TUBA

Page 1

Pismo artystyczne nr 01 / 2012 www.asp.katowice.pl

01

Sナ、WOMIR BRZOSKA Peregrynacje = sztuka DNI OTWARTE ASP

/ 12-13 grudnia 2012 /

HYBRYDA / OPTYMIZM

art+ bits festival


info

S

02

BACIA RYSUJE _ Marta Bacia w BWA w Zielonej Górze

Make it POP! _ Baśki Wesołowskiej

ą artyści, którzy się chwalą i są tacy, którym nadwrażliwość i introwertyzm nie pozwalają puścić pary z ust na temat własnych dokonań. Chodzą więc smutni, z nadzieją patrząc w oczy napotkanym ludziom, że może jednak wiedzą o ich sukcesie, może ktoś przeczytał w Internecie, albo może mówili w Wiadomościach? Potem spuszczają głowę i idą, milcząc dalej. Świętej pamięci Franciszek Starowieyski często powtarzał: „Jak sam siebie nie pochwalę to na pewno nie zrobi tego nikt inny.” Przepływ informacji w środowisku artystów jest jedną z ważniejszych spraw, szczególnie wśród plastyków, gdzie „dzieło” najczęściej powstaje w samotności. Podobnie jest ze studentami Akademii – grupa osób pracujących indywidualnie, w domu, stale rośnie. Taka sytuacja nie sprzyja integracji środowiska, może też pogłębiać uczucie wyobcowania jednostki. TUBA jest „lekiem na całe zło”. Dostarczy informacji, zasygnalizuje problemy, zrecenzuje zjawiska, wywoła dyskusję. Oby! Pomysł dojrzewał kilka lat w pokoju nauczycielskim na ulicy Dąbrówki, teraz ujrzał światło dzienne i miejmy nadzieję, że zyska sympatię studentów i pracowników Akademii, a także osób zainteresowanych sztuką.

Paweł Mendrek _ BLOGOSFERA / Galeria Strefa A w Krakowie /

Joanna Zdzienicka _ OD SIEDEM DO DZIESIĘĆ / wystawa w Galerii Ateneum / Paweł Szeibel WARDIAN_CASE

OSTATNIE ŁOWY II TARGI TANIEJ SZTUKI W KATO

art+bits festival _ VOM PHOTO + warsztaty fotograficzne

To chyba Albert Camus powiedział „Jestem człowiekiem bardzo skromnym, chcę tylko, żeby wszyscy o tym wiedzieli.” Bardzo lubię tego pisarza. / Prof. Jacek Rykała /

Drodzy Studenci, jeśli świerzbi was ręka do uderzenia np. bliźniego, bądź nie daj Boże wykładowcy, chwyćcie raczej tą ręką za pióro, czy też jego współczesną odmianę - klawiaturę i zostańcie współtwórcami kolejnych numerów Tuby. Tuba bowiem czeka na ciekawe, zjadliwe, śmiertelnie wesołe analizy, recenzje, felietony, opowieści, komiksowe zwierzenia, intymne dociekania itp. Nie przyjmujemy jednak refleksji na temat tragedii smoleńskiej z powodu wyczerpania tematu. / Redakcja /

Galeria AYA _ PRIVATE ROOM finisaż wystawy Moniki Panek

Ireneusz Walczak _ My Home Is My Language _

_

W NUMERZE: Nagroda LUX EX SILESIA dla prof. Macieja Bieniasza _ _

Sławomir Brzoska felieton PEREGRYNACJE = SZTUKA _ Autoportrety chiazmatyczne

DNI OTWARTE w ASP w Katowicach 12-13 grudnia 2012 _ spotkania konsultacje wykłady warsztaty _

Olga Pałka-Ślaska recenzja z wystawy w Odziale Grafiki Muzeum Historii Katowic

Michał GAYER _ Chodzenie w nocy _ wystawa w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie

zapowiedź wystawy Dagny Krzystanek _ PRZYPOMNIANE I WYOBRAŻONE

Wydziału Artystycznego Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach we współpracy z Zakładem Kultury Literackiej Instytutu Nauk o Kulturze UŚ w Katowicach.

Dominik Ritszel _ HIPER OKO tekst Andrzeja Tobisa

OPTYMIZM _ zapowiedź wystawy Adama Laski i Szymona Szewczyka w Rondzie Sztuki 16 grudnia!

Urban Legends Legendy Miejskie _ relacja z wystawy studentów Pracowni Interdyscyplinarnej i Pracowni Interpretacji Literatury ASP w Katowicach / Galeria ZPAF w Katowicach / _

PICASSO w Rondzie Sztuki

_

Pismo artystyczne / nr 01 / 2012

Szymon Kobylarz _ Improwizowany schron

www.asp.katowice.pl www.inok.us.edu.pl _ _ www.facebook.com/#!/MALARSTWO.W.KATOWICACH www.facebook.com/Kolo-Naukowe-Malarstwa www.facebook.com/Grafika-Warsztatowa-ASP-Katowice

HYBRYDA Festiwal ART sSAFka _ wystawa interdyscyplinarna w Starym Hotelu Śląskim / Katowice, ul. Mariacka /

Lesław Tetla _ Strukturalna jednostka mieszkaniowa / Galeria Kierat w Szczecinie /

Sukcesy grafików z katowickiej ASP na III Międzynarodowym Biennale Grafiki Cyfrowej Gdynia 2012 GRAND PRIX dla Judyty Bernaś!

MACIEJ LINTTNER felieton Linttnernotatki _

Festiwal Nowej Scenografii _ podsumowanie _ opinia Adama Kowalskiego Dyrektora Centrum Scenografii Polskiej Oddziału Muzeum Śląskiego

Zespół redakcyjny:

Zespół projektowy:

Współpraca:

Maciej Linttner / Redaktor Naczelny /

Małgosia Rozenau Michał Minor Roman Kaczmarczyk

Koło Naukowe Malarstwa Koło Naukowe Grafiki ASP w Katowicach

Kazimierz Cieślik Violetta Sajkiewicz Aleksandra Dębska-Kossakowska Dominika Kowynia Małgorzata Szandała Joanna Zdzienicka Marcin Białas Paweł Szeibel

Projekt i skład nr 01: Małgosia Rozenau Okładka: Sławomir Brzóska Autoportrety chiazmatyczne


03

osobowość

Malarz, grafik i wieloletni pedagog Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, prof. Maciej Bieniasz odebrał Nagrodę z rąk metropolity Katowickiego abp. Wiktora Skworca.

MACIEJ BIENIASZ

Uroczystość miała miejsce w niedzielę 14 października 2012 w Katedrze Chrystusa Króla w Katowicach podczas Międzyuczelnianej Inauguracji Roku Akademickiego.

TEKST / Marta Rusek-Cabaj FOTO / Arkadiusz Gola / Dziennik Zachodni

LUX EX SILESIA Maciej Bieniasz Światłem ze Śląska Lux ex Silesia - Światło ze Śląska ma wytyczać drogę, rozjaśniać mroki codziennej egzystencji, pokazując, że w wartościowy sposób można wędrować przez życie. Nagroda, przyznawana od 1994 roku przez metropolitę górnośląskiego, premiuje

artystów

lub

naukowców,

którzy odznaczają się wysoką moralnością i których praca wniosła nowe wartości w kulturę Górnego Śląska. W tym roku, po raz pierwszy w historii, nagrodzono poetę obrazów - malarza, grafika i rysownika Macieja Bieniasza.

Artysta urodził się 22 grudnia 1938 roku

w Krakowie. Być może bliskość świąt Bożego Narodzenia wpłynęła na twórczość Bieniasza, dla którego dialog z zastaną rzeczywistością silnie sprzęgnięty był z wiarą katolicką. Studia rozpoczął na Wydziale Malarstwa krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie w 1963 roku otrzymał dyplom. Wcześniejsza edukacja w szkole plastycznej zaowocowała znajomością z późniejszymi kolegami z grupy Wprost: nigdy nie powstałej formalnie, ale stanowiącej swoisty szyld ich wspólnych wystaw. Określenie „wprost” opisywało ich sztukę: interwencyjną, dotykającą istotnych aspektów ludzkiego życia. W tekście opublikowanym przy okazji pierwszej wystawy w 1966 roku pisali: „Chcemy wyrażać wprost, nie pomijać wielorakich

możliwości w plastyce: tematów, symbolik, form znaczących, tworzywa stosowanego dla treści.” W katalogu-gazetce z 1969 roku dodali: „Wyrażać wprost znaczy ukazywać w możliwie bezpośredni, otwarty, nieprzesłonięty konwencjami sposób to, co wynika z przeżywania, w nadziei, że treści przeżywane okażą się znane i bliskie każdemu. (…) Pokazując to, co robimy, niejako »w trakcie«, pragniemy stworzyć stan współobecności autora i widza w świecie wyobrażeń o naszej egzystencji”. Każdy z „wprostowców” realizował przy tym własną wizję sztuki, dla Bieniasza istotny element stanowiła religia. W czasach, kiedy nie zapraszano jej do szkół (o regularnych spotkaniach nie wspominając), była indywidualnym, dojrzałym wyborem artysty. Wizerunek malarza z Biblią w ręku na tyle trwale zakodował się w świadomości przyjaciół, że takowy portret stworzył artyście Jacek Waltoś, również członek krakowskiej grupy Wprost. W jego Piecie w trójnasób i czwarty (będącej portretem „wprostowców”) Bieniasz stoi nieco z boku, przygląda się kolegom, omieciony innym niż oni światłem. Trudno o lepszą metaforę jego artystyT cznej postawy: wnikliwego obserwatora, któremu lektura Pisma oświetla drogę. W jego dziełach dominowała zresztą tematyka religijna: pierwsze, pełne ekspresji wizerunki uproszczonych, zdeformowanych postaci, ilustrowały Rzeź niewiniątek, przedstawiały postać biblijnego Uzzy. Artysta komentował pędzlem wydarzenia polityczne (między innymi zabójstwa Kennedy’ego i Martina Luthera Kinga), oceniał kulturę popularną (przykładowo w dziele W co się bawić), ć z resztą grupy Wprost obnażał zakłamanie państwa socjalistycznego (tytuł jednej z prac stanowił cytat słyszanego na dworcach komunikatu: Jest opóźniony ok. 120 min.). Inspiracja powieścią Bułhakowa zaowocowała rysunkami z cyklu Mistrz i Małgorzata silnie nawiązującymi do wiary Bieniasza, niepozbawionymi zresztą wątków auto-

biograficznych. Kolejne lata przyniosły aktywność w Ruchu Kultury Niezależnej; artysta zaczął malować martwe natury z przedmiotami-symbolami (przykładowo Chleb z 1987 roku). Komentowały one rzeczywistość równie dosadnie, co wcześniejsze prace. W roku 2007 powstał cykl Moi mistrzowie - Bieniasz stworzył wówczas portrety (nawiązujące formą do trumiennych) swoich duchowych i mentalnych mentorów. Wśród nich znaleźli się Adam Hoffmann (reprezentujący malarzy), Josif Brodski (odwołujący się do poetów i pisarzy), Thomas Merton (symbol ludzi modlitwy) i Jacek Kaczmarski - poeta i pieśniarz. Twórczość tego ostatniego nawiązywała zresztą do poetyckich aspiracji samego Bieniasza. Choć artysta przekonywał: „Nie jestem poetą.” (a swoją zabawę słowem traktował raczej jako formę literackiego grzechu), jego „parę zdań, które »przyszły do głowy«, jakiś obraz ze słów” układały się w wersyfikowane „tak zwane myśli”. Cenzura niejednokrotnie miała problem z przyporządkowaniem dzieł Bieniasza. Artysta nie tylko przeczył gierkowskiej propagandzie. Jego sztuka nie znała tematów tabu, ujmowała życie… wprost. Zmiana miejsca zamieszkania dała początek nowym wartościom w sztuce Bieniasza. Przeprowadzka do Katowic przyczyniła się do stworzenia swoistego Portretu miasta. W opozycji do starego Krakowa - grodu Kraka - stolica Śląska jawiła się artyście jako przestrzeń niezwykle młoda. Rosnąca fascynacja znajdowała ujście w licznych pracach ilustrujących zniszczenie „nowego” miasta: zdewastowane ściany kamienic, puste podwórka, perony, wysokie i zdehumanizowane ściany wieżowców. Powstałe wówczas prace charakteryzowały się ciemną tonacją, jakby kreślone węglem, zawierały się w kombinacjach czerni i bieli (z uwzględnieniem koloru pośredniego - dominującej szarości).

Zachęcały do refleksji, pisały alternatywną historię rodzącej się metropolii. „Okres mojej formacji przypadł na Śląsk, stąd mogę powiedzieć, że czuję się Ślązakiem z wyboru”, przyznał Bieniasz, odbierając nagrodę Lux ex Silesia. „Tutaj dojrzewałem i tutaj przeraziłem się Śląskiem, jaki zastałem i potem stwierdziłem, że ja go po prostu nie widziałem - przyjechałem tu z uprzedzeniami. Poznałem go i ucieszyłem się, że serce ma dwie komory i dwa przedsionki, bo jest co dzielić”. W jednym z listów do Mieczysława Szewczuka artysta napisał: „Do dziś najbardziej istotne dla mnie są pytania, jakie poprzez swoje kultury zadawali twórcy.” Prace Bieniasza, często wystawiane w kościelnej atmosferze sacrum, stanowią autorskie odpowiedzi na nurtujące ludzi odwieczne: „jak żyć?”, „jakim być?”. W tym aspekcie przyznanie twórcy tytułu „Światła ze Śląska” nie dziwi. Przypomina raczej o wielkiej roli sztuki - swoistej misji opowiadania ludziom świata

„Lux ex Silesia” (Światło ze Śląska) to nagroda, której nazwa odnosi się do dominikanina św. Jacka Odrowąża, którego nazywano w Krakowie „Ex Silesia Lux”, czyli Światło ze Śląska. Wśród dotychczasowych laureatów Lux ex Silesia znaleźli się m.in. językoznawca Irena Bajerowa, kompozytorzy Henryk Mikołaj Górecki i Wojciech Kilar, lekarze Kornel Gibiński i Franciszek Kokot, ordynariusz diecezji opolskiej abp Alfons Nossol, wieloletni redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego” ks. Stanisław Tkocz, dziennikarka Polskiego Radia Katowice Anna Sekudewicz, dyrektor Biblioteki Śląskiej Jan Malicki oraz Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk”.


