CENA: 13zł w tym 7%VAT NR 24/04/2009 KWIECIEŃ
polski magazyn
dla ludzi kochających
tatuaże
INDEKS 233021
Robert Hernandez
ISSN 1897-3655
10
44 64
6 8
10 22 33
36 8
36 44 52 60
60 22
33
Robert Hernandez Tattoofestival Łodź 2009
Danteizmy - Trudne porozumienia Gunnar - Kids & Monsters Igor - Trochę historii Tuż za rogiem czai się
Monstfur
Kudi chick
- Hiszpańska krew
64
Kochajcie Vinyl - Kustom Toyz
70
Porcja ciekawych nadesłanych
CO
WA N
IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kry sław A: ś, B Bła E: szc am As Bam zyń ia , M ski iętu s REDA K Aleksa TOR NAC ZE ndra S koczyla LNA: s
WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków
st.eu attoofe www.t t@gmail.com s tattoofe
Redak niez cja nie zw a r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg i n n a ie a s d o o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .
RA
70
- Lista gości
ISSN 1897-3655
OP
Tattoofest 2009
FTF arnia : Druk l DRUK .p l tf.com www.f iz.p o.b A: AM @tatto KL info I RE : NG ska arx rx ETI zyń r M ma RK szc o r a t ł o MA B c t a e c l e e l Y: Ann :S /se IC a to N ag fo om c . W R A e O , DK ac C te ŁA ysp A n R Da OK w.m ŁP i, ww Ó sk pl), SP ow rt. W arw la.a LI A id K (3fa ST aw k eee D are shi D lu P
52
Od redakcji
polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże
Spis Tresci
Info polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże
TattooFest ma 2 lata!
TATTOOFEST 6
P
ierwszy numer ukazał się w kwietniu 2007, a równo rok temu zajęłam się redakcją magazynu. To wydarzenie potraktowałam trochę jak prezent urodzinowy, bo też jestem z kwietnia. W tym roku najbardziej cieszę się, że nasze grono się powiększyło o konkretnych i kompetentnych ludzi. Pełnych zapału, energii, pasji i cierpliwości, by znosić moje, ponoć charakteryzujące znak zodiakalny, zapędy jak manię przywództwa, problemy z pójściem na kompromis, czy niecierpliwość. Ale ci, którzy mnie znają wiedza, że jak już się czymś zajmuję to zawsze z pełnym zaangażowaniem i na szczęście, tym udaje mi się też zarazić ludzi wokół mnie. Teraz jest to trochę łatwiejsze, bo dzień się wydłuża i już wiemy, że nadchodzi tak bardzo wyczekiwana wiosna. Wystarczyła odrobina słońca i nieco wyższa niż ostatnio temperatura żebyśmy odnowili nasze pokłady energii i zapału.
T
ym razem dzięki naszej wspólnej pracy w 24-tym numerze TF znajdziecie: Wywiad z Robertem Hernandezem. Muszę przyznać, iż nie było łatwo, zwłaszcza jeśli chodziło o terminy, ponieważ wprowadzając sygnalizowany od dawna pomysł w życie trafiliśmy na gorący okres tuż przed wyjazdem Roberta do USA. Na szczęście po około 2 miesiącach starań udało się zebrać materiały i w końcu możemy zaprezentować Wam artystę, który tak naprawdę nie wymaga żadnych dodatkowych komentarzy. W tym numerze publikujemy także listę artystów oraz innych wystawców, którzy pojawią się na tegorocznej, czwartej już edycji Tattoofestu. Lista jest dość imponująca, a mnie szczególnie cieszy, że artyści tacy jak Victor Portugal, Fadi, czy Zhivko wracają do nas po raz kolejny. W tym roku sama mam nadzieję znaleźć trochę czasu między obowiązkami przed, w trakcie i po konwencji, by się tatuować. Jak już jesteśmy przy konwencjach… Kwietniowy numer to także relacja z drugiej edycji Tattoofestivalu. Postanowiliśmy tym razem przedstawić dwie opinie: Miętusa
osoby, która po raz pierwszy uczestniczyła w takim wydarzeniu oraz Radka, który posiada duże doświadczenie w tym temacie. Czy ich odczucia drastycznie się różnią, jakie wnioski z nich wypływają? Przeczytajcie w relacji, w której znajdziecie także wszystkie nagrodzone w Łodzi prace. Ponadto w tym numerze artykuł przybliżający postać i prace Gunnara. Tego tatuatora, charakteryzuje nie tylko styl, ale i przewijający się raz po raz temat, który tworzy bardzo spójne port folio. O jego pracy i romansie z rynkiem muzycznym przeczytacie w materiale Bama. Kryś natomiast próbowała przeprowadzić do tego numeru wywiad z Igorem z warszawskiego Juniorink… Na próbach się skończyło, zostały one okrutnie ukrócone przez kawówkę i niemożliwy charakter tych strasznych warszawiaków. Straszny tylko z nazwy tuż za Igorem czai się Monstfur. Koniecznie wyszukajcie w sieci filmiki z powstawania niesamowitych prac tego duetu z Częstochowy. Na mnie ich sposób pracy jak i efekty końcowe zrobiły piorunujące wrażenie. Nie miał od początku wątpliwości co do takich następstw Darek z 3fala.art.pl, z którym po artykule zaczęliśmy bardzo owocnie zapowiadającą się współpracę. Jej pierwsze efekty są już widoczne. Numer 24-ty to także kolejna odsłona w dziale Vinylove, tym razem artykuł Plushieee przybliżający czym jest custom w zabawkach. Kończymy materiały hiszpańskim akcentem. W dziale Kudi Chicks przepiękna Paula Bros, nota bene wielbicielka Roberta Hernandeza. Ponadto, jak zawsze w TF znajdziecie kolumnę Dantego, który tym razem zastanawia się czy możliwe jest porozumienie i odnalezienie wspólnego języka między klientem, a sprzedawcą i czy sytuację tą można także przenieść na relacje tatuatora i osoby chcącej się wytatuować. Poza tym porcja najświeższych prac polskich tatuatorów w dziale Ciekawe/nadesłane.
T
attooFestowi i Czytelnikom życzę obustronnego zadowolenia przez kolejny rok! Ola
I
deą Tattoo.tv było przedstawienie w internecie, w tym momencie najpopularniejszym i najłatwiej dostępnym medium tatuażu, artystów, stylów, zagadnień związanych z piercingiem i modyfikacjami ciała, muzyki – wszystkiego co ma związek ze światem tatuażu. W zbliżającym się roku twórcy Tattoo.tv zamierzają kontynuować swoją pracę i wzbogacić portal o relacje z konwencji na całym świecie, kolejne wywiady i artykuły. Zamierzają też towarzyszyć artystom, którzy żyją w trasie, od konwencji do konwencji, by w ten sposób stworzyć unikalny dziennik ich życia, pracy i podróży. Ale na tym nie koniec… Dlatego gorąco polecamy śledzenie serwisu i nowej rosnącej społeczności miłośników tatuażu. www.tattoo.tv
D
eadline supporty: Dupa Zbita/Zbeer/ Skunx Klub Madness, Wrocław: ul. Hubska 6 sobota, 18 kwietnia start: 19.00, wstęp: 35-42 PLN
www.madnes.website.pl
INFO
Tattoo Tattoo Fest!! Fest Zamówienia
P
iszę tą informację w momencie kiedy dosłownie odliczać można godziny do wyjazdu do Sztokholmu, by wziąść udział w kolejnej edycji Tattoo Boat. Ta podróż na pewno będzie wielką frajdą i przygodą, ale już nie mogę doczekać się kolejnego wyjazdu. Między innymi, z tego względu, że uwielbiam mówić po angielsku z rosyjskim akcentem, ale nie tylko… W kwietniu, po raz pierwszy ruszymy na Wschód, by odwiedzić konwencję organizowaną przez Pavla Angela. Przynajmniej taką mamy nadzieję za każdym razem wybierając się do konsulatu rosyjskiego po wizy. Ale przed podróżą do Moskwy czeka nas jeszcze eksperyment z klonowaniem, by pojawić się na dwóch imprezach odbywających się w tym samych czasie. Mowa tu o Suspension we Wrocławiu, imprezie organizowanej przez SuspensioN Team Poland. Drugi event to 14 edycja jednej z najstarszych imprez tatuatorskich w Europie, od kilku lat organizowana przez Jeana Marca ze studia Belfort Tattoo Family. Francjo nadchodzimy! Relacje z tych wyjazdów i imprez znajdziecie oczywiście w kolejnych numerach TF! 4–5 - 14th Belfort Tattoo Convention 4-5 - Druga Edycja Suspension we Wrocławiu 24-26 - III Moscow International Tattoo Convention
Z
przyjemnością zawiadamiamy, że uruchamiamy specjalnie dla Was nowy dział – Tattoo Post, w którym wy możecie pisać o tym co Wam się podoba, co nie, co najbardziej Was zainteresowało i o czym chcielibyście żebyśmy pisali w najbliższych numerach. Każdy ma jakieś spostrzeżenia, a my chętnie się z nimi zapoznamy. Najciekawsze listy wydrukujemy na łamach TattooFestu. Piszcie więc, kochani, a my wyślemy to w świat… tattoofest@gmail.com
Jeśli masz problemy ze znalezieniem magazynu, mamy dla Ciebie dwie opcje do wyboru:
1.
Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 429 14 52 502 045 009 tattoofest@gmail.com Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s4 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.
2. Magazyn można
także kupić w formie elektronicznej na naszej stronie www.tattoofest.eu • Koszt jednego wydania to 10 zł • Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jest Acrobat Reader • PDF’y magazynu nie nadają się do druku Tę opcję szczególnie polecamy osobom przebywającym za granicą
TATTOOFEST 7
TATTOOFEST 8
TATTOOFEST 9
TATTOOFEST 10
TF: Ile to już lat minęło odkąd zacząłeś tatuować? Robert Hernandez: W tym roku minie 16 lat. TF: Kiedy zacząłeś pracę w pierwszym studio w Madrycie tamtejsza scena tatuażu dopiero się kształtowała. Jaki wpływ na nią miałeś? Jak wyglądały te początki? Czy można by uznać cię za jednego z jej twórców? R.H. : Gdy zaczynałem tatuować w Madrycie było ok. 6 studiów tatuażu. Prawdę mówiąc ciężko było dostrzec jakiś
konkretny styl. Mówimy o początku lat 90-tych. W tym czasie większość tatuatorów skupiała się na wzorach z flashy. Owszem, część klienteli starała sie przynosić własne pomysły i szkice... Wydaje mi się, że od początku miałem trochę szczęścia, ponieważ projektowałem własne flashe, które cieszyły się dużym zainteresowaniem. Od początku byliśmy ekipą, która miała podejście bardziej spontaniczne do tatuowania. Tak więc, czy można uznać mnie za jednego z twórców stylu tatuażu w Madrycie? Prawdopodobnie tak.
