# m ag a z i n e
26
We Are
KONTAKT: REDAKCJA@SOUL.PL, (+48) 664 068 746 REDAKTOR NACZELNA: JULIA P. DYREKTOR kreatywna: katarzyna Reutt – REUTT@SOUL.PL PATRONATY I PR/marketing: KaSIA ŁUSZCZYK – KATARZYNA@SOUL.PL SPRZEDAŻ I MARKETING: marketing@soul.pl OKŁADKA: Lee Yong Kyu korekta: Mariola Niedbał praktyki: Maciek Tomczyk
Macie odtłuszczone mleko? [...] To doleje pan trochę wody
JULIA P.
Jak to nie może mi Pan podać twarogu z czekoladą?!?!?
liza skola dominik gorzelanski
Nie pokazuje palcem tego kto nie na temat gada.:)
maciej tomczyk
Lee Yong Kyu, Maja Kurzyca, Krzysztof Kowalski (foty do Wiednia), Liza Skola, Jerzy Gnatowski, Anna Użyńska, Dominik Gorzelanczyk, Martyna Wójcik- Śmierska, Jarzębina Wiatr, Aleksandra Stefanowicz, Patrycja Podkościelny, Gosia Orzechowska (Slovian Studio), Murad Osmann, Agata Królak, RO Style & Life, Łukasz majewski
Gdzie jest mój rower...?
W TYM NUMERZE Z NAMI:
k2 czyli: KAsia ŁUSZCZYK kasia Reutt
Na deser poproszę wątróbkę..., tylko bez ziemniaków
Serdecznie dziękujemy restauracji Bazar mieszczącej się na warszawskiej Pradze (ul. Okrzei 26), za ucztę dla oka i podniebienia.:)
jerzy gnatowski
Łukasz majewski
patrycja podkościelny
SOUL NR 26 / 2013 ISSN 2299-6532
jarzębina wiatr
Martyna Wójcik-Śmierska
agata królak
ola stefanowicz
Wydawca: MSPFA Sp. z o.o. ul. Rydygiera 8 01 – 793 Warszawa
We were TEKSTy: readakcja
4
„Zaginiony rytm” Brave Festival 07-12.07.2013 Wrocław
26.04 ~ 07.07
15.07 ~ 01.09
Paul Klee, Angels; Hamburger Kunsthalle Anioły Paula Klee, powstałe głównie w latach 1938–1940 u schyłku życia, obrazowały pośrednią formę istnienia, egzystującą gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią, światem ziemskim i niezbadanym, wiecznym. Wystawa w Hamburger Kunsthalle zestawia je z przedstawieniami z różnych epok, prezentując ich ogromną różnorodność i wizualno-znaczeniowe inspiracje twórcy, w których obrębie odnaleźć można także rys diaboliczny…
AxMe, Kolaże Ellen Gallagher; Tate Modern, Londyn Wieloelementowe kolaże, których głównym elementem jest peruka z żółtej plasteliny, to najsłynniejsze prace amerykańskiej artystki, która w swojej twórczości często odwołuje się do problemów rasy czy płci. Tak pobieżna klasyfikacja bywa jednak krzywdząca dla artystki, której wrażliwość sięga daleko głębiej – dna oceanu. Jej obrazy przywodzą na myśl fantazyjne światy, rodem z podmorskich podróży i legendy o Atlantydzie. Tej niezwykłej kompilacji artystycznej wrażliwości warto zaczerpnąć podczas – na przykład – weekendowego wypadu do Londynu.
03.06 ~ 07.07
Fryderyki 2013 26.04.2013
Otwarcie Pracowni Istotny Kolor NOC MUZEÓW 18.05.2013
Teatr Polski Warszawa
Lubelska 30/32, Praga, Warszawa
Polish Art Now: Presented by Abbey House, Saatchi Gallery, Londyn W galerii kolekcjonera Charlesa Saatchiego wystawiane były dzieła takich sław, jak: Tracey Emin czy Damien Hirst. Do tej listy wkrótce dołączą wybrani artyści związani z Domem Aukcyjnym Abbey House, m.in. Andrzej Cisowski, Maciej Wieczerzak, Jakub Słomkowski i Anna Szprynger, oraz klasycy polskiej sztuki współczesnej: Henryk Stażewski i Ryszard Winiarski. Zgodnie z przekonaniem, że wszystko, czego dotknie Charles Saatchi, zamienia się w złoto, liczymy na polskie sukcesy.
_We will be there feta 11-14.07.2013
Wiedeń „Wiedeń” – oznajmił mi mój przyjaciel po pierwszym wspólnym roku studiów. „Postanowiłem wyjechać na studia do Wiednia.” Wiedziałam, że jego wyjazd nie oznacza końca naszej przyjaźni, ale nie miałam pojęcia, że będzie to początek wielkiej miłości do nieznanej mi wówczas europejskiej metropolii. Wiedeń żyje dostojnie, ocieka złotem i pachnie przeszłością. Obserwując ludzi, można odnieść wrażenie, że swoim zachowaniem starają się kontynuować arystokratyczne tradycje. Wystarczy wybrać się na niedzielny obiad do restauracji, by spotkać damy w perłach i dżentelmenów w nienagannie stylowym obuwiu. Monumentalna architektura, brak nachalnych reklam i porządek na ulicach. Pierwszy raz pojechałam do Wiednia w odwiedziny. Mój przyjaciel mieszkał wówczas na Bräuhausgasse, którą nieustannie – nieświadoma swej pomyłki – nazywałam Bräumausgasse („ulica myszy browarowej”). Wyjazdy do Wiednia zawsze były podróżami kulinarnymi. Poza tradycyjnym apfelstrudel w istniejącej od 50 lat Café Hawelka oraz wiener schnitzel w Figlmüller, wciąż natrafiam tam na nowe smaki. Pokochałam restaurację Finhk na Esterhazygasse, zachwycającą surową, ciekawie zaaranżowaną przestrzenią oraz nowatorskim menu. W małych klimatycznych knajpkach króluje egzotyczna kuchnia. Na pierwszy rzut oka jednak widać, że jeśli ktoś aspiruje do wiedeńskiej bohemy, w tym właśnie miejscu powinien umawiać się ze znajomymi. Każdy wyjazd pełen był spacerów po galeriach. Muzeum Historii Sztuki, Dzielnica Muzealna MuseumsQuartier i Muzeum Sztuki Współczesnej MUMOK stanowią
Fashion Week Poland 17-21.04.2013 Łódź
k a l e j dos kop_Pod[róż n y]
absolutny „must visit”. Moim faworytem jest jednak Albertina, gdzie poza doskonałą stałą ekspozycją (Dürer, Monet, Degas, Chagall, Rothko) zawsze można trafić na ciekawą wystawę czasową. Tutaj właśnie obejrzałam nieznane mi wcześniej dzieła Picassa. To właśnie w Albertinie zaraziłam się od mojej mamy wielką miłością do René Magritte’a, króla sterylnych pocałunków, chmur i meloników. Postacią nierozerwalnie związaną z Wiedniem jest Zygmunt Freud. Im lepiej poznawałam to miasto, tym bardziej zrozumiałe było dla mnie, że właśnie ono w dużej mierze stoi za poglądami ojca psychoanalizy, twórczością Jelinek i Hanekego. Jest w Wiedniu coś niesłychanie mrocznego, podskórnego, jakby bliżej nieokreślony grzech grożący szaleństwem. Pewnego dnia zostałam zabrana do wielkiego kompleksu szpitali psychiatrycznych na obrzeżach miasta. Naszym oczom ukazało się wzgórze usiane licznymi pawilonami, między którymi przemieszczały się meleksy. Miasteczko miało swój własny teatr oraz piękny secesyjny kościół na szczycie wzgórza. Siedząc na trawniku, usłyszałam historię o cesarzowej Sissi, która pewnego razu zażyczyła sobie w prezencie lwa lub... szpital psychiatryczny. I mimo że przez chwilę poczułam się jak arystokratka, której życzenie właśnie się spełnia, postanowiłam szybko opuścić ten nietuzinkowy obiekt. Wraz z nadchodzącym zachodem słońca widmo „Lotu nad kukułczym gniazdem” stawało się coraz bardziej wyraźne, a obawa przed zamknięciem bram szpitala coraz silniejsza. Wiednia nie da się nie kochać. Nawet jeśli ta miłość nosi znamiona szaleństwa, jest to najpiękniejsze szaleństwo, z jakim przyszło mi się mierzyć.
W kwietniu na terenie Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej odbyła się ósma edycja największego wydarzenia modowego w naszym kraju. Zaprezentowano 48 kolekcji najzdolniejszych polskich projektantów na sezon jesień/zima 2013/2014. Wśród nich pokaz gościa specjalnego SLAVA ZAITSEV, legendy rosyjskiego rynku mody. Do Łodzi przyjechała również Chantal THOMASS, która podczas spotkania ze studentami opowiedziała o tworzeniu i rozwoju swojego brandu. Najlepszymi kolekcjami męskimi według krytyków były pokazy: debiutanta Kamila Sobczyka (strefa OFF) i debiutanta w DESIGNER AVENUE Wojtka Haratyka jak również marki PTASZEK. Łódzcy weterani nie zawiedli pokazy MMC STUDIO oraz Łukasz Jemioł BASIC zgromadziły największą widownię podczas całego tygodnia oraz zostały okrzyknięte najlepszymi kolekcjami wiosennej edycji. Bardzo dobre recenzje zebrały pokazy marek odzieżowych Orsay, Aryton, Mohito i Norman. Na terenie SHOWROOM/CONCEPT STORE znajdowało się ponad 150 stoisk projektantów, autorskich marek i topowych firm. Wśród wystawców obecne były sklepy i platformy sprzedażowe takie jak ZALANDO POLSKA. 8. edycja to również rekordowa liczba odwiedzających ponad 12 tysięcy osób odwiedziło Łódź podczas FashionPhilosophy Fashion Week Poland. Następna edycja już w październiku.
