TF # 41, September 2010

Page 1

INDEKS 233021

ISSN 1897-3655

CENA: 13zł w tym 7%VAT NR 41/09/2010 WRZESIEŃ





32

70

28

64

52

40

8 6 8 18 28 32 40 46 52 56 64 70

56

Co nowego? Andy Engel Tattoo Jam 2010 Darek Darecki – Darkness Tattoo Gdańsk Tattoo Konwent - Druga odsłona Mick Squires Street Art - Iwona Zając Joel Madberg „Salvation Tattoo” Tony Ciavarro Kudi chick - Karolina Ciekawe nadesłane prace polskich tatuatorów

polgsakziyn

ma i dla ludcz ych kochają

tatuże

RA

CO

WA N

IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kry sław A: ś, B Bła E: szc am As Bam zyń ia , M ski iętu s REDA K Aleksa TOR NAC ZE ndra S koczyla LNA: s

WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków

46

st.eu attoofe www.t t@gmail.com s tattoofe

ISSN 1897-3655

Max : Intro .com.pl DRUK ax ntrom www.i A: AM KL I RE NG ska m ETI zyń l.co i l), t), a RK szc m g t.p e MA Bła @ a t Y: ar k.n Ann oofes IC a. a : o N al sz t tatt fo c z W 3f ja wi A O k ( w. e C D K nk i A re w R Da k (w Ł A St a O K at a ŁP i, a Ó sk asz Ag SP ow J ki W arw asz ws k o LI A id K Łu rąk ST aw a, K D ag wid R a D

OP

Redak nieza cja nie zw r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg in n a ie a s d o o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .

18


polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże

K

olejny miesiąc pełen wrażeń za nami. Obfitował w wyjazdy, które zaowocowały nowymi znajomościami i doświadczeniami. Dla mnie osobiście pełen był inspiracji i motywacji, nie tylko pod względem pracy ale i osobistym. Zawsze podkreślam, że te dwie dziedziny łączą się i życie zawodowe przenika się na każdym kroku z prywatnym. Ciężko je rozdzielić biorąc pod uwagę moje podejście i zaangażowanie w to co robię, ogromną radość jaką czerpię za każdym razem widząc wyjątkową pracę, odkrywając coś nowego w tatuażu lub po prostu nabierając ochoty na więcej tatuaży i odnajdując nowe pomysły dla siebie. Z jednej strony mogę powiedzieć, że podróże, kontakty z artystami w pewien sposób są już na porządku dziennym, z drugiej pojawia się wielu nowych tatuatorów, powstają piękne, pomysłowe prace, co cały czas stwarza okazję do rozwijania zainteresowania i pasji jaką jest dla mnie świat tatuażu, a także wielu dziedzin z jakimi obecnie się on łączy. Mam nadzieję, że za każdym razem nowe wydanie naszego magazynu pozwala i Wam inspirować się, odkrywać możliwości jakie są obecnie dostępne dzięki niesamowitym artystom. Jedną z postaci, na którą warto zwrócić uwagę jest niewątpliwie Andy Engel. Ten niemiecki tatuator, znany jest jako prawdziwy mistrz portretów i realizmu, przy tym warto zwrócić uwagę na jego podejście do pracy i chęć rozwijania rodzimej sceny tatuażu. Na pewno taki cel mają także organizowane imprezy związane z tym tematem. Tym razem będziecie mieli okazję przeczytać reportaże z brytyjskiego Tattoo Jamu, który odwiedziłam wraz z Daveeem i Edkiem, a także z Tattoo Konwentu, którego druga edycja odbyła się w tym samym czasie w Gdańsku. Z pewnością za każdym razem, czy to w przypadku relacji z imprez zagranicznych o charakterze międzynarodowym, czy naszych rodzimych, najważniejsza jest różnorodność prac jakie możemy zaprezentować. Jeśli zaś chodzi o spójną stylistykę, charakterystyczną dla danego tatuatora, to w wydaniu wrześniowym znajdziecie Darka Dareckiego ze świdnickiego „Darkness Tattoo” poruszającego się biegle i ekspresyjnie w tematyce horroru. Poznacie także Micka Squiresa, który specjalizuje się w niesamowitych realistycznych pracach w kolorze. Do klasyki w tatuażu, prostoty, wyraźnych i solidnych linii oraz umiarkowania w kolorze przekonywać będzie Joel Madberg ze szwedzkiego „Salvation Tattoo”. Tatuatorem, którego prawdopodobnie nie trzeba przedstawiać jest Tony Ciavarro. Jego staż w branży, a przede wszystkim niesamowite prace czynią go absolutnym mistrzem swojego gatunku. Ponadto TF 41 to oczywiście stałe działy, czyli Street Art prezentujący dokonania Iwony Zając, która dzięki możliwości wypowiedzi w przestrzeni publicznej przekazuje istotne dla niej treści, opowiadając często osobiste historie wchodzi w kontakt z widzem, przy tym bawi się formą i kolorem. W numerze nie zabraknie oczywiście Kudi chick, do których grona dołączyła Karolina, a także nadesłanych prac polskich tatuatorów. Przed nami kolejny intensywny miesiąc. Poprzez liczne wyjazdy nie będziemy mogli narzekać na brak emocji. Mam nadzieję, że uda nam się także wprowadzić w życie kilka naszych nowych pomysłów, które uczynią magazyn jeszcze ciekawszym i bardziej różnorodnym. Miłej lektury, Ola

TATTOOFEST 6

W

ciągu trzech tygodni Ania z Radkiem odwiedzą trzy wielkie, europejskie stolice. Swoją podróż rozpoczną w połowie września wyjazdem do Paryża na czwartą edycję Tattoo Art Fest. Kolejnym punktem na ich mapie będzie budząca zawsze wiele emocji impreza w Londynie. Na koniec czeka ich pierwsza w życiu wyprawa na konwent do Barcelony. Między weekendowymi szaleństwami będą zwiedzać przeróżne zakątki Europy i po prawie trzech tygodniach powrócą z głowami pełnymi wrażeń. W Londynie i Barcelonie nie zabraknie naszej redaktor naczelnej, która będzie dla Was relacjonować te wydarzenia.


1

września do sklepów trafiła nowa płyta zespołu Acid Drinkers, do której okładkę zaprojektował Bartek ze studia „Jokers” z Ostrowa Wielkopolskiego. Płyta wydana została dzięki Mystic Production. Członkowie zespołu tatuują się u „Jokersów” i podczas jednej z bardzo wesołych i rock’and’rollowych sesji, padła propozycja zaprojektowania okładki. Z uwagi na to, że niegdyś zespół słynął z „rysowanych” okładek, właśnie taka miała być i ta. Poza tym, album jest kontynuacją wydanej w 1994 roku płyty „Fishdick”, na której znalazły się przeróbki znanych utworów. Tym razem usłyszycie covery Franka Sinatry, Metallici, Slayera, Donna Summera i B52. Zespól życzył sobie, aby okładka oddawała klimat tatuażu i jednocześnie nawiązywała do czasów klasycznego rock’n’rolla! Arek i Bartek zawsze byli fanami Acidów, więc była to dla nich nie lada gratka!

Prenumerata

Tattoo Fest!!

1.

Bartek i Ślimak

Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty • Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 429 14 52, 502 045 009 tattoofest@gmail.com Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 • Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.

2. Magazyn można także kupić

od lewej Arek(JOKERS), Ślimak(ACID), Bartek(JOKERS), Michu (NONE), Yankiel(ACID)

w formie elektronicznej na naszej stronie www.tattoofest.eu/sklep • Koszt jednego wydania to 10 zł • Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jest Acrobat Reader • PDF’y magazynu nie nadają się do druku Tę opcję szczególnie polecamy osobom przebywającym za granicą

N

iektórzy już po wakacjach, ale pracę tatuatora można określić zdecydowanie zwrotem „work and travel”, czyli tym który dla Daveee’a jest najważniejszy. Na początku września pojawi się on na guest spocie w Berlinie w „Lowbrow Tattoo Parlour”, gdzie będzie pracował wspólnie z Sebastianem Domaschke i Matthiasem Böttcherem, pod koniec września ponownie zawita u Beza w „Triplesix” po czym w październiku ma zaplanowaną podróż do Japonii, Singapuru i Hongkongu. Mam nadzieję, że będziemy mogli na bieżąco Was informować zwłaszcza o przebiegu jego azjatyckiej wyprawy.

TATTOOFEST 7


Andy Engel jest jednym z najbardziej rozpoznawanych i szanowanych niemieckich tatuatorów. Zawdzięcza to piętnastoletniemu stażowi w branży oraz swojej ciężkiej pracy. Jego zaangażowanie zaowocowało sporą liczbą zwolenników, zarówno wśród innych tatuatorów, jak i klientów. Studio Andy’ego znajduje się w Kitzingen, małej miejscowości o bogatej historii, pełnej urokliwych i starych budynków, nieprzerwanie funkcjonuje tam od 1995 roku.

TATTOOFEST 8


Jeżeli chcesz dowiedzieć się czegoś na temat danego tatuatora, spytaj jego żony! W tym przypadku usłyszysz, że Andy jest całkowicie pochłonięty tym, co robi. Jego pracoholizm osiągnął poziom, przy którym od dziewięciu lat brakuje mu czasu na uczczenie swojej rocznicy ślubu. Andy bierze udział w piętnastu do osiemnastu konwentach rocznie, ponadto chętnie wyjeżdża na guest spoty. Aktualnie na termin do niego trzeba czekać do końca 2012 roku, ponieważ jego żona Heike, pełniąca również rolę managerki, od dawna nie przyjmuje nowych zapisów. Na jej barkach spoczywa obsługa klienta, jak i masa innych rzeczy. Zajmuje się laserowym usuwaniem tatuaży, odpowiada na maile i planuje wyjazdy. Generalnie, bez jej pomocy trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie studia. Jako, że u Andy’ego tatuują się ludzie z całego świata, pomaga również rezerwować im hotele czy przeloty. Dobrnięcie do etapu, na jakim artysta ten znajduje się teraz, było trudną i długą drogą. Andy zaczynał ponad 15 lat temu, kiedy nie było łatwego dostępu do informacji. Najbliższe studio tatuażu było oddalone o ponad 50 kilometrów od jego miejsca zamieszkania. Pierwszą osobą, dzięki której mógł wystartować w branży, był jego przyjaciel, który uczestniczył w czymś na kształt seminarium pt. „Jak zostać tatuatorem?”. Okazało się, że jedyną rzeczą, jaką można było wynieść z tego niezwykle kosztownego „wykładu”, był sposób trzymania w rękach maszynki. Stanowiło to jednak jakiś początek. Jak większość tatuatorów, Andy zaczynał od tatuowania przyjaciół. Poza tym, starał się uczyć jak najwięcej z dostępnych wtedy magazynów i nabywać doświadczenia. Po roku prób pracy z maszyną, odwiedził swoją pierwszą konwencję w Monachium. Właśnie wtedy poznał osobę, która bardzo mu pomogła, stanowiła solidne wsparcie i zmotywowała do dalszej pracy. Był to John Surgeson z Mickey Sharpz Supplies. Ponad dekadę temu, taka osoba była naprawdę na wagę złota, ponieważ wszyscy tatuatorzy patrzyli na siebie jak na konkurencję i raczej nie dzielili się