TF: Minęło 8 lat zanim otworzyłeś własne studio. Dlaczego trwało to tak długo, co stało na przeszkodzie? Czy otwarcie własnej pracowni miało wpływ na twoją pracę? R.H.: Nie miało wpływu. Nadal robiłem to co zacząłem parę lat wcześniej. Otworzyłem studio dopiero po 8 latach, ponieważ szczerze mówiąc w studio Mao czułem się bardzo wygodnie. Mam miłe wspomnienia z tego okresu. Była to epoka bardzo inspirująca, pełna wielu wspaniałych momentów. Od początku byliśmy bardzo zgraną ekipą. Dobrze nam się pracowało razem. Przez studio przewinęło się wielu wspaniałych ludzi, z którymi mam kontakt do dzisiaj. Prawdę mówiąc, miałem zamiar otworzyć moje prywatne studio pod koniec lat 90 - tych, ale zawsze jakoś brakowało mi czasu i zorganizowania, aby wszystko odpowiednio poukładać. TF: Czy musiałeś przebijać się ze swoim innowacyjnym, realistycznym, demonicznym stylem, czy od razu znalazłeś grono miłośników? Miałeś chwile zwątpienia? R.H.: Nie! Praktycznie od początku robiłem własne rzeczy, także te w tym najbardziej mrocznym klimacie. Tak jak wspomniałem, miałem wielu klientów, którym odpowiadał ten styl. TF: Niedawno przeprowadzaliśmy wywiad z Bartkiem Konwińskim, który spędził ostatni rok tatuując w Hiszpanii. Jak udało nam się dowiedzieć, miał cały czas nieodparte wrażenie, że scena się zatrzymała i nie ma przebicia nic, co nie jest tatuażem oldschoolowym. Czy obserwujesz takie zmiany w swoim najbliższym otoczeniu? Czy masz więcej klientów z Hiszpanii, czy raczej z zagranicy? R.H.: Prawdę mówiąc nie wiem jak prezentuje się obecnie scena w Hiszpanii. Studia pojawiają się jak grzyby po deszczu. Obecnie istnieje ok. 200 zarejestrowanych studiów w Madrycie i jak się domyślacie 98% z nich to dla mnie niewiadomą. Ostatnio można zauważyć mnóstwo tatuaży w stylu oldschoolowym. Co do klienteli większość to osoby z Hiszpanii, choć mam też klientów z różnych stron Europy i świata. TF: Z twoich wypowiedzi wywnioskowaliśmy (zaraz nam powiesz czy słusznie), że tatuowanie to raczej twoja praca, a pasją kultywowaną od dzieciństwa jest rysunek i malarstwo. R.H.: Sądzę, że do tatuażu podchodzę z taką sama pasją jak do rysunku, czy malowania. Różnica jest w tym, że ostatnio tatuowanie zajmuje mi więcej czasu, choć staram się rysować i malować tak często jak jest to możliwe. Ostatnio powróciłem do malowania akrylami, stęskniłem się za farbami. Chciałbym znaleźć równowagę między tatuowaniem i malowaniem.
TATTOOFEST 11
TF: Twoje prace to przede wszystkim czerń, biel i odcienie szarości. W ostatnich latach przeżywamy prawdziwy boom na tatuaże kolorowe. Pozostaniesz dalej przy tym co robisz, czy zobaczymy więcej twoich kolorowych prac? R.H.: Jak wiesz, większość prac to rzeczy czarno - białe, choć gdy oglądasz moją stronę internetową, czy „Myspace”, możesz zobaczyć, że wiele prac wykonuję w kolorze. Wszystko zależy od tatuażu, pomysłu i oczywiście życzeń klienta. Osobiście jednak wolę tatuować w odcieniach czarno - białych. TF: Rzadko tatuujesz duże powierzchnie ciała i rozpoczynasz duże projekty. Co ma na to wpływ, dlaczego tak się dzieje, że twoje tatuaże są raczej jedno, dwu sesyjne? R.H.: Po prostu mało kto proponuje mi wykonanie np. całych pleców. Odkąd zacząłem pracować zrobiłem około 10 tatuaży, które wypełniały całe plecy lub tors. Większość klientów woli mniejsze prace, mniejsze prace to jedno lub dwu sesyjne tatuaże. TF: Jak wygląda proces umawiania się do ciebie na tatuaż w studio. Z jakim wyprzedzeniem trzeba zaplanować wizytę? Jakie są koszty całodniowej sesji? Wolisz kiedy klient zostawia ci wolną rękę, czy bardziej odpowiada ci sytuacjia kiedy pracujesz z konkretnym tematem nakreślonym przez klienta? R.H.: Większość ludzi umawia się ze mną telefonicznie, niektórzy kontaktują się przez internet. Co dwa miesiące ustalam listę klientów. Koszty każdej sesji zależą od danego tatuażu. Klienci nie płacą za godzinę, lecz za dany tatuaż, albo sesję. Zdecydowanie wolę gdy klient daje mi wolą rękę, czasami tematy narzucane przez klientów nie do końca mi odpowiadają. TF: Ghost Town, Kyoto, Nowy York, Detroit, Long Beach - jakiego miejsca nigdy nie zapomnisz? Gdzie pracowało ci się najlepiej? Gdzie wracasz najchętniej? Czy któreś miejsce wyjątkowo cię zaskoczyło? R.H.: Z pewnością wiele! Każde miejsce, które widziałem było na swój sposób wyjątkowe, czasami wydaje mi się, że jestem uzależniony od podróżowania... Na pewno trudno byłoby zapomnieć o pustyni Mojave, trasie z Los Angeles do Phoenix legendarną już „Rout 66”. Pamiętam, że trzykrotnie wraz z przyjaciółmi jechaliśmy z L.A do San Francisco. Wspaniała podróż, ponieważ przez prawie cały czas droga ciągnie się wzdłuż Pacyfiku. Na pewno wyjątkowym miejscem pozostanie dla mnie Wielki Kanion, Sedona, Nowy Orlean czy Seattle. Także w Europie są takie miejsca, to: Lozanna, Ateny, cała Toskania z San Galyano w roli głównej. Dużym przeżyciem była też podróż do Japonii. Tokyo
TATTOOFEST 12
TATTOOFEST 13
jest miejscem wyjątkowym, tak samo jak Kyoto i Jokohama. Mam kilka ulubionych miejsc gdzie najchętniej wracam jak Paryż, Rzym, Sztokholm czy Tokyo, ale miastem, które chyba najbardziej mnie przyciąga jest Nowy Jork, ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami. Jest to miejsce, które ma w sobie wyjątkową energię i wibracje... Najlepiej pracuje mi się u Tin Tina, Paula Bootha i chłopaków z Hard Core Tattoo w Tokyo. TF: Jakie zmiany, jeśli chodzi o konwencje wskazałbyś na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat? Według jakich kryteriów dokonujesz wyboru konwencji jakie odwiedzisz w najbliższym czasie? R.H.: Myślę, że konwencje z ostatnich kilku lat organizowane są z większym rozmachem, mam na myśli przede wszystkim te zza oceanu, choć to oczywiście zależy od organizatorów. Przypomina to jeden wielki targ tatuażu, ponieważ oprócz samych tatuatorów masz do dyspozycji wszystkie nowości jakie ukazują się na rynku. Mam na myśli przede wszystkim sprzęt, który jeszcze 10 czy 12 lat temu nie był tak zróżnicowany i łatwo dostępny. Wybieram konwencje, na których byłem już wcześniej, i na których dobrze sie czułem, choć zawsze przyjemnie jest poznać nowe miejsca. W tym roku będę miał okazję po raz pierwszy odwiedzić takie miejsca jak: Oslo, Reno, Macedonia i być może Toronto... TF: Pomimo dużej częstotliwości dobrych, dużych konwencji, na których pracują znakomici tatuatorzy, rzadko kiedy wystawiają oni swoje prace w konkursach, a to jednak na konkursowych pracach skupia uwagę przeciętny widz, czy osoba odwiedzająca konwencję. Czy formuła konkursowa jest mało atrakcyjna dla artystów, którzy wyrobili już sobie markę? Jak można by zaktywować tatuatorów, a jak kształcić przeciętnego widza? R.H.: To zależy przede wszystkim od klienta, nie wszyscy chcą, czy mogą startować w konkursach. Prawdę mówiąc nie jestem zbyt skupiony na konkursach, choć przyjemnie jest być wyróżnionym. TF: Sprawiasz wrażenie osoby cichej i zdystansowanej w stosunku do ludzi, których nie znasz, a jednocześnie wiele fanów twojej sztuki chce cię poznać, porozmawiać, podpytać o technikę, czy tusze. Jak się z tym czujesz i jak sobie radzisz? R.H.: Nie sadzę, że jestem osobą cichą i zbyt zdystansowaną, ale być może nie jestem też specjalnie otwarty na ludzi, których widzę po raz pierwszy, choć to zależy też od danej osoby. Czasami trudno jest nawiązać z kimś kontakt od pierwszego momentu. Czasami ludzie oczekują, że mogę im przekazać jakąś wyjątkową wskazówkę, choć tak naprawdę nie mam żadnych sekretów związanych z techniką tatuażu.
TATTOOFEST 14
TATTOOFEST 15
TF: Na konwencjach często obserwować cię można w towarzystwie Boba Tyrrella, Tribulation Tattoo, Bejamina Mossa, Paula Bootha. Czy łączy was bardziej styl tatuowani i zamiłowania muzyczne, czy utrzymujecie znajomość także pomiędzy tatuatorskimi imprezami? R.H.: Oczywiście! Poza pracą i konwencjami jesteśmy grupą przyjaciół. TF: Kontakty z tatuatorami, przynajmniej tymi polskimi utrzymujesz także kiedy przyjeżdżają do Madrytu na umówione sesje. Jakie wieści o polskiej scenie tatuażu ci przywożą? Jak z perspektywy odległości 3000 tysięcy kilometrów i rzadkich odwiedzin rodzinnych stron widzisz i oceniasz polską scenę? R.H.: Sądzę, że polska scena tatuażu jest dość młoda, jednak szybko się rozwija. Oglądając polskie czasopisma widzę nieustający postęp!! Wydaje mi się, że obecnie jest wiele więcej ciekawych artystów w Polsce, niż np. w Hiszpanii, czy we Włoszech. TF: Co słychać u Kiss? Są nadal twoim ulubiony zespołem i cię inspirują? R.H.: Co u Kiss?!! Ostatnio trochę się pogubiłem w temacie, po tych ciągłych zmianach w składzie i niekończących się pożegnalnych trasach. Aktualnie Kiss przypomina nieco typowy cover band, niż grupę, która wykonała coś na zasadzie rockowego tsunami w latach 70-tych. Już nie śledzę kapeli tak jak kilkanaście lat temu. Magia Kiss jakby zniknęła gdzieś po drodze, choć na pewno zawsze pozostanie to jedna z moich ulubionych kapel. Lubiłem Kiss z epoki lat 70- tych, jako dzieciak i nastolatek byłem stuknięty na ich punkcie, kolekcjonowałem wszystko co było związane z kapelą. Poza muzyką, wizualnie była to grupa nie do pobicia. Cały koncept i sposób w jaki wykreowali swój image był wyjątkowy. W zeszłym roku miałem okazję widzieć na żywo Ace Frehley’a. Wraz z moim bratem udaliśmy się na jedyny jego koncert w Europie, który odbył się w Londynie. Wrażeń było wiele! TF: Jesteś najbardziej oczekiwanym tatuatorem w Polsce. Wystarczy wspomnieć prima aprilisowy niewinny żart jednego z polskich studiów, które ogłosiło twój przyjazd na gościnne występy i w ciągu kilku godzin zapełniło terminy blisko 20-stu klientów. Kiedy wreszcie pojawisz się na jednej z konwencji lub guest spocie? Wstępnie rozmawialiśmy o warszawskim Eastern Art Fusion we wrześniu, czy twoje plany dalej uwzględniają udział w tym wydarzeniu? R.H: Od dawna byłem zainteresowany przyjazdem do Krakowa na tamtejszą konwencję tatuażu, ale prawdę mówiąc z braku czasu nigdy mi się to nie udało. Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się przyjechać na konwencję do Warszawy.
