TF # 27, July 2009

Page 1

INDEKS 233021

polski magazyn dla ludzi kochających

ISSN 1897-3655

tatuaże

CENA: 13zł w tym 7%VAT

NR 27/07/2009 LIPIEC





SpisTresci

polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże

6 – Co nowego, czyli słowo 10 – 22 – 26 – 30 – 36 – 40 – 46 – 52 – 60 – 66 – 70 –

RA

CO

WA N

IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kry sław A: ś, B Bła E: szc am As Bam zyń ia , M ski iętu s REDA K Aleksa TOR NAC ZE ndra S koczyla LNA: s

WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków

st.eu attoofe www.t t@gmail.com s tattoofe

Redak nieza cja nie zw r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg in n a ie a s d o o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .

FTF arnia : Druk l DRUK .p tf.com www.f A: AM KL I RE NG ska m ETI zyń ail.co RK szc m g MA Bła @ s a t Y: Ann oofes hi c k : IC a to rap co.u tatt . g N ag fo A oto hic W R p O , DK Ph gra C te Ł A JC oto A n R Da OK an Rjcph ŁP ki, l), Ry ww.r PÓ ows rt.p w S W arw la.a a LI a z A id K (3f , I ST aw k eee D are shi D lu P

OP

ISSN 1897-3655

72 –

od redakcji i newsy Jeff Gogué Marcin z Saurona Czarnobyl Barthez Noon Vinylove – 2PETALROSE No comments - Boris Travelin’ Mick Kudi chick - Lady Frankenstein Ciekawe/nadesłane Rodzina Tattooart - Marcin vel Damas Danteizmy


O

ddajemy w Wasze ręce 27 numer magazynu TattooFest. Serwujemy kolejną porcję świetnych prac i materiałów. Co bardzo cieszy, wśród prezentowanych artystów są tacy, których dokonania plastyczne znacznie wykraczają poza świat tatuażu. Niemal codziennie, czy to w kontaktach z tatuatorami, czy wyszukując nowe materiały mamy do czynienia z ogromną różnorodnością. Jej namiastkę próbujemy przekazać Wam…

T

ym razem przedstawimy nieco inny niż zazwyczaj wywiad miesiąca. Często piszemy o pozatatuatorskiej działalności artystycznej prezentowanych tatuatorów, tym razem mamy tego najdoskonalszy przykład. Jeff Gogué to artysta, który zwrócił moją uwagę w Londynie prawie rok temu. Znałam jego prace, zarówno tatuatorskie jak i malarskie, ale gdy zobaczyłam je na żywo, nie potrafiłam już o nich zapomnieć. W tym numerze wracamy nieco i odświeżamy niektóre tematy, bądź sięgamy nieco do uprzednio rozpoczętych artykułów. Ponownie, po ponad półrocznej przerwie, Marcin z Saurona. Czyli kilka słów o tym co zmieniło się w jego życiu, co się wyklarowało i jakie wrażenia estetyczne nam jeszcze zafunduje. Bez niespodzianek natomiast w dziale Street Art, prowadzonym wspólnie z 3fala.art. pl, bo pojawi się w nim kolejny znakomity artysta. Czarnobyl w swojej pracy skupia się na szablonach. Stara się w ten sposób zobrazować ludzi, zwłaszcza skłaniających do refleksji i będących skarbnicą doświadczeń starców, którzy stanowią dla niego inspirację. Realizm i odzwierciedlenie rzeczywistości można znaleźć także w tatuatorskich pracach Bartheza. Tatuator ten pochodzi z Bułgarii, jednak pracuje obecnie w Wielkiej Brytanii, próbując się odnaleźć na europejskiej scenie tatuażu. Zadomowiony na niej jest zdecydowanie Noon z Boucherie Traditionnelle. Czyli po

TATTOOFEST 6

Jeffie i Kostku, znowu temat rzeźni :). I ponownie mamy wspólny mianownik prac, czyli prostota, ocierająca o prymitywizm i z pewnością wyjątkowość stylu. Niezwykli także w tym co robią, bracia 2Petal Rose zagościli w rubryce poświęconej kustomizacji zabawek, czyli Vinylove. Liam i Ben, nie tylko przerabiają vinylove zabawki, ale i są miłośnikami tatuażu, dlatego prawdopodobnie odwiedzą nas we wrześniu w Warszawie i zaprezentują swoje umiejętności. W tym numerze wracamy do działu No comments. Tym razem zaprezentujemy w nim prace Borisa. Mieliśmy już przyjemność przedstawić go na łamach TF, ale prace które tworzy w dalszym ciągu zachwycają i na pewno zasługują na przypomnienie. Tym bardziej, czuliśmy się zobowiązani, by o nim przypomnieć, bo Boris był jednym z pierwszych potwierdzonych gości na Tattoo Warsaw – Eastern Art Fusion. Także już niebawem nadarzy się okazja, by go spotkać osobiście i oczywiście wyatutować się u tego węgierskiego mistrza. Konwencje to zawsze sposobność do rozpoczęcia nowych, czy podtrzymywania starych znajomości. Podobnie było w przypadku Travelin’ Micka, który odwiedził Kraków w czerwcu. Dzięki temu mogliśmy przeprowadzić z nim wywiad o jego pracy, podróżach i posłuchać o obserwacjach dotyczących tradycyjnego, plemiennego tatuażu oraz tego współczesnego. Lipcowy TF to także jak zawsze przepiękna Kudi chick, czyli Jasmine vel Lady Frankenstein. Dziewczyna, którą także spotkałam jakiś czas temu w Londynie. Opowie o swoich pasjach i oczywiście o tatuażach. Stałe rubryki to także „Ciekawe/nadesłane” z nową porcją prac przysłanych przez polskich tatuatorów. Ponadto „Rodzina Tattooart”, do której należy Marcin vel Damas, obecnie pracujący w krakowskim Rock’n’Ink. Poza tym, Dante w swoim felietonie przybliży nieco zagadnienie terminów jakie obowiązują w studiach tatuażu. Zapraszam Ola

Emocje powoli opadają po czerwcowej konwencji tatuażu w Krakowie. Postanowiliśmy cały numer sierpniowy poświęcić temu wydarzeniu. Oczywiście nie umniejszając wagi prezentowanych w tym numerze materiałów… już można zacierać ręce, na myśl o kolejnym wydaniu. Pokażemy wszystkie nagrodzone prace, oraz te najciekawsze z każdej, z dziesięciu konkursowych kategorii. Poza tym, na naszych łamach pojawią się chłopaki z Bobo’s Loco Carneval, którzy po raz drugi byli naszymi gośćmi. Ten egzemplarz będzie obowiązkowy dla wszystkich uczestników Tattoofestu 2009!

Fot. Michał Tokarczuk

polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże

Info

- Studio Amazing Art zmienia swoją lokalizację w Piasecznie. Nowy adres to: ul. Chyliczkowska 4b. - Adres zmienia też ekipa Aliena z Dąbrowy Górniczej. Nowa lokalizacja to ul. Sobieskiego 7, II piętro- (60 metrów od poprzedniej siedziby).


INFO

Zamówienia Oficjalne koszulki festiwalowe Tattoofest 2009, na której znalazł się projekt z plakatu autorstwa Tofiego, kosztują 29 zł. Dodatkowo przy zakupie 3 dowolnych koszulek „Krakowianka” gratis! W ofercie koszulki damskie i męskie, pełna rozmiarówka! www.tattoofest.pl/sklep/

Data: 12.07.2009 * Start: 19:30 * Organizator: Show No Mercy i Agencja Go Ahead Adres: ul. Kaliska 15 * Miejsce: Klub Progresja Wstęp: 90 zł (przedsprzedaż) / 110 zł (w dniu koncertu) Grupa Dropkick Murphys z Bostonu wystąpi na jedynym koncercie w Polsce. Legenda muzyki niezależnej zagra 12. lipca w ramach 23. edycji imprezy Show No Mercy w warszawskiej Progresji. Poza Dropkick Murphys na scenie zaprezentują się tego dnia jeszcze dwa zespoły: Civet z L.A. oraz warszawski The Black Tapes. DROPKICK MURPHYS (Boston/USA) Dropkick Murphys to starzy punk rockowcy, którzy czują wciąż ogromne przywiązanie do kraju, z którego pochodzą ich przodkowie, czyli Irlandii. Dlatego ich muzyka to eksplodująca mieszanka klasycznego hc/punka, rock’n’rolla oraz celtyckiego folku. Muzycy oprócz klasycznych instrumentów używają m.in. dud, akordeonu czy banjo. Jest to muzyka stworzona do szalonej zabawy na koncertach, wesoła, pozytywna, żywa. CIVET (Los Angeles/USA) Gościem specjalnym europejskiej trasy Dropkick Murphys będzie zespół Civet. Dlaczego właśnie na towarzystwo tego bandu zdecydowali się muzycy z Bostonu? Odpowiedź jest prosta - Civet to zespół składający się z czterech równie uzdolnionych, co seksownych niewiast. Te prześliczne dziewczyny w stylu pin-up grają przebojowego, wściekłego „femme fatale punk rocka”. Ich debiutancki, znakomicie przyjęty album Hell Hath No Fury w szczególności polecany jest fanom np. Rancid czy The Distillers. THE BLACK TAPES (Warszawa) Na dzień dobry w Progresji zaprezentuje się The Black Tapes. Na koncercie wykonają zarówno stare, sprawdzone numery, jak i nowy materiał, którego premiera odbyła się 20. kwietnia.

Już niebawem przed nami Tattoo Konwent w Gdańsku organizowany przez studio Pandemonium. Będzie to pierwsza tego typu impreza w Trójmieście. Według organizatorów, Trójmiasto zasługuje na tego typu wydarzenie z wielu względów – bogate historyczne tło, otwartość na inne kultury oraz poglądy, a także dużą ilość istniejących tam studiów tatuażu artystycznego i zapalonych wielbicieli tej formy sztuki. Na miłośników tatuażu czeka także muzyczna frajda, której dostarczą m.in. Schizma, The Analogs, czy 1125. Widzimy się nad morzem 25-26 lipca! Więcej informacji w tym numerze oraz na oficjalne stronie: www.tattookonwent.pl

Tattoo Fest!! Jeśli masz problemy ze znalezieniem magazynu, mamy dla Ciebie dwie opcje do wyboru:

1.

Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 429 14 52 502 045 009 tattoofest@gmail.com Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s4 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.

2. Magazyn można

także kupić w formie elektronicznej na naszej stronie www.tattoofest.eu • Koszt jednego wydania to 10 zł • Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jest Acrobat Reader • PDF’y magazynu nie nadają się do druku Tę opcję szczególnie polecamy osobom przebywającym za granicą

TATTOOFEST 7




Love Hurts

Bam: Jesteś niezwykle uniwersalnym artystą, sprawdzającym się w tatuażach właściwie w każdym stylu. Jaka jest recepta na robienie tatuaży realistycznych i old skuli jednakowo dobrze? Jeff: Znajomość korzeni i założeń każdego stylu, czy gatunku jest podstawą do wykonania dobrej pracy. Cała reszta to kwestia techniki. Jeżeli już potrafisz poprawnie tatuować, kluczem jest zrozumienie i opanowanie

TATTOOFEST 10

elementów charakterystycznych, czy wręcz niezbędnych dla każdego stylu. Naprawdę lubię różnorodność. W mojej pracy wszystko szło etapami. Pierwsze pięć, czy sześć lat tatuowania spędziłem starając się opanować technikę.

Teraz staram się wykonywać prace w różnych stylach. Lubię być uniwersalnym artystą. Bam: Pytanie za sto punktów: „jak zostać dobrym tatuatorem?”

