TF # 31, November 2009

Page 1

CENA: 13zł w tym 7%VAT NR 31/11/2009 LISTOPAD

polski

magazdyzni

dla lu ych kochając

tatuaże

Hetane INDEKS 233021

ISSN 1897-3655





32 44

72

26

23 6 8 16 23 26

– – – – –

32 38 40 44 52 56 62 68

– – – – – – – –

72 –

Co nowego – ciekawostki i od redakcji Guy Aitchison – Hiperprzestrzeń London Tattoo Convention „Black Tattoo Art” - recenzja Leszek Jasina – „To co robimy, robimy z prawdziwą pasją” Nick Chaboya – Przenikanie wpływów Danteizmy – Tatuator vs klient Street art – SektorC Trzeci Konwent w Paryżu Vinylove – Ciah-Ciah Młoda krew – Tim Pausinger Kudi chick – Cherry Dollface Ciekawe nadesłane, czyli prace polskich tatuatorów Muzyka - Hetane

RA

CO

WA N

IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kry sław A: ś, B Bła E: szc am As Bam zyń ia , M ski iętu s

REDA K Aleksa TOR NAC ZE ndra S koczyla LNA: s

WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków

st.eu attoofe www.t t@gmail.com s tattoofe

Redak nieza cja nie zw r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg in n a ie a s d o o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .

FTF arnia : Druk l DRUK .p tf.com www.f A: AM KL I RE NG ska m ETI zyń ail.co RK szc m g MA Bła @ a t Y: Ann oofes : IC a to tatt n N ag fo A t so W R e O , D K em C te Ł A Cl A n R Da O K c o ll e ŁP i, , Ni Ó sk pl) SP ow rt. W arw la.a LI a A id K (3f ST aw k eee D are shi D lu P

56

OP

16

ISSN 1897-3655

68

polski magazyn dla ludzi kochających tatuże

8

52

SpisTresci

62


W

numerze znajdziecie relacje z dwóch bardzo ważnych, europejskich konwencji, czyli z Paryża i Londynu. Na obie te imprezy Radek - Robokop zawiózł swoich podopiecznych samochodem, za co na łamach magazynu wyrażamy raz jeszcze podziw. Paryż oglądniecie okiem Radka, a Londyn „Olowym”, prace będziecie mogli ocenić sami, bo jak zawsze prezentujemy wiele zdjęć. Bohaterem wywiadu miesiąca jest Guy Aitchison. Człowiek, który wprowadził do świata tatuażu termin taki jak biomechanika. Obecnie tatuowanie nie jest jego głównym zajęciem, jest m.in. grafikiem, wydawcą, organizatorem seminariów i konwencji, i jak twierdzi, nigdy nie ma i nie będzie miał wolnego czasu. W numerze także Nick Chaboya, tatuator - malarz, lubiący zadawać pytania i szukać na nie odpowiedzi, zapalony podróżnik i bardzo szczęśliwy człowiek. Kilka stron magazynu poświęciliśmy na zaprezentowanie nowego wydawnictwa o tytule „Black Tattoo Art”, w którym autorka przekonuje, jak wiele można osiągnąć posługując się tylko czarnym barwnikiem. Album ukazuje sylwetki kilkunastu

od listopada pracuje w now ym warszawskim studiu Hand of God na ul. Dobrej 11. Zapisy oraz kontakt z tatuatorem standardowo mailowo lub telefonic znie.

www.brodotyp.com

Tat toofestu t DVD z tegorocznego Cały czas dostępna jes ą ejn t trwają prace nad kol w Krakowie. Natomias u kilk z a acj jawi się w niej rel produkcją filmową. Po tern Eas u uaż tat i ncj ej konwe wydarzeń: Warszawski y rez Hell on Ear th Tour, imp Ar t Fusion, koncer tów - Park ors lat lbu Bu ited Visions organizowanej przez Un i ncj we kon z ora y Fet Wielkiej Wolności - Proko Crew, c pra dynie. Po zakończeniu tatuażu w Paryżu i Lon . szerzej o tym projekcie ać będziemy informow

tatuatorów i wiele świetnych prac. Polskim artystą numeru 31 jest, z pewnością szeroko znany, Leszek Jasina ze szczecińskiego „Tattoo Gonzo”. Przeczytacie trochę o jego pracy, prawdziwej przyjaźni i zamiłowaniach. W dziale „Vinylowe” tym razem zabawki Polaka - Ciah-Ciaha. W jego twórczości stale przewija się motyw czaszki i piramid, oprócz customowania, zajmuje się wieloma innymi dziedzinami sztuki, także street artem, jednak w tym temacie zaprezentuje nam się ktoś zupełnie inny, a mianowicie „Sektor C”. SC to warszawski duet, który miałam okazję poznać na odbywającej się tam konwencji, kiedy to ozdabiali ścianę Konesera. Przez swoją pracę pragną udowodnić, że street art to nie wandalizm i bezmyślne mazanie po murach. Bam (zapewne z tęsknoty za dzieciństwem) „wyhaczył” bardzo młodego, niemieckiego, oldskulowego tatuatora, który podzielił się z nami historią swojej krótkiej, aczkolwiek dobrze rokującej kariery. Dziewczyną na okładce jest amerykanka, Cherry Dollface, która posiada kolekcję niesamowitych zdjęć. Nam udało się zamieścić tylko ich niewielką cząstkę, dlatego jeśli komuś spodobała się Cherry to bardzo polecam obejrzenie wszystkich fotografii na jej profilu MySpace. Na następnych stronach prezentujemy ciekawe prace, które do nas przysyłali tatuatorzy, dziękuję im za to i serdecznie zachęcam pozostałych do podsyłania zdjęć. Na koniec muzycznie, czyli wywiad z członkiem grupy Hetane, która ma już na swoim koncie kilka istotnych osiągnięć. Gdzie te palmy?! Krysia

www.myspace.com/brodotyp”

P

aździernik to u nas w redakcji miesiąc urlopowy, jedni wracają inni wyjeżdżają, cóż - każdy musi czasem odpocząć, tym bardziej, że dzisiejsza pogoda (pierwszy śnieg) nasuwa tylko jedną myśl: „plażę i palmy!”. Mimo lekko okrojonego składu, choroby grafika i moich małych obaw, wszystko poszło jak należy.

info

polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże

Info

szuka doświadczonego tatuatora. Prace i informacje o sobie przesyłajcie na adres mailowy: benittoo@wp.pl

www.tattoopandemonium.com TATTOOFEST 6

I

o f n


INFO

Zamówienia

Tattoo Fest!!

Autokar na wspólny wyjazd do Berlina jest już pełen! Jeszcze tylko kilka informacji. W hali Areny pojawią się reprezentanci naszej rodzimej sceny tatuażu: Anabi, Azazel, D3XS, Ink-Ognito, Kult Tattoo, Andrzej „Leńu” Leńczuk, Junior i Paweł z 3rd Eye Tattoo. Poza tym, można liczyć na obecność stałych bywalców berlińskiej konwencji: Workhouse Tattoo Stuff i Cyber Tattoo. Na oficjalnej stronie festiwalu nie ma jeszcze rozpisanych atrakcji scenicznych. Zagości na pewno ze swoim programem Ski King. Pojawiły się też informacje o konkursach. Przewidziano 15 kategorii, między innymi: Najlepszy tatuaż realistyczny, Ornament, Traditional, Crazy, Tatuaż biomechaniczny. Bilet wstępu: 17 euro/dzień 38 euro/pt-nd Więcej o imprezie: www.tattooconventionberlin.de Relację z wyjazdu oczywiście znajdziecie w styczniowym numerze TF!

Jeśli masz problemy ze znalezieniem magazynu, mamy dla Ciebie dwie opcje do wyboru:

1.

Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!!

Początki zespołu Dig Up sięgają października 2002 roku, założycielem i perkusistą zespołu jest Bazyl - tatuator ze studia TRIBAZ w Żywcu. W roku 2006 grupa zajęła pierwsze miejsce na przeglądzie zespołów amatorskich w Dąbrowie Górniczej. Niedawno ukazała się pierwsza oficjalna płyta zespołu, nosząca tytuł „Piekło na Ziemi”. Znajdziecie tam12 mocnych, bezkompromisowych utworów dla zwolenników: Hatebreed, Throwdown czy Born From Pain. Płyta została nagrana w ZED Studio (2009 r.) pod okiem Tomka „ZED” Zalewskiego, znanego ze współpracy z takimi zespołami jak: Rootwater, Coma, Totem, Chain Reaction czy Black River. Płyta do nabycia w sklepie muzycznym DUDYS MARKET w Żywcu oraz wysyłkowo na stronie zespołu.

Zamówienia: 12 429 14 52 502 045 009 tattoofest@gmail.com Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s4 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001

Dig Up - „Piekło na Ziemi” rok: 2009 cena: 20 zł + koszty wysyłki (7,50 zł)

www. digup.pl

www.myspace.com/digup

Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.

2. Magazyn można

także kupić w formie elektronicznej na naszej stronie www.tattoofest.eu

e jest Na połowę listopada zaplanowan le Circ 9th ia stud ego now e arci otw się zie będ iem w Krakow ie. Pier cing hał zajmowa ł xRonix, tatuażem Mic oraz el Ded adi” „De r Piot i, zyck Zar u Vict or Por tugal. Czy li, daw no tem ziły ierd potw się ki rozsiane plot ce! Vict or będzie pracowa ł w Pols się W grudniow ym numerze pojawi ten na cji rma info ej na pew no więc ia. temat i relacja z otwarcia stud

• Koszt jednego wydania to 10 zł • Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jest Acrobat Reader • PDF’y magazynu nie nadają się do druku

Kraków, Plac Szc zepański 8

tat too ww w.myspace.com/9thcircle_

Tę opcję szczególnie polecamy osobom przebywającym za granicą

TATTOOFEST 7


TATTOOFEST 8


Bam: Obracasz się w branży tatuatorskiej ponad 20 lat, to imponujące. Przez ten czas zaszły ogromne zmiany. Jak porównałbyś motywację, technologię, etykę ówczesnego tatuażu do dzisiejszego? Guy: Największa zmiana to fakt, że tatuowanie stało się formą sztuki dla dobrze przeszkolonych i doświadczonych artystów. Przed laty tatuowaniem zajmowali się ludzie, których z pewnością cechowała kreatywność i niezwykła odwaga. Tatuowanie nigdy nie było zajęciem dla nieśmiałych, lecz ludzie ci nie mieli właściwie żadnych podstaw plastycznych. Przejście z rangi ludowego rzemiosła do zaawansowanej sztuki dokonało się szybko. Przyczyniły się do tego z pewnością wydawnictwa branżowe, których początek sięga lat 80 - tych. Podniosły one świadomość, co ta gałąź sztuki naprawdę ma do zaoferowania. Pokazało to ludziom, którzy nigdy nie uznaliby tatuowania za wartościową formę sztuki, że jest inaczej. Maszyny zbytnio się nie zmieniły, zmienił się sposób w jaki się ich używa. Bam: „Reinventing The Tattoo Project”. Mógłbyś opisać na czym ów projekt polega? Jakie były twoje oczekiwania związane z wprowadzeniem go w życie? Guy: „Reinventing The Tattoo” to pakiet edukacyjny dla tatuatorów. Bazuje on na cyklu seminariów, które prowadzę od 15 lat. Pierwszą, prostą wersję książki wydałem sam jakieś 9 lat temu. Nowa edycja jest bogatsza o wiele informacji, wydana w kolorze wraz z 75 minutowym DVD. Pakiet zawiera również wejściówkę na seminarium „Reinventing The Tattoo”. Gotowy produkt jest kompletnym programem, nie książką, która od A do Z tłumaczy jak tatuować. Skierowana jest do doświadczonych tatuatorów lub ich stażystów pracujących w profesjonalnych studiach i ma służyć jako pomoc w podnoszeniu umiejętności. Więcej informacji na temat projektu możecie uzyskać pod adresem: www. hyperspacestudios.com/reinventing-index.html Bam: Jak zwykle wygląda twoja praca nad projektami? Niecodzienne wrażenie zrobiły na mnie bio - organiczne rzeźby i instalacje

służące za bazę do analizy faktury i oświetlenia w twoich pracach… Guy: Niektóre projekty rysuję wcześniej w sketchbooku, a później przerysowuję na skórę za pomocą mazaków. Nigdy zaś nie rysuję na skórze bez uprzedniego przygotowania szkicu, z którego muszę być zadowolony. Uważam, że zbyt wielu tatuatorów nie bierze poważnie tego, bardzo ważnego, początkowego etapu pracy, co potem ma odbicie w efekcie końcowym. Przy niektórych projektach spędzam więcej czasu, niektóre wymagają pracy w photoshopie,

TATTOOFEST 9


inne dodatkowych „pomocy” takich jak ów modele, o których wspomniałeś w swoim pytaniu. Fotografuję je później lub wprowadzam do specjalnego programu do obróbki 3D. Jest wiele różnych metod przygotowywania projektów, jest ich tyle, ile pomysłów i staram się wszystkie je wprowadzać w życie. Skracanie tego pierwszego, wczesnego etapu zawsze przyczyni się do pogorszenia jakości tatuażu i nie ma znaczenia ile później spędzisz czasu przy tatuowaniu. Bam: Skąd zrodził się w tobie pomysł zostania tatuatorem? Guy: Kiedy miałem 16 lat, moja siostra Hannah (również tatuatorka) wymyśliła, że zrobimy sobie tatuaże. Nigdy wcześniej o tym nie myślałem, ale plan od razu mi się spodobał. Przyniosłem własny wzór do lokalnego studia tatuażu i obserwowałem krok po kroku jak tatuator go przygotowywał, odbijał i tatuował. Nie mogłem wyjść z podziwu jak proces, który widziałem, przypominał prace aerografem, z którym miałem już wcześniej styczność. Od tego momentu pomysł żeby tatuować mnie nie opuszczał, lecz dopiero 4 lata później zacząłem swój staż w znanym studio „Bob Oslons Custom Tattooing” w Chicago. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby zacząć tatuować na własną rękę. Tatuowanie

TATTOOFEST 10

w kuchni nigdy nie wchodziło w grę, bardzo uważałem, żeby nikomu nie zrobić krzywdy. Bam: Wygląda na to, że masz mnóstwo źródeł, z których czerpiesz inspirację do swoich tatuaży. Możesz wymienić kilka? Guy: Oczywiście, H.R. Giger miał olbrzymi wpływ na moją sztukę… Użycie przez niego płynących, przestrzennych kształtów jest dużą częścią podstaw tworzenia biomechaniki w ogóle. Jako młody człowiek byłem również pod wpływem: Maxa Ernsta, jego późniejszych, surrealistycznych prac, nie wcześniejszych dadaistycznych, M.C. Eshera, Salvadora Dali, Leonarda Da Vinci, który malował, rysował i projektował latające maszyny jeszcze w średniowieczu! W moich wczesnych latach tatuowania spędziłem dużo czasu z Eddym Deutsche, Marcusem Pacheco, Aaronem Cainem i Gregiem Kulzem… artyści ci mieli na mnie bezpośredni wpływ. Byłem również swojego czasu zainspirowany wydawnictwem „Tattootime” D.E. Hardy’ego, które publikował w późnych latach 80 - tych. Jeżeli chodzi o współczesne inspiracje, na pewno będzie to moja żona Michele Wortman, która ma wpływ na bardziej subtelne aspekty mojej pracy.


