Rekurencje nr 1 (1), grudzień 2012

Page 1

Numer 1 (1), Grudzień 2012

REKURENCJE Internetowy miesięcznik opinii


Zapraszamy do śledzenia nowych artykułów, komentowania i polemiki na stronie: http://www.rekurencje.pl/ Strona Czytam ’Czytam ”Czytam lewicową publicystkę dla beki” dla beki’ dla beki: http://www.facebook.com/dlabekidlabekidlabeki

Pisz dla rekurencji! Jeżeli uważasz że masz coś ciekawego do przekazania i umiesz napisać to w stylu zbliżonym do innych tekstów w Rekurencjach, chętnie opublikujemy Twój artykuł! Oczywiście na stronie znajdzie się informacja kto jest autorem, podobnie jak w przypadku tekstów pisanych przez członków redakcji. Artykuły prosimy wysyłać na nasz adres mailowy. Publikacja artykułu w Rekurencjach nie jest równoznaczna z przyjęciem do redakcji. Jeżeli będziemy szukać redaktorów, ogłoszenie pojawi się na stronie. Za napisanie dla nas tekstu nie otrzymasz wynagrodzenia ale nie martw się, redakcja też nie otrzymuje. Jesteśmy biednym czasopismem. Przynajmniej na razie. Kontakt: Bredakcja@rekurencje.pl

FOLTA: Katedra hipsterologii stosowanej 18 Retro–electro . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 Postideologia . . . . . . . . . . . . . . . . . . 19 Paradoks Star Wars . . . . . . . . . . . . . . 21

Spis treści Redakcja

4

BODMER: Emokulturpolitik Brak smaku i smak braku . . . . . . . . . . . Rzetelne dziennikarstwo i tworzenie sporu . . Jak Cymes strollował ministra . . . . . . . .

6 6 7 8

BYTNER: Leniwy Lewacki Święto zombie . . . . . . . . Sprawa wagi światowej . . . Arystokracja . . . . . . . . CIEŚLIK: Za kulisami Początek . . . . . . . . Prawda Gryca . . . . Cena wolności . . . . . Strach . . . . . . . . .

2

. . . .

. . . .

. . . .

Pomiot 10 . . . . . . . . . . 10 . . . . . . . . . . 11 . . . . . . . . . . 11

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

MISZCZYK: Na dnie strumienia świadomości Większe problemy . . . . . . . . . . . . . . Prawdziwa dyskryminacja . . . . . . . . . . Karty bingo i checklisty . . . . . . . . . . . Święty Neron . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . .

23 23 24 25 27

ŚWITALSKI: Nerdonomicon Ja już to gdzieś widziałem . . . . . . . . . . . Kosmici, tkacze i piraci . . . . . . . . . . . . Sequele, motory i futrzaki . . . . . . . . . . .

28 28 29 32

13 ZDANIE: Polski zielnik ideologiczny Polski Zielnik Ideologiczny . . . . . . . 13 Neofityczny ateizm . . . . . . . . . . . 15 Religianci . . . . . . . . . . . . . . . . 16 17 Siewcy wiatru . . . . . . . . . . . . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

35 35 36 38 41

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


Polecane artykuły:

Bodmer: Rzetelne dziennikarstwo i tworzenie sporu

Rekurencje czas zacząć! Czasopismo Internetowe Rekurencje powstało w październiku 2012 z inicjatywy osób zajmujących się pełnoetatowym traceniem życia na komentowaniu rzeczywistości politycznej na portalach społecznościowych. Wywodzi się ono w prostej linii z nieformalnego ruchu „czytania dla beki”, a dokładniej z fanpejdża CCCLPDBDBDB, powszechnie znanego jako rekurencja. Fanpejdż ten jak dotąd pozostaje redaktorem naczelnym Rekurencji, bo czemu nie? Przyczyny założenia czasopisma były różne: chęć zrobienia czegoś nowego, walka z nudą, sen o potędze i chęć pokazania że troll internetowy może być lepszym publicystą niż „poważni” publicyści. Czy się udało? To ocenicie wy. Pewnie się nie udało, jak większość projektów organizowanych przez małe i luźno zorganizowane społeczności internetowe — ale przynajmniej popisaliśmy trochę bzdur, a głównie o to chodziło. Rekurencje mimo odejścia od formy krótkich komentarzy na rzecz artykułów pozostają w ścisłym związku ze swoimi korzeniami. Cokolwiek by się nie stało, czasopismo to pozostanie internetowe, nerdkulturowe i kontrpublicystyczne. Mówiąc mniej pretensjonalnie: będziemy pisać o rzeczach które nikogo nie interesują i kłócić się z cudzymi artykułami. Czy można powiedzieć coś więcej o Rekurencjach? Pewnie nie, a nawet jeżeli to nie w tej chwili (tekst który właśnie czytacie jest pisany przed oficjalną publikacją czasopisma). W każdym razie, nie będę was dłużej zanudzać — po prostu czytajcie. — CCCLPDBDBDB

∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

Po zeszłorocznej blokadzie 11 listopada popełniłem tekst, w którym, wobec porażki Kolorowej Niepodległej, postulowałem powrót do świętowania 7 listopada, rocznicy utworzenia Tymczasowego Rządu Ludowego. Pomysł równolegle pojawił się w kilku lewicowych środowiskach i w tym roku mamy obchody w Krakowie, w Warszawie Ludowy Marsz Niepodległości również organizują ludzie odwołujący się do tradycji PPS i rządu Daszyńskiego. Z str. 7

Zdanie: Religianci Religianci to owoc działania KIK-ów, pampersów i katolickich uniwersytetów. Kwiat religijnej inteligencji. Umysły tych ludzi są najbardziej podatne na długie wywody teologiczne i filozoficzne, które w ich świadomości generują nieprzeliczone zastępy Mędrców. Z str. 38

Miszczyk: Większe problemy Jeżeli ktoś narzeka w odpowiednio dużym towarzystwie, prawdopodobieństwo pojawienia się osób narzekających na narzekanie zmierza do jednego. Powód jest prosty: są większe problemy, a obowiązkiem osób ŚwiadomychSpołecznieTM jest przypomnienie o tym. W końcu czym jest nieszczęście białego Europejczyka z dostępem do internetu w porównaniu z nieszczęściem biednego dziecka w Afryce z dostępem do wirusa HIV? Z str. 23

3


Redakcja

4

CCCLPDBDBDB

CCCLPDBDBDB to strona internetowa, a dokładniej fanpage na facebooku. Jest to też redaktor naczelny Rekurencji, bo czemu nie? CCCLPDBDBDB w wolnych chwilach zajmowałby się trollowaniem ale nie ma wolnych chwil bo całe życie zajmuje mu praca jaką jest trollowanie.

Ludwig Bodmer

Ludwig Bodmer to redaktor prowadzący w Rekurencjach rubrykę „Emokulturpolitik”. Ludwig Bodmer według definicji Ludwiga Bodmera to „radykalny anarchosocjalliberalny konserwatysta instytucjonalny. Wannabe felietonista, leniwy działacz społeczny, emerytowany pankowiec”.

Paweł Mateusz Bytner

Paweł Mateusz Bytner jest redaktorem Czasopisma Internetowego Rekurencje. Prowadzi w nim rubrykę „Leniwy Lewacki Pomiot”. O sobie pisze tak: „Jestem studentem matematyki, kochającym tak ją, jak i naukę w ogóle. Od dziecka jestem głodny wiedzy o otaczającym mnie świecie i nie toleruję ludzi, których w najmniejszym stopniu to dziwi. Cenię przez to u innych szerokie horyzonty i przemyślany pogląd na świat, choćby i niekoniecznie zgodny z moim. Nie boję się zadawać pytań, mówić co innego, niż ktoś by chciał usłyszeć, nie istnieją dla mnie tematy tabu, a święte krowy i kaczki najbardziej lubię upieczone. Jednak potrafię przyznać się do błędu, a wręcz czuję taką potrzebę, gdy sam swój błąd dostrzegę. Uważam, że z życia należy czerpać jak najwięcej przyjemności, byle nie kosztem innych.”

Michał Cieślik

Michał Cieślik redaguje rubrykę „Za kulisami” w Rekurencjach. O sobie pisze: „Jestem studentem pochodzącym z terenów, na których osiedliła się zakamuflowana opcja niemiecka. Interesują mnie poczynania elit politycznych, miliony euro biegające po zielonej murawie i wielogodzinne dyskusje, które do niczego nie prowadzą. Głoszę hasło »Rekurencje stroną startową każdego Polaka«.”

Maciej Folta

Maciej Folta pisze dla Rekurencji w rubryce „Katedra hipsterologii stosowanej”. Na swój temat pisze: „Jestem studentem. Liberalnym pragmatykiem, oprócz tego mizantropem, lewakiem, zaprzańcem, kosmopolitą, moralną relatywistą. Słowem: ekstrema i podziemie. Czytam »Time« i »Epokę«. Pijam tylko Ballantine’a, palę Winstony — dla Ciebie mam Wintermensy: zagraniczne czekoladowe cygara. Zdejm kapelusz.”

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


Redakcja

Maciej Miszczyk

Maciej Miszczyk w Czasopiśmie Internetowym Rekurencje redaguje rubrykę „Na dnie strumienia świadomości”. Sam o sobie pisze: „Pełnoetatowy nerd, wielokierunkowy student, bardzo amatorski redaktor. W wolnym czasie denerwuje ludzi i pisze dość od rzeczy.”

Michał Świtalski

Michał Świtalski jest redaktorem Czasopisma Internetowego Rekurencje, w którym prowadzi rubrykę „Nerdonomicon”. Michał Świtalski o sobie: „Wiecznie niewyspany wieczny student, wiecznie niezadowolony i narzekający, z wiecznie zepsutym samochodem. Za dnia próbuje sypiać, a nocą ratuje Internet. Koneser źle przetłumaczonych i napisanych książek oraz źle nakręconych i zagranych filmów. Słucha muzyki dokładnie takiej, jakiej nie lubisz. Głośno. Lubi koty.”

To zdanie jest nieprawdziwe

To zdanie jest nieprawdziwe jest, podobnie jak redaktor naczelny CCCLPDBDBDB, fanpejdżem na facebooku. Zdanie samo siebie opisuje w ten sposób: „Nie jestem tylko autoreferencyjnym semantycznym tworem tak jak mogłoby się wydawać. Gdy odrywam się od mojej wirtualnej tożsamości przemierzam Kraków z harmonijką w kieszeni, gitarą na plecach i kapeluszem na głowie. Towarzyszy mi ciągły brak pieniędzy i blues szumiący w głowie — który można usłyszeć stojąc dostatecznie blisko. Z przyczyn praktycznych i niefortunnych dorywczo programista, dorywczo autor. Debiut jako felietonista w Rekurencjach był moim marzeniem od dziecka. Lubię tworzyć za długie zdania, prawdziwości których sam nie jestem w stanie ocenić.”

Copypasta miesiąca

ten kto założył tę stronę jest zwykłym śmieciem który całe swoje życie spędza na facebooku, jego życiową pasją jest hejtowanie bo jest ograniczony umysłowo. Nie posiada znajomych bo z debilami nikt nie trzyma więc próbuje zaistnieć w internecie. Naprawdę bardzo wysokie ambicje. Niestety coraz więcej rodzi się takich debili systemu, bez wartości, których jedynym miejsce gdzie mogą się wypowiedzieć jest internet, bo tu jest anonimowy i wydaję mu się że jest kimś, ale niestety muszę Cię rozczarować, nadal jesteś tylko gównem którego nikt nie słucha i słuchać nie będzie. Widzę że choroby umysłowe rozwijają się w zastraszającym tempie, to już nie jest upośledzenie, nie wiem czy ktoś w ogóle jest w stanie zbadać i wystawić diagnozę temu ”debilizmowi”. Nie jestem zwolennikiem przemocy ale w tej sytuacji gdybym spotkał założyciela tej strony albo nawet ludzi którzy kliknęli jej ”lubię to” to bym was kurwy rozjebał z miejsca nie patrząc czy masz 10 czy 12 lat bo jestem pewny upośledzony kretynie że więcej nie posiadasz. Weź się za naukę, skończ przynajmniej gimnazjum, znajdź jakieś pasję, kieruj się czymś w życiu, bo narazie jesteś tylko zwykłym śmieciem i kompletnym zerem.

∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

5


Emokulturpolitik

Rubrykę prowadzi: Bodmer

31 października 2012

Brak smaku i smak braku Debata na temat najnowszej książki Masłowskiej odbywa się w kompletnie idiotycznej atmosferze, kiedy wszyscy jeszcze przed jej przeczytaniem okopali się na pozycjach i wyrobili sobie zdanie na podstawie kilku zdań z wywiadu z autorką. Kochanie, zabiłam nasze koty spotkał smutny los książek Grossa i Kapuścińskiego non fiction, los narzędzia, którym tłucze się po głowie przeciwników politycznych. Recenzje książki zastępowane są recenzjami swoich ideologicznie motywowanych wyobrażeń na jej temat i stawianiem politycznych zarzutów. Od razu było wiadomo, że nie dostanie pozytywnych recenzji w „KaPecji”, za to rzuci jej się na szyję „URze”. W Kochanie... nie znajduję ani grama deklarowanego przez Masłowską konserwatyzmu, który jest oczywisty np. dla Olgi Szmidt (wywiad z Michałem Witkowskim na portalu Popmoderna.pl) — nie wiem tylko, czy to doszukiwanie się konserwy wynika z preformatowania mózgu rzeczonym wywiadem, czy głębokiego niezrozumienia, czym jest postawa lewicowa. No chyba, że sam się niepostrzeżenie stałem konserwatystą. Obrzydzenie, sprzeciw wobec kondycji zachodniej cywilizacji skupionej na poszukiwaniu ciągłego funu, wyśmiewanie kojarzących się z kawiorowo-akademicką lewicą hipsterskich wystaw w rodzaju Szpitala śmieci czy domaganie się od życia czegoś więcej niż korpoharówka w tygodniu i weekendowy ochlej może wynikać z pierdyliona różnych światopoglądów, doświadczeń i pobudek i tłumaczenie tego domniemanym konserwatyzmem jest najzwyczajniej w świecie debilne. Masłowska z jednej strony drwi z nowonawróconych na sztywność i ponurość ko-

6

ścioła katolickiego a z drugiej z zachodnich buddystów, wegetarian i japiszonów, nerdów z ludziowstrętem i ekstrawertycznej bohemy. Michał Witkowski w wywiadzie na popmodernie twierdzi, że Masłowska chce zostać Allenem polskiej literatury, Justyna Sobolewska na stronie Polityki pisze, że jest lekko i zabawnie, w komediowej formie. Świadczy to o kompletnym niezrozumieniu ksiązki, która jest rozpaczliwie smutna, szarpiąca flaki, przygnębiająco pusta a miejscami dosłownie chce się rzygać z tego całego rozedrgania, poczucia braku i beznadziei. Jeśli już Masłowska ma być polskim kimś, to, bo ja wiem, może Houellebecquiem (minus fiksacje seksualne). A jeśli Kochanie... jest komedią, to za komedię musielibyśmy też uznać Dzień Świra i Zamek. Uwadze recenzetów całkowicie umyka zaropiały i usyfiony olejem świat syren, który jest przecież tym samym postmodernistycznym światem, w którym żyją Jo i Farah, pożyczając ciuchy, włosy, kończyny i tożsamości od plastikowych dziuń z czasopism będących jedną wielką reklamą przemysłu urody. Świat poskładany z cudzych śmieci, świat żałosnych istot o obrzydliwych aspiracjach. Zarzuty, że to nie jest odkrywcza analiza konsumpcjonizmu i postmodernizmu zasadniczo mnie nie obchodzą, bo nie uważam oryginalności za wartość samą w sobie, od muzyki ani literatury nie oczekuję wymyślania prochu i wiekopomności, tylko żeby mówiły coś o moim życiu i robiły mi dobrze a te warunki są spełnione. Porządny kawałek literatury, którą dobrze się czyta, o ile nie oczekujesz od niej jednoznacznej deklaracji ideologicznej.

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


BODMER: EMOKULTURPOLITIK 5 listopada 2012

Rzetelne dziennikarstwo i tworzenie sporu Tekst jest odpowiedzią na artykuł Magdaleny Kursy Lewica chce obchodzić Święto Niepodległości 7 listopada, który ukazał się 5 XI 2012 na portalu Gazeta.pl Po zeszłorocznej blokadzie 11 listopada popełniłem tekst, w którym, wobec porażki Kolorowej Niepodległej, postulowałem powrót do świętowania 7 listopada, rocznicy utworzenia Tymczasowego Rządu Ludowego. Pomysł równolegle pojawił się w kilku lewicowych środowiskach i w tym roku mamy obchody w Krakowie, w Warszawie Ludowy Marsz Niepodległości również organizują ludzie odwołujący się do tradycji PPS i rządu Daszyńskiego. W w czasopismach i różnych miejscach lewicowych internetów pojawiają się teksty przypominające niepodległościowy charakter PPSu czy postulaty TRL. O organizowanych w Krakowie obchodach napisała lokalna „Wyborcza”. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie braki w obiektywizmie i tworzenie linii sporu poprzez wybór wypowiadających się postaci. — Przenoszenie Święta Niepodległości z 11 na 7 listopada budzi opór. — To absurd! — mówi Jerzy Bukowski, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego w Krakowie. — Ta data poprzez propagandę PRL wryła się w świadomość Polaków jako rocznica wybuchu rewolucji październikowej. Owszem, ja akurat kojarzę ją z rządem Daszyńskiego, ale takich osób jest niewiele. I gotowe. Zapraszamy odklejonego prawicowca, byłego reprezentanta Kuklińskiego na Kraj, publicystę portalu wPolityce.pl, niezależnego pisma Bibuła, w którym bezlitośnie rozprawia się ze szkodliwym reliktem sowieckiej propagandy (serialem Czterej pancerni i pies) i już mamy zarysowaną linię sporu, który w innym wypadku prawdopodobnie by nie zaistniał. Jakby tego było mało, pod artykułem znajduje się ankieta: Co sądzisz o pomyśle przeniesienia daty Święta Niepodległości? — Absurdalny. 7 listopada kojarzy się bardziej z rewolucją — Sensowny. Trzeba upamiętnić zasługi Daszyńskiego

zarzuca lewicy jego środowisko), sam wpycha im do gardła Związek Radziecki. Normalnie mało by mnie obchodziło, co ma do powiedzenia na temat czegokolwiek człowiek określający się w XXI wieku piłsudczykiem, ale tutaj jego wypowiedź ostatecznie określa wymowę artykułu. Idźmy dalej. O wypowiedź poproszono również literaturoznawcę, publicystę TP i redaktora naczelnego Polskiego Słownika Biograficznego oraz członka rady politycznej Partii Demokratycznej Andrzeja Romanowskiego. 7 listopada to jedna z wielu dat ważnych dla polskiej niepodległości, ale nie najważniejsza. Przecież Rada Regencyjna utworzonego w 1916 roku Królestwa Polskiego zaczęła powoływać swoje rządy od 1917 roku. Odwoływanie się w tym kontekście do planów i rządów marionetkowej i narzuconej przez zaborców Rady Regencyjnej, składającej się z reprezentantów kleru i arystokracji jest naprawdę niepoważne. Nie mówiąc już o tym, że mgliste plany RR oraz ich mocodawców zakładały stworzenie Królestwa Polskiego, będącego niemiecko austro-węgierskim państwem satelickim. Dla niepodległości Polski 11 listopada był jednak najważniejszy. To również ważna data dla lewicy, bo powołany potem przez Piłsudskiego rząd Moraczewskiego był też socjalistyczny i nie mniej radykalny od rządu Daszyńskiego. I tu, i tam byli piłsudczycy.

Przypominam, że 11 listopada w Polsce nie zdarzyło się nic ponad przekazanie Piłsudskiemu władzy wojskowej przez Radę Regencyjną. Którędy ta data jest najważniejsza dla niepodległości Polski niestety I w ten, jakże prosty sposób, organizatorom i ca- nie potrafię zrozumieć. Kończąc swój wywód profesor łemu świętu przyklejona została (wyłącznie z powodu Romanowski mówi: przypadkowej zbieżności dat) rewolucja październikowa (czyli kumunizm, czyli Stalin, czyli SZATAN). Na świętowanie rocznicy niepodległości Wychodzi tu dodatkowo mentalność pana Bukow11 listopada zgodziły się w międzywojniu skiego, który zamiast docenić fakt, że polskie środowszystkie stronnictwa polityczne. wiska lewicowe odwołują się do patriotycznych i niepodległościowych tradycji (których zwalczanie często ∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

7


BODMER: EMOKULTURPOLITIK To chyba największa wtopa w całej wypowiedzi. w wygodne myślowe koleiny „lewica” = „sowieci”. A to W 1937 (kiedy ustanawiano 11 listopada świętem dopiero absurd. Zwłaszcza że, jak pisał działacz PPS niepodległości) a więc już po zamachu na Naruto- Mieczysław Niedziałkowski: wicza, Brześciu, Berezie Kartuskiej, Łucku, fałszoW tym tragicznie trudnem położeniu waniu wyborów parlamentarnych, konstytucji kwietTymczasowy Rząd Ludowy w Lublinie niowej i całej reszcie antydemokratycznych działań przez fakt swojego powstania, przez swój obozu sanacyjnego i prawicy, o zgodzie wszystkich Manifest, przez entuzjazm, który wywostronnictw mowy być nie mogło. Do Sejmu w wyłał — skierował stanowczo, po męsku, nieborach z 1935 roku dostały się jedynie Bezpartyjny odwołalnie, budownictwo państwowe na Blok Współpracy z Rządem (wkrótce potem rozwiąszlak demokracji, ściśle mówiąc demokrazany) ze 153 mandatami oraz mniejszości narodowe cji parlamentarnej. W Lublinie, w dniu z 55 mandatami. 7 listopada 1918 r. zadano cios śmiertelny Nie wiem co motywowało wybór tych, a nie innych komunizmowi w Polsce.1 rozmówców. Szkoda, że wybór ten skierował tekst

Votum separatum redaktora Miszczyka: Po pierwsze, zgadzam się że bezsensem jest wrzucanie całej lewicy do jednego worka z sowietami. Szkoda tylko że (zgodnie z tradycją wśród ideowych publicystów) redaktor Bodmer robi dokładnie to samo —

w swoim artykule wrzuca do jednego worka np. zabójstwo Narutowicza i sanację, co jest naprawdę dużym nadużyciem. Druga rzecz: naprawdę nie widzę sensu w robieniu obchodów innego dnia. Czy ma to jakiś inny cel niż symboliczne izolowanie się od „całej reszty”?

