CENA: 13zł w tym 7%VAT NR 13/05/2008 MAJ
INDEKS 233021
ISSN 1897-3655
otwartości na nowe sposoby modyfikowania ciał daje piorunujące efekty. Z pewnością będzie się to dało zauważyć podczas ich Tattoofestowego pokazu. Jeżeli jesteście zainteresowani wzięciem udziału w pokazie lub chcecie się przekonać o ich umiejętnościach na własnej skórze, koniecznie obejrzyjcie galerie przekłuć wspomnianych piercerów i napiszcie do nich, by omówić szczegóły.
One Moment Piercing - Kudi i xBamx
i xRonix, obecnie pracujący w Monster Tattoo w Poznaniu. Sądząc po ich pokazie podczas łódzkiej konwencji tatuażu, z pewnością i u nas będzie można liczyć na coś wyjątkowego i spektakularnego. Kraków reprezentować będzie dr. X, brzydsza połowa duetu ze studia Ania Tattoo, oraz Kudi i xBamx pod szyldem wspólnego projektu One Moment – Kult Piercing. To połączenie wieloletniego doświadczenia Kudi i pomysłowości Bama, co przy ich
Roni i Smurf
Tattoofest to nie tylko impreza umożliwiająca polskim tatuatorom zaprezentowanie swoich umiejętności. Jest niesamowitą okazją, by podglądać artystów przy pracy, a czasem stać się również jej częścią. Poprzez tatuowanie się podczas konwencji i udział w konkursach możliwe jest przekroczenie tej magicznej granicy bycia jedynie widzem, świadkiem wydarzenia i stanie się składową wpływającą na obraz i stan naszego wspólnego świata. Ale Tattoofest to nie tylko tatuaż. To także piercing. Podobnie jak w ubiegłym roku, do dyspozycji licznych piercerów będzie mała scena dolnej sali Rotundy. W zeszłym roku pokaz swoich umiejętności dał Bruno Ragonesi razem z Kudi z Kultu. Nie zabraknie go i teraz, jednak już pod szyldem Ironexperience. Z gości zagranicznych pojawi się także Sala, obecnie piercer Darktimes Tattoo. Ponadto zawitają do nas dobrze znani i cenieni za swoje doświadczenie i zaangażowanie w polską scenę BM przekłuwacze Misiek54
TATTOOFEST 4
Misiek54
Usuwanie skóry w wykonaniu Sali
Sala (prawa strona)
Bruno przy pracy
Dr X
Bruno Ironexperience - www.myspace.com/ironexperience (ironexp@hotmail.com) Sala Body Modifications - www.myspace.com/salabodymodification Misiek54 - www.myspace.com/misiek54 xRonix - www.myspace.com/xvxronixvx (xronix@op.pl) dr X - www.dr.x.getphoto.pl Kudi & xBamx One Moment Piercing - www.tattoo.biz.pl (onemomentpiercing@gmail.com)
To już ostatnia okazja, by zamieścić w magazynie informacje dotyczące przygotowań do tegorocznej edycji Tattoofestu. Dlatego tym razem garść informacji nie tylko o piercerach, którzy odwiedzą festiwal, ale i o atrakcjach, które dla was przygotowujemy od kilku miesięcy. W tym roku będziemy mieć dwa motywy przewodnie. W pierwszy dzień będzie to burleskowy klimat lat 30-tych i 40-tych, a także oldschoolowy klimat rock’n’rolla. Postaramy się przybliżyć wam ducha tej epoki poprzez oprawę muzyczną, a także przygotowane atrakcje. Drugi dzień to miejski, współczesny klimat. Nie zabraknie także pokazów filmowych czy niewielkich paneli dyskusyjnych tatuatorów. Oni sami nie będą zajęci tylko tatuowaniem w boksach. Planujemy dla nich spektakularne bitwy tatuatorskie prowadzone na głównej scenie. Czeka nas niesamowity pojedynek: dwóch tatuatorów, jeden model, podobna tematyka i dwa różne tatuaże. Choć potyczki te zarezerwowane będą dla nielicznych artystów zaproszonych na Tattoofest 2008, obiecujemy, że kilka osób z publiczności będzie mogło przyjrzeć się tatuowaniu z bliska lub przekonać się „na cudzej skórze”, jak odpowiednio przygotowuje się sprzęt czy tatuuje. Poza atrakcjami związanymi z samym tatuowaniem, także coś dla oka. Czeka nas występ Devils Angels, czyli niezwykle utalentowanego duetu - Divy Izazelli i Natashy De Viant. Nie będę jeszcze zdradzać, co szykują gorące dziewczyny, ale na pewno nikt nie będzie zawiedziony. Poza tym w niedzielne popołudnie na scenie wystąpi niesamowita formacja prosto z Finlandii - Bobos Locos Carneval. Gwarantujemy, że takich widowisk jeszcze w Polsce nie było!! Każdego dnia zaczynamy wpuszczać zwiedzających od godz. 10. Sami doskonale wiemy, jakie atrakcje oferuje weekendowe nocne życie Krakowa, ale naprawdę warto pojawić się w niedzielę w Rotundzie trochę wcześniej, tak by nie stracić żadnych atrakcji, i oczywiście zostać trochę dłużej. Przypominamy o cenie biletów: każdy dzień to 25 złotych, bilety na MoshFest będą sprzedawane osobno. TATTOOFEST 5
TATTOOFEST 6
WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków REDAKTOR NACZELNY: Aleksandra Skoczylas REDAKCJA: Radosław Błaszczyński kult@tattoofest.pl Katarzyna Ponikowska ermine@interia.pl OPRACOWANIE GRAFICZNE: Asia STALI WSPÓŁPRACOWNICY: Dawid Karwowski, Dante, Justyna Czarnecka, Raga
Galeria tatuaży
CIEKAWE/NADESŁANE
DROPKICK MURPHYS
Celtycki punk z Bostonu
RICARDO
Rodzina TattooArt
LESZEK JASINA
Ze studia „Gonzo”
Kudi Chick
„A” JAK ALANA
Japoński styl
KING CARLOS
Amerykański sen
ALL OR NOTHING
NOVICK
„Dymaj barany, będziesz wełniany”
DANTEIZMY
TATTOO Z akcentem na FEST
FREIHAND
Fishero, Tom & Tyna
SVEN WIEGAND
„Być wszystkim i zmierzać wszędzie”
TATTOO BOAT!
Rozbujana konwencja!
INFO
Tutaj jesteś
8 10 20 28 35 38 42 48 54 60 64 66 70 Garść informacji
7 SPIS TREŚCI
Co ciekawego poza tatuażem?
4
OKŁADKA foto: James Debenham MARKETING I REKLAMA: Anna Błaszczyńska info@tattoo.biz.pl DRUK: Drukarnia FTF www.ftf.com.pl Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść TATTOOFEST 7 zamieszczonych reklam. ISSN 1897-3655
INFO
OD REDAKCJI! 13-ty numer „TattooFestu”, a w nim kolejna, gigantyczna prezentacja różnorodnych artystów i ich tatuaży. Bardzo się cieszymy z faktu, że coraz więcej osób zgłasza się do nas z chęcią współpracy. W tym numerze prezentujemy sporą ilość tatuatorów, którzy zdecydowali się na przyjazd do Krakowa na konwencję organizowaną przez naszą redakcję. Przeczytacie o Svenie Wiegandzie zaproszonym na festiwal przez Waldiego z Wiednia, Fishero, Tomie i Tynie z czeskiego studia Freihand, a także polskich artystach: Novicku ze studia JuniorInk oraz Leszku Jasinie ze studia Gonzo. Perełką tego numeru jest na pewno relacja
z konwencji, która odbyła się w kwietniu na promie płynącym ze Szwecji do Finlandii. To było dla nas naprawdę wyjątkowe przeżycie. Zdobyliśmy wiele nowych doświadczeń, które mamy nadzieję wykorzystać w naszej pracy. Innym szwedzkim akcentem jest artykuł o Kingu Carlosie specjalizującym się w tatuażu japońskim, a pobierającym nauki u samego Filipa Leu. Tym razem znaleźliśmy również nieco miejsca na muzykę. Oddajemy do Waszych rąk wywiad ze Scruffym Wallacem, członkiem bostońskiego zespołu Dropkick Murphys. Udało nam się spotkać z legendą punka promującą irlandzki styl życia, czyli non stop zabawa, alkohol i tatu-
aże. Zestawienie, które gwarantuje długowieczność. Od tego momentu postaramy się częściej prezentować różnego rodzaju wytatuowane zespoły muzyczne. W planach jest Ignite i Agnostic Front, a także relacja z krakowskiego, czerwcowego MoshFestu (siostrzanej imprezy Tattoofestu). W „trzynastce” nie brakuje i stałych rubryk jak Kudi Chicks (oj, przybywa nam pięknych, ślicznie wytatuowanych dziewcząt!), Danteizmów - tym razem o konwencjach, Rodziny TattooArt w osobie Ricardo z wrocławskiego Skullmastera oraz Ciekawych/ Nadesłanych prac. Radek
Konwencje:
INFO
13 Internationale Tattoo & Piercing Convention 30.05-1.06.2008 Dortmund - Niemcy www.tattoo-show.de
Ignite - Death
Before Dishonor - Burn the 8 track Czekają nas nie tylko “majówki” w tym miesiącu, ale i prawdziwe święto hardcore’a. Na dwóch koncertach, w Krakowie i Warszawie zagra Ignite, legenda melodyjnego hc-punk, bostońska formacja Death Before Dyshonor oraz punk rockowe Burn the 8 track. Enjoy!! 08.05.2008 - Kraków, klub Lochness w ramach 8 edycji Mosh Festu 09.05.2008 - Warszawa, klub Progresja w ramach 16 edycji Show No Mercy
sprostowanie
Do relacji z Łodzi wkradł się jeszcze jeden błąd. Doszło do zamiany fotografii. Zamieszczone przez nas zdjęcie pracy na stronie 31 nie jest autorstwa Marzana, a Karola z warszawskiego Blackstara. Zdjęcie zwycięskiego tatuażu w wykonaniu Marzana (II Miejsce „Kompozycja Męska) zostało opublikowane w numerze 12 na 73 stronie. Dla przypomnienia dodajemy fotkę:
Tofi, Artline, Rybnik, I miejsce „Czarno-Biały Duży”
Marzan, Sauron, Ruda Śląska, II miejsce „Kompozycja Męska”
W relacji z łódzkiej konwencji tatuażu, w poprzednim, kwietniowym numerze „TattooFestu”, błędnie podpisaliśmy pracę, która zdobyła nagrodę za zajęcie I miejsca w kategorii „Czarno-Biały Duży”. Praca ta jest autorstwa Tofiego z rybnickiego Art Line, a nie Łukasza z Lucky (Tychy). Obu tatuatorów przepraszamy!
TATTOOFEST 8
Kamil Mocet
w TattooGuide
Od dłuższego czasu nie przestaje się mówić i pisać o Kamilu, jednym z naszych najlepszych tatuażowych dóbr eksportowych. Artysta nie tylko szybko zyskał sławę i liczne trofea za granicą, ale i stał się bardzo rozchwytywany podczas swoich wizyt w rodzinnych stronach (już niedługo będzie gościł na Tattoofeście!). Ostatnio pisaliśmy także o Kamilu w związku z otwarciem własnego studia w Londynie - Kamil Tattoos. Tym razem publikacja o nim i jego pracach zalazła się na niemieckim portalu TattooGuide Europa.
Amsterdam Tattoo Convention 30-31.05-01.06.2008 Amsterdam - Holandia www.tattooconventionamsterdam.nl
Tattoofest 2008 7-8.06.2008 Kraków - Polska www.tattoofest.pl
2 Tattooconvention Hart 14-15.06.2008 Hart - Niemcy www.conventions-hart.de
VI St-Petersburg International Tattoo Convention 12-14.06.2008 St. Petersburg - Rosja www.tattoo-festival.ru
fot. Claire Whelpton
25-lecie Napalm death
JEDEN RING I TYLKO JEDEN ZWYCIĘZCA Już 9 maja w hali warszawskiego Torwaru odbędzie się 9 gala Konfrontacji Sztuk Walki. KSW, czyli walki w najbardziej realnej formule na świecie - Mixed Martial Arts, to dyscyplina sportowa, gdzie zawodnicy sztuk i sportów walki toczą pojedynki przy dużym zakresie dozwolonych technik. Mieszane sztuki walki wyrażają jeden ze współczesnych kierunków rozwoju tej dyscypliny. Sprawdź, czym różnią się mity od prawdy. KSW 9 - „Powrót Mistrzów”! Ośmiu najlepszych wojowników na świecie stanie do walki o międzynarodowy pas federacji KSW. Dodatkową atrakcją wieczoru będą trzy walki extra fight, w których reprezentować nasz kraj będą Mamed Khalidov, Łukasz „Juras” Jurgowski oraz Maciej Górski. Zamów bilet już dziś na TICKETPRO.PL Szczegóły - KONFRONTACJA.COM Na KSW nie zabraknie przedstawicieli redakcji „TattooFest’u”. Szukajcie naszego stoiska!