Tekst: maja kurzyca foto od góry: Krzysztof Kowalski, Krzysztof Kowalski, Maja Kurzyca
Gdańsk
Ilustracja/grafika: Lee Yong Kyu
6
A M
Daft Punk
Grégoire Delacourt „Lista moich zachcianek”
Pamela Druckerman „Dlaczego zdradzamy”
Czy zastanawialiście się kiedyś, jak czuje się człowiek, który wygrał ponad 18 mln euro w Lotto? Zawsze byłam przekonana, że osoba, na którą spada takie bogactwo, musi być niezmiernie szczęśliwa. Książka „Lista moich zachcianek” wygraną w popularnej loterii stawia w nieco innym świetle, pokazując, że nagły dopływ ogromnej gotówki może być nie lada problemem… K.Ł.
Zdrada to temat, który, o ile dobrze pamiętam z wczesnej młodości, zawsze był tabu wśród licznych koleżanek mojej mamy, a później również moich. Jednak to, czym wydaje się zdrada, kiedy ma się 13 lat, w życiu dorosłym przybiera zupełnie innego znaczenia. Zmienia się zupełnie wraz ze zdobyciem doświadczenia. Moim zdaniem „Dlaczego zdradzamy” to ciekawa lektura rozwojowopoznawcza. Zwłaszcza dla tych, którzy szukają jakości życia i chcą poszerzać własne horyzonty. A.P.
Alice Munro „Drogie życie” Dla mnie etap czytania romansów minął w liceum i raczej były to wielkie dzieła w stylu „Anny Kareniny”. Zaś kiedy próbowałam sięgnąć po lżejszy romans w księgarni, to po przeczytaniu pięciu stron odkładałam książkę z powrotem na półkę i utwierdzałam się w przekonaniu, że to nie dla mnie. Tym razem absolutnie wciągnęłam się w lekturę. Jest kilka powodów, dlaczego tak się stało. Po pierwsze książka nie jest długa. Po drugie autorka pokazuje świat oczami różnych bohaterów w bardzo przyjazny sposób. Nawet niekiedy miałam wrażenie, że sama siedzę w głowie osoby, od której zaczęła się cała historia. Po przeczytaniu „Drogiego życia” wiem, dlaczego Munro otrzymała tak liczne nagrody literackie, i uważam, że przyznano je całkowicie słusznie. Idealna książka na popołudnie z winem w parku, na werandzie, balkonie albo kanapie. A.P.
to duet francuskich muzyków, który tworzą Guy-Manuel de HomemChristo i Thomas Bangalter. Skąd taka nazwa zespołu? Ta zwariowana dwójka, wraz z Laurentem Brancowitzem, na początku tworzyli zespół Darlin. Ich muzyczne dokonania zostały określone przez jednego z krytyków muzycznych brytyjskiego czasopisma „Melody Maker” jako „a bunch of daft punk” (w wolnym tłumaczeniu – banda głupich gnojków). Zespół się rozpadł. Brancowitz wstąpił do zespołu Phoenix, a pozostała dwójka w 1992 r. założyła kapelę Daft Punk. Daft Punk to nie tylko „Around the world” i hełmy. To również ogromna ilość wystąpień w mediach czy współpraca z najbardziej rozpoznawalnymi nazwiskami show-biznesu czy najbardziej pożądanymi markami. Daft Punk, ubrani od stóp do głów w denim, wystąpili w reklamie kultowej marki GAP. Wraz z nimi wystąpiła Juliette Lewis, w której obaj panowie się zakochali (ciekawe, czy to przez te jeansy, które miała na sobie?), a w tle leciało ich „Digital Love”. W 2001 r. Panowie z Daft Punk pojawili się w reklamie Cartoon Network, gdzie zachęcali do sprawdzenia ich nowych animowanych klipów z albumu „Discovery” na www.toonami.com. Dwa lata później na rynek został wypuszczony nieco ponadgodzinny film pt. „Interstella 5555: The 5tory of the 5ecret 5tar 5ystem”. Film, który przedstawia historię zespołu „The Crescendolls” pochodzącego z kosmosu, uprowadzonego przez dyrektora wielkiej wytwórni filmowej na Ziemię. Na naszej planecie zyskali ogromną popularność, jednak cały czas tęsknią za swoją „Ziemią”. Ta filmowa animacja to tak naprawdę ekranizacja wszystkich utworów z płyty „Discovery”. To jednak nie koniec ich medialnych wyczynów. Panowie standardowo w hełmach wystąpili również w reklamie telefonu Premini Sony Ericssona. W 2007 r. sięgnął po ich utwór „Better, harder, faster, stronger” sam Kayne West w swoim singlu „Stronger”. Ich postacie pojawiły się również w teledysku do tego kawałka. Całkiem niedawno po ten bit sięgnął również team Audi i użył tych dźwięków do reklamy nowego Audi a3 sportback. W 2005 r. Daft Punk zostało producentem pierwszego singla zespołu Teriyaki Boyz* „Heartbreaker”, który również zawiera elementy ich piosenki „Human After All”. Później zostali producentami piosenki „Hypnotize U” N.E.R.D-a. W 2010 r. wystąpili razem z Beckhamem, Snoop Doggiem, Neilem Armstrongiem w reklamie Adidas Originals, która promowała linię Star Wars. Panowie z Daft Punk pojawili się również na okładce grudniowego Dazed & Confused w 2010 r. Wtedy też do kin trafił film „Tron: Dziedzictwo”, w którym ten duet wystąpił i do którego również skomponował muzykę. Francuski duet może pochwalić się limitowaną edycją butelek cocacoli, która została wypuszczona w 2011 r., co prawda tylko na terenie Francji, ale za to została zapamiętana na całym świecie jako DAFT COKE. Francuski duet w październiku 2012 r. wszedł we współpracę z Saint Laurent Paris, kiedy to zostali poproszeni o stworzenie ścieżki dźwiękowej do inauguracyjnego pokazu kolekcji francuskiego domu mody. Daft Punk został bowiem oficjalnie wcielony do ostatniego projektu marki o nazwie Music Project, w którym biorą udział takie osobistości, jak np.: Courtney Lov czy Marilyn Manson. W grudniu 2012 r. pojawili się również w 24 odcinku 7 sezonu The Simpsons pt. The Day the Earth Stood Cool. Teraz do sklepów trafiła ich nowa płyta „Random Access Memories”, z której pierwszy singiel, nagrany wspólnie z Pharellem Williamsem, figuruje na światowych szczytach list przebojów. Ciekawe, gdzie w przyszłości pojawią się Panowie z Daft Punk. * Teriyaki Boyz – to ci, którzy m.in. stworzyli utwór „Tokyo Drift” do filmu Szybcy i wściekli: Tokio Drift.
tekst: k.Ł.
4 your_ Soul it list R
Ilustracja/grafika: Lee Yong Kyu
9
Ilustracja/grafika: Lee Yong Kyu
10
C
kolu m n a _c
Nowe gatunki w puszczy rodowitej Czyli dziwne zjawiska w młodych generacjach Polski
Już jakiś czas nosiłem się z pomysłem napisania kolumny dla magazynu
ne, a nawet po jego doszczętnym unicestwieniu przez jego towarzysz-
skierowanego do nowej generacji Polaków: 20-kilku- do 30-kilkuletnich
kę, rzeczywiście nic nie powiedział, jednak teraz już musiał, gdyż smak
młodych, wykształconych (nie to samo, co inteligentnych), niezależnych
fałszywego szafranu zepsuł im jakąkolwiek przyjemność z wina, dese-
(lub chociaż symulujących karierę ze wsparciem rodziców) Polaków i Po-
rów, a nawet kawy. O! Ba, nawet do takiego stopnia, że nie byli w sta-
lek (pamiętaj równouprawnienie), którzy uciekają przed oryginalną my-
nie, po szoku, jakiego doznały ich kubiki smakowe, użyć swej całej i, jak
ślą, jakby porankiem z Sodomy pierzchali. Dlaczego? Wejście do Unii i,
panicz podkreślał, wyostrzonej i wyuczonej palety smaku. O!
za tym, szybko idące zmiany może miały ogólnie pozytywny wpływ na
I tym też temat: jakie to nowe istoty, stwory nawet, się pojawia-
Polskę jako jednostkę gospodarczą, jednak ich oddziaływanie na spo-
ją w gaju, który nazywamy naszym krajem. Bo cóż to można o takim
łeczeństwo, a szczególnie jego charakter, na pewno było negatywne.
zwierzu powiedzieć? Jestem pod pewnym wrażeniem właścicielki, któ-
Nie mieszkając w Polsce od początku lat 90., i tylko ze sporadycznymi
ra przez niemałe pół godziny próbowała w miły sposób polemizować
wizytami, miałem unikalny punkt siedzenia, by obserwować te zmiany,
i przekonywać. Choć było to podobne i równie skuteczne, jak rolnik po-
a więc i unikalny punkt ich widzenia.
lemizujący z krową, by z pastwiska zeszła. Francuscy gastronomi mają
Także to rozmyślałem, jak przekazać te spostrzeżenia, aż do
poprawne podejście do gości: traktują ich jak gościa w domu własnym,
kilku dni temu, gdy czcigodna redaktor owego wielkoformatowego ma-
czyli z jak najwyższą kurtuazją do momentu, gdy gość zaczyna nad-
gazynu zapytała, czy bym napisał kolumnę u niej, w magazynie, nie
używać gościnności i łamać pewne reguły dobrego smaku, jeśli nie do-
w domu. I tu ma zabawa się zakończyła, a wszystkie pomysły znikły
brego wychowania. Dla zilustrowania: podczas mej pierwszej kolacji
jak dzieci z placu zabaw przy zachodzie słońca.