TATTOOFEST 16
TATTOOFEST 17
TF: I kilka luźnych tematów: Co najbardziej lubisz w swojej pracy? R.H.: Dużym plusem mojej pracy jest poczucie wolności. Jestem swoim własnym szefem i ja decyduję o tym co robię. Częste podróże, możliwość poznawania nowych ludzi i oczywiście strona artystyczna zawodu. TF: Czego w niej nie lubisz? R.H.: Ta praca polega na kontakcie z ludźmi, a jak wiadomo ludzie są różni. W Hiszpanii jest trudno prowadzić studio tatuażu ze względu na ciągłe inspekcje i wymogi administracyjne. Poza tym po 16 latach tatuowania odczuwam wyraźne dolegliwości kręgosłupa i wątroby. TF: Jakie cechy najbardziej cię irytują u ludzi? RH.: Niezdecydowanie, brak cierpliwości, czasami gadatliwość. TF: Co motywuje cię, żeby dalej robić to co robisz? R.H: Chęć ciągłego rozwijania się. Myślę, że będę tatuować do momentu kiedy będzie sprawiać mi to przyjemność. Dzięki mojej pracy coraz więcej ludzi może zobaczyć to co robię, przez co nawiązuje kontakty, które w przyszłości mogą pozwolić na poszerzenie mojej działalności artystycznej. TF: Z kim imprezuje się najlepiej? (Ola - Ja obstawiam Boba Tyrrella) R.H.: Tak! Bob to typowy przykład „party animal”. Mamy za sobą wiele imprez, przez co moja wątroba z pewnością go nie lubi. Pamiętam, że kilka lat temu, po jednej z konwencji w Detroit skończyliśmy w przydrożnym barze karaoke, śpiewając do 4 rano z Bobem, Jordim, „Bohemian Rapsody” Queen. Zresztą imprez było mnóstwo w przeciągu tych 16 lat. Pamiętam, że podczas mojego zeszłorocznego pobytu w Tokyo, po raz trzeci już miałem okazję pobalować z chłopakami z Backyard Babies, którzy potrafią dobrze się bawić i sporo wypić. TF: Jak zmieniły się twoje cele jeśli chodzi o życie zawodowe w przeciągu kilku ostatnich lat? R.H.: Tatuowanie jest techniką, która cię nieco ogranicza w pewien sposób. Coraz częściej interesuje mnie powrót do rysunku, malowania i zrobienie czegoś co nie ogranicza do formatu. W najbliższej przyszłości chciałbym mieć więcej swobody lub raczej znaleźć jakiś złoty środek aby pogodzić tatuowanie i malowanie. TF: Jak wypoczywasz? R.H.: Prawdę mówiąc wypoczywam w domu, lub podczas wyjazdów. Pomiędzy konwencjami zawsze mam parę dni wolnych, tak więc można zaliczyć to do moich wakacji. Nie jestem typem, który lubi wylegiwać sie na plaży, lub przebywać w górach. Wolę raczej miasta, choć mam nadzieję, że w tym roku uda mi się zniknąć przynajmniej na 2 tygodnie. TATTOOFEST 18
www.rhernandeztattoos.com www.myspace.com/roberthernandeztattoos
TATTOOFEST 19
TATTOOFEST 22
Sebastian, Miniol, Sieradz – I miejsce Tatuaż Realistyczny Tofi, Art Line, Rybnik - II miejsce Tatuaż Realistyczny Marcin, Alien,Dąbrowa Górnicza I miejsce Tatuaż Kolorowy Mały
Ogólnopolska konwencja tatuażu to brzmi dumnie. Przejechawszy przez szare i nieciekawe obrzeża Łodzi dotarliśmy wreszcie do hotelu. Hotel, zarówno jak i konwencja to duże słowo, jednak „późny Gierek” zdawał się wtapiać w ponurą rzeczywistość. Wystrój, ospała atmosfera kwaterunku, jak i późniejsze wydarzenia ujmowały czarem wszechobecnego ducha socjalizmu. Spacerując łódzkimi osiedlami w celu połknięcia szybkiego obiadu, myślałam; ach, ten Kraków, to jednak środek zjednoczonej Europy. Bure, wąskie uliczki wijące się pomiędzy handlowo-mieszkalną wielką płytą zawiodły mnie w końcu do jedynej, czynnej w okolicy restauracji. Wystrój w prawdzie już jakby zachodnioeuropejski, lecz towarzystwo zdecydowanie spod „wschodniej gwiazdy”. Jakaż prawdziwa okazała się encyklopedyczna definicja śmiertelnej dawki alkoholu, która faktycznie Polaków i Rosjan chyba nie dotyczy. Wymiar mojej „podróży w czasie” zwiększyła, całkiem z resztą przyjazna atmosfera panująca w Dekompresji. Zabawne, ale natychmiast skojarzyła mi się z koncertem punk rockowym z przed lat. Słaby klub, przygotowania niby były, ale bez efektów, a goście pijani przed głównym występem. Kiedy wreszcie udało mi się zdobyć program imprezy, ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że w sobotę jest to prawie komunikacyjny „rozkład dnia”, natomiast w niedzielę –„plan dnia”, na szczęście nie lekcji. Pierwszy raz również miałam możliwość zapoznania się z tatuażem biochemicznym, który niestety nie okazał się żadną nowością lecz jedynie zwykłą biomechaniką. Najgorszy zawód chyba spotkał panów, gdyż pokaz „body peitingu”, co biorąc pod uwagę granice błędu mogło sugerować ekscytujące atrakcje, był pokazem malowania ciała (body painting). Czas na konkurs Z dużym opóźnieniem rozpoczęły się konkursy na tegorocznym Ogólnopolskim festiwalu tatuażu. Z nie lada zaskoczeniem ze strony wystawców spotkała się konferansjerka prowadzona przez samego Prykasa ze studia Prykas Tattoo z Rybnika. Fani studia z pewnością byli zawiedzeni. Zupełnie jednak niepotrzebnie, gdyż jak się miało później okazać -można zdobywać nagrody na konkursie prowadzonym przez samego siebie. Dopuszczalnym jest również konsultowanie się z jury na scenie bez używa-
nia mikrofonu. Nie sugeruje w żadnym wypadku, że Pan Prykas mógł mieć nieuczciwe zamiary, jednak incydent taki jak najbardziej mógł budzić podejrzenia, a już z pewnością nie miał nic wspólnego z profesjonalizmem. Dużo do życzenia pozostawiał również sposób prowadzenia konkursów. Jednym słowem Konferansjer sobie, a widownia sobie. Jednak całość wypadła nawet całkiem zabawnie, a tatuator w roli prowadzącego czuł się jak ryba w wodzie. Co prawda uczestnicy skarżyli się na złą organizację i brak możliwości zapisów, ale chętnych do prezentowania zarówno swoich tatuaży jak i wdzięków nie brakowało. Ciekawa scenografia, fajna oprawa muzyczna oraz fenomenalnie dobrany repertuar występów przyćmiły wyżej opisane niedociągnięcia. Wieczorem klub pękał w szwach. Większości uczestników towarzyszyła atmosfera dobrej zabawy i wzajemnego porozumienia. Wszystkie konkursy zdążyły się odbyć, a poziom nagradzanych prac był naprawdę wysoki. To ostatnia niedziela… Nie wszystkich bladym świtem obudziły pierwsze promyki słońca. Niektórych chyba nawet troszkę bolała głowa. Po, jak na niedzielny poranek w postkomunistycznym pensjonaciku przystało, jajecznicy i kawie wróciliśmy podbijać Dekompresję. Postanowiwszy wydać resztę diety na jakiś ciekawy fatałaszek, rzuciłam się w wir stoisk. Przeszłam raz, drugi, trzeci…za nic nie mogąc wydać choćby złotówki. Kreacje mocno przeterminowane, wystawcy ci co zwykle, a ceny mało współmierne do oferowanych produktów. Byłam bliska desperacji. W końcu udało mi się kupić parę drobiazgów co wprawiło mnie w dobry nastrój. W niedzielę frekwencja zwiedzających zmniejszyła się co najmniej o połowę. Obiad w barze można było dostać w niespełna 15 min., co jeszcze wczoraj graniczyło z cudem. Co prawda po ziemniaczkach i kotleciku, przetrzymywanych najprawdopodobniej w celach konserwacyjnych w znacznej ilości oleju, trudno było dopiąć się w spodniach, jednakże jeść coś trzeba. Znów cała masa konkursów i znów na niezłym poziomie. I organizacja jakby lepsza, mniej opóźnień, mniej zamieszania. Wedle zasady, że trening czyni mistrza w przyszłym roku powinniśmy pojechać na naprawdę dobrą konwencję… Miętus
TATTOOFEST 23
Emilia, właścicielka klubu Dekompresja i organizatorka Tattoofestiwalu
M: Dużo kontrowersji w środowisku tatuatorów wzbudziła osoba Prykasa jako prowadzącego konwencję. Czy uważasz, że właściciel studia tatuażu, które wystawia swoje prace w konkursach powinien być konferansjerem i mieć ścisły kontakt z jury? Skąd taka decyzja? Emilia: Przecież Prykas prowadził jedynie konwencję, z resztą odmówił zasiadania w jury. Konferansjerki podjął się z uprzejmości. Bardzo nam pomógł. M: No właśnie, pojawiły się głosy, że studio Prykas mogło być współorganizatorem. Czy Dekompresja jest organizatorem łódzkiej konwencji, czy jedynie wynajmującym lokal? Emilia: My jesteśmy jedynym organizatorem.
Anabi, Anabi - Tattoo, Szczecin - Wyróżnienie Tatuaż Kolorowy Mały
M: W trzy tygodnie udało wam się zorganizować całą konwencję, zebrać zespoły i całą rzeszę tatuatorów? Emilia: Tak, jadąc do Krakowa na Tattoofest mieliśmy tylko wydrukowane zaproszenia i w zasadzie żadnego planu. Specjalizujemy się w koncertach, tatuaże to dla nas trochę obcy temat, ale udało się… M: Rozumiem, że stąd wynikały pewne niedociągnięcia i opóźnienia w programie? Emilia: Opóźnienia wynikały głównie z przedłużającego się czasu przygotowań zespołów, a nie z winy organizatora. M: Jak oceniasz tegoroczną konwencję względem poprzedniego roku? Emilia: Było sto razy lepiej…
Marcin, Sauron, Ruda Śląska - I miejsce Tatuaż Dnia Pierwszego
M: Jak długo trwały przygotowania, mieliście bardzo bogaty program artystyczny? Emilia: Dosłownie trzy tygodnie…
M: A jeżeli chodzi o frekwencję? Emilia: Jeszcze nie liczyliśmy biletów, ale na pewno będzie więcej. M: Oceniasz, że dużo było przyjezdnych, czy głównie odwiedzili klub tubylcy? Emilia: Myślę, że dużo osób przyjechało z poza Łodzi. Mieliśmy nawet sporo rezerwacji biletów.
M: A może zjawisko tatuażu stało się przez ten rok bardziej powszechne? Emilia: Tak, też to zauważyłam. Tatuaż stał się modny i bardziej popularny. M: Przez klub przewijali się przeróżni ludzie, nie tylko ze środowiska tzw. undergroundu? Emilia: Mnóstwo ludzi robi teraz tatuaże, choć niektórzy mogliby dać sobie spokój… (śmiech)
TATTOOFEST 24
Daveee, Kult, Kraków - I miejsce Tatuaż Kolorowy Duży
M: Jak sądzisz, co jest powodem zwiększającej się frekwencji? Słyszałam, że przeprowadziliście dużą akcję promocyjną. Emilia: Tak, akcja promocyjna i patronat znanej stacji radiowej na pewno pomógł.