Marzenia fanów mocniejszego brzmienia też się wkrótce spełnią. Trochę wcześnie informujemy, bo koncert Napalm Death, Suffocation i Warbringer odbędzie się 1 czerwca w warszawskiej Progresji (to się nazywa Dzień Dziecka), a dzień później we Wrocławiu. Jednak fani grindcora i death metalu już powinni być w pełnej gotowości, by móc świętować 25-lecie Napalm Death!
Uwaga! UWAGA! Nasz magazyn można już kupować w formie elektronicznej ze strony www.tattoofest.pl. Płacić można na wiele sposobów, w tym również kartą płatniczą. Wprowadziliśmy taką formę sprzedaży przede wszystkim z myślą o osobach przebywających za granicą lub mieszkających w małych miasteczkach i wsiach, które nie mogą nabyć fizycznie naszego pisma. „TattooFest” w pliku pdf jest w jakości nadającej się do czytania i oglądania za pomocą komputera i nie nadaje się do wydruku. Cena tej wersji to tylko 10zł. Jeżeli jacyś wasi znajomi nie mogą kupić wersji drukowanej, poinformujcie ich proszę o tej możliwości zakupu.
prenumerata
3 numery to 39,00 a 6 numerów to 78,00 (kolejny dostaniesz w prezencie). Na terenie Polski przesyłka gratis. Poza granicami należy doliczyć koszt przesyłki. Żeby zaprenumerować Tattoofest należy:
1.
Skontaktować się z Anią, podać swoje dane i zaznaczyć od którego numeru chcesz otrzymywać gazetę (kontakt 12 429 14 52, 502 045 009 , kult@tattoofest.pl) Wpłacić kaskę przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja Szpitalna 20-22/5s 31-024 Kraków lub przelewem na konto: Anna Błaszczyńska 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001
2.
Jeśli chcesz otrzymać fakturę koniecznie nas o tym poinformuj podczas zamówienia!
TATTOOFEST 9
Po raz drugi ze sztokholmskiego portu wypłynął prom wypełniony po burty wytatuowanymi ludźmi. Przez całą noc trwały swoistego rodzaju igrzyska przy dźwięku maszyn do tatuowania, a po kilkugodzinnym śnie artyści powracali na swoje stanowiska, by kontynuować misję przyozdabiania ludzkich ciał artystyczną trwałością. Jak twierdzą organizatorzy, to jedyna konwencja w Europie, która odbywa się w 100 % na morzu. To jedna z niewielu naprawdę dobrze zorganizowanych imprez, posiadająca specyficzny klimat i dająca wiele wrażeń estetycznych. TATTOOFEST 10 TATTOOFEST 10
Jimmy, Infinity Tattoo, Szwecja, I miejsce „Colour”
Zatłoczony prom
Panorama Sztokholmu
Kiedy nasz samolot podchodził do lądowania, mogłem przez kilkanaście minut oglądać krajobraz Szwecji, a raczej jej fragment, czyli okolice Sztokholmu. Widok, jak dla mnie, piękny! Ogromne połacie lasów iglastych poprzeszywane skalnymi polanami. Czasami można było dostrzec ukryty pomiędzy drzewami samotny dom lub dziką drogę. Przelecieliśmy zaledwie przez Bałtyk, a widok tak bardzo różnił się od naszego piaszczystego wybrzeża, że wydawało się, jakbyśmy lądowali na głębokiej północy, a nie kilkaset kilometrów od Gdańska czy Szczecina. To kraj o jedną trzecią większy od Polski, a posiadający niewiele ponad dziewięć milionów mieszkańców, czyli trzykrotnie mniej niż liczy nasza populacja. Pierwszy dzień i kawałek nocy spędziliśmy u przyjaciół w Sztokholmie. Już na pierwszy rzut oka można dostrzec w tym kraju porządek i zamiłowanie do kiełbasek, które goszczą na każdej ulicy w niewielkich, gastronomicznych budkach, również w formie wegetariańskiej. Można śmiało powiedzieć, że obok śledzi stały się narodową potrawą serwowaną w formie hot doga. Samo miasto leży wśród malowniczych terenów i pomimo tego, że jest dość rozległe, centrum skupione jest na niewielkim obszarze. Długi spacer zaliczony, charakter miasta poznany.
TATTOOFEST 11 TATTOOFEST 11
tto Laci, Pinker Ta
o, Węgry
Logo konwencji w 200 8 r.
Art Fusion na po
kładzie
W tym roku konwencja miała swoją drugą odsłonę. Sam pomysł zorganizowania jej na promie wydał mi się bardzo intrygujące z kilku powodów. Po pierwsze, jeszcze nigdy nie płynąłem promem. Po drugie, mieszkam daleko od morza i każdy kontakt z nim jest dla mnie ogromną satysfakcją. Po trzecie, festiwal tatuażu w takim miejscu wydaje się trochę nierealny, bo nawet dziecko wie, że na morzu buja, więc jak tam tatuować… Wątpliwości rozwiały się jednak bardzo szybko. Rejs ruszył z miasta Turku w Finlandii i zdecydowana jego większość odbywała się wzdłuż wybrzeża bądź niesamowipomiędzy cie malowniczymi wyspami i wysepkami. Dzięki temu fale były niewielkie. Na godzinę 18-tą organizatorzy zaplanowali wypłynięcie z portu. W godzinach od 21-szej do 3-ciej nad ranem przewidziany był czas na tatuowanie i różnego rodzaju atrakcje. Następnie kilka godzin snu i od 9-tej rano powrót na stanowiska i dalsza praca do godziny mniej więcej 16-tej. W tym czasie również konkursy tatuażu. Bardzo wyczerpujący maraton dla tatuatorów!
Kolacja w tatuatorskim gronie
TATTOOFEST 12 TATTOOFEST 12
em
at Design z klim
Reprezentanci z Polski: Juniorink, Rafs Death Rites, Kult, „TattooFest”
Sean Herman, USA
W tym roku zgromadziło się ponad sześćdziesięciu tatuażystów. Już na wiele miesięcy przed imprezą lista uczestników została zamknięta. Na łodzi gościły przede wszystkim studia ze Szwecji. Ze znanych nam dobrze osób był m.in. Diego i studio Zeal Tattoo, które pojawi się również na krakowskim Tattoofeście. Szczególną uwagę zwróciłem na studia takie jak South Of Heaven, Infinity, Left Hand Tattoo oraz wiele innych (ciężko byłoby wymienić tu wszystkie). Ze znajomych, zagranicznych wystawców spotkaliśmy prezentowanego już na łamach naszego magazynu przy okazji relacji ze sztokholmskiej, lądowej konwencji, Sida Siamese - fantastycznego, orientalnego artystę. Tatuował również Sean Herman, do niedawna pracujący w studio All Or Nothing, Miguel Ramos ze studia Jaganath, zdecydowanie międzynarodowy artysta, Ed Perdomo, gość z zeszłorocznej konwencji krakowskiej i wielu, wielu innych, w tym również Polaków. Z Londynu, już pod szyldem własnego studia, przyleciał Kamil Mocet ze swoją narzeczoną. Zawitał też Novick z warszawskiego studia Juniorink, Rafał z radomskiego Raf`s Death Rites (drugi rok z rzędu), a także krakowski Kult z Daveeem na czele. Kilku artystów niestety nie dojechało, na przykład Victor Portugal. A szkoda, bo nieobecni dodaliby jeszcze większego kolorytu całemu przedsięwzięciu. Artystom towarzyszyli także różnego rodzaju wystawcy, którzy swój kącik znaleźli pokład wyżej. Tutaj można było zaopatrzyć się w kolejne numery „Scandinavian Tattoo Magazine” oraz „Nordic Tattoo Mag”. Ponadto znalazło się tam oczywiście mnóstwo kolorowych koszulek i gadżetów, czyli tego wszystkiego, co powinno znaleźć się na dobrej konwencji. Sprzęt związany z tatuowaTATTOOFEST 13 TATTOOFEST 13
Organizator, Rasmus S. Reckeweg
Davee, Kult, Kraków
niem był dostępny tylko dla wystawców i nie mógł go zakupić przeciętny śmiertelnik, który znalazł się na promie. Kolejnym ogromnym plusem była frekwencja i chęć tatuowania się osób odwiedzających. Chociaż strefa bezcłowa na promach przyciąga Skandynawów niczym magnes, dla wielu z nich była to okazja nie tylko do świetnej zabawy na tej wyjątkowej imprezie, ale przede wszystkim do zrobienia sobie kolejnego tatuażu. Ten cały kolorowy tygiel ludzki, ograniczona przez statek przestrzeń i różne atrakcje, puby i kajutowokorytarzowe imprezy wytworzyły jedyny w swoim rodzaju klimat. Klimat zabawy, zawie-
Jimmy, Infinity Tattoo, Szwecja
Marcus, Szwecja
Drugiego dnia, po upojnej nocy, nadszedł czas na konkursy. Odbywały się one co pięćdziesiąt minut, od godziny 11-tej, w pięciu kategoriach. Bardzo sprawnie przeprowadzane, zgodnie z czasem i planem festiwalu. Tatuaże oceniano w jednym z uroczych pubów z balkonem. Wszyscy mogli wygodnie oglądać prezentowane prace. Po godzinie 16-tej ogłoszono wyniki i rozdano nagrody - statuetki, jak przystało na tego rodzaju konwencję, wykonane na wzór kotwicy. Najważniejszą nagrodę festiwalu zdobył Diego z Zeal Tattoo. Jest ona dla niego tym wartościowsza, że otrzyTATTOOFEST 14
Kamil Mocet, Kamil Tattoos, Anglia
rania nowych znajomości i „przechwalania się” posiadanymi już wzorkami. Coś pięknego!!!
Diego, Zeal Tattoo, Szwecja, I miejsce „Best of Cruise”
Lasse, Individual Ink, Finlandia, II miejsce “Black/Gray”
Jimmy, Infinity Tattoo, Szwecja, II Miejsce “Colour”
Noi, 1969 Tattoo, Szwecja, II miejsce “Small”
mał ją drugi rok z rzędu! Pozostaje mieć nadzieję, że w czerwcu w Krakowie pokaże coś równie ciekawego. Po rozdaniu nagród i ostatnich zakupach w bezcłowych sklepach większość uczestników opuściła prom. Na ich miejsce czekali w porcie inni pasażerowie, jednak już zdecydowanie mniej atrakcyjni, nastawieni na imprezowanie w gronie firmowych współpracowników, kawalersko-panieńskich wieczorków lub urodzinowego świętowania. Konwencja tatuażu Tattoo Boat 2008 dobiegła końca!
Efekt Art Fusion
Jens, Heavenly Ink, Szwecja, I miejsce “Small”
Skończyła się jednak nie dla wszystkich. Organizatorzy przygotowali dla artystów miłą niespodziankę. Kto chciał, mógł popłynąć w jeszcze jeden rejs do Finlandii. Tym razem po prostu z nastawieniem na zabawę i zasłużony odpoczynek, szczególnie dla tych, którzy pracowali. Po wypłynięciu z portu wspaniała kolacja, a następnie integracja w jednym z klubów na promie, który do godziny 24-tej został zarezerwowany tylko i wyłącznie dla uczestników konwencji. Po 24-tej impreza była kontynuowana już na ogólnie dostępnej dyskotece. To była naprawdę świetna okazja do bliższego poznania się z organizatorami i innymi uczestnikami konwencji. Mieliśmy okazję porozmawiać z sympatycznymi tatuażystami ze studia Pinker Tattoos z Budapesztu o scenie na Węgrzech, z fotografem ze skanTATTOOFEST 15
Adde, South Of Heaven, Szwecja, III miejsce „Best of Cruise”
Sala konwencji
dynawskiego magazynu „Nordic” i samymi organizatorami. Okazuje się, że wszyscy mamy podobne problemy oraz zbliżone cele w promowaniu tatuażu w Europie. Po otwarciu granic również mentalna granica pomiędzy wschodem a zachodem zaczyna się zacierać, a na pewno została przesunięta o wiele dalej niż znajdowała się do tej pory. Rano po imprezie kolejne miłe zaskoczenie. Ci artyści nigdy nie mają dosyć! W kajutach rozpoczęło się wzajemne tatuowanie! Kilka z nich zostało zmienionych w okrętowe studia tatuażu. Tego dnia powstało kilka bardzo ciekawych tatuaży, a pod igłami znalazła się również część organizatorów konwencji. Obsługa promu była naprawdę zaskoczona.