w Le Grand Véfour, stolik nieopodal naszego, po zjedzeniu pełnej ko-
Cóż można przekazać czytelnikom w pierwszym z nimi kontak-
lacji, zaczął się awanturować o rachunek. Maitre’d i obsługa usiłowali
cie? Czym można ich zainteresować? Borykałem się z takimi dylemata-
udobruchać gościa do momentu, gdy jego jęki i gesty wyraźnie zaczęły
mi do momentu, gdy otworzyłem po raz pierwszy magazyn i z niemałą
przeszkadzać innym gościom. Sytuacja niezręczna. Sytuacja kłopotli-
ulgą stwierdziłem, że w takim tłumie grafiki i zdjęć, każde walczące
wa. Sytuacja dotkliwa i delikatna. Jak z niej wybrnąć? Maitre’d podszedł
o uwagę czytelnika, moje kilka zdań nie tylko nie będzie przeczyta-
spokojnie do handryczącego się klienta, złapał go za prawe ucho, wy-
ne, ale i najprawdopodobniej nawet niezauważone. Z tym też przeko-
kręcił z wprawą eksperta i za ucho wyprowadził do innej części restau-
naniem ruszyłem do szarży na pustą stronę w notesie z wznowioną
racji, gdzie, podejrzewam, doszli do porozumienia.
pewnością siebie, choć przyznam negroni pomogło. I jak to los czasa-
Wracając do naszych osobników z wyostrzonymi paletami. Gdy
mi sprawia, w tym momencie przypomina mi się scena, którą miałem
właścicielka opowiedziała mi cały epizod, byłem bez słów. Jeśli chodzi-
przyjemność obserwować kilka dni wcześniej, siedząc przy tym samym
ło tylko o to, by zaoszczędzić na obiedzie, to mieliby choć na tyle gu-
stoliku, i nasuwa się myśl przewodnia.
stu, by dać dyla z lokalu. A jeśli nie, jeśli naprawdę to było ich święte
A scena otóż taka: młody mężczyzna, ba, panicz, ubrany w bar-
przekonanie, to co można powiedzieć o takich okazach? Można tylko
dzo modne czerwone spodnie, jakby wyjęty z letniego katalogu H&M,
się gapić ze zdumieniem, na które zasługują, ewentualnie zrobić sobie
cichym szeptem kłóci się z właścicielką lokalu kilka kroków od stolika,
zdjęcie z ich klatką w tle, na pamiątkę.
który okupował z towarzyszącą mu damą, również ikoną stylu, choć
Wywróżyć z tej sytuacji można, jak z fusów po khave, trzy rzeczy:
może tym razem z Zary. Młoda dama wyraźnie jest niezadowolona: ze
1. Naczytanie się na Internecie o szafranie czy czymkolwiek,
złożonymi ramionami i miną kwaśną ostrzeliwuje właścicielkę wzrokiem. Problem na pewno jest, tylko jaki, się zastanawiam. Talerze ich czyste, jeśli nie wylizane. Kieliszki też puste. Filiżanki po kawie również. Próbu-
wiedzy się nie równa; 2. Splendor ilości ludzi śledzących was na Facebooku słuszności waszym słowom nie daje;
ję rozszyfrować, czym lokal śmiał zawinić, aż po kilku chwilach młode
3. Osobnik w czerwonych spodniach awanturującym się jest.
państwo wychodzą z minami satysfakcji, choć przyznam, że z powodu
Takich nowych, nieopisanych, niesfotografowanych okazów w na-
tak wysoko zadartych nosów, mogły być to ich normalne wyrazy twa-
szej rodowitej puszczy jest wiele i coraz więcej. I czas najwyższy, by ktoś
rzy. Nie mogę wytrzymać i pytam właścicielkę. Okazuje się, że młodzi
zaczął je z mroku puszczy wyciągać. A ponieważ takie okazy łatwiej
państwo nie zapłacili za obiad (dwie przystawki, dwa dania główne, wi-
znaleźć z pomocą innych, przysyłajcie swe spostrzeżenia, uwagi, pyta-
no, desery i kawę), bowiem w głównym daniu młodej panny użyty sza-
nia, zagadnienia, przemyślenia i obelgi. A ja, jeśli redaktor pozwoli, bę-
fran był fałszywy. O! Jednak, jak relacjonuje właścicielka, młody panicz
dę je cytował dla dobra nauki. A nawet jeśli żadni odważni lub ciekawi
tłumaczył dalej, że ten szafran był ewidentnie fałszywy, bowiem miał
badacze się nie znajdą, będę dzielnie, jak Sir Richard Francis, którego
dziwny smak, a prawdziwy szafran nie ma żadnego smaku i tylko da-
nie tylko życie, ale i przydomek we mnie rezonują, odkrywał tę nową
je kolor. O! Panicz młody, aż ̇ rumieniący się przekonaniem swej racji,
piękną puszczę zwaną Polską i katalogował te nowe, niespotkane ga-
brnie dalej i tłumaczy, że tak, gdy owo ubliżające danie zostało poda-
tunki. Tak więc wychodzę w puszczę i może spędzę tam trochę czasu… kolumna_c@soul.pl
„Czy jesteś wystarczająco bystry, żeby pracować w Google?” Tłumaczenie: Krzysztof Mazurek wydawnictwo: SQN, Kraków 2013 ilustracja: Łukasz majewski
4 yo u r s o u l_b o ok s
Rozdział 2
Kult kreatywności_ Historia zasobów ludzkich lub dlaczego rekruterzy udają Greka
J
esteś w kamiennym korytarzu 8 na 8 – oznajmiła rekruterka. – Przed tobą pojawia się Książę Ciemności. Tak zaczyna się opowieść o bardzo dziwnej rozmowie o pracę, którą przytoczył menedżer działu oprogramowania z Microsoftu, Chris Sells. – To znaczy: pojawia się diabeł? – spytał nieszczęsny kandydat. – Ja k i kolw iek K sią żę C iem nośc i w ysta rc z y – odpowiedziała rekruterka. – Co robisz? – Mogę uciekać? – A chcesz uciekać? – Hm. Chyba nie. Czy mam jakąś broń? – A jaką broń chcesz? – Coś, co ma dobry zasięg. – Na przykład? – Kusza? – Jaką masz amunicję? – Lodowe strzały? – Dlaczego? Google.indd 31 2013-03-21 13:00:41 – Bo Książę Ciemności to stworzenie z ognia? To jej się spodobało. – Co robisz dalej? – Strzelam do niego?
– Nie, co robisz? – Cisza. – Wykańczasz go! Wykańczasz Księcia Ciemności! W tym momencie rozmowy kandydat miał własne pytanie: „Cholera jasna, w co ja się wplątałem?”. A wplątał się w całkowicie archetypową rozmowę o pracę w warunkach nowego ładu gospodarczego. W wielu branżach pytania dalekie od standardowych stanowią oznakę, że fi rma nie jest ot tak sobie zwyczajna. Wskazują na to, że zatrudnieni w tej fi rmie są „twórczy”. Takie pytania są charakterystyczne dla fi rm, w których rozmowy kwalifi kacyjne przeprowadzają ludzie spoza działu kadr. Uważa się, zwłaszcza na obszarach bardzo specjalistycznych i wymagających kreatywności, że pracownicy fi rmy wiedzą lepiej, jakie zadawać pytania, niż pracownicy działu kadr. W teorii brzmi to znakomicie. W praktyce zaś taka inicjatywa obywatelska przeważnie kończy się tym, że w rekrutera wstępuje prawdziwa szelma. Zadaje każde pytanie, które mu przyjdzie do głowy – każde, które gdzieś kiedyś usłyszał. Trudno sobie wyobrazić, jaka jest ich wartość przy wyborze przyszłego pracownika. Dlaczego tak się dzieje? Głęboko ukryty, mroczny sekret działów kadr polega na tym, że rozmowy o pracę nie zdają egzaminu. Ale to przecież nic nowego. Jeszcze w 1963 roku behawioryści Marvin D. Dunnette i Bernard M. Bass pisali: Rozmowy o pracę prowadzone przez pracowników działu kadr wciąż stanowią najczęściej wybieraną metodę doboru pracowników, mimo że są kosztowne, nieskuteczne i zazwyczaj do niczego nie prowadzą.
Sa, sa, sa...
Kiedy wieje wiatr, czy podróż tam i z powrotem samolotem zabiera więcej czasu, mniej czasu, czy tyle samo czasu?
Kładziesz szklankę wody na adapter, tam gdzie zwykle kładzie się płytę, i zaczynasz powoli zwiększać prędkość. Co stanie się najpierw – czy szklanka się ześliźnie, czy przewróci, czy też wychlapie się z niej woda?