TATTOOFEST 25
Marcin, Sauron, Ruda Śląska - II miejsce Tatuaż Dnia Drugiego
Rogal, Kult, Kraków - I miejsce Tatuaż Czarno-Biały Duży
Anabi, Anabi - Tattoo, Szczecin - Wyróżnienie Tatuaż Realistyczny
Jarzomb, Blues Tattoo, Rumia - Wyróżnienie Tatuaż Dnia Pierwszego
Łukasz, Lucky Tattoo, Tychy - II miejsce Tatuaż Kolorowy Mały
Światas, Świost, Sopot- Wyróżnienie Tatuaż Biomechaniczny i Etniczny
Tofi, Art Line, Rybnik - III miejsce Tatuaż Kolorowy Mały
Po pierwsze organizator. Organizator chce zarobić na niej pieniądze bo to jest jego praca. Z tego powodu pobiera opłatę za stoiska i za wstęp. W zamian przygotowuje imprezę czyli, zapewnia atrakcje dla publiczności i warunki pracy dla tatuatorów, a także promuje całe przedsięwzięcie. Promocja festiwalu w Łodzi była bardzo dobra, atrakcje na scenie, chociaż powtarzające się, różnorodne i ciekawe. Tutaj jednak warto się na chwilę zatrzymać. Najważniejszą atrakcją konwencji tatuażu są konkursy i nie wolno o tym zapominać! Za konkursy odpowiada jury. To ono powinno ustalić zasady, jasno je przedstawić i sprawnie je przeprowadzić. To wszystko oczywiście przy wsparciu organizatora… Śmiem wątpić, w jakąkolwiek wcześniejszą konsultację pomiędzy członkami jury a organizatorami, w istnienie jakiegoś planu i nie działania na zasadzie „strażaka”! Przykładem jest tutaj kontrowersyjne ocenianie tatuaży wykonanych podczas festiwalu przez folie (ze względu na świeżość rany, zabezpieczeniem jej przed otoczeniem). To pomysł, który pojawił się nagle! Z jednej strony podnoszący bezpieczeństwo z drugiej strony nieprzemyślany do końca. Przecież wystarczyło ustawić na scenie jedną osobę, która przygotowywałaby modela do prezentacji i po problemie. Na koniec obowiązek organizatora do zapewnienia warunków dla wystawców. Tutaj według mnie organizatorzy spisali się całkiem nieźle, pomijając fakt niedoświetlenia niektórych miejsc, ale to sprawa którą dało się szybko naprawić. Zdecydowanie bardziej przeraża mnie fakt podejścia niektórych tatuatorów do pracy, ale to poniżej… TATTOOFEST 26
Podsumowując. Sam jestem organizatorem konwencji. Kroczę własna drogą, staram się eliminować błędy i zagrożenia. Nie wszystko wychodzi tak jak bym sobie tego życzył, jednak widzę poprawę z roku na rok i pomysł na to czym Tattoofest ma być w przyszłości i jakie znaczenie ma odgrywać w promocji zarówno tatuażu jak i polskiej sceny. Nie wiem jak mam traktować imprezy jak ta w Dekompresji… Bardzo chciałbym, żeby organizatorzy mieli pomysł na podniesienie jej poziomu, bo balansują na krawędzi. Albo stanie się to bardzo sympatyczną, niewielką, prestiżową imprezą tatuatorską albo podzielą los Szczecina, bo w realiach polskich jest miejsce tylko na kilka tego typu imprez i te najsłabsze po prostu upadną, czego im szczerze nie życzę. Radek
Edek, Krokodyl, Koszalin - I miejsce Tatuaż Autorski
Po trzecie odwiedzający. Ideą każdej konwencji jest możliwość wytatuowania się u jakiegoś tatuatora, którego styl nam się podoba, a który na co dzień pracuje w jakimś odległym zakątku. W przypadku polskich konwencji (nie tylko tej w Łodzi) przyjazdu dla większości osób ogranicza się do wypicia większej lub mniejszej ilości alkoholu. Podejście osób, które odwiedzają festiwal można zaobserwować np. na forach internetowych. Temat na kilkanaście stron, kto z kim będzie spał, z kim przyjedzie a z kim odjedzie, do jakiego klubu trafi wieczorem i w jakiej będzie koszulce. Natomiast temat tatuatorów, ich stylu, pracy, poziomu i wszystkiego tego, co dotyczy samego tatuowania, konkursów, staje się drugorzędny… Warto tutaj zwrócić uwagę na kolejną sprawę. Jeżeli tatuatorzy nie będą tatuowali na konwencjach to nie będą na nie jeździli, a tym samym poziom imprez stoczy się jeszcze bardziej. Jeżeli poziom artystyczny będzie się obniżał to będziemy skazani na tatuaż komercyjny, masowy czyli byle jaki.
Bartek, Gulestus, Warszawa - Wyróżnienie Tatuaż Realistyczny
Co z tymi konwencjami? Co z tą sceną tatuażu? Co z jego popularnością? Po festiwalu tatuażu w Łodzi pojawiło się w mojej głowie, a raczej powróciło do niej wiele pytań. Sama impreza niczym nie zaskoczyła. Sam nie wiem, jak można byłoby ją ocenić. W jakich kategoriach ją zmierzyć i do czego porównać. O ile po ostatniej konwencji w Szczecinie nie miałem wątpliwości, że tamta impreza w takiej formie nie może się już powtórzyć, to w przypadku Łodzi widać światełko w tunelu. Ale przejdźmy do rzeczy. Powinniśmy się cieszyć, że komuś chce się taką imprezę organizować i tutaj wielkie podziękowania dla organizatorów. Z drugiej jednak strony czy nie najwyższy czas odpowiedzieć sobie na pytanie, czym taka impreza ma być i jaki jest jej cel? Czego oczekuje się od niej?
Po drugie wystawcy. Wystawcy otrzymali boksy, w których mają obowiązek stworzenia warunków, zbliżonych do studyjnych, jeżeli chodzi o sterylność. Dochodziły mnie wciąż słuchy, że nie ma w wyposażeniu stanowisk pewnych rzeczy jak np. pojemników na zużyte igły itp. Szanowni Tatuatorzy! To Wy prowadzicie własne studia i to Wy wiecie przede wszystkim jak przygotować własne stanowiska na konwencji, aby zarówno Wasi klienci jak i Wy sami mogli czuć się bezpiecznie. A co widzimy? W wielu boksach spożywane napoje i jedzenie, postronne osoby, gdy tatuujecie klientów, wypuszczanie tatuujących się osób na przerwy bez opatrunków, brak foli na maszynach i przyłączach itd. itp. Eh…
Wiktor, Sigil, Łódź - II miejsce Tatuaż Biomechaniczny i Etniczny
TATTOOFEST 27
Roman, EastSideInk, Białystok - III miejsce Kompozycja Męska
Wiktor, Sigil, Łódź- I miejsce Kompozycja Męska
Bartek, Bart Tattoo, Szczecin - I miejsce Kompozycja Damska
Anabi, Anabi - Tattoo, Szczecin - II miejsce Kompozycja Damska
Mateusz, Alien, Dąbrowa Górnicza - Wyróżnienie Tatuaż Dnia Drugiego
Prykas, Prykas Tattoo, Rybnik - III miejsce Tatuaż Czarno-Biały Duży
TATTOOFEST 28
Paweł, 3-rd Eye, Grudziądz - III miejsce Tatuaż Autorski
Wiktor, Sigil, Łódź - Wyróżnienie Tatuaż Autorski
Paweł, 3-rd Eye, Grudziądz – II miejsce Tatuaż Kolorowy Duży
Tofi, Art Line, Rybnik - III miejsce Tatuaż Dnia Drugiego
TATTOOFEST 29
Radek, Tryton, Bielsko-Biała - Wyróżnienie Tatuaż Dnia Pierwszego
Bartek, Gulestus, Warszawa - III miejsce Tatuaż Czarno-Biały Mały
Kaset, Blood&Pain, Piaseczno - Wyróżnienia Tatuaż Czarno-Biały Duży
Bartek, Bart Tattoo, Szczecin - II miejsce Tatuaż Dnia Pierwszego
Batoon, Azazel, Milanówek - III miejsce Tatuaż Dnia Pierwszego
Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza - Wyróżnienie Tatuaż Czarno-Biały Duży
TATTOOFEST 30
Prykas, Prykas, Rybnik - II miejsce Kompozycja Męska
Edek, Krokodyl, Koszalin - I miejsce Tatuaż Czarno-Biały Mały
Jarosław Rzymski, Lucyfire, Szczecin - Wyróżnienie Tatuaż Biomechaniczny i Etniczny
Anabi, Anabi - Tattoo, Szczecin - Wyróżnienie Tatuaż Czarno-Biały Mały
Tofi, Art Line, Rybnik - III miejsce Tatuaż Biomechaniczny i Etniczny
Paweł, 3rd Eye, Grudziądz - III miejsce Tatuaż Kolorowy Duży
Tatuaż Drugiego Dnia I Tofi, Artline, Rybnik II Marcin, Sauron, Ruda Śląska III Piotr, Evil Tattoo, Kalisz Wyróżnienie: Mateusz, Alien Tattoo, Dąbrowa Górnicza Wyróżnienie: Asia, Prykas, Rybnik
Edek, Krokodyl, Koszalin - II miejsce Tatuaż Czarno-Biały Duży
NIEDZIELA Tatuaż Czarno- Biały Duży I Rogal, Kult, Kraków II Edek, Krokodyl, Koszalin III Prykas, Prykas, Rybnik Wyróżnienie: Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza Wyróżnienie: Kaset, Blood&Pain, Piaseczno Tatuaż Kolorowy Mały I Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza II Łukasz, Lucky Tattoo, Tychy III Tofi, Artline, Rybnik Wyróżnienie: Paweł, 3rd Eye, Grudziądz Wyróżnienie: Anabi, Anabi -Tattoo, Szczecin Kompozycja Męska I Wiktor, Sigil, Łódź II Prykas, Prykas, Rybnik III Roman, East Side Ink, Białystok Tatuaż Realistyczny I - Sebastian, Miniol, Sieradz II Tofi, Artline, Rybnik III Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza Wyróżnienie: Anabi, Anabi - Tattoo, Szczecin Wyróżnienie: Bartek, Gulestus, Warszawa
Paweł, 3rd Eye, Grudziądz - Wyróżnienie Tatuaż Kolorowy Mały
Tatuaż Pierwszego Dnia I Marcin, Sauron, Ruda Śląska II Bartek, Bart Tattoo, Szczecin III Batoon, Azazel, Milanówek Wyróżnienie: Jarzomb, Blues Tattoo, Rumia Wyróżnienie: Radek, Tryton, Bielsko-Biała
Batoon, Azazel, Milanówek - Wyróżnienie Tatuaż Autorski
SOBOTA Tatuaż Czarno-Biały Mały I Edek, Krokodyl, Koszalin II Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza III Bartek, Gulestus, Warszawa Wyróżnienie: Anabi, Anabi - Tattoo, Szczecin Tatuaż Kolorowy Duży I Daveee, Kult, Kraków II Paweł, 3rd Eye, Grudziądz III Paweł, 3rd Eye, Grudziądz Kompozycja Damska I Bartek, Bart Tattoo, Szczecin II Anabi, Anabi – Tattoo, Szczecin III Prykas, Prykas Tattoo, Rybnik Tatuaż Autorski I Edek, Krokodyl, Koszalin II Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza III Paweł, 3rd Eye, Grudziądz Wyróżnienie: Wiktor, Sigil, Łódź Wyróżnienie: Batoon, Azazel , Milanówek Tatuaż Biomechaniczny i Etniczny I Maciek, Panoptikum, Piotrków Trybunalski II Wiktor, Sigil, Łódź III Tofi, Artline, Rybnik Wyróżnienie: Jarosław Rzymski, Lucyfire, Szczecin Wyróżnienie: Światas, Świost, Sopot