Peppe, Left Hand Tattoo, Szwecja, II miejsce „Best of Cruise”
TATTOOFEST 16
Podziękowania: Dla Jara i Karoliny za gościnę! Dla Tattoo Boat Crew za wspaniałe 48h!
Adde, South Of Heaven, Szwecja
Peppe, Left Hand Tattoo, Szwecja, I miejsce “Black/Gray”
Konwencja ta mieści się w ramach średniego formatu, jeżeli chodzi o ilość wystawców. Na pewno nie można jej porównywać do wielkich imprez, jakie już niejednokrotnie opisywaliśmy na naszych łamach. Jednak organizatorzy niejednej z nich mogliby się wiele nauczyć od ekipy Tattoo Boat. To naprawdę najlepsza impreza tego formatu, w jakiej brałem udział. Organizacja, artyści, atrakcje, frekwencja i klimat zasługują na duży szacunek. Na pewno postaramy się tam wrócić za rok i mamy nadzieję, że konwencja jeszcze bardziej rozwinie skrzydła. Sądząc po zapale i kreatywności Szwedów, możemy być tego pewni! Radek
TATTOOFEST 17 Tony, Tattoo World, Szwecja, I miejsce “Big”
TATTOOFEST 18
TATTOOFEST 19
TATTOOFEST 20
TATTOOFEST 21
Urodziłem się w 1972 roku w Worbis (Niemcy/ Land Thüringen). Moje życie zawodowe rozpoczęło się w wojsku 23 lata później. Miałem tam dużo wolnego czasu i wystarczająco chętnych ofiar, bym mógł rozwijać swój talent w kierunku tatuażu. Po odbyciu służby wojskowej poświęciłem się swojemu wyuczonemu zawodowi, czyli mechanice samochodowej, oraz dorywczo zajmowałem się tatuowaniem. Ale już wtedy miałem swoje własne studio. Był to dla mnie dość stresujący okres. Moich klientów przybywało z dnia na dzień. Nie zostawało
ani chwili na kreatywne myśli. Wytrzymałem tak dwa lata. Dzięki temu zbliżyłem się o krok do zawodowego usamodzielnienia się.
Moje pierwsze prace powstały pod silnym wpływem H.R. Gigera i Roberta Hernandeza. Wykonywałem wówczas prawie same czarno-szare tatuaże, najchętniej realistyczne (dziś jest nieco inaczej). Jednak szybko osiągnąłem granice tej techniki. Potrzebowałem zrobić coś
więcej. Chciałem nadać moim tatuażom więcej siły wyrazu, rozszerzyć swoje horyzonty, włączyć do gry kolor, więcej kontrastu i abstrakcji. I właśnie w tym okresie poznałem na konwencji w Magdeburgu Waldemara Wahna. Wywarł on na mnie wielkie wrażenie i otworzył przede mną nowe drogi. Poprzez ciągłe rozmowy i studiowanie jego prac, zmienił się całkiem mój punkt widzenia własnych obrazów i tatuaży. Wahn skłonił mnie również do tego, bym bardziej poświęcił się tematowi „tatuowanie i sztuka”. Myślę, że widać to w moich pracach
z lat 2001-2006. Jest w nich wyraźne podobieństwo do jego stylu. Poprzez bardzo szczerą i obopólną krytykę moje powiązania z nim, jak również z jego córką, wychodzą dzisiaj daleko ponad granicę zwykłej przyjaźni.
Nie każdy tatuator jest w moich oczach artystą. Jednak jeśli jest się czynnym kreatywnie, wtedy jest to sztuka. Być czynnym kreatywnie to też wyrażać siebie, swoje uczucia, obawy i nadzieje, a więc aplikować swoje własne aluzje i interpretacje na skórę klienta. Jeśli ma on jakieś prawa do tworzenia wraz z tatuatorem, wtedy tatuaż przestaje być sztuką. A ilu
tatuatorów może stwierdzić, że ich klienci dają im nieograniczoną swobodę działania? Czy jest to chociaż 10 % wszystkich tatuatorów? Niezbyt w to wierzę. Ciągła obrona swojego zdania kosztuje tatuatora wielu poświęceń. Szczęśliwym trafem mam wielu klientów, którzy rozumieją mój punkt widzenia i pozostawiają mi przestrzeń konieczną do kreatywnego
TATTOOFEST 22
tworzenia. Tysiąckrotne dzięki im za to! Pomimo mojej dwunastoletniej twórczości jako tatuator i artysta widzę siebie samego dopiero na początku mojej kariery. Tak wiele jest w sztuce, w malarstwie do poznania... Pragnę i muszę rozwijać się dalej.
Obecnie wyżywam się na malowaniu, aby nie stracić chęci do tatuowania. Jest wiele ciekawych analogii między malarstwem a tatuowaniem. Swoje malarskie doświadczenia można często przenieść na drugie medium - skórę. Odwrotnie oczywiście też! Malarstwo jest dla mnie ważnym poziomem porozumiewania się. Na tej plat-
Sven Wiegand
Pomysłów na tatuatorskie obrazy szukam często w moim bliskim otoczeniu. Może to być chociażby kupka kamieni, która doda skrzydeł mojej fantazji.
TATTOOFEST 23
formie jestem całkowicie wolny, mogę być wszystkim i mogę zmierzać wszędzie. Inspirują mnie malarze współczesnych czasów, np. Juan Davila (Chile) i Neo Rauch (Niemcy, Nowa Lipska Szkoła). Scena artystyczna określa prace tych artystów jako neorealizm. Ich styl i to, co z niego czerpię, wzbogaca moje prace. Lubię, gdy wszystko spotyka się w jednym obrazie: impresja, abstrakcja i realistyczna, rzeczowa twórczość. Sam jestem ciekaw moich przyszłych prac! W dziedzinie tatuażu przede wszystkim cenię sobie prace takich artystów jak Kamil Mocet, Osa, która już dawno wyszła z cienia Waldiego i wkroczyła na całkowicie niezależną drogę oraz Sebastian Junior. To m.in. jeden z powodów, dla których nie chcę przegapić tegorocznego konwentu w Krakowie. Byłem w Polsce dwukrotnie na tego typu imprezach i za każdym razem rzucały mi się w oczy ponadprzeciętnie wykonane prace.
Przyszłość tatuażu widzę i wesoło, i smutno zarazem. Z jednej strony w ciągu ostatnich 10 lat prace polepszyły się ekstremalnie - przede wszystkim właśnie w krajach Europy Wschodniej. Z drugiej jednak strony tatuaż jest redukowany przez media do statusu „towaru”. Dlatego uważam za szczególnie ważne, by każdy tatuator, który ma o sobie dobre zdanie, bardzo głęboko poświęcił się swemu powołaniu.
TATTOOFEST 24
Uważam, że tatuaż powinien pozostać „luksusowym towarem”, na który klienci muszą się długo przygotowywać, również oszczędzać. Wtedy będą zadowoleni ze swojej modyfikacji ciała przez całe życie.
Przy tym dość czasochłonnym zawodzie moja rodzina prawie zawsze jest nieco zaniedbywana i tutaj chciałbym serdecznie podziękować moim chłopcom i mojej żonie za ich zrozumienie. Podziękowania należą się również mojemu zespołowi, współpracownikom Nilsowi i Andrei, którzy wspierają moje studio swoją niezależną działalnością. Sven Wiegand (tłumaczenie z niemieckiego: Osa)
TATTOOFEST 25
Tattoostudio SW-Design Lange StraĂ&#x;e 5 37339 Worbis Niemcy Tel: +49 36074 92078 www.tattoo-sw-design.de
EKIPA Z OSTRAWY
TATTOOFEST 28
Tom
Fishero
Graficy z wykształcenia, tatuatorzy z zamiłowania, czyli Fishero i Tyna - artystyczny duet, który od samego początku razem pokonuje tatuatorską drogę. Razem zaczynali, razem otworzyli własne studio, razem doskonalili się w zdobieniu ciała i razem robią to nadal. Uzupełnieniem ekipy jest Tom. Cała trójka tworzy zgrabny tatuatorski team. Przedstawiamy czeskie studio Freihand, które będzie obecne na III edycji Tattoofestu.
OD GRAFFITI DO TATUAŻU
Fishero ma 33 lata. Zainteresował się sztuką tatuatorską za sprawą graffiti. Było to ok. 1997 - 1998 roku, kiedy w pismach poświęconych tatuażom szukał inspiracji do swoich grafficiarskich prób. - Kiedy potem zobaczyłem, że w pewnym studiu w Ostrawie będzie konkurs na tatuażystów, wydało mi się interesujące spróbować. Wtedy zacząłem tatuować. Był 2000 rok. Z puszkami łaziłem przez jakieś 10 lat, od 1993 roku. Malowałem wnętrza klubów, sklepów, fasady firm itp. Był to idealny sposób na spożytkowanie pewnej umiejętności i dodatkowo zarobienie na nowe puszki. Robienie graffiti miało chyba największy wpływ na moją aktualną pracę. Tam zdobyłem podstawy rysunku, z których czerpię do dziś. A krzyżowaniem tych dwóch światów - graffiti i tatuażu - staram się wypracować osobisty styl - mówi Fishero. Mimo iż ozdabia ciało od
Fishero
ośmiu lat, tatuator nadal ma poczucie, że jest na początku drogi: - Czuję się pewniej, ale ciągle mam się czego uczyć. W tym roku ma zamiar skorzystać z dwóch zaproszeń do praskich stu-
diów jako gościnnie tatuujący artysta. Fishero lubi tatuować prace new schoolowe i old schoolowe oraz wzory w stylistyce japońskiej. - Używam wyraźnych linii, czystych powierzchni, bez niepotrzebnych detali czy kolo-
rów - mówi tatuator. U innych tatuatorów ceni sobie natomiast indywidualizm, czytelny przekaz, innowacyjne podejście i ciekawą techniką wykonania. Poza tatuowaniem, Fishero od niedawna ma jeszcze inną pasję - fotografię.
Tyna
Fishero i Tyna pracują razem od 2000 r. Zaczęli tatuować w studiu w Ostrawie. Jednak tamtejsze warunki i sposób funkcjonowania zaczęły im szybko przeszkadzać. Fishero: - To było klasyczne studio do zarabiania pieniędzy. Właściciele uważali, że wystarczy tygodniowe zaznajomienie się z pracą i minimum podstaw tatuowania, a potem trzeba już tylko robić pieniądze, bez oglądania się na jakość. Np. o tym, że istnieją jakieś igły magnum, dowiedziałem się dopiero na pierwszej konwencji, jaką odwiedziłem. Tyna i Fishero postanowili więc otworzyć własne studio, gdzie byliby sami sobie szefami i wszystko zależałoby od nich. I tak w kwietniu 2002 r. powstał Freihand. - Nazwa nawiązuje do mojej wcześniejszej działalności w graffiti crew - Freihand Technik. Wiąże się również z jakąś tęsknotą za „wolną, swobodną ręką” w plastycznych wypowiedziach i ekspresji - tłumaczy Fishero. Aktualnie w studiu pracują trzy osoby. Po latach gościnnego tatuowania do ekipy dołączył Tom. Jako studio zdobyli już kilkanaście nagród i wyróżnień w czeskich i słowackich konkursach.
TATTOOFEST 29
BEZ NEGATYWNYCH EMOCJI
Tina, podobnie jak Fishero, zaczęła tatuować w 2000 roku. Wcześniej nie interesowała się tatuażami. Jak wspomina, cieszyła się pozbawionym trosk bezrobociem i swoim psem. Do studia przyciągnęła ją okazja nauczenia się czegoś nowego. Tyna: - Na początku przenosiły się na mnie negatywne wibracje z ludzi, którzy źle znoszą ból. Z czasem artystka opanowała te emocje i skupiła się na tatuowaniu. Największy wpływ miały na nią prace Toma Renshaw i Filipa Leu. Poza tym ceni sobie wszystkich artystów „potrafiących przenieść tatuowanie na inny poziom niż ten, który istnieje w ogólnej świadomości o tym, jak tatuaż wygląda”. Jej styl to ornamentyka. Za swój największy sukces uważa to, że mamie, która jest przeciwko tatuażom, zaczynają się podobać jej prace. Ale widzi też minusy pracy jako tatuator. - Dość często nie daję rady nawet pójść na obiad - mówi. To dla niej tym trudniejsze, że z natury lubi spokój, ciszę, góry i las. Bez pośpiechu, nerwów
TATTOOFEST 30
i negatywnych emocji. Dużo czasu poświęca rzeczom wyrastającym z ziemi, szczególnie kaktusom i roślinom mięsożernym.
