CENA: 13zł w tym 7%VAT
NR 44/12/2010 GRUDZIEŃ
ISSN 1897-3655
INDEKS 233021
46
34
54
8
26
8
Caesar - „Krok po kroku uczyłem się wszystkiego…”
18 26
Brussels Tattoo Convention 2010
34 40 46
Sala Body Modification
54 56 62 64 70
Street Team - Benek
CO
WA N
IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kry sław A: styn Bła E: szc aS As zym zyńs ia ki czy k REDA K Aleksa TOR NAC ZE ndra S koczyla LNA: s
WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków
40
AgRypa - „Lubię prace, które mnie poruszają…” Street Art - Raspazjan Adriaan Machete - Z Meksyku do Berlina Sean Herman - Zakochany w tatuażu Junior - Azja po raz drugi Kudi chick - Katy Gold Ciekawe/nadesłane
st.eu attoofe www.t t@gmail.com s tattoofe
Redak nieza cja nie zw r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg in n a ie a s d o o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .
RA
Od redakcji, newsy i mała propozycja kinowa…
Max : Intro .com.pl DRUK ax ntrom www.i A: AM KL I RE com NG ail. ETI @gm t RK MA oofes : Y tatt IC et), : N to .n fo W A O a, k C g za DK l A a s R ), R .ja Ł A Feh OK n ŁP pl w r ø Ó art. (ww Bj SP a. k W fal sza LI (3 a A k zJ ST are as D uk Ł
OP
6
ISSN 1897-3655
62
52 64
70
magazyn dla ludzi kochających tatuże
18
polski
56
polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże
J
M
oim ulubiony m akcentem tego numeru jest wypowiedź Seana Hermana o jego miłości do tatuażu. Odkąd pracuję w TF, zaledwie raz czy dwa zdarzyło mi się od kogoś usłyszeć, że tatuaż go uratował i jest miłością jego życia. Takie słowa zawsze wzbudzają we mnie wiele emocji. Za każdym razem daje mi to też do myślenia, bo sama często zastanawiam się nad jego rolą w moim życiu. A ta u każdego może być inna… Może to być realizacja marzeń i samego siebie, walory artystyczne, ratunek przed nudną pracą i zgryźliwym szefem, rozwijanie pasji, niezależność, wolność… eh, sama mogłabym sporo wymienić. Myślę, że tatuaż nie musi wiązać się z konkretną historią życiową (ale też w żadnym wypadku być „sezonową” ozdóbką), ale i tak niesie za sobą tak wiele i tak znacząco określa nas samych. Tatuaż w moim przypadku w dość krótkim czasie stał się czynnikiem dominującym. Co pewien czas uświadamiam sobie jak wiele możliwości dała mi moja praca. Właśnie szykujemy się do wyjazdu do Berlina, sprawa prosta i oczywista… jesteśmy tam co roku, bo z tym wiąże się nasza praca. Tym bardziej potrafię docenić kogoś, kto pojawia się na polskich czy zagranicznych imprezach branżow ych, a musi sporo poświęcić temu, by rozwijać swoje hobby czy pasję. Oj, zdecydowanie mamy łatwiej… choć i tak pracujemy na to ciężko, a zdarza się, że na co dzień nie dostrzegamy pozytywnych aspektów naszego zajęcia i raz na jakiś czas musi wydarzyć się coś, co nam o tym przypomni. Co znajdziecie w tym numerze, spr awdzicie już z ar az s ami. Tymczasem wszystkim czytelnikom sk ł adam najleps ze ż y c zenia świąteczne i noworoczne, a także mam nadzieję, że Wasz bilans 2010 roku będzie pod każdym względem korzystniejszy od poprzedniego. Oby kolejny rok przyniósł nowe wrażenia i pomysły, wniósł dużo optymizmu i poczucia, że jeśli możesz coś wymyślić, możesz też to zrealizować. Ola oraz Krysia i Radek
TATTOOFEST 6
uż po raz szósty mamy zaszczyt zaprosić Was na krakowski festiwal tatuażu. Tattoofest 2011 odbędzie się w dniach 11-12 czerwca w Centrum Handlowym „Chemobudowa” przy ul. Klimeckiego 14. Dojazd do miejsca festiwalu został bardzo udogodniony dzięki wybudowaniu linii szybkiego tramwaju, który w kilka minut przetransportuje naszych gości z okolic Kazimierza, Starego Miasta i Dworca Głównego. Jak zawsze postaramy się, aby w czerwcowy weekend do Krakowa przyjechali najlepsi tatuatorzy z Polski, a także wybitni goście z zagranicy. Lista artystów, którzy potwierdzą swój udział w festiwalu będzie na bieżąco aktualizowana na naszej stronie www. Autorem plakatu promującego konwent jest Edek.
W
imieniu United Visions zapraszamy na pierwszy i jedyny w Polsce koncert holenderskiej grupy Evil Conduct. Zespół został założony w 1984 roku i jest porównywany z legendarnymi zespołami Oi! z początku lat 80. Po powrocie na scenę w latach 1998-99 doceniono go za genialne występy na żywo. Ponadto wokalista i gitarzysta Han jest tatuatorem w studiu „King of Kings Tattoo”. Jako suport zagrają: Pilsner Oiquel (Czechy), Bachor (Giżycko), Pornoskins (Warszawa). Data: 18.12.2010 * Bilety 45/55 PLN „Rotunda”, ul. Oleandry 1, Kraków * www.unitedvisions.pl
„Wyjście przez sklep z pamiątkami”
Prenumerata
Tattoo Fest!! 1.
