Strona Kobiet marzec 2022

Page 1

LUTY 2022-MARZEC 2022 NR 1 (11)

BYDGOSZCZ-TORUŃ

PRZYRODA W MIEŚCIE JEST NAM POTRZEBNA Dlaczego więc nie umiemy o nią zadbać?

Jak nauczyć

dziecko samodzielności i nie dać sobie wejść na głowę?

+

CO JEST ISTOTĄ BUDDYZMU?

RACHUNKOWOŚĆ MOŻE BYĆ PASJĄ Monika Tyszka-Skocka, właścicielka Biura Rachunkowego Prospero

– odpowiada dr Malwina Krajewska



luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

3

na start

Drzewa świadczą dla nas konkretne, słono wyceniane usługi. Oczywiście nikt im nie płaci, a szkoda. Może gdybyśmy składali się na pensje drzew, bardziej docenialibyśmy ich rolę. Od pewnego czasu – choć to i tak zdecydowanie zbyt późno – miasta starają się wprowdzać w swoją przestrzeń więcej zieleni. Ale właśnie: zieleni, nie przyrody. Zieleń to trawniki, skwery, rabatki, zaprojektowane parki – jak mówi dr hab. Katarzyna Marcisiak w rozmowie z Leną Szuster. Przystrzyżone, posadzone równo i kontrolowane ludzką ręką rośliny. Najlepiej te z gatunków uznawanych za ładne i estetyczne. Nie jakieś przypadkowe chwasty czy dzikie chaszcze. Pamiętacie jednak na pewno początki pandemii – ten moment, gdy przestaliśmy wychodzić z domów, a w miejskiej przestrzeni lukę po naszej aktywności zaczęła wypełniać natura. Te wszystkie trwaniki, dawniej koszone prawie do zera, które zmieniły się w małe łąki, a także nieprzycinane krzaki, sięgające gałęziami tam, gdzie wcześniej im zabranialiśmy. Nie trwało to długo. Ostatecznie pod okna bloków wróciły kosiarki, a krzewy z pomocą sekatorów odzyskały geometryczne, sztuczne kształty. Ta ich chwila swobody przywiodła mi jednak na myśl opuszczone, zapomniane przez człowieka tereny lub zamknięte strefy, gdzie przyroda wybucha różnorodnością form, nie dbając o takie zagrożenia, jak choćby ludzka stopa czy koła samochodów. Dla niektórych może być w tym coś niepokojącego, burzącego porządek. Tak jakby roślinność, a za nią i fauna, udowadniały, że doskonale sobie bez nas poradzą. Ale przecież to prawda. A czy my poradzimy sobie bez przyrody? Zdecydowanie nie. Mimo to nadal zapominamy, że zabetonowany świat nie jest naszym naturalnym środowiskiem. Urządzając w ten sposób przestrzeń, skazujemy się na niezbyt przyjemne konsekwencje. Jakie konkretnie? Przeczytajcie nasz wywiad na stronach 24–27. Dowiecie się z niego m.in. jak wiele dają nam drzewa i dlaczego – choć ich wpływ na środowisko jest bezcenny – czasem przelicza się go na pieniądze. Być może w tej chwili właśnie ta perspektywa najbardziej przemawia do wyobraźni. Jednak poza oszczędnościami przyroda w mieście oznacza także wytchnienie, szansę na relaks i spokój psychiczny. Dlaczego mielibyśmy nie chcieć jej jak najwięcej? ą Redaktorka prowadząca Lucyna Tataruch

Czy wiecie, że w garści leśnej ziemi mieści się więcej istot żywych niż jest ludzi na na naszej planecie (jak pisze Peter Wohlleben w książce „Sekretne życie drzew”)?

REDAKCJA Redaktorka naczelna Dorota Kania Redaktorka prowadząca Lucyna Tataruch Teksty Jan Oleksy Kamil Pik Lena Szuster Lucyna Tataruch Zdjęcie na okładce Grzegorz Olkowski

Wydawca Polska Press Sp. z o.o. ul. Domaniewska 45 02-672 Warszawa Oddział w Bydgoszczy ul. Zamoyskiego 2 85-063 Bydgoszcz Prezes oddziału Marek Ciesielski Dyrektor Buira Reklamy Agnieszka Perlińska Projekt graficzny, Dyrektor artystyczny Tomasz Bocheński Grafik prowadzący Jerzy Chamier-Gliszczyński Produkcja Dorota Czerko Public Relations Adrian Majchrzak Sprzedaż reklam Bydgoszcz 697 770 285, 609 050 447 Toruń 697 770 284, 691 370 519 Inowrocław 668 957 252 Reklama na stronach 2, 5, 7, 9 13-17, 22-23, 28-29, 33, 35, 36-43, 49, 51, 52 Redakcja nie odpowiada za treść reklam i nie zwraca materiałów niezamówionych. Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruki i wykorzystywanie w jakiejkolwiek innej formie bez pisemnej zgody wydawcy zabronione.


4

spis treści

luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

s. 10 Trendy na wiosnę? Zanim postawisz na nowości, sprawdź, co masz w szafie. Na co zwrócić uwagę podpowiada Beata Bujanowska z bloga My way of...

24

40

s. 14 Profesjonalna obsługa

FOT. ARCHIWUM

na najwyższym poziomie i z troską o klienta. I tak od ponad 20 lat – mówi Monika Tyszka-Skocka, właścicielka Biura Rachunkowego Prospero.

s. 38 TEST SAMOCHODU Jeździmy przedpremierowo nowym BMW 2 Active Tourer. Jak sprawdza się na kujawsko-pomorskich ulicach?

18

FOT. GETTYIMAGES

s. 40 ODKJRYWAM ŚWIAT NA

s. 18 Jak zachęcać dzieci do samodzielności, nie dając im przy tym wchodzić nam na głowę, w jakich sytuacjach wyręczać, a kiedy pozwolić na naukę na błędach – rozmawiamy z dr Moniką Deją, psycholożką z UKW.

44

FOT. GRZEGORZ OLKOWSKI

s. 30 O tym, co jest istotą buddyzmu i jakie błędy w jego interpretacji popełniamy w naszym kręgu kulturowym opowiada buddystka i naukowczyni dr Malwina Krajewska, adiunkt w Katedrze Badań Kultury Instytutu Socjologii UMK w Toruniu.

s. 44 TANGO JEST FASCYNUJĄCE,

w mieście jest nam potrzebna

FOT. NATALIA MAZURKIEWICZ

FOT. UNSPLASH

10

s. 24 Przyroda

WSZELKIE SPOSOBY Naczytałam się trochę książek na temat Hornu, wyobrażenie było mocno przerażające, ale „Przylądek Nieprzejednany” dał sie opłynąć w blasku słońca, a to rzeczywiście rzadkość – wspomina Kinga Sawicka z Bractwa Kaphornowców.

ALE RAZEM TAŃCZYMY SALSĘ – W domu rozmawiamy w wielu językach, angielski miesza się z hiszpańskim i włoskim, ale gdy się kłócimy, to Antonio krzyczy po neapolitańsku, a ja po polsku – śmieje się Agnieszka Struk-Giangrande, a wtóruje jej mąż Antonio Lucio Giangrande.

s. 48 Myśl o starości w niejednej osobie budzi niepokój. Boimy się utraty zdrowia i atrakcyjności. Czy słusznie? Jak pogodzić się z upływem czasu?



6

Nie przegap

luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

GORSZE. JAK NAUKA POMYLIŁA SIĘ CO DO KOBIET Angela Saini

FOT. IWYDAWNICTPOZNAŃSKIE

Kobieta ma mniejszy mózg i dużo słabszy popęd seksualny niż mężczyzna, jest pozbawiona skłonności przywódczych, ma gorszą orientację przestrzenną, zdolności motoryczne i analityczne, jest natomiast bardziej empatyczna, dlatego doskonale sprawdza się jako opiekunka i strażniczka domowego ogniska… Te przekonania to nie tylko część potocznego obrazu świata, ale też element naukowych teorii, nadal rozwijanych przez wielu poważnych badaczy. I choć mogłoby się wydawać, że na temat różnic między płciami powiedziano już dość, Angela Saini udowadnia, że jest inaczej. Opisuje dziesiątki teorii, analizuje setki badań, dawnych i współczesnych, rozmawia z naukowcami i naukowczyniami. Niczego z góry nie zakłada, niczego nie odrzuca i często dochodzi do całkiem nieoczekiwanych wniosków. Jakich? Przekonajcie się sami!

KOBIETY, RASA, KLASA Angela Y. Davis

FOT. WYDAWNICTWO KARAKTER

Pierwsze polskie wydanie jednej z najważniejszych książek w dziejach feminizmu. Angela Y. Davis, ikona ruchu na rzecz wyzwolenia Afroamerykanów i praw kobiet, członkini Czarnych Panter i akademiczka, opisuje relacje, jakie w wiekach XIX i XX zachodziły między abolicjonizmem i feminizmem. Pisze m.in. o tym, jak nierówności między białymi i czarnymi kobietami wpływały na kwestie praw reprodukcyjnych czy pracy opiekuńczej. Pokazuje też, że tylko solidarna i wspólna walka pozwala realnie zmienić prawo, a szerzej – świat i sposób myślenia.

FOT. IWYDAWNICTWO POZNAŃSKIE

SPRAWY ŁÓŻKOWE. HISTORIA SEKSU Kate Lister Czym była chatka menstruacyjna? Jak wyglądały przeszczepy jąder? Dlaczego milczymy o kobiecym wytrysku? Czy „cipa” to wulgaryzm? Odpowiedzi na te i inne pytania szuka Kate Lister. W swojej książce pokazuje, jak ważne jest rozmawianie o seksie, przyjemności, potrzebach, miłości, związkach i naszych ciałach. Ponieważ jedyny sposób na pozbycie się wstydu to wyciągnąć seks z szafy i uważnie mu się przyjrzeć.



8

Nie przegap

luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

PODZIEMIE PAMIĘCI Yōko Ogawa

FOT. WYDAWNICTWO TAJFUNY

Mieszkańcy bezimiennej wyspy żyją w świecie, z którego regularnie znikają najzwyklejsze przedmioty – kapelusze, róże, fotografie, wstążki. Jednego dnia są na wyciągnięcie ręki, drugiego zacierają się w pamięci, tracąc jakiekolwiek znaczenie. Większość poddaje się presji zapominania z całkowitą uległością, a nieliczni niepokorni trafiają pod nadzór policji pamięci. Młoda pisarka, która na rzecz tajemniczej instytucji straciła rodziców, postanawia ukryć w podziemiach domu przyjaciela, który potrzebuje ochrony. Ale czy życie w zamknięciu będzie miało kiedyś koniec?

ANNE Z ZIELONYCH SZCZYTÓW Lucy Maud Montgomery

FOT. IWYDAWNICTWO MARGINESY

Jedna z najpopularniejszych powieści wszech czasów w nowym – najbliższym oryginałowi – tłumaczeniu Anny Bańkowskiej. Jedenastoletnia Anne Shirley opuszcza sierociniec i wyrusza do wymarzonego domu. Kiedy dociera do Avonlea, okazuje się jednak, że zaszła pomyłka – Marilla Cuthbert i jej brat Matthew zamierzali adoptować chłopca do pomocy w gospodarstwie. Marilla początkowo chce odesłać dziewczynkę, ale gadatliwa, obdarzona bujną wyobraźnią Anne szybko zaskarbia sobie sympatię mrukliwego Matthew i ostatecznie zostaje w ich domu.

FOT. IWYDAWNICTWO LITERACKIE

ŻYWE MORZE SNÓW NA JAWIE Richard Flanagan Anna – renomowana architektka z Sydney. Terzo – zamożny i pozbawiony skrupułów biznesmen. Tommy – niespełniony malarz pracujący dorywczo jako rybak. Wspólnie czuwają przy łóżku matki w szpitalu w Hobart na Tasmanii. Osiemdziesięciosześcioletnia Francie umiera i jest na to gotowa. Ale dzieci nie akceptują jej wyboru. Użyją wszystkich możliwości – wpływów, władzy, znajomości i pieniędzy – aby utrzymać matkę przy życiu. Tylko czy mają do tego prawo? Podczas gdy Francie w dziwnych snach na jawie szuka ucieczki od coraz bardziej dojmującej udręki, jej córka z lękiem obserwuje własne ciało: pewnego dnia znika jej palec, innego – kolano, potem znikają ludzie. W tym samym czasie pożary trawią australijskie lasy. Wszystko rozpada się, wymiera, ginie. Czy można to zatrzymać? Uratować świat, Francie i miłość?



W OCZEKIWANIU NA KOLORY T E K S T: B E ATA B UJ A N O W S K A , AU TO R K A B LO G A M O D O W EG O „ M Y WAY O F...”

F OT. N ATA L I A M A Z U R K I E W I C Z

Nowy rok - nowe trendy…


Każdy rok przynosi nam nowe trendy. Często jednak okazuje się, że te nowe są już nam całkiem dobrze znane, jednak występują w nieco innym wydaniu. Tak będzie również w nadchodzącym sezonie. Jedno jest pewne - po szaroburej zimie czekamy z utęsknieniem na wiosnę i te wszystkie kolory, które z nią nadchodzą. Pomimo tego, że jestem zwolenniczką klasyki, a neutralne kolory są mi najbliższe, nawet ja skuszę się na odrobinę mocniejszego koloru, który tak bardzo poprawia nam nastrój. To naturalne, że wraz z wiosną myślimy o zmianach i mamy do nich o wiele więcej motywacji. Jest to bardzo dobry moment na porządki w szafie, o czym już wielokrotnie pisałam i po raz kolejny do tego zachęcam. Zanim przejdziemy do najgorętszych trendów tegorocznej wiosny, upewnijmy się, jak wygląda nasza garderoba, która często kryje zapomniane perełki. W ten sposób może się okazać, że do jej odświeżenia wystarczy tylko kilka elementów, które urozmaicą nasze stylizacje. Przy okazji szukania skarbów, od razu „wyrzuć” z niej rzeczy, których nigdy nie założyłaś lub podejmowałaś takie próby, ale za każdym razem było z danym ubraniem coś nie tak. Już pewnie do nich nie wrócisz i tylko niepotrzebnie zajmują cenne miej-

sce w szafie, a może odnajdą swojego idealnego właściciela. Przejście pomiędzy zimą, a wiosną to też fajny moment na szukanie ubrań w promocyjnych cenach. Tutaj zawsze zachęcam do zwrócenia uwagi na dobrej jakości ubrania typu basic, od których powinniśmy zacząć budowanie wymarzonej garderoby. Mogą wydawać się zbyt oczywiste i niewiele wnoszące do naszej szafy, ale już po chwili okazuje się, że ratują większość stylizacji. Jakie zatem są najważniejsze trendy na wiosnę?

POSTAW NA KOLOR!

Na pierwszym miejscu znalazł się mocny akcent kolorystyczny, a nawet nie tylko akcent! W tegoroczne trendy idealnie wpisuje się cała stylizacja w intensywnym kolorze. Wiosna nastraja nas bardzo pozytywnie, a jeszcze bardziej przepiękna paleta różnorodnych barw. Oczywiście dla miłośniczek pasteli na pewno coś się znajdzie, ale to mocne kolory odegrają w tym roku najważniejszą rolę. I takim sposobem w nowych kolekcjach możecie zobaczyć między innymi energetyczną fuksję, pomarańcz, żółć, czy też zieleń, ale w nieco bardziej intensywnym wydaniu. Bardzo istotna stanie się także czerwień, ale o wyjątkowym, szafranowym odcieniu. Jeśli tylko lubicie takie kompozycje,

W TEGOROCZNE TRENDY IDEALNIE WPISUJE SIĘ CAŁA STYLIZACJA W INTENSYWNYM KOLORZE. WIOSNA NASTRAJA NAS BARDZO POZYTYWNIE, A JESZCZE BARDZIEJ PRZEPIĘKNA PALETA RÓŻNORODNYCH BARW.


F OT. N ATA L I A M A Z U R K I E W I C Z

bawcie się kolorami i łączcie je ze sobą. To na pewno wyróżni Was z tłumu i sprawi, że Wasze zestawy będą bardzo oryginalne.

KOLOROWE DODATKI…

Jeśli jednak jesteście miłośniczkami klasyki, ale gdzieś w głębi chciałybyście pokombinować z kolorem, żeby sprawdzić, czy jest dla Was, postawcie na detale. W tym roku bardzo modna będzie biżuteria oraz torebki w intensywnych barwach. To idealna opcja do neutralnych kolorów. Wyobraźcie sobie stylizację w szarości, beżu bądź bieli w połączeniu z fuksjową torebką. Uważam, że taki bazowy zestaw zyska na atrakcyjności, a Wy dzięki temu poczujcie wiosenny klimat.

MIKROMINI CZY MAXI?

Obie długości idealnie wpisują się w tegoroczne trendy na wiosnę. Dobrze je znamy, jednak tutaj nadeszła mała zmiana. Jeśli już mini, to w mikro wydaniu, co oznacza, że projektanci w tym roku jeszcze bardziej ją skrócili. Mamy być odważne i niezwykle kobiece, co oczywiście oznacza, że nie każda a nas czułaby się dobrze w takiej długości, w szczególności w pracy, gdzie często obowiązuje konkretny dress code. Całe szczęście maxi pozostaje w tym roku na liście najgorętszych trendów, także każda kobieta znajdzie coś dla siebie. Pomijając wszystkie trendy, pamiętajcie o tym, że to Wy decydujecie, która długość jest modna. Mini, midi, czy też maxi będzie wyglądała tylko dobrze wtedy, kiedy Wy czujecie się w niej komfortowo i pięknie. Dodajcie uśmiech i będzie idealnie!

OBNIŻONA TALIA…

Jak już przyzwyczaiłyśmy się do wygodnych spodni z wysokim stanem, do łask wróciły biodrówki. Na wybiegach możemy zobaczyć spodnie z obniżonym stanem w połączeniu z krótkimi topami, a to kolejny trend dla odważnych… Jeśli jednak nie wyobrażacie sobie takiego zestawu na co dzień, a jedynie na wakacje, jest też dobra wiadomość - spodnie z wyższym stanem nadal są na topie, co zapewne bardzo ucieszy wiele kobiet. Moim zdaniem pięknie podkreślają talię i wydłużają nogi i na pewno zostaną w mojej garderobie na długo. Lista trendów w każdym sezonie jest bardzo długo, dlatego też wybrałam dla Was tylko kilka z nich. Zawsze warto na nie spojrzeć, ale nieco z przymrużeniem oka oraz z ostrożnością. Za każdym razem podkreślam, że to nie trendy są ważne, ale nasze samopoczucie oraz odpowiedni dobór ubrań do naszej sylwetki. Pomimo tego bawcie się modą, próbujcie, łączcie elementy według własnego pomysłu. A może dzięki temu których z trendów zostanie w Wami na dłużej?



W GĄSZCZU NIEJASNOŚCI SZUKAMY KORZYSTNYCH ROZWIĄZAŃ


PROFESJONALNA OBSŁUGA NA NAJWYŻSZYM POZIOMIE I Z TROSKĄ O KLIENTA. I TAK OD PONAD 20 LAT – MÓWI MONIKA TYSZKA-SKOCKA, WŁAŚCICIELKA BIURA RACHUNKOWEGO PROSPERO. R OZ M AW I A J A N O L E K S Y

Cyfry, liczby, tabelki, excele trzeba lubić, inaczej trudno sobie wyobrazić pracę w biurze rachunkowym.

Zdecydowanie, to wymagająca i specyficzna praca.

W której trzeba być pasjonatką księgowości, podatków i rachunkowości?

Tak, bez pasji nie wyobrażam sobie prowadzenia tego typu biznesu. Trzeba mieć cały czas otwarty umysł i chłonąć wiedzę z różnych dziedzin, zwłaszcza w dobie często zmieniających się przepisów prawa podatkowego i innych regulacji dotyczących prowadzenia działalności gospodarczej.

Kiedy powstało Prospero?

Biuro Rachunkowe Prospero powstało w 2001 roku, wówczas do założenia biura konieczne było Świadectwo Kwalifikacyjne Ministra Finansów, uprawniające do usługowego prowadzenia ksiąg rachunkowych, które posiadam. Zatem już ponad 20 lat działamy na rynku usług księgowych.

Czyli prawdą jest, że najważniejsze wydaje się poszerzanie i aktualizowanie wiedzy?