04

osobowość

2001 / SERPENS Muzeum Okręgowe, Bydgoszcz wełna, lampa UV 350 x 2580 x 1025 cm

SŁAWOMIR BRZOSKA

2007 / Szkic w podróży Pustynia Atacama Chile

Peregrynacje = sztuka Archaiczni Grecy rozumieli sztukę jako rodzaj poiesis,

której celem było wydobywanie na jaw, odsłanianie bycia, ustalanie prawdy. Proces twórczy akcentowany ponad efekt końcowy rozumiany był tak samo jak wzrastanie natury, procesy organiczne. Tworzenie sztuki miało tam charakter methektyczny, polegało na uczestnictwie raczej niż naśladownictwie. Późniejsza, mimetyczna wizja klasyczna, sprowadziła sztukę do roli dydaktyki, naśladowania kopii, wśród których żyjemy. Echa tych najwcześniejszych intuicji pobrzmiewają do dziś w myśli Wschodu, gnozie, alchemii i mistyce średniowiecznej. Kiedy poznałem ten rodzaj pojmowania sztuki, noszący w sobie ontologiczną misję, stał mi się na tyle bliski, że na wiele lat wyznaczył moją drogę twórczą. Odpowiadał mi chyba dlatego, ponieważ dorastałem blisko ziemi pełnej skarbów. Pierwszymi materiałami, jakich używałem był metal. Nie mogło być inaczej, skoro jako potomek hutników wychowywałem się w pobliżu Huty Metali Nieżelaznych w Szopienicach, gdzie wraz z rówieśnikami w jesienne wieczory roztapialiśmy w zardzewiałych puszkach ołowiane ramy akumulatorów, znajdywane przy torach pociągów towarowych i wlewaliśmy w dna zużytych dezodorantów, dzięki którym płynny ołów przybierał półkolistą formę. Trujące tlenki niszczyły nam płuca, u mnie, jak i u wielu innych kolegów wychowujących się na „Blajówie”, pod hutą wykryto ołowicę, ale owe „alchemiczne” doświadczenia kształtowały moją świadomość i patrząc z perspektywy czasu, stanowiły istotny czynnik w późniejszych artystycznych decyzjach. Tory kolejowe jako granica do przekroczenia a zarazem nieskończona linia również jest w pewnym sensie obecna w tym, co robię obecnie. Nieco później zainteresowały mnie lektury Carla Gustawa Junga i Mircei Eliadego. Symbolika alchemicznych przedstawień trafiała bardziej do mojej podświadomości niż rozumu. Dawne ryciny ukazujące przemiany alchemiczne w swej istocie ukazywały procesy duchowe. Z tych zainteresowań powstały pierwsze prace z użyciem metalu, smoły i gipsu. W różnych konfiguracjach stosowałem żeliwo w formie naczynia, wypełnione czarną i białą jak jin i yang substancją, wyrażającą – z perspektywy czasu mogę to powiedzieć – zbyt dosłownie odmienne duchowe, dopełniające się wartości. Powstały takie prace jak Moja rozmowa z J. oraz pokazywana w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku a potem Muzeum Narodowym w Warszawie Rilke w Valais. W tym zestawie

niu podlegający rdzewieniu metal był jak poddające się upływowi czasu ciało. Smołę i gips reprezentujące w tych układach męskie i żeńskie pierwiastki duchowe wybierałem nie tylko z powodu kontrastu kolorystycznego. Smoła dla swej „plastyczności” i możliwości obróbki potrzebuje ognia, zaś gips – wody. Substancje te określały więc dwa podstawowe żywioły. Już w tych działaniach dokonywałem redukcji środków wyrazu, dochodząc do najbardziej elementarnych, symbolicznych wyobrażeń, jakimi są koło i kwadrat, oraz ich połączenia – mandali. Przez jakiś czas tę formę stosowałem w różnych wariantach, z użyciem wielu materiałów. W 1996 roku w toruńskiej galerii Nad Wisłą zrealizowałem swoją pierwszą pracę z użyciem sznurka. Nosiła ona tytuł Apeiron 1, dedykowałem ją Anaksymandrowi; presokratejskiemu filozofowi greckiemu. Umieściłem na ścianie biały kwadrat, na podłodze zaś metalowe koło wypełnione smołą, łącząc obwody obu figur i tak uzyskując kształt przechylonej kolumny. Forma kwadratu przechodziła płynnie w formę koła. Podobnie jak w pracach z kamieniami, ta linia była zamknięta; początek i koniec szpagatu spotykały się w tym samym miejscu. Rozciągając sznurki, moje dłonie pokonywały drogę od jednej do drugiej figury, od symbolu Kosmosu do symbolu Ziemi. Zdałem sobie sprawę, że pracując nad tym obiektem, odbyłem rodzaj podróży pomiędzy dwoma symbolicznymi formami, określającymi Ziemię i Kosmos. Rok później w Galerii Wschodniej w Łodzi zrealizowałem instalację dedykując ją bezpośrednio Anaksymandrowi, anektując dwa pomieszczenia, w których tak jak w Toruniu, połączyłem sznurkami obwody kół i kwadratów Tym razem trzy takie formy, „tunele”, biegnące w trzech kierunkach, przecinały się w jednym miejscu, tworząc niby – bryłę o kształcie będącym czymś pomiędzy kulą a sześcianem. Działając w ten sposób, naturalnym ograniczeniem moich instalacji stały się ściany, sufit i podłoga. Można więc powiedzieć, że przestrzeń „wypełniała” się instalacją. Dokonując obliczeń, podziału przestrzeni, wbijając gwoździe, rozciągałem równolegle sznurki, wykonując opus, stopniowo coraz bardziej skupiając się na samej czynności rozciągania szpagatu, który przebiegając kilometrami przez moje palce naprężany wydawał dźwięki. Przestrzeń, w której pracowałem zacząłem postrzegać jako alchemiczne naczynie, w którym wszystko, co się pojawiało i co dopuszczałem do wnętrza miało swoje

konkretne znaczenie. Jednocześnie taka koncepcja przestrzeni była równoznaczna z traktowaniem jej w kategoriach Kosmosu, bo dla alchemików i mistyków cały świat to naczynie. Takie rozumienie miejsca skłaniało mnie do większego skupienia podczas pracy, do wsłuchiwania się nawet we własne kroki, oddech, dźwięk rozciąganego szpagatu. Precyzyjne wymierzenie przestrzeni, wbicie gwoździ, zwykłe wytarcie kurzu i umycie podłogi w galerii stało się częścią rytuału. Praca nad instalacją była rodzajem medytacji, absolutnej obecności, podczas której uważałem na każdy swój krok, pilnowałem naprężeń kolejnych linii, ich równoległości. Wymagało to samotności i maksymalnego skupienia na tym, co tu – i – teraz. W tamtym czasie udałem się w pierwszą podróż do Indii, która zaważyła na moich dalszych, nie tylko artystycznych zainteresowaniach. Zetknąłem się tam z hinduistyczną filozofią nauczaną przez Wedy, według której cały Kosmos istnieje pomiędzy wdechem i wydechem boga Brahmy. Ta hinduistyczna intuicja zbiegała się z naukowymi teoriami o rozszerzającym się i kurczącym Wszechświecie. Wzbogaciłem tym samym rozumienie własnej pracy artystycznej o kosmiczny wymiar. W kolejnych realizacjach zacząłem rezygnować z używania figur geometrycznych montowanych na ścianach i podłogach; zainteresowała mnie cała przestrzeń – teraz już naczynie, w której przychodziło mi pracować. Zamiast wyciętych w drewnianych płytach kwadratów i kół, zacząłem używać ściany a naturalne podziały wnętrz dyktowały rozwiązania. Można powiedzieć, że te puste przestrzenie stawały się Kosmosem a ja ich kreatorem. Taką była instalacja pt. Simplicioris zrealizowana w Galerii ON w 1998 roku, w której sznurki biegnące od równoległych belek stropowych spotykały się w jednej linii na drewnianej posadzce. Do budowy tych struktur używałem wpierw szpagatu, który potem zastąpiła wełna, bardziej przyjazna i dająca więcej możliwości. Pierwszą pracą z użyciem białej wełny była instalacja zrealizowana w 2000 roku podczas VII edycji Konstrukcji w Procesie, w piwnicy spichlerza na Wyspie Młyńskiej, należącej do bydgoskiego Muzeum Okręgowego. Użyłem tam też po raz pierwszy jarzeniówek ultrafioletowych, dzięki którym wełna odbijała światło a zbyt aktywne elementy przestrzeni pozostały niewidoczne. Jarzeniówka ultrafioletowa stała się widocznym elementem całości a jej rozmieszczenie w przestrzeni pozwoliło na akcentowanie niektórych obszarów świecącej instalacji Swoista, lunarna aura odbitego od białej wełny światła


05

osobowość

SŁAWOMIR BRZOSKA urodził się w Szopienicach. Jest artystą dla którego inspiracją stały się podróże. Przynajmniej jeden raz okrążył ziemię. Można wyliczyć miejsca, w których był, ale lepiej napisać „był wszędzie”, a jeśli nie był, to z pewnością będzie. Od 1997 roku jest związany z Uniwersytetem Artystycznym w Poznaniu, gdzie prowadzi Pracownię Działań Przestrzennych. Od października prowadzi autorską pracownię rzeźby w Katedrze Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach.

2012 / Z wojownikiem plemienia Dani Dolina Baliem, Papua Zachodnia

bliska była efektom wirtualnym. Choć instalacja stała się nieco bardziej estetyzująca, samo znaczenie procesu tworzenia i destrukcji nie uległo zmianie. Od tego czasu dość często używam takiego oświetlenia, na ogół wtedy, gdy przestrzeń jest zbyt agresywna wobec planowanej instalacji. Rok później w spichlerzu Wyspy Młyńskiej Muzeum w Bydgoszczy zrealizowałem podczas wystawy indywidualnej dużą ekspozycję na trzech piętrach. Na najniższym poziomie Czerwonego Spichlerza znajdowała się instalacja oświetlona światłem ultrafioletowym o nazwie Serpens, zbudowana z białej włóczki rozciągniętej pomiędzy kolumnami a drewnianą podłogą, na której gwoździe biegły „slalomem”, dzięki czemu powstały formy, przypominające stożki, ale też wirujących w ciemnej przestrzeni derwiszy. Analogia z mistyką Bliskiego Wschodu dotyczyła nie tylko formy, ale i materiału, z jakiego zrobiłem tę oraz kolejne instalacje: w literaturze znalazłem informację, że islamski ruch mistyczny – sufizm wziął swoją nazwę od słowa suf oznaczającego wełnę, a pierwsi jego wyznawcy trudnili się tkactwem. Instalacje były efemeryczne. Po wystawach sznurki zwijałem w kłębek a dekonstrukcja ta stanowiła nie mniej istotny element pracy jak akt tworzenia tych struktur. Rolki szpagatu i motki wełny, z których realizowałem swoje prace, zajmujące całe przestrzenie, po demontażu i zwinięciu mogły zmieścić się w rękach, co skojarzyłem z hinduistyczną teorią dotyczącą kosmicznego oddychania. Tak powstał pierwszy Wydech; obiekt w kształcie kuli średnicy kilkunastu centymetrów. Był to owinięty na specjalnie przygotowanej metalowej formie sznurek ze zwiniętej instalacji, wewnątrz którego umieściłem soczewkę i podświetlony slajd ukazujący pracę przed demontażem. Widz mógł wejrzeć do środka, by zobaczyć ten sam materiał w innym „stanie skupienia”. „Zamrożony” na błonie, zanikający z upływem czasu wizerunek przeszłości był jak nasionko w owocu: zawierał pamięć oraz potencjalność. Zdałem sobie sprawę, że budując te przestrzenne struktury nie robię nic innego, jak podróżuję; wędruję w przestrzeniach pomiędzy z góry wyznaczonymi na ścianach, podłodze i suficie punktami. Trójwymiarowy, linearny rysunek stanowi ślad, jaki pozostawia w przestrzeni moje ciało i ręce. Gotowa instalacja to obraz wędrówki, którą odbyłem do świata zwizualizowanego na jej końcu. Realne wędrówki były nie mniej istotne od podróży w przestrzeniach galeryjnych. Na tej mapie zaznaczone są

odwiedzane kraje, niektóre wielokrotnie. Moje drogi kierowały się głównie w stronę miejsc, zachowujących swoją archaiczność. Od kilkunastu lat wędruję głównie po Azji, poddając się zastanym tam sytuacjom. Szukam kontaktów z ludami, którym wędrówka, nomadyzm, bycie – w – drodze, od setek, tysięcy lat określa ich tożsamość. Odwiedzałem Mongołów wędrujących z jurtami po stepach, mauretańskich koczowników na skraju Sahary czy na radżastańskiej pustyni Thar, pasterzy z południa Etiopii, Beduinów na Bliskim Wschodzie, rdzennych mieszkańców Oceanii. Latem tego roku po raz drugi odwiedziłem Papuę Zachodnią, gdzie w górach Doliny Baliem można spotkać ludzi, którzy całkiem niedawno wyszli z epoki neolitu, gdzie do lat 60. nie znano metalu. Prowadziłem tam warsztaty plastyczne z dziećmi, co było niezwykłym i owocnym doświadczeniem chyba dla obu stron. Przemierzając kontynenty, pozostawiam efemeryczne ślady swej bytności najczęściej w postaci owiniętych włóczką, napotkanych głazów. To rodzaj mikropodróży, jaką odbywają moje dłonie wokół mikroświatów. Potrzebuję właściwie obu tych aktywności: realizowania się w galeriach, jak i w otwartym świecie. O ile jednak budowanie instalacji ze sznurka w zamkniętych przestrzeniach to podróż harmonijna, uporządkowana, przebiegająca skrupulatnie najkrótszą drogą pomiędzy wymierzonymi i wyznaczonymi punktami, realne podróże są intuicyjne i improwizowane. W podróżach realizowałem też wiele akcji i performances, obrazujących człowieka wędrującego, poruszając problem zderzenia dwóch rudymentarnych sposobów istnienia: nomadycznego oraz osiadłego. Jest mi bliskie rozumienie sztuki charakteryzujące twórczość archaicznej Grecji. W presokratejskiej kulturze określające sztukę słowo téchne przynależy sztuce oraz rzemiosłu, ale w pierwotnym znaczeniu oznaczało ono pewien stan wiedzy. Archaiczna Grecja nie znała naszego rozumienia pojęcia „estetyka” a sztuka nie była działalnością kulturalną, lecz odkrywczą. Jak sądzono i jak to opisuje Heidegger, ukrytą prawdę można było wydobyć tylko poprzez działanie twórcze. Swoje poszukiwania w sferze sztuki odbywam w pojedynkę. W przestrzeniach galerii, jak i w przestrzeniach otwartych świata działam sam. „Kiedy się pisze, trzeba to robić tak, jakby się było samemu na świecie, częścią absolutu. Inaczej – po co?” mówił Emil Cioran w rozmowie z pewnym dziennikarzem. Rilke zaś pisał, że „sztuka zmierza od samotnych do samotnych, wysokim łukiem przechodząc ponad

ludem. Lud jest tylko pewnym okresem niedojrzałości (…)”. Można jeszcze cytować wielu filozofów, myślicieli, artystów, którzy akcentowali wartość pracy nad samym sobą właśnie w samotności. Samotność, o której tu mówię, nie oznacza oderwanego od rzeczywistości introwertyzmu twórcy, mającego problem z nawiązaniem kontaktu z otoczeniem. To nie zamknięcie się na świat, lecz przeciwnie - maksymalne otwarcie. W tym stanie można usłyszeć prawdziwe dźwięki, dostrzec prawdziwe kształty i właściwie zinterpretować te doświadczenia. W taoizmie metafora mówiąca, że „pięć barw czyni ludzi ślepymi, pięć dźwięków czyni ludzi głuchymi”, dotyczy właśnie przesytu. Wśród ludów pierwotnych wciąż praktykowane są inicjacje dojrzałościowe polegające na okresowym oddaleniu. Bycie na pustkowiu pozwala bowiem na obcowanie z demonami i duchami przodków, symbolizuje śmierć i ponowne narodziny. Mam też większe zaufanie do artystów, których dzieła rodzą się w samotności. Trzymając się z dala od zgiełku pędzącego świata nie ulegają pokusom łatwości i powierzchowności. Wierzę w autentyczność Katarzyny Kobro, w podróże Richarda Longa, w medytacje i radykalizm poszukiwań formalnych Ada Reinhardta, powagę i intuicje Marka Chlandy, i wierzę w szczerość intencji dłoni Andrzeja Szewczyka. Ten ostatni artysta jest mi szczególnie bliski i to nie tylko dlatego, że tak jak ja urodził się w Szopienicach. Przez lata naszej przyjaźni, aż do śmierci, wskazywał fundamentalne dla moich działań drogowskazy. Andrzej Szewczyk powiedział kiedyś w rozmowie: „Sztuka jest ciałem subtelnym, gdzie materię formuje duch. Jest jedna ciągła i gęsta linia jak arteria pełna krwi od Altamiry do dzisiaj. Artysta znajduje się na niej albo nie. (…) Mam kilkanaście tysięcy lat podążając tą linią.” Z beduińskiego namiotu, papuaskiego honai, indyjskiej lepianki, mongolskiej jurty, albo też przemierzając samotnie pustynie świat, i cała reszta, z której czerpię, łącznie z własnymi trzewiami, jawi się w swojej naturalnej czystości i uporządkowaniu. Może to kolejna iluzja, lecz mnie jest potrzebna. Trudno mi wytłumaczyć to słowami, ale po powrocie z realnych podróży zawsze odczuwam autentyczną chęć tworzenia

Sławomir Brzoska / listopad 2012 / www.s-brzoska.pl




08

zobaczone

IRENEUSZ WALCZAK TEKST / Roman Lewandowski

Niedawno miał miejsce finisaż wystawy Ireneusza Walczaka My house is my language, prezentowanej w Galerii Holu Głównego Biblioteki Śląskiej w Katowicach. Wystawa miała wcześniej swoją główną odsłonę w katowickim Rondzie Sztuki. Prezentowany cykl prac odwołuje się do problematyki szeroko i wąsko postrzeganej tożsamości, pamięci i identyfikacji z językiem.

