Strona Kobiet grudzień 2021 Bydgoszcz

Page 1

GRUDZIEŃ 2021-STYCZEŃ 2022

KATARZYNA BOSACKA zdradza nam swój przepis na Boże Narodzenie

FINANSE W ZWIĄZKU Kto wie lepiej, ile kosztują bułki i sprzęt AGD?

WNĘTRZA Z PASJĄ W GALERII AMC

Alaborska JOANNA

FREAKERY historia mody i współczesny romantyzm

ZDROWIE: MĘSKIE NOWOTWORY POD LUPĄ

ZIMA W MIEJSKIM WYDANIU. SPRAWDŹ NAJNOWSZE TRENDY!



3

Na początek

Bydgoszcz

23 procent mężczyzn uważa badania profilaktyczne za zbędne. Panowie zgłaszają się do lekarzy dopiero wtedy, gdy objawy ich chorób są już bardzo zaawansowane, szczególnie w przypadku nowotworów urologicznych. Nadal zbyt rzadko o tym mówimy - czas to zmienić.

REDAKCJA Redaktor naczelna: Dorota Kania Redaktorka prowadząca: Lucyna Tataruch Teksty: Jan Oleksy Kamil Pik Tomasz Skory Lena Szuster Lucyna Tataruch Zdjęcie na okładce: Tomasz Czachorowski WYDAWCA Polska Press Sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa, tel. 22 201 41 00 www.polskapress.pl Oddział w Bydgoszczy ul. Zamoyskiego 2 85-063 Bydgoszcz Prezes oddziału; Marek Ciesielski Dyrektor Biura Reklamy: Agnieszka Perlińska Projekt graficzny, dyr. artystyczny: Tomasz Bocheński

Lucyna Tataruch

Grafik prowadzący: Jerzy Chamier-Gliszczyński

„Strona Kobiet”

Produkcja: Dorota Czerko Public Relations: Joanna Pazio

J

esień co roku mija w naszej redakcji pod kątem promowania profilaktyki nowotworowej. Październik to miesiąc różowej wstążki, a więc zachęcania wszystkich kobiet do badań w kierunku raków ginekologicznych, ale także ogólnej troski o swoje zdrowie. W ramach naszej cyklicznej akcji Siła KobieTY zorganizowaliśmy w regionie wystawy zdjęć 12 wyjątkowych pań, które zmagają się z nowotworem (rozmowę z jedną z uczestniczek, Olą Kubacką-Duńczyk, przeczytać możecie na stronach 30-34). Tym razem postanowiliśmy jednak zrobić coś jeszcze i do badań zachęcić też mężczyzn. reAKCJA JĄDROWA - tak nazwaliśmy akcję, którą w listopadzie skierowaliśmy do panów. Jako kujawsko-pomorski oddział Polska Press Grupy zorganizowaliśmy z tej okazji mecz piłkarski, w którym zagrali celebryci, znani sportowcy, lokalni politycy i biznesmani. Między innymi tym chcieliśmy zwrócić uwagę na temat męskich nowotworów i zachęcić do badań urologicznych. - W szpitalu poznałam historię mężczyzny, któr y zgłosił się

do lekarza dopiero wtedy, gdy jego jądro było tak duże, jak pomarańcza. Uświadomiło mi to, jakim tabu jest ta choroba. Mężczyźni potrafią miesiącami unikać wizyty u specjalisty, chociaż wiedzą, że dzieje się coś bardzo złego - opowiadała mi podczas jednego z wywiadów Anna Stachula-Rębisz, której mąż pokonał ten typ nowotworu. Jej słowa potwierdza każdy raport, sprawdzający częstotliwość i okoliczności wykonywanych przez mężczyzn badań. Nowotwory urologiczne jednoznacznie kojarzą się im z utratą sprawności seksualnej, a to z kolei stoi w sprzeczności ze stereotypowym, wykoślawionym obrazem męskości. Kobiety od wieku nastoletniego przyzwyczajają się do wizyt u ginekologa, podczas gdy mężczyznom o badaniach profilaktycznych prostaty czy samobadaniu jąder nie mówi się prawie nigdy. Chcemy to zmienić! Zróbcie to razem z nami - przyłączcie się do akcji i mówcie bliskim Wam mężczyznom, w jaki łatwy sposób mogą o siebie zadbać. Zajrzyjcie na strony 36-39 - znajdziecie tam m.in. rozmowy ze specjalistami oraz wiele praktycznych wskazówek. GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET

Sprzedaż reklam: Bydgoszcz, tel. 697 770 285 lub 609 050 447 Toruń, tel. 697 770 284 lub 691 370 519 Inowrocław, tel. 668 957 252

Reklama na stronach: 2, 5, 7, 9, 14-17, 22-23, 27-29, 35, 40-45, 49-53, 59, 60 Redakcja nie odpowiada za treść reklam i nie zwraca materiałów niezamówionych. Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk i wykorzystywanie w jakiejkolwiek innej formie bez pisemnej zgody zabronione.


4

Spis treści GRUDZIEŃ 2021-STYCZEŃ 2022 30-34 RAK POSZERZYŁ MOJE HORYZONTY. NIE CHCĘ JUŻ WIDZIEĆ MNIEJ

14-17 10-13 KLASYKA W MODZIE

Styl klasyczny często kojarzy się z nudą, nadmierną prostotą oraz sztywnymi schematami, które trudno przełamać. Nic bardziej mylnego – pokazuje to Beata Bujanowska, autorka bloga modowego „My way of…”

FOT. TOMASZ CZACHOROWSKI

Wnuczki masowały moją łysą głowę – w nadziei, że babci szybciej urosną włosy! To było tak rozbrajające, że nie potrafiłam mieć już innych myśli – tylko te pozytywne i związane z chęcią powrotu do zdrowia - mówi Ola Kubacka-Duńczyk, uczestniczka akcji Siła KobieTY dotyczącej profilaktyki nowotworowej.

36-39 MĘSKA PERSPEKTYWA NA ZDROWIE - NOWOTWORY UROLOGICZNE

Listopad to miesiąc profilaktyki związanej z nowotworami urologicznymi. To właśnie kobiety często motywują swoich partnerów do wizyty u lekarza i badań profilaktycznych. Na co warto zwrócić uwagę, zanim będzie zbyt późno?

50-53 ABAKANOWICZ I INNI - ZAPRASZAMY NA WYJĄTKOWĄ WYSTAWĘ

Pięknoduchom wydaje się czasem, że artysta może stworzyć jedno, dwa dzieła i to wystarczy, bo wartościowe prace nie przemijają. To nie prawda. Gdyby Abakanowicz tak założyła, od lat 60. mogłaby już niczego nowego światu nie pokazać. Ale pracowała do końca – mówi Krzysztof Stanisławski, dyrektor CSW w Toruniu, zachęcając do wystawy prac m.in. tej słynnej artystki.

54-58

Przetarty fotel po babci, poduszka z frędzlami, zamiast drzwi kotara z plastikowych pasków, igielitowy gazetownik, do tego lampka solna… Powrót do przeszłości we wnętrzach jest bardzo na czasie – mówi Joanna Alaborska.

FOT. NATALIA SOBOTKA

10-13

FOT. NATALIA MAZURKIEWICZ

14-17 WNĘTRZA Z PASJĄ

24-26

FOT. GETTY IMAGES

24-26 FINANSE W ZWIĄZKU Pieniądze aż w 90 proc. gospodarstw domowych nie są tematem tabu. Sprawdzamy, kto lepiej orientuje się w wydatkach i domowym budżecie.

54-58 ROMANTYCZNIE...

Wyjątkowe poczucie estetyki jak magnes przyciągają do niej ludzi. W sieci obserwuje ja kilkadziesiąt tysięcy osób. Znajdziecie ją pod nazwą Freakery. Spotkanie z nią jest jak przerwa poza czasem i przestrzenią.

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET



6

Felieton

FOT. ARCHIWUM PRYWATNE

Wiek to liczba, film, w którym gramy główną rolę. Nie dajmy jej sobie odebrać Katarzyna Płużańska-Srebrzyńska, dermatolog

S

ensacja, brawura, skandal! Takie komentarze obiegły światowe media, kiedy w czerwcu 2021 roku aktorka Andie MacDowell pojawiła się na słynnym czerwonym dywanie podczas festiwalu filmowego w Cannes. I nie zadziało się tak za sprawą spektakularnej kreacji, czy wybitnie zagranej roli filmowej. Nic z tych rzeczy. Sensację wywołała fryzura aktorki, a dokładniej kolor włosów. Były siwe. Andie ma sześćdziesiąt trzy lata. Kilka miesięcy później, jej koleżanka po fachu, Sarah Jessica Parker prezentuje srebrne loki spacerując ulicami Nowego Jorku. Serialowa Carrie Bradshaw („Seks w wielkim mieście”), ikona stylu, podziwiana i naśladowana przez miliony kobiet na całym świecie, nagle jest także przez nie masowo krytykowana za swój wygląd. Internauci są bezlitośni. Zestarzała się! – grzmią. Aktorka śmiało przyznaje: Tak, jestem starsza, co w tym zaskakującego? Wiem, jak wyglądam, ale przecież nie zniknę z tego powodu. 56-latka nie kryje, że komentarze dotyczące jej wyglądu są po prostu krzywdzące. Jeśli siwe włosy u kobiety są aktem odwagi, jak w ogóle można to skomentować? W dwudziestym pierwszym wieku kobiety mają prawa wyborcze, skuteczną antykoncepcję i raz na jakiś czas nawet dostają Nobla. Można by rzec, że w cywilizowanej części świata równouprawnienie nie jest fikcją. A jednak okazuje się, że to kompletna bzdura. Nie świadczą o tym niższe pensje, czy seksistowskie reklamy telewizyjne. Nie. Równouprawnienie kończy się tam, gdzie wchodzi metryka. Słyszymy, że męż-

Być może właśnie tak powinien być prawidłowo rozumiany ruch ciałopozytywności i samoakceptacji – z bogatego wachlarza możliwości utrzymania ciała w formie wybiorę to, co najbardziej mi pasuje. W czym dobrze się czuję, co jest dla mnie ważne. Czego potrzebuję.

czyźni są jak wino, że pięknie się starzeją. Zmarszczki dodają im charakteru, a siwizna klasy. Od George’a Clooney’a nikt nie oczekuje, że będzie farbował włosy. Jednak, kiedy kobieta nie chce walczyć z czasem i ze swoim ciałem, tylko po prostu pozostać sobą, wtedy pojawia się problem. Bo przecież kobietom starzeć się po prostu nie wypada. A gdyby tak zacząć od początku? Człowiek jest cząstką świata przyrody i podlega jej niezmiennym prawom. Organizm ludzki rozwija się, osiąga dojrzałość i starzeje się, a następnie umiera. Pomijając choroby i wypadki, długość naszego życia zaprogramowana jest na 110-120 lat. Biologiczne starzenie to rozłożony w czasie proces, polegający na zmniejszaniu zdolności organizmu do odpowiedzi na bodźce środowiskowe, mechaniczne, fizyczne oraz chemiczne. Procesy zaniku i rozpadu komórek zaczynają przeważać nad zdolnością do syntezy, regeneracji i obrony. Te zaburzenia równowagi prowadzą naturalnie i nieodwracalnie do niekorzystnych zmian anatomicznych i funkcjonalnych. Proces starzenia się jest nadal zagadkowy i fascynujący, a jednocześnie niezmiernie istotny ze względów społecznych i ekonomicznych. Dlatego nie dziwi, że jest przedmiotem licznych badań naukowców na całym świecie. A jednak próby stworzenia algorytmu starzenia, odkrycia markerów pozwalających oszacować przewidywaną długość życia wciąż kończą się fiaskiem. Nauka potwierdza przy tym powtarzany często frazes mówiący, że wiek to tylko liczba, a przyszłość pozostaje (na szczęście) nieodgadnioną zagadką.

Oczywiście, świat mediów i celebrytów rządzi się swoimi prawami. Naiwnością byłoby wierzyć, że światowej sławy aktorka i wieloletnia ambasadorka jednego z największych producentów farb do włosów nie farbuje siwizny, bo przydarzyła się pandemia Covid-19. Zamknięcie salonów fryzjerskich i gabinetów medycyny estetycznej nie było przeszkodą w podziemnym korzystaniu z ich usług w czasie kolejnych lockdownów. Promowanie naturalnie siwych włosów – nie wyklucza przecież licznych zabiegów, jakim poddają się gwiazdy. I być może właśnie tak powinien być prawidłowo rozumiany ruch ciałopozytywności i samoakceptacji. Z bogatego wachlarza możliwości utrzymania ciała w formie wybiorę to, co najbardziej mi pasuje. W czym dobrze się czuję, co jest dla mnie ważne. Czego potrzebuję. Stereotypowy obraz pacjentki medycyny estetycznej – przerysowany i będący kalką – odchodzi do lamusa. Nie prasujemy czoła toksyną botulinową, nie wtłaczamy kolejnych mililitrów kwasu hialuronowego w kości policzkowe. Z kobiety po pięćdziesiątce nie warto na siłę robić dwudziestolatki, bo zwykle zaowocuje to śmiesznością. Tej samej pięćdziesięciolatce można naturalnie poprawić kondycję skóry, włosów, dzięki czemu odzyska blask i pewność siebie. Wszystko jest jednak kwestią jej osobistego wyboru, nie ocena innych ma być w tej kwestii decydująca. Mówimy często, że wiek to tylko liczba. A przecież wiek to kapitał. To suma naszych doświadczeń, wspomnień. To film, w którym gramy główną rolę. Nie pozwólmy sobie jej odebrać.

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


Stowarzyszenie Księgowych w Polsce Oddział Okręgowy w Bydgoszczy

Dołącz do najlepszych! Działamy dla księgowych od 1907 roku

Centrum Edukacji Stowarzyszenia Księgowych w Bydgoszczy oferuje pełen wachlarz kursów i szkoleń dających możliwość rozwoju zawodowego, aktualizację specjalistycznej wiedzy, zdobycie nowych kwalifikacji i praktycznych umiejętności niezbędnych w zawodzie księgowego.

KURSY:  KSIĘGOWOŚĆ DLA POCZĄTKUJĄCYCH I ZAAWANSOWANYCH  PODATKOWA KSIĘGA PRZYCHODÓW I ROZCHODÓW  PODATEK VAT DLA POCZĄTKUJĄCYCH I ZAAWANSOWANYCH  KADRY I PŁACE  ROZLICZANIE CZASU PRACY  KURSY KOMPUTEROWE W SYSTEMIE „SYMFONIA”  EXCEL DLA KSIĘGOWYCH - dla początkujących i zaawansowanych

SZKOLENIA KRÓTKIE, AKTUALIZUJĄCE WIEDZĘ:  RACHUNKOWOŚĆ  PRAWO PODATKOWE  PRAWO PRACY  PRAWO GOSPODARCZE

Zapraszamy również do członkostwa w Stowarzyszeniu! Więcej informacji na www.bydgoszcz.skwp.pl Bydgoszcz, ul. Toruńska 24 tel. 52 348 43 80/77


8

Felieton

FOT. ARCHIWUM PRYWATNE

Wyrwani ze „strefy komfortu” mamy okazję uświadomić sobie coś ważnego Rafał Pniewski, psychiatra i psychoterapeuta

Z

bliżają się Święta Bożego Narodzenia. Tak jak co roku – nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Ale dla większości z nas jest to czas „bożonarodzeniowej nerwicy”, a nie oczekiwania na kilka wolnych, przeznaczonych na odpoczynek dni. Święta to dużo pracy, nie tylko związanej ze sprzątaniem i przygotowywaniem potraw, to również nie lada wyzwanie dla naszej równowagi psychicznej. Równowagi rozumianej nie tyle jako stan zdrowia, co raczej jako „strefa komfortu” jaką jest codzienne życie w ramach naszych przyzwyczajeń, w gronie dobrze nam znanych osób, z którymi nawet konflikty przebiegają według swojskiego scenariusza i nie naruszają w większym stopniu naszego dobrostanu. Pozazdrościć można tym rodzinom, które czują się ze sobą świetnie. Takiej serdeczności należy wszystkim życzyć. Jednak wiele osób mierzy się w tym czasie z decyzjami kogo zaprosić albo czyje zaproszenie przyjąć, kogo odwiedzić wcześniej, a do kogo zawitać później i czy będzie to zgodne z oczekiwaniami, czy spotkania będą wynikać z chęci, czy będą raczej koniecznością wywiązania się z męczącego obowiązku. Dla wielu ludzi czas świąt to bolesne spotkanie z rozczarowaniami i samotnością. Wypada też przygotować jakieś prezenty. Te najlepsze wymagają nieco wysiłku i dobrej znajomości życzeń obdarowywanych osób. List do Mikołaja co nieco rozwiązuje, ale czy nie jest dziwne, że kogoś nazywamy bliskim, a jednocześnie nie wiemy, co mogłoby sprawić jemu albo jej przyjemność? Coś tu się nie zgadza, w końcu znamy się, czy jesteśmy sobie obcy? A może chodzi o niechęć do podejmo-

Pozazdrościć można tym rodzinom, które czują się ze sobą świetnie. Takiej rodzinnej serdeczności należy wszystkim życzyć. Jednak wiele osób mierzy się w tym czasie z decyzjami kogo do siebie zaprosić albo czyje zaproszenie przyjąć, kogo odwiedzić wcześniej, a do kogo zawitać później. Dla wielu ludzi czas świąt to bolesne spotkanie z rozczarowaniami i samotnością.

wania wysiłku. Zajęci własnymi sprawami, skupieni na osiąganiu celów albo na walce o jako takie przetrwanie tracimy z pola widzenia sprawy bardzo istotne, nasze więzi. Można się wykpić byle czym, oklepanymi skarpetkami albo niekoniecznie przydatnym przedmiotem wyposażenia domu, uprzejmymi uśmiechami, zdawkowymi dziękuję i proszę, banalnymi życzeniami zdrowia i pomyślności. Tak jest łatwiej, ale jakoś smutno się robi. Można pójść za modą, hojnym gestem obdarować najnowszym gadżetem – ekscytacja zamaskuje powierzchowność. Tak prosto jest paść ofiarą marketingu i reklamy, zresztą we współczesnym świecie to chyba nieuniknione. Marzenia łatwo jest zamieniać w konsumpcjonizm, wartości w polityczne ideologie i spory, a pracę w zniewolenie. Dzieje się to na naszych oczach, a jednocześnie bez naszej świadomości, wystarczy, że przestajemy być uważni. Czas postanowień świąteczno-noworocznych to czas nadziei i rozczarowań. Nadziei, bo chcemy mieć lepsze życie, rozczarowań, ponieważ wiele z naszych pragnień się nie spełni. Bywa i tak, że ich spełnienie jest zwyczajnie niemożliwe, ale często nie sięgamy po nowe rozwiązania, boimy się opuścić nasze przyzwyczajenia, ulegamy wygodzie przekonania, że jest jak jest i nie ma co wprowadzać zmian, wystrasza nas perspektywa konfrontacji z jakąś nieprzyjemną sprawą, a czasami po prostu nie chce nam się. Świąteczny obyczaj często zmusza nas do opuszczenia strefy komfortu. Sytuacja tyleż trudna, co pełna możliwości. Jeżeli tylko nie prześlizgniemy się po powierzchni, odbębniając świąteczno-społeczny obowiązek z nastawieniem na przetrwanie

zamiast przeżycia tego czasu, być może uświadomimy sobie coś ważnego. Na przykład, co tak naprawdę z różnymi ludźmi nas łączy: czy rzeczywiście mamy bliskie relacje, czy może tylko z powodów formalnych widzimy się kilka razy w roku, a sedno tego, co jest dla nas ważne gdzieś zapodzialiśmy. Święta Bożego Narodzenia to czas, kiedy odradzają się nasze oczekiwania i obawy. Wyobrażamy sobie je jako nadzieję na przyjście dobra w postaci Świętego Mikołaja albo czegoś złego w postaci tych różnych stworów, które mogłyby nam święta popsuć. To główne tematy świątecznego kina familijnego. Jeszcze przed ustaleniem grudniowych dat jako rocznicy narodzin Jezusa obchodzono w tym czasie święto przesilenia zimowego. Nasi przodkowie wiedzieli, że zawdzięczają dobre plony Słońcu. Dzień, w którym pojawiało się na niebie na czas najkrótszy w całym roku, był przełomowym. Z napięciem oczekiwano, czy następnego dnia znowu wzejdzie nad horyzontem. To co przypisywano Słońcu, a co my w tym samym sensie, chociaż w innej formie, powierzamy Mikołajowi, to nadzieja, że będziemy syci, a nie głodni. W oczekiwaniu na prezenty zawarte są nasze wczesne, dziecięce pragnienia i lęki. Nawet jeżeli nie jesteśmy ich na co dzień świadomi, są w nas żywe. Czego najbardziej pragną dzieci? Elektroniki, pieniędzy? Owszem, współczesny świat może im to łatwo sprzedać. Ale gdybyśmy wrócili do początków, najbardziej pragną obecności tych, którzy je kochają. Chyba wszyscy to w głębi naszych serc wiemy, być może niechętnie się do tego przyznajemy, ale spróbujmy: podarujmy tym razem naszym bliskim trochę uwagi i czasu.

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


CO TRZEBA ZROBIĆ, ŻEBY PRACOWAĆ JAKO OPIEKUNKA W NIEMCZECH? Przedstawiamy Wam historię jednej z Opiekunek – Anny Szwiec, która współpracuje z firmą Adiutor. Jej droga pokazuje, jak niewiele trzeba, żeby zmienić swoje życie. Potrzebne są chęci, odrobina determinacji i odpowiednie wsparcie. Czy poleciłaby Pani pracę w charakterze opiekunki innym osobom? Tak, oczywiście, że tak. Przede wszystkim oferujecie korzystne warunki finansowe. Wynagrodzenie jest atrakcyjne i zawsze można liczyć na wsparcie ze strony firmy.

Jak zaczęła się Pani współpraca z firmą Adiutor? Mieszkam w Toruniu i często widywałam reklamy firmy, kojarzyłam ją. Rozmawiałam z osobą, która wyjeżdżała do Niemiec jako opiekunka i była bardzo zadowolona. Wcześniej pracowałam w galerii handlowej i z czasem zaczęłam rozglądać się za czymś innym. Rozmowa z Panią, która współpracuje z Adiutorem, skłoniła mnie do podjęcia decyzji o zmianie pracy. Wypełniłam ankietę i przyszłam do biura. To wygodne, że mam możliwość osobistego kontaktu z firmą. Chociaż wiem, że współpracują z Wami opiekunki z całego regionu. Jak długo pracuje Pani jako opiekunka osób starszych? Pracę w charakterze opiekunki osób starszych w Niemczech rozpoczęłam we wrześniu zeszłego roku. Jak wspomina Pani proces rekrutacji? Kontakt z firmą był bardzo przyjemny i profesjonalny. Informacje, które uzyskałam były wyczerpujące, a opis zlecenia adekwatny do zastanej sytuacji. Otrzymałam od firmy również materiały do nauki języka niemieckiego, z których korzystałam w domu. Wtedy zaczęłam przygodę z nauką języka niemieckiego.

ZAPYTAJ O SZCZEGÓŁY:

Jak przebiegło Pani ostatnie zlecenie? Dobrze wspominam ten czas. Moja podopieczna, pani Maria, cierpiała na demencję. Pomimo trudności, jakie niesie ze sobą ta choroba, to był miły wyjazd. Mąż podopiecznej to bardzo sympatyczny, troskliwy i wyrozumiały człowiek. Opiekowałam się jedynie jego żoną, on sam nie potrzebował pomocy. Wspierał mnie w mojej codziennej pracy. Pomagałam seniorce, starałam się jej ułatwić funkcjonowanie w ciągu dnia, dbałam też o dom. Mąż organizował pani Marii zajęcia w ciągu dnia, codziennie przychodziła też służba pielęgniarska. Bliscy podopiecznej wspierali mnie w codziennych obowiązkach. Czy podczas pracy w charakterze opiekunki osób starszych w Niemczech wydarzyły się jakieś trudne sytuacje? Nie zdarzyła mi się żadna taka sytuacja. Miałam regularny kontakt z rodziną podopiecznej, a jej córka dysponowała numerami telefonów do opiekujących się babcią lekarzy. Rodzina zawsze była dla mnie dostępna i chętnie pomagała. Kiedy przyjechałam na miejsce, wszystko się zgadzało ze wcześniejszym opisem zlecenia, które od Was otrzymałam. Z każdą sytuacją dałam sobie dobrze radę.