To jest konieczne, aby prawidłowo wykonywać tę pracę. Całe otoczenie biznesowe, ekonomiczne nieustannie się zmienia.

Ciągle musi być Pani na bieżąco.

Dokładnie, cały czas doskonalę i poszerzam wiedzę zarówno z zakresu podatków, rachunkowości, jak i ekonomii oraz zarządzania.

Proszę przypomnieć zakres usług świadczonych przez Pani biuro?

Świadczymy usługi kompleksowej obsługi księgowej oraz kadrowo-płacowej dla firm. Przedsiębiorcy korzystają również z naszej pomocy w celu usprawnienia pracy w swoim dziale finansowo-księgowym lub dziale kadrowo-płacowym HR poprzez zlecenie nam zarządzania i nadzoru nad tymi działami.

Czy obsługujecie głównie przedsiębiorców? Małe i średnie firmy?

Co się zmieniło na przestrzeni tych 20 lat?

Bardzo dużo, przede wszystkim postęp technologiczny, co mnie bardzo cieszy. Jestem zwolenniczką nowych rozwiązań w księgowości i biznesie w ogóle.

Współpracujemy wyłącznie z przedsiębiorcami. Naszymi klientami są jednoosobowe firmy oraz w znacznej większości przedsiębiorstwa produkcyjne, handlowe, usługowe zatrudniające pracowników, tzw. sektor MŚP – od kilku przez kilkudziesięciu do kilkuset pracowników.

W jaki sposób korzysta Pani z nowych technologii? Programy komputerowe zdecydowanie ułatwiają pracę.

A co obecnie w obliczu Polskiego Ładu sprawia najwięcej problemów?

Korzystamy z nowoczesnych programów księgowych, a właściwie zintegrowanych systemów ERP do kompleksowego zarządzania przedsiębiorstwem, których częścią jest program księgowy. Pozwala to na ułatwienie prowadzenia firmy poprzez uzyskanie danych do analiz dla zarządzających przedsiębiorstwem. Wiele firm wybiera elektroniczną wymianę dokumentów z moim biurem. Udostępniamy firmom zdalny dostęp do naszych danych księgowych, pracujemy zdalnie na serwerach i programach klientów, dysponujemy również programami do konwersji danych pozyskanych od klientów.

Wiedza zdobyta na studiach potwierdzona dyplomem szkoły wyższej wydaje się dzisiaj niewystarczająca.

Studia to bardzo ważna część wykształcenia, aczkolwiek w branży księgowej, rachunkowej i kadrowo-płacowej kluczowe jest nabyte doświadczenie oraz znajomość i umiejętność wykorzystania w praktyce aktualnych przepisów z zakresu prawa pracy, podatków, rachunkowości i ubezpieczeń społecznych.

Chaos związany ze zmienianiem przepisów na szybko. Do Polskiego Ładu przygotowaliśmy się bardzo dobrze, odbyliśmy szereg szkoleń, również wewnętrznych, które pozwoliły zapoznać się z nowymi przepisami i choć był ich ogrom, to uważam, że całkiem nieźle poradziliśmy sobie z ich przyswojeniem.

Czy Pani również czuje się zagubiona w gąszczu niejasności wywołanych Polskim Ładem?

Cała dość obszerna reforma podatkowa została przygotowana w bardzo krótkim czasie i bez konsultacji społecznych, a gdy pojawiło się zamieszanie z listami płac dla budżetówki (wynagrodzenia okazały się niższe niż oczekiwano), problem rozwiązano na szybko rozporządzeniem zmieniającym ustawę, co tylko wprowadziło chaos. Ponadto do dzisiaj było już kilka nowelizacji przepisów Polskiego Ładu i następne są procedowane. Będziemy oczywiście śledzić na bieżąco wszystkie zmiany i nowelizacje ustaw. W gąszczu niejasności staramy się odnaleźć również korzystne rozwiązania.


W tej sytuacji nawet długa praktyka w rachunkowości i doświadczenie wydają się być niewystarczające.

Dokładnie. Ważne jest podejście biznesowe, dobry zespół współpracujących ze sobą ludzi: księgowych, prawników, doradców podatkowych, biegłych rewidentów. Wykorzystywanie profesjonalnych narzędzi oraz bycie otwartym na wszelkie nowości. Poza tym stale szukamy nowych rozwiązań tak, aby klienci mogli zapłacić jak najmniej podatku w granicach obowiązującego prawa.

Czy pandemia wpłynęła na pracę Prospero?

Myślę, że wpłynęła na wszystkie firmy. W okresie lockdownu musieliśmy przeorganizować pracę w biurze, zachowując środki ostrożności. Biuro było technologicznie przygotowane na pracę zdalną, ponieważ inwestycja w sprzęt, oprogramowanie, infrastrukturę oraz nowe technologie to zawsze był dla mnie priorytet, więc przejście na pracę zdalną nie sprawiło nam żadnych trudności.

Obsługiwała Pani klientów, którzy chcieli korzystać z tarcz antykryzysowych?

Dla wszystkich naszych klientów przeprowadzaliśmy analizy pod kątem

możliwości uzyskania pomocy z tarcz antykryzysowych. Dla tych, którym taka pomoc przysługiwała i dotknęły ich negatywne skutki pandemii, pomagaliśmy w przygotowaniu danych i w złożeniu wniosków o pomoc. Nasi klienci uzyskali milionowe wsparcie i dzięki temu, wszyscy przetrwali ten trudny czas i nadal funkcjonują.

Co się zmieniło? Praca zdalna czy raczej stacjonarna obsługa klientów?

Praca zdalna nie sprawia nam problemów, pracownicy preferują jednak pracę w firmie. Na miejscu mamy piękne biuro i nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z klientem oraz współpracownikami. Z uwagi na sytuację pandemiczną oczywiście pracujemy również zdalnie, hybrydowo, w zależności od potrzeb.

Proszę powiedzieć, jacy klienci przeważają, czy ci z księgami rachunkowymi czy z podatkową księgą przychodów i rozchodów?

Prowadzimy zarówno podatkowe książki przychodów i rozchodów, jak i księgi handlowe, rozkłada się to mniej więcej po połowie.

Na jakie korzyści może liczyć klient współpracujący z Prospero?

Najważniejszą korzyścią jest profesjonalne i indywidualne podejście do każdego klienta oraz możliwość bieżącego bezpośredniego kontaktu z księgowym opiekującym się firmą, zadanie pytań i porozmawianie na nurtujące tematy. Otrzymanie pomocy w pełnym zakresie.

Proszę poradzić, na co zwrócić uwagę przy wyborze dobrego biura rachunkowego?

Należy przede wszystkim zwrócić uwagę na renomę, profesjonalizm, doświadczenie, zasoby ludzkie, warto również sprawdzić, co dane biuro oferuje w ramach standardowych usług i czy jest to wystarczające dla naszej firmy. Przekazanie księgowości na zewnątrz firmy, tzw. outsourcing finansowo-księgowy czy kadrowo-płacowy, zawsze powinien być poprzedzony rozeznaniem rynku w tym zakresie. Ważne, aby zwrócić uwagę, czy pracownicy biura rachunkowego są systematycznie szkoleni, aby móc zapewnić swoim klientom najwyższy poziom usług i zadbać o to, aby ich rozliczenia z fiskusem były prawidłowo sporządzone. Doświadczenie i wiedza powinny zagwarantować, że usługi są wykonywane z należytą starannością i w sposób zgodny z obowiązującymi przepisami prawa.


„Siłą Biura Rachunkowego Prospero są i zawsze byli jego pracownicy” – to Pani słowa?

że mamy takie przypadki, o których nikt nie słyszał i znajdujemy rozwiązanie. Na przykład odkryliśmy błędy w programach kadrowo-płacowych, na które nikt w Polsce nie zwrócił uwagi. Producent dziękował nam za te spostrzeżenia i oczywiście natychmiast dokonał poprawek w systemie.

Zawód księgowego jest często niedoceniany i kojarzy się z monotonnymi czynnościami. Co pani na to?

Prospero wspiera akcje charytatywne. Już kolejny raz jesteście partnerem projektu „Siła KobieTY”. Szczególna wrażliwość...

Tak i podtrzymuję to twierdzenie. Zgrany, niezawodny i ambitny zespół to bardzo ważne ogniwo w działaniu tego typu firmy. Staram się dobierać do zespołu właśnie takie osoby.

Tak był kiedyś kojarzony, chociaż ja nigdy tak nie uważałam. Może dlatego, że od początku mnie pasjonował. Natomiast w ostatnim czasie to myślenie diametralnie się zmieniło, szczególnie po wejściu w życie Polskiego Ładu, zwrócono uwagę na skomplikowaną pracę księgowych i kadrowych.

Zatem w biurze rachunkowym nie ma miejsca na nudę?

Nie możemy się nudzić, często w jakiejś obsługiwanej firmie dzieje się coś ciekawego – mam na myśli oczywiście tematy księgowe, kadrowo-płacowe. Zdarza się,

Tak, staramy się wspierać potrzebujących pomocy. Angażujemy się w różne akcje. Ostatnio braliśmy udział w Balu i licytacji na rzecz remontu łazienek w Domu Dziecka „Młody Las” w Toruniu.

Czy w wolnym czasie czyta Pani również książki o tematyce finansowej? Pani sposób na wyciszenie i oderwanie się od ciągów liczbowych?

Toruń ul. Grudziądzka 110-114 (Business Park)

Dużo pracuję, ale gdy już znajdę czas, czytam kryminały, lubię podróże, dobrą kuchnię oraz spędzanie czasu z rodziną i przyjaciółmi.

Monika Tyszka-Skocka Absolwentka Wydziału Nauk Ekonomicznych i Zarządzania UMK, ukończyła Studia Podyplomowe w Wyższej Szkole Bankowej w Toruniu z rachunkowości oraz zarządzania i kontroli w podmiotach leczniczych. Absolwentka Studiów Podyplomowych na Wydziale Prawa i Administracji UMK na kierunku prawo podatkowe. W 2001 roku założyła w Toruniu Biuro Rachunkowe Prospero.


18

Rozmowa

luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

ZOSTAW, JA SAMA!

O tym, jak zachęcać dzieci do samodzielności bez dawania sobie wchodzić na głowę, w jakich sytuacjach wyręczać, a kiedy pozwolić na naukę na błędach, rozmawiamy z dr Moniką Deją, psychologiem z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego W Bydgoszczy.


luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

rozmawia: Tomasz Skory Jak rozumiemy samodzielność i kiedy zaczyna się ona kształtować? Samodzielność w rozwoju dzieci można rozumieć przynajmniej na dwa sposoby – jako samodzielność fizyczną oraz samodzielność psychiczną, umysłową. Czyli z jednej strony jest to umiejętność wykonywania pewnych czynności bez niczyjej pomocy, a z drugiej strony jest to niezależność myślenia, umiejętność podejmowania decyzji i mierzenia się z ich konsekwencjami. Ta pierwsza zaczyna kształtować się już w pierwszych miesiącach życia. Dziecko zaczyna raczkować, a potem chodzić – i to pozwala mu dotrzeć tam, gdzie chce, a więc też chwycić to, co chce. Potem kształtuje się samodzielność związana z wykonywaniem podstawowych czynności samoobsługowych – sam odnoszę talerzyk do zlewu, sam myję ręce itd. Drugi rok życia to także okres, w którym dziecko zaczyna mówić: „nie”, „zostaw”, „ja sam”. Tzw. bunt dwulatka to nic innego jak kształtowanie się samodzielności psychicznej. To już jest ten etap, gdy możemy mówić o przesuwaniu granic, gdy dziecko sprawdza, na co może sobie pozwolić? Żeby je przesuwać, te granice najpierw muszą być. Jeśli będziemy próbować je nagle wytyczyć, gdy dziecko będzie miało 4, 5 lub 6 lat, może okazać się, że jest na to nieco za późno – spotkamy się z buntem, nieposłuszeństwem. Wychowywanie dzieci to proces, w którym trzeba uczestniczyć od pierwszych dni życia, a więc właściwie od początku wprowadzać jakieś drobne zasady, adekwatne do wieku i ważne ze względu na bezpieczeństwo dziecka czy wartości, jakie chcemy mu przekazać. Dla rocznego dziecka taką granicą może być np. „Nie możesz sam wchodzić na stołek”. Oczywiście dziecko będzie próbować naginać wszelkie reguły, sprawdzać czy są sytuacje, w których te granice nie obowiązują i na to trzeba się przygotować. Jak reagować w takich sytuacjach? Pozwalać dzieciom na naukę na błędach? Wszystko zależy od następstw tych błędów, ale nie licząc sytuacji, gdy łamanie granic mogłoby być niebezpieczne dla dziecka, trzeba pozwolić mu na ponoszenie konsekwencji. Bo jak inaczej maluch ma się nauczyć radzenia sobie, odpowiedzialności, gdy mama i tata ra-

Rozmowa

19

tują go zawsze z opresji? Posłużę się przy- zwala wnukom robić więcej rzeczy. Gdy kładem z życia moich siostrzeńców. Kie- raz jest tak, a raz inaczej, trudno utrzydyś siostra zabierała dzieci na weekend mać dyscyplinę. do dziadków. Chciała, by synek spakował swoją butelkę, z której co wieczór pił Możemy mówić dzieciom, by nie jadły mleko, ale ten twierdził uparcie, że nie słodyczy, że to niezdrowo, a potem jawie, gdzie ona jest, a nawet nie próbodą na wakacje do dziadków, gdzie czewał jej poszukać. Siostra uprzedziła synka na nich wiadro cukierków... i cała naka, że jak nie weźmie butelki, to wieczosza nauka na nic? rem, gdy będzie chciał napić się mleka, To ma złe, ale też dobre strony. Nie jebędzie musiał użyć kubka. Siostrzeniec stem zwolenniczką wychowywania nadal nie szukał butelki, więc pojechali dzieci pod kloszem – że wszędzie musi bez niej. Wieczorem przyszła pora na pi- być tak, jak u nich w domu. Te dzieci kiecie mleka, a dziecko w płacz, że nie bę- dyś pójdą w świat, więc muszą wiedzieć, dzie piło mleka z kubeczka i chce swoją że w różnych środowiskach, do których butelkę. Babcia miała zapasową butelkę, trafią, będą obowiązywały różne zasady. ale moja siostra powiedziała, że jej nie Więc nawet taką sytuację, w której babcia rozpuszcza nachce. Bo jakby mu ją sze dziecko, można wtedy dała, to dziecko by się nauczyło, DZIECKO NIE UNIKNIE CAŁKIEM wykorzystać jako lekcję, by w przyże może ignorować KONTAKTU ZE SŁODYCZAMI, prośby i obowiązki, TELEWIZJĄ CZY GRAMI. WAŻNE, szłości mogło ono a i tak dostanie to, co BY POTRAFIŁO SAMODZIELNIE samo decydować, chce. Chłopczyk co jest dla niego doPODJĄĆ DECYZJĘ, ŻE JUŻ płakał cały wieczór, bre. Najadłeś się WYSTARCZY. ale butelki nie dou babci tylu żelków, stał. Jednak od tamże cię bolał brzutego czasu na hasło „jedziemy do babci” szek? To teraz pomyśl, czy na pewno pierwsze co robi, to pakuje do plecaka chcesz jeść ich więcej. Warto oczywiście swoją butelkę. poinformować dziadków, że mamy inny system wychowawczy, ale można też potraktować takie sytuacje do nauki Duży sprawdzian samodzielności pierwszych wyborów i wynikających dziecko przechodzi idąc do przedszkola. I często rodzice dziwią się słysząc, że z nich konsekwencji. Bo dziecko nie uniknie całkiem kontaktu ze słodyczaich „grzeczne dziecko” źle się tam zami, telewizją, grami czy innymi rzeczachowuje... Albo zaczyna przynosić do domu nie- mi, które lepiej ograniczać. Ważne, by pożądane zachowania. Trzeba pamiętać, potrafiło samodzielnie podjąć decyzję, że w przedszkolu dziecko poznaje no- że już wystarczy. wych rówieśników, a ci pochodzą z roWspomniała Pani, że zasady nie powindzin o różnym stylu wychowania, wyny zależeć od naszych nastrojów. A co chowani są według różnych zasad, w sytuacjach, gdy dziecko robi „scenę a więc i dostarczają naszemu maluchowi w sklepie” i naprawdę nie mamy sił różnych wzorców. Poza tym dzieciom z nim dyskutować? zależy na aprobacie kolegów, więc nieKażdemu zdarzają się sytuacje skrajraz bezrefleksyjnie ulegają ich wpływowi, bo najzwyczajniej w świecie chcą być nej bezsilności, ale trzeba zdawać sobie lubiani, akceptowani. W przedszkolu po- sprawę, że dziecko jest uważnym obserjawiają się też nowe zasady, do których watorem, widzi i zapamiętuje momentrzeba się dostosować, a to nieraz rodzi ty naszej niekonsekwencji. Odpuścimy bunt. Ale zdarzają się też odwrotne sy- raz, drugi, trzeci i dziecko będzie to patuacje, gdy rodzice dziwią się, słysząc miętać. Czasami wystarczy, że raz się od pań w przedszkolu, że ich dziecko jest ugniemy pod wpływem takiej właśnie bardzo grzeczne, podczas gdy w domu „sceny”, by dziecko sobie zakodowało, nie są w stanie nad nim zapanować. Pa- że jak będzie odpowiednio głośno krzynie w przedszkolu są jednak konse- czeć i płakać, to dostanie, czego chce. Takwentne, dzieci muszą przestrzegać co- kie sytuacje nie są oczywiście łatwe. dziennie tych samych zasad, więc się Mam koleżankę, której dziecko zrobiło przyzwyczajają. A w domach czasami za- kiedyś „scenę” na całego – położyło się sady raz są, a raz ich nie ma, bo np. jak na środku sklepu, zaczęło płakać, krzymama ma dobry humor, to dziecku coś czeć, trwało to prawie 20 minut. Chociaż odpuści albo jak przyjdzie babcia, to po- koleżanka jest pedagogiem i wie, że nie


20

powinna się uginać, już sama była bliska poddania się. Najgorsze było to, że ludzie dookoła zaczęli komentować, jaką to jest złą matką. Ale wytrzymała i po tych 20 minutach, jak już dziecko się uspokoiło, powiedziała mu: „Nie działa na mnie to, jak krzyczysz. Jeżeli chcesz zabawkę, to musimy porozmawiać przed wyjściem na zakupy, czy możemy sobie na nią pozwolić”. I ani razu już się taka „scena” nie powtórzyła. Wielu rodziców woli się pewnie jednak ugiąć niż doświadczać takiej histerii. Tak, ale zapominają, że dziecko raz nauczone, że krzyk i płacz działają, samo się nie oduczy takiego zachowania. To za chwilę będzie nastolatek, któremu jak się nie będzie coś podobało, zacznie krzyczeć i kopać. Jako dorosły będzie stosować agresję. Dlaczego? Bo został nauczony, że to działa. Jak już naprawdę chcę kimś wstrząsnąć, mówię: „Pani syn będzie kiedyś czyimś mężem. Chciałaby pani, żeby pani mąż się tak zachowywał?”. Wtedy dopiero rodzice się orientują, że nie wychowują dzieci dla siebie, tylko dla świata. No tak, dzieci kiedyś pójdą w świat i będą musiały sobie w tym świecie radzić. Ale jak pogodzić rozwój samodzielności i odpowiedzialności za swoje decyzje z bezpieczeństwem i posłuszeństwem wobec rodzica? Przede wszystkim samodzielność to nie samowolka. Ostatecznie to rodzic decyduje, w jakich sytuacjach pozwolić dziecku na samodzielność, biorąc pod uwagę jego możliwości i jego bezpieczeństwo. Ale już u najmłodszych dzieci da się pogodzić samodzielność i posłuszeństwo, chociażby w postaci odpowiedniego zaaranżowania sytuacji wyboru. Jeżeli zapytam: „Jakie buty chcesz dziś ubrać?”, a dziecko w środku zimy odpowie: „Sandałki”, to kto popełnił błąd? Ja, bo dałam mu za dużo alternatyw. Ale gdybym zapytała: „Chcesz ubrać różowe kozaczki czy zielone kozaczki?”, to z jednej strony dziecko wpisze się w to, czego oczekuję, a z drugiej ma poczucie sprawstwa. Takie drobne wybory pozwalają na rozwój samodzielności i decyzyjności u dzieci. Ważne, żeby nie były to jednorazowe sytuacje. Pozwalajmy dziecku na co dzień dokonywać drobnych wyborów, ale pozwalajmy mu również na błędy i rozmawiajmy o tych błędach. Nie krytykujmy każdego potknięcia, ale chwalmy za wysiłek włożony w próby radzenia sobie, w na-

