polski magazyn
dla ludzi kochających tatuaże
CENA: 13zł w tym 7%VAT NR 33/01/2010 STYCZEŃ
INDEKS 233021
ISSN 1897-3655
58
20
8
polski magazyn dla ludzi kochających tatuże
28 64
6 8 20 28 36 46 54
Od redakcji i ciekawostki branżowe Berlin 2009 – Polska konwencja Dimitri HK – Francuski styl Thomas Kynst – Serce do tatuażu Chińska mumia - Dong Dong Street Art - CFNTX Suspension - „Kto raz się zdecyduje na podwieszanie…” 58 – Weganizm i tatuaże - xJirkax 64 – Kudi chick - Femke 70 – Muzyka - Słoń
36 70
CO
WA N
IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kry sław A: ś, B Bła E: szc am As Bam zyń ia , M ski iętu s REDA K Aleksa TOR NAC ZE ndra S koczyla LNA: s
WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków
st.eu attoofe www.t t@gmail.com s tattoofe
Redak nieza cja nie zw r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg in n a ie a s d o o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .
RA
ISSN 1897-3655
46
OP
– – – – – – –
FTF arnia : Druk l DRUK .p tf.com www.f A: AM KL I RE NG ska m ETI zyń ail.co RK szc m g MA Bła @ a t Y: Ann oofes : IC a to m tatt o N ag fo A W R s.c O , D K eus e eu C te Ł A M e it m A n R Da O K n o it en o b ŁP ki, l), Be w w. PÓ ows rt.p w S W arw la.a LI a A id K (3f ST aw k n D are ma D ha S
54
SpisTresci
polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże
Info W
itajcie! Macie przed sobą pierwszy w tym roku numer TattooFestu. Niestety zawsze tak jest, że od momentu kiedy coś naskrobię, do czasu gdy magazyn znajdzie się w sprzedaży, mija kilka tygodni. U nas trwa jeszcze szał przedświątecznych zakupów, bardziej przebiegli próbują wyciągnąć informację, kto kogo wylosował do kupna gwiazdkowego prezentu, albo starają się podpytać, co chcielibyśmy dostać. Wy pewnie zdążyliście już zapomnieć o Świętach i sylwestrowych szaleństwach, ale na pewno pamiętacie jeszcze, że na początku grudnia odbyła się kolejna berlińska konwencja tatuażu…
Z
aczynamy więc od obszernej relacji z dziewiętnastej już edycji tej imprezy. W Berlinie spędziliśmy trzy bardzo fajne dni, spotkaliśmy masę znajomych, i jak już pewnie wiecie, polscy artyści królowali na tamtejszej scenie, co niezmiernie nas wszystkich ucieszyło. Czy zasłużyli na nagrody możecie przekonać się sami – wszystkie wyróżnione prace jak zwykle publikujemy w magazynie. Na kolejnych stronach znajduje się materiał o wszechstronnym, francuskim tatuatorze, Dimitrim Hk. Jest on znany z wyrafinowanych kompozycyjnie, nasyconych kolorami prac, a także wydawania książek z projektami tatuaży, powstałymi w kooperacji z zaprzyjaźnionymi artystami. Następnie chcemy przybliżyć Wam postać tatuatora polskiego pochodzenia, od lat jednak mieszkającego w Holandii i bardzo mało znanego w naszym kraju. Jest to Thomas Kynst, który tworzy realistyczne prace o mrocznej tematyce. Zdecydował, że w tym roku po raz pierwszy pojawi się na polskiej konwencji, dlatego warto bliżej przyjrzeć się jego pracom, by w czerwcu na pewno nie ominąć jego
Daveee obudził się pewnego poranka, dotknęła go boska ręka i postanowił opublikować swoje szkice. W jego sketchbooku znajdziecie prawie 80 stron projektów, które powstawały przez kilka lat jego pracy, niektóre z nich zostały już wytatuowane, a inne pewnie kiedyś się tego doczekają. Ten „zeszyt” pełen jest zwariowanych rysunków, które obrazują, co mieszka w głowie Dawida i mogą stać się inspiracją również dla Was.
TATTOOFEST 6
boksu. Kolejne strony poświęciliśmy Dong Dongowi, tatuatorowi z Dalekiego Wschodu, który prowadzi studio w Pekinie. Jego największą inspiracją, mimo wielu podróży i odkrywania świata pozostaje wciąż chińska kultura i sztuka. Udostępnił on nam również wiele swoich akwareli, które obszernie prezentujemy w materiale. Mamy nadzieję, że staną się ciekawą inspiracją. W dziale „Street art” pojawiła się grupa trzech writerów o nazwie „CFNTX”, której jednym z członków jest Enzo, artysta rybnickiego „Ink – Ognito”. Chłopaków połączyła fascynacja kolorami, a dzięki temu, że mają w swoich szeregach tatuatora, opowiedzieli nam o podobieństwach i różnicach między graffiti a tatuażem. Nasz znajomy Shaman opisał dla Was historię suspension. Dowiecie się skąd się wywodzi, jaką pełniło funkcję, czym jest w obecnych czasach, co może zmienić w życiu człowieka. Zostaniecie także zaproszeni na wyjątkowe spotkanie o takim charakterze, które odbędzie się w Krakowie. Kolejnym tatuatorem prezentowanym w tym numerze TF jest dobrze znany bywalcom naszych konwencji Jirka z czeskiego „First Blood Tattoo”. Nie da się ukryć, że styl preferowany przez niego to neo traditional. Przeczytacie o jego fascynacjach, inspiracjach i pewnie (niestety) kontrowersyjnych dla wielu poglądach. Następnie kilka stałych rubryk. Pierwszą z nich jest „Kudi Chicks”, której bohaterką jest Belgijka Femke posiadająca sporą kolekcję tatuaży, a zapewniam Was, że to jeszcze nie koniec. W dziale „Muzyka” tym razem trochę inne klimaty, będzie bardziej hip hopowo, a zawdzięczamy to Słoniowi z Poznania, którego osobiście znałam do tej pory jedynie ze współpracy z zaprzyjaźnioną z nami firmą UnHuman… Krysia
Sketchbook został wydany w limitowanym nakładzie co znaczy, że ilość jego egzemplarzy jest ograniczona! Do kupienia na
www.tattoofest.pl/sklep
INFO Tattoo Freeze to nowe przedsięwzięcie organizowane przez wydawcę brytyjskiego „Skin Deep’a”, odpowiedzialnego również za jedną z najlepszych konwencji na naszym kontynencie, czyli Tattoo Jam. Tattoo Freeze odbędzie się 17 stycznia 2010 w Shropshire, niecałe 100 km od Birmingham. Jako, że jest to jednodniowy event, skumulowano całkiem sporo atrakcji: graffiti, Art Fusion, zawody i konfrontację grup wrotkarek, pokazy skateboarding’u i jazdy na BMX’ach, prezentację custowmowo pomalowanych rowerów i samochodów. Nie zabraknie oczywiście konkursów tatuażu w 10 kategoriach. Lista wystawców nie jest długa, ale artyści zostali sumiennie wybrani spośród wielu, tak aby zaprezentować szeroki wachlarz styli. Wśród zaproszonych znalazł się Rogal (Jazz - Tattoo, Poznań), oraz Tofi (Ink - Ognito, Rybnik). Tofi od razu po powrocie z konwencji pojawi się na gościnnych występach Kulcie. Będzie on tatuował w Krakowie między 18 - 24 stycznia.
www.tattoofreeze.com
Z przyjemnością możemy poinformować o długo wyczekiwanym otwarciu studia Rogala. Tatuator ten wiosną zeszłego roku postanowił rozpocząć działalność na własna rękę w rodzinnym Poznaniu. Prace nad nowym lokum nieco się przeciągnęły, wymagały poświęcenia czasu, dodatkowo zostały przerwane przez wyjazd do Nowego Jorku na gościnny występ w „Last Rites”, jednak Rogal stale przypominał o sobie na polskich konwencjach tatuażu. W końcu udało się zrealizować plan i na mapie Poznania pojawiło się nowe studio. Życzymy powodzenia!
Jazz-Tattoo
Ul. Zielona 5/4, Poznań www.jazz-tattoo.com info@jazz-tattoo.com Tel. do studia 61 222 49 20
Co prawda, do Tattoofestu w Krakowie pozostało jeszcze pół roku, ale zaczynamy systematycznie informować o artystach, którzy wezmą udział w piątej już edycji konwencji. Na pewno nie zabraknie w magazynie materiałów prezentujących ich prace, które pozwolą zorientować się w stylu, jaki preferują i być może skuszą do wykonania u nich tatuażu podczas festiwalu. Póki co, z prawdziwą przyjemnością możemy poinformować o udziale w imprezie Roberta Hernandeza, który podczas konwencji w Berlinie potwierdził swój przyjazd. Poza tym, pojawi się „książę ciemności” Liorcifer, Kynst wraz z Bezem (pierwszego z nich przedstawiamy w tym numerze, niebawem materiał z Bezem w roli głównej) oraz znakomity Jee Sayalero, a także Turk. Nie zabraknie w Krakowie Volkera z Buena Vista Tattoo Club, Kamila Moceta, oraz stałych bywalców Fadiego i Victora Portugala. Więcej szczegółów oraz aktualizowana lista wystawców na stronie: www.tattoofest.pl Bądźcie na bieżąco!
12 grudnia otworzyło swe podwoje nowe studio tattoo, piercing i hair - Endorfine Studio. Za sterami maszynki usiądzie Jurek „Youreck” Szubert, który swoją przygodę z tatuażem rozpoczął w 2005 roku. W Endorfine Studio można będzie wykonać również piercing oraz czadową fryzurę (dredy lub warkoczyki). Jurek prócz tatuowania zajmuje się również malarstwem, śmiało poczyna sobie także na tablecie graficznym. Adres: Rzeszów Centrum, ul. Grunwaldzka 14 www.endorfinestudio.pl (w podwórzu)
Zamówienia
Tattoo Fest!! Jeśli masz problemy ze znalezieniem magazynu, mamy dla Ciebie dwie opcje do wyboru:
1.
Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 429 14 52 502 045 009 tattoofest@gmail.com Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s4 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.
2. Magazyn można
także kupić w formie elektronicznej na naszej stronie www.tattoofest.eu • Koszt jednego wydania to 10 zł • Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jest Acrobat Reader • PDF’y magazynu nie nadają się do druku Tę opcję szczególnie polecamy osobom przebywającym za granicą
TATTOOFEST 7
Gdzie jest najlepsza, polska konwencja? Oczywiście w Berlinie. To było bardzo przyjemne zakończenie roku, podsumowanie i możliwość popatrzenia z boku na to, co wydarzyło się na polskiej scenie tatuażu przez ostatnie dwanaście miesięcy. Ten festiwal w niemieckiej stolicy pozwala na obiektywną ocenę kondycji tatuażu w naszej części Europy, a także zmusza do refleksji: co dalej? Dla miłośników tuszu pod skórą to ostatnie tak duże wydarzenie w roku.
W
zasadzie mógłbym wiele nie pisać, może wystarczyłoby wkleić relację z zeszłego roku, ponieważ pod kątem organizacji, frekwencji, wyjazdu, atrakcji i samego miejsca nic się nie zmieniło. Konwencja w Berlinie od pierwszej do ostatniej, dziewiętnastej edycji pozostaje na swoim, wysokim poziomie. Nie gromadzi się na niej światowa śmietanka tatuatorskiego środowiska, ale pojawia się wielu znakomitych tatuatorów, którzy rok rocznie lub przynajmniej raz na jakiś czas na nią przyjeżdżają. Jeżeli chcecie się dowiedzieć czegoś o samej konwencji, odsyłam do 21 - go numeru naszego miesięcznika.
T
ym razem skupiłbym się na wątku poruszonym we wstępie, czyli „najlepsza, polska konwencja”. Rozmawialiśmy wiosną tego roku, podczas festiwalu w Moskwie z organizatorem „Berlina” i nakłanialiśmy, żeby jednak udostępnił nieco więcej miejsca dla polskich artystów. Miał mieszane uczucia i tłumaczył nam, że stara się zachować
TATTOOFEST 8
proporcje w liczbie wystawców. W 2009 roku udało się aktywnie uczestniczyć w konwencji 3RD EYE z Grudziądza, Alienowi z Wałbrzycha, Anabiemu ze Szczecina, Azazelowi z Milanówka, D3XS z Gliwic, studiu Juniorink z Warszawy, Kultowi z Krakowa oraz Ink - Ognoto z Rybnika. Z naszych emigrantów pojawił się Robert Hernandez, Szczotka i Kynst. Nie zabrakło również polskich firm handlujących sprzętem, czyli Cybertattoo i Workhouse. Już dzięki wyżej wymienionym mogliśmy poczuć się bardzo swobodnie i swojsko.
O
ile sam piątek, który był dniem rozruchu, minął raczej na patrzeniu na zegarek, to sobota i niedziela udowodniły, że warto jeździć do Berlina co roku. Oprócz wymienionych wystawców pojawiło się tylu Polaków, zarówno tatuatorów jak i osób przewijających się przez polskie konwencje, że wszędzie w zasadzie dało się słyszeć ojczysty język. Najdobitniej podsumował nas Libor z czeskiej gazety „Tetovani”: „Wy
to tutaj przyjeżdżacie pociągami, samochodami, autokarami i samolotami!”. No i coś w tym jest…
D
zięki temu, że pojawiło się tak wielu znajomych, było z kim zamienić parę zdań, usłyszeć całe mnóstwo opinii o tym, co dzieje się w środowisku, posłuchać plotek, żartów i zweryfikować wyobrażenia. Nie jestem w stanie wymienić wszystkich, nie chciałbym kogoś pominąć, ale te spotkania to coś, co lubię na konwencjach najbardziej, oczywiście poza samymi tatuażami. Właśnie podczas jednej z rozmów z Leszkiem Jasiną ze Szczecina padło z jego ust stwierdzenie: „To już jest polska konwencja…”. Wszystkie tego typu imprezy, które odbywają się w Polsce są raczkującymi na tle 19-stej berlińskiej edycji, fajnie, że tak wielu osobom chciało się na niej pojawić. Cieszy również fakt, że wielu naszych artystów zdecydowało się na wystawianie prac w konkursach, czego efekt to istna esencja tego, co dzieje się w polskim tatuażu.
