkiej radości. Dlatego musimy być Jego świadkami poprzez nasze praktyki religijne, naszą adorację Boga, nasze modlitwy uwiel bienia i błagania. Człowiek nie może żyć bez modlitwy, tak jak nie może żyć nie oddychając. Musimy dawać świadectwo naszego pokornego poszukiwania Jego woli. To On powinien być inspiracją naszego dążenia do budowania bardziej sprawiedliwego i zjednoczonego świata. Drogi Boga nie są naszymi dro gami. One przekraczają nasze wciąż niedoskonałe działania i nasze inten cje, które także pozostają niedoskonałe. Bóg nie może być nigdy wykorzysty wany do naszych celów, ponieważ On jest ponad wszystkim. To świadectwo wiary, które jest fun damentalne dla nas i pozostaje w całko witej wierności Bogu i prawdzie, doko nuje się w poszanowaniu odmiennych tradycji religijnych, ponieważ każdy człowiek pragnie być szanowany za to, kim jest i w co wierzy zgodnie ze swoim sumieniem. My pragniemy, aby wszyscy mieli dostęp do pełni prawdy Bożej, do czego dochodzi się w wolności sumienia, bez zewnętrznego przymusu, który jest sprzeczny z wolnością rozumu i serca, nieodłącznych od godności człowieka. To jest prawdziwy sens wolności re ligijnej, która szanuje zarówno Boga, jak i człowieka. Od takich to wyznaw ców oczekuje Bóg prawdziwego kul tu; od tych, którzy wielbią Go w duchu i w prawdzie. Jesteśmy przekonani, że „nie mo żemy zwracać się do Boga jako do Ojca
łość do człowieka powinny prowadzić nas do tego, abyśmy szanowali prawa człowieka, te prawa, które są wyrazem woli Bożej i wymogiem natury ludzkiej takiej, jaką ją Bóg stworzył. Szacunek i dialog wymagają więc wzajemności na wszystkich płaszczy znach, zwłaszcza w tym, co dotyczy fundamentalnych wolności, a jesz cze bardziej wolności religijnej. One przyczyniają się do pokoju i porozu mieniu między narodami. Pomagają wspólnie rozwiązywać problemy dzi siejszych mężczyzn i kobiet, w szcze gólności młodych. Młodzi zwykle patrzą w przy szłość, tęsknią za bardziej sprawiedli wym i ludzkim światem. Bóg stworzył młodych ludzi takimi, aby mogli po móc zmieniać świat w zgodzie z Jego planem życia. Jednakże dla nich rów nież ta sytuacja często zdaje się mieć swoje ciemne strony.
Młodzi ludzie nie powinni izolować się od innych. Młodzi potrzebują dorosłych, tak samo jak dorośli potrzebują młodych.
N
a tym świecie istnieją grani ce i podziały między ludźmi oraz brak zrozumienia między pokoleniami. Istnieją, dla przykładu, rasizm, wojny i niesprawiedliwości, również głód, marnotrawstwo oraz bezrobocie. Oto ogromne zło, które dotyka nas wszystkich, ale szczegól nie młodych na całym świecie. Niektó rzy są zagrożeni zniechęceniem, inni możliwością poddania się, jeszcze inni skłonnością, aby zmieniać wszystko przemocą lub za pomocą skrajnych roz wiązań. Mądrość uczy nas, że samody scyplina i miłość są jedynymi środkami do osiągnięcia upragnionej odnowy. Bóg nie chce, żeby ludzie pozosta wali bierni. Powierzył im ziemię, którą wspólnie mają czynić sobie poddaną, uprawiać ją i sprawiać, że będzie wy dawała owoc. Jesteście obarczeni przyszłością świata. To dzięki pełnemu i odważne mu podejmowaniu swoich obowiąz ków będziecie w stanie przezwyciężyć
wijać się i „być czymś więcej”. Nie bójcie się, drodzy młodzi ludzie, współpra cować z dorosłymi, zwłaszcza z Wa szymi rodzicami i nauczycielami, jak również z przywódcami społecznymi oraz państwowymi. Młodzi ludzie nie powinni izolować się od innych. Mło dzi potrzebują dorosłych, tak samo jak dorośli potrzebują młodych. W tej wspólnej pracy człowiek, mężczyzna czy kobieta, nigdy nie po winien stać się ofiarą. Każda osoba jest wyjątkowa w oczach Boga. Każda osoba powinna być doceniona za to, kim jest, a w konsekwencji szanowana za to, jaka jest. Nikt nie powinien wykorzystywać swoich współbraci, nikt nie powinien wyzyskiwać równych sobie, nikt nie powinien pogardzać swoim bratem. To właśnie w takich warunkach bę dzie mógł się narodzić bardziej ludzki, bardziej sprawiedliwy i braterski świat, świat, w którym każda osoba znajdzie swoje miejsce w godności i wolności. Świat XXI wieku jest waszych rękach, będzie taki, jakim go wy stworzycie. Świat, który ma nadejść, zależy od młodych wszystkich krajów. Nasz świat jest podzielony, wręcz w rozsypce, do świadcza wielorakich konfliktów i po ważnych niesprawiedliwości. Nie ma prawdziwej solidarności Północ-Połu dnie, za mało jest wzajemnego wsparcia między narodami Południa. Na świecie są kultury i rasy, które nie są szanowane. Dlaczego tak jest? Dlatego, że lu dzie nie akceptują różnic między sobą: nie znają się wystarczająco. Odrzucają tych, co pochodzą z innej cywilizacji. Odmawiają sobie nawzajem pomocy. Nie są w stanie uwolnić się od egoizmu i próżności. Ale Bóg stworzył wszystkich ludzi równych w godności, chociaż innych w odniesieniu do darów i talentów, ja kie otrzymali. Ludzkość istnieje w peł ni wtedy, gdy każdy ma swoją rolę do odegrania; wartość różnych od siebie ludzi i różnorodność kultur musi zostać zaakceptowana. Świat jest jak żyjący organizm, każdy ma coś do otrzyma nia od innych, ale ma też coś do dania. Jestem szczęśliwy, że mogłem z się Wami spotkać, tutaj, w Maroku. Maro ko ma tradycję otwartości. Wasi ucze ni podróżowali, a wy przyjmowaliście uczonych z innych krajów. Maroko było miejscem spotkań cywilizacji: pozwoli ło na wymianę ze Wschodem, Hiszpa nią oraz z Afryką. Maroko ma trady cję tolerancji; w tym muzułmańskim
kraju zawsze żyli też Żydzi i prawie za wsze chrześcijanie; ta tradycja urzeczy wistniała się we wzajemnym szacunku, w pozytywny sposób. Zawsze byliście i wciąż pozostajecie krajem gościnnym. Wy, młodzi Marokańczycy, jesteście więc przygotowani, aby zostać obywa telami świata jutra, tego braterskiego świata, do którego wraz z ze wszystki mi młodymi tego świata aspirujecie.
J
estem pewien, że Wy wszyscy, mło dzi, jesteście zdolni do dialogu. Nie chcecie być uwarunkowani uprze dzeniami. Jesteście gotowi budować cywilizację opartą na miłości. Macie możliwość pracować, aby sprawić, że runą mury, które są własnością pychy, a często też ludzkiej marności i strachu. Macie pragnienie kochać innych, bez względu na narodowość, rasę czy religię. Pragniecie także sprawiedliwości i pokoju. „Pokój i młodość idą razem”, jak powiedziałem w moim przesłaniu podczas tegorocznego Światowego Dnia Pokoju. Nie chcecie ani wojen, ani przemocy. Znacie cenę, jaką każą za nie płacić niewinnym młodym ludziom. Nie chcecie też eskalacji zbrojeń. Nie oznacza to, że za pokój zapłacicie każdą cenę. Pokój idzie ramię w ramię ze spra wiedliwością. Nie chcecie, aby ktokol wiek był ciemiężony. Chcecie pokoju i sprawiedliwości. Po pierwsze, pragniecie, aby ludzie mieli wystarczające środki do życia. Młodzi ludzie, którzy mają to szczęś cie, że mogą podjąć naukę, mają też prawo zabiegać o zawód, który będą wykonywać. Jednakże muszą mieć oni też na uwadze często dużo trudniejsze warunki życiowe swoich braci i sióstr, żyjących w tym samym kraju oraz na całym świecie. Jak można pozostać obojętnym, podczas gdy wielka liczba innych istot ludzkich, umiera z głodu, niedożywie nia lub braku pomocy medycznej, kie dy inni okrutnie cierpią z powodu su szy, kiedy są zmuszani do pozostawania bez pracy bądź do emigracji z powodu praw ekonomii, na które nie mają wpły wu; kiedy trwają w niepewnej sytua cji uchodźców, upchnięci w obozach w konsekwencji konfliktów zbrojnych? Bóg dał ludzkości ziemię, aby mogli wspólnie z niej uzyskać to, co niezbęd
Nie pozwól, abyśmy odeszli od Ciebie. O Panie, sędzio ludzkości, pomóż nam znaleźć się wśród Twoich wybranych w dniu ostatecznym. ne to przeżycia, tak aby każdy człowiek mógł dzięki niej się żywić, dbać o siebie i żyć w pokoju. Niezależnie od tego, jak ważne mo gą być problemy ekonomiczne, człowiek nie żyje samym chlebem, potrzebuje życia intelektualnego i duchowego; to w nim znajduje duszę tego nowego świa ta, do którego macie aspiracje. Człowiek ma potrzebę rozwijać swojego ducha i swoją świadomość. Tego często braku je dzisiejszym ludziom. Utrata wartości i kryzys tożsamości, męczące nasz świat, zobowiązują nas do tego, aby prześci gać samych siebie w ciągłym wysiłku naszych badań i dociekań. Wewnętrz ne światło, które dzięki temu narodzi się w naszej świadomości, pozwoli na to, aby nadać rozwojowi znaczenie, aby go ukierunkować na dobro człowieka, każdego z osobna i wszystkich razem, w zgodzie z Boskim planem.
M
uzułmanie z Maszreku i Mag hrebu i muzułmanie w ogóle mają długą tradycję kształce nia się i erudycji: literatury, nauki, filo zofii. Jesteście dziedzicami tej tradycji, musicie kształcić się, aby nauczyć się poznawać świat, który Bóg nam dał, aby go zrozumieć, odnaleźć jego zna czenie, z pragnieniem i szacunkiem dla prawdy i aby poznać ludzi i człowieka stworzonego i kochanego przez Boga, byście mogli się przygotować, by lepiej służyć ludziom. Ponadto poszukiwanie prawdy za prowadzi Was, poza wartościami inte lektualnymi, do duchowego wymiaru wewnętrznego życia. Człowiek jest istotą duchową. My, wierzący, wiemy, że nie żyjemy w za mkniętym świecie. Wierzymy w Boga. Jesteśmy wyznawcami Boga. Jesteśmy poszukiwaczami Boga. Kościół katolicki odnosi się z sza cunkiem i uznaje wartość waszego
rozwoju religijnego, bogactwa waszej duchowej tradycji. My, chrześcijanie, też jesteśmy dumni z naszej tradycji religijnej. Wierzę, że my, chrześcijanie i mu zułmanie, winniśmy uznać z radością nasze wspólne wartości religijne i po dziękować za nie Bogu. Zarówno my, jak i wy wierzymy w jedynego Boga, który jest miłością i sprawiedliwością; wierzymy w znaczenie modlitwy, postu, jałmużny, pokuty i przebaczenia; wie rzymy, że Bóg będzie dla nas sprawied liwym sędzią na końcu czasu i żyjemy w nadziei, że po zmartwychwstaniu będzie z nas zadowolony, a my z Niego. Lojalność wymaga też abyśmy uznawali i szanowali dzielące nas różni ce. Oczywiście fundamentalny jest po gląd jaki mamy na Osobę i dzieła Jezusa z Nazaretu. Wiecie, że dla chrześcijan ten właśnie Jezus sprawił, że otrzymali oni intymną wiedzę na temat tajemni cy Boga i weszli w komunię dzięki Jego darom, poprzez co uznali i obwołali go Panem i Zbawicielem. Są to istotne różnice, które może my zaakceptować z pokorą i szacun kiem, z wzajemną tolerancją – jest w tym pewna tajemnica; jestem pewien, za jej pomocą Bóg kiedyś nas oświeci. Chrześcijanie i muzułmanie ge neralnie źle się rozumieli i czasami, w przeszłości, przeciwstawiali się so bie nawzajem, a nawet wyniszczali się w kłótniach i wojnach. Wierzę, że dzisiaj Bóg zaprasza nas, abyśmy zmienili nasze stare praktyki. Musimy się szanować i pobudzać na wzajem w dobrych dziełach na Bożej ścieżce. Wraz ze mną wiecie, jaka jest na groda wartości duchowych. Ideologie i slogany nie dadzą Wam satysfakcji ani nie rozwiążą problemów Waszego życia. Tylko duchowe i moralne war tości mogą to sprawić, bo mają Boga jako swój fundament.
D
rodzy młodzi ludzie, życzę Wam, abyście byli zdolni do budowania świata, gdzie Bóg będzie miał pierwsze miejsce w pomo cy i ratowaniu ludzkości. Na tej drodze możecie być pewni poważania i współ pracy ze strony waszych braci i sióstr katolików, których reprezentuję wśród was dzisiejszego wieczoru. Teraz chciałbym podziękować Je go Wysokości za zaproszenie. Dziękuję również Wam, drodzy młodzi Maro kańczycy, za przybycie i wysłuchanie z zaufaniem mojego świadectwa. Ponad wszystko chciałbym jednak podziękować Bogu, który pozwolił na to spotkanie. Wszyscy jesteśmy pod Jego spojrzeniem. Jest on pierwszym świadkiem naszego dzisiejszego spot kania. To On wlał w nasze serca uczucia miłosierdzia i zrozumienia, przebacze nia i pojednania, posługi i współpracy. Czyż wierzący, którymi jesteśmy, nie powinni głosić w swoim życiu i swo ich miastach Najpiękniejszych Imion, jakie tradycje religijne Mu przypisują? Obyśmy potrafili być otwarci dla Niego, poddani Jego woli i wezwaniom, które do nas kieruje! W ten sposób nasze ży cie odnajdzie nową dynamikę. Tak oto, jestem przekonany, mo że narodzić się świat, w którym każ dy mężczyzna i każda kobieta z żywą i skuteczną wiarą będą głosić chwałę Boga i budować społeczeństwo ludzi w zgodzie z wolą Bożą. Chciałbym zakończyć, wzywając Go osobiście w Waszej obecności: O Panie, Tyś naszym Stworzycielem! Jesteś nieskończenie dobry i miłosierny. Do Ciebie należy modlitwa każdego stworzenia. O Panie, Ty dałeś nam wewnętrzne prawo, zgodnie z którym mamy żyć. Naszym zadaniem jest czynić Twoją wolę. Podążać Twoimi ścieżkami, to odna leźć pokój duszy. Tobie oddajemy nasze posłuszeństwo. Prowadź nas we wszystkich działaniach na ziemi. Zachowaj nas od złych skłonności, któ re oddalają nasze serca od Twojej woli. Nie pozwól, abyśmy wzywając Twoje go Imienia, usprawiedliwiali ludzkie występki. O Panie, Ty jesteś Jedynym, któremu oddajemy nasze uwielbienie. Nie pozwól, abyśmy odeszli od Ciebie. O Panie, sędzio ludzkości, pomóż nam znaleźć się wśród Twoich wybranych w dniu ostatecznym. O Panie, źródło sprawiedliwości i po koju, daj nam prawdziwą radość i au tentyczną miłość oraz trwałe braterstwo między ludźmi. Wypełnij nas swoimi łaskami na zawsze. Amen! K Tłum. Javier Vera i Piotr Słoniowski
Nr 43
Ś ‒ L ‒ Ą ‒ S ‒ K ‒ I
K ‒ U ‒ R ‒ I ‒ E‒ R
Styczeń · 2O18 W
n u m e r z e
„Idź i czyń”
Jadwiga Chmielowska
W
tym roku będziemy obchodzić 100-lecie odzyskania niepodległości. Dokonało tego pokolenie moich dziadków, bo pokolenie moich rodziców, niestety, przegrało wojnę. W 1945 r. Polska stała się strefą okupacyjną Rosji sowieckiej. Mojemu pokoleniu udało się znów odzyskać niepodległość. Niestety Polacy w większości dali się oszukać przez spektakl „okrągłego stołu”. Bo któż nie chciał wierzyć, że oto zwyciężyliśmy? Musiało minąć prawie 30 lat, by ta mistyfikacja wyszła na jaw! Ulegliśmy jako społeczeństwo wojnie propagandowej, prowadzonej mistrzowsko przez komunistów. Jak wykorzystywano propagandę do porażania przeciwnika, odbierania mu woli walki, można zobaczyć w starym filmie Wzgórze Pork Chop. Warto też zapoznać się z antypolskimi agitkami, uzasadniającymi napaść wojsk sowieckich na Polskę we wrześniu 1939 r. W III RP, w której przyszło nam żyć, toczy się wojna. Wojna o umysły. Słowo jest skuteczniejsze od pocisków. AK wydawała biuletyny czytane przez setki tysięcy Polaków. Tej broni lękali się komuniści, likwidując podziemne drukarnie. Bali się prawdy i niezależnej myśli. Ukrywałam się prawie 9 lat, aby udowodnić, że bezpieka nie jest wszechmocna i wie tylko tyle, ile jej szpicle doniosą. Odniosłam zwycięstwo. Nie dałam się aresztować, ale to nowej, okrągłostołowej władzy było nie na rękę. Skazano mnie na zamilczenie, tak jak tysiące przyzwoitych ludzi walczących o niepodległą Polskę. Byliśmy niewygodni, bo niesterowalni. „Kto kontroluje przeszłość, ten ma władzę nad przyszłością; kto kontroluje teraźniejszość, w tego rękach jest przeszłość” – przestrzegał George Orwell (Rok 1984). Poziom nauczania w szkołach jest tak niski, że nawet Hitler o takim ograniczaniu wiedzy Polaków nie marzył. Historii młode pokolenie nie zna. Próbuje na własną rękę poznawać fakty i tu znów natrafia na manipulację. Nikt nie panuje nad rzetelnym przekazem wiedzy. Nikt niczego nie sprawdza. Najsilniej prowadzona jest propaganda antyukraińska. Akcja Wisła, zbrodnicza nie tylko w stosunku do Ukraińców, ale i Polaków, zyskała obrońców. W Wikipedii, ba!, nawet na stronach BIP zamieszczane są fikcyjne życiorysy. Sądy też niczego nie weryfikują, nie ustalają prawdy, a i same mają problem z czytaniem czy pisaniem ze zrozumieniem. A pojęcie związku przyczynowo-skutkowego jest poza zasięgiem intelektualnym większości sędziów. Status kombatancki dostają osoby, które nigdy nie współpracowały z podziemiem. Są stowarzyszenia, które zajmują się uwiarygadnianiem często nawet działaczy PZPR. Nikt poważnie nie traktuje faktów. Politycy (sami o tym mówią) kierują się emocjami, kto kogo lubi, a nie koniecznością realizacji celu. Agentura hula bez przeszkód. Ilość portali internetowych realizujących politykę rosyjską przekroczyła już trzecią dziesiątkę. Agentami nie są jedynie starcy pamiętający współpracę z KGB (ci to raczej agenci wpływu, jeśli się udało ich zainstalować na wysokich szczeblach władzy), ale młodzi, najgroźniejsi agenci, którzy za drobne pieniądze realizują zamówienia obcych. Wdzierają się do różnych redakcji, a z nich wyrzuceni, od razu znajdują następne, by wpływać na opinię publiczną w interesie mocodawców. W interesie Rosji, ale i Niemców jest pogłębianie podziałów między Polakami. Ten rów wykopany jest również w rodzinach. Pamiętajmy, że przede wszystkim jesteśmy Polakami i że tylko zjednoczony naród jest w stanie obronić państwo. K
G
A
Z
E
T
A
N
I
E
C
O
D
Z
I
E
N
N
A
W sondażu Kantar Millward Brown dla „Faktów” TVN i TVN24 z grudnia 2017 Sojusz Lewicy Demokratycznej notuje 8% poparcia. W swoim exposé nowy premier Mateusz 2 Morawiecki wyraził swoje oczekiwanie odbudowy czy budowy wspólnoty.
Dajmy się domknąć trumnie komunizmu!
Kradzież pomysłów w świetle prawa Proces odtwarzania historii został zastrzeżony dla wąskiej grupy. Co więcej, bardzo często grupa ta korzysta z pomysłów i pracy pozostałych, uzyskując dzięki temu poklask, docenienie, zaszczyty. Marcin Niewalda o tym, jak niektórzy naukowcy podkradają pomysły amatorom i publikują je jako własne.
Paweł Czyż
4
Jak pokochać feministkę?
W
szyscy mamy być „biało-czerwoni”. Tyle, że nie wszyscy chcą budować wspólnotę z „czerwonymi”! Tymczasem od miesięcy niektóre media „prawicowe” odnajdują na swoich łamach miejsce dla takich osób, jak Kazimierz Kik, Leszek Miller, Włodzimierz Czarzasty czy Aleksandra Jakubowska. Z tą byłą poseł SLD wywiad przeprowadziła 11 grudnia telewizja wPolsce.pl. Redaktor naczelna wPolsce.pl Agata Rowińska tak zachwala swoją telewizję: Teraz telewizja wPolsce. pl dołączyła do mediów, które pilnują Polski. Ludzie tworzący dziś wPolsce. pl wyrastali właśnie z tej wolnościowej idei, przestrzeni niezależnej myśli i bezkompromisowej odwagi w głoszeniu prawdy. Tylko niezależne media są w stanie tworzyć rzeczywistość, a nie jedynie ją komentować. Chcemy być
też odpowiedzią na propagandę i informacyjną papkę. W 2006 roku wymieniona wyżej była polityk SLD została zatrzymana przez funkcjonariuszy CBŚ, następnie przedstawiono jej zarzuty przyjęcia korzyści majątkowej
Jakubowska nieprawomocnie została uznana za winną popełnienia zarzucanych jej czynów i skazana na karę 2 lat pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na trzyletni okres próby. W lipcu roku 2006, jadąc samochodem w sta-
Niektórzy członkowie „grupy trzymającej władzę” pojawiają się praktycznie stale na rozmaitych antenach TVP, Polskiego Radia, portalach internetowych i w gazetach, tak jakby moralnie zostali rozgrzeszeni za PRL. w wysokości około 500 tys. zł, również w związku z tzw. aferą łapówkarską przy ubezpieczeniu opolskiej elektrowni. W 2014 roku Aleksandra
nie nietrzeźwości, w Podkowie Leśnej potrąciła rowerzystę. W marcu 2008 Sąd Okręgowy w Warszawie utrzymał wyrok Sądu Rejonowego w Grodzisku
Mazowieckim, skazujący ją za prowadzenie w takim stanie pojazdu mechanicznego na karę grzywny i orzekający też m.in. zakaz prowadzenia pojazdów na okres dwóch lat. W kwietniu 2007 roku rozpoczął się jej proces w sprawie zmian w ustawie o radiu i telewizji, czyli w sprawie tzw. afery Rywina. Aleksandra Jakubowska została uznana za winną i skazana na karę 8 miesięcy pozbawienia wolnoś ci z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na dwuletni okres próby. W czerwcu 2012 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie prawomocnym orzeczeniem utrzymał w mocy wyrok sądu I instancji. W 2003 roku wybuchła tzw. afera Rywina, który ujawnił, że prowadził wówczas swoje podejrzane interesy związane z przygotowywaniem przepisów antykoncentracyjnych w mediach w oparciu o tzw. Dokończenie na str. 2
Na szczęście – póki co – mimo zachodzących obyczajowych zmian żyjemy w Polsce, kraju, w którym napotykając dwóch mężczyzn z wózkiem, wciąż można być pewnym, że to tylko złomiarze – pociesza Herbert Kopiec wszystkich „niewyemancypowanych”.
5
Kosmiczna klątwa czy inicjator Życia? Halley nie był zwykłym astronomem. Był zwolennikiem teorii istnienia cywilizacji podziemnych zamieszkujących wnętrze naszej planety, a jednocześnie odważnym i realistycznym wynalazcą dzwonu nurkowego, którego działanie przetestował osobiście. Rafał Brzeski o kometach i astronomach.
8
Dlaczego Ślązacy Dyskusja na ten temat rozgrzała do czerwoności uczestników i obserwatorów polskie są trochę inni? Cz. I
go życia politycznego. Przeciwnicy PiS, a osobiście prezesa Kaczyńskiego, zarzucają mu tchórzostwo, chowanie się za plecami marionetek, a przede wszystkim wypaczanie pol skiej demokracji poprzez niespotykany i nienormalny model tworzenia i funkcjonowania rządu. Nienormalny i niespotykany? Czyżby? Przyjrzyjmy się, jak to było w przeszłości.
W
blisko trzydziestoletniej historii III RP wśród siedemnastu nominacji i szesnaściorga premierów (Waldemar Pawlak nominowany był dwukrotnie – pierwszy raz wskutek „nocnej zmiany”), a więc licząc od Tadeusza Mazowieckiego do Mateusza Morawieckiego, dwanaścioro spośród nich nie było w momencie nominacji liderami swoich partii. Daje to trzy czwarte, czyli 75%. Jest więc to w Polsce raczej norma niż wyjątek. Wśród tych dwanaściorga czworo zostało liderami partii podczas pełnienia funkcji premiera, przy czym Tadeusza Mazowieckiego i Józefa Oleksego spotkało to miesiąc przed końcem urzędowania, Jerzego Buzka gdzieś w środku kadencji, a Ewę Kopacz miesiąc po nominacji. Chronologicznie rzecz biorąc, czworo pierwszych premierów: Mazowiecki, Bielecki, Olszewski i Suchocka nie było liderami partii. Pawlaka nie liczę, bo nie utworzył po „nocnej zmianie” rządu. Pierwszym premierem-liderem partii był Waldemar Pawlak (za drugim podejściem) i nie była to partia wygrywająca wybory, więc można zakwestionować zaliczenie jego przypadku do tego, co opozycja nazywa normalnością.
Czy Kaczyński powinien być premierem? Zbigniew Kopczyński Warto wspomnieć, że w roku 2005 idąca po władzę Platforma wystawiła jako kandydata na premiera Jana Marię Rokitę, choć szefem partii był Donald Tusk. Rokita pozostał kandydatem Platformy nawet po przegranych wyborach
chłodne i w miarę obiektywne spojrzenie, trudno nam będzie uzasadnić, że rządy Millera, Tuska i Kaczyńskiego, oceniane jako całość, były lepsze niż gabinety tych, którzy nie byli liderami partii.
Obecna sytuacja nie jest „nienormalna”, lecz czy op tymalna? Za premierostwem Kaczyńskiego przema wia jeden poważny argument: jasna i jednoznaczna kwestia odpowiedzialności. prezydenckich, gdy lider partii był już do wzięcia. I nikt nie widział w tym nic nienormalnego. Liderami zwycięskich partii, którzy objęli urząd premiera, byli jedynie Leszek Miller, Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Jeśli zdobędziemy się na
Krytycy „marionetek Kaczyńskiego”, czyli Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego, zapominają, że ich poprzedniczka Ewa Kopacz została namaszczona na premiera jednoosobowo przez ustępującego Donalda Tuska nagle i w sposób zaskakujący nawet
najbliższych współpracowników, czego specjalnie nie ukrywano. Natomiast kandydatura Morawieckiego dyskutowana była przez wiele miesięcy przez czołówkę PiS-u i komentowana w mediach. Z kolei kandydaturę Beaty Szydło przedstawiono jeszcze przed wyborami.
W
idzimy, że obecna sytuacja nie jest „nienormalna”, lecz czy optymalna? Za premierostwem Kaczyńskiego przemawia jeden poważny argument: jasna i jednoznaczna kwestia odpowiedzialności. Argument istotny, lecz dla mnie nie decydujący. Pozwolę sobie zaprezentować zdanie odmienne. Kierujący z tylnego siedzenia i tak nie uniknie odpowiedzialności. Polityczną ponosi jako lider rządzącej partii, a zwykłą, karną, jako być może podżegający do ewentualnych przestępstw. Zgodnie z prawem trudno politykowi uchylić się od odpowiedzialności. Problem tkwi jedynie w determinacji do jej egzekwowania. Jarosław Kaczyński był już premierem i wie, co to jest. Premier obarczony jest mnóstwem obowiązków, w części odpowiednich dla celebryty. Musi rozstrzygać wiele drobnych, acz pilnych spraw, przy których najważniejsze, Dokończenie na str. 2
Na Śląsk, jak również i całą Polskę, trzeba patrzeć w perspektywie 1000-letniej. Im mniejsza perspektywa, tym większa możliwość zaistnienia kłamstwa. Na pytanie o związki śląskości z polskością na przestrzeni historii próbuje odpowiedzieć Ryszard Surmacz, Ślązak i kresowianin.
9
O ochronie komunistycznych skamielin Skoro nie było „dobrych nazistów”, to toczenie sporu o martwe czy żywe skamieliny „dobrych komunistów” sprowadza się do sztucznego konfliktu i odsuwania w czasie rozliczenia z PRL. Najwyższy czas na zrównanie swastyki z sierpem i młotem. Swoje przekonanie Adam Słomka uzasadnia na przykładach z polskiej przeszłości i teraźniejszości.
10
ind. 298050
redaktor naczelna Śląskiego Kuriera Wnet
„Złączeni i silni jednością, wyjdziemy godni naszej sławnej przeszłości”. Po śmierci Józefa Piłsudskiego Poczta Polska, aby utrwalić pamięć o Marszałku, aż do końca II RP stemplowała przesyłki pocztowe cytatami z myśli Józefa Piłsudskiego. Tadeusz Loster przypomina postać Marszałka w 150-lecie jego urodzin.
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
2
KURIER·ŚL ĄSKI
Dajmy się domknąć trumnie komunizmu! Paweł Czyż
grupę trzymającą władzę. Sejmowa komisja śledcza powołana w sprawie tej afery uznała 24 września 2004 roku raport Zbigniewa Ziobry za ostateczne sprawozdanie sejmowej komisji. Sejm uznał głosowanie z 28 maja 2004 roku, kiedy raport ten uzyskał bezwzględną większość głosów, za ostatecznie przesądzające sprawę. Według raportu grupę trzymającą władzę tworzyli: Leszek Miller, Aleksandra Jakubowska, Robert Kwiatkowski, Włodzimierz Czarzasty i Lech Nikolski. Pstryk... i mija trzynaście lat. Niektórzy członkowie „grupy trzymającej władzę” pojawiają się praktycznie stale na rozmaitych antenach TVP, Polskiego Radia, portalach internetowych
i w gazetach, tak jakby moralnie zostali rozgrzeszeni za PRL i ich afery z czasów po 1989 roku. Ci miłośnicy „przyjaźni polsko-radzieckiej” i przeciwnicy ruchu Solidarności oraz innych grup opozycyjnych z czasów PRL stają się nagle dla niektórych niezwykle użyteczni w sporze z „totalną opozycją”...
W
łaśnie obchodziliśmy 36. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, który nie był wprowadzany przecież dzięki Platformie Obywatelskiej czy.Nowoczesnej, a przez capo di tutti capi PZPR i WRON – Wojciecha Jaruzelskiego. Jego „mentalne dzieci”, np. Kazimierz Kik – tytułowany „profesorem”
Dzień 5 listopada 2017 r. był 150 rocznicą urodzin marszałka Józefa Piłsudskiego. W dniu tym Pre zydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda wygłosił orędzie przed Zgromadzeniem Naro dowym. Przemówienie to nie tylko było przypo mnieniem postaci Marszałka; było też poświęcone rozpoczynającym się obchodom stulecia odzyska nia niepodległości przez państwo polskie.
„Idź i czyń” Tadeusz Loster
P
ostać Piłsudskiego jako ojca polskiej niepodległości zasługiwała na orędzie prezydenta, choć wiadomo, że obecnie, tak jak w okresie II RP, za swojego życia i po śmierci miał on swoich zwolenników i wrogów. Z okazji tej 150 rocznicy ukazało się wiele artykułów, w których odżyły sympatie i animozje do osoby Marszałka. Jeszcze za życia Józefa Piłsudskiego jego wielbiciel i zwolennik, zapomniany Wacław Sieroszewski ps. Wacław Sirko (1858–1945), pisarz, sybirak, podróżnik, badacz etnografii Syberii, działacz niepodległościowy, legionista, ułan, kawaler Krzyża Virtuti Militari V kl., poseł II kadencji i senator IV kadencji w II RP, napisał w 1934 roku książeczkę „Marszałek Józef Piłsudski – życiorys”. Ale oprócz tego życiorysu zawartego na 63 stronach, Wacław Sieroszewski jest twórcą słynnego streszczenia życiorysu Marszałka, ujętego w kilkunastu wierszach. Życiorys ten w okresie międzywojennym posłużył jako treść na pamiątkowych plakietkach oraz kartkach pocztowych z wizerunkiem tej plakietki wydawanych do końca trwania II RP. Warto w tę 150 rocznicę urodzin Józefa Piłsudskiego przytoczyć ten zwięzły, treściwy życiorys, w którym ujęte fakty trudne są do podważenia nawet przez zagorzałych wrogów dobrej pamięci Marszałka. Po śmierci Józefa Piłsudskiego Poczta Polska, aby utrwalić pamięć
o Marszałku, aż do końca II RP kasowała przesyłki pocztowe specjalnymi „wirnikowymi” kasownikami, które w treści swej cytowały najważniejsze myśli Józefa Piłsudskiego. Takie zmechanizowane stemple pocztowe posiadały urzędy w Warszawie, Poznaniu, Łodzi, Krakowie i Lwowie i używały ich od 1935 roku do września 1939 roku. Czytając je nawet po latach, trudno nie zwrócić uwagi na ich nieprzemijalną aktualność i mądrość. Trumna ze zwłokami Marszałka Józefa Piłsudskiego, spoczywająca w krypcie Srebrnych Dzwonów, jest do dzisiaj jedyną trumną w nekropolii wawelskiej pozbawioną sarkofagu. W 1936 roku ogłoszono konkurs na projekt sarkofagu dla Marszałka. Zwyciężył projekt wyśmienitego rzeźbiarza Jana Szczepkowskiego (1878–1964), dyrektora Miejskiej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Malarstwa w Warszawie. Projekt – gipsowy model – przedstawiał zmarłego, leżącego, ubranego w wojskowy płaszcz Marszałka, u którego stóp przysiadł orzeł okrywający jego nogi rozpostartymi skrzydłami, strzegąc wiecznego snu bohatera. Rozpoczętą pracę nad wykonaniem sarkofagu z czerwonego marmuru przerwała wojna. Dzieło artysty Jana Szczepkowskiego w 2015 roku zostało odrestaurowane i w 2016 roku udostępnione
w sondażach, bo SLD regularnie uzyskuje obecnie 5% poparcia. Czasem, jak wspomniałem wyżej, nawet 8%... Zatem warto zaapelować do tzw. prawicowych mediów: „Dajcie ostatecznie domknąć się trumnie komunizmu!” Nie warto promować postkomunistów, aby nimi okładać tzw. totalną opozycję. Lepiej miłośników PRL z SLD mieć pod gmachem Sejmu RP niż ponownie w ławach poselskich. Po co dobrej zmianie nowy sejmowy front sporu, „nowe” ugrupowanie totalsów? Ponadto – tak jak nie było „dobrych nazistów”, tak i nie ma „dobrych komunistów”. To chyba powinno być oczywiste... Tymczasem utworzyłem na Facebooku grupę #dosycKomunyWmediach i zapraszam wszystkich do udziału w presji, która usunie „czerwonych” z mediów, które wspierają dobrą zmianę! Z postkomunistami nie chcę bowiem niczego budować... K
zwiedzającym w budynku Wydziału Konserwacji Dzieł Sztuki w Warszawie. Obecnie gipsowy projekt pokrywy sarkofagu Marszałka prezentowany jest na wystawie rocznicowej w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Setna rocznica urodzin Józefa Piłsudskiego w PRL-u nie była obchodzona, obchodzili ją nasi rodacy na emigracji. Z tej okazji w 1967 roku w Londynie została wydana książeczka „O Polsce i Wojnie – Myśli i Aforyzmy Józefa Piłsudskiego”. To pamiątkowe wydawnictwo, tłoczone w Oficynie Poetów i Malarzy, na papierze Antique Laid, wydano w ilości dwunastu imiennych i siedmiuset trzydziestu ośmiu numerowych egzemplarzy. W książeczce tej znalazło się zdjęcie projektu sarkofagu Marszałka również wyróżnionego i nagrodzonego na konkursie w 1936 roku. Zapomniany projekt został wykonany przez artystę rzeźbiarza „ekspresjonistę polskiego” Augusta Zamoyskiego (1893–1970) i znaną architekt Barbarę Brukalską (1899–1980). Rzeźba miała przedstawiać zmarłego Marszałka przykrytego śmiertelnym całunem, obok niego tkwił wbity w ziemię miecz. Przypuszczalnie Józef Piłsudski przedstawiony został w formie śpiącego rycerza, który – jak w polskiej tatrzańskiej legendzie – wstanie, kiedy przyjdzie czas, aby bronić największego skarbu – wolności Polski. Miejmy nadzieję, że z okazji dziewięćdziesiątej rocznicy śmierci Józefa Piłsudskiego wdzięczni Polacy wykonają Marszałkowi sarkofag. A może już 2018 roku, z okazji setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, trumna ze zwłokami Józefa Piłsudskiego zostanie włożona do sarkofagu z czerwonego marmuru, a orzeł z rozpostartymi skrzydłami będzie strzegł snu bohatera? K
Politycy, deputowani, naukowcy i eksperci ds. stosunków międzyna rodowych, dziennikarze i działacze społeczni z krajów nadbałtyckich oraz Europy Środkowej uczestniczyli w dniach 23 i 24 listopada 2017 r. w Pierwszym Forum Międzynarodowym „Międzymorze” – od projektu in formacyjnego do rzeczywistości cywilizacyjnej”, które odbyło się na Czer niowieckim Uniwersytecie Narodowym im. Jurija Fedkowicza w Czerniow cach na Ukrainie.
Rzeczą żołnierza jest stworzyć piorun, co błyska, a gdy trzeba, uderzy. Złączeni i silni jednością, wyjdziemy godni naszej sławnej przeszłości. Ten jest słaby, kto buduje na kłam stwie i na fałszu, w porównaniu z tym, kto chce budować na prawdzie. Są ludzie i są prace ludzkie tak silne i tak potężne, że śmierć przezwycięża ją i obcują między nami. Z szanowania wzajemnego wypływa moc wielka w chwilach trudnych. Prawo walki o byt jest prawem istnie nia na świecie.
Redaktor naczelny Kuriera Wnet
K ‒ U ‒ R ‒ I ‒ E‒ R
Krzysztof Skowroński
ŚLĄSKI KURIER WNET Redaktor naczelny
Jadwiga Chmielowska · tel. 505 054 344 mail: slaski@kurierwnet.pl Adres redakcji śląskiej G
A
Z
E
T
A
N
I
E
C
O
D
Z
I
E
N
N
A
ul Warszawska 37 · 40-010 Katowice
Niezależna Gazeta Obywatelska w Bielsku-Białej
Czy Kaczyński powinien być premierem? Zbigniew Kopczyński
strategiczne, ale bez określonego terminu, odsuwane są na plan dalszy. Będąc jedynie prezesem rządzącej samodzielnie partii, Jarosław Kaczyński ma czas i możliwość, by myśleć o kwestiach strategicznych i realizować program swojej partii, wykorzystując do tego posiadane narzędzia, jakimi są, bez żadnej urazy, klub parlamentarny i rząd. „Obrońcom demokracji”, tak hołubiącym zasadę trójpodziału władzy i heroicznie walczącym o uchronienie władzy sądowniczej od wpływów pozostałych władz, umknęło, że mamy jeszcze kwestię rozdziału władzy prawodawczej i wykonawczej. W Polsce, gdzie rząd jest oddziałem wykonawczym
parlamentu, władza wykonawcza podporządkowana jest prawodawczej. Nie da się wprowadzić ich rozdziału na wzór amerykański. Niemniej rozdzielenie funkcji lidera partii dysponującej większością parlamentarną i premiera jest krokiem w kierunku rzeczywistego trójpodziału władz. Krokiem następnym powinien być rząd składający się z ministrów bez mandatu poselskiego, co dziś nie wydaje się realne bez względu na to, kto będzie rządził. A więc, drodzy „obrońcy demokracji”, jeśli rzeczywiście leży Wam na sercu zasada rozdziału władz, zaakceptujcie premiera Morawieckiego. To taki test na Waszą prawdomówność i logiczną spójność. K
Pierwsze Forum Międzynarodowe „Międzymorze” w Czerniowcach Eugeniusz Bilonożko
K
onferencja została objęta honorowym patronatem Czerniowieckiej administracji obwodowej. Głównym organizatorem spotkania był Instytut Demokratyzacji i Rozwoju (Czerniowce, Ukraina), przy wsparciu merytorycznym i organizacyjnym Instytutu im. Romana Rybarskiego (Rzeczpospolita Polska) oraz Stowarzyszenia Konwergencji Europejskiej (Asociatia Convergente Europene, Bukareszt, Rumunia) i Uniwersytetu Narodowego w Czer-
3. Zagrożenia i przeszkody w realizowaniu projektu Międzymorza. Wnioski z rozmów uczestników można sprowadzić do następujących tez: • Forum będzie platformą komunikacyjną dla polityków, naukowców i ekspertów z krajów Międzymorza w celu współpracy między krajami regionu. • Należy powołać złożoną z ekspertów komisję do prowadzenia badań oraz prac analitycznych, które będą
w celu lepszego przeciwdziałania dezinformacji. Organizatorzy tegorocznego spotkania postanowili zorganizować Drugie Forum „Międzymorze – od projektu informacyjnego do rzeczywistości cywilizacyjnej” w Bukareszcie w 2018 r., przed trzecim forum głów państw Międzymorza. Przypomnijmy: projekt „Międzymorze” (Intermarium) lub „Inicjatywa Trójmorza ABC” – jest to międzynarodowa inicjatywa gospodarczo-
miały na celu zidentyfikowanie kluczowych czynników i zagrożeń utrudniających procesy integracyjne państw Międzymorza, jak również opracowanie metod realizacji tych celów. • Istotne jest rozpoznanie i stworzenie perspektyw dalszego rozwoju społeczeństwa obywatelskiego w świetle procesów integracyjnych w regionie oraz możliwości nawiązania współpracy między rządami i organizacjami pozarządowymi. • Dla wszystkich państw Międzymorza wielką wagę ma nawiązanie wszechstronnej współpracy na różnych poziomach, tak aby powstrzymać rosyjski militaryzm poprzez wzmocnienie regionalnych elementów ogólnoeuropejskiego systemu bezpieczeństwa oraz przeciwdziałać rosyjskiej propagandzie, która skłóca państwa regionu. • Postanowiono dążyć do pogłębiania procesów integracyjnych w regionie poprzez dialog i dyskusję, rozwoju kontaktów międzyosobowych, kontaktów grup studentów i naukowców
-polityczna, skupiająca 12 państw Europy położonych w pobliżu mórz Bałtyckiego, Czarnego i Adriatyckiego. W skład grupy wchodzą: Austria, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Polska, Rumunia, Słowacja, Słowenia i Węgry. Celem grupy Trójmorza jest głównie współpraca na płaszczyznach: energetycznej, logistyczno-transportowej i informatyczno-telekomunikacyjnej w Europie Środkowej. Pierwsze forum „Wspólnoty Trzech Mórz” na szczeblu przywódców państw odbyło się w 2016 roku w Dubrowniku (Chorwacja). Na zaproszenie prezydent Chorwacji Kolindy Grabar-Kitarović do uczestnictwa w Forum odpowiedziało 12 liderów i wysokich przedstawicieli z krajów Europy Środkowej będących członkami Unii Europejskiej. Geograficznie kraje te tworzą wspólnotę „trzech mórz”. Drugie spotkanie odbyło się w Polsce w 2017 roku, a trzecie jest planowane w Rumunii w 2018 r. K
Dla wszystkich państw Międzymorza wielką wagę ma nawiązanie wszechstronnej współ pracy na różnych pozio mach, tak aby powstrzy mać rosyjski militaryzm poprzez wzmocnienie regionalnych elementów ogólnoeuropejskiego sy stemu bezpieczeństwa oraz przeciwdziałać ro syjskiej propagandzie, która skłóca państwa regionu. niowcach im. Jurija Fedkowicza (Czerniowce, Ukraina). Instytut im. Romana Rybarskiego był reprezentowany przez dwóch doktorów: Mariusza Pateya oraz Eugeniusza Bilonożkę. Prelekcje wygłosili i swoje poglądy zaprezentowali podczas forum między innymi: Hryhorij Timisz – deputowany Ukrainy, dr Mariusz Patey – Instytut im. Romana Rybarskiego, Hintara Skajste – senator Litwy, Alicja Zeguła – zastępca konsula generalnego RP, dr Vlad Pletnev – analityk z Mołdawii, dr Iancu Liviu – politolog z Rumunii, Sergij Osaczuk – austriacki konsul honorowy w Czerniowcach, Iwan Ionel – konsul Rumunii, Dorin Popescu – dyplomata z Rumunii, prof. dr hab. Sergij Fedunyak – ekspert z Ukrainy, dr Audrius Skaystis – ekspert z Litwy, dr hab. Alexander Sytin – politolog z Rosji. Debatowali oni w trzech panelach: 1. Polityczna i ekonomiczna treść idei „Międzymorza”, 2. Humanistyczna struktura Międzymorza oraz możliwość jej harmonizacji,
Zwyciężyć i spocząć na laurach to klę ska, być zwyciężonym i nie ulec – to zwycięstwo!
Ś ‒ L ‒ Ą ‒ S ‒ K ‒ I
Dokończenie ze str. 1
po Akademii Nauk Społecznych przy PZPR, Leszek Miller – „magister” Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR, Włodzimierz Czarzasty – szef SLD (nowej „poczwarki” PZPR), czy właśnie Aleksandra Jakubowska... są dla niektórych mediów uważających się za wsparcie dla rządów tzw. dobrej zmiany poważnymi komentatorami rzeczywistości politycznej AD 2017. Wielu oburza kara finansowa dla TVN-u, a nie jawne promowanie postkomunistów – czasem też w „nowej” telewizji publicznej, utrzymywanej częściowo również z pieniędzy podatników pokrzywdzonych bezpośrednio oraz pośrednio działalnością PPR/PZPR/SdRP/SLD. Kończy taki „magister” Leszek Miller czy Włodzimierz Czarzasty swoje „bajki” w tzw. prawicowych mediach i idzie pod Sejm RP protestować z byłymi SB-kami przeciwko obniżeniu im świadczeń. Zatem gdzie sens promowania postkomunistów? Efekty tej niefrasobliwości niektórych mediów widać już
Stali współpracownicy
dr Rafał Brzeski, dr Bożena Cząstka-Szymon, Barbara Czernecka, dr hab. Zdzisław Janeczek, Andrzej Jarczewski, Wojciech Kempa, dr Herbert Kopiec, Tadeusz Loster, Stefania Mąsiorska, Tadeusz Puchałka, Stanisław Orzeł, Piotr Spyra, dr Krzysztof Tracki, Maria Wandzik
Korekta Magdalena Słoniowska
Nr 43 · STYCZEŃ 2018
Projekt i skład Wojciech Sobolewski Reklama
Adres redakcji
Marta Obłuska · reklama@radiownet.pl Wydawca
Spółdzielcze Media Wnet/Wnet Sp. z o.o. Dystrybucja
dystrybucja@mediawnet.pl
Opracowanie na podstawie informacji prasowej Instytutu Demokratyzacji i Rozwoju
(Śląski Kurier Wnet nr 38) ul. Zielna 39 · 00-108 Warszawa redakcja@kurierwnet.pl Data i miejsce wydania
Warszawa 6.01.2018 r. Nakład globalny 10 000 egz.
ind. 298050
Dokończenie ze str. 1
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
3
KURIER·ŚL ĄSKI Tychy, dnia 11.12.2017
List otwarty do premiera RP Pana Mateusza Morawieckiego Dotyczy strategicznego projektu wartego ok. 200 bln zł, który chcą przejąć inne narodowości Nie ma w Polsce i w UE ważniejszego projektu, który miałby tak potężny narodowy potencjał do generowania zysków rzędu 200 bln zł, umożliwiających szybkie bogacenie się Polaków, niż podziemne zgazowanie około 400 – 500 mld ton węgla. Podziemne zgazowanie węgla to najcenniejszy projekt w Polsce, który spełni uciążliwe wymogi pakietu klimatycznego w zakresie przywrócenia czys tości środowiska naturalnego, zapewni na setki lat pełne bezpieczeństwo energetyczne kraju i w dużej części również UE, wygeneruje jedną z najwyższych w skali globalnej stopę zwrotu z inwestycji, stworzy na pokolenia fundamenty pod innowacyjną i konkurencyjną gospodarkę Polski, co zapewni najszybszy wzrost standardu życia Polaków poprzez akumulację około 200 bln zł kapitału dla odbudowy polskiej własności. To z kolei wpisuje się w istotę ogłoszonej Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Ten projekt ma rangę najwyższej polskiej racji stanu. Kluczowe przewagi technologii podziemnego zgazowania węgla nad technologią tradycyjną: 1. Około 50-krotne zwiększenie komercyjnej dos tępności do zasobów węgla z ok. 7 do 400 mld t. 2. Prawie dwukrotne zwiększenie możliwości wykorzystania energii zawartej w węglu, ze względu na szansę budowy rozproszonych systemów poligeneracyjnych, które podwoją sprawność energetyczną. 3. Wycena złóż węgla dokonana metodą opcji realnych, zwiększająca ich wartość o około 200 bln zł. Dla realizacji projektu należy powołać Rządowy Komitet Sterujący, którego zadaniami będą: 1. Mianowanie niezależnego, interdyscyplinarnego zespołu do pilnego wdrożenia czystych technologii węglowych w skali demonstracyjnej dotyczących programu podziemnego zgazowania węgla.