Jakie litery powinny znaleźć się jako kolejne w następującym szeregu? SSS, SCC, C, SC
Dennis Wojda 566 kadrów Copyright © Dennis Wojda MMXIII wydawnictwo WAB Wydanie 1
13
Tekst: Cookish Stylish Foto: Jerzy Gnatowski
14
Nigdy nie wiem, kiedy nadchodzi ten moment rozmytej rzeczywistości. Przekraczam pewną granicę, zaczynam bawić się z własnymi myślami. Składam trzygodzinne obietnice. Całkowicie się poddaję wszystkim pokusom. Smak się wyostrza, a kolory sięgają 100% kontrastu. Czy lubię ten stan...? Tak. Błądziliśmy z nią po ulicach, szukając przygody. Bąbelki w głowie. Zabierają nas w coraz bardziej rozmytą rzeczywistość. Wszystko błyszczało, tańczyło i topiło się w oczach. Nie zauważyłam, kiedy i gdzie skręciliśmy. Nie pamiętam nazwy miejsca. Wiem, że były pomarańcze, wódka, duża garderoba. Wiem, że były kolorowe drinki. Broniłam się przed zabawą, szybko się poddając. Rozebrałam się pod warunkiem, że się ubiorę w coś bardzo apetycznego. Rzucaliśmy się ciuchami. Zaczepialiśmy ludzi, pozowaliśmy. Ten zagubiony Pan w okularach przeżył drugi raz młodość. Nie wiedział, po co się na wszystko zgadza, ale wiedział, że nie może się nie zgodzić. Obudziliśmy się wtuleni w siebie. Oblani drinkami, klejąc się od owoców i karmelu. Na ustach czułam smak jej perfum. Czuję się wypoczęta. Mój umysł się zresetował. Zero wyrzutów. Było smacznie. It’s all about be in Taste & Be in Fashion. www.cookishstylish.com
Tekst: Cookish Stylish Foto: Jerzy Gnatowski
16
Podziękowania dla Niespodzianka café, ul. Marszałkowska 7. Warszawa
Prudukcja& Styling/ MAin Dish_Cookish
Stylish
Foto/ Photo Cooking_Jerzy Gnatowski Make up/ frying of colors_Anna Użyńska/ Rouge Bunny Rouge Opakowanie/ Package_Mr.Gugu&Miss Go http://www.mrgugu.pl/_Natalia Jaroszewska http://www.jaroszewska.eu/
Pinko / OWL
Smakowe dodatki/Ingredients _ OohAndy! http://oohandy.com/ Akcesoria/Spices_ La Marqueuse http://www.lamarqueuse.pl/
Tekst: Cookish Stylish窶ェoto: Jerzy Gnatowski
18
foto: murad osman窶フekst: soul
20
O
Murad s
m
a
n
n
urodził się w 1985 r. w Dagestanie (autonomiczna republika wchodząca w skład Federacji Rosyjskiej). W 1990 r. przeprowadził się do Moskwy, gdzie na poważnie zainteresował się fotografią. W 2001 roku przeprowadził się do Anglii, gdzie ukończył studia na Imperial College London, uzyskując tytuł Civill Engineering. Jak podkreśla, zawsze miał kreatywną duszę i serce do sztuki. Fotografia, według niego, to
uchwycenie rzeczy, których inni ludzie mogą nie
dostrzec. To również sposób komunikacji, próba przedstawienia obrazów rodzących się w umyśle autora na zewnątrz. „Follow me” to niezwykłe zdjęcia z jego dziewczyną Natalią Zakharovą, która prowadzi go za rękę przez różne egzotyczne miejsca na całym świecie.
f el i et o n_f i l m
I can’t get no satisfaction,‘couse I try and I try and I try…
tekst: aleksandra stefanowicz ilustracja: Patrycja Podkościelny
– wykrzykiwali w latach 60. The Rolling Stones, stając się głosem dorastającego po wojnie pokolenia Amerykanów, gardzących życiem idyllicznych przedmieść z równo przystrzyżonymi trawnikami. Amerykę zalewała wówczas fala ogólnodostępnych towarów, 22 dająca społeczeństwu możliwość nieskrępowanej konsumpcji, ale i prowadząca do banalizacji życia i kultury, co budziło sprzeciw młodych lekkoduchów, ochrzczonych później hipisami (swoją drogą ich polscy rówieśnicy o takiej „bylejakości” mogli tylko pomarzyć). Brzmi znajomo? Powinno, gdyż do głosu dochodzi właśnie pokolenie urodzone w latach 80., zwane przez socjologów generacją „Y”, którego poglądy i styl życia stoją w wyraźnej opozycji do dokonań generacji „X” – windującej w latach 90. przedsiębiorczych i odnoszących sukcesy yuppies. O tym, że Igrekom trudno jest dorównać osiągnięciom Iksów z powodu ogólnoświatowej recesji, wie każdy. Jednak póki co tylko Lena Dunham (rocznik ‘86) wpadła na pomysł nakręcenia serialu o życiu sfrustrowanych dwudziestoparolatków, dzięki któremu zgarnęła w tym roku dwa złote globy: dla najlepszego serialu komediowego i odtwórczyni głównej roli. Goło i wesoło Wyprodukowany przez HBO serial „Girls” jest zupełnie nową jakością na amerykańskim rynku telewizyjnym. Fabuła, skoncentrowana wokół wielkomiejskich perypetii czterech dwudziestoparoletnich przyjaciółek, nasuwa silne skojarzenia z „Seksem w wielkim mieście”. Wystarczy jednak kilka minut oglądania, aby przekonać się, jak bardzo się pomyliliśmy. Dunham, odpowiedzialna za scenariusz, reżyserię, produkcję i przede wszystkim główną rolę – Hannah Horvath, przyznała w jednym z wywiadów, że pomysł promowania „Girls” jako odmłodzonej wersji „Sex and the City” wyszedł od przedstawicieli stacji i nie jest do końca zgodny z jej autorską wizją. Nie da się jednak ukryć, że obie produkcje łączy sceneria Nowego Jorku, luźne podejście do seksu i komizm, który w serialu Dunham przeplatany jest z gorzką obserwacją realiów życia młodych Amerykanów.
Sukces i świeżość „Girls” podyktowane są jednak czymś innym – wpasowaniem się w niszę, leżącą gdzieś pomiędzy telewizyjnymi portretami spełnionych zawodowo singielek z „Ally McBeal” czy „Sex and the City” i obrazem pustej egzystencji rozwydrzonych dzieciaków z „Beverly Hills, 90210”. Dunham nakręciła bowiem serial o pokoleniu utalentowanych… nieudaczników. Dość powiedzieć, żeby nie zdradzać zbyt wiele z fabuły, że akcja rozpoczyna się prawdziwym trzęsieniem ziemi dla Hannah (serialowe alter ego Leny), kiedy w trakcie kolacji w eleganckiej nowojorskiej restauracji jej rodzice – typowi przedstawiciele klasy średniej – informują ją, że najwyższy czas, by wzięła sprawy w swoje ręce i znalazła pracę, która pozwoli jej na opłacenie czynszu i rachunków. Marząca o karierze pisarki i odbywająca od dwóch lat prestiżowy, rzecz jasna bezpłatny staż w wydawnictwie, Hannah z niedowierzaniem odkrywa, że szefostwo woli pozbyć się dobrze rokującego pracownika niż wypłacać mu godziwą pensję. Od tego momentu rozpoczyna się odyseja głównych bohaterów w poszukiwaniu nie tyle wymarzonej, ile pozwalającej uregulować czynsz pracy, m.in. w charakterze managera kawiarni (30-letni Ray), hostessy w klubie dla panów (wykształcona historyk sztuki Marnie), babysitterki (niedojrzała emocjonalnie Jessa) czy redaktorki portalu internetowego (Hannah), którego niekonwencjonalna redaktor naczelna zachęca pracowników do pisania pod wpływem kokainy, w celu wyjścia poza „strefę komfortu” (dzięki Bogu za standardy pracy w redakcji „Soul Magazine” :)). Recepta na serialowy sukces w wykonaniu Leny Dunham jest więc zaskakująco prosta: ręka do góry, ile z nas dwudziestolatek ma w swych szeregach koleżanki pokroju Carrie Bradshaw? A ile znacie dziewczyn parzących kawę za pensję niepozwalającą na kupno nawet sprzączki od buta od Manola Blahnika? No właśnie, oto prawdziwy głos pokolenia „Y”. Syndrom Woody’ego Allena Za powodzeniem serialu stoją także pełnokrwiści bohaterowie, których życiorysy zostały opracowane na bazie osobistych doświadczeń scenarzystki. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że Dunham kreując ich na znerwicowane fajtłapy, czerpie całymi garściami
Szkoła przetrwania
z dorobku króla nowojorskich neurotyków – Woody’ego Allena. Jej bohaterka, Hannah Horvath, posiada niewątpliwie błyskotliwy i cięty język, przy czym pozbawiona jest krzty atrakcyjności. Kiedy oglądamy ją w akcji: rozczochraną, ubraną w nietwarzowe, rozciągnięte t-shirty, pod którymi skrywa kilka kilogramów nadwagi, trudno chwilami uwierzyć, że „Girls” to serial komediowy kręcony w światowej stolicy mody, a nie chełpiące się naturalizmem niskobudżetowe kino europejskie. Dunham, podobnie jak Allen, potrafi wzbić się ponad kompleksy, czyniąc ze swojego ciała element zamierzonego komizmu. Idzie nawet o krok dalej i wielokrotnie rozbiera się na ekranie w scenach niezdarnego i nieestetycznego seksu. Odkrywanie własnej cielesności jest jednak tylko wątkiem pobocznym, tym, co naprawdę łączy wszystkie postacie i nasyca atmosferę serialu, jest poczucie niemocy. Każdy z bohaterów mierzy się z własną: niemocą obrania właściwej drogi zawodowej (Marnie), niemocą wyjścia ze skorupy nieśmiałości (Shoshanna), niemocą budowy partnerskiego związku (Jessa), wreszcie niemocą artystyczną, opóźniającą napisanie pierwszej książki (Hannah). Dunham na szczęście nie uderza w sentymentalne tony i dawkuje dramatyzm we właściwych proporcjach. The City Tak jak w przypadku „Seksu w wielkim mieście”, „Girls” nie miałyby racji bytu, gdyby akcja serialu toczyła się w Phoenix bądź Milwauke. Opływający w dobrobyt Nowy Jork od wielu lat jest mekką skrycie marzących o spełnieniu swojego american dream. Miasto uzależnia i nadaje swoje piętno także serialowym bohaterom. Wie o tym i Lena Dunham, która sprytnie przemyca w fabule dwa odcinki dotyczące powrotu w rodzime strony: na podmiejskie przedmieścia, gdzie mieszkają rodzice Hannah, i na prowincjonalną farmę ojca Jessy. Owe powroty, napędzane chwilową chęcią kapitulacji z dorosłością, jeszcze silniej utwierdzają bohaterki w przekonaniu, że dla życia nowoczesnych kosmopolitek są w stanie poświęcić bezpieczeństwo materialne i relacje rodzinne. Przekładanie wiązania końca z końcem w ciasnych klitkach na Brooklynie nad przytulne podmiejskie
