TF # 29, September 2009

Page 1

CENA: 13zł w tym 7%VAT NR 29/09/2009 WRZESIEŃ

polski n magazy

i dla ludzych kochając

tatuaże

INDEKS 233021

ISSN 1897-3655





SpisTresci

polski magazyn dla ludzi kochających tatuże

6 Co nowego? 8 Jess Yen 18 Gdańsk Tattoo Konwent 26 Sławek Myśków 34 John Montgomery 39 Danteizmy - Tatuwizja II 42 Street art - Pener 46 Sullen Team - Steve Soto 52 Tattoo Jam 2009 60 Kudi chick - Miss Rockwell DeVil 64 Muzyka - The 30th of July 68 Ciekawe/Nadesłane 70 Koncert Turbonegro w Pradze 71 Projekt Norblin 72 Rodzina Tattooart - Coguar

CO

WA N

IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kry sław A: ś, B Bła E: szc am As Bam zyń ia , M ski iętu s REDA K Aleksa TOR NAC ZE ndra S koczyla LNA: s

WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków

st.eu attoofe www.t t@gmail.com s tattoofe

Redak nieza cja nie zw r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg in n a ie a s d o o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .

RA

ISSN 1897-3655

FTF arnia : Druk l DRUK .p tf.com www.f A: AM KL I RE NG ska m ETI zyń ail.co RK szc m e g MA Bła z i @ a t kw Y: Ann oofes : re IC a to tatt N ag fo z /sh m e A W R o u O , DK rig e.c C te Ł A Ro d p ac A n R Da OK tor mys c . ŁP ki, l), Vi w w PÓ ows rt.p w S W arw la.a LI a A id K (3f ST aw k eee D are shi D lu P

OP


polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże

Info S

ierpień upłynął na przygotowaniach do warszawskiej konwencji Eastern Art Fusion. U pracowników można było zaobserwować wzrost poziomu adrenaliny. Codziennie ktoś nerwowo informował resztę załogi o liczbie dni pozostałych do imprezy. Kiedy wy czytacie te słowa festiwal jest już za nami, jednak dla nas dziś pozostaje jeszcze kilka niewiadomych. W zaistniałych okolicznościach praca nad magazynem jest czystym relaksem… aczynamy od wywiadu z przemiłym człowiekiem, który zaskoczył nas wszystkich wiedzą o Polsce i dość radykalnymi „zielonymi” poglądami. Jess Yen z pochodzenia jest Tajwańczykiem, mieszka jednak w Ameryce. Oprócz znanego nam tatuowania elektryczną maszynką, oferuje usługę tradycyjnego, ręcznego tatuowania, zwaną Tebori. Jego specjalnością są orientalne body suity i realistyczne portrety. Dowiedzieliśmy się także, że chce być gościem którejś z kolejnych krakowskich konwencji, istnieje więc szansa jeszcze bliższego poznania jego twórczości. astępnie „Wodowanie”, czyli relacja z nadmorskiej wyprawy na Tattoo Konwent, który odbył się pod koniec lipca w Gdańsku. Najpierw publikujemy kilka naszych obserwacji, potem pytamy organizatorów o ich odczucia i plany na przyszły rok. Materiał wzbogacają oczywiście zdjęcia sytuacyjne oraz nagrodzonych w konkursach prac. olejne strony zajmuje robiący ostatnio sporo szumu i pławiący się we krwi Sławek Myśków. Człowiek pełen pasji i obdarzony wielką ilością talentów, opowiedział nam o swoich dążeniach, systemie pracy, o tym co go boli, co bawi i zapewnił, że nie dołączy do grona tatuatorów emigracyjnych, co zdecydowanie powinno ucieszyć miłośników jego twórczości. naszym magazynie przez przypadek (albo przez niezwykłość tego regionu) przewija się mnóstwo postaci z Kalifornii, także tym razem ich nie zabraknie. John Montgomery oprócz bycia tatuatorem jest także współzałożycielem firmy produkującej barwniki Alla

Z

N

K

W

TATTOOFEST 6

Prima Ink. Był na tyle miły, że wraz z jego port folio trafił do nas komplet „kolorowych buteleczek”... Za oknem prawie jesień, ale zostajemy w Kalifornii i przedstawiamy Steva Soto, który jest także twórcą projektów dla Sullen Clothing. Nie da się ukryć, że uwielbia tatuaże w odcieniach szarości oraz mroczne i szalone motywy. Także na Zachodnim Wybrzeżu mieszka nasza sierpniowa Kudi - Miss Rockwell. Jest wizażystką i fryzjerką kilku znanych muzyków, poza tym sama udziela się jako modelka alternatywnych firm odzieżowych. ontynuując w kolejnym numerze temat street artu prezentujemy artystę, który penetruje polskie ulice z plecakiem pełnym farb. PENER zdobi głównie Olsztyn, jest także koordynatorem projektów w świetlicach terapeutycznych i ośrodkach pomocy dla dzieci. atomiast nasz ulubiony redakcyjny kolega - Bam, odwiedził niedawno wraz z Daveeem Anglię aby móc obszernie zrelacjonować odbywającą się tam wielką, tatuatorską imprezę Tattoo Jam. Z obowiązku wywiązał się znakomicie, oprócz tematów stricte tatuatorskich porusza także kwestie angielskiego jedzenia oraz cmentarzy… amy także coś z naszego podwórka - krakowską formację muzyczną The 30th Of July. Zespół, któremu po wielu przejściach udało się ostatnio wydać płytę, i który zasługuje na chwilę uwagi. Postaramy się, aby w naszym magazynie regularnie pojawiały się muzyczne tematy. Kontynuując wątek pozwolimy sobie na chwilę wspomnień. Drobna część redakcji TF oraz studia Kult pojechała wraz z obstawą do Pragi na koncert Turbonegro i zapragnęła podzielić się tym z czytelnikami. Natomiast Daveee był gościem Juniora na prezentacji tego, co powstało podczas tygodniowego życia w zamknięciu w Fabryce Norblina… numerze nie brak również „C iek a w y ch/Nade s ł a nych” prac oraz Danteizmów. Na koniec, w „Rodzinie Tattooart” materiał, który wywołał spore zamieszanie i coś mi mówi, że to jeszcze nie koniec… Krysia

Książka „Japanese Ghost Stories” wydana przez Gomineko Press jest pozycją obowiązkową na półce każdej osoby fascynującej się orientalnymi klimatami grozy. Poza dziesiątkami niezwykle różnorodnych ilustracji przedstawia ona również historię Okiku, Kiyohime i innych duchów z tradycyjnych japońskich legend. Przy powstaniu książki współpracowały takie sławy ze świata tatuażu jak: Hiro z Cotton Pickin, Jack „Horimouja” Mosher, Horitake z 8 Ball Tattoo czy Tim Kern z Tribulation Tattoo. Gomineko Press Tokyo, Japonia www.gominekopress.com

K

N

M

W

Studio Tatuażu Amandi zatrudni doświadczonego, biegłego w rysunku tatuatora/tatuatorkę. Prosimy o przesłanie zgłoszeń oraz prac na podany adres mailowy lub zapraszamy osobiście! ul. Kościuszki 116/8, 80-427 Gdańsk Wrzeszcz mail: studio@tattoo-amandi.pl Telefon kontaktowy: 603440416


INFO

Zamówienia Suplement ostatniego wydania brytyjskiego magazyny tatuatorskiego SkinDeep (Sierpień 2009)„100 Ulubionych Artystów” jest odbiciem upodobań czytelników. Przeprowadzona wśród nich ankieta obejmowała każdy styl tatuowania i artystów ze wszystkich zakątków ziemi. Czytelnicy typowali ulubionych i tatuatorów i tych, których najbardziej podziwiają. Z wielką przyjemnością możemy przekazać, że wśród 100 ulubionych artystów znaleźli się także Polacy: Andrzej „Leńu” Leńczuk, Tom „Sugar” Cukierkowski, Kamil Mocet oraz Daveee z Kultu.

Wielkim krokami zbliża się termin jednej z największych europejskich imprez tatuatorskich. Bardzo miło nam zakomunikować, że już tradycyjnie wśród wystawców znaleźli się: Andrzej Leńczuk, Kamil Mocet i Piotr Tatoń. Ale wśród tatuatorów takich jak Bugs, Jeff Gogué, Milosh, Uncle Allan, Jose Lopez, Dimitri HK, Jack Ribeiro, Tin Tin, Shige, Filip Leu, Benjamin Moss, Horiyoshi III znalazł się w tym roku także Paweł z 3rd Eye Tattoo z Grudziądza. TattooFest także będzie miał tam swój boks, a także reporterów, którzy oczywiście zrelacjonują to wydarzenie w jednym z kolejnych numerów. London Tattoo Convention 25-27 września 2009 www.thelondontattooconvention.com

Tattoo Fest!! Jeśli masz problemy ze znalezieniem magazynu, mamy dla Ciebie dwie opcje do wyboru:

1.

Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 429 14 52 502 045 009 tattoofest@gmail.com Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s4 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.

2. Magazyn można Ekipa Kultu i TattooFest zapraszają na kolejny wspólny wyjazd. Tym razem ruszamy do Berlina, gdzie odbędzie się 19-sta międzynarodowa konwencja tatuażu. Koszt przejazdu i noclegu w hotelu oddalonym zaledwie 500 metrów od hali Areny to 350 PLN. Wyjazd autokaru z Krakowa z czwartku na piątek (3.12/4.12). Powrót z niedzieli (6.12/7.12) na poniedziałek. Na zgłoszenia czekamy do wyczerpania miejsc więc nie zwlekacie z decyzją! Więcej o samej imprezie: www.tattoo-convention.de Zgłoszenia i informacje: kulttattoo@gmail.com

także kupić w formie elektronicznej na naszej stronie www.tattoofest.eu • Koszt jednego wydania to 10 zł • Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jest Acrobat Reader • PDF’y magazynu nie nadają się do druku Tę opcję szczególnie polecamy osobom przebywającym za granicą

TATTOOFEST 7


TATTOOFEST 8


Bam: Tytuł, który został ci nadany to „Shodai Horiyen”. Co oznacza? Jess: Ponieważ stworzyłem własną rodzinę, rodzinę „My Tattoo” nazywam się „Shodai” co oznacza pierwszą generację

twórców Kanji (japońskiego liternictwa). „Hori” oznacza „tatuować” a „Yen” to moje nazwisko. „Horiyen” dosłownie znaczy Tattoo Jess.