27 listopada 2012

Jak Cymes strollował ministra Komentarz w sprawie występu ministra Michała Boniego w programie Tomasz Lis na żywo dnia 26 listopada Niegdysiejsza gwiazda internetów, muzyk Cymes, doczekał się w końcu zasłużonego uznania. I to jakiego! Cymesa zacytował sam minister Boni, w tokszole Tomasz Lis na żywo. Radość płynącą z tego Godnego i Sprawiedliwego zdarzenia przesłania jednak fakt, że minister od zacytował piosenkę Mamo, tato jako przykład mowy nienawiści, której należy się przeciwstawić. Przytoczę tekst: Mamo, tato, jak się zabija? Kupcie mi kija, dam Żydowi w ryja Mamo, tato, kupcie pistolet, a jutro z rana zastrzelę Cygana Nie chcę jak Wałęsa być elektrykiem Chcę tak jak tata być białym wojownikiem Każdy Murzyn ma być moim niewolnikiem Żydzi do gazu, najlepiej od razu Chwycę za broń. Pedały won, no i brudasy, bo to nie są Polacy Biała duma tak mnie rozpiera chcę być jak Ian Stuart ze Screwdrivera

1

8

Te częstochowskie wersy, śpiewane do stylizowanego na dziecięcą piosenkę podkładu granego na cymbałkach(!) zostały uznane za mowę nienawiści. Okolicznością łagodzącą dla ministra jest fakt, że podobnie idiotycznie zachował się Ogólnopolski Komitet Obrony przed Sektami i Przemocą, który złożył w tej sprawie donos do prokuratury. A ta podjęła działania. Kompromitując się jeszcze bardziej niż minister Boni. Zaczynając od tego, że pomyliła Cymesów i zajęła się bogu ducha winnym raperem z Włocławka, to jeszcze zagadnięta wydaliła informację, że Prowadzimy dochodzenie odnośnie ksenofobicznego i rasistowskiego utworu, ale dotyczy to koncertu, który odbył się przed kilkoma dniami w klubie TB King, a nie treści internetowych. Zwróciliśmy się o nagranie z monitoringu, bądź inne dowody. Ustalamy też, czy takie treści faktycznie znajdują się w internecie. Na dziś wiemy tylko, że utwór wykonał podczas koncertu artysta o pseudonimie „Cymes”.

Mieczysław Niedziałkowski, Demokracja parlamentarna w Polsce, Warszawa 1930, s. 12

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


BODMER: EMOKULTURPOLITIK Rzeczony raper owszem grał w klubie TB King... trzy lata przed rozpoczęciem dochodzenia. Jakby tego było mało, w dniu, o którym mówi zastępca prokuratora rejonowego we Włocławku Waldemar Kwiatkowski, w klubie nie odbywał się żaden koncert. Od czasu złożenia zawiadomienia przez Komitet piosenka Cymesa pojawia się w większości artykułów o mowie nienawiści, znalazła się nawet w artykule pt. Rasistowski hip-hop2 . I to już jest szczyt szczytów, bo potrafię sobie wyobrazić, że ktoś pozbawiony poczucia humoru i umiejętności rozpoznania ironii może nie rozpoznać w piosence wyśmiewania zespołu Prussian Blue, ale kwalifikowanie Mamo, tato jako hip-hopu świadczy już o ciężkim nieogarnięciu w popkulturze. Skłania też do zadania pytania o kompetencje prokuratury, policji i, co najważniejsze, dziennikarzy, którzy nie zadali sobie trudu wpisania w Google „cymes” i przesłuchania więcej niż jednej piosenki3 . Sprawa jest prosta — Cymes wywodzi się ze środowiska punkowego, antyfaszystowskiego, a piosenka jest chwytem reductio ad absurdum.

się jak śmigła. No ale jak można było nie potraktować poważnie takich nazistowskich manifestów:

Nie jest to z resztą pierwszy taki przypadek. Kilka lat temu prokuratura doprowadziła do zamknięcia jawnie prześmiewczej strony Sieg Heil Szatan i postawienia jej autorów przed sądem na podstawie art. 256 KK. Na stronie tytułowej pojawiał się gif Hitlera z wytrzeszczem i kłapiącą szczęką, w towarzystwie podskakujących chomików i swastyk kręcących

P.S. Kontaktowałem się dziś w tej sprawie ze stołeczną i krakowską „Wyborczą”, Ministerstwem Administracji i Cyfryzacji, redakcją NaTemat.pl i autorem tekstu Michał Boni u T. Lisa: „Chwycę za broń. Pedały won, no i brudasy, bo to nie są Polacy” 4 , Krzysztofem Majdanem. Do tej pory nie otrzymałem żadnej odpowiedzi na wysłane mejle.

Odkurzamy wszystkie kąty i zakamarki odkurzaczem firmy ”Philips” triathlon 2000. Broń Szatanie używać innych! Szatan preferuje potężne koncerny, szastające kasą, które wykorzystują skośnooką gówniarzernie w brudnych halach fabrycznych na Tajwanie. Sam kieruje jedną z międzynarodowych korporacji typu WORLD DOMINATION, której produkty używasz pewnie czytając tę stronę.

W kontekście rosnącej w siłę skrajnej prawicy taka niekompetencja organów ścigania i dziennikarzy jest bardzo niepokojąca. Smutne jest też to, że kiedy zagrożenie ze strony faszyzujących organizacji jest widoczne jak na dłoni, minister Gowin robi za rzecznika ONR i MW w mainstreamie, a minister Boni doszukuje się mowy nienawiści w piosence mającej ją ośmieszać. A Cymesowi należą się przeprosiny.

2

http://www.nigdywiecej.org/index.php?option=com_content&task=view&id=632 Google: cymes feat krotkie spiecie - my robimy ten halas 4 http://natemat.pl/40733,michal-boni-u-t-lisa-chwyce-za-bron-pedaly-won-no-i-bru-dasy-bo-to-nie-sa-polacy 3

∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

9


Leniwy Lewacki Pomiot

Rubrykę prowadzi: Bytner

31 października 2012

Święto zombie Nadciąga Halloween i w związku z tym doniosłym wydarzeniem (które sam pewnie bym przegapił, mając na głowie ciekawsze, bardziej osobiste „święto”) cały świat ogarniają niebywałe emocje. Od tego zależą losy świata — kolejny rok z rzędu kończy się październik! Jako, że tak naprawdę nie jestem już człowiekiem, tylko jakimś skryptem na facebooku, tako praktycznie nie istnieją dla mnie inne źródła informacji, niż ów portal. I od paru dni powoli tablica zapełnia się dyniami, informacjami o imprezach tematycznych, zdjęciami ucharakteryzowanych ludzi, oraz oczywiście — nigdy się chyba nie zlitują — gorzkimi żalami świętych rycerzy broniących Jedynej Prawdy. Ten ostatni fakt przekonuje mnie właśnie, że 31 października nie jest ani krzty bardziej przerażający od jakiegokolwiek innego dnia — ludzie–straszydła, podejrzewani o brak mózgu, zawsze włóczą się wśród nas. Nie będę się rozpisywał w obronie wydrążonych dyń, bo szczerze mówiąc wolę je w occie, lub przerobione na marmoladę. Opiszę za to nieco swoich dziecięcych wspomnień z wyłudzania kasy i żarcia od ludzi z sąsiedztwa. Wbrew pozorom nie był to wymysł zainspirowany telewizją. O istnieniu zwyczaju beztroskiego żebrania o fanty uświadomił mnie i moje rodzeństwo kochany tatuś. Toteż (zanim w końcu przyznałem rację mamie, że jestem już na to za duży) rok w rok na święto zombie, zwykle w towarzystwie paru innych odpowiednio wyposażonych małych potworów, wyruszałem jak najwcześniej, żeby mi inni nie zgar-

10

nęli sprzed nosa wszystkich skarbów z dobrych miejscówek. Mieszkańcy wsi zwykle byli bardzo życzliwi i gościnni dla wszystkich małoletnich domokrążców, co tym bardziej zachęcało do zabawy. I tak samo, jak teraz, wiązało się to z kazaniami różnych mądrych ludzi, że to zabobon, że odwraca uwagę od ważnego święta katolickiego... satanizm, okultyzm, pogaństwo i cygaństwo. Mój tata pewnie słyszał te same pierdoły, gdy był mały. Później słyszałem jeszcze o innym zwyczaju, kultywowanym tego samego dnia, ale przez dorosłych, w późniejszych godzinach. Ponoć jeszcze za czasów rodzimej republiki z dodatkowym przymiotnikiem panowie ze wsi odprawiali taki rytuał: jeden sąsiad szedł do drugiego z pełną butelką, by chwilę później wraz z nim i jego butelką na przyczepkę zajść do kolejnego sąsiada, aby z nim i jego butelką na przyczepkę wybrać się do kolejnego — aż wszyscy panowie ze wsi nie znajdą się w jednym miejscu. W naszych czasach bardziej popularny jest już grill lub ognisko ze znajomymi. Jak widać niczym się to nie różniło od nadchodzącego święta, gdy młodsi zamierzają nazbierać za darmo słodyczy, a starsi — już nie za darmo — narąbać się w trzy banie. No, może poza porą roku i dnia, i pewną emancypacją dziewcząt przy obchodach jesiennego święta zombie. Zatem święci ludzie łaskawie wsadźcie tyłki w kibel, jak was bolą. A ci normalni niech się dobrze bawią... ...tak w Śmigus–Dyngus, jak i w Halloween.

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


BYTNER: LENIWY LEWACKI POMIOT 9 listopada 2012

Sprawa wagi światowej To zaczęło się jakieś dwa i pół roku temu. Zapamiętałem ten poranek, bo zostałem bezlitośnie obudzony wcześnie rano. W sobotę. Spojrzałem w magiczną skrzynkę, pomyślałem kolejno: „Heh”, „ale pierwszy był parę dni temu”, „o jaaa”, „ale będzie burdel” i „idę spać”. Tego dnia zaczęła się historia, ciągnąca się do dziś. Jako, że słyszałem wcześniej o natręctwie Pierwszego Pasażera, od razu byłem przekonany, że „dziobowanie” w lesie nie było pomysłem Rosjan. Byłem też pewien, że dzięki temu wydarzeniu właśnie Pierwszy Brat dużo zyska, bo nie spałem przed 10 kwietnia i pamiętałem, jak „popularny” był Pierwszy Pasażer. Dałem się zmanipulować, no nie? Mimo to było mi smutno, przykro w pewnym sensie. Nie jestem w końcu wyprany z empatii. I tym bardziej robiło mi się przykro, jak widziałem kolejne szopki. Począwszy od pogrzebu i (nie) skończywszy na krzyżu pod pałacem. Wbrew logice i faktom, pewni ludzie muszą co miesiąc przypominać o swoim istnieniu: słychać strzały, sztuczna mgła, dynamit i trotyl, pancerne brzozy itd. Bo przecież tak naprawdę to był zamach, tak dobrze przemyślany, że wygląda na słabo przemyślany — dla zmyłki. Zaplanowano kilka sposobów zniszczenia samolotu, aby mieć pewność, że prezydent (niewiele znaczącego państwa, bez szans na reelekcję, raczej komiczny niż straszny) opuści raz na zawsze scenę polityczną. I tak: zamroczeni mgłą piloci nadziali wy-

sadzonego w powietrze Tupolewa na brzozę, by następnie wraz z pasażerami zostać zastrzelonymi przez funkcjonariuszy NKWD. Prawda, że ma sens? Dobrze, pominąwszy to, że kolejne wyimaginowane spiski są po prostu śmieszne, a ludzie je „odkrywający” najprawdopodobniej chorzy psychicznie — to gdyby nawet były prawdziwe, co by to zmieniło? Nawet jeśli, wedle życzenia sekty smoleńskiej, cała Polska wierzyłaby w te bzdury, to mielibyśmy oczekiwać od całego świata, że w to uwierzy i co więcej — przejmie się tym? Pisaki robią zamieszanie — zapewne po to, by zwiększyć swoje poparcie, może też dlatego, że w te pierdoły faktycznie wierzą. Ale mogliby mieć i 100% miejsc w parlamencie i niezbite dowody, że był zamach — i co niby wtedy? Już sobie wyobrażam, jak PiS zyskuje pełnię władzy i bierze się za rozwiązanie sprawy smoleńskiej. Lech Kaczyński zostaje pośmiertnie koronowany, może i nawet na cesarza. Tusk i jego rząd, ba! — cała Platforma, a i pewnie wiele osób z innych partii — trafiają do więzień, osądzeni w ekspresowym tempie za doprowadzenie do wielkiej narodowej katastrofy — straszniejszej od II wojny światowej. Rosjanie zostają ukarani za swoje zbrodnie — wypowiedzeniem wojny przez kilkakrotnie mniej ludne państwo, bez arsenału atomowego, bez floty, bez niezależnego dostępu do surowców strategicznych, wbrew międzynarodowym traktatom. So let’s go! Można liczyć na nieocenioną pomoc Gruzinów, czeczeńskich terrorystów i wstawiennictwo Matki Bożej.

18 listopada 2012

Arystokracja Muzycy, aktorzy, sportowcy, inni celebryci, dziennikarze, politycy pojawiają się w naszym życiu nagle, niezapowiedziani, właściwie niechciani. Człowiek żyje sobie w spokoju — nieświadomy, że wśród 38 milionów polaków istnieją ci właśnie, aż tu nagle, z jakiegoś ważnego powodu — wszędzie jest ich pełno. Ludzie, którzy mają duży wpływ na nasze życie, to rodzina, bliscy znajomi, czasem przełożeni. Ich istnienie jest dla nas nieobojętne. Podobno nieobojętne jest też istnienie wybrańców narodu. Ślub aktorki, dziecko piosenkarki, koniec kariery, piąty powrót do kariery – ∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

zwykły człowiek nie może bez tego przeżyć. Niezwykle istotne jest też to, jakie konkretnie persony zabronią mu dokonać aborcji, podniosą podatki, podpiszą umowę międzynarodową. Z wielkim zdziwieniem spotyka się fakt, że w czasie wyborów większość ludzi uprawnionych do głosowania ma to głosowanie głęboko w czterech literach. A mnie osobiście dziwi to zdziwienie. O ile komfort mojego życia był różny w czasach, gdy rządziło SLD, PiS, kiedyś jeszcze AWS i nie wiadomo kto, inny jest też teraz. Ale widzę dużo bliższe przyczyny takiego a nie innego 11


BYTNER: LENIWY LEWACKI POMIOT stanu mojego portfela i ducha, niż zmiana bandy matołów rezydującej na Wiejskiej w Warszawie. Oczywiście rozumiem, że Kaczyński, Tusk, Napieralski, Miller, Pawlak, Palikot, Ziobro i inni muszą mnie wiecznie przekonywać, że to oni są tymi właściwymi, że oni dadzą mi najwięcej i najmniej zabiorą, zbawią, wyedukują, zapewnią bezpieczeństwo, przyjemne wakacje i częste orgazmy. Rozumiem, że to taki ich sposób zarabiania na życie (słusznie chyba zwyczajowo nazywany „okradaniem”). Nie rozumiem za to, czemu ludzie z własnej woli mówią, że już nie oni sami, ale ci wymienieni wyżej wybrańcy boga są jedynymi słusznymi na najważniejszych stanowiskach, a jeśli sądzę inaczej, tom lewak/faszysta/gówniarz/debil. Rozumiem, że ktoś chce mieć prywatną korzyść — i nie mówię tu już o potencjalnej korupcji, a o tym, że można po prostu lubić pracę premiera, na przykład. Nie rozumiem wiary w zbawczą moc jednostek. Szczególnie takich. W sieci z niezwykłą regularnością pojawiają się materiały świadczące o politykach nie najlepiej, delikatnie mówiąc. Poczynając od śmiesznych gaf z błędami ortograficznymi, pomylonymi nazwiskami, przejęzyczeniami — które jeszcze nie są specjalną tragedią — kończąc na obnażaniu drastycznych braków w wiedzy ogólnej i szczegółowej. Ludzie, którzy nami rządzą, nie mają pojęcia, w jakim żyją świecie, co się na nim dzieje, jakie rządzą nim prawa. Nie przeszkadza im to najwyraźniej w ustanawianiu prawa dotyczącego nas. Czy ja wymagam zbyt wiele, oczekując od nich, by — jako ludzie trzykrotnie nawet starsi — nie byli tak znacząco ode mnie głupsi? Żeby znali prawo, jakiemu podlegają, by mieli poczucie przyzwoitości, znali przynajmniej podstawy ekonomii (skoro ekonomią się zajmują), albo by nie zachowywali się jak dzieci? Najwyraźniej za dużo. Cóż, tyle mam z tej demokracji, że mogę sobie raz na 4 lata postawić krzyżyk przy nieznanym mi nazwi-

12

sku. Niezbyt mnie to pociesza, bo nawet jeśli osoba o tym nazwisku posługuje się przy okazji jakimś fajnym tytułem, nawet jeśli zdobyła ten tytuł za biegłość w jakiejś rozsądnej dziedzinie, to jest niewielka szansa, że 460 takich właśnie osób będzie utytułowanymi, rozsądnymi ludźmi, a przy tym każdy z nich będzie niechybnie lepszym wyborem od tego 461 człowieka, który do sejmu się nie dostał. To taka arystokracja, którą sami sobie wybieramy, nikt tak naprawdę na tyle wybitny by mieć genialne pomysły na polepszenie stanu 38 milionów tyłków, tylko ludzie tacy sami jak większość z tych 38 milionów. Gdybyśmy raz na cztery lata (albo nawet na każde głosowanie w sejmie) losowali 460 peseli żywych pełnoletnich osób, to wiele by się nie zmieniło, ani też wówczas, jakbyśmy wylosowali 460 rodzin i po wsze czasy brali do sejmu najstarszych ich przedstawicieli. Tak czy siak znaleźli by się tam ludzie zupełnie niekompetentni, monotematyczni, bez wizji naprawy świata (czy choćby porządnego urządzenia własnego podwórka) jak i paru zacnych profesorów i inżynierów, którzy znają się przynajmniej na jednej rzeczy. To, o czym mówił Churchill, iż demokracja jest najgorszym ustrojem, z wyjątkiem wszystkich innych, chciałbym połączyć z twierdzeniem, że jest również najlepszym — z wyjątkiem wszystkich innych. Ale nie pozostawię mojego wywodu bez żadnej propozycji jak to rozwiązać. Jeśli mamy mieć u władzy ludzi, którzy nie będą debilami, to może niech każdy kandydat przejdzie porządny egzamin, który sprawdzi jego kompetencje? Nie wiem, może kogoś to będzie śmieszyć, ale uważam, że takie testowanie wiedzy kandydatów na arystokratów byłoby możliwe i w miarę skuteczne. Egzamin powinien dotyczyć wielu dziedzin — niech się wykażą erudycją. Wolałbym, by nie rządzili mną ludzie, którym wydaje się, że mogą przegłosować na przykład, jaki wpływ ma dany związek chemiczny na mój organizm.

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


Za kulisami

Rubrykę prowadzi: Cieślik

31 października 2012

Początek Zapukał cicho w stare drzwi do gabinetu Pierwszego Naczelnika. Odczekał trzy sekundy, po czym delikatnie nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły z ledwie słyszalnym skrzypnięciem. Łukasz Saudyjski wślizgnął się do środka i od razu odczuł zapowiadane przez szefa oszczędności na ogrzewaniu. W pokoju panował przeraźliwy chłód, potęgowany jeszcze przez otwarte na oścież okno.

Saudyjski zaniepokoił się. Było to już siódme „po prostu nie wiem” Naczelnika w tym miesiącu, a skrupulatnie wyliczona średnia miesięczna wynosiła do tej pory 0,9. Ewidentnie kończył się pewien rozdział, motywacja po uzyskanej rok wcześniej reelekcji spadała, a Wisłocja to My spektakularnie wyprzedziła rządzącą Przyszłość Obywateli w ostatnich sondażach. Przez chwilę przeszło Saudyjskiemu przez myśl, że bardziej niż o partię powinien się martwić o swoją posadę, ale po chwili uspokoił się, bo przecież jako szef gabinetu cieszył się wielkim zaufaniem Glaska. Usiadł na kanapie przeznaczonej dla gości Naczelnika. Postanowił pominąć milczeniem dramatyczną przemowę Juliana i przejść do kwestii, jaką niezwłocznie chciał poruszyć.

— Bez przesady z tym tanim państwem, panie Naczelny! — rzucił wesoło Saudyjski dla ocieplenia atmosfery, lecz zaraz po tym zamarł, bo po raz pierwszy spojrzał na Juliana Glaska, swojego pracodawcę, politycznego mentora, a przede wszystkim przywódcę Republiki Wisłocji. Dłonie zaciśnięte w pięści podpierały — Przeglądasz czasem fejsbuka? — wypalił Saugłowę Naczelnika, a oczy ciskały gromy na walające się po biurku kartki z kolorowymi słupkami i diagra- dyjski, a Julian Glask popatrzył na swojego ministra mami. Zwykle nie należało przeszkadzać Pierwszemu bez teki jakby ten właśnie zamienił się w żółtą fasolkę w takich chwilach, ale Saudyjski miał coś ważnego do szparagową. — A co to ma do rz... przekazania, więc postanowił zaryzykować.