Bam: Jaką ilość czasu poświęcasz obecnie na tatuowanie? Jakie inne czynności wypełniają twój czas? Guy: W każdym miesiącu jest inaczej. Poza sporadycznymi przypadkami nie tatuuję już nowych klientów, z uwagi na

to, że ciężko mi ogarnąć nawet moich stałych klientów i ich pozaczynane prace. W sierpniu miałem 3 duże sesje. W zeszłym miesiącu pracowałem jakieś 10 bardzo długich dni. Większość pozostałego czasu spędzam przy komputerze

przygotowując video do projektu dokumentalnego. Wczoraj malowałem przez kilka godzin i czyściłem pędzle. Bam: Rozumiem, że często zdarza ci się odmawiać ludziom wykonania tatuażu?

Guy: Odmawiam właściwie wszystkim nowym klientom, głównie przez brak czasu. W przeszłości odmawiałem klientom w momencie, gdy ich pomysł nie odpowiadał moim głównym założeniom.

TATTOOFEST 11


Bam: Przez te lata na pewno używałeś różnego rodzaju sprzętu. Jako ekspert, wypowiedziałbyś się natemat: „zalety i wady maszyn pneumatycznych/ elektrycznych/ rotacyjnych”? Guy: Problemem przy pracy z maszynami rotacyjnymi są ruchy igieł. W tradycyjnej maszynie igły stają na moment pod koniec każdego wkłucia i elektromagnesy mogą się wtedy naładować. Kiedy tylko napięcie osiągnie dostateczną wartość, igła bardzo szybko zagłębia się w skórę, po czym bardzo szybko z niej wychodzi, po czym znów się zatrzymuje. W maszynie rotacyjnej zaś, igła jest w ciągłym ruchu, więc nawet jeżeli będzie robiła tyle samo wkłuć na minutę jak elektryczna maszynka, czas w którym igła ma wykonać swoje zadanie jest dłuższy. Igła wolniej wchodzi w skórę i za dużo czasu spędza w tym miejscu cyklu gdzie jest poza skórą. Zauważyłem, że to powoduje uczucie ciągnięcia skóry, co w rezultacie osadza pigment miejscami za płytko. Ruchy igły są bardzo ważne w tatuowaniu, to się czuje. Pracowałem razem z Carsonem Hillem (gościem od Neumy) nad wynalezieniem systemu, dzięki któremu igła przez 60% czasu znajduje się na górze cyklu, a przez 40% na dole, imitując tym samym działanie elektrycznej maszynki. Jest to ogromny postęp. Potem razem z Carsonem robiliśmy kolaborację, podczas której on używał pneumatycznych, a ja swoich elektrycznych i pracowaliśmy w tym samym tempie. Problemem Hawków jest ich podstawowy design, który uniemożliwia prawidłowe czyszczenie maszyny. Igły są bardzo drogie, więc tatuatorzy nie kupują ich dużo. Brakuje też systemu, który powstrzymywałby tusz przed podchodzeniem w górę, w miejsca, których nie można sterylizować. Cały projekt musi być zmodyfikowany, aby uniknąć tych potknięć produkcyjnych. Bam: Pracujesz wraz ze swoją żoną. Jak udaje ci się łączyć prywatne życie i pracę w studio z tak bliską osobą? Guy: Nasze życie jako artystów i jako indywidualnych jednostek niczym się nie różni, nie żyjemy osobno… oddychamy tym samym powietrzem jako para artystów. Posiadanie partnera w sztuce jest czymś niesamowitym,

TATTOOFEST 12

polecam wszystkim. Nie wierzę w to, że artysta nie może być w szczęśliwym związku z innym artystą, choć wydaje mi się bliski pogląd, że ważne jest, by mieli oni różne cele aby uniknąć niezdrowej konkurencji. Bam: Która z technik w sztuce jest twoją ulubioną? Guy: Każde medium lubię tak samo. Chodzi o wizję, nie o technikę. Bam: Co chciałbyś udoskonalić w swoich pracach? Guy: Odpowiada mi kierunek, w którym zmierzam, chciałbym jednak osiągnąć jeszcze więcej, pokazać głębię i realizm. Zmagam się z tym w każdej pracy. Bam: Co myślisz o „szkołach” czy „kursach” tatuażu, które pojawiły się ostatnimi czasy w dużej liczbie? Co z tradycyjnym „apprenticeship” (popularnym na Zachodzie stażem w studiu tatuażu)? Guy: Sam odbyłem tradycyjny staż i twierdzę, że tatuowanie to forma sztuki, która musi być nauczana w relacji nauczyciel - uczeń, osobiście, twarzą w twarz, gdzie uczeń przez wiele miesięcy poznaje tajniki tatuowania i prowadzenia studia. Idealna sytuacja to odbywanie stażu w pracowni, gdzie po zakończeniu nauki uczeń zostaje na stałe. Jest to długofalowa korzyść dla studia, więc tatuator też podejdzie do sprawy poważnie i z zaangażowaniem. Kiedy płacisz za staż lub uczęszczasz do tych śmiesznych szkół tatuażu, możesz spotkać się z regułą, że nie zależy im na nauczeniu ciebie czegokolwiek, chodzi tylko o pieniądze. Rozpoczynanie praktyki w dobrym studiu jest ważne, lecz nie zawsze możliwe. Niektórzy artyści muszą sami odbyć tą drogę. Wtedy warto przenieść się do miejsca gdzie można pracować w dobrym studio, twórczych warunkach. Tatuowanie to niezła kariera, więc przeniesienie się do innego stanu czy kraju, by pracować w porządnym studio jest tego warte. Jeżeli nie masz sił wyrwać się z małego miasta aby się rozwijać, nie będziesz też miał siły by być naprawdę dobrym. Bam: Co myślisz o możliwościach jakie niesie za sobą laserowe usuwanie tatuażu? Guy: Oba moje ramiona były poddane laserowemu

usuwaniu i ponownie wytatuowane. Pozwoliło mi to na posiadanie tatuaży, które oddają mój styl. Laser to dużo bólu i spory wydatek, ale żadne inne metody nie są tak skuteczne, bezpieczne i nie powodujące blizn. Niektórzy tatuatorzy twierdzą, że laser to pewnego rodzaju oszustwo, gdyż eliminuje do tej pory oczywisty fakt trwałości tatuażu. To nieprawda. Po pierwsze usuwanie laserem, zwłaszcza dużych obszarów naprawdę wymaga

poświęcenia. Żeby usunąć tatuaże z całego rękawa musisz być przygotowany na 2 - 5 lat cyklicznych wizyt, podczas których chodzisz z ręką, która wygląda jak nieszczęście do momentu, w którym w ogóle będziesz mógł ją znów pokryć. To prawdziwe poświęcenie. Po drugie jest to dużo bardziej bolesne niż tatuowanie i w większości przypadków nie usuwa tatuażu całkowicie, tylko rozjaśnia go na tyle, że można go przykryć. Niektórzy artyści myślą, że z powodu


polepszeniu jakości tatuaży jest niezbędnym elementem układanki. Bam: Co Guy Aitchison robi w wolnym czasie? Guy: Nie mam wolnego czasu i nigdy nie będę go miał. Bam: Ostatnie słowo… Guy: Dziękuję całej scenie tatuażu, razem robimy wielkie rzeczy.

www.hyperspacestudios.com

„Dziękujemy za konsultację Karolowi z Workhouse’a”

jakiejś głupiej postawy w stylu macho, powinniśmy nosić na sobie kiepskie prace. Nie mogę się z tym zgodzić. Powodzenie i popularność naszej gałęzi sztuki polega na liczbie ludzi kolekcjonujących świetne tatuaże, które inni ludzie oglądają i podziwiają. Jeśli wszyscy mielibyśmy wielkie czarne cover upy na przedramionach, ludzie uważaliby, że tatuaże są ciemne i obrzydliwe. Dla dobra tej profesji posiadanie swoistej „gumki”, służącej w efekcie

TATTOOFEST 13




Wt nie ym rok z n ominę u ocz a tatu jwięk liśmy y wiści a glo torsk szych jednej e b kon u, cz ich te imprez y j w mił encj li lond częśc i o t to p śnikó atua yński i się rawdz w tej f żu. Dlaej wra tam po iwe śwormy s pos cać co jawi, ięto. K ztuki rela tanow roku. będzie to raz nas cjonowiliśmy Tym r chcia zamzej str ać w y na bie azem ł zwi ieszczonie in darze żąco pra edzają ając z ternet nia na w k c prez cych, djęcia owej Pomonkursentowaw ydar z zro ysł na ach i nych eń, i sp dził się relac tatuato j spię owodo spon ę „na rów. t t w r nat zeni ał n anicz ży wo” u i or r y tec e prob iezłe nie g jedn aniza hniczn lemów zna ak na cyjnej ej info lazło s ży wio . Poszl mag rmacj ię bar ł i na iśmy i nag azynu i fote dzo du stronie r zwi odzo prezek. Na ł żo dzia ęźle p ne pra ntujemamach ło s rzyp ce o raz y ię w om i n Tob a acc my, co oD ock .

TATTOOFEST 16


Noi Siamese 1969, Norwegia - III Best Color

P

odróż do Londynu rozpoczęliśmy wczesnym czwartkowym porankiem. Do samochodu zapakowaliśmy się w składzie: Ola, Krysia, Radek - dzielny kierowca i BamBam. Wieczorem siedzieliśmy już szczęśliwi w francuskim hotelu, najedzeni serem i napojeni szampanem za 1,5€. Zerwaliśmy się o 4:00 nad ranem i ruszyliśmy na poszukiwanie portu w Calais. Bez większych problemów trafiliśmy do celu i udało nam się szybko wjechać i zająć miejsce na promie. Morze ukołysało nas i obudziliśmy się już u wybrzeży Wielkiej Brytanii mając przed oczami przepiękny krajobraz białych klifów Dover. Stamtąd bezpośrednio ruszyliśmy do „Tobbaco Dock” w Londynie. Na miejscu zastaliśmy jeszcze pustą halę. Tatuatorzy i wystawcy powoli zaczęli się zjeżdżać i rozkładać swoje stanowiska. Podzieliliśmy się szybko na dwie grupy: jedna szukała naszego stoiska, druga zaś… internetu. Sieć znaleźliśmy na Camden Town u Gosi i Leviego w „Evil From The Needle”. Tymczasem przed wejściem do budynku konwencji ustawiła się (tradycyjnie) baaaaardzo długa kolejka, co wcale nie dziwi, bo w trakcie tatoo - weekendu przewija się tam 20 tysięcy ludzi! Warto odstać swoje…

T

rudno opisać i wymienić wszystkich tatuatorów i wystawców, ale staraliśmy się regularnie zaglądać do wszystkich pomieszczeń gdzie pracowali artyści. W pierwszej kolejności odwiedziliśmy salkę gdzie swój boks miał Paolo Acuna, tatuator z Ameryki Południowej, którego znakomite orientalne

Shige, Japonia - III Best Backpiece & Bodysuit

B

oksy i stanowiska zaplanowano podobnie jak w zeszłym roku, na dwóch poziomach. Na dolnym znajdują się puby, miejsca gdzie można odpocząć jak Jamaica Inn oraz większość wystawców z odlotowymi ciuchami: Kreepsville 666, Limb, Team Hell UK, Dark Side i wiele innych. Tutaj także mieliśmy swoje miejsce my. U góry znajdowały się stanowiska dystrybutorów z biżuterią jak Wildcat czy Micromutazioni z Włoch. Góra to także boksy tatuatorów. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało tam bardzo podobnie, duża ilość przeszklonych pomieszczeń, w pewne miejsca trafialiśmy po prostu przez przypadek.

TATTOOFEST 17


Paolo Acuna, Divinity Tattoo, USA – II Best of Friday, I Best of Show

TATTOOFEST 18

całe szatańskie Tribulation Tattoo. Ponadto boks dzielili tam Leńu i Paweł z 3rd Eye Tattoo, który dołączył do zaszczytnego grona artystów londyńskiej konwencji. Ich stanowisko to był istny punkt

Burleskowe show

prace oglądaliśmy w Mediolanie. Znalazła tam też miejsce prawdziwa tatuatorska księgarnia, czyli Freak Books. Ich asortyment może zadowolić każdego fana tatuażu, a ponadto można było tam znaleźć wiele inspirujących książek z rysunkami, malarstwem i flashami z niemal każdego stylu. Następne pomieszczenie przeznaczone było dla tatuatorów wykonujących prace w tradycyjny (ręczny) sposób oraz kilku artystów azjatyckich. Później trafiliśmy do sali z prawdziwymi herosami tatuażu: Bugs, który znowu na dłużej zawitał do Europy, legenda z Ameryki, która na drugiej edycji zagościła na krakowskim Tattoofeście - Sean Vasquez. Na deser ikona austriackiego tatuażu Bernie Luther. W kolejnej sali spotkaliśmy wielu znajomych: Kamila Moceta i jego gościa Robsona z Rob Tattoo, Jamesa z Woodys Tattoo, Roberta Hernandeza, Boba Tyrrella, Jacka Ribeiro i Milosha, oraz

zbiorczy nie tylko tatuujących się Polaków, ale i tych odwiedzających imprezę. Nie wspominając już o tym, że obydwaj mieli ręce pełne roboty. Drugim takim punktem było stoisko TattooFestu, odwiedzili nas liczni polscy miłośnicy tatuażu mieszkający na Wyspach. Spotkaliśmy także Rafała z radomskiego Body Art Factory, Tomka Gacę, Anabiego, chłopaków z Cyber Tattoo. Podczas konwencji poznaliśmy Kari Barbę i jej syna Jeremiaha, którego

twórczość prezentowaliśmy w październikowym numerze TF. Poznaliśmy się także z przemiłym Carlosem Torresem, odwiedziliśmy oblegany boks Jose Lopeza, Tonego Ciavarro. Oczywiście na tej imprezie nie zabrakło Shige, Filipa Leu, Tin Tina, których oglądanie przy pracy jest prawdziwą przyjemnością.

