TF # 14, June 2008

Page 1

CENA: 13zł w tym 7%VAT NR 14/06/2008 CZERWIEC

INDEKS 233021

ISSN 1897-3655




TATTOOFEST 6


WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków REDAKTOR NACZELNY: Aleksandra Skoczylas REDAKCJA: Radosław Błaszczyński kult@tattoofest.pl Katarzyna Ponikowska ermine@interia.pl OPRACOWANIE GRAFICZNE: Asia STALI WSPÓŁPRACOWNICY: Dawid Karwowski, Dante, Justyna Czarnecka, Raga

Polskie tatuaże

CIEKAWE/NADESŁANE

GODS GIRLS

Prawdziwe, wytatuowane anioły

Polak w Manchesterze

TOMASZ CUKROWSKI

Tatuaż to NYHC

AGNOSTIC FRONT

SO LADYCAT

Francuska „Kudi chick”

TATTOO IN JAPAN

Album warty polecenia

FRANKFURT 2008

Najliczniejsza konwencja europejska

Słodka Holenderka

EVA CANDYCANE

z udziałem “TattooFest”

TATTOO CONVENTION ROMA 2008

JUNIOR

Prawda zawsze w oczy kole

DANTEIZMY

OD REDAKCJI I kilka newsów

Kilka słów o deformacji tatuażu

SPIS TREŚCI Czerwcowa nawigacja

8 17 20 30 40 44 50 54 60 64 66 70 BRANDON BOND

6

Shotgun’y i tatuaże

5

OKŁADKA foto: Yannde Zign MARKETING I REKLAMA: Anna Błaszczyńska info@tattoo.biz.pl DRUK: Drukarnia FTF www.ftf.com.pl Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść TATTOOFEST 7 zamieszczonych reklam. ISSN 1897-3655


INFO

INFO

OD REDAKCJI!

Właśnie wróciłem z festiwalu tatuażu w Pradze. Drugi rok z rzędu nasza redakcja zorganizowała na tę konwencję wycieczkę dla polskich miłośników tatuażu. Cały czas jestem pod ogromnym wrażeniem atmosfery, jaka na niej zapanowała. Około 90-ciu osób, dwa autokary, mnóstwo imprez integracyjnych, zero kłótni, punktualność i super zabawa. Tak w skrócie można opisać trzy dni, jakie ze sobą spędziliśmy. O szczegółach naszego wyjazdu będziecie mogli przeczytać w lipcowym magazynie. A teraz serdecznie pozdrawiam jego uczestników! Co w bieżącym numerze? Jest naprawdę bardzo ciekawie. Wciąż poszukujemy i staramy się jeszcze bardziej urozmaicać strony. Tym razem dwa duże wywiady z prawdziwymi, charyzmatycznymi tatuatorami. Na początku znany Wam już Brandon Bond z All Or Nothing. Opowie o tym, jak powstawał sukces AON i projektach z nim związanych. Zaraz potem przeczytacie naszą rozmowę z Juniorem z Warszawy. Poznacie jego zdanie na wiele kluczowych tematów związanych z tatuażem a także życiem! Pomiędzy wywiadami przerywnik w postaci Danteizmów. Tym razem na temat zniekształcania się tatuaży pod wpływem czasu lub siłowni. Kolejne obalanie mitów! Na następnych stronach relacje z dwóch, bardzo ważnych konwencji. Rzym, gdzie byliśmy po raz pierwszy. Druga co do wielkości impreza we Włoszech, świetnie zorganizowana, z roku na rok podnoszonym poziomem artystycznym. Zawitaliśmy również do Frankfurtu, w którym w tym roku pojawiło się ponad 250 tatuażystów z całego świata. Daje to tej konwencji zdecydowane przodownictwo w Europie pod kątem ilości zaproszonych gości. W tym numerze trochę więcej inspiracji. Jako pierwsza zaprezentuje się Candy Cane ze swoimi rysunkami. Nieco dalej recenzja nowego albumu, jaki pojawił się w sprzedaży, a który można będzie kupić w Krakowie na Tattoofeście. To przepiękny album opowiadający o tatuażu japońskim, jego historii i współczesnym przekazie; symbolizmie a także nieco innej specyfice w poszczególnych regionach Japonii. Trzeci inspirujący artykuł to prezentacja Gods Girls, dziewczyn, które znają swoją wartość i potrafią cieszyć się z życia. Dowiecie się o nich wielu ciekawych rzeczy i zobaczycie zdjęcia, niestety tylko kilku z ponad dwustu. Jak jesteśmy już przy pięknych dziewczynach, to od razu zareklamuję So Ladycat, gorącą Francuzkę, która wystąpi jako Kudi Chick. Z innych stałych rubryk mamy muzykę. W roli głównej Agnostic Front, żywa legenda nowojorskiej sceny hardcore. Ze Stigmą, którego drugą miłością po muzyce są tatuaże, rozmawiała Kaśka. W dziale Rodzina TattooArt przedstawimy Tomka Cukrowskiego, świetnego tatuażystę pracującego obecnie w Anglii. Na koniec nie zabraknie również galerii z tatuażami wykonanymi przez Polaków. Zachęcam do lektury. Radek

TATTOOFEST 6

Konwencje:

Uwaga!

Nasz magazyn można już kupować w formie elektronicznej ze strony www.tattoofest.pl. Płacić można na wiele sposobów, w tym również kartą płatniczą. Wprowadziliśmy taką formę sprzedaży przede wszystkim z myślą o osobach przebywających za granicą lub mieszkających w małych miasteczkach i wsiach, które nie mogą nabyć fizycznie naszego pisma. „TattooFest” w pliku pdf jest w jakości nadającej się do czytania i oglądania za pomocą komputera i nie nadaje się do wydruku. Cena tej wersji to tylko 10zł. Jeżeli jacyś wasi znajomi nie mogą kupić wersji drukowanej, poinformujcie ich proszę o tej możliwości zakupu.

Uwaga!prenumerata

Tattoo Art Fest No. 2 04-06.07.2008 Paryż, Francja www.tattooartfest.fr

3 numery to 39,00 a 6 numerów to 78,00 (kolejny dostaniesz w prezencie). Na terenie Polski przesy łka gratis. Poza granicami należy doliczyć koszt przesyłki. Żeby zaprenumerować Tattoofest należy: 1. Skontaktować się z An ią, podać swoje dane i zaznaczyć od któ rego numeru chcesz otrzymywać gazetę (ko ntakt 12 429 14 52, 502 045 009, kult@tatt oofest.pl) 2 . Wpłacić kaskę przekazem pocztowym na adres: FHU Koalic ja Szpitalna 20-22/5s 31-024 Kraków lub prz elewem na konto: Anna Błaszczyńska 02 1540 1115 2064 606 0 0446 0001

Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie nas o tym poinformuj podczas zamówienia!

Tattoo & Piercing Expo Ansbach 12-13.07.2008 Niemcy www.the-art-of-piercing.de

4th International Tattoo Convention 25-26.07.2008 Norwegia www.tattooconvention.no

RISE

nowy magazyn o tatuażach

We Francji pojawiła się nowa pozycja na tatuatorskim rynku wydawniczym, kwartalnik „Rise”. Ta gazeta to kolejny periodyk wydany na najwyższym poziomie, ukierunkowany na pokazanie nie tylko samych tatuaży ale również kultury i sztuki z nim związanej. Na 102 stronach bardzo różnorodna tematyka, ciekawa stylistyka i opracowanie graficzne. Z całą pewnością „Rise” przyczyni się do dalszego rozwoju sztuki tatuażu nie tylko w krajach Beneluxu, w których będzie dystrybuowany, ale również zainspiruje artystów i czytelników na całym świecie! Życzymy powodzenia!


Tattoofest 2008 - coroczny krakowski festiwal tatuażu stał się okazją do prezentacji flashy. Początkowo Tofi sam realizował to przedsięwzięcie, ale wraz z powiększeniem się ekipy o Kosę i Enza wspólnie postanowili to urozmaicić. Założeniem tegorocznej edycji wzorów tatuaży, które zaprezentuje Art-Line, jest zrealizowanie 15-tu tematów przez każdego z artystów, zgodnie z indywidualną stylistyką. Łącznie powstało 45 prac, które prezentują trzy od-

mienne sposoby przedstawienia ich wizji. Tematy takie jak serce, kotwica, cyrk czy biomechanika są nieśmiertelne i realizowane niezależnie od szerokości geograficznej oraz trendów panujących w różnych zakątkach Europy. Tak więc komplet flashy jest bardzo atrakcyjny i ponadczasowy. Pod adresem mailowym artlinefash@wp.pl można składać zamówienia na wzory oraz pytać o szczegóły całego przedsięwzięcia. Ilość kompletów jest ograniczona.

TATTOOFEST 7


Brandon Bond obsesyjnie uwielbia broń palną, ale jest także właścicielem tatuatorskiego imperium w Atlancie i jednym z artystów odnoszących największe sukcesy w świecie, zarówno pod względem otrzymanych nagród, jak i ilości publikacji. Jest także właścicielem firmy Stranglehold wydającej filmy i książki oraz produkującej odzież i inne związane z tatuażem produkty. Po 15 latach nałogowego pracoholizmu Brandon wciąż tatuuje, a na termin trzeba się u niego umówić z rocznym wyprzedzeniem. Szara codzienność jego imperium to ludzie pracujący nad budową stron internetowych, którzy widzą tylko tę stronę; tatuatorzy, którzy widzą tylko klientów i ludzie od Stranglehold zajmujący się tylko zamówieniami. Drukarze widzą tylko swoją pracę, tak samo jak graficy. A Brandon nad tym wszystkim czuwa. Płaci za to dużą cenę, nawet jeżeli chodzi o sen czy odpoczynek. Ale stworzył ten chaotyczny cyrk, decydując się na taką pracę i wiedząc, że nie będzie nawet czasu na narzekanie. TATTOOFEST 8


Brandon już w dzieciństwie interesował się sztuką. Zawsze lubił tatuaże (fascynował go sam proces ich powstawania) oraz związany z tatuażem styl bycia, który uważał za niezwykle pociągający. Uczył się tatuować w Tattoo Zoo na Florydzie pod okiem Jima Wolfe’a. Od niego dostał swoją pierwszą maszynkę, którą ma zresztą do tej pory. Jim i jego wskazówki wyznaczyły życiową drogę Brandona i ugruntowały go w przekonaniu, że z tatuażem chce związać swoje życie. Czy kiedy zaczynałeś tatuować, wyobrażałeś sobie to wszystko, co dzieje się teraz? Brandon: Kiedy zaczynałem, nie zdawałem sobie sprawy z intensywności życia, rozwoju sztuki i biznesu, jakiego mieliśmy wszyscy doświadczyć. Tatuaż przeżywał swój renesans i ja po prostu postanowiłem z tego skorzystać. Wiedziałem, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wypracować swój własny styl. Widząc współpracę dwóch artystów, której efekty przerastały moje wyobrażenia o możliwości tatuażu, wiedziałem, że właśnie ta-

kie wspólne prace będą przyszłością tatuażu. Jeden artysta w pojedynkę nie stworzy pracy, jaką mogą stworzyć trzej, czterej czy siedmiu artystów. Siła tkwi w ich liczbie. Nigdy jednak nie wolno zapominać, że jakość zawsze musi górować nad ilością. Wystarczy złe nastawienie czy przerośnięte ego jed-

nej osoby i może to wprowadzić niepotrzebne zamieszanie i popsuć nastrój. A właśnie o to chodzi: o nastrój. Przez determinację do sukcesu... - Osiągnąłem sukces dzięki ciężkiej pracy, dzięki temu, że nigdy się nie poddałem i przez ponad dekadę potra-

fiłem skoncentrować na jednym celu. Próbowałem w tym czasie wszystkiego, każdej maszynki, jaka była tylko dostępna, każdego tuszu. Nawet kiedy spałem, moje myśli dalej koncentrowały się wokół tatuowania. Skupiłem się na tym tak bardzo, że w pewnym momencie miałem już dość. W dodatku, w pewnym

TATTOOFEST 9


momencie biznesowa strona przedsięwzięć nieustannie odciągała mnie od tatuowania. Marnowałem swoją energię na robotę papierkową, reklamę i stronę internetową. Rok po roku zajmowałem się tym wszystkim, pracując siedem dni w tygodniu, przemieszczając się z miasta do miasta po to, by stać się lepszym artystą. Pracowałem w 50 salonach tatuażu i przez dziesięć lat miałem firmę zajmującą się przeprowadzkami w systemie szybkiego wybierania numeru w telefonie. Jeśli po tym wszystkim nie wiedziałbym, jak zostać przynajmniej przyzwoitym tatuatorem, wróciłbym po prostu do bycia muzykiem (Brandon gra na gitarze, pianinie, perkusji i basie; praktycznie na wszystkim, co wydaje dźwięk - przyp. red.). Przemieszczałem się, by znaleźć lepszych artystów, lepsze i bardziej sprzyjające twórczości środowisko i niemal wszędzie doznawałem zawodu. W pewnym momencie dotarło do mnie, że muszę stworzyć coś takiego sam i postanowiłem to zrobić za wszelką cenę. Było warto. Doprowadziło to do All or Nothing i A.N.T.I. Art Elite.

- Potrzebowałem prywatnej przestrzeni, w której z łatwością mógłbym się skupić na tatuowaniu i sztuce. W pewnym momencie moje życie opanował biznes, dlatego potrzebowałem miejsca wytchnienia, miejsca wyłącznie na sztukę, gdzie można pracować cały dzień bez żadnych zakłóceń z zewnątrz. Praca jest wtedy lepsza, bardziej wydajna. Nie wspominając już o dwóch wodospadach, salach kinowych, grawerowanych szklanych obrazach i absolutnej wolności tworzenia. Żadnych ograniczeń! Nic, co rozpraszałoby przy pracy, żadnych niedorzecznych i głupich pytań, które odciągałyby od tatuowani czy wybijały z rytmu, żadnych telefonów. Tylko ja i klient w Disneylandzie dla dorosłych. Nazwa studia to swoisty żart z artystów z całego świata, których wysoko zadarty nos nie pozwala bratać się ze zwykłymi szarakami codziennie pracującymi, żeby się rozwijać. Choć A.N.T.I. to po prostu skrót od All or Nothing Tattoo Inc.