— To ważne — przerwał szefowi Saudyjski — — Julian, wiesz jakie są te sondażownie, potrzeotrzymałem pewne informacje, którymi mogą zainbują sensa... teresować się agenci ze Spokoju Społecznego. Muszę — Nie próbuj mi tu mydlić oczu! — wybuchnął jednak wiedzieć, czy orientujesz się w tamtym światku. Glask — Co to są za notowania, ja się pytam?! — Mam tam chyba jakieś fikcyjne konto, ale użyWszystko muszę robić sam?! Tu powinny być kowane sto lat temu — odparł Glask niby niechętnie, ale lejki, tłumy pomysłowych Dobromirów! Hartkorowicz, wyraz jego twarzy zdradzał, że boi się kolejnego nieWażka, Stejlus, Starzak — to mają być ministrowie? szczęścia, jakie mogło zwalić się na jego głowę. — To Pewnie teraz siedzą sobie na jakichś proszonych lunnaprawdę istotne? Bo jak widzisz jest sporo innych chach i udają ogarniętych, a resorty się za przeproszespraw do omówienia... niem walą, bo czekają aż wielki Glask coś wykombi— To może być sprawa wagi państwowej — głos nuje! Ale ja ci mówię, Łukasz, pustka w głowie. NajSaudyjskiego przybrał teraz patetyczny ton, a twarz gorsze, że Jurek też jest trochę wypalony, bo nie ma z czego do czego już w tym budżecie przekładać... Glaska wyraz zaciekawienia. — Słyszałeś kiedyś o... Oczywiście na Włodka Kargula też nie ma co liczyć. Imperium Trollskim? — Co ty pierdolisz, Łukasz?! — tego było już za Po prostu nie wiem — zakończył tyradę Glask i ciężko wiele dla znerwicowanego Glaska. Naczelnik walnął opadł na swój wielki fotel. ∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

13


CIEŚLIK: ZA KULISAMI pięścią w blat biurka i wbił wściekły wzrok w szefa swojego gabinetu. — Chcesz urlop, podwyżkę, dodatek na wyprawkę szkolną?! To nie jest czas na wybrzydzanie i zachcianki! Mamy 7 punktów straty do WtM, a ty mi tu o jakichś trollach! Więcej byś notatek służbowych poczytał, a mniej bzdurnego prawackiego fantasy! — Dobrze już, okej, tłumaczę o co chodzi! — krzyknął Saudyjski, bo nie chciał słuchać kolejnego lamentu Pierwszego. Szef gabinetu był jedną z niewielu osób w Wisłocji, które mogły podnieść głos na Glaska i nie ponieść z tego powodu żadnych konsekwencji. Kontynuował już spokojniejszym tonem — Otóż dostałem sygnał od zaufanego człowieka, że na fejsbuku utworzyła się dość specyficzna społeczność, zwana przez samych jej członków Imperium Trollskim. Wydaje się, jakby podlegali pewnej formie państwowości, gdzie organem administrującym jest tajemniczy Imperator. Mają swoje zasady, swój język. Może nawet i swoje tajne komplety. Twarz Glaska przeszła przez tę chwilę szybką przemianę — od frustracji, przez obojętność, aż do autentycznego zaciekawienia. Saudyjski znał mimikę swojego szefa lepiej niż jego żona, wiedział więc, że może liczyć na zainteresowanie Naczelnika. — Ta społeczność się rozwija — ciągnął dalej Łukasz Saudyjski. — Według oficjalnych komunikatów w najbliższym czasie zamierzają otworzyć prasowy organ propagandowy. Sugerowałbym zainteresować się tą sprawą zanim zrobi to Służba Spokoju Społecznego. Ewentualny sukces w ujęciu niebezpiecznych spiskowców musi tym razem być naszą zasługą. Jeśli chcemy odzyskać prymat sondażowy, trzeba szukać punktów zaczepienia. W tym momencie telefon komórkowy na biurku Naczelnika Glaska zanucił znaną piosenkę z filmu o gangsterach. Julian spojrzał na ekranik urządzenia. — To Włodzimierz Kargul, chyba mu się przypomniało, że jest Drugim Naczelnikiem — oświadczył z nutką sarkazmu Glask. — Muszę odebrać to połączenie. Wrócimy do tematu. Na razie ani słowa o trollach. Nikomu, jasne? Saudyjski przytaknął, podniósł się z kanapy i z delikatnym uśmieszkiem satysfakcji wyszedł z gabinetu. ∗∗∗

14

Internet po raz kolejny odmówił posłuszeństwa. Henryk Gawron-Latte poczuł, że budowany latami autorytet powoli zaczyna się sypać. Już jakiś czas temu doszedł do tego wniosku, kiedy przestał walczyć, aby pracująca od wielu lat dla rodziny gosposia Aniela zwracała się do niego per „Wasza Wysokość” albo chociaż „Jaśnie Panie”. Pragnął mieć swoją królewską służbę, chociaż jej namiastkę, ale i tego nie udało mu się osiągnąć. Na szczęście wciąż byli jeszcze w Wisłocji ludzie, którzy wierzyli w pana Henryka i z całych sił wspierali go w walce, prowadzonej głównie w Internecie oraz w szkołach niższego szczebla. Wiedział, że tam tkwi potencjał, elektorat, który wyniesie go na szczyt i pozwoli dotknąć upragnionego majestatu. Rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. To Adrian Marchlewicz, ambitny student, zagorzały zwolennik pana Henryka. Zazwyczaj dzwonił z konkretnymi, ważnymi wiadomościami. Gawron-Latte odebrał bez wahania. — Słucham? — Panie Henryku? Halo? Dzień dobry! Proszę niezwłocznie zalogować się na fejsbuku! — wyrzucił z siebie jednym tchem Marchlewicz, wyraźnie czymś podekscytowany. — No niestety Adrianie, nie mogę, znów wyłączyli mi Internet, a wcześniej jak na złość cały czas siedziałem na fejsie — skłamał Gawron, który ostatnie dwie godziny spędził oglądając pozłacane trony na serwisach aukcyjnych — a coś się stało? — Imperium... Imperium otwiera Rekurencje... Mimo naszych wysiłków... Nie powstrzymaliśmy Imperatora... Muszę kończyć, mama nie doładowała mi konta, więc zaraz i tak rozłączy... Wpadniemy wieczorem z chłopakami to pogramy w brydża, do zobaczenia! Kolejne słowa Marchlewicza były dla Henryka Gawrona-Latte coraz bardziej bolesne. Otwarcie Rekurencji oznaczało, że poważnie musi obawiać się przeprowadzającego odważne reformy Imperium Trollskiego, wyjątkowo upierdliwej siły wspieranej prawdopodobnie przez socjalistów, zawsze gotowej do dowalenia mu jakimś zjadliwym żartem. Westchnął. Opadł na oparcie fotela, zamknął oczy. Dziś nie będzie śnił o koronacji. Czeka go partia szachów z Imperatorem.

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


CIEŚLIK: ZA KULISAMI 8 listopada 2012

Prawda Gryca Zachary Gryc marszczył czoło, wpatrując się w ekran swojego laptopa. Od dwóch godzin przeczesywał różne portale, poszukując oferty odpowiedniej dla niego, śledczego dziennikarza drugiego obiegu, poszukiwacza prawdy i bohatera najświeższego prasowego skandalu. Czuł się mocno zdegustowany — stanowiska magazynierów, akwizytorów czy monterów urągały jego ambicjom. Był jednak przekonany, że odpowiednia propozycja zostanie mu wkrótce złożona. I właśnie wtedy rozległo się pukanie do drzwi. — Paskudna pogoda! — rzucił na przywitanie Jonasz Gawlikowski, strzepując przemoczoną parasolkę. — Takie właśnie mamy czasy — odparł ponuro Gryc — Napijesz się czegoś na rozgrzanie? — Nie pogardzę herbatą. Gawlikowski rozejrzał się dyskretnie po kameralnym mieszkanku Gryca. Wszystko właściwie było na swoim miejscu — dzieła wieszczy, jazzowe płyty, kolekcja żołnierzyków. Po chwili w panującym półmroku dostrzegł jednak zapchaną popielniczkę, zauważył kurz na ukochanym fortepianie Gryca i wtedy zwaliła się na niego atmosfera przygnębienia, która panowała tutaj od kilku dni. Jonasz przestraszył się — jego wizyta mogła jeszcze to przygnębienie pogłębić. 10 minut później Gryc był gotów wyrzucić Gawlikowskiego przez okno. — Co to znaczy „inna ścieżka redakcyjna”?! Przecież zawsze działaliśmy wspólnie! Gawlik, to miał być nasz projekt, nasza odpowiedź na zdradę narodową, na hańbę, na mord! Ty... ty też jesteś z nimi? — Zach, przecież mnie znasz, mnie nie można złamać! Po prostu ta nagonka na ciebie ogranicza nas w działaniu, pospieszyliście się z publikacją, oni od razu wyłapują takie rzeczy, nie dadzą nam... — WAS WSZYSTKICH ZDROWO POPIERDOLIŁO! — wybuchnął Gryc, który nie wierzył własnym uszom. Jonasz Gawlikowski to ostatnia osoba, po której spodziewał się tchórzostwa. — Boicie się seryjnego samobójcy?! Co to w ogóle znaczy, że się „pospieszyliśmy”? Miałem informacje z pewnego źródła, demaskatorskie...

∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

— Zach, z całym szacunkiem, mailowy anonim to jeszcze nie jest wiarygodne źródło — powiedział najspokojniejszym z możliwych tonów Gawlikowski. Gryc popatrzył na niego z wyrazem niedowierzania na twarzy, ale w oczach redaktora-banity było widać też ogromny zawód. Opadł na fotel za biurkiem, wziął głęboki oddech i odrzekł już bez gniewu: — To ja rozmawiałem z tym człowiekiem. Facetem będącym blisko całej sytuacji, na miejscu. Wiem, że mówi prawdę. Na razie nic więcej nie mogę powiedzieć, Jonasz. Zaufaj mi, nie daj się zwieść tym, którym zależy na manipulacji. Wiesz przecież, że nie pakowałbym się w prowokację. Źródło na pewno nie jest trefne. — Musisz dać nam trochę czasu, Zach — powiedział Gawlikowski, chcąc dać przyjacielowi iskierkę nadziei, ale zabrzmiało to bardzo sztucznie i bez przekonania. Brnął jednak dalej — Poczekaj, aż opadną emocje, dyskusje i zawierucha. Wtedy siądziemy w większym gronie, zaprosimy może nawet kierownika Gęsińskiego, omówimy szczegóły. Dostaniesz swój dział, asystentów, sensowną kasę, ale teraz... teraz wyjedź gdzieś, odpocznij. — Wyjdź — niespodziewanie rozkazał Gryc. Ton jego głosu był spokojny, ale stanowczy — Nie chcę cię widzieć na oczy. W dupę sobie wsadź te terapeutyczne rady. Na co się gapisz? Powiedziałem: idź stąd. Nie zapomnij parasolki. Pozdrów Naczelnika. Zdaje się, że to twój nowy kumpel. Zszokowany Gawlikowski opuścił mieszkanie bez słowa. Przed spotkaniem liczył, że uda mu się jakoś udobruchać Gryca, ale ten zareagował wyjątkowo ostro. Sam Zachary tuż po wyjściu Gawlikowskiego z całej siły rąbnął pięścią w blat biurka, który jednak pozostał nienaruszony. Odpalił kolejnego papierosa, wszedł na pocztę i rozpoczął pisanie maila: Anonimie, Tak jak przewidywałeś, jeden z moich przyjaciół zdradził mnie. Operacja zatacza zatem coraz szersze kręgi, a ja nadal nie mam realnych sojuszników...

15


CIEŚLIK: ZA KULISAMI 17 listopada 2012

Cena wolności Atmosfera panująca w sztabie ani trochę go nie zaskoczyła — spodziewał się, że zareagują impulsywnie na wydarzenia tego wieczoru. Stumetrowe pomieszczenie, służące jako centrum dowodzenia Demonstracji Wolności, wypełnione było ludźmi kłócącymi się, ciskającymi przedmiotami i biegającymi od jednego stanowiska do drugiego. W powietrzu dało się wyczuć wściekłość, rezygnację, ale też obawę o przyszłość. Był to odpowiedni moment dla Norberta Sitnickiego, aby uporządkować chaos jednym, ostrym przemówieniem. Kwadrans później hałas ulotnił się, bo dwieście stłoczonych w centrum dowodzenia osób słuchało Sitnickiego — młodego, charyzmatycznego lidera i współorganizatora Demonstracji Wolności. Miał talent do przemawiania, więc wydawało się, że panował nad sytuacją. — Na zakończenie chciałbym poruszyć kwestię medialną. Moim zdaniem najważniejsze będą działania internetowe, bo reżimowe telewizje i gazety swoją wersję już stworzyły. Słucham więc waszych propozycji na temat oficjalnej linii obrony w sieci — zakończył monolog, licząc że po solidnej dawce umoralniającej gadki dyskusja będzie spokojna i merytoryczna. — Może po prostu przeprośmy za te race i kamienie, usprawiedliwiając się nerwowością niektórych? — zaproponował młody działacz Arek, jednak sala przyjęła to z pomrukiem niezadowolenia, z którego można było wyłowić słowa takie jak „ciota”, „lewus” i „faja”. — To odpada — zdecydowanie odrzucił pomysł Sitnicki. — Pamiętacie naczelną zasadę naszego pijaru? Po pierwsze — prowokacja! Uprośćmy sprawę. Jacek! Kto nas prowokował rok temu? — Lewaki — odpowiedział bez chwili namysłu wywołany do tablicy asystent Sitnickiego. — Dwa lata temu też lewaki, ale medialne, a trzy lata temu nikt, bo wtedy jeszcze była względna wolność. — Doskonale — odparł z zadowoleniem Norbert. — Kogo możemy obarczyć winą tym razem? — POLICJĘ! — zakrzyknęło chórem kilkadziesiąt osób. — Tak, mamy zatem winowajców. Co, Janku? — Sitnicki zauważył podniesioną rękę 25-letniego Jana, pozbawionego włosów działacza, który chyba po raz pierwszy w swojej karierze miał jakiś pomysł. — No... możemy yyy... — zaczął niepewnie — bo chłopak Agi był kiedyś krawężnikiem, ale go wylali i dzisiaj z nami szedł... To tak mi to podsunęło, że można pisać komentarze na fejsie i w ogóle, że policja się przebrała za nas, no tak dla tej... prokow... prowko... prowocjacji, rzucali do swoich, a potem po16

szli gdzieś się przebrać i wrócili w mundurach, nie? Łapiecie? Kilka osób parsknęło śmiechem, większość uśmiechnęła się z politowaniem. Janek był lubiany, ale nigdy nie miał głowy do strategii. — Nie, nie, nie, to by było niespójne i mało wiarygodne — rzekł poważnie Sitnicki — Ale dzięki za głos w dyskusji. — Z tym, że... — Janek miał wyraźnie coś jeszcze do dodania. — Z tym, że my już z Romkiem i Maksem zaczęliśmy... — CO zaczęliście? — No pisać na stronach różnych. Zwerbowaliśmy ziomków i to już ogólnie sobie hula w sieci. No co, zawsze to jakiś plan, nie? Myślałem, że wam się spodoba. Na sali podniosło się kilka oburzonych głosów, padło sporo przekleństw, ale nikt nie chciał przejąć inicjatywy. Ludzie czekali na głos Norberta, co obrazowało szacunek, jakim młody przywódca cieszył się wśród podwładnych. — Jezu Chryste — Sitnicki ukrył twarz w dłoniach. Tak brawurowej rozgrywki się nie spodziewał. — Co to ma być, Janek?! Posrało cię, kurwa, mamy rozpowiadać bajeczki o przebierankach?! Wyśmieją nas, zjedzą przecież, pomyślałeś o tym? Twoi durni kumple może pomyśleli? Nie? To zajebiście, naprawdę fajnie, nie dość, że obrywa się nam za race i kostkę brukową tych kiboli od Młodego, to teraz jeszcze będziemy się tłumaczyć z tego... Przynieście mi ktoś laptopa, trzeba sprawdzić, może to jeszcze się tak nie rozprzestrzeniło. Trzy godziny później Norbert Sitnicki siedział na tym samym fotelu w tej samej sali, zaciągając się mentolowym papierosem. Był jedyną osobą w budynku — godzinę temu obrady zakończyła Rada Demonstracji, grupa współorganizatorów, która zdecydowała, że trzeba podtrzymać taktykę Janka. Ustalono jedną wersję wydarzeń. Przekonano Sitnickiego do kampanii w mediach reżimowych. Do występu w dwóch popularnych programach poniedziałkowych wyznaczono Adama Wyrwiszę, który zadeklarował, że zmiażdży lewackich oponentów. Myśli Sitnickiego uciekały jednak od tych wszystkich Demonstracji, rac, kamieni i kibiców. On miał już w głowie projekt całościowy nowego państwa, którego będą bać się ci niegodni, które ochroni prawdziwych patriotów przed zgnilizną postępu i wybuduje nowy pomnik prawdziwym wartościom. — To ta chwila — pomyślał, gasząc papierosa. — Czas wyzwolić prawdziwą siłę ognia. Za rok o tej porze będzie już po naszemu. Obiecuję wam wszystkim. A Norbert Sitnicki zawsze dotrzymuje obietnic.

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


CIEŚLIK: ZA KULISAMI 28 listopada 2012

Strach Wielki salon nadmorskiego apartamentu tonął w półmroku i dymie z cygar. Jedenastu mężczyzn w drogich garniturach siedziało na fotelach ustawionych w niemal perfekcyjnym kręgu. Nastrój chwilowo określało wydobywające się z głośników „Son of a Preacher Man”. W takiej właśnie atmosferze Pierwszy Naczelnik Republiki Wisłocji Julian Glask decydował o sprawach wagi państwowej. Sztywność oficjalnego gabinetu zawsze go ograniczała, dlatego kroki tam podejmowane były jedynie konsekwencją wizji snutych na prywatnych spotkaniach. Zakończono ogólną dyskusję. Mężczyźni natychmiast rozsiedli się na wygodnych, skórzanych sofach i w mniejszych grupkach zaczęli rozmawiać o wojnach personalnych, sympatiach i antypatiach oraz o współpracy resortów. Naczelnik najbardziej lubił właśnie tę część. W ciągu dnia wysłuchiwał bowiem wazeliniarskich asystentów i maluczkich posłów. Dopiero męskie rozmowy z najważniejszymi osobami w państwie dawały pełen obraz prowadzonych w kręgach władzy działań. Tamto spotkanie szczególnie ważne było dla Jerzego Wichocińskiego, nowego przywódcy koalicyjnego Stowarzyszenia Chłopów. Udało mu się, w dużej mierze dzięki zakulisowym naciskom Naczelnika Glaska, odebrać władzę w partii nielubianemu Włodzimierzowi Kargulowi. Chciał się więc odwdzięczyć Julianowi za poparcie i podsunąć parę pomysłów. Tuż po zakończeniu ogólnej dyskusji, ze szklanką whisky w ręku, powędrował do Glaska. — Pasuje ci ten krawat, Jurku! — rozpoczął rozmowę Naczelnik. Był w dobrym humorze, a poza tym najzwyczajniej w świecie lubił Wichocińskiego, którego uważał za kompetentnego polityka. — Cieszę się, że zmieniłeś Kargula, już podczas naszej małej debaty zabłysnąłeś kilkukrotnie. Musisz wiedzieć, że aktywność Włodka na takich spotkaniach zazwyczaj ograniczała się do opróżniania flaszek. — zaśmiał się Glask. — Nawet nie wiesz, jaki byłem spięty dzisiaj rano, zdążyłem trzy razy pokłócić się z Ireną zanim wyszedłem do pracy — stwierdził wesoło Wichociński. Widząc przyjaźnie nastawionego Naczelnika rozluźnił się. Włodzimierz Kargul demonizował często Glaska, opisując go jako tyrana, ale Wichociński zawsze podejrzewał, że w rozmowach koalicyjnych potrzeba po prostu umiejętności dyplomatycznych, których jego poprzednik nie posiadał, co było z kolei źródłem wielu niepotrzebnych napięć. — Mam dla ciebie kilka propozycji, które mogą usprawnić nasze wspólne działania — kontynuował ∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

Wichociński. — Szkoda marnować czas na kłótnie, zwłaszcza że sondaże dalej trochę się wahają, parę punktów w górę i nam, i wam się przyda. Przede wszystkim... — Poczekaj — przerwał mu niespodziewanie Naczelnik. — Jest jedna sprawa, o której musimy teraz pogadać. Wolę, żebyś wiedział, chcę postawić na szczerość przy nowym otwarciu koalicyjnej współpracy. — Słucham zatem — odparł nieco zaskoczony szef Stowarzyszenia Chłopów. — Ta sprawa z zamachowcem... — rozpoczął Glask, ściszając nieco głos. — Iwo Marzec nie był prawdopodobnie jedynym, który prowadził zaawansowane działania. Agenci nie są w stanie namierzyć wszystkich, część działa w zaawansowanej konspiracji i wciąż udoskonala swoje chore plany. Mamy uzasadnione podejrzenia, że na terenie Warszawy mogą przebywać dwie — trzy takie osoby. — O cholera... — Wichociński był zaskoczony. Sądził, że sprawa z Iwo Marcem to raczej mocno rozdmuchany marginalny przypadek, tymczasem wiarygodnie brzmiące słowa Naczelnika zniszczyły tę tezę. — Mam... mam się obawiać czegoś? — Dmuchamy na zimne — rzekł Naczelnik. — Zaostrzyliśmy tak zwane dyskretne środki bezpieczeństwa. Nie chcemy, aby wiedziało o nich zbyt wiele osób, ale ty, jako szef koalicyjnego ugrupowania, powinieneś być poinformowany. Pod żadnym pozorem nie zdradzaj tajemnicy. Miej się też na baczności — informuj mnie o wszelkich dziwnych zachowaniach, jakie zdołasz zaobserwować. Natychmiast zgłaszaj otrzymanie pogróżek. Może i przesadzam, ale w dzisiej... — W tym momencie w kieszeni Juliana Glaska zaczął wibrować telefon komórkowy. Naczelnik sięgnął po niego i spojrzał zdziwiony na ekranik przestarzałego modelu fińskiej marki. — To Włodek Kargul. Czegóż on może chcieć? Przepraszam na chwilę. Sekundę po naciśnięciu przez Glaska przycisku z zieloną słuchawką w apartamencie zapanowała jasność. Przerażający huk wypełnił okolicę. Stało się. Jerzy Wichociński zerwał się z wygodnego łoża. Szeroko otwarte oczy wpatrywały się z przerażeniem w nieokreśloną przestrzeń, a czoło zroszone było kroplami zimnego potu. Obudzona Irena Wichocińska wydała głośny pomruk niezadowolenia i wtedy rzeczywistość zaczęła powoli wracać do nowego przywódcy Stowarzyszenia Chłopów. Westchnął głęboko. Przeżył czwarty zamach w ciągu ostatnich pięciu nocy.