2. Realizacja Studium Wykonalności (Feasibility Study) instalacji podziemnego zgazowania węgla zgodnie z zaleceniami ustawy górniczej, z jednoczesnymi instalacjami: a) wstępnego odmetanowania pokładu z powierzchni, b) do produkcji prądu w kogeneracji z ciepłem, c) do produkcji metanolu lub amoniaku, d) do produkcji wodoru dla ogniw paliwowych, celem realizacji Masterplanu dla wdrażania elektromobilności, e) do produkcji syntetycznych paliw płynnych, f) do skraplania syngazu, g) do oczyszczenia i wzbogacenia syngazu, h) dla podłączenia syngazu do sieci przesyłowej i dystrybucyjnej. 3. Wskazanie najkorzystniejszej lokalizacji rzeczonej instalacji np. w Suszcu, na obszarze KWK „Krupiński”, lub w Gilowicach, gdzie PGNiG prowadzi już z sukcesem odmetanowanie pokładów węgla z powierzchni. 4. Przygotowanie projektów ustaw dotyczących: a) uwłaszczenia polskiego społeczeństwa na zasobach naturalnych kraju, b) wypłaty równej dywidendy z tytułu w/w uwłaszczenia wszystkim Polakom, c) przyznania wyłączności tylko polskim służbom geologicznym na poszukiwanie i dokumentowanie krajowych złóż, d) przyznania wyłączności na podziemne zgazowanie węgla tylko spółkom skarbu państwa. Nieodblokowanie tych projektów sprawi, że Polska będzie wielka, ale narodowość polska – nie. 5. Opracowania zakresu, budżetu i harmonogramu realizacji ww. projektów wraz z uzasadnieniem biznesowym i proponowanymi źródłami ich finansowania przedstawionego w formie dokumentu inicjującego projekt, celem wydania zgody Premiera RP na rozpoczęcie przedsięwzięcia. Jesteśmy dyspozycyjni do współpracy z Rządem w ramach działań powierzonych Komitetowi Sterującemu. W imieniu OKOPZN – Krzysztof Tytko
Tychy, dnia 11.12.2017
Pismo przewodnie do Cezariusza Lesisza, szefa gabinetu politycznego premiera Mateusza Morawieckiego Szanowny Panie Dyrektorze, w imieniu Obywatelskiego Komitetu Obrony Polskich Zasobów Naturalnych (OKOPZN) serdecznie dziękuję za zorganizowanie spotkania, które, mamy nadzieję, umożliwi nam (za Pana pośrednictwem) przedstawienie Panu Premierowi Mateuszowi Morawieckiemu informacji dotyczącej strategicznego projektu dla Polski wartego ok. 200 bln zł, który chcą przejąć inne narodowości i obce kapitały. Martwi nas fakt, że inni widzą więcej potencjalnych biznesów na polskim rynku niż kolejne polskie rządy. Uzasadnienie konieczności budowy instalacji pilotażowych: Wstępne kalkulacje dotyczące wyceny wartości złoża – w podejściu konserwatywnym ok. 200 bln zł – zostały wykonane w oparciu o wypowiedzi prof. Krzysztofa Stańczaka z Głównego Instytutu Górnictwa, który nadzorował prace związane z podziemnym zgazowaniem węgla na kopalni „Wieczorek”, a dotyczące osiągniętych rezultatów zgazowania; o wypowiedzi prof. Mariusza Oriona Jędryska – głównego geologa kraju, dotyczące wielkości krajowych zasobów węgla; wypowiedzi prof. Bohdana Żakiewicza, który ma wieloletnie doświadczenie zdobyte na rynku amerykańskim w zakresie wdrażania tej technologii w życie, oraz na podstawie cen bieżących gazu importowanego z Rosji. Dodatkowo kalkulacje te są uwiarygodnione wypowiedziami prof. Marka Ściążki z Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla odnośnie do prognozowanych przez Departament Energii USA cen węgla, energii elektrycznej i gazu w roku 2040. Departament przewiduje największe wzrosty cen dla gazu jako substytutu węgla w przyszłości, stosowanego nie tylko w celu generacji prądu i ciepła, ale również dla chemii, co jest dodatkowym atutem do tworzenia wartości dodanej. Promowany przez nas projekt jest wielowątkowy i wymaga doprecyzowania w wielu dyscyplinach, a jego unikalność wynika z faktu dopracowania już na skalę przemysłową technologii podziemnego zgazowania węgla, z wielkości polskich zasobów, które stanowią około 85% zasobów całej Unii i z konieczności odchodzenia od spalania węgla w energetyce konwencjonalnej na rzecz generacji elektryczności w energetyce rozproszonej w oparciu o ekologiczne spalanie syngazu otrzymanego ze zgazowania węgla. Nie bez znaczenia dla zasadności realizacji projektu są również rezultaty i doświadczenia osiągane
przez PGNiG w Gilowicach w zakresie wydobycia metanu z powierzchni, tym bardziej, że instalacje te po odmetanowaniu mogą być wykorzystane do podziemnego zgazowania, obniżając w ten sposób znacząco koszty przyszłych inwestycji. Raport pokontrolny NIK dotyczący zgazowania węgla na kopalni „Wieczorek” również zaleca kontynuację prac związanych z tym perspektywicznym przedsięwzięciem. Ciągle brak jest reakcji ze strony Rządu i NCBiR na ten raport, pomimo wielokrotnych interwencji ze strony OKOPZN. W załączeniu jednostronicowe pismo (zgodnie z Pana zaleceniem) skierowane do Pana Premiera Mateusza Morawieckiego, opisujące projekt z propozycjami pilnych strategicznych działań do podjęcia oraz 2 załączniki w formie artykułów opublikowanych w październiku i listopadzie br. w „Kurierze Wnet” jako uzasadnienie konieczności pilnego wdrożenia tego projektu w życie, zanim prawnie nie zostanie on przejęty przez inne narodowości lub obce kapitały. Umożliwienie realizacji tego projektu przez Skarb Państwa powinno być absolutnym priorytetem polskiego Rządu działającego w imię polskiego interesu narodowego, ze względu na jego arcystrategiczne znaczenie i niespotykane dotychczas zyski możliwe do osiągnięcia przy jednoczesnym mniejszym ryzyku pracy i niespotykanej ekonomii skali. Projekt OKOPZN bez cienia wątpliwości ma wielokrotnie wyższą stopę zwrotu od projektu dotyczącego repolonizacji 30% akcji Banku PKO SA za ok. 10 mld zł, repolonizacji aktywów EDF za około 4,25 mld zł i od inwestycji PFR około 800 mln zł w blok energetyczny w Jaworznie, będący pod kontrolą spółki „Tauron” SA, w której Skarb Państwa utracił już kontrolę. Ponadto pragniemy poinformować, że nakłady inwestycyjne na realizację przedstawionego przedsięwzięcia są niewspółmiernie niskie w stosunku do ww. projektów, które już zrealizowano. W świetle powyższego prosimy o poinformowanie nas o krokach podjętych przez Radę Ministrów w zakresie proponowanego przez OKOPZN strategicznego dla Polski projektu. Dla uwiarygodnienia naszej wiedzy i doświadczenia przesyłam w załączeniu moje CV. Prosimy również o potwierdzenie otrzymania tej korespondencji. Z wyrazami szacunku w imieniu OKOPZN – Krzysztof Tytko
W swoim dobrym exposé wygłoszonym w Sejmie w dniu 13 grudnia 2017 roku Pan Premier powiedział m.in.: „Nie ma dla mnie ważniejszej sprawy niż odbudowanie tego, co straciliśmy w wyniku zaborów, w wyniku wojen, w wyniku komunizmu.
Czy Morawiecki będzie rządził Polską jak Kazimierz III Wielki?
T
eraz mamy w rękach unikalną szansę i nie możemy jej zmarnować. Dlatego właśnie polska polityka musi być ambitna. Dryfowanie czy płynięcie z prądem to nie jest nasze DNA. Rząd nie jest od administrowania, ale od rządzenia i rozumiem to tak, że musimy wyznaczać nasze ambitne cele”. Ostatnie zdanie jest bardzo ważne, ale muszę zapytać, czy pan Premier dokonał pełnej analizy aktywów, jakie jeszcze posiadamy, a które szybko uruchomione, mogłyby przyśpieszyć budowę Wielkiej Polski, silnej gospodarczo i militarnie, Polski sprawiedliwej dla wszystkich swoich obywateli? Do dyspozycji mamy dwa aktywa: Pierwsze, bardzo cenne, jest za
Marek Adamczyk uruchomienia kolejnego aktywa (o czym piszę poniżej) i otrzymania dywidendy emerytalnej z eksploatacji naszych zasobów naturalnych. Drugie aktywo jest ukryte pod ziemią – ogromny skarb, który w większości jest jeszcze w rękach polskich, choć wiszą już nad nim czarne chmury. O tym skarbie mówił wielokrotnie w mediach internetowych zarówno prof. Ryszard Kozłowski, jak i prof. Mariusz Orion Jędrysek – obecnie Główny Geolog kraju. Ten ostatni, referując na Kongresie NTV w dniu 21.10.2015 roku temat pt. „Zasoby geologiczne w Polsce” powiedział: „Jesteśmy zdecydowanie najbogatszym geologicznie krajem w Unii Europejskiej”.
– Jesteśmy w sytuacji w pewnym sensie nie do odwrócenia, ponieważ jesteśmy krajem posiadanym przez kogoś z zagranicy – powiedział Morawiecki, cytując jednego z komentatorów Bloomberga. – Przed nami 20 lat odkręcania błędów przeszłości. granicą – to ponad 2,5 mln w większości młodych Polek i Polaków, którzy po wstąpieniu naszego kraju do Unii Europejskiej wyjechali z Polski w poszukiwaniu lepszych perspektyw w obliczu ogromnego bezrobocia powstałego w wyniku świadomych i celowych działań gospodarczych ówczesnych rządów. Podstawą decyzji o emigracji była również pokątnie przekazywana wiedza o tym, jaką emerytalną przyszłość zapewni im reforma ZUS przeprowadzona przez rząd Jerzego Buzka. Dla zobrazowania czekającej młodych Polaków przyszłości najprościej będzie mi zacytować tu wypowiedź dr. hab. Roberta Gwiazdowskiego, przewodniczącego rady nadzorczej ZUS (2006-2007), zamieszczoną w 46 numerze tygodnika „Angora” pt. Sorry, kasa jest pusta: –Według algorytmów dziś obowiązujących w ZUS 75% osób, które za 33 lata będą odchodzić na emeryturę, nie dostanie nawet emerytury minimalnej (dziś to 1000 zł brutto, czyli 853 netto – przyp. autora) – Czy to znaczy, że pozostałe 25% będzie dostawało świadczenia na przyzwoitym poziomie? – Dostaną średnio więcej o około 50 zł brutto. – Ale za 33 lata większość dzisiejszych posłów, ministrów, prezesów będzie już w lepszym świecie. – Dlatego dziś nikt się tym nie przejmuje. Kto mógł się godzić na takie reformy, na okradanie Polski z majątku narodowego, na takie bardzo złe dla siebie perspektywy? Młodzi Polacy zagłosowali przeciw temu w sposób drastyczny – zagłosowali nogami i opuścili nasz kraj, często li tylko z przysłowiową reklamówką w ręce (znam osobiście takie przypadki). Państwo straciło ogromny kapitał ludzki i bardzo duże wpływy podatkowe. I na nic zda się tutaj zawarte w exposé wołanie premiera Mateusza Morawieckiego o ich powrót do naszego kraju: Inne państwa są obdarowywane naszym największym skarbem – naszymi obywatelami, naszymi murarzami, inżynierami, hydraulikami, nauczycielami czy lekarzami i informatykami. Przecież tego nie chcemy. Przecież chcemy pracować dla nich. Dla was. Wierzę, że to, czego szukacie na Zachodzie, możecie znaleźć w Polsce. Możecie być tu szczęśliwi, możecie być tu bezpieczni. Możecie coraz lepiej zarabiać i mieć ambitną pracę. Z tego miejsca chcę Was zaprosić, żebyśmy razem budowali nowoczesną, silną i bogatą Polskę. W emigrującym współcześnie pokoleniu zwyciężyła zasada: „tam ojczyzna, gdzie dobrze”. Dla naszej przyszłości ważne jest, żeby przeważyła zasada: „tam dobrze, gdzie jest ojczyzna”. To „zaklinanie węży” nic nam nie pomoże, Panie Premierze, po prostu trzeba ich wszystkich przyciągnąć nie obietnicą, prośbą, ale perspektywą
W Polsce mamy 80% europejskich złóż węgla kamiennego, blisko 100% węgla koksującego i około 20% węgla brunatnego. Polska ma też bogate rezerwy ropy i gazu ze złóż niekonwencjonalnych, np. z łupków, ale i złóż rud metali żelaznych i nieżelaznych, rud miedzi, srebra, złota, tytanu, metali ziem rzadkich, siarki, soli potasowych oraz potężne zasoby geotermalne. Skoro tak jest, to dlaczego nie eksploatujemy w pełni naszych surowców? Kto blokuje nasz narodowy potencjał? Kto chce go przejąć? Odpowiedzi na te pytania w sposób pośredni udzielił w dniu 26.10.2017 roku na antenie TVP INFO w programie pt. „O co chodzi”, wtedy jeszcze wicepremier Mateusz Morawiecki: – Jesteśmy w sytuacji w pewnym sensie nie do odwrócenia, ponieważ jesteśmy krajem posiadanym przez kogoś z zagranicy – powiedział Morawiecki, cytując jednego z komentatorów Bloomberga. – Przed nami 20
Premierem RP, a to dobrze nam wróży. Pojawiła się dla nas ogromna nadzieja, a ponieważ Pan Premier jest z wykształcenia historykiem, powinien przypomnieć sobie okres panowania króla Kazimierza III Wielkiego i pójść jego drogą, dostosowując ówczesny model do dzisiejszych warunków geopolitycznych. Przypomnę trochę historii: W dziele pt. Księga Królów i Książąt Polskich pod redakcją naukową Stefana K. Kuczyńskiego na stronie 88 możemy o okresie panowania króla Kazimierza III Wielkiego przeczytać m.in.: Ogromne postępy poczyniła gospodarka. Były po temu sprzyjające, obiektywne czynniki. Tzw. kryzys feudalizmu w zachodniej Europie wpływał na korzystną koniunkturę ziem polskich i napływ kapitałów i osadników. Król nie pozostawał obojętny na te procesy, popierał je i rozwijał. Za jego czasów lokowano ponad 500 nowych wsi i ok. 70 miast, 27 miast otoczono murami obronnymi, zbudowano też kosztem królewskim ponad 50 zamków. Reforma skarbowa (ordynacja dla salin, które dostarczały poważnych dochodów dla monarchii), uporządkowanie podatków i pieniądza (od 1338 r. bito grosze i półgrosze), protekcja górnictwa ołowiu i srebra w Olkuszu, rozwój gospodarki towarowo-pieniężnej, rzemiosła i handlu, zwłaszcza zagranicznego, poprzez otwarcie drogi nad Morze Czarne, wszystko to dokonało się za jego panowania. Historia ma to do siebie, że lubi się powtarzać! Wystarczy bowiem, Panie Premierze postawić na niezależny od czynników zewnętrznych rozwój wydobycia zasobów naturalnych będących naszym drugim aktywem, by pieniądze szerokim strumieniem zaczęły płynąć do skarbca. A wtedy znajdą się środki potrzebne zarówno do zasilenia Polskiego Funduszu Emerytalnego (działającego na wzór norweskiego), jak i na realizację planu wejścia polskiej gospodarki na nowe tory innowacyjnych i ekologicznych technologii. Tak jak dawniej monopol królest wa na wydobycie i sprzedaż soli (1/3 jego dochodów), na wydobycie ołowiu
Pan Premier jest z wykształcenia historykiem; powinien przypomnieć sobie okres panowania króla Kazimierza III Wielkiego i pójść jego drogą, dostosowując ówczesny model do dzisiejszych warunków geopolitycznych. lat odkręcania błędów przeszłości. Na pytanie Bronisława Wildsteina, skąd się wziął ów błąd, wicepremier wskazał dwie przyczyny: 1. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności polegający na dominacji w gospodarce paradygmatu liberalnego „Sprzedawajcie wszystko, co macie”; 2. Założony perfidny plan realizowany przez komunistów, którzy stali się pierwszymi kapitalistami, wycinający wszelką konkurencję. – Wpadliśmy w sidła neoliberalne konsensusu waszyngtońskiego, sidła nomenklatury, postkomuny i różnego rodzaju łobuzów budujących niekorzystny system dla polskiego społeczeństwa. Nie jesteśmy w stanie zastosować dobrego modelu gospodarczego, ponieważ oddaliśmy kompetencje nadzoru nad handlem w ręce Komisji Europejskiej 1 maja 2004 roku. Aktualnie mamy własności państwowej jak na lekarstwo, bo prawie wszystko sobie sprywatyzowaliśmy. Po raz pierwszy w historii III RP tak wysoki urzędnik państwowy podał prawdziwe przyczyny naszego ubóstwa. I bynajmniej nie był to, jak sugerował wicepremier Morawiecki, błędny model rozwoju gospodarczego, ale świadoma zgoda elit pookrągłostołowych na grabież naszego państwowego majątku. Te ostre słowa oceny sytuacji polityczno-gospodarczej Polski nie przeszkodziły mu zostać obecnie nowym
i srebra w Olkuszu zapewniał środki na rozwój kraju, tak teraz wprowadzenie nowych technologii wydobycia energii z ogromnych złóż węgla metodą zgazowania węgla pod ziemią może na dziesiątki, jeśli nie na setki lat zapewnić ogromne dochody dla skarbu państwa. Aktywo drugie, z prognozą wygenerowania kapitału emerytalnego w wysokości ok. 1 miliona zł dla każdego mieszkającego w kraju obywatela, z pewnością uruchomi „uśpione”, a może powiem dosadniej, „ukradzione” przez Zachód pierwsze aktywo i skłoni niemalże wszystkich Polaków do powrotu do ojczyzny. Wtedy uzyskamy efekt turbo w rozwoju Polski i stanie się kolejny Cud nad Wisłą, tym razem gospodarczy, czego ja sam sobie i wszystkim obywatelom naszego kraju życzę w nowym 2018 roku, w roku 100. rocznicy odzyskania niepodległości Polski po latach zaborów i wyzysku naszych przodków! Czy nasz Premier pójdzie drogą Króla Kazimierza III Wielkiego? Czy zasłuży swoim działaniem, aby w historii zapisano, że w tych latach rządził Polską premier Mateusz Morawiecki zwany Wielkim? Oto są pytania, na które wkrótce dostaniemy odpowiedź. K Autor jest członkiem Obywatelskiego Komitetu Obrony Polskich Zasobów Naturalnych
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
4
obozowej konspiracji było rozstrzelanie w dniu 14 czerwca 1942 roku płk. Aleksandra Stawarza. Wcześniej zdołano rozszerzyć działalność na obóz w Brzezince, o czym pisał Juliusz Niekrasz: Po uruchomieniu Brzezinki trójka przywódców akowskiego ruchu – płk
obozu. Przed odjazdem swoją funkcję przekazał kpt. Stanisławowi Kazubie. Oddajmy ponownie głos Juliuszowi Niekraszowi: Problem kierownictwa wyłonił się także w lecie 1944 r. w Radzie Wojskowej Obozu, którą utworzyli przedstawiciele ZOW i Organizacji Bojowej PPS (do-
i po okrążeniu zatrzymała się przed blokiem śmierci (blok XI). Uciekinierów zamknięto w bunkrze, a SS-mani wyprawili się natychmiast do restauracji Dusika. W walce, jaka się tam wywiązała, poległ w lesie obok restauracji Konstanty Jagiełło. Tomasz Sobański zdołał zbiec. Aresztowano rodzinę Dusików
że w istniejących w 1943 r. warunkach uderzenia na obóz w Oświęcimiu wykonać nie możemy. W miarę odtwarzania sił Okręgu i powiększania oddziałów partyzanckich pogląd ten uległ zmianie. Po dokładnych obliczeniach stwierdziliśmy, że jeśli uda nam się zaskoczyć nieprzyjaciela, to przy
W poprzednim numerze „Kuriera WNET” przypomniałem dzieje placówki AK Kęty – najsilniejszej z placówek Obwodu Oświęcim, liczącej w połowie 1944 roku ok. 530 lu dzi. Trudno powiedzieć, jak liczne były pozostałe placówki, jako że brak jest źródeł, które pozwalałyby choćby szacunkowo określić ich wielkość, ale z pewnością były one znacząco słabsze od Kęt.
Plany AK wyzwolenia KL Auschwitz Wojciech Kempa
Rawicz, ppor. Świerczyna i por. Pilecki – zdecydowali się założyć konspirację także w Brzezince. Udało się to płk. Rawiczowi i Świerczynie dzięki powiązaniu Świerczyny ze Ślązakiem Józefem Mikuszem, który prowadził w Brzezince kartotekę zawodów. On to pomógł płk. Janowi Karczowi, przeniesionemu karnie do Brzezinki, w zorganizowaniu konspiracji w Brzezince. Płk Karcz (podjął się tej niebezpiecznej działalności na prośbę płk. Rawicza) prowadził konspirację akowską w Brzezince do 23 stycznia 1943 r., kiedy to został zabrany do bloku śmierci i po dwóch dniach rozstrzelany. Założona konspiracja funkcjonowała jednak dalej.
7
lipca 1942 roku ppłk Rawicz został przewieziony do Mauthausen, gdzie przebywał do wyzwolenia w maju 1945 roku. Dowództwo nad konspiracją wojskową w obozie przejął po nim ppłk lotnictwa Juliusz Gilewicz, ale faktycznie kierował nią por. Witold Pilecki, który to jednak w kwietniu 1943 roku zbiegł z obozu (wraz z Edwardem Ciesielskim i Janem Redzejem). Ponownie odwołam się do ustaleń Juliusza Niekrasza:
Po dokładnych obliczeniach stwierdziliśmy, że jeśli uda nam się zaskoczyć nieprzyjaciela, to przy dużym ryzyku możemy wykonać uderzenie na obóz, wykorzystując większość oddziałów partyzanckich Okręgu i niewielką, uzbrojoną część sił Obwodu AK Oświęcim. Pilecki zbiegł wraz z dwoma kolegami w czasie Świąt Wielkiej Nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Po ucieczce złożył w Warszawie w KG AK osobiście meldunek o obozie i przeszedł do pracy w warszawskim Kedywie. Wziął udział w Powstaniu Warszawskim jako dowódca kompanii w batalionie „Chrobry II”. Po kapitulacji znalazł się w oflagu w Łambinowicach, a później w Murnau. Uciekając z obozu, Pilecki przekazał kierownictwo organizacji mjr. Zygmuntowi Bończy-Bohdanowskiemu oraz ppor. Henrykowi Bartosiewiczowi. Niestety, latem 1943 roku polskiej konspiracji w KL Auschwitz zadano straszliwy cios. Obozowe gestapo aresztowało niemal całe jej kierownictwo. W egzekucji pod Ścianą Śmierci w dniu 11 października 1943 roku stracono 54 najwybitniejszych działaczy konspiracyjnych. Rozstrzelani wtedy zostali między innymi: mjr. Zygmunt Bończa-Bohdanowski, ppłk Teofil Dziama, kpt. Tadeusz Paulone, a także Jan Mosdorf. Po wspomnianej egzekucji na czele konspiracji w obozie stanął podporucznik Henryk Bartosiewicz, który to jednak 26 czerwca 1944 roku przetransportowany został do innego
WWW.HOLOCAUST.CZ
N
iezależnie od tego w rejonie Oświęcimia operowało zgrupowanie dywersyjno-partyzanckie „Sosienki”, którym dowodził kpt. Jan Wawrzyczek ps. Danuta i które od roku 1943 podlegało bezpośrednio Komendantowi Okręgu Śląskiego Armii Krajowej. Opisując działalność zgrupowania w roku 1944, kpt. Wawrzyczek stwierdza, że liczyło ono wówczas 173 partyzantów i ok. 30 żołnierzy na melinach. Było ono przy tym nieźle jak na warunki panujące w AK uzbrojone, dysponując nawet bronią pochodzącą ze zrzutów. Jakkolwiek byśmy jednak liczyli, siły Obwodu Oświęcim i „Sosienek” były zdecydowanie słabsze od niemieckich. W przypadku podjęcia walki o obóz koncentracyjnych Auschwitz-Birkenau konieczne więc było wzmocnienie ich dodatkowymi oddziałami, do czego za chwilę wrócę. Trudno w tym miejscu przynajmniej w zarysie nie scharakteryzować obozowego ruchu oporu, z którym to Obwód AK Oświęcim oraz zgrupowanie partyzanckie „Sosienki” ściśle współpracowały i nad którym pieczę sprawował komendant Okręgu Śląskiego Armii Krajowej. Jego początki sięgają października 1940 roku i związane są z osobą Witolda Pileckiego, o którym Juliusz Niekrasz napisał: Był to człowiek pod każdym względem niezwykły. Witold Pilecki, por. rez. 13 pułku ułanów, działając w konspiracji w Warszawie, postanowił dostarczyć autentycznych, osobiście przez siebie sprawdzonych wiadomości o obozie oświęcimskim, o którym zaczęły krążyć w Warszawie niewiarygodne wprost wieści. Pewnego dnia Pilecki napotkał na Żoliborzu łapankę i nie tylko nie próbował uchronić się przed nią, lecz sam wszedł do samochodu i dobrowolnie poszedł do obozu oświęcimskiego. Został do obozu przywieziony 21 września 1940 r., zarejestrowano go na nazwisko Tomasz Serafiński, bo takie miał dokumenty, otrzymał numer obozowy 4859. Gdy Pilecki znalazł się w obozie, zaczął organizować więźniów politycznych, którym mógł zaufać, i utworzoną przez siebie organizację nazwał Związkiem Organizacji Wojskowej (ZOW). Pileckiemu udało się zdobyć wpływ na obsadzanie pracy w garbarni i w stolarni, chciał jak najwięcej więźniów zjednoczyć. Niezależnie od ZOW, wkrótce w KL Auschwitz zaczęły rodzić się podobne inicjatywy. Z czasem przystąpiono do ich scalania w jedną dużą organizację. W lutym 1942 roku ppłk Kazimierz Roman Heilman-Rawicz, w kampanii wrześniowej dowodzący 62 Pułkiem Piechoty, przystąpił do tworzenia organizacji, której nadał nazwę Związek Walki Zbrojnej (ZWZ). W kierownictwie organizacji znaleźli się ppłk lotnictwa Teofil Dziama, kpt. Tadeusz Paulone oraz ppor. Bernard Świerczyna. Latem 1941 roku grupę konspiracyjną utworzył płk Aleksander Stawarz, znany legionista i uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, w kampanii wrześniowej dowodzący 2 Brygadą Górską, a po klęsce wrześniowej – twórca i dowódca konspiracyjnej Dywizji Podhalańskiej. Skupił on wokół siebie grupę kilkunastu więźniów, z płk. Karolem Kumunieckim, która stanowiła zaczątek siatki konspiracyjnej w obozie, W szczytowym okresie miała ona liczyć ok. 300 ludzi. W marcu 1942 roku podporządkowała się ppłk. Rawiczowi, wchodząc w skład ZWZ. Kolejna organizacja utworzona została przez rtm. Włodzimierza Kolińskiego, a jesienią 1941 roku zaczęły działać grupy utworzone przez działaczy i sympatyków organizacji narodowych, Inicjatorami ich byli prof. Roman Rybarski i Jan Mosdorf, przywódca ONR. Już wcześniej powstała organizacja skupiająca socjalistów (Stanisław Dubois, Norbert Barlicki), do której dołączyli następnie ludowcy. Z czasem wszystkie te organizacje udało się złączyć w jedną całość. Całością prac organizacyjnych kierował komitet, w skład którego weszli: prof. Rybarski (reprezentujący środowiska endeckie), który zarazem był jego przewodniczącym (zmarł 6 marca 1942 roku), Stanisław Dubois (z ramienia socjalistów), zamordowany 21 sierpnia 1942 roku, Jan Mosdorf (reprezentant młodzieży), a także Rawicz i Pilecki – jako przedstawiciele pionu wojskowego. Na czele Związku Organizacji Wojskowej stał wówczas ppłk Kazimierz Rawicz. Latem 1942 roku organizacja ta skupiała ok. 800 zaprzysiężonych członków. Wielkim ciosem dla
KURIER·ŚL ĄSKI
puszczony został do niej także przedstawiciel międzynarodowej komórki „Kampfgruppe Auschwitz”). Z ramienia ZOW weszli do rady Bernard Świerczyna i Stanisław Kazuba, a z ramienia PPS Józef Cyrankiewicz i Lucjan Motyka. Najodpowiedniejszym kandydatem na kierownika wydawał się Bernard Świerczyna, współpracujący od 1941 r. z Komendą Śląskiego Okręgu AK, cieszący się zaufaniem ppłk. dypl. Jankego, znający miejscowy teren i mający najdłuższy staż obozowy. Tymczasem Świerczyna miał własne plany, przygotowywał ucieczkę z obozu i na kierownika RWO wysunął Józefa Cyrankiewicza. Świerczyna działał pod wyraźnym wpływem Konstantego Jagiełły, socjalisty, z którym się zaprzyjaźnił. Jagiełło uciekł z obozu, pozostawał w jego pobliżu, kontaktował się grypsami ze Świerczyną i nakłaniał go do ucieczki z obozu, on też sugerował, aby kierownictwo RWO przekazać Cyrankiewiczowi. Komendant Obwodu Oświęcimskiego AK Chybiński, również zbiegły z obozu, kontaktował się ze Świerczyną przez Jagiełłę i przekazywał informacje inspektorowi bielskiemu „Rochowi”, a ten komendantowi Okręgu. „Roch” powiadomił komendanta, że Świerczyna wysuwa kandydaturę Cyrankiewicza. […] Wniosek inspektora „Rocha”, będący powtórzeniem sugestii Świerczyny, komendant Okręgu ppłk. dypl. Zygmunt Janke zatwierdził odręcznym pismem z 14 października 1944 r., skierowanym bezpośrednio do komendanta Obwodu Oświęcimskiego AK Chybińskiego („Lach”)...
D
odajmy, że Chybiński ową nominację wstrzymał do czasu, jak to napisał w meldunku przesłanym zwrotnie komendantowi Okręgu, zbadania dziwnego postępowania „Rota”, czyli Józefa Cyrankiewicza, które to zachowanie, w jego ocenie, wymagało wyjaśnienia. Ale wróćmy do tego, co napisał Juliusz Niekrasz, bo oto 27 października 1944 roku doszło do zapowiadanej ucieczki Bernarda Świerczyny z obozu oświęcimskiego: Tymczasem zapowiadana przez Świerczynę i Jagiełłę ucieczka z obozu nie powiodła się i zakończyła się śmiercią Świerczyny i innych. Plan przewidywał, że Świerczyna wraz z czterema kolegami (jeden z nich był narodowości austriackiej) ukryją się w samochodzie wywożącym do Bielska brudną bieliznę. Samochód miał się zatrzymać obok restauracji Franciszka Dusika w Łękach-Zasolu, gdzie mieli czekać odbierający więźniów Konstanty Jagiełło, Tomasz Sobański, Kazimierz Ptasiński i współdziałający z nimi restaurator. Pomocnicy mieli mieć cywilne ubrania dla uciekinierów. Do planu ucieczki wciągnięci byli sowicie opłaceni dolarami szofer samochodu, SS-man Johann Roth i konwojent Frank. Zdradził Roth i cały plan ujawnił w Politische Abteilung, czyli obozowym gestapo. Ciężarówka wyjechała z obozu
i Kazimierza Ptasińskiego (ten w czasie transportu zdołał się uwolnić i zbiec). Los zbiegów był straszliwy, mieli oni wprawdzie ze sobą truciznę, którą zażyli, ale zmarło tylko dwóch: Czesław Duzel i Zbigniew Raynoch. Pozostali, utrzymani przy życiu, zostali poddani torturom. Aresztowano jeszcze dwóch więźniów Austriaków: Rudolfa Friemla i Ludwiga Veselego, za udzielenie pomocy. Bernard Świerczyna został powieszony po apelu wieczornym 30 grudnia 1944 r., a wraz z nim Piotr Piąty, Ernest Burger, Rudolf Frieml i Ludwig Vesely. Esesmana Franka rozstrzelano. W ten sposób wybiegliśmy daleko do przodu. Tymczasem wróćmy do tego, co działo się w roku 1943 i w pierwszych miesiącach 1944 roku. Zarówno bowiem w Komendzie Głównej AK, jak i w sztabie Okręgu Śląskiego raz za razem wracano do kwestii rozbicia KL Auschwitz. Zygmunt Walter-Janke w książce W Armii Krajowej na Śląsku tak o tym pisał: Po szczegółowym rozważeniu możliwości własnych i sił przeciwnika doszliśmy w sztabie Okręgu do przekonania,
dużym ryzyku możemy wykonać uderzenie na obóz, wykorzystując większość oddziałów partyzanckich Okręgu i niewielką, uzbrojoną część sił Obwodu AK Oświęcim. W ogólnych zarysach plan był następujący: Środkami motorowymi przerzucić oddziały partyzanckie w rejony wyładowcze w okolicy Oświęcimia. Stamtąd przeprowadzić je na stanowiska wyjściowe do szturmu. Uderzenie wykonać między 24.00 a 1.00 w nocy. Pierwszą część nocy wykorzystać na koncentrację oddziałów. Siły miejscowe miały ubezpieczać rejony wyładowania, stanowiska szturmowe oraz dać przewodników. Koszary SS i większe skupiska miały być izolowane, a zakwaterowane tam oddziały przytrzymane na miejscu ogniem, małe oddziały zniszczone w walce. Dotyczyło to wartowni i małego łańcucha posterunków. Na szosach prowadzących do rejonu Oświęcimia przewidziane były ubezpieczenia izolujące ogniska walki. Planowano otwarcie obozu na pół godziny. Liczono się, że po upływie pół godziny ochłonie z zaskoczenia miejscowa załoga i zacznie się jej zorganizowane działanie w celu skupienia rozproszonych sił i rozwinięcia ich w walce. Po upływie tejże pół godziny mogły się zacząć ruchy koncentryczne sił niemieckich z okolic, to jest z Mysłowic, zwłaszcza stamtąd, gdzie było Motorisierte Bereitschaft der Gendarmerie, oraz oddziałów „Flak” – artylerii przeciwlotniczej i balonów zaporowych – rozrzuconych w okolicy. Najdalej po 45 minutach trzeba było rozpocząć odwrót. W działaniach tych przewidywano udział zorganizowanych grup więźniów.
W czasie odwrotu nie można było zabrać ze sobą więcej niż 200–300 uwolnionych. Ukrycie większej ilości więźniów w terenie nie było bowiem możliwe. Odskok przewidziany na wschód i na południe, w góry, był trudny. Drugą część nocy przeznaczono na oderwanie się od nieprzyjaciela. Związanie w walce przez dłuższy czas równałoby się zagładzie sił własnych. Inni więźniowie, którzy chcieliby skorzystać z okazji, musieliby uciekać na własną rękę. Uwzględniając, że w obozie przebywało około 100 000 więźniów, ilość, którą można by uwolnić, była znikoma, ryzyko wielkie – w rezultacie groziła masakra wielu tysięcy ludzi. W wyniku ostatecznych rozważań doszliśmy do wniosku, że wykonanie tego planu byłoby usprawiedliwione tylko w wypadku podjęcia przez hitlerowców próby wymordowania wszystkich więźniów. Wtedy byłaby to jedyna szansa ocalenia chociażby niewielkiej części uwięzionych. Inaczej mówiąc, więźniowie mieli w sumie większą szansę przetrwania bez wykonania takiego uderzenia. W następstwie tego komendant Okręgu Śląskiego przekazał gen. Borowi-Komorowskiemu, że uderzenie na obóz nastąpi tylko w wypadku realizacji planu powstania powszechnego lub „Burzy” – w godzinie „W” albo przy próbie likwidacji przez Niemców obozu poprzez masowy mord. Z kolei spójrzmy, jak Zygmunt Walter-Janke opisuje zadania na okres powstania powszechnego: Przy opracowaniu ramowego planu „W” dla Obwodu Oświęcim stawało się jasne, że siły Obwodu, nawet licząc na pomoc miejscowych oddziałów BCh, nie wystarczą do opanowania obozu. Stanęły przed planującymi dwa podstawowe problemy: zdobycia broni i uzupełnienia sił. Broń do wykonania podstawowych zadań miał otrzymać Okręg drogą zrzutów przed wybuchem walki. W pobliżu głównych jej ognisk były przewidziane zrzutowiska i zrzuty w czasie samej walki dla uzbrojenia napływających ochotników. Po wybuchu godziny „W” miano dokonać zrzutów na sam obóz, w celu uzbrojenia więźniów. Główne siły uwzględnione w planie stanowili więźniowie. Dowódca ogniska walki w Oświęcimiu miał użyć Legionu Śląskiego z Krakowa. Posiadał on kolumnę motorową, której oficerem technicznym był por. Jan Suchodolski. Legionem dowodził mjr Marian Kilian („Marcin”). Przybycie Legionu Śląskiego przewidywano na godzinę „W” plus 6. […] Do dyspozycji dowódcy ogniska walki Oświęcim miały być oddane oddziały partyzanckie „Garbnik” i „Wędrowcy” oraz część sił Inspektoratu Bielskiego. Na dowódcę przewidziany był szef Kedywu Okręgu, rtm. „Zawieja”. K
Polityka historyczna i kulturowa państwa to coś, co na szczęście ule gło ogromnej zmianie w ostatnich dwóch latach. Pomniki bohaterów narodowych stawiane są na każdym kroku. IPN dokonuje odtwarzania historii. Do łask wróciły święta narodowe, flagi, prezydent przyznaje medale zasłużonym, a pomijanym wcześniej osobom. Jest pięknie!
Kradzież pomysłów w świetle prawa
A
Marcin Niewalda
jednak medal ma dwie strony i w tym przypadku druga nie jest wcale ze złota. Coraz więcej osób zyskuje bowiem przekonanie, że proces odtwarzania historii został zastrzeżony dla wąskiej grupy. Co więcej, bardzo często grupa ta korzysta z pomysłów i pracy pozostałych, uzyskując dzięki temu poklask, docenienie, zaszczyty, nagrody, stopnie naukowe, pieniądze. Czasem nawet wielkie pieniądze. To nic innego jak kradzież, i to usankcjonowania prawem naukowym. Nie chodzi tu bynajmniej o alternatywne wersje his torii czy np. literaturę nurtu bolszewizmu. Nie, to jest śmietnik historii i tam one powinny pozostać. Mowa o setkach, tysiącach ludzi, którzy przez lata praktycznie w podziemiu, szykanowani przez system PO-PSL odtwarzali tożsamość narodową, dbali o dziedzictwo Rzeczypospolitej i aktywizowali swoje środowiska. Społecznicy od czasów swojej młodości mozolnie, amatorsko i bez środków próbowali zainteresować innych tematami żołnierzy niezłomnych, powstań, śladów Rzeczypospolitej, husarii, łagrów, polskiego wywiadu, tożsamości chrześcijańskiej itp. itd. Naukowcy zaś dbali o karierę, punkty naukowe, lawirowali wśród wpływów, rozwijali się. Społecznicy niechętni temu systemowi woleli „robić swoje”, mając nadzieję, że kiedyś Polska doceni ich trud. Teraz, w okresie boomu patriotycznego, tematy owych społeczników podejmują naukowcy oraz spryciarze. Otrzymując państwowe granty, mają wielkie możliwości nie tylko popularyzowania owych tematów, ale też organizowania sympozjów, wystaw, wydawania
pozycji naukowych. Wszystko poparte tzw. aparatem naukowym, wszystko solidnie opatrzone źródłami innych profesorów. Rzetelność, profesjonalizm, podziw. Idą za tym szybko nagrody, ordery, uznania, uściski rąk, wywiady w mediach. Z jednej strony to pięknie, że tematyka ta, tak potrzebna, wreszcie jest podnoszona. Ale czy powinna być ona usankcjonowanym prawnie złodziejstwem? Jak inaczej określić czerpanie pomysłów i uzyskiwanie na nie wielkich pieniędzy? Jak nazwać robienie z siebie ekspertów w tematach, które podejmowane były przez innych? A wszystko to w świetle naukowego zwyczaju, w którym docenia się solidne przygotowanie i nie dopuszcza do pracy z „amatorami” i „dyletantami”. Prawdziwi społecznicy rzadko kiedy mają łatwość w operowaniu przepisami, formularzami, wnioskami grantowymi. Często opuścili nawet proces kształcenia wyższego. Nie idzie im dobrze brylowanie na akademiach czy robienie dobrego wrażenia podczas debat. Ich miejsca zajmują więc naukowcy oraz spryciarze i wykorzystują „temat”, pomijając całkowicie tych, którzy owym tematem zajmowali się przez lata. Niewolnik zrobił swoje, niewolnik może odejść – bo jest amatorem. A przecież zarówno nauka, jak i granty to środki publiczne. Dlaczego więc korzystają z nich tylko jednostki? Nie byłoby problemu, gdyby beneficjent – dobrze radzący sobie z formularzami – był zobowiązany do zrobienia kwerendy społecznej i zaproszenia do współpracy wszystkich, którzy w danym temacie cokolwiek robili. Naukowiec korzystający ze środków publicznych
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
5
KURIER·ŚL ĄSKI
Założenia teoretyczne feminizmu Feminizm jest faktycznym pretekstem do szerzenia ideologii lewicowej. Świadczy o tym chociażby nauczanie byłego komunisty Józefa Oleksego, który mówił: Lewicowość jest to pilnowanie neutralności światopoglądowej państwa, dbałość o tolerancję, walka o równość płci i prawa kobiet, reagowanie na dyskryminacje. To jest także tolerancja wobec odmienności seksualnych i wobec niepełnosprawnych. Równocześnie feminizm to znakomity parawan do żerowania na państwowej kasie poprzez tworzenie różnego rodzaju organizacji, które w imię (a jakżeby inaczej!) postępu są sponsorowane z kieszeni podatnika. Główny nurt feminizmu ogniskuje się wokół niedoli i ucięmiężenia kobiety, wskazuje na przyczyny, pokazując paniom drogi wyzwolenia. Niedola kobiet, wedle feministek, spowodowana jest panowaniem patriarchatu, który, ich zdaniem, obejmuje w naszej kulturze wszystko: od świata idei, polityki, edukacji, rodziny – aż po instytucje społeczne i świat sztuki. Feministki wedle marksistowskiej matrycy postrzegają patriarchat jako przyczynę sprawczą wszelkiego zła: patriarchat zakazał, nakazał, obarczył, zmusił, etc. Polski feminizm akcentuje szczególnie dwie siły sprawcze patriarchatu:
tradycję patriotyczną – wymagającą od kobiet poświęcenia się dla ojczyzny (znane pojęcie ‘Matka Polka’) i tradycję katolicką – wyznaczającą kobiecie określoną rolę w rodzinie, pracy, społeczeństwie, Kościele. Wszystkie świadome i myślące kobiety – nawołują feministki – powinny rozpocząć swe przebudzenie od odrzucenia dominacji mężczyzn i rozpocząć rewolucyjną walkę o równouprawnienie kobiet („Opcja na prawo” nr 3, 2003). W odrzucaniu dominacji mężczyzn feministki stosują różne strategie. Deprecjonują naturalne instynkty kobiety przy użyciu między innymi następujących haseł: mężczyznom nie można już ufać, kobiety są ofiarami swej własnej płci, kobiety powinny być samolubne, seks nie jest zarezerwowany dla miłości i małżeństwa, samospeł-
stąd rewolucja francuska 1789 roku i marksistowska rewolucja bolszewicka w XX wieku starały się zniszczyć rodzinę, aby ustanowić społeczeństwo egalitarne. Przywódcy jednej i drugiej rewolucji nawoływali do odebrania ro-
trwał, nie może być mowy o prawdziwej wolności. Rodzina jako burżuazyjna instytucja całkowicie przeżyła się. Trzeba szczególnie intensywnie opowiadać o tym robotnikom. Lenin odpowiada: I nie tylko rodzina. Wszystkie zakazy
REFLEKSJE NIEWYEMANCYPOWANEGO PEDAGOGA
Herbert Kopiec
Redaktorka „Kobiety” Halszka Buczyńska domagała się w 1948 roku budowania specjalnie zorganizowanych kolonii mieszkaniowych, w których wszystkie niemiłe obowiązki domowe wzięłoby na siebie państwo. Kobiety z rana swe dzieci odprowadzają do żłobka i przedszkola położonego w centrum, po pracy zaś zaopatrywać się będą w spółdzielniach i domach towarowych […] a dzielnicowe łaźnie, pralnie mechaniczne i wzorowe stołówki pracownicze zrzucą im z ramion dużą część ciężaru prac domowych. W ten sposób socjalistyczna kobieta miała do woli realizować się zawodowo. A co po pracy? Jako lek na nudę autorka projektu wymienia i kino, i teatr, i bibliotekę – oczywiście również prowadzone przez państwo („Nowe Państwo”, 20. 07.2001). Współcześnie – naturalnie w imię
Kobieta potrzebuje mężczyzny jak ryba roweru – ogłosiła ongiś (1970 r.) Gloria Ste inem, znana amerykańska aktywistka ideologii feminizmu, założycielka femini stycznego magazynu „MS”.
Jak pokochać feministkę?
nienie się leży w karierze, a nie w posiadaniu męża i dzieci. Efektem tych strategii jest to, że wiele kobiet zachowuje się wręcz schizofrenicznie, usiłując pogodzić swe naturalne instynkty z nawoływaniami feministek. Równocześnie przez postępowe media wysyłane są sygnały do mężczyzn: nie musisz być żonaty, by uprawiać seks; małżeństwo i dzieci są nudne. À propos małżeństwa – nie miał o nim najlepszego zdania nawet sam Włodzimierz Lenin, skoro w grudniu 1917 r. uchwalił dekret O zniesieniu małżeństwa. W pierwszą rocznicę uchwalenia dekretu (grudzień 1918 r.) w Moskwie odbył się marsz lesbijek. Trocki w swoich wspomnieniach zanotował, że na wiadomość o tym marszu Lenin zareagował entuzjastycznie: Tak trzymać, towarzysze, tak trzymać!. Niesiono transparenty Precz ze wstydem!. To hasło pojawiło się wcześniej, w czerwcu 1918 r., kiedy kilkuset przedstawicieli obu płci przeszło przez centrum Piotrogradu nago z transparentami. Dla klarowności dalszej – jak się to dziś modnie mówi – narracji przypomnijmy, że komunistom i wszelkiej maści lewactwu nie tylko z małżeństwem, ale i z rodziną nie było i nie jest po drodze. Dlaczego? Ano, bo to właśnie w rodzinie każdy poznaje zasady władzy i hierarchii. Tu dowiaduje się, że ludzie wcale nie są równi. I to jest główny powód, dlaczego rodzina jest atakowana już od kilku wieków;
powinien być wręcz powołany nie tylko do robienia swojej kariery, ale też do propagowania metod naukowych wśród społeczeństwa. Granty powinny być wykorzystywane do tego, aby ktoś, kto potrafi je pozyskać, służył tym, którzy działają z wielkim sercem i zaangażowaniem, a z „papierami” i „salonami” sobie nie radzą. Fala zgorzknienia i zawodu rośnie. To nie tak miało być. Miały być doceniane osoby prawe i aktywne. Tymczasem państwowe instytuty, programy ministerialne zabierają wszystkie zaszczyty i fundusze dla siebie. W dodatku nie ma absolutnie żadnych programów dla amatorskich badań szeroko pojętej humanistyki. O ile dla wynalazczości takie programy są, o ile można dotować prywatne domy kultury, teatry, a nawet firmy – to nie ma możliwości zdobycia wsparcia na np. rodzinne
Proces odtwarzania historii został zastrzeżony dla wąskiej grupy. Co więcej, bardzo często grupa ta ko rzysta z pomysłów i pracy pozosta łych, uzyskując dzięki temu po klask, docenienie, zaszczyty. badania genealogiczne czy lokalną archiwistykę amatorską na Kresach. Zdajmy sobie sprawę, że wiele tematów jest obecnych w społeczeństwie głównie dlatego, że jakiś społecznik działał przez lata z ogromnym poświęceniem. Dzisiaj społecznik ten może najwyżej przyjść, oczywiście bez zaproszenia, na benefis profesora, który otrzymuje medal za „wspaniałą publikację” na ten temat, i oglądać, jak minister odsłania pomnik. Pomnik, o którym społecznik zawsze marzył. Pomnik opisany w mediach jako powstały z „inicjatywy profesora”. Niestety kwestia kradzieży pomysłów nie jest jedynym negatywnym efektem systemu „rzetelności naukowej”. Jak zauważono ostatnio w Fundacji Gatesów, w dziedzinie medycyny widać ogromne marnotrawstwo środków i spowolnienie rozwoju. Autorom prac naukowych nie chodzi o wdrażanie wynalazków, lecz wystarcza im opublikowanie pracy i otrzymanie awansu. Dokładnie to samo zjawisko widać w polskiej humanistyce. Za
RYS. WOJCIECH SOBOLEWSKI
N
ie tylko z tego powodu pisać o feministkach nie jest łatwo. Nie inaczej może też być z amorami. Ambaras w tym, że można się narazić na zarzut, że jest się seksistą, dyletantem, szowinistą, kołtunem i wreszcie wrogiem kobiet. No i oczywiście faszystą. Liderki feministyczne dobrze operują dyrektywą Józefa Stalina: Przeciwników nazywajcie faszystami lub antysemitami. Trzeba tylko wystarczająco często powtarzać te epitety. Postulaty feministek nie są przedstawiane jako oczekiwania czy potrzeby. Podobnie jak homoseksualiści, domagają się one odrębnych praw. Ktoś, kto przedstawiałby swoje oczekiwania jako oczekiwania, a potrzeby jako potrzeby – musiałby je uzasadnić, liczyć się z tym, że racjonalność uzasadnienia zostanie poddana wnikliwej analizie. Prezentowanie swoich roszczeń jako niesłusznie odebranych praw zwalnia z obowiązku udzielania jakichkolwiek wyjaśnień – bowiem o prawach się nie dyskutuje, prawa się respektuje. Konsekwencją takiego postawienia sprawy jest to, że oponent feministek oczywiście staje się wrogiem, który nie szanuje cudzych praw, bądź nawet na nie nastaje. A ktoś, kto nastaje na cudze prawa, nie jest oponentem, tylko kandydatem na przestępcę, którego nie ma co słuchać, a jeśli już, to co najwyżej przesłuchać („Opcja na prawo” nr 4/2006).
dzicom dzieci. Chcemy, by wszystkie dzieci otrzymały takie samo wykształcenie. Nie będziemy wychowywać panów, lecz obywateli – głosił Robespierre. Później, podążając śladami rewolucji francuskiej, Friedrich Engels oznajmił: Walka klasowa zaczyna się w rodzinie. Małżeństwo monogamiczne wprowadza ucisk jednej płci przez drugą. Słowem, pomysł manipulowania ludźmi za pomocą seksu nie jest nowym wynalazkiem. W 1911 r. Trocki pisze do Lenina: Bez wątpienia seksualny ucisk jest głównym środkiem zniewolenia człowieka i tak długo, jak ten ucisk będzie
wielkie pieniądze powstają koszmarki takie, jak „Statystyka ludności Orzęskowa” (miejsc. fikcyjna). Z publikacji, z której ponad połowa stanowi „aparat naukowy”, a końcowa ćwierć jest aneksem, indeksem i streszczeniem po rosyjsku i francusku, dowiadujemy się, że mężczyzn o imieniu Maciej było w miejscowości 15%, a rozkład ilościowy gospodarstw na wykresie przedstawia się tak a tak. Publikacja budzi podziw objętością. Zalega na półce pomimo ceny równej 2 zł, ale autor otrzymał punkty naukowe, zorganizował premierę książki i wręczył dyrektorom kilku instytutów po butelce dobrego koniaku. Wiedział dobrze, że niedługo otrzyma podobną butelkę od kolegi dyrektora na premierze publikacji tamtego. Społecznik, który od lat badał historię Orzęskowa, wydał owe 2 złote, a za 8 kupił wino, popija je w samotności w półmroku ekranu, na którym widać jego całkowicie pominięty w publikacji portal „Orzeskow.pl”. Kolejny negatywny skutek to brak efektywności. Konsekwencją stosowania wymogów naukowych jest zużywanie ogromnych pieniędzy, aby robić coś, co amator, niemający celu kariery naukowej, zrobiłby często lepiej za 1/100 tej kwoty. I nie jest to przesada. Takich projektów, które za wielkie pieniądze powieliły wykonane prawie za darmo prace amatorów, można wymienić wiele. Jakież ogromne możliwości miałby ów społecznik, gdyby otrzymał tylko 10% grantu! Trudno to wszystko przyjmować spokojnie. Przecież nie chodzi o krytykę postaci stawianych na pomnikach. Należy im się uznanie. A jednak pomnikomania, jaka ostatnio ogarnęła kraj, praktycznie nie zmienia prawie nic w mentalności społecznej. Wszak „odbiorcami” tego „medium” są tylko osoby już zapoznane z postacią, znające jej biografię. Pomnik nie zmieni mentalności osób nastawionych negatywnie. Wręcz zaogni ich agresję. Stanie się przyczyną ataków i większego podziału społecznego. Niemniej pomnik to świetna okazja do wydania wielkich pieniędzy i zrobienia sobie fotografii z jakimś VIP-em. Drogi rządzie – nie tędy droga! Czy Polska znowu ma się dzielić na równych i równiejszych? Czy do wykorzystywania innych teraz będzie się używać przepisów naukowych i formularzy grantowych? Ilu społeczników zostało zaproszonych do prac ministerialnych? Ilu amatorów brało udział w pracach Strategii Polskiej Polityki Historycznej? Przykro patrzeć, jak wielkie morze serc zostaje znowu wylewane do kanału. K
odnoszące się do seksualności powinny być zniesione. Możemy uczyć się od sufrażystek. Nawet zakaz miłości tej samej płci musi być usunięty. Wraz ze zwycięstwem rewolucji bolszewicy zaczęli zamieniać teorię wyzwolenia seksu spod więzi burżuazyjnej rodziny w praktykę. Trudno nie zobaczyć – słusznie pisze Maciej Mazurek – w tzw. paradach miłości w Polsce i Europie, z hasłami w rodzaju „Pie...lę, nie rodzę”, kontynuacji tej tradycji. Z tamtego czasu pochodzi przekonanie, że seks to tyle, co wypicie szklanki wody. Chyba nie zachwalano masturbacji. Nic to, niedostatek ten przezwyciężyli ostatnio nasi edukatorzy seksualni: Anja Rubik, dzielnie wspierana przez Roberta Biedronia w ramach Polskiej, obywatelskiej edukacji seksualnej (TVN 24, 21.12.2017). Aborcja była pochwalana, bo uwalniała kobietę. W 1923 r. w Moskwie połowa dzieci rodziła się w związkach pozamałżeńskich. Masowe ciąże nastolatek stały się normą (Seks w służbie rewolucji, „Gazeta Polska”, marzec 2013).
