CENA: 13zł w tym 7%VAT NR 30/10/2009 PAŹDZIERNIK
azyn
ag polski m hających
koc dla ludzi
tatuaże
INDEKS 233021
ISSN 1897-3655
polski magazyn dla ludzi kochających tatuże
70 24
8 18
52
18 24 34 42 46
46 56 62 34
56 62 66 70
RA
CO
WA N
IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kry sław A: ś, B Bła E: szc am As Bam zyń ia , M ski iętu s
REDA K Aleksa TOR NAC ZE ndra S koczyla LNA: s
WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków
st.eu attoofe www.t t@gmail.com s tattoofe
Redak nieza cja nie zw r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg in n a ie a s d o o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .
FTF arnia : Druk l DRUK .p tf.com www.f A: AM KL I RE NG ska m ETI zyń ail.co RK szc m g MA Bła o t @ a t o h Y: Ann oofes : IC a to T P tatt P N ag fo rA W R o O , DK ayl C te Ł A ix T A n R Da O K o en ŁP i, , Ph Ó sk pl) SP ow rt. W arw la.a LI a A id K (3f ST aw k eee D are shi D lu P
42
OP
52
Newsy i słowo od redakcji Jeremiah Barba – Tatuaż wyssany z mlekiem matki Cykada - Zappa i Sid Tattoo Warsaw – czyli co działo się w stolicy Brian Murphy – Pędzlem malowane Street Art – Desle o ekipie bez nazwy Máximo Lutz - Jedyna zasada to brak zasad Eric Michalovic – To, co w old schoolu najlepsze Wiktoriańskie Vinylove i Doktor A Kudi chick – Kali Ann Ciekawe/nadesłane Muzyka – Born Anew ISSN 1897-3655
SpisTresci
6 8
polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże
Info K T
olejny miesiąc za nami – niełatwy, intensywny i nieco szalony, ale na pewno wzbogacający o różne doświadczenia. Pozytywne jest to, że nieważne, co się dzieje - robimy swoje i kolejny numer może trafić w Wasze ręce. ym razem prezentujemy prace i sylwetkę Jermiah Barby. Dzięki swojej mamie Kari, miał naprawdę świetny start w świecie tatuażu i może czerpać inspiracje w zasadzie bez ograniczeń z wielu źródeł. Ponadto w numerze październikowym, pojawił się wywiad z Zappą i Sidem, czyli duetem Cykada Tattoo, który od końca lipca wzbogaca naszą polską scenę tatuatorską/„wioskę”. Październik to także próba podsumowania warszawskiej konwencji tatuażu - trochę
30 - 31 października 2009 Hormon Cafe (Aleja Wolności 2/4, Częstochowa) „Imprezy związane z tatuażem to w Częstochowie rzadkość. Tym bardziej zadziwiła nas popularność zorganizowanego w lipcu 2009 pokazu tatuowania na żywo dwóch artystów: Jarosława „Siwego” Ślęzaka i Szymona „Sapera” Maliszewskiego. Zachęcony tym sukcesem podjąłem się zorganizowania Magiel.net. pl Tattoo Expo. To pierwsza tego formatu impreza w Częstochowie prezentująca kilku artystów zajmujących się tatuażem. To także pierwsza impreza, która łączy te atrakcje z pokazem body paintingu, kolczykowaniem, prelekcją o tatuażu w filmie i wieloma innymi. Na czas tego dwudniowego święta tatuażu ugości nas Radosław Zachert w klubie Hormon Cafe (Aleja Wolności 2/4, Częstochowa). Lokal dysponuje wystarczającymi przestrzeniami by równocześnie funkcjonowały dwa stanowiska - czyli dwa pokazy równocześnie, a klub dalej mógł proponować gościom atrakcje z całego menu. Gorąco wszystkich zapraszamy.” Piotr Nita
Magiel.net.pl Tattoo Expo TATTOOFEST 6
chłodniej jak na początek jesieni przystało. Ponadto w tym numerze Brian Murphy, tatuator i zapalony malarz według, którego obie te gałęzie sztuki bardzo często się przeplatają. Poza pracami malarskimi i tatuatorskimi także inspiracje grafficiarskie, czyli Desle, Oko, Kołas i Patryk prezentowani w dziale „Street Artu” prowadzonym razem z 3falą. Październikowy TF to jak zawsze różnorodność styli, którą tym razem odzwierciedla Máximo Lutz oraz Eric Michalovic. W dziale „Vinylove” Doktor A i jego customowe, wiktoriańskie figurki. Naturalnie nie mogło też zabraknąć wywiadu i większej liczby zdjęć ślicznotki z okładki, czyli naszej październikowej Kudi chick – Kali Ann Kirchner. Jak zawsze znajdziecie w TF „Ciekawe/nadesłane”. Na koniec Born Anew w dziale muzycznym, którego powrót został bardzo entuzjastycznie przyjęty. Ola
TheTattoo.pl to inicjatywa dwóch małych firm związanych z branżą IT i marketingiem. Oczywiście ludzie, którzy stworzyli portal związani są z tatuażem, a w szczególności z rybnicką sceną tattoo&piercing. „Kilka miesięcy temu, gdy pierwsze oznaki spowolnienia gospodarczego uderzyły w naszą gospodarkę, zaczęliśmy poszukiwać nisz. Kilka udało nam się wskazać - jedną z nich był brak dynamicznego, często aktualizowanego serwisu branży tattoo&piercing. Choć na rynku działa kilka branżowych witryn to albo newsy są na nich traktowane jako działalność drugorzędna, albo są one poświęcone dodatkowym tematom, jak choćby muzyka. Dwa lata temu zauważyłem, że fani tatuażu i piercingu wytworzyli specyficzne, dynamicznie rozrastające się środowisko. Traktowanie tatuażu jako „dodatku” do gatunku muzyki lub jako hermetyczny temat kilkudziesięciu tatuatorów wydał mi się krzywdzący dla wielu ludzi wkręconych w zdobienie ciała. To dla nich uruchomiliśmy TheTattoo.pl. Premiera serwisu miała miejsce w trzy tygodnie po spisaniu pomysłu. To nasza dewiza - działać, a nie gadać. Mogę jednak zapewnić, że z tygodnia na tydzień będzie coraz ciekawiej. W szczególności zapraszamy tatuatorów do prezentowania swoich prac zarówno w galerii jak i na forum. Już teraz mogą absolutnie za darmo, otrzymać od nas autorską galerię i wpis do bazy. Naszym celem jest w ciągu pierwszego półrocza uruchomić najpotrzebniejsze funkcjonalności takie jak profile, kilka poziomów galerii, sekcję foto i video oraz utrzymać co najmniej dotychczasowe tempo publikacji, czyli minimum jeden news dziennie. Uruchomimy niebawem cykl artykułów „Porysowani” – będzie to stała rubryka w naszych publikacjach i jest przeznaczona na fotografie i wywiady z ciekawie wytatuowanymi ludźmi. Kolejnym etapem w rozwoju publicystyki będą videorelacje z pracowni tatuażu z całego kraju. Chcemy pokazać studia w całkowicie obiektywny sposób, bez oceniania poziomu prac. Z tego materiału stworzymy bazę informacyjną dla ludzi szukających studia dla siebie - użytkownik, będzie mógł zobaczyć jak wygląda pracownia, jak dba o czystość, ocenić klimat i posłuchać wywiadu. Nie mamy zamiaru oceniać tatuatorów czy ich prac. To pozostawiamy użytkownikom.” Michał Dzidt
www.thetattoo.pl
INFO Unitedvisions wspólnie z miesięcznikiem „Grabarz Polski” zapraszają 31.10.2009 (sobota) na:
Tattoo Fest!!
Główną częścią eventu jest wielki gig psychobilly. Zagrają: THE METEORS Psychobilly - Londyn (Wielka Brytania)
Jeśli masz problemy ze znalezieniem magazynu, mamy dla Ciebie dwie opcje do wyboru:
GREEN MONSTER Psychobilly/Rockabilly - Praga (Czechy) THE POISON BAR Psychobilly - Kijów (Ukraina) DE TAZSOS Psychobilly/Punk - Warszawa NASTY HABITS Punk/Gothic/Rock - San Francisco (US)/Durham (UK)/Warszawa
Zamówienia
1.
Ponadto imprezie towarzyszyć będzie spotkanie z autorami grozy (Łukasz Orbitowski, Kazimierz Kyrcz Jr, Robert Cichowlas, Bartłomiej Paszylk), tatuowanie na żywo, pokazy mody, projekcje filmów oraz mała giełda z odzieżą, książkami, płytami. Zaplanowany jest także Zombi Walk, czyli marsz przebierańców (start 13:13 z ul. Floriańskiej, od strony Bramy Floriańskiej). ROTUNDA ul. Oleandry 1 KRAKÓW Imprezie patronuje „TattooFest”
Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 429 14 52 502 045 009 tattoofest@gmail.com
Zostało tylko kilka miejsc! Nie zwlekajcie z decyzją! Ekipa Kultu i „TattooFest” zaprasza na kolejny wspólny wyjazd na jedną z największych tatuatorskich imprez w Europie. Koszt przejazdu i noclegu w hotelu oddalonym zaledwie 500 metrów od hali Areny to 350 PLN. Wyjazd autokaru z Krakowa z czwartku na piątek (3.12/4.12). Powrót z niedzieli (6.12/7.12) na poniedziałek. Więcej o samej imprezie: www.tattoo-convention.de Zgłoszenia i informacje:
kulttattoo@gmail.com
Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s4 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.
2. Magazyn można Jakkolwiek jestem uradowana i ukontentowana przyznaną mi nagrodą, to teraz pozostaje dla mnie tylko ołtarz, kurhan bądź klepsydra :-) . Nagroda dotarła, zawisła na honorowym miejscu w studio, cieszy oko, łechce ego… tylko współpracownicy obawiają się, czy da się teraz ze mną wytrzymać :-). Ogromne dzięki dla wszystkich tatuatorów, którzy na mnie głosowali. Pozdrawiam całą ekipę TattooFest i wszystkich czytelników.
także kupić w formie elektronicznej na naszej stronie www.tattoofest.eu • Koszt jednego wydania to 10 zł • Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jest Acrobat Reader • PDF’y magazynu nie nadają się do druku Tę opcję szczególnie polecamy osobom przebywającym za granicą
Dagmara TATTOOFEST 7
„NIGDY NIE PRZESTAWAJ SIĘ UCZYĆ!”
Bam: Cześć, kim jesteś? Jeremiah: Jestem artystą z Long Beach w Kalifornii. Obecnie pracuję w Outer Limits Tattoo (które wcześniej nosiło nazwę Bert Grimm’s Word Famous Tattoo), czyli w najstarszym studiu w Stanach. Otworzono je w 1927 roku. Jestem również synem Kari TATTOOFEST 8
Barby, która tatuuje od 27 lat i jest szefem sieci Outer Limits Tattoo. Całe życie kręcę się więc po studiach. To wszystko było szaloną jazdą, przeżyliśmy z mamą swoje wzloty i upadki… Ostatnio, stworzyliśmy także linię ciuchów, zwaną Barba Series. Jest to kolekcja ubrań pomysłu mojego
i mamy. Możesz ją zobaczyć na: www.barbaseries.com. Z jednej strony powołanie tego projektu do życia było frustrujące, a z drugiej zabawne, zwłaszcza, że został on dobrze odebrany, więc przyszłość zapowiada się nie najgorzej.
Bam: Pracowałeś w Last Rites. Jakiego rodzaju było to doświadczenie? Czemu zrezygnowałeś? Jeremiah: W Last Rites nie pracowałem zbyt długo, bo około roku. Pewne rzeczy były super, a pewne nie. Zanim zacząłem tam pracować, odbyłem wcześniej kilka guest
spotów. Naprawdę lubiłem klimat starego Last Rites, sprzed przeprowadzki. Później postanowiono zmienić miejsce. Paul chciał zatrudnić dwoje dodatkowych artystów i zaprosił do współpracy mnie i Ethana Morgana. Pamiętając klimat moich guest spotów, zdecydowałem się na przeprowadzkę z Kalifornii
do Nowego Jorku. Gdy przyjechałem, prace remontowe nie były jeszcze ukończone, więc musieliśmy spędzić mnóstwo czasu na zbudowaniu miejsca dla siebie. W tamtym okresie zawarłem wiele przyjaźni w Last Rites, jednak biznes kręcił się słabo, nie tatuowałem tyle, ile bym chciał i zacząłem mieć problemy z zarobieniem na czynsz. Tęskniłem też bardzo za moją córką, a ona za mną. Później
okazało się, że klimat w pracy wcale nie jest tak dobry i naprawdę byłem zdołowany. Wyprowadzając się nie czułem już w ogóle inspiracji. Była to jedyna dobra decyzja, którą mogłem podjąć. Uważam, że odkąd odszedłem, jestem dużo lepszym artystą i człowiekiem, cieszę się też, że przyjaźnie, które tam zawarłem nie wygasły.
patrzyłem na jego prace. Na pewno jest jednym z moich faworytów, jest niesamowity i uwielbiam go. Kolejną osobą jest Paul Jeffries z Calgary w Kanadzie. Byliśmy u niego z mamą gdy miałem jakieś dziewięć czy dziesięć lat. To było szalone doświadczenie, pamiętam jak popisywał się swoim El Camino jeżdżąc jak szalony...
Jeżeli zaś chodzi o programy telewizyjne o tematyce tatuażu (których ostatnio jest pełno), to dzięki nim wiele się rozwinęło. Nie mówię, że którykolwiek z tych programów mi się podoba, ale uważam, że są dobre dla ludzi.
Bam: Przez lata swojej kariery poznałeś wielu sławnych kolegów po fachu, m. in. Roberta Hernandeza, Liorcifera,
Bam: Jesteś doświadczonym tatuatorem. Co zmieniło się w twoim sposobie postrzegania świata tatuażu przez lata pracy?
Bam: Tatuujesz zarówno w kolorze jak i w szarościach, szeroko znany jesteś jednak jako wykonawca prac cieniowanych, realistycznych, mrocznych. Co powiesz o tatuowaniu w obu tych stylach?