L

ondyńska konwencja to także zakupy! Pomijam nawet akcesoria i sprzęt do tatuowania, ale znajdują się Sabina Kelley wręczająca nagrodę


Scarlett Daggers, Luna Rosa, Calu C. Fur, które mieliśmy okazje oglądać w sobotę i niedzielę, pokaz Barona i Missy w oldschoolowej oprawie oraz licytacja pracy „Graffiti Kings”, która powstawała w trakcie

Paweł przygotowuje się do pracy

YZ Tattoo, Chiny - II Best of Show

Jess Yen, My Tattoo, USA - III Best of Show

tu także dekoracje do domu, obrazy, plakaty, printy tatuatorów, książki - oczywiście wszystko związane z tatuażem. Atrakcje zaplanowane podczas imprezy na głównej scenie to burleskowe show, wykonane przez

trzech dni konwencji. Główna scena to także konkursy, które miały miejsce w piątek i sobotę w kategorii „Best of Day”. Tutaj w piątek triumf święcił między innymi Piotr Tatoń. W niedzielę konwencja obudziła się znacznie później, ale tego dnia dopiero miała miejsce uczta dla koneserów. Wprawdzie odbyły się Boris

konkursy tylko w czterech kategoriach: „Best Black&Grey”, „Best Color”, „Best Backpiece/ Bodysuit”, a także „The Best Of Show”, ale było na co popatrzeć. Nagrody wręczała najbardziej znana modelka świata tatuażu, czyli Sabina Kelley, podnosząc tym samym walory wizualne związane z konkursami na najlepsze prace. Tin Tin

Leńu jak zawsze zajęty

TATTOOFEST 19


Stewart Robson, Frith Street Tattoo, UK - I Best of Friday

Richard Pinch, Richard’s Tattoo Studio, UK - II Best Color

Piotr Tatoń, Frith Street Tattoo, UK - IIII Best of Friday

D

TATTOOFEST 20

o niewątpliwych ciekawostek tego wyjazdu trzeba zaliczyć nasz nocleg! Wyczerpani (zwłaszcza po pierwszym dniu, podróży i próbie rozeznania się w tym wszystkim) trafiliśmy do bardzo ciekawego miejsca. Pod adresem, gdzie mieścił się nasz hostel znaleźliśmy jamajski pub, ale największym zaskoczeniem było to, że w nim właśnie mieściła się recepcja. Przy dźwiękach reggae, w siwym dymie (nie papierosów przecież, bo na Wyspach nie można palić w pubach), udało nam się zameldować. W łóżkach nad knajpą próbowaliśmy zasypiać przy dudniącej do rana muzyce.

D

ało się słyszeć na razie nieoficjalne informacje, że konwencję odwiedziło 30 tysięcy osób. Pojawiło się ponad 300 wystawców. Był to bardzo miło, ale i efektywnie spędzony czas. Ogromną przyjemnością było spotkanie wielu

starych znajomych i poznanie nowych osób, w tym wielu tatuatorów. Mam nadzieję, że zarówno relacja na stronie www TattooFestu, jak i to krótkie przypomnienie wydarzeń i prezentacja nagrodzonych prac, pozwoliło wszystkim tym, którzy nie mogli się

Horiyoshi III, Japonia - I Best Backpiece & Bodysuit


Louis Molloy, Middleton Tattoo Studio, UK - II Best Backpiece & Bodysuit Adam, New Wave Tattoo Studio, UK - I Best Black & Grey

TATTOOFEST 21

Jose Lopez, Low Rider Tattoo, USA - III Best Black & Grey

Jondix, Hiszpania - II Best Black & Grey


„Ta konwencja to istne szaleństwo! Rozmieszczenie boksów, sam budynek, ilość spotykanych tatuatorów, ciekawych osób, wspaniałych tatuaży i cały ten klimat… to zadziwiające i niepowtarzalne święto tatuatorskie.” Ola

Noi Siamese 1969, Norwegia - I Best Color

wybrać, choćby na chwilę przenieść się do Londynu. Być może dla niektórych będzie to motywacja, by zaplanować wyjazd w przyszłym roku. Niech to zdanie z pisanej na gorąco relacji będzie podsumowaniem dla tego fantastycznego wydarzenia:

TATTOOFEST 22

TATTOOFEST 21


T

ytuł brzmi mrocznie, a słowo „tribal” jest terminem mało lubianym przez większość tatuatorów… zapowiada się źle? Nic bardziej mylnego! Obszerny album autorstwa Marisy Kakoulas, wydany przez Edition Reuss pokazuje, jak wiele można osiągnąć wkłuwając pod skórę tylko czarny barwnik, udowadnia, że nie trzeba użyć połowy palety dostępnych barw, by stworzyć efektowną pracę.

W

ydawnictwo rozpoczyna się od słów Cliffa Ravena, jednego z pionierów tatuażu artystycznego, który w pierwszym numerze „Tattootime’a” (wydawany przed laty przez Eda Hardy’ego, ukazało się tylko 5 numerów) napisał, że po 20 latach tatuowania uznaje szeroko pojmowany styl „Decorative Art” za najbardziej pasujący do ludzkiego ciała. Tłumaczył, że kreowanie wysublimowanych dzieł dwuwymiarowych na trójwymiarowej skórze przypomina „kopiowanie obrazu Frazetty na boku butów Vansa”, a proste dekoracyjne motywy porównuje do „pin stripingu na karoserii samochodu” (ozdobne, linearne wzory malowane, odręcznie pędzlem na maskach samochodów), co było dość odważnym stwierdzeniem, z którym można polemizować…

TATTOOFEST 23


A

lbum zawiera praktyczny i interesujący przekrój wiadomości na temat historii zjawiska o nazwie na literę „T”, poczynając od wzmianek o tatuowaniu w erze paleolitu, poprzez Otzi’ego, egipskie Mumie, tatuaż w Azji, Afryce, Ameryce, na wyspach Polinezyjskich i wreszcie w Europie. Autorka przenosi nas setki lat wstecz i wyjaśnia aspekt społeczno kulturowy tatuażu, co daje solidne podstawy do dalszej analizy.

M

amy okazję poznać Xeda Leheada, uznawanego za inicjatora stylu „dotwork”, gdzie fragmenty, bądź całe prace wykonane są z kropek tworzących nieraz bardzo skomplikowane i bardzo efektowne motywy. Kolejnym zaprezentowanym artystą jest Colin Dale, Kanadyjczyk żyjący w Danii, który zasłynął wykonywaniem celtyckich wzorów przy użyciu ręcznej techniki, gdzie igły przymocowane są do patyczka, a siłą napędową jest ludzka ręka. Razem z przedstawianym kiedyś przeze mnie Markiem ze studia Swastika Freakshop stanowią sztandarowe przykłady do rozdziału o coraz bardziej popularnej technice dotwork.

TATTOOFEST 24

K

siążka ukazuje sylwetki kilkunastu artystów wykonujących tatuaże, których wspólnym mianownikiem jest używanie dużej ilości czerni. Autorka postawiła na różnorodność. Książka jest podzielona tematycznie na rozdziały nazwane kolejno: Neotribal, Dotwork, Art Brut, Traditional Revival i Thai/Buddhist. Każdy ukazuje inne oblicze terminu „Black Tattoo Art”, innych artystów, inne podejście i zdecydowaną różnorodność technik i inspiracji.

D

N

eotribal jest częścią książki, do której (co podkreśla sama autorka) zostało wysłanych najwięcej zgłoszeń artystów, co świadczy o tym, jak bardzo ten gatunek tatuażu jest popularny. Rozdział ów pokazuje bardzo dużą liczbę tatuatorów wskazujących jako największą inspirację dla ich prac dorobek Leo Zulueta, uznawanego za ojca chrzestnego neotribali. Znajdziemy tu obszerny wywiad z Zuluetą jak i dziesiątki zdjęć prac innych tatuatorów zainspirowanych oryginalnym tatuowaniem etnicznym.

alej prezentuje się Yann Black, Francuz wykonujący proste, prymitywne prace, oparte na dużej ilości czerni i linii oraz Noon, którego również miałem okazję Wam już przedstawić. Tak zaczyna się kolejny rozdział, z którego nazwaniem jak przyznaje autorka był niemały problem. Nic dziwnego, gdyż prace w tej sekcji, z samej definicji miały przeczyć dotychczasowym normom i stanowić alternatywę dla dobrze znanych gatunków w tatuażu. Następną postacią, która przewija się w opisywanej publikacji, tym razem w rozdziale „Art Brut” jest znany Wam dobrze Jef z Boucherie Moderne. Serdecznie polecam również niezwykłe, graficzne prace Navette, obok których trudno przejść obojętnie.

R

ozdział poświęcony tatuażom tajskim i buddyjskim rozpoczyna się niezwykłą historią Petera Schachnera, wtrąconego w latach 90 - tych do tajskiego więzienia „Lard Yao”. Spędził tam cztery lata, podczas których koledzy z celi nauczyli go tajników tatuowania ręczną metodą. Używa on od tej pory wyłącznie tradycyjnej techniki twierdząc, że gdy raz spróbował tatuować elektryczną maszynką, wykonanie wzoru zajęło mu dużo więcej czasu niż „normalnie”. W tym rozdziale zawarte są również sylwetki Jondixa i Mike’a The Athensa.


T

raditional Revival przedstawia sylwetki artystów kultywujących tradycje plemion, ich technikę i zwyczaje. Tatuatorami, których zaprezentowano w tym rozdziale jest między innymi plemię „Tatak Ng Apat Na Alan”, pielegnujace tradycje tatuatorskie na Filipinach, dalej Volker Cloth, z pochodzenia Niemiec tatuujący motywy Maori w Nowej Zelandii oraz wielu innych artystów z Polinezji, Tahiti i Borneo.

C

iekawą i jak dla mnie godną pochwalenia jest idea, która przyświecała autorce. W jej myśl tatuaże przedstawiane są z uwagi na swój wygląd, bez specjalnego wnikania w powody czy intencje ich powstania. Nie znaczy to oczywiście, że tatuaże pokazane tu, są tylko sztuką dla sztuki, sam fakt znaczenia konkretnych motywów nie jest jednak brany pod uwagę czy oceniany. Cechą unikalną tej książki jest zebranie w jednym tomie prac kilkuset tatuatorów, które do tej pory nie znalazły się w takim zestawieniu. Kolejną zaletą albumu jest jego imponujący format i liczba stron przekraczająca 500, co powinno zadowolić najbardziej wymagających koneserów tatuażu. Bam

Kakoulas Marisa, „Black Tattoo Art - Modern Expressions of the tribal”, Niemcy, Edition Reuss, 2009 www.editionreuss.de TATTOOFEST 25


Leszek z Majorem i Bartezem

Leszek jest jednym z tatuatorów tworzących szczecińskie „Tattoo Gonzo”. Wraz z Sebastianem Abramczukiem od kilkunastu lat prowadzą wspólnie studio i nie raz udowodnili, że są świetnie dobranym duetem. Zawdzięczają to między innymi podobnemu podejściu do swojej pracy i wieloletniej przyjaźni. O Sebastianie pisaliśmy w pierwszym numerów TattooFestu, teraz zapraszam na wywiad z Leszkiem. TATTOOFEST 26


Krysia: Studio, w którym pracujesz niedługo będzie świętować swoje 15 - ste urodziny. Mogę chyba zaryzykować stwierdzenie, że pracujesz tam całe życie. Co zmieniło się przez lata? Nie miałeś ochoty gdzieś uciec, zmienić branżę? Leszek: 15 lat… długo. Zawsze chciałem zostać strażakiem, ale jak widać nie wyszło i jestem tu gdzie jestem. Nie uśmiecha mi się praca dla kogoś i pod czyjeś dyktando, chyba nie potrafiłbym funkcjonować w ten sposób. Z Sebą od początku jesteśmy na swoim. To co stworzyliśmy to nasze dzieło – nikt za nas tego nie robił. Uciekać nigdy nie chciałem, prędzej budować prestiż i renomę studia. Odpowiada mi sytuacja, kiedy nikt nic nie

narzuca, nie chcę to nie robię. W studiach - fabrykach robisz to, co rozkaże ci szef. Przypomina to pracę na akord. To co robimy, robimy z prawdziwą pasją i zaangażowaniem. Przyznam, że miałem kilka propozycji pracy za granicą, ale odmówiłem bez żalu. Lubię podczas tatuowania porozmawiać z klientem, w Polsce mamy swoje problemy, a ja lubię to nasze polskie podwórko. W studio panuje w miarę kameralna atmosferę i ona mi odpowiada, a skoro coś jest dobre i działa, to po co to zmieniać? Krysia: Mieliście czas na zbudowanie czegoś wyjątkowego, rozpoznawalnego. W związku z tym, czy klienci, którzy do ciebie trafiają, znają twoje prace i wiedzą

dokładnie, co masz do zaoferowania? Leszek: To jest raczej pewne. Przez te 15 lat wyrobiłem sobie jakąś markę. Rzadko trafiają do mnie przypadkowi klienci „z ulotki”, najczęściej wiedzą co robię i znają moje prace. Mam grupę klientów, którym odpowiada mój styl i tatuują się u mnie od stóp do głów. Nie zamykam się w jednej stylistyce, chociaż na pewno mam swoje tematyczne koniki, które preferuję. Wraz z Sebastianem zbudowaliśmy nie tylko studio tatuażu, ale stworzyliśmy też coś więcej. Mamy grupę ludzi, którzy nas regularnie odwiedzają. Często „Studio Tatuażu Gonzo” zmienia się w miejsce spotkań, kawiarnię czy kącik dyskusyjny, rozmowy toczą się na różne tematy: od polityki po boks.