domy rodziców jest zasługą nie tylko Nowego Jorku, ale i wrażliwości twórców serialu na współczesne trendy lifestyle’owe. Bowiem „Girls” to także towarzysząca każdemu odcinkowi muzyka modnych elektronicznych i indie-rockowych zespołów (m.in. Robyn, Iconapop, Sleigh Bells, Tegan and Sara), imprezy urządzane na dziko w postindustrialnych budynkach, brooklyńskie kawiarnie i bary, wreszcie dzielnica Greenpoint, uważana obecnie za wylęgarnie młodych artystów. Manhattan i jego Piąta Aleja, gdzie robiła zakupy w porze lunchu Carrie Bradshaw, ustępują miejsca targom staroci i sklepom z odzieżą vintage, gdyż styl serialowych dziewczyn to retro, zuchwała oryginalność i nonszalancja (co ciekawe, niektóre rzeczy wydają się pochodzić ze sklepu marki Urban Outfitters, która do najtańszych jednak nie należy). Cały ten anturaż sprawia, że „Girls”, pomyślany jako serial dla wykolejonych, chcąc nie chcąc zaczyna wyznaczać ogólnoświatowe trendy. Pokolenie hejterów Chwalona przez krytyków produkcja budzi skrajne emocje w sieci, gdzie głównie obrywa się ekshibicjonistycznym zapędom Leny Dunham. Internauci zarzucają jej chęć leczenia kompleksów poprzez coraz częstsze występy w scenach zbyt dosłownego seksu. Pokoleniu wychowanemu przez telewizję MTV i nadużywającą obróbki zdjęć prasę trudno zrozumieć, że problem otyłości w Stanach Zjednoczonych jest faktem, a posiadająca kilka nadprogramowych kilogramów Dunham jest bliższa obrazowi statycznej Amerykanki niż otoczone stadem dietetyków i prywatnych trenerów celebrytki. Niechęć odbiorców budzą też zbyt skomplikowane portrety psychologiczne postaci, trudnych do polubienia z powodu swoich przywar, przede wszystkim egoizmu i niezaradności. Faktycznie bohaterowie są egoistami, ale to jedna z cech najtrafniej charakteryzujących to pokolenie, które najwidoczniej nie przepada za oglądaniem siebie w lustrze. Zresztą podobne przemyślenia w kinie zaprezentował prawie dwadzieścia lat temu… Ben Stiller. Kojarzony z rubasznych komedii aktor, w 1994 r. wyreżyserował „Reality Bites” (w Polsce znany pod cudacznym tytułem „Orbitowanie bez cukru”), który podobnie jak „Girls” traktuje o grupce egocentrycznych, niespełnionych zawodowo przyjaciół. Film do dziś uchodzi za kultowy, być może dlatego, że główną rolę zagrała w nim szczupła i śliczna Winona Ryder. Jeżeli jednak nie jesteście przeczuleni na punkcie wagi serialowych bohaterów, śmiało sięgnijcie po „Girls”, jako antidotum na hektolitry sztuczności, jakimi zalewa nas każdego dnia telewizja. Oglądając go uświadomicie sobie, że spędzając większość czasu w rozciągniętych dresach i mając na koncie trzycyfrową sumę, tak naprawdę nie różnicie się wiele od swoich amerykańskich kolegów.
w wielkim mieście
fit
Cała
Europa zwariowała na punkcie imperatywu, który wdarł się do naszych nowoczesnych społeczeństw – trzeba dbać o siebie, you are what you eat, be fit or die. Zajawka sama w sobie jest dość słuszna, bo w zdrowym ciele zdrowy duch, niestety motywy najprzeróżniejszych aktywności trochę się rozmywają. Bardziej przecież o aparycję mięśniaka i fizjognomię modelki niż ważne, ale mniej modne zdrowie walczymy w różnych przybytkach kultu cielesności. Gdziekolwiek człowiek się nie wybierze, wszędzie napotka wrogi sobie, bo konkurujący o miejsce, przyrząd czy wejściówkę, tłum sportowców amatorów, wojowników pięknego ciała. I nie ma to najmniejszego znaczenia, czy uderzę do bardziej oldschoolowych siłowni, pływalni czy fitness klubów, bo w już bardziej up-to-date szkołach jogi, salsy czy na aqua aerobiku też ocierać się będę o ciała spoconych zajawkowiczów, którzy upchnięci w małej przestrzeni na pełnej zajawce będą spalać hambuksa z lunczowego menu. Rynek tak zwanych zajęć ruchowych nieustannie się powiększa, bo kreatywni fit biznesmeni węszą na tym nie lada biznes, a znudzeni hipsterzy nie zadowolą się byle jakim stepem czy przebrzmiałą zorbą. W tym sezonie wyjątkowo modne stały się taniec na rurze (nie tylko w wykonaniu damskim), wrotowiska, czyli dyskoteki rodem z lat osiemdziesiątych, wyłącznie na czterokółkowych niezwykle kolorowych wrotkach (nie rolkach), zajęcia spinningu w totalnej ciemności, a nawet 27-minutowa elektrostymulacja, która bez większego wysiłku, a za pomocą nowoczesnej technologii, zamieni twoje ciało w ciało młodego boga seksu! Wszystko oczywiście za odpowiednią opłatą, bo wtedy ruch nabiera innego wymiaru i nogi aż same wyrywają do ćwiczeń. Czynnik motywacyjny (kasa wydana) to też ważny element w drodze do photoshopowej muskulatury. Zmęczona sportowymi spocikami, przesyconymi czynnikiem ludzkim, zaczęłam szukać outdoorowych alternatyw. Na świeżym powietrzu przyjemniej się rusza, miejscówka jest nieograniczona, można posłuchać swojej nutki, pachnie kwitnącą dookoła przyrodą i pieniądz w kieszeni wesoło zadzwoni. Przypomniałam sobie, jak to na dzielni za małolata różnoraka gimnastyka była całodziennym zajęciem i nikt nie potrzebował markowego wypasu w ciemności czy na podwieszanych z sufitu szarfach. Wtedy królowały guma do skakania, skakanka, trzepak, piłka każdego sortu i badminton o elastycznych zasadach. Jednak najbardziej/najmocniej w pamięć mą zapadł śliczny element, często kiedyś używany przez nasze mamy i babcie jako wsparcie domowych roślin, co bujnie się rozwijały. Przyrząd cudny w swej prostocie, niemalże idealny, dający spełnienie i mnóstwo radości... Tęczowe hula hop! W głowę zachodzę i rozkminić nie mogę, dlaczego odeszło w zapomnienie, a w dzisiejszym fitnessowym boomie nikt go do łask przywrócić nie zechciał. A przecież aktywność ta nie tylko sportowym odcieniem się mieni, ale także do muzyki praktykowana, artystycznych barw nabiera. Wystarczy proste kółeczko, by w sportowym szale kręcenia zadbać o talię, figurę, rozrywkę. I nie ma tu miejsca na brandy nie z tej ziemi, na udawany profesjonalizm i na praktykę iście w stylu swag. Dlatego nawołuję, by kręcić się zaczęły – nasze ciałka, nasze głowy i... hula hop oczywiście!
die
25 ilustracja: Martyna Wójcik-Śmierska tekst: Jarzębina Wiatr
Be
f el i et o n_f i t n e s s
Tekst: Aleksandra Stefanowicz窶オlustarcja: Gosia Orzechowska (Slovian Studio)
26
Herosi
na diecie
f el i et o n_sz t u k a
W
przededniu wysypu diet typu cud, powrotu mody na wegeteriańskie bary, walnego ruszenia na siłownie i ogólnej gorączki wywołanej bliskością sezonu plażowego, spuścizna starożytnych Greków i Rzymian zyskuje na aktualności. Na malowidłach pokrywających greckie wazy i w antycznych kompozycjach rzeźbiarskich próżno szukać drugiej brody, fałdek tłuszczu, choćby najmniejszego defektu. Nic, tylko muskularni atleci i boginie smukłe niczym trzcina. Antyczny photoshop? Bynajmniej. Żyjący w zgodzie z naturą i swoim ciałem starożytni wiedzieli, jak o siebie zadbać. Oto kilka przykładów rodem z antycznej Italii i Hellady. Quo semel est imbuta recens, servabit odorem testa diu (tłum. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci) to horacjańska maksyma, odnosząca się rzecz jasna do najmłodszych. O ciało i jego gibkość dbano już od dziecka, a gimnastyka była traktowana na równi z nauką pisania, czytania, arytmetyki i muzyki. Wierzono bowiem, że prawidłowy rozwój duchowy nie może się obejść bez wspomagania rozwoju fizycznego. W związku z tym, że w greckiej filozofii pojęcia dobra i piękna były nierozerwalne, szkoły dbały, by ich wychowankowie posiadali nie tylko wysokie morale i wiedzę, ale i piękną budowę ciała (współcześnie mamy do czynienia z tendencją odwrotną – odgórnie zakładamy, że laureatki konkursów piękności nie powinny się odzywać). A że sekretu piękna upatrywano w doskonałej proporcji członków ciała (jak np. u „Człowieka witruwiańskiego” Leonarda da Vinci), ćwiczenia, które wykonywali już ośmioletni chłopcy, musiały być zróżnicowane. Greccy trenerzy, zwani paidotribesami, nie znali litości. Gimnastyka odbywała się codziennie, z wyjątkiem dni świątecznych, w specjalnie ku temu zbudowanych ośrodkach sportowych – gimnazjonach i palestrach. Wbrew pozorom, gimnazjony nie różniły się wiele od współczesnych fitness clubów, na ich terenie mieściły się bowiem szatnie, natryski, sale z workami do zadawania ciosów, sale do ćwiczeń rozluźniających i z ciężarkami. Na sąsiadującej palestrze, czyli prostokątnym placu otoczonym kolumnadą, ćwiczono się w zapasach, skoku w dal, rzutach dyskiem i oszczepem, a także grano w piłkę, tak próbując zmylić przeciwnika, by jej nie złapał. Biegom na różne dystanse służyły stadiony, pożądane w starożytnych miastach na równi z teatrami. Kształcone w domu dziewczęta nie były zmuszane do ćwiczeń, chyba że pochodziły ze Sparty. Słynące z zimnego chowu miasto wymagało, by przyszłe żony wojowników uprawiały męskie sporty, nabierając pożądanej również u kobiet muskulatury. Szkolna gimnastyka miała wyrobić wśród młodzieży nawyk dbania o ciało, gdyż jak mawiał Juvenalis: Mens sana in corpore sana (tłum. W zdrowym ciele, zdrowy duch). Ale szczupłej sylwetce po zakończeniu edukacji sprzyjał także aktywny tryb życia. Dzień zaczynano już o wschodzie słoń-
Intemperantia medicorum nutrix
Brak umiarkowania źródłem dobrobytu lekarzy (tłum.