N
o to przystępujemy do podsumowania konkursów. Piątek zaczął się bardzo niewinnie, tylko jedną kategorią - The Best Of Friday. Tutaj bezkonkurencyjny okazał się Jess Yen, artysta azjatyckiego pochodzenia pracujący w Kalifornii. W tym miejscu musimy się na chwilę zatrzymać, bo jego historia jest niesamowita. Postaram się ją opowiedzieć najdokładniej jak potrafię i mam nadzieję, że niczego nie przekręcę. A było to tak… Mieliśmy okazję po raz pierwszy nieco dłużej porozmawiać z tym artystą (nie licząc wcześniejszego wywiadu Bama z numeru 29) i zaczął od słów: „przyśniła mi się kiedyś Polska”. Ale nie miał pojęcia co to jest Polska. Zaraz po otwarciu oczu usiadł przy komputerze i zaczął szukać w sieci informacji dotyczących Polski. Znalazł, zadzwonił do swojej żony i poprosił, żeby podeszła do jakiegoś biura podróży i sprawdziła jak można się tam dostać. Ona, będąc gdzieś na ulicy w azjatyckiej dzielnicy, wstąpiła do pierwszego, lepszego i… szok! Na stole osoby obsługującej leżał
się coraz częstsze pozdrowienia dla Polaków od prowadzącego konwencję. Dalej kategoria „Individual”, a wiedzieliśmy już wcześniej, że mamy tutaj swoich faworytów i nie pomyliliśmy się: drugie miejsce Bartek - Gulestus, pierwsze Tofi - Ink-Ognito! Hura! Później chwila oddechu, „Azja” i nagrody zgarniają tatuatorzy spoza Europy. Ale to jeszcze nie koniec emocji. Kategoria „Portret” i trzecie miejsce Anabi, kategoria „Biomechanika” i bam, bam, bam, dwie nagrody wędrują do Leszka Jasiny ze szczecińskiego Gonzo, a główna nagroda zawiśnie w wałbrzyskim Alienie u Andrzeja Leńczuka. Pozostały dwie kategorie: „Realizm” i „Najlepszy w sobotę”. W pierwszej znowu podkreślamy wyższość Europy Wschodniej w tym stylu. Dwa pierwsze miejsca zdobyli Rosjanie, trzecie Tofi. No i na sam koniec jeszcze raz Tofi! THE BEST OF DAY! Po takim dniu, nic tylko usiąść przy piwku w miłym towarzystwie w tureckim kebabie. Potem w hotelu znalazł się jakiś Jägermeister, stół do bilardu i rozmowy trwały do czwartej nad ranem.
Piti, „Kult”
katalog wycieczek do Polski! Pamiętajcie, że było to w Kalifornii… Zadzwoniła do Jess Yena i powiedziała mu o tym. To już był nieco za duży zbieg okoliczności. W niedługim czasie po tym wydarzeniu, Jess otrzymał od nas propozycję udzielenia wywiadu. Wkrótce potem przyleciał do Europy na londyńską konwencję, opowiada dalej, i co? Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mu się w oczy był plakat polskiej konwencji - Tattoofest 2010. Po raz kolejny odwiedził Europę w grudniu i przeżył autentyczny szok widząc taką ilość Polaków i słysząc cały czas coś o Polsce w Berlinie. Nie wspominając już nawet o polskim kliencie umówionym na niedzielę… W Krakowie nie będzie go tylko dlatego, że ma już zapłacony boks na konwencji w Long Beach, ale jako pierwszy zapowiedział się na 2011 rok! Wracając do Berlina… Sobota to już o wiele więcej kategorii. Na początku „Tatuaż duży” i od razu polski akcent: trzecie miejsce zajął Broda z warszawskiego „Hand Of God”, za kolorowy rękaw z laseczkami. Miło było popatrzeć na drugą nagrodzoną pracę wykonaną przez tatuatora z berlińskiego studia „B52”, która o wiele ładniej wyglądała na żywo, w przeciwieństwie do tego, co widzicie na zdjęciu. Wreszcie pierwsze miejsce Noi Siamese. Gdy jego model wszedł na scenę, reporterzy spojrzeli wymownie na siebie i ktoś zapytał „czy to sen?”. Właściciel tatuażu pojawiał się już na wielu konwencjach, nagrodzony został również na krakowskim Tattoofeście. Naprawdę wielki szacunek należy się tatuatorowi. Ma on to szczęście, że modele (w innej kategorii pojawiła się druga osoba od Noi Siamese) potrafią odwdzięczyć się za piękne dzieło sztuki wykonane na własnej skórze i prezentują prace Noi na wielu imprezach. Jeżeli ktoś tatuuje i chce pokazać na jakiejś konwencji pracę, z której jest bardzo zadowolony, graniczy to niemal z cudem. Ale wracamy do konkursów. Następna kategoria: „Tatuaż mały” i mamy trzeci „Platz” za pracę Bartka Konwińskiego (przepraszam, że nie odebraliśmy nagrody pod Twoją nieobecność, ale w natłoku pracy po prostu to umknęło…), a pierwsze miejsce zdobywa znowu Broda! Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Pojawiają się wyniki w „Crazy” - drugie miejsce Anabi ze Szczecina, czyli powtórka z zeszłego roku. Emocje rosły i zaczęły
Iza, „Kult”
Kynst Junior, „Juniorink”
Tofi, „Ink-Ognito” i szczęśliwy, wytatuowany Michał Edek, „Kult”
P
o kilku godzinach snu, kawie i kanapce wróciliśmy do Areny. Niedziela - ostatni dzień konwencji. Konkursy zaczęły się z około godzinnym opóźnieniem. Na pierwszy strzał poszedł „Ornament”. Wśród wystawianych prac znalazła się tylko jedna polska, AgRypy z krakowskiego Kultu i od razu zaczęliśmy od zdobycia drugiego miejsca. Następnie pojawiły się kolorowe tatuaże, duża dawka wrażeń. Anabi ustępuje jedynie Noi Siamese i Borisowi z Węgier, od lat mistrzowi koloru. Pięknie! Na scenie zaczęły pojawiać się tatuaże tradycyjne, old schoolowe. Tutaj nie mamy specjalnie swoich reprezentantów, jakaś dziura w branży. Zabrakło Murasa? Peter Bobek pokonuje Phila Kyle’a i Demona z „Bring It On”. Pozostaje deser, kategoria „Czarno - szary”. Znowu mnóstwo pięknie wycieniowanych prac, płynnych przejść, trójwymiaru i przestrzeni. Tutaj królem został Jess Yen, ale dwie następne nagrody jadą do Polski! Drugie miejsce znowu Anabi, a trzecie znowu Tofi. Ręce same składają się do oklasków! Najlepszym tatuażem zrobionym w niedzielę okrzyknięta została praca Volkera z Buena Vista Tattoo Club. Temu tatuażowi została również przyznana nagroda The Best Of Show!
Tofi, „Ink-Ognito”, Karol, „Workhouse”
Leszek, „Gonzo”, Lenu, „Alien” Jawor i „satan family”, Radek, „TF/TV”
TATTOOFEST 9
TATTOOFEST 10
Anabi, Anabi-Tattoo, Polska, II „Czarno/Szary”
Volker, Buena Vista, Niemcy, „Najlepszy w Niedzielę” i „Konwencji”
Anabi, Anabi-Tattoo, Polska, III „Portret”
Jess Yen, My Tattoo, USA, II „Portret”
Jürgen Weilhammer, Fractopia, Niemcy, III „Indywidualny”
David Laszlo, Reinkarnation, Niemcy, II „Mały”
Tofi, Ink-Ognito, Polska, „Najlepszy w Sobotę”
Phil Kyle, Magnum Opus, Anglia, II „Tradycyjny”
Tofi, Ink-Ognito, Polska, III „Czarno/Szary”
„Nie chodzi tu o rywalizację, dostawanie nagród, kolejną statuetkę, ale o dobrą zabawę, motywację zarówno dla tatuatorów i dla wszystkich tych, którzy chcą się tatuować, by sięgali po jeszcze lepsze tatuaże”.
TATTOOFEST 11
Tofi, Ink-Ognito, Polska, I „Indywidualny”
Tofi, Ink-Ognito, Polska, III „Realistyczny”
Noi Siamese 3, 1969, Norwegia, II „Azja”
Bartek, Gulestus, Polska, II „Indywidalny”
TATTOOFEST 12 Avishai Tene, Ink Junkies, Izrael, III „Azja”
Boris, Węgry, I „Kolor”
Anabi, Anabi-Tattoo, Polska, III „Kolor”
Noi Siamese 3, 1969, Norwegia, II „Kolor”
Bartek Konwiński, Barttattoo, Polska, III „Mały”
Jess Yen, My Tattoo, USA, I „Azja”
Tattoo Fest Family on Tour!
Podsumowując. Podczas konkursów zostało przyznanych 39 nagród, z czego 22 zdobyli tatuatorzy z byłego bloku wschodniego, aż 16 przypadło Polakom, więc zabrakło zaledwie trzech, by zagarnąć połowę wszystkich rozdanych! Opisałem to, co się stało trochę jak relację z zawodów, ale nie o wyścig tu chodziło. Dla mnie jednak, jako organizatora konwencji, jest to bardzo ważna część programu. Nie chodzi tu o rywalizację, dostawanie nagród, kolejną statuetkę, ale o dobrą zabawę, motywację zarówno dla tatuatorów i dla wszystkich tych, którzy chcą się tatuować, by sięgali po jeszcze lepsze tatuaże. To przecież również inspiracja. W przypadku Berlina 2009 doświadczyłem jeszcze jednego wrażenia. To co dzieje się obecnie w Polsce z tatuażem jest na jak najlepszej drodze. Jest mnóstwo ludzi, którym się coś chce, którzy uczestniczą w budowaniu polskiej sceny i cały czas podnoszą poprzeczkę. Pojawiają się kolejni młodzi tatuatorzy, którzy rozumieją jakie mają przed sobą wyzwania, ale z drugiej strony wiedzą, że mogą w swoim rozwoju liczyć na pomoc starszych tatuatorów. Na koniec wreszcie, osoby które się tatuują lub chcą się wytatuować w Polsce mogą spać spokojnie, bo jest w czym wybierać. Świadomość czym jest dobry tatuaż i komu można zaufać wciąż rośnie. Nie zepsujmy tego!
To był kolejny wyjazd zorganizowany przez TF jako wycieczka grupowa. Autokar wyruszył z Krakowa w środku nocy z ponad czterdziestoosobową grupą miłośników tatuażu. Na pokładzie znalazły się indywidualne osoby, jak i przedstawiciele kilku studiów tatuażu: Azazela, Aliena z Dąbrowy Górniczej, Lucky z Tychów, Kameleona z Koszalina i Kultu. Nie był to nasz pierwszy wyjazd do Berlina, hostel mieliśmy zarezerwowany bliziutko przy konwencji, wiedzieliśmy gdzie można w pobliżu smacznie i tanio zjeść oraz jak dojść na miejsce festiwalu. Nasze autokarowe wycieczki są bardzo dobrze postrzegane na Zachodzie i każda kolejna odbija się szerokim echem. Wielu organizatorów konwencji zwraca się do nas z prośbą o zaplanowanie podobnego na ich imprezę. Nie chodzi tutaj o sprzedanie kolejnych 50 - ciu biletów, o nie! W Berlinie organizator dał nam zniżkę na karnety trzydniowe, z 38 euro na 10!!! To bardzo miły gest, który świadczy o tym, że wszędzie brakuje jakichś wspólnych inicjatyw, współpracy, poczucia więzi i przynależności. Dla wszystkich tych, którzy kreują współczesny tatuaż, tatuatorów, organizatorów konwencji, wydawców gazet, właścicieli studiów etc. jest to sposób na zarabianie pieniędzy, a kto mówi inaczej, najzwyczajniej kłamie. Z drugiej jednak strony, w całej tej społeczności jest ogromna rzesza ludzi, którzy oprócz samego interesu, w tatuażu widzą pasję, sposób na życie i starają się połączyć miłe z pożytecznym. Dlatego tak dobrze są postrzegane wszystkie działania, które scalają scenę i budują nowe relacje.
O
statni wyjazd do Berlina jako „autokar”, był w moim mniemaniu najmniej udany. Rozmyła się jakaś idea wspólnej zabawy, integracji, która jest celem wyjazdu. Czarę goryczy przelało podczas powrotu zachowanie kierowcy - idioty, mylącego kilkakrotnie drogę (wracaliście kiedyś z Berlina drogą na Francję?), nie pozwalającego skorzystać z toalety, całe trzy dni naburmuszonego, z roszczeniową postawą i wystającą z butów słomą. Moja reakcja na takie zachowanie podczas powrotu, po wypiciu Jägermeistera i puszczeniu nerwów, również pozostawia wiele do
TATTOOFEST 13
TATTOOFEST 14
I wypijcie czasami zdrowie za wątrobę Przemka :) Dziękuję Radek
P
ozdrawiamy uczestników wyjazdu: Andrzeja, Macieja, Karolinę, Marcina, Mateusza oraz Mateusza, Ulę, Kahu, Przemka, Mateusza, Piotra, obu Mariuszów, Aretę, Sebastiana, Pawła, Tomka, Krzyśka, Kaśkę, Michała, Katarzynę, Przemka, Krzyśka, Agnieszkę, Monię, Dominika, Łukasza, Artura, Radosława :), Izę, Marcina oraz Magdę.
Broda, Hand Of God, Polska, I „Mały”
A
le, żeby nie kończyć w takim tonie… Baaaaardzo, bardzo dziękuję wszystkim, którzy uczestniczyli w naszym wyjeździe, a także wszystkim tym, którzy nam zaufali przy poprzednich i mam nadzieję, dobrze się bawili! Bez Was wszystkich, tych, którym się coś chce zrobić, zobaczyć i rozwinąć nie byłoby nas tam, gdzie jesteśmy dziś!!!
