Gwiazda numeru:
Robert Lewandowski Łukasz Zagrobelny Zawsze chciałem zostać pilotem
Kasia Glinka Mama z Hollywood
Magda Gessler
Przegląd kuchni piłkarskiej BŁĘKITNA BIELIZNA NA SZCZĘŚCIE Przesądy piłkarskie, jakich nie znacie KRYM Ukraina zaprasza na wakacje
czerwiec – wrzesień 2012 Egzemplarz promocyjny Numer: 09
SI 9 / 2012
SI edytorial
SPIS TREŚCI 03. Wstępniak 04. Stay Tuned 06. Przegląd piłek 08. Robert Lewandowski 10. Katarzyna Glinka 12. Lato w modzie 14. Krym 18. Sesja zdjęciowa 30. OSA osobista stylistka 32. Łukasz Zagrobelny 36. Lookbook 40. Kultura przede wszystkim
46. Baskijskie piłki w grze 50. Euro od kuchni – Magda Gessler poleca 54. Letnie drinki 58. Pływając z krokodylami 60. Czytelnia 62. Letnie granie 64. Powiew ekstremalnej wolności 66. Rzeczowo 68. Niezobowiązujący raport z kina 69. Coming soon 70. Lista sklepów
sizeer.com e-sizeer.com
facebook.com/Sizeercom facebook.com/sklepsizeercom
WSTĘPNIAK Długo zastanawiałyśmy się, jak powinien wyglądać ten numer „SI Magazynu”: czy ulec piłkarskiej gorączce i zadedykować całe wydanie Euro 2012, czy też może połączyć sport z wakacyjnym przewodnikiem dla naszych Czytelników? Po burzliwych dyskusjach powstała makieta i wydanie, który trzymacie w rękach. Numer na lato, który z pewnością nie jest letni. Pękamy z dumy, bo w ferworze przygotowań do mistrzostw, mimo ogromnego zainteresowania ze strony wszystkich dziennikarzy udało nam się porozmawiać z Robertem Lewandowskim, napastnikiem Borussi Dortmund i najlepszym piłkarzem Bundesligi minionego sezonu. Nic więcej dodawać nie trzeba, a Robertowi życzymy, by hat-tricka rodem z meczu o Puchar Niemiec zaserwował Grekom 8 czerwca. W duchu Euro o narodowych potrawach różnych reprezentacji opowiedziała nam Magda Gessler. Wszyscy maniacy futbolu dowiedzą się także o tym, dlaczego przy wchodzeniu na murawę warto najpierw postawić prawą nogę i jakie piłki przed Tango przynosiły szczęście lub pecha w poprzednich mistrzostwach. Nie pomijamy tych, którzy na wieść o kibicach, korkach i śpiewach na ulicy najchętniej uciekliby za miasto. W numerze znajdziecie przepisy na letnie drinki, które schłodzą Wasze skołatane nerwy. W chilloutowy klimat wprowadzi Was muzyka Łukasza Zagrobelnego. Nagrań z jego najnowszej płyty możecie posłuchać w drodze na Krym, który pięknie sfotografowany i opisany znajdziecie w środku numeru. Po drodze możecie zahaczyć o jeden z festiwali – oj, będzie się działo w najbliższych miesiącach, będzie ambitnie i głośno. Nie zapominajcie też o dobrej książce – specjalnie dla Was typujemy wydawnicze hity na lato. Poziom testosteronu w „SI” równoważymy kobiecym akcentem – przeczytajcie, jak piękna Kasia Glinka czuje się w roli mamy! W patriotycznym duchu witamy się z Wami po raz drugi. Do boju, Polsko!
/03
SI 9 / 2012
SI style
Euro 2012 to zdecydowanie największe wydarzenie w historii polskiego sportu. Pisząc ten tekst, mamy wciąż nadzieję, że naszym Orłom uda się dokonać rzeczy spektakularnych (w przeciwieństwie do wszystkich, którzy polegli przy budowie autostrad). Niezależnie od sukcesów czy porażek reprezentacji, warto obudzić w sobie patriotyzm i wzbogacić swoją szafę o pamiątkę na całe życie. W ramach specjalnej kampanii podczas Euro 2012 znajdziemy w salonach Sizeer niezbędnik kibica: koszulki, piłki i gadżety, których wartość jest ponadczasowa. To dla fanów futbolu. Dla pań, które w tym czasie będą się musiały uzbroić w anielską cierpliwość, Sizeer przygotował kosmetyczną niespodziankę…
stworzył jedną z najnowocześniejszych koszulek w historii polskiej reprezentacji – waży zaledwie 149 g i jest przyjazna dla środowiska! Do jej produkcji wykorzystano osiem butelek PET. Tyle o technologiach. Wiadomo, że biel i czerwień będą królować na ulicach tego lata. Piłka Tango 12 wyprodukowana przez firmę adidas nawiązuje do kultowych wzorów Mistrzostw Świata i Europy z lat 80. W Sizeer dostępna jest w kilku rozmiarach, klejona lub szyta, oryginalna bądź w wersji replika. Idealny pomysł na prezent dla maniaków futbolu. Więcej o piłkach także w dalszej części „SI Magazynu”. Pastele… projektanci oszaleli na ich punkcie i w tym sezonie królują na światowych
Zagorzałym kibicom polecamy zestawy Nike: osławioną wielomiesięczną batalią o orzełka koszulkę reprezentacji Polski (w wersji domowej i wyjazdowej) plus szorty i klasyczne modele butów – Cortez lub Kill Shot 2. To idealna stylizacja do dopingowania naszych na trybunach i w strefach kibica, a także do paradowania gdziekolwiek w czasie trwania Euro. Panie, które nie wiedzą, jak zabrać się za stylizację z koszulką reprezentacji, odsyłamy do tekstu OSY w dalszej części numeru. Tylko dla formalności dodamy, że Nike
wybiegach. Również marka Lacoste nie mogła się im oprzeć i stworzyła kolekcję japonek w najmodniejszych kolorach tego lata. Tylko w Sizeer do wybranych modeli dodawany jest wyjątkowy prezent – komplet czterech lakierów. Miętowy, mandarynkowy, różowy i śliwkowy – każdy kolor na inny dzień tygodnia. Japonki to obowiązkowe buty na upalne dni i wakacyjne wypady, a wyjątkowa oferta Sizeer pozwoli cieszyć się ich zakupem jeszcze bardziej niż zwykle.
/04
SI 9 / 2012
SI around
PRZEGLĄD PIŁEK Zaczęło się od biedronki, później był argentyński taniec oraz wielkie testowanie w laboratoriach i w kosmosie. Co roku pragną ją mieć miliony kibiców, a piłkarze z niecierpliwością i lekkim zdenerwowaniem czekają na kolejną. adidas od 40 lat przygotowuje piłki na Euro. W najbliższym turnieju postawił na Tango 12. Tekst Piotr Nowik Według legendy pierwszą piłką była… głowa Wikinga. Podczas bitwy została odrąbana przez jednego z Anglików, a rozradowane wojsko zaczęło ją kopać. Tak miała się narodzić piłka nożna. Kolejne futbolówki swoim kształtem coraz bardziej przypominały kulę, choć do dzisiejszych były podobne jak Pustynia Błędowska do Sahary. Co prawda pęcherz krowy czy świni nadawał się do kopania, ale gra stała się zdecydowanie przyjemniejsza, od kiedy przerzucono się na piłki z gumowych dętek obleczonych skórą. Wcześniej i później wymyślono jeszcze kilka produktów piłkopodobnych, które u dzisiejszych zawodników wywołałyby salwy śmiechu. Futbolówki na najważniejsze turnieje od lat produkuje adidas. Od 1970 r. firma przed każdymi mistrzostwami świata i Europy głowi się nad ulepszeniem produktu. Za najnowszym piłkarze będą biegali podczas Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie.
/06
Pierwsza specjalna piłka mistrzostw Europy zadebiutowała w 1972 r. w Belgii. Była to najbardziej klasyczna futbolówka, składająca się z białych i czarnych łat, czyli tzw. „biedronka”. Widniał na niej napis „Telstar”, taką bowiem nazwę nadano jej dwa lata wcześniej na mistrzostwach świata w Meksyku. Był to pierwszy mundial, z którego przeprowadzono transmisję telewizyjną, a miano „Telestar” (ang. gwiazda telewizji) nosił pionierski satelita komunikacyjny. Na Euro 1980 r. we Włoszech grano już starszym bratem piłki, którą będą kopali zawodnicy w Polsce i na Ukrainie. Tango niemal zrewolucjonizowało świat futbolówek, bo wzór „biedronki” zastąpiono specyficznymi okręgami, dzięki czemu piłka wydała się dużo ciekawszym i bardziej ekskluzywnym towarem. adidas jednak cały czas zmagał się ze słabą wodoodpornością. Testowano różne materiały i technologie, ale piłki wciąż wchłaniały wodę i z czasem stawały się twarde jak kamień. Cel udało się osiągnąć w drugiej połowie lat 80. Skóra odeszła do lamusa i postawiono na materiały sztuczne, dzięki czemu dało się grać nawet na boisku przypominającym wielką kałużę, a po przetarciu szmatką piłka była jak nowa. To był przełom. Zawodnicy odetchnęli z ulgą, podania przestały przypominać przesuwanie nogą głazu, a uderzenie głową już nie groziło kontuzją. Pierwszy mistrzostwa Europy taką piłką rozegrano w 1988 r. w RFN. Milowy krok został wykonany, więc później futbolówki już tylko ulepszano. Miały być szybsze i sprawiać, by wpadało jak najwięcej goli. Cieszyli się więc napastnicy, a rozpaczali bramkarze. Piłki zyskiwały coraz ciekawsze wzory, co doceniali kibice, kupujący je w milionach sztuk.
Kolejną innowacją było wprowadzenie żywych kolorów (wcześniej piłki były czarno-białe, co zapewniało ich lepszą widoczność przy niskiej jakości obrazu telewizyjnego). W 1996 r. na Euro w Anglii wypuszczono piłkę Questra Europa, która miała już granatowo-czerwone wzory. Świat zaczął przykładać coraz większą wagę do futbolówek, więc poprzeczka dla adidasa poszła mocno w górę. W 2000 r. zatrzymała się dopiero w... kosmosie, gdzie testowano Terrestra Silverstream na Euro w Belgii i Holandii. Później na ponad dekadę zerwano ze wzorem piłki Tango – zastąpiły ją futbolówki składające się z łat o różnych kształtach. Do wcześniejszej stylistyki adidas wróci w Polsce i na Ukrainie, gdzie zawodnicy będą grali piłką Tango 12. – Jest bardzo ładna. Czuć, że to produkt najwyższej jakości. Już nie mogę się doczekać, kiedy nią zagramy – mówił podczas prezentacji Rafał Murawski, pomocnik reprezentacji Polski. Nad tą piłką adidas pracował ponad dwa lata w specjalnych, w pełni zautomatyzowanych laboratoriach. Sprawdzana była wodoodporność, kształt, plastyczność oraz tzw. trajektoria lotu. Długie, zmechanizowane ramię zakończone piłkarskim butem uderzało w piłkę, a komputer sprawdzał tor jej lotu. Ale najważniejszy był i tak test zawodników. Piłkę przekazano do ośmiu państw, w których grali nią zarówno profesjonaliści, jak i amatorzy. – Piłka Tango 12 to połączenie wieloletniej tradycji futbolu oraz szerokich badań praktycznych i laboratoryjnych, dzięki czemu jest to najdokładniej przetestowana piłka adidasa – zapewnia Herbert Hainer, szef Grupy adidas.
SI 9 / 2012
SI star
ROBERT LEWANDOWSKI wyłącznie dla SI Magazynu
JESTEM PODPORZĄDKOWANY PIŁCE NOŻNEJ – Euforia była tak ogromna, że nawet rozmiar kufla się nie liczył. Nieważne było również, jakie piwo znajduje się w środku, bo najlepszy smak to zdobycie mistrzostwa – o triumfie w lidze niemieckiej z Borussią Dortmund, szansach na Euro 2012 oraz narzeczonej, która... trenuje karate, opowiada Robert Lewandowski, najlepszy polski napastnik. Rozmawiał Piotr Nowik
/08
Według ekspertów zdolniejszego specjalisty od strzelania bramek nie mieliśmy od czasów Zbigniewa Bońka, choć jeszcze kilka lat temu na wykupienie Lewandowskiego stać było przeciętnego Polaka. Dziś o 24-letniego zawodnika rywalizować mogą tylko najpotężniejsze kluby na świecie, ale bez co najmniej kilkunastu milionów euro nie mają szans na powodzenie. Piłkę zaczynał kopać w Partyzancie Leszno, choć... nie był jego zawodnikiem. Mógł jednak trenować, bo zatrudniony w tym klubie był jego ojciec (dziś wiceprezesem Partyzanta jest matka Roberta). Później trafił do Legii Warszawa, która oddała go do Znicza Pruszków za... 5 tys. zł. Lewandowski szybko został królem trzeciej, a następnie drugiej ligi i wtedy na jego wykupienie mogło sobie pozwolić niewielu, bo Lech Poznań wyłożył blisko dwa miliony złotych. Okazało się, że inwestycja w Lewan-
dowskiego jest bardziej opłacalna niż zakup najlepszych udziałów giełdowych, bo dwa lata później Borussia Dortmund zapłaciła za niego już 20 mln złotych! „Człowiek dnia, meczu i sezonu”, „Złota pięta Polaka”, „Ten chłopak potrafi wiele”, „LewanGOLski” – tak komplementują Niemcy polskiego napastnika, który dla Borussi strzela bramki jak na zawołanie i niedawno wraz z Kubą Błaszczykowskim i Łukaszem Piszczkiem poprowadził drużynę z Dortmundu do drugiego mistrzostwa Niemiec z rzędu. Bez Lewandowskiego kadry nie wyobraża sobie także Franciszek Smuda. Selekcjoner prawdopodobnie oddałby wszystkich napastników w kraju, byle tylko Lewandowski na Euro był zdrowy i w formie. Obok bramkarza Wojciecha Szczęsnego jest to jedyny Polak, który ma szansę na grę w najlepszych klubach świata. Sam chciałby spróbować sił w Anglii, ale chętnie wzięliby
SI 9 / 2012
go także Włosi czy Hiszpanie. Przepustką do największych piłkarskich klubów może być dla niego właśnie Euro w Polsce i na Ukrainie. Podczas turnieju będzie musiał stawić czoła słynnym piłkarzom, ale niedawno pokazał, że wielkie nazwiska nie robią na nim wrażenia i strzelił decydującego o mistrzostwie gola Bayernowi Monachium, którego piłkarze łącznie zarabiają ponad 100 mln euro rocznie! Lewandowskiemu nie powinna też przeszkodzić presja kibiców, bo w Dortmundzie na mecze chodzi ok. 80 tys. widzów. Ale życie utalentowanego Polaka to nie tylko piłka. Interesuje się motoryzacją i siatkówką. Nie jest jednak typem piłkarza rozrywkowego, który w wolnym czasie wyciąga kolegów na miasto. Woli rozsiąść się w domu, obejrzeć dobry film (sensacyjny albo dramat) lub mecz siatkówki. Zdarza mu się też grać na komputerze i czasem nawet być... Robertem Lewandowskim. Albo z Borussi Dortmund, albo z reprezentacji Polski. Wyobraźmy sobie, że Robert Lewandowski jest kibicem i nie ma biletu na Euro. Co wtedy? Na pewno oglądałbym mecze ze swoimi bliskimi i znajomymi. Gdzie? To już zdecydowanie sprawa drugorzędna. Jakimś cudem Lewandowskiemu udaje się jednak zdobyć bilet. Które miejsce wybiera? Chyba zdecydowałbym się na krzesełko w spokojniejszej części stadionu, a nie wśród najzagorzalszych kibiców. Liczyłaby się dla mnie widoczność, żebym mógł spokojnie obejrzeć spotkanie. Masz w domu jakieś kibicowskie atrybuty: szaliki, flagi lub koszulki reprezentacji? Ostatnio dostałem flagę. No, i mam też koszulki, w których grałem spotkania w kadrze (śmiech). Euro jest przełomowe dla Polski pod względem stadionów. Który podoba Ci się najbardziej? Obiekty w Warszawie i w Gdańsku mogą śmiało kandydować do grupy najładniejszych nie tylko w Europie, lecz także na świecie. Wyobraźmy sobie, że już za kilka godzin mecz mistrzostw Europy. Jak się do niego przygotowujesz? Na początku najważniejsza jest koncentracja. Później w ramach rozluźnienia słucham muzyki. Najczęściej jest to rap, hip-hop lub
SI star
R&B. Przedmeczowe przesądy? To raczej nie w moim stylu. Jedynym rytuałem jest zakładanie butów. Najpierw na nodze znajduje się lewy, a później prawy. Dbasz o to, jak wyglądasz przed pierwszym gwizdkiem? W jakimś stopniu na pewno. Tym bardziej, że mogą mnie zobaczyć miliony widzów. A w co jest ubrany Robert Lewandowski, gdy idzie np. rano po bułki? Najczęściej zakładam dres, to już taki tradycyjny ubiór (śmiech). Ale jakiegoś szczególnego znaczenia to dla mnie nie ma. A gdy musisz założyć garnitur? Raz na jakiś czas mi się zdarza i wtedy też chętnie go noszę. Ale jednak zdecydowanie bardziej lubię styl sportowy. Masz dla kogo o siebie dbać, bo Niemcy zachwyceni są Twoją narzeczoną. To bardzo miłe. Ania też jest sportowcem, trenuje karate tradycyjne i w wielu kwestiach mnie rozumie. Na każdym kroku wzajemnie się wspieramy. Też sporo jeździ, ale jakoś dajemy sobie radę. Choć czasem nie jest łatwo. Dziewczyna ćwicząca karate? Strach się bać. A przed którym przeciwnikiem najmocniej zadrżały Ci nogi? To mi się raczej nie zdarza. Odczuwam jedynie przypływ adrenaliny i w pewnym stopniu podekscytowanie. Przed Euro Twoja twarz będzie wszędzie. Popularność jest męcząca? Raczej nie. Nie jest dla mnie problemem, by stanąć z fanami i zrobić sobie zdjęcie czy dać autograf. To dla mnie żadne wyzwanie i zawsze chętnie to robię. W który zakątek Polski zabrałbyś zagranicznych kibiców, by jak najlepiej zareklamować nasz kraj? Mamy wiele bardzo fajnych miejsc. Zawsze można pokazać góry, morze czy Mazury. Ale Warszawa też jest bardzo fajnym miastem, do którego warto przyjechać. Czy choć raz przeszło Ci przez głowę, że Euro w Polsce to nie jest dobry pomysł? Nigdy.
pytało mnie wiele osób, ale wbrew pozorom zawodnicy wcale nie mają ich tak wiele. Na pewno mniej, niż myślą niektórzy. Euro to wielkie wydarzenie, które jednak skróci Ci wakacje. W tych kwestiach najbliżsi są pobłażliwi? Tak, bo wszyscy wiedzą, że jestem podporządkowany piłce nożnej. Jeśli jednak czas pozwoli, to, oczywiście, gdzieś się wybiorę, bo odpoczynek jest dla nas bardzo ważny. W końcu jakoś musimy nabrać sił na kolejny sezon. Czasem na wakacjach lubię się trochę poruszać, ale znajduję też czas na odpoczynek na leżaku. Lubisz podróżować? Tak, choć nie jestem specjalistą w zbyt długim zwiedzaniu. Ostatnio byłem jednak na Kubie, w Hawanie. To miejscu zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Klimat, który tam panuje, jest niezwykły. Lubisz sporty ekstremalne? Niestety, nie mogę ich uprawiać, bo taki zapis znajduje się moim kontrakcie. A gdybyś już dostał zgodę klubu, to jest coś takiego, czego na pewno byś nie zrobił? Na pewno nie zdecydowałbym się skoczyć na bungee. Całą Polskę obiegły Wasze zdjęcia ze świętowania mistrzostwa Niemiec. Nie bolała Cię ręka od trzymania tych wielkich kufli z piwem? Euforia była tak ogromna, że ich rozmiar się nie liczył. Nieważne było również, jakie piwo znajdowało się w środku, bo najlepszy smak to było zdobycie mistrzostwa. Skoro przy smakach jesteśmy, czy odpowiada Ci pasuje niemieckie jedzenie? Bardzo przypomina polskie, więc nie mogę narzekać. Ale jem również w domu, a jak Ani nie ma, to czasem nawet sam coś ugotuję. Jem dużo makaronów, bo są łatwo strawne. Jeśli już jednak mam zjeść jakieś mięso, to na ogół jest to pierś z indyka, ale w małych porcjach. Lubię też gotowane warzywa.