TATTOOFEST 9


wiedzą. Trzy lata później Andy dołączył do D.O.T, niemieckiej organizacji zrzeszającej profesjonalnych tatuatorów. Krótko potem Mike Frey postanowił podzielić się z nim wiedzą i stał się głównym nauczycielem Andy’ego. Udzielił mu wielu wskazówek i zainteresował go wykonywaniem portretów. Andy podkreśla, że na początku swojej kariery miał wiele do nadrobienia w kwestii rysunku. Kolejną osobą, która miała ogromny wpływ na jego rozwój był Uwe Güldner. Jego prace były niesamowite, a dzięki jego osobie, przed Andy’m otworzyły się kolejne drzwi. W 1990 roku pierwszy raz zdobył się na uczestniczenie jako tatuator w konwencji tatuażu. Było to przełamanie niepewności i strachu przed ludźmi oraz znakomita okazja do poznania mnóstwa otwartych i pomocnych osób. Niemiecka scena tatuatorska przeżyła w kolejnych latach boom. Niezwykle popularne stały się tribale, po czym znów nastąpiła niewielka stagnacja. Dzięki programom telewizyjnym, które mamy okazję obserwować od jakiegoś czasu, tatuaż w Niemczech przeżywa ponownie swój rozkwit, a większość artystów nie narzeka na brak pracy. Niemiecka stacja telewizyjna „DMAX”, poza pokazywaniem programów o tatuażach zza oceanu, postanowiła nakręcić również własną serię. Andy był gościem jednego z odcinków, co niestety naraziło go na dość nieprzyjemne reakcje. Wychodził z założenia, że tak naprawdę nieważne kto jest pokazywany na ekranie, jeśli robi dobre prace. W ten sposób całe zjawisko będzie bardziej popularne i siłą rzeczy każdy dostanie kawałek tego tortu dla siebie. Andy’emu w niemieckiej scenie zaczęło po jakimś czasie brakować tego, czym wyróżniała się scena tatuażu w Stanach. Marzył o tym, by seminaria, podczas których gwiazdy takie jak Nikko Hurtado, Mike DeVries, Bob Tyrrell dzielą się swoją wiedzą, stały się częścią kultury tatuażu również w jego kraju. Z tego powodu sam zaczął organizować spotkania, podczas których porusza nie tylko tematy stricte techniczne, ale również z zakresu organizacji pracy w studio.

TATTOOFEST 10


TATTOOFEST 11


tatuaż po wygojeniu

Ważnym krokiem w jego karierze było również wybranie go jednym z dyrektorów D.O.T , co umocniło jego i tak ugruntowaną pozycję. Ponadto, niedługo wyda swoje pierwsze DVD „Black and Grey with Andy Engel”, które zostanie oficjalnie pokazane na konwencji w Londynie we wrześniu tego roku. Teraz każdy będzie miał okazję podglądać go przy pracy. DVD będzie można zakupić w boksie tatuatora. W przygotowaniu są już kolejne publikacje: „Playing with Colour Portraits” i „Animal Portraits and fur textures”.

tatuaż tuż po wykonaniu

Z czasem stały się one tak popularne, że zaproszono go do prowadzenia seminarium na konwencie tatuażu w Las Vegas, gdzie będzie można zobaczyć go w październiku tego roku. Andy sam stara się odwiedzać jak najwięcej seminariów i uczyć od innych, jako że każdy artysta ma swoje podejście do tematu, inny styl i technikę. W taki właśnie sposób Andy poznał Boba Tyrrella, u którego tatuował się i mógł tym samym poznać tajniki jego pracy na własnej skórze.

Andy niedawno wrócił z Detroit, gdzie tatuował gościnnie u Boba Tyrrella. Podczas kolejnego wyjazdu odwiedzi „Hart and Huntington Tattoo” w Hard Rock Casino w Las Vegas, gdzie przyjdzie mu tatuować u boku Jime Litwalka. Pewnie wielu z Was zastanawia się, jakich maszyn używa Andy? Tajemnica została ujawniona specjalnie dla naszych czytelników. Andy do cieniowanych portretów używa maszyn Mao i Stigmy, do kolorowych zaś Hawk’a! www.andys-tattoo.com www.myspace.com/andyengel

„Dzięki programom telewizyjnym, które mamy okazję

obserwować od jakiegoś czasu, tatuaż w Niemczech przeżywa ponownie swój rozkwit, a większość artystów nie narzeka na brak pracy.

TATTOOFEST 12


TATTOOFEST 13


tatuaż tuż po wykonaniu

„ Jak większość tatuatorów, Andy zaczynał od

tatuowania przyjaciół. Poza tym, starał się uczyć jak najwięcej z dostępnych wtedy magazynów i nabywać doświadczenia.

TATTOOFEST 14


TATTOOFEST 15

tatuaż po wygojeniu




W

dniach 6-8 sierpnia odbyła się trzecia edycja konwentu Tattoo Jam. Po raz kolejny miała ona miejsce w Doncaster, w nowoczesnym i przestronnym budynku wyścigów konnych Racecourse. Prawdopodobnie impreza pozostanie tam na stałe, choć na początku organizatorzy mieli w zamyśle zmianę lokalizacji co roku. Nie ma się co dziwić tej decyzji, ponieważ Doncaster choć jest niewielkim miastem, jest łatwo dostępne. Każdy spoza najbliższych rejonów, z kim rozmawiałam mówił, że pokonanie trasy zajmuje 2 godziny. Czas naszej podróży z Polski wynosił tyle samo :)… a dotychczasowe opinie o imprezie, ilość i ranga zaproszonych tatuatorów, sumienna i sprawna organizacja, doskonały przepływ informacji spowodował, że w tym roku na długo przed konwentem oczekiwałam na ten wyjazd…

„Wyniki jednej z ankiet przeprowadzonej w ubiegłym miesiącu donoszą, że jedna piąta wszystkich dorosłych Brytyjczyków posiada tatuaże. Dziesięć lat temu było mniej niż 300 studiów tatuażu w Wielkiej Brytanii. Dzisiaj? Masz wybór ponad 1500. Rozwój tego rzemiosła jest faktem. Wszyscy znamy kogoś, kto „ma jeden tatuaż”, „chce jakiś” lub właśnie jest w trakcie „robienia czegoś”. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - „Dlaczego nie?”. W świecie, w którym ludźmi rządzi pogoń za karierą, zegary, rachunki i szefowie, tatuaż oferuje ucieczkę, dozę podniecenia, niezależności i co ważniejsze, unikalne piękno i coś, co robi się całkowicie dla siebie.” Tyle ze wstępu z tegorocznego przewodnika dla zwiedzających, ode mnie mogę dodać, że tatuaż na Wyspach jest rzeczywiście bardzo popularnym zjawiskiem, co przekłada się na zainteresowanie imprezami związanymi z tym tematem. Organizatorom Tattoo Jamu, wydawnictwu Jazz Publishing odpowiedzialnemu między innymi za magazyn „Skin Deep” czy „Tattoo Master” udaje się co roku zgromadzić ciekawą grupę artystów, reprezentującą różne style i odległe rejony świata oraz umożliwiającą wgląd w Brytyjską scenę tatuażu. Nie będę wymieniać uczestników, to rola strony informacyjnej imprezy,

TATTOOFEST 18


Inspirujące spotkanie… Tony Mancia, Paul Booth, Brandon Bond, Dave Tedder (od lewej) Z kolekcji Willy’ego Robinsona - eksponaty niegdyś należące do Christiana Warlicha

Edek przy pracy

ale mogę potwierdzić, że poziom prac prezentowanych w konkursach oraz te, które udało mi się „złowić” w boksach był naprawdę wysoki. I w zasadzie na tatuażach trzeba się w tej relacji skupić, ponieważ z tak zwanych atrakcji mogę wspomnieć jedynie o Battle of Bands, czyli koncertach 25 kapel, które walczą o tytuł najlepszej w danym roku i nagrodę finansową. Koncerty zostały w tym roku przeniesione na małą scenę, którą można było obserwować z widowni. Same występy nie cieszyły się zbyt dużą popularnością, nie licząc dziewczyn muzyków i kilku wiernych fanów, którzy bawili się znakomicie. Żaden z zespołów nie przykuł mojej uwagi, raczej w pewnym momencie koncert stał się nieznośnym hałasem, który przeszkadzał w seminariach. Przyjęło się, że piątek czyli Artists Friday jest dniem otwartym wyłącznie dla tatuatorów, wystawców i zaproszonych przez nich gości. W piątek odbywają się także spotkania z tatuatorami. W tym roku seminaria prowadzili m.in. Louis Molloy („Rysowanie smoka”), Darrin White („Tatuowanie w kolorze”), John Montgomery („Kustomowe tatuaże”). Ja trafiłam na bodaj najciekawsze seminarium… Przeprowadzone miało być ono przez przybyłą i rozbrojoną w tej części globu ekipę „All Or Nothing” z USA: Brandona Bonda, Dave’a Teddera i najmłodszego stażem w ich ekipie Tony’ego Mancia. Nieoczekiwanie do tego składu dołączył Paul Booth, co zdecydowanie wpłynęło nie tylko na walory merytoryczne seminarium, ale i towarzyskie. Wszystkich sekretów ich pracy, którymi się podzielili, nie będę zdradzać. Natomiast mogę śmiało napisać jak bardzo zachwyciło mnie podejście Paula do etyki pracy, klienta i samego śladu jaki zostawia na ciele człowieka na całe życie, a także jego fascynacja psychologiczną stroną tatuowania. Oswojony z publiką Brandon Bond, autor kilku części seminarium na DVD „The Whole Enchilada”, był w swoim żywiole. O ile znana jest mi jego działalność, jedynie mogłam się domyślać jaka armia ludzi stroi za poczynaniami „All Or Nothing”. Udało się potwierdzić, że w jego „firmie” pracują 72 osoby, za które Bond czuje się osobiście odpowiedzialny. Być może dlatego z ponad 3 godzinnego spotkania, około 40 minut było poświęcone na same zagadnienia związane z tatuażem, a między prelegentami tworzącymi w różnych stylach często nawiązywały się ciekawe dyskusje, natomiast reszta czasu został spożytkowana na omówienie zagadnień związanych z szeroko pojętym marketingiem. Równowaga między „art on skin” a „art of marketing”, musiała zostać zachwiana wobec wielu zasad pracy z klientami, historii i wskazówek jakimi mogli się podzielić, jak sami siebie określili Paul i Brandon, „dwaj najbardziej znienawidzeni ludzie w branży”. Seminarium, wysłuchanie tego, co mają do powiedzenia poza boksowo-mailową rzeczywistością,

Motywem przewodnim w tym roku był Dziki Zachód - konkurs na najlepsze przebranie podczas piątkowej „gali”

TATTOOFEST 19


TATTOOFEST 20

Billy Hay, Custom Inc Tattoo Studio, Wielka Brytania

Sebo, Mystery Touch Tattoo, Austria

Tanane Whitfield, Studio Evolve Tattoo, USA

Odd Boy, Wielka Brytania


Scott Mustapic, Ink vs Steel, Wielka Brytania

Volko, Buena Vista Tattoo Club, Niemcy

TATTOOFEST 21

Simone, Buena Vista Tattoo Club, Niemcy

Billy Hay, Custom Inc Tattoo Studio, Wielka Brytania


TATTOOFEST 22

Maniek, Rock’n’Roll, Szkocja

Marek, InkDependent Tattoo Studio, Szkocja

Serdeczne pozdrowienia i podziękowania za miło spędzony czas dla moich współtowarzyszy podróży Daveee’a i Edka, wszystkich sympatycznych Polaków tatuujących i odwiedzających konwent oraz dla nowych i starych znajomych!