Paula Bootha, Boba Tyrrella. Kogo jeszcze spotkałeś, kto wywarł na Tobie największe wrażenie? Jeremiah: Poznałem wielu ludzi, którzy mieli na mnie wielki wpływ, jeszcze w czasach mojej młodości. U mojej matki zawsze przesiadywali sławni tatuatorzy. Za pierwszym razem gdy Tin-Tin przyleciał do Stanów, został u nas i był tatuowany przez moją mamę. Pamiętam, jak lata później z fascynacją
Jeremiah: Muszę przyznać, że moją najważniejszą obserwacją jest to, że obecnie tatuatorzy są bardzo utalentowani. Oglądając prace jakie robi się dziś, można naprawdę oszaleć. Artyści jak Robert Hernandez czy Nikko Hurtado są niesamowici. Tatuatorzy obecnie stawiają bardziej na artystyczne wykształcenie, co czyni ich prace naprawdę interesującymi. Staram się dotrzymywać im kroku.
Jeremiah: Dokładnie, robię dużo jednych i drugich, ale nieco bardziej skłaniam się w stronę cieni i szarości. Uważam za interesujące przechodzenie z jednego stylu w drugi. Staram się również czasem łączyć je w jedną całość, jeśli tylko klient mi na to pozwala… Jeżeli chodzi o realizm, również uwielbiam robić takie tatuaże, głównie cieniowane. Z portretami jest dużo zabawy, są również nie lada wyzwaniem, lecz TATTOOFEST 9
Bam: Wiele razy tatuowałeś czy malowałeś wspólnie z innymi artystami. Idea kolaborowania jest ci bliska? Ze współpracy z kim jesteś najbardziej dumny? Jeremiah: Wow! Najbardziej dumny? Naprawdę nie wiem, lecz bardzo dużo zabawy przyniosło mi wspólne malowanie z Liorciferem. Kiedyś przyjechał do mnie i zwyczajnie zaczęliśmy się wygłupiać. Zabawa była przednia, wszystko po prostu płynęło i nie wymagało specjalnego myślenia, więc bardzo fajnie spędziliśmy czas. Razem z moją mamą pracujemy nad plecami klienta. Jest to cieniowana praca, przedstawiająca postać kobiety, która w połowie jest szkieletem, w rękach trzyma dwie wagi. Nie mogę się doczekać finału tego tatuażu. Prace trwają od roku, pomału jednak zbliżamy się do końca. Ogólnie wszystkie kolaboracje dają mi dużo radości, czy to tatuowanie, czy malowanie. Jakieś sześć lat temu tatuowałem w kolaboracji z Bobem Tyrrellem, dużo mnie to doświadczenie nauczyło. Robiliśmy mojemu znajomemu mroczną twarz na udzie. Super jest móc podglądać jak ktoś tworzy. Kilka razy pracowałem też wspólnie z Liorciferem, Timem Kernem, Danem Marshallem, Ethanem Morganem. Robiliśmy kiedyś również tatuaż z moją mamą i Paulem Boothem, było to podczas show w Orange County Museum of Art.
TATTOOFEST 10
JEREMIAH BARBA
pokazują jak wiele można wyrazić jednym tatuażem. Byłem na seminarium u Boba Tyrrella i to zmieniło mnie całkowicie. Jeżeli chodzi o prace realistyczne to jest on nie do pobicia, poświęcił mi kiedyś dużo czasu pokazując pewne rzeczy. Bardzo doceniam jego pomoc. Wziąłem kiedyś również udział w seminarium Guy’a Aitchisona, co z kolei zmieniło sposób w jaki wykonuję prace kolorowe. Seminaria są świetnym sposobem na podpatrzenie nowych tricków, podkręcenie ich…
TATTOOFEST 11
Było świetnie, pojawiło się dużo ludzi i to wcale niezwiązanych z branżą tatuatorską, tym bardziej miło było obserwować to, jak odbierali całe wydarzenie. Bam: Wiem również, że byłeś obecny podczas jednej z ostatnich sesji nagraniowych Slayera… Jeremiah: Tak, to było niesamowite!!! Kerrego poznałem już wcześniej, ale nigdy nie podejrzewałem, że będę miał okazję oglądać ich nagrywających płytę. Jestem wielkim fanem Slayera odkąd skończyłem 15 lat. Kilka lat temu tatuowałem Kerry’ego Kinga i jego żonę Ayeshy, zrobiłem im po czarnym zębie na brzuchu, te tatuaże upamiętniają Dimebaga (tragicznie zmarłego w 2004 roku gitarzystę Pantery i Damageplan). Pewnego dnia Kerry po prostu do mnie zadzwonił i zaprosił na nagranie! Album jest doskonały, jeden z najlepszych!!! Bam: Co powiesz o swojej twórczości malarskiej? Jeremiah: Uwielbiam malować zarówno olejami jak i akrylami, w zależności od tego jak szybko chcę dany obraz skończyć… He, he. Bardzo lubię swobodnie tworzyć, po prostu dać się porwać. W tatuażu ogranicza cię to, co narzuca klient, nawet gdy jest to freehand, tak naprawdę nie jest to swobodna twórczość. Chociaż czasem klienci mają doskonałe pomysły lub wręcz mnie zadziwiają. Malowanie jest dla mnie odskocznią, pozwala na uwolnienie artystycznej energii i relaksuje mnie. Uważam, że wciąż za mało maluję, czuję, że muszę nad tym popracować. Bam: Co twoim zdaniem jest najważniejszą rzeczą, o której trzeba pamiętać będąc tatuatorem? Jeremiah: Nigdy nie przestawaj się uczyć. Bam: Twoje prywatne życie, hobby, to… Jeremiah: Wiesz co, właściwie smutno to zabrzmi, ale nie mam wielu zainteresowań, oczywiście
TATTOOFEST 12
TATTOOFEST 13
poza malowaniem. Innymi moimi rozrywkami są: jedzenie (bratnia dusza! :) przyp. Bam) i podróżowanie. Najlepsze połączenie to próbowanie regionalnych potraw w różnych zakątkach świata. Moje życie prywatne to pobyty w domu po pracy i spędzanie czasu z moją narzeczoną Jaime. Po prostu staram się zrelaksować, bo pracuję zdecydowanie za dużo. W nadchodzącym roku planuję troszkę zwolnić tempo, żeby mieć więcej czasu dla siebie. Bam: Jeśli za dotknięciem czarodziejskiej różdżki miałbyś dodatkową parę ramion, co byś sobie wytatuował i u kogo (nie pytam czy zostałyby nietknięte)? Jeremiah: Póki co, mam oba rękawy zatatuowane, ale bardzo podoba mi się twoje pytanie… Na pewno chciałbym rękaw od Arona Caina, drugi pewnie od Filipa Leu. W sumie nie pogniewałbym się, gdyby któryś z nich zrobił oba moje „nowe” rękawy, to też mogłoby być ciekawe. Bam: Twój ulubiony, chory dowcip (Bam zna tylko takie, przyp. Krystyna) Jeremiah: Nie będzie to najpaskudniejszy ze wszystkich, bo nie mam dobrej pamięci do dowcipów, ale ten pamiętam: Jesus walks into a hotel and slams 3 nails on the counter… And say’s… “Can you put me up for the night?” Dziękuję bardzo za możliwość przedstawienia się w waszym magazynie. Jest mi bardzo miło. Jeżeli ktokolwiek zechce się ze mną umówić na tatuaż to zapraszam na konwencje. Mój adres mailowy to: bloodline@jbarba.net Możecie mnie też znaleźć na MySpace czy Facebooku.
TATTOOFEST 14
www.jbarba.net www.myspace.com/epidemictattoostudio
TATTOOFEST 15
TF: Zappa, opowiedz o swoich początkach w świecie tatuażu, jak było wtedy w Polsce? Zappa: To były czasy, w których (co ciężko sobie wyobrazić) nie było internetu. Wszystkie sprawy załatwiało się listownie lub na nogach :). Pamiętam, jak po sam adres firmy produkującej sprzęt (Spaulding and Rogers) jechałem autostopem do Holandii z kilkunastoma dolarami w kieszeni. Jednak samo zdobycie adresu nie było żadnym sukcesem. Zarobki w Polsce w stosunku do cen sprzętu były większym problemem niż odległość do Holandii. Trzeba było czekać… ilu to ja wtedy batoników nie zjadłem odkładając każdy grosik na pierwszy zestaw. W Polsce w tym czasie istniało kilka studiów tatuażu - As Pik w Warszawie, Visages w Gdyni. Ponadto studio Piotra Żurawskiego, bez którego obecna scena nie wyglądałaby tak jak teraz, studio Sławka Frączka w Poznaniu, który przetarł szlak do Berlina zdobywając tam nagrodę na konwencji, oraz Dragon w Katowicach. Po dwóch latach pracy w domu, otworzyłem własne studio w Kędzierzynie w ’94 roku. Było naprawdę ciężko z pierwszymi klientami, a do tego atmosfera związana z tatuażem nie była zbyt przychylna. Nawet ksiądz w kościele przestrzegał parafian, aby wstrzymali się od odwiedzin mojej pracowni. Zresztą po upadku komunizmu rozwijało się wiele dziedzin i raczej wszystko rodziło się w takim niezbyt zdrowym klimacie. Tamten czas wspominam
TATTOOFEST 18
mimo wszystko bardzo pozytywnie - tatuaż był związany z zupełnie innym nastawieniem klientów niż teraz. Był aspołeczny, marginalny i zupełnie nie miał nic wspólnego z obecną modą na pseudo sztukę. Ludzie robili tatuaże, żeby prowokować i odcinać się od ogólnie pojętego wzorca społecznego. Wpasowało się to bardzo dobrze w kwitnące w tych czasach subkultury punk, oi czy metalowe. Z jednej strony kształtowany przez państwo wzorzec obywatela idealnego, a z drugiej ferment i bunt. Ludzie robili sobie tatuaże świadomie, bez rozpaczliwego poszukiwania akceptacji, typowego dla dzisiejszego klienta studia tatuażu. Fajne było też to, że nikt na siłę nie wiązał tatuażu ze sztuką. Tatuaż był bytem samym w sobie, pozbawionym otoczki pseudo akademickich rozważań i analiz. TF: Jakich polskich tatuatorów wspominasz z tamtych czasów? Mieliście ze sobą jakiś kontakt? Zappa: Tak jak już wyżej wymieniłem: Piotr Żurawski, Tomek Gaca oraz Sławek Frączek. Co prawda ówczesny sposób komunikacji nie pozwalał na zbyt częsty kontakt, ale mieliśmy ze sobą dobre relacje. Podpatrzyłem u nich jak prowadzić studio, zresztą w tamtych czasach każda informacja była na wagę złota, nie było takiego masowego jej przepływu jak teraz. Do tego wiedzę dotyczącą tatuażu musieliśmy zdobywać bezpośrednio
Sid
Zappa
Zappa
TF: Dlaczego zdecydowałeś się na wyjazd z kraju? Zappa: Wyjazd do Karlsruhe na konwencję w ‘96 roku zbiegł się z moimi problemami lokalowymi. Po konwencji zostałem bez studia, a szczęśliwym trafem dostałem propozycję pracy w studiu Mystic w Karlsruhe, które rozpoczynało właśnie swą działalność. Do tego niemieckojęzyczna scena tatuażu zawsze robiła na mnie ogromne wrażenie Claus Fuhrmann, Sabine Gaffron, Sting, Ralf Gutermann, Axel Losberg, Thorsten Raschke, Luke Atkinson, Peter Siwak, Till, Klaus Schiwek, Bernie Luther czy MarcD - to byli ludzie kładący podwaliny współczesnego tatuażu europejskiego. To tutaj jak grzyby po deszczu rodziły się konwencje tatuażu. Jako miejsce do nauki Niemcy były idealne - niestety, wbrew zamierzeniom zasiedziałem się trochę : ).
TF: Jak znalazłeś się w Nightliner Tattoo? Jakie było to studio na początku? Co się zmieniło do czasu gdy je opuszczałeś? Zappa: Po okresie pracy w Niemczech Zachodnich chciałem być bliżej Polski, a do tego kusiła mnie dekadencka atmosfera Berlina. Wysłałem list do Marca, który odłączył się od Nightmare Tattoo i postanowił otworzyć swoje własne studio. Krótko przed konwencją berlińską spotkaliśmy się i ustaliliśmy termin rozpoczęcia współpracy. Nightliner było moim trzecim studiem, w którym pracowałem od jego otwarcia. Jak zwykle początki były trudne, najpierw musiałem zbudować zaufanie klientów. Nie było to łatwe, bo posługiwałem się językiem angielskim, co na zachodzie Niemiec wystarczało w zupełności - w Berlinie Wschodnim już niekoniecznie. Jednak z czasem zgromadziłem swoją małą publikę. Pod koniec pracy w studiu musiałem nieźle kombinować, żeby w kalendarzu nie przekroczyć dwóch miesięcy zajętych terminów. Na przestrzeni lat Nightliner stał się fabryką tatuażu - bywały dni, że przez całe
Zappa
Zappa Zappa
poprzez doświadczenie. Dzień w dzień sprawdzaliśmy jakieś pomysły, które nierzadko były po prostu jakimś chorym wymysłem, np. zagęszczanie pigmentu poprzez gotowanie go.