ca, wypełniając go pracą, od której odpoczywano tylko w święta. Popularną formą relaksu było przesiadywanie w łaźniach, które dawały możliwość wylegiwania się w basenach z podgrzewaną wodą, skorzystania z pryszniców bądź gorących kąpieli, przez niektórych uważanych za oznakę zniewieściałości, w przeciwieństwie do zimnych, które hartowały. Po obmyciu można było poddać się odprężającym masażom, w czasie których ciało namaszczano oliwą. Te banalne zasady higieny miały kolosalne znaczenie dla zdrowia. Dzięki nim udało się uniknąć wielu zaraz, które nękały ludność doby średniowiecza i czasów nowożytnych, kiedy modna stała się opinia, że częste mycie skraca życie. Utrzymaniu sylwetki Herkulesa służyła także zbilansowana dieta, będąca dokładnym odbiciem tego, co proponują nam współcześni dietetycy. Ze względu na wysoką cenę, mięso traktowane było jako posiłek odświętny. Dzięki sąsiedztwu morza, na co dzień zastępowano je rybami – tuńczykiem, sardynkami, szprotkami, a także mięczakami i skorupiakami. Uzupełnieniem jadłospisu były kozie mleko i ser, wypiekany z jęczmiennej mąki chleb oraz warzywa – bób, soczewica, cebula, czosnek, oliwki. Znano także lecznicze właściwości ziół. Do posiłków pijano napary z tymianku i mięty, aby poprawić trawienie i odświeżyć oddech. A czy jadano desery? Owszem, ale chęć na coś słodkiego zaspokajały winogrona, figi i orzechy. Kojarzone dziś z żarłocznością uczty tak naprawdę składały się z umiarkowanie obfitej kolacji i, sączonego godzinami, rozcieńczonego wodą wina. Otyłość była jawnie wyśmiewana, szydzono z rzekomego łakomstwa ludów Beocji (kraina leżąca w środkowej Grecji), a sam Sokrates bywał niezadowolony ze swojego zbyt okazałego brzucha. Przede wszystkim starano się nie objadać, gdyż jak stwierdził Pliniusz Młodszy: Intemperantia medicorum nutrix (tłum. Brak umiarkowania źródłem dobrobytu lekarzy). Dyscyplina w ćwiczeniach i diecie dawała coraz lepsze wyniki w zawodach. Wyłonieni zwycięzcy ruszali na ogólnogreckie igrzyska: nemejskie, istmijskie, pytyjskie i najbardziej prestiżowe olimpijskie, gdzie mierzyli się m.in. w biegach, skoku w dal, rzutach dyskiem i oszczepem, zapasach, boksie, wyścigach konnych i rydwanów. W większości dyscyplin zawodnicy występowali jedynie w opaskach podtrzymujących włosy. Ciała nacierano oliwą, a następnie posypywano piaskiem, w celu ochrony skóry przed palącym słońcem. Co ciekawe, początkowo nie istniały żadne nagrody materialne, poza symbolicznym wieńcem laurowym. Wygrana dawała jednak coś znacznie cenniejszego – wieczną chwałę, utrwaloną w stawianych na cześć zwycięzców pomnikach i w strofach antycznej poezji. Marzenia pierwszych sportowców o dorównaniu silnym i pięknym, bogom i herosom mają wiele wspólnego z naszymi, snutymi podczas oglądania Ewy Chodakowskiej w akcji. Jednak nasza żelazna wola ginie już po wyłączeniu telewizora, a lato tuż-tuż…
BY THE WAY, Warszawa, ul. Lipowa 7
DORADA W SOSIE RAKOWO-KREWETKOWYM W BY THE WAY bottega kulinarna cenimy jakość podaną w nowoczesnej formie, szanując tradycję. Szef kuchni - Szymon Althamer wraz z sezonem na młode warzywa zaprasza na DORADĘ W SOSIE RAKOWO-KREWETKOWYM:
Resort, Warszawa, ul. Bielańska1
Tarta z zielonym groszkiem Sami nie pieczemy ale codziennie rano porcję świeżych tart dostarcza nam niezastąpiona Pani Małgosia. Oto przepis na jedną z nich:
dorada królewska 200g szyjki rakowe 50g krewetki 70g śmietana 60g wywar warzywny 40ml ouzo 10ml posiekana szalotka 40g koperek 5g masło 30g zblanszowane sezonowe warzywa (szparagi, pory, ziemniaki) oliwa extra vergine
porcja kruchego ciasta z parmezanem 200 g zielonego groszku (może być mrożony) pęczek bazylii 100 g białego mielonego sera 200 ml kremowej śmietanki 2 jajka sól morska świeżo mielony pieprz gałka muszkatołowa
Na oliwie ½ min. obsmażamy pokrojone krewetki i szyjki rakowe. Zdejmujemy z patelni. Następnie szklimy na wolnym ogniu posiekaną szalotkę, wlewamy ouzo i odparowujemy. Dodajemy śmietanę i wywar warzywny - redukujemy. Doprawiamy solą i pieprzem. Dodajemy krewetki, raki i posiekany koperek. Zblanszowane warzywa dusimy 2 min. na maśle z odrobiną soli morskiej. Odsączamy. Solimy filet i smażymy od strony skóry na złoto i chrupiąco. Następnie ½ min. smażymy rybę z drugiej strony. Odsączamy. Nakładamy na talerz warzywa, polewamy sosem i kładziemy filet z dorady.
Piekarnik rozgrzej do 180 stopni. Ciasto rozwałkowuj i wypełnij nim tortownicę o średnicy około 25-27 cm, którą wcześniej wyłóż papierem do pieczenia. Formę z ciastem przykryj warstwa papieru do pieczenia i wsyp dużą garść suchej fasoli, tak aby wypełniła dokładnie całe dno. Wstaw do piekarnika na 10-15minut. Blanszuj groszek przez około minutę we wrzącej wodzie, następnie odcedź i przelej zimną wodą. Umyj i osusz bazylię. Oderwij listki. Końcówki odłóż do dekoracji a resztę porwij i wymieszaj z białym serem. Dodaj śmietankę i jajka oraz sól, pieprz i gałkę muszkatołową. Ciasto nakłuj widelcem, wlej masę serową oraz groszek. Wstaw do rozgrzanego piekarnika na około pół godziny, czterdzieści minut. Przed podaniem ozdób odłożonymi listkami bazylii. Podaj z gęstą śmietaną.
Shabu Shabu, Warszawa, ul. Mokotowska 27
Shabu Shabu g o r ą c e
Om nom nom, Warszawa, ul. Lipowa 7
OM NOM NOM
k o c i o ł k i
Sałatka ze szpinaku wodnego
Tarta cytrynowa Ciasto: 130 g masła, 200g mąki, 3 łyżki cukru, szczypta soli, kilka łyżek (3) lodowatej wody Krem: 220 g cukru, 20 g mąki, 200 ml soku z cytryny, 6 jajek, 3 żółtka, 200 g masła Beza: 3 białka, 150 g cukru
Szpinak wodny Sos rybny Cukier Czosnek Orzeszki prażone ziemne Kolęndra Cyntryna Chilli Szpinak wodny należy dokładnie przemyć w zimnej wodzie, następnie pokroić na 3 równe części i wrzucić do wrzącej wodzie. Gotować we wrzątku około 2min (zblanszować). Odsączamy po czym dodajemy drobno posiekany czosnek, sos rybny, trochę cukru, chilli, cytrynę (wszystcko po odrobinę, do smaku). Orzeszki ziemne prażone nalęży zmielić na małe kawałki. Dodajemy do sałatki. Odkładamy na około 10min, aby szpinak nabrał smaku.
Masło energicznie siekamy z mąką, cukrem i solą. Dodajemy wodę i ugniatamy palcami. Wałkujemy i wykładamy na okrągłą srebrną blachę ( uprzednio wyłożoną papierem do pieczenia). Wysokość boków do 4 cm. Spód nakłuwamy widelcem. Wkładamy do zamrażarki do momentu aż będzie zupełnie twarde. Pieczemy ok 20 min w 180-200C. 200 ml soku z cytryny (odcedzonego) zagotowywyjemy ze 100 g cukru na średnim ogniu. 120g cukru i 20g mąki ucieramy z dwoma jajkami, potem z kolejnymi dwoma i jeszcze raz z dwoma i 3 żółtkami. Zagotowany sok z cytryny powoli wlewamy do jajek, ciągle mieszając, przelewamy do garnka i na małym ogniu, często mieszając, odczekujemy aż zgęstnieje. Odstawić i dodać 200 g masła. Wymieszać i poczekać do wystygnięcia Krem wylać na schłodzony spód. Nad kąpielą wodną, w metalowej misce wymieszać białka z cukrem. Doprowadzić substancję do temp. Max 60C. Natychmiast zdjąć z garnka i przelać do miksera. Mieszać na najwyższych obrotach przez kilka minut, aż będzie lśniąca i gęsta, dość sztywna. Wyłóż na krem cytrynowy, uformuj kształt i przypal palnikiem.