TATTOOFEST 9


TATTOOFEST 10


Bam: Poza tobą w „My Tattoo” pracuje jeszcze sześć osób, mógłbyś ich pokrótce opisać? Jak właściwie wygląda historia studia? Jess: W styczniu 2001 roku od poprzedniego właściciela odkupiłem studio i zmieniłem nazwę na „My Tattoo”. Od tego czasu minęło 8 lat. Studio znajduje się na 1230 South Garfield Avenue i jest kierowane przez mojego osobistego asystenta i menadżera Andy’ego. Pracuje on razem z utalentowanym tatuatorem i web designerem Kohei Toyama, tatuatorem Miltonem Nunezem, Man Yao i piercerką Kristiną Hagerty. Miejsce to jest otwarte na tak zwane „walk-in’s”, czyli tatuaże wykonywane bez umawiania się na termin. Pod koniec 2007 roku zdecydowałem sie rozbudować interes zajmując 1226 South Garfield Avenue, tworząc tam nowe studio, tylko na umówione terminy. Tym miejscem kieruję osobiście z moją najlepszą uczennicą Lucy Hu. Lokal ten jest dwa razy większy od poprzedniego, co umożliwia mi zapraszanie na guest spoty uznanych w branży artystów, takich jak: Yang Zhou, Jack Mosher aka Horimouja czy Tommy Lee. Wierzę, że umożliwia to moim klientom tatuowanie się u artystów z całego świata, a nam wymianę doświadczeń i spostrzeżeń. „My Tattoo” jest pewnego rodzaju rodziną. Wszyscy moi uczniowie nie mieli wcześniej styczności z tatuowaniem i wszystkiego uczą się ode mnie. Przez ostatnie 8 lat mieliśmy ponad 40 stażystów, z których na stałe została tylko piątka. Wszyscy oni mają imię „Horiyen” wytatuowane na różnych częściach ciała. Symbolizuje to ich poświęcenie karierze i rodzinie. Lucy Hu pochodzi z Chin. Wcześniej, przed przeniesieniem się do Stanów, była projektantką mody w Hong Kongu. Jest moją najlepszą uczennicą, jesteśmy jak „Ying i Yang”. Jako, że nie robię zbytnio kobiecych wzorów, Lucy specjalizuje się w kolorowych, kobiecych motywach. Bardzo wpłynęła na moją pracę. Kohei Toyama pochodzi z Tokio. Jest utalentowanym grafikiem komputerowym. Specjalizuje się w orientalnych tribalach, jest też mistrzem Kanji. Litery spod jego ręki wyglądają jak malowane pędzlem. Milton Nunez - Meksykanin urodzony w Ameryce. Uczęszczał do prestiżowej szkoły artystycznej Arc Center w Pasadenie. Jego specjalnością są azteckie wzory i prace w kolorze. Andy Tran - Wietnamczyk urodzony w Stanach, specjalizuje się w sztuce Południowo Wschodniej Azji. Man Yao - pochodzi z Tajwanu. Najchętniej wykonuje małe, kolorowe prace i Kanji, a także inne chińskie wzory. Kristina Hagerty - nasza piercerka, jeszcze nie otrzymała tytułu „Horiyen”, ale jest już z nami ponad rok i pracuje ciężko, by stać się częścią „My Tattoo Family”. Bam: Tatuujesz już od przeszło 16 lat. Jakie zmiany zaobserwowałeś w całym, nazwijmy to „przemyśle” tatuatorskim? TATTOOFEST 11


Jess: Dzięki wielkim konwencjom, organizowanym już od lat w Stanach i na całym świecie oraz rozwojowi tej dziedziny sztuki, tatuowanie przestało być kojarzone z podziemiem, skazańcami, marynarzami czy Yakuzą i stało się czymś modnym i pożądanym. Każdy kto ma pojęcie o sztuce, doceni tatuaże za ich tradycyjny charakter i piękno jakie niesie ze sobą wytatuowane ciało. Pomimo tych 16 lat czuję się wciąż jak uczeń. Nauka jest pojęciem, które nie ma limitów, a tworzenie sztuki nie ma granic. Świat poszedł do przodu, klienci nie tylko chcą mieć tatuaże, z którymi będą mogli się utożsamić, ale chcą żeby były unikalne, wyjątkowe. Nie ma już opcji w stylu: „Wybierz sobie obrazek ze ściany”. Indywidualne projekty to przyszłość tatuażu. Jako tatuażysta teraz i jutro, muszę być ciągłym uczniem. W ten sposób jestem w stanie tworzyć rzeczy, które będą spełnieniem moich artystycznych pragnień i jednocześnie oczekiwań klienta. Bam: Tebori - tradycyjna, ręczna metoda tatuowania. Czy w ten właśnie sposób zaczynała się twoja kariera tatuatora, czy od początku używałeś elektrycznej maszynki? Opowiedz o Tebori, jakie są zalety i wady tej tradycyjnej techniki? Jess: Pierwszy tatuaż, który zrobiłemliterę Kanji - wykonałem przy pomocy igieł przymocowanych do bambusowego patyka. To był wczesny wariant narzędzia do Tebori. Nauczyłem się używać elektrycznej maszynki gdy przyjechałem do Stanów Zjednoczonych, czyli jakieś 11 lat temu. Moja ówczesna dziewczyna, teraz żona, chciała mieć wytatuowane moje imię na dolnej części pleców. Pewnego dnia wpadliśmy do któregoś ze studiów w Venice Beach. Byłem pod wrażeniem szybkości z jaką działała elektryczna maszynka. Połączenie moich umiejętności w tradycyjnej metodzie z nowym sprzętem musiało przynieść efekty. Uznałem, że maszynką elektryczną idealnie robi się linie. Każda z nich musi być robiona jednym pociągnięciem, z każdym wdechem i wydechem tatuującego, aby uzyskać proste linie i regularne łuki. Tak właśnie uczę swoich wychowanków robienia konturu. Elektryczna maszyna jest dużo łatwiejsza przy wszelkich manewrach. Tebori to bardzo powolny proces, wymagający cierpliwego nakłuwania skóry centymetr po centymetrze. Dzięki temu uzyskujemy nieporównywalnie gładkie przejścia i łagodne cienie jakie można zobaczyć w tradycyjnych chińskich czy japońskich obrazkach wykonywanych akwarelami czy rozcieńczonym tuszem. Mimo, że elektryczna maszynka doskonale zastępuje metodę ręczną to w dalszym ciągu chcę używać obu sposobów, ponieważ myślę, że to bardzo ważne żeby nowe generacje były świadome swoich korzeni i doceniły to, co zostawili nam przodkowie.

TATTOOFEST 12


Bam: Jesteś autorem zadziwiających prac, wykonanych zarówno w kolorach jaki i czarno-szarych, cieniowanych. Pracę w jakich barwach wolisz? Jess: Dziękuję. To bardzo miły komentarz. Lubię pracować zarówno w kolorze jak i w skali szarości. W zależności od projektu, sugeruję klientowi jedną z dwóch opcji, lecz w żaden sposób nie określiłbym się tylko po jednej stronie. Bam: Co właściwie oznacza „New School Oriental Style”? Jess: Mam artystyczne podstawy doświadczenie jako dekorator wnętrz, dlatego moje prace pełne są detali i tekstur. W odróżnieniu od tradycyjnej sztuki orientalnej dodaję sporo elementów realistycznych i materialnych. Staram się dodawać do moich tatuaży więcej życia. Patrząc na mojego smoka, chciałbym

żebyś czuł jak ostre są jego zęby, jego wężową fakturę ciała i widział oczy, które powiedzą ci wszystko. To w połączeniu z ruchem mięśni klienta tworzy wrażenie ruchu, życia… Innymi słowy styl „New School Oriental” jest właśnie bardziej żywy, bardziej realistyczny i bardziej trójwymiarowy. Bam: Jak wygląda body suit twoich marzeń? Jess: Nie wiem czy taki istnieje… albo ujmę to inaczej, jeden body suit nie spełni moich marzeń. Chciałbym zrobić dużo body suitów całych w portrety, czy w stylu orientalnym, mogłyby to też być postaci ze starych komiksów czy kreskówek. Ta właśnie różnorodność czyni moją pracę interesującą i wymagającą.

TATTOOFEST 13


Bam: Otrzymujesz bardzo dużo nagród w konkursach na konwencjach. Z której nagrody jesteś najbardziej dumny? Jess: Nie jestem dumny z faktu otrzymania samej nagrody. Moją największą nagrodą jest mój klient. Kiedy widzę jak on z radosną twarzą, odbiera nagrodę na scenie, to przypominam sobie jego trud, oczekiwanie na kolejną sesję, to ile bólu osoba musiała znieść, ile czasu i pieniędzy musiała poświęcić żeby doprowadzić tą podróż do końca. Jestem bardzo wdzięczny klientom, którzy mi zaufali i powierzyli swoją skórę. Dzięki nim rozwinąłem się jako artysta i mam „My Tattoo”. Żadne słowa nie są w stanie tego oddać. Jedynym sposobem w jaki mogę im za to podziękować jest wykonanie jak najlepszej pracy. Zadowolona twarz klienta to dla mnie najcenniejsza nagroda. Bam: A propos klientów masz zapisy na dwa lata do przodu. Jak to możliwe, aby panować nad kalendarzem terminów na tak odległy okres? Jess: To jest najtrudniejsze pytanie. Czekam na wszelkie sugestie. Obecnie mam swojego prywatnego asystenta Andy’ego Trana, który jest jednym z moich uczniów, i który zajmuje się między innymi terminami. Robi co w jego mocy. Poza pracą w studio można się ze mną umówić na zagranicznych konwencjach. Na mojej stronie jest rozpiska konwencji, na które się wybieram. Bardzo chciałbym odwiedzić Polskę.

TATTOOFEST 14

Bam: Jakim mottem życiowym, filozofią kieruje się Jess Yen? Jess: Silnie wierzę w karmę. Wszystko co robimy dziś, będzie miało konsekwencje jutro. Korzystam z faktu posiadania własnej strony internetowej zamieszczając na niej 10 sposobów walki z globalnym ociepleniem i 10 powodów, dla których należy zostać wegetarianinem. Robię to, bo chciałbym żeby każdy odwiedzający moją stronę pomyślał z wdzięcznością o matce ziemi i wcielił te myśli w życie. Takie nastawienie musi stać się cechą całej populacji, inaczej konsekwencje z utraty matki ziemi przyjdą wcześniej niż moglibyśmy się spodziewać. Niestety zaawansowane technologie i wygoda ludzkiego życia powodują szkody w ekosystemie. Z uwagi na ten fakt, jako ekologiczny tatuator staram się cieszyć każdym dniem i jednocześnie zwracać uwagę na ochronę ziemi. Grist, organizacja typu non-profit, poświęcona kwestiom środowiska i zmian klimatu uhonorowała mnie 3 miejscem wśród 13 najbardziej aktywnych „zielonych”. Jestem zaszczycony i mam nadzieję, że coraz więcej ludzi zacznie myśleć o dobru planety. Ten styl życia może nie ma wpływu na moją sztukę, ale na pewno wpływa na mentalność moją i „My Tattoo Family”. Wierzę, że sztuka doceniania różnych rzeczy to podstawa do kreowania jakichkolwiek umiejętności. Jeżeli ktoś nie ma szacunku i nie potrafi niczego docenić, nie stworzy niczego poruszającego. Jeżeli


tatuator nie szanuje ciała klienta i zaufania, którym go obdarzył, nie stworzy dobrej pracy. Bam: Jaka jest twoja prywatna opinia o tatuażach oldskulowych? Jess: Jestem pełen szacunku dla oldskuli. Jest to nasza historia. Niektóre z tych tatuaży mają głębokie znaczenie, inne opowiadają jakąś historię. Uważam, że dla kreatywności nie ma barier lecz trzeba mieć szacunek dla kultury, wierzeń i obyczajów. To świetnie, że można tworzyć własną sztukę używając bogactwa pomysłów, lecz trzeba pamiętać o szacunku do tradycji. Jest wielu artystów tradycyjnych jak rodzina Horiyoshi, Sailor Jerry etc. Ich wzory stanowią cenną inspirację, z której korzysta wielu nowoczesnych tatuatorów. Bam: Plany, marzenia… Co ma się zmienić w świecie „My Tattoo Family”? Jess: Moim celem jest otwarcie galerii „My Tattoo Family”. Galeria ta poświęcona ma być historii Tebori, znalazłyby się tam również prace moje i moich uczniów. Docelowo wszystkie następne generacje miałyby tam miejsce do zaprezentowania swoich osiągnięć. Chciałbym też niedługo wydać książkę o Tebori i skupić się bardziej na body suitach. Zawsze szukam „czystego płótna”, które pozwala na stworzenie pełnego dzieła na ciele. Nie jest to łatwe, ponieważ ludzi decydujących się na pokrycie całego ciała nie jest wielu. Pragnę też stworzyć styl tatuowania, który byłby czymś całkowicie nowym, ale na razie zachowam to w tajemnicy… Bam: Dziękuję za wywiad. Chciałbyś coś dodać? Jess: Kiedy byłem dzieckiem i uczyłem się geografii, uznałem nazwę Polska za bardzo piękną. Patrząc na zdjęcia z waszego kraju byłem oszołomiony jego kulturą, sztuką i architekturą. Ten wywiad dla magazynu „TattooFest” był dla mnie bardzo dużą niespodzianką i sprawił, że poczułem się bliżej moich marzeń z dzieciństwa. Chciałbym serdecznie podziękować „TattooFestowi” za możliwość przedstawienia mnie swoim czytelnikom i entuzjastom tatuażu w Polsce. Z całą pewnością odwiedzę Polskę w przyszłym lub w 2011 roku na waszej konwencji. Nie mogę się doczekać poznania was osobiście już niedługo…