Rozmowa

ukę nowych umiejętności. Podpowiadajmy, jak można następnym razem zrobić coś inaczej. Pokazujmy, że my też czasem doświadczamy porażek i nie ma w tym nic złego, jeśli wyciągamy z nich wnioski. Dorastając w takiej atmosferze emocjonalnego bezpieczeństwa, akceptacji i wsparcia ze strony rodzica, dziecko z jednej strony będzie miało poczucie, że może o sobie decydować, ale gdy usłyszy „Nie wolno”, to będzie wiedziało, że ten zakaz musi dotyczyć naprawdę czegoś ważnego. A co z regułami, które obowiązują, bo obowiązują, ale trudno znaleźć dla nich solidne uzasadnienie? Pamiętam sytuację, w której dziecko znajomych uparło się, że pójdzie do szkoły w piżamie. Na ich jedyny argument: „Co powiedzą inni?”, odparło, że się tym nie przejmuje. Więc poszło. Rozwiązanie tej sytuacji rozpoczęłabym od rozmowy z dzieckiem – że jest to pewna norma społeczna, że nie chodzi się do szkoły w piżamie, że prawdopodobnie nauczyciele będą się dziwić, a inne dzieci będą się śmiały, czy na pewno nie interesuje go zdanie rówieśników w tej kwestii i jaki jest w ogóle powód, dla którego dziecko chce iść w tej piżamie do szkoły. Potem podjęłabym decyzję, czy pozwolić na takie zachowanie. Natomiast w przypadku młodszego dziecka przede wszystkim bym się zastanowiła, czy ono na pewno jest świadome konsekwencji swojego wyboru. Bo w domu może machnąć ręką, że to nic, że koledzy będą się śmiali, ale jak naprawdę spotka się z taką sytuacją, może poczuć się skrzywdzone. Tu dotykamy kwestii, które wymagają zastanowienia się, czy dziecko na pewno jest na tyle dojrzałe, by zmierzyć się z konsekwencjami swojego wyboru. Sposobem na stymulowanie samodzielności może być też chyba pierwsze kieszonkowe? Gdy dziecko może zacząć decydować, na co chce przeznaczyć „swoje” pieniądze? Tu też mogę podać przykład siostrzeńców, którzy dostawali 5 zł kieszonkowego tygodniowo. Na początku chcieli wydawać wszystko od razu na słodycze – i moja siostra i szwagier pozwolili im to robić. Ale gdy dzieci zachciały jakąś zabawkę, to usłyszały: „Dostajecie kieszonkowe, więc możecie sobie na tę zabawkę odłożyć. Skoro wydaliście wszystko na słodycze, nie mamy za co kupić tej zabawki”. I w ten sposób moi

luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

siostrzeńcy uzbierali kwotę, która pozwoliła im na zakup wymarzonej zabawki, a potem dżojstika do gry. Nauczyli się oszczędzać. W psychologii takie zachowanie nazywamy odraczaniem gratyfikacji, czyli ponoszeniem drobnych wyrzeczeń tu i teraz, by w przyszłości odebrać większą nagrodę. W latach 60. XX wieku przeprowadzono nawet taki eksperyment, w którym pytano dzieci, czy chcą jedno ciasteczko teraz czy dwa za dwadzieścia minut. Następnie monitorowano życie tych przedszkolaków, ich dalsze losy szkolne i zawodowe. Na podstawie zebranych wyników stwierdzono, że im dłużej dzieci były gotowe odraczać tę gratyfikację, tym większe odnosiły później sukcesy. A jaka przyszłość czeka dzieci, którym nie pozwala się na samodzielne decyzje? Bezwarunkowe posłuszeństwo nie prowadzi chyba do niczego dobrego... Kiedyś zadałam studentom pytanie, jakie ich zdaniem jest dziecko idealne. Odpowiadali: ciche, posłuszne, wykonujące polecenia. Następnie zapytałam, jaki powinien być dorosły? Kreatywny, otwarty, pewny siebie. Pytanie więc, kiedy to ciche i posłuszne dziecko ma się stać tym niezależnym dorosłym? Ktoś zaproponował, że jak pójdzie na studia. Ale to karne dziecko może nie mieć odwagi w ogóle pójść na studia! Będzie tak zależne od rodziców, że jak mama powie „nie”, to zostanie w domu. Albo jak tata powie, że ma iść na medycynę, to pójdzie na medycynę, chociaż marzy o akademii muzycznej. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy na pewno chcemy mieć dziecko, które spełnia tylko oczekiwania innych, a nie dba o zaspokojenie swoich potrzeb? Które nie potrafi powiedzieć „nie”, które nie potrafi dokonywać wyborów? Za chwilę to będzie nastolatek, który będzie wyśmiewany w szkole i którego wszyscy będą wykorzystywać. To będzie nieszczęśliwy dorosły, któremu wszyscy będą wchodzić na głowę. Jeśli nie chcemy zgotować dzieciom takiego życia, musimy uczyć je tej zdrowej niezależności od pierwszych dni. Każdy rodzic powie, że robi wszystko dla dobra dziecka. Ale niektórzy rozumieją to tak, że robią wszystko ZA dziecko. Miałam w przedszkolu czterolatka, który nie potrafił sam jeść łyżką. Dlaczego? Bo w domu cały czas karmiła go mama! To naturalne, że rodzic zrobi wszyst-


luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

ko lepiej, szybciej, bezpieczniej… ale jeśli nie damy dziecku spróbować bycia samodzielnym, to się niczego nie nauczy. Według koncepcji Edgara Dale’a zapamiętujemy tylko 20% z tego, co słyszymy, 30%, gdy coś widzimy, a aż 90%, jeśli samemu działamy. Dlatego należy pozwalać dziecku samodzielne wykonywać czynności, nawet gdyby miało zająć to więcej czasu albo gdyby początkowo miało mu coś pójść nie tak. Bardzo ważne w kreowaniu samodzielności są też reakcje na tę samodzielność. Przykładowo, jak widzę, że dziecko w przedszkolu ubiera czapkę na lewą stronę, to ja tego nie poprawiam. Nikt inny nie zwróci uwagi na taki drobiazg, a dziecko będzie szczęśliwe, że dostało pochwałę, bo się samo ubrało. A jakby usłyszało: „Źle, zdejmij, ja to zrobię”, to straciłoby pewność siebie. Wyręczanie we wszystkim i ciągłe poprawianie owocuje tym, że mamy dziecko, które się wszystkiego boi i nie wierzy w swoje możliwości, bo myśli, że cokolwiek zrobi, to będzie źle. Albo że nie warto nic robić, skoro inni mu usługują? To też! Można wychować w ten sposób dziecko, które uważa, że wszystko mu się należy. Na przykład nie raz słyszałam opowieści kobiet, że u nich w domu bracia z tatą siedzieli na kanapie, a one musiały pomagać mamie nakrywać do stołu. Albo historie o tym, jak w domu rodzice mówili „ustąp mu, ty to zrób, on jest jeszcze za mały”. W konsekwencji dzieci mogą przyzwyczaić się do nic nierobienia. Niestety wciąż nie brakuje rodziców, którzy wyręczają we wszystkim dzieci. Miałam kiedyś taką sytuację w przedszkolu – przychodzi kilkulatek ze spaceru, wyciąga przed siebie nogi i mówi: „Ściągnij mi buty”. Mówię: „Mogę ci pomóc, ale spróbuj sam ściągnąć”, a on: „Nie, ty ściągnij”. To była 15-minutowa przepychanka. Zwróciłam później na to uwagę jego mamie, która przyznała mi rację, że tak, trzeba rozwijać samodzielność… po czym schyliła się i sama założyła dziecku buty. Trzeba pamiętać, że jak będziemy spełniać każdą zachciankę dziecka, to będzie oczekiwać tego bez względu na to, ile będzie miało lat. Dzieci czasami same garną się do pomocy, ale nieraz wychodzi z niej więcej szkody niż pożytku. Jak wtedy reagować? Kluczem jest odpowiednia reakcja i ustalenie priorytetów. Kiedyś widzia-

Rozmowa

łam sytuację, w której mama zaczęła myć mopem podłogę, a półtoraroczne dziecko chwyciło biały ręcznik i zaczęło wycierać nim tę podłogę, by pomóc mamie. Jakby ta mama zaczęła krzyczeć: „Zostaw ten ręcznik!”, to to dziecko już nie garnęłoby się do pomocy. Ale mama powiedziała: „Pomagasz mi, dziękuję! Ale dam ci lepszą szmatkę” i pozwoliła kontynuować, dając mu szmatkę przeznaczoną do mycia podłóg. Ten chłopiec ma dziś 8 lat i chętnie odkurza, pomaga sprzątać łazienkę, sam ładuje pranie do pralki i wynosi śmieci. I potrafi zrobić ciasto na naleśniki. A jego 4-letni brat sam nakrywa do stołu. Kilka lat temu kuchnia w ich domu wyglądała jak pobojowisko, bo dzieci próbowały same jeść, pomagały w gotowaniu, zmywaniu naczyń itp. Ale koleżanka zawsze mówiła, że to nic, bo to zaprocentuje. I dzisiaj ma kilkuletnie dzieci, których nie trzeba zmuszać do pomagania w domu. A propos domów, w których jest więcej dzieci - jak rodzeństwo wpływa na rozwój samodzielności? Rodzeństwo uczy się od siebie wzajemnie. Młodsze dzieci często szybciej przyswajają pewne umiejętności, bo podpatrują zachowania starszych dzieci, szybciej więc stają się samodzielne. Wielu rodziców przyznaje się także do tego, że pierwsze dziecko jest raczej tym wychuchanym, wychowanym „podręcznikowo”, pod kloszem, a przy kolejnych – nauczeni doświadczeniem lub po prostu pokonani przez zmęczenie – odpuszczają, pozwalają na więcej. To również może wpływać na rozwój samodzielności maluchów. Z drugiej strony w rodzinach, w których jest więcej dzieci, często te starsze pomagają w opiece nad młodszymi i w obowiązkach domowych. A co sytuacjach, gdy dzieci dzieli większa różnica wieku i jednemu pozwalamy już na coś, np. na wychodzenie wieczorem z domu, a młodsze też tego chce? Nie są to łatwe sytuacje, bo zależą od tego, czy przedszkolak albo dziecko z podstawówki jest w stanie zaakceptować argument „jak będziesz starszy”. Nam dorosłym ciężko jest nieraz zaakceptować, że nie możemy czegoś zrobić lub dostać w danym momencie, a co dopiero takie dziecko? Dla niego liczy się tu i teraz, ono w tej chwili nie może wyjść na podwórko i jest to dla niego frustrujące. Warto oczywiście przedstawić ar-

21

gument, dlaczego czegoś nie może, ale można też zapewnić mu w tym czasie inną rozrywkę. Żeby nie tylko nie czuło się gorsze, ale może nawet poczuło, że ma lepiej. Ale to wymaga oczywiście czasu od rodziców. Czas ucieka, dzieci dorastają, a my czasem boimy się, że jak już się usamodzielnią, to nie będziemy im w ogóle potrzebni... Moja wykładowczyni powiedziała kiedyś, że dzieci wychowujemy właśnie po to, żeby nas nie potrzebowały. Im prędzej przestaną nas potrzebować, tym lepiej je wychowaliśmy! Nie zatrzymujemy ich przecież dla siebie. Ale taki strach, że przestaniemy być potrzebni, często towarzyszy mamom, które poświęciły wszystko dla dziecka. Zdarza się, że takie mamy próbują nawet opóźnić to usamodzielnienie. Miałam koleżankę, która mieszkała sama z mamą, bo rodzice byli po rozwodzie, a dwie starsze siostry wyszły już za mąż. I za każdym razem, jak ta koleżanka mówiła mamie, że kogoś poznała i umówiła się na randkę, słyszała: „Oj, jak mnie serce dzisiaj boli”. Przez te „problemy” z sercem, ataki astmy i inne dolegliwości mamy często rezygnowała z wyjścia. W końcu zorientowała się, że coś jest nie tak i powiedziała: „Ja wiem, że tobie nic nie jest, wychodzę”. Dopiero wtedy mama się przyznała, że boi się zostać sama i próbuje jakoś zatrzymać córkę w domu. Wielu rodziców się tego obawia, bo nie wie, co będzie robić, jak już nie będzie w domu tego dziecka. Zdarza się tak też w domach, w których relacja między rodzicami nie jest najlepsza i spaja ją właściwie tylko dziecko. Tu jedyne, co można radzić rodzicom, to by dbali o własne zainteresowania i o relację małżeńską. Bo to, że dzieci wyfruną z domu, jest nieuniknione. Ale jeśli w międzyczasie nie zapomną o sobie, zamiast syndromu pustego gniazda, rodzice mogą przeżywać drugą młodość. dr Monika Deja Psycholog, adiunkt na Wydziale Psychologii UKW. Pracuje w przedszkolu z dziećmi wymagającymi wspomagania rozwoju i kształcenia specjalnego, prowadzi terapię psychologiczną i terapię ręki. Dzieli się wiedzą na fanpage’u „Psychologia w przedszkolu” na FB i IG.


fot. Grzegorz Olkowski

STAL I DREWNO

– nieprzemijająca uroda Wnętrze w stylu loftowym wcale nie musi przypominać fabryki w nudnej szaro-czarnej tonacji, a wręcz przeciwnie – może być megakolorowe, łączące i mieszające się ze sobą różne style – mówią Joanna Alaborska, projektantka wnętrz i Szymon Domeradzki, właściciel salonu mLOFT w toruńskiej Galerii Wnętrz AMC. Widać, że styl loftowy jest nadal w modzie?

Joanna Alaborska: Oczywiście, choć on ciągle ewoluuje. Pierwotną surowość cegieł i dominującą czerń i szarość szarości uzupełniają nowe tonacje i odcienie. W „lofcie” jest teraz megakolorowo, przestrzeń ożywiają zielone dodatki i dekoracje oraz bujna zieleń, a typowo loftowe meble świetnie komponują się z welurową pastelową kanapą. Kiedyś loftowe krzesła musiały być szare, a dziś buchają kolorami. Takie zestawienia są zgodne z trendami nowoczesnego dizajnu. Można je znaleźć w ofercie salonu mLOFT. Szymon Domeradzki: „Loft” mógł się trochę znudzić, ale tylko dlatego, że to określenie jest często nadużywane i niewłaściwie stosowane. Sam styl loftowy, industrialny ma się dobrze i wcale nie musi być wyjątkowo chłodny i wyłącznie kojarzyć się z surową estetyką. Według mnie, meble w tym stylu odznaczają się ponadczasowym, nieprzemijającym pięknem. Materiały, z których są zrobione – drewno dębowe i stal są przecież synonimami trwałości i długowieczności.

A także wyznacznikami industrialnego stylu…

J.A.: Wyjaśnię, że industrialne wnętrza wcale nie były nudne, bo przecież na początku urządzali je artyści gdzieś w zakamarkach

Nowego Jorku. Dziwaczne miejsca, duże przestrzenie z wysokimi sufitami, pełne dzieł sztuki i bibelotów z pchlich targów. Ten styl był mocno „odjechany”, a dziś jest skażony schematycznym myśleniem z przypisaną mu surowością.

Odchodzimy od surowości?

S.D.: Nie tyle odchodzimy, ile staramy się tworzyć coś nowego związanego z tym stylem. Niech ten akcent surowości pozostanie, niech nasze stoły będą zawsze na stalowych nogach i z ciężkimi blatami z prawdziwego drewna w naturalnym kolorze.

Rzeczywiście, Wasze stoły są kwintesencją stylu loftowego.

J.A.: Generalnie meble typu stoły, stoliki kawowe czy krzesła z oferty salonu mLOFT pasują do bardzo wielu stylów, a niekoniecznie jedynie do industrialnego wnętrza. Fajnie mieszać i łączyć różne style, nieraz wystarczą tylko pewne elementy loftowe, by ożywić aranżację. SD: Do typowo loftowych „surowych” mebli często sprzedajemy kanapę w zdecydowanym kolorze czy fotel w kolorowe wzorki, np. w ostre pastele. Są dobrym uzupełnieniem wnętrza.

J.A.: Moja rada to przede wszystkim tworzyć niepowtarzalny klimat, łączyć style i nie zamykać się w schemacie przy aranżacji wnętrza. S.D.: Nasi klienci zaczynają urządzanie mieszkania od kupna stołu, który jest wizytówką jadalni, a dopiero do niego dobierają stolik czy szafę. W ten sposób powstaje loftowa kolekcja. Powtórzę, że najczęściej inspiracją jest stół, od niego wszystko się zaczyna.

Wasze stoły robią wrażenie.

J.A.: Dosłownie kilka dni temu stół „zagrał” w spektaklu teatralnym, w którym został dokładnie przetestowany przez aktorów. S.D.: Nie boimy się testować naszych mebli na różne sposoby, nie tylko artystyczne. Klientom dajemy próbki do sprawdzenia jakości, trwałości i odporności podczas intensywnego użytkowania. Zapewniamy, że na lakierowanym blacie nie odciśnie się gorący kubek. Nasze meble są na długie lata.

I odznaczają się wyjątkową urodą.

S.D.: Drewno dębowe dzięki swojej naturalnej strukturze, w której znaleźć można pęknięcia oraz sęki, charakteryzuje się oryginalnością i niepowtarzalnością. Meble takie mają rustykalny charakter.

Klienci to doceniają.

S.D.: Do nas najczęściej trafiają klienci świadomi, którzy wiedzą czego chcą, znają industrialny styl. Często zjawiają się z własnymi projektami rozrysowanymi na kartce. Chętnie podejmujemy się takich wyzwań, modelujemy projekt w 3D, tworzymy wizualizację, wdrażamy do produkcji, a po 8 tygodniach zapraszamy po odbiór. Wykonujemy również meble na wymiar. Zapewniam, że nasze meble są produkowane ręcznie z wyselekcjonowanego drewna dębowego, suszonego w suszarniach próżniowych, o właściwym poziomie wilgotności. Dębina w połączeniu ze stalą gwarantują produkt trwały, wytrzymały i... wieczny.


POP-UP STORES, CZYLI NIESZABLONOWY SPOSÓB NA BIZNES Hawajska plaża, dżungla pełna niezwykłych pająków, mobilna galeria sztuki, biblioteka, lokalna kawiarnia, miejsce biznesowych spotkań, stylowy butik z autorskimi ubraniami – to tylko niektóre z możliwości oferowanych przez pop-up stores. Czym właściwie są? Jak działają? Dlaczego warto się nimi zainteresować? W Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii pop-up stores robią zawrotną karierę. U nas to wciąż nowość – ale zyskująca coraz większą popularność. Nic dziwnego. Pop-up stores, czyli po prostu tymczasowe sklepy, dają bowiem niesamowite możliwości biznesowe. Najczęściej powstają w miejscach atrakcyjnych, ruchliwych, generujących zainteresowanie i dobrą sprzedaż. Dzięki temu umożliwiają (całkiem dosłowne) wyjście ze swoim produktem, usługą albo pomysłem do ludzi. Taka forma promocji świetnie sprawdza się nie tylko w przypadku wielkich korporacji, ale również – a może nawet przede wszystkim – lokalnych biznesów, start-upów, niezależnych przedsiębiorców, artystów, stowarzyszeń i oddolnych inicjatyw. W ramach pop-up stores można zorganizować wystawę egzotycznych pająków, pokazać kolekcję elektrycznych kolejek, zajrzeć do świata „Maszy i Niedźwiedzia” albo zadbać o zdrowie w bezpiecznym, łatwo dostępnym punkcie szczepień. Wszystkie powyższe przykłady pop-up stores pochodzą z bydgoskiego Centrum Handlowego Focus. – Jednym z przykładów jest też regionalna palarnia kawy Baumgart-Kaffe – mówi Gregory Pertus, Dyrektor Centrum Handlowego. – Jesteśmy otwarci na różne pomysły, możemy przygotować przestrzeń pod innowacyjną wystawę, spotkania biznesowe, prezentacje produktu, pokazywać niszowe marki, pomóc zaistnieć lokalnym projektantom i artystom. To świetna opcja dla młodych biznesów oraz lokalnych przedsiębiorców. Dlaczego? Po pierwsze: ze względu na lokalizację. Pop-up stores pozwala-

ją małym firmom korzystać z promocji, reklamy i marki dużego centrum handlowego, a co za tym idzie – generowanego przez nie ruchu. To tysiące potencjalnych klientów dziennie. Po drugie: ze względu na olbrzymią elastyczność. Pop-up stores można wynająć dosłownie na jeden dzień, zorganizować ciekawe wydarzenie, pokazać swoją działalność, zareklamować się, wypromować. Można też związać się z pop-up stores na dłużej, na kilka tygodni lub miesięcy, przetestować lokalizację, dotrzeć do nowych klientów, bez ryzyka długoterminowego najmu. Bo właśnie tym jest w gruncie rzeczy pop-up stores – najmem lokalu, tyle że na specjalnych, preferencyjnych warunkach. – W ten sposób chcemy pomóc lokalnemu biznesowi w tym trudnym handlowo czasie – podkreśla Gregory Pertus. – Do współpracy zapraszamy regionalnych przedsiębiorców, artystów, stowarzyszenia, firmy, które do tej pory działały tylko internetowo, gdzieś na uboczu, z dala od dużego ruchu, bez promocji i rozgłosu. Z nami mogą spróbować czegoś zupełnie nowego i powiększyć grono swoich odbiorców.