Broda, Hand Of God, Polska, III „Duży”
Leszek Jasina, Gonzo, Polska, III „Biomechanika”
Andrzej Leńczuk, Alien, Polska, I „Biomechanika” Anabi, Anabi-Tattoo, Polska, II „Crazy”
życzenia (ci co byli wiedzą i tych, którym się nie spodobała, szczerze przepraszam…). Postanowiłem w najbliższym czasie nie organizować nigdzie wyjazdu, dając sobie czas na przemyślenie mijającego roku.
Peter Bobek, Tribo, Czechy, I „Tradycyjny”
TATTOOFEST 15
Игорь Bинни, M.Meчo, Rosja, I „Realistyczny” Marcus, All Style Tattoo, Niemcy, I „Crazy” Rolf, B52, Niemcy, II „Duży”
Jess Yen, My Tattoo, USA, I „Czarno/Szary”
TATTOOFEST 16
Demon, Bring It On, Szwecja, III „Tradycyjny”
Bara, Tribo, Czechy, I „Ornament”
Ricky Sta Ana, Skinworkz, Filipiny, III „Ornament”
Andy, Andy’s Tattoo, Niemcy, I „Portret”
Den, Rosja, II „Realistyczny”
Leszek Jasina, Gonzo, Polska, II „Biomechanika”
AgRypa, Kult, Polska, II „Ornament”
Paweł, „3RDEYE”
AgRypa, „Kult” i Pavel Angel
Arek, „Jokers”
Batoon, „Azazel” Anabi
Dominik z „Azazela” i Robert Hernandez
Jess Yen, My Tattoo, USA, „Najlepszy w Piątek”
Gonzo i Edek
Noi Siamese 3, 1969, Norwegia, I „Duży”
Rogal, „Jazz” i Darek z Bartkiem z „Gulestusa” Bartek, „Jokers”
Nagrodzony i Broda z „Hand Of God”
TATTOOFEST 17
Dimitri Hk: Francuz, pół życia w branży, dwa lata do czterdziestki i głowa pełna zwariowanych pomysłów. Jego imię wypowiadane jest jednym tchem pośród takich artystów jak Steph D czy Jee Sayalero. Specjalizuje się w… no właśnie, pewnie krócej będzie, gdy wymienię w czym Dimitri się nie specjalizuje, z uwagi na to, że jego portfolio jest niezwykle różnorodne, bogate w mnogość technik, styli i inspiracji. Najbardziej znany jest jednak z wyrafinowanych kompozycyjnie, nasyconych kolorami, szalonych tatuaży. To osoba, która sprawia wrażenie nieustającej w pędzie i dążeniu do bycia coraz lepszym. Od kilku lat jest także wydawcą własnych książek, publikacji wykonanych w kooparacji ze świetnymi artystami dla tatuatorów z całego świata. O mnogości inspiracji, projekcie „Around The Caps”, francuskiej scenie tatuażu i brunetkach macie okazję przeczytać poniżej.
TATTOOFEST 21
Bam: Sprawiasz wrażenie bardzo uniwersalnego artysty, robiącego głównie kolorowe zwariowane projekty, nie stroniącego jednak od próbowania swych sił z najróżniejszymi tatuażami. Oglądałem świetne cieniowane portrety czy kompozycje biomechaniczne w twoim wykonaniu. Spotykam się z opiniami, że nie można robić wszystkiego tak samo dobrze, jak i z przekonaniem, że tylko osoba potrafiąca
Bam: Steph D i Jee Sayalero. Wiem, że znacie się od dawna i łączy was wiele wspólnych projektów. Co jeszcze stanowi wspólny mianownik pomiędzy tymi dwoma dżentelmenami, a tobą? Dimitri: Nie wiem o kim mówisz… masz może na myśli tych dwóch, co zawsze squatują na konwencjach obok mnie ze swoimi boksami? Zawsze kradną mi pomysły i kopiują mój styl? Ha, ha ha… A tak poważnie, Steph D jest moim przyjacielem od ponad 20 lat. Z Jee Sayalero znamy się prawie od dziesięciu, nie można tu również pominąć Safwana z Kanady, z którym przyjaźnię się od 15 lat. Wszyscy uwielbiamy razem rysować i polepszać tym samym naszą technikę oraz rozwijać kreatywność.
Bam: Powiedz proszę coś o sobie. Dimitri: Jestem Dimitri Hk. Mam 38 lat i tatuuję od 1990 roku. Mieszkam w Saint - Germail - en - Laye we Francji, gdzie pracuję już 15 lat.
TATTOOFEST 23
Bam: Projekty tworzone razem z przyjaciółmi doczekały się już niejednego wydania. Opowiedz o „Tattoo Handbook” i „Body Suits”. Skąd wziął się pomysł na „Around the Caps” i jakie masz najbliższe plany wydawnicze? Dimitri: Lubiliśmy wraz z przyjaciółmi projektować wzory na całe ciało. Podczas pewnego wieczoru spędzonego na rysowaniu, postanowiłem te prace wydać. Był to niesamowity projekt, wiele spotkań, masa śmiechu, sporo kłótni etc. W końcu, w 2008 roku powołałem do życia własne wydawnictwo o nazwie „Around the Caps”, dzięki czemu łatwiej jest mi prowadzić dystrybucję tych książek za granicą. Od tego czasu, bardzo lubię wydawać książki. Mam wiele pomysłów w głowie i sporo projektów chciałbym jeszcze zrealizować. Plany na
Bam: Często sięgasz po tematy z tradycyjnej sztuki japońskiej, buddyzmu… Dimitri: Uwielbiam podkradać tradycyjne motywy i przerabiać je w nowoczesny sposób. Zobaczcie zwariowaną Ganeshę, którą zrobiłem!
poprawnie wykonać każdy rodzaj tatuażu, zasługuje na miano prawdziwego artysty. Jak ty podchodzisz do sprawy? Dimitri: Hej! Odpowiedziałeś na to pytanie za mnie! Zgadzam się! Jeśli ciągle robiłbym to samo, pewnie szybko by mnie to znudziło. Tatuuję od prawie 20 lat, przez ten czas zdążyłem poeksperymentować z najróżniejszymi stylami i tematami, dzięki czemu nigdy nie poczułem nudy!
TATTOOFEST 25
Bam: Co aktualnie najbardziej lubisz tatuować? Dimitri: Śliczne brunetki z wielkimi cyckami ha, ha! To zależy od chwili. Jest wiele motywów, które lubię rysować,
Bam: Jesteś bardzo doświadczonym tatuatorem. Powiedziałbyś, że mimo tych 20 lat w branży wciąż uczysz się nowych rzeczy? Dimitri: Oczywiście. Uczę się praktycznie każdego dnia. Nie ważne ile lat minęło, wciąż spotykam ludzi i odkrywam nowe rzeczy, które pchają mnie do przodu. Tatuowanie jest jak pędzący pociąg. Trzeba codziennie starać się zadawać pytania i szukać odpowiedzi żeby nie zostać w ostatnim wagonie. Niestety ja najczęściej ląduję w wagonie barowym! Ha, ha, ha!
Bam: Tatuaż vs graffiti - jak to widzisz? Dimitri: Osobiście nie maluję graffiti i nie pochodzę z tego świata. Choć faktem jest, że trójka tatuatorów z mojego studia (Steph D, El Zamo i Julien) ma swoje korzenie w tej kulturze. Myślę, że termin tatuaż vs graffiti można by zamienić na tatuaż + graffiti. Ostatnimi czasy, wielu tatuatorów maluje i duża liczba writerów jest wytatuowana, style i tematy się mieszają, uzupełniają wzajemnie. Granice pomiędzy tymi światami się zacierają łącząc te dwie płaszczyzny.
2010 to mój nowy sketchbook, którego wydanie planuję na luty, przed konwencją w Mediolanie. Chciałbym też wypuścić „Tattoo Handbook vol. 2”, na przełomie września i października.
Bam: Skąd czerpiesz inspiracje? Dimitri: Moje inspiracje są liczne i różnorodne. Głównie czerpię je z komiksów. Potrafię spędzać godziny na analizowaniu poszczególnych klatek, pozycji, dynamiki, punktów odniesienia… Jak wszyscy inspiruję się
więc nie mam jakiś specjalnych preferencji, może to być biomechanika, komiks, portrety znanych ludzi, motywy orientalne, ważne żeby było podane na mój własny sposób. Bam: Co powiesz o francuskiej scenie tatuażu? Jakie zmiany zaszły na przełomie ostatnich 15 czy 20 lat? Dimitri: W tym czasie poziom znacznie się podniósł. Wiele styli zostało ulepszonych i rozwiniętych. Wyrosło paru marginalnych artystów czerpiących inspiracje ze sztuki graffiti, grafiki, kreskówek i innych. Jest bardzo
również tym, co mnie otacza. Lubię stare książki o rysowaniu, odwiedzanie starych kościołów, bójki w metrze, dobre filmy…
Bam: Czym zajmujesz się w wolnym czasie? Dimitri: Czas wolny? Co to jest czas wolny? Nie wiem, co to słowo oznacza!
różnorodnie! Francuzi wreszcie otwierają się na tatuaż, a stare oklepane tematy ustępują świeżym pomysłom. We Francji tatuaże traktowane są z pewną dozą humoru, co bardzo mi się podoba! Wcześniej tak nie było…
www.myspace.com/dimhk www.tatouage.fr
Thomas Kynst
jest jednym z wielu naszych rodaków, którzy przed laty wyjechali za granicę, tam ułożyli sobie życie oraz rozpoczęli karierę tatuatorską. Jednak w przeciwieństwie do innych, Thomas jest bardzo mało znany w Polsce. Specjalizuje się w tatuażach mrocznych i realistycznych, głównie wykonuje je w szarościach, często z dodatkiem czerwonych elementów, które potęgują wrażenia. Niedawno udało nam się spotkać osobiście na berlińskiej konwencji. Niebawem Wy też będziecie mieć taką możliwość, gdyż Kynst jest jednym z naszych gości, którzy pojawią się na piątej edycji krakowskiego Tattoofestu.
TATTOOFEST 28
Krysia: Pochodzisz z Polski, kiedy opuściłeś nasz kraj? Odwiedzasz nas czasem? Thomas: Tak, pochodzę z Polski, ale od wielu lat mieszkam w Holandii. Kraj ojczysty odwiedzam z radością, ale niestety dość rzadko, głównie przy okazji spotkań z rodziną i znajomymi. Krysia: Jak zaczęła się twoja przygoda z tatuażem? Thomas: Od dzieciństwa dużo rysowałem i malowałem. Wsparcie dawała mi rodzina, która wychodząc naprzeciw moim pasjom, przy każdej okazji obdarowywała mnie farbami, ołówkami, między innymi również w nadziei na kolejne rysunki kwiatów, dzieci czy domowych pupili. Z czasem zacząłem podglądać prace mistrzów oraz rozróżniać style i formy wizualne. Ku zdziwieniu dorosłych, zawsze bliższe były mi surrealistyczne, nieprzystające do wizerunku nastolatka, wytwory ciemnej strony wyobraźni, obrazy śmierci i przemijania. Tatuaż stanowi w moim życiu w pewnym sensie dzieło przypadku. Kiedyś przed laty ktoś zobaczył moje obrazy i szkice, i zaproponował, abym go wytatuował (!), a przy okazji nauczył się od niego tej sztuki. Było to dla mnie sporym zaskoczeniem, jednocześnie bardzo mnie zaintrygowało. Propozycję, rzecz jasna, przyjąłem i od tamtej pory zaczęła się moja prawdziwa przygoda z tatuażem. Krysia: Opowiedz o swoim studiu. Pracujesz tam sam? Kto ci pomaga? Thomas: Po jakimś czasie postanowiłem zająć się tatuowaniem profesjonalnie. Kilka lat temu w holenderskim mieście, gdzie żyje i tworzy moja żona - malarka, założyłem własne studio tatuażu.
Współtworzy je grupa utalentowanych ludzi, między innymi zajmująca się piercingiem Kirsten, praktykująca, młoda, holenderska graficzka Iris. Artystyczne wsparcie i duchową inspirację niezmiennie od lat daje mi żona Hanneke. Pracuję z założeniem artystycznej samorealizacji, dlatego najchętniej wykonuję autorskie projekty, co pochłania sporo czasu i wymaga dużego zaangażowania. Moje studio nie jest rodzajem „street shopu”, nie wykonuję więc tzw. szybkich zleceń, tatuaży z katalogu, co pozwala mi w pełni twórczo zająć się wyrafinowanym odbiorcą sztuki tatuażu. Krysia: Znalazłam informację, że 2 dni w tygodniu twoje studio jest nieczynne, jaki jest tego powód, co wtedy robisz? Thomas: Jestem do dyspozycji w studio 4 dni w tygodniu, resztę czasu poświęcam na rysunek, szukanie inspiracji, dużo też podróżuję. Krysia: Wiem, że planujesz pojawić się na najbliższej krakowskiej konwencji, co cię do tego skłoniło? Dlaczego dopiero teraz?! Thomas: Niewiele wiem o scenie tatuażu w Polsce, mam jednak świadomość, że sytuacja dynamicznie się zmienia, pojawia się coraz więcej bardzo utalentowanych artystów, co mnie cieszy i intryguje. Do tego miasta przyciąga mnie ciekawość, a jednocześnie sentyment, gdyż mieszka tu do dziś duża część mojej rodziny. O krakowskiej konwencji słyszałem dużo pozytywnych opinii i dlatego postanowiłem wziąć w niej udział.