TATTOOFEST 27


Krysia: Musicie być z Sebastianem bardzo zgranym duetem, skoro tyle lat współpracujecie… Leszek: Poznaliśmy się jak łyse konie pracując ze sobą przez 15 lat. Mamy masę wspólnych tematów… Wynika to po części z tego, że różnica wieku między nami jest znikoma, wywodzimy się z tej samej ekipy - wspólne wyjazdy, imprezy i tym podobne. Sebę traktuję jak członka rodziny, to prawdziwy przyjaciel. Obaj podchodzimy do naszego zawodu tak samo: bez napinki. Nigdy nie kłóciliśmy się o pieniądze czy pierdoły. Krótko ujmując: nie wyobrażam sobie, że kiedyś nasze drogi mogłyby się rozejść. Jedyny feler to muza… Seba potrafi czasem zapuścić taki wynalazek, że nie da się skupić przy tym cholerstwie :)

TATTOOFEST 28

chcą gwiazdki za uchem i nie są fanami serialu Miami Ink). Dobieram sobie ludzi, którzy nie zmęczą mnie swoją osobowością. Krysia: Jakie zmiany dostrzegasz w swojej pracy? Jak zmieniały się cele i priorytety na przestrzeni lat? Leszek: Zmiany? Na pewno technika, najbardziej to mnie teraz kręci. Robienie tatuażu tak, aby za dekadę prezentował się wyśmienicie. Pojawiają się nowinki techniczne, nowe barwniki - to wszystko ma wpływ na sposób, w jaki wykonuję swoją pracę. Rozwój, rozwój, rozwój - przez cały czas. Nie spocząłem na laurach, cały czas pracuję też nad swoją cierpliwością tatuując np. całe plecy czy rękaw.

Krysia: Biomechanika w kolorach, czy szarościach? Co robi dziś na tobie większe wrażenie? Co lepiej wygląda szare, a co kolorowe? Leszek: Na pewno większe wrażenie robi na mnie biomechanika w kolorze, bo wiem ile pracy i wysiłku wymaga stworzenie jej. O wiele prościej i szybciej pracuje się w szarościach. Tatuowanie w kolorze to trzy, czy cztery razy więcej pracy niż przy cieniowanych tatuażach, ale nie oznacza to, że nie lubię czy neguję czarno - szare, co to, to nie! Po prostu potrafię docenić wysiłek włożony w dobrze zrobiony kolor.

Krysia: Co najbardziej cenisz w swojej pracy? Czy ma ona jakieś minusy? Leszek: Najbardziej cenię kontakt z ludźmi, co dzień pojawia się ktoś nowy. Ważny jest też spokój, robienie tego, co lubię - nie muszę wstawać o 6 rano i gonić do jakiejś fabryki. Mogę słuchać swojej muzy w studio, nikt nie stoi nade mną z batem. Minus jest chyba jeden: CAŁKOWITY BRAK CZASU!!! Od rana do wieczora siedzę w studio, potem trzeba robić projekty, a przecież w domu jest rodzina i do tego łupie w krzyżu. Cenię to, co wraz z Sebą stworzyliśmy, nikt nam tego nie dał i nikt nam tego nie odbierze.

Krysia: Jakie prace najchętniej wykonujesz w ostatnim okresie? Leszek: Swoje autorskie. No i oczywiście te dobrze płatne (śmiech). Staram się też pracować z ludźmi, którzy odpowiadają mi swoim podejściem do tematu tatuażu (nie

Krysia: Czy klienci jeszcze cię zaskakują? Jakaś ciekawa historia z ostatniego okresu? Leszek: Zaskakują mnie klienci, nazwijmy to specyficzni. Tacy, którzy np. jak Major czy Bartez, na starość postanawiają zaszaleć i pokryć


większość swojego ciała obrazami. Oni dobrze wiedzą co chcą sobie zrobić, wiedzą co robię i po to przychodzą. Nie ma między nami bariery typu: tatuator - klient, są to moi dobrzy koledzy, z którymi utrzymuję stały kontakt. A poza tym to mało co mnie zaskakuje, przez te lata już swoje zobaczyłem i usłyszałem. Krysia: Jak odbierasz to, co dzieje się w Polsce: wielu młodych, zdolnych artystów, 4 konwencje tatuażu w mijającym roku, studia powstają jak grzyby po deszczu, tworzą się nowe portale i fora… Myślisz, że to punkt kulminacyjny? Co jeszcze może się wydarzyć? Leszek: Bardzo się cieszę, że tak to postępuje. Kiedy zaczynaliśmy, to nic się u nas w kraju w branży tatuażu nie działo. Epoka internetu bardzo pomaga w rozwoju. Wcześniej siedziałem w czterech ścianach studia i robiłem swoje, tylko z okazji wyjazdu - i to za granicę, bo u nas nie było wtedy konwencji - można było podpatrzeć co i jak robią inni, zobaczyć i kupić sprzęt itp. Nie do końca raduje mnie komercjalizacja tatuażu. Kiedyś to było coś na swój sposób elitarnego, oznaczało przynależność do pewnej grupy, jakiś bunt. Nie wiem czy to jest dobre czy złe, nie mnie to osądzać. Zapewne ci, którzy otworzyli studio wyłącznie dla zysku, za jakiś czas znikną z rynku, zostaną ci, którym zależy. Ta praca to nie jest łatwy kawałek chleba. Co do młodych, trochę im współczuję tego dzikiego pędu za nagrodami i laurami, sami sobie robią chore ciśnienie. Kiedyś sam tak do tego podchodziłem, ale z czasem zmieniły się moje priorytety i wyleczyłem się z tego. Stało mi się obojętne, czy moja praca zdobędzie nagrodę czy nie. Nawet jak jakąś

zdobędę, to się tym nie chwalę na prawo i lewo, po prostu nie przykładam do nich zbyt wielkiej wagi, przecież co jury to inna decyzja. Konkurs jest bardziej formą rozrywki podczas dnia pracy na konwencji. Można zobaczyć co kto robi i na bieżąco skomentować. Zdobycie nagrody to miła sprawa, ale nie jest ona żadnym wyznacznikiem. Młodym często brakuje techniki, w pierwszej kolejności powinni skoncentrować się na jej udoskonalaniu, przyjdzie czas na zaawansowane prace i własne wzory. Trzeba pamiętać, że tatuator to przede wszystkim rzemieślnik, a nie artysta i pracuje w zakładzie usługowym. Co do forów internetowych: ja tego nie rozumiem, jaka jest tego idea? Słodzenie sobie nawzajem? Co to za komentarz „fajne” albo „extra”? Przecież tam nikt nikogo nie krytykuje, same „ochy” i „achy”. Jest tam mnóstwo ludzi, którzy nie mieli maszynki w ręku, a wydaje im się, że są jakimiś znawcami tatuażu, jak nie wiesz ile pracy trzeba w coś włożyć, to jak możesz to oceniać? Nie mam parcia na udział w takiej imprezie, nie widzę w tym sensu. Punktu kulminacyjnego chyba jeszcze nie osiągnęliśmy, potrzeba jeszcze kilku lat i wzrostu świadomości ludzi, no i nie mamy jeszcze krajowej edycji „Miami Ink”, hehehe. Krysia: Czy posiadanie rodziny stanowi siłę, która motywuje i napędza? Leszek: Dziwne pytanie, jak masz w domu bandę do wykarmienia to ona motywuje do wszystkiego. Wiem, że żyję dla kogoś, i że coś po sobie pozostawię, a może jak już będę stary to córki będą się wręcz mną chwalić, jakie to tatuś robił tatuaże :) Krysia: Słowo na koniec? Leszek: Wielkie dzięki za rozmowę, pozdrawiam!

www.myspace.com/leszekjasina www.tattoogonzo.v.pl

TATTOOFEST 29




TATTOOFEST 32


Bam: Cześć Nick! Co powiedziałbyś tytułem wstępu? Nick: „Żyj swoimi pytaniami teraz. Może kiedyś, w dalekiej przyszłości, powoli, stopniowo, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, przeżyjesz swoją drogę do odpowiedzi.” To jest mój ulubiony cytat autorstwa Rainera Maria Rilke. Staram się codziennie wcielać te słowa w życie. Uważam, że zadawanie pytań to jedyny sposób na kreatywną egzystencję. Zawzięcie próbowałem rozpoznawać wszelkie zbędne, bezproduktywne i nieprzydatne wpływy. Uważam, że jest tyle lepszych zajęć niż oglądanie telewizji czy obserwowanie poczynań sławnych ludzi - to wszystko idiotyczna abstrakcja i odciąganie od prawdziwego życia. Wszyscy znamy cytat: „Dajcie im chleba i igrzysk, a nigdy się nie zbuntują”. Wierzę w to, że my, jako artyści, ponosimy pewnego rodzaju odpowiedzialność zostawiając coś, co zaznaczy się w historii, niekoniecznie na kartach książek. Nowoczesny świat oferuje tak wiele źródeł, z których możemy czerpać wiedzę jak: internet, książki, prywatne szkoły, kursy. To wszystko daje możliwości edukowania się, zadawania pytań i szukania odpowiedzi. Większość swojego życia spędziłem w ten sposób. Mam obecnie 29 lat, dotychczas mieszkałem jedynie w Kalifornii, ale zawsze szukam czegoś więcej: zrozumienia, pewności, szczerości, kreatywności, miłości. Zadowolenie to uczucie towarzyszące mi prawie w każdej chwili. Potem znów zadaję kolejne pytania… Bam: Jesteś zarówno tatuatorem jak i malarzem, która z tych pasji przyszła jako pierwsza? Czy malarstwo pozwala ci na poszerzanie horyzontów w tatuowaniu, czy może całkowicie odwrotnie, dzięki tatuowaniu odkrywasz dotąd niedostępne obszary w malarstwie? Nick: Zanim zacząłem tatuować długo zajmowałem się malarstwem. Dorastając potrzebowałem pewnego rodzaju odskoczni, ucieczki. Malarstwo i rysunek okazały się doskonałe. Nieważne co się ze mną działo w dzieciństwie, zawsze mogłem polegać na sztuce, która pozwalała moim myślom odbić się w zupełnie inne od rzeczywistości rejony. Stała się czymś, czego potrzebowałem i potrzebuję do dziś. Myślę, że wszystkie

formy sztuki wzajemnie z siebie czerpią. Nie widzę innej opcji. Wszystko co tworzysz powinno w naturalny sposób wpływać na pozostałe gałęzie sztuki, którymi się zajmujesz. To nawet wykracza poza te ramy, przenosząc się na obszary, które teoretycznie nie mają ze sobą nic wspólnego. Nawet kiedy piszę, używam bardzo dużo słów związanych z malarstwem. Dla mnie artyści są siłą wykonawczą kreatywności. Manipulujemy mediami, które znajdują się w kręgu naszych zainteresowań i rozwijają daną gałąź estetyki, która do nas przemawia. Bam: Gusta klientów. Dobrze wiemy, że są one różne, tak jak różni są ludzie. Czy często starasz się wyperswadować klientom ich pomysły gdy wiesz, że twoja wizja da w rezultacie dużo lepszy tatuaż, czy starasz się dać klientom dokładnie to czego chcą? Nick: Najczęściej moi klienci dają mi duże pole manewru, głównie gdy tatuuję na wyjazdach. Ludzie tatuujący się u mnie poza studiem doskonale znają mój warsztat i prace, wtedy chętniej pozwalają mi na swobodną interpretację. Zawsze ostrzegam klientów jeśli proponują projekt, który z założenia nie przyjmie się dobrze na skórze i po paru latach będzie wyglądał kiepsko. Podoba mi się fakt, że tatuowanie to taka kolaboracja z klientem. Najbardziej cieszą mnie sytuacje gdy udaje mi się stworzyć coś, co dokładnie odpowiada zamysłowi tatuowanego, który nie potrafił go wcześniej nazwać ani zdefiniować. Bam: Czy masz jedną pracę, z której jak dotąd jesteś najbardziej zadowolony? Nick: Nie wiem czy potrafiłbym znaleźć jedną konkretną pracę. Ciągle dążę do bycia lepszym. Myślę, że tym co najbardziej mnie cieszy jest większa swoboda podczas tatuowania. Wcześniej podczas pracy odczuwałem lekki strach i niepewność, która z czasem ustąpiła miejsca pewności siebie i fantazji. Z tą nowo odnalezioną śmiałością łatwiej jest mi tworzyć. Ograniczenia, które dostrzegałem w tatuażu przestały istnieć. Pozostaje tylko zrozumieć, czego oczekuje klient. Reszta to już tylko zabawa. Czego więcej mógłbym chcieć?

TATTOOFEST 33


Bam: Co jest dla ciebie najtrudniejszą częścią procesu tatuowania, etapem przy którym skupiasz się najbardziej? Nick: Jak wspomniałem, przez długi czas nie czułem się swobodnie ze skórą klienta. Bardzo starałem się jej nie zamęczyć. Musiałem się dużo nauczyć, o tym jak reaguje skóra na każdej części ciała i jak bardzo różni się u poszczególnych osób. Ciągle się tego uczę, ale mam już dużo więcej pewności siebie i umiejętności. Bam: Kolory czy cieniowanie? Nick: Myślę, że dużo zależy od tego, jak dany tatuaż zaplanuję, jak ogólnie będzie wyglądał. Uwielbiam pracę zarówno w szarościach jak i kolorach do tego stopnia, że to pytanie wydaje mi się nie fair! Niezwykle podoba mi się wrażenie delikatności, subtelności i gładkości, które daje greywash (cieniowane rozmycie), lecz jednocześnie kocham wyraziste kolory w towarzystwie ciemnego cieniowania. Ostatecznie uważam również, że interesujące są

TATTOOFEST 34

także kompozycje w szarościach z niewielkim dodatkiem kolorów. Lubię wszystko! Bam: Tatuowałeś się kiedykolwiek sam? Nick: Właściwie pierwszy tatuaż wykonałem na sobie! Wybrałem miejsce na nodze koło kostki, od wewnętrznej strony i na pewno nie zgadniesz… była to mała czaszka! Bam: Laserowe usuwanie tatuaży. Co o tym myślisz? Uważasz, że tatuaże powinny być na stałe? Usunąłbyś którykolwiek ze swoich? Nick: Myślę, że laserowe usuwanie tatuaży to świetna sprawa! Jeżeli tylko masz siłę na zniesienie tego bólu by pozbyć się czegoś, co sprawia, że jesteś nieszczęśliwy, to może to przynieść świetne rezultaty. Sam jednak nie mam tatuaży, które chciałbym usunąć. Bam: Każdy artysta pracuje nad rozwojem swojego warsztatu artystycznego i technicznego. Co ty chciałbyś poprawić w swoich tatuażach i obrazach?