Tekst: maciej tomczyk ilustracja: Agata królak
29
K r ó tka h i s t o ria _
P
oczątkowo był to zwykły talerz, ot, taki, którym studenci w Stanach rzucali na terenie kampusów. Ów talerz parę minut przed rozpoczęciem swojego nowego żywota służył jako metalowa foremka do ciastek, placków i innych wypieków. I stąd właśnie bierze się historia latającego talerza. Wszystko zaczęło się w 1871 roku, kiedy William Russell Frisbie założył piekarnię, nazywając ją Frisbie Pie Company. Firma rosła, a liczba słodkich wypieków zaczęła zalewać amerykańskich studentów, którzy sprytnie wykorzystali niejadalną część w celach rozrywkowych. Jednym ze studentów był Walter Frederick Morrison. Kiedy w 1948 roku UFO zaczęło składać wizyty Ziemianom, Morrison stwierdził, że najlepszym sposobem na ludzkie niepokoje związane z nieznanym będzie skierowanie uwagi na latające spodki. Tak więc lekko ulepszył pierwotne foremki, zamieniając metal w plastik, i tak powstał komercyjny prototyp legendarnego modelu o wdzięcznej nazwie Pluto Platter, produkowanego przez firmę Wham-O. 3 stycznia 1957 roku pierwsze latające modele opuściły linię produkcyjną. Wkrótce ponad milion talerzy trafiło do graczy w USA. Obecna różnica w pisowni nazwy jest efektem jedynie ustnego przekazu oraz niestety braku znajomości historycznych korzeni spodka. Obecnie wszyscy używają nazwy „frisbee” bez względu na pochodzenie produktu, aczkolwiek Wham-O zastrzegło sobie tę nazwę dla swoich kolorowych talerzyków. A w Polsce… Frisbee przecina powietrze od 2004 roku, kiedy to grupa znajomych zaczęła niezobowiązująco grać na Polach Mokotowskich. Niewinne gierki z biegiem czasu dały impuls do zawiązania się pierwszej polskiej drużyny ultimate frisbee, którą jest RJP. Nazwa tej drużyny pochodzi od miejsca nieopodal, od którego wszystko się zaczęło, czyli Ronda Jazdy Polskiej. Pierwsza drużyna zachęcała sympatyków i amatorów rzucania dyskiem do zakładania własnych zespołów i sprawdzania swoich umiejętności podczas meczy rozgrywanych na plażach, trawkach (profesjonalnie outdoor) i w halach sportowych. Popularność tego sportu oraz zwiększająca się ilość nowych graczy umożliwiły w listopadzie 2012 roku wyselekcjonowanie 21
b e e nietuzinkowych dziewcząt, które założyły pierwszą damską drużynę o nazwie Troubles. Dziewczyny na jednym z treningów, któremu się przyglądaliśmy, uczyły nas podstawowych rzutów, zasad gry oraz wprowadzały w świat przepełniony spirytem z jak najmniejszą ilością coli… Dużo spirytu, mało coli Zasady rozgrywki ultimate frisbee są proste. Graczy jest po 7 w każdej drużynie, celem każdej drużyny jest złapanie dysku w strefie punktowej przeciwnika. Aby tego dokonać, należy przejść całe boisko, podając dysk rzutami pomiędzy zawodnikami ze swojej drużyny. Jeżeli podanie nie zostanie złapane, prawo do zdobycia punktu otrzymuje druga drużyna. Jedną z głównych zasad gry jest nietykalność, frisbee jest sportem bezkontaktowym, każde dotknięcie przeciwnika jest faulem. Ciekawy w tym sporcie jest brak sędziego, który decyduje o przewinieniach. Zawodnicy sami zgłaszają wszelkie faule, odniesione kontuzje, przewinienia czy wykroczenia. Każde działanie przerywające piękną grę jest nazywane kolem, czyli zgłoszeniem (call). Zawodnicy cenią sobie spirit, czyli ogólne zachowanie gracza podczas gry, jego wyrozumiałość, opanowanie, nienadużywanie koli i chęć tworzenia przyjaznej atmosfery, idącej w parze ze zdrową rywalizacją. Podczas rozgrywek, przed ogłoszeniem głównych miejsc na podium, jest przyznawana nagroda dla drużyny, która odznaczyła się podczas turnieju najlepszym spiritem. Pobaw się sam Nie musisz być wytrawnym sportowcem stale uczęszczającym na siłownię, żeby zacząć miłą i pełną emocji przygodę z frisbee. Wystarczy przyjść na otwarty trening ultimate frisbee (każdy czwartek, godz. 18.30, boisko przy ul. Zbaraskiej w Warszawie) i rozpocząć od rzucania i łapania dysku. Jeśli więc masz ochotę na ten rodzaj spędzenia wolnego czasu na świeżym powietrzu, odsyłam na oficjalną stronę www.frisbee.pl. Podziękowania dla drużyny Troubles za wsparcie merytoryczne i zaproszenie na trening!
tekst: Anna Tatarska
30
Bike polo_ bez pudła Barcelona, Londyn, Genewa, Paryż... co wspólnego mają ze sobą te miasta? Nie, nie wszystkie są stolicami – kłania się przespana lekcja geografii z podstawówki. Te metropolie łączy rower, kijek i pasja. Wszystkie wyżej wymienione miejsca, na przestrzeni ostatnich kilku lat, organizowały jeden z bardziej prestiżowych turniejów polo na rowerze, czyli Bike Polo – młodej, energicznie rozwijającej się i bardzo widowiskowej dyscypliny. Już wkrótce do tego szacownego grona dołączy Kraków. To tam odbędzie się kolejna edycja European Hardcourt Bike Polo Championship,
czyli mistrzostw Europy w polo na rowerach. …a właściwie co fajnego jest w jeżdżeniu za piłeczką na rowerze i wbijaniu jej do bramki kijkiem, zakończonym specjalnie wyprofilowaną rurką? Wbrew pozorom bardzo wiele. Bike Polo to jedna z bardziej ekscytujących dyscyplin sportowych, stanowiąca unikatową mieszankę techniki i finezji, zajawki i ciężkiego treningu. Każdy postęp, zagranie czy nowo opanowana sztuczka to powód do ogromnej satysfakcji. Równie ważny co aspekt sportowy, jest też aspekt towarzyski. Spotkania, na których zbierają się gracze, nie są nigdy tylko nudnym treningiem. Gra pożera sporo energii, dlatego zawsze znaleźć musi się też czas na relaks, wymianę informacji o najnowszych technicznych udogodnieniach i patentach, ale też na zwykłe kumpelskie rozmowy. Takie niezobowiązujące spotkania różnią się oczywiście od oficjalnych turniejów, które mają swój regulamin, wymogi techniczne i zasady bezpieczeństwa (np. gra tylko w kasku, osłonięta zębatka). Turniejowa gra to nie tylko wyzwanie dla walczących o zwycięstwo zespołów, ale i spektakularne widowisko dla zebranych wokół prostokątnego, mierzącego 20x40 metrów kortu. Zwykle gra się do pięciu goli lub przez dziesięć minut. Ale bez względu na długość meczu adrenalina utrzymuje się przez cały czas jego trwania.
Dzięki swojemu, wciąż niszowemu, charakterowi, uprawianie tego sportu staje się też niejako biletem wstępu do międzynarodowej paczki wtajemniczonych. Czy to w Los Angeles, czy w Berlinie, czy w Krakowie, Bike Polo łączy ludzi, kruszy lody i pozwala zdobyć zaufanie innego gracza. Dzięki temu tajemnemu kodowi pobyt w miejscu, w którym jest gra, nigdy nie odbywa się w samotności. Polo nierzadko załatwia nam dach nad głową, a już w każdym przypadku nowych znajomych i możliwość pogrania z ludźmi prezentującymi inny styl, dynamikę i filozofię gry. Jak wiadomo, podróże kształcą... Tegoroczne mistrzostwa w Krakowie będą się nieco różniły od poprzednich. Organizatorzy przywiązują bowiem dużą wagę do tego, żeby, utrzymując wysoki sportowy poziom wydarzenia, nie wykluczać graczy z mniej technicznie zaawansowanych krajów. Liczy się polityka równych szans. Dlatego dano możliwość uczestnictwa w turnieju wszystkim, którzy gotowi byli przysłać na EHBPC team. Pod koniec czerwca Kraków stanie się więc prawdziwą stolicą multikulturowej Europy. Obok reprezentacji krajów, gdzie kultura i poziom gry są naprawdę wysokie – jak Anglia, Francja, Niemcy czy Szwajcaria – na kortach przy stadionie Wisły pojawią się także dotąd niewidziani na mistrzostwach Rosjanie, Norwegowie czy Słowacy. Wygląda
na to, że organizatorzy EHBPC mogliby zrobić polskim politykom wykład na temat solidarności i demokracji. Wszyscy, którzy na własne oczy chcą się przekonać, co to jest Bike Polo i czym to się je, powinni rezerwować bilety do grodu Kraka na ostatni weekend czerwca. To wtedy o tytuł najlepszych walczyć będzie w trzyosobowych drużynach ponad 200 graczy z dwudziestu jeden krajów. Jak zawsze będzie niezwykła energia, kilka zgiętych kół, paręnaście siniaków i parada własnoręcznie zaprojektowanych kolorowych koszulek – znaków przynależności do danego zespołu. Nade wszystko będzie jednak dobra zabawa. To jedna z tych rzeczy, które Bike Polo gwarantuje zawsze, bez pudła.
www.rostyleandlife.com
Spódnica Tommy Hilfiger cena 469 zł.
Kurtka Polo Sylt cena 779zł.
Spodnie Golfino cena 549 zł.
Szorty Oak cena 1155 zł.
Koszulka Dunes cena 389 zł.