ZGODNY DUET ARTYSTYCZNY
Zarówno Fishero jak i Tyna preferują odwiedzanie konwencji jako widzowie. Fishe-
ro: - Mam wtedy więcej czasu, aby obejrzeć to, co mi się podoba. Lubię wielkie imprezy, gdzie można dużo zobaczyć, jak Mediolan, Londyn, Berlin,
Amsterdam, Barcelona. Chętnie pojechałbym do Paryża, Rzymu, Helsinek, Sztokholmu. Tyna dodaje: - Nie lubię pracować na konwencjach,
TATTOOFEST 31
bo zabiera to dużo energii. Nie jestem typem człowieka, który chce być w centrum uwagi. Przy pracy wolę spokój niż tysiące oczu. Oboje są też zgodni, że największym osiągnięciem jest dla nich zadowolenie klienta i dobrze wykonana praca. Fishero: - Bardzo cenię sobie album prac, które pozostają mi po współpracy z klientami. Kartkowanie go dodaje mi energii do dalszej pracy. Wiem, że są osoby, które znają moje prace, wiedzą, czemu oddają się w moje ręce i ufają mi na tyle, że pozwalają mi tworzyć bez ograniczeń. Tatuatorzy nieco inaczej natomiast definiują to, czym jest dla nich tatuaż. - Dla mnie, i nie widzę w tym nic złego, jest raczej rzemiosłem, do którego można wiele wnieść. Dziełem sztuki stają się raczej ludzie, którzy tatuaże noszą na sobie - uważa Tyna. Z kolei dla Fishero sprawa jest nieco bardziej skomplikowana: - Najlepsze tatuaże są bez wątpienia sztuką. Osobiście nie potrzebują czuć, że robię sztukę. Mam potrzebę realizować się plastycznie i ten sposób jest mi najbliższy.
WYCIECZKA CZECHÓW DO KRAKOWA
Czescy artyści wiążą z wyjazdem na krakowski Tattoofest TATTOOFEST 32
duże nadzieje. Tym bardziej, że chcą bliżej poznać polską scenę tatuatorską, z której obecnie najbardziej znają artystów pracujących za granicą: Hernandeza, Waldiego,
Piotrka czy Kamila. Fishero: - Z Polaków pracujących w ojczystym kraju bliżej znam niestety tylko prace Pawła z 3rd Eye, które zresztą bardzo sobie cenię. Ale zrobiło
na mnie wrażenie wiele tatuaży, które znam z magazynu „TattooFest”. Dlatego postanowiliśmy pojechać na kolejną edycję polskiego festiwalu. Bardzo się cieszę, że od-
wiedzę Kraków. Tyna również przyznaje, że nie zna się zbytnio na polskiej scenie. - Liczę na przyjemną niespodziankę. Poza tym mam nadzieję, że w Krakowie
TATTOOFEST 33
wpadnie mi w oko czyjś osobisty styl i dam sobie wreszcie zrobić porządny tatuaż - mówi artystka. Fishero dodaje: - Kraków to piękna miasto, więc na pewno połączymy wyjazd z wycieczką.
PLANY I ZAMIERZENIA
Aktualnie studio Freihand jest w remoncie. - Zwiększamy powierzchnię, zmieniamy wnętrze, przygotowujemy kolejne pomieszczenie itd. Poza tym swoją pracą chcemy nadal wzmacniać i ugruntować pozycję porządnego studio - mówi o najbliższych planach Fishero. Kaśka (tłumaczenie: 3ci)
Freihand Tattoo 28. Řijna 80 Ostrawa 1 tel. +420 603 218 615 +420 736 772 446 +420 603 277 505 www.freihand.cz
TATTOOFEST 34
Znowu przyszed³ maj, znowu zrobi³o siê ³adnie za oknem i cz³owiekowi jakos tak ³atwiej wszystko przychodzi. Co z tego, ¿e szef g³upi, a praca nudna... Wrócê do domu i jeszcze bêdzie dzieñ. Trzeba jedynie jeszcze przegnaæ zimowe lenistwo z ty³ka. A co z tymi, co maj¹ chroniczn¹ alergiê na dzia³anie? Wszyscy wiedzą, że nadchodzi 3 edycja Tattoofestu i trzeba będzie wyruszyć do Krakowa. Nie ma zmiłuj! Każdy ma tam być i kropka. Jeśli ktoś naprawdę interesuje się modyfikacjami ludzkiej powłoki, nie przepuści takiego wydarzenia w Polsce. A co z resztą tego typu imprez? Szczecin to już tylko wspomnienie. O Łodzi ktoś jeszcze pamięta? Czytamy w mailach, że konwencja była super... impreza świetna... ile za motylka w kolorze (to nie ten mail)... szkoda, że tak mało tego... Jak kurde mało?! Przecież w Europie w zasadzie co chwila jest jakaś impreza związana z tatuażem. Gdyby człowiek chciał jeździć na wszystkie, najpierw musiałby się sklonować (bo czasem terminy się pokrywają) i mieć reaktor zamiast serca (żaden organizm nie wytrzyma tyle kawy, żeby to wszystko przeżyć). Mnogo tego wszędzie. Od lokalnych spotów (europejskie lokalne zjazdy czasem bywają większe niż nasze międzynarodówki) po naprawdę multikonwencje. Pół naszego bagażu to baterie do aparatu. Jest tego tyle, że nie nadąża się robić fotek. Co nie znaczy oczywiście, że tylko na zachodzie potrafią zrobić konwencję z prawdziwego zdarzenia, a u nas jak zwykle wieje nudą. Problem polega na tym, że salony nie kwapią się specjalnie do organizacji takich imprez. Zagrzebane w ciepłym mule zapisują klientów i potem przeżywają, że mają tyle pracy. O konwencjach się mówi i mówi... A mamy tylko trzy. Jedna to debiut, jedna wywołała naprawdę mieszane uczucia i Tattoofest, który z roku na rok robi się coraz bardziej zagraniczny i prestiżowy. Widać po kraju, że salony są i nie chowają się do piwnic, ale organizacji takiego konwentu podejmują się nieliczni. Reszta udaje, że nie słyszy. Tak samo jest z reprezentacją za granicą. Wyjeżdżają stali bywalcy oraz od wielkiego dzwonu wyskoczy ktoś jeszcze. W przypadku salonów nie wierzę, że to kwestia funduszy. Przeloty są tanie jak barszcz, a pokazanie
się na takiej konwencji to też zagraniczna prasa i zagraniczni klienci. Teoretycznie to, co włożyło się w taki wyjazd, można bardzo szybciutko odzyskać z górką. Oczywiście zawsze może coś nie wyjść. Tylko dlaczego od razu zakładać najgorsze? Spotkałem się też z jękami pod tytułem: trzeba zamknąć studio i jechać gdzieś w cholerę. No dobra! Ale na ile trzeba zamknąć? Trzy, cztery dni? Większość konwencji organizowana jest w weekendy. Potencjalna statuetka z takiej imprezy zagranicznej to odzyskanie tych pieniędzy plus premia. Pucharki działają przecież na klientelę, nie ma co kryć. Ci totalnie nieświadomi nadal będą mieli to w najbardziej zaciemnionej części ciała, ale oni kierują się trochę innymi kryteriami. Bilet na godzinę czy bilet na pół godziny... Wreszcie osobista satysfakcja, że pokazało się swoje wydumane prace przed innymi gębami niż polskie. Przykre jest, że na konwencjach widać, kto jeździ i zwiedza, a kto pojawił się na takiej imprezie z przymusu. Nic nie idzie sprawnie. Tacy „niedzielni’ artyści nie potrafią się zorganizować. Na jednym stanowisku gabloty, albumy ze zdjęciami prac, artyści dostępni przez bite dwa lub trzy dni konwencji. Gdzie indziej plastikowy stolik, wieszający się laptop, a w niedzielę pusty boks (swoją drogą to się nazywa „szacunek” dla klienta). Nie ma się co dziwić, że tyle ekip nie chce jeździć, skoro tak ostentacyjnie daje do zrozumienia, gdzie ma te wyjazdy. Strony internetowe to strata czasu. Najważniejsze jest klepanie pieniędzy w zaciszu. Tak właśnie schodzi się na boczny tor wierząc, że nadal jest się w czołówce. Choć prace jakościowo są dobre, to potrafią się zatrzymać w epoce, kiedy o danym salonie się mówiło. Świat tatuatorski poszedł do przodu, a ktoś nadal bazgroli te same demonki i czaszeczki myśląc, że to jest trendy. Grono klientów się wykrusza, zostają tylko ci wierni. A kiedy im nagle brakuje miejsca na ciele, zaczyna się paniczne poszukiwanie sposobu na zabłyśniecie. Studia wy-
mierają przez izolację, nie tylko przez niski poziom prac. Nie starają się podglądać innych, bo przecież są najlepsi we wszechświecie, więc nie muszą... A potem płacz... Nie będę czarował. Wycieczka studia za granicę to też sponsoring (w jakiś sposób) modeli albo poszukiwanie ludzi, którym można zaufać. Napracować się kilka miesięcy i usłyszeć, że model nie dostał urlopu i nie może się pokazać... Nie ma nic gorszego. Każdy wyjazd tego typu to przede wszystkim inwestycja w siebie. Można się wiele nauczyć, bo żaden tatuażysta nie jest geniuszem. Jest też okazja na przywiezienie nowego-podpatrzonego stylu do kraju. Wtedy to właśnie o nas będą krzyczeć, że jesteśmy pionierami. Albo też zostać w kapciach w domu. Plus piwko, kanapa i klepanie chińskich znaczków aż do znudzenia. Jeśli nie jesteśmy tatuażystami (mało zostało takich ludzi, no ale jednak są ;) ), po co lecieć do Rzymu czy jechać do Pragi na konwencję, jak w kilka godzin można podskoczyć samochodem do miasta gdzieś w Polsce? Mniej więcej po to, po co jedzie tam tatuażysta. Można zobaczyć coś, czego u nas ze świecą szukać. Inni ludzie mają zupełnie inne spojrzenie na tatuaż. Wreszcie rzecz bardziej wymierna, czyli szansa na tatuaż u osoby, której galerie można było z zaślinieniem oglądać w sieci (Tu pozdrowienia dla Rogala, który upolował Hernandeza. Tak wiem! Tatuaż nie na konwencji). Zagraniczne studia czasem właśnie na konwentach szukają modeli. Albo z powodu wykruszenia się modela, albo z zasady. W tłumie szukają ludzi, którym chcieliby zrobić tatuaż i namawiają. Ot, taki sposób na modeli. Kto nie jeździ na zagraniczne konwencje, ma potem wrażenie, że wszystkie zloty, które opisywane są w magazynie to jakieś science fiction. Wyszperali kilka fotek, złożyli z tego materiał i już jest zapchaj dziura na trzy strony. Jeśli ktoś ogląda tylko obrazki (może będziemy dokładać malowanki z łączeniem kropek dla takich „czytelników”), rzeczywiście nie odróżni ściemy od prawdziwej relacji z konwencji. Jeśli sami nie ruszymy się i nie zobaczymy, jak
to wygląda poza Ciemnogrodem, nadal będziemy karmić się tylko obrazkami i marudzić, że w Polsce to nie umieją zrobić niczego cudownego. Z takich wycieczek właśnie powstał specyficzny klimat „TattooFestu”, pisma nie tylko klepiącego o rodzimych dziarmistrzach, ale miesięcznika mówiącego o całym świecie. Tak samo konwencja. Cała specyfika krakowskiego konwentu nie wzięła się jedynie z gdybologii stosowanej. Organizator w tym roku stanął na uszach, żeby pościągać na Tattoofest 2008 gwiazdy z Europy i nie tylko (będzie np. bardzo sympatyczna dziewczyna z Japonii). Tym razem impreza jest dla wybranych i zapowiada się na konwencję niezwykle prestiżową. Moim zdaniem (tylko moim) krakowska konwencja wyrobiła sobie już taką renomę, że może traktować moczem słabiznę polskiej sceny tatuatorskiej. Ewentualnie dopisywanie na listę rezerwową. Mnie się takie podejście bardzo podoba: selekcja jakościowa, a nie ilościowa (za mały lokal). Jest to kolejny efekt podglądactwa. Jeśli robi się konwencję jedynie ogólnopolską, ludzie podczas którejś tam odsłony czują się jak ogórki - znowu kiszenie się w tym samym towarzystwie. Niestety pociąga to też za sobą marny poziom prac. Brak rotacji to klepanie się po pleckach, piwko w towarzystwie kumpli i prace na odwal się. Dzięki wyjazdowi na Tattoofest ma się szansę zobaczyć resztę świata bez wielkiego wysiłku. Choć dla niektórych i dojazd do Krakowa to trauma, ale to nieuleczalne przypadki. Dla nich zostaje modlitwa albo strzelba... Oczywiście każdy z kochanych czytelników ma w czerwcu podbić kartę obecności, bo inaczej będzie z Wami biednie. Przegapienie tego wydarzenia to plama na honorze i obowiązek codziennego płaczu aż do przyszłego roku. Pamiętajcie też o zaklepaniu hoteli. Prognozy pogody nie są aż tak dokładne, żeby przewidzieć, czy da się przespać pod chmurką. Do zobaczenia w czerwcu w Rotundzie. Obecność obowiązkowa!
