Strona Kobiet Bydgoszcz czerwiec 2021

Page 1

LATO W MIEJSKIM WYDANIU. Sprawdź najnowsze trendy!

czerwiec-sierpień 2021

CZY BĘDĘ taka sama, JAK MOJA MATKA?

BRAKUJE CI MOTYWACJI DO ĆWICZEŃ? Psycholog sportu doradza, jak ją odnaleźć

MODA Odpowiedzialna

TREND NIE TYLKO NA JEDEN SEZON

Korzenie i skrzydła

JAK ZNALEŹĆ SWOICH PRZODKÓW?


Twój dostawca drzwi, okien i bram

www.tessa.com.pl

spytaj nas o rabaty na wybrane modele Tessa Dom LISI OGON k/Bydgoszczy, ul. Spokojna 1, tel. 52 36 46 700 Tessa Dom TORUŃ, ul. Chrobrego 145-147, tel. 56 655 92 60

www.tessa.com.pl


3

Na początek

Bydgoszcz

Naturalny, czyli jaki? Ekologiczny, czyli gdzie wytwarzany, skąd przywożony, z czego zrobiony? Jeśli decydujemy się na wspieranie takich wartości, nie powinny nam wystarczyć deklaracje. Musimy drążyć, dopytywać, weryfikować.

REDAKCJA Redaktor naczelna: Dorota Kania Redaktorka prowadząca: Lucyna Tataruch Teksty: Jan Oleksy Kamil Pik Tomasz Skory Lena Szuster Lucyna Tataruch Zdjęcie na okładce: Natalia Mazurkiewicz WYDAWCA Polska Press Sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa, tel. 22 201 41 00 www.polskapress.pl Oddział w Bydgoszczy ul. Zamoyskiego 2 85-063 Bydgoszcz Prezes oddziału; Marek Ciesielski Dyrektor Biura Reklamy: Agnieszka Perlińska Projekt graficzny, dyr. artystyczny: Tomasz Bocheński

Lucyna Tataruch

Grafik prowadzący: Jerzy Chamier-Gliszczyński

„Strona Kobiet”

Produkcja: Dorota Czerko

R

ocznie wytwarza się około 150 miliardów sztuk odzieży – takie dane przytacza w naszej rozmowie dr Marta Karwacka, socjolożka od lat zawodowo związana z promowaniem społecznej odpowiedzialności biznesu. Czy naprawdę świat potrzebuje tak wielu ubrań? Za odpowiedź powinien wystarczyć fakt, że ok. 60 procent tego, co produkujemy każdego roku, trafia na wysypiska śmieci. Z tego, jak szkodliwe jest to dla naszej planety, zdaje sobie sprawę coraz więcej osób. A jednak nadal tkwimy w spirali – wciąż kupujemy nowe rzeczy pod dyktando zmieniających się co kilka miesięcy trendów. Kupujemy ubranina na chwilę, słabej jakości, tłumacząc, że na inne nas nie stać. Kupujemy rzeczy, których nigdy potem nie zakładamy. Kupujemy bez zastanowienia, pod wpływem impulsu, często to, czego tak naprawdę wcale nie potrzebujemy. Przemysł fast fashion ma na swoim koncie wiele grzechów, o których powinno się głośno

Public Relations: Joanna Pazio

mówić – to m.in. marnowanie zasobów, zanieczyszczanie środowiska, łamanie praw pracowniczych, ale też kreowanie świata nieograniczonej konsumpcji, która w rzeczywistości nie zaspokaja żadnych innych potrzeb. Co więcej, to właśnie na fali popularności postaw ekologicznych i rosnącej świadomości kupujących te same podmioty łudzą nas fasadowymi zmianami. Już w latach 80. wymyślono na tego typu praktyki określenie: greenwashing. To tuszowanie realnych, nieakceptowalnych przez klientów działań i zasłanianie ich np. takimi komunikatami, jak „produkt naturalny”. Naturalny, czyli jaki? Ekologiczny, czyli gdzie wytwarzany, skąd przywożony, z czego zrobiony? Jeśli decydujemy się na wspieranie takich wartości, nie powinny nam wystarczyć deklaracje. Musimy drążyć, dopytywać, weryfikować. I przede wszystkim robić zakupy świadomie. Wbrew pozorom to nie takie trudne! Przeczytajcie wywiad numeru – „Jak się nosić odpowiedzialnie” – na stronach 14–16 i skorzystajcie z rad naszej ekspertki! CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET

Sprzedaż reklam: Bydgoszcz, tel. 697 770 285 lub 609 050 447 Toruń, tel. 697 770 284 lub 691 370 519 Inowrocław, tel. 668 957 252

Reklama na stronach: 2, 5, 7, 9, 14-17, 25, 35, 43, 48-49, 55, 56 Redakcja nie odpowiada za treść reklam i nie zwraca materiałów niezamówionych. Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk i wykorzystywanie w jakiejkolwiek innej formie bez pisemnej zgody zabronione.


4

Spis treści CZERWIEC - SIERPIEŃ 2021

18-21 SUPERTATA, CZYLI KTO?

- Tak jak od kobiet coraz częściej wymaga się realizowania ideału supermatki, tak od mężczyzn coraz częściej oczekuje się superojcostwa - mówi dr Monika Lewicka, badaczka relacji rodzinnych. Rozmawiamy z nią o tym, jak być „wystarczająco dobrym tatą”.

22-24 DLACZEGO JESTEM TAKA SAMA, JAK MOJA MATKA?

O tym, jak rodzinne traumy lubią się powielać z pokolenia na pokolenie i dlaczego nieraz tak trudno jest wyrwać się spod wpływu rodziców, mówi psycholożka dr Joanna Lessing-Pernak.

26-30 KORZENIE I SKRZYDŁA

26-30 10-13 MODA NA DOBRE SAMOPOCZUCIE

Co o naszym nastroju mówi ubiór oraz jakie stylizacje wybrać, by poczuć się lepiej? O nowych trendach i szukaniu swojego stylu mówi Beata Bujanowska Beata Bujanowska z bloga „My way of...”.

Jak odnaleźć swoich przodków? O genealogii i wiedzy rodzinnej, która może ubogacić nasze życie, opowiada Ewa Szczodruch, przewodnicząca Kujawsko-Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego.

32-34 CZY DO ĆWICZEŃ TRZEBA SIĘ ZMUSZAĆ?

Psycholog sportu Mateusz Minda tłumaczy, skąd wziąć motywację do treningów.

40-42 TEATR LALEK TO WIECZNA MŁODOŚĆ

Rozmawiamy z Martą Parfieniuk-Białowicz z Teatru Baj Pomorski.

14-16

14-16 JAK SIĘ NOSIĆ ODPOWIEDZIALNIE?

10-13

22-24

- Mam wrażenie, że moda często nie oznacza już dobrego stylu, jakości i wyszukanego smaku. Kojarzy mi się raczej z manipulacją wielkich gigantów, którzy ustalają, co będzie modne dziś. W efekcie konsumenci kupują mnóstwo „modnych” przez trzy miesiące rzeczy, by szybko zastąpić je nowymi mówi Marta Karwacka. Rozmawiamy z socjolożką biznesu o odpowiedzialności rynku modowego oraz etycznych wyborach.

52-54 HEJT W INTERNECIE

Jakie mechanizmy rządzą zachowaniem ludzi w sieci i w mediach społecznościowych? Czy można pozbyć się wrogości z internetu bez ograniczania wolności słowa? Zapytaliśmy dr. hab. Krzysztofa Pietrowicza, prof. UMK.

CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET



Nie przegap

6

USŁUGA CZYSTO PLATONICZNA. JAK Z SAMOTNOŚCI ROBI SIĘ BIZNES Oktawia Kromer

FOT. WYDAWNICTWO CZARNE

Co wspólnego ma biznes z miłością? Gdy spojrzeć na chłodno, można stwierdzić, że niewiele. Ale chłodne spojrzenie to ostatnia rzecz, na której zależy temu, kto pragnie coś sprzedać. Bohaterami tej książki są ludzie gotowi zapłacić za erzac bliskości. Emeryci zadłużający się za „ciepło macierzyńskiej miłości”, studentka psychologii, która kupuje „przyjacielski dotyk”, „akceptację” i „obecność”, nieśmiały uczeń „trenera podrywu”, gotowy całować przypadkowe dziewczyny w centrum handlowym. Oktawia Kromer podąża szlakiem firm, które oferują klientom również inne zadziwiające towary i usługi. Rozmawia z przytulaczami, sprzedawcami ze sklepu wysyłkowego dla więźniów, swatkami, agentkami biur matrymonialnych, towarzyszką w żałobie… Zobaczcie, dokąd ją to zaprowadzi.

MNIEJ ZNACZY LEPIEJ. O TYM, JAK ODEJŚCIE OD WZROSTU GOSPODARCZEGO OCALI ŚWIAT Jason Hickel

Hickel pisze o tym, jak przejść od gospodarki zorganizowanej na zasadzie dominacji i eksploatacji do takiej, która opiera się na globalnej sprawiedliwości oraz wzajemnej wymianie korzyści ze światem przyrody. Jego książka jest jak haust świeżego powietrza – pozwala zacząć myśleć w nowy sposób o problemach, dla których dotąd nie widzieliśmy rozwiązań.

OD UCHA DO UCHA. HOMO SAPIENS SIĘ ŚMIEJE Łukasz Jach

FOT. WYDAWNICTWO POZNANŃSKIE

Z tej książki dowiesz się m.in.: czy jest coś mniej zabawnego, niż tłumaczenie dowcipów? Czy humor łączy się z inteligencją? Co wspólnego ma Sokrates ze współczesnymi pranksterami? Łukasz Jach przez pryzmat psychologii, antropologii oraz kognitywistyki pokazuje, jakie istnieją style humoru i w jaki sposób się wykształciły. Dzięki jego książce zrozumiecie, dlaczego śmieszą was (lub nie) „Przyjaciele” oraz jakie są różnice w humorze prezentowanym w najpopularniejszych serialach komediowych. Na końcu każdego rozdziału czekają ćwiczenia, które rozruszają części ciała potrzebne do śmiechu – mięśnie i mózg.

CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET

FOT. WYDAWNICTWO KARAKTER

Jak zapewnia wydawca, to nie jest książka o nieuniknionej zagładzie, ale o nadziei. Łącząc wiedzę z różnych dziedzin – historii, ekonomii, antropologii, filozofii i nauk ścisłych – Jason Hickel kreśli błyskotliwą analizę kapitalizmu i proponuje wizję alternatywnego rozwoju, zrywającego z przymusem ciągłego wzrostu.



Nie przegap

8

SHUGGIE BAIN Douglas Stuart Jeden z najgłośniejszych debiutów ostatnich lat. Książka nominowana m.in. do Nagrody Bookera i National Book Award.

FOT. WYDAWNICTWO POZNAŃSKIE

Agnes Bain od zawsze oczekiwała od życia czegoś więcej. Marzyła o domu i życiu na własny rachunek. Kiedy jednak mąż zostawił ją z trójką dzieci, utknęła w górniczym mieście, przetrzebionym przez reformy Margaret Thatcher, bez nadziei, za to z alkoholem. Uratować matkę próbuje tylko Shuggie, najmłodszy syn. Sam przy tym zmaga się z wieloma problemami. Wszyscy wokół zgadzają się bowiem, że Shuggie „do normalnych nie należy”. Co wydarzy się dalej? Przeczytajcie i przekonajcie się sami!

KOBIETY Z KLASĄ Steinunn Sigurdardóttir Pełna humoru i lodowatej ironii rozprawa o feminizmie.

FOT. WYDAWNICTWO MOVA

Islandzka wulkanolog Maria Hólm jest u szczytu kariery. Kiedy leci do Paryża, żeby wygłosić wykład, poznaje elegancką kobietę. Następnego dnia spotyka ją ponownie, tym razem podczas śniadania w kawiarni. Gemma jest zdeterminowana, chce zrewolucjonizować świat, odebrać władzę mężczyznom i przekazać ją w ręce kobiet. Głoszone przez nią idee są dla Marii kompletnie nowe, podobnie jak nagła fascynacja Gemmą. Kim jest kobieta o dziwnym głosie, jednocześnie chrapliwym i łagodnym? I czego chce od Marii?

KSIĘGA TĘSKNOT Sue Monk Kidd

FOT. WYDAWNICTWO LITERACKIE

Nowa książka autorki „Sekretnego życia pszczół” i „Czarnych skrzydeł”, które przez wiele tygodni zajmowały pierwsze miejsca listy bestsellerów „New York Timesa”. „Księga tęsknot” z kobiecej perspektywy przedstawia wydarzenia znane z Nowego Testamentu. Jej bohaterką jest Ana, młoda Żydówka z zamożnej rodziny, blisko związanej z dworem tetrarchy Heroda Antypasa. Życiem Any rządzą mężczyźni i tradycje, a przekleństwem jest pęd do wiedzy, który nie pozwala się jej podporządkować. Zmuszona do ucieczki, wyrusza w wielką podróż, po drodze spisując pomijaną w oficjalnych przekazach historię kobiet.

CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


Stowarzyszenie Księgowych w Polsce Oddział Okręgowy w Bydgoszczy

Dołącz do najlepszych! Działamy dla księgowych od 1907 roku

Centrum Edukacji Stowarzyszenia Księgowych w Bydgoszczy oferuje pełen wachlarz kursów i szkoleń dających możliwość rozwoju zawodowego, aktualizację specjalistycznej wiedzy, zdobycie nowych kwalifikacji i praktycznych umiejętności niezbędnych w zawodzie księgowego.

KURSY:  KSIĘGOWOŚĆ DLA POCZĄTKUJĄCYCH I ZAAWANSOWANYCH  PODATKOWA KSIĘGA PRZYCHODÓW I ROZCHODÓW  PODATEK VAT DLA POCZĄTKUJĄCYCH I ZAAWANSOWANYCH  KADRY I PŁACE  ROZLICZANIE CZASU PRACY  KURSY KOMPUTEROWE W SYSTEMIE „SYMFONIA”  EXCEL DLA KSIĘGOWYCH - dla początkujących i zaawansowanych

SZKOLENIA KRÓTKIE, AKTUALIZUJĄCE WIEDZĘ:  RACHUNKOWOŚĆ  PRAWO PODATKOWE  PRAWO PRACY  PRAWO GOSPODARCZE

Zapraszamy również do członkostwa w Stowarzyszeniu! Więcej informacji na www.bydgoszcz.skwp.pl Bydgoszcz, ul. Toruńska 24 tel. 52 348 43 80/77


F OT. N ATA L I A M A Z U R K I E W I C Z

Moda

10


CZY UBIÓR MOŻE WPŁYWAĆ NA NASZE SAMOPOCZUCIE? T E K S T: B E ATA B UJ A N O W S K A , AU TO R K A B LO G A M O D O W EG O „ M Y WAY O F...”

Ubrania, z pozoru tak banalny i mało znaczący temat, w szczególności pośród codziennych spraw i problemów, a jednak mający istotny wpływ na nasze życie. Jak się okazuje, wybrana stylizacja nie tylko pokazuje, jaki mamy gust, ale też określa nasze cechy, a nawet nastrój. Zacznijmy od przysłowia: Nie oceniaj książki po okładce. Wszyscy je znamy, ale wiemy też, na jak długo zapamiętujemy swoje pierwsze wrażenia. Czy tego chcemy, czy nie - widząc coś, mamy pewne skojarzenia. Na tej samej zasadzie inni ludzie odbierają nasz strój. Na wybór stylizacji wpływają różne czynniki. Jeśli rozpoczniemy dzień w dobrym humorze oraz z pozytywnym nastawieniem, to być może chętniej wybierzemy wzorzystą sukienkę w mocnych kolorach. Jeżeli natomiast będziemy chcieli schować się przed całym światem, to jest duże prawdopodobieństwo, że zdecydujemy się za oversize’owy dres w szarym kolorze. Oczywiście nie można tego uznać za regułę. To jedynie przykład, jak nasz ubiór związany jest z samopoczuciem. Dodać do tego powinnyśmy jeszcze poziom samoakceptacji i pewności siebie. Tylko co to tak naprawdę oznacza? Pewność siebie to po prostu stan, w którym czujemy się dobrze same ze sobą oraz potrafimy zaakceptować siebie, nawet z niedoskonałościami, które każda z nas posiada. Wydaje się to trudne, ale jest możliwe. Bardzo często pomocna okazuje się dobrze dobrana stylizacja.

W JAKI SPOSÓB MOŻNA PODNIEŚĆ PEWNOŚĆ SIEBIE?

Nasz cel to wyeksponowanie tego, co w nas najlepsze i co najbardziej lubimy oraz zamaskowanie tych części ciała, których zaakceptować nie damy rady. Pierwsza zasada udanej stylizacji to dobre samopoczucie. Będę to podkreślać przy każdej możliwej okazji. Nawet najlepiej skrojona i najpiękniejsza sukienka w czerwonym kolorze nie pomoże, gdy kobieta lubi stonowane barwy i właśnie takie wybiera na co dzień. Warto przy tym wspomnieć o psychologii kolorów, które w ubiorze odgrywają niezwykle istotną rolę. Każdy z nich ma znaczenie i wpływa na nasze samopoczucie.

NA WYBÓR STYLIZACJI WPŁYWAJĄ RÓŻNE CZYNNIKI. JEŚLI ROZPOCZNIEMY DZIEŃ W DOBRYM HUMORZE ORAZ Z POZYTYWNYM NASTAWIENIEM, TO BYĆ MOŻE CHĘTNIEJ WYBIERZEMY WZORZYSTĄ SUKIENKĘ.


Moda

F OT. N ATA L I A M A Z U R K I E W I C Z

NASZ CEL TO WYEKSPONOWANIE TEGO, CO W NAS NAJLEPSZE I CO NAJBARDZIEJ LUBIMY ORAZ ZAMASKOWANIE TYCH CZĘŚCI CIAŁA, KTÓRYCH ZAAKCEPTOWAĆ NIE DAMY RADY. Do pozytywnych, kojarzących się z latem, należą pomarańcz i żółty – to one przywodzą na myśl optymizm i dobre nastawienie. Niebieski oraz granat – które często widzimy w biurach - uznane są za kolory biznesowe, sugerują pewność i wzbudzają zaufanie. Czerwony wyróżnia się spośród innych barw. Jest dynamiczny, atrakcyjny, uwodzicielski i przyciąga uwagę. Zielony kojarzy się z naturą, spokojem oraz świeżością. Ma właściwości relaksacyjne, pomaga nam się odprężyć. Ważnym kolorem, szczególnie w modzie, jest także czarny, który oznacza elegancję oraz klasę. Pokazuje siłę i dominację, lecz przez niektórych ekspertów uważany jest za kolor, za którym chcemy się schować. Kolejnym klasykiem pozostaje biel – symbol czystości, otwartości oraz pokoju. W stylizacjach oznacza perfekcję i doskonałość. Biały outfit jest niezwykle elegancki i dobrze odbierany. Wyobraźmy sobie damski biały garnitur - moim zdaniem to kwintesencja dobrego smaku. O kolorach, a właściwie o ich znaczeniu można pisać wiele, jednak jakie ubrania mogą podnieść naszą samoocenę? Wszystko

12


zależy od stylu, jaki preferujemy. Kobieta z duszą romantyczki wybierze długą suknię boho z koronkowymi wstawkami i to w niej będzie czuła się najlepiej. Do najbardziej kobiecych i ponadczasowych elementów garderoby zostały zaliczone idealnie dopasowane jeansy podkreślające sylwetkę oraz ramoneska, która wprowadza fajny charakter do każdego zestawu i sprawia, że czujemy się pewniej. Spódniczka mini i zwierzęce printy często są wybierane przez kobiety, które są świadome swojej kobiecości i atutów lub chcą zwrócić na siebie uwagę. Warto jednak pamiętać, że te zasady nie są uniwersalne i nie zawsze się sprawdzają. Wszystko zależy od danej sytuacji, dlatego też tak ważne jest indywidualne podejście do tematu.

NASZ UBIÓR - NASZA WIZYTÓWKA

Praca nad własnym stylem i wizerunkiem jest ważna, ponieważ ubiór nie tylko wpływa na nasze samopoczucie, ale także na to, jak obierają nas inni. Strój może pomóc, ale także utrudnić pewne sytuacje. W pracy warto zwrócić uwagę na obowiązujący dress code – kiedy na ważne spotkanie wybierzemy klasykę oraz elegancję, z pewnością będziemy mogły liczyć na zupełnie inny odbiór niż w luźnej stylizacji. Być może to właśnie szpilki pozwolą nam poczuć się pewniej i bardziej kobieco, dzięki czemu zabłyśniemy i zaprezentujemy się lepiej. Nie zapominajmy jednak nigdy o tym, by strój dopasować nie tylko do sytuacji, ale również do siebie. Dobrego nastroju i wyborów zawsze w zgodzie ze sobą - tego nam właśnie życzę!


14

Moda

Z DJ ĘC I E M A R C I N K R U K

JAK SIĘ NOSIĆ ODPOWIEDZIALNIE?