Feministki w PRL–u Należy zauważyć, że dziwnym trafem aktywność polskich feministek okresu stalinowskiego niewątpliwie wyprzedzała dokonania współczesnego feminizmu. Na łamach magazynów kobiecych („Przyjaciółka”, „Kobieta”) młode feministki z PZPR rozpisywały się o przedwojennej biedzie, trzymaniu przez kler kobiet w ciemnocie. Stawiały ważkie pytania: „Jak zrzucić brzemię przeszłości, jak w nowych warunkach realizować feministyczny projekt?”. W poszukiwaniu przyczyn kobiecego zniewolenia dochodzono do znanego skądinąd hasła: Precz z tradycyjnym (tj. burżuazyjnym) modelem rodziny. Feminizm trenuje więc kobiety tak, by odrzucały one ten model jako staromodny i opresywny stereotyp, nawet jeśli odzwierciedla on ich naturalny instynkt. Podobnie jak dzisiaj, we wczesnych latach pięćdziesiątych prasa feministyczna lansowała nowy model kobiety. Była nią aktywna, młoda, nowoczesna... robotnica fabryczna. Hasło: „Kobiety na traktory!” miało mobilizować do przełamywania tradycyjnego podziału na zawody męskie i kobiece. Zdaniem zbuntowanych socfeministek, takie czynności jak pranie, gotowanie, wychowywanie potomstwa należały do poniżających kobietę, stworzoną przecież do realizowania się w pracy, na przykład w fabryce.
postępu – wojujące feministki postanowiły przeredagować Biblię, tak aby nie było w niej zbyt wiele słów rodzaju męskiego. Nowa wersja Pisma Świętego, w której zniesiono okropne przecież różnice wynikające z przynależności płciowej, została wydana przez liberalną organizację: Rzymskokatoliccy Duchowni dla Równouprawnienia. Zwolennicy nowej wersji Pisma Świętego usiłują dowodzić, że większość fragmentów Biblii, czytanych podczas nabożeństw, jest rażąco seksistowska. Pomysł ten – zwracamy uwagę – nie jest żadną nowością. W latach 1983–85 National Council of Churches przeprowadziła podobny zabieg. Zostały usunięte zaimki: on, jego, jemu w odniesieniu do ziemskiego życia Jezusa. Wprowadzono eufemistyczne zwroty – zamiast słowa: Pan użyto słów: Nasz Bóg, Najwyższy, Wszechmogący i Niezastąpiony. Usunięto też zwrot: Syn Człowieczy (w języku angielskim słowo man oznacza zarówno człowieka jak i mężczyznę), zastępując go wyrazami: Wybrany, Obiecany. Wyrzucono także słowo nierządnica, gdyż jest to, według feministek, przejaw mizoginizmu – znany jest przecież też nierząd uprawiany przez mężczyzn. Praktycznie każdy uniwersytet w USA porażony jest dzisiaj grzybem feminizmu (…) prowadzone są tak zwane badania genderowe. Piękne dziecko! Chłopak czy dziewczynka? – Jak dorośnie, samo zdecyduje… Kiepski dowcip? Nie tylko. Również dobrze opłacany kierunek kształcenia genderowego pokolenia, czyli permanentne poszukiwanie „wrogów ludu” – to słowa Aleksandra Nikonowa, autora wydanego w Polsce zbioru esejów Koniec feminizmu (Trio 2011). Wrogiem klasowym był niegdyś burżuj i kapitalista-wilkołak, dzisiaj złem zwalczanym przez genderciotki jest mężczyzna. Bywa, że nowocześni mężczyźni w wyniku procesu przejmowania ich ról przez kobiety, niewieścieją... Czyżby światełko w tunelu? Rosyjski badacz wziął na cel polityczną poprawność. W ostrej formie rozprawia się z rozpowszechnionymi w obszarze tej problematyki w zachodnich kampusach mitem („Rzeczpospolita” XII 2011).
Nowy feminizm Choć brzmi to kuriozalnie, bywa, że ruch feministyczny obiecuje... wolność od macierzyństwa. To nic, że taka wolność oznaczałaby ostateczne rozwiązanie kwestii ludzkiej, czyli zagrożenie dla istnienia gatunku. No cóż, po tak karkołomnych zabiegach nie dziwią oznaki opamiętania i znacznie rozsądniejsze postawy społeczeństw wobec zjawiska feminizmu. Wezwanie Jana Pawła II do tworzenia nowego feminizmu (encyklika Evangelium vitae) powoli znajduje w Kościele odpowiedź. W Rzymie (maj 2000 roku) odbył się międzynarodowy kongres Nowy feminizm na nowe tysiąclecie. Podjął on ważką refleksję nad potrzebą rozwoju autentycznego feminizmu i kobiecej duchowości oraz wsparcia nowego feminizmu, który promowałby wartości i godność kobiety i rodziny, a także nad zadaniami kobiet w życiu ekonomicznym, społecznym i politycznym. Pojęciu ‘feminizm’ należy nadać właściwe znaczenie, czyli nie sprowadzać go do naśladowania mężczyzn, lecz sprawić,
by rzetelnie odkrywał prawdziwy geniusz kobiety („Opcja na prawo”, 2009). Skąd się bierze potrzeba tego „lepszego feminizmu”? Nicole Granet z USA, odpowiadając na to pytanie, przedstawiła trzy mity współczesnych feministek, które w efekcie prowadzą do osłabienia tożsamości kobiety i życia rodzinnego. Wszystkie wymagają żmudnego przezwyciężania. Pierwszy z nich głosi, iż ogromnym ciężarem jest życie rodzinne poświęcone wychowaniu dzieci. Wedle drugiego mitu kobieta, która prowadzi takie życie, jest godna pogardy; dla lewicowych feministek wartość kobiety opiera się na możliwości zrobienia kariery w świecie mężczyzny. Trzeci mit głosi, że ofiara i obdarowywanie nie są konieczne – małżeństwo należy odkładać do momentu wewnętrznego przeświadczenia o tym, iż mąż i dzieci nie zagrażają wewnętrznej tożsamości kobiety („Więź”, lipiec 2000). W miejsce komentarza do przywołanych mitów przyjrzyjmy się, do jakiego stopnia obłędu doprowadzić może skrajny feminizm, który nie reprezentuje już kobiet, tylko interesy specyficznej, wyemancypowanej, bogatej i wpływowej grupy celebrytów. W magazynie „Gazety Wyborczej” (9.05.2002) czołowa aktywistka Kinga D. występuje przeciw rodzinie normalnej, zwanej przez nią nuklearną. Przypomina (!), z kogo ta wsteczna instytucja się składa. Tytuł tekstu: Pożegnanie z tatą. W krajach rozwiniętych samotne macierzyństwo staje się powoli normą, a nie wyjątkiem – twierdzi. Jutro rodzina nuklearna odejdzie w mrok zapomnienia, zastąpiona przede wszystkim przez samotne matki (…). Wzorcem postępowej kobiety stanie się niezamężna i dzieciata – entuzjazmuje się. Tymczasem rozum przecież podpowiada, że nie można traktować rodziny jako źródła zła dla dzieci. Nieprzypadkowo, ale konsekwentnie znana postępowa, wrażliwa feministka domaga się konstytucji Unii Europejskiej bez jakichkolwiek odniesień do chrześcijaństwa. Twierdzi, że prawda historyczna nie ma znaczenia. Ważna jest przyszłość, budowanie Europy niekonfliktowej i gwarantującej prawa mniejszościom, a taką może być tylko laicka Europa („Rzeczpospolita” 33/2004.). Poznajmy też istotną poradę dla współczesnej kobiety, zamieszczoną w miesięczniku „Rodzice” (5/2002): Wychowując malucha, podświadomie oczekujesz od chłopca zachowania „męskiego”, a od dziewczynki „kobiecego” (…). Wiele takich stereotypów dotyczących płci jest w dzisiejszych czasach nieaktualnych. W miejsce podsumowania zróżnicowanych przejawów wciskania kitu przez wojujące feministki, przytoczmy wyznanie znanego aktora o równie znanej reżyser – damie światowego kina kobiecego – jak się ją medialnie zwykło określać: W ciągu ostatnich 30 lat, przynajmniej przez 15 lat żyłem z papieżem feminizmu światowego, czyli z Marthą Mészaros, która nic innego nie robiła, tylko przygotowywała mi obiady, prała skarpetki i marzyła, żeby być zwyczajną kurą domową, a jednocześnie wypowiadała okrutne prawdy, jak to my gnębimy kobiety – powiedział aktor Jan Nowicki „Wysokim Obcasom” („Gazeta Polska”, 9.03.2005). No cóż, zawsze podejrzewaliśmy, że feministki (jak się okazuje nawet te z górnej zawodowej półki) skrycie – Pani Marto, proszę wybaczyć felietoniście! – pragną prać męskie skarpetki. Ale teraz mamy to na piśmie. W ramach lewackiej nowej etyki feministki chcą wywrócić normy społeczne do góry nogami, a gdy przychodzi opamiętanie, powracają do właściwych/sensownych norm zachowania, rzeczywiście akceptowanych. Owo opamiętanie zbliża je do tego, o czym Kościół katolicki zawsze przypomina kobietom: równouprawnienia płci i szacunku dla kobiet nie zapewnią żadne ustawy sejmowe ani deklaracje międzynarodowe, lecz same kobiety, o ile w sposób rozważny i odpowiedzialny wychowają swoich synów i uczą ich szacunku i wdzięczności wobec kobiety i kobiecości. Kobieta i mężczyzna są różni i determinuje ich – podkreślmy to – natura, a nie stereotyp płci. Słowem: radykalny, hałaśliwy feminizm wyrządza szkodę przede wszystkim samym kobietom, chcąc uczynić je w gruncie rzeczy gorszymi mężczyznami. P.S. Na szczęście – póki co – mimo zachodzących obyczajowych zmian żyjemy w Polsce, kraju, w którym napotykając dwóch mężczyzn z wózkiem, wciąż można być pewnym, że to tylko złomiarze. K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
6
KURIER·ŚL ĄSKI
M
iarą polskości i praw obywatelskich były według niego zasługi dla kraju i lojalność wobec państwa, a nie urodzenie, nie krew i uprzywilejowana pozycja przodków. Tak rozumował również ulubiony poeta Naczelnika Państwa, Juliusz Słowacki, autor Króla Ducha. Dla obu ideałem była republika obywateli zasłużonych dla Rzeczpospolitej. Nieprzypadkowo
niezrealizowanej akcji ekspropriacyjnej w Mozyrzu. Prowadził wówczas rekonesans łodziami po Dnieprze. Opublikowany wcześniej w numerze 226 „Robotnika” z 4 II 1908 r. artykuł pt. Jak gotować się do walki zbrojnej zapowiadał likwidację Organizacji Bojowej i konieczność stworzenia nowej, dobrze przygotowanej do walki o niepodległość formacji o charakterze militarnym. Odtąd J. Piłsudski zaczął propago-
Zjeździe Andriejewskim dom autora Białej gwardii Michaiła Bułhakowa, któremu Pawło Skoropadski – germanofil, anachroniczny arystokrata, potomek Iwana Skoropadskiego, który zagarnął buławę hetmańską (1709–1722) po upadku Iwana Mazepy (1639–1709), jawił się jako samozwańczy hetman, przewodzący egzotycznej koalicji ukrainofilów, białych monarchistów i niemieckich władz okupacyjnych. Kijów
Rzeczpospolitej panowała polityczna próżnia. Biała i Czerwona Rosja traktowała Ukrainę jako integralną część Imperium. Z kolei J. Piłsudski jej niepodległość uważał za warunek polskiego bezpieczeństwa. W tym czasie działanie POW III Komendy miało dać podstawy trwałemu polsko-ukraińskiemu braterstwu. Zasiedziały w Kijowie artysta malarz, uczeń Jacka Malczewskiego, kubista Henryk Jan Józewski (1892–
Rzeczpospolita Polska weszła na drogę okazania realnej pomocy Ukraińskiej Republice ludowej w jej walce z moskiewskimi bolszewikami-okupantami, dając możność u siebie formować się oddziałom jej armii, i ta armia idzie teraz walczyć z wrogami Ukrainy. Ale dziś armia ukraińska walczyć będzie już nie sama, jeno razem z przyjazną nam armją Rzeczypospolitej Polskiej przeciw czerwonym impe-
Dniepru i Niemna (przez co pośrednio Morze Bałtyckie z Morzem Czarnym). Połączył Jasiołdę wpadającą do Prypeci ze Szczarą uchodzącą do Niemna. Z kolei Antoni Protazy Potocki (1761–1801), pionier polskiej bankowości, współzałożyciel, a od 1785 r. kierownik Kompanii Handlowej Czarnomorskiej, zakupił część Jampola, gdzie urządził port i magazyny. Namawiał też osobiście wielu przedstawicieli
Józef Klemens Piłsudski (1867–1935), urodzony w Zułowie na Żmudzi, dziecko Kresów i potomek rycerza Gineta, który w 1413 r. reprezentował w Horodle boja rów litewsko-ruskich, był wychowany w duchu tolerancji i tradycji republikańskich I Rzeczpospolitej, ojczyzny wielu narodów.
Miejsce Ukrainy
w polityce niepodległościowej Józefa Piłsudskiego Zdzisław Janeczek więc w 1931 r. niedemokratycznie wybrany parlament, zdominowany przez piłsudczyków, zniósł wszelkie ograniczenia praw obywatelskich związane z językiem, narodowością czy religią, a rabini nawoływali wiernych do głosowania na Pana Piłsudskiego! Wyjątek stanowiły obce kulturowo żywioły najpierw rosyjskie, a potem sowieckie, reprezentowane przez partie komunistyczne i ich agentury. Początek działalności konspiracyjnej przyszłego Naczelnika Państwa Polskiego wiązał się z niepodległościowymi organizacjami studenckimi i rosyjskim ruchem rewolucyjnym Narodna Wola, z którym w 1885 r. zetknął się podczas studiów medycznych na Uniwersytecie Charkowskim na Ukrainie. 2 i 3 III 1886 r. brał udział w studenckiej demonstracji z okazji 25. rocznicy uwłaszczenia, znajdując się potem wśród ponad 150 zatrzymanych przez carską policję.
wać przede wszystkim „taktykę czynu”. We Lwowie razem z Kazimierzem Sosnkowskim (1885–1969) omówił sprawę nie tylko likwidacji OB PPS, ale i narodzin Związku Walki Czynnej. Powstały struktury Związku Strzeleckiego we Lwowie i Towarzystwa „Strzelec” w Krakowie, formalnie kierował nimi Wydział Związku Strzeleckiego, praktycznie ZWC i J. Piłsudski.
POW na Ukrainie Na Ukrainie pierwsze struktury organizacyjne POW powstały już w sierpniu 1914 r. W Kijowie jej początki związane były z ZWC. Dużą rolę odegrali polscy studenci, którzy weszli w skład Komendy Naczelnej III (Wschodniej) POW i rozpoczęli działania zwiadowcze, kolportaż materiałów propagandowych, szkolenia wojskowe oraz gromadzenie broni. Podjęto także akcje sabotażo-
pisarz utożsamiał z cywilizacją, której wyrazem była kultura rosyjska. Natomiast otaczające stolicę i mówiące po ukraińsku chłopskie wojska S. Petlury postrzegał jako ciemne moce, jako wysłanników piekła szerzących anarchię, dopuszczających się odrażających gwałtów i okrucieństw. Dla Bułhakowa Petlura był tylko „czarnym mitem, mgłą”, tak naprawdę „nie istniejącym” wobec przemożnych sił w Rosji, tj. ugrupowań białych i czerwonych. Dopełnieniem tej politycznej i narodowościowej mozaiki był austriacki arcyksiążę Wilhelm Franciszek Habsburg-Lotaryński (1895–1948), niedoszły król Ukrainy, nazywany „Wyszywanym Wasylem”. Na początku 1919 r. podjął on służbę w Sztabie Generalnym URL. 16 XI 1919 r. wraz z Jewhenem Omelanowiczem Petruszewyczem (1863–1940) oraz grupą działaczy URL i ZURL opuścił Kamie-
Petlura i Piłsudski. Winnica 1920 r.
1981) ps. Niemirycz vel Olgierd, został przez J. Piłsudskiego namaszczony na męża zaufania obu narodów. Wybór był nieprzypadkowy. Józewski, urodzony w Kijowie, od 1915 r. pełnił tam funkcję zastępcy komendanta POW. Przez cały ten czas Komenda Naczelna III zbierała informacje zwiadowcze dla Warszawy. W lipcu 1919 H.J. Józewski objął jej kierownictwo. Prowadził zwiad za liniami wroga, dowodził dywersyjnym oddziałem partyzanckim, wydawał publikacje propagujące federację polsko-ukraińską i rekrutował agentów na potrzeby odrodzonego państwa polskiego. Gdy pod koniec 1919 roku do Kijowa zbliżali się bolszewicy, pojechał do Warszawy po instrukcje w sprawie dalszych działań. Podczas spotkań z Naczelnikiem Państwa opowiadał się za programem prometejskim i zbliżeniem polsko-ukraińskim.
Petlura do Ukraińskiego Narodu Rok 1920 przyniósł przewartościowanie w relacjach polsko-ukraińskich, co wyrażało się w uznaniu Rosji za wspólnego wroga. J. Piłsudski i S.W. Petlura zawarli porozumienie, które zaowocowało odejściem Ukrainy „od litery ugody perejesławskiej” zawartej w 1653 r. z Moskwą i wspólną ofensywą na Kijów. W przeszłość odeszły także żale poety ubolewającego, że nikt nie udusił w kołysce Bohdana Chmielnickiego, autora ugody. Na Ukrainie przypomniano sobie, jak to dawniej bywało i co Taras Szewczenko (1814–1861) w poemacie Hetman Pawło Skoropadski
Aleksandra Szczerbińska
Gen. Anton Denikin
J. Piłsudski, już jako przywódca rodzimego ruchu socjalistycznego, zmierzał do wyrugowania wpływów rosyjskiego ruchu rewolucyjnego z terenów byłej I RP, zastrzegając sobie na tym obszarze dominację PPS. Dlatego ekspozytury tej organizacji funkcjonowały m.in. na Ukrainie. W kręgu J. Piłsudskiego dla Organizacji Bojowej PPS–Frakcji Rewolucyjnej, w ramach tzw. eksów, tj. akcji wywłaszczeniowych, w czerwcu 1907 r. opracowano plan opanowania skarbca filii banku państwowego w Kijowie, w którym wartość depozytów oceniano na miliony rubli. Zdobycz miała być wykorzystana do finansowania partii i działań niepodległościowych. W tym celu jakiś czas w Kijowie przebywali J. Piłsudski i Aleksandra Szczerbińska. Rozpatrywane były dwie możliwości: wariant z objęciem przez „beka” (bojowca) stanowiska palacza, z którego miejsca pracy można było przebić się do sejfu. Niestety było ono zajęte. W tej sytuacji alternatywę stanowił projekt podkopu z sąsiedniej posesji. Jednak w tym przypadku na przeszkodzie stanął brak pieniędzy na jej zakup. Ostatecznie na miejsce akcji wybrano małą stacyjkę Bezdany, oddaloną 25 km od Wilna, a celem stał się konwojowany wagon pocztowy. Broń z Kijowa przywiozła A. Szczerbińska. Bojowcy zdobyli ponad 200 tys. rubli, papiery wartościowe i worek srebra. Pieniądze posłużyły do spłaty długów organizacji, wsparcia uwięzionych i ich rodzin oraz sfinansowania organizacji niepodległościowych w Galicji. J. Piłsudski ponownie udał się za rosyjski kordon w związku z przygotowaniami do
wo-dywersyjne. Wszyscy członkowie POW szykowali się do długiej wojny o Polskę. W 1917 r. organizacja była już mocno zakorzeniona w Kijowie. Jej oficerowie otrzymali jednak rozkaz niepodejmowania bezpośrednich działań przeciwko imperium rosyjskiemu, które i tak wojnę przegrywało. Do tego czasu POW rozszerzyła swoje struktury na obszar dzisiejszej Białorusi, Rosji (Petersburg i Moskwa), Krymu, Kaukazu, Donu i Kubania. Na mocy traktatu brzeskiego 1918 r. Niemcy zajęli Ukrainę i rozwiązali Ukraińską Radę Centralną. W 1918 r. Polska odzyskała niepodległość, a J. Piłsudski rozkazem z 11 listopada 1918 r. rozformował POW, jednak zakonspirowana Komenda Naczelna III POW nie została rozwiązana i, podporządkowana Wojsku Polskiemu, kontynuowała działalność wywiadowczą m.in. na Ukrainie. J. Piłsudski stawiał na Ukrainę z powodów geopolitycznych, licząc na to, że niepodległe Kijów i Warszawa będą zdolne wspólnie obronić się przed zaborczością Imperium. Problemem był jednak brak dominującej ukraińskiej orientacji politycznej na Ukrainie. Jej tereny były wielonarodowym pograniczem ważnym dla kultury polskiej, rosyjskiej i żydowskiej. Problem sprawiała także chwiejność poczucia własnej tożsamości, wynikająca m.in. z wpajanego przez Rosjan przekonania, iż język ukraiński to tylko mowa ludu „do użytku domowego”. Odzwierciedleniem istniejących podziałów była dawna stolica Rusi Kijowskiej. Obok atelier polskiej malarki Marii Salinger-Gierzyńskiej mieścił się przy
niec Podolski zagrożony przez Armię Ochotniczą i udał się przez Rumunię na emigrację do Wiednia. Później prowadził w Lipsku negocjacje z hetmanem P. Skoropadskim. Latem 1921 r. udało mu się zdobyć znaczne fundusze na działalność polityczną od bawarskich kół monarchistycznych i przemysłowych oraz od szwagra, króla hiszpańskiego Alfonsa XIII. Na przeciwnym biegunie politycznym znajdował się ukraiński nacjonalista Dmytro Iwanowycz Doncow (1883–1973), który miał brata bolszewika, a równocześnie głosił całkowite zerwanie więzi z Rosją i propagował orientację na Zachód oraz wieszczył „zmierzch bogów, którym cześć oddawał wiek XIX”, równocześnie proponując nietzscheańskie „przewartościowanie wartości”. Trudno było w tym kalejdoskopie sprzeczności zdefiniować narodowość, a ponadto w całym kraju panował chaos społeczny! Nieufni, niepiśmienni ukraińscy chłopi, wrogo nastawieni do Żydów oraz ziemian polskich i rosyjskich, kierowali się głównie własnym interesem ekonomicznym, którego miały strzec liczne oddziały zbrojne. Z tysięcy samozwańczych atamanów największą siłą dysponował anarchista Nestor Machno (1884–1934), który emitował nawet własne banknoty, zaopatrzone w klauzulę przyznającą wszystkim prawo ich fałszowania. Stałym zagrożeniem były Siły Zbrojne Południa Rosji gen. Antona Denikina i Piotra Wrangla. Przyszłość Ukrainy była niepewna. Na wschodzie odradzającej się
Taczanka atamana Machno
Do Polaków (ok. 1850) pisał: Kiedyśmy byli Kozakami, Zanim nasz cichy, zgodny świat Wzburzyła unia, każdy rad Bratersko jednał się z Lachami. Także historyk Wiaczesław Łypynski (1882–1931) podtrzymywał tezę o bliskości obu nacji. Gdyż Ukraińcy mieli naturalną skłonność do demokracji ludowej, Polacy do ustroju arystokratycznego, a Rosjanie gustowali w turańskim despotyzmie. Treści te zawarł S.W. Petlura w odezwie skierowanej Do Ukraińskiego Narodu: Ujawnione w tej bohaterskiej walce bezprzykładne czyny poświęcenia, ofiary, przywiązania do kraju rodzinnego, kultury i wolności przekonały inne narody świata o słuszności twoich żądań i o świętości twych ideałów, które znalazły oddźwięk przede wszystkim w sercach wolnego już narodu polskiego. Naród. polski w osobie swego Naczelnika Państwa i Wodza Naczelnego, Józefa Piłsudskiego, i w osobie swego Rządu uszanował twe prawo do stworzenia niepodległej republiki i uznał twoją niezawisłość państwową. Inne państwa nie mogą nie uznać twojej niepodległości, gdyż cel twoich wysiłków jest czysty i sprawiedliwy, a sprawiedliwość zawsze zwycięża.
rialistom-bolszewikom moskiewskim, którzy zagrażają również wolności narodu polskiego. Pomiędzy rządami Republiki Ukraińskiej i Polskiej nastąpiło zgodne porozumienie, na którego podstawie wojska polskie wkroczą wraz z ukraińskimi na teren Ukrainy jako sojusznicy przeciw wspólnemu wrogowi, a po skończonej walce z bolszewikami wojska polskie wrócą do swojej ojczyzny. Wspólną walką zaprzyjaźnionych armii – ukraińskiej i polskiej – naprawimy błędy przeszłości, a krew, wspólnie przelana w bojach przeciw odwiecznemu historycznemu wrogowi, Moskwie, który ongiś zgubił Polskę i zaprzepaścił Ukrainę, uświęci nowy okres wzajemnej przyjaźni ukraińskiego i polskiego narodu. Uwieńczeniem wyprawy była defilada polsko-ukraińska w zdobytym Kijowie. Polska kawaleria i piechota maszerowała bez końca. Był to fortel, gdyż te same oddziały paradowały wielokrotnie. Na gmachach miasta wywieszono ukraińskie sztandary. H.J. Józewski został w kwietniu 1920 r. członkiem rządu URL. Swój status u boku S. Petlury określał słowami: „Byłem Polakiem – mężem zaufania Polski i byłem Polakiem – wiceministrem ukraińskim, mężem zaufania Ukrainy. Nie byłem narzędziem Polski w ukraińskim rządzie, nie byłem agentem albo wtyczką. Polska mogła mieć do mnie zaufanie. W mierze nie mniejszej mogła mieć do mnie zaufanie Ukraina”. Ukraińska Republika Ludowa miała być związana z Rzeczpospolitą Polską nie tylko ścisłym sojuszem wojskowym, ale oba kraje miały łączyć wspólne interesy gospodarcze. Nawiązywano do najlepszych tradycji Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Ukraina i Polska miały zawrzeć coś na kształt unii celnej, która zezwalałaby na wolny przepływ towarów. Ponadto Polska na terenie Ukrainy uzyskiwała wiele istotnych koncesji, m.in. na wydobycie rud żelaza w Karnawatce i Kołaczewskoje, dwóch ważnych kopalniach w metalurgicznym Zagłębiu Krzyworoskim; mogła też mieć udziały w eksploatacji złóż
Henryk Józewski
fosforytów w Wańkowcach na Podolu. Przypomniano sobie, iż już w epoce stanisławowskiej dążono do wykorzystania dostępu Rzeczpospolitej do Morza Bałtyckiego i Morza Czarnego. W tym celu zbudowano dwa wodne kanały: Królewski i Ogińskiego. Ten ostatni powstał w latach 1765–1783 jako prywatna inwestycja Michała Kazimierza Ogińskiego (1728 lub 1730 –1800), hetmana wielkiego litewskiego. Miał długość 46 km, łącząc dorzecze
FOT. WIKIPEDIA (17)
magnaterii i znaczniejszych kupców do podjęcia prób przeniesienia handlu wiślanego w rejon Morza Czarnego. Na mocy nowych porozumień na linii Warszawa–Kijów otworem dla polskich statków miały stanąć trzy czarnomorskie porty: Odessa, Mikołajów oraz Chersoń. Planowano także współpracę w dziedzinie transportu lądowego, w szczególności budowę trzech nowych linii kolejowych i udostępnienie ukraińskiej infrastruktury dla polskich pociągów. Zamierzano nadto połączyć kanałami Wisłę z Dnieprem. W ten sposób Polska uzyskiwała dostęp do Morza Czarnego, a Ukraina do Morza Bałtyckiego. Warto także wspomnieć, iż na terenach, które na mocy umowy z 21 IV 1920 r. zostały przyznane Ukrainie, mieszkały setki tysięcy Polaków, przy czym to właśnie polskie ziemiaństwo
Wilhelm Habsburg zwany Wasylem Wyszywanym
oraz polscy kupcy i przedsiębiorcy stanowili jej elitę gospodarczą, zwłaszcza na obszarze wschodniego Wołynia, Podola oraz Ziemi Kijowskiej. Wybitnym reprezentantem tych kręgów był Józef Mikołaj Potocki (1861–1922), który cieszył się dużym uznaniem cara Mikołaja II. Jego najważniejszym przedsięwzięciem gospodarczym była w latach 1895–1910 budowa, za sprzedane udziały w afrykańskich kopalniach złota, podolskiej linii kolei normalnotorowej prowadzącej z północy na południe od Korostenia przez Owrucz do Kamieńca Podolskiego. Linia ta połączyła część Polesia i Wołynia z zachodnim Podolem. Tak więc były tradycje i podstawy do owocnej współpracy obu narodów. Na nich opierał się projekt polityczny, za którym stał ataman Symon Wasylowycz Petlura i któremu patronował Józef Piłsudski. Symon Wasylowycz Petlura usiłował nakłonić Józefa Piłsudskiego, by Wojsko Polskie po zdobyciu Kijowa kontynuowało ofensywę, kierując jej ostrze na Połtawszyczyznę. Byłby to jednak krok iście samobójczy. Piłsudski doskonale wiedział, że na północnym odcinku frontu ma miejsce koncentracja wojsk bolszewickich, które szykują się do podjęcia generalnej ofensywy, mającej na celu zniszczenie Polski. Armie polskie biorące udział w wyprawie kijowskiej otrzymały więc zadanie dotarcia do granic I Rzeczypospolitej (sprzed pierwszego rozbioru), zdobycie Kijowa i uchwycenie w rejonie tegoż przyczółka na lewym brzegu Dniepru. Zadanie to
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
7
KURIER·ŚL ĄSKI zostało w pełni wykonane, oddziały polskie wyzwoliły Wołyń i Podole, a także Ziemię Kijowską, zdobyły Kijów oraz uchwyciły przyczółek na lewym brzegu Dniepru, którego głębokość wynosiła od 15 do 20 km. Z kolei zadaniem strony ukraińskiej było odbudowanie na wyzwolonym obszarze armii ukraińskiej, docelowo liczącej 300 000 żołnierzy, zdolnej do podjęcia dalszych działań ofensywnych – na lewym brzegu Dniepru i w kierunku Morza Czarne-
Józef Piłsudski
go. Zluzowane przez oddziały ukraińskie formacje Wojska Polskiego miały tymczasem zostać możliwie jak najprędzej przerzucone na północny odcinek frontu (Front Białoruski), gdzie
szczęście J.H. Józewski ocalał z pogromu, wykonując swoje obowiązki przy rządzie S.W. Petlury, u którego boku schronienie znalazł w Tarnowie, a wraz z ministrami na terytorium II RP przeszło około 40 tys. uchodźców, głównie wojskowi. Wszyscy oni cieszyli się nadal moralnym i materialnym wsparciem Polaków. W Tarnowie działały ukraińskie władze: prezes Dyrektoriatu, Rada Ministrów i parlament na uchodźctwie, a w obozach były dyslokowane oddziały wojska URL. Nadal dobrze układała się współpraca petlurowców ze zdominowanym przez J. Piłsudskiego Oddziałem II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, dla którego poufne zadania wykonywali ukraińscy zwiadowcy. „Dwójka” wsparła ukraińskie przygotowania do tzw. drugiego pochodu zimowego, dowodzonego przez gen. Jurko Tiutiunnyka (1891–1930), rajdu wojsk URL, mającego stać się sygnałem do wybuchu nad Dnieprem antybolszewickiego powstania. Niestety wyprawa nie powiodła się, a gen. J. Tiutiunnyk, w 1923 r. aresztowany w ramach operacji specjalnej przez sowieckie OGPU, podpisał deklarację lojalności wobec ZSRR. Odtąd stał się wykładowcą taktyki walk partyzanckich w Akademii Czerwonych Dowódców i aktorem w filmach propagandowych. Zagrał m.in. samego siebie w „ruchomym obrazie” pt. PKP Piłsudski kupił Petlurę (1926), który był paszkwilem na atamana. Ponadto opublikował w 1924 r. utwór Z Pola-
w rzeczywistości wywieźć za miasto. Plan nie powiódł się, a S. Fedaka tłum lwowian omal nie zlinczował. Według wspomnień Aleksandry Szczerbińskiej, żony marszałka, J. Piłsudski skutecznie zabiegał o łagodny wymiar kary dla zamachowców. W następstwie S. Fedak nie odbył całej kary. Zwolniony na skutek amnestii w 1923 r., wyjechał do Niemiec i osiadł w Berlinie. Natomiast Dmytro Palijiw (1896–1944) i Mychajło Matczak (1896–1958) po odbyciu części kary byli posłami na Sejm, pierwszy z ramienia centro-prawicowego Ukraińskiego Zjednoczenia Narodowo Demokratycznego (UNDO), drugi – Ukraińskiej Radykalnej Partii Socjalistycznej.
Porządek ryski Józef Piłsudski od początku go negował, uważając, iż bolszewicy traktat pogwałcą. Zapowiedzią takiego rozstrzygnięcia był zawarty przez Moskwę z Niemcami w 1922 r. układ we włoskim mieście Rapallo, podpisany przez Georgija Wasiljewicza Cziczerina (1872–1936), komisarza spraw zagranicznych RF SRR, i Walthera Rathenau`a (1867–1922), ministra spraw zagranicznych Niemiec. „Traktat w Rapallo powinien był zerwać resztę łusek z oczu – porozumienie rosyjsko-niemieckie zaszło tak daleko, że jest nie tylko faktem dokonanym, wspartym na doskonałej znajomości interesów stron obu, ale co więcej, faktem nie do odrobienia. Istnieje sprzysiężenie
Antoni Protazy Potocki
Książę Michał Kazimierz Ogiński
uprzedziłyby spodziewaną generalną ofensywę Armii Czerwonej i przejęły inicjatywę operacyjną. Zdaniem J. Piłsudskiego był to plan optymalny, a jego powodzenie zależało od postawy Ukraińców, których, jak oświadczył w wywiadzie dla angielskiego wysokonakładowego dziennika „The Times”, „rzucił na głęboką wodę, by nauczyli się pływać”. Niestety S. Petlurze nie udało się na czas zebrać na tyle dużej armii, aby mogła ona zluzować Wojsko Polskie, a na Froncie Białoruskim pierwsza ruszyła kontrofensywa Armii Czerwonej, która latem 1920 r. dotarła pod Warszawę. Ostatecznie rozstrzygnięcie przyniosły zwycięskie dla Polaków bitwy: Warszawska i Nadniemeńska. Wojnę zakończył traktat pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą, podpisany w Pałacu Czarnogłowców w Rydze 18 III 1921 r. Położył on kres marzeniom o niepodległym państwie ukraińskim, kończąc wojnę polsko-bolszewicką z lat 1919– 1920, ustalał przebieg granic między tymi państwami oraz regulował inne sporne dotąd kwestie. Poprzedzony był Umową o preliminaryjnym pokoju
rosyjsko-niemiecko-litewskie [...] skierowane przeciwko Polsce” oświadczył Józef Piłsudski na posiedzeniu Rady Gabinetowej 5 VI 1922 r. Marszałek, mimo iż po wyborze prezydenta usunął się z polityki i zamierzał poświęcić się tylko wojsku, zachowując przewodniczenie Ścisłej Radzie Wojennej, nie próżnował, skupił wokół siebie takich ludzi jak Henryk Jan Józewski i Tadeusz Hołówko, a Symonowi Petlurze i jego oficerom starał się zapewnić bezpieczny pobyt w Polsce. Odmówił stronie sowieckiej wydania ukraińskich przywódców. W 1921 r. w Warszawie powołano Ukraiński Komitet Centralny, którego członkiem został Stanisław Stempowski. Z kolei J.H. Józewski reprezentował marszałka w kontaktach z przywódcami ukraińskimi oraz dysponował środkami pieniężnymi na ten cel. Osiadł na Wołyniu w kolonii im. Gabriela Narutowicza, gdzie dostał kawałek ziemi. Przewrót 12 V 1926 r. i powrót J. Piłsudskiego do władzy był wydarzeniem znaczącym zarówno dla Ukraińców, jak i emigrantów rosyjskich reprezentujących tzw. „trzecią Rosję”.
Józef Mikołaj Potocki
kami przeciw Ukrainie (З поляками проти Вкраїни). Aresztowany ponownie przez OGPU w 1929 r., został osądzony i rozstrzelany 20 X 1930 r. w Moskwie. Porażki polityczne (najważniejszą z nich był porządek ryski) ani zamach 25 IX 1921 r. na Targach Wschodnich we Lwowie, z którego cudem uszedł śmierci, nie zniechęciły J. Piłsudskiego do popierania sprawy ukraińskiej. Zamachowcem był 20-letni Stepan Fedak, który oddał do niedoszłej ofiary trzy strzały, raniąc jedynie wojewodę Kazimierza Grabowskiego. Organizatorem zamachu były grupy młodzieżowe związane z emigracyjną Ukraińską Organizacją Wojskową byłego pułkownika Ukraińskiej Armii Ludowej Jewhena Konowalca (1891–1938) – Komitet Ukraińskiej Młodzieży oraz Wola; w większości przypadków byli członkowie Strzelców Siczowych. Wykonawca zamachu Stepan Fedak (1901–1945; zaginął bez śladu
uznana międzynarodowo głowa rządu ukraińskiego na uchodźctwie mógł od 12 V 1926 r. żywić nadzieję na powrót do Warszawy i dalszą współpracę z J. Piłsudskim. Niestety 25 V 1926 r. na „paryskim bruku” został zamordowany przez Szolema Szwarcbacha, agenta rosyjskiej OGPU. Dla dezinformacji wśród opinii publicznej rozpowszechniano co najmniej siedem wątków mających wyjaśnić przyczyny tej tragicznej śmierci: 1. bolszewicy, 2. anarchiści Nestora Machno, 3. „swoi” atamani – konkurenci do władzy, którą nie chciał się dzielić, 4. Żydzi paryscy – czarny piar antysemityzmu, 5. Ententa – zdradził, współpracując z P. Skoropadskim, tj. Niemcami, 6. masoneria, 7. zamach majowy J. Piłsudskiego i powrót do władzy byłego Naczelnika Państwa Polskiego według „Kuriera Warszawskiego” był wyrokiem śmierci dla ukraińskiego „Napoleona”. Wydał go Józef Stalin. Podczas głośnego w Europie procesu paryskiego dobrego imienia atamana bronił tylko Józef Piłsudski. Wyrok sądu był stronniczy. Żona S.W. Petlury Olga musiała pokryć koszty sądowe, a przyznane jej odszkodowanie za śmierć męża wyniosło jednego franka. Zabójca Szolem Schwarcbard skazany został tylko na zapłacenie mandatu za zabrudzenie chodnika krwią swojej ofiary. Mord polityczny popełniony w Paryżu nie zapobiegł współpracy polsko-ukraińskiej. Następcą S.W. Petlury, przewodniczącym Dyrektoriatu i prezydentem URL został Andrij Mykołajowicz Liwyckij (1879–1954). Już 4 VIII 1926 r. nowy naczelny ataman wraz z ministrem spraw zagranicznych URL gen. Wołodymyrem Salskim (1883– 1940) złożyli na ręce J. Piłsudskiego poufny memoriał, będący propozycją odnowienia sojuszu z kwietnia 1920 r., którego celem długofalowym miało być „wspólne przeciwstawianie się potędze przyszłej Rosji”. Natomiast w bliższej perspektywie chodziło o zapobieżenie z polską pomocą rozkładowi sił URL na emigracji i podjęcie akcji organizacyjno-agitacyjnej na sowieckiej Ukrainie. J. Piłsudski po tajnych rozmowach zaaprobował warunki współdziałania, a polski minister August Zaleski odnowił kontakty z Ukraińską Republiką Ludową w całej Europie, wzywając polskich dyplomatów do śledzenia wydarzeń w środowisku ukraińskich emigrantów. Oddział II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego przystąpił do kontynuacji programu prometejskiego. Współpraca ta trwała do wybuchu II wojny światowej. Jej część tajna obejmowała sporządzenie planów organizacji i mobilizacji armii ukraińskiej jako sojusznika Polski, w przypadku wojny polsko-sowieckiej. Ponadto został sporządzony, w porozumieniu z polskim Sztabem Głównym, plan mobilizacyjny wojska ukraińskiego w oparciu o emigrantów i Ukraińców zamieszkałych w Polsce. Oficerowie i podoficerowie armii URL zostali przyjęci do Wojska Polskiego jako tzw. oficerowie i podoficerowie kontraktowi. Ze strony polskiej na polecenie J. Piłsudskiego współpracę nadzorowali generałowie: Julian i Wacław Stachiewiczowie oraz Tadeusz Kutrzeba; ze strony ukraińskiej gen. Pawło Feofa-
Tadeusz Hołówko
Gen. Jurko Tiutiunnyk. 1929 r.
Zamachowiec Mychajło Matczak
Gen. Pawło Szandruk
i rozejmie między Rzeczpospolitą Polską a Rosyjską Federacyjną Socjalistyczną Republiką Rad i Ukraińską Socjalistyczną Republiką Rad, podpisaną w Rydze 12 X 1920 r. Czeka już w 1920 r., po wyparciu wojsk polskich i ukraińskich, dokonała egzekucji agentów III Komendy POW w Kijowie. Wielu aresztowanych wywieziono do Charkowa. Tam uwięzionych przed wykonaniem wyroków śmierci brutalnie torturowano, stosując m.in. tzw. „krwawe rękawiczki”. Na
w Berlinie) ps. Smok był zaopatrzony w fałszywy paszport z wizą niemiecką; zaraz po zamachu miał wyjechać do Berlina. W akcji pomagali mu: student prawa Dmytro Palijiw, który stał tuż obok S. Fedaka i zaraz po strzałach miał go obezwładnić oraz wezwać policję. Z pomocą miał przyjść trzeci spiskowiec, przebrany w mundur majora Wojska Polskiego. Mieli oni wyprowadzić S. Fedaka z tłumu, wsiąść z nim do wynajętego samochodu osobowego i rzekomo odstawić do więzienia,
7 wątków dotyczących śmierci ukraińskiego „Bonaparte”
nowycz Szandruk (1889–1979), który w ramach tej współpracy, po wstąpieniu do Wojska Polskiego (w stopniu majora WP) ukończył w 1938 r. Wyższą Szkołę Wojenną i został (na wniosek gen. W. Andersa) kawalerem Krzyża Virtuti Militari za dowodzenie w wojnie obronnej 1939 r. W bitwie pod Tomaszowem Lubelskim ocalił przed zagładą swoją 29 Brygadę Piechoty, ciężko ranny dostał się do niemieckiej niewoli i był więźniem gestapo. Podczas okupacji pomagał
Symon Wasylowycz Petlura po odejściu od władzy J. Piłsudskiego, zmuszony przez rządzącą koalicję Chjeno-Piasta, która m.in. zaprzestała subsydiowania petlurowców i zlikwidowała obozy dla internowanej armii URL, 31 XII 1923 r. wyjechał z Polski i przebywał kolejno w Budapeszcie, Wiedniu, Genewie, by ostatecznie osiąść w Paryżu. Jako
Polakom. Prezydent A.M. Liwycki do 1939 r. mieszkał w Warszawie pod ochroną polskiej policji. Piłsudczycy chcieli w ten sposób ustrzec go przed losem Petlury. Po niemieckiej agresji Liwycki pozostał w okupowanej Polsce do 1944 r.
Prometeizm i Prometejska Ukraina Ruch prometejski był międzynarodówką antykomunistyczną, której celem było zniszczenie ZSRR i przekształcenie jego republik w niepodległe państwa. Cieszył się sympatią Tatarów Krymskich, Gruzinów i dużej grupy Ukraińców. H.J. Józewski oraz były współzałożyciel i prezes Polskiej Centralizacji Demokratycznej na Ukrainie, a także były minister Ukraińskiej Republiki Ludowej Stanisław Stempowski (1872–1952) utrzymywali kontakty z emigracją w Polsce. Z kolei Jerzy Stempowski (1893–1969) utrzymywał stosunki z emigrantami ukraińskimi we Francji. W 1925 r. J. Piłsudski był już gotów wdrożyć program prometejski. Na jego determinację miały wpływ dwa wrogie imperia (ZSRR i Niemcy), których agentury działały w Polsce i infiltrowały środowisko ukraińskie. Zadanie to powierzył T. Hołówce (1889–1931), naczelnikowi Wydziału Wschodniego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który wydał francuskojęzyczną publikację „Promethee” i miał kontakty z Ankarą i Teheranem.
W 1929 r. Wołyń odwiedził Ignacy Mościcki, by poprzeć H.J. Józewskiego; prezydent II RP w Łucku przyjmował osobiście petycje mieszkańców. Rok później, w 1930 r., popi na Wołyniu po raz pierwszy jednoznacznie zademonstrowali lojalność wobec Polski. Podczas wyborów parlamentarnych kapłani poprowadzili wiernych do urn pod sztandarami kościelnymi i portretami J. Piłsudskiego. Blok Piłsudskiego zdobył 79% głosów. Tymczasem Wołyń w sejmie reprezentował wybitny statysta, ordynat ołycki Janusz Radziwiłł (1880–1967). J. Piłsudski w 1928 r. wysłał H.J. Józewskiego na Wołyń, by pokonał komunizm, w jej twierdzy, tj. KPZU agitującą naród ukraiński za opcją przyłączenia do ZSRR. KPZU określała Polskę jako kraj faszystowski i optowała za jego rozbiorem! J. Piłsudski chciał zmniejszyć atrakcyjność komunizmu, a jego liderów często wtrącano w Polsce do więzień. Tylko dla mniejszości narodowych zarezerwowana była tolerancja. Tysiące zbiegów Ukraińców przynosiło informacji o terrorze, kolektywizacji i wielkim głodzie. Komuniści tracili wpływy. Działa jednak partyzantka wspierana przez ZSRR, która dokonywała aktów terrorystycznych. Zagrożone było również życie wojewody. Przedstawiciele społeczności izraelickiej w Lubomlu na Wołyniu, spekulując na temat wpływów wojewody, rozpuścili plotkę, jakoby Henryk Jan Józewski był nieślubnym synem marszałka Józefa Piłsudskiego.
Symon Petlura
Placówka „Hetman” W ścisłej tajemnicy 28 II 1927 r. odtworzono na terytorium Polski armię Ukraińskiej Republiki Ludowej, jej sztab podzielono na trzy sekcje. Na Ukrainie powołano tajną placówkę wywiadowczą „Hetman”, którą kierował były partyzant wyprawy zimowej, szef wywiadu URL, płk Mykoła Czebotariw (1884–1972); jednym z jego atutów była kontrola nad archiwum S. Petlury. Współpracował on z Oddziałem II, który dość krytycznie oceniał wartość dostarczonych z sowieckiej Ukrainy materiałów wywiadowczych. Natomiast doceniano działalność propagandowo-wydawniczą 2 Sekcji. W październiku 1927 r. płk M. Czebotariw wydał pierwszy numer organu prasowego zakonspirowanego Związku Walki o Niezależną Ukrainę, zatytułowanego „Do boju!”, którego winieta była ozdobiona rysunkiem przedstawiającym oblężenie Kremla, szturmowanego przez ukraińskich powstańców. W rocznicę śmierci S.W. Petlury wydrukowano odezwę Męczennik za Ukrainę, którą kolportowano na obszarze całej USRR. W ulotkach wzywano do strajków i bojkotu zarządzeń związanych z kampanią zbożową i „dobrowolnymi” pożyczkami wymuszanymi na ludności. Ponadto deklarowano, iż celem ostatecznym działalności konspiratorów jest przygotowanie powstania zbrojnego przeciw bolszewikom. Poirytowany J. Stalin miał poinformować szefa GPU Wsiewołoda Balickiego (1892–1937), że nawet Sowiecka Ukraińska Akademia Nauk jest narzędziem kontrrewolucji Józefa Piłsudskiego na Ukrainie.
Wołyń ukraińskim „Piemontem” H.J. Józewski uwielbiał język ukraiński, Ukrainę uważał „za drugą Ojczyznę Polaków” i był piewcą kultury ukraińskiej oraz wspólnej przeszłości. Za ważne narzędzie uważał reformę rolną. Nawet sportretował ukraińskiego chłopa jako ukrzyżowaną ofiarę polskiego obszarnika. W budynkach publicznych obok portretu Piłsudskiego wisiał portret Petlury. H.J. Józewski obchodził święta i śpiewał pieśni narodowe ukraińskie, działał na rzecz ukrainizacji Kościoła prawosławnego, finansował teatr ukraiński, otaczał się petlurowcami.
Mimo tak wielu przeciwności, H.J. Józewskiemu udało się załagodzić m.in. konflikt między Żydami i Ukraińcami. Otaczał się petlurowcami, których ściągał nawet z Kijowa, ale nie był antysemitą. Stąd Sowieci mówili o „okupacji petlurowskiej”. Tolerancyjny porządek lokalny doceniało wielu Ukraińców i Żydów. Wypracowany przez Józewskiego standard miał zaprowadzić na całych Kresach Tadeusz Hołówko. Do tego dochodziła obietnica wyzwolenia reszty Ukrainy spod okupacji Moskwy. Niestety w Galicji Wschodniej nacjonaliści ukraińscy z OUN na tolerancję odpowiedzieli brutalnym terroryzmem. Śmierć tak przyjaznych Ukraińcom polityków, jak Tadeusz Hołówko i minister spraw wewnętrznych gen. Bronisław Pieracki (1895–1934), ofiar ekstremistów z OUN, poskutkowała zakłóceniem dialogu. Skrajni szowiniści sparaliżowali politykę J. Piłsudskiego i ukraińskich kół centrowych chcących współpracy z Polakami. Podczas zjazdu OUN w Berlinie zapadła decyzja o zorganizowaniu zamachu na polskiego ministra ds. wyznań religijnych Janusza Jędrzejewicza lub właśnie gen. B. Pie-
Minister Bronislaw Pieracki
rackiego. Zabójstwo miało być odpowiedzią na aresztowania, których dokonały władze po nieudanym napadzie ekstremistów na pocztę w Gródku Jagiellońskim. Decyzja o zamachu na gen. B. Pierackiego zapadła, gdy podjął on próbę porozumienia z umiarkowanymi grupami Ukraińców. Zdaniem radykałów zagrażało to ich dalszej konfrontacyjnej polityce. Druga wojna światowa z udziałem Niemców i Sowietów dokonała ostatecznej destrukcji wzajemnych relacji polsko-ukraińskich. K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
8
KURIER·ŚL ĄSKI
Poniższy artykuł jest drugą częścią cyklu trzech życiorysów chorzowskich pionierów nowoczesnej kultury pracy w II Rzeczypospolitej, zgłoszonego przez autora na konkurs „Kroniki Rozwoju”, realizowany w ramach pro jektu Samorządowa Akademia Finansów V edycja przez Polską Agencję Prasową przy współpracy z Narodowym Bankiem Polskim. Pierwsza część, opublikowana w „Śląskim Kurierze WNET” 40/2017, prezentowała Mak symiliana Frankego (1887– po 1942), inspektora przemysłowego Królew skiej Huty/Chorzowa.