Klienci:

- To bardzo poważni kolekcjonerzy, którzy nieraz przemierzają setki kilometrów, by się wytatuować. 80 proc. z nich przyjeżdża z bardzo daTATTOOFEST 10


Biznes iz biznes... AoN było w Stanach jednym z pierwszych oficjalnie sponsorowanych salonów tatuażu przez określoną firmę. Ale ani studio, ani ty nigdy nie firmowałbyś produktu, którego nie byłbyś w 100 procentach pewien... - Praktycznie codziennie zgłasza się do nas jakaś firma. Po ostrej selekcji wybraliśmy pięć najlepszych. Uważam, że sponsoring w tym biznesie to przyszłość. Tatuaż jest bardzo zakorzeniony w naszym społeczeństwie. Nasza sztuka jest wszędzie: w TV, menu fast foodów, reklamach papierosów, motoryzacji, snowboardzie, skateboardzie czy ciuchach. A najbardziej rozpoznawalni artyści mogą wybierać firmy, które chcą wspierać. Czy kiedykolwiek będzie wypuszczony sprzęt tatuatorski sygnowany nazwiskiem „Brandon Bond”?

leka. Specjalnie dla nich wprowadziliśmy udogodnienia, jak np. przejazdy z międzynarodowego lotniska w Atlancie. Rezerwujemy także hotele oraz transport z hotelu do mojego prywatnego studia, a potem z powrotem na lotnisko.

Projekty, motywy:

- Rysunki i szkice opierają się głównie na realizmie, ale nie robię realistycznych tatuaży. Pracowałem przez kilka lat nad oddaniem realistyczno-ekspresyjnego charakteru moich prac. Zazwyczaj tworzę obraz z fotografii, ozdabiając ją i zmieniając klimat oryginału w coś diametralnie innego. Większość moich klientów, na tym etapie mojej kariery, pozwala mi na wiele w autorskich projektach. Taka wolność pracy daje możliwość nieustannych eksperymentów i motywuje do dalszej pracy. Dlatego przechowuję i stale powiększam stos zdjęć, rysunków, szkiców i rozrysowanych wstępnie pomysłów gotowych do wykorzystania. Kiedy w A.N.T.I. Art Elite pojawia się klient, przeglądamy to wszystko, żeby zobaczyć, co najbardziej pasuje do koncepcji i części ciała, bo sylwetka w znacznym stopniu determinuje układ czy kształt wzoru. TATTOOFEST 11


TATTOOFEST 12


Żadnych ograniczeń!

TATTOOFEST 13


- Tak. Pracujemy obecnie nad kilkoma projektami: nad nową świetną maszyną konstruowaną przeze mnie oraz Dankbuilt, nad dwiema niezależnymi paletami tuszów wytwarzanych tradycyjnymi metodami oraz nowymi, łatwiejszymi do usunięcia. Oczywiście zajmujemy się też naszą kolekcją ciuchów… Tak naprawdę, już teraz robimy bardzo wiele rzeczy. Pozostając przy tuszach… Powstały nowe pod nazwą Freedom 2 „Infinite Ink”, które są ponoć łatwiejsze do usunięcia. Czy widzisz przyszłość tego rodzaju tuszów? Czy słyszałeś o nich? A może już ich używałeś? - Pracuję jako konsultant dla tej firmy od prawie roku i tatuowałem tymi tuszami więcej niż ktokolwiek na świecie. Pracuję nimi 3-5 razy w tygodniu. Tatuowałem każdą wersją czarnego. Natomiast kolory będziemy komponować wspólnie z geniuszami z Brown University. Byłem pierwszym tatuatorem współpracującym z nimi tak blisko. Wielu tatuatorów wypowiada się w mediach, że tatuaże są święte, że powinny być permanentne. Zgadzam się z tym w pełni, ale wszystkie tatuaże są usuwalne. Ten rodzaj tuszu jest permanentny, ale jego składniki są łatwiejsze do usunięcia i powo-

TATTOOFEST 14


dują przy tym mniej urazów i blizn oraz są tańsze do zlikwidowania. Początkowo bardzo sceptycznie odnoszono się do Freedom 2 oraz do pomysłu łatwiejszego do usunięcia tuszu. Każda nowość rodzi podobne emocje. Ustają one wtedy, kiedy wszyscy przyznają rację, że to jest to samo, tylko o wiele lepsze. Prawda jest taka, że przeszedłem kilkadziesiąt godzin potwornych sesji laserem. Tak jak moja żona. Oboje wytatuowaliśmy się w bardzo młodym wieku, wcześniej niż dowiedzieliśmy się, czego szukać w artyście i w konkretnym studiu. Nie żałuję tego, nie żałuję ani jednego tatuażu. Ale jeżeli w jakiś magiczny sposób byłoby możliwe pozbyć się tego wszystkiego i móc tatuować się u wspaniałych artystów, zrobiłbym to bez wahania. Kocham swoje tatuaże i mój bodysuit, ale także kocham sztukę i artystyczny ta-

TATTOOFEST 15


tuaż, który 20 lat temu nie był dostępny dla nikogo. Tatuowanie się to przygoda, ale także kształcące doświadczenie. Nie każdy klient jest wystarczająco mądry, żeby zacząć od rękawa u Paula Bootha czy Seana Hermana. Ja wytatuowałem się po raz pierwszy u gościa, który dał mi najniższą cenę za wzorek z flashy (nawet nie wiedziałem wtedy, co to jest flash). Nie miałem pojęcia o customowych tatuażach, którym niedaleko do dzieła sztuki. Lata temu usunąłem mój stary tatuaż. Wsiadłem w samolot, by pokryć to miejsce wzorem stworzonym tylko dla mnie. Dlaczego przeleciałem osiem stanów? Ponieważ wtedy już wiedziałem, czego chcę. Klienci nie rodzą się z taką wiedzą. Nie mają pojęcia, jak znaleźć wymarzonego artystę, nie rodzą się z motywacją, by podróżować setki kilometrów, aby dostawać coś naprawdę z górnej półki. No dobra, jest trochę takich ludzi... Ale chcemy dać szansę tym, którzy kiedyś zrobili błąd. Myślisz o emeryturze? Skończyłeś z tatuowaniem na konwencjach oraz w All or Nothing, a więc jeśli chodzi o publiczną działalność tatuatorską, to zakończyłeś ją na zawsze. Ale nadal prowadzisz trzy firmy. Cały czas tatuujesz w prywatnym studio A.N.T.I. Art Elite, zarządzasz podwładnymi, odpowiadasz osobiście na wszystkie maile... (złoty człowiek, cóż za cierpliwość - przyp. red.) - Prawdę mówiąc, ciężko porzucić część obowiązków. Dla mnie jako pracoholika są to tym bardziej przykre nawyki i przyzwyczajenia. Jest to jednocześnie moim sukcesem i porażką. Oszczędzam pieniądze i robiłem to przez ostatnich 15 lat… Już prawie dopiąłem swego... Co w Twoim rozumieniu oznacza „dopiąć swego”? Czy jeśli osiągniesz ten punkt, nie będziesz już nic robił? - Chodziło mi o sytuację finansową. W tym względzie można powiedzieć, że prawie tego dokonałem. Mam wrażenie, że nie muszę już niczego nikomu udowadniać. Nie sądzę, żeby ktoś kiedykolwiek jeszcze zapytał, czy w moim studio jesteśmy w stanie zrobić zajebisty tatuaż. Wygrałem wiele TATTOOFEST 16

Wiedziałem, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wypracować swój własny styl

nagród, miałem wiele kobiet, dużo imprezowałem, podróżowałem, pracowałem z kilkoma najwspanialszymi artystami w historii, wytatuowałem część z najfajniejszych ludzi na świecie, pracowałem dużo na to, aby nie być bezwartościowym, nędznym śmieciem. Stałem się za to właścicielem kilku wspaniale prosperujących interesów. Mówcie sobie, co chcecie, ale postaraliśmy się, aby to wszystko wyglądało na łatwe do zrobienia.

A było cholernie ciężko. Wielu powie, że to aroganckie i zarozumiałe, ale tak nie jest! To szczera prawda. Pracowaliśmy na obecną pozycję niesamowicie ciężko. Ola


Co pewien czas naszą małą, tatuatorską ojczyznę atakują multi hiper super portale, próbując stworzyć coś na wzór artykułu o tatuażu bądź tatuowaniu. Na myśl przychodzą dwie rzeczy: Kto to kur… pisze?! Kto to komentuje?! W pierwszym przypadku mam wrażenie krążącej kalki wypracowanka, która jest przekazywana z rąk do rąk. Zmienić dane, okrasić to nowymi fotkami i jest zapchaj dziura strony głównej. Nie zadał sobie taki pismak nawet odrobiny trudu, żeby cokolwiek sprawdzić, zweryfikować. Pisanie tych samych głupot co zawsze. Mamy więc w zależności od nastawienia piszącego: Tatuaż to złoooo - siedlisko wszelkich chorób; obok można wlepić sponsorowany fragment o usuwaniu laserowym i dolepić jakiegoś „gieniusia” z mądrym napisem na czole. Tatuaż to moda - czyli podlepiane zdjęcia słabych prac albo wręcz przeciwnie, dobrych lecz wykonanych jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Do całości dopisany nic nieznaczący komentarz. Tatuaż jest dobry - prawdę mówiąc, nie spotkałem się jeszcze z tekstem na polskich portalach, który by w jakiś rozsądny sposób i dogłębnie przeanalizował sprawę tatuażu i tatuowania. No i ulubieńcy, przez których tatuatorski świat zgrzyta zębami. Łowcy bzdur z nadmiarem wolnego czasu w pracy. Osoby komentujące anonimowo takie teksty mają chyba jakąś wewnętrzną potrzebę pokazania się i napisania czegokolwiek. Bzdura, ale polansować się można. Tematyka artykułu może być dowolna, tatuaż a sprawa polska - zawsze będzie dyskusja o wielkościach, rozciąganiu i „co Ty zrobisz, jak będziesz stary/a?”. Lubię rozkładać na czynniki pierwsze te wyskoki intelektualne jamochłonów internautopodobnych. Bawią mnie dywagacje osób, które poza względnie dużym pieprzykiem nie mają na skórze nic więcej. Najbardziej chwytliwy towar to nadal chińskie krzesełka i gwiazdki. Te drugie były w zeszłym roku jakąś epidemią. Do wyboru były: krzywe gwiazdki, cieniowane, kolorowe, nautica, coś

co chciało by być gwiazdką, tylko tego, noo… Ok, mogę tego nie rozumieć, nie łapać tej symboliki, zatem nie krytykuję. Oczywiście wszystko powyższe nie może być większe niż 5 cm, bo inaczej czeka nas marginalizacja społeczna, rozpad osobowości, pryszcze na dupie i zbieranie puszek po śmietnikach. Musi być też w miejscu łatwym do zakrycia, bo przecież w pracy urwą nam niechybnie głowę, jak zobaczą taki satanistyczny wynalazek. Czy wymaga to komentarzy? Rozciąganie się tatuażu to pole do popisu dla miłośników niemieckich kompaktów z pseudo metalowymi dywanikami i radiem jedynej słusznej firmy. Trzeba wykazać się na siłowni czarnym smokiem (czasem identycznym jak na masce ukochanego autka) i zaczyna się bolączka, czy przypadkiem dziarka się nie rozleje/rozpłynie/rozejdzie/ rozciągnie (niepotrzebne skreślić). Przy bardzo intensywnych treningach na jakimś polepszaczu, wszystko wygląda nie za ciekawie. Tatuaż też będzie pękał razem z rozstępami. Przy treningu z głową skóra zdąży się rozciągnąć, a praca może wymagać niewielkiej korekty. Panie i ciąża. Jeśli po urodzeniu wrócą do wagi zbliżonej do tej sprzed ciąży, wszystko wróci do normy. Lekka korekta może być potrzebna, ale nie konieczna. Jeśli podczas wakacji na plaży nad Bałtykiem chce interweniować Greenpeace… głównie tatuażem bym się nie martwił. Najczęściej rzucanym przez tatuażofobów argumentem jest: „co Ty biedne dziecko zrobisz, jak będziesz stara/y? Przecież ten tatuaż będzie wyglądał okropnie.” Hmm... A ja zapytam brutalnie: „A co w tym wieku będzie ładnie wyglądało? Złote kolczyki?” Według mnie bardziej atrakcyjna będzie pokolorowana i pomarszczona skóra niż czysta i pomarszczona skóra. Te urocze kotwice

i tańczące panienki, gdy właścicielowi ciśnienie skoczy, to efekt lipnej farby i kolki. Dawniej o maszynach ciężko było nawet marzyć. Zakłady karne produkowały obficie wytatuowane osobniki lecz z tatuażem studyjnym to też nie miało zbyt wiele wspólnego. Wreszcie jeszcze jeden argument, świadczący o tym, że takie gadanie to bzdury: Kiedy kolorowe roczniki wejdą w jesień życia, tatuaż będzie powszechniejszy i bardziej akceptowany. Okaże się nagle, że dziadek z parkowej ławki będzie bardziej wydziarany niż jakiś młodzik na rykowisku. Prawidłowo wykonany tatuaż starzeje się razem z właścicielem, ale nie oznacza to, że staje się niebieskim siniakiem. Cienie są słabsze, kolory bardziej mdłe a kontur nieco grubszy, nic poza tym. Brak w Polsce jeszcze przykładów na poparcie tego, o czym piszę. Niestety, poprzedni system zrobił swoje. Zamrożone mózgi partyjne nie tolerowały takich kapitalistycznych wyskoków. Za kilkanaście lat będzie już można znaleźć takie przykłady bez problemu. Zatem gdy usłyszycie, że tatuaż na starość będzie brzydki… Możecie zawsze powiedzieć, że wspomnienia, które przywoła, będą piękne. Zamiast ściągać z szafy zakurzony album, można opowiedzieć ciekawą historię, patrząc jedynie na swoją rękę. Nie zatrzyma modyfikacji żadna zmarzlina intelektualna. Nadchodzi czas na przewietrzenie baniek. Nie wymagam podzielania zachwytu. Jedynie tolerancji. Wytatuowani polscy emeryci to tylko kwestia czasu. Albo się wszyscy z tym pogodzą, albo będą rozczarowania i zgrzytanie zębami. Polska scena tatuażu zaczyna być jedną z najszybciej i najprężniej rozwijających się w Europie. Świeża krew i duża liczba artystów wywołuje ten wspaniały i kolorowy bum. I dobrze, tak ma być. Czyste babcie i dziadki mniejszością nie będą, ale będzie

ich zdecydowanie mniej niż teraz. Chciałbym na emeryturze, myjąc swojego kampera na włoskim polu namiotowym, użalać się przy grillu, że na czaszce na plecach rozmył mi się kontur. Choć pewnie będzie mi to wisieć. Niestety nie tylko to… Dante justyn_1@tlen.pl