Myhouseismylanguage Prezentowane na wystawie My house is my language prace Ireneusza

Obóz Zgoda / 2010 / olej / płotno / 150 x 150 x 17 cm

Walczaka stanowią unikalny przykład odnajdywania i rozpoznawania tego, co w śląskiej i polskiej tożsamości zostało zapomniane, wykluczone bądź rozproszone w rezultacie rozmaitych historycznych zawirowań, jakie stały się naszym udziałem na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Artysta w swoich najnowszych obrazach z niezwykłą pieczołowitością i konsekwencją przywołuje oraz odtwarza narracyjne wątki i motywy, które mogą poświadczać o próbie identyfikacji z miejscem i człowiekiem. Istotą tych poszukiwań i zabiegów jest rozpoznawanie, rekonstrukcja i rehabilitacja zarówno indywidualnej, jak i zbiorowej, tożsamości. Chodzi tutaj nie tylko o pamięć oka czy ucha, ale przede wszystkim o najbardziej fundamentalne emocje oraz uczucia sytuujące człowieka w konkretnym czasie i bliskiej mu przestrzeni. Walczak, niczym antropolog i etnograf, kolekcjonuje i relacjonuje słowa, zwroty, obrazy i anegdoty, pochodzące z przenikających się na Śląsku zasobów gwar oraz języków. Odnotowuje także swoje spotkania z dziełami ważnych dlań artystów. Jest to bez wątpienia próba uniwersalizacji tego, co lokalne i jednostkowe, aczkolwiek zabieg ten ma również aspekt indywidualizacji. Interpretując śląskość jako kategorię leksykalną, artysta nie odrzuca jej walorów egzystencjalnych, a – co więcej – rozpoznaje w śląskości na pozór utracony wymiar istnienia każdego człowieka zamieszkującego ten region. Prace na wystawie My house is my language z zamierzenia mają dotykać ziemi, człowieka i duchowości. Artysta staje tu niekiedy w szranki z topografią, historiografią i polityką. Dlatego na obrazach pojawiają się rozpoznawalne miejsca i motywy urbanistyczne: pomniki, kopalnie, przestrzenie rekreacji i miejsca kaźni. A pośród nich tytułowy dom artysty, który stanowi rodzaj centrum w tym zdecentrowanym i zdesakralizowanym świecie. Walczak nie odżegnuje się od sentymentów, choć w sposób krytyczny, a przecież i nie bez emocji, wyszukuje w tych labiryntach i archiwach sieci wzajemnych, niegdyś utraconych, powiązań, uaktywnia traumy i białe plamy, rekonstruuje i uobecnia to, co nieobecne. Jest to znany z dzieciństwa zabieg „łączenia kropek” w jeden scalony wizerunek, który posiada historię i teraźniejszość. Śląsk jest w nim dyskursem i stanem umysłu kumulatywnie i dojmująco obecnym

Rondo Sztuki / Katowice / 09.03 -- 30.03.2012 Biblioteka Śląska / Katowice / 05.10 -- 15.11.2012

KON SUL TACJE ASP

Od listopada 2012 na wszyskich kierunkach ASP w Katowicach ruszyły bezpłatne konsultacje dla osób chcących zdawać do ASP w Katowicach. Zapraszamy do zwiedzenia pracowni, porozmawiania o tym, jak przygotować się do egzaminów, oraz do pokazania swoich prac. Konsultacji oraz korekty prac udzielać będą pedagodzy ASP w swoich pracowniach >>>>

MALARSTWO

Każdy czwartek i piątek w Katowicach przy ul. Dąbrówki 9. Należy zgłosić się na portierni.


09

zobaczone

OLGA PAŁKA-ŚLASKA TEKST / Marta Rusek-Cabaj

Rytualna podróż wgłąb wyobraźni Od drugiego października do szesnastego listopada

bieżącego roku w Oddziale Grafiki Muzeum Historii Katowic można było obejrzeć prace Olgi Pałki-Ślaskiej, wyróżniającej się wychowanki Pracowni Druku Wklęsłego profesora Jana Szmatlocha, która zdobyła dodatkowy dyplom w Pracowni Malarstwa profesora Jacka Rykały. Tajemnicze malunki, migoczące w jaskini języki ognia, grafiki, które pobudzają wyobraźnię. Olga Pałka-Ślaska zaprasza do wędrówki w głąb jaźni, do poszukiwania ułamków tchnienia w inspirowanych naturą kształtach. Swą podróż rozpoczyna od źródeł – i dosłownie, i w przenośni. Egipski kamień benben, który wyłonił się z wody dając początek byciu, australijski monolit Uluru stają się swoistym punktem wyjścia. Bazą, na której – jak w dawnych wierzeniach –zarysował się cały świat obecny. Magiczna aura monolitu skłoniła artystkę do posiłkowania się barwną inspiracją – mitem. „Mitologizuję swój świat”, zdradza Pałka-Ślaska, tłumacząc: „Uciekam od klasyfikowania w stronę własnych form »tworów-mitów«, wyodrębnionych z kontekstu, o nowym znaczeniu.” Do tworzenia znaczeń zaprasza zresztą odbiorcę, przed którym otwiera „obszerne pole interpretacyjne, co, być może, pozwoli mu odnaleźć własne, bliskie tylko jemu sensy”. Procesowi kreacji służy zagospodarowanie przestrzeni samej wystawy: biel ścian koresponduje z wizją artystki, by odbiór prac uczynić możliwie najbardziej niezapośredniczonym. W ujęciu tym grafiki stanowią swoiste czyste kartki, które każdy winien wypełnić własną siatką znaczeń. Pałka-Ślaska wyjaśnia: „Zamykam obiekty w czerni, aby nadać im powagi, splendoru, elegancji, jakby znaleźć się miały w gablocie, klaserze. Chcę, aby otoczona czernią forma zatrzymała uwagę odbiorcy na jej wnętrzu, by ciekaw był głębszej warstwy, dokonywał kolejnej odsłony”. Ograniczone ramą i wewnętrznie wyodrębnione grafiki przypominają swoiste preparaty mikroskopowe.

Artystka przyznała się zresztą do wzmocnienia – na etapie prac przygotowawczych – swojego zmysłu wzroku mikroskopem elektronowym. Fragmenty roślin, nitki ludzkich włosów i drobinki pyłu atmosferycznego urzekły ją fakturą i kolorem, niewprawnemu oku biologa, ale wnikliwemu oku artysty wydały się pociągające. Fascynacja życiem i inspiracja formami biologicznymi znalazła odzwierciedlenie również w formie prac Pałki-Ślaskiej: niektóre z grafik „poprzecinane” są liniami w odcieniu skrzącego się grafitu, jakby dla przypomnienia o podstawowym składniku budującym świat organiczny: węglu. Prace artystki stanowią ilustracje wielowymiarowego obrazu świata. Do wykorzystanego w nazwie wystawy epitetu Pałka-Ślaska dodaje drugi: zróżnicowanie. Pomimo bowiem pierwotnego wrażenia wszechpodobieństwa, każda z prac opowiada odrębną historię, jak w życiu: spójny obraz rzeczywistości składa się z wielości różnorodnych form. Jaką historię ja wyczytałam? Grafiki Pałki-Ślaskiej stanowią dla mnie migawki rytualnego tańca, ujęcia trzaskającego ogniska, które utrwalono pstryknięciem natchnionego palca. To plemienne narracje przekazujące wiedzę o życiu, tajemnicę istnienia. Niepozorne na pierwszy rzut oka, przy bliższym oglądzie i odwadze osobistego odbioru zyskują na sile. Być może właśnie takie ich zadanie: w miejsce uniwersalizującej przypowieści aktywizowanie historii każdego człowieka.

Jaką opowieść ty wyszeptasz do ognia?

Cyklem grafik w technice druku wklęsłego Olga Pałka-Ślaska obroniła doktorat w październiku b.r. Temat pracy doktorskiej: Wielowymiarowy obraz świata.

GRAFIKA

PROJEKTOWANIE GRAFICZNE

WZORNICTWO

Każdy wtorek i środa w Katowicach przy ul. Koszarowej 19. Przed pierwszą wizytą należy zgłosić się do dziekanatu Wydziału Artystycznego przy ul. Raciborskiej 37.

Każdy wtorek i środa w Katowicach przy ul. Koszarowej 19. Przed pierwszą wizytą należy zgłosić się do dziekanatu Wydziału Projektowego przy ul. Koszarowej 19.

Od poniedziałku do piątku w Katowicach przy ul. Raciborskiej 37. Przed pierwszą wizytą należy zgłosić się do dziekanatu Wydziału Projektowego przy ul. Koszarowej 19.

Dwa pokoiki w katowickiej kamienicy. Białe ściany i ramy -klasery kryjące świat w skali mikro i makro. Pozostaje spocząć na – niby przypadkowym – sześcianie, swoistej Wszechiskrze, i – kontemplując prace katowickiej artystki – otworzyć się na transformację własnej wyobraźni.


zobaczone

10

Wystawa studentów Pracowni Działań Interdyscyplinarnych i Pracowni Interpretacji Literatury ASP w Katowicach TEKST / Małgorzata Szandała / FOTO / Marek Wesołowski

Urban Legends

Nowy system myślenia nie wyeliminował z naszego życia potrzeby mitologizacji, jest ona nadal zjawiskiem powszechnym. (…) Współczesna legenda miejska zaprzecza temu, że człowiek współczesny wyzwolił się z dawnego mitologicznego zniewolenia... Dionizjusz Czubala Współczesne legendy miejskie

Mity i opowieści z jakimi można się zetknąć na

wystawie, to przede wszystkim obrazy. Obrazy poddane przekształceniom, wielowarstwowe, swoją strukturą oddające społeczno-topograficzną tkankę miasta - barwną i gwarną publiczną przestrzeń.

Joanna Zdzienicka

/ OD SIEDEM DO DZIESIĘĆ / TEKST / Małgorzata Malinowska-Klimek

N

a wystawie w katowickiej Galerii Ateneum zostały zaprezentowane dzieła, będące częścią projektu Archiwum, realizowanego przez artystkę od czterech lat oraz Suplementy do tego projektu. Artystka pokazała prace powstałe w okresie lipiec – październik tego roku, co zostało zasygnalizowane w nazwie wystawy. Archiwum jest artystycznym zapisem każdego dnia z życia artystki. Z ogromnej liczby tysiąca czterystu elementów, w Ateneum można było zobaczyć te powstałe w ostatnich miesiącach. W formie prostopadłościennej skrzynki Joanna Zdzienicka zawiera codzienne zdarzenia, przemyślenia i reakcje na świat zewnętrzny. Na drewnianych ściankach osadzają się minuty i godziny, we wnętrzach zagnieżdżają się całe poranki i popołudnia. Z ogromną konsekwencją artystka zapisuje to, co już zaistniało, a jednocześnie tworzy nowy byt – jednostkowe dzieło sztuki. Każda kartka z tego dziennika ma bowiem charakter dzieła, i to zarówno pod względem estetycznym, jak i treściowym. Od strony formalnej większość modułów zdradza fascynację Zdzienickiej materią malarską: pełno tu wielokrotnie nakładanych warstw farby, zastosowania różnych jakościowo materiałów. Użycie

marekwesolowski.blogspot.com

Mówią więc o przestrzeni - nie tylko tej namacalnej, ale i tej iluzorycznej. Wątki legend miejskich jak wirus penetrujący organizm, wnikają w wielowymiarową rzeczywistość, a tropienie ich może odbywać się zarówno w realu, jak i w wirtualu.