Chcecie dowiedzieć się więcej o pop-up stores w Centrum Handlowym Focus? ZAJRZYJCIE NA: focusbydgoszcz.pl/pop-up/


24

Rozmowa

luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

PRZYRODA W MIEŚCIE Jesteśmy częścią przyrody. Właśnie dlatego musimy o nią dbać. Bez przyrody najzwyczajniej w świecie nie przetrwamy jako gatunek – mówi dr hab. Katarzyna Marcysiak.

rozmawia: Lena Szuster

Skoszony trawnik albo równo przycięty żywopłot to jeszcze przyroda? Dobre pytanie! W kontekście miast najczęściej mówimy o „zieleni”, a nie „przyrodzie”. Zieleń to właśnie trawniki, skwery, rabatki, aleje, parki, innymi słowy – te rośliny, które wpuściliśmy do miast na własnych zasadach. Uważamy, że są ładne i pożyteczne. Mamy je pod kontrolą. Za to przyroda zakrada się do miast niejako wbrew naszej woli. Rośnie nie tak i nie tam, gdzie chcemy. Przejmuje nieużytki, puste parcele, każdą przestrzeń, która nadaje się do życia. Czasami radzi sobie w naprawdę ekstremalnych warunkach – jak na przykład samosiejka, która wyrośnie na starym dachu albo w szparach zniszczonego chodnika. Prędzej czy później ktoś uzna ją za chwast i usunie. W przyrodzie nie ma chwastów. Każda roślina, każde zwierzę jest ważną częścią ekosystemu. Maki polne, chabry, kąkole, różne gatunki ostów, pokrzywy, czyli z ludzkiej perspektywy chwasty, są w przyrodzie niezbędne, dostarczają pokarm pszczołom, trzmielom, motylom, ptakom. Może nie wyglądają tak efektownie, jak ozdobne, często obce geograficznie gatunki, które sadzimy na rabatach, nie znaczy to jednak, że są w jakiś sposób gorsze. Wręcz przeciwnie. Mogą wiele przetrwać i zaadaptować się do nowych warunków, a w mieście to szczególnie cenna umiejętność. Chciałabym, żebyśmy potrafili ją docenić. Szanować całą przyrodę – a nie wybiórczo tylko tę jej część, którą uważamy za ładną i przydatną.

Tak jakby rolą przyrody było nas zadowalać! Czasami myślę, że trochę zbyt serio wzięliśmy do siebie Księgę Rodzaju. Wie pani, to zdanie: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Tymczasem ziemia i przyroda nie są nam poddane. Więcej nawet, nie są czymś od nas oderwanym, odrębnym, a przynajmniej nie powinny być. Zawsze powtarzam studentom, że my, ludzie, jesteśmy częścią przyrody. Właśnie dlatego musimy o nią dbać. Bez przyrody najzwyczajniej w świecie nie przetrwamy jako gatunek. Potrzebujemy jej. Jak powietrza. Całkiem dosłownie. Duże drzewo może wyprodukować tlen dla dwóch osób. Filtruje też różnego rodzaju zanieczyszczenia, pyły, smog, pochłania ogromne ilości węgla, rocznie nawet ponad trzysta kilogramów. Na tym jednak nie koniec. Drzewa magazynują wodę deszczową i zapobiegają podtopieniom. Później, podczas upałów, odparowują ją przez liście – w ten sposób w zależności od rozmiaru i gatunku drzewa do atmosfery wraca ponad dwieście litrów wody na godzinę. Dodajmy do tego cień, który drzewo rzuca, a uzyskamy temperaturę niższą o dobrych kilkanaście stopni. Do tego ograniczenie miejskiego hałasu, ochrona przed promieniowaniem UV, oszczędność energii. Badania dowiodły na przykład, że w budynkach otoczonych drzewami rzadziej używa się klimatyzacji. To wszystko są mierzalne i bardzo konkretne korzyści. Ale są też sprawy, które trudniej przeliczyć na złotówki. Przyroda w mieście daje

nam wytchnienie, pozwala odpocząć, poprawia estetykę, zapewnia bioróżnorodność. Tworzy przestrzeń do życia dla innych roślin, na przykład mchów, a także dla mniejszych i większych zwierząt. To wszystko jest według mnie bezcenne. A jednak wciąż próbujemy jakoś te „usługi” drzew oszacować. W Nowym Jorku na przykład drzewa się wycenia i „zatrudnia” na miejski etat. Bardzo słusznie – w końcu wykonują konkretną i ważną pracę. A takie wycenianie może to ludziom unaocznić. Nic nie przemawia do wyobraźni tak, jak pieniądze. Dlatego my, przyrodnicy, często staramy się mówić o drzewach w sposób niemalże biznesowy. Chociaż dla nas przyroda jest wartością samą w sobie. Dla mnie na przykład wystarczy, że trawa jest, że drzewo jest, nic więcej nie wymagam. Ale na potrzeby innych ludzi, decydentów, władz korzystam z liczb, mówię o korzyściach, odwołuję się do wycen. Jak takie wyceny powstają? Sposobów wyceniania jest wiele. W tym najbardziej podstawowym bierze się pod uwagę, ile czasu, nakładów pracy, pieniędzy kosztowało wyhodowanie drzewka w szkółce, potem zasadzenie go w wybranym miejscu, utrzymanie oraz pielęgnacja. Czasami dolicza się też wartość drewna. W bardziej zaawansowanych i według mnie również bardziej adekwatnych systemach do tej podstawowej wyceny dodaje się „usługi”, które drzewo wykonuje dla ludzi. O większości wspomniałyśmy przed chwilą. Będzie to:


FOT. DAVID VIG / UNSPLASH

produkcja tlenu, usuwanie zanieczyszczeń, magazynowanie wody, regulowanie temperatury w mieście, tworzenie przyjaznej, kojącej przestrzeni, w której można odpocząć. To ostatnie jest coraz ważniejsze. Z badań przeprowadzonych w USA i zachodniej Europie wynika, że wartość mieszkań, w pobliżu których znajduje się zieleń, park lub inna forma przyrody jest większa o nawet dziesięć do trzydziestu procent. Nie wiem niestety, czy podobne przełożenie możemy zaobserwować w Polsce. Myślę, że tak. Widać to w nazwach, jakie deweloperzy nadają nowym inwestycjom. Bardzo często są to „parki”, „zielone zakątki”, „zacisza”, „oazy” i tak dalej.

Szkoda tylko, że ich powstanie raczej wiąże się z niszczeniem przyrody niż jej ochroną. Większość inwestycji tak naprawdę zaczyna się od wycięcia drzew, krzewów, dzikiej roślinności, bez poszanowania dla przyrody i istnień, które już zamieszkują ten kawałek ziemi. Tak jest wszędzie, także w Bydgoszczy. Potwierdzają to dane, które zbieramy w ramach stowarzyszenia MODRZEW, czyli Monitoring Obywatelski Drzew. Co roku wydajemy raport podsumowujący wycinki i nasadzenia w mieście – nie mam jeszcze pełnych danych za rok 2021, więc na potrzeby tej rozmowy skorzystajmy z raportu za rok 2020. Jasno wynika z niego, że najczęstszą przyczyną wycinania drzew są właśnie nowe inwestycje.

W teorii każde wycięte drzewo powinno zostać zastąpione nowym nasadzeniem. Trudno jednak wyobrazić sobie, żeby młode drzewko mogło zrównoważyć stratę dorosłego, dużego drzewa. I nie równoważy. Młode drzewo produkuje niespełna trzy kilogramy tlenu na rok. Dorosłe – sto osiemnaście kilogramów. A produkowanie tlenu to przecież tylko jeden z istotnych aspektów. Młode drzewko nie daje cienia, nie gromadzi aż tyle wody co drzewo dorosłe, nie filtruje aż tylu pyłów, nie jest też samodzielne – wymaga podlewania, pielęgnacji, ciągłej pieczy, inaczej szybko umrze. Nie ma swojego ekosystemu i samo nie jest jeszcze ekosystemem dla innych organizmów. Zostaje wsadzone w obcą ziemię, dopiero


26

musi się w niej zakorzenić, znaleźć dla siebie miejsce. Miną lata, a właściwie dziesięciolecia, zanim będzie samodzielne i dorosłe. Dlatego żadne nasadzenie nie zrównoważy straty dorosłego, zdrowego drzewa. A co z drzewami chorymi? Często to właśnie złym stanem drzew usprawiedliwia się wycinki. Niestety, drzewa w mieście rzeczywiście dużo chorują. Nic dziwnego, skoro ich naturalnym środowiskiem jest las. Tam młode drzewa wzrastają powoli, pod ochroną dorosłych, w ich bezpiecznym cieniu. Dzięki temu mogą przetrwać wielkie upały, suszę, porywiste wiatry, burze, ostre zimy. Tam też mają odpowiednią glebę – to właściwie cały odrębny, żywy organizm, swego rodzaju instytucja, konglomerat, na który składa się bogata mikroflora i mikrofauna, czyli drobne rośliny, glony, grzyby i tak dalej. Wszystko to jest drzewom, a właściwie ich korzeniom niezbędne do zdrowego, długiego życia.

Rozmowa

są świadectwem historii. A przyroda to żywa historia. Tereny, na których mieszkamy, ukształtowały się podczas zlodowaceń, przeszło dziesięć tysięcy lat temu. Znane nam gatunki roślin i drzew są jeszcze starsze. Dbanie o nie powinno być najwyższym, najważniejszym przejawem patriotyzmu. Jak w takim razie dbać o przyrodę w mieście? Zwłaszcza drzewa? Drzewa muszą mieć odpowiednie podłoże i miejsce na korzenie. Często o tym zapominamy, bo widzimy tylko pień i koronę, to na nich się skupiamy. Tymczasem zdrowie i stabilność całego drzewa zależy od korzeni. Rosną nie w głąb, ale na boki, dalej niż sięga korona – dzięki temu drzewo może przetrwać silne wichury. Korzenie kończą się włośnikami, czyli malutkimi wyrostkami, które pobierają z gleby wodę z solami mineralnymi. Włośniki są bardzo delikatne, podatne na uszkodzenia, dlatego potrzebują odpowiedniego podłoża, spulchnionego, przewiewnego, innymi słowami takiego, jak w lesie. A ziemia w miastach nie dość, że uboga w składniki odżywcze, jest też mocno ubita – naszymi butami i kołami samochodów. Włośnikom trudno sobie poradzić w takich warunkach. Jeżeli więc chcemy, żeby w mieście rosły piękne, zdrowe drzewa, musimy zrobić miejsce dla ich korzeni i zadbać o odpowiednie podłoże.

Skoro o korzeniach i grzybach mowa… Czytałam, że korzenie drzew przekazują sobie różne informacje, komunikują się ze sobą za pomocą otaczającej je grzybni. Rzeczywiście tak jest? Czy może to zbytnia antropomorfizacja? Doszukiwanie się w drzewach ludzkich zachowań? My w ogóle lubimy wszystko antropomorfizować. Tłumaczyć zachowania zwierząt czy funkcjonowanie roślin na nasz język. Innego zresztą nie mamy. A w tym naszym pewne rzeczy się nie mieszczą. Często zapominamy też, że rośliny są na Ziemi dłużej od nas. W gruncie rzeczy wciąż wiemy o nich stosunkowo niewiele. Na przykład dopiero od niedawna naukowcy pochylają się nad takimi kwestiami, jak komunikacja drzew. To akurat nie moja dziedzina, mogę więc tylko zawierzyć bardziej zorientowanym w temacie badaczom. Z ich doniesień wynika, że w glebie, zwłaszcza w grzybni, zachodzi mnóstwo ciekawych procesów. Myślę, że nawet nie potrafimy sobie wyobrazić ich skali czy skomplikowania.

Na co jeszcze warto zwrócić uwagę przy sadzeniu drzew? Na gatunek. Nie każde drzewo odnajdzie się w mieście. Bardzo problematyczne są na przykład topole, zwłaszcza gatunki mieszańcowe, euroamerykańskie. W PRL-u sadzono je na potęgę. Rosły szybko, wyrabiały trzysta procent normy, wpasowywały się w narrację o sukcesie. Niestety – tylko w krótkoterminowej perspektywie. Topole są bowiem kruche, łamliwe, podatne na ataki grzybów i jemioły – teraz, po latach, większość jest w bardzo złym stanie. Stwarzają zagrożenie dla ludzi i dla innych drzew, nie pozostaje więc nic innego, jak je wyciąć. Dla bezpieczeństwa wszystkich.

Trochę to ironiczne: od wieków zastanawiamy się, czy gdzieś w kosmosie istnieje życie – a nie zauważamy bogactwa życia na Ziemi. Zawsze mnie to boli. Potrafimy chronić budynki, rzeźby, obrazy, ponieważ

Jakie gatunki poradzą sobie lepiej? W miejskich parkach bardzo dobrze odnajdują się nasze rodzime gatunki – jesiony, klony, buki, dęby. Szczególnie te ostatnie są bardzo wytrzymałe. Widziałam takie, po których korzeniach

luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

jeździły samochody, a one wciąż się trzymały, wciąż rosły. Jednak to bardzo rozłożyste drzewa, potrzebują dużo miejsca i na gałęzie, i na korzenie, więc nie będą się dobrze czuły przy drodze. W ogóle trudno znaleźć drzewa odpowiednie do sadzenia wzdłuż ulic. W tej roli mogą sprawdzić się na przykład dęby fastigiata, czyli kolumnowe – jak sama nazwa wskazują, rosną w kolumnie, w górę i dół, lepiej więc wykorzystują ograniczoną, miejską przestrzeń. A co na przykład z kasztanowcami? Albo brzozami i wierzbami? Znów – to bardziej gatunki do parków. Wszystkie są dość krótkowieczne – oczywiście z drzewnej, nie ludzkiej perspektywy. Topole i wierzby dobrze sprawdzą się też nad wodą, to ich naturalne środowisko. W ogóle naturalnym środowiskiem drzew są inne drzewa, więc zawsze lepiej posadzić dwa drzewa niż jedno, trzy niż dwa i tak dalej. A jeżeli miejsca starcza nam tylko na jedno drzewo, dajmy mu do towarzystwa trawy, kwiaty, krzewy, stwórzmy taką miniaturową enklawę, mały, samowystarczalny ekosystem. W ten sposób powstanie park kieszonkowy. To bardzo pozytywny trend. Co z innymi? Ostatnio na popularności zyskały na przykład kwietne łąki. To temat, nad którym warto się pochylić. Bo w przyrodzie łąka to zbiorowisko różnych roślin – głównie traw, poprzetykanych między innymi koniczynami, jaskrami, dziką marchwią. I w takiej formie najlepiej funkcjonuje. W miastach z kolei łąki kwietne to najczęściej zbieranina ozdobnych gatunków, często sprowadzonych z daleka, wymieszanych ze sobą na chybił trafił, ładnych, efektownych, ale niekoniecznie funkcjonalnych z punktu widzenia natury. Dla naszych rodzimych zapylaczy to obce gatunki. Dla innych roślin również. To po prostu nie działa dobrze – także w wymiarze ekonomicznym. Żeby stworzyć łąkę kwietną trzeba najpierw przyjechać koparką, zerwać i wywieźć ziemię, położyć nową, zasiać kwiaty, podlewać je. Proszę pomyśleć, jaka to jest strata energii, paliwa, czasu i pieniędzy! A wystarczyłoby po prostu dać wolną rękę przyrodzie. Na niekoszony trawnik wiatr i ptaki przyniosą z czasem nasiona rodzimych gatunków roślin. Łąka powstanie sama. Czyli – trawników lepiej nie kosić?


luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

To bardzo kontrowersyjny temat. W przyrodzie oczywiście nikt niczego nie kosi. I ja na przykład trawy uwielbiam – jeśli tylko da im się odrosnąć od ziemi, widać, jak bardzo są wspaniałe. Niektóre mają krótkie i szerokie liście, inne długie, ostre, cieniutkie, w słońcu mienią się różnymi odcieniami zieleni. Nie ma jednej trawy. Jest całe bogactwo. Ale oczywiście kiedy zaczynają kwitnąć, dają się we znaki alergikom. Tracą też na gęstości, czyli zatrzymują mniej wody. Dlatego wydaje mi się, że sensownym rozwiązaniem może być koszenie – ale znacznie rzadziej, znacznie wyżej i w odpowiednim momencie, czyli właśnie przed kwitnieniem. Za to na pewno nie ma żadnego sensu „golenie” trawników praktycznie do zera. O tym, jak będą wyglądać trawniki najczęściej decydują władze miasta albo spółdzielnie. Co możemy zrobić my – jednostkowo? Na dobry początek: dbać o przyrodę wokół nas. Nie deptać trawy, nie parkować na korzeniach drzew, nie niszczyć roślin, bo każdy listek, każde źdźbło ciężko pracuje na naszą korzyść. A potem jeszcze: sprawdzać, interweniować, wymagać. To my wybieramy władze, niejako zatrudniamy polityków, mamy prawo kontrolować ich pracę, obligować do ochrony przyrody. Takie działania naprawdę odnoszą rezultaty. Robią różnicę. Powstaje coraz więcej stowarzyszeń skupionych na miejskiej przyrodzie. W Bydgoszczy mamy MODRZEW, o którym już wyżej wspominałam i do którego sama należę. W jego ramach edukujemy, tworzymy bazę drzew, chronimy je przed wycinką, wspieramy też w tej walce mieszkańców. Mamy na przykład osoby świetnie zorientowane w prawie, pomagamy pisać wnioski, składamy petycje. Przyroda nie ochroni się sama. My musimy to zrobić – każdy z nas. Razem mamy tę siłę. Tylko jej nie wykorzystujemy. Brakuje edukacji? Z pewnością. Takiej kompleksowej – od początku do końca, dla dzieci, dorosłych, ale też seniorów. Warto edukować każdego, chociaż oczywiście to dzieci pozostają w tym równaniu najważniejsze. Dopiero poznają świat, są ciekawe, chłonne, otwarte, pełne empatii. Wszystko, czego nauczą się teraz, poniosą ze sobą w przyszłość. Mają też

Rozmowa

olbrzymi wpływ na rodziców, mogą zmienić ich nawyki, przekonać do zejścia z utartej ścieżki. Niestety, w programie brakuje miejsca na przyrodę jako taką. Szkolna biologia łączy w sobie dwie odrębne gałęzie wiedzy – z jednej strony biologię eksperymentalną, z drugiej środowiskową. To duży rozstrzał tematyczny, mnóstwo danych, właściwie nie do przekazania i nie do przyswojenia w ramach lekcji. Nie zazdroszczę nauczycielom. Zamiast zabierać uczniów do lasu i pokazywać im przyrodę w praktyce, muszą realizować program. Najlepiej byłoby wyodrębnić przyrodę z biologii i uczyć jej właśnie tak – w praktyce, na żywo, w lesie, na łące, nad rzeką, przy brzegu jeziora. Pokazywać dzieciom – jak drzewo wpływa na swoje otoczenie? Co robi trawa? Dlaczego potrzebne są owady? Czym zajmują się ptaki? Skąd bierze się deszcz? Dokąd paruje woda? Wszystkie te aspekty są powiązane, łączą się, tworzą całość. Wycięcie jednego elementu zaburza funkcjonowanie systemu.