TATTOOFEST 17


TATTOOFEST 18


TATTOOFEST 19


fot. Katarzyna Adamska

Junior

ROZMAWIAMY Z JUNIOREM - WŁAŚCICIELEM Juniorink Studio - skąd pomysł i kiedy się pojawił? Junior: Kiedy pojawił się pomysł? Bardzo trudno na to pytanie odpowiedzieć... a tak naprawdę łatwo :-). Zacznijmy od tego, że w zasadzie nigdy nie było takiego pomysłu. Studio pojawiło się samo, z konieczności. Jako leń i niedowiarek we własne możliwości zawsze wolałem pracować u kogoś. Dopóki odpowiadała mi praca w studiu, znanym kiedyś dosyć dobrze Art Studio na Dereniowej i dopóki nie miałem pojęcia, jak wyglądają i funkcjonują studia w Europie, nie myślałem o własnym. Do podjęcia takiej decyzji de facto zmusiła mnie konieczność, czyli chęć stworzenia miejsca, w którym będę się czuł dobrze i w którym będę pracował na swoich własnych zasadach. Czy nie obawiałeś się, że po przejściu „na swoje” zaabsorbuje cię prowadzenie firmy i niewiele zostanie miejsca na rozwijanie się i pracę twórczą? - Tego obawiałem się najbardziej. Ten stres i wątpliwości skutecznie wpoił we mnie mój były pracodawca, tłumacząc, jak to ciężką i przesraną pracą jest prowadzenie studia i jeżeli nie mam odpowiedniej osoby, która zajmuje się kwestiami organizacyjnymi, to generalnie leżę. Strach przed takimi sprawami formalnymi jak płacenie ZUS-u sprawiał, że nadal nie wierzę, że mi się udało... No może już teraz wierzę :-). Ale generalnie ta właśnie kwestia najdłużej powstrzyTATTOOFEST 20

mywała mnie przed podjęciem decyzji. Samo odejście z Dereniowej zajęło mi 1,5 roku, bo walka wewnętrzna i ciągłe pytanie „a może jednak tutaj się poprawi i będzie fajnie?” sprawiały, że wciąż tam trwałem. Ale fajnie nie było i właśnie to skłoniło mnie do podjęcia ostatecznej decyzji o odejściu. Bardzo ważną rolę w tym momencie odegrał Piotruś (Suchy) – mój obecny piercer i wieloletni przyjaciel, który właściwie nie odszedł ze mną, ale zostało mu zasugerowane, że powinien zrezygnować, skoro ja to zrobiłem. I tak naprawdę właśnie dzięki niemu nie odczuwam żadnych konsekwencji związanych z prowadzeniem studia, bo to on zajmuje się wszystkim. Jako piercer ma więcej czasu. Rachunki i sprawy organizacyjne studia są więc jego działką. W zasadzie mój dzień pracy na Dereniowej od pracy w Juniorink Studio niewiele się różni. Może tyle, że odpisuję na kilka maili dziennie. Tak więc w sumie nie taki diabeł straszny... :-). Otwarcie nowego studia – jak to wyglądało? - Pierwszy dzień wyglądał zaskakująco normalnie. Otwarcie było bardzo ciepłe i miłe (pamiętam to jak dzisiaj), bo okazało się, a raczej potwierdziło, że mamy wspaniałą grupę przyjaciół, tzw. ekipę, która wbrew oczekiwaniom niektórych nie pozostała przy dawnym studiu. Znajomi pomogli nam nie tylko pojawiając się na otwarciu, ale i wspierając nas na co

dzień. Świadomość, że stoi za tobą kilkadziesiąt osób gotowych pomóc w każdej chwili, na pewno była ważna przy takim projekcie jak prowadzenie studia tatuażu. W tym miejscu chciałbym przekazać szczególne podziękowania Sławkowi z Poznania, którego wsparcie było niezwykle istotne w tamtym czasie. Myślę, że największym atutem studia i moim własnym jest właśnie tak liczna grupa przyjaciół, której każdy może nam pozazdrościć. Jak wygląda ekipa Juniorink Studio? Czy są to osoby z twojego wcześniejszego otoczenia? - Jedyną osobą, która przychodzi mi do głowy, z którą znałem się dużo wcześniej, ale dotychczas nie współpracowaliśmy, jest nowy nabytek studia – Igor (o Igorze to oddzielna historia, może trochę później). Reszta członków ekipy to rzeczywiście fajni, oddani ludzie, którzy są z nami przez kilka, kilkanaście lat. Towarzyszą nam konsekwentnie na konwencjach, przy projektach, jakim chociażby było studio. Bez nich byłoby na pewno trudno. Jak dobierasz sobie współpracowników? Czy poprzeczka postawiona jest wysoko? - Myślę, że z tą poprzeczką to jest bardzo dobre hasło, ale ona nie istnieje. Ludzie, którymi się otaczam, podlegają pewnej selekcji, ale przebiega ona w sposób bardzo naturalny.


& Juniorink

JUNIORINK STUDIO

TATTOOFEST 21


dwudniową konwencją, podczas której wszyscy się do siebie uśmiechają i wychwalają pod niebiosa, wystarczy znaleźć się w jakiejś innej podgrupie, żeby się dowiedzieć, co jedni sądzą o drugich. Oczywiście nie aprobuję tego i nie podoba mi się ten fakt, ale niestety naszą narodową cechą jest zawiść i najlepiej jak tej drugiej osobie nic się nie udaje. Na każdego tatuażystę, który osiągnął jakiś sukces i który ma swoich „fanów” (to chyba dobre słowo), tzn. klientów oddanych sztuce danego tatuażysty, przypada czterokrotnie większe grono ludzi, którzy źle mu życzą. Oczywiście są grupki, które nawzajem się wspierają i jest pozytywna relacja między niektórymi studiami, ale jest to wąskie grono. Powiem tak, te studia, które ja nazywam pracowniami, mają do siebie nawzajem szacunek i nie spotykam się z takimi aktami zawiści. Ale na pewnym etapie, jeżeli komuś udaje się za bardzo, to trzeba go zdeptać, opluć czy posądzić o wszelkiego rodzaju korupcję (głównie dotyczy to konwencji). I tak naprawdę młodzi tatuażyści, tacy niespełnieni szefowie własnego podwórka, zamiast skupić się na swojej pracy, nad warsztatem i rysunkiem, doszukują się przyczyn swoich niepowodzeń w układach, które nie istnieją. Dlatego Panowie apeluję, przestańcie pierdolić i weźcie się do roboty. Czy każdy tatuażysta dąży do wypracowania własnego stylu? - Przede wszystkim bardzo ostrożnie używałbym słowa „styl”, ale jeżeli już go używamy, to rzeczywiście tyczy się to tatuażystów z tzw. „nazwiskiem”. Jeżeli decydujemy się na pracę takiego artysty, to wiemy co ma do zaoferowania. W Polsce zaczyna się powoli tworzyć coś takiego jak ranking. Polacy zaczynają rozumieć fakt, że dany tatuażysta nie musi robić wszystkiego, bo jest np. wąsko wyspecjalizowany. To mnie cieszy, bo wreszcie tatuażyści mogą robić to, w czym się czują najlepiej. Kiedyś było tak, że tatuażyści z polskiej sceny, którzy pojawiali się za granicą, żeby zaprezentować swoje umiejętności, musieli tatuować zwyczajnie za darmo. Mnie też to dotyczyło. Braliśmy swoich znajomych modeli na jakieś mniejsze np. niemieckie konwencje i tatuowaliśmy tych ludzi kompletnie za darmo, żeby móc pokazać, co potrafimy. Dopiero lata takich praktyk sprawiły, że ludzie zaczęli nam ufać, zaczęli odróżniać nas od całej reszty tatuażystów, tudzież innych domokrążców. Nagle się okazuje, że może dojść w Polsce do takiej sytuacji, że tattoo artyści (jak to ładnie jest nazwane w „TattooFest”) nie muszą zajmować się wzorami, które im nie odpowiadają, bo jest cała masa innych osób do wyboru. Taka sytuacja niezmiernie mnie cieszy. Jak oceniasz poziom polskiego tatuażu dzisiaj? - Jako bardzo wysoki, z tym że dotyczy to jednostek, a nie całej sceTATTOOFEST 22

ny w ogóle. Jest to bardzo dobre dla nas wszystkich, bo jeżeli ktoś podnosi tę poprzeczkę własnych umiejętności (tak to nazwijmy), to reszta stara się do niej podciągnąć. Nie jest tak, że poziom podnosi się równo i płynnie. Ktoś zwykle daje impuls, znajduje coś przełomowego - może nie dosłownie w ten sposób, ale ja tak to widzę - i pokazuje, że można jeszcze lepiej. Cała reszta nie zamierza stać w miejscu. Ci tatuażyści, którzy zdecydowali się na karierę nielokalną, jeżdżą na konwencje nie tylko pokazać się, ale również po to, by podpatrzeć, co teraz się dzieje nowego, jak pracuje czołówka światowej sceny, jakie są zmiany w technice. Z takiej konwencji wracamy bogatsi o nowe doświadczenia. Skoro mamy coś do powiedzenia w tej sprawie, to podnosimy swoje kwalifikacje. Nie da się tego osiągnąć, siedząc na dupie na swoim osiedlu i ciesząc się pozycją najlepszego „zioma na dzielni”. Czy na polskiej scenie pojawiają się według ciebie młodzi, utalentowani tatuażyści, którzy wybijają się ponad przeciętną? - Niestety większość polskich tatuażystów, którzy zaistnieli swoim indywidualnym, charakterystycznym stylem, a tacy są, wyjeżdżają za granicę, bo tak jest po prostu łatwiej. Bardzo nad tym ubolewam. Tym bardziej, że wcale nie jest prawdą, że tam jest dużo łatwiej. Oczywiście łatwiej jest o rozwój, bo jest się bliżej sceny europejskiej i bliżej dobrych konwencji, więc jest z kogo czerpać inspirację. Natomiast można to samo osiągnąć w Polsce, czego doskonałym przykładem jest właśnie Leńu, który prowadzi swoje studio w Wałbrzychu. Jeżeli ktoś wie jak wygląda Wałbrzych, to tym bardziej doceni skalę jego sukcesu i obecność na scenie europejskiej. Osobą z młodego pokolenia tatuażystów, którzy nie zdecydowali się na emigrację i osiągają wspaniałe wyniki na scenie krajowej, jest według mnie Tofi - mój faworyt. Myślę, że ten człowiek jeszcze nie raz nas zadziwi. Jestem jego zagorzałym fanem. Chociaż przyznaję, że dwa lata temu nie wiedziałem, że ktoś taki istnieje. Dzisiaj jego prace robią na mnie ogromne wrażenie.

A jakie wydarzenia w twoim życiu wpłynęły na to, co robisz i co udało ci się osiągnąć? - W czasach, kiedy zaczynałem tatuować, najpopularniejszy w Polsce był tatuaż czarno-biały. Nikt nie próbował zabierać się za kolorowy, bo najlepiej było wytłumaczyć klientowi, że to się nie sprawdza. Nasze umiejętności zresztą pozostawiały wiele do życzenia. Moim sposobem na zgłębienie tajemnicy koloru było oddanie się w ręce kogoś, kto biegle się tym kolorem posługuje. Taką osobą był Bazyl, a potem Waldi, z którym mamy wspólne zainte-

resowania stylistyczne kubizmem. Kolejnym krokiem do zgłębienia całego zagadnienia kultury tatuażu było spotkanie w 2001 roku z Hori Hiro, który posługuje się tradycyjną japońską metodą tatuażu (ręczne wprowadzanie farby pod skórę za pomocą igiełek z bambusa). Będąc pod wrażeniem moich prac, zaprosił mnie do siebie do Japonii. Miesiąc tam spędzony powoduje, że na tatuaż japoński spogląda się zupełnie inaczej. Motywy, którymi Japończycy ozdabiają swoje ciała, są częścią ich kultury, nie są wyrwane z kontekstu. Wyprawa do Japonii na pewno odcisnęła na mnie piętno, także w postrzeganiu relacji między ludź-


mi. Kiedy zobaczyłem, że przedstawiciele dziesięciu studiów spotykają się przy jednym stole - jak to było w Osace - zrozumiałem, że właśnie w takiej atmosferze chcę pracować u siebie w kraju. Jak się ma tatuaż artystyczny w odniesieniu do tatuażu komercyjnego? - Nie ma czegoś takiego jak nurt artystyczny i komercyjny, bo to dokładnie to samo. Najfajniej jak to idzie w parze. Kiedy tatuażyści mogą wypowiadać się poprzez swoją sztukę i dostawać za to dobre pieniądze to wtedy jest pełnia sukcesu.

Czy tatuaż staje się rzeczywiście szerzej widoczny i bardziej wykorzystywany w mediach komercyjnych? - To prawda, że w mediach jest coraz więcej tatuażu. W dużych miastach tatuaż jest powszechniej akceptowany niż to było jeszcze kilka lat temu. Moja osoba na ulicy już nie sprawia, że ludzie się potykają i odwracają zdziwieni czy zszokowani. Ale ma to też swoje złe strony. Tłum, za sprawą wytatuowanych gwiazdorów, tzw. celebrities - to jedno z moich ulubionych słów :-) - zaprzestaje własnych poszukiwań, wzoru tylko dla siebie. Wielu ludzi na początku swojej przygody z ozda-

bianiem własnego ciała zaczyna od durnych, bezmyślnych kopii tatuaży gwiazdorów, które powiedzmy sobie szczerze, najczęściej są kwintesencją tandety i najtragiczniejszą rzeczą, jaka może nam się na skórze przytrafić. I pod tym względem ta komercja jest zła. Natomiast popularyzowanie tatuażu jest pozytywne, bo jeżeli coraz więcej ludzi nie postrzega go już jako symbolu przypisanego światkowi przestępczemu, to bardzo dobrze. Dzięki temu możemy się czuć swobodniej i uprawiać naszą sztukę odważniej. Ja sam prowadzę jednoosobową walkę ze schematem, zaszufladkowaniem nas jako marginesu, z nietolerancją. Bo nie można tylko pierdolić (użyjmy tego słowa), że jest nietolerancja i jesteśmy nieakceptowani, tylko trzeba coś z tym zrobić. Ja poprzez swoje działania i pracę, którą uskuteczniam w studiu, a także kontakt naszego studia z mediami na co dzień (bo takowy mamy), staram się to zmieniać. I okazuje się, że wytatuowany człowiek wcale nie musi być prymitywem, że potrafi się wysłowić i to, czy ma tatuaż na ręce, dupie, a nawet twarzy – jak to widać u mnie, a jest to taki mój prywatny manifest : -) - o niczym nie świadczy. Jest to nasza forma wyrazu, ekspresji. Dlatego media odgrywają tutaj pozytywną rolę, bo pokazują tatuaż z innej strony. Czy zdarzają się sytuacje, że klient prosi cię o naprawienie źle wykonanego tatuażu? Jaki jest twój stosunek do tego? - Generalnie, 90% tatuaży - takich błędów młodości, kopii czy kalek jest do uratowania pod warunkiem, że ktoś wytrwa w czasie oczekiwania i przełknie cenę. Niestety ludzie nie poprzestają na jednym błędzie. Przychodzą do nas, słyszą kwotę, która nie jest dla nich satysfakcjonująca, pukają się w głowę i wychodzą obrażeni. A potem okazuje się, że jednego bubla przykrywają drugim i przychodzą do nas jako do trzeciej instancji. Jest to czasem przypadek beznadziejny i nie da się nic z tym zrobić. Przy czym, tak jak mówię, jeżeli osoba jest wytrwała, uświadomiona i wie, że jestem w stanie jej pomóc i chce poczekać te kilkadziesiąt tygodni, to jak najbardziej staramy się zrobić, co w naszej mocy.