17


Katedra hipsterologii stosowanej

Rubrykę prowadzi: Folta

2 listopada 2012

Retro–electro Czasem zdarza mi się gdzieś wyjechać. Bliżej lub dalej. Bywa, że znajduję się całkiem sam, w całkiem obcym mieście, o którym mam mgliste, w najlepszym wypadku, pojęcie. Przyjmuję wtedy postawę „idę mniej więcej w... tym! kierunku i zobaczę, co tam będzie”. Z reguły nie dzieje się nic ciekawego, ale czasem można znaleźć naprawdę fantastyczne miejsca, gdzie nie trafiają turyści, a i niewielu autochtonów wie o ich istnieniu. Można też się obudzić się w ciemnej uliczce z potężnym guzem na głowie, ale za to bez portfela, zegarka, telefonu oraz nerki. Oh, well. Podobnie jest w Internecie, choć tutaj ryzyko utraty nerki jest nieco mniejsze. Techniką radosnego włóczenia się za podpowiedziami serwisu można odkryć naprawdę ciekawe rzeczy, a że YT jest w miarę spokojny, największym ryzykiem jakie tu człowiekowi grozi, jest wpadnięcie na rickrolla. W tym tekście napiszę o kilku wykonawcach, o kórych bym nie wiedział, gdyby nie YT. Ale zacznijmy od początku. Któregoś razu znajomy wrzucił na fb piosenkę Tesla Boya. Bardzo mi się spodobała i ruszyłem na dalsze poszukiwania, za przewodnika mając rekomendacje YT. Równocześnie moja współlokatorka obejrzała Drive i zaraziła mnie Kavinskym. Ale nie o Kavinskym tu mowa, bo jego chyba każdy zna. Nie będę też pisał o Tesla Boyu, od którego moje przygody z retro-electro się zaczęły. Będzie o tych, którzy na YT mieszkają w ich sąsiedztwie.

College Dowód na to, że na Daft Punk i Justice współczesna francuska elektronika się nie kończy. College to projekt Davida Grelliera, nota bene współpracującego z Daft Punk. Stylistyką odwołuje się do lat 80., a konkretnie do ówczesnej popkultury highschoolowej. Sam Grellier mówił, że chciał oddać emocje swojego dzieciństwa (rocznik 1979, więc pewnie załapał się na „Neverending Story” jeszcze w kinie). Gra bardzo sympatycznie, acz nieco monotonnie. Warto zwrócić uwagę na: „Can you kiss me first”, „I think about it” (zwłaszcza w remiksie Keenhouse), oraz „She never came back”.

Rysunek 1: College, Teenage Color, 2008 (EP, Valerie Records)

18

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


FOLTA: KATEDRA HIPSTEROLOGII STOSOWANEJ

Electric Youth

nie robi muzyki tanecznej. On robi muzykę klimatyczną. Dobre, jeśli chcecie przypomnieć sobie oglądaStylistyka podobna do College, ale częściej występuje nie przez ramię rodzicom „Gliniarza z Beverly Hills”, miły żeński wokal. Przyjemne granie dla konserwa„Policjantów z Miami” czy mieć dobry podkład pod tywnych fanów stylistyki lat 80. — miło, melodyjnie lekturę Williama Gibsona. i ładnie zagrane, ale bez ekstrawagancji czy zbytniego moogowego buczenia. Dobre na późniejsze randki, koLazerhawk munie, bar micwy i imieniny u cioci. Zarówno College jak i Electric Youth są obecni na ścieżce dźwięko- Najlepsze na koniec. Ostatnimi czasy zdecydowanie wej „Drive”, wspólnie nagrali zamykającą film „Real mój ulubiony wykonawca, o czym świadczy, że odHero”. Warto zwrócić uwagę na: „Right back to you” kąd mam jego płytę (sierpień br.), słucham jej przyoraz „Faces”. najmniej raz w tygodniu. Klimat elektroniki lat 80. utrzymany, ale ze znacznie większym pazurem. LazerFM Attack hawk nie gra tak, jak się grało w latach 80. — on przeniósł te dźwięki w rok 2012, pieczołowicie je odrestauBrzmienie od samego początku mnie ujęło, możliwe rował, po czym włożył nowy silnik, turbosprężarkę, że dzięki miłym dźwiękom syntezatorów Mooga. To wymienił rozrząd i zawieszenie. Efektem tego są na moje najnowsze odkrycie, więc zamiast pisać na siłę, przykład takie perełki jak płyta „Redline”, szczególnie po prostu wrzucam utwory. z utworem tytułowym czy dynamicznym „Overdrive”. Oprócz tego są na płycie wolniejsze rzeczy jak „ElecMitch Murder tric Groove” czy „Dream Machine”. Dobre na imprezę Mitch specjalizuje się w muzyce instrumentalnej, z filmami młodzieżowymi z lat 80. chyba najwierniej odtwarzając stylistykę lat 80. Najlepiej to widać, oglądając klipy na YT, gdzie wykorzy- Co można powiedzieć więcej? Pozostaje tylko zaprosić stano materiały z tego okresu (np. do „Frantic Aero- znajomych, wyciągnąć z dna szafy ubrania, o których bics”; inną sprawą jest to, że kiedyś widziałem orygi- Wasi rodzice woleliby nie pamiętać, że kiedykolwiek je nalny materiał i mam teraz dziwaczne deja vu). Mitch nosili i bawić się, jakby był rok 1984.

11 listopada 2012

Postideologia Ideologia — całokształt idei i poglądów na świat i życie społ. właściwy danej klasie (warstwie, grupie) społ., danemu kierunkowi, prądowi polit., ekon., art.1 Tym artykułem wejdę na poletko Zdania (mam nadzieję, że się nie obrazi). Moja teza jest taka, że o ile w wieku XX umarł Bóg, to w XXI umarła ideologia. Żyjemy w postnych czasach — postmodernizm, postpolityka, więc czemu nie postideologia? Byłby to ładny element układanki, gdyby nie to, że puzzle są niemiłosiernie porozrzucane, część wciągnął odkurzacz, choć to wszystko bez znaczenia, bo obrazek i tak nie ma sensu. Ideologia też utraciła sens. Została skompromomitowana na początku XX wieku, kiedy przyjęła postać totalitaryzmu. Jeszcze chwilę dychała, jeszcze star-

czyło jej sił, by przyświecać EWWiS i NATO, jeszcze jej pogrobowcy z Czerwonych Brygad i RAF próbowali wcielać ją w życie. Jednak ostatnim, agonalnym zrywem był rok 1968. I to był koniec. Potem już tylko postideologia. Postideologia jest zwrotnie powiązana z postpolityką. Postpolityka to „zjawiska, działania, okoliczności, które zastąpiły klasyczną politykę.”2 Jest ona krytykowana — słusznie! — za brak ideowości, „bieżączkę”, działanie „pod sondaże” i brak ambicji. Ideologów zastąpili spin doctorzy, polityków — politykierzy. Wraz z ubezpośrednieniem kontaktów politycygrupy docelowe (bo przecież nie wyborcy, którym ktokolwiek jest cokolwiek winien; zresztą wyborca to obywatel, a postawa obywatelska umarła razem z ideologią) przyszedł upadek tradycyjnych mediów — opiniotwórczych i informacyjnych. Redakcje zwalniają

1

Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych Władysława Kopalińskiego. Nowa Politologia: http://www.nowapolitologia.pl/politologia/marketing-polityczny/postpolityka-idee-niewazne-wazna-wladza 2

∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

19


FOLTA: KATEDRA HIPSTEROLOGII STOSOWANEJ dziennikarzy, mediów opinii prawie nikt nie czyta, bo po co — jak pisał ostatnio Jan Hartman — skoro w Internecie można znaleźć to samo przełożone na prostą i lekkostrawną notkę, a najlepiej — przeczytać sam nagłówek. Ideologia moim zdaniem przeżyła się z dwóch powodów. Pierwszym jest umasowienie społeczeństwa, które następowało od końca XIX wieku do końca XX. Ideologia jest interesująca dla mniej więcej takiej samej ilości ludzi jak w międzywojniu, ale że wyborców przybyło — lub raczej: grupa docelowa się powiększyła — to środowiska podatne na ideologie i się jej domagające stanowią mniejszość, o którą nie warto się bić. Przyczyną drugą jest kompletność ideologii. Powoduje ona, że często przeradza się ona w dogmatyzm i patrzenie na świat przez filtr, przykładanie do wszystkiego ideologicznego szablonu. Spotkałem się z opiniami, że jakiś pomysł jest zły, bo jest lewacki. Przy czym dla pewnych środowisk „lewacki” oznacza właśnie tyle co „niepokrywający się z moją ideologią”, a więc z automatu zły. Mniej więcej od lat 80. XX w., kiedy to powstała ostatnia współczesna ideologia — ekologizm, mamy do czynienia z jedzeniem własnego ogona, czego dowodem jest triumf doktryn z przedrostkiem „neo”, a więc próbami wskrzeszenia klasycznych ideologii XIX-wiecznych, a także synkretyzmami w rodzaju konserwatywnego liberalizmu (co do którego jestem zresztą wysoce krytyczny jako do próby strojenia się przez neolibów w cudze piórka). Do tego też dochodzi — przynajmniej na naszym podwórku — pomieszanie z poplątaniem, a już zwłaszcza w tradycyjnym spektrum prawica-lewica, które to pojęcia całkowicie utraciły pierwotne znaczenie, stając się w dużej mierze określeniami na konserwatyzm i liberalizm. Dotyczy jednak to wyłącznie sfery obyczajowej; Prawo i Sprawiedliwość mieni się partią prawicową, jednocześnie będąc zwolennikiem centralizacji i etatyzmu gospodarczego, a także orędownikiem władzy autorytarnej, czego wyraz daje już sama nazwa tej partii. Z kolei partią najbardziej liberalną gospodarczo był jak do tej pory Sojusz Lewicy Demokratycznej, za co jego przewodniczący był bardzo ceniony przez Business Center Club. Jednak mimo swoich autorytarnych i etatystycznych zapędów PiS nie wpłynął zbytnio na sytuację gospodarczą kraju. Wg mnie dlatego, że gospodarka

20

była dlań mniej istotna od tropienia agentów i „wstawania z kolan”, ale możliwe też, że mimo wszystko zdawał sobie sprawę z możliwych efektów radykalnych działań w tej sferze. Kiedy wszystkie główne partie są mniej więcej zgodne co do ustroju gospodarczego, spór przeniósł się w sferę obyczajową i społeczną. Napisałem przedtem o sporze na linii konserwatyzmliberalizm, ale sądzę że główną cechą PiS jest autorytaryzm, a konserwatyzm jest tylko pochodną. Tęsknota za silną władzą, zapewnienia, że uczciwi nie mają się czego bać i buńczuczne „wstawanie z kolan” to wyraz tęsknot i kompleksów rodem jeszcze z XIX wieku, a zarazem próba narzucenia ich ogółowi, nieprawdziwym Polakom. Z drugiej strony, zamiast liberalizmu jest marazm à la Felicjan Dulski. Sądzę, że partia idąca do wyborów z hasłem „A dajcie wy mi wszyscy święty spokój!” zyskałaby bez większych problemów większość pozwalającą na samodzielne rządzenie. Pora jednak wrócić do postideologii. Sądzę, że można rozumieć ją dwojako. Z jednej strony — jako doraźny zlepek różnych klasycznych światopoglądów zmieniany pod wpływem chwili, a więc fasadę postpolityki. Dobrym przykładem są ostatnie manipulacje przy ustawie o planowaniu rodziny. Ręka w rękę idą ze sobą postpolityka z postideologią, przy czym zagranie to było tak oczywiście cyniczne, że nie wzbudziło nawet większego oddźwięku, ponieważ opinia publiczna przyzwyczaiła się do sztuczki „Jak nie mamy pomysłu co robić, to pomieszajmy przy aborcji”. W drugim ujęciu postideologia to nie światopogląd wyczerpująco i dokładnie opisujący świat, a miejsce na osi liberalizm–konserwatyzm, przy czym jest to pewna ogólna postawa, a poglądy w sprawach szczegółowych są dobierane indywidualnie. Podobne zjawisko obserwujemy w sferze religii, gdzie ludzie deklarujący się jako katolicy i często głęboko wierzący wybiórczo traktują nakazy Kościoła Rzymskokatolickiego. Nie wiem, czy postideologia jest dobra czy zła. Jeśli mowa o pierwszym znaczeniu, gdy jest ona tylko fasadą i smarem postpolityki, listkiem figowym walki o władzę jest ono jednoznacznie złe, choć jednocześnie konieczne dla zachowania pozorów. W ujęciu drugim wydaje się być naturalnym efektem odmasowiania społeczeństwa i czymś, do czego powinniśmy chyba zacząć się przyzwyczajać. Mimo wszystko czasem tęsknię za ideologią i jednoczeniem ludzi wokół wielkiego marzenia.

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


FOLTA: KATEDRA HIPSTEROLOGII STOSOWANEJ

22 listopada 2012

Paradoks Star Wars Ciekawe, że mimo iż „Rekurencje” to m.in. pismo o nerdkulturze, nikt z redakcji (ze mną włącznie) nie zainteresował się losem Lucasfilm. A zwłaszcza losem jego okrętu flagowego, czyli „Gwiezdnych Wojen”. Pora więc to nadrobić. Bardzo lubię te filmy i jeśli mówimy o magii kina, to właśnie one mi się z nią w pierwszej chwili kojarzą (mowa oczywiście o starej trylogii), niemniej nie oglądałem ich więcej niż 3 razy. No, OK., wyjątkiem była „Nowa Nadzieja”, która była jedyną częścią dostępną w mojej wypożyczalni; ją obejrzałem w sumie chyba z 9 razy. Lubię te filmy, lubię do nich wracać i cieszy mnie, że wciąż poruszają wyobraźnię nerdlingów na całym świecie. Amen. Jednak nie jestem psychofanem SW i wieść, że Disney nabył drogą kupna Lucasfilm, a konkretnie że będzie kontynuował sagę nie poruszyła mnie specjalnie. Nawet ucieszyła, a to z trzech powodów. Pierwszy jest taki, że — powiedzmy sobie szczerze — kolejna część gorsza, niż „Mroczne Widmo” i „Atak Klonów” nie będzie. Sam Lucas wyciągnął pewne wnioski, o czym świadczy zmniejszający się z części na część udział Jar Jara (aż do optymalnego poziomu, jaki osiągnął w częściach IV–VI). Drugim powodem jest to, że nie spodziewałem się, że dożyję epizodów VII–IX, a jeśli już, to sądziłem, że jeśli może się pojawią, to już będę miał na głowie dzieciaki (nie wiem, na ile prawdziwa jest maksyma, że mężczyzna powinien zasadzić drzewo, wybudować dom i mieć syna, ale jak już tego syna ma, to powinien go zaznajomić z SW; córkę zresztą też). Toteż jestem podjarany jak szczerbaty sucharem i przebieram nóżkami, żeby epizod VII wreszcie obejrzeć. Co wiedzie nas płynnie do powodu trzeciego. A ten jest taki, że — spójrzmy prawdzie w oczy — jaki by ten film miał nie być, to i tak na niego pójdziemy, bo będziemy chcieli wiedzieć, co było dalej, jak to zrobili lub z masochistyczną przyjemnością patrzeć, jak koncertowo ten film został spartolony. A skoro tak, to nie ma co narzekać, bo i tak wylądujemy na tym w kinie i kropka. Przy okazji jednak warto zwrócić uwagę na jedną rzecz, która obecna była w Nowej Trylogii, a ostatnio — w „Prometeuszu”. Mam na myśli paradoks związany z technologią. Oglądając „Zemstę Sithów”, a na-

∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

stępnie „Nową Nadzieję”, można odnieść wrażenie, że Palpatine cofnął Imperium w rozwoju do średniowiecza — broń, statki, stroje, miasta — wszystko jest mniejsze, zgrzebne, toporne. Leia Organa, która jest senatorem wygląda jak sprzątaczka z dworu Padme Amidali, „Millenium Falcon” to rozklekotana drynda w porównaniu z okrętami w Nowej Trylogii, a szturmowcy Imperium wyglądają przy armii klonów jak żołnierze wojny burskiej przy dzisiejszej US Army. Ale to mały pikuś przy „Prometeuszu”. Ridley Scott wpadł w tę samą pułapkę co Lucas i dał się zwieść fajerwerkom, w konsekwencji sprawiając, że „Obcy” nie ma sensu. Niech ktoś mi wyjaśni, czemu technika jest znacznie bardziej zaawansowana w filmie opowiadającym o wydarzeniach sprzed „Aliena”? Przecież z taką technologią medyczną załoga „Nostromo” powinna była móc obejrzeć rozwój ksenomorfa w klatce piersiowej Kane’a na żywo, w kolorze i pewnie jeszcze w trójwymiarze. Zresztą, jak wyglądał statek międzygalaktyczny w „Prometeuszu”, a jak w „Obcym”? To się kupy nie trzyma. I o ile Lucasowi można to jeszcze wybaczyć, to uchodzącemu za perfekcjonistę Scottowi — nie. Rozumiem oczarowanie twórców możliwościami, jakie dają komputery, ale nie jestem w stanie pogodzić się z doprowadzaniem za ich pomocą do nielogiczności i niespójności. Nie mówiąc już o tym, że „Gwiezdnym Wojnom” odebrały one duszę — aktorzy grający w dekoracjach są lepiej w stanie wczuć się w rolę i nikt nie wmówi mi, że jest inaczej. Niezależnie od doskonałości CGI, dekoracje wydają się prawdziwsze, choćby dlatego, że aktorzy grają w ich otoczeniu, a nie w zielonym pudełku. Wystarczy zresztą obejrzeć jubileuszową edycję Trylogii z 1997 roku — komputerowe wstawki, które zachwycały wtedy postarzały się brzydko i bez wdzięku. Cieszę się na Epizod VII, ale obawiam się, że nowa ekipa wpadnie w tę samą pułapkę, co Lucas i Scott i zaserwuje nam film oderwany realiami od poprzednich części, z którymi łączyć go będzie tylko nazwa. A w skrytości ducha wciąż mam nadzieję, że może ktoś podejmie się powtórnego opowiedzenia historii Anakina Skywalkera, tym razem w sposób spójny z oryginalną trylogią. Jest to jednak mniej prawdopodobne niż wieść o Epizodzie VII była jeszcze rok temu.

