CENA: 13zł w tym 7%VAT
NR 32/12/2009 GRUDZIEŃ
polski
magazuydnzi dla l ych kochając
tatuaże
INDEKS 233021
ISSN 1897-3655
polski magazyn dla ludzi kochających tatuże
32 56 52 24
8
RA
CO
WA N
IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kry sław A: ś, B Bła E: szc am As Bam zyń ia , M ski iętu s
REDA K Aleksa TOR NAC ZE ndra S koczyla LNA: s
WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków
st.eu attoofe www.t t@gmail.com s tattoofe
Redak nieza cja nie zw r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg in n a ie a s d o o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .
62
OP
Od redakcji i ciekawe newsy Osa Wahn Luca Natalini Piotr „Deadi” Dedel Jondix Csaba Mullner Street Art – Akcje 3 fali No comments - Jack Ribeiro Vinylove - Joe Ledbetter Simon Erl Kudi chick – Lexy Hell Ciekawe nadesłane Dział muzyczny – The Supergroup
ISSN 1897-3655
16 36 42
– – – – – – – – – – – – –
FTF arnia : Druk l DRUK .p tf.com www.f A: AM KL I RE NG ska m ETI zyń ail.co RK szc m g MA Bła @ a t Y: Ann oofes : IC a to tatt N ag fo A W R O , DK C te ŁA A n R Da OK evie ŁP i, , St Ó sk pl) SP ow rt. W arw la.a LI a A id K (3f ST aw k eee D are shi D lu P
SpisTresci
6 8 16 24 32 36 42 46 52 56 62 68 72
P
rzed nami koniec roku, czyli czas podsumowań, ale i dobry moment na zaplanowanie nowych projektów. Dla nas ten rok był bardzo pracowity i obfitował w wiele fantastycznych sytuacji, wydarzeń, które na pewno zapamiętamy na długo. Patrząc za siebie widzę wiele zmian, choć i tę upierdliwą i stałą chęć robienia czegoś więcej. Oby tylko starczało na to cały czas siły i zapału…
P
óki co, oddajemy w Wasze ręce kolejny numer TattooFestu. Na jego stronach znajdziecie wywiad z Osą. Mnie bardzo się spodobał, ponieważ pozwolił mi spojrzeć na nią z nieco innej strony. Mam nadzieję, że będzie on w pewien sposób kluczem do jej twórczego zapału, którego przejawów nie zabraknie również w tym materiale. W grudniowym wydaniu pojawił się także Luca Natalini, który zaskakuje swoją pasją, oddaniem i cierpliwością przy tworzeniu wyjątkowych prac. Ponadto prezentujemy wywiad z Piotrem Dedelem, znanym też jako Deadi. To nazwisko warto zapamiętać, bo Deadi rozwija się w bardzo szybkim tempie. Teraz na pewno będzie prezentował coraz lepsze prace mając u boku Victora Portugala w nowo otwartym 9th Circle w Krakowie. Kolejno opisujemy Jondixa z LTW Tattoos jednego z najbardziej znanych europejskich twórców dotworków i geometrycznych prac o buddyjskich inspiracjach, który ma bardzo uduchowione podejście do tatuażu. Csaba Mullner natomiast poświęcił się tatuowaniu z bardziej przyziemnych powodów, jak np. możliwość podróżowania. Jeśli podsumowania to także akcje 3fali
info
polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże
Info
Tego jeszcze na polskiej scenie tatuażu nie było - w Rybnickiej Amatorskiej Lidze Koszykówki powstała drużyna koszykarzy, nad którą patronat objęło studio Tofiego - INK-OGNITO. Szeregi owej drużyny zasila Enzo jako jej „kierownik”. Trzymamy kciuki za pomyślne zakończenie sezonu.
TATTOOFEST 6
z 2009 roku, które na pewno będą nas poruszać i inspirować do działania także w nadchodzącym czasie. Świetny prezent sprawił fanom swojej sztuki Jack Ribeiro, udostępniając nam najlepsze prace z 2009 roku, które publikujemy bez zbędnego komentarza. Wraz w wydaniem grudniowym kończymy serię artykułów w dziale Vinylove, ale najlepsze, czyli dokonania Joe Ledbettera prezentujemy z prawdziwą przyjemnością. Grudniowy numer TF to także Simon Erl, który kazał czekać na siebie kilka miesięcy, ale mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Nasza piękna Kudi to tym razem Lexi Hell, pochłonięta bez reszty swoją pasją i pracą jednocześnie, którą może realizować bez żadnych zahamowań w nie tak odległym Berlinie. Nie zabraknie oczywiście prac polskich tatuatorów, które jak zawsze publikujemy w dziale Ciekawe/Nadesłane. Ponadto w rubryce muzycznej The Supergroup, czyli formacja złożona z warszawskich muzyków, którzy wykorzystując swoje muzyczne doświadczenia, postanowili powołać do życia nowy super-projekt. Ola ak na grudzień przystało życzymy Wam wszystkim niezapomnianych chwil spędzonych z najbliższymi, wielu momentów wytchnienia i radości. Mamy nadzieję, że Nowy Rok przyniesie wspaniałe możliwości, otworzy nowe perspektywy, pozwoli na realizowanie swoich najskrytszych planów i odkrycie nowych inspiracji. Patrząc za siebie, obyście widzieli same wykorzystane szanse. Redakcja
J
W naszym sklepie internetowym pojawiły się nowe koszulki amerykańskiej firmy Pyknic Clothing. Szalone, kolorowe projekty bardzo nas zaciekawiły, ponieważ każdy z nich odnosi się do jedzenia, a to jak wiadomo, większość z nas lubi najbardziej. „Life’s a PYKNIC, so eat it up!”
www.tattoofest.pl/sklep
INFO
Zamówienia Na początku stycznia odbędzie się druga edycja konwencji tatuażu w Singapurze. Lista wystawców wygląda bardzo imponująco. Potwierdzonych w tym momencie jest ponad 300 tatuatorów i wystawców z całego świata. Pojawią się tam między innymi Ethan Morgan, Chad Koeplinger, Dan Marshall, Nate Beavers, Tommy Lee, Shawn Barber, John Montgomery, Kari Barba, Carson Hill czy Bob Tyrrell. Gościć na konwencji będą liczni przedstawiciele tatuażu z krajów azjatyckich oraz europejskich. Informacja, która powinna bardzo ucieszyć fanów tatuażu w Polsce jest taka, że będziemy mieć na tej imprezie swoich przedstawicieli. W konwencji wezmą udział Junior z warszawskiego Juniorink oraz Daveee z Kultu z Krakowa. Wstępnie zaplanowane są też ich gościnne występy w studiu Niccku Woo. Z ciekawostek związanych z samą imprezą, przedstawiamy listę seminariów, jakie zaplanowane są na trzy dni (z pewnością warte są swojej ceny): Shawn Barber – „Oil Painting Seminar” i „Still Life Painting from Reference” Carson Hill – „Using Neuma Tattoo Machine” Bob Tyrrell- „Mastering Black and Grey Techniques” Joshua Carlton – „Painting with Needles” www.tattoo.com.sg Mike De Masi –„Color Realism”
Tattoo Fest!! Jeśli masz problemy ze znalezieniem magazynu, mamy dla Ciebie dwie opcje do wyboru:
1.
Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 429 14 52 502 045 009 tattoofest@gmail.com
Sławek Myśków opuścił Vikinga, by realizować się w studio prowadzonym na własną rękę. Swoje siły połączył z Wojtkiem „Woytem” Sokunem. Postanowili osiąść na dłużej we Wrocławiu. Na razie trwają jeszcze poszukiwania odpowiedniego lokalu, a jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Nautilus swoje podwoje otworzy w lutym. Prawdopodobnie po raz pierwszy oficjalnie studio będzie gościć na Tattoofeście 2010. Trzymamy kciuki i życzymy powodzenia!
www.myspace.com/myskow www.myspace.com/woyts
Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s4 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001
www.nautilustattoo.blogspot.com
Pierwsza globalna konwencja zaplanowana jest na 16-20 grudnia 2009. Celem tego przedsięwzięcia jest ułatwienie kontaktu zarówno fanom tatuażu i artystom, czyli nic nowego… Nowatorskie natomiast jest umożliwienie tego spotkania bez ruszania się sprzed monitora komputera! Przy okazji internetowej konwencji będzie możliwe porozmawianie z tatuatorami przez chat roomy i podglądanie ich przy pracy dzięki kamerom internetowym zainstalowanym w studiach. Podczas tych 5 dni zostaną wyłonione najlepsze prace w kilku kategoriach, w tym „Najlepszy tatuaż świata”. Aby podglądać artystów przy pracy na żywo, oceniać prace, czatować z tatuatorami, widzowie muszą się zarejestrować na stronie i wnieść opłatę 5 euro. Organizatorem pierwszej konwencji internetowej jest hiszpański TattooArte Magazine.
www.worldtattooconvention.com
Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.
2. Magazyn można
także kupić w formie elektronicznej na naszej stronie www.tattoofest.eu • Koszt jednego wydania to 10 zł • Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jest Acrobat Reader • PDF’y magazynu nie nadają się do druku Tę opcję szczególnie polecamy osobom przebywającym za granicą
TATTOOFEST 7
Osa Wahn, właścicielka wiedeńskiego Shockin’ City codziennie szybkim krokiem przemierza Burggasse, by otworzyć studio, które jeszcze do niedawna prowadziła z Waldim. Tą drobną, wysportowaną blondynkę widziano w ciężkich traperkach na ulicach wielkiego miasta i na szczycie Mont Blanc. Ktoś słyszał, że w Laponii karmiła renifery, a inni mówili, że wciąż przerabia na przetwory owoce z działki. Sama podpatrzyłam ją kiedyś, siedzącą wieczorem ze szklaneczką polskiego krupniku przed monitorem komputera. Jaka na prawdę jest Osa Wahn i kim chciała zostać będąc małą dziewczynką?
Miętus: Jako 13-sto letnia dziewczynka prócz tego, że wybrałaś już swój zawód, tatuowałaś na konwencji tatuażu. Jak myślisz, na ile to dość niecodzienne doświadczenie zaważyło na twoim dorosłym życiu? Osa: Dzisiaj takie imprezy nieco już oglądającym spowszedniały. Nic dziwnego, w końcu co weekend odbywa się gdzieś w Europie nawet kilka takich zjazdów. Konwencja w Berlinie, bo o niej tutaj mowa, zdawała się w tamtym czasie być czymś naprawdę niezwykłym i istotnie taka była. Dopiero później wkradła się w nią, jak i w większość organizowanych dzisiaj konwencji, gorzka nuta komercji. Kto nie przeżył konwencji tatuażu takich, jakie były w ich początkach, już ich nigdy więcej nie przeżyje, bo to coś takiego jak Woodstock - odbyło się raz, a wszelkie TATTOOFEST 8
próby ponawiania kończą się festiwalem z watą cukrową i sprzedawcami baloników, którzy chcą się na nim dorobić. Moja pierwsza konwencja przepełniona była nowymi wrażeniami i spostrzeżeniami. Miałam okazję nie tylko zobaczyć jak tatuują inni artyści, ale również stwierdzić, że pomimo bardzo młodego wieku wcale do najmniej uzdolnionych nie należę, i że warto nadal pracować nad sobą, by rozwinąć swój naturalny i surowy jeszcze talent. Miętus: Przypuszczam, że ludzie często patrzą na twoje prace przez pryzmat twórczości Waldiego. Wierzysz, iż pomimo tak silnej relacji z ojcem potrafisz iść swoją drogą? Osa: Nie tylko w to wierzę, ale również czynię. Tak naprawdę każde z nas
obrało sobie swoją własną drogę. Nasze style łączy z pewnością zamiłowanie do użycia silnych, kontrastujących ze sobą kolorów, ale nasze inspiracje czerpiemy z całkowicie odmiennych źródeł. Nie występuje u mnie skrajna kanciastość, jaką spotkać możemy we wszystkich niemal pracach Waldiego. Bardziej od kubizmu pociąga mnie secesja, ekspresjonizm i impresjonizm. Użycie różnobarwnych linii w celu „wycieniowania” obrazu również stanowi częsty element moich prac (określony przez pewnego krytyka dość trafnym mianem „kolorowych kreskowanek”), którego to elementu próżno by szukać u Waldiego. Miętus: Czy zdarza się, że Waldi inspiruje się twoimi odkryciami? Mam wrażenie, że rozwijacie się kolaborując.