Książętom – śmierć, Królestwom – upadek, Wszystkim mająt kom niechybną zagładę. Pasterzom – pomór, Oraczom – posu chę, Żeglarzom – burze, Miastom – zawieruchę.
Kosmiczna klątwa czy inicjator Życia?
Pionierzy II Rzeczypospolitej (II):
Juliusz Pionczyk Pierwszy organizator służby bezpieczeństwa pracy w II RP
B
ył hutnikiem z wykształceniem niepełnym inżynierskim, organizatorem pierwszej w II Rzeczpospolitej służby bezpieczeństwa pracy w hucie Bismarck/Batory. Jako rodowity Górnoślązak, urodzony 12 lutego 1884 r. w Zabrzu w rodzinie Daniela i Magdaleny z d. Tkocz, mówił zarówno po niemiecku, jak i po polsku. Praktykował w zakładach przemysłu maszynowego przy wielkich piecach, w zakładach odlewniczych, stalowniach i walcowniach, m.in. w hucie Pokój oraz w zakładach Huldschinskych w Gliwicach. W 1908 r. podjął naukę w państwowej szkole mechaniczno-hutniczej w Gliwicach i ukończył ją w 1910 r. Przez semestr studiował odlewnictwo i historię hutnictwa w drugiej po Freibergu niemieckiej Akademii Górniczo-Hutniczej Claust hal w Clausthal-Zellerfeld w górach Harzu. Odbył praktykę w berlińskiej firmie inżyniera Zahna jako instruktor uprzemysłowienia w nowo otwieranych placówkach jego zakładów; od marca 1911 r. w zakładach górniczo-cynkowych Trzebinia na terenie Galicji jako konstruktor hutniczy; od kwietnia 1912 r. jako inżynier i kierownik ruchu Odlewni Żeliwa i Fabryce Maszyn „Paweł”, założonej już w 1842 r., a należącej do firmy M. Adler i A. J. Panofsky w Żorach. Następnie pracował jako instruktor urządzeń ruchu w Zakładach Hutnictwa Żelaza Keula koło Muskau nad Nysą Łużycką (Górne Łużyce), założonych jeszcze przed 1597 r. Od października 1913 r. do 31 lipca 1914 r., kiedy to został powołany do służby wojskowej, był asystentem kierownika Zakładów Hutnictwa Żelaza i Stali Małapanew, czyli w tzw. „matce” śląskich hut. Dnia 9 września 1914 r. poślubił Martę z d. Sowa. W listopadzie tego roku uznany za niezdolnego do służby wojskowej, został skierowany do Królewskiej Fabryki Pocisków w Spandau jako rewizor przy produkcji granatów. Od połowy 1915 r. pracował na podobnym stanowisku w Oddziale Obrabiarek i Narzędzi raciborskiej spółki Wilhelma Hegenscheidta. Jako całkowicie nieprzydatny do służby wojskowej od stycznia 1916 r. pełnił funkcję kierownika odlewni w firmie Oswalda Kunscha Odlewnictwo Ciężkie i Fabryka Maszyn Żelaznych oraz Zakłady Stalowe Siemens-Martin z laboratorium chemicznym w Rasberg-Zeitz pod Lipskiem, a od lipca 1917 r. – odlewni w Fabryce Odlewniczej Rolniczych Maszyn Żelaznych i Metalowych w Nowym Jiczynie na Morawach. Od stycznia 1918 r. w siemianowickiej
Roman Adler Wójcik, sekretarzem – Matiss, skarbnikiem – Krzyż, a członkami zarządu – Kunze i Szulczyk. Miało to być stowarzyszenie techniczne i kulturalno-oświatowe przygotowujące polskich inżynierów i techników do przejęcia i spolszczenia zarządzania przemysłem górnośląskim, w obawie przed masowym porzuceniem tego terenu przez niemieckich inżynierów i techników. Gdy to nie nastąpiło – skupiono się na uzupełnianiu i aktualizacji wiedzy technicznej członków. Już w lutym 1922 r. Pionczyk został zastępcą nowego prezesa, Pawła Chroboka. Jak podaje Zdzisław Janeczek w swojej historii Siemianowic Od Sancovic do Siemianowic. Szkice z dziejów miasta i okolic (Katowice 1993, s. 176), „w marcu 1923 r. do prezesa PZPP [Polskiego Związku Pracowników Przemysłowych – r.A.] Ludwika Maciejewskiego zwrócił się inż. Juliusz Pionczyk z huty „Laura”, informując, że jego pracownicy zamierzają przystąpić do tej organizacji, wybierając na mężów zaufania Wojciecha Kempkę i Lud wika Nolewajkę”. PZPP reprezentował nie tylko na terenie Siemianowic Śląskich tradycje niepodległościowe (udział członków w samoobronie 1920 r., drugim i trzecim powstaniu śląskim), a jego działalność w 1920 r. zapoczątkowali
O
d sierpnia 1923 r. Pionczyk był zatrudniony w hucie „Bismarck” jako konstruktor w biurze technicznym. Po 1 listopada 1927 r. objął stanowisko kierownika bezpieczeństwa pracy w oddziale wypadkowym huty „Bismarck” w Hajdukach Wielkich (dziś Chorzów-Batory). Na tym stanowisku prowadził m. in. badania psychotechniczne pracowników i w końcu 1928 r. założył Zakład Prób Psychotechnicznych dla wszystkich hut katowickiej Wspólnoty Interesów Flicka i Harrimanna. Od lutego 1929 r. wydawał i redagował zakładową „Gazetę Hutniczą B.K.S Werks-Zeitung”, podejmującą sprawy bezpieczeństwa pracy. Oprócz artykułu okolicznościowego „Z okazji 30-letniego jubileuszu pracy dyrektora generalnego p. Scherffa” i informacji o pracownikach hut „Bismarck” i „Falwa”, obchodzących jubileusze 25- i 40-lecia pracy, znalazł się też w tym numerze artykuł J.G. „Idea psychotechniki i jej rozwój w Polsce”
„Gazeta Hutnicza”, którą Pionczyk wydawał w Hucie „Batory”.
Augustyn Prządziono i Teodor Cziba, którzy założyli pierwsze koło Związku przy naczelnej dyrekcji Spółki Akcyjnej „Górnośląskie Zjednoczone Huty Królewska i Laura”. Pomimo „trudności ze strony administracji niemieckiej” oraz „dyrektorów wrogo usposobionych do sprawy połączenia Śląska z Polską” PZPP rozwinęło swoją działalność nie tylko w Siemianowicach, ale i w Królewskiej Hucie. „O pomyślnym rozwoju świadczyły także wyniki odbytych 25 kwietnia 1925 r. wyborów do Rady urzędniczej huty „Laura”. Kandydaci z listy PZPP zdobyli 6 mandatów, z ogólnej liczby 7.
W marcu 1921 r., jako przedstawiciel załogi Zjed noczonych Hut „Królewskiej” i „Laury”, podpisał Oświadczenie górnośląskich pracowników przemysłu ciężkiego przeciw hakatystycznej propagandzie, z wezwaniem do głosowania „za Polską”. Hucie „Laura” był asystentem kierownika wielkich pieców i inżynierem odlewnikiem. W marcu 1921 r., jako przedstawiciel załogi Zjednoczonych Hut „Królewskiej” i „Laury”, podpisał Oświadczenie górnośląskich pracowników przemysłu ciężkiego przeciw hakatystycznej propagandzie, z wezwaniem do głosowania „za Polską”. Na jego apel w tymże roku zaczęto organizować środowisko polskich inżynierów i techników na Górnym Śląsku: 12 pierwszych postanowiło założyć stowarzyszenie. Dzięki temu 11 stycznia 1922 r. 36 uczestników zebrania pod jego kierunkiem zawiązało Związek Inżynierów i Techników Województwa Śląskiego, którego został pierwszym prezesem. Jego zastępcą został niejaki
W tym czasie Stowarzyszenie protestowało m. in. przeciw sprowadzaniu przez niemieckich właścicieli w autonomicznym województwie śląskim inżynierów i techników z Niemiec.
W sierpniu 1922 roku, po zmianie statutu, Związek Inżynierów i Techników Województwa Śląskiego przekształcono w Polskie Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Województwa Śląskiego, którego prezesem w latach 1924-1926 był inż. Eugeniusz Kwiatkowski, późniejszy budowniczy portu w Gdyni i COP, który od kwietnia 1923 r., na prośbę prof. Ignacego Mościckiego, objął stanowisko dyrektora technicznego i szefa oddziału ekonomicznego Spółki Akcyjnej „Azot” w Chorzowie. W grudniu 1923 r. przedstawiciele Stowarzyszenia na zjeździe Stałej Delegacji Polskich Stowarzyszeń Technicznych zgłosili propozycję utworzenia na polskim Śląsku politechniki, czym zainicjowali długą drogę do utworzenia Politechniki Gliwickiej.
oraz artykuł samego J. Pionczyka „Walka przeciw nieszczęśliwym wypadkom przy pracy”. W pierwszym, za poznańskim czasopismem „Tęcza” przedstawiono krótki zarys rozwoju psychotechniki jako zastosowania praw psychologii do praktycznego życia. W tem przynajmniej zrozumieniu wprowadzili termin ten psychologowie niemieccy Münsterberg i Stern. Z czasem skoncentrowano się jedynie na badaniu zdolności poszczególnych pracowników do odpowiedniego zawodu. (…) Opierając się na metodzie naukowej, doświadczalnej, psychotechnika pozwala na mniej więcej dokładne określenie, czy badany osobnik nadaje się do tego czy innego zawodu. (…) Pracownika takiego bada się przy pomocy specjalnych schematów, t.zw. testów, oceniając jakość pamięci, zdolność orjentacji, poczucie szybkości i t.p. Na podstawie tych testów powstaje profil psychotechniczny. Jeszcze ciekawsze jest zastosowanie badań psychotechnicznych w fabrykach. W jednej z angielskich fabryk czekolady (w Jork), poddano szczegółowym badaniom t.zw. „drobne ruchy”. Rezultat: redukcja liczby nieszczęśliwych wypadków do 50 proc. (…) Obecnie we wszystkich państwach istnieją poradnie zawodowe, udzielające informacyj w sprawie wyboru zawodu młodzieży, kończącej szkołę powszechną. Pierwsza taka poradnia powstała w roku 1908 w Bostonie. Artykuł, który powstał przy okazji przyjazdu do Polski francuskiego prof. Lahy, jednego z najwybitniejszych ówczesnych psychotechników, kończyła informacja, że w Polsce istnieje dwadzieścia pracowni psychotechnicznych. Centralną instytucją jest Instytut Naukowej Organizacji Pracy w Warszawie prowadzący Dokończenie na stronie 12
C
ałemu zaś światu „głód, plagi i wojny” – głosiło proroctwo opublikowane w 1664 roku, wkrótce po pojawieniu się komety nad Londynem. No i rok później sprawdziło się. W Londynie wybuchła epidemia dżumy, która spowodowała śmierć co piątego mieszkańca angielskiej stolicy. Wpływ komet na bieg rzeczy oraz ludzkich losów niemal od zarania dziejów budzi zażarte spory i emocjonalne dyskusje. Jedni kpią z takich przesądów, a inni zaklinają się, że komety sprowadzają wszelkie zło. Zwłaszcza na panujących. Kiedy w roku 60 jasna kometa pojawiła się nad Rzymem, lud Wiecznego Miasta nie dyskutował nawet nad spodziewanym losem Nerona, lecz nad tym, kto będzie jego następcą. Tymczasem Neron nie poddał się wyrokowi niebios i nie umarł. Przeżył nawet wizytę kolejnej komety, która odwiedziła okolice Ziemi w 66 roku. No cóż, wyjątek potwierdza regułę, a jak silnie były zakorzenione przekonania o fatalnych właściwościach komet, świadczy fakt, że przed śmiercią Karola Wielkiego w 814 roku nie pojawiła się żadna kometa, a mimo to kronikarze wpisali ją do życiorysu cesarza. Jeśli traktować serio związek komet z losem aparatu władzy, to nie należy się dziwić edyktom cesarskiego dworu chińskiego, nakładającym na astronomię pieczęć tajemnicy państwowej. Astronomowie z cesarskiego obserwatorium na Purpurowym Wzgórzu koło Nankingu nie mieli prawa kontaktować się ze zwykłymi ludźmi, a nawet z urzędnikami dworskimi. Mogli im bowiem zdradzić sekrety układu planet albo jeszcze gorzej – przepowiedzieć pojawienie się komety i tym samym wzburzyć umysły i pobudzić do działania rebeliantów planujących obalenie cesarza, a spiskowców w historii Chin nigdy nie brakowało. W Państwie Środka gorzej powodziło się tylko matematykom, gdyż za studiowanie tej gałęzi wiedzy bez
Rafał Brzeski Ziemi, prądy morskie, sporządzał mapy wiatrów itp. Obok zainteresowań oceanograficznych zajmował się kosmologią, geofizyką i demografią. Uznał Wrocław za miasto wzorcowe, bowiem nie odwiedzali go licznie cudzoziemcy i leżał w spokojnym politycznie rejonie Europy, co nie powodowało odchyleń w prowadzonych przez niego studiach. Ich plonem było zalecenie dla rządzących, aby wspierali rodziny wielodzietne i skłaniali mężczyzn do zakładania rodzin poprzez wysokie podatki i przymus służby wojskowej dla kawalerów. Z takim trzeźwym spojrzeniem na problemy społeczne godził ekstrawagancką ocenę wielkości poszczególnych hrabstw Anglii na pod-
Heweliusza komety były odłamkami planet w kształcie dysku, a odchylenia tego dysku powodowały zmianę kierunku ruchu komety. Dyskutujących uczonych „przebił” Isaak Newton, który stosując zasadę grawitacji orzekł, iż kometa z 1680 roku, ta sama, którą widział młody Halley, poruszała się po paraboli. Newton maznął od niechcenia tor komety i wysłał do Halleya, któremu pozostawił dokonanie obliczeń. Obliczenia zgodziły się i Halley wiedząc już, że komety mogą poruszać po torze kołowym, elipsoidalnym, po paraboli bądź hiperboli, zaczął poszukiwanie komet odlatujących i powracających w okolice Ziemi. Grzebanie w ar-
stawie wagi kawałka mapy wyciętego zgodnie z jego granicami. Pasją Halleya były jednak komety. Zwłaszcza ta, która pojawiła się nad ranem 22 listopada 1682 roku. Dla jej obserwacji i opisu poświęcił noc poślubną, a późniejsze studia zaprowadziły go do wielkiego Isaaka Newtona. Ten uważał wprawdzie komety za nad-
chiwach i porównywanie danych stało się pasją jego życia. Popełniał mnóstwo błędów, ale w końcu wyliczył, że kometa, którą obserwował w noc poślubną w 1682 roku w Islington, na ówczesnym dalekim przedmieściu Londynu, odpowiada kometom obserwowanym w latach 1531 i 1607. Obliczył, że powraca ona w okolice Ziemi co 75–76 lat i w 1705 roku zapowiedział, że „ona wróci, dokładnie w 1758 roku”. Edmond Halley nie doczekał powrotu „swojej” komety. Zmarł w Greenwich w 1742 roku, ale kiedy na Boże Narodzenie 1758 roku kometa pojawiła się nad Londynem, nazwano ją Kometą Halleya. Od tego czasu jeszcze trzykrotnie odwiedziła okolice Ziemi. W 1853, 1910 oraz 1985 roku. Za każym razem wieszczono, że zwiastuje dni grozy i zamieszania.
Edmond Halley nie doczekał powrotu „swojej” ko mety. Zmarł w Greenwich w 1742 r., ale kiedy na Boże Narodzenie 1758 r. kometa pojawiła się nad Londy nem, nazwano ją Kometą Halleya. Od tego czasu jesz cze trzykrotnie odwiedziła okolice Ziemi. cesarskiego zezwolenia groziła kara śmierci. Podobny los mógł spotkać również hulaszczych astronomów. Znana jest opowieść o ścięciu dwóch uczonych, dworskich badaczy gwiazd Ho i Hi. Podobno jednak nie za zdradę tajemnic układów planetarnych, lecz za rażące naruszenie dyscypliny pracy i obowiązków służbowych. Spili się oni podobno „do podłogi” i przegapili zaćmienie Słońca. Czy tak było naprawdę, trudno powiedzieć. Nie od dzisiaj plotki rozchodzą się błyskawicznie, a wiedza powoli. Dlatego też brytyjski astronom, specjalista w dziedzinach mechaniki nieba i astrometrii Brian Marsden smutnie twierdził na przełomie naszych stuleci, że „dla przeciętnego człowieka Układ Słoneczny składa się z Marsa, pierścieni Saturna i komety Halleya”. Edmond Halley, którego imieniem obdarzono kometę odwiedzającą cyklicznie, co mniej więcej 75 lat, pobliże Ziemi, był synem londyńskiego wytwórcy mydła. Zainteresował się kometami podczas studiów w Paryżu. Jako 24-letni młodzieniec był świadkiem pojawienia się komety w 1680 roku i „wsiąkł” w kometologię, traktując ją odtąd jako najważniejszą dziedzinę w swoich wszechstronnych badaniach. Halley nie był takim sobie zwykłym astronomem. Był zwolennikiem teorii istnienia cywilizacji podziemnych zamieszkujących wnętrze naszej planety, a jednocześnie odważnym i realistycznym wynalazcą dzwonu nurkowego, którego działanie przetestował osobiście. Dowodził również niewielkim okrętem wojennym „Paramore” w dwóch rejsach na południowy Atlantyk. W trakcie tych podróży Halley badał zmiany pola magnetycznego
przyrodzone magazyny paliwa i wody, wysyłane, aby podsycać światło Słońca i chronić Ziemię przed wyschnięciem, ale znał się na grawitacji, a zrozumienie grawitacji było Halleyowi potrzebne do wyliczenia trajektorii komety, dla której naraził się na fochy żony. W świecie naukowym toczyła się wówczas wielka debata – po jakich torach poruszają się komety. Za sprawą Tychona Brahe, duńskiego astrologa o złotym nosie (własny, naturalny, stracił w pojedynku), upadła arystotelesowska teoria, że komety poruszają się wyłącznie w „sferze podksiężycowej”, natomiast przestrzeń poza orbitą Księżyca jest układem stabilnym, w którym nic nie ma prawa się zmieniać. Obserwując kometę, która pojawiła się w 1572 r., Tychon Brahe obliczył niezbicie, że leci ona znacznie, ale to znacznie dalej niż wynosi odległość Księżyca od Ziemi. Jednak nawet i on nie odważył się obalić do końca antycznych teorii i głosił, że wspomniana kometa poruszała się po orbicie okołosłonecznej, natomiast Słońce krąży wokół Ziemi.
R
ozważania Tychona Brahe zanegował jego asystent, cesarski matematyk i „muzyk planetarny” (to jego oficjalny tytuł na dworze Rudolfa II Habsburga) Johannes Kep ler. Opierając się na obliczeniach duńskiego mistrza stwierdził, że kometa z 1572 roku, podobnie jak inne komety, poruszała się wyłącznie po linii prostej. Twierdzenie Keplera podważył gdańszczanin Jan Heweliusz, który w swym dziele „Cometographia”, wydanym w 1668 roku, dowodził, że komety poruszają się po torach zakrzywionych, kierując się w stronę Słońca. Zdaniem
W
złowieszczy charakter komet wierzył również Halley. Był dogłębnie przekonany, że biblijny potop został wywołany przez kometę. Świadom, że nawet niebywale ulewne deszcze nie są w stanie zalać w 40 dni wierzchołków gór, wystąpił w 1694 roku w Royal Society z twierdzeniem, że potop był ubocznym skutkiem uderzenia komety w Ziemię. Impet uderzenia miał odchylić oś obrotu Ziemi i „wychlusnąć” wody oceanów na suchy ląd. Jeśli chodzi o fantasmagorie związane z kometami, to na przestrzeni wieków niewiele się zmieniło. W końcu lat 1970. dwóch powszechnie szanowanych uczonych: astrofizyk, profesor Uniwersytetu w Cambridge, sir Fred Hoyle oraz astrobiolog, profesor Uniwersytetu Buckingham, Chandra Wikramasinghe, ogłosiło, że życie na Ziemi zostało zapoczątkowane przez komety. Wszelkie epidemie i zarazy są ich efektem ubocznym. Hoyle i Wikramasinghe uznali, że komety to wielkie śnieżno-lodowe kule pełne międzygwiezdnego pożywienia w stanie głębokiego zamrożenia. Dawno, dawno temu, kiedy powstawał wszechświat, lodowe kule, krążąc w przestrzeni kosmicznej, nałapały na siebie mnóstwo kurzu gwiezdnego, który w większości składał się ze związków węgla, głównie z celulozy. W ten sposób na każdej lodowej kuli uzbierał się kożuch o grubości mniej więcej kilometra. Wszelkie dobro kosmiczne było oczywiście zamrożone, ale w sprzyjających Dokończenie na stronie obok
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
9
KURIER·ŚL ĄSKI
C
elem książki jest konfrontacja dwóch światów, które po II wojnie spotkały się na Śląsku. Autor wywiadu – dziennikarz – od lat zajmuje się sprawami Śląska, tam się urodził, ale pochodzi z rodziny kresowej; udzielający wywiadu – profesor – wywodzi się z tradycyjnej rodziny śląskiej i jak sam mówi, „dla Śląska żyje”. Kresy wschodnie w drugim pokoleniu zderzają się z kresami zachodnimi z pierwszego pokolenia. Co je łączy? Łączą cztery rzeczy: specyfika kresowa; choć odmienna, to jednak kresowa, pozytywny stosunek do Polski i Śląska, członkostwo ojców w Armii Krajowej oraz znajomość tysiącletniej perspektywy dziejów tej polskiej dzielnicy. Niniejszy artykuł nie będzie streszczeniem książki, lecz wstępną syntezą opartą na wzajemnej i życzliwej konfrontacji dwóch różnych punktów odniesień. Przy okazji autor artykułu chciał podziękować Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego za dofinansowanie drugiej części wywiadu-rzeki, noszącej roboczy tytuł: Tysiąc lat dziejów Śląska w pigułce.
Zarys problemu Śląsk do XIV w. był jedną z najświetniejszych dzielnic Polski piastowskiej. Nie dlatego, że mieszkali tam najzdolniejsi ludzie, lecz dlatego, że leżał na szlaku rozwijającej się cywilizacji łacińskiej. Potem, gdy przechodził pod panowanie czeskie, austriackie czy pruskie, zaczynał coraz bardziej podupadać. Mieszkającej tam słowiańskiej ludności rodzimej zaczynało się coraz gorzej żyć (patrz jadłospis) i coraz mniej „pasowała” do zmieniających się okoliczności. A jednocześnie zachowywała tę ogromną siłę witalną, o której mówił prof. Jarosław M. Rymkiewicz, co to jest niemożliwa do zidentyfikowania i pokonania. Ta siła ma na imię „polskość” i ma co najmniej kilka odmian. Jedną z nich jest śląskość – ale ta szlachetna, nie zaprzańska. Od XIV w. Ślązacy podlegali działaniu innych komponentów historycznych niż Polacy na terenach pozostałej części Polski. Do jakiego stopnia, pokazuje Wańkowicz w re-
Edmund Osmańczyk (1913–1989), Wilhelm Szewczyk (1916–1991). Ci ludzie, nie tworzyli frakcji politycznej. Oni budowali strukturę kulturową wspomaganą przez poetów, pisarzy, dramatopisarzy takich jak: Józef Lompa, Juliusz Ligoń (1823–1889), Karol Miarka, Norbert Bonczyk (1837–1893), Konstanty Damrot (1841–1895), Franciszek Stateczny (1864–1921), Franciszek Wilczek (1868–1929), Jakub Kania (1872–1957), Jan Nikodem Jaroń (1881–1922). Księstwo literackie (określenie dr. Adama Wiercińskiego) powoli opuszczało Polskę. Wracała piastowskość i lud, który teraz niemal wszystko musiał zaczynać od nowa. Pomnikową postacią jest tu Józef Lompa, który stał się symbolem powrotu. Ślązacy wracali zupełnie inni, pozbawieni warstwy kulturotwórczej, ukierunkowani na zdobycie zawodu i fizyczną pracę; Kościół katolicki był dla nich jedyną ostoją. Ksiądz Józef Szafranek i Wojciech Korfanty efekty pracy Lompy wnieśli do niemieckiego sejmu i popchnęli je we właściwym kierunku. Ostatnim akordem było III powstanie śląskie w 1921 r. Ale Ślązacy nie wrócili bez niczego – przynieśli z sobą kopalnie i huty. Sześćset lat słabnącego kontaktu z Polską zrobiło jednak swoje. W XX wieku dwukrotnie, w 1922 i 1945 r., spotkały się dwie wizje Polski. W 1922 r. były one inteligenckie; pierwsza była tą wymarzoną, wyuczoną, wymodloną i zdobytą; druga odzyskiwaną, uświadomioną, zdeklarowaną, a nawet świętą i na końcu wywalczoną. W przedwojennym województwie śląskim inteligencja śląska kształciła się w polskich szkołach. Obydwie, polska i śląska, miały inne komponenty kulturowe, inne wyobrażenia, ale w 1939 jedna i druga, zdały swój egzamin. Śląsk Opolski, który został poza granicami II RP, musiał pójść inną drogą. W 1922 r. powstaje Związek Polaków w Niemczech, w 1932 r. – „Rodło”, które jest symbolem ZPwN, harcerstwa, kółek śpiewaczych; w 1938 sformułowano „Pięć Prawd Polaków”. Tu inteligencja śląska rodzi się w walce. Ona wiedziała, kim jest, i nie miała wątpliwości narodowych. Rok 1945 burzy to wszystko. Przychodzi Polska,
W pierwszym lub drugim kwartale bieżącego roku ukaże się mój wywiad -rzeka z prof. Franciszkiem Markiem z Gogolina – jednym z najbardziej wy razistych Polaków śląskich na Opol szczyźnie. I miejmy nadzieję, że prof. Franciszek Marek nie jest tym ostat nim, który tam poloneza wiedzie.
Mikołaj Rej (1505–1569) i Jan Kochanowski (1530–1584). Więcej, prof. Franciszek Marek twierdzi, że Niemcy nie mają renesansu w swojej literaturze. Na początku XVII w. wybucha wojna trzydziestoletnia (1618–1648), w której Śląsk traci 1/3 ludności; pod Białą Górą (1621) ginie niemal cała czeska szlachta. Wszyscy, którzy nie chcieli przyjąć katolicyzmu, musieli opuścić swój kraj. W okolice Leszna, na Śląsk, do Torunia i Lublina trafiła rozproszona kilkudziesięciotysięczna emigracja czeska. W Lesznie była siedziba ich biskupa. Powstały ich szkoły w Lesznie, Brzegu, Bytomiu Odrzańskim. I ciekawe zjawisko, że katolicka Nysa stała się ośrodkiem niemieckim, a protestanckie szkoły w Brzegu (Górny Śląsk) i Bytomiu Odrzańskim (Dolny Śląsk) uczyły języka polskiego; Wrocław wydawał polskie gramatyki. Rozwijał się śląski mistycyzm, który jest
Jedynym łącznikiem między Ślązakami a Polakami coraz bardziej staje się religia katolicka na poziomie ludowym. Mieszkający tam Polacy zaczynają podążać w kierunku kultury chłopskiej; sto lat później Czesi, po klęsce pod Białą Górą w 1620 r., obierają podobny kierunek.
Dlaczego Ślązacy są trochę inni? (I)
Ryszard Surmacz
portażu Na tropach Smętka. Zdziwienie Mazurów, że mieszkają w innych państwach, a mówią tym samym językiem, dotyczy również Śląska. Ślązacy do Polski zaczęli wracać od Wiosny Ludów i Józefa Lompy (1797– 1863). Lompa urodził się na kresach zachodnich dwa lata po utracie polskiej państwowości, gdy Rosja na kresach wschodnich zaczęła wykorzeniać polskość – po to, aby już nigdy tam nie wróciła. Litwa zaczęła odchodzić od Polski – w sposób już nieodwracalny, Śląsk powracał – wówczas wydawało się, że również na zawsze. Rzecz jednak w tym, że dziś na Górnym Śląsku zaczynają dominować te mechanizmy, które pojawiły się podczas zaborów na Litwie. Droga powrotna Ślązaków była bardzo wyrazista. Najwybitniejszymi następcami Lompy byli: Józef Szafranek (1807–1874)), Karol Miarka (1825– 1882), Wojciech Korfany (1873–1939),
która była obca polskiej wizji i tradycji. Ślązacy z czarnego Śląska mieli skalę porównawczą. Ślązacy z Opolszczyzny jej mieć nie mogli. Zdecydowana większość Polaków komunistycznej Polski nie chciała; na Opolszczyźnie inteligencja śląska przyjęła ją taką, jaka przyszła – bo innej nie znali. Śląsk Opolski przed II wojną leżał w granicach Niemiec. Jego ludność w 1945 r. płaciła cenę za niemieckie zbrodnie. Członek ZPwN i powstaniec śląski w PRL był podobnie szykanowany, jak AK-owiec. Ale o AK na Opolszczyźnie niewielu słyszało. Nie chcieli też słuchać wyjaśnień. W takich warunkach te dwa inteligenckie światy walczące niegdyś o Polskę nie mogły się ani spotkać, ani dokonać korekty fałszywych mitów. Nie pozwolił na to system komunistyczny. Ponadto na Opolszczyźnie przez wiele powojennych lat więcej do powiedzenia mieli
członkowie Komunistycznej Partii Niemiec niż Ślązacy polscy. Mit piastowski, który jednoczył Polaków na ziemiach odzyskanych (wspominał o nim prof. Zbigniew Zielonka), obronił polskość przed komunistycznym uderzeniem, ale nie na Śląsku. Gdy zaczęli wymierać byli członkowie ZPwN, skutki komunistycznej indoktrynacji zaczęły wychodzić coraz wyraźniej. Efektem tego m.in. była tak liczna mniejszość niemiecka. Nie jest to oczywiście problem wyłącznie śląski, odchodzenie przedwojennej inteligencji w Polsce odsłania podobne zjawisko. Różnica polega jednak na tym, że na Śląsku zaczął obniżać się stopień identyfikacji z Polską. Proces ten łagodzi nie państwo niemieckie, lecz neutralizują go sami Niemcy, którzy wyjaśniają wątpiącym Ślązakom, kim są. Poza Śląskiem Polacy zdani są na wewnętrzną konfrontację. Istota problemu, z obu stron, nie zrodziła się jednak w XX wieku, lecz znacznie wcześniej. Na Śląsk, jak również i całą Polskę, trzeba patrzeć w perspektywie 1000-letniej. Im mniejsza perspektywa, tym większa możliwość zaistnienia kłamstwa. Ale piszemy o Śląsku, zacznijmy więc od początku.
warunkach lodowo-celulozowe kule mogły otrzymać wystarczająco dużo energii, aby zaszły w nich reakcje chemiczne potrzebne dla powstania Życia. Obaj uczeni wysunęli dwie teorie powstania „sprzyjających warunków”. Pierwsza, z lat 1970. głosi, że w przypadku zderzenia się komet postało ciepło, które stopiło lód i nadało impet reakcjom chemicznym. Hipoteza z 1980 roku zakłada, że źródłem ciep ła był izotop aluminium pochodzący z eksplozji gwiazd, z czasów tworzenia się Układu Słonecznego. Izotop ten znalazł się wewnątrz lodowej kuli tworzącej jądro komety. Model jest następujący: w samym środku komety izotop, potem warstwa lodu, a na wierzchu warstwa kurzu międzygwiezdnego ze związkami węgla. Izotop grzeje, lód topi się powoli od środka, miesza się z kurzem, a na wierzchu zamarza. I w takim lodowym kociołku warzy się Życie. Wirusy i bakterie powstają spontanicznie jak w darwinowskiej sadzawce, a kiedy podejdą pod powierzchnię „zupy”, zamarzają i hibernują.
Proces ten trwa do momentu, aż kometa palnie dla przykładu w Ziemię, co – jak twierdzili Hoyle i Wikramasinghe – stało się 4 miliardy lat temu. Wówczas robi się ciepło i wilgotno, bo lód topnieje, bakterie i wirusy budzą się z hibernacji i rozpełzają się swobodnie i... dalej już mamy ewolucję. Teoria brytyjskich uczonych tłumaczy też wspaniale przepowiadane od stuleci plagi towarzyszące kometom. Otóż w trakcie przelotu przez przestrzeń kosmiczną pęd porywa z powierzchni komet zamarznięte drobinki lodu, a wraz z nimi zahibernowane bakterie i wirusy. Tworzą one ogon komety, a im dalej, tym coraz rzadszą chmurę. Przez taką chmurę od czasu do czasu przechodzi Ziemia, a że niektóre wirusy są chorobotwórcze, to mamy epidemie. Coś takiego może nas niebawem czekać, gdyż w listopadzie przeszło w relatywnym pobliżu Ziemi małe ciało niebieskie nazwane Oumuamua, pierwszy makroskopowy obiekt z przestrzeni międzygwiezdnej, który
przelatuje przez Układ Słoneczny. Początkowo sądzono, że to kometa, później, że planetoida. Niektórzy twierdzą, że to wygasła kometa. Oumuamua ma niespotykany, niezwykle wydłużony kształt i czerwonawy kolor, który czasami przechodzi w bladoróżowy. Jest to swoista „kosmiczna igła”, gdyż długość obiektu szacuje się na około 400 metrów, a grubość na 40 metrów. Minęła już Ziemię i oddala się z szybkością 44 kilometrów na sekundę. W środę 13 grudnia międzynarodowy zespół naukowy, finansowany przez rosyjskiego miliardera Jurija Milnera, zaczął podsłuchiwać tajemniczego Oumuamuę, gdyż nie brakuje teorii, że jest to wrak międzygwiezdnego statku kosmicznego, albo – jak sądzi profesor Avi Loeb, dziekan wydziału astronomii Uniwersytetu w Harvardzie – sztucznie stworzona sonda wysłana przez obce cywilizacje. Czas pokaże, czy to próba nawiązania kontaktu z Ziemianami, czy też tradycyjny zwiastun plag, kataklizmów i niepokojów. K
Litwa zaczęła odchodzić od Polski – w sposób już nie odwracalny, Śląsk powracał – wówczas wydawało się, że również na zawsze. Rzecz jednak w tym, że dziś na Górnym Śląsku zaczynają dominować te mechanizmy, które pojawiły się podczas zaborów na Litwie.
się; w odniesieniu do Litwinów – zbudowało Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Książęta śląscy pod Grunwaldem walczą już po stronie niemieckiej. W 1471 r. Władysław II Jagiellończyk zostaje królem Czech, a w 1490 Węgier i Chorwacji. Ale Jagiellonowie nie wykazują już zainteresowania Śląskiem, być może dlatego, że na tle wielkiego obszaru ich dominacji ginie on z oczu, ale być może też dlatego, że nazbyt dbali o to, aby Korona nie urosła zbytnio w siłę. W XV w. zaczyna się więc proces, który odciągnie Śląsk w kierunku zachodnim. Nie wiadomo, na ile walka po stronie Krzyżaków mentalnie odizolowała Śląsk od Polski. Natomiast odrzucenie przez Jagiełłę korony czeskiej zneutralizowało wprawdzie oskarżenia Zachodu o pogaństwo polskiego króla, ale nie ustrzegło Śląska od husyckich najazdów, wpływu przyszłego prote-
Czas budowania dwóch światów Gdy Polska za Władysława Łokietka zaczęła przezwyciężać rozbicie dzielnicowe i czeskie władztwo, Śląsk był po pierwszej masowej kolonizacji niemieckiej. Bitwa z Tatarami pod Legnicą w 1241 r. wyludniła tę dzielnicę. Łokietek był świadkiem ciążenia ku Czechom niemal wszystkich księstw śląskich. Tylko Bolko Świdnicki (ok. 1309–1368) utrzymywał swoją niezależność. W 1331 r. wstrzymał wyprawę Jana Luksemburskiego i uniemożliwił połączenie się jego wojsk z Krzyżakami pod Kaliszem i dokonania pierwszego rozbioru Polski. Pokój w Namysłowie (1348) zmienił układ. Kazimierz Wielki i Karol IV Luksemburski (syn Jana Luksemburskiego) zawarli pokój, który kończył najazd czeski na Księstwo Bolka, kończył sojusz czesko-krzyżacki i blokował starania o przejęcie diecezji wrocławskiej. Był to niewątpliwy sukces polskiego króla, który zbierał polskie ziemie po rozpadzie dzielnicowym. Pokój namysłowski odwrócił jednak logikę geopolityczną i Bolko musiał zrezygnować z polityki antyluksemburczykowskiej. W 1353 r. wydał swoją bratanicę Annę za syna cesarza Karola IV i zobowiązał się, w razie bezpotomnej śmierci, przekazać całość swojego dziedzictwa na rzecz bratanicy i jej męża. Tegoż samego roku Anna została królową czeską i cesarzową rzymską. W taki sposób ostatnie niezależne księstwo śląskie stało się częścią dziedzictwa czeskiego i własnością cesarzy niemieckich. Zwyciężyła geopolityka. Kazimierz nie zrezygnował jednak z odzyskania Śląska. Bolko, za pomocą aliansu bratanicy, odnosi ogromny sukces polityczny. Jego księstwo powiększa się i rozkwita; a on sam bywa arbitrem wśród monarchów europejskich. W Polsce zachodzą jednak wielkie zmiany. Do władzy dochodzi Kazimierz Wielki – świetny gospodarz i znakomity polityk. Po jego śmierci Polska zaczyna korzystać z efektów założenia Akademii Krakowskiej i dochodzi do unii w Krewie (1385), a w 1410 do decydującej bitwy pod Grunwaldem. Warto zaznaczyć, że w pokoju namysłowskim Kazimierza Wielkiego i unii krewskiej Jagiełły łącznikiem stało się odwołanie do miłości. Odwołanie to w przypadku cesarza niemieckiego nie sprawdziło
stantyzmu i odmiennej drogi rozwoju. Proces zaczął się od ruchu husyckiego, a więc braci czeskich i morawskich. Już na soborze w Konstancji (1414–1418) widać różnice. Polakom i Czechom chodziło o reformy w Kościele katolickim. Ale to Polakom przyniósł on sukces – intelektualne zwycięstwo nad Krzyżakami; niektórzy mówią, że był dokończeniem zwycięstwa pod Grunwaldem. Czechom, odwrotnie, sobór przyniósł klęskę – spalenie Jana Husa i wojny husyckie. W XVI w. powstają ośrodki protestanckie. Marcin Luter w 1517 przybija swoje 95 tez; w latach 1522–1535 tłumaczy Nowy Testament na język niemiecki. Protestantyzm zaczyna docierać na Śląsk. Nie ma on jeszcze ani swoich świątyń, ani własnej hierarchii. Korzysta więc z kościołów, w których naprzemiennie odprawiają się Msze św. w obrządku katolickim i protestanckim. Ale pastorzy stoją przed wielkim zadaniem – muszą dołożyć wiele wysiłku, aby dorównać księżom katolickim i katolików przeciągnąć na swoją stronę. Protestantyzm staje na wyższym poziomie intelektualnym i zaczyna być konkurencją dla katolicyzmu. Bitwa pod Mohaczem w 1526 r. kończy potęgę dynastii Jagiellonów i przerywa łączność kultury polskiej ze Śląskiem. Śląsk przechodzi pod panowanie Habsburgów i jest jeszcze znakomicie rozwiniętą dzielnicą. Austria zaczyna odzyskiwać wpływy katolickie, ale od tej pory Śląsk zaczyna dzielić się na Dolny i Górny. Dolny staje się głównie protestancki, Górny – głównie katolicki. Szlaki handlowe zanikają, cywilizacja ogranicza swoje oddziaływanie i mniej więcej od tego samego okresu datuje się powolna germanizacja elit i pozostającej tam polskiej szlachty. Język polski jest w użyciu. W kościołach protestanckich wierni modlą się za króla polskiego, ale język polski zatraca polskiego ducha i polskie składniki kulturowe. Popada w pewną próżnię i staje się mechanicznym elementem przekazu. Nasze drogi zaczynają się rozchodzić. Od tej pory istniejąca na Śląsku polska kultura zaczyna ulegać stopniowej degradacji, a jedynym łącznikiem między Ślązakami a Polakami coraz bardziej staje się religia katolicka na poziomie ludowym. Mieszkający tam Polacy zaczynają podążać w kierunku kultury chłopskiej; sto lat później Czesi, po klęsce pod Białą Górą w 1620 r., obierają podobny kierunek. Rzeczpospolita Obojga Narodów już od dwóch wieków buduje własną cywilizację i opiera się na kulturze szlacheckiej. Elity śląskie, choć nieco autonomiczne, zaczynają tworzyć kulturę niemiecką, ludność pozostaje przy kulturze słowiańskiej, a więc chłopskiej. Te dwa wewnętrzne światy już wkrótce staną się dla siebie niezrozumiałe. Staną się też trudne do identyfikacji z zewnątrz. Kultura chłopska zaczyna się zamykać w sobie i reaguje typowo dla swojej warstwy – w skali ponadnarodowej. Luter jest ojcem języka niemiec kiego, ale swoim tłumaczeniem Nowego Testamentu nie wyzwolił wśród Niemców potrzeb literackich w tym języku. Zrobił to dopiero sto lat później urodzony w Bolesławcu Martin Opitz (1595–1639). W 1617 r. napisał łacińską rozprawę, w której sprzeciwia się pogardzaniu językiem niemieckim. Od tej pory stał się ojcem tego języka, jak w Polsce niemal sto lat wcześniej
już wyraźnym przeflancowaniem kulturowym Śląska. Mistycyzm śląski ma wielu ojców. Są nimi: Jakub Beohme (1595–1624, pierwszy filozof piszący w języku niemieckim) urodzony w Zgorzelcu, Daniel Czepko (1605–1660) urodzony w Legnickim Polu, Anioł Ślązak (1624–1677) we Wrocławiu i inni. Jakub Boehme, jak samo nazwisko wskazuje – Czech, samouk, objawia się jako cudowny mędrzec, dziś uważany za równego największym filozofom greckim; buduje zupełnie inny obraz świata i Boga. Jak pisze Józef Kosian w Mistyce śląskiej…: Boehme momenty sprzeczne, a więc „dobro” i „zło”, „tak” i „nie” łączy w jedno i z tego wyprowadza żywą jedność. Niebyt pojmuje nie w kategoriach próżni, lecz w kategoriach dynamicznych: „otchłań pragnie ładu”. Z niej wywodzi się świat i sam człowiek. Jedynie Bóg może stworzyć byt z nicości. Człowiek jest księgą Boga, a natura jest jego ciałem. Człowiek potrafi stworzyć coś z czegoś, Bóg coś z niczego. Bóg, według Boehmego, „sam w sobie jest właściwie niczym, jest bezwolny, bezuczuciowy, bez czasu i miejsca (…) oraz [bez – R.S.] imienia. Staje się czymś w stworzeniach i tylko przez nie otrzymuje istnienie”. Anioł Ślązak w Cherubinowym wędrowcu pisze: „światłość wyłania się z ciemności / życie ze śmierci, a coś z nicości”. W innym miejscu: „Morzem staje się każda kropla, która dociera do morza, / a dusza staje się Bogiem, kiedy dociera do Boga”. W kolejnym: „Władca duszy / Dusza ma wielką władzę, zniewala wszystko boże, / Gdy ona nie chce, Bóg sam odstąpić jej nie może”. Albo: „Bóg we mnie i dookoła, / Jam ten, w co Bóg się wlewa, – naczyniem jestem bożem – / On tem, co mnie zamyka, głebokiem mojem morzem”. I jeszcze jeden cytat: „Bóg jest wszystkiem i niczem/ Bóg wszystkiem jest i niczem, jest stroną wszystkich stron… / Więc nazwij coś czym jest On! Ach czymże nie jest on?”. Silesius powrócił do katolicyzmu, twierdząc, że protestantyzm pozbawiony jest „gruntu pod nogami”. Siemieński w Portretach literackich wyjaśnia, na czym polegała specyfika śląskiego mistycyzmu. Pisze on: „Wpływ poetów polskich daje się bezsprzecznie napotkać u poetów śląskich, a ci w literaturze ogólnej niemieckiej tworzą osobną szkołę, która ma wiele tych cech, jakie charakteryzują naszą poezję w XVI i XVII wieku, to jest pewien nastrój do heroicznej pieśni, język niekunsztowny, nieudawanej prostoty, pod którą czuć godność i siłę wewnętrzną. Cechy te już nigdy nie powtórzyły się w poezji niemieckiej (…) skąd to się wzięło na Śląsku, a nie odezwało się w innych stronach Niemiec”. Krótko mówiąc, wpływ kultury polskiej na niemiecką poprzez Śląsk jest ewidentny, choć skwapliwie ukrywany przez Niemców. Prof. Franciszek Marek komentując podkreśla: „myśli te były formułowane w języku niemieckim, ale nie miały one niemieckiego ducha i nie przebiły się do kultury niemieckiej. Pozostały na Śląsku. I to jest właśnie ta cecha śląska w literaturze niemieckiej”. Śląsk w tym czasie jest już nie polski i jeszcze nie niemiecki. Ale korzyści z tego tytułu płyną w kierunku cesarstwa. XVIII w. przynosi wojny śląskie, utrwala dokonane zmiany i wprowadza germanizację. K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
10
S
ystem komunistyczny należy nazwać czerwonym nazizmem. Czarna księga komunizmu [*], opisuje wydarzenia mające miejsce m.in. w tzw. Bloku Wschodnim. Książka postawiła sobie za cel przedstawienie bilansu ofiar w krajach rządzonych przez partie komunistyczne. Ich liczbę określa na blisko 100 milionów ofiar śmiertelnych. „Wybielanie” komunizmu powoduje, że znowelizowana tzw. ustawa o dekomunizacji przestrzeni publicznej jest zwalczana przez przedstawicieli samorządu, którzy często odmawiają zmian w nazewnictwie np. ulic i placów czy demontażu radzieckich monumentów. Wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipiera wydał decyzję, na mocy której część warszawskich ulic ma zmienione nazwy. Np. aleja Armii Ludowej ma nosić imię L. Kaczyńskiego. Cóż z tego, gdy np. w korespondencji Deutsche Bank z grudnia 2017 r. jako adres banku podana jest nadal aleja Armii Ludowej! Warto wspomnieć, że Deutsche Bank kredytował budowę Auschwitz... W Katowicach radni PO i RAŚ organizują w centrum miasta spędy w obronie „placu Wilhelma Szewczyka”. Szewczyk był redaktorem naczelnym czasopism „Odra”, „Przemiany” i „Poglądy”, działaczem nacjonalistycznym i komunistycznym, posłem na Sejm PRL wielu kadencji. Przed wrześniem 1939 r. dał się poznać z poglądów antysemickich. Postulował wyeliminowanie Żydów z życia kulturalnego i gospodarczego. Literaturę i prasę żydowską uznawał za jedną z najgroźniejszych broni „żydowskiego państwa eksterytorialnego”. Po wojnie wrócił do Katowic i włączył się w tworzenie propagandy komunistycznej. Od 1947 był członkiem PPR, potem PZPR. Redagował materiały propagandowe PZPR. W 1953 był wśród grona 53 członków krakowskiego Związku Literatów Polskich, którzy poparli komunistyczne represje wobec duchowieństwa katolickiego w Polsce. W latach 60. wydał książkę Z teczki wspomnień PPR. Propagował w niej marksizm i leninizm oraz zmiany ustrojowe Polski. Żołnierzy Armii Krajowej nazwał „wrogiem w cywilu, który popełnił najohydniejsze zbrodnie na działaczach komunistycznych”. Od 1971 był członkiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach, w latach 1980–1981 członkiem jego egzekutywy. Dla PO i RAŚ takie fakty z życiorysu Szewczyka są bez znaczenia... Tymczasem „Gazeta Wyborcza” podała, że prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc, poseł SLD IV kadencji, odmawia wykonania sugestii IPN w sprawie likwidacji monumentu „wdzięczności” Armii Czerwonej, który stoi na placu Ofiar Getta. Swoje stanowisko dotyczące obelisku przesłał Dariuszowi Iwaneczce, dyrektorowi IPN w Rzeszowie. Wnosi w nim o zmianę opinii dotyczącej obelisku, powołując się na nowelizację ww. ustawy: Zapisy ustawy nie odnoszą się do pomników usytuowanych na terenach cmentarzy oraz pomników wpisanych do rejestru zabytków – samodzielnie lub jako część większej całości. Pomnik na placu Ofiar Getta usytuowany jest na terenie dawnego cmentarza żydowskiego zlikwidowanego w czasie II wojny światowej przez hitlerowców. Ten cmentarz pierwotnie rozciągał się w granicach dzisiejszych ulic Kopernika i Piłsudskiego. Nadmieniam ponadto, że pomnik zlokalizowany jest na terenie wpisanym do rejestru zabytków decyzją Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków z dnia 30 stycznia 1969 roku. Powoływanie się w obronie totalitarnego obelisku na fakt, że przed 1 września 1939 roku na terenie obecnego rzeszowskiego placu Ofiar Getta znajdował się cmentarz żydowski, raczej nie znajdzie zrozumienia w Izraelu. To komuniści swoim „straszydłem” dokonali ponownego zbezczeszczenia mogił zrównanych z ziemią przez sojusznika Stalina w napaści na Polskę z września 1939. Trzeba mieć tupet, żeby powoływać się na wpis do rejestru zabytków z 1969 roku, gdy brylowało się w PZPR... Niektórzy z czytelników mogą odnieść wrażenie, że obrona komunizmu dotyczy jedynie nazewnictwa ulic, placów czy monumentów. Tymczasem pomimo 2 lat rządów „dobrej zmiany”, w obronę komunistów i obcych nam, rosyjskich interesów zaangażowana jest też Policja i prokuratura... 17 sierpnia wystosowałem zawiadomienie do Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry, szefów Agencji Wywiadu Piotra Krawczyka i Służby Kontrwywiadu Wojskowego Piotra Bączka o działalności stowarzyszenia „Kursk” i lidera tej organizacji Jerzego Tyca, wskazując na możliwe przestępstwo promowania oczywistej nieprawny historycznej oraz płatne szpiegostwo na rzecz Federacji Rosyjskiej.
KURIER·ŚL ĄSKI Od dawna apeluję o to, aby w myśl art. 13 Konstytucji RP oraz art. 256 kk uznać, że między nazizmem a komunizmem należy postawić znak równości. W Polsce dotkniętej praktyczną rea lizacją paktu Ribbentrop-Mołotow to powinno być oczywiste.