21


FOLTA: KATEDRA HIPSTEROLOGII STOSOWANEJ

*Dla mniejszych nerdów niż ja: „Trylogia W sumie zgadzam się z tym artykułem — poza ostat- Thrawna” autorstwa Timothy’ego Zahna to prawdonim akapitem, bo tu zdanie mam niemal dokładnie podobnie jedyna naprawdę warta przeczytania seria odwrotne. Historia Luke’a Skywalkera i reszty ekipy książek ze świata „Gwiezdnych wojen”. została zakończona i nie ma sensu dalej jej ciągnąc. Koniec. Fin. The end. Przez te wszystkie lata jakie mi- Odpowiedź Folty: nęły od premiery oryginalnej trylogii świat „Gwiezd- Można mieć dylemat, jeśli idzie o kontynuację. Od ranych wojen” został rozbudowany na tyle, że trzyma- dości, że wreszcie, po przerażenie, że seria zostanie donie się jednego wątku, czy nawet jednej tylko grupy szczętnie pogrzebana i że ciszej nad tą trumną. Jak dabohaterów nie ma większego sensu. Jasne, będę kwi- łem temu wyraz w artykule — jestem optymistą. Może czał jak mała dziewczynka, gdy zobaczę na ekranie to echo żalu, który czułem po skończeniu oglądania Marka Hamilla, ale przyznam, że wolałbym, aby była „Powrotu Jedi”. Żalu, że to już koniec. Nie bez znaczeto rola epizodyczna, nastawiona właśnie na wywoła- nia jest też — jak pisałeś — że za film zabiorą ludzie, nie pisków u starych nerdów. Jest tyle różnych świa- którzy się na tych filmach wychowali. tów, tyle różnych postaci i tyle różnych historii, które Jak pisałem, nie jestem wielkim fanem SW. A ramożna by opowiedzieć, że męczenie wciąż tego samego czej fanem jestem, lecz extended universe mnie nie może okazać się niestrawne. bawi. Choć można go traktować jako wyraz tęskA tak ogólnie rzecz biorąc, to z odebrania „Gwiezd- noty za kontynuacją serii. Przy czym kontynuacja fanych wojen” Lucasowi może wyjść jeszcze dużo do- buły zaraz po „Powrocie Jedi” jest mało prawdopobrego, bo dopuszczeni do nich zostaną ludzie, którzy dobna ze względu na wiek aktorów. Nie sądzę też, się na nich wychowali i którzy naprawdę rozumieją, żeby twórcy wzięli się za „Cienie Imperium”. Toteż dlaczego pierwsza trylogia była tak dobra. Gdzieś trylogia Thrawna (której nie czytałem, acz słyszałem, w sieci znalazłem taki pomysł: „Trylogia Thrawna”*. że jest dobra) wydaje się prawdopodobna. Tak samo Reżyseruje Joss Whedon. Na samą o tym myśl zrobiło jak prawdopodobne jest sfilmowanie losów dzieci Hana mi się ciasno w spodniach... i Lei. Pożyjemy, zobaczymy. Votum separatum redaktora Świtalskiego:

22

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


Na dnie strumienia świadomości

Rubrykę prowadzi: Miszczyk

Większe problemy Mój pierwszy artykuł do „Rekurencji” powinien zarówno podkreślać moją osobowość jak i styl czasopisma. Moją osobowość najlepiej odda stare, dobre narzekanie a nic bardziej nie pasuje do Czasopisma Internetowego „Rekurencje” niż... rekurencje. Dlatego, drodzy czytelnicy, przedstawiam wam narzekanie na narzekanie na narzekanie. Jeżeli ktoś narzeka w odpowiednio dużym towarzystwie, prawdopodobieństwo pojawienia się osób narzekających na narzekanie zmierza do jednego. Powód jest prosty: są większe problemy, a obowiązkiem osób ŚwiadomychSpołecznieTM jest przypomnienie o tym. W końcu czym jest nieszczęście białego Europejczyka z dostępem do internetu w porównaniu z nieszczęściem biednego dziecka w Afryce z dostępem do wirusa HIV? Osoby ŚwiadomeSpołecznieTM występuja w dwóch podstawowych odmianach. Pierwsza z nich jest dość irytująca ale można im to wybaczyć — w gruncie rzeczy chcą pocieszyć. Oczywiście jest to wyjątkowo durne pocieszenie — sam fakt że ktoś na świecie (dobrze znanym przez ŚwiadomychSpołecznieTM , w końcu to światowi ludzie) ma gorzej może wyciągnąć z dołka chyba tylko wyjątkowo złych ludzi, a nawet jeżeli pominąć tę niefortunną implikację, pozostajemy przy filozofii „traktor ma jedno koło dobre”. To co powiem teraz może wydawać się oczywiste, ale niektórzy wciąż nie są w stanie tego zrozumieć: stan psychiczny w jakim znajduje się człowiek nie jest tak naprawdę obiektywny, zależny od umiejscowienia jego obecnej sytuacji życiowej na osi wszystkich możliwych sytuacji. Jest subiektywny, ale skalą porównania nie jest cała ludzkość w obecnym stuleciu a własne doświadczenia, oczekiwania i obserwacje (w szczególności obserwacja najbliższego otoczenia — ulicy, miasta, znajomych, rodziny). Fakt, problemy w relacjach międzyludzkich albo utrata pracy to obiektywnie mniejsze problemy niż Joseph Kony wcielający cię do wojska kiedy twój wiek jest jeszcze jednocyfrowy. Ale co ∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

31 października 2012 z tego? Odcięta ręka jest mniejszym problemem niż odcięta głowa a nikt się jakoś z niej nie cieszy. Jest jednak drugi, gorszy typ ŚwiadomychSpołecznieTM . W przeciwieństwie do tych opisanych w poprzednim akapicie, ci nie zasługują na jakikolwiek szacunek (mimo że sami siebie uważają za szlachetnych wojowników zmieniających świat). Ludzie w których istnienie nie uwierzysz dopóki ich nie spotkasz. Ludzie którzy gardzą twoimi problemami bo są tak ŚwiadomiSpołecznieTM że wiedzą co to jest PRAWDZIWE ŻYCIE. Społeczni aktywiści (czasem faktyczni, czasem klawiaturowi) niepotrafiący opanować oburzenia widząc tak skrajny egoizm jak przejmowanie się własnymi problemami. Dla tych ludzi smutek należałoby poddać redystrybucji. Jeżeli twój ojciec był księdzem–alkoholikiem który gwałcił cię i znęcał się nad twoją matką–ubogą prostytutką, wtedy masz prawo myśleć o sobie. Jeżeli nie, twoim obowiązkiem powinno być myślenie o bezdomnych przedstawicielach mniejszości etnicznych podczas tsunami. Tego typu podejście jest zaskakująco popularne. Niektórzy, na szczęście bardzo nieliczni, poszli jeszcze dalej i oparli na nim całą swoją ideologię polityczną (dla ciekawych: trzecioświatowy maoizm vel rewolucyjny interkomunalizm). Oczywiście można pytać: co w tym złego? Przecież ci ludzie chcą zwrócić uwagę na problemy na świecie. Problemów z tym podejściem jest dużo. Oprócz tych wymienionych wcześniej (reakcje emocjonalne nie są obiektywne i globalne): nie jesteśmy odpowiedzialni za cały świat więc nie mamy obowiązku ignorować własnych problemów tylko dlatego że ktoś gdzieś ma gorsze. Oczywiście dobrze jest pomóc innym, co nie zmienia faktu że zapomnienie o własnych potrzebach jest czystym bezsensem. Czyjeś nieszczęście na drugim końcu świata nie jest też naszą winą — to nie jest gra o sumie zerowej. Wreszcie: nie da się obiektywnie wyznaczyć granicy „poważnego” nieszczęścia. Bo zawsze znajdzie się ktoś kto 23


MISZCZYK: NA DNIE STRUMIENIA ŚWIADOMOŚCI ma albo mógłby mieć gorzej. Masz raka? Ale przynajmniej nie masz AIDS. Masz raka i AIDS? Ale przynajmniej masz dach nad głową. I tak ad infinitum. Drogi czytelniku, jeżeli na swojej drodze jeszcze nie spotkałeś ŚwiadomychSpołecznieTM wyznawców religii większych problemów, zapewne jeszcze ich spotkasz. Ważne jest aby na takie spotkanie być przygotowanym. Moja rada — uzbrój się w wiedzę o swoim

prawie do smutku i narzekania, a jeżeli ktoś będzie chciał ci je odebrać, urwij mu nogę. Jeżeli zacznie krzyczeć, zwróć mu uwagę na problem min przeciwpiechotnych. Co by sobie pomyślał człowiek, który stracił obie nogi w wybuchu widząc kogoś płaczącego o utratę jednej? Kogoś, kto, dodajmy, zapewne nie był ofiarą ludobójstwa, dyskryminacji rasowej ani (aż do tej chwili) nienawiści do osób niepełnosprawnych!

Votum separatum redaktora Bodmera:

się pogorszyła. A skoro tak, to jak można mówić, że sytuacja tamtejszych pracowników nie jest naszą winą? Chciałbym zapytać skąd wzięła się niefortunna teoria obywatela Miszczyka i czemu postanowił on całkowicie zignorować rzeczywistość.

Obywatel Miszczyk, w skądinąd całkiem sensownym tekście Większe problemy, pozwolił sobie na twierdzenie, że: Czyjeś nieszczęście na drugim końcu świata nie jest też naszą winą — to nie jest gra o sumie zerowej. Ośmielę się zaprotestować. Czy to jest gra o sumie zerowej czy nie, nasz pierwszoświatowy dobrobyt jest bardzo zależny od systemowego wyzysku i biedy w innych rejonach i trzeba być ślepym, żeby tego nie dostrzegać. Obywatel Miszczyk kompletnie ignoruje nie tylko lewicowe, ale i liberalne spojrzenie na sprawę — w końcu po coś te wszystkie H&My, Apple i Adidasy outsourcują miejsca pracy do Indonezji i Bangladeszu. I raczej nie z powodu lepszych warunków klimatycznych, czy szczególnego umiłowania kultury tych krajów. Nie policzę ile razy w internetowych polemikach słyszałem, że wielkie koncerny nie mogą podnieść głodowych stawek szwaczkom w Kambodży, bo zabiłoby to opłacalność produkcji (co swoją drogą jest piramidalną bzdurą — podniesienie płac do poziomu living wage podrożyłoby koszt t-shirta w H&M o 50 centów), europejscy konsumenci przestaliby kupować a co za tym idzie sytuacja szwaczek jeszcze by

Odpowiedź autora artykułu: Pominę bardziej szczegółową tematykę głosu osobnego (zaznaczę tylko: „liberalne spojrzenie” to nie to samo co ślepe bronienie korporacji a za biedę w krajach trzeciego świata odpowiada przede wszystkim ich zła polityka wewnętrzna i ciągłe wojny; korporacje nie pomagają, ale to nie one są źródłem problemu, raczej oportunistycznie wykorzystują sytuację) bo błąd znajduje się w założeniach. Nie mówię w ogóle o wpływie pierwszego świata na trzeci świat w znaczeniu globalnym. Mówię o sferze osobistej. Częściową odpowiedzialność za sytuację w takiej na przykład Afryce mogą ponosić pierwszoświatowe rządy i korporacje, natomiast nie ponoszą jej raczej jednostki zamieszkujące pierwszy świat — chyba że przyjmiemy jakąś formę odpowiedzialności zbiorowej. Ja wolałbym jednak odpowiedzialność za własne czyny.

Prawdziwa dyskryminacja

7 listopada 2012

Wielu z nas marzy o odkryciu czegoś nowego. Niestety, odkrywanie nie jest łatwe i prawdopodobieństwo że ktokolwiek z czytających ten artykuł odkryje nową planetę, nowy pierwiastek chemiczny albo nową cząstkę elementarną jest niewielkie. Receptą na ten problem okazują się nauki społeczne, dużo bardziej egalitarne w tej kwestii niż nauki ścisłe. Tu nie panuje kredencjalizm i klasizm — każdy może odkryć nowy rodzaj dyskryminacji albo chociaż nowe formy starej.

24

Nowa–stara nienawiść Wraz ze wzrostem świadomości społecznej rośnie ilość odkrywanych form nienawiści. Obok znanych wszystkim rasizmu, seksizmu i homofobii pojawiają się teraz ageizm, kredencjalizm, ableizm, etnocentryzm, gatunkizm i klasizm. Nie żeby wcześniej nie istniały — dawniej po prostu ich nie zauważaliśmy ponieważ były głęboko zakorzenione w naszej świadomości. Mimo że zauważamy coraz więcej zła, wciąż istnieją formy dyskryminacji które siedzą w nas tak głęboko że nawet nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo są one krzywdzące. Koronnym przykładem tego problemu jest to, co niesłusznie nazywamy realizmem.

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


MISZCZYK: NA DNIE STRUMIENIA ŚWIADOMOŚCI

Realizm czy antyfikcjonalizm? W naszych poglądach i w naszym języku panuje nieuzasadnione przekonanie o wyższości rzeczywistości nad fikcją. Nie myślimy nawet o tym jak odczuwają to postaci fikcyjne. Wydaje nam się że nawet nie są w stanie odczuwać bo nie są prawdziwymi ludźmi, nie zdając sobie sprawy jak bardzo marginalizujące jest słowo „prawdziwy”. A w czym lepsze jest istnienie fizyczne od istnienia na papierze albo w umysłach? Każdy konsekwentny egalitarysta w dzisiejszych czasach wie że wszyscy ludzie są równi a wszystkie istoty żywe są równe ludziom. Niestety, to przekonanie rozciąga się tylko na świat fizyczny — nikt nawet nie myśli o tym aby rozciągnąć działalność prospołeczną na grunt wyobraźni! Pamiętajcie — nie ma lepszych i gorszych. Biały, czarny, prawdziwy i fikcyjny mają te same przyrodzone i niezbywalne prawa.

lizm dotyczył tylko europejskich katolików, dzisiejszy zamknięty jest w granicach naszego wszechświata. Słowo „uniwersalizm” jest więc mylące — jest to raczej dymensjocentryzm dla którego wszystkie inne wszechświaty się nie liczą. Najlepszą alternatywą dla dymensjocentryzmu byłaby konsekwentna i całościowa polityka multiwersalna. W naszych planach musimy uwzględnić wszystkie światy istniejące, niesitniejące i te których istnienia nie jesteśmy w stanie sprawdzić. Wszystkie wszechświaty rodzą się wolne i równe!

Podsumowanie

Należy zwalczać wszelkie przejawy dyskryminacji i nienawiści, nawet te głęboko zakorzenione w naszej kulturze (która nie jest lepsza od innych kultur, a nawet może być gorsza ze względu na swoją ekspansywność, agresję i niszczenie środowiska naturalnego). W tym celu należy powołać Sejmową KoMutliwersalizm zamiast uniwersalizmu misję Praw Fikcyjnych i Multiwersalnych. To oczyNasz uniwersalizm zawsze dotyczy tylko tego co wiście nie wystarczy, ale przynajmniej jest to krok dobrze poznane. Tak jak średniowieczny uniwersa- w dobrym kierunku.

15 listopada 2012

Karty bingo i checklisty Myli się ten, kto myśli że jedynym zajęciem osób blemów faktycznie ma związek z przywilejami, wiele ŚwiadomychSpołecznieTM jest przypominanie nam z nich nie ma nic wspólnego z tym zjawiskiem. o biednych dzieciach w Afryce kiedy jesteśmy I am guaranteed to find people of my sesmutni. ŚwiadomiSpołecznieTM kochają też przypoxual orientation represented in my workminać nam o tym jak bardzo jesteśmy uprzywileplace.1 jowani przy pomocy przygotowanych wcześniej list z objawami tych przywilejów. Należy jednak zaznaI can if I wish arrange to be in the company czyć, że lista przywilejów nie jest zachętą do debaty — of people of my race most of the time2 ŚwiadomiSpołecznieTM zaczynają dyskusję z przekoCzy to, że ktoś jest jedynym homoseksualistą naniem że już ją wygrali, a potencjalne kontrarguw swojej pracy jest dowodem na dyskryminację? Wymenty wypisali na kartach do gry w bingo. daje mi się że sensowniejszym wyjaśnieniem tego zjawiska jest to, że heteroseksualistów jest zwyczajnie Wszystko jest przywilejem więcej. Podobnie wygląda kwestia rasy — to, że biały może bez problemu spotkać się w grupie w której znajWpisanie w Google hasła „privilege checklist” zwraca dują się tylko biali jest przede wszystkim wynikiem dużą ilość wyników. Każdy z nich prezentuje długą li- tego, że mieszka w kraju w którym białych jest więstę rzeczy teoretyczie świadczących o nierówności spo- cej. Znajdowanie się w mniejszości to nie to samo co łecznej. Teoretycznie, bo o ile część opisywanych pro- bycie prześladowanym. 1

http://queersunited.blogspot.com/2008/10/heterosexual-privilege-checklist.html http://www.amptoons.com/blog/files/mcintosh.html 3 http://shutupsitdown.co.uk/2009/11/16/the-adult-privilege-checklist/ 2

∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

25


MISZCZYK: NA DNIE STRUMIENIA ŚWIADOMOŚCI Pytania można mnożyć tak, jak ŚwiadomiSpołecznieTM mnożą problemy. Takie spojrzenie na relacje międzyludzkie graniczy z paranoją — wynika My daily routine does not have to be carez niego, że każdy dyskryminuje każdego a dyskrymifully planned to accommodate medication nacja ta przejawia się w każdym działaniu. Agresją or therapy schedules4 . i uciskiem jest każda forma krytyki, każde niezrozuDrodzy ŚwiadomiSpołecznieTM , mam dla was szo- mienie drugiej strony i każda sytuacja pozostawania kującą informację: to, że dziecko jest uzależnione w większości — a że mniejszości są wszędzie, każdy finansowo od rodziców wynika z samego faktu bycia poza jakąś pozostaje. dzieckiem. Nawet jeżeli uznamy że zakaz pracy dzieci nie ma sensu (a o taki liberalizm nie podejrzewałbym Wszystkie argumenty do śmietnika ŚwiadomychSpołecznieTM ), nie można kłócić się z faktem że dziecko nie posiada umiejętności i doświadcze- Karty bingo są naturalnymi partnerami „przywilenia potrzebnych do funkcjonowania w społeczeństwie jowych” checklist — kiedy checklista autorytatywnie tak jak dorosły. To, że niepełnosprawny musi planować przypisuje wszystko co przeszkadza jej autorowi do swój dzień tak, żeby mieć czas na terapię nie jest kon- problemu socjologicznego bez podawania dalszej arsekwencją wielkiego spisku pełnosprawnych. Leczenie gumentacji, karta bingo wypisuje potencjalne kontrarzwyczajnie wymaga czasu — a jak ktoś się nie chce gumenty w celu użycia sarkazmu (w łatwej do przewileczyć to nie musi. Nie możemy oczekiwać że prawa dzenia formie — ŚwiadomySpołecznieTM zaznacza te, fizyki zmienią się w celu walki z przywilejami. których użył przeciwnik w dyskusji i krzyczy „bingo!” jeżeli ułożą się w linię) bez konieczności odpowiadaWszyscy są dyskryminowani nia na nie. I am almost always dependent on others for my economic support.3

Gdy mówimy o przywilejach, mniejszościach, dyskryminacji itp. najczęściej mamy na myśli zjawiska takie jak rasizm, seksizm czy homofobia. Zjawiska te niewątpliwie istnieją i są uciążliwe dla ludzi należących do grup zmarginalizowanych. Tego samego nie można powiedzieć o wielu innych grupach, które podobno nie są w pełni akceptowane społecznie. Czy naprawdę istnieje przywilej native speakerów5 ? Czy osoby które nie jeżdżą samochodem są naprawdę marginalizowane6 ? Czy ważnym problemem społecznym jest prześladowanie poszczególnych składników osobowości wielokrotnej a samo uznawanie osobowości wielokrotnej za chorobę jest formą dyskryminacji7 ?

Problem z takim podejściem jest oczywisty. O ile z założenia pola na karcie bingo powinny być wypełnione sofizmatami i błędami logicznymi, w praktyce podaje się tam każdy możliwy argument przeciwko tezom wspieranym przez ŚwiadomychSpołecznieTM . Uważasz że najlepszą metodą na walkę rasizmem jest niezwracanie uwagi na rasę? Myślisz że ludzie powinni być bardziej odpowiedzialni za własne czyny? Cóż, twoje argumenty są rasistowskie8 . Twierdzisz że nie jesteś seksistą tylko zwyczajnie uważasz że jakiś postulat feministek jest zbędny? Źle twierdzisz, na pewno jesteś seksistą9 . Dobitnie świadczy o tym także każda forma krytyki „przywilejowych” kart bingo10 .

4

http://rioiriri.blogspot.com/2009/04/invisible-crutch.html http://www.expatica.com/hr/story/counteracting-linguistic-privilege-18495.html 6 http://scintillator.wordpress.com/2011/11/08/the-driver-privilege-checklist/ 7 http://somedeadguy.tumblr.com/post/6097096724/singlet-privilege-checklist-imperfect-incomplete 8 http://theangryblackwoman.com/2009/09/22/the-bingo-project/ 9 http://scribotarian.com/2011/07/21/playing-with-privilege-a-sexism-debate-bingo-card/ 10 http://heeris.id.au/2011/internet-bingo-bingo 5

26

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


MISZCZYK: NA DNIE STRUMIENIA ŚWIADOMOŚCI 29 listopada 2012

Święty Neron UWAGA: ten tekst krytykuje pewną tezę przede wszystkim w odniesieniu do jej zastosowania w chrześcijaństwie, w szczególności w obrębie wyznania katolickiego. Uprzedzając komentarze — nie, nie atakuję katolicyzmu dlatego że jest łatwym celem, dlatego radzę odpuścić sobie wszelkie teksty o tym, że nie odważyłbym się skrytykować judaizmu i islamu. Po prostu z ich wyznawcami nigdy nie dyskutowałem na ten temat, nie znam więc ich opinii. Według wielu religii, człowiek po śmierci zostanie nagrodzony lub ukarany, przy czym niektóre głoszą, że nagroda lub kara będzie wieczna i niezmienna. Oczywiście do zasługujących na karę zaliczają się często różnej maści innowiercy i niewierni — w końcu oni są źli, nie to co my. Większość chrześcijan zdaje sobie sprawę z problemów wynikających z takiej interpretacji. W najbardziej skrajnej postaci (tj. takiej, która zakłada że żaden innowierca i nieochrzczony nie unikną potępienia) broni jej tylko garstka fanatyków, a i oni muszą uciekać się do najgłupszego możliwego zabiegu retorycznego — redefiniowania pojęć. Fakt, nie możemy uznać że dla Boga „sprawiedliwość” i „miłosierdzie” znaczą to samo co dla człowieka — ale to samo możemy powiedzieć o każdym innym słowie. Tego typu interpretacja nie tyle potwierdza tezę o ekskluzywizmie zbawienia co wyklucza możliwość jakiegokolwiek poznania. Oczywiście, większość chrześcijan nie odrzuca wiary w potępienie niewiernych, zamiast tego wybierając trochę mniej skomplikowaną gimnastykę logiczną: ich zdaniem ukarani będą tylko ci, którzy mieli kontakt z chrześcijaństwem ale go nie przyjęli. Jest to rozwiązanie dość wygodne, ponieważ pozwala ono cieszyć się myślą o tym, że wszyscy oni będą cierpieć

∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

przez całą wieczność eliminując skrajnie niesprawiedliwą sytuację w której część ludzi nie będzie miała żadnej szansy na zbawienie. Nie będę wyliczał problemów związanych z taką interpretacją ponieważ tylko jeden z nich jest ciekawy (a przynajmniej tylko jeden z nich sprawi, że treść artykułu będzie zgodna z tytułem). Tym problemem jest fakt, że każdy człowiek znający podstawy logiki i posiadający odpowiednie zaplecze militarne jest w stanie dokonać czegoś porównywalnego do ataku hakerskiego na zbawienie. Ataku hakerskiego. Na zbawienie. Przy pomocy wojska. Jak to zrobić? Przecież to oczywiste — skoro znajomość chrześcijaństwa stawia człowieka przed trudnym wyborem którego konsekwencja może być gorsza od śmierci, najkorzystniejszym rozwiązaniem byłoby sprawienie, że nikt nie będzie w stanie poznać chrześcijaństwa. Ponieważ chrześcijaństwo zobowiązuje swoich wyznawców do szerzenia wiary, użycie przemocy byłoby nieuniknione. Działanie takie byłoby okrutne z punktu widzenia świata materialnego ale miłosierne z perspektywy wieczności — chrześcijanie umarliby jako męczennicy a przyszłe pokolenia miałyby łatwiejszą drogę do uniknięcia potępienia. Jedynym przegranym w takiej sytuacji byłby ten, kto wydał taki rozkaz. Miałby na rękach krew niewinnych, dopuściłby się też zbrodni przeciwko wierze, nieuniknione więc byłoby dla niego potępienie. Paradoksalnie, taki potępiony byłby jednak największym ze świętych — w końcu „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”, a on oddał za nich nie tylko życie ale i życie wieczne. Inaczej mówiąc, jedyny potępiony wykazałby się większą bezinteresownością niż wszyscy zbawieni.