Osa: Mnie i Waldiego łączy niezwykła relacja, bo nie tylko jesteśmy dla siebie najbliższą rodziną, ale również współpracujemy ze sobą zawodowo. W takiej współpracy wymiana wiadomości to rzecz zupełnie naturalna, czerpiemy więc od siebie nawzajem i każde z nas korzysta z wiedzy zdobytej przez drugie. W ten sposób rozwój następuje niepomiernie szybciej, wszystko jedno, czy dotyczy on techniki, czy stylu. Człowiek pozbawiony wpływów z zewnątrz rozwijałby swoje umiejętności dużo wolniej. To właśnie współpraca z innymi i wymiana wiadomości wzbogacają nie tylko nas samych, ale całe otoczenie, a tempo rozwoju wzrasta wręcz eksponencjalnie. Zaślepieni zawiścią tatuażyści, pilnie strzegący swoich „sekretów zawodowych” i nie dzielący się swoimi wiadomościami z innymi
ludźmi pragnącymi zacząć tatuować, pozbawiają samych siebie okazji do dalszego kształcenia się, zamykając drogę uzdolnionym ludziom, od których później mogliby czerpać nowe inspiracje. Wedle tej właśnie myśli staram się postępować i „kolaboruję“ nie tylko z Waldim, ale i z innymi godnymi uznania artystami. Miętus: Przez te kilka zaledwie dni, które miałam okazję spędzić w twoim towarzystwie, poraziła mnie ilość twoich zainteresowań i (nie da się ukryć) dość ekstremalnych pasji? Aż strach pomyśleć ile jeszcze mogłabym ich poznać, goszcząc w Wiedniu dłużej… Chyba najchętniej zapytam cię na początek o wyprawę do Laponii. Wiem, że przemierzasz świat pokonując
śnieżne zaspy i robiąc po kilkanaście kilometrów dziennie. Osa: Pragnienie podróżowania po bezludziach i pustkowiach jest uczuciem bardzo zbliżonym do artystycznego natchnienia. Siedzi ono we mnie i stanowi niemalże fizyczny ból, dopóki nie zostanie urzeczywistnione i okupione trudami podróży i wysiłkami przetrwania wśród dzikiej przyrody. Moje wyprawy stanowią źródło inspiracji, oraz są swego rodzaju rytuałem pozwalającym mi wyznaczać granice swoich możliwości i krok za krokiem przekraczać je i poszerzać. Dziki krajobraz dalekiej Północy lub wysokich gór pociąga mnie szczególnie. Nie przepadam za gorącym klimatem i nawet nasze europejskie, umiarkowane lato jest dla mnie odrobinę zbyt ciepłe, szukam wtedy schronienia przed upałem na TATTOOFEST 9
„Formy jakie tworzy natura są niepowtarzalne i często niemożliwe do odtworzenia, zawarte w nich są jednocześnie harmonia i chaos, wymykają się one opisowi najbardziej skomplikowanych matematycznych wzorów.”
odpowiednich wysokościach nad poziomem morza. Z wielką pasją fotografuję zapierające dech w piersiach zjawiska przyrodnicze. Kilka fotek z mojej ostatniej wyprawy na Mount Blanc można obejrzeć w mojej galerii MySpace pod linkiem: www.myspace.com/osatattoo. Miętus: Podróżujesz sama? Osa: Zawsze podróżuję z moim chłopakiem. Najpierw trochę próbował oponować, ale chyba się w tych podróżach rozsmakował, bo pomysł wyprawy na Mount Blanc wyszedł właśnie od niego. Lepiej jest podróżować we dwoje, nie tylko ze względów towarzyskich, ale również dla bezpieczeństwa. Gdy jednemu coś niedobrego się przytrafi, zawsze istnieje większa szansa wyratowania z opresji, TATTOOFEST 10
a podczas mroźnych nocy można na zmianę pilnować ognia, nie mówiąc już o tym, że więzi między nami bardzo się dzięki takim wyprawom pogłębiają i wzrasta wzajemne zaufanie. Miętus: Przeglądając zdjęcia z twoich wypraw, jak również tatuaże i obrazy, nie sposób nie zauważyć twojej znajomości i fascynacji przyrodą, skąd takie zainteresowanie? Osa: Przyroda zawsze fascynowała człowieka, który jest przecież jej cząstką, choć zdarza mu się o tym zapomnieć. Formy jakie tworzy natura są niepowtarzalne i często niemożliwe do odtworzenia, zawarte w nich są jednocześnie harmonia i chaos, wymykają się one opisowi najbardziej skomplikowanych
matematycznych wzorów. W uproszczonej formie stanowią one jednak niewyczerpaną skarbnicę inspiracji, którą już jako dziecko nauczyłam się doceniać, łażąc całymi dniami po lasach i bagnistych łąkach z uwagą skupioną na listowiu pod moimi nogami i odgłosach dochodzących z koron drzew. Nauka obserwacji świata jest podstawą twórczości artystycznej i bez tych pierwszych poczynionych obserwacji, jakikolwiek rozwój w kierunku rysunku i malarstwa nie byłyby dla mnie możliwy. Pierwotna ciekawość, co w trawie piszczy, jest dla mnie fundamentalna, bo dopiero dzięki niej rozwinęła się we mnie wrażliwość artystyczna. Miętus: Motywy, które pojawiają się w twoich pracach pozbawione są
wyraźnych konturów, często grasz jasnymi, żywymi kolorami, nie obawiasz się o ich przyszłość? Osa: Obawa o przetrwanie kolorów w skórze to bardzo częsta wątpliwość trapiąca ludzi chcących się tatuować. Jest ona uzasadniona tym, że widujemy często stare, wyblakłe tatuaże z liniami sprawiającymi wrażenie rozlanych pod skórą. Najczęściej jednak są to tatuaże wykonane farbami starych generacji, lub technika ich wykonania nie była odpowiednio dopracowana. Farby dostępne dzisiaj są o niebo lepsze od tych produkowanych kilkanaście lat temu i mam z nimi bardzo dobre doświadczenia. Zdarza się, że moi klienci odwiedzają mnie po latach, a intensywność kolorów ich tatuażu nadal wprawia w zachwyt. Długi czas broniłam
się przed stwierdzeniem, jakoby skóra miała jakikolwiek wpływ na intensywność tatuażu. Po latach doświadczeń musiałam jednak przyznać, że jest to niestety prawdą. Najczęściej nie ma z trwałością kolorów problemu, lecz zdarzają się czasem ludzie z rodzajem skóry niekorzystnym dla tatuażu, u których kolor nigdy nie osiąga swojej maksymalnej intensywności. Nie dzieje się to jednakże dopiero po latach, lecz widać to już po kilku tygodniach od wykonania tatuażu. Odcień karnacji również ma decydujące znaczenie. Osobom o ciemniejszej cerze lub często przebywającym na słońcu nie radziłabym robić sobie motywu w pastelowych barwach i delikatnych niuansach koloru, ponieważ w krótkim czasie stałby się on nierozpoznawalny. Tutaj trzeba
pomóc sobie odrobiną czerni i ciemniejszych kolorów. Miętus: Rzadko bierzesz udział w konwencjach tatuażu (tym bardziej nam miło, że tak chętnie odwiedzasz Tattoofest). Z czego wynika ta niechęć do pracy na festiwalach? Osa: Pracę na festiwalach bardzo lubię. To bardziej charakter samych imprez mnie od nich odstrasza. Jest kilka konwencji, które szczególnie sobie upodobałam i na których jestem stałą bywalczynią. Należą do nich Tattoofest w Krakowie oraz konwencja we Vianden w Luksemburgu. Bardzo też podobało mi się Eastern Art Fusion w Warszawie Nie mówię wcale, że to jedyne imprezy godne uwagi, ale im więcej konwencji odwiedzi się w ciągu roku, tym TATTOOFEST 11
bardziej podróże te stają się wyczerpujące. Staram się nie dopuścić do przesytu, aby nadal jeździć na te zjazdy z przyjemnością, a nie dlatego, że trzeba. Miętus: Czy uważasz, że tatuaż w Polsce stał się już zjawiskiem powszechnym, czy nadal jest pewnym tabu opierającym się na stereotypach? Zauważasz jakieś różnice w podejściu do tatuażu między twoimi austriackimi klientami, a Polakami? Osa: Stereotypy istniały od zawsze i myślę, że nie można ich wyplenić w ciągu tylko jednej generacji. Jednakże Polska i w ogóle wschodnioeuropejska scena tatuażu jest obecnie dużo bardziej rozwinięta niż na Zachodzie. Jest to ciekawy fenomen, gdyż w końcu w Europie Zachodniej tatuaż profesjonalny ma nieco dłuższą tradycję i właśnie ta tradycja TATTOOFEST 12
stała się przyczyną zastoju tam panującego. Rynek tatuażu został tam nasycony już wiele lat temu, jeszcze za czasów kiepskich farb i kiczowatych katalogowych motywów. Ludzie przyzwyczaili się do tego, że tatuaż wygląda jak wyblakła naklejka i nie oczekują od tatuażystów niczego więcej, ba, są szczerze zdumieni, gdy przypadkiem natkną się na prace moje czy Waldiego i dziwią się, że tak też można. W Polsce tatuaż zaczął rozkręcać się nieco później, a początkujący tatuażyści mieli od razu dostęp do świetnych kolorów opracowanych wedle nowoczesnych technologii, oraz mieli już kilku swoich idoli, mistrzów tatuażu, którym udało się wybić poza pęta tradycji i wykreować własne niepowtarzalne kierunki sztuki tatuatorskiej. Na tych podwalinach wyrosła polska scena tatuażu i im zawdzięcza ona swój wysoki poziom. Różnica w podejściu
do tatuowania jest najczęściej natury materialnej, chociaż już coraz więcej Polaków może sobie pozwolić na luksus tatuowania się u światowych sław tatuażu. Jest to na pewno sztuka bardzo w Polsce doceniana, wiadomo, że piękny i niepowtarzalny tatuaż nie jest tani i stanowi towar luksusowy nawet dla mieszkańca Europy Zachodniej, mimo to wielu Polaków decyduje się na tak ogromną inwestycję i pomimo trudnej sytuacji materialnej urzeczywistnia swoje marzenia. Miętus: Nie muszę cię chyba pytać, dlaczego poszłaś taką drogą i postanowiłaś tatuować, ale czy zastanawiałaś się kiedyś nad innym wariantem? Kim chciała być mała Osa? Osa: Zaczęłam tatuować w wieku, w którym niewiele jeszcze myśli się o swoim przyszłym zawodzie, ale owszem, przez
www.myspace.com/osatattoo jakiś czas moim marzeniem było zostanie chirurgiem. W sumie istnieją nawet jakieś wspólne elementy miedzy tatuowaniem i chirurgią. Widać miałam po prostu zapotrzebowanie na jakieś krwawe zajęcie, hehe. Osa jeszcze mniejsza chciała być kulturystką, ale to pewnie dlatego, że fajnie i kulturalnie brzmiało, a nie wiedziałam jeszcze, co to jest. Miętus: Prywatnie oprócz tatuowania, malowania, podróżowania prowadzisz ciepły i fajny dom. Robisz przetwory, nalewki i wina. Opiekujesz się świnkami i rozwiązujesz krzyżówki w obcych językach. Wiem też, że pewne sztuki walki zajmują znaczną część twojego czasu. Czy zawsze starasz się „na maxa” wykorzystywać wolne chwile i twoją niespożytą wręcz energię?