TATTOOFEST 31
TATTOOFEST 32
Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza - II miejsce Tatuaż Czarno-Biały Mały
Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza - II miejsce Tatuaż Autorski
Prykas, Prykas Tattoo, Rybnik - III miejsce Kompozycja Damska
Piotr, Evil Tattoo, Kalisz - I miejsce Tatuaż Dnia Drugiego
Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza - III miejsce Tatuaż Realistyczny
Maciek, Panoptikum, Piotrków Trybunalski - I miejsce Tatuaż Biomechaniczny i Etniczny
Asia, Prykas Tattoo, Rybnik - Wyróżnienie Tatuaż Dnia Drugiego
producentów nie byłem w stanie nawet wymówić. Kilka znajomych nazw się przewinęło na szczęście, co też pomogło zawęzić mi pole poszukiwań. Dopiero teraz zaczęła się zabawa na serio. Pokazałem bez słowa palcem jeden z odtwarzaczy, który wpadł mi w oko i... Poczułem się jak bohater Gwiezdnych Wojen! Ten człowiek mówił jak R2D2! Jakiś technologiczny bełkot zamiast słów. W połowie jego wywodu wyłączyłem uszy i zacząłem się zastanawiać, czy jeśli wepchnę mu do ust latarkę, w tyłek kółka od wózka sprzątaczki plus kilka elementów z wymienionych wcześniej kuchenek, czy też będzie wyglądał jak ten mały, zabawny robocik. Zostałem zmuszony postąpić jak skrzyżowanie mitomana z kobietą. Jedną z nazw kojarzyłem i do tego podobał mi się panel przedni bo będzie pasował do reszty wieży. Płacąc zostałem jeszcze obrzygany kolejnymi zapewnieniami, że jak dokupię coś jeszcze to będę już miał wszystko i będę mógł umierać. Chyba piana, którą miałem na ustach sprawiła, iż reszta transakcji przebiegała w kompletnej ciszy. Apokalipsa miała miejsce później... zapomniałem, że w zestawie nie ma kabli do podłączenia tego badziewia... Dobrze, że mieszkam na odludziu, wydawałem odgłosy jak Wookie... Podróżując sobie kiedyś po różnych salonach często doświadczałem podobnej sytuacji. Kiedy zadawałem jakieś pytanie odnośnie kompozycji spotykałem się z różnymi dziwnymi reakcjami. Jednym ze sposobów pozbycia się mnie w danym momencie było wymienienie jak największej ilości słów związanych ze sztuką. Traktowali mnie jak prostego „chopa”, a carska gadka miała mnie przekonać, że ten oto geniusz rzeczywiście skończył studia a nie samochodówkę. Ciężko było się nie śmiać gdy pewne pojęcia były używane z zerowym zrozumieniem. Innym razem zostałem posadzony przed komputerem i otrzymałem stertę zdjęć do przeglądania. Pojawiały się tam prace innych artystów, ale
przecież ja jestem tylko klientem i nie mam prawa znać prac Bootha czy Tyrrella...Gdy zacząłem głośno myśleć, nadmieniając, że gdzieś to już widziałem, zostałem zaszczekany, że praca krąży po internecie, bowiem jest taka dobra... Szczytem intelektualnych spazmów była pani, która przekonywała mnie niczym znienawidzony sprzedawca kuchenek i DVD. Jeśli zdecyduję się na jakąś katalogową kiszkę, ona w ramach promocji, przy następnej sesji obrysuje mi to tribalami... Kompozycyjnie pasowałoby to jak poczucie humoru Kaczyńskiego do kabaretu, a i samo „sedno” było denne zwyczajnie. Kiedy rozmawiam w banku i wiję się przed panią w okienku bo potrzebuję kredytu to nie mówię do niej, że fajna z niej ziomówa. To kolejna instytucja zaraz po lekarzu, która skupia najwięcej seniorów czekających na awanturę, bo ktoś naruszył święte zasady komitetu kolejkowego. Poza sapaniem i spojrzeniami rodem z wojska, otrzymujemy jeszcze garść informacji, że znowu podniosą opłaty za wodę, a ten Tusk to jest „gupi”. Komitetu kolejkowego nie doświadczyłem jeszcze w żadnym salonie, ale nawijki ziomala owszem. Młody człowiek, zdolny i to nie ulegało wątpliwości ale język, jakim się posługiwał był dla mnie niezrozumiały zupełnie. Nie ukrywam, że celowo używałem polszczyzny książkowej, taki był cel tego „badania”. Czy potencjalny artysta postara się dostosować do odbiorcy w aspekcie werbalnym? Znowu Gwiezdne Wojny... Zamiast technicznego ble ble ble dostałem podwórkowy, łamany język polski. Gdyby miał wzbudzić moje zaufanie, musiałby to robić z latarką w ustach i kółkami w ... Nie dramatyzuję tutaj, te przykłady to tylko parę zdarzeń, które utkwiły w pamięci i nie chcą zniknąć. Przerabiałem też sytuacje, gdy byłem tak totalnie olewany, że zastanawiałem się, czy gdy zabiję jednego z pracowników ktoś chociaż mrugnie. Ktoś chciał dużego japońskiego smoka – kolor i prawie cała ręka do zamazania. Kiedy przyszedł zobaczyć projekt, trochę zdębiał. To co otrzymał, to wczesne prace Picasso. W Corelu poskładane jakieś dziwadło z kilkunastu innych... Gdzie tutaj mowa o ja-
kimś wzajemnym szacunku? Ktoś decyduje się oddać swoją skórę w czyjeś ręce, a ten nawet nie raczy przygotować projektu. To dla mnie albo zwykłe olewanie i puszenie się lub też- co jest zdecydowanie gorsze - obnażenie braków w rysowaniu. Hołdowanie zasadzie „klient nasz pan” uważam za bzdurę. Już o tym pisałem, ale chętnie powtórzę: z jakiegoś powodu ten człowiek siedzi po drugiej stronie maszynki, coś już o tatuażu wie. Nie trzeba się zawsze upierać przy swojej wersji danego projektu bo możemy zostać z gwiazdką tribalami obłożoną, która kompozycją przypomina jajecznicę. Powyższe zderzenia z wątpliwą uprzejmością pozwoliły mi jednak odszukać odrobinę zrozumienia tych przypadków. Odnalezienie wspólnego języka z tatuatorem wymaga- po chwili refleksji- tylko jednego: świadomości po co do cholery przylazłem do tego człowieka. Studia tatuażu traktowane są czasem jak ZOO. Frajda z tego podwójna, bo wejściówek nie trzeba kupować. Dużo osób przybywa z ciekawości zasadniczo nie wiedząc czego chcą bo nie przygotowały się na to zupełnie i szukają rozrywki na najbliższe 10 minut. Jeszcze przed chwilą przegryzała gardło innej dziewczynie bo ta chciała kupić ostatnią bluzkę w tym rozmiarze a teraz siedzi na kanapie, przegląda katalogi w głowie pisząc smsa o kosmetyczce... Nasze nastawienie to w dużej mierze część zaangażowania tatuatora. Jeśli artysta widzi, że za czołem z kartongipsu szaleje czarna dziura zasysająca wszystko, co znajdzie się zbyt blisko uszu, to nie ma najmniejszej ochoty napalać się na super pracę bo wie, że najbliższe 2 godziny będzie robił durny napis, którego posiadacz i tak nie zrozumie... I tak oto wszyscy wszystkowiedzący nie chcą tribala bo oklepany, gwiazdki też popularne, sentencja najlepiej po łacinie i czcionką stylizowaną na hebrajską to jest coś! Jakie to wyszukane! Nie wiesz co powiedzieć? Nie odzywaj się wcale... Nie wiesz jak zrobić czapkę na drutach? Nie kupuj wełny. Nie wiesz, co chcesz mieć na skórze? Nie tatuuj sobie byle napisiku... Dante justyn_1@tlen.pl
TATTOOFEST 33
Na prace Gunnara natrafiłem przypadkiem parę lat temu. Sposób w jaki dobiera kolory, perspektywa i kompozycja były argumentami, które od tamtej pory, niezmiennie, co jakiś czas skłaniają mnie do wizyty na jego stronie w poszukiwaniu nowych prac. O tym skąd wziął się pomysł tatuowania „upiornych dzieciaków”, o drodze z Connecticut do Kalifornii i o tym jak ważny dla tatuatora z 12 letnim stażem jest rysunek możecie przeczytać poniżej. Zapraszam.
and
Bam: „Początki są trudne”. Jak to było gdy zaczynałeś? Co wpłynęło na podjęcie decyzji o zostaniu tatuatorem? Gunnar: Byłem jednym z tych szczęściarzy, którzy właściwie dostali staż z marszu. Jeszcze na studiach, kiedy robiłem licencjat z Corporate Communications (kształtowanie społecznego wizerunku firmy, służące umacnianiu wiarygodności i własnej tożsamości firmy wobec pracowników, opinii publicznej, TATTOOFEST 36
udziałowców, potencjalnych inwestorów - przyp. red.) i tatuowałem się. Wcześniej projektowałem jakieś żałosne ulotki dla lokalnych kapel hardcore’owych. Dzięki temu poznałem Jerry’ego, który sam zaproponował mi staż. Pomyślałem „czemu nie?”. Nie miałem w sumie jakiegoś spójnego planu na życie w tamtym momencie, pomyślałem więc, że będzie to niezła przygoda. Mój staż jednak nie okazał się zabawą, było ciężko i wszyscy powtarzali mi, że nie jestem dość dobry,
i że nic z tego nie będzie. Skłoniło mnie to do jeszcze większych starań i pracy, tylko po to, żeby im udowodnić, że się mylą. Starałem się jak najwięcej rysować i mimo, że moje tatuaże były beznadziejne, powoli obserwowałem jakiś postęp. Bam: „Creepy kids style” czyli istota twojego stylu, to co czyni twoje prace rozpoznawalnymi. Skąd wzięło się zainteresowanie tymi dziecięcymi potworkami?