TATTOOFEST 18

too, Świdnica - III Tatuaż

Darecki, Darkness Tat

pierwszego dnia


TATTOOFEST 19

Sławek Myśków, Viking, Zielona Góra - I Tatuaż drugiego dnia

Sławek Myśków, Viking, Zielona Góra - I Tatuaż pierwszego dnia


TATTOOFEST 20

Sławek przy pracy, fot. Łukasz Jaszak

Po kilku godzinach pracy Pavla Angela AgRypa była bardzo zadowolona z rozbudowy jej tatuażu

TF TV – Bam przepytuje jurora Tofiego

Zwycięzcy kategorii „Tatuaż pierwszego dnia” z modelami

Marcin z Saurona, fot. Łukasz Jaszak


Jury (od lewej): Tofi, Bazyl, Krzysztof Iwin

Niezapomniane fireshow w wykonaniu grupy Mamadoo, fot. Łukasz Jaszak

Dziewczyny ze zwycięskimi pracami w kategorii „Kompozycja damska”

Praca nagrodzona w kategorii „Tatuaż drugiego dnia”. C.d.n., fot. Łukasz Jaszak

TATTOOFEST 21


Jarek, Tat Studio, Gdańsk - III Tatuaż duży czarno-szary

Bartosz Panas, Gulestus, Warszawa - II Tatuaż mały czarno-szary

Anabi, Anabi - Tattoo, Szczecin - III Tatuaż autorski

Damian, Ultra Tattoo, Wrocław - II Tatuaż duży czarno -szary

Jarzomb, Blues Tattoo, Rumia - III Tatuaż mały czarno-szary

Krzysiek, Azazel, Milanówek - II Tatuaż pierwszego dnia

TATTOOFEST 22


TATTOOFEST 23

Edek, Krokodyl, Koszalin - II Kompozycja męska

Damian, Ultra Tattoo, Wrocław - I Tatuaż mały kolorowy

Jarek, Tat Studio, Gdańsk - III Kompozycja męska

Andrzej, Krokodyl, Koszalin - I Kompozycja męska

Aldona, Szery Tattoo, Warszawa - I Tatuaż duży czarno-szary

Piotr, Evil Tattoo, Kalisz - I Tatuaż mały czarno-szary


TATTOOFEST 24

Broda, Black Star, Warszawa - I Tatuaż duży kolorowy

Marcin, JaTuTaTToo, Wejherowo - II Tatuaż tradycyjny

Bartosz Panas, Gulestus, Warszawa - II Tatuaż drugiego dnia


Daveee, Kult Tattoo, Kraków - III Tatuaż duży kolorowy

Anton Oleksenko, D3XS, Gliwice - I Tatuaż autorski

Jarzomb, Blues Tattoo, Rumia - III Tatuaż drugiego dnia

Marzan, Sauron, Ruda Śląska - I Tatuaż Tradycyjny

TATTOOFEST 25


Kryś: Skąd tyle mroku w pracach Myśkowa? Lubisz się bać? Co czytasz? Co oglądasz? Sławek: „Prace Myśkowa” to tak ciężko brzmi, prawda? „Myśka” lub „Szczura” to trochę lepsze określenia, tak przynajmniej nazywają mnie znajomi… Co do mroku, to troszkę mi do niego daleko. Booth i jemu podobni prezentują straszliwe rzeczy w swoich pracach, ja póki co szukam własnej stylistyki, ale to fakt, że strasznie jestem zajawiony krwią. Może to się wzięło z dzieciństwa, kiedy dużo łaziłem do lasu, tak po prostu pochodzić i powłóczyć się bez celu, a nocą las mnie przerażał - brrr. Bardzo bałem się potworów w nim mieszkających. Teraz wiem, że ich nie ma, przynajmniej w Dolnośląskim :). Stąd wzięła się na pewno moja pasja do wilkołaków, demonów i krwi. Pamiętam bardzo dobrze, kiedy to pierwszy raz zajarałem się

TATTOOFEST 26

demonami. Będąc młodym łbem, poszliśmy z kochanym „tatem” do wypożyczalni kaset. Oglądałem obrazki na okładkach vhs’ów i spodobała mi się taka duża postać na tle księżyca, właśnie jakiś demon. Poprosiłem tatę by wypożyczył kasetę, a że zawsze miałem mega kochających rodziców to się zgodził. Oglądałem film z głową przy ekranie i nie mogłem uwierzyć, że takie monstrum, które zabija w lasach, może istnieć chociażby w telewizji. Po obejrzeniu tej produkcji przez długi czas okrutnie bałem się iść na spacer pod wieczór czy nocą (przypominam, że byłem wtedy w przedszkolu). Czy lubię się bać? Nie wiem, chyba raczej nikt nie lubi. To takie dziwne… maluję ciągle krew i jestem nią zachłyśnięty, ale jak patrzę na jakieś krzywdy na świecie, to bez kitu, łzy mi lecą. Najbardziej jestem przeczulony na krzywdzenie zwierząt. Nienawidzę

głupków, którzy katują zwierzęta! Co czytam? Co oglądam? Aktualnie chyba nic, staram się dużo malować, bo dzięki temu się rozwijam, a jeszcze długa droga przede mną i lata rysowania. Kryś: Twoje ostatnie prace są coraz bardziej kolorowe, wesołe i znacznie mniej przypominają sceny wyjęte z horroru. Co takiego wydarzyło się w twoim życiu, że nastąpiła taka zmiana? Sławek: Sam nie wiem. Przede wszystkim staram się eksperymentować. Dopiero teraz czuję tak naprawdę, że zaczynam wyciągać skrzydła z marynarki. Byłem takiego zdania, że nie ma sensu robić swoich zajawek, skoro tak do końca nie potrafi się wbić dobrze koloru, zrobić konturu itd. Wydaje mi się, że technikę już trochę poznałem i doszło do mnie, że już najwyższy czas zabrać się za realizację własnych

pomysłów. Aktualnie wciąż szukam własnego stylu. Kolorowe? Może dlatego więcej ich wykonuję, że powoli czernie zaczęły mnie ograniczać. Kolor to dla mnie coś nowego, dopiero zaczynam się nim bawić. Po ostatniej konwencji (Tattoo Konwent w Gdańsku przyp. red.) widać, że ludziom spodobało się to co robię, ale to nie jest jeszcze to… Co tu dużo mówić, chcę „rozjebać towarzystwo stylem”. Kryś: Czy to znaczy, że teraz będziesz wykonywał kolorowe, radosne tatuaże, których projektowanie - biorąc pod uwagę „pogodny” sposób bycia - z pewnością nietrudno ci przychodzi? A może chodzi o wzrost zainteresowania takimi projektami? Sławek: Zainteresowanie na pewno wzrosło i to mnie cieszy. Swoich klientów nauczyłem, że muszą wymagać ode mnie zrealizowania pomysłu


przed tatuowaniem na papierze. Dzięki temu ciągle muszę robić projekty, ale jestem z tego zadowolony, ponieważ przez takie działanie codziennie rysuję, a to na pewno pozwoli na większy polot rysunkowy, który objawi się następnie w tatuażu. Na pewno będę robił więcej kolorowych tatuaży, zarówno radosnych jak i strasznych, dopóki nie znajdę „swojej kreski”. Kryś: A inne dziedziny sztuki? Niegdyś zajmowałeś się graffiti, fotografią, malarstwem, grą na trąbce… Co najchętniej tworzysz w wolnych chwilach? Sławek: Jestem na takim etapie, że nic poza tatuowaniem się nie liczy. Wolne chwile spędzam na rysowaniu dla siebie i to jest dla mnie odpoczynek. Do tych wszystkich rzeczy, które wymieniłaś mam ogromny szacunek, ale trzeba coś poświęcić by stać się naprawdę dobrym

TATTOOFEST 27


w jakiejś konkretnej dziedzinie. Dużo osób robi wiele rzeczy na raz. Wtedy trudno skupić się na czymś konkretnym, a robiąc wszystko jednocześnie można działać co najwyżej dobrze w każdym kierunku, a nie bardzo dobrze. Przede mną daleka droga i muszę włożyć dużo pracy w to co robię, by efekty mnie zadowalały. Kryś: Dlaczego owieczki? Sławek: Owieczki to tylko motyw przejściowy. Czasami się mocno zajaram czymś, co widzę jedynie przez chwilkę. Ogrom możliwości w przedstawieniu tych stworzeń pobudza moją kreatywność - ot, takie ćwiczenie. Owieczkę zobaczyłem kiedyś na długopisie i pomyślałem „Boże, ile razy tą samą owcę można przedstawić w różnych formach?”. Ostatnio przechodziłem obok stoiska ze słodyczami i moją uwagę zwróciły żelki „Haribo”. Także następne projekty będą z nimi, mam nadzieję, że efekt się spodoba. Kryś: Czy Zielona Góra nie jest już dla ciebie za mała, wiesz granica jest całkiem niedaleko… Jakieś plany na przyszłość? Sławek: Zielona Góra za mała? Heh… to jest śmieszne, ale z Aero prawie nie znamy miasta, mamy tyle pracy, że raczej nigdzie nie wychodzimy. Nie planuję też wyjechać za granicę, bo jakoś nie mogę się tam odnaleźć, także Polska jest na mnie skazana. Realizuję się tu jak tylko mogę i jestem szczęśliwy. Dziewczyna i kochany pies mi w tym pomagają. Jedyne co planuję to pojeździć trochę i potatuować gościnnie. Kilku naprawdę dobrych tatuatorów zaprosiło mnie do siebie, więc na pewno skorzystam z takiej możliwości, choćby dlatego, że będę mógł się czegoś nauczyć. Kryś: Pytania od naszych dziewczyn: Kudi chce poznać receptę na twój wiecznie dobry humor? A Ela nie może dalej zrozumieć dlaczego nie chciałeś spróbować pysznego vegańskiego ciasta i oczekuje wyjaśnień… Sławek: Recepta na dobry humor? Nie mam takiej. Jestem raczej szczęśliwym facetem, któremu się układa w życiu… jak to mówią „głupi ma zawsze szczęście”. Robię to co kocham, widzę progres w pracach i to mnie rozsadza radością od środka. Nie mówię, że nie mam dołów. Czasami chodzę cicho po studiu i nie chce mi się z nikim gadać, bo coś akurat mnie dręczy, albo po prostu jestem zmęczony tym wszystkim, brr… ale o czym my tu rozmawiamy, zaraz zaczniemy popłakiwać. A czemu nie chciałem ciasta? Jakoś tak mam, że muszę naprawdę dobrze kogoś poznać i się z kimś oswoić, by wziąć cokolwiek od niego. Nie żebym nie polubił Eli, wręcz przeciwnie. Zajebiście się poczułem jak chciała mi wcisnąć ciacho. Kiedyś na pewno wezmę, więc bez urazy :) Kryś: Śledzisz bacznie dokonania innych tatuatorów? Kilka słów na temat tego kto i dlaczego zwraca twoją uwagę? Sławek: Nie chcę wymieniać osób, które są dla mnie wartościowe, bo boję się, że mógłbym kogoś pominąć. Ale na pewno ci ludzie, czytając to wiedzą, że teraz o nich wspominam. Wartościowe osoby to dla mnie te, które robią coś z całego serca oraz na pewno te,