Torba MCQ by Alexander McQueen www.bootiquerie.com cena 1687 zł.
Torba na kije golfowe Duca Del Cosma cena 979 zł.
materiały prasowe: Lisia Polana
Bransoletka Mokobelle cena 170 zł.
Daszek James Harvest
Rękawiczki Duka Del Cosma cena 119 zł.
Frotka Lacoste cena 59 zł.
Buty Polo cena 229 zł.
Parafrazując znanego w Polsce trenera, piłka jest okrągła, a dołków kilkanaście. Golf do niedawna kojarzony ze snobizmem amerykańskich elit zyskuje ostatnio na popularności wśród coraz młodszych amatorów sportu. Kij, dziwna poza, śmieszne buty, spodnie w kratę i mało twarzowy kaszkiet. Stereotyp goni stereotyp. Dzisiejszy golf to piękne i zgrabne stroje, nowoczesny sprzęt do gry rozbudowana infrastruktura na polach. Szacuje się, że na całym świecie jest około 120 milionów zwolenników tej dystyngowanej gry. Golf to nie tylko zasady odbijania piłki kijem, ale to styl życia. Wbrew pozorom sport ten wymaga dużej sprawności fizycznej i rzetelnego przygotowania. Na pewno sprzymierzeńcem gracza jest czas, gdyż partia na polu trwa czasami nawet kilkanaście godzin. Kto dzisiaj może sobie na to pozwolić? Wiele osób, niekoniecznie tych znudzonych i zamożnych. Wszystko jest kwestią organizacji czasu. Im więcej mamy do zrobienia, tym więcej godzin ma doba. Oczywiście jak każda pasja, również i ta wymaga nakładów finansowych, ale oszczędzając na zbędnych używkach można uzbierać na wszystko. Dla chcącego nic trudnego. To zdecydowanie gra towarzyska. Gracze spotykają się na polach, w klubach, na wyjazdach. Jednym z najbardziej popularnych kierunków wyjazdowych golfistów jest Portugalia, w której piękne i malownicze pola golfowe przyciągają graczy z całego świata. Od niedawna zaobserwować można wysyp nie tylko golfistów pasjonatów, ale również golfistów lanserów. Na golf dobrze jest się „przypucować”. Jak każdy trend, golf przyciąga amatorów, którym nie zależy na grze, ale na pokazaniu się z kijem i na polu. Takim graczom, choć są zabawni, mówimy jednak nie. Golf to również moda. Ściśle określona, klasyczna, rządząca się spisanymi zasadami. Na strój gracza składa się: koszulka polo, spodnie bądź spódniczka (koniecznie z materiału), sweter lub kamizelka, rękawiczka, buty golfowe i windstopper. Skórzana rękawiczka na wiodącej ręce to obowiązkowy element ubioru gracza. Rękawiczka zapewnia dłoni ochronę i stabilność. Kolorystyka w modzie golfowej to całkowita swoboda. Klasyczne zestawy mają wielu zwolenników, natomiast coraz więcej modnych golfistów decyduje się na jaskrawą kolorystykę. Absolutnie wykluczone jest, by pojawić się na polu golfowym w: bluzie lub w koszulce typu t-shirt, jeansach, dresowych spodniach, koszulce bez kołnierzyka, butach na obcasie. Zachęcamy Was do gry w golfa, nie słuchajcie opowieści wujków „dobra rada”, krytycznych opinii i popularnych dzisiaj „hejterów”...po prostu jedzcie na pole i spróbujcie. Jędrzej J. Kowalski
K
CMY
CY
MY
CM
Y
M
C
01.07.pn.
Prasa-Viva-Tanghetto-380x47.pdf
Konkurs: Wydawnictwo SQN
31.07.śr.
Premiera kinowa: „RED 2”, reż. Dean Parisot
26.07.pt.
Jarocin Festiwal 2013, Jarocin
21.07.nd.
Konkurs: Soul Beads
16.07.wt.
1
XVII Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA, Gdańsk. Potrwa do 14.07
5/16/13
28.07.nd.
Audioriver, plaża nad Wisłą, Płock
23.07.wt.
Konkurs:Sony music
Soho Faktory, Warszawa
Wayne Sorter,
Koncert:
18.07.cz.
13.07.so.
Ladies' Jazz Festiwal; koncert: Dionne Warwick, Hala WidowiskowoSportowa, Gdynia
Koncert: Natalie Cole, PKiN, Warszawa
08.07.pn.
03.07.śr.
Heineken Open’er Festiwal , Lotnisko Gdynia – Kosakowo, Gdynia. Potrwa do 07.07.2013
09.07.wt.
19.07.pt.
29.07.pn.
Konkurs: Delia
24.07.śr.
Konkurs: Emi music
Premiera kinowa: „Jeździec znikąd", reż. Gore Verbinski
14.07.nd.
Dzień Łapania za Pupę ;-))
Brave Festiwal, Wrocław. Trwa od 7.07 do 12.07
04.07.cz.
Koncert: Matisyahu, Lotnisko GdyniaKosakowo, Gdynia
Koncert: Deep Purple, Hala Stulecia, Wrocław
30.07.wt.
25.07.cz.
Koncert: Depeche Mode, Stadion Narodowy, Warszawa
20.07.so.
2.Urodziny Music Of The Future: MOUNT KIMBIE LIVE, Niedorzeczni, W-wa
15.07.pn.
Dzień bez Telefonu Komórkowego – potraficie?
10.07.śr.
Konkurs: Joanna
05.07.pt.
Koncert: Disclosure, Lotnisko GdyniaKosakowo, Gdynia
u.l. [urban life]_lipiec_2013
27.07.so.
Audioriver, plaża nad Wisłą, Płock
22.07.pn.
Konkurs: Verona
17.07.śr.
12.07.pt.
Premiera kinowa: „Wielkie wesele”, reż. Justin Zackham
Koncert: Rihanna, Lotnisko GdyniaKosakowo, Gdynia
07.07.nd.
02.07.wt.
Wystawa: The Human Body Exhibition, Garnizon Kultury Juliusza Słowackiego, Gdańsk
Konkurs: Green Pan
12:31 AM
Silesia In Love, Park Śląski, Chorzów
11.07.cz.
Koncert: Kings of Leon, Lotnisko Gdynia-Kosakowo, Gdynia
06.07.so.
Koncert: ZAZ, Hala „Koło”, Warszawa
Polub nas na fejsie: www.facebook.com//SOUL-Magazine-Society-of-Urban-Life
1w
. ww
s
.c ho
2w
. ww
1
za
r
o a.c
m
u o
om
S
oy
2
w
se
r
d ve
.co
m
t i l
3w
re w.
1
i l
3
1
w _ t s
m o
2
n a 2
S
3
u o 1
ww
w
q .ds
u
e ar
d2
.c
om
t i l 2
tp ht
://
w ww
.f
fe ar
i l
4
tc
m
/
3
o h.c
b glo
e
3w
w
m w.
on
c
m _ t s
m .co ler
4
w ww
.za
om
33
.c ra
n a
8
9
34
So 7
ul it c _a st
6
li t iv 1
3
4
4
2
5
e 1 , 3 www.roweryembassy.pl 2 www.kokkedalbicycles.com 4 www.decathlon.pl
10
_beauty
it
li
st _j u 1
2 1,2,3,5 www.decathlon.pl 4 www.riedellskates.com 5 www.romet.pl
1
ul
3
so
2
6
3
4
5
1,4 www.bobbibrown.pl 2 www.artego.pl 3,8 www.cremedelamer.com 5 www.bielenda.pl 6 www.lirene.pl 7 www.marionnaud.pl 9,10 www.maccosmetics.com
ni
or
soul patronuje
36
„ P kontra świat”_Piotr Kosiński
nowa płyta
e l u M Spicy ilustracja: martyna wójcik-Śmierska
38
40 ml Finlandia 101° 100 ml napoju imbirowego 20 ml świeżego soku z limonki Świeży imbir Chili
Szkło: highball Metoda: mudlowany i budowany Garnish: pałeczka z ogórka i ćwiartka limonki
Do wysokiej szklanki, wypełnionej kostkami lodu, wlej 40 ml Finlandia 101°, 100 ml napoju imbirowego oraz 20 ml soku z limonki. Aby w pełni wydobyć wyrazistość smaku, dodaj świeżo starty korzeń imbiru oraz szczyptę chili. Całość udekoruj pałeczkami z ogórka i ćwiartką limonki.
t s e r o F m u n i t a Pl
40 ml Finlandia® Platinum 1 chlust syropu z trzciny cukrowej owoce leśne ( sezonowe) mięta Szkło: OTR Metoda: Budowany, mieszany Garnish: Mięta, świeże owoce leśne
Do niskiego szkła, wypełnionego kostkami lodu, wlej 40 ml Finlandia® Platinum. Dodaj 10 ml syropu z trzciny cukrowej oraz świeże owocne leśne. Całość udekoruj listkami aromatycznej mięty.
e e s s e Tenn
h s a m S y e n o H
40ml Jack Daniel's Tennessee Honey 2 ćwiartki limonki 15ml syropu cukrowego 4 listki mięty Do niskiego szkła wrzuć dwie ćwiartki limonki i około 4 listków mięty. Delikatnie wygnieć i dopełnij kruszonym lodem. Wlej syrop cukrowy i Jack Daniel’s Tennessee Honey. Zamieszaj i dekoruj miętą.
Expect the unexpected. Sign up today for
WarsaW Daily secret warsaw.dailysecret.com
ANKARA ATHENS BANGKOK BERLIN BODRUM BUCHAREST BUENOS AIRES CYPRUS GREECE HONG KONG ISTANBUL IZMIR LIMA LISBON LONDON MADRID MEXICO CITY MUMBAI MYKONOS PANAMA PARIS SAN FRANCISCO SANTIAGO SHANGHAI STOCKHOLM TEL AVIV THESSALONIKI TORONTO TURKEY VANCOUVER VIENNA