TATTOOFEST 35


Nick: Muszę powiedzieć, że najważniejsze dla mnie obecnie jest rozbudowywanie mojego „wizualnego słownika”. Chciałbym, żeby moje prace mówiły oglądającemu kto je zrobił, żeby były spójne i rozpoznawalne. Osiągnięcie takiego poziomu zajmuje lata praktyki i wymaga doświadczenia, ale pracuję nad tym krok po kroku. Bam: A jak postrzegasz progres w światowym tatuażu? Nick: Jest niesamowicie! Stanowi to kolejny ważny powód, dla którego zaangażowałem się w tatuowanie. Od zawsze byłem malarzem i obracałem się w kręgach malarsko - artystycznych, gdzie nie ma tego poczucia więzi czy kooperacji. Każdy zamyka się przed światem na cztery spusty w swojej pracowni. W momencie gdy poznałem ludzi ze środowiska tatuażu, byłem oszołomiony tym jak spójna jest to społeczność, wspólnie przesuwająca granice i motywująca się do podnoszenia umiejętności. Od razu zapragnąłem być tego częścią. Bam: Parę tygodni temu robiłem materiał z Jeffem Gogué’em. Wiem, że się znacie i razem malujecie. Opowiesz coś więcej? Nick: Malowałem z Jeffem wiele razy i za każdym razem było świetnie! Jest niezwykle inspirującą osobą, miło spędza się z nim czas malując i rozmawiając. To

TATTOOFEST 36

bardzo dobry człowiek i jestem zaszczycony móc go nazywać moim dobrym przyjacielem. Bam: Twoja ulubiona książka i film to…? Nick: Mój ulubiony film to bez wątpienia „Skazani na Shawshank”. Niesamowita historia, wspaniałe aktorstwo - świetne kino! Nie jestem specjalnie zapalonym czytelnikiem, ale moją ulubioną książką jest „Letters to a Young Poet” Rainera Maria Rilke. Te kilka stron pokazało mi na wiele sposobów, że my jako artyści nigdy nie jesteśmy osamotnieni. Pozwoliła mi zrozumieć, że sztuka nie jest czymś co robimy. Ona stanowi o tym jacy jesteśmy. Bam: Podróżowanie. Masz swoje ulubione miejsce, taki drugi dom? Nick: Kocham podróże! Pamiętam, że był to jeden z głównych powodów, dla których zainteresowałem się tatuowaniem! Chciałbym móc pracować wszędzie. Czy to konwencja czy guest spot, u któregoś z przyjaciół lub u kogoś kogo nawet nie znam, nie ważne, jestem za! Chcę zwiedzać świat i odkrywać wszystko co możliwe. Lubię tatuować ludzi z różnych krajów, których zapewne nie spotkam nigdy więcej. Uwielbiam też kolaboracje, które umożliwiają dzielenie się informacjami i wymianę uwag i spostrzeżeń. Sporo do tej pory


podróżowałem i nie chcę na tym poprzestać! Zwiedziłem niemal całe Stany, Kanadę, Włochy, Hiszpanię, Tajlandię, Anglię i nie mogę się doczekać kolejnych miejsc, które zobaczę. Nie mógłbym się zdecydować na jedno ulubione miejsce, gdyż każde ma co innego do zaoferowania, wszędzie jest inaczej. Bam: Jak wyglądają zatem twoje plany na przyszłość? Nick: Dużo podróży i tworzenia! Nauczyłem się, że wszystko w życiu może się zdarzyć i trzeba do tego przywyknąć. Bam: Potrzebuję puenty… Nick: Trzeba ciężko pracować cały czas i koncentrować wzrok na wyznaczonym celu. Chciałbym żeby każdy mógł w swoim życiu odnaleźć to, co ja odnalazłem w sztuce. Czasem będzie ciężko, czasem będzie to wymagało wiele poświęceń, ale efekt będzie tego wart! Powodzenia!

Seventh Son Tattoo 1017 Howard Street San Francisco, Ca. 94103 415-551-7766

www.seventhsontattoo.com

TATTOOFEST 37


Szumy na Szumy na łączach łączach

szumy na łączach szumy łączach na

Szumy na łączach

Danteizmy

N

ieraz byłem zmuszony czekać na odbiór czegoś albo na wcześniej umówione spotkanie. Ostatnio w poczekalni przeglądałem kolorowe magazyny traktujące zazwyczaj o wszystkim i o niczym. Taka rozrywka nie wnosząca nic do życia. Wspaniałe sesje zdjęciowe wydepilowanych panów w koszulach, które kosztują więcej niż średnia krajowa pensja. Spodnie za połowę ceny przeciętnego, dziesięcioletniego samochodu w Polsce. Wszyscy wyszczerzeni w radosnym uśmiechu dostatniego życia lub półgębkiem i tajemniczo pokazują swoją nową szczękę za 4 tysiące zł. Pierwsze odczucie to złość. Po jaką cholerę ja mam oglądać takie bzdety! Nawet jeśli mogę sobie na to pozwolić, to i tak nie kupię tego czy owego bo jestem przedstawicielem klasy pracującej i oszczędność mi na to nie pozwoli. Pokazali co jest trendy, a Ty czuj się gorszy i niemodny. Drugie wrażenie to refleksja: do kogo to jest tak naprawdę kierowane? Do wąskiej grupy cudownych, pięknych i bogatych, którzy w rzeczywistości nie kupują takich pism. Za wyjątek uznałbym „Playboy’a”, który zawsze był snobistyczny i nawet nie próbuje tego kryć. Ale dla gołych bab tego pisma się raczej nie kupuje. Zbyt drogie dla podwórkowych onanistów i zbyt „dobre”. Do tego rzeczywiście można tam coś przeczytać.

N N

o to gdzie jest odbiorca koszulki w paski za 1500 zł? Pomyślałem o świecie gwiazd: telewizji, muzyce i uczestnikach programu „Taniec z tymi, którzy może znają gwiazdy”tak zapewne będzie nazywać się kolejna edycja. Bywając czasem na salonach jako ten „mały robaczek”, słyszałem rozmowy tych osób. Oni często nie wiedzą co dzieje się poza pałacami. Dla nich życie leci z prędkością światła i nie ma w nim miejsca na wertowanie kolorowych magazynów. Chyba, że właśnie w poczekalni… Szalona strategia marketingowa, ale może, może…

J J

akaś awaria w komunikacji. Pomijam ploteczki - sreczki o tym, jak to jedna pani drugiemu panu w taksówce. Choć to nie potwierdzone, bo to mógł być jedynie parasol… Na taką karmę zawsze znajdą się chętni. Być może takie sesje zdjęciowe to zwyczajnie zapchaj

TATTOOFEST 38

dziura. Przyjęło się, że powinno być, to jest. Nikt nie pyta w zasadzie po co. Tutaj powinienem się wychłostać w zasadzie sam. Pisząc to wierzę, że czyta ten tekst więcej niż osiem osób. Albo to tylko zapchaj dziura…?

W W

spominałem często o firewall’ach w komunikacji pomiędzy klientem a tatuatorem. Wierzyć mi się nie chciało, że to nadal istnieje w tak ogromnym wymiarze. Często słyszę, że wcześniej nikt z klientem nie rozmawiał na temat jego przyszłego tatuażu. Dostawał wycenę, termin i cisza. Na pytanie czy to będzie tutaj dobrze wyglądało, statystycznie najczęściej padało magiczne: „No”. Czyżby nadal panowała polityka „żryć co dali”? Nie dyskutować z klientem, bo on ma się czuć komfortowo i wiedzieć, że ma zawsze rację. Nie dowiedziawszy się w zasadzie niczego konkretnego cieszy się ze swojego nowego nabytku aż do momentu konfrontacji z kimś oświeconym. Rozbawiła mnie opowieść jednego znajomego, który był śmiertelnie przestraszony, gdy tatuator pytał się go, co ma dalej zrobić z pracą. Słyszał: może tu przycieniuję? Tutaj może więcej konturu? To kto do cholery się na tym zna? Fajnie, że liczy się ze zdaniem klienta, ale takie pytania to dreszczowiec. Wszystko zakończyło się dobrze, praca była ładna, ale co się strachu najadł to jego. W trakcie tatuowania też nie było miejsca na rozmowę, tylko krótkie polecenia ze strony artysty i nic więcej. Tatuator to nie dama do towarzystwa i nie musi się wznosić na wyżyny intelektualne zabawiając konwersacją klienta. Nie mniej jednak jakieś ogólne „ble ble ble” pozwoliłoby przełamać barierę i pomóc klientowi. Chyba nawet najlepsza praca robiona u takiego gbura będzie mniej pamiętana, niż nawet gorsza praca u kogoś z podejściem do ludzi. Zaraz zostanę pewnie zapluty przez miłośników sztuki, że to praca jest ważna a nie pitolenie przy niej. Na szczęście zwisa mi to śpiącym nietoperzem, bo są w Polsce osoby umiejące połączyć przyjemne z pożytecznym. Klient dzięki temu jest mniej przestraszony, nie czuje się jak na przeszczepie serca, a jak na depilacji. Zawsze gorszyło wszystkich porównywanie pracy tatuatora z pracą kosmetyczki. Trzeba mieć gałki oczne pod

pachą, aby nie dostrzec elementów wspólnych. W każdych usługach, trzeba porozmawiać z drugą stroną. Sam fakt tego, że klient znalazł się w tym, a nie innym studiu jeszcze nie przesądza o tym, że już jest wytatuowany w tym lokalu. Często taka bariera to chęć ukrycia braków w słownictwie, czy w wykształceniu. Inteligencja może być wrodzona lub nabyta. Czasem brakuje i jednej i drugiej… Nie chcę być posądzony o namawianie do „czarowania” i kuglarskich sztuczek polegających na zalepieniu klientowi uszu słodko pierdzącą gadką, często nasyconą pojęciami z podręcznika z ASP, używanych zupełnie bez zrozumienia. Chyba każdy kto pracuje w usługach wie, że każdą informację można podać na kilka sposobów. Od „No” do „owszem, będzie wyglądać świetnie”.

D D

odam, że i tak jest cukierkowo w porównaniu do sytuacji sprzed 6 lat. Wtedy polityka rodem z komuny to 90 % rozmów i 10% debatujących dziwaków. Wreszcie zmiana estetyki powinna wymusić pęd do zdań złożonych. Tak, powinna, a czy wymusiła?

J J

est jeszcze coś w tym wszystkim. Zwyczajna nieśmiałość. Często i druga strona lady ma opór przed rozmową. Bebla coś pod nosem zwyczajnie bojąc się, że za chwilę powie coś nie tak. Jest odbierana jako zwykły „burok” i jakiś tam procent osób odstrasza. Artyści to nie tylko ego większe od właściciela czy rozdarty na pół ciała pysk w krzyku, to też zamknięci w sobie marzyciele. Dla nich zetknięcie z realnym, szarym światem to uderzenie twarzą w drzwi. W takiej sytuacji klient powinien sam też zapytać, wydusić coś z tatuatora, być może uda mu się do niego dotrzeć. Trzeba znaleźć odpowiedni kanał do komunikacji, inaczej będzie dreszczowiec jak u mojego znajomego.

W W

pracy tatuatora nie jest potrzebne wykształcenie wyższe. Na szczęście chyba, bo nie ono określa kto jest na właściwym miejscu, a kto ma urlop na budowie. Każdy zauważy wcześniej czy później czy jest u właściwej osoby, czy u małpy z brzytwą. Lepiej dostrzec to przed „goleniem”… Dante



SEKTOR C

Wmascepan i Scandalis ta to dwaj młodzi, war szawscy art yści str eet art owi. Wspólnie tworzą ekipę o naz wie eSCe. Jeśli dobrze rozejrz ycie się po ulicach Warszawy, na pewno dos trzeżecie ich charak ter yst yczny sty l produkcji. Trzecim element em tego kolekty wu jest Dj Fabry. Art yst a kreujący szt ukę w dźw iękach. Człowiek ten tworzy soundt rack do produkcji chłopaków. Pełną gamą dźw ięków wzbogaca ich wyobraźnie, i ładuje akumulator inspiracji. Ma za sobą już 9 mixów, a jego pot encjał ciągle rośnie. Ale nie o nim będzie tu mowa… Kilkakr otnie miałem okazję zobacz yć SC w akcji. Walczy liśmy ramię w ramię na rondzie Wolnego Tybetu w Warszaw ie oraz podczas war szt atów szablonowych na „Orange Warsaw Fes tival 2009”. W obu prz ypadkach pokazali klasę, dzięki czemu, set ki osób miało dobrą zabawę stawiając swe pier wsze „szabloniarskie” kroki.

3fala.art.pl

TATTOOFEST 40


„Miasto jest dla nas jak wielka galeria, a każda nasza kolejna produkcja to nowy wernisaż, na który zapraszamy odważnych ludzi. Gdy następnym razem przystaniecie gdzieś w Warszawie, rozejrzyjcie się dobrze, a być może dostrzeżecie dwie małe literki SC.”