Osa: Wcale nie mam wrażenia wykorzystywania czasu na maxa, ani posiadania niespożytej energii. Wprost przeciwnie, dręczą mnie wciąż wyrzuty sumienia, że tak mało robię i spędzam zbyt dużo czasu przed komputerem, a czas bezpowrotnie przecieka mi między palcami. Muszę bez przerwy walczyć ze swoim lenistwem i zmuszać się do działania, co procentuje zaobserwowanymi przez ciebie działaniami. Regularnym treningiem staram się po prostu utrzymać w formie do kolejnej forsującej wycieczki, a świnie morskie doskonale zastępują dzieci i są od nich dużo prostsze w obsłudze. Tak naprawdę wybieram sobie drogę wygodnicką i ze swego przytulnego kącika, w którym się przyczaiłam, podziwiam niespożytą energię ludzi biegnących co rano do pracy i mających na głowie całą rodzinę, podczas gdy ja mam wrażenie spędzania życia na urlopie.
Miętus: Na koniec może zdradzisz jakie masz plany na przyszłość? Czy dużo zamierzasz zmienić prywatnie i zawodowo, a może chcesz zdobyć K2? Osa: Na K2 raczej się nie porywam. Aby zdobywać takie szczyty, trzeba wspinaczce wysokogórskiej poświęcić całe swoje życie, a ja już poświęciłam je tatuażowi i malarstwu. No chyba, że propozycja wyjazdu znów nieoczekiwanie wyjdzie ze strony mojego chłopaka, wtedy po roku intensywnego treningu nie omieszkam podjąć się i tego. W studiu chwilowo bez zmian, oprócz większej ilości pracy. Jednak mimo to, na pewno wygospodaruję wystarczająco dużo czasu, by oddawać się moim licznym, różnorodnym zainteresowaniom. www.myspace.com/osatattoo TATTOOFEST 13
Bam: Tatuowanie. Skąd wziął się pomysł na tatuowanie siebie, a potem innych? Luca: Mój przyjaciel ze szkoły robił sobie rękaw u lokalnego oldschoolowca. Wyobraź sobie taką sytuację: bardzo konserwatywne miasto, typowa rodzina, rok 1995, nikt się nie tatuuje… Gość po prostu niesamowicie mnie zainspirował i zacząłem się tatuować. Minęło kilka lat zanim sam spróbowałem. Skończyłem studia, grałem na gitarze, pracowałem w restauracji i przeglądałem magazyny z wczesnymi pracami Filipa Leu, Hernandeza, Marcusa Pacheco, Mike’a Davisa, Bugsa, Tin Tina i innych mistrzów. Lata mijały, a ja przyswajałem dużo informacji. Nie miałem jeszcze sprecyzowanego pomysłu na siebie, nie byłem pewien czy chcę tatuować, ogólnie nie wiedziałem co zrobić ze swoim życiem. Później, po kilku próbach tatuowania znajomych i rodziny (wstyd się przyznać) w domu, zakończonych niepowodzeniem, zniechęciłem się i odłożyłem tatuowanie na kilka lat. Później postanowiłem spróbować ponownie, tym razem na poważnie. Wyjechałem w tym celu do Stanów.
TATTOOFEST 16
Bam: Z tego co słyszę, początki nie były łatwe. Przenoszenie pomysłów z kartki na ludzkie ciało przerosło początkowo twoje możliwości? Luca: Było bardzo ciężko. Nic nie przychodziło mi łatwo. Owszem, miałem solidne artystyczne podstawy: pastele, węgiel. Wiedziałem dzięki temu gdzie położyć cień, ale tatuowanie to coś całkowicie innego. Skóra to ciągle inny materiał. Technika i sprzęt uległy zmianie, niewiele jest rzeczy, które pozostały takie same przez lata, musisz więc podejść do tematu po swojemu, wyczuć maszynę i reakcje skóry. Trudno jest się tego nauczyć, więc tradycyjny staż w studio jest najlepszym wyjściem. Sam sporo podglądałem pracę innych, zerkałem zza pleców i rysowałem miliony rysunków i flashy na starym, dobrym, podświetlanym stoliku, a potem tatuowałem je ludziom przez trzy lata, dziesięć godzin dziennie, sześć dni w tygodniu. Po tym czasie odczułem już pewną swobodę w tym co robię. Bam: Twoje prace są wyjątkowe. Jakich słów używasz do opisania swojego stylu? Co go wyróżnia? Luca: Zawsze miałem dobre oko do perspektywy. Nie wiem ile z tego to edukacja, a jaka część jest wrodzona. Studiowałem prace mistrzów renesansu, płynność ich kompozycji była niesamowita. W tatuażach trzeba zwracać uwagę na rozmieszczenie pracy na ciele, aby dany motyw sprawiał wrażenie jakby był tam od zawsze. Układ mięśni i ludzkie kształty muszą współgrać z tatuażem. Projektując, zawsze balansuję pomiędzy skupianiem się na pojedynczych elementach i ogólnym kształcie, to pozwala mi zachować równowagę
TATTOOFEST 17
zawsze gdy pojawia się jakiś problem. Staram się umieszczać elementy luźno i od razu ustalać kontrasty. Szkicuję swobodnie do momentu, gdy zobaczę coś fajnego, wtedy podkręcam te kształty, które mnie interesują. To w zasadzie tyle. Zwykle pracuję bez żadnego źródła odwołania. Lubię oglądać zdjęcia przed przystąpieniem do pracy, nie podczas. Styl, o który pytasz pochodzi właśnie od tego prostego, szczerego podejścia: weź czystą kartkę papieru, ołówek, pomysły klienta i postaraj się zrobić z tego użytek, postaraj się najlepiej jak możesz. Myślę, że ważnym aspektem tego, jak tatuowanie pomaga w rozwijaniu umiejętności rysunkowych, jest codzienna możliwość pracy z ludźmi, ich projektami i osobowością. Potem dajesz im rysunki jakich sobie nawet nie wyobrażali. To podejście pozwala na pracę z nieskończoną liczbą pomysłów. Im więcej wiesz, tym lepszy rysunkowo się stajesz. Bam: Twój ojciec malował. Jaki wpływ miało to na ciebie? Czy to dzięki niemu zacząłeś się interesować sztuką? Luca: Wywarło to na mnie olbrzymi wpływ. Dzięki ojcu gram też na gitarze. Do dziś dziękuję mu za to. U mnie w rodzinie rolę żywiciela przejęła matka, ona troszczyła się o interesy, a ojciec karmił moją kreatywność w każdy możliwy sposób. Nigdy razem nie malowaliśmy, tata malował gdy byłem jeszcze bardzo mały, później zaczął pisać, w momencie gdy ja zainteresowałem się malarstwem (4 lata temu, wcześniej kombinowałem głównie z węglem) on już przestał. TATTOOFEST 18
Bam: Masz rękaw od Bugsa. Tatuatorzy często podkreślają, że najlepszy sposób nauki to tatuowanie się u najlepszych i podpatrywanie ich techniki z bliska. Zgodzisz się z tym? Luca: Dokładnie, dlatego pojechałem tatuować się do Bugsa. Chciałem zobaczyć mistrza przy pracy, bardzo podziwiałem jego styl. Nie wiem ile wtedy z tego wyniosłem, ponieważ byłem początkującym tatuatorem i na tamtą chwilę obserwowanie szczegółów jego pracy było dla mnie o krok do przodu. Niemniej jednak było to niezapomniane doświadczenie, wejście w świat prawdziwego tatuażu i odkrycie tego, co znaczy być profesjonalistą. Sesje u Bugsa były ciężkie, 6 -7 godzin z jedną przerwą, mało rozmów, dużo wyginania karku, a wszystko to w cudownym Camden Town. Zabawne czasy. Bam: Odnoszę nieodparte wrażenie, że twoje prace są inspirowane graffiti… Luca: Nie mam żadnych korzeni w graffiti, ale odkąd tylko zacząłem pracować w Stanach, byłem pochłaniany przez tą subkulturę, kontrasty, przejrzystość, wszystko to znajduje zastosowanie w tatuażu. Światy graffiti i tatuażu świetnie się zasilają i wspomagają, zwłaszcza w Stanach. Miałem tam okazję pracować z paroma utalentowanymi writerami i tatuatorami, na
TATTOOFEST 19
przykład z Adrianem Dominiciem z Phoenix, to bardzo inspirująca osoba. Bam: W jakim stopniu prace, które wykonujesz są osobiste? Luca: Staram się słuchać ludzi i przekładać ich pomysły na obrazy. Za każdym z nich stoi określony nastrój. Wyzwaniem dla mnie jest ugryźć to w taki sposób, by odwrócić uwagę od znaczenia danego motywu, bardziej skupiam się na formie. Najlepsi artyści wieki temu byli zmuszeni do wyrażania siebie tylko za pomocą motywów religijnych, czy im się to podobało czy nie. Tu nie chodzi o to co rysujesz, tylko o to, jak to pokażesz, ubierzesz w kształty i kolory. Może jestem powierzchowny, ale to jest właśnie to, na co zwracam uwagę w sztuce, jak nadać kształt czemuś, by odwrócić uwagę od tego, czym dana rzecz jest. Bam: Uprawiasz jakieś sporty? Luca: Uwielbiam spędzać czas na powietrzu. Kocham motocykle i dużo jeżdżę. Kiedyś jeździłem na nartach, nurkowałem i wspinałem się. W ostatnich latach staram się skupiać na pracy, ale planuję wrócić do sportu. Bam: Twoją pasją jest też gra na gitarze… Luca: Zacząłem grać kiedy byłem dzieckiem i odtąd gitara stała się sposobem na ujście mojej kreatywności, była też doskonałą odskocznią w momentach gdy malowanie mnie nużyło. Zacząłem grać klasycznego rocka, bluesa, trochę brit popu. Przechodziłem przez wiele faz, kilka kapel i długi czas grania samemu dla siebie. Granie zawsze będzie mi towarzyszyć. Nie wiem, co bym bez tego robił. Bam: Jakiego rodzaju muzyki teraz słuchasz? Luca: Tatuatorzy to gniewni ludzie! Nie przeszkadza mi odrobina metalu, lubię Mastodona, Opeth, Dillinger Escape Plan, jeżeli chodzi o muzykę, interesuje mnie wiele nurtów. Od Alice In Chains do Radiohead, Mars Volty, Toola. Lubię elektronikę, jak Aphex Twins, Tricky, Massive Attack, NIN. Jestem dużym fanem Pink Floyd, lubię też rzeczy z zupełnie innej beczki jak Gogol Bordello, Faith no More, Erikah Badu… żeby jeszcze bardziej zamotać.
TATTOOFEST 20
www.myspace.com/lucanatalini www.lucanatalini.com
TATTOOFEST 21
Bam: Podróżowanie. Wielu tatuatorów powtarza, że jest to jedna z największych zalet tego zawodu, zgodzisz się? Luca: Możliwość podróżowania jest jednym z aspektów, dzięki któremu wybrałem ten zawód. Byłem już w wielu miejscach w Europie i w Stanach. Jednym z miejsc, z którym wiążę niezapomniane wspomnienia jest Tanzania. Miałem szczęście gościć u pewnej rodziny z dala od zgiełku, to było niesamowite! W przyszłości zamierzam jeszcze więcej podróżować! Dzięki Bam za możliwość przedstawienia mnie w waszym magazynie. Polska i Wschodnia Europa „produkuje” teraz tyle wspaniałych tatuaży, że prawdziwym zaszczytem jest być docenionym przez tak wyedukowanych ludzi. Miałem szczęście poznać Tofiego na ostatniej konwencji w Rzymie, jego prace po prostu mnie oszołomiły i zainspirowały. Ten gość ma też fantastyczne podejście do pracy. Bardzo chciałbym móc z nim potatuować. Jest jednym z tych tatuatorów, których prace oglądam codziennie i dają mi kopa, którego potrzebuję by robić to co robię.
TATTOOFEST 22
TATTOOFEST 23
Dochodziłem do wniosków przez oglądanie swoich prac, a także obserwację prac innych tatuatorów - prac, jakie sam chciałem robić.