Skoro mówisz o „przełknięciu ceny”, to czy jest aż taki rozdźwięk w cenach miedzy studiami? I jak się do tego mają ceny z tych nazywanych przez Ciebie pracowniami? - Zacznijmy może od pracowni, bo to jest bardzo ciekawe zagadnienie. Ja w ogóle uważam, że studia tatuażu można podzielić na biznesy i pracownie. To pewnie dosyć odważna wypowiedź, może nawet przy najbliższej okazji połowa studiów wymierzy mi lincz sztachetami na konwencji... Ale powiem tak: w Polsce wielu potencjalnie dobrych artystów nie może rozwinąć swojego talentu, możliwości, warsztatu przez szufladę, w jakiej się znajdują. Tymi szufladami są interesy. Aż się boję... Bardzo często studia pracują na zasadzie „Pan Szef i pracownicy”. Morda w kubeł, jest robota do zrobienia, jakie igły?, jakie farby?, po co ci takie drogie?, masz robić, co do ciebie należy, a jak nie, to wypier... Nie jest takich przypadków bardzo dużo. Są też studia, gdzie właściciele prowadzą je z pasji do tatuażu, sami nie tatuując i wtedy jest potrzebny jakiś kompromis. Idealny układ to taki, który w Polsce występuje może w kilku przypadkach: w pracowni właściciel jest jednocześnie tatuażystą i sam wie, jaką robotę wykonuje i co jemu i ewentualnym współpracownikom jest potrzebne do pracy. Zależy mu na wysokiej jakości usług, a nie tylko na cyferkach, co zresztą jest powiązane ze sobą bardzo ściśle. W naszym studiu wykonuje się jedną, maksymalnie dwie sesje w ciągu dnia w przypadku każdego tatuażysty. Oczywiście zdarzają się mniejsze wzory, ale taki standardowy dzień to są dwie sesje. Pozwala nam to poświęcić każdemu człowiekowi maksymalną ilość czasu. Wiadomo, że w jakimś studiu obok w tym samym czasie zrobi się siedem wzorów i biznes się kręci, ale nam chodzi o coś innego. Zależy mi na tym, żeby te wzory były na najwyższym poziomie, żeby były super wykonane, żeby ci ludzie do nas wrócili, bo to jest tak naprawdę najlepsza reklama, czyli z punktu widzenia biznesu też jest to jakieś pożądane działanie. Z tym że, powiedzmy sobie szczerze, jeżeli ja wykonuję góra dwie sesje w ciągu dnia, to sesja musi odpowiednio kosztować. I tu pojawia się problem, bo dalej walczymy w Polsce ze schematami i porównaniami: „jak to, ty chcesz tyle pieniędzy, jak za rogiem chcą połowę?”. Nie interesuje mnie to. Przeciętny człowiek nie ma problemu z wydaniem np. 100 euro na buty, ale te same pieniądze za tatuaż stanowią problem. Tylko, że jest to wydatek na całe życie i może warto ten tatuaż zrobić w najlepszy możliwy sposób, w najlepszych warunkach i zrobić to po prostu profesjonalnie. Zjawisko to było zresztą bardzo dogłębnie opisane we wspaniałym artykule w jednym z numerów „TattooFestu”. Uważam, że na temat cen nie ma co więcej rozmawiać. Sytuacja jest taka, a nie inna i wracam do tego może źle naTATTOOFEST 23


zwanego „rankingu”. Z jakiegoś powodu jedne studia tatuażu robią je lepiej, a inne gorzej. Dlaczego maja brać tyle samo pieniędzy? Jakie jest twoje zdanie na temat plagiatu i praw autorskich w tatuażu? - Prawa autorskie to bardzo delikatny temat, także dlatego, że to sprawa etyki zawodowej. Zdarza mi się widzieć na zagranicznych konwencjach tatuażu, jak nieświadome jury, które nie zna wszystkich prac, jakie zrobiono na świecie, ocenia i przyznaje najwyższe nagrody plagiatom. Ja powiem tak: „szacun” dla tych ludzi, „zazdroszczę” tupetu i braku charakteru, które pozwalają takiemu tatuażyście przyjąć nagrodę za zerżniętą pracę. Nie wiem, jak mamy się bronić przed pla-

TATTOOFEST 24

giatami. Artyści rozpoznawalni nie pozwolą sobie na plagiat czyjejś pracy. Możemy stworzyć pracę zmierzającą w podobnym kierunku, o podobnym temacie, ale zrobioną w indywidualny sposób. Dziwią mnie ludzie, którzy chcą mieć na sobie czyjeś tatuaże, jak kiedyś, kiedy wycinaliśmy wzory z gazety i je sami robiliśmy. Ale to były dawne czasy, początki. Są ogólnie dostępne wzory, które możemy dowolnie interpretować, ale jeżeli w grę wchodzi kopia pracy autorskiej... Wstydźcie się panowie i panie! Jednak poza moralnymi nie grożą za to żadne inne konsekwencje, o czym przekonałem się osobiście, widząc moje prace wykorzystane bez zgody w teledyskach znanych popowych polskich grup, na co prawnik rozłożył ręce...

Jakie są twoje pasje, oczywiście poza tatuowaniem? - Poza tatuażem mam jeszcze inne tzw. „pasje artystyczne”. Żeby nie stać w miejscu i wciąż się rozwijać, od kilku lat próbuję swoich sił w dziedzinie sztuki, jaką jest malarstwo. Po przygodzie z geometrycznymi figurami zaczerpniętymi z kubizmu, przyszedł czas na portrety. W tej chwili pracuję nad cyklem obrazów, które mam nadzieję pokazać jesienią. A poza tatuażem, farbami, płótnem i innymi atrakcjami, trochę body paintingu. Mam nadzieję, że wkrótce ruszymy z Blitzem - moim przyjacielem fotografem - z projektem body paintingowym, czyli malowanym kobiecym ciałem. Cały czas pracuję także nad dużymi tatuażami kobiecymi. W przygotowaniu jest


przedsięwzięcie Juniorink Women 2, które - mam nadzieję - zaowocuje na jesieni kolejną wystawą i kalendarzem. Mam duży sentyment do tego projektu, bo od zawsze marzyłem o tym, aby pokazać pięknie wytatuowane kobiety na rozległych płaszczyznach ich ciał – udach, ramionach, łydkach, brzuchach i dekoltach. Juniorink Women to moja duma i cieszę się, że razem z Blitzem tworzymy nową historię tatuażu w Polsce i pokazujemy, że kobiety, często pracujące w biznesie na wysokich stanowiskach, kochają tatuaż. Jest to manifestacja ich kobiecości połączona z pradawną sztuką dekorowania ciała, która została odarta ze swojego pierwotnego piękna przez stereotypy panujące w naszym społeczeństwie. Staramy się takimi wspólnymi działaniami

przywrócić mu należne miejsce. To chyba tyle, bo przecież doba ma tylko 24 godziny. Musi być jeszcze czas na hobby :-).

świadczeń towarzyskich, że lubię po całym dniu przyjść do domu, założyć kapcie i włączyć telewizor :-) i mówię to z pełną premedytacją.

A jak Junior spędza wolny czas? - To prawda, że nie samą pracą człowiek żyje. Od kiedy przestaliśmy się borykać z przyziemnymi problemami związanymi ze studiem, staram się od czasu do czasu „ładować baterie”. Zimą jest to snowboard, a w cieplejszych okresach nurkowanie. Poza tym jestem początkującym drifterem i swój stres wyładowuję poprzez palenie gumy w poślizgach :-). Nie wspomniałem jeszcze o capoeirze, która jest moją aktywnością ruchową na co dzień od 4-5 lat. Co do imprezowania, to praca w studiu zapewnia mi tyle do-

Czy planujesz rozwój studia? Jakie są twoje cele, marzenia i ambicje związane z Juniorink? - Nie planujemy żadnych zmian, działań marketingowych, ani specjalnej reklamy, bo jak już wspomniałem jesteśmy pracownią, a nie fabryką i dla nas najlepszym marketingiem jest zadowolenie klientów. Strona internetowa jest sprawą całkowicie ode mnie niezależną. Zajmuje się nią Senior, którego obdarzam największym zaufaniem i jest w tej dziedzinie profesjonalistą.

TATTOOFEST 25


jem się wspieramy i pozytywnie na siebie działamy. Każdy jest specem na swoim polu, które obrabia. Nie wspomnieliśmy jeszcze o Łysym, który w jakiś sposób reprezentuje nasze studio w Chicago i również jest popularnym tatuażystą. Tak więc ambicje w rozumieniu potocznym po prostu zniknęły. Nadal chcę tworzyć, tatuować i przełamywać schematy, prezentować tatuaż jako równoprawną dziedzinę sztuki. Rozmawiała Katarzyna Adamska

Studio działa bardzo dobrze. Każdy z nas ma swoich klientów i chyba o to chodzi. Klienci przychodzą do nas głównie po tatuaż artystyczny, a inne wzory tzw. komercyjne są marginalną częścią naszej działalności. Okazuje się, że w wielkim, dwumilionowym mieście trzech tatuażystów potrafi znaleźć pod jednym dachem miejsce do wyrażania siebie na skórze klientów. Co do ambicji, to kiedyś była ona zupełnie inna. Pozytywna, dobra rywalizaTATTOOFEST 26

cja pchała mnie do przodu i ambicja była moim największym motorem do działania i rozwoju. Od otwarcia studia udało mi się nauczyć tatuować dwie osoby, potem praca z Igorem, żeby zreformować jego podejście do tatuażu. Myślę, że moje ambicje zmieniły się w coś, czego nie potrafię do końca nazwać. Ale odbieram to tak, że moja kiedyś „chora ambicja” w znaczeniu słabym, zmieniła się w dumę bycia częścią wspaniałego zespołu. Nawza-


TATTOOFEST 27

Junior & Juniorink


TATTOOFEST 28


TATTOOFEST 29


Plastic Surge

ry Tattoo, W

łochy

Moko Tattoo, Włochy

Moko Tattoo, Włochy

TATTOOFEST 30 Andrzej Leńczuk, Alien, Wałbrzych


Włochy słyną z torebek i butów, można dodać do tego gustowne boksy

Cóż, tatuaże są na zawsze, tak jak powinno być z małżeństwem... Powiedz, jesteś związany z Tattoo Expo w Rzymie od samego początku? - Tak, w 1999 zrodził się dość spontanicznie projekt grupy ludzi kochających tatuaże. Pomyśleliśmy: dlaczego nie? Zaczęliśmy rozglądać się za lokalizacją i powoli krok po kroku szykowaliśmy się do pierwszej konwencji w 2000 roku. Z roku na rok okazało się, że organizujemy jedną

z największych imprez w Europie. Teraz mamy jakieś 150 boksów, mniej więcej 300 tatuatorów. A jak było kiedy zaczynaliście? - Przypominało to bardziej domowa imprezę... Jakieś 40 czy 50 boksów. Jak przez te lata zmieniała się włoska scena tatuażu i jak zmieniła się sama konwencja? - We Włoszech mieliśmy różne prawa w poszczególnych regionach, dlatego na początku stanowiło to pewien problem. Zwłaszcza tu w Rzymie, gdzie prawo dotyczące studiów czy samego tatuowania było bardzo restrykcyjne. Dlatego można powiedzieć, że początki były dość trudne, a scena, o ile można mówić o takiej w tamtym czasie, była dość podzielona za sprawa odgórnych przepisów. Ale to tym bardziej motywowało nas do jeszcze cięższej pracy. Scenie i jej rozwojowi pomogły też kontakty z innymi krajami. Chociażby przez branżową prasę. Teraz przyjeżdżają do nas np. ludzie z Pol-

ski, by zrobić materiał o konwencji. To naprawdę świetne. Wiemy, że są dwie duże włoskie konwencje: Rzym i Mediolan. Widziałam też plakaty kilku mniejszych. Czy jest dużo takich imprez, które po prostu słabiej się reklamują? - Może z pięć, ale mają naprawdę lokalny charakter. Choć pewnie rodzą się i rozwijają jak ta nasza. Kochasz tatuaże i w pewnym momencie przechodzi ci myśl o zorganizowaniu konwencji. Jest to też przejaw zmiany mentalności, kiedy chcesz dać coś w zamian... Powiedziałeś, że organizacja przebiegała krok po kroku. Czy miałeś jakieś źródło wiedzy, jak zorganizować konwencję? - Starałem się czerpać z doświadczeń moich przyjaciół z różnych państw europejskich. Na samym początku było tak: łapałem za telefon, codziennie dzwoniłem do Barcelony i pytałem, co z tym? jak rozwiązać ten problem? jak najlepiej będzie zrobić to? jak poradzić sobie z tym?

Kiedy nie masz żadnego doświadczenia, musisz sobie jakoś radzić. Czujesz się teraz na siłach, by doradzać komuś innemu, by być ekspertem? - Myślę, że te 9 lat wiele mnie nauczyły. Wiele pomysłów czy rozwiązań łączyło się z tym, że sam również tatuuję. Ale nadal się uczę. Mam co prawda swoje zdanie, jeśli chodzi o różne sytuacje, ale jeśli czyjś sposób czy pomysł rozwiązań jest skuteczny, dlaczego by z niego nie korzystać? Myślę, że bardzo istotne przy organizacji jest także wzięcie pod uwagę charakteru czy mentalności mieszkańców miasta. Np. to, że jest dziś słoneczny dzień i pewnie dużo ludzi zjawia się później albo to dziś mamy bardzo ważny mecz... Sam chciałbym być na stadionie (hehehe). Lista wystawców jest naprawdę imponująca. Czy myślisz o tym, by jeszcze ją zwiększyć? Czy raczej wolisz zapraszać innych artystów każdego roku? - Artyści się zmieniają. Każdego roku mówię sobie, że Tiziano Ripanti, Tattoo Experience, Włochy

Czy Włosi kochają tatuaże? P: O tak, z całą pewnością! Śmiało można powiedzieć, że obecnie 35 % Włochów ma tatuaże. To naprawdę robi wrażenie, zwłaszcza patrząc na ostatnie lata. Kiedy zaczynałem tatuować w 1992 roku, tatuaż był postrzegany jako coś złego, kojarzącego się z marginesem. Teraz jest powszechny niezależnie od przynależności do jakieś konkretnej grupy społecznej. Dla mnie to duża zmian na lepsze. Trzy tygodnie temu tatuowałem 63-latkę, która chciała w ten sposób uczcić czterdziestą rocznicę ślubu.