ZABURZA NASZE FUNKCJONOWANIE – BO CHOĆ LUBIMY O TYM ZAPOMINAĆ, JESTEŚMY CZĘŚCIĄ PRZYRODY, FUNKCJONUJEMY TYLKO W JEJ RAMACH. DLA WŁASNEGO DOBRA MUSIMY W KOŃCU TO ZROZUMIEĆ I WPUŚCIĆ PRZYRODĘ DO MIAST. NA ZUPEŁNIE NOWYCH WARUNKACH. Niektórzy już to robią. Wiedeń prowadzi szeroko zakrojoną akcję rozbetonowywania miasta. Z ulic zrywa się asfalt, powstają nowe parki, władze stawiają na ekologiczne rozwiązania. W Rotterdamie zachęca się mieszkańców do sadzenia roślinności na własną rękę. Sztokholm i Kopenhaga tworzą strefy zamknięte dla samochodów. A jak sytuacja wygląda w Polsce? Też możemy się pochwalić ciekawymi działaniami na rzecz przyrody. Na przykład w Gdańsku powstają ogrody deszczowe – takie ogrody zapobiegają lokalnym podtopieniom i magazynują wodę na czas suszy. A do tego bardzo dobrze wyglądają. W Poznaniu

27

powstał pierwszy w Polsce las kieszonkowy. W Łodzi rozwija się z kolei zielono-błękitna sieć. Bo prawdziwie nowoczesne miasto powinno być już nie tylko zielone, ale właśnie zielono-błękitne, pełne roślin i wody. Jak na tym tle prezentuje się Bydgoszcz? Nasze władze lubią powtarzać, że pod względem powierzchni parków Bydgoszcz zajmuje drugie miejsce w Polsce. Rzeczywiście, w obrębie miasta mamy 879 hektarów parków. Ale aż 830 z tych hektarów to Myślęcinek, który leży przecież na obrzeżach miasta. W centrum wcale nie jest tej przyrody jakoś szczególnie dużo. Źle wygląda też współczynnik nasadzeń. Z raportu MODRZEWia za rok 2020 wynika, że wynosi on 1,23. Czyli za jedno wycięte drzewo sadzono niecałe półtora drzewa. To bardzo, bardzo mało. Jest też sprawa zabetonowanego Starego Rynku. Na jego skrajach posadzono dwa młodziutkie lipy – można je przeoczyć w tym natłoku betonu. Mają ekstremalnie ciężkie warunki, latem temperatura na rynku jest zabójcza, prawdziwa patelnia, bardzo nieprzyjazne miejsce, nie tylko dla roślin, ale też ludzi. A przecież stare rynki, serca miast, powinny być ich zieloną wizytówką, przyciągać mieszkańców i turystów, dawać wytchnienie, umożliwiać rekreację. Tak samo jak bulwary nad Brdą. Nie wszystkich stać na wakacyjny wyjazd, każdy jednak ma według mnie prawo do odpoczynku na łonie natury, do kontaktu z przyrodą. Nabrzeże powinno więc być zadbane, zielone i dostępne – a nie przeznaczane pod kolejne inwestycje. Bydgoszcz ma więc przed sobą wiele pracy. Ale też fantastyczne warunki: trzy różne cieki wodne, doliny, wzgórza, lasy dookoła, to olbrzymi potencjał. Nie zmarnujmy go. dr hab. Katarzyna Marcysiak Przyrodniczka, botaniczka, wykładowczyni na Wydziale Biologii UKW. Bada m.in. bioróżnorodność wewnątrzgatunkową i reakcje roślin na ocieplenie klimatu. Razem ze stowarzyszeniem MODRZW (www.modrzew.org.pl) działa na rzecz przyrody w mieście.


 ZAJĘCIA TANECZNE DLA PAR DOROSŁYCH I SENIORÓW - ZAJĘCIA GRUPOWE, INDYWIDUALNE (instruktor - para)  ZAJĘCIA TANECZNE DLA PAŃ (LADY STYLE) W GRUPACH: SENIOR, FIT, DANCE  UKŁADY TANECZNE PIERWSZEGO TAŃCA ŚLUBNEGO

ZADZWOŃ DO NAS - 501 650 255 LUB NAPISZ marian@centrumtancasiwka.pl

WYBIERZEMY NAJLEPSZĄ FORMĘ ZAJĘĆ DLA CIEBIE

Przedstawiciel w Polsce PHUP M. Siwka \ 501 650 255 Zapraszamy na stronę: www.Diamant.net WYBIERZ MODEL BUTÓW, KTÓRY PODOBA SIĘ TOBIE. Zadzwoń do nas na numer 501 650 255 celem umówienia się na pobranie wymiaru stopy.


NIE TYLKO PEDICURE Chirurdzy coraz częściej odsyłają do nas pacjentów, bo wiedzą, że wiele problemów – do niedawna uważanych za poważne – można rozwiązać bez ingerencji skalpela - mówi podolog Katarzyna Sawicka, właścicielka salonu Podomedika w Bydgoszczy. paznokci. Pozwalają one utrzymać paznokieć w prawidłowej pozycji, dzięki czemu można odtworzyć prawidłowy szkielet płytki i uformować wał paznokciowy. Zabieg Kostką Arkady jest bezinwazyjny, jest to także najszybsza metoda leczenia wrastających paznokci.

W Pani gabinecie stosuje się też klamry metalowe. Dla kogo jest to rozwiązanie?

fot. OH PHOTO FOTOGRAFIA

Podomedika powstała dwa lata temu, ale jako podolog pracuje Pani już ponad 15 lat. Co skłoniło do wyboru tego zawodu?

Byłam wcześniej kosmetologiem i pracowałam w salonie, w którym nie świadczono do tej pory tego rodzaju usług. Moja ówczesna szefowa zasugerowała mi, że mogłabym pójść w tym kierunku. Spodobał mi się ten pomysł, więc zapisałam się na pierwsze szkolenie ze stosowania klamer metalowych do korekcji paznokci. Tam dowiedziałam się, że jestem dopiero 25 osobą w Polsce, które ukończyły to szkolenie – i to zmobilizowało mnie do tego, by dalej się rozwijać w tej dziedzinie.

Podologia bardzo się rozwinęła przez te 15 lat?

Zdecydowanie. W tamtych czasach był to temat dopiero raczkujący. Do kosmetyczki przychodziło się na pedicure, ale jeśli podczas wizyty dowiadywaliśmy się, że mamy grzybicę lub inny problem, niewiele dało się z tym zrobić w salonie. A teraz idąc do podologa można rozwiązać wiele problemów, od wrastających paznokci, przez oczyszczenie miejsc zmienionych chorobowo, usunięcie odcisków, aż po analizę i korektę motoryki chodu.

Jednym ze sposobów na wrastające paznokcie jest zabieg Kostką Arkady. Na czym on polega?

Palec z chorym paznokciem umieszcza się w specjalnym urządzeniu – kostce – wyposażonej w ruchome narzędzia do korekcji

Metoda ta pozwala na skorygowanie nawet bardzo zdeformowanych paznokci. Klamrę mocuje się pod brzegami paznokcia w miejscu, w którym wrasta on w ciało. Podnosi ona płytkę do góry, co przynosi natychmiastową ulgę w bólu i pozwala wytyczyć nowy tor dla paznokcia. To prosta metoda, niekłopotliwa w dalszej pielęgnacji a sama klamra jest niemal niewidoczna.

Czym różni się leczniczy zabieg podologiczny od zwykłych zabiegów kosmetycznych?

Taki zabieg jest zawsze poprzedzony wywiadem i diagnostyką w kierunku rozmaitych schorzeń stóp. Celem zabiegu podologicznego jest bowiem nie tylko przywrócenie estetycznego wyglądu stopom, ale przede wszystkim wyleczenie zmian chorobowych.

A gdzie kończy się zadanie dla podologa, a konieczna zaczyna być np. interwencja chirurga?

Wszystko zależy od indywidualnego przypadku, natomiast coraz częściej chirurdzy odsyłają do nas pacjentów, bo wiedzą, że wiele problemów – do niedawna uważanych za poważne – można rozwiązać bez ingerencji skalpela.

Pomaga Pani także osobom z tzw. stopami cukrzycowymi...

Coraz częściej podolodzy zajmują się leczeniem ran na stopach cukrzycowych. Są to trudno gojące się rany, które wymagają specjalnej pielęgnacji, bo w różnych stadiach cukrzycy skóra na stopach różnie się goi i inaczej reaguje na pewne środki. Każda ingerencja niewłaściwym preparatem może pogłębić uszkodzenia, więc dobór sposobu leczenia wymaga niebywałego wyczucia. Są pojedyncze osoby, które się na tym znają, ale wciąż tacy pacjenci często są pozostawiani samemu sobie.

Kiedy warto zapisać się na pierwszą wizytę u podologa?

Myślę, że warto uświadamiać już dzieci, że jak coś je boli, to nie powinny same majstrować przy stopie, tylko pokazać ją komuś, kto im może pomóc. Maluchy, które uczą się samemu obcinać paznokcie czasem je wyrywają, łamią lub skracają za mocno, a to może powodować inne problemy. Dzieci często mają też wady postawy, które przekładają się na motorykę stóp, co w rezultacie może doprowadzić do ucisków, otarć, a w konsekwencji do infekcji. Chciałabym rozpropagować w szkołach akcję „Zrób wrastaka dla dzieciaka”, którą ogłosiłam już na naszym Facebooku. W ramach bezpłatnych konsultacji chcę uświadamiać dzieci i ich rodziców, kim jest podolog i z jakimi problemami można się do niego zgłosić. Co warto podkreślić, nasz salon jest nie tylko dla kobiet i dzieci. Z naszych zabiegów coraz częściej korzystają też mężczyźni, świadomi, że dbanie o siebie – także o stopy – jest po prostu ważne.

Do salonu można się zgłaszać nie tylko ze stopami...

Podomedika to nie tylko podologia. W naszym salonie jest gabinet medycyny estetycznej, oferujący m.in. zabiegi poprawiające kondycję skóry, modelowanie ust, leczenie bruksizmu czy nadpotliwości. Współpracujemy też z kosmetolożką i manicurzystką, które oferują klientkom kosmetologiczne zabiegi na twarz, stylizację paznokci, brwi, rzęs, depilację czy przekłuwanie uszu. Dbamy o przyjazną atmosferę i wkładamy w swoją pracę dużo serca, bez tego trudno byłoby o dobre efekty. A zdrowy i zadowolony klient to dla nas największa radość.

PODOMEDIKA ul. Gdańska 67, Bydgoszcz tel. 693 376 357 podomedika.bydgoszcz podomedika.bydgoszcz


30

Rozmowa

luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

MOIM ŻYCIEM NIE RZĄDZI PRZYPADEK. SAMA ODPOWIADAM ZA SWÓJ LOS O tym co jest istotą buddyzmu i jakie błędy w jego interpretacji popełniamy w naszym kręgu kulturowym porozmawialiśmy z praktykującą buddystką i zajmującą się nim naukowo doktor Malwiną Krajewską, adiunktem w Katedrze Badań Kultury Instytutu Socjologii UMK w Toruniu.

rozmawia: Kamil Pik

Jak się rozpoczął pani kontakt z buddyzmem? Początkowo byłam wobec buddyzmu niezwykle krytyczna. Kiedy zetknęłam się z nim po raz pierwszy miałam bardzo konkretną wizję świata. Po trzynastu latach edukacji w katolickiej szkole identyfikowałam się jako katoliczka. Z buddyzmem i innymi religiami spotkałam się pod koniec liceum, gdy wyjechałam na szkolną wymianę do USA. Również do szkoły katolickiej. Tam zaczęłam obserwować młodzież, jej zachowania, obyczaje, ale też nastawienie do religii jako takiej. Zauważyłam, że interpretacje świata, które dotychczas otrzymywałam, nie do końca były dla mnie wystarczające. Stawiałam sobie wiele różnych pytań, na które nie otrzymywałam odpowiedzi. Po rozpoczęciu studiów z socjologii na Uniwersytecie Gdańskim, przez przypadek trafiłam na wykład duńskiego nauczyciela buddyzmu Lamy Ole Nydahla. Po tym spotkaniu, krok po kroku, zaczęłam coraz więcej czytać na temat buddyzmu i analizować te nauki. Stopniowo ustępował też mój sceptycyzm, okazało się że buddyzm jest bardzo intrygujący. Zdecydowałam, że muszę poznać go lepiej. Zaczęłam pojawiać się między innymi w gdańskim ośrodku buddyjskim, sięgać po kolejne książki. Przełożyło się to na rozpoczęcie badań naukowych, początkowo nad buddyzmem w Polsce. Później, już w ramach doktoratu, nad buddyzmem tybetańskim w Azji. Ostatecznie zainteresowania naukowe zbiegły się ze zmianą w życiu prywatnym. Dzisiaj jest Pani praktykująca buddystką. Tak. Zrozumiałam, że proponowany przez buddystów sposób postrzegania siebie, innych i otaczającej nas rzeczy-

wistości bardzo mi odpowiada. Zobaczyłam, że te nauki dają pewną swobodę – z jednej strony sprawiają że stajemy się niezależni, z drugiej bardziej odpowiedzialni. Oferowane prze buddyzm metody i techniki pracy z umysłem i emocjami są niezwykle praktyczne. Odpowiada mi koncepcja, w której moje życie i mój los nie jest zależny od zewnętrznego bytu. Nie jest zależny też od przypadku, który miałby nim rządzić. Wręcz przeciwnie – to czego doświadczam obecnie jest rezultatem moich wcześniejszych działań. To ja steruję moim życiem i to ja poprzez swoje działania i czyny nieustająco je tworzę. Taka koncepcja umacnia nas, daje nam pewną siłę. Oczywiście nie wszystkim takie podejście będzie odpowiadać, nie każdy będzie potrafił lub chciał uznać, że to on sam odpowiada za swój los. Praktykowanie buddyzmu zmieniło Panią? Kiedyś jeden z buddyjskich mistrzów został zapytany, co mu dało to, że tak dużo medytuje, tak wytrwale praktykuje buddyzm, jak go to zmieniło? Na co ów nauczyciel odpowiedział, że on w ogóle się nie zmienił, tylko zmienił się świat wokół niego. Wydaje mi się, że ta zmiana postrzegania, odbierania otaczającego mnie świata, to jest coś, co jest bezpośrednim efektem praktykowania buddyzmu. To jak się zmienił świat dookoła Pani? Zaczęłam dostrzegać wiele aspektów życia codziennego, których wcześniej nie zauważałam. Zaczęłam dostrzegać


luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

Rozmowa

31

Dr Malwina Krajewska

FOT. SEBASTIAN JEZIERSKI

we, moja mama zaczęła praktykować buddyzm wcześniej niż ja, z czego początkowo byłam niezadowolona. Tata natomiast z buddyzmem sympatyzuje, nie ma nic przeciwko. Najbliższa rodzina również nie miała problemu z akceptacją. Znajomi zaś okazują bardzo wiele zainteresowania, często dopytują się o różne rzeczy. Lubią słuchać opowieści o Azji, buddyjskich klasztorach i medytacji.

piękno i szczęście nawet w najbardziej prozaicznych rzeczach. Człowiek dzięki zmianie, która w nim zachodzi przestaje też być tarczą, która jedynie zbiera kolejne uderzenia od życia i świata. Staje się bardziej uważny, przestaje myśleć tylko i wyłącznie o sobie, zaczyna też zwracać uwagę na szczęście innych. Trudne sytuacje oczywiście nadal mają miejsce, ale odbiera się je już jako naukę, jako bodziec do rozwoju. Dążenie do rozwoju i do zrozumienia, jak funkcjonujemy my i świat, jest też niezwykle ważnym aspektem w praktykowaniu buddyzmu. Przy takim podejściu każda trudna sytuacja, której doświadczamy, jak choćby otaczająca nas od dwóch lat pandemia, staje się okazją do nauki, nową sytuacją umożliwiającą kształtowanie w sobie mądrości i siły. Z niektórymi emocjami chyba nigdy jednak nie będzie łatwo sobie poradzić. Jedna z pierwszych nauk Buddy mówiła o tym, że wszyscy cierpimy i że istnieją metody, które mogą nas z tego cierpienia wyzwolić. Cierpienie to bierze się z tak zwanych przeszkadzających emocji, które nami rządzą. Wykorzystywanie nauk i technik medytacyjnych umożliwia świadomą pracę np. z gniewem, pożądaniem, dumą czy zazdrością. One nie znikną, będą nadal się pojawiać, jednak jako praktykujący przestaniemy za nimi podążać. I choć rozróżniamy jedynie pięć podstawowych przeszkadzających emocji, mogą one występować w różnych konfiguracjach. Dlatego też Budda pozostawił aż 84 000 nauk, by każdy mógł odnaleźć porady i metody najbardziej dla niego odpowiednie. Jak zareagowali Pani najbliżsi na wiadomość, że stała się Pani buddystką? Rodzice nigdy mnie religijnie nie indoktrynowali. Dali mi dużo wolności. Do katolickiej szkoły trafiłam ze względu na bogatą ofertę zajęć i wysoki poziom nauczania. Co cieka-

Praktykowanie buddyzmu w naszym regionie jest łatwe, czy to raczej wyzwanie? Osoby świeckie mogą medytować w dowolnym miejscu. W tym celu nie muszą udawać się do świątyni buddyjskiej, mogą praktykować w świeckich ośrodkach lub zaciszu swojego domu. Wiele tradycyjnych buddyjskich praktyk wykonywanych w Tybecie zostało przystosowanych do naszego sposobu myślenia i funkcjonowania. Medytacje nie muszą być wykonywane przy akompaniamencie bębnów, trąb czy innych instrumentów rytualnych. Zostały przetłumaczone na język polski, odzwierciedlają sens i cel praktyk wykonywanych na Wschodzie. Jedynym kulturowo odmiennym nam elementem są stosowane w nich mantry. Rytualizm nie jest istotą tych praktyk, dlatego świadomie praktykujący buddysta nigdy nie będzie „odbębniał” swojej praktyki. W Polsce mamy możliwość praktykowania w ośrodkach, które reprezentują różne tradycje i szkoły buddyjskie. Buddyzm, który praktykuję, należy do tradycji tybetańskiej, Karma Kagyu. Toruński ośrodek wielokrotnie zmieniał swoje miejsce, obecnie znajduje się przy ulicy Antczaka. W Bydgoszczy z kolei taki ośrodek znajdziemy przy ulicy 20 stycznia 1920 roku. W całej Polsce znajdziemy ponad osiemdziesiąt takich ośrodków. Często spotyka się Pani z błędnymi interpretacjami elementów buddyzmu? Na przykład traktowanie Buddy jako boga? W naszym kręgu kulturowym mówi się, że buddyzm jest religią, chociaż tak naprawdę od wielu dziesięcioleci trwa dyskusja, czy jest to religia czy filozofia. Kiedy zaś mówimy o religii konieczna wydaje się być obecność istoty boskiej, jako pewnego rodzaju zewnętrznego bytu, absolutu, który… No właśnie, teraz powinniśmy rozebrać na czynniki pierwsze ten aspekt boskości. Jesteśmy przyzwyczajeni do pewnego rodzaju rytuałów, czy sposobów postrzegania bogów jako bytów zewnętrznych, którym składa się hołd, którym się zawierza i którym często oddajemy swoje życie prosząc o przewodnictwo. W przypadku Buddy sytuacja wygląda zupełnie inaczej, on nie jest bogiem. Budda po prostu osiągnął pewien stan zrozumienia, który każdy z nas również ma szansę osiągnąć. Możemy mówić o stanie określanym mianem ostatecznego przebudzenia, o zrozumieniu, jak otaczająca nas rzeczywistość funkcjonuje, o zrozumieniu natury rzeczy. Sam Budda, a dokładnie Budda Siakjamuni, był autentyczną postacią. To książę z rodu Śakjów, urodzony w Lumbini – współcześnie leżącym na terytorium Nepalu. To właśnie jego uznaje się za historycznego Buddę, który dał początek naukom, z których korzystamy do dzisiaj. W przypadku buddyzmu możemy, w odróżnieniu od pojęcia boga jako absolutu zewnętrznego, mówić, o pewnej właściwości, którą każdy z nas posiada lecz jej w sobie jeszcze wystarczająco nie rozwinął. To jest właśnie jedno z kluczowych założeń w buddyzmie. Wspomniany książę osiągnął bowiem pewnego rodzaju zrozumienie, stan oświece-