Jeff: To proste… Nigdy się nie poddawać i nie porównywać do nikogo. Tatuuj ile tylko się da i zawsze patrz na to co robisz z pytaniem: „jak mogę to zrobić lepiej?” Poznaj ludzi, którzy robią niesamowite prace, tatuuj się u nich, zadawaj


Sienna Skull Series II

Bloodstream

Violent Silence

„Głęboko przeżywam wszystko co robię. Jestem artystą. To znaczy tworzę i wyrażam to, co czuję w środku… Cokolwiek robię, czy są to tatuaże, malarstwo, granie muzyki, gotowanie, surfing, kiedy piszę, lub robię cokolwiek innego, próbuję robić to wkładają całe serce i w pewnym sensie to pokazuje mi gdzie jestem.” Jeff Gogué jest doskonałym przykładem na to, że termin „tattoo artist” nie jest tylko ładnie brzmiącym pustosłowiem. Zaczynał późno, bo w wieku 27 lat, lecz dużo wcześniej zafascynowało go malarstwo. Czy to właśnie stanowiło klucz do sukcesu? Wystarczy rzucić okiem na jego prace! Jeff świetnie odnajduje się właściwie w każdym stylu. Jego umiejętności, zarówno pod względem technicznym jak i warsztat rysunkowy stawiają poprzeczkę naprawdę wysoko. Można odnieść wrażenie, że ten facet żyje sztuką, malarstwem, tatuowaniem, zachowując jednocześnie dystans do siebie i pozostając niezwykle otwartym i miłym człowiekiem. Tatuator, artysta, troskliwy ojciec, osoba twardo stąpająca po ziemi. Zapraszam do zapoznania się z sylwetką tego wyjątkowego człowieka. Przed państwem Jeff Gogué.

TATTOOFEST 11


Novel

dobre pytania i uważnie słuchaj odpowiedzi! Bam: Co cię inspiruje? Jakie są twoje cele, dążenia? Co chciałbyś osiągnąć? Jeff: Moimi inspiracjami są: rodzina, przyjaciele i społeczność skupiona wokół tatuowania. Moim celem jest udowodnienie wszystkim, na moim własnym przykładzie, że można robiąc to co się kocha, jednocześnie zapewnić swojej rodzinie utrzymanie. Chcę pokazać moim dzieciom, że nie będą musiały

TATTOOFEST 12

polegać na nikim innym chcąc realizować swoje cele i marzenia. Ta potrzeba sprawia, że staram się robić to, co robię jak najlepiej. Inspiracje w mojej sztuce najczęściej pochodzą z słuchania muzyki. Często też szukając inspiracji sięgam po własne wspomnienia. Zawsze staram się żeby to, co tworzę miało coś ode mnie, jakiś przekaz, żeby było odbiciem danego etapu w życiu. Myślę, że to również ułatwia klientom utożsamienie się z wzorem, który dla nich tworzę.

Bam: Masz jakąś swoją wizję tego jak scena tatuatorska i ogólnie zjawisko tatuażu będzie wyglądać w przyszłości? Jeff: Przyszłość tatuażu? Nie wiem. Zawsze okazuje się, że w momencie gdy wszyscy myślą, że nie da się popchnąć czegoś dalej, pojawia sie ktoś i po prostu to robi. Nie stawiam przed tatuażem żadnych granic. Myślę, że bardzo dobrze byłoby gdyby ludzie na dobre zaadaptowali myśl, że tak naprawdę chodzi o duże tatuaże. Kolekcjonowanie

małych naklejek może być zabawne, ale nic nie przebije dynamizmu i siły dużych tatuaży, pokrywających znaczne fragmenty ciała. Japońska kultura kultywuje to od dawna. Myślę, że kwestią czasu jest rozszerzenie geograficzne tego fenomenu. Bam: Opowiedz nieco o swoich początkach, debiucie w świecie tatuowania. Jak to było? Zawsze chciałeś być tatuatorem, czy był to czysty zbieg okoliczności?


TATTOOFEST 13


TATTOOFEST 14

Apple Blossoms

Parabola

Soba Machine

Cheeky Monkey

Jeff: Zacząłem późno. Miałem 27 lat i nigdy wcześniej nie interesowałem się tatuażami. Myślałem, że… właściwie niewiele o nich wiedziałem, nie myślałem nic. Zawsze natomiast chciałem być artystą lub muzykiem. Tatuowanie po prostu na mnie spadło i przejęło kontrolę nad moim życiem, z czego się ogromnie cieszę. Nie potrafię sobie wyobrazić robienia czegokolwiek poza tym. Oczywiście też maluję, ale to wszystko stanowi dla mnie całość.

Bam: Twoja ulubiona technika, medium, oczywiście poza tatuowaniem? (I dlaczego jestem pewien, że jest to malarstwo olejne?) Jeff: Jasne! Kocham malarstwo olejne. Moja mama jest malarką. Dorastając w jej studio miałem okazję obserwować ją w pracy, czytać książki, które ją inspirowały. Szczerze, wierzę, że tatuowanie dało mi podstawy, które musiałem opanować, by móc robić to co ona robiła, to co obserwowałem przez całe życie. Zaczynając od naprawdę

prostych wzorów i kolorów po kilku latach doszedłem do poziomu, w którym wykonywałem już skomplikowane rzeczy na skórze i zacząłem wszystko czego się nauczyłem przenosić na płótno. Po prostu zadziałało… Bam: Obraz zatytułowany „Miłość”, co byś tam namalował? Jeff: Miałby mnóstwo warstw i mnóstwo kontrastujących akcentów. Na mojej obrączce wygrawerowane jest: „Love hurts”. W dalszym ciągu

całkowicie się z tym zgadzam. Nie wiem… to trudne pytanie, ale na pewno obraz byłby tajemniczy i niejednoznaczny, zostawiający pole do własnej interpretacji. Bam: Współpracowałeś z wieloma artystami. Opowiedz o malarskich kolaboracjach, w których brałeś udział. Ile czasu potrafisz spędzić jednorazowo nad obrazem? Jeff: Malarskie warsztaty i kolaboracje są niesamowitym źródłem inspiracji


„Tatuowanie po prostu na mnie spadło i przejęło kontrolę nad moim życiem, z czego się ogromnie cieszę. Nie potrafię sobie wyobrazić robienia czegokolwiek poza tym.”

TATTOOFEST 15


Ashley

Schism Back

i zadowolenia. Zacząłem organizować takie spotkania przede wszystkim dlatego, że nie chciałem się za bardzo oddalać od rodziny. Uwielbiam wspólnie malować. Do tej pory miałem okazję to robić między innymi z Jo Harrison, Cory’em Norrisem, Damonem Conklinem, Shawnem Barberem, Guy’em Aitchisonem… Lista ciągnie się w nieskończoność… Bardzo lubię kończyć obraz za jednym zamachem. Zazwyczaj nie zajmuje mi to więcej niż kilka godzin. Ostatnio staram się poświęcać TATTOOFEST 16

malarstwu więcej czasu, ale to co robię musi również mieć odpowiednią cenę, która nie będzie odstraszała. Póki co, nie mogę przeznaczać na to tyle czasu ile bym chciał. Kiedyś na pewno się to zmieni. Bam: Twoje obrazy zostały użyte miedzy innymi w plakacie zapowiadającym konwencję w Mediolanie czy na okładce magazynu „Tattoo Artist Magazine”. Jak do tego doszło w obu przypadkach?

Jeff: Jedno prowadzi do drugiego. Współpracowałem z Mikim (Miki Vialletto, organizator konwencji w Mediolanie i w Londynie przyp. Bam) przez kilka lat przy okazji konwencji i ofiarowałem mu kiedyś pewien obraz. Poprosił mnie o zrobienie dla niego projektu na plakat konwencji w Mediolanie, co było nie lada zaszczytem. Później „Tattoo Artist Magazine” poprosił o okładkę. Następnie zgłosił się „Sullen” i ciągle coś się dzieje. Oferuję często swoją sztukę na potrzeby innych,

dla magazynów, firm odzieżowych, organizatorów różnych przedsięwzięć etc. Jak już się zacznie, po prostu będzie się rozwijało samo. Bam: Masz tatuaż od Boba Tyrrella (z którym notabene przeprowadzaliśmy sympatyczny wywiad parę miesięcy temu). Zdradzisz czytelnikom co to za praca? Towarzyszyła temu jakaś zabawna historia? Bob jest niezwykle zabawnym człowiekiem.


„Zaczynając od naprawdę prostych wzorów i kolorów po kilku latach doszedłem do poziomu, w którym wykonywałem już skomplikowane rzeczy na skórze i zacząłem wszystko czego się nauczyłem przenosić na płótno.”

TATTOOFEST 17


Blown Away

Vacant Lot

Study for Portland Tattoo EXPO Poster

„Zawsze staram się żeby to, co tworzę miało coś ode mnie, jakiś przekaz, żeby było odbiciem danego etapu w życiu.” Jeff: Taaak! Uwielbiam Boba! Jest bardzo dobrym przyjacielem, wpadłem do niego na tydzień. Wieczorem przy czymś mocniejszym i rozmowie wytatuował mi na nodze portret ludzkiej czaszki z mojej kolekcji. Podczas tego jak mnie tatuował zrobiłem mu zdjęcie, z którego później namalowałem portret. Prawdziwym zaszczytem było dla mnie wytatuowanie mu również czaszki z freehandu. Nauczyło mnie to bycia dokładniejszym i spokojnym. Bam: Jak udaje ci się połączyć życie rodzinne z tatuowaniem? Czy posiadanie rodziny stanowi swojego rodzaju motor, który wszystko ciągnie do przodu? Jeff: Dokładnie, jak już wcześniej wspomniałem są dla mnie powodem do parcia do

TATTOOFEST 18

przodu. Chcę żeby wierzyli, że można osiągnąć wszystko czego się chce, tylko trzeba włożyć w to bardzo dużo ciężkiej pracy. Czasem jest trudno. Nie mogę zawsze zabierać rodziny na wyjazdy, a tatuowanie zajmuje tak wiele czasu, że ciężko być zawsze na miejscu gdy jesteś potrzebny. Nie jest łatwo, ale warto! Za nic nie zamieniłbym rodziny na wolność i komfort tatuowania i podróżowania. Trzeba umieć znaleźć miejsce dla obu. Rodzina przyszła najpierw i staram się aby sztuka i tatuowanie nie kolidowały z nią. To jest właśnie najtrudniejsze. Bam: Co robisz w wolnym czasie, jeżeli takowy w ogóle istnieje? Muzyka… sport… rodzina… imprezy…?

Jeff: Czasu wolnego mam niewiele. Uwielbiam surfing i to akurat mogę robić wspólnie z rodziną, bo wszyscy surfują. Kocham również fotografię, oczywiście nie zapominając o malarstwie. Staram się rozwijać zainteresowania połączone ze sztuką, a wszystko inne pozostawić w tle: muzykę, wędkowanie, inne sporty. Surfing tu tylko nie bardzo pasuje, ale za bardzo kocham to robić. Bam: Jak wyglądają twoje plany na przyszłość? Jeff: Plany na przyszłość… Po prostu robić to, co robię. Lubię kręcić filmy. Nagrywam wszystko i wypalam na dvd, tak dla zabawy. Może kiedyś powstanie z tego prawdziwy film? Marzę o tym, żeby kiedyś, któryś z filmów który

nakręcę pokazać na jakimś festiwalu filmów dokumentalnych. Uwielbiam dokumentować życie. Bam: Ulubiony dowcip Jeffa Gogué’a… Jeff: Musiałbyś mieć możliwość załączenia linka do youtube’a :) Bam: Ostatnie słowa… Jeff: Nie będę przedłużał. Kocham to co robię i chciałbym, żeby każdy miał okazję zajmować się tym, co kocha. Zawsze mówię ludziom, by szukali swojej własnej ścieżki w życiu i nigdy nie pozwalali innym decydować o tym kim są… łatwo powiedzieć, trudniej zrobić… Dziękuję baaardzo! Jeff Bam


Skull Study

www.gogueart.com

Sienna Skull Series I

TATTOOFEST 19

Sienna Skull Series III

Street Spirit

Sienna Skull Series IV

Pink Skull



TATTOOFEST 21


,

arcin jest stosunkowo młodym tatuatorem, dla którego niegdyś istniało tylko malarstwo. Z pewnością to, co go wyróżnia to wielki talent. Od kilku lat pracuje w studiu „Sauron” w Rudzie Śląskiej. Jest też dość skromny, zwłaszcza w swoich wypowiedziach. Mieliśmy okazję poznać go przeprowadzając wywiad do jednego ze starszych wydań TF. O tym, co w ostatnim czasie zmieniło się u Marcina przeczytacie poniżej. TATTOOFEST 22


„Priorytety zmieniają się właściwie cały czas, wracając jednak do punktu wyjścia - żeby było weselej. Spowodowane jest to tym, że tatuaż stał się cholernie modny i komercyjny.”