PA R T N E R T E M AT U

MAM WRAŻENIE, ŻE MODA CZĘSTO NIE OZNACZA JUŻ DOBREGO STYLU, JAKOŚCI I WYSZUKANEGO SMAKU. KOJARZY MI SIĘ RACZEJ Z MANIPULACJĄ WIELKICH GIGANTÓW, KTÓRZY USTALAJĄ CO BĘDZIE MODNE DZIŚ. W EFEKCIE KONSUMENCI KUPUJĄ MNÓSTWO „MODNYCH” PRZEZ TRZY MIESIĄCE RZECZY, BY SZYBKO ZASTĄPIĆ JE NOWYMI – MÓWI MARTA KARWACKA, SOCJOLOŻKA BIZNESU, AUTORKA BLOGA „HOW TO WEAR FAIR?” R OZ M AW I A J A N O L E K S Y

Czy skórzana torebka to już nie dla Pani? Nie myślę o wyszukanej z krokodylej skóry, ale zwykłej cielęcej. Odrzuca ją Pani?

Nie jestem osobą, która popada w skrajności, zwłaszcza w czasie, kiedy temat odpowiedzialnej mody dopiero się rozwija i od niedawna poznajemy nowe rozwiązania. Z ciekawością patrzę na to, co się dzieje i jakie pojawiają się nowe materiały. Zwykle szukam tego, co jest dla mnie ciekawe i raczej spójne z wartościami, ale daleka jestem od mówienia komukolwiek, że powinien robić tak jak ja. Mam w swojej szafie torby skórzane, wśród nich uszytą z odpadów skórzanych, której nie można kupić w sieciówkach.

Pytam o to, bo jest Pani ambasadorką wegańskich toreb ręcznie robionych marki ORSKA?

Ania Orska znana jest z przepięknej biżuterii. Teraz szyje torby z roślin, ze skór z odpadów - zdecydowała się zaprosić do tego projektu trzy aktywistki ekologiczne. Poza mną ambasadorkami zostały też Anka Pięta i Paulina Górska, promotorki zrównoważonego rozwoju i ekologicznego stylu życia. Zgodziłam się wziąć w tym udział, bo uwielbiam projekty Ani Orskiej tworzone w duchu odpowiedzialności. Cenię sobie ludzi, którzy szukają swojej drogi, wyznaczają nowe standardy. Tak postrzegam Anię.

Zatem nie miała Pani wątpliwości, by zostać ambasadorką dobrej idei.

Ujmuje mnie u Orskiej wrażliwość na otoczenie. Lubię brać udział w projektach spójnych. Takie są artystyczne inicjatywy Orskiej, w których dbałość o detale i estetyka idą w parze z wrażliwością społeczną i środowiskową. Przykładem jest świetna kolekcja biżuterii New Stone, w której przetworzony plastik zastępuje kamienie szlachetne. W pełni ufam osobie, która poszukuje nowych rozwiązań. Podobnie jest ze skórzanymi torbami, które nie są wykonane ze skór zwierzęcych, a z innowacyjnych materiałów, powstają z odpadów po produkcji soków czy wina. To był trudny projekt, dlatego cieszę się, że Ania dopięła swego.

Podobno fenomenalne są buty zrobione z liści ananasa.

Nie testowałam jeszcze takich butów, więc nie wiem, jak się zachowuje w nich stopa. Z liści ananasa wykonane są wspomniane torebki Orskiej, ale także z materiałów z odpadów po produkcji soków jabłkowych, z wytłoków z winogron. Postrzeganie odpadów w kategoriach surowców wpisuje się w ideę gospodarki obiegu zamkniętego, która jest głównym orężem w walce z kryzysem klimatycznym. Jako osoba zawodowo zajmująca się zrównoważonym rozwojem bardzo ją wspieram.

Orska i Pani macie ze sobą wiele wspólnego.

Myślę, że wspólnym mianownikiem dla niej i dla mnie jest właśnie zrównoważony rozwój, bo ja się tym zajmuję zawodowo, a ona to

wdraża. Ma małą, ale dynamicznie rozwijającą się markę, która nie opiera się na masowej produkcji. Ania korzysta z pomocy zaprzyjaźnionych rzemieślników, a ja wspieram takie marki, na tyle, na ile mogę.

Żałuje Pani, że te małe warsztaty rzemieślnicze, rękodzielnicze są w zaniku?

Żałuję - to jest za mało powiedziane. Uważam, że to jeden z grzechów fast fashion, czyli tzw. szybkiej mody, która zmiotła wszystkie zawody rzemieślnicze na przestrzeni powiedzmy ostatnich 20-40 lat. Nie trzeba daleko szukać, żeby znaleźć przykłady. Chociażby na toruńskiej starówce jeszcze w latach 70. i 80. było mnóstwo rzemieślników, krawców, modystek. Podobnie było w innych miastach. Jednym z przejawów negatywnego wpływu społecznego w obszarze kultury jest eliminacja lokalnego rzemiosła, a mówimy o wiedzy i umiejętnościach przekazywanych od setek lat z pokolenia na pokolenie. Uważam, że za mało mówi się o kosztach, jakie ponieśliśmy w obszarze kultury przez szybką modę. Dlatego tak mnie cieszą małe marki, które korzystają z rzemieślniczej pracy. Bardzo sobie cenię rzemieślników, ludzi którzy z pasją tworzą swoje produkty i lokalne marki, dając im jakość oraz wartość, której szukam.

Czyli sieciówki to śmieciówki? Można tak powiedzieć?

Ja tego tak kategorycznie nie postrzegam, współpracuję z dużymi markami i widzę, że świat nie jest po prostu czarno-biały. Sama nie korzystam z sieciowych sklepów, ale jeżeli pan pyta o fast fashion to ten model przyzwyczaja nas do do szybkiego i nieustannego kupowania. Mamy bardzo szybko zużywać ubrania słabej jakości, jeszcze szybciej wyrzucać, wymieniać na nowe i ciągle. I ciągle powtarzać cykl. Ratunkiem jest idea gospodarki obiegu zamkniętego, z hasłem „jak najmniej wyrzucać”. Wpływu szybkiej mody na środowisko nie da się nie zauważać - to zanieczyszczone powietrze, woda i oceany - więc w tym kontekście rzeczywiście wiele osób mówi o fast fashion jak o sieciówkach-śmieciówkach. Warto zdać sobie sprawę, że jako konsumenci odgrywamy często rolę pionka w grze przemysłu odzieżowego. Wmawia się nam, że to co było modne pół roku temu już do nas nie pasuje, musimy szybko wyrzucić swoje ubranie i kupić nowe. Ja się na to nie zgadzam.

Potrzebna jest zmiana świadomości klienta, ale jak go przekonać do alternatywnej mody, która nie jest tania. Czy nasze społeczeństwo stać na takie zakupy?

Myślę, że jak najbardziej stać, bo odpowiedzialna moda, to nie tylko zakupy. Odpowiedzialna moda to przede wszystkim zastanowienie się, czy muszę kupić sobie co tydzień, albo kilka razy w tygodniu coś nowego? Wiemy z różnych badań, że 60 proc. rzeczy, które globalnie kupujemy nie przetrwa w naszych szafach nawet roku. Wyrzucamy je wraz z metkami. Odpowiedzialna moda ma bardzo różne


PA R T N E R T E M AT U

wymiary. Wprawdzie zaczęliśmy rozmowę od torebek, które kosztują 1300 zł, ale trzeba sobie zdać sprawę, że są to zupełnie innowacyjne projekty na rynku, więc siłą rzeczy są po prostu droższe. Dostęp do materiałów, z których są zrobione, jest ograniczony. Warto przemyśleć taką kwestię, że można po prostu mniej kupować i inwestować w rzeczy lepszej jakości, żeby zwyczajnie dłużej nam służyły.

W myśl filozofii, że jak masz mało pieniędzy, to nie stać cię na kupowanie taniej tandety.

Trzeba znać swój styl i dokupować ubrania, które będą do siebie pasowały, a nie bez przerwy nabywać rzeczy z zupełnie innych światów. Odpowiedzialna moda to także wybór tkanin naturalnych, a nie plastikowych, które później zalegają w środowisku, to też naprawianie, przeszywanie, kupowanie z drugiej ręki, korzystanie z second handów, czy z bardzo modnych obecnie wymian. Jest naprawdę bardzo dużo alternatyw, na to, żeby ubierać się w sposób odpowiedzialny i wcale to nie oznacza, że musimy wydawać dużo pieniędzy. Jeszcze 10 lat temu ubrania z second handu w społecznym odbiorze były uznawane za coś wstydliwego, a dzisiaj największe marki odzieżowe mówią o odsprzedaży używanych ciuchów. Przykładem jest firma Patagonia, która rezygnuje z produkcji nowych ubrań i zamierza skoncentrować się na odsprzedaży produktów z drugiej ręki. Będzie teraz odkupować ubrania od swoich klientów, którzy już ich nie chcą, czyścić je, naprawiać i znowu sprzedawać. Wiemy z różnych raportów, że szybko rośnie wartość odzieżowego rynku second hand. Stajemy się coraz bardziej ekologiczni i świadomi.To nieuniknione, ponieważ póki co rocznie wytwarza się około 150 mld sztuk odzieży, a na świecie żyje 8 mld ludzi. Nawet z tego szacunku widać, jaką mamy nadprodukcję, a kłopot jest taki, że każda sztuka odzieży wymaga emisji gazów cieplarnianych, dużego zużycia wody i ewentualnie użycia plastiku. Gdy sobie uświadomimy, że 60 proc. z tego, co jest wyprodukowane w każdym roku, trafia na wysypisko śmieci, to widzimy skalę marnotrawstwa zasobów, zanieczyszczenia środowiska etc.

Wydaje mi się, że powstaje wiele inicjatyw służących drugiemu obiegowi odzieży, jak np. platforma Vinted „Nie nosisz, więc sprzedaj” czy polityka zwrotu zakupionych towarów.

Pojawia się coraz więcej platform, które wspierają konsumentów we włączaniu ubrań w drugi obieg. Natomiast polityka zwrotów to wcale nie jest dobre rozwiązanie. W ten sposób marki namawiają konsumentów do nieprzemyślanych i kompulsywnych

zakupów. Te zwroty stają się często odpadami tekstylnymi wędrującymi na wysypisko śmieci lub do spalarni. Komisja Europejska przygotowuje zresztą dyrektywy, których celem będzie ograniczenie tego typu praktyk.

WARTO ZASTANOWIĆ SIĘ JAKĄ ROLĘ CHCEMY ODGRYWAĆ W RELACJI Z MODĄ, KTÓRA PRZECIEŻ MOŻE BYĆ FAJNĄ ZABAWĄ TWORZONĄ PRZEZ CAŁE MNÓSTWO POZYTYWNIE ZAKRĘCONYCH I KREATYWNYCH OSÓB. Czyli można postawić znak równości między zakupami przemyślanymi a zakupami etycznymi?

Najbliżej jest mi do tej definicji. Zawsze chcę mieć świadomość, że robię zakupy w sposób odpowiedzialny w bardzo różnych obszarach i branżach, nie tylko w modzie. Koniecznie trzeba się zastanowić, jakie mechanizmy decydują o zakupach, co zakupy mają nam załatwić? Jaką rolę chcę odgrywać w relacji z modą, która przecież może być fajną zabawą tworzoną przez całe mnóstwo pozytywnie zakręconych i kreatywnych osób? Niestety przemysł mody często tę kreatywność niszczy, więc na swój sposób walczę o to, żeby moda odzyskała swoją wartość i edukuję ludzi, dla których pojęcie odpowiedzialnej mody jest zupełnie nowe. W tym celu prowadzę bloga o etyce w branży odzieżowej „How to wear fair?”. Na szczęście jest coraz więcej marek, które działają w duchu etycznej mody i coraz więcej takich kolekcji pojawia się nawet w sieciówkach.

O zaangażowaniu w promowanie zrównoważonego rozwoju w sektorze mody świadczy przyznana Pani nagroda Elle. W Pani przypadku to wszystko jest spójne.

Spójność jest dla mnie jednym z kluczowych założeń, którymi się kieruję w życiu. Zawodowo zajmuję się zrównoważonym rozwojem, a blog prowadzę z potrzeby włączenia konsumentów do dyskusji o społecznej odpowiedzialności biznesu.

Jest Pani socjolożką, która łączy wydawałoby się odległe dziedziny w całość, która się nazywa CSR.

Społeczna odpowiedzialność biznesu – CSR – to efekt poszukiwania własnej drogi, zawodu, do którego jestem przekonana, profesji, w którą wierzę, aż w końcu zajęcia zgodnego z własnymi wartościami. Moje poszukiwania rozpoczęły się na studiach, kiedy to łączyłam dwa kierunki: zarządzanie i marketing oraz socjologię. Gdy zbliżał się czas pisania prac magisterskich, zastanawiałam się jak połączyć te dwie dyscypliny. Intuicyjnie czułam, że kwestie społeczne mocno wiążą się ze światem biznesu, choć na początku XXI wieku takie teorie brzmiały mało realistycznie. Intuicja mnie nie zawiodła. W 2005 roku trafiłam na studia podyplomowe w Krakowie i znalazłam ten ostatni element układanki, który pozwolił mi ułożyć wizję mojego zawodowego życia. Od tego momentu wiedziałam, czym będę się zajmować. Skończyłam studia doktoranckie i napisałam rozprawę o współpracy przedsiębiorstw z organizacjami pozarządowymi w zakresie społecznej odpowiedzialności biznesu.

Pani Marto, jaki będzie ten nasz wspólny świat? Możemy sobie pozwolić na optymizm?

Jaki będzie świat? Zobaczymy, bo sytuacja jest krytyczna, jeśli chodzi o nasze działania. Z perspektywy moich obserwacji ogromną siłą zmian są konsumenci. To oni coraz częściej domagają się od biznesu zaangażowania w przeciwdziałanie problemom społecznym oraz wzięcia odpowiedzialności za kwestie środowiskowe i zmiany klimatyczne. Konsumenci uważnie przyglądają się łańcuchom dostaw, porównują deklaracje z realnymi działaniami firm, są coraz bardziej świadomym uczestnikiem rynku. Na to zagadnienie patrzę z optymizmem, bo inaczej nie mogłabym się tą tematyką zajmować.

dr Marta Karwacka socjolożka biznesu, właścicielka firmy doradczej Good Impact. Od kilkunastu lat specjalizuje się w zagadnieniach związanych ze społeczną odpowiedzialnością biznesu (CSR) i zrównoważonym rozwojem, współpracą międzysektorową i odpowiedzialnym kupowaniem. Zainteresowana rzeczywistym impactem, promuje circular economy. Pasjonatka ubioru i etyki w biznesie jest autorką bloga „How to wear fair?”



18

Rodzina

Tak jak od kobiet coraz częściej wymaga się realizowania ideału supermatki, tak od mężczyzn coraz częściej oczekuje się superojcostwa – zauważa dr Monika Lewicka.

Jaki jest SUPER TATA? ROZMAWIA: LENA SZUSTER

Współczesny tata jest...

Zaangażowany, empatyczny, aktywny. Nie boi się okazywania emocji, ma z dzieckiem bliskie relacje, chętnie się nim zajmuje, wspólnie spędza czas, jest dostępny i odpowiedzialny, zawsze wysłucha i porozmawia. Wspiera dziecko, stara się mu pomagać w rozwiązywaniu trudności. Jest cierpliwy, co nie wyklucza stawiania wymagań i wyciągania konsekwencji. Uczestniczy w wychowaniu, jest obecny, nie ogranicza się do dyscyplinowania. Tyle teorii. Z praktyką bywa różnie.

Dlaczego?

Bo ojcowie dopiero uczą się takiego podejścia do rodzicielstwa. Jeszcze nie tak dawno dominujący model wychowawczy wyglądał zupełnie inaczej. Każdy miał w rodzinie precyzyjnie wyznaczone role, wzorce zachowań utrwalane i przekazywane przez pokolenia. Nie wolno było ich podważać czy kwestionować. W takim tradycyjnym modelu kobieta zajmowała się domem i dziećmi. Ojciec miał za zadanie zapewnić rodzinie środki materialne do życia. Był zdy-

stansowany, często nieobecny, raczej nie budował relacji z dziećmi. Co najwyżej sprawdzał, czy wykonują swoje obowiązki, egzekwował przestrzegania ustalonych zasad itp. Taki model ojcostwa funkcjonuje zresztą i dzisiaj. Choć na szczęście coraz więcej mężczyzn szuka przestrzeni do budowania innych, głębszych relacji ze swoimi pociechami.

I jak im to wychodzi?

Różnie. Współcześni mężczyźni w teorii chcą się angażować w wychowanie dziecka, w praktyce jednak nie zawsze to robią, często też łączą elementy tradycyjnego i współczesnego modelu ojcostwa.

Z czego wynika ta rozbieżność – pomiędzy deklaracjami ojców a ich rzeczywistym zaangażowaniem w wychowywanie dziecka?

Czynników jest wiele – od wykształcenia, poprzez sytuację ekonomiczną, dotychczasowe doświadczenia, relacje z partnerką, aż po wyniesione z domu wzorce. Pamiętajmy, że obecni ojcowie w większości pochodzą z tradycyjnych domów. Teraz, kiedy sami mają dzieci, chcą być inni od swoich rodziców, zaangażowani, obecni, otwarci, ale jednocześnie nie wiedzą, jak to robić. Muszą niejako

CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


19


20

Rodzina

na nowo budować w sobie rozumienie tego, czym jest ojcostwo. To skomplikowany i trudny proces, pełen błędów, potknięć, po prostu szukania swojej drogi. Często pod presją otoczenia i sprzecznych oczekiwań społecznych.

Na przykład jakich?

Z jednej strony mamy pokolenie naszych rodziców – dla nich tradycyjny model nadal jest tym właściwym. Starsi rodzice często nie rozumieją, dlaczego ich synowie wybierają inną drogę, mogą się w tym nawet dopatrywać krytyki własnych metod wychowawczych. Z drugiej strony – zmieniają się oczekiwania wobec mężczyzn. Kobiety chcą, żeby ich partnerzy aktywnie uczestniczyli w wychowywaniu dziecka, brali na siebie równą część obowiązków domowych, podejmowali inicjatywę, byli obecni i zaangażowani. Jednocześnie nie zawsze potrafią odpuścić i rzeczywiście dać partnerowi przestrzeń, żeby mógł te wymagania realizować.

My, kobiety, nie jesteśmy dobre w odpuszczaniu. Przecież od dziecka uczy się nas, że musimy wszystko ogarniać, nad wszystkim panować, zwłaszcza nad domem i dziećmi.

To prawda, takie wzorce wynosimy z domu, ale też z tych przekazów medialnych, w których wciąż mocno forsuje się model tradycyjnego macierzyństwa. W takim modelu kobieta jest stworzona do macierzyń-

stwa – urodzenie dziecka powinno być jej najważniejszym celem, powołaniem, nawet obowiązkiem. Ojcostwo nie ma podobnej rangi. Inaczej też ocenia się matki i ojców. Dla przykładu: matka, która zabiera dziecko na spacer, gotuje obiady, karmi, przebiera i tak dalej, robi to, czego oczekuje od niej społeczeństwo. Nie ma co liczyć na pochwały. Ojciec – wręcz przeciwnie. Oczywiście pozwalam sobie tutaj na bardzo dużą generalizację, ale nie da się zaprzeczyć, że w pewnych środowiskach takie stereotypy mają się dobrze. Nic więc dziwnego, że matki czują się zobligowane, żeby brać na siebie więcej obowiązków. Często uważają, że zrobią coś lepiej i szybciej od swoich partnerów – i w ten sposób podważają ich kompetencje wychowawcze. Nie mają do mężczyzn zaufania, a według badań zaufanie jest kluczowe dla harmonijnego współrodzicielstwa.

Częściej też to właśnie matki wykorzystują całość urlopu rodzicielskiego.

Ojcowie z roku na rok chętniej korzystają z urlopu ojcowskiego – jego wprowadzenie było przełomowe, można nawet powiedzieć, że zmieniło tradycyjne postrzeganie ról rodzicielskich. Wszystko dzięki temu, że ojcowie po raz pierwszy zyskali przywileje związane z posiadaniem dzieci. Nadal jednak stosunkowo rzadko matka i ojciec dzielą pomiędzy siebie urlop rodzicielski. W pierwszych czterech miesiącach 2020 roku z takiej możliwości skorzystało tylko 1,9 tysiąca CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


21 mężczyzn, czyli 0,8 proc. wszystkich uprawnionych. Przyczyn szukałabym właśnie w powszechnym przekonaniu, że kobiety „z natury” lepiej nadają się do opieki nad dzieckiem, zwłaszcza w pierwszych miesiącach jego życia. Panuje również powszechne przekonanie o wyższych kompetencjach i umiejętnościach opiekuńczo-wychowawczych matek. Tymczasem to tylko stereotypy. W rzeczywistości ojcowie są w życiu małych dzieci równie ważni.

Przede wszystkim dają olbrzymią satysfakcję, poczucie spełnienia, szczęście. Zdaniem Tomasza Szlendaka zaangażowane ojcostwo wpływa pozytywnie na samopoczucie mężczyzn, a dobre relacje z dziećmi są buforem chroniącym przed stresem w pracy zawodowej. Ojcowie, którzy korzystają z urlopów rodzicielskich, cenią sobie możliwość umacniania więzi z dzieckiem, wsparcia partnerki, dzielenia się obowiązkami, budowania większego zaufania w związku. Podkreślmy, że takie uczucia towarzyszą głównie tym mężczyznom, którzy realizują model świadomego i odpowiedzialnego ojcostwa.

Jaki wpływ na malucha ma kontakt z ojcem?