B
anksy to postać znana każdemu, kto choć trochę interesuje się street artem. Zaczynał jako graficiarz, by z czasem oprzeć swoją twórczość głównie o szablony, wlepki, rzeźby, a nawet przerabiać obrazy znanych malarzy. Sławę i szacunek przyniosły mu spektakularne działania jak np. namalowanie 9 obrazów po palestyńskiej stronie zachodniego, izraelskiego muru granicznego czy umiejscowienie dmuchanej lalki, wyglądającej jak więzień z Guantanamo w jednym z Disneylandów. Smaku dodaje fakt, że nie wiadomo kim jest Banksy, jedną osobą a może grupą osób, która za cel postawiła sobie poruszanie tematów trudnych, związanych z wojną, kapitalizmem i pacyfizmem. W chwili kiedy usłyszałem, że ten człowiek nakręcił film o street arcie, wiedziałem, że będzie to coś wyjątkowego i specyficznego, coś, co będzie niosło przesłanie i zmuszało do refleksji. Nie zawiodłem się. Film nakręcony jako paradokument jest kolejną prowokacją artysty, wyśmiewaniem się z otaczającego nas współczesnego świata, szczególnie sztuki i show biznesu. Główny bohater, narrator Thierry Guetta, to właściciel sklepu z odzieżą, który dzięki swojej pasji, a raczej natręctwu, filmuje dosłownie wszystko i nie rozstaje się ani na chwilę z kamerą. Dzięki swojemu kuzynowi poznaje sztukę ulicy, wkręca się w środowisko i postanawia nakręcić film dokumentalny. Jest wielkim ekscentrykiem, który nigdy się nie poddaje i dzięki temu zyskuje zaufanie takich artystów jak Monsieur André, Swoon, Sweet Toof czy Ron English i wreszcie samego Banksyego. Wychodząc z kina byłem bogatszy o kilka refleksji. Przede wszystkim, ograniczę używanie słowa sztuka. Po drugie postaram się częściej patrzeć na wszystko z różnych perspektyw. Po trzecie, wszystko jest na sprzedaż. kraj: USA, Wielka Brytania, reżyseria: Banksy obsada: Banksy, Shepard Fairey, Thierry Guetta rok produkcji: 2010, czas trwania: 87 min
Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty • Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 429 14 52, 502 045 009 tattoofest@gmail.com Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 • Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.
2. Magazyn można także kupić
w formie elektronicznej na naszej stronie www.tattoofest.eu/sklep • Koszt jednego wydania to 10 zł • Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jest Acrobat Reader • PDF’y magazynu nie nadają się do druku Tę opcję szczególnie polecamy osobom przebywającym za granicą
W
relacji z wrocławskiego konwentu, która została opublikowana w 43 numerze (listopad 2010) zamieściliśmy błędną informację. Mariusz vel Hellpiner z „Ink-Carnation Tattoo” z Lubina zajął pierwsze miejsce w kategorii Tatuaż Duży Kolorowy, natomiast Kosa z rybnickiego „Art Line” miejsce trzecie. Za pomyłkę obu tatuatorów przepraszamy.
TATTOOFEST 7
pochodzi z Węgier, ale od dwóch lat jest szczęśliwym posiadaczem niewielkiego studia w Nowym Jorku. W wywiadzie skrupulatnie opowiada o zdobywaniu tatuatorskiej wiedzy, zamiłowaniu do realizmu, o ulubionych maszynach oraz przedstawia swoje wymagania względem klientów. Jego prace są bardzo szczegółowe, pełne detali, zaskakujących faktur i światłocieni. Lubi zapełniać duże powierzchnie i raczej nie umówicie się do niego na krótką sesję. Przeczytajcie, co ma do powiedzenia.
TF: Czy lubiłeś tatuaże od wczesnych lat młodości? Jak narodziła się twoja pasja? Caesar: Nie miałem żadnej szansy, żeby zacząć interesować się tatuażem jako nastolatek. Kiedy na początku lat 90. zacząłem tatuować, w moim kraju nie było żadnych tradycji związanych z artystycznym tatuażem… były tylko uprzedzenia. Pierwsze studia dopiero się wtedy otwierały. Tatuaż pozostawał w podziemiu aż do 1989 roku, kiedy wojska radzieckie opuściły Węgry i narodziła się Republika Węgierska. Podczas okresu „undergroundu”, wiele osób próbowało robić „arcydzieła” sprzętem, jaki był dostępny, i który oczywiście nie działał tak, jak sobie wyobrażaliśmy. Wtedy jeśli miałeś tatuaże, oznaczało to, że musiałeś odsiedzieć wyrok. Wzory były proste i raczej rozmazane, czyli najlepsze, jakie można było zrobić przy użyciu igły do szycia i to w dodatku ręcznie. Tak, ręcznie, bo wtedy nie było jeszcze mowy o jakimkolwiek sprzęcie, nie wspominając o jakości tuszu, którego się używało. Co chwilę powielaliśmy „tradycyjne” wzory jak napis „matka”, imiona dziewczyn i oczywiście stary, dobry motyw serca. Tatuaż stał się legalny po upadku reżimu i od tego momentu powoli, ale skutecznie mogliśmy szukać sposobów na zdobycie profesjonalnego sprzętu. TF: Opowiedz w jaki sposób inspektor piwa w Heinekenie zostaje artystą tatuażu? Caesar: Pierwszą linię tuszem na skórze zrobiłem około ’93-’94 roku, kiedy miałem jakieś 20-21 lat. Nie miałem wtedy nikogo, kogo mógłbym zapytać jak powinien wyglądać profesjonalnie wykonany tatuaż. Zostałem samoukiem, jak wiele osób w moim kraju. Tatuowanie traktowałem wtedy wyłącznie jak hobby, a pieniądze, które zarabiałem na tym zajęciu, nie wystarczały nawet na rachunki. Kiedy opuściłem dom rodziców, musiałem poszukać pracy, która zapewniałaby stały dochód i przeżycie z miesiąca na miesiąc. Znalazłem ją w Heinekenie. Początkowo byłem magazynierem, po latach zostałem inspektorem piwa beczkowego. Przez cały czas tatuowanie towarzyszyło mi, a w moich pracach można było zauważyć postępy. Kiedy tylko zdolności mi pozwoliły, przeszedłem od wykonywania prostych tribali do tatuaży realistycznych. Z jakichś niewytłumaczalnych powodów, od samego początku podświadomie dążyłem w tym kierunku.