Tak, nie miałam z tym żadnych problemów. Miałam czas dla siebie i na odpoczynek. Do mojej podopiecznej przychodziła opiekunka, która mieszkała w okolicy, aby mnie zastąpić – wtedy miałam dodatkowo czas wolny. W wolnych chwilach zwiedzałam najbliższą okolicę, jeździłam rowerem lub spacerowałam. Ten czas wykorzystywałam też na naukę języka niemieckiego. Wspomniała Pani, że języka niemieckiego zaczęła się Pani uczyć od podstaw w momencie, kiedy otrzymała Pani materiały. Wiem, że obecnie swobodnie komunikuje się Pani w tym języku. Tak, to prawda. Kiedy przyszłam do biura Adiutor, otrzymałam materiały szkoleniowe i zaczęłam się uczyć w domu. Jednak muszę przyznać, że najszybciej zaczęłam się uczyć tego języka podczas pobytu w Niemczech. Znajomość języka niemieckiego jest ważna w tym zawodzie, to przydatna umiejętność. Proszę powiedzieć coś o sobie. Co lubi Pani robić w wolnym czasie? Uwielbiam czytać, głównie literaturę skandynawską i książki historyczne. Mam typowo humanistyczny umysł, ukończyłam studia na kierunku historia. Dużo radości sprawia mi jazda rowerem, szczególnie, gdy jest ciepło. Wycieczki rowerowe mi służą, to prosta forma aktywności. Dzięki temu dobrze się czuję.

Czy woli Pani pracę na jednym sprawdzonym zleceniu, czy może bardziej odpowiadają Pani wyjazdy w różne miejsca? Cenię sobie sprawdzone zlecenia, chociaż z drugiej strony jestem ciekawa, jak może być w innych miejscach. Czy podczas pracy w Niemczech miała Pani wystarczająco czasu wolnego?

Tel. 56 655 10 10 • Kom. 508 206 848, 690 587 399 www.pomocwdomu.pl • Biuro w Toruniu: ul Szewska 6/2.

Tak niewiele trzeba, żeby znaleźć satysfakcjonującą, dobrze płatną pracę i odmienić swoje życie. Zachęcamy każdą Panią, która zastanawia się: „czy praca w opiece jest dla mnie?” – do kontaktu z nami, podpowiemy co należy zrobić żeby zostać Opiekunką.


Moda

10


11

Moda

PONADCZASOWA KLASYKA Styl klasyczny często kojarzy się z nudą, nadmierną prostotą oraz sztywnymi schematami, które trudno przełamać. Nic bardziej mylnego! Klasyka jest ponadczasową sztuką, którą można wyrazić we własny, indywidualny sposób. T E K S T: B E ATA B UJ A N O W S K A , AU TO R K A B LO G A M O D O W EG O „ M Y WAY O F...”

O

Oczywiście są takie elementy garderoby, które zawsze wpisują się w ten styl, ale to tylko baza otwierająca drzwi do różnych możliwości. Warto jednak pamiętać, że „mniej znaczy więcej” – niekiedy lepiej skupić się na prostocie, zrezygnować z przepychu i podążania za sezonowymi trendami, jeśli nie wpisują się w nasz gust. Klasyka buduje idealną garderobę, która pozwala na odrobinę szaleństwa z pomocą dodatków – zawsze wtedy, gdy mamy na to ochotę.

CO CHARAKTERYZUJE STYL KLASYCZNY? Przede wszystkim minimalizm, ale w pięknym wydaniu. Styl klasyczny to także elegancja, nie tylko na ważne spotkania biznesowe, choć często właśnie tak jest kojarzona. Z powodzeniem możemy prezentować się tak również na co dzień. Klasyczny look dodaje pewności

siebie, bo nie pozostawia miejsca na błędy. Do tego stylu należy się jednak dobrze przygotować. Kluczową zasadą są stonowane kolory, które sprawią, że będziemy wyglądać schludnie i elegancko. To zazwyczaj bazowe barwy, takie jak biel, czerń, granat oraz beż. Wyobraźcie sobie białą koszulę w idealnym fasonie w połączeniu z cygaretkami w szlachetnym granacie. To po prosu musi wyglądać dobrze. Do tego kilka detali i całość gotowa. Jeśli chcemy nieco podkręcić naszą stylizację, śmiało możemy wybrać jeden element w soczystej czerwieni, która zupełnie odmieni charakter zestawu. Już nawet czerwona szminka lub szpilki dadzą niesamowity efekt. Ważnym elementem klasyki są także proste kroje, które w piękny sposób podkreślą sylwetkę. Fasony wybieranych przez nas ubrań odgrywają niezwykle ważną rolę,


12

Moda

F OT. N ATA L I A M A Z U R K I E W I C Z

dlatego zawsze podkreślam, że każdą rzecz warto przymierzyć. Istotna jest też jakość, czyli skład materiału. W tym względzie czasem warto kupić mniej, ale wydać nieco więcej, szczególnie wtedy, gdy tworzymy wymarzoną, idealną szafę. W końcu to właśnie te ponadczasowe ubrania mają służyć nam latami.

JAKIE ELEMENTY TWORZĄ KLASYCZNĄ GARDEROBĘ? • biała koszula – nie spodziewałam się, że zrobi aż tyle dobrego w mojej szafie, a jeszcze całkiem niedawno ubrałabym ją tylko na ważną rozmowę lub egzamin. Jeśli nie chcecie wyglądać w niej zbyt oficjalnie i biznesowo, zestawiajcie ją w jeansami. Do tego mokasyny i całość prezentuje się naprawdę stylowo; • płaszcz typu trencz – idealna i najbardziej charakterystyczna rzecz na jesień. Klasyczny model w beżu to zawsze dobry wybór. Pasek w talii podkreśli sylwetkę, a beżowy, nienarzucający się odcień świetnie sprawdzi się w codziennych stylizacjach; • mała czarna – nie trzeba jej przedstawiać! To jedna z najbardziej zmysłowych sukie-


Moda

nek. Nie musi być zbyt dopasowana, żeby prezentowała się kobieco, choć bardzo ważny jest jej fason; • marynarka – ten element garderoby świetnie sprawdza się w różnych stylach, nie tylko w klasycznym, z którego się wywodzi. W tym wydaniu jednak najbardziej uniwersalna będzie marynarka granatowa lub czarna; • ołówkowa spódnica – często wybierana do biura oraz na spotkania bizesowe. Wysoki stan oraz zwężający się ku dołowi fason w piękny sposób podkreślają sylwetkę, eksponując kobiece atuty; • cygaretki – idealna opcja na połączenie prostoty, elegancji i wygody, szczególnie dla tych kobiet, które zdecydowanie częściej wybierają spodnie niż spódnicę. Są równie eleganckie i tworzą zgrany duet z marynarką.

13


Z MIŁOŚCI DO PIĘKNYCH ARANŻACJI I NIEBANALNEGO DIZAJNU

Przetarty fotel po babci, poduszka z frędzlami, zamiast drzwi kotara z plastikowych pasków, igielitowy gazetownik, do tego lampka solna... Te przedmioty sprawią, że stworzymy wystrój bardzo trendy, bardzo na czasie – mówi Joanna Alaborska ze sklepu z wyposażeniem wnętrz „Wnętrza z pasją” w Galerii Wnętrz AMC. R OZ M AW I A J A N O L E K S Y


Rzucające się w oczy potykacze reklamowe: Darmowa porada projektowa „Wnętrza z pasją - 1 piętro”. To o Pani... Szukając towarów klienci oczekują pomocy w zakresie aranżacji wnętrz. To teraz bardzo chwytliwy temat i przydatna usługa. Potwierdzają to osoby odwiedzające nasz nowy punkt doradczo-projektowy Galerii Wnętrz AMC.

mało artystyczny aspekt tej pracy. Coraz częściej marzę o tym, żeby znowu mieć czas na malowanie.

W projektowaniu kieruje się Pani głównie funkcjonalnością? Myślę, że musi być po równo, tak samo ładnie, jak i funkcjonalnie. Nie wyobrażam sobie uwzględniania samej funkcjonalności.

Czy czuje się Pani artystką?

Kto korzysta z porad projektowych ?

W jakiejś mierze tak, ale ja koncentruję się również na sprawach praktycznych, ponieważ zajmuję się sztuką użytkową. Wydaje mi się, że większość artystów to osoby trochę oderwane od rzeczywistości, tworzące dla siebie, nie licząc specjalnie na komercjalizację działalności. Dlatego lubię namawiać artystów, żeby ze swoją sztuką pojawiali się w Galerii AMC, by ludzie mogli mieć ich dzieła w domu, a nie w muzeum. Mnie najbliższa jest sztuka użytkowa, z którą obcujemy na co dzień.

Darmowe porady projektowe przeznaczone są dla klientów Galerii Wnętrz AMC, korzystających z tutejszych salonów sprzedaży i dotyczą wyłącznie asortymentu oferowanego w Galerii. Często są to konsultacje związane z wyborem mebli, doborem tapicerki, detali, dekoracji tworzących klimat, indywidualizujących wnętrze itp. Zachęcam klientów, by na konsultacje przygotowali zdjęcia swoich mieszkań. To dla mnie doskonała inspiracja do aranżowania przestrzeni.

Czy tworzenie wizualizacji można porównać do malowania obrazu?

Najwięcej problemów stwarza klientom kolorystyka mebli, tapicerki, a także poszukiwanie mebli do tzw. kompletu, żeby wszystkie były w jednym stylu. Podobnie jest z tkaninami, kotarami, zasłonami, poduszkami itd. Staram się tłumaczyć, że całość nie musi być identyczna, tylko ma pasować. Radzę wówczas, jak efektownie łączyć, zestawiać poszczególne elementy, by razem stanowiły harmonię.

Nie do końca… Tworzenie obrazu jest autorskim procesem, a przy wizualizacji korzystamy z całego zasobu narzędzi i programów komputerowych. Oczywiście wymyślamy idee, organizujemy przestrzeń, zestawiamy ze sobą pasujące elementy „układanki”, tworzymy kolaż z wizją wnętrza, ale nigdy nie ośmieliłabym się porównywać projektowania z malowaniem obrazu. Sama też maluję, więc wiem, na czym to polega.

Artystę ogranicza tylko wyobraźnia, a projektant wnętrz musi mierzyć się też z oczekiwaniami klienta i materiałami, którymi może dysponować, meblami, tkaninami itp. Projektowanie dla klientów to nie poligon doświadczalny, na którym można roztaczać niestworzone wizje, bo człowiek w aranżowanym wnętrzu ma po prostu żyć i wygodnie mieszkać. Przy projektowaniu trzeba uwzględniać rzeczy przyziemne – wygodę, nawyki, funkcjonalność – dlatego czuję dysonans, gdy pyta pan, czy czuję się artystką. Każdy sobie wyobraża zawód projektanta wnętrz od tej ładnej strony – kreatora, wizjonera, dekoratora, a przecież my często pełnimy nadzory autorskie, realizujemy swoje pomysły na budowach, gdzie nieraz bywa brudno i zimno. Robiłam to wiele lat. To jest

A czego najczęściej dotyczą rady?

Toczy Pani walkę ze sztampą. Harmonia wcale nie musi oznaczać kompletu mebli, można ją z powodzeniem stworzyć, dobierając różne rzeczy, czasami w odmiennych stylach, tylko trzeba mieć wizję, widzieć efekt końcowy. Jeżeli ktoś tego nie czuje, to kupuje zestaw, czyli całość w komplecie. Tak jest najłatwiej, ale jeżeli chce się inaczej, to warto zaufać projektantowi.

Udaje się Pani przekonywać do swojej wizji? Myślę, że tak, bo docierają do mnie sygnały od właścicieli salonów, że klienci kupili to, co im proponowałam. Mam satysfakcję, że mi zaufali i zgodzili się na moje rozwiązania.

Umie Pani wyczuwać klienta? Trzeba uważnie słuchać, być trochę empatycznym, poznawać sposób myślenia, preferencje i upodobania klienta, umieć

wczuwać się w jego skórę, bo przecież nie zawsze projektuję wnętrze, w którym chciałabym mieszkać. Z doświadczenia wiem, że wcale nie tak rzadko klienci sami nie wiedzą, co im się podoba, czy to ma być klasyka czy modern, często brakuje im po prostu pomysłu na zagospodarowanie przestrzeni. Takim osobom przychodzę z pomocą.

Czy klienci lubią mieszać style, łączyć nowe ze starym? To raczej my, projektanci, lubimy mieszać style. To niezwykle wdzięczne i bardzo modne. Ale oczywiście spotykam klientów, którzy lubią taki stylistyczny melanż i chcą mieć niebanalnie urządzone mieszkanie.

Myślę, że młodzi ludzie unikają powrotu staroci do nowych aranżacji… Zaskoczę pana, bo właśnie młodzi ludzie wracają do tzw. antyków, do staroci z lat 60. czy 80. Cieszy mnie, że ktoś się zachwyca lampką solną, albo telefonem z bakelitu. Ale to jest teraz bardzo modne, wystarczy wejść na portale topowych sklepów młodzieżowych. Wracają rzeczy z PRL-u, absolutnym hitem są doniczki wiszące w makramach, frędzle na poduszkach, „łuki Karwowskiego”, wszelkie ratany, fotele z plecionką... Te przedmioty podnoszone są do rangi mocno „odjechanych rzeczy”. Młodzi nie mają złych doświadczeń i skojarzeń z szarymi, komunistycznymi czasami. Trochę przetarty fotel po babci, zamiast drzwi zasłonka z plastikowych pasków, igielitowy gazetownik, kryształowy wazon - to wszystko jest dzisiaj bardzo trendy, bardzo na czasie.

A co w takim razie jest synonimem obciachu? Myślę, że bardzo nowoczesne wnętrza z dużą liczbą pasków ledowych przyklejanych bez zastanowienia, podświetlających wannę czy okap. Wszelkie błyszczące meble na wysoki połysk, poobniżane sufity jak w statku kosmicznym, dużo nowoczesnej elektroniki - to według mnie jest obciachowa tendencja.

Jakie nowe trendy Pani wskaże? Generalnie kolory, szaleństwo barw. Biały, szary i bielony dąb to dziś przeżytek. Teraz modne jest wszystko, co ma bogatą kolorystykę. Wystarczy przejść się po salonach Galerii Wnętrz AMC, by zobaczyć wielobarwną ofertę, kolorowe tapicerki, fotele,


NIEZWYKLE WAŻNE JEST, W JAKIM WNĘTRZU, W JAKIEJ ATMOSFERZE PRZEBYWAMY. TO MA OLBRZYMI WPŁYW NA NASZ NASTRÓJ. TRUDNIEJ BYĆ SZCZĘŚLIWYM W OTOCZENIU BRZYDKICH PRZEDMIOTÓW.

tkaniny, poduszki... To mnie niezmiernie cieszy. Niezwykle ważna jest w tym przypadku sztuka komponowania, od niej zależy efekt.

Kolorowy zawrót głowy! Ciągle istnieje moda na maksymalizm – styl, w którym wszystko jest dozwolone. Totalnie przeładowane pomieszczenia, wszędzie coś leży, stoi, wisi. Pozornie niedbałe, ale przemyślane. Zaletą tego stylu jest to, że nie trzeba utrzymywać wzorowego porządku i z powodzeniem można wyciągać na światło dzienne różne rodzinne pamiątki, dziwne, ulubione przedmioty. W takim wnętrzu nigdy nie jest bezosobowo. Stylistyczną mozaikę można łatwo stworzyć, „polując” na niebanalne elementy dekoracyjne w Galerii Wnętrz AMC. Na topie jest także styl boho. Wnętrza urządzone zgodnie z nim charakteryzują się artystycznym nieładem, kojarzącym się ze swobodą i wolnością. Nawiązują do artystycznej bohemy, eko i natury. Przejawia się to m.in. w totalnym roślinowym szaleństwie. Domowa dżungla może być w każdym miejscu mieszkania, wracają znane z przeszłości palmy daktylowe, monstery, paprotki, porozpinane pnące trzykrotki. Znowu pojawiają się kwietniki, do niedawna uważane za obciachowe. Do mieszkań trafiają rzeczy z recyklingu, zardzewiałe tace, sprzęty zrobione ze starych desek itp. Wydaje mi się, że dawanie przedmiotom nowego życia to pozytywny trend.

Dlaczego warto korzystać z usług projektanta wnętrz? Bo pomoże on stworzyć wnętrze ładne, spójne i dostosowane do trendów, optymalnie wykorzysta przestrzeń i zaproponuje funkcjonalne rozwiązania. Urządzanie mieszkania to inwestycja na wiele lat, więc warto ustrzec się błędów aranżacyjnych.

W swoich poradach wykorzystuje Pani ofertę AMC? Tak, konsultacje w stu procentach dotyczą asortymentu oferowanego przez sklepy i salony Galerii Wnętrz AMC. Bardzo

pomocni w poszukiwaniach są właściciele i pracownicy prowadzący sklepy, którzy mają olbrzymią wyspecjalizowaną wiedzę na temat swojego towaru, sugerują rozwiązania, dzielą się doświadczeniami. Fakt, że w jednym miejscu działa dużo podobnych sklepów, o ofercie zróżnicowanej asortymentowo i cenowo, z markami od popularnych do ekskluzywnych, jest niewątpliwym atutem Galerii Wnętrz AMC. Przypomina to dawny cech, w którym wszyscy mamy wspólną ideę, wszyscy jesteśmy związani z wnętrzami, wzajemnie inspirujemy, szkolimy, by w innowacyjny sposób podchodzić do tematu meblarskiego. Niedawno odbyło się spotkanie poświęcone sypialni, typom łóżek i materaców, aktualnym trendom w tej dziedzinie.

Rozmawiamy w sklepie Wnętrza z Pasją. Opowie Pani o nim? Od jakiegoś czasu uczestniczę w tworzeniu sklepu internetowego z wyposażeniem wnętrz www.homestyles.pl, wykorzystując wiedzę zdobytą przez lata projektowania wnętrz. Zauważyłam, że klienci internetowi często pytają, gdzie można zobaczyć towary na żywo, dotknąć, poczuć fakturę, ocenić jakość. Tak zrodziła się idea sklepu stacjonarnego w Galerii AMC, która jest centrum wnętrzarstwa w Toruniu. Wnętrza z Pasją to stacjonarny sklep z dekoracjami, meblami, sztuką użytkową i wyposażeniem wnętrz. Jest to dla mnie wymarzone miejsce do prezentowania pięknych przedmiotów. Mogę z nimi obcować codzienne, zapraszać klientów, doradzać i dzielić się pozytywną energią. Ekscytujący jest moment, kiedy przychodzi nowa dostawa. Rozpakowuję kartony, oglądam, dotykam i zachwycam się, jakbym dostała prezent. Wiem, że nie tylko ja to lubię, niektóre klientki są chętne do pracy i wspólnego rozpakowywania, żeby jako pierwsze obejrzeć nowości.

Jak Pani wyszukuje towary? Przedmioty i meble, wybieram bardzo starannie, szukam produktów z duszą, dobrą jakością wykonania i unikatowym

dizajnem. Omijam tanie i masowo produkowane, często tandetne dekoracje czy meble. U nas jest stylowo i z klimatem. Wszystkie przedmioty można od razu kupić i zabrać ze sobą. To dobre miejsce, żeby znaleźć efektowny i gustowny prezent dla rodziny czy znajomych.

Wnętrza z pasją to więcej niż sklep. Tak! W tej nowej przestrzeni prowadzimy cykliczne spotkania, zajęcia i warsztaty w ramach propagowania wiedzy o wnętrzach. Akademia Dobrego Projektowania Wnętrz to warsztaty dla amatorów zainteresowanych tą tematyką. Specjalnie dla młodzieży przygotowujemy cykl zatytułowany „Architekt wnętrz – czy to zawód dla mnie?”, a dla dorosłych 18+ typowo plastyczne warsztaty „Drink&Draw” połączone z dobrą zabawą. Warsztaty kreatywne to z kolei zajęcia związane z urządzeniem domu i prowadzone w oparciu o sklepy ulokowane w Galerii. Najbliższe spotkanie poświęcone będzie świątecznej aranżacji stołu. Galeria Wnętrz AMC jest idealna do prowadzenia tematycznych warsztatów, dysponuje bowiem ogromem mebli i przedmiotów wystroju wnętrz.

Od początku wiedziała Pani, że będzie się zajmować wnętrzarstwem? Zawsze zajmowałam się malowaniem, rysowaniem, to mnie pochłaniało od dziecka. Naturalnym wyborem były dla mnie studia na Wydziale Sztuk Pięknych UMK, ale w czasach, gdy je kończyłam, dwie dekady temu, zawód projektanta nie był zbyt popularny, a projektowanie było megaekskluzywną usługą. Dopiero stosunkowo niedawno stał się potrzebny i modny. W tej chwili przeżywamy prawdziwy projektowy boom. Każdy chce mieć indywidualny projekt wnętrza.

Proszę dokończyć zdanie: „Dla mnie projektowanie to…” … pasja, miłość do pięknych przedmiotów i pięknych wnętrz. Ja to uwielbiam. Z tego też wziął się pomysł na pracownię artystyczną służącą pomocą klientom Galerii Wnętrz AMC.


Joanna Alaborska absolwentka Wydziału Sztuk Pięknych UMK, kieruje sklepem internetowym www.homestyles.pl oraz pracownią artystyczną Wnętrza z pasją połączoną ze sklepem z dekoracjami, meblami i wyposażeniem do wnętrz. Projektantka dzieli się miłością do dizajnu, do pięknych aranżacji i sztuki użytkowej podczas warsztatów tematycznych o projektowaniu wnętrz, nauce rysunku, spotkań drink&draw. Od lat pasjonująca się zagadnieniami sztuki użytkowej, wykorzystująca tę wiedzę w pracy architektki wnętrz, koncentruje się na właściwym doborze proporcji pomiędzy sztuką i funkcjonalnością, łączy artystyczną kreację z codziennym życiem. Zapalona miłośniczka sztuki teatralnej, entuzjastka współdziałania kobiet.

KLIENCI GALERII WNĘTRZ AMC MOGĄ KORZYSTAĆ Z DARMOWYCH PORAD PROJEKTOWYCH. CZĘSTO SĄ TO KONSULTACJE ZWIĄZANE Z WYBOREM MEBLI, DOBOREM TAPICERKI, DETALI, DEKORACJI TWORZĄCYCH KLIMAT, INDYWIDUALIZUJĄCYCH WNĘTRZE ITP.

Toruń | ul. Lelewela 33 www.galeriawnetrzamc.pl


FOT. MATERIAŁY PRYWATNE

Rozmowa


19

PRZEPIS NA ŚWIĘTA. TEN CZAS ZBUDOWANY JEST Z BLISKOŚCI, PRZYJAŹNI, SMAKÓW... Z MIŁOŚCI Katarzyna Bosacka o swoim Bożym Narodzeniu AGNIESZKA KOSTUCH

Zbliżają się święta. Czym dla Pani jest ten okres? To ważny czas? To czas, w którym jest mnóstwo różnych emocji i wrażeń, ale oczywiście kojarzy mi się z tym, że jesteśmy wszyscy razem. Mam gigantyczną rodzinę – mamy z mężem czworo dzieci, w okresie świąt spotykamy się też m.in. z siostrą męża, która ma pięć pociech, więc jak tylko dwie rodziny zasiądą przy stole, to już jest nas trzynaścioro. Do tego dochodzą też seniorzy. Boże Narodzenie to też czas dla naszej „małej” rodziny: mojego męża i dzieci. Ponieważ połowa pociech jest już dorosła, a córka studiuje w innym mieście, jest to taki moment, kiedy wszyscy się spotykamy. I to chyba jest najważniejsze.

Wiele osób planuje grudniowe wyjazdy, spędzając święta z bliskimi, ale z dala od domu. Jakie tradycje są Pani rodzinie? Zwykle święta spędzamy w Poznaniu. W wigilię albo w jeden ze świątecznych dni spotykamy się w naszym domu lub u siostry mojego męża. Jesteśmy dużą rodziną i wiemy, że ciężko jest samodzielnie wszystko przygotować, więc dzielimy się obowiązkami. Chodzi o to, by święta były przyjemnością, a nie przymusem stania w kuchni i wkurzania się. Tego chcemy uniknąć. Dlatego ja w ogóle nie dotykam karpia – tym zawsze zajmuje się szwagier. Z kolei siostra mojego męża ze swoimi dziećmi piecze wspaniałe ciasta, w tym m.in. tort orzechowy, którego ja nie robię. W naszej małej, sześcioosobowej rodzinie, podział jest określony – panowie zajmują się odkurzaniem, sprzątaniem, dekorowaniem choinki i tego typu rzeczami. Natomiast panie plus Franek, mój najmłodszy syn, pracują w kuchni. Po świętach wszyscy razem sprzątamy. Każdy ma swój wkład w ten czas i nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej.