TATTOOFEST 28


TATTOOFEST 29


które rysują, malują itd. Jednym słowem żyją tym światem… A w ogóle to ostatnio wiele osób zwróciło moją uwagę, bo rozwijają się jak pojebani. Cieszę się, że jestem świadkiem tego, co się dzieje. Kryś: Zauważyłam, że jesteś bardzo pracowitym człowiekiem, ale na pewno masz jakiś czas wolny, zamiłowanie do deski minęło? Sławek: Zamiłowanie do deski nie minęło, ale tak jak mówiłem trzeba coś poświęcić. Raczej nie chodzę na imprezy, rzuciłem papierosy, bo palenie pochłaniało dużo czasu i wkurzało mnie to, że co chwilę musiałem się oderwać od tatuażu, bo zaczynałem myśleć o fajce. Teraz nie robię przerw i to mnie cieszy. A po pracy? Hmm… mój dzień wygląda zawsze tak samo: wstaję o 8.00, idę z psiakiem do lasu na godzinę, potem do studia, po pracy coś jem i siadam do malowania i tak do 12 lub 2 w nocy. Taki schemat zdominował moje ostanie dwa lata, a może już trzy… sam nie wiem. Czasami zdarzy się gdzieś wyjechać, ale to tak naprawdę dla mnie najgorszy okres. Zaczynam się po chwili stresować, że w tym czasie mogłem coś malować, myśleć jak rozwinąć motyw jakiegoś tatuażu. W jakimś stopniu to jest już nałóg, mam nadzieję, że wart tego wszystkiego. A czy jestem pracowity? Raczej leń ze mnie, ale to miłe co powiedziałaś :). Kiedy robię jakiś dobry tatuaż to wszystko wokół przestaje istnieć. Kryś: Czy zauważasz wzrost liczby klientów, którzy trafiają do ciebie świadomie, znając twoje prace? Sławek: Zdecydowanie tak. Praktycznie każdy kogo teraz tatuuję trafia do mnie świadomie. Robię się sławny Sławek :). Może to także daje jakiegoś kopa, bo wszyscy liczą, że dostaną coś dobrego, a ja staram się jak mogę… W każdym bądź razie na pewno będzie jeszcze lepiej.

Kryś: Obserwujemy teraz wysyp polskich konwencji. Co powiesz na ich temat? Lubisz pracować podczas takich imprez? Sławek: Konwencje to zajebista sprawa. Niestety nie mam w trakcie nich czasu dla ludzi i na to, by poznać nowe osoby

TATTOOFEST 30


i gdzieś połazić. Jak sama widziałaś w Gdańsku, nawet nie zrobiłem dłuższej przerwy podczas tatuowania. Może to dlatego, że mam zajebistą zabawę przy tatuażach robionych na konwencie. Nie ma żadnego konkretnego powodu, po prostu fajnie mi się pracuje. No może nie

w Szczecinie jak światło padło i musiałem najpierw dziarać przy świeczkach, a potem przy neonie Lecha, bo nikt nie miał lampki. Może to i dobrze, bo wtedy jeszcze tatuowałem buraki i na szczęście nikt tego nie widział, hehe. Teraz jest już lepiej - żart. Co mam więcej napisać…

aaa może, że Tattoofest najlepiej pamiętam. Ale przylizałem teraz, może naklejkę drugą dostanę :).

TATTOOFEST 31




TATTOOFEST 34


Bam: Jak określiłbyś swój styl tatuowania? Jakie są twoje preferencje, inspiracje? John: Nigdy nie precyzuję swojego stylu. Zawsze chciałem umieć wykonywać każdy rodzaj tatuażu. Po prostu staram się robić to najlepiej jak umiem i chcę żeby ludzie o tym wiedzieli. Jeżeli byłbyś u mnie w studio przez tydzień, zobaczyłbyś ile różnorodnych tatuaży robię. Inspiracje czerpię z różnych źródeł. „Niebezpieczne” są dla mnie wizyty w księgarniach, bo zazwyczaj kupuję wszystko co wpadnie mi w ręce. Od 1994 roku wydaję też magazyn tatuatorski. Widziałem już wiele tatuaży, które mnie zachwyciły i zmotywowały do ciężkiej pracy. Artystami, którzy mnie inspirują są m.in. Philip Leu, St Mark, Monte i Joshua Carlton. Bam: Twój ulubiony nurt w klasycznej sztuce to…? John: Uwielbiam klasykę! Era Renesansu. Bam: Alla Prima Ink to barwniki produkowane w kooperacji z Joshuą Carltonem, w czym są one lepsze od innych? Jak w ogóle zrodził się pomysł stworzenia własnej linii barwników? John: Joshua i ja rozmawialiśmy pewnej nocy o branży i o tym ile maili każdy z nas dostaje z pytaniem jakich barwników używa, jak je łączyć… Wtedy nas oświeciło. Pomyśleliśmy, że będzie to sposób na wsparcie branży. Zaproponowaliśmy kolory, których wielu tatuatorów szukało. Pierwszymi produktami, które powstały były serie Blood i Zombie, składające się z trzech stopniowanych odcieni dla realistycznego efektu. Cały proces produkcji odbywa się tu, w Kalifornii i wszyscy pracownicy firmy są tatuatorami. Jesteśmy dumni z naszych barwników, ponieważ wiemy, że są bezpieczne i gwarantują doskonały efekt. Bam: Wiem, że tatuujesz muzyków z „Suicide Silence”. Jak do tego doszło? Często tatuujesz ludzi z branży muzycznej? John: Tatuuję dużo ludzi z różnych kapel. Jeżeli chodzi o „Suicide Silence”, Mitch, wokalista jest moim przyjacielem odkąd skończył 16 lat. Pracował też u mnie w studio jako pomocnik przez jakieś dwa lata. Bardzo sobie nawzajem pomagamy i wspieramy się. Tatuowałem również pozostałych członków zespołu. Tatuaże ode mnie zdobią również ciała większości ludzi z „Winds of Plague” czy „Panic at The Disco”. TATTOOFEST 35


TATTOOFEST 36


Bam: Skoro jesteśmy już przy temacie muzycznym to powiedz czego najbardziej lubisz słuchać? John: Słucham starego hardcore’u i punka, od czasu do czasu też jakichś glamowych rzeczy jak Iggy and the Stooges. Bam: Elektryczne czy pneumatyczne? Jakiego rodzaju maszyn używasz? John: Używam klasycznych, elektrycznych maszyn do linii i Hawka do cieni. Nie lubię robić konturu Hawkiem, ale jest świetny jako shader. Nigdy nie używałem Neumy (pneumatyczna maszyna do tatuażu produkowana przez Carsona Hilla przyp. Bam) i myślę, że nie zacznę z uwagi na to, że jest bardzo wolna i przez cały ten ciężki i duży sprzęt zasilający, zalegający dookoła. Bam: Jeżeli zdarzyłoby ci się być w sytuacji gdy klient powiedziałby, że chce zrobić u ciebie body suita na zasadzie „rób cokolwiek, co zechcesz”, to co byś wytatuował? John: Zawsze mówię żebyśmy zrobili bandę karzełków jeżdżących na monster truckach podczas łowienia ryb. Nikt się jeszcze nie zgodził… hahaha. Poważnie, staram się proponować rzeczy, których nikt jeszcze nie robił, staram się żeby były naprawdę duże i żeby współgrały z kształtami ciała. Bam: Sporty ekstremalne i tatuaże. Co myślisz o tym zestawieniu? John: Nie wiem. Po pierwsze uprawianie takich sportów zmusza cię przeważnie do przebywania na słońcu, a to nie jest zbyt dobre dla tatuaży. Osobiście lubię sport, ale raczej dziedziny, które nie narażają na urazy dłoni czy nadgarstków.

TATTOOFEST 37


Bam: Czy jest jakiś etap w całym procesie tatuowania, którego nie lubisz lub określone miejsce na ciele, na którym nie lubisz pracować? John: Nienawidzę tatuować szyi i karków. Po prostu nie lubię. Nie mogę się też doczekać, aż skończę z konturem. Czuję, że kreatywność zaczyna się dopiero z chwilą rozpoczęcia cieniowania. Bam: Co zamierzasz zrobić ze swoją najbliższą przyszłością? John: Obecnie dużo podróżuję po świecie i zamierzam to kontynuować. Staram się również na bieżąco rozwijać w tatuowaniu. W niedalekiej przyszłości mam zamiar odwiedzać Europę częściej i jeżeli zostanę zaproszony na jakąś konwencję czy będę mógł przeżyć inną, podobną przygodę, zjawię się na bank!

Bam: Jeśli miałbyś grać w kapeli to który instrument byś wybrał? John: Nieważne, przede wszystkim byłbym frontmanem. To jest w moim stylu. Haha Bam: Twoje hobby to…? John: Podróżowanie, zwiedzanie nowych miejsc i poznawanie nowych ludzi w studiach i na konwencjach. Bam: 5 rzeczy, dzięki którym nie można się nudzić w Kalifornii?! John: 1. super pogoda, 2. zawsze jakieś dobre kapele grające w pobliżu, 3. cudowne plaże, 4. mnóstwo pięknych dziewczyn, 5. ???... haha… skończyły mi się pomysły…

TATTOOFEST 38


„Zrobiłbym sobie tatuaż, ale w Polsce to tak nie potrafią jak tam…” Tekst, który słyszałem już chyba milion razy. Dobra, niby nie ma co się zatrzymywać nad tym dłużej, bo to świadczy tylko o tym, że osoby mówiące tak nie mają pojęcia czego chcą. Tatuaż to efekt zbyt długiego przebywania na słońcu, przebywania na molo i oglądania smarowania wzorków henną. Problem powstaje w chwili, gdy takie mądrości ludowe rozsiewają się wśród innych. Niby jak ktoś chce tatuaż, to będzie szukał... Nie każdy jeździ po konwencjach, nie każdy czyta pisma branżowe a duży procent wytatuowanych to przypadkowe społeczeństwo, czy się to komuś podoba, czy nie. Wypada dodać, że w zaścianku tatuują lepiej niż w telewizji i nie wymaga to wielkich poszukiwań, trzeba tylko troszkę się wysilić. „Coś bym sobie zrobił(a), bo oglądałem(am) taki program…”. Ile razy to słyszeliście? Zero pomysłu na pracę, zero zarysu tego, co by klient chciał ale oglądał program i też chce „tatuaża” bo to modne, fajne, kul itp. Nie wiem czy chcę obciąć włosy to nie pcham się fryzjerowi na fotel… Jest to żer dla salonów komercyjnych i jednosezonowych. W innych miejscach nie mieli terminu na wczoraj, to idę sobie gdzieś indziej, bo przecież studio to studio - wszędzie na świecie takie samo i tak samo powinno się to odbywać. Drastyczny przypadek, ale spotkałem się i z takim podejściem. Szkoda,