Krysia: Dużo podróżujesz - konwencje, guest spoty - gdzie najchętniej jeździsz? Thomas: Ciągła podróż wiąże się nierozerwalnie z pracą tatuażysty. Staram się jak najczęściej bywać w ciekawych miejscach, poznawać wyróżniających się twórców, uczyć się od nich, konfrontować i rozmawiać z nimi. Lubię guest spoty, podczas których mam możliwość wymiany doświadczeń z najlepszymi. Często bywam u Beza („Triplesix Studios”) w Anglii, co roku jestem w USA w „Off the Map”, ostatnio gościłem także w „Last Rites” w Nowym Jorku, co zaowocowało twórczą weną, ale też oczywiście ciekawymi kontaktami. Regularnie biorę udział w konwencjach, najbardziej lubię atmosferę kreatywności amerykańskiej „Paradise Gathering”. Krysia: Specjalizujesz się w tatuażu realistycznym - co cię w nim pasjonuje? Co najbardziej lubisz tatuować? Thomas: Najchętniej zajmuję się realizacją moich artystycznych, mrocznych wizji, skojarzeń i inspiracji, aczkolwiek przyznaję, że z dużą przyjemnością wykonuję również tatuaże realistyczne, co pozwala stale rozwijać moje umiejętności związane z rysunkiem. Krysia: W linkach na twojej stronie od razu rzuciło mi się w oczy nazwisko Beksiński - jak bardzo jest to dla ciebie ważna postać? Co wniósł do twojej twórczości? Thomas: Zdzisław Beksiński jest kluczową postacią w rozwoju mojej świadomości twórczej. W młodości fascynowały mnie jego czarno - białe fotografie, później wzorem były abstrakcyjne rysunki zdeformowanych ludzkich ciał.
TATTOOFEST 29
Nieskończoną inspiracją są jego obrazy pełne fantastyki, symboli i atmosfery grozy. Twórczość Beksińskiego jest dla mnie niedoścignionym wzorem. Inspiracją jest dla mnie także klasyka malarstwa, rzeźba, sztuka współczesna, fotografia i muzyka, która stanowi integralną część mojej twórczości. Mroczne klimaty i tzw. dziwne dźwięki były dla mnie zawsze natchnieniem. Audycje Tomka Beksińskiego (syna Zdzisława), których namiętnie słuchałem jako nastolatek w polskiej radiowej „Trójce”, były i są dla mnie ważnym elementem estetycznego dojrzewania. Oczywiście z przyjemnością czerpię od tworzących aktualnie znakomitości sztuki tatuażu, m.in. Roberta Hernandeza, anglika Beza („Triplesix Studios”), Cristiana Benvenuto, podziwiam też styl Tomasza „Tofiego” Torfińskiego. Krysia: Jak oceniasz to, co dzieje się na holenderskiej scenie tatuażu? Jakie tatuaże preferują Holendrzy? Thomas: W Holandii tatuaż jest bardzo popularny, nie tylko wśród twórców, ale też u potencjalnego odbiorcy. Scena holenderska, jak każda inna, wspaniale się rozwija i wciąż zaskakuje nowymi talentami. Organizuje się dużo konwencji i imprez związanych z tatuażem. Jeśli chodzi o odbiorcę, jest on dość zróżnicowany, są wielbiciele wyrafinowanego tatuażu, przygotowani na wielogodzinne sesje w odległych od siebie terminach, są także fani tzw. „street shopów”, czyli przychodzący na szybkie zlecenia. Krysia: Czym najczęściej zaskakują cię klienci? Thomas: Jestem osobą otwartą, ale równocześnie asertywną; jestem przygotowany na różne, nawet najbardziej wyszukane koncepcje i oczekiwania klienta, ale jednocześnie trzymam się własnej drogi twórczej i zawodowych zasad. Przyznaję, że czasem z zaskoczeniem przyglądam się klientom, którzy z dużą cierpliwością poddają się wielogodzinnym sesjom, tatuując np. krtań. Krysia: Możesz zdradzić nam jakieś zawodowe plany? Thomas: Chciałbym pogłębić współpracę z rynkiem amerykańskim, w swoim studio organizować guest spoty z udziałem ciekawych artystów z całego świata. Chciałbym móc rozwijać się i nadal czerpać satysfakcję z tego, co robię. W najbliższych planach mam kilka wyjazdów na gościnne tatuowanie w Anglii i USA, wybieram się na wiele międzynarodowych konwencji, między innymi po raz pierwszy do Szwecji. TATTOOFEST 30
TATTOOFEST 31
www.myspace.com/kynst www.kynst.com
TATTOOFEST 32
TATTOOFEST 33
TATTOOFEST 34
www.myspace.com/kynst www.kynst.com
N
ie można generalizować i osądzać książki po okładce… Od czasu do czasu powtarzam sobie to mądre zdanie. Rzeczywistość jednak uzmysławia, że pewne analogie nie pozwalają sztywno trzymać się tych zasad. Doświadczenie natomiast pokazuje, że z którymkolwiek z tatuatorów azjatyckiego pochodzenia nie współpracowałbym, kooperacja zawsze należy do przyjemnych i przebiega zaskakująco szybko, sprawnie i w niesamowicie miłej atmosferze. Realizacja materiału z Dong Dongiem z „Mummy Tattoo” również nie stanowiła wyjątku. Nie wiem w czym dokładnie tkwi sekret, ale z pewnością jest to kwestia mentalności i wrodzonej pokory ludzi z Dalekiego Wschodu… temat jest otwarty, tymczasem zapraszam do wywiadu. Panie i Panowie,
Dong Dong.
W pełnym rozkwicie TATTOOFEST 36
Bam: Hej, jestem Bam! Słowo o tobie… Dong Dong: Cześć, Nazywam się Xiao Dong Zhou, mówią mi Dong Dong. Jestem tatuatorem, mam własne studio „Mummy Tattoo” w Chinach, a dokładnie w Pekinie. Bam: Często ludzkie losy układają się w całkowicie przypadkowy sposób, czasem są wynikiem dokładnego realizowania ściśle ustalonych planów. Jak było w twoim przypadku i skąd wziął się pomysł pracy z ludzkim ciałem? Dong Dong: Już jako dziecko zacząłem uczyć się tradycyjnego, chińskiego malarstwa „Gong Bi”. W latach 80 - tych nie było w Chinach studiów tatuażu, ludzie tatuowali się sami lub kaleczyli swoich znajomych przy użyciu igieł do szycia i tuszu kreślarskiego, a wybieranymi motywami były głównie litery bądź inne małe wzory. Pamiętam, że w podstawówce tatuowałem znajomego przy pomocy różanych kolców… W wieku 18 lat przeprowadziłem się do Pekinu i zacząłem uczęszczać do szkoły plastycznej, wciąż nie było tam żadnego studia, lecz sporo młodych ludzi tatuowało się dla zabawy, w ten sposób kolega zrobił mi mój pierwszy tatuaż przy użyciu maszynki własnej roboty. Później sam zacząłem tatuować, było to moje hobby i sposób na zarobienie dodatkowych pieniędzy. Z czasem to dorywcze zajęcie stało się moim głównym źródłem zarobku i drogą życiowej kariery. W 2000 roku po raz pierwszy miałem styczność z prawdziwą sztuką tatuażu, czymś co w ogóle nie przypominało prac, które wcześniej widziałem. Byłem oszołomiony! Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że tatuaże mogą być tak różnorodne i kolorowe. Byłem pod ogromnym wrażeniem i bardzo chciałem posiąść całą wiedzę na ten temat. Im więcej miałem informacji, tym głębiej ten świat mnie pochłaniał i nie mogłem się już cofnąć. Zdałem sobie sprawę, że tatuowanie jest właśnie tym czego szukałem i po długim namyśle zrezygnowałem z dotychczasowej pracy, by rozpocząć karierę tatuatora. Bam: Co myślisz o tebori, tradycyjnej, ręcznej metodzie tatuowania? Próbowałeś kiedykolwiek swoich sił w tej technice? Jakie są jej zalety i wady? Dong Dong: Nigdy nie tatuowałem tą metodą. Wymaga ona bardzo dużo zręczności. W Tajlandii, Malezji i Japonii część tatuatorów wciąż podtrzymuje tradycję i przekazuje ją swoim uczniom. Widziałem trochę świetnych prac wykonanych przy użyciu tej techniki, gdzie kolor siedział porządnie i był ładnie nasycony, lecz metoda ta ma swoje ograniczenia. Jednym z nich jest bardzo wolne tempo pracy. Porządny „back piece” robi się kilka lat. Jako, że nigdy nie próbowałem, nie mogę tej techniki osądzać, jednak podziwiam artystów pielęgnujących tradycje, ponieważ dbają o piękną kulturę i robią coś dla przyszłych pokoleń.
Bam: Tatuowanie dużych powierzchni w skomplikowane kompozycyjnie motywy wymaga niemało umiejętności i doświadczenia. Starasz się raczej wszystko wcześniej narysować i dokładnie zaplanować czy preferujesz freehand? Dong Dong: Najczęściej sytuacja wygląda tak, że klient ogląda moje rysunki i mówi: „chcę to!”. Wtedy bazując na tym rysunku tworzę go od nowa na ludzkim ciele, nazywam ten etap „re - kreacją”. W zależności od miejsca, które zostanie poddane tatuowaniu, biorę pod uwagę układ mięśni i dopasowuję rysunek. Ponieważ ten sam motyw rysowałem wcześniej na kartce, czuję się bardziej swobodnie i daję się ponieść inspiracji. W pewnych przypadkach muszę narysować coś specjalnie dla klienta, czasem pozwalam sobie na stuprocentowy freehand, który dostarcza masę zabawy i jest zarazem ekscytujący. Bam: Skąd czerpiesz inspiracje? Dong Dong: Zewsząd. Parę dni temu jechałem gdzieś samochodem i gdy zatrzymałem się na światłach moją uwagę przykuł billboard ze zdjęciem peonii w pełnym rozkwicie, w idealnych kolorach i ujęciu. Bardzo mnie to natchnęło. Kocham także podróżować, bo czerpię wtedy inspiracje od ludzi, których spotykam, z rzeczy które obserwuję. Gdy jestem w obcym kraju
odwiedzam muzea, galerie i księgarnie, zwracam uwagę na architekturę, obrazy, posągi i rękodzieło. Wszystko to ma na mnie ogromny wpływ, bo różni się tak bardzo od sztuki chińskiej. Zachwyciły mnie posągi bohaterów greckiej mitologii, odsłaniające ich ciała i pokazujące piękny układ mięśni. Chińskie, tradycyjne posągi nie odsłaniają prawie w ogóle ciała, eksponują za to ciężkie, ozdobne stroje. Moje uznanie wzbudzają również mistrzowie malarstwa olejnego. Kompozycja, kolory i wyobraźnia twórców poszerza moje horyzonty. Wciąż jednak moją główną inspiracją jest chińska kultura i sztuka: legendy, niezliczona ilość świątyń i cudownej architektury, chińskie rysunki wykonywane tuszem stanowią dla mnie niewyczerpane źródło odwołania. Bam: Kto jest twoim ulubionym artystą ze „starej szkoły” tatuatorów orientalnych? Dong Dong: Jest kilku artystów, których podziwiam. Jeżeli chodzi o starych mistrzów, będzie to Sandaime Horiyoshi (Horiyoshi III - przyp. Bam), legenda tatuażu orientalnego. Bam: Wspominałeś, że uwielbiasz podróżować. Które miejsca wspominasz najlepiej?
TATTOOFEST 37
dong dong TATTOOFEST 38
TATTOOFEST 39
Dong Dong: Pracowałem już w Niemczech, Hiszpanii, Singapurze i Australii. Wszędzie bawiłem się świetnie, ciężko powiedzieć gdzie było najlepiej. Zawsze zaskakiwali mnie klienci. Czułem, że ufają mi w stu procentach. Bardzo chciałbym kiedyś odwiedzić studio „Yellow Blaze” w Japonii, mam nadzieję, że ten dzień nadejdzie! Bam: Opowiedz o swoich rękawach. Kto je robił? Ile miałeś lat decydując się na pierwszy tatuaż? Dong Dong: Oba rękawy powstały u moich ulubionych tatuatorów. Prawy jest w bardzo zachodnim stylu, przedstawia demony, czaszki i śmierć. Wykonał go niemiecki artysta Norman, który jest moim dobrym przyjacielem i utalentowanym człowiekiem. Lewy rękaw jest utrzymany w bardziej tradycyjnym, orientalnym stylu i został wytatuowany przez Tajwańczyka zwanego Diao Qi. Pierwszy raz zdecydowałem się na tatuaż mając 19 czy 20 lat, to było kiedy opuściłem rodzinne miasto przeprowadzając się do Pekinu. Czułem w sobie buntownicze zapędy i potrzebowałem wyrazić się w jakiś sposób, więc zdecydowałem się na tatuaż, co w tych czasach było w Chinach przejawem kontestacji. Bam: Etyka w zawodzie tatuatora. Jak wyglądają twoje zasady? Dong Dong: Generalnie, nie tatuuję nikogo poniżej 18 roku życia, trzymam się
TATTOOFEST 40
wysokich standardów higieny i nie kopiuję innych. Bam: Jak ważny jest dla ciebie rysunek? Ile czasu poświęcasz na doskonalenie umiejętności plastycznych? Dong Dong: Rysuję 3 - 4 godziny dziennie. Nie tylko na potrzeby konkretnego klienta, częściej po prostu dla zabawy. Zamieniam swoje inspiracje i pomysły na rysunki. Przez to moje projekty są coraz lepsze, mają ciekawszą kompozycję i kolory. Rysunki są też świetnym źródłem odwołania dla moich klientów. Bam: Jak żyje ci się w Pekinie? Jak wygląda praca z tamtejszymi klientami? Dong Dong: Pekin zmienia się coraz bardziej w międzynarodowe miasto, podobne są więc również problemy: denerwujący ruch samochodowy, zanieczyszczenie powietrza i duże koszty życia. Z drugiej strony jest to bardzo atrakcyjne miasto o bogatej historii, z pięknymi zabytkami i architekturą. Jedną z najlepszych cech tego miasta jest to, że można tu bardzo dobrze zjeść (bratnia dusza! - przyp. Bam). Dostaniesz tu najlepsze jedzenie w Chinach. Moi klienci pochodzą głównie z zagranicy, stanowią jakieś 70%, reszta to ludzie, którzy pracują i żyją w Chinach. Wszyscy zazwyczaj dobrze znają moje prace i ufają mi całkowicie. Klienci z Chin również zaczynają bardziej doceniać moją pracę, bo tatuaż w Chinach jest coraz bardziej
akceptowany, co idzie w parze z poziomem edukacji i statusem społecznym moich klientów. Bam: Jak spędzasz czas wolny? Dong Dong: Poza rysowaniem i podróżowaniem mam sporo zainteresowań. Latem często spędzamy ze znajomymi czas na powietrzu, chodzimy na ryby, urządzamy pikniki, czasem idziemy się powspinać. Wieczorami spotykam się ze znajomymi na piwie i bilardzie czy piłkarzykach. Uwielbiam też gotować i jestem w tym całkiem dobry. Bam: Co planujesz na najbliższą przyszłość? Na jakich konwencjach masz zamiar się pojawić? Dong Dong: Pracowałem już na wielu konwencjach. W przyszłości chciałbym odwiedzić miejsca, w których jeszcze nie byłem, poznawać artystów, zwiedzać muzea i próbować lokalnej kuchni. Później chciałbym na kilka lat osiąść w swoim studio, analizując rzeczy, których nauczyłem się w podróży. Z rzeczy bardziej doczesnych: pracować ciężko, żyć szczęśliwie, poznawać najlepszych artystów - to moje plany. Bam: Chciałbyś coś dodać? Dong Dong: Zapraszam tatuatorów z całego świata zainteresowanych Chinami i pracą w moim studio. Pokażę wam prawdziwy Pekin!