TATTOOFEST 41


Wszystko zaczęło się od wspólnego obozu na początku liceum. Nazwa SEKTOR C odnosi się do miejsca ich pierwszej integracji na płaszczyźnie sztuki i wlepek. Połączyło ich zamiłowanie do wyrażania się poprzez nieskomplikowane, ale wiele mówiące kompozycje. Swoje pierwsze projekty logotypów wykonywali wyłącznie dla zabawy, opierając je na klasycznym schemacie szablonu w monochromie. Pojawiały się one na wlepkach, ręcznie malowanych t-shirtach i jako małe szablony malowane w sąsiedztwie. Szybko też nazwa została skrócona do SC. Odkrycie, że duże szablony, szeroko rozumiany street art i kolorowanie miasta to ich pasja przyszło nieco później. Przełomem okazał się rok 2005 i udział w pierwszym Szablon Dżemie. Od tej pory brali udział we wszystkich organizowanych w Warszawie dżemach. Wnieśli także swój wkład w happening na rzecz nazwania jednego z rond na warszawskiej Woli - Rondem Wolnego Tybetu, pomagając tym samym 3 fali. Także na co dzień biorą aktywny udział w street artowym życiu Warszawy (i nie tylko), bombardując kolorem swojej kreatywności polskie ulice. Na swoim TATTOOFEST 42

koncie mają organizację Street Art Dżemu, który odbył się na ścianach niedziałającego już Teatru Nowego w Warszawie. Celem tego eventu było podkreślenie artystycznego potencjału miejsca, które zostanie sprzedane pod kolejną, marną mieszkaniówkę. Swoje prace prezentowali na wystawie wlepek w warszawskiej galerii Zoya. Ponadto szablony Scandalisty i Wmascepana były elementem wystawy „Ściany są wasze”, zrealizowanej przez jednego z artystów projektu Ita-Szi. Swoimi umiejętnościami dzielą się także z innymi. Pokazują, że szablony i sztuka mogą być ciekawą alternatywą w życiu. Starali się to udowodnić m.in. podopiecznym z domu poprawczego w Falenicy, dla których ozdabiali ogrodzenie okalające ich budynek. Uśmiech i entuzjazm, którym emanowały dziewczyny i kolor, który pokrył ich szarą codzienność życia za murem także wzbogacił artystyczną formę spełnienia chłopaków z SC. Nadal się rozwijają. W ciągu kilku lat od wlepek i małych szablonów przeszli do większych form, aż po murale. Ich prace zdobią też mieszkania znajomych, samochody czy przedmioty codziennego użytku. Ci


dwaj młodzi artyści wykonują również wiele prac zleconych, jak na przykład loga czy plakaty. Wciąż jednak w swoich projektach trzymają się prostych form, nie przesadzają z kolorami. Odwołują się także do klasycznych symboli, ikon polskich marek, jak duży Fiat czy skuter Osa, przypominając społeczeństwu o ich sile i potędze, która odpłynęła w zapomnienie, a nie powinna. Ich inspiracją do kolejnych prac może stać się wszystko. Czerpią natchnienie z dnia codziennego. To może być jakaś sytuacja na ulicy, ludzie, których spotykają, jakieś pojedyncze słowo, spontaniczność, która w impulsie chwili kreatywnie buja wyobraźnią. Obecnie najwięcej uwagi poświęcają muralom. Dzięki nim chcą uczynić swoje miasto nieco bardziej kolorowym. Nie lubią bowiem szarości, która często otacza nas na ulicy. Nie lubią też horyzontalnego patrzenia na świat. „Ludzie nie patrzą dookoła siebie, a jedynie przed siebie. Zauważają tylko to, co znajduje się na wysokości ich wzroku, a czasami trzeba się rozejrzeć, bo sporo rzeczy nie zostaje zauważonych, przez co i niedocenionych.” Poprzez swoje prace chcą także

udowodnić, że street art to nie wandalizm i przysłowiowe „mazanie” po murach. Starają się, by każdy kolejny projekt był przygotowywany pod konkretne miejsce, wpisywał się w architekturę i w przestrzeń. TATTOOFEST 43


P

aryż to moje ukochane miasto. Kiedyś powiedziałem, że to jedyne miejsce z gatunku wielkich, w jakim mógłbym zamieszkać, gdybym miał opuścić Kraków. Może to dlatego, że było pierwszą metropolią, jaką w życiu zobaczyłem, może dlatego, że tam się zaręczyłem, a może dlatego, że ma ten urok, który do mnie pasuje… nieważne! Istotne jest to, że jeżeli tylko mam okazję się tam pojawić, wykorzystuję ją, a z racji mojej pasji znaczący powód pojawia się co rok: Tattoo Art Fest!

LYDIE JEAN-DIT-PANNEL i jej filmowy projekt Księgarnia „Black Block”

TATTOOFEST 44


The Best Of Show, Roberto, Art Corpus, FR

III miejsce “Big”, Easy-Sacha, Mystery Tattoo Club, FR

II miejsce „Big”, Didier Ra, Body Seasons Deluxe, FR

TATTOOFEST 45


TATTOOFEST 46

Tiraf&Eskimo Collaboration, FR

II miejsce “Small”, Denis Grrr, Carnevil, FR

The Best Sunday, Tiraf&Daveee Colaboration, FR/PL


TATTOOFEST 47

The Best Friday, Phil Van Roy, De Signe En Aiguille, FR

Lionel, Out Of Step, FR

II miejsce „Medium”, Steph Dimitri HK, FR

Jeff, La Boucherie Moderne, BE

I miejsce “Small”, Easy-Sacha, Mystery Tattoo Club, FR


Zakochana para Simone i Volker „Buena Vista Tattoo Club” Przesympatyczny prowadzący Pascal

Ola i Dawid wyboksowali pierwsze miejsce w „Dużym kolorze”

I miejsce “Medium”, Entouane, Art Corpus, FR

Ludo, Art. Corpus, FR

TATTOOFEST 48


Michele Turco, Da Cosa Nasce Cosa, FR

„Generalnie atmosfera wytworzona przez

wszystkich uczestników, pełne zieleni otoczenie i świecące słońce dawały poczucie rodzinnej imprezy. Wszyscy pili piwo, dyskutowali i oczywiście tatuowali się.

Toxyc, Last Rites, USA

III miejsce „Small”, Mikael de Poissy, FR

III medium, Sam, Anatomik Art Studio, FR

The Best Saturday, Tiraf&Henrik Colaboration, FR

TATTOOFEST 49




Plusheee: Cześć, opowiedz w paru zdaniach kim jest Ciah - Ciah i czym się zajmuje. Ciah - Ciah: Ciah - Ciah jest znany jako fetyszysta czaszek i piramid. Interesują go wszystkie formy projektowania graficznego, ale najlepiej czuje się w trakcie różnego rodzaju interwencji ulicznych: od klejenia wlepek, po malowanie murali. Jego prace można znaleźć najczęściej na ulicach polskich miast, ale dzięki swoim małym pomagierom możesz się natknąć na nie gdzieś dalej lub w lokalnej galerii. Plusheee: Kiedy zaczynałeś customować designer toys, niewiele osób w Polsce się nimi interesowało, skąd u ciebie fascynacja vinylem? Ciah-Ciah: Około 4 lata temu, przeglądając różne strony i zagraniczne gazety o tematyce graphic design, spotkałem się z nietypowym (wtedy dla mnie) zjawiskiem tworzenia przez grafików i designerów wzorów na vinylowych zabawkach. Pomysł ten, tak mi się spodobał, że od razu kupiłem na ebay’u kilka Dunniesów. Customizacja była chyba już naturalnym, następnym krokiem. Plusheee: Jaką pierwszą figurkę zcustomowałeś? Czy początki były trudne? Ciah-Ciah: Pierwszy był Dunny z L.A. Series, którego pomalowałem czarnym matem i potraktowałem akrylami. Mały rozmiar figurki i jej kształt sprawiały na początku pewne trudności, ale dawały także niezwykłe możliwości, które wciąż uczę się jak najlepiej wykorzystać. TATTOOFEST 52


Plusheee: Ile figurek zcustomowałeś do tej pory? Masz jakieś ulubione dzieło? Ciah-Ciah: Myślę, że kilkanaście, staram się nie stawiać na ilość. Ostatnio chyba największą przyjemność sprawia mi seria customów, do których robię dodatkowo makiety. Plusheee: Jakich technik używasz najczęściej przy customizacji? Ile czasu zajmuje ci przeciętnie wykonanie jednego projektu? Ciah-Ciah: Jak to zwykle bywa, każda customizajca wymaga trochę innego podejścia, planowania, szkicowania etc. Sama praca na modelu to zwykle kilka do kilkunastu godzin. Moimi ulubionymi materiałami są: spraye, farby akrylowe, Posca Paint Markers, folia vinylowa, tektura… a czasami nawet pianka do uszczelniania okien ;). Plusheee: Czy zdarza się, że tworzysz customy na zamówienie? Ciah-Ciah: Ostatnio głównie robię je właśnie na zamówienie, ale szykuje się też pewna niespodzianka… Plusheee: Jakich twórców powiązanych z nurtem designer toys najbardziej cenisz i szanujesz? Czy któryś z nich miał wpływ na twoją twórczość? Ciah-Ciah: Szanuję i lubię prace wielu twórców, oczywiście nie tylko tych z nurtu designer

toys czy street - art. Ostatnio dość mocno zacząłem kolekcjonować vinyle Daleka i nie mogę doczekać się nowej serii Bubi Au Yeung. Razem z Bell, moją dziewczyną, mamy zaś pokaźną rodzinkę sygnowaną nazwiskiem Nathana Jureviciusa. Plusheee: A czy wśród rodzimych twórców są jacyś artyści, których szczególnie podziwiasz i obserwujesz ich dokonania? Ciah-Ciah: Z kategorii customerów? Bardzo lubię ilustracje Jana Kallwejta, ostatnio zrobił on także customa Munniego dla Vinylcanvas. Plusheee: Z czego czerpiesz inspirację? Ciah-Ciah: Zabrzmi to może ciut trywialnie, ale po prostu z życia, otoczenia i cudownych ludzi, których poznaję. Plusheee: Vinyl w Polsce to dalej dość świeże zjawisko, myślisz że ta „scena” będzie się rozwijać, że pojawi się więcej kolekcjonerów, i że DIY toys (zabawki zrób to sam) przyciągną artystów? Ciah-Ciah: Jestem jak najbardziej przekonany, że dorośniemy do vinyli i customów. DIY toys są bardzo wdzięcznym rodzajem płótna, dają szansę wizualizowania swoich pomysłów w trzech wymiarach - to bardzo kuszące dla artystów.

TATTOOFEST 53


Plusheee: Masz jakieś rady dla początkujących entuzjastów customizacji? Ciah-Ciah: Cierpliwość, upór, głowa otwarta na świat i pomysły. Plusheee: Kolekcjonujesz figurki? Jeśli tak, to opowiedz o swojej kolekcji, jaka jest duża i co najchętniej zbierasz? Plusheee: Zbieram vinyle razem z Bell. Nasza kolekcja obecnie jest lekko rozrzucona po rożnych mieszkaniach, ale łącznie mamy ich około 160, może trochę więcej. Oczywiście większość z nich to głownie minnies (figurki małych rozmiarów). Duża część naszej kolekcji stanowią vinyle Nathana, Kozika, Bubi, Toki Doki czy Rolito. Mamy też trochę customów zrobionych przez naszych znajomych.

TATTOOFEST 54

Plusheee: Oprócz customizacji sporo także malujesz oraz robisz wlepki, którą z tych form sztuki lubisz najbardziej i dlaczego? Ciah-Ciah: Jak się łatwo domyślić, lubię każdą z nich z trochę innego powodu. Wlepki i plakaty można na spokojnie przygotować wcześniej i mieć dużą frajdę z ich lepienia na mieście. Do malowania, zwłaszcza murali, podchodzę już bardziej spontanicznie, pozwalam sobie nieraz na duże zmiany w stosunku do projektu. Bardzo ważnym elementem wspólnego malowania, jak i jakiejkolwiek kolaboracji, jest dla mnie rozmowa i wymiana pomysłów. To właśnie one sprawiają, że możemy się rozwijać i poznawać nowe możliwości.

Plusheee: Czy zdarzyło ci się malować w jakimś dziwnym miejscu lub dziwnych okolicznościach? Ciah-Ciah: Jak na razie udało mi się tylko spaść z dachu w trakcie naklejania płótna w centrum Wrocławia. Ale może to się liczy:)? Plusheee: Jako artysta zostałeś doceniony nie tylko w Polsce. Twoje prace ukazały się na różnych wystawach zagranicznych, opowiedz coś o tym. Ciah-Ciah: Miło mi słyszeć, że zostałem doceniony. Choć sam bardziej czuję, że dopiero jestem na początku mojej drogi. Wystawy i wyjazdy za granice bardzo otworzyły mi głowę, obecnie staram się jak najwięcej podróżować, poznawać i rozmawiać z ludźmi. Po każdym takim wyjeździe czuję się odświeżony i pełen energii, to naprawdę wspaniałe uczucie.


Plusheee: Gdybyś miał okazję kolaboracji z dowolnym artystą, kto by to był? Ciah-Ciah: Ashley Wood.

Plusheee: Na koniec kilka słów od ciebie, czyli złota myśl lub mroczny sekret, pozytywny przekaz, data końca świata itp… Ciah-Ciah: Make customs, not war!

m iah _ h.coom/c hcia e.c .cia spac wwwww.my w

Plusheee: Jakie są twoje plany na przyszłość? Nie myślałeś nigdy o stworzeniu własnej serii figurek? Ciah-Ciah: Plany odnośnie serii istnieją, chciałbym okryć je jednak tajemnicą aby nie zepsuć niespodzianki. Wierzę, że na wszystko jest właściwy czas.

ciah TATTOOFEST 55


Bam: Kim jesteś i czym się zajmujesz? Tim: Hej, nazywam się Tim Pausinger, mam 21 lat, urodziłem się w Landshut w Niemczech i od dwóch i pół roku tatuuję… Pracuję obecnie z Michelem Porchem w studio o nazwie „Most Precious Ink” w Coburg.