TATTOOFEST 24
Krysia: Zacznijmy od początku. Poznałam cię jako rysującego studenta Politechniki, co było wcześniej? Deadi: Nigdy nikt nie uczył mnie rysowania. Nie chodziłem do plastyka, czy na kółka związane z tym zajęciem, siedziałem w domu i rysowałem. Jestem samoukiem pod każdym względem. Jedyne czego się nauczyłem ze sztuk plastycznych, to jakieś bardzo ogólne założenia wyniesione ze studiów związanych z architekturą krajobrazu, np. mniej więcej opanowałem zasady kompozycji itp. Krysia: Zanim zacząłeś tatuować, tworzyłeś mroczne, pełne szczegółów i czasochłonne prace ołówkiem. Opowiedz coś o nich. Deadi: Podchodzę do rysowania bez konkretnego pomysłu i rysuję w zupełnie niewymuszony sposób, to co mi przychodzi do głowy. W trakcie pojawia się jakiś koncept i wtedy dodaję poszczególne elementy. Pochłania to bardzo dużo zarówno czasu jak i pracy. Taki bardziej szczegółowy rysunek tworzę nawet rok, z tym, że w lecie nie rysuję, bo nie mam na to ochoty. Zajmuję się tym głównie jesienią, zwłaszcza w pochmurne dni. Do pracy zapalam sobie świece, żeby był odpowiedni klimacik. Krysia: Chciałbyś sprzedać jakiś swój rysunek? Deadi: Nie, to jest dla mnie zbyt osobiste. Krysia: Kiedy zrodził się pomysł na tatuowanie, jak wspominasz początki? Deadi: Było to jakieś 3 lata temu. W tatuaż wkręcił mnie kolega z rodzinnego miasta. Namówił mnie, żebym przyszedł do niego zobaczyć jak on tatuuje. Bardzo mi się to spodobało, zajawiłem się i kupiłem pierwszą maszynkę. Był to totalnie zły sprzęt. Na moją fascynację tym tematem wpływ miał też Albin i Tobiasz z The 30th of July. Pojawili się potem pierwsi skaleczeni klienci, którzy mimo wszystko nie byli zbyt wymagający. Jeśli klient decyduje się na pracę wykonaną w domu, to powinien wiedzieć czego się spodziewać… W każdym razie, nigdy nie dostałem po mordzie za zepsuty tatuaż… Krysia: Rozumiem, że uczyłeś się na własnych błędach? Jak doszedłeś do dzisiejszego poziomu? Deadi: Nie wiem czy można mówić o jakimś poziomie, muszę się jeszcze dużo nauczyć. Dochodziłem do wniosków przez oglądanie swoich prac, a także obserwację prac innych tatuatorów - prac, jakie sam chciałem robić. Właściwie nikt mnie nie uczył. Trochę dowiedziałem się od Robsona z RobTattoo, parę rad dał mi też Kamil Mocet. Krysia: Co lubisz tatuować najbardziej? Deadi: Elementy przestrzenne. Nie powiem, że twarze są moim ulubionym motywem choć robię ich sporo, ale jest to temat jak dla mnie trochę przeżarty. Chciałbym od niego uciec. Chyba, TATTOOFEST 25
że twarze wyrażone przestrzennie, porozdzierane, z wysuwającymi się poszczególnymi elementami. Bardzo chciałbym też uciec od mroku i tatuować rzeczy ładne. Krysia: No proszę?! Na twoim MySpace wyczytałam, że lubisz „flaki, trupy i powykręcane mordy”! Deadi: To już w ogóle nieaktualne. Napisałem to kiedy zaczynałem dziarać i tak zostało. Krysia: W twoich tatuażach jest dużo kwiatów, biomechaniki… Deadi: To właśnie są te ładne rzeczy :). Lubię finezyjnie pozakręcane ornamenty, chciałbym znaleźć własny sposób wyrażania tego piękna. Krysia: Czy szukasz swojego stylu, aby ktoś patrząc na twój tatuaż od razu wiedział kim jest autor? Deadi: Tak, oczywiście. Nawet jeśli się kimś inspiruję, to chciałbym przedstawić to po swojemu. Krysia: Wymień proszę kilka takich inspiracji. Deadi: Na pewno Paul Booth, Guy Aitchison, to wszystko jednak zmienia się z czasem. Wpływ na moje parce miał również Kamil Mocet. Duże wrażenie zrobił na mnie Victor Portugal, jeszcze zanim w ogóle powstał plan współpracy. Krysia: Wolisz pracować w kolorze? Deadi: Tak, zdecydowanie. Szarości także lubię, ale bardziej kręcą mnie kolorowe tatuaże. Dają o wiele więcej możliwości wyrazu, zróżnicowania - to wszystko jest po prostu ciekawsze. Moi klienci wolą kolorowe tatuaże. Staram się nieraz im sugerować, że coś będzie lepiej wyglądało kolorowe, szczególnie, że ludzie częściej decydują się na mniejsze prace, które czarne nie wychodzą tak ciekawie. W ogóle z kolorem zetknąłem się dopiero jakiś rok temu. Wcześniej nie znałem nawet kolorowych kredek, wszystko było czarno - białe, a teraz nie wyobrażam sobie pracy bez tego. Krysia: Twoje tatuaże są często dość malarskie, ale nie malujesz farbami? Deadi: Nie, nie maluję, coś kiedyś próbowałem… Planuję do tego wrócić. Krysia: Co z karierą wokalisty, to był tylko krótki epizod? Deadi: Wszystkie pomysły na nagrywanie płyt z Violettą na razie umarły. Zespół teoretycznie istnieje, praktycznie nie gramy od ponad roku. Posypał się skład, poza tym nasz gitarzysta postanowił zaistnieć na lżejszym rynku muzyki rockowej, bo twórczość Violetty była ciężka. Ja postanowiłem, bardziej niż na graniu, skupić się na tatuażu, ale mam plan jeszcze pośpiewać, założyć zespół z zupełnie innymi ludźmi, grać coś innego, pójść bardziej w elektronikę.
TATTOOFEST 26
Z kolorem zetknąłem się dopiero jakiś rok temu. Wcześniej nie znałem nawet kolorowych kredek, wszystko było czarnobiałe, a teraz nie wyobrażam sobie pracy bez tego.
TATTOOFEST 27
Krysia: Czyli Victor w „9th Circle” to twoja zasługa? Deadi: Łatwiej było nam powiększyć istniejące studio, niż zaczynać wszystko od początku. Szczególnie baliśmy się wszystkich spraw papierkowych… Ogólnie nastawiamy się na fajnie spędzony razem czas. Myślę, że Victor już wszystko na tej scenie osiągnął. Z tego co się zdążyłem zorientować, jest on zakochany w Polsce. Nie wiem, co Hiszpanie widzą w naszym kraju… Nowe studio to bardzo duży lokal, jak się wchodzi do środka to wygląda prawie jak kościół ha,ha. Remont jest już właściwie skończony, brakuje wystroju, ale to nadrobimy już niebawem. Na razie będzie pracować tam czterech tatuatorów. Dla mnie jest to wielka szansa rozwoju, dla Victora wielka zmiana. Wiem, że zależy mu na fajnym klimacie i zgranej ekipie. Krysia: Powiedz coś o konwencjach, w których brałeś udział. Deadi: Były to 2 polskie konwencje, bardzo miło je wspominam, bardzo chcę brać udział w kolejnych. Póki co nie pozawala mi w pełni w nich uczestniczyć natłok pracy, ale nadrabiam na after party. Fajnie, że ktoś mnie zauważył i docenił. Krysia: Rozumiem, że z tym fachem wiążesz swoją przyszłość? Deadi: Tak, oczywiście, teraz już wszystko traktuję poważnie. Mam także zamiar wytatuować szyję u Victora, więc trochę może to utrudniać podjęcie „normalnej” pracy. Krysia: No właśnie, a twoje tatuaże - kto je robił? Deadi: Moje tatuaże... całą nogę i pół ręki, robiłem sobie właściwie sam, bo musiałem się na kimś uczyć. Efekt wyszedł średni, ale w ogóle nie żałuję. Moją drugą ręką zajął się Tofi. Na razie to tylko przedramię, ale robimy cały rękaw. Mam nadzieję, że skończymy w tym roku. Planuję dużo więcej tatuaży, szczególnie teraz, gdy Victor będzie pod ręką. Relację z otwarcia studia „9th Circle” oraz najnowsze prace Victora Portugala znajdziecie w kolejnym numerze TF! TATTOOFEST 28
www.9th-circle.pl www.myspace.com/deaditattoo
Krysia: Jak zrodził się plan zaproszenia do współpracy Victora Portugala? Kilka słów o studiu „9th Circle”. Deadi: Cała sytuacja z Victorem to było spore zaskoczenie. Tatuowałem jeszcze w domu i planowałem kiedyś w przyszłości otworzyć studio. Wtedy było to zupełnie nierealne, były to po prostu marzenia. Z Victorem kontaktowałem się przez jego polską partnerkę, która napisała, że Victorowi bardzo podobają się moje prace, mają podobny klimat do jego twórczości, i że chciałby otworzyć ze mną studio w Krakowie! Byłem bardzo zaskoczony i szczęśliwy. Tego samego dnia, parę godzin wcześniej dogadałem się z Miśkiem, szefem „9th Circle” w sprawie pracy u niego…
TATTOOFEST 29
Bam: Jak się nazywasz i skąd jesteś? Jondix: Jestem Jondix ze studia „LTW Tattoo”, które mieści się w centrum Barcelony. Robię tatuaże o tematyce buddyjskiej, głównie są to geometryczne wzory. Maluję też obrazy i wykonuję kolaże w podobnym klimacie. Ponadto gram na gitarze w kapeli doom metalowej o nazwie „Ätman - Acron”. Bam: Twoje obrazy wyglądają na bardzo skomplikowane. Ile czasu poświęcasz średnio na wykonanie takiego geometrycznego dzieła? Jondix: To naprawdę pochłania dużo czasu. Zazwyczaj spędzam na malowaniu około trzech, czterech godzin każdego wieczoru przez kilka miesięcy. Bardzo polubiłem robienie kolaży. Ostatnio jest to moja ulubiona technika. Bam: To, co tworzysz jest naprawdę oryginalne. Skąd pomysł na robienie geometrycznych tatuaży, skąd pomysł na dotwork? Jondix: Dotwork stworzył Xed Lehead z Londynu. Przez wiele lat pracował w studio „Into You”, teraz zamierza otworzyć własne. Bam: Dotwork vs tradycyjne wypełnianie, cieniowanie wzorów. Czy ciężko jest się przestawić z jednego stylu pracy na drugi? Jakie są ich podobieństwa i różnice?
TATTOOFEST 32
Jondix: Gładki cień z domieszką czerni, szarości, wody... i kropki - to są dwie całkowicie odmienne rzeczy. Uważam, że kropki bardzo pasują do geometrycznych wzorów. Duża różnica tkwi również w technice wykonania. Przy wzorach z kropek tylko maszyny rotacyjne spełniają swoje zadanie. Nie znam zbyt wielu tatuatorów potrafiących doskonale cieniować i jednocześnie tworzyć powierzchnię z kropek. Nie wiem, czy znam choćby jednego. Bam: Co oznacza termin „Mahashakti”, którym się posługujesz? Jondix: Znaczenie tego terminu to „wielka włócznia”, symbolizująca igłę do tatuowania. To odniesienie do tatuażu, który ma służyć jako wartość duchowa i pozbawiony jest znamion komercji. Bam: Widząc duże powierzchnie ciała pokryte skomplikowanymi, geometrycznymi wzorami, zawsze zastanawiałem się, jak wygląda praca z odbijaniem takich motywów na skórze. Jak nie zaburzyć symetrii i co zrobić, żeby wszystko wyszło równo? Jondix: Masz rację! Dobre odbicie wzoru jest najważniejsze. Nie ma żadnych sekretów, aby rezultat był idealny, czasem trzeba poświęcić na tę czynność wiele godzin. Im więcej takich prac się wykonuje, tym szybciej to wychodzi i nabiera się doświadczenia. Trzeba być cierpliwym.