Kto z rodziny będzie na trybunach podczas Euro? Dużo osób prosiło Cię o załatwienie biletu? Będzie sporo znajomych i bliskich. O bilety
/09
SI 9 / 2012
SI star
SI 9 / 2012
dzać przyjaciół. Z lekkim żalem zrezygnowaliśmy też z tak lubianych i częstych wypadów do kina czy teatru. To jednak kwestia czasu. Filip podrośnie i znowu będziemy mieć więcej swobody. Na razie czerpię satysfakcję z odmienności sytuacji, w której jestem: korzystam ze spokoju, nieco zwolniłam, odpoczywam.
Wszystko układa się wspaniale
Rozmawiała Hubert Sieniacki Foto Agencja Gazeta
/10
Kasia Glinka, wzorem mam z Hollywood,
nie brała długiego urlopu macierzyńskiego – wróciła na plan serialu, gdy synek miał dwa miesiące. Ale urodzenie dziecka wiele zmieniło w jej życiu. Choćby to, że dziś częściej widuje się ją w balerinkach i z dziecięcym wózkiem niż w szpilkach na bankietach. Nam gwiazda „Barw szczęścia” mówi: – Jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek.
Twój synek miał zaledwie dwa miesiące, kiedy wróciłaś na plan „Barw szczęścia”. Nie za wcześnie? Można to pewnie różnie oceniać. Wtedy czułam, że podejmuję dobrą decyzję. I nadal tak sądzę. Rodzina popierała mnie od początku, więc może dlatego nie miałam wiele wątpliwości. Teraz wszyscy mnie wspaniale wspierają. A praca jest dla mnie ważna. Dla każdej młodej kobiety powinna się liczyć możliwość samorealizacji. Macierzyństwo nie oznacza przecież rezygnacji z siebie, prawda? Nie jestem zwolenniczką mówienia, że szybki powrót do pracy jest super, a pozostanie z dzieckiem w domu nie. To indywidualny wybór. I tak powinno zostać. Choć muszę przyznać, że twórcy serialu też mi pomogli, stwarzając bardzo komfortowe warunki. Zdjęcia potrafią się ciągnąć godzinami. Ja nie pracuję więcej niż trzy, cztery godziny dziennie. Mam więc taryfę ulgową. W przeciwnym wypadku byłoby mi na pewno trudniej pogodzić obowiązki mamy i aktorki. Wstajesz rano i… Biorę orzeźwiający, letni prysznic, wypijam filiżankę mocnej czarnej herbaty z cytryną oraz miodem i mogę ruszać w świat. Ale niedawno zostałaś mamą, więc chyba coś się zmieniło w Twoim życiu? Moje życie niemal zupełnie podporządkowałam Filipowi. Wydaje mi się to zupełnie naturalne. Syn jest jeszcze bardzo mały. Skłamałabym jednak, gdybym powiedziała, że mam poczucie, że po urodzeniu Filipa życie wywróciło się do góry nogami. Absolutnie nie. Jest inaczej, ale równie dobrze. Ja i mąż powoli wypracowujemy rytm życia naszej rodziny. A co z życia przed macierzyństwem nie pasuje do tego, które prowadzisz teraz? Na pewno musieliśmy ograniczyć niemal do minimum te drobne przyjemności, które są tak charakterystyczne dla młodych par mieszkających w dużym mieście, a także te wiążące się z moim zawodem. Na razie koniec z bankietami. Nie mamy czasu odwie-
Postać, którą grasz, jest świetnie wystylizowana. Czyja to zasługa? Kasi Gajewskiej. To ona odpowiada za moje kostiumy w „Barwach szczęścia”. Stroje, które noszę na ekranie, mają oczywiście oddawać gust i charakter mojej bohaterki, też zresztą Kasi. Kasia jest instruktorką fitness, uroczą, ale dość skomplikowaną dziewczyną, z jednej strony marzącą o niezależności, z drugiej – silnie uzależnioną od opinii mamy. Ta dziewczyna ma własny, określony styl. Ale kiedy ja nie czuję się dobrze w którymś z zestawów, bez problemu próbujemy z Kasią Gajewską znaleźć coś innego, spójnego z wizerunkiem postaci, ale też zapewniającego mi dobre samopoczucie. Zatem w pewnym sensie coś ze mnie jest w stroju mojej bohaterki. A prywatnie co wybierasz: szpilki czy balerinki? Na co dzień zdecydowanie balerinki! Zwłaszcza odkąd jestem mamą – bardziej pasują do dziecięcego wózka. Ale na specjalne okazje zawsze szpilki. Kobieca szafa bez szpilek nie ma sensu!
SI star
Twoja bohaterka jest też bardzo wysportowana. Ma to coś wspólnego z Twoim życiem poza planem? Czasami jest tak, że postaci, które gramy, to ktoś zupełnie inny niż aktor prywatnie. W wypadku mojej bohaterki z „Barw szczęścia” dzielimy niektóre pasje. Tak jest między innymi ze sportem. Nie stanowi tajemnicy, że to jedno z moich ulubionych zajęć. I to dyscypliny nie tylko typowo kobiece. Bo gram w tenisa i jeżdżę na nartach, ale też na przykład uprawiam windsurfing. Przyznaję, że teraz, gdy tyle uwagi poświęcam Filipowi, trochę brakuje mi aktywności. Lubię się zmęczyć, potrzebuję adrenaliny. Jestem zdecydowanie typem sportowym i zamierzam jak najszybciej do tego wrócić. Czy są jakieś sporty, których chciałabyś spróbować? Kitesurfing wydaje mi się na tyle pociągający, że muszę spróbować. Ale to niełatwy sport, trzeba mu poświęcić trochę czasu. Nie wiem, co na to Filip (śmiech). Kolorowe magazyny emocjonują się tempem, w którym gwiazdy odzyskują figury po urodzeniu dziecka. Ty też masz w tym doskonałe wyniki… Serio? Nie zależało mi na szybkim powrocie do formy z powodu środowiska. Nie odczułam tutaj żadnej specjalnej presji. Zawsze byłam dość szczupła i dobrze czuję się sama ze sobą, gdy mam taką figurę. Zresztą natura mi sprzyja i nie muszę się jakoś szczególnie katować, by zachować figurę. Niemniej – jak każda kobieta – miałam kilka dodatkowych kilogramów po ciąży. Planując zgubienie ich, nie kierowałam się tym, że zawód aktorki tego wymaga, że w show-biznesie te kilogramy to kłopot, że będą nieżyczliwe komentarze. Robiłam to tylko dla siebie, żeby się dobrze czuć. Mimo nieprzespanych nocy na planie musisz być skoncentrowana. Twój sposób na relaks? To prawda, że praca aktorki wymaga świetnej formy. Szczególnie na planie serialu, gdzie zdjęcia potrafią być bardzo wyczerpujące. Złotego środka jeszcze nie znalazłam, ale mam jeszcze chwilę na zastanowienie. Na razie ratują mnie dwie rzeczy. Pierwsza jest dość prozaiczna: to sen. Drugą jest gorąca kąpiel z książką. To drobne rozrywki, które w tej chwili mnie relaksują. Na wiele więcej nie mogę sobie pozwolić (śmiech).
A wakacje? Czy udało Ci się je już zaplanować? Zwykle spędzaliśmy je bardzo aktywnie. Z oczywistych powodów, jeśli chcemy pojechać w tym roku na urlop, to musimy w naszych planach uwzględniać Filipa. A to sprawia, że sposób, w jaki spędzaliśmy wakacje dotychczas, zupełnie nie wchodzi w grę (śmiech). Będzie zupełnie inaczej, czyli bardzo rodzinnie. Na wakacje zabieramy nasze rodziny, bo na co dzień wszyscy mieszkamy w innych miastach. Musi być ciepło i słonecznie. Może uda mi się nawet kilka razy wyskoczyć na windsurfing? Po cichu na to liczę (śmiech). Idealne to wakacje to… Sport plus piękna pogoda. Do tej pory z ekipą znajomych tak właśnie spędzaliśmy wakacje. W Hiszpanii, Tunezji, Grecji czy na Wyspach Kanaryjskich. A Twoje zawodowe plany na najbliższy czas? Przed ciążą nie mogłam narzekać na brak zajęć. Dlatego szukając pozytywów bycia młodą mamą, śmiało mogę powiedzieć, że to zwolnienie tempa, również zawodowo, jest dla mnie niezwykłą frajdą. Staram się z tego korzystać. Nie mam kłopotu, że to, co robię teraz na co dzień, nie jest tak spektakularne. Czuję, że to,wyciszenie jest mi potrzebne i dobrze na mnie wpływa. Co do konkretnych planów zawodowych, myślę, że uda mi się zagrać kilka ciekawych ról podczas nowego sezonu w Teatrze Kwadrat. Pierwsza z premier już jesienią. Magazyn „Forbes” uznał Cię za jedną z najcenniejszych gwiazd polskiego show-biznesu… To coś zmienia w pozycji zawodowej Katarzyny Glinki? Oczywiście było mi niezwykle miło, gdy dowiedziałam się, że trafiłam na tę listę. To nobilitujące. I tym bardziej wartościowe, że pojawiło się ze strony środowiska finansowego. Być może ułatwiło mi to nawiązanie kilku kontraktów reklamowych i komercyjnych projektów. Na pewno jest jednak tak, że teraz dużo uważniej podchodzę do propozycji, które dostaję. Staram się wybierać projekty, które mnie interesują i rozwijają. Nie muszę już się decydować na wszystko. Czyli wszystko układa się wspaniale? To prawda. Mam teraz dobry moment w moim życiu – i zawodowym, i prywatnym. Jestem zadowolona.
/11
SI style
SI 9 / 2012
SI 9 / 2012
SI style
Gdzie szukać inspiracji?
No, i doczekałyśmy się, chociaż wiele z nas traciło już nadzieję. Soczyście zieleniące się drzewa, coraz cieplejsze promienie słońca – już są! Mimo ogromnej radości w pierwsze upalne dni często wpadamy w panikę. W co mam się ubrać? Czy ja w ogóle mam się w co ubrać? Tak samo jak roślinom, wiosenne przymrozki szkodzą naszej garderobie. Jeśli dobierałyśmy nasze ubrania w amoku, by jak najszybciej cieszyć się urokami wolnego czasu na powietrzu, teraz odkryjemy, że spodnie mamy zupełnie nie takie, jakie być powinny, wszystkie bluzki i sukienki są jednak zbyt ciepłe, do tego dochodzi brak odpowiednich butów, a na samym końcu dociera do nas, że zeszłoroczne torebki nie cieszą już oka. Spokojnie, lato to czas relaksu i swobody. Możemy podejść do codziennych strojów z przymrużeniem oka. Najważniejsze, by w swoich ciuchach czuć się sobą – to już połowa sukcesu. A jeśli okrasimy to szczyptą aktualnych trendów, skazane będziemy na sukces! Tekst Marta Szymonik
/12
Uważam, że człowiek nie dorównał jeszcze nigdy wytworom natury. Radzę wybrać się na targ warzywno-owocowy i podpatrzyć zestawienia kolorystyczne. Taki na przykład rabarbar: koralowa łodyga + soczysta zieleń = genialne i bardzo modne! Jeśli boisz się mocnych zestawień, ośmielą Cię szaleństwa kulinarne. Nic nie smakuje w upalne dni lepiej niż mrożone koktajle, miksuj więc ciuchy jak owoce w blenderze: truskawka z listkami mięty, siostry limonka i cytryna czy dojrzałe mango! Twoja w tym głowa, czy wybierzesz top, spodnie i marynarkę, czy spódnicę… a może szorty i odblaskowe sandały? Wszystko kwitnie… Rozejrzyj się: wokoło kwitnące jabłonie i magnolie. Zakochaj się w kwiatach. To teraz jeden ze wzorów obowiązkowych. Strzałem w dziesiątkę okażą się pokryte kwiatostanami koszule, spódnice, sukienki, chusty i torebki. Możesz ubrać się tak od stóp do głów, możesz postawić jedynie na kwieciste akcesoria lub, jeżeli wolisz delikatniejsze zestawienia, połącz koszulę w kwiaty z dżinsami bądź wielobarwną spódnicę z gładkim topem. Maxi lub mini W poprzednich sezonach drażniły Cię tego typu dylematy? Teraz nie musisz się przejmować – obie długości są jak najbardziej dozwolone. Do moich faworytów należą modele zwiewne i plisowane. Uwaga, trzeba mieć na względzie materiał. Zbyt ciężki i sztywny przytłoczy nawet najzgrabniejszą sylwetkę. Ważne, by spódnica poruszała się razem z nami! Jeśli masz traumę z czasów szkolnych i plisów nie znosisz wręcz organicznie, możesz spokojnie wybrać gładkie tkaniny. Odważniejsze niech zaszaleją z solidnym rozpierakiem! Perfekcyjna pani domu – lata 50. Eksponujemy na maksa wszystkie atuty kobiecej sylwetki za sprawą szykownych krojów, podkreślonej talii i dekoltu. Górne partie sukienek dopasowane do ciała, dół rozkloszowany – oto esencja kobiecości. Kolory, oczywiście, pastelowe. Do wersji bardziej glamour można dołączyć sznur pereł. Na szczęście my te sukienki zakładamy wyłącznie dla własnej przyjemności, na spacer lub imprezę. Nasze poprzedniczki nie miały tak
Zrób to sama!
internetowych i w pasmanteriach można kupić koraliki na wagę lub na sztuki. Żyłkę podkradniecie tacie wędkarzowi. Gorąco polecam stworzenie własnego, niepowtarzalnego naszyjnika! Takie projekty zawsze okazują się najmodniejsze! --
Dostojny wisior i delikatne koraliki to już przeżytek. Nosimy się na bogato. Na dekolcie prezentujemy całe pęki korali, nieważne, czy jednolitych, czy złożonych z niepowtarzalnych elementów. Możemy postawić zarówno na etno, handmade, jak i na solidne sznury pereł. Liczy się jedynie, by nie były to ubogie jedna, dwie pętelki… Myślę, że pięć sznurów to absolutne minimum. Na aukcjach
Pamiętajcie, że garderoba to nie wszystko. Warto zainwestować w dobry olejek i naturalną opaleniznę. Piękne ciało obroni się zawsze samo, nawet w zwyczajnym T-shircie. Zachęcam do maszerowania, spacerowania, biegania, do jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Czerpcie z lata garściami. O pięknie duszy chyba nie muszę wspominać:). Udanych wakacji!
dobrze. Zgodnie ze wskazówkami poradnika The Good Wife’s Guide z 1955 r. w nienagannej fryzurze i pełnym makijażu witały tak swoich mężów, trzymając w dłoniach ledwie co wyjęte z piekarnika apple pie.
/13
SI podróże
Jedź i sprawdź, jak Krym smakuje naprawdę. To smak owoców, alkoholu, zabawy, kurzu, słońca. Nie do zapomnienia. Zwłaszcza w porównaniu z wakacyjną komercją zachodniej Europy. Tekst i foto Rafał Romanowski
/14
SI 9 / 2012
SI 9 / 2012
SI podróże
Nagie ciała kłębią się w wodzie. W dłoniach butelki, we włosach kwiaty, w głośnikach ogłuszające techno. Tańczą, a właściwie snują się zmęczone nocą, raz po raz lądując w chłodnym Morzu Azowskim. Świeży sierpniowy poranek, miejscowość Popowka koło Mirnyj na zachodnim brzegu ukraińskiego półwyspu Krym. Właśnie z piaszczystego i wodnego „parkietu” schodzą ostatni uczestnicy kolejnej odsłony festiwalu Kazantip, kultowego święta muzyki elektronicznej, które na południu Ukrainy organizuje się co roku dla tysięcy uczestników. Na Kazantip masz wszystko. Uznanych didżejów, świetne nagłośnienie, pozytywną atmosferę, możliwość spotkania zakochanych w elektronicznych beatach fanów z Rosji, Ukrainy, Francji, USA, a nawet krajów azjatyckich. Publiczność popija milkszejki, tańczy w rytm 24-godzinnych imprez, śpi pokotem na plaży, przegryza sprzedawane przez okoliczną ludność przysmaki. Kazantip jest tak popularny, że kiedy dojeżdżamy na Krym wielkim, ospałym pociągiem ze Lwowa do Symferopola, pierwsze pytanie, jakie pada, to czy jedziemy na Kazantip. Na punkcie krymskiego festiwalu młoda publika z krajów byłego ZSRR oszalała jeszcze w latach 90. Jego sława rozniosła się tak bardzo, że obecnie każdą większą imprezę czy dyskotekę w Rosji zwie się potocznie „kazantipą”. Ale to nie wyłącznie Kazantip przygnał nas na Krym, wspaniały subtropikalny półwysep, o którym słuchaliśmy przez całe życie bajkowych opowieści. Głównie tych, że rozsławiony w wierszach i na płótnach Krym chcieliby mieć wszyscy. I ledwo oswojeni z niepodległością Ukraińcy, i tęskniący za czasami dawnego imperium Rosjanie, i uważający się za rdzenną ludność Tatarzy, a pewnie i kraje NATO, które najchętniej zbudowałyby na Krymie jedną ze swych baz, aby trzymać w ryzach tzw. neoimperializm rosyjski. Na razie Krym jest ukraiński, choć w przepięknym porcie Sewastopol stacjonuje i stacjonować będzie jeszcze przez kilkanaście lat marynarka rosyjska. Krym jest ukraiński, choć pozbawieni własnej państwowości Tatarzy (głównie w okolicach Jałty i na wschodzie) coraz mocniej upominają się o swoje prawa. Oddalony od Polski o niemal dobę jazdy pociągiem, dwie godziny lotu czarterowym lub rejsowym samolotem z Kijowa, staje się teraz coraz bardziej dostępny. Dzikie, niezapomniane krajobrazy co prawda pozostały, wysepki luksusu nadal odgrodzone są dla zwykłych śmiertelników, ale miejsc, gdzie można smacznie zjeść, wyspać się
/15
SI podróże
w dobrych warunkach, odpocząć, podziwiać piękno krymskiej przyrody i historii, jest coraz więcej. Krym nadgryzamy od strony Kazantipu, ale dość szybko wywiewa nas (dosłownie) do pobliskiej Eupatorii, pełnej islamskich świątyń, starych cerkwi, kamiennych bań na oliwę i pięknych promenad nad morzem, na których wylegują się przeszczęśliwi urlopowicze i mieszkańcy. Wszystko skąpane słońcem, z mnóstwem owocowych targów, gdzie ogromne, ciepłe od promieni słońca melony, arbuzy, pomidory i kukurydza plątają się między dorodnymi ogórkami, brzoskwiniami i winogronami. To prawda, krymskie owoce, jedne z najdorodniejszych w świecie, plasują się chyba też wśród najsmaczniejszych. Słodkie winogrona rozpływają się w ustach, pomidory zalewają sokiem gardło, a w złocistych ziarnach kukurydzy znajdziesz trzy razy więcej smaku niż w najlepszych kolbach „made in Poland”. Koniec jedzenia. Trzęsącym się busem (tzw. ukraińską marszrutką) jedziemy do Ałupki, która wraz z Ałusztą wygląda jak wielkie, oplecione winoroślami schody prowadzące do morza. Uroku tutejszych terenów nie przesłoni nawet pseudokomfort nocowania w rozpadającej się komórce na drewno, którą za symboliczne pięć dolarów zgadza się nam odstąpić urocza staruszka. Nasza gospodyni pochodzi z Murmańska na mroźnej północy Rosji (w kierunku na biegun północny). Na Krym trafiła kilkadziesiąt lat temu za... miłością poznaną w wojsku. Krymianka od dawna, zakochana w tym miejscu podobnie jak my, choć od momentu naszego wjechania na krymskie stepy minęło ledwie kilka dni. Ałupka z Ałusztą żyją też nocami. Podmuchy gorącego, wieczornego powietrza, ogromny, przyklejony do nieba księżyc, kolejne łyki słodkiego wina o niesamowitym aromacie i zaskakującej nazwie Ciornyj pulkownik, lanego do plastikowej butelki wprost z beczki – wszystko to sprzyja nieskrępowanej zabawie wśród krętych uliczek nadmorskich kurortów. Nie inaczej jest w Jałcie, gdzie dyskotek i nocnych klubów ulokowało się wyjątkowo wiele, a kolacja w portowej restauracji należy do jednych z najdroższych atrakcji tego pięknego skrawka ziemi. W Jałcie próbujemy jeszcze tatarskich specjałów na chłodnym i kamienistym szczycie góry Aj-Petri z największymi w Europie asfaltowymi serpentynami schodzącymi w dół do miasta. Widoki na Morze Czarne zapierają dech w piersiach, wieczorem szlachetne krymskie wino w porcie sma-
/16
SI 9 / 2012
SI 9 / 2012
kuje jeszcze intensywniej niż tani, acz uroczy Ciornyj pulkownik. Jeszcze tylko skok promem do Gurzuf, najdroższego i najbardziej ekskluzywnego miasteczka na Krymie, gdzie limuzyny na moskiewskich blachach i ukraińskie rządowe cadillaki potrafią parkować w poprzek ulicy. W Gurzuf nie pojawiaj się, jeśli nie masz mocno wypchanego portfela. My płyniemy stąd do Sewastopola, portowej perły w koronie czarnomorskich nabrzeży, gdzie wzrok ukraińskich milicjantów ścina się z zawadiackim spojrzeniem rosyjskich, odpicowanych w mundury marynarzy. Za dnia pełnią służbę we flocie pamiętającej czasy świetności cara, wieczorami tańczą w nadmorskich dyskotekach z ukraińskimi dziewczętami i przy-
SI podróże
byszkami z różnych stron świata. Imprezy tu najgłośniejsze, alkohol leje się strumieniami. Nam czas oderwać się od morskich atrakcji i ruszyć w głąb lądu, znów do stolicy, Symferopola i tatarskich posiadłości w słynnym Bakczysaraju, gdzie wśród szarozielonych gór ma się wrażenie totalnego zatrzymania czasu. Arbuzy, melony, pomidory wprost z ulicy, kwas chlebowy z wielkiej beczki, senny lot zapładniających kwiaty pszczół... Kiedy ujeżdżasz starą ładą dróżki z suchego błota na przylądku Tarchankut na północy Krymu, dociera do Ciebie, że równie pięknego, dzikiego, a także zabawnego i relaksującego miejsca ze świecą szukać w promieniu tysięcy kilometrów. Głośno gra ukraiński hip-hop, silnik łady kaszle, ale cią-
gnie ją dzielnie przez kolejne ostępy, a Ty gryziesz słodką kukurydzę i zerkasz na spienione w dole morze... Wieczorem wpatrujesz się w gwiazdy na wyciągnięcie ręki i wykładasz się... właśnie, gdzie? Na piasku Popowki? Ziemi Tarchankut? Kamieniach Ałuszty? A może na suchej od słońca i wiatru trawie krymskiego stepu, o którym wspominano Ci kiedyś na języku polskim, prawda? Jedź i sprawdź, jak Krym smakuje naprawdę. Warto.