Prowadzi Pani kanał na YouTube, a także regularnie występuje przed kamerami. Oprócz tego publikuje Pani książki i to wszystko łączy z życiem rodzinnym. Jak znaleźć czas na świąteczne przygotowania? Nie jestem osobą doskonale zorganizowaną, ale lubię, gdy wszystko jest przygotowane przed wigilią. Sporo produktów, a szczególnie te, które są w stanie przetrwać bez lodówki, kupuję wcześniej. W tym roku nabyłam już m.in. dwukrotnie zmielony mak, który bardzo ułatwia życie i świąteczne przygotowania. Wybieram stuprocentowy mak, bez żadnych dodatków. Różnica między nim, a tradycyjnym jest taka, że ten jest dwukrotnie zmielony. Wystarczy więc zalać go gorącym mlekiem, dodać rodzynki, miód, orzechy i mamy w zasadzie gotową masę makową. To absolutnie cudowny wynalazek, moje odkrycie. Kilka tygodni przed wigilią kupuję wędzone śliwki, które uwielbiam, a które można dostać jedynie jesienią. Poprosiłam także przyjaciółkę, która aktualnie przebywa na Helu, by przywiozła mi łososia bałtyckiego – trwa bowiem sezon legalnych połowów. Kupiłam już fasolę Jaś – robi się z niej danie, które zawsze można znaleźć u nas na wigilijnym stole. Gotuję ją z masłem i rozmarynem. To tradycyjne danie mazowieckie, które moje dzieci wręcz uwielbiają. Pochodzę z Warszawy, a mój mąż z Poznania. W naszym domu tradycje świąteczne się więc przenikają. Oprócz wspomnianej fasoli, podczas kolacji jemy też poznańskie makiełki, czyli kluski kładzione łyżką na wodę, właśnie z masą makową. Gdy byłam mała, w moim domu gotowało się zupę grzybową. Biorę jednak pod uwagę upodobania moich bliskich i teraz gotuję barszcz na prawdziwym zakwasie, wstawiam go mniej więcej tydzień przed wigilią. Jeśli jednak nie mam czasu, robię dobry wywar warzywny. Warzywa wykorzystam

do sałatki jarzynowej, którą pokroi Franek. Do tego wywaru dodam zakwas kupiony w sklepie. Musi on mieć jednak dobry skład, czyli w zasadzie powinien się składać z buraków i przypraw. Z tego wyjdzie bardzo dobry barszcz, któremu smakiem nie dorówna żaden z kartonu czy torebki. Oprócz tego mam taką wieloletnią tradycję z moimi przyjaciółkami, które poznałam jeszcze w szkole podstawowej, przyjaźnimy się od 42 lat. Co roku spotykamy się u mnie. Pijemy wino, ale też przez całą sobotę ciężko pracujemy, lepiąc pierogi. Robimy różne, w tym m.in. z kapustą i grzybami, ruskie, ze śliwkami. Potem parzymy je w gorącej wodzie i mrozimy. W dzień wigilii wyciągamy je z zamrażarki i gotujemy. Nie dość, że mamy własnoręcznie zrobiony produkt, to jeszcze w czasie jedzenia myślimy o sobie nawzajem, co też jest bardzo fajne. Namawiam wszystkich, którzy chcieliby zorganizować takie przyjęcie przed wigilią, żeby połączyć je z pracą. W ten sposób można zrobić nie tylko pierogi, ale też ciastka i krokiety.

Wymieniła Pani sporo świątecznych dań. Które jest ulubionym? Bardzo lubię śledzie, które rzadko jem. Dla mnie w kulinariach najważniejsza jest wyrazistość. Śledzie są tłuste, a jednocześnie aksamitne i lekko słone. Dodaję do nich koper, majonez, jogurt naturalny, czerwoną cebulę, starte jabłko dla słodyczy i to wszystko mieszam. Podczas kolacji wigilijnej podaję je w ładnej oprawie. Z racji tego, że przez cały grudzień zużywamy sporo cytryn, np. do herbaty, to nie wyrzucam skórek. Kroję cytrynę w poprzek, tak, by stworzyła dwie łódeczki. Wyciągam zawartość, a skórę mrożę. W czasie wigilii podaję śledzie w tych łódeczkach, które na dodatek dekoruję, np. kawiorem z pstrąga. Nie dość, że ładnie to wygląda, jest też spójne w smaku, bo ryba i cytryna doskonale ze sobą współgrają.

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


20

Rozmowa Ten patent doskonale sprawdziłby się na Pomorzu, które słynie z tego, że jadaa się tu sporo ryb.

co lżejszy. Dlatego zastępuję żurek zupą ze szparagów lub z zielonego groszku. Nie dosz daję też tyle majonezu do potraw. Chociaż da podaję białą kiełbasę, staram się, by oprócz po niej, była też zielona sałata. ni Nie da się też ukryć, że tak wysoka ilość bi białka pochodzącego z mięsa negatywnie w wpływa na nasz organizm. Możemy mieć zg zgagę, niestrawność... Dlatego mówi się, że w Wielkanoc dobrze sobie „strzelić” kielisz szek wódki na trawienie. W wigilię nie musi simy tego robić, bo kolacja jest dużo lżejsza, po pod warunkiem, że przygotujemy ją z głow wą.

rą Tak, absolutnie, bo każda ryba, którą ia chcemy podać, jest idealna do serwowania by właśnie w ten sposób. Niewiele trzeba, żeby ąwykonać tę ozdobę. Skórki z cytryny i tak ląedują w koszu, to nie jest nic, co musimy specjalnie kupić lub o to zadbać.

Nie każda pani domu jest tak dobrze zor-ganizowana. Czy mogłaby nam Pani po-dać przepisy na dania, do których przyrząądzenia nie potrzeba aż tak wiele czasu? Wigilia nie jest łatwą wieczerzą, bo trzeem ba pamiętać o tym, że jest odwzorowaniem atych dań, które jedli nasi przodkowie w czaw sach, gdy nie było lodówek, konserwantów no czy sztucznych barwników. Dania robiono z tych składników, które można było złowić ić ej w przerębli: pstrąga, karpia, a także każdej innej ryby, która była dostępna oraz z suurchych produktów, więc to nie jest takie bardzo łatwe jedzenie. Myślę, że jest mimo to ąmnóstwo przepisów, które pozwolą przyrząst dzić szybko wigilię. Jednym z takich dań jest barszcz, o którym już wspomniałam. Śledzie też robi się błyskawicznie, bo wystarczy pokroić składniki i je wymieszać. Nie spędzimy w kuchni więcej niż 10 minut. Fasolę, którą przyrządzam u mnie w domu, też można szybko i prosto zrobić. Wystarczy kupić fasolę Jaś, wieczorem ją namoczyć, a potem ugotować ją z łyżką masła. Oczywiście jeśli ktoś nie je masła, to może dodać np. oleju lnianego. Prosty jest też przepis na przygotowanie karpia. Nie trzeba go smażyć w dzwonkach na patelni, a można fajnie natrzeć, wypełnić cebulą czy koperkiem albo i jednym, i drugim, i po prostu upiec w całości w piekarniku. Będzie trochę zabawy z ośćmi, ale jak go ponacinamy, to ości się wytopią. Chociaż pierogi nie są daniem błyskawicznym, też warto je zrobić. Ja przygotowuję je od początku do końca. Najpierw trzeba zrobić ciasto, w międzyczasie można ugotować kapustę z grzybami i tu nie ma żadnej filozofii - wrzuca się kapustę do garnka, dodaje cebulę podsmażaną, trochę śliwek, suszonych grzybów i samo się dusi. Można też dodać czerwonego wina.

W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że chociaż można idealnie zaplanować wigilię, to i tak wydarzy się coś, czego nie przewidzimy. Proszę nam zdradzić kilka takich historii... Pamiętam święta, w trakcie których nagle spadła choinka, bo była źle zamocowana, więc wszyscy się rzucili, by ją ratować. Pamiętam też, gdy wystawiliśmy sernik przykryty przykrywką na taras, by się nieco schłodził. Przyszedł nasz pies, odsunął pokrywkę i zjadł połowę ciasta. No i co mieliśmy zrobić? Odkroiliśmy więc fragment, gdzie było widać jego zęby, a resztą się podzieliliśmy. Podczas pewnych świąt Franek

Co więc zrobić, by uniknąć wyrzucania jedzenia?

W książce Katarzyny Bosackiej znajdziemy przepisy na proste i pyszne dania ze składników, które akurat mamy pod ręką

namówił brata, by zagrali w piłkę. Ta, chociaż była miękka, nagle wpadła w sam środek śledzi. Z racji tego, że mieszkamy w domku tuż pod Poznaniem, zdarzało się, że w środku przygotowań do wigilii zgasło światło. Samo życie. Mnóstwo tego typu historii wydarzyło się na przestrzeni lat. Muszę jednak przyznać, że teraz czerpię dużą radość z tego okresu świątecznego. Najtrudniejsze wigilie były wtedy, gdy dzieci były bardzo małe. Kiedy jednak najstarszy syn ma 24 lata, a najmłodszy 8 lat, jest dużo łatwiej i przyjemniej mam już taki luz. Mam 49 lat, jestem więc na innym etapie życia niż w momencie, w którym byłam, gdy moje dzieci były małe. Niedawno jedna z moich przyjaciółek z podstawówki została babcią. Nie chcę denerwować moich dzieci i mówić, że czekam na wnuki, ale w tym wywiadzie mogę to powiedzieć – już trochę czekam, bo na razie małych dzieci w naszej rodzinie nie ma.

Rozmawiamy o świętach… Wspomnijmy więc, jakie grzechy żywieniowe popełniają w tym czasie Polacy. Sama kolacja wigilijna jest jedną z najzdrowszych w ciągu roku. Szczególnie, gdy na stole pojawia się pieczona ryba, gdy są ziemniaki z wody, barszcz czerwony i czysta fasola ugotowana jedynie na łyżce masła. Jeżeli porównamy kolację wigilijną do śniadania wielkanocnego, to trzeba przyznać, że jest ona zdrowsza. Proszę zwrócić uwagę, że podczas Wielkanocy zjadamy takie produkty jak żurek, a także białą kiełbasę. Od lat staram się, by u mnie w domu ten dzień był nie-

Rzeczywiście, chyba to marnowanie jedzenia w przypadku Świąt Bożego Narodzedz nia jest największym grzechem Polaków. ni Po pierwsze trzeba mrozić i to jest oczywista oczywistość. Mrozić możemy wszystko, st w tym m.in. ciasta, a także pieczywo. Nie jest je jednak najlepszym pomysłem, żeby zamraża żać jogurty czy żółte sery, bo one tracą swoją konsystencję. Raczej nie mrozi się też świeżych produktów, takich jak np. sałaty. Proszę zwrócić uwagę, że nasz organizm nie lubi monodiety. Daje nam sygnały, że jeśli dzisiaj jest rosół, jutro jest rosół, to pojutrze musi być pomidorowa. Warto też przerabiać dania. Z pieczeni możemy np. zrobić fajną szarpaninę, która jest ostatnio bardzo modna. Dzięki temu zjemy to w innej formie. Jeśli jemy kolejny dzień świątecznego karpia czy chociażby śledzie, to zamieńmy się z kimś innym. Może sąsiad ma inną potrawę albo nasi przyjaciele. Możemy się też podzielić jedzeniem z potrzebującymi. W różnych miastach są jadłodzielnie. Można też zanieść nadmiarowe posiłki do ośrodków opiekujących się osobami bezdomnymi czy potrzebującymi. Pamiętajmy, by już podczas zakupów nie dać się porwać szaleństwu. Lepiej kupić mniej, a lepszej jakości. Nie musimy mieć czterech rodzajów ciasta, naprawdę wystarczy jedno. Nie musimy mieć też więcej sałatki jarzynowej niż zdołamy zjeść. Trzeba o tym pamiętać i zanim weźmiemy się za pracę, warto liczyć pojemność żołądków. Jedzenie w tej chwili jest tak drogie, że wyrzucanie i marnowanie jest skrajną nieodpowiedzialnością.

Nie uciekniemy od tematu kalorii. W jaki sposób można je spalić? Jaki rodzaj aktywności Pani preferuje? Myślę, że spacer jest bardzo dobry. Razem z moimi bliskimi jesteśmy fanami spacerów. Tylko, że gdy już idziemy, to nie dwa km, a 10 lub 12! Ubieramy się ciepło – zakładamy odpowiednie ubrania, bierzemy do plecaka herbatę w termosie i ruszamy na spacer. Nawet nasz ośmiolatek pobił rekord, bo przeszedł 14 km, więc da się to zrobić. Proszę też zwrócić uwagę, że podczas samych przygotowań do świąt spala się kalo-

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


21 rie. Trzeba odkurzyć, przetrzeć okna, bo bywa, że są ą w paskudnym e. Oprócz tego trzeba przygotować ciasto na pierogi i potrzeba stanie. o siły, by je zagnieść. Oczywiście my wszystkim się dzielimy, sporo y , że barale mimo to trochę tych kalorii spalamy. Nie da się też ukryć ukryć, dzo dużo kalorii zawiera alkohol. Dlatego u nas podczas wigilii piy dosłownie po kieliszku białego wina do ryby. Nie ma alkohojemy ie ma więc pustych kalorii. Są ą w naszej rodzinie tacy, którzy są lu, nie anie wytrwać do pasterki i wtedy idą ą na spacer tuż przed półw stanie nocą,, więc też jest trochę ruchu. Oprócz prócz spacerów, praktykujemy jedną ą aktywno aktywność, ść, która zacieśnia więzy rodzinne. Bardzo lubimy grać w gry planszowe, w tym m.in.. w „Taboo”, „Mafię” oraz „Monopoly”. Gramy też w „Catana”. aka gra, gdzie zawodnicy na planszy, która jest mini wszechTo taka tem, budują ą swoje osady. Zwycięża Zwycięża ten, kto zdobędzie najwięświatem, unktów. Franek grałł w nią, gdy miałł 5 lat, wi ęc młodsze dzieci cej punktów. więc e poradzą, a starsze się przy tym nie nudzą. sobie

Rozumiem, umiem, że aspekt wiary chrześcijańskiej jest dla Pani istotny? O czym jest Boże Narodzenie? Nie tylko o jedzeniu, prezentach czy reklamach, eklamach, które są ą w telewizji. Jeśli więc świętujemy te dni, nie można zapominać, że jest to chrześcijańska tradycja. Dlatego m z moimi bliskimi staramy się, by aspekty związane z wiarą razem były obecne zarówno w czasie wigilii, jak i całych świąt.

ł zmieni Na zakończenie chciałabym zmienićć nieco temat rozmowy i zapytać, czy Pani zna i lubi Trójmiasto? Kocham ocham Trójmiasto. Mam ogromny szacunek dla Pomorza. Jest ezwykł k e miejsce do życia z wielu powodów – są ą tu bardzo otwarto niezwykłe dzie, tacy proeuropejscy, zwłaszcza Gdańsk, gdzie zaczęły się ci ludzie, miany. To przecież centrum Solidarności. przemiany. Pomorze, omorze, a zwłaszcza Trójmiasto, to obszar, gdzie dba się o ekologię.. Prawie nie ma tam smogu. Jest po prostu lepsze powietrze. ę też energię ludzi z Pomorza. Mimo iż nie jestem gdańszczanCenię o czuję się bardzo związana ze wszystkim, co się tam dzieje. ką, to m przyjemnośćć być być twarzą ą projektu „Miasto na detoksie”. Uczy Mam on mieszkańców, w jaki sposób rezygnować z używania plastiku, np. w swoich domach. Plastik zawiera w sobie substancje, które ywają ą negatywnie na układ hormonalny. Plaga chorób tarczywpływają y otyłości może mieć przyczynę w tym, że jesteśmy wręcz zacy czy wani plastikiem. sypywani d wielu lat spędzam wakacje w Słajszewie, małej miejscowoOd oło Stilo. Jest to bardzo mała wioska oddalona o prawie 5 km ści koło od morza, co zapewnia mi codzienne dojście i powrót z plaży. o roku razem z mężem, dziećmi i znajomymi spędzamy tam Co dwa tygodnie. Nie mamy wakacji all inclusive, a także jakiegoś pięwiazdkowego hotelu, wręcz przeciwnie. Mamy bardzo skromciogwiazdkowego le przytulne warunki. ne, ale odczas wakacji mieszkamy na terenie stadniny koni. Dlatego Podczas e dzieci pod opieką osób dorosłych, podróżują mini wozami nasze nymi. Zabierają na nie wszystkie rzeczy potrzebne na plażę, konnymi. iaż Franek spokojnie przechodzi te 4,5 km w jedną i drugą chociaż nę. stronę. usem tego miejsca jest także to, że plaża prawie zawsze jest Plusem a. Ponieważ w tym roku Polacy ze względu na pandemię zopusta. stali w Polsce, gdzieś przeczytałam, że we Władysławowie na plaa metr kwadratowy było więcej ludzi niż w Pekinie. Pomyślaży na łam sobie – dobrze, że mamy nasze Słajszewo i że nawet w sezonie, jak wychodzimy na plażę, to może towarzyszy nam maksymalnie 100 osób rozsianych na sporej przestrzeni. a co dzień nie przeszkadza mi, że mam bardzo częsty kontakt Na z ludźmi: źmi: biorę udziałł w spotkaniach autorskich, udzielam wywiadów. Oczywiście jest to bardzo miłe, bo świadczy o tym, że wiele osób traktuje mnie jak kogoś bliskiego. Wakacje to jednak taki moment, t, w którym trzeba odpocząć. Tak jest też w Słajszewie, gdzie np. nie ma zasięgu. Dzięki temu psychicznie odpoczywam od zgiełku miasta. ta.

FOT. MATERIAŁY PRASOWE

A czy zy ma Pani tu ulubione miejsca, do których chętnie wraca?


PAPRYKA – TERAZ TAKŻE W PUDEŁKU! W ciągu ostatnich sześciu lat Papryka dała się poznać jako miejsce, w którym można nie tylko podnieść kulinarne umiejętności, ale i zorganizować klimatyczne spotkanie przy kuchennym stole. Teraz szkoła przygotowała ofertę też dla tych, którzy poszukują wyjątkowej diety pudełkowej.

Papryka to szkoła kreatywnego gotowania, w której profesjonalni kucharze uczą jak przyrządzać posiłki, by były nie tylko smaczne, ale i oryginalne. Właściciele, zapraszając do współpracy szefów kuchni ze znanych bydgoskich restauracji, dbają o to, by w paprykowym kalendarzu szkoleń co rusz pojawiało się coś inspirującego. Już samo miejsce zachwyca swoim pomysłem – Papryka to stylowe połączenie dobrze wyposażonej kuchni z kameralną przestrzenią do towarzyskich spotkań. Stół, na którym nigdy nie brakuje pysznych przekąsek, wygodne kanapy, klimatyczne oświetlenie, sprzęt audiowizualny, prywatna toaleta oraz szatnia sprawiają, że uczestnicy zajęć mogą poczuć się tu, jak w nowoczesnym salonie u przyjaciół, a nie jak na warsztatach kulinarnych. Dostęp do multimediów oraz możliwość dowolnego przystrojenia pomieszczenia sprawiają, że Papryka nadaje się nie tylko do nauki gotowania, ale też na imprezy

firmowe, spotkania towarzyskie, urodziny i inne wydarzenia, które można urozmaicić pysznym jedzeniem lub wspólnym gotowaniem. Ale to nie wszystko. Od niedawna firma kieruje swoją ofertę także dla tych, którzy chcieliby jeść zdrowe i oryginalne posiłki we własnych domach, a nie mają czasu na gotowanie. – Postanowiliśmy wykorzystać nasze doświadczenie, zebrane podczas niezliczonych warsztatów z wyjątkowymi ludźmi, aby stworzyć ofertę diet pudełkowych, które sprostają smakiem najbardziej wybrednym podniebieniom. Nasi kucharze wraz z dietetykiem stworzyli menu, którego nie znajdziemy w żadnym innym kateringu, oparte o autorskie przepisy i świeże, pełnowartościowe produkty. To doskonałe rozwiązanie dla tych, którzy chcą jeść smacznie, zdrowo, no i oczywiście wygodnie – mówi zespół Papryki. W tej chwili w ofercie Papryki znajdziemy cztery podstawowe diety – NORMĘ dla

osób, które chcą utrzymać wagę lub zrzucić kilka zbędnych kilogramów. SPORT dla osób aktywnych. WEGE, czyli wegetariańską, uwzględniającą potrzeby osób niejedzących mięsa, oraz WEGE+FISH, dla osób jedzących ryby. Wkrótce do oferty dołączą też warianty uwzględniające produkty bez glutenu oraz bez laktozy. Każda z tych diet dostępna jest w wielu wersjach pod względem kaloryczności, możemy zadecydować także o ilości posiłków dziennie i zdecydować się na pięć dań, trzy lub tylko lunch. Co ważne, mamy możliwość wzięcia jednodniowego menu „na próbę”, które ułatwi nam podjęcie decyzji o zamówieniu kolejnych pudełek. – Zbliża się koniec roku i intensywny okres świąteczny, który sprzyja wspólnym spotkaniom. Warto z tej okazji dać się ugościć i ugotować z nami coś naprawdę pysznego. A tym, którzy nie mają jeszcze pomysłu na prezenty, polecamy nasze karty upominkowe. Tych, którzy lubią spędzać czas w kuchni z pewnością ucieszy otwarte zaproszenie na dowolne warsztaty w naszym kalendarzu, a dla tych, którzy wolą spędzać czas w domu, przygotowaliśmy świąteczne vouchery na nasz katering – zachęca zespół Papryki.

PAPRYKA & PAPRYKA W PUDEŁKU Bydgoszcz, ul. Toruńska 76 www.papryka.bydgoszcz.pl • www.paprykawpudelku.pl Papryka – spotkania kulinarne Papryka w Pudełku


Zdjęcie OHPHOTO FOTOGRAFIA

PODOMEDIKA to centrum terapii stóp, które powstało dzięki pasji Katarzyny Sawickiej. Katarzyna Sawicka podologią zajmuje się od ponad 15 lat. Swoją przygodę zawodową rozpoczęła jako kosmetolog, wykonując na co dzień zdecydowanie mniej skomplikowane zabiegi niż te, których podejmuje się dzisiaj. Jak sama przyznaje, z dnia na dzień zainteresowała się i wspierała swoją pracodawczynię w coraz to bardziej skomplikowanych zabiegach pedicure, a ciekawość i zaangażowanie sprawiły, że rozpoczęła swoją przygodę szkoleniową w dziedzinie podologii. Minęło kilkanaście lat, a szkoleniom nie ma końca. Co więcej - obecnie Kasia Sawicka jest instruktorem swojego zawodowego konika, terapii wrastających paznokci. Wiedzę i nowoczesne metody terapii tego schorzenia zapewniają jej szkolenia, na których pojawia się kilka razy w roku. Wrastające paznokcie to najczęstszy powód odwiedzin salonu Podomedika przez pacjentów. I bardzo często dotyczy dzieci, a przyczyną pojawiania się tego problemu najczęściej są nieprawidłowo przycięte paznokcie. Dlatego już w styczniu rusza akcja ,,Zrób

Zdjęcie OHPHOTO FOTOGRAFIA

Zbliżają się 2. urodziny salonu, w którym każdego dnia przywraca się zdrowie i piękny wygląd stóp.

wrastaka dla dzieciaka/, która ma na celu uruchomić cykl darmowych konsultacji z podologiem, aby zapobiec wrastaniu paznokci szczególnie u dzieci. Szczegóły akcji zostaną ogłoszone w połowie grudnia. Warto obserwować profil społecznościowy na facebooku: podomedika.bydgoszcz. Terapia stopy cukrzycowej, brodawki wirusowej czy grzybicy paznokcia to zaledwie początek bogatej oferty salonu. Od ponad roku dr Ilona Miśkowiec prowadzi gabinet medycyny estetycznej. Jak sama mówi, skupia się przede wszystkim na poprawie i zapewnieniu odpowiedniej kondycji skóry, wykorzystując preparaty do mezoterapii oraz

nici PDO najwyższej jakości. Pracuje z toksyną botulinową nie tylko w tzw. podstawowym zakresie zmarszczek mimicznych twarzy, ale również leczeniem bruksizmu i nadpotliwości. Wykorzystuje kwas hialuronowy celem modelowania ust oraz twarzy nadając objętość i korygując niewielkie niedoskonałości, które każdy z nas posiada. Dr Miśkowiec przyjmuje w gabinecie codziennie w godzinach popołudniowych. Piękno w Podomedika ma różne oblicza, dlatego nie można nie wspomnieć o gabinecie kosmetolożki Macy Paradowskiej. Na co dzień oferuje klientkom hennę, regulację oraz depigmentację brwi, lifting i koloryzację

rzęs, mezoterapię igłową czy biżuterię nazębną. Ta ostatnia to nowość w ofercie salonu. Usługa polega na nałożeniu kryształów Svarowskiego za pomocą klejów kompozytowych utwardzanych światłem polimeryzacyjnym. Efektem jest diamentowy uśmiech. Na początku grudnia do zespołu dołączy również manicurzystka, która zamknie bogatą i różnorodną ofertę salonu. Jak mówi właścicielka Katarzyna Sawicka, Podomedika to profesjonalizm, umiejętności i ogromne serce, które wraz z zespołem wkłada w swoją pracę. Bez tych składowych budowanie zespołu i tworzenie przyjaznego miejsca nie jest możliwe. Uśmiech, zainteresowanie klientem oraz merytoryczna opieka od samego początku wizyty sprawiają, że klienci z przyjemnością wracają do salonu i polecają go najbliższym.

PODOMEDIKA, ul. Gdańska 67, Bydgoszcz tel. 693376357 podomedika.bydgoszcz podomedika.bydgoszcz


24

FOT. GETTY IMAGES

Finanse

KTO WIE LEPIEJ, ILE KOSZTUJĄ BUŁKI I SPRZĘT AGD? GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


25

71 procent Polek czuje się niezależna finansowo. Pieniądze aż w 90 procentach gospodarstw domowych nie są tematem tabu i Polacy w zdecydowanej większości o nie się nie kłócą. Tak deklaruje aż 78 procent badanych. Sprawdzamy, jak wygląda podział wydatków w związkach.