Galeria ZPAF Katowice ul. Św. Jana 10 III piętro

Z założenia tradycyjna fotografia, odbitka fotograficzna, czy metoda pracy fotografa-obserwatora (czytaj: tropiciela miejskich legend) są punktem wyjściowym dla prac prezentowanych na wystawie. Stąd obok obrazów w konwencji klasycznie rozumianej fotografii pojawia się video, instalacje, projekty multimedialne

koloru jest przemyślane i rozważne. Pomysłowość formalna artystki wydaje się nieskończona. Jednak wszelkie skojarzenia z malarstwem materii lub malarstwem abstrakcyjnym tutaj się właśnie kończą, gdyż strona estetyczna nie jest ani powodem, ani ostatecznym celem stworzenia tego cyklu prac. Jest nimi artystyczna refleksja nad upływającym czasem i jego materią. Nie chodzi o odliczanie minut, ale tego, co one zawierają. Zdzienicka bada zawartość każdego dnia, waży ciężar zdarzeń i myśli. Czasem pojedyncza refleksja dominuje nad całą dobą – jaką jednostkę czasu tak naprawdę zajmuje? Znamienne, że każde zdarzenie multiplikuje swój czas: najpierw musi zaistnieć, później zostać artystycznie zakodowane. Zapis zazwyczaj trwa dłużej niż zdarzenie; sam również się nim staje, bo zajmuje czas. Nieodparcie przychodzi na myśl przypadek cytowanego przez artystkę Marcela Prousta, który drobiazgowo spisywał swoje wspomnienia i refleksje na ich temat, przez wiele lat siedząc w zamkniętym pokoju z zasłoniętymi okiennicami. Zużywał życie na zapisanie życia. Sytuacja młodej artystki tym się jednak różni, że, jak pisze, tworzy w skali 1:1, to znaczy na bieżąco, żyjąc niejako równolegle w świecie zdarzeń i świecie zapisu artystycznego. Jednak w wypadkach obojga artystów właściwą materią twórczości nie jest upływający czas, lecz zawarte w nim własne życie. Zdzienicka przelewa na skrzynki swoją miłość, swoje rozmowy w pracy, niepowodzenia, sukcesy i głaskanie psa. Otwarty sposób prezentacji projektu: ustawianie ich na półkach, zachęcanie do wyjmowania pojedynczych elementów – wszystko to potęgowało wrażenie wejścia do cudzego wewnętrznego świata. Przy tym nie ma w tym projekcie nic z ekshibicjonizmu; jest za to wiara w moc przywrócenia zdarzeniom ich ważności, ich objętości w czasie. Joanna Zdzienicka nie zamyka

się w raz obranej formie. Ciągle szuka i wierzy w sens takich poszukiwań. Stworzone w ostatnich miesiącach prace pt. Suplement to ciekawe próby uchwycenia „okruchów”, pozostałych w czasie tworzenia Archiwum, zarówno formalnych, jak i treściowych. Powstają bowiem z fragmentów materiałów, użytych w czasie malowania skrzynek, ze zużytych gazet, uzbieranych taśm. Są więc zapisem okresu, jaki artystka spędziła rejestrując swoje życie, rozegrane w jakimś fragmencie czasu. W ten sposób idea Archiwum rozgałęzia się, rozrasta w wielu kierunkach. Przypomina to poszukiwanie innych wymiarów, jednak nie równoległych-alternatywnych, ale dodatkowych. To zapis tęsknoty za uchwyceniem intensywności życia, wszystkich jego aspektów i warstw Kurator wystawy: Małgorzata Malinowska-Klimek. Wystawa była eksponowana w Galerii Ateneum w Katowicach od 26 października do 30 listopada 2012 r. joannazdzienicka.blogspot.com


11

TEKST / fragmenty / Marek Zieliński

zobaczone

„Twoje pióro wyczerpie się, zanim opiszesz w pełni to, co malarz za pomocą swej umiejętności przedstawi ci bezpośrednio. I język twój będzie zmorzony pragnieniem, a ciało sennością pierwej, zanim przedstawisz słowawami to, co malarz przedstawi ci w jednej chwili”. To słowa Leonarda da Vinci z Traktatu o malarstwie, mające podkreślić oraz uwydatnić kontrast pomiędzy wartością języka a siłą obrazu. W tak postawionej tezie odkrywamy zarówno wielkość i odwieczne pragnienie artysty, jak i pomyłkę. Każdy tekst służy nam do komunikacji, w wyniku czego zawsze musimy go uzupełnić własnymi doświadczeniami oraz wyobraźnią. Droga nie jest zamknię-

Świadomość i konieczność dialogu, na poziomie innym niż tylko przekaz obrazowy, bez wątpienia istnieje w artyście. Sztafeta, w której uczestniczy, precyzyjnie określona i zdefiniowana w początkowej fazie w dziełach Mondriana, Malewicza, sprowadzona została do kalkulacji

resowania, czy wręcz fascynację tą strukturą, która stała się wizualnym manifestem modernizmu w wymiarze zarówno przestrzennym, jak i czasowym. (...) Siatka stała się „wszechobecną formą w sztuce naszego wieku”. Stała się modelem stale powracającym, częściowo

Strukturalna jednostka mieszkaniowa

LESŁAW TETLA

ta, lecz jest pełna niuansów oraz niedopowiedzeń. Nawet w przypadku wykorzystania programów komputerowych, gdzie często obraz generowany jest automatycznie, posiadając przez to wyłącznie – zgodnie z matematycznymi algorytmami – charakter przygodny, język nie zostanie wyłączony z komunikacji. Na wystawie Lesława Tetli Miasto moduł, która miała miejsce w roku 2011 w Katowicach, rozstawione i precyzyjnie ulokowane obiekty – pingwiny wciąż były dopowiadane przez odbiorców, którzy zmuszali je do wędrówki po salach ekspozycyjnych.

estetycznej poprzez naturalizm form geometrycznych, czego symbolem jest siatka, w wielu przypadkach odrzucająca możliwość komunikacji werbalnej. Z początkiem XX wieku struktura siatki, która otrzymuje status emblematu modernizmu, skutecznie zniwelowała barierę pomiędzy sztukami plastycznymi a literackimi, dzięki czemu zamknęła te pierwsze w sferze wyłącznej wizualności, jednakże, jak pisze Rosalind Krauss, forteca wzniesiona na fundamentach z siatki wkrótce zamieniła się w getto. Nie wpłynęło to jednak na brak zainte-

wypartym, potem wracającym i nadal powracającym, ponieważ, co podkreśla Hal Foster w książce Powrót realnego, „historyczna awangarda i neoawangarda mają podobną strukturę, jako proces nieustannych protencji i retencji, jako skomplikowana sztafeta antycypowania przyszłości i rekonstruowanej przeszłości”. W konsekwencji powtórzenie posiada i uzyskuje charakter ocalający, charakter homeopatyczny, gdyż za sprawą powtórzenia wpisani zostajemy w sieć symboliczną. Dlatego też w spotkaniu z twórczością Lesława Tetli wszystko na początku wydaje się być proste: powtarzany wielokrotnie ten sam gest, konwencjonalna repetycja tych samych migotliwych oraz rozedrganych elementów o pozornie doskonałej i skończonej formie. Tak naprawdę jednak to struktura posiadająca charakter rozbitych, rozebranych i zdegradowanych fragmentów rzeczywistości. (...) Siatka powtórzeń dla artysty ma znaczenie fundamentalne, zarówno w przestrzeni formalnej, jak i ideowej.

Nie potrafimy odrzucić poczucia postępującej degeneracji, jesteśmy skazani na świat odsłaniający ciąg świadectw ułomności człowieka, jego intelektualnego oraz moralnego zatracenia, u podstaw których znajduje się fałszywa wiedza o świecie, czego skutkiem staje się obłędny ład ekonomiczno-społeczny oraz porządek polityczny. Artysta staje się przewodnikiem w obrębie tego absurdalnego i sceptycznego świata, gdzie uzasadnione staje się ograniczenie ludzkiej świadomości do najprostszych oraz najprymitywniejszych doświadczeń. Doświadczamy rozkładu systemu organizującego przestrzeń, odnajdujemy atrofię wspólnoty, nad którą unosi się chaos relatywizmu. (...) Lesław Tetla prowadzi nas po tym zagadkowym, absurdalnym i sceptycznym świecie, gdzie Centrum i osią świata zdają się być tajemnicze, opuszczone, martwe, a jednocześnie zagadkowe tzw. budynki użyteczności publicznej oraz nade wszystko pasaże oraz punkty handlowe, które zdają się być idealnym oraz niedościgłym wzorem nudy i absurdu. To po prostu moduły skrystalizowanego zła, odbijające światło przeszłości „idealnych kryształowych pałaców”, przed którymi ostrzegał Dostojewski w swej polemice z Michałem Czernyszewskim zafascynowanym londyńskim Crystal Palace, który miał symbolizować sen o przyszłości oraz zarazem otwierać nową erę cywilizacji zachodniej. (...) Lesław Tetla wkracza z pełną świadomością w tę bardzo precyzyjnie określoną wspólnotę zmysłową, w ten stypizowany świat przedmiotów kształtowany według ludzkiego porządku. (...) Nieprzypadkowym faktem jest to, iż Lesław Tetla jest z wykształcenia architektem, co z jednej strony uprawomocnia go do próby zdefiniowania świata poprzez przez własny alfabet form i treści opartych na linii. Jednakże z drugiej strony jest pełen sceptycyzmu wobec tej idealistycznej konstrukcji świata, nabiera wobec niej dystansu i dokonuje gestów, których celem jest podważyć jej fundamenty oraz dokonać aktu zakwestionowania. (...) Sceptycyzm, melancholia, geometria, architektura to elementy ściśle ze sobą powiązane, jednakże jak stwierdził Arystoteles w Metafizyce: „nie należy do zadań geometry badanie, czym jest przeciwieństwo albo doskonałość [...] lecz ograniczyć się do przyjęcia istnienia jako zasady rozumowania”. Geometria jest stałym elementem sztuki, lecz nie oznacza to, iż należy oddzielić ją od sztuki słowa, od innych atrybutów dzieła, takich jak wyobraźnia i sumienie artysty, czy też czas i przestrzeń. Oznacza to stworzenie przestrzeni wspólnej, która w przypadku twórczości Lesława Tetli wydaje się posiadać znaczenie fundamentalne

Projekt Blogosfera zrealizowany został dla galerii Strefa A w Krakowie 22.11.2012 / 31.12.2012

Strukturalna jednostka mieszkaniowa / Wystawa prezentowana była w ramach 24 Festiwalu Polskiego Malarstwa Współczesnego w galerii Kierat w Szczecinie / 9.10. - 30.11.2012

BLOGOSFERA_Paweł Mendrek

www.zpap.szczecin.pl

TEKST + opieka kuratorska / M.Szandała i E.Zasada blogosphera.blogspot.co.at

Średnio co 30 sekund publikowany jest nowy blog. Przestrzeń internetowa pomieści wiele. Możemy tam wrzucić nasze myśli, odczu-

cia, marzenia, wiedzę. Synkretyczność zjawiska zakłada brak sztywnych reguł, poza jedną: pamięcią. Wrzucone tam myśli nie giną, może trochę bledną. Spadają niżej w wyszukiwarce. Na wierzch przychodzą nowe, lepiej wypozycjonowane, świeższe, aktualniejsze. Powstaje swoisty wieloglos o człowieku, o tym kim jesteśmy, czego chcemy, co widzimy, wiemy, jak daleko sięga nasza percepcja. Czy gdyby nadać dzwięk wszystkim wpisom powstałby jazgot czy może zwykły szmer codziennych rozmów? Cała blogosfera nie wpływa na siebie nawzajem w całości, a jedynie w malutkich częściach, takich mikro relacjach. Zaledwie dotykamy się lekko. Dla

bezpieczeństwa posługujemy się swoistymi protezami, awatarami, które utworzyliśmy na ten użytek. Choć realności istnienia nie sposób im odmowić. Nickname kryje żywego człowieka, jego emocje tętnią pod spodem jak krew pod skórą. Więc może blog jest wyewoluowaną przez internet, lub jak kto woli, nowe media, bezpieczną strefą komunikacji międzyludzkiej? Margines bezpieczeństwa jest duży. Zawsze można skasować wpis, moderować komentarze, zresztą samo czytanie, słuchanie jest aktem dobrowolnym. A jeśli szum przerodzi się w jazgot, zawsze można zamknąć komputer i pójść na spacer. Niech jazgocze sobie, jeśli musi


12

zobaczone

Między rośliną a techniką

art+bits festival

WARDIAN_CASE Warsztaty

Pawła Szeibla

na Dąbrówki 9 w ramach festiwalu art+bits

Festiwal, łączący wyszukaną sztukę z wyrafinowaną technologią odbył się 6 i 7 listopada 2012 w Galerii ASP w Katowicach Rondo Sztuki. Twórcy z nurtu art/technology opowiedzieli poprzez swoje dzieła o fascynującym połączeniu świata inżynierii i kreacji. Ideą organizatorów festiwalu było ożywienie technologii, a zarazem pokazanie zupełnie nowych inspiracji i struktur w sztuce. Kreatywni ludzie pokazywali jak efektownie wyjść poza czysto użytkowe zastosowania monitorów, telefonów, tabletów, kamer, aplikacji. Czołowi twórcy nurtu art/technology z Polski i zagranicy nadawali artystyczny charakter narzędziom, instalacjom i gadżetom. Festiwal był miejscem, gdzie obok

siebie mogli zaistnieć artyści, programiści, projektanci, jak również firmy i organizację, którym jest po drodze z promowaniem kreatywności i wspieraniem inicjatyw zainspirowanych światowymi trendami. Organizatorzy art+bits: interaktywny dom produkcyjny Netizens, Instytucja Kultury Katowice - Miasto Ogrodów, Medialab Katowice oraz Akademia Sztuk Pięknych w Katowicach. Partnerzy festiwalu: Rondo Sztuki, Klubokawiarnia Redakcja, Klub Oko Miasta oraz Dom Oświatowy Biblioteki Śląskiej. Szczegółowy program imprezy: www.artbits.pl

VOM PHOTO

Warsztaty fotograficzne / 22.11–25.11.2012 / Wystawa w Rondzie Sztuki Galeria ASP / 02.2013 / Alexander Basile & Alvin Lay Akademia Sztuk Mediów w Kolonii

Ogrody domowe TEKST / nerka / korekta / erdorado

Britta Riley, pochodząca z Nowego Yorku, wskutek posiadania ograniczonego metrażem mieszkania w centrum miasta, zapoczątkowała projekt naokiennych upraw żywności. Odwołując się do ducha DIY (do-it-yourself) oraz recyklingu, przy użyciu zużytych plastikowych opakowań, stworzyła instalację będącą swoistą kwietną zasłoną. Obecnie, pod koniec 2012 roku, jej ruch Window farms skupia blisko 40 tysięcy osób z całego świata, którzy swoimi działaniami rozpowszechniają domowe metody hydroponicznej hodowli roślin. Podczas zorganizowanych 6 listopada 2012 przez Medialab Katowice warsztatów w ramach festiwalu Art+Bits, Paweł Szeibel, nawiązując do projektu Riley, zachęcał do budowania własnych roślinnych instalacji. Warsztaty odbyły się pod hasłem Wardian case (które odnosi do nazwy szklanych skrzyń używanych w XIX wieku do transportu egzotycznych gatunków roślin przywożonych przez botaników do Europy z wypraw badawczych). Celem uczestników było stworzenie mobilnych ogrodów w oparciu o hydroponiczny system uprawy, z uwzględnieniem możliwości ich automatyzacji. I tak, wykorzystując pleksi, butelki PET, gumowe węże, pompki, lampki, zaciski, patyki, folie oraz różnego rodzaju sprzęty, uczestnicy stworzyli nietuzinkowe autorskie plan-

Projekt, organizowany przez Medialab Katowice, poświęcony współczesnej fotografii, prezentuje prace młodych twórców z różnych części świata. Jego kuratorzy Alwin Lay i Alexander Basile odwołują się przede wszystkim do fotografii konceptualnej, zastanawiając się nad rolą obrazów w kulturze zdominowanej przez nowe media. VOM PHOTO to niecodzienna okazja, by wziąć udział w międzynarodowym projekcie (Bonn, Saloniki, Katowice i in.), pokazać swoją twórczość na wystawie podsumowującej w Rondzie Sztuki, a być może nawet opublikować własne prace w słynnym niemieckim wydawnictwie Walther König, które wyda katalog po zakończeniu projektu.

tacje. Jako jedna z biorących udział w warsztatach jestem zadowolona z inicjatywy i oczekuję jej kontynuacji. W przyszłości jednak oczekiwałabym także bardziej precyzyjnego podejścia do tematu. Warsztaty dały nam okazję do stworzenia konstruktu hodowli własnego projektu, jednak niewiele uwagi poświęcono aspektom typowo uprawnym, co w krótkim czasie może poskutkować mimowolnym obumarciem naszych ogrodów. Myślę, że warto byłoby przy planowaniu tego typu obiektów posiłkować się wiedzą z zakresu fizjologii roślin, by lepiej rozumieć ich potrzeby i tym samym móc adekwatnie się do nich odnosić w procesie projektowym. Wiedza w tym zakresie nie należy do powszechnych, a zasługuje na popularyzację. Słowem: więcej troski o teoretyczną refleksję (na przykład poszerzanie założeń Riley), a mniej efektownej zabawy. Interesującym okazało się spotkanie wraz z projekcją, które odbyło się wieczorem dnia poprzedzającego warsztaty, gdzie Paweł podzielił się swoimi inspiracjami, prezentując sylwetki twórców angażujących technikę na usługi roślin. Zapoznaliśmy się m.in. z realizacjami Azumy Makoto i Thomasa Feuersteina, czy z projektem Gilberto Espaza mobilnego robota solarnego skonstruowanego na potrzeby odpowiedniego nasłonecznienia roślin. Na marginesie dodam, że mój własny wytwór zupełnie nie spełnił swojego zadania i obecnie uległ sporej modyfikacji www.pawelszeibel.com

www.medialabkatowice.eu www.vomphoto.com FOTO / bartekbarczyk.com


13

prosto z

Dominik Ritszel Zakwalifikowany do grona 20 polskich artystów, którzy wezmą udział w krakowskiej edycji Curators' Network. www.curators-network.eu

czyli kilka słów o filmach Dominika Ritszela.