TATTOOFEST 33
Nierzadko potrzebne jest drukowanie wielu kopii wzoru, kilkukrotne dopasowywanie wielkości elementów przy zachowaniu perspektywy. Bam: Przez te lata musiałeś dochodzić do wszystkiego sam czy miałeś kogoś kto służył ci jako mistrz, nauczyciel? Jondix: Tas nauczył mnie ustawiać maszynki. Pracowałem z nim przez lata i to pozwoliło mi na opanowanie podstaw, jednak moim oficjalnym nauczycielem, którego kocham i szanuję jest Mike The Athens. Bam: Z tego co wiem, jesteś buddystą. Co skłoniło cię do podążania tą drogą? Jondix: Właściwie to nie jestem, na pewno nie w stu procentach, właściwie to nie wiem, czy jestem nim choć w dziesięciu. Mam na myśli to, że uznaję i czczę tą filozofię, lecz bardzo trudno jest być uczciwym i dobrym wyznawcą. Wszystko zaczęło się gdy miałem 16 czy 17 lat, byłem bardzo zafascynowany osobą Steve’a Vai, który medytował, odwiedzał buddyjskie świątynie, był wegetarianinem. Zainspirował mnie, więc zacząłem podążać tą drogą. Bam: Ale wciąż wierzysz w Karmę? Jondix: Tak! Całkowicie. Jest to zasada numer jeden rządząca całą planetą Ziemią… „what goes around, comes around”. Przynajmniej jeżeli chodzi o mnie i moją rodzinę ta zasada sprawdzała się zawsze. Oczywiście od czasu do czasu zdarzają się wypadki, które temu przeczą, co nie zmienia faktu, że moja odpowiedź brzmi: TAK! Bam: W takim razie jakie są kolejne buddyjskie dogmaty, w które wierzysz? Jondix: Staram sie koncentrować i pracować nad pierwszymi dwiema z czterech szlachetnych prawd: Pierwszej Szlachetnej Prawdzie o Cierpieniu i Drugiej Szlachetnej Prawdzie o Przyczynie Cierpienia. Jeżeli chodzi o Szlachetną Ośmioraką Ścieżkę, staram się skupiać na słusznej mowie, słusznym poglądzie i słusznym czynie. Jak widzisz koncentruję się głównie na etycznej stronie tej religii… do wiedzy i koncentracji wszystkim nam jest jeszcze daleko…* Bam: Mieszkasz w Barcelonie. Jak ci się tam żyje? Jakie cechy przypisałbyś tamtejszej scenie tatuażu? Jondix: Barcelona jest najbardziej „europejskim” miastem Hiszpanii, ludzie są tam bardziej otwarci niż w innych miastach. Cieszę się też z tego, że mam bardzo wielu klientów z zagranicy. Jeżeli chodzi o scenę, wygląda ona jak wszędzie w Europie i wykonuje się głównie „Japonię” i oldskule, sam mam na sobie prace w takim stylu, ha, ha. Bam: Dużo podróżujesz. Jakie miejsce, w którym pracowałeś, wspominasz najlepiej? Jondix: W zeszłym roku trzy razy zdarzyło mi się gościć w „Leu Family Iron” w Lozannie i muszę przyznać, że było to wspaniałe doświadczenie. Moi przyjaciele
TATTOOFEST 34
Filip i Rinzing są prawdziwymi, ciężko pracującymi artystami, chciałbym być taki jak oni. Jeżeli chodzi o konwencje, jak dotąd najbardziej podobało mi się w Londynie i Mediolanie. Miałem też okazję pracować w „New York Adorned” i ostatnio w „Into You”. Bam: Do pracy używasz dość specyficznych customowych maszyn. Część z nich wygląda jakby były zrobione z drewna? Z czego są wykonane? Jondix: Właściwie to sam je robię. Te, o których mówisz to maszyny rotacyjne z komponentami z drzew egzotycznych, ostatnio też eksperymentuję z włóknem szklanym. Zaprojektowałem również kilka standardowych maszyn z cewkami, które składa Luca Mamone z Włoch. Zostały już wprowadzone na rynek i mają laserowo wygrawerowane logo Judas Priest! Bam: Kiedy ostatnio się tatuowałeś i u kogo? Jondix: Alex Binnie wytatuował mi ostatnio bardzo fajną, psychodeliczną czaszkę na nodze. Tym bardziej mnie to cieszy, ponieważ Alex jest ważną dla mnie osobą, którą głęboko szanuję. Pracowałem ostatnio w jego studio „Into You” i bardzo mi się tam podobało. Mike The Athens tatuuje mi plecy, więc co jakiś czas mam u niego sesję. Wypełniam również tatuażami wolne miejsca na mojej lewej nodze, w zeszłym tygodniu tatuowałem się u Julie Becker. I na pewno chcę mieć więcej tatuaży! Bam: Co w tej chwili najbardziej chciałbyś komuś wykonać? Jondix: Czaszkę z geometrycznymi wzorami! Bam: Chciałbyś coś dodać na koniec? Jondix: Dziękuję wszystkim moim klientom, którzy pokładają we mnie zaufanie, dziękuję moim przyjaciołom, tatuatorom: Tasowi i Mike’owi za wszystko, co dla mnie zrobili. Szanujcie stare tradycje i wierzcie w boga tatuażu… www.myspace.com/jondix www.holytrauma.com *Cztery szlachetne prawdy w połączeniu ze „Szlachetną Ośmioraką Ścieżką” stanowią esencję nauki buddyjskiej. Pierwsza szlachetna prawda mówi o tym, że życie jest cierpieniem. Oznacza ono jednak nie tylko takie rozumienie cierpienia jakie znamy w kulturze Zachodu, lecz również coś bardziej subtelnego, co określa się czasami jako brak pełnej i trwałej satysfakcji w życiu, brak spełnienia, dyskomfort. Druga szlachetna prawda mówi o głównej przyczynie cierpienia, którą jest żądza (pożądanie, pragnienie, chciwość). Może być to np. pragnienie przyjemności, pragnienie istnienia czy też pragnienie nie - istnienia. Właśnie to pragnienie jest przyczyną odradzania się. Droga do oświecenia złożona jest z ośmiu części: słuszny pogląd, słuszne postanowienie, słuszne słowo, słuszny czyn, słuszny żywot, słuszne dążenie, słuszne skupienie, słuszna medytacja. Źródło: zgapa.pl
TATTOOFEST 35
Bam: Kim jesteś, skąd pochodzisz? Csaba: Hej. Kim jestem? Bardziej malarzem niż tatuatorem, choć tak naprawdę to prawie to samo, ponieważ maszynka do tatuażu to narzędzie, jak pędzel, a ludzka skóra jest jak płótno. Pochodzę z Węgier, ale obecnie tam nie mieszkam. Prowadziłem studio tatuażu, ale sprzedałem je, bo chciałem podróżować. Aktualnie mieszkam w Barcelonie, a wcześniej pracowałem już w ośmiu innych krajach. W najbliższej przyszłości chciałbym wrócić do Budapesztu, skąd co 2 -3 miesiące wyjeżdżałbym na guest spoty. Bam: Jak określiłbyś rodzaj tatuaży, którymi się zajmujesz? Csaba: Myślę, że każdy kto coś tworzy, robi to w swoim własnym stylu, czasem jest on bardziej dostrzegalny, a czasem mniej. W przypadku niektórych nurtów w tatuażu, jak np. tradycyjnych motywów japońskich, ciężko jest uczynić swój styl wyrazistym. W moim przypadku, z prac niuskulowych staram się czerpać nasycenie kolorami, prostotę i łączyć to z realizmem. Ogólnie robię wszystko z freehandu, chyba że ktoś prosi akurat o zrobienie konkretnego motywu, w którym i tak pozwalam sobie na swobodną interpretację. Nie lubię niczego planować, spontaniczne rzeczy zawsze lepiej mi wychodzą. Bam: Która z technicznych sztuczek, jaką kiedykolwiek poznałeś, jest twoją ulubioną? TATTOOFEST 36
Csaba: Jeśli miałbym je wszystkie wymieniać, nie starczyłoby ci miejsca w gazecie. Jeżeli nie jesteś zadowolony ze swojego poziomu, to ciągle szukasz, a nikt nie staje się dobrym artystą od razu. Najważniejsze jest by ciągle mieć otwarte oczy. Bam: Skąd czerpiesz pomysły? Gdzie rodzą się twoje inspiracje? Csaba: Może zabrzmi to dziwnie, ale najczęściej nie muszę się niczym inspirować. Bardzo lubię pracować z klientami, którzy są swojego rodzaju indywidualistami. Tacy ludzie najczęściej bardzo entuzjastycznie podchodzą do customowych projektów i doceniają moją pracę. Nie ma tu znaczenia czy ktoś tatuuje sobie u mnie całe plecy, czy tylko jakiś mały wzór, chodzi o podejście. Z drugiej strony, bardzo nie lubię klientów, którzy oczekują, że zrobisz im kolejny tatuaż „pieczątkę” dokładnie tak, jak jest na kartce. Zero kreatywności, to nie jest w żaden sposób inspirujące. Bam: Starasz się trzymać twardo tworzenia kolorowych prac, czy równie chętnie pracujesz w szarościach? Csaba: Tatuuję głównie w kolorach. Nie zdarza się często, by ktoś prosił mnie o cieniowaną pracę. Ludzie chcą tego, co widzą w portfolio. Bam: Jak ważne dla tatuatora są umiejętności rysunkowe? Csaba: Dyskusja na ten temat przypomina rozważanie
TATTOOFEST 37
o tym, czy chirurg wykonujący operacje musi mieć dyplom lekarza medycyny. Tatuowanie bez umiejętności rysunkowych nie jest dobrym pomysłem, przypomina to bardziej nieudolne kopiowanie niż sztukę. Tatuatorzy nie umiejący rysować, ciągną całe zjawisko do dołu, smutne jest to, że często klienci nie umieją tego dostrzec. Bam: Kto jest twoim ulubionym tatuatorem? Csaba: Obecnie jest bardzo wielu utalentowanych artystów, dawniej bywało z tym różnie. Jest wielu tatuatorów zadziwiających świetnymi pracami, o których nikt nie słyszał, podczas gdy inni,
TATTOOFEST 38
bardziej znani świecą na panteonie robiąc przeciętne rzeczy. Podobają mi się prace wielu ludzi, ciężko byłoby ich wszystkich wymienić. Trudno jest też ich porównywać, to tak samo jak próbować porównać Van Gogha do Istvána Sándorfi: jeżeli tworzysz w zupełnie innym stylu, kryteria również się zmieniają. Bam: Opowiedz o miejscu, w którym obecnie pracujesz. Jak z twojej perspektywy wygląda Barcelona? Csaba: Pracuję w centrum Barcelony, w dość długo funkcjonującym, lecz niewielkim studio. Hiszpanie są bardzo otwarci, choć głównie zafascynowani modnymi
wszędzie stylami, które już każdy widział. Czasem jest ciężko, ale ogólnie miasto i ludzie są w porządku i dobrze mi się tu mieszka. Tatuuję ponadto w Bad Säckingen, mieście na granicy niemiecko - szwajcarskiej. Można mnie tam znaleźć przez 2 tygodnie, średnio co 2 - 3 miesiące. Bam: Wciąż zmieniasz adres, nie masz ochoty osiąść gdzieś na dłużej? Csaba: Jestem właśnie w fazie budowania mojego studia/ mieszkania w Budapeszcie, gdzie mam zamiar przenieść się w grudniu. Stamtąd chciałbym znów zacząć podróżować. To miejsce będzie domem, do którego będę wracał,
przynajmniej na razie, ponieważ ciągle jeszcze szukam miejsca, w którym mógłbym osiedlić się i zostać na stałe. Bam: Jak wygląda twój wolny czas. Kanapa i telewizor, czy raczej aktywny wypoczynek? Csaba: Od wczesnego dzieciństwa nurkuję i żegluję. Z czasem stawałem się w tym coraz lepszy. W tym momencie mam już tytuł instruktora nurkowania m.in. w podwodnych jaskiniach. Zanim wyprowadziłem się z Budapesztu, byłem już doświadczonym nurkiem, gdy tam wrócę, mam zamiar znowu nurkować. Za pieniądze ze sprzedaży studia kupiłem statek, co nie zostało
specjalnie entuzjastycznie odebrane w środowisku. Dla mnie jednak życie w podążaniu za jakimś standardowym, poprawnym modelem społecznym (dom, dzieci, kariera…) nie jest obecnie priorytetem, staram się za to cieszyć każdą chwilą i brać z życia to co najlepsze, nieważne jakim kosztem. Bam: Na twojej stronie można zobaczyć zdjęcia, na których wyrywasz ludziom zęby… Mój znajomy ma dwójkę do ekstrakcji, dasz radę? Csaba: Oczywiście to tylko żart. Dowcip powstał przy użyciu sztucznej krwi i photoshopa. Zainspirowałem się hinduskimi, ulicznymi „specjalistami stomatologii”. Wielu ludzi bierze to na poważnie, co czasem powoduje ciekawe reakcje, a mnie daje powód do śmiechu. Bam: Plany i najbliższa przyszłość… Csaba: W nadchodzącym roku chciałbym popracować trochę poza Europą. Wiosną lub latem wybieram się do Nowego Jorku. Chciałbym przemierzyć pieszo Amerykę, od Florydy po Kalifornię. Kolejnym celem jest Japonia, a później Australia. Na razie nie są to żadne konkrety, nie ma co planować, przyszłość kształtuje się sama.