J

a rządzę panem, pan rządzi krajem. Tak to wygląda – w serialu „Skandal” te słowa wypowiada Abby Whelan, dyrektorka gabinetu, do swojego szefa – Fitzgeralda Granta III, prezydenta Stanów Zjednoczonych. I choć więcej mówi to o znaczeniu samego stanowiska zajmowanego przez Whelan, spokojnie można sformułowanie to przenieść na grunt rodzinny w Polsce. Bo choć zazwyczaj mężczyźni sądzą, że zarządzają domowymi budżetami, jednak często jest to domeną kobiet.

BLIŻEJ DOMU, BLIŻEJ FUNDUSZY?

FOT. GETTY IMAGES

By dojść do takiego wniosku, nie potrzeba zresztą amerykańskich seriali, choćby tak popularnych jak swojego czasu „Skandal”. Już Winston Churchill mawiał: „Mężczyźni rządzą światem, a nimi kobiety”. A w przypadku budżetów domowych widać to szczególnie. – Kobiety nadal są bliżej domu i bardziej są odpowiedzialne za codzienne zakupy – mówi dr Julita Czernecka z katedry Socjologii Kultury i Zmian Społecznych w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego. – Lepiej orientują się w zawartości lodówki, wiedzą, co lubią domownicy. Panowie przeważnie dostają li-

stę rzeczy do kupienia i – jeśli w sklepie okaże się, że czegoś zabrakło – to zazwyczaj nie potrafią wybrać zamienników. Niewielu jest w stanie to zrobić. Potwierdzają to badania „Polka – strażniczka domowego budżetu”, które w 2018 r. przeprowadziła nieistniejąca już platforma MAM. Jej przedstawiciele zapytali kobiety i mężczyzn o znajomość cen różnych produktów, a także o to, kto je kupuje. Okazało się to domeną kobiet. Panie mogły pochwalić się znajomością cen w takich kategoriach jak: odzież, obuwie, leki, chemia, produkty dla dzieci, zwierząt. Lepiej znają się także na płaceniu rachunków. Panowie za to lepiej opanowali ceny samochodów, używek, a także produktów z kategorii hobby i turystyka. Znacznie gorzej prezentuje się ich znajomość wydatków bieżących. Dr Czernecka zwraca uwagę na to, że kobiety mają także wpływ na zakup sprzętu AGD. Przywołuje badanie, z którego wynika, że aż 83 proc. kobiet decyduje o tym, jakie pralki, zmywarki i piekarniki znajdują się w ich domach i mieszkaniach. Panowie natomiast skupiają się przeważnie na zakupie komputerów i podobnego sprzętu. W powszechnej opinii to mężczyźni są odpowiedzialni za wybór samochodów, ale nie do końca jest to prawdą.

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


26

Finanse

impulsywnie, bez zastanowienia. Paniom zdarza się to zdecydowanie rzadziej, choć jednocześnie są wobec siebie bardziej krytyczne. To panów częściej niż kobiet dotyczy problem zadłużania się.

FOT. GETTY IMAGES

KOBIECE RZĄDY CZY PARTNERSTWO W RODZINNYCH FINANSACH?

– Kobiety są coraz bardziej świadomymi klientkami branży motoryzacyjnej – podkreśla dr Czernecka. – Dysponują własnymi dochodami, panowie służą im czasem doradztwem.

KSIĄŻKA I DŻINSY KONTRA WYPAD W GÓRY Finansowym rządom kobiet od dłuższego czasu przyglądają się naukowcy i specjaliści. Badają też ich wpływ na codzienne funkcjonowanie rodzin i zakres obowiązków. W raporcie MAM można było przeczytać, że „lepsza znajomość cen produktów sprawia, iż większa odpowiedzialność za zakupy codzienne spoczywa na kobietach”. – Z naszych badań wynika, że kobieta rządzi w polskim domu i budżecie – tak Monika Kamińska z MAM mówiła z rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes. – 60 proc. kobiet wskazało na siebie, wśród mężczyzn 35 proc. wskazało na siebie i odebrało tę rolę paniom. Kobiety są przekonane także o tym, że to one bardziej rozsądnie gospodarują budżetem domowym. Tak twierdzi ponad połowa pań. Wśród mężczyzn takie zdanie o sobie ma tylko co trzeci. Zarówno paniom, jak i panom zdarza się kupić coś pod wpływem impulsu, ale to kobiety w takich sytuacjach wydają mniej. – Kupiłam sobie książkę i nowe dżinsy, obie rzeczy w promocji – mówi Agata Majewska, analityczka bankowa. – W tym czasie mój mąż spontanicznie zarezerwował hotel w górach na weekend z kolegami, co kosztowało kilka razy więcej. Mnie nie przyszłoby do głowy, by z godziny na godzinę wyjechać na kilka dni. Takie rzeczy należy planować. Od tego czasu staram się pilnować męża, by odpowiednio wcześnie poskromić jego fantazję. Kobietom i mężczyznom – jak wynika z badania MAM – trudno także zgodzić się co do tego, kto tak naprawdę podejmuje ważne finansowe decyzje. I jedna, i druga strona są o tym przekonane. Okazuje się jednak, że to panie wykazują większy rozsądek w zakresie wydatków. Mężczyźni częściej sięgają po produkty

Podejście do rodzinnych finansów zmieniło się w ostatnich latach. Nieco inaczej finansowe rządy w rodzinach wyglądają m.in. w tegorocznym badaniu „Polki a finanse”, jakie bank Credit Agricole przeprowadził wspólnie z Ogólnopolskim Panelem Badawczym Ariadna. Celem próby było zbadanie podejścia kobiet do pieniędzy, kupowania, oszczędzania i gospodarowania budżetem domowym rok po wybuchu pandemii koronawirusa. – Powszechna teza, że to kobiety trzymają kasę w rodzinie, jest prawdziwa tylko częściowo – zaznacza Ewa Deperas-Jarczewska z Biura Komunikacji Korporacyjnej w Credit Agricole. – Owszem, w ponad połowie rodzin tak jest, ale w 33 proc. rodzin partnerzy po równo dzielą się tymi obowiązkami. Inaczej wygląda sytuacja, gdy trzeba wziąć kredyt – w ponad 50 proc. gospodarstw domowych, małżonkowie podejmują taką decyzję wspólnie, a w 36 proc. decydują kobiety. I choć mężczyźni przeważnie zarabiają więcej, to częściej decydują się na zadłużanie, a czasem pożyczają pieniądze na coś, czego kobietom nie zdarzyłoby się kupić na raty lub nie zdecydowałyby się na to w podobnych okolicznościach. – Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego mój chłopak, właściciel dwóch samochodów, którego czekał ogromny wydatek związany z generalnym remontem domu, uważa, że należy wymienić kilkuletni samochód na zbliżony rocznikiem, ale innej marki – mówi pani Małgorzata, która pracuje w administracji. – Auto, którym teraz jeździ, jest naprawdę świetne, w ogóle po nim nie widać, że ma kilka lat. Pojechaliśmy nim w góry i była to bardzo przyjemna wycieczka. Nowy samochód wcale nie będzie też taki nowy i wygląda na to, że nie posiada szczególnych funkcji dodatkowych. To chyba taka męska fantazja.

PRACUJĘ, WIĘC JESTEM Badanie wykazało także, że aż 71 proc. Polek czuje się niezależna finansowo. 84 proc. nie czuje kontroli mężczyzny, jeśli chodzi o wydatki, a tylko 6 proc. za każdym razem musi prosić o pieniądze. Okazuje się, że pieniądze aż w 90 proc. gospodarstw domowych nie są tematem tabu i Polacy w zdecydowanej większości o nie się nie kłócą. Tak deklaruje aż 78 proc. badanych. Aż 80 proc. kobiet odkłada pieniądze. 42 proc. robi to regularnie, a 38 proc. od czasu do czasu. Panie oszczędzają przeważnie na konkretny cel. – Wiele kobiet myśli o przyszłości: 20 proc. odkłada pieniądze na tzw. czarną godzinę, a 11 proc. na przyszłość dzieci – mówi Ewa Deperas-Jarczewska. – Polki odkładają też pieniądze, by sfinansować bieżące większe wydatki, takie jak remont (17 proc.), wakacje (16 proc.) i zakup samochodu (9 proc.).

Co koronawirus zmienił w podejściu do oszczędzania

Pandemia miała pewien wpływ na to, na czym kobiety oszczędzają. Przed koronawirusem Polki głównie oszczędzały na przyjemnościach (24 proc.), odzieży (20 proc.), podróżach (17 proc.), rachunkach (10 proc.), żywności (9 proc.) oraz na środkach czystości i higieny (5 proc.). Obecnie najwięcej osób oszczędza na przyjemnościach (23 proc.), podróżach (22 proc.), odzieży (18 proc.) i rachunkach (8 proc.), a mniej na żywności (6 proc.) i środkach czystości oraz higieny (3 proc.). Za kilka lat okaże się, na ile ta zmiana była trwała i czy pandemia wpłynie na finansowe partnerstwo w rodzinach.

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET



ZASMAKUJ WSCHODNIEJ KUCHNI Zbliżające się święta Bożego Narodzenia to czas tradycji i potraw według sprawdzonych, rodzinnych receptur, ale można spróbować przełamać rutynę i urozmaicić te dni smakołykami zza naszych wschodnich granic. Szczególnie, że zaraz czeka nas Nowy Rok, a to też dobry pretekst na odkrywanie kulinarnych nowości!

Z roku na rok w Polsce przybywa gości zza naszej wschodniej granicy. Osoby z Ukrainy to coraz częściej nie tylko nasi sąsiedzi, ale także współpracownicy, koledzy ze studiów, przyjaciele. Zbliżający się okres świąteczno-noworoczny może być więc okazją, by nieco bliżej zaznajomić się z ich zwyczajami – i przy okazji poszerzyć nasze kulinarne horyzonty. Pomijając odmienne daty, bo kościoły prawosławne i greckokatolickie obchodzą święta według kalendarza juliańskiego, ukraińska wigilia nie różni się tak bardzo od polskiej. Nasi sąsiedzi nie mają wprawdzie jednej, sztywnej listy „12 potraw”

i są regiony, w których typowo świątecznymi daniami są np. placki ziemniaczane, kotlety z kaszą, a nawet gołąbki, ale na wielu ukraińskich stołach też zwykle pojawiają się ryby, grzyby, barszcz i oczywiście pierogi. – Polacy nie wyobrażają sobie bez nich świąt, więc chcąc „przemycić” na stół coś nowego, bez obaw, że nie trafimy w gust któregoś z domowników, możemy zacząć właśnie od pierogów. A tych mamy kilkanaście rodzajów – pielmieni, wareniki, kołduny, chinkali i inne specjały z kuchni ukraińskiej, gruzińskiej, ormiańskiej i kaukaskiej, zarówno wytrawne, jak i na słodko, więc naprawdę każdy znajdzie coś interesującego dla

siebie – mówi Marta Knasiecka, kierowniczka supermarketu Foodex24.

NIEOCENIONE WSPARCIE Foodex24 to sklep internetowy z produktami ze wschodu, który powstał z inicjatywy Vladyslava Savchenko, z pomocą i wsparciem jego żony Natalii Savchenko. Wiosną ubiegłego roku, gdy w wielu sklepach brakowało towarów, a lockdown utrudniał ich transport, ukraiński przedsiębiorca postanowił stworzyć od podstaw własny sklep, który zapewniałby sprawną dostawę artykułów spożywczych bezpośrednio do domów klientów. Nie było to łatwe


zadanie – w szczycie pandemii trzeba było otworzyć magazyny, nawiązać kontakty z dostawcami, znaleźć kurierów... – Gdyby nie Nataliia, nic z tego by się nie wydarzyło. Droga od pomysłu do realizacji jest bardzo trudna, gdy co chwilę napotyka się na niej ściany. Można się od nich odbić. Ale jeśli za twoimi plecami stoi silna kobieta, która mówi „Dasz radę”, to wracasz do tej ściany i zaczynasz się po niej wspinać. Obecność takiej osoby, która cię wspiera i motywuje do działania, jest cenniejsza niż wszelkie dobra materialne. Kiedy masz bratnią duszę, możesz pokonać wszelkie przeszkody – mówi Vladyslav. – Bez osoby, na której zawsze można polegać, trudno jest tworzyć i iść do przodu. W trudnych sytuacjach, gdy pojawia się chęć rzucenia wszystkiego, rozumiem, jak ważne jest wsparcie osoby, która inspiruje cię do osiągania kolejnych zwycięstw i lepszych rezultatów. Zawsze wspieram Vlada we wszystkich jego przedsięwzięciach. Tam, gdzie potrzebna jest pomoc, zawsze jestem gotowa ją udzielić – mówi Nataliia.

ZAKUPY NIE TYLKO PRZEZ INTERNET Z pomocą wspólników państwo Savchenko zbudowali sieć dystrybucji, która szybko objęła całą Ukrainę, a kilka miesięcy temu wkroczyła także do Polski. To tutaj – w Bydgoszczy – powstał też pierwszy stacjonarny oddział Foodex24. – Wizyta w naszym sklepie może być nie tylko sposobem na wzbogacenie świątecznego menu, ale także okazją do zakupienia niecodziennych prezentów. Gospodynie, które lubią spędzać czas w kuchni z pewnością zainteresuje szeroki wybór, aromatycznych przypraw, olei, przetworów i sosów ze Wschodu, którymi będą mogły urozmaicić niejeden domowy posiłek. Panów prawdopodobnie bardziej zaciekawią ukraińskie piwa i wina, których też mamy spory wybór – śmieje się Andrii Pazynich, prezes firmy i współwłaściciel sklepu. Dobrym upominkiem dla osób starszych będą z pewnością kawy i herbaty ze Lwowa, ale na półkach Foodex24 znajdziemy znacznie więcej ciekawych napojów, m.in. lemoniady Natakhtari, Tarhun, Bajkał i Chernogolovka, wody Borjomi i Narzan, soki Odesskij, kompoty Janarat czy kwasy chlebowe Taras. Do napojów przydadzą się oczywiście przekąski, a tych też jest tu sporo, m.in. ukraińskie sucharki, słoneczniki, chipsy lawaszowe, niezwykle popularne na wschodzie suszone rybki, a także – już z górnej półki – szeroki wybór kawiorów, na Wschodzie kojarzących się ze zbliżającym się wielkimi krokami Nowym Rokiem.

SŁODKIE UPOMINKI, CIEKAWE SMAKI – Pół sklepu to słodycze, więc nie będzie też problemu z wyborem czegoś dla dzieci. Najlepiej sprzedają się oczywiście czekolady i cukierki ukraińskiej marki Roshen, ale

wybór jest znacznie szerszy. Bardzo popularne są torty kijowskie, bombonierki i – to już dla dorosłych – shootersy z alkoholem. Mamy też mało znane w Polsce gruzińskie przysmaki, jak koziniaki czy czurczchela. Ze zdrowych przekąsek mamy też suszone ormiańskie owoce, miody, kisiele i słodkie mleczko zagęszczone w puszkach – wymienia sprzedawca Anhelina Bartkova. Miód i bakalie mogą z kolei posłużyć do zrobienie kutii, potrawy w Polsce kojarzonej ze świętami, ale pojawiającej się na naszych stołach już raczej rzadko i tylko w niektórych częściach kraju. Tymczasem na Ukrainie jest to najważniejsze świąteczne danie, serwowane nie tylko na Boże Narodzenie, ale też przy innych okazjach, np. na Nowy Rok. – Wizyta w naszym sklepie jest ciekawym doświadczeniem dla tych, którzy uczyli się kiedyś rosyjskiego, potrafią powiedzieć kilka słów po ukraińsku lub znają nasz alfabet, więc mogą samemu rozczytać etykiety. Ale nie brakuje też osób, które po prostu lubią próbować nowych rzeczy, eksperymentować w kuchni i interesuje ich, jakie smaki są popularne na Wschodzie. Nikogo nie próbujemy przekonywać, że są to smaki lepsze niż polskie. Ale są to inne smaki i to właśnie jest dla wielu Polaków ciekawe – mówi Andrii Pazynich.

WARTO ZOBACZYĆ SAMEMU. NAWET W NOCY! Asortyment sklepu stale się powiększa. Na stronie foodex24.pl jest już dostępnych

ponad 2000 pozycji, ale w sklepie stacjonarnym można ich znaleźć jeszcze więcej! – Na stronie nie mamy np. naszych kiełbas i mrożonych produktów, bo tego – jeszcze – nie rozprowadzamy po całej Polsce. Natomiast szukamy sposobu, by było to możliwe. Niedługo też wprowadzimy do naszej oferty szybką, bezpośrednią dostawę na terenie Bydgoszczy, więc będziemy mogli rozwozić także produkty, które trudniej zabezpieczyć – zapowiada manager Maja Stolarska. W tej chwili sklep oferuje dwa sposoby dostawy – kurierem lub do paczkomatu. Transport może potrwać do 48 godzin. Co ważne, wszystkie zakupy powyżej 40 zł dostarczane są bezpłatnie na terenie całej Polski. – Nasz sklep stacjonarny otwarty jest 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, przez cały rok. Zapraszamy więc o każdej porze, gdy komuś przypomni się, że zapomniał czegoś kupić. Nawet w święta! – zachęcają pracownicy Foodex24.

• ul. Łęczycka 2 • Bydgoszcz Foodex24.pl


ZDJĘCIA: MADAM MIKO, MUA: MARCIN URZĘDOWSKI

Zdrowie

30


31

Wnuczki masowały moją łysą głowę – w nadziei, że babci szybciej urosną włosy! To było tak rozbrajające, że nie potrafiłam mieć już innych myśli – tylko te pozytywne i związane z chęcią powrotu do zdrowia - mówi Ola Kubacka-Duńczyk, uczestniczka akcji Siła KobieTY dotyczącej profilaktyki nowotworowej.

NIE CHCĘ

JUŻ WIDZIEĆ MNIEJ

sprawdzać co jakiś czas i się nie martwić. Póki się nie powiększa, operacja nie jest potrzebna.

ROZMAWIA: LUCYNA TATARUCH, ZDJĘCIA Z WYSTAWY „SIŁA KOBIETY”

Pierwszy był nowotwór mózgu.

Zapomina Pani o nim czasem?

Życie z nim jest niebezpieczne?

Nie. Przyzwyczaiłam się nawet do pojawiających się jeszcze czasem bólów głowy, ale nie do świadomości, że on tam jest. Pamiętam o nim zawsze, choć na początku te myśli były bardziej intensywne. Bałam się, że może na co dzień za bardzo się przeciążam. Pracowałam w żłobku, a zajmowanie się maluchami nie jest łatwe, choć je uwielbiam. Zbiegło się to też z moimi problemami z kręgosłupem, więc po długim leczeniu postanowiłam przejść na rentę. Ta wizja mnie uspokajała. Cieszyłam się, że odetchnę, wszystko się ustabilizuje. Dochodziłam już do siebie psychiczne, bo jednak diagnoza początkowo trochę mnie przygniotła. Wszystko miało być dobrze…

Cztery lata temu. Igorek. Tak nazwałam swojego guza (śmiech). Musiałam się z nim zaprzyjaźnić, bo jesteśmy na siebie trochę skazani. Nadal jest ze mną, tutaj – po lewej stronie, bliżej twarzy. Ma około centymetra średnicy, czyli mizerny taki, ale to bardzo dobrze. Musimy go obserwować. Dopóki nie rośnie, wszystko jest OK. Dlatego gdy co roku widzę go w niezmienionej formie na badaniu kontrolnym, jestem spokojna.

Jak się Pani o nim dowiedziała? Często bolała mnie głowa i nic nie pomagało, trafiłam więc w końcu z tym problemem do neurologa. Pani doktor skierowała mnie na rezonans magnetyczny i właśnie w tym badaniu ukazała się zmiana.

Pamięta Pani swoją pierwszą myśl? Pamiętam strach w gabinecie. Byłam na granicy płaczu. Zmiana w mózgu – przecież dla pacjenta to brzmi poważnie. Pani doktor od razu zaczęła mnie uspokajać, mówić, że to pewnie nic groźnego. I tak też się okazało. Nowotwór niezłośliwy, niezbyt duży, trzeba go

Ale nie było? Nie, bo wtedy nagle okazało się, że mam raka piersi. Zwapnienia, rozpoznane dzięki regularnie robionej mammografii – zmiany, które ma wiele kobiet – okazały się nowotworem złośliwym. Dowiedziałam się o tym, bo drążyłam temat. Gdybym zadowoliła się diagnozą „zwapnienia”, być może byłoby gorzej. Jednak intuicja mi podpowiadała, żeby zbadać to wnikliwiej, poprosiłam więc o USG i biopsję. Ta pierś już wcześniej cały czas mnie bolała. Oczywiście

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


Zdrowie

32


33 zrzucałam to na przepracowanie, myślałam, że może mam tak od dźwigania albo są to jakieś nerwobóle czy kontynuacja problemów z kręgosłupem. Mimo to chciałam mieć pewność… i tak wykryliśmy raka.

Miała Pani w głowie pytanie: dlaczego mnie to spotyka? Drugi raz nowotwór… Tak, ale po czasie już wiem, że nie ma właściwej odpowiedzi i szkoda czasu na takie pytania. Trzeba działać jak najszybciej. Chwycić byka za rogi i… Nasuwa się słowo „walczyć”, ale nie lubię go używać w tym kontekście.

i cierpienia – nie byłoby złe. W domu mąż i córka bardzo się o mnie troszczyli, robili wszystko, co mogli, ale w tamtym czasie na pytanie, jak się czuję, odpowiadałam, że dobrze, podczas, gdy tak naprawdę chciałam, żeby wszyscy dali mi spokój. Zatapiałam się w niemocy. Na szczęście nie trwało to długo. Gdy mój organizm zaczął nabierać sił, z każdym dniem ten stan coraz bardziej ustępował. Świat zaczynał się rozszerzać, stopniowo mogłam już dostrzegać to, co dookoła. Na przykład uśmiechy bliskich. Codzienność stawała się bogatsza o kolejne doznania, moc wracała. I teraz, jak sobie wspominam te dawne myśli… Wydają mi się strasznie dziwne i obce.

Dlaczego?

Jak bliscy radzili sobie z Pani chorobą?

Walka kojarzy mi się z czymś innym. Z pojedynkiem, do którego zaprasza się przeciwnika i szanse są wyrównanie. A to na mnie po prostu spadło. Rak się pojawił jak nieproszony gość. Wolę więc mówić, że trzeba było się z nim uporać. Zaczęłam od razu – następnego dnia po odebraniu wyniku umawiałam się na wizytę w Centrum Onkologii. Leczenie rozpoczęłam w listopadzie 2019 roku. Przeszłam dwie operacje, chemioterapię, radioterapię i brachyterapię.

Nie da się opisać tego, jak bardzo się o mnie troszczyli i jak mnie wspierali. Do dziś zresztą tak jest. Niby wiedzieliśmy to o sobie zawsze, ale choroba nie pozostawiła w tych kwestiach żadnych niedomówień – jako rodzina jesteśmy gotowi sobie pomagać w każdej sytuacji. Dwójka moich dzieci mieszka za granicą, przez pandemię nie mogli być tu ze mną cały czas. Jednak latem 2020 roku, kiedy obostrzenia zelżały, z Anglii przyleciała starsza córka w wnuczkami. Bycie z nimi sprawiało mi niesamowitą radość. Wnuczki masowały moją łysą głowę w nadziei, że babci szybciej urosną włosy! To było tak rozbrajające, że nie potrafiłam mieć już innych myśli – tylko te pozytywne i związane z chęcią powrotu do zdrowia. Syn nie mógł przyjechać, ale na bieżąco rozmawialiśmy przez internet, co także dawało mi dużo siły. A bezpośrednio przy mnie czuwali mąż i druga córka. Wymieniali się wzajemnie obowiązkami, nie musiałam się o nic martwić.

Bała się Pani tak obciążającego leczenia? Wiedziałam, że jest konieczne. Słuchałam lekarzy, nie chciałam dowiadywać się niczego z internetu, czytać niesprawdzonych informacji. Jeśli miałam pytania bądź wątpliwości, spisywałam je sobie na kartce, żeby nie zapomnieć, a potem rozmawiałam o tym w gabinecie lekarskim. Muszę przyznać, że stałam się dzięki temu bardziej asertywna (śmiech). Lekarze często nie mają czasu na wnikliwe tłumaczenia, jeśli pacjent nie pyta, ale są naprawdę pomocni. Gdy przychodziłam z tą moją kartką, zawsze dostawałam konkretne odpowiedzi. Ufam medycynie, wiem, że ludzie wychodzą z najróżniejszych dolegliwości…

Na nieszczęściu chorych buduje się też biznes, np. przez sprzedawanie niesprawdzonych, alternatywnych sposobów leczenia… Z tym także się spotkałam, ale nie zawierzałam żadnym niesprawdzonym metodom. Nie można np. zastępować leków suplementami, na dodatek jeszcze takimi, co do których składu czy pochodzenia nie ma pewności. Tak samo z alternatywnymi sposobami leczenia – nie interesowało mnie to. A zdarzało mi się słyszeć, że powinnam choćby zrezygnować z chemioterapii, bo ona zabija.