TATTOOFEST 41
TATTOOFEST 42
www.myspace.com/mummy _ tattoo
dong dong
TATTOOFEST 43
TATTOOFEST 44
dong dong TATTOOFEST 45
CFNTX to trzech writerów ze zróżnicowanym doświadczeniem, różnym podejściem do sztuki, a od niedawna z identycznym zafascynowaniem kolorami. Jako grupa postanowili tą fascynację materializować, a urzeczywistnione dotąd prace potwierdzają, że chłopaki żyją w świetnej komitywie z intensywnymi barwami. Mało tego! Po krótkim czasie wspólnej działalności katalog ich dokonań jest tak obszerny, że niejeden, po przeczytaniu tego wywiadu, posądzi ich o koloryzowanie… Czy musieliście zakładać osobne crew, żeby skupić się na kolorach? Manson: Nie, ale czasami najlepszym rozwiązaniem jest stworzenie czegoś całkowicie świeżego, od samego początku, bez starych zasad i starych norm. Malowanie - jak to wygląda? Uczycie się od siebie czy jednak każdy z was rozwija indywidualnie swój styl? Enzo: Przemek robi podkłady, Jurek nosi mi farby, a ja robię całą resztę. M: Dlatego cała reszta wychodzi tak kiepsko! Zdecydowanie lepiej noszę te farby niż on robi podkłady (śmiech). Maciek ma
TATTOOFEST 46
swoje wizje, jest przesiąknięty tatuażem, co widać w jego pracach. Jurek ma swoje pomysły, a ja swoje. Myślę, że jeden od drugiego czerpie to, co najlepsze. E: Plusem jest to, że się dogadujemy, każdy każdego wysłucha, każdego zdanie jest tak samo ważne, wszystkie propozycje są traktowane na równi. Potem wyciągamy z nich optymalne konkluzje. Tak nam się przynajmniej wydaje. Dean: To, że się dogadujemy widać po ostatnich produkcjach, gdzie inne osoby malując z nami wymiękały w jakichś prostych sytuacjach, bo nie potrafiły się porozumieć - „bo ja nie zrobię styla lekko
przekrzywionego, gdzie ty, nie daj Boże, wjedziesz mi na literę”. My już pokazaliśmy wielokrotnie, że potrafimy wspólnie zrealizować fajne produkcje. Manson, można odnieść wrażenie, że Enzo i Dean wciągnęli cię w układ, w którym skutecznie zarażacie się młodzieńczym entuzjazmem. Czy można się pokusić o stwierdzenie, że obudzili w tobie uśpiony od jakiegoś czasu zapał? M: Zdecydowanie podpisuję się pod tym dwiema rękami. Jurek i Maciek obudzili dziadka i wpompowali...
D: Montanę (farbę w sprayu) w krwiobieg. E: On jest jak wampir, na chwilę był uśpiony i teraz się budzi. M: Nieee... no takie jest życie. Są rzeczy ważniejsze, są mniej ważne, ale zdecydowanie dzięki nim czuję tę zabawę, taką zwykłą radość, bez napinania się, że coś muszę zrobić. D: Kiedyś był ważny po prostu „Klan”, piwko, wieczorynka, kapcie na nogach, a teraz w sumie „Klan” jest na drugim miejscu (śmiech). M: Jest to bezapelacyjnie zasługa chłopaków. Już parę wiosen mam, ale czuję
się jakbym miał znów osiemnaście lat. To jest bardzo ważna sprawa. Myślisz, że twój styl uległ jakiejś zmianie odkąd zacząłeś malować z chłopakami? Mam na myśli to, czy malowałbyś inaczej gdyby nie oni? M: Na pewno mniej. Raczej robiłbym coś raz na jakiś czas. Enzo, puszka spray’u nie jest twoim jedynym narzędziem pracy, bo z tego co wiem ustępuje ona miejsca innemu sprzętowi. Czy umiejętności, które wynosisz z tatuowania są przydatne w graffiti?
E: Tak, dlatego że przy tatuowaniu musisz współpracować z klientem. Na skórze musisz się dopasować do człowieka, a przy malowaniu ściany musisz się dopasować koncepcyjnie - po prostu jeden do drugiego, także tematycznie trzeba wszystko poukładać. D: Jeżeli mogę dokończyć, to wydaje mi się, że i w jednej dziedzinie i w drugiej ważne jest to, że trzeba się dopasować do miejsca. Tak jak na skórze dane miejsce wymaga jakoś tam dobranego projektu, żeby to sensownie wyglądało, tak samo przychodzimy na ścianę i dopasowujemy się do tego co dostaniemy - pęknięcie czy fakturę.
TATTOOFEST 47
E: Anatomia ludzka i anatomia ściany… Z tatuowania dużo wynoszę z tego względu, że mam Tofiego, który jakby nie było jest jakimś tam moim guru i mentorem. Od niego się uczę. Pomagamy sobie nawzajem, jeżeli ja mu w czymkolwiek jestem w stanie pomóc… W każdym razie tatuaż na pewno daje dużo nowych pomysłów i świeże spojrzenie.
TATTOOFEST 48
A odwrotnie? Czy są jakieś elementy graffiti, które przemycasz do tatuażu? E: Tak. Choćby te właśnie klimaty roślinne, które zacząłem robić na ścianie jako alternatywę do liter, charakterów. Coraz więcej klientów chce mieć taką roślinkę, albo coś w takim klimacie, bo to nie jest typowa biomechanika, tylko bardziej biologiczne formy.
M: Biografic! E: Tak też powiedział mój przyjaciel z Teneryfy, że to nie jest ani taki biologiczny ani graficzny styl. Tak powstał biografic, który przenosi się pomalutku na skórę. Mam jedną zrealizowaną pracę na zasadzie swojej rośliny na łydce, a szykuje się więcej takich projektów, także to wszystko, jedno z drugim się cały czas przenika.
M: W ogóle dużo jest takich powiązań - chłopaki, którzy kiedyś malowali teraz robią tatuaże i na odwrót, bo to jest jakiś kolejny krok. D: Tofi jest tu chyba dobrym przykładem, bo zaczął z nami malować po współpracy z tobą. Wcześniej nie malował. M: On po prostu chciał spróbować graffiti. E: No np. Spider, ojciec rybnickiego graffiti, że tak powiem, on wyszedł tak samo jak ja: od graffiti do tatuażu. Takich osób jest więcej. Dzisiaj na przykład rozmawiałem z Mazakiem i powiedział mi, że stara się coś tam działać w stronę tatuażu, maszyny sobie kupił, itd. Te środowiska generalnie cały czas się przenikają. Kto co osiągnie i co zrobi, to już jest kwestia indywidualna. Robiąc tatuaż ponosisz odpowiedzialność za rysunek, który wykonujesz na czyimś ciele. Czy czujesz taką odpowiedzialność malując ścianę? E: Najważniejsze w malowaniu na ścianie jest dobra zajawka i spotkanie z przyjaciółmi. Przy tym skupiam się bardziej na zabawie. Wiadomo, że jest ciśnienie, żeby to dobrze wyglądało. Nie możesz namalować gorzej niż legenda Manson czy Jurek :).
D: Zawsze ponosimy odpowiedzialność za wygląd pracy. Staramy się wszystkiego dopilnować. Nie jest tak, że przychodzimy, wklejamy swoje literki i spadamy, a to co znajduje się obok w ogóle nas nie interesuje. Chcemy, żeby to wszystko pasowało kompozycyjnie. E: No właśnie. Kompozycja jest podstawą. M: To jest kwestia podejścia, bo nie ukrywajmy, jest dużo nazwijmy to rzemieślników, którzy robią tatuaże i robią je na zasadzie - dobra, kolejny zrobiony, jest zarobione. W malowaniu jest tak samo. D: Chodzi o to, aby ogarniać to całościowo. Tak jak dzisiaj tutaj w Łodzi na Outline Colour Festival 2009 (1-6 września) ogarniamy całą ścianę, gdzie jest ileś tam styli, pilnujemy tła, koordynujemy wszystko, rozdzielamy zadania ludziom. Dean, stoisz na czele rosnącej w siłę firmy RebelArt. Jakie są wasze największe osiągnięcia, którymi mógłbyś się pochwalić? D: Zrobiliśmy dużo fajnych rzeczy. Najbardziej lubię malowanie dla dzieci, mamy za sobą pomalowane przedszkola, szkoły, domy dziecka. Staramy się robić tego jak najwięcej. Jestem z Bytomia i tutaj rozkręcam większe produkcje. Mam
na koncie parę komercyjnych zleceń, ale myślę, że wszystkie najlepsze jeszcze przed nami. Na waszej stronie można wyczytać, że pomalujecie wszystko. Opowiedz o jakichś nietypowych zleceniach. D: Malowaliśmy na przykład jednego gościa na imprezę techno, całego, łącznie z włosami, ze wszystkim. Nie wiem jak się potem domył! Z ciekawych rzeczy malowaliśmy ostatnio kolby karabinów dla biathlonistów polskiej reprezentacji narodowej, mieliśmy zlecenia od Tomasza Sikory, Krystyny Pałki i Agnieszki Grzybek. Było jeszcze parę dosyć ciekawych samochodów. M: Opuszczony kompleks hotelowy: czwarte piętro, drzwi na lewo, trzecie z prawej, ściana pół metra od jeziora… D: Właśnie, w Żywcu była bardzo fajna impreza, gdzie po raz pierwszy widziałem tylu writerów w batkach (kąpielówkach). Przed szkicem wszyscy byli w wodzie, po szkicu wszyscy byli w wodzie i przed wypełnianiem wszyscy byli w wodzie (śmiech). Niejednokrotnie angażowaliście się w różnego rodzaju akcje charytatywne. Co jest istotniejsze? Organizowanie
TATTOOFEST 49
imprez na szeroką skalę dla ogółu czy te mniejsze dla konkretnego dziecka? D: Malowaliśmy ścianę dla WOŚP. Pomalowaliśmy kolumny, które były później licytowane. M: Mogę się wtrącić? Jurek po prostu ma dobre serce i większość takich szalonych pomysłów powstaje z jego inicjatywy. Myślę, że jest niewielu takich, którym chciałoby się angażować. D: Na dniach będziemy malować wózek dla niepełnosprawnego dzieciaka. M: No i tylko Jurek ma takie szalone pomysły, ja bym nawet na to nie wpadł. Mówię, mimo, że brzydki to fajny facet jest.
TATTOOFEST 50
Jak doszło do współpracy z WOŚP, na czym ona polegała i czy będzie ona kontynuowana? D: Pierwsze malowanie dla WOŚP to były wcześniej wspomniane kolumny ufundowane przez naszych znajomych ze studia hi-fi w Katowicach. Zrobiliśmy logotypy i całą grafikę. Później cały dochód z tej akcji był przekazany na WOŚP. Druga nasza współpraca to była akcja połączona z Bytomskim Centrum Kultury, gdzie w dosyć ostrym mrozie malowaliśmy płyty wystawione przez BCK. Byliśmy ozdobą koncertów i wszystkich jakichś tam wydarzeń związanych z WOŚPem, które się wtedy odbywały.
Wy również zajmujecie się organizowaniem imprez. Jak to wszystko wygląda od kuchni? D: Masakra. Totalna masakra (śmiech). M: Papierki, papierki, papierki... D: Pomijam już stronę organizacyjną, ale właśnie to, że wychodzisz z jakąś wizją, masz koncepcję, no i później to wszystko się rozbija o detale. Są takie głupie sytuacje, że właśnie ten nie pomaluje w szarościach, bo całe życie robił niebieskie, a tamten do tego szarego konceptu dodaje pomarańczyk czy jakiś tam inny kolor i później, że tak powiem trzeba walczyć z takimi ludźmi, ale wydaje mi się, że większość
naszych imprez, czy to na Śląsku czy gdzie indziej ma świetny klimat i to jest najważniejsze. To czy koncept wyjdzie w stu procentach czy w dziewięćdziesięciu dziewięciu jest mało istotne. Tak jak mówiliśmy wcześniej, najważniejsze jest to, że możesz się spotkać z tymi ludźmi, pogadać, pomalować. Lepiej być zapraszanym niż zapraszać? D: Bardzo miło jest gościć kogoś u siebie. Przyjeżdżasz do kogoś na imprezę i jest fajnie, ale później organizujesz coś u siebie i zapraszasz tamtych, chcesz pokazać im swoje podwórko, swoje miejscówki. M: To tak jak z kolacją. Fajnie jest pójść do restauracji, ale miło jak ktoś
przyjdzie do ciebie i powie, że kolacja była pyszna. Czy graffiti wymagało od was wielu poświęceń? M: Tak. Zdecydowanie tak, bo jeśli chcesz robić coś porządnie, to musi być to dla ciebie dość ważne i zajmować jakąś część twojego życia. Nie wiem jak koledzy, ale ja w momencie kiedy zaczynałem, wydawałem na to każde możliwe oszczędności. D: Miałeś do wyboru czy kupić gacie Levisa czy puszki. M: Nie miałem gaci Levisa! D: No ja też nie, bo miałem puszki.