Zacznijmy od samego początku, czyli od teorii przywiązania Bowbly’ego. W dużym skrócie można ją przedstawić następująco: relacja przywiązaniowa jest najistotniejszą podstawą prawidłowego rozwoju, zarówno we wczesnym dzieciństwie, okresie dorastania, jak i dorosłości. Szczególnie ważne są relacje z opiekunami – to one decydują o tym, w jaki sposób będziemy odnajdywać się w związkach, rozwijać emocjonalnie, postrzegać siebie i świat. Mają na przykład niebagatelne znaczenie dla naszego poczucia własnej wartości, pewności siebie czy zawiązywania nowych znajomości. Z reguły pierwszą osobą, wobec której dziecko rozwija przywiązanie, jest matka. Najnowsze badania pokazują jednak, że kluczowe są także relacje z innymi opiekunami, szczególnie z ojcem.

Jakie jeszcze modele ojcostwa możemy wyróżnić?

Co to oznacza w praktyce?

Silna więź emocjonalna z ojcem jest fundamentem stabilności uczuciowej, otwarcia na świat, poczucia bezpieczeństwa, prawidłowego rozwoju społecznoemocjonalnego, bez względu na płeć dziecka. W tym względzie rola ojca jest komplementarna do roli matki. Ojciec pozostaje dla dziecka „bezpieczną bazą”, swego rodzaju buforem, wprowadza w świat wartości, uczy radzić sobie z wyzwaniami. Bez tego ojcowskiego wsparcia, odpowiedniego wzorca zachowań, dziecko może mieć problemy z budowaniem właściwych relacji z innymi, także w dorosłym życiu.

A jak to jest z tym osławionym „męskim” wzorcem? Jest dziecku potrzebny?

Oczywiście – i to nie tylko chłopcom, ale też dziewczynkom. Przy czym od razu warto podkreślić, że nie chodzi tu o męskość toksyczną, przemocową i stereotypową. Nie ma nic pozytywnego w przekazie, że „mężczyźni nie płaczą”, to wręcz szkodliwe dla rozwoju emocjonalnego dziecka. Nie tak pojmowana męskość ojca, ale raczej jakość jego relacji z synem, ciepło i bliskość, sprzyjają budowaniu u chłopców poczucia własnej wartości. Relacje ojca z synem powinny być przyjacielskie, życzliwe, oparte na bliskiej więzi emocjonalnej. Sposób patrzenia na rodzinę, na małżeństwo, relacje z kobietami, syn przejmuje od ojca. Partnerskie dzielenie domowych obowiązków nie będzie zagrożeniem dla męskości syna, jeżeli ten na co dzień był świadkiem wzajemnej miłości rodziców, szacunku ojca do matki, wspólnego prowadzenia domu, gotowości do wspierania innych. Pozytywny męski wzorzec potrzebny jest również dziewczynkom. Tata jest dla nich wzorem mężczyzny. Dzięki niemu w przyszłości będą w stanie tworzyć trwałe związki, budować relacje, lepiej rozumieć swoich partnerów i synów. Akceptacja ojca pobudza córkę do rozwoju, motywuje, buduje poczucie własnej wartości.

Relacje z dzieckiem są też korzystne dla ojca?

Gdzieś pomiędzy ojcem nieobecnym a supertatą może być po prostu „wystarczająco dobry ojciec”.

O jednym, podstawowym podziale już mówiłyśmy – ojcostwo tradycyjne kontra ojcostwo współczesne. Inny podział zaproponował Tomasz Sosnowski, znany pedagog, naukowiec, badacz problematyki ojcostwa i rodziny. Idąc jego śladem możemy wyróżnić trzy modele wychowawcze: (1) ojcostwo świadome i odpowiedzialne, (2) pragmatyczne, (3) nieobecne emocjonalnie. Świadomi i odpowiedzialni ojcowie aktywnie uczestniczą w wychowaniu dziecka, angażują się w życie codzienne, respektują potrzeby innych członków rodziny, są wyrozumiali, obecni, zaangażowani. Ich relacje z dzieckiem mają charakter podmiotowy. Tymczasem w pragmatycznym modelu dla ojców najważniejsze są nie relacje, ale bezpieczeństwo materialne rodziny, a także własna kariera zawodowa. W trzecim modelu wyróżnionym przez Sosnowskiego ojcowie pozostają nieobecni emocjonalnie, niedostępni dla dzieci, zdystansowani. Nie wkładają wysiłku w budowanie relacji, ich kontakty z dziećmi są powierzchowne, pozbawione emocjonalnej głębi.

Z pewnością dla dziecka najlepszy jest model świadomego i odpowiedzialnego ojcostwa.

Warto do niego dążyć, ale bez popadania w skrajności, bez nakładania na siebie cudzych oczekiwań i społecznej presji. A ta jest coraz większa. Tak jak od kobiet coraz częściej wymaga się realizowania ideału supermatki, tak od mężczyzn coraz częściej oczekuje się superojcostwa – czyli sprawnego łączenia pracy zawodowej, aktywności fizycznej, różnorodnych pasji z opieką nad dzieckiem i domem. Supertata powinien być uśmiechnięty, zrelaksowany, zawsze odnosić sukcesy. Bądźmy jednak szczerzy – nie da się sprostać wszystkim tym wymaganiom, być perfekcyjnym dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Co więc powinni robić współcześni ojcowie?

Szukać złotego środka. Gdzieś pomiędzy ojcem nieobecnym a supertatą może być po prostu „wystarczająco dobry ojciec”. Tak naprawdę nie ma bowiem jednego uniwersalnego modelu ojcostwa – jest za to ojcostwo dalekie od ideału, różnorodne, naturalne, przeżywane indywidualnie, na swój sposób. Najważniejsze, żeby w tym wszystkim było przepełnione miłością.

dr Monika Lewicka Adiunkt na Wydziale Pedagogiki Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, wykładowczyni akademicka, badaczka relacji rodzinnych, małżeństwa, macierzyństwa i ojcostwa. CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


Rodzina

DLACZEGO JESTEM TAKA SAMA JAK MOJA MATKA? O tym, jak rodzinne traumy lubią się powielać z pokolenia na pokolenie i dlaczego nieraz tak trudno jest wyrwać się spod wpływu rodziców, mówi dr Joanna Lessing-Pernak, psycholożka z Centrum Uważności w Bydgoszczy. ROZMAWIA TOMASZ SKORY


23 Często słyszy się, że ktoś „wdał się w ojca”, to „wykapana mama” albo „ma coś po babci”. O ile za wygląd odpowiadają geny, to z naszym zachowaniem czy charakterem nie jest to chyba takie jednoznaczne?

Nasze ciała ewoluowały przez miliony lat i cały ten proces mamy zapisany w informacji genetycznej. Dziedzicząc pewien garnitur genów, dziedziczymy też predyspozycje do pewnych zachowań i umiejętności, ale z drugiej strony dostajemy także informacje z otoczenia, czego się od nas oczekuje i staramy się temu za wszelką cenę sprostać. Jest to więc wzajemna interakcja genów ze środowiskiem. Jednocześnie na poziomie psychologicznym możemy projektować na swoje dzieci to, co wiemy i pamiętamy o naszych przodkach. Sytuacja, w której widzimy, że dziecko to wykapany wujek Franek – a Franek to np. cwaniak i człowiek, na którym nie można polegać – może prowadzić do nieświadomych wniosków, że z małym Jasiem będzie podobnie. Jaś również nieświadomie chłonie od rodziny te nieprzekazywane wprost negatywne informacje na swój temat, a dokładniej na temat wujka Franka, z którym jest mylony, a nawet go nie poznał. I to determinuje nasze postrzeganie samych siebie. Pięknie pisze o tych zbiorowych rodzinnych projekcjach Bertrand Cramer w książce „Zawód dziecko”. To trudne zadanie odnaleźć w tych zawiłościach siebie. Odróżnić to, co moje, czego pragnę dla siebie, od tego, czego ode mnie oczekują inni i co jest pamięcią rodową.

A czy jest możliwe, że dziedziczymy w pamięci genetycznej nie tylko pewne ogóle cechy, ale konkretne wzorce zachowań? Np. dziadek, którego nigdy nie poznaliśmy, miał arachnofobię i my też panicznie boimy się pająków, choć nikt nas nimi nie straszył w dzieciństwie?

Jako terapeuta odpowiem – tak. Często pracuję z lękami przed nalotem samolotowym lub z osobami, dla których brzmienie języka niemieckiego lub rosyjskiego uruchamia potężny lęk lub pewien stan emocjonalny zupełnie niewytłumaczalny przez obecne doświadczenia. Jednak już bardziej zrozumiały, jeśli pomyślimy sobie o wojennych losach naszych pradziadków. Niedawno pracowałam też z młodą kobietą nad flashbackami z gwałtu, którego nigdy nie doświadczyła, ale wybudzały ją w nocy w koszmarach sennych. Trudno to wytłumaczyć nie zakładając hipotezy o działaniu pewnego rodzaju traumy transgeneracyjnej.

W psychologii jest takie pojęcie jak „skrypty międzypokoleniowe”, czyli wzorce przekazywane z pokolenia na pokolenie. Powielamy zachowania rodziców, którzy powielali zachowania swoich rodziców, nie zastanawiając się nieraz co sprawiło, że dany wzorzec w rodzinie w ogóle zaistniał...

Dobrze obrazuje to ta historyjka: mąż pyta żonę, dlaczego obcina końcówki szynki przed pieczeniem. Żona odpowiada: tak się robi - moja mama tak robiła. A dlaczego twoja mama tak robiła? No bo moja babcia tak robiła! Idą więc do babci i pytają, dlaczego odkrawała końcówki tej szynki. Babcia odpowiada: bo miałam małą brytfankę, w której cała się nie mieściła (śmiech). Czasami tradycja nie ma już żadnego sensu, ale uczymy się poprzez naśladowanie i powielamy to, z czym mieliśmy styczność w dzieciństwie. Pamiętajmy o tym, gdy mówimy naszym

dzieciom z papierosem w ustach, że palenie jest niezdrowe, lub kiedy krzyczymy do nich, żeby na nas nie krzyczały.

Czy chłonąc wzorce w dzieciństwie można w ogóle „być sobą”? Eric Berne pisał, mniej więcej, że każdy z nas nosi w sobie napisany przez rodziców skrypt do odegrania, od którego zależy kim jesteśmy i co osiągniemy. Brzmi trochę fatalistycznie!

Uczymy się poprzez naśladowanie i powielamy to, z czym mieliśmy styczność w dzieciństwie. Pamiętajmy o tym, gdy mówimy naszym dzieciom z papierosem w ustach, że palenie jest niezdrowe, lub kiedy krzyczymy do nich, żeby na nas nie krzyczały.

Absolutnie nie musi! Pod warunkiem, że zdecydujemy się odszukać samego siebie – swoje pragnienia, potrzeby, wartości. Swoje, a nie należące do mamy, taty, babci czy wujka. Odważymy się zajrzeć w głąb siebie i powiedzieć sobie, że np. nie lubię Świąt Bożego Narodzenia i tej sztucznej, napiętej atmosfery panującej w mojej rodzinie. Albo że wcale nie uważam, żeby męczenie się i marnowanie życia w toksycznym, niesatysfakcjonującym związku było cenniejsze niż rozwód i wybranie wolności. To jest moje życie i moje decyzje, mam do nich prawo bez względu na to, co uważają moi bliscy. I nie powinnam się przejmować, że moja matka – jak grozi! – umrze na zawał, jeśli na wesele kuzyna Stasia przyjadę w tej kiecce i do tego z kobietą. Nie powinniśmy się ograniczać tylko dlatego, że w jej głowie nie mieszczą się nowe tendencje w modzie i homoseksualizm. To ja biegnę teraz w sztafecie pokoleń i ci, co biegli przede mną, mogą mi kibicować, ale nie mają prawa decydowania za mnie – oni już mieli swoją szansę. Spotkałam się z opinią, że jesteśmy zobowiązani do pielęgnowania wartości naszych rodziców. Pozwolę sobie się z tym nie zgodzić. Syn lekarzy może być florystą, jeśli tego pragnie. A czy przyjdzie mu za to zapłacić cenę zakały rodziny, czarnej owcy, to już sprawa wewnętrzna systemu rodzinnego. Na pewno otworzy to choć lufcik wolności dla następnych pokoleń.

Zdarza się, że dzieci buntują się przeciw otrzymanym wzorcom, mówią sobie „nie będę taka jak moja matka”, „nie popełnię tych samych błędów co ojciec”, a po latach odkrywają, że są kopią swoich rodziców. Dlaczego tak się dzieje?

Czasami, gdy chcemy od czegoś w sobie uciec – od czegoś trudnego lub bolesnego – niejako lądujemy na drugim biegunie i uruchamiamy taką bujawkę wewnętrzną. Wpadamy w skrajności, raz góra, raz dół. Na przykład obiecuję sobie, że już nigdy nie wybuchnę złością na moich bliskich, bo strasznie ich zraniłam i odczuwam ogromne poczucie winy. Staram się więc być spokojna, udawać, że nie ma we mnie irytacji, rozdrażnienia, ale powoli zbieram w tym wewnętrznym kontenerze coraz więcej emocji. Potem idę do pracy, tam szef doleje oliwy do ognia, po drodze mam stłuczkę i jak wracam zmęczona do domu, a tam moje dzieci kłócą się, wtedy nie wytrzymuję i krzyczę głośniej. Sytuacja się powtarza. Jak na bujawce – od gniewu do miłości i z powrotem.

Uciekając od czegoś, możemy się odbić i wrócić do punktu wyjścia, przekazując ten sam schemat dalej, kolejnym pokoleniom?

Trauma w psychice lubi się odtwarzać. Taka jest jej natura i jej sposób na samouzdrawianie. W końcu ktoś w rodzie zorientuje się, jak działa ten program i go uwolni, wprowadzi tam świadomość i zmieni uwarunkowanie. Ale jednocześnie dzieje się CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


24

Rodzina to także w nieświadomym mechanizmie. Tylko wtedy płacimy za to większą cenę.

cjonalnej kory nowej, ale także pozwalają korzystać z wiedzy płynącej ze starszych warstw mózgu – struktur podkorowych. Rodzice, którzy empatyzują ze swoim dzieckiem i potrafią je mentalizować, czyli popatrzeć na świat z jego perspektywy, a nie tylko z poziomu własnych doświadczeń, skutecznie wspierają jego rozwój. Co innego, jeśli rodzice podejmują decyzje kierując się wyłącznie tym, co im się wydaje, że będzie „dobre dla dziecka”, nie uwzględniając jego rzeczywistych potrzeb i emocji. W takiej sytuacji często okazuje się, że wcale nie wiedzą najlepiej.

Słyszałem, że ci, którzy próbują odejść od zachowań rodziców, często powielają zachowania dziadków. To też trochę wygląda na receptę na zamknięty krąg, tylko z pominięciem, co drugiego pokolenia.

Często z pokolenia na pokolenie odbijamy skrajne wzorce zachowania, żeby wypracowywać powoli drogę środka. Przykładowo: babcia zaangażowana jest tylko w dom i w opiekę nad dziećmi, a jednak całkowicie zależna od nadużywającego alkoholu i wyżywającego się na niej i dzieciach dziadka, który notabene miał nieleczone PTSD, czyli stres postraumatyczny po wojnie, ale nie był złym człowiekiem. Jej córka postanawia odmienić los i zdobywa niezależność od mężczyzny. Jednak skoncentrowana na karierze zawodowej, zaniedbuje swoją córkę, która w babci widzi idealną matkę, bo czas już zdążył uleczyć dziadka. Co robi ich córka i wnuczka? Najprawdopodobniej połączy w sobie zamiłowanie do tradycyjnej roli kobiety realizującej się poprzez macierzyństwo, ale ubogacona już poczuciem wolności zdobytym przez matkę, nie straci tej wolności z perspektywy. Tak to wygląda z fotela psychoterapeuty, który widzi, że ta bujawka powoli zwalnia.

A jaki w tym wszystkim jest wpływ środowiska zewnętrznego – znajomych? W pewnym wieku ich zdanie staje się dla nas ważniejsze od zdania rodziców...

Dobór znajomych to też wspólny wybór historycznego systemu rodzinnego, przekazanego nam w formie genów i wychowania. Upraszczając, to trochę tak, jakby znajomych wybierali nam nasi rodzice i dziadkowie.

Czasem rodzice się dobierają na zasadzie przeciwieństw i wtedy dziecko dostaje dwa różne komunikaty na ten sam temat. Czy to jest sytuacja korzystna dla dziecka – bo od małego wie, że są różne wzorce i może wybrać bardziej odpowiadający model zachowań, czy niekorzystna, bo powoduje wewnętrzny konflikt?

Myślę, że nie ma w pełni zgodnej pary rodzicielskiej – zazwyczaj szukamy kogoś, kto nas uzupełni, dopełni czymś, czego nam brakuje, a jednocześnie jest na tyle podobny, byśmy mogli żyć razem. Zawsze są różnice – przekonań, poglądów, tradycji – i o nie często toczy się bój. Z różnych perspektyw ta sama rzecz, sytuacja, zjawisko wydają się być różne. Jeśli więc rodzice dają dziecku wybór, który nie jest uwikłany w lojalności, jest to dla niego korzystna sytuacja. Gorzej, jeśli relacja między rodzicami jest toksyczna i zaprasza dzieci do stawania po czyjejś stronie. Pojawia się konflikt lojalności i dziecko musi wybierać, z którym rodzicem zostanie, po której stronie musi się opowiedzieć. Wtedy robi się bałagan w umyśle dziecka.

Będąc rodzicem pewnie trudno też zorientować się, że wzorce, które przekazujemy mogą się odbić negatywnie w dorosłym życiu naszych dzieci? Bo przecież „wiemy najlepiej” i robimy „wszystko dla dobra dziecka”…

Myślę, że rodzice „wiedzą najlepiej”, ale pod warunkiem, że kierują się nie tylko przekonaniami z ra-

Łatwo zrzucać odpowiedzialność za swoje problemy i niepowodzenia na innych. Wyobrażam sobie, że po lekturze tego wywiadu ktoś może stwierdzić „no tak, wszystko co złe w moim życiu, to wina moich rodziców”.

Spotkałam się z opinią, że jesteśmy zobowiązani do pielęgnowania wartości naszych rodziców. Pozwolę sobie się z tym nie zgodzić. Syn lekarzy może być florystą, jeśli tego pragnie. A czy przyjdzie mu za to zapłacić cenę zakały rodziny, czarnej owcy, to już sprawa wewnętrzna systemu rodzinnego.

Łatwo, tylko potem jest trudno. Chcemy czuć się niewinni, to daje komfort, ale zrzucanie winy na innych daje tylko pozorną ulgę, bo wraz z odpowiedzialnością odbieramy sobie moc, sprawczość i wewnątrzsterowność, które są kluczami do spełnionego, satysfakcjonującego życia. Ostatecznie to ja decyduję, jak żyję, gdzie i z kim – a nie moi rodzice. Dlatego czasami dystans pomiędzy dziećmi i rodzicami jest najlepszym rozwiązaniem, bo bycie blisko jest toksyczne, wzajemnie raniące i wyczerpujące.

Jak więc walczyć z niekorzystnymi wzorcami wpojonymi nam w dzieciństwie? Często chyba tkwimy w miejscu, bo nawet jeśli nie jest to dla nas korzystne, to jesteśmy do tego po prostu przyzwyczajeni?

Wszystkie nawyki, przyzwyczajenia i modele życia można zmienić, jeśli tylko odzyskamy kontakt ze swoją – czasami głęboko ukrytą – prawdą o tym, czego pragniemy, jak chcemy żyć, co jest dla nas wartością. Dopóki nie odnajdziemy siebie, będziemy żyć w zamieszaniu wielu głosów w głowie i nie będziemy wiedzieć, który z nich ma rację. Nasze myśli są efektem wszystkiego, co w życiu usłyszeliśmy, ale te myśli nie są nami. Niby jest to oczywiste, ale pozwalamy im siebie dręczyć, dopóki im wierzymy. Dlatego musimy przyjrzeć się tym myślom i po kolei sprawdzić, które mi odpowiadają, wpisują się w moje potrzeby i pragnienia, a które mi szkodzą. Które z nich mógłby pomyśleć mój przyjaciel, a które ktoś, kto mnie nie lubi. I na tej podstawie można zrobić pierwszą selekcję, obrać kierunek, który mnie uszczęśliwia. A potem już wystarczy być swoim przyjacielem i wspierać się w realizacji siebie, nawet gdyby rodzice stawali nam na drodze.

dr Joanna Lessing-Pernak psycholog, psychoterapeuta, autorka książek psychologicznych, laureatka medalu Komisji Edukacji Narodowej i odznaczenia Szeryf Praw Dziecka UNICEF. Posiada dwudziestoletnie doświadczenie wykładowcy akademickiego - na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego, w Akademickim Centrum Pomocy Psychologicznej Instytutu Psychologii oraz w Klinice Psychiatrii Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Założycielka Centrum Uważności w Bydgoszczy. CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


mgr inż. Monika Niklas optometrysta NO16307 optyk okularowy PNO 23869 Członek Polskiego Towarzystwa Optometrii i Optyki

Nadwrażliwość na światło Zapewne każdy z nas odczuwał kie-

dyś ból i mrużenie oczu podczas nawet najmniejszego światła. Fotofobia, a prościej pisząc – światłowstręt, to nic innego jak nadwrażliwość na światło. Oprócz bólu i niekontrolowanego mrużenia oczu często towarzyszy mu łzawienie i pieczenie oczu. Światłowstręt może wystąpić u osób zdrowych i aktywnych, niezależnie od wieku. Kiedy pojawia się nagle bez przyczyny może być objawem takich chorób, jak np. zapalenie tęczówki, spojówki czy też twardówki, chorób siatkówki, rogówki, zapalenia wnętrza gałki ocznej czy też jaskry wrodzonej. Fotofobia może pojawić się w przypadku zapalenia opon mózgowych, problemów z tarczycą, zarażenia wścieklizną, włośnicą, a nawet przy grypie, odrze i nowotworach. Dlatego na dłuższą metę nie należy tego problemu bagatelizować. Powodem naszej nadwrażliwości na światło jest też nieodpowiednia dieta (przy braku witaminy B2). Ochrona oczu odpowiednimi okularami przeciwsłonecznymi jest najlepszym sposobem przy światłowstręcie. Należy stosować również zasady higieny wzrokowej: ograniczyć korzystanie z komputera i TV, mniej czasu spędzać w zbyt przegrzanych, klimatyzowanych i zadymionych pomieszczeniach. Na kondycję układu wzrokowego świetnie wpływa dbałość o odpowiednie oświetlenie w pracy, częste mruganie, odpowiednie nawilżenie organizmu oraz częste przerwy podczas intensywnej pracy wzrokowej w bliskich odległościach. A co zrobić, gdy okulary i stosowanie zasad higieny wzrokowej nie pomagają, a światłowstręt jest bardzo uporczywy? Pamiętajcie, że fotofobia nie jest samodzielną jednostką chorobową, a objawem, więc niezwłocznie powinniśmy zgłosić się do swojego specjalisty: optometrysty lub okulisty, aby znaleźć i usunąć przyczynę niedogodności.