27


Nerdonomicon

Rubrykę prowadzi: Świtalski

31 października 2012

Ja już to gdzieś widziałem Oglądasz film. Opowiedziana historia ma swój początek, środek i koniec. Na końcu zło zostaje pokonane, bohaterowie uczą się czegoś o życiu, pokonują własne słabości i żyją długo i szczęśliwie... ...a potem okazuje się, że film zarobił tyle pieniędzy, że ktoś wpada na jakże genialny oryginalny pomysł — skoro ludzie kupili to raz, to na pewno kupią to jeszcze raz. Albo od razu dwa razy. Tak oto powstaje ciąg kontynuacji, zazwyczaj coraz gorszych, produkowanych do momentu, w którym wszyscy, od reżyserów począwszy, a na zamiatających plan skończywszy, wymiotują na samą myśl o kolejnej części. Trudno oprzeć się wrażeniu, że branża rozrywkowa rękami i nogami broni się przed jakimikolwiek oryginalnymi myślami i kombinuje tylko, jak sprzedać odbiorcom jeszcze raz to samo. Jeśli coś odbiega od stereotypu momentalnie spotyka się z trudnościami, często nie do przeskoczenia. Pierwszy z brzegu przypadek (do tego najbardziej dla mnie osobiście dotkliwy) — filmowa adaptacja „At The Mountains Of Madness” H. P. Lovecrafta w reżyserii Guillermo del Toro trafiła na drzewo. Podobno studio nie chciało poświęcić środków na film osadzony na początku 20 wieku, z dołującym zakończeniem i bez historii miłosnej. Oczywiście. Gdyby główny bohater na końcu zakochał się w jednym z przedstawicieli Starej Rasy, który przy okazji okazał się ponętną blondyną, pewnie nie byłoby problemu. Tymczasem, zamiast wyprawy w Góry Szaleństwa, mamy ekspedycję do wąwozu pełnego szamba. Myślicie, że z tym wspomnianym wyżej kupowaniem czegoś od razu dwa razy to żart? No to uwaga: James Cameron zabiera się właśnie za reżyserowanie dwóch kolejnych części „Avatara”. Historia opowiedziana w pierwszej części była zamkniętą całością, ale co z tego? 28

Pieniądze same się nie zarobią, a po co silić się na coś nowego. Ludzie oglądali „Avatara”, pewnie obejrzą i następne części. Podobno w kontynuacjach ma się pojawić postać grana przez Sigourney Weaver. Dociekliwi czytelnicy zauważą prawdopodobnie, że zginęła ona w pierwszej części, lecz wygląda na to, że to żadna przeszkoda. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że Cameron miał „At The Mountains Of Madness” produkować, ale teraz podobno skupia się wyłącznie na odcinaniu kuponów. Wnioski wyciągnijcie sami, są dość oczywiste. Z czystej ciekawości popatrzmy na niektóre odgrzewane kotlety, jakimi uraczono nas w tym roku. Ograniczenie się w tym miejscu do jednego roku jest celowe, bo inaczej ten tekst nigdy by się nie skończył. Była zatem trzecia część „Men In Black”, w której pojawia się podróż w czasie, a podróż w czasie to — obok podróży w kosmos — najlepszy sposób na zabicie serii (poza seriami poświęconymi konkretnie podróżom w czasie czy w kosmos, rzecz jasna). Była druga cześć „Ghost Ridera”, jeszcze gorsza od pierwszej, a to już spory wyczyn. Była kolejna część „Resident Evil”, w której powiedziano nam, że prawie wszystko, co wydarzyło się w poprzednich częściach tak naprawdę wcale się nie wydarzyło. Genialne! Była kolejna część „Step Up”, więc najwyraźniej ktoś jeszcze chodzi do kina na filmy o tańcu. Podobno była „Pirania 3DD”, ale gdy ktoś mi opowiada o tym filmie nie wierzę i twierdzę, że to żart i czegoś takiego w kinach na pewno nie grali. Z ostrożnych rachunków wynika, że Hollywood w tym roku wypluło z siebie około 20 sequeli. Bo po co się wysilać? Co jednak zrobić z filmami które chciałoby się jeszcze trochę wydoić, a które miały już kilka kontynuacji, zazwyczaj coraz gorszych — jak „X-men”, albo których zakończenie naprawdę wyklucza dalsze części

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


ŚWITALSKI: NERDONOMICON (bo, dajmy na to, wszystkich bohaterów szlag trafił, a miejsce i czas akcji nie za bardzo pozwala na ich wskrzeszenie) — jak „The Thing”? Otóż w takim przypadku należy nakręcić prequel, czyli opowieść o tym, co było wcześniej. Taka opowieść ma zazwyczaj jedną istotną wadę — widz wie jak się skończy. Opowiedzenie historii o znanym zakończeniu wymaga kunsztu, którym dysponuje niewielu reżyserów i scenarzystów, co widać po liczbie nieudanych prequeli. Pozostaje jeszcze jeden sposób na ponowne zarobienie kasy na filmie bez zbytniego wysilania się — remake, najmniejsza linia oporu, nakręcenie jeszcze raz tego samego filmu. Na tworzenie remake’ów jest kilka patentów. Po pierwsze, można wziąć bardzo ogólny zarys fabuły oraz imiona głównych bohaterów i nakręcić coś, co w niczym nie przypomina oryginału („House of Wax”, „City of Angels”, „Godzilla”), licząc zapewne na to, że sama magia tytułu zwabi fanów oryginału do kina. Podobna strategia przyświeca prawdopodobnie tym, którzy wybierają drugą drogę, czyli nakręcenie filmu podobnego do oryginału, ale z pewnymi zmianami (usuniecie Marsa z „Total Recall” czy zmiana zakończenia w „The Vanishing”). Nie bardzo wiadomo, czemu te zmiany mają służyć, ale może chodzi o to, żeby można było potem powiedzieć, że to nowy film a nie tylko jakaś tam kopia. Jest też trzecia kategoria,

czyli nakręcenie filmu jeszcze raz bez żadnych zmian („Funny Games”, „Psycho”). W tym przypadku naprawdę trudno odgadnąć, o co chodziło autorowi. Po co mam oglądać kopię, skoro mogę zobaczyć oryginał? Najzabawniejsze zaś jest to, że większość wytwórni pomija najprostszy sposób zarabiania dwa razy pieniędzy — zamiast kręcić film od nowa wystarczy jeszcze raz wrzucić go do kin. Gdyby gdzieś w okolicy grali teraz „Escape From New York” (którego remake też miał być robiony, ale projektu na szczęście zaniechano) poszedłbym. Na zakończenie pozostaje pytanie: co z tym zrobić? Odpowiedź jest niestety prosta: nie chodzić. Nie oglądać. Nie płacić. Przemówić portfelem. Z tym, że tu też jest problem: ja nie pójdę na drugą i trzecią część „Avatara”, bo wiem, że będzie beznadziejną stratą czasu. Ty może też nie pójdziesz. Ale miliony idiotów, dla których w filmach nie liczy się dobrze opowiedziana oryginalna historia, pełnokrwiści bohaterowie oraz sprawnie zawiązana i spójna akcja, a tylko animowane niebieskie ludziki i wybuchy, pójdą.

P.S. Tak, jestem świadom istnienia dobrych sequeli, prequeli i remake’ów. Nie musicie ich wymieniać i twierdzić, że jestem idiotą.

12 listopada 2012

Kosmici, tkacze i piraci Przegląd przygodówek Lucasarts, część pierwsza Wierzcie lub nie, ale były kiedyś czasy, gdy imperium Geroge’a Lucasa zajmowało się nie tylko systematycznym eksploatowaniem sukcesu „Gwiezdnych Wojen”. Od połowy lat osiemdziesiątych do roku 2000 firma Lucasfilm Games (w 1990 roku przemianowana na Lucasarts), czyli część imperium odpowiedzialna za produkcję gier komputerowych, znajdowała się w ścisłej czołówce twórców gier przygodowych point-and-click. Jako że ostatnio cierpię na ataki nostalgii (może to przez pogodę?), zapraszam was na podróż w przeszłość, czyli na przegląd tego, czym przez tych 15 lat uraczyło nas Lucasarts. Mam nadzieję, że albo przypomni wam to stare, dobre czasy, albo zachęci do sięgnięcia po któryś z tych tytułów, bo warto.

∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

Labyrinth (1986) Pierwszą stworzoną przez Lucasarts grą przygodową była komputerowa adaptacja filmu o tym samym tytule (swoją drogą polecam film — David Bowie w roli króla goblinów i młoda Jennifer Connelly). Proces twórczy wspomogło kilka dość znanych osób, w tym pisarz Douglas Adams (autor trylogii w pięciu częściach „Autostopem przez galaktykę”, lektura obowiązkowa). To on wpadł na to, by gra zaczynała się w trybie wyłącznie tekstowym — w ten sposób sterowana przez gracza postać szła do kina na film „Labyrinth”. Podczas seansu zostawała wessana do świata filmu, a wtedy uruchamiał się tryb graficzny. Akcja ukazana była z perspektywy trzeciej osoby, a polecenia wydawało się za pomocą dwóch menu — po lewej stronie widniała (całkiem spora) lista dostępnych czynności, a po prawej lista wszystkich przedmiotów dostępnych dla bohatera. Cała zabawa polegała na odpowiednim połączeniu jednego z drugim. Gra ukazała 29


ŚWITALSKI: NERDONOMICON się na Apple IIe, Apple IIc, Commodore 64/128 oraz Gra doczekała się wersji na Commodore 64, Apple MSX2. II, Atari ST, Amigę, PC i NESa. Ta ostatnia jest o tyle ciekawa, że została mocno ocenzurowana. Usunięto lub zmieniono wiele dialogów, a także sporo czynności, które, według Nintendo, mogłyby mieć zły wpływ na umysły młodych graczy. Przykładowo, na NESie nie da się wsadzić chomika do mikrofalówki. Na koniec ciekawostka, którą z pewnością zabłyśniecie na niejednym przyjęciu: termin „cutscene”, określający nieinteraktywny przerywnik podczas rozgrywki, został wymyślony przez jednego z twórców „Maniac Mansion” podczas prac nad tą grą.

Rysunek 2: Maniac Mansion

Maniac Mansion (1987) Kolejna gra była już dziełem całkowicie oryginalnym. Twórcy postawili na humor — niekiedy dość czarny — a za inspirację posłużyły tandetne horrory. Fabuła jest tu prosta: dziewczyna głównego bohatera, Dave’a Millera, została porwana i uwięziona w tytułowej posiadłości. Problem w tym, że tamtejsi mieszkańcy to cokolwiek dziwaczna rodzinka Edisonów, kontrolowana przez inteligentny meteoryt i wysysająca ludziom mózgi, a także dwie poruszające się samodzielnie macki. Na początku rozgrywki należało wybrać dwójkę (z sześciu dostępnych) towarzyszy, z których każdy dysponował innymi umiejętnościami, jak gra na instrumentach muzycznych czy naprawa sprzętu elektrycznego. Dzięki temu niektóre zagadki dawało się rozwiązać na wiele sposobów. Istniała też możliwość, że któryś z towarzyszy zginie lub trafi do lochu — w tym przypadku można było wybrać kolejnego. Wszystko to miało wpływ na to, które z pięciu zakończeń dane będzie graczowi zobaczyć. Na potrzeby „Maniac Mansion” stworzony został całkiem nowy system wydawania komend. Nazwano go SCUMM (Script Creation Utility for Maniac Mansion), a jego kolejne wersje Lucasarts stosowało w przygodówkach aż do 1998 roku, czyli do chwili przeniesienia gier w trzeci wymiar. Polegał on na tym, że gracz miał u dołu ekranu listę poleceń, a po wybraniu jednego klikał na to, na czym chciał wykonać daną czynność. Było to wówczas rozwiązanie przełomowe, gdyż większość podobnych gier wciąż korzystała przy wydawaniu poleceń z trybu tekstowego. SCUMM znacznie ułatwiał rozgrywkę, gdyż można było się w pełni skupić na rozwiązywaniu zagadek a nie na kolejnych próbach zgadnięcia, jak programiści nazwali jakiś przedmiot. 30

Rysunek 3: Zak McKracken and the Alien Mindbenders

Zak McKracken and the Alien Mindbenders (1988) Przy kolejnej produkcji sięgnięto, dla odmiany, po to, co najgorsze w science-fiction. Tytułowy bohater, reporter pracujący dla tabloidu, jego towarzyszka — naukowiec Annie Harris oraz dwie studentki, które własnoręcznie zbudowały statek kosmiczny i poleciały nim na Marsa, muszą uratować świat przed inwazją kosmitów. Ci ostatni przeniknęli do firm telefonicznych i stopniowo obniżają inteligencję rasy ludzkiej za pomocą specjalnych fal. Wadą, na którą powszechnie narzekano było wyjątkowo upierdliwe zabezpieczenie przed piractwem, które wymagało odczytywania małych, niewyraźnych symboli, wydrukowanych czarnym tuszem na ciemnobrązowym papierze — podobno utrudniało to skserowanie go. Gra korzystała z tego samego silnika graficznego co „Maniac Mansion” i korzystała z lekko poprawionej wersji SCUMM. Dostępne były wersje na Amigę, Atari ST, Commodore 64, PC oraz dziwaczny japoński system komputerowy FM Towns.

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


ŚWITALSKI: NERDONOMICON dzona była w rozbudowanym fantastycznym świecie, mającym niewiele miejsca na humor i żarty. Po drugie, choć nadal korzystano ze SCUMM, został on tutaj dość mocno zmodyfikowany. Nie było listy komend ani przedmiotów, jakie niesie ze sobą postać. Zamiast tego bohater używał czarów, z których każdy składał się z czterech nut wygrywanych przez Bobbina na kądzieli. Na początku dostępnych było tylko kilka, a wraz z postępami w grze poznawało się kolejne oraz zdobywało kolejne nuty. Dodatkowo niektóre z czarów były odwracalne (czyli zagranie czaru „ostrzenie” wspak dawało „tępienie”), co znacznie poszerzało zaRysunek 4: Indiana Jones and the Last Crusade sób możliwości. To także pierwsza gra, którą zaprojektowano tak, Indiana Jones and the Last Crusade: by bohater nigdy nie mógł zginąć, a gracz nigdy nie The Graphic Adventure (1989) trafiał na sytuację bez wyjścia i nie był zmuszany do Co ciekawe, przy tworzeniu przygodówek Lucasarts rozpoczynania zabawy od początku. Ta filozofia towatylko dwa razy sięgnęło do popularnych filmowych se- rzyszyła przygodówkom Lucasarts już do końca. rii ze stajni Lucasa. Po raz pierwszy zrobili to w 1989, tworząc adaptację „Ostatniej krucjaty”. Fabuła gry ogólnie pokrywała się z fabułą filmu — Indy odwiedza Wenecję i jej kanały, ratuje ojca z niemieckiego zamku, ucieka dwupłatowcem z zeppelina i spotyka Hitlera. Niektórych elementów zabrakło, jak Sallaha, jednego z towarzyszy Jonesa. Na to miejsce pojawiły się nowe sekwencje, opracowane na podstawie niewykorzystanych fragmentów filmowego scenariusza. Nowością w rozgrywce były wstawki zręcznościowe, takie jak walki na pięści czy strzelanie do niemieckich samolotów. Rysunek 5: Loom Ciekawym rozwiązaniem był system nazwany IQ — Indy Quotient. Grający zbierał punkty za wyWarto też wspomnieć o tym, że w świat gry wprokonane czynności, a gra zapisywała ilość punktów, jawadzało gracza trzydziestominutowe słuchowisko nakie zostały zdobyte podczas kolejnych rozgrywek. Aby grane na kasecie magnetofonowej. Gra ukazała się najzdobyć komplet trzeba przejść grę kilka razy, starając się za każdym razem inaczej rozwiązać zagadki. W ten pierw w wersji dyskietkowej na PC, a później na CD na sposób rozprawiono się z jednym z najpoważniejszych FM Towns i PC. Wersja CD była jedną z pierwszych zarzutów, jakie zawsze stawiono przygodówkom — że gier mających wszystkie dialogi czytane przez aktonadają się tylko na raz i po ukończeniu nie ma sensu rów, niestety na skutek braku miejsca na płycie część dialogów trzeba było usunąć lub znacznie skrócić. do nich wracać. SCUMM otrzymał przy okazji istotne ulepszenie — po raz pierwszy pojawiła się opcja „Talk”, a niektóre konwersacje dawały możliwość wyboru jednej z kilku dostępnych kwestii. Gra dostępna była na PC, Amigę, Atari ST, Macintosh, FM Towns oraz Commodore CDTV (który był tak naprawdę Amigą 500 przerobioną na konsolę).

Loom (1990) Ta gra to w historii Lucasarts pozycja wyjątkowa pod kilkoma względami. Po pierwsze, była dość poważna. Historia Bobbina Threadbare, ostatniego członka gildii tkaczy i jego zmagań z istotą zwaną Chaosem osa∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

The Secret of Monkey Island (1990) Opowieść o tym, jak ciamajdowaty Guybrush Threepwood stara się zostać piratem, o jego burzliwym związku z gubernator Elaine Marley i kolejnych starciach z nieumarłym LeChuckiem to zdecydowanie najbardziej znany tytuł stworzony przez Lucasarts. Historia skrzyła się humorem, a także bezlitośnie nabijała się ze stereotypowego postrzegania piratów, z konkurencji oraz z samej siebie. Twórcy trafili dokładnie w oczekiwania odbiorców — zagadki były skomplikowane, ale nie na tyle, by zniechęcić graczy. Zrezygnowano z elementów zręcznościowych, a walki na 31


ŚWITALSKI: NERDONOMICON miecze — obowiązkowy element każdej historii o piraSCUMM przeszedł kolejną metamorfozę. W celu tach — polegały na obrzucaniu przeciwników wyzwi- uproszczenia rozgrywki usunięto z listy kolejne czaskami. sowniki, a także wprowadzono domyślną akcję dla każdego przedmiotu — na przykład kliknięcie na drzwiach domyślnie powodowało ich otwarcie/zamknięcie. Gra ukazała się na Amigę, Atari ST, Commodore CDTV, PC, FM Towns, Macintosha i Segę CD.

Tu, na kamieniu milowym w historii gatunku, dzisiaj skończymy. W następnym odcinku będzie między innymi o sequelach, psychopatycznych królikach, podróżach w kosmos i sequelach. Rysunek 6: The Secret of Monkey Island

24 listopada 2012

Sequele, motory i futrzaki Przegląd przygodówek LucasArts, część druga Początek lat dziewięćdziesiątych był dla przygodówek bardzo dobrym okresem. Powszechnie zrezygnowano z topornego wpisywania komend z klawiatury, technologia pozwalała na coraz lepszą grafikę (256 kolorów!), a gracze niestrudzenie chłonęli kolejne tytuły. Czym w tym czasie zajmowało się LucasArts?

jeden w drugi i synchronizowały się z wydarzeniami na ekranie. Gra ukazała się na PC, Macintosha i Amigę. W 1994 wydana została także wersja na FM Towns, która była ostatnią grą, jaką Lucasarts opracowało na ten komputer.