U Pani zabiła raka. Co było najtrudniejsze podczas leczenia? Na każdym etapie było trochę inaczej. Na przykład przed drugą operacją, która okazała się konieczna, bo nowotwór zajął węzły chłonne, bardzo się stresowałam. Bałam się nie tyle samego zabiegu, co kolejnych przerzutów. Jednak nie potrafiłam w żaden sposób wyrzucić z siebie tych emocji. Zablokowałam się. Nie umiałam już nawet płakać. Z kolei przed moją chemioterapią akurat rozpoczął się w Polsce pierwszy lockdown. Zdążyliśmy jeszcze z mężem pojechać na kilka dni nad morze, co bardzo pomogło mi psychicznie. Wróciliśmy i zamknięto nas w domach. To był cios, bo zakazano nawet wychodzenia do lasu, a spacery wśród drzew dawały mi ogromne wytchnienie. W czterech ścianach nie mogłam znaleźć żadnej odskoczni od choroby. Podczas przyjmowania chemii miałam różne dolegliwości, ale pamiętam przede wszystkim tę specyficzną słabość, której wcześniej nie znałam. Absolutny brak energii. Nic mnie nie obchodziło. Mogłam tylko leżeć, patrzeć w jeden punkt albo spać. Żadnych emocji. Świat jakby coraz bardziej mi się zawężał. I wtedy właśnie przychodziły mi do głowy myśli, że jeśli tak wyglądałaby śmierć... To może nie byłoby to aż takie najgorsze.

Bez bólu, bez smutku… Tylko obojętność i takie otępienie emocjonalne? Tak. Nie chodzi mi o to, że chciałam umrzeć. Zaczęłam jednak myśleć, że takie odczuwanie śmierci – bez tych trudnych emocji

Wie Pani pewnie, że to nie jest taka oczywista reakcja. Nie wszyscy mężczyźni radzą sobie z chorobami najbliższych, z przyjęciem nowej roli. Tak, poznałam nawet panie, które musiały się z tym zmierzyć. Było mi potwornie przykro, gdy słyszałam, jak ich mężowie się odsuwają, nie umieją pomóc, boją się choroby. Niektórzy nawet odchodzili. I te kobiety radziły sobie ze wszystkim same.

Trudno mi sobie wyobrazić, jak. No właśnie: jak sobie poradzić np. ze skutkami ubocznymi chemioterapii, z codziennymi sprawami w takiej sytuacji? Psychicznie i fizycznie – jak tu sobie coś ugotować, iść na zakupy? Dla mnie to niewyobrażalne. A spędzając trochę czasu w Centrum Onkologii poznałam kobiety, które dawały sobie radę. Ile one musiały w to wkładać siły! Siły, żeby w ogóle utrzymać się na nogach, ogarniać codzienne czynności i jeszcze walczyć z chorobą. Myślę, że taka nadludzka siła pojawia się – pomimo bólu i cierpienia – gdy po prostu nie mamy innego wyjścia. Przechodzimy w jakiś wyjątkowy tryb działania, bo musimy przetrwać. Dopiero potem człowiek zachodzi w głowę, jak to w ogóle było możliwe.

Zastanawia mnie czasem przedstawianie w różnych kampaniach obrazu osób chorych właśnie jako zawsze nadludzko silnych… Pani też brała udział w akcji o nazwie „Siła KobieTY”. Ta rola nie jest obciążająca? Czuła Pani w chorobie – tak bez wyrzutów sumienia – że może okazywać także słabość, mówić „nie radzę sobie”? Mnie hasło o sile kobiety wzmacnia. Wiem, że to tylko slogan, ale dla każdego może się pod tym kryć coś innego i tym sposobem nabiera on głębi. Moją siłę buduje właśnie wsparcie innych, zwłaszcza kobiet, które poznałam w czasie choroby. Niektórzy faktycznie uważają, że pomoc z zewnątrz nie jest im potrzebna, bo świetnie sobie radzą. Ale wydaje mi się, że celowe odcinanie się od innych to tylko iluzja siły. Udajemy nawet przed sobą, że nikt nam nie jest potrzebny...

Siłą może być też właśnie proszenie o pomoc. Tak. Wszystkich namawiam do tego, by nie wstydzili się o nią prosić i korzystali ze wsparcia. Na przykład, wiele osób myśli, że nie

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


34

Zdrowie ma sensu rozmawiać z psychologiem, bo „co on mi nowego powie?”. Może nam się wydawać, że już wszystko sobie przerobiliśmy, poukładaliśmy i jest jak jest. Jednak perspektywa kogoś z zewnątrz niekiedy okazuje się bardzo cenna. Czasem nakręcamy się złymi myślami i trudno nam dostrzec, że mamy zniekształcony obraz rzeczywistości. Świat nie zawsze jest taki, jakim go widzimy. Ja też doszłam do tego po czasie. Miałam wokół siebie bliskich, ale w pewnym momencie poczułam, że nie mogę tkwić ciągle w tym samym miejscu ze swoimi myślami. Muszę zrobić coś więcej, żeby się psychicznie podnieść. I wtedy znajoma powiedziała mi, że jest coś takiego, jak Akademia Walki z Rakiem. Miejsce, gdzie można porozmawiać z psychologiem, poznać inne pacjentki, osoby, które uporały się z chorobą, bądź właśnie się z nią mierzą.

nie się z tej perspektywy, podpatrywanie, jak inne osoby odkrywają siebie i radzą sobie z tym wszystkim – to jest coś szalenie inspirującego.

Od razu się Pani zapisała?

Chce Pani czerpać z życia pełnymi garściami. Nie jest to tylko taki etap po chorobie, gdy człowiek nagle czuje, że nie ma czasu na stanie w miejscu?

Nie, miałam wątpliwości. Zadzwoniłam, porozmawiałam z panią psycholog Magdą Smorowską, ale gdy odłożyłam słuchawkę, pomyślałam sobie raczej: po co mam tam iść? Będziemy tylko gadać w kółko o tej chorobie, przeżywać wszystko na nowo, a ja tego

Zawsze tak bardzo ceniła Pani kontakt z drugim człowiekiem? Zawsze chciałam być wśród ludzi, dobrze się dogadywałam z innymi, ale miewałam gorsze okresy, gdy zamykałam się w swojej skorupie. Teraz już wiem, że nie stanę w miejscu i nie schowam się ponownie. To byłby błąd. Dbanie o siebie to też troska o swoje emocje, a one są związane z ludźmi dookoła i w moim przypadku z aktywnością. Obecnie biorę udział w bardzo wielu inicjatywach – warsztaty teatralne, pracy z ciałem, rzeźba. Mąż już mnie poprosił, żebym wywiesiła na lodówce swój grafik, to będzie się do niego dopisywał (śmiech).

Myślę, że to nie jest etap, ale coś stałego. Zaczęłam się otwierać na świat i w ten sposób poszerzają mi się horyzonty. Nie cofnę już

Moją siłę buduje właśnie wsparcie innych, zwłaszcza kobiet, które poznałam w czasie choroby. Każda z nas ma trochę inną drogę przeżywania choroby. Poznawanie się z tej perspektywy, podpatrywanie, jak inne osoby odkrywają siebie - to jest coś szalenie inspirującego. nie potrzebuję. Jednak uznałam, że co mi szkodzi sprawdzić. Poszłam na spotkanie i okazało się to najlepszą decyzją, jaką mogłam podjąć.

Było inaczej, niż się Pani spodziewała? Tak, już za pierwszym razem poznałam mnóstwo osób, ale nie było żadnego biadolenia o chorobach (śmiech). Miałyśmy tylko zdać relację z ostatniego tygodnia, żeby każda z nas wiedziała, co u kogo się dzieje na bieżąco. Od razu poczułam jakąś empatię, nić porozumienia. Podczas kolejnych spotkań rozmawiałyśmy też o nowotworach, ale głównie po to, by się poradzić, dowiedzieć czegoś nowego. Pomagałyśmy sobie. Teraz te kobiety są dla mnie, jak druga rodzina. Mówimy o sobie, że jesteśmy jednym plemieniem.

Domyślam się, że są to panie w różnym wieku, w różnych sytuacjach życiowych. Samo doświadczenie choroby nowotworowej tak zbliża? Myślę, że chodzi po prostu o przewlekłą, trudną chorobę. Jedna z moich przyjaciółek, spoza tego grona, choruje na reumatoidalne zapalenie stawów. Doświadcza bólu, trudnych chwil i ona również potrafiła zrozumieć, co przeżywam podczas leczenia raka. To zbliża, nawet w przypadku osób, które bardzo się różnią.

I naprawdę nie polega to głównie na żaleniu się, omawianiu dolegliwości… Na zamykaniu się w chorobie? My w ramach Akademii otwieramy się na świat, dużo działamy. Są rozmowy, spotkania, a na nich oczywiście czasem łzy, ale głównie ze wzruszenia i śmiechu. Wspólne wyjazdy – byłyśmy np. na warsztatach w gospodarstwie agroturystycznym, gdzie świetnie się bawiłyśmy. Z Amazonkami z kolei pojechałam na Mazury, gdzie spędzałyśmy czas na łonie natury, robiłyśmy wianki, brałyśmy udział w pokazie mody z czerwonym dywanem. Nawet nie podejrzewałam, że przy takiej zabawie w modelkę człowiek może się zestresować (śmiech). Ale był to pozytywny stres, bardziej może trema i ekscytacja. Piękne chwile w gronie osób, które rozumieją, z czym się zmagasz, jakie masz problemy. Nie trzeba się niczym przejmować, nikt nikogo nie ocenia. Ważne dla mnie jest też to, że mimo wspólnych doświadczeń, każda z nas ma trochę inną drogę przeżywania choroby. Poznawa-

tego, nie zacznę widzieć mniej (śmiech). Proszę spojrzeć, tu na ścianie jest pusto, bo zrobiłam miejsce na obraz swojego autorstwa. Zawsze lubiłam tworzyć i malować, ale wcześniej się od tego odcięłam. Nie jest to coś nowego, co sobie wymyśliłam i nie wiadomo, czy się przyjmie. Po prostu wróciłam do tego, co było we mnie zawsze – tylko teraz wiem, że nie warto wyciszać tej energii. Uczę się z niej korzystać i czerpać ogromną satysfakcję.

Ma Pani plany na przyszłość, na kolejne lata? Tak. Mam konkretne plany. Chciałabym pomagać, szczególnie dzieciom. Całe życie z nimi pracowałam, uwielbiam to i myślę, że mam predyspozycje do takich zajęć. Planuję więc wolontariat w hospicjum przy najmłodszych, ale jeszcze nie teraz. Najpierw się trochę wzmocnię i wówczas będę gotowa.

To bardzo trudna praca. Wiem, nawet moje dzieci mają co do tego pomysłu wątpliwości. Mówią, że jestem na to zbyt wrażliwa, martwią się, czy nie chcę wziąć na siebie zbyt wiele. Ale czuję, że muszę spróbować, już rozmawiałam z osobą, która pracuje w fundacji. Podchodzę do tego racjonalnie, dlatego wiem też, że czeka mnie jeszcze praca nad sobą i przygotowanie się do takiego zadania. Wparcie, bliskość drugiego człowieka, zwłaszcza w najtrudniejszych chwilach – to są ogromnie ważne rzeczy. Myślę, że potrafię dzielić się tym, co sama dostałam, szczególnie z najbardziej potrzebującymi. Bliscy, znajomi, koleżanki z pracy, przyjaciółki nawet nie wiedzą, ile dla osoby zmagającej się z poważną chorobą znaczą dobre słowa, przyjazne gesty, rozmowa czy wspólny spacer. Ja to wszystko przyjmuję z wdzięcznością, bo to wzmacnia moje pozytywne emocje, ciało i duszę. Dziękuję wszystkim, także tym, którzy tylko posłali mi przelotny uśmiech, ciepłe spojrzenie. To buduje i dodaje siły. Chce się po prostu żyć!

Siła KobieTY Projekt organizowany od 6 lat przez kujawsko-pomorski oddział Polska Press Grupy – to m.in. wystawa zdjęć kobiet zmagających się z nowotworem. W tegorocznej edycji autorką zdjęć była Madam Miko, stylizacje do sesji przygotował Marcin Urzędowski.

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


OD PRINCESKI DO NEW LOOK

Od grudnia w Galerii Sztuki Nowoczesnej możemy oglądać wystawę ubrań i akcesoriów kobiecej mody pochodzących z Pana kolekcji. Jakie obiekty na niej zobaczymy? Dobraliśmy je tak, by zwiedzający mogli zobaczyć, jak zmieniała się moda od końca XIX do połowy XX wieku. Wystawa została podzielona na dwie części – na pierwszym piętrze muzeum znajdą się obiekty pochodzące od 1895 roku do wybuchu pierwszej wojny światowej. Na drugim piętrze przeniesiemy się głównie w lata 20. i 30., a skończymy na 1950 roku. W sumie będzie można zobaczyć ponad 300 obiektów, w tym m.in. suknię z domu mody Chanel, rękawiczki z garderoby Elsy Schiaparelli, kapelusze z pracowni Madame Agnes, Rose Descat czy Suzanne Talbot, buty z pracowni François Pinet, torebkę projektu Sonii Delaunay, pelerynkę projektu Emile Pingat czy suknię z domu mody Charlesa Fredericka Wortha.

Czy były to rzeczy faktycznie noszone, tzn. można je było zobaczyć na ulicach, czy ich żywot ograniczał się do wybiegów? Wszystkie te rzeczy były noszone i posiadają ślady używania. Nawet jeśli były zaprojektowane przez znanych projektantów, to na pewnych etapach historii można było spotkać kobiety, które się tak ubierały. Część z tych rzeczy została zaprojektowana dla konkretnych klientek, nie były więc produkowane na dużą skalę, ale wszystkie były noszone i mają swoją historię. Nieste-

ty, często nie znam szczegółów tych historii, jako że kupowałem je od anonimowych właścicieli.

Ma Pan swój ulubiony okres w modzie? Moim ulubionym okresem jest oczywiście e art déco, czyli lata 20. i 30. Wtedy to kobieeta stała się po raz pierwszy wyemancypowana, mogła sobie pozwolić na większą „frywolność” w sposobie ubioru i zachowania. Odrzuciła XIX-wieczne gorsety i zaczęła nosić luźne suknie, które odsłaniały już kolana. Kobiety zaczęły też palić papierosy i ścinać włosy na krótko, co było wcześniej nie do pomyślenia. W literaturze pojawia się nawet stwierdzenie, że na ulicach czasem trudno było odróżnić kobietę od młodego chłopca. Krótkie włosy, proste sukienki niepodkreślające talii i biustonosze spłaszczające biust sprawiały, że czasem jedynym co wyróżniało kobietę, były czerwone, mocno umalowane usta.

fot. Paweł Myszka

fot. Michał Radwański

O tytułowej wystawie i eksponatach, które zobaczymy w Muzeum Okręgowym w Bydgoszczy, opowiada historyk sztuki i kolekcjoner mody Adam Leja.

Czy jest jakiś eksponat z tego okresu, prezentowany w Bydgoszczy, który szczególnie warto zobaczyć? W zeszłym roku wypatrzyłem na aukcji w Londynie przepiękną suknię zaprojektowaną w 1925 roku przez Jeanne Lanvin. Jest to suknia robe de style – ma obniżony stan, natomiast spódnica jest mocno rozkloszowana i posiada od spodu usztywnione włosianką boki, co nadaje jej obfitości. Czyli jest całkowicie odmienna od prostych, koszulkowych sukienek, które były modne w latach 20. W 1925 roku, a było to apogeum art déco, część pań oczekiwała już czegoś więcej niż sukienek, które nie podkreślały żadnych kobiecych kształtów. Jeanne Lanvin zaprojektowała pierwszą taką sukienkę dla swojej córki i jak te bardziej postępowe panie ją zauważyły, to też zapragnęły się tak ubierać. Do dziś niestety zachowało się bardzo niewiele sukienek, które Jeanne Lanvin zaprojektowała dla swoich klientek w tym stylu. W Polsce do tej pory nie było żadnej. Ta moja jest bardzo podobna do tej, która jest w The Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku. Pierwszy raz publicznie będzie ją można zobaczyć właśnie w Bydgoszczy. Zapraszam!

„Od princeski do New Look. Ubiory damskie z kolekcji Adama Leja” Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy Galeria Sztuki Nowoczesnej, ul. Mennica 8 Ekspozycja do 3 kwietnia 2022 kuratorki wystawy: dr Monika Kosteczko-Grajek, Anna Nadolska aranżacja i dobór obiektów: Adam Leja projekt graficzny: Ewa Widacka-Matoszko produkcja wystawy: Łukasz Maklakiewicz

Warto śledzić też wydarzenia towarzyszące wystawie. Więcej na www.muzeum.bydgoszcz.pl.


Zdrowie

36

MĘSKA PERSPEKTYWA NA ZDROWIE

FOT. UNSPLASH

Listopad to miesiąc profilaktyki związanej z nowotworami urologicznymi. To właśnie kobiety często motywują swoich partnerów do wizyty u lekarza i badań profilaktycznych. Na co warto zwrócić uwagę, zanim będzie zbyt późno?


37 Na pytania dotyczące tzw. męskich nowotworów odpowiada dr n. med. Krzysztof Kamecki, urolog, dyrektor ds. medycznych Centrum Onkologii w Bydgoszczy.

go badania są: ocena stężenia w krwi białka charakterystycznego dla prostaty – PSA, badanie ultrasonograficzne jamy brzusznej i jąder oraz badanie przezodbytnicze gruczołu krokowego.

Jak wygląda diagnostyka i leczenie raka prostaty?

Kto częściej choruje na nowotwory - kobiety czy mężczyźni? W ogólnym ujęciu częściej chorują mężczyźni. Standaryzowane współczynniki zachorowalności w 2018 roku wynosiły: dla mężczyzn – 450 nowych zachorowań na 100 tys. osób, dla kobiet – 423. U mężczyzn najwięcej nowotworów złośliwych notuje się między 55 a 80 rokiem życia, u kobiet nieco wcześniej – między 50 a 75. To powoduje, że w grupie ludzi młodych i wieku średnim częściej chorują panie, a w wieku starszym panowie. Tendencja wzrostowa zachorowalności jest podobna u obu płci – w ciągu ostatnich 50 lat liczba zachorowań na nowotwory złośliwe ogółem zwiększyła się czterokrotnie.

Mówiąc o „męskich” nowotworach zazwyczaj mamy na myśli raka prostaty. Ale to nie jedyny nowotwór, przez który panowie trafiają na oddziały onkologiczne..

Jedyną drogą do rozpoznania raka prostaty jest pobranie drobnych próbek tkanki z gruczołu do badania mikroskopowego – tzw. biopsja. Wcześniej zwykle wykonuje się badanie radiologiczne oceniające gruczoł krokowy – rezonans magnetyczny. Biopsja jest wykonywana w poradni urologicznej, w miejscowym znieczuleniu, trwa kilka minut. Wynik mikroskopowy otrzymujemy po około 7-10 dniach, więc urolog zwykle umawia się z pacjentem na kolejną wizytę po około 14 dniach. Jeżeli wynik potwierdzi rozpoznanie raka prostaty, lekarz przedstawia pacjentowi dostępne możliwości leczenia i wspólnie wybierają tą najbardziej optymalną pod względem skuteczności onkologicznej, bezpieczeństwa i oczekiwań chorego.

Porozmawiajmy teraz o innym „męskim” nowotworze - raku jądra. Spotykany jest on znacznie rzadziej...

Nowotwór złośliwy gruczołu krokowego jest najczęściej rozpoznawanym nowotworem u mężczyzn. Najbardziej aktualne, sprawdzone dane statystyczne dotyczą 2018 roku. Wówczas stwierdzono 16 414 nowych zachorowań na raka prostaty. Na drugim miejscu znajdował się rak płuca – 13 435 przypadków, następnie rak jelita grubego – 5 983, rak pęcherza moczowego – 5 612, rak odbytnicy – 3 557. Województwo kujawsko-pomorskie pod względem współczynników zachorowalności na nowotwory złośliwe u mężczyzn znajduje się na drugim miejscu w Polsce. Wyższe współczynniki zachorowalności są tylko w województwie pomorskim.

Jak groźnym nowotworem jest najpowszechniejszy u mężczyzn – rak prostaty?

Rak jądra stanowi ok. 1 proc. nowotworów złośliwych u mężczyzn. W całej Polsce w 2018 roku rozpoznano 1145 nowych przypadków. Jego specyfika polega na tym, że jest to najczęstszy nowotwór młodych mężczyzn - w tej grupie stanowi ok. 23 proc. zachorowań na nowotwory złośliwe i jest przyczyną 8 proc. zgonów. Ewolucja sposobów leczenia raka jądra w ostatnich 50 latach jest dowodem niezwykłego postępu w medycynie. Miejsce rozległych, okaleczających operacji, których celem było usunięcie brzusznych węzłów chłonnych z komórkami przerzutowymi raka, zajęły leki cystostatyczne, czyli chemioterapia. Sprawiły one, że choroba, która w stadium z przerzutami była w 100 proc. śmiertelna, obecnie jest wyleczalna u ponad 90 proc. młodych pacjentów.

Jak rozwija się rak jądra? Jakie powoduje przerzuty?

Rak prostaty odpowiada za 10 proc. zgonów na nowotwory złośliwe u mężczyzn, nie jest jednak tak śmiertelnym nowotworem jak rak jelita grubego (12,6 proc.) czy rak płuca (28,2 proc.). Nie zmienia to faktu, że podczas gdy spada częstotliwość rozpoznawania niektórych nowotworów, liczba zachorowań na raka prostaty wciąż rośnie i charakteryzuje się największą dynamiką wzrostu.

Jakie jest prawdopodobieństwo wystąpienia tego nowotworu? Jak zmienia się w czasie? Prawdopodobieństwo rośnie wraz z wiekiem mężczyzny. W 2018 roku rozpoznano pojedyncze przypadki raka prostaty u mężczyzn w wieku 35-39 lat. Od tego momentu zachorowalność na ten typ nowotworu rośnie bardzo intensynie. W grupie 55-59 lat stwierdzono już 1180 zachorowań, a najwyższa liczba nowych rozpoznań dotyczy mężczyzn w wieku 65-69 lat. W 2018 roku w tej grupie stwierdzono 4281 nowych przypadków. U mężczyzn po 80 roku życia rak prostaty występuje z częstością ponad 60 proc., jednak w wielu przypadkach nie rozwija się do postaci, która daje objawy kliniczne i zagraża życiu. Głównym czynnikiem ryzyka jest więc wiek. Do pozostałych zaliczamy obciążenie genetyczne, które może zwiększać ryzyko zachorowania na raka prostaty nawet kilkunastokrotnie.

A jakie objawy powinny zaniepokoić mężczyzn i skłonić do wizyty u lekarza? Rak prostaty nie daje charakterystycznych symptomów. Takie objawy, jak utrudnione lub częste oddawanie moczu czy osłabienie strumienia, są raczej typowe dla pojawiającego się z wiekiem łagodnego rozrostu gruczołu krokowego. Podejrzenie współistniejącego nowotworu pojawia się najczęściej przy okazji leczenia tego schorzenia, w czasie kompleksowego badania lekarskiego przeprowadzanego przez specjalistę urologa. Elementami takie-

Rak jądra rozwija się dynamicznie, w ciągu kilku miesięcy. Jeżeli młody mężczyzna, który zauważy u siebie stwardnienie na jądrze, powiększenie jądra lub uczucie zwiększonego ciężaru jądra, nie zgłosi się jak najszybciej do lekarza urologa na badanie USG - po kilku tygodniach zwłoki może już mieć przerzuty do węzłów chłonnych rozproszonych wewnątrz jamy brzusznej i do płuc. Pomyślną informacją jest jednak to, że współczesna chemioterapia radzi sobie nawet w takich sytuacjach i - jak wspomniałem - daje bardzo duże prawdopodobieństwo całkowitego wyleczenia.

Kto jest w grupie największego ryzyka? Są to mężczyźni, u których w dzieciństwie występowały problemy z tzw. zstępowaniem jąder do moszny. Jeżeli w pierwszych latach życia u chłopca zostanie zauważony brak jądra w mosznie – stały lub okresowy, czasem określany terminem „jądro wędrujące” – przeprowadzana jest operacja ustalająca jego trwałą lokalizację w worku mosznowym. Im wcześniej tak się stanie, tym mniejsze ryzyko zachorowania na raka jądra w późniejszym wieku. W 2018 roku w naszym kraju mieliśmy 37 przypadków raka jądra u chłopców mających 15-19 lat. Szczyt zachorowań jest obserwowany u mężczyzn w grupie wiekowej 30-34 lata - 253 przypadków. Później ryzyko wyraźnie maleje, ale nie znika całkowicie. W 2018 roku na raka jądra zachorowało 19 mężczyzn po 70 roku życia. Natomiast taki nowotwór rozpoznany w późnym wieku jest mniej agresywny.