Wayne, ABH Tattooing, Wielka Brytania

osobisty kontakt sprawił, że jestem pod wielkim wrażeniem ich obu. Kolejną rzeczą, którą zaliczam do wyjątkowo udanych aspektów konwentu było spotkanie Willy’ego Robinsona. Jest on właścicielem bodaj najbogatszej i najcenniejszej kolekcji eksponatów związanych z tatuażem, a przy okazji bardzo sympatycznym człowiekiem, który chętnie dzieli się swoją pasją i wiedzą. Osobiście oprowadził mnie po swojej galerii, opowiadając historię właściwie przy każdym eksponacie. I tak miałam okazję zobaczyć dwa, niezwykle rzadko spotykane plakaty cyrkowe pochodzące z końca XIX wieku przedstawiające wytatuowane kobiety. Kolekcję rzeczy należących do Christiana Warlicha, jednego z „ojców założycieli” europejskiej sceny tatuaży, Willy okrasił historią wykonywania pierwszych odbitek na skórze i etapach jakie ten proces przechodził. Do eksponatów należą także maszyny - samoróbki pochodzące z lat 20. i 30. XX wieku. Do jednych z najciekawszych przedmiotów w kolekcji dodać mogę liczące około 40 lat narzędzia do ręcznego wykonywania tatuażu, które pochodzą z Japonii. Znalazły się one na Wyspach w okresie rozkwitu fascynacji tatuażem orientalnym. W posiadanie Willy’ego, od 20 lat związanego z branżą, trafiły dość przypadkowo i nie wiadomo do kogo należały. Owa tajemnica łączy się z zakazem udostępniania swoich narzędzi pracy. Gdyby się wydało, że zostały one wypożyczone do wypróbowania jednemu z brytyjskich tatuatorów, ich właściciel, uczeń Japońskiego mistrza, straciłby palec. Po tych kilku dniach pobytu na Wyspach i uczestnictwie w konwencie szczególnie cieszy mnie poczucie… niedosytu. Takie uczucie towarzyszyło mi po pierwszym, służbowym wyjeździe do Berlina oraz po kilku nielicznych festiwalach, w których miałam okazję uczestniczyć. W ciągu trzech lat mojej pracy mam ich na swoim koncie około 40, ale właśnie nie ilość tutaj ma znaczenie (choć ta różnorodność tworzy całkiem przyzwoitą mozaikę), a jakość. Tattoo Jam ze swoją świetną organizacją i lokalizacją, poziomem artystycznym, licznymi okazjami do spotkań i nawiązywania nowych znajomości plasuje się bardzo wysoko w moim osobistym rankingu. Jest to impreza, na którą mam nadzieję, będę mogła wracać co roku i mogę ją polecić każdemu miłośnikowi tatuażu. Ola


Leigh Oldcorn, Cosmic Tattoo, Wielka Brytania

Steve Prizeman, Eternal Art, Wielka Brytania

Jason Butcher, Immortal Ink, Wielka Brytania

Sake, Sake Tattoo Studio, Grecja

Cecil Porter, USA

Edek, Kult Tattoo, Krak贸w

TATTOOFEST 23

Toni Moore, Broad Street Studio, Wielka Brytania


Steve Potton, Steve’s Tattoo Studio, Wielka Brytania

Roman, Artistic Element, USA

TATTOOFEST 24 Scott Mustapic, Ink vs Steel, Wielka Brytania

Mick Squires, Korpus Tattoo, Australia

Chin Reed, Red Rocket Tattoo, Szwecja


Aivars Liepa, Alan’s Tattoo Studio, Wielka Brytania

Leigh Oldcorn, Cosmic Tattoo, Wielka Brytania

Scott Mustapic, Ink vs Steel, Wielka Brytania

Edek, Kult Tattoo, Kraków

TATTOOFEST 25


George Mavridis, Tattooligans, Grecja

Paul Acker, Deep Six Laboratory, USA

Mat Lapping, Creative Vandals, Wielka Brytania

TATTOOFEST 26 Arran Burton, Cosmic Tattoo, Wielka Brytania

Analiza tatuażu jednego z uczestników piątkowego seminarium

Dziki Zachód vs. Meksyk


Daniel Banas, Picton Tattoo, Wielka Brytania

Jin, Evolution Tattoo, Wielka Brytania

Tiny Miss Becca, Jayne Doe Tattoo, Wielka Brytania

Kolekcja Willy’ego Robinsona

TATTOOFEST 27


Darek

TATTOOFEST 28

Krysia: Co lub kto miał wpływ na to, że zacząłeś tatuować? Darecki: Jeśli chodzi o umiejętności plastyczne, to przejąłem je od mamy. Odkąd pamiętam, rysunek zawsze był obecny w moim domu. W wieku 10 lat poznałem brata mamy Teda, harleyowca mieszkającego w Stanach i jak można się domyślić, mocno wytatuowanego. Pamiętam, że wpatrywałem się w jego tatuaże i marzyłem żeby mieć takie same na swoim ciele. Od tamtej pory cały czas chodziłem z pomazanymi długopisem rękami. Swój pierwszy tatuaż zrobiłem sobie w miejscowym studio mając 19 lat, a moje zafascynowanie tym klimatem wciąż rosło. Kilka lat później kupiłem maszynkę, igły, trzy tusze i zaczęło się!


Krysia: Opowiedz o swoim studiu. Od kiedy je prowadzisz i kto ci pomaga? Darecki: Studio powstało w styczniu 2006 roku i od tamtej pory tak naprawdę wkraczałem w „świat tatuażu”. Z jednej strony było to trochę lekkomyślne, bo z zerowym doświadczeniem rzuciłem się na głęboką wodę otwierając je i podejmując się robienia naprawdę trudnych prac, które później sam po jakimś czasie coverowałem. Z drugiej strony, gdybym wtedy nie zdobył się na to, to może „Darkness Tattoo” nigdy by nie istniało? W każdym razie nie żałuję tego, co zrobiłem, ale mam świadomość, że miałem po prostu dużo szczęścia. Studio prowadzę sam, robię wszystko począwszy od spraw administracyjnych, papierkowych, odbierania telefonów, aż po tatuowanie. Krysia: Jesteś zwolennikiem kolorowych tatuaży, szczególnie upodobałeś sobie niebieski - mam rację? Darecki: Ostatnio Jawor napisał do mnie, że niebieski chyba kupuję wiadrami:). Tak, zdecydowanie kolorowe tatuaże robią na mnie największe wrażenie, a co ja mam z tym niebieskim? Nie wiem, ale pierwsze farby jakie nabyłem to właśnie czarny, biały i niebieski. Krysia: Coraz więcej artystów odchodzi od tatuaży o wyraźnym konturze, wolą prace bardziej malarskie - rozwiń temat. Darecki: Tak, rzeczywiście coraz więcej można zobaczyć prac w takim klimacie.

Osobiście jestem ich zwolennikiem. Myślę, że tatuaże tego typu dają możliwość większej swobody w tym, co robisz, nie ma linii, która może ograniczać… Krysia: Na czyją, zawodową radę możesz zawsze liczyć? Darecki: Myślę, że jest to Marcin Soński, który jako starszy kolega po fachu zapoznawał mnie ile tylko mógł z tajnikami tatuowania. Ważne jest też to, aby mieć kogoś, kto patrzy na twoje prace zdrowym, krytycznym okiem i wytknie ci zaobserwowane błędy. W moim przypadku, największym krytykiem była moja ukochana. Gdy myślałem, że praca jest idealna, ona szybko sprowadzała mnie na ziemię. Miała rację, dzięki niej wiedziałem, że muszę się rozwijać. Wracając do tematu, często mogłem liczyć na rady Zappy. Gdy miałem problem, zwracałem się do niego. Dzięki dostępowi do internetu, zawsze mogłem o coś spytać. Krysia: Kolekcjonujesz tatuaże od dobrych tatuatorów, masz coś od Afferniego, od Zhivko, co jeszcze i od kogo chciałbyś mieć? Darecki: Czekam na kolejną sesję u Tofiego i kontynuację motywu z filmu „Labirynt Fauna”, planuję również więcej tatuaży od Zhivko - uwielbiam jego prace. Jak tylko Anabi zawita w moim studio jako gość, też poproszę go o zostawienie po sobie pamiątki. Jest jeszcze sporo innych osób, które ciężko mi teraz wymienić… Na pewno chciałbym jeszcze przerobić i dokończyć inne swoje tatuaże.

TATTOOFEST 29


Krysia: Skąd twoje zamiłowanie do potworów? W przeciwieństwie do innych tatuatorów lubiących mroczną stylistykę, nie wyglądasz na czciciela szatana? Darecki: To zaczęło się bardzo wcześnie, bo już jako mały chłopiec byłem prawdziwym maniakiem horrorów. Dziś oglądane niegdyś filmy wywołują na mojej twarzy uśmiech, jednak wtedy doprowadzały do tego, że w nocy musiałem mieć oświetloną drogę do toalety. Nie wyglądam na czciciela szatana? To mnie Krysiu zasmuciłaś ;) Krysia: Czy w związku z obecnością w twoim życiu potworów, miewasz senne koszmary? Darecki: O tak, ale to nie potwory mnie straszą. Moim najgorszym snem jest powtarzająca się wizja Armagedonu. Gdyby udało się zarejestrować mój sen jako film, to ludzie robiliby w gacie ze strachu widząc i czując to, co ja. Zawsze, gdy mam sen tego typu i przebudzę się, to szybko chcę zasnąć żeby go kontynuować i zapamiętać jak najwięcej. Myślę, że strach w życiu jest nam tak samo potrzebny jak śmiech. Krysia: Czy ze względu na to, jaki klimat preferujesz, rzadko twoimi klientami są kobiety? Darecki: Wbrew pozorom, większość moich klientów to kobiety, przychodzą głównie po coś kolorowego z dziedziny fauny i flory, takie motywy również lubię tatuować. Jeśli chodzi o mój ukochany

TATTOOFEST 30

klimat horroru, szczerze mówiąc, większość prac z mojego portfolio to prace na ciałach mężczyzn, jednak od pewnego czasu dostaję sygnały od klientek (niestety nie z Polski) zainteresowanych mrocznymi tatuażami. Pytają czy odwiedzę ich kraj podczas trwania jakiejś konwencji, bo chcą zrobić sobie u mnie coś złego… Krysia: Jakie aktualnie stawiasz sobie cele? Czy chciałbyś np., aby „Darkness Tattoo” w przyszłości powiększyło się? Darecki: Tak, zdecydowanie myślę o powiększeniu studia. Chciałbym współpracować z przynajmniej jedną tatuującą osobą, a także zatrudnić w przyszłości kogoś, kto przejmie mój telefon i zdejmie ze mnie ten ciężar:). Na pewno będę jeździł na więcej konwencji zagranicznych ze względu na rosnące tam zainteresowanie moimi pracami. Z racji, że lubię pracować z innymi, a także podróżować, chciałbym trochę polatać po świecie tatuując gościnnie w rożnych miejscach, jak również zapraszać innych tatuażystów do siebie. Myślę, że tylko w ten sposób można dalej się rozwijać i nie stać w miejscu. Krysia: Wiem, że niedawno byłeś na urlopie, udało ci się odpocząć? Przywiozłeś ze sobą jakieś inspiracje? Darecki: Tak naprawdę, chyba dopiero teraz odpoczywam po urlopie, he, he. Co mnie zainspirowało? Na pewno kolory i barwy jakich nie mamy w naszym kraju.