że zamiast rozpocząć przygodę z tatuażem od czegoś dobrego, trzeba kontynuować zabawę poprzez cover-up. „A to nie można się tak od razu wytatuować? Trzeba czekać? W telewizji pokazywali…” Realne i nierealne. Nie przypominam sobie, aby w Polsce działało dobre studio z wystarczającą ilością tatuatorów, aby z marszu obsłużyć klienta z ulicy. Zwykle pracują 2-3 osoby, które mają nawał pracy i sporadycznie zdarza się, że mają dzień wolny, bo akurat coś tam się wydarzyło, czy klient się odwołał. Z drugiej strony telewizja pokazuje, że w studiu pracują 4 lub 4,5 osoby (0,5 to praktykant), co już daje większe szanse na zrobienie tatuażu od ręki. Sezonówki korzystają z tego namiętnie, klient z nadpobudliwością ląduje u nich. Sam jest sobie winien. Poza tym w „tiwi” też nie tatuują z marszu, na tej zasadzie są projektowane prace, ale termin zaklepuje się nieco wcześniej. „W telewizji nie bolało…” i jeszcze kilka innych drobiazgów. Generalnie to, że wszyscy leżą cholernie wyszczerzeni i gadają sobie na luzie nie oznacza „rzeźniczenia” naszych tatuatorów. Panowie z telewizorni tatuują tak samo jak reszta świata. Montaż robi swoje, grymasy i kwękania są wycinane. Jak w programie popularyzującym można pokazywać ludzi wyjących z bólu? Nie ma co przesadzać z bolesnością tatuażu, ale też nie można udawać, że takiego zagadnienia nie ma.

Co mnie najbardziej jednak odrzuca od oglądania tego typu programów, to pokazywanie całego zajebiście słodkiego życia tatuatora. Niby mają problemy jak reszta śmiertelników, ale zawsze jak w baśni Disneya wiewiórki ratują tatuatora i jego wspaniałą rodzinę. Nie pokazuje się zaplecza tej pracy, w jednym odcinku coś się przebąknęło o tym, ale zaraz obok przedstawia się hasającego po plaży radosnego artystę. To nie krew, pot i łzy, ale też nie sielanka bez problemów życia codziennego. Po co mieliby pokazywać to w telewizji? No pewnie, że to zbędne. Tak samo jak USG dzieciaka, problemy z przeprowadzką czy zapasienie się jednego z tatuatorów. Reality show wymaga ochów i achów ale to niszczy dokumentalny charakter nagrań. Szopka tatuatorska spłodziła całą masę krytyków sztuki. Mają oni wrażenie, że po obejrzeniu jednego sezonu, mogą już namiętnie i złośliwie wytykać błędy (warto przeczytać co zdaniem takich „znafcoof” jest błędem). Do tego 3 godziny w Google z hasłem „tattoo” i już wiedzą wszystko. Nie pomaga to przypadkowemu społeczeństwu odróżnić szajs od dobrej pracy, zwiększa jedynie ilość fermentu w środowisku. Tatuatorzy zamiast zająć się pracą, drapią się jak nastolatki o każdy szczegół. Komercyjność i „usługowość” tatuażu prowadzi do niezdrowego posadzenia tej pracy na jednej gałęzi z salonami kosmetycznymi. Brnąc

przez kolejne serie „Big Dziargatora” czuć czasem wazelinowatość bohaterów. Kelner w restauracji ma czasem więcej do powiedzenia niż oni. Artysta zostaje zwykłą prostytutką, która musi się pytać o wszystko klienta. Inwencja własna, albo próba ominięcia tematu, który jest niewygodny dla tatuatora z określoną specjalizacją zakończyła się awanturą z szefem, barwnie rozwleczoną na 3 odcinki. Postacie dążące do własnego stylu częściej mogą być „gniecione” o 3 gwiazdki na stopie… Fikcja czy nie, potrafi to być upierdliwe. Bzdurą jest dla mnie chęć posiadania tatuażu, bo się oglądało jakiś tam program. Równie dobrze mogą po obejrzeniu „Szkoły przetrwania” latać po lesie i wpierdzielać mech z robakami. Może to by było nawet lepsze… Analogia do hodowania zwierzątka nasuwa mi się w takiej sytuacji sama. Nie mam celowości w tym żadnej, nie czuję takiej potrzeby a pod wpływem impulsu lecę do zoologicznego i truję sprzedawcy. Zastanawiają mnie konsekwencje takich zachowań. Jeśli poddać później taką pracę zimnej kalkulacji, okazuje się, że znaczy dla posiadacza tyle co gówno. Łatwo przyszło, łatwo o tym zapomnieć i szukać nowego bezsensownego obiektu. Cały trud tatuatora to też gówno, w zasadzie może się nie starać. Szczęśliwie jest jeszcze coś takiego jak satysfakcja z pracy, która pozwala mieć takiego klienta w d… . Dante justyn_1@tlen.pl

TATTOOFEST 39




TATTOOFEST 42


TATTOOFEST 43


TATTOOFEST 44


TATTOOFEST 45


WEST COAST

„Nazywam się Steve Soto, jestem ojcem czworga dzieci, mężem, najstarszym z czworga rodzeństwa, a ponadto tatuatorem. Spędzam życie u boku rodziny, ale również sześć dni w tygodniu tatuuję. Uprawiam sporty walki, przynajmniej staram się jakoś znaleźć na to czas w natłoku zajęć. Kocham Muay Thai, Kickboxing, trenuję na OC Kickboxing niedaleko mojego domu w Anaheim CA. Co więcej, na pewno jestem typem „party animal” i odnajduję się w ciągłej walce o utrzymanie równowagi pomiędzy wszystkimi rzeczami, którymi się zajmuję i o priorytety, które mam w życiu.”

TATTOOFEST 46


www.myspace.com/stevesototattooart „Czuję, że wciąż się zmieniam i ewoluuję starając się być oryginalnym. Celowo używam określenia „staram się”, ponieważ w tej branży jest to trudne do osiągnięcia.” .

TATTOOFEST 47


Bam: Opowiedz o swoim studio Goodfellas Tattoo. Jak wygląda atmosfera pracy i kto jeszcze z tobą współpracuje? Steve: Profesjonalnym tatuowaniem zajmuję się od ośmiu lat. Dwa lata temu otworzyłem swoje pierwsze i jak dotąd jedyne studio tatuażu o nazwie Goodfellas Tattoo & Design Studio. Poza mną pracuje w nim jeszcze sześciu tatuatorów. Kocham ich jak braci i czuję się wyróżniony mogąc mieć ich w studio. Ponadto, podróżowanie zawsze było dużą częścią mojego życia i na pewno stało się składnikiem sukcesu. Dzięki wyjazdom na moich ścianach widnieje ponad dwieście nagród zdobytych na konwencjach właściwie wszędzie w Stanach. Zbudowaliśmy naszą reputację jako jedna z najbardziej utalentowanych ekip na świecie. Obsada studia to: Larry Casas, Spider Castrejon, Carlos Torres, Kurtis Gibson, John Caleb i stażysta Steven Johnsey. Spędzam z chłopakami mnóstwo czasu w pracy starając się rozwijać, z dnia na dzień być lepszym technicznie, artystycznie i etycznie. Dużo również przesiadujemy razem w knajpach oraz na przyjęciach w towarzystwie najlepszych artystów z Zachodniego Wybrzeża. Jesteśmy częścią Tribal Gear Family i Sullen Family. Muszę podkreślić, że tu na Zachodnim Wybrzeżu mamy bardzo silne poczucie jedności i jesteśmy dla siebie jak jedna wielka rodzina. Bam: Opowiedz historię o młodym Steve’ie wchodzącym w świat tatuowania. Jak wspominasz początki kariery? Steve: Kiedy sięgam pamięcią w przeszłość, do czasów kiedy zaczynałem tatuować, nie mogę się powstrzymać od śmiechu, ponieważ wtedy jeszcze nie miałem zielonego pojęcia, że tak dużo to w moim życiu zmieni. Na początku dostałem staż w lokalnym studio. Chciałem przy okazji zarobić trochę pieniędzy dzięki mojej sztuce, ale zawsze myślałem, że zostanę grafikiem czy kimś w tym stylu, raczej nie tatuatorem. Czas mijał, a mnie coraz bardziej pochłaniało tatuowanie. Mój warsztat bardzo się rozwinął, bo naprawdę starałem się ciągle przekraczać kolejne granice. Bam: Jakie cechy, twoim zdaniem, odróżniają tatuatorów od wszelkiego innego rodzaju artystów? Steve: Bycie tatuatorem, wysłuchiwanie historii ludzi i przeżywanie przygód związanych z wykonywanym zawodem sprawia, że stajesz się innym człowiekiem. Uważam, że tatuatorzy są bardziej oświeceni, doświadczeni, skupieni i opanowani niż inni artyści. Naprawdę wierzę, iż jesteśmy zupełnie innym gatunkiem. Bam: Co najbardziej lubisz tatuować i co jest dla ciebie wyzwaniem?

TATTOOFEST 48

Steve: Kocham tatuaże w odcieniach szarości. Uwielbiam realizm, motywy gangsterskie, religijne, a także mroczne i szalone. Czuję, że wciąż się zmieniam i ewoluuję starając się być oryginalnym. Celowo używam określenia „staram się”, ponieważ w tej branży jest to trudne do osiągnięcia. Czasem patrzę na czystą kartkę godzinami nie mogąc wymyślić niczego niebanalnego. Unikalność jest właśnie tym największym wyzwaniem, przed którym staje tatuator. Bam: Jakimi dziedzinami sztuki, poza tatuowaniem oczywiście, interesuje się Steve Soto? Steve: Moją drugą miłością, poza skórą i tuszem jest rysowanie ołówkiem. To surowa technika pozwalająca na dużą swobodę. Ostatnio zacząłem także używać

długopisu i tuszu. Muszę przyznać, że jestem zachwycony kontrastem, który można w ten sposób uzyskać. Gdy coś tworzę dokładam wszelkich starań, by było to dobre. Chciałbym być zapamiętany jako jeden z najlepszych artystów pracujących na skórze, papierze czy płótnie. Chcę po sobie pozostawić trwały ślad. Bam: Sullen Clothing. Jesteś jednym z artystów tworzących projekty na potrzeby tego kalifornijskiego labelu. Opowiedz o współpracy z Sullenem… Steve: Sullen Clothing to świetna firma, ponieważ daje artystom takim jak ja szansę umieszczenia swoich prac na t-shirtach, które są noszone na całym świecie. Ich jakość jest powalająca, a do tego jeszcze umieszczają twoje imię, czy podpis na


koszulce. Czego chcieć więcej? Mam nadzieję, że będziemy współpracować nad kolejnymi projektami z Sullenem. Właśnie ostatnio coś dla nich maluję… Bam: Skoro przy tym jesteśmy, Kalifornia… czujesz, że jest to twoje miejsce na ziemi? Jak wygląda życie tatuatora na Zachodnim Wybrzeżu? Steve: Kalifornia to świetne miejsce dla tatuatora! Jak już wspominałem wcześniej, jestem królem imprez, a nigdzie się tak nie imprezuje jak na Zachodnim Wybrzeżu. Uważam, że jest to świetny sposób na odreagowanie wszystkich stresów związanych z byciem znanym artystą, właścicielem studia, mężem i ojcem. Od czasu do czasu takie wyjście na imprezę jest czymś niezbędnym. Najczęściej zabieram ze sobą moją żonę, ale niekiedy

chłopcy potrzebują wieczoru tylko dla siebie. Tu sprawy się komplikują, ponieważ ciężko jest imprezować z kolegami całą noc i później nie mieć wojny w domu, dlatego staram się utrzymywać równowagę i pamiętać o rzeczach ważnych. Kocham moją żonę i wiem, że jest stworzona dla mnie, więc staram się nie przeginać. Bam: Masz low-ridera? Steve: Właśnie jestem w trakcie jego składania. Jest to Cutlass Supreme rocznik ‘82. Lubię samochody, ale muszę przyznać, że nie jestem aż takim ich pasjonatem. Zdecydowanie bardziej cenię sztukę czy moją rodzinę. W środowisku, w którym dorastałem lowridery były największym wypasem! W miarę upływu czasu bardziej pociągały mnie gangsterskie motywy na samochodach niż same maszyny.