TATTOOFEST 31


Doc Denti, La Caverna delle Torure, Włochy

Czy są tacy tatuatorzy, którzy od lat przyjeżdżają do Rzymu niemal każdego roku? - Praktycznie od zawsze jest z nami Sulape PiliMo’o, który wykonuje polinezyjskie/ maoryskie tatuaże oraz Robert Hernandez. Myślę, że lokalizacja bardzo nam sprzyja. Rzym to także turystyczne miasto o bogatej tradycji i niesamowitej kulturze, dlatego artyści lubią tu przyjeżdżać.

Cuomo, Bullet Ink, Włochy

Wielu z zaproszonych tatuatorów pracuje w stylu tradycyjnym. Czy jest on teraz bardzo popularny we Włoszech? - Tak, teraz traditional jest naprawdę popularny. Kiedyś myślałem, że to nie jest styl dla każdego, ale to chyba weryfikują sami klienci. Mamy tu naprawdę świetnych artystów pracujących w tym stylu jak Luca Mamone z Santa Sangre czy Italian Rooster.

W takim razie nie może nas tu zabraknąć.

TATTOOFEST 32

Tommaso Valentinetti, Old Tip Tattoo, Włochy

Czy planujecie coś szczególnego na 10-tą jubileuszową edycję Tattoo Expo Roma? - Nie mogę nic zdradzić, ale mamy już pewne plany... Musicie przyjechać za rok.

Carlo, Fast Colors, Włochy

Czy we Włoszech w ciągu roku pojawia się wielu młodych artystów, bardzo utalentowanych, robiących duże postępy, dobrze rokujących i żądnych sukcesu? - Tak, nawet koło 10. I zawsze znajduje się dla nich miejsce na konwencji. Jestem otwarty na młodych tatuatorów. Kiedy ja zaczynałem, nikt nie mówił mi, jak pracować, by osiągać lepsze efekty. Do wielu rzeczy musiałem dochodzić sam. Teraz dzielimy informacje między sobą, a konwencja to świetne miejsce do tego typu wymiany zdań. A jak jest z zagranicznymi tatuatorami? Czy muszą czekać na zaproszenie? - Zawsze pozwalam im, by ich portfolio świadczyło o nich. Jesteśmy otwarci...

Mauricio Bellinzas, Włochy

następna konwencja będzie mniejsza. A później okazuje się, że mamy jednak więcej boksów. Nie lubię odprawiać ludzi, mówiąc im, że nie mamy miejsca.


Fabio, Crazy Needles Tattoo, Włochy

Doc Denti, La Caverna delle Torure, Włochy

Best of Show, kolaboracja Steph D (góra) i Jesus (dół)

Sztuce nie straszny upał, ani słońce

TATTOOFEST 33

Cesar de Cesaro, Pix Tattoo, Włochy

Steph D i Jesus Sayalero


III Best Backpiece, Junior i Aga

SUBIEKTYWNE SPOJRZENIE NA KONWENCJĘ TATUAŻU W RZYMIE Stopień zaawansowania: początkujący bywalec konwencji polskich i zagranicznych, mniejszych i większych, z aspiracjami na stałego wyjadacza ;) Nastawienie: dostrzegać zawsze plusy, ale cóż zrobić… nie jestem ślepa.

III Best Color dla 3rd Eye, Paweł i Koral

III Best of Show dla Leńa

Tatuatorzy, goście: Konwencja przyciągnęła ogromna liczbę tatuatorów, w tym całą rzeszę znakomitych oldschool’owców. Można było zauważyć dwie dominujące stylistyki: traditional i tatuaże japońskie. Pojawili się także świetni dystrybutorzy potrafiący sprostać niejednemu życzeniu co do sprzętu czy akcesoriów, a także wydawnictwa książkowe oferujące albumy z niemal każdej tematyki, dziedziny tatuażu lub takiej, która może się z tatuażem wiązać.

TATTOOFEST 34

Organizacja: Lokalizacja bez zarzutu. Mimo znacznej odległości od centrum, można było szybko znaleźć się na konwencji, dojeżdżając metrem i spacerując kilkanaście minut do Hotelu Ergife. Może niepostrzeżenie wkradła mi się tutaj odrobina ironii, ale każdy kto wie, jak Włosi jeżdżą, będzie wiedział z jakimi emocjami łączy się przejście kilkuset metrów wzdłuż dwupasmowej drogi dochodzącej do obwodnicy Rzymu. Na miejscu czekało już pięć przestronnych klimatyzowanych sal, także kto dotarł na miejsce, mógł bez problemu odetchnąć. Po przyjeździe na miejsce zaskoczyły mnie boksy, które były na tyle zabudowane, żeby nikt nie dyszał tatuatorowi nad głową w trakcie pracy. Stanowiły pewną zaporę przed licznie zgromadzonymi przed większością boksów gapiami, ale też poprzez duże przeszklone powierzchnie umożliwiały podziwianie artystów przy pracy. Otwarcie imprezy zapowiedziane było w niedzielę na 14:00. Na bramę napierał całkiem spory tłum już około godziny 11:00 i chyba pod jego wpływem zdecydowano się otworzyć wejście wcześniej mimo niemal kompletnie pustych boksów tatuatorskich, nie biorąc pod uwagę sporadycznych przypadków artystów, którzy mieli umówionych klientów na wcześniejszą godzinę. Także po około godzinie spędzonej przed bramą widok we-

wnątrz nie był zbytnio satysfakcjonujący... Nie było innego wyjścia niż czekać na tatuatorów, ponieważ przez trzy dni na niewielkiej scenie nie działo się praktycznie nic. Program przewidywał suspension show na piątkowy wieczór, hip-hopowy koncert na sobotę oraz występ całkiem niezłej kapeli rockabilly w niedzielę. Co do atrakcji, to zupełnie rozczarowały mnie włoskie Suicide Girls, figurujące w programie jako gość specjalny. Gdyby nie wielki baner nad ich głowami, nawet nie przeszłoby mi przez myśl, że to osławione Suicide. A gdyby ktoś się nie zapuścił w alejkę, w której za wielkim stołem przez cały weekend stacjonowały trzy przedstawicielki organizacji, pewnie pomyślałby, że ta „atrakcja” opisana w programie nie wypaliła. Nie zrzeszone nigdzie, piękne Włoszki wykazały się większą inwencją, jeśli chodzi o prezentację swoich wdzięków. I to bez kilkumetrowych reklam… Poza tym konkursy. Odbywały się tylko w niedzielę wieczorem. W pięciu kategoriach: Color, Black&White, Tribal, Backpiece i Best of Show. Z mojego punktu widzenia wdarła się tam odrobina chaosu. Trzeba było się trochę nabiegać, żeby dostarczyć jak najwięcej zdjęć do relacji. No i występ, czyli prezentacja polskich tatuatorów: świetne prace oraz trzy zdobyte nagrody na pięć kategorii konkursowych: dla Andrzeja Leńczuka, Juniora i Pawła z Trzeciego Oka. Do tych sukcesów spokojnie można dodać pojawienie się Tofiego z rybnickiego Art Line: fantastyczne prace i bardzo duże zainteresowanie. To już chyba były zaczątki jakiegoś fan clubu założonego przez grupkę znajomych, z której każdy po kolei oddawał się w jego ręce, tatuując naprawdę duże motywy. Muszę zaznaczyć, że moje uwagi w żaden sposób nie są spowodowane moim usposobieniem. Wynikają chyba tylko z „dziennikarskiej” rzetelności, która każe mi trochę chłodniej spojrzeć na tę imprezę. Albo południowe słońce nie rozgrzało mnie jakoś szczególnie, by nie dostrzec tych niewielkich niedociągnięć. A może po prostu jestem zmarzluchem. Ola


Diego, Subskin Tattoo, Włochy

Tofi, Artline, Rybnik

Alex De Pase, Włochy

Positve Temptation

Cristian Baldi, Bleeding Heart Tattoo, Włochy

Positve Temptation

Charro’s Tattoo, Włochy

Marco, Trafficanti d’arte, Włochy

TATTOOFEST 35




TATTOOFEST 38


TATTOOFEST 39


Ponieważ jesteśmy zdania, że tatuaż jest sztuką, a nie tylko bezmyślnym przenoszeniem wzoru z katalogu na ciało, postanowiliśmy w naszym magazynie stworzyć nowy dział. Ta i następnych kilka stron, które ochrzciliśmy mianem INSPIRACJI, dotyczyć będą po pierwsze wszystkiego tego, co z tatuażu czerpie (jeśli pamiętacie nasze materiały o deskorolkach oraz czapkach to wiecie, o czym mowa), jak i tego, z czego może czerpać tatuaż. Poza inspiracjami muzycznymi i kulturowymi jest przecież dookoła nas tyle „dających kopa” rzeczy! Jeśli jesteś tatuatorem i zależy Ci na stworzeniu własnego stylu odbiegającego od tego, co już jest - ten dział jest dla Ciebie. Jeśli jesteś osobą, która szuka w naszym magazynie czegoś więcej niż tylko opisów poszczególnych studiów i artystów, znajdziesz tu to, czego Ci brakowało! Będziemy prezentować malarzy, rysowników, grafficiarzy, twórców ręcznie malowanych gadżetów, wnętrza, pomysły, ubrania… Wszystko, co z tatuażem ma jakiś wspólny mianownik lub może go mieć. Mamy nadzieję, że lektura tego działu pozwoli Wam spojrzeć na tatuaż inaczej, zainspiruje do nowych, świeżych pomysłów na tatuaże lub po prostu będzie miłą ciekawostką.

TATTOOFEST 40


TATTOOFEST 41


INSPIRACJE

TATTOOFEST 42


kilka zabawek, czaszek oraz dwie gitary. Tyle ze spraw formalnych. Nie dość, że utalentowana, jest w dodatku ładna i oczywiście wytatuowana. Jej tatuaże są projektowane przez nią i jej tatuatora. Osobiście wybiera klimaty spokrewnione z Sailor Jerry, japońskim stylem i meksykańskimi tatuażami. Ulubione style w tatuażu to prawdziwy, stary, dobry oldschool - zresztą zauważycie to pewnie w jej pracach. Jak już wspomniałam, Eva nie jest tatuatorką, choć chciałaby się zająć tym w przyszłości. Jednak w tym momencie jest zbyt zajęta prowadzeniem sklepu i malowaniem. Mimo to ludzie ciągle dopytują się o tatuaże robione przez nią. Nic dziwnego, oglądając myszy z lizakami, czaszki z kokardkami i rzęsami albo nieżywe pin-upki, sama nabrałam smaku na coś cukierkowo dziewczęcego. Dla tych, którzy podzielają moje uczucia w związku z niesamowitym klimatem tych prac, zostaje poczekać na Candy Cane Flash Book. Będzie miała formę prawdziwej książeczki z kolorowymi i biało-czarnymi szkicami, które można będzie przenieść na skórę. Jak zarzeka się moja rozmówczyni, to będzie bardzo dziewczęca rzecz – i mogę dać temu wiarę. Kilka osób już ma na sobie wzory od Evy i jeśli chcesz być jedną z nich, mamy dla ciebie garść szkiców, które zostały namalowane specjalnie na tę okazję. Jeśli chcesz obejrzeć więcej prac lub kupić któryś z obrazków, zajrzyj koniecznie na stronę www.myspace.com/candycane_art. Kontakt z Evą (prace na zamówienie, szkice lub kupno jej prac): eva.candycane@gmail.com

TATTOOFEST 43


WYJAZD NA TĘ KONWENCJĘ NIE BYŁ PLANOWANY PRZEZ NASZĄ REDAKCJĘ. DOSZLIŚMY JEDNAK DO WSPÓLNEGO WNIOSKU, ŻE WYDAJĄC GAZETĘ O TATUAŻACH I CHCĄC BYĆ DLA WAS - CZYTELNIKÓW NA BIEŻĄCO Z NAJWAŻNIEJSZYMI IMPREZAMI EUROPY, NIE MOŻE NAS TAM ZABRAKNĄĆ. KONWENCJA WE FRANKFURCIE JEST BARDZO SPECYFICZNA. CHARAKTERYZUJE JĄ PRZEDE WSZYSTKIM ILOŚĆ ZAPRASZANYCH TATUATORÓW. W TYM ROKU DO HALI TARGOWEJ MESSE PRZYBYŁO PONAD 200 OSÓB, A SAMI ORGANIZATORZY ZAPEWNIALI, ŻE POJAWIŁO SIĘ ICH BLISKO 300! TO NA PEWNO REKORDOWA LICZBA W HISTORII TEGO RODZAJU IMPREZ W EUROPIE, A PRAWDOPODOBNIE I NA CAŁYM ŚWIECIE! CZY TAKA ILOŚĆ MA SZANSĘ PRZEŁOŻENIA SIĘ NA JAKOŚĆ? PRZECZYTAJCIE MOJĄ RELACJĘ.