TATTOOFEST 23


Kryś: Od ostatniego wywiadu w TattooFeście minęło półtora roku. Co zmieniło się w twoim życiu i pracy od tamtej pory? Marcin: Witam. Uuu, sporo. Ożeniłem się, rzuciłem fajki… a w pracy? Przede wszystkim siedziałem i dłubałem. tzn. poznawałem tatuowanie od strony technicznej. Kryś: Jakie zmiany zauważasz w swojej pracy, czy ukierunkowujesz się bardziej na jakiś konkretny styl? Czy zmieniły się twoje priorytety? Marcin: Praca z maszyną stała się bardziej… komfortowa. Już się nie męczę jak na początku. Co do stylu, to nie chciałbym być kojarzony z jednym konkretnym, już istniejącym. Odpowiada mi bardzo praca z „płaskim” kolorem i długimi przejściami, bez tworzenia iluzji trójwymiarowości. Priorytety zmieniają się właściwie cały czas, wracając jednak do punktu wyjścia - żeby było weselej. Spowodowane jest to tym, że tatuaż stał się cholernie modny i komercyjny. Dużo ludzi ma na mnie różny wpływ, a mnie głównie chodzi o to, żeby sobie porysować. Kryś: Zdobywasz nagrody na polskich konwencjach tatuażu, czy czujesz się przez to dowartościowany, doceniony? Jak ci się na nich pracuje? Wolisz bardziej kameralne warunki? Marcin: Jestem z tego zajebiście zadowolony, ponieważ były to prace autorskie, którymi chciałem się wykazać w środowisku. Mam nadzieję, że z czasem będę mógł takich prac wykonywać więcej, nie tylko znajomym na konwentach. Co do tatuowania na tego typu imprezach to jest tak: kończysz pracę i możesz nie wychodząc nigdzie pogadać z setką tatuatorów, których podziwiasz. Komu się to może nie podobać?

Kryś: Masz już coraz dłuższy staż. Jakie sytuacje z klientami ciągle cię zaskakują? Marcin: Ooo… nie chcę sobie strzelić w kolano, żartuję. Dziwi mnie jak ktoś chce się wytatuować, bo widział jakiś tam program w telewizji, albo gdy przynosi gotowy wzór i mówi, że daje mi „wolną” rękę…

TATTOOFEST 24

www.sauron.alpha.pl

Kryś: Czy chciałbyś wziąć udział w jakiejś zagranicznej konwencji, gdzie najchętniej? Marcin: Najchętniej Daleki Wschód i Daleki Zachód.


„Rzeczywiście, widać, że środowisko fermentuje. Może z czasem sytuacja się wyklaruje do tego stopnia, że pozostaną na rynku tylko zdolni ludzie. Komercyjne zamieszanie ucichnie.” „totalna pierdolona destrukcja” (robiony kolką).

Kryś: Dużo malujesz? Znajdujesz jeszcze na to czas? Marcin: Maluję. Czasami nie zrobię jakiegoś projektu do pracy, ale pomaluję. Kryś: Ostatnio studia powstają jak grzyby po deszczu. Co o tym myślisz, czy czujesz się przez to zagrożony, a może masz aspiracje na utworzenie własnego? Marcin: Rzeczywiście widać, że środowisko fermentuje. Może

z czasem sytuacja się wyklaruje do tego stopnia, że pozostaną na rynku tylko zdolni ludzie. Komercyjne zamieszanie ucichnie. Nie będą się pchać do pracy wszyscy „zajebiści” kolesie, a i same studia znajdując kogoś z potencjałem ułatwią mu drogę. A może nie… Kryś: Kto aktualnie robi na tobie największe wrażenie? U kogo chciałbyś coś wytatuować?

Marcin: Ograniczę się do samych tatuatorów. Otóż bardzo mnie bawią prace faceta z „Primitive Abstract”, świetne poczucie humoru. Mógłbym się u niego wytatuować. Z polskich to Piotr Wojciechowski, Jakub Murawski, Dawid z “Kultu”, Sebastiana Abramczuka cenię za szarości… Właściwie to cenię każdego tatuatora, który wkłada w swoją pracę serce (ooooo jak słooodko). Jestem już umówiony z Marzanem na napis

Kryś: Czy jest coś czego byś nie wytatuował? Czy marzysz o tym, żeby coś szczególnego stworzyć? Marcin: Nie lubię wzorów typu wizerunek papieża czy coś w tym stylu, w ogóle tego nie kumam. Wydaje mi się, że jak ktoś tak go ceni, to może znaleźć lepszy sposób na okazanie tego. Nie podjął bym się na pewno zrobienia celtyckiego wzoru na całe plecy. Na tych równych liniach zjadłbym zęby. I jeszcze wszelkiej maści fetyszowo - seksualne wzory dla yapiszonów działają na mnie jak woda święcona na diabła. Chciałbym wytatuować komuś siniak pod okiem. Kryś: A co prywatnie: rybki, koty czy ogródek? Marcin: Prywatnie: ma ktoś do sprzedania płytę „More than you expect” Nyia? Pozdrawiam - Marcin TATTOOFEST 25


Pod koniec lat osiemdziesiątych (1987 rok), kiedy zaczynaliśmy swoją przygodę z szablonowym graffiti, działała w kraju sieć wymiany pozytywnej. Nie było wówczas internetu, twórcy odbijali na kartkach papieru swoje szablony i rozsyłali je w kopertach za pośrednictwem poczty do sobie podobnych ludzi w kraju. W ten sposób najciekawsze szablony były powielane na murach w setkach egzemplarzy i można je było zobaczyć w całej Polsce. Tak było na przykład z naszymi „za mundurem panny sznurem”, gdzie za żołnierzem podążały kostuchy z kosami, „nie trać głowy” z gilotyną czy z „Leninem z irokezem”, który później trafił na okładkę pierwszej płyty BIG CYCa. Jednym z anonimowych twórców tamtych czasów jest Damian Terlecki, pseudonim Czarnobyl, który urodził się w 1974 roku na Podkarpaciu. 3fala.art.pl TATTOOFEST 26

D

amian nie jest absolwentem żadnej szkoły artystycznej. Jak wiele osób w latach 80 - tych, przynależał do subkultury punk. Swoje szablonowe początki zawdzięcza przyjacielowi „Czita” z Jarosławia, który zaszczepił w nim tego bakcyla. Pierwsze prace nie były skomplikowane. Przeważały jednokolorowe szablony o prostym przekazie, które dość szybko się znudziły. Następnie zaczął kombinować z kolorami (multilayer). Jesienią 1993 roku, przeniósł się do Berlina i nadal rozwijał ten styl malowania. W niemieckiej stolicy, gdzie reklamy sklepów zapełniają ulice, ciężko było się przez to wszystko przebić i zwrócić uwagę widza, więc mniej malował na ścianach budynków, a więcej na płótnach, blachach i innych przedmiotach. Dłuższy okres czasu myślał, że to zapomniana sztuka i już nikogo nie interesuje. Później jednak odkrył silnie działające grupy, nie tylko z Berlina, ale także z całego świata. Było to dla niego kolejnym motorem do pracy nad swoimi projektami, tak zwana - zdrowa rywalizacja.


D

opiero od 2003 roku pełną pompą ruszyły wystawy i inne projekty, m. in. festiwal teatralnej sztuki ulicznej w Berlinie, na który Czarnobyl wykonał serię lampionów. Festiwal ten ma na celu pokazanie mało znanych i niedocenianych artystów ulicznych. Przedstawiana sztuka dociera do szerokiego grona widzów. Ważnym aspektem festiwalu jest pokazanie, że w świecie komercji i konsumpcji, także ludzie ubodzy są w stanie stworzyć coś wielkiego i niesamowitego. Czarnobyl miał także kilka solowych wystaw, jak również, jego prace były prezentowane na międzynarodowych wystawach grupowych w Polsce, Czechach (dzięki „Vlepnetowi” z Warszawy), we Włoszech, Niemczech, USA, Australii i Francji. TATTOOFEST 27


Kryś: Jak długo trwa wykonanie średniej wielkości pracy? Czarnobyl: To zależy oczywiście od wielkości i ilości użytych kolorów, a także od szczegółów. Ostatnio zrobiłem „Skok do wody”, szablon składający się z 7 mniejszych szablonów, trwało to 1 tydzień. Przeliczyć na godziny byłoby mi ciężko, ponieważ robię przerwy i dużo myślę nad następnym krokiem w tym procesie. Zdjęcia, które obrabiam są często niewyraźne i muszę w głowie wyobrazić sobie redukcję kolorów i formę. Później składam szablony razem, by powstała jedna całość, konkretny obrazek. Jest to zawsze wielka niespodzianka i nagroda dla mnie jeśli wszystko się uda. Zrobienie twarzy starca („Oldman 02”) trwało 6 miesięcy, często musiałem walczyć ze sobą, aby go skończyć, to był najbardziej skomplikowany i długi proces.

Kryś: Ile zużywasz farb, materiałów, jakie narzędzia są ci potrzebne do pracy? Czarnobyl: Na farbach nie oszczędzam, szczególnie jak robię nowy projekt to zużywam sporo, później już wiem ile potrzebuję, ale ciężko to przeliczać na mililitry. Poza tym potrzebuję dużo taśmy klejącej, używam nożyka tapicerskiego i grubej folii. Jest ona na tyle stabilna i elastyczna, że szablony mają dłuższą trwałość i można je nawet rolować.

TATTOOFEST 28

Kryś: Czy ozdabiasz w ten sposób ludziom mieszkania? Czy często zdarza ci się sprzedać jakąś pracę? Czarnobyl: Często jestem o to pytany, rzadko jednak to robię. Za to w klubach, barach czasem się zdarza, malowałem 4 samochody, a nawet udało mi sie pomalować w środku urząd pracy, ale to Berlin, nie Polska, tu jest trochę luźniej pod tym względem. Prace sprzedawałem często za małe pieniądze, później jak wyszedłem z dołka finansowego to myślałem

by je odkupić… haha. Ostatnio jednak, przez pewien okres z tego żyłem, ale teraz przez kryzys ludzie nie są chętni do inwestowania w sztukę. Kryś: W twoich pracach moją uwagę zwrócili starzy ludzie. Co jeszcze cię inspiruje? Czarnobyl: Przyglądam się społeczeństwu, staram się rozumieć nawet te skrajne przypadki. Starcy, których maluję, mają przedstawiać osoby, które już wszystko przeżyły, zrozumiały, mają to wypisane na swoich pomarszczonych twarzach i zadają nam pytanie: co teraz? Może w końcu stanę, rozejrzę się świadomie dookoła i nie będę ciągle myślał o tym jutrzejszym dniu… Przykładem takim jest obraz „Rorschach 02”, przedstawia on twarz zmęczonego człowieka,


któremu z ust wypadają wnętrzności, z uszu tryska woda, a jednak ciągle biegnie. Nad nim siedzi ten drugi On, nieświadomy motor, który go napędza. Przy okazji jest to tzw. „rorschach”, psychoanaliza samego siebie. Inny przykład to „Sylvia”, jest symbolem (selbstbewust), jest pewna siebie, bez obaw i słabości, a może zaakceptowała swoje słabości i juz niczego się nie obawia? Odbiorca sam musi się postawić w jej sytuacji i to sprawdzić. „Skok do wody” to po prostu skok, krok w niepewne. Często mamy obawy przed krokiem w coś co nieznane, ale po wykonaniu tego kroku stajemy się silniejsi i bogatsi w doświadczenie… Kryś: Przechowujesz swoje wszystkie szablony? Ile razy wykorzystujesz ten sam? Czarnobyl: Prace są limitowane, wykorzystuję je max 10 razy, ale szablony szybko się niszczą. Generalnie nie lubię powtarzać tych samych rzeczy, staram się je mutować, tworzyć nowe formy i przekaz. Przykład to „Oldboy01” i „Rorschach02”. Kryś: Opowiedz coś o technice, jakie są etapy powstawania pracy krok po kroku? Czarnobyl: Pierwszym krokiem jest powiększenie projektu jaki chcę wykonać, robię to na ksero w szarych kolorach (taniej), muszę to powiększyć do ostatecznej wielkości, jeśli to duży format to powiększam częściowo, a potem składam

jak puzzle i sklejam. Złożony obrazek zabezpieczam przed pocięciem, ponieważ kładę na to folię i od razu na tym wycinam, jeśli jest kilka kolorów, to obrazek/projekt zaklejam przezroczystą taśmą. Ważne jest to, aby były punkty, czy znaki, które nakierują mnie na miejsca, gdzie nakładam następny kolor (szablon). To cała tajemnica... acha! Ważna jest przy tym cierpliwość!