TEKST / Andrzej Tobis

W

łaśnie zjadłem śniadanie i już miałem usiąść do napisania tych słów, kiedy w mediach pojawiła się sensacyjna wiadomość o zatrzymaniu Brunona K., niedoszłego zamachowca planującego wysadzić w powietrze budynek polskiego Sejmu, a wraz z nim Prezydenta RP, Premiera i całą Radę Ministrów. Zamiast więc pisać, oglądałem w sieci filmy, na których Brunon K. uwieczniał swoje próbne wybuchy. Miałem jednak wrażenie, że nie oddaliłem się zbyt daleko od tematu. Po raz kolejny bowiem okazało się, że filmy Dominika Ritszela mają (niestety) charakter profetyczny. Pierwszy raz dotarła do mnie ta prawda, kiedy oglądałem relacje z ostatnich warszawskich obchodów

Para optymistów, dym optymistów, Napoleon wśród turystów TEKST / Andrzej Tobis Adam Laska i Szymon Szewczyk zdecydowali, że będzie to Optymizm. Pokażą światu Optymizm. To będzie ich pierwsza poważna (optymistyczna?) wystawa. Dawno nie słyszałem/nie widziałem tak dobrego tytułu wystawy. Wiem co nieco, na temat tego, co się na wystawie znajdzie, ale nie wiem wszystkiego. Wiem, że Adam między innymi pokaże błoto (będzie parowało). Wiem, że Szymon między innymi pokaże piramidę-wulkan (będzie dym).

Para będzie ulatniała się z wilgotnego błota. Aż do całkowitego wyschnięcia błota. Wtedy pojawią się na jego powierzchni spękania, które ułożą się w przypadkowy abstrakcyjny wzór, w którym można się będzie doszukać kształtu. Kształtu czego? W zasadzie, kształtu dowolnego, kształtu wszystkiego. Takie jest optymistyczne założenie Adama. Podstawą było tu jednak jego wcześniejsze doświadczenie, wcześniejsze zetknięcie z błotem, które zaowocowało namalowaniem obrazu, na którym widzimy pozornie chaotyczne spękania. Jeśli jednak przyjrzymy się uważniej, dostrzeżemy w nich granice państw (w tym Polskę), które zazębiają się, tworząc… no właśnie - nie wiadomo już co - mapę? geograficzny rebus? zapis zabawy wyobraźni? A może wciąż widzimy tylko błoto? Napoleon Bonaparte po przejściu wraz ze swoim wojskiem przez Polskę, powiedział: W Polsce zetknąłem się z piątym żywiołem: błotem.

Święta Niepodległości, a konkretnie z towarzyszących tym obchodom walk. Walczyli patrioci w kominiarkach z policją. Wszyscy to widzieliśmy. A ja miałem wrażenie, że widzę epilog filmu NO FUN. Miałem wrażenie, że oto rzeczywistość wyjaśnia i dopowiada to, co widzieliśmy w filmie Dominika. Na filmie widzieliśmy, że ONI SĄ. Że działają. Że coś robią. Nie wiemy co, ale domyślamy się że coś przygotowują. Coś, czego nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Działania, które widzimy wydają się być czasem absurdalne, ale nie mamy wątpliwości, że zanosi się na coś niedobrego. Na szczęście filmy Dominika nie są prostą ilustracją socjologiczno-politycznych zjawisk. Można powiedzieć, że niektóre z nich są jedynie (jedynie?) wizualizacją wiszącego w powietrzu stanu zagrożenia. Nie jest winą autora, że ten stan czasem się materializuje. Dominik Ritszel w swoich filmach potrafi pokazać dojmującą, przyduszającą w swojej intensywności atmosferę. Może być to wspomniany już stan zagrożenia, ale równie dobrze

może być to nuda, poczucie zawieszenia i bezwładu. Ciekawe, że bez względu na to, czy film jest rejestracją aranżowanej sytuacji, czy notatką rzeczywistego zdarzenia, to za każdym razem mamy wrażenie, że oglądamy świat okiem nieprzeciętnie wnikliwym, wszystkowidzącym, a jednocześnie chłodnym, milczącym (o ile oko jest w stanie milczeć). Dominik Ritszel ma umiejętność wcielania się w takie HIPER OKO i to sprawia, że jego filmy są formalnie bardzo spójne. Bez względu na to, czy oglądamy jego film autorski, czy rejestrację rozciągniętego na kilka dni performance'u portugalskiej artystki, podążającej przez angielskie ostępy śladami Virginii Woolf, czy dokumentację artystycznej akcji Magdaleny Starskiej na katowickim rynku w każdym z tych przypadków widzimy rzeczywistość wszystkowidzącym HIPER OKIEM. Czasem oko to kojarzy mi się z monitoringiem, jakąś permanentną obserwacją-inwigilacją o niesprecyzowanych motywacjach. Film Survival bezpośrednio w swojej wizualnej formie odwołuje się do takich skojarzeń. Film ten był

częścią pracy Dominika, pokazywanej w Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu w ramach zbiorowej wystawy Ktokolwiek Widział, Ktokolwiek Wie. Ciekawostką jest fakt, że film ten jest kolejnym przykładem sprzężenia zwrotnego filmu Dominika z rzeczywistością. Widzimy w nim czarno-biały obraz z monitora podzielonego na cztery równe części, jak w przypadku monitoringu przemysłowego. Kamera rejestruje działania bohatera, zastawiającego w środku lasu rozmaite wymyślne pułapki, mające w domyśle chronić go przed atakiem nieokreślonego przeciwnika. Będąc kuratorem wystawy, w ramach której praca była pokazywana, byłem przekonany, że dodatkową jej wartością jest ironia - no bo jak to? Monitoring w środku lasu? Po prostu śmiech. Pół roku po wystawie przeczytałem informację, że w polskich lasach montuje się na drzewach kamery do monitoringu. System ma przeciwdziałać kradzieży drewna i nielegalnej wywózce śmieci

Jest więc błoto prawdziwie polskim żywiołem. Ciekawe, czy Napoleon po tym poznawczym doświadczeniu, kiedy spoglądał na mapę Polski, to widział mapę Polski, czy błoto? Czy nam w błocie Adama uda się zobaczyć Polskę? Czy uda nam się zobaczyć cokolwiek? Granica jest w tym wypadku jedynie granicą wyobraźni. Jaką kto ma wyobraźnię, taką ma granicę.

Stojąc pod piramidą Szymona, możemy się oczywiście zastanawiać, czy jesteśmy przed jakąś bitwą i czy ktoś patrzy na nas? Trochę się jednak chyba zaplątałem w tych wątkach. Lepiej więc będzie, stojąc przed piramidą Szymona

i błotem Adama, wrócić do pytania: na co MY patrzymy?

Dym będzie ulatniał się z piramidy-wulkanu. To oczywiste, że wulkan (raz na jakiś czas) dymi. Ale piramida? No chyba, że jest to piramida amerykańska, aztecka, na szczycie której składano ofiary? Tak czy owak, coś się tutaj nałożyło, coś się skleiło. Szymon jest tropicielem niedostrzegalnych dla przeciętnego człowieka sieci powiązań. Interesuje się też ikonografią symboli, związanych z rozmaitymi kultami i tajnymi organizacjami. Historycznie, zarówno stworzone przez człowieka piramidy, jak i powstałe w sposób naturalny wulkany, związane były z różnymi formami kultu. Obecnie są one obiektami jednednego ze współczesnych kultów - turystyki. Turyści-pielgrzymi po powrocie ze swych wypraw odprawiają misteria. Zapraszają do domu znajomych, gaszą światło, na ścianie, dzięki multimedialnym rzutnikom pojawiają się święte obrazy - zdjęcia z wakacji. Jeszcze kilka lat temu, kiedy używało się rzutników na slajdy, czasem zdarzało się, że dwa slajdy nakładały się na siebie. Piramida mogła skleić się z wulkanem. Przed oczami mogła pojawić się hybryda podwójnie egzotyczna, a więc podwójnie święta. Napoleon był prekursorem współczesnej turystyki. Na swą wyprawę wojenną do Egiptu zabrał ponad setkę naukowców, badaczy i artystów. Po powrocie ich relacje spowodowały że Europa „odkryła” Egipt. Stojąc pod piramidami egipskich faraonów, Napoleon powiedział do swojej armii przed bitwą: Żołnierze, czterdzieści wieków patrzy na was!

ritszeldominik.blogspot.com

Pytanie pozostaje optymistycznie otwarte

OPTYMIZM

Adam Laska / Szymon Szewczyk 16.12.2012 / 07.01.2013 Rondo Sztuki

szymonszewczyk.blogspot.com adamlaska.carbonmade.com

HIPER OKO


14

literacka

„Ten mit »kondycji« ludzkiej opiera się na bardzo starej mistyfikacji, która zawsze polega na umieszczaniu Natury u podstaw Historii. Cały klasyczny humanizm domaga się, aby odsłaniając nieco historię ludzi, relatywność ich instytucji lub powierzchowną różnorodność kolorów skóry (dlaczego jednak nie zapytać rodziców Emmeta Tilla – młodego Murzyna zabitego przez Białych – co myślą o wielkiej ludzkiej rodzinie?)…” Roland Barthes, Wielka ludzka rodzina 1

Komentarze do fotografii (The Family of Man) Witolda Wirpszy wydane przez Instytut Mikołowski w 2010 roku to reedycja cyklu wierszy wydanego pod takim samym tytułem w 1962 roku przez Wydawnictwo Literackie. Doniosłość tego przedsięwzięcia zdaje się być odwrotnie proporcjonalna do objętości – na książkę składa się osiemnaście wierszy i trzynaście fotografii. Tom otwiera utwór DEDYKACJA będący paraboliczną narracją liryczną 2(sens przypowieściowy dopełnia się wraz z przeczytaniem całości, na co wskazuje w posłowiu do drugiego wydania Grzegorz Jankowicz 3 ). Następnie ma miejsce pierwsza sekwencja sześciu fotografii i sześciu utworów spełniających rolę szczególnych komentarzy do nich. Po pierwszej sekwencji funkcję specyficznego antraktu pełni utwór PIERWSZE STUDIUM KONTRAPUNKTOWE, po którym umieszczone są dwie fotografie i odpowiednio dwa wiersze, które oddziela od kolejnej sekwencji DRUGIE STUDIUM KONTRAPUNKTOWE. Ostatnia sekwencja składa się z pięciu fotografii i pięciu wierszykomentarzy oraz TRZECIEGO STUDIUM KONTRAPUNKTOWEGO. Tom zamyka enigmatyczny utwór o tytule NA OSTATNIEJ KARCIE, NA KTÓREJ JUŻ NIE MA FOTOGRAFII. Trzynaście fotografii, które stanowią integralną część poematu Komentarze do fotografii (The Family of Man) pochodzi z głośnej przez pewien czas wystawy zatytułowanej właśnie The Family of Man. Wystawa została zaprojektowana i zrealizowana przez Edwarda Steichena w nowojorskim Museum of Modern Art w roku 1955. Ekspozycja trafiła do Polski w 1959 roku pod nazwą Rodzina ludzka cieszyła się dużym powodzeniem. W założeniu miała stanowić

Judyta Bernaś GRAND PRIX III Międzynarodowego Biennale Grafiki Cyfrowej 2012 NAGRODA PREZYDENTA MIASTA GDYNI

2 Obiekty LXV II 2012

sui generis narrację o wielkiej, niewyzbywalnej wspólnocie i partycypacji każdego człowieka w wydarzeniu, jakim jest ludzkość. Składająca się z trzydziestu siedmiu kręgów tematycznych wystawa służyła zaprezentowaniu swoistej historii człowieka, który przebywa życie na ziemi od narodzin, przez dojrzewanie, miłość, starzenie się, po śmierć niosąc w sobie - w samym fakcie istnienia – wolność, godność i siłę jako niepodległe niczemu na ziemi ogólnoludzkie atrybuty. Witold Wirpsza widział wystawę i jak sam wspomina w umieszczonym na początku

The Family of Man dramatu istnienia i tragizmu istnienia było tym, co ostatecznie skłoniło Witolda Wirpszę do napisania wierszy do kilkunastu wybranych fotografii. Wierszy, które stanowią negatywne tekstowe uzupełnienia i swoiste krytyczne kontynuacje tych fotografii - w postaci specyficznego poematu, intrygującego tak pod względem struktury całości jak z względu na treść poszczególnych utworów. Wiersze same - bez fotografii - z pewnością obroniłyby się, posiadają jako wyraz poetycki silną autonomię, poza tym były przypuszczalnie prezentowane także bez fotografii na spotkaniach autorskich i w audycjach radiowych,