TF: Jaki rodzaj sztuki cię pociągał? Caesar: Najbardziej rysunek. Mogłem stworzyć coś bez większego wysiłku i sprawiało mi to frajdę, jednak samo w sobie nic nie znaczyło. Jak to się mówi: „geniusz to 1 % natchnienia i 99% ciężkiej pracy”. Jeśli spojrzysz dookoła, zobaczysz utalentowanych ludzi (w różnych
TATTOOFEST 9
dziedzinach), którzy nic nie osiągnęli ze względu na brak ambicji, zawziętość czy z jakichś innych powodów. Zatracili się i zmarnowali swój potencjał. Bardzo dużo ćwiczyłem i pracowałem. Dzięki temu widziałem poprawę za każdym razem, kiedy przykładałem ołówek do kartki. Niestety nie miałem możliwości, by odebrać fachową edukację z zakresu historii sztuki czy malarstwa, tak więc pozostałem przy starym dobrym graficie i od czasu do czasu używałem tuszu. Rysowanie towarzyszyło mi jako hobby od wczesnych lat dzieciństwa, ale nie było czymś stałym. Zdarzało się, że nie brałem ołówka do ręki przez kilka miesięcy, po czym nie odkładałem go ani na chwilę przez kilka dni. Rysowałem wszystko, co lubiłem. Przede wszystkim zwierzęta z fotografii, nierealistyczne, zahaczające o fantastykę motywy oraz portrety ludzi, które wychodziły mi zawsze najgorzej, dlatego sfrustrowany zaprzestałem szkicowania ich na bardzo długi czas. Brakowało mi zrozumienia dla fundamentalnych zasad stosowanych w rysunku, jak chiaroscuro, czyli różnic w natężeniu światła, czy światłocienia. Później udało mi się nadrobić te zaległości dzięki różnym książkom i obserwowaniu przedmiotów.
Manhattanie. Przez otwarcie tego małego studia urzeczywistniła się jakaś część moich życzeń. Nie mogę jasno stwierdzić, co mnie do tego przywiodło… chyba po prostu pasja i pogoń za marzeniami.
TF: Co spowodowało, że zacząłeś tatuować? Caesar: Pierwsze uderzenie igieł z tuszem :). Kiedy zrobiłem swój pierwszy tatuaż, nie musiałem długo się zastanawiać, postanowiłem spróbować swoich sił w tej profesji. Kiedy w ręce wpadł mi pierwszy zagraniczny magazyn tatuatorski, byłem pod wielkim wrażeniem utalentowanych i zdolnych artystów. Poczułem wtedy wielki przypływ energii i chęć przeniesienia moich pomysłów na skórę. Zastanawiałem się przy tym, jak to możliwe, by robić tak dobre prace, które bardziej były dziełami sztuki niż tylko tatuażami. Wtedy jeszcze trudność sprawiało mi wykonanie kilkucentymetrowej, prostej linii, czy mieszanie kilku odcieni jednego koloru, nie wspominając o przejściu kolorów na kilku centymetrach kwadratowych. Krok po kroku uczyłem się wszystkiego, pracując już tak naprawdę jako tatuator w pełnym wymiarze godzin. Przez cały ten okres, niestety zanadto przejmowałem się prozaicznymi sprawami życia, jak rachunki i mój standard życia. Tak było do 2 marca 2008 roku, kiedy „Caesar Tattoo” otworzyło swoje podwoje na
TF: Kiedy zaczynałeś, co było dla ciebie największym wyzwaniem? Caesar: Jak wspomniałem, jestem samoukiem, nie miałem żadnej praktyki i uczyłem się w trakcie mojej wieloletniej pracy. Z tego powodu każda, nawet najbardziej trywialna rzecz była dla mnie wyzwaniem… jak chociażby rozstawienie sprzętu i zorganizowanie stanowiska pracy, to jak trzymać maszynę, jak zlutować igły, jak przygotować odbitkę, jak sprawić, by dłużej pozostała na skórze i nie rozmywała się… Ale przede wszystkim, najtrudniejsze było dla mnie jakże podstawowe pytanie: jak zrobić dobry, poprawny technicznie, solidny kontur. Dopiero po latach uświadomiłem sobie, że do tego potrzeba bardzo dużo cierpliwości, dobrej maszyny z odpowiednim biciem i napięciem. Te wszystkie elementy są bardzo ważne i konieczne, tak jak i dopasowanie szybkości pracy ręki i ustawień maszyny. Długość bicia musi pasować do stylu, w którym wykonujesz tatuaż. Później nauczyłem się panować nad tymi wszystkimi rzeczami. Wcześniej bardzo mnie to stresowało, co powodowało, że robiłem więcej błędów.