www.myspace.com/csabamullner www.csabamullnertattoos.com
TATTOOFEST 39
TATTOOFEST 42
TATTOOFEST 43
TATTOOFEST 44
TATTOOFEST 45
TATTOOFEST 46
TATTOOFEST 47
TATTOOFEST 48
TATTOOFEST 49
Plushie: Cześć Joe! Powiedz kilka słów o sobie i swojej uroczej twórczości. Joe: Hej. Uwielbiam tworzyć! Obojętnie czy są to zabawki, obrazy, koszulki czy magnesy na lodówkę! Plushie: Co cię inspiruje? Joe: Głównie klasyczne bajki i kreskówki, mam na myśli Toma i Jerry’ego, Popeye’a i twórczość Walta Disneya, plus różne grafiki i oczywiście szara codzienność. Plushie: Oglądasz bajki? Czy w dużym stopniu wpływają na twoją sztukę? Masz jakieś ulubione? No i jako fanka muszę zapytać, co sądzisz o Disney’u i ich aktualnych dokonaniach? TATTOOFEST 52
Joe: Czasami oglądam. Przechodzę takie fazy uzależnienia, potrafię tygodniami oglądać wyłącznie kreskówki. Ale nie znaczy to, że normalnie oglądam je regularnie i codziennie. Lubię też filmy i programy przyrodnicze produkowane przez National Geographic i BBC- David Attenborough jest jednym z moich bohaterów! Co do Walta Disney’a to nie ma słów, które oddadzą jak wielkim i wspaniałym był on człowiekiem. Obecnie niektóre bajki są naprawdę dobre, ale duża część jest słaba. Pokazuje to jak ważny był Walt Disney i jego wyobraźnia dla tej firmy.
Plushie: Jak wyglądały twoje początki, kiedy zainteresowałeś się vinylem? Joe: W 2002 roku wpadłem do sklepu KidRobot i tak się zaczęło. To była miłość od pierwszego wejrzenia i wiedziałem, że muszę się w to zaangażować! Długo przerabiałem mój prototyp figurki Mr. Bunny- rzeźbiłem go i malowałem, potem zaprosiłem firmę produkującą zabawki na moją wystawę, gdzie był prezentowany Mr. Bunny. Reszta to już historia :). Plushie: Masz bardzo specyficzny i rozpoznawalny styl. Czy nie chcesz czasami zrobić czegoś zupełnie innego? Joe: Chciałbym, gdybym tylko mógł… Ale nie ma na to czasu. Doba ma za mało godzin, by popracować nad
wszystkimi projektami i rysunkami, nie mówiąc już o innych rzeczach. Tak więc, skupiam się jedynie na bieżących projektach. Plushie: Sztuka klasyczna, zabawki czy grafika komputerowa, co lubisz najbardziej? Joe: Zależy od projektu, czasami pracuję nad obrazem, który wiem że będzie najlepszy, innym razem to zabawka sprawia, że krew szybciej krąży mi w żyłach, nie umiem więc zdecydować…
Plushie: Typowe pytanie - których artystów najbardziej podziwiasz? Joe: Cenię wielu świetnych animatorów takich jak Chuck Jones, Tex Avery i Ub Iwerks. Uwielbiam też Picassa, M.C. Eschera i Salvadora Dali. Plushie: Czy jest jakaś postać, z której jesteś szczególnie dumny? Joe: Na szczęście, jestem dumny z nich wszystkich. Inaczej bym ich wam nie pokazał.
Plushie: Ja najbardziej lubię Miss Bunny, która niestety ukazała się tylko jako custom i istnieje jedna jedyna na świecie. Czy jest nadzieja, że ukaże się ona także jako figurka seryjna? Joe: Pewnie! Pozostaje to tylko kwestią czasu :). Plushie: Słyszałam, że planujesz wydać sketchbook, opowiedz trochę o tym projekcie. Joe: Wyobraź sobie, że znalazłaś na przystanku mój TATTOOFEST 53
zeszyt do szkicowania. Chcę żeby tak właśnie wyglądał mój sketchbook. Sam proces był bardzo frustrujący. Wygląda na to, że mój wydawca wreszcie ma gotowy projekt książki, czeka teraz aż go obejrzę i zatwierdzę. Mam nadzieję, że lada dzień pojawi się na rynku. Plushie: Zakładam, że jesteś nie tylko twórcą, ale też kolekcjonerem? Pochwal się swoją kolekcją! Joe: Zbieram kubricki z serii Star Wars, rzeczy Gary’ego Basemana, Nathana Jureviciousa i Bounty Huntera, Tima Biskupa, Amandy Visell… Uwielbiam też Kaiju i monochromatyczne zabawki. Tak
TATTOOFEST 54
naprawdę kupuję wszystko, co mi wpadnie w oko. Moja kolekcja jest hmmm… eklektyczna :). Plushie: W razie pożaru jakie 5 zabawek byś ratował? Joe: Walić zabawki, ratowałbym moje 2 koty! :). No a potem może zapasowy twardy dysk! Plushie: Jakie są twoje plany na przyszłość? Joe: Przygotować się na artystyczne tournée po Europie i wypuszczenie nowych zabawek w Londynie, Amsterdamie, Paryżu, Rzymie i Istambule. Mam też w zanadrzu kilka nowych projektów.
Plushie: Co najbardziej chciałbyś scustomizować? Joe: Pierwsze co przyszło mi na myśl to… śmieciarka! Mógłbym ją przemienić w jakąś zwariowaną postać! To mógłby być niezły ubaw! Plushie: Zawsze nazywasz swoje postacie, czy wymyślasz im też biografie? Joe: Moje postacie nie mają imion dopóki nie są całkowicie skończone. Nadanie im imienia jest czasem najtrudniejszą częścią pracy. Plushie: Co skłoniło cię do zostania malarzem na pełny etat? Joe: Kocham każdy przejaw kreatywności. To dla mnie najbardziej naturalna rzecz na świecie. Nigdy nie podjąłem decyzji o byciu artystą. Wiedziałem, że nim zostanę, zostawało tylko pytanie jak do tego dojdzie. Zaliczyłem wiele innych etapów typu: sprzedawca w sklepie video, zmywacz naczyń, pomagier w centrum recyklingu, grafik w firmie z ciuchami… Plushie: A co robisz w czasie wolnym? Joe: Spędzam go z dziewczyną, surfuję z bratem oraz jem taco! Plushie: Gdybyś był postacią z kreskówki… Joe: Chciałbym być jak Bugs Bunny. Plushie: Ostatnio widziałam naprawdę fajne tatuaże inspirowane twoimi projektami, widujesz takie często? Joe: Od czasu do czasu dostaję zdjęcia. To całkiem fajne widzieć swoją sztukę wytatuowaną na kimś. Kilka osób z „moimi” tatuażami poznałem też osobiście. Plushie: Zaskakujący fakt z życia Joe Ledbettera? Joe: Jeśli chodzi o jedzenie, to nie jestem ani trochę wybredny. Próbowałem mnóstwo różnych egzotycznych potraw na całym świecie. Nienawidzę buraków. FUJ!