Monkey Island 2: LeChuck’s Revenge (1991) Po ogromnym sukcesie, jakim okazała się pierwsza część „Money Island”, stworzenie sequela było niemal pewne. Tak też się stało. Fabuła rozpoczynała się w chwili, gdy Guybrush Threepwood, główny bohater i niedoszły pirat wisiał nad wielką dziurą w ziemi, jedną ręką trzymając się liny, w drugiej dzierżąc skrzynię ze skarbem. Ponieważ niewątpliwie sprzyjało to opowiadaniu historii, Guybrush zaczynał opisywać swojej byłej dziewczynie, gubernator Elaine Marley, która pojawiła się obok niego na drugiej linie całą historię tego, jak znalazł się w tej niewygodnej sytuacji. W historii pojawiały się takie postacie, jak nieumarły pirat LeChuck (tym razem pod postacią zombie), jego były pierwszy oficer Largo LaGrande czy tajemnicza kobieta od Voodoo, a cała rzecz koncentrowała się wokół poszukiwań legendarnego skarbu znanego jako Big Whoop. „Monkey Island 2” było pierwszą grą, w której Lucasarts wykorzystało system iMUSE, dzięki któremu utwory muzyczne w tle płynnie przechodziły 32

Rysunek 7: Monkey Island 2: LeChuck’s Revenge

Indiana Jones and the Fate of Atlantis (1992) Wydając tę grę Lucasarts po raz drugi (i ostatni) sięgnęło do tytułów ze stajni filmowej Lucasa. Tym razem jednak była to tylko inspiracja, gdyż opowiedziana historia była całkowicie oryginalna. Jak łatwo domyślić się po tytule, Indy oraz jego towarzyszka Sophia Hapgood wyruszali na poszukiwanie Atlantydy,

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


ŚWITALSKI: NERDONOMICON a po piętach, jak zawsze, deptali im naziści chcący fioletowa macka, po napiciu się toksycznych ścieków wykorzystać tajemnice zatopionego lądu w celu wy- stał się geniuszem zła i postanowił podbić świat. Aby grania wojny. go powstrzymać, trójka naszych bohaterów musi przenieść się o jeden dzień w przeszłość i wyłączyć maszynę produkującą ścieki. Coś jednak idzie nie tak: Bernard nie przenosi się nigdzie, Hoagie trafia 200 lat w przeszłość, do czasów, w których pisana jest amerykańska konstytucja, a Laverne 200 lat w przyszłość, gdy światem rządzą macki. Interfejs SCUMM został po raz kolejny został zmodyfikowany — usunięto jeszcze kilka czasowników. „Day of The Tentacle” było jedną z pierwszych gier, które ukazały się jednocześnie w wersji dyskietkowej i CD, a także pierwszą grą Lucasarts, w której wszystkie dialogi czytane były przez aktorów. Ciekawostką Rysunek 8: Indiana Jones and the Fate of Atlantis jest to, że po uruchomieniu jednego z komputerów Podobnie jak w poprzedniej części komputerowych w grze można było zagrać w pełną wersję pierwszej przygód Jonesa, tak i tutaj wykorzystano system IQ części „Maniac Mansion”. (czyli przyznawanie punktów za szukanie różnych rozwiązań dla zagadek). Wprowadzono też kolejną zachętę do kilkukrotnego powrotu do gry: niemal na samym początku gracz dostawał do wyboru jedną z trzech ścieżek fabularnych, za którymi kryły się w zasadzie trzy różne gry — każda z nich oferowała inne dialogi, inne zagadki i inne lokacje. Nietypowe dla przygodówek Lucasarts było to, że w tej grze bohater mógł zginąć, choć niebezpieczne sytuacje były dobrze oznaczone i gracz zazwyczaj mógł domyślić się, że jego postać jest zagrożona. Zagrać można było na PC, Amidze, Macintoshu i FM Towns. Rysunek 10: Sam & Max Hit the Road

Sam & Max Hit the Road (1993)

Rysunek 9: Day of the Tentacle

Day of the Tentacle (1993) Ponieważ produkcja sequeli szła nieźle, Lucasarts postanowiło stworzyć jeszcze jeden. Tym razem padło na kontynuację „Maniac Mansion”. Bernard, jedna z postaci, którą można było grać w części pierwszej, oraz dwie nowe — Laverne i Hoagie — otrzymują list z prośbą o pomoc. Piszącym jest zielona macka — jedna z dwóch, które samodzielnie poruszają się po znanej z części pierwszej posiadłości. Jej towarzysz, ∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

W 1993, roku, po fali kontynuacji, Lucasarts postawiło na coś nowego (choć w sumie też nie do końca — produkcja inspirowana była bowiem serią komiksową, której autor, Steve Purcell został zaproszony do współpracy przy tworzeniu gry). Dwaj tytułowi bohaterowie — Sam, spokojny i wyluzowany pies w niebieskim garniturze i Max, psychopatyczny królik o zębach jak piły — zostają wynajęci w celu rozwiązania sprawy zaginięcia niejakiego Bruno. Bruno to wielka stopa, do niedawna zamrożony w wielkim kawale lodu i główna atrakcja pewnego cyrku, który zdołał się uwolnić i zbiegł, porywając inną atrakcję — kobietę o długiej szyi imieniem Trixie. W toku poszukiwań bohaterowie wpadają na Conroya Bumpusa, kurduplowatego piosenkarza country i trafiają na ślad jego planu schwytania wszystkich wielkich stóp i wykorzystania ich do niecnych celów. Plan ten muszą oczywiście udaremnić... 33


ŚWITALSKI: NERDONOMICON Przy produkcji tego tytułu system SCUMM prze- czy. Najbardziej brakowało tego, co dotychczas zawsze szedł gruntowną przemianę. Zrezygnowano z listy cza- było siłą Lucasarts: humoru. Ukazała się wyłącznie na sowników, dzięki czemu interfejs nie zajmował miejsca CD w wersjach na Maca i PC. na ekranie. Polecenia zastąpiono ikonami na kursorze myszy, które przewijało się prawym przyciskiem. Podobnie zrobiono z wyborem kwestii podczas dialogów — zamiast wybierać konkretne zdania, wybierało się ikony reprezentujące różne tematy rozmowy.

Rysunek 11: The Dig Rysunek 12: The Curse of Monkey Island

The Dig (1995) The Dig rozpoczęło życie jako scenariusz do jednego z odcinków serialu Stevena Spielberga „Niesamowite historie”. Uznano go jednak za zbyt drogi do wyprodukowania, trafił więc na półkę. Okazał się jednak na tyle interesujący, że nie zapomniano o nim i w 1989 postanowiono przerobić na grę. Po 6 latach produkcji, czterech szefach projektu i przynajmniej trzech różnych wersjach scenariusza gra ukazała się w roku 1995. Historia opowiada o grupie astronautów, którzy zostali wysłani na asteroidę pędzącą w kierunku ziemi w celu podłożenia na niej ładunków wybuchowych. Misja przebiega bez większych komplikacji, a asteroida trafia na stabilną orbitę dookoła ziemi. Załoga rusza wtedy na dokładniejsze badania, odnajduje tajemniczą maszynerię, uruchamia ją — a wtedy asteroida zamienia się w statek kosmiczny, który zabiera pasażerów na tajemniczą, wymarłą planetę. Poszukując drogi do domu, astronauci trafiają na ślady zaginionej obcej cywilizacji. Interfejs został jeszcze bardziej uproszczony. Zrezygnowano całkiem z listy poleceń, postać automatycznie wykonywała odpowiednią czynność po kliknięciu na przedmiocie. Mimo tego, że w pracach nad grą uczestniczyły tak znane osoby, jak Orson Scott Card (napisał dialogi) czy Robert Patrick (podłożył głos pod głównego bohatera), końcowy produkt nie znalazł uznania gra-

34

The Curse of Monkey Island (1997) Po nieco chłodnym przyjęciu poprzedniego tytułu, Lucasarts postanowiło wrócić do swojej najbardziej znanej serii. Gracze dostali zatem kolejną możliwość odwiedzenia Małpiej Wyspy i okolic. Tytułową klątwę Guybrush Threepwood sprowadza na swoją ukochaną Elanie oświadczając jej się za pomocą przeklętego pierścionka. Elanie zamienia się w złotą figurę, która natychmiast zostaje skradziona. Bohater musi ją odnaleźć, znaleźć sposób na zdjęcie klątwy, a po drodze pokonać lokalnego herszta piratów oraz, oczywiście, swojego odwiecznego wroga LeChucka (który tym razem pojawia się w formie ognistego demona). SCUMM był tu bardzo podobny do tego, jaki zastosowano w Full Throttle — po kliknięcu na przedmiot pojawiało się menu w kształcie monety, na którym widać ikony pokazujące możliwe do wykonania czynności. Była to ostatnia gra, która korzystała z tego silnika. Ukazała się wyłącznie na PC i, co było już raczej standardem, tylko w wersji CD.

Tutaj, na odesłaniu na emeryturę SCUMM — systemu, na którym wychował się niejeden gracz — zakończymy ten odcinek. W następnym: trzeci wymiar, smutny koniec i to, co było potem.

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


Polski zielnik ideologiczny

Rubrykę prowadzi: Zdanie

31 października 2012

Polski Zielnik Ideologiczny bo najciekawsze i najbardziej wartościowe koncepcje Dopóki nie skorzystałem z Internetu, rodzą się i hartują właśnie w ogniu dyskusji. Tymczasem nuklearne zderzenia skrajnych poglądów pozostanie wiedziałem, że na świecie wiają po sobie tylko gruzy i coraz bardziej ufortyfijest tylu idiotów. kowane i zabetonowane pozycje. Skąd bierze się tak Świetlisty sztandar tego cytatu (przypisywanego niegigantyczna ilość tego metaforycznego betonu? Dlasłusznie Lemowi) rozpoczyna cykl artykułów, któczego przestało istnieć zjawisko przekonania kogoś do rego głównym celem będzie klasyfikacja intelektualswojej racji? nego zatwardzenia różnych, silnie zideologizowanych Jedną z hipotez, którą bezczelnie będę próbogrup społecznych występujących na naszym polskim podwórku. Nie będzie to jednak jedyny cel Zielnika — wał promować jest anachronizm powszechnie wyznaspróbuję zmusić Cię drogi czytelniku do refleksji nad wanych ideologii. Świat bardzo szybko się zmienia, istotnymi problemami, jakie pojawiają się w naszej pu- zmiana ta niesie ze sobą częściową utratę tożsamości. blicznej, publicystycznej i cybernetycznej przestrzeni. Nasilenie agresji może być objawem agonii dotychczaJednym z takich problemów jest totalny upadek sowych koncepcji światopoglądowych, które zwyczajpoziomu debaty między przeciwstawnymi dla siebie nie nie przystają już do współczesnego świata i wygrupami. Kompromis, albo choćby częściowe przyzna- mierają. Działo się tak już nieraz w przeszłości, wynie racji stronie przeciwnej stało się niemożliwe — starczy zerknąć na śmietnik historii który zasypany w efekcie osoby o poglądach z przecięcia dwóch prze- jest wręcz śmierdzącym truchłem zapomnianych ideciwstawnych ideologii zostały wyrzucone na margines. ologii. Wystarczy popatrzeć jak bardzo nie przystaje Jedną z tez Zielnika jest istnienie dominacji skrajno- już do naszego politycznego świata podział na lewicę ści w intelektualnych starciach — swoistego wyścigu, i prawicę. w którym wygrywa ten, który najbardziej ze swoim oponentem się nie zgadza. W konsekwencji większość debat, które oglądamy to dramatyczne, sekwencyjne monologii, których charakterystyczną cechą jest unikanie odpowiedzi na trudne pytania. Wierzę, że tracimy na tym wszyscy,

∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

Jakkolwiek geneza obecnego stanu rzeczy jest istotna i ciekawa, a hipotezy można mnożyć jak katolickie rodziny, czas zejść na ziemię i równocześnie ze sceny. W następnym artykule zaczynamy Zielnik i zajmę się już właściwą działalnością taksonomiczną, omawiając neofityczny ateizm.

35


ZDANIE: POLSKI ZIELNIK IDEOLOGICZNY 10 listopada 2012

Neofityczny ateizm Katedra taksonomii ideologicznej przedstawia wykład pt. Neofityczny Ateizm.

Występowanie i pochodzenie: ‘Neofityczny ateizm’ (który dla zwięzłości nazywać będziemy dalej NA) nie jest wcale zjawiskiem nowym — związanym z falą zachodniego ateizmu, który wyrósł obok postaci takich jak Hitchens i Dawkins. Korzenie sięgają głębokiej komuny i właściwej dla tamtych czasów indoktrynacji przeciwreligijnej. W 1990 Jerzy Urban (który sam de facto do NA się nie zalicza) zaczął wykorzystywać to środowisko dla własnych celów zbierając je wokół czasopisma „Nie”. Powstałe dużo później serwisy takie jak na przykład Racjonalista.pl stały się miejscem agregacji osobników tego gatunku, obecnie lwia część jest bezkrytycznymi zwolennikami Ruchu Palikota. Jednym z gimnazjalnych skupisk jest facebookowa strona Nowy Ateizm. Ścisłe określenie pochodzenia NA jest bardzo trudne. Wiele osobników rekrutuje się z silnie religijnych grup społecznych, gdzie sprzeciw wobec istniejącego stanu rzeczy przeradza się w maniakalną obsesję. Światopogląd tego gatunku generowany jest przez wrogość i nienawiść do religii.

Obsesja: Głównie Kościół Rzymskokatolicki i Islam. Inne religie w dużo mniejszym stopniu. Istnienie Boga. Pieniądze i życie seksualne kleru. Wierzenia innych ludzi.

Główne chwyty erystyczne:

Bardzo wysokie stężenie. Nie tylko w obrębie kiszenia się we własnym środowisku — jak pokazały badania również podczas styczności z innymi grupami społecznymi, co wskazuje na kompletny brak poczucia wstydu. Ulubiony chwyt większości NA to rzutowanie czynów pojedynczych osób na całą instytucję (malwersacje finansowe, jazda po pijaku — co się nawinie).

Księża nie mają zdolności honorowej więc nie mogą nikogo obrazić.

Kościół to samo zło! (sic!)

Autorytety 7/10: Znamienita jest tendencja do cytowania. Cytowane jest wszystko co mogłoby w najmniejszym nawet stopniu pomóc walczyć z religią, a więc każdy kto taki cytat wypowiedział staje się automatycznie sojusznikiem i Mędrcem1 . Statystyka wykazuje, że co druga wypowiedź osobnika NA to kolaż bazujący na filmach z YT, memach i cytatach — co wskazuje na niski poziom oryginalności. Najbardziej brawurowe przykłady takich cytatów polecam znaleźć jako ćwiczenie i zamieścić w komentarzach, przewidziane nagrody. Sam zamieszczam tylko odniesienia do cytowania: Jeden obrazek wart jest tysiac slow, a jako ze film to tysiace obrazkow, to wklejam. Po co mam marnowac czas. nawet einstein sie wypowiadal o was jako o tepych miernotach, pacholkach ocyganionych kadzidlami watykanu

Strzelanie w stopę 2/10:

Uogólnienia i bezwartościowe tezy 8/10:

klechów słowo jest gówno warte nawet gówno to za dużo

Zapędziłem się i odszedłem od tematu Krk skupiając się na tym, że to religia w ogóle jest winna. Religia to dla ludzkości tylko o jeden powód więcej do mordowania, zupełnie zbędny, bo ludzkość i bez religii ma za dużo powodów do mordów.

Jako, że większość wypowiedzi osobników tego gatunku to twierdzące, wykrzyczane w pustkę monodramy2 stężenie ran postrzałowych stóp jest niskie. NA zwyczajnie nie odpowiadają na zadane im pytania. A u Was biją murzynów3 6/10: Bardzo częsty zabieg. Gdy ktoś chce wskazać jakąkolwiek nieprawidłowość w rozumowaniu automatycznie zostaje wysłany niemerytoryczny szwadron pseudoargumentów typu Hitler, inkwizycja, „Ale krucjaty...”4 . I to mówi ktoś, czyje wierzenia spowodowały śmierć największej ilości ludzi w historii.

1

Mędrzec — mityczna postać w dyskusji, której każda wypowiedź jest prawdziwa i adekwatna do kontekstu niezależnie od tegoż. Bardzo często dochodzi do Walki o mędrców, w której prym wiodą religianci 2 Wykrzyczane w pustkę monodramy — wypowiedzi nadające się na copypasty; patrz Rozum i Godnośc 3 A u Was biją murzynów — dyskusyjna dywersja, stosowana w czasach desperacji 4 Ale krucjaty — kolektywna nazwa wszystkich historycznych argumentów przeciwko zinstytucjonalizowanej religii

36

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


ZDANIE: POLSKI ZIELNIK IDEOLOGICZNY Jak śmiesz się odzywać kretynie - przeproś za krucjaty, a później otwieraj ten swój katolski pysk. Piszesz o filozofii, systemie, wartosci, podczas gdy wlasnie w tej! chwili jakis ksiadz gwalci dziecko!

Stężenie Godwina5 10/10: Roztwór niemalże nasycony. Jest to podstawa Wielkiej Wojny o Hitlera 6 , toczonej z religiantami7 . Stężenie bywało nieco niższe, w momencie wyboru kard. Ratzingera na papieża wybuchło poza skalę. Benedykcie: śmierdzisz swastyką na kilometr!

„Spierdalaj pedale”8 7/10: Bardzo wysoki poziom wulgarności, patrz przykłady.

Zawstydzające pomyłki i naukowe pierdololo: Przede wszystkim zawyżane estymaty ofiar różnych religijnie inicjowanych wydarzeń. Analiza podobnych wypowiedzi na temat Inkwizycji wykazała, że ilość ofiar zawyżana jest o średnio 1532% w stosunku do podawanych przez historyków danych. Znamienite jest też rozpatrywanie danych bez kontekstu historycznego. Większość argumentów NA opiera się na założeniu, że religia inicjuje wojny — założeniu totalnie błędnym bo pomijającym kontekst polityczny wydarzeń. Nie zmienia to faktu że wśród inkwizytorów było wielu sadystów. Wszyscy byli wierzący bo od czasu gdy chrześcijaństwo stało się religią państwową skończyła się antyczna tolerancja religijna i światopoglądowa. Starożytni Grecy i Rzymianie nie palili innowierców bo każda religia była równouprawniona.

Stężenie naukowego pierdololo jest w tej grupie dosyć niskie, przynajmniej podczas badań nie natknąłem się na przykłady — bardzo chętnie przyjmę w tej dziedzinie materiały naukowe.

Teorie spiskowe: Od momentu wydania książek Dana Browna. Główny aktor projekcji to Opus Dei, które zacytuję:

swoimi czarnymi mackami oplotlo juz pol swiata. Podstawowym celem działalności Dzieła jest zdobywanie władzy i wpływów. Mówi się wśród członków, że za jakiś czas z Kościoła katolickiego pozostanie jedynie Opus Dei. Zwracają na to uwagę nawet sami członkowie Kościoła Informacja w Watykanie znajduje się w rękach Joaquina Navarro Vallsa, członka Opus Dei. Jeśli informacja oznacza władzę, to ten, kto ją kontroluje w Kościele, posiada całą władzę. Rzecznik nie tylko rozpowszechnia informacje, ale także je kreuje, opracowuje i administruje nimi pro domo sua, nie podlegając żadnej demokratycznej kontroli. A obecna polityka informacyjna polega w dużej mierze na kamuflowaniu lub negowaniu wpływów Opus Dei w Watykanie.

Hipokryzja: Dotyczy głównie argumentu agresji. NA przedstawiają się jako zwolennicy pokoju, którzy nikogo nie daliby zamordować, a w obozie koncentracyjnym oddaliby życie za króliczka wielkanocnego, czy nawet najciemniejszego religianta. Niestety agresja ze strony tego gatunku jest wyjątkowo widoczna — nie tylko w jaskrawej, zacytowanej tu wypowiedzi: jak ja nienawidzę katolików... Biedaczkowy, ograniczony mentalnie i umysłowo ciemna masa. Przeświadczona, że są najlepsi na świecie, pełni agresji i nietolerancji. Najbardziej nienawistna z religii. Atakująca każdego, kto ośmieli się mieć odmienne zdanie niż oni. Pełna hipokryzji, obłudy i kłamstwa. Przyczyna wszelkich kłótni, sporów, wojen itd. Zamknięta na rzeczywisty, logiczny i naukowy świat próbuje wszystko na siłę tłumaczyć poprzez pryzmat Boga i jego wpływów na życie. Kurwa, krew mnie zalewa jak pierdolone katole wpierdalają się w politykę, prawo, naukę. Wypierdalać! Religia w szkole (gówno - nie żadna religia a jedynie katolickie pranie mózgu), okrzyknięcie Matki Boskiej królową Polski, Jezusa królem Polski, mówienie komuś czy może, czy nie się skesić przed ślubem, zakazywanie rozwodów... CO to kurwa ma być?!

5

Godwin — jaki jest każdy widzi Wielka wojna o Hitlera — rozstrzygnięty dawno spór o religijność Hitlera, który nie wiedząc o swoim zakończeniu toczy się nadal w cyberprzestrzeni 7 religianci — o tym w następnym odcinku 8 Spierdalaj pedale — Kolektyw inwektyw. Zdanie zostało tak kiedyś obrzucone i wtedy utarło się jako metazwrot. 6

∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

37


ZDANIE: POLSKI ZIELNIK IDEOLOGICZNY Drugim ważnym aspektem hipokryzji NA jest wy- Wykorzystanie: znawana przez tę grupę myśl : Grupa ta jest wykorzystywana głównie przez partie polityczne. Świadczyć może o tym na przykład silRobcie sobie co chcecie, ale od moich nie antyklerykalna kampania SLD w 2001 roku stodzieci i ode mnie won czarna zarazo! jąca w jawnym kontraście z późniejszymi działaniami rządu, które bez obciachu można dziś nazwać prokleKtóra stoi w jasnej sprzeczności z polityką wtrąrykalnymi. Kapitał monetarny zbijają zaś cynicy pocania się w osobiste sprawy wiary i „oświecania” relikroju Jerzego Urbana. gijnych automatów — tak charakterystyczną dla tego gatunku.

Konsekwencje:

NA odnoszą przeciwny do swoich zamierzeń skutek. Przejaskrawieniami, błędami merytorycznymi osłabiają argumenty w debacie o religii, wywołując odruch ucieczki postwymiotnej u niezdecydowanych i umiarczarni, kler, pedofil, katol, stos, bluźnierstwo, religia, kowanych. Indukuje się zjawisko „jezu, znowu...”10 . bóg, klecha, faszyzm, hitler, czarna zaraza. W wyniku każdego starcia fortyfikacje religiantów rosną, tak jak i zatwardzenie umysłowe. Poziom szkoCzy chcą Twoich pieniędzy: dliwości w debacie jest wysoki, gdyż NA dołączają się do każdego, kogo mogą zacytować i uznać za mędrca, Nie. infekując jego argumenty jadem swojego jestestwa.