TATTOOFEST 10
TF: Jacy tatuatorzy mieli na ciebie wpływ na początku twojej kariery? Caesar: Każdy artysta obracający się w nurcie realistycznym mógł przez swoje prace nauczyć mnie czegoś nowego. Jest wielu znanych tatuatorów wykonujących świetne prace, jak stary, dobry i skromny mistrz Tom Renshaw czy Bob Tyrrell, a także takich, których nazwiska nie są jeszcze wielkie w świecie tatuażu. Trzeba tylko nauczyć się jak najwięcej wyciągać z ich tatuaży. Za każdym razem, kiedy widzę jakąś pracę, przyglądam się jej tak długo, aż moje oczy zaczynają piec. Traktuję to tak, jakbym przez to mógł pogłębiać wiedzę odnośnie użytych technik i procesu powstawania pracy. Zawsze próbuję odszyfrować sposób, w jaki zostały wykonane delikatne szare przejścia i rozmycia oraz zachwycam się odwzorowaniem projektu. Podczas takiego studiowania pracy, staram się zapamiętać każdy, nawet najmniejszy detal, wręcz wypalić go w mojej pamięci. W jakimś stopniu to się sprawdza…
TATTOOFEST 11
www.caesartattoo.com *
Caesar@caesartattoo.com
TF: Jakiego typu praca jest dla ciebie największym wyzwaniem? Caesar: Niezależnie od tematu pracy, zawsze takie uczucie towarzyszy mi przy pracach autorskich, które są moją specjalnością. Faza pierwsza jest dla mnie zawsze trudna, muszę wtedy zebrać wszystkie pomysły klienta i dobrze je skomponować. Ten proces zabiera bardzo dużo czasu, bo trzeba wyeliminować wszystkie możliwe błędy. Prawdziwa zabawa zaczyna się już z samym tatuowaniem, kiedy obraz stopniowo ożywa na skórze. To, co w dalszym ciągu pozostaje ekscytujące, to zbliżanie się do granicy wiedzy, jaką posiadam. Ostatnio także intrygują mnie kolory, których nigdy nie używałem. Powoli i w tym osiągnę poziom, który chcę. Może zajmie to kolejne 20 lat… :). Nieważne jaki obiekt przedstawiam, ważna jest jego trójwymiarowość i atmosfera. To może być pejzaż, smok w klimacie fantasy, albo przedstawienie czegoś z fotografii. Staram się spersonalizować każdy wzór, dopasować go do klienta. Nigdy też nie wykonuję dwa razy tego samego tatuażu, chyba, że czasem jest to odtworzenie jakiegoś obrazu. Wolę poświęcić swój czas i wysiłek, by stworzyć coś innego i oryginalnego, czego nie będzie miał nikt inny. Mogą zawsze pojawić się jakieś podobieństwa, ale to będzie już inny wzór. Niektórzy klienci bardzo sztywno trzymają się swoich pomysłów lub tego, co pokazują mi jako swój wzór, wtedy staram się przede wszystkim dać z siebie wszystko. Wykonywanie reprodukcji z obrazów artystów takich jak: Frank Frazetta, Hajime Sorayama, Boris Vallejo, Julie Bell, czy Arnold Bocklin jest dla mnie bardzo wynagradzające. To pewien rodzaj mojego hołdu dla nich, więc przykładam się do tego jeszcze bardziej, choć z drugiej strony klienci niezależnie od pomysłów, zawsze zasługują na to, bym dał z siebie jak najwięcej. Projekt przy tego typu tatuażach zajmuje zazwyczaj bardzo dużo czasu, ponieważ nawet najmniejszy błąd od razu zostanie wykryty, ale z drugiej strony gotowy tatuaż bardzo premiuje poświęcony czas i uświadamia z jaką ilością zabawy się łączył i ile można było się nauczyć od artysty, który stworzył oryginał. TF: Skąd czerpiesz swoją inspirację? Caesar: Chciałbym to wiedzieć… gdybym ją stracił, wiedziałbym gdzie szukać. Wszystko może
TATTOOFEST 12
mnie zainspirować: jakaś idea, kompozycja, ciekawe wymieszanie styli, albo świadomość, że może powstać świetna praca. W takich sytuacjach moje trybiki zaczynają pracować tak intensywnie, że można je usłyszeć z odległości mili, a pomysły zaczynają się kłębić w głowie. Kiedy tylko pojawi się ten właściwy z zarysem odpowiedniej kompozycji, można wtedy bawić się z danym wzorem, dodawać detale. Zazwyczaj szkice klientów są bardzo pomocne. Wtedy łatwiej poszukać różnych rozwiązań i możliwości, zastanowić się nad zaletami i wadami projektu. Można też z niego wybrać to, co najlepsze. TF: Praca nad jakim tatuażem była ostatnio najbardziej ekscytująca? Caesar: Trudno odpowiedzieć na to pytanie, nie jestem w stanie wskazać na tylko jedną pracę. Wszystkie je tak postrzegam. Gdyby tak nie było, nie mógłbym wkładać w nie tyle wysiłku, pasji i czasu. Lubię wszystkie prace i różne tematy. Zróżnicowane projekty wciąż pozwalają mi ćwiczyć moją wyobraźnię i dzień po dniu otwierać nowe drzwi. Każdy z nich zawiera jakiś smaczek, który zapewnia mi satysfakcję i potwierdza ilość pracy i serca włożonego w każdy wytatuowany kawałek ciała. Staram się zachować wysoki poziom prac i uszczęśliwić klienta. Zadowolony klient jest zawsze najlepszą reklamą i największą nagrodą. TF: Jakie cechy powinien posiadać dobry klient? Caesar: Po pierwsze, musi dobrze znosić ból, który po 3-4 godzinach torturowania staje się naprawdę uciążliwy. Krzyki wcale nie pomagają w takiej sytuacji, mnie tylko irytują i czynią ból bardziej intensywnym. Po drugie, dla mnie bardzo ważna jest punktualność i niezawodność klienta, zwłaszcza kiedy mam napięty grafik. Pojawienie się o czasie i dobra komunikacja pozwalają uniknąć wielu przykrych sytuacji. Po trzecie, klient musi tolerować mój angielski i moje głupie dowcipy. Po czwarte, wskazane jest, by dano mi wolną rękę w fazie tworzenia projektu. Nie mogę spojrzeć na niego niczyimi oczami, mogę być tylko sobą, nie innym artystą. Jeśli ktoś chce wykonać pracę w stylu konkretnego tatuatora radzę, aby znalazł z nim kontakt i umówił się na termin. Ja mogę wykonać tatuaż tylko tak, jak ja go widzę, a rozczarowanie nie powinno być nigdy częścią tego biznesu. Po