TATTOOFEST 31


Jarek, Tat Studio, Gdańsk - III Mały czarno-szary

Bartek, Gulestus, Warszawa - I Mały czarno-szary

New school :)

Bartek, Gulestus, Warszawa - II Mały czarno-szary

TATTOOFEST 32

Piti - Posejdon


Paweł, Panteon, Białystok – I Horror Daniel, Hand Of God, Warszawa - I Duży kolorowy

Danis, Kłajpeda, Litwa - II Duży czarno-szary

W

tym roku do Gdańska wybraliśmy się w nieco okrojonym składzie, ponieważ data Konwentu pokrywała się z terminem Tattoo Jam w Doncaster, w związku z tym musieliśmy się trochę przeorganizować i mądrze podzielić obowiązkami. Z pewnością inaczej tego typu impreza wygląda z punktu widzenia kogoś, kto pracuje, z perspektywy organizatorów, czy osób odwiedzających. Ja niejednokrotnie wcielałam się we wszystkie te role i jaka by ona nie była, to zawsze staram się jak najlepiej spożytkować czas. Z racji tego, że i tym razem

Iwona, Blackstar, Warszawa - wyróżnienie w Najlepszym tatuażu niedzieli

miałam na głowie obowiązki sprzedawcy, od razu przyznam się, że nie udało mi się zobaczyć wszystkiego, co było tego warte. Na szczęście żyjemy w czasach aparatów, kamer i internetu, więc nadrabiałam braki po powrocie do Krakowa. Zacznę od tego, że organizatorzy wyciągnęli sporo wniosków z poprzedniej edycji imprezy i poczynili starania abyśmy w tym roku bawili się jeszcze lepiej. Centrum Stocznia Gdańska z pewnością sprawdziło się, jako miejsce na tego typu wydarzenie i nie można zaprzeczyć, że ma ono swój specyficzny klimat. W tym roku odwiedzających czekało kilka nowości, scena

koncertowa zmieniła lokalizację i znalazła się na zewnątrz budynku, dzięki czemu jakość nagłośnienia była zdecydowanie lepsza niż w roku ubiegłym. Lista wystawców zbyt wiele się nie powiększyła ani nie zmieniła, wzrosła natomiast wielkość boksów oraz powierzchnia wystawiennicza. Osobiście bardzo podobało mi się zaplanowanie imprezy w konkretnym klimacie, atmosfera horroru widoczna była zarówno w całej oprawie graficznej, na scenie podczas kilku pokazów, poprzez konkurs, którego kategoria powstała właśnie na tą okazję, czy choćby dzięki sympatycznym hostessom donoszącym napoje.

TATTOOFEST 33


Kuba, Blackstar, Warszawa - I Mały kolorowy

TATTOOFEST 34

Dominik, Miniol, Sieradz - wyróżnienie w Dużym kolorowym Bartek, Gulestus, Warszawa - III Autorski

Piotr, Eviltattoo, Kalisz - II Najlepszy tatuaż niedzieli

Krzysiek, Azazel, Milanówek - wyróżnienie w Dużym czarno-szarym

Broda, Hand Of God, Warszawa - II Duży kolorowy

Broda, Hand of God, Warszawa - III Mały kolorowy

Marcin, Jazz Tattoo, Poznań - I Kompozycja damska


Doman, Bloody Tears, Warszawa - I Traditional

Paweł, Panteon, Białystok - III Kompozycja damska

Bartek, Bart Tattoo, Szczecin - I Duży czarno-szary

TATTOOFEST 35

Lipa, Stoneheads, Gdańsk - II Autorski

Daniel, JaTuTaTToo, Wejherowo - III Duży czarno-szary

Jarek, Tat Studio, Gdańsk - I Autorski

Jarek, Tat Studio, Gdańsk - II Kompozycja damska


T s trwania Konwentu -

Graffiti powstałe podcza

Clide

atrakcje… Weekend obfitował w Słoń po koncercie i ni nzi Da y Bill ol, Pak M.O.P

Eksponaty z wystawy

o

Piotra Wojciechowskieg

atuatorzy i wystawcy zajęci swoimi sprawami z pewnością nie mieli czasu się nudzić, natomiast z myślą o zwiedzających przygotowano sporo atrakcji. Trzeba przyznać, że nie spotkałam jeszcze kraju gdzie organizatorzy konwentów tak bardzo jak u nas troszczą się o dostarczenie rozrywek. Podobnie jak w tamtym roku zaprezentowała nam się damska grupa fireshow „Mamadoo”, której występ ogląda się z zapartym tchem. Z pewnością niektórym emocji dostarczyło suspension w wykonaniu grupy „The Hooked Friends”, poza tym zobaczyliśmy dwa pokazy odzieży alternatywnej, za które odpowiedzialne były dziewczyny z Afro Stylu, Lucky Luka i Mopi oraz pokaz tańca w wykonaniu grupy „United Breakers”. Na zewnątrz artyści graffiti za pomocą jaskrawych kolorów tchnęli sporo życia w otaczające stocznię mury. O samych koncertach niewiele jestem w stanie powiedzieć, gdyż wyrwałam się tylko na występ Schizmy, a inne zespoły obserwowałam jedynie podczas nieczęstych posiłków. Zainteresowani mogli podziwiać wystawę prac członka jury Krzysztofa Iwina, który zajmuje się malarstwem, rysunkiem i grafiką, a także zapoznać się eksponatami związanymi z historią tatuażu pochodzącymi ze zbiorów Piotra Wojciechowskiego. Tak więc myślę, że na brak atrakcji nie można było narzekać. Co do atmosfery, to tą zawsze tworzą ludzie i zapewne dla każdego jest to subiektywne odczucie, wszystko zależy od naszego nastawienia i spotkanych osób. À propos ludzi, martwi fakt, że mimo (tak mi się przynajmniej wydaje) rosnącej popularności zjawiska tatuażu, frekwencja na tego typu imprezach niestety nie wzrasta, w najgorszym wypadku jest zbliżona do roku poprzedniego. Faktem jest, że mieszkamy w dziwnym kraju, o czym w minionym miesiącu mieliśmy okazję przekonać się za każdym razem, gdy oglądaliśmy wiadomości. Miejmy nadzieję, że niebawem coś zmieni się w tej kwestii, tym bardziej, że w bieżącym roku czekają nas jeszcze dwie tego typu imprezy.

J Krystyna w objęciach

fanów

ak wiadomo, gwoździem programu są konkursy na najlepiej wykonane tatuaże. Na scenie zaprezentowało się wielu modeli, każdego dnia prace oceniane były w pięciu kategoriach. Skład jury rozrósł się w porównaniu do roku poprzedniego, i tak obok Tofiego i Krzysztofa Iwina zasiadł Zappa, Mariusz Romanowicz i Paweł Kozakiewicz ze studia „Pandemonium”. Najwięcej nagród powędrowało w ręce Bartka Panasa, Jarka z „Tat Studia”, trzy razy wyróżniony został Paweł ze studia „Panteon” i Piotr z „Eviltattoo”, po dwie nagrody otrzymali Kuba z „Blackstara” i Broda. Co do konkursów mam jedno zastrzeżenie, że mimo wyraźnego punktu w regulaminie, mówiącego o tym, że jeden tatuaż wystawiany może być tylko w jednej kategorii, np. panią z „kwiatowym bokiem” oglądaliśmy w trzech różnych.

J

ako, że nie samym tatuażem człowiek żyje, po każdym dniu festiwalu atmosfera konwentu przenosiła się do klubu „Szafa”. Osobiście gościłam tam tylko przez chwilę, ponieważ chciałam być w trzech różnych miejscach na raz. Przekonałam się, że w środku sezonu w Gdańsku, nie sposób się nudzić. Bardzo dziękuję moim krakowskim towarzyszom za szalone tańce w „Absyncie” i żywię głęboką nadzieję, że kiedyś uda nam się powtórzyć to w mieście smoka. Airbrushowe stanowisko

TATTOOFEST 36

Cejna

W

racając do konwencji, najmocniejszą stroną festiwalu jest z pewnością jego lokalizacja, a także to, że stoją za nim ludzie związani z tatuażem na co dzień, którym zależy, aby rozwijać to przedsięwzięcie. Bardzo dobrze zdaję sobie sprawę, że nie jest to łatwe zadanie, dlatego tym bardziej doceniam włożony trud. Mam nadzieję, że druga edycja „Tattoo Konwentu” w oczach organizatorów wypadła dobrze i że znajdą siły i motywacje, aby zaprosić nas na ten okręt za rok. Krysia


Sławek Myśków, Nautilus, Wrocław - I Najlepszy tatuaż niedzieli

Paweł, Panteon, Białystok – II Najlepszy tatuaż soboty

Kuba, Blackstar, Warszawa - III Horror

Dominik, Miniol, Sieradz - III Najlepszy tatuaż soboty

Piotr, Eviltattoo, Kalisz – II Horror

Magic, Magic Tattoo, Irlandia - III Najlepszy tatuaż niedzieli

Piti, Kult Tattoo, Kraków - III Duży kolorowy

Piotr, Eviltattoo, Kalisz - I Najlepszy tatuaż soboty

TATTOOFEST 37




„W 2005 roku byłem jeszcze inżynierem informatykiem, zajmowałem się serwerami w małej firmie informatycznej, która obsługiwała większe firmy. Ta praca bardzo mnie nudziła. Czułem, że się tam nie spełniam, zacząłem więc szukać czegoś nowego. Dodatkowo zajmowałem się grafiką komputerową, jednak jeszcze tego samego roku zacząłem się tatuować i wkręciłem się tak bardzo, że postanowiłem spróbować. Wszedłem do studia Chrisa Reids w Geelong i po dwóch czy trzech sesjach zostałem przyjęty na staż! Parę miesięcy zajęło mi męczenie Chrisa, aby pozwolił mi coś wytatuować. Pod koniec 2005 r. zrobiłem pierwszy tatuaż, a 3 miesiące później zaproponowano mi posadę tatuatora! Pracowałem u Chrisa do lipca 2007 r., później zdecydowałem, że już najwyższy czas na zmiany. Rozmawiałem z Lisą z „Kustom Kulture”, a po miesiącu tatuowałem już w szeregach „KK”. Później sporo podróżowałem po Nowej Zelandii, gdzie na dobre zdałem sobie sprawę, że chcę specjalizować się w portretach, bo realizm zawsze mnie fascynował. W styczniu 2009 r. jeździłem do Byrona Dreshlera, który pomógł mi uporządkować moją wiedzę i umiejętności. Dzięki niemu poznałem działanie maszyn pneumatycznych. Niedługo potem wykonałem swój pierwszy kolorowy portret i wziąłem udział w konwencji tatuażu w Sidney, gdzie poznałem Steve’a i Briana z „Korpus Tattoo” z Melbourne. W kwietniu 2009 r. stałem się częścią ich załogi!”