Tim jest młodym, tatuującym od niespełna trzech lat oldskulowcem. Postanowiłem go Wam przedstawić, ponieważ jest to artysta rozwijający się w niesamowicie szybkim tempie. Po krótkim okresie tatuowania dysponuje ciekawym portfolio. Jego prace są bardzo dobrze wykonane, czyste, cechuje je prostota i przejrzystość, ale jednocześnie sporo detali. Jest doskonałym przykładem na to, że ciężko pracując i inspirując się właściwymi dla danego stylu artystami, można osiągnąć bardzo dużo…

Bam: Jesteś bardzo młodą osobą pracującą jako „pełnoetatowy” tatuator. Jak to się w ogóle zaczęło? Kiedy po raz pierwszy złapałeś za maszynkę? Tim: Zaczynałem jakieś trzy lata temu w Landshut… Byłem klientem studia o nazwie „Time Travelling Tattoo”, zawsze próbowałem rysować własne projekty moich tatuaży, które zazwyczaj wcale nie były wybitne i tatuator musiał je kompletnie zmieniać, lecz pewnego dnia Gerhard, właściciel studia, zaproponował mi pracę w charakterze pomocnika. Miałem zajmować się między innymi sprzątaniem i odbijaniem wzorów. Od tego czasu przebywałem w studio wieczorami i w weekendy. Był to bardzo ciężki okres dla mnie, ponieważ wtedy pracowałem też jako pomocnik stolarza, a nocami malowałem projekty… Przez kilka miesięcy nauczyłem się podstaw tatuowania, rysowania, tam też

Młoda szkoła TATTOOFEST 56


wykonałem na sobie swój pierwszy tatuaż. Była to róża na nodze, cóż by innego… Jestem bardzo wdzięczny Gerhardowi za to, że tak bardzo mi pomógł, i że dzięki niemu tyle się nauczyłem, była to jedna z najlepszych rzeczy jaka mi się w życiu przytrafiła… Po odbyciu stażu chciałem zatrudnić się jako tatuator, ale ciężko było dostać posadę z tak małym i nieciekawym portfolio. Postanowiłem zacząć pracować w domu. Tatuowałem przyjaciół i ich znajomych przez pół roku i tak w końcu w lutym 2008 roku przeniosłem się do Coburga, gdzie otworzyliśmy „Most Precious Ink Tattoo Studio”. Bam: Stara szkoła. Dlaczego właśnie to? Tim: Dobre pytanie… nie wiem. Wcale nie uważam, że „tylko traditionale są najlepsze”. Lubię różne tatuaże, cieniowane, realistyczne, chicano, japońskie, cartoon, etc. Gerhard robi tylko czarne dotworki, uwielbiam też taki styl jak i prace „japońskie”, mimo że tak trudno wykonać je dobrze, a nauka zajmuje całe życie. Powodem, dla którego preferuję traditional jest to, że jest ponadczasowy ze swoimi czarnymi liniami i dużą ilością ciemnych cieni, nawet gdy tatuaż ma 20 czy 25 lat wciąż

jest na miejscu i wygląda poprawnie. Myślę, że to bardzo istotna rzecz w tatuażu: ma nie znikać i wyglądać dobrze przez całe życie. Bam: Jak wyglądała pomoc Gerharda, za którą tak bardzo jesteś mu wdzięczny? Tim: Jak już wspomniałem wcześniej, Gerhard nauczył mnie podstaw. Zawsze gdy tatuował, pozwalał mi stać za plecami i obserwować. Poza tym nauczyłem się jak rozmawia się z klientami i jakie wzory wyglądają dobrze jako tatuaż a jakie nie. Jeżeli chodzi o traditional, najwięcej pomógł mi Martin ze studia „Stichtag” w Graz. Wytatuował moje lewe ramię i klatkę piersiową. Uważam, że wiele uczysz się, gdy jesteś tatuowany. W tym momencie najwięcej dają mi guest spoty. Tatuuję w „Time Travelling Tattoo” i w „Lonien Tattoo” w Trier. Jest to dla mnie niesamowita szansa, możliwość przebywania w świetnych studiach z dobrymi tatuatorami pracującymi w różnych stylach, po prostu super! Bam: Na kim najbardziej się wzorujesz, kim inspirujesz? Tim: Wymienię tylko kilku, najważniejszych dla mnie: wspomniani już Gerhard

Tim Pausinger

TATTOOFEST 57


Tim Pausinger

TATTOOFEST 58


organizował u siebie w studio. Mój najlepszy przyjaciel Chris zawsze chciał się podwiesić, więc zdecydowaliśmy się tam pojechać. Kilka razy u niego gościłem, widywaliśmy się również w studio u Gerharda, gdzie się tatuował.

www.myspace.com/mostpreciousink

www.myspace.com/gipsyink

Bam: Opowiedz coś o studio, w którym pracujesz. Tim: Otworzyliśmy studio powtórnie, po renowacji w lutym 2008 roku. Jest to stary dom w centrum Coburga. Latem zeszłego roku kompletnie go odremontowaliśmy i powiększyliśmy. Teraz jest to świetna lokalizacja zarówno dla klientów jak i dla nas. System, w którym studio funkcjonuje to prawdziwe partnerstwo. Każdy jest swoim własnym szefem i robi co do niego należy, działa to znakomicie. Mam nadzieję, że czas przyniesie coraz więcej pracy abyśmy mogli zapraszać znajomych na guest spoty.

i Martin, Uncle Allan, który jest moim ulubionym oldskulowym tatuatorem, Chris Dettmer, Adam Barton, Derek Noble, Thad Richey, Peter z Old Bones Tattoo, Owen Williams, Shige, Filip Leu i wielu, wielu innych, z tym że to tylko tatuatorzy a najwięcej inspiracji przynosi samo życie…

Bam: Mogę się mylić, ale stopy tatuował ci Mark ze studia „Swastika Freakshop”, prawda? Tim: Dokładnie! Uwielbiam wzory z kropek i motyw swastyki. Z Markiem znamy się od ponad roku, parę tygodni temu go tatuowałem. Uważam, że jest świetnym tatuatorem i miłym człowiekiem. Poznaliśmy się pewnego dnia na imprezie suspension, którą

Bam: Opowiedz coś o tatuażach, które sam posiadasz. Tim: Mam parę tatuaży od Gerharda, Cygankę od Arona Bella, Darumę od Gianni Gabiano, klepsydrę z rąk Fabiana Nitza, ręcznie wykonany sanskryt od mojego najlepszego przyjaciela Chrisa. Jak już wspominałem, większa część lewego ramienia i klatki pochodzi od Martina, prawą rękę tatuowała mi Tiny Miss Becca, a w tym roku spełniłem swoje marzenie o tatuażu od Uncle Allana, który wytatuował moje lewe przedramię… to na razie tyle, ale to dopiero początek! Bam: Co sądzisz o niemieckiej scenie tatuażu i reszcie oldskulowych tatuatorów? Tim: Trochę ciężko jest mi odpowiedzieć na to pytanie, bo nie jestem zbyt długo na scenie tatuażu. Myślę jednak, że mamy wielu świetnych artystów, w tym oczywiście tatuatorów wykonujących prace w stylu traditional. Mamy też kilka znakomitych konwencji. Niemcy są na dobrej drodze, by stać się doskonałym krajem dla sceny tatuażu, zobaczymy co czas pokaże… Bam: Oglądałem twoje akwarele. Czy poza nimi tworzysz jeszcze inne prace? Tim: Większość moich prac to faktycznie akwarele plus marker. Ostatnimi czasy staram

się używać tuszu zamiast markera, co daje bardziej wyrazisty efekt, jest to trudniejsze, ale praca z pędzlami daje dużo radości. Chciałbym bardziej poświęcić się sztuce, lecz mam dużo pracy, sporo podróżuję i odwiedzam konwencje, więc na malowanie nie zostaje wiele czasu. Bam: Większość tatuatorów ma swoje ulubione motywy, które najchętniej tatuuje. Jak sytuacja wygląda w twoim przypadku? Tim: Lubię takie rzeczy jak reszta tatuatorów oldskulowych: motywy morskie, Cyganki, zwierzęta, czaszki itp. Bardzo lubię motyw dłoni. Tak, dłonie lubię najbardziej! Bam: Tim, co przewidujesz na kolejne kilka lat? Masz jakiś plan? Tim: Chciałbym zbudować dom, spłodzić dzieci i mieć psa… ha, ha, żartuję! Tak naprawdę myślę o odwiedzeniu kilku miejsc na świecie, chciałbym popracować trochę w Stanach i Kanadzie. Uważam, że największy plus wynikający z tego, że jesteś tatuatorem, to możliwość podjęcia pracy wszędzie, jeśli tylko jesteś wystarczająco dobry. To najważniejsza część moich planów. Chcę być coraz lepszy i pracować tyle, ile tylko dam radę. Bam: Najlepszy sposób na spędzenie czasu w Niemczech to…? Tim: Trudne pytanie. Generalnie spędzam czas w studio i tatuuję lub rysuję w swoim mieszkaniu. W Niemczech jest mnóstwo fajnych miejsc, które są warte odwiedzenia, wiele muzeów i tego typu rzeczy, ale nic nie przebije siedzenia w ogródku piwnym ze znajomymi. Myślę, że najlepszy sposób spędzenia czasu gdziekolwiek się nie jest, to po prostu otaczanie się ludźmi, których kochasz… Bam: Gdybyś nie był tatuatorem… Tim: Byłbym bardzo niezadowolony. Nie wiem… pewnie byłbym alkoholikiem he, he. Naprawdę nie wiem. Praktyka u stolarza była niebezpiecznym doświadczeniem. Pewnie pracowałbym w jakimś sklepie czy barze… albo studiował beznadziejne kierunki, aż do czterdziestki. Work hard and stay humble!

TATTOOFEST 59




Krysia: Jak długo trwa i kiedy rozpoczęła się twoja przygoda z obiektywem. Jaki był tego początek? Co lubisz w tym zajęciu, a co niekoniecznie jest fajne? Cherry: Rozpoczęłam przygodę z modellingiem jakieś cztery lata temu. Siedziałam w samochodzie i pewien fotograf zrobił mi zdjęcie, które później znalazło sie na okładce „Ol’ Skool Rodz”. Nie pamiętałam w ogóle, że to zdjęcie zostało zrobione! To doświadczenie otworzyło mi oczy na świat modellingu i zaczęłam się tym interesować. Do zalet bycia modelką należy między innymi fakt, że można przebierać się w różne kreacje, niesamowicie malować i przez lata cieszyć się zdjęciami z sesji. Jeżeli chodzi o wady, to jest garstka ludzi z branży, na których nie można polegać, a także odczuwa się swoistą presję by być ciągle na topie i żeby zawsze wyglądać dobrze. Krysia: Twój wizerunek niejednokrotnie pojawiał się na okładkach magazynów i na różnych produktach. Co najdziwniejszego zdarzyło ci się reklamować swoją osobą? Cherry: Nie robiłam nic super dziwnego, ale kiedyś miałam niecodzienną sesję. Było to zimą na bagnach w Oregonie. Miałam wtedy na sobie niesamowitą suknię i włosy zrobione w stylu Marii Antoniny. Pamiętam, że bardzo padał śnieg i było potwornie zimno. Przez to ciężko było zachowywać się swobodnie i w ogóle pracować. Krysia: Masz jakąś swoją ulubioną stylizację, sesję, której nigdy nie zapomnisz? Cherry: To z pewnością niesamowita współpraca z Nicolle Clemenson z New York Couture. Ubrania, które nosiłam były bardzo zwariowane i kolorowe, zupełnie z innej bajki. Miałam ekstremalnie zagęszczone włosy, a wraz ze mną udział

TATTOOFEST 62

fot. Robert Alvarado

Niepoprawna domatorka kudi chicks

Cherry ma 27 lat i prawdopodobnie nie zaskoczę nikogo informacją, że mieszka w Kalifornii. Cherry ma za sobą wiele godzin pracy z bardzo dobrymi fotografami, urzekła mnie ogromna ilość zdjęć, które można zobaczyć na jej „MySpacowym” profilu, ich jakość i wspaniałe stylizacje, a także jej charakterystyczny loczek…


Fot. Nicolle Clemetson

Fot. Lotus Josephine ubrania firmy „New York Couture”

w sesji brali półnadzy mężczyźni w kolorowych spodenkach. Ściany udekorowane były folią bąbelkową, czego chcieć więcej? Krysia: Oglądając twoje zdjęcia z kilku ostatnich lat, zauważyłam, że nie przybywa ci tatuaży. Czy to już koniec twojej kolekcji, czy jednak planujesz jeszcze coś zrobić? Cherry: Zaczynam czuć, że kończy mi się miejsce :). Mam jeszcze wolną powierzchnię na plecach i planuję zostawić ją na coś wyjątkowego. Wiele całkowicie wytatuowanych dziewczyn wygląda świetnie, ale czuję, że to nie dla mnie. Chcę zachować jakiś fragment ładnej, dziewczęcej skórki :). Krysia: Jak podchodzisz do swoich tatuaży, są pamiątką, tylko ozdobą, czy mają jeszcze jakieś inne, głębsze znaczenie? Cherry: Moje tatuaże są odzwierciedleniem tego wszystkiego po trochę. Niektóre mają głębokie znaczenie, niektóre czysto estetyczne, niektóre są zabawne. Myślę, że najważniejsze to zachować równowagę pomiędzy nimi. Krysia: Kto jest autorem twoich tatuaży, dlaczego akurat ten artysta? Cherry: Mam prace od wielu różnych artystów, w tym TATTOOFEST 63


kudi chicks

momencie moimi faworytami są Eno z Guru Tattoo w San Diego i Mel Cox z Ink Monkey w Venice. Są oni zarówno świetnymi artystami jak i przemiłymi ludźmi. Dla mnie naprawdę ważne jest to, by tatuować się u kogoś z kim nadajesz na podobnych falach.

ubrania firmy „New York Couture”

Fot. Nicolle Clemetson

Fot. Mike Long

Krysia: Opowiedz coś o swoim codziennym życiu. Jesteś podobno menadżerką w studiu tatuażu? Jaka jest twoja praca? Cherry: Generalnie dbam o to, żeby interes dobrze się kręcił. Pilnuję, żeby na wszystkich stronach były aktualne wiadomości i często dodawane nowe fotografie czy newsy. Ponadto, sprawdzam czy niczego nie brakuje w studio, dbam o rozmieszczenie flashy i wystrój wnętrza. Ogólnie podział jest taki: tatuatorzy mają talent, ja jestem ich oczami i uszami.