Kryś: Ponieważ jesteśmy magazynem o tatuażach, chciałabym spytać o twoje, kiedy powstawały, interesujesz się cokolwiek tym tematem? Czarnobyl: Tatuaże to dla mnie zamknięta historia, robiłem je za punkowych czasów, jak zobaczyłem chłopaków z Agnostic Front, czy Cro Mags to już wiedziałem, że tak będę wyglądał. Chodziło mi o prowokację i bałem się, że kiedyś nie będę wyglądał jak punk i nie będę szokował szarego tłumu, więc musiałem coś zrobić na stałe. W tamtych czasach, na początku lat 90 - tych to działało, dzisiaj prawie każdy ma jakiś stempelek. Z kolczykami było podobnie, nie poszedłem do armii, ponieważ miałem kolczyki w nosie i czerwone dready. Dziś nie robi to już wrażenia.

www.myspace.com/czarnobyl www.stencil-spray.de

TATTOOFEST 29


K

onwencje, o które niemal zawsze pytamy tatuatorów, to rzeczywiście niesamowita okazja do wymiany myśli i spostrzeżeń. Także krakowskie spotkanie z tatuatorami przyniosło wiele ciekawych informacji ze świata tatuażu. Zwłaszcza cenna jest rozmowa z tatuatorami z krajów południowej Europy, czy Wschodu, z którymi rzadko możemy się spotkać. Jeden z tatuatorów, pochodzący z Bułgarii, w dość smutny sposób przedstawił kondycję tamtejszej sceny tatuażu, a właściwie jej zanik. Zbiegło się to w czasie z wywiadem przeprowadzanym z Barthezem, który podobnie jaki inni młodzi tatuatorzy opuścili swój kraj. Barthez znalazł swoje miejsce w Szkocji. O jego pracach, miejscu, z którego pochodzi, i w którym obecnie się odnalazł przeczytacie w wywiadzie Bama. Zapraszam!

TATTOOFEST 30

Bam: Twoje prace są utrzymane w stylu, który można określić kolorowym realizmem, zgadzasz sie? Barthez: Tak, kolorowy realizm. Poza tym nie mam jakiegoś sprecyzowanego stylu.

Barthez: Kolor jest zdecydowanie bardziej wyrazisty i daje więcej możliwości. Według mnie, po prostu lepiej wygląda niż szarości. Zdecydowanie też bardziej przyciąga spojrzenia i przykuwa uwagę.

Bam: Rozwój. W jaką stronę chciałbyś aby twoje tatuowanie się rozwinęło? Określone style, w których chciałbyś się odnaleźć? Barthez: Tatuuję to, co moi klienci chcą widzieć na swoich ciałach. Najbardziej lubię robić portrety. Dużo radości daje osiągnięcie ekspresji w twarzach. Im bardziej dramatyczne, tym lepiej.

Bam: Twoja ulubiona część procesu tatuowania to…? Barthez: Oglądanie skończonego tatuażu! Lubię też widzieć uśmiechnięte i zadowolone twarze klientów wychodzących ze studia! To jest to!

Bam: Kolor daje artyście większą swobodę i możliwość nieskrępowanego wyrażenia siebie… Zgodzisz się z powyższym zdaniem? Co spowodowało, że wybrałeś kolor?

Bam: Opowiedz o studio, w którym obecnie tatuujesz i o pozostałych artystach tam pracujących. Barthez: W tej chwili pracuję w Forevermore Tattoo Parlor w Glasgow. Studio jest świetne, a samo miasto to fajne miejsce… Inni artyści? Pracują ze mną David Pozo, właściciel, Kenny Mitchell i Craig Ridley. Bardzo mi się tu podoba.


www.myspace.com/bartheztattoos

„Zabawne jest, że do każdego portretu, który malujesz musisz przygotować się i postępować inaczej, więc cały proces jest bardzo interesujący.”

Klienci studia też są ciekawi. Nie mogę narzekać! Bam: Pochodzisz z Bułgarii gdzie pracowałeś w studiu Santa Sangre. Jakie są zalety i wady życia tam? Barthez: Niestety Bułgaria jest krajem, w którym jeżeli chodzi o aprobatę dla zjawiska tatuażu dopiero niedawno nastąpił mały przełom i tatuaż stał się nieco bardziej akceptowany. Ludzie stali się bardziej otwarci na to zjawisko. Nie zmienia to natomiast faktu, że ciężko jest się tam utrzymać z tatuowania. Dlatego też zacząłem podróżować i chciałem spróbować w innym miejscu. Bam: Umiejętności techniczne, czy przyzwoity poziom rysunku, osiągnięcie, którego z tych poziomów wydaje ci się trudniejsze dla początkującego tatuatora? Jak to wyglądało w twoim przypadku?

TATTOOFEST 31


Barthez: Byłem w szkole plastycznej zanim zacząłem tatuować. W moim przypadku rysunek nie był problemem. Tatuować nauczyłem się sam, więc w porównaniu do rysowania opanować technikę obsługi maszynki było naprawdę ciężko! Bam: Jakimi innymi gałęziami sztuki, oczywiście poza tatuowaniem, się zajmujesz? Barthez: Uwielbiam malować! Rysowanie też jest spoko. Lubię szkicować portrety ludzi. Zabawne jest, że do każdego portretu, który malujesz musisz przygotować się i postępować inaczej, więc cały proces jest bardzo interesujący. Bam: Jakie są twoim zdaniem najlepsze i najgorsze cechy klientów? Barthez: Lubię klientów, którzy chętnie pozwalają mi na to, bym robił tatuaż po swojemu. Sytuacja, w której mogę przejąć inicjatywę i swoboda w tworzeniu daje mi gwarancję, że efekt będzie zadowalający dla obu stron. Najgorsze cechy… to chyba

druga strona - gdy starają się wszystko kontrolować. Nie lubię też, kiedy ludzie przychodzą z ładnym motywem, który wiem, że nie sprawdzi się jako tatuaż. Staram sie uczyć moich klientów, pokazywać różnicę pomiędzy dobrym, a złym tatuażem. Wszystko po to, żeby z końcem pracy byli zadowoleni z efektu. Tak samo jest to ważne po kilku czy kilkunastu latach po zrobieniu tatuażu. Bam: Wyjazdy, konwencje, co o tym myślisz? Lubisz podróżować? Barthez: Lubię podróże, pozwalają one poznawać wielu ludzi, wśród nich tatuatorów. Zawsze jest to ciekawe doświadczenie, które przynosi coś nowego. Na konwencjach można spotkać miłych ludzi, ponadto poobserwować innych tatuatorów przy pracy. Bam: Jakie przedstawiają się twoje plany na przyszłość? Barthez: Plan na dziś to wyjście na imprezę z przyjaciółmi, później… kto wie…

www.myspace.com/bartheztattoos TATTOOFEST 32


„Staram sie uczyć moich klientów, pokazywać różnicę pomiędzy dobrym, a złym tatuażem.”

TATTOOFEST 33




Noon jest francuskim artystą odnajdującym się w specyficznym, prostym, nieco prymitywnym stylu. Wygląda na to, że poza tatuowaniem jego największym zamiłowaniem jest podróżowanie, gdyż na stałe jest związany z kilkoma studiami (w tym swoim własnym o nazwie „Boucherie Traditionelle” ) rozrzuconymi po Europie i Stanach. Noon jest człowiekiem niezwykle otwartym i ciekawym świata. Jego prace odzwierciedlają beztroskę i pogodę ducha, są świeże, minimalistyczne, przypominają dokonania Lionela (Out of step) czy Yanna ( patrz na www.yourmeatismine.com). Oto co ma do powiedzenia 42 letni „Rzeźnik z Boucherat”. TATTOOFEST 36


Bam: Kim jesteś? Co powiesz o sobie na początek? Noon: Nazywam sie NOON, jestem tatuatorem z Francji. Pracuję na całym świecie, lecz większość czasu spędzam pomiędzy Paryżem, Nowym Jorkiem, Londynem i Berlinem, gdzie mam swoje studio. Przez resztę czasu można mnie spotkać na większości europejskich konwencji. Moja praca ma dla mnie wymiar bardzo osobisty, więc dużo podróżuję. Mam 42 lata i 11 letniego syna, który jest dla mnie ogromną inspiracją.

Lubię sztukę, każdy jej rodzaj i jestem bardzo dociekliwy. Lubię zarówno street art jak i ekspresjonizm czy abstrakcjonizm. Z mojego punktu widzenia każdy z gatunków niesie coś dobrego. Bam: Gdybyś nie tatuował, kim chciałbyś być? Noon: Naprawdę nie wiem… Myślę, że tatuowanie jest po prostu moją życiową drogą. Jeżeli faktycznie musiałbym wybierać, pewnie wybrałbym malarstwo, gdyż spędzam sporo czasu malując.

„Lubię sztukę, każdy jej rodzaj i jestem bardzo dociekliwy. Lubię zarówno street art jak i ekspresjonizm czy abstrakcjonizm.”

„Ostatnio tatuuję się u osób, które poznaję podczas moich podróży, nawet jeżeli wcale nie są tatuatorami.” TATTOOFEST 37


Bam: Skąd czerpiesz pomysły na swoje tatuaże? Noon: W większości przypadków pomysły podrzucają klienci. Proszą mnie jedynie o zrealizowanie ich wizji po mojemu. Nie jest do dla mnie specjalnie trudne. Uważam się bardziej za „ilustratora” niż artystę. Bam: Co było najbardziej zwariowaną rzeczą jaką przyszło ci wytatuować? Noon: Najbardziej zwariowane? Myślę, że było to serce. Jedno serce, które wytatuowałem pewnej parze w kawałkach na żebrach, ramieniu, ręce, które tworzy całość w momencie gdy się przytulają… naprawdę interesujące. Bam: Spora część z nas ma jakieś mocno nieciekawe tatuaże, zrobione gdzieś, kiedyś w przeszłości, który z tatuaży jakie posiadasz jest twoim najmniej ulubionym? Noon: Mam ich dużo. Ostatnio tatuuję się u osób, które poznaję podczas moich podróży, nawet jeżeli wcale nie są tatuatorami, więc… mam naprawdę sporo niedobrych tatuaży. Moim ostatnim była biała kreska w poprzek blackworka na moim ramieniu. Robiła mi go recepcjonistka pewnego studia tatuażu z Nowego Jorku (Tattoo Culture), która nigdy wcześniej nie tatuowała. Bam: O co chodzi z tym mięsem? (www.yourmeatismine.com, “Boucherie modern”, “Boucherie traditionelle” ) Noon: Wygląda na to, że nie ma tu żadnego związku. Nazwa „Boucherie” w moim przypadku powstała od nazwy ulicy gdzie pracowałem „Rue Boucherat” , byłem więc „boucher’em” (rzeźnikiem, przyp. red.) z ulicy Boucherat (rzeźniczej). Było to zabawne, więc spodobało mi się i tak jest do dzisiaj. Bam: Twoje ulubione powiedzenie to? Noon: I love you...