Mick

Stefano Alcántara i Mic

Mick Squires i Claire Reid

k

Z Bobem Tyrrellem

TATTOOFEST 40


s e r i u Sq Ola: Przede wszystkim… masz najlepszy baner na świecie! Jak bardzo siedzisz w temacie komiksów? Mick: Ha, ha, ha. Kocham komiksy! Może nie tak bardzo jak jeden z moich najlepszych kumpli z Australii zwany „Dave Undead”, który malował komiksy zanim jeszcze został tatuatorem. Któregoś dnia stwierdził, że narysuje mnie w wersji „Wolverine”, pewnie dlatego, że nigdy nie jestem ogolony na gładko. Poza tym, Wolverine to moja ulubiona postać. Ola: Pamiętam jak ogromne wrażenie wywołał na mnie tatuaż Spidermana, który wykonałeś na dłoni… jednak większość twoich prac to raczej zabawa realizmem. Ola: Jak rozwijałeś się w tym kierunku? Mick: Wielkie dzięki! Kocham realizm, ale lubię również prace utrzymane w stylu ilustratorskim. Zanim zacząłem zajmować się portretami, tatuowałem bardziej graficzne rzeczy. Teraz staram się oddać po prostu jak najwięcej detali. Dużo bazuję na wiedzy z zakresu anatomii ludzkiej twarzy. Ola: Jakich maszyny używasz i jaki ma to wpływ na twoje prace? Mick: Mam dużo maszyn! Przeszedłem drogę od Neumy po Inkjecta, by później używać maszyn cewkowych FKI. W dalszym ciągu jestem przyzwyczajony, że do linii i detali używam maszyn rotacyjnych Inkjecta. Po Hawka sięgam przy pracach cieniowanych, przy kolorowych zaś świetnie sprawuje się nowa Sigma Fly, której używałem choćby dziś tatuując Jeffa Gogué’a. Uważam, że maszyny rotacyjne najlepiej nadają się do mojego stylu pracy.

Ola: Czy miałeś okazję do współpracy z wymienionymi artystami. Jak się na nią zapatrujesz? Mick: tuatorskich kolaboracji. Uważam, że w stylu, w którym się odnajduję, nie ma tak wielkiego pola do popisu. Kolaborowałem malarsko, nawet parę dni temu z Jeffem. Poza tym, wraz z chłopakami z mojego studia oraz paroma innymi artystami z Malbourne, spotykamy się raz w tygodniu na nocne malowanie. Ola: Co najważniejszego zyskałeś Jest bardzo wiele niesamowitych rzeczy, które osiągnąłem dzięki temu. nia po całym świecie jest świetna. W tym momencie jestem w Stanach, zmierzam wraz z moim przyjacielem Joshem Duffy na „Hell City Tattoo Convention”. Wybieram się na spotkanie z Carsonem Hillem. Dopiero co odwiedziłem Paryż, Amsterdam, Rzym. Żadnego z tych miast nie

nach. Miałem wziąć udział w jego seminarium, ale tatuowanie przeciągnęło się i nie mogłem z niego skorzystać. Później nadarzyła się taka okazja i uczestniczyłem w jego malarskim seminarium w Grants Pass w Oregonie, po którym zostałem zaproszony na guest spota. Podczas niego zostaliśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi, a teraz jestem u niego znowu. Co do tatuowania Jeffa, to sam nie mogę w to uwierzyć! Najlepsze jest to, że na tatuaż, którego wykonanie zajęłoby mi ponad 3 godziny, mieliśmy zaledwie 2, miałem więc sporo stresu. Ola: Jak opisałbyś wspomniane seminarium? Słyszałam od wielu artystów, że zmieniło ich podejście do pracy, a jak wpłynęło na ciebie? Mick: Warsztaty malarskie otworzyły mi oczy na wiele spraw. Nauczyły pracy z trzema podstawowymi barwami, tworzenia głębi i faktury. Były naprawdę ciężkie, ale bardzo pomocne, co najważniejsze cała przekazana wiedza przekłada się na tatuowanie.

Surk Ink Convention - Bob Tyrrell, Mike Devries, Nikko i Josh Duffy Heath Crowe, Mick,

Ola: Jak postrzegasz przyszłość tej branży? Jak postrzegasz siebie jako jej część obecnie i za kilka lat? Mick: Myślę, że najważniejsze jest abyśmy szanowali się i pamiętali o artystach starej daty, którzy tworzyli fundamenty pod to, co robimy dzisiaj. Dyskutowałem wczoraj na ten temat z Jeffem Johnsonem. Myślę, że przyjaźń pomiędzy tatuatorami jest bardzo duża, jesteśmy jak jedna wielka międzynarodowa rodzina. Staram się dawać tej scenie tyle, ile od niej dostałem. Ola: Jakie masz plany na najbliższą przyszłość? Mick: Moje plany to nie przestawać podróżować i robić to, co robię. Lato chcę spędzić w Australii surfując. Chcę też jak najwięcej malować, czuję że bardzo pomaga mi to przy tatuowaniu. Planuję popracować dłużej w jednym mieście, a także w miejscach, które do tej pory były dla mnie niedostępne, jak np. Japonia. Chcę odwiedzić konwencje w Londynie w 2011 roku. www.myspace.com/micksquires www.micksquires.com

i Mick Ty McEwen, Jeff Gogué

TATTOOFEST 41


TATTOOFEST 42


TATTOOFEST 43




D

ziś spotkacie się z osobą o wielce artystycznej duszy, która mój dozgonny szacunek zyskała projektem „Stocznia”. Iwona Zając wspólnie z Młodą Załogą i miejscowymi dziećmi robiła wywiady z pracownikami Stoczni im. Lenina, a następnie umieściła serię szablonów zawierających opowieści stoczniowców związane z ich życiem i pracą na zewnętrznych murach ogradzających dawny zakład pracy. Wplątane w to elementy architektury i żurawie dały niesamowity efekt. Niewątpliwie jest to królowa polskiej sztuki ulicy. Poprosiłem Iwonę, aby opowiedziała coś o sobie. Dariusz Paczkowski, www.3fala.art.pl

TATTOOFEST 46


późniejsze działania. Dla murali malowanych na dużych wysokościach wyleczyłam nawet swój lęk wysokości. Malując opowiadam swoje prywatne historie, eksperymentuję, bawię się formą, kolorem, dzielę się z widzem tym, co mnie drażni, fascynuje, porusza. Na murach maluję mój osobisty dziennik, zapis mojego życia. Dążę do maksymalnej szczerości wobec siebie i wobec oglądających. Maluję wolno, czasem z linijką w ręku, dbam o każdy detal, siedzę przez wiele godzin na rusztowaniu. Ludzie pytają mnie: po co? Przecież zaraz ktoś to popisze, zniszczy. Trudno. Malując na ścianach automatycznie zgadzam się na to, że na moim muralu powstanie coś nowego. Dla mnie ważny jest czas spędzony na ścianie. Często wykorzystuję strukturę muru i jego kolorystykę. W większości sama finansuję swoje projekty i realizuję je na zewnątrz, w przestrzeni miejskiej. Współpracuję z różnymi instytucjami, ale nie jestem od nich zależna.

miejską. Otworzyłam się na widza i nawiązałam kontakt z żywym człowiekiem. Brałam udział w pięciu edycjach festiwalu i dzięki temu doświadczeniu mogłam zaobserwować jak „Węzeł Kliniczna”, skrzyżowanie arterii miejskich, zmienia się. W otwartej przestrzeni publicznej miasta, dotychczas anonimowej i szarej, powstała „Galeria Malarstwa Ściennego”. Na wielkich (średni wymiar 15 m2) betonowych, szarych, trapezoidalnych bryłach, artyści z całego świata malowali swoje prace. Zobaczyłam, że lubię wkraczać w przestrzeń publiczną – miasto wydaje mi się bardziej przyjazne, gdy ludzie malują na murach, tworzą własne otoczenie. To doświadczenie miało wpływ na wszystkie moje

W materiale prezentujemy prace pochodzące z projektu o nazwie „Mama”. W jego skład wchodzi cykl obrazów i murali dotyczących relacji artystki z jej mamą. Odnalezione podobieństwa, które w przeszłości Iwona odbierała jak przekleństwo, teraz celebruje. Za pomocą swoich prac, przygotowywanych przy pomocy zdjęć z rodzinnych albumów, wędruje z mamą w czasy dzieciństwa i młodości.

www.iwona-zajac.com/ccvv.htm

W 1999 roku ukończyłam gdańską Akademię Sztuk Pięknych i zastanawiałam się nad swoją przyszłością. Przerażała mnie klasyczna forma artystycznej kariery. Zamknięte, puste, bezludne galerie, wernisaże, na które przychodzą zawsze ci sami ludzie i poczucie, że nikt tak naprawdę pokazywanej tam sztuki nie przeżywa. W 2000 roku zostałam zaproszona przez Piotra Szwabe, koordynatora i twórcę Festiwalu Malarstwa Ściennego „Węzeł Kliniczna” do udziału w I edycji festiwalu. Namalowałam swój pierwszy mural pod tytułem „Zawsze interesowali mnie chłopcy” i odnalazłam formę ekspresji najbliższą mojemu charakterowi. Wyszłam ze swoją sztuką w przestrzeń

Od wielu lat łączę twórczość z edukacją. Staram się przekazać młodym ludziom wiedzę i doświadczenie, a zarazem namawiam do poszukiwania własnych dziedzin ekspresji. Prowadzę wiele warsztatów dotyczących szablonu i z ogromną fascynacją obserwuję jak moi uczniowie otwierają się i wzajemnie inspirują. Nowe media ułatwiły ludziom kreowanie swoich prac i nie muszą już umieć rysować, by zrobić dobry szablon. Dlatego do tej techniki można przekonać tak wiele osób. Często podczas moich warsztatów wciągam tzw. osoby towarzyszące, zarzekające się, że nie umieją malować i później z satysfakcją obserwuję, jak z roku na rok rozwijają swój talent.

TATTOOFEST 47


STREET ART

TATTOOFEST 48


TATTOOFEST 49




Nazywam się Joel Madberg i jestem dostawcą elektrycznego przekazu wszelkim chętnym osobom. Pracuję w „Salvation Tattoo” w Sztokholmie. Ponadto jestem ojcem trojga dzieci, których wychowywanie pochłania dużo czasu. Dwóch moich synów bliźniaków to entuzjaści tatuaży wykonywanymi mazakami „Sharpies”, więc często organizujemy freehandowe sesje pod hasłem - „Tato, ten długopis boli”! Poza nimi mam jeszcze córeczkę, ale ona jest za mała na takie zabawy, lub na cokolwiek poza spaniem, wypełnianiem pieluchy i interesowaniem się wszystkim dookoła. Tatuuję również moją żonę. Jestem, więc tatuującym, rodzinnym człowiekiem.