Jakie objawy mogą wskazywać na raka jądra? Do lekarza powinniśmy udać się bezzwłocznie w przypadku stwierdzenia dotykiem zmian w jądrze, szczególnie tych niebolesnych. Niepokojącymi sygnałami są też problemy z płodnością i jakością nasienia. Powiększenie gruczołów piersiowych - tzw. ginekomastia - może być objawem zaburzeń hormonalnych, których przyczyną z kolei bywa guz jądra. Powiększenie węzłów chłon-

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


38

Zdrowie nych w okolicy obojczyków może być natomiast rezultatem przerzutów. Zwiększoną czujność należy zachować, jeżeli w dzieciństwie została przeprowadzona operacja tzw. wnętrostwa, w przypadku zespołu Klinefeltera oraz oczywiście w przypadku obciążenia genetycznego – raka jądra w rodzinie. Warto też pamiętać, że po przebyciu leczenia raka jednego jądra, istnieje stałe zagrożenie rozwojem nowotworu w drugim.

daniach kontrolnych nadal mamy podejrzenie, że są jeszcze aktywne ogniska nowotworu, rozważamy leczenie operacyjne lub chemioterapię innym zestawem leków cytostatycznych.

Czy amputacja jądra wpływa na płodność i sprawność seksualną? Usunięcie jednego jądra nie wpływa na sprawność seksualną – drugie, zdrowe jądro produkuje należną ilość hormonów płciowych. Płodność również powinna pozostać na wystarczającym poziomie, jednak zwykle przed rozpoczęciem chemioterapii zalecane jest zabezpieczenie nasienia w banku, ponieważ leczenie może powodować przejściową niepłodność. Zwykle po około 2 latach od podawania leków cytostatycznych wszystko wraca do odpowiedniego poziomu. Warto jednak rozważyć takie dodatkowe zabezpiecznie.

Jak wygląda diagnostyka i leczenie raka jądra? Pierwszym etapem jest badanie USG jąder i zestaw badań laboratoryjnych z krwi – tzw. markerów nowotworowych. Następnie pacjent kierowany jest na pilną operację usunięcia jądra, w którym stwierdzono guza. Jednocześnie otrzymuje skierowanie na tomografię komputerową klatki piersiowej, jamy brzusznej i miednicy, ale czasem to badanie może być wykonane już po operacji. Usunięte jądro jest badane przez lekarzy patomorfologów, którzy określają rodzaj nowotworu złośliwego. Od tego precyzyjnego rozpoznania zależy wybór dalszego leczenia – bywa tak, że wystarczy obserwacja w poradni urologicznej onkologicznej oraz kontrolne badania. W razie podwyższonego ryzyka rozwoju przerzutów albo przy ich obecności zaleca się chemioterapię. Jeżeli po niej przy ba-

Kolejnym rzadko omawianym nowotworem, który dotyczy tylko panów, jest rak prącia. Jak często występuje? Rak prącia jest nowotworem jeszcze rzadszym niż rak jądra. W 2018 roku w Polsce stwierdzono 251 takich przypadków.

Jakie w tym temacie mamy czynniki ryzyka i jakie objawy mogą zwiastować chorobę? Ryzyko zachorowania zwiększa nieleczona operacyjnie stulejka, infekcja wirusem brodawczaka ludzkiego - HPV, leczenie łuszczycy światłem UV, zachorowanie na AIDS oraz wiek – ponad 80 proc. przypadków dotyczy mężczyzn po 55 roku życia. Nowotwór ten objawia się zmianami na skórze prącia – mogą mieć one postać owrzodzenia, niegojącej się rany, guzka lub intensywnie wybarwionej plamy na skórze.

A jak wygląda leczenie raka prącia? Pierwszym etapem jest wykonanie badań – rezonans magnetyczny lub tomografia komputerowa – oceniających stopień zaawansowania choroby. W zależności od rozległości nacieku nowotworowego zakres zabiegu chirurgicznego może obejmować: usuniecie tylko napletka, usunięcie części lub całkowite usunięcie prącia i wyprowadzenie cewki moczowej na kroczu. Operacja nie obejmuje usunięcia jąder, natomiast w zależności od stopnia zaawansowania może być zalecana pooperacyjna chemioterapia.

Jakie działania można podjąć, by zminimalizować ryzyko zachorowania na nowotwory? Ogólnie pojęty zdrowy styl życia, dieta i aktywność fizyczna – utrzymują one układ immunologiczny w dobrej sprawności, dzięki czemu skuteczniej zwalcza wczesne zmiany nowotworowe. Jednak na pewne zjawiska immunologiczne i genetyczne nie mamy wpływu lub nie możemy im skutecznie zapobiec. Dlatego trzeba mieć świadomość, że mimo najzdrowszego trybu życia, może pewnego dnia ujawnić się choroba nowotworowa – zdrowy styl życia może tylko odsunąć ten moment na późniejsze lata. Wówczas tylko wizyta profilaktyczna u lekarza może być szansą na wczesne rozpoznanie nowotworu, oszczędzające leczenie, wysokie prawdopodobieństwo całkowitego wyleczenia i utrzymania komfortu życia.

FOT. UNSPLASH

Czy są programy profilaktyczne dla mężczyzn? Gdzie możemy znaleźć informacje na temat profilaktyki? Polecam portale internetowe dla pacjentów, np. zwrotnikraka.pl – działa od lat i zawiera wiele przydatnych treści dla pacjentów i lekarzy. Natomiast programy profilaktyczne skierowane typowo dla mężczyzn są okazjonalne. Nie jest to tak popularne, jak np. program profilaktyki i wczesnego wykrywania raka piersi u kobiet z mammobusami, zaproszeniami imiennymi na adres domowy itp. Mężczyźni w tym zakresie muszą samodzielnie wykształcić w sobie odpowiednią świadomość i o siebie zadbać. Z tym generalnie jest problem. Wielu mężczyzn zgłaszających się na badania profilaktyczne przyznaje, że robią to na polecenie żony. Może więc w kierunku pań powinno się kierować kampanie informujące o badaniach profilaktycznych dla mężczyzn?

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


39

Wcześnie wykryte nowotwory urologiczne są w 90 proc. uleczalne. A jednak w ciągu ostatniego roku urologa odwiedziło tylko 13 proc. mężczyzn. O tym, dlaczego panowie unikają badań profilaktycznych i wizyt lekarskich, rozmawiamy z Renatą Pałaszyńską, psychoonkolog z Centrum Onkologii im. prof. Łukaszczyka w Bydgoszczy.

brakuje wiedzy: w szkole nie mówi się chłopcom, na jakie niepokojące objawy powinni zwracać uwagę, w jaki sposób samodzielnie przeprowadzić badanie jąder, w domu nie rozmawia się na temat zdrowia układu moczowo-płciowego. Jakby ten temat w ogóle nie istniał. Braki widać też w naszym języku – mamy bardzo ubogi zbiór określeń narządów płciowych i aktywności seksualnych, w dodatku te określenia najczęściej są bardzo skrajne: albo infantylne, albo wulgarne. I ostatni – choć nie mniej ważny czynnik wpływający na sytuację i unikanie badań profilaktycznych przez mężczyzn – strach.

Skąd mamy dane o tym, ile mężczyzn odwiedza gabinety urologiczne?

Chorobą, bolesną operacją, utratą sprawności, przyszłością – na przykład utratą zarobków, zmianą ról w rodzinie, oceną innych, odrzuceniem przez partnerkę.

Strach przed czym?

To wyniki badania „Profilaktyka zdrowotna Polaków”, przeprowadzonego dla szpitala Medicover. Dowiemy się z niego również, że 23 procent mężczyzn w ogóle uważa badania profilaktyczne za zbędne. Panowie najczęściej zgłaszają się do lekarza w sytuacjach skrajnych, w momencie poważnego zagrożenia zdrowia i życia, kiedy objawy są już bardzo zaawansowane. I bywa tak, że jest już za późno na powrót do zdrowia.

Dlaczego nie wcześniej? Na takie podejście do profilaktyki, zwłaszcza profilaktyki urologicznej, niebagatelny wpływ ma tradycyjnie pojmowana, patriarchalna „męskość”. Chłopców wychowuje się w przekonaniu, że muszą ją wciąż udowadniać – sobie, kobietom, ale też innym mężczyznom. Od dziecka bombarduje się nas obrazami idealnych męskich ciał, proszę chociażby pomyśleć o Supermanie lub Gladiatorze. Tak pokazywane ciało jest symbolem siły, nierzadko staje się też pancerzem, pod którym mężczyzna skrywa emocje. W sferze społecznej męskość jest mierzona działaniem, dążeniem do sukcesu, prestiżu. W sferze seksualnej podobną rolę spełnia potencja. Media kreują obraz kochanka zawsze gotowego do aktywności seksualnej, do erekcji, tak jak w dobrze znanej wszystkim reklamie z „płonącym konarem”. Wedle tych przekazów „prawdziwy” mężczyzna powinien być zawsze gotowy, niezawodny, niezniszczalny.

Nie ma w tym obrazie miejsca na słabość, problemy, a już z pewnością chorobę. Właśnie dlatego mężczyźni często unikają konfrontacji z problemem, bagatelizują objawy, nie chcą się przyznać – nawet przed samym sobą – że coś może być nie w porządku. Często też

Jak pokonać ten strach? Najpierw: zauważyć go, nie bagatelizować, zrozumieć, skąd się w nas bierze i co możemy z nim zrobić. A potem spojrzeć na męskość w szerszym kontekście. Bo męskość to również – a nawet przede wszystkim – odpowiedzialność i odwaga. Powinniśmy promować wzorzec odważnego mężczyzny, który również w tej sferze pokonuje strach i bada się regularnie, ponieważ dba o swoją męskość oraz rodzinę i inne bliskie mu osoby. Rozumie przy tym, że poddanie się badaniom nie oznacza słabości, nie musi od razu być tożsame z chorobą, a jeśli już taka diagnoza się pojawi, to przy wczesnym stadium daje mu szansę na wyzdrowienie i zachowanie zdolności do erekcji.

Co jeszcze może pomóc? Jak oswoić mężczyzn z profilaktyką i troską o swoje zdrowie? Przede wszystkim powinniśmy jak najczęściej mówić o problemie – bo „oswajanie” to inaczej przyzwyczajanie się, poznawanie tematu, traktowanie czegoś normalnie. Potrzebna jest więc z jednej strony edukacja szkolna w zakresie samobadania jąder, niepokojących objawów, znaczenia profilaktyki w dorosłym życiu, z drugiej – obecność tematu w mediach, rzetelne informacje, tropienie i dementowanie mitów, reklamy, które będą przełamywać szkodliwy stereotyp „męskości”. Z chęcią zobaczyłabym na przykład taki spot: przysłowiowy „drwal”, silny mężczyzna z brodą, w koszuli w kratę, siedzi przy ognisku z kumplami i mówi im, że właśnie był na badaniu prostaty, więc teraz może być spokojny o swoje zdrowie, a potem wznosi toast piwem bezalkoholowym!

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


PA R T N E R T E M AT U

NIGDY SIĘ NIE PODDAJĘ LUBIĘ SIEBIE ZA MÓJ SPORTOWY CHARAKTER, ZA UPARTOŚĆ I KONSEKWENTNE DĄŻENIA DO TEGO, CO CHCĘ OSIĄGNĄĆ. MYŚLĘ, ŻE TO NAJWIĘKSZE PLUSY MEGO CHARAKTERU - MÓWI KOLARKA OLGA WANKIEWICZ, MISTRZYNI POLSKI, DRUGA WICEMISTRZYNI EUROPY W KONKURENCJI OMNIUM ORAZ DRUGA WICEMISTRZYNI ŚWIATA. Z OLGĄ WANKIEWICZ I TRENEREM ANDRZEJEM KIEJNOWSKIM ROZMAWIA JAN OLEKSY

Kiedy Wasze drogi się spotkały?

Andrzej Kiejnowski: Pierwsze nasze spotkanie miało miejsce w Toruniu na Motoarenie podczas wyścigu rowerowego organizowanego przez Cezarego Zamanę w ramach cyklu Mazovia MTB Marathon. 24 kwietnia 2014 roku byłem tam z grupą młodych początkujących kolarzy. Był to jeden z pierwszych startów nowo powstałego klubu Copernicus. Olga w obecności taty z zainteresowaniem oglądała te wyścigi. Olga Wankiewicz: Wtedy jeszcze nie myślałam, że będę kolarką. Tato jednak chyba widział we mnie potencjał, bo powiedział: „uderzmy do jakiegoś trenera, zobaczy-

my co z tego będzie”. Tym trenerem był właśnie pan Andrzej, związany z nową inicjatywą kolarską, z Akademią Michała Kwiatkowskiego. A.K.: Ciekawiło mnie, czy Olga rekomendowana przez ojca, ma rzeczywiście zadatki na kolarkę? Tomasz, tato Olgi, był również kolarzem amatorem, więc byłem przekonany, że wie, co mówi. Po tygodniu zrobiliśmy pierwszy sprawdzian - podjazd z Kaszczorka na Skarpę. Musiałem się zbierać, żeby za tą dziewczynką nadążyć. Na ciężkim rowerze wjechała na luzie, spokojnie oddychała. Nie była to zwykła popisówa. Ocena podstawowej kondycji wypadła pomyślnie.

Zaświtała myśl, że mógłbym ją trenować. Jedynym problemem był fakt, że prowadziłem klub, w którym byli sami chłopacy, więc zastanawiałem się, jak sobie poradzi?

I poradziła sobie?

A.K.: Nie chciałem rzucić jej od razu na głęboką wodę, na konfrontację z chłopcami, bo obawiałem się, że się zrazi i zrezygnuje. Myliłem się. Olga jeździła bez kompleksów. Szybko weszła do grupy chłopców.

Jak się tam czułaś?

O.W.: Na początku byłam trochę skrępowana, ale okazało się, że chłopacy są przyjaź-


PA R T N E R T E M AT U

nie nastawieni i gładko wprowadzili mnie do grupy. Od razu miałam wrażenie, jakbyśmy się długo znali. Potem zaczęły dochodzić kolejne dziewczyny.

Nie było tak, że dziewczyna startowała z niższej pozycji? O.W.: Nie czułam tego, wszyscy cieszyli się, że mają dziewczynę w grupie. A.K.: Dodam tylko, że UKS Copernicus ruszył we wrześniu 2013 roku, więc chłopcy trenowali już parę miesięcy wcześniej. Olga szybko jednak osiągnęła podobny do nich poziom. Na początku jeździła na swoim rowerze. Miałem świadomość, że jak dostanie dobry sprzęt, to chłopaków pogoni.

początku nie miałam z tym problemu - wsiadłam, tata mnie popchnął i od razu sama pedałowałam.

Pamiętasz swój pierwszy sukces, który bardzo Cię dowartościował? O.W.: Pamiętam, że pierwszy wyścig wygrałam w Łążynie na międzyszkolnych zawodach. Jednak pierwszy poważniejszy sukces to był srebrny medal na Mistrzostwach Polski Szkółek Kolarskich w kolarstwie górskim w Raszkowie w 2014 roku. W kolejnym roku zdobyłam dwa tytuły: mistrzyni Polski w Mistrzostwach Polski Szkółek Kolarskich na szosie w jeździe na czas i ze startu wspólnego.

Szybko doszłaś do przekonania, że w niczym nie jesteś gorsza od reszty? O.W.: Jestem skromną osobą i cały czas nie docierało do mnie, że jestem na poziomie chłopaków, a nawet lepsza. Wtedy uważałam, że dziewczyna ma zawsze trochę mniej sił.

A jak trener to widział, mając skalę porównawczą? A.K.: Ostrożnie oceniałem uzdolnienia Olgi, wiedząc, że dziewczęta w wieku 10-11 lat są fizycznie bardziej rozwinięte niż chłopcy. To biologia i oczywiste jest, że część chłopców w tym okresie nie dorównuje dziewczętom. Patrząc na motorykę i możliwości Olgi czułem, że jest uzdolniona, ale zastanawiałem się, jak to będzie, gdy rozwój biologiczny spowoduje wyrównywanie różnic. Tak już jest, zwłaszcza w sporcie wytrzymałościowym, że dziewczęta lepiej sobie radzą do momentu, aż chłopcy nie nabiorą masy i nie zaczną przeważać siłą mięśniową. Wcześniej rolę odgrywa czysta wytrzymałość – a kobiety są nią naturalnie obdarzone. Ale z Olgą było inaczej. To, że dobrze wypadała na tle chłopców, wynikało już z jej talentu.

Pan Andrzej jest ojcem sportowym, a prawdziwy tata? To on był pierwszą osobą, która przeczuwała, że masz talent? O.W.: Tata też kiedyś trenował kolarstwo, należał do klubu. Jeździliśmy razem na rowerach, więc najlepiej znał moje możliwości. Miał na mnie pomysł, choć początkowo nie byłam do tego zbytnio przekonana. Dopiero spotkanie z trenerem na Motoarenie stało się przełomem. I tak zaczęły się pierwsze treningi, starty, pierwsze sukcesy. Po nich przyszły następne. Kolarstwo podobało mi się coraz bardziej. Dzisiaj już nie wyobrażam sobie, że mogłoby go nie być. Dzień bez treningu byłby dziwny, niepełny.

Kiedy dostałaś pierwszy rower? O.W.: Rodzice opowiadają, że na rowerze jeździłam już od trzeciego roku życia. Od

O.W.: Trenuję, bo to kocham, a nie dlatego, że muszę. Wiem, że tylko gdy będę ostro trenować, mam szansę na sukces. To mnie motywuje, napędza do ciężkiej pracy.

Myślę, że motywują Cię sukcesy, ale może przy okazji chcesz coś udowodnić ojcu? O.W.: Nie! Sukcesy są największą motywacją, a także cele na przyszłość. W tym roku zdobyłam medale na arenie międzynarodowej, ale to nie znaczy, że mam zamiar osiąść na laurach i nie sięgać po więcej. Moim największym celem jest właśnie uzyskanie kwalifikacji olimpijskiej na igrzyska w Paryżu.

A co z nauką? Sport nie przeszkadza? O.W.: Przyznam, że jest ciężko.

WIEM, ŻE TYLKO GDY BĘDĘ OSTRO TRENOWAĆ, MAM SZANSĘ NA SUKCES. TO MNIE MOTYWUJE, NAPĘDZA DO CIĘŻKIEJ PRACY.

Ale w szkole chyba patrzą na Ciebie trochę inaczej? O.W.: Chodzę do Szkoły Mistrzostwa Sportowego, gdzie nauczyciele są wyrozumiali i wiedzą, że ciągle mamy jakieś zawody, wyjazdy, zgrupowania. Mimo to i tak trudno wszystko nadrobić. Teraz muszę uczyć się na sto procent, bo w tym roku zdaję maturę i zależy mi na dobrym wyniku. Wiem, że kariera sportowa się kiedyś skończy. Mam zamiar iść na studia, ale jeszcze nie wiem na jakie. Myślę o kierunku sportowym, o AWF-ie, ale dużo jeszcze może się zmienić.

Lista sukcesów zaczęła się powiększać...

Co Ci daje kolarstwo?

O.W.: Największe osiągnęłam w tym roku. W holenderskim Apeldoorn na Młodzieżowych Mistrzostwach Europy w kolarstwie torowym udało mi się zdobyć brązowy medal w konkurencji Omnium i na mistrzostwach świata w Egipcie też brązowy medal w konkurencji olimpijskiej w jeździe drużynowej na czas. Obawiałam się ścigania w gorącym klimacie, ale okazało się, że dobrze mi poszło. Dodam, że w mistrzostwach świata zajęłam indywidualnie szóste miejsce. Na tym nie koniec sukcesów. Bardzo mnie cieszy złoty medal mistrzostw Polski. Jeszcze nigdy nie udało mi się zdobyć tego tytułu, do tej pory zawsze byłam druga, trzecia… Teraz przez cały rok mogę jeździć na treningach i na wyścigach w koszulce mistrzyni Polski.

O.W.: Szczęście, satysfakcję i spełnienie. Wbrew pozorom na treningu mogę się wyluzować, zapomnieć o codziennych problemach, o szkole, o trudnych sprawdzianach. Trening to reset umysłu.

Twoim celem jest oczywiście Paryż? O.W.: Myślę, że marzeniem każdego sportowca są igrzyska. Teraz od stycznia będę reprezentować nowy klub, bo w Copernicusie skończyła się dla mnie najstarsza kategoria juniorska. Wystartuję w barwach MAT ATOM Deweloper Wrocław. Podpisałam kontrakt już jako zawodowa kolarka.

Mówiłaś, że ciężko pracowałaś na sukces. Praca kojarzy się z obowiązkami, więc jak to jest? Jak to traktujesz?

Powiedz proszę, ile czasu poświęcasz rowerowi? O.W.: Wszystko zależy od tego, w jakim jestem momencie przygotowań. Latem przeciętnie około dwóch godzin dziennie, a zimą, gdy budujemy wytrzymałość to trzy godziny i więcej. Przy bardzo brzydkiej zimowej pogodzie trenujemy na trenażerze, a przy nieco lepszej na zewnątrz na rowerze – obojętnie, czy jest minus czy plus pięć stopni. Mam też w planie starty przełajowe od listopada do stycznia, więc muszę trenować także zimą na powietrzu i hartować organizm. Mój najdłuższy trening to pokonanie 120 km.

A Twoja ulubiona trasa treningowa to... O.W.: Rejony Golubia-Dobrzynia, gdzie nie jest płasko, trasy są urozmaicone - góry i doły, tereny morenowe.

O czym myślisz, pokonując dystans na szosie? Żeby wygrać za wszelką cenę? O.W.: Na zawodach włączam swój tryb sportowy, w którym nie myślę o niczym, tylko


PA R T N E R T E M AT U

jestem skupiona na wyścigu. Myślę typowo po kolarsku. Wokół nic mnie nie interesuje, jestem wyłączona z własnych myśli, nawet nie słyszę dopingu.

Za co siebie lubisz? O.W.: Trudno mi na to odpowiedzieć. Chyba za mój sportowy charakter, za upartość i konsekwentne dążenie do tego, co chcę osiągnąć. Myślę, że największym plusem mego charakteru jest to, że nigdy się nie poddaję.

Dałaś temu wyraz, gdy po bardzo poważnej kontuzji szybko wróciłaś do treningów i wjechałaś na najwyższy poziom. A.K.: Dodam, że Olga nabawiła się kontuzji na zgrupowaniu kadry narodowej w Zieleńcu. Miała reprezentować Polskę na imprezach światowych, bo była podstawowym zawodnikiem drużyny, ale poważny wypadek, który spowodowała wyjeżdżająca z placu budowy betoniarka, jej w tym przeszkodził. Skomplikowane złamanie nogi, pobyt w szpitalu, rehabilitacja.

I strach, co będzie dalej? A.K.: Na pewno był to trudny okres dla wszystkich, ale przede wszystkim dla Olgi i jej rodziców. Należą się im słowa uznania, bo pomimo tragicznego zdarzenia, nadal motywowali ją do uprawiania kolarstwa. Dużego wsparcia udzieliła jej marka Bella, która ani przez chwilę nie zwątpiła, że Olga wróci do kolarstwa i będzie odnosić sukcesy. Sponsorująca marka zapewniła jej sesje z masażystą, fizjoterapeutą, całe mnóstwo wizyt lekarskich, kosztowny sprzęt do rehabilitacji. Było to ważne wsparcie nie tylko materialne, ale i duchowe. Olga została obdarzona zaufaniem i to zaufanie odpłaciła kolarskimi osiągnięciami. O.W.: W dużej mierze to dzięki marce Bella udało mi się podnieść, szybko powrócić do zdrowia i znowu wsiąść na rower. Ogromne znaczenie miało także wsparcie Agaty i Michała Kwiatkowskich, którzy zaangażowali się osobiście i pomogli mi w dotarciu do wybitnych specjalistów z zakresu fizjoterapii i ortopedii sportowej. Dzięki Michałowi zostałam objęta terapią przez osoby na co dzień wspierające mistrzów świata. W tym trudnym dla mnie okresie bardzo mnie to podbudowało - wiedziałam że jestem w dobrych rękach. Jestem im za to bardzo wdzięczna.

Trzeba dużo samozaparcia, żeby po tak okropnym wypadku, w tak krótkim czasie powrócić do wysokiej formy. Chapeau bas! O.W.: Myślę, że w dużej mierze to kwestia mojego charakteru, ale leżąc w szpitalu ani przez moment nie pomyślałam, by skończyć z kolarstwem.

Nie miałaś obaw wsiadając na rower, że znowu może się coś przytrafić?

A Ty umiesz przegrywać i przeżywać porażki?

O.W.: Gdy jadę sama i widzę, że wyprzedza mnie ciężarówka, to jednak cały czas trochę się boję. Staram się nie myśleć o tym, że miałam wypadek i że coś straciłam.

O.W.: Oczywiście po porażce pojawia się złość sportowa, którą zna każdy zawodnik. Jeżeli nie udaje mi się wygrać jakiegoś wyścigu, w którym liczyłam na zwycięstwo, wtedy jestem zła i nie rozmawiam z nikim. Ale szybko mi przechodzi i pocieszam się, że jeżeli nie teraz, to może następnym razem się uda. Na tym świat się nie kończy.

Dziewczyna z żelaza. A.K.: Powiem trochę inaczej - „Terminator”, który konsekwentnie realizuje cele. O.W.: Wypadek miałam 29 lipca zeszłego roku, a już w połowie września wsiadłam na trenażer, by w październiku wziąć udział w zawodach torowych. Pomimo wielkich chęci, nie udało mi się zdobyć medalu, ale zajęłam czwarte i szóste miejsce. Pół roku po wypadku, w styczniu 2021 roku, na przełajowych mistrzostwach Polski zdobyłam srebrny medal i już wiedziałam, że wracam na najwyższy poziom.