TATTOOFEST 19
TF: Jak pracowało się w mieście takim jak Berlin, z setkami studiów tatuażu? Zappa: W Berlinie swego czasu mówiło się o 240 oficjalnych studiach tatuażu. Właściwie każda dzielnica miała ich kilka. Tam scena jest niejako podzielona i każde studio ma swoją specyficzną klientelę zróżnicowaną pod względem zawodów, czy subkultur. Pozytywnym aspektem takiego nagromadzenia jest przepływ informacji. Ludzie uczą się szybciej i łatwiej, co też widać w sensie globalnym - również style charakterystyczne dla tatuatorów przez bardzo długi czas zaczynają się unifikować i zacierać. Wszyscy zaczęli tatuować dobrze, a nowy pomysł (motyw) zaczynał zaraz być kopiowany i powielany. Wystarczy porównać czas potrzebny na naukę, kilkanaście lat temu było to około pięciu lat, a obecnie skrócił się on do jednego roku. Scena berlińska jest przeogromna i bardzo podoba mi się to, że tam każdy znajdzie pod względem stylu coś dla siebie. Coraz trudniej spotkać w Berlinie osobę bez tatuaży, właściwie są obecne wszędzie... nawet w Bundestagu. Do
Sid
TATTOOFEST 20
TF: Sid, jakie były twoje początki? Sid: Tatuaż nigdy wcześniej mnie nie interesował. Zacząłem tatuować ze względów finansowych, choć bardziej interesowały mnie ściany niż
Krysia: Jaka jest historia twojej znajomości z Zappą, za co się tak bardzo lubicie, a za co nie? Sid: Poznaliśmy się… jak poznają się dzisiaj wszyscy - przez internet. Było to na początku 2004. Później spotkaliśmy się na Pomorzu, po roku zacząłem pracować w berlińskim Outbacku. Jakiś czas mieszkaliśmy razem, regularnie podglądałem wtedy załogę Nightlinera… Później zaczęły się moje wyjazdy i dopiero zdaje się w Grecji mieliśmy okazję pogadać dłużej twarzą w twarz… Nie lubię Zappy za wiecznie opadające spodnie! TF: Zappa, byłeś bardzo pomocny dla wielu młodych adeptów sztuki tatuażu i bardzo chętnie pomagałeś im i udzielałeś informacji. Czy twoja aktywność w tej dziedzinie nadal utrzymuje się na takim poziomie? Z kim miałeś najlepsze kontakty? Zappa: Mam kontakty ze sporą częścią polskiej sceny, niektórzy tatuatorzy są rzeczywiście na początku drogi. W tej chwili szukamy współpracownika do studia, więc dobrze się składa, bo równocześnie mogę obserwować nie tylko warsztat artystyczny, ale również sposób podejścia do tatuażu. Razem z Sidem mamy w tej chwili niezłe rozeznanie pośród wschodzących talentów. Co chwilę zgłaszają się nowe, zdolne osoby, ale jest też sporo ofiar różnych
Zappa
TF: Przez studio Nightliner przewinęło się wielu młodych tatuatorów, zaczynał tam też Lars Uwe. Kogo pamiętasz najlepiej? Zappa: Przez studio, w którym pracowałem rzeczywiście przewinęło się wielu ludzi. Zarówno rozpoczynający karierę jak i ludzie tatuujący już sporo czasu - tak jak Axel z Alien Tattoo czy Sławek Till z Blue Note Tattoo pracujący na gościnnych występach. Co do „młodzieży” to Nightliner, jako całe studio, reprezentowało bardzo wysoki poziom techniczny w wykonaniu tatuażu. Dla mnie do teraz prace MarcaD są jednymi z najlepszych na świecie pod względem techniki. Do tego w studiu pracowało czterech tatuatorów na stałe, więc uczący się tatuażu, trafiając w to miejsce mogli bardzo szybko zgromadzić potrzebną wiedzę, nawet tylko podpatrując przy pracy innych. Do tego każdy z nas starał się pracować w różnym stylu, różnym sprzętem i różnymi technikami. Dawało to wiele możliwości, jak na przykład wybranie właściwego sprzętu czy pigmentów. Właściwie wszyscy, którzy zaczynali tam tatuować osiągnęli wysoki pułap i rozwinęli swój własny styl. Mam nadzieję, że w przyszłości uda nam się zaprosić na gościnne tatuowanie niektórych z nich. Bardzo bym się ucieszył, gdyby zagościł u nas Niko, może skończyłby mój wciąż tylko zaczęty tatuaż ; ).
ludzie i tusz pod ich skórą, to ceny farb w sprayu były wysokie. Dzisiaj tatuowanie sprawia mi przyjemność, w momentach kiedy pracuję z dobrymi znajomymi lub naprawdę ciekawymi ludźmi. Poza tym to cholernie męczące i często nudne. No i oczywiście zacząłem od własnoręcznie robionej maszynki, później zamiast lutować, próbowałem kleić igły… ale to było 7 lat temu, teraz młodym tatuatorom wszystko podawane jest na tacy…
Sid
Krysia: W takim razie najważniejsze - kiedy powstał ten plan, a także pomysł na otworzenie wspólnego studia? Sid: Pomysł na powstanie Cykady urodził się w Grecji, a dokładnie w Atenach. Postanowiliśmy zrobić coś z własnej inicjatywy… aczkolwiek nie było dokładnej daty powrotu, całość wyklarowała się po moim kolejnym przyjeździe do Berlina, kiedy to zasiliłem załogę Nightlinera.
tego najważniejsza była możliwość kontaktu bezpośredniego z tatuażem, a nie tylko poprzez strony internetowe czy zdjęcia w gazecie. Czasami real weryfikuje wyobrażenie powstałe poprzez media.
Sid
studio przewalało się ponad stu klientów. Praca w nim stała się męcząca. Popularność studia przerosła moce przerobowe :). Zmęczenie i rutyna groziły mi wypaleniem zawodowym. Nadszedł czas na zmiany, czyli powrotu do Polski.
Zappa Zappa
programów telewizyjnych, które bardzo chciałyby tatuować, ale niestety same chęci nie wystarczą. Co do współpracy, jak widać kontakty z Sidem najbardziej leniwym talentem;) zaowocowały wspólnym studiem. Z Tofim znamy się od lat, również na stopie towarzyskiej. Sporo czasu spędzaliśmy na analizowaniu jego prac, ale on miał znakomite przygotowanie artystyczne i do tego odebrał świetną szkołę u łowcy talentów Tomka z Artline’a. Wiedział o co pytać, z pokorą znosił krytykę i stosował się do wskazówek. Cieszy mnie to, że teraz stał się samodzielny, i że czasami możemy razem pracować. Miło wspominam Marcina Damasa, który mam nadzieję, ze swoim olbrzymim potencjałem artystycznym nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a także Adiego z Jah Love Tattoo z Warszawy. TF: Co zmieniło się w pytaniach jakie otrzymujesz od młodych tatuatorów odnośnie samej techniki? Zappa: Jestem zaskoczony, że wielu początkujących łapiąc za maszynkę automatycznie wczuwa się w rolę artysty. Chcą jakby na skróty ominąć kolejne etapy uczenia się techniki, liczą na to, że istnieje jakiś środek jak np. perfekcyjne ustawienie maszynki, które pozwoli im stać się od razu mistrzami. Za moich czasów zaczynało się od nieskomplikowanych motywów, stopniowo wdrażając się w tajniki techniki, albowiem dla mnie tatuaż jest wyłącznie sprawą techniczną. Miejsca na sztukę jest tam niewiele: równe linie, dobrze, równo położony kolor czy łagodnie przechodzący cień. Cały artyzm tatuażu kończy się na papierze w momencie powstawania wzoru. Jest coraz więcej ładnych motywów, wytatuowanych kiepsko technicznie. Dlatego
widząc, że młodzi adepci zaczynają przygodę z tatuażem od portretów czy bardzo skomplikowanych prac, radzę im wracać do szkicowników, przynajmniej w ten sposób nie będą szkodzić swoim klientom. Powszechna dostępność sprzętu, igieł czy farb zredukowała problemy z wytwarzaniem ich we własnym zakresie, dlatego tej wiedzy nikt nie pogłębia. Nadal jednak ustawienie maszynki pochodzi z obszaru czarnej magii, a przecież opiera się ono na doświadczeniu i odczuwaniu, a nie na jakimkolwiek elektronicznym pomiarze. TF: Popularność tatuażu i jego komercjalizacja pomaga w zbliżeniu się do sztuki? Czy jest szansa na uratowanie dobrego trendu parcia młodych tatuatorów w kierunku sztuki, podejmowania prób tatuowania przez osoby posiadające warsztat plastyczny? Sid: Nigdy nie wiązałem tatuażu ze sztuką, tak jak nigdy samego siebie nie nazwałem artystą. Polska jak zwykle jest o kilkanaście lat za Zachodem, ale gołym okiem widać, że to się zmienia… Polacy świetnie potrafią pozbawiać motywacji do działania, dlatego staram się obserwować Zachód i w miarę możliwości „robić swoje”. Warsztat plastyczny jest podstawą, nie tylko dlatego, że ludzie coraz częściej oczekują prac autorskich, ale dla samego opanowania kreski, pracy światłocieniem czy kontrastowania prac. TF: Jak sądzicie, czego brakuje jeszcze polskiej scenie tatuażu, czym różnią się te dwa „rynki” - zachodni i polski? Sid: My zajmujemy się cudzymi, a Zachód własnymi sprawami. Polska „scena” jest jak mała wieś. Każdy o każdym wiedzieć musi wszystko. W Sopocie
mamy naprawdę rewelacyjną ekipę i choćbyśmy się uparli, nie można ich nazwać „konkurencją”. Tego brakuje Polsce. Praca z niemieckimi klientami często była łatwiejsza, bo są oni bardziej świadomi tego, czym jest tatuaż, jakie zawiera style etc. Nie boją się też dużych, widocznych prac i śmiałych kompozycji. Krysia: Miałam przyjemność być na otwarciu Cykady, więc mniej więcej wiem jak wygląda lokal i ile pracy włożyliście w remont - warto było? Jak prosperuje nowo otwarte studio? Sid: Studio póki co przyciąga więcej ludzi spoza Sopotu i zagranicznych gości, niż miejscowych klientów. Dziękuję bardzo za pomoc Maćkowi z sopockiego studia Seagull - bez niego mogłoby być ciężko :). Regularnie pracujemy z warszawiakami i ekipą z Berlina. Studio daje nam sporo swobody. Przewidujemy 4 - 6 tatuatorów, dając każdemu 15-20 metrów kwadratowych miejsca pracy. Cykada to projekt, nie samo studio… trudno jeszcze mówić o prosperowaniu w tak krótkim czasie od otwarcia. Jeśli docelowy plan zda egzamin, mamy nadzieję gościć tu wielu dobrych tatuatorów z Polski, jak i zza granicy. Krysia: Czy już wiadomo kto pojawi się po Sławku Myśkowie u was w studiu? Sid: Sławek jest naszym asem w rękawie! Gości zdaje się być już 10 w kolejce, a kolejny… no cóż, chciałbym widzieć tu… Brodę! A mówiąc szczerze, zależy to jedynie od tatuatorów i tego, kiedy mają wolne terminy. Tofi będzie tu dopiero pod koniec przyszłego roku :) Radek: A poza guest spotami? Macie piękne studio z możliwościami, jakie daje przestrzeń. Znając was
TATTOOFEST 21
Sid
macie pewnie mnóstwo pomysłów na ożywienie tego miejsca, nadania mu duszy. Słyszeliśmy o planowanej galerii? Zdradzicie jakieś pomysły, plany, projekty? Sid: Plany, plany, plany… wiele wyjaśni się po roku, bo zakładamy, że wtedy ocenimy realność zagłębiania się w szersze projekty. Chcemy robić własne maszyny, chcemy organizować wiele imprez dla tatuatorów, wspólnie malować, robić warsztaty związane z techniką, rysunkiem itd… Jest tego sporo, a nas tylko dwóch, także szukamy zmotywowanych artystów do naszej załogi! Krysia: Z jakimi przeszkodami spotkaliście się realizując swój plan? Dlaczego zdecydowaliście się na taką właśnie lokalizację? Sid: Przeszkód na razie nie ma żadnych, wszystko idzie dość gładko. Lokalizacja… no cóż, kto mieszka w Trójmieście ten zna ceny lokali. My szarpnęliśmy się na niemal 300 metrów kwadratowych domu i 450 metrów gruntu… w centrum po prostu nie byłoby to możliwe. Poza tym lokalizacja daje nam możliwość spokojnej pracy, a ludzie którzy decydują się na wycieczkę do nas są raczej zdecydowani i zorientowani w tym, co robimy. Naprawdę rzadko jest to wycieczka po „znaczek”. Krysia: Czyli nie macie „przypadkowych przechodniów”? Sid: Przechodniów nie ma tu wcale, bo ulica jest ślepa:). Klienci w Trójmieście są zdecydowanie rewelacyjni. Nigdy bym nie przypuszczał, że na start posypie się tyle rękawów, pleców i szalonych pomysłów. Poza tym, kiedy ostatnio pracowałem w Polsce, ludzie bardziej koncentrowali się na wzorach katalogowych, teraz mamy ręce pełne roboty, bo
TATTOOFEST 22
przygotowanie autorskich rysunków kradnie dużo „wolnego” czasu… Krysia: Robienie jakich prac sprawia wam teraz największą przyjemność? Sid: Próbuję walczyć z biomechaniką, ale odnajduję się też w newschoolu i piśmie odręcznym… Lubię prace z autorskim tribalem. Krysia: Bardzo podoba mi sie pomysł prowadzenia studyjnego bloga, jest on przeznaczony bardziej dla klientów czy znajomych? Sid: Mnie blog bardzo bawi, często sam śmieję się z moich głupawych podpisów pod zdjęciami. Daje to ludziom wyobrażenie o tym, co robimy i kim jesteśmy. Rozjaśnia proces powstawania tatuażu i przygotowania do zabiegu. Dla kogo jest przeznaczony? Sam nie wiem, chyba dla tych którzy mają za dużo czasu :). Przepraszam jeśli wpisy nie są dodawane regularnie, ale czasem jest nam naprawdę ciężko, bo ten dom nie ma końca, błądzimy po pomieszczeniach i ciągle znajdujemy coś do poprawienia/ wykończenia. Radek: A dlaczego w ogóle Cykada? Od dźwięku maszynek? Sid: Pomysł powstał na ateńskiej ulicy, gdzie nie dało się rozmawiać, bo... zagłuszały nas cykady. Ale nazwa powstała nieco później, szukaliśmy nazwy związanej z Grecją… blisko było do jakże specyficznego dla Grecji „malaka” (darujmy sobie tłumaczenie)… ale całe szczęście, skończyło się na Cykadzie. Krysia: Co słychać u dzików? Sid: Dziki zostawiliśmy przy operze... ale już myślimy jak je sprowadzić pod nowe lokum.. myślę, że wrócimy do sprawdzonej diety bezikowej:).
O ile łatwo chwalić się sukcesami to znacznie trudniej przyznać się do błędów. Jednak z perspektywy niemal miesiąca, przetrawienia wszelkich wywodów nad zdaniami wyrwanymi z kontekstu, odwiedzeniu trzeciej edycji konwencji w Paryżu, łatwiej mi mniej emocjonalnie podejść do tematu i spróbować zrelacjonować Tattoo Warsaw - Eastern Art Fusion.