Bam: Opowiedz o swoich początkowych inspiracjach tatuażem i pierwszych próbach robienia tego samodzielnie? Joel: Nie zaliczam się do gości, którzy mając 5 lat i widząc na basenie potatuowanego typa doznali olśnienia i stwierdzili, że chcą tak wyglądać. Moje zainteresowanie tatuażem przyszło później, kiedy miałem jakieś 17 lat. Pochodzę z małego miasta, gdzie tatuaże to przede wszystkim tribale, postacie Wikingów i okropne prace w stylu lat 80. Myślę czasem, że ten początkowy brak zainteresowania tematem należy odbierać jako przejaw dobrego smaku, ha, ha. Zacząłem myśleć o tatuowaniu się, kiedy poznałem ludzi, którzy mieli tatuaże i interesowali się nimi.

TATTOOFEST 52

Patrząc z perspektywy czasu, żaden z nich nie miał na sobie nic fajnego, głównie jakieś słabo wykonane czarno-szare prace. Różnica polegała na tym, że były to młode punki, a nie typowi małomiasteczkowi kolesie w szortach Billabonga i okularach Oakley’a. Kilka lat później miałem już rękaw w szarościach i tatuaże zaczęły być na topie. Z tego, co pamiętam, zaraz po zdobyciu mojego pierwszego tatuażu chciałem zostać tatuatorem. Pamiętam też, że mojemu tacie nie bardzo to pasowało. Nie interesowałem się jakoś specjalnie rysunkiem, to nigdy nie była moja bajka. Wszystko zmieniło się nagle, gdy odkryłem tatuaż tradycyjny. Ogólnie natknąłem się na takie prace


już wcześniej, ale jakoś do mnie nie przemówiły. Nie zdawałem sobie sprawy, że tak wiele dzieje się w tym nurcie, i że to wszystko ma tak bogatą historię. Nie zaczynałem w specjalnie malowniczy sposób. Poświęciłem trochę gotówki na straszny sprzęt prosto z chińskiej fabryki. Przy kuchennym stole zrobiłem sobie pierwszego buraka na udzie i wiedziałem, że tatuowanie to coś, co chcę robić. Zacząłem rysować jak szalony, kupiłem lepszy sprzęt i poddałem ciała znajomych ostremu treningowi. Wciąż pamiętam, że gdy zrobiłem swój pierwszy „nie taki zły” tatuaż, a był to numer 17, odkryłem istnienie igieł magnum. Nie miałem nikogo, kto mógłby dać mi jakąś radę. Do wszystkiego

dochodziłem sam metodą prób i błędów. Trzydzieści tatuaży później, postanowiłem skończyć z kuchenną rzeczywistością, przygotować portfolio i ruszyć gdzieś w poszukiwaniu stażu. Jakiś tydzień później odebrałem telefon z miasta oddalonego o 20 minut drogi ode mnie. Gość spytał, czy nie chcę u niego tatuować. Poszedłem tam i zrobiłem znajomemu jaskółkę. Zostałem przyjęty na pełen etat, jako „profesjonalny” tatuator. Zacząłem robić słabe prace za normalne pieniądze. Byłem jednak zdeterminowany, chciałem się rozwijać i uczyłem się na własnych błędach. Żałuję, że nie miałem prawdziwego stażu… Cóż, po prostu wszystko ułożyło się w inny sposób.

Bam: Podglądasz innych tatuatorów i ich dokonania? Joel: Pewnie! Jest ich zbyt wielu, by wymienienie ich wszystkich miało sens. Odkąd zdałem sobie sprawę z tego, że jest bardzo wielu tatuatorów robiących świetne prace we własnym stylu, obserwuję te jednostki namiętnie. Unikalność to coś, co zawsze powinno być w cenie. Podziwiam klasyków sceny - ludzi, którzy wyznaczali jako pierwsi szlaki tworząc nieśmiertelny styl, począwszy od zarania XX wieku, skończywszy na latach 70. (wszyscy wiedzą, o kim mowa). Niektórzy używają określenia neo-traditional, dla mnie to to samo, co lata temu: ładne solidne linie, ciężkie cieniowanie, brak przesady w kolorach.

TATTOOFEST 53


Różnorodność tematyki, z którą mamy do czynienia obecnie, nie robi dla mnie najmniejszej różnicy. To wciąż ta sama tradycja, tylko przeniesiona na czasy teraźniejsze. Dużo podglądam mojego kumpla Nille, najwięcej nauczyłem się właśnie od niego. Kiedyś starałem się kończyć tatuaż bardzo szybko, teraz dopieszczam każdy detal. Nille pracuje z dużym poświęceniem, nawet jeśli to, co robi zupełnie nie trafia w jego gust. Za to go podziwiam. Bam: Co jest twoim głównym zamierzeniem, celem, który stawiasz sobie zaczynając tatuaż? (Poza dość oczywistym dążeniem do zrobienia go jak najlepiej.) Joel: Najczęściej po prostu staram się, żeby klient czuł się komfortowo i robię najlepszy tatuaż, na jaki mnie stać. Lubię wiedzieć, że klient wyszedł ze studia zadowolony. Pracuję tylko z Nille, oboje staramy się być bardzo przyjaźni i pomocni. Myślę, że mamy dzięki temu całkiem dobrą reputację, ha, ha. Pomimo, że nie jestem najbardziej rozrywkowym gościem na świecie i nie lubię być w centrum zainteresowania, z pewnością stałem się bardziej otwarty. Nille, który dłużej siedzi w branży, co jakiś czas stara się przywołać mnie do porządku, gdy chowam się do mojej introwertycznej skorupki. Prawdą jest, że bycie miłym popłaca. Zawsze nienawidziłem uczucia, które towarzyszyło mi, gdy odwiedzałem studia tatuażu. Może to po prostu dlatego, że byłem bardzo nieśmiały, ale wydawało mi się, że tatuatorzy patrzą na mnie z nosem zadartym wysoko w górę. Nigdy nie potrafiłem tego zrozumieć. Jeżeli ktoś wychodzi z twojego studia zadowolony, jest duża szansa, że wróci. Oczywiście ciężko jest być zawsze miłym, wszyscy mamy lepsze i gorsze dni. Są ludzie, z którymi po prostu trudno jest się dogadać. Mimo wszystko, najczęściej pod koniec dnia ucinamy sobie swobodną pogawędkę z klientami, których właściwie nie znamy. Chyba odbijam od tematu… Generalnie, jeżeli wiem, że wykonałem solidną pracę i jednocześnie klient nie ma mnie za dupka, uważam, że dałem radę. Bam: W jakim kierunku chciałbyś pokierować swój rozwój?

TATTOOFEST 54

Joel: Chcę w miarę możliwości brnąć do przodu, odkrywać nowe rzeczy, starać się jednocześnie trzymać stylu traditional. Nie zostałem obdarzony wyobraźnią pozwalającą mi na stworzenie czegoś fantazyjnego, czy choćby rękawa w szarościach bez użycia konturu. W sumie gdybym potrenował, pewnie byłbym w stanie to zrobić, ale dopóki nie muszę, wolę odsyłać ludzi do innych tatuatorów. Jest bardzo wiele rzeczy, których chcę spróbować. Poza rozwijaniem swojego stylu, chciałbym zacząć wkręcać się bardziej w japoński klimat, bo jest w nim wiele ciekawej tradycji. Jestem zafascynowany tymi wszelkimi zasadami i historiami japońskiego tatuowania, chciałbym do tego bardziej przeniknąć, gdybym tylko miał więcej czasu… Bam: Czy jest jakaś część procesu tatuowania, którą lubisz bardziej niż inne? Joel: Najbardziej lubię mówić, że zapalniczka, której używam do otwierania opakowania z igłą jest po to, aby upewnić się, iż igła jest dokładnie wyczyszczona po tym ćpunie, którego tatuowałem przed chwilą… albo uspokajać klientów zaraz po tym jak powiem, że żartowałem. Lubię robić kontur. Jest coś niesamowitego w robieniu dobrych linii. Nie, czekaj, cieniowanie jest najfajniejsze, wtedy właśnie tatuaż zaczyna żyć. A może kolorowanie… Jak tak dłużej nad tym myślę, to stwierdzam, że lubię wszystkie te fazy tak samo. Każda z nich jest ważna i na swój sposób ciekawa. Jedyna część tatuowania, której nie lubię, to przygotowanie stanowiska. Mam swoje przyzwyczajenia i instynktownie staram się znaleźć najlepsze rozwiązanie, czasem staje się to wręcz maniakalne. Może to dotyczyć wszystkiego, poczynając od tego, w jakim porządku układam maszyny, do szukania najefektywniejszego sposobu pakowania wyczyszczonych rur do autoklawu. Nigdy jednak nie umiem znaleźć złotego środka na przygotowanie stanowiska bez zbyt dużej ilości zmian rękawiczek. Najpierw wrzucić rury do myjki ultradźwiękowej, czy na końcu? Najpierw zawinąć klienta, czy odpakować z folii lampkę? Trzeba też brać pod uwagę czynnik ludzki, niektórzy klienci od razu wstają i oglądają skończony tatuaż, po czym siadają z powrotem, przez co nie mogę jeszcze odpakować leżanki. Nie mam śmiałości żeby mówić ludziom, co mają robić


Bam: Czego nie tatuujesz? Joel: Jeżeli chodzi o motywy, staram się odchodzić jak najdalej od tribali. Zazwyczaj po prostu mówię ludziom, że nie umiem tego dobrze zrobić i odsyłam klientów do innego studia. Nie tatuuję żadnych nazistowskich symboli i ogólnie nic popieprzonego. Bam: Zaserwujesz nam jakąś opowieść z cyklu „studyjna galeria osobowości”? Joel: Lubię ludzi, którzy przychodzą do mnie, bo chcą jakiś motyw wykonany właśnie przeze mnie. Był taki facet, który chciał postać starego człowieka w kapeluszu, wokół którego fruwają ptaki. Usiadłem do tego projektu i stworzyłem mocno kontrastowy, alchemiczny nonsens przedstawiający gościa przy drzwiach trzymającego płonącą urnę z klatką na głowie, na której siedzi kruk sączący krew. Gość powiedział: „Spoko, róbmy to!”. Dużo daje, jeżeli osoba, którą tatuujesz jest sympatyczna. Najnudniejszy tatuaż może być pozytywnym doświadczeniem, jeżeli klei się przy nim miła pogawędka. Najgorszym typem klienta jest „dyrektor artystyczny” mówiący ci, co i jak masz zrobić, starający się kontrolować każdą część procesu tatuowania. Nic nie podcina skrzydeł bardziej niż to, gdy masz doskonały sposób na cieniowanie czy kolorowanie tatuażu, który jest od razu obalany przez klienta. Kolejnym typem będzie „niezdecydowany agent nieruchomości”, niemogący zdecydować się gdzie umieścić tatuaż. Robisz odbitkę za odbitką, a on wciąż narzeka, przesuwa, proponuje wersję mniejszą o 0.01 % i tak dalej. Odbijanie wzoru może zająć wieczność, rekord mojego kolegi to 4 godziny samego wybierania miejsca… Jest jeszcze „skrupulatny inwestor”, który decyduje o wszystkim przez pryzmat pieniędzy. Jeżeli już oddałeś serce jednemu motywowi, na który brakuje ci 100 euro, może lepiej poczekać, uzbierać kasę i zrobić go później, zamiast zmniejszać go na siłę czy robić coś całkowicie innego byle tylko zmieścić się w konkretnej kwocie. Kolejna postać to „pesymistyczny detektyw”. Gdy tatuaż jest już skończony i