/17
JUSTYNA: bluza adidas: 299,99 zł T-shirt Nike: 129,99 zł spodnie Nike: 149,99 zł buty Puma: 249,99 zł
MATEUSZ: bluza adidas: 299,99 zł T-shirt Bench.: 99,99 zł; piłka Nike: 39,99 zł szorty Bench.: 189,99 zł buty Lacoste Shore: 249,99 zł
EWA: T-shirt Nike: 119,99 zł szorty Bench.: wzór słuchawki: Skullcandy: 39,99 zł buty Converse: 249,99 zł
DAREK: bluza Bench.: 239,99 zł T-shirt Bench.: 99,99 zł szorty Bench: 329,99 zł buty Nike: 349,99 zł
zobacz film zobacz film
EWA: kurtka Nike: 249,99 zł T-shirt Nike: 109,99 zł szorty Umbro: wzór; torba Nike: 79,99 zł buty Lacoste Lauriston: 279,99 zł
DAREK: kurtka Nike: 299,99 zł T-shirt adidas: 129,99 zł; piłka Umbro: 54,99 zł spodnie Nike: 149,99 zł buty Lacoste Newton: 399,99 zł
JUSTYNA: bluza Nike: 139,99 zł torba Bench.: 119,99 zł szorty Umbro: 119,99 zł buty Lacoste Fabian Espa: 269,99 zł
MATEUSZ: bluza adidas.: 299,99 zł T-shirt Bench.: 99,99 zł spodnie Nike: 149,99 zł buty Nike: 379,99 zł
zobacz film zobacz film
JUSTYNA: trampki Converse: 249,99 zł szorty Umbro: wzór kurtka Nike: 239,99 zł piłka adidas: 55,99 zł
MATEUSZ: piłka adidas Tango: 129,99 zł bluza Nike: 179,99 zł szorty Umbro: wzór buty Lacoste Newton Hi: 399,99 zł
zobacz film DAREK: spodnie adidas: 269,99 zł T-shirt: wzór słuchawki Scullcandy: 319,99 zł buty Nike: 379,99 zł
EWA: słuchawki Skullcandy: 269,99 zł T-shirt Nike: 109,99 zł spodnie Nike: 269,99 zł buty Nike: 319,99 zł
EWA: słuchawki Scullcandy: 269,99 zł T-shirt Nike: 109,99 zł spodnie Nike: 269,99 zł buty Nike: 319,99 zł
MATEUSZ: T-shirt Nike: 79,99 zł kurtka Bench.: 339,99 zł spodnie Nike: 149,99 zł buty adidas: 329,99 zł
DAREK: T-shirt adidas: 129,99 zł szorty Umbro: wzór buty Reebok: 219,99 zł
JUSTYNA: bluza Nike: 169,99 zł kurtka Bench.: 279,99 zł szorty Nike: 75,99 zł buty Nike: 329,99 zł
EWA: kurtka Nike: 239,99 zł tank top Nike: 49,99 zł buty adidas: 329,99 zł
JUSTYNA: kurtka Bench.: 279,99 zł T-shirt adidas: 129,99 zł spodnie Nike: 329,99 zł słuchawki Skullcandy: 179,99 zł
DAREK: bluza adidas: 299,99 zł T-shirt Bench.: wzór piłka adidas Tango: 129,99 zł buty Nike: 349,99 zł
zobacz film
MATEUSZ: T-shirt Bench.: 99,99 zł spodnie Nike: 149,99 zł buty adidas: 329,99 zł
EWA: T-shirt Nike: 129,99 zł bluza adidas: 299,99 zł spodnie Umbro: wzór buty Lacoste Imatra: 269,99 zł
JUSTYNA: kurtka Bench.: 279,99 zł T-shirt adidas: 129,99 zł spodnie Nike: 329,99 zł słuchawki Skullcandy: 179,99 zł
Foto Michał Massa Mąsior
DAREK: T-shirt adidas: 129,99 zł szorty Umbro: wzór buty Reebok: 219,99 zł
DAREK: bluza adidas: 299,99 zł T-shirt Bench.: wzór piłka adidas Tango: 129,99 zł buty Nike: 349,99 zł
Stylizacja Gosia Kuniewicz / OSA Osobista Stylistka Make-up Paulina Tomasik Fryzury D&D Davi Studio Modele Ewa Wójcik, Justyna Rusnak, Mateusz Kurdziel, Bożydar Sule Dziękujemy restauracji Stylowa przy Alei Róż w Krakowie oraz Crazy Guides za pomoc w realizacji sesji. Wszystkie produkty są dostępne w salonach Sizeer, Timberland oraz w Internecie na e-sizeer.com, Timberland.pl i GaleriaMarek.pl
SI 9 / 2012
SI style
Modne Euro 2012 Tekst Monika OSA Jurczyk
Euro. Uniesienia, rywalizacja, emocje. Nie tylko pozytywne. W wielu polskich domach uniesienia sprowadzą się głównie do podniesionego głosu (ona: – Miałeś pójść do sklepu, on: – Kochanie, jest mecz, ona: – Zapomniałeś odebrać dziecko z przedszkola, on: – Kochanie, jest mecz, ona: – Co z naszą randką?, on: – Kochanie, jest mecz…). Rywalizacja będzie zacięta, bo kto pierwszy do pilota po powrocie z pracy, ten lepszy. A emocje? Każdy wie, jak silne mogą być, kiedy ona zechce iść na spacer, a on? Oczywiście, na mecz. Jednak nie generalizujmy. Część kobiet też da się ponieść tym razem piłkarskim, a nie zrzędliwym emocjom. Część kobiet będzie chciała wyjść do pubu, aby zobaczyć, jak grają polskie chłopaki, lub włączy telewizor i tym razem nie wybierze „Na dobre i na złe”. Ale (bo zawsze musi być jakieś „ale”) w co się do tego ubrać? Niecodzienna okazja wymaga przecież odpowiedniej stylizacji. I o ile te z dziewczyn, które interesują się sportem, pewnie nie będą miały z tym problemu, o tyle tym, które do tej pory nie wiedziały, kim jest Ronaldo (to piłkarz, prawda? tak się tylko upewniam…), będzie nieco trudniej. Przynajmniej wybór kolorystyki wydaje się prosty. Obowiązuje biało-czerwony dress code. Tylko jak nie wyglądać w tym banalnie lub komicznie? Jak nie przypominać flagi? Łatwo jednak nie będzie. Weźmy koszulkę reprezentacji. Nie jest sexy, zaryzykuję stwierdzenie, że nie jest nawet ładna. Ale przecież „ładnemu we wszystkim ładnie”, poza tym – od czego mamy stylizację? Oto kilka propozycji zestawów: 1. Koszulka reprezentacji włożona w środek seksownych krótkich szortów, czerwony pasek, w wersji sportowej biało-czerwone
/30
trampki, dla tych, które nie chodzą na płaskim obcasie – koturny (ostatnio widziałam nawet takie w biało-czerwone paski, ale mogłaby to być lekka przesada). 2. Koszulka reprezentacji, dżinsy i na to modna, wytaliowana dżinsowa kurtka. 3. Koszulka reprezentacji w wersji XXXL, legginsy i słodkie baletki. Jeśli jednak nie chcesz inwestować w coś tak sezonowego, jak specjalna koszulka na Euro 2012, możesz kupić czerwone rurki i białą koszulę. Albo czerwoną sukienkę i na to biały płaszcz. A może tak modną wśród blogerek koszulkę z orzełkiem od polskiego projektanta? Wszystkie chwyty dozwolone. Nie łudź się jednak, że stroisz się w barwy narodowe dla swojego mężczyzny. On i tak nie zauważy. Natomiast współtowarzyszki niedoli na pewno docenią starania.
SI star
SI 9 / 2012
SI 9 / 2012
Wydał Pan nową, trzecią już płytę Ja tu zostaję i rozpoczął intensywny czas promocji, koncertów. Czy znajduje Pan czas tylko dla siebie? Bycie wokalistą, piosenkarzem nieodzownie wiąże się z nieregularnym trybem życia. To oznacza, że czasem, kiedy skumulują się moje zajęcia – koncerty, praca w teatrze, inne projekty – całymi miesiącami nie mam ani jednego dnia wolnego. Wtedy nie ma mowy o czasie dla siebie. Ale bywa też tak, że nie mam żadnych zajęć, na przykład przez cały tydzień.
do zrobienia to oddaję się temu w stu procentach i nawet w chwilach przerwy myślę o danym projekcie bardzo intensywnie. Ale kiedy już zakończę pracę, odzywa się we mnie leń. Staję się leżącym na kanapie człowiekiem, którego nic nie obchodzi. Telewizor, gazety i ja. Taki stan nie trwa jednak długo, bo po kilku dniach już mi się to nudzi. Z tego powodu mam też problem z długimi wakacjami. Nie mogą trwać na przykład dwa tygodnie, bo po tygodniu już mi brakuje jakiegoś zajęcia, zadania do wykonania. Znów budzi się we mnie pracoholik.
I co wtedy? Po dwóch dniach totalnego lenistwa i odpoczynku zaczyna mnie nosić i już bym coś ze sobą zrobił. Nadrabiam wszelkie zaległości, najczęściej kinowe. Uwielbiam chodzić do kina sam, nikt z widowni mi nie przeszkadza i mogę skoncentrować się na filmie. Bywa tak, że na sali jestem tylko ja, bo najchętniej wybieram ostatnie lub poranne seanse.
Znajduje Pan czas na pasje? Mam to szczęście, że moja największa pasja stała się moim zawodem. Nieustannie się jej oddaję, realizując się i rozwijając. Chcę być coraz lepszy. Ale tak naprawdę zawsze chciałem zostać pilotem. I zamierzam to zrealizować. Chcę zrobić licencję pilota. Lotnictwo zawsze mnie fascynowało, fascynuje i będzie fascynować. Często bawię się na symulatorze komputerowym w domu, lubię przebywać na lotnisku, patrzeć na to, co dzieje się na płycie, a kiedy zdarzy mi się wejść do kokpitu, zachowuję się jak mały chłopiec, który zobaczył ulubioną zabawkę. Oczywiście dojście to etapu pilota liniowego to długa droga, myślę raczej o licencji pilota turystycznego. I myślę o tym bardzo poważnie – w kategoriach drugiego zawodu. Nigdy nie wiadomo, co życie przyniesie. A jest już paru muzyków-pilotów na świecie.
Prawdziwy z Pana kinomaniak. I do tego serialomaniak. Ostatnio wsiąkłem w „Bitwę o tron”. Kiedy kupuję DVD z całym sezonem serialu, potrafię siedzieć i oglądać prawie bez przerwy przez kilka dni i nocy. To są te chwile, kiedy kompletnie znikam dla świata.
Jest pracoholikiem, ale czasem – choć na krótko – budzi się w nim natura lenia. Otaczają go ludzie, ale najbardziej ceni zaufanych przyjaciół. Kocha Wrocław, ale marzy o niewielkim domku nad Morzem Śródziemnym w Grecji. Jego pasją jest muzyka, ale chce zostać pilotem. Dwoista natura ŁUKASZA ZAGROBELNEGO, który właśnie wydał trzecią płytę Ja tu zostaję.
Rozmawiała Ewa Maciejewska
/32
SI star
Jest Pan laureatem konkursu Profesjonaliści Forbesa 2012. To dla Pana znaczące wyróżnienie? To bardzo ważna nagroda. Byłem kompletnie zaskoczony tą nominacją. Zostałem wyróżniony, a przecież jest bardzo wielu wspaniałych artystów: aktorów, wokalistów, którzy o wiele dłużej są obecni na rynku i robią wspaniałe rzeczy. Bardzo się cieszę, że dostrzeżono to, co i jak robię. W konkursie bierze się pod uwagę działalność artystyczną, ale też pozasceniczną, między innymi zaangażowanie w akcje charytatywne czy postawę fair play... Tym bardziej ma to dla mnie znaczenie. Zwłaszcza, że zostałem wyróżniony jako aktor musicalowy, a nie stricte wokalista. A to oznacza, że jestem pierwszym człowiekiem z teatru Roma, który został zauważony przez tak zacne grono. Profesjonalista to człowiek, który ciągle pracuje i wszystko co robi, robi precyzyjnie. Czy jest Pan pracoholikiem? Tak, jestem pracoholikiem. Kiedy mam coś
To rzeczywiście brzmi bardzo poważnie. Czy zainteresowanie lotnictwem jest silniejsze niż motoryzacją? O lataniu myślę serio, a motoryzację traktuję jako hobby. Obsesyjnie wręcz śledzę nowości na rynku motoryzacyjnym. Regularnie kupuję pisma specjalistyczne. Nie ma chyba osoby, która zagięłaby mnie w temacie nowych modeli samochodów, parametrów technicznych czy gadżetów. I choć nie zmieniam często aut, to jednak wiem o nich dużo. A co z akordeonem? Czy fascynacja tym instrumentem już Panu minęła? Granie na akordeonie nigdy nie było moją pasją. Lubiłem grać na tym instrumencie, ale nie kochałem tego. Gdyby tak było, pewnie zostałbym akordeonistą. W pewnym momencie miłość do sceny, estrady zdecydowanie zwyciężyła sympatię do tego instrumentu. Od 6 lat nie mam akordeonu. Instrument, na którym ćwiczyłem przez wiele lat, oddałem do Muzeum Piosenki w Opolu.
Jest Pan wokalistą, który lubi śpiewać w duetach m.in. z Eweliną Flintą, Hanią Stach, Grażyną Łobaszewską. Dlaczego? Przede wszystkim lubię żeńskie głosy, poza tym uważam, że w duetach wytwarza się szczególny rodzaj emocji, który przekłada się na jakość przekazu. Uwielbiam te współbrzmienia, podczas których uwalnia się niezwykła energia. To jest niesamowite przeżycie. Szczęśliwie mi się poukładało, że współpracowałem z wokalistkami, które bardzo cenię. Praca z nimi to przede wszystkim wyróżnienie, ale i inspiracja. Poza tym, przyjemnie jest występować na scenie u boku pięknych kobiet. Nowa płyta to lekka stylizacja retro, nawiązanie do stylistyki polskiej muzyki bigbeatowej z lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Tak, ale to tylko delikatne nawiązanie, mrugnięcie okiem do tamtych czasów, bo brzmieniowo płyta jest bardzo współczesna. I na pewno najpogodniejsza ze wszystkich, które nagrałem. Jak zostanie odebrana? Ocena należy do słuchaczy. Przede mną trasa koncertowa. Czy należy Pan do osób wiernych starym przyjaźniom, czy też szuka nowych kontaktów z ludźmi? Jestem bardzo ostrożny w nawiązywaniu nowych znajomości. Nie mam wielkiej rzeszy znajomych, nie otacza mnie tłum przyjaciół, mam swoje grono zaufanych sześciu osób i z nimi doskonale się czuję. Sprawdzają się na każdym polu i nie tęsknię do nowych bardziej zażyłych kontaktów. Oczywiście otaczają mnie sympatyczni ludzie, których bardzo lubię i cenię, ale nie mam potrzeby wchodzić ze wszystkimi w bliskie relacje. Jest Pan ciekawy świata. Będąc w nowych miejscach, co najchętniej lubi Pan poznawać: okolicę, ludzi, kulturę? Przede wszystkim kuchnię. Zawsze, ilekroć jestem za granicą lub różnych regionach Polski, próbuję miejscowych potraw, czegoś charakterystycznego dla danego miejsca, rejonu. Jest Pan kochającym swoje miasto wrocławianinem. Czy ten region ma charakterystyczną kuchnię? Wrocław nie ma jakieś typowej dla siebie tradycji kulinarnej. Widać tu wpływy niemieckie, bo przecież kiedyś było to niemieckie miasto, ale na pewno można tu zjeść typowo polskie dania. W moim rodzinnym
/33
SI 9 / 2012
SI star
domu mama robiła doskonałe pierogi, ciasta i to, co uwielbiałem – pampuchy, czyli kluski na parze. Ma Pan ulubione miejsca w swoim rodzinnym mieście? Oczywiście Rynek, okolice Hali Ludowej, Jatki i Ostrów Tumski. W ciągu ostatnich lat Wrocław bardzo się zmienił, rozbudował. Stał się nowoczesnym, prawdziwie europejskim miastem. I bardzo mi się to podoba. A ulubiony kraj? Uwielbiam Grecję – jej atmosferę, klimat, ludzi zakochanych w swojej kulturze do tego stopnia, że na przykład w radio nie ma w zasadzie piosenek w języku angielskim. Grecy słuchają swojej muzyki i dobrze się przy niej bawią. To jest fascynujący kraj. Chciałbym tam kiedyś zamieszkać. Kupić kawałek ziemi nad morzem, wybudować niewielki domek i tam osiąść. „Czas goi rany”, „czas to pieniądz”… Czym dla Pana jest czas? Przede wszystkim czas szybko biegnie. Pamiętam, jakby to było wczoraj: moje początki w teatrze Roma, przygotowania do spektaklu Nędznicy. Minęły dwa lata, po 300 przedstawieniach musical zszedł z afisza. Mam 36 lat i im jestem starszy, tym wyraźniej widzę, w jakim tempie czas umyka. Uprawia Pan jakiś sport? No tak, z wiekiem warto zadbać o kondycję (śmiech). Powoli skłaniam się do tego, żeby zacząć regularnie chodzić na siłownię. Jak na razie zdarza mi się pójść raz na tydzień lub dwa, ale po takiej wizycie mam potworne zakwasy, więc od razu nie mam siły wybrać się tam ponownie. W ten sposób powstaje błędne koło: po przerwie idę i znów mam zakwasy. Jak wyglądałby Pana wymarzony wolny dzień? Bez zakwasów (śmiech). To musiałby być ciepły, słoneczny, letni dzień, bo jesień i zima nie nastrajają mnie najlepiej. Wstaję o 8.00 rano. Piję poranną kawę. Wychodzę na spacer ze swoim psem Kafarem. Potem wyprawa rowerowa, dobry obiad. A wieczorem spotkanie z przyjaciółmi, najchętniej przy dobrym winie. I możliwe, że taki dzień zakończyłby się bardzo późno, a wtedy… następny dzień też musiałbym mieć wolny.