O ochronie komunistycznych skamielin Adam Słomka
Na agenturalną działalność tego ugrupowania zwracałem uwagę również w kontekście ponownego odsłonięcia totalitarnego monumentu w Mikolinie z udziałem samozwańczego przedstawiciela władz miasta (gm. Lewin Brzeski)! Prokuratura Rejonowa w Mrągowie zatwierdziła niedawno postanowienie o umorzeniu dochodzenia – bez uzasadnienia. W tym samym czasie Jerzy Tyc w Moskwie spotykał się z rosyjskimi deputowanymi do Dumy Państwowej, m.in. Jarosławem Niłowem, współautorem ustawy o „czarnych listach”, umożliwiającej kontrolę Internetu z Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji Władimira Żyrinowskiego! Towarzysz Tyc w części spotkań brał udział w mundurze LWP. Warto wspomnieć, że Władimir Żyrinowski niedawno domagał się, aby wszyscy w Polsce mówili po rosyjsku. „Kursk” czerpie środki z nielegalnego finansowania, w tym na konta w rosyjskich bankach, np. w Sbierbanku. Od 1 sierpnia 2014 roku Sbierbank razem z czterema innymi państwowymi bankami w Rosji objęty jest sankcjami UE, wprowadzonymi po rosyjskiej aneksji Krymu oraz okupacji Doniecka i Ługańska. Analogiczne kroki prawne zostały podjęte również przez amerykański Departament Skarbu. Zatem finanse „Kurska” pozostają w 100% poza kontrolą instytucji państwa polskiego.
T
a organizacja czasem remontuje cmentarze wojenne Armii Czerwonej. Stale zajmuje się jednak promowaniem komunistycznego totalitaryzmu i głoszeniem nieprawdy historycznej oraz wzmacnianiem propagandy Kremla. Dla przykładu. Stowarzyszenie „Kursk” oraz jego lider Jerzy Tyc 12 października 2017 r. zorganizowali w Warszawie „konferencję” w Rosyjskim Ośrodku Nauki i Kultury. Krytykowano polskie środowiska patriotyczne za ustawę o dekomunizacji przestrzeni publicznej. Warto przypomnieć, że w nocy z 11 na 12 października 2017 r. na wniosek ABW został wydalony z Polski Dmitryi K., naukowiec i przedstawiciel Rosyjskiego Instytutu Studiów Strategicznych w Moskwie. Informację jako pierwsze podały „Wiadomości” TVP. Według nieoficjalnych informacji to wykładowca Akademii Humanistycznej w Pułtusku. – Z ustaleń ABW wynikało, że jest
to człowiek zaangażowany w inicjowanie i prowadzenie elementów tzw. wojny hybrydowej przeciwko naszemu krajowi. Z ustaleń ABW wynika również, że mężczyzna utrzymywał aktywne kontakty ze służbami wywiadowczymi Federacji Rosyjskiej. Wiele uwagi poświęcał stosunkom polsko-ukraińskim. Jego grupa działała na rzecz wzmacniania pewnych napięć między Polską a Ukrainą. Prowadził również szereg inicjatyw związanych z kampaniami informacyjnymi na rzecz Rosji, stymulował i prowadził działania, które miały być przedstawiane jako oddolny opór przeciwko ustawie, która pozwala polskim władzom likwidować pomniki stawiane sowieckim żołnierzom w naszym kraju – powiedział wówczas TVP Info Stanisław Żaryn, rzecznik koordynatora służb specjalnych. W wystąpieniu do uczestników „konferencji” stowarzyszenia „Kursk” i Jerzego Tyca rzeczniczki MSZ Rosji Marii Zacharowej Rosja oświadczyła: (…) Pomniki żołnierzy radzieckich, którzy zginęli w II wojnie światowej, powinny być nietykalne i święte (…) Zaczęliśmy zapominać, że pomniki to w pierwszej kolejności pamięć. Niszczenie pomników to atak na pamięć historyczną obecnych pokoleń i pozbawienie pamięci przyszłych. To nie nowa metoda, lecz do tej pory jest powszechnie stosowana. Na naszych oczach na objętym płomieniem Bliskim Wschodzie terroryści, zajmując terytoria, natychmiast niszczą pomniki historyczne. Ale są to terroryści. Jednocześnie w pokojowej i stabilnej Europie Wschodniej są burzone i bezczeszczone pomniki żołnierzy, którzy kiedyś podarowali kontynentowi europejskiemu nie tylko wolność, ale i życie. Jak wspomniałem wyżej, postanowieniem z 30.11.2017 r. podkom. Robert Wiśniewski z Komendy Rejonowej Policji w Mrągowie na podstawie art. 17.1.2 kpk umorzył dochodzenie w sprawie agenturalnej działalności stowarzyszenia „Kursk”, promowania nieprawdy historycznej przez lidera tej organizacji Jerzego Tyca, nielegalnego finansowania tej organizacji ze środków państwowych Federacji Rosyjskiej, wywołania istotnej krzywdy dla interesów Państwa Polskiego na forum międzynarodowym poprzez promowanie rosyjskiej propagandy oraz o czyn z art. 256.1. kk w okresie od powstania tej organizacji. Postanowienie zatwierdził prokurator Prokuratury Rejonowej
w Mrągowie Jarosław Pawluczuk, również 30.11.2017 r. Fatalna i błędna decyzja organów ścigania z Mrągowa została już na szczęście zaskarżona. Przypomnijmy zatem wszystkim historyczne fakty.
Z
SRR stosował wobec Polaków metody ludobójcze jeszcze przed 1 września 1939 roku. W latach 1937–1938 realizowano w ZSRR tzw. akcję polską NKWD, wynikającą z rozkazu Ludowego Komisarza Spraw Wewnętrznych ZSRR nr 00485 z dnia 11 sierpnia 1937 r. Według dokumentów NKWD,
depolonizacja Kresów Wschodnich oraz sowietyzacja ludności przyłączonych do ZSRR terenów Rzeczpospolitej. Terytorium Rzeczpospolitej Polskiej na wschód od linii granicznej ustalonej w układzie pomiędzy III Rzeszą a ZSRR zostało w październiku 1939 r. anektowane przez ZSRR. Formalną podstawą były pseudoplebiscyty, a następnie aneksja w trybie uchwały Rady Najwyższej ZSRR. Były to akty prawne równoległe do dwóch dekretów Adolfa Hitlera – z 8 i 12 października 1939 r., którymi jednostronnie wcielił zachodnie terytoria Polski do III Rzeszy, tworząc jednocześnie z centralnych ziem II Rzeczpospolitej Generalne Gubernatorstwo. Wszystkie powyższe akty „prawne” były sprzeczne z ratyfikowaną przez Niemcy i Rosję konwencją haską IV (1907), nieważne w świetle prawa międzynarodowego i nie zostały uznane zarówno przez Rząd RP na uchodźstwie, jak i państwa sojusznicze wobec Polski, a także państwa trzecie (neutralne) przez cały czas trwania II wojny światowej. Polscy historycy pracujący w IPN twierdzą, że całkowita liczba deportowanych nie przekroczyła 800 tysięcy osób. Krytyka takiego szacunku była jednak tak duża, że nawet prezes IPN, śp. dr hab. Janusz Kurtyka przyznał, że obecnie część historyków ocenia liczbę deportowanych od 700 tysięcy przez 1 milion do 1,5 miliona. Reżim radziecki stosował również inne formy represji, aby zniszczyć polskie oblicze Kresów Wschodnich. Do Armii Czerwonej wcielono ok. 150 tysięcy Polaków. Ginęli oni w 1940 roku w Finlandii oraz w początkowych miesiącach wojny radziecko-niemieckiej. Około 100 tysięcy osób wcielono do specjalnych batalionów budowlanych zwanych strojbatami. Według danych sowieckich z 10 czerwca 1941 r., a więc niemal z przedednia agresji niemieckiej, w kresowych więzieniach przebywało co najmniej 40 tys. więźniów politycznych. Łącznie NKWD zamordowało nie mniej niż 35 tys. uwięzionych. Największe masakry miały miejsce we Lwowie, gdzie zamordowano od 3,5 do 7 tys. więźniów. W Łucku ofiarą masakry padło około 2 tys. więźniów, w Wilnie około 2 tys., w Złoczowie około 700, Dubnie około 1000, Prawieniszkach 500 więźniów, oprócz tego w Drohobyczu, Borysławiu, Czortkowie, Berezweczu, Samborze, Oleszycach, Nadwórnej, Brzeżanach. W ciągu tygodnia w czerwcu 1941 roku Rosjanie wymordowali w więzieniach co najmniej 14 700 obywateli II RP, na szlakach ewakuacyjnych zostało zamordowanych kolejne 20 tysięcy. Zatem było to nie tylko ludobójstwo wojskowych czy policjantów, np. w Katyniu czy Miednoje… Armia Czerwona – potem Armia Radziecka – pozostała w Polsce do 1993 roku. Reasumując: Armia Czerwona
Jerzy Tyc z rosyjskim deputowanym Niłowem; Niłow drugi od lewej, Tyc trzeci.
skazano 139 835 Polaków, z czego zamordowano bezpośrednio 111 091 osób. Po 17 września 1939 do 22 czerwca 1941 ZSRR przez fizyczną eliminację i zsyłki doprowadził do śmierci 1 do 2 milionów polskich obywateli. Po zbrojnej agresji ZSRR na Polskę 17 września 1939 r., okupacji wojskowej wschodnich terenów II Rzeczypospolitej przez Armię Czerwoną i ustaleniu w dniu 28 września 1939 r. przez III Rzeszę i ZSRR w zawartym w Moskwie „pakcie o granicach i przyjaźni” niemiecko-sowieckiej linii granicznej na okupowanych wojskowo przez Wehrmacht i Armię Czerwoną terenach Polski, mieszkańcy obu okupowanych części państwa polskiego zostali poddani represjom przez obu najeźdźców. Na terenach okupowanych i anektowanych przez ZSRR obywatele Rzeczypospolitej, zarówno Polacy, jak i obywatele polscy innych narodowości, zostali poddani przez stalinowski aparat przemocy ZSRR brutalnym represjom, obliczonym na załamanie społecznego morale i zniszczenie w zarodku rodzącej się konspiracji. Długofalowym celem polityki ZSRR była
była formacją dla Polski i Polaków równie okupacyjną i zbrodniczą, jak niemiecki Wehrmacht czy Waffen SS. 22 czerwca 1941 r. siły zbrojne totalitarnych Niemiec uderzyły na formacje wojskowe ZSRR stacjonujące na terytorium II RP okupowanym przez ZSRR. Nikt rozsądny nie promuje jednak „wyzwolenia” przez Wehrmacht polskich terytoriów okupowanych przez ZSRR, albowiem Niemcy zastępowali tam okupację radziecką okupacją nazistowską. Również Armia Czerwona nie wyzwalała okolic Mrągowa – wcześniej Sensburga – tylko zajmowała terytorium niemieckie zamieszkałe przez autochtoniczną, w większości niemiecką ludność, która od 1933 do 1945 r. popierała rządy Hitlera i premiera Prus Göringa. Oficjalny pretekst agresji ZSRR na II RP, a zatem wkroczenie na polskie terytorium przez Armię Czerwoną, był zawarty w przekazanej o godzinie 3:00 w nocy 17 września 1939 roku przez zastępcę Ludowego Komisarza (ministra) Spraw Zagranicznych Potiomkina ambasadorowi RP Wacławowi Grzybowskiemu nocie dyplomatycznej:
zamieszczono tam niezgodne z prawdą oświadczenie o rozpadzie państwa polskiego, ucieczce rządu polskiego, konieczności ochrony mienia i życia zamieszkujących wschodnie tereny polskie Ukraińców i Białorusinów oraz uwalnianiu ludu polskiego od wojny. W konsekwencji ZSRR uznał wszystkie układy zawarte uprzednio z Polską (w tym traktat ryski z 1921 roku i pakt o nieagresji z 1932 roku) za nieobowiązujące – zawarte z nieistniejącym państwem. Dlatego też odmawiano wziętym do niewoli polskim żołnierzom statusu jeńców wojennych.
P
otiomkin przedstawił notę ambasadorowi RP w chwili rozpoczęcia działań wojennych przez Armię Czerwoną. Ambasador odmówił przyjęcia noty i zażądał wiz wyjazdowych dla dyplomatów polskich. Władze ZSRR próbowały, wbrew prawu międzynarodowemu (konwencja genewska dyplomatyczna), uniemożliwić opuszczenie kraju polskim dyplomatom i aresztować ich (stwierdzając utratę statusu dyplomatycznego). Polaków uratował dziekan korpusu dyplomatycznego w Moskwie, ambasador III Rzeszy Friedrich-Werner von der Schulenburg, osobiście wymuszając na rządzie ZSRR zgodę na wyjazd dyplomatów. Sowiecki ambasador w Polsce Nikołaj Szaronow wyjechał zaś z terenu RP (wraz z attaché wojskowym Pawłem Rybałko – późniejszym marszałkiem ZSRR) już 11 września, pod pretekstem nawiązania łączności z Moskwą (Potiomkin odmówił ambasadorowi Grzybowskiemu prawa wyjazdu pierwotnie pod pretekstem konieczności powrotu do ZSRR dyplomatów sowieckich w Polsce, którzy od tygodnia znajdowali się już na terenie ZSRR). Konsul generalny RP w Kijowie, Jerzy Matusiński, wezwany 30 września przez władze sowieckie, zaginął (po aresztowaniu został zamordowany przez NKWD). Warto podkreślić, że legalny rząd II Rzeczypospolitej opuścił granice Polski dopiero późnym wieczorem 17 września, po otrzymaniu wiadomości o wkroczeniu Armii Czerwonej rankiem tego dnia i potwierdzonej informacji o zbliżaniu się sowieckiej kawalerii oddziałów pancernych do miejsca przebywania władz RP. Prezydent Ignacy Mościcki w wydanym w Kosowie orędziu do narodu określił jednoznacznie sowieckie działania wojskowe jako akt agresji. 17 września ZSRR stał się faktycznie uczestnikiem II wojny światowej jako sojusznik III Rzeszy. Premier Władysław Sikorski wyraził pogląd, że Rosja zdradziła, idąc zbrojnie na pomoc Niemcom i uderzając na nas w umówionym z nimi momencie nożem w plecy: (...) odtąd jesteśmy w stanie wojny z Sowietami na równi z Niemcami. 25 kwietnia 1943 Stalin zerwał stosunki z legalnym polskim rządem. Trzeba wspomnieć, że Prezydent RP Władysław Raczkiewicz odmówił podpisania układu z 30 lipca 1941 Sikorski-Majski, a zatem ponowne wkroczenie na terytorium II RP Armii Czerwonej w latach 1944-45 nastąpiło bez formalnej zgody legalnego polskiego rządu, czyli stanowiło realizację przesłanek bezprawnej okupacji. Pochwalanie w Polsce totalitarnej, zbrodniczej Armii Czerwonej wpisuje się w czyn zakazany art. 256 kk, a istnienie „Kurska” jest sprzeczne z art. 13 Konstytucji RP. Zatem organa ścigania w Mrągowie swoją postawą w sprawie tej organizacji i jej lidera mogą działać wbrew interesom Państwa Polskiego. Polskie władze, w tym Prokurator Generalny RP Zbigniew Ziobro, powinny w tej sprawie zająć stanowisko. Aktywność „Kurska” oraz Jerzego Tyca wskazuje, że chociaż wydalono z Polski Dmitryja K., to jego grupa nadal spokojnie funkcjonuje. Nie wiemy, ile osób zostanie uwikłanych, czasem nieświadomie, w działalność stowarzyszenia „Kursk”. Poprawka o uznaniu Armii Czerwonej za emanację i symbol totalitaryz mu powinna znaleźć się w tzw. ustawie o dekomunizacji przestrzeni publicznej. Kieruję też publicznie pytanie do Policji i prokuratury z Mrągowa: czy jeśli ktoś będzie kiedyś pochwalał publicznie Wehrmacht – czy dochodzenie również zostanie umorzone, do tego bez uzasadnienia? Skoro nie było „dobrych nazistów”, to toczenie sporu o martwe czy żywe skamieliny „dobrych komunistów” sprowadza się do sztucznego konfliktu i odsuwania w czasie rozliczenia z PRL. Najwyższy czas na realne zrównanie swastyki z sierpem i młotem. K [*] Francuski oryginał: Le Livre noir du communisme. Crimes, terreur, répression. Stéphane Courtois, Nicolas Werth, Jean-Louis Panné, Andrzej Paczkowski, Karel Bartošek, Jean-Louis Margolin. Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania. ISBN 83-7180-326
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
11
WSPOMNIENIA·PODRÓŻNIK A
I
ndie to najstarsza i najdłużej istniejąca nieprzerwanie cywilizacja na świecie, ojczyzna jogi, algebry, trygonometrii, rachunkowości, kolebka szachów, systemu liczbowego; tu wymyślono najważniejszą cyfrę „0”. Indie są największą na świecie demokracją. Uzyskały niepodległość bez użycia przemocy. Tu mieszkają wyznawcy niemal wszystkich religii świata (głównie hinduiści i muzułmanie, a katolików jest tyle co w Polsce!). Jest tu 300 000 meczetów. Polakom Indie kojarzą się z biedą i głodem, choć jest to jeden z największych producentów mleka, masła, herbaty, bananów i fasoli. Większość ich mieszkańców żyje za mniej niż 2 dolary dziennie, a co czwarty jest analfabetą. Co pół minuty umiera tu człowiek na wściekliznę, blis ko 150 000 ludzi ginie co roku w wypadkach drogowych, dokonuje się najwięcej na świecie aborcji, ponad 30 000 morderstw rocznie. Ponad milion osób to milionerzy. Co trzeci mieszkaniec ma dostęp do internetu. Indie mają 11 noblistów, dobrze uzbrojoną armię liczącą ok. 1,4 mln. żołnierzy i 2 mln rezerwistów. W Bombaju buduje się największy wieżowiec mieszkalny na świecie (442 m); w 7 miastach jest metro, a w 350 lotnisko. Po Rosji Indie mają najdłuższe koleje na świecie – najbardziej popularny środek transportu, wygodny, bezpieczny i tani. I ja najczęściej korzystałem z kolei. Podobno tylko Mahatma Gandhi poznał Indie dobrze, bo je przeszedł pieszo.
W Bombaju W 1998 r., podróżując pociągami i autobusami z Hindusami, spożywając z nimi posiłki, mieszkając w skromnych hotelach lub u kogoś w gościnie, miałem okazję poznać ten kraj i jego mieszkańców. Wraz z Krzysztofem, z którym przemierzyłem Rosję, Chiny i Tajlandię, oraz ze studentem z Tokio przyleciałem z Bangkoku do Bombaju. Po odprawie paszportowej Hindusów przepędzono, a nam pozwolono zostać do rana w poczekalni terminalu. Czyżby nocne przejazdy były niebezpieczne dla białych? Rano dotarliśmy autobusem do centrum miasta. W pobliżu Gate of India znaleźliśmy tani nocleg w schronisku Salvation Army. Stąd wczesnym rankiem ruszyliśmy w kierunku Wzgórz Malabarskich, gdzie znajdował się polski konsulat. Powoli budziło się życie, ściągano z chodnika maty, gdzie spali bezdomni, zaczęto przygotowywać posiłki, kobiety prały bieliznę, ożywiały się święte krowy. Była dość wczesna pora na prywatne wizyty, więc udałem się do parku, gdzie krzewy przystrzyżono na kształt dzikich zwierząt, a później bezskutecznie starałem się zobaczyć Basztę Milczenia. Kiedyś była to jedna z największych atrakcji Bombaju. W tym mieście żyje najwięcej na świecie wyznawców religii Zoroastra. Są to czciciele ziemi, powietrza, wody i ognia. W Bombaju jest kilkanaście świątyń ognia, jest też święta studnia. Wyznawcy tej religii nie chowają nieboszczyków, a wystawiają na pożarcie sępom w Baszcie Milczenia. Bez problemu odnalazłem Konsulat RP, gdzie byłem już ćwierć wieku temu. Wówczas nie podano nam nawet szklanki wody. Tym razem poczęstowano mnie i Krzysztofa obiadem. Przygotowano też adresy mieszkających w Indiach Polaków i zaproszono na uroczystości odsłonięcia Pomnika Polskich Matek i Dzieci w Kolhapurze w 50 rocznicę rozwiązania obozu w Valivade 3 lutego 1998 r. Sympatyczny konsul Ireneusz Makles poradził też, by ten tydzień przed uroczystościami w Kolhapurze spędzić w Pune, gdzie mieszka krakowianka Ewa Maria Herukuru, nauczycielka tańca. Wysłałem więc dwa listy, zapowiadając swą wizytę, a tymczasem udałem się do Lonavli, do s. Walentyny.
Pomnik polskich sierot Do Kolhapuru dotarłem z Krzysztofem autobusem ekspresowym 3 lutego 1998 r. W Parku Mahawiry powitał mnie po polsku były nauczyciel języka angielskiego w obozie polskich sierot w Valivade, Siam Daifart. Przy dźwiękach orkiestry wojskowej przybywały po kolei delegacje państwowe, stanowe, dzieci, byli mieszkańcy obozu i ok. 1000 Hindusów. Uroczystości rozpoczęły się od wystąpienia wiceprzewodniczącego Stowarzyszenia Indian – byłych
mieszkańców obozu w Valivade Jana Siedleckiego, a następnie przemawiali Maharadża Kolhapuru, Konsul RP w Bombaju Ireneusz Makles i dr Helena Pyz, prowadząca ośrodek trędowatych w Jeevodaya. Wspominali swój pobyt tutaj byli mieszkańcy obozu przybyli z USA i Wlk. Brytanii. Po 25 latach starań i 50 od likwidacji obozu, odsłonięcia pomnika dokonał Maharadża Kolhapuru H.H. Chhatrapati, a ks. jezuita go poświęcił. Następnie przy dźwiękach hymnu Polski pobrałem ziemię spod pomnika na Kopiec Piłsudskiego w Krakowie. Uroczystość była transmitowana przez centralną telewizję hinduską w Delhi. Szkoda, że zabrakło byłych mieszkańców obozu z Polski, a także Ambasadora RP Krzysztofa Mroziewicza. Z Kolhapuru ponownie udałem się do Madrasu, Mylapore, Mahabalipuram, Pondhiherry i pełen wrażeń, bardzo zmęczony opuszczałem południe Indii, jak zwykle pociągiem. W otwartym przedziale 2 klasy, z której korzystałem, było 8 miejsc leżących. Przedziały są dość szerokie i wygodne. Jedyny problem to kupno biletu. Trzeba to robić z dużym wyprzedzeniem, ale ja załatwiałem to często dosłownie w ostatniej chwili, korzystając z układów z kasjerami. Dokładnie o północy express „Taj Mahal” ruszył z Madrasu do Nagpu-
w szkołach. Po południu obiad, dwugodzinna przerwa, kolacja i modlitwa różańcowa. Wakacje trwają tu dwa miesiące (maj i czerwiec) i wówczas rodzice zabierają do domu swe dzieci. Leczy się tu bezpłatnie różne choroby, głównie trąd. Chory na trąd nie może mieszkać wśród zdrowych. Musi szukać miejsca w specjalnych obozach.
Umrzeć w Benares W drodze z Raipuru do Benares przez Park Narodowy Panna dotarłem do Khajuracho. Z blisko stu świątyń hinduistycznych, buddyjskich i dżinijskich do naszych czasów przetrwało nieco ponad dwadzieścia, ale i tak warto tam pojechać, by trochę odpocząć i zobaczyć te najsławniejsze: Khandarija, Dewi Dżagadamba, Wiśwanatha, Lakszmana lub Parśwanatha. Pochodzą z XI w. Jednak nie architektura jest tu najważniejsza, ale rzeźby, które ją zdobią: to jedno ze szczytowych osiągnięć sztuki indyjskiej. Tysiące form, niesłychane bogactwo póz i gestów postaci, niebywała maestria wykonania. Europejskiego turystę najbardziej zaskakują jednak liczne grupy rzeźbiarskie o niezwykle wyszukanych układach erotycznych. To słynna „kamasutra”, najstarsza szkoła miłości na świecie. Po zespole świątyń monolitycznych w Mahabalipuram i świątyniach
Nie mniejszą przy jemność, jak spacery i zwiedzanie miasta, sprawiały zakupy. Wszystko tu było tańsze niż w Indiach, a równie piękne. Niezli czona ilość maleńkich sklepików, kramików i ogromny „pchli targ”. Hindusów mieli spotkać się Brahma, Wisznu i Siwa, najważniejsi bogowie w hinduskim panteonie. Tu o każdej porze nad miskami żebraczymi siedzi kilkadziesiąt osób. Są to ludzie bogaci i biedni, młodzi i starzy, zdrowi i chorzy, kobiety i mężczyźni – tu czekają na swoją śmierć, wybawienie. Moją uwagę przykuła piękna dziewczyna o blond włosach, prowadząca namiętną dyskusję ze starym, kudłatym Hindusem Sadhu. Tymczasem z bocznej ulicy wyszedł orszak weselny. Kilkaset metrów dalej płonęło kilka stosów – dzień i noc pali się tu nieboszczyków. Nie można było się zbliżyć, kręcić filmu, robić zdjęć – ale nikt nie przepędzał świętych krów! Wchodzą nawet do Złotej Świątyni. Patrząc na płonące stosy i odpływający na drugi brzeg statek z gośćmi weselnymi, nieco zmęczony i głodny
tak bardzo zwężała się, że były problemy z wymijaniem innych pojazdów, a jazda niezbyt sprawnym autobusem przypominała popisy cyrkowe. Kiedy zbliżaliśmy się do kilkusetmetrowej przepaści, często zupełnie nie zabezpieczonej, jedni zamykali oczy, inni modlili się, a wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy opuściliśmy dolinę rzeczną. Tam jednak były najpiękniejsze widoki na wysokie szczyty i rozległą dolinę pociętą niezliczoną ilością półek, gdzie uprawia się ryż i inne rośliny.
Jazda niezbyt spraw nym autobusem przypominała popisy cyrkowe. Kiedy zbliża liśmy się do kilkuset metrowej przepaści, często zupełnie nie zabezpieczonej, jed ni zamykali oczy, inni modlili się. Już pierwszy kontakt z Katmandu zrobił na mnie ogromne wrażenie, Durbar Square, zaułki starego miasta czy spacer wzdłuż Chicamugal były prawdziwą ucztą duchową. Wiele uroczych, małych świątyń, zespół pałacowy, wą-
Można Indie lubić lub nie, mogą się podobać lub nie, ale zawsze robią na przy byszu ogromne wrażenie. To kraj wielkości Europy (dziesięciokrotnie większy niż Polska), gdzie mieszkańcy reprezentują wszystkie rasy, mówią ok. 600 języ kami i różnymi narzeczami, gdzie występują wszystkie klimaty. Kraj świętych krów, świętych ludzi, małp, szczurów, drzew.
Indie – kraj kontrastów Wspomnienia podróżnika IV Władysław Grodecki
ru. Umyłem się, przymocowałem łańcuchem plecak do nogi siedzenia (jak Hindusi) i wszedłem do śpiwora. Mimo dużej wilgotności udało mi się zasnąć. Gdy się zbudziłem, zobaczyłem rozległe, płaskie obszary pozbawione lasów, przypominające sawannę afrykańską. Gdzieniegdzie mijaliśmy niewielkie wioski, uprawy ryżu, stada bawołów, gaje palmowe i pojedyncze eukaliptusy. Tuż po 2.00 w nocy następnego dnia przybyliśmy do Raipuru. Nie zaskoczył mnie brud, śmiecie, straszny bałagan, śpiący na chodniku ludzie i święte krowy. Tak było wszędzie w Indiach, ale tu było dość zimno i solidnie zmarzłem, nim odebrała nas p. Helena.
W obozie trędowatych O ojcu Marianie Żelazku, legendarnym polskim misjonarzu, twórcy słynnego w Polsce i w Indiach leprozo-
W Bombaju jest kilka naście świątyń ognia, jest też święta studnia. Wyznawcy tej religii nie chowają niebosz czyków, a wystawiają na pożarcie sępom w Baszcie Milczenia. rium słyszałem już w czasie pierwszego pobytu w Indiach w 1974 r.! Czy mogłem wówczas przypuszczać, że kiedyś uda mi się go poznać osobiście i odwiedzić w dalekim Puri? Nim to się stało, odwiedziłem inny ośrodek trędowatych – Jeevodaya (świt życia – z sanskrytu) koło Raipuru, na zaproszenie Heleny Pyz, polskiej lekarki, która prowadziła tam szpital dla trędowatych. To osiedle jest dziełem polskiego kapłana Adama Wiśniewskiego, pallotyna. Duże budowle: szkoła, kościół, szpital, i mniejsze – internat, pralnia, zabudowania gospodarcze, domki mieszkalne dla rodzin, choć jest to ośrodek przeznaczony głównie dla dzieci. Życie obozu przebiegało wg określonego rytmu; pobudka o 5.45, o 6.15 modlitwa, która zaczyna się w kościele, a kończy nad grobem polskiego misjonarza, później sprzątanie obejścia, apel poranny i lekcje
Khajuraho chyba tylko świątynie Benares mogą zaszokować zagranicznego turystę – ilością. W tym mieście jest ok. 1500 świątyń hinduistycznych i 300 meczetów. To święte miasto Indii. Ktoś, kto nie był w Benares, nie jest w stanie zrozumieć Indii. Do tego miasta nie przybywa się, by go zwiedzać, tu się pielgrzymuje. Na placu przed dworcem kolejowym setki taksówek i ryksz. Wszyscy turyści jadą w stronę świętej Gangi. Wziąłem rowero–rykszę, bo jest tańsza, szybsza niż taxi i łatwiej obserwować ulicę. Pierwsze kroki skierowałem na Daśaśwamedh Ghat. Była 7.00 rano. Nieprzerwany tłum pątników zmierzał w kierunku świętej rzeki, by wziąć oczyszczającą kąpiel. Zapewne wielu z nich marzy nie tylko o rytualnej kąpieli, ale i o śmierci nad jej brzegiem. To miasto „dobrej śmierci”. Umrzeć tutaj to najpewniejsza gwarancja osiągnięcia nirwany (stan wolny od kolejnych wcieleń w buddyźmie i hinduizmie). Niektóre biura podróży reklamowa-
Tu o każdej porze nad miskami żebraczymi siedzi kilkadziesiąt osób. Są to ludzie bo gaci i biedni, młodzi i starzy, zdrowi i cho rzy, kobiety i mężczyź ni – tu czekają na swoją śmierć, wybawienie. ły swe usługi: „Przyjedź do Benares i umrzyj”. Miasto fascynuje swym świętym charakterem. Od najwcześniejszych godzin rannych słychać tu głośne krzyki. Najwięcej pątników jest na Daśaśwamedh Ghat. Tu wedle wierzeń
zamówiłem sobie w maleńkiej restauracji popularny dal – zupę z soczewicy, fasoli lub grochu. Chwilę później dosiadł się do mojego stolika młody właściciel sklepu z jedwabiem. Wydałem mu się bardzo zamożnym człowiekiem, skoro zaproponował mi wizytę w swym sklepie w pobliżu Złotej Świątyni, ale wcześniej zapragnął zaprosić mnie na herbatę i pochwalić się swym mieszkaniem. W jednym pokoju przy ścianie leżał materac – to jego sypialnia, a w drugim maszynka elektryczna i kilka naczyń, bezładnie porozrzucanych po pokoju. Nie było żadnych mebli. Wypiliśmy herbatę z mlekiem i udali w kierunku Złotej Świątyni i jego sklepu.
Tydzień w Nepalu W hotelu nad brzegiem Gangesu dwaj mnisi buddyjscy z Katmandu zachwalali swoje miasto. Zapewniali, że jest tam taniej niż w Indiach, łatwy dojazd i, co najważniejsze, w ciągu dnia z Benares odjeżdża kilka autobusów do granicy. Pół godziny później z towarzyszącym mi jeszcze Krzyśkiem zmierzaliśmy w kierunku Katmandu. Trasa była bardzo interesująca, wiele lepianek przy drodze z pryzmami bydlęcego łajna, które jest podstawowym materiałem opałowym w tym kraju (nie lubią go też komary). Drewna tu brakuje, choć w Indiach rosną największe drzewa świata, baniany, a w okolicy Gorakhpur jest ich bardzo dużo! Około 19.40 byliśmy na granicy w Saunli; jako ostatni załatwiliśmy wizę nepalską i formalności paszportowe. Przygodnie spotkani Nepalczycy zaprowadzili nas na dworzec autobusowy. Niemal cały czas jechaliśmy wzdłuż doliny rzecznej. Towarzyszyły nam przepiękne widoki gór i głębokich kanionów. Droga pełna serpentyn często
skie, kręte uliczki. Cudowne, orientalne miasto – maleńka szkatułka! Wśród prawdziwych arcydzieł sztuki architektonicznej i snycerskiej jeden obiekt wyróżnia się w szczególny sposób. To Kumari Bahal – Dom Żywej Bogini. Biała trzypoziomowa, czworoboczna budowla z oryginalnie rzeźbionymi oknami jest zwrócona fasadą do placu Durbar. Przed wejściem stoją kamienne lwy. By zobaczyć Kumari, weszliśmy na dziedziniec. Niestety bogini – dziewczynka o niezwykłych cechach charakteru – nie wyszła! Trzeci dzień pobytu w Katmandu poświęciłem na zwiedzanie świątyń znajdujących się poza centrum. Ogromna Bouhanath ma kilka poziomów. Wraz z tłumem pątników wspiąłem się na kolejne poziomy, jak inni dzwoniłem dzwonkami powieszonymi dookoła stupy. Niesamowite wrażenie. Później był spacer do buddyjskiej świątyni Pashupatinahi. Gdy już znalazłem się na wzgórzu w jej sąsiedztwie, niespodziewanie nad pasmem gór otaczających Katmandu na horyzoncie zobaczyłem Himalaje. Nad brzegiem rzeki dokonywano ceremonii kremacji nieboszczyków, a w niszach świątyni rodzina zmarłego czekała, aż ich bliski zostanie zamieniony w popiół. Ostatnim akordem dobiegającego dnia była wizyta w stupie Swayambhunath, chyba najstarszej i najpiękniejszej, z ośrodkiem dla ubogich prowadzonym przez Siostry Miłosierdzia z Kalkuty. Prowadzi do niej 365 schodów z balustradami. Stamtąd jeszcze raz, w blasku zachodzącego słońca, zobaczyłem całą dolinę Katmandu i Himalaje. Kolejne dwa dni to znowu spacery i trochę odpoczynku. Katmandu leży na wysokości ok. 1300 m n.p.m. i odczuwa się brak tlenu, stąd szybsze zmęczenie. Celem kolejnego spaceru był Polski Konsulat Honorowy w Katmandu; znalazłem go na planie tego miasta. Zawsze staram się odwiedzać polskie placówki dyplomatyczne i szukam poloników oraz „cracovianów”. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że zamiast polskiego dyplomaty przyjął nas wielki miłośnik Polski, naszej kultury i tradycji – Nepalczyk Hulas Chand Galchha – Konsul Honorowy! Nie mniejszą przyjemność, jak spacery i zwiedzanie miasta, sprawiały zakupy. Wszystko tu było tańsze niż
w Indiach, a równie piękne. Niezliczona ilość maleńkich sklepików, kramików i ogromny „pchli targ”. Można tu było kupić prawie wszystko: wyroby z miedzi, kości bawolej, młynki modlitewne, słoniki z drzewa i żywicy, piszczałki i instrumenty strunowe, naszyjniki, kolczyki, pierścionki, bransolety, kadzidełka, figurki Buddy i Ganesia czy święte obrazy „tanki”. Tanka to przedmiot medytacji mnichów buddyjskich ułatwiający wyzwolenie – nirwanę. Najczęściej przedstawiają mandale, wcielenia Buddy lub różnych bodhisattów, groźne bóstwa lub postaci historyczne. Obrazy te są malowane farbą mineralną i pigmentami roślinnymi na płótnie bawełnianym, rzadziej lnianym, jedwabiu czy skórze. W Nepalu tanie było też jedzenie. W nepalskim jadłospisie najważniejszą potrawą jest dal bhat tarakari (zupa z soczewicy, ryż i warzywa w sosie curry), jadłem też buff, mięso bawołu błotnego, i tradycyjną nepalską zupę z suszonych pędów bambusa, tamę. Jednak podobnie jak w Indiach i tu żywiłem się głównie somozą, bardzo popularnymi wszędzie tam, gdzie są Hindusi, pierożkami z warzywami. Nepal wydawał mi się rajem. Szkoda, że znowu musieliśmy wracać do Indii.
Powrót do Indii Z Katmandu wróciłem do Benares, choć nie bez problemów. Po przekroczeniu granicy indyjskiej wsiedliśmy do autobusu w kierunku Benares (jak zapewniał kierowca). Opłaciliśmy przejazd, ale trakcie jazdy zmienił się kierowca i dowiózł nas do Mau, niewielkiego miasteczka ok. 100 km od Benares. Długo się awanturowałem, nie chciałem wysiąść z autobusu, aż w końcu kierowca wsadził nas do innego, który przywiózł nas na miejsce. Oczywiście nowy przewoźnik upomniał się o swoje. Jak mówią globtroterzy, by poznać świat, trzeba mieć albo pieniądze, albo czas. Ja przeważnie miałem to drugie. Gdy znalazłem się w interesującym miejscu, gdy był tani nocleg lub ktoś przyjął mnie do swojego domu, wówczas zostawałem dłużej, czasem tam wracałem. Znowu przybyłem do Benares, znowu spacerowałem po Dasaswamedh ghat, kluczyłem po krętych uliczkach, odwiedziłem słynny bazar i Manikarnika ghat, jeden z najstarszych i najświętszych w mieście, główny ghat kremacyjny. Z Benares przybyłem do Delhi i tu pożegnałem Krzysztofa, który wracał już do kraju, a sam zostałem kilka dni. Postanowiłem jeszcze raz odwiedzić ambasadę RP w Delhi; zaprosił mnie konsul Dębicki. Ale przyjął mnie sam ambasador Krzysztof Mroziewicz. Polecił swemu kierowcy, by zawiózł mnie na cmentarz wojenny, gdzie został pochowany polski żołnierz z czasów II wojny światowej. Tam pobrałem ziemię na Kopiec Piłsudskiego w Krakowie. Później pojechaliśmy pod Kutub Minar, Red Fort, Mauzoleum Gandhiego i do hotelu, gdzie mieszkałem: YES PLEASE! Udając się w stronę Bombaju, postanowiłem odwiedzić stolicę Rajastanu Jajpur. Dotarłem tam autobusem. Barwne i ciekawe to miasto. Jest otoczone jałowymi wzgórzami z fortecami i murami obronnymi. Zachwyt budzi Amber Fort, a w mieście słynny Hawa Mahal (Pałac Wiatrów) i wyjątkowy klimat ulic. Między samochodami torowały sobie drogę ciągnione przez wielbłądy wozy załadowane słomą lub warzywami. Przed oczyma przesuwała się kolorowa mozaika ryksz, rowerów, motocykli, samochodów, autobusów i pieszych. Odziani w tradycyjne radżpurskie stroje i jaskrawe turbany wąsaci mężczyźni prowadzili ożywione dysputy przed sklepami. Uważam, że Jajpur jest niedostatecznie rozreklamowany. Co innego Agra, którą odwiedzają niemal wszyscy turyści, choć jest mniej przyjazna dla przybysza. Droższe są tu noclegi, dużo zakładów pracy oraz motoro-ryksz, motocykli i samochodów, powodujących okropny smog. Nie ma tu czym oddychać, widoczność jak o zmierzchu. Tym razem miałem trochę szczęścia i z hotelowego tarasu w promieniach zachodzącego słońca podziwiałem zmieniające się barwy nieba; biel, złoto, róż, czerwień, błękit, szarość i czerń. Na horyzoncie jaśniała jedna z najsłynniejszych budowli świata – Taj Mahal. Już dla tego przeżycia warto było tu przyjechać! Taj Mahal to najwspanialszy pomnik miłości na świecie. By uświadomić sobie, do czego zdolny jest człowiek, trzeba zobaczyć Bazylikę św. Piotra w Rzymie, Aya Sophię w Stambule i z pewnością Taj Mahal! K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
12
KURIER·ŚL ĄSKI
Spotkanie z Adamem Borowskim na zaproszenie Klubu Gazety Polskiej w Tarnowskich Górach
Dokończenie ze str. 8
Juliusz Pionczyk – pierwszy organizator służby bezpieczeństwa pracy w II RP Roman Adler
Maria Wandzik
T
pokolenia, to najlepsze, co możemy zrobić dla Polski – mówi. Tematem przewodnim spotkania była Rzeczpospolita Polska. Tylko ona, nasza Ojczyzna, jest priorytetem. My, Polacy, „zwykli ludzie” niepodzieleni konfliktami, dla których suwerenność kraju „jest” i „będzie” najważniejsza, po-
Z ARCHIWUM AUTORKI
arnogórskie spotkanie z Adamem Borowskim odbyło się 9 grudnia o godz. 17.00 na zaproszenie Klubu Gazety Polskiej, w salce „Opoka” przy kościele w Bobrownikach Śląskich. Spotkanie rozpoczęto od uroczystego odśpiewania pieśni „Choć burza huczy wokół nas”.
Klub Gazety Polskiej i Adam Borowski
Nasz Gość Adam Borowski to legendarny opozycjonista, działacz podziemnej Solidarności Walczącej, obecnie szef warszawskiego Klubu Gazety Polskiej oraz honorowy konsul czeczeńskiej Republiki Iczkierii. Działacz społeczny, wydawca Oficyny Volumen. Odznaczony m.in medalem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (1993 r.) i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (2006 r.). Sam siebie nazywa piłsudczykiem. – Propagowanie postaw i zachowań patriotyzmu, szczególnie wśród młodego
winniśmy być dumni z naszego narodu, jego dziedzictwa, historii, kultury. Trzeba „wiedzieć, skąd wyszyliśmy i dokąd zmierzamy”. Wspólnota międzynarodowa powinna pamiętać, że jesteśmy świadomi swojej tożsamości, a stabilna gospodarka tylko nas umacnia. Poruszone zostały także kwestie: zmiany premiera Polski, realizacji planów przez rząd PiS, ogólny wizerunek Polski na arenie międzynarodowej oraz budząca wiele emocji reforma wymiaru sprawiedliwości. Gość opowiadał, jak walczył o niepodległą, sprawiedliwą i wolną
Zegar, zwłaszcza tradycyjny, jest stałym symbolem: ruchu, przemijania, ale tak że przywiązania do niezmiennych warto ści. Jest znakiem odwiecznego porządku rzeczy.
Stary zegar Barbara Maria Czernecka
W
czasach średniowiecznych czas upodobano sobie odmierzać odmawianymi pacierzami. Około roku tysięcznego po Narodzeniu Chrystusa w Magdeburgu mnich Gerbert z Aurillac, czyli późniejszy papież Sylwester II, zbudował nowatorski w historii czasomierz mechaniczny. Trzy wieki później w Mediolanie ponad tym miastem pojawił się pierwszy zegar wieżowy. Zminiaturyzowanie czasomierzy nastąpiło w XVI wieku we Francji. Wprawdzie renesansowe precjoza, które już można było schować do kieszeni, wskazywały tylko godziny, ale stawały się coraz bardziej
nieodzowne do egzystencji. Wkrótce też policzono nawet sekundy. W XVII wieku wymyślono zegary wahadłowe, napędzane siłą grawitacji,
się zegarki kwarcowe. Z upodobaniem noszono je na przegubach rąk. Bywały także wkomponowywane w sygnety. Swojego czasu zegarki były najwartościowszym prezentem z okazji najdonioślejszych uroczystości rodzinnych, zwłaszcza Pierwszej Komunii Świętej. Niezadługo zapanowały zegary elektromagnetyczne. Dzisiaj najczęściej służą nam czasomierze elektroniczne. Te widoczne są już nieomal wszędzie, szczególnie przy pracy, w mediach i telefonach. Są jeszcze zegary bazujące na drganiach atomów cezu oraz masery wodorowe. Naukowcy intensywnie pracują nad wymyśleniem wzorców laserowych. Najdokładniejsze zaś zegary pulsarowe odmierzają upływ czasu w oparciu o źródła sygnałów spoza Ziemi. I tak, dotąd czas wcale się jeszcze nie skończył, lecz ubogacił nowymi projektami.
Z
Z ARCHIWUM AUTORKI
J
ako przyrząd mechaniczny coraz rzadziej, ale czasami jeszcze służy do odmierzania i wskazywania czasu. Wisi na ścianie, obudowany w oszkloną szafkę. Działa po nakręceniu go specjalnym kluczykiem. Zza witrażowych szybek wte i wewte porusza mosiężnym wahadłem, co słyszalne jest jako charakterystyczne tykanie: tik-tak, tik-tak… Na srebrnej tarczy duża wskazówka co minuta przesuwa się o jeden punkt. Mała zmienia cyfrę co godzina. Wybija też jej liczbę majestatycznym dźwiękiem. On prawdziwie żyje. Wygląda dostojnie. Brzmi elegancko. Nastraja magicznie. Tworzy specyficzne misterium upływającego czasu. Niestety starodawny przyrząd jest trudny do zaakceptowania i zbyt głośny dla współczesnego człowieka. Przeszkadza. Denerwuje. Irytuje. Z tego też powodu najczęściej jest zatrzymywany. Pomimo uśpienia niemodnego zegara, czas płynie nadal i wydaje się, że chyba coraz szybciej. Ileż to go minęło od zastosowania zegara słonecznego w starożytnym Egipcie i liczenia godzin stopami po ziemi, od cienia gnomona w postaci obelisku? Tak czyniono już w VI wieku przed naszą erą, dzięki wynalazkowi Anaksymandera z Miletu. Następnie pojawiły się klepsydry, wypełnione piaskiem przesypującym się do bliźniaczego naczynia. Posługiwano się także wypalaną świecą lub oliwą.
Polskę – przypomniał swój pobyt w więzieniu (w roku 1983 skazany na 6 lat, zwolniony warunkowo w 1984). Później, w 1985 roku, dołączył do podziemia jako członek Solidarnoś ci Walczącej. Razem z żoną w 1989 r. stworzyli Oficynę Wydawniczą Volumen, w którym opublikował wiele książek dotyczących historii Polski. Są to m.in: Łupaszka, Młot, Huzar, Solidarność. XX lat historii, Solidarność. Droga do niepodległości, Żołnierze Wyklęci. Antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 r. (album, w którym po raz pierwszy zaprezentowano kilkaset zdjęć żołnierzy podziemia). W podziękowaniu za interesujące spotkanie przewodniczący tarnogórskiej sekcji terenowej NSZZ „Solidarność” Jan Jelonek wręczył Adamowi Borowskiemu książkę: Tarnogórska Solidarność (red. Krzysztof Gwóźdź, Sebastian Rosenbaum, przy współpracy Roberta Ciupy, IPN 1980–1990). Natomiast w imieniu grupy oratoryjnej Marek Klementowski wręczył bohaterowi spotkania płyty: Jan Paweł II Oratorium Pielgrzym (J. Drechsler, Michał T. Malicki, Marek Klementowski) oraz Misterium muzyczne Droga Krzyżowa (J. Drechsler, Michał T. Malicki, M. Klementowski). Sobotnie spotkanie Tarnogórskich Klubowiczów Gazety Polskiej obfitowało w pieśni patriotyczne, co wyzwoliło ducha lokalnej wspólnoty. Postać Adama Borowskiego i właściwe wybory, jakich dokonał w swoim życiu, przywracają nam wiarę w Polskę silną, wolną i bezpieczną. K
Skutecznie przypomina o „nastaniu pełni cza sów”, kiedy to boska nie skończoność zetknęła się z ludzką ograniczonością. sprężyną lub elektromagnesem. Nowożytne mechanizmy służące do odmierzania czasu dodatkowo były misternie przyozdabiane figuralnymi scenami oraz wyposażane w pozytywki. Takie prawdziwe dzieła sztuki, wydające z siebie przyjemne melodie; stawały się pięknymi ozdobami pałaców, salonów i kominków. W wieku XIX zegarki zawieszone na łańcuszku elegancko wypełniały kieszenie dżentelmeńskich surdutów oraz zdobiły damskie bluzki, wpięte na wysokości piersi. Wreszcie bardzo popularne stały
egary stają się coraz bardziej precyzyjne, dokładniejsze i bezgłośne. Jednak zależne są od zasilania prądem, baterią lub jakimś innym impulsem. Nie trzeba ich, jak niegdyś, od czasu do czasu nakręcać. Jednak przy braku dostępu do źródła energii na ich ekranikach nikną wszystkie cyfry. Kiedy zaś mają nas budzić, wręcz drażnią swoim specyficznym dźwiękiem. Dlaczego uciszamy czas, dzielimy go na coraz mniejsze jednostki i uzależniamy od najnowszego postępu? Czyżby życie stawało się drobnostkowe? Jaki jest rytm naszego trwania? Gdzie w tym odnajduje się jakikolwiek sens? I dokąd coraz bardziej się spieszymy? A przecież czas nadal jest darem! Darem od samego Pana Boga! Dany tylko Ziemianom. Po drugiej stronie życia czasu się nie zaznaje. Tam jeden dzień trwa jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień (por. 2P 3,8). Zegar, zwłaszcza tradycyjny, jest stałym symbolem: ruchu, przemijania, ale także przywiązania do niezmiennych wartości. Jest znakiem odwiecznego porządku rzeczy. W swoim działaniu skutecznie przypomina o „nastaniu pełni czasów”, kiedy to boska nieskończoność zetknęła się z ludzką ograniczonością. Budzi z uśpienia. I jednocześnie wzbudza refleksję nad tym, że kiedyś wreszcie ziemski byt także się skończy. Potem będzie tylko wieczność. W ponad wiekowym modlitewniku, równie starym jak ów niemodny już przyrząd mechaniczny do odmierzania czasu, jest zalecenie krótkiej modlitwy, zatytułowanej: „Gdy zegar bije”. Zacytujmy, wedle tego pobożnego wskazania: Ile minut w godzinie, a godzin w wieczności, tylekroć bądź pochwalon, Jezu, ma miłości. K
specjalne badania psychotechniczne. Warto przypomnieć, że jego inicjatorem i prezesem był do 1933 r. prof. Karol Adamiecki, twórca tzw. metody harmonogramów produktywności (wykresów planowania czynności, robót, produkcji w określonym przedziale czasu) i teorii harmonizacji, który pochodził z Dąbrowy Górniczej, gdzie zdobywał pierwsze doświadczenia, broniąc honoru polskich robotników w Hucie Bankowej. Artykuł Pionczyka namawiał pracowników, aby sami dbali o swoje zdrowie przy pracy. „Szukajmy powodów, dlaczego chwilami stajemy się bezsilnymi? Naszą krzywdą i krzywdą naszych współpracowników jest to, że wmawiamy w siebie, iż powodem [wypadków przy pracy – R.A.] są złe stosunki w przemyśle, złe czasy, czy nawet czasem posuwamy się tak daleko, że przypisujemy winę wyłącznie pracodawcy, który goni za wielkiemi zyskami. Sądzimy źle i jesteśmy na fałszywej drodze, bowiem twierdzeniem tem wytrącamy sobie sami broń z rąk w walce z nieszczęśliwymi wypadkami. Bronia tą jest odpowiedzialność za siebie oraz nadzwyczajna czujność.
podnoszenia stanu bezpieczeństwa pacy. Dnia 3 czerwca 1936 r. ZUS Oddział w Chorzowie poinformował kierownictwo huty o przeszeregowaniu jej z 30 do 27 klasy zagrożeń wypadkowych, co oznaczało średnio miesięcznie 2 tys. zł oszczędności na składkach ubezpieczeniowych. ZUS uzasadnił swoją decyzję racjonalnym zorganizowaniem i systematycznym prowadzeniem przez Juliusza Pionczyka od 1925 do 1934 r. służby bezpieczeństwa pracy oraz wynikami działań w tym zakresie. Dlatego dyrekcja huty przyznała mu jednorazową premię w wysokości 500 zł.