Specjaliści salonów Piastowski Optyk czekają Jesteśmy ciągle rozwijającą się firmą z 25-letnim doświadczeniem na rynku optycznym. Dlatego z powodzeniem możemy realizować naszą misję i otwarcie się na potrzeby rynku optycznego. Naszym atutem jest profesjonalizm, dbałość o jakość produktów i usług oraz elastyczne podejście do klienta. Specjalizujemy się nie tylko w doborze standardowych okularów korekcyjnych, ale i okularów progresywnych i specjalistycznych okularów biurowych, gdzie niezbędna jest indywidualizacja wszelkich parametrów wzrokowych. Nasz szeroki asortyment soczewek okularowych/kontaktowych, opraw korekcyjnych i przeciwsłonecznych wiodących firm na świecie pozwala na wybór odpowiedniego modelu, uwzględniając Państwa upodobania i wadę wzroku. Profesjonalne badanie wzroku wykonywane przez optome-

trystów – specjalistów w zakresie badań refrakcji i zaopatrzenia w pomoce wzrokowe, a także w zakresie diagnozowania i właściwego postępowania w przypadku chorób oczu. Zatroszczymy się o każdy szczegół przy wyborze okularów, by mogli Państwo w pełni cieszyć się komfortem widzenia. Zapraszamy do naszych salonów:

BYDGOSZCZ ul. Dworcowa 110 tel. 691 203 710, 52 327 60 94 ul. 11 Listopada 8 te. 665 281 803, 52 371 02 29 KCYNIA ul. Rynek 8 (Apteka) tel. 609 704 521 piastowskioptyk www.piastowskioptyk.pl


Inna perspektywa

26

Mam jeszcze parę osób do odnalezienia, parę miejsc do przeszukania. I marzę: niech moja przygoda z genealogią trwa póki żyję – mówi Ewa Szczodruch, przewodnicząca Kujawsko-Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego.

NASZE KORZENIE I SKRZYDŁA, CZYLI JAK ODNALEŹĆ PRZODKÓW


27 ROZMAWIA JAN OLEKSY

Rozmawiając z pewną panią o szukaniu korzeni, usłyszałem: A po co ci to wiedzieć? Trochę mnie zamurowało. Co by Pani odpowiedziała takiej osobie?

Dziś powiedziałabym tak: Przychodzimy na świat w rodzinie, która jest dla nas przez długie lata najważniejsza, jest źródłem naszej siły, rzadziej słabości. W czasie, gdy zmagamy się z poznawaniem siebie, szukaniem swojej tożsamości, przyczyn naszych porażek i sukcesów, dobrze zdać sobie sprawę, dlaczego tak się dzieje. Johann Wolfgang Goethe powiedział: „Rodzice powinni dać dzieciom dwie rzeczy: korzenie i skrzydła”. Korzenie to rodzina, skrzydła to nasz potencjał. Lecimy w świat, by go poznać i zrozumieć, ale potrzebujemy miejsca, gdzie zapuszczamy korzenie i gdzie wracamy z podróży. Naszą tożsamość budujemy w oparciu o tradycje rodzinne, o siłę, jaką zdobywamy w domu, historię przodków. I nie przeszkadzają nam w tym skrzydła, dzięki którym poznajemy inne kraje, inne obyczaje, inne miejsca.

Co z taką wiedzą zrobić?

Nasza tożsamość pozwala nam być i mieć. Tę wiedzę możemy gromadzić, czerpać z niej doświadczenia, wzory postępowania, wartości. A potem przekazać ją nowym pokoleniom, by wybrały z niej coś dla siebie, w chwilach słabości czuły siłę pokoleń przodków, mogły z niej zaczerpnąć pokarm dla duszy oraz na przykładzie dziejów minionych istnień uczyły się jak żyć i co mieć.

Czy wielu ludzi szuka swoich korzeni?

Trudno określić, ile osób w Polsce zajmuje się genealogią. Gdy patrzę ze swojej perspektywy, wydaje mi się, że większość ludzi, których znam, to genealodzy. Ale z drugiej strony wciąż nie wszyscy wiedzą, czym jest genealogia, nadal zbyt wiele osób nie zna nazwisk panieńskich swoich babć i prababć. Sam Melchior Wańkowicz ostrzegał: „Nie podam ręki nikomu, kto nie wie, jak jego prababka z domu”. Z kolei niektórzy z genealogów amatorów potrafią przywołać nazwiska swoich przodków nawet dwadzieścia pokoleń wstecz, wiedzą czym zajmowali się ich dziadkowie i pradziadkowie, potrafią wyznaczyć stopnie pokrewieństwa pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny. Ustaleniem tych faktów zajmuje się właśnie genealogia – w wolnym tłumaczeniu z greki „nauka o rodzie, rodzinie”. Dla wielu osób to odkrywanie tajemnic przeszłości, pełne magii zbliżenie do przodków, którzy choć odeszli, nadal w nas żyją, bo dzięki nim my pojawiliśmy się na świecie. Dlatego praca nad genealogią własnej rodziny nie polega jedynie na odnotowaniu powiązań rodzinnych i odtworzeniu faktów z historii. Jest próbą zrozumienia naszych przodków i ich świata. Stanowi najbardziej bezpośrednią nić wiążącą nas i naszą rodzinę z historią całego kraju, z dziejami świata. Jakże inny wymiar przybierze historia naszych powstań narodowych, gdy odkryjemy, że w jednym z nich brał udział nasz przodek.

Efekty odkrywania przeszłości mogą być różne. Nie zawsze radosne.

Trzeba też umieć przewidzieć i nastawić się na to, że wcale nie musi być tak pięknie. Kopiąc, ryjąc, szperając w metrykach możemy też odnaleźć „trupa w szafie”, „czarną owcę w rodzinie”, kogoś, do kogo nie przyznałaby się żadna familia. I to może być nasz krewny z przeszłości.

Więc może lepiej w pewnym momencie zaprzestać i dać sobie spokój? By się nie rozczarować, gdy efekty poszukiwań rozmijać się będą z naszymi wyobrażeniami...

Z różnych przyczyn genealodzy zaprzestają nieraz poszukiwań. Jedną z moich koleżanek wykończyły nieślubne dzieci w rodzinie w prawie każdym pokoleniu. Drzewku brakowało gałązek

i listków, rosła frustracja… Niektórzy nie chcą mieć do czynienia z chłopami, inni z kacapami, jeszcze inni z hulaszczym życiem przodków – bankrutów. Nie mamy wpływu na to, co znajdziemy i na to, kim byli nasi przodkowie. I jeszcze jednego uczą genealodzy: nie oceniajmy. Łatwo ferować wyroki, ale lepiej zrozumieć motywy, a jeszcze lepiej przyjąć przodka do rodziny…

Nie należy zrażać się w szukaniu prawdy o sobie? To przecież żaden dramat, jeżeli okaże się, że nasi przodkowie nie byli szlachcicami, a chłopami pańszczyźnianymi.

Dla genealogów nie jest to nieszczęściem. Wystarczy trochę poszperać w rodzinnych fotografiach i dokumentach, by zorientować się, kogo szukamy. Przodków o szlacheckim pochodzeniu łatwiej znaleźć w źródłach pisanych, bo to oni prowadzili nas przez historię i literaturę, to o nich więcej pisano. Zostawały po nich portrety, listy, najstarsze zdjęcia. Ich metryki chrztu czy zaślubin były obszerniejsze, bogatsze w tytuły i zasługi. Genealogia chłopska jest trudniejsza, wymaga długich godzin spędzonych na poszukiwaniach czy to w archiwach, czy w internecie. Nie jest tak efektowna, bo uboga w herby, książki, dyplomy, pamiętniki, a nawet fotografie. Z przeciętnego chłopskiego syna najczęściej zostają trzy daty: urodzenia i chrztu, ślubu oraz zgonu. I wielkim szczęściem będzie, jeżeli ktoś wypisujący metrykę będzie znał nazwisko rodowe jego matki. Ale radość z poznania każdego przodka jest tak samo wielka, tym większa, im dłużej go tropiliśmy i im silniejsze więzi emocjonalne nawiązaliśmy z nim w czasie poszukiwań.

Poszukują głównie ci, którzy mają w sobie ciekawość świata. Podobno okres pandemii temu sprzyja?

Czas pandemii niewątpliwie sprzyja podróżom w głąb siebie. Rzeczywiście, w ostatnich miesiącach w siedzibie Kujawsko-Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego, a więc w moim mieszkaniu, telefon kontaktowy odzywa się częściej. Dzwoni młodzież licealna i studenci, co mnie bardzo cieszy, bo jeszcze niedawno poszukiwaniem korzeni zajmowali się przeważnie ludzie dojrzali. Interesuje ich wszystko, co związane z przeszłością ich rodzin. Mają gorące, otwarte głowy i chcieliby mieć wszystko już. Ale to tak nie działa. Uspokajam ich i podaję wskazówki praktyczne. Należy pamiętać, że jeszcze niedawno archiwa były instytucjami raczej zamkniętymi dla szerszego odbiorcy, w tym genealogów i amatorów - miłośników historii. Dopiero po 1989 roku, jako wynik przełomu politycznego, widoczne stało się zainteresowanie przeszłością własnej rodziny. A więc szukajmy korzeni w archiwach albo w internecie. Może właśnie jakieś konkretne znalezisko wśród milionów metryk w internecie spowoduje, że młodzi zasilą szeregi genealogów i przekażą zdobytą wiedzę następnym pokoleniom, by dać im korzenie i skrzydła.

Poszukiwanie korzeni przypomina pracę detektywa, który idzie po śladach.

I tak jest. Każdy z nas, genealogów, zamienia się czasem w Sherlocka Holmesa. Myśli, dedukuje, jeździ po małych miejscowościach i wsiach, rozmawia z duchownymi różnych wyznań, z administratorami cmentarzy, błaga o wgląd do ksiąg, cieszy się z kawałka wyszarpniętego z notatnika papieru z datą zgonu przodka, czy miejscem pochówku, kupuje lupę, by rozczytać bazgroły w księgach metrykalnych, a potem dzieli się radością ze swoim przyjacielem Watsonem, który go zrozumie i czasem naprowadzi na nowy trop. Magdalena Masłowska z Archiwum Państwowego w Warszawie mówi: „Poszukiwania genealogiczne to tak naprawdę wielka układanka, puzzle składające się z przynajmniej pięciu tysięcy elementów. Przechodzimy bowiem od jednej wiadomości do drugiej. Nie damy rady ogarnąć 200 lat historii naszej rodziny w ciągu jednego wieczora, jednak systematycznie zdobywając informacje, możemy takie drzewo genealogiczne zbudować”. Przy budowie drzewa przydadzą się holmesowska zdolność

CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


Inna perspektywa

28


29 dedukcji, pojmowania zależności, krztyna inteligencji i dużo, dużo wytrwałości.

Od czego Pani zaczęła? Skąd się wzięła ta pasja? Miała Pani potrzebę przyjrzenia się swojej rodzinie, by lepiej poznać siebie?

Genealogią zainteresowałam się w 2006 roku. Zaczęło się od listów z Niemiec, które przychodziły do braci mojego męża, mieszkających na północnym wschodzie Polski. Pisał Ewald Schodruch, genealog, bardziej już Niemiec niż Polak, który poszukiwał kontaktu z rodziną Szczodruchów w naszym kraju. Ewald pochodził z Suwalszczyzny, która wraz z Mazurami stanowi gniazdo geograficzne noszonego przeze mnie nazwiska. A my mieszkamy w Toruniu. Zdarzyło się tak, że jeden ze szwagrów odwiedził nas i pokazał mi list Ew alda. Była to prośba o przedstawienie się, podanie danych przodków itp. - jeden z listów, jakie pisują genealodzy w nadziei na odnalezienie nowego śladu. Odpisałam Ewaldowi i wkrótce pocztą otrzymałam pierwszy „Rodzinny arkusz genealogiczny”. Wypełniłam pierwszy w życiu taki kwestionariusz dla męża oraz teścia i odesłałam. Te arkusze stały się później podstawą mojej pracy genealogicznej. Znajomość z Ewaldem przerodziła się w przyjaźń. Połączyły nas pasja i nadzieja, że znajdziemy wspólnego przodka.

Udało się?

Nie, jego nazwisko nie było zniemczonym naszym, tylko zupełnie innym, o innej etymologii i innych korzeniach. Jednak Ewald nauczył mnie wszystkiego, co sam umiał i chociaż nie korzystał z dobrodziejstw internetu, jego wiedza nie odbiegała wcale, od tego co potem czytałam na forum Genealogii Polskiej, a jeszcze później w literaturze genealogicznej. To wszystko upewniło mnie, że genealogia jest tym, czym chcę się zająć, co wypełni moje życie. I tak około 2006 roku zostałam genealogiem rodzinnym. Przyczyną narodzenia się mojej pasji, nie był snobizm, ale prosta chęć pomocy zdesperowanemu w pogoni za przodkami poszukiwaczowi korzeni.

I tak się potoczyły Pani losy?

Genealogia odmieniła moje życie, ukształtowała pasje: poszukiwanie przodków, indeksowanie, etymologia nazwisk oraz działalność w Kujawsko-Pomorskim Towarzystwie Genealogicznym, którego jestem przewodniczącą od 9 stycznia 2009 roku. W każdej z tych działalności odniosłam większe lub mniejsze sukcesy. Odnalazłam przodków ze Świsłoczy dzięki portalowi Family Search i był to ogromy krok naprzód. Dzięki My Heritage poszerzyłam i pogłębiłam wiedzę o rodzinie męża. Trzy konary mego drzewa mają po 14 -15 pokoleń.

A od czego ma zacząć osoba, którą kręci przeszłość rodzinna?

Dzisiaj młodym adeptom genealogii radziłabym przed przystąpieniem do poszukiwań dotyczących historii rodziny w materiałach archiwalnych, zapoznać się z publikacjami o tematyce genealogicznej oraz historycznej. Biblioteki gromadzą m.in. prasę lokalną, publikacje regionalne, monografie dotyczące miejscowości lub instytucji, stare książki telefoniczne i adresowe, słowniki biograficzne, które pomogą odnaleźć informacje o konkretnych osobach. Dobrze zacząć od zaznajomienia się z tłem historycznym badanej epoki, zwłaszcza z historią regionu, w którym mieszkali przodkowie, jego przynależnością państwową, administracyjną i kościelną. Pomogą one w zaplanowaniu kolejnych kroków badawczych. W pierwszym etapie poszukiwań należy zebrać i uporządkować własne dokumenty z archiwum domowego, takie jak akty urodzenia, chrztu, bierzmowania, konfirmacji, świadectwa szkolne, legitymacje, dyplomy, dokumenty związane ze służbą wojskową, studiami, pracą, małżeństwem, akta własności, wycinki z gazet (np. nekrologi), pamiętniki, kalendarze, modlitewniki i książki z dedykacjami. Zgromadzone dane powinno się uporządkować. Każdy genealog robi to na swój sposób: zeszyty rodzinne,

karty, arkusze genealogiczne, segregatory – sprawdzi się wszystko, w czym sprawnie będziemy odnajdywać dane o naszych przodkach. Zebrane wiadomości można zweryfikować po rozmowach ze starszymi członkami rodziny. Pamięć ludzka jest zawodna, więc dobrze jest notować lub nagrywać wypowiedzi seniorów rodu, pamiętając, że „nieudokumentowana genealogia to mitologia”. Koniecznie zapisujmy od razu źródła informacji. Niczego nie odrzucajmy, bo najdrobniejsza wzmianka może się kiedyś przydać. Aby nasza przygoda z genealogią rozpoczęła się na dobre, musimy dotrzeć około sto lat wstecz. Wynika to z faktu, że księgi utworzone więcej niż 80-100 lat temu trafiają do Archiwum Państwowego i są z reguły bardziej dostępne, niż te, które uzyskalibyśmy z urzędu stanu cywilnego. Wiele ksiąg z wielu archiwów i krajów zostało zdigitalizowanych i trzeba tylko je odnaleźć, a w nich swoich przodków. Uzbrójmy się w cierpliwość i pamiętajmy, że atrybutami genealoga są wytrwałość i ciężka praca, podczas której możemy mieć szczęście, albo „trafić na mur”. Teraz wszystko przed nami.

Stąd już prosta droga do stworzenia dokładnego drzewa genealogicznego?

Dzieci w czwartej klasie szkoły podstawowej rysują swoje pierwsze drzewo genealogiczne. Często od niego zaczyna się pasja. Drzewo służy uporządkowaniu naszej wiedzy i przygotowaniu się na zbieranie dużo większej liczby danych. Krewnych zacznie nam przybywać w tempie geometrycznym. Wprawdzie można zajmować się genealogią tylko za pomocą kartki papieru, ale jak będziemy mieli krewnych nieco więcej, może to być utrudnione. Dlatego pora zaopatrzyć się w genealogiczny program komputerowy.

I stworzyć wirtualne drzewo na miarę XXI wieku.

Ja cały czas używam darmowej wersji i nie widzę zupełnie potrzeby zakupu jakiegoś płatnego programu. Jest wiele darmowych aplikacji. Niektóre z nich mają polskie wersje językowe, inne nie. Najlepiej przejrzeć różne i sprawdzić, czy nam pasują pod względem funkcjonalności czy też grafiki. Korzystając z formatu GEDCOM, który jest standardem wymiany danych pomiędzy programami genealogicznymi, możemy dowolnie zmieniać nasze oprogramowanie bez obawy o utratę naszego drzewa. Jest to na tyle prosty program, że każdy bez trudu powinien sobie z nim poradzić. Przydatną funkcją jest również możliwość wygenerowania naszego drzewa oraz wydruku. Wszystkie programy funkcjonują na tej samej zasadzie, zaczynamy od siebie i cofamy się w czasie do naszych najdalszych przodków. Oczywiście nie zapominamy o naszych bocznych liniach. Mimo całego sentymentu do grafiki drzewa, poddałam się programom komputerowym. Są czytelne, dokładne i mogą być też na swój sposób piękne.

Warsztat pracy genealoga zmienia się jak wszystko wokół?

Przygodę z genealogią zaczynałam, gdy raczkował internet i o programach genealogicznych w Polsce nie mówiono. Wszechobecny był papier. Każda osoba miała zakładaną kartę i opatrzona była numerem. Karty trzeba było uporządkować i podzielić na rody, rodziny wielkie i małe, koniecznie opisać itd. Wszystko to umieszczano w segregatorach, które mnożyły się w czasie poszukiwań. Teraz taki zbiór archiwaliów odsądzany jest od czci i wiary. Plastikowe koszulki, okładki, koperty i tony papieru są passe, bo nieekologiczne. Dziś zdjęcia powinny być zdigitalizowane, umieszczone w komputerze, a drzewo genealogiczne koniecznie w programie komputerowym. Więc teoretycznie warsztat pracy genealoga w XXI wieku to laptop z dostępem do internetu. Przyda się czasem długopis, lupa i notatnik, a na wyjazdy aparat cyfrowy. Ale wszystko przecież zmieści się w smartfonie. No więc o jakim warsztacie mówimy?

CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


30

Inna perspektywa

TE STRONY POMOGĄ CI ROZPOCZĄĆ PRZYGODĘ Z GENEALOGIĄ

FOT. FRANCESCO UNGARO

www.archiwa.gov.pl www.ornatowski.com www.pgsa.org www.polishroots.com www.familysearch.org/pl www.yourrootsinpoland.com/pl/blog www.myheritage.pl

Gdzie jeszcze szukać śladów?