/34
SI 9 / 2012
SI star
i to, co uwielbiałem –pampuchy czyli kluski na parze. Ma Pan ulubione miejsca w swoim rodzinnym mieście? Oczywiście Rynek, okolice Hali Ludowej, Jatki i Ostrów Tumski. W ciągu ostatnich lat Wrocław bardzo się zmienił, rozbudował. Stał się nowoczesnym, prawdziwie europejskim miastem. I bardzo mi się to podoba. A ulubiony kraj? Uwielbiam Grecję – jej atmosferę, klimat, ludzi zakochanych w swojej kulturze do tego stopnia, że na przykład w radio nie ma w zasadzie piosenek w języku angielskim. Grecy słuchają swojej muzyki i dobrze się przy niej bawią. To jest fascynujący kraj. Chciałbym tam kiedyś zamieszkać. Kupić kawałek ziemi nad morzem, wybudować niewielki domek i tam osiąść. „Czas goi rany”, „czas to pieniądz”… Czym dla Pana jest czas? Przede wszystkim czas szybko biegnie. Pamiętam, jakby to było wczoraj: moje początki w teatrze Roma, przygotowania do spektaklu „Nędznicy”. Minęły 2 lata, po 300 przedstawieniach musical zszedł z afisza. Mam 36 lat i im jestem starszy, tym wyraźniej widzę, w jakim tempie czas umyka. Uprawia Pan jakiś sport? No tak, z wiekiem warto zadbać o kondycję (śmiech). Powoli skłaniam się do tego, żeby zacząć regularnie chodzić na siłownię. Jak na razie zdarza mi się pójść raz na tydzień lub dwa, ale po takiej wizycie mam potworne zakwasy więc od razu nie mam siły wybrać się tam ponownie. W ten sposób powstaje błędne koło: po przerwie idę i znów mam zakwasy. Jak wyglądałby Pana wymarzony, wolny dzień? Bez zakwasów (śmiech). To musiałby być ciepły, słoneczny, letni dzień, bo jesień i zima nie nastrajają mnie najlepiej. Wstaję o 8 rano. Piję poranną kawę. Wychodzę na spacer ze swoim psem Kafarem. Potem wyprawa rowerowa, dobry obiad. A wieczorem spotkanie z przyjaciółmi, najchętniej przy dobrym winie. I możliwe, że taki dzień zakończyłby się bardzo późno, a wtedy… następny dzień też musiałbym mieć wolny. Serdecznie dziękuję za rozmowę.
/35
,99 zł Japonki męskie od 89
dsf
adidas 349,99 zł
79,99 zł Timberland 2 dsf
Converse 249,99 zł
adidas 329,99 zł
Puma 219,99 zł
adidas 299,99 zł
Reebok od 229,99 zł
adida
s 299
29,99
Nike 4
,99 z
ł
zł
Lacoste 269,99 zł
Puma 299,99 zł
Reebok 629,9
9 zł
Reeb o
k 559
,99 z
ł Lacoste 249,99 zł
Lacoste 269,99 zł
,99 zł
Nike 519
Sprawdź aktualne ceny na: www.e-sizeer.com/SI
,99 zł Japonki damskie od 79
9 zł
C
er onv
9 49, se 2
adid
as 3
29,9
9 zł
Lacoste od 249,99 zł
Puma 299,99 zł
Nike 519,99 zł Reebok 629,99 zł
Nike 429,99 zł
Sprawdź aktualne ceny na: www.e-sizeer.com/SI
Sandały od
99,99 zł
SI 9 / 2012
SI around
Jak co roku o tej porze na horyzoncie zaczyna majaczyć festiwalowe szaleństwo. Muzyka? Film? Teatr? Proszę bardzo! Propozycji jest cała masa, do wyboru, do koloru, a liczba i atrakcyjność imprez nadal niebezpiecznie wzrastają. Warto już zatem teraz zapoznać się z tym, co nas czeka, choćby po to, by ciekawe wydarzenia nie przemknęły nam niepostrzeżenie koło nosa. A okazja ku temu jest doskonała, bo chyba mało kto w dzisiejszych czasach potrafi sobie wyobrazić letni wypoczynek bez odrobiny kultury. Prezentujemy mały i z oczywistych względów niekompletny przewodnik po festiwalach odbywających się w najbliższym czasie na terenie naszego kraju. Tekst Bartosz Leśniewski
/40
Letnia inwazja dźwięków O tym, że oferta festiwali muzycznych w naszym kraju z roku na rok staje się coraz atrakcyjniejsza, nikogo nie musimy przekonywać, tym bardziej, że wspominaliśmy o tym w siódmym numerze „SI Magazynu” Potwierdzają to zarówno badania marketingowe, jak i same festiwale, które w tym roku również nie zawodzą. Przegląd wypada zacząć od tych największych. Heineken Open’er, odbywający się w tym roku na lotnisku Gdynia-Kosakowo w dniach od 4 do 7 lipca, jak zwykle przynosi moc pokus muzycznych. Doznania najwyższej próby zapewni w tym roku Björk, Franz Ferdinand i Bloc Party. Jak łatwo się domyślić, to tylko wierzchołek góry lodowej. Gdyński festiwal od lat przyzwyczaja słuchaczy do wysokiego poziomu, a tegoroczny lineup świadczy o tym, że organizatorzy na tym polu nie zamierzają odpuszczać. Festiwal Woodstock to wydarzenie nierozerwalnie związane z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy, a zarazem największy darmowy festiwal w Europie. Każdego roku interesujący program ściąga do Kostrzyna nad Odrą rzesze słuchaczy. Dominuje muzyka rockowa wszystkich możliwych odmian,
nie brakuje też artystów folkowych. W tym roku siłą napędową imprezy odbywającej się od 2 do 4 sierpnia będzie reaktywowana legenda industrialu, czyli Ministry, młodzi klasycy metalu z Machine Head oraz humorystycznie rockowi The Darkness. Rzecz jasna nie zabraknie artystów z naszego podwórka. Nie zawiedzie również katowicki Off Festival, który odbywa się właściwie w tym samym terminie, co Woodstock. Trzeba będzie zatem wybierać: Kostrzyn czy Katowice? Ci, którzy postawią na stolicę Górnego Śląska, mogą liczyć na nieco bardziej niszową, choć artystycznie oszałamiającą ofertę. Wielbicieli alternatywnej muzyki czeka prawdziwe święto. Będą mogli uczestniczyć w koncercie Iggy’ego Popa i jego zespołu The Stooges, wystąpi również kultowe Swans, a jedną ze scen zajmie magik muzyki elektronicznej Christian Fennesz. Na czterech estradach będzie się działo naprawdę wiele i niejednokrotnie trzeba będzie podjąć heroiczną decyzję, kogo bardziej chcemy usłyszeć. I jak tu mówić, że od nadmiaru głowa nie boli? Krakowski Coke Live Festival odbywa się w tym roku równo tydzień po Off Festivalu. Placebo, The Killers oraz The Roots są w tym roku głównymi magnesami, które
SI 9 / 2012
SI around
SI 9 / 2012
SI around
Ważniejsze imprezy festiwalowe latem 2012 roku:
Off Festival. Prawdziwe święto wielbicieli muzyki alternatywnej. Fot. Jacek Poremba mają ściągnąć fanów muzyki do krakowskiego Muzeum Lotnictwa. Już teraz można obstawiać, że będzie to ważne wydarzenie. Oprócz wymienionej „wielkiej czwórki” na terenie naszego kraju odbywać się będzie cała masa festiwali muzycznych różnej maści. Z kronikarskiego obowiązku wypada wymienić legendarny festiwal w Jarocinie, który w tym roku odbywa się od 20 do 22 lipca. Tydzień wcześniej będzie miał miejsce Seven Festival Music & More w Węgorzewie, a w dniach od 23 do 26 sierpnia w Katowicach szykujmy się na Tauron Nową Muzykę, czyli imprezę prezentującą najnowsze trendy we współczesnej muzyce. A co z jazzem? Jego wielbiciele od dawna mają na swojej liście niezawodny Warsaw Summer Jazz Days. W tym roku ten organizowany przez Mariusza Adamiaka festiwal trwać będzie od 9 do 16 lipca. Zapowiedziano m.in. Herbiego Hancocka, Joe Lovano, Dave’a Douglasa i Tima Berne’a. Jest w czym wybierać. Ruchome obrazy Miłośnicy X Muzy wcale nie muszą zazdrościć melomanom. Ich letni harmonogram
/42
wydaje się równie napięty i, co chyba ważniejsze, niezwykle atrakcyjny. Wytypujmy zatem kluczowe imprezy filmowe. Na przełomie maja i czerwca odbędzie się 52. Krakowski Festiwal Filmowy. Jest on jedną z najstarszych imprez na świecie poświęconych filmom dokumentalnym, animowanym oraz krótkim fabułom. Podczas siedmiu festiwalowych dni widzowie mają okazję obejrzeć około 250 filmów z Polski i świata. Obok pokazów konkursowych do programu na stałe wpisały się także imprezy towarzyszące i pozakonkursowe. KFF z impetem rozpoczyna naszą listę imprez. Początek czerwca to również odbywający się w Klubie Filmowym w Gdyni Football Film Festival. W tym roku to propozycja wyjątkowo na czasie, która rozgrzeje nas przed rozgrywkami Euro 2012. Festiwal skierowany jest nie tylko do pasjonatów piłki nożnej i kina, lecz także do tych, którzy chcą poznać piłkę nożną od nieco innej strony niż ta powszechnie prezentowana. Od 12 do 22 lipca również w Sopocie odbywać się będzie dwunasty Międzynarodowy Festiwal Filmowy Sopot Film Festival. Wykiełkował on z niewielkiej jesiennej im-
prezy, by od kilku lat nieprzerwanie pojawiać się w ścisłej czołówce krajowych imprez kulturalnych. W tym roku zasadniczą osią imprezy będą konkursy filmowe. Można się spodziewać przekroju kina światowego, nowych i ciekawych realizacji z najwyższej półki oraz intrygujących powrotów do historii kina. Nie można także pominąć projekcji filmów, które nigdy nie znalazły się w oficjalnej dystrybucji. Później przychodzi pora na wrocławski T-Mobile Nowe Horyzonty, który odbędzie się w dniach od 19 do 29 lipca. Zmieniona nazwa nie oznacza modyfikacji jakościowych. Koneserzy ambitnego kina nie powinni czuć się zawiedzeni. Podczas festiwalu zaprezentowanych zostanie podobno 440 filmów z ponad 40 krajów. Widzowie mogą być pewni, że pokazane zostaną obrazy innowacyjne i oryginalne. W trakcie imprezy odbędzie się też Międzynarodowy Konkurs Nowe Horyzonty. Będzie to wybór premierowych, osobistych, często prowokacyjnych filmów z całego świata. Nagrodzone tytuły zyskają gwarancję dystrybucji na terenie naszego kraju. Nie sposób choćby w małym stopniu przybliżyć wszystkich atrakcji, jakie przygotowali organizatorzy T-Mobile Nowe Horyzonty, ale jednego możemy być pewni: niespodzianek nie zabraknie. Na deskach teatrów, na scenach ulic Muzyka, film… dobrze, ale co grają w teatrze? Co prawda okres wakacyjny oznacza zamknięcie większości scen na terenie naszego kraju, życie teatralne nadal funkcjonuje, choć, oczywiście, w nieco odmienny sposób. Dowodów na to jest co najmniej kilka. Co dwa lata w ostatnim tygodniu maja w Toruniu odbywa się Międzynarodowy Festiwal Teatralny Kontakt, organizowany przez Teatr im. Wilama Horzycy. Na ten festiwal zapraszane są przede wszystkim teatry z państw sąsiadujących z Polską, choć organizatorzy coraz częściej odstępują od tej zasady, kierując się chęcią uatrakcyjnienia swojej propozycji. Z kolei organizatorzy poznańskiego Malta Festival odważnie poszerzyli zakres swoich zainteresowań. Teatr swoją drogą, ale widza przyciągają także atrakcje muzyczne. Oprócz sztandarowego w tym roku projektu „Idiom: Akcje Azjatyckie” będziemy mogli wziąć udział w koncercie Faith No More. Za taką inicjatywę należą się duże brawa, bo
— Muzyka
— Film
Międzynarodowy Festiwal Teatralny Kontakt Toruń, 19.05–25.05 www.teatr.torun.pl
Football Film Festival Gdynia, 1.06–5.06 www.footballfilm.pl
Heineken Open’er Gdynia-Kosakowo, 4.07–7.07 www.opener.pl
Seven Festival Music & More w Węgorzewie Węgorzewo, 12.07–15.07 www.sevenfestival.com
Sopot Film Festival Sopot, 14.07–22.07 www.sopotfilmfestival.pl
T-Mobile Nowe Horyzonty Wrocław, 19.07–29.07 www.nowehoryzonty.pl
— Teatr
Krakowski Festiwal Filmowy Kraków, 28.05–03.06 www.krakowfilmfestival.pl
Malta Festiwal Poznań, 3.07–7.07 www.malta-festival.pl
Warsaw Summer Jazz Days Warszawa, 9.07–16.07 www.adamiakjazz.pl
Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA Gdańsk, 12.07–15.07 www.feta.pl
XVI Festiwal Szekspirowski 2012 Gdańsk, 17.07–5.08 www.festiwalszekspirowski.pl
Jarocin Festival Jarocin, 20.07–22.07 www.jarocinfestiwal.pl Woodstock Festiwal Kostrzyn nad Odrą, 2.08–4.08 www.wosp.org.pl/woodstock Off Festival Katowice, 3.08–5.08 www.off-festival.pl Coke Live Festival Kraków, 11.08–12.08 www.livefestival.pl
Tauron Nowa Muzyka Katowice, 23.08–26.08 www.festiwalnowamuzyka.pl
/43
SI 9 / 2012
SI around
Organizowany co dwa lata przez Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu Międzynarodowy Festiwal Teatralny Kontakt jest gwarantem artystycznych doznań najwyższej jakości.
W imię Jakuba Szeli, fot. Bartłomiej Sowa łączenie odległych terenów kultury z pewnością zasługuje na pochwałę. Latem teatr wychodzi też na ulicę, a jego serce zaczyna bić wśród przechodniów. Jedno z miejsc, gdzie będzie można tego doświadczyć, to Gdańsk. Właśnie tam od 12 do 15 lipca odbywać się będzie Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA, który po raz czwarty przyciągnie widzów na tereny bastionów, Starego Przedmieścia i Dolnego Miasta. W przypadku teatru nie możemy zapomnieć o jego wielkim reformatorze sprzed czterech wieków. Czym wszakże byłby ta dziedzina sztuki bez Szekspira? Już nawet wyartykułowanie takiego pytania jest trudne. Bardzo łatwo natomiast dowiedzieć się, jakie notowania ma Szekspir dzisiaj. Wydatnie pomaga w tym odbywający się na przełomie lipca i sierpnia szesnasty Festiwal Szekspirowski w Gdańsku. Organizatorzy zapowiadają, że jednym z najważniejszych punktów imprezy będzie spektakl Luka Percevala Hamlet, przygotowany przez Thalia Theater z Hamburga.
Na dnie, fot. Dmitrij Matvejev
Pogorzelisko, fot. Leo van Velzen
Wściekła krew, fot. Lutz Knospe
/44
SI 9 / 2012
SI podróże
SI 9 / 2012
kojarzyć z największą dumą Basków – drużyną ze stołecznego Bilbao, wyjątkowym w skali światowej klubem, w którym mogą grać wyłącznie Baskowie, w którym swoje piłkarskie nogi mogą stawiać wyłącznie ci, którzy od urodzenia oddychają srogim powietrzem pobliskich gór, łowią ryby w Zatoce Biskajskiej między Hiszpanią a Francją,
Xabi Alonso i inni. Gwiazdy baskijskiej piłki. Na meczach Athletiku Bilbao wreszcie czujesz, co znaczy miłość wiernego narodu do własnej, niepowtarzalnej drużyny. Tekst i foto Rafał Romanowski – Chcecie pieprzyć nasze dziewczyny? Wykluczone. Choć, oczywiście, są bardzo ładne, ale to my decydujemy, kto, gdzie i kiedy pieprzy dumne Baskijki – młody, zadziorny chłopak, spotkany przypadkowo w jednym z barów, niby żartuje, ale spod jego wysoko uniesionych brwi bije pewność słów, przekonanie o niezaprzeczalnej racji. Centrum baskijskiego Bilbao, na ulicach mnóstwo ludzi, mnóstwo słodkiego calimocho w ustach, mnóstwo biało-czerwonych pasów, chorągwi, szali zwisających wszędzie, wznoszących się wszędzie, przecinających percepcję gościa baskijskiego kraju wszędzie tam, gdzie istnieje ryzyko, że mógłby zapomnieć o tym, że znajduje się w sercu Kraju Basków. Basque Country (Kraj Basków) to należący obecnie do Hiszpanii górzysto-zielony region na jej północy, opanowany przez baskijskich nacjonalistów walczących o prawo do samodzielności dumnego, góralskiego narodu. Mówiący swoim przedziwnym językiem euskadi Baskowie są dla reszty obywateli państwa równie egzotyczni, jak dla Polaków np. Kaszubi, z tym że w przeciwieństwie do Kaszubów zdarzało się im zakładać paraterrorystyczne organizacje (słynna ETA),
/46
SI podróże
spoglądają na ośnieżone szczyty Pirenejów, gdzie po drugiej stronie mieszkają francuscy Baskowie. Równie dumni, równie swojscy, a jednak niewynoszący sprawy baskijskiego nacjonalizmu na tak emocjonalne sztandary, jak ich południowi bracia. Athletic Bilbao to legenda. Baskowie założyli go w 1898 r. Nieprzerwanie od 1928 r.
gra w rozgrywkach założonej wówczas hiszpańskiej ligi Primera División, jest jedynym klubem (oprócz słynnych Realu Madryt i FC Barcelona), który nigdy z tego zestawienia nie wypadł, i czwartą pod względem liczby zdobytych tytułów drużyną w Hiszpanii (więcej tytułów mają Real, Barca i madryckie Atlético). Słynna dewiza, której rządzący
podkładać bomby, likwidować w zamachach niewygodnych ludzi i generalnie odróżniać się w hiszpańskiej mozaice narodowościowej zdecydowanie mocno, a często krwawo. Euskadi to wszystko, co nosi metkę „Bask”, wspomniane zaś już calimocho (w baskijskim „kalimotxo”) to charakterystyczny baskijski napój alkoholowy powstały na bazie czerwonego wina (przeważnie typu sangria) i coca-coli w proporcjach 1:1. Serwuje się go w szklanych kubkach z wieloma kostkami lodu, przed podaniem mocno wstrząsa, często dodaje likier jeżynowy lub sok z cytryny. – Jeszcze szklaneczkę? – pyta z przekąsem Pello, który jeszcze chwilę temu ostrzegał nas przed podrywaniem baskijskich dziewcząt, a teraz wyraźnie chce się zaprzyjaźnić. – Żartowałem z tymi dziewczynami. Możecie z nimi robić, co chcecie. Podeślę wam kilka fajnych koleżanek. Zobaczycie, są najlepsze w świecie – krzyczy seksistowskie teksty, podając rozlewające się z kubków, zimne calimocho. – Nie przyjechaliśmy tu po dziewczyny – protestujemy. Ale to na nic, po chwili stoją już koło nas koleżanki Pella, a temat – co oczywiste w Bilbao – zbacza natychmiast w kierunku futbolu i polityki. – Nie jesteśmy terrorystami. Walczymy pokojowymi metodami. Czy jestem obwieszona granatami albo noszę karabin? – śmieje się Maialen (baskijska Magdalena) i po chwili obwieszcza: – Nigdzie indziej w świecie nie zobaczysz takiej dumy z bycia sobą. Musisz iść na mecz naszej drużyny. Athletic Bilbao to nasz symbol. Symbol trwania Basków, nasza reklamówka w świecie... Aha, stąd te biało-czerwone pasy – barwy Athletiku. Stąd biało-czerwone chorągiewki, biało-czerwone gadżety, witryny, szaliki. Stąd to biało-czerwone wszystko, co ma się
/47
SI 9 / 2012
SI podróże
Athletikiem baskijscy działacze trzymają się od ponad stu lat z żelazną konsekwencją, brzmi: con cantera y afición, no hace falta importación, co znaczy: z wychowankami i lokalnym wsparciem nie potrzeba obcokrajowców. A za obcokrajowców uważa się tu zarówno Hiszpanów z stołecznego Madrytu, jak i pobliskich Katalończyków z Barcelony (również mocno nacjonalistycznych), mieszkańców południowej Andaluzji i... resztę świata, bo w Bilbao zakazano grać talentom z Portugalii, Francji, krajów Afryki, Polski i jakiegokolwiek innego kraju. – Takie mamy zasady, rozumiesz? Gdyby nie one, stracilibyśmy swoją tożsamość. Owszem, piłka łączy różne kraje czy kontynenty, ale my tego nie potrzebujemy. Jesteśmy Baskami, gramy baskijską piłkę, przychodzą nas oglądać Baskowie. Czegóż chcieć więcej? – pytają nasi rozmówcy w hucznym od popołudniowej fiesty Bilbao.