TATTOOFEST 24
ajważniejszy zawsze jest dla mnie punkt odniesienia, cel imprezy, zaangażowanie. Mogłabym tak naprawdę przepisać wiele zdań z materiału o pierwszej konwencji w Gdańsku, włącznie ze słowami Adama, jednego z organizatorów, o świadomości błędów i niedociągnięć jak i pozytywach związanych z imprezą. Ale to chyba byłoby za mało… Także spróbuję zmierzyć się z tematem. amo miejsce, w którym odbywała się konwencja to hala znajdująca się w kompleksie zabudowy dawnej wytwórni wódek Koneser w starej części warszawskiej Pragi. Poprzemysłowe budynki z czerwonej cegły malują się charakterystycznie w pejzażu kamienic i współczesnych budynków, czy centrów handlowych. Żółte szyby pierwszego piętra Hali Miodowej tworzyły ciekawy klimat. Tam, w dwóch pomieszczeniach na 1200 metrów znalazło się 70 boksów tatuatorskich i dla wystawców ze sprzętem, a także scena. Zabudowa boksów, choć dało się słyszeć, że były za małe, tak naprawdę nie różniła się od tej z Krakowa. Różnica to stół, który niestety tatuatorzy wykorzystują jak przenośną leżankę. W tym przypadku stolik był wystarczający na ekspozycję port folio czy materiałów promocyjnych - za mały by położyć na nim człowieka przy tatuowaniu. Przejścia oddzielające boksy były naprawdę szerokie, dzięki czemu swobodnie można było się między nimi poruszać. Nawet biorąc pod uwagę bardzo dużą frekwencję, która była na poziomie 3500 osób. W znacznym stopniu przyczyniła się do tego promocja i nawet nie tyle zainteresowanie mediów, co prawdziwa histeria medialna. Przez tydzień
TATTOOFEST 25
TATTOOFEST 26
Kuba, Black Star, Warszawa, III Tatuaż kolorowy mały
pierwszy pojawił się na polskiej konwencji, ale i zapowiedział, że postara się częściej nas odwiedzać. Niezwykle miły jest fakt, że bywalec tylu konwencji organizowanych we wszystkich zakątkach świata, poczuł się w Warszawie swojsko i spodobała mu się atmosfera. Nie zabrakło też Pavla Angela, jako przedstawiciela sceny rosyjskiej, pochodzącego z Ukrainy Romana Kuznetsova, Antona Oleksenko, który pochodzi z Białorusi, ale jest bardzo dobrze znany
Adolf, Jah Love Tattoo, Warszawa, II Najlepszy tatuaż niedzieli
Bak, East Side Ink, Białystok, III Najlepszy Tatuaż niedzieli
o do samej konwencji… na pewno niestosowne i niczym nieuzasadnione byłoby porównywanie imprezy warszawskiej do tej, którą organizujemy w Krakowie, bo to nie ten kaliber i nie te warunki, nie ten zamysł, co podkreślaliśmy od początku. Niemniej jednak, impreza w Warszawie może być porównywana z podobnymi konwentami w Łodzi, czy choćby tą ostatnią zorganizowaną w Gdańsku. Niestety największym niedociągnięciem imprezy okazała się idea, która miała ją wyróżnić, czyli nieszczęsny East. Wiem, wiem to mało, że Polska leży w Europie Środkowo Wschodniej. Niestety ani wyjazd na konwencję do Moskwy, ani nawet renoma organizatora konwencji w Krakowie niewiele nam pomogła. Stanęliśmy przed prozaicznymi problemami takimi jak bariera językowa, wizy, odległość, a także trudności związane z pozyskaniem tatuatorów z „raczkujących” w tej dziedzinie krajów, czy nawet emigracją większości tatuatorów z danego państwa, po nawet, co było momentami sporym zaskoczeniem, złą sławę warszawskiej konwencji w PKiN sprzed kilku lat, która wciąż pozostaje żywa w pamięci wielu tatuatorów i odstrasza ich skutecznie od przyjazdu do naszego kraju. Założenie wydawało się słuszne, jednak realia dość brutalnie zweryfikowały naszą tezę. Nie udało się zorganizować konwencji takiej, jaką sobie wymarzyliśmy. Okazało się, że kilka miesięcy pracy i zaangażowanie nie wystarczają. Przyczyniła się też do tego nieobecność kilku naprawdę ważnych tatuatorów. Niestety zabrakło na tej imprezie Andrzeja „Leńa” Leńczuka, który pod koniec lipca poinformował nas o tym, że jego udział nie będzie możliwy. Nie pojawili się także Zhivko i Pornstar z przyczyn do tej pory niewyjaśnionych i tym bardziej dziwnych, bo przedtem nie zawiedli ani razu i w Warszawie mieli spotkać się z umówionymi klientami. No i największe rozczarowanie, nie tylko dla zwiedzających ale i organizatorów, czyli odwołanie przyjazdu przez Borisa. Był on pierwszym tatuatorem, który potwierdził swój udział, zamieścił informację o imprezie na oficjalnej stronie, a także deklarował przyjazd jeszcze podczas naszych spotkań na europejskich imprezach. Zatrzymały go ważne sprawy prywatne, lecz mam nadzieję, że zrekompensuje fanom swojej sztuki odwołanie wizyty w ostatniej chwili przy najbliższej okazji. Za wielki sukces uważam przyjazd Roberta Hernandeza, który po raz
Broda, Black Star, Warszawa, II Tatuaż kolorowy mały
przed festiwalem odbieraliśmy telefony od największych stacji telewizyjnych, od państwowych przez prywatne, po alternatywne, a także mieliśmy zaplanowane spotkania z prasą i fotoreporterami. Być może to magia stolicy i chyba jeszcze w znacznym stopniu sensacyjność tematu jakim jest tatuaż. Choć często dziennikarze zaskakiwali znajomością materii, to nadal pojawiały się sztampowe pytania, które zadaje każdy laik. Tak czy inaczej, samo zjawisko tatuażu ma szansę przestać być postrzegane przez pryzmat stereotypów, czy uprzedzeń. Dla wielu z osób związanych z mediami było to pierwsze spotkanie z tą tematyką, mam nadzieję, że zaowocuje ono zdrowym zainteresowaniem przy kolejnych imprezach, których w Polsce przybywa z każdym rokiem.
polskim miłośnikom tatuażu. Bardzo miłym akcentem konwentu, był przyjazd dwóch Węgrów Geza Mo i Tamasa, których na pewno wszyscy zapamiętali ze względu na ich stylowy wygląd, ale i bardzo ciekawe prace. Ponownie odwiedził nasz kraj także Jirka z czeskiego First Blood. Pojawili się także Osa i Valdi, którzy swoją pozytywną energią ożywiają zawsze wszystko, co się dzieje dookoła. Dzięki ich obecności poza samymi tatuażami, procesem ich
powstawania można było przyjrzeć się olejnym pracom autorstwa Valdiego i Osy przedstawionymi w mini galerii, gdzie znalazło się niemal 40 płócien. Charakterystyczny styl tatuażu i malarskie, kubistyczne, kolorowe prace sprawiają, że za każdym razem wizyta tych obojga wpływa pozytywnie na wszystkich i pozwala obcować ze sztuką. Podczas festiwalu zaprezentowano jeszcze inną formę sztuki, czyli graffiti. Darek i Szymon z 3fali oraz warszawska
ekipa eSCe zaprezentowali z jednej strony szablonowe prace z głębokim przesłaniem, a z drugiej graficzne motywy, którym nie tylko poświęcili wiele czasu, ale i wykazali się cierpliwością i precyzją. Ponadto, ciekawym eksperymentem było kolorowe Art Fusion, w którym udział wzięli Junior, Valdi, Osa, Batoon i Magda z Azazela, Tamas, Broda oraz Luk. Poza tymi artystycznymi atrakcjami na scenie pojawiał się duet z Wrocławia, który później straszył
zgromadzonych uczestników imprezy milicyjną pałką… i miotłą. Dzięki nim w sobotę powiało PRL-em. Niektórzy się pośmiali, niektórzy nieco przejęli otrzymując mandat, czy będąc świadkami „ścieżki zdrowia”. Innym „groziło” usunięcie z terenu konwencji ze względu na niewłaściwe obuwie, niezgodne z przepisami BHP. Powiew wolności i duch Solidarności przyniosła niedziela, kiedy na imprezie pojawiał się Prezydent Lech Wałęsa oraz Chuck Norris, który
TATTOOFEST 27
Igor, Juniorink, Warszawa, I Tatuaż czarno-szary mały
Bartosz Panas, Gulestus, Warszawa, I Tatuaż czarno-szary duży
załatwił komunizm z półobrotu. Poza tym na scenie zaprezentowali się beat bokserzy oraz poeta Wieśniak, który w poliestrowym garniturze sadził wiersze-nonsensy rodem z minionej epoki. Na scenie niestety nie działo się wiele (zwłaszcza w niedzielę) i każda godzina od otwarcia do zamknięcia konwencji nie była zapełniona, to był niestety kolejny mankament imprezy. Choć tak, jak wspominałam ważny jest punkt odniesienia i tutaj biorąc pod uwagę inne polskie konwencje, czy nawet ostatni Paryż, nie było tak źle. Niestety, wieczny problem organizacyjny to także spotkania, czy panele dyskusyjne. Choć czasem mam wrażenie, że jak sama nie przygotuję „wykładu”, to nikt go nie zrobi. Może jednak przesadzam, bo podano mi na tacy złotą receptę… „jakieś zdjęcia”, „jakieś pogadanki” „jakieś osoby” mogły przecież to zrobić. Choć są jeszcze na szczęście ludzie zawsze skłonni do pomocy, i na których można zawsze liczyć, to niestety im więcej się robi, im bardziej udziela, im bardziej wychyla z szeregu, tym częściej naraża się na brak sympatii, niepochlebne komentarze, czy zawiść. Dlatego niemożliwe jest ciągłe obarczanie takim jarzmem tych samych osób. Wrócił znowu temat organizacji koncertów przy okazji konwencji… Posmak kiepskiej akustyki hali Konesera dał się we znaki, czy to podczas pracy konferansjera Kędziora, czy przy muzyce puszczanej w tle. Dodatkowo koncert na pewno nie wpłynąłby pozytywnie na koncentrację tatuatorów, a i nie każdy zadowolony byłby z doboru repertuaru. Dlatego koncert to koncert, na konwencie najważniejsi są tatuatorzy. Choć takim miłym przerywnikiem i oderwaniem się na chwilę od tatuażu były atrakcje niedzielnego Święta ulicy Ząbkowskiej, które przeniosły się także na dziedziniec Konesera. Prezentowana nieopodal kultura rosyjska, świetnie wpisała
Bartosz Panas, Gulestus, Warszawa, II Najlepszy tatuaż soboty
Tofi, Ink-Ognito, Rybnik, III Najlepszy tatuaż soboty
TATTOOFEST 28
TATTOOFEST 29
Maciek, Jah Love Tattoo, Warszawa, II Tatuaż czarno-szary mały
Sebastian Abramczuk, Gonzo, Szczecin, I Najlepszy tatuaż soboty
Bartosz Panas, Gulestus, Warszawa, II Tatuaż czarno-szary duży
Tofi, Ink-Ognito, Rybnik, III Tatuaż czarno-szary mały
Bartosz Panas, Gulestus, Warszawa, III Tatuaż czarno-szary duży
się w charakter naszej imprezy, także po „obchodzie” boksów, a w oczekiwaniu na niedzielne konkursy można było skorzystać z tych atrakcji. Podczas samych konkursów obejrzeliśmy kilka znanych prac, jednak wśród nagrodzonych znalazła się tylko jedna, już nagrodzona poprzednio na innej konwencji. Największe wrażenie zrobiły prace Bartka z warszawskiego Gulestusa. Choć pojawiły się zarówno prace słabe jak i bardzo dobre i wybitne, specjalnie na tą okazję kończone. Nagrody również nawiązywały do PRL owskiego sentymentu - papier toaletowy, za którym nasi rodzice stali w niezłych kolejkach dla modeli, oraz dla tatuatorów poza dyplomem uznania, kultowy Miś oraz woda brzozowa. Dodatkowo dla laureatów pierwszych miejsc w każdej kategorii firma Cyber Tattoo ufundowała nagrody specjalne w postaci maszyn do tatuażu. Poza konkursami, także ważnym wydarzeniem soboty było przyznanie „Ikon polskiego tatuażu”. Plebiscyt zorganizowany przez nasz magazyn opierał się na ankietach rozesłanych do tatuatorów, którzy biorą udział w tworzeniu sceny, czyli takich, którzy udzielają się na konwencjach, pokazują swoje prace, nie zamykając się w czterech ścianach swojego studia. Część tatuatorów dość szybko odpowiedziała, część miała wątpliwości i problemy z wyborem, bądź zrezygnowała z brania udziału w tej zabawie. Słuszną zawsze wydawała mi się zasada „nic o nas bez nas”, więc albo zabiera się głos w dyskusji i tworzy to środowisko albo nie, lecz wtedy nie specjalnie widzę powód do narzekania, że ktoś coś dostał lub nie. Raczej trudno tu mówić o jakiejś podniosłej ideologii stojącej za tego typu plebiscytem, czy przyrównywać go do konkursu popularności. Była to po prostu zabawa i próba stanięcia trochę z boku tego wszystkiego. W niektórych z sześciu kategorii „walka” była wyrównana, w dwóch z nich wyniki były bardzo wyraźne i nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Moim zdaniem, ludzie, którzy stanęli razem na scenie w pełni na to zasłużyli i plebiscyt oddał to, co dzieje się w Polsce lub działo na przestrzeni kilkunastu ostatnich lat. A inspiracje jakie płyną od tych ludzi, czy to do pracy, czy działania na pewno są niepodważalne. „Ikony…” w pewien, niewielki sposób były retrospekcją tego działo się w polskim tatuażu. Natomiast z inicjatywny Dominika, na którą bardzo entuzjastycznie zareagowały stołeczne studia, za konkretne działania na terenie Warszawy i na rzecz tamtejszej sceny uhonorowano wyróżnieniem Sebastiana „Seniora” Janasa. Pozytywna w samym wydarzeniu jest zapewne próba przełamania złego stereotypu o Warszawie jeśli chodzi o konwencje oraz aktywizacja samego środowiska, gdzie znajduje się tak dużo studiów na wysokim poziomie. Dominik i Azazel mają apetyt na więcej i już pojawiły się pomysły jak poprawić konwencję, jak przyciągnąć więcej artystów, jak podnosić jej poziom artystyczny i atrakcyjność dla zwiedzających. Mam nadzieję, że Warszawa zdobędzie jeszcze swoich miłośników.