„kiedy Za każdym razem, widzę jakąś pracę, przyglądam się jej tak długo, aż moje oczy zaczynają piec.
”
TATTOOFEST 13
piąte, wracając do tolerancji na ból, klient musi zapewnić w miarę „stabilną” powierzchnię do pracy i nie przemieszczać się podczas tatuowania, tak abym mógł pracować w odpowiednim tempie. Czas to pieniądz. Po szóste, bardzo ważne jest staranne stosowanie się do zasad gojenia tatuażu. TF: Czy są jakieś maszynki, których najchętniej używasz? Caesar: Chyba jak każdy, uczyłem się tatuować na tradycyjnych maszynach cewkowych, przez to mam do nich duży szacunek. Podziękowania za wysokiej jakości sprzęt należą się ludziom, którzy zajmują się budowaniem i sprzedażą maszyn. Na maszyny rotacyjne Cheyenne Hawk natknąłem się w 2008 roku. To była miłość od pierwszego… dotyku, która zmusiła mnie do odłożenia moich ukochanych, tradycyjnych maszyn do pudełka. Głównymi powodami było to, że są ciche (słychać tylko delikatne brzęczenie) i bardzo lekkie (połowa z wagi przeciętnej, tradycyjnej maszyny cewkowej). Ponadto w zasadzie nie wymagają żadnej konserwacji, nie trzeba skupiać się dzięki temu na aspektach technicznych… nigdy więcej gumowych nakładek, tradycyjnych rur, kotwic, sprężyn. Do tego maszyny te posiadają jednorazowe wkłady z igłami. Praca nimi jest znacznie wygodniejsza, i są też bardziej praktyczne, kiedy podróżujesz na konwencje. Dzięki Hawkom znacznie obniżył się czas przygotowania mojego stanowiska. Nie muszę już ustawiać 4-5 różnych maszyn, wystarczy tylko ta jedna z różnymi modułami igieł. Bardzo łatwo przystosowuje się ją do pracy, łatwo reguluje się moc oraz głębokość i szybkość bicia. To wszystko jest tak proste jak brzmi! Moim zdaniem, z Hawkiem pracuje się tak łatwo, jak z ołówkiem. Im większy nacisk wywierasz na skórę, tym lepsze nasycenie uzyskasz. Ale trzeba pamiętać o tym, aby nie zmuszać maszyny, żeby robiła to, co chcesz, tylko pozwolić jej pokazać, na co ją stać. Do moich potrzeb pasuje ona idealnie. Nie twierdzę, że jest najlepsza na świecie, ale jak dla mnie to Rolls-Royce wśród maszynek. TF: Słyszeliśmy o twoich prywatnych seminariach. Czy możesz powiedzieć coś więcej na ich temat? Caesar: Oferuję i przeprowadzam prywatne seminaria. Nie są to konwencjonalne grupowe spotkania. Głównym ich zadaniem jest skupienie się na konkretnym artyście, jego problemach, pytaniach
TATTOOFEST 14
i zainteresowaniach. Określenie prywatne w tym kontekście oznacza, że będziemy w nim uczestniczyć tylko we trójkę - kursant, model i ja. Zamiast zwykłego seminarium z rzutnikiem i planszami, to jest prezentacja i demonstracja na żywo. Podczas spotkania można pytać o wszystko, a ja w miarę moich możliwości udzielę najlepszej odpowiedzi. Kursant bierze udział w całym procesie, od przygotowania odbitki, przez rozstawienia stanowiska, wybór odpowiedniego sprzętu, po tatuowanie i instrukcje odnośnie pielęgnacji świeżego tatuażu. Ważne jest by pamiętać, że podczas tych spotkań prezentuję mój punkt widzenia i sposób, w jaki ja pracuję. Moje podejście i metody niekoniecznie muszą odpowiadać wszystkim. Ale pomimo tego daje to możliwość selektywnego przyswojenia niektórych wiadomości, czy też zapytania o swoje własne metody i sposoby pracy. Podczas sesji tatuowania wyjaśniam zasady kompozycji, ideę jaką niesie za sobą praca, cieniowanie, zastosowane techniki etc. Mam nadzieję, że wiosną przyszłego roku ruszy udostępnianie seminariów na mojej stronie internetowej. TF: Czy odwiedzasz międzynarodowe konwenty? Czy mamy szansę zobaczyć cię w akcji w Europie? Caesar: Niestety, w tym momencie nie planuję żadnych zamorskich imprez, ale wiece jak to się mówi… nigdy nie mów nigdy. Możecie sprawdzić aktualną listę moich wyjazdów na stronie studia, w moim profilu w zakładce „On the Road”. Zazwyczaj odwiedzam 3 do 4 konwencji w ciągu roku. Najbliższe, w których wezmę udział to: na wiosnę „Tattoo Arts Convention” w Filadelfii, „Visionary Tattoo Arts Festival” w sierpniu w Nowym Jorku i we wrześniu w „Paradise Tattoo Gathering” w Massachusetts. Caesar: Dziękuję bardzo za możliwość udzielenia wywiadu na łamach TF! TF: Dziękujemy również!