„Mój pierwszy tatuaż zrobiłem sobie sam jako dziecko, byłem swoim pierwszym klientem.”

TATTOOFEST 38

„Uważam się bardziej za „ilustratora” niż artystę.”


Bam: Jakiego rodzaju muzyki słuchasz najchętniej? Noon: Jako artysta lubię różne rzeczy. Ma to również odzwierciedlenie w tym czego słucham. Lubię różne rodzaje muzyki pod warunkiem, że jest ona dobra… okej głównie lubię punk rocka!!! Bam: Pamiętasz swój debiut w roli tatuatora? Co wtedy wytatuowałeś, komu i czy było bardzo źle? Noon: Mój pierwszy tatuaż zrobiłem sobie sam jako dziecko, byłem swoim pierwszym klientem. Wzorem, który wykonałem była czaszka… nie wyszło to najlepiej, ale nie było też tak źle.

www.boucherie-traditionnelle.com

www.myspace.com/nst3

Bam: Z jakiej typowo francuskiej specjalności jesteś najbardziej dumny? Noon: Bez wątpienia jest to wino i sery. Gdziekolwiek na świecie się pojawię mogę kupić jakieś dobre, francuskie wino. Z serami niestety jest już inna historia… Bam: Co lubisz robić poza pracą? Noon: Lubię muzykę, sztukę, mówiąc ogólnie. Kocham naturę, lubię po prostu spacerować po mieście bez celu i czuć tą poezję, którą dają takie momenty. Lubię jeszcze wspomniane wyżej sery i wino, ale nie wiem czy to może być zaliczane do hobby. Bam: Chciałbyś coś dodać? Noon: Give back what the tattoo gives you... BamBam

TATTOOFEST 39


Z zainteresowaniem śledzę losy brytyjskiego duetu 2PetalRose. Ostatnio bardzo głośno o nich w vinylovym świecie. Właśnie wydali własną serię figurek, ich wystawy przyciągają tłumy, a przede wszystkim słyną ze świetnych customów. Gdy dowiedziałam się, że są fanami tatuażu, w dodatku znają polskich artystów, nie mogło ich tutaj zabraknąć! Przedstawiam Wam braci Scriven rodem z Londynu!

Plushieee: Na początek typowo — przedstawcie się w kilku słowach. Liam: Cześć! Jesteśmy 2PetalRose a. k. a. Liam i Ben Scriven z Londynu. Zajmujemy się ręcznie robionymi Designer Toy’sami i sztuką. Możecie znaleźć nasze prace na: www.2petalrose.co.uk Ben: Mmm.. Hmmm… Tak jak wyżej.

pierwszą figurką był Munny, ozdobiłem go różnego rodzaju spluwami, to było chyba jakieś 2 lata temu. Ben: Mój brat zaczął przerabiać Munnies (baaardzo fajnie) i pomyślałem, że też spróbuję. Stworzyłem wtedy zainspirowaną steampunkiem figurkę Cooperpot, która teraz siedzi i gapi się na mnie z półki w salonie.

Plushieee: Jak wyglądały wasze początki. Wasza pierwsza zcustomizowana figurka? Liam: Kolekcjonowaliśmy modele i zabawki przez wiele lat i od zawsze przemawiała do nas idea stworzenia czegoś własnego. Powstanie i rosnąca popularność czystych (do-it-yourself) figurek vinylowych dała artystom niesamowite pole do popisu, inną płaszczyznę, na którą można przenieść swoje rysunki. Moją

Plushieee: Jak wygląda praca nad nowym customem? Czy szkicujecie najpierw projekty, czy preferujecie spontaniczny freehand bezpośrednio na figurce? Liam: Tak naprawdę zależy od figurki. Jeśli chodzi o czyste vinyle, to najczęściej zdarza mi się malować od razu bezpośrednio na nich. Inaczej jest kiedy tworzysz własną zabawkę. Wtedy w grę wchodzi dużo więcej przygotowań, szkicowania i projektowania.

TATTOOFEST 40


Ben: Dopóki nie stanę z figurką twarzą w twarz nie wiem jak będzie wyglądała. Zazwyczaj robię to, co w danej chwili wpadnie mi do głowy. Plushieee: Wasza największa inspiracja to: Liam: Mój brat, siadamy razem, każdy podrzuca parę pomysłów i tworzymy! Ben: Popieram! Plushieee: Jakich artystów szanujecie? Kto lub co ma wpływ na waszą sztukę? Liam: Bardzo lubię wszelakich graficiarzy. Jestem też wielkim fanem Grega „Craoli” Simkinsa oraz designera/ customizera Rhoby’ego - jest niesamowity! Myślę, że japońskie zabawki bardzo wpłynęły na moje projekty. Ben: Jamie Hewlett jest moim bogiem odkąd pamiętam. Kocham też Huberto Ramosa i Jake’a Parkera. No i jest też koleś imieniem Liam z ekipy 2PetalRose, który robi najfajniejsze customy i figurki jakie kiedykolwiek widziałem, he he. Plushieee: Z jakimi tworzywami/materiałami najchętniej pracujecie przy przerabianiu vinylu? Liam: Kiedy customizujesz, to zazwyczaj używasz tego, co akurat wpadnie w twoje ręce. Czasami zdarza się też, że jakiś materiał lub kształt na tyle cię zafascynują, że determinują wygląd całej figurki. Ben: Najbardziej lubię używać różnego rodzaju śrub, metalowych gadżetów i części modeli, by stworzyć fi gurkę wyglądającą na starą i zaśniedziałą. Plushieee: Każdy z was ma inny styl, jakbyście króciutko je opisali? Liam: Lubię proste linie, przejrzyste i ostre krawędzie. Ben: Stek i nerki (ale wegetariańskie)! Plushieee: Opowiedzcie o waszym projekcie Kombat Kings. Skąd pomysł na własną serię figurek? Liam: Były w przygotowaniu już od dłuższego czasu, mimo że wszyscy myślą, że wydaliśmy je bardzo szybko. Prawda jest taka, że spędziłem nad nimi większą część roku. Pierwszym luźnym pomysłem było stworzenie jakiegoś fajnego kształtu, do którego

mógłbym dorobić akcesoria. Potem było wiele innych projektów, no i końcowym rezultatem są właśnie Kombat Kings. Figurka całkiem wszechstronna, zawierająca kask, który można wykorzystać na wiele sposobów. Plushieee: Jak wygląda scena vinylowa na Wyspach? Dużo się dzieje? Liam: Jest tu paru naprawdę świetnych artystów, ale scena jako taka chyba nie bardzo istnieje. Większość naszych prac wysyłana jest do Stanów, bądź Japonii. Ale myślę, że i u nas zacznie się coś więcej dziać. Ben: Jestem debiutantem na tej scenie i myślę, że najlepsze jeszcze przed nami... Plushieee: Customizacja zabawek to całkiem nowa zajawka w Polsce, ale powoli zdobywa coraz to nowych fanów. Czy macie jakieś rady dla naszych początkujących artystów? Liam: Kluczem do sukcesu jest nie szaleć za szybko… Zacznij od nabycia sobie fi gurki D. I. Y i spróbuj czegoś prostego, a fajnego. Kiedy już załapiesz o co chodzi, staraj się rozwijać. Ben: Spontanicznie rób to, co czujesz. Tu nie istnieją błędy, tylko lekcje dzięki, którym się uczysz. Plushieee: Gdzie wystawialiście do tej pory swoje prace? Jakie macie plany na przyszłość i czy jest jakaś szansa, że obejmą one także Polskę? Liam: Niedawno nasze prace były częścią wystawy w Stanach, a konkretnie w Arizonie. Dodatkowo współpracujemy z grupą artystów customizujących figurki Robolucha, co wiąże się z podróżami praktycznie dookoła świata. Pod koniec roku planujemy też wstawę u nas w Londynie. A Polska brzmi super, fajnie by było połączyć wystawę vinylu z konwencją tatuażu! Ben: Z wielką radością przyjadę do Polski, jak Daveee wytatuuje mi plecy! (Liam i Ben, fani polskiej sceny tatuażu, postanowili odwiedzić warszawską konwencję, gdzie zaprezentują swoje umiejętności, a także wystawią parę figurek! przyp. Plushieee)

TATTOOFEST 41


Plushieee: Stawiam, że zbieracie zabawki, macie dużą kolekcję? Co do niej najczęściej trafia? Liam: Mam ogromną kolekcję zabawek! Większość w pudełkach, w stanie nienaruszonym. Zbieram praktycznie wszystko. Jestem maniakiem figurek! Ben: Kupuję co mogę! Lubię modele z „Battle of Planets” i „Transformersów”. Mam też wiele figurek ze „Świnki Pepy” (no, moje córeczki mają…) Plushieee: Czy muzyka wpływa na wasze prace? Czego słuchacie? Liam: No pewnie, że tak! Byliśmy przez lata w kapeli i muzyka naprawdę mocno wpłynęła na naszą sztukę. Kochamy wszystko od rocka/ metalu po dance… pasjonaci muzyki z prawdziwego zdarzenia.

TATTOOFEST 42

Ben: Muzyka wpływa na wszystko, gdyby nie istniała nie wstawałbym z łóżka! Plushieee: Jakie macie plany na przyszłość? Liam: Planujemy dużo nowych figurek. Kombat Kings to był mój projekt, więc teraz kiedy wypuścimy ich kolejną serię i parę customów po drodze, zamierzamy skupić się na wcieleniu w życie pomysłów Bena. Ben: Zamierzam przebrać się za kota i pić mleko z ogromnej miski przez rok, potem przemienię się w tygrysa. Planuję też stworzyć robota o imieniu Steve, dużego na 60 stóp i zapanować nad Londynem! Plushieee: Zajmujecie się też projektowaniem logo i stron internetowych. Jaki był najfajniejszy projekt jaki ostatnio robiliście?

Liam: Zajmowałem się logiem i wystrojem sklepu z kolczykami, należącego do mojego przyjaciela. Strasznie fajnie się bawiliśmy, no i to mój klimat.. Plushieee: Pojawiają się czasami artystyczne różnice pomiędzy wami? Czy Ben nie lubi czasami Liama i vice versa? Liam: Zawsze się dogadujemy, jesteśmy braćmi i najlepszymi kumplami. Nie ma takiej rzeczy, która powodowałaby między nami kłótnie. Ben: Kocham go! Plushieee: No więc lubicie tatuaże, opiszcie swoje dotychczasowe nabytki. Liam: Taaaak, zbieramy je już od dłuższego czasu. Większość naszych tatuaży robił Dor Stocker z Sims Tattoos. Mam oldschoolowo - japoński

rękaw i parę innych tatuaży rozrzuconych po ciele, które planuję kiedyś połączyć. Kolekcja będzie się na pewno powiększać! Ben: KOOOOCHAM tatuaże!!! Mam oldschoolowy rękaw i odę do moich dziewczynek na drugiej ręce, która mam nadzieje niedługo zamieni się w rękaw. A potem tylko klatka, plecy, szyja, nogi oraz każda wolna przestrzeń do pokrycia tuszem! Plushieee: A teraz proszę o jakąś złotą myśl na koniec! Liam: Tak naprawdę jesteśmy Batmanem i Robinem! Ben: Pierwsza zasadą Fight Clubu, nie jest nie mówienie o Fight Clubie, lecz: „zdejmij buty i powieś płaszcz! ” Plushieee


„Zacznij od nabycia sobie figurki D.I.Y i spróbuj czegoś prostego, a fajnego. Kiedy już załapiesz o co chodzi, staraj się rozwijać.”