Kolejka przed wejściem

Tłum zgromadzony przed sceną

TATTOOFEST 44


Mirko, Skin Art Tattoo, Niemcy Daatzmann, Tattoo by Daatzmann, Niemcy

Old school’owa kolaboracja

Frankfurt nad Menem to stosunkowo nieduże miasto, liczące nieco ponad 650 tysięcy mieszkańców. Jego siłą są przede wszystkim pieniądze i położenie geograficzne. Ta metropolia to europejska siedziba największych banków i firm finansowych oraz jednego z największych na świecie portów lotniczych. Obok miasta krzyżują się również jedne z najważniejszych na kontynencie autostrad A5 (łącząca północ, od Szwecji i Finlandii z południem, Włochami i Hiszpanią) i A3 (biegnąca od Holandii aż po Austrię). Dojeżdżając do Frankfurtu, już z daleka widzi się centrum miasta i drapacze chmur wyraźnie odcinające się na tle nieba. Zwiedzając miasto, zderzamy się z różnorodnością. Pomiędzy strzelistymi budynkami i pięknym zabytkowym dworcem przechodzimy przez brudną dzielni-

cę czerwonych latarni pełną erotycznych klubów, sex shopów i ekscentryków. Po drugiej stronie dzielnicy finansów wkraczamy do ślicznej starówki położonej nad Menem, typowego, niemieckiego krajobrazu z charakterystycznymi budynkami i oczywiście festynem z kramami z piwem i kiełbaską. Sama konwencja miała swoją siedzibę zaledwie trzy przystanki tramwajem od dworca głównego w olbrzymim centrum targowym, które z czystym sumieniem nazwać można miastem w mieście! Szampana temu, kto nie mając przy sobie mapki, jest w stanie znaleźć wjazd na teren jego parkingu! Festiwal odbywał się na jednej z jedenastu hal wystawienniczych (bynajmniej nie tej największej) od strony jednego z najbardziej charakterystycznych budynków Frankfurtu, ponad 60-piętrowego tak zwanego „ołówka”. Ponieważ dwa lata temu byłem już na konwencji w tym mieście z krakowskim studiem Kult, miałem ułatwione zadanie dotarcia na miejsce. Tegoroczna edycja to już szesnasta z kolei. Z roku na rok przybywa wystawców i pomimo tego, że nie znajdziemy tutaj takiej ilości najlepszych tatuatorów świata jak w Londynie czy Mediolanie, impreza posiada swoją renomę. Panuje klimat bardziej targowo-wystawienniczy niż artystyczny, ale dzięki doskonałej organizacji i przestrzeni można czuć się swobodnie i nie nudzić się. Organizatorzy dbają o atrakcje na scenie, co, jak niejednokrotnie podkreślaliśmy w naszych relacjach, jest piętą achillesową wielu europejskich konwencji. Wydarzenia na scenie pozwalają odwiedzającym oderwać się nieco od alejek z tatuatorami, odpocząć i zobaczyć przy okazji coś ciekawego. Można było posłuchać nieśmiertelnego Ski Kinga i muzyki na żywo - „A Tribute to Johnny Cash”. Pojawił się także zespół bębniarzy z tradycyjnym, japońskim, orientalnym show. Poza tym był pokaz body paintingu, sztuk walki, bondage, czyli pętanie kobiety linami, oczywiście z erotycznym podtekstem, fire show o podobnym zabarwieniu oraz kilka innych ciekawych występów. W okolicy sceny miały swoje miejTATTOOFEST 45


Joey Ortega, Triple Crown Tattoo, USA

Scena to jednak przede wszystkim konkursy tatuażu. Tutaj również widać, że organizatorzy próbują wprowadzać coś nowego i atrakcyjnego, szukają nowych pomysłów. Na przykład „Duży Tatuaż” podzielono na kategorię damską i męską. Tak samo postąpiono z „Best of Show” i z kategorią „Najbardziej Wytatuowany”. Była także konkurencja „Sexy Tattoo”. Poziom prezentowanych tatuaży, tak jak na prawie każdej konwencji, bardzo różny. Pojawiło się sporo ciekawych wzorów, jednak większość nie nadawała się nawet do oceniania. Przykro jest patrzeć, jak jury musi w takiej sytuacji robić dobrą minę do złej gry i udając zaciekawienie, przyglądać się im w skupieniu. Dominowały prace czarno-szare, było stosunkowo niewiele kolorowych. Dużo realistycznych tatuaży, kilka bardzo ładnych, całych pleców. W niektórych kategoriach pokazano nawet kilkadziesiąt prac! Wśród wystawców dominowali oczywiście Niemcy. Oprócz nich można było znaleźć przedstawicieli z wielu zakątków świata. Przyjechali tatuatorzy z USA, Indonezji, Argentyny, Japonii, Singapuru, Chin czy Południowej Afryki. Przy tak dużej ilości tatuatorów organizatorzy pomyśleli o ich tematycznym rozmieszczeniu, np. kilku tatuatorów old schoolowych czy orientalnych obok siebie. Na konwencję do Frankfurtu zawsze docierali również Polacy. Tak było i w tym roku. Z Wiednia przyjechał Waldi i Osa. Waldi to jeden z bardziej lojalnych tatuatorów tej konwencji, ponieważ jak nam powiedział, jest jej uczestnikiem od samego początku. Zabrakło go raz, ale wtedy zastąpiła go Osa. Oprócz nich pojawili się też inni stali bywalcy, czyli Alien z Wałbrzycha oraz Juniorink z Warszawy, którzy dzielili ze sobą boks. Z Grudziądza przyjechał Paweł z 3rdEye, który z kolei dzielił boks z Mańkiem z Gdańska. Z Krakowa zawitała eki-

Renata, Screwface Tattoo, Niemcy

Dobrze znany i lubiany Ski Leńu przy pracy Flying Swastika Valdi „Tattoowier Magazin”

TATTOOFEST 46

sce dziewczyny z Barockcity Rollerderby, niemieckiego gangu wrotkarek, które kilka razy pokazały, co potrafią. Tak więc działo się!


i „TattooSpitit”, a także magazyn naszych czeskich sąsiadów „Tetovani”. W innej części hali zachęcano do wstąpienia do największego w Europie zrzeszenia tatuatorów UETA. Swoją agitację prowadziła również organizacja praw zwierząt PETA, w której działalność jest zaangażowanych wielu tatuatorów, a także znanych, wytatuowanych postaci ze świata show biznesu, jak np. dziewczyny z Suicide Girls czy Miami Ink.

Andreas Engel, Andy´s Tattoo Studio, Niemcy

Wróćmy teraz do pytania postawionego przeze mnie we wstępie. Czy taka ilość tatuatorów zgromadzona na jednej konwencji może mieć przełożenie na jakość? Oczywiście, że może, ale będzie to zależało od osób odwie-

cze do niedawna był to standard na większości konwencji europejskich i miał na celu ograniczenie dostępu do profesjonalnego sprzętu osobom przypadkowym. W obecnych czasach sprzedaży internetowej jest to chy-

Sebastian, SFC Empire Tattoo, Niemcy

ba nieco sztuczne ograniczenie. Na konwencji miały także swoje stanowiska redakcje tatuatorskich magazynów. Można było kupić „Tattoowier”, „TattooStyle”, „TattooScout”

Chris Parker, Seven Star Tattoo, Niemcy

pa Cybertattoo z akcesoriami do tatuowania. Ciekawą rzeczą było ograniczenie dostępu odwiedzających do sprzętu tatuatorskiego. Do pomieszczenia, w którym się znajdował, mogli wchodzić jedynie wystawcy. Jesz-

TATTOOFEST 47


Radek

Tommy Lee, Tommy Lee Tattoo, On The Road, USA Shorty, Pik Ass Tattoo, Niemcy

„Tattoo Scout” i „Tattoo Spirit” Maniek, Tattoo Man, Gdańsk „Tetovani” Cyber Tattoo Dja Dja, Tribo, Czechy

TATTOOFEST 48

dzających i tego, co będą chcieli sobie wytatuować. Przede wszystkim musi wzrosnąć świadomość przeciętnego zjadacza chleba, który będzie potrafił odróżnić dobrego tatuatora od złego i dobrze wykonany tatuaż od słabego. Niestety rzeczywistość jest skrajnie inna, nawet w Niemczech, kraju posiadającym ogromne tradycje tatuatorskie. We Frankfurcie można było zobaczyć niepracujących, świetnych artystów i mających pełne ręce roboty partaczy. Na scenie podczas konkursów pojawiały się osoby bardzo dumne ze swoich tatuaży, które generalnie nadawały się do usunięcia, a nie do oceniania w konkursach. Oczywiście każdemu może podobać się coś innego i nie skłaniam się tutaj do oceniania jakichkolwiek gustów. Mam na myśli przede wszystkim jakość techniczną wykonanych wzorów. Poza tym na festiwalowych konkursach ocenia się wartość artystyczną prac, o czym niektórzy całkowicie zapominają. Dobra rada dla tych, którzy chcą sobie zrobić tatuaż na tego typu konwencji. Nie jest regułą, że każdy wystawca jest wysokiej klasy fachowcem, tak samo jak nie daje gwarancji jakości zrobienie sobie tatuażu w studiu. Zanim się zdecydujesz, porównaj portfolio jednego tatuatora z innymi, porozmawiaj ze znajomymi i z ludźmi, którzy się na tym znają. A jeżeli chcesz sobie wytatuować jakiś prosty motyw: tribalka, motylka czy delfinka, niekoniecznie musisz to robić na konwencji! W każdym mieście znajdzie się osoba czy studio, która temu podoła, a festiwal jest miejscem, gdzie powinny powstawać wyjątkowe i niepowtarzalne wzory. Pamiętajmy też, że tatuaże zdobią ludzkie ciało, ale mogą i szpecić!


Horimyo, Horimyo Tattoo, Japonia

Naprawdę ognisty Fireshow

Miguel Ramos, Jaganath Tattoo, Hiszpania

Zatłoczona alejka

James, Celtic Moon Tattoo, Węgry

Prezentacja tatuażu ze specjalnym zestawem

TATTOOFEST 49


Tatuator Horikazu

Tym razem coś dla wielbicieli tatuażu japońskiego. Album „Tattoo in Japan. Traditional and modern styles” autorstwa Manami Okazaki, który ukazał się ostatnio nakładem niemieckiego wydawnictwa Edition Reuss, to doskonałe kompendium wiedzy na temat japońskiej sztuki zdobienia ciała, od motywów charakterystycznych dla tego stylu, przez znane japońskie studia, aż po przedstawienie mistrzów tejże sztuki. Świetnie wydany, z dużą ilością cennych informacji, a przede wszystkim pięknymi, kolorowymi zdjęciami w dużym rozmiarze na świetnej jakości papierze.

Różowe kwiaty wiśni symbolizujące roczny cyklu natury, nietrwałość i przemijalność; motyle oznaczające odrodzenie lub metamorfozę; fale - symbol szczęścia, często stosowane w tatuażu jako tło, tygrysy wyrażające odwagę czy smoki - symbol władzy i siły to tylko niektóre motywy charakterystyczne dla tatuażu japońskiego. „Tattoo in Japan” daje przekrój przez wszystkie tematy chętnie poruszane w orien-

talnej sztuce. Są tu więc motywy zaczerpnięte z fauny i flory, ale widać też wyraźny wpływ religii, mitologii czy folkloru. Pojawiają się takie postacie jak np. Kintaro, postać z japońskiej ludowej baśni, młody chłopiec o nadludzkiej sile, który wychował się w górach razem ze zwierzętami i wyrósł na odważnego wojownika czy Aizen Myô-ô - buddyjski bóg miłości i pożądania. Każdy wzór, czy to jest roślina,

n

Tatuator To

TATTOOFEST 50


TATTOOFEST 51

Body Daimon Bori

Tatuator Horikazu

Tattoo Summit, Toyohashi

Tatuator Madoka


Asakusa Sanja Festival, Tokio

Tattoo Summit, Toyohashi

zwiew Japonii w 1989 roku; Martin Hladik, z pochodzenia Czech pracujący początkowo w swojej ojczyźnie i Stanach Zjednoczonych, ale odwiedziny w Japonii sprawiły, że to tam postanowił otworzyć swoje biuro i agencję fotograficzną; John Harte - z pochodzenia Australijczyk, mieszka w Japonii od 1990 roku i jest tam mocno zaangażowany w podziemną scenę muzyczną oraz Tommy Oshima - Japończyk fotografujący od szóstego roku życia.

Tattoo Summit, Toyohashi

Dzięki temu, że stworzeniem albumu „Tattoo in Japan” zajęli się ludzie ściśle związani z krajem, którego sztukę prezentują, zaangażowani w to, co robią i zainteresowani tatuażem powstało dzieło niezwykłe. W bardzo atrakcyjnej formie prezentuje ono sztukę tatuażu w Japonii. Ale to książka nie tylko dla fanów tatuażu, ale również dla każdego zainteresowanego japońska kulturą. „Tattoo in Japan” to 320 niezapomnianych stron i ponad 250 przepięknych, kolorowych fotografii. Na końcu albumu można znaleźć również praktyczne informacje, jak i gdzie zrobić sobie tatuaż w Japonii. Książka wydana jest w wersji dwujęzycznej: tekst możemy czytać zarówno po angielsku jak i po niemiecku. oprac. i tłum. Kaśka Manami Okazaki „Tattoo in Japan. Traditional and modern styles” wydawnictwo Edition Reuss, Niemcy 2008 Dla zainteresowanych zakupem albumu: „Tattoo in Japan” będzie dostępny na tegorocznym Tattoofeście. Można go również zamówić przez nasz magazyn lub na stronie: www.tattoo-in-japan.com. Cena: 89 euro. TATTOOFEST 52

Asakusa Sanja Festival, Tokio

Osaka Tattoo Gigs Convention


TATTOOFEST 53

Tatuator Horikoi

Tatuator Horiyasu

Tatuator Horitoku

Tatuator Mutsuo


POD PSEUDONIMEM SO LADYCAT KRYJE SIĘ MŁODA FRANCUZKA O IMIENIU SOPHIE, KTÓRA JEST POCZĄTKUJĄCĄ PIOSENKARKĄ WYKONUJĄCĄ COVERY ZNANYCH PIOSENEK TAKICH JAK „SUGAR SUGAR” CZY „THE KKK TOOK MY BAY AWAY” ORAZ PRÓBUJĄCĄ SWOICH SIŁ WE WŁASNYCH KOMPOZYCJACH. NIE DOŚĆ, ŻE ŚPIEWA, TO JESZCZE PISZE. OPUBLIKOWANO JEJ TOMIK POEZJI. POZA TYM ZARZEKA SIĘ, ŻE NAPISAŁA DWIE KSIĄŻKI, KTÓRE AKTUALNIE ZNAJDUJĄ SIĘ….W JEJ BIURKU.

kudi chicks


kudi chicks

Inspiracjami So Ladycat są piękne pin-upki, lata 50 i 60 minionej dekady, kabaret, miłość, śmierć i przede wszystkim jej czarny kot Menotte, który motywuje ją do wszystkich działań. Inspiruje ją jako modelkę, pisarkę i piosenkarkę. Od niego właśnie Sophie wzięła swój pseudonim. Również jej ciało jest naznaczone Menotte, bowiem każdy jej tatuaż zawiera w sobie element, którym jest czarny kot w połączeniu z jej innymi inspiracjami, np. kulturą pin-up, sztuką japońską czy motywami zaczerpniętymi z kultury Egiptu. Daje ujście swoim pasjom tatuując się u Freda z BodyLounge w studiu mieszczącym się w Cann. Jeśli chodzi o muzykę Ladycat słucha Marilyn Monroe, Franka Sinatry,

KUDI chicks

Jerry Lee Lewisa czy Elvisa Presleya. Wszystko to wpływa na to, co sama śpiewa, a co niebawem dane nam będzie usłyszeć, ponieważ jeszcze w tym roku ma wyjść jej pierwsza płyta. Oprócz tego, że pozuje do wielu zdjęć, sama również robi sobie sesje fotograficzne, bo jak mówi, wtedy może oddać dokładnie to, co miała na myśli. Z tego też powodu nie przyjmuje wszystkich ofert sesji zdjęciowych. Plany na 2008 rok to nagranie pierwszej płyty oraz kolejne sesje zdjęciowe. Póki co można jej posłuchać i podglądać na stronie www.myspace.com/ soladycat lub na portalu Suicide Girls, gdzie kryje się pod pseudonimem Ladycat.