Rozmowa

FOT. MALWINA KRAJEWSKA

32

nia, który jest dostępny dla każdego z nas. Aby to osiągnąć Budda przebył własną ścieżkę, można powiedzieć trening, który pomógł mu dojść do tego zrozumienia. Każdy z nas może taką ścieżkę przejść, korzystając z nauk i wskazówek, które pozostawił. Oczywiście możemy mieć po drodze różne doświadczenia, jednak jeśli nam się powiedzie, rezultat będzie taki sam. Kolejnym, wynikającym z naszego kodu kulturowego, błędem w postrzeganiu buddyzmu może być przeświadczenie że buddyści się modlą, prawda? Niestety tak. Jest to problem, który pojawiał się w już pierwszych tekstach tłumaczonych na język polski i do dziś powielany jest w niektórych publikacjach. Niektórzy autorzy opisując buddyjskie praktyki przez cały czas stosują znane im filtry kulturowe. Tak naprawdę buddysta się nie modli, on wyraża życzenia. Wykonując np. tak zwaną praktykę aspiracji wyrażamy życzenie, aby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczynę szczęścia, żeby uwolniły się z kręgu cierpienia. W naszym kręgu kulturowym, modlitwa zawsze jest wznoszona do kogoś. W buddyzmie wyrażamy życzenia, w które wkładamy intencje, energię i już sama ta intencja jest zalążkiem czegoś pozytywnego - czegoś, co z czasem ma szansę przerodzić się w działanie. Wspomniała Pani o dążeniu do zrozumienia świata. Buddyzm postrzega otaczającą nas rzeczywistość inaczej niż idee z naszego kręgu kulturowego? Z perspektywy historycznej możemy przywołać na przykład filozofię Heraklita i jego koncepcje zmiany. Ma ona bardzo wiele wspólnego z ideą przemijalności, tak bardzo rozpowszechnioną w buddyzmie. Odwołując się zaś do bardziej współczesnych koncepcji możemy przywołać odkrycia z zakresu nauk przyrodniczych. Jedna z głównych nauk, wyjaśniających jak wygląda świat, której udzielił Budda, mówiła, że otaczający nas świat jest w sobie pusty. Mówił „forma jest pustką - pustka jest formą, forma i pustka są od siebie nieoddzielne”. Podobne dążenie do wyjaśniania świata można dostrzec na przykład w fizyce kwantowej, gdzie również znajdziemy odniesienia do pustki i nicości. Również pośród najnowszych odkryć z zakresu neuronauki możemy doszukać się wielu ciekawych powiązań z buddyzmem.

luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

Bodh Gaya, zdjęcie wykonane podczas wyjazdu badawczego w 2016 r. W ramach badań naukowych do pracy doktorskiej o buddyzmie tybetańskim na uchodźstwie, dotarła Pani do Indii i Nepalu. Jakie doświadczenia Pani stamtąd przywiozła? Przeróżne i niezwykle wzbogacające. Jestem antropologiem z krwi i kości, więc takie podróże są dla mnie czymś wspaniałym. Można powiedzieć, że niemal uzależniłam się od pracy w terenie. Dlatego pandemia i brak możliwości wyjazdów są dla mnie nie lada wyzwaniem. Jednak pomimo fascynacji Azją, nie mogę powiedzieć, że chciałabym zamieszkać w Indiach czy Nepalu na stałe. Życie tam jest niezwykle trudne. Gdy po pierwszym dłuższym wyjeździe terenowym wróciłam do Polski - otworzyłam lodówkę i zobaczyłam, ile możliwości przygotowania posiłku mam, włączyłam pralkę, otworzyłam szafę z wyborem czystych ubrań, mogłam skorzystać z ciepłej wody i wygodnego łóżka - doceniłam to, co mam. Dostrzegłam, że tak naprawdę wiedziemy tutaj bardzo luksusowe życie. Mimo, że podczas badań spałam często w zimnych nieogrzewanych pomieszczeniach przyklasztornych, że tak jak mnisi odżywiałam się bardzo skromnie – możliwość współuczestniczenia w wielu ceremoniach i rytuałach, praktykowania wśród tych ludzi była niezwykle cennym doświadczeniem. W ramach mojej pracy badałam buddyzm tybetański na uchodźstwie, więc szczególnie obecne wokół było echo przemijania, destrukcji tradycji, erozji kultury. Mogłam obserwować próby ochrony przez Tybetańczyków tego co dla nich najcenniejsze. To niezwykła nauka i zarazem bardzo cenne doświadczenie. dr Malwina Krajewska absolwentka studiów doktoranckich na Wydziale Filozofii i Nauk Społecznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. W ubiegłym roku obroniła rozprawę „Modernizacja, migracja tradycji, integracja. Ceremoniał buddyzmu tybetańskiego na uchodźstwie”. Obecnie adiunkt w Katedrze Badań Kultury Instytutu Socjologii UMK w Toruniu. Wspomnianą pracę oparła na materiale zebranym podczas sześcioletnich wahadłowych badań terenowych w klasztorach buddyjskich w Indiach i Nepalu. W sumie zrealizowała dziewięć wyjazdów badawczych do Katmandu, Ladakhu, Kalimpongu, New Delhi oraz Bodh-Gaya.


Podłogi Doskonałe. Parkiety i podłogi drewniane premium. Salon podłóg drewnianych Podłogi Doskonałe ul. Żwirki i Wigury 75A 87-100 Toruń Zadzwoń do nas aby uzyskać poradę eksperta.

[516 566 615

Bilet wstępu za 10PLN + drink gratis

Bilet wstępu za 10PLN + drink gratis

Kupon znajdziesz w aplikacji Studencka Karta Rabatowa

Kupon znajdziesz w aplikacji Studencka Karta Rabatowa


34

Zdrowie

luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

KRÓTKOWZROCZNOŚĆ U DZIECI. JAK SPOWOLNIĆ JEJ POSTĘP

FOT. 123RF

Naukowcy szacują, że do 2050 roku ok. 50 proc. ludzkości będzie dotknięta problemem krótkowzroczności. Przez obostrzenia związane z pandemią i wynikające z nich nadmierne korzystanie z urządzeń elektronicznych, ten stan osiągniemy dużo szybciej.

D

uży nacisk na efektywność edukacji, praca w bliży, czytanie, pisanie i korzystanie z urządzeń elektronicznych, a co za tym idzie mniej czasu spędzanego na świeżym powietrzu - nie działają korzystnie na wzrok dzieci. Dobre widzenie jest niezbędne do prawidłowego funkcjonowania i rozwoju, dlatego wizyta u specjalisty ochrony wzroku powinna stanowić stały punkt w kalendarzu każdego rodzica. Statystyki nie pozostawiają złudzeń – przewidywana częstotliwość występowania krótkowzroczności do 2050 r. wyniesie 65 proc. populacji w Azji, 56 proc. w Europie Zachodniej, 54 proc.

w Europie Środkowej i 50 proc. w Europie Wschodniej. W Polsce – według badania przeprowadzonego przez SW Research na zlecenie firmy Hoya Lens Poland - 62 proc. dzieci ze stwierdzoną wadą wzroku zmaga się właśnie z krótkowzrocznością. Krótkowzroczność, inaczej miopia, (ang. myopia) to jedna z wad wzroku, wynikająca ze skupiania się wpadających do oka promieni światła przed siatkówką, czego wynikiem jest niewyraźne widzenie daleko umiejscowionych przedmiotów. Najczęściej wykrywana jest u dzieci, a dokładne przyczyny jej powstawania nie są znane. Niemniej, cały czas odkrywane są ko-

lejne aspekty wpływające na pojawienie się i rozwój krótkowzroczności. Największe prawdopodobieństwo pojawienia się krótkowzroczności występuje u dzieci rodziców obarczonych tą wadą wzroku. Obecnie trwają badania nad wykryciem genów odpowiedzialnych za pojawienie się krótkowzroczności – do tej pory wyodrębniono ponad 150 genów z nią związanych. Dodatkowo wykazano, że intensywna praca w bliskich odległościach, jak czytanie, korzystanie z tabletu czy smartfona, patrzenie w ekran komputera, znacząco wpływa na pojawienie się miopii i jej pogłębianie. Aktywne spędzanie czasu na świeżym powietrzu to nie tylko okazja do świetnej zabawy dla dziecka, ale też konieczność, o którą musimy na co dzień zadbać. Przebywanie poza domem minimum dwie godziny dziennie może opóźnić pojawienie się wady wzroku, jak również spowolnić jej postęp. Oprócz tego konieczne jest ograniczenie czasu, jaki spędzamy przed ekranami do niezbędnego minimum. W tym kontekście ważne jest, aby rodzice zwracali szczególną uwagę na to, w jaki sposób ich dziecko spędza czas wolny. Gdy praca przed komputerem jest nieunikniona, należy przypominać dziecku o robieniu co pół godziny przerw, podczas których powinno skierować uwagę na inny przedmiot, będący w dalszej odległości – mówi ekspert firmy Hoya, Sylwia Kijewska.

Widzisz pierwsze objawy? Nie bagatelizuj problemu! U dzieci wykrycie miopii nie zawsze jest proste, a jej niektóre objawy mogą być nieoczywiste i mylnie interpretowane przez opiekunów. Pierwsze sygnały, które powinny zaalarmować rodziców, że ze wzrokiem dziecka dzieje się coś niepokojącego, to np. a problemy z koncentracją w szkole, a mrużenie oczu przy spoglądaniu w dal,


luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

a przybliżanie się do obserwowanych obiektów, a niechęć do czytania/pisania, czy brak entuzjazmu podczas ulubionych zabaw. - Ewidentnym przejawem miopii jest zgłaszanie pogorszenia widzenia odległych obiektów, jednak dzieci rzadko są w stanie zauważyć, że widzą słabiej. To na nas, dorosłych, spoczywa odpowiedzialność, by te pierwsze objawy zauważyć i zweryfikować podczas badania wzroku. Takie badanie powinno być przeprowadzane kontrolnie już od pierwszych miesięcy życia, tak by móc pomóc dzieciom w jak najwcześniejszym stadium rozwoju wady. Wczesne wykrywanie krótkowzroczności jest niezwykle istotne. Niekorygowana może w skrajnych przypadkach prowadzić do rozwoju ślepoty. Za to wykrycie jej w jak najwcześniejszym stadium i zastosowanie metod spowalniania rozwoju miopii pozwala to ryzyko znacząco zmniejszyć. Dzieci, rodzice i nauczyciele muszą zdawać sobie sprawę z tego, czym tak naprawdę jest krótkowzroczność, aby stosować regularną profilaktykę

Zdrowie

i interweniować tak szybko, jak tylko wystąpią pierwsze objawy - dodaje ekspert. Pogarszanie się wady wzroku wykrywane jest na wizytach u okulisty lub optometrysty i wiąże się ze zmianą soczewek w okularach. Jest to jednak efekt krótkofalowy. W dłuższej perspektywie taka progresja wady może doprowadzić do poważnych i nieuleczalnych chorób oczu, takich jak krótkowzroczne zwyrodnienie plamki żółtej, odwarstwienie siatkówki czy jaskra. Dlatego to rodzice i nauczyciele powinni dostrzec problem progresji wady u dziecka, zanim jeszcze ono samo zacznie doświadczać jej skutków.

Profilaktyka i metody spowalniania krótkowzroczności Krótkowzroczności nie można wyleczyć. Jest to niedoskonałość naszego oka, którą można jedynie korygować. Gdy się pojawi, towarzyszy człowiekowi przez całe życie (o ile nie pojawią się choroby oczu). Mając wiedzę na temat tego problemu możemy jednak spowolnić wydłu-

35

żanie gałki ocznej w trakcie rozwoju, czyli u dzieci do mniej więcej 18 roku życia. Stąd też tak kluczowe jest wczesne rozpoznanie tej wady wzroku oraz odpowiednie monitorowanie jej przez specjalistę. Obecnie w Polsce dostępnych jest kilka sposobów postępowania w krótkowzroczności o potwierdzonej skuteczności. Należą do nich: zakraplanie oczu niskostężeniową atropiną, ortokeratologiczne soczewki kontaktowe, a od niedawna także nowość na polskim rynku - soczewki okularowe MiYOSMART, przeznaczone do spowalniania progresji krótkowzroczności u dzieci. Stosowanie metod opóźniania rozrostu gałki ocznej oraz zasad higieny wzrokowej skutkuje nie tylko mniejszym przyrostem gałki, ale w konsekwencji także obecnością mniejszej wady wzroku i rzadszą potrzebą wymiany okularów. Krótkowzroczność nie zniknie, ale dzięki opiece specjalisty możemy sprawić, że będzie mniejsza, a nasze dziecko będzie mogło w pełni cieszyć się codziennymi aktywnościami.

REKLAMA

www.drominex.com.pl Ostatnie mieszkania z garażem i ogródkiem.

Myślicie o zakupie nieruchomości, ale rosnące ceny utrudniają Wam podjęcie decyzji? Nasze mieszkania wciąż są dostępne w ubiegłorocznych cenach

- 355 tys. Drominex zaprasza tel. 566 781 113, 664 187 759


Chcesz nakręcić wideo, które stanie się viralem? Marzy Ci się niezapomniany event? Potrzebujesz efektywnych kampanii w social mediach?

SKONTAKTUJ SIĘ Z NAMI!

ppgkujawskopomorskie.pl SKONTAKTUJ SIĘ 697 770 279 Z tel. NAMI!


Restauracja z kuchnią włoską Odwiedź nas! TORUŃ, ul. Rynek Nowomiejski 4

783 156 155


CZAS NA DRUGI DEBIUT BMW 2 ACTIVE TOURER TO AUTO PRAWIE DO SAMEGO KOŃCA MIAŁO BYĆ NIESPODZIANKĄ. DOSTALIŚMY JE DO TESTÓW PRZEDPREMIEROWO, W KOLOROWEJ WERSJI „KAMUFLAŻ”, CZYLI TAKIEJ, KTÓRA NIE ZDRADZA NA PIERWSZY RZUT OKA, CO TO ZA MODEL. T E K S T LU C Y N A TATA R U C H

T

rzeba przyznać – był to świetny eksperyment. Dużo łatwiej bowiem dostrzec atuty samochodu, gdy się o nich wcześniej przeczyta lub usłyszy się, co nowe auto ma w ofercie. W tym przypadku mieliśmy odkryć to sami. Okazało się to znakomitą zabawą, a jazda tym kolorowym egzemplarzem wzbudzała niemałe zainteresowanie. (Ta paleta barw oczywiście nie gości w portfolio BMW, ale znalazła swoje fanki w naszej redakcji!)

Z DJ ĘC I A TO M A S Z C Z AC H O R O W S K I

ODKRYWAMY KARTY

W 2014 roku debiut tego modelu odbił się szerokim echem – to właśnie wtedy Bawarczycy po raz pierwszy zasilili swoją flotę minivanem i autem na przednionapędowej platformie. W nowej wersji mamy płytę podłogową znaną np. z X1, ale na uwagę zasługuje bardziej sportowa linia nadwozia, charakternie skośne reflektory i duży grill z pionowo ustawionymi otworami, nachodzący na przednią klapę. Elementy

te budują oryginalny look, który i bez kolorowego kamuflażu będzie zwracał uwagę. Wewnątrz, centrum przeprojektowanego kokpitu stanowi długi, zakrzywiony ekran, z cyfrowymi zegarami i menu systemu operacyjnego iDrive ósmej generacji. Obsługuje się je dotykowo - nie znajdziemy tu wielu klasycznych przycisków i pokręteł, co daje wrażenie prawdziwie nowoczesnego auta. Jest to przede wszystkim niezwykle wygodne. Całość nawiązuje do minima-


listycznego stylu iX, który już wcześniej skradł serca w naszej redakcji.

KOMFORT JAZDY

W standardowej wersji możemy liczyć np. na takie udogodnienia jazdy, jak regulacja prędkości, hamowanie i ostrzeganie przed kolizją z pojazdem, rowerzystą czy potrąceniem pieszego. Mamy tu oczywiście także asystenta cofania i parkowania, tak przydatne do poruszania się po mieście. W rozszerzonej ofercie na pewno warto sprawdzić takie rozwiązania, jak monitoring bezpiecznego wysia-

dania, nawigacja z funkcją rozszerzonej rzeczywistości czy też obsługę głosową. Co jednak naszym zdaniem jest najważniejsze – w komforcie jazdy niespodzianek nie będzie. Auto prowadzi się świetnie, do czego BMW zdążyło już nas przyzwyczaić. Model ten ma łączyć w sobie sportowy duch z praktycznością i trafiać w gust wszechstronnych użytkowników, którzy nie chcą skupiać się wyłącznie na jednej funkcjonalności samochodu. Brzmi więc jak idealny, uniwersalny pojazd dla rodziny jeżdżącej po mieście i na dalsze wycieczki. Czego chcieć więcej?

BMW 2 ACTIVE TOURER (2022) dostępny jest w wersjach:

BMW 218i Active Tourer silnik benzynowy 1.5 (138 KM/230 Nm) z siedmiostopniową przekładnią Steptronic, przyspieszenie 0-100 km/h: 9 s, prędkość maksymalna: 214 km/h, średnie zużycie paliwa: 6,2-6,8 l/100 km

BMW 220i Active Tourer silnik benzynowy 1.5 (170 KM/280 Nm) z siedmiostopniową przekładnią Steptronic, hybryda mHEV, przyspieszenie 0-100 km/h: 8,1 s, prędkość maksymalna: 221 km/h, średnie zużycie paliwa: 5,9-6,5 l/100 km

BMW 223i Active Tourer silnik benzynowy 2.0 (218 KM/360 Nm) z siedmiostopniową przekładnią Steptronic, hybryda mHEV, przyspieszenie 0-100 km/h: 7 s, prędkość maksymalna: 241 km/h, średnie zużycie paliwa: 6-6,6 l/100 km

BMW 218d Active Tourer

SAMOCHÓD DO TESTU UŻYCZYŁ DEALER BMW DYNAMIC MOTORS BYDGOSZCZ

silnik wysokoprężny 2.0 (150 KM/360 Nm) z siedmiostopniową przekładnią Steptronic, przyspieszenie 0-100 km/h: 8,8 s, prędkość maksymalna: 220 km/h, średnie zużycie paliwa: 4,8-5,3 l/100 km


ODKRYWAM ŚWIAT NA WSZELKIE SPOSOBY NACZYTAŁAM SIĘ TROCHĘ KSIĄŻEK I ARTYKUŁÓW NA TEMAT HORNU, WYOBRAŻENIE BYŁO MOCNO PRZERAŻAJĄCE I CHYBA WSZYSTKICH NAS ZASKOCZYŁA POGODA, JAKĄ TAM ZASTALIŚMY, BO „PRZYLĄDEK NIEPRZEJEDNANY” DAŁ SIĘ OPŁYNĄĆ W BLASKU PROMIENI SŁONECZNYCH, A TO RZECZYWIŚCIE RZADKOŚĆ – WSPOMINA KINGA SAWICKA, CZŁONKINI BRACTWA KAPHORNOWCÓW. R OZ M AW I A J A N O L E K S Y


PA R T N E R T E M AT U

Ani Toruń, ani Gniewkowo nie leżą nad morzem... A nawet dość daleko.

Niestety Gniewkowo nie leży nad morzem, jednak za sprawą „Kursu na Horn” zdecydowanie skróciłam ten dystans.

Co masz na myśli?

Oczywiście udział w wieloetapowym konkursie wiedzy o morskiej historii naszego kraju „Kurs na Horn”, którego pomysłodawcą był Cezary Bartosiewicz, ówczesny grotmaszt Bractwa Kaphornowców, zrzeszającego żeglarzy, którzy opłynęli ten osławiony przylądek. Wystartowałam w nim z chęci przeżycia przygody. Początkowo

To Ty teraz przecierasz morskie szlaki?

Moja pasja udzieliła się najbliższym do tego stopnia, że również rodzice zaczęli regularnie pływać i myślę, że zamiłowanie do żeglarstwa na nich się nie skończy.