Co ciekawe, najlepsi Baskowie, którzy dostąpią zaszczytu gry w Athletic Bilbao, mogą być później sprzedani do innych drużyn na kuli ziemskiej. Nigdy odwrotnie. Jako najlepsi zawodnicy w Kraju Basków mają rozsławiać dobre imię baskijskich górali na całym, rozkochanym w piłce nożnej świecie. To najlepsza reklamówka, oczywiście obok wyników stołecznego klubu, który w obecnym sezonie znowu gra porywającą piłkę, regularnie zajmując miejsca w pierwszej
/48
siódemce hiszpańskiej ekstraklasy. Drugi z baskijskich klubów – Real Sociedad z San Sebastian – nie ma aż takiej legendy jak Athletic, ale przez lata stosował podobną zasadę naboru młodych zawodników. Zarówno Athletic, jak i Real Sociedad wyłuskują najzdolniejszych juniorów z baskijskich regionów: Real z prowincji Guipuzkoa, a Athletic z Bizkai. Kilka lat temu klub z San Sebastian postanowił skończyć z tym – zdaniem młodych właścicieli klubu – anachronicznym
zwyczajem. Skończyło się wielką awanturą i oskarżeniami ze strony radykalnych Basków o szarganie tożsamości i zdradę narodowych interesów. Na szczęście tego typu kłótnie (jak i kłótnie między Bilbao a San Sebastian o to, który klub ma lepszych wychowanków) nie odbijają się szerokim echem w świecie. Znacznie mocniej fani światowego futbolu kojarzą grę baskijskich gwiazd, z których najjaśniej świeci obecnie talent Xabiego Alonso, rozgrywającego Realu Madryt. Xabiego zobaczymy na Euro 2012 na polskich boiskach. Podobnie jak innych baskijskich graczy i działaczy, którzy regularnie udzielają się w – na co dzień nielubianej – hiszpańskiej reprezentacji. Może nie będą wymachiwać czerwono-biało-zieloną flagą baskijską (tzw. ikkuriną) ani skandować separatystycznych haseł, z pewnością przywiozą ze sobą jednak cząstkę tej niezwykłej dumy, która uderza każdego, kto choć raz odwiedzi piękne Bilbao. Choćby tylko z wizytą w słynnym Muzeum Guggenheima. Jak twierdzą Baskowie „pokręconym jak baskijskie marzenia”...
SI 9 / 2012
SI na euro
SI 9 / 2012
SI na euro To jedna z moich ulubionych kuchni. Genialny jest grecki jogurt. Ich produkty są bardzo ekologiczne – pomidory, papryka (uwielbiam pieczoną), nie ma wspanialszych owoców niż te w Grecji. Świat najlepiej zna grecki gyros, choć ten, który kupuje się poza Grecją, ma z tym daniem niewiele wspólnego. Grecka kuchnia traci jednak popularność – nie broni się w świecie, gdzie każdy chce być slim. Czego koniecznie trzeba spróbować, będąc w Grecji? Owoców morza i ryb. Tam w ogóle najlepiej je się w restauracjach, knajpkach i barach przy brzegu. Zresztą dotyczy to wszystkich miejsc, gdzie ryba drogę z morza na talerz pokonuje w najkrótszym czasie: tak jest w Chorwacji, Portugalii. Najszybciej, bo zaledwie w dwie godziny od wyłowienia, zaserwują ją nam w Hiszpanii.
Piętnaście narodowych drużyn, które wezmą udział w mistrzostwach Europy w piłce nożnej, pozna polską kuchnię. A co my wiemy o ich narodowych potrawach? O tym, czym mógłby nas poczęstować Iker Casillas, kapitan drużyny Hiszpanii i dlaczego z piłkarzami z Holandii lepiej umawiać się w... Belgii, mówi najsłynniejsza restauratorka w Polsce – Magda Gessler.
Rozmawiała Amelia Zaleska Wycieczkę po kuchniach Europy zacznijmy od Ukrainy... Dla Polaków Ukraina to barszcz ukraiński. Ale mnie ta kuchnia kojarzy się z czeremszą, czyli pędami młodego, dzikiego czosnku. Fantastycznie smakują kiszone. Na Ukrainie kisi się niemal wszystko: nie tylko ogórki czy kapustę, ale buraki, pomidory, nawet jabłka. Je się potrawy zabielane dużą ilością śmietany i zaciągane mąką. Potrawy z mąki, moim zdaniem, są świetne – choćby wareniki, czyli pierożki. Ukraińska kuchnia z całą pewnością nie jest dietetyczna. Ukraińcy lubią wieprzowinę, w wielu potrawach jest słonina, ma być tłusto. Goście z zagranicy dostrzegą różnicę między kuchniami organizatorów mistrzostw?... Ja powiedziałabym, że kuchnia ukraińska jest podobna do polskiej, choć mocniej przyprawiona. Krótka wizyta w Rosji?... O, to kraj rozpasany. Nigdzie nie je się tak dobrze i tak drogo. Jestem zakochana w kuchniach byłych republik, na przykład gruziń-
/50
skiej, w ich cudownych mięsach z rusztu, w ich musace. Typowa kuchnia rosyjska to dużo ryb, sałatek – podobnych do naszej jarzynowej. W Rosji wspaniale pieką chleb, w ich narodowej kuchni jest dużo kaszy. Robią świetne lody i produkują najlepszą na świecie wódkę. A jeśli wódka, to i kawior, choć trzeba wiedzieć, gdzie go jeść. Ale trzeba również wiedzieć, że dzisiaj w Moskwie pracują najlepsi kucharze na świecie w restauracjach tak urządzonych, że zapiera dech. Odchodzi się w nich od tradycyjnych, ciężkich potraw, kuchnia jest nowoczesna. Jeśli na przykład ryby – to, jak wszędzie, najchętniej sushi. Co można powiedzieć o kuchni niemieckiej?... Na pewno, że brak jej smaku kwaśnego. Tam, gdzie jest potrzebny, pojawia się ocet, bąbelki z wody mineralnej. Potrawy zakwasza się piwem. Zresztą piwo jest podstawowym napojem Niemców. Mimo że reńskie wina są bardzo cenione. Kartofle? Niemcy jedzą dużo ziemniaków i mają je w doskonałym gatunku. Robią najlepszą na świecie kartoffelsalat, dodając do niej wołowy rosół.
A co jest niemiecką specjalnością? Wieprzowina. Dobre żeberka, surowa, wędzona na zimno szynka szwarcwaldzka, golonki w piwie, parówki. I bardzo popularne zapiekanki, bo Niemcy nie lubią jedzenia marnować. To, co zostaje, mieszają z jajkiem, dodają śmietanę lub jogurt, zapiekają. Z suchej bułki robią knedle. Nic nie trafia do kosza. Bo bogaci najczęściej są oszczędni. Ale tak naprawdę w Niemczech jest mnóstwo restauracji z pretensjami do gwiazdek Michelin. Zasłużoną renomą cieszy się też ich nouvelle cuisine, w której rządzi Heinz Winkler. Z Niemiec już niedaleko do Francji... O, to skomplikowane. Są najlepsi na świecie. Ale to kuchnia droga, pracochłonna, kuchnia dla elit. Wybitna, ale właściwie nie da się jej odtworzyć nigdzie poza Francją. Na świecie jest coraz mniej francuskich restauracji, wszyscy poddajemy się modzie na sushi. Zresztą w tradycyjnych francuskich daniach jest tak dużo śmietany i masła, że jedna taka kolacja w miesiącu w zupełności wystarczy. Sama uwielbiam wizyty w Paryżu, który moim zdaniem znalazł się dzisiaj gdzieś obok głównego europejskiego nurtu i ma dla mnie nieodparty urok. Bardzo doceniam, że Francuzi dbają o swoje narodowe produkty, nie dając się porwać globalistycznemu nurtowi.
Co jeszcze dobrego ma Hiszpania? Ta kuchnia jest niedoceniana. Teraz na pewno świat podbijają bary tapas. Znamy paellę, która może być wspaniała i całkiem niejadalna. Wszystko zależy od tego, kto ją przyrządza. W Hiszpanii podaje się dobrą jagnięcinę. To zawsze sztuka. Szynka Jabugo jest wytwarzana z mięsa świń karmionych żołędziami. W regionie Navarra rosną najgrubsze na świecie szparagi. Wspaniała jest też hiszpańska chałwa. Hiszpańska kuchnia jest ciekawa. Chciałabym mocniej czuć obecność Hiszpanów w kuchni europejskiej.
Mają swoje malutkie winnice, które produkują lokalne wino. Hodują najlepszy na świecie drób, rozróżniają jego gatunki, a kiedy trafi na stół, potrafią odpowiednio pokroić. Szkoda, że ten francuski kulinarny styl odchodzi w zapomnienie, bo wszędzie liczy się szybkość i zysk. Świat z pewnością podbiły francuskie sery. Ich sery są po prostu obłędne, to prawda. Jestem od nich uzależniona. Pora na Włochy. Gdyby Francuzi mieli handlowy talent Włochów, losy ich kuchni mogłyby wyglądać inaczej. Tymczasem to włoska kuchnia jest najpopularniejsza na świecie. Ja ją uwielbiam za antipasti. Włosi robią najlepsze przekąski na świecie. Ponieważ kiedyś byli po prostu biedni, dzisiaj nie są rozrzutni. Pieniądze wolą wydawać na buty i ciuchy. Ich kuchnia
była kuchnią biedaków, którzy potrafili zrobić zupę z resztek chleba i warzyw – tak powstała ribollita. Dla większości ludzi na świecie Włochy to pizza i pasta, czyli makaron. Makaron we Włoszech ma zawsze niewielką ilość sosu. Jest go jednak dokładnie tyle, ile trzeba. Włoska kuchnia jest prosta, ale genialna. Włosi wykorzystują proste produkty, łącząc je z wyobraźnią i ze smakiem. Z każdej kropli produktu dzięki swym zdolnościom wydobędą to, co najlepsze. A ich fenickie talenty pomogą to świetnie sprzedać. Znam ludzi, którzy twierdzą, że najlepszą włoską pizzę można zjeść w Nowym Jorku, ja się z nimi nie zgadzam. Skoro jesteśmy w krajach, które chętnie odwiedzamy w wakacje, to może Grecja?
A tak egzotyczne dla nas kuchnie, jak szwedzka, holenderska, angielska? Z Anglią nie jest tak źle, jak było. Przyjeżdża tam coraz więcej emigrantów, którzy „przywożą“ Anglikom swoje smaki. W Londynie w wielu restauracjach szefami są Polacy. O Szwecji mogę powiedzieć, że ich światowy przebój to śledź na słodko. Tradycyjnego śledzia kiszonego w puszce nie polecam. Na świętego Jana Szwedzi jedzą raki. To ostatnie miejsce, gdzie jeszcze są. Poza tym w Szwecji wszystko popija się mlekiem. Holandia? Nie ma chyba gorszej kuchni na świecie. To, co tam podają, mogą zjeść tylko bywalcy słynnych coffee shopów. I to tylko wtedy, kiedy są bardzo głodni. Wszyscy, którzy mają odrobinę rozumu, pojadą jeść do Francji albo Belgii. Chociaż w piłce idzie im chyba lepiej? Dziękujemy za rozmowę
/51
SI 9 / 2012
SI na euro
SI 9 / 2012
SI na euro
POLSKA
UKRAINA
NIEMCY
GRECJA
HISZPANIA
CZECHY
W Polsce na stole znajdziemy kluski, kasze, pierogi. A także to, co pochodzi z lasu, czyli grzyby, leśne owoce, zioła. Zasłużoną sławą cieszy się polska dziczyzna. Potrawy doprawiamy czosnkiem, chrzanem, jałowcem, majerankiem, koperkiem. Mamy wspaniałe wędzone wędliny i doskonale przyrządzamy pieczenie. Kisimy ogórki i kapustę, z której przyrządzamy nasze narodowe danie – bigos.
Podstawą kuchni ukraińskiej są chleby oraz potrawy z mąki i kaszy. Istotną rolę odgrywają także mięso, warzywa i ryby. Daniem narodowym jest barszcz ukraiński z burakami, kapustą, warzywami, słoniną oraz znaczącą ilością śmietany. Ulubioną potrawą narodową jest słonina wieprzowa, występująca w każdej możliwej postaci – słonej, wędzonej, duszonej, słodkiej (desery). Z napojów warto wymienić kwas, czasami podawany z jagodami czy dodatkiem soku brzozowego, oraz dziesiątki gatunków win, piw, wódek.
Kuchnia niemiecka wbrew obiegowym opiniom jest dość bogata. Na zachodzie, w Schwarzwaldzie i Badenii-Wirtembergii, dostrzega się wpływy sąsiadów: Szwajcarii, Francji. W tamtejszej kuchni dużą rolę odgrywają warzywa. Na południu jada się o wiele tłuściej, czego przykład stanowi Bawaria. Do narodowych potraw niemieckich zaliczamy: zupę z węgorza na rosole wołowym i golonkę z kapustą lub grochem purée.
Kuchnia grecka zazwyczaj postrzegana jest jako zdrowa i prosta. Charakteryzuje się m.in. popularnym w kuchniach śródziemnomorskich i bałkańskich częstym stosowaniem czosnku, oliwy z oliwek, liści winorośli, dużej ilości warzyw (zwłaszcza pomidorów, papryki, świeżych ziół), baraniny i ryb. Wina greckie są znane i cenione już od czasów starożytności.
Wbrew rozpowszechnionej opinii nie istnieje zestaw cech wspólnych obejmujących wszystkie regiony Półwyspu Iberyjskiego. W skład kuchni hiszpańskiej wchodzą zarówno potrawy o typowo śródziemnomorskim rodowodzie z południowego wybrzeża (kuchnia andaluzyjska), potrawy ludów pasterskich, jak i kuchnia wywodząca się z tradycji morskich (Galicja).
Istotę swojej kuchni Czesi streszczają w trzech słowach opisujących najpopularniejsze czeskie danie: wieprzowina, knedle, kapusta (vepřo, knedlo, zelo).
ROSJA Z czym zazwyczaj kojarzy się nam kuchnia rosyjska? Z kawiorem, blinami, mrożoną wódką, może z szampanem?
HOLANDIA Słynne specjalności kuchni holenderskiej to surowy śledź, wędzony węgorz i zupa grochowa oraz, oczywiście, słynne holenderskie sery, jak Edam czy Gouda.
PORTUGALIA CHORWACJA Kuchnia chorwacka jest bardzo różnorodna, a na jej obecny kształt miała wpływ przede wszystkim barwna historia tego państwa. Na tym niewielkim terytorium od wieków ścierały się interesy mocarstw europejskich i azjatyckich. Nic więc dziwnego, że w tutejszym jadłospisie znajdziemy zarówno różne odmiany musaki, sarmę i cevapcici, jak również różnorodne risotta oraz typową dla kuchni śródziemnomorskiej obfitość ryb i owoców morza.
DANIA i SZWECJA W kuchni skandynawskiej królują ryby mórz północnych. Już Wikingowie w dalekie wyprawy drakkarami zabierali suszone sztokfisze, Szwedzi od stuleci zajadają się kiszonymi śledziami, marynowanymi makrelami i omletami z ikrą dorsza. Natomiast Norwegowie przyrządzają z łososia nawet budyń.
WŁOCHY Kuchnia włoska to warzywa i przyprawy: oregano, bazylia, pieprz, estragon, tymianek, rozmaryn, i oczywiście, parmezan. Tradycyjny posiłek włoski składa się z antipasto (przystawka), pasta (danie mączne albo zupa); główne danie to ryby, mięso albo drób, wzbogacone risotto lub sałatką. Taki posiłek zakończony jest deserem.
/52
Kuchnia portugalska jest zróżnicowana. W rolniczych prowincjach Alentejo i Ribatejo popularne jest mięso (zwłaszcza bycze), a na kulinarne przysmaki Algarve duży wpływ miało długoletnie panowanie muzułmańskich Maurów. Ogromnym powodzeniem cieszą się portugalskie wina – Porto czy Madera swoją sławą i uznaniem wybiegły już dawno poza granice kraju. Przeważają dość proste i pożywne dania, najczęściej gotowane.
ANGLIA FRANCJA Uważana jest często za jedną z najlepszych na świecie, wywarła przez wieki duży wpływ na inne kuchnie, zwłaszcza zachodniej Europy. Najczęściej kojarzy sie ją (choć nie zawsze słusznie) z żabimi udkami, ślimakami, bagietką, serami i winem. W rzeczywistości kuchnia francuska nie jest jednolita. Oprócz dużych różnic pomiędzy poszczególnymi regionami, można wyróżnić także tzw. haute cuisine (wysoką kuchnię) – drogie, tradycyjne dania, przygotowywane przez znanych często kucharzy – oraz nouvelle cuisine (nową kuchnię), która narodziła się w opozycji wobec tej pierwszej. Nouvelle cuisine opiera się na lekkich, zdrowych i krótko przyrządzanych potrawach.
Do najbardziej tradycyjnych potraw tej kuchni zalicza się pieczone mięso (szczególnie wołowinę lub jagnięcinę), stanowiące podstawę tzw. sunday roast, puddingów oraz placków (pies). Innymi charakterystycznymi daniami są ryba z frytkami (fish and chips) oraz śniadanie angielskie (full English breakfast).
IRLANDIA Śniadanie irlandzkie (irl. Bricfeasta Éireannach, po angielsku full Irish breakfast) – typowy posiłek serwowany w Irlandii w godzinach rannych i przedpołudniowych.
Magda Gessler Reastauratorka z temperamentem, skuteczna bizneswomen, gwiazda telewizji. Jej ojcem chrzestnym był Ryszard Kapuściński. Dzieciństwo spędziła w Sofii, mieszkała w Hawanie. W Madrycie ukończyła malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych. Jednak jej największą pasją jest kuchnia. Dzisiaj swoim nazwiskiem firmuje: od niedawna krakowskiego Wentzla oraz Marcello, a w Warszawie AleGlorię, Cukiernię i Delikatesy Embassy, Gar Ristorante, Tratorrię Pizzerię Bellini, Ristorante Venezia, Restaurację Polka, Słodkiego Słonego, Dom Restauracyjny Krokodyl i wreszcie Fukiera – uznawanego za najlepszą restaurację w Polsce. Magda Gessler prowadzi na antenie TVN program „Kuchenne rewolucje“, w którym pomaga restauratorom ratować upadające lokale. Za program została nagrodzona Wiktorem i Telekamerą.
/53
SI 9 / 2012
SI fresh
SI 9 / 2012
SI fresh
Summer brise
Mojito jabłkowe
Zachodzące słońce
Blue sky
Sex on the beach
Banana boat
• Grenadyna 30 ml • Sok pomarańczowy 70 ml • Sok ananasowy 70 ml • Likier blue curaçao 20 ml • Wódka 20 ml
• Kruszony lód • Pół limonki • 2 łyżki cukru trzcinowego • 6–12 listków mięty • Absolut Pears 40 ml • Wódka 40 ml • Mus jabłkowy (syrop jabłkowy) 40 ml
• Sok ananasowy 80 ml • Syrop kokosowy 40 ml • Sok z cytryny 10 ml • Mleko 100 ml • Grenadyna 10 ml
• Likier blue curaçao 50 ml • Sok z cytryny 20 ml • Syrop cukrowy 20 ml • Sprite
• Malibu 20 ml • Likier brzoskwiniowy 20 ml • Sok pomarańczowy 120 ml • Wódka o smaku żurawiny 40 ml
• Sok bananowy 100 ml • Mleko 60 ml • Syrop brzoskwiniowy 40 ml • Sok z cytryny 10 ml
Summer brise, czyli letnia bryza, przyniesie ukojenie w gorące dni. Do wysokiej szklanki wlej grenadynę. Po ściankach (możesz pomagać sobie łyżeczką) powoli wlewaj sok pomarańczowy, a następnie sok grejpfrutowy, starając się ich nie zmieszać. Do shakera wlej likier blue curaçao oraz wódkę i energicznie wstrząśnij. Po ściankach szklanki wlej w ten sposób sporządzoną miksturę. Udekoruj świeżymi owocami. Delektuj się smacznym i kolorowym drinkiem!