Bam: Jak kształtują się twoje plany na przyszłość? Co w najbliższym czasie pochłonie twoją uwagę? Steve: W tym roku złożyłem mój trzeci sketchbook i ósmy zestaw flashy. Przygotowuję też serię rysunków, które prawdopodobnie wyda pewna duża firma. Ostatnio powiększyłem studio z 300 do 600 metrów kwadratowych. Tatuuję również gościnnie w Huntington Ink Tattoo Lounge w Las Vegas. Poza tym rozwijam swój brand odzieżowy Klika Street Wear. W mojej głowie kłębią się wciąż nowe pomysły i projekty. Czuję, że wciąż jeszcze nie wykorzystałem w pełni swojego potencjału. BamBam TATTOOFEST 49




e są Papierosy ni e są zdrowe, al :D dobre

TATTOOFEST 52


Kamil Mocet VS Daveee

Gosia z Evil From The Needle

Stały bywalec angielskich konwencji tatuażu

Jason Butcher i najbardziej stylowy dżentelmen Jam’u

Mike DeVries, MD Tattoos, USA

Joe Capobianco w całej swej okazałości

Bez, Triplesix Studios, UK

Tattoo Masters Ball

Horimyo i sztuka Tebori

TATTOOFEST 53


TATTOOFEST 54

Marcus, Funny Farm Tattoo, Szwecja

Leigh Oldcorn, Cosmic Tattoo, UK Joe Capobianco, Hope Gallery, USA

Cecil Porter, Under The Gun Tattoo, USA - Best of Sunday & Best of Show

Marcus, Funny Farm Tattoo, Szwecja

Anabi, Anabi - Tattoo, Szczecin, Polska


Bez, Triplesix Studios, UK

Kamil Mocet, Kamil Tattoo, UK

Hannah Aitchison, Deluxe Tattoo, USA

Niewczas, Czas tattoo, UK

Daveee,KULT Tattoo, Polska

TATTOOFEST 55

Martin Couley, Couley’s Tattoo Studio, UK

Jason Butcher, Immortal Ink, UK

Sal’s Tattoo, UK

Bez, Triplesix studios, UK


Nigel Kurt, Funhouse Tattoos, UK

Ciekawy dotwork

TATTOOFEST 56 Premier Ink, Irlandia

Robb, Eternal Tattoos, UK - Best Backpiece


Joe Myler, JMD’s Body Art, UK

Alexis Waatete , Orange County Inkhouse, USA

Horimyo, 13 Project, Japonia

Emma Kierzek, Aurora Tattoo, UK - Best large black and grey

Matt Faulkner, State of The Art Tattoo, UK

Max From Hell Tattoo, Austria

TATTOOFEST 57




TATTOOFEST 60

fot. James R. Garcia JRG Photography www.photographybyjrg.com


kudi chicks Kryś: Z tego co wiem, to masz bardzo interesującą pracę. Przebywasz z „gwiazdami” i znanymi ludźmi, robisz makijaże i fryzury do profesjonalnych sesji zdjęciowych i reklam - opowiedz coś o tym. Wiem, że jest to branża, w której ciężko jest się przebić i zostać zauważonym, jak ci się udało? Miss Rockwell: Często pracuję z muzykami czy aktorami, w jednym przypadku z aktorem, który jednocześnie jest utalentowanym muzykiem. Bardzo cieszę się z tego, ale nie opowiadam o tym każdemu przy standardowych konwersacjach. To prawda, robię makijaż i włosy profesjonalnie, zarówno do reklam, zdjęć jak i klipów. Pracowałam też przy realizacji kilku programów telewizyjnych, ale lubię swobodę, możliwość bycia zaangażowaną w wiele różnorodnych projektów i nie siedzę dużo w studio, lecz to może się kiedyś zmienić, kto wie. Zaczęłam być zafascynowana makijażem i stylizacją włosów jakieś 9 czy 10 lat temu, lecz profesjonalnie zajmuje się tym od około 7 lat, od przeprowadzki do Los Angeles. Zaczęłam wtedy pracować z debiutującymi aktorami i muzykami. Pewnego dnia

znajoma poprosiła mnie o zrobienie jej fryzury, później zajęłam się włosami jej chłopaka, który później polecił mnie swoim kolegom z kapeli, którzy z kolei polecali mnie dalej innym, znanym zespołom i tak to się układało. Zawsze marzyłam o tym, aby zostać muzykiem i nawet jeśli to marzenie się nie spełni to chcę oscylować wokół sceny, tak więc branża „hair and makeup” jest doskonałym wyborem. Kryś: Czy makijaż i stylizację do swoich sesji zdjęciowych wykonujesz sama? Miss Rockwell: Do większości tak. Sama robię makijaż i stylizację, korzystam też z własnych strojów, chyba że jakiś stylista pracuje nad konkretnym projektem lub jest to sesja dla jakiejś firmy. Zdarzało mi się być malowaną czy czesaną przez innych artystów i nie byłam zadowolona. Ciężko było mi się uśmiechać i zachowywać swobodnie jeżeli nie czułam się piękna. Kryś: Opowiedz o swoim modelingu. Jak zaczynałaś, czy robisz zdjęcia bardziej na własny użytek, czy może dla konkretnych firm odzieżowych itp.? Miss Rockwell: Wciąż nie uważam się za modelkę w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Myślę o sobie bardziej jako o dziewczynie, której czasem robią zdjęcia, haha. Wszystko zaczęło się gdy miałam jakieś 17 czy 18 lat. Często podczas zwykłych wypadów ze znajomymi na kawę zaczepiali mnie fotografowie pytając o wzięcie udziału w różnych projektach. Z początku uważałam, że jest to troszkę dziwne ale w sumie podobało mi się to. Najczęściej się zgadzałam a oni pozwalali mi na pełną dowolność.

TATTOOFEST 61


Wtedy miałam już jakieś kolczyki, zwariowaną fryzurę i oryginalny strój, więc myślę, że po prostu byłam ciekawym okazem do fotografowania. To wszystko rozwijało się przez lata, ale mimo, że mam teraz dużo więcej tatuaży, uważam że mój image się uspokoił. Gdy przeprowadziłam się do L.A. poznałam gościa, który pracował dla SERIOUS Clothing i od razu zatrudniono mnie jako modelkę do ich katalogu. Zrobiliśmy sesję, po której kolejno byłam zapraszana przez inne znane brandy. Uwielbiam pracować z różnymi fotografami, więc ciągle podejmuję nowe zlecenia. Łatwo przychodzi mi współpraca właściwie z każdym, ponieważ jestem nastawiona pozytywnie na wszelkie wyzwania, tym bardziej jeśli ma to zaowocować wspaniałą sesją.

Kryś: Jakie jest życie wytatuowanej dziewczyny w Ameryce? Miss Rockwell: Na pewno jest ciężko. Amerykanie są tak mocno przekonani, że tatuaże są dla wyrzutków, gangsterów, kryminału, ćpunów i punków lub, że jeżeli masz dużo tatuaży nie możesz mieć dobrej pracy. Niestety, jest też to dużym ograniczeniem dla modelki. Pomału ten stereotyp się zmienia i ludzie w większych miastach zaczynają akceptować tatuaż, postrzegać go jako coś normalnego. Najlepsze zlecenia dostaję po drugiej stronie oceanu. Europejczycy są dużo bardziej liberalni i otwarci na kulturalne zmiany niż Amerykanie. Myślę, że wciąż jest za mało wytatuowanych modelek, to musi się zmienić! Piękno ma wiele twarzy, więc czemu ciało ozdobione dziełami sztuki ma być mniej

atrakcyjne? Bogu dzięki za to, że w Stanach jest duża liczba firm wspierających alternatywny styl życia, więc my „freaki” mamy trochę pracy! Kryś: W naszym magazynie piszemy głównie o tatuażach, więc musisz opowiedzieć nam coś o swoich. Tatuje cię jedna osoba, czy kilku artystów? Co przedstawiają twoje tatuaże? Miss Rockwell: Pierwszy tatuaż zrobiono mi w wieku 18 lat. Czekałam z tym do momentu osiągnięcia pełnoletniości, ponieważ wiedziałam, że moja mama nie zaakceptowałaby tego. Nie chciałam ryzykować. Gdy już zaczęłam, sprawy potoczyły się szybko i zaczęłam kolekcjonować tatuaże od paru artystów. Zawsze fascynowały mnie tatuaże „naklejki” noszone przez marynarzy i cyrkowych freaków. Podobało mi się to, że każdy z nich stanowi odrębną historię, jest pamiątką z podróży czy przypomina jakiś konkretny okres życia. Moje prawe ramie zdobi motyw z mojego ulubionego filmu: „Nightmare Before Christmas”. Zaczęłam

go z 10 lat temu i powoli go kończyłam. Tatuuje sobie tylko postaci, z którymi się identyfikuję. Ramieniem z „Nightmare Before Christmas” zajmowało się w sumie trzech tatuatorów, ponieważ pierwszy nagle pewnego dnia zniknął. Z drugim wydarzyło się to samo zaraz po tym jak zapłaciłam pierwszą część sumy za tatuaż. Chyba ciąży na tym motywie jakaś klątwa… Moja lewa ręka to zbiór naklejek od kilku artystów. Każdy opowiada jakąś historię. Statek reprezentuje łódź, którą moi rodzice kupili by przeprowadzić się z Puerto Rico na Hawaje. Hula girl Sailora Jerry’ego grająca na ukulele to moja mama, która gra na tym właśnie instrumencie i śpiewa tradycyjne, hawajskie piosenki. Sama tańczyłam hula przez jakieś 9 lat. Nożyczki i szminka to dość oczywiste symbole. Większość tych tatuaży zostało zrobionych przez Klema z Santa Cruz i Dave’a Sancheza z Yer Cheating Heart w Kalifornii. Każdy z moich tatuaży mówi trochę o mnie, o tym gdzie byłam, skąd pochodzę,

fot. James R. Garcia JRG Photography www.photographybyjrg.com, Victor Rodriguez www.myspace.com/shrekwize