Przodkowie zostawili po sobie wiele śladów. Ich nazwiska można znaleźć praktycznie wszędzie. Zawsze tworzono spisy, listy i to tylko kwestia szczęścia, by na liście żołnierzy, mieszkańców regionu, zasłużonych dla miasta, nauczycieli, lekarzy, oskarżonych, uniewinnionych czy odznaczonych znaleźć znajome nazwisko. Genealodzy wierzą w swoich przodków i czekają na szczęśliwy dzień, by ich poznać bliżej. Internet… Można znaleźć w nim już prawie wszystko. Czasami warto tylko znać źródełko i poczekać, aż nadpłynie złota rybka. Tak czekałam na pojawienie się metryk ze Świsłoczy. Warowałam na portalu familysearch.com latami. Doczekałam się. Znalazłam upragnione metryki, prapradziadka profesora łaciny i greki w świsłockim gimnazjum, praprababkę wdowę oraz wielu przodów urodzonych, zmarłych, zaślubianych sobie, zapisywanych głównie jako „mieszczanie w miasteczku Świsłoczy zamieszkali”. Czasem wystarczy dokładniej poczytać wiadomości na portalach genealogicznych, by trafić na radosną wiadomość, dotyczącą rodziny. Po wysypie wirtualnych cmentarzy nie trzeba już jeździć na koniec świata, by ze zniszczonego grobowca z trudem odczytać sponiewieraną przez czas, a upragnioną datę. Wystarczy przeczesać grobonet.pl czy BillionGraves. Nie warto się martwić, bo podobno genealodzy po śmierci spotykają się z przodkami w niebie.

Genealogia zmieniła Panią?

Dziś genealogia jest moim sposobem na życie, na covidową nudę związaną z izolacją, jest odskocznią od obowiązków, świętem wśród jednakowych dni. Genealogia skutecznie zaspokaja moją ciekawość świata. To antenaci sprawiają, że nigdy nie czuję się ani sama, ani samotna, a każda nowa data w nowej metryce sprawia, że znika głód wiedzy.

Wciąż poszukuję przodków i nie przestanę tego robić, mimo iż wiem, że część metryk przepadła w czasie Bieżeństwa 1915 i szanse na ich pozyskanie są prawie żadne, wiem też, że niektórych swoich przodków nie poznam nigdy. Mam jeszcze parę osób do odnalezienia, parę miejsc do przeszukania, więc szukam. I marzę: niech moja przygoda z genealogią trwa póki żyję.

Tak mówi w pełni zrealizowana genealożka?

Nie znam genealoga do końca zadowolonego z tego, co zrobił. Z reguły wie on, co jeszcze przed nim. I chociaż z dumą prezentuje swoje prace, a rodzina je podziwia, on wie, że to wciąż za mało. Bardzo chciałabym przeniknąć mroki przeszłości i poznać swoich przodków, którzy pozostali na Białorusi. Cierpliwie czekam, aż jakiś przodek zechce dać się odnaleźć. Może utalentowany, może z interesującym zawodem, może bohater? W moim olbrzymim drzewie sporo jest ludzi znanych i ciekawych, nawet utalentowanych, ale nie ma bohaterów narodowych. I taki ktoś mi się marzy. Więc czekam, niejeden worek z metrykami do przejrzenia jeszcze przede mną. Bohater potrzebny od zaraz!

Ewa Szczodruch z domu Czemiel, urodzona w Białymstoku, zamieszkała w Toruniu, absolwentka UMK, pedagożka i psycholożka. Nauczycielka z wykształcenia i powołania, genealożka z zamiłowania. Przewodnicząca Kujawsko-Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego, członkini Polskiego Towarzystwa Genealogicznego, Genealog 2009 roku, odznaka „Za zasługi dla archiwistyki” 2016 r. Potomkini chłopów z Podlasia i inteligencji ze Świsłoczy. Matka Krzysztofa i żona Henryka.

CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


BUTIK Z ODZIEŻĄ DLA DZIECI I MŁODZIEŻY Odwiedź nasz butik online i skorzystaj z kodu

HELLO2021 uprawniającego do 10% rabatu na nasze nowości. www.zaazuu.pl Tu znajdziesz znane marki: MashMnie, All for Kids, QBA Kidsi inne


Rozmowa Psychologia

NIKT NIE LUBI BYĆ ZMUSZANY DO WYSIŁKU

O tym, jak pandemia wpłynęła na naszą aktywność, jak znaleźć w sobie motywację do ćwiczeń i uniknąć pułapek myślowych, przez które rezygnujemy z wysiłku, rozmawiamy z Mateuszem Mindą, psychologiem sportu.


33 ROZMAWIA TOMASZ SKORY

Zacznę od pytania, czym rola psychologa sportu różni się od roli trenera?

Trener do pewnego stopnia też odpowiada za przygotowanie mentalne zawodnika, natomiast główny akcent kładzie na przygotowanie fizyczne, techniczne i taktyczne. Z kolei psycholog koncentruje się na aspekcie mentalnym, czyli przygotowaniu umysłu sportowca do rywalizacji. Daleko idąca specjalizacja i fakt, że o zwycięstwie decydują detale sprawia, że do zespołów dołącza się kolejnych specjalistów np. trenerów przygotowania motorycznego, czy właśnie psychologów sportu. W Polsce rola psychologa sportu w sztabach szkoleniowych zyskuje na znaczeniu – wzorcowy przykład, jak taka współpraca powinna wyglądać, jest w Lechii Gdańsk, gdzie pracuje Paweł Habrat. Kolejny dobry przykład to Iga Świątek i jej współpraca z Darią Abramowicz. Po sukcesie, jaki wywalczyła Iga (pierwszy polski zwycięzca turnieju wielkoszlemowego – przyp. red.), mocno podkreślała, jak pomogła jej obecność psychologa sportu w sztabie. Takie przykłady pokazują, że przygotowanie mentalne jest tak samo ważne jak przygotowanie fizyczne, techniczne i taktyczne.

W sporcie zawodowym motywacja ze strony samego trenera już nie wystarcza?

Myślę, że związane jest to z tym, że coraz więcej czynników decyduje o tym, kto jest – kolokwialnie mówiąc – pierwszy, a kto drugi na mecie. I nie jest to związane z samym aspektem motywacji, ale też wypracowaniem odpowiednich strategii radzenia sobie ze stresem czy też budowaniem pewności siebie. I nawet jeżeli przygotowanie mentalne miałoby odpowiadać tylko za jeden procent naszego sukcesu, to ten procent może się okazać kluczowy w końcowym rozrachunku. A pomoc jaką do zaoferowania w tym zakresie mają psychologowie, jest jednak dużo bardziej efektywna. Cieszy fakt, że coraz częściej trenerzy, szczególnie ci młodsi, zdają sobie z tego sprawę. Dokształcają się, biorą udział w szkoleniach, czy też sami uczęszczają na konsultacje, chociażby z zakresu komunikacji z zawodnikami, bo to też ma znaczenie. Przykładowo jeżeli w siatkówce przerwa dla trenera i zawodników trwa tylko 30 sekund, to w tym czasie trzeba umieć przekazać najważniejsze informacje.

A czy sportowcy-amatorzy też korzystają z pomocy psychologa sportu?

Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że amatorzy też się do mnie zgłaszają i chcą korzystać z tej samej wiedzy, z której korzystają profesjonaliści. Bo jest to wiedza dość uniwersalna – jak pracujemy nad radzeniem sobie ze stresem w kontekście np. przygotowywania się do zawodów, to te same metody mogą sprawdzić się też w wielu innych sytuacjach. Coraz częściej zauważają to rów-

nież młodzi sportowcy i ich rodzice. W trakcie takich spotkań dzieci mogą wiele zyskać. Jednym z takich zysków jest chociażby pomoc w budowaniu samooceny, wiary we własne możliwości, czy też wypracowanie technik radzenia sobie ze złością. Umiejętności te przydadzą się nie tylko w sporcie, ale też wspierają młodego sportowca w jego funkcjonowaniu w środowisku szkolnym i rodzinnym. Podsumowując, można powiedzieć, że praca z psychologiem sportu jest właściwa dla wszystkich osób związanych z aktywnością fizyczną – nie tylko zawodników, ale też trenerów czy rodziców młodych sportowców.

To też ciekawy wątek – rodzic młodego sportowca. Podejrzewam, że często problem związany np. z presją, może tkwić nie w dziecku, lecz w rodzicu?

Poruszył pan bardzo wrażliwy temat (śmiech). W internecie funkcjonuje takie okre-

Aktywność fizyczna została nam niemal z dnia na dzień ograniczona, a nie wszyscy mają warunki, by trenować w domu. W efekcie zaczęło się to odbijać na naszym zdrowiu. ślenie, jak „Komitet Oszalałych Rodziców”. Pod tym hasłem można znaleźć sporo filmików pokazujących rodziców szalejących na trybunach, nie wspominając już o wulgaryzmach i niecenzuralnych gestach. Ci rodzice zachowują się w ten sposób, bo nie potrafią powstrzymać swoich emocji. Być może mają stworzoną jakąś własną wizję, jak powinna wyglądać kariera ich dzieci. Natomiast nie jest do końca regułą, jak niektórzy sugerują, że tym rodzicom coś w życiu nie wyszło, dlatego teraz ich dzieciom MUSI wyjść. Być może jest to związane też z wielkim zaangażowaniem rodziców w życie tego młodego sportowca. Bo to są codzienne dojazdy na treningi, spotkania ze specjalistami, zakup wyposażenia, multum wydatków. W przekonaniu tych rodziców, jeśli poświęcają dziecku tyle czasu i przeznaczają tyle pieniądzy, to mają prawo od niego wymagać sukcesów. To naturalne, że lubimy, gdy nasze inwestycje się zwracają, ale nie jeśli mówimy o 8-9 latkach. W tym wieku dziecko powinno czerpać radość z aktywności fizycznej, z tego, że może spotkać się na boisku czy sali z kolegami, a nie czuć presję ze strony najbliższego otoczenia.

Czy są jakieś grupy sportowców, które gorzej radzą sobie ze stresem, albo zmiany nastrojów wyraźniej odbijają się na wynikach?

W każdej dyscyplinie „głowa” ma znaczenie, natomiast ilu sportowców byśmy nie zapytali, to pewnie dla każdego ten udział byłby inny. Dla jednego przygotowanie psychiczne może stanowić 5 proc. sukcesu, a dla innego 90 proc. Jeśli popatrzymy na przekrój osób z pierwszych stron gazet, które korzystały z pomocy psychologów sportu, to będzie to

szereg dyscyplin. Gdybym miał się pokusić o pewne przewidywania, to statystycznie najczęściej są to zawodnicy piłki nożnej, wynika to jednak z tego, że jest ich po prostu najwięcej. Czy natomiast potrzebują tego wsparcia bardziej od zawodników z innych dyscyplin? Myślę, że nie. To kwestia indywidualna.

A jakie problemy najczęściej poruszają sportowcy w gabinecie psychologa?

Dokonując pewnego uogólnienia, najczęściej przychodzą z przekonaniem, że nie radzą sobie ze stresem. Na treningu wszystko im wychodzi, ale gdy przychodzi do zawodów nagle nic im nie idzie. Często też przyznają, że nie potrafią się dłużej skupić i w trakcie zawodów czują, że ,,ucieka” im koncentracja. Ponadto jednym z najczęściej padających zdań w gabinecie jest też „brakuje mi pewności siebie”. Natomiast to jest system naczyń połączonych, zwykle związanych z innymi obszarami – nie radzę sobie ze stresem, nie mogę się przez to skoncentrować, więc mi nie wychodzi. Nie wychodzi mi, zatem czuję się niepewny siebie.

I pewnie nie można naprawić jednego obszaru bez dotykania innego?

Tak. Poprawa w jednym obszarze powoduje, że jest poprawa w drugim. Jeżeli podczas rywalizacji znam techniki radzenia sobie ze stresem, to łatwiej mi się skoncentrować. Jestem skoncentrowany, więc lepiej mi idzie. Lepiej mi idzie, więc jestem bardziej pewny siebie i już się tak nie stresuję. To nie jest reguła, ale obrazuje pewien mechanizm zależności pomiędzy umiejętnościami mentalnymi. Czasami rozwiązania mogą być niekonwencjonalne. Pracowałem np. z wioślarzem, któremu bardzo zależało, żeby pobić swoją „życiówkę” na ergometrze. Ale za każdym razem, gdy widział na wyświetlaczu, że zbliżał się do niej, to jego poziom stresu tak się nasilał, tak spinał mięśnie, że ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Zapytałem, czy nie mógłby zakleić sobie tego ekranu. Tak zrobił i jak łatwo się domyślić, pobił tę życiówkę, bo nie był skoncentrowany na cyferkach, tylko na działaniu. Ktoś z zewnątrz mógłby powiedzieć, że to śmieszne, ale jeśli coś pomaga, to warto to robić nie przejmując się opinią innych osób.

Pandemia ograniczyła też aktywność fizyczną niemal każdego z nas. Jak sobie z tm radzimy?

Ta aktywność została nam niemal z dnia na dzień ograniczona. Sale sportowe dla amatorów zostały pozamykane i oczywiście można starać się to kompensować innymi aktywnościami, ale nie wszyscy lubią czy są gotowi do zmiany nawyków. Jak chodziłem na siłownię, która była kilka metrów od mojego domu, to było to dla mnie wygodne, a teraz, gdzie mam ćwiczyć, gdy jest zamknięta? Nie wszyscy mają warunki do tego, by trenować w domu. I w efekcie zaczęło się to odbijać na naszym zdrowiu. Myślę, że tu trzeba by zapytać lekarzy, ile przytył statystyczny Polak

CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


34

Psychologia od wybuchu pandemii. Sport wpływa jednak nie tylko na nasze zdrowie fizyczne, ale dzięki niemu realizujemy też nasze inne potrzeby, związane ze zdrowiem psychicznym – chociażby potrzebę przynależności, czy kontaktu z grupą. Jest to sposób budowania relacji, komunikacji, radzenia sobie ze stresem. Te możliwości też zostały nam ograniczone.

poszukać innej, która będzie mi sprawiać przyjemność. Mogę jeździć na rowerze, rolkach, pływać... Możliwości jest mnóstwo, a na poziomie amatorskim to, jakie osiągam wyniki, ma raczej niewielkie znaczenie.

Jak więc zmusić się do tego, by zacząć się ruszać, gdy odzwyczailiśmy się od wysiłku? Albo w ogóle nie byliśmy do niego przyzwyczajeni?

To chyba najpopularniejsza wymówka, niezależnie od tego, czy mówimy o okresie pandemii, czy też nie. Oczywiście jeżeli ktoś trafia do mojego gabinetu sygnalizując brak czasu, to wspólnie analizujemy jego harmonogram dnia. I czasem naprawdę jest tak, że ktoś nie ma go w ogóle, bo każdy dzień ma rozplanowany od rana do nocy. Warto wtedy poszukać aktywności niecelowej. Np. jak jeżdżę samochodem i często stoję w korkach, to mogę przesiąść się na rower. Albo jak jadę autobusem, to może wysiądę trzy przystanki wcześniej. Zamiast spędzać czas z dzieckiem w domu, mogę zabrać je na spacer, w trakcie którego np. będziemy zbierać kasztany. To też jest jakaś aktywność.

Jeśli bylejakość rozumiemy jako wykonywanie ćwiczeń w sposób, który może wyrządzić nam krzywdę, to faktycznie lepiej odpuścić. Natomiast jeśli polega na tym, że zrobimy mniej powtórzeń, czy odpuścimy jakieś ćwiczenie, to ja bym odwrócił to stwierdzenie i powiedział, że lepszy byle jaki trening, niż taki, którego wcale nie zrobimy. Stosujmy podejście „mniej lub więcej”, aniżeli „wszystko albo nic”. Jak nie chce ci się robić 20 pompek, to 10 wciąż będzie lepsze niż zero. Jeśli chcemy odpuścić jakieś ćwiczenie, może warto w jego miejsce wykonać inne? To pozwala przełamać rutynę, która też potrafi osłabić nasz zapał. Jak już nauczyłem się robić 50 pompek, to dążenie do 60 rzeczywiście może nie wydawać się fascynujące. Może zamiast pompek zrobimy więc brzuszki?

Inna pułapka myślowa, w którą często wpadamy – i tak nie zdążę „zrobić formy do lata”, więc nie warto zaczynać.

Na koniec poproszę o krótkie podsumowanie, radę, jak mentalnie przygotować się do zmiany stylu życia na bardziej aktywny?

Powiedział pan „jak się zmusić”, ale odszedłbym od tego określenia, bo nikt nie lubi jak się nas do czegoś zmusza. Skupiłbym się raczej na poszukaniu wewnętrznej motywacji, która sprawi, że będziemy CHCIELI coś robić, a nie czuli się do tego zmuszani. I tu pojawia się pierwsze ważne pytanie – czy przed pandemią się ruszaliśmy, czy nie? Jeżeli ktoś ćwiczył i nagle mu ta aktywność została ograniczona, to pewnie łatwiej mu będzie przestawić się na inną aktywność. Wszystko oczywiście zależy od konkretnej sytuacji. Jeżeli jednak ktoś do tej pory nic nie trenował, to najpierw musi wzbudzić w sobie motywację do podjęcia jakiejkolwiek wysiłku. Najlepiej jest znaleźć sobie taką aktywność, która będzie nam dawać przyjemność – wtedy nie będziemy potrzebowali dodatkowej zachęty, by się w nią angażować. Ale czasem trenujemy po to, by czerpać z tego inną wartość...

Np. by zrzucić nadprogramowe kilogramy?

Posiadanie celu, do którego dążymy, pomaga nam realizować kroki niezbędne do jego osiągnięcia. Natomiast unikałbym wyznaczania go na zasadzie „chcę schudnąć 5 kg”. Skupianie się na cyferkach nie do końca przynosi pożądane rezultaty. Moim zdaniem utrata wagi nie powinna być celem samym w sobie. Szukając motywacji do ćwiczeń lepiej odnosić się do wartości, które są dla nas naprawdę ważne. Chudniemy w imię wyższego celu. Jeżeli taką wartością jest zdrowie, to aktywność fizyczna będzie sposobem na to, żeby je poprawić, niezależnie od tego, ile kilogramów pokazywać będzie nasza waga. W gabinecie miałem np. panią, która wśród swoich życiowych celów wymieniała pomoc swojej rodzinie. Doszliśmy do tego, że jeżeli nie będzie zdrowa, sprawna, to nie będzie mogła jej pomóc. Do dbania o siebie zmotywowało ją to, że umożliwi jej to dbanie o rodzinę.

Z motywacją tak jest, że bywa ulotna i znajdujemy sobie wymówki, przez które przestajemy ćwiczyć. Stwierdzamy np. że skoro coś nam nie wychodzi, to nie ma sensu tego kontynuować...

To prawda, że nikt z nas nie chce sobie udowadniać, jacy jesteśmy w czymś kiepscy. Dlatego jeśli wymyśliłem sobie, że będę grał w koszykówkę, ale okazało się, że w ogóle nie trafiam do kosza, to faktycznie mogę się zniechęcić. Tylko w takiej sytuacji, zamiast zaprzestawać jakiejkolwiek aktywności, powinienem

Możliwości jest sporo i wiele osób deklaruje, że nawet chciałoby coś ćwiczyć, ale – i tu kolejna wymówka – brakuje im ciągle czasu.

Ta myśl przewija się w różnych aspektach życia i często w tę pułapkę wpadają osoby, które się odchudzają. Mam dietę, ale w weekend idę na imprezę i jem fast foody, więc po weekendzie stwierdzam, że dalsze trzymanie diety nie ma sensu. Bo już jadłem coś czego nie powinienem, a pewnie za tydzień czy dwa znowu pójdę na imprezę, sytuacja się powtórzy i cały plan na nic. Tak samo jest z treningami. Zapisałem się na siłownię, ale w poniedziałek nie mogłem iść, w środę coś mi wypadło, więc w piątek już mi się nie opłaca. To tak nie działa! Potknięcia się zdarzają, ale nie powinno nas to zniechęcać do podejmowania dalszych prób. Mamy prawo do tego, że zaszalejemy od czasu do czasu, że jakiegoś dnia nie chce nam się czegoś robić, ale nie powinno to nam przesłaniać celu, do którego dążymy. Opuściliśmy dwa treningi? To idźmy na trzeci. Może nie zdążymy zrobić formy w terminie, odciągnie to w czasie nasz cel, ale przynajmniej całkiem nam on nie ucieknie. Warto uniknąć efektu „wszystko albo nic”, jaki często występuje u osób, które po kilku odstępstwach zarzucają dalszej aktywności.

Osoby, które nastawiają się na konkretny cel, często zderzają się z kolejnym problemem – ćwiczę, ćwiczę, ale nie widzę oczekiwanych efektów...

Jeżeli nie widzę efektów, to warto zadać sobie pytanie: dlaczego? Może wyznaczyłem sobie tak trudny cel, że trudno mi się do niego zbliżyć i dlatego „nie widzę efektów”? Jeżeli założę, że chcę schudnąć 10 kg w tydzień, a po sześciu dniach stracę tylko kilogram, to faktycznie nie widzę założonych efektów. Gdy nie ma zakładanych korzyści, to szybko się zniechęcam. Dlatego nasze cele muszą być re-

alne. Wtedy, po osiągnięciu jednego, będziemy mieć ochotę wyznaczać sobie kolejne i w ten sposób się rozwijać.

Kolejna wymówka, która przychodzi mi na myśl, to stwierdzenie, że jak mam zrobić byle jaki trening, to lepiej nie robić go wcale.