DANTEIZMY
Niekonwencjonalne konwencje
Michał (Dante)
TATTOOFEST 35
N
Novick, tatuator warszawskiego studia Juniorink zajmuje się zdobieniem ciała od 2005 roku. Trzy lata wystarczyły, by tatuator doszedł do perfekcji w tym, co robi. - Jego pierwsze tatuaże były wykonane na takim poziomie, jak moje po wielu latach - podkreśla nauczyciel i mistrz Novicka, Junior. Poniżej oddajemy głos młodemu tatuatorowi, który opowiada, jak doszedł do punktu, w którym znajduje się dzisiaj. Zainteresowanych pracami artysty zapraszamy w czerwcu do Krakowa. Na tegorocznym Ta�oofeście będzie można na żywo podziwiać Novicka w akcji.
J
Wiele lat temu, jeszcze za małolata, marzyłem, żeby zrobić sobie tatuaż. Chęć posiadania wzoru na skórze przyszła sama - nie wiadomo skąd. Było to jakieś 15 lat temu. Minęło parę lat, zanim zrealizowałem marzenie. Chciałem, żeby mój tatuaż wykonał Igor. W tamtych czasach był jedną z niewielu kompetentnych w tej kwestii osób w Polsce. W międzyczasie okazało się, że mój TATTOOFEST 38
przyjaciel, z którym znałem się od podstawówki, zajął się tatuowaniem. Był to Junior - mój późniejszy mentor. Zobaczyłem jedną z jego dziar i zrobiła na mnie duże wrażenie. Pomyślałem, że może on wykona mi tatuaż. I tak na mojej łydce pojawiła się syrena. Był to początek mojej przygody z tatuażem. Z czasem Junior zaczął pracować w Artstudio, a ja stałem się dość częstym bywalcem
tego miejsca. Do studia wpadałem a to na piwko, a to posiedzieć i pogadać. Na moim ciele pojawiały się kolejne wzory, a wraz z nimi apetyt na coraz więcej. Z czasem zaowocowało to moim zainteresowaniem i ciekawością, jak by to było tatuować ludzi. Pewnego dnia, gdy ekipa Artstudio wyjeżdżała na wakacje, poprosiłem Juniora, aby zostawił mi maszynki. Chciałem spróbować i poczuć, jak
to jest tworzyć coś na ludzkim ciele. W odpowiedzi usłyszałem jednak, że nie dostanę sprzętu, bo okaleczę ludzi, a nie o to chodzi. Junior oznajmił mi również, że może kiedyś nadarzy się okazja. Najpierw poradził mi poznać tatuowanie w teorii, dowiedzieć się, jak poprawnie to robić, a dopiero później próbować na czyjejś skórze.
Pod okiem Mistrza Juniora Nie pamiętam, ile lat minęło od tej rozmowy. Ale w końcu się doczekałem! Junior planował otworzyć własne studio, w którym widział miejsce dla mnie jako tatuażysty. Wróciłem więc do rysowania – ćwiczyłem rękę. Jako że jestem po szkole wyrobów artystycznych, po kierunku złotnik-jubiler, to miałem ułatwione zadanie. W szkole dużą uwagę przywiązywano do rysunku, co miało nam pomóc w projektowaniu biżuterii. Jak się z czasem okazało, w moim przypadku nie tylko do tego.
Szkoła prócz warsztatu techniki rysowania nauczyła mnie kreatywności i wyrobiła we mnie poczucie estetyki. W marcu 2005 roku Junior otworzył własne studio - Juniorink. Pomagałem mu w tym przedsięwzięciu razem z naszym przyjacielem Suchym (pracownikiem technicznym Artstudio, późniejszym piercerem Juniorink). Początki jak to początki - stresujące i trudne. Nowe
narzędzia w rękach, nowe obowiązki i strasznie duża odpowiedzialność. Mój pierwszy tatuaż wykonałem swojemu bratu na łydce, oczywiście pod czujnym okiem Mistrza Juniora. Zaproponowałem mu tribala. Miałem świadomość, że linie, które gdzieś uciekną w trakcie tatuowania, można będzie skorygować
kształtem wzoru. Do tej pory jestem zadowolony z mojego pierwszego tatuażu. Może widać nieznaczną nierówność konturu, ale czerń do dzisiaj pozostała gładka. Od tribala do koloru Na początku robiłem głównie tribale. Była to doskonała szkoła techniki i zapoznawania się z możliwościami
maszyn. Jak to na początku bywa, dużo pytań i dokładne podpatrywanie Juniora przy pracy: jak składa sprzęt, jak ustawia maszyny, ile igły wystawia itp. Wraz z większą ilością prac cieniowa-
nych, pojawiały się trochę ambitniejsze pytania i wątpliwości dotyczące samej techniki tatuowania. Chociaż pierwszą pracą tego typu był katalogowy skorpion, starałem się dodać coś od siebie, aby nie był to tatuaż pospolity. Od początku nie chciałem kopiować wzorów z katalogu. Po niecałym roku do ekipy
Juniorink dołączył Łysy (Łyskacz - lider grupy Mor W.A.). W ten sposób Mistrz Junior miał już dwóch uczniów. Pod jego czujnym okiem powoli pogłębialiśmy swoją wiedzę i umiejętności w tej trudnej i odpowiedzialnej
dziedzinie, jaką jest tatuowanie. Uczyliśmy się nie tylko od Juniora, ale również od siebie nawzajem. Jakieś dwa lata temu Łysy wyjechał tatuować do Stanów. Ja pozostałem i nadal dziargam w Juniorink. Przed rokiem do naszej ekipy dołączył jeszcze jeden ta-
TATTOOFEST 39
N J tuator - Igor. Ten sam, u którego kiedyś chciałem zrobić swój pierwszy tatuaż. Paradoksalnie, teraz dziargamy się nawzajem. Lekcje malarstwa, które ostatnio pobieram, zainspirowały mnie do zabawy z kolorem, co przekłada się również na pracę. Kolorowe tatuaże zaczęły sprawiać mi więcej zadowolenia i satysfakcji. Nie umniejsza to jednak wagi prac cieniowanych, które, jak się okazuje, wybaczają mniej niż kolor. Inspiracje, wyjazdy i plany Jestem tatuażystą, który zajebiście lubi konwencje. Te w Polsce mają swój urok, ale zagraniczne mają moc. Byłem na wielu imprezach tatuatorskich, nie zawsze dziargając. Niektórzy wiedzą, co mam na myśli... Jedną z konwencji, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie była
TATTOOFEST 40
ta w Luksemburgu. Niepowtarzalna atmosfera! Konwencje to doskonałe miejsce, żeby podpatrzeć, jak pracują inni tatuażyści, dowiedzieć się, co inni myślą o mojej pracy, spojrzeć na własne tatuaże z innej perspektywy. W swojej trzyletniej karierze brałem czynny udział głównie w polskich konwencjach. Raz byłem też na Ukrainie we Lwowie. Wiem, że tam wrócę. W najbliższym czasie planuję tatuować na konwencjach w Sztokholmie i Pradze. Co do inspiracji to chyba największą z nich jest Junior. Drugi w kolejności jest Igor. Są to osoby mi najbliższe i zawsze stara-
my się wspierać, doradzać sobie nawzajem, pomagać. Ważnym źródłem inspiracji są dla mnie również malarze. Do tych, którzy wywarli na mnie największe wrażenie, zaliczyłbym Axentowicza, Fałata, Menkesa i Styke’a. Jeśli chodzi o tatuażystów to prócz Juniora i Igora wymieniłbym Toma Renshawa, Boba Tyrrella, Josha Woodsa oraz Bammera z Berlina. Moje plany na przyszłość? Hmmm... Odwiedzać więcej konwencji, zdobywać więcej doświadczeń i jeszcze więcej tatuaży. To chyba tyle o mnie! Dymaj barany, będziesz wełniany... :) Novick
Juniorink Studio Marszałkowska 56/4 Warszawa Tel. +48 22 621 56 28 +48 22 499 97 74 +48 609 980 964
www.juniorink.pl
TATTOOFEST 41
„Tatuatorska Valhalla stworzona przez artystów i dla artystów”
TATTOOFEST 42
TATTOOFEST 43
„Pracoholizm w najdoskonalszej formie”
TATTOOFEST 44
TATTOOFEST 45
TATTOOFEST 46
TATTOOFEST 47
Rysowanie, malowanie, graffiti i sztuka w ogóle to nieodłączna część życia szwedzkiego tatuatora Calle. Szkice na papierze i nielegalne graffiti na murach doprowadziły go do tatuażu, z którym związany jest już 12 lat. Od sześciu lat jest też właścicielem studia King Carlos Tattoo. Jego znakiem rozpoznawczym są perfekcyjnie wykonane orientalne tatuaże z dopracowanymi kształtami i intensywnymi kolorami. Robi zwykle duże wzory: całe ręce, plecy czy nawet bodysuits. Jest świetnym artystą, ale nie dla wszystkich rozpoznawalnym, ponieważ nie udziela się na międzynarodowych konwencjach. Bardziej ceni sobie chwile spędzone z żoną i małą córeczką. Przedstawiamy
tatuatorskiego króla Carlosa.
TATTOOFEST 48
. Carl Björkman (Calle) dorastał w artystycznej rodzinie. Od małego szkicował i malował. Jego matka, malarka i projektantka ubrań, sprzyjała jego artystycznemu rozwojowi. Nie przeszkadzało jej nawet, kiedy syn wychodził w nocy z domu, ozdabiać miejskie ściany nielegalnym graffiti. Calle jako nastolatek (w latach 80-tych) należał do sceny hip-hopowej i jeździł na desce. Z czasem jeden z jego starszych kumpli-grafficiarzy otworzył studio tatuażu. Calle początkowo chciał być fotografem, ale kiedy z bliska zaczął się przyglądać sztuce tatuatorskiej, dostrzegł w niej pewne podobieństwo do graffiti, które umieszczone na pociągach przemieszcza się po mieście niczym wzór wytatuowany na ciele człowieka. W obu przypadkach sztukę mogą podziwiać przypadkowi ludzie, którzy mijają wytatuowanego człowieka czy wymalowany pociąg. Wtedy postanowił dołączyć do przyjaciela prowadzącego w Sztokholmie studio Circle Tattoo.
Zaraz po skończeniu Szkoły Artystycznej został pełnoetatowym tatuatorem.
POD WPŁYWEM FILIPA LEU I AZJI
- Kiedy zaczynałem, nie miałem takiego dostępu do informacji o sprzęcie i technikach tatuowania, jaki młodzi artyści mają teraz, w dobie internetu. Musiałem regulować maszynki sam, metodą prób i błędów. Moim pierwszym wzorem była gwiazdka wytatuowana na ciele dziewczyny przyjaciela. Jak chyba wszyscy początkujący tatuatorzy uczyłem się sztuki na skórze przyjaciół, za co jestem im bardzo wdzięczny - wspomina Calle. Jak podkreśla, bardzo dużo nauczył się, podróżując po Szwajcarii i tatuując rękaw u Filipa Leu. Carl: - Artysta dzielił się chętnie swoją wiedzą. Jeździłem do niego i patrzyłem, jak pracuje. Dzisiaj z MySpacem i internetem codziennie znajduję nieznanego utalentowanego artystę.