CFNTX tworzą: Enzo - Maciek Dean - Jurek Manson - Przemek www.myspace.com/enzoo69 www.myspace.com/sixa666 www.myspace.com/deanesc
Rozmawiały: Tr!ne i Aleksandra Staszczyk
TATTOOFEST 51
W majowym numerze TattooFestu pisaliśmy o „2nd Annual Suspension”, imprezie zorganizowanej przez Shamana i ekipę „Suspension Team Poland”, na krakowskim Tattoofeście mogliście zobaczyć występ „Bobo’s Loco Carneval”, grupy która włączyła do swoich występów podwieszanie ciała. Ale czym ono właściwie jest i jaka jest jego historia?
N
ie da się wytłumaczyć jednym czy dwoma słowami, czym jest suspension w obecnej formie, można opisać fizyczny charakter owego zjawiska, próbować wyjaśnić duchową wartość, lecz nie znając genezy i tego, jak zmieniało się z biegiem czasu, nie da się odpowiedzieć na to pytanie.
N
ajbardziej znane korzenie suspension wywodzą się z obrzędów Indian Ameryki Północnej nazwanych „Tańcem słońca” i będących rytuałem przejścia pomiędzy chłopięcością a dorosłością. Poddawani mu byli mężczyźni, którzy chcieli udowodnić swoją odwagę i zyskać miano dojrzałego wojownika. Był to również bardzo uduchowiony rytuał, w czasie którego dusza wojownika oddalała się od ciała, dzięki czemu mógł on nawiązać kontakt z przodkami oraz opiekunami plemienia. Zyskiwał przez to większą moc. Można wyróżnić dwa TATTOOFEST 54
sposoby odprawiania tego tańca. Pierwszy polegał na przywiązywaniu osoby sznurem do gałęzi drzewa lub pala. Sznur był zakończony hakami wbitymi w piersi wojownika. Indianie określali to jako walkę z samym sobą, wewnętrzne zmaganie, które pokazywało „nam samym” wewnętrzną siłę oraz to, kim jesteśmy. Celem każdego mężczyzny było uwolnienie się z pęt, zarówno w formie fizycznej, jak i mentalnej - duchowej. Aby to uczynić, przywiązany musiał doprowadzić do rozerwania skóry przez haki. Ci, którym się to nie udało, podejmowali kolejne próby wyrwania haków zbliżając się do pala, a następnie biegnąc ile sił w nogach w przeciwną stronę. Taniec z wbitymi hakami trwał do chwili, aż wojownik stracił świadomość. Omdlenie nie oznaczało jednak hańby czy utraty szacunku. Wielu Indian podejmowało ponowne próby wyrwania haków. Natomiast druga wersja tańca nazywa
się „O - Kee - Paa”, w duchowej i fizycznej postaci wyglądała tak samo, praktykowana była przez Siouxów. Różniła się od pierwszej tym, że osoba poddająca się rytuałowi wisiała w powietrzu na hakach wbitych w piersi. W obu przypadkach blizny po hakach były noszone z dumą i świadczyły o wytrzymałości wojownika.
R
ytuał ten był praktykowany przez wieki, został nawet w pewnym momencie prawnie zakazany przez rząd Stanów Zjednoczonych, lecz głęboko zakorzeniony w kulturze i tradycji był kontynuowany, aż do momentu, w którym rząd musiał się ugiąć i cofnął zakaz. Dało to świadectwo niezłomności tradycji i przywiązania do własnej kultury, mimo braku akceptacji publicznej.
„Kto raz się zdecyduje na podwieszanie, jego życie zmieni się na zawsze, będzie ono łatwiejsze, a on sam będzie silniejszy i bardziej świadomy siebie oraz swego ciała i ducha”.
W
spółcześnie, najbardziej zbliżone do pierwotnych indiańskich rytuałów „O - Kee - Paa”, suspension zapoczątkował Fakir Musafar, znany głównie jako ojciec „Modern Primitive Movement”, czyli współczesnego ruchu związanego z modyfikacjami ciała. Zaczynał swoje występy oraz publikacje na przełomie lat 70 - tych i 80 - tych. Propagował suspension bardzo
mocno związane z pierwotnymi, plemiennymi zwyczajami, oparte na kulturze i tradycji Indian. Kładł przy tym nacisk na mistyczny i duchowy wymiar, gdzie najważniejsze są doświadczenia płynące z suspension, które pozwalają dotrzeć do głębszej świadomość samego siebie, wyższości ducha nad ciałem i uzmysłowić sobie własne możliwości. Pomimo nacisków, nie zaprzestał
kontynuacji tradycji swojej kultury (jest on po części pochodzenia indiańskiego) i doprowadził w latach 80 - tych do głębokiego zakorzenienia rytuału podwieszania ciała w Stanach Zjednoczonych.
Z
innej strony, w latach 80 - tych swoje performance związane z suspension pokazał Stelarc (Stelios Arcadiou), australijski performer body artu. Tematyka
jego działań nierozerwalnie dotyka problemu ludzkiego ciała w kontekście technologii łączących człowieka z maszyną. Cykl performance „suspension” w jego wykonaniu miał na celu ukazanie ludzkiego ciała jako formy sztuki.
W
ślady wyżej wymienionych poszło wiele osób zafascynowanych kulturą neoprymitywizmu, m.in. za sprawą wydanej w 1989 TATTOOFEST 55
roku książki „Modern Primitives”. Dzięki temu, osoby takie jak Allen Falkner (znany jako ojciec współczesnego suspension ze względu na swój wkład i pracę w promocję tego zjawiska) doprowadziły do prawdziwego rozkwitu rytuału. W następstwie jego działań utworzyło się wiele grup na całym obszarze USA, m.in. STD powstałe w 1992 roku, CoRE, czy wiele, wiele późniejszych. Falkner jest pierwszym, który zaczął pracę nad nowymi technikami i metodami, m.in. podwieszaniem za kolana, zwane również „Falkner”, właśnie od nazwiska twórcy. Był on
TATTOOFEST 56
również jedną z pierwszych osób tworzących SusCony - specjalne spotkania dla miłośników suspension i kultury neoprymitywizmu.
P
ionierem na gruncie europejskim był Havve Fjell, który w latach 90 - tych rozpoczął swoją działalność związaną z badaniem odporności na ból oraz technikami fakiryzmu, które włączył do swoich pokazów. Dzięki badaniom i doświadczeniu stał się on prawdziwym autorytetem w tej dziedzinie. Performance w latach 90 - tych zaczynał również Lucas Zpira czy Samppa Von
Cyborg, których twórczości na polskim gruncie przedstawiać nie trzeba.
W
latach 90 - tych pojawiło się na świecie wiele grup oraz artystów, którzy włączali do swoich pokazów suspension i propagowali podwieszanie jako rytuał. Te dwie ścieżki, sztuki i rytuału są ze sobą związane od lat. Ponieważ sztuka suspension wywodzi się od rytuału, osoby włączające ją w swoje działania artystyczne najpierw sięgają po elementy rytualne, dopiero później tworzą performance.
S
uspension jest zatem wszystkim na raz: sztuką i ekspresją, rytuałem przejścia i mistycyzmem, próbą zapanowania nad bólem oraz czymś, co daje siłę, aby codziennie stawiać kolejny krok w życiu. Znane jest powiedzenie Falknera: „Kto raz się zdecyduje na podwieszanie, jego życie zmieni się na zawsze, będzie ono łatwiejsze, a on sam będzie silniejszy i bardziej świadomy siebie oraz swego ciała i ducha”. Suspension stało się swoistym nurtem „współczesnego prymitywizmu”, dającym nam obecnie więcej niż kiedykolwiek przedtem. Nie
jest to tylko show z wbijaniem haków i pokazem wytrzymałości, stało się tym wszystkim, co było ważne dla osób, które się mu poddawały i je wykonywały. Z biegiem lat zjawisko rozrosło się niesłychanie, głównie za sprawą ciężkiej pracy każdej osoby zaangażowanej w jego rozwój i pomimo upływu czasu nadal posuwa się naprzód wraz z całym nurtem body artu, modyfikacji ciała i neoprymitwizmu.
C
zym zatem jest suspension? W swej fizycznej formie, oderwaniem się od ziemi za sprawą haków wbitych w ciało? Mistycyzmem
i duchowością rytuału przejścia? Próbą wytrzymałości? Sztuką? Performance? Wydaje mi się, że jest tym wszystkim na raz, w zależności od tego, czego sami oczekujemy i jak je wykorzystamy, jedno wiem na pewno, będzie ono tym, na czym nam najbardziej zależy, spełnieniem celu, w każdej formie jaką mu narzucimy.
O
becnie w Polsce suspension zyskuje coraz większą popularność za sprawą pokazów organizowanych na konwencjach tatuażu czy też SusConnów, które są okazją do
spotkań, wymiany doświadczeń i wspólnego przejścia przez ten mistyczny rytuał. Najbliższy, organizowany przeze mnie, odbędzie się w Krakowie w dniach 11- 13 czerwca. Aleksander „Shaman” Styś www.myspace.com/piercingszaman Za materiały pomocne w napisaniu artykułu dziękuje Jakubowi Ratkowskiemu ciekawe strony www: Fakir Musafar: www.fakir.org Stelarc: www.stelarc.va.com.au Allen Falkner: www.allenfalkner.com Havve Fjell: www.painsolution.net Altered States Suspension: www.myspace.com/ alteredstatessuspension
TATTOOFEST 57
xJirkax czyli Jiri Keclik to tatuator, którego mieliście okazję poznać zarówno na zeszłorocznym Tattoofeście jak i Tattoo Warsaw. Jak łatwo zauważyć, styl preferowany przez tego tatuatora to neo traditional. Jak sam mówi, inspiruje się sztuką lat 20. i prostotą tradycyjnych tatuaży. Jest bardzo powściągliwym i naturalnym człowiekiem pochodzącym z krainy bramborów i knedliczków (zaznaczam: tylko wegańskich!), ojczyzny dobrego wojaka Szwejka, piłkarza z niepowtarzalną fryzurą i geniusza surrealizmu Jana Švankmajera. Redakcyjne koleżanki podpowiadają, że: „w Czechach to się rum pije!”, ale sądząc po przekonaniach prezentowanego artysty nie wypada o tym wspomnieć, cóż, poszło! TATTOOFEST 58
Bam: Hej. Co powiesz tytułem wstępu? Jiri: Cześć! Nazywam się Jiri „Karl” Keclik i jestem tatuatorem z Czech. Moje studio „First Blood Tattoo” ulokowane jest w małym miasteczku o nazwie Sternberk. Mam 28 lat, a tatuowaniem zajmuję się od pięciu. Bam: Jesteś osobą mocno zaangażowaną w obronę praw zwierząt. Co właściwie dla ciebie znaczy bycie straight edge vegan? Jiri: Najpierw porozmawiajmy o byciu sXe… Przestałem pić alkohol i zażywać narkotyki w wieku 21 lat. Uważam, że picie jest głupie. Wiem jak to jest być pijanym, wiem też jak wyglądają poranki po imprezie i szczerze mówiąc, wcale za tym nie tęsknię. Chcę przeżyć swoje życie z czystym i otwartym umysłem, żyć bez czegoś, co ciągnie w dół. W tym samym okresie, w którym skończyła się moja przygoda z alkoholem, przestałem również jeść mięso. Po jakimś czasie odrzuciłem również mleko i jajka. Nie chcę, by moje życie polegało na zadawaniu śmierci innym. Jedzenie mięsa nie jest naturalne dla człowieka. Jeżeli w to nie wierzysz, odpowiedz sobie na pytanie, co zjesz najpierw: jabłko czy żywego królika? Powiedz mi więc, jeżeli ludzie są mięsożerni, czemu nie jedzą surowego mięsa lub nie zabijają zwierząt własnymi rękami? Powiem ci dlaczego, ludzie po prostu nie są mięsożercami, tyle! Zwierzęta powinny wieść swoje, niezakłócone niczym życie. Nie są tu dla naszej zabawy. Dlatego jestem weganinem. Bam: Wiem, że w Czechach ruch straight edge jest silniejszy niż na przykład w Polsce. Opowiedz o scenie sXe w twoim kraju. Jiri: W Czechach dla wielu ludzi ruch straight edge to tylko trend. Wiele osób określających się niegdyś mianem sXe pije teraz alkohol i tak dalej. Nie widzą już jak niebezpieczne są narkotyki, chcą tylko nosić koszulki z napisem sXe i być cool, później przyjdzie jakaś nowa moda, wyrzucą stare koszulki i wrócą do picia piwa. Znałem sporo ludzi określających się mianem „walczących” vegan straight edge, którzy teraz jedzą mięso. Nie jest ważna liczba osób wyznających zasady, tylko to ile jest w tym prawdy.