www.caesartattoo.com Caesar@caesartattoo.com Caesar Tattoo 172 Ave. B, #1B New York, NY, 10009
TATTOOFEST 15
icząc Bardzo dużo ćw iałem dz i pracując, wi ym żd ka za poprawę y ed ki razem przykładałem ołówek do kartki.
TATTOOFEST 16
yjazd miał przebiegać standardowo: Krysia i ja, czyli Thelma i Louise na europejskich autostradach i nasze wysłużone auto. Kilka dni przed wyruszeniem, plany się zmieniły. Z Krakowa wyjechałyśmy wraz z Robertem „Robsonem” z krakowskiego F16, który miał dzielić boks z Kamilem Mocetem, a także z Bartoszem, naszym festiwalowym fotografem. System pakowania, który mamy już dopracowany do perfekcji, niestety trzeba było dostosować do nowych warunków, co pochłonęło trochę czasu piątkowego poranka. Później trasa przebiegała dość sprawnie, Krysi udało się wkomponować w elementy wyposażenia naszego stoiska i tradycyjnie przespać niemal całą podróż, szczęśliwi posiadacze prawa jazdy zmieniali się w miarę swoich możliwości… i ciężaru nogi. Każdy wyjazd,
TATTOOFEST 18
który przeżyłyśmy wspólnie z Krysią, przynosi nowe doświadczenia. Tym razem Krysia nabyła umiejętność tankowania gazu, niezbędną za naszą zachodnią granicą, a wraz z tym przydomek „pani z gazowni”, ja natomiast prowadziłam auto w najgorszych z możliwych warunkach, czyli w zacinającym deszczu, praktycznie żadnej widoczności i przy bardzo dużym ruchu na autostradzie. Mimo wszystko, 14-sto godzinna podróż nie była najgorsza, choć bardzo ucieszył nas komunikat „niezawodnego” GPS-a mówiący, że znaleźliśmy się „w ulicy docelowej”, gdzie mieścił się nasz hotel. Po krótkim odpoczynku, postanowiliśmy podczas nocnego spaceru rozejrzeć się po okolicy. Po rekonesansie, Bruksela nocą nie różniła się specjalnie od innych europejskich miast, które odwiedzamy. Do zwiedzania nie zachęcał niestety siąpiący przez cały weekend
ki Brukseli Klimatyczne ulicz
Lans i bogunce… i kolejny wywiad „Migoii Vietcongz” w akc ji, czyli „backpiece” w dwa dni
Prace Noi’a Siamese zawsze przyciągają uwagę
Déjà vu z Londynu
deszcz. Skosztowawszy belgijskiego piwa, postanowiliśmy odpocząć po podróży i naładować akumulatory przed konwentową sobotą. Z hotelu do hali położonej w poprzemysłowym kompleksie Tour & Taxis, który obecnie przyciąga imprezami kulturalnymi i artystycznymi, dzielił nas niewielki dystans, więc szybko udało nam się znaleźć na miejscu i załatwić wszelkie formalności. Przywitała nas dość duża hala o oryginalnej architekturze. Całość pomimo mocno industrialnego charakteru, dawała wrażenie czystości i przestronności, dzięki dziennemu światłu, które wpadało przez oszklony dach. W hali głównej ustawiono około 100 boksów, znalazła się tam także ekspozycja wielkoformatowych płócien Polak One’a. Ten belgijski artysta graffiti i tatuażu o polskich korzeniach, przygotował specjalnie na konwent serię portretów, które przyciągnęły dużą uwagę miłośników tatuażu. Również w tym pomieszczeniu znalazło się kilka odrestaurowanych amerykańskich klasyków motoryzacji - prawdziwa gratka nie tylko dla męskiej części zwiedzających. W sali obok znajdował się bar oraz scena, na której przez większość czasu występowały kapele rockabilly, a także swoje stanowisko miał zawsze uśmiechnięty DJ, zabawiający zgromadzoną publiczność setami w klimacie starego dobrego rock’n’rolla i rockabilly. Z atrakcji scenicznych przewidziano jeszcze show burlesque, w sumie standardowa „rozrywka” na zachodnich imprezach. To co było inne w Brukseli, to „scenariusze” owych taneczno-rozbieranych pokazów. Poza tym, scena to także konkursy tatuażu. Możliwość oceniania prac wraz z Hanky Panky’m, czyli Henkiem Schiffmacherem, legendą europejskiej sceny tatuażu, była dla mnie prawdziwym zaszczytem, choć z pewnością bardziej w pamięć zapadły mi jego rubaszne dowcipy i często niewybredne komentarze padające
TATTOOFEST 19
Jani, Art Core Tattoo, Irlandia
Henrik, Henrik Tattoo, Francja
TATTOOFEST 20 Noi Siamese 3, 1969 Tattoo, Norwegia - II TatuaĹź Kolorowy