TATTOOFEST 49
Co roku od 10 lat szwedzki artysta jeździ też na kilka miesięcy do południowo-wschodniej Azji. - Te podróże to dla mnie zarówno relaks i wypoczynek, jak i czerpanie nowych pomysłów do pracy - dodaje. Wyjazdy do Azji, Calle traktuje również jako ucieczkę od zimnego skandynawskiego klimatu. Czas, który spędza na orientalnym kontynencie, stara się jak najlepiej wykorzystać i włączyć do swoich tatuaży jak najwięcej z tamtejszej kultury. - Mam to szczęście, że moi klienci często przychodząc z gotowym wzorem, rezygnują z niego i dają mi możliwość stworzenia nowego motywu tak, jak ja go czuję - mówi tatuator.
NA WŁASNYCH ŚMIECIACH
Sześć lat temu Calle poczuł, że może już czas na otworzenie własnego studia. Jak pomyślał, tak zrobił. W 2002 roku w centrum Sztokholmu otworzył King Carlos Tattoo. - To małe, ale przytulne i artystyczne miejsce. Staramy się, aby w naszym studiu tatuowali różnorodni artyści z całego świata, specjalizujący się w innych stylach.
TATTOOFEST 50
W King Carlos Tattoo razem z Calle pracuje Elvis z Niemiec, Oliver z Filipin oraz Darmiro z Argentyny. Studio cały czas się rozwija i Calle ma nadzieję, że w King Carlos będą pracować tylko najlepsi artyści. - Bycie tatuatorem to artystyczne rzemiosło połączone z ciężką pracą - uważa Carl. - Każdy tatuaż to artystyczne przedsięwzięcie. Rysuję i rysuję, dopóki nie poczuję się usatysfakcjonowany z tego, co stworzyłem. Czasem, kiedy nie jestem w nastroju, rysuję godzinami, zanim poczuję, że jest ok. Artysta podkreśla również, że współzawodnictwo w sztuce nie jest jego zdaniem możliwe. Podobnie, jak trudno ocenić różne rodzaje muzyki czy różne smaki. Calle: - Wszystko zależy od indywidualnego gustu i tego, co się lubi. Dlatego według mnie najlepszą nagrodą jest nie statuetka, ale zadowolenie klienta z tego, co stworzę. Jeśli chodzi o techniki tatuowania, artysta uważa się za old schoolowca: - Nadal sam gotuję swój tusz* i lutuję igły - mówi.
TATTOOFEST 51
RODZINA I PRZYJACIELE PONAD WSZYSTKO
Calle nie wyobraża sobie, że mógłby robić w życiu coś innego. - Tatuuję od kilkunastu lat. Kocham to, co robię - wyznaje. Dla niego nie ma minusów pracy tatuatora. Może poza jednym... - Mam za mało czasu dla swojej rodziny. Spędzam wiele nocy na rysowaniu i planowaniu wzo-
TATTOOFEST 52
rów. Czasem godzinami nie mogę spać, myśląc nad nowym tatuażem. A rodzina jest moją drugą pasją. Lubimy z żoną podróżować, ale odkąd urodziła się nasza córeczka, więcej przebywamy w domu. A wolne chwile spędzamy w zamkniętej grupie najbliższych przyjaciół i rodziny - wyznaje Carl. M.in. dlatego tatuator nie bywa na międzynarodowych
konwencjach i ma czas tylko na jedną tatuatorską imprezę w roku - Ink Bash w Sztokholmie. Ale zdaje sobie sprawę, jak cennym doświadczeniem są wyjazdy na konwencje. - To świetne miejsce, aby spotkać innych artystów i wymienić się z nimi swoją wiedzą, znaleźć nowe inspiracje. Ale to również okazja do imprezy z przyjaciółmi, z którymi nie mam się okazji zbyt często spotykać. Dlatego mam zamiar wybrać się w tym roku do Londynu i Amsterdamu - planuje Calle. Kaśka
King Carlos Tattoo Sankt Eriksgatan 70 113 20 Sztokholm Szwecja tel. +46 8 32 77 55 www.kingcarlostattoo.com
* stary sposób obróbki termicznej tuszu, celem której jest nadanie mu bardziej czarnej barwy
TATTOOFEST 53
kudi chicks
MAJOWĄ KUDI CHICK SPONSORUJE LITERKA „A”. A JAK ALANA, ANGLIA, AUSTRALIA. ZAPYTANA O TO, CO CHCIAŁABY O SOBIE POWIEDZIEĆ, NIE ZAMYKA UST NA TEMAT TATUAŻU. TO DOBRZE! BĘDZIE TROCHĘ INACZEJ NIŻ ZWYKLE. NIE O PIESKACH I KOTKACH, NIE O MUZYCE I NARZECZONYCH. DZIŚ KONKRETNIE, O PODEJŚCIU DO TATUAŻU Z KOBIECEGO PUNKTU WIDZENIA. O TYM, CO JEST WAŻNIEJSZE: TATUATOR CZY MOTYW; O NAZWISKACH, O WYMALOWANYCH TUSZEM MARZENIACH ORAZ O PLANACH NA PRZYSZŁOŚĆ. NIC Z NIEWINNEJ DZIEWCZĘCOŚCI I NIEPEWNOŚCI CO DO TEGO, CZEGO CHCE SIĘ OD ŻYCIA. ALANA TO RACZEJ KOBIECOŚĆ, PEWNOŚĆ SIEBIE I OCZYWIŚCIE TATUAŻE! PRZYGOTUJCIE SIĘ ZATEM NA SPRAWDZIAN ZE ZNAJOMOŚCI ARTYSTÓW ZARÓWNO Z ANGLII JAK I AUSTRALII, BO LISTA ŻYCZEŃ ALANY JEST BARDZO, BARDZO DŁUGA.
TATUATOR CZY MOTYW… MOTYW CZY TATUATOR...?
ZŁE DOBREGO POCZĄTKI Alana: „Swój pierwszy tatuaż zrobiłam, mając szesnaście lat. Ponieważ to mała rzecz, nie żałuję tego jakoś specjalnie. Aczkolwiek pewnie kiedyś zostanie przykryty innym tatuażem. Tak naprawdę moje tatuowanie zaczęło się od rękawa robionego w 2005 roku u Dawniego, który pracował w Modern Body Art w Birmingham. Właściwie to zaczęłam od orchidei. A potem… zrobił się z tego rękawek 3/4. Ale nigdy nie patrzę wstecz, nie rozpamiętuję i nie żałuję swoich decyzji.”
Alana nie ma wątpliwości: „Dla mnie tatuaż to przede wszystkim artysta i jego praca. To nie tylko wybranie czegoś, co ma dla mnie osobiste znaczenie albo wybranie wzorku z tysiąca tych, który mają już inni. Ja chcę czegoś, co będzie „moje”, czegoś, co jest w stylu danego artysty. Czegoś mocnego, wyjątkowego, unikatowego. Zazwyczaj nie wybieram konkretnego motywu, który chciałabym mieć na skórze. Wybieram tatuatora, którego naprawdę cenię i lubię. Potem staramy się pracować zgodnie z jego stylem. Czasami też jest tak, że patrzę na rysunki tatuatora, które już są i aż się proszą o wytatuowanie.” (Och! Jak nam takich osób brakuje w Polsce).
JAK ZNALEŹĆ TATUATORA, KTÓREGO STYL NAS UWIEDZIE…. Alana ma sposób i na to: „Konwencje! Są świetnym sposobem na spotkanie tatuatorów z całego świata. To naprawdę fantastyczna rzecz zobaczyć tych wspaniałych, kreatywnych ludzi przy ich pracy. Myślę, ze najlepsza konwencja, jaką w życiu odwiedziłam, to ta w Londynie.”
TATTOOFEST 55
TATUAŻOWA LISTA ŻYCZEŃ „W tym roku moim celem jest zacząć tatuowanie pleców u Trevora McStay’a w Dynamic Tattoo w Melbourne! Jest tylu artystów, którym chętnie dałabym się wytatuować... (Alana po prostu nie może się powstrzymać) ...no dobra, dobra, chociaż kilka nazwisk: Davide Adreoli - Mediolan, Uncle Alan - Kopenhaga, Judd Ripley - Dania, Jo Harrison - UK, Rachi Brains - Australia, Chad Koeplinger - Washington DC.“
SPEŁNIONE MARZENIA: ANGLIA/AUSTRALIA „Kiedy mieszkałam w Birmingham, tatuowałam się u wspaniałej artystki, która jest jednocześnie moją najlepszą przyjaciółką. Mam na myśli Beccę Marsh pracującą aktualnie w Blood Brothers w Londynie. Becca tatuowała mnie już kilka razy. Teraz moje najlepsze wolne miejsce na ciele (lewe ramię) oszczędzam właśnie dla jej maszynki. Odkąd przeprowadziłam się do Australii, tatuuję się u bardzo utalentowanych osób. Alison Manners powierzyłam swoją klatkę piersiową i piszczel. Uuuuwielbiam jej styl i od wieków chciałam się u niej wytatuować!!! Mam też trochę fajnych rzeczy zrobionych przez Loz (Westside Tattoo w Brisbane), Rose Hardy z Illicit Tattoo w Nowej Zelandii i Jeffery Page z True Tattoo w Hollywood. A kilka dni temu robiłam mój brzuch u Jakoba w Chapel Tattoo w Melbourne.”
PODSUMOWANIE Takich klientów jak Alana życzyliby sobie pewnie polscy tatuatorzy. Zero katalogowych delfinków i powielanych setki razy wzorów, rozeznanie w stylach, w artystach, podejmowane świadomie decyzje, odwiedzane konwencje. Bardzo cieszymy się, że Alana trafiła akurat na majową okładkę, kiedy to jesteśmy o krok od największego festiwalu tatuażu w Polsce. Do Krakowa przybędą światowe sławy, będzie wielu wystawców i być może powoli będzie przybywać również ludzi podobnych do Alanie. Ludzi, dla których tatuaż jest nie tylko ozdobą lub pamiątką, ale czymś na całe życie. Bez popadania w moralizatorski ton zapewniamy Was, że o ile wzór może się znudzić, dobrze zrobiony technicznie tatuaż, starannie wykonany, zaprojektowany z myślą o nas przez artystę a nie rzemieślnika, będzie zdobił ciało przez bardzo długi czas. Niezależnie od zmiany naszego gustu (nudny czy nie) będzie po prostu dobrą pracą. A takie nie szpecą. A ponieważ w Polsce sztuka zdobienia ciała dopiero zaczyna cieszyć się coraz szerszą popularnością - świadomych klientów, takich jak Alana, życzymy naszym tatuartystom. A Wam (i nam) żebyśmy sami stosowali takie kryteria przy wyborze tatuażu. Alana oprócz tatuowania swojego ciała szyje ubrania oraz robi kapelusze i torebki. W przyszłości chce założyć sklep z kreacjami zarówno swojej produkcji jak i innych projektantów. Zdjęcia Alany wykonał James Debenham, jej mąż. Zainteresowanych jego pracami odsyłamy na: www.jamesdebenham.com Justyna Czarnecka
TATTOOFEST 56
KUDI chicks
kudi chicks
TATTOOFEST 57
13 lat związany ze szczecińskim studiem Gonzo, w którym pracuje razem z Sebastianem (tatuatorem) i Krzysztofem (osobą od spraw technicznych). Przywiązany do miejsca i miasta, Leszek Jasina jak na razie nie ma ochoty na żadne zmiany.
- Jest mi tutaj dobrze
- podkreśla. Wychodzi z założenia,
że nie ma sensu szukać szczęścia za granicą, skoro polski rynek tatuatorski jest tak dobrze rozwinięty. Poza tatuowaniem jak najwięcej czasu stara się poświęcać rodzinie, zwłaszcza swojej dwuletniej córeczce.
Kiedyś ma nadzieję powrócić do farb i pasteli.
Póki co jego celem jest rozwijać się w tatuażu i cieszyć się życiem.
TATTOOFEST 60
Leszek Jasina pierwszy raz zetknął się z tatuażem w wieku 13 lat. Był świadkiem, jak jego wujek domowymi sposobami tatuował sobie nazwę zespołu punkowego, a przy okazji zrobił też parę kropek Leszkowi. Na poważnie tatuator związał się jednak z tą formą sztuki, kiedy poznał Sebastiana. Miał wtedy 21 lat. - Okazało się, że mamy wspólne pasje - muzykę i tatuaż. Po kilku miesiącach zdecydowaliśmy się na otwarcie studio w Szczecinie - wspomina Leszek. Tak w 1995 roku powstało studio Gonzo.