TATTOOFEST 62


więc właściwie noszę na sobie swoją historię życia. Myślałam o tym, żeby skończyć z połową body suitu, ale im jestem starsza, im więcej przeżyć jest za mną, tym więcej motywów przychodzi mi do głowy. Powoli kończy mi się miejsce! Kryś: Jaka jest gorąca Kalifornia, marzenie niejednego człowieka? Miss Rockwell: To mój dom… na dobre i na złe. Mieszkam teraz w północnej Kalifornii, obszar zatoki jest po prostu piękny. Najlepsze w mieszkaniu w tym miejscu jest to, że każda pora roku jest wspaniała! Jeżeli potrzebujesz śniegu, wystarczy pojechać parę godzin na północ i możesz pojeździć na snowboardzie. Chcesz poleżeć na plaży? Pojedź na zachód. Nie mogłabym żyć bez oceanu. Mam w sobie cygańską duszę i uwielbiam podróżować. Zawsze gdy jestem na przykład w Londynie czy Berlinie mówię sobie: „chciałabym tu pomieszkać”. Kryś: Życie prywatne. Co robisz w wolnym czasie? Miss Rockwell: W wolnym czasie pracuję :). Robię gadżety,

małe kapelusiki, biżuterię, ostatnio pracuję nad gorsetami. Zawsze szukam nowych, nietuzinkowych strojów i ogólnie spędzam nad tym dużo czasu, choć nie uważam tego za prawdziwą pracę, bo kocham to co robię. Okazjonalnie obejrzę jakiś program czy film. Uwielbiam nieme kino, balet i operę, więc jak tylko mam okazję coś zobaczyć, to z niej korzystam. Kryś: Bywałaś w Europie, co słyszałaś o Polsce? Miss Rockwell: Kilka razy byłam w Europie. Zawsze było świetnie. Byłam na Burlesque Tour w Anglii i Niemczech, ale jak dotąd nie dotarłam do Polski. Nigdy nie poznałam nikogo z Polski. Chciałabym wiedzieć co ciekawego można u was robić, może znalazłoby się tam miejsce dla podróżującej, amerykańskiej tancerki burleskowej? Kryś: O czym marzysz i co planujesz? Miss Rockwell: Pracuję obecnie nad książką, moim kalendarzem, obmyślam nową trasę po Europie i pracuję nad nową stroną internetową! Jeżeli wybieracie się na London Tattoo Convention we wrześniu, wpadajcie mnie odwiedzić! Ostatnio marzy mi się okładka Bizarre’a czy Maxima, ponieważ myślę, że wytatuowane modelki powinny zaistnieć również w mainstreamowych magazynach. Napiszcie do nich i przekażcie, że pewna dziewczyna z Kalifornii chce być u nich na okładce… uwierzcie mi - to typowo kalifornijskie podejście! Kryś

TATTOOFEST 63


Od lewej: Piotr Mierzwa, Albin Talik, Krzysztof Wierciak, Jakub Leśniak, Tobiasz Targosz

30-go lipca 2009 miała miejsce premiera debiutanckiej płyty krakowskiej formacji The 30th of July. Z tej okazji odbył się specjalny koncert. Zespół powstał w 2006 na gruzach wcześniejszych projektów muzyków, którzy nie od wczoraj wspierają ludzie chcą słuchać naszej niezależną scenę muzyki. Włożyliśmy w ten muzyczną Krakowa. materiał sporo pracy, czaStylistyka w su i pieniędzy. To naprawdę jakiej tworzą to wspaniałe uczucie, gdy obcy mieszanka wielu ludzie kupują płytę i tak licznie przychodzą na koncerty. nurtów, choć można w skrócie Od nagrania płyty do jej określić ją jako coś ukazania się minęło dużo pomiędzy grunge, czasu, który poświęcilia stoner rockiem. ście na szukanie wydawcy. Aby zaprezentować Z tego co wiem, nie przywam dokładniej szło to łatwo. Ciężko było profil kapeli pozyskać sponsora, a kieprzeprowadziłem dy w końcu płyta znalazła krótką rozmowę wydawcę, duże media same zwróciły się do was z proz gitarzystą pozycją patronatów. Albinem Talikiem Albin: To prawda. Rozsyłalioraz wokalistą śmy demo po całym świecie. Tobiaszem Kilka wytwórni zainteresowaTargoszem.

Cześć chłopaki, powiedzcie nam, jakie są wrażenia ekipy po wydaniu płyty? Czekaliście na to rok i płyta nareszcie jest! Koncert premierowy zdaje się też był bardzo udany. Tobiasz: Tak naprawdę czekaliśmy na to 3 lata. Był to czas ciężkiej pracy i poświęceń, na szczęście zakończony sukcesem. Albin: Rzeczywiście, koncert udał się znakomicie. Publika dopisała, przyszło ponad 300 osób. Sprzedaliśmy około 100 płyt. Tak więc jesteśmy zadowoleni. Macie już jakieś sygnały, recenzje, opinie o płycie? Albin: Praktycznie każdego dnia dostajemy propozycje udzielenia wywiadów (ha ha ha). Płyta powolutku się rozchodzi. Cieszymy się, że

TATTOOFEST 64

ło się materiałem, lecz nie udało nam się ostatecznie dogadać. Zdecydowaliśmy się na krakowski niezależny label: Spook Records. Lubimy robić wszystko po swojemu i dzięki temu mamy wygodę i możliwość podejmowania decyzji. Tobiasz: Obecnie próbujemy zaistnieć na rynku azjatyckim. Zobaczymy co pokaże czas, ale mamy kilka ciekawych propozycji.

Pewnie nie wszyscy czytelnicy znają waszą twórczość. W kilku słowach może powiedzcie nam, jaką tworzycie muzykę, w jakim klimacie? Tobiasz: Na naszym debiutanckim albumie słychać wpływy stoner rockowe, hardcorowe i psychodeliczne w melodyjnym wydaniu. Albin: Nie wyobrażam sobie stania w miejscu, dlatego ciągle poszukujemy nowych inspiracji. Poszerzyliśmy skład

o dwóch muzyków, Marcina Urzędowskiego, który gra na wszelkiego rodzaju bębnach takich jak: darbuka i djembe i przeszkadzajkach, oraz Bartka Wilka, saksofonistę altowego. W końcu nasze koncerty zaczynają brzmieć i wyglądać egzotycznie. Czy uważacie, że wasz zespół może stać się wizytówką muzycznego Krakowa, jako formacja grająca ambitnego rocka, wyróżniająca się w gronie masy pseudo rockowych kapel? Tobiasz: Nie nam to oceniać. Staramy się robić jak najlepszą muzykę. Albin: Jeśli ktoś doceni to co robimy i wyróżni nas w taki sposób, z pewnością będzie to dla nas bardzo miłe. The 30th of July to projekt istniejący już kilka lat. Pewnie nie od razu było tak lekko zebrać ekipę, nagrać spójny materiał i znaleźć czas na granie koncertów? Tobiasz: Wszystko potoczyło się naturalnie. Na co dzień przyjaźnimy się. Pracuję z Albinem w salonie alternatywnym Afrostyl w Krakowie, gdzie od około 7 lat robimy razem dredy. Tak też poznaliśmy Żyłka, naszego gitarzystę. Rynek niezależnej muzyki gitarowej w Polsce jest trudny. Bardzo dużo ludzi traci entuzjazm lub chce wejść w krąg wielkich wytwórni, muzyki mainstreamowej i przez to zespoły się rozpadają. Do tego dochodzą kwestie finansowe, tylko nieliczni w tym kraju żyją z grania muzyki.

Albin Talik

Tobiasz Targosz


brzmień i odnajdywałem się w różnych zespołach. Zarówno w jazzowym Świnie w Kosmosie jak i znacznie cięższym Middle Finger czy zakręconym Diaorhea. Z The 30th of July czuję, że zmierzam do tego upragnionego stylu. Albin, to pytanie również do ciebie. Mimo silnego powiązania z krakowską sceną niezależną miałeś krótki epizod z bardziej komercyjnym zespołem, jakim jest Mold. Jak wspominasz tamten okres i czy czegoś cię to nauczyło? Albin: Bardzo miło wspominam tamten okres. Miałem szansę poznać fantastycznych realizatorów, a także nagrywać w takich miejscach jak studio w Izabelinie czy Boguchwale. Niestety w dużych wytwórniach nikt nie słucha muzyki, dlatego też wybrałem drogę indywidualnej kariery. Ciągle wierzę, że determinacją, pasją i wiarą można wiele zwojować, czego dowodem jest nasz najnowszy album. Jako nie młody już zespół macie spory bagaż doświadczeń. Możecie powiedzieć, na jakie najczęstsze przeszkody i trudności napotyka nieznany zespół w Polsce, chcący zadebiutować płytą czy chociaż często grywać koncerty? Tobiasz: Niestety zespoły niezależne napotykają na swojej drodze mnóstwo trudności: znalezienie własnej salki, kompletowanie sprzętu, organizowanie koncertów, poszukiwanie sponsorów i kanałów dotarcia ze swoją muzyką do ludzi. Są ignorowane przez media, choć jak to się dzieje powoli w naszym przypadku, niektóre stacje radiowe stają się coraz bardziej przychylne i miejmy nadzieję, że to się nie zmieni.

Albin, jak niektórzy wiedzą, od wielu lat działasz na krakowskiej scenie. Możesz się nam pochwalić w jakich kapelach udzielałeś się na przestrzeni ostatnich 10 lat? A reszta zespołu, gdzie wcześniej zdobywała swoje muzyczne doświadczenia?

Albin: Rzeczywiście sporo się tego uzbierało: Scumbag, Middle Finger, Violletta Villazz, Mold, przez chwilę grałem też w Corozone, Another Born, Downfloor, Scarecrow, Waiting For i oczywiście The 30th of July. Nasz gitarzysta, Żyłek grał w zajebistej kapeli George

Fahrenheit, a nasz obecny pałker, Mrówa, jest po prostu muzyką. Zarówno ciałem jak i duszą (ha ha ha). Tobiasz: Moja mama posiada wykształcenie muzyczne, uczy śpiewu. Tak więc, pierwsze doświadczenia wyniosłem z domu. Zawsze poszukiwałem różnych

Pracowaliście w Rob Tattoo. Sami też jesteście mocno wydziarani. Ile, jakie i czyjej roboty macie tatuaże na sobie? Tobiasz: Stanowczo jeszcze zbyt mało (ha ha ha). Mój rękaw i kark robił mi nasz wspólny znajomy Paweł „Lewy” Lewicki, którego sztukę i twórczość podziwiamy. Drugi rękaw Kamil Mocet, a nogi Piotr „Deadi” Dedel, który jest wschodzącą gwiazdą tatuażu. Preferujemy różne style: realizm, biomechanikę i wzory inspirowane kulturą dalekiego wschodu.

TATTOOFEST 65


Wracając do sedna rozmowy, skąd w ogóle taka nazwa formacji: to jakaś ważna dla was data? Tobiasz: Data daje duże pole do interpretacji, o co nam również chodziło. Każdy może samodzielnie nadać jej znaczenie. Tego dnia wydarzyło się dużo ciekawych rzeczy. Apollo 15 wylądował na księżycu, urodziło się parę interesujących postaci np.: Arnold Schwarzeneger, zmarł Michelangelo Antonioni… Jest płyta, jest trochę szumu o was, co dalej? Może macie w planach trasę po Polsce? Albin: Jak najbardziej. Planujemy ruszyć w Polskę po wakacjach. Szczegóły pojawią się niebawem na naszej stronie internetowej.