nadszedł czas oglądania go w lustrze, nie powie po prostu: „dzięki, jest naprawdę ładny”, zamiast tego wyciągnie lupę i zacznie gorączkowo szukać wszelkich niedociągnięć. Jeżeli przyjrzysz się z bliska, w każdym tatuażu znajdziesz coś niedoskonałego. Ten typ prawie zawsze wróci po wygojeniu mówiąc: „tatuaż jest teraz sporo jaśniejszy” albo „ten czerwony na płatkach róży jest o milimetr bliżej tej linii z prawej, niż tej z lewej”. Właściwie tylko raz naprawdę wkurzyłem się na klientkę. Po mojej chorobie stanąłem na głowie by znaleźć jej termin na „jak najszybciej”, a ona zachowała się jak księżniczka wychodząc ze studia po tym, jak musiała poczekać na mnie 15 minut! Bam: Masz swoje motto czy określoną filozofię, którą się kierujesz? Joel: Szczerze mówiąc nie. Staram się po prostu być jak najlepszym tatuatorem, mężem i ojcem. Posiadając tak małe dzieciaki jak moje, nie masz swobody robienia wszystkiego, na co masz ochotę. Chciałbym teraz więcej podróżować, ale muszę być na miejscu. Będzie na to czas jak dzieciaki trochę podrosną. Hej, jednak mam motto: „Dom teraz, wyjazdy później!”. Bam: Z pewnością w tych okolicznościach nie masz go zbyt wiele, jeśli jednak trafi się czas wolny, jak go pożytkujesz? Joel: Spędzam w studio 200 godzin miesięcznie. Tatuuję, rysuję, odpowiadam na maile i nawet trochę maluję. Cały wolny czas poświęcam rodzinie, staram się też jak najwięcej czytać, parę minut tam, godzinkę tu. Jestem członkiem kapeli, dla której w ogóle nie mam czasu. W tym roku mieliśmy 0 prób, najprawdopodobniej przeze mnie. Grałem już w różnych kapelach, chodziłem na mnóstwo koncertów odkąd skończyłem 12 czy 13 lat, więc to ze mnie szybko nie wyjdzie, ale jak już mówiłem: „dom teraz, wyjazdy później!”. Bam: Słowo na koniec… Joel: Chciałbym podziękować za możliwość udzielenia wywiadu i za zainteresowanie. Jeżeli ktokolwiek z was chce się u mnie wytatuować, zdarza mi się od czasu do czasu pojawić na zagranicznym konwencie, więc miejcie oczy szeroko otwarte.

www.myspace.com/stonecoffin

Może kiedyś znajdę odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, póki co moja dusza będzie niespokojna…

TATTOOFEST 55


Realizacja materiału z Tonym Ciavarro to najlepszy przykład na to, że bycie cierpliwym popłaca. Jego nazwisko wymienia się obok takich artystów jak Jime Litwalk czy Joe Capobianco, bo podobnie jak oni, nasz dzisiejszy bohater tworzy kolorowe prace w stylu cartoon. Za co go lubimy? Za styl, kreskę, bogactwo tematyki oraz aspekty techniczne. Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe atrybuty, wniosek jest jeden, mamy do czynienia ze świetnym tatuatorem, który ciężko pracował na sukces. Ile lat siedzi w branży? Jakie tatuaże kręcą go najbardziej? Czego sobie u niego nie wytatuujesz? Dowiesz się z poniższego wywiadu.

TATTOOFEST 56


Hej! Nazywam się Tony Ciavarro. Jestem właścicielem i tatuatorem „Stinky Monkey Tattoo” w Kingston, w Massachusetts. Mieszkam wraz z żoną Christine w Carver, oddalonym kilkadziesiąt kilometrów od miejsca pracy. Tatuuję od 12 lat, a rysunkiem i tworzeniem flashy zajmuję się od jakichś 15. Bam: Pytanie numer jeden. Kiedy dokładnie i w jakich okolicznościach zainteresowałeś się tatuowaniem? Tony: Z tego co pamiętam, był to rok 1995. Zacząłem malować flashe i sprzedawać je po studiach tatuażu w okolicznych stanach, ponieważ w tamtym czasie tatuowanie w Massachusetts było nielegalne. Podczas jednej z wypraw zawitałem do studia o nazwie „Green Man”, gdzie w zamian za moje prace zaoferowano mi staż. Dwa tygodnie po mnie pracę tam rozpoczął także Jerry Issel, który był już doświadczonym tatuatorem i nauczył mnie bardzo wiele. Kilka lat później tatuowanie w stanie, z którego pochodzę

stało się legalne, zdecydowałem się więc na otworzenie studia bliżej domu i rodziny. I tak stałem się właścicielem przybytku o nazwie „Stinky Monkey Tattoo”, który funkcjonuje od 2001 roku. Bam: Jakimi cechami charakteryzowałeś się zaczynając? Jakie znaczące zmiany zaszły w tobie od 1995 roku? Tony: Jako tatuator stałem się bardziej pewny siebie i bardziej świadomy swoich umiejętności. Kiedy zaczynałem, byłem bardzo zachowawczy. Teraz, po dwunastu latach tatuowania i rozmawiania z różnymi ludźmi, nie dam się uciszyć i w większości przypadków jasno wyrażam swoje zdanie na dany temat… Tatuowanie pokazało mi również, że pierwsze 10 zestawów flashy mojego autorstwa to niezła kupa! Wszystkich, którzy je kupili przepraszam i jednocześnie im dziękuję. Kiedyś rysowałem wszystko używając zbyt wielu linii. Z czasem przekonałem się, że tatuaże starzeją się i później wszystkie te delikatne linie wyglądają

źle. Bardzo pozmieniał się sposób w jaki rysuję i tatuuję. Bam: Robienie tatuaży kontra malowanie obrazów… Jakie widzisz podobieństwa i różnice? Tony: Dla mnie to jedno i to samo. Jedyną różnicą jest czas wykonywania. Uważam, że jeżeli umiesz coś narysować na kartce, będziesz również potrafił to wytatuować. Dojście do technicznych niuansów zajmuje dłuższą chwilę, ale jak już je opanujesz, nie widzę powodu, dla którego nie miałbyś dobrze tatuować. Dla mnie w tatuowaniu chodzi wyłącznie o sztukę. Czasem mówię ludziom, że gdybym w tej chwili nie tatuował, na pewno malowałbym obrazy. Ponadto myślę, że gdybym miał być skazany na tatuowanie cudzych projektów, pewnie w ogóle nie chciałbym tego robić. Bam: „Jeśli jesteś dobrym tatuatorem, będziesz w stanie wykonać tatuaż maszynką za 100 zł.” Jak odniesiesz

TATTOOFEST 57


TATTOOFEST 58


Tony Ciavarro

TATTOOFEST 59


się do tej sentencji i jakie jest twoje podejście do stricte technicznych aspektów tatuowania? Tony: Myślę, że do pewnego stopnia jest to prawdą. Kiedyś kupiłem maszynę z jakiegoś internetowego sklepu, kosztowała 40$. Chciałem po prostu zobaczyć jak będzie pracować i ku mojemu zdziwieniu tatuowało mi się normalnie, dało się nią robić nawet całkiem niezły kontur. Po kilku dobrych godzinach nagrzała się jednak tak bardzo, że parzyła mi dłoń. Na przestrzeni ostatnich lat, w kwestii technicznej, tatuowanie zmieniło się nie do poznania. Gdy zaczynałem, było bardzo niewiele miejsc gdzie można było kupić sprzęt, a wybór był prawie żaden. Myślę, że bycie otwartym i akceptacja wszelkich nowinek technicznych jest bardzo ważna. Sposób w jaki tatuuję jest inny odkąd używam maszyn mojego przyjaciela Jasona Guy’a. Ich nowa generacja pracuje dokładnie w sposób zaspokajający moje potrzeby, wolno i solidnie. Uważam, że dopracowywanie tatuaży pod kątem

TATTOOFEST 60

technicznym jest bardzo ważne. Artyści jak Corey Kruger, Lars Uwe czy Uncle Allan dopracowali swój styl do kresu technicznej perfekcji. Bam: „Stinky Monkey Clothing”. Opowiedz o tym skąd wziął się pomysł na własną linię ciuchów i czym różni się ona od setek innych? Tony: Zawsze chodziłem w t-shirtach z własnymi nadrukami. Chciałem zrobić coś innego niż klasyczny podkoszulek z logiem studia tatuażu. Wypuściłem 10 czy 12 różnych t-shirtów, które zaczęły się bardzo dobrze sprzedawać na konwencjach. Pomyślałem, że mogę podczas takiej imprezy wytatuować maksymalnie 6 osób, a co z całą resztą? Stwierdziłem, że po pierwsze koszulki są tańsze od tatuażu, więc ludzie będą mogli sobie na nie pozwolić. Po drugie, zakup koszulki nie jest w żadnym stopniu fizycznym poświęceniem. Ponadto jest to kolejny sposób na pokazanie mojej sztuki ludziom. Chcę rozwijać nadal

moją markę, ale tatuowanie pochłania większość mojego czasu. Bam: Jaką postać lubisz tatuować najbardziej? Tony: Przechodziłem przez wiele różnych okresów, parę lat temu były to gejsze i ludzie nie pytali o nic innego, później przez krótką chwilę były to maski tiki. Małpy zawsze były czymś co tatuowałem co miesiąc, mimo że wcale nie są moimi ulubionymi zwierzętami, wszystko przez nazwę studia. Myślę, że niedługo zmienię ją na: „Nagie, bogate, sexy panie dające mi furę kasy tattoo”. Tak, to dobry pomysł ;) Bam: Z pewnością jest wiele rzeczy, których byś nie wytatuował. Jak wyglądają zasady Tony’ego Ciavarro? Tony: Faktycznie, jest ich kilka. Nie tatuuję imion żon, mężów, dziewcząt, chłopaków, a także niczego związanego z jakimkolwiek rodzajem nienawiści. Zawsze również żartuję, że póki ktoś nie zechce


czerwonego nosa klauna, nie zgodzę się tatuować niczyjej twarzy. Ogólnie jestem pracoholikiem, jeżeli nie tatuuję to rysuję, jeśli nie rysuję to na pewno myślę, co można narysować… Jeśli jest inaczej, radzę sprawdzić mi puls! Bam: Wspomniałeś, że kiedyś nie byłeś specjalnie pewny siebie i radzenie sobie z ludźmi i ich pomysłami nie było najłatwiejszym zadaniem. Jak jest teraz? Tony: Możliwość spędzania z kimś czasu i poznawania nowych ludzi przy jednoczesnej świadomości, że darzą cię zaufaniem, jest największym plusem tej pracy. Czuję się szczerze zaszczycony za każdym razem, gdy ktoś prosi mnie o tatuaż. W większości przypadków ludzie są spoko, wielu najlepszych przyjaciół poznałem w ten sposób. Czasem zaś klienci są bardzo wymagający jeżeli chodzi o terminy. Niektórzy nie zdają sobie sprawy, że mam tylko jedną parę rąk, muszę się użerać z setkami klientów czekających

Bam: Masz swoje motto, którym starasz się kierować w życiu? Tony: Nie wiem, staram się być dobrym człowiekiem i oczekuję tego samego w zamian. Pomagam każdemu jeżeli tylko mogę i jestem zdania, że tatuatorzy powinni się nawzajem wspierać, ponieważ postęp nie nastąpi jeżeli wszystkie informacje utrzymywane będą w sekrecie. Jeśli ja nie otrzymałbym pomocy na początku, nie byłoby mnie tu dziś.