Propozycja na letnie, upalne dni to orzeźwiające Mojito jabłkowe. Przyrządzisz je w prosty sposób. Limonkę pokrój w półksiężyce i wrzuć do wysokiej szklanki. Następnie dosyp dwie łyżki cukru trzcinowego i wrzuć listki mięty. Wszystkie składniki dokładnie ugnieć. Dodaj kruszony lód (jeśli nie masz kruszarki, wystarczy zawinąć kostki w szmatkę i rozbić je tłuczkiem do mięsa). Na koniec dolej alkohol i dopełnij szklankę musem jabłkowym, opcjonalnie syropem jabłkowym. Zawartość przykryj kolejną warstwą kruszonego lodu, przystrój kawałkami jabłka i mięty. A teraz już tylko delektuj się tą odświeżającą miksturą!
Każdy lubi podziwiać zachodzące słońce. Namiastką tego doznania będzie bezalkoholowy drink, który ucieszy niejedno podniebienie. Do shakera wlej sok ananasowy, syrop kokosowy, sok z cytryny i mleko. Wrzuć kilka kostek lodu. Wszystkie składniki porządnie wymieszaj. Całość przelej do wysokiej szklanki. Po małej łyżeczce wlej grenadynę tak, by delikatnie osiadła na drinku. Voilà, zachód słońca gotowy!
Niebieskie niebo – niebiański drink! Likier, sok i syrop zmieszaj w shakerze, wlej do szklanki lub pucharka wypełnionego kostkami lodu. Na koniec dopełnij zawartość Spritem. Skosztuj i poczuj się jak w niebie.
Popularny Sex on the beach to drink, którego nie może zabraknąć podczas wakacyjnych imprez. Kolorowe warstwy uzyskamy poprzez powolne wlewanie kolejnych składników po ściankach wysokiej szklanki wypełnionej kostkami lodu. Poczuj smak lata i przyrządź sobie oraz znajomym ten grzeszny napój!
Prosty i szybki w przygotowaniu drink dla wielbicieli bananowych rozkoszy. Wlej do shakera wszystkie składniki, wsyp kilka kostek lodu i mocno potrząśnij. Przelej wszystko do szklanki long drink i obowiązkowo ozdób kawałkami banana. Smacznego!
/54
Tekst Dorota Strzałkowska Foto Tomasz Wizner Drinki zostały przygotowane w Atmosfera Club, pl. Szczepański 7, Kraków.
/55
SI 9 / 2012
SI na euro
i np. posypuje pole karne prochem ze spalonych kur, który ma chronić jego zespół przed przeciwnikami. Część afrykańskich zawodników wierzy również, że zwęglone szczątki tych zwierząt zapobiegają kontuzjom, więc smarują sobie nimi nogi. Szaman może jednak nie tylko pomóc swojej drużynie, lecz także zaszkodzić przeciwnikowi. Z takiego założenia wychodził jeden z senegalskich szkoleniowców i na stadion rywali kazał wchodzić swoim zawodnikom przez płot, bo był przekonany, że czarnoksiężnik przeciwnej drużyny zaczarował bramę, którą do obiektu dostawał się każdy cywilizowany zespół. Na jeszcze ciekawszy, ale przerażający pomysł wpadł szkoleniowiec jednego z klubów ligi z Zimbabwe, który przed każdym meczem wyjazdowym kazał się kąpać swoim zawodnikom w rzece Zambezi pełnej żarłocznych krokodyli. Niestety, ten rytuał dla jednego z piłkarzy podobno skończył się tragicznie.
PŁYWAJĄC Z KROKODYLAMI!
Zespół w błękitnej bieliźnie
Jakie przesądy mają piłkarze? Zwracają uwagę na kolejność stawiania nóg, mają ulubione pisuary, a przed niektórymi meczami składają krwawe ofiary ze zwierząt. Latami potrafią grać w jednym komplecie bielizny i z powodu maniakalnej przesądności otrzymują żółte kartki. Piłkarze jak mało którzy sportowcy oddają się rytuałom, w które aż trudno uwierzyć.
Zdarza Ci się złapać za guzik, gdy zobaczysz kominiarza? Albo przestraszyć się, gdy czarny kot przebiegnie Ci drogę? W takich sytuacjach przesądni zawodnicy prawdopodobnie z przerażeniem chwyciliby za guzik kilka osób znajdujących się w pobliżu i nie potrafiliby spokojnie zasnąć, dopóki nie odnaleźliby wrednego kocura. – Tak, jestem przesądny. Sądzę, że przed meczem odprawiam nawet ok. 50 rytuałów – miał kiedyś powiedzieć John Terry. Kapitan Chelsea Londyn w swoich poczynaniach nie jest odosobniony.
Tekst Piotr Nowik
Zwyczajny człowiek czasem zwraca uwagę, którą nogą wstaje, ale dla piłkarza ważniejsze jest to, która kończyna pierwsza przekroczy linię boiska. Wielu z nich wierzy, że postawienie na murawie lewej skazuje na kiepski występ. W trakcie meczu zawodnik zamiast o strzeleniu gola myśli o fatum, które nad nim zawisło i będzie prześladować aż do następnego wejścia na boisko. Niektórzy z nas mają ulubione wisiorki czy amulety. Nie inaczej jest z zawodnikami. Tyle że w biżuterii typu łańcuszek czy kolczyk grać nie mogą (zabraniają tego przepisy),
/58
Maskotka zobaczyła dwa długie noże
SI 9 / 2012
więc gimnastykują się, w jaki sposób przemycić amulet na murawę. Chowają go w dłoni, zakrywają koszulką, a jeśli to nie pomaga, występują z kolczykiem zaklejony przylepcem. Niesamowicie zaczyna się robić wtedy, gdy przyjrzymy się bardziej wyszukanym przesądom. Bo czy ktoś przed pracą wpadłby na pomysł... zabicia jagnięcia? Taka historia przytrafiła się Kamilowi Grosickiemu, który gra w tureckim Sivassporze. Przed meczem działacze i kilku zawodników z jego zespołu udali się na boisko. Mieli ze sobą jagniątko. Rywale z Red Belgrad myśleli, że to maskotka zespołu, ale zorientowali się, co się święci, gdy w rękach Turków zabłysnęły długie noże. Zwierzę zostało zabite na środku murawy, część zawodników Sivassporu zanurzyła we krwi dłonie, które chwilę później podawała na przywitanie rywalom. Turcy tłumaczyli później, że ta makabryczna ofiara miała ochronić zawodników przed kontuzjami i przynieść pomyślność w nowym sezonie. Rywale z boiska schodzili wstrząśnięci. W przesądach związanych ze zwierzętami lubują się Afrykanie. Tam niemal każdy zespół miał swojego szamana lub czarnoksiężnika, który tuż przed meczem staje się ważniejszy niż trener. Wychodzi na boisko
A jak może wyglądać dzień przeciętnego przesądnego zawodnika z Europy? Zawsze zajmie to samo miejsce w autokarze i do pojazdu na pewno nie wpuści kobiety, bo według sportowców przedstawicielka płci pięknej w szatni i autobusie to niemal gwarancja przegranej. Może się także zdarzyć, że piłkarz na stadion przyjedzie swoim samochodem, ale wówczas zawsze zaparkuje w tym samym miejscu i biada temu, kto ośmieliłby się je zająć. Następnie próg klubu przekroczy prawą nogą, a w szatni zajmie wyznaczone przed laty miejsce. W tym momencie wyobraźnia i pomysłowość zawodników zatacza coraz szersze kręgi. Kolejność zakładania poszczególnych części stroju to norma, podobnie jak szczęśliwe buty, ochraniacze czy opaski. Komplikacje zaczynają się np. przy... oddawaniu moczu. Pewien piłkarz polskiej ekstraklasy wolał czekać na swoją kolej przy najbardziej skrajnym pisuarze niż skorzystać z któregokolwiek z wolnych. Każdy inny przynosił mu bowiem pecha. A skoro już jesteśmy przy rzeczach intymnych, to warto wspomnieć Rumuna Adriana Mutu, który zawsze nosił pod spodenkami niebieską bieliznę. W podobnych kolorach gustował Rene Higuita. Za namową wróżki wyposażył nawet w błękitną bieliznę cały zespół. Podobno poskutkowało, bo drużyna wygrywała mecz za meczem. Po kilku rytuałach przychodzi czas na opuszczenie szatni. Pobyt na murawie
SI na euro
zawodnik zaczyna od rozgrzewki. Trochę biegania, gimnastyki, kilkadziesiąt podań. Zdarzali się jednak napastnicy, którzy do meczu przygotowywali się... nie oddając ani jednego strzału na bramkę. Należał do nich Gary Lineker, który głęboko wierzył, że może wys i wówczas nie zostanie mu nic na mecz. Zresztą Anglik swoją formę uzależniał też od koszulki. Gdy w pierwszej części spotkania nie udawało mu się trafić do siatki, w przerwie zmieniał trykot na świeży. A gdy przerwa w zdobywaniu bramek trwała dłużej, przeciwnie do biblijnego Samsona uznawał, że to fryzura jest powodem niepowodzeń. Każda dłuższa seria bez gola kończyła się więc wizytą u fryzjera. Lepiej chyba jednak zmieniać w przerwie koszulkę niż wierzyć w przesąd Kolo Toure’a. Zawodnik Wybrzeża Kości Słoniowej przez lata wychodził z szatni ostatni i o innym rozwiązaniu nie chciał nawet słyszeć, więc kiedyś zarobił za to żółtą kartkę. Podczas jednego z meczów niemal wszyscy zawodnicy Arsenalu wyszli już na drugą połowę. Został tylko jeden, bo dłużej musiał się nim zająć rehabilitant. Mimo to Toure nie chciał opuścić szatni, a na murawę wpadł już po rozpoczęciu drugiej części. Zrobił to bez pozwolenia, więc arbiter musiał go ukarać. Do rytuałów można zaliczyć też wykonywanie znaku krzyża zaraz po wejściu na boisko. Niektórzy – jak np. Didier Drogba po strzeleniu bramki – robią to nawet kilkakrotnie. Z kolei tysiące kibiców na całym świecie wyje i gwiżdże, gdy Cristiano Ronaldo przed wykonaniem rzutu wolnego robi kilka rytualnych kroków w tył, a następnie staje w rozkroku. Dopiero wtedy jest gotowy do rozbiegu i kopnięcia piłki z całej siły.
karnymi podobno... oddawał mocz na środku boiska, by odpędzić złe duchy. Z czasem Argentyńczyk stawał się coraz bardziej niepocieszony, bo mecze zaczęła transmitować telewizja, więc musiał ukrywać swój rytuał, a później zupełnie z niego zrezygnować. Przyzwyczajenia i przesądy dotyczą także trenerów. Często jako talizman traktują podarunek od żony, koszulę lub marynarkę. Jeszcze inni całują na szczęście swoje sygnety lub prezentują się przed kamerami ze stoperami zwisającymi z szyi. Pod tym względem za jednego z największych oryginałów uchodzi Govianni Trappatoni, który na ławce nie siada bez butelki wody święconej. Ciekawe, ilu jeszcze pozostało zawodników, dla których istotny jest jedynie szczęśliwy numer na koszulce?
Sposób na rywala? Oddawanie moczu na środku boiska Ciekawe pomysły mają też bramkarze, którzy np. przed rozpoczęciem meczu całują słupki. Wyjątkiem od tej reguły był Fabien Barthez, który nie całował, a... był całowany. Przed każdym meczem reprezentacji Francji podchodził do niego obrońca Laurent Blanc i z namaszczeniem składał pocałunek na samym środku łysej głowy bramkarza. Swój pomysł na zaczarowanie bramki miał też Radosław Majdan, który grając w Pogoni Szczecin, wieszał na siatce szalik tego klubu. Z kolei Ricardo podczas rzutów karnych hipnotyzował rywali, ściągając rękawice i odbijając nawet najmocniejsze strzały gołymi rękami. Wszystko to jednak nic przy Sergio Goycoche’i, który przed rzutami
/59
SI 9 / 2012
SI around
Ponad połowa Polaków (56 proc.) nie zagląda do ani jednej książki rocznie, a 46 proc. nie czyta nawet tekstów dłuższych niż trzy strony maszynopisu. To prawda, ale pesymistyczne statystyki nie zmieniają faktu, że tysiące osób czas wolny od pracy wciąż traktuje jako doskonałą okazję do nadrobienia lekturowych zaległości i nie wyobraża sobie urlopu bez książek. Wszystkim, którym zdarzyło się pakowanie turystycznej walizki rozpocząć od sporządzenia listy lektur idealnych na plażę, do hotelu czy schroniska górskiego, podpowiadam kilka tytułów, które warto uwzględnić podczas tegorocznego wypoczynku.
Tekst Grzegorz Wysocki „Lektury wakacyjne” mogą być wyłącznie miłe, łatwe i przyjemne, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by jednocześnie były niegłupie i mówiły także o rzeczach ważnych. Udanym przykładem takiego połączenia są Spadkobiercy Kaui Hemmings, debiutancka powieść młodej hawajskiej pisarki (w 2011 r. do kin trafiła jej doskonała ekranizacja w reżyserii Alexandra Payne’a). Głównym bohaterem Spadkobierców jest Matt King (w filmie grany przez George’a Clooneya, który, jakżeby inaczej, wylądował także na okładce
/60
książki), bogaty prawnik, który za kilka dni musi zdecydować o dalszych losach rodzinnego majątku – niezagospodarowanego jeszcze i wartego gigantyczne pieniądze kawałka hawajskiego raju. Decyzja w sprawie ziemi należącej do przodków Matta od XIX w. schodzi jednak na dalszy plan w obliczu tragedii. Joanie, żona Matta, uległa wypadkowi w czasie wyścigu motorówek i od 23 dni jest pogrążona w śpiączce. Wkrótce odłączona zostanie aparatura podtrzymująca ją przy życiu, a Matt musi pozwolić jej umrzeć, gdyż jego żona, jak zawsze, sama decyduje o sobie, także teraz, gdy nie może powiedzieć już ani słowa (na długo przed wypadkiem sporządziła tzw. testament życia). – Słońce świeci, majny ćwierkają, palmy się kołyszą, wielka mi rzecz – pierwsze zdanie książki zdaje się doskonałym zaproszeniem do tej, jak to określam, trupiarni w raju. Tak, w tropikach ludzie także bywają smutni, choć wielu turystom trudno w to uwierzyć. Tak, mieszkańcy Hawajów nie tylko pływają na desce i wylegują się na plaży, lecz także kłócą się i zdradzają, nie potrafią ze sobą rozmawiać, nie znajdują dla siebie czasu, starzeją się, ulegają wypadkom, chorują i umierają. Wszyscy i wszędzie bywamy nieszczęśliwi, wszystkim parom zdarzają się kryzysy, wszystkie rodziny są do jakiegoś stopnia dysfunkcyjne. Spadkobiercy stawiają nas w obliczu fundamentalnych kwestii, zadają pytania z puli tych egzystencjalnych, prezentują całą paletę emocji (od radości i miłości do wściekłości i nienawiści), a jednak czytelnik/widz nie czuje się przygnieciony tym ciężarem i co rusz w trakcie lektury wybucha śmiechem. Jakkolwiek to brzmi – oswaja się nas ze śmiercią, zachęca do dyskusji na temat eutanazji i prowokuje do innych „życiowych przemyśleń”, ale w taki sposób, że wciąż mamy świadomość obcowania z literaturą
rozrywkową. Powieść Hemmings i film Payne’a to dzieła tak bardzo poruszające i ujmujące przede wszystkim dlatego, że bezpretensjonalne. Mówią o tym, co (w życiu, śmierci, miłości, rodzinie itd.) najważniejsze, ale nie pretendują do miana filozoficznego traktatu, nie mądrzą się przesadnie i nie obiecują, że są czymś więcej niż w istocie pozostają, tj. mądrą opowieścią czasów popkultury, co to i rozbawić, i wzruszyć do łez potrafi. Kaui Hart Hemmings, Spadkobiercy, przeł. Hanna de Broekere, Wyd. Znak, Kraków 2012 Zbiorów najróżniejszych ciekawostek, faktów i danych znajdziemy na półkach naszych księgarń tysiące, a skoro prawie wszystkie reklamowane są jako „wspaniałe”, „zaskakujące” i „niecodzienne”, w jaki sposób wybrać te rzeczywiście najlepsze? Dobra książka z ciekawostkami musi być przede wszystkim dziełem ze wszech miar fascynującym, przemyślanym i wciągającym od pierwszego zdania do ostatniej kropki, a jeśli dodatkowo napisana jest błyskotliwie i z humorem, mamy do czynienia z produktem wzorcowym. Książki Franceski Gould spełniają te wszystkie warunki. Składają się z krótkich, choć treściwych, dowcipnych i pouczających odpowiedzi na najbardziej dziwaczne, intrygujące, a często także – lojalnie trzeba ostrzec najbardziej wrażliwych czytelników – szokujące i odrażające pytania dotyczące świata zwierząt czy tajemnic ludzkiego ciała. To właśnie od angielskiej specjalistki od anatomii i fizjologii wiem, które zwierzęta gustują w pornografii, które uprawiają prostytucję, a które popełniają samobójstwa. Wiedza o tym, dlaczego dzięcioła nie boli głowa, po co sowy kolekcjonują kupy oraz w jaki sposób uprawiają seks ślimaki (przeciwnicy pornografii
SI 9 / 2012
i „zwierzęcego seksu” wyjdą po tym rozdziale na ulice!) wydaje się jednak niewinna, jeśli skonfrontujemy ją z tomem poświęconym temu, co dotyczy nas wszystkich, a więc zagadkom naszych ciał. Czy w uchu człowieka może zamieszkać pająk? Czy w męskim członku może utknąć ryba? Czy głowa może żyć po odcięciu? Czy można zarobić na puszczaniu bąków? Czy ludzie mieli kiedyś ogony i czym podcierali zadki na długo przed wynalezieniem (dopiero w XIX w.!) papieru toaletowego? Już same pytania mogą przyprawić nas o gęsią skórkę, ale nie oszukujmy się – silniejsza od wstrętu i strachu przed zabrnięciem w tak niebezpieczne rejony jest nasza (jakże ludzka!) ciekawość i głód wiedzy. À propos głodu – czy wiecie jak smakuje ludzkie mięso oraz kto i dlaczego zjadł serce króla Ludwika XIV? Francesca Gould, oczywiście, wie i z wielką wprawą nam o tym wszystkim opowiada. Francesca Gould, Dlaczego mrówkojady boją się mrówek?, przeł. Iwona Sumera, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011 Francesca Gould, Dlaczego ziewanie jest zaraźliwe?, przeł. Iwona Sumera, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011 A może preferujecie wakacje z duchami i jednocześnie klasyką światowej literatury? W takim razie podpowiadam lekturę przepełnionego grozą arcydzieła Henry’ego Jamesa, autora m.in. Portretu damy i Złotej czary. Narratorką powieści jest guwernantka, która zajmuje się dwojgiem, jak jej się początkowo wydaje, uroczych i niewinnych sierot. Wkrótce okazuje się, że dzieci przyjaźnią się z duchami swoich nieżyjących opiekunów. Czy zjawy naprawdę istnieją? Czy dzieci prowadzą perwersyjną grę ze swoją nową opiekunką? Czy młoda guwernantka cierpi na zaburzenia psychiczne, a przerażająca historia, którą się z nami dzieli, to
SI around
wymysł jej chorej wyobraźni? Od premiery W kleszczach lęku upłynęło już ponad 110 lat (!), ale wciąż mamy do czynienia z horrorem, który naprawdę przeraża i inspiruje kolejne pokolenia twórców (najlepszym przykładem Inni w reżyserii Alejandra Amanebara). Oczywiście, że nie wierzę w duchy, ale gdy sąsiad z góry przerwał mi w pewnym momencie lekturę zbyt głośnym przesunięciem krzesła, byłem święcie przekonany, że to wcale nie on buszuje na piętrze, lecz tajemniczy przyjaciele powieściowych sierot… Henry James, W kleszczach lęku, przeł. Witold Pospieszała, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2012 Śledztwo Claudela nie jest horrorem, ale wizja świata przedstawiona przez francuskieego prozaika poraża w nie mniejszym stopniu niż powieść Jamesa. Głównym bohaterem jest niejaki Śledczy, który przybył do Miasta, by przeprowadzić dochodzenie w związku z falą samobójstw, które miały miejsce w potężnej Korporacji. Książka rozpoczyna się tak, jak by miała to być jeszcze jedna nudna, realistyczna powieść wymierzona w bezduszne korporacje, ale pierwsze strony Śledztwa to sprytna zmyłka. Zapomnijcie o świecie, który znacie – tutaj nic nie będzie takie, jakie być powinno. Realizm szybko ustępuje miejsca surrealizmowi, grotesce i piętrzącym się absurdom. Duch Kafki unosi się nad każdą stroną Śledztwa, ale mimo licznych nawiązań i długów wdzięczności zaciągniętych u autora Zamku powieść Claudela jest utworem bez dwóch zdań znakomitym, poruszającym, niezwykle aktualnym i zostawiającym czytelnika z setkami ważnych pytań. Uwaga, nie jest to proza nastrajająca optymistycznie, więc jako „lekturę wakacyjną” polecam ją przede wszystkim tym, którzy od dobrego samopoczucia wolą jeszcze lepszą literaturę.