Myślę, że powinniśmy zacząć od udzielenia sobie odpowiedzi na pytania „czego pragnę?” i „co chcę osiągnąć?”. One pozwolą nam wyznaczyć cel, za którym będziemy podążać. Jeśli będziemy mieli świadomość, że robimy coś, co pomoże nam zrealizować ważną życiową potrzebę, a do tego znajdziemy aktywność, którą będziemy w stanie polubić, będzie nam zdecydowanie łatwiej. Często też pomocne okazuje się znalezienie kogoś do wspólnych treningów. To dobry sposób, by wzbudzić w sobie motywację do działania. Bo jak mi się dzisiaj nie chce, ale obiecałem koledze, że pojadę z nim na siłownię, no to już dotrzymam tej obietnicy. I odwrotnie – w ten sposób wzajemnie się motywujemy. Jest też inna metoda – choć nie dla wszystkich – którą można nazwać publicznym zobowiązaniem. Można w mediach społecznościowych wyrazić takie zobowiązanie, że np. będę trzy razy w tygodniu jeździć na rowerze i publikować zdjęcia z tych wycieczek. To technika dla osób, które potrzebują mieć jakąś kontrolę z zewnątrz. Nie wszyscy lubią być tak popychani, na niektórych zadziała to wręcz odwrotnie. Ale z drugiej strony zawieramy w ten sposób pewną umowę i wykorzystujemy wewnętrzne poczucie obowiązku. Im jest on bardziej formalny, tym zwiększa się prawdopodobieństwo, że będziemy go honorować, nawet jeśli ustalenia tej umowy będą dla nas nieco niewygodne. Podsumowując, osoba zmotywowana to osoba, która posiada osobiste ważne powody do zmiany i wierzy w sukces. Natomiast nie istnieje uniwersalna metoda, która sprawdzi się u wszystkich – przetestujmy różne sposoby, aż znajdziemy taki, który zadziała na nas. Bo najważniejsze to zrobić pierwszy krok!

CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET



FOT. 123RF

WŁOS


37

Zdrowie ROZMAWIA KATARZYNA CHYBOWSKA

Polki mają problem z włosami: wypadanie, przetłuszczanie, słaba kondycja... Wystarczy wejść na jakiekolwiek forum poświęcone urodzie, żeby zobaczyć setki postów, pytań, często dramatycznych. Co jest główną przyczyną naszych problemów z włosami?

Raczej nikogo nie zaskoczę mówiąc, że to między innymi nieodpowiednia pielęgnacja. Niestety, najczęściej na naszych półkach w łazience znaleźć można szampony, np. do włosów farbowanych, suchych. Podstawową zasadą jest to, że szampon musi być dostosowany do SKÓRY GŁOWY, a odżywka czy maska do ŁODYGI, czyli do włosa. Niestosowanie tej reguły to jeden z podstawowych grzechów.

Mówi Pani o grzechach. Jest ich pewnie więcej...

Zdecydowanie. Chodzenie spać z mokrymi włosami czy zawijanie włosów ręcznikiem w tzw. turban i trzymanie ich w nim jest dla naszej skóry głowy bardzo niekorzystne, zwłaszcza przy problemach z nią związanych. Takie środowisko, czyli ciepło plus wilgoć, to idealne warunki do rozwoju grzybów, które powodują m.in. łupież. Podczas moich rozmów z klientami często okazuje się, że źle rozczesują włosy. Wiele z nich zaczyna od nasady, po czym dziwią się, że mają kołtuny. Włosy rozczesujemy od połowy ich długości po same końce i dopiero jak będą rozczesane, czeszemy je od samej góry. Kolejnym popełnianym przez nas błędem jest mycie włosów zimną wodą. Praktykuje to wiele osób. Mimo że działa to na włosy - domyka łuskę włosa - na skórę głowy już niekoniecznie. Podając prosty przykład: osoby mające problem z łojotokiem po umyciu skóry głowy zimną wodą sprawią, że gruczoły łojowe będą pracować intensywniej. Najlepiej używać wody letniej.

Jeśli popełniamy wspomniane „grzechy”, to wcześniej czy później trafimy pewnie do trychologa. Jak się przygotować do wizyty w gabinecie?

Trycholog, czyli specjalista od skóry głowy, to nadal dla większości Polaków słowo obce. O tym, dlaczego warto odwiedzić tego specjalistę i mu zaufać, opowiada Natalia Majchrzak-Przygoda, ekspertka w tej dziedzinie. Średnia długość wzrostu włosa w ciągu miesiąca to 1 cm. Jeżeli włosy są zaniedbane, będą rosły wolniej. Wyjątkowo zdrowe mogą rosnąć nawet do 2 cm na miesiąc.

Dobrze, że pani o to pyta, bo to szalenie ważne. Przede wszystkim należy umyć głowę 24 godziny przed wizytą, bez stosowania żadnych produktów dodatkowych, w tym pianek, żeli, stylizatorów. Skóra głowy powinna być po prostu oczyszczona. Dodatkowo proszę swoich klientów, aby sfotografować wszystkie produkty do skóry głowy i włosów, których używają - szampony, odżywki, wcierki itp. - ale również wszystkie leki, zioła czy suplementy, które zażywają. Jeśli ktoś ma badania krwi robione do pół roku wstecz, też warto, żeby je zabrał ze sobą. Często jednak dopiero po kompleksowym wywiadzie jestem w stanie polecić wykonanie odpowiednich badań. Po wizycie przygotowuję dla klienta zalecenia z ewentualnymi badaniami, które warto byłoby wykonać, rozpisaną pielęgnację domową, gabinetową, a po wykonaniu badań krwi również indywidualną suplementację.

Leki działają na nasze włosy?

Oczywiście! W ulotkach dołączanych do niektórych leków do skutków ubocznych zaliczane jest wypadanie włosów, więc zawsze polecam ich czytanie. Wśród takich leków mam na myśli np. te używane na nadciśnienie czy antydepresanty. I w tym miejscu apel do osób, które je stosują. Nie wstydźcie się o tym mówić podczas wizyty w gabinecie trychologa czy kosmetologa. Jest to istotne zwłaszcza przy zabiegach z użyciem światła, ponieważ leki te wykazują na nie nadwrażliwość, co może spowodować powikłania.

Trafiliśmy do gabinetu. Co dalej?

Wywiad to tak naprawdę najważniejsza część wizyty u trychologa. Pytam nie tylko o stosowaną pielęgnację, ale też o stan zdrowia, samopoczucie, a nawet o to, czy ktoś się wysypia alCZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


Zdrowie

38


39 bo stresuje w życiu codziennym, bo to też ma wpływ na skórę głowy czy włosy. Trychologia łączy wiele dziedzin. W codziennej pracy trycholog wykorzystuje wiedzę z zakresu kosmetologii, dietoterapii, farmakologii, ale także medycyny. Ważna jest np. umiejętność prawidłowego odczytu badań, pomimo że lekarzem nie jestem. Jeżeli podczas wizyty okazuje się, że problem wykracza poza moje kompetencje, zalecam klientom dalszą diagnostykę u lekarzy specjalistów.

Nie da się wykonać takiego wywiadu na odległość?

Oczywiście, że się da, ale w diagnostyce skóry głowy oprócz kompleksowego wywiadu bardzo ważne jest również samo badanie palpacyjne, za pomocą dotyku oraz badanie przy użyciu sprzętu. Tu niezwykle przydatna jest kamera, która w różnych powiększeniach pozwala nam dokładnie zobaczyć, co się dzieje na skórze głowy, sprawdzić np. jej unaczynienie, keratozy, ilość łoju na skórze, wydajność mieszkową. Nie-

to może się zdarzyć tak, że nie będę mu w stanie pomóc. Jeśli ktoś się stara, stosuje do zaleceń, jest systematyczny, to efekty się pojawią. Najważniejsze jest regularne stosowanie się do zaleceń. Niestety, z reguły jestem już ostatnią deską ratunku dla osób, które do mnie trafiają. Zwykle tacy klienci już szukali pomocy u lekarzy, dermatologów, a kiedy ci zawiedli, zgłaszają się do mnie. A powinno być odwrotnie: najpierw trycholog, a jeśli ten stwierdzi, że problem jest na tyle istotny, że należy się zgłosić do dermatologa, to dopiero wtedy należy podjąć terapię u specjalisty.

Popularną metodą na leczenie wypadania włosów są zabiegi typu mezoterapia igłowa czy karboksyterapia.

Jak najbardziej – sama wykonuję tego typu zabiegi. Koniecznie przed zabiegiem musi być jednak wykonana konsultacja i badanie mikrokamerą. Obowiązkowo trzeba sprawdzić stan skóry głowy, tj. czy nie mamy łysienia bliznowaciejącego, bo

z łojotokiem na skórze twarzy, to jest duże prawdopodobieństwo, że ten sam problem skrywa nasza głowa. Dlatego w gabinecie mam też liczne zabiegi kosmetyczne na twarz i ciało. W gabinecie wykonuję zabiegi typowo pielęgnacyjne z użyciem chociażby peelingu enzymatycznego czy kawitacyjnego, jak również oxybrazję, czyli peeling wodno-tlenowy, tak bardzo popularny w ostatnim czasie, peelingi medyczne (kwasy), mezoterapię mikroigłową, igłową. Sporo też działam z karboksyterapią, która ma wiele zastosowań. Można za jej pomocą wykonać zabiegi rewitalizujące na okolice oka, twarzy, podbródka, ale również zadziałać na blizny, rozstępy czy tkankę tłuszczową. Mamy dużo możliwości, wszystko jest indywidualnie dopasowywane pod klienta.

Mamy coraz cieplejszy klimat. Jakie zabiegi warto wykonywać, gdy temperatury są wysokie?

Problemy ze skórą wywołuje na pewno wysoka temperatura. Nadmiernie się poci-

Trychologia łączy wiele dziedzin. W codziennej pracy trycholog wykorzystuje wiedzę z zakresu kosmetologii, dietoterapii, farmakologii, ale także medycyny. zwykle istotne jest też indywidualne podejście –te same objawy to nie zawsze ta sama choroba i ten sam sposób postępowania. Konieczne jest ustalenie przyczyny danego problemu, np. wypadania włosów. W tym pomaga doświadczenie, dobry, obszerny wywiad, wyniki badań oraz właśnie badanie mikrokamerą.

Co nęka najczęściej Pani klientów?

Klienci najczęściej borykają się z takimi problemami, jak swędząca skóra głowy, uporczywy, nawracający łupież, wrażliwa skóra głowy oraz nadmierne wypadanie włosów czy łysienie.

Wypadanie włosów to dla wielu osób dramat. Jaka jest jego najczęstsza przyczyna?

Utajona niedokrwistość wynikająca z niedoboru żelaza czy witaminy B12, kwasu foliowego, niedoczynność tarczycy, w tym choroba Hashimoto. Ostatnio bardzo dużo jest przypadków insulinoodporności oraz pacjentów z niedoborami witaminy D. To oczywiście tylko niektóre z powodów, bo problem bywa złożony.

Są wśród nich przypadki beznadziejne, bez szansy na poprawę?

Kiedy przychodzi klient, który nic nie robi, a oczekuje cudu i szybkich efektów,

jeśli tak, to po takim zabiegu narobimy jeszcze większej szkody. Należy również uważać przy chorobach autoim mu nologicznych takich jak Hashimoto czy łysienie plackowate.

my, do tego dochodzi przebywanie na pełnym słońcu, przez co zapycha nam się skóra. Przez cały rok warto robić peeling enzymatyczny. Świetnie sprawdzi się też oxybrazja.

Jak wygląda więc podstawowy zestaw zabiegów w gabinecie trychologa?

Czy tylko kobiety trafiają pod Pani skrzydła?

Zaczynamy od klasycznego oczyszczania, połączonego z infuzją tlenową. Najpierw peeling, w zależności od problemów skóry, następnie przechodzimy do aktywatora. Potem maska na skórę głowy i maska na łodygę. Na końcu jest masaż tlenowy i infuzja tlenowa, czyli dobieram odpowiedni preparat do tego, co się dzieje na skórze głowy, i za pomocą specjalnego aerografu rozprowadzam na głowie przy użyciu tlenu. Te zabiegi są bezpieczne i bezbolesne, nieinwazyjne. Do tego możemy dołączyć, np. elektrostymulację, czyli prądy, żeby pobudzić mieszki włosowe do pracy. Oczywiście mamy też wspomniane już wcześniej zabiegi inwazyjne, jak mezoterapia czy karboksyterapia, ale żeby je wykonywać, zawsze trzeba dobrze zdiagnozować problem.

To brzmi trochę jak wizyta u kosmetyczki.

Nie do końca, ale warto podkreślić, że często to, co dzieje się na twarzy, dzieje się też na skórze głowy. Jeśli ktoś ma problem

Do mojego gabinetu trafiają osoby w każdym wieku. Najwięcej jest oczywiście kobiet, ale przychodzą również dzieci i mężczyźni.

Co z mężczyznami i łysieniem androgenowym?

Im szybciej mężczyzna trafi do mnie z problemem łysienia androgenowego, tego genetycznego, tym większe ma szanse na „zatrzymanie włosów na dłużej”. Więc warto przyjść już przy pierwszych oznakach pojawiania się zakoli czy przerzedzenia na czubku głowy. Warto też dodać, że jeśli zaczynamy łysieć przed 30. rokiem życia, to nie jest normalne. Wtedy bardzo często mamy do czynienia jeszcze z dodatkowymi problemami np. z chorobami tarczycy czy z insulinoopornością. W tym miejscu wiadomość do panów, którzy intensywnie trenują – podczas wysiłku wytwarza się więcej testosteronu, który przekształca się w dht, przez który łysieje się szybciej.

CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


Jej pasja

PRACA W TEARZE LALEK TO WIECZNA MŁODOŚĆ Obserwując dzieci, kolekcjonuję ich kody zachowań. Podpatruję moje córki, podziwiam ich niezwykłą wrażliwość na muzykę, kolory nieba, na przyrodę. To, czego się od nich uczę, pomaga mi później przy budowaniu ról - mówi Marta Parfieniuk-Białowicz, aktorka Teatru Baj Pomorski.

FOT. JACEK SMARZ, „CALINECZKA” W TEATRZE BAJ POMORSKI

ROZMAWIA JAN OLEKSY


41 Aktorka z teatru lalek jest ciągle młoda, jak jej widownia? Nigdy nie wyrasta ze świata bajek?

tego roku. Robiliśmy warsztaty logopedyczne, dykcyjne, rozgrzewki dla dzieci, ale to wszystko to nie jest scena, to nie jest kreowanie, obcowanie z widownią. W spektaklu online „Kapelusz Pani Wrony” w reżyserii Laury Słabińskiej zagrałam sympatyczną rolę cichutkiej Myszki Bronisławy. Okazało się to bardzo fajną teatralną przygodą w czasie pandemii. Próby przez zooma, widmo lockdownu, ale się udało. Efekt mnie zaskoczył pozytywnie.

To prawda. Myślę, że konserwują nas role w teatrze lalek i młoda widownia. Nie bez znaczenia jest fakt, że od 19 lat kreuję postać Calineczki, od momentu, gdy pojawiłam się w teatrze. Myślę, że widownia, kontakt z małymi dziećmi to jeden aspekt wiecznej młodości, a drugi to wielość ról dziecięco-dziewczęcych i zwierzęcych. Kurki, ptaszki, sówki, lisy - czego to my nie gramy! Zabawna anegdota: lekarz, podczas wizyty, zapytał mnie „Co pani ostatnio grała?” Ostatnio? Myszkę Bronisławę! I jak sobie gram takie myszki czy Calineczki to rzeczywiście, czuję się lekko zakonserwowana, przynajmniej charakterologicznie, bo biegu czasu się nie oszuka.

Czy Twoje dzieci Cię oceniają? Jak reagują, widząc mamę na scenie?

Kusi mnie, by zapytać, czy w jakimś sensie nie dziecinnieje się przez pracę w teatrze lalek...

Z pewnością się nie dziecinnieje, raczej nabiera się większego dystansu do świata, wyciąga z niego więcej radosnych rzeczy. Dzięki tej pracy wyostrza się zmysł obserwacji i czujność na wszystko co zabawne, lekkie, przyjemne.

Świat bajek kręci również dorosłych? To nie tylko domena najmłodszych?

Dobre bajki są tak skonstruowane, że mają dwie warstwy, jedną - tę dla dzieci, drugą - dla dorosłych. Ostatnio zrealizowaliśmy w teatrze wyczekany przez nas spektakl „Lalki śpiewają”. Skonstruowaliśmy scenariusz, którego zamierzeniem było, by dobrze bawiły się zarówno dzieci 3-letnie, 10-letnie, jak i dorośli. Zdaje się, że się udało. Przedstawienia w teatrze lalek dają też możliwość podglądania, w jaki sposób rodzice patrzą na swoje dzieci, kiedy te z otwartą buzią oglądają spektakl, chłoną świat ze sceny. Te spojrzenia są pełne zachwytu, zawiązuje się magiczna więź w rodzinie. Taki jest właśnie teatr lalek.

Bajki, świat magii, teatr - to ucieczke od niekiedy ponurej rzeczywistości?

Problemy dnia codziennego znikają, gdy wchodzę na scenę. Ta praca jest dla mnie formą zapomnienia o wszystkim, co złe. Nigdzie tak dobrze się nie bawię, jak w teatrze. Do łez się tu zaśmiewam. To gigantyczna odskocznia od trosk i czasem skomplikowanej logistyki rodzinnej. Na co dzień jestem szczęśliwą mamą, żoną. Ale wiadomo, że dzieci nieraz chorują, mają mniejsze lub większe problemy, a mama się martwi. Teatr jest terapią, prowadzoną z fajną ekipą koleżanek i kolegów z zespołu. Niestety pandemia boleśnie przerwała rytm, który udawało mi się zachowywać przez wiele, wiele lat. Ale teraz wracam na scenę.

Aktor bez kontaktu z widownią nie żyje.

Coś w tym jest. W moim przypadku strachowi przed wirusem towarzyszył strach przed utratą pracy. Szczególnie mocny w pierwszej fazie pandemii. Trudno mi się było pogodzić z tym, że nie widać końca, że to tak długo trwa. Jestem aktorką, która dużo gra, w miesiącu nawet około dwudziestu, trzydziestu spektakli, praktycznie codziennie. I nagle nic… Smutek i niedowierzanie. Teatr mnie zawsze ratował, wzmacniał, dawał mi poczucie siły i luzu w życiu.

Ale robiliście w tym czasie coś online?

Udało się nagrać „Literkowo”, ale bardzo późno, bo platforma streamingowa ruszyła dopiero w styczniu

Podczas przedstawień mamy możliwość podglądać, w jaki sposób rodzice patrzą na swoje dzieci, kiedy te z otwartą buzią oglądają spektakl, chłoną świat sceny. Te spojrzenia są pełne zachwytu, zawiązuje się magiczna więź w rodzinie. Taki jest właśnie teatr lalek.

Tak naprawdę nigdy mnie nie oceniają, jedynie opowiadają o spektaklu, który widziały. Mam dwie córki - 12-letnią Polę i 8-letnią Helenkę. Czasem wydaje mi się, że jestem ich idolką - szczególnie młodsza córka jest naprawdę we mnie wpatrzona. Nie zapomnę nigdy jej pierwszego kontaktu z teatrem i ze mną na scenie. Helenka miała 11 miesięcy, zabraliśmy ją na „Przytulaki”. Gdy zobaczyła mnie po przedstawieniu w kostiumie i w kitkach, to patrzyła na mnie nie jak na mamę, tylko jak na obcą osobę. Tego spojrzenia nie zapomnę nigdy.

To dobrze świadczy o Twojej grze.

Najlepsza recenzja – powiedziałam wtedy do męża. Dziewczynki siedzą nieraz na widowni, czasem zerkam na nie. Przeżywają spektakl, nie odrywają oczu od sceny. Jest w tym pewien rodzaj fascynacji moim zawodem i nawet myślę, że są dumne z tego, że jestem aktorką. Wiele im zawdzięczam - na przykład mała Pola 12 lat temu była moją inspiracją do powstania spektaklu dla najnajów, czyli najmłodszych widzów - „Przytulaki”, który stworzyliśmy wspólnie z Edytą Soboczyńską i Mariuszem Wójtowiczem. Impuls poszedł od mojego rodzonego dziecka i przełożył się na wartość artystyczną.

Obserwacja dzieci pozwala Ci na doskonalenie warsztatu, ma to wpływ na grę? Co myszki lubią najbardziej?

Przede wszystkim obcowanie z dziećmi na co dzień, i to nie tylko jako mama, ale także jako logopedka, pozwala inaczej postrzegać świat. Kreując jakąś rolę, np. grając dziecko na scenie, trzeba umieć odczuwać stany emocjonalne emocjami dziecka. Dziecko ze złości tupnie nogą i powie „nienawidzę cię”! Dorosły tak nie zrobi. Obserwując dzieci, kolekcjonuję ich kody zachowań. Podpatruję moje córki, podziwiam ich niezwykłą wrażliwość na muzykę, kolory nieba, na przyrodę. To, czego się od nich uczę, pomaga mi później przy budowaniu ról. Podobne obserwacje prowadzę w przedszkolu, w którym pracuję jako logopedka. Jestem czujna.

Skąd ta logopedia? Prawda, że komponuje się z aktorstwem, którego domeną jest piękna mowa.