A tym samym kończysz z pechem? O.W.: Niestety nie, nadal walczyłam z przeciwnościami. W lipcu tego roku miałam upadek na torze w Szczecinie. Wstrząśnienie mózgu, siniaki na policzku. Jednak znowu szybko wróciłam na rower, by zacząć przygotowania do mistrzostw Europy na torze od 8 do 13 sierpnia tego roku i do mistrzostw świata. Tam zdobyłam medale, o których już mówiłam. A.K.: Olga fajnie spuentowała te przykre przygody. Po upadku na szczecińskim betonowym torze powtarzała „ten beton to mnie nie lubi, najpierw zderzenie z betoniarką, a teraz betonowy tor”. Dobrze, że może o tym mówić z humorem.

Czym jeszcze wyróżnia się Olga na tle innych zawodniczek? A.K.: Na pewno uporem w dążeniu do założonego celu i ogromną pracowitością. Jest sportowcem kompletnym, świadomym i ambitnym. Olgę wyróżnia skromność, która towarzyszy jej cały czas. Będąc sportowcem na najwyższym poziomie jest wzorem do naśladowania dla innych zawodniczek.

Olga Wankiewicz ur. w Toruniu w 2003, reprezentantka UKS Copernicus – SMS Toruń CCC, mistrzyni Polski juniorek w kolarstwie szosowym 2021, brązowa medalistka mistrzostw świata i mistrzostw Europy juniorów w konkurencjach olimpijskich, srebrny medal w jeździe indywidualnej na czas, wicemistrzyni Polski w kolarstwie przełajowym w kategorii juniorek na 84. Mistrzostwa Polski w kolarstwie przełajowym 2021. Reprezentantka Polski na wielu międzynarodowych imprezach kolarskich, m.in. European Youth Olympics Festival, Gent - Wevelgem In Flanders Fields Classic. W 2020 na torowym Pucharze Polski juniorów w Pruszkowie odniosła dwa zwycięstwa: w madisonie (z Nikolą Wielowską) oraz w wyścigu na 2 km.

Jaką masz radę dla młodych kolarek? O.W.: Żeby dążyły do celu, ale z głową! Tym, które stoją u progu kariery, mogę powiedzieć to, że mają być cierpliwe, bo nie każdy ma sukcesy od najmłodszych lat, nieraz trzeba poczekać aż do kategorii seniorskiej. A tym dziewczynom, które osiągają sukcesy od najmłodszych lat, żeby nie przyzwyczajały się, że całe życie kolarskie będzie piękne i kolorowe, bo dopiero w starszych kategoriach zaczyna się prawdziwa rywalizacja, porażki i zwycięstwa. Nie zawsze będzie się wygrywało. W życiu sportowca zdarzają się porażki, trzeba umieć to przyjąć z godnością i się tym nie przejmować.

Andrzej Kiejnowski trener UKS Copernicus, kat. kobiet, mgr wychowania fizycznego, absolwent Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, pedagog z 19-letnim stażem, nauczyciel w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Piąty zawodnik Mistrzostw Świata Juniorów w San Marino 1995 r. Wielokrotny medalista Mistrzostw Polski na szosie i torze.



BMW iX

TAK WYGLĄDA PRZYSZŁOŚĆ TEN MODEL ZAPOWIADANY BYŁ JAKO WIZJA PRZYSZŁOŚCI MARKI. I TO NIE TYLKO DLATEGO, ŻE W CIĄGU KILKU NAJBLIŻSZYCH LAT BMW CHCE, ABY SAMOCHODY ELEKTRYCZNE STANOWIŁY POŁOWĘ PRODUKCJI KONCERNU. TA WIZJA SIĘGA ZDECYDOWANIE DALEJ – ZOBACZCIE SAMI! T E K S T LU C Y N A TATA R U C H Z DJ ĘC I A TO M A S Z C Z AC H O R O W S K I

Oryginalny lub kontrowersyjny – te słowa najczęściej słyszałam w kontekście BMW iX, głównie ze względu na jego wygląd. I w obu jest trochę prawdy. Projektanci zdecydowanie wyszli tu poza utarte schematy, nie zapominając jednak o funkcjonalności. W oczy od razu rzuca się chociażby charakterystyczna imitacja grilla, która może wydawać się jedynie estetycznym akcentem, ale to właśnie w tym miejscu ulokowany jest cały szereg czujników wspomagających kierowcę na drodze. Zarówno na zewnątrz, jak i w środku auta każdy zwracający uwagę detal ma swoje zastosowanie. To nie jest sztuka dla sztuki czy próba odwrócenia uwagi dizajnem od braków technicznych. Tutaj wszystko jest kompletne, spójne i przemyślane. Zacznijmy jednak od gabarytów. Auto przypomina BMW X5, choć m.in. przez większy rozstaw osi i płaską podłogę zyskuje więcej miejsca wewnątrz, co jest naprawdę odczuwalne. Dodatkowe wrażenie przestronności buduje też szklany panoramiczny dach (z możliwością przyciemnienia). Minimalistyczna przestrzeń z przykuwającymi uwagę szczegółami sprawia, że zarówno pasażer, jak i kierowca może na chwilę przenieść się w przyszłość. Co ważne, nie znajdziemy tu narzucających się


futurystycznych elementów, wątpliwych estetycznie rozwiązań, które z pewnością za jakiś czas zaczęłyby wywoływać jedynie uśmiech, jak dzisiejsze wspomnienia science fiction z lat 80. Jest stylowo, choć nie klasycznie – świadczy o tym choćby kształt i faktura foteli, personalizowane podświetlenia, oryginalne otwierające się schowki czy elegancko wkomponowane włókno węglowe. Najmocniejszym akcentem są tu służące do regulacji foteli duże kryształki Swarovskiego na drzwiach oraz szklana gałka do obsługi kokpitu na drewnianym panelu (jedyny taki element w całym aucie). Odważne posunięcie, niewątpliwie ukłon w stronę klientek – bardzo mi się to podoba! Nie da się przemilczeć też długiego, lekko zakrzywionego w stronę kierowcy ekranu i kanciastej kierownicy, która idealnie leży w dłoniach oraz pozwala na łatwe czytanie informacji przed sobą. Warto pobawić się tu personalizacjami, np. widoku zegarów – możliwości jest wiele i każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie. Duże wrażenie zrobił też na mnie system nagłośnienia – muzyka wydobywa się m.in. z głośników w fotelu, co daje prawdziwie unikalne doświadczenie czucia jej całym ciałem. Testujemy wersję xDrive 40 z zasięgiem do 425 km (na ekranie w bardzo czytelny sposób dostajemy informacje nie tylko o uśrednionej liczbie kilometrów, jaką możemy w danej chwili przejechać bez ładowania silnika, ale także o potencjalnym wykorzystaniu energii w innych trybach jazdy). Przy tej klasie auta nie ma sensu wymieniać systemów wspomagania kierowcy, ponieważ jest ich bez liku i można traktować je jak standard.

WARTO WSŁUCHAĆ SIĘ W DŹWIĘKI IMITUJĄCE SILNIK (LEPIEJ SŁYSZALNE W TRYBIE SPORT) – DOPRACOWYWAŁ JE SAM HANS ZIMMER!

M.in. dzięki temu jazda tym modelem jest bezpieczna i wygodna. Na co jednak wypada zwrócić uwagę to układ napędowy, w którym wyraźnie czuć moc czy wspomagany układ kierowniczy dający komfort prowadzenia – to właśnie sprawia, że poruszanie się tym autem to prawdziwa przyjemność. Warto wsłuchać się też w dźwięki imitujące silnik (lepiej słyszalne w trybie sport) – dopracowywał je sam Hans Zimmer! Czy to ostatni wyjątkowy akcent w tym aucie? Zdecydowanie nie. Całość stworzona wg koncepcji „shy tech”, pozostawiającej nowoczesne rozwiązania w tle, daje możliwość odkrywania kolejnych elementów ukrytych w minimalistycznej formie. Już to daje dużo frajdy. A co dopiero, gdy dołożymy do tego jazdę? Z tego samochodu po prostu nie chce się wysiadać!

Samochód Samochód do testu do testu użyczył użyczył Dealer Dealer BMW BMW Dynamic Dynamic Motors Motors Bydgoszcz Bydgoszcz


46

Moda

JAK POLKA PODBIŁA DUBAJ ROZMAWIA: AGATA MAKSYMIUK „HAUTE COUTURE” TO OKREŚLENIE ZAREZERWOWANE DLA NIELICZNYCH PROJEKTANTÓW, KTÓRYCH TWÓRCZOŚĆ STAJE NA RÓWNI Z NAJWIĘKSZYMI DZIEŁAMI SZTUKI. CO ZA TYM IDZIE, TO OKREŚLENIE, NA KTÓRE W HISTORII MODY ZAPRACOWALI NIELICZNI. WŚRÓD NICH WYMIENIANA JEST SYLWIA ROMANIUK, POLSKA PROJEKTANTKA, U KTÓREJ UBIERAŁA SIĘ MIĘDZY INNYMI JUSTYNA STECZKOWSKA. TO ONA BYŁA PIERWSZĄ POLKĄ, KTÓRA POKAZAŁA KOLEKCJĘ W DUBAJU, NA ARAB FASHION WEEK.

Współczesny świat mody pełen jest zaskakujących legend i teorii. Przykładem jest choćby ta, że Karl Lagerfeld był podróżnikiem w XVIII wieku albo że Anna Wintour, ze swoją niewzruszoną twarzą, przybyła z innej planety. A jaką legendę chciałaby pani, aby kiedyś przypisano Sylwii Romaniuk? Legenda, która jest mi bardzo bliska, to opowieść o kapłance Avalonu. Postaci niezwykle uduchowionej, z mocą tworzenia zupełnie nowych przestrzeni i światów, do których dostęp mają nieliczni. Zawsze czułam, że jestem twórcą. Kocham tworzyć rzeczy nowe. Tak się składa, że niedawno miałam odczyt z Kronik Akaszy, który potwierdził, że ta kreacja i uduchowienie, które mam w sobie, skalują się tu i teraz. Skalują się w tym życiu. Bo moja twórczość to nie tylko kreowanie pięknych sukni. Przede wszystkim jestem kreatorką życia i marzeń. Każdy, kto ma dostęp do mojego świata i jest blisko mnie, widzi, że to, w jaki sposób postrzegam przestrzeń, czas i emocje, i jak je układam, jest inne, nieprzeciętne. Całemu mojemu życiu towarzyszą bardzo wysokie wibracje.

Jak ważna jest historia, która stoi za naszym sukcesem? Historia, którą wynosimy z domu czy przestrzeń, w jakiej dorastaliśmy, nie jest tak ważna jak nasze przeznaczenie duszy. Artyści często kierują się głosem serca. Oczywiście, aby marzenie i sztuka nabrały realnych kształtów, potrzebny jest dobry plan i ludzie, którzy pomogą nam zmaterializować to powołanie. Jest wiele utalentowanych osób, które nie odnoszą sukcesów. Wydaje się, że brakuje im zaplecza finansowego, czy wiedzy jak prowadzić firmę, ale w rzeczywistości brakuje im człowieka, który wziąłby w swoje ręce ich serca i poprowadził dalej. Jeśli o mnie chodzi, zawsze miałam przy sobie kochającą rodzinę, na której mogłam polegać. Jednak to nie rodzina mnie ukierunkowała na sztukę, design czy modę. Sama odnalazłam tę ścieżkę, mimo tego, że nigdy nie kształciłam się w tych kierunkach. Wielu światowej sławy artystów dotarło do miejsca swojego przeznaczenia, omijając drogi akademickie. Ja też zaufałam losowi, choć na początku było to dla wielu absurdalne.

Sama również zasiada pani do szycia? Wielu projektantów jest z tą częścią pracy twórczej na bakier. Uwielbiam to robić! Nawet jeśli nie mam czasu szyć od podstaw, to proszę moje krawcowe o szkielety, które później sama wykańczam. To chyba część pracy, która sprawia mi największą radość. W dodatku dzieje się to zupełnie spontaniczGRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


47 nie. Siadam do sukni i tworzę to, co mi przyniesie fantazja, dlatego każda moja suknia jest inna i trudno powtórzyć poszczególne modele. To bardzo emocjonalne kreacje.

Czy jeśli jako mała dziewczynka albo może dorastająca nastolatka, usłyszałaby pani, że pojawi się na Arab Fashion Week czy Paris Fashion Week i będzie pani miała swój butik w Londynie, uwierzyłaby pani? Kiedy byłam małą dziewczynką, bardzo dużo rysowałam. Praktycznie każda moja praca przedstawiała księżniczki w pięknych sukniach. Niektóre z tych rysunków mam po dziś dzień. Były to spektakularne kreacje. Pamiętam jak moja rodzina mówiła – to jest coś pięknego! Jednak nie traktowałam wtedy tego poważnie. Kiedy dorastałam, zawody były ściśle określone i nie było ich aż tak wiele. Nie słyszałam wtedy o takim zawodzie jak projektantka mody. Dlatego kiedy zaczęłam tworzyć z potrzeby serca, przez długi czas nie umiałam nazwać tego, co robię. Do wszystkiego musiałam dojrzeć z czasem.

A jak udział w międzynarodowych pokazach mody wpłynął na rozwój pani marki? Takie wydarzenia są naturalnym schematem, który pojawia się przy pracy twórczej. Osobiście nigdy nie szukałam takich kontaktów. Wspomniany Arab Fashion Week dotarł do mnie sam. Szukano designerów, który tworzą modę ponadprzeciętną. Ludzi tworzących w duchu haute couture. Wpisałam się w tę przestrzeń. To na pewno była dla mnie olbrzymia lekcja i niezwykłe przeżycie.

Mówi pani o tym tak… zwyczajnie. A przecież to musiało być mnóstwo stresu, formalności, no i co za tym idzie, pracy. Oczywiście każdy taki wyjazd to ogromny sukces! Na Arab Fashion Week pojawiłam się dwa miesiące po porodzie. To był czas pełen nowych wyzwań. Kiedy urodziłam synka, myślałam, że najbliższe chwile są zarezerwowane tylko dla mnie i dla rodziny. W momencie kiedy dostaliśmy zaproszenie, mieliśmy miesiąc, aby się przygotować. Ale od zawsze jestem niepoprawną optymistką (śmiech). Jeśli coś ma się zadziać, to się zadzieje mimo wszelkich trudności. Tu tak było. Po prostu popłynęłam z nurtem i udało się.

A jak udaje się pani dzielić czas między pracę, dom, a chwile tylko dla siebie? Cała praca, którą wykonujemy – ja i mój mąż – to praca, którą możemy wykonywać absolutnie z każdego miejsca na ziemi. Wszędzie, co byśmy nie robili, zawsze podróżujemy razem. Zawsze mam męża i chłopców przy sobie, dlatego nie czuję tego rozerwania. Oczywiście, są momenty kiedy muszę się poświęcić klientkom bardziej. Wtedy inaczej zarządzam czasem, ale wydaje mi się, że robię to coraz lepiej.

Pani wizerunek w mediach jest bardzo poważny. Przedstawia piękną, silną kobietę, ale też dość zdystansowaną. A jaka jest pani poza pracą, poza czasem dla klientek? No właśnie! Nie wiem, dlaczego jestem tak odbierana. Moje klientki bardzo często przychodzą do mnie i mówią – pani Sylwio myślałyśmy, że jest pani zupełnie inna, a z pani taka ciepła, otwarta i spontaniczna osoba. Na zdjęciach tego nie widać. I to jest właśnie to, trzeba do mnie przyjechać i mnie poznać (śmiech). W domu, po pracy, jestem taka sama, a może nawet jeszcze bardziej otwarta i spontaniczna. Mam dwóch małych chłopców, z którymi trzeba aktywnie spędzać czas. Dlatego nie mam problemu, żeby wskoczyć w dresy i przyłączyć się do ich zabaw.

To może być spore zaskoczenie dla osób, które myślą o pani jedynie jako o projektantce, która „ubiera arabskie księżniczki” (śmiech). Skąd wzięło się to określenie? Trafiają do mnie kobiety z całego świata i pewien czas temu moje atelier odwiedziła prawdziwa arabska księżniczka. Dokładnie księżniczka Arabii Saudyjskiej. Przyznaję, że nie było mnie wtedy w Warszawie. Zadzwonił telefon, dowiedziałam się, że zamykają ulicę, GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


48

a mnie... nie ma. Nie udało mi się do niej przybyć, ale i tak wiele osób zapamiętało to wydarzenie.

Lista pani klientek jest bardzo imponująca. Widziałam, że po pokazie w Paryżu do ich grona dołączyła piosenkarka Nicole Scherzinger, w pani kreacji można było też podziwiać modelkę i aktorkę Amber Rose. Czy z każdą z tych osobowości pracowała pani indywidualnie? Różnie to bywa. Polskie gwiazdy docierają do mnie raczej bezpośrednio. Artyści z zagranicy często działają za pośrednictwem menedżerów i stylistów. Właśnie tak było w przypadku Nicole. Otrzymałam wiadomość – pani Sylwio, potrzebujemy wyjątkowej kreacji, chcemy, aby Nicole zabłysła. Gwiazda szykowała się do koncertu podczas prywatnego pokazu nowej kolekcji Bvlgari i szukała czegoś więcej niż pięknej biżuterii.

Gwiazdą, która stale występuje w pani kreacjach jest też Justyna Steczkowska. To chyba coś więcej niż tylko współpraca? Rzeczywiście, w tym przypadku łączy nas wieloletnia przyjaźń. Z Justyną realizujemy różne projekty, a obecnie szykujemy się do kolejnego. Planujemy wyjątkową sesję zdjęciową z jednym z najlepszych fotografów na świecie, która odbędzie się pod wodą. To pierwszy taki projekt w Polsce. Chciałabym pokazać Justynę w wizerunku bogini, ale nie mogę zdradzić więcej (śmiech).

Szykując kolejne wielkie kreacje i projekty, jaki jest pani ulubiony moment? Tworzy pani też suknie ślubne, emocje muszą być czasem niesamowite. W przypadku moich sukni emocje zawsze są podobne. Kiedy kreacja jest już gotowa i kobieta ją zakłada, widzę zmianę w jej oczach, w jej twarzy, w samej postawie. I nawet jeśli przedtem miała wątpliwości – „czy to na pewno suknia dla mnie? Nie, nie, chyba nie będzie mi pasować.” Lecz kiedy ma ją już na sobie, zamienia się w prawdziwą księżniczkę. Na co dzień nie mamy wiele okazji, by się tak czuć, dlatego te emocje są w moim atelier widoczne jeszcze bardziej.

ZDJĘCIA: ARCHIWUM PRYWATNE

Duże domy mody często decydują się też na tzw. dropy skierowane do szerszej grupy klientów. Czy pani również o tym myślała? W atelier mamy nie tylko suknie. Są dostępne naprawdę różne rzeczy! Mam nawet kolekcję dresów. Są płaszcze, apaszki, stroje kąpielowe... Można się u nas ubrać z góry do dołu. Jest też piękna kolekcja świec zapachowych. Nasza pracownia to niesamowite miejsce. To 500 metrów kwadratowych, na które składa się krojownia, wzorcownia… Można przyjść, zobaczyć, jak powstają nowe projekty. Panuje u nas domowa, ciepła atmosfera, dlatego kiedy klientki przychodzą, to nie wychodzą za szybko (śmiech).

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


SPÓŁKA Z OGRANICZONĄ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ SPÓŁKA KOMANDYTOWA ul. Śniadeckich 2, 85-061 Bydgoszcz 797 051 170, 52 327 97 50 recepcja@sniadeckich2.pl www.sniadeckich2.pl GabinetyLekarskieSniadeckich2

ZESPÓŁ POLICYSTYCZNYCH JAJNIKÓW (PCOS – Policystic Ovary Syndrome) PCOS w liczbach PCOS dotyka 8-13% kobiet w wieku rozrodczym. Nawet 70% kobiet z PCOS pozostanie bez diagnozy. Prawidłowa długość cyklu miesiączkowego wynosi 28/-7 dni. Pacjentki z PCOS mają nawet 2-6 x wyższe ryzyko zachorowania na raka endometrium.

Rozmowa z lek. Pauliną Sopońską, specjalistą położnictwa i ginekologii. Czy badanie USG wystarcza, by rozpoznać PCOS? Nie. Rozpozanie PCOS wymaga spełnienia przynajmniej dwóch z trzech kryteriów diagnostycznych. Wśród nich ultrasonograficznym objawem PCOS jest charakterystyczna budowa, ale… dla młodych kobiet (w ciągu ośmiu lat od pierwszej miesiączki) USG w ogóle nie jest uznawane za kryterium rozpoznania PCOS. Kolejnym kryterium jest brak lub rzadkie owulacje, co będzie się objawiało nieregularnymi miesiączkami (nawet co 90 dni). Ostatnim kryterium jest hiperandrogenizm wykryty w badaniach laboratoryjnych lub objawiający się nadmiernym owłosieniem, trądzikiem czy obniżeniem tonu głosu.

Czy to prawda, że tabletki antykoncepcyjne w PCOS wspomagają leczenie trądziku i nadmiernego owłosienia? Tak. Dwuskładnikowe tabletki antykoncepcyjne są leczeniem z wyboru nieregularnych miesiączek i objawów hiperandrogenizmu (m.in. nadmiernego owłosienia, czy trądziku) u pacjentek z PCOS. Nie ma jednej wybranej, najlepszej tabletki antykoncepcyjnej dla pacjentki z PCOS rozpoczynającej leczenie. Nieliczna grupa pacjentek będzie wymagała zmiany „zwykłej” tabletki antykoncepcyjnej na inne leczenie. Ile prawdy jest w twierdzeniu, że inozytol wspomaga leczenie niepłodności w PCOS? Trudno powiedzieć. Inozytol jest powszechnie zalecany pacjentkom z PCOS z powodu wspomagającego działania w leczeniu insulinooporoności. Natomiast nie jest ma jednoznacznych danych, czy stosowanie inozytolu wpływa na owulację, poziom testosteronu, czy BMI. Leczenie inozytolem w PCOS z pewnością warto brać pod rozwagę, ale jednoznacznie określenie jego skuteczności wymaga dalszych badań. Czy zapłodnienie pozaustrojowe (IVF) jest jedyną metodą leczenia niepłodności u pacjentek z PCOS? Nie. W przypadku braku innych wskazań do zapłodnienia in vitro (np. niedrożne jajowody, czynnik męski), w pierwszej kolejności stosuje się inne metody leczenia. Celem leczenia jest wywołanie owulacji. Dostępne są dwie grupy leków stymulujących owulację: doustne oraz iniekcje, stosowne w przypadku braku skuteczności leków doustnych. Dopiero wyczerpanie wszystkich dostępnych metod leczenia jest wskazaniem do IVF u pacjentki z PCOS.

Czy wysoki poziom AMH we krwi to pewna diagnoza PCOS? Czy to prawda, że Metformina wspomaga normalizację masy ciała u pacjentek z PCOS? Nie. Poziom AMH nie jest wystarczającym parametrem do rozpoznania PCOS. AMH jest wyraźnie wyższe u pacjentek Tak. Metformina w porównaniu z placebo korzystnie wpływa z PCOS w porównaniu do zdrowych, prawidłowo miesiączku- na masę ciała, BMI oraz stosunek obwodu talii do bioder. Nających kobiet w podobnym wieku, ale dotychczas nie ustalo- leży jednak pamiętać, że leczenie otyłości u pacjentek zawsze no punktu odcięcia dla AMH, który pozwalałby zdiagnozować powinno się rozpoczynać od zmiany stylu życia – nawyków PCOS. Pomocnymi badaniami w rozpoznaniu PCOS są wolny żywieniowych oraz aktywności fizycznej. testosteron, androstendion, czy DHEA. Dotychczas nie znale- Na podstawie: International evidence-based guideline for the ziono jednego uniwersalnego badania wystarczającego do roz- assessment and management of polycystic ovary syndropoznania PCOS. me 2018.


NIE TYLKO ABAKANOWICZ Pięknoduchom wydaje się czasem, że artysta może stworzyć jedno, dwa dzieła i to wystarczy, bo wartościowe prace nie przeminą. To nieprawda. Gdyby Abakanowicz tak założyła, od lat 60. mogłaby już niczego nowego światu nie pokazać. Ale pracowała do końca – mówi Krzysztof Stanisławski, dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu.

„Abakanowicz i inni” – dlaczego ta wystawa została zorganizowana właśnie teraz? Czterdziestolecie Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, z którego zasobów pochodzą rzeźby pokazywane obecnie w Toruniu, to chyba niejedyny powód?