TATTOOFEST 55


kudi chicks

TATTOOFEST 56


KUDI chicks




Archiwum zespołu

&

26 lat na scenie, 15 płyt na koncie, tysiące koncertów na całym świecie, siła i energia płynące ze sceny, aplauz publiki przy każdym koncercie - Agnostic Front to niewątpliwie legenda sceny hardcore. Kapela została założona w Nowym Jorku w 1982 roku przez Vinniego Stigmę i Rogera Mireta. Razem z Ray’em Barbieri (perkusja) i Adamem Moochie (bas) kilka miesięcy później nagrali pierwszą płytę - „United Blood” (1983). Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Już następna płyta, „Victim in Pain” (1984), przyniosła im ogromną sławę. Przyszedł czas na liczne koncerty i kolejne płyty: „Cause For Alarm” (1986), „Liberty And Justice” (1987), „Live at CBGB” (1989). Następny krążek, „One Voice” (1992) AF nagrali wspólnie z muzykami z Madballa i Sick Of It All. Na płycie znalazły się teksty Mireta napisane w więzieniu (aresztowany za narkotyki). W 1993, po wydaniu „Last Warning”, AF zawiesili swoją działalność. W międzyTATTOOFEST 60

czasie ukazał się „Raw Unleashed” (1995). Po czterech latach powrócili do gry i od razu stworzyli niepowtarzalny kawałek „Gotta Go”, który zasilił płytę „Something’s Gotta Give” (1998). Potem powstały kolejne krążki: „Riot! Riot! Upstart” (1999), „Dead Yuppies” (2001), „Working Class Heroes” (2002), „Another Voice” (2004) i „Live in CBGB’s” (2006). Ostatnia płyta - „Warriors” (2007) - to swoistego rodzaju testament, kolejny głos muzyków w hardcorowej historii. Przesłanie zespołu o jedności, rodzinie i przyjaciołach nigdy nie było tak silne jak na ostatnim krążku. Zawiera się w słowach: „Popieramy jedność! Pogardzamy ignorancją i nienawiścią wewnątrz sceny. Walczyć powinniśmy nie miedzy sobą, ale z tymi, którzy nas gnębią. Jedność! Walka z systemem! Hardcore!” Przez te lata na scenie nieuniknione były pewne roszady w składzie zespołu. Dziś Agnostic Front tworzą: Roger Miret (wokal), Mike Gallo (bas), Ste-

ve Gallo (perkusja), Joseph James (gitara) oraz Vinnie Stigma (gitara). Ten ostatni poza działalnością w AF od niedawna ma też swój nowy zespół, w którym udziela się na wokalu. Nowy projekt - Stigma - to połączenie klimatów hardcore, punk i rockabilly. W skład zespołu oprócz Vinnigo wchodzą: Mike Gallo na basie, Phil Caivano i Josh Tilotta na gitarach oraz Luke Rota na perkusji. W 1999 roku Vinnie Stigma postanowił zrobić coś jeszcze. Zrealizował pomysł, od jakiegoś czasu kołatający się w jego głowie. Wraz z Jimmy’m G. z Murphy’s Law otworzył w Nowym Jorku studio New York Hardcore Tattoos, miejsce gdzie można nie tylko wytatuować się przy dźwiękach ciężkiej muzyki, ale również spotkać znane bandy amerykańskiej sceny hardcore/ punk. To swoistego rodzaju twierdza amerykańskiego hardcora.


Jak podobał ci się dzisiejszy koncert? Vinnie Stigma: Koncerty w Polsce zawsze są niesamowitym show. Polacy potrafią się bawić. Wolicie grać w Europie czy w Ameryce? - Nie ma to dla mnie znaczenia. Świat jest mój. Roger Miret na wokalu i Mike Gallo na basie

Jesteście na hardcorowej scenie 26 lat. Jak długo jeszcze zamierzacie grać? Czy myślicie czasem o tym, żeby już przestać? - Jestem muzykiem, więc nigdy nie przestanę robić muzyki. I wydaje mi się, że teraz doceniam to bardziej niż wcześniej. Nie wiem dlaczego... Może dlatego, że robię się coraz starszy? Dziękuję Bogu, że mogę robić to, co robię.

Stigma, Jimmy i Russell ze studia NYHC

Stigma na scenie

www.devildollsbooking.com

Wkład Stigmy w amerykańską scenę jest ogromny. Sam doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Poza nią jest równie pewny siebie jak przed publiką. Ale też otwarty, przyjacielski i serdeczny. Cieszę się, że miałam okazję go poznać. A Wam przekazuję naszą rozmowę, która odbyła się po ostatnim koncercie Agnostic Front w warszawskiej Proximie. Podczas koncertu towarzyszyli im Do Or Die z Belgii oraz The Hoods ze Stanów.

Koncert AF w warszawskiej Proximie

Jak wspominasz początki swojego grania? Jak zmieniał się hardcore przez te wszystkie lata? - Teraz hardcore jest bardziej profesjonalny. Dzieciaki lepiej grają. Lata temu grało się ot tak, w nieładzie i bez użycia siły. Nie zmieniało się strun, dopóki się nie zerwały. Teraz zmieniasz te struny. Po tylu latach grania stajesz się lepszym muzykiem, piszesz lepsze piosenki. Nasze teksty są teraz bardziej szczere niż były 26 lat temu. Moja gra nie ma być muzycznie poprawna, ale szczera, płynąca prosto z serca. Muzyka się zmienia i ewoluuje. Tak jak cały świat. Człowiek zmieni się razem z czasami. Ale moja praca się nie zmienia, a zaangażowanie w grę nie słabnie. Na początku robiłem wszystko: pisałem piosenki, grałem, robiłem muzykę, jeździłem autem, organizowałem koncerty. Ludzie pytają mnie teraz: „Vinnie, jak sobie radziłeś z tym wszystkim bez internetu, bez komórki?” Ale jakoś to szło. I warto było. Widziałaś dzisiejszy show? Jesteśmy po prostu jedną wielką rodziną. Widziałam was na scenie i ciągle jestem pod wrażeniem waszej żywiołowej gry. Skąd w was tyle zapału i energii? - To nie jest komercyjna muzyka. To jest hardcore. To jest Agnostic Front. Musi być w nas siła i energia. Jeśli ktoś nie ma energii, to nie jest hardcore. A my jesteśmy hard HARDCORE :) Macie na swoim koncie kilkanaście nagranych płyt. Które z nich cenisz sobie najbardziej? TATTOOFEST 61


Stigma prezentuje swoje dziary specjalnie dla „TattooFestu”

TATTOOFEST 62


i wdzięczny, że ktoś wybiera właśnie NY Hardcore, że ludzie to czują i dlatego chętnie się u nas pojawiają.

bardziej moje własne. W Nowym Jorku jest wiele studiów, ale jest tylko jedno oryginalne: New York Hardcore Tattoos.

Kto obecnie pracuje w studiu? - Alice z Nowego Orleanu, która stała się członkiem mojej rodziny. Kiedyś nikt jej nie chciał przyjąć do pracy i teraz żałują, bo jest naprawdę świetna. Robi wszystko, wzory w każdej stylistyce. Drugą tatuatorką jest Rosjanka, Tasha, która też jest członkiem rodziny. Te dwie dziewczyny są pełnoetatowymi pracownikami mojego studia. Poza tym przewija się sporo osób, które raz pracują tu, raz tam.

A jeździsz na konwencje? - Jestem gospodarzem konwencji w Kansas City. Organizuję też konwencję w Filadelfii. To jest wyjątkowa impreza. Jestem na niej gospodarzem, tatuuje tam nasze studio i gra tam nasza kapela. Wprowadziliśmy hardcore na konwencję tatuażu i rządzimy na niej. Jesteśmy jej bardzo ważną częścią. Mamy boks, scenę, backstage. Poza tym jako studio dużo podróżujemy. Jeździmy na różne konwencje, na które dostaniemy zaproszenie, np. na Florydę.

Czy specjalizujecie się jako studio w konkretnym stylu? - Tak, w stylu nowojorskim. A czym charakteryzuje nowojorski styl? - Hmmm... Różne motywy, pisy, znaki, symbole. Tak prawdę to styl, który nie stylu :)

się nanama

Próbowałeś kiedyś tatuować? - Tak, czasem tatuuję. Ale moim głównym zajęciem jest gra na gitarze.

Byliście już w Europie jako studio? - Jeszcze nie. To musicie kiedyś wpaść na Tattoofest do Krakowa. Też mamy u nas świetną imprezę. - Nie wątpię i mam nadzieję, że kiedyś rzeczywiści przyjedziemy. Z przyjemnością bylibyśmy w Polsce gościem jako studio.

Zainteresowanych odsyłam na strony: www.hardcorenyc.com www.myspace.com/vinnystigma www.myspace.com/agnosticfront www.agnosticfront.com Tatuaż w stylu nowojorskim na szyi Mike’a

...i Vinnie Stigma

www.mad-tourbooking.de

Jak wygląda tatuatorska konkurencja w mieście? - Nie interesuję się zbytnio innymi studiami. Interesuje mnie

Mike Gallo...

Tekst, wywiad i foto: Katarzyna Ponikowska

Dziarasz innych i sam jesteś mocno wydziarany. Kto robił twoje tatuaże? - Było tak wielu tatuatorów... Ile masz lat? 27.... - Ja robię sobie tatuaże od 3537 lat. Zaczynałem, kiedy jeszcze nie było cię na świecie. Mało tego, niektórzy goście, którzy mnie tatuowali, umarli, nim ty się urodziłaś.... Naprawdę! Mam na sobie ogrom wzorów wykonanych przez wiele osób. Agnostic Front był pierwszą wytatuowaną kapelą. Nie mówię tu o jednym czy dwóch tatuażach, które ma jedna czy dwie osoby z zespołu. Mam na myśli wytatuowane duże partie ciała u wszystkich członków kapeli. Tatuaże są częścią hardcorowego stylu życia. Miedzy innymi dlatego, że Agnostic Front, najstarsza hardcorowa kapela jest cała wytatuowana. Po nas tatuowały się młodsze, mniej znane kapele. Tatuaże to część tej kultury. I my to zapoczątkowaliśmy.

Roger Miret...

TATTOOFEST 63


wwwww. t a t t o o a r t. p l w.tat tooar t.pl PANIE I PANOWIE, MAM ZASZCZYT PRZEDSTAWIĆ WAM CUKIERA - ARTYSTĘ ZWIĄZANEGO ZE STUDIEM ALANS TATTOO W MANCHESTER. JEGO PRZYKŁAD POKAZUJE, ŻE POTRAFIMY ZAISTNIEĆ POZA GRANICAMI POLSKI I ŻE TYLKO CIĘŻKĄ PRACĄ LUDZIE SIĘ BOGACĄ... SAMI PRZECZYTAJCIE, CO MA DO POWIEDZENIA O SOBIE: Z wykształcenia rolnik urodzony na wsi... A poważnie: Nazywam się Cukrowski Tomasz. Urodzony 3 lutego 1978 roku w Środzie Wielkopolskiej i wcześniej w niej zamieszkały. Kocham swoje miasto i jak będę otwierał studio, otworzę je właśnie w nim i to w środę, to taki dzień zaraz po wtorku :) Wodnik nie lubiący pływać. Z wykształcenia technik elektryk i pedagog o specjalności wyższego kłamania public relations. Uwielbiam komiksy, dobrą muzę, książki fantasy, moje kochane rolki i snowboard! Gustuję w ciemnym rumie z colą i czerwonym winie. Obecny idol to mój syn Stasio i ,,Henio” - Robert Hernandez :) Skąd pomysł, aby zająć się tatuażem? Tomek: Od wczesnych lat zaczytywałem się w stertach komiksów i jak przystało na wiernego fana, szkicowałem wiele postaci, naśladując ulubionych rysowników. Miałem wielu kolegów, z którymi wymieniałem się zeszytami. Znajomości te trwają zresztą do dziś. Wojtas - jeden z nich - zauważył moją fascynację rysowaniem i zaproponował mi, żebym wykonał samodzielnie tatuaż na próbę. Sam posiadał tatuaż zrobiony w znanym poznańskim studiu prowadzonym przez Sławka Frączka. I tak się to w skrócie zaczęło. Przez 6,5 roku ,,dłubałem,, w swoim pokoju z jedną maszynką do linii, nie wiedząc, że istnieją jeszcze maszynki o innym przeznaczeniu: do cieni i koloru! Stawałem na głowie, sam dochodziłem do tego, jak się poprawnie wykonuje tatuaż, gdyż w tym okresie nie miałem zupełnie żadnego kontaktu z profesjonalistami w tej dziedzinie sztuki. Początki były ciężkie, nie ma co ukrywać.