Wiersze antyrodzinne TEKST / Paweł Paszek drugiego wydania faksymile maszynopisu niepublikowanej wcześniej przedmowy do Komentarzy do fotografii, był pod dużym wrażeniem doskonałości technicznej prezentowanych zdjęć. Autor Featona jednak szybko odkrył ukryty porządek, podług którego wystawa była skonstruowana, a idąc dalej, któremu doskonale służyła realizując w utajony sposób pewną propagandę ideologiczną. Komedia ludzka – tak Wirpsza określa wystawę The Family of Man – była pozbawiona pewnych części jej podstawowej struktury. The Family of Man to niebo i górne warstwy czyśćca jak pisze Wirpsza we wspomnianej wcześniej przedmowie. Zatem opowieść o człowieku, jaką jest wystawa Steichena to fałszywy obraz pozbawiony negatywnych aspektów istnienia człowieka takich jak zło, i więcej: doskonalenie się w złym, a ponad to wystawa nie prezentuje - podobnie niezbywalnych - części życia takich jak pycha, kłamstwo, bezcelowe i absurdalne cierpienie. Służebność idei, którą Wirpsza ironicznie określa mianem protestanckiego sentymentalizmu, sprawia, że wystawa The Family of Man zostaje odczytana przez poetę jako fałszywa dydaktyka zapewniająca bezwzględnie o tym, że człowiekowi powinien wystarczyć sam fakt, że pojawił się i w końcu umrze. To oczywiście częściowo perspektywa teologiczna, ale jest ona pozbawiona istotnych dla siebie elementów, a jednocześnie inkluzywnych dla gatunku ludzkiego, takich jak na przykład grzech. Gloria liryki narodzin 4 i mądrość śmierci 5 ostatecznie nie wystarczy, a to – jak stwierdza Roland Barthes w tekście Wielka ludzka rodzina - przede wszystkim głosi wystawa Steichena. Wykluczenie z tej skonstruowanej wielkiej narracji, którą jest wystawa

co sygnalizuje Grzegorz Jankowicz w tekście Wirpsza i poetyka spojrzenia 6 pełniącym rolę posłowia w reedytowanym przez Instytut Mikołowski tomie autora Przesądów. Trzynaście wierszy-komentarzy przedstawionych wraz fotografiami, do których utwory te się odnoszą via negativa to także prezentacja możliwości samego języka. Poetyka Komentarzy do fotografii (The Family of Man) Witolda Wirpszy jest poetyką zaburzenia klasycznego porządku języka informującego: „Dzień chyba; na pierwszym planie skrzynka (automat?) \ Z napisem TYDOL ETHYL; chyba słoneczny, wzdęte wszystko \ (Koszule, chusteczki do nosa, dziecinne fartuszki, ścierki, spodenki...” (6. WYSYCHANIE). Momentami poeta dociera do zerwania syntagmatycznej relacji na poziomie zdania, a nawet na poziomie słowa: […] „Dzień; ETHYL; rozkoszność. TYDOL ETHYL (dzięki Bogu, nie \ Wiem, co to jest) ETHYL TYDOL (co to znaczy?) sch sch sch” (6.WYSYCHANIE) albo w innym utworze: […] „Bardzo dobrze wkomponowano (mpno; wkowano) \ Światło; latarni chyba; z sylwetkami kominów \ W głębi: trzeba się było ustawić (r, ro, rot, \ Rotk, rotka), aktor…” (10. ŻAŁOŚĆ). Te zabiegi na poziomie lingwistycznym otwierają wiele istotnych problemów - wskazują istotne dla refleksji nad poezją Wirpszy kwestie oraz – uogólniając - zagadnienia związane możliwością odpowiedzi w formie artefaktu na inny artefakt (np. wiersz komentuje fotografię). Szereg tych problemów wymaga precyzyjnych analiz, na co tutaj nie ma miejsca. Kontynuując - Wirpsza w dość łatwy sposób osiąga dystans w wobec desygnatu swojego wyrazu (mam na myśli tutaj fotografię, ale także dotyczy to strategii poetyckiej Wirpszy w ogóle). Dzieje się to na dwóch

poziomach – po pierwsze w samym wyrazie (aberracje i dyseminacje w znaczeniach, polisemantyczność), po drugie w tym, co wyrażane, bowiem autor Traktatu skłamanego przedstawia Rodzinę ludzką dotkniętą deformacją, ułomnością, w bólu gaszącą swoje pragnienia, złożoną z komediantów i zamiast nieustannej, kłamliwej chwalby życia rozpaczliwie karmiąca się tym, co się da. Rodzina ludzka Wirpszy poprzez piekło zmierza do własnego końca. Dlatego fotografie i wiersze w Komentarzach do fotografii (The Family of Man) stanowią uzupełnioną komedie ludzką o wyłączone przez Steichena części negatywne i nieusuwalne przecież z dziejącego się ludzkiego istnienia na ziemi. Sądzę jeszcze, że należałoby najogólniej stwierdzić, że pomiędzy czytaniem i widzeniem jako takim wydarza się ważna różnica wyzwalająca szereg problemów dla refleksji, która próbuje jakkolwiek porównać te dwa rodzaje recepcji opierające się na tym samym zmyśle. Ruchy konotatywnego rozczytania fotografii i rozczytywanie tekstu odkrywają różnicę, która wydaje się być niezbywalną. Ta różnica albo lepiej powiedzieć to poróżnienie samo w sobie może być przede wszystkim dynamiczną wymianą sensów w porządku ekonomii ogólnej znaku. Na tym stoi to, co określane jest na poziomie bardzo ogólnym korespondencją sztuk. I na tym poróżnieniu właśnie Wirpsza skomponował swoje tekstowe expositio jako negatywne uzupełnienie tylko pozytywnej narracji wystawy The Family of Man. Kończąc, dodam, że celem tego tekstu nie była szeroka i dogłębna prezentacja problematów artystycznych zawartych w Komentarzach do fotografii (The Family of Man) Witolda Wirpszy, celem tego tekstu było raczej zaproszenie w gościnę poprzez opowiedzenie pewnej genealogii. To zaproszenie do negatywnej uzupełnianej nieustannie - bo to przecież reedycja tomu, a zatem czytanie jakby od nowa wierszy Wirpszy – Rodziny ludzkiej Witold Wirpsza, Komentarze do fotografii (The Family of Man), Instytut Mikołowski 2010, s.60.

1 R. Barthes, Wielka ludzka rodzina, w: idem, Mitologie, przeł. A. Dziadek, Warszawa 2008, s.218. 2 O kategorii lirycznej narracji zob. J. Orska, Liryka ex post. Narracja jako struktura niezrozumienia, w: eadem, Liryczne narracje, Kraków 2006, s.53-68. 3 G. Jankowicz, Wirpsza i poetyka spojrzenia (Posłowie), w: W. Wirpsza, Komentarze do fotografii (The Family of Man), Mikołów 2010, s.50-53. 4 R. Barthes, Ibidem., s.219. 5 Ibidem, s.22O. 6 G. Jankowicz, Ibidem., s.44.


15

zobaczone

18 - 21 października w Katowicach odbył się Festiwal Nowej Scenografii - wydarzenia poświęcone sztuce scenograficznej w jej szerokim ujęciu. Integralną częścią Festiwalu była wystawa Scenografia 6D. Sześć wymiarów scenografii prezentująca najlepsze projekty scenograficzne stworzone przez studentów scenografii sześciu polskich uczelni artystycznych, w tym ASP w Katowicach.

Festiwal Nowej Scenografii

Organizowany po raz pierwszy przez oddział Muzeum Śląskiego - Centrum Scenografii Polskiej

Festiwal Nowej Scenografii / 18-21.10.2012 / jest wydarzeniem, któremu niewątpliwie, z co najmniej kilku ważkich powodów, należy się krótkie podsumowanie.

Po pierwsze wydaje się, że scenografia zaczyna wydobywać się z pewnej niszy. Niszy w świadomości społecznej oraz rynku produktów kulturalnych. W obliczu tej zmiany ważne jest uświadomienie sobie wyjątkowego scenograficznego potencjału Katowic wraz z obszarem całej aglomeracji w tym zakresie. Centrum Scenografii Polskiej i Pracownia Podstaw Scenografii katowickiej Akademii Sztuk Pięknych stanowią niewątpliwie solidne zaplecze instytucjonalne i kadrowe dla budowy nowego „scenograficznego kapitału”. Cieszą przełomowe momenty, w których uczestniczyć będziemy począwszy od drugiej połowy 2013 r., kiedy to CSP rozpocznie działalność w nowoczesnej, obszernej siedzibie nowego Muzeum Śląskiego. Umożliwi nam to nie tylko stałą ekspozycję, ale również zwiększenie potencjału Centrum, zarówno jako organizatora, jak i poważnego zaplecza dla wszelkich działań związanych ze scenografią. CSP z pewnością ma ogromną szansę na nową lokację na scenograficznej i kulturalnej mapie kraju i Europy. W innym miejscu - na katowickiej ASP - świetnie rozwija się Pracownia Podstaw Scenografii prowadzona przez dr Katarzynę Sobańską i dr Marcelego Sławińskiego, dostarczająca wielu przesłanek skłaniających do myślenia o niej, jako o poważnym pretendencie do miana przyszłej katedry. Festiwal Nowej Scenografii był pierwszą wspólną próbą połączenia gromadzonych dotychczas niezależnie doświadczeń, kreatywności oraz wiedzy i ich zdyskontowania w formie poważnego wydarzenia o randze ponadregionalnej. Zaproszenie do udziału w festiwalu przyjęły ponadto Akademie z Warszawy, Gdańska, Wrocławia, Krakowa i Poznania, udowadniając tym samym, że współdziałanie na rzecz upowszechniania sztuki scenograficznej jest kwestią potrzeby wymagającej wspólnego działania. Brak komunikacji pomiędzy poszczególnymi ośrodkami i lokalnymi środowiskami jest zresztą zdiagnozowaną i wielokrotnie, także w trakcie festiwalu, sygnalizowaną bolączką polskiej rzeczywistości scenograficznej. Zaangażowanie władz, kadr i studentów wszystkich wymienionych uczelni jest zatem nie do przecenienia. Festiwal miał być próbą odpowiedzi na pytanie, co dzisiaj jest scenografią. W jakim otoczeniu prawnym, technologicznym, kadrowym i estetycznym funkcjonuje scenograf i tworzone przez niego

Scenografia jest o.k. TEKST / Adam Kowalski projekty. Był też okazją do spotkań - często pierwszych, wymiany doświadczeń i odkryć. Wśród najważniejszych wydarzeń festiwalu należy wymienić wystawę Scenografia 6D – pierwszą i jedyną w skali kraju prezentację prac studentów ze wszystkich najważniejszych w kontekście scenografii ośrodków akademickich. Wystawa była pierwszą przestrzenią, w której dochodziło do owego wzajemnego zderzenia i zdziwienia, które jak wiadomo jest podstawą głębokiego poznania. Swoich bohaterów miała Nagroda Scenograficzna im. Jerzego Moskala dla autorów najlepszych projektów – wśród nagrodzonych znalazła się również Dagmara Walkowicz - studentka ASP w Katowicach. Studenci z Katowic testowali również potencjał scenograficzny przestrzeni miejskiej Katowic, wciągając mieszkańców i gości festiwalu w parateatralne rewizje ich stopnia znajomości, z pozoru zwykłych miejsc. Miejscem scenograficzno - performatywnych interwencji stały się brama przy Staromiejskiej 8 (projekt kostiumowy Małgorzaty Maliny), podwórko i opuszczona kamienica przy Mariackiej 32 (projekt Lokatorzy Krystyny Nikiel i Natalii Woźniak), podcienia Centrum Kultury Katowice (zjawiskowy, brokatowy Jednorożec) oraz schody Archikatedry Chrystusa Króla (7 Grzechów Agnieszki Jasińskiej). Dyskusja na temat scenografii toczyła się nie tylko w ramach festiwalowego programu, na który złożyły się spotkania z scenografami, projekcje filmowe, konferencje, panele dyskusyjne i lekcje mistrzowskie wykładowców poszczególnych uczelni, ale również w kuluarach i klubach Katowic. Ponad 2000 uczestników, którzy w ciągu czterech festiwalowych dni wzięło udział w wydarzeniach festiwalu jest świadectwem atrakcyjności scenografii jako przedmiotu wiedzy i doświadczenia. Mówiąc o odbiorcach myślę nie tylko o zawodowcach, ale wszystkich użytkownikach kultury, zainteresowanych zagadnieniami kreowania przestrzeni. Jego rola bowiem, poza oczywistym obszarem sztuk plastycznych i wizualnych, dotyczy także przestrzeni publicznej i prywatnej wpisujących scenografię w nurt działań o szerokim znaczeniu społecznym. A przecież scenografią jest również kostium, maska czy lalka - zjawiska tak wieloznaczne i wszechobecne, że dotyczą każdego bez wyjątku. W obliczu wielości tematów już teraz zapraszam więc na przyszłoroczną - drugą edycję Festiwalu, w nowej scenografii Muzeum Śląskiego licząc, że wspólnie stać nas na jeszcze więcej. Scenografia jest O.K. / Adam Kowalski - Dyrektor Centrum Scenografii Polskiej oddziału Muzeum Śląskiego /

DAGMARA WALKOWICZ - laureatka Nagrody Scenograficznej im. Jerzego Moskala. / kategoria projektów studenckich / Pracownia Podstaw Scenografii pod kierunkiem dr Marcelego Sławińskiego i dr Katarzyny Sobańskiej

III Międzynarodowe Biennale Grafiki Cyfrowej - Gdynia 2012

Sukcesy grafików z katowic kiej ASP!

/ 20.10. - 15.11.2012 / Pomorski Park Techniczno-Naukowy, Centrum Designu. Na konkurs napłynęło ok. 300 prac m.in. z Japonii, Kanady, większości krajów europejskich oraz z całej Polski. Na 15 artystów nominowanych do nagród, 7 osób to graficy, związani z Akademią Sztuk Pięknych w Katowicach: Judyta Bernaś / Katarzyna Dziuba / Dariusz Gajewski / Artur Masternak / Paweł Mendrek / Piotr Muschalik / Marta Pogorzelec. Laureaci nagród: GRAND PRIX Nagroda Prezydenta Miasta Gdyni / Judyta Bernaś Nagroda Stowarzyszenia Promocji Artystów Wybrzeża ERA ART / Marta Pogorzelec / Artur Masternak Honorowe wyróżnienie Jury / Dariusz Gajewski / Piotr Muschalik Inni artyści zakwalifikowani do wystawy III MBGC Gdynia 2012, związani z ASP w Katowicach: P. Bukowski / E. Czajka / B. Kasperczyk / A. Piecha / N. Romaniuk / J. Rybak / A. Sitko.

Prof. Antoni Kowalski wsród 25 finalistów XI Biennale Internationale per L'incisione-Premio Acqui Włochy 2013. Na Biennale zgłoszono 660 prac.

Marcin Białas laureatem Nagrody Fundacji im. Mariusza Kazany. Trwa wystawa Marcina Białasa w Miejskiej Galerii Sztuki MM w Chorzowie / 03.12 - 21.12.2012 / 14.12.2012 otwarcie wystawy Grzegorz Hańderek. Grafika. ASP w Krakowie, Wydział Grafiki, ul. Humberta 3


prosto z

16

Marta Bacia

Baśka Wesołowska

Monika Panek

BWA Zielona Góra 16.11.2012 / 09.12.2012

Galeria CK Agora, Wrocław 09.11.2012 / 30.11.2012

Galeria AYA, Katowice 30.10.2012 / 03.12.2012

BACIA RYSUJE NATALIA BAŻOWSKA wybrana przez międzynarodowe jury do udziału w projekcie BMW/Art/Transformy 2012. BMW Art Cars to prestiżowy, uznany projekt o międzynarodowym zasięgu z ponad 30-letnią historią, promującą różnorodne wypowiedzi artystyczne na wysokim poziomie. W projekcie tym brało udział wielu uznanych artystów z całego świata w tym między innymi Andy Warhol, Jenny Holzer, Roy Lichtenstein, Frank Stella, Robert Rauschenberg, Dawid Hockney. www.bmwtransformy.pl JOANNA WIATER-RYBCZYK otrzymała I Nagrodę w konkursie ”Untouchable” organizowanym przez Gallery Store w Poznaniu. www.gallerystore.pl KLAUDIA KACZMAREK otrzymała Nagrodę ASP w Krakowie im. Jana Matejki w Konkursie SZANSA. www.galeriamutu.pl MAGDALENA PALECZNA-KALINOWSKA absolwentka z pracowni prof. Ireneusza Walczaka zdobyła nagrodę regulaminową ZPAP na 24 Festiwalu Polskiego Malarstwa Współczesnego Szczecin 2012. www.zpap.szczecin.pl

Mój szkicownik to moje komentarze rzeczywistości połączone z treściami rozmów, cytatami z literatury i piosenek - wypowiedź znajomego rymuje się z teleturniejem zobaczonym na wystawie sklepowej. Obserwuję świat wokół mnie, słucham tego, co dzieje się na ulicy. Posługuję się najczęściej markerem, cienkopisem, tuszem. Czasem łączę to z fotografią. Wielką inspiracją jest dla mnie muzyka. Obserwuję ludzi i miasto, a tekst łączę z obrazem. Przenoszę zasłyszane absurdalne dialogi do swoich rysunków, szkiców i obrazów. Rzeczywistość cały czas mnie zadziwia i zaskakuje. To często spojrzenie ironiczne, a jednak wszystkich bohaterów moich prac lubię, myślę o nich ciepło. Miasto z jego strukturami, różnego rodzaju przestrzeniami ludzkiej aktywności to kolejny element, zwłaszcza Katowice, w których spędzam większość czasu, a które są ogromnym źródłem inspiracji. Lubię też kompozycje niefiguratywne. / Marta Bacia / www.bwazg.pl

Make it POP!