TATTOOFEST 59
Bam: Jesteś wokalistą hardcore’owej kapeli. Opowiedz co nieco o muzyce, którą gracie. Jiri: Moja kapela się rozpadła, więc w tym momencie nie gram ani nie śpiewam w żadnym zespole. Graliśmy hard core metal z przekazem oddającym nasze poglądy. To były dobre czasy, mnóstwo znakomitych koncertów z grupami takimi jak: Kingdom, To Kill, Eye Of Judgement… Graliśmy wiele koncertów w Czechach. Bam: Pamiętasz swój pierwszy tatuaż? Kto ci go zrobił? Wciąż go masz czy został przykryty? Jiri: Miałem jakieś 22 lata i był to napis „Straight Edge” na przedramieniu. Mam go nadal, a wykonawcą był Futa z „K.O. Tattoo”. Bam: Początki twojego tatuowania. Ciężko było? Jiri: Nie odbywałem nigdy stażu w żadnym studiu tatuażu, więc początki były naprawdę trudne. Kupiłem pierwszą maszynkę i resztę sprzętu od znajomego i po prostu zacząłem tatuować. Nie miałem wtedy pojęcia o tym jak to w ogóle działa. Pierwszym tatuażem, który wykonałem był japoński wąż i kwiaty wiśni, które wytatuowałem sobie na nodze. Było to pierwszego dnia po otrzymaniu maszynki. Wyglądało okropnie! Krzywy kontur i w ogóle dramat, lecz powiedziałem sobie wtedy „wow, nie jest to jednak takie trudne” ha, ha. Bam: Jesteś jednym z nielicznych, czeskich tatuatorów pracujących w stylu traditional/neo traditional/oldschool. Co cię motywuje? Gdzie szukasz tych inspiracji i jacy artyści mają na ciebie największy wpływ? Jiri: Masz rację, w Czechach traditional nie jest tak popularny jak w innych krajach. Mamy tu może dwa, trzy studia robiące prace w stylu western traditional. Jednym z nich jest „One Love Studio” z Pragi. Uwielbiam traditional i wiem, że jest to jedyny styl, w którym chcę się spełniać. Nie wiem czy jest ku temu jakiś konkretny powód, to chyba magia płynąca z tych tatuaży, to też mieszanie barw i specyficzne ustawienie maszyn. Uwielbiam robić flashe z tym charakterystycznym, czarnym cieniowaniem. Lubię stare, bardzo proste motywy mistrzów takich jak Gus Wagner
TATTOOFEST 60
czy Sailor Jerry. Fascynują mnie stare zdjęcia z lat 20. i 30. Chcę robić takie tatuaże ciągle i przez całe życie. Kolejną rzeczą, którą uwielbiam w tradycyjnych tatuażach jest fakt, że właściwie się nie starzeją, nawet po wielu latach wyglądają świetnie. Nie mam swojego ulubionego motywu, jestem otwarty na pomysły klientów. Lubię łączyć klasykę z elementami realistycznymi, na przykład realistyczne sylwetki zwierząt w tradycyjnej oprawie. Myślę, że nawet bardziej pochłania mnie tak zwany neo traditional, lecz ostatnio skłaniam się ku używaniu mniejszej palety kolorów, chcę zostać przy podstawowych odcieniach. Z jednej strony pociągają mnie korzenie tatuażu, surowa klasyka, z drugiej jednak lubię robić wszystko po swojemu… Bam: Czemu w takim razie nie „japonia” czy tatuaż realistyczny? Jiri: Moje studio jest zlokalizowane w małym miasteczku, więc siłą rzeczy traditional nie jest jedynym stylem, w którym pracuję. Robię sporo wzorów typowych dla „street shopu”: tribale, „japonię”, realistyczne rzeczy. Chciałbym pewnego dnia robić wyłącznie customowe prace. Bam: Jak wygląda „tatuaż twoich snów”? Jiri: Dobre pytanie! Nie wiem czy mam jakiś wymarzony tatuaż. Dla mnie nie jest ważne posiadanie ulubionego tatuażu. Muszę jednak przyznać, że często moi klienci pozytywnie zaskakują mnie w tej kwestii i wymyślają naprawdę super rzeczy. Bam: Na pewno masz jakieś życiowe motto… podzielisz się nim z czytelnikami? Jiri: Nie sprawiaj bólu niewinnym istnieniom… I rób tylko to, co naprawdę chcesz! Bam: Twoje plany na przyszłość… Jiri: Marzę o robieniu większej ilości traditionali, customowych projektów, pragnę rozwijać swój styl… Chciałbym też więcej podróżować, odwiedzać konwencje i zaplanować guest spoty. Właściwie to tyle. Kolejnym etapem będzie przeniesienie studia z Sternberk do większego miasta Olomouc, gdzie będę miał bliżej do klientów z innych miast i na pewno pozwoli mi to na szybszy rozwój. Dzięki za wywiad. GO VEGAN!
TATTOOFEST 61
Tym, którzy byli 13-14 czerwca 2009 na czwartej edycji Tattoofestu oddajemy w ręce fajną pamiątkę. Tym, którzy nie byli chcemy pokazać na jak wysokim poziomie jest obecnie polski tatuaż oraz przybliżyć środowisko tatuatorskie. Krakowska konwencja została oceniona przez jej uczestników jako jedna z najlepszych w Europie, a my Was zapewniamy, że to dopiero początek historii Tattoofestu! Obsada: Sid Siamese1, Andrzej „Lenu” Leńczuk, Valdi i Osa, Tofi, Pavel Angel, Jack Ribeiro, Fadi, Volker & Simone, Daveee, Ed Perdomo, Jeff & Kostek… i wielu innych.
TATTOOFEST 63
TATTOOFEST 64
kudi chicks
O
statnio Belgia kojarzyła mi się tylko z białymi krowami (same białe, żadnej czarnej!) - tyle mogłam zaobserwować pędząc niedawno tamtejszą autostradą. Teraz inne belgijskie stworzenie zaprząta moją głowę: 27 letnia Femke, kobieta która zapragnęła pojawić się w roli tattoofestowej Kudi i sama wyszła z tą propozycją. Femke posiada sporą kolekcję tatuaży w tradycyjnym stylu i jest naprawdę zwariowana na tym punkcie, zresztą przeczytajcie sami.
Krysia: Kilka słów o twojej fascynacji tatuażem. Femke: Cześć wszystkim. Nazywam się Femke Verstraete i pochodzę z Belgii. Od zawsze interesowały mnie tatuaże, już od dziecka podobali mi się wytatuowani ludzie. Zawsze gdy słyszałam z cudzych ust negatywne opinie na temat wyżej wspomnianych, stawałam w ich obronie. Myślę, że tatuaże są sposobem na wyrażenie siebie. Każdy z moich ma jakieś znaczenie, wszystkie były zaprojektowane specjalnie dla mnie. Zawsze wyglądało to tak: mówiłam tatuażyście czego oczekuję, a on przygotowywał rysunek. W ten sposób dostawałam to, czego chciałam. Nigdy nie żałowałam zrobienia żadnego z moich tatuaży, no dobrze, może poza tribalem, który zafundowałam sobie zaraz po skończeniu 18 lat, jednak Jean z „Harai Studio” przykrył mi go i od tego czasu awansował na jednego z moich ulubionych artystów. Jest świetny w tym, co robi - te kolory, doskonałe linie… Później odnalazłam Jay’a z „Bluebird Tattoo/Blood Brothers”, który również specjalizuje się
w kolorowych, oldschoolowych pracach i tworzy niesamowite wzory. Kiedy często odwiedzasz tych samych artystów stają się oni twoimi przyjaciółmi, tak samo było z nimi. Ludzie czasem pytają mnie czy nie żałuję, że mam tak dużo tatuaży. Szczerze, jeżeli miałabym zacząć się tatuować od nowa, zrobiłabym sobie dokładnie to samo, co mam, naprawdę! Kocham je wszystkie i dużo myślę nad każdym wzorem, bo wiem, że są na zawsze, podejmujcie więc mądre decyzje! Krysia: Większość naszych Kudi na co dzień pracuje w studiach tatuażu albo robią to np. ich mężowie. W twoim przypadku jest inaczej, masz „normalną” pracę, czym się zajmujesz? Femke: Pracuję w sklepie odzieżowym znanej marki i uważam, że jest to dla mnie doskonała praca! Akceptują mój wygląd, podczas gdy w moim poprzednim miejscu zatrudnienia musiałam chować tatuaże, żeby nie straszyć klientów, nie było to miłe i nie czułam się z tym dobrze.
Uwielbiam aktualną pracę z uwagi na to, że klienci są bardzo mili, choć z początku nie wiedziałam jednak, czego się spodziewać. Często klienci pytają mnie o tatuaże, zdarza się, że słyszę od eleganckich pań i panów, że nie cierpią tatuaży, ale moje bardzo się im podobają. Krysia: Może to dziwne pytanie, ale prawie każdy z nas kiedyś przez to przechodził - reakcje rodziców. Femke: Gdy poszłam zrobić sobie pierwszy tatuaż, nie powiedziałam nic rodzicom, wiedziałam, że oni ich nie lubią. Pewnego dnia stwierdziłam, że mam ich na tyle dużo, że muszę im w końcu pokazać. Pamiętam, że byłam w sklepie z mamą, kupowałyśmy stanik, niespodziewanie mama weszła do przymierzalni i ooops (tradycyjna wpadka). Mówiłam jej, żeby się nie gniewała i nie robiła scen, bo jesteśmy w sklepie. Z czasem nauczyła się akceptować moje tatuaże, teraz jest ich fanką! Przyznała się ostatnio, że sama chciała kiedyś coś zrobić, ale wtedy była to domena marynarzy
i kryminalistów. Mój tata ich nienawidzi i nie chciałby, żebym je pokazywała. Podczas gdy mama z dumą prezentuje moje zdjęcia, ojciec mówi, że się wstydzi, ale nie mam mu tego za złe. Każdy ma własne zdanie, ale to w końcu moje ciało. Krysia: Często jesteś proszona o pozowanie do zdjęć? Femke: Dzięki tatuażom uczestniczę w sesjach fotograficznych. Wielu fotografów chce mieć w portfolio wytatuowane dziewczyny, więc jestem rozchwytywana. Czasem się zastanawiam czy było by tak samo, gdybym nie miała tatuaży, myślę że nie. Jakiś czas temu mój znajomy usunął mi tatuaże w photoshopie, pokazałam to zdjęcie mamie, a ona nie zauważyła żadnej różnicy! Ha, ha. Myślę, że ona też już przestała je zauważać. Moi znajomi wolą wytatuowaną wersję mnie - dobrze wiedzieć. Zwracam na siebie uwagę przez to, co mam na sobie, czasem komentarze są miłe, czasem mniej. Nie rejestruję
już gapiących się na mnie ludzi, kiedy wychodzimy gdzieś ze znajomymi, bardziej to ich denerwują ludzie patrzący się na mnie, ja tego nie zauważam, nauczyłam się chyba tego nie dostrzegać. Tatuaże sprawiają, że czuję się wyjątkowa, czuję się sobą, bez nich byłabym naga. Krysia: Coś innego, ważnego poza tatuowaniem? Femke: Jestem dużą fanką muzyki. Często wyjeżdżałam z różnymi kapelami w trasy, sprzedawałam ciuchy. To było niesamowite. Miałam możliwość zwiedzania świata, spotykania nowych ludzi, poznawania nowych kultur. Chciałabym móc wciąż to robić, ale cóż, trzeba pracować, żeby zarabiać na życie. Krysia: Masz jakieś plany odnośnie kolejnych tatuaży? Jesteś w trakcie pracy nad czymś? Femke: Chcę mieć więcej tatuaży i mam mnóstwo pomysłów. Planuję dokończyć rękawy, zrobić coś na nogach, myślę, że nie będę tatuować sobie twarzy, ale
TATTOOFEST 65
kudi chicks
nigdy nie mów nigdy, czasy się zmieniają, ludzie również. Tatuaże są teraz na topie, więc sporo małolatów chce je tylko po to, żeby być cool. Często tłumaczę ludziom, żeby wszystko dobrze przemyśleli, ponieważ tatuaż wiele zmienia, wpływa na twoje życie, możliwości zdobycia pracy, oczywiście teraz tatuaż da się usunąć, ale jest to bolesne i zajmuje dużo czasu, więc lepiej pomyśleć. Ostatnio wraz z Alexandre Wuillot zaczęliśmy prace nad moimi plecami. Z pewnością nie będzie to ostatni tatuaż u niego, bo może i jest bardzo młody, ale również niezwykle utalentowany. Widziałam jego prace po raz pierwszy, gdy spotykałam się z jego kolegą z mieszkania. Tata Alexandre wpadł pewnego wieczoru do pokoju i z dumą
pokazał tatuaż na klatce, który zrobił mu syn. Byłam pod wrażeniem i uznałam, że muszę mieć coś od niego. Nie pracuję na pełny etat, więc mam dużo czasu na wyjazdy, mam okazję tatuować się za granicą. Tatuowałam się u Uncle Allana w Kopenhadze! Jest super. Zrobił mi dużą koronę na żebrach. Póki co nie jest jeszcze skończona, ale mamy sesję w lutym, więc zamkniemy ten projekt i zaczniemy robić coś z drugiej strony. Aua! Nie cierpię tatuowania żeber, ale źle czuję się z niekompletnym projektem. Będę cierpieć, ale wiem, że efekt będzie tego wart. Jestem selektywna, tatuator musi być niesamowity, nie zadowala mnie przeciętność. Czemu właściwie miałaby? Tatuaże są na zawsze!
www.myspace.com/madamefroufrou
TATTOOFEST 66
kudi chicks
TATTOOFEST 67
TATTOOFEST 68
W tym numerze przedstawiam Wam sylwetkę poznańskiego rapera. Każdy kto interesuje się hip hopem na poważnie i śledzi to, co dzieje się w polskim podziemiu powinien słyszeć o Słoniu.
TATTOOFEST 70
Na początek trochę banalnie - jak to się stało, że zacząłeś słuchać hip hopu, a potem sam rapować? We wczesnych latach podstawówki, dzięki mojemu starszemu bratu trafiły do domu takie taśmy jak Mc Hammer i Kriss Kross, tak więc od samego początku kojarzyłem rap jako jeden z gatunków muzycznych. Z biegiem lat poszerzyłem swoje horyzonty muzyczne, słuchałem metalu, punka, hardcore’u, funku czy drum’n’ bassu, ale rap był zawsze tym gatunkiem muzyki, który mnie najbardziej fascynował. W kioskach i na bazarach kupowałem kasety Onyx, Public Enemy, Ice T, Funkdoobiest, a z biegiem lat zaczęła się rozwijać polska kulura hip hop, pojawiły się pierwsze taśmy w rodzimym języku, wrzuty na murach, imprezy w Eskulapie prowadzone przez Dj’a Decksa i Peję, i występy b - boyów. Odnośnie moich pierwszych kroków muzycznych: jakoś w piątej klasie podstawówki założyliśmy kapelę z kilkoma typami ze szkoły i tak już zostało, nasze drogi się co prawda rozeszły, ale od 12-stego roku życia wiedziałem, że chciałbym żyć z muzyki, tak więc szczeniacka fascynacja stała się moim życiem.
90% beatów i produkcji związanych z WSRH i projek PWS (pierwszy oficjalny zespół Shellera, Miksera i Szpaq’a). Projekt nazywa się „Demonologia” i będzie stricte nienormalną produkcją, he, he. Można nazwać to horrorcore, aczkolwiek na pewno znajdą się na płycie tracki opisujące rzeczywistość i problemy społeczne.