O
d 9 do 11 kwietnia 1938 r. J. Pionczyk brał udział w obradach ogólnopolskiego Kongresu Bezpieczeństwa Pracy, podczas którego aktywnie uczestniczył w dyskusji m. in. nad referatami inż. A. Mazurkiewicza „Istotne elementy służby bezpieczeństwa pracy w warsztacie przemysłowym”, W. Sławińskiego „Metody tworzenia i popularyzacji instrukcyj bezpieczeństwa pracy” oraz St. Za-
J. Pionczyk siedzi pierwszy z prawej w pierwszym rzędzie
D
alej pisał: porównajmy stosunek ilościowej statystyki Zakładów Ubezpieczeń i naszych zakładów przemysłowych, a przekonamy się obiektywnie, że na 100 wypadków 25 zostało wywołane przez złe urządzenie techniczne, lub też wybrakowany materjał, natomiast 75 wypadkom można było zapobiec, przez skupienie myśli robotnika i lepszą orjentację oraz mniejszą obojętność, a nawet czasami przez mniejszą lekkomyślność, niedbałość i opieszałość można było siebie i swoich współpracowników uchronić od przykrych następstw. (…) nastały takie czasy, w których każdy z pracowników zmuszony został do szybkiego wykonywania swojej pracy”. Dłuższy wywód o przemianach cywilizacyjnych i kulturowych podkręcających tempo życia i pracy kończył wnioskiem: „pracy intensywnej należy przeciwstawić czujność i orientację. Zrozumiałem powszechnie jest to, że pracodawca winien wszelkiemi siłami dążyć do tego, by służyć robotnikom swoją wiedzą, oraz zastosowaniem środków ochronnych do przyśpieszonego tempa pracy. Najlepsze zabezpieczenie, wyjaśniamy, w najlepszym wypadku – może tylko czujność człowieka poprzeć, lecz zastąpić jej nigdy nie potrafi. – Obowiązkiem każdego jest stać na straży interesów wspólnych, by utworzyć atmosferę większej ostrożności i intensywniejszej czujności w ogólnym ruchu. Ciekawostką „Gazety…” były ramki – wstawione często w środek tekstu – z hasłami zachęcającymi do bezpiecznej pracy. Przykładowo, artykuł okolicznościowy o dyrektorze Scherffie przedzielało hasło „Bogactwem twoim zdrowie – strzeż je dobrze”, a artykuł o psychotechnice kończyło – „Kto rano wstaje wypoczęty – ten i do pracy chętny!” W zakresie wypadków jego kontroli podlegał dział blachy lekkiej cienkiej i tzw. dział górny. Zbrojeniowy dział odlewnictwa stali obejmował nadzorem wypadkowym polski inżynier. Jesienią 1935 r. Inspektorat Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Chorzowie wyraził uznanie dla efektów jego pracy, stwierdzając, że w hucie „Batory” bezpieczeństwo pracy znajduje się na najlepszym na obszarze działania inspektoratu poziomie. Wiązało się to ze znacznym obniżeniem składek ubezpieczeniowych huty, za co 3 grudnia tego roku otrzymał podwyżkę płacy, która miała być bodźcem do dalszych owocnych propozycji w zakresie
widzkiego „Metody uświadamiania i propagandy bezpieczeństwa pracy w zakładzie przemysłowym”. W swoich wystąpieniach przedstawił m. in. statystykę współczynnika wypadków w hucie przypadających na 100 tys. przepracowanych godzin: w 1925 r. – 1,34; w 1926 – 1,09; w 1927 – 1,07; w 1928 – 0,86; 1929 i 1930– 0,83; w 1931 – 0,90; w 1932 – 0,62; w 1933 – 0,55; w 1934 – 0,53; w 1935 i 1936 – 0,43. Jeszcze w maju 1939 r. kierownictwo Wspólnoty Interesów przyznało mu jednorazową gratyfikację w kwocie 500 zł za przyczynienie się do osiągnięcia przez hutę najniższej możliwej stawki ubezpieczeń od wypadków, co wpłynęło na jej dobre wyniki gospodarcze w 1938 r. Jednak po donosach z działu II huty i straży pożarnej został zwolniony ze stanowiska referenta bezpieczeństwa pracy 11 sierpnia 1939 r. – za realistyczne wypowiedzi na temat przygotowania Polski do wojny z Niemcami hitlerowskimi. Został ponownie zatrudniony po klęsce wrześniowej, na przełomie 1939 i 1940 r., jako kierownik do spraw wypadkowych i redaktor gazety zakładowej, na potrzeby szkoleń przeciw wypadkom dla hut „Bismarck”, „Falva” (w Świętochłowicach), „Hubertus” (w Łagiewnikach pod Bytomiem) i „Silesia” (w Paruszowcu pod Rybnikiem). W kwietniu 1941 r. faszystowska administracja huty Bismarcka wystawiła mu świadectwo, że jest warunkowo godny zaufania i politycznie niepewny jako Polak potwierdzający przynależność do narodu niemieckiego i może być zatrudniony tylko wtedy, gdy na jego stanowisko nie ma innych niemieckich sił. Na początku 1942 r. wyciągnięto zapewne wnioski z tej opinii, bo z dniem 1 marca działalność inżyniera ds. wypadkowych przejął inż. Fritz Bock, a Pionczyk miał pracować pod jego nadzorem. Już 23 marca kierownictwo huty otrzymało pismo Komendy Gotowości Uzbrojenia w Krakowie w sprawie przyjęcia go do pracy na stanowisko kierownika odlewni w Częstochowskiej Fabryce Odlewów Stalowych i Mechanicznych Przedsiębiorstwa „ENRO”, aby dopilnował wykończenia produkcji dla SS Wehrmachtu. Od maja Pionczyk podjął więc pracę w Częstochowie. Po jej ukończeniu od sierpnia 1943 r. był zastępcą kierownika odlewni stali w hucie „Bankowej” w Dąbrowie Górniczej.
W
związku z podpisaniem przez J. Pionczyka tzw. volkslisty konieczne jest przypomnienie, że już we Francji 12 grudnia 1939 r. w związku z tzw. „palcówką”, czyli wprowadzaniem od listopada 1939 r. na terenie okupowanego przez Niemców województwa śląskiego tymczasowych dowodów tożsamości, w kwestionariuszach, w których faszyści umieścili m.in. pytania „o przychylanie się do niemieckości”, Komitet Ministrów dla spraw Kraju przyjął uchwałę, w której jako rząd Rzeczypospolitej Polskiej na emigracji podkreślał: „utrzymując w całej rozciągłości tezę o konieczności politycznego i towarzyskiego bojkotu okupantów, stwierdza, że w wyjątkowych wypadkach (…) podobnych oświadczeń, składanych pod przymusem i na podstawie zezwoleń udzielanych przez poważne miejscowe organizacje społeczne (…) nie będzie uważał za działanie ujemne lub za szkodliwy dla interesów narodu akt polityczny”. Komunikat na podstawie tej uchwały kilkakrotnie w późniejszym czasie nadawało Radio Londyn. Prawdopodobnie na tej podstawie biskup ordynariusz diecezji katowickiej Stanisław Adamski już przy wprowadzaniu „palcówki” radził wiernym – jak pisał ksiądz R. Rak w rozdziale „Biskup Stanisław Adamski i tzw. Niemiecka Volkslista, jej uwarunkowania przedokupacyjne i okoliczności pookupacyjne” (w wydanej pod redakcją J. Myszora biografii Biskup Stanisław Adamski. Duszpasterz czasu wojny i okupacji 1939-1945, Katowice, 1994, s. 49) – by najpierw ci, którzy przed 1922 r. (tj. ostatecznym podziałem Górnego Śląska na część polską i niemiecką) posiadali obywatelstwo niemieckie, wpisywali w rubryce „narodowość” słowo „niemiecka”, między innymi z tego względu, że obywatelstwo i narodowość często były używane zamiennie. Natomiast gdy Niemcy przygotowywali wprowadzenie na terenie okupowanego woj. śląskiego volkslisty, biskup Adamski zwrócił się w 1940 r. do watykańskiego Sekretariatu Stanu z pytaniem, czy „jego diecezjanie mogą wpisywać się na niemiecką listę narodowościową, czy mogą maskować się tak jak żołnierze maskują się na wojnie dla uniknięcia większych strat, używając np. ochronnych kolorów, by ich wróg nie zauważył”. W odpowiedzi, którą przesłano jeszcze przed wprowadzeniem volkslisty w 1942 r., Sekretariat Stanu przychylił się do argumentacji S. Adamskiego. Reakcje Rządu Londyńskiego, do którego bis kup zwrócił się równocześnie z pismem do Watykanu, nie były oficjalne, natomiast w lutym 1941 r. Radio Londyn kilkakrotnie przekazało komunikat zawierający zmodyfikowaną wersję uchwały z 1939 r., który słyszało wielu zainteresowanych. Jak podaje R. Rak, w ten sposób, dzięki decyzjom biskupa Adamskiego, „ludność polska na Górnym Śląsku została zachowana wobec zamiarów jej zniszczenia, podobnie jak zachowane zostały miejsca pracy, a należało się o to obawiać, bo Niemcy mieli plany zalania kopalń i wygaszenia pieców hutniczych” (R. Rak, op. cit., s. 53). W Raporcie Delegatury Rządu RP na Kraj z grudnia 1942 r. postawę biskupa Adamskiego określono jako oportunizm w dobrej wierze. W działalności swojej biskup ten – raportowano do Londynu – kierował się chęcią ratowania polskości i do dzisiejszego dnia, po wysiedleniu [28 lutego 1941 r. Gestapo wydaliło go do Krakowa w Generalnej Guberni – R.A.], mimo ujemnej oceny jego działalności, jaką wydała katolicka opinia, uważa stanowisko swoje za słuszne. W tym kontekście należy oceniać zachowanie J. Pionczyka, podobnie jak wielu polskich Górnoślązaków, w sprawie przyjęcia volkslisty. Pionczyk pracował w hucie „Bankowej” jeszcze w połowie roku 1944, ale wówczas zadenuncjowany został fakt podpisania przez niego w 1921 r. Oświadczenia górnośląskich pracowników przemysłu ciężkiego. Ostatni ślad jego zatrudnienia w tej hucie pochodzi z końca stycznia 1945 r., kiedy na cztery dni przed wkroczeniem wojsk radzieckich zwolnił się z pracy. Dalszych losów tego „pierwszego bhp-owca II Rzeczypospolitej” nie udało się ustalić. K
Nr 43
W ‒I ‒E ‒L ‒K ‒O ‒P ‒O ‒L ‒S ‒K ‒I
K ‒U ‒R ‒I ‒E ‒R
Styczeń · 2O18 W
n u m e r z e
Pan Bóg obdarował Polskę ciepłem Przed rokiem burmistrz No wego Tomyśla zamówił analizę oceny zasobów geotermalnych pod miastem i projekt odwier tu badawczego. Oba projekty zostały zaprezentowane wła dzom miasta. Pomyślne wiado mości dotyczące zaopatrzenia mieszkańców Nowego Tomyśla w energię geotermalną referu je Aleksandra Tabaczyńska.
Jolanta Hajdasz
A
Z
E
T
A
N
I
E
C
O
D
Z
I
E
N
N
A
Rok ważnych niespodzianek
2
Mity propagandy komunistycznej – Akcja Wisła
Jolanta Hajdasz
2017
to był rok pełen niespodzianek; z jednej strony pozytywy i radości, a obok nich, jakby na przekór, zaraz pojawiały się ciemne chmury. W Poznaniu i w Wielkopolsce było podobnie. Ale w pierwszych dniach Nowego Roku przypomnieć chcę tylko najważniejsze i najpiękniejsze wydarzenia związane z naszym miastem i regionem, takie, które w pamięci powinny nam zostać na wiele, wiele lat.
Z Łodzi do Krakowa Zdecydowanie jednym z najważniejszych, historycznych wydarzeń minionego roku jest objęcie przez poznaniaka funkcji metropolity krakowskiego, jednej z najważniejszych w Kościele nie tylko polskim, ale także powszechnym. Kult Świętego Jana Pawła II i rozpowszechniający się błyskawicznie kult Bożego Miłosierdzia sprawiają, że coraz częściej oczy i uszy współczesnego świata (czyli po prostu światowe media) zwracają się w stronę Katedry Wawelskiej, słuchając i interpretując płynące z niej słowa. Abp Marek Jędraszewski do ubiegłego roku pełnił funkcję metropolity łódzkiego, ale w porównaniu z Poznaniem, w którym się urodził, wychował i gdzie przyjął święcenia kapłańskie i biskupie, był tam stosunkowo krótko. Dlatego poznaniacy cały czas traktują go jak swojego współmieszkańca, interesują się tym, co głosi i jak mu się wiedzie w Krakowie. Zdają sobie bowiem sprawę, że dla środowisk niechętnych Kościołowi ta nominacja była zaskakująca. Wystarczyło przejrzeć tytuły w internecie i prasie drukowanej. Nowego arcybiskupa krakowskiego regularnie atakował i „Newsweek”, i „Gazeta Wyborcza” pisząc, że słynie on z „kontrowersyjnych wypowiedzi”, choć w zasadzie może mu zarzucić tylko to, że hierarcha w trakcie swojej
KBW w polskich mundurach zaczęło prowadzić pacyfikacje wsi ukraińskich. Cel był jasny – sprowokowanie UPA do dal szych działań przeciw ludności polskiej. Niestety ta prowokac ja komunistom się udała. Mariusz Patey demaskuje jeden z utrwalonych mitów epoki ko munizmu.
dotychczasowej posługi jest wierny nauczaniu Kościoła. Arcybiskup Marek Jędraszewski zawsze jednoznacznie sprzeciwiał się ideologii gender oraz wprost mówił o homoseksualnych praktykach jako o ciężkim grzechu. Otwarcie bronił zwolnionego z pracy lekarza prof. Bogdana Chazana po tym, gdy odmówił on wykonania aborcji chorego dziecka; publicznie wyrażał wątpliwości co do oficjalnej wersji wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku oraz angażował się osobiście w upamiętnianie Żołnierzy Wyklętych. Swoją skromnością, otwartością i pracowitością abp Marek Jędraszewski zjednuje sobie mieszkańców Małopolski w szybkim tempie, ale w Poznaniu zawsze jest „u siebie”, zawsze tu będą na niego czekać i zawsze może tu liczyć na wielu oddanych przyjaciół i współpracowników.
Po raz piąty w Pile Jeszcze kilka lat temu leżąca w północnej części Wielkopolski Piła była symbolem postkomunizmu, mówiło się o tym mieście „czerwona Piła”, bo tu wpływy komunistycznego aparatu partyjnego były wyjątkowo silne. Piła była przecież jedynym miastem w Polsce, gdzie Komitet Obywatelski „Solidarności” w 1989 r. przegrał rywalizację o mandat senatora…. A teraz to właśnie w Pile odbywają się największe i najbardziej widowiskowe w Wielkopolsce marsze upamiętniające Żołnierzy Wyklętych, a liczba imprez organizowanych już od pięciu lat w ramach Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych jest imponująca. Wielka w tym zasługa charyzmatycznego salezjanina, ks. Jarosława Wąsowicza z Piły, który jest nieformalnym kapelanem środowisk kibicowskich. W inicjowanych przez niego marszach idą razem chłopcy i dziewczęta, młodzi ojcowie i matki z dziećmi, a obok nich ludzie starsi, nierzadko potomkowie tych, którzy siedzieli w więzieniach, których mordowano. Gromkie okrzyki: „cześć i chwała Bohaterom!” świadczą o zaangażowaniu uczestników. Piła
4
W grudniu 2017 r. prof. dr hab. Stanisław Mikołajczak, założyciel i przewodniczący Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego oraz prezes Społecznego Komitetu Odbudowy Pomnika Wdzięczności w Poznaniu został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Order ten to drugie pod względem starszeństwa polskie państwowe odznaczenie cywilne (po Orderze Orła Białego) nadawane za wybitne osiągnięcia na polu m.in. oświaty, nauki, działalności społecznej i służby państwowej. Prof. Mikołajczak jest jednym z najbardziej zasłużonych działaczy społecznych, znanym i szanowanym w całej Polsce. naprawdę może być dumna z patriotyzmu swoich mieszkańców. Dzisiaj program Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych należy do najbogatszych w Polsce, obejmuje swym zasięgiem kilkanaście miejscowości naszego regionu i odbywa się nie jednego dnia – 1 marca, ale przez co najmniej cały poprzedzający go tydzień.
Na Nowy 2018 Rok Jeżeli dałoby się zmniejszyć Ziemię do rozmiarów wioski, którą zamieszkuje dokładnie 100 mieszkańców, zachowując proporcje wszystkich ras, mieszkałoby tam mniej więcej: • 57
Azjatów Europejczyków • 14 o sób z zachodniej półkuli (południowej i północnej) • 8 Afrykańczyków • 52 kobiety • 48 mężczyzn • 70 niebiałych • 30 białych • 70 niechrześcijan • 30 chrześcijan • 89 heteroseksualistów • 11 homoseksualistów • 6 osób posiadałoby 59% bogactwa całego świata i wszystkie pochodziłyby z USA • 80 osób żyłoby poniżej standardu • 70 osób nie umiałoby czytać • 50 osób cierpiałoby z powodu niedożywienia • 1 osoba byłaby bliska śmierci • 1 osoba byłaby bliska narodzin • 1 (tak, tylko jedna) miałaby wyższe wykształcenie • 1 osoba posiadałaby komputer Kiedy spojrzy się na świat z takiej perspektywy, po trzeba akceptacji, zrozumienia i edukacji staje się bar dzo wyraźna. • 21
Godne uwagi jest również, co następuje: Jeżeli dzisiaj rano wstałeś z łóżka raczej zdrowy niż chory... Masz większe szczęście niż milion ludzi, którzy nie przeżyją tego tygodnia. Jeżeli nigdy nie doświadczy łeś wojny, samotności więzienia, tortur ani głodu, jesteś w lepszym położeniu, niż 500 milionów ludzi na świecie. Jeżeli możesz chodzić do kościoła bez strachu, nie obawiając się aresztowania, tortur lub śmierci, jesteś szczęśliwszy niż miliard ludzi na Ziemi. Jeżeli masz dach nad głową, ubranie na grzbiecie, jedzenie w lodówce i masz gdzie spać, jesteś bogatszy niż 75% ludzi. Jeżeli masz pieniądze w banku i trochę drobnych w portfelu, jesteś wśród 8% światowych bogaczy. Jeżeli twoi rodzice żyją i ciągle są małżeństwem... jesteś wyjątkową rzadkością. Jeżeli możesz przeczytać tę wiadomość, otrzymałeś podwójne błogosławieństwo: ktoś o tobie myśli, a co więcej, jesteś szczęśliwszy niż dwa miliardy ludzi, które w ogóle nie umieją czytać. Pracuj, jakbyś nie potrzebował pieniędzy. Kochaj, jakby nikt cię nigdy nie zranił. Tańcz, jakby nikt nie patrzył. Śpiewaj, jakby nikt nie słuchał. Żyj, jakby to było niebo na Ziemi.
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO 2018 ROKU ŻYCZY „WIELKOPOLSKI KURIER WNET”!
Przełom w sprawie abpa Baraniaka I jeszcze jedno historyczne wydarzenie, którego skutki dziś jeszcze trudno przewidzieć, ale które może trafić do podręczników najnowszej historii Kościoła. Już teraz budzi ono nadzieję na adekwatne do zasług i bohaterskiej postawy upamiętnienie poznańskiego arcybiskupa Antoniego Baraniaka, syna wielkopolskich chłopów z okolic Kalisza. W minionym roku w czerwcu, po 6 latach od decyzji urągającej pamięci prześladowanego kapłana, nowy prezes IPN Jarosław Szarek i dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu prok. Andrzej Pozorski wznowili śledztwo dotyczące prześladowania przez komunistów w latach 50. arcybiskupa Antoniego Baraniaka. Na razie nie są jeszcze znane jego rezultaty, ale wymowna jest sama decyzja i miejsce, w jakim o niej poinformowano. Stało się to w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w Warszawie, czyli w byłym więzieniu przy ulicy Rakowieckiej, które to miejsce nazywane jest obecnie Golgotą Powojennego Podziemia. Jarosław Szarek zapewnił wtedy, że Instytut Pamięci Narodowej uczyni wszystko, by takie osoby jak arcybiskup Baraniak zostały upamiętnione tak, jak na to zasługują. We wrześniu nastąpiła jeszcze uchwała Sejmu RP oddająca cześć abpowi Baraniakowi w 40 rocznicę śmierci, a w październiku – sesja naukowa o nim w Belwederze, z udziałem Prezydenta RP Andrzeja Dudy. Na tej sesji abp Stanisław Gądecki zapowiedział wszczęcie procesu beatyfikacyjnego abpa Baraniaka. O tych i innych równie istotnych wydarzeniach „Wielkopolski Kurier WNET” starał się informować obszernie i rzeczowo. W 2018 roku także będziemy to robić. K
„Pierwsi polegli” Powstania Wielkopolskiego Rozważania typu „kto pierw szy strzelił, kto pierwszy padł” fascynowały wielu badaczy od dawna, nie tylko w odniesieniu do Powstania Wielkopolskiego. Dotarcie do prawdy i próby rekonstrukcji zdarzeń zawsze okazywały się trudne i bu dziły spory. Łukasz Jastrząb i Wiesław Olszewski usiłują ustalić fakty.
4,5
Koniec świata „obszarników” Majątek Rogalin przetrwał za bory, okupacje, reformę rolną i niepewny czas po 1989 roku. Wygląda dokładnie tak samo, jak na dziewiętnastowiecznych obrazach. Fundacja Raczyń skich jest dziś zagrożona przez komercyjne decyzje, nieliczące się z jej unikalną wartością kul turową- alarmuje Jan Martini.
6
Rok 2017 w Kościele Dobrze jest spojrzeć na minio ny w roku 2017 czas, zastana wiając się tak nad jego chro nologicznym, jak i zbawczym wymiarem. Arcybiskup Stanisław Gądecki o tym, jak da ny mu kairos wykorzystał polski Kościół w perspektywie trzech głównych nurtów jego życia: dzieła nauczania, uświęcania i służby.
7
Bożonarodzeniowe szczęście z lipowego klocka wystrugane Od rozświetlonej szopki bi ło ciepło, jakie zapamięta łem z dzieciństwa. Znalazłem się w naszym rodzinnym do mu, w którym przed Świę tami pachniało cynamo nem i rodzinnym szczęściem. Krzysztof Pasierbiewicz dzieli się skarbami pamięci o świętach sprzed lat.
8
ind. 298050
P
odsumowując 2017 rok, nie sposób nie wrócić do wymuszonej rezyg nacji Beaty Szydło z funkcji pre miera. Cofnijmy się na moment w cza sie i zamiast prognozować najbliższe 12 miesięcy, na chłodno i bez emocji spróbujmy sobie odpowiedzieć na pro ste pytanie – czy misja Beaty Szydło została przerwana? W mojej ocenie takie zagrożenie istnieje, szczególnie jeśli rozumiemy „misję Beaty Szydło” jako naprawę i przebudowę państwa polskiego po błędach i celowych działa niach różnych grup interesów zarówno w okresie tzw. transformacji ustrojowej lat dziewięćdziesiątych, jak i w latach późniejszych, określanych symbolicz nym mianem III RP. Wiele wskazuje bowiem na to, że odejście Beaty Szydło zostało wymu szone przez czynniki znajdujące się poza jej ugrupowaniem politycznym, a nawet poza naszym krajem, o czym świadczyć może styl jej odwołania i tak naprawdę brak racjonalnego uzasadnienia tego kroku. Widocznie planowała ona działania, które tym zewnętrznym czynnikom bardzo prze szkadzały. Na przykład to, czego nie udało się do tej pory wprowadzić rządowi „dobrej zmiany”, a więc li kwidację aborcji eugenicznej, znale zienie wyjścia dla setek tysięcy osób uwikłanych w kredyty frankowe czy dekoncentrację mediów. Najtrudniejsze w pełnieniu przez nią funkcji premiera były kontakty mię dzynarodowe, szczególnie te z polity kami UE. Ataki na Polskę powtarzały się przecież tak często, rozmowy i ne gocjacje z Niemcami czy Francuzami stawały się wyjątkowo trudne i mało przyjemne, gdy Beata Szydło, broniąc interesów Polski, publicznie mówiła to, czego oni nie chcieli słuchać nawet w kuluarach. Wypowiedziane przez nią w Par lamencie Europejskim słowa „Europo, dokąd zmierzasz? Powstań i obudź się ze snu, albo będziesz płakać nad swoimi dziećmi codziennie!” cyto wano chyba na całym świecie, a my mieliśmy wrażenie, że po raz pierw szy od lat słuchamy wystąpienia pol skiego polityka, który nie stara się za wszelką cenę pozyskać przychylności polityków zachodnich, tylko racjo nalnie i odważnie prezentuje polską rację stanu. Niełatwe dla niej były zapewne także relacje z niektórymi politykami z jej obozu politycznego, Zjednoczo nej Prawicy. Widać czasem było aż na zbyt wyraźnie ogromne, niezaspokojo ne ambicje jej współpracowników i ich zawodową zazdrość o jej popularność i autorytet. Ale to już historia. I znajdzie ona w niej swoje miejsce także z powodu stylu, w jakim zeszła ze sceny politycz nej. U szczytu popularności, zarówno jej, jak i kierowanego przez nią gabine tu, przy bardzo dobrych wskaźnikach ekonomicznych – kogo chciała wymie nić w swoim rządzie, że sama musiała odejść, gdy jej się to nie udało? Dyskrecja, pokora, lojalność w stosunku do partii, której jest re prezentantką, budzą szacunek i po dziw. Beata Szydło publicznie mówi ła tylko o tym, że najważniejsza jest Polska i służba dla niej. A przecież po ludzku rzecz biorąc, mogłaby się czuć rozczarowana i oszukana, tak jak rozczarowani i oszukani poczuli się jej wyborcy, którzy zauważyli przecież, że choć teoretycznie odchodziła sama, z własnej woli, to w praktyce została po prostu usunięta. W tym trudnym dla siebie mo mencie Beata Szydło pokazała klasę wielkiego polityka i wyznaczyła nowy styl odejścia z funkcji, który może stać się wzorem postawy politycznej tak odmiennej od dotychczasowego stan dardu odchodzenia od polityki, z ha słem „po mnie choćby potop”. Wiel ka klasa. Możemy tylko życzyć sobie, by w 2018 r. zwyciężyła odpowiedzial ność i rozsądek polityczny, a rządzą cy kontynuowali misję premier Beaty Szydło. Z szacunku dla niej i z pożyt kiem dla nas wszystkich. K
G
FOT. ANDRZEJ KARCZMARCZYK
redaktor naczelna Wielkopolskiego Kuriera Wnet
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
2
W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A
Z nadzieją w 2018 Rok obaw i nadziei Paweł Bortkiewicz TChr
Jan Martini
Nie ukrywam, że mam sporą trudność we wskazaniu znaczących wydarzeń Prawdopodobnie w 2017 roku, w 100-lecie tzw. Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej (puczu zorganizowanego za niemieckie pieniądze), w Wielkopolsce i Poznaniu w 2017 r. a takie bowiem trudno mi odczuciu wydobycie i ocalenie pamię nadzieje roku 2018 – roku 100-lecia Rosjanie zamierzali rozpocząć budowę „wspólnego europejskiego domu od uznać na przykład promo ci o postaci abpa Antoniego Barania odzyskania Niepodległości. Lizbony po Władywostok”. wanie Poznania jako „miasta otwartego i tolerancyjnego”, czego wyrazem był udział urzędnika państwowego, jakim jest prezydent miasta, w hucpach pod tytułem Marsz Równości czy Kongres Kobiet. Pe dałowanie na rowerze i zacieśnianie współpracy ze Słupskiem czy p. Bie droniem jest być może wzruszające w pewnych kręgach, ale niekoniecznie ociera się o sens. W tej sytuacji wydarzeniem po znańskim realnej rangi jest w moim
ka, męczennika doby komunistycznej. Wyrazem tego były podpisy zebrane w sprawie wszczęcia procesu beatyfika cyjnego, ogromna promocja tej postaci za sprawą m.in. filmu p. Jolanty Hajdasz i wreszcie ogłoszenie 7 października przez obecnego Metropolitę Poznań skiego wszczęcia procesu beatyfika cyjnego. Wydarzeniem bardzo znaczącym jest oczywiście celebracja 99 rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego. Ona w sposób naturalny otwiera na
Polonia Restituta… Dziś takie ro zumienie Polski jest chyba równie ak tualne, co przed laty, choć z innych po wodów. Potrzeba odrodzenia Polski, zrozumienie istoty niepodległości, zro zumienie, że polskość to absolutna nor malność, odróżnienie niepodległości od uległości wasalskiej wobec Brukseli, ugruntowanie patriotyzmu – historycz nego, gospodarczego, ekonomiczne go, politycznego – to wielkie zadania na rok 2018. I nadzieje, które niech się spełnią. K
Tymi słowami prof. Jacka Zimnego, przewodniczącego Polskiej Asocjacji Geotermalnej, można by podsumować rok 2017 w Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej w Nowym Tomyślu.
„Pan Bóg wyróżnił Polskę, obdarowując nasz kraj ciepłem” Aleksandra Tabaczyńska
P
rzed rokiem, 30 listopada zorganizowaliśmy – mówi Wojciech Kowalski, prezes PEC w Nowym Tomyślu – konferencję pt. „Energetyka Odnawialna szansą rozwoju Nowego Tomyśla”. W trakcie tego spotkania trzej naukowcy przedstawili potencjalne szanse naszego miasta na wykorzystanie ciepła ziemi, mówiąc w dużym uproszczeniu. Innymi słowy, eksploatowania zasobów odnawialnych źródeł energii. Podczas zeszłorocznej konferencji referaty wygłosili: dr hab. inż. Jacek Zimny, członek Narodowej Rady Roz-
Prezes Kowalski nie ustawał w staraniach, by perspektywy i potencjał, jaki daje usytuowanie Nowego Tomyśla, przekuć w realne przedsięwzięcie. Zostało złożone zamówienie na wykonanie dwóch analiz: oceny zasobów geotermalnych terenów pod miastem i projektu pierwszego odwiertu, tak zwanego badawczego. Ten odwiert jest ważny dla całego kraju, bowiem dostarczy on szczegółowej wiedzy potwierdzającej założenia wcześniejszych opracowań. Przeprowadzona na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat analiza z ponad kilkunastu tysięcy odwiertów umożliwiła
Prof. Sokołowski pierwszy dostrzegł, że Polska – jak mawiał – zrządzeniem Bożej Opatrzności leży aż w 80% na pokładach wód geotermalnych, które mogą stanowić podstawę samowystarczalności energetycznej kraju i jego rozwoju. woju przy Prezydencie RP, Przewodniczący Polskiej Asocjacji Geotermalnej, profesor nadzwyczajny w Katedrze Systemów Energetycznych i Urządzeń Ochrony Środowiska, Wydziału Inżynierii Mechanicznej i Robotyki AGH w Krakowie; prof. zw. dr hab. inż. Ryszard Henryk Kozłowski, ekspert ONZ; dr inż. Marek Kaźmierczak, prezes Stowarzyszenia „Zrównoważony Rozwój – Geotermia w Polsce” im. św. Królowej Jadwigi. Z inicjatywy prezesa PEC-u Wojciecha Kowalskiego burmistrz Nowego Tomyśla Włodzimierz Hibner złożył po konferencji na ręce prof. Jacka Zimnego pismo intencyjne, wyrażające zainteresowanie wykorzystywaniem naturalnych złóż ciepła. Tu warto dodać, że według Polskiej Asocjacji Geotermalnej w naszym kraju istnieją bogate zasoby energii geotermalnej. Ze wszystkich odnawialnych źródeł energii najwyższy potencjał techniczny posiada właśnie energia geotermalna. Jest on szacowany na poziomie 1512 PJ/rok, co stanowi ok. 30% krajowego zapotrzebowania na ciepło. Bardzo ważny jest fakt, iż w Polsce regiony o optymalnych warunkach geotermalnych w dużym stopniu pokrywają się z obszarami o dużym zagęszczeniu aglomeracji miejskich i wiejskich, obszarami silnie uprzemysłowionymi oraz rejonami intensywnych upraw rolniczych i warzywniczych. Na terenach zasobnych w energię wód geotermalnych leżą m.in. takie miasta, jak Warszawa, Poznań, Szczecin, Łódź, Toruń, Płock, a także Nowy Tomyśl.
W ‒I ‒E ‒L ‒K ‒O ‒P ‒O ‒L ‒S ‒K ‒I
opracowanie cyfrowych map występowania wód geotermalnych w Polsce i potencjalnych zasobów energii w nich zgromadzonych. Ważne jest także to, że odwiert ten staje się równocześnie pierwszym odwiertem eksploatacyjnym. Po roku od wspomnianej konferencji, 18 grudnia prof. Jacek Zimny przyjechał do Nowego Tomyśla powtórnie. Przywiózł zamówione opracowania dotyczące oceny zasobów i projekt odwiertu. Tym razem w małym gronie kilku radnych, członków rady nadzorczej, burmistrza oraz osób za-
sprzed roku. Kolejnym wielkim wyzwaniem jest pozyskanie dotacji na ten cel z dostępnych funduszy. W pierwszym kwartale 2018 roku konkurs ogłosi Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, do którego nowotomyskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej będzie mogło przystąpić między innymi dzięki opracowaniom prof. Jacka Zimnego. – Idea geotermii znana jest w świecie od lat – uzupełnia Wojciech Kowalski. – W 2000 roku z tej formy energii korzystały 23 kraje. Najbardziej spektakularnym przykładem wykorzystania gorących wód jest Islandia, gdzie energia geotermalna zaspokaja 86% potrzeb kraju w zakresie ciepłownictwa. W Polsce ojcem geotermii jest profesor Julian Sokołowski – jeden z najwybitniejszych geologów w skali światowej, odkrywca złóż gazu na Niżu Polskim i innych bogactw narodowych. To prof. Sokołowski pierwszy dostrzegł, że Polska – jak mawiał – zrządzeniem Bożej Opatrzności leży aż w 80% na pokładach wód geotermalnych, które mogą stanowić podstawę samowystarczalności energetycznej kraju i jego rozwoju. Patriotyczna wizja energetycznego uniezależnienia się Polski, przedstawiona m.in. w książce Polska XXI wieku, była nie do przyjęcia dla kolejnych rządzących, ulegających potężnemu lobby gazowo-naftowemu i atomowemu. Dopiero ten rząd i wprowadzana „dobra zmiana” dały zielone światło idei geotermii.
Czerpiemy ciepło z gorących wód podziemnych, które krążą w obiegu zamkniętym, bez ich wydobywania. Dzięki temu nie zanieczyszczamy ani powietrza, ani ziemi czy wody. interesowanych wygłosił krótką prezentację opisującą, co zostało udokumentowane z wcześniejszych założeń. Wiadomości dla mieszkańców Nowego Tomyśla są bardzo pomyślne. Przeprowadzone badania potwierdziły obecność złóż ciepła. Spodziewana temperatura to 74/75 stopni Celsjusza. Odwiert będzie sięgał do głębokości około dwóch kilometrów. Wcześniej były plany głębszego odwiertu, ale jak się okazało po dokładnych badaniach geologów, poniżej są złoża gazu, które wykluczają dotarcie w głębsze warstwy. Tu należałoby dopowiedzieć, że to decyzja burmistrza Włodzimierza Hibnera jako właściciela PEC-u umożliwiła wdrożenie w realizację planów
Obecny Premier Mateusz Morawiecki otwiera szeroko drzwi dla geotermii, ale kluczowymi osobami, które bezpośrednio sprawują pieczę nad realizacją konkretnych inwestycji, są minister środowiska prof. Jan Szyszko i Główny Geolog Kraju prof. Mariusz Orion Jędrysek. Bez ich osobistego zaangażowania o geotermii dalej niewiele osób by wiedziało. A przecież ta technologia jest najlepsza z punktu widzenia środowiska naturalnego. Czerpiemy ciepło z gorących wód podziemnych, które krążą w obiegu zamkniętym, bez ich wydobywania. Dzięki temu nie zanieczyszczamy ani powietrza, ani ziemi czy wody. Drugiej takiej technologii nie ma. K
Redaktor naczelny Kuriera Wnet
K ‒U ‒R ‒I ‒E ‒R
Krzysztof Skowroński
WIELKOPOLSKI KURIER WNET Redaktor naczelny
G
A
Z
E
T
A
N
I
E
C
O
D
Z
I
E
N
N
A
Jolanta Hajdasz tel. 607 270 507 mail: j.hajdasz@post.pl
Zespół WKW
Sławomir Kmiecik Małgorzata Szewczyk ks. Paweł Bortkiewicz Aleksandra Tabaczyńska Michał Bąkowski Henryk Krzyżanowski Jan Martini
S
kutki dla nas byłyby fatalne, nieza leżnie, czy Rosja zostałaby człon kiem UE, czy Unia zgłosiłaby ak ces do Wspólnoty Niepodległych Państw. Takie spektakularne wydarzenie byłoby ukoronowaniem rocznicy. Na tę okoliczność przygotowywa no już opinię publiczną. Na światową prapremierę baletu „Eurazja” w Gdań sku wybrano datę nieprzypadkową – 9 maja 2010 roku. Wcześniej dyrektor Moskiewskie go Państwowego Instytutu Stosun ków Międzynarodowych Igor Panarin stwierdził, że „Putin będzie wodzem Eurazji, nowego ZSRR”. Do UE zapraszał już Rosję przyjaciel Putina – Berlusco ni (polityk prawicowy, magnat praso wy, dla którego pracuje 70% włoskich dziennikarzy), a minister Sikorski otwo rzył „mały ruch graniczny” z Kalinin gradem. Sprawy się skomplikowały, gdy spadły ceny ropy, Rosjanie ugrzęź li w Donbasie, w Polsce wygrał PiS, a w USA Donald Trump. Niedawno prezydent Putin powie dział, że Rosja nie zamierza budować na świecie nowych baz ani rozpoczynać
kosztownego wyścigu zbrojeń. Bazy nie są potrzebne, gdyż Rosjanie od lat osią gają cele polityczne innymi środkami. O tym, że stosują na dużą skalę mani pulacje w światowych mass mediach, było wiadomo od dawna, ale że od lat wpływają na wybory w demokra tycznych państwach, dowiedzieliśmy dopiero w 2017 roku (wprawdzie Ana tolij Golicyn dawno pisał, że funkcjona riusze KGB już w 1984 roku ingerowali w amerykańskie wybory, ale kto czyta Golicyna?) Wiemy także o instalowaniu ad minów w różnych portalach (czy np. redaktorów w Wikipedii), o fabrykach trolli, zasypywaniu portali społecznoś ciowych fake newsami. Skuteczność ta kich metod maleje wraz z upowszech nianiem się naszej wiedzy. Metody rosyjskich wojsk cybernetycznych były do czasu bardzo skuteczne w kreowa niu napięć społecznych. Potrafili np. zwoływać na Facebooku zwolenników i przeciwników aborcji na tę samą go dzinę i w tym samym miejscu, prowo kując zamieszki. Głębokie podziały w Polsce są prawdopodobnie również dziełem radzieckich profesjonalistów.
Ich podstawowym narzędziem jest kłamstwo, a kłamstwo ma coraz krótsze nogi. Przekonała się o tym sę dzia Gersdorf. Jej bezczelne łgarstwo zostało natychmiast zdemaskowane. Dawniej kłamać mogli przestępcy (kłamstwa polityków były zwyczajo wo tolerowane), ale wywalczenie przez sędziów prawa do kłamstwa jest zjawi skiem kompletnie nowym. Czy można sobie wyobrazić przedwojennego sę dziego, który kłamie? W obiegu oficjalnym Polska ma fatalną prasę – przegraliśmy 27 do jednego, mamy ohydną twarz anty semitów, wycinamy puszczę, prze staliśmy być państwem prawa, ale prywatnie Europejczycy postrzega ją nas inaczej. Podczas moich waka cji w Szkocji zostałem mile zaskoczo ny przez kelnerkę, która wyrażała się z entuzjazmem o naszej premier wzywającej: „Europo, wstań z kolan!”. Wygląda na to, że opinie prostych ludzi z wolna zaczynają rozumieć nawet odporni na wiedzę zachodni eksperci. W 2017 roku znów trochę przy bliżyliśmy się do suwerenności. K
Przed nami wybory Tadeusz Dziuba
Rok 2017 obfitował w wiele wydarzeń zmieniających na korzyść naszą wspólnotę państwową. Trudno je hierarchizować, więc wymienię trzy, wedle mego indywidualnego priorytetu. Po pierwsze, z pewnością trzeba wskazać udane i przynoszące świetne efekty zmiany w naszym systemie podatkowym i organizacji aparatu celnego i skarbowego.
Z
jednej strony dzięki nim odzy skaliśmy władztwo nad naszym majątkiem wspólnym (daninami publicznymi), z drugiej zaś wy pychane są z naszego kraju przestępcze mafie żerujące na tym majątku. Doniosłym sukcesem jest ograni czenie zakresu biedy polskich rodzin. Istotny w tym udział ma program Ro dzina 500+, ale nie można zapomnieć o innych reformach sprzyjających temu celowi, np. takich jak podniesienie mi nimalnej płacy i emerytury itd. Dzię ki temu m.in. nieco wzrosła dzietność polskich rodzin, co w sytuacji grożące go nam kryzysu demograficznego jest bezcenne. Poziom naszego bezpieczeństwa militarnego realnie zwiększa powoła nie wojsk obrony terytorialnej. Moż na to tak już klasyfikować, choć są one dopiero w fazie organizowania się. Li czebność naszych sił zbrojnych wzroś nie prawie o połowę. Wojska te wy korzystają kadrę oficerską i wojskową, która nie służy wojskom operacyjnym, a przede wszystkim umożliwią uzyska nie wojskowego przeszkolenia przez oczekującą tego polską młodzież. Te trzy reformy symbolizują trzy zasadnicze nowe trendy: odzyskiwanie sprawności administracyjnej naszego państwa, efektywne umacnianie jego spójności społecznej i zdolności do fi zycznej obrony. Oby tak dalej. I tu kolejny temat, bo każdy me dal ma jednak dwie strony. To, co jest sukcesem jednych, może być wbrew interesom innych. Umacnianie spoi stości Państwa Polskiego niekoniecznie jest w interesie innych państw, w szcze gólności – z rozmaitych powodów
Projekt i skład
Wojciech Sobolewski Dział reklamy
– najbardziej wpływowych państw Unii Europejskiej. Dlatego między in nymi Polska już stała się obiektem dy plomatycznej i wizerunkowej agresji, której celem jest sparaliżowanie rozpo czętych i kontynuowanych zmian w na szym kraju. Życzę polskim władzom, by miały determinację w skutecznemu przeciwstawieniu się tej agresji oraz by umiejętnie wykorzystały międzynaro dowe okoliczności do ubezpieczania zainicjowanych trendów rozwojowych naszej wspólnoty państwowej.
Miejmy nadzieję, że wybory samorządowe w 2018 r. rozerwą pajęczą sieć egoistycznych interesów oplatających organy samorządowej władzy publicznej w Poznaniu i Wielkopolsce. Ta pajęcza sieć jest podstawową przyczyną prowincjonalnienia naszego miasta. I na koniec sprawy lokalne. Nieste ty o Poznaniu nie można powiedzieć wiele optymistycznego. Od początku lat 90., czyli przez jedno pokolenie, sto lica Wielkopolski stopniowo prowin cjonalnieje, w tym na tle innych dużych miast Polski. Rok 2017 nie zmienił nic w tym zasmucającym trendzie, charak teryzującym się chroniczną niezdolnoś cią do wykorzystania większości specy ficznych zasobów Poznania i szeroko pojętej aglomeracji poznańskiej. Tylko przykładowo wymienię ta kie zasoby jak tradycja, uroda miasta i regionu, czy też potencjał kulturowy.
Adres redakcji
ul. Zielna 39 · 00-108 Warszawa redakcja@kurierwnet.pl
Marta Obłuska reklama@radiownet.pl
Wydawca
Dystrybucja własna Dołącz!
Informacje o prenumeracie
dystrybucja@mediawnet.pl
Przykładowo, Poznań jest kolebką Pań stwa Polskiego i mógłby być celem piel grzymowania patriotów; trzeba jednak do tego stworzyć odpowiednią infra strukturę. Poznań (i najszerzej rozumia na aglomeracja) mógłby być miejscem wielodniowej turystyki, ale wymaga to długoterminowego planu rozwojowe go, obejmującego np. restaurację oraz udostępnienie publiczności dziewiętna stowiecznego budownictwa militarnego, czy też stworzenie infrastruktury żeglar skiej wzdłuż Wielkiej Pętli Warciańskiej.
Spółdzielcze Media Wnet / Wnet Sp. z o.o. kontakt j.hajdasz@post.pl, tel. 607270507
Poznań mógłby też być m.in. mu zyczną stolicą Polski, ale wymaga to inwestycji w takie instytucje, jak ope ra i filharmonia, a także w odbudowę chóralnych tradycji Poznania itp. Miejmy nadzieję, że wybory samo rządowe w 2018 r. rozerwą pajęczą sieć egoistycznych interesów oplatających organy samorządowej władzy publicz nej w Poznaniu i Wielkopolsce. Ta pa jęcza sieć jest podstawową przyczyną wspomnianego prowincjonalnienia na szego miasta. K Autor jest posłem i prezesem Prawa i Spra wiedliwości w Poznaniu
Nr 43 · STYCZEŃ 2018
(Wielkopolski Kurier Wnet nr 35)
Data i miejsce wydania
Warszawa 6.01.2018 r.
Nakład globalny 10 000 egz.
ind. 298050
Z
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A
3
Rok dobrej zmiany Aleksandra Tabaczyńska
Rok 2017 to dla mnie kolejny rok „dobrej zmiany”. Najbardziej radosnym wydarzeniem, w mojej ocenie, jest wzrost liczby urodzeń. Ze wstępnych danych statystycznych wynika, że ubiegły rok był pod tym względem rekordowy.
B
ez wątpienia duża w tym zasługa tak zacięcie zwalczanego przez opozycję programu 500+. A gdy jestem przy 500+, to prawdziwą wdzięcznością w stosunku do rządzą cych napawa mnie fakt zlikwidowania ubóstwa wśród rodzin wielodzietnych. Lipcowa wizyta Donalda Trumpa w Polsce to dla mnie najbardziej wzru szające i doniosłe przeżycie politycz ne o międzynarodowej skali. Myślę, że każdemu patriocie na długo zapadnie w sercu pasja, z jaką z ust amerykańskie go prezydenta wybrzmiewał na cały świat wielki szacunek i uznanie dla he roizmu Polaków, naszej postawy religij nej i umiłowania wolności. „Różaniec do granic” to z kolei naj ważniejsze dla mnie wydarzenie roku
Foto podpis
– Ten rok musi być rokiem, kiedy cały nasz naród zjednoczy się w dziękczynieniu Bogu za łaskę odzyskania niepodległości po 123 latach wykreślenia państwa polskiego z map politycznych kontynentu europejskiego – mówił podczas noworocznej pasterki w bazylice oo. Franciszkanów w Krakowie abp Marek Jędraszewski, pochodzący z Poznania metropolita krakowski.
To musi być nasze wspólne dziękczynienie
T
radycję celebrowania Mszy św. o północy w nowy rok zapoczątkował w Krakowie w 1960 r. abp Karol Wojtyła. Abp Jędraszewski w wygłoszonej homilii mówił o tym, że w nowy rok wierzący powinni wejść tak, jak przystoi wszystkim chrześcijanom – w Imię Trójcy Przenajświętszej. „Pragniemy wejść w nowy rok w Imię Ojca. Jakby w odpowiedzi na to wezwanie w tej niezwykłej godzinie słyszymy słowa błogosławieństwa, które z polecenia samego Boga starszy brat Mojżesza, arcykapłan Aaron i jego synowie mieli wypowiadać nad synami Izraela. Ponieważ Kościół jest nowym ludem Bożym, nowym Izraelem, także i my czujemy się w pełni uprawnieni do tego, aby nad każdym i każdą z nas spoczęło to samo błogosławieństwo”. Wejść w ten rok
Joanna Adamik Te dary mają nas inspirować do działań o charakterze przede wszystkim ewangelizacyjnym. Potrzeba naszemu Kościołowi świadków wiary żyjących Duchem Prawdy, a zatem niezłomnych i odważnych, pełnych mądrości i daru przekonywania, pobożnych i otaczających Boga najwyższą czcią”. Ósmy dzień oktawy świąt Bożego Narodzenia jest poświęcony Bogarodzicy Dziewicy. Jej cześć przeniknęła polską ziemię już wtedy, gdy zaczęły się tu dzieje chrześcijaństwa. Ponadto owa cześć oddawana Matce Najświętszej przyjęła kształt hymnu, który stał się jednocześnie hymnem państwa polskiego. Przedłużeniem tego hymnu są słowa poświęcone Najświętszej Maryi Pannie w pierwszej encyklice Jana Pawła II Redemptor hominis. Papież pisał wtedy, że Polacy pragną szczególnie
nas także szczególnej wrażliwości i odpowiedzialności za Polskę. Kardynał Wyszyński pozostaje więc dla wiernych niezrównanym wzorcem pasterza, dla którego służenie Kościołowi utożsamiało się z posługą dla polskiego narodu. „Ten rok musi być rokiem, kiedy cały nasz naród zjednoczy się w dziękczynieniu Bogu za łaskę odzyskania niepodległości po 123 latach wykreślenia państwa polskiego z map politycznych kontynentu europejskiego”. To, co się dokonało jesienią i zimą 1918 roku, dla pokolenia ówczesnych Polaków było prawdziwym cudem. „Jest za co Panu Bogu dziękować – za te wspaniałe postaci życia politycznego, ale także za wielkie postaci historii polskiego Kościoła, które tyle uczyniły, tyle dały z siebie i tyle ofiarowały Bogu i ojczyźnie cierpienia, aby można
To, co się dokonało jesienią i zimą 1918 r., dla pokolenia ówczesnych Polaków było prawdziwym cudem. „ Jest za co Panu Bogu dziękować – za te wspaniałe postaci życia politycznego, ale także za wielkie postaci historii polskiego Kościoła, które tyle uczyniły, tyle dały z siebie i tyle ofiarowały Bogu i ojczyźnie cierpienia, aby można było z radością przeżywać to, co stało się udziałem pokolenia Polaków 1918 roku. To musi być nasze wspólne polskie dziękczynienie”. w imię Syna oznacza natomiast, by jeszcze raz w czasie bożonarodzeniowym wsłuchiwać się w radosne orędzie, jakie betlejemscy pasterze usłyszeli owej niezwykłej nocy. „Razem z nimi z pośpiechem też udajemy się do Betlejem, aby znaleźć Maryję, Józefa i Niemowlę leżące w żłobie. Razem z Józefem i Maryją uczestniczymy w obrzędzie obrzezania, które nastąpiło, zgodnie z Prawem, ósmego dnia po narodzeniu, na znak włączenia nowo narodzonego Jezusa do narodu wybranego. (...) Jezus, będąc Zbawicielem, stał się dla nas raz na zawsze błogosławieństwem”. Zsyłając swego Syna Jednorodzonego Bóg w Nim i przez Niego rozpromienił swoje oblicze nad ludźmi i obdarzył ich swoją łaską. Wejście w Nowy Rok w imię Ducha Świętego związane jest z kolei z programem duszpasterskim Kościoła katolickiego w Polsce. „Mamy budzić w sobie świadomość, że jako bierzmowani jesteśmy obdarzeni siedmiorakimi darami Ducha Świętego.
zjednoczyć się z Maryją – mówił abp Jędraszewski. Rok 2018 jest kolejnym etapem dziejów zbawienia, które rozpoczęły się, gdy Jezus Chrystus przyszedł na świat. „Aby ten etap historii – ludzkości i jednocześnie zbawienia – w który Bóg daje nam teraz wkraczać, dla każdego z nas był jak najbardziej owocny, trzeba nam powierzyć te dni, które się otwierają przed nami, pod Jej macierzyńską opiekę i wstawiennictwo, by stały się one dla nas dniami prawdziwie błogosławionymi”. W ten ważny rok wierni wkraczają także z rzeszą świętych i błogosławionych Polaków, w tym ze Sługą Bożym kard. Stefanem Wyszyńskim. „Dla niego służba Kościołowi i służba Polsce były nierozerwalne. Każdy kolejny rok jego życia i posługiwania otwierał kolejną odsłonę w tym jego posługiwaniu dobru naszej ojczyzny. Nie wyobrażał sobie inaczej urzeczywistniania swojego biskupiego posłannictwa. To uczy
było z radością przeżywać to, co stało się udziałem pokolenia Polaków 1918 roku. To musi być nasze wspólne polskie dziękczynienie”. Rok 2018 jest także dobrą okazją, by Bogu dziękować za to, że 40 lat temu kardynałowie zebrani na kolejnym konklawe wybrali na następcę św. Piotra krakowskiego kardynała Karola Wojtyłę. „Doskonale wiemy, jak wielki to był pontyfikat, jak długi i brzemienny w konsekwencje – także te, które odnoszą się do najnowszej, pięknej historii Polski i tej części Europy. Jesteśmy dopiero w pierwszych minutach Roku Pańskiego 2018. Jak, właśnie w tym momencie, nie zwrócić się do Boga słowami tej pięknej polskiej kolędy: Podnieś rękę, Boże Dziecię, błogosław ojczyznę miłą! W dobrych radach, w dobrym bycie wspieraj jej siłę Swą siłą. Dom nasz i majętność całą, i wszystkie wioski z miastami, a Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami!”. K
2017. Wspomnienie mojego udziału w modlitwie w intencji pokoju w Polsce i na świecie wraz z milionem rodaków odbieram jako dar Opatrzności. Oczekiwania w 2018 roku spro wadzam do kolejnych reform „do brej zmiany”. Liczę na dalszą nieugiętą postawę władz Polski w sprawie tzw. uchodźców. Wspieramy bardzo rze telnie mieszkańców krajów objętych wojną i mamy pełne prawo sami wy brać formę, w jakiej świadczymy po moc. Z nadzieją patrzę też na wybory samorządowe, szczególnie ważne dla mnie w Wielkopolsce. I jeśli wolno mi pomarzyć jeszcze chwilkę, to patrząc na projekty archi tektów Warszawy, którzy wizualizują centrum stolicy bez Pałacu Kultury,
w mojej wyobraźni buduje się pro jekt powrotu do Poznania Pomnika Wdzięczności na jego miejsce. Przy dzisiejszych możliwościach zaprojek towanie na nowo placu Adama Mi ckiewicza nie wydaje się trudne czy niemożliwe. Jednak 100. rocznica od zyskania niepodległości będzie świę towana jeszcze bez Pomnika Chrystusa Króla w Poznaniu. Oby wybory samorządowe w 2018 roku skutecznie odsunęły le wackie władze Poznania na czele z ko lorowym Jackiem. A my, mieszkańcy Wielkopolski, wraz z nowo wybranym samorządem i prezydentem przywró cimy symbol odrodzenia Polski Pozna niowi. Może nawet w miejscu jego daw nej lokalizacji. Kto wie?! K
O szaleństwie eurokratów Henryk Krzyżanowski
Brukselski odlot eurokratów, czyli uruchomienie wobec Polski surowego artykułu 7, postawił w głupiej sytuacji krajową opozycję. Choć z jednej strony opozycjoniści zapewne się cieszą, że „zagranica” wreszcie się ruszyła i szturchnęła rządzących, to z drugiej nie mogą nie odczuwać zakłopotania wobec stylu, w jakim to poszturchiwanie się odbywa.