TATTOOFEST 64

Fot. Nicolle Clemetson

Krysia: Wyczytałam, że masz mnóstwo zainteresowań: czytasz książki, lubisz gotować, zbierasz antyki, masz kilka psów… Jak znajdujesz na to wszystko czas? Coś jeszcze pominęłam? Cherry: Moje hobby pozwalają mi nie zwariować! Ha, ha. Czytanie to bez wątpienia mój numer jeden. Zawsze mam ze sobą książkę w torebce i gdy tylko znajdę wolną chwilę, wsadzam w nią nos. Ostatnio bardzo często z moim chłopakiem urządzamy wieczory filmowe. Tak naprawdę to jestem niepoprawną domatorką. Krysia: Podobno jesteś zakochana, poza tym piękna, spełniona zawodowo… Czy czegoś brakuje ci do pełni szczęścia? Cherry: Mieszkanie z dala od mojej rodziny to na pewno najtrudniejsza rzecz, z którą przyszło mi się zmierzyć po


Krysia: Mnóstwo dziewczyn, które trafiają do nas na okładkę (jak i świetnych tatuatorów, o których

www.myspace.com/cherrydollface Fot. Nicolle Clemetson

Fot. Nicolle Clemetson

Krysia: Jak bawią się wytatuowane dziewczyny w L.A.? Cherry: L.A. to najlepsze miejsce na ziemi. Tu zawsze jest co robić. Uwielbiam wychodzić na koncerty czy zabierać moje przyjaciółki na kiczowatą dyskotekę, gdzie można potańczyć przy hitach z lat 90 - tych. Razem z moim chłopakiem staramy się ciekawie spędzać czas, odwiedzamy muzea, kina i jemy desery w restauracjach - to jest to!

piszemy) pochodzi z Kalifornii, zawsze pytam ich co takiego wyjątkowego ma w sobie ten rejon? Cherry: Jak już wspomniałam wcześniej, tu zawsze jest coś ciekawego do robienia. Jedzenie jest świetne. Poznałam tu wielu wyjątkowych ludzi, w tym miłość mojego życia. Kultura również ma się nieźle, zawsze gdzieś odbywa się jakieś przedstawienie ulicznego teatru i jest tu mnóstwo muzeów. Zawsze grają tu najlepsze kapele, a do plaży, gdzie słońce nie przestaje świecić, jest bardzo blisko. Możliwości są nieograniczone…

ubrania firmy „New York Couture”

przeprowadzce do L.A. Widuję moją mamę średnio raz w roku, resztę rodziny jeszcze rzadziej. Czasem, gdy jest mi źle, bardzo potrzebuję uścisku mamy. Wciąż staram się poradzić sobie z jej nieobecnością.

TATTOOFEST 65




Dominik Basnyk, Miniol, Sieradz

Doman, Bloody Tears, Warszawa

s Tattoo, Ĺšwidnica

Darecki, Darknes

Aldon wa

arsza oo, W

ry Tatt

a, Sze

TATTOOFEST 68

Kuba, Blackstar, Warszawa


Darecki, Darkness Tattoo, Świdnica

Doman, Bloody Tears, Warszawa

Edek, Kult Tattoo, Kraków

AgRypa, Kult Tattoo, Kraków

ków

t Tattoo, Kra

AgRypa, Kul

TATTOOFEST 69


Enzo, Ink-Ognito, Rybnik

Misiek, Ciechan贸w

TATTOOFEST 70

Dominik Basnyk, Miniol, Sieradz

Tofi, Ink-ognito, Rybnik

Kuba, Blackstar, Warszawa


Piti, Kult Tattoo, Krak贸w

Edek, Kult Tattoo,

Krak贸w Piti, Kult Tattoo, Krak贸w

Enzo, Ink-Ognito, Ryb

nik

Tofi, Ink-ognito, Rybnik

TATTOOFEST 71


wszystkie fotki koncertowe autorstwa Marty Januszewskiej

www.myspace.com/hetaneband www.hetane.com

TATTOOFEST 72

Hetane to wrocławska grupa muzyków łączących brudną elektronikę z zardzewiałym brzmieniem gitar, industrialne bity z trip - hopowym rytmem. To pięcioosobowy skład z kobiecym wokalem opowiadającym historie o ludzkich maszynach, ekscentrycznych duchach i pierwotnych instynktach. Przez 5 ostatnich lat zrobili wiele, a wliczyć w to można: utwór „Ken – Ke - Lai”, który znalazł się na płycie polskich debiutantów Minimax. pl. Gościli również na albumie „IN” Agressivy 69 z tekstem i głosem Magdy w utworze „Destruction”. Zespół wziął udział w przedsięwzięciu muzycznym „Wyspiański Wyzwala”, uwieńczonym koncertem w radiowej trójce oraz wydawnictwem płytowym, na którym zamieszczono utwór „Nienawidzimy” ze słowami S. Wyspiańskiego. Niedługo potem „Machines” pojawiło się na albumie „Play Shortcut to Polish Music”, przygotowanym przez Instytut Adama Mickiewicza oraz Shortcut - wydawnictwo eksportowe, mające promować polskich artystów w Europie. W bieżącym roku zespół wziął udział w projekcie „Gajcy”, autorstwa Muzeum Powstania Warszawskiego oraz w koncercie z cyklu „Pamiętamy 44”. Finalnym osiągnięciem było wydanie oficjalnej debiutanckiej płyty „Machines”, która ukazała się wiosną 2009 roku dzięki „2 - 47 Records”. Na moje pytania odpowiada Radek, klawiszowiec kapeli.


Zanim osiągnęliście dzisiejszy poziom, status rozpoznawalnej formacji, wydaliście sami parę epek, które można uznać za demo. Czy od 2004 do dziś, zmieniło się wasze podejście do grania, do muzyki itp.? Zmieniło się nasze nastawienie do kompozycji zmieniło się. Eksperymentujemy coraz bardziej z brudnym, transowym, w większości ciężkim brzmieniem, które w połączeniu z charakterystycznym głosem Magdy stało się już wizytówką Hetane. Przede wszystkim jednak, chcemy robić utwory, które są pewnymi opowieściami. Teksty Magdy czasem prowokują, czasem zabierają nas gdzieś w dziwną podróż, mają w sobie dużo emocji i nigdy nie są to przypadkowe słowa.

Dalsze kroki w rozwoju to chyba udział Magdy w nagraniu płyty Agressivy 69, oraz wasz jeden numer na składance „Wyspiański Wyzwala”? Tak, jeszcze ostatnio udział w nagraniu płyty „Gajcy” i koncert „Nowe Brzmienia Lecha Janerki”. Branie udziału w tych projektach to jak ćwiczenie naszej wrażliwości i umiejętności komponowania. Ktoś narzuca ci temat, a ty musisz po swojemu go przedstawić tak, żeby nie zamazać oryginalnej treści, ale też pokazać w tym siebie.

Jak narodził się zespół Hetane i kto był inicjatorem? Z Magdą znaliśmy się z innych, wcześniejszych, jakże niedojrzałych projektów muzycznych, he, he… oboje jakby od zawsze chcieliśmy tworzyć. Pochodzimy z niedużego muzycznie miasta, więc dość szybko się poznaliśmy. Ostatecznie postanowiliśmy zrobić razem jakiś projekt, bo rozumieliśmy się muzycznie. Gdyby nie Piotr Kaczkowski, pewnie nie byłoby Hetane, gdyby nie jego Minimax, nie poznalibyśmy Jelenia, gdyby nie przeprowadzka do Wrocławia nie byłoby Remika i Maliny. A uwierz, że bardzo ciężko jest dobrać takich ludzi, którzy się muzycznie i towarzysko w życiu rozumieją. Czasem opadamy z sił, bo ten kraj nie jest przyjazny muzykom.… a potem dzieje się coś takiego, że ktoś nas zaprasza do jakiegoś projektu i na koncert przychodzi dużo ludzi. Ktoś szepnie dobre słowo w radiu i rośnie w nas siła. Jesteśmy wdzięczni wielu osobom za to, gdzie jesteśmy teraz. Waszym pierwszym, zauważalnym osiągnięciem było znalezienie się razem ze znajomymi z HER na składance Minimax PL. Utwór „Ken-

Jak w ogóle można określi waszą muzykę? Dla mnie osobiście to coś pomiędzy trip - hopem a rockiem industrialnym z dozą gotyckiego klimatu… Od gotyku uciekamy jak najdalej! Myślę, że może to skojarzenie wzięło się z tego, że kiedyś zagraliśmy kilka koncertów z Anją, a ja zrobiłem remix dla Closterkellera. Poza tym, nie mamy nic wspólnego z tym gatunkiem. Gramy muzykę „po - hetaną”, brudną - jest w nas duch rocka. Uwielbiamy transowe podróże, zabawę elektroniką i ciężkim brzmieniem. Kapela, która się określa, ogranicza się w ten sposób. Np. taki utwór „Sirenmoon” - nie mam pojęcia jak go określić. To są opowieści. Kieruje nami spontaniczność. Wszystko co jest zgodne z nami samymi i z naszych duchem, może wydobyć się z gardła Magdy i z naszych instrumentów. To podniecające uczucie, kiedy nie wie się jaki będzie kolejny utwór. Na pewno „po-hetany” i na pewno charakterystyczny dla nas. Po pięciu latach ciężkiej pracy nareszcie doczekaliście się swojej oficjalnej, debiutanckiej płyty. Jak długo rejestrowaliście ten materiał, chyba wszystko nagrywaliście w domu? Cała płyta powstawała ponad rok. Głównie ze względów finansowych, 90% materiału nagraliśmy w domu. Potem miksy

MAGDA ator y, elek IER - syntez R AD SPAN mowanie, ra tronika, prog

Kei-Lai” wzbudził chyba zainteresowanie? Powstał nawet teledysk robiony domowym sposobem. To był nasz pierwszy utwór, do tego nagrany na karcie Sound Blaster. Był spontaniczny, uważaliśmy, że dość nowatorski i przede wszystkim była w nim masa emocji. Wysłaliśmy to Piotrowi Kaczkowskiemu i spodobało się! Teledysk nakręcił Jeleń z Magdą, jego budżet wyniósł tyle, ile kosztują 2 bilety. Były one potrzebne, żeby pojechać i pożyczyć od kumpla kamerę. Potem trochę nieprzespanych nocy i wyszedł nasz pierwszy klip.

H ETAN E toO:LEŚ - wokale, teksty, fx -

Pamiętam Hetane prawie od początku jego istnienia (od 2004) i wtedy był to duet. Dziś macie dużo większy skład i gracie coraz większe koncerty. Wciąż zmieniamy się, ewoluujemy muzycznie, współpracujemy z różnymi muzykami i zespołami. Chcieliśmy dawać dużo energii na scenie, a duet za bardzo ograniczał nas w tej kwestii, tak jak i w kompozycjach. Potrzebna jest moc 5 osób, trochę inne spojrzenie, inspiracje i instrumentarium. Muzyka wtedy żyje i nie jest tak mechaniczna jak w przypadku samej elektroniki.

tra, / - gitary, cy K ASZ POL - perkusja U I /Ł K Ń S E W L O JE SZ MALIN U N A /J A MALIN - bass RPIENKO REMIK K A

u Marcina Borsa, który ma specyficzne podejście do dźwięku no i piękne analogowe „zabawki”. Domyślam się, że niełatwo było znaleźć label, który chciałby pomóc. „2-47 Records” dało wam szansę. Jak do tego doszło, że wydaliście się u nich? Wiedzieliśmy, że duże wydawnictwa nie są dla nas, bo są jak wampiry, a my chcemy jeszcze trochę pożyć i tworzyć po swojemu. Bodek z 2-47 zgodził się na współpracę, bo wspiera nowatorskie, alternatywne projekty i spodobało mu się nasze brzmienie. Poza tym, rozumiemy się też jeśli chodzi o wspólne inspiracje muzyczne. Po prostu pasowaliśmy do tego labela! Widzicie jakieś zmiany po wydaniu płyty? Zainteresowanie mediów, może jakieś koncertowe propozycje? Wiesz co, chyba nigdy nie zrozumiem tego kraju. Nie wiem o co chodzi, wydaje mi się, że dziennikarze są leniwi, media przekupne, a kluby koncertowe pazerne. Są oczywiście dobrzy ludzie, którzy nas wspierają, ale to wyjątki. Wyobraź sobie, że mieliśmy nawet taką sytuację, że jakiś młody warszawski dziennikarz, chciał się z nami sądzić za tekst, który sami napisaliśmy. On po prostu wymyślił temat i uważał, że jego własnością są nasze słowa. Nie opublikował tego, więc postanowiliśmy sami swój tekst umieścić na stronie, wtedy zaczęły się maile z pogróżkami… Niedawno graliście w Węgorzewie na Eko Union Of Rock Festiwal. Jakie wrażenia? Na tym festiwalu 5 lat temu wypromowała się Coma, może i was niebawem czekają podobne losy? Zagraliśmy koncert o 2 w nocy, było zimno, zostali najwytrwalsi. Mieliśmy jednak super publiczność i nagłośnienie.

Odpoczęliśmy nad jeziorem i ogólnie była to piękna podróż. Wrażenia jak najbardziej pozytywne. Czas pokaże czy ten festiwal ma jeszcze faktycznie takie przebicie. Widząc zdjęcia koncertowe myślę, że robicie niezłe show. Co osobiście wolicie, siedzieć w studio czy grać koncerty i mieć kontakt z publiką. To trudne. Ja uwielbiam to i to. Nie można chyba porównywać. Koncert to święto, ekstaza muzyczna, radość, którą dajesz ludziom. To naprawdę piękne uczucie spełnienia. A studio to eksperymenty - laboratorium, w którym hodujemy, wyzwalamy i przetwarzamy swoje pomysły, żeby potem eksplodowały na scenie i ludzie poczuli ten specyficzny rodzaj energii, do którego się potem tęskni, i który uzależnia. Słyszałem, że macie od niedawna menadżera, co chcielibyście, aby w pierwszej kolejności załatwiał, pewnie duże trasy koncertowe? Koncerty, koncerty, koncerty. Musimy grać. Jednak dziś granie koncertów oznacza dokładanie pieniędzy, a nie zarabianie ich. Nie z powodu małej ilości osób, ale umów z klubami. Wydaje mi się, że muzyków w tych miejscach traktuje się coraz bardziej jak dodatek do piwa i puszczanej z płyt muzyki… Jakie są wasze dalsze plany jako muzyków zespołu Hetane? Czego wam życzyć? Chyba tego, żeby nasza muzyka wciąż się rozprzestrzeniała i przyciągała więcej słuchaczy. Obecnie zaczynamy kręcić klip z Grupą13 do utworu „Hard”. Mam nadzieję, że będzie to coś świeżego i prowokacyjnego. To dla nas spore przedsięwzięcie. Teledysk będzie można obejrzeć już pod koniec listopada! Rozmawiał Dawid Krąkowski

TATTOOFEST 73




Tym, którzy byli 13-14 czerwca 2009 na czwartej edycji Tattoofestu oddajemy w ręce fajną pamiątkę. Tym, którzy nie byli chcemy pokazać na jak wysokim poziomie jest obecnie polski tatuaż oraz przybliżyć środowisko tatuatorskie. Krakowska konwencja została oceniona przez jej uczestników jako jedna z najlepszych w Europie, a my Was zapewniamy, że to dopiero początek historii Tattoofestu! Obsada: Sid Siamese1, Andrzej „Lenu” Leńczuk, Valdi i Osa, Tofi, Pavel Angel, Jack Ribeiro, Fadi, Volker & Simone, Daveee, Ed Perdomo, Jeff & Kostek… i wielu innych.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.