TATTOOFEST 30
Daniel, Hand Of God, Warszawa, II Tatuaż kolorowy duży
Bartosz Panas, Gulestus, Warszawa, I Tatuaż kolorowy duży
Prykas, Prykas Tattoo, Rybnik, I Najlepszy tatuaż niedzieli
Junior, Juniorink, Warszawa, III Tatuaż kolorowy duży
Słowniczek:
A
rgument - fakt lub twierdzenie przytaczane dla uzasadnienia lub obalenia jakichś tez lub decyzji
H
omo conventus - nowo wykształcony gatunek człowieka pod tytułem „nie mam porównania, ale było słabo”; osoba początkująca jeśli chodzi o temat konwencji, ale ze świetnie ukształtowanymi wyobrażeniami i oczekiwaniami
K K
omercyjny - taki, który przynosi dochód
omunikacja - proces wymiany informacji, nie mylić z procesorem, choć bez jego użycia (czytaj. w komputerze), wszelka komunikacja jest niemożliwa
K M
onsument - „ja płacę, ja wymagam”, nie mylić z entuzjastą i pasjonatem
alkontent - człowiek niezadowolony ze wszystkiego, we wszystkim doszukujący się wyłącznie wad, niedostatków, ujemnych stron e swojej strony bardzo dziękuję wszystkim wystawcom, Dominikowi, Darkowi (3fala.art.pl) oraz ludziom, którzy pomagali w przedsięwzięciu, w tym oczywiście Uli i Kahu - Detox Team:) Ola
TATTOOFEST 31
TATTOOFEST 34
Bam: Skąd jesteś i od jak dawna tatuujesz? Brian: Pochodzę ze Staten Island w Nowym Jorku, lecz obecnie mieszkam w Pocono Mountains w Pensylwanii. Zacząłem tatuować w 1992 roku. Szczerze mówiąc, jestem dość nudnym facetem. Całe dnie tatuuję, a nocami maluję. Jestem dużym przeciwnikiem picia alkoholu i brania narkotyków. Staram się żyć po swojemu i robić to, co umiem najlepiej. Bam: Dlaczego zainteresowałeś się tatuażem? Brian: Zawsze kochałem sztukę. Pomysł, by nauczyć się tatuować powstał w momencie, gdy sam miałem już kilka tatuaży i coraz bardziej ciekawiły mnie techniczne aspekty procesu ich powstawania oraz efekty jakie można osiągnąć przy pomocy maszyny do tatuażu.
TATTOOFEST 35
TATTOOFEST 36
Bam: Kolory kontra szarości. Wykonujesz zarówno tatuaże kolorowe jak i cieniowane. Lubisz obie techniki tak samo czy uważasz, że któraś jest ciekawsza. Jakie są ich zalety? Brian: Kocham zarówno cienie jak i kolory. To, czy proponuję klientowi pracę w szarościach czy w kolorach, zależy głównie od jego rodzaju skóry. Często te same motywy inaczej wyglądają na skórze różnych ludzi. Oczywiste jest też to, że pewne rzeczy po prostu wychodzą lepiej w kolorach, a inne w szarościach. Cieniowane rozmycie z czerni (greywash) ma ten ponadczasowy wygląd i na odpowiedniej skórze wygląda świetnie. W przypadku kolorów, najlepszy efekt tworzą przede wszystkim płynne przejścia pomiędzy tonami. Nie potrafiłbym zdecydować o wyższości jednej techniki nad drugą - uwielbiam pracować w nich obu. Choć do moich freehandowych prac wybieram najczęściej właśnie szarości. Bam: Jesteś malarzem. Potrafiłbyś określić jak bardzo malowanie wpływa na twój styl tatuowania? Może jest odwrotnie… Przenosisz nawyki z tatuowania do swoich prac olejem, akrylami czy aerografem? Brian: Malarstwo diametralnie zmieniło sposób w jaki tatuuję. Z maszyną pracuję już od 17 lat. Jednak dopiero kiedy zaczęła się moja przygoda z malarstwem poczułem, że zacząłem robić prawdziwą sztukę na ludzkiej skórze. Malarze inaczej patrzą na tatuaże. Bardziej niż na konturze zacząłem skupiać się na przejściach i kontraście. Polecam malowanie wszystkim, którzy tatuują!
Bam: Czym i kim się inspirujesz? Masz jakieś swoje ulubione style w szeroko pojętej sztuce? Brian: Fascynuje mnie sztuka renesansu. Intryguje mnie perfekcja w wykonaniu tych prac. Współczesną sztukę cenię zaś za energię i swobodę. Myślę jednak, że większość moich inspiracji pochodzi z różnych dziedzin życia: ważnych wydarzeń, czy nawet muzyki. Bam: Wykonujesz freehandowy cover up całego ciała. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Jak wygląda postęp prac u tego klienta i jaka jest jego historia, bo na pewno jest interesująca.
Brian: Ten facet jest aktorem. Występował wcześniej w wielu serialach telewizyjnych i faktycznie jest jedną z najbardziej wyjątkowych osób jakie poznałem w życiu. Pojawił się u mnie, by dokończyć mały tatuaż na przedramieniu. Później umawiał się regularnie na kolejne sesje i pracowaliśmy nadal nad jego ramieniem. Okazało się, że nowe tatuaże tak bardzo odstawały od starych, bardzo źle wyglądających, że postanowiliśmy kontynuować dzieło. I tak spotykamy się niemal co tydzień już od kilku lat. Zanim do mnie trafił był już mocno wytatuowany i rzeczywiście po tych wielu sesjach można mówić o cover up’ie całego ciała. TATTOOFEST 37
Bam: Firma Dings sprzedaje różnego rodzaju gadżety jak: „skórki” na iPody, laptopy czy kontrolery Guitar Hero zaprojektowane przez ciebie. Jak wyglądają twoje plany na przyszłość na tym polu? Brian: Zawsze byłem i będę pozytywnie nastawiony do wszelkich przejawów zainteresowania moją sztuką. Na co dzień moje myśli pochłania malarstwo i tatuowanie, lecz jeśli pojawi się rozsądna propozycja wykorzystania mojej
TATTOOFEST 38
twórczości, jestem skłonny się zgodzić. Co do gadżetów Dings, jestem bardzo zadowolony z efektu. Bam: Wiem, że używałeś maszyn Hawk, czyli maszyn rotacyjnych, które jakiś czas temu pojawiły się na rynku i zrobiły dużą furorę. Zdradzisz jak ci się na nich pracowało? W czym są one lepsze/gorsze od klasycznych maszyn?
Brian: Uważam, że maszyny Hawk są rewelacyjne. Igły do nich są dość drogie, to fakt. Pewnie dlatego typowe street shopy raczej ich nie polubią. Dzięki tym maszynom bez zbytniego forsowania skóry można uzyskać delikatne i płynne przejścia w kolorach. Bardzo sprawdzają się też w podróży ze względu na małe rozmiary i wagę. Osobiście bardzo podoba mi się, że pracują bezgłośnie, lecz w tym wypadku wielu tatuatorów się ze mną nie zgodzi, bo wolą słyszeć
jak pracuje sprzęt. Można liczyć na to, że Hawki odegrają ważną rolę w przyszłości tatuowania, ale konieczne jest by sprzedażą i dystrybucją zajęli się konkretni ludzie, żeby były bardziej dostępne. Jedyne co można by zmienić, to wprowadzić większe zestawy igieł. Bam: Byłeś w Last Rites i malowałeś wspólnie z chłopakami ze studia. Jak wspominasz to doświadczenie? Brian: Fantastycznie jest być otoczonym przez tylu niesamowitych artystów i jednocześnie skromnych ludzi. Świetnie współpracowało mi się z Toxic’iem, wykonując wspólny tatuaż, ponieważ mamy podobne style i komunikowanie się z nim na poziomie artystycznym było bardzo komfortowe. Studio jest naprawdę unikatowe i gdzie nie odwrócisz głowy, widzisz świetne prace. Bam: Guest spoty. Który, ze wszystkich jakie odbyłeś, oceniasz najwyżej? Gdzie bardzo chciałbyś się pojawić w najbliższej przyszłości? Brian: Najlepszym był właśnie pobyt w Last Rites. Staram się wybierać guest spoty, które dają możliwość współpracy z niezwykłymi artystami, od których mogę się czegoś nauczyć. Chciałbym zawsze wracać do domu i swojego studia z przekonaniem, że dużo wyniosłem z podróży i pracy z innymi tatuatorami. Bam: Niedawno wróciłeś z Hell City Convention, jakie wrażenia? Brian: Urzekł mnie poziom artystyczny i różnorodność styli tam zaprezentowanych. Uświadomiło mi to, jak wszystko się zmieniło od czasów kiedy zaczynałem przygodę z tatuażem. Ta konwencja pokazuje kierunek w jakim tatuaż powinien zmierzać, jest to kierunek typowo artystyczny. Bam: Dziękuję bardzo za wywiad!
TATTOOFEST 39
W 2004 roku m alowaliśmy wsp ólnie przesłanie wcześniejsz ych tolerancji w mie rasist owsk ich ba jscu zgro łów. Bohate odcinka pozy ty w row ie dzisiejsze nie zareagowali go na nasze zapr os udziału w akcji „Z zenie do w zięcia amalować Krak ów ”. DESLE nam goniące kota. OK alował w tedy tr O malował oszc zy psy zędne zaw ijasy. charak teryst yc PATRYK w yk leja zne post acie z ha ł swoje sł ami: liber té, égal Nie by ło to nasz e os tatnie spot kanie, jednak ciąg ité, frat erni té. rzadko i zawsze le w idujemy się zbyt kr ót ko. Dow zbyt iecie się o nich w współ tworzy tą ięcej od człow ie ek ipę. Desle po ka, kt ór y magał nam już w oznaczenia dla iele razy, cz y to niew idomych, cz w ieszając y w ynajdując mie dotyczące walki jsców ki na graf o wolny Ty be t. Sz fit i acuneczek dla Ci ebie i resz ty chło paków. 3f ala.ar t.pl Patrykiem znamy się już dziesięć lat. Z Kołasem i Okiem trochę krócej, bo od jesieni 2003 roku. Patryka poznałem w Krakowie, jeszcze przed maturą. Było to przypadkowe spotkanie pod ścianą, całkiem blisko miejsca gdzie mieszkałem. Pierwsze wspólne wrzuty zrobiliśmy u mnie na podwórku. Do dziś nie jestem pewien co przedstawiały. Na Kołasa trafi łem już na studiach, w klubie komiksu, kiedy zaczynałem przygodę z własnym wydawnictwem. Oko wkrótce pojawił się sam, najpierw na jamie - malarskiej imprezie na Mazurach, a potem w Krakowie, gdzie nikt się go nie spodziewał. Od tego czasu trzymamy się razem,
TATTOOFEST 42
„
Nie mamy nawet nazwy, a już tym bardziej jej akronimu, którym powinniśmy wszyscy sygnować nasze prace.
malujemy razem, i choć każdy z nas mieszka dziś i pracuje w innym mieście, a Kołas nawet w innym kraju, to wciąż tworzymy coś na kształt grupy. Nie jest to jednak i chyba nigdy nie było klasyczne crew, w jakie łączą się zwyczajowo writerzy twórcy graffiti. Nie mamy nawet nazwy, a już tym bardziej jej akronimu, którym powinniśmy wszyscy sygnować nasze prace. Pojawiło się nawet kilka pomysłów w tej materii, ale szybko okazało się, że czas wymyślania nazw skończył się dla nas, zanim w ogóle zdążyliśmy się za to porządnie zabrać. Nie szkodzi - każdy z nas maluje coś innego i w trochę inny sposób. Niech więc tak zostanie.
”
ołas wielokrotnie udowodnił, że potrafi narysować wszystko. Doświadczenie, które zdobył jako rysownik komiksowy, dało mu ogromną swobodę w przywoływaniu na papier dowolnych kształtów. Kiedy do nas dołączył, okazało się, że równie dobrze radzi sobie ze ścianami. Odtąd to jemu przypada niewdzięczne zadanie rozrysowywania konturów wielkoformatowych prac. Także dlatego, że to właśnie jego postaci są najbardziej przekonywujące i dynamicznie uchwycone. To, jak sądzę, jedna z umiejętności wyniesionych ze świata komiksu, gdzie z kadru na kadr rysownik musi prowadzić spójną narrację, a jego głównym zadaniem jest przekonanie
TATTOOFEST 43
czytelnika, że podgląda on właśnie historię toczącą się obok, podobnie jakby oglądał film. Kołas jest jednym z tych malarzy, którzy nigdy nie uczyli się graffiti w klasycznym rozumieniu. On po prostu z powodzeniem przerzucił się na ściany z innego medium. yntetyczna, szeroka linia, którą Patryk maluje kontury swoich postaci stała się w pewnym momencie jego znakiem rozpoznawczym. Bardziej znany jest już chyba tylko z ceramicznych biedronek, które przytwierdzał do ścian Warszawy. On pierwszy spośród nas zupełnie zrezygnował z pisania liter. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych ten pomysł nie spotkał się z entuzjazmem, a raczej z ostracyzmem, przynajmniej w środowisku ortodoksyjnych writerów. Graffiti było w owym czasie jakby zawieszone - już odcięło się od swoich szablonowych, punkowych korzeni, a jednocześnie nie odnalazło jeszcze swego dzisiejszego miejsca we współczesnej kulturze masowej. Character - postać pierwotnie towarzysząca jedynie literniczej części wrzutu, wybił się u Patryka na niepodległość. Warto nadmienić, że stało się to na kilka lat przed upowszechnieniem się mody na częściowe zastępowanie tagów logotypami, która dała początek dyscyplinie określanej dziś jako street art. ko, odkąd pamiętam, dużo eksperymentował z szablonem. Dbał też zawsze w swoich pracach o odpowiedni, zaangażowany przekaz. Z drugiej strony, jego fotorealistyczne postaci najbliższe są estetyce klasycznego graffiti. Do tego upodobał sobie proste, niemal typograficzne liternictwo. W tle zaś dla odmiany lubi sobie pochlapać - pędzlem, lub prosto z wiadra. Oryginalna mikstura. Jest najcierpliwszy z nas wszystkich, świetnie TATTOOFEST 44
sprawdza się w roli instruktora podczas warsztatów graffiti, które okazjonalnie organizujemy dla krakowskich dzieciaków i młodzieży. Na niego jednego można liczyć, kiedy nikt z nas nie ma już siły naciskać puszki. Mam wrażenie, że podnoszenie na duchu jest jego specjalnością, tym bardziej więc nie zamierzam przyjąć do wiadomości wzmianek o jego malarskiej emeryturze. Wprost przeciwnie - mam nadzieję, że wszyscy czterej pomalujemy wspólnie jeszcze niejedną ścianę. W końcu writerem jest się przez całe życie. Desle
TATTOOFEST 45
Ma ximo jest osobą, którą odkryłem pewnego wieczo ru na MySpace w standardowy sposób, czyli przy padkiem , choć jeśli się wierzy w karmę, określenie to nie jest adek wa tne. Jakość prac nasyconych kolorami pozwoliła mi na jednoznaczną ocenę sy tu acji. Na dalszy niż drugi plan odszedł (skądinąd niezro zumiał y) fakt, iż tatuator ten jest, przynajmniej w tej cz ęści Europy, właściwie nieznany. Na szczególną uwagę zasługuje jego warsztat malarski, o któr ym będziecie zresztą mogli przeczytać poniżej. Kocha Europę, nie lubi przestrzegania reguł, za to uwielbia wyzwania… Zapraszam do przeczytania wy wiad u z Maximo Lutzem.