B
owiem jaskrawo naruszono przy tym traktaty (ustrój sądownictwa to sprawa wewnętrzna krajów członkowskich) oraz pokazano, nie po raz pierwszy przecież, że w UE obowiązują podwójne miary. Zamyka nie katalońskich polityków w kryminale stanowi konieczną obronę demokracji, zaś uchwalona przez polski Sejm ustawa zmieniająca organizację sądów to nie dopuszczalne naruszenie europejskich standardów. Pięknie, nie ma co. Nie dziwi więc, że krajowi zwolen nicy dyscyplinowania Polski przez KE wolą nie chwalić tej ingerencji wprost, a uciekają się do metafor. W telewizyj nej dyskusji jeden z czołowych polity ków PO użył więc porównania do piłki nożnej, mówiąc, że Polska słusznie do stała żółtą kartkę za faule i niestosowa nie się do reguł gry. Niestety, politycy polemizujący z nim w studio tę fałszywą
metaforę podjęli i dyskusja potoczyła się dalej wokół zasad na piłkarskim boi sku. Niepotrzebnie, bowiem polityka jest czymś kompletnie innym od spor tu, choćby przez to, że nie obowiązu ją w niej sztuczne reguły, uzgodnione z góry (i przestrzegane) przez zawodni ków, którzy w grze uczestniczą w sposób całkowicie dobrowolny. A udział w mię dzynarodowej polityce dla narodów i państw dobrowolny przecież nie jest. Drugą przenośnią zaciemniającą widzenie jest obraz szkoły. Publicysta opozycyjnej gazety pisze o przeniesie niu się na własne życzenie z europej skiego mainstreamu do „oślej ławki”. To jest jeszcze bardziej dziwaczne – jeśli UE to szkoła, to kto jest nauczycielką i kiedy będzie rozdanie świadectw? A czy będą promocje? Znamienne, że opozycyjni inteligenci z uporem od wołują się do pedagogiki zawstydzania
Polaków, mimo iż ta od dawna wykazuje swą nieskuteczność. Owszem, podatna na nią jest część profesury z państwo wych uniwersytetów oraz artyści-per formerzy i dziennikarze opozycyjnych mediów. Ale przeciętnego wyborcę skłania ona raczej do głosowania na PiS lub, w przypadku zwolenników PO, do pozostania w domu. Czyżby więc obsesjonat Leo Timmermans był ukry tym agentem PiS-u? Co ważne, u podstaw sporu pol skich władz z unijną wierchuszką nie leży wcale praworządność. Chodzi o fundamentalnie odmienne podejście do przyszłości Europy – my chcemy Unii niezależnych państw narodowych, a eurokraci dążą do stworzenia jedne go państwa rządzonego z Brukseli. To jest konflikt ideologiczny, który musimy podjąć i w którym nie wolno nam ustą pić ani o krok. K
Moje marzenia na Nowy Rok Danuta Moroz-Namysłowska
Poznań – królewskie miasto Wielkiej Polski, na obszarze której już ponad 1050 lat temu decydowały się losy chrystianizującej się Europy. Byliśmy już wówczas, mówiąc współczesnym językiem w centrum wydarzeń.
T
o dzięki Świętosławie, córce Mieszka I i Dobrawy, siostrze Bolesława Chrobrego, krew piastowska popłynęła do eu ropejskich dynastii. Najsłynniejszym z jej potomków jest twórca skandynawskiego i angielskiego imperium, Knut Wielki. Tę królową i matkę królów, której dzieje wplatają się w dzieje Polski, Da nii, Szwecji, Norwegii i Anglii, utrwali ły islandzkie sagi jako Sigridę Storradę – dumną władczynię, której decyzje były znaczące dla ówczesnej Europy. W tradycji duńskiej pojawia się jako Gunhilda. A w polskiej? Kto o niej do niedawna słyszał i co wiedział? I dla czego nie? Nie sądzę, by ktoś znał na to trafną odpowiedź. Tymczasem, wracając do historii, potężne królestwo zbudowane w sercu Europy (tak, tak Poznaniacy, jesteśmy w sercu Europy!) już na początku XIII wieku rozpada się na księstwa, który mi władają skłóceni ze sobą władcy. Ich pycha i intrygi zagrażają państwu,
a tron stoi pusty. Padają na niego po żądliwe spojrzenia sąsiadów i gdyby nie wielkopolski książę Przemysł II, roz bicie dzielnicowe mogłoby się skoń czyć dla Polski katastrofą, a losy Europy potoczyłyby się też inaczej. Wreszcie, wchodząc w czasy naj nowsze: czy doceniamy rolę powstania wielkopolskiego? Co wie o nim polski czy europejski czytelnik lub widz? Jak je poznać i docenić po obejrzeniu fil mu „Hiszpanka”? Być może jedynym godnym uwagi wydarzeniem kultural nym o dziejach Wielkopolski był serial telewizyjny „Najdłuższa wojna nowo czesnej Europy”. Gdyby nie pojawienie niemal szekspirowskiego formatu polskiej pisarki Elżbiety Cherezińskiej, współ czesna polska powieść historyczna leżałaby odłogiem. I to wydarzenie, poprzedzające oczywiście opiniowa ny rok 2017, dla mnie osobiście uwa żam za najważniejsze. Bo ja dopiero w 2017 roku wczytuję się w jej dzieła
i obdarzam nimi rodzinę i przyjaciół. Obawiam się, że nie starczy mi życia, by poznać ogrom jej literackiego do robku – bowiem jest to autorka młoda i w sile talentu. Ale to właśnie Chereziń ska w sposób fantastyczny wprowadza i Polskę, i jej historię, i literaturę do Eu ropy – tej prawdziwej Europy, z trady cjami godnymi poznawania, naśladowa nia lub korygowania. Bo przecież nasz kulturotwórczy kontynent nie może poprzestać na popkulturowych Dis neylandach, Szrekach, myszkach Miki, kaczorach Donaldach etc... Chciałabym, by Poznań odzyskał należne mu miejsce na mapie Polski i Europy. By wreszcie stanął na swoim miejscu Pomnik Wdzięczności za odzy skaną w 1918 roku niepodległość Oj czyzny i obyśmy już nigdy nie stanęli ani na krawędzi jej utraty, ani w lęku przed roztopieniem się w bezkształtnym ty glu pseudonowoczesności. Chrońmy dorobek tysiącleci i pieczołowicie go pomnażajmy. K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
4
R
ozważania typu „kto pierwszy strzelił, kto pierwszy padł”, fascynowały wielu badaczy od dawna, w odniesieniu do rozmaitych wydarzeń dziejowych, nie tylko Powstania Wielkopolskiego. W każdym przypadku ustalenia i próby rekonstrukcji zdarzeń okazywały się trudne i budziły spory. Zgodnie z tradycją, listę poległych w Powstaniu Wielkopolskim otwierali Antoni Andrzejewski i Franciszek Ratajczak, którzy zginęli dnia 27.12.1918 r. w Poznaniu, a ich śmierć zapoczątkować miała Powstanie Wielkopolskie. Co prawda, zdaniem niektórych „wyprzedził” ich Jan Mertka z batalionu pogranicznego, który zginął przed południem w rejonie Szczypiorna. Spór w tej materii istniał już przed II wojną światową i związany był z rywalizacją o znaczenie powstańczych ośrodków organizacyjnych: lokalnych z peowiackimi, przemienioną na spór endecko-piłsudczykowski. Antoniego Andrzejewskiego i Franciszka Ratajczaka pogrzebano zresztą manifestacyjnie w nowy rok 1919 r. na cmentarzu górczyńskim, z udziałem Celestyna Rydlewskiego. Egzekwie prowadził ks. Władysław Mayer, ówczesny proboszcz parafii pw. św. Marcina w Poznaniu. Zwłaszcza grób Franciszka Ratajczaka stał się szybko narodową pamiątką, toteż w zbiorowej mogile – pomniku poległych, jaki powstał w roku 1924, obok Franciszka Ratajczaka złożono szczątki innych powstańców: Antoniego Andrzejewskiego, Jana Dembińskiego (zmarłego z ran 2.02.1919 r. w Szubinie), Stefana Grabskiego (zmarłego z ran 18.02.1919 r. w Poznaniu) i Maksymiliana Nickiela (zgon 17.05.1919 r. w Czarnkowie). Tylko śmierć dwóch z nich: Antoniego Andrzejewskiego i Franciszka Ratajczaka była bez wątpienia związana z Poznaniem i „pierwszymi strzałami” Powstania Wielkopolskiego. Jak dotąd, nie udało się ustalić dokładnego przebiegu zdarzeń, jakie miały miejsce późnym popołudniem dnia 27.12.1918 r. w Poznaniu. Nie wiadomo zatem, w jakich okolicznościach, o jakim czasie i z czyjej ręki padły pierwsze strzały, a w konsekwencji, kim byli pierwsi polegli Powstania Wielkopolskiego. Istnieje przekonanie, że Powstanie Wielkopolskie miał zapoczątkować „atak na Prezydium Policji”, mieszczące się w nieistniejącym już gmachu na narożniku dzisiejszych ulic Franciszka Ratajczaka i 27 Grudnia, gdzie obecnie znajduje się parking. Podczas tamtego szturmu miał zginąć pierwszy powstaniec – Franciszek Ratajczak. W istocie takie wydarzenie nie miało miejsca, bo ataku na Prezydium Policji Polacy nie przedsiębrali, a zacięte walki o budynek są tylko wytworem fantazji. Problem „pierwszych strzałów” nie był zresztą przedmiotem analizy, a raczej ogólnej ugody w sprawie śmiertelnego zranienia Franciszka Ratajczaka nieoczekiwaną serią z niemieckiego karabinu maszynowego przed Prezydium Policji. Według niektórych, „pierwsze strzały” miały paść w rejonie Hotelu Rzymskiego, bądź też kawiarni „Hohenzollern” (późniejsza „Esplanada” w budynku niemieckiego teatru, a obecnie „Arkadia”), a od zbłąkanej kuli miał zginąć jeden z gości. Niezależnie od relacji, zgoda panuje co do faktu, że „pierwsze strzały” znacznie wyprzedziły śmierć Franciszka Ratajczaka. A zatem strzały pod Prezydium Policji około godziny 18.00 nie były pierwszymi tego dnia. Ograniczona „strzelanina”, bo raczej nie „wymiana ognia”, mogła się bowiem rozpocząć w Poznaniu między godziną 16.00 a 17.00 (jak wskazują relacje o zajściach w innych częściach miasta) w rejonie dzisiejszej ul. Bukowskiej, być może na wysokości obecnej ul. Gajowej lub na wysokości koszar 6 Pułku Grenadierów im. Hrabiego Kleista von Nollendorfa (1 Zachodniopruski), z przesunięciem się w stronę Zamku. W świetle protokołów lekarskich, śmierć Antoniego Andrzejewskiego, i to po akcji ratunkowej w głównym lazarecie fortecznym, określono w akcie zgonu na godzinę 19.00, a biorąc pod uwagę ówczesny transport sanitarny, zranienie sytuuje się na co najmniej 1–2 godziny wcześniej. Niestety dokumenty towarzyszące wystawieniu aktu zgonu nie odnalazły się. To, że jego śmierć był związana z akcją powstańczą, nie ulegało kwestii już przed II wojną światową. Jako miejsce śmiertelnego zranienia wskazywano Berlinerstrasse (obecnie ul. 27 Grudnia) w rejonie obecnego budynku „Okrąglaka”. Antoni Andrzejewski zmarł, tak jak Franciszek
W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A Ratajczak, w głównym lazarecie fortecznym, a pogrzebano go pierwotnie na cmentarzu górczyńskim, w części należącej do parafii pw. Matki Boskiej Bolesnej, potocznie zwanej parafią św. Łazarza. W 1924 r. zwłoki Antoniego Andrzejewskiego ekshumowano w związku z budową pomnika i przeniesiono do mogiły obok Franciszka Ratajczaka i pozostałych czterech Powstańców Wielkopolskich.
C
hociaż powstańczy charakter śmierci Antoniego Andrzejewskiego niejednokrotnie kwestionowano, sugerując przypadkowość, wynikało to ze sporów między wete-
Nie udało się ustalić dokładnego przebiegu zdarzeń, jakie miały miejsce późnym popołudniem dnia 27.12.1918 r. w Poznaniu. Nie wiadomo zatem, w jakich okolicznościach, o jakim czasie i z czyjej ręki padły pierwsze strzały. wcześniejszymi wydarzeniami, oddał pierwszy strzał, zapewne dla postrachu. Niemiecką ripostą w duchu atmosfery tamtego dnia, napiętej do granic, była seria z karabinu maszynowego. Dalsze wydarzenia potoczyły się już błyska-
(baterie) 20 Pułku Artylerii Lekkiej pod dowództwem por. Dietricha Vogta, dysponujące bronią maszynową. Na północnym skrzyżowaniu Berlinerstrasse (obecnie ul. 27 Grudnia) i Ritterstrasse (obecnie ul. Franciszka
Krausego. Franciszek Ratajczak jako „zastępca oficera”, zgodnie z regulaminem maszerował na jej końcu wzdłuż Berlinerstrasse (obecnie ul. 27 Grudnia), aż do skrzyżowania z Ritterstrasse (obecnie ul. Franciszka Ratajczaka). Według raczej zgodnych od tego momentu relacji świadków, rannego Franciszka Ratajczaka szybko otoczyli koledzy, przenosząc go pomieszczeń biurowych salonu samochodowego Mieczysława Grzybkowskiego, znajdujących się w kamienicy na południowo-wschodnim rogu skrzyżowania Ritterstrasse i Berlinerstrasse. Nadal przytomnego umieszczono na piętrze, gdzie znajdowało się biuro, a jego rany
Niemniej całość zdarzeń z przenoszeniem rannego, przywoływaniem księdza, namaszczaniem i spowiedzią, transportem do szpitala, przygotowaniem do operacji i samym zabiegiem, mogła zająć około dwóch godzin. Nie wiemy jednak, jak długo po operacji Franciszek Ratajczak jeszcze żył, bo nie zachowały się dokumenty szpitalne. Najprawdopodobniej jednak czas zranienia to godzina 18.00. Co do czasu świadkowie mogą się mylić, bo 27 grudnia słońce zachodzi kilka minut po godzinie 15.00 i praktycznie od godziny 16.00 jest ciemno, ponadto w tamtych czasach noszenie na co dzień zegarka było rzadkością. Dokładnie nie wiadomo, od której godziny i jak długo trwała wymiana strzałów pod Prezydium Policji, ale z pewnością Niemcy mieli dobrą pozycję obronną i najwyżej kilku lekko rannych. Strony uzgodniły też, że ochronę gmachu przejmą siły mieszane.
A
Szczególnym wotum wdzięczności za odzyskanie niepodległości, zwycięskie Powstanie Wielkopolskie i przyłączenie terenów zachodniej Polski do odradzającej się po okresie rozbiorów Ojczyzny był w Poznaniu Pomnik Najświętszego Serca Pana Jezusa zwany też Pomnikiem Wdzięczności. Od czasów jego odsłonięcia w 1932 r. do jego zburzenia przez Niemców w 1939 r. przed tym Pomnikiem odbywały się wszystkie oficjalne obchody kolejnych rocznic wybuchu Powstania Wielkopolskiego. Na zdjęciu – obchody rocznicy Powstania Wielkopolskiego w Poznaniu 27 grudnia 1937 r.
Pytania o pierwsze strzały i pierwszych poległych są ze sobą powiązane „od zawsze”. Zwykle winą obciąża się tę stronę, która jako pierwsza sięgnęła po broń, bez wnikania w złożoność intencji i okoliczności czynu.
„Pierwsi polegli” Powstania Wielkopolskiego Wiesław Olszewski, Łukasz Jastrząb
Ja już rozmawiam z moim Bogiem, a wasz obowiązek jest tam. Szeregowiec Franciszek Sójka, Powstaniec Wielkopolski; słowa wypowiedziane do kolegów w chwili śmierci.
ranami. Niemniej, na podstawie analizy ksiąg zgonów USC w Poznaniu i zapisanych w nich godzin śmierci, to właśnie Antoniego Andrzejewskiego należałoby potraktować jako pierwszą ofiarę Powstania Wielkopolskiego w Poznaniu, a nie Franciszka Ratajczaka. Tego samego dnia – 27.12.1918 r. – o nieustalonym czasie, śmiertelny postrzał w brzuch otrzymał również Stefan Andrzejewski, który zmarł 30.12.1918 r. Choć nie ma bezpośredniego dowodu na jego zaangażowanie w walkach, to na powstańczą rangę jego zgonu wskazywać może manifestacyjny pogrzeb, jaki mu zorganizowano na starym cmentarzu parafii pw. św. Wojciecha na stokach Cytadeli w Poznaniu, w dniu 3.01.1919 r., w asyście kompanii Polskiej Organizacji Wojskowej (POW), Straży Ludowej oraz tysięcy żałobników. O Stefanie Andrzejewskim nie wspomina dotąd żadne opracowanie; być może traktowano go jako cywila, choć w ówczesnej prasie tytułowany jest „druhem”, co znamionowało powstańca. Możliwe, że nie odniósł rany w bezpośrednim starciu, choć najpewniej z niemieckiej ręki. Wiele faktów wskazuje na to, że nie pod Prezydium Policji padły „pierwsze strzały” w Powstaniu Wielkopolskim. Najprawdopodobniej strzelano już wcześniej – na wiwat, dla postraszenia przeciwnika, a może i jego zneutralizowania, ale to pod Prezydium Policji Franciszek Ratajczak, ośmielony
wicznie, nastąpiła wymiana ognia między obiema stronami, choć bez szczególnej zaciętości. Niemieckiej załogi Prezydium nie wzięto do niewoli, lecz po porozumieniu w Bazarze zmuszono do opuszczenia budynku, zastępując 48-osobową, narodowościowo mieszaną grupą, złożoną z 24 Niemców i 24 Polaków. Nadal zatem wszystko mieściło się w ramach jedynie groźnych incydentów, a nie walki o wolność, ale nie takie wnioski wyciągała z sytuacji polska społeczność Poznania i Wielkopolski.
Ratajczaka) Niemcy ustawili karabin maszynowy, ale sądzili chyba, że zajścia w Poznaniu się zakończyły.
S
trzały w rejonie Prezydium około godziny 18.00–19.00 podobno były dla nich zaskoczeniem, bo polski pochód przeszedł już pod Bazar. Około godziny 18.00 w Bazarze miał się pojawić niemiecki pełnomocnik Wydziału Wykonawczego Rady Robotników i żołnierzy, pełniący obowiązki szefa policji – Roder Blankertz, który zadeklarował, że Niemcy wycofają
Franciszek Ratajczak, ośmielony wcześniejszymi wydarzeniami, oddał pierwszy strzał, zapewne dla postrachu. Niemiecką ripostą w duchu atmosfery tamtego dnia, napiętej do granic, była seria z karabinu maszynowego. Wiele niejasności otacza okoliczność śmiertelnego zranienia Franciszka Ratajczaka przed Prezydium Policji. Obrazy Leona Prauzińskiego i Leona Wróblewskiego przedstawiające moment zranienia Franciszka Ratajczaka, są jedynie artystyczną wizją, niezgodną relacjami świadków wydarzeń. Pewne jest, że gmach był przez Niemców przygotowany do obrony, bo obsadziły go dwie kompanie wartownicze
się do koszar, jeśli Polacy złożą broń. Żadna relacja natomiast nie precyzuje czasu zdarzeń, co może sugerować, że w mieście „ogólnie” padały strzały i niekoniecznie przed Prezydium Policji. Z czasem zresztą strzelanina i tak przesuwała się w stronę Bazaru. W uprawdopodobnionej rekonstrukcji zdarzeń do postrzelenia Franciszka Ratajczaka doszło w trakcie przemarszu kompanii Edmunda
od razu oceniono jako bardzo poważne lub nawet śmiertelne. Miast organizować szybki transport do szpitala, posłano zatem po księdza, do kościoła parafii pw. św. Marcina. Niedługo pojawił się tamtejszy wikariusz, ks. Antoni Chilomer, który udzielił rannemu ostatniego namaszczenia, być może nawet krótkiej spowiedzi. Świadczy to, iż Franciszek Ratajczak nadal zachowywał przytomność, co wyklucza raczej postrzał głowy, wskazując na inne ciężkie obrażenia. Dopiero wtedy odwieziono rannego do pobliskiego „głównego lazaretu fortecznego”, który znajdował się przy Königs Platz (właściwie Königsstrasse – obecnie ul. Karola Libelta), w budynku z połowy XIX w., który do dziś zajmuje wojsko. Franciszek Ratajczak zmarł po operacji między godziną 21.00 a 22.00, co odnotowano w akcie zgonu, bez wątpienia na podstawie „protokołu śmierci” sporządzonego w szpitalu. Operował dr Kazimierz Nowakowski, ponoć od tego dnia „naczelny chirurg lazaretu fortecznego”. Rekonstrukcja zdarzenia ma kluczowe znaczenie dla ustalenia czasu krótkiego starcia pod Prezydium Policji. Nie wiadomo, czy Powstańcy odpowiedzieli ogniem zaraz po serii z niemieckiego karabinu maszynowego, oddanej w kierunku Franciszka Ratajczaka, czy też później, gdy zabrali rannego z niebezpiecznego miejsca.
utorzy opracowań z okresu międzywojennego, opartych na relacjach świadków wydarzeń, stwierdzają, że strzelanina w tym rejonie miała trwać do późnych godzin nocnych i zakończyła się około północy, ale walki musiały być raczej mało intensywne, sądząc po znikomych stratach biologicznych i materialnych. Około godziny 23.00 załoga niemiecka mogła opuścić Prezydium Policji, a jej miejsce zajęły wspomniane wyżej mieszane siły, prawdopodobnie po 24 osoby z każdej strony. Można zatem powiedzieć, że sytuacja w mieście unormowała się na mocy porozumienia, bo taki układ wykluczał „kapitulację” Niemców, o czym pisało bardzo wielu autorów. Niemniej jednak wydarzenia te oznaczały podjęcie przez Polaków w Poznaniu inicjatywy walki, która zwielokrotniona przez masowe zdarzenia podobnego typu w najbliższych dniach i w skali całej prowincji, miała zaowocować rozlaniem się powstańczego ruchu. Spór o „pierwszeństwo śmierci” – Franciszek Ratajczak czy Antoni Andrzejewski – konfliktował środowisko weteranów Powstania, choć krył on w istocie osobiste aspiracje kombatantów i wynikał w sumie z niedoceniania ich wysiłku przez II Rzeczpospolitą. W grudniu 1922 r. utworzyli oni Towarzystwo Powstańców Wielkopolskich im. Franciszka Ratajczaka, obejmujące poznańskie dzielnice Stare Miasto, Śródkę i Zawady. Z kolei w 1924 r. dla poznańskiego Łazarza i Górczyna utworzono podobną organizację – ale im. Antoniego Andrzejewskiego. „Konkurencja” rozpuszczała wieści o przypadkowej śmierci Antoniego Andrzejewskiego, trafionego ponoć zbłąkaną kulą w piwiarni lub w klubie bilardowym. W 1923 r. ulicę Rycerską przemianowano na ulicę Franciszka Ratajczaka. Wyjaśnienie sprawy „pierwszego poległego” komplikuje też przypadek Adama Nowaczewskiego, który miał ponoć zginąć także w dniu 27.12.1918 r., ale wcześniej, aniżeli został ranny Franciszek Ratajczak, w trakcie nieustalonej wymiany strzałów w rejonie „Arkadii”, wyprzedzającej konflikt wokół Prezydium Policji. Niestety, jest to jedynie niepotwierdzona relacja, i to nie „z pierwszej ręki”. Ciekawe źródło stanowią tablice, jakie odsłonięto na ścianie budynku na południowo-wschodnim skrzyżowaniu ulic Rycerskiej i Berlińskiej (Franciszka Ratajczaka i 27 Grudnia), w miejscu, gdzie dziś znajduje się tablica z brązu. Był tam napis: Na tem miejscu poległ za wolność Ojczyzny dnia 27 grudnia 1918 r. Antoni Andrzejewski (tablica u góry) i Franciszek Ratajczak. Najdawniejsza zatem tradycja połączyła obu poległych z tym właśnie miejscem, ale niczego to nie przesądza, bo ówczesne relacje są ze sobą sprzeczne. Straty związane z wybuchem walk w mieście poniosła również strona niemiecka, tak w postaci rannych (o czym informowały gazety), jak i z całą pewnością zmarłego z ran 18-letniego grenadiera 6 Pułku Grenadierów im. Hrabiego Kleista von Nollendorfa (1 Zachodniopruski) – Rudolfa Schulza. Zmarł on 28.12.1918 r. w 8 lazarecie – Bernardyny, z powodu przestrzału płuca i brzucha. W której części Poznania odniósł te rany – nie wiadomo. Wraz z rozpoznanymi ofiarami strzelaniny z dnia 27.12.1918 r. i późniejszymi, liczba śmiertelnych ofiar w Poznaniu i na Ławicy mogła oscylować około dziesięciu. Choć termin „polegli” zawarowany jest dla żołnierzy i śmierci związanej z akcją bojową, warto wspomnieć o cywilnych ofiarach pierwszego w dziejach
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
5
W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A Spór o „pierwszeństwo śmierci” – F. Ratajczak czy A. Andrzejewski – konfliktował środowisko weteranów Powstania, choć krył w istocie osobiste aspiracje kombatantów i wynikał z niedoceniania ich wysiłku przez II RP.
Słowo wstępne prezydenta Lecha Kaczyńskiego do wydanej w 2009 r. książki dokumentującej straty, jakie odnieśli Polacy podczas walk w czasie Powstania Wielkopolskiego.
ciszek Ratajczak czy Jan Mertka nałożył się bowiem na rywalizację środowisk lokalno-endeckich (Franciszek Ratajczak) z piłsudczykowsko-peowiackimi (Jan Mertka). Wiele wskazuje zresztą na to, że ów problem mógł mieć o wiele szersze konotacje i umocowania, zahaczając o politykę państwa polskiego we wczesnej fazie niepodległości oraz próby honorowania poszczególnych jednostek dla konkretnych politycznych korzyści.
W
świetle faktów, a wbrew późniejszemu dopisywaniu Jana Mertki do rozmaitych list poległych w Powstaniu Wielkopolskim – był on żołnierzem Wojska Polskiego, a ściślej Wojsk Polskich, bo taka nazwa ówcześnie funkcjonowała. Eksponowanie Jana Mertki jako pierwszego poległego Powstańca Wielkopolskiego, pomimo że nie był powstańcem, tylko żołnierzem Wojs ka Polskiego z terenów niepodległej już Polski, który incydentalnie naruszył terytorium Rzeszy i zginął, miało za zadanie udowodnić, że hasło do Powstania Wielkopolskiego wyszło z Warszawy, z kół piłsudczykowsko-peowiackich. Już przed II wojną światową był to spór poważny, a Tadeusz Jabłoński we wstępie do swojej Listy strat... napisał: Jak powszechnie wiadomo, formalne połączenie wojsk wielkopolskich nastąpiło tak późno (13.11.1919 r. –
Sytuacja w mieście unormowała się na mocy porozumienia, bo taki układ wykluczał „kapitulację” Niemców. Niemniej jednak wydarzenia te oznaczały podjęcie przez Polaków w Poznaniu inicjatywy walki. przyp. W.O. i Ł.J.) z przyczyn natury technicznej i formalnej, faktycznie wojska wielkopolskie zawsze stanowiły część składową Armii Polskiej, podobnie jak i cała Wielkopolska nigdy nie tworzyła odrębnej organizacji państwowej. Było to zgodne z najwcześniejszymi tezami o „tajnym ramieniu”, jakim była POW i inicjatywie władz centralnych co do wybuchu Powstania w Wielkopolsce. Tak też Jan Mertka szybko znalazł się na oficjalnej liście strat nr 2 Dowództwa Głównego Sił Zbrojnych byłego zaboru pruskiego. Ponadto przeszedł on cały cykl państwowych dekoracji z pośmiertnym nadaniem mu Krzyża Pamiątkowego Rady Ludowej, a nawet Medalu Pamiątkowego
za wojnę 1918–21, i to w maju 1937 r., rozkazem Dowództwa Okręgu Korpusu VII w Poznaniu. Choć z upływem czasu starcie w dniu 27.12.1918 r. pod Prezydium Policji w Poznaniu, jakie rozwinęło się w następstwie śmiertelnego zranienia Franciszka Ratajczaka, urosło do rangi „szturmu” i czynnika inicjującego Powstanie Wielkopolskie, to w istocie jego rola w wydarzeniach była niewielka, o czym świadczy porozumienie zawarte w Bazarze. Straty w ludziach chyba nie przekroczyły – wliczając następne dni – 10 osób, ale w mieście stało się to, co się stało – Polacy coraz jawniej przejmowali inicjatywę w swoje ręce, co skutkowało przejmowaniem niemieckich obiektów wojskowych w kolejnych dniach, wraz z prestiżową Cytadelą w dniu 29.12.1918 r. Równocześnie Powstanie rozlewało się po całej Wielkopolsce. Skutek strzałów na ulicach Poznania późnym popołudniem 27.12.1918 r. był zatem oczywisty. Zakończone zwycięstwem Powstanie Wielkopolskie położyło kres niemieckiemu parciu na Wschód nie tylko w sensie politycznym, ale co ważniejsze, etnicznym. Skutkowało bowiem znaczącym odpływem z zachodnich ziem Rzeczpospolitej ludności niemieckiej, która napłynęła tam w XIX w., również dzięki realizowanej polityce antypolskiej, której najgłośniejszym przejawem były tzw. rugi pruskie. Szacuje się, że do 1928 r. Wielkopolskę i Pomorze mogło opuścić około miliona Niemców, a ich miejsce zajęli polscy przybysze z Kresów i reemigranci z Niemiec. W świetle rozmaitych porównań i odniesień, „pierwszy poległy” to niemal zawsze rezultat społecznego konsensusu. Wiele wskazuje, że tak się stało również w przypadku Franciszka Ratajczaka, a jego śmierć wzbogaciła legendę o ataku na Prezydium Policji. Nie był to jednak laur nieuzasadniony, bo strzały i śmierć w Poznaniu w dniu 27.12.1918 r. miały swoje konsekwencje dla dalszych wydarzeń w stolicy Wielkopolski, jak i niemal wszystkich miejscowości tego regionu. Chociaż spór wokół „pierwszych strzałów – pierwszych poległych” zdaje się być ważny, tyczy bowiem sporów o genezę Powstania Wielkopolskiego, jego ranga nie jest tak wielka. Powstanie Wielkopolskie, choć słabo przygotowane, i tak by wybuchło, z ofiarą życia Franciszka Ratajczaka lub bez niej, ze starciem pod Prezydium Policji lub w innym miejscu, w tym dniu lub dnia następnego, było bowiem polityczną koniecznością oraz najgłębszym przekonaniem Wielkopolan o jego słuszności, w jedynej, niepowtarzalnie korzystnej sytuacji dziejowej. K Powyższy artykuł pochodzi z książki Wiesła wa Olszewskiego i Łukasza Jastrzębia pt. Lista strat Powstania Wielkopolskiego od 27 grudnia 1918 roku do 8 marca 1920 roku, ze słowem wstępnym Lecha Kaczyńskiego, Prezydenta RP, Koszalin 2009.
P
rzy tej okazji powtarza się ciągle mity wyprodukowane przez propagandę komunistyczną. W znacznym skrócie prawda wyglądała, z dużą dozą prawdopodobieństwa, inaczej. UPA w 1945 roku uznała już milcząco swój błąd strategiczny, polegający na niedocenieniu siły Sowietów. Po II wojnie światowej, zamiast plebiscytów i referendów, o przyszłości spornych ziem dawnej Rzeczpospolitej decydować miała siła Armii Czerwonej i aparatu bezpieczeństwa. W tych warunkach została nawiązana (na poziomie taktycznym) współpraca AK-WiN z lokalnymi strukturami UPA. Ustały napady na polską ludność cywilną. Doszło do spektakularnej wspólnej akcji Polaków i Ukraińców przeciwko sowiecko-komunistycznej władzy w Hrubieszowie i do uwolnienia przetrzymywanych w lokalnym więzieniu żołnierzy polskiego podziemia. Współpraca ta została przerwana, bowiem w tym czasie KBW w polskich mundurach zaczęło prowadzić pacyfikacje wsi ukraińskich. Cel był jasny – sprowokowanie UPA do dalszych działań przeciw ludności polskiej. Niestety ta prowokacja komunistom się udała. Współpraca polskiego i ukraińskiego podziemia została wstrzymana. Rzezie kontynuowano. Mitem jest zatem zaangażowanie się komunistycznych sił bezpieczeństwa w walkę z ukraińskim podziemiem w celu ochrony ludności polskiej. Celem było tylko i wyłącznie utrwalenie „władzy ludowej”. UPA działała dłużej niż WiN dlatego, że NKWD, UB i KBW skupiły się na walce z podziemiem polskim, nie ukraińskim (UPA była im czasowo potrzebna, by budzić strach i legitymizować władzę ludową na tamtym obszarze). Ciekawe, że czasem dochodziło do współdziałania NKWD z oddziałami UPA przeciwko polskim organizacjom podziemnym. Dziś wiemy, że Akcja Wisła miała inne cele niż zniszczenie UPA (to było załatwione jakby przy okazji). Celem komunistów bowiem było przeprowadzenie eksperymentu społecznego na ziemiach przyłączonych. Chodziło o to,
Wraca ostatnio temat Akcji Wisła. Przypomnijmy: w 1947 roku komuniści, kontynuując prowadzoną od 1945 roku politykę przesiedleń ludności białoruskiej i ukraińskiej na tereny BSSR i USSR, postanowili wysiedlić głównie greckokatolickich Ukraińców, Łemków i Bojków na tzw. Ziemie Odzyskane.
Zachodnich własności państwowej, mniej rodzinnych gospodarstw rolnych niż w innych regionach kraju…
N
ie bez przyczyny Rosjanie przyjmowali chętniej prawosławnych Ukraińców z Chełmszczyzny, ale nie bardzo chcieli unickich Łemków z Bieszczad. W tym czasie trwała bowiem walka z unitami w USSR. Aresztowania, rabunek mienia i w końcu przymusowe włączenie do struktur Cerkwi prawosławnej wytworzyło silną opozycję wiernych wobec władzy sowieckiej. Stalin zresztą zasiedlał intensywnie ludnością rosyjską zabrane nam polskie województwa wschodnie. We Lwowie w 1950 roku ludność rosyjska stanowiła już 20% mieszkańców. Stalin nie życzył sobie tam zatem osób wrogo nastawionych do władzy sowieckiej. W 1947 roku nie chciał też więcej Ukra-
Akcja Wisła
Mity propagandy komunistycznej Mariusz Patey
KBW w polskich mundurach zaczęło prowadzić pacyfikacje wsi ukraińskich. Cel był jasny – sprowokowanie UPA do dalszych działań przeciw ludności polskiej. Niestety ta prowokacja komunistom się udała.
FOT. WIKIPEDIA
Poznania lotniczego bombardowania rejonu miasta, związanego z niemieckim atakiem na przejęte przez powstańców lotnisko na Ławicy w dniu 7.01.1919 r. Śmierć poniosło wówczas dwóch rolników ze Strzeszyna; gdzie jednak dokładnie upadły fatalne dla nich bomby, nie wiadomo. Swoistą rywalizację o „pierwszeństwo śmierci” między Franciszkiem Ratajczakiem a Antonim Andrzejewskim bardzo szybko zdominował daleko poważniejszy spór związany ze śmiercią Jana Mertki, również w dniu 27.12.1918 r. w okolicach Ostrowa Wielkopolskiego, bez wątpienia w godzinach wcześniejszych aniżeli zajścia w Poznaniu. Tym razem sprawa miała charakter rywalizacji politycznej, a nie towarzysko-organizacyjnej. Spór Fran-
Pomnik generała broni Karola Świerczewskiego, za pomnikiem Góra Walter
by wymieszać ludność polską przybyłą z Kresów (wykorzenioną i wdzięczną Armii Czerwonej za ocalenie z rzezi Wołynia i Małopolski Wschodniej) z ukraińską i żydowską. Taki miks gwarantował, że to „władza ludowa” miała być oparciem i gwarantem bezpieczeństwa, arbitrem w sporach.
Eksperyment częściowo się udał. Mieszkańcy Ziem Zachodnich głosują po dziś dzień częściej na postkomunistów, mniej są przywiązani do tradycyjnych wartości, słabsze są więzi rodzinne i więcej notuje się rozwodów. Tam też powstawały polskie sowchozy i kołchozy. Do dziś więcej na Ziemiach
ińców. Sam zresztą przesiedlił ok 70 tysięcy Ukraińców na wschód. Ukraińcy zamieszkujący Polskę, nie cieszący się zaufaniem i sympatią Polaków (co zrozumiałe) mieli posłużyć do łatwiejszej komunizacji Polski. Wiele wiosek ukraińskich było zresztą skomunizowanych i wrogo nastawionych nie tylko do naszego podziemia, ale także do UPA. A stwierdzenie, że komuna nie mogła sobie poradzić ze słabnącą partyzantką upowską (która w 1947 roku liczyła raptem 1500 ludzi), też można między bajki włożyć. Do apologetów władzy komunis tów, którzy szukają dobrych intencji w działaniach Stalina – jedna uwaga. Jeśli Stalinowi drogi byłby los polskiej ludności, to nie paktowałby z Hitlerem i nie dokonałby rozbioru Polski. K
Stare i pożółkłe, których już nikt nie będzie czytał. Idealnie bezużyteczne. U alergików prowokujące kichanie. Niektóre rozsypujące się i poszarpane, o kruszącym się papierze, inne oprawione w twarde, płócienne okładki z wytłoczeniami i złoceniami.
I
ntroligator musiał kosztować majątek, ale pięknie się prezentowały w mieszczańskiej bibliotece. Tomy Sienkiewicza, Prusa, poezje Mic kiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, powieści historyczne Wasylewskiego, Kraszewskiego i Kaczkowskiego. Czy warto było narażać życie, ratując książki? Trzeba było być bardzo zmotywowanym, przenosząc stosy książek przez linię frontu pod Ropczycami. Bo książki zostały już wyzwolone i noszą ślady aktywności wyzwolicieli – powyrywane okładki, podarte strony. Ale zostały troskliwie poskładane, luźne kartki pozbierane. Choć w Nieboskiej Komedii brakuje końca, a Król Duch pozbawiony jest początku, uznano, że trzeba je trzymać. Relikwie? Na wszystkich ex libris: „Inż. Michał Swoboda”. To syn Czecha – „banmistrza”, kolejarza raczej niskiej rangi. „Pan naczelnik na kuleji, co do lampy nafty leji”, był odpowiedzialny za utrzymanie odcinka torów – jeździł drezyną, sprawdzał rozjazdy i sygnalizację. Ale jego syn ukończy już politechnikę. Z czasem będzie tam wykładowcą. Będzie urzędował we wspaniałym gmachu Dyrekcji Kolei we Lwowie, stanie się twórcą polskiego systemu sygnalizacji kolejowych i będzie budowniczym linii kolejowej Lwów–Łuck. Dzisiejsi pasażerowie z pewnością nie wiedzą, kto im zbudował tę linię. Może nawet nie chcą wiedzieć. Dlaczego w bibliotece Michała Swobody nie ma książek czeskich czy niemieckich? Młodsza siostra inżyniera – córka Czecha kolejarza – poślubiła wnuka Włocha, oficera austriackiej armii. Ich syn ma już polskie imię – zgrzytające i szeleszczące w połączeniu z włoskim nazwiskiem. Galicyjska machina polonizacyjna działała niewiarygodnie sprawnie. Na rusyfikację czy germanizację wydawano krocie, ale polonizacja poddanych cesarza Austrii, którzy zasiedzieli się w Galicji, przebiegała kompletnie bezkosztowo. Bywało, że dzieci austriackich urzędników czy oficerów szły przez „kordon” walczyć w polskich powstaniach. Trudno zrozumieć powody, dla których ci przybysze „zapisywali” się do polskości. Przecież
Książki Jan Martini
Mamy hołubionych i nagradzanych luminarzy kultury. Tokarczuk, Stasiuk, Klata, Lupa, Strzępka, Holland. Czy dokonania artystyczne tych twórców mogłyby pomóc Polakom w przetrwaniu ciężkich czasów? ustalenia Kongresu Wiedeńskiego miały obowiązywać „do krańca historii”.
W
iele z tych książek wydała Książnica Atlas (Lwów, ulica Łyczakowska 5). Później to była Książnica Atlas Lwów– Warszawa czy Lwów–Warszawa–Wilno. W tych ostatnich z napisem „dozwolieno cenzuroj”. Ale wśród książek inżyniera są także wydane w Poznaniu przez księgarnię Św. Wojciecha. Słowo polskie nie znało granic – krążyło swobodnie między zaborami, budując więź wśród rodaków. Te same książki stały w domowych bibliotekach w Cieszynie, Czerniowcach, Dyneburgu, czy Częstochowie. Polskość żyła w kulturze. Siłę oddziaływania polskiej kultury docenił Stalin i wyciągnął wnioski z zaniedbań poprzednich zaborców. Jego urzędnicy
– bracia Goldbergowie – działali kompleksowo, zajmując się „ciałem i duszą” Polaków. Młodszy przyjął nazwisko Różański i zajmował się ciałami w kazamatach Rakowieckiej, ale ważniejsze zadanie przypadło starszemu, „rzuconemu na odcinek” kultury. Stylizowany na polskiego szlachciurę z sumiastym wąsem i tubalnym głosem, Beniamin Goldberg jako Jerzy Borejsza zorganizował prężne wydawnictwo Czytelnik (Cz. Miłosz: „wszyscy byliśmy w stajni Borejszy”). W komunistycznej Polsce literaci w zamian za dyspozycyjność cieszyli się statusem nieznanym poprzednim pokoleniom ludzi pióra. Należeli do elity, korzystali z Domów Pracy Twórczej, mieli stypendia. Gdy nauczyli się pisać, nie podpadając cenzorowi, jedyną ich troską było nie wypaść z łask decydentów – dysponentów kultury.
P
rusacy przegrali swoją „walkę o kulturę” z Polakami. Jednak „Kulturkampf ” Stalina zakończył się sukcesem – testament Borejszy trwa, mimo upadku komuny. Przemysł można zlikwidować szybko, także linie lotnicze, pocztę czy koleje, ale urabianie ludzkich mózgów za pomocą kultury wymaga „długiego marszu”. Ten marsz, niestety, ludzie kultury ukształtowani w okresie „słusznie minionym” – kontynuują (K. Janda: „nie oddamy wam kultury”). Czy tylko wskutek bezwładności? Być może prędzej „oddadzą” sądownictwo niż kulturę, będącą bardziej uniwersalnym środkiem sterowania społecznego. Oferta teatrów utrzymywanych z pieniędzy publicznych niewiele wychodzi poza wyśmiewanie bohaterszczyzny, kopulacje z czaszkami, stosunki oralne z wisielcami czy masturbacje krucyfiksem. W najbliższych sezonach można się spodziewać poszerzenia repertuaru o pożeranie kału (koprofagię) lub polewania moczem widzów w pierwszym rzędzie. Równocześnie zarzut cenzurowania sztuki i ograniczania swobody twórczej artystów jest tak ciężki, że nie ma przed nim obrony. Samo środowisko twórcze jednak stosuje bezwzględną cenzurę (mimo deklarowanej tolerancji) wobec artystów, którzy ośmielili się nie „płynąć w głównym nurcie”. Grozi im ostracyzm towarzyski i zawodowy. Taką dintojrę środowiskową poznali już aktorzy występujący w szopce Marcina Wolskiego czy w filmie Smoleńsk. Mamy hołubionych i nagradzanych luminarzy kultury. Tokarczuk, Stasiuk, Klata, Lupa, Strzępka, Holland. Czy dokonania artystyczne tych twórców mogłyby pomóc Polakom w przetrwaniu ciężkich czasów? Stare książki spełniły już swą rolę i są niepotrzebne. Stanowią balast, zapychają szafy. Czy przechować je jeszcze 200 lat, by nabrały wartości, czy zrobić porządek? Biblia królowej Zofii też była w pewnym momencie nieużytecznym szpargałem. Jakiś leniwy mnich z awersją do porządków pozwolił jej przetrwać do naszych czasów. Dlatego książki pozostaną w szafach, a o ich los niech się martwią spadkobiercy. K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
6
Geneza Mamy pecha zamieszkiwać teren, który jest tzw. głównym europejskim teatrem działań wojennych. W ciągu wieków przez nasz kraj przetaczały się zbrojne hordy ze wszystkich możliwych kierunków. Szczególnie niszcząca była ostatnia wojna z licznymi przemarszami wojsk wrogich i zaprzyjaźnionych. To dlatego Polska jest tak uboga w pamiątki przeszłości. Dwory polskie, rozrzucone niegdyś na ogromnych obszarach od Dźwiny po Nowy Tomyśl, od Pomorza po kresy Ukrainy, stanowiły esencję polskości i dlatego były szczególnie narażone na zniszczenie przez wszystkich okupantów. W czasie ostatniej wojny likwidacji uległo19 tys. dworów, lecz w jeszcze większym stopniu niż budynki niszczono ich mieszkańców. „Polskie pany” miały małą szansę przeżycia, gdyż mordowanie ich było ulubionym zajęciem zarówno niemieckich faszystów, jak i rosyjskich komunistów. Gdy we wrześniu 1939 roku wojska Wehrmachtu wkroczyły do Wrześni, natychmiast zamordowano hrabiego Mycielskiego. Niemcy to stary europejski naród o wielkiej kulturze, więc przed zamordowaniem pozwolono hrabiemu pożegnać się z żoną. Bolszewicy nie byli tak subtelni, ale nie mniej skuteczni. Mieszkańcy dworów jako klasa społeczna zostali zlikwidowani i obecnie sam termin „ziemianie” praktycznie przestał być rozpoznawalny. Ci, którzy przeżyli, narażeni byli na wiele szykan i upokorzeń. Nie wolno im było przebywać nawet na terenie powiatu, w którym mieli rodową siedzibę. Dwory, zasiedlone często przez wiele pokoleń, zostały skonfiskowane. PKWN (stalinowski „rząd” powołany w 1944 r.) zlikwidował ok.10 tys. majątków ziemiańskich, których średnia powierzchnia liczyła ok. 400 ha. Dzisiaj, po przekształceniach 1989 roku, powstało 8 tys. wielkich gospodarstw rolnych o średniej powierzchi 500 ha. Czyli jedna grupa społeczna została zastąpiona drugą, pochodzącą w 60% z partyjnych dyrektorów zlikwidowanych przez Balcerowicza PGR-ów.
Transformacja Przed wojną Zamoyscy mieli 19 tys. ha, a dzisiaj największy „magnat” Stokłosa dysponuje 40 tys. ha. Dla struktury społecznej i kształtu elit chyba nie jest wszystko jedno, że zamiast historycznego ziemiaństwa nowa elita ma twarz pana Stokłosy... Plan Sachsa-Sorosa, zwany w Polsce planem Balcerowicza, przewidywał reprywatyzację, jednak podczas konsultacji międzysojuszniczych w Moskwie, które prowadził w imieniu D. Rockefellera Zbigniew Brzeziński, okazało się, że Rosjanie nie zgadzają się na polską reprywatyzację. Można się domyślać, że chodziło im o przekazanie dóbr narodowych (np. gruntów warszawskich) nie dawnym właścicielom, często „obcym klasowo”, lecz ludziom, którzy skłonni będą dbać o moskiewskie interesy w Polsce. Niedobitki dawnych ziemian wegetowały gdzieś na marginesie „społeczeństwa socjalistycznego”, utrzymując się z korepetycji lub tłumaczeń. Ich dzieci prawie nie miały szans, by dostać się na studia, więc dostęp do zawodów inteligenckich był dla „źle urodzonych” w zasadzie niemożliwy. Tak więc po tysiącu lat polska warstwa przywódcza została zepchnięta na śmietnik historii, uzyskując status „wrogów ludu”. Zresztą „wrogami ludu” byli też inni tzw. wyzyskiwacze – „fabrykant” i „kułak” – czyli przedsiębiorca i bogaty chłop. W podręcznikach historii z czasów PRL autorstwa Heleny Michnik (redaktor Adam to już drugie pokolenie Wychowawców Narodu Polskiego), ziemianie określani byli jako „obszarnicy”, którzy „wyzyskiwali chłopów”, a „ucisk chłopa wzrastał” niezależnie od omawianego okresu historii. Jednak w przerwach między uciskaniem chłopstwa małorolnego ziemianie robili też inne rzeczy, o których warto pamiętać. Dokonania niezwykle zasłużonej rodziny Raczyńskich gospodarujących w podpoznańskim Rogalinie są zbyt obszerne, by wymienić je w tym artykule. Ale spróbujmy je choć naszkicować.