TATTOOFEST 43




TATTOOFEST 46


TF 47


TATTOOFEST 48


TATTOOFEST 49




k

K

iedy zaczęłam swoją pracę, zaczęły się też wyjazdy na zagraniczne konwencje tatuażu. Wcześniejsze imprezy były raczej jak przygoda, teraz zaczęła się praca, jak się okazało, nie łatwa. Dwa, czy trzy dni spędzone w Londynie, Berlinie, Mediolanie, Paryżu, Rzymie, Sztokholmie, Moskwie czy innych miastach to przede wszystkim obowiązki związane z pracą dziennikarską. Praktycznie na każdej z tych imprez widuje się stałą ekipę osób fotografujących prace w konkursach, czy przygotowujących relacje dla magazynów branżowych. Od jakiegoś czasu także stanowimy element tej ekipy, wiemy kto dla kogo pracuje i nasze spotkania nabierają z czasem charakteru towarzyskiego. Wśród zapoznanych w ten sposób osób znalazł się Mick. Kojarzyłam jego publikacje i relacje z podróży do najbardziej odległych zakątków świata. Mick pojawiał się w Krakowie w swojej stałej roli. Postanowiliśmy to wykorzystać i odwrócić sytuację. Tym razem to on udzielał wywiadu i opowiedział swoją historię. Miejsce: Kapsztad, Afryka Południowa Czas: kilka dobrych lat temu Akcja: Mick teoretycznie prowadzi badania do swoich prac dyplomowych. W praktyce pracuje jako recepcjonista w studiu tatuażu Dereka Bakera - Metal Machine. Tatuuje plecy u Dereka i próbuje swoich sił w tatuowaniu. Niestety brak mu talentu rysunkowego, jego zdolności w najlepszym wypadku pozostają średnie. Dość często zaglądali do studia mocno wytatuowani gangsterzy, próbując od progu budzić grozę swoim złowrogim spojrzeniem i złą reputacją. Wśród nich

TATTOOFEST 52

przewijali się niebezpieczni płatni mordercy, ale jednak wszyscy zachowywali się z wielkim szacunkiem w obecności tatuatora. Opowiadali o życiu w miejskiej dżungli i z dumą pozowali do zdjęć. Jakie są ich tatuaże? „To plemienna oznaka tożsamości i trofeum w jednym.” W międzyczasie Dirk-Boris, stary znajomy ze szkoły, został redaktorem największego niemieckiego magazynu związanego z tatuażem „TätowierMagazin”. Zachęcał cały czas Micka: „Zrób dla nas artykuł! To jest świetne!” Mick zobowiązał się do przygotowania

materiału o wytatuowanych gangsterach z Południowej Afryki i wkrótce potem ukazał się jego pierwszy artykuł. Od tamtej pory minęło równe 10 lat. Reportaż doczekał się wielu publikacji, także w prasie mainstream’owej, między innymi we francuskim „Playboyu”. Po powrocie do Niemiec, Mick uświadomił sobie, że nie chce pracować jako nauczyciel. Odkrył, że dziennikarstwo jest tym, czemu chce się poświęcić. Powiedział sobie: „Praca i podróżowanie? Czego chcieć więcej?” Inne magazyny zaczynały publikować jego materiały.


TATTOOFEST 53


„Pisanie sprawia mi przyjemność i przychodzi łatwo. Moje fotografowanie (którego uczyłem się od mojego byłego współpracownika, obecnie sławnego artysty w Afryce Południowej) też podoba się ludziom”. Jego praca, jak sam twierdzi to „wielkie podróżowanie po całym świecie bez siatki asekuracyjnej”. Po Południowej Afryce przychodzi czas na Borneo, potem Stany, które okazują się zbyt łatwe, miałkie i z pewnością nie takie wolne. Mick zdecydowanie bardziej woli podróże do Tajlandii, Kambodży, Laosu, Birmy, Indii, Nepalu, Bhutanu, Indonezji, zdecydowanie chętniej wybiera Samoa, Nową Zelandię, Hawaje. Później na jego trasie pojawia się Bośnia, Malezja, Filipiny, Egipt, Tunezja, Afryka Zachodnia, Tanzania, Palestyna, Jordania, Izrael i wiele więcej miejsc… „Jestem zafascynowany plemienną kulturą, a także tym co łączy ją z nowoczesną subkulturą i współczesnym tatuażem, czyli znakiem tożsamości, przynależności do grupy, a jednocześnie wyznacznikiem indywidualności. Korzenie kulturowe body art’u są tak oczywiste, ale przy tym bardzo powierzchownie opisane. Ludzie, którzy mogą nam tą historię przedstawić, umierają. Moja praca ważna jest też z innych względów. Tatuaż to nie jest moda. Współczesny tatuaż i ten pojmowany tradycyjnie, mają wiele wspólnego. Nie jesteś dziwakiem, bo się tatuujesz, to jest znacznie głębsze, po prostu ludzkie”. Ola: Jakie są same podróże? Mick: Lubię dreszcz obliczonego ryzyka w trakcie podróży do egzotycznych krajów. Lubię emocje, których się doświadcza negocjując z buntownikami warunki bezpiecznego przejazdu przez ich terytorium, albo sprawiedliwą cenę za zdjęcie. Stawiam czoła podróżom pociągami, autobusami, samochodami ciężarowymi w krajach trzeciego świata. Nie są mi obce wyprawy wielbłądami, osłami, słoniami, kajakami, czy wyścigowymi łodziami motorowymi. To jest kop adrenaliny, którego niektórzy szukają w skokach na bungee, ale na pewno bezpieczniejszy niż narkotyki. Wiem, że mam to szczęście, że mam zawód, który jednocześnie jest moją pasją. Podróżowanie jest moją namiętnością, pewnie dlatego wers z piosenki zespołu Metallica „Wherever I may roam” stał się moją dewizą: „Gdziekolwiek spocznie moja głowa, tam znajdę dom”. Ale konwencje tatuażu też są fajne. To okazja do odświeżenia starych znajomości i nawiązania nowych. Przy tym jest to także okazja do zrobienia wywiadu ze słynnymi artystami, albo takimi, którzy aspirują do tej roli. Ola: Jak ma się sprawa z twoimi publikacjami? Mick: Moja pierwsza książka „Everything about Body Piercing” została wydana po niemiecku. Kolejne, o tradycyjnym tatuowaniu, już na całym świecie. Książka o piercingu powstała na zamówienie wydawcy, wydrukowano ją w 1000 egzemplarzy. Na Ebayu można na niej teraz nieźle zarobić. Jest naprawdę rzadkością, ja sam mam tylko jedną. Chciałbym napisać ją jeszcze raz, bo mam o wiele większą wiedzę na ten temat. Kontrakt był wtedy atrakcyjny, teraz bym się na niego nie TATTOOFEST 54


TATTOOFEST 55


zdecydował. Oczywiście namawiają mnie do wydania książek o tatuażu, ale raczej zdecyduję się ją wydać własnym sumptem. Przy tym stale współpracuję z 7-8 magazynami. Mainstream’owe czasopisma proszą mnie o artykuły o tatuażu, jednak warunki nie są zbyt dobre i nie mam pozytywnych doświadczeń z takimi wydawnictwami. Publikowałem też dla geograficznych magazynów z Azji, no i oczywiście cały czas czekam na telefon z National Geographic. Ola: Co sam chciałbyś zrealizować w tej dziedzinie? Mick: Na pewno chciałbym wydać album ze zdjęciami tradycyjnych tatuaży z Azji, Afryki, Bliskiego Wschodu i Wysp Pacyfik. Poza tym myślę o książkach utrzymanych w klimacie podróżniczych przewodników o charakterze przygodowym. Myślę też o zebraniu moich badań, spostrzeżeń i idei, na które natrafiłem, a które stoją za tradycyjnym tatuowaniem. Chcę napisać o tym jakie są jego podstawy i jaki ma to związek ze współczesnym tatuażem. Próbuję odpowiedzieć na pytanie: jaka motywacja kieruje ludźmi? Myślę, że obecnie te motywy nie różnią się zasadniczo od tych, które były w przeszłości. Ola: Czy obecnie tatuaż ma takie mocne podstawy jeżeli chodzi o identyfikację jednostki? Mick: Nie ma w nim korelacji w tak znacznym stopniu, jak wśród plemiennych społeczności. W pewnym sensie można mówić o grupach, czy niewielkich społecznościach wśród osób wytatuowanych. Sposobem współczesnej identyfikacji są tatuaże w klimacie rockabilly, niektóre tribale. W Krakowie dużo ludzi ma cartoonowe tatuaże, bo jest tu „wódź” Daveee. Ktoś patrzy na twój rękaw i chce coś podobnego, czyli, od razu pojawiają się pewne wspólne wyznaczniki. Z jednej strony chcesz być kimś niezależnym, postrzeganym jako jednostka, wyjątkowym, z drugiej szukasz przynależności do grupy. Napięcie i rozdźwięk między tymi dwoma odczuciami to nasza motywacja, dla której się tatuujemy. Ola: Jak przygotowujesz się do pracy? Jak weryfikujesz swoje założenia? Mick: Przed wyjazdem dużo czytam. Moja prywatna biblioteka zawiera ponad 300 pozycji dotyczących samego tatuowania. Kolejne 300 książek to badania z zakresu antropologii. Przed wyjazdem prowadzę też badania w uniwersyteckich bibliotekach. Poszukuję informacji przez internet, jednak często wszystko zmienia się na miejscu. Kiedy jesteś z jakąś grupą ludzi pojawiają się nowe fakty i obserwacje. Po drugiej stronie rzeki mieszka to samo plemię, które opowie ci inne historie. Wszystkie informacje trzeba przecedzić, zwłaszcza uderzyła mnie ilość wymyślonych historii z Borneo. Tam rządzi zasada - ilu ludzi, tyle historii. Dlatego ważna jest też literatura porównawcza. Ola: Na jakie trudności natrafiłeś w podróży i w pracy? Mick: Na pewno do najtrudniejszych należą rejony, gdzie nie ma, bądź dopiero rodzi się demokracja. Wielokrotnie musiałem przemykać między patrolami policyjnymi, wchodzić na zabronione obszary, płacić łapówki. Birma, niektóre TATTOOFEST 56

rejony Chin czy Indii to były naprawdę duże wyzwania. Praca w krajach muzułmańskich nie należy także do najłatwiejszej. Żeby zrobić jedno zdjęcie wytatuowanej kobiecie poświęcałem czasem cały dzień. Zawsze wtedy zastanawiam się jak przekonać kogoś o swojej uczciwości. Jak wytłumaczyć co zrobię z tym zdjęciem, że nie jest to seksualne zainteresowanie, zwłaszcza gdy chodzi o osobę małoletnią. Bardzo też trzeba uważać na informacje i ich wiarygodność. Jest kilka bardzo starych książek, które już chyba wszyscy skopiowali, i na które się

powołują w swoich doniesieniach i tezach. Niektóre publikacje pochodzą od misjonarzy i oczywiste jest to, że mają one inny wydźwięk niż literatura naukowa. Zawsze trzeba patrzeć na szerszy kontekst. Zawsze trzeba pamiętać, że wiele tradycji zmieniło się, wiele wymarło i powstają nowe. Zaskoczyło mnie Borneo. Kiedy patrzysz na fotografie z plemiennych rejonów z 1880 roku i na teraźniejsze tatuaże, zdajesz sobie sprawę jak drastycznie się różnią. Wzory, motywy zmieniają się cały czas. W jednym rejonie robią tatuaż na twarzy tylko dlatego, że lokalny tatuator


miał tylko na to pomysł, także nie ma to żadnego, głębszego znaczenia. Robią to co jest możliwe, bo się podoba, a nic nie znaczy, nie jest to żaden symbol, albo jego wydźwięk zmienił się na przestrzeni lat. Do Tajlandii jeżdżę od 20 lat. Nie widziałem tam nigdy tradycyjnych tatuaży, teraz ma je tam każdy. Ola: A co ułatwia pracę? Mick: Alkohol zawsze sprawdza się w kontaktach z ludźmi. W niektórych kulturach zyskuje się duży szacunek dzięki umiejętności wypicia dużej ilości alkoholu. Na Borneo, jeśli nie pijesz - nie

ufają ci, nie zdobędziesz czego chcesz. Oczywiste z drugiej strony jest to, że nie przynosisz alkoholu do plemienia Beduinów. Najważniejsza za to jest cierpliwość i umiejętność rozmawiania godzinami o tematach niezwiązanych z twoim celem. Powoli trzeba nakierowywać na temat lub przemycać różne pytania. Moje tatuaże też pomagają i przełamują barierę. Ludzie, kiedy patrzą na moje ciało, widzą moje poświęcenie. „Oczywiście, że pyta o nasze tatuaże skoro pokazuje nam swoje” - to ma dla nich sens. Łatwiej jest jak się jest wytatuowanym.