Lubię wyzwania! Lubię przykrywać stare tatuaże, tworzyć coś nowego, bazując na tym, co klient już ma na sobie.
Bam: Kolorowy realizm. Dlaczego? Zawsze preferowałeś prace w kolorze, czy było to logiczne następstwo zdarzeń wynikające z twojego postępu? Máximo: Mój styl odnalazłem powoli, stopniowo. Dla mnie realizm to właśnie kolor. Wszystko co nas otacza jest wypełnione barwami, więc nie uważam, że wybór skali szarości do oddania realizmu jest jedyną słuszną drogą. Z początku tatuowałem po prostu wszystko, nie były to wyłącznie realistyczne rzeczy. Właściwie to uważam, że moje prace nie są do końca realistyczne, bardzo często są przerysowane. Nie lubię robić stricte realistycznych portretów w szarościach, jak np. podobizny członków
TATTOOFEST 46
rodziny, gdzie nie mogę dodać niczego ponad to, co oferuje zdjęcie. Bam: Promujesz produkt o nazwie „666 Rotary Tattoo Machine”. Opowiesz o nim coś więcej? Máximo: Gdy zaczynałem tatuować, obserwowałem wielu old schoolowych tatuatorów używających maszyn rotacyjnych. Później przestały one być niejako modne i nie widziałem ich przez dłuższy czas. Ostatnio znów pojawiło się dużo maszynek zarówno elektrycznych jak i pneumatycznych. Byłem nimi zaintrygowany, chciałem wiedzieć jak działają, więc zacząłem ich używać. Polubiłem je i postanowiłem sprzedawać.
TATTOOFEST 47
www.myspace.com/maximolutztattoo
Bam: Urodziłeś się w Buenos Aires, a mieszkasz w Barcelonie. Ile już lat minęło od twojej przeprowadzki i co wydarzyło się przez ten czas? Máximo: Razem z Javierem Benuyettim założyliśmy w Argentynie studio, nazywało się „Los Compadres Tattoo”, ale pewnego dnia postanowiłem przenieść się do Madrytu i zacząć tam pracować. Mieszkałem w Madrycie 10 lat, po czym w 2007 roku przeniosłem się do Barcelony i otworzyłem własne studio. Jak już wiesz, urodziłem się w Buenos Aires, ale mieszkam już dłuższy czas w Europie. Był to mój własny wybór, Europa jest moim domem i w tej
TATTOOFEST 48
kwestii nic się raczej nie zmieni, chociaż kto wie… Bam: Miałem okazję oglądać kilka cover upów twojego autorstwa w stylu „mission impossible”, które wyszły naprawdę dobrze! Przykrywanie tatuaży jest trudne, zwłaszcza gdy musimy się zmierzyć z naprawdę dużymi i ciemnymi wzorami, ale ty chyba lubisz wykonywanie coverów? Máximo: Lubię wyzwania! Lubię przykrywać stare tatuaże, tworzyć coś nowego, bazując na tym, co klient już ma na sobie. Dla klienta jest to niekomfortowa sytuacja, ponieważ musi po prostu mi zaufać a skoro cały zabieg ma być
zakończony powodzeniem to ja wybieram dla klienta wzór. Częsty błąd tatuatorów przy próbach robienia cover upów to staranie się za wszelką cenę zrobić to co chce klient, a często jest to niemożliwe. Kiedy klient trafia do mnie to ja ustalam co będziemy robić, klient może to zaakceptować i obdarzyć mnie sowim zaufaniem lub nie. Bam: Skoro jesteśmy przy tym temacie, jak radzisz sobie z trudnymi klientami? Máximo: Ogólnie rzecz biorąc, staram się być poprawny politycznie i miły dla wszystkich. Najbardziej denerwują mnie sytuacje kiedy klient zaczyna mi przeszkadzać,
kombinować, zmieniać koncepcję gdy jestem w połowie pracy. Strasznie mnie to drażni, ale zazwyczaj mam wystarczająco dużo cierpliwości. Bam: Ile miałeś lat robiąc sobie pierwszy tatuaż? Co to było? Máximo: Miałem wtedy 16 lat i zrobiono mi szczękę rekina. Było to u jednego z dwóch, może trzech tatuatorów, którzy wtedy pracowali w Buenos Aires. Rodzicom się to nie spodobało, aczkolwiek parę lat później sam ich tatuowałem i to nie raz!
Bam: Konwencje, wyjazdy, kolaboracje… co o nich myślisz? Máximo: Aktualnie niewiele wiem o kolaboracjach. Za to bardzo chętnie podróżuję i staram się odwiedzać konwencje. Mam przez to poczucie bycia na bieżąco i ponadto stwarza to dla mnie możliwość obserwowania przy pracy innych artystów i reklamowania mojego własnego studia. Praca na konwencjach jest wspaniałym, aczkolwiek męczącym doświadczeniem. Bam: Czym poza tatuowaniem się interesujesz? Wiem, że malujesz. Jak zaczęła się twoja przygoda
z malarstwem, jak wygląda to teraz? Máximo: Lubię robić wiele różnych rzeczy, ale moim priorytetem jest możliwość spędzania każdej wolnej chwili z rodziną. Przez długi czas byłem bardzo oddany malarstwu. Uczęszczałem do szkoły plastycznej i pracowałem w grupie malarskiej. Zanim rozpoczęła się moja przygoda z tatuowaniem mieliśmy wiele wystaw. Teraz, przez brak czasu maluję bardzo niewiele. Ogólnie i tak sporo rysuję z uwagi na to, że pracuję jako tatuator. Mam artystyczne wykształcenie, sztuka zawsze była obecna w moim życiu.
Bam: Jacy tatuatorzy są dla ciebie źródłem inspiracji? Czyje prace wywarły na tobie największe wrażenie? Máximo: Jest kilku tatuatorów, którzy mnie inspirują. Dzięki nim staram się bardziej, bo widzę, że każdą granicę można przekroczyć. Wymienię tylko kilka osób, które niesamowicie szanuję: Zhivko, Volko, Kamil Mocet, Kyle Catterman, Barthez, Janos Kovarik, czy Nick Chaboya. Bam: Dla odmiany, czy są jakieś określone style w tatuażu, które całkowicie cię nie pociągają, których po prostu nie lubisz? Máximo: Nie lubię old schoolu czy tradycyjnej amerykańskiej
szkoły tatuażu, ponieważ jest to styl gdzie trzeba bardzo ściśle przestrzegać jasno określonych reguł, a ja w tatuażu nie lubię reguł. Lubię pracować tak jak mam ochotę, robić rzeczy po swojemu, ale jest to tylko moja opinia, gusta są różne. Bam: Znajdujesz złotą rybkę, o co poprosisz? Máximo: Za każdym razem powtarzam te same trzy życzenia, ale nie mogę powiedzieć jakie, bo wtedy się nie spełnią, ha, ha! Może jak już się zrealizują powiem coś więcej, sorry! BamBam the Sailor TATTOOFEST 49
Eric Michalovic to 33 letni tatuator tworzący prace w stylu traditional. Jak dobrze wiemy, artystów oldschoolowych, zwłaszcza w Stanach, jest bardzo dużo. Czemu zatem akurat Eric? Po pierwsze: tatuaże, które wykonuje, charakteryzują się techniczną perfekcją, po drugie, są proste, można rzec minimalistyczne, bardzo przejrzyste i czytelne, co czyni je ponadczasowymi. Stylistycznie tatuaże Erica można porównać do prac Chada Koeplingera czy Steve’a Byrne’a. O drodze jego kariery, inspiracjach i sposobie pracy możecie przeczytać poniżej.
Bam: Ericu Michalovicu, skąd pochodzisz, gdzie obecnie mieszkasz i czym się zajmujesz? Eric: Pochodzę z Portland, Maine, USA. Jestem właścicielem Devine Street Tattoo w Karolinie Południowej. Podróżuję po świecie i robię tatuaże. Bam: Czy zanim zostałeś tatuatorem miałeś jakąś „normalną” pracę? Eric: Przez większość mojego dorosłego życia pracowałem w handlu nieruchomościami. Poza tym byłem kucharzem, pracowałem na zmywaku w restauracji, zajmowałem się odnawianiem starych mebli, pracowałem na statku, rozwoziłem pizzę i sprzedawałem trawkę. Bam: Traditional. Skąd wziął się u ciebie pomysł tatuowania w tym stylu? Eric: Po raz pierwszy zainteresowałem się traditionalem za sprawą Marcusa Kuhna. Kolejne inspiracje pochodziły od znajomych z Richmond w Virginii i Birmingham w Alabamie, którzy mieli dużo świetnych tatuaży w tym właśnie stylu. Zachwyciła mnie moc tych prac. Gdy zaczynałem tatuować, robiłem więcej niuskulowych buraków i minęło trochę czasu zanim uzmysłowiłem sobie jak niedojrzałe były moje
TATTOOFEST 52
TATTOOFEST 53
www.myspace.com/ericmichalovic www.myspace.com/devinestreettattoo www.swallowsndaggers.com
wcześniejsze prace. Od kiedy to zrozumiałem przeszedłem dużą transformację.
Według mnie, dużo trudniej jest stworzyć od podstaw dobry wzór tatuażu.
Bam: Nigdy nie myślałeś o tym by tatuować w odmiennym klimacie lub łączyć inne style?
Bam: Na czym zazwyczaj bazujesz przygotowując projekty?
Eric: Ciągle tatuuję różnorodne rzeczy w różnych stylach! Jeżeli ktoś chce portret, robię go. Nie uważam wcale, że kopiowanie zdjęć jest jakoś szczególnie wymagające.
TATTOOFEST 54
Eric: Ogólnie robię to czego chce klient. Jego pomysł rozpoczyna cały proces i stanowi bazę do dalszych działań. Bam: Jak wygląda twój sposób pracy? Czy jest to
cierpliwe i dokładne odrysowywanie wzoru, poprzedzone zmierzeniem miejsca, gdzie znajdzie się tatuaż czy freehand? Eric: Zwykle zaznaczam i odrysowuję układ mięśni klienta i projektuję tatuaż tak, żeby wszystko grało z anatomią. Konieczne jest też wzięcie pod uwagę zniekształcenia tatuażu jakie mogą być spowodowane ruchami ciała. Czasem rysuję też bezpo-
średnio na skórze. Sprawia mi to też niezłą frajdę! Bam: Czy często zdarza ci się rezygnować z wykonania komuś tatuażu? Z jakimi ludźmi nie lubisz pracować? Eric: Muszę przyznać, że wszystko zależy od świadomości klienta, od tego, co uważa za dobry, a co za zły tatuaż. Jeżeli kompletnie się nie dogadujemy i nie
potrafimy wypracować żadnego kompromisu, bo nasze rozumienie tych dwóch pojęć diametralnie się różni, rezygnuję z takiego tatuażu i co za tym idzie, ze współpracy z klientem. Bam: Wszyscy miewamy czasem gorsze dni. Jakie są twoje sposoby na dobry nastrój? To prawda, że praktykujesz jogę?
Eric: Staram się po prostu być wypoczęty, wyspany i najedzony, a także zbyt dużo nie pić i nie palić. Uwielbiam jogę jako stały element codziennej rutyny, kiedy tylko znajduję na nią czas. Niestety zaniedbałem ćwiczenia, bo dużo wyjeżdżałem. Łącznie w tym roku nie byłem w domu ponad 4 miesiące, a minie jeszcze kilka zanim wrócę.
Bam: Z tego co wiem, twój ulubiony motyw w tatuażu to czarna pantera. Masz jeszcze więcej faworytów? Eric: Dokładnie tak. Uwielbiam tatuować czarne pantery z uwagi na ich moc i trwałość. Lubię wszystkie klasyczne motywy, jak kobiece twarze, tygrysy. Uwielbiam również ptaki!
Bam: Byłeś kiedykolwiek w Polsce? Eric: Jeszcze nie, ale wydaje mi się, że kiedyś do was zawitam, jeżeli tylko znajdzie się dla mnie miejsce, w którym mógłbym popracować. Bam: Dziękuję za wywiad, chcesz coś dodać? Eric: Do zobaczenia gdzieś na świecie! Dzięki.