www.joeledbetter.com
TATTOOFEST 55
TATTOOFEST 56
Bam: Masz dopiero 26 lat. Od jak dawna tatuujesz i jak to jest, że tak szybko zaczęło ci to wychodzić? Simon: Wow, już 26? Ciągle o tym zapominam. No nie wiem czy mi wychodzi, ale dziękuję, wciąż się uczę. Bam: Dlaczego wybrałeś traditional? Simon: Oldschoolowe tatuaże przykuły moją uwagę jeszcze w dzieciństwie. Pokochałem tą prostotę i wyrazistość, nie wspominając już o ponadczasowej tematyce! Jeżeli chodzi o fotorealistyczne rzeczy, to czasem super zrobione rozkładają mnie na łopatki, ale osobiście nie podoba mi się ten styl. Lubię tatuaże, które wyglądają jak tatuaże! Bam: Jak zaczęła się twoja przygoda z tatuowaniem? Zaczynałeś w studio czy na własną rękę? Simon: Haha! Pomyślmy… A czy zostanę wykopany z klubu „prawdziwych tatuatorów” jeśli powiem prawdę? Odkąd pamiętam dużo rysowałem i malowałem, kiedy byłem młodszy lubiłem robić ilustracje do tekstów piosenek, właściwie wciąż to robię. Później zacząłem robić tatuaże, takie typowe katalogówki. Mieszkałem wtedy w Nowej Zelandii, więc nie miałem ułatwionego dostępu do inspiracji traditionalem. Pamiętam, że były to czasy jeszcze przed powstaniem MySpace’a, gdzie dziś można spędzić całą noc wyszukując wielu świetnych, tradycyjnych artystów. Rysowałem dużo i chodziłem od studia do studia, prosząc o staż. W końcu, po dwóch latach znalazło się miejsce, w którym wyrażono zgodę na moją praktykę. Ten „staż”, jeżeli mogę to tak nazwać, pozostawiał dużo do życzenia, ale starałem się wycisnąć z tego ile tylko mogłem. Pomagało mi kilka osób. Następnie zdecydowałem się na przeprowadzkę do Europy. Myślę, że z technicznego punktu widzenia nie byłem „scratcherem” (popularne określenie domorosłego tatuatora - amatora przyp. Bam), lecz uważam, że zabrałem się za tatuowanie trochę wcześniej niż powinienem, przez co zmarnowałem 2 czy 3 lata, bo nie wiedziałem, że pewne rzeczy da się robić lepiej. Zdecydowanie zachęcam wszystkich, którzy chcą się zająć tatuowaniem, do szukania miejsca na odbycie stażu. Nie zamierzam wygłaszać górnolotnych
elaboratów o tym, jak to tatuatorom pracującym w domach należy łamać ręce. Widzę tylu młodych artystów, którym się udało wetknąć nogę do czyjegoś studia i rozpocząć pracę, mówiących tym dzieciakom, którym się nie poszczęściło, jak mają robić to czy tamto. Ja się do nich nie zaliczam. Trzeba robić swoje. Bam: Z tego co wiem jesteś straight edgem. Dlaczego wybrałeś akurat taką życiową drogę i jaki ma to wpływ na twoje tatuowanie? Simon: Czemu zostałem straight edgem? Ha, ha, wszyscy mnie o to ostatnio pytają! Nie stoi za tym żadna ekscytująca historia. Była to decyzja, którą miałem szczęście podjąć w młodym wieku, kiedy wiedziałem już dużo o problemach jakie niesie ze sobą życie. Nie wiem czy ma to jakiś wpływ na moją pracę, może poza tym, że nie przychodzę do pracy na kacu! Bam: Moshujesz na koncertach czy stoisz grzecznie z boku? Simon: Ha, ha, ha. Nienawidzę tego słowa na „M”. Nieraz dostałem w gębę, sam nie uszkadzając nikogo. Jestem chudym wegańskim dzieciakiem. Dawno już porzuciłem ten durny rodzaj zabawy. Boję się uszkodzeń rąk, poza tym wygłupianie się niczym banda małp, ocieranie się o spoconych facetów nie jest dla mnie idealnym sposobem na spędzenie wieczoru poza domem. Bam: Szeroko pojęte inspiracje. Kto i co cię inspiruje? Simon: Inspiruje mnie szatan, samobójstwa, smutne piosenki, no wiesz, wszystkie te miłe rzeczy w życiu. Jeżeli chodzi o artystów, to na pewno mój ziom Dallas z Austin, Eckel z Times of Grace, Dean i Dan z Sacred w Nowej Zelandii, Eli Quinters… mili ludzie robiący prace, które mi się podobają. Bam: W twoich pracach najbardziej podobają mi się te dyskretne odwołania i symbole masońskie, religijne. Staje się to popularne w pracach neo - traditional, dlaczego? Simon: Symbolizm to mocna rzecz. Proste linie mogą dzięki temu prowokować naprawdę silne reakcje, czasami dobre, czasami nie. Łatwo używać symboli w niedbały sposób tylko by szokować. Dużo czytam
TATTOOFEST 57
TATTOOFEST 58
o sensie znaków, ezoteryce i różnych kultach. Masoneria ma super symbolikę, lecz cała ta sprawa nie jest tak ekscytująca jak się ludziom wydaje. Jeżeli zaś chodzi o Charlesa Mansona, to wujek Charlie miał wiele mądrych słów do powiedzenia i nie powinien być odrzucany tylko dlatego, że był pokręconym seryjnym mordercą. Bam: Jak określiłbyś dobry tatuaż? Simon: Osobiście zwracam uwagę na to, żeby był wyrazisty i prosty. Bam: Głupie pytanie, ale i tak je zadam: whipy czy pepper shading (brudne, szarpane czy gładkie cienie)? Simon: Whiiiip it! Bam: Który z tatuaży jakie posiadasz jest twoim ulubionym? Simon: Uuu… trudne pytanie. Może wnętrze mojej dłoni od Thomasa Hoopera, może nikczemna świnia od Mariny z Flyrite BK, albo elektryczny czarodziej od Dallasa… za dużo tych tatuaży, to pytanie jest nie fair. Bam: Pamiętasz swoje pierwsze, nieudane tatuaże? Simon: Pamiętam nieudane, które zrobiłem w zeszłym tygodniu! Bam: Stała rubryka. UIubiony dowcip… Simon: Co to jest brązowe i klejące? Bam: Doskonale! A teraz podaj 5 głównych powodów, dla których uważasz ten wywiad za mistrzostwo świata! Simon: Mogłem pozdrowić przyjaciół, odwrócił moją uwagę od pracy, nie było technicznych pytań, ha, ha. Bam: A teraz 5 powodów, dla których to co powiedziałeś wyżej to kłamstwo! Simon: Ha,ha… powiedziałem prawdę! Choć podałem tylko 3 powody! Bam: Dzięki, chcesz jeszcze kogoś pozdrowić? Simon: Dziękuję bardzo za wywiad i za zainteresowanie moimi pracami, to dużo dla mnie znaczy. Sprawdźcie studio Jane Doe w Essex, jest piękne! Becca włożyła w nie dużo serca, pracuje ciężej niż ktokolwiek inny.
TATTOOFEST 59
Tym, którzy byli 13-14 czerwca 2009 na czwartej edycji Tattoofestu oddajemy w ręce fajną pamiątkę. Tym, którzy nie byli chcemy pokazać na jak wysokim poziomie jest obecnie polski tatuaż oraz przybliżyć środowisko tatuatorskie. Krakowska konwencja została oceniona przez jej uczestników jako jedna z najlepszych w Europie, a my Was zapewniamy, że to dopiero początek historii Tattoofestu! Obsada: Sid Siamese1, Andrzej „Lenu” Leńczuk, Valdi i Osa, Tofi, Pavel Angel, Jack Ribeiro, Fadi, Volker & Simone, Daveee, Ed Perdomo, Jeff & Kostek… i wielu innych.
TATTOOFEST 62
kudi chicks
Pierwszą rzeczą, jaka ucieszyła mnie po znalezieniu Lexy (oprócz tego, że w ogóle udało mi się na nią trafić), było to, że mieszka nie za Oceanem, a całkiem niedaleko, bo w Berlinie. Następnie radość sprawiły mi zdjęcia, które przysłała, bo większość z nich bardzo mi się spodobała i nasza współpraca przebiegła bardzo sprawnie, co niestety nieczęsto się zdarza. Poznajcie Lexy Hell
Krysia: Jak doszło do tego, że związałaś się ze światem tatuażu? Kto lub co stanęło na twojej drodze? Lexy: Jestem bardzo kreatywną osobą i bardzo wcześnie zaczęłam malować akrylami i olejami. Pamiętam, że już wtedy fascynowały mnie tatuaże gwiazd, które widziałam w telewizji. Podziwiałam ich indywidualizm. W szkole „tatuowałam” przyjaciół długopisem i kupowałam tatuaże naklejki, ha,ha. Kiedy miałam niespełna 16 lat, udałam się do tatuatora, który zrobił mi pierwszy tatuaż. Krysia: Kto wykonuje twoje tatuaże? Jak dobierasz wzory i artystów? Lexy: Moje plecy, prawą rękę, brzuch i część szyi tatuowałam sobie w „Voodoo Tattoo” w Graz, w Austrii. Reszta prac pochodzi ze studia „Invader Ink” z Berlina, mam jeszcze kilka małych tatuaży od znajomych. Większość projektów to moje własne prace. Uwielbiam projektować tatuaże, a tatuatorów wybrałam z uwagi na ich kreatywność, unikalność i swobodę w posługiwaniu się kolorem. Krysia: Jaki masz stosunek do tego co nosisz na ciele: to ozdoba, coś symbolicznego, przywiązujesz do tego większą wagę? Lexy: Niektóre moje tatuaże są symboliczne, lecz większość z nich nie ma specjalnego znaczenia. Lubię sposób, w jaki wyglądają dobre tatuaże, tylko tyle. Z takich ciekawostek, to mam na lewej ręce tatuaż wykonany przez Herberta Hoffamanna, najstarszego tatuatora na świecie, który w tym roku obchodził swoje 90-te urodziny. Spotkałam go w 2007 roku na jednej z austriackich konwencji i poprosiłam o tatuaż.
Może nie należy on do najpiękniejszych, ale ma bardziej sentymentalne znaczenie.
fot. Stevie
Ph o to s /H a ir w w w.Bjelo & M a ke -u p: tschka.com
fot. www.Xtropolis.de
Krysia: Jeśli wierzyć informacjom na twoim MySpace, jesteś jeszcze bardzo młodą osobą. Posiadasz natomiast pokaźną ilość tatuaży, jak wcześnie zaczęłaś się tatuować? W jakim tempie to postępuje? Lexy: Tak. Wszystko się zgadza. Mam 22 lata, prawie 23. Zaczęłam się tatuować w wieku 16 lat. W tym momencie mam umówione sesje średnio co dwa tygodnie i myślę, że w przeciągu roku tatuaże pokryją moje całe ciało, z wyjątkiem twarzy i głowy, których nie chcę tatuować.
Krysia: Jak tolerujesz ból towarzyszący tatuowaniu, szyja i dekolt to zdecydowanie nieprzyjemne miejsca? Lexy: Potrafię znieść dużo bólu. Szyja była straszna, to był jedyny tatuaż, który naprawdę mnie bolał, całą resztę zniosłam bez większego problemu, jestem twardą dziewczynką. Krysia: Czym zajmujesz się na co dzień? Lexy: Pracuję jako modelka i aktorka. Od listopada współprowadzę program w niemieckiej telewizji, w którym „odpicowujemy” studia tatuażu. To nie wszystko. Ogólnie mam od dwóch do czterech regularnych zajęć (modeling, granie w klipach i filmach). Poza tym, mój tygodniowy plan zajęć wypełniają spotkania z fotografami, praca w mojej agencji modelingowej, dużo przesiaduję przed komputerem. Na szczęście, mam też sporo wolnego czasu i mogę się wysypiać, spotykać z przyjaciółmi czy imprezować. Jestem szczęśliwa i myślę, że mam niesamowite życie!
TATTOOFEST 63
lotschka.com Photos/ Hair&Make-up: www.Bje
Krysia: Opowiedz coś o swoich sesjach zdjęciowych. Z kim pracujesz? Jak wiele czasu pochłania to zajęcie, jakie masz z tego korzyści? Co skłoniło cię do pozowania? Lexy: Większość zdjęć robi mi mój dobry przyjaciel, inne robią mi fotografowie wynajmowani przez moich klientów. Zaletami takiego systemu jest m. in. to, że mogę pracować kiedy chcę, mam tyle wolnego czasu, ile potrzebuję. Mam okazję pracować z wieloma różnymi ludźmi, dużo podróżuję i zarabiam, robiąc to, co lubię i jestem też w pewien sposób swoim własnym szefem. Krysia: Zdjęcia z wężem jak to było?! Miałaś jakieś obawy? Opowiedz o sesji, którą najlepiej pamiętasz, która była dla ciebie wyjątkowa? Lexy: Sesja z wężem była jak dotąd najlepszą ze wszystkich. Kocham zwierzęta,
TATTOOFEST 64
a kontakt mojego ciała ze skórą węża był bardzo przyjemny. Miałam ogromną frajdę! Sesja z krwią z kolei była zabawna, ponieważ mogłam pozwolić sobie na swobodną interpretację, niektóre foty miały być agresywne, inne słodkie, kolejne zaś niepokojące. Pozwolono mi na dowolność, mankamentem tego zadania był na pewno smak sztucznej krwi. Krysia: Bardzo często dziewczyny z naszych okładek pochodzą ze Stanów. Zawsze miło mi porozmawiać z kimś z naszej części Europy. Jakie jest życie wytatuowanej kobiety w Berlinie? Robi to jeszcze na kimś złe wrażenie? Lexy: Pochodzę z Austrii, ale od kwietnia 2008 mieszkam w Berlinie. Przeprowadziłam się właśnie z uwagi na to, że ciężko jest wytatuowanej dziewczynie w Austrii, tamtejsi ludzie nie są tak wyluzowani jak ci z Berlina. To miasto
fot. www.Xtropolis.de
www.myspace.com/lexyhell
fot. Stevie
fot. Stevie
ww w.Bjelotschka.com Photos/Hair&Make- up: p:
Ph oto s/H air&M ake-u ww w.Bjelotschka.com
Krysia: Jak można spędzać wolny czas w Berlinie? Niedługo wybieramy się tam na konwencję, może coś doradzisz? Lexy: Super! Jeśli chcecie, możemy się tu spotkać! Berlin jest cudowny, można sporo pozwiedzać, zobaczyć Bramę Brandenburską, Kolumnę Zwycięstwa czy wybrać się na Wyspę Muzeów. W Berlinie jest również mnóstwo utalentowanych projektantów, zakup zwariowanych ciuchów też wchodzi w grę. Każdą noc można spędzić gdzieś na koncercie spotykając ciekawych ludzi z różnych krajów. Uwielbiam Berlin, mam nawet tatuaż jemu dedykowany, bo decyzja o przeprowadzce tutaj była jedną z lepszych w moim dotychczasowym życiu.
kudi chicks
jest niesamowite! Mieszka tu naprawdę sporo ludzi mojego pokroju. Zawsze znajdą się jednak tacy, którym się to nie podoba. Słyszałam już dużo niemiłych komentarzy wychodzących z ust zazdrosnych, niezadowolonych z życia ludzi, ale nie przejmuję się nimi.