TATTOOFEST 64


nenwesws Jak to się stało, że tatuujesz w Anglii? - Co do pracy w Anglii to był to kolejny przypadek. Wyjechałem z marzeniami, jak zresztą wielu naszych rodaków, o zdobyciu “fortuny”, która miała być przeznaczona na zakup mieszkania i otwarcie własnego studia, a zdobyłem doświadczenie w pracy tatuatora. Pierwsze sześć miesięcy pracowałem przy montażu i demontażu rusztowań w budownictwie! Co było tragedią dla moich wychudzonych mięśni. Nic dziwnego, że po pewnym czasie miałem już dosyć tej pracy i przy najbliższej nadarzającej się okazji porzuciłem ją. W 2005 roku odwiedziłem konwent zorganizowany w Manchester, gdzie poznałem Miloscha. To jego prace i darowany przez niego set rysunków dodały mi wiary w siebie. Wtedy postanowiłem znaleźć pracę w zawodzie, w którym czuję się dobrze. Nie umiem tego wyjaśnić, ale tak było. Po konwencie udałem się do pobliskiego studia w Manchester i zostawiłem swoje portfolio. Dostałem w końcu smsa z wiadomością o spotkaniu na rozmowę i próbny tatuaż! I tak oto wylądowałem w Alans Tattoo, w którym pracuję już trzy lata. Regards for all from Global Tattoo Studios!

danie wąsów w naszym kraju (bez obrazy dla posiadaczy wąsów). Od sprzedawczyń z bazaru przez lekarzy, pielę-

„Angielski pacjent” - czy można się z nimi dogadać, jeśli chodzi o własną interpretację tatuażu? - Z tym gustem to uważam, że jest różnie. Jedna rzecz, która mnie zastanawia, to siła i ilość robionych sobie tatuaży przez kibiców piłki nożnej. Niebywałe! Czasami mamy już dość. Poza tym daje się zauważyć potrzebę posiadania wszystkich poznanych nam stylów w tatuażu. W naszym pięknym kraju, gdzie tatuaż jest zjawiskiem nadal niecodziennym (widzę to z perspektywy małych miast), postrzegany jest w wiadomy nam sposób. Tutaj natomiast tatuaż jest rzeczą normalną. Jak posiaTATTOOFEST 65


n e w s wwwww. t a t t o o a r t. p l w.tat tooar t.pl news

gniarki i prawników po hipisów, którzy wyrośli na tej fali zjawiska i mają się dobrze - każdy z tej różnorodności ludzkiej ma coś na sobie i jakoś nikomu to nie przeszkadza. Fantastycznie! Ale czy w takim nadmiarze i przesileniu jest miejsce na oryginalność? Gdzie tatuaże znanych sław są powielane bez końca? Czy ta dziedzina wspaniałej sztuki wyrazu nie przeszła już na stronę zwy-

TATTOOFEST 66

kłego zawodu? Czy oryginalność tutaj to to, co w Polsce jest już zwykłą przesadą? I czy działa to również w drugą stronę? Hmmm, przepraszam, to ja miałem odpowiadać na pytania. Jeżeli już chodzi o własną interpretację, to wiem, że zawsze znajdą się osoby o otwartych umysłach chcących czegoś więcej niż tylko to, co mogą spotkać na ścianie w studiu. I wtedy jest

czas dla nas na wykazanie się swoją inwencją twórczą. Można takim osobom zaproponować swój projekt albo przynajmniej swoją interpretację tatuażu. Jak wygląda proces przygotowania tatuażu dla klienta? - Po rozmowie, z racji braku czasu, ograniczam się do prostych szkiców, które przygotowuję. Najczęściej

jest to dokładna tzw. linia i prowizoryczne wycieniowanie tak, aby klient miał pełniejsze wyobrażenie o wzorze. Szczegóły co do detali objaśniam na przykładach wcześniej już wykonanych prac. Niejednokrotnie bywają też freehandy, co sprawia mi wielką radość. Co preferujesz cień czy kolor? - W Polsce przez długi okres


robiłem prace czarno-białe. Ciężko było namówić kogoś na kolorowy tatuaż. Być może pokutował fakt, że nie wszystkie barwniki wtedy dostępne były odpowiednio intensywne. A może brak tradycji kolorowego tatuażu. Pierwszy raz na poważnie zetknąłem się z kolorem już w Anglii, gdzie jest on preferowany w znacznie większej mierze niż u nas. Generalnie nie ma jednak dla mnie znaczenia czy wykonuję tatuaż cieniowany, czy kolorowy. Obie techniki sprawiają mi dużą satysfakcję. Artystyczne dopełnienie tatuażu to dla Ciebie.... - Ach, trudne pytanie Bastardzie! Bo inspiracją jest właściwie wszystko, co można w artystyczny sposób dostrzec wokół i zaadaptować przez pryzmat własnego ja. Nie trzeba bać się własnych spostrzeżeń i wykorzystywania ich w sposób twórczy. Pomagają mi w tym bardziej przyziemne rzeczy, przede wszystkim rysunek i pastel - szkoda tylko, że rzadko kończony z powodu braku czasu. Za sobą mam także pierwsze próby z malarstwem olejnym, którym to w najbliższym czasie mam zamiar zająć się bardziej poważnie. W tej chwili z malarstwem mam wspólnego tyle, co malowanie wnętrz

pokoi. Muszę się w końcu porządnie zabrać za te oleje! Tattooart.pl - początek Twej drogi w galerii? - Moja droga z Tattooart.pl zaczęła się po otrzymaniu od Artura Domagały linka kierujacego na tę stronkę. On jest bardziej rozgarnięty w sprawach internetu - pozdrowienia dla bestii. I potoczyło się to w tradycyjny sposób. Zacząłem pokazywać prace w galerii, gdzie zostały bardzo ciepło przyjęte. Niestety ostatnio troszkę zaniedbuję galerię z powodu, jak wiadomo, nierozciągliwości czasu, który muszę dzielić pomiędzy pracę i rodzinę. Ta ostatnia niedawno się powiększyła o małego człowieczka - mojego syna Stasia. Ale obiecuję, że jak tylko czas pozwoli, wrócę do galerii. Oczywiście korzystając z okazji, chciałbym pozdrowić wszystkich znajomków z Tattooarta, a w szczególności Artura D. oraz Rogala. Wiem, że masz obowiązki rodzinne, bardzo dużo pracujesz i odwiedzasz dużo konwencji w Anglii. Czy możesz przybliżyć nam plany na najbliższą przyszłość? - Wiesz, specjalnie nie lubię nic planować, bo zauważyłem, że jeśli sobie coś zapla-

nujesz, to często plan nie wypala. Jakaś złośliwość losu. Na pewno rodzina i praca, a reszta się zobaczy. Chciał-

bym jeszcze pozdrowić moją żonę Kasię i podziękować za cierpliwość. Rozmawiał Bastard TATTOOFEST 67


Gods Girls RÓŻIEŚCIE. POCHODZĄ Z JEST ICH PONAD DW ŁYM ZSYPANYCH PO CA NYCH KRAJÓW RO AOW TU ŚLICZNE I WYTA ŚWIECIE. SĄ MŁODE, SIĘ CIE LIŚ CA S ZACHWY NE. JEŚLI DOTYCHCZA LU SUICIDE GIRLS, KO RTA PO Z MI DZIEWCZĘTA E ŻN WA PO ICH AĆ POZN NIECZNIE MUSICIE E ZNE KSIĘŻNICZKI, KTÓR GIC MA I, TK EN UR KONK K JA . RZ ŻCE, SYRENY MÓ UJEŻDŻAJĄ JEDNORO POŻYCIELKA STRONY ŁO ZA MÓWI O NICH TWĄ NIE I KIM JA CZYNY, ZNAJCIE BOSKIE DZIEW PLIWIE SĄ GODS GIRLS. TATTOOFEST 68


Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, co się stało z dziewczętami, które niegdyś były gwiazdami portalu Suicide Girls, a nagle przepadły bez wieści, pozwólcie, że Was oświecę. Przeniosły się do serwisu Gods Girls. „Dziewczyny boga” zyskały sobie moją przychylność, jak tylko odkryłam tę stronę. Nie tylko wydały mi się o wiele bardziej elitarne niż ich koleżanki z innych witryn internetowych tego typu, ale uderzył mnie również profesjonalizm zdjęć oraz szczerość w komercyjnym przedsięwzięciu jakim jest strona, na której trzeba wykupić „membership”, aby obejrzeć zdjęcia. Cała sprawa, która otacza oba portale jest pełna tajemnic, plotek i niedomówień. Pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy, kiedy zastanawiamy się, w jakim celu powstają erotyczne strony pełne wytatuowanych i wykolczykowanych ślicznotek z dreadlockami, warkoczykami lub włosami ufarbowanymi na wszystkie kolory tęczy jest taka, że skoro tatuaż ma swoich zwolenników i zwolenniczki, na

pewno byłoby im milej popatrzeć na dziewczyny w swoim własnym klimacie niż na panie z tipsami, które przesadzają z solarium, a z tatuażem mają wspólnego tyle, że majaczy nam przed oczami rozmyty delfin. O zdjęciach rodem z lekcji biologii nie wspomnę. Z samego założenia portale z alternatywnymi modelkami są…. Otóż to! Są alternatywne i undergroundowe. Są prawdziwe i robione z pasji dla frajdy obu stron – modelek oraz oglądających. Zdjęcia są estetyczne i niezbyt ostre, ale można śmiało nazwać je artystycznymi. Podobnie jak w przypadku Suicide Girls. Sprawa zrobiła się interesująca, kiedy nagle w Internecie ukazały się bardzo niekorzystne dla SG informacje, które niestety nie dotarły do zbyt wielu uszu. Mianowicie, „alternatywni” założyciele SG zaczęli podpisywać ze swoimi modelkami bardzo niekorzystne umowy, o czym cicho i anonimowo mówią fotografowie, a głośno same modelki, które nie mogą się uwolnić od owych kontraktów. Wiele stron na Myspace poświęconych jest bojkotowi porta-

TATTOOFEST 69


lu, który ponoć wykorzystuje dziewczyny. Sumy, które powinny być wypłacane modelkom, docierają zmniejszone kilkukrotnie. Ponadto te najbardziej „dochodowe” dziewczyny, które podniosły rebelię i uwolniły się od niekorzystnej umowy, zostały potraktowane w bardzo nieciekawy sposób. Zdjęcia, które sprzedały SG, wylądowały na najbardziej obleśnych stronach porno, jakie tylko można sobie wyobrazić. Portal miał prawo do ich sprzedania. Dlaczego w artykule o Gods Girls piszę o Suicide Girls? Ponieważ zbuntowane modelki z SG zaczęły pozować dla GG. Właśnie tropem tej wielkiej afery trafiłam na ten portal i myślę, że jest to ważną częścią jego historii, choć założycielka odmawia odpowiadania na pytania dotyczące SG. Oczywiste jest, że portale toczą ze sobą wojnę. Modelki GG wszędzie, gdzie tylko mogą, ostrzegają przed uczestnictwem w komercyjnym i dość „niewolniczym” przedsięwzięciu, jakim jest portal SG, który wcześniej opuściły. Same GG prócz firmowych koszulek z logo, oferują w swoim sklepie urocze koszulki z napisem „ Suicide is a mortal sin”. Wojna trwa nadal, a ja postanowiłam sprawdzić, ile prawdy jest w tym, co mówią oba portale. Wysłałam zgłoszenia do obu. Faktycznie, SG niczym mafia wymaga potwierdzenia (dobrze, że nie kropli krwi), że podpisując z nimi umowę, nie masz prawa pozować dla innych stron (bo możesz skończyć w sądzie lub na stronie porno – to już wiemy), ale oferują ci za to promowanie twoich talentów i przedsięwzięć, w których bierzesz udział. Gods Girls nie są tak restrykcyjne. Rekrutowała mnie sama założycielka. Najpierw wypełniałam dowcipną ankietę, a w kolejnym etapie pisałam o sobie i oczywiście wysyłałam zdjęcia. Oba portale wymagają na zdjęciach nagości nazywanej po angielsku „full frontal nudity” i określają, ile zdjęć ma zawierać poszczególna sesja. Odniosłam jednak wrażenie, że GG NAPRAWDĘ selekcjonują. Dowodem może być to, że zaliczyłam dwa podejścia. Pierwsze, które było nieudane, skończyło się na pierwszym etapie. Powodem były nudne zdjęcia, które znane są wszędzie. Zbyt neutralna mina, miałko i bez polotu. SG wzięły mnie TATTOOFEST 70

„jak leci”. Niestety moje niedoszłe koleżanki z SG nie zawsze są ślicznotkami, ale przy tej rekrutacji właściwie wcale się nie dziwię. Jeśli jesteście zainteresowani sprawą, która toczy się miedzy założycielami i samymi modelkami lub jeśli wątpicie w plotki, możecie zajrzeć tu: http: //suicidegirlx.com/index.php A teraz niech już nic nie zmąci wzięcia na celownik samych Gods Girls. Poza tym, że są definitywnie bardziej niezależnym portalem z ładniejszymi dziewczynami, bardziej przyjazną atmosferą i o niebo lepszą fotografią, musicie wiedzieć, że strona powstała w 2005 roku i jest ceniona właśnie za dobre traktowanie swoich modelek oraz ich niewątpliwy wdzięk, który każdy koneser wytatuowanego ciała od razu wyłapie. Zadowolone ze współpracy modelki pracują lepiej. Powiedzmy sobie szczerze, to nie praca, to dawka ekshibicjonizmu, która ma sens tylko wtedy, kiedy dziewczyny dobrze się przy tym bawią. A ponieważ tak właśnie się dzieje na tym portalu, są aktywne. Mówiąc aktywność, mam na myśli to, że oprócz obejrzenia setów i profili dziewczyn możemy poczytać też ich blogi, poczatować czy wypowiedzieć się na forum, w którym oczywiście dyskutuje się z dziewczynami na przeróżne tematy. Można również kupić firmowe koszulki i gadżety albo poczytać wywiady (obecnie z Goretex’em, który jest jedną czwartą rapowego składu Non Phixon). Ponadto, jeśli jesteśmy szczęśliwcami, którzy przebywają na terenie Stanów lub Kanady, mamy możliwość trafić na jedną z cyklicznych imprez z udziałem GG. Jeśli to nas nie interesuje - zawsze możemy obejrzeć je na konwencjach, niestety na razie raczej nie w Europie. Jeśli nie jesteśmy szczęśliwcami z Ameryki, w niedalekiej przyszłości będziemy mogli nabyć dvd lub książkę ze zdjęciami. Póki co musimy zadowolić się filmami, które można ściągnąć ze stronki. Gdybym miała robić ranking stron z alternatywną fotografią erotyczną, wybrałabym właśnie Gods Girls. Dlatego, że są inne, lepsze. Dlatego, że grają fair, że naprawdę wspierają swoje modelki, szanują swoich odwiedzających, często aktualizują stronę i mają dobrych fotografów. A przede wszyst

Gods


Girls TATTOOFEST 71


TATTOOFEST 72

Lucky, Tychy

Leszek Jasina, Gonzo, Szczecin

Lucky, Tychy

Leszek Jasina, Gonzo, Szczecin


Darkness, Świdnica

Anabi, Anabi-Tattoo, Szczecin

Waldemar Wahn, Shockin city, Austria

TATTOOFEST 73

Zibi, Machine Tattoo, Poznań


TATTOOFEST 74

Tofi, Artline, Rybnik

Tofi, Art Line, Rybnik

Andrzej Leńczuk, Alien, Wałbrzych

Tofi, Art Line, Rybnik

Pandemonium, Gdańsk


TATTOOFEST 75

Daveee, Kult, Krak贸w

Rogal, Kult, Krak贸w

Rogal, Kult, Krak贸w

Daveee, Kult, Krak贸w



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.