TATTOOFEST 55
Zdaje się, że industrializacja miała wielki wpływ na Brytyjczyków. Począwszy od Dickensa, skończywszy na Doktorze A. Szczęśliwie ten drugi, zamiast mrocznych opisów XIX-wiecznej Anglii serwuje nam świat pełen ekscentrycznych, bajkowych maszyn, które przedstawiają nam własną wersję historii. Niewątpliwy mistrz customizacji opowie o tym jak zabiera się do projektów, co pchnęło go w stronę zabawek oraz... dlaczego ostatnio ma problemy z zasypianiem. TATTOOFEST 56
Plusheee: Cześć, opowiedz trochę o sobie, co skłoniło cię by poświęcić życie sztuce? Doktor A: Od dziecka wiedziałem, że będę zajmował się czymś związanym ze sztuką, nie wiedziałem tylko czym dokładnie. Wszystko wyjaśniło się, gdy po ukończeniu szkoły zainteresowała się mną firma produkująca zabawki. Zatrudnili mnie na zasadzie wolnego strzelca, i tak praca, która miała trwać 2 tygodnie zamieniła się w 5 - letni etat. Plusheee: Tworzysz sztukę na wiele sposobów, malujesz, rzeźbisz, tworzysz grafiki i przerabiasz vinylowe figurki. Która z tych form najbardziej do ciebie przemawia? Doktor A: Myślę, że obecnie jest to malarstwo. Głównie dlatego, iż jeszcze nie czuję się w nim wystarczająco dobry... Najbardziej lubię tą niepewność czy uda mi się skończyć dzieło, czy podołam… Jeśli coś jest wyzwaniem to jest dla mnie zabawne. Formalnie nie mam żadnego malarskiego wykształcenia, do wszystkiego muszę więc dochodzić sam, lubię takie podejście do sztuki.
Plusheee: Co cię inspiruje? Patrząc na twoje prace dostrzegam w nich zawsze wpływ literatury i filmów grozy. Jesteś fanem horrorów? Doktor A: Wszystko może być moją inspiracją. Obecnie czerpię ją z dziwnych nazw i ekscentrycznych maszyn. W rzeczy samej, wpłynęła na mnie także literatura i filmy grozy. Ogólnie bardzo lubię fantastykę jako gatunek literacki. Horrory, science - fiction, fantasy - wszystko co tworzy w mojej głowie obraz i pobudza wyobraźnię. Największym natchnieniem przez lata był dla mnie H.P. Lovecraft, przez 8 lat byłem właścicielem galerii „Arkham” poświęconej mrocznej twórczości i dziełom związanym z ilustracją horrorów. Plusheee: Jak wyglądały twoje początki z customizacją designer toys? Pamiętasz jaka była twoja pierwsza figurka? Doktor A: Gdy pracowałem w firmie produkującej zabawki, moim głównym zajęciem było tworzenie funkcjonalnych prototypów. Czasami musiałem wymyślać je od samego początku, a czasami były to
prawie gotowe zabawki, które musiałem na różne sposoby ulepszyć. Można więc nazwać je moimi, pierwszymi „customami”. Moja pierwsza figurka, zrobiona całkowicie dla zabawy i poza pracą to LeeLoo, było to zaraz po ukazaniu się na ekranach „Piątego Elementu”. A jeśli chodzi o designer toys, pierwszą którą zcustomowałem był Qee. Plusheee: Twoje dzieła są niesamowicie skomplikowane, zachwyca w nich dbałość o każdy detal. Ile czasu zajmuje ci skończenie jednego projektu? Doktor A: Może to być kilka dni lub wiele tygodni. Ostatnio coraz mniej zajmuję się customami, a więcej projektami typu „assemblage”, czyli budowaniem postaci od zera z różnych znalezionych części. No i skłaniam się też lekko ku rzeźbie. Plusheee: Jak podchodzisz do nowego projektu, czy patrząc na figurkę od razu w twojej głowie rodzi się
pomysł jak powinna wyglądać, czy jest to raczej dłuższy proces, wymagający użycia szkicownika? Każdy twój custom ma swoją własną historię, opowiedz też o tym. Doktor A: Najpierw myślę o temacie przewodnim, zauważyłem u siebie skłonność do tworzenia grup postaci powiązanych tematycznie. Potem wymyślam parę historyjek związanych z postacią, oraz ustalam listę detali, które się na niej znajdą. Następnie szukam rzeczy, z których mógłbym te detale wykonać. Szukam podstawowych form w innych zabawkach by potem ciąć, mieszać i dopasowywać do uzyskania upragnionego kształtu. Oczywiście używam też przedmiotów niezwiązanych z zabawkami, właściwie wszystko może się przydać. A jeśli nie znajduję tego czego mi potrzeba, sam wykonuję to od zera. Jeśli chodzi o historie to każda postać z serii „Mechtorians” ma własną, bogatą w szczegóły. Wszystkie splatają się by nakreślić szkic historii
TATTOOFEST 57
www.myspace.com/doktor_a
że dochodzili do niego w inny sposób. Wśród moich faworytów znajdują się: Bosch, Beksiński, Waterhouse, Atkinson Grimshaw, ilustratorzy tacy jak: Lee Brown Coye, Berni Wrightson, Patrick Woodroffe, Brom, Nirasawa, Mignola. I z obecnej sceny artystycznej: Chet Zar, Brandt Peters, Kathie Olivas, Brian Taylor, Greg Simkins, Brandi Milne i Scott Radke. Lista jest naprawdę długa, mógłbym wymieniać cały dzień.
www.spookypop.com
ich świata, rzeczywistości i społeczności. Jeśli jesteście zainteresowani, możecie śledzić ich losy na www.mechtorians.com.
kapeli - przyp. Plusheee), opowiedz o tym. Doktor A: Zatrudnili mnie bym grał na koncertach, ale nie miałem wpływu na twórczość muzyczną. To była chwilowa zabawa.
Plusheee: Czym zajmujesz się poza sztuką? Czy pracowałeś kiedyś w branży nie związanej z tworzeniem? Doktor A: Obecnie skupiam się na trzech rzeczach: uczę się jak być tatą, prowadzę renowację mojej wiktoriańskiej posiadłości oraz tworzę. Zawsze zajmowałem się sztuką, głównie jako wolny strzelec, chyba nie odnalazłbym się w schematycznie działającej firmie. Z wykształcenia jestem twórcą modeli przemysłowych i od początku starałem się wykorzystać moje zdolności w branży artystycznej. Plusheee: Czy inni artyści wpływają na twoją sztukę? Kto szczególnie cię inspiruje? Doktor A: Inspiruje mnie wielu artystów, każdy na swój sposób. Uwielbiam kiedy różni ludzie przedstawiają ten sam punkt widzenia, mimo TATTOOFEST 58
Plusheee: Czy istnieje jedna szczególna zabawka, z której jesteś najbardziej dumny? Doktor A: Nie, jestem zadowolony ze wszystkich moich dzieł, każde podoba mi się z innego powodu. Plusheee: W sklepach pojawiła się twoja autorska seria „Mechtorians”. Co skłoniło cię do jej wypuszczenia i czy faworyzujesz którąś z postaci? Doktor A: Nie mam ulubionej postaci, widzę je wszystkie jako część większej całości. Są malutkimi fragmentami obszernej historii Retropolis. Seria zabawek jest po prostu kontynuacją mojej sztuki. Kreowałem świat Retropolis już od dłuższego czasu, więc kiedy poproszono mnie o wymyślenie serii zabawek, wykorzystałem okazję by przenieść historię Mechtoriansów w inny wymiar.
Plusheee: Zbierasz dzieła sztuki: obrazy, rzeźby, designer toys? Jeśli tak, to jakie? Doktor A: Zbieram zabawki od wielu lat, ale ostatnio zminimalizowałem moje kolekcje do paru najcenniejszych dla mnie egzemplarzy. Na przykład, z paru setek robotów zostawiłem tylko 10. Kolekcjonuję też figurki z filmów Tima Burtona, gadżety z Batmana, dawne narzędzia medyczne, zwierzęce czaszki. Ostatnio zacząłem też kupować dużo oryginalnych dzieł. Wspieram artystów, których podziwiam, mając nadzieję, że ludzie docenią i wesprą także mnie. Plusheee: Eksperymentowałeś chyba z każdą dziedziną sztuki, przez chwilę nawet romansowałeś z przemysłem muzycznym (Doktor A grał na klawiszach w elektro - gotyckiej
Plusheee: Czy muzyka wpływa na twoją sztukę? Czy słuchasz jej przy pracy? Doktor A: Nie ma wpływu, prawie w ogóle jej nie słucham. Ostatnio włączyłem płytę jakieś sześć miesięcy temu. Nie mam też żadnego iPoda ani nic z tych rzeczy. Jeśli już czegoś słucham to są to soundtracki z filmów. Plusheee: Jesteś często zatrudniany przez ludzi by stworzyć specjalnie dla nich coś unikatowego. Jak wygląda taka współpraca: czy ty sugerujesz temat, czy zostaje on ci narzucony? Lubisz gdy klient sugeruje ci co chciałby otrzymać, czy wolisz by zdał się na ciebie? Doktor A: Zgadzam się na współpracę tylko wtedy, gdy czuję, że mieści się ona w moim kanonie estetycznym. Dawniej byłem zatrudniany jako rzemieślnik - twórca modeli, ale nie satysfakcjonowało mnie wykonywanie projektów innych osób. Reasumując, im więcej swobody dają mi klienci, tym bardziej zadowoleni są z końcowego rezultatu.
Plusheee: Wyobrażam sobie ciebie jako wiecznie zajętego, powiedz czy znajdujesz czas na sen? Czy czasami sny (lub koszmary) inspirują cię do nowych przedsięwzięć? Doktor A: Mam sześciomiesięcznego synka, więc obecnie ze snem bywa ciężko, ale faktycznie, w snach często znajduję rozwiązania dla wielu moich problemów. Zdarza się, że śni mi się sposób na pokonanie przeszkody, która od długiego czasu blokowała mój projekt. Plusheee: Gdybyś mógł podróżować w czasie, do której epoki byś się przeniósł? Doktor A: Udałbym się na sam koniec, by zobaczyć jak wszystko się potoczyło. Plusheee: Czy fani robią sobie tatuaże inspirowane twoją sztuką? Doktor A: Ja nie mam żadnych tatuaży, ale widziałem kilka, które powstały na bazie moich rysunków. Plusheee: Na koniec, czy masz jakieś rady dla początkujących „customizerów”? Doktor A: Ćwiczcie jak najwięcej. Szczerze wierzę, że można osiągnąć wszystko, jeśli wystarczająco dużo czasu poświęci się na trening. Dużo ludzi poddaje się po kilku próbach, kiedy zamiast fajnej figurki wychodzi im chaos. Pamiętajcie, że każde dzieło sztuki przechodzi przez etap bycia okropnym bałaganem, trzeba ten etap po prostu przetrwać. TATTOOFEST 59
ks c i h c i d ku TATTOOFEST 62
kudi chicks foto: Jeff Medlin, Marcu 666 Photography, Mis s Lopez, s Missy Photography
TATTOOFEST 63
TATTOOFEST 64
kudi chicks TATTOOFEST 65
Kosa, Artline, Rybnik
Grzesiek Małek, Guru
Tattoo, Wrocław
Piti, Kult Tattoo, Kraków
Edek, On the road
Tofi, Ink-Ognito, Rybnik
TATTOOFEST 66
Jarzomb, Blues Tattoo
Piti, Kult Tattoo, Krak贸w
Tofi, Ink-Ogn ito, Rybnik
Bartek, Bar
t Tattoo, Szc
zecin
, Rumia
TATTOOFEST 67
AgRypa, Kul
t Tattoo, Kra
ków
trów Wielkopolski
Arek, Jokers Tattoo, Os
AgRypa, Kult Tattoo, Kra
Ricardo, Skullmaster, Wrocław
ków
TATTOOFEST 68
Jawor, Jawor Art, Opole
Tattoo, Ost
w
r贸w Wielkop
olski
Anabi, Anabi-Tattoo, Szc
zecin
Jawor, Jawor Art, Opole
Arek, Jokers
Misiek, Ciechan贸
TATTOOFEST 69
foto Natalia Pavoni
Born Anew powstało w 2005 roku jako projekt dwóch gitarzystów: Piotrka i Janka. W ich zamyśle miał to być zespół z damskim wokalem, naturalne więc było, że po pewnym czasie dołączyła do nich Mycha. Pod koniec 2006 skład zasilił perkusista Krzysiek, a wiosną 2007 roku basista Seba. Kilka miesięcy temu ukazał się ich pierwszy album o nazwie „No more days like yesterday”. Rozmawiamy z Mychą, wokalistką kapeli.
TATTOOFEST 70
foto Kuba-Alcomasta
Jak to się stało, że wylądowałaś w zespole? Zdzierałaś gardło gdzieś wcześniej? Jak to się stało? He, he, śmieszna historia, prawie jak z bajki, ale abyś pojął jej niezwykłość, muszę ją opowiedzieć od początku. Większość swojego dzieciństwa spędzałam u moich dziadków, mieszkających w małym budynku, gdzie oprócz mnie był jeszcze tylko jeden chłopak. Oczywiście przyjaźniliśmy się, ale on biegał gdzieś ze swoimi kolegami, więc często bawiłam się na podwórku sama. Chcąc, nie chcąc, wymyślałam sobie
przyjaciół, którym (jakkolwiek śmiesznie to nie zabrzmi) śpiewałam piosenki. Spokojnie, nie zwariowałam od tej samotności. Moi dziadkowie w jednym z pokoi mieli wielkie łóżko, wyobrażałam sobie, że to scena, wchodziłam na nie i śpiewałam do pustych puszek po Sprite lub Coli, przywiezionych w ciężkich czasach od naszych zachodnich sąsiadów. No i oczywiście marzyłam, żeby być piosenkarką. Minęło kilka lat, każdy utwór, który wpadł mi w ucho podśpiewywałam namiętnie, ale nigdy nie myślałam o tym poważnie. W pewnym momencie
swojego życia spotkałam Janka - trywialne poznanie nowego kumpla. Wpadaliśmy na siebie coraz częściej na koncertach no i któregoś dnia Janek napisał mi na GG: „Wiesz Mycha, wymyśliłem sobie zespół z dziewczyną na wokalu”. Totalnie zajarałam się tym pomysłem, nie wiedząc co za chwilę usłyszę. Myślałam wtedy „w końcu coś odkrywczego, w końcu jakaś laska na scenie”. No i Janek za chwilę wypalił: „Nie chciałabyś spróbować swoich sił i podrzeć ryja?”. Szczęka mi opadła, ale oczywiście praktycznie od razu się zgodziłam.