Ola: Gdzie zdobywałeś swoje tatuaże? Mick: Część z nich została wykonana podczas podróży na Borneo, w Japonii, Tajlandii, Wyspach Pacyfiku, w Birmie, na Tahiti, Samoa, Hawajach. Mam też TATTOOFEST 57


chrześcijański tatuaż z Egiptu. Koptowie nie dowierzają kiedy go widzą, nie mogą uwierzyć, że ten tatuaż był zrobiony jakiemuś obcokrajowcowi. Ola: Jak jesteś przyjmowany? Jak patrzą na ciebie przez pryzmat twoich tatuaży? Mick: Dla większości ludzi, których spotykam niesamowite jest to, że można tatuować w kolorze. Nawet w Tajlandii gdzie ludzie napatrzyli się na turystów, nadal nie mogą uwierzyć, że tatuaże mogą być kolorowe. Sami nie mogą takich robić. Zdarza się, że jakiś wzór przywożę ze sobą i proszę o wykonanie go we współczesny sposób. Nie chcę kraść wzorów, które mają jakieś znaczenie, odnoszą się do tradycji i niosą konkretne treści. Mam dla nich wielki szacunek. Na szczęście większość plemion raczej podchodzi bardzo swobodnie do tematu i nie ma z tym problemu. Może poza Maorysami, którzy są bardzo wrażliwymi na tym punkcie. Ola: Jakie stawiasz sobie cele w artykułach? Mick: Prowadzę kartotekę, systematyzuję wszystkie informacje. Z drugiej strony, dla czytelników muszę też wprowadzać element rozrywki. Nie zaciekawiłby ich stricte naukowy tekst. Trochę jestem dziennikarzem, trochę antropologiem i podróżnikiem. Wszystkie te elementy muszą się przeplatać. Z wykształcenia jestem nauczycielem, także staram się edukować ludzi, przekazać im wiedzę o innych. Jeśli historia jest ciekawa to łatwiej dotrzeć do czytelnika, a w ciągu tych lat nagromadziło się wiele takich historii… Ola: Jak po tylu latach pracy podchodzisz do nowego zadania, kolejnego wyjazdu? Mick: Nie zmienia się to, że kiedy wchodzę do jakiejś wioski i widzę pierwszą wytatuowaną staruszkę lub staruszka, odczuwam prawdziwą radość, że jestem w miejscu, o którym wcześniej czytałem, czy słyszałem. To jest naprawdę wynagradzające. Na początku jeździłem jak szalony z miejsca na miejsce, bałem się, że ci ludzie odejdą i to niestety sprawdziło się w kilka razy. Na początku swojej pracy spotkałem kobietę, której przypadek nie był udokumentowany i nie została nigdy sfotografowana, od kilku lat nie żyje. Okazuje się jednak, że w miejscu starych tradycji rodzą się nowe, nie pozostaje próżnia. Odchodzące zwyczaje, wymierającą tradycję zastępuje nowa, też warta opisania. Ola

TATTOOFEST 58



kudi chicks Osobliwy pseudonim, szaleńcza jazda na wrotkach, głowa do interesów - to przepis na ciekawą osobowość, którą niewątpliwie ma nasza kolejna Kudi. Lady Frankenstein, bo o niej mowa, to dziewczyna, która marzy o popularności i konsekwentnie, z zacięciem dąży do swojego celu.

Iza: Czy miałaś jakąś koncepcję na tatuaże na całym ciele, czy robiłaś je jeden po drugim i same się jakoś zgrały? Lady Frankenstein: Zawsze podobał mi się tradycyjny, oldschoolowy styl, tak więc wszystkie moje tatuaże są w tym właśnie klimacie i pasują do siebie. Nie miałam żadnej koncepcji, tylko kilka pomysłów, które realizowałam po kolei. Iza: Który tatuaż był dla ciebie najbardziej bolesny, niektóre dziewczyny bardzo narzekają na klatkę piersiową? Lady Frankenstein: Tak, dla mnie też klatka piersiowa była najbardziej bolesna! Płonące serce i jaskółki były drugim tatuażem, który zrobiłam i po prostu nie byłam psychicznie gotowa na taki ból. Górna część karku także mocno mnie bolała. Na szczęście jest to mała powierzchnia, więc poszło całkiem sprawnie.

TATTOOFEST 60


Iza: Bardzo ciekawią mnie „London Roller Girls”, z tego co mi wiadomo jesteś jedną z nich. Powiedz coś o tym, czy jazda na wrotkach jest popularna w Londynie? Lady Frankenstein: Kiedy wstąpiłam do LRG istniało tylko kilka grup poza USA, jednak od tamtego czasu minęły 2 lata i sport ten jest coraz bardziej popularny. Nawet w moim małym mieście rodzinnym Perth w Australii jest jedna drużyna i to jest cudowne. Derby jazdy na rolkach są świetną zabawą dla uczestników i ciekawym widowiskiem dla oglądających. Ostatnio wyprowadziłam się z Londynu, więc niestety nie mogę ćwiczyć. Możliwe, że założę drużynę w miejscu, w którym teraz mieszkam. Iza: Gdzie można się rozerwać w Australii? Lady Frankenstein: Polecam Sydney lub Malbourne. Są to na prawdę interesujące miejsca, bardzo kolorowe, wielokulturowe, w których można się zrelaksować. Ja pochodzę z zachodniej Australii, która jest o wiele spokojniejsza, ale spędziłam wiele dzikich nocy na wschodnim wybrzeżu.

Iza: Żyłaś zarówno w Anglii, jak i w Australii. Powiedz, co jest najbardziej denerwującą rzeczą w tych krajach? Lady Frankenstein: Angielska zima jest dla mnie zbyt zimna, natomiast lato w Australii jest za gorące. Byłabym najszczęśliwsza mając możliwość spędzać po kilka miesięcy w roku w obu tych krajach.

Burlesque show - czy należysz do jakiejś performerskiej grupy, czy to był jednorazowy epizod? Lady Frankenstein: Występowałam z grupą Renegade Burlesgue w duecie z Lilly Moonlite oraz zrobiłam kilka występów solo. To było na prawdę ciekawe doświadczenie. Kocham występować!

Iza: Opowiedz mi coś na temat twoich performanców. Widziałam na „Myspace” zdjęcia z Renegade

Iza: Jesteś modelką, pozowałaś do kilku katalogów, robiłaś pokazy, czy w takim razie żyjesz z modelingu? TATTOOFEST 61


Foto: Cindy Frey www.cindyphotography.com Ryan RJC Photographics www. rjcphotographic.co.uk Al www.al-overdrive.com

TATTOOFEST 62

kudi chicks


kudi chicks

www.myspace.com/ladyfrankenstein Lady Frankenstein: Jeszcze nie. Mocno nad tym ubolewam! Marzę o tym, jednak na dzień dzisiejszy jest to tylko element, który wypełnia mój wolny czas. Obecnie pracuję w marketingu, w dziale sprzedaży i promocji dla undergroundowej firmy odzieżowej. Iza:: Plany na przyszłość? Lady Frankenstein: Przede wszystkim chciałabym rozwinąć swoją karierę modelingową, wyjść za mąż za mojego, cudownego chłopaka i może założyć drużynę wrotkarską tu, w Kent. Iza: Jakie jest twoje największe pragnienie związane z modą? Wśród twoich inspiracji pojawiają się m.in. Vivienne Westwood i Victor & Rolf. Co byś zrobiła gdyby Victor zadzwonił do ciebie i zapytał, czy chciałabyś być twarzą najnowszej kolekcji?

Lady Frankenstein: Na pewno bym zemdlała. Byłabym z pewnością mocno podekscytowana, bo to jest jedno z moich skrytych marzeń. Chciałabym również pracować z Davidem La Chapelle, Shannon Brooke & Dale May, którzy są moimi guru jeśli chodzi o fotografię. Iza: Dlaczego Lady Frankenstein? Wybrałaś sobie taki pseudonim, bo fajnie brzmi, czy może kryje się za tym jakaś historia? Lady Frankenstein: Kocham horrory, jako nastolatka miałam wielki plakat „Lady Frankenstein” na ścianie w pokoju. W momencie kiedy zaczęłam drukować koszulki potrzebowałam pseudonimu i wybrałam właśnie ten. Moim zdaniem bardzo do mnie pasuje. Iza: To wszystko na dziś, wielkie dzięki za rozmowę. Lady Frankenstein: Cała przyjemność po mojej stronie. TATTOOFEST 63




Tofi, Ink – Ognito, Rybnik

TATTOOFEST 66

Enzo, Ink – Ognito, Rybnik

Tofi, Ink – Ognito, Rybnik

Tofi, Ink – Ognito, Rybnik


Aldona, Szery Tattoo, Warszawa

Enzo, Ink – Ognito, Rybnik

Krzysiek, Azazel, Milanówek

Aldona, Szery Tattoo, Warszawa

Krzysiek, Azazel, Milanówek

TATTOOFEST 67


Kosa, Artline, Rybnik

Anabi, Anabi – Tattoo, Szczecin

nadeslane

Ciekawe iekawe nadeslane

TATTOOFEST 68 Prykas, Prykas Tattoo, Rybnik

Kosa, Artline, Rybnik

Kosa, Artline, Rybnik


Jawor, Jawor Art, Opole Prykas, Prykas Tattoo, Rybnik

Darcy, Prykas Tattoo, Rybnik

Izabela, Kult, Krakテウw

ナ「kasz, Lucky ,Tychy

TATTOOFEST 69


wwwww. t a t t o o a r t. p l w.tat tooar t.pl Jego talent do ukazywania świata pastelami wywołał już nie jedną burzę w galerii Tattooart , człowiek nie do końca wie na co patrzy – złudzenie optyczne . Jedno wiem, jego talent na pewno nie jest złudzeniem – proszę Państwa, przed Wami MARCIN . Bio: Marcin „Damas” Damasiewicz, znany także jako „Świeżak”, ur. 1981r. w Kamiennej Górze. Z zawodu mechanik naprawy maszyn i urządzeń przemysłowych, jednakże nie przepracował w tym fachu ani jednego dnia, co go niezmiernie cieszy. Od 2004 roku zajmuje się głównie tatuażem. W wolnych chwilach rysuje, a od niedawna eksperymentuje także z takimi technikami jak olej i pastel. Obecnie mieszka w Krakowie i pracuje w tamtejszym studiu „Rock’n’Ink”. Czym by cię zaskoczyć, by było oryginalnie? Jak i dlaczego zająłeś się tym co robisz ? Początki mojego tatuowania to rok 2004. Po odbyciu służby wojskowej nie miałem pomysłu co dalej, a żywot Ferdka Kiepskiego przestał mnie bawić. Poza tym, ciągle słuchałem zewsząd, że coś trzeba, że należy, a na deser sławne już „marnujesz swój talent…” Irytujące jak cholera. Tak się akurat złożyło, że miałem kumpla, który trochę tatuował, pokazał mi o co w tym wszystkim chodzi i w ten sposób powstał mój pierwszy

TATTOOFEST 70

tatuaż wykonany profesjonalną maszynką. Do tego momentu myślałem, że tatuowanie to łatwizna... hmmm ;-) Zanim zaopatrzyłem się we własny sprzęt minęło trochę czasu, jakoś nie czułem tego, że ot tak po prostu zacznę tatuować, ale stało się. Zainwestowałem 1500 zł mając nadzieję, że może chociaż mi się zwróci… Twoje rysunki są niesamowite - realizm poraża, co daje ci „robienie zdjęć” ołówkiem? Realizm jak realizm. Tak naprawdę liczą się emocje, to

co chcę powiedzieć przez moje prace, a to, że akurat zawsze lubiłem ten kierunek i to nie tylko w rysunku czy malarstwie to chyba zależy od osobowości… Z natury jestem dokładny, lubię dłubaninę i zabawę w szczegóły, a i cierpliwości mi zwykle nie brak. Podobno diabeł tkwi w szczegółach… więc tworzę diabelskie prace, haha. Zresztą, moja twórczość zmierza już obecnie w nieco innym kierunku. Mam milion pomysłów i planów. Niestety doba ma tylko 24 godziny. Dużo od siebie wymagam.