Philippe Claudel, Śledztwo, przeł. Krystyna Sławińska, Wyd. Czytelnik, Warszawa 2011 Jednymi z największych wydarzeń literackich ostatnich miesięcy były u nas publikacje dzienników intymnych Sławomira Mrożka i Mirona Białoszewskiego, ale jako że są to tomy wielkich gabarytów, niekoniecznie znajdziecie dla nich miejsce w turystycznej walizce. Łatwiej powinno pójść z niespełna 500-stronicowym Dziennikiem Jerzego Pilcha, jednego z naszych największych mistrzów we władaniu piórem, wybitnego prozaika, felietonisty, a od niedawna także diarysty. Autor Spisu cudzołożnic swoje zapiski prowadził dwa lata, od grudnia 2009 do listopada 2011 roku, i udało mu się tutaj pomieścić cały tematyczny wszechświat. Od piłki nożnej i wypowiedzenia wojnie Cracovii, której pisarz kibicował od dekad (Dochodzę jednak do wniosku, że upór stania przy Cracovii jest uporem debila) przez kapcie Saddama Husajna, spór o Jaruzelskiego czy katastrofę smoleńską aż po uwagi i rozmyślania literackie, filozoficzne, teologiczne i egzystencjalne. Błyskotliwie, ostro, ironicznie. Nawet jeśli o bzdurach (rzadko), i tak z wielkim talentem (zawsze). Jerzy Pilch, Dziennik, Wyd. Wielka Litera, Warszawa 2012
Grzegorz Wysocki – krytyk literacki, redaktor działu książki w Wirtualnej Polsce, felietonista „Dwutygodnika”. Publikuje m.in. w „Gazecie Wyborczej” i „Tygodniku Powszechnym”. Uzależniony od dobrych seriali, coca-coli i niezdrowej żywności. Walczy w ruchu oporu przeciwko dyktaturze skowronków.
/61
SI 9 / 2012
SI man
Tekst Sebastian Żyrkowski
Wakacje to gorący okres, w którym ma miejsce wiele bardzo interesujących wydarzeń. Nie dotyczy to, niestety, zwykle branży gier – wkraczamy w tak zwany sezon ogórkowy, ciekawych premier będzie jak na lekarstwo, mimo organizowanych w czerwcu targów E3 w Los Angeles i sierpniowych gamescom w Kolonii. Biorąc jednak pod uwagę nasilenie plotek na temat konsol nowej generacji i zaskakujące zapowiedzi nowych tytułów, lato wcale nie musi być takie ciche. Ja dałem się ostatnio porwać SfxT, crossoverowi przedstawionemu w zeszłym numerze. W miesiąc od zakupu licznik gry wskazywał ponad 100 godzin – nie przypominam sobie, żebym się tak mocno wciągnął w bijatykę. Końca nie widać, reszta tytułów sukcesywnie się kurzy... Euro 2012 to temat przewodni tego kwartału. Z tego powodu zagrać wypada w oficjalny dodatek do gry FIFA 12. W przerwie między meczami prawdziwymi i wirtualnymi warto też sprawdzić tytuł tworzony od samego początku z myślą o Playstation Move, czyli Sorcery: Świat Magii.
/62
SORCERY: ŚWIAT MAGII Platforma: PS3 (Playstation Move) Premiera: maj 2012
wiołach – przeciwnicy mogą zostać zamrożeni, podpaleni, a nawet porwani przez trąbę powietrzną. Tę ostatnią wywołujemy, oczywiście, odpowiednim ruchem kontrolerem. Co ciekawe, zaklęcia da się ze sobą łączyć! Dla przykładu, stawiamy przed sobą barierę ognia, a następnie wytwarzamy podmuch wiatru, który niesie ze sobą płomienie! Cool! Jest również biała magia, w tym telekineza, za sprawą której podnosimy i przenosimy różnego rodzaju przedmioty. Warto wspomnieć o interakcji z otoczeniem – strumień płynącej wody możemy zamienić w lodowy most, przez który przedostaniemy się na drugą stronę przepaści. W takim świecie nie można zapomnieć o magicznych eliksirach, posiadających właściwości zarówno leczące, jak i transformujące naszego bohatera np. w szczura, by w takiej formie był się w stanie przecisnąć przez szparę w niedostępne wcześniej
W grze naszym towarzyszem będzie Erline – kotka o niezwykle długim ogonie. Można powiedzieć: nareszcie! W końcu oczyścimy nasze kontrolery Move z kurzu, chwycimy je w dłonie i przeniesiemy się do rzeczywistości pełnej magii! Oto bowiem po mniejszych i większych turbulencjach ląduje w czytnikach gra od początku tworzona pod „różdżkę”, czyli Sorcery. Wcielamy się w niej w rolę Finna, ucznia czarnoksiężnika, który przez swoją niesforność łamie tajemnicze zaklęcie i od tej pory ścigany jest przez Królową Koszmarów, przed którą, rzecz jasna, musi uratować swój świat. Brzmi oklepanie, prawda? Ale jeśli dorzucimy do tego fakt, że magiczną różdżką władamy za pomocą kontrolera Move, całość nabiera zupełnie innego kształtu. Do dyspozycji otrzymujemy czary oparte m.in na ży-
miejsce. Wszystko to osiągamy za pomocą naszej „różdżki”, co pozwala wczuć się w klimat i sprawia, że fabuła przestaje już być taka banalna. Co ważne, przy Sorcery dobrze bawić powinien się każdy, choć gra skierowana jest głównie do młodszych odbiorców. Przygoda osadzona w klimatach irlandzkiej mitologii przypadnie do gustu tym, którzy mają już kontroler Playstation Move i czekają na coś innego niż kolejna minipopierdółka. Tym z kolei, którzy jeszcze rozważają zakup kontrolera, tytuł powinien ułatwić zadanie, a dla wszystkich fanów Harry’ego Pottera niechaj Sorcery będzie taką małą ucieczką od świata Hogwartu. Różdżki w dłoń!
SI 9 / 2012
UEFA EURO 2012 (DLC do FIFA 12) Platforma: PS3/X360/PC Premiera: kwiecień 2012
SI man
w życiu, a możesz skończyć z ekipą boiskowych idoli, z naszym Robertem Lewandowskim czele. Wraz z postępem odsłaniać
LittleBigPlanet i wyścigowego ModNation Racers – postanowiła zabrać się za połączenie tych gatunków. W ten sposób rozpoczęły się prace nad LittleBigPlanet Karting. Szczegółów wciąż brak, ale jedno jest pewne: po raz kolejny ograniczać nas będzie tylko wyobraźnia! Nie jest wciąż pewne, kiedy stworzymy gokart i trasę naszych marzeń... Może być tak, że tytuł otrzymamy dopiero w przyszłym roku. GTA V Platforma: PS3, X360 Premiera: 2012?
Mistrzostwa poszły nie tak? Zrób korektę i odpal UEFA EURO 2012! – Co robi kibic, kiedy Polska zdobywa Mistrzostwo Europy? – wszyscy znają to pytanie i każdy zaciska kciuki, by w tym roku odpowiedź na nie była inna niż kultowe: – Wyłącza Playstation i kładzie się spać. W razie gdyby chłopakom się jednak nie udało, dzięki łatce do tegorocznej edycji gry FIFA przygotowanej przez EA Sports będziemy mogli sami poprowadzić polską drużynę do zwycięstwa. Jeśli jesteś kibicem – a zakładam, że przez cały czerwiec będzie nim każdy – to na pewno kojarzysz serię gier FIFA. Mało tego, wiesz również, że z okazji każdej wielkiej imprezy sportowej publikowane są jej specjalne, poświęcone wydarzeniu edycje. Nie inaczej jest tym razem – od 26 kwietnia można kupić UEFA Euro 2012, tyle że nie jest to płyta jak w przypadku poprzedniczek. Świat idzie do przodu, a i nasze mistrzostwa zapowiadają się na wyjątkowe w wielu aspektach, więc EA Sports zdecydowało się na cyfrową dystrybucję tytułu. Dzięki temu zapłacimy nie za nową grę, lecz za sam dodatek do FIFA 12, który pozwoli nam jeszcze mocniej odczuć atmosferę polsko-ukraińskiego czempionatu. Do dyspozycji otrzymujemy osiem stadionów, na których najlepsza szesnastka Europy stoczy bój o tytuł numeru jeden. Zupełną nowością jest tryb „Wyzwanie”, w którym możemy zbudować własną drużynę marzeń. Zawodników pozyskujemy, podróżując z teamem po Starym Kontynencie i pokonując kolejne reprezentacje. Zaczynasz z drużyną rezerwowych, których nazwiska usłyszysz zapewne pierwszy raz
będziemy mozaikę, którą w pełnej krasie ujrzymy dopiero po pokonaniu w tym trybie wszystkich 53 reprezentacji. I to aż trzykrotnie! Zadanie może być trudne, zwłaszcza że porażka może odciąć drogę do niektórych reprezentacji i wędrować do nich trzeba będzie naokoło. Grania jest więc od groma, z pewnością „Wyzwanie” nie powinno się szybko znudzić. W dodatku dla stworzenia jeszcze lepszego klimatu zachowana została otoczka Euro 2012, a nasze mecze – jak już od ładnych paru lat – skomentują legendy sportowego mikrofonu, czyli Dariusz Szpakowski wespół z Włodzimierzem Szaranowiczem. Warto sięgnąć po ten DLC z kilku względów. Po pierwsze, podczas Euro 2012 odbędą się 32 mecze. Ci, którzy uważają, że to za mało, mogą rozegrać kolejne, własne Mistrzostwa Europy, w dodatku ze znajomymi u boku. Po drugie, taka impreza jest jak zaćmienie Słońca – drugiej w naszym życiu możemy już nie doczekać. Warto więc grać, a później raz na jakiś czas wracać wspomnieniami. Po trzecie, zawsze istnieje ryzyko, że odpowiedź na zadane na początku pytanie znów będzie taka sama... COMING SOON LITTLEBIGPLANET KARTING Platforma: PS3 Premiera: 2012?
Zapowiedź tej gry była tylko kwestią czasu, nikt przecież nie zabija kury znoszącej złote jaja, prawda? Wiadomo na razie tyle, że akcja toczyć się będzie w fikcyjnym mieście Los Santos. Reszta okaże się najprawdopodobniej tym, co tygryski lubią najbardziej: pościgi, ucieczki, otwarty świat, a wszystko to podane jeszcze piękniej niż ostatnio. Zagadką jest termin premiery – mówi się o końcówce obecnego lub początku przyszłego roku. Alex O’Dwyer, animator w ekipie Rockstar, w swoim CV podał nawet konkretną datę: październik 2012. Biorąc jednak pod uwagę majową premierę gry Max Payne 3, wydaje się to mało prawdopodobne. A szkoda... THE LAST GUARDIAN Platforma: PS3 Premiera: oby w ogóle... Na koniec aktualny rekordzista w dziedzinie opóźnionego terminu wydania. Bez wątpienia jest to najbardziej wyczekiwany tytuł na konsole stacjonarne tego roku. Problem w tym, że w ubiegłym również znalazł się na najwyższej pozycji w tej kategorii... Opowieść o przygodach małego chłopca i jego towarzysza – ogromnego pierzastego zwierzaka imieniem Torico – przechodzi trudne chwile... Pod koniec zeszłego roku Fumito Ueda, główny producent gry, rozstał się z firmą Sony. I choć od dłuższego czasu nie otrzymujemy ani nowych informacji, ani trailerów TLG, jednego możemy być pewni – będzie przepięknie, urzekająco i na pewno wzruszająco. Tylko czy w tym roku? Czy w ogóle? Zerknijcie na zwiastuny gry w sieci – The Last Guardian MUSI się pojawić. Koniec, kropka.
Sackboy na kółkach! Ekipa Sony, zadowolona z ciepłego przyjęcia dwóch tytułów z obszernymi edytorami – platformowego
/63
SI 9 / 2012
SI sport
Kilkanaście lat temu wakacje przykuwały leniwych do leżaka i grilla, a aktywnych wysyłały w góry lub nad wodę. Dziś wachlarz możliwości stał się ogromnie szeroki – ograniczeniem mogą być tylko zasoby portfela i... strach. Kajakiem na wodospady, z deską i wielkim latawcem w morze czy z liną przywiązaną do kostek kilkaset metrów nad ziemią? Niekonwencjonalne spędzanie letniego czasu z roku na rok zdobywa coraz więcej zwolenników. Tekst Piotr Nowik Foto Fernando Weberich, Jason Weeks
/64
Możesz jechać na wakacje all inclusive i wzdychać z wysiłku, pokonując drogę z pokoju do restauracji, a następnie ocierać pot z czoła, przemieszczając się na plażę i z powrotem nad talerz. Czasem może zdecydujesz się wskoczyć do wody, bo tam łatwiej złapać opaleniznę i ochłodzić ciało przed kolejnym wymarszem do restauracji. Później z ulgą wrócisz na leżak. W takim spędzaniu wakacji nie ma nic złego. Wręcz przeciwnie, dla zapracowanych to czasem jedyny sposób na naładowanie akumulatorów, zanim ich obiad znów zastąpi szybki hot-dog, a odpoczynek będzie się ograniczał do pięciogodzinnego snu. Ale są też tacy, dla których największą męką jest bezczynne leżenie. Dlatego podczas wakacji szukają piłki, roweru czy kawałka miejsca do biegania. Ale gdyby basenową wodę zamienić w rwącą rzekę lub morze,
a bieżnię w najdziwniejsze zakamarki miasta? Do tego dołożyć spadochron, deskę surfingową czy ponton, a do szybkich uderzeń serca – adrenalinę? Opalone mięśnie i 90-60-90 już nie obowiązują Ludzie aktywnie spędzający czas latem chętnie zerkają w stronę wody. Kiedyś Polakom deski surfingowe czy windsurfingowe kojarzyły się głównie z serialem "Słoneczny patrol", dziś chętnych do walki z falami jest zdecydowanie więcej. – Nienawidzimy nudy i stagnacji. Rzygamy nijakością i beznadzieją. Gonitwą za pieniądzem i stabilnym życiem. Szukamy nowych pasji. Surfing to nie tylko sport. To styl życia. Droga, którą wybiera człowiek. Mówią, że gdy pierwszy raz poniesie Cię fala, nigdy już nie będziesz tym samym
SI 9 / 2012
człowiekiem. Ocean odmieni Cię na zawsze – w taki oto sposób reklamuje się warszawski Surf Club. Deska też ma urozmaicenia, więc fanatycy walki z falami mogą wybierać między windsurfingiem (deska z przymocowanym tzw. pędnikiem żaglowym) i kitesurfingiem (zamiast żagla kitesurfer trzyma coś, co przypomina latawiec). – Ostatnio zgłasza się do nas sporo osób, które chcą potrenować kitesurfing. To nie jest trudny sport, po ok. 10 godzinach z instruktorem można już próbować swoich sił na otwartej wodzie. Z kolei by nauczyć się poprawnie windurfingu, trzeba na to poświęcić jakieś 3–4 tygodnie. Największa frajda zaczyna się, gdy próbujemy pływać w ślizgu. Trudno to opisać, ale człowiek czuje, jakby latał – opisuje Marta Zygmunt z Surfpoint.pl. Klienci tej szkoły nie dali się zwieść stereotypom surfera z amerykańskiego filmu, który miał góra 30 lat, był umięśniony, opalony i otaczał się tylko pięknymi kobietami o wymiarach 90-60-90. Do kitesurfingu najchętniej garną się bowiem osoby w wieku od 30 do 50 lat, a w windsurfingu raczej nie ma reguły, bo zgłaszają się zarówno rodzice z pięcioletnimi dziećmi, jak i emeryci. – Trudno wyznaczyć jakiś dokładny przedział wiekowy czy profil społeczny. To sport dla każdego. Mamy np. biznesmenów, którzy w taki sposób chcą się wyluzować, ale zjawia się również młodzież. Nie mam jednak wątpliwości, że z roku na rok chętnych jest coraz więcej. I nie ma się co dziwić, bo to poczucie wolności i lekkości daje niesamowitą radość – podkreśla Marta Zygmunt. Jedyną barierą może być cena – podstawowy kurs kitesurfingu kosztuje ok. 1000 zł, a windsurfingu – 400 zł (wraz z wypożyczeniem sprzętu). Z kolei zakup nowej deski z osprzętem to wydatek rzędu pięciu tys. zł. Ale bakcyla połknąć bardzo łatwo. W Surfpoint.pl nie pamiętają, by ktokolwiek zrezygnował w trakcie kursu windsurfingu, a w przypadku kitesurfingu było to góra pięć procent osób. Do tego sezon surfingowy jest dość długi – trwa nawet pół roku. Lekko potłuczona, trochę podtopiona Woda daje jednak wiele innych możliwości. I choć część surferów z wielką zaciekłością zapewne broniłaby swojego sportu jako najbardziej ekstremalnego, to mocne argumenty mają też ludzie lubujący się w spływach. Walka kajakiem (np. river running) lub pontonem (rafting) z rwącą górską rzeką między kamieniami, skałami i po niemałych spad-
SI sport
kach wymaga sporej odwagi, sprawności, siły i doświadczenia. Najlepsi już nawet nie spływają, tylko rozbijają się o rwące fale. Załogę co chwilę zalewa strumień spienionej ze złości wody. Czasem trzeba się też zmierzyć się z wodospadami, na które samo już patrzenie wywołuje skurcze żołądka. Instruktorzy dostosowują jednak warunki do poziomu zaawansowania, więc tego sportu może spróbować niemal każdy (w Polsce najbardziej nadają się do tego rzeki Dunajec i Białka). – Wróciłam lekko potłuczona, trochę podtopiona, choć nadal w dobrym stanie i „zdatna do użytku”. Zresztą pozostali uczestnicy eskapady też nie mieli z górki – dzieli się w Internecie wrażeniami ze swojego pierwszego raftingu Nika. Coraz więcej osób próbuje też nurkowania, a biura podróży prześcigają się ofertach. Kurs w Jastarni, safari nurkowe w Tajlandii, nauka w Egipcie to jedne z tysięcy ogłoszeń. Chętni się znajdują, kuszeni niezapomnianymi widokami zatopionych wraków statków oraz niepowtarzalnymi zwierzętami i roślinami morskimi. Możliwości i technik nurkowania jest wiele, ale profesjonalne kursy trwają nawet kilkanaście godzin. Paralotnią z Warszawy do Szczecina Wakacje to nie tylko woda, bo niektórzy prawdziwy zastrzyk adrenaliny dostają dopiero w powietrzu. W Polsce już kilka tysięcy osób lata na paralotni. Najczęstsze są starty ze zbocza góry, coraz chętniej jednak zawodnicy korzystają z wyciągarek (zamontowanych na samochodach lub łodziach motorowych), które pozwalają wzbić się w powietrze. Lot może być krótki, można też zafundować sobie paralotniową podróż jak z Warszawy do Szczecina. Zrobiła to zawodniczka z RPA, która w linii prostej przeleciała ponad 500 km. Zabawa do tanich nie należy (podstawowy kurs kosztuje ok. tysiąc zł), wrażenia są jednak niezapomniane. Można krążyć na miastami, oglądać przyrodę lub poczuć się jak ptak, zostawiając na ziemi wszystkie problemy i zmartwienia. Jeśli ktoś nie lubi rozkoszowania się widokami i woli mocne uderzenie strachu, powinien zastanowić się nad skokiem z bungee. Najdłuższe loty trwają kilka, czasem kilkanaście sekund, a niektóre skoki oddawane są z ponad 300 metrów (np. z mostu Royal Gorge w Stanach Zjednoczonych). To jednak nic w porównaniu ze skokami spadochronowymi, które wykonuje się na wysokości... kilku kilometrów! Na początku jest to tylko zabawa i walka z własną
słabością, z czasem zawodnicy zaczynają wykonywać akrobacje, a także próbują precyzyjnego lądowania. Jeszcze inni celują w biciu rekordów wysokości. Np. ponad pół wieku temu kapitan Joseph Kittinger oddał skok z... 31,3 km! W czasie jego trwania zetknął się z temperaturą -70°C i osiągnął prędkość ponad 1100 km/h. Za loty spadochronowe trzeba słono zapłacić, choć sport ekstremalny nie zawsze musi się wiązać z dużymi kosztami. Aby na przykład uprawiać le parkour, wystarczą tylko spodenki, koszulka i wygodne buty. Ten stosunkowo młody sport polega po prostu na jak najszybszym pokonywaniu przeszkód, które znajdują się na naszej trasie. Można skakać przez ogrodzenia, forsować kosze na śmieci, a w ekstremalnych przypadkach ze zwinnością pantery przemieszczać się między dachami budynków. W Internecie można zobaczyć, że parkourowcy potrafią wejść bez niczyjej pomocy na ścianę, która ma sporo ponad trzy metry. Często też trenują na placach zabaw lub po prostu na ulicy. Dla nich zwykły spacer to nuda, wolą więc zrobić salto, podciągnąć się na jakieś podwyższenie czy przeskoczyć wysoką barierkę. Lubią też odkrywać dziwne, opuszczone miejsca. Ten sport wymaga jednak niesłychanej sprawności i ponadprzeciętnej siły. Amatorom wielkiej radości raczej nie przyniesie, a może okazać się dość bolesny.