„Pracujesz nie tylko na swój sukces, ale także na powodzenie reszty.”
Jak ważna jest dla ciebie kapela oraz rola wokalistki? Zespół jest takim mikroświatem, w którym wszystko działa na zasadzie pewnego, bliżej nieokreślonego mechanizmu. Prawie jak w związku, tylko że z czterema facetami:). Jest to taki rodzaj azylu, miejsca, gdzie zapominasz o wszystkim innym i skupiasz się tylko na współtworzeniu całości. Pracujesz nie tylko na swój sukces, ale także na powodzenie reszty. To sprawia, że zespół staje się dość ważną częścią życia. Zaczynasz poświęcać mu coraz więcej uwagi i w pewnym momencie łapiesz się na tym, że ci kolesie, których dwa lata temu ledwo znałeś, są prawie jak rodzina. To znimi spędzam najwięcej czasu, najczęściej gadam, ale też na nich najbardziej i najczęściej się wkurzam i to na nich często przenoszę swoje humory. Wszystko to sprawiło i dalej sprawia, że kapela jest dla mnie bardzo ważna, a moja rola w niej nie kończy się tylko na śpiewaniu. Czasem jestem rękawem od koszuli, w który można się wypłakać, a czasem dobrym kumplem, któremu chwalisz się nową dziewczyną. Tak to już jest w tym moim Born Anew. Czy uważasz, że kobiet grających w zespołach i słuchających was jest zdecydowanie mniej niż facetów? Z czego to może wynikać? Dziewcząt jest mniej, ale i tak więcej niż chociażby 4 lata temu. Mogę mówić tylko o tym co widzę wokół siebie. W samej Warszawie i miastach, do których jeździmy przychodzi sporo dziewczyn, ale to faceci dominują pod sceną (no może pomijając Toruń). Na pewno wynika to z tego, że jeszcze do niedawna kobiecie nie wypadało słuchać takiej, iście szatańskiej muzyki. Poza tym, być może dla wielu takie ciężkie brzmienie skierowane jest bardziej do przedstawicieli płci męskiej. Może chodzi o jej brutalność, lub o to, że ciężej wpada w ucho. Jednak miło jest widzieć coraz więcej niewiast na koncertach, a jeszcze milej zobaczyć jak bez obaw i z pasją bawią się pod sceną. Jeśli zaś chodzi o dziewczyny, jako członkinie
TATTOOFEST 71
zespołów, to też jest ich zdecydowanie mniej niż reprezentantów płci przeciwnej. Może to wynikać z braku pewności siebie lub braku wiary w stworzenie stabilnego zespołu. Ale to tylko przypuszczenia. Mam nadzieję, że swoją postawą pokazuję, że można, i że warto. na
co
Jakie muzyczne inspiracje posiada Born Anew i jak w skrócie można określić muzykę, którą gracie? No cóż, Born Anew, w zamyśle założycieli miało być kapelą z żeńskim wokalem, co od razu nasuwa porównanie przede wszystkim do Wallsów, ale także do Bloodlined Calligraphy. I fakt, to WOJ było inspiracją dla chłopaków, ale miało być jeszcze
mieliśmy jeździć i grać, grać, grać. Większość rzeczy było omawianych z bardzo dużym wyprzedzeniem, co pozwoliło ustalić strategię. Mieliśmy nagrać płytę i nagraliśmy. Mieliśmy ją promować, więc zaczynamy. Chyba to masz na myśli mówiąc o rozwoju. Póki co, dobrze nam tak jak jest, ale nowy plan marketingowy już powoli się rodzi. A wracając do sedna, to nigdy
Łatwo jest kobiecie spędzać sporą ilość czasu z gromadą rozbrykanych facetów? Czy łatwo? Przyzwyczaiłam się. Jestem poniekąd chłopczycą (bez podtekstów he, he). W dzieciństwie zadawałam się przeważnie z chłopakami, więc kontynuuję swoją własną „tradycję”. Oczywiście czasem jest nam ciężko się dogadać, na co wpływają różnice międzypłciowe, ale koniec końców to moi najlepsi i najbliżsi przyjaciele. W kapeli jak w związku - czasem bujasz w obłokach, a czasem z wielkim hukiem spadasz na dupę. A to, że są rozbrykani to już odrębna kwestia, im starsi tym gorsi! Ja też jestem niezłą cholerą i wariatką, więc to raczej „moich chłopaków” powinieneś zapytać czy łatwo im jest spędzać czas ze mną (śmiech).
więcej Slayera w połączeniu z hardcorem. Istnieje grono tych, co nazwą nas po prostu metalcorem, ale myślę, że mimo wszystko to trochę zbyt powierzchowne. Ci, co się wsłuchują, znajdą wiele inspiracji, chociażby Lamb of God czy Most Precious Blood, jednak w momencie tworzenia numerów inspirujemy się różnymi kapelami. Pisząc teksty, opieram się głównie na hardcorze - Ignite, Final Fight, xGracex, Wisdom in Chains ma być bezpośrednio, dosadnie i bez zbędnych ceregieli.
nie przypuszczałam, że ludzie będą mnie zaczepiać na koncertach i przybijać piątkę mówiąc, że gdzieś tam, w jakimś mieście, fajnie zagraliśmy. Wydawało mi się, że będziemy musieli wkładać naprawdę dużo trudu w organizowanie koncertów (początkowo tak było). Po niedługim czasie jednak okazało się, że nie taki diabeł straszny, a na propozycje z całej Polski nie możemy narzekać. Czasem nawet jesteśmy zmuszeni odmawiać.
foto Natalia Pavoni
Czego słuchasz dzień?
kapeli jakąś swoją historię, ale dopiero wszyscy razem zaczęliśmy „od początku”. Jakby narodzeni na nowo i pełni energii. Chcieliśmy stworzyć coś świeżego, nie powielać schematów. Born Anew zatem to nie tylko nazwa, nie tylko kapela, ale ludzie, z których każdy jest inny, niepowtarzalny. Razem natomiast tworzymy spójną całość.
Na co dzień radia, a tak poważnie to kiedy wrzucam coś na słuchawki to najczęściej jest to hard core: od Ignite przez Backfire, aż do Vietnom, ale oczywiście na tych trzech kapelach nie poprzestaję. Zdarza się, że słucham oi’a, trochę punka i hip - hopu, tak więc jak widać różnie, w zależności od pogody i nastroju. Czy nazwa Born Anew ma jakieś ukryte znaczenie, czy jest zupełnie przypadkowa? Jasne, że ma. Było kilka nazw, które nawet ostatnio wspominaliśmy, śmiejąc się przy tym do łez, ale tą ostateczną zaproponował Janek, zainspirowany rozmową ze swoją kumpelą. I tak, patrząc na Born Anew, jako ludzi z boku, stwierdził, że pasuje. Każdy z nas wniósł do tej
TATTOOFEST 72
Przypuszczałaś, że ostatnie 2 lata przyniosą taki ogromny rozwój kapeli? A przyniosły? Jeśli tak to miło to słyszeć! Siedząc w tym po uszy, mogę tylko powiedzieć, że gramy dużo koncertów - taki też był plan. Od samego początku
Ile czasu zajęło wam nagranie debiutanckiej płyty? Czy wszyscy są zadowoleni z efektu, czy coś byście jeszcze zmienili w materiale, którego teraz słuchacie? Wiesz, prawie zawsze jest tak, że jak słuchasz swojego materiału miesiąc po zarejestrowaniu go, to tu byś coś
zaś chodzi o sam proces nagrywania to w sumie zajęło nam to około półtora miesiąca. Płyta powstawała w warszawskim Mustache Ministry, a całość skleić pomógł nam Czaja. Mieliśmy bardzo duży komfort w studio, nic nie było przypadkowe, a dodatkowo dobre porozumienie muzyczne z Czają sprawiło, że album brzmi dokładnie tak, jak chcemy. Ogólny efekt oceniamy więc na pięć z minusem. Kapela mocno promuje wegetarianizm - z jakimi reakcjami na koncertach spotykają się twoje pogadanki na ten temat? Co racja to racja - dość mocno podkreślamy czym jest wegetarianizm. Mam wrażenie, że coraz mniej kapel mówi o tym głośno. Najważniejsze w takim przekazie jest to, że ma płynąć z wewnątrz ciebie.
nie było przypadkowe). Dużo w nas pozytywnej energii, a jeśli nią zarażamy i zyskujemy dzięki temu fanów to super. To najlepsze co może być dla kapeli, a przynajmniej dla Born Anew. Daje nam to siłę, żeby brnąć dalej, żeby dalej tworzyć i dawać siebie innym. Myślę jednak, że nie to jest decydującym czynnikiem w znajdowaniu miejsc na koncerty, przynajmniej na
www.myspace.com/bornxanew
Jeśli czujesz to co mówisz to mniej zwracasz uwagę na reakcję ludzi, bo ważny jest twój przekaz. Jasne, zawsze znajdą się tacy, którzy skrytykują, wyśmieją, wytkną palcem, albo krzykną coś totalnie głupiego. Mimo wszystko mam nadzieję, że są i tacy, którzy przemyślą moje słowa. Ja nie chcę nawracać, chcę przywrócić świadomość w ludziach. Nie każe nikomu odstawiać
foto Kuba-Alcomasta
dodał, tam być coś zmienił. Mimo wszystko jestem z niego zadowolona i myślę, że reszta Born Anew także. Dużo wysiłku kosztowało mnie, żeby tak zabrzmieć na „No more days like yestarday”, więc dziwnym nie jest, że według mnie efekt jest zadowalający. Jasne, jednym się to podoba, innym nie, ale świat się kręci dalej. Jeśli mnie to jara to czemu miałabym rezygnować? Jeśli
mięsa i nie potępiam tych, którzy je jedzą (w końcu w kapeli mamy takich dwóch osobników). Chciałabym tylko, żeby dzieciaki, które wpadają na koncerty miały świadomość tego, co i jak jedzą.
te pierwsze. Graliśmy w wielu miejscach, gdzie ludzie nas kompletnie nie znali, ale jeśli zapraszają po raz drugi to rzeczywiście „nasze pozytywne podejście” może być jakimś argumentem.
Swoim pozytywnym podejściem do grania zdobyliście dużą sympatię publiki, co chyba pomaga w znajdowaniu miejsc na koncerty? Nasze pozytywne podejście do grania to przede wszystkim radość z tego co robimy. To wypływa z wewnątrz i dochodzę do wniosku, że dość dobrze się pod tym względem dobraliśmy. Mamy lepsze i gorsze dni, ale jaramy się każdym koncertem. Ludzie dają nam dużą satysfakcję, a do tego jesteśmy grupką dość sympatycznych i nie sprawiających kłopotu dzieciaków (słowo „dzieciak”
Wasze najlepsze koncerty? Powiem od siebie, ale w tej kwestii jesteśmy w miarę jednomyślni: Kolbuszowa i Toruń. Przede wszystkim dlatego, że chyba najlepiej na nich zagraliśmy, ale także ze względu na organizację oraz odbiór przez publikę, i co także ważne, zostaliśmy świetnie ugoszczeni po tych koncertach. Z tego miejsca pozdrawiam Krzysia z Kolbuszowej i Wiktora z Torunia. Dziękujemy za wszystko! Jak się miewa warszawska scena hc? Możesz polecić jakieś kapele?
W zasadzie to nie siedzę w niej od dłuższego czasu i nie wiem czy coś ciekawego się dzieje. Na pewno powstają nowe kapele, a stare dalej grają (nie słyszałam, żeby ktoś się ostatnio rozpadł). Od siebie mogę polecić Slip i Dispel The Crowd. Nie przychodzi mi na myśl nic robiącego lepsze wrażenie. Jest płyta, co dalej? Jest płyta, dalej są koncerty. Póki co chcemy grać ich jak najwięcej. To w planach na najbliższy czas, a dalszej strategii nie mogę zdradzać. Dopiero pod koniec roku będziemy dumać co dalej, jak podsumujemy rok poprzedni. Mam tylko nadzieję, że się nie rozpadniemy :). Jak oceniasz obecne realia polskiej sceny hardcore? Są o niebo lepsze niż kilka lat temu. Często to scena hardcore nie potrafi się do tych realiów dostosować. Być może trudniej jest wypłynąć na powierzchnię i zaistnieć w świadomości słuchaczy, ale dużo łatwiej jest znaleźć ludzi do grania i przy odrobinie dobrych chęci można stworzyć coś naprawdę fajnego. Inną kwestią jest fakt, że wielu zespołom tych chęci brakuje, albo dość bezkrytycznie podchodzą do tego co robią. Łatwiej jest także zagrać teraz koncert. Chyba wszyscy pamiętamy czasy gdy koncert był raz na dwa miesiące albo i rzadziej. Wtedy chodziło się na każdy, bo nie wiadomo było kiedy będzie następny. Dziś można wybierać, koncertów jest mnóstwo, a co za tym idzie - nie na wszystkie się chodzi. Jest wiele ekip, które robią koncerty DIY i sporo takich, które rozkręcają z tego prawie „agencje koncertowe”. Można by rzec, że polska scena hardcore ma się od tej organizacyjnej strony całkiem dobrze. Inną kwestią jest jej kondycja brzmieniowa, ale to temat na oddzielną dyskusję. Rozmawiał Dawid Krąkowski Born Anew Mycha - wokal Piotrek - gitara Janek - gitara Seba - bass Krzysiek - będny
TATTOOFEST 73
Tym, którzy byli 13-14 czerwca 2009 na czwartej edycji Tattoofestu oddajemy w ręce fajną pamiątkę. Tym, którzy nie byli chcemy pokazać na jak wysokim poziomie jest obecnie polski tatuaż oraz przybliżyć środowisko tatuatorskie. Krakowska konwencja została oceniona przez jej uczestników jako jedna z najlepszych w Europie, a my Was zapewniamy, że to dopiero początek historii Tattoofestu! Obsada: Sid Siamese1, Andrzej „Lenu” Leńczuk, Valdi i Osa, Tofi, Pavel Angel, Jack Ribeiro, Fadi, Volker & Simone, Daveee, Ed Perdomo, Jeff & Kostek… i wielu innych.