Gunnar: Otworzyłem własne studio (Gods and Monsters) na przełomie 2000/ 2001 roku co zbiegło sie z narodzinami moich córek. Zadawałem się wtedy z Jime Litwalkiem, Cleen rock One’m, Joe Cappobianco, Erikiem Merrillem i mówiąc szczerze trochę im zazdrościłem. Każdy z nich miał swój wyraźny styl, a ja nie. Moje dzieciaki były dużą inspiracją - z jednej strony słodkie, śliczne stworzenia, z drugiej okropne rozrabiaki, to mnie zafascynowało. Pomysł, że coś tak słodkiego może być jednocześnie destruktywne. Dodatkowo w tym okresie byłem pod wpływem artystów takich jak Joe Sorren, Tim Biedron czy Mark Ryden. Początki były dziwne. Pamiętam jak miałem pracować gościnnie w studio Cleena, zaczynałem wtedy malować takie właśnie dziwaczne, dziecięce postacie i jeden z klientów spytał mnie czy mam jakiś swój projekt, który chciałbym wytatuować. Akurat miałem ze sobą szkic… i stało się. W niedługim czasie zrobiłem jeszcze 2 czy 3 takie niepokojące postacie z długą szyją. To był przełom! Od tego czasu zaczęły one ewoluować, zmieniać kształty, zaczynałem od długich szyi, głów jak piłka footballowa i maleńkich oczek, teraz robię pewne rzeczy inaczej, lecz nigdy na siłę, po prostu staram się podążać za chwilową inspiracją. Bam: Od dawna jestem obserwatorem i entuzjastą twojej sztuki, zarówno jeżeli chodzi o tatuaż, malarstwo olejne, akryl czy rysunek. Która z wymienionych technik jest twoją ulubioną i które „płótno” cenisz najbardziej? Gunnar: Dziękuję. Ostatnio skupiam się właśnie na rysunku, uwielbiam rysować. Jest to bardzo luźny temat. Zabawa i relaks w jednym, w odróżnieniu od mojego stylu tatuowania czy malowania, gdzie staram się być dokładny i skrupulatny, a sama czynność jest nieco żmudna. Uczyłem się klasycznych technik malarskich, więc proces malowania przeze
TATTOOFEST 37
jąć się tym, bo jestem bardzo krytyczny względem wszystkiego, co wychodzi spod mojej reki. Z trudem przychodzi mi projektowanie własnych wzorów koszulek, czy banerów, bo zawsze mi się coś nie podoba do końca. Myślę, że winylowe zabawki spod mojej ręki to tylko kwestia czasu. Bam: Joe Cappobianco, Jime Litwalk, Craola, Nikko… Co was łączy teraz? Gunnar: Jestem szczęśliwy mając okazję pracować i blisko przyjaźnić się z jednymi z najlepszych artystów świata tatuażu i nie tylko. Jime i ja jesteśmy przyjaciółmi od lat, dużo też razem pracowaliśmy. Joe’a Cappobianco poznałem przez Erica Merrilla, oni obaj stanowili dla mnie niesamowite źródło inspiracji. Greg „Craola” Simkins jest moim bardzo bliskim przyjacielem i inspiracją. Inny mój przyjaciel Adam Hathorn (również świetny artysta) przedstawił mnie Greg’owi (przez internet) i od razu sie polubiliśmy. Był moim pierwszym przyjacielem w Kalifornii i jednym z powodów, dla którego tam się prze-
mnie obrazu jest dość złożony i podporządkowany pewnym regułom. Najpierw szybkie szkicowanie, później dokładniejszy szkic, potem w ruch idą pędzle, wszystkie również etapami. Tatuując również trzymam się ściśle określonego planu, więc rysowanie jest dla mnie pewnego rodzaju swobodną odskocznią. Bam: Jak już wspominałem widziałem twoje prace na płótnach, drewnie, ludzkiej skórze czy deskach skate- i snowboardowych. Próbowałeś swoich sił w malowaniu winylowych figurek? (W swoim i Daveee’a imieniu musiałem zadać to pytanie) Gunnar: Może pewnego dnia. Jeszcze nigdy się za to nie zabierałem, ale mam w głowie mnóstwo pomysłów. Ciężko było mi do tej pory za-
TATTOOFEST 38
niosłem. Ma on jeden z najlepszych stylów pracy i jest jednym z najmilszych ludzi na świecie. Zawsze kiedy potrzebuję kopa lub jest mi smutno spotykam się z nim i od razu jest lepiej. Poznałem Nikko, kiedy jeszcze byłem na stażu, obserwowałem jak pnie się w górę również będąc stażystą stając się jednym z najlepszych artystów dzisiejszych czasów. Jak już wcześniej wspominałem, mam to szczęście, że otaczają mnie wspaniali artyści, cudowni ludzie, którzy wszyscy mieli niesamowity wpływ na mnie i na moją sztukę. Bam: Opowiesz historię współpracy z New Found Glory? Jak do tego doszło? Skąd wziął się pomysł twojej pracy nad grafiką dla zespołu? Gunnar: Dostałem wiadomość od Chada Gilberta z NFG. Zapytał czy jestem zainteresowany zrobieniem prac do ich nowego albumu. Na początku pomyślałem, że to żart. Mam paru znajomych - dowcipnisiów i uznałem, że są to zwykłe jaja. Niedługo potem zadzwoniono do mnie z Geffen Records i powiedziano mi to samo. Malowałem wtedy dopiero od pół roku, więc była to dla mnie oszałamiająca wiadomość. Bardzo poważnie zabrałem się do realizacji tematu, poświęcając 3 miesiące tatuowania, by oddać się wyłącznie temu projektowi. Starałem się dużo pracować z chłopakami z zespołu. Przez dłuższy czas nie dostawałem odpowiedzi od dyrektora artystycznego, szefa sprzedaży i właściciela Geffen Rec., co było bardzo denerwujące, lecz całość była niesamowitą historią. Niezapomnianym przeżyciem było otrzymanie od znajomych z Japonii zdjęcia z wystawy sklepowej, na której widnieje okładka mojego autorstwa, ale to był dopiero początek. Moja praca była wszędzie, włącznie z klipem na MTV. To był dla mnie ważny moment. Moje dzieci myślały wtedy, że tatuś jest gwiazdą rocka :) Bam: Słyszałem pogłoski o nowościach, które mają się pojawić w twoim sklepie on-line. Uchylisz rąbka tajemnicy?
TATTOOFEST 39
and Gunnar: Już nie prowadzę sklepu, ogólnie sporo się działo od czasu planowanego wprowadzenia asortymentu i postanowiłem to odłożyć. Skupiam się teraz na pewnym projekcie, którego szczegółów na razie nie zdradzę. Dodatkowo pracuję jeszcze nad serią seminariów oraz książką poświęconą rysowaniu i rozwijaniu się w artystycznym kierunku. Chciałbym też wypuścić jakieś koszulki i inne gadżety dla dzieciaków i pracuje nad nowym zestawem flashy. Bam: Robisz cover-upy? Pytanie może dziwacznie brzmi, ale znam wielu artystów którzy pracują tylko na „czystej” skórze. Gunnar: Robię. Sporo z moich naprawdę dużych prac to cover-upy, lecz nie lubię robić zdjęć na zasadzie przed i po ponieważ myślę, że jeżeli tatuaż jest naprawdę dobrze przykryty to po prostu nie ma to sensu. Nie jestem specjalnym entuzjastą cover-upów, ale czasem jest to konieczne, a gdy się uda jest to bardzo satysfakcjonujące. Zauważyłem, że zazwyczaj ludzie cieszą się bardziej gdy uda się przykryć ich nieudane tatuaże niż z całkowicie nowych. Szczególnie wtedy, gdy już nie wierzyli, że coś da się zrobić. Bam: Zastanawia mnie, czy zdarza ci się umieszczać w swoich pracach jakieś ukryte symbole lub innego rodzaju „bonusy”. Myślę, że tak duże i skomplikowane kompozycje aż proszą się o takie zabiegi. Lubisz opowiadać historie w swoich pracach? Gunnar: Faktycznie, symbolizm w moich pracach jest powszechny. Staram sie tworzyć historie w moich tatuażach, a nie cierpię używać słów. Uważam,
że jeżeli wszystko zaplanuję jak trzeba to po prostu nie będę musiał używać napisów do przekazania treści. Jak już wcześniej wspomniałem, wciągnąłem się w studiowanie malarstwa klasycznego i historię malarstwa. Jeżeli dokładniej wpatrzysz się w obrazy znanych mistrzów zobaczysz, że każdy element coś znaczy, kompozycja, kolory, ikony religijne, zwierzęta itp. W takich pracach nie ma elementów przypadkowych. Strasznie mi się to podoba. Chciałbym, żeby ludzie też to dostrzegali w moich pracach. Wszystko, co widzisz w moich tatuażach ma swój powód by tam być. Bam: Czasem można w twoich tatuażach również dostrzec wątki polityczne. Zgodzisz się z tym? Gunnar: Powiedziałbym, że często stosuje rodzaj społecznego komentarzu w moich pracach, często również socjologiczno - politycznego, choć myślę że bardziej widać to w moich rysunkach niż tatuażach. Chyba, że oczywiście ktoś poprosi mnie o to żebym zawarł jakąś aluzję… Bam: Jak wygląda u ciebie sprawa z terminami? Gunnar: Umówienie się ze mną na konsultację jest raczej łatwe, trudniej już z terminem wykonania samego tatuażu, ponieważ dużo podróżuję. Terminami zajmuje się moja narzeczona przez Myspace: www.myspace.com/ artofgunnar Bam: Twój ulubiony dowcip… Gunnar: Myślę, że nie powinien być opublikowany, mam chore poczucie humoru.
www.myspace.com/artofgunnar
BamBam
TATTOOFEST 41
TATTOOFEST 44
TATTOOFEST 45
kimś czasie przeniosłem się do Baszty. Słyszałem o jednym takim motocykliście (Sztaba), który otwierał knajpę. Tam spróbowałem i się udało. Novick: Pamiętam, pamiętam „Igor z Baszty” tak się wtedy mówiło i to była kojarzona instytucja. Miałem się nawet u ciebie dziargać, ale Jr kupił maszynę ;) A czemu studio w Baszcie się skończyło? Igor: Wiesz... wejście przez knajpę, ludzie się bali, zła opinia, wieczne awantury, specyficzni klienci knajpy, przez to co raz mniej ludzi na dziary. Czyli studia tatuażu w połączeniu z knajpą to niewypał? Igor: Tak, to musi być osobne wejście, osobny interes. Albo praca albo zabawa. Kto się wtedy tatuował? Jaka była specyfika klienta? Igor: Tak jak dzisiaj. Nie tylko jakieś subkultury, zwyczajni ludzie, tylko z mniejszą częstotliwością i przede wszystkim mniejsze wzory- wielkość paczki szlugów była przerażająca… Po Baszcie miałeś przerwę… Igor: Tak, prawie dziesięcioletnią. 10 lat przerwy w tatuowaniu?! Czy TATTOOFEST 46
miałeś konkretny powód? Igor: Ooo…. powodów było wiele, Junior był też powodem. To znaczy? Igor: Jego praca i kunszt. Ja nie mogłem po prostu wielu rzeczy przeskoczyć, nie wiedziałem jak i co. Szło kiepsko, stałem w miejscu. Wiesz ktoś robi coś lepiej od ciebie. To co robiłeś? Igor: Zająłem się ilustracją książek, rysunkami do gazet i czasopism, kamieniarstwem artystycznym. Były też epizody z kilkoma agencjami reklamowymi i tylko czasem tatuowałem znajomych w domu. A co z pasją do tatuaży? Zamykasz studio, zaczynasz ilustrować książki, a to co chciałeś zawsze robić, to o co tak zabiegałeś i walczyłeś? Igor: Pasja się skończyła albo raczej przygasła, kiedy sobie uświadomiłem, że jakby nie mogę przeskoczyć pewnych rzeczy. To co innym tatuażystom wychodzi z łatwością, mnie się nie udawało. Nie chciałeś przełamać się i pogadać z Juniorem, bo przecież mieliście kontakt, mogłeś przecież drążyć temat
i nie poddawać się? Nie pozwalało ci na to twoje ego? Igor: Sebastian to jest długa historia, to trzeba by od początku opowiedzieć. Z 10 lat temu myślałem, że jesteś właścicielem „Dereniowej”. Przecież ja nawet pytałem ciebie, czy nie można by u was pracować. Jr: Kiedyś Igor przyjechał do studia i chciał sobie coś tam porobić, tylko wiesz, ja straszny pyskacz, a on taki punkt widzenia konia, klapki na oczach, po bokach nic nie ma. Dokładnie wiedział
jak ma być świat zbudowany. Na początku miał do mnie takie zaufanie, że przynosił kalki z odrysowanymi wzorami i zaznaczone milimetry gdzie ma się zaczynać i gdzie kończyć wzór. Sugerujesz, że praca z Igorem jako klientem nie była łatwa? Jr: Opowiedz jak przychodziłeś do studia umówiony na konkretną godzinę... Igor: Tak, pamiętam taką akcję jak mi pojechał, bo spóźniłem się z 5 minut. Jr: A ja tylko na to czekałem... i jak on się spóźniał te 5 min … truchtem do fury i dzida. Czy można powiedzieć, że dobrze się znaliście? Igor: Niby tak, ale do sympatii to było nam baaaaaaaaaardzo daleko. Ja siedziałem na fotelu, a on mi tak przysrywał, że nie wiedziałem czy się śmiać czy może od razu pie…olnąć, tylko jego robota mnie trzymała, wiedziałem, że nikt mi tego lepiej nie zrobi. Jr: On mnie jako typa nie cierpiał, a ja miałem radochę i dodawało mi to skrzydeł, że „legenda” polskiego tatuażu przychodzi do mnie, a ja mu tłumacze co do czego. No to jak trafiłeś do Studia JuniorInk? Igor: Przed pracą u Juniora miałem kilkumiesięczny epizod z Bieszczadami, po jakimś czasie wróciłem do Warszawy, miałem trochę kasy i pojechałem na Dereniową. Chciałem kontynuować to co mi Junior zaczął. Dowiedziałem się, że otworzył swoje studio. W trakcie którejś z kolei wizyty padło pytanie czy nie miałby jakiejś roboty dla mnie. Jr: W tym czasie Łysy wyemigrował na
stałe do USA i zwolniło się u mnie krzesło… no Młody, poopowiadaj jaki to ja byłem zachwycony… Jakie miałeś odczucia jak zaproponowałeś mu żeby cię przyjął? Igor: Odczucia?? Zero nadziei. Jr: U nas w studiu cały czas, wygłupy, luźna atmosfera, w życiu nie da się tego połączyć z jego osobowością, a po drugie …koleś tatuuje jak „As Pik” (śmiech). Jednak zaproponowałem mu krzesło, żeby na początek robił własnych klientów, a ja zobaczę co potrafi. Igor: Po tej przerwie to ja sobie robiłem jeden wzór w miesiącu, bo tych klientów to specjalnie nie było. Można powiedzieć, że dostałeś drugą szansę? Igor: To była jedyna moja nadzieja żebym mógł robić tatuaże lepiej niż robiłem. Jr: Igor nie miał za dużo klientów. Pytam więc kumpla: chcesz mieć dziarę? Igor zrobi ci łydkę. A Igor wiesz… psycholog. Czym się interesujesz, pyta. Igor: Był kurierem rowerowym. Proste. Części od roweru, duży kadr, pełna dowolność. Staram się robić tatuaże tak jak sam TATTOOFEST 47
sobie robię, wypisuję swoje życie. Pomyślałem więc, że dla niego byłoby to w sam raz. Musi być jakaś historia opisana na ciele? Igor: Nie musi, ale też nie zaszkodzi. Jak sobie ktoś zrobi znak zodiaku to on się nigdy nie zmieni i nie znudzi. Jakkolwiek się twoje losy życiowe potoczą będzie to zawsze aktualne. I wydziargałem mu łydkę. Najpierw zrobiłem projekt na kartce, przyniosłem jak pracę dyplomową. I mówię: „Zobacz Mistrzu”. Jr: Na kartce to super wyglądało. Czaszka, zębatki. Projekt koncepcyjnie, to powiem, że rewelacja. Zrobił dziarę i wielce zadowolony z siebie pyta mnie: No i? A ja… No ch…. ! Jak to!? - pyta Igor oburzony. Więc pokazuje to… to…. i to. A Igor… szok. Novick: No tak było … hehehe! Jr: On wiedział swoje i nie przyjmował nic innego do wiadomości. I nie że, na spokojnie, tylko „o co ci chodzi, coś się nie podoba ?!!!”