Trudne początki w studiu
Przez dwa lata Jasina zajmował się głównie sprawami technicznymi takimi jak lutowanie igieł czy projektowanie wzorów oraz kolczykowaniem. Jednak po 150-tym kolczyku w pępku postanowił być bardziej kreatywny. Zaczął więc próbować swoich sił w tatuowaniu, wykorzystując przy tym wiedzę zdobytą podczas obserwacji Sebastiana przy pracy. Szczecińskie studio Gonzo, jak większość tego typu miejsc w połowie lat 90-tych, borykało się
z brakiem sprzętu i było zdane na firmę Piotra Żurawskiego - wtedy jedynego na rynku. Leszek: - Chwała mu za to! W tamtym czasie internet nie był dostępny, a środowisko tatuażu było hermetycznie zamknięte. Inspiracji szukaliśmy, gdzie się dało, czyli w książkach z pracami polskich malarzy i w ciężko zdobytych gazetach o tematyce tatuażu. Tatuator przyznaje, że nie skończył żadnej szkoły o kierunku plastycznym, ponieważ zawsze był na bakier z nauką. Wolał rozrywki czy wyjazdy do Jarocina lub na inne koncerty. Ale tajemniczo dodaje: - Nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa w tym temacie, może kiedyś...
Moim stylem jest brak stylu
To żelazna zasada Leszka. Tatuator podkreśla: - Jestem elastyczny i staram się nie zamykać w jednym klimacie, bo na dłuższą metę staje się to według mnie monotonne. Każdy dzień przynosi nowych klientów i nowe wyzwania. Ja jestem na nie otwarty i spełniam oczekiwania moich klientów. Potocznie uważa się tatuowanie delfinów i różyczek za obciach, ale ja uważam, że oryginalne i niepowtarzalne wykonanie wzoru o takiej tematyce też jest sztuką. Najbardziej ceni sobie jednak ludzi, którzy od lat przyjeżdżają specjalnie do niego, aby się wytatu-
TATTOOFEST 61
ować. Dużo czasu poświęca indywidualnym projektom.
Polskie nie znaczy gorsze
Leszek Jasina nigdy nie pracował w studiach zagranicznych, ponieważ nie odpowiada mu rola pracownika. Woli być sam sobie szefem. Jego zdaniem, nie musi wyjeżdżać, ponieważ polski rynek tatuażu jest bardzo dobrze rozwinięty, zarówno pod względem zainteresowania klientów, jak i różnorodności tematyki tatuowania. Leszek: - Jest duża różnica między tatuażem wschodnim a zachodnim. Mnie bardziej inspiruje ten pierwszy. Tatuator bardzo lubi konwencje, szczególnie polskie. - Najlepiej się na nich czuję, ponieważ panuje tam swojski klimat i łączą nas wspólne tematy, a organizacja jest na podobnym poziomie jak za granicą - uważa Jasina. Ma już na swoim koncie trochę nagród z tego typu imprez. Przyznaje, że fajnie dostać takie wyróżnienie, ale od niedawna zauważa też drugą stronę medalu. - Ocena tatuażu zależy głównie od gustu jurora. To nie jest wyścig. Tutaj nie można wyłonić najlepszego wzoru. Bywają takie sytuacje, że obrazek nie zdobędzie nagrody i jego posiadacz jest rozczarowany. To powoduje niepotrzebny stres. Dlatego unikam takich konkursów. Moja praca ma mnie cieszyć, nie stresować. KP Studio Tatuażu Gonzo ul. Monte Cassino 34/ 1a www.tattoogonzo.v.pl
TATTOOFEST 62
TATTOOFEST 63
W kolejnej odsłonie przedstawiamy czytelnikom Ryszarda Dzika vel Ricardo. Tatuowaniem zajął się niejako z przypadku, ale robi to w sposób perfekcyjny, czysty i przemyślany. Pracuje we wrocławskim studio Skullmaster. Na Tattooarcie pojawił się dosyć dawno. Na podstawie prac, które tam zamieszcza, mamy niewątpliwą przyjemność obserwować, jak się rozwija.
Jak długo pracujesz w tym fachu i jak wyglądała twoja droga do tatuowania? Ricardo: Moja droga do tatuowania rozpoczęła się dosyć nietypowo - od zrobienia swojej pierwszej maszynki do tatuażu. Żeby było jasne, nie miałem zamiaru tatuować. Chodziło mi raczej o to, by sprzedać ją komuś, kto będzie potrafił „zrobić z niej użytek”. Jednak za usilną namową kolegów zrobiłem im po tatuażu... Później następne i następne... Ale nie traktowałem tego na tyle poważnie, by zająć się tatuowaniem profesjonalnie. Trwało to mniej więcej dwa lata. Przypadek sprawił, że zaproponowano
TATTOOFEST 64
mi pracę w Zamościu (pochodzę z tamtych stron). Studio nie miało nic wspólnego z profesjonalizmem, mimo iż na początku miałem takie wrażenie. Tak naprawdę, dopiero podczas pracy w Tat2studio w Warszawie dowiedziałem się, jak powinno wyglądać tatuowanie i podejście do niego. To tam nauczyli mnie spraw technicznych i racjonalnego spojrzenia na zagadnienie. (Gruby, Daniel... Pozdrawiam!) W międzyczasie tatuowałem jeszcze dwa razy na Cyprze, a obecnie pracuję na stałe we wrocławskim studiu Skullmaster. W sumie tatuuję już jakieś osiem lat.
Używasz też jakichś innych środków artystycznego przekazu: malarstwo, rysunek, rzeźba? - Głównie rysuję, zresztą na potrzeby tatuażu. Według mnie rysunek jest i powinien być podstawą do tatuowania. W moim przypadku było nieco inaczej... Ale z perspektywy czasu reguła się potwierdziła i staram się nadrabiać rysunkowe braki. Co cię inspiruje? Co popycha do nowych pomysłów? Czy muzyka może być inspiracją do tworzenia tatuaży? - Zawsze interesowała mnie i nadal interesuje architektura gotycka: rozety, strzeliste
okna, ornamenty. To dlatego tak bardzo spodobał mi się Wrocław. Aż postanowiłem zostać tu na stałe. Muzyka również może być inspiracją. Na pewno znacznie łatwiej o dobre pomysły przy dobrej muzyce. Uwielbiam Toola. Tool i długo, długo nic... :) Jaką radę mógłbyś dać młodym ludziom, którzy dopiero zaczynają przygodę z tatuażem? Mam na myśli obie strony maszyny. - Tatuującym: przede wszystkim poszukać osoby lub osób, które znają się na rzeczy i to od nich uczyć się tatuowania. Nie na własnych błędach. Wiem, że w niektó-
rych rejonach naszego kraju jest to trudne. Ale nie ma rzeczy niemożliwych. Sam jestem tego przykładem. Tylko trzeba chcieć i ruszyć dupsko z miejsca. Teraz jest o tyle łatwiej, że w Polsce jest już kilka konwencji, na których można podpatrzeć, jak pracują najlepsi i wyciągnąć z tego wnioski. No i jak wspomniałem wyżej: papier i ołówek. To dużo nie kosztuje. Tatuowanym natomiast: 10 razy się zastanowić, co się robi i u kogo. W tej chwili każde profesjonalne studio ma stronę internetową, więc można zobaczyć, co i jak. Warto iść do kilku salonów tatuażu, porozmawiać z ludźmi
tam pracującymi i zobaczyć, jaki mają stosunek do klienta i do samego tatuażu. Studia, w których robią tylko wzory z katalogu, radzę omijać szerokim łukiem. Co sądzisz o polskim rynku tatuażu? Dokąd on zmierza? Czy ma szansę na rozwój? - Biorąc pod uwagę to, jak krótko profesjonalny tatuaż gości w Polsce, nasz rynek tatuatorski jest jednym z najlepszych w Europie. Prężnie się rozwija i niemal co roku pojawia się nowa osoba lub studio, które zaskakują swoimi postępami w profesji. Wszystko to spowodowane jest coraz większą popu-
larnością tatuażu artystycznego. Klienci również mają coraz bardziej racjonalne podejście to tematu. Wybierają studio i artystów, od których otrzymają coś więcej niż tylko chińską literkę z katalogu. Jest to bardzo optymistyczne. Myślę, że w konsekwencji za lat kilka pseudoprofesjonalne studia zejdą na margines. Na rynku zostaną tylko te, które mają coś do zaoferowania. I te będą się rozwijały. Na Tattoart jesteś obecny od dawna, więc wiesz jak wygląda serwis. Co byś w nim zmienił? Na Tattooart jestem już chyba ze trzy lata. Co bym zmie-
nił? Nie mnie to chyba sugerować. Zresztą nie ma tam rzeczy, które specjalnie mnie rażą. Może czasem bezsensowne kłótnie niektórych forumowiczów... Ryszard Dzik (Ricardo) Urodzony: 15.IV.1977 r. Wykształcenie: średnie (technik mechanik obróbki skrawaniem) Zainteresowania: głównie sportowe; trenuje tenis stołowy, z małymi sukcesami; rekreacyjnie koszykówka i tenis ziemny; hobbystycznie majsterkowanie (zostało mu to do dzisiaj - to dzięki temu zajął się tatuowaniem)
TATTOOFEST 65
www.kartelmusic.pl
Chłopaki dali w Lipsku
TATTOOFEST 66
czadu
Scruffy i jego ulubione dziary
www.kartelmusic.pl Zdobyty w wielkich ból
ach photo pass
Od managera zespołu dowiedzieliśmy się, że Dropkick Murphys z chęcią zagraliby w Polsce, ale z powodu napiętego grafiku koncertów na razie nie jest to możliwe.
Al Barr na wokalu
grać; dajemy ten sam show na scenie. Na pewno nie uważamy się za gwiazdy rocka, za kogoś lepszego od innych ludzi. Jesteśmy po prostu grupką normalnych gości, którzy robią muzykę, dobrze się przy tym bawiąc. Wasz sukces nie ogranicza się tylko do sceny hardcore/punk. Osiągnęliście również sukces komercyjny.... - Rzeczywiście. Ostatnio mieliśmy doświadczenia z tym związane. Piosenka z naszego ostatniego albumu, „I’m Shipping Up To Boston”, została wykorzystana w filmie Martina Scorsese „Infiltracja”. Ten sam kawałek stał się hymnem Red Soxów w rozgrywkach baseballowych World Series 2007. Te dwa zdarzenia dały możliwość ludziom, którzy normalnie nie wiedzieliby, kim jesteśmy, usłyszeć naszą muzykę. Uważamy, że mieliśmy szczęście, że trafiła nam się taka okazja. W Europie ludzie związani ze sceną hardcore/punk uważają, że komercja i punk rock raczej do siebie nie pasują. Czy uważasz, że mimo komercyjnego sukcesu, który osiągnęliście, pozostajecie wiarygodni dla europejskich fanów?
- To nie jest tak. My nadal jesteśmy tym, kim byliśmy. Tak jak mówiłem wcześniej, robimy to samo i gramy to, co chcemy grać. Po prostu teraz coraz więcej ludzi zna naszą muzykę. Mieliśmy okazję zrobić coś jeszcze i wykorzystaliśmy to. Nie sądzę, żeby to miało jakieś znaczenie dla ludzi ze sceny hardcore/punk, którzy już nas słuchają. Tak myślę. All Barr (wokalista DM - przyp. red.) podczas czatu na stronie Synthesis.net podkreślał: „Komercyjny sukces na pewno jest ważny, ale nie jest to jedyny cel naszego zespołu.” Co jest więc dla was głównym celem? - Robić muzykę i dobrze się przy tym bawić. Jesteśmy szczęściarzami, że żyjemy z robienia muzyki. Szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy jedni robią muzykę za darmo, inni znowu kradną muzykę. Dla nas to bardzo ważne, żeby robić dalej to, co robimy teraz. I jeszcze móc się z tego utrzymać. Niektórzy muzycy jeżdżą wypasionymi furami, mieszkają w willach. My nie. Ja mieszkam w małym mieszkaniu w Dorchester. Ile masz pokoi? - Tylko jeden. Nie żyjemy jak gwiaz-
TATTOOFEST 67
A widzisz jakąś różnicę w amerykańskim punk rocku sprzed 12 lat i tym dzisiejszym? - Punk rock generalnie przeszedł pewna ewolucję. Gdyby zatrzymał się w miejscu, byłby nudny. Punk ma te same źródła i korzenie, ale ciągle się zmienia. Jest tysiące kapel, które grają tę muzykę, ale mimo to brzmią inaczej. 12 lat temu trudniej było zacząć, mieć kapelę. To był typowy punk rock, słuchany głównie przez dzieciaków na koncertach. Teraz to się zdecydowanie zmieniło, choć pewne trudności są i dziś. Punkowa muzyka stała się bardziej akceptowalna w społeczeństwie. I to tak naprawdę jedyna różnica. Mieszkacie w amerykańskim mieście, a w waszej muzyce słychać wyraźne irlandzkie akcenty. Skąd zainteresowanie irlandzkim folkiem? - Boston to bardzo irlandzkie miasto. Jesteśmy Amerykanami, ale mamy irlandzkie i szkockie korzenie. Poza tym według mnie muzyka irlandzka to tak naprawdę pierwszy punk rock. Ponieważ co rok w dzień Św. Patryka gracie koncert w swoim rodzinnym mieście, staliście się koncertową legendą tego dnia... - Może nie legendą... My po prostu lubimy grać te koncerty, które z roku na rok stają się coraz większe i większe. Zwykle graliśmy w rodzinnym bostońskim parku. Ale w tym roku został zamknięty, więc byliśmy zmuszeni znaleźć nowe miejsce. Przenieśliśmy imprezę do hali w Dorchester. To musiało być miejsce, w którym zmieściłoby się dużo ludzi, ponieważ na każdym koncercie jest ok. 500 osób. Mamy bardzo wielu przyjaciół i bardzo duże rodziny. Tak naprawdę to gramy ten koncert dla nich, nie dla nas. To wielka impreza dla znajomych, podczas której pijemy piwo i bardzo dobrze się bawimy. Choć jest to również bardzo wyczerpujące nie tylko dla kapeli, ale i całej zaTATTOOFEST 68
muzykami. Jakie ja mam prawo mówić ludziom, co mają robić? Bo pisze piosenki? Nie, to nie dla mnie. Polityczne upodobania to indywidualna sprawa każdego człowieka. Nie obchodzi nas czy ludzie głosują lub na kogo głosują. Czy idą w prawo, czy w lewo. To nie ma dla nas znaczenia. Polityka w ogóle mnie nie interesuje. Staram się trzymać od niej jak najdalej się da.