/65
SI 9 / 2012
SI gadget
SI 9 / 2012
SI gadget
nieodzowny nie tylko na stadionie i w strefie kibica, lecz także podczas aktywnego urlopu, zwłaszcza jeśli damy się namówić Piotrowi Nowikowi na uprawianie sportów ekstremalnych. Do zobaczenia na Euro! Tekst Jarosław Pawłowski Nowy telewizor musi być! W płynnej nowoczesności, w której z dnia na dzień w perzynę obracają się całe gospodarki, a śnieg pada w Wielkanoc, niewiele już się ostało rzeczy pewnych. Ot, może tyle, że Polak ponarzekać przy różnych płynach lubi, grilla chętnie rozpali, a przed wielką imprezą sportową telewizor nowy kupi, choćby nawet miał przez rok wyjadać kit z okien. Tym razem pretekst do zakupu jest podwójny, bo oprócz Euro 2012 czekają nas jeszcze Letnie Igrzyska Olimpijskie w Londynie. Warto zatem sprawić sobie urządzenie na miarę tych wydarzeń, plazmę z salonu wynieść do sypialni, LED-a z sypialni wstawić do kuchni, kuchenną „bańkę” umieścić w garażu, a stojącego tam rubina oddać teściowej! Pytanie tylko, jaki telewizor godzien będzie dwóch wydarzeń tak wielkiego formatu? Mimo braku pewności, czy produkt trafi do sklepów przed mistrzostwami, stawiałbym Samsunga Super OLED TV, który z pewnością zada szyku nawet za dwa lata, podczas mundialu w Brazylii. 55-calowy ekran nowego Samsunga bazuje na technologii diód organicznych, które zapewniają nieprzeciętny kontrast i odwzorowanie kolorów lepsze o 30–40% od urządzeń typu LCD. Co niezmiernie istotne dla kibica, wyświetlająca obraz 2D i 3D matryca charakteryzuje się ponad tysiąckrotnie krótszym czasem reakcji niż dotychczasowe rozwiązania. Dzięki temu spektakularne gole Orłów Smudy (a także innego rodzaju dynamiczne sceny) nie zamienią się w niewyraźne smugi. Fakt, że indywidualnie sterowane piksele OLED same emitują światło, przekłada się nie tylko na precyzję wyświetlania, lecz także na gabaryty urządzenia, w którym nie trzeba było instalować podświetlenia. Wykonany z jednej tafli szklanej odbiornik ma zaledwie 7,6 mm grubości i wygląda jak dzieło sztuki nowoczesnej. Co oprócz obrazu i wzornictwa? Jak każdy nowoczesny telewizor Samsung Super OLED TV jest tak naprawdę komputerem z dostępem do sieci. Szybkie działanie
/66
aplikacji gwarantuje dwurdzeniowy procesor, a za możliwość jednoczesnego przeglądania różnych treści odpowiada nawigacja Smart Hub. Najciekawsze zostawiłem jednak na koniec. Wszyscy słyszeli pewnie o lęku użytkowników pierwszych telewizorów, czy przekazywanie obrazu nie działa przypadkiem w obie strony. Otóż zaczęło działać: Super OLED podgląda i słyszy telewidza! Nie obawiajmy się jednak o prywatność, technologia Smart Interaction ma jedynie za zadanie rozpoznawać nasze gesty i polecenia głosowe, aby uczynić obsługę telewizora łatwiejszą i bardziej intuicyjną. Głosem można np. uruchomić przeglądarkę i wprowadzić hasła do wyszukiwania. Obraz z kamery HD
da się też przesyłać przez Internet. To jeszcze nie Rok 1984, ale już na pewno bliżej (technologicznie) do Raportu mniejszości. Ciekawe, jak cacko od Samsunga zareaguje na bojowe okrzyki i dzikie skoki pod żyrandol... Okiem twardziela Wierzę, że kieruję te słowa również do kilku szczęśliwców, którzy w kluczowych momentach znajdą się na trybunach. A ponieważ warto byłoby te chwile uwiecznić, przydałoby się mieć ze sobą aparat. Hola, hola, powiedzą niektórzy, przecież na stadiony nie można ich wnosić! Owszem, ale tylko
sprzętu, który wygląda na zawodowy, czyli lustrzanek z teleobiektywami. Kompakt, choćby nawet najbardziej pro, nie powinien wzbudzić zastrzeżeń. Tylko czy ma jeszcze sens inwestowanie w kategorię, która lada moment zostanie przepędzona do lamusa przez smartfony? Przecież chwilę temu Nokia zaprezentowała komórkę z aparatem (lub na odwrót) o matrycy liczącej, bagatela, 41 megapikseli! Cóż, wszystko zależy od produktu. Jeśli wyróżnia się trwałą konstrukcją i funkcjonalnością, a nadto zyskał status kultowego, lepiej niż inne oprze się procesowi przyspieszonej degradacji moralnej gadżetów. I takie właśnie są aparaty Olympus z serii Tough, które jeszcze do niedawna sygnowane były literką μ (mju). Miłośnikom fotografii nie trzeba przypominać, co ten symbol oznaczał – dość powiedzieć, że jeszcze w czasach analogowych każdy szanujący się fotoreporter nosił w kieszeni mju jako niezawodny sprzęt zapasowy. Flagowy model linii Tough – TG-820 – zniesie każdy przypływ euforii kibica. Producent deklaruje, że urządzenie wytrzyma upadek z wysokości 2 m i nacisk rzędu 100 kg. Poza tym cechuje się odpornością na wodę do głębokości 10 m i nie jest to wcale...
marketingowe lanie wody, lecz właściwość, którą można wykorzystać podczas nurkowania. Żeby się w fotografowaniu wielkiego błękitu zanadto nie zapędzić, producent wyposażył nawet aparat w manometr. Ponieważ wyróżnikiem TG-820 jest niesamowita wytrzymałość, trochę nie fair byłoby oczekiwać od niego równie imponujących parametrów „fotograficznych”, chociaż również na tym polu twardziel Tough pola nie oddaje. Serce aparatu stanowi 12-megapikselowa matryca BSI CMOS, obsługiwana przez procesor TruePic VI, który pozwoli nam zrobić zdjęcia seryjne, a nawet zarejestrować film w Full HD. Kibica usatysfakcjonuje także szerokokątny (odpowiednik 28 mm) obiektyw z pięciokrotnym (140 mm) zoomem optycznym. Na uwagę zasługuje również ekran o rozmiarze 3 cali i rozdzielczości aż miliona pikseli. Za w pełni efektywne można uznać czułości do ISO 800, co raczej nie czyni z TG-820 aparatu do fotografii nocnych. Osoby z obsesją kontroli nie poszaleją z ręcznymi ustawieniami, ale automatyka urządzenia sprawuje się świetnie i nie zawodzi tam, gdzie najważniejsze jest, by znaleźć się we właściwym czasie na właściwym miejscu. Taki kompakt okaże się
Kiedy redaktor naczelna zasugerowała, bym w swoich poszukiwaniach zwrócił się w stronę przedmiotów dla miłośników futbolu, poczułem się niepewnie. Przecież Euro 2012 to nie jest czas dla technomaniaków! Fakt, sklepowe półki uginają się od rozmaitych biało-czerwonych gadżetów, ale w tym wszystkim nie uświadczysz ani krztyny pysznego, krzemowego wafelka. No, i w sumie słusznie, bo nie o wystudiowany lans tu chodzi, nie o wyśrubowane do granic wytrzymałości parametry techniczne, nie o dizajn, który sprawia, że kolega z prehistorycznym telefonem myśli: „cóż, przynajmniej jestem lepiej ubrany”. Liczy się wspólna radość, podniosła atmosfera i bezmiar sportowych emocji! Co prawda można by je było nieco podkręcić np. za pomocą jakiegoś megafonu lub zainstalowanego w samochodzie displaya, ale bądźmy realistami... Dlatego moja trzecia propozycja stanowi wyraz pewnego rodzaju kapitulacji przed duchem mistrzostw. W trosce o to, aby promienie słońca nie przeszkodziły kibicom w oglądaniu wyczynów gwiazd futbolu, radzę wyposażyć się w okulary marki Brewsees 12’oz’er. Stylowe, świetnie wykończone, zawierają polaryzowane szkła, które zabezpieczą nasze oczy przed szkodliwym promieniowaniem UV. W odróżnieniu od delikatnych modeli dla hipsterów są solidne niczym Olympus Tough. Przebłysk wynalazczego geniuszu kryje się jednak dopiero w ich zausznikach, które pełnią funkcję... otwieraczy do butelek z supertrwałego aluminium 6061. Ech, wolałbym po prawdzie zapowiadać Project Glass Google’a, wszak wyrafinowanej myśli technologicznej tyle w Brewsees, co w konstrukcji młotka, powtarzam jednak, że teraz ważny jest wyłącznie dobry odbiór plus atmosfera, a z okazji świetnego gola wypada pewnie coś sobie golnąć. Czego więcej może chcieć kibic? Oczywiście tego, aby wygrali nasi!
/67
SI 9 / 2012
SI around
SI 9 / 2012
SI in future
N O O S G N I M CO W SIZEER Tekst Bartosz Leśniewski
BACK TO SCHOOL
Nietykalni
Połów szczęścia w Jemenie
Avengers 3D
Francuskie kino raz na jakiś czas zaskakuje widzów na całym świecie filmem, który pragną zobaczyć wszyscy, a po seansie próżno szukać zawiedzionych. Tak stało się w przypadku Nietykalnych (Intouchables). Historia opowiedziana w Nietykalnych należy do banalnie prostych, choć raczej mało prawdopodobnych. To jednak pozór, ponieważ producent informuje, że film oparty został na faktach. Ja mu wierzę. Oto milioner sparaliżowany na skutek wypadku zatrudnia do pomocy młodego, czarnoskórego mężczyznę. Wszystko jest zatem w normie. A co, gdy ów chłopak właśnie wyszedł z więzienia? To trochę komplikuje sytuację, prawda? Połączenie dwóch kompletnie odmiennych światów, doświadczeń, perspektyw i życiowych postaw jest idealnym punktem do wprowadzenia całej gamy humorystycznych sytuacji, których w filmie pojawia się masa. Łatwo popaść w tanią błazenadę, ale artystom szczęśliwie udało się jej uniknąć. Historia tej filmowej przyjaźni sprawia, że uśmiech nie znika z naszej twarzy. I stąd pewnie hasło reklamujące film: „Komedia, która zachwyciła 25 milionów widzów”. W tym wypadku warto wejść w poczet tych zachwyconych.
Nieco ponad pół roku temu na łamach „SI Magazynu” recenzowany był film Debiutanci z Ewanem McGregorem w roli głównej. Niewiele wody upłynęło w Wiśle, a wspomniany aktor znów pojawia się jako pozytywny bohater tej rubryki. Dobrze, że liczba produkcji, w których gra, idzie w parze z ich jakością, bo w przypadku Połowu szczęścia w Jemenie (Salmon Fishing in the Yemen) narzekać nie można. Oczywiście, przy zastrzeżeniu, że lubimy komedie romantyczne. Jeśli widzowi ten gatunek odpowiada, może oddać się rozkoszy oglądania. Marzenia pewnych ludzi często mogą być początkiem szczęścia innych. Tak jest w przypadku Freda i Harriet, którzy spotykają się przy okazji dość nietypowego projektu. On pracuje w ministerstwie rybołówstwa, ona jest rzutką pracownicą korporacji. Oboje zostają zaangażowani w szaloną inwestycję jemeńskiego szejka, który chce mieć w swoim kraju rzekę pełną łososi. Nawet bez rozległej wiedzę geograficznej pamiętamy, że Jemen jest krajem w całości pustynnym. Nie ma jednak rzeczy niemożliwych, kiedy stoją za nimi pieniądze. Wspólna praca nad przedsięwzięciem nieoczekiwanie zbliża do siebie głównych bohaterów… Za słodko? Może i tak. Czasem jednak ochota na słodycze przychodzi sama. Zwłaszcza na takie, które nie tuczą.
O ile Połów szczęścia w Jemenie bardziej przypadnie do gustu żeńskiej publiczności, o tyle grupą docelową Avengers (The Avengers) są zdecydowanie mężczyźni. Zaraz, mężczyźni? A może lepiej napisać: chłopcy? Niech kwestię rozstrzygną sami widzowie. Parafrazując dowcip z brodą, zadajmy pytanie: co jest lepsze od filmu o superbohaterze? Film o dwóch superbohaterach? A może film z samymi superbohaterami? Z takiego właśnie założenia wyszli producenci tego tytułu i postanowili umieścić w nim Iron Mana, Hulka, Thora, Kapitana Amerykę, Sokole Oko i Czarną Wdowę. Imponujące zgromadzenie ikon amerykańskiego komiksu. Po co jednak zbierać w jednym miejscu taką liczbę postaci o ponadludzkich zdolnościach? Odpowiedź jest banalna. Tym razem zagrożenie świata jest naprawdę wielkie. Zapobiec może mu tylko sojusz herosów na najwyższym szczeblu. Avengers nie przynosi zatem żadnych niespodzianek. Nikt jednak nie potrzebuje niespodzianek, kiedy trzeba ratować świat.
(reż. Olivier Nakache, Eric Toledanko)
/68
(reż. Lasse Hallström)
Dla tych, którzy czytają te słowa przed wakacjami lub w ich trakcie, zapewne nie do pomyślenia jest fakt, że już planujemy powrót do szkoły. Następne wydanie ukaże się jednak w okolicach października, więc słowo o jesiennej kampanii pojawić się musi. A wszystko dlatego, że jesień w Sizeer obfitować będzie w niezwykłe nowości, które zaskoczą wszystkich. Wraz z marką Reebok szykujemy superakcję dla miłośników niezwykłych butów-ikon, które spędzają sen z powiek. Kolekcja ukaże markę od nowej, modowej strony. Niektóre z nich już można zobaczyć na zdjęciach z sesji do bieżącego numeru „SI”. Metalowe ćwieki w butach sportowych? Dlaczego nie!
(reż. Joss Whedon)
Foto: Kat Kotrla
SALE Gdy opadną emocje po Euro 2012, zapraszamy na szaleństwo zakupowe w Sizeer. W trakcie wyprzedaży można ustrzelić prawdziwą okazję, choć – jak to zwykle na wyprzedażach bywa – z topowych modeli pozostaną pojedyncze egzemplarze. Tu ważna informacja dla wszystkich, którzy należą do SizeerClub – rabat wyprzedażowy łączy się z rabatem dostępnym na Karcie Klubowicza (5,7 lub 10%). A to oznacza naprawdę wysokie zniżki w porównaniu z cenami na metkach. Aby dołączyć do SizeerClub, wystarczy zrobić zakupy za minimum 200 zł i wypełnić formularz zgłoszeniowy uzyskany od Doradcy Sizeer. Aktywną Kartę Klubowicza otrzymuje się na miejscu.
MUZYCZNA JESIEŃ W SI W tym miejscu żegnamy się z Wami, nie do końca jeszcze pewni, co wydarzy się jesienią w „SI Magazynie” i sieci Sizeer. Choć na razie nie możemy zdradzać szczegółów, wiedzcie, że się dzieje i organizuje w rejonie muzyki. Szykujemy dla Was mnóstwo niespodzianek w związku z nową erą, w którą wkracza Sizeer. Hasło „Uwolnij swój czas” wybrzmiewać będzie bardzo głośno w całej Polsce. A ponadto jak zawsze w „SI Magazynie” dużo mody, jesienna sesja zdjęciowa, wywiady z top gwiazdami, kącik czytelnika i miłośnika kinematografii – czyli wszystko, co dobre i zawsze dostępne w naszej gazecie. Do zobaczenia!
/69
Redaktor naczelna Joanna Zając-Cekiera Redaktor wydania Katarzyna Zima-Bodziony Teksty Rafał Romanowski, Piotr Nowik, Grzegorz Wysocki, Bartosz Leśniewski, Marta Szymonik, Monika OSA Jurczyk, Jarosław Pawłowski, Sebastian Żyrkowski, Hubert Sieniacki, Amelia Zaleska, Ewa Maciejewska Projekt/Skład Grzegorz Sołowiński, Dawid Świątek Foto Michał Massa Mąsior, Piotr Fic, Tomasz Wizner, Rafał Romanowski Reklama reklama@UwolnijSwojCzas.pl Wydawca Marketing Investment Group Sp. z o.o. os. Dywizjonu 303 paw. 1 31-871 Kraków Adres korespondencyjny RONDO BUSINESS PARK ul. Lublańska 38, 31-476 Kraków budynek A3, III piętro
Salony SIZEER
BIAŁYSTOK: Galeria Biała, CH Auchan, BIELSKO-BIAŁA: CH Sarni Stok, Gemini Park, BYDGOSZCZ: CH Rondo, CH Auchan, Focus Mall, Galeria Pomorska, BYTOM: CH Plejada, CH Agora, CZELADŹ: CH M1, CZĘSTOCHOWA: Galeria Jurajska, DĄBROWA GÓRNICZA: CH Pogoria, GDAŃSK: Galeria Bałtycka GORZÓW WIELKOPOLSKI: Galeria Askana, KATOWICE: 3 Stawy King Kross, Silesia City Center, KIELCE: Galeria Echo, KŁODZKO: Galeria Twierdza, KOSZALIN: Atrium, KRAKÓW: ul. Szewska 20, CH Krokus, Galeria Kazimierz, CH M1, Galeria Krakowska, Bonarka City Center, KROSNO: Galeria Eljot, LEGNICA: Galeria Piastów, LUBIN: Cuprum Arena, LUBLIN: Galeria Olimp, ŁÓDŹ: Pasaż Łódzki, Galeria Łódzka, Manufaktura, Port Łódź, MIKOŁÓW: CH Auchan, NOWY SĄCZ: CH Sandecja, OPOLE: CH Karolinka, PIOTRKÓW TRYBUNALSKI: Focus Mall, PIŁA: Galeria Kasztanowa, PŁOCK: CH Auchan, Galeria Wisła, POZNAŃ: CH Marcelin, CH M1, CH Plaza, RADOM: CH M1, Galeria Słoneczna, RUMIA: CH Auchan, RZESZÓW: CH Plaza, SŁUPSK: CH Jantar, SZCZECIN: Galeria Kaskada, TARNÓW: Galeria Tarnovia, TORUŃ: CH Kometa, Galeria Copernicus, WARSZAWA: Real Janki, CH Targówek – Carrefour, CH Wola Park, WŁOCŁAWEK: Wzorcownia, WROCŁAW: Pasaż Grunwaldzki, Galeria Dominikańska, CH Korona, ZIELONA GÓRA: Focus Park Lista salonów dostępna na [salony.sizeer.com]
Sizeer.com e-sizeer.com SizeerClub.com Uwolnijswojczas.pl
OKŁADKA: JUSTYNA: trampki Converse: 249,99 zł szorty Umbro: wzór kurtka Nike: 239,99 zł zobacz więcej
/70
TYLNA OKŁADKA: DAREK: koszulka Nike: 279,99 zł szorty Bench.: 189,99 zł buty Puma: 299,99 zł MATEUSZ: koszulka Nike: 279,99 zł szorty Umbro: wzór buty Timberland: 279,99 zł
UWOLNIJ SWÓJ CZAS! Kibicuj z nami!