TATTOOFEST 48
Igor: Teraz to się z tego śmieję, ale to tak wyglądało. Taki wielce zbulwersowany byłem. To był analfabetyzm wtórny. 18 lat temu zrobiłem taką Merlinkę, która do dzisiaj jest w porządku, nie wiem dlaczego tę zębatkę tak zrobiłem jak tatuażowy analfabeta. Zapomniałem jak się w ogóle robi tatuaże… i zaczęła się droga krzyżowa, pół roku miałem, jakbym właził z krzyżem pod górę. Miałeś ochotę tam w ogóle chodzić? Igor: No k…. jak owca na rzeź. Jr: Dałeś radę… Co najbardziej lubisz tatuować? Igor: Laski :), a tak na poważnie to zdecydowanie szarości, portrety, kopie, odtwarzanie rzeczywistości, realizm. Idę zajarać …. Jak objawia się twoja miłość do motocykli? Zloty, kolekcjonowanie maszyn? Opowiedz coś o tym. Jr: No Młody, powiedz jaki był początek, co wstyd …haha, Harleya i frędzle chciałeś mieć… Igor: No wstyd, ale miałem wtedy naście lat, nawet sobie wydziargałem „Born To Ride HD” (później mi Junior to zakrywał...heheh). Jakim teraz motocyklem jeździsz? Igor: Suzuki Gsxr 750 Ile miałeś motocykli?
Jr: Więcej niż przeciętny typ lasek... hehe Cicho! Igora pytam… Igor: 26-27 nie wiem, nie pamiętam…. OK, to z innej beczki. Czym są te malutkie przedmioty, których zdjęcia możemy zaobserwować na stronie JuniorInk, w twojej zakładce? Czy masz jeszcze jakieś inne, nietypowe hobby? Igor: To moja pasja, modelarstwo. Zajmujesz się miniaturyzacją? Igor: Można to tak określić. Najmniejszy przedmiot jaki stworzyłeś? Igor: Nakrętkę… w skali 1:35. Teraz tworzę projekt, którym chcę upamiętnić żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego. Robię rzeczy takie jak są w naturze. Ile czasu wykonujesz taką makietę? Igor: Na razie piąty rok się zaczął... i wykonałem dopiero około 1\3 planu. Jakich materiałów używasz? Igor: Wszystkiego to co mnie otacza: modelina, poliester, blaszka, co tylko sobie wymyślisz, może być nawet kawałek firanki. A narzędzia? Igor: Skalpel, żyletka, narzędzia protetyczne, wszystko co możesz zaadapto-
wać w danej sytuacji. Kiedy zrobiłeś sobie ostatni tatuaż i u kogo? Igor: No u kogo? U Juniora, ale wiesz, ja się teraz tatuuje na dwie ręce… po prostu, koledzy z roboty…. Jak oceniasz to co dzieje się na polskiej scenie tatuażu? Więcej konwencji, bardziej świadomi klienci, cieszy cię to? Igor: Ja nie czuję się powołany do oceniania sceny tatuażu. Ale zap… chłopaki tak, że uuuu. Jaka jest najdziwniejsza rzecz, którą tatuowałeś? Igor: Tego pytania to się obawiałem. Jr: Co go może dziwić jak 20 lat dziarga. Novik: No…. jest bardzo dobra ta nalewka… Jr: Kawówka… Bez tej butelki Igor by chyba w ogóle nic nie powiedział. Novick: Fakt, nie jest typ zbyt wylewny… A jak ze świadomością klientów? Igor: Wzrost… hehe, w różnych aspektach…. Dużo jeszcze masz tych pytań, bo odczuwam brak nikotyny. Nie… jeszcze chwilka. Czy jest coś, czego nie lubisz w pracy tatuatora? Igor: Szef w poprzedniej pracy przedstawiał mnie klientom, jak podchodzili do mnie, jako „osobowość złożoną”. A to jest pierwsza praca, w której nie zakładam związków zawodowych… czyli jest dobrze!!!! Nie mam już siły gadać… muszę zapalić. Pozdro! Rozmawiała: Aldona „Szery” Wtrącali się: Novick i Junior TATTOOFEST 49
P
rezentujemy kolejny artykuł w dziale Street Art. Kontakt i nić porozumienia nawiązana podczas pracy nad artykułem ukazującym działania 3fala.art.pl zaowocowały stałą współpracą. 3fala, jako gospodarz tego działu prezentować będzie artystów związanych z szeroko rozumianą sztuką ulicy. Mamy nadzieję zainspirować Was tą twórczością lub jeśli sami tworzycie lub znacie artystę, którego warto przedstawić, czekamy również na uwaTATTOOFEST 52
gi, propozycje i wiadomości. Doceniając ogromne zaangażowanie ze strony twórców wiążące się z pracą nad szablonem, postanowiliśmy prezentować na łamach TattooFest artystów, których cechuje precyzja, cierpliwość i przemyślane działanie oraz przesłanie społeczne. Zalety te widoczne są nie tylko w pracach Monstfura, ale i w podejściu do tego co robią. Planowe działanie, koncepcja jaka wyłania się z ich przemyśleń jest przejawem artystycznej dojrzałości.
M
onstfur to taki mniej lub bardziej spersonifikowany byt, który generuję ja i mój kolega. Urodziliśmy się we wczesnych latach 80., więc nie mamy zbyt wielu osobistych wspomnień z minionej epoki. Jednak tamte czasy są dla naszych inspiracji bardzo istotne. Społeczeństwo nadal dźwiga na swoich plecach widoczny gołym okiem spadek po PRLu, nadal mieszkamy w blokach z poprzedniej epoki, jeździmy Jelczami i Ikarusami i Autosanem, większość po-
ciągów pamięta doskonale porucznika Borewicza, a w niejednym mieszkaniu królują stylowe tapety imitujące słoje szlachetnych drzew, meblościanki, pufy, pawlacze, wersalki… Obserwujemy na co dzień ten szajs i wiele z niego czerpiemy. W skrócie - taki „sobie śmieszny horror”.
K
ości, zęby, klatki piersiowe, schematy ukrwienia gałki ocznej, to bardzo ważne elementy jakie stosujemy. My-
TATTOOFEST 53
ślę, rykańskich horrorów z lat 60. i 70. oraz motywów, które można spokojnie wstawić na półkę „retro”. Czerpiemy też sporo z polskiej szkoły plakatu, której jesteśmy fanami. Bawimy się symbolami, typografią, strukturami. Nasze działania mają też coś z dadaizmu – często skupiamy się na rzeczach powszednich i dość marnych, w rezultacie nadajemy im nową jakość, nową rangę.