Czy tak jak większość zespołów, uważacie, że wasza ostatnia płyta jest najlepsza? - Moim zdaniem i muzycznie, i tekstowo album „The Meanest of Times” jest bardziej dojrzały w porównaniu do poprzednich płyt. Weźmy np. pod uwagę „The Warrior’s Code” - napisaliśmy wtedy jedną piosenkę, potem wpadł nam do głowy jakiś pomysł, więc napisaliśmy kolejną, następnie jeszcze jedną. I te wszystkie poszczególne fragmenty złożyliśmy w jeden materiał. Natomiast na ostatniej płycie jest jeden główny wątek tematyczny, który pojawia się od pierwszego kawałka i kończy na ostatnim. To nie 12 osobnych piosenek, ale jedna całość, której elementy są ściśle ze sobą powiązane. Płyta jest cała o tym, o czym chcemy rozmawiać i o czym chcemy śpiewać. Czegoś takiego jeszcze nie robiliśmy. I moim zdaniem tę różnicę słychać. Jeśli ktoś zagłębi sie w teksty i w muzykę, dotrze do sedna. To sedno to: przyjaciele, rodzina, miłość, nasze życie i nasza śmierć. Ostatni album jest po prostu o życiu. Dlatego jest według mnie zdecydowanie najbardziej dojrzały lirycznie.
Jak wybieracie tematy do tekstów? - Piszemy o rzeczach ważnych dla nas, o przyjaciołach, rodzinie, szacunku dla drugiego człowieka. Lubimy śpiewać po prostu o tym, czym ludzie żyją na co dzień. Jak wygląda scena hardcore/punk w Bostonie? Czy jest tak samo rozpoznawalna w świecie jak scena nowojorska? - Bostońska scena była zawsze bardzo silna muzycznie. Podobnie jak Nowy Jork. To dwa największe miasta z zadziwiającą sceną. W ogóle całe wschodnie wybrzeże to zdecydowanie miejsce dla hardcore’a. Jest kilka bostońskich kapel, których naprawdę warto posłuchać: Darkbuster, Tommy and the Terrors, Dead before dishonor czy Kings or Nuthin’. To są zespoły różne stylistycznie. Ja je po prostu bardzo lubię.
A muzycznie? - Muzycznie aż tak bardzo nie odbiega od pozostałych płyt. Punk rock i rock&roll został połączony z tradycyjnym brzmieniem dud, mandoliny czy fletu. Zsumowanie tego wszystkiego w jedno daje bardzo ciekawy efekt. Moim zdaniem na tym krążku nasz zespół brzmi najbardziej prawdziwie. Wasze płyty pojawiają się średnio co dwa lata. Czyli siódmego krążka możemy spodziewać się w 2009? Pracujecie już nad nowym materiałem? - Pracujemy nad muzyką. Rzeczywiście płyty ukazują się co kilka lat, ale te dwa lata odstępu nie są regułą. Równie dobrze moglibyśmy szybko napisać kilka kawałków i byłby nowy krążek. Ale mamy zasadę, że dopóki nie mamy gotowego zestawu piosenek, koncentrujemy się głównie na muzyce, nie myśląc o kolejnym albumie. Śpiewacie o życiu na ulicy, o imprezach, o zabawie. Czasem poruszacie poważniejsze tematy, jak np. wojna. Ale w waszych tekstach raczej nie ma tematów politycznych. Dlaczego? - Łatwo jest powiedzieć: nie lubimy Busha, nie lubimy amerykańskiego rządu, nie lubimy tego, nie lubimy tamtego. Ale my nie chcemy tego robić. Nie chcemy mówić ludziom, w którą polityczna stronę powinni iść. Tak naprawdę nie mamy prawa o tym decydować. Jesteśmy tylko
Lipski rynek
Gracie od 12 lat. Jak zmieniła się wasza muzyka przez te kilkanaście lat? - Na pewno trochę się zmieniła. Kiedyś np. graliśmy na trzech strunach, teraz gramy na sześciu. Staliśmy się po prostu lepszymi muzykami. Ale jeśli chodzi o nasze podejście do życia, do muzyki, to niewiele się zmieniło. Jesteśmy nadal takim samym Dropkick Murphys jak 12 lat temu.
łogi. Mamy dużo koncertów do zagrania, nagrania dla radia, wywiady. Często wstajemy o 5.00 i nie kładziemy się przed trzecią nad ranem. Ale to dla nas bardzo ważne grać te koncerty, bo tak jak mówiłem, one są przeznaczone głównie dla przyjaciół i rodziny, których rzadko widujemy, bo często jesteśmy w trasie. A tego dnia mamy okazję się z nimi spotkać.
Nasz rozmówca na sce nie
dy, bo po prostu tacy nie jesteśmy. Wszyscy pochodzimy z klasy robotniczej i staramy się o tym nie zapominać. To, że nasza muzyka została wykorzystana w komercyjnym filmie, nie znaczy, że chcemy być milionerami. Ja osobiście nie chcę. Wolę się dobrze bawić, mieć swoje małe mieszkanko, podróżować po świecie i robić muzykę. I właśnie to teraz robię. To jest mój cel. A celem naszego zespołu jest po prostu robienie dobrej muzyki. To wszystko. Nie milion dolarów, nie komercyjna muzyka dla mas... Chcemy cały czas kontynuować to, co robimy teraz.
Magiczny dźw ięk mandoliny
www.kartelmusic.pl Lipsk
Jeśli zaś chodzi o moje ulubione kapele, to na pierwszym miejscu jest zdecydowanie Slayer. Poza tym lubię posłuchać dobrego hardcore’a, jak Sworn Enemy, Terror czy Hatebreed. Ale czasem mam też ochotę puścić Johnnego Casha. Jestem bardzo otwarty muzycznie. Nie lubię jedynie country i opery. A znasz może jakieś polskie kapele hc/punk? - Niestety nie. Musisz więc koniecznie nadrobić zaległości! - Zdecydowanie sprawdzę jakieś polskie bandy... Zostawmy na chwilę muzykę i porozmawiajmy o tatuażach. Masz jakiegoś ulubionego tatuatora, który regularnie ozdabia twoją skórę? - Tak. Moim tatuatorem jest Casey Davies pracujący w Kanadzie. To artysta, którego cenię sobie najbardziej. Trafiłem na niego przypadkiem. Mój pierwszy tatuaż zrobił gość o imieniu Ken. Potem wyjechał, ale wcześniej przestawił mi kumpla. To był właśnie Casey. Zaprzyjaźniliśmy się i od tamtej pory to on właśnie mnie tatuuje. Jaki jest twój stosunek do sztuki tatuatorskiej i jakie wzory najchętniej sobie tatuujesz? - Lubię kolorowe tatuaże, które dobrze wyglądają. Ale nie tylko. Lubię też wzory czarno-białe. Na plecach mam duży czarno-biały motyw. Tatuaż to według mnie bardzo istotna rzecz. Robi się go w końcu na całe życie. Dlatego wszystkie moje tatuaże dużo znaczą. I żadnego nie żałuję. Najcenniejszy jest dla mnie wzór na ręce, który przedstawia mojego brata, matkę i babcię. Drugi, który szczegól-
nie sobie cenię, to krzyże na drugiej ręce. Miałem przyjaciół, którzy byli w wojsku i którzy zginęli. Wtedy powstał ten wzór. Przypomina mi o nich. Jak wygląda scena tatuażu w Bostonie? Czy macie dużo studiów tatuażu? - Przez długi czas w Massachusetts tatuaże były nielegalne. Tatuowano więc gdzieś na uboczach, w nielegalnych studiach. Teraz to się bardzo rozwinęło. Studiów jest bardzo dużo i prezentują różny poziom. Ale jest jedno, które zdecydowanie wybija się ponad wszystkie. Regeneration Tattoo to według mnie najlepsze studio w Bostonie. Amerykańskie kapele punkowe są zdecydowanie bardziej wytatuowane niż np. polskie. Czy tatuaże są istotne w punkowym stylu życia? - Pewnie zależy dla kogo. Wydaje mi się, że wcześniej kapele tatuowały się, bo takie zdobienie ciała było tematem tabu, czymś robionym w „podziemiu”. A to jest ściśle związane ze sceną. Ale dziś jesteś bardziej punkrockowy, jeśli nie masz żadnych tatuaży. Tatuaże stają się coraz bardziej popularne i akceptowalne. Tak samo jak muzyka. Na scenie, wśród muzyków, widać bardzo dużo dobrych prac, ale widać też bardzo dużo gówna. Zdecydowanie najbardziej popularny jest styl tradycyjny: różnego rodzaju czaszki, wisienki, gwiazdki itp. Czy tatuujesz się również w znanym hardcore’owym studiu Hardcore NYC? Jak oceniasz jakość tatuaży, które tam powstają? - Vinnie Stigma ( współwłaściciel studia - przyp.red.) jest naszym przyjacielem. To
są świetni goście. Bardzo ich lubię. Zawsze się spotykamy, kiedy jestem w Nowym Yorku. Ale nie tatuuję się tam, więc trudno mi powiedzieć cokolwiek o ich pracy i tatuażach. A znasz jakiegoś polskiego tatuatora? - Niestety nie. Szczerze mówiąc to bardo mało wiem o Polsce. Ale jako kapela śpiewająca o imprezach, zabawie i piciu musiałeś chociaż próbować polskiego piwa, którego słynie z dobrej jakości na całym świecie. - To prawda. Polskie piwo znam. Nie pamiętam już, co to była za marka, ale z wielu piw jakie piłem (a piłem go sporo), to było naprawdę świetne. A polska wódka? - Wódki nie lubię. Z mocniejszych trunków piję tylko szkocką whisky. Tekst, wywiad i foto: Katarzyna Ponikowska Dropkick Murphys tworzą: Al Barr - śpiew (głos niski) Marc Orell - gitara James Lynch - gitara Ken Casey - gitara basowa, śpiew (głos wysoki) Tim Brennan - mandolina, gitara akustyczna, akordeon, flet Scruffy Wallace - dudy Matt Kelly - perkusja Więcej o kapeli na stronie: www.dropkickmurphys.com Podziękowania dla Kasi z Kartel Music za pomoc w załatwieniu wywiadu i zdjęcia.
TATTOOFEST 69
Waldemar Wahn, Shockin City, Austria
Waldemar Wahn, Shockin City, Austria
TATTOOFEST 70 Waldemar Wahn, Shockin City, Austria
TATTOOFEST 71
Waldemar Wahn, Shockin City, Austria
Waldemar Wahn, Shockin City, Austria
Waldemar Wahn, Shockin City, Austria
TATTOOFEST 72
Jawor, Jawor Art., Opole
Jawor, Jawor Art., Opole
Tofi, Artline, Rybnik
TATTOOFEST 73
Kosa, Artline, Rybnik
Kosa, Artline, Rybnik