Działasz od wielu lat na poznańskiej scenie, ale głośno zrobiło się o tobie dopiero niedawno, głównie za sprawą wydania pierwszej płyty WSRH w 2008 i klipu „Mistrz Tu Jest”. Zależy, co rozumiesz mówiąc „działasz”. Jeśli weźmiemy pod uwagę ilość lat spędzonych na pisaniu tekstów, gromadzeniu beatów i muzyki oraz zdobywaniu wiedzy, to faktycznie kilka lat już minęło, ale biorąc pod uwagę rok wypuszczenia pierwszej oficjalnej produkcji, to stosunkowo niedawno pojawiłem się na scenie. Klip „Mistrz Tu Jest”, promujący pierwszą wspólną płytę nagraną z Shellerem i w ogóle wydanie razem materiału było jakby zaznaczeniem swojego miejsca na scenie. Później wypuściliśmy klip do kawałka „Reprezentant” zrobiony zdecydowanie z większym budżetem i nakręcony na lepszym sprzęcie. Obydwa teledyski zostały w całym kraju super przyjęte i to nie tylko przez ludzi związanych z kulturą hip hopową.
Gościnnie na solowej płycie w numerze „Reżim krwi” wystąpił Lukas, wokalista Preshrunk. Natomiast na drugiej płycie WSRH w dwóch utworach słychać Rafała z Self Respect. Widać, że nie obce są ci klimaty polskiej muzyki hardcore. To prawda, nie są mi obce, nigdy nie ograniczałem się do jednego gatunku muzycznego, a hardcore ma w sobie tą dumę, niezależność i żywiołowość, dzięki którym krew szybciej krąży mi w żyłach. W przyszłości nie chciałbym się ograniczyć wyłącznie do współpracy ze sceną HC, chciałbym nagrać coś z takimi filarami polskiego metalu jak Turbo czy Horrorscope. Dodatkowo jaram się wyżej wymienioną współpracą widząc zaangażowanie ze strony ekip HC, w tym wypadku Preshrunk i Self Respect, wszystko jest załatwiane na stopie koleżeńskiej przy wódce i rozmowach o cyckach i muzyce (z naciskiem na cycki), tak więc bez żadnych uprzedzeń i całkowicie naturalnie.
Nie licząc twojej solowej twórczości, czy poza WSRH udzielasz się jeszcze w jakimś innym projekcie? Istnieje plan zrobienia wspólnej płyty z moim serdecznym przyjacielem Mikserem, który również jest odpowiedzialny za
W kręgu sceny hardcore twoją osobę mocno promuje ekipa NNC. Natomiast nowa płyta WSRH nosi tytuł „Unhuman Mixtape”. Widać, że sklep UnHuman bardzo wspiera ciebie i poznańską scenę podziemną.
W maju 2009 wyszedł twój solowy debiut „Chore Melodie”. Jakie są wrażenia publiki i twoje własne? Jeśli chodzi o przyjęcie albumu przez publikę, to naprawdę nie spodziewałem się aż tak wspaniałego odzewu. Album sprzedaje się jak na polskie „nielegalne” warunki bardzo dobrze, ludzie z różnych środowisk muzycznych z całej Polski wysyłają wiadomości, że płyta przypadła im do gustu, tak więc jestem mega zadowolony. A jeśli chodzi o moje odczucia na temat płyty to już zupełnie inna historia. Słyszę na niej pewne niedociągnięcia, błędy i inne duperele, których nikt poza mną nie skuma, bo jest to jakby wyłącznie moje osobiste odczucie. A mało tego, że nie słyszą to jeszcze mi wkręcają, że gadam jak potłuczony, bo wszystko jest ok. He, he.
TATTOOFEST 71
Pomijając fakt, że Filip, Pakol i Kobra są moimi dobrymi znajomymi, również współtworzą firmę UnHuman. Współpraca z Gruchą była jakby naturalną koleją rzeczy, ponieważ zarówno on jak i my z Shellką mamy normalne podejście do muzyki jak i do biznesu. Połączyliśmy te dwie rzeczy i powstał „Unhuman Mixtape”, poza tym współpracowaliśmy już przy poprzednich produkcjach przed wydaniem płyty. Trochę tych płyt nagrywacie, ale wydajecie je własnym nakładem. Czy to brak zainteresowania ze strony dużych labeli czy sami o to nie zabiegacie i ideologicznie trzymacie się podziemia? Szczerze, trzymanie się podziemia nie ma dla mnie tak naprawdę nic wspólnego z ideologią, ponieważ moja płyta miałaby ten sam przekaz jeśli trafiłaby do dużych sklepów. Chodzi mi bardziej o to, co można mieć z własnej promocji płyty, a co można mieć z „oficjalnego obiegu”. W Polsce wydawcy nie traktują artystów poważnie, większość
TATTOOFEST 72
kontraktów oparta jest o złodziejskie warunki. Dystrybucja płyt, mówiąc wprost, jest do bani i tak naprawdę nie mam jakiegoś ciśnienia żeby wydać płytę w wielkim labelu po to, żeby pan Andrzej z wytwórni X zarobił na tym, że pracowałem przez rok. Co nie znaczy, że będę szedł w zaparte własnym torem, ponieważ jeśli dostanę satysfakcjonującą promocję to jak najbardziej będę zainteresowany współpracą. Jestem otwarty na propozycje, ale nie jestem kolesiem, na którym ktoś z X we frajerski sposób zarobi! Ponoć nie chcesz być określany jako polski Necro, ale po twojej solowej płycie wiele jest takich opinii. W sumie „Chore Melodie” są chyba w takim klimacie psychorapu. He, he, tutaj pojawia się bardzo długa i wyczerpująca dyskusja na temat gatunków w muzyce. Określenie „polski Necro” jest tak naprawdę wymyślone przez laików nie znających się na gatunku jakim jest horrorcore. Jestem psychofanem Necro od czasu jak usłyszałem 9 lat temu
jego pierwszy kawałek i na pewno, miał on bardzo duży wpływ na moją twórczość, ale oprócz niego są tacy artyści jak Twiztid, Brotha Lynch Hung, Esham, Insane Clown Posse, Ganxta NIP, Q Strange, Insane Poetry czy Simken Heights, których również jestem psychofanem, więc dlaczego nie jestem polskim NIP’em? Odpowiedź jest prosta - osoba, która pierwsza użyła określenia „polski Necro” nie wie, kto to jest Ganxta NIP, czaisz? A odnośnie czy jest to psychorap czy deathrap czy horrorrap, dla mnie jest to jeden i ten sam gatunek delikatnie różniący się po prostu klimatem beatów. Jakimi muzykami rap, hip hop się inspirujesz i do jakiego stylu dążysz? Potrzebowalibyśmy kolejnych kilku stron w gazecie, aby wymienić listę raperów/ składów, które miały i nadal mają wpływ na moją twórczość. Począwszy od Dayton Family i Mc Breeda lecąc dalej Frost, Spice 1, Ice Cube, Geto Boys, K - Rino, Lil Wyte, stara Three 6 Mafia, Tech N9ne, Kottonmouth Kings, Das Efx,
Da Lench Mob, 7L & Esoteric, wszystko związane z AOTP i La Coka Nostra, Shabazz The Disciple, RBX, Sadat X, Bone Thugs, Mc Ren, Krs One, Kokane, Jayo Felony… ta lista nie ma końca. Jeśli chodzi o inne gatunki muzyczne, to bardzo bliskie są mi dokonania takich artystów jak Pantera, Slayer, Death, Biohazard, Sepultura, Iron Maiden, Slipknot, Pennywise, Bad Religion, Full Blown Chaos, White Zombie z Robem na czele, Stuck Mojo, Downset, Clawfinger… Jak oceniasz polską scenę rap/hip hop na tle Europy czy np. USA? Śmiało mogę stwierdzić, że nie jest źle, a mało tego, jest coraz lepiej. Wiadomo, pomijam wytwórnie, promotorów i całe szambo związane z samym biznesem, oceniam wyłącznie poziom muzyki. Jest coraz lepiej, tworzą się ekipy związane z rapcorem, crunkiem, jazz rapem, trueschoolem, old schoolem, horrorcorem, rapem ulicznym, hardcoreowym itd. Scena po tylu latach nareszcie zaczyna odchodzić w różne kierunki, tworzyć podgatunki, raperzy zaczynają działać w różnych stylistykach. Jeśli chodzi o USA, to tam hip hop jest szanowanym gatunkiem muzycznym, dlatego w dużej mierze jest tak rozwinięty i ocena sceny zza oceanu to temat rzeka. Europejską sceną nie jestem aż tak zainteresowany, słucham dosłownie odrobiny Francuzów i Niemców, oni mają rap na poziomie, o którym w Polsce może jedynie pomarzyć Gawliński czy Stachurski. Jedno
jest pewne - wszyscy dookoła nas (no może poza Białorusią) mają hip hop na mega wysokim poziomie! Wiadomo, że polskie realia nie dają wiele możliwości. Tylko nielicznym jak np. OSTR, Molesta czy Grammattik udało się zaistnieć w szerszej świadomości. Cała reszta z braku promocji spychana jest do podziemia. Co o tym sądzisz? Już w poprzednim pytaniu do tego nawiązałem, mówiąc o tym, że za oceanem hip hop jest szanowanym gatunkiem. U nas przyjęło się, że rap to muzyka dla dzieci i do reklam jogurtów. Jeśli włączysz którąkolwiek telewizję muzyczną czy stację radiową nie usłyszysz ani nie zobaczysz rapu. Może poza dwoma artystami, nie ma rapu w polskich mediach! Jedynym ośrodkiem przekazu informacji na ten temat jest internet. Kilka lat temu był wielki boom na hip hop w Polsce i właśnie wtedy powychodziła cała masa pozerów, którzy w dzisiejszych realiach nie mają prawa bytu. Właśnie wtedy większość słuchaczy i potencjalnych nabywców polskich płyt uprzedziła się do polskiej sceny hip
hopowej. Zresztą się im nie dziwię, sam omijałem te produkcje szerokim łukiem. Minęła pierwsza dekada nowego stulecia i teraz naprawdę jest trochę składów trzymających wysoki poziom, zarówno lirycznie jak i pod względem muzyki. Poznańska scena hip hopowa jest mocna i duża na tle innych miast. Poza liczną grupą podziemnej ekipy najbardziej znaną postacią jest sam Peja! Ponoć w Poznaniu Peja to dla was legenda, jak osobiście oceniasz jego sukces? Wiadomo, że Peja jest w pierwszej trójce polskich raperów z największymi zasługami na scenie hip hopowej (nie tylko na poznańskiej). Jak już wspominałem, miał on bardzo duży wpływ na mnie, moją twórczość jak i na ogólny światopogląd. Oprócz niego nie zapominajmy, że w Poznaniu od wielu lat działają między innymi Kaczor, Gural (członkowie nieistniejącego już Killaz Group, pionierzy hardcore’owego stylu) DJ Decks jak i np. Rafi (Beat Squad), ale są też ekipy cieszące się szacunkiem i popularnością w całej Polsce, jak PDG
i AIFAM. Poznań ma bardzo silne podziemie i naprawdę jestem dumny, że mogę być jednym z jego reprezentantów. Oprócz tego na mapie Polski bardzo widocznymi i głośnymi są m.in. ośrodki: Białystok, Warszawa, Szczecin, Łódź i Śląsk. Scena się rozrasta i wychodzą ludzie, którzy mają coś do powiedzenia, reszta idzie na dno - mnie to odpowiada. A skoro zacząłem już mówić o Peji, naszła mnie właśnie myśl, że tak naprawdę czytelnicy TattooFestu mogą w pewien sposób identyfikować się z pewnym buntem przeciwko tej całej „normalności” w mediach i na ulicach miast. Jakiś czas temu miała miejsce sytuacja na koncercie w Zielonej Górze, po której media zrobiły nagonkę na Peję i ogólnie kulturę hip hopową. Zaczęło się medialne polowanie na czarownice. Wiadomo jaką ma większość Polaków mentalność - jeśli jesteś łysy to znaczy, że kradniesz radia, jeśli masz długie włosy znaczy, że jesteś satanistą… Jest przyjęta jakaś durna norma społeczna, w której musisz się zmieścić, bo inaczej jesteś traktowany jak jakiś wynalazek. Nawiązałem do czytelników TattooFestu świadomie, mając na myśli wszystkich związanych w jakiś sposób z kulturą tatuażu w Polsce. Na pewno któraś z osób czytających to teraz spotkała się z uprzedzeniami na tle wyglądu, przykładowo tatuażu w widocznym miejscu, pofarbowanych włosów czy choćby piercingu. Identyczna była reakcja mediów i społeczeństwa na Peję - „jest łysy, jest zły, cham i prostak, raperzy to chuligani, ma tatuaże
to znaczy, że kryminalista”. Chodzi mi teraz wyłącznie o uprzedzenie społeczeństwa do jakiegokolwiek odchyłu od normy. Mam nadzieję, że pokolenie dzieci wychowanych przez naszą generację będzie na tyle otwarte, że przestaną mieć znaczenie pierdoły typu czy nosimy za szerokie, czy za wąskie spodnie. Reasumując: jest wielu buraków - fuck’ em all he, he. Czego ci życzyć, jakie są twoje najbliższe plany i marzenia do spełnienia w karierze rapera? Hmm, czego mógłbym sobie życzyć? Życzę sobie tego samego, co wam wszystkim czyli zdrowia, pieniędzy i jak najmniej zatrzymań przez policję. Na koniec chciałbym serdecznie podziękować za zainteresowanie ekipie TattooFestu i pozdrowić wszystkich czytelników. Oby wasze dzieci były zdrowe, krowy dawały mleko, a wiatr wiał zawsze w plecy he, he! Zapraszam wszystkich serdecznie do słuchania audycji radiowej „RAPodajnia”, którą prowadzimy wraz z Shellerem w www. RadioGlob.pl, co środę od godziny 20 - 22. Kupujcie nasze płyty (nadal są dostępne na Allegro jak i www.UnHuman. pl) - jarajcie się nimi, wysyłajcie opinie i do zobaczyska na koncertach i imprezach w całym kraju. PEACE! Rozmawiał Dawid Krąkowski
www.myspace.com/slonwsrh www.myspace.com/wsrh www.unhuman.pl www.youtube.com/wsrhvideo TATTOOFEST 73