Bałtyk w porównaniu z oceanem to „przedszkole żeglarstwa”?

Absolutnie nie. Bałtyckie rejsy były rzeczywiście sielankowe, w porównaniu z dużym wyzwaniem jakim był Horn, ale w gronie żeglarzy panuje przekonanie, że jak ktoś się nauczył żeglować na Bałtyku czy Morzu Północnym, to sobie wszędzie poradzi. My akurat podczas programu,

dziewczyna. Jak się czułaś? Byłaś noszona na rękach?

Nie miałam z tym absolutnie żadnego problemu, w męskim gronie czułam się odpowiednio zaopiekowana, a pływanie na jednym pokładzie z doświadczoną załogą pod wodzą kapitana Marka Padjasa sprawiło, że mogłam się bardzo dużo nauczyć. Płeć nie miała tu większego znaczenia, nie byłam traktowana ulgowo, miałam wachty, jak każdy członek załogi. Wszyscy znali swoje zadania, wiedzieli co mają robić w konkretnym momencie. Większe obawy dotyczyły reakcji organizmu, bo nie miałam okazji, aby sprawdzić się w trudnych warunkach.

BYŁA TO NIEZAPOMNIANA PRZYGODA, A ZARAZEM DOSKONAŁA LEKCJA. MOŻLIWOŚĆ ŻEGLOWANIA W NIEZWYKLE CIEKAWYM MIEJSCU, JAKIM SĄ OKOLICE HORNU, ZNANE ZE ZMIENNOŚCI WARUNKÓW ATMOSFERYCZNYCH CZY ODMIENNOŚCI PRZYRODNICZEJ, JEST WSPANIAŁYM PRZEŻYCIEM. sądziłam, że będzie to jednorazowa zabawa, ale romantyczna otoczka tego przedsięwzięcia poruszała moją wyobraźnię i bardzo motywowała mnie do działania.

Do tego stopnia, że zwyciężyłaś w ogólnopolskim finale. Byłaś najlepsza w Polsce z tematyki morskiej?

Podjęłam wyzwanie, ostro zaczęłam uczyć się morskiej historii Polski, dziejów żeglarstwa i innych zagadnień związanych z morzem. Wygrywałam poszczególne etapy, w których nagrodami były rejsy, z pamiętnym pierwszym po Zatoce Gdańskiej na trasie Gdynia-Hel-Gdynia. Wówczas jeszcze konkursowe zmagania traktowałam jako okazję, by wyrwać się ze szkoły i poznać coś nowego. W ramach zwycięstwa w kolejnym etapie, odbyłam już dłuższy rejs po Bałtyku z Tallina do Rygi. Dzięki tej wyprawie mogłam posmakować żeglarstwa. Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc po tygodniu na morzu poczułam, że połknęłam bakcyla. Do finału ogólnopolskiego pozostały dwa miesiące intensywnych przygotowań z wiedzy o polskiej historii morskiej, teorii żeglowania, geografii Hornu czy współczesnych instytucjach morskich. Nie było łatwo, przez trzy lata trwania konkursu wzięło w nim udział 10 194 uczniów z różnym poziomem znajomości żeglarstwa. Dodam, że nigdy wcześniej nie byłam związana z żeglarstwem, jak również nikt w rodzinie nie pływał po morzach czy nawet jeziorach. Nie wiedząc, jak będą przygotowani przeciwnicy, musiałam opanować jak najwięcej teorii, by móc maksymalnie nadrobić braki w doświadczeniu.

czyli mojego pierwszego rejsu morskiego trafiliśmy na bardzo słoneczny i spokojny tydzień, natomiast na co dzień bywa dużo bardziej różnorodnie i ciekawie pod kątem żeglarskim. Jeżeli ktoś zaczyna od Bałtyku, to może się albo łatwo zrazić, albo pokochać morze i żagle. Nie ma nic pomiędzy.

Z takim przekonaniem rzuciłaś się na głęboką wodę? Wygrałaś finał, którego zwieńczeniem była nagroda w postaci rejsu wokół Przylądka Horn.

Polecieliśmy do Buenos Aires, a stamtąd do Ushuaia, najniżej na południu położonego miasta i portu na świecie, a z kolei Horn stanowi najdalej na południe wysunięty punkt Ameryki Południowej. Była to rzeczywiście wyprawa na „koniec świata” i tak, zdawałam sobie sprawę z możliwych scenariuszy. Na szczęście rejs przebiegł bardzo pomyślnie, a ja nie żałuję ani jednej przepłyniętej mili i ani minuty spędzonej na jachcie.

Dopiero w porcie w Ushuaia zobaczyłaś na żywo Wasz jacht „Selma Expeditions”?

Zapowiedź była dobra, bo Selma to imię, które oznacza „strzeżonego przez bogów”. Jacht wcześniej widziałam jedynie na zdjęciach, więc wszystko stanowiło dla mnie niespodziankę, zwłaszcza, że dotychczas pływałam głównie na „Województwie Toruńskim”. „Selma Expeditions” jest nieco ponad 20-metrową stalową jednostką z 1981 r., pływająca pod polską banderą właśnie w okolicach Hornu i Antarktydy.

Nieco później poznałaś załogę, złożoną z samych facetów. 11 mężczyzn i Ty, jedyna

Kinga mocna w teorii... Byłaś oczytana, wiedziałaś wszystko o Hornie, o niebezpieczeństwach czyhających na żeglarzy?

Pływanie wokół Hornu znałam doskonale z teorii, naczytałam się mnóstwa książek i artykułów na ten temat. Wiele opowieści słyszałam od grotmaszta Bractwa Kaphornowców Czarka Bartosiewicza i śp. Miry Urbaniak na żeglarskich spotkaniach. Ale ani żeglarstwa, ani Hornu nie da się traktować teoretycznie. Jest to region-niespodzianka, a wciąż zmieniające się warunki atmosferyczne, każą być czujnym przez absolutnie cały czas. Wyobrażenie było mocno przerażające i chyba wszystkich nas zaskoczyła pogoda, jaką tam zastaliśmy, bo Horn dał się opłynąć w blasku promieni słonecznych. Spełniło się powiedzenie, że każdy ma taką pogodę na jaką zasłużył, więc muszę przyznać, że chyba byliśmy wyjątkowo grzeczną załogą, bo rzeczywiście warunki atmosferyczne mieliśmy sprzyjające do tego stopnia, że weszliśmy na Horn, który jest miejscem absolutnie magicznym. Horn był łaskawy, po jego opłynięciu bezpiecznie wróciliśmy do Ushuaia, a już parę godzin później, zamknięto port dla ruchu jednostek, ze względu na panujący sztorm, przed którym udało nam się uciec.

Horn stanowi także umowną granicę dwóch oceanów – Atlantyku i Pacyfiku.

Okolice Nieprzejednanego są wyjątkowe pod wieloma względami. Wyróżniają je sztormy o sile huraganów, Dryf Wiatrów Zachodnich, pobliski szelf kontynentalny, duży kąt nachylenia dna oceanicznego i jego wypłycenie z 4000 m do 50 m. To z kolei przekłada się na budowanie długiej i stromej fali.


PA R T N E R T E M AT U

Kinga Sawicka o sobie Mam 21 lat. Nie tak dawno w moim życiu pojawiło się żeglarstwo i zadomowiło się w nim na dobre, przy okazji wywracając dotychczasowe priorytety do góry nogami. Przygoda z żaglami uświadomiła mi, jak dużą mam potrzebę poznawania świata w sposób realny, a nie tylko teoretyczny. Ukończyłam VIII LO w Toruniu, aktualnie studiuję turystykę i rekreację w Wyższej Szkole Bankowej w Toruniu i pracuję w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury, Sportu i Rekreacji w Gniewkowie. Robię to, co kocham – odkrywam świat wszelkimi możliwymi kanałami i pomagam odkrywać go innym.

Takie warunki sprawiają, że niemal cały archipelag wysp Hermite jest niezamieszkały, króluje tam karłowata roślinność, surowość i uboga fauna. Jakkolwiek abstrakcyjnie to brzmi, jedyną zamieszkałą wyspą w archipelagu jest właśnie Horn. Odwiedziliśmy latarnię morską, w której żyją jedyni mieszkańcy wyspy – latarnik z rodziną. Poza tym widzieliśmy: kapliczkę, pomnik albatrosa, który jest symbolem zaginionych żeglarzy i marynarzy oraz kamień upamiętniający wszystkich, którzy zaginęli, podejmując próbę opłynięcia tego przylądka. To wszystko powoduje, że o Hornie mówi się jako o żeglarskim Mount Evereście, bo próba opłynięcia Przylądka Nieprzejednanego nie zawsze kończy się szczęśliwie. Na dnie oceanów w tym miejscu znalazło się kilkaset statków różnego typu i około 10 tysięcy osób.

Podczas rejsu na Horn prześladowała Was myśl, że płyniecie nad cmentarzyskiem?

Nie da się pominąć tego faktu. My, oczywiście poza opłynięciem Hornu mieliśmy jeszcze jeden cel - upamiętnienie braci Ejsmontów, Mieczysława i Piotra w 50. rocznicę ich rejsu. Byli to Pierwsi Polscy Wolni Żeglarze, którzy uciekli z komunistycznej Polski by zrealizować swoje największe marzenie, jakim był rejs dookoła świata. Po niezliczonych przygodach i problemach dotarli do Buenos Aires, gdzie dosiadł się do nich student – Wojtek Dąbrowski. Kolejnym etapem podróży miało być opłynięcie przylądka Horn, niestety ich jacht „Polonia” zatonął w grudniu 1969 roku, prawdopodobnie między Puerto Deseado a Rio Gallegos. Aby to upamiętnić, przez cały czas naszego rejsu pod lewym salingiem powiewała biało-czerwona bandera z wcięciem i niebieską obwolutą – bandera Pierwszych Polskich Wolnych Żeglarzy.

Czym jest dla Ciebie żeglarstwo?

Przede wszystkim szkołą kształtowania charakteru, a także lekcją organizacji. Na jachcie musi być porządek, nie ma tam miejsca na przypadek. To także świetny sposób na poznawanie świata i obcowania z ciekawymi ludźmi. Tam człowiek uczy się nie tylko praktycznych umiejętności żeglarskich, ale także życia w załodze. Szybko musimy stać się dobrze funkcjonującym organizmem, dlatego kluczowe jest poczucie odpowiedzialności za siebie i innych. Oczywiście podczas rejsu zawsze znajdzie się czas na grę na gitarze i śpiewanie szant, co jest nieodłącznym elementem żeglarstwa. Gdy wsiadam na jacht i czuję wiatr smagający twarz, to wiem, że żyję, i że za tym tęskniłam przez cały rok.

Nie masz odwiecznego wakacyjnego dylematu, co wybrać, morze czy góry?

Uwielbiam podróżować, więc nie wykluczam żadnej opcji. Rzeczywiście nauczyłam się wypoczywać na jachcie, ale nie mam nic przeciwko temu, żeby podzielić urlop i wyskoczyć w góry. Fajnie byłoby, gdyby udało się te dwa kierunki połączyć.

Wróćmy na morze. Gdzie po Hornie pływałaś?

Powiem, że „wkoło komina” głównie z powodu sytuacji pandemicznej. Covid pokrzyżował wszystkie dalsze plany. Zatem pływaliśmy wzdłuż polskiego wybrzeża z Gdańska do Szczecina, w pobliżu Niemiec

i Danii, a także po Morzu Północnym. W większości były to rejsy na jachcie „Województwo Toruńskie”, a w zeszłym roku w ramach obozu studenckiego, bo studiuję turystykę i rekreację, pływałam na drewnianym oldtimerze „Bonawentura”. Teraz mam chrapkę na coś większego. Marzy mi się większa jednostka, na której poczuję ducha załogi, nie mniejszej niż na Hornie, gdzie było nas 12 osób.

Masz idoli (idolki) żeglarstwa, których portrety wieszasz na ścianie?

Nie jestem fanką stawiania ołtarzyków. Moimi inspirującymi bohaterami zawsze byli i są nadal samotni żeglarze, którzy wsiadają na jacht i bez zawijania do portów opływają kulę ziemską. To dla mnie abstrakcja, bo jestem osobą, która ceni sobie towarzystwo i nie lubi samotności. Ci żeglarze wzbudzają mój ogromny szacunek.

Wielki to zaszczyt być członkiem elitarnego Bractwa Kaphornowców?

Daje to poczucie przynależności do konkretnej grupy żeglarskiej, ludzi, których połączył fakt opłynięcia przylądka Horn pod żaglami i pod polską banderą, Oczywiście, czuję się wyróżniona, będąc w kilkusetosobowym gronie braci i sióstr Kaphornowców.

Mając tytuł Albatrosa Hornu...

Nie na darmo ten ptak słynący z dalekich podróży, będący symbolem bezkresu i odkryć geograficznych stał się znakiem rozpoznawczym Bractwa. Albatros umieszczony jest na chuście kaphornowców, a każdy członek Bractwa otrzymuje tytuł Albatrosa Hornu. Ponadto wstępując do Bractwa ślubujemy: „strzec honoru polskiego żeglarza, godności biało-czerwonej bandery i służyć naszym doświadczeniem, radą i pomocą żeglarzom, którzy będą tego potrzebowali”. Ta żeglarska symbolika jest w stanie przemówić do każdego.

A ty przemawiasz językiem żeglarskim przy różnych okazjach? Co aktualnie porabiasz?

W Toruniu studiuję turystykę i rekreację, a w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury, Sportu i Rekreacji w Gniewkowie jestem pracownikiem ds. rekreacji i turystyki. To dobrze się uzupełnia. Po każdym rejsie nabierałam coraz większego przekonania, że przysłowiowa „praca za biurkiem” osiem godzin dziennie przez pięć dni w tygodniu to nie jest to, co chciałabym robić. Zdecydowanie pasuje mi zajęcie w trybie latającym, poszukującym, zwiedzającym, a to fantastycznie udaje mi się realizować w ośrodku kultury. Turystyka i żeglarstwo siedzą we mnie cały czas. Cieszy mnie możliwość dzielenia się swoimi żeglarskimi doświadczeniami. W zeszłym roku udało nam się zrealizować przy współudziale Toruńskiego Stowarzyszenia Żeglarzy Morskich konkurs dla uczniów „Z Bałtykiem na ty”. Piątka laureatów zdobyła w nagrodę czterodniowy rejs po Zatoce Gdańskiej.

Co powiesz swoim rówieśnikom?

Najważniejsze przesłanie brzmi, żeby mieć uszy i oczy szeroko otwarte na wszystko, co się dzieje dookoła, bo czasem, jak w moim przypadku, pozornie niewinna przygoda może przemienić się w życiową pasję.



44

Rodzina

luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

ARGENTYŃSKIE TANGO JEST FASCYNUJĄCE, ALE RAZEM TAŃCZYMY SALSĘ - W domu rozmawiamy w wielu językach, angielski miesza się z hiszpańskim i włoskim, ale gdy się kłócimy, to Antonio krzyczy po neapolitańsku, a ja po polsku – śmieje się Agnieszka Struk-Giangrande, a wtóruje jej mąż Antonio Lucio Giangrande. rozmawia: Jan Oleksy Jakie wiatry przywiały Was w te strony? Agnieszka: Głównym powodem przyjazdu do Polski był mój mąż, który po kręceniu się po całym świecie chciał zacząć nowy rozdział w życiu. Bardzo długo mieszkaliśmy w Anglii. W tym pięknie poukładanym kraju mieliśmy wszystko, co potrzebne do szczęśliwego i wygodnego życia, ale brakowało nam zwykłego, bezinteresownego, a przede wszystkim ciepłego i otwartego kontaktu z ludźmi. Wiedziałam, że Polska nie jest idealnym miejscem, że to kraj, gdzie trzeba każdego dnia trochę powalczyć, natomiast szerokie grono pozytywnych osób, których poznaliśmy i którzy pomogli nam na starcie - to wartość bezcenna. Antonio: W ciągu dwóch i pół roku zyskaliśmy wokół siebie dużo więcej przyjaciół, ludzi nam życzliwych, niż przez 18 lat pobytu w Anglii. To do mnie przemówiło, chciałem być z ludźmi, którzy są ciekawi czegoś nowego, są ciekawi drugiej osoby. Agnieszka: Mnie Polska kojarzyła się z pewnymi trudnościami, które pamiętałam sprzed lat. Gdy wyjeżdżałam było szaro, wszystkim było ciężko, ale z czasem zaczęły się zmiany. Natomiast Antonio umiał zobaczyć w Polsce duży potencjał, dużo miejsca na nowe rzeczy, a tym samym na jego kolejną przygodę, czyli powrót do kulinarnej pasji. Odwróciliście sytuację, bo najczęściej to Polacy wyjeżdżają na Zachód... Agnieszka: Sama nie odważyłabym się podjąć takiej decyzji, natomiast mój mąż podszedł do tego entuzjastycznie: „trzeba pojechać, trzeba spróbować, będzie dobrze”.

Antonio: Nieprzypadkowo wybór padł na rodzinny kraj Agnieszki. Nie czuję się tutaj obco, bo mieszkając w Buenos Aires spotykałem wielu Polaków, miałem też okazję poznać polską kuchnię. Jestem bardzo zadowolony, że jestem w Polsce, czasem się martwię, że nie jest najłatwiej, ale jest nadzieja na zmiany. Twój optymista jest urodzonym wędrowcem? Agnieszka: Antonio wiele podróżował po Ameryce Południowej, mieszkał w Stanach, w Japonii, we Włoszech, w Anglii… W Rosji budował gazociąg na Syberii, bo jest inżynierem. Wędrówka po świecie uświadomiła mu, że wszędzie ludzie mają podobne pragnienia i potrzeby, niezależnie od tego, czy są Argentyńczykami, czy Polakami. Gdzie na siebie trafiliście? Agnieszka: Poznaliśmy się pod Neapolem, gdzie będąc studentką, pracowałam sezonowo w restauracji. Musiałam zrobić na nim wrażenie, bo podszedł do mnie, spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział, że wie wszystko o Polakach i o tym, że jemy dużo ziemniaków. Spytałam, co mam z tą informacją zrobić?! I nim się obejrzałam, przeżyliśmy razem 20 lat. Ale nie we Włoszech. Agnieszka: Włochy są piękne, straszny bałagan, ale to pozytywne i kreatywne miejsce. W międzyczasie podróżowaliśmy po Argentynie, w końcu wyjechaliśmy do Anglii. Oboje znaleźliśmy ciekawą pracę na uniwersytecie w Cambridge, do którego zjeżdżały fantastyczne umysły ze świata.


luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

Rodzina

Antonio Lucio Giangrande i Agnieszka Struk-Giangrande

FOT. GRZEGORZ OLKOWSKI

45


46

Rodzina

Ciekawi mnie, w którym momencie inżynier odkrył swój kulinarny talent? Antonio: Tak naprawdę bycie kucharzem, pozwoliło mi na opłacenie studiów na wydziale inżynierii New York State University. Szkoliłem się u szefa kuchni, który miał trzy gwiazdki Michelina w pięciogwiazdkowym hotelu WaldorfAstoria na Manhattanie. Bardzo wiele rzeczy, których się tam nauczyłem, pozwoliło mi po latach myśleć o własnej restauracji i o gotowaniu dla innych, a to duża odpowiedzialność. Dodam, że kuchnia i dobre jedzenie zawsze było ważną częścią mojego życia. Jest w nim miejsce na smaki i zapachy wyniesione z argentyńskiego domu? Antonio: W moje DNA wpisany jest zapach wołowiny, przygotowywanej na argentyńskim grillu asado, to zapach różnych rodzajów drewna, aromatycznego dymu, świeżego powietrza, świeżo ściętej trawy. To zapach wolności i przyjaźni, który unosi się w każdym argentyńskim domu. Teraz próbuję dać ludziom w prezencie ten kawałek Argentyny. Jesteś tym romantycznym Los Gauchos z nazwy Waszej restauracji? Antonio: Gaucho i tango to symbole, które pokazują czym jest Argentyna. Gaucho to człowiek bardzo związany z ziemią, kształtuje go przyroda, pogoda. To człowiek prosty, potrafiący odczuwać emocje, których nie nauczy cię żadna szkoła, tylko życie. Więc gaucho kocha swojego konia, swojego psa, kocha całe otoczenie i każdego dnia doświadcza życia w trudnym, naturalnym środowisku. Ponadto musi być silny psychicznie, by radzić sobie z samotnością, która dotyka go na otwartych przestrzeniach - od Pampy aż po Ziemię Ognistą. Drugim symbolem Argentyny jest tango i roztańczone Buenos Aires. Antonio: Tango to pasja, taniec który zrodził się w ciemnych zakątkach portowych Buenos Aires. Ten taniec definiuje Argentynę. Tańczycie razem tango? Antonio: Tango tańczą na całym świecie, ale żeby tańczyć prawdziwie, trzeba być Argentyńczykiem. Tango jest w argentyńskiej krwi. To trochę brudna przyjemność, seks na parkiecie. Dlatego z Agnieszką tańczymy raczej salsę! Agnieszka: Antonio mówi wszystkim, jak bardzo mnie kocha, że ta miłość jest najlepszą rzeczą, która mogła mu się przydarzyć, ale do tanga my razem się nie nadajemy. Tango to żywioł, ból, krzyk rozpaczy, płacz, seks, zdrada. To najsmutniejsza forma muzyki rozerwanej duszy. Te wszystkie emocje dwie osoby przekazują sobie w tańcu, w bliskim kontakcie cielesnym. Zupełnie inaczej to wygląda w eleganckiej, choreograficznie uładzonej formie w Europie. Kim jest mieszkaniec Argentyny? Typowym latynosem? Antonio: Argentyńczyk to człowiek, który ma korzenie polskie, włoskie, niemieckie, angielskie, szkockie, żydowskie... Wszyscy razem przynieśli na kontynent coś fantastycznego, co w połączeniu stworzyło niepowtarzalne miejsce. Nasze korzenie są ważne, ale nie mogą być hamulcem i problemem między nacjami.

luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

Agnieszka: Podczas wizyty w Argentynie nie spotkałam się z żadną formą rasizmu, ze sztucznymi barierami utrudniającymi kontakty między ludźmi. Przy stole siada ortodoksyjny Żyd z Turkiem, Polakiem, Hiszpanem, Włochem, Japończykiem, rozmawiają o wspólnych sprawach i wszyscy w równej mierze czują się Argentyńczykami. Nie muszą podkreślać swojej etnicznej odrębności. Szkoła tolerancji. Wpływy się mieszają, tworzą nową wartość. Antonio: Podam przykład. W Argentynie przyrządzane są polskie pierogi z mozarellą i neapolitańskim sosem pomidorowym. Tamtejsi Polacy uznali, że jest to dobry dodatek do pierogów, a miejscowi Włosi stwierdzili, że polskie pierogi z takim sosem są znakomite. Ten zabawny przykład pokazuje integrację kulturową i cały proces asymilacji. Agnieszka: Wszyscy są bardzo dumni ze swoich korzeni, ale się z tym nie obnoszą. Mój mąż w Argentynie zawsze będzie Tano, czyli Italiano, bo jego rodzice są Włochami, a ja Polacca, bo jestem z Polski, ale czuć tolerancji i życzliwej koegzystencji. Antonio jest otwarty, bo wychował się w otwartym kraju. To jest piękne. Antonio: Urodziłem się w kraju, w którym pierwszą rzeczą, której cię uczą, jest odwaga, od małego powtarzają nam, żeby być jak gaucho i niczego się nie bać. Różnice kulturowe się zatarły? Agnieszka: Największą różnicą jest to, że w przeciwieństwie do Antonia, rodząc się w systemie komunistycznym nie urodziłam się osobą wolną, która może być kim chce i robić co chce. Do dzisiaj mam wiele ograniczeń. Często łapię się na tym, że może lepiej czegoś nie robić, żeby nie było konsekwencji. To mój emocjonalny bagaż. To nasza polityczna skaza, a co z różnicą charakterów? Agnieszka: Wiele różnic wynika z temperamentu. Ciągle się docieramy. Każdego dnia jest walka. Antonio to eksplozja namiętności, wzburzony ocean, słowa uciekają, emocje są tak duże, że w tym momencie niepotrzebna jest elektrownia, by nas oświetlić. Z kosmosu widać, jak on się gotuje. Zupełnie inaczej reagujemy - we mnie wszystko gotuje się powoli w środku. Wiem, że eksplozja trwa trzy minuty, po których możemy już spokojnie rozmawiać. Tego trzeba się było nauczyć. Inaczej podchodzimy też do wielu spraw. Ja ostrożnie, a Antonio bez oporów rzuca się na głęboką wodę, ekscytuje się każdym nowym projektem. Ja jestem głosem rozsądku, on pełen fantazji. Musimy się gdzieś w połowie drogi spotkać i… iść dalej. Kłócicie się? Agnieszka: Siarczyście, bo w argentyńskim hiszpańskim jest bardzo dużo przekleństw. Kłócimy się także po włosku i po angielsku. Antonio, gdy jest bardzo zdenerwowany, to rzuca dodaje frazy po neapolitańsku. To jego automatyczna reakcja, natomiast gdy ja jestem bardzo zła i nie chcę, żeby Antonio rozumiał, to mówię do niego po polsku. Antonio: Znam wiele języków, ale polskiego raczej się nie nauczę, choć próbuję. Jest trudny, nieraz mam wrażenie, że nawet samym Polakom sprawia problemy. Myślę, że czasami to nawet lepiej, że nie rozumiem, co ludzie mówią dookoła. Ale cieszę się bardzo, że moje „do zobaczonka” polubili polscy przyjaciele.


luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

Rodzina

47

Życzysz nam większej tolerancji? Antonio: Uczmy się życzliwości i wyrozumiałości, bez których nie ma tolerancji. Polska ma potencjał, dużo kreatywnych ludzi, którzy mają fantastyczne pomysły i mogą bardzo dużo zmienić, tylko trzeba nauczyć się słuchać siebie nawzajem. Ważne jest wspólne działanie, a nie pojedyncze wywijanie szabelką. Agnieszka: Mam takie odczucie, że nam, Polakom brakuje wspólnego skupienia na jednej rzeczy, nie identyfikujemy się z ideą, jesteśmy poróżnieni i podzieleni. Antonio: Argentyna też nie jest idealnym krajem i nigdy takim nie była, ale główną rzeczą, którą Ameryka Południowa może imponować Europie, jest bardzo wysoka tolerancja i brak rasizmu. W Europie Francuz nienawidzi Anglika, Hiszpanie powiedzą, że Włosi są brudni itd. To schematyczne naleciałości, których pozbawiona jest Ameryka Południowa stworzona przez emigrantów. Mieliśmy pierwszego prezydenta kobietę na świecie Isabel Martinez de Peron, e Evitę Peron , a także „kryminalistę” Che, jak o nim myślą w Argentynie, gdyż uosabiał komunizm. Ta różnorodność kształtuje naszą kulturę. Bez strachu pokazujemy, że mamy głos i mówimy co chcemy. Ciągle ktoś protestuje przeciwko czemuś. A Wy ciągle odkrywacie siebie nawzajem? Agnieszka: Nieustannie, każdego dnia na nowo i jak już odkryjemy, co mieliśmy odkryć, to potrzebujemy dużo cierpliwości, żeby przetrwać. Antonio: Jestem trudną osobą, a ona ma silny charakter. Czego nie lubisz w mężu? Agnieszka: Braku cierpliwości, ale z drugiej strony jest to także część jego uroku, bo niecierpliwość budzi w nim kreatywność i popycha do osiągnięcia celu. Więc cały czas buzują w nim te „kreatywne soki” i mobilizują jego - i mnie - do bycia gotowym do nowych wyzwań. Po śnie o argentyńskiej restauracji w Lubiczu Górnym, mąż wymyślił, że za pięć lat kupi jacht i będzie pływał po Karaibach. Teraz będziemy musieli się dogadać, co z tym snem zrobić. Oczywiście jestem umieszczona w tych planach, ale zawsze mam duży opór do jego nowych projektów. Czego Antonio nie lubi w Tobie? Agnieszka: Chyba tego, że jestem za poważna i uważa, że powinnam podchodzić do życia z większą dawką entuzjazmu i akceptować to, co przyniesie nowy dzień bez myślenia przez cały czas o planie awaryjnym. Mąż uważa, że boję się nowych rzeczy, szybkiej jazdy, lotów samolotem. Czujesz, że go hamujesz? Agnieszka: Nic go nie pohamuje. Ja się mogę czegoś bać, natomiast on się rzuci na głęboką wodę, więc ja potem ska-

FOT. GRZEGORZ OLKOWSKI

Jakimi ich widzisz? Antonio: Polacy są cisi, spokojni, opanowani, zachowują się bardzo poprawnie, widać to chociażby w miejscach publicznych. W Argentynie w restauracji jest olbrzymi hałas, wiele bodźców i interakcji między stolikami, które się nawet nie znają, a po trzech sekundach uważają cię za swojego przyjaciela. W waszym kraju troszkę mi brakuje zdrowej konfrontacji, szacunku w wysłuchiwaniu opinii i w próbie zrozumienia.

Antonio i Agnieszka od 2019 r. prowadzą restaurację Los Gauchos – argentyński steak house w Lubiczu Górnym pod Toruniem czę za nim na wypadek, gdyby miało mu się coś stać. Unikalne u Antonio są nieskończone pokłady optymizmu i marzeń do spełnienia. To wprowadza czasami dużo nerwowej energii, ale człowiek ma cały czas impuls do działania. Przynajmniej nie jest nudno. Agnieszka Cię inspiruje? Antonio: Moja wyobraźnia jest największym bodźcem. Teraz mam kolejny pomysł związany z biznesem winnym. Chcę sprowadzać jakościowe wina z Argentyny. Czasami słyszę opinie, że w Polsce się nie da, ale to nieprawda. Wszystko można, tylko trzeba mieć jasny pomysł, bardzo się nad nim skupić, a przy tym przełamywać schematy, nie bać się ryzyka i nie poddawać się. Czy moja żona mnie inspiruje? Pewnie, że tak, każdego dnia - szczególnie swoją siłą charakteru i tym że nikt jej nie zatrzyma. Gdy ma określony cel, to nie spocznie, dopóki go nie osiągnie. Mnie czasem takiej żelaznej konsekwencji brakuje.. Agnieszko, a czy Antonio gotuje dla Ciebie? Agnieszka: Odkąd się znamy, mąż zawsze dla mnie gotuje, często zaskakując mnie jakąś nową potrawą, która stworzył z tego, co miał akurat pod ręką. Jest mistrzem w robieniu rissotta i w przyrządzaniu fantastycznych potraw mięsnych i owoców morza. Antonio nauczył mnie odwagi w kuchni, a przede wszystkim tego, że proste potrawy zrobione ze zrozumieniem składników są równie bogate w wartości smakowe i zaskakująco pyszne, czasem bardziej niż skomplikowane potrawy.


48

Inna perspektywa

luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

NIKT Z NAS NIE WIE, JAK BĘDZIE WYGLĄDAŁA. WIEMY JEDNAK, ŻE NA JEJ JAKOŚĆ PRACUJEMY... JUŻ W MŁODOŚCI

tekst: Milena Kochanowska

D

laczego temat starzenia się wywołuje w nas głównie lęk? W takim samym stopniu, według badań, obawiają się jej i kobiety, i mężczyźni. - Bo kojarzy się stereotypowo mówi psycholożka Sylwia Wójcik. - Jedni boją się utraty sił i zdrowia, inni pomarszczonej twarzy i zmieniającej się figury, a jeszcze inni zbliżającego się końca życia. Dobra wiadomość jest taka, że nikt z nas nie wie do końca, jak będzie starość wyglądała, dopóki jej nie zazna. A wobec tego najlepiej zrobimy, jeśli zajmiemy się nią wcześniej. Usłyszałam kiedyś od znajomej starszej kobiety, że na to, jaka będzie jakość naszej starości, pracujemy już w młodości. Mamy więc dwa rozwiązania: albo pozostaniemy na etapie obaw i one zaczną decydować o naszym życiu, albo zajmiemy się tym lękiem i zmniejszymy jego wpływ na nas. Starość powinna być doceniana za mądrość i doświadczenie.

Co jeszcze możemy? Specjaliści twierdzą, że aby lepiej radzić sobie z upływającym czasem, powinniśmy zwracać uwagę na to, co jeszcze możemy zrobić, a nie na to, czego już nie możemy. Chwalmy się też bardziej za to, co nam wyszło, a nie karzmy za to, co nam się nie udało. Oprócz fizycznej, psychicznej i społecznej aktywności, poznajmy również lepiej swoje potrzeby i zaspokajajmy je, choćby sprawiając sobie drobne przyjemności. To wszystko na pewno poprawi nam samopoczucie. Mamy w sobie mechanizmy, które odpowiednio

pobudzone mogą nam się pozytywnie odwdzięczyć, na przykład hormony szczęścia - endorfiny. Pamiętajmy o tym, że działają one także przeciwbólowo. Możemy pobudzić je poprzez wysiłek fizyczny: aerobik, jogging, intensywne spacery, biegi, pływanie, ale też jedząc czekoladę czy dużo się śmiejąc. A także dzięki miłości, bo przecież zakochać się możemy zawsze, bez względu na wiek.

Definicje starości Większość z nas ma jakąś definicję starości. Zazwyczaj jest to jakaś granica, po przekroczeniu której będziemy mieli już tylko z górki. Oczywiście, można wyszukać w opracowaniach naukowych obiektywne objawy starzenia się organizmu, ale starzenie się, jak podkreśla terapeutka, to przede wszystkim stan umysłu, na który może mieć wpływ stan naszego ciała, ale nie musi. Faktem jest, że po 60. roku życia następują w naszym organizmie zmiany na poziomie ciała i psychiki - związane między innymi z koncentracją, pamięcią i na poziomie społecznym - spowodowane przejściem na emeryturę, rentę, zmniejszeniem się grona znajomych itp. Mogą pojawić się kryzysy: środka życia, syndrom opuszczonego gniazda, utrata partnera życiowego, negatywny bilans osiągnięć, lęk przed przyszłością, starością, śmiercią. Ale jeżeli te wszystkie rzeczy potraktujemy jako wyzwanie, a nie jako porażkę i nieunikniony element starzenia się, to wtedy sami zaczniemy decydować o jakości naszego życia. - Tak naprawdę przecież, gdyby nie choroby i znaczny spadek sprawności,

FOT. 123RF

Myśl o starości w niejednej osobie budzi niepokój. Obawiamy się pogorszenia zdrowia i niepełnosprawności, zmarszczek i utraty atrakcyjności. Zwykle z początkiem nowego roku więcej myślimy o tym, że znów nam przybyło lat. Starzenie się to przede wszystkim stan umysłu. Stawiajmy mu codziennie wyzwania, a zachowamy młodość do starości

nikt starości nie miałby aż tak wiele do zarzucenia. Mamy przecież więcej czasu dla siebie, wreszcie możemy odpocząć i zająć się tym, co przez lata odkładaliśmy. Gdyby nie te ograniczenia... - mówi Izabela Narożna, psycholożka. - Kolejna dobra wiadomość jest też taka, że granica tego, co uważamy za starość wciąż się przesuwa. Jeszcze niedawno za starą powszechnie uważano kobietę po 60. roku życia, a mężczyznę po 62. Teraz na pewno taką granicą, i to dla obu płci, jest dopiero siedemdziesiątka. Może już za kilka lat będzie to 80 plus? Kto wie?

Aktywnie Jak na razie naukowcy okres późnej dorosłości podzielili na trzy etapy: najmłodsi starsi - 60-75 lat, starsi starsi 75-85 lat i najstarsi starsi - 85 plus. - Sposoby radzenia sobie z upływającym czasem na pewno są inne u 60latków i u 80-latków. Inne są potrzeby i inny zakres ich realizacji w sferze fizycznej, psychicznej, społecznej i duchowej, cały czas jednak ważna jest własna inicjatywa i aktywność - uważa Sylwia Wójcik. - U tych najstarszych może przeważać inicjatywa, ale gdy mają wokół siebie grono bliskich młodszych, to oni mogą pomóc ją realizować i zmienić w aktywność. Wszelkie rodzaje aktywności: fizyczna, psychiczna, społeczna i duchowa mogą opóźniać proces starzenia się. Pamiętajmy więc o zdrowym trybie życia, pielęgnowaniu pasji i relacji społecznych.


BĄDŹ EKO, wybierz swoją wyjątkową torbę i ciesz się zakupami!

Szukaj naszych toreb w sklepach. O F E R TA D L A F I R M: Możliwość wykonania torby z nadrukiem. Mogą Państwo umieścić na swojej torbie logo firmy, nazwę flagowej usługi czy produktu bądź dowolny slogan.

Gam Sp. z o.o.

/ ul. Żółkiewskiego 14 / Toruń / tel. +48 56 657 47 00


50

Trendy

luty 2022 - marzec 2022 // strona kobiet

NIEBIESKI, NIEMAL FIOLETOWY?

Very Peri został wybrany najmodniejszym kolorem 2022 roku. Pojawia się nie tylko we wnętrzach, ale także stanowi inspirację dla projektantów mody. tekst: Agnieszka Kostuch

TEN KOLOR PASOWAĆ BĘDZIE ZE ZŁOTEM I CZERNIĄ LUB BIELĄ, SZAROŚCIĄ I SREBREM. WARTO POEKSPERYMENTOWAĆ TAKŻE Z RÓŻNYMI ODCIENIAMI FIOLETU W JEDNEJ STYLIZACJI.

Ubrania w kolorze Very Peri znajdziemy również w sieciówkach. Warto wspomnieć o Mohito, który w swojej ofercie ma krótką kurtkę puffer, z lateksowym wykończeniem, wysokim kołnierzem, zapięciem na zamek inapy. Model ten kupić można za niecałe 300 zł.

Gwiazdy pokochały ten kolor Chociaż dopiero niedawno Very Peri został ogłoszony kolorem roku, gwiazdy już podłapały ten trend. Korzystają z niego zarówno na co dzień, jak i podczas wielkich gal, w trakcie których robią wszystko, by przyciągnąć uwagę fotoreporterów. Paparazzi uchwycili już choćby Hailey Bieber, żonę Justina Biebera, przechadzającą się po ulicy od stóp do głow w barwach very peri. Z kolei Lady Gaga postawiła na ten kolor podczas premiery filmu „House of Gucci”. Wybrała długą do ziemi, delikatną kreację tytułowej marki, a jej stylizacja przyciągnęła uwagę fotografów.

FOT. GETTYIMAGES

Very Peri inspiruje projektantów Projekty z kolorem roku 2022 tworzą zarówno wielkie nazwiska, jak i te, których produkty są dostępne niemal dla każdego. Wtym pierwszym gronie znajduje się marka Bottega Veneta. Dodatkiem wartym uwagi jest m.in. trapezowa torebka z lakierowanej skóry – przełamie monotonię i ożywi niemal każdą stylizację. Jednym minusem może być cena. Wspomniany model kosztuje bowiem około 15 tysięcy złotych. Za 1300 zł nabyć możemy z kolei żakiet Aggi, idealnie pasujący do eleganckiej sukienki, a także z białym topem i jeansami.

FOT. GETTYIMAGES

S

ięgają po niego największe światowe nazwiska oraz ci, których projekty możemy znaleźć w sieciówkach. Co roku eksperci z instytutu Pantone Color Institute ogłaszają kolor, który będzie dominował we wnętrzach w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Zdecydowali, że w 2022 roku taką barwąbędzie Veri Peri, o którym mówi się, że jest kolorem niebieskim wpadającym we fiolet. Zdaniem profesjonalistów, ma on nie tylko nieść nadzieję i dostarczyć energii do działania, ale także zachęcić do optymistycznego patrzenia w przyszłość. Wspomniany kolor świetnie prezentuje się nie tylko we wnętrzach. Doskonale wygląda na ubraniach i dodatkach. Chociaż przyjęło się, że fiolet pasuje przede wszystkim osobom o chłodnym typie urody, barwa ta występuje w tak różnych odcieniach, że bez problemu dopasuje się ją niemal dla każdego.



C E N T R U M

H A N D L O W E

Bydgoszcz, ul. Kruszwicka 1

O! Teatr! O godz.: 11, 13 i 15 zapraszamy na teatrzyk dla dzieci i warsztaty prowadzone przez lokalne organizacje!

O! Jarmark zaskakuje na okrągło! Co miesiąc nowa, zaskakująca tematyka!

Więcej o akcjach na www.chrondo.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.