TATTOOFEST 65
Izabela, Kult Tattoo, Kraków
Darecki, Darkness Tattoo, Świdnica
Dominik Basnyk, Miniol, Sieradz
Piti, Kult Tattoo, Kraków
o, Kraków
Izabela, Kult Tatto
TATTOOFEST 68
Doman, Bloody Tears, Warszawa
Tofi, Ink - Ognito, Rybnik
Tofi, Ink-Ognito, Rybnik
Tofi, Ink - Ognito, Rybnik
Anabi, Anabi - Tattoo, Szczecin
Darecki, Darkness Tattoo, Ĺšwidnica
ody Tears,
Doman, Blo
Warszawa
TATTOOFEST 69
Marcin, Sauron, Ruda
Adolf, Jah Love Tattoo, Warszawa
Śląska
Marcin, Sauron, Ruda Śląska
Arek, Jokers Tattoo, Ostrów Wlkp
.
TATTOOFEST 70
Daveee, Kult
ów
o, Krak Daveee, Kult Tatto
Tattoo, Kraków
nań
Rogal, Jazz - Tattoo, Poznań
Daveee
, Kult Ta
ttoo, Kra
ków
Rogal, Jazz - Tattoo, Poz
TATTOOFEST 71
Bayer - vocal Masło - guitar Zuśka - bass Vyoor - guitar Wiśnia - drums
Witam pana, panie Bayer. Nadszedł czas waszej debiutanckiej płyty „Insane”. Powiedz mi proszę, jakie nastroje związane z tym faktem panują w szeregach grupy. Czołem. Nastroje wzorowe, wyciągamy z szafy stare surduty, pastujemy pantofle, przycinamy bródki, golimy pekaesy. Chyba czujemy, iż nasze cielska wypluły z siebie całkiem dobry kawał muzy, więc z lekką niecierpliwością czekamy na możliwość koncertowej reklamy tej płyty -zwanej przez nas debiutem dekady. Debiut to nie tylko sama płyta, jest do tego jeszcze DVD. Taka super kapela nie może wstawić na półki sklepowe samej suchej płyty CD! Ha! Na DVD oczywiście znajduje się samo zło, gorzała, gołe laski i brutalny rock’n’roll. Jednym zdaniem - lubisz Muminki - nie kupuj The Supergroup! Mam nadzieję, że po wydaniu płyty nie siądziecie na laurach i zaplanujecie trasę koncertową? No właśnie chwilę wcześniej dzwonił Corey, jakiś mruk z Nowego Orleanu, ale tak bełkotał, że kryptolog właśnie
TATTOOFEST 72
to dla nas tłumaczy. Tak czy siak, możecie być pewni, że zagramy tu i ówdzie, szczegóły dogrywa nasza agencja bookingowa. Kiedyś grałeś w zespole Hedfirst. Co się stało, że postanowiłeś zakończyć żywot kapeli z tak długim stażem i rozpocząć coś zupełnie nowego? Hedfirst był piękną przygodą mojego życia. Wspominam tamten czas z dużym sentymentem. W pewnym momencie skład Hedfirst zaczął się mocno zmieniać, z oryginalnego został tylko Kuba i ja. Doszedłem do wniosku, że to już nie jest Hedfirst. Wtedy chciałem w ogóle zostawić granie i zająć się siedzeniem w kapciach przed TV, ale ten spryciarz Wiśnia wyczuł pismo nosem i do mnie zadzwonił. A co gorsza podesłał numery demo, i teraz najgorsze: po prostu spodobało mi się to wiśniowe granie! Jak doszło do powstania TSG, jak trafili do niego poszczególni członkowie? The Supergroup to band, który powstał na bazie warszawskiego Insane. Wiewiór, Masło i Wiśnia grali tam razem. Doszedł Zuśka, basista Carnala i na końcu ja. Poza
tym, The Supergroup to nie tylko nasza piątka, ale także ludzie, którzy są naszymi przyjaciółmi, wierzą w nas i pomagają. Niech wspomnę tylko o Megafonie czy ekipie Show No Mercy - bez nich na pewno nasza kapela byłaby uboższa. Zawsze uważałem, że kapele stanowią nie tylko muzycy, ale też ludzie, którzy są z nimi i ich wspierają. To nasi przyjaciele i tak naprawdę pełnoprawni członkowie The Supergroup. To taka nasza mała rodzina. Jak określiłbyś muzykę, którą gracie i do jakich ludzi jest ona skierowana? Spotkałem się z opiniami, że porównują was np. do Down ;) To pytanie jest okropne. Zapytaj muzyka jaką gra muzę. Będzie się wykręcał i mówił, że nie jemu oceniać. Powiem ci jedno: gramy metal. Możesz pakować nas w tysiąc szuflad, a to i tak dalej będzie metal. A co do Down… to kapela, którą bardzo cenię. Myślę, że bardziej porównują nas do Down, dlatego, że wiedzą, jak bardzo uwielbiam ich i Philipa Anselmo. Skąd akurat taka nazwa kapeli, macie może jakieś kompleksy?
Zakompleksiona to jest scena metalowa w Polsce. Dopiero Behemoth pokazał, na czym polega bezkompromisowość, wiara w siebie i pójście na całość. Ta nazwa to zademonstrowanie naszego dystansu do całej sceny, muzyki, do tego wszystkiego, z czym spotykaliśmy się przez te parę lat, grając ciężką muzę. W naszym kraju jest tyle zawiści i jadu, że nie jesteś w stanie tego ogarnąć. Dam ci przykład: kiedy jakaś kapela zagrała przed zachodnią gwiazdą, nagle w internecie pojawiło się mnóstwo komentarzy, że na pewno supportowanie zostało kupione, a kapela jest słaba, że nie zasługuje, że układy itd. To jest tylko czubek góry lodowej. Kapele sobie generalnie nie pomagają. Natomiast wszyscy siedzą i czekają, aż ktoś ich zaprosi i będą mogli pokazać światu to swoje słodkie pierdzenie, bo przecież to się im należy. Postawa roszczeniowa i gwiazdorska wśród kapel, które nagrały jedną czy dwie płyty, zagrały na dwóch festiwalach, miały wywiad w TV przechodzi czasem ludzkie pojęcie. Oczywiście, nie dotyczy to wszystkich, są i pozytywne przypadki. Ja jednak mówię wprost: nasza muza jest super, uwielbiamy ją grać, nie mamy
Czym dla was jest ten projekt: spędzaniem miło czasu w gronie znajomych, przy dźwiękach dobrej muzyki, czy macie może jakieś plany na rozwój kapeli? Myślę, że jest spełnieniem marzeń, bo każdy z nas doskonale wie gdzie jest, jakim jest muzykiem, co potrafi itd. Nie planujemy - zobaczymy, co będzie. Bierzemy to, co dostajemy. Jeśli będą propozycje grania wielkich tras, to je zagramy, jeśli nie, to będziemy nagrywać płyty i grać w kraju. A jak kiedyś powiemy sobie dość, to każdy pójdzie w swoją stronę. Na razie doskonale się bawimy i mam nadzieję, że będzie to trwało jak najdłużej, bo niemłode z nas już chłopaki. Na waszym MySpace czytamy, że geneza powstania formacji jest tak prosta jak Jack Daniels, nie mów mi, że to zjazd AA? He, he… ukrywać nie będę, że są próby, na które wkracza Jack Daniels, są wydarzenia, że zagląda Żubr. Lubimy napić się wspólnie to żadna tajemnica. Wasz debiut wydaje mała, niezależna wytwórnia Spook Records, w dodatku zajmuje się ona
wydawaniem płyt kapel grających hardcore. Jak do tego doszło i czemu nie zajęli się wami najlepsi giganci w tym kraju: Mystic Production albo Metalmind Records? Niespecjalnie staraliśmy się o gigantów. Jakoś nie miałem ciśnienia. Spook to dobre rozwiązanie dla nas, wiem, że to porządna firma, ambitna, pomogą na tyle, ile mogą. Sami dzięki graniu wiele lat mamy mnóstwo kontaktów, które na pewno wykorzystamy. Spook Records gwarantuje nam niezależność. Dodatkowym (a właściwie głównym) powodem jest to, że Spook jest otwarty (mimo tego, iż wydaje kapele hc), a układ jest koleżeński - czyli coś, czego nigdy byśmy nie mieli, dealując z gigantem. Ale kto wie, może kiedyś i tam trafimy. Czego dotyczą wasze teksty, bo z samych tytułów widać, że lekkie nie są. Błąd - są mega lekkie. Mówię wprost o tym, kim jestem, co lubię, co mnie wkurza. Nie silę się na pisanie tekstów o orwellowskim świecie, walce z korporacjami, demonami, piekłem itd. Dla mnie muza to frajda i przyjemność, dlatego teksty nie będą traktować o jakichś wyimaginowanych problemach. Najważniejsze przesłanie jest takie: jesteś tu i teraz. Korzystaj z chwili, byś później nie żałował. Kiedyś robiłeś koncerty z cyklu Warsaw Mosh Days, brałeś też udział w organizowaniu słynnej polskiej trasy Metal Union Road Tour. Co się stało, że to wszystko upadło i jak określiłbyś polskie realia
odnośnie robienia koncertów? Kiedyś mi się chciało. Kiedyś wierzyłem, że kapele będą sobie pomagać, organizować, zapraszać, wspierać i grać wspólnie w imię jedności sceny. Srogo się na tym zawiodłem i doszedłem do wniosku, że świata nie zbawię, a nie będę dawał się zajeżdżać na śmierć, poświęcał mnóstwo czasu, kasy i nerwów, żeby się na końcu dowiedzieć, że ktoś ma pretensje, że frekwencja była za mała, obiad nie taki, autokar krzywy, a piwo za mało brązowe, garderoba nie pomalowana na taki kolor jak trzeba. Jak pisałem wyżej - ta scena jest tak słaba, bo kapele, które na niej grają, w większości widzą tylko czubek własnego nosa - mimo, że na zewnątrz mówią co innego. Bo jak wytłumaczyć fakt, że na jednym z koncertów dowiaduję się, że kapela X nie pożyczy paczki drugiej kapeli, bo ma taki zapis w kontrakcie? Zorganizowałem około 20 Parkfestów, na których zagrało prawie 100 kapel, 3 duże trasy, współorganizowałem Warsaw Mosh Day czy Show No Mercy… wiesz ile kapel, które grały na tamtych imprezach zadzwoniło z propozycją wspólnego grania? Nie wiem, czy jestem w stanie doliczyć do pięciu. Czasem mi się wydaję, że wielu mistrzów sceny urodziło się nie w tym kraju, co trzeba i strasznie się męczą, bo przecież powinni być mega sławni i uwielbiani (i tak też się zachowują), a tu nic. A jak już coś im się uda, to się tak napinają, że w promieniu
kilku metrów wokół nich nie ma powietrza. Żyjemy w czasach, kiedy są promowani głównie ci grający łatwą, lekką i szybko wpadającą w ucho muzykę. Myślisz, że w Polsce niezależne zespoły takie jak wy, czyli grające ambitniej, mają mniejsze szanse pokazać się szerszej publice? Nie wiem. Nie interesuję się specjalnie naszą sceną. Myślę, że w ogóle ambitne zespoły mają trudniej, ale tylko od nich samych zależy, czy im się uda, czy nic z tego nie wyjdzie. Na koniec, czego możemy oczekiwać ze strony TSG na przełomie roku. Jakie są wasze plany, cele do zrealizowania i marzenia związane z tym zespołem? Cel jest prosty - grać i bawić się muzą, nagrywać płyty, grać trasy, spełniać marzenia. Brać z życia ile się da i zarażać tym innych. Bo metal może być wbrew pozorom radosny!!! Rozmawiał Dawid Krąkowski
www.myspace.com/thesupergroupband www.spookrecords.com
żadnych kompleksów, umiemy i chcemy się tym bawić, dlatego właśnie nazwa The Supergroup. Poza tym, każdy chciałby grać w supergrupie. Niestety ten wakat jest już zajęty!
TATTOOFEST 73