Czym jest dla ciebie tatuaż realistyczny? Przede wszystkim muszę powiedzieć, że ostatnio moje podejście do tatuażu zmieniło się. Zawsze rozgraniczałem rysunek i tatuaż. Dziś patrzę na tatuaż tak samo jak na rysunek. W tym kontekście tatuaż realistyczny jest dla mnie tym samym, co realistyczny rysunek, obraz, rzeźba… nie ma co dorabiać ideologii. To jest dla mnie jedno i to samo odczucie. ...a czym old school i inne odmiany?


nnee ww ss

www.myspace.com/rockninktat Szczerze? Nigdy się nad tym za bardzo nie zastanawiałem. Ta tematyka jest mi obca, nie wykonałem ani jednego old schoola i raczej nie mam zamiaru. Zwyczajnie mnie to nie kręci. Co byś robił gdybyś nie był tatuatorem? Hmmm… kiedyś chciałem być specjalistą od efektów specjalnych FX i charakteryzacji. To mnie pasjonowało, zwłaszcza, że zawsze byłem maniakiem horrorów i zupełnie amatorsko robiłem różne takie dziwne rzeczy. Mieliśmy niezły ubaw z kumplami, a mój pokój

przypominał kryptę. Ogólnie podobało mi się wszystko, co związane było z szeroko pojętym przemysłem filmowym, włączając w to oczywiście zawód aktora czy nawet kaskadera. Właściwie jest wiele rzeczy, które mógłbym robić, nawet mam plan B, bo przecież nie będę tatuował przez całe życie, zbyt wiele mam pomysłów, ale o tym sza! Co zabrałbyś na wyprawę w kosmos? Kilo haszu i pudło pasteli. Hahahahah

Kilka słów… fristajlowo Szczere podziękowania i pozdrowienia: dla chłopaków z „Rock’n’Ink”, z którymi pracuję - za możliwość współpracy i rozwoju, dla ekipy Vikinga z Zielonej Góry - za pomoc i wsparcie, którego potrzebowałem, również dla Rogala, Zappy, Lenia, Tofiego… gdyby nie oni, już dawno zrezygnowałbym, dla kumpli z mojego rodzinnego Wałbrzycha, to na nich przecież się uczyłem(!). I w końcu podziękowania dla Mirelli Ulbrych, za wspólną wystawę i nie tylko… to nazwisko warto zapamiętać. Bastard TATTOOFEST 71


Kiedyś wpadłem na samobójczy pomysł pójścia do lekarza specjalisty. Uwierzyłem w taki dziwny twór o nazwie Publiczna Służba Zdrowia. Zmieniają się nazwy, co chwilę kolejne rządy dają lekarzom i pielęgniarkom powody do strajków, ale cały czas to podobno funkcjonuje i leczy… Problem z barkiem zmusił mnie do udania się do lekarza pierwszego kontaktu. Tam zostałem pierwszego dnia odesłany z kwitkiem, bowiem zabrakło numerków. Raz, dwa, trzy: dzisiaj gorączkujesz dłużej Ty… Okazuje się, że owszem, gabinetów na wiadra, ale lekarze rozbiegli się po prywatnych klinikach. Patrząc na tablicę przyjęć mrugałem zbaraniały oczami. Rekordzistka pracowała w tygodniu 5 godzin w przychodni. Następnego dnia, bladym świtem ustawiłem się w kolejce do wymarzonego gabinetu. Zostałem tam zakaszlany, dowiedziałem się czegoś więcej o ZUS-ie, oraz o wspaniałym leku na prostatę… Przeszło mi przez myśl, że mogę przecież się przepchnąć, bo ja tylko po skierowanie, ale zaraz przypomniałem sobie lincz jednego przedstawiciela handlowego, który próbował tak zrobić. Siedziałem więc cichutko i czekałem na swoją kolej. Kiedy przekroczyłem drzwi gabinetu spotkałem się z brakiem zainteresowania i tekstem „proszę siadać”. Potulnie usadziłem się na stołku i czekałem na koniec wypisywania jakichś papierków przez panią z dumnym, zwyczajowym tytułem doktora. Siedzę zatem i słucham jak długopis niemalże przecina kartkę… nagle nastała cisza! Dziwne spojrzenie i słowa „proszę mówić”, po czym powrót do kaligrafii. Wypróżniłem

TATTOOFEST 72

werbalnie wiadomości o moim problemie i zauważyłem, że w ułamku sekundy zmienił się druczek, który mechanicznie wypisywała ta sama ręka. Nazywa się to dumnie: skierowanie… Usłyszałem, iż z tym papierkiem mam lecieć piętro wyżej do pokoju jakiegoś tam i to wszystko. Zero kontaktu wzrokowego, zero pytań, jak rozmowa z robotem na hali produkcyjnej. Okazało się, że skierowali mnie na prześwietlenie, tutaj nie będę rozwlekał historyjki, bowiem nie wydarzyło się nic szczególnego. Nie utknąłem w kolejce, nie udało mi się z nikim porozmawiać, usłyszałem, że odbiór zdjęć jutro rano. Odebrałem rentgen, wystałem się w kolejnej kolejce i znów zasiadłem naprzeciwko maszyny do pisania. Zmianie uległa jedynie kontrola wzrokowa, chwilę zajęło Pani oglądanie zdjęcia po czym kwit do kolejnej przychodni, tym razem specjalistycznej. Myślę sobie, że po jaką cholerę było to zdjęcie w tej poradni, zamiast od razu skierować mnie do właściwego lekarza. No ale, przecież mógłbym jakiemuś specjaliście zawracać jedynie głowę, kontrola podstawą zaufania… Docierając do kolejnego gmachu, powitał mnie odór kolejnej kolejki do nikąd… Procedura znana już dobrze, tylko tutaj utknąłem na pierwszym etapie czyli rejestracji. W komitecie kolejkowym, dowiedziałem się, że jeśli nie umieram i nie potrzebuję wizyty w szpitalu, to mogę doczekać się wizyty za jakieś 5 miesięcy… Pierwsza myśl: dobra, dobra wkręcają mnie, żebym wylazł z kolejki, a oni dopchali się szybciej. Niestety nie okłamali mnie… 6,5 miesiąca czekania… Znowu niebezpieczne myśli typu: jeśli by tak połamać sobie palec, może przy okazji wizyty w szpitalu udało by się zrobić coś w sprawie tego barku.

A jeśli załatwić można tylko jedną sprawę? Kilka tygodni gipsu na marne, a bark będzie bolał nadal… W ten oto sposób, zasiliłem jedną z prywatnych przychodni załatwiając wszystko w 2 dni… Tak, jestem za prywatyzacją tego martwego tworu o wdzięcznej nazwie, zawierającej ukryty wyraz „darmowa”. Dotychczas nie ma w tym zbyt wiele analogii do tematu, o którym powinienem pisać, choć felieton ma to do siebie, że nie istnieje coś takiego jak powinność. Jedynie zgodność z linią programową pisma, albo drukują, albo nie. Moją uwagę zwróciło kiedyś przechwalanie się jednego studyjka tatuażu bez-artystycznego. Otóż, ich zdaniem, byli lepsi od pobliskiego lokalu w tym, że zapisywali klientów na dwa miesiące do przodu, a ci obok, mieli terminy od tygodnia, do maksymalnie miesiąca. Zastanowiło mnie to bardzo, bo okazuje się, że czas oczekiwania świadczy o klasie studia… Co gorsze, klienci to łykali jak pelikany. Drobnym druczkiem było dopisane, że w studiu B pracowały 4 osoby non stop, a w studiu A pracowała jedna osoba i 3 z doskoku. Doskok polegał na wyrwaniu ochłapów z pańskiego stołu. Dochodzi jeszcze aspekt tematyki prac. Studia ze świecznika jeśli nie mogą obsłużyć klienta od 3 literowego napisu na nadgarstku, odsyłają go w inne miejsca. Wchodzi tutaj w grę ekonomia. Czas, który tracą na wykonanie tatuażu za 200 zł, mogą przeznaczyć na projekt za minimum 1000 zł. Nie dość, że mają więcej satysfakcji z realizacji takiego zlecenia, to jeszcze dochodzą do tego pieniądze. Mamy na rynku także kombinaty, które obsługują każdego, wyznaczając terminy na 3 miesiące do przodu, a przez ten czas klepią każdy, nawet najbardziej duperelkowaty tatuaż. Nie szydzę z tego. Nie piętnuję, bowiem takie studia są bardzo potrzebne, to doskonały inkubator dla praktykantów, z których mogą wyrosnąć gwiazdy. W końcu nie każdy chce wielkiej sztuki. Jednak nadal nie uważam, że czas

oczekiwania jest wyznacznikiem poziomu salonu. Dywagacje te nie dotyczą salonów ze świecznika, do najlepszych zawsze będzie długa kolejka i zawsze warto w niej odstać. Trzeba tylko wiedzieć po co się w niej stoi. Artysta, który jest oblegany, ma prawo odrzucić dany projekt jeśli z jakiegoś powodu nie chce wykonać takiego tatuażu. Dlaczego? Bo swoją ciężką pracą dochrapał się takiej pozycji, a nie innej. A jeśli szef danego studia twierdzi inaczej… Zwykle traci dobrego artystę, który otwiera własne studio. Odsyłam do mojej typologii szefów salonów. Często warto poczekać na swoją kolej, bo możemy kupić coś naprawdę wartościowego i być dumnym posiadaczem dobrego tatuażu. Nie można tego jednak robić z zamkniętymi oczami, polegając na czasie oczekiwania, wróżeniu z fusów i polecaniu przez znajomych. Śmieszne jest dla mnie pysznienie się wolnymi terminami na 3 miesiące i więcej do przodu. Jeden z tatuażystów z polskiego świecznika powiedział mi kiedyś bardzo ciekawą rzecz. Nie zapisuje żadnego klienta na dłużej, niż 2 miesiące do przodu, bo później i tak nie pamięta, o czym z nim rozmawiał, jak miałby wyglądać ten tatuaż i musi tuż przed pracą zaczynać całą rozmowę od początku. Uważa to za olewanie klienta i nie dopuszcza do takiej sytuacji. Nawet dokładne odnotowanie tematu pracy za 3 miesiące będzie jedynie mglistym zarysem tatuażu, który wcześniej był dokładnie omówiony. Jeśli wie, że nie da rady wcześniej, odsyła do innych. Bądźmy świadomi, na co czekamy. Dante justyn_1@tlen.pl P.S. Z tego miejsca chciałem pozdrowić Rogala, Tofiego i Enzo. Zdecydowali się oni otworzenie własnych salonów i szczerze życzę im powodzenia. Serdeczne gratulacje!


TATTOOFEST 73





Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.