Aleks, Needle Empire, Belgia
Emmy, Needle Art, Holandia
Ed Perdomo, Szwecja
Joao Paulo Rodrigues, Acqua Santa, USA
Kamil, Kamil Tattoo/F16, W. Brytania/Kraków - III Tatuaż kolorowy
TATTOOFEST 21
James, Celtic Moon, Węgry
James, Celtic Moon, Węgry - I Najlepszy tatuaż soboty
Alexandre Wuillot, La Main Bleue, Belgia
Migoii Vietcongz, Francja - III Tatuaż czarno-szary
Simone, Buena Vista Tattoo Club, Niemcy – I Najlepszy tatuaż niedzieli i Najlepszy tatuaż konwentu
TATTOOFEST 22 James, Celtic Moon, Węgry - II Tatuaż czarno-szary
George Mavridis, Tattooligans, Grecja - II Najlepszy tatuaż soboty
Lucky 7, Belgia
Modern Angels, Belgia - I Tatuaż czarno-szary
Volko, Buena Vista Tattoo Club, Niemcy - II Najlepszy tatuaż niedzieli
Marco Cerretelli, Spotlight Tattoo, USA
TATTOOFEST 23
Thomas Kynst, Holandia (dłoń)
Bartosz w roli skali porównawczej. Wystawa Polak One
TATTOOFEST 24
ze znajomymi tatuatorami, a także dziennikarzami, wydawcami, a było ich tam całkiem sporo. Reprezentacja Polski to wspomniany Robson i Kamil, ale i Leńu, oczywiście w asyście Gosi oraz Paweł z „3rd Eye”. To, co dla mnie osobiście liczy się na tego typu imprezach, to właśnie możliwość spotkania ze znajomymi artystami oraz poznanie nowych. To właśnie chyba taki rodzinny, choć międzynarodowy klimat urzeka mnie najbardziej na konwentach. Bruksela świetnie wpisała się w tą zasadę. W niedzielny wieczór, nasz przewodnik mieszkający na stałe pod Brukselą zabrał nas na Grand Place, gdzie mieliśmy możliwość podziwiania tamtejszej pięknej architektury. Podczas spaceru, dzięki wszechobecnym sklepikom, mogliśmy zasmakować sławnej belgijskiej czekolady… i gofrów. Po kolacji z naszymi polskimi towarzyszami powróciliśmy do hotelu i tak zakończyła się ta niesamowita historia. Termin przyszłorocznej konwencji w Brukseli został już ustalony na połowę października, impreza tym razem potrwa 3 dni. TattooFest na pewno pojawi się w belgijskiej stolicy, mamy nadzieję, że dołączy także więcej polskich tatuatorów. Pozdrowienia dla Mrówy i Niewczasa oraz jego wytrwałego klienta, a także dla Roberta i Kamila. Teks: Ola Foto: Bartosz Hałatek Przeszczęśliwy Niewczas
było elementem konwentowego show. Najważniejszą statuetkę, pomalowaną kustomowo i przedstawiającą symbol Brukseli - sikającego chłopca (Manneken Pis), zdobyła Simone z „Buena Vista Tattoo Club”. Prace pracami, wiadomo to zawsze jeden z najważniejszych elementów konwentu, ale istotne są też „dodatki” i organizacja. Do największych minusów konwencji należał na pewno wspomniany chaos organizacyjny, który momentami swoim uśmiechem próbowała uczynić mniej dokuczliwym jedna z naszych Kudi, prowadząca show - Femke. W niedzielę wiele rzeczy wypadało już znacznie lepiej. Gastronomia, pięta achillesowa wielu konwencji, tutaj stanowiła prawdziwą uciążliwość, zwłaszcza, że w bezpośrednim sąsiedztwie nie było żadnej alternatywy. Wspomniany brak nagłośnienia, to z jednej strony plus, ponieważ tatuatorom przy pracy nie przeszkadzały trwające niemal przez dwa dni konwentu koncerty, z drugiej strony, nie wiadomo było, co dzieje się na scenie. Oby te minusy nie przysłoniły nam plusów… :). Na szczególne podkreślenie zasługuje ogromna frekwencja oraz promocja imprezy. Konwent w sobotę trwał do godz. 20, a kilkunastometrowa kolejka ustawiała się do 16, czy 18. Wśród zwiedzających pojawiało się wiele osób bez tatuaży. Być może ośmieleni bardziej po pierwszym dniu, następnego zapewnili pracę większości artystów. Mimo tego, zarówno w sobotę jak i w niedzielę nadarzyła się sposobność, by porozmawiać Ciężka praca :)
na widok prac. Pomimo udziału w konwencie znacznej liczby tatuatorów, prac nie pojawiło się zbyt wiele. Najprawdopodobniej wynikało to z chaosu organizacyjnego, przesuwania godziny konkursów, braku nagłośnienia i przekazywania informacji w sali, gdzie pracowali tatuatorzy. W kategorii „Best American Oldschool” pojawiły się bodaj 4 prace, w kategorii tatuaż realistyczny tylko dwie, według mnie przyznawanie nagród nie miało większego sensu. W „Best of Saturday”, czyli ostatniej kategorii przewidzianej na pierwszy dzień konwentu, działo się więcej, ale dalej nie było w czym wybierać. Konkursy znacznie lepiej wypadły w niedzielę - wiadomo było, co, jak, gdzie i o której, a nawet ile miejsc możemy przyznać w danej kategorii :). Prac też więcej i z pewnością lepszej jakości. Do największych plusów pracy w jury należy możliwość obejrzenia każdego tatuażu z bliska. Dzięki temu po raz kolejny uświadomiłam sobie prawdziwe mistrzostwo Noi’a Siamese, chociaż już teoretycznie znałam te prace. Jego modele nigdy nie zawodzą swojego tatuatora i zawsze stawiają się na europejskich konwentach (po czym szybko, jeszcze przed ogłoszeniem wyników muszą uciekać na samolot :)). W przypadku jednej pracy wojowałam dzielnie z resztą jurorów, co było dość zabawne biorąc pod uwagę ich wiek i doświadczenie, jednak nie mogłam zgodzić się na przyznawanie nagrody słabszej pracy, tylko dlatego, że jej tworzenie przez 4-5 tatuatorów
… praca w toku
Kamil Mocet: przygotowanie projektu… Kochamy Kraków… wszelkie akcenty mile widziane!
Wieczorne zwiedzanie
Stał metr od nas i nęcił… Mister DJ
Dzieciaki też lubią się powozić!
… ale nic z tego, za duży żeby niepostrzeżenie zniknąć
Robson przygotowuje projekt
TATTOOFEST 25
to bardzo specyficzna osoba, miałam okazję przekonać się o tym nie jeden raz. Z pewnością na jej charakter ma wpływ to, że wychowywała się w innych realiach, w odległej od Polski Australii. Jeśli ktoś z Was będzie np. chciał po jakiejś zimowej konwencji o 6.00 rano lepić bałwana, to możecie być pewni, że Aga będzie już czekać na zewnątrz. Zapraszam do rozmowy o klientach, inspiracjach, Rosji, gąsienicach i oczywiście tatuażach. TATTOOFEST 26
Krysia: Opowiedz kiedy i w jakich okolicznościach znalazłaś się w Krakowie i czy udało ci się tu odnaleźć? AgRypa: Do Krakowa przyjechałam dzięki internetowej znajomości z szefową „Kultu”. Otrzymałam zaproszenie na wspólny wyjazd z TattooFest Family na konwencję do Pragi. Prawda jest taka, że po 15 latach mieszkania w Australii, byłam troszkę znudzona, chciałam podróżować i poznać europejską scenę tatuażu. Europa baaardzo mi się spodobała! Potrzebowałam jednak dobrych 2 lat, aby się tu zaklimatyzować. Czy się tu odnalazłam? Chyba tak, jest mi dobrze, ale chcę myśleć, że tak samo byłoby mi także w wielu innych miejscach. Mam pracę, która będzie ze mną wszędzie podróżowała, więc możliwości są ogromne. Krysia: Jakie są twoje tatuaże, na oddaniu czego najbardziej ci zależy? AgRypa: Hmmm… muszę się nad tym zastanowić. Jako pierwsze nasuwa mi się słowo „poważne”, co brzmi troszkę przerażająco. Większość moich klientów to dojrzali ludzie, a typ osoby ma ogromny wpływ na wybierane motywy i klimat projektu. To jest troszkę tak, jak z tym powiedzeniem: „z jakim przystajesz, takim się stajesz”. Przyciągam specyficznych ludzi, którzy w wielu przypadkach wybierają mnie nie tylko ze względu na to, że podobają im się moje prace, ale czują, że otrzymają coś fajnego, nawet jeżeli na początku ich pomysły nie są dla nich (lub dla mnie) jasne. Przeważnie wykonuję duże tatuaże, których zrobienie zajmuje kilka sesji, są przeze mnie dopieszczone i solidne. Są to prace realistyczne, mieszane z elementami graficznymi, co buduje ciekawy kontrast. Każdy projekt, nad którym pracuję, też mocno różni się tematyką i sposobem wykonania. Unikam podpinania się pod jakiś styl, bo uważam to za ograniczenie. Osiągam wolność w tym, co zamierzam zrobić, kiedy jestem otwarta na improwizację i eksperymentowanie. Podpowiedzi klientów są mile widziane, zdarzały się przypadki, kiedy były bardzo trafne i projekt nabierał innego wymiaru. Lubię oczywiście mieć wolną rękę i trzymam się mocno swego w kwestiach technicznych, bo trwałość tatuażu jest moją odpowiedzialnością. Nie zawsze