Po maturze dostałam się jednocześnie na filologię angielską i na studia aktorskie. Wybrałam aktorstwo, ale nachodziły mnie myśli, że aktorem nie jest się na całe życie, że bywa różnie. Miałam dosyć dojrzałe przemyślenia w tak młodym wieku. Skończyłam studia aktorskie, przyjechałam do Torunia, dostałam angaż w Baju Pomorskim, ale będąc niespokojną duszą, nie przestałam myśleć o planie B. Wybrałam logopedię na UMK, by na wszelki wypadek mieć drugi zawód. Napisałam pracę z zakresu logopedii artystycznej. Bliskie mi było obcowanie z głosem, emisja głoCZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


42

Jej pasja su mówionego, przemawianie ze sceny, kultura języka. Od tego momentu zaczęła się moja druga, równoległa ścieżka zawodowa pracy nie tylko z dziećmi, ale i z dorosłymi. Do dzisiaj z powodzeniem prowadzę warsztaty z wystąpień publicznych, prawidłowej emisji głosu. Skierowane są do dorosłych, którzy mają problemy z przemawianiem, wypowiadaniem słów na głos, którym głos drży, załamuje się, pocą się ręce, a są to osoby, które na co dzień pracują głosem. Wtedy, 18 lat temu, gdy wybierałam tę dziedzinę, to myślałam, że w razie czego będę miała drugi zawód na ciepłą emeryturkę. Oczywiście rezygnacja z aktorstwa byłaby bolesna, bo nie istnieję bez sceny i bez grania. Na szczęście ścieżki tak się ułożyły, że z satysfakcją mogę pracować w obu zawodach równolegle.

Nie czujesz się osobą rozdartą z powodu dwutorowości drogi zawodowej? Aktorstwo dzielisz z logopedią?

Myślę, że jestem skuteczniejszą logopedką, dzięki temu, że jestem aktorką i myślę, że mam dużo większą świadomość pracy głosem jako aktorka właśnie dlatego, że jestem logopedką. Te dwie dziedziny oddziałują na siebie, udaje mi się je ze sobą skutecznie łączyć.

Jednym z kompatybilnych efektów jest Twój Teatralny poradnik logopedyczny. To sukces trochę pozasceniczny?

Tak bym tego nie nazwała. Sukcesem dla mnie jest moja rodzina, wyjątkowe dwie córki, a najwspanialszą rolą jest rola mamy. Niemniej w momencie dużego dołka psychicznego, którego doświadczyłam w pandemii, inicjatywa Toruńskiej Agendy Kulturalnej, czyli konkurs dla artystów „Daj sztukę”, okazał się światełkiem w tunelu. Pomyślałam wtedy, że połączę te dwie dziedziny - aktorstwo oraz logopedię, i pokażę światu, co robię. Stworzyłam projekt „Język lata jak łopata”, w ramach którego powstał film, będący lekcją tego, co można robić z językiem, z wymową i mową, by była piękniejsza i wyrazista. Ćwiczenia oddechowe, artykulacyjne oraz emisyjne przedstawiłam w teatralnej inscenizacji. Projekt został ciepło przyjęty. Takimi małymi sukcesami cieszyłam się w pandemii.

Przede wszystkim skierowałaś uwagę na problem pięknej mowy.

Zwracam uwagę na to, jak ludzie mówią. Cały czas mam wrażenie, że za małą wagę przywiązuje się do tego, jak mówią dzieci, jak mówi młodzież. Bełkot drażni, a słowa wywalane jak z karabinu ranią. Nie czuję, bym pełniła misję uświadamiania ludziom roli pięknej mowy, ale moim słuchaczom ciągle powtarzam „Wsłuchujcie się w swoje głosy, uwierzcie, że są piękne. Mówienie musi być przyjemnością”. To z pewnością droga do pozbywania się różnych kompleksów. Głos i emocje są ze sobą ściśle powiązane, a rehabilitację głosu zawsze traktuję holistycznie.

Kiedyś w kwestionariuszu przedstawiłaś swoje motto: „Możemy wzmacniać siłę życia w nas poprzez obcowanie z ludźmi, którzy w nas wierzą, cieszą się nami.” Podtrzymujesz tę myśl?

Nieustannie, do tego mogę dziś dodać: unikaj ludzi, którzy wysysają z ciebie energię, nie marnuj czasu na relacje nad którymi wisi chmura… Na niektórych spaliłam się emocjonalnie, dużo mnie w życiu

kosztowały. Teraz, mając skończone 40 lat naprawdę wiem, które relacje warto pielęgnować i poświęcać im energię. Przyjaciół nie tylko poznaje się w biedzie, ale wtedy, kiedy ci się najbardziej udaje - kiedy zagrasz dobrze rolę, coś ci wyjdzie w pracy, w życiu, kiedy wygrasz jakąś nagrodę - wtedy wiesz, kto naprawdę ciebie wspiera i cieszy się razem z tobą. Gdy telefon milczy, to o czymś świadczy.

Wysysaczom energii mówimy nie! A zawiść? Mówi się, że w środowisku aktorskim jest ona szczególnie widoczna?

To uogólnienie. Ja na szczęście prawie tego nie doświadczam. Trzon naszego zespołu aktorskiego to dość zgrany organizm. Jesteśmy ze sobą bardzo zżyci i z całą pewnością dalecy od tego typu emocji.

Niedawna 40-tka była dla Ciebie okazją do podsumowania i zaplanowania następnych 40 lat?

Moja 40-tka wypadła w największym dołku pandemicznym, zatem wielkich podsumowań nie było. Jedynie czułam rodzaj spełnienia, zadowolenia ze swojego życia, ze swojej rodziny, z pracy, z przyjaciół. Naszła mnie tylko refleksja, że może powinnam bardziej zająć się sobą, nie zapominać o sobie w codziennym zabieganiu, zachować zdrowy egoizm. Jakichś szczególnych postanowień nie podjęłam. Wiem, że zrobię tyle, na ile pozwoli mi zdrowie i otwarty umysł. Jestem dobrej myśli. Ciągle czuję niedosyt, rozpiera mnie energia życiowa i twórcza, mam na siebie wiele pomysłów. Bardzo chciałabym jeszcze ukończyć studia z rehabilitacji głosu.

Marta Parfieniuk-Białowicz aktorka i logopedka, od 19 lat związana z Teatrem „Baj Pomorski” w Toruniu. W swoim dorobku ma około 40 kreacji aktorskich. Współreżyserowała dwa lubiane przez widzów spektakle „Przytulaki” i „Literkowo”. Poza sceną jest instruktorką Małej Akademii Teatralnej, prowadzi zajęcia logopedyczne, trening emisji głosu i artykulacji, uczy dykcji, pokazuje jak mówić ładniej, oddychać efektywniej i jak pokochać swój głos. Niezmiennie głodna życia i wyzwań. CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


SKONTAKTUJ SIĘ Z NAMI REHABILITACJA SPECJALISTYCZNA

Toruńska 29 85-023 Bydgoszcz \ 609 125 223

rejestracja@rehabilitacjaspecjalistyczna.pl

W

kładki są projektowane indywidualnie dla każdej stopy w trakcie badania przeprowadzonego przez podologa i po wnikliwej, trzyetapowej diagnostyce. Badanie jest proste, jednak dzięki zaprojektowanemu przez naszych specjalistów programowi do diagnostyki jest również bardzo dokładne. Kolejne etapy dają wielowymiarowy obraz nacisków, które są nakładane na stopy i pozwalają przygotować wkładkę, która wspiera strukturę stopy w każdym wymiarze.

W

kładki do butów są dedykowane zarówno osobom ze zdiagnozowaną wadą postawy, jak i wszystkim, którzy pragną zadbać o profilaktykę wad postawy. Mogą być zalecane uzupełniająco przy rehabilitacji dorosłych lub dzieci. Nadają się dla sportowców, zwiększając ich komfort i zabezpieczając ich przed kontuzjami. Zalecane są również kobietom w ciąży oraz diabetykom, którzy są narażeni na zespół stopy cukrzycowej. Co więcej, wkładka ortopedyczna 3D jest doskonałą profilaktyką przeciwzwyrodnieniową i wytchnieniem dla osób pracujących w wymuszonej pozycji lub dużo chodzących. Zachęcamy do przejścia badania podologicznego. Badanie stóp pozwoli zapobiegać przyszłym dolegliwościom.


Oko w oko

TRUCKING GIRL, CZYLI JAK SIĘ SPEŁNIA AMERYKAŃSKI

Zwiedza świat, podróżuje za darmo, poznaje ludzi. I przekonuje, że prowadzenie ciężarówki to bardzo dobry zawód dla kobiety.

FOT. ARCHIWUM IWONY BLACHARCZYKOT.

44


FOT. ARCHIWUM IWONY BLACHARCZYKOT. ARCHIWUM PRYWATNE, MATERIAŁY PRASOWE TVN

45

TEKST: MATYLDA WITKOWSKA

M

a w kieszeni dyplom z anglistyki, na koncie udział w konkursie Miss Polonia, a na półce stworzoną na jej wzór lalkę Barbie. Ale na co dzień 33-letnia Iwona Blecharczyk pracuje jako kierowca 63-tonowej ciężarówki. Jako jedna z pierwszych kobiet w tym męskim zawodzie przełamuje stereotypy. Znana internautom jako Trucking Girl napisała o swoim życiu książkę.

TO BARDZO DOBRY ZAWÓD DLA KOBIETY

Drobną blondynkę z Podkarpacia od dziewięciu lat można spotkać za kierownicą wielkich ciężarówek jeżdżących po europejskich drogach. Jako zawodowy kierowca Iwona Blecharczyk większość czasu spędza w trasie, wożąc różne towary: od pszczół, przez kwiaty, po próbki z kopalni diamentów. Ostatnio jej specjalnością są tzw. gabaryty, czyli ponadnormatywne ładunki, które nie mieszczą się na drodze i potrzebują specjalnej eskorty.

Iwona wozi głównie bardzo długie elementy do elektrowni wiatrowych. Razem z pojazdem osiągają często długość do 70 metrów. Z prowadzeniem takiego wozu Iwona radzi sobie doskonale. I chociaż czasem bywa jej ciężko, jest zachwycona swoją pracą. Zwiedza świat, podróżuje za darmo, poznaje ludzi. I przekonuje, że prowadzenie ciężarówki to bardzo dobry zawód dla kobiety. Zanim została Trucking Girl, próbowała swoich sił w projektowaniu i szyciu odzieży oraz w regionalnym etapie konkursu Miss Polonia 2007. Potem skończyła anglistykę, ale szybko postanowiła rzucić spokojną karierę nauczycielki angielskiego dla pracy na ciężarówce. Trochę wbrew nadziejom rodziców – także nauczycieli. – W rodzinie nie było żadnego kierowcy, ten zawód był mi kompletnie obcy – mówi Iwona. – Na studiach zainteresowałam się jednak kulturą amerykańską i bardzo spodobały mi się amerykańskie ciężarówki. Chciałam też podróżować i poznawać świat, a do tego bardzo lubiłam jeździć. W końcu te wszystkie zainteresowania połączyłam – mówi pani Iwona.

Znalezienie pierwszej pracy w zawodzie kierowcy nie było jednak dla kobiety proste – mimo posiadania uprawnień potencjalni pracodawcy z firm transportowych nie widzieli atrakcyjnej, dwudziestokilkuletniej blondynki w trasie. W końcu Iwona przekonała jedną z firm, żeby wysłała ją na próbę w trasę zanim zatrudni się na stałe w biurze.

POCZĄTKI BYŁY TRUDNE, BŁĘDÓW KOBIECIE SIĘ NIE WYBACZA

Dziś Iwona przyznaje, że w tym zawodzie początki są dla kobiety trudne. Bo kobietakierowca wzbudza nadal duże zainteresowanie. – Startującemu w zawodzie chłopakowi nie patrzy się na ręce, dopóki czegoś naprawdę nie popsuje i szybko zapomina mu się błędy. A gdy kobieta uczy się jeździć, wszyscy nagle wychodzą na przerwę na papierosa i obstawiają zakłady, za którym razem uda się jej wjechać – opowiada pani Iwona. Z kierowaniem ciężarówką kobieta da sobie bez problemu radę. Ale czasem ta praca wymaga siły fizycznej, zwłaszcza gdy naczepa przykryta jest plandeką, a kierowca musi ją samodzielnie odpinać lub zabezpieczać.

CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


46

Oko w oko – Dziewczyny mogą jednak sobie wybrać typ transportu, w którym pracują, na przykład wybrać przewóz kontenerów lub chłodni, z którymi nie ma takich problemów – mówi Iwona.

CZASEM CZEKAJĄ WIELBICIELE, CZASEM GANGI

FOT. ARCHIWUM IWONY BLACHARCZYK, KRZYSZFOF GODAWA

Jednak w trasie nie brakuje wyzwań. Na parkingach czyhają niechciani wielbiciele, a nawet przestępcze gangi. Nie ma tu miejsca dla pań, które lubią godzinami zajmować łazienkę. Kierowcy zwykle śpią bowiem w swoich samochodach, a kąpią się na parkingowych stacjach benzynowych. Prysznice są tam często pojedyncze, kolejki do nich są normą. – Warunki sanitarne w świecie transportu europejskiego są bardzo złe. Stacje są zatłoczone, a prysznice prawie zawsze brudne – przyznaje Iwona Blechar-czyk. – Dlatego większość kierowców wozi ze sobą bańki z wodą. Czasem umycie się rano i wieczorem wodą z bańki koło ciężarówki to jedyna możliwość – opowiada Na dodatek kobiety nie zawsze mogą skorzystać ze specjalnych sanitariatów stawianych dla kierowców w firmach, w których odbywa się przeładunek towarów. W takich miejscach nie przewidziano bowiem oddzielnej toalety dla pań. – To często jest kilka pryszniców razem, bez ścian czy firanek. Trudno się kąpać w męskiej łaźni, gdy nie wiadomo, kto do niej wej-

CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


FOT. ARCHIWUM IWONY BLACHARCZYK

FOT. ARCHIWUM IWONY BLACHARCZYK

47

dzie. W tej sytuacji dziewczyny zazwyczaj rezygnują z kąpieli – mówi kierowca. Łatwiej zorganizować sobie odpowiednią dietę, chociaż po pierwszej podróży Iwona przytyła. To dlatego, że uczący ją kolega okazał się świetnym kucharzem. Bo w szoferce także się gotuje. – Kierowcy wożą bigosy, fasolki, gulasze zawekowane w słoikach, albo robią po drodze zakupy i sami sobie gotują. Każdy kierowca wozi butlę gazową albo kuchenkę, na której może ugotować, co mu się podoba – wyjaśnia.

POLKA NA KANADYJSKICH LODOWYCH SZLAKACH

Zawód kierowcy ma za to mnóstwo zalet. Iwona dzięki niemu zwiedziła ukochaną Hiszpanię, Stany Zjednoczone, była też pierwszą Polką, która jeździła truckami po kanadyjskich lodowych szlakach, czyli sezonowych drogach wytyczonych po zamarzniętych jeziorach. Spełniła swoje młodzieńcze marzenia o wielkich podróżach. – Ten zawód dał mi absolutnie wszystko: kontakt z maszynami, podróżowanie, zarabianie, karierę, poznawanie nowych ludzi. To było jak złapanie pięciu srok za ogon jednocześnie – wylicza dziś Iwona.

TRUCKING GIRL NA YOUTUBE

Z czasem zawód kierowcy dał jej też sławę. Iwona jest znana dobrze w sieci jako Trucking Girl. Pod takim pseudonimem prowadzi wi-

deobloga na portalu You Tube. Jej kanał subskrybuje ponad 300 tysięcy osób, a najpopularniejszy film ma już ponad 10 milionów wyświetleń. Trucking Girl pokazywała już w filmach zakamarki swojego volvo, przygody z załadunkiem przy minus 40 stopniach w kopalni diamentów w Kanadzie, a także smażyła naleśniki według przepisu, który przekazał jej Karol Okrasa. Pod koniec października nakładem wydawnictwa Muza ukazała się pierwsza książka Iwony pt. „Trucking girl. 70-metrową ciężarówką przez świat”. To wciągająca opowieść o tym, jak zwykła dziewczyna z małej wsi na Podkarpaciu pomimo wielu przeszkód spełnia swoje marzenia, zwiedza świat i poznaje nowe miejsca. Ale w książce Iwona pisze też o trudach swojej pracy: o przestępcach grasujących po parkingach, zarwanych nocach, kradzieżach załadunku, uchodźcach wkradających się do wozów czy drogach, na których trudno się zmieścić wielką ciężarówką. Opowiada też o swojej działalności w fundacji Truckers Life, w której walczy o lepsze warunki pracy kierowców. Przez całą opowieść przewija się jednak główne motto życiowe autorki: że warto spełniać swoje marzenia.

IWONA – BARBIE SHERO

Za swoją postawę została doceniona w niezwykły sposób. W ubiegłym roku firma Mattel stworzyła na jej obraz i podobieństwo lalkę Barbie i tym samym nadała Iwonie Blecharczyk tytuł Barbie Shero. Shero to skrót od angielskich słów oznaczających damską bohaterkę. Ten zaszczytny tytuł przyznawany jest paniom, które przełamują stereotypy związane z płcią i pozwalają młodszym pokoleniom dziewcząt uwierzyć, że mogą stać się tym, kim pragną. Iwona została drugą Polką z tytułem Barbie Shero. Rok wcześniej swoją spersonalizowaną Barbie otrzymała dziennikarka i podróżniczka Martyna Wojciechowska. Ale w kolekcji spersonalizowanych lalek są artystki, sportsmenki, działaczki społeczne, szefowe kuchni. Wszystkie w strojach związanych ze swoją pracą lub rolą społeczną. Także Barbie Iwony Blecharczyk nie wygląda jak klasyczna laleczka w różu. Ma

na sobie czarny, luźny kombinezon techniczny zawodowego kierowcy z odblaskowymi elementami. Taki sam, jaki w pracy nosi Iwona. – To ogromny honor i zaszczyt – mówi o nagrodzie polska Trucking Girl. – Ucieszyłam się, tym bardziej że to moja pierwsza lalka Barbie. Odebrałam ją, a z gali szybko pojechałam dalej w trasę – mówi Iwona. Teraz Iwona dostaje mnóstwo pytań od dziewcząt, które też chciałyby jeździć na ciężarówkach. Niektóre trochę nie wierzą we własne siły, innym rodzice próbują wybić ten pomysł z głowy. Iwona przekonuje, że warto próbować. – W tym zawodzie pracują przeróżni ludzie. Można tu spotkać zarówno człowieka po podstawówce, jak i menedżera, który chciał odciąć się od stresu, czy księdza, który odszedł z kapłaństwa – mówi Iwona. Są także kobiety, w tym młode mamy. – Mam koleżanki, które na jakimś etapie zdecydowały się na dziecko. Po roku urlopu macierzyńskiego wróciły do pracy i widzę, że jakoś sobie radzą. Trochę pomagają im mamy, trochę mężowie. Ale to pierwsze pokolenie mam-kierowców. Sama przyglądam się im z zaciekawieniem – mówi Iwona. Czasem do Iwony piszą też starsze panie. Śledzą profil Trucking Girl, oglądają jej filmy z podróży. Marzą o tym samym, ale wiedzą też, że dla nich jest już za późno na taką pracę. – Zawsze odpowiadam im, że widziałam na parkingach w Ameryce babcie, które z kabiny ciężarówki wychodziły o dwóch laskach, spacerowały, a potem jechały w trasę dalej. Wcale nie musi być za późno na zmiany – zapewnia Trucking Girl.

CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET

„TRUCKING GIRL. 70-METROWĄ CIĘŻARÓWKĄ PRZEZ ŚWIAT” AUTOR: IWONA BLECHARCZYK WYDAWNICTWO MUZA S.A.


BMW X1 SPRAWDZI SIĘ W KAŻDYCH WARUNKACH Mocno zarysowana sylwetka, przestronne, wygodne wnętrze, ciekawe innowacje technologiczne i dynamiczna jazda – tego możemy się spodziewać w ulepszonej wersji BMW X1.

Polecamy jazdę testową!


A JAK JEST W ŚRODKU?

Do środka dostajemy się bezkluczykowo, co – choć dla niektórych jest już standardem – w naszej redakcji nadal wywołuje radość. Brak konieczności szukania kluczy w obszernych torebkach to przede wszystkim zaoszczędzone chwile niecierpliwości czekających przy aucie pasażerów! Wnętrze nie zawiedzie oczekiwań fanów marki. Od razu cieszy oko elegancją, nieprzytłaczającymi ozdobami, ergonomicznym zaplanowaniem przestrzeni. Jest tu nowocześnie i solidnie. Dwukolorowa deska rozdzielcza z aluminiowymi elementami trzyma m.in. ciekłokrystaliczny wyświetlacz z możliwością podziału ekranu. W obsłudze system multimedialny nie sprawia trudności, a jednoczesne korzystanie np. z nawigacji i innych rozwiązań jest bardzo wygodne. Fotele pozwalają regulować się na wszystkie możliwe sposoby. Dla kierowcy średniego wzrostu miejsca jest tu w sam raz. Podobnie na tylnych kanapach, jest możliwość regulacji kąta oparcia. Pasażer ma dodatkowo opcję korzystania z regulowanego stolika zamontowanego na oparciu przedniego fotela. W aucie z pewnością zmieści się cała rodzina i na dodatek każdemu powinno być tu wygodnie. Co więcej – objętość 505 litrów bagażnika zdaje się być odpowiednia dla podróżnych toreb, a dodatkowe schowki i mocowania pozwalają zapakować tam również pojedyncze luźne przedmioty czy mniejsze zakupy.

T E STOWA N Y M O D E L

D

ruga generacja BMW X1 od razu zebrała pozytywne opinie. Na pierwszy plan wysunęło się tu poprawienie proporcji auta: teraz jest nieco szersze, wyższe i bardziej przestronne. Atletyczna sylwetka kojarzy się z mocą, sprawnością, nowoczesnością i wygodą. Nie bez powodu przyrównuje się ją chociażby do X3. Wkomponowane ze smakiem przednie reflektory i dzielony grill nadają całości charakteru. Tył zaś zaskakuje m.in. dzięki czarnej nakładce na dolną część zderzaka i dwóm wydechowym końcówkom. Mówiąc wprost – ten model prezentuje się dobrze i już z zewnątrz obiecuje przyjemną jazdę.