Wystawa Making it POP! jest zamknięciem pewnego etapu w twórczości młodej artystki Baśki Wesołowskiej. Okresu, kiedy prace jej były ściśle związane z fascynacją kulturą popularną – czerpiąc z jej dorobku, artystka przetwarzała współczesne emblematy kultury oraz łączyła je z fotografią i klasycznymi działami sztuki, tworząc w ten sposób malarskie kolaże. Forma ta najpełniej pozwala opowiadać Wesołowskiej o tym, co interesuje ją najbardziej – o pamięci i przemijaniu. Zarówno prace malarskie, jak i wykonane obiekty, stanowią próbę opowiedzenia zapomnianych historii, przywrócenia ich do ludzkiej świadomości poprzez użycie języka współczesnej kultury. Wystawa Making it POP! to wysłanie widza w podróż do osobliwych światów, gdzie

na równych prawach egzystują bohaterowie komiksów, przedmioty codziennego użytku oraz mistrzowie malarstwa. Całość – pomimo swej przewrotności – mówi o stosunkowo poważnych zagadnieniach: przemijaniu, odchodzeniu i ostatecznie umieraniu – a więc o procesach odwiecznie towarzyszących ludzkości. Stanowią one nierozłączny element naszej egzystencji. Pragnienie przetrwania w pamięci potomnych wpisane jest w naszą naturę. Jak sama mówi: „Pamięć według mnie wpisana jest w nasze dziedzictwo, w naszą tożsamość. Wobec tego upatruję wartość w zachowywaniu pamięci. Stąd też w moich obrazach i grafikach poszukuję sposobu na uzewnętrznienie zapomnianych historii.” (...)

TEKST / Wacław Misiewicz Jestem prawdziwy, gdy jestem sam. Samotność odsłania moje wnętrze przede mną. W kontakcie z drugim, innym, świadomość własnego Ja z jego ograniczeniami, wadami, zaletami, zostaje przesłonięta dynamiką reakcji, koniecznością założenia maski, przez co rzeczywistość wnętrza osoby, zarówno tej drugiej, jak i własnej, jawi się przyobleczona w „kostium” interakcji. A stanie, czy leżenie sam na sam z własną osobą, na przykład w trakcie ciepłej kąpieli, która czasowo zmywa ten społeczny kostium jest czymś w rodzaju odarcia ze skóry. Obnażone zostają mankamenty ciała, obnażona zostaje własna psychika. Ów rytuał ablucji sprzyja autorefleksji, wnikliwemu oglądowi powabu czy brzydoty ciała, jak i takich cech ducha. Spoglądając na przejmujące, przepełnione ukrytym, tajemniczym napięciem przedstawienia Moniki Panek, jesteśmy świadkami spowiedzi, jaką ukazywane postacie dokonują przed sobą, może też przed Bogiem. Zmrożone napięciem twarze, czasem skulona sylwetka, to prawdziwe oblicza owych kobiet, wyrazy ich wnętrza kształtowanego różnymi barwami doświadczeń: od jaskrawoczerwonej, po przechodzącą w zieleń, aż do niebieskiej, czy mieniących się różnorakimi odcieniami refleksów. Postawy fizyczne kąpiących się kobiet nasuwają skojarzenia z potrzebą odpoczynku po serii doświadczeń, potrzebą zrzucenia poprzez kąpiel ich balastu, jak też ciągłego zmagania się ze swymi przeżyciami, aż po wrażenie rezygnacji. Niekiedy owa kąpiel, będąca też kąpielą duszy, skutkuje odrodzeniem się („Pachnidełka”), dominuje jednak nastrój rezygnacji, braku sił, przytłoczenia. Chciałoby się rzec – wanna, to jakby łono, w które pragnie się z powrotem wejść, celem ukrycia się przed otoczeniem, przemiany siebie i nowego narodzenia. Niekiedy jednak kojarzy się z funerałem, miejscem kładącym kres wszelkiemu bólowi, ciężarowi bytowania. Zatem warto więc zapalić ów ostatni papieros. monikapanek.blogspot.com

OSTATNIE ŁOWY lista artystów:

Drugiego grudnia br. odbyły się drugie Targi Taniej Sztuki w Katowicach, w KATO, na ulicy Mariackiej. Poprzednie targi, które odbyły się w Prima Aprilis, pod hasłem Wiosenne Wietrzenie Pracowni, zyskały już swoich fanów, a prace rozeszły się błyskawicznie. W tym roku, organizatorzy targów / Szymon Kobylarz, Stowarzyszenie Kultura Towarzyska i KATO bar / zaprosili do udziału prawie trzydziestu interesujących młodych artystów, którzy wystawili swoje prace na sprzedaż, za kwotę, która nie przekraczała 200 zł. W myśl idei, że sztuka jest dla ludzi i wcale nie musi być droga, prace mogły trafić w ręcę każdego, kto przebił się przez rozgorączkowany tłum na Mariackiej. Na sprzedaż zebrano ok. 188 prac plastycznych oraz albumy i płyty Wojtka Kucharczyka z Mik_Musik, którego muzyka towarzyszyła imprezie

www.facebook.com/TargiTaniejSztuki

ECCE HOMO

agoragalleryblog.wordpress.com

OSTATNIE ŁOWY

FOTO / studioFILMLOVE

PRIVATE ROOM

TARGI TANIEJ SZTUKI W KATO

Jakub Adamek Tomek Baran Natalia Bażowska Bartek Buczek Monika Chlebek Dawid Czycz Monika Drożyńska Michał Gayer Justyna Gryglewicz Irenka Kalicka Ziemowit Kmieć Szymon Kobylarz Bartosz Kokosiński Dominika Kowynia Wojciech Kucharczyk i Mik_Musik Daria Malicka Cecylia Malik Grzegorz Mart Maciej Nawrot Paweł Olszczyński Marta Sala Grzegorz Siembida Michał Smandek Magdalena Starska Paweł Szeibel Małgorzata Szymankiewicz Karolina Szymanowska Miłosz Wnukowski Karolina Żyniewicz

MICHAŁ GAYER

Chodzenie w nocy Bank Pekao PROJECT ROOM

CENTRUM SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ ZAMEK UJAZDOWSKI WARSZAWA 03.12.2012 / 16.12.2012 Kurator: Marcin Krasny csw.art.pl


17

prosto z

superwystawa o supermieszance w ramach superfestiwalu TEKST / Anna Hora

G

aleria w Domu oraz Koło Naukowe Malarstwa (Hybryda nr 1) miały przyjemność ogłosić coś, czego jeszcze nie było, skrzyżowanie wszystkiego z wszystkim innym – wystawę w ramach Student Art Festiwalu (Hybryda nr 2). Egzotyczny Mix złożony ze studentów zaproszonych do udziału w projekcie oraz studentów wybranych w drodze konkursu, zaprezentował prace oscylujące dookoła tematu Hybrydy (Hybryda nr 0). Nastąpiło skrzyżowanie spraw poważnych, ciężkich i egzystencjalnych z tymi nieco lżejszymi, a nawet z tymi, gdzie wkradła się zabawa (Hybryda nr 3).

Tajemniczego Zespołu z Małpą na Stole oraz improwizacja członków kolektywu Q ferau, która nawiązywała do zaprezentowanych prac.

Wernisaż miał miejsce 23-go listopada w Hotelu Śląskim. Tradycyjnie, zgodnie z manifestem założycielskim Galerii w Domu, podczas otwarcia odbyły się koncerty

Hotel to przestrzeń trudna, a zarazem fascynująca, dlatego właśnie tam, w sąsiedztwie elektroniki, rozbrzmiały instrumenty klasyczne (Hybryda nr 4).

Otwarta formuła Hybrydy nie pozwala na dodanie nic więcej. Nastąpiła pełnia : instalacje/przez/ oleje na płótnach/przez/grafiki/ przez/murale/przez/fotografie/ przez/życie/przez/i jeszcze raz życie. Galeria w/z Domu i Koło Naukowe Malarstwa czule zapraszają. Jak zawsze

23.11.2012 / 05.12.2012 Stary Hotel Śląski, ul. Mariacka 15 W wystawie, udział wzięli: Marta Bacia Marta Bełkot Kamil Czapiga Marta Czarnecka Grażyna Daniel Mateusz Hajman Kasia Harciarek Asia Hrabia Aleksandra Ignasiak Anna Maria Kasprzak Kamil Kocurek Anna Krztoń Justyna Lach Katarzyna Lamik Adam Laska Małgorzata Maciaszek Maja Maciejko

www.facebook.com/galeriawdomu galeriawdomu.tumblr.com

Magdalena Małkiewicz Nerka Monika Panek Martyna Patucha Kasia Piotrowicz Agnieszka Piotrowska Dominik Ritszel NataliaSieradzon Maciej Skobel Iga Słupska Agata Szymanek Bartosz Zaskórski Mateusz Ząbek Błażej Zych Wystawa interdyscyplinarna HYBRYDA odbyła się w ramach Student Art Festiwal sSAFka. Jest to festiwal sztuk studenckich odbywający się jesienią w Katowicach, którego organizatorami są studenci Akademii Muzycznej, Akademii Sztuk Pięknych oraz Wydziału Radia i Telewizji UŚ, a patronat honorowy nad nim obejmuje JM Rektor Akademii Muzycznej prof. Tomasz Miczka oraz JM Rektor Akademii Sztuk Pięknych prof. Antoni Cygan.

proj. plakatu Kasia Piotrowicz


18

ton

Felieton Naczelnego

#01

Linttnernotatki

Florencki kocioł, czyli aparat cyfrowy Leonarda i zeznanie podatkowe

[ Tekst inspirowany niemieckim wydawni-

nadal łączymy się w grupy. y. I tak p poruszamy się śmielej, a tym samym bezwzg bezwzględniej dla innych. Z pobudek egoistycznych ycznych wydajemy się sobie wartościowi i jedyni, dyni, ch choć jesteśmy jeno kopią kogoś, kto już kied kiedyś dreptał tak po nic, jak my. Zjednaliśmy liśmy so sobie ogień i wodę, w naszych kuchniach ach tryskają źródła i palone są ogniska. Właściwie od wielu lat nic ic się nie zmienia zmienia. W telewizji widać te same koszmary, które bez pomocy mediów można było zobaczyć np. w XV w. na ulicy. Wtedy, tak jak dziś, harmonia i spokój to tylko pozory. Z ludzi nie raz robiono pochodnie, spłonął Jan Hus i Joanna d'Arc. W 1484 kościół zrobił wielkie ognisko, światełko do nieba, a za podpałkę posłużyło 41 kobiet uznanych za czarowniice. Ten stos potwierdzać miał siłę nieskalanej wiary. Dziś ludzie płoną dalej, a nawet poszli o krok do przodu, bo podpalają się sami, tłumacząc to wiarą, która widać lubi ogień, a od wody stroni. Ludność się tak do upadłego wodą nie zalewa, bo to mniej spektakularne [co innego wódą, ale tu też powody bywają inne].

ctwem z 1931 r. „Florentinische Malerei” z serii „Die Schonsten Bilder Der Welt” Powstał jako słowne dopełnienie malarskich interwencji w wydawnictwo w 2003 r. Na użytek pierwszego historycznego numeru pisma „Tuba” tekst został nieco zremasterowany, co nie umniejsza działania jego uroczej i ponadczasowej niedorzeczności. ]

20 listopad - dzień zaczął się długim gitarowym wstępem. Była to kompozycja zwana „na okrągło” z powtarzającym się sympatycznym motywem, który gdy brzmiał przez długi czas, stawał się nie do zniesienia. Spadł pierwszy śnieg. Panują mgły w te dzionki, kończące niby coś, niby miesiąc, niby zima, niby rok, niby czas, niby jestem, niby mnie nie ma. Zamyśliło się dziecko, pies na coś czeka, ja trwam razem z kwiatkiem na oknie, dobrze, że czas tak szybko płynie. Zgarbię się i w sobie ukryję mocniej, zmienię zamki w drzwiach, przygaszę elektryczne mieszkanie, no i spojrzę raz jeszcze w Madonnę, która uciekała i wracała do Lwowa z moimi przodkami razy kilka, by być teraz ze mną. Ja z całym moim otoczeniem gram przed nią neurotyczny spektakl o tym, że teraz wszystko też ma sens i to, że obrazy, i to, że to nie przypadek, i tam takie śmoje boje. A Madonna ma delikatne rysy, duże oczy, nie jest smutna i nie jest wesoła, nawet gdy skocznie grają, ma na ręku dziecko ze zbyt dojrzałą twarzą. I pomyśleć, że chciałem ten obraz sprzedać w pewien ponury czas. Dobrze jednak, że powstrzymała mnie w porę ręka pluszowego misia. Czas to elastyczny bohater naszego przemijania. Naciąga się jak śląska kluska i bywa tak, że nie widać różnicy między ludźmi, których porody odbyły się w odległości czasowej tysiąca lat na przykład. Może teraz rodzi się Giotto, ten sam co kiedyś i za kilka lat zostanie mechanikiem, bo tak los nim pokieruje i nic się nie zmieni, czas czasem zatacza koło, a czasem wykreśla kwadrat i kijem Wisły ani Wisłoki nie zawrócisz. To, czy ktoś zrodzi się z miłości, z pożąą dania, czy przypadku, nie ma tu też specjaalnego znaczenia. Odbiliśmy się trochę od zwierząt, choć z braków osobowościowych