Czym Abakanowicz zasłużyła na określenie ikony polskiej sztuki współczesnej?

cie – rozległ się okrzyk zachwytu. Z dnia na dzień stała się gwiazdą światowego formatu. Ona, artystka z komunistycznego kraju, z zaściankowej Polski. To było niezwykłe, że właśnie tu pojawił się ktoś takiego formatu. Potem było Grand Prix w São Paulo i mnóstwo innych nagród. Zainteresowały się nią poważne galerie, w tym Marlborought Gallery z Londynu, która potem zaczęła działać też w Nowym Jorku. Tak Abakanowicz trafiła na amerykański, kapitalistyczny rynek, do którego polscy artyści praktycznie nie mieli dostępu. Jej promocją i organizacją wystaw zajęła się agencja, co pozwoliło jej spokojnie oddać się pracy twórczej. To był jeden z przełomowych momentów w jej karierze. Od tego czasu, od lat sześćdziesiątych, Abakanowicz ciągle jest na topie. Jej dzieła są chyba we wszystkich najważniejszych zbiorach, ma je kilkadziesiąt najznamienitszych muzeów na świecie. Pokazywano je na wystawach w każdym zakątku globu.

Abakanowicz stała się taką ikoną już na początku swojej kariery – jako tkaczka. Stworzyła abakany – wielowymiarowe tkaniny, które jednak w niczym nie przypominały kilimów i nie nadawały się do powieszenia na ścianie. To były gigantyczne, cztero-, sześciometrowe prace, wymagające odpowiedniej przestrzeni i zrozumienia odbiorców. W istocie były więc rzeźbami, wykonanymi nie z tradycyjnych materiałów rzeźbiarskich, ale z sizalu i wełny. Gdy w latach 60. Abakanowicz pokazała je w Lozannie na biennale – wówczas najważniejszej tego typu imprezie na świe-

Tak, ale miała też coś jeszcze. Odrobinę szczęścia oraz asertywność, chęć przebicia się. Była przy tym niezwykle silna, skupiona na pracy. Z pochodzenia Tatarka, miała gen waleczności, niepoddawania się. Wybrała najlepszą z możliwych dróg. Szukała poparcia, była bardzo pracowita. Warto to podkreślić. Pięknoduchom wydaje się czasem, że artysta może stworzyć jedno, dwa dzieła i to wystarczy, bo wartościowe prace nie przeminą. To nieprawda. Gdyby Abakanowicz tak założyła, od lat 60. mogłaby już niczego

Oczywiście, że nie. Chcieliśmy zorganizować wystawę współczesnej polskiej rzeźby, a Orońsko ma najlepszą, najbardziej wszechstronną kolekcję w kraju, dlatego zwróciliśmy się o wypożyczenie nam eksponatów. Nie jest to więc ekspozycja na jubileusz Orońska, to tylko zbieg okoliczności. Dla nas najważniejsze było, że zgromadzono tam kolekcję dzieł wszystkich najlepszych polskich rzeźbiarzy współczesnych. W tym dzieła Magdaleny Abakanowicz, najważniejszej polskiej rzeźbiarki, jednej z najlepszych artystek ostatnich 50 lat.

Abakanowicz zapracowała na to talentem.

KIJEWSKI/KOCUR, „AZJA – ŁASKAWE SPOJRZENIE DŻINGIS CHANA”, KOLEKCJA CENTRUM RZEŹBY POLSKIEJ W OROŃSKU


WYSTAWĘ „ABAKANOWICZ I INNI” W CENTRUM SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ W TORUNIU ZWIEDZAĆ MOŻNA DO KOŃCA MARCA PRZYSZŁEGO ROKU.


nowego światu nie pokazać. Ale pracowała do końca. W ostatnich latach wspierała się już grupą asystentów, ale nadal tworzyła wspaniałe projekty. Potrafiła sprostać kolejnym zamówieniom, przygotowywała się do kolejnych wystaw, a każdego roku było ich kilkadziesiąt. Artysta takiej klasy nie może bowiem odmawiać – nie może stwierdzić, że nie ma dzieł, które mógłby wysłać na wystawę. Kto chce pozostać na topie, musi dalej tworzyć. Ona chciała. Jest dla mnie przez to wzorem artystki i kobiety.

Tym „innym” artystom, których prace również pokazujecie na wystawie, zabrakło szczęścia i siły, by osiągnąć jej poziom? Przykładem jest Józef Łukomski, rzeźbiarz prawie zupełnie dziś zapomniany. Jego prace są przechowywane w magazynach w Orońsku, choć reprezentują podobny poziom artystyczny, jak dzieła Abakanowicz. Ale Łukomski był wsobny, wszystko analizował i z tym został. PRL-owi o to zresztą chodziło, żeby ludzie się nie rozwijali, nie odnosili sukcesów. Siłą Abakanowicz było to, że postępowała inaczej, nie zatrzymywała się.

Nigdy nie stanęła w miejscu? Nie. Najpierw odeszła od tkactwa na rzecz rzeźb z prawdziwych rzeźbiarskich materiałów. Sięgnęła po brąz, potem – jako jedna z pierwszych na świecie – wykorzystała w pracy twórczej nowoczesne techniki

MAGDALENA ABAKANOWICZ, „MUTANT SIEDZĄCY”, W TLE: „MUTANTY” KOLEKCJA CENTRUM RZEŹBY POLSKIEJ W OROŃSKU

impregnowania worków jurtowych żywicą epoksydową, z której buduje się jachty. Impregnacja worków żywicą powodowała wzmocnienie rzeźb. Łączyła też drewniane kłody z metalowymi elementami. W końcu zaczęła tworzyć rzeźby z żeliwa, które wymagały współpracy z odlewnią. Te odlewy były kolejnym w jej przypadku strzałem w dziesiątkę. Grupy figur żeliwnych jej autorstwa stanęły w Parku Milenijnym w Chicago i w Parku Cytadela w Poznaniu.

JÓZEF ŁUKOMSKI, „HOMINEM QUERO” KOLEKCJA CENTRUM RZEŹBY POLSKIEJ W OROŃSKU

Ostatnie dwadzieścia lat jej życia i twórczości minęło pod znakiem stali nierdzewnej, z której buduje się łodzie i samoloty. Do dzieł powstałych w tym czasie należą „Mutanty”, które również mamy przyjemność pokazać na wystawie. Na co dzień prezentowane są w Orońsku. Przypominają owieczki (choć może jednak wilki), stoją w parku, a na zimę trafiają do magazynu. Tym razem, zamiast zimować na miejscu, wylądowały w Toruniu.


Przy jakich jeszcze dziełach, prezentowanych na wystawie, radziłby Pan zatrzymać się na dłużej? Wystawa gromadzi szeroki wybór prac artystów, którzy debiutowali w latach 80. To był szczególny okres: z jednej strony stan wojenny, prześladowania, więźniowie polityczni, podziemie oraz głęboki kryzys ekonomiczny, z drugiej strony wysyp talentów, młodych malarzy i rzeźbiarzy, kreujących nurt Nowej ekspresji. Symbolem tej części wystawy jest legendarny „Sfinks” Krzysztofa M. Bednarskiego, wykonany z pudełek po zapałkach. Pokazujemy artystów grupy Neue Bieriemiennost: Marka Kijewskiego i Mirosława Bałkę, a także twórców drugiej ważnej grupy Koła Klipsa z Poznania: Krzysztofa Markowskiego i Piotra Kurki. A także monumentalne rzeźby mistrza Nowej ekspresji z Gdańska Grzegorza Klamana. A więc nie tylko Abakanowicz…

Rzeźbom na wystawie towarzyszą multimedialne prezentacje o artystach. Nie notki biograficzne, których zwiedzający zwykle nie czytają, ale obrazy, które przyciągają uwagę. W tę stronę chcemy iść. Przy okazji wystaw chcemy pokazywać artystów, proces tworzenia czy interpretacje dzieł artystów. W przypadku Abakanowicz mamy szczęście, bo dysponujemy dwoma znakomitymi filmami. Jeden z nich nakręcony został w latach 70. To było niezwykle wizjonerskie, że reżyser kazał zawieźć rzeźby nad brzeg morza albo na Pustynię Błędowską i pokazał je w takim otoczeniu. Ten film jest ekspresyjny, ma wspaniałą muzykę, stanowi więc część ekspozycji. Podobnie pozostałe filmy, w tym o Łukom-

WYSTAWA „ABAKANOWICZ I INNI” PREZENTUJE PRACE:

skim, który również jest bardzo ciekawy, a trzeba go było wydobyć z archiwów.

Dla zwiedzających takie filmy muszą być niezwykłym przeżyciem. I tak też chcemy pokazywać sztukę. Mamy w Polsce wiele takich produkcji, jest cały nurt polskiego filmu o sztuce, wybitne miniatury. Prezentują je czasem telewizje, ale nam się marzy coś więcej. Chcielibyśmy już w przyszłym roku zorganizować festiwal filmów o sztuce, ożywiając w ten sposób jej odbiór przez widzów.

Na otwarciu wystawy mówił Pan o przyjeździe rzeźb z Orońska do Torunia. O wielkim tirze i o ochronie jak przy transportach z Fort Knox. Każdy, kto choć odrobinę słyszał o Abakanowicz i innych artystach, których prace prezentuje dziś Centrum Sztuki Współczesnej, rozumie, że ich dzieła są cenne i… ciężkie. Organizacja takiej wystawy to więc nie tylko stworzenie jej koncepcji, umowy czy dogadywanie terminów, ale i praca fizyczna. Coś, o czym zwiedzający w ogóle nie myślą. To był cały konwój, nie jeden tir, bo oprócz niego przyjechało też pięć mniejszych ciężarówek. Wychodziłem akurat z pracy, gdy nadjechały. Stanąłem jak wryty, myślałem, że to konwój z banku centralnego albo coś w tym stylu, a to były nasze rzeźby. To było więc ogromne logistyczne przedsięwzięcie, wielki wysiłek całego zespołu, by wystawę przygotować. Proszę sobie tylko wyobrazić, że te wszystkie rzeźby, które dziś możemy w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu oglądać, trzeba było w Orońsku zdemontować, zapakować, umieścić w ciężarówkach, tutaj rozpakować, ustawić... Nasz zespół doskonale się spisał.

Magdaleny Abakanowicz

Pawła Althamera

Sylwestra Ambroziaka

Mirosława Bałki Krzysztofa M. Bednarskiego

Leszka Golca i Tatiany Czekalskiej

Marka Kijewskiego i Małgorzaty Malinowskiej (duet Kijewski/Kocur)

KRZYSZTOF M. BEDNARSKI, „SFINKS” KOLEKCJA CENTRUM RZEŹBY POLSKIEJ W OROŃSKU

Grzegorza Klamana

Piotra Kurki

Józefa Łukomskiego

Krzysztofa Markowskiego

Doroty Nieznalskiej

Roberta Rumasa


ZDJĘCIA: NATALIA SOBOTKA, MUA: AGNIESZKA SZEREMETA

Jej pasja

54


55

WSPÓŁCZESNY ROMANTYZM Historia mody i wyjątkowe poczucie estetyki jak magnes przyciągają do niej ludzi. Obserwuje ja kilkadziesiąt tysięcy osób. W internecie znajdziecie ją pod nazwą Freakery. I wierzcie lub nie, ale spotkanie z nią jest jak przerwa poza czasem i przestrzenią od codziennej gonitwy. ROZMAWIA AGATA MAKSYMIUK Słyszałam, że wystarczy wspomnieć epokę w modzie, żeby Cię uruchomić. Co powiesz na romantyzm? Powiem, że z wykształcenia jestem filologiem, a moim konikiem jest literatura brytyjska i amerykańska. Prócz lat 60., szczególnie umiłowałam sobie epokę wiktoriańską i właśnie romantyzm. Podczas studiów pociągały mnie wszelkie nawiązania modowe z tych okresów. Przyznam się, że od tego wykiełkowało moje zainteresowanie historią mody... Choć moda zawsze była mi bliska. Odkąd pamiętam, temat ubrań i zaklętych w nich historii były żywo poruszane w mojej rodzinie. Dorastałam w prawdziwym babińcu. Wymiana ubrań i pieczołowite dbanie o nie było dla nas czymś naturalnym i ważnym. Połączenie tych czynników sprawiło, że zaczęłam coraz bardziej zanurzać się w historię mody. Mimo że mój własny styl jest osadzony raczej w XX wieku, to odkrywanie zaczątków trendów pochłonęło mnie bez reszty. Na przykład czy wiedziałaś, skąd wziął się czerwony kolor na podeszwach szpilek? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musiałam sięgnąć aż do czasów Ludwika XIV, kiedy poszczególne elementy ubioru były wyznacznikiem statusu społecznego i w sumie tak pozostało do dziś. No i widzisz. Rzeczywiście, uruchomiłam się (śmiech).

O to przecież chodziło! Tylko skąd to się wzięło i skąd ta dociekliwość? Wydaje mi się, że to przez dzielenie się wiedzą z innymi. Miałam w swojej karierze epizod nauczycielski. Poza tym w domu i na studiach zawsze uczono mnie, by kwestionować to, co już wiadome i sięgać głębiej, nieustannie zadawać sobie pytanie - dlaczego? Czasem rzeczywiście trochę za dużo gadam. Myślę, że to powód, dla którego moją formą wypowiedzi stały się zdjęcia i przypisane im historie, filmy i czasem artykuły na temat historii mody.

Gdybyś mogła wybrać dowolny czas i miejsce, zrealizować swoją największą modową fantazję, gdzie i kiedy powinniśmy Cię szukać? To pytanie, o które często się ocieram, pewnie ze względu na moje zdjęcia i na codzienną estetykę. Lubię ją opisywać jako senny romantyzm. Może nawet taki z nutą mroku i tajemnicy, trochę jak w epoce wiktoriańskiej, w której materiały były ciężkie, ale bogate. Zgrzebne suknie szczelnie kryły pod spodem feerię kolorów. Mam na myśli choćby kolorowe pończochy o szalonych wzorach. Wiele osób nie wie, że tamte czasy nie były tak konserwatywne i zimne, jak nam się wydaje. Myśląc o wzbogaceniu swoich inspiracji, chyba wybrałabym właśnie epokę wiktoriańską. Z drugiej strony mój styl, ten, który reprezentuję na co dzień, to zdecydowanie efekt wpływów lat 60. i 70. U mnie w domu muzyka była bardzo ważna - Beatlesi, Stonesi... tym nasiąknęłam. Więc chętnie przeniosłabym się do tego okresu. Lata 70., swingujący Londyn, życie jak w amerykańskim filmie drogi. Poczucie czegoś dzikiego, niewiadomej do odkrycia.

Często sama o sobie mówisz „stara dusza”. Są ludzie, którzy wierzą, że „stara dusza” to taka, co przeszła już całą swoją ziemską wędrówkę i ma ostatnią misję do spełnienia. Masz poczucie takiej misji? Odkąd pamiętam, towarzyszyło mi poczucie, że nie pasuję do tych czasów. Kiedy moi rówieśnicy interesowali się tym, co popularne, ja wolałam sięgać w przeszłość do muzyki, filmów czy książek. I nie zrozum mnie źle, to nie był wyraz snobizmu, kreowany wyłącznie po to, aby się wyróżnić - bo przecież tak czasem bywa. Po prostu przeszłość sprawia, że moje serce potrafi szybciej zabić, a przez ciało przechodzi dreszcz. Jestem okropnym wrażliwcem. Dlatego idę przed siebie z poczuciem upływu czasu. Poruszają mnie historie innych ludzi, szczególnie ludzi starszych. Historie o czasach, które już nie powrócą. Kiedy byłam mała, siadałam babci na kolanach i skrzętnie notowałam jej wspomnienia. Zbierałam stare fotografie i starałam się uchronić je od zapomnienia. Podobnie jest teraz z historią mody. Wierzę, że przedstawiając dany temat, ocalam go i jego bohaterów przed niepamięcią. Lubię przeprowadzać taki drobny eksperyment na sobie i innych - odtwarzam stare filmy z XIX wieku w kolorze. Nagle wszystkie te postacie ożywają, a ich historie są takie prawdziwe. Nie wiem, czy to właśnie jest moja misja, ale zaczynając działać w internecie, zauważyłam, że brakowało mi przystępnych, polskojęzycznych źródeł o historii mody. Może to właśnie one mogą nam pomóc spojrzeć na codzienność inaczej, zmienić perspektywę czy zwolnić?

Myślisz, że w kulturze, w której żyjemy, jest miejsce na rozpatrywanie romantyzmu w kategoriach, o jakich mówimy? Romantyzm w Polsce to jednak martyrologia lub nieaktualne, trochę nachalne postawy. W swojej pracy zawsze staram się zrobić pomost między tym, co było, a tym, co jest. Dzięki temu wiele osób pisze do mnie, że w końcu udało im się odkryć sens danego zagadnienia – dlaczego coś było w danym czasie popularne, jaki jest tego kontekst? Myślę, że jeśli oderwiemy się od schematów, czyli od spojrzenia na romantyzm jako, często nieumiejętnie, przedstawianej epoki literackiej i artystycznej czy postrzegania go jako zbioru przestarzałych gestów, być może odkryjemy w nim unikatowy rodzaj wrażliwości. Podobnie jest z modą. Kiedy staram się ją powiązać ze sztuką, filmem czy książką, nagle staje się najprostszą formą kultury. Każdy ją widzi, każdy ją rozumie. I jeśli tylko podpowiesz, w którym kierunku zmierzać z jej interpretacją, wszystko staje się jasne. Więc, tak. Wydaje mi się, że jak najbardziej w naszej kulturze jest miejsce na szersze spojrzenie na romantyzm niż to, które wynieśliśmy ze szkół. Szczególnie teraz, kiedy spędzamy więcej czasu w domach. Kiedy mamy możliwość skupienia się na sobie i odbudowaniu zapomnianej wrażliwości.

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


Jej pasja

56


57 Czy wszystko da się wyjaśnić modą? Bo co można wyjaśnić panującymi trendami, powrotem do lat 80. i 90.? To „nie najładniejszy” modowy okres. Moda interesuje mnie również jako zjawisko w psychologii. Dlaczego jedne trendy nas ciekawią, a inne nie? Obserwując historię, szybko zauważymy, że trendy wracają średnio, co 20 lat. To powód, dla którego lata 90. właśnie teraz odżyły. Ty i ja jesteśmy w podobnym wieku, więc ta moda może nam wydawać się okropna, bo ją pamiętamy z dzieciństwa. Ale dla innych, którzy tego okresu nie pamiętają lub mieli okazję uczestniczyć w takim powrocie, może to być romantyczne. Dla nas to czasy kablówki i pierwszych komputerów. Dla nich przestrzeń do dopowiedzeń.

To przestrzeń, którą chętnie wykorzystują też największe domy mody. Jednak obserwując wybiegi, łatwo poczuć konsternację potęgowaną pytaniem - na co właściwie patrzymy? Modę można dziś rozpatrywać w kategorii sztuki współczesnej? Haute couture to twórczy wyścig zbrojeń, kompletnie oderwany od mody ulicznej. To, co widzimy dziś na wybiegach, to modowy zaczyn, który zaowocuje dopiero w przyszłości. Musimy zrozumieć, że moda czasem bywa sztuką dla sztuki, a innym razem pokazem zasobności portfela i spełnieniem najskrytszych fantazji. Jedni zdecydują się kupić piękną, szytą ręcznie suknię, inni Tshirt, który mógłby kosztować 20 zł, a kosztuje znacznie więcej. Ale myślę, że tak, współczesną modę można rozpatrywać w kategorii współczesnej sztuki. Przynajmniej ja tak robię.

Jak ma się do tego tempo, w którym żyjemy? Niedawno słyszałam stwierdzenie - nic tak nie wzrusza, jak niemarnowanie czasu drugiej osoby. Podobno nawet na randkę można pójść na dwa osobne filmy, a później szybko wymienić się opiniami, bez zbędnej otoczki, jak kawa czy wino.

Ja to stwierdzenie rozpatrzyłabym inaczej, bo ta otoczka jest dla mnie ważna. Dlatego moja zgoda na to, co powiedziałaś, przejawiałaby się raczej w pozbyciu się wszelkich rozpraszaczy typu telefon i pełnym skupieniu na rozmówcy. Bycie offline jest dziś największym luksusem i chyba największym wyrazem romantyzmu, na jaki jesteśmy sobie w stanie pozwolić. Nasza uwaga i czas jest najpiękniejszym, co możemy podarować drugiej osobie. Niestety, często o tym zapominamy.

Czy z Twoim podejściem do życia łatwo było Ci się osadzić w internecie? Zaskakująco tak. Mimo że w dużej mierze jestem „analogowa” i dość późno weszłam do świata wirtualnego, to łatwo się w nim odnalazłam. Mój kanał na Youtube jest młody, istnieje dopiero 3 - 4 lata. Absolutnie nie jestem wyjadaczem w tej dziedzinie. Czytuję blogi i podejmując decyzję o formie wypowiedzi, z którą chciałam się związać, rozważałam blog. Jednak nie mogłam uciec od wrażenia, że to forma, która powoli się przedawnia, a ja mam tyle do opowiedzenia. Najłatwiej to objaśnić na przykładzie - żeby zaprezentować historię, o której opowiadam w filmie przez 20 min, musiałbym napisać 10 stron tekstu - których pewnie nikt by nie przeczytał. Wideo stało się jedynym słusznym rozwiązaniem. Od zawsze mam w sobie dużą potrzebę mówienia. Objawia się to również na Instagramie w moich opisach - muszą być poetyckie. Wiele osób uważa to za romantyczne. Instagram jest też rodzajem mojego pamiętnika, unieśmiertelnianiem wybranych momentów. Pamiętam wszystkie emocje związane z każdym zdjęciem, to, co miałam ówcześnie w głowie. Cieszę się, że udało mi się stworzyć takie miejsce. Dodam też, że nigdy w sieci nie spotkała mnie żadna przykrość. Jeśli ktoś zwraca mi uwagę, to bardzo merytorycznie, bez hejtu. Na takie uwagi zawsze jestem otwarta.

GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET


58

Jej pasja

Poruszasz bardzo ambitne treści, trudno tu o hejtera. Pozbycie się fałszu i postawienie na rzetelność kluczem do sukcesu? Moją społeczność tworzą osoby o podobnych zainteresowaniach i poglądach. W końcu każdy z nas ma swoją bańkę. Nie ukrywam, że żyję z tego, co robię, ale zawsze było dla mnie ważne, by robić wszystko na własnych warunkach. Nigdy nie pozwoliłabym sobie na sztampową reklamę czy opublikowanie gotowej treści i co

- gorsza - polecenie czegoś, z czym się nie zgadzam. To, co robię, traktuję poważnie. Uporządkowanie materiałów, nagrania i montaż zajmują mi, w uproszczeniu, około dziesięć godzin. Ale za tymi dziesięcioma godzinami kryją się jeszcze tygodnie przygotowań, poszukiwań i zgłębiania tematów. Jest różnica między streszczeniem a dzieleniem się wiedzą. Czułabym się wysoce nie w porządku, publikując streszczenie. Wybieram myśli, które wiem, że mogą kogoś zaciekawić i zmienić czyjąś perspektywę. Z tego powodu, kiedy ostatnio wróciłam do lat 70., zajrzałam też do lat 90., bo w latach 90. nastąpił nawrót do lat 70. Trochę to zagmatwane (śmiech).

Mniej ambitne treści łatwiej się pozycjonują. Wystarczy spojrzeć na filmy, którymi w ubiegłym roku się zachwycaliśmy. Tego, co robię, nie robię dla liczb. Ale zwróć uwagę, że to, o czym mówisz, nie jest domeną naszych czasów, ludzie od zawsze lubili trochę „poznęcać się” nad sobą. Kiedy wiedzą, że coś jest złe, ciągną do tego, jak mogą. Myślę, że to powód popularności filmów, które wspomniałaś. Tak samo było z popularnością horrorów klasy Z w latach 50. Były tak złe, że aż zabawne. Nie neguję i nie wartościuję tego, że są odbiorcy, którzy lubią takie produkcje i potrafią się przy nich zrelaksować. Rozrywka jest jednak dziwnym tworem, a my mamy w sobie dużo sprzeczności. Na co dzień elegancka kobieta w środku może być punkówą. Przypomnijmy sobie Cyrk dziwadeł i wszystkie te wyrafinowane panie z wyższych sfer, które tłumnie ruszały na widownię, by pooglądać makabreski. Ówcześnie to była najniższa z możliwych rozrywek, ale jej prostota była jej sukcesem. Teraz działa to w ten sam sposób czy tego chcemy, czy nie.

To chyba czas na podsumowanie. Bolesław Prus pisał - romantycy muszą zginąć, dzisiejszy świat nie dla nich. Myślisz, że miał rację? Nie, nie mogą. To prawda, że wrażliwcy mają trudniej. Sama zawsze mówię, że czuję bardziej. Są dzieła, które potrafią rozbić mnie na kawałki na kilka dni. Ale dzięki temu ja i ludzie mi podobni w sposób niewiarygodny potrafimy obnażać emocje i przekazywać je dalej. Wydaje mi się, że romantycy są jedynym ratunkiem dla tego świata. Są siłą i odwagą, która pozwala wyciągać na powierzchnię to, co prawdziwe. GRUDZIEŃ 2021 - STYCZEŃ 2022 // STRONA KOBIET



3PAK SMILK

zestaw dla mamy i dziecka Delikatne kosmetyki do pielęgnacji wrażliwej skóry dziecka. Pielęgnacyjny balsam do ciała minimalizujący rozstępy, dedykowany kobietom w ciąży i po porodzie.

Produkty dostępne w sklepie internetowym Smilk:

WWW.SKLEP-SMILK.PL


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.