BMW X1 sDrive18d MOC SILNIKA - 110 kW (150 KM) ZUŻYCIE (CYKL MIESZANY) - 5,8 − 5,2 l / 100 km RODZAJ NAPĘDU - przedni PRZYSPIESZENIE (0-100 KM/H) - 9,4 s EMISJA CO (CYKL MIESZANY) - 151 − 135 g/km AUTOMATYCZNA SKRZYNIA BIEGÓW

RUSZAMY

Podczas jazdy słychać cichy pomruk silnika. Komfort zmian prędkości gwarantuje płynnie pracująca skrzynia automatyczna. Przełączenia odbywają się niemalże nieodczuwalnie. Auto jest zwinne, dynamiczne, dobrze pokonuje zakręty i w zasadzie sprawdza się w każdych warunkach. Można się czuć w nim bezpiecznie. Wybierając wersję z napędem na obie osie – xDrive – tym bardziej nie straszne kierowcy będą wszelkie niedogodności, jak śnieg czy większe błoto. Jazdę ułatwiają takie systemy, jak układ dynamicznej kontroli stabilności, kontroli trakcji, ostrzeganie przed kolizją, hamowanie awaryjne. Najmniejszy SUV w gamie BMW zdaje się być przede wszystkim bardzo wszechstronny i spełniać oczekiwania każdego, kto ceni sobie komfort, wygodę, sportowy charakter i niezawodne rozwiązania.

SAMOCHÓD DO TESTU UŻYCZYŁ DEALER BMW DYNAMIC MOTORS BYDGOSZCZ

BMW X1 DŁUGOŚĆ - 44,7 cm SZEROKOŚĆ Z LUSTERKAMI - 206 cm WYSOKOŚĆ - 159,8 cm ROZSTAW OSI - 267 cm


Kuchnia

FOT. SAM ROBINSON

JAMIE OLIVER I JEGO TAJEMNICA PROSTEGO GOTOWANIA SIEDEM DNI W TYGODNIU Gotując najczęściej korzystamy z 18 składników, a z nich przygotowujemy zwykle te same sprawdzone dania. Spróbuję rozsrzerzyć ten repertuar - pisze Jamie Oliver, słynny kucharz i autor książek kucharskich. CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


51 Pierwszy raz przyjrzałem się statystykom na temat tego, co regularnie wkładamy do sklepowych koszyków. Najczęściej wybieramy 18 składników. Wiadomo, że prawie każdy korzysta z wąskiego repertuaru sprawdzonych przepisów. Moim celem jest pomóc ci poszerzyć go o nowe ulubione dania. Moje przepisy posłużą każdemu, od nowicjusza po wytrawnego kucharza. Są zwięzłe, proste i zawierają maksymalnie 8 składników, więc poradzi sobie nawet debiutant. Większość składników łatwo dostaniesz w każdym sklepie – i w dużym mieście, i w małym miasteczku. Proponuję przepisy na dania gotowe w 10 minut oraz na jednogarnkowe cuda, które wystarczy postawić na ogniu, a czas i kuchenka wykonają za ciebie całą pracę.

Jamie Oliver Światowej sławy kucharz i aktywista, inspiruje do gotowania miliony ludzi na wszystkich kontynentach. W ciągu dwudziestoletniej kariery telewizyjnej i wydawniczej sprzedał ponad 36 milionów książek i zgromadził 67 milionów widzów w 182 krajach. Bibliografia Jamiego liczy 24 pozycje, co plasuje go na pierwszym miejscu w brytyjskim rankingu najlepiej sprzedających się pozycji non-fiction wszechczasów. Oprócz pracy w telewizji i pisania książek Jamie działa na wielu platformach internetowych, za których pośrednictwem kontaktuje się z fanami i rozpowszechnia cenne i oryginalne treści. Jamie prowadzi też sieć cenionych restauracji w 21 krajach oraz sklep z bogatym asortymentem sygnowanych produktów (sprzęty kuchenne, zioła, przyprawy, makarony itp.). Założona przez Jamiego organizacja obrała ambitne cele: zmniejszenie o połowę otyłości wśród brytyjskich dzieci do 2030 roku oraz poprawę zdrowia fizycznego i psychicznego dzięki zdrowej diecie.

Jajka w koszulkach na kolorowej kołderce (ziarna z przyprawą dukkah i słodką papryką, szpinak i granat)

Quiche na cieście z awokado przygotowana według tego przepisu ma 764 kalorie

Quiche na cieście z awokado (farsz groszkowo-serowy z bazylią i listki sałat) Składniki (na sześć porcji): 2 dojrzałe awokado, 400 g mąki samorosnącej i garść do podsypania, 6 dużych jajek z chowu na wolnym wybiegu, 300 g mrożonego groszku, 90 g cheddara, 1 pęczka bazylii (15 g), oliwa, 100 g miksu sałat, oliwa z pierwszego tłoczenia, 1 cytryna Przekrój awokado na pół, usuń pestki i obierz. Zważ miąższ – dla zachowania proporcji potrzebujesz 200 g (jeśli masz za mało, uzupełnij brak oliwą z pierwszego tłoczenia). W dużej misce rozgnieć awokado widelcem, a następnie stopniowo dodawaj mąkę, szczyptę soli i 4 łyżki zimnej wody, mieszając, żeby składniki się połączyły. Wyrabiaj ciasto, aż zrobi się gładkie, a następnie zawiń je w ścierkę i odstaw na 15 minut. Przygotuj farsz: do blendera wbij jajka, wrzuć mrożony groszek, większość cheddara, liściastą część pęczka bazylii, szczyptę soli i pieprzu, a potem zmiksuj wszystko na jednolitą masę. Rozgrzej piekarnik do 200°C. Na oprószonej mąką desce rozwałkuj ciasto na grubość 1 cm. Natłuść brytfannę (25 cm x 35 cm). Luźno nawiń ciasto na wałek, rozwiń je w brytfannie i dociśnij do brzegów. Odkrój wystające kawałki ciasta i ponakłuwaj spód widelcem. Wstaw ciasto do piekarnika na mniej więcej 10 minut, żeby lekko się zezłociło. Wtedy równomiernie rozprowadź na nim farsz i piecz quiche jeszcze ok. 15 minut, aż farsz stężeje. Drobno zetrzyj resztę cheddara i posyp nim quiche. Skrop sałatę oliwą z pierwszego tłoczenia i sokiem z cytryny, a następnie dopraw do smaku. Przed podaniem posyp quiche liśćmi sałaty. Czas przygotowania: 1 godzina.

Postaw duży garnek osolonej wody na małym ogniu i doprowadź ją do łagodnego wrzenia. Postaw dużą nieprzywierającą patelnię na średnim ogniu, wsyp na nią większość przyprawy dukkah i praż 2 minuty. Dodaj na patelnię ziarna i odcedzone, posiekane papryki. Smaż wszystko 5 minut, mieszając, dopraw do smaku i rozdziel na talerze. Postaw patelnię z powrotem na ogniu i szybko uduś na niej szpinak. Dopraw go do smaku i przełóż na ziarna. Płynnym ruchem wbij jajka do wrzątku. Gotuj je na wolnym ogniu 3 minuty albo wedle upodobań. Wyciśnij do miski trochę soku z granatu i przemieszaj go z jogurtem. Uderzaj grzbietem łyżki w granat, żeby wypadły z niego ziarna. Odcedź jajka, osusz je w ręczniku papierowym i przełóż na szpinak. Polej wszystko jogurtowym dressingiem, posyp ziarnami granatu i resztą przyprawy dukkah. Czas przygotowania: 15 minut.

Jajka w koszulkach na kolorowej kołderce. Tak przyrządzone danie liczy sobie 436 kalorii CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET

FOT. LEVON BISS

FOT. LEVON BISS

Składniki (na dwie porcje): 2 łyżki przyprawy dukkah, 1 opakowanie mieszanki gotowanych ziaren (250 g), 1 słoika pieczonej czerwonej papryki (230 g), 200 g szpinaku baby, 4 duże jajka z chowu na wolnym wybiegu, 1 granatu, 2 pełne łyżki jogurtu naturalnego


Życie w sieci

POLARYZACJA I HEJT TO ISTOTA INTERNETU Jakie mechanizmy rządzą zachowaniem ludzi w sieci i w mediach społecznościowych? Czy można pozbyć się wrogości z internetu? Czy bezpieczniejszy internet musi oznaczać ingerencję w wolność użytkowników? Zapytaliśmy dr. hab. Krzysztofa Pietrowicza, prof. UMK ROZMAWIA KAMIL PIK


53 Czy rzetelna wiedza jest dzisiaj niemodna? Czy szczególnie w internecie należy jej się wstydzić?

Sprawa jest złożona, ale trudno mi jednak zgodzić się, że sama wiedza jako taka jest niemodna. Także w sieci. Nawet jeśli spojrzymy na wypowiedzi osób związanych chociażby z ruchami antyszczepionkowymi, to powołują się oni na wiedzę. Najczęściej mówią, że gdzieś tam jest jakiś naukowiec, którego badania potwierdzają ich tezy, ale te wyniki mają niby być ukrywane przez innych badaczy albo ignorowane przez opinię publiczną. Bardziej byłbym skłonny postawić tezę, że kwestionowane jest istnienie pewnego konsensusu wokół wiedzy naukowej czy jej głównego nurtu. Pluralizm z reguły jest uznawany za coś pozytywnego. W tym jednak przypadku mamy do czynienia z pluralizmem wiedzy w znaczeniu negatywnym. Często bowiem, szczególnie w sieci, widzimy postawy według których każdy powinien mieć prawo do swojej własnej wiedzy. Trochę na zasadzie „cherry picking”, czyli wybierania wisienek – mamy tysiąc badań negujących daną tezę, ale znajdzie się gdzieś jedno, które nie będzie jej negować i wybieramy je jako naukowe potwierdzenie słuszności naszej opinii. Powiędziałbym więc raczej, że wiedza nie jest niemodna, ale stało się z nią coś niepokojącego.

Ma Pan pomysł, co się mogło z nią stać?

To jest problem analizowany od lat przez wielu badaczy. Nie ma jednej dobrej odpowiedzi. Jedna z teorii mówi, że jest to konsekwencja nadprodukcji. Jeśli mamy na świecie mnóstwo badań we wszelkich dyscyplinach, jeśli ukazują się rocznie setki tysięcy publikacji z danej dziedziny, to mamy do czynienia z ilością wiedzy niemożliwą do przyswojenia przez człowieka. Orientacja badaczy we własnej dziedzinie staje się orientacją przybliżoną albo ograniczona jest do bardzo wąskiej działki. Przy takiej nadprodukcji wiedzy, łatwiej o postawy polegające na wspomnianym wybieraniu pojedynczych informacji i pomijaniu reszty wyników badań. Druga teoria mówi, że mamy do czynienia z sytuacją, w której żeby opublikować cytowalny artykuł naukowy, żeby zaistnieć w świecie, musimy mieć coś odkrywczego czy kontrowersyjnego do powiedzenia. To prowadzi do nagannych zachowań, np. fabrykowania wyników badań. Jeśli odniesiemy to do ogółu badań, to takie przypadki będą stanowiły ich niewielką część. Jednak ich wpływ może być całkiem spory. W efekcie sprzyja to podważaniu wiarygodności rzetelnej wiedzy naukowej, a jednocześnie przyczynia się do tego, że w obiegu zaczynają krążyć błędne tezy. Trzecia teoria wskazuje na pojawienie się internetu i mediów społecznościowych jako czynników zwiększających zamieszanie w kontekście wytwarzania i dystrybucji wiedzy.

Można by zatem powiedzieć, że trzeba przemyśleć co się robi w sieci.

Jako ludzie jesteśmy skąpcami poznawczymi. Chcemy jak najmniejszym wysiłkiem osiągnąć jak najwięcej. Gdybyśmy próbowali nad wszystkim się zastanawiać, to mielibyśmy problem ze wstaniem rano z łóżka. Większość rzeczy robimy więc automatycznie. Również jeśli korzystamy z internetu, z mediów społecznościowych, klikając polubienia,

Jako ludzie jesteśmy skąpcami poznawczymi. Chcemy jak najmniejszym wysiłkiem osiągnąć jak najwięcej. Większość rzeczy robimy więc automatycznie. Również jeśli korzystamy z internetu

dzieląc się z innymi jakimiś treściami, czynimy to automatycznie. Gdybyśmy nad każdą z tych czynności mieli się zastanawiać i ją analizować, zużycie energii przez nasz mózg mocno by wzrosło, a organizm tego nie chce. W efekcie taki automatyzm zachowań sprawia, że rozprzestrzeniamy treści, które są kompatybilne z naszymi poglądami. Jakiekolwiek by te poglądy nie były. Podejrzewam, że część osób, gdyby się pochyliła nad daną treścią, przeanalizowała ją, to jej reakcja mogłaby być inna. Czasami może nawet po czasie przychodzi jakieś zastanowienie się nad klikniętą treścią, ale to już było trzysta polubień temu, więc nie zmieniamy reakcji. Cały mechanizm działania internetu oparty jest przecież na logice natychmiastowości. Nie współgra ona z przemyśleniem, zastanowieniem się czy zweryfikowaniem. Jeśli coś zobaczymy i odpowiada to naszym poglądom, to chcemy się tym podzielić z innymi natychmiast, od razu. Ta logika quasiautomatycznego postępowania dotyczy wszystkich, bez względu na wykształcenie czy poglądy. A nawet osób pracujących z informacją. Przecież zdarzało się nie raz, że dziennikarze udostępniali na swoich mediach społecznościowych jakieś informacje, które później prostowali, bo po prostym sprawdzeniu okazywały się nieprawdziwe. Taka jest specyfika funkcjonowania internetu. Medium to promuje postawy oparte na natychmiastowych reakcjach, ale też na wzbudzaniu kontrowersji.

Ta specyfika nie jest skutkiem ubocznym istnienia internetu, prawda?

Zgadza się. To jest istota, rdzeń funkcjonowania współczesnego internetu, a w szczególności mediów społecznościowych. Żeby temu przeciwdziałać, internet musiałby być od samego początku inaczej skonstruowany. Ale zbudowany jest tak, aby tego typu postawy wzmacniać. Czasami pojawiają się dobre rady, np. weryfikujmy informację, zastanówmy się, zanim coś klikniemy, polubimy czy udostępnimy. Oczywiście należy je pochwalać i promować, ale nie należy mieć złudzeń, że taka edukacja rozwiąże problem. Szczególnie jeśli cała sieć zbudowana jest na premiowaniu zachowań opartych na wzbudzaniu kontrowersji. Innymi słowy, wiemy w czym tkwi problem internetu i mediów społecznościowych, ale nie wiemy jak go naprawić.

Automatycznie reagując na dostarczane nam informacje automatycznie też wchodzimy w pasujące nam grupy?

Mechanizm tworzenia powiązań i sieci społecznych jest np. opisany w książce „W sieci. Jak sieci społeczne kształtują nasze życie” Nicholasa A. Christakis i Jamesa H. Fowlera. Książka ta miała premierę w 2009 roku, kiedy media społecznościowe dopiero rozwijały swą potęgę, ale pokazuje bardzo trafnie w kontekście psychologicznym, socjologicznym i politologicznym zjawisko tworzenie społecznych sieci. Wskazane są tam dwa kluczowe elementy takiego procesu. Pierwszy to naturalna, automatyczna skłonność do otaczania się osobami podobnymi do siebie. Drugi to tendencja sieci społecznych do wzmacniania polaryzacji, a więc konfliktów między grupami. CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


54

Życie w sieci

Wrócę na chwilę do Pana wcześniejszych słów. Naprawdę nie wiemy, jak sprawić, aby internet opierał się na innych mechanizmach? Jak wygrać z takimi zjawiskami w sieci, jak np. hejt?

Podkreślę jeszcze raz: to nie jest skutek uboczny. To jest istota funkcjonowania sieci. Cała współczesna konstrukcja internetu opiera się na polaryzacji, na hejcie, na antagonizowaniu. Takie zjawiska budują zasięgi, a więc i generują zarobki. Ułatwiają też manipulowanie konsumentami i wyborcami. Niestety nic nie wskazuje na to, aby miało to się zmienić. Nie potrafię tutaj powiedzieć nic optymistycznego. To jeden z przypadków, gdy wiemy na czym polega problem, ale nie wiemy jak mu zaradzić. Najprostsze wydawałoby się zabrać wszystkim internet albo jak w Chinach ocenzurować go. W kontekście wartości świata Zachodu to nie są jednak dobre rozwiązania. Można oczywiście mówić o zmianie mechanizmów funkcjonowania sieci. Ale kto miałby to zainicjować? Państwa czy podmioty prywatne? Czy nie byłoby to też formą cenzury? Przy okazji pojawiają się też pytania o znaczenie wolności, czy jest ona ważniejsza od bezpieczeństwa czy nie. Jeśli nie, to kto miałby decydować o jej ograniczeniach? Wielkie korporacje cyfrowe? Często spotykaną propozycją w tym kontekście jest edukacja na rzecz świadomego i odpowiedzialnego korzystania z internetu. Jednak taka edukacja zderza się ze wspomnianymi mechanizmami funkcjonowania sieci. Nie twierdzę, że edukacja czy niektóre regulacje prawne są złe. Nie zmieniają one jednak istoty internetu. Mogę oczywiście wyobrazić sobie, że następuje jakiś kataklizm i po nim sposób funkcjonowania internetu ulega radykalnej zmianie. Ale to jest takie science-fiction.

Czy zatem pytanie o przyszłość internetu to pytanie o wolność w sieci?

Tak bym to widział. Postrzeganie wolności w sieci to spór pomiędzy wartościami. Jak wspomniałem wcześniej, już stawiamy rozmaite pytania i będziemy pewnie musieli szukać na nie odpowiedzi. Czy wolność, w tym wolność ekspresji, jest wartością nadrzędną? Czy z uwagi na inne wartości możemy

To jest istota, rdzeń funkcjonowania współczesnego internetu, a w szczególności mediów społecznościowych. Sieć zbudowana jest na premiowaniu zachowań opartych na wzbudzaniu kontrowersji.

Dr Krzysztof Pietrowicz

FOT. NADESŁANE

Dopóki ludzie żyli głównie w małych społecznościach, tendencje te nie mogły przekroczyć pewnego poziomu. Ograniczała je liczebność tych społeczności, bariery kulturowe czy geograficzne. W momencie gdy pojawił się internet i nastąpiło umasowienie mediów społecznościowych, nagle okazało się, że ludzie z łatwością mogą znajdować inne osoby podobne do siebie, również mające ekscentryczne poglądy. Dlatego wraz z internetem i socialmediami mogły zacząć funkcjonować w takim wymiarze np. wspomniane już ruchy antyszczepionkowe. Wcześniej rozproszone i nieliczne osoby o takich poglądach, nagle znalazły przestrzeń do kontaktów i współpracy. W kontekście łączenia się ludzi w sieci osób o podobnych poglądach, warto też wspomnieć o badaniach Waltera Quattrociocchi. Wynika z nich, że jeśli ktoś jest zwolennikiem np. jakiejś określonej teorii spiskowej, to z łatwością wejdzie do sieci, w której przyswoi kolejne takie teorie. Quattrociocchi nazwał to zjawisko tworzeniem wirtualnych komór pogłosowych.

i powinniśmy ją ograniczać? O ile w świecie przedinternetowym nauczyliśmy się to lepiej lub gorzej robić - znamy np. starą maksymę, że moją wolność ogranicza twoja wolność i wiemy mniej więcej, jak ją interpretować - to w sieci mamy z tym poważny problem. W tym sensie - na co zwrócił uwagę np. Jacek Dukaj - masowa cyfryzacja podmywa podstawy demokracji liberalnych.

Czy ciągły wzrost polaryzacji w sieci może przełożyć się na zachowania w rzeczywistości?

Jeśli w sieci polaryzacja się wzmaga, ale jednocześnie wzrasta zamożność i jakość życia danego społeczeństwa, to przynajmniej na krótszą metę nie ma większego zagrożenia. Jeśli jednak pojawi się np. poważny kryzys gospodarczy, skutkujący degradacją ekonomiczną dużych grup społecznych, to w połączeniu z polaryzacją postaw w sieci można wyobrazić sobie różne scenariusze.

dr hab. Krzysztof Pietrowicz, prof. UMK Pracownik naukowy, Katedry Socjologii Zmian Społecznych w Instytutcie Socjologii UMK. Zainteresowania: Relacje pomiędzy nauką, technologią a społeczeństwem (w tym socjologia Internetu); Metodologia nauk społecznych, przede wszystkim w kontekście problemu aplikacji wiedzy, prognozowania, perspektyw socjotechniki i inżynierii społecznej; Teoria socjologiczna; Zakulisowe wymiary życia społecznego; Socjologia i antropologia kultury (szczególnie przemiany kulturowe współczesnego społeczeństwa polskiego). CZERWIEC 2021 - SIERPIEŃ 2021 // STRONA KOBIET


Chcesz nakręcić wideo, które stanie się viralem? Marzy Ci się niezapomniany event? Potrzebujesz efektywnych kampanii w social mediach?

SKONTAKTUJ SIĘ Z NAMI!

ppgkujawskopomorskie.pl SKONTAKTUJ SIĘ 697 770 279 Z tel. NAMI!


WYBIERAMY BEZPIECZNE ZAKUPY Bydgoszcz, ul. Kruszwicka 1 www.chrondo.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.