Patrzę na kartkę nr 15 a tam opowieść z 1435 roku, kiedy wśród blasku oczyszczających ogni Fra Giovanii Angelico, chłopak z Florencji, maluje w kościele scenę pt. Nie dotykaj mnie. Tyle lat minęło, a ja dzisiaj przewrotnie dotknąłem tej sceny samochodowym sprayem, pozbawiając jej wyrafinowanej bladości, zapędziłem się tak szeroko, że zahaczyłem o Madonnę z aniołami Fra Angelico, bo akurat był po drodze na tej samej stronie. A tym czasem [między wierszami] Kolumb wytycza wielopasmowe autostrady pełne wody. Drogi plątają się i krzyżują. Obserwując to, Giunta Pisano jak zahipnotyzowany komponuje w barwach złotego ugru i brązu trzy krucyfiksy do kościoła w Bolonii. Zaś Masaccio wbija głowę w tors Chrystusowi w masakrycznej scenie ukrzyżowania. Potem Masaccio ze swym kumplem, niejakim Masolino, nabijają się z Uccello. Ucce Uccello bowiem tak dalece posuwa wa się w studiow studiowaniu perspektywy, że zapomina mina o bożym świecie, św zamyka się w domu na wiele miesięcy miesięcy, łapie schizę i popada w biedę. Na domiar zzłego w 1469 r. doczepia sięę do niego urząd skarbowy, ska a on, by się od niego go odpierdolili pisze pis na zeznaniu podatkowym typu PIT [trzeba złożyć do końca kwietnia]: ,,jestem stary, niedołężny, bez pracy i mam chorą żonę''. W międzyczasie spotyka malującego zakonnika, a, napalonego mnicha na niejaką Lukrecję ję Buti, którą po uprzednim wpleceniu jej w uszy przeróżnych andronów, wykrada cwanie z zakonu. Nie podoba się to papieżowi i grupie misi, zwanych Medyceuszami, co mają niejedno za uszami. W końcu uchodzi mu ta kradzież własności kościelnej płazem i dzięki temu wszystkie madonny malowane przez Filippo Lippiego mają twarz Lukrecji. W to całe florenckie zamieszanie wplątanych jest jeszcze wiele innych postaci, np. tajemniczy portrecista o pseudonimie ,,Jak mu tam było” albo Dominico Veneciano, który jak przesadził z torsem Maryi, to potem tak zakamuflował swoje prace, że do dziś znamy tylko dwie. Nie mam pamięci do nazwisk i nazw, jeno do głosów. Ale z kolei jak czegoś nie słyszałem, nie mogę do końca stwierdzić, że słyszałem, a tym bardziej, że widziałem. Wiadomo, niczego pewien i tak nie jestem. Nie słyszałem więc nigdy, jak Piero della Francesca, człowiek o jakże melodyjnym nazwisku, mówi: ,,namaluję teraz na desce chrzest Chrystusa''. Ale pamiętam dobrze te alabastrowe ciała. Nie słyszałem również, jak Andrea del Verrochio ogłasza, że kończy

z mal alowaniem, ujrzawszy, jak jego siedemnastoletni uczeń Leonardo da Vinci maluje stole drugi plan, an, również prz przy okazji chrztu Chrysstusa, a, ale tak było według wedł Vasariego. Ja tego nie słyszałem, więc nie n wiem. Wiem natomiast, st, że Leonardo ja jak dorósł, nawymyślaał tylee rzeczy, że można mu z powodzeniem m przypisać ypisać miano konst konstruktora aparatu cyfrowego cyfrow o (tego wbudowa wbudowanego w telefon komórkowy również). Słyszałem natomiast o pewnym przechodniu, też malującym, o którym świat wiat już ju nie pamięta, znajomym panów ów Ghirlandaio i Perugino. Wypowiadał śmiałe ałe poglądy jak ja na owe czasy. Mówił swoim kolegom kolego o tym, że w malarstwie ważniejsze jsze jest jes szaleństwo od umiejętności warsztatowych. atowych. A przy tym trzeba być skromnym, nym, bo o wtedy jest się ię najlepiej przygotowanym towanym m do wszelkic wszelkich porozumień porozum z Bogiem, a nawet z przedstawicielam prz stawicielami obcych cywilizacji.i. Głos Głosił również, ież, aby nie ni bać się banału, bo on jest jes często bliże bliżej prawdy niż jakaśś tam kreacja. krea a. Twierdził Twierdz wreszcie, że jeżeli chodzi o se seks,, to faceci są w tym lepsi od kobiet. A gdy oddawał bez oporu u ducha w wymamrotał rymując: ,,wreszcie szcie zatem ko koniec z tym światem”. Sobota. bota. W Wracając do Piero della Francesca - świetny etny ma malarz, kuma i kąsa bryłkę ponad miarę, ę ugrow ugrowo szara podmalówka, na nią delikatny kolor i gdzieniegdzie dzie płaski, silny kontrast w postaci mocnejj barwy zawartej w akuratnej formie, coś niezwykłego iezwykłego, mistrzostwo totalne. W 14455 r. we Flo Florencji dzieje się rzecz dziwna: wiatr od m morza przegania chmury, słońce pobłyskuje i odbija swoje promienie od grzbietów ryb, zarówno tych wyskakujących radośnie z wody, jak i tych leżących mniej radośnie z wybałuszonymi i pełnymi zdziwienia oczami w koszach na targu. W ten oto czas, kiedy sen się z jawą miesza i lśni poprzez dziwną symbiozę słońca z rybą, rodzi się garbarzowi Filipeppi syn, chłopak chorowity Sandro. Gdy podrasta, otoczenie i zapach garbarni wywołują w nim mdłości, a to z kolei wywołuje mdłości u ojca. Takie oto zrządzenie losu, ten dysonans genealogiczny, czyni z chłopaka malarza. Sandro Botticelli uczy się rysować u szalonego mnicha, wspomnianego już Filippo Lippiego. Unika tematu z madonnami, bo boi się, że mistrz każe mu p portretować starszą już Lukrecję Buti. Potem m Sandro Sand wykonuje kilka prac dla ważniaka Sykstusa waż Sykstus IV i sam staje się taki ważżny, że nie lęka się urzędu skarbowego, mając ając zza plecami Papieża, a jego tato, teraz już stary star garbarz, wypełnia za niego PIT-y, bo kto ma to robić, skoro syna to wali.

15 kwietnia ietnia 1452 rr., w dzi dzień słotny, czyli na wpół błotny i na wpół słodki, z grzesznego i nieślubnego związku, rodzi się człowiek - kameleon, co nie będzie lubił kończyć obrazów. Ze swojego życia stworzy tajemnicę, snując wokół siebie plątaninę niewiadomych. Do dziś pozostaje postacią kultową i jednym ze znamienitszych synów tej ziemi. To Leonardo da Vinci, dziecko wiejskiej panny, o której nikt nic nie wie, za to o nim wiadomo, że między innymi zmodernizował druk podatkowy PIT, by stał się bardziej przyswajalny. Jego życiu towarzyszył szkicownik, zapisana i rysowana swoista historia myślenia. W tej chwili rozproszona po całym świecie, oficjalnie liczy 6700 stron notatek Leonarda. I tak, u niejednego cwaniaka pośród lepszych ttrunków walają się kartki zapisane ręką mistrza. W 1503 r. zaczyna pracę nad magiccznym portretem Francesci di Bartolommeo di Zanobi del Giocondo i nie rozstaje się

z obrazem do przedpołudnia. 2 maja 1519 r., po południu umiera na zamku Cloux we Francji. To był wiosenny piękny dzionek, a ostatni spacer Leonardo odbył do krużganków nieistniejącego już kościoła w Amboise. W ten dzień, kiedy ludzie składali spóźnione już druki PIT, złożone zostało również ciało artysty. Chłopa nie ma, grobu nie ma, ale zostały jego prace i myśli. Kto wie, może jest jakiś Leon, sypiający na dworcu tysiąc kilometrów od Florencji, co cały swój potencjał twórczy topi w alkoholowych rozważaniach. 39 lat wcześniej przychodzi na świat człowiek, którego biografowie będą nieraz porównywać z Leonardem. 6 marca 1475 roku rodzi się syn Lodowika Buonarroti - wybuchowy Michał, co na innych kichał. Od lat wczesnych czesnych ccoś chłopaka prześladuje. Źródłaa mówią, że to mania. Przez wiele lat Ź próbował p bował będzie zgu zgubić ją w podróżach. Ucieka U eka przed nią do W Wenecji, a potem, gdy mania m nia i tam się zbliż zbliża, do Bolonii, w nadziei,, że mania go nie dogoni. Tam, u patryd ccjusza kuracjusza rzeź rzeźbi wpierw św. Petroniusza, a potem już każda następna rzeźba będzie jeszcze lepsza. Mania jednak ponownie się pojawia, więc Michał udaje się do Rzymu przez Florencję, gdzie mania w końcu go opuszcza, i przenosi się na jednego z plądrujących miasto Francuzów. Odtąd mania plądruje psychikę Francuza, doprowadzając go do opłakanego stanu. Wraz z nim mania przekracza granicę, przenosi rzenosi się na ja jakiś czas do Francji, a tam słychać będzie czę często o tragicznych wydarzeniach h z jej udziałem, udzia bądź to w Paryżu, bądź w Lyonie. Nato Natomiast w Rzymie, Michał tworzy Piet tw Pietę i jedy dyny raz się wtedy p podpip suje, uje, czyniąc to na pasku Madonny, nny, po czym stwierdza, że kuta typografia fia w ogóle go nie kręci. To właśnie wtedy naa miejscu mani u Michała pojawiła się ambicja, a, która karze mu w marmurowym bloku ze znacznym acznym otworem wykuć człeka bez majtek i to tak, aby marmuru nie łatać. Cztery lata dłu łuto ryło kamień omijając nieszczęsną szczelinę, inę by w końcu wydobyć chłopca i stworzyć posąg Dawida - najsłynniejszą rzeźbę na tej planecie. W 1508 r. na przeciwko siebie stają kawał kamienia i wizjoner z młotkiem. Michał zaczyna toczyć walkę przy pomocy dłuta z szerokim na 7 m, długim na 12 m i wysokim na 4 m blokiem kamiennym. Ta bitwa wiele go kosztuje, trwa długo i jest zażarta, a to nierówne i potworne spięcie po wielu latach wyłoniło w konsekwencji dwie kamienne postacie i stało się przyczyną ucieczki artysty z Rzymu, teraz dręczonego wizją śmierci. Zaszywa się zatem we Florencji na czas jakiś, potem w Bolonii tworzy jeszcze rzeźbę, która poprzez rozmaite ludzkie decyzje staje się armatą. Tak oto pomnik Juliusza II zostaje przelany w machinę do zabijania. (Od niej zresztą zginie chłop, co kul się nie imał, jeno kobiet, ale to już inna historia.) By pozbyć się ię śmiertelnej śmie wizji, Michał wraca do wiecznego ego miasta mias i za namową psychoanalityków spędza ędza d dwa lata leżąc do góry palikiem na rusztowaniu. ztowani A, że kładzie się w Sykstyńskiej kiej kaplicy, kap to przy okazji zamaluje tam cały sufit, ufit, choć w pogardzie ma malowanie i Leonarda arda też też. Po tej poziomej kuracji, by się zupełnie ełnie wyciszyć, wy zajmuje się Michał architekturą. urą. Jeg Jego losy z losami Leonarda nierzadko się i splatają, nawet tak samo w samotności odchodzą, nie wypełniwszy ostatniego wyznania szczerości, jakim niewątpliwie jest zeznanie podatkowe - druk typu PIT Niedziela?

/ Maciej Linttner /


19

prosto z

Dagna Krzystanek Galeria AYA, Katowice 10.12.2012 / 14.01.2013

PRZYPOMNIANE I WYOBRAŻONE TEKST / Dominika Kowynia

Dagnę Krzystanek interesuje czas przeszły. Ten odległy w latach i ten zaledwie wczorajszy. Dawne zdarzenie, czyjeś istnienie (zestaw grafik

przedstawiających Święte) jest w dużym stopniu tajemnicą. Dysponując wiedzą w postaci spisanej historii czy też rodzinnej opowieści i intrygującym wizerunkiem, Dagna podejmuje decyzję o wykonaniu pracy. Mam wrażenie, że w którymś momencie dla autorki przestało być istotne, ile czasu upłynęło od przedstawionej na zdjęciu sytuacji i zaczęła bawić się faktem, że sfotografowana przed kilkoma dniami sytuacja staje się takim samym tworzywem dla artystycznej interpretacji i wyobraźni, jak ta powstała kilkanaście lat temu. Czas przeszły jest pojemny i można z niego czerpać historie zanurzając rękę głęboko lub płytko. Dagna Krzystanek tak robi, a następnie wszystkie wybrane przez siebie przedstawienia demokratycznie odziera z koloru, by później w niektórych z nich na własnych warunkach kolor odzyskać i nadać mu znaczenie. Zdarza się, że wybrany przez Dagnę kolor zabarwia cały obraz, podkreślając melancholijny charakter opowieści, czasem alarmowo zwraca uwagę na jej sedno, innym znów razem realistyczne pojawia się we fragmencie, mnie osobiście sugerując grę z pamięcią. Są również takie prace, w których rola koloru nie jest prosta do odszyfrowania. Oglądając je, mamy jednak pewność, że nic nie dzieje się tu przypadkowo. Przypadek mógł zadecydować, że pewien człowiek upadł, uczestnicząc w tanecznej zabawie i ktoś zrobił mu zdjęcie, ale wybór tego motywu na obraz i decyzje malarskie były już zamierzone i przemyślane. Widoczne w pracach Dagny skupienie i powściągliwość w stosowaniu ekspresji powodują, że opowieść odgrywa główną rolę. Dagna Krzystanek ją rozpoczyna, ale wiele w jej odczytaniu zależy od nas, oglądających. Okazuje się, że nie tylko przyszłość jest nieodgadniona www.facebook.com/galeria.aya

ARS CAMERALIS 2012: Świat jest teatrem. Pablo Picasso i Piero Crommelynck na scenie świata. Mougins. 1968

15.11.2012 / 15.001.2013 Rondo Sztuki w Katowicach

Z ostatniej chwili: SYLWIA WOŹNICZKA zdobyła wyróżnienie w konkursie organizowanym przez Fundację im. Franciszki Eibisch.

Krzysztof Hain

/ Krzysztof Haim / Autor rysunków i generatora newsów / Pracownia Interpretacji Literatury.

you


foto / studioFILMLOVE

SZYMON KOBYLARZ

Improwizowany schron

22.11.2012 / 18.1.2013 Dom Oświatowy Biblioteki Śląskiej Budynek przy ul. Francuskiej 12 w Katowicach (III piętro)

„Improwizowany schron” jest częścią większego cyklu zatytułowanego „Civil Defence”(polski tytuł: „Przysposobienie obronne”). Wystawa była prezentowana m.in. w berlińskiej Galerii Żak/Branicka w 2009 roku. Inspiracją do jej powstania były filmy instruktażowe zamieszczane w Internecie, ukazujące proste sposoby na stworzenie różnego typu broni i urządzeń z przedmiotów codziennego użytku oraz lektura podręczników do obrony cywilnej na wypadek katastrofy nuklearnej. Jedną z prac jest „Improwizowany schron” - forma bunkru, powstałego w całości z książek. Pomysł na wykonanie pomieszczenia zaczerpnął artysta z informacji odnalezionych we wspomnianych podręcznikach. Papier i książka zostały przekornie wykorzystane w instalacji jako materiał bardzo praktyczny, podręczny i pochłaniający niebezpieczne substancje. Jednocześnie w swojej pracy Szymon Kobylarz ujmuje symbolikę książki jako atrybut wiedzy i intelektu. W obliczu zagrożenia próbie poddana zostaje fizykalna powłoka książki, co każe również postawić pytanie o metaforyczny wymiar wiedzy: czy potrafi ona uchronić nas przed zagładą i czy w książkach można poszukiwać ratunku? Szymon Kobylarz — artysta sztuk wizualnych, malarz, twórca instalacji, obiektów. Studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, gdzie w 2007 roku obronił dyplom. Wykłada na macierzystej uczelni. Mieszka i pracuje w Katowicach.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.