Czy „dobra zmiana” okaże się dobra także dla Fundacji Raczyńskich, zagrożonej przez komercyjne decyzje, nieliczące się z jej unikalną wartością kulturową? To, co wolą Edwarda Raczyńskiego miało stanowić niepodzielną i wieczystą całość, może zostać rozparcelowane.
Koniec świata „obszarników” Jan Martini
FOT. WIKIPEDIA
M
ajątek Rogalin w Wielkopolsce przetrwał zabory, okupacje, reformę rolną i niepewny czas po 1989 roku. Fundacja Raczyńskich, która nim dzisiaj zarządza, dzierżawi grunty (po cenach rynkowych) od zasobów skarbu państwa, czyli Agencji Nieruchomości Rolnych. Ale po kolei.
W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A
Dziedzictwo Raczyńskich Większość z nas słyszała o dębach rogalińskich, ale dęby rosły kiedyś w pradolinie Warty od południowych dzielnic Poznania (Dębiec, Dębina) aż po Śrem. Przetrwały jedynie w Rogalinie, gdyż już w osiemnastym wieku, na długo przed pojawieniem się pierwszych „ekologów” czy „zielonych”, Raczyńscy objęli je ochroną. Dzięki właścicielom Rogalina dziś mamy1435 dębów, z których najstarsze mają po ok. 800 lat. Co najmniej od Kazimierza Raczyńskiego, starosty wielkopolskiego, który kupił wieś Rogalin i wybudował pałac, Raczyńscy swój majatek wykorzystują na rzecz społeczności. Jego wnuk – Edward I Raczyński, założyciel jednej z pierwszych bibiotek publicznych na ziemiach polskich, zbudował w Poznaniu wodociągi. Jego dziełem była także słynna złota kaplica przy katedrze poznańskiej, upamiętniająca pierwszych władców Polski. Zmarł zaszczuty przez liberałów i masonów (takie środowiska istniały na długo przed „Gazetą Wyborczą”), którzy zwalczali go jako konserwatystę, a pretekstem była inskrypcja na cokole „comes Edvardus Raczynski fundabis”. Lewicowi liberałowie oburzyli się na tę inskrypcję,
Przed wojną Zamoyscy mieli 19 tys. ha, a dzisiaj największy „magnat” Stokłosa dysponuje 40 tys. ha. Chyba nie jest wszystko jedno, że zamiast historycznego ziemiaństwa nowa elita ma twarz pana Stokłosy... bo na budowę kaplicy była przeprowadzona zbiórka publiczna. Tyle tylko, że pokryła ona zaledwie 2% kosztów, a resztę uregulował Raczyński... Pod wpływem ataków fundator kazał napis skuć, ale depresja wywołana aferą była przyczyną jego śmierci. Inną niezwykłą postacią tego rodu był Edward Raczyński ostatni – ambasador, a później prezydent RP na uchodźstwie. Jego pogrzeb w 1993 roku (zmarł w wieku 102 lat!) był wielką manifestacją patriotyczną, która zgromadziła w Rogalinie kilkanaście tysięcy osób. W przedwojennej Polsce panowała zasada, że ambasadorami zostawali arystokraci, którzy za swoją służbę publiczną nie otrzymywali wynagrodzenia. Praca na rzecz ojczyzny była dla nich zaszczytem, a nie sposobem zarobkowania. Ówczesnym
ambasadorom nie przyszłoby do głowy pobieranie zasiłku na rzekomo niepracującą żonę, zatrudnioną w rzeczywistości w telewizji. Wykluczony byłby także udział w antyrządowych demonstracjach na terenie ambasady. Mieli oni kontakty międzynarodowe (często rodzinne), a znajomość francuskiego – ówczesnego języka dyplomacji, wynosili z domu. Podobnie jak dobre maniery. Dawni dyplomaci nie potrzebowali odbywać kursów jedzenia drobiu nożem i widelcem (w kręgach dyplomatycznych obgryzać kości nie wypada), nie mieli też przeszkolenia szpiegowskiego w moskiewskim MGIMO. To dlatego dwaj bracia Raczyńscy Edward i Roger zostali ambasadorami. Edward jako ambasador Polski w Wielkiej Brytanii był architektem sojuszu polsko-brytyjskiego, zasługą zaś Rogera – ambasadora w Bukareszcie – było bezpieczne przejście polskich oficerów i rządu (wraz ze skarbem narodowym!) przez Rumunię do Francji. Obaj bracia zdawali sobie sprawę, że dojdzie do wybuchu wojny i nie chcieli powtórzyć błędu swojego ojca, który cenne zbiory pozostawił na wsi w Zawadzie pod Dębicą, gdzie zostały spalone przez kozaków. Bracia Raczyńscy postanowili ukryć zbiory w bezpiecznym miejscu, czyli w Warszawie. Zbiory zostały złożone w Muzeum Narodowym i tam przetrwały bombardowania września 1939 roku, całą okupację niemiecką, Powstanie Warszawskie i następnie dzięki profesorowi Lorencowi zostały ewakuowane do Niemiec i ukryte w kopalni. Później wpadly w ręce Rosjan i zostały wywiezione do ZSRR jako trofeum wojenne, lecz w latach pięćdziesiątych zostały rewindykowane!
Fundacja Mimo takich przejść, zbiory obrazów cudownie przetrwały niemal w całości i zostały zwrócone właścicielowi, a Edward Raczyński przekazał je, za zgodą swoich trzech córek, Fundacji Raczyńskich (możemy je podziwiać w muzeum rogalińskim). Prezydent Raczyński zawsze podkreślał, że ich rodzina jest depozytariuszem dóbr narodowych, a oni są tylko kustoszami tradycji. Takie podejście spowodowało, że Edward Raczyński utworzył fundację, którą afiliował do Muzeum Narodowego w Poznaniu i jej zapisał całą schedę rogalińską, tj. pałac z zespołem pałacowym, park, majątek rolny i gigantyczne zbiory dzieł sztuki (nie mające sobie równych w Polsce). Gdy w 1991 roku powstawała fundacja, wszyscy spodziewali się, że najdalej w ciągu tygodni albo miesięcy dojdzie do wydania ustawy reprywatyzacyjnej i zwrotu majątku na rzecz fundacji. Nikt z nas nie wiedział wówczas, że powstała III RP ma bardzo ograniczoną suwerenność i reprywatyzacja jest niemożliwa, bo nie było na nią zgody Moskwy. Również kręgi
emigracyjne, skupione przy legalnym polskim rządzie w Londynie, nie miały pojęcia, co jest grane. To dlatego prezydent Kazimierz Sabbat zmarł na serce na wieść, że generał Jaruzelski został prezydentem formalnie niekomunistycznej już Polski. Następny prezydent, Ryszard Kaczorowski, w 1990 roku uznał, że Polska jest już wolna i przekazał insygnia i urząd prezydencki... Lechowi Wałęsie. Nie tylko my nie wiedzieliśmy, że najważniejsze stanowisko w państwie
W Rogalinie rolnictwo nie jest celem samym w sobie, ale środkiem do utrzymania krajobrazu w stanie nienaruszonym. Dzięki takim działaniom Rogalin wygląda dziś tak samo, jak na dziewiętnastowiecznych obrazach.
objął konfident komunistycznych służb. Edward Raczyński pozbył się majątku wielkiej wartości w geście niczym nie wymuszonym. Gdyby nie pewien idealizm czy naiwność, swój majątek rolny mógłby po prostu odkupić, sprzedając kilka obrazów. Prezydent nie spodziewał się problemów z utrzymaniem całości darowizny. Zresztą podobny błąd popełnił Józef Maksymilian Ossoliński, przekazując swoją bibliotekę „miastu Lwów”, czym uniemożliwił odzyskanie zbiorów przez obecne Ossolineum, mające siedzibę we Wrocławiu. W 1827 roku darczyńca nie mógł przypuszczać, że we Lwowie kiedyś nie będą mieszkać Polacy...
W naszych czasach Majątek Rogalin przetrwał zabory, okupacje, reformę rolną i niepewny czas po 1989 roku. Fundacja dzierżawi grunty (po cenach rynkowych) od zasobów skarbu państwa, czyli Agencji Nieruchomości Rolnych. Istnieje groźba nieprzedłużenia umowy dzierżawnej i ewentualnej sprzedaży gruntów deweloperom. To, co wolą Edwarda Raczyńskiego miało stanowić niepodzielną i wieczystą całość, może zostać rozparcelowane.
W Rogalinie rolnictwo (zresztą dochodowe) nie jest celem samym w sobie, ale środkiem do utrzymania krajobrazu w stanie nienaruszonym. Dzięki takim działaniom Rogalin wygląda dziś dokładnie tak samo, jak na dziewiętnastowiecznych obrazach Wyczółkowskiego, Malczewskiego czy Wiewiórskiego. Raczyńscy zmagali się już 100 lat temu z problemem stepowienia Wielkopolski. Sadzono zadrzewienia śródpolne jako ostoję zwierzyny i jako kurtyny przeciwwiatrowe zapobiegające wysychaniu. To dlatego tutejszy krajobraz jest tak malowniczy. I to
Istnieje realne niebezpieczeństwo, że Raczyńscy zostaną kolejny raz „przekręceni”, a jest więcej niż pewne, że w obronie majątku Rogalin nie będą protestować Obywatele RP czy „ekolodzy”. zaledwie 17 km od centrum milionowej aglomeracji! Ponieważ Rogalin to ładne miejsce i bardzo dobry adres, istnieje olbrzymie ciśnienie urbanizacji ze wszystkich stron. Fundacja ma statut obwarowany licznymi zastrzeżeniami, który bardzo trudno zmienić. Statut stanowi, że wszystko, co zostało wniesione przez Edwarda Raczyńskiego do fundacji, jest niezbywalne – nawet na cele statutowe, a w celach statutowych jest dbałość o dziedzictwo krajobrazowe i kulturowe. Konserwator zabytków wpisał cały majatek do rejestru zabytków, ale ta decyzja nie jest wciąż prawomocna. Istnieje realne niebezpieczeństwo, że Raczyńscy zostaną kolejny raz „przekręceni”, a jest więcej niż pewne, że w obronie majątku Rogalin nie będą protestować Obywatele RP czy „ekolodzy”. Zarząd fundacji liczy 9 osób, w tym sześciu członków rodziny Raczyńskich. Mikołaj Pietraszak Dmowski (sekretarz fundacji od początku jej istnienia), będąc historykiem sztuki i filologiem, pozyskał nowoczesną wiedzę rolniczą i administruje majątkiem w imieniu fundacji. Można go określić jako ostatniego ziemianina polskiego. Gdy na gruntach Fundacji Raczyńskich powstaną galerie handlowe, osiedla apartamentowców czy pola golfowe, utracimy ważną część naszego dziedzictwa narodowego. Czy „dobra zmiana” okaże się dobra także dla Fundacji Raczyńskich, zagrożonej przez komercyjne decyzje, nieliczące się z jej unikalną wartością kulturową? K
Beata Szydło asem w talii Jarosława Kaczyńskiego Michał Bąkowski
Nie milkną echa niespodziewanej dymisji rządu premier Beaty Szydło. Nawet wyborcy PiS-u nie mogą zrozumieć takiego posunięcia. Jednak ten ruch jest przejawem geniuszu Jarosława Kaczyńskiego, który już teraz rozgrywa następne kampanie wyborcze.
P
rezes PiS ma świadomość, że starcie w przyszłorocznych wy borach samorządowych będzie miało fundamentalne znaczenie w kontekście długofalowych rządów jego partii. Obecnie w większości wo jewództw władzę niepodzielną pełni koalicja PO-PSL, natomiast stanowiska prezydentów największych polskich miast zdominowane są przez przed stawicieli Platformy Obywatelskiej lub jej sympatyków. Gdyby PiS-owi udało się odzyskać samorządy, korzyści będą dwie: skuteczniejsze realizowanie przez rząd polityki centralnej oraz stworzenie mocnych podwalin pod kolejną kam panię prezydencką i parlamentarną. Kampania wyborcza, prowadzona przez pozostające przy władzy PiS-owskie sa morządy oraz ośrodki centralne, będzie miała dużą moc uderzeniową. Geniusz Jarosława Kaczyńskiego to dalekowzroczność oraz umiejętne rotowanie zasobami ludzkimi. Beata
Szydło jest bardzo pozytywnie po strzegana przez społeczeństwo, głów nie za sprawą udanej polityki socjalnej rządu. Można śmiało powiedzieć, że dla wielu polskich rodzin była premier jest Beatą „500+” Szydło. Do tego inne rozwiązania polityki socjalnej: „Miesz kanie+”, podniesienie płacy minimal nej oraz kwoty minimalnej emerytury. Dodatkowo rząd znakomicie sprzeda je PR-owo spadek bezrobocia, szczyt NATO czy organizację Światowych Dni Młodzieży. To wszystko wpływa pozytywnie na wizerunek byłej Pani premier. Jednak pełniąc dotychczasową funkcję, nie mogłaby skutecznie wy korzystać swojej popularności na rzecz nadchodzących wyborów. Natomiast objęcie nowej funkcji o dużo mówiącej nazwie – wicepremiera ds. społecznych – będzie umożliwiało częste podróże po całym kraju i bliski kontakt z poten cjalnymi wyborcami. Prezes Kaczyński
zapewne pamięta, że Szydło bardzo dobrze rozegrała kampanię prezyden cką Andrzeja Dudy, a następnie wy grała starcie w batalii parlamentarnej. Teraz jej umiejętności, doświadczenie i pozytywny wizerunek mają zapewnić dobre fundamenty pod nadchodzące wybory. Oczywiście lukę po Beacie Szyd ło trzeba było wypełnić osobą, któ ra może również przynieść korzystne rozwiązania dla partii i rządu. Mateusz Morawiecki na pewno będzie bardzo dobrze radził sobie w zagadnieniach związanych z sprawami finansowymi. Pozycja eksperta, którą uzyskał, obra cając się w kręgach bankowych, na pewno stawia go na mocnej pozycji w debacie dyplomatycznej z Brukse lą i Waszyngtonem. Możemy się więc spodziewać, że niedługo Pani Szydło zacznie objazd kraju w celu zaktywizo wania lokalnych struktur i zabiegania o głosy społeczeństwa. K
STYCZEŃ 2018 · KURIER WNET
7
W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A
N
asze słowo ‘czas’ Biblia grecka tłumaczy przez dwa słowa: ‘chronos’ i ‘kairos’. Każde z tych słów ma inne znaczenie. ‘Chronos’ to ciąg umykających chwil, to nieustanne przemijanie. Trafnie opisują go słowa apostoła Pawła: „przemija postać tego świata” (1Kor 7,31). „Wszystko ma swój czas (chronos) i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem (Koh 3,1). Ten „czas zegarowy” przemija, nie oglądając się na człowieka. Ale w Piśmie Świętym – oprócz wzmianek o czasie chronologicznym – jest też obecne pojęcie innego rodzaju czasu, zwanego po grecku ‘kairos’. To słowo oznacza: „właściwy moment”, „chwila łaski”. To zwrotny moment życiowy, w którym człowiek jest zmuszony do podjęcia rozstrzygającej decyzji, która radykalnie odwraca dotychczasowy bieg zdarzeń. W Nowym Testamencie pierwszy kairos to chwila przyjścia Chrystusa na ziemię, drugi kairos to moment, kiedy Zbawiciel przyjdzie ponownie na sąd. Między tymi dwoma „czasami” rozgrywa się kairos Kościoła. Podczas dzisiejszej Mszy świętej dobrze jest spojrzeć na miniony w tym roku 2017 czas, zastanawiając się tak nad jego chronologicznym, jak i zbawczym wymiarem. Najprościej spojrzeć na miniony rok z perspektywy trzech głównych nurtów życia Kościoła: dzieła nauczania, uświęcania i służby.
I. Nauczanie W nurcie nauczania w mijającym roku po raz pierwszy obchodziliśmy Narodowy Dzień Czytania Pisma Świętego (30.04). Wierni w niektórych parafiach otrzymali „Chleb życia”, czyli pojedyncze fragmenty Listu do Galatów na karteczkach, aby mogli je zabrać do domu, odszukać zaznaczony tekst w swoim Piśmie Świętym, uważnie przeczytać i rozważyć w kontekście swego powołania i aktualnej sytuacji życiowej. Narodowy Dzień Czytania Pisma Świętego ma za zadanie ukazywać Pismo Święte jako kod kulturowy Polski i Europy, pomagać w odkrywaniu zalet wspólnotowego czytania Biblii, ukierunkowywać modlitwę i medytację wiernych na konkretną księgę Pisma Świętego. Począwszy od 26 listopada, na Jasnej Górze obradował IV Ogólnopolski Kongres Nowej Ewangelizacji na temat przygotowania do bierzmowania. W czterodniowym spotkaniu uczestniczyło ponad 700 duszpasterzy, animatorów i członków wspólnot. Zas tanawiano się tam, jak skuteczniej wychodzić na spotkanie młodym ludziom. Z badań przeprowadzonych na ten temat w Krakowie wynika, że pokolenie gimnazjalistów w dużej liczbie pragnie się angażować w Kościół, ale na ogół nie widzą dla siebie miejsca w Kościele. Nie widzą konkretnego zaproszenia. Ponad tysiąc osób uczestniczyło w Ogólnopolskim Forum Duszpasterskim zorganizowanym na Politechnice Poznańskiej pod hasłem: „Jesteśmy napełnieni Duchem Świętym” (23.09). Słowa te stanowią motto pierwszego etapu dwuletniego (2017–2019) ogólnopolskiego programu duszpasterskiego, którego głównym celem jest pogłębienie wiedzy o bierzmowaniu, nie tylko wśród kandydatów do tego sakramentu, ale u wszystkich ochrzczonych. Dwudniowe obrady Konferencji Episkopatu Polski toczyły się na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (13– 14.10) z racji rozpoczynającego się roku obchodów 100-lecia działalności tejże uczelni. W roku 2018 bowiem przypada 100. rocznica powstania Uniwersytetu Lubelskiego, przemianowanego w 1928 roku na Katolicki Uniwersytet Lubelski i od 2005 roku noszącego imię św. Jana Pawła II. Celem powstającej uczelni jest kształcenie i wychowywanie przyszłej inteligencji katolickiej. Dewizą tego uniwersytetu stało się zawołanie Deo et Patriae – Bogu i Ojczyźnie. Dnia 28 kwietnia Konferencja Episkopatu Polski ogłosiła dokument pt.: Chrześcijański kształt patriotyzmu. Czytamy w nim, że „Miłość do własnej ojczyzny nigdy nie może być usprawiedliwieniem dla pogardy, agresji oraz przemocy”. W dokumencie – przygotowanym przez Radę ds. Społecznych KEP – biskupi apelują o dobrze znany z historii Polski „patriotyzm otwarty na solidarną współpracę z innymi narodami i oparty na szacunku dla innych kultur i języków”. Podczas prezentacji tego dokumentu podkreśliłem, że patriotyzm to nic innego jak rozumna miłość ojczyzny. Przestrzegałem też przed stawianiem miłości do ojczyzny ponad miłością do Boga. Ostatnio wydana książka biskupa stanisławowskiego,
Podczas dziękczynnej Eucharystii na zakończenie Roku Pańskiego 2017 bardziej niż kiedykolwiek indziej zastanawiamy się nad czasem przeszłym, który już minął, i czasem przyszłym, jaki nas – być może – oczekuje.
Rok 2017 w Kościele Abp Stanisław Gądecki · Katedra Poznańska, 31.12.2017
błogosławionego Grzegorza Chomyszyna, Dwa królestwa, jest świetną ilust racją, ile kosztowała tego człowieka walka przeciwko niezdrowemu nacjonalizmowi o zachowanie właściwych relacji w tym względzie. Podczas Konferencji Episkopatu w dniach 6–7 czerwca został przyjęty List biskupów z okazji 100-lecia Rycerstwa Niepokalanej. Założenie Rycerstwa Niepokalanej wynikało przede wszystkim z pragnienia ratowania dusz i z potrzeby czasu. Ruch ten był otwarty na wszystkich: na świeckich i na duchownych, na dzieci, młodzież i dorosłych. Również dziś celem Rycerstwa jest wypełnianie misji Kościoła, którą jest wezwanie do nawrócenia wszystkich grzeszników oraz ich uświęcenie. Rycerze Niepokalanej realizują to m.in. poprzez całkowite oddanie się Maryi za „narzędzie w Jej niepokalanych rękach”. Dnia 13 grudnia – w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego – wystosowałem Apel o wzajemny szacunek i kulturę w debacie publicznej: „Zawsze, kiedy brat występował przeciw bratu, a Polak przeciw Polakowi, cierpiała na tym nasza jedność i nasza niepodległość”. Prezydium KEP wydało list z oka-
Pierwszy kairos to chwila przyjścia Chrystusa na ziemię, drugi kairos to moment, kiedy Zbawiciel przyjdzie ponownie na sąd. Między tymi dwoma „czasami” rozgrywa się kairos Kościoła. zji 75. rocznicy śmierci Edyty Stein. „Europa chce zapomnieć o chrześcijańskich korzeniach; głosi się prawo do eutanazji czy też prawo kobiet do zabijania własnych nienarodzonych dzieci, podważa się instytucję małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, promuje się ideologię gender. Tragiczny staje się świat, który odrzuca Boga” – czytamy w tym dokumencie. 6 października w Belwederze miała miejsce konferencja naukowa upamiętniająca osobę księdza arcybiskupa
Antoniego Baraniaka, który należy do panteonu żołnierzy niezłomnych Kościoła. Po konferencji zaprezentowano najnowszy album IPN o torturowanym przez komunistów arcybiskupie. Najbardziej przekonującym świadectwem nauczania Kościoła w mijającym roku stała się śmierć Heleny Kmieć. Działała ona w duszpasterstwie akademickim w Gliwicach. Organizowała m.in. półkolonie dla dzieci przy parafiach księży salwatorianów w Galgahévíz na Węgrzech oraz w rumuńskiej Timiszoarze. W 2013 roku uczestniczyła w misji w Zambii, pracując z dziećmi i młodzieżą w ośrodku w Lusace i w centrum młodzieżowym w Chamulimbie. 8 stycznia 2017 roku wyjechała jako wolontariuszka misyjna do Boliwii, gdzie pragnęła pomagać siostrom służebniczkom dębickim w prowadzonej przez nie ochronce dla dzieci w Cochabamba. Zginęła 24/25 stycznia 2017 w wyniku napadu na ochronkę.
II. Uświęcenie Drugi nurt życia Kościoła to dzieło uświęcenia, mocno związane z liturgią. W tym nurcie – od 25 grudnia 2016 do 25 grudnia 2017 roku – trwał w Kościele katolickim w Polsce Rok Świętego Brata Alberta. Wielkość Brata Alberta wyraziła się w tym, że potrafił on poruszyć innych, aby nie pozostawali obojętni na los najbardziej opuszczonych, potrafił wyzwolić ludzką solidarność i dobroczynność. Brat Albert jest dla naszych współczesnych świadkiem niesienia Ewangelii ubogim. Potrzeba nam wciąż takich świadków, aby nasze serca były ciągle wrażliwe na niezliczone ludzkie biedy. Abyśmy w naszym postępowaniu byli nieustannie inspirowani „wyobraźnią miłosierdzia”. Dnia 26 sierpnia na Jasnej Górze miały miejsce główne uroczystości jubileuszu 300-lecia koronacji cudownego Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej, zamykające cały rok przygotowań. W ramach przygotowania do jubileuszu OO. Paulini stworzyli dzieło zwane „Jesteśmy żywą koroną Maryi”, które zachęcało do ukoronowania Maryi naszym ewangelicznym sposobem życia. Zachęcało do złożenia Maryi duchowych darów, będących świadectwem przemiany i odważnego kształtowania naszego codziennego życia według zasad Ewangelii.
Z kolei 2 września odbyły się uroczystości 140. rocznicy objawień Matki Bożej w Gietrzwałdzie. Matka Boża objawiła się tam dwóm dziewczynkom, przemawiając do nich po polsku i polecając odmawianie modlitwy różańcowej 40 lat przed objawieniami fatimskimi. Objawienia gietrzwałdzkie stały się początkiem przebudzenia świadomości narodowej miejscowych Warmiaków w zaborze pruskim. Objawienia te – jako jedyne w Polsce – zostały uznane przez Kościół katolicki. 50 lat temu, podczas koronacji obrazu Matki Bożej Gietrzwałdzkiej ksiądz kardynał Stefan Wyszyński mówił: „Jakaż to siła jednocząca, a przy tym pełna pokoju. Niesie radość, wnosi spokój w duszę [...]. Aż cieszyć się trzeba, że w Polsce działa taka siła, która bez gwałtu i przemocy wszystko uspokaja, jednoczy, raduje. Jak trzeba z tej siły korzystać”. Dnia 6 czerwca Kościół w Polsce obchodził 100. lecie objawień fatimskich. Podczas tych objawień Maryja prosiła: „Odmawiajcie codziennie Różaniec, aby uzyskać pokój dla świata i koniec wojny” (13.05.1917). Fatimska Pani ostrzegła, że jeżeli ludzie nie odpowiedzą na Jej wezwanie, wówczas Rosja „rozsieje swoje błędy po całym świecie, doprowadzając do wojen i prześladowań Kościoła” (13.07.1917). W końcu jednak Matka Boża zapowiedziała: „Moje Niepokalane Serce zwycięży”. Misja Fatimy nie jest zakończona. Bóg nadal poszukuje ludzi gotowych ofiarować siebie za innych, aby ratować świat. W roku 100. rocznicy objawień fatimskich biskupi ponowili Akt Poświęcenia Kościoła w Polsce Niepokalanemu Sercu Maryi. Uroczystość ta miała miejsce w sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach w Zakopanem (6.06). Odnowienie tego Aktu w parafiach miało miejsce dnia 8 września. O pokój wewnątrz naszej ojczyzny i poza jej granicami modliły się ok. 2 miliony Polaków w ramach „Różańca do granic” (7.10). W 22 diecezjach wyznaczono 320 kościołów stacyjnych i 4 tys. stref wzdłuż granic, a ponadto kaplice na lotniskach. Inicjatywa ta wyrosła z przekonania, że różaniec jest potężną bronią w walce ze złem, tak silną, że nieraz potrafi zmienić bieg historii, czego dowiodła np. historia Austrii. Różaniec może nie tylko zmienić bieg zdarzeń, ale również otworzyć serca naszych rodaków na działanie łaski Bożej.
W ramach tego samego nurtu uświęcania należy też umieścić 21. spotkanie pod Bramą Rybą na Lednicy (3.05). Tysiące młodych z różnych zakątków Polski zgromadziło się tam, rozważając słowa: „Idź i kochaj”. Hasło
Różaniec jest potężną bronią w walce ze złem, tak silną, że nieraz potrafi zmienić bieg historii, czego dowiodła np. historia Austrii. to zostało zaczerpnięte z tekstów o. Jana Góry, którzy przekonywał, że przyszłość należy do tych, którzy potrafią innym dawać nadzieję. Skrócone do tych dwóch prostych słów przesłanie Lednicy 2017 nawiązało słów papieża Franciszka, który zachęcał podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie do powstania „z kanapy”. Spotkanie lednickie było formą dziękczynienia za ŚDM w Polsce.
III. Służba Trzeci nurt życia Kościoła to służba. Tutaj należy najpierw wymienić inicjatywę ustawodawczą Komitetu Obywatelskiego „Zatrzymaj aborcję”. Przedstawiciele tego komitetu złożyli w biurze podawczym Sejmu RP obywatelski projekt ustawy wykreślającej dotychczasową przesłankę eugeniczną, która umożliwiała zabicie dziecka ze względu na podejrzenie go o niepełnosprawności bądź choroby (30.11). W 2015 roku z tej właśnie przyczyny zabito w Polsce legalnie ok. 1000 dzieci. Aborcje eugeniczne są najbardziej brutalne ze wszystkich aborcji – wykonywane na dużych i znacznie rozwiniętych dzieciach – w 4, 5 i 6 miesiącu ciąży (wcześniej trudno o diagnozę!), bez podania dziecku znieczulenia. Zgodnie z obowiązującym dziś prawem, aborcji dokonuje się nie tylko dzieciach z zespołem Downa i Turnera, ale także na dzieciach niepełnosprawnych fizycznie oraz z pochopnie postawioną diagnozą. Pod projektem zebrano ponad
830 tys. podpisów – najwięcej spośród wszystkich dotychczasowych akcji na rzecz życia. Od 2020 – dzięki inicjatywie „Solidarności” – ma obowiązywać zakaz handlu w niedziele. Sejm zadecydował, że do tego czasu będą obowiązywać stopniowe ograniczenia: od 1 marca 2018 roku będą dwie niedziele handlowe w miesiącu; a w 2019 r. handlowa będzie ostatnia niedziela każdego miesiąca. Stworzone zostały przesłanki ku temu, aby Polacy mieli świąteczny czas na budowanie lepszych relacji między sobą. Pod hasłem „Idźmy naprzód z nadzieją” obchodzono w tym roku XVII Dzień Papieski (8.10). We wszystkich polskich diecezjach oraz w środowis kach polonijnych poza krajem przygotowano wiele duchowych i kulturalnych wydarzeń, przypomniano nauczanie św. Jana Pawła II. Przeprowadzono również kwestę na stypendia dla uzdolnionej młodzieży, podopiecznych Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Obecnie Fundacja ta ma pod opieką 2,3 tys. stypendystów. 24 września Mszą świętą dziękczynną w archikatedrze warszawskiej zakończył się Narodowy Kongresy Trzeźwości. W kilkudniowych obradach na UKSW uczestniczyli eksperci ds. uzależnień, parlamentarzyści, duchowni i propagatorzy abstynencji. Zwrócono tam uwagę na to, iż trzeźwość jest jednym z niezbędnych fundamentów życia osobistego, rodzinnego i narodowego. Jedynie ludzie trzeźwi mogą realizować swoje najpiękniejsze marzenia o miłości i radości, o życiu w harmonii z Bogiem i ludźmi, o założeniu trwałej i szczęśliwej rodziny, czy też o życiu kapłańskim lub zakonnym. Jedynie ludzie trzeźwi są w stanie żyć w wolności dzieci Bożych, w wolności do dobra i do stawania się świętymi. „Prosimy zwłaszcza o wzmożoną modlitwę o trzeźwość, a także aktywizację grup i środowisk troszczących się o wychowanie dzieci i młodzieży w abstynencji, o porzucenie pijaństwa oraz o duchowe wspieranie osób wychodzących z alkoholizmu i ich współcierpiących rodzin” – zaapelowali uczestnicy Kongresu. Zaproponowali też konkretne rozwiązania prawne służące tej sprawie. Ojciec Święty Franciszek – w liście apostolskim Misericordia et misera – na zakończenie Roku Miłosierdzia ustanowił Światowy Dzień Ubogich, który będziemy obchodzić w całym Kościele każdego roku w 33. Niedzielę Zwykłą. W tym roku kapłani, wierni zaangażowani w działania pomocowe, i potrzebujący gromadzili się na wspólnej modlitwie, posiłkach i rozmowach. Odbyły się też kwesty, spotkania ewangelizacyjne i wydarzenia kulturalne (19.11). Caritas Polska przekazała pieniądze, materiały budowlane, sprzęt porządkujący, żywność i wodę pitną na rzecz poszkodowanych w sierpniowych nawałnicach. Było to możliwe tylko dzięki ofiarności darczyńców. Gdy idzie o pomoc ofiarom konfliktów wojennych poza granicami naszej ojczyzny, to Caritas Polska – dzięki programowi „Rodzina Rodzinie” – objęła opieką ok. 9 tys. syryjskich rodzin na łączną sumę ponad 30 mln zł. Osobiście przekazałem w Budapeszcie na rzecz Caritas Libanu 100 tys. euro poszkodowanym. Jest to wspólna inicjatywa Episkopatu Polski i czterech innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, które łącznie przeznaczyły na ten cel 450 tys. euro. Dnia 21 października franciszkanka misjonarka Maryi, siostra Urszula Brzonkalik pracująca w Alepppo w Syrii, otrzymała nagrodę „Ubi Caritas”. Jej zgromadzenie niesie wsparcie mieszkańcom Aleppo, prowadząc m.in. kuchnie żywiące dziennie ok. 8 tys. osób i angażując się w realizację programu „Rodzina Rodzinie”. jest to osobiste świadectwo służby, które bardziej przekonuje niż pieniądze.
Zakończenie Tak więc tym, którzy są przekonani zupełnie niesłusznie, iż Kościół nic nie robi, radzę najpierw spojrzeć na podstawową, codzienną pracę duszpasterską Kościoła w Polsce, następnie na wymienione tutaj niektóre z ważniejszych wydarzeń roku 2017 w Kościele, wreszcie – zachęcam do włączenia się przynajmniej w jedno z dzieł z nurtu nauczania, uświęcania albo służby. Na zakończenie roku kalendarzowego dziękujmy Bogu za „chronos” i „kairos”, w którym Bóg pozwolił nam uczestniczyć w tym roku. Jest za co dziękować, za to, co dokonało się w minionym czasie chronologicznym, ale jeszcze bardziej za chwile łaski, które odmieniły nasze życie duchowe. K
KURIER WNET · STYCZEŃ 2018
8
W·I·E·L·K·O·P·O·L·S·K·A
List do Redakcji „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” Wielce Szanowna Pani Redaktor! W dniu 11 XII 2017 roku w pod ko niec emisji programu TVP „Teleexpress” ujrzałam uśmiechniętą, radosną Panią reprezentującą moje miasto Poznań, ko munikującą telewidzom, jak w Poznaniu będziemy czcić uroczystości rocznicowe Powstania Wielkopolskiego. To, co usły szałam i ujrzałam na ekranie telewizora podczas tej relacji, przeszło moje wy obrażenie o tym, jak obecni włodarze miasta pozwolili profanować nie tylko tę uroczystość, ale również polskie bar wy narodowe. Okazało się bowiem, że z okazji tegorocznej 99 rocznicy wybu chu Powstania Wielkopolskiego „ozdo biono” hydranty w robione na szydeł ku biało-czerwone ubranka z wełny. Pani komentatorka z Poznania uznała, że to świetny pomysł, uzasadniając ten tragikomiczny koszmar stwierdzeniem, że „ludzie biorący udział w Powstaniu byli bardzo różni” i możemy ich upa miętnić „z przymrużeniem oka”. Tym sa mym dała do zrozumienia, że Powstań cy Wielkopolscy, szli bić się o swoją
Poznań, 12.12.17 wymarzoną Polskę, jakby szli na jarmar czne przedstawienie. Ten obrzydliwy sposób pokazania Polaków idących do Powstania, jest dla mnie szokujący i nie do przyjęcia. Jestem wnuczką poznaniaka Ludwi ka Nowaczewskiego, którego 18-letni wówczas brat Adam Nowaczewski zgi nął w tym Powstaniu. Powstańcy Wiel kopolscy to nasi bohaterowie narodo wi, dzięki którym w ogromnej mierze powstała II Rzeczpospolita. Wartość Powstania i jego uczest ników mamy okazję wyrażać w corocz nych uroczystościach. Niech to będą uroczystości godne ich bohaterów i nie pozwólmy robić z nich jarmarcznego widowiska. Żyję w Poznaniu od urodze nia, pielęgnuję pamięć mojego wujka, dziadka i jego kolegów i zależy mi na tym, by jej nie profanowano. Proszę, by moja i wielu Wielko polan gazeta „Kurier WNET” również przyłączyła się do mojego protestu z wiarą i nadzieją, że takie sytuacje
A w przyszłości nie będą miały miejsca. Musimy dbać o szacunek i godną pa mięć o tych, którzy ponieśli największą ofiarę dla mojej Ojczyzny, oddając dla niej życie. Z wyrazami głębokiego szacunku Iwona Janina Łakucewicz OD REDAKCJI: Zgadzamy się z Panią całkowicie. Ozdabianie hydrantów w barwy narodowe nie ma nic wspólnego z upamiętnianiem
bohaterstwa ludzi, którzy oddawali swe życie w walce o niepodległość. Ich losy były tragiczne, byli wielkimi, bohaterskimi patriotami, walczyli z odwagą i determinacją o powrót Wielkopolski do odradzającej się po latach niewoli Ojczyzny. Tak wielu ich wówczas zginęło, tak wielu odniosło rany. Miasto Poznań nie powinno pozwolić na deprecjonowanie i infantylizowanie zarówno swoich bohaterów, jak i narodowych symboli, jakimi są barwy naszej flagi. K
Zaproszenie do Biedruska
S
„Pokochać ojczyznę to nasz obowiązek, ale pokochać i wziąć tę miłość we własne ręce, i przenieść ją przez całe życie, to patriotyzm i honor polaka”.
erdecznie zapraszamy wszystkich sympatyków i przyjaciół na coroczne spotkanie noworoczne PiS Powiatu Poznańskiego. W tym roku odbędzie się ono w niedzielę 14 stycznia o godz. 15.00 w pałacu w Biedrusku (ul. 1 Maja 82, 62-003 Biedrusko, www.zamekbiedrusko.pl). Będzie to okazja do miłego kawowego spotkania w świątecznej atmosferze. Pałac w Biedrusku to miejsce szczególne, które dzięki bogatej historii fascynuje niepowtarzalną atmosferą oraz urzeka pięknem architektury neorenesansu już od ponad 130 lat. Pałac został zbudowany w latach 1877–1880 przez trzydziestoletniego Albrechta Ottona z rodziny von
Treskov. W wyniku kłopotów towarzysko-rodzinnych Albrecht von Treskov został w 1904 r. zmuszony do sprzedaży (za dobrą cenę) majątku w Biedrusku wraz z okazałą rezydencją otoczoną malowniczym parkiem. Majątek ten kupiła armia niemiecka, która szukała w tym czasie dogodnego miejsca na duży poligon wojskowy. W murach pałacu przebywali m.in. cesarz Wilhelm II, który w 1910 r. przybył do Poznania na otwarcie zamku cesarskiego, w maju 1923 roku (prawdopodobnie) marszałek Francji, Wielkiej Brytanii i Polski – Ferdynand Foch oraz w roku 1937 król rumuński – Karol II. Po zakończeniu działań wojennych II wojny światowej pałac był
Przed kilku laty, w południowej porze, zmęczony niemiłosiernym lipcowym upałem przycupnąłem przy statuetce Piotra Skrzyneckiego, u wejścia do ażurowo przeszklonej kawiarenki Vis-à-vis w Krakowie.
Bożonarodzeniowe szczęście z lipowego klocka wystrugane
C
hciałem, jak zwykle, pogadać chwilę z kolegami o niczym, co się jeszcze zdarza jedynie w Stołecznym Królewskim Mieście Krakowie, gdzie pośpiech poniża. Chcąc ugasić pragnienie, zamówiłem zamaszyście duże piwo, a gdy dopijałem duszkiem ostatni łyk, poczułem, że świat się dziwnie kołysze. – Chyba się trochę wstawiłem – oznajmiłem kumplom, a oni mi poradzili, żebym poszedł pod Ratusz, bo tam jest ludowy kiermasz, gdzie stary góral za darmo częstuje kwaśnicą. Gdy odnalazłem góralskiego dobroczyńcę i spytałem o kwaśnicę, mocno nagrzany gazda mruknął: – Zupy juz nimom, ale kupcie se, panie, sopke – i zaczął grzebać w parcianym worku. – Paccie ino, panie, jako pikna, som jom wystrugołem z lipowego klocka – zachwalał gazda. – No co pan? Przecież nie będę w lipcu szopki kupował – powiedziałem na odczepkę, ale gazda nie odpuszczał: – Nie załujcie, panie, dutków, bo to je sopka zacarowana. – A ile za nią chcecie, gazdo? – spytałem dla hecy. – Trzy stowki za niom kciołem, dyć dlo wos kwaśnicy nie było, to wom na dwie stowki spusce – kusił gazda. Dzień był piękny, piwo szumiało w głowie, obudziła się we mnie polska ułańska natura, więc pomyślałem, że żyje się raz i kupiłem szopkę, którą gazda zawinął w gazetę i związał konopnym sznurkiem. W drodze do domu piwo mi z głowy wywietrzało, a ja mruczałem do siebie pod nosem: – Oj! Głupi, stary capie! Nie dość, że ci się w taki skwar piwa zachciało, to jeszcze dałeś się cwanemu góralowi na dwie stówy wyrolować. Zaś po powrocie do domu upchnąłem nierozpakowaną szopkę w pawlaczu, by mi nie przypominała mojego frajerstwa.
Krzysztof Pasierbiewicz Aż nadeszło Boże Narodzenie i jak co roku, choinkę kupiłem. – Pora ubrać to drzewko – pomyślałem i przystawiłem krzesło do pawlacza, skąd wyjąłem przedwojenne pudło po butach od Baty, przewiązane wstążką. Usiadłem w fotelu, rozwiązałem kokardkę i delikatnie uniosłem tekturowe wieczko. Czegóż tam nie było?! Na wierzchu leżał szpic, który Tata co roku uroczyście nabijał na czubek jodłowej choinki. Był też kolorowy łańcuch, który kiedyś własnoręcznie babcia poskle-
dzieciństwo, ów szczęsny czas, kiedy byliśmy szczęśliwi jak już nigdy potem, gdy w roku 1952 tatę za AK wykończyła ubecja. Kiedy kończyłem ubierać choinkę, przypomniałem sobie o szopce, którą w lecie od starego górala kupiłem. Wygrzebałem ją tedy z pawlacza, rozpakowałem i postawiłem pod choinką po omacku, bo w międzyczasie zapadł ciemny, grudniowy wieczór. A jak zapaliłem choinkowe lampki, stał się cud grudniowej nocy przedświątecznej, bo-
Dziś rano kupiłem choinkę i obowiązkowo umieściłem pod nią moją czarodziejską szopkę, której nie oddałbym za żadne skarby świata, bo ilekroć na nią patrzę, znów jestem z Mamą i Tatą w naszym starym domu wypełnionym rodzinnym szczęściem. jała. Ozdobny krzyżyk ze szklanych paciorków nanizanych na jedwabną nitkę, przechowywany w rodzinie od kilku pokoleń. Porcelanowe krasnale w czerwonych czapeczkach, koszyczki z poziomkami i kiście winogron. A także niezdarnie sklejone aniołki, które przed laty wycięliśmy z bratem z celofanu, i pająki, srebrzysto-złote warkocze anielskich włosów, wyleniały pajac od wuja, co zginął w Katyniu, i kilka barwnych bombek polukrowanych obficie błyszczącym brokatem... Długo się wpatrywałem w rodzinne pamiątki, biorąc każdą z osobna do ręki, delikatnie jak ksiądz hostię w czasie podniesienia, bo sobie uświadomiłem, że największym moim skarbem jest to pożółkłe pudełko, w którym zamknęło się moje szczęśliwe
wiem w blasku kolorowych kinkiecików zobaczyłem, jakie cacko kupiłem od starego gazdy. Od rozświetlonej szopki biło ciepło, jakie zapamiętałem z dzieciństwa, gdy w naszym starym domu co rano Mama rozpalała piec. I zdało mi się, że ją widzę, jak zagląda w ciemnawą czeluść paleniska, gdzie pod warstwą popiołu tli się jeszcze kilka bladopomarańczowych węgielków, a ona wygrzebuje z dna wiadra wyszczerbioną szuflą bryłki węgla, układając je ostrożnie na wystygłym ruszcie i przymyka żeliwne żebrowane drzwiczki, dmuchając wprawnie w palenisko, aż wygasłe ogarki ożyją i rozbłyśnie pierwszy nieśmiały płomyk. I raptem piec złapał cug i jęzory złotawych płomieni wystrzeliły w górę, oblizując szamotowe
cegły. Wydawało mi się, że znów się przytulam do fajansowych kafli, wsłuchując się w melodię buzującego ognia. Uwielbiałem ten odgłos, bo dawał mi poczucie bezpiecznego domu i beztroskiego dzieciństwa. Zdało mi się, że znów czuję dziś już zapomniane atłasowe ciepło kaflowego pieca. Porzuciwszy wspomnienia, przyjrzałem się baczniej wyrzeźbionej przez starego gazdę szopce i dopiero wtedy zrozumiałem, że ten góral mówił prawdę, iż to szopka zaczarowana. Taka była piękna! W żłóbku wymoszczonym sianem spał na boczku Juzusik przykryty wykrochmaloną pierzynką w błękitne bławatki, pyzaty, rumiany, widać, że szczęśliwy i bezpieczny. Spał z zamkniętymi oczkami tak smacznie, iż mi się zdawało, że słyszę jego cichy oddech. Przy żłóbku czuwali Józef i Maryja. On, zafrasowany o los rodziny, wspierał o brzeg kołyski spracowane dłonie, zaś Ona, chabrowooka, odziana w karminową suknię ze złotymi lamówkami, pochylała się nad Synkiem, osłaniając Go od grudniowego chłodu ażurowym welonem ze śnieżnobiałej koronki. Gdy tak siedziałem wpatrzony w czarodziejką szopkę, zdało mi się, że słyszę dobiegające z Nieba słowa staropolskiej kolędy: Pójdźmy wszyscy do stajenki, do Jezusa i Panienki, powitajmy Maleńkiego i Maryję, Matkę Jego… I wtedy dostrzegłem wyrzeźbione przez starego gazdę zwierzątka, które przydreptały do Jezusowego żłóbka. Uszatego osiołka, łaciate cielątko, wełnianą owieczkę, burka merdającego ogonkiem i śnieżnobiałą gąskę. I tylko pomyśleć, że te wszystkie cuda gazda wyczarował z kawałka lipowego drewna, w idealnej harmonii i porządku, bez jednego zbędnego ruchu dłuta.
Medal Przemysła II dla prof. Krzysztofa Szwagrzyka i IPN
kademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu zaprasza uroczystość wręczenia Medali Przemysła II za rok 2017. Laureatami są Instytut Pamięci Narodowej oraz pan profesor Krzysztof Szwagrzyk. Uroczystość odbędzie się 10 stycznia 2018 r. o godz. 17.00 w Sali Malinowej Pałacu Działyńskich na Starym Rynku w Poznaniu. W programie poza częścią oficjalną przewidziana jest część artystyczna z udziałem solistów Opery Poznańskiej. Medal AKO im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego jest obok członkostwa honorowego AKO najwyższą formą wyróżnienia dla publicznej działalności
i postawy osoby honorowanej przez to stowarzyszenie. Medal przyznaje się za szczególne, długotrwałe zasługi dla narodu i państwa polskiego, które są zbieżne z założeniami ideowymi i programowymi AKO, szczególnie za obronę godności narodowej, podtrzymywanie i utrwalanie tradycji narodowej oraz działalność na rzecz rozwoju Polski i jej pozycji w Europie i świecie. Do tej pory laureatami Medalu Przemysła II byli: Jarosław Kaczyński (2011), Antoni Macierewicz (2012), Wanda Półtawska (2013), Witold Kieżun (2014), Jan Olszewski (2015) oraz Joanna i Andrzej Gwiazdowie (2016). K
wykorzystywany jako budynek administracyjny dla potrzeb Ludowego Wojska Polskiego. W 2009 r., po kilkuletnim braku użytkownika, opuszczony pałac może cieszyć się nowymi właścicielami, którzy gruntownie odrestaurowali zespół pałacowo-parkowy. Powraca dawny blask neorenesansu. W zabytkowym parku krajobrazowym o powierzchni ok. 14 ha na szczególną uwagę zasługuje amfiteatr, altana westchnień zakochanych, dwa stawy oraz fontanna otoczona czerwono-białymi różami. Obiekt stale się zmienia (zarówno w środku, jak i na zewnątrz), jest rozbudowywany i udostępniany przybyłym gościom, których po wszelkich zakamarkach oprowadza uprzejma obsługa. Od połowy 2014 r. na terenie pałacu rozpoczęło swoją działalność
Muzeum Wojskowe i Architektury Wnętrz. Lekki sprzęt wojskowy eksponowany jest na ścianach w restauracji oraz w wieży. Natomiast ciężkie uzbrojenie znajduje się na placu wystawowym przy drodze wjazdowej. W swoich zbiorach muzeum zgromadziło m.in. samolot AN-2, BWP i „SKOTA”. Muzeum nadal zbiera pamiątki historyczne, jako że jest w trakcie organizacji. Z noworocznymi pozdrowieniami dr Bartłomiej Wróblewski poseł na Sejm RP wiceprezes PiS Okręgu Poznańskiego ds. Powiatu Poznańskiego
I znów, wpatrując się w to góralskie arcydzieło, znalazłem się w naszym rodzinnym domu, w którym przed Świętami pachniało cynamonem i rodzinnym szczęściem, a przed Wigilią na rozgrzanej do czerwoności blasze kuchennego pieca dochodził postny barszcz na suszonych borowikach, w szabaśniku skwierczał świąteczny indor, starszy brat mełł mak, Tata w ucierał masę na tort, którą mu ukradkiem podkradałem paluchem z makutry, a Mama skrobała w pośpiechu karpie, dając każdemu z domowników po łusce na szczęście. Znów powrócił rok 1951. Po wigilijnej kolacji Mama z Tatą wstali od świątecznego stołu, zasiedli do naszego
Steinwaya i podgrywając cichutko na cztery ręce, zaintonowali kolędę, która mi się wryła w duszę: Lulajże Jezuniu, moja Perełko, lulaj ulubione me Pieścidełko. Lulajże Jezuniu, lulajże lulaj, a Ty go, Matulu, w płaczu utulaj. Nie wiedzieliśmy wtedy, iż była to nasza ostatnia Wigilia z Tatą. Mama odeszła kilka lat później, bo pękło jest serce. Tak kochała Tatę. Dziś rano kupiłem choinkę i obowiązkowo umieściłem pod nią moją czarodziejską szopkę, której nie oddałbym za żadne skarby świata, bo ilekroć na nią patrzę, znów jestem z Mamą i Tatą w naszym starym domu wypełnionym rodzinnym szczęściem. Niech Wam się Anioły przyśnią! K
Kontakt z organizatorami: Armin Niewiadomski, członek Zarządu PiS Powiatu Poznańskiego, tel. 501 562 020. Serdecznie zapraszamy! K
Limeryki o siostrach z wędkami Henryk Krzyżanowski W tłumaczeniu zmieniłem tylko woalki, których nikt dziś nie nosi (a w XIX wieku jak najbardziej) na sztormiaki. No i dodałem umo ralniający komentarz, bo choć Lear nie miał zapędów pedago gicznych, to ja mam. There was an Old Man of Marseilles, Whose daughters wore bottle-green veils; They caught several Fish, Which they put in a dish, And sent to their Pa’ at Marseilles. Siostry w zgrzebnych sztormiakach w Sopocie z molo łowią turboty i płocie. Ślą je ojcu kurierem: „Niech ma Tatko wyżerę”. Lepsze to niż kolejne słitfocie.