TATTOOFEST 66

W jakim kierunku podąża The 30th of July, gdzie siebie widzicie za parę lat? Co jako zespół chcielibyście osiągnąć i w jaki sposób spełnić się jako muzycy? Tobiasz: Chcielibyśmy być zespołem jak najbardziej eklektycznym, poszukującym, otwartym… Chcemy przede wszystkim tworzyć muzykę, stworzyć przestrzeń na wyrażanie swoich ambicji i pomysłów. Nie chcemy być zamykani w szufladkach. Albin: Pragniemy jeszcze bardziej wgłębiać się w muzykę. Czekam na swój nowy wymarzony instrument: sitar. Chcemy też by nasz kolejny album był bardziej kolorowy, orientalny i niósł ze sobą większy pierwiastek optymizmu. Dzięki bardzo za rozmowę i życzę powodzenia w dalszych działaniach. Pozdrawiam Dawid Krąkowski ”THE 30TH OF JULY” (Spook Records 2009) Skład: Tobiasz Targosz - wokal Albin Talik - gitara Piotr Mierzwa - gitara Jakub Leśniak - gitara basowa Krzysztof Wierciak - perkusja

www.myspace.com/the30thofjuly www.the30thofjuly.pl www.spookrecords.com

Albin: Mój ulubiony tatuaż na karku wykonał Paweł Lewicki. Mam też zaczętą u niego łydkę, ale jakoś nie mam czasu by polecieć do Irlandii i skończyć. Prawy rękaw zrobił mi Kamil Mocet, lewy rękaw właśnie poprawiam u Deadiego. Mam też dziarę Robsona na nodze i napis na brzuchu autorstwa Szczoty. Nasz basista, Ślimak i drugi gitarzysta Żyłek nie mają jeszcze tatuaży.



Damian, Ultra Tattoo, Wrocław

Bartek, Gulestus, Warszawa

TATTOOFEST 68

Misiek, Ciechanów

Anabi, Anabi - Tattoo, Szczecin

Maciek Pniewski, Southmead Tattoo Studio, Bristol-UK


Maciek, Jah Love Tattoo, Warszawa

Misiek, Ciechanów

Bartek, Gulestus, Warszawa Marcin, Sauron, Ruda Śląska

Dawid, Gulestus, Warszwawa

TATTOOFEST 69


fot. Łukasz Jaszak

- Brakuje wam komunizmu? - Nieeeee... - Pewnie, nie brakuje. Na pewno wam brakuje! - Nieeeeeeee... - Tęsknicie za gułagiem, tęsknicie!!

TATTOOFEST 70

Takie, zakończone pełnym sukcesem, próby nawiązania kontaktu z publicznością mogą być autorstwa jedynie Hanka Von Helvete, połyskującego od potu lidera Turbonegro. Nie inaczej było 15-go sierpnia w Pradze, do której gęsiego na wieść o koncercie powędrowała nie tylko ekipa TattooFestu, ale i większość polskich fanów norweskich pseudohomoseksualistów. Niezorientowani w temacie zastanawiali się, gdzie w Czechach był gułag, reszta pociła się z radości, że w końcu dane nam było obejrzeć Turbo tuż za rogiem, bo czekać na nich w Polsce będziemy pewnie jeszcze długo. Wypełniwszy salę klubu Palac Akropolis po brzegi, mieliśmy więc niezwykłą przyjemność obserwować nie tylko Turbonegro w świetnej formie: Hanka pozbywającego się sukcesywnie odzienia, Euroboya nie dającego po sobie poznać, że nie tak dawno toczył jeszcze batalię z rakiem, ale także zespolone siły Międzynarodowego Chóru Turbojugend wykonującego szlagier „I got erection” mniej więcej co 23 sekundy w klubie i okolicach, oraz czułego marynarza unoszonego na rękach publiczności podczas klepania się po tyłku. A sam koncert? Cóż, opowiadanie przebiegu koncertu wydaje się równie sensowne co korespondencyjna masturbacja, więc

z kronikarskiego obowiązku wypada jedynie nadmienić, że supportujacy The Flaming Cocks dał radę, a w kwestii gwiazdy wieczoru dane nam było wysłuchać szlagiery takie jak kolejno: „All my friends are dead”, „Do you dig destruction”, „Monkey on your back”, „We’re gonna drop the atom bomb”, „Selfdestructo bust”, „Gimme some”, „High on the crime”, „Turbonegro must be destroyed”, „Are you ready (for some darkness)”, „Wasted again”, „Fuck the world”, „Ride with us” i na bis „The Age of Pamparius”, „Back to Dungaree High”, wyczekany i wykrzyczany „I got erection” i na koniec turbonegrza wersja stoogesowskiego „Search and destroy”. W międzyczasie Hank zachęcił nas do zrobienia tego wieczoru czegoś szalonego i seksualnego, próbował bezskutecznie opowiedzieć straszną historię, przestrzec przed zbytnim angażowaniem się w działalności zbrodnicze itd., wszystko polane było sosem jedynej w swoim rodzaju prezencji scenicznej w połączeniu z genialną mimiką. Trzeba niestety dodać jednak, że set złożony z siedemnastu utworów nie zaspokoił do końca apetytu wyposzczonego tłumu, biorąc pod uwagę, że Turbonegro ma w dorobku niemalże same hity, a każdy spocony marynarz z tłumu liczył zapewne na swój. Dla niżej podpisanego niewątpliwym rozczarowaniem okazał się brak w setliście „Sailor Man”, ale zniosłem to mężnie i od tyłu. Łukasz


TATTOOFEST 71

fot. Kasia Adamska


wwwww. t a t t o o a r t. p l w.tat tooar t.pl Artykuł ten chciałbym poświęcić osobie bardzo kontrowersyjnej, wzbudzającej skrajne uczucia od, jak on sam to określa, „uwielbienia do skrajnej niechęci”. Osoba ta to nasza forumowa bestyjka – Coguar.

Bio: Adam Przeracki ma 21 lat, urodził się w Grudziądzu. Interesuje się oczywiście tatuażem i piercingiem. Czy mógłbyś napisać kilka zdań o sobie? Skąd pochodzisz, co porabiasz? Przez całe moje życie mieszkam w Grudziądzu, gdzie na codzień zajmuję się piercingiem. Dodam, choć pewnie nie muszę, że jest to moja pasja i jedyna rzecz jaką chciałbym w życiu robić. Interesuję się także tatuażem, sam oczywiście nie tatuuję, bo nie posiadam żadnego warsztatu plastycznego, koniecznego do zabawy na czyjejś skórze. Od młodzieńczych lat miałem styczność z tatuażami i kolczykami, bo widywałem je u starszych znajomych. Kiedy zrobiłem swój pierwszy tatuaż wiedziałem już, że będzie to mój sposób na życie. TATTOOFEST 72

Teraz modyfikacjami na moim ciele zajmuje się brat, którego prace też możecie znaleźć na Tattooart, podpisuje się nickem „nameless” (on naprawdę istnieje) oraz przyjaciel „misiek32”. Kolczyki oczywiście robię sobie sam:). Drogi Coguarze, proszę opowiedz nam jak pojawiłeś się na Tattooart ? Na Tattooart wszedłem dzięki kumplowi, który zajmuje się tatuażem. Sam prowadzi małe studio w Ciechanowie. On mi pokazał tę stronę i zachęcał mnie żebym też wystawiał tam swoje prace. Po dodaniu pracy do galerii Tattooart można

się spodziewać, że pierwszy komentarz będzie pochodził od ciebie. Czy ty cały czas jesteś on line? Wyrażam swoją opinię na temat każdej pracy jaka jest w galerii, bo chyba do tego służy ten portal. Jak mi się coś nie podoba w danej pracy to o tym piszę, a jak mnie coś urzeknie to moje komenty są bardziej przychylne. Nie jestem cały czas on line, ale staram się być na bieżąco w tym co się dzieje w świecie Tattooart. Dla mnie jesteś dosyć kontrowersyjną postacią i chyba nie jest to tylko moja opinia. Twoje komentarze czasem wywołują wojny

i dyskusje. Lubisz wywoływać polemiki? Nie uważam, że jestem kontrowersyjną postacią, poprostu jestem sobą. Moje wpisy w 90% wywołują jakieś dziwne wojny:). Zaczęło się od sprzeczki z panią Miss Venflon. Napisałem bardzo nieprzychylny kometarz o jej tatuażu na palcu, z tego co pamiętam, był to diament. Wyraziłem opinię w wulgarny sposób i teraz wiem, że to było nie na miejscu. Nie jestem konfliktową osobą, ale połowa ludzi z Tattooart mnie nie lubi, bo pisałem w przeszłości nieprzychylne komentarze o ich pracach. Nawet w tatuażach najlepszych artystów zdarzają się jakieś niedociągnięcia


Kogo w galerii cenisz, który tatuator zasługuje na twoją uwagę? Który jest przereklamowany? Napewno nie będę oryginalny mówiąc, że cenię Tofiego, a czemu to nie trzeba się rozpisywać, wystarczy zobaczyć jego prace. Do tego grona zaliczyłbym także Bartka z Barttattoo za to, że potrafi na wysokim poziomie operować kolorem tak jak i czernią, oraz Politwarusa. Rzadko pokazuje się w galerii, ale naprawdę mnie zdziwiło,

www.tat tooar t.pl

s s ww nnee

i ja o tym piszę, dlatego wzbudzam tzw. kontrowersje. Irytuje mnie również to, że komentuje się prace tylko znanych ludzi, a jak ktoś mniej popularny wystawi coś naprawdę dobrego to jego prace pozostają bez słowa. Tattooart to według mnie portal, na którym bardziej doświadczeni artyści powinni pomagać młodszym kolegom po fachu, żeby jak najwięcej było dobrych tatuatorów w Polsce.

że tatuator tego poziomu zaczął wystawiać prace na Tattooarcie. A kto jest przerklamowany? Chciałbym zaznaczyć, że to nie jest żaden atak personalny, ale dla mnie Anabi. Jest wielu tatuatorów, którzy są na jego poziomie, a jednak takiego „szału” nie zrobili i bardzo nie podoba mi się jego styl cieniowania, choć ostatnio to co Anabi wrzucił do galerii weryfikuje moje oceny. Jaki styl porusza cię do głębi? Co lubisz w tatuażach? Co w kolczykach?

Jestem wielkim fanem old schoolu. Old school cenię za jego „prostotę”. Określiłbym to jako łatwość przekazu. Nie ma tam żadnych zbędnych szczegółów, nie są przekolorowane, najczęściej używa się trzech podstawowych kolorów i to jest właśnie piękne w tym stylu. Co lubię w tatuażach? Wiele rzeczy, począwszy od samego procesu powstawania, poprzez pracę nad nim i to, że jest na całe życie, po prostu wszystko. Kolczyki są dobre, bo jednak w każdym momencie, jak nam się znudzą, zaczną przeszkadzać, można je zdjąć i nie będzie po nich śladu. Kolczyki lubię za to, że nie są trwałe:). Zostałem ostatnio posądzony o to, że płacę za twoje usługi „siania zamętu”, by w galerii i na forum coś się działo. Co ty na to? Hahaha, nie wiem czy opłaca się to komentować:). Płacisz mi, ale nie na tyle dobrze żebym odpowiadał na to pytanie :).

Co byś zmienił w swoim życiu wygrywając 10000 $ w mini golfa lub w kapsle? Wysłał bym kilku ludzi z Tattooart na warsztaty plastyczne, to by się im przydało :). Bastard TATTOOFEST 73





Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.