Tony: Raczej nie. Myślę, że bajkowy styl sam w sobie dobrze oddaje moją osobowość. Lubię żartować i jestem raczej wesoły. Staram się nie traktować siebie specjalnie poważnie jako artystę. Nie usiłuję przelewać na prace jakiegoś głębokiego znaczenia. Lubię po prostu rysować wszystko, co wpadnie mi do głowy, czy to szaloną małpę czy Frankensteina mieszającego farby. Chcę żeby ludzie oglądając moje prace mówili: „fuck, co to jest?!”, albo po prostu się śmiali. Chciałbym podziękować wszystkim, którzy wspierali mnie przez te 12 lat, mojej rodzinie, przyjaciołom oraz klientom. Nie robiłbym tego co robię bez waszej pomocy. Dziękuję magazynom i konwencjom wspierającym nas - tatuatorów i pozwalającym nam dotrzeć do jeszcze większej ilości ludzi. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!

Bam: Uważasz, że twoje prace są osobiste, tzn. starasz się opowiadać jakąś historię lub przekazywać treść „między wierszami”?

www.myspace.com/tonyciavarro www.tonyciavarro.com

na termin. Zabawne jest, że przez tyle lat dochodzisz do poziomu, który jest dla ciebie zadowalający tylko po to, by marzyć o tym by być mniej znanym. Zależy mi na tym, żeby robić to co lubię i jednocześnie sprostać oczekiwaniom klienta. Myślę, że pewnego dnia nauczę się, że nie można wszystkich jednocześnie zadowolić.

TATTOOFEST 61




fot. Agata Stankiewicz

K arolina

TATTOOFEST 64

jest z pewnością jedną z najmłodszych dziewczyn, które gościły na naszej okładce. W przeciwieństwie do wielu naszych Kudi, nie ma nic wspólnego (przynajmniej na razie) z profesjonalnym modelingiem. Kto z nas jednak nie chciałby mieć ładnych, profesjonalnych zdjęć, szczególnie teraz, gdy większością populacji rządzi Facebook. Jak nietrudno się domyślić, Karolinę od najmłodszych lat fascynowały tatuaże, przez co jej ciało bardzo wcześnie zaczęło nabierać kolorów. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o włoskiej kuchni i planach na przyszłość tej młodej, uroczej damy - zapraszam.


fot. Agata Stankiewicz

Krysia: Wiem tylko tyle, że pochodzisz z Częstochowy, a aktualnie mieszkasz w Kędzierzynie. Co łączy cię z tymi miastami? Karolina: W Częstochowie mieszkałam całe życie, tu się wychowywałam, uczyłam i miałam wszystkich znajomych. Do Kędzierzyna przeprowadziłam się po skończeniu technikum, czyli jakieś 5 miesięcy temu. Nie planowałam tego wcześniej, właściwie wyszło to trochę spontanicznie, po prostu odnowiłam kontakt z moim byłym chłopakiem i zamieszkaliśmy razem. Obecnie pracuję, ale nie robię niczego rozwojowego (czekam, aż znajdę coś bardziej konkretnego). Chciałabym zająć się pracą w branży gastronomicznej, ale w Kędzierzynie nie ma za bardzo w czym wybierać. Krysia: Jesteś po maturze, jakie masz plany na przyszłość - studia? Karolina: Studia? Niekoniecznie. Myślałam bardziej o jakimś studium. Skończyłam profil gastronomiczny i w tym kierunku chciałabym się dalej

rozwijać, bo poniekąd jest to moja pasja, ale czas pokaże jak to będzie. Wolałabym uczyć się od najlepszych, a nie spędzić kilka kolejnych lat nad zeszytami, bo to do niczego nie prowadzi - nie można uczyć się gotowania zupy na papierze. Najwięcej dowiedziałam się podczas miesięcznych praktyk we Włoszech, na które zostałam skierowana ze szkoły. Pracowałam w restauracji „Taverna diegli Artisti” i właściwie cały czas uczyłam się przygotowywać potrawy z owoców morza i makaronów. Pokazywali nam też jak robić prawdziwą włoską pizzę - to naprawdę nie jest łatwe! Mieliśmy tam także tygodniowy kurs włoskiego, żeby łatwiej było nam dogadywać się z Włochami, ale na szczęście większość ludzi mówiła po angielsku. Praktyki zagraniczne bardzo dużo dają, naprawdę można się wiele nauczyć, poznać różne kulinarne sekrety, a także zobaczyć wspaniałe miejsca. Byliśmy na wycieczce m.in. w Wenecji i obalę plotki - tam wcale nie śmierdzi, a klimat jest niesamowity.

Krysia: Cała redakcja to wielcy smakosze, co jest twoją specjalnością? Karolina: He, He. Potrafię ugotować dużo różnych dań, ale najlepiej wychodzi mi pizza i ciastka migdałowe :) Cały czas się uczę i dążę do tego, żeby ulepszać przygotowywane potrawy. Najbardziej lubię kuchnię włoską i chińską, bo jest zdrowa i smaczna no i właściwie prosta do przygotowania. Chciałabym jeszcze zapoznać się z branżą cukierniczą, żeby móc piec ciasta i torty, bo świetnie wyglądają i nieziemsko smakują :) Krysia: Wyobrażasz sobie siebie, jako szefa kuchni? Karolina: Oczywiście! Ale póki co, nie mam na tyle umiejętności, aby zostać szefem kuchni. Myślę, że kilka lat praktyki zrobi swoje, i że sprawdziłabym się pracując w grupie. Krysia: Czego słuchasz, kiedy jest ci smutno, wymień konkretny kawałek?

TATTOOFEST 65


Krysia: Spotkałaś w swoim życiu prawdziwą przyjaźń? Karolina: Moją najlepszą przyjaciółką jest Natalia, którą znam kilka ładnych lat i jeszcze nigdy się na niej nie zawiodłam. Zawsze, jakkolwiek nie byłoby mi ciężko, mogłam na nią liczyć, zwierzyć się jej albo po prostu pogadać o głupotach i gdzieś wyjść. Zawsze ceniłam sobie bardzo rady mamy i babci, więc też uważam je za przyjaciółki. Mogłam zwrócić się do nich z każdym problemem i jakoś wspólnie znajdowałyśmy rozwiązanie. Jeżeli chodzi o tatuaże, nigdy ich nie negowały, a nawet podpowiadały mi, co mam sobie zrobić nowego. Mama wkręciła się do tego

TATTOOFEST 66

stopnia, że ma na prawie całych plecach gejszę z kotem na rękach i kilka małych tatuaży. Krysia: Ok, teraz trochę o tatuażach, chyba powstają w bardzo szybkim tempie? Karolina: Pierwszy tatuaż zrobiłam jak byłam jeszcze bardzo młoda (za zgodą mojej mamy). Nie buntowałam się ani nie ukrywałam nigdy moich pomysłów przed rodzicami. Są bardzo tolerancyjni i otwarci na nowe rzeczy. Już wtedy wiedziałam, że to dopiero początek. Od najmłodszych lat moim marzeniem było, aby kiedyś mieć wytatuowane całe ręce. Jeśli chodzi o tempo ich powstawania, to dzieje się to bardzo szybko, ponieważ znam ludzi, którzy mają swoje studia i spędzam tam

fot. Agata Stankiewicz

Krysia: Co lubisz robić, co jest dla ciebie ważne? Karolina: Lubię pozować do zdjęć, co prawda dopiero zaczynam się w tym odnajdywać, ale na pewno jest to jedna z rzeczy, którą chciałabym kontynuować. Najważniejsza jest dla mnie moja rodzina, a właściwie 2 kobiety: mama i babcia, którym zawdzięczam to, że jestem, jaka jestem i nie próbuję udawać przed samą sobą kogoś innego. Tak mnie wychowały. Co lubię robić? Właściwie większość wolnego czasu spędzam ze znajomymi w studiu tatuażu. Lubię też chodzić do kina, pójść na jakąś dobrą imprezę, a czasami po prostu pospacerować albo pojeździć

fot. Maja Ogonowska

na rowerze. Ogólnie nie prowadzę jakiegoś bardzo szalonego trybu życia.

fot. Maja Ogonowska

Karolina: Marilyn Manson - „Just a car crash away”.


fot. Agata Stankiewicz

fot. Ola Gawin

fot. Maja Ogonowska

sporo czasu. Właściwie większość tatuaży zrobił mi Michał Maj ze studia „Diabolik” z Częstochowy (za co bardzo mu dziękuję) i jego wspólnik Dawid. Jeden tatuaż zrobił mi Marek Wilczyński ze „Stygmat Tattoo” z Kędzierzyna. Podczas pobytu w Rimini też nie mogłam się oprzeć i zrobiłam sobie tatuaż nad kolanem. Przede wszystkim lubię duże prace. Bardzo podoba mi się klimat oldschool i portrety. Ostatnio zrobiłam na udzie motyw z „Gnijącej panny młodej” - bajkowe prace też lubię. Oczywiście mam jeszcze dużo pomysłów na to, co bym chciała sobie wytatuować. Chyba następna będzie klatka piersiowa, może coś w klimacie marynarskim… Na razie są to tylko plany, wbrew pozorom mam jeszcze trochę wolnego miejsca, więc na pewno kiedyś się skuszę.

TATTOOFEST 67




Bartos

z Pana

s, Gule

stus, W arszaw

a

i, 9th Dead

arszawa ulestus, W

TATTOOFEST 70

anas, G Bartosz P

贸w

, Krak

Circle


Kamil

Mocet,

Kamil

Tattoo ,

UK

Kamil

Arek, Jokers

Mocet,

Kamil

Tattoo ,

UK

r贸w Wlkp.

Tattoo, Ost

TATTOOFEST 71


Gruchan, Poznań

, Rybnik

Tofi, Ink-Ognito

Ciekawe nadesłane prace polskich tatuatorów

TATTOOFEST 72

AgRypa,

o, Kraków

Kult Tatto


reklama reklama TF

Interesuje Ci锚

w magazynie TF?

Pisz na tattoofest@gmail.com

tudyjko,

isiek S Misiek, M

贸w

Ciechan

TATTOOFEST 73





Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.