S
ięgając do początków naszej twórczości związanej z ulicą należy przywołać lata 1997-2000, w ciągu których zainteresowani byliśmy malowaniem graffiti w formie mało skom-
TATTOOFEST 54
TATTOOFEST 55
J
ednym z najważniejszych do tej pory zrealizowanym projektem Monstfura jest graficzno-malarska aranżacja umieszczonej nad torowiskiem kładki dla pieszych łączącej ulice 1maja i Ogrodową w Częstochowie. Zawsze podobał nam się klimat na tym moście – pofabryczna panorama naszego miasteczka, korodująca infrastruktura PKP, no i te piękne blaszki, które jakby tylko mogły mówić to opowiedziałyby historię połowy Polski. Rdza, odchodząca stara, szara farba i gmatwanina najróżniejszych napisów graffiti. Pomalowane zostały tzw. osłony przeciwporażeniowe - blachy o wymiarach 130 x 250 cm przymocowane do barierek, często spotykane na tego typu kładkach. Początkowe działania odbywały się nielegalnie, jednak po dwóch niespodziewanych interwencjach policji zdecydowaliśmy się postarać o pozwolenie na malowanie. Jak już w końcu udało nam się dociec do kogo formalnie należy ta cała kładka, sporządziliśmy podanie z prośbą o zgodę na malowanie. Po jakimś czasie otrzymaliśmy przychylność częstochowskiego Zarządu Dróg i Mostów oraz Wydziału Kultury z doradcą prezydenta ds. estetyki miasta na czele (czad!). Mając zgodę na malowanie na piśmie mogliśmy w pełni zająć się kontynuacją projektu. Nie śpiesząc się, w zależności od pogody pokryliśmy szablonami wszystkie blachy. Powstała wówczas niezależna galeria szablonów Monstfura. Obrazy nie są w żaden sposób zabezpieczone czy też zakonserwowane. Pozostawione bez opieki, poddane są czynnikom atmosferycznym takim jak zmienne temperatury, słońce, deszcz czy śnieg. Blachy korodują i wchodzą w ciekawe reakcje z farbami. Obrazy zmieniają się z miesiąca na miesiąc, o większości można powiedzieć, że po
suje wiele subkultur, zwłaszcza środowiska punkowe, które w graficzny sposób propagują swoje poglądy w publicznej przestrzeni. Całkowicie to popieram, jednak nasze działania, jak sądzę, nie mają propagandowego charakteru. Myślę, że Monstfura umiejscowić można gdzieś w ramach postgraffiti, czy też neograffiti. Z tego co wiem, nie ma jak dotąd poważnej, wyczerpującej literatury, która by jasno sklasyfikowała to, co dzieje się dzisiaj na ulicach w kontekście szeroko pojmowanych, nieoficjalnych działań graficznych. Sporo mówi się o street-arcie. Mnie ta nazwa wkurza. Dzisiejsza wizualna sztuka uliczna potrafi nieść ze sobą ważny przekaz społeczny i co barTATTOOFEST 56
dzo istotne - wiarygodny, ponieważ autorzy takich ulicznych prac są ludźmi niezależnymi, a ich prace są wynikiem samodzielnego myślenia. Graffiti zaangażowane społecznie niesie ze sobą informacje i poglądy, które z różnych powodów oficjalne media omijają. W tym przypadku szablon okazuje się być bardzo dobrą techniką. Nam również zdarzyła się okazja do stworzenia muralu w ramach jednego z programów Fundacji Ekologicznej Arka, przy współpracy z grupą 3fala.art.pl. Mam tu na myśli akcję pod hasłem „Kochasz dzieci, nie pal śmieci!”. Powstał mocny mural, pozostały dobre wspomnienia z roboty i satysfakcja.
prostu dojrzewają. Pojawiła się z czasem koncepcja „wymiany ekspozycji” poprzez zamalowywanie starych obrazów, np. tych które już się nam nie podobają. Co jakiś czas wstawiamy coś nowego, dzięki temu zainteresowani przechodnie, zwłaszcza ci którzy chodzą tamtędy regularnie, mogą zaobserwować jak z czasem rozwija się technika oraz treść szablonów Monstfura.
G
aleria na kładce trzyma się nieźle już prawie dwa lata. Blachy fantastycznie korodują, farby zmieniają swoje kolory, jednak najważniejszą próbą, jaką z pewnością przeszłą pomyślnie, są przechodnie i grafficiarze. Obrazy nie zostały zdewastowane, jak przewidywaliśmy, działają tam praktycznie nie ruszone ludzką ręka, pomijając jedynie, że czasem ktoś zostawi na marginesie swoją ksywkę, lub malutkimi literkami wyrazi swoje zainteresowania. To wszystko świadczy o tym, że Monstfur zyskał uznanie ze strony miejscowych i dobrze tam funkcjonuje.
J
ednym z większych projektów Monstfura w Częstochowie jest malowanie na terenie opuszczonej fabryki „Wełnopol” - zrujnowanego w dużej mierze kompleksu fabrycznego wybudowanego w ostatnich latach XIX wieku, otoczonego osiedlem robotniczym. Podczas malowania w „Wełnopolu” staraliśmy się zintegrować nasze grafiki z zastaną strukturą tak by wszystko tworzyło jedną całość. Przestrzeń wewnątrz opuszczonej fabryki jest po prostu idealnym miejscem dla działań Monstfura. Szablony często są umieszczane na starych płytkach ceramicznych, które okazują się świetnym gruntem pod akrylową farbę w sprayu. Powstałe obrazy wykorzystują nieraz fakturę i kolor zastanego podłoża, dzięki czemu dobrze współgrają z otoczeniem budynku. Obecnie struktura grozi zawaleniem.
L
ubimy podróże związane z malowaniem, to jest taka część naszej działalności, która mocno napędza nas do przodu, mamy też dzięki temu lepszy wgląd jak się rozwija szablon. Szczególnie istotny okazał się wyjazd do Berlina w lutym br., gdzie wzięliśmy udział w dwóch wystawach pod patronatem projektu „Stencil History X” z Francji, który poprzez wydawnictwo, organizowanie wystaw i imprez przewidujących wspólne malowanie, promuje sztukę szablonu w Europie i na świecie. Nasze prace obok prac innych szablonowych twórców można było obejrzeć w dwóch miejscowych galeriach. TATTOOFEST 57
fot. Antonio Florez: www.antonioorez.com
KUDI chicks
TATTOOFEST 60
fot. Selector Marx: www.myspace.com/selectormarx
KUDI chicks
Kryś: Kiedy zaczęłaś interesować się tatuażami? Paula: Lubiłam tatuaże odkąd byłam dzieckiem. Mój ojciec był tatuatorem, co zawsze mnie fascynowało. Pierwszy tatuaż zrobiłam w wieku 14 lat, gdy w miejscowości, w której się uczyłam pojawiło się pierwsze studio tatuażu. Kryś: Czy twoje tatuaże wykonywał jeden, ulubiony artysta, czy tatuujesz się u różnych osób? Paula: Można powiedzieć, że jestem kolekcjonerką. Mam tatuaże od wielu różnych artystów. Uwielbiam prace Adriana Lee, Borisa , Roberta Hernandeza… Kryś: Czym kierujesz się, kierowałaś wybierając rysunek, który miał pojawić się na twoim ciele? Czy długo zastanawiasz się, zanim zdecydujesz się na konkretny wzór? Paula: Myślę, że o wyborze motywów decydowały konkretne momenty, wydarzenia w życiu, które nawet jeśli nie bezpośrednio, to jednak miały wpływ na moje decyzje i inspiracje. Zazwyczaj dokładnie wiem co chcę mieć wytatuowane, trud-
niej jest mi znaleźć czas na samą sesję. Kryś: Planujesz dalsze tatuowanie, czy to co już masz w pełni cię satysfakcjonuje? Paula: Przede wszystkim muszę skończyć plecy robione przez Augustina Cavalieri z Barcelony, no i poprawić stare tatuaże… Kryś: Masz jakąś inną, stałą pracę oprócz modelingu? Paula: W sezonie pracuję jako tancerka na Ibizie, trochę też podróżuję. Kryś: Jak podchodzisz do swojego zajęcia? Jest to praca, hobby, czy coś co pozwala ci oderwać się od szarej rzeczywistości? Paula: W tym co robię odnalazłam sposób na życie. Mój mąż również pracuje w nocy, obydwoje więc żyjemy nocnym trybem, w związku z czym łatwo jest nam znaleźć czas dla siebie. Zawsze stroniłam od tego co ludzie nazywają „normalnym życiem”. Myślę, że każdy powinien znaleźć swoją własną, niezależną drogę i styl życia, który najbardziej mu odpowiada.
TATTOOFEST 61
KUDI chicks
Kryś: Kto jest odpowiedzialny za twoje sesje zdjęciowe? Paula: Pracowałam już z wieloma fotografami, należałoby tu wymienić EcceHomo, Davida Arnala, Manuela Albarran… Kryś: Masz swojego ulubionego fotografa, może jakieś ulubione zdjęcie? Paula: Fotografia to sztuka, podziwiam wielu fotografów. Uwielbiam kolory, które dobiera David Chapelle, tajemniczość w pracach Johna Saterinerosa… Jest wielu świetnych fotografów, każdy niesie ze sobą inne ładunki emocji. Kryś: Co powiesz nam o swoim kraju - Hiszpanii? Paula: Hiszpania to kraj, w którym pogoda jest zawsze sprzyjająca, lubię to, że jest tu zróżnicowany krajobraz. W porównaniu do innych europejskich krajów, można tu też dobrze i tanio zjeść.
Kryś: Wiem, że jesteś weganką, opowiedz coś o tym? Paula: To jest jeden z lepszych wyborów w moim życiu. Uważam, że szacunek do wszelkich form życia stanowi klucz do szczęścia. Ludzie powinni trochę więcej myśleć o wszystkich rzeczach, które robimy środowisku. Ludzka obojętność jest straszna, prowadzimy coraz bardziej konsumpcyjny i mniej humanitarny styl życia… Kryś: Masz w domu jakieś zwierzęta? Paula: W domu mamy pięknego Pointera, wabi sie Meska i ma już 15 lat. Żyjemy w dużym domu, wśród natury, śpiewu ptaków i dźwięku cykad. Czasem w odwiedziny zjawiają się dzikie koty… Ogólnie nie jestem zwolenniczką „posiadania” zwierząt. Uważam, że zwierzęta powinny czuć się jak najbardziej wolne. Kryś: Jakimi innymi wartościami kierujesz się w życiu? Paula: Cieszę sie życiem, staram się wykorzystywać każdą sekundę, która jest mi dana.
TATTOOFEST 62
www.myspace.com/selectormarx
Kryś: Jak ci się żyje w Barcelonie? Paula: Uwielbiam Barcelonę! Jest to bardzo otwarte i kosmopolityczne miasto. Codziennie coś się dzieje, odbywają się imprezy, koncerty. Posiada również spore, zalesione tereny i piękne plaże. Jest tu wszystko czego potrzebuję!
Selector Marx:
Jestem świadoma tego co dzieje się z naszą planetą, świadoma zmian wynikających z „postępu” cywilizacji. Wiem, że nie jestem w stanie zmienić świata, ale zależy mi na tym, żeby nie było gorzej. Kryś: Opowiedz nam coś o sobie, co lubisz robić w prywatnym życiu? Paula: Uwielbiam spać i podejrzewam, że jestem poważnie uzależniona od czekolady. Myślę, że jestem szczęściarą, bo życie obchodzi się ze mną wyjątkowo delikatnie. Lubię spokój, naturę, mojego ukochanego Patricka, moich przyjaciół i dobrą muzykę.
fot. David Arnal: www.davidarnal.com
Kryś: Wspomniałaś, że sporo podróżujesz? Paula: Nie tak dużo jak bym chciała. Podróżuję dzięki mojej pracy, lecz za każdym razem pobyt nie jest wystarczająco długi, żeby dokładnie zwiedzić dane miejsce i zawsze pozostaje jakiś niedosyt.
Kryś: Masz jakiś wyjątkowy pomysł na wymarzoną sesję? Paula: Pomysłów jest mnóstwo i cały czas pojawiają się nowe. Za każdym razem staram się dać z siebie jak najwięcej, dać kawałek siebie samej.
TATTOOFEST 63
TATTOOFEST 64
TATTOOFEST 65
TATTOOFEST 66
TATTOOFEST 67
TATTOOFEST 70
Łukasz, Lucky, Tychy
Mariusz R., Kraków/Białystok
Łukasz, Lucky, Tychy
Daniel, Blackstar, Warszawa
Bartek, Gulestus, Warszawa
Tofi, Art Line, Rybnik
Arek, Jokers Tattoo, Ostr贸w Wielkopolski
TATTOOFEST 71
Tofi, Art Line, Rybnik
Adolf, Warszawa
Arek, Jokers Tattoo, Ostrów Wielkopolski
Bazyl, Tribaz, Żywiec
Tofi, Art Line, Rybnik Bazyl, Tribaz, Żywiec
TATTOOFEST 72
Agrypa, Kult, Krakรณw
Rogal, Jazz Tattoo, Poznaล
TATTOOFEST 73
ADaveee, Kult, Krakรณw
Daveee, Kult, Krakรณw
Agrypa, Kult, Krakรณw