Nomenklatura i statystycznie najczęstsze słowa kluczowe (analiza stu zakwalifikowanych postów):

Główni przeciwnicy: Umiejętność czytania9 , religianci, historycy, fakty Wszystkie zamieszczone tutaj cytaty są autentyczne i argumenty. i zostały ukradzione bez wiedzy twórców.

20 listopada 2012

Religianci Katedra taksonomii ideologicznej przedstawia wykład pt. Religianci.

Występowanie i pochodzenie:

Cechą, która definiuje religianta i odróżnia go zwyczajnej, religijnej osoby jest wewnętrzny przymus do ‘Religianci’ to owoc działania KIK-ów, pampersów11 racjonalizacji wiary za pomocą Mędrców i pseudoini katolickich uniwersytetów. Kwiat religijnej inteli- telektualnego bełkotu, którego prawdziwość religianci gencji. Umysły tych ludzi są najbardziej podatne na mierzą nie w bitach, ale w ilości znaków. długie wywody teologiczne i filozoficzne, które w ich świadomości generują nieprzeliczone zastępy Mędr- Obsesja: ców. Zbierają się zazwyczaj w zamknięte towarzystwa wzajemnej adoracji jak na przykład Pressje, Czytam Szerokie spektrum. Ateizm, teologia, filozofia, polilewicową publicystykę dla beki, Nikt nie spodziewał tyczna poprawność, homoseksualizm, aborcja, „Gasię hiszpańskiej Inkwizycji, Fronda. Organ prasowy nie zeta Wyborcza”, ewolucja. jest jasno zdefiniowany (oprócz „Pressji” dla Pressji i rzecz jasna „Frondy” dla Frondy). Mniej inteligentne Główne chwyty erystyczne: jednostki tego gatunku występują jeszcze w zorga- Uogólnienia i bezwartościowe tezy 5/10: nizowanych środowiskach oprotestowywujących różne inicjatywy — np. „Nie zgadzam się na bluźnierstwa Tezy wygłaszane przez religiantów są najczęściej niew przestrzeni internetowej”. Modelową postacią jest rozstrzygalne i dogmatyczne, stąd ciężko pochylić się Cyraniak12 . nad ich wartością. Wyjątkiem jest uparte twierdzenie, 9

Umiejętność czytania — wysoce pożądana zdolność wśród użytkowników internetu, nie związana wbrew pozorom z umiejętnością czytania. Do dziś toczą się dyskusje czym właściwie jest i kto ją posiada. 10 jezu, znowu... — zabieg polegający na ucieczce od argumentów usprawiedliwionej znudzeniem nimi 11 Potoczne określenie grupy dziennikarzy katolickich skupionych wokół Wiesława Walendziaka 12 Znany z bojkotowania produktów spożywczych działacz katolicki.

38

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


ZDANIE: POLSKI ZIELNIK IDEOLOGICZNY że św. Tomasz z Akwinu udowodnił istnienie Boga, gdzie można się śmiać z pełną mocą. Poświęćmy na ten absurd parę przykładów, gdyż statystycznie ilość argumentów ad Akwinatum rośnie w czasie: Wręcz przeciwnie. To właśnie krytyka argumentu Akwinaty jest wadliwa.

Wiesz, ja tam się z toba kłócił nie będe, bo widzę, że już pozjadałeś wszystkie rozumy jak typowy postępowy ateista, ale sugeruję poczytać jakieś teksty źródłowe, nie wiem, chociażby część 4. ”Dzieła Większego” Rogera Bacona (taki średniwoieczny mnich, który wprowadził do nauki eksperyment)

Tak się składa, kalafiorze, że dowód jest poprawny logicznie. Wykazali to np. Salamucha, Bocheński, Nieznański. Poczytaj. Jeśli nie zrozumiesz notacji kropkowej, którą pisał Salamucha, to zawsze możesz tu wrócić.

Charakterystyczne jest z jakim zapałem religianci oddają się popularyzacji tych przychylnych im filozofów i pisarzy. Prym wiedzie zdecydowanie Chesterton. Mity o nawróceniach na łożu śmierci osobnicy tego gatunku wchłaniają bez mrugnięcia okiem, walcząc o mędrców — przekonani najpewniej, że racje ma ten, Uogólnienia dotyczą głównie ateistów. Otóż relikto ma za sobą sumarycznie więcej znaków w przygianci w przedziwny i niezrozumiały dla świata sposób chylnych tekstach. Są odważne próby: doszli do wniosku, że istnieje wielki konglomerat niewierzących ze składkami członkowskimi, środowymi Znowu ateiści nie doczytali. Darwin nabożeństwami i całą masą innych rzeczy które wiążą nie był po ich stronie. się z dobrze zorganizowaną organizacją. Konglomerat ten ma być monolityczny ideologicznie, jego niekwePrzytaczanie zaangażowanych 13 artykułów jest stionowanym dowódcą zaś jest R. Dawkins. Zabieg ten normą: występuje w ramach omawianego gatunku najczęściej Monogamia - w znaczeniu długotrwałej w łagodnej formie: Czy ateizm da się doświadczalnie i naukowo zweryfikować? Otóż należy stwierdzić, że ateizm nie może być uznany za naukowy i empirycznie weryfikowalny, gdyż główna jego teza o nieistnieniu Boga jak i twierdzenie o przypadkowym i ewolucyjnym pochodzeniu świata i człowieka, wykracza poza możliwość doświadczalnego sprawdzania naukowego. Ateizm wypowiadając metafizyczne (oczywiście fałszywe) oraz nieweryfikowalne tezy, wypowiada się niekompetentnie na tematy religii. Nie może być uznany za naukowy, ani za empiryczny, skoro głosi twierdzenia, których nie da się zweryfikować przez obserwację naukową.

wierności seksualnej - jest rzeczą rzadką w związkach GLB, zwłaszcza wśród mężczyzn gejów. Jedno z badań wykazało, że 66% par gejowskich informowało o stosunkach seksualnych poza związkiem, które miały miejsce w ciągu pierwszego roku, a prawie 90% miało stosunki seksualne poza związkiem po pięciu latach jego trwania- podaje ”Miłujcie się”.

Nie brakuje też totalnego absurdu: ”Nie przeżyję prezydentury Obamy” Nienarodzone dziecko

Strzelanie w stopę 8/10:

Standardowe przerzucanie ciężaru dowodu, oraz zarzucanie komuś braku racjonalnego rozwiązania saPrzypisywanie rzekomemu ateizmowi stanowisk memu nie posiadając go. Często przybiera to formę „nie wiesz, więc ja mam rację”14 . nie stanowi rzadkości: Skoro wedle ateistów o religii należy mówić jedynie w kościołach, to niech oni o swoim ateizmie mówią jedynie w swoich domach.

Autorytety 10/10: Wśród wszystkich omawianych gatunków, tendencja do chowania się pod skrzydła Mędrca jest tu najsilniejsza:

oczywiście, że można się śmiać z Daw(n)kinsa, a to z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, chce uchodzić za racjonalistę, a w momencie w którym jego rozum napotyka ścianę, nie potrafi znaleźć żadnej odpowiedzi i salwuje się uczieczką, co jest zresztą typowe dla scjentystów, bo takie zabiegi stosuje się co najmniej od czasów mechanicyzmu La Mettriego.

13

Czyt. jedynych prawdziwych Rozumowanie oparte na następującym schemacie: Jeżeli ty nie znasz odpowiedzi na pewne pytanie i ja nie znam odpowiedzi na to pytanie, to zaproponowana przeze mnie odpowiedź jest prawdziwa. 14

∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

39


ZDANIE: POLSKI ZIELNIK IDEOLOGICZNY A u Was biją murzynów 2/10:

I brutalniej:

Ogranicza się prawie wyłącznie do Godwina, również w wersji stalinowskiej. Patrz niżej.

Jebani sodomici w dupach im się od tego ruchania poprzewracało!

Zawstydzające pomyłki i naukowe pierdololo:

Stężenie Godwina 7/10:

Dotyczy głównie uogólnień w stylu: „naziści byli ateistami”, które religianci chcą przekazać podprogowo15 . Bardzo wiele swojego czasu religianci poświęcają powtarzaniu mitów dotyczących antykoncepcji i wychowania seksualnego. Ubóstwiana przez nich naproOn wierzy w naukę, tak jak ci, z których się śmieje, wierzą w Boga technologia — potocznie kalendarzyk — jawi się jako - ciekawe co by powiedział np. wspaniały i pewny środek zapobiegania ciąży. na temat uczestnictwa wielkich Jasnym dla osobników tego gatunku jest fakt, że koncernów farmaceutycznych prezerwatywa nie chroni przed chorobami przenoszow Holocauście, czy eksperymentów nymi drogą płciową. Równie pewny jest wpływ edupseudomedycznych dokonywanych kacji seksualnej na liczbę zachorowań na homosekw obozach koncentracyjnych. sualizm 16 . Oddzielnym rozdziałem tego gatunku jest Otwarcie natomiast walczą o Hitlera, aby stał po jego stosunek do nauk biologicznych. Bardzo często występuje wyparcie się ewolucji, czasem w bardzo ich stronie: dziwny sposób: Hitler od poczatku nienawidzil chrzescijan. Uwazal ich za niezdolnych i nieuprawnionych do ”wielkich czynow historii”. Jego ideologia byla pelnym zaprzeczeniem wiary w ”dobrego” Boga. Jego Bog mial byc motorem tzw. ”ideologii wojny”. Uwazal sie zgodnie ze starogermanskimi wierzeniami za cos na wzor mesjasza-wodza. Hitlerowskie ”spektakle” uwiecznione przez Lenni Riefenstachl to pokaz politycznego-mistycyzmu. Zawsze mialy one swoj ceremoniał. Aby to uwiarygodnic jego armia nosila emblematy z napisem ”Gott mit uns” Bog jest z nami. Te co prawda mialy swoj poczatek wczesniej, ale to z kolei mialo nadac temu ”historyczne, dziejowe uwiarygodnienie”. Zawsze wspolnym mianownikiem byl militaryzm.

teoria ewolucji najoczywiściej nie jest teorią

Stężenie dowodów na cuda 17 jest bardzo wysokie.

Teorie spiskowe: „Gazeta Wyborcza” kontroluje społeczeństwo i wszystko co jest w niej napisane jest nieprawdą. Do tego dochodzi zorganizowana cywilizacja śmierci. Aborcja to biznes. Gruba kasa. Dlatego o jej konsekwencjach nie należy w ogóle mówić.

Oraz oczywiście licznie występujące w przyrodzie dowody na cuda.

Hipokryzja: W pierwszej kolejności tendencja do omawiania czegoś o czym nie ma się pojęcia:

„Spierdalaj pedale” 2/10: Wulgarność raczej niska, co nie powinno dziwić pamiętając o edukacji na katolickim uniwersytecie. Wycieczki personalne łagodne, zawoalowane: Coraz bardziej upewniam się, że ateizm ma coś wspólnego z obłąkaniem

Większa wrogość występuje w kontekście wrodzonego uprzedzenia do homoseksualistów: Łagodnie: Hasło na paradę równości? - ”Każdy ma prawo do HIV”

Bo taki racjonalizm racjonalizm powinien doprowadzić Daw(n)kinsa do agnostycyzmu, tak jak np. idealizm transcendentalny doprowadził do niego Kanta. Czy ma ci wskazać każdą głupotę z tej jego 400-sto stronicowej wypociny? Człowieku ja mam lepsze rzeczy do roboty niż udowadnianie czyjejś głupoty i płytkości myślenia. Koleś brak podstawowej wiedzy i konkretnych argumentów zasłania agresywnym tonem i to jest jak dla mnie wystarczający powód aby nie traktować go serio.

15

Łagodnie i niezobowiązująco dając do zrozumienia. Patrz następny przypis 17 Zasłyszane, fantastyczne opowieści z trzeciej ręki 16

40

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


ZDANIE: POLSKI ZIELNIK IDEOLOGICZNY W jasnym kontraście z zarzucaniem tego innym: A naród ciągle się zastanawia, czy lekcje teologii są potrzebne. Otóż, są. W najgorszym przypadku, po to, żebyście nie wyglądali jak idioci, gdy chcecie skrytykować coś, o czym nie macie zielonego pojęcia.

Czy chcą Twoich pieniędzy: Jak najbardziej. Sprzedają książki, DVD, czasopisma — nawet perfumy patrz Wojciech Cejrowski18 .

Główni przeciwnicy:

Wszyscy. Religianci mają wrodzoną tendencję do okaNieznajomość pojęć może przybrać monstrualne zywania wrogości nawet przy najmniejszej różnicy poglądów. Kanibalizm jest normą. rozmiary: Aborcja jest wbrew ewolucji tak samo jak homoseksualizm

Ciekawym zjawiskiem dotykającym środowisk prolife, które nie ominęło religiantów jest kuriozalna, jednoczesna niechęć do aborcji, edukacji seksualnej i antykoncepcji. Poparta danymi teza, że dwa ostatnie elementy wyliczanki zmniejszają częstość pierwszego wywołuje u przeciętnego religianta atak wściekłości. Żaden osobnik tego gatunku nigdy nie odniósł się do tej zależności i do faktu, że walcząc z edukacją seksualną i antykoncepcją aktywnie zwiększa ilość przeprowadzanych aborcji.

Nomenklatura i statystycznie najczęstsze słowa kluczowe:

Wykorzystanie: Prawicowe partie polityczne. Biznes kościelny.

Konsekwencje: W wyniku zamknięcia grup religiantów na światło dzienne i ustawicznego kiszenia się propagowane są od wewnątrz do szerokiej publiczności najoczywistsze bzdury. Mity umacniają się, chęć argumentacyjnego wyjścia na zewnątrz zanika. Wskutek sprzężenia zwrotnego w przekonywaniu się o swojej racji 19 religianci pragną kontrolować (głównie za pomocą zakazów) życie innych ludzi, również politycznie.

Zbyt duże odchylenie standardowe, brak wyróżnio- Wszystkie zamieszczone tutaj cytaty są autentyczne nych ciągów znaków. i zostały ukradzione bez wiedzy twórców.

20 listopada 2012

Siewcy wiatru Komentarz bieżący w sprawie Brunona K. 22 lipiec 2011 roku. Do godziny 15:20 związek przyczynowo-skutkowy między promowaniem skrajnych poglądów i skrajnymi działaniami jednostek jest w świadomości norwegów mało istotny. Pobudka jest nagła i brutalna. Wybuchowa. Nikt nie ma wątpliwości, że masakra inspirowana jest retoryką organizacji takich jak Progress Party i Norwegian Defence League. Żałosne próby odcięcia się od Breivika i ucieczka od odpowiedzialności skazane są na niepowodzenie. Notowania antyimigracyjnej skrajnej prawicy pikują w dół. Na ostatni wiec NDL przychodzi 40 osób. Breivik i jego ideologia przegrywają. Zwycięstwo rozsądnych, uczciwych ludzi zbudowane jest jednak na trupach z wyspy Utoya.

18 19

Po tamtych wydarzeniach byłem jedną z wielu osób, które baczniej zaczęły obserwować nasze własne podwórko. Patrząc na polaryzację poglądów, kryzys i głębokie podziały społeczeństwa można było zaryzykować twierdzenie, że mamy lepsze nawet warunki do inkubacji wybuchowych radykałów niż Norwegowie. Dziś nad ranem nie bez smutku i bez cienia satysfakcji zyskałem prawo do klasycznego „a nie mówiłem”. Jednak prawdziwie niepokojące było dopiero to co zobaczyłem później. Prawicowa blogosfera dotychczas tak otwarcie i bezmyślnie wierząca w pozbawioną dowodów tezę o smoleńskim zamachu sprawę dzisiejszą — gdzie nie znaleziono dziwnych cząstek, ale kilogramy materiałów wybuchowych — zbagatelizowała. Ot kolejna pro-

Patrz 12 Mamy rację więc mamy więcej racji.

∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

41


ZDANIE: POLSKI ZIELNIK IDEOLOGICZNY wokacja, by odwrócić uwagę od realnego problemu, jakim jest brak władzy w rękach skrajnej prawicy. „Uważam Rze” pisze o teatralnych ustawkach i próbuje — tanio jak zwykle — zbić kapitał. Fronda wrzeszczy, że cała sprawa to polityczna wydmuszka służąca do zniszczenia katolików i narodowców. Pitu pitu produkuje całą serię beznadziejnych postów kończąc apokaliptycznym „to dzieje się naprawdę”. Wiem, można było przewidzieć, że kolejna bariera zostanie przekroczona, choć wydawało się że dno jest już solidne. Nawet Macierewicz, z całym swoim pokręceniem nie śmiał zachowywać się tak jak wyżej wymienieni, nawet on wiedział, że mogli zginąć ludzie. Wszystkich tych odważnych prawicowych demaskatorów łączy totalny brak zaufania do instytucji publicznych. Sądów. Prokuratur. Policji. Jeżeli w ich głowach, projektach i wypowiedziach nie mieści się koncepcja rozwiązywania problemów na dro-

dze prawa — nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć kto wyhodował Brunona K. Jego komentarze na forach internetowych nie odbiegają przecież dalece poziomem od wypowiedzi reszty całego tego rebelianckiego motłochu. Czy naprawdę potrzebujemy tak brutalnego przebudzenia jak Norwegowie? Czy nie powinniśmy się właśnie cieszyć, że nam się udało i krew nie została rozlana? Czy ktoś musi zginąć, żeby zmiękło sumienie idiotów z dalekiego prawa? Kiedy wreszcie zrozumieją sens starotestamentowego przysłowia o siewcach wiatru i wezmą za swoje działania odpowiedzialność? Kiedy do tego dorosną? Jedyne co możemy dla nich zrobić to śmiać się, potępiać i pouczać. Patrząc na to co się dzieje w szerszej jednak perspektywie, może bezpieczniej dać im dojść do władzy i pozwolić deportować się na Madagaskar.

Votum separatum redaktora Miszczyka:

Votum separatum redaktora Folty:

O ile jestem przeciwnikiem prowadzenia debat w tak agresywny sposób jak robią to zwolennicy teorii konspiracji i innych bzdur, nie obwiniałbym komentatorów za terroryzm. Polityka zawsze budziła emocje. W dyskusjach ludzi ponosi, to normalne — szczególnie kiedy mówimy o ludziach z tych czy innych powodów niezadowolonych z polityki, sfrustrowanych (a więc najczęściej albo opozycję wobec obecnej władzy albo zwolenników dalej idących reform niż te proponowane przez główny nurt). Terroryzm nie jest normalny. Stosowanie porównań do terrorystów jako kija na rozmówcę to dokładnie to samo co Godwin — dalsze psucie dyskusji bez odniesienia merytorycznego.

W dużej mierze zgadzam się ze zdaniem, jednak dziwię się jego zaskoczeniu. Zjawisko wrogich mediów jest dobrze opisane, a pierwszym który to zrobił był pewien sympatyczny człowiek z Nazaretu, który sformułował wdzięczne zdanie o drzazdze i belce. Toteż nie ma się co dziwić, że prawicowi publicyści tak oszczędnie wypowiadają się o Brunonie K. A przypuszczam też, że na wypadek gdyby ktoś nieśmiało podniósł kwestię orientacji Brunona K., mają już od środy napisane repliki, których leitmotivem jest zeszłoroczna strzelanina w Łodzi. Jak napisał w komentarzach Kierownik Internetu20 , w III RP terroryzm polityczny jest zjawiskiem nowym, ale w samej Polsce — nie bardzo. Ironią losu jest, że wieść o Brunonie K. została ujawniona niemal równo miesiąc przed rocznicą zamachu na Gabriela Narutowicza. Sądzę, że Brunon K. doskonale dogadałby się z Niewiadomskim.

20 Kierownik Internetu, 21.11.2012: „Ja tu głównie widzę siewcę moral panic. Zamachy terrorystyczne o podłożu politycznym zdarzają się nie od dziś i ich liczba jakoś specjalnie nie rośnie, wręcz przeciwnie. To raz. A dwa, że związek przyczynowo-skutkowy między propagandą a pojawianiem się takich świrów jest wątpliwy. Bardziej prawdopodobna wydaje się wspólna przyczyna socjologiczna, produkująca mindset »True Believera« (polecam poczytać Erica Hoffera), który potem przykleja się do aktualnie modnej skrajnej ideologii i podkłada bomby, sieje propagandę, albo jedno i drugie. Zwalczanie konkretnej ideologii spowoduje najpierw zejście do podziemia, a potem stopniowe przerzucenie się świrów na jakąś inną, być może nawet całkiem odwrotną. Prawdopodobnie niewiele można zrobić, poza takimi właśnie operacjami służb, jak ta ujawniona wczoraj.”

42

mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: redakcja@rekurencje.pl


Prawa autorskie

• Teksty pojawiające się w Rekurencjach są własnością ich autorów. Artykuły publikowane są na licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa — Na tych samych warunkach 3.0. Odstępstwa od tej licencji, udostępnianie na innych warunkach itp. należy uzgadniać bezpośrednio z autorem tekstu. • Cytowanie artykułów, krytyka, polemika, a także udostępnianie np. na portalach społecznościowych jest dozwolone na zasadach tzw. Fair Use. • Czasopismo Internetowe Rekurencje jest w tym momencie tylko i wyłącznie stroną internetową. Nie posiada ono osobowości ani podmiotowości prawnej, dlatego w sprawach związanych z prawami autorskimi bądź odpowiedzialnością za teksty należy konsultować się przede wszystkim z autorami. • Czasopismo Internetowe Rekurencje jest objęte licencją Creative Commons Uznanie autorstwa — Na tych samych warunkach 3.0 Unported.

FIAT SPISEG PERAT MUNDUS Dokument stworzony z wykorzystaniem LATEX przy pomocy programów Texmaker 3.5.2 oraz MiKTeX 2.9

∞ Numer 1 (1), Grudzień 2012

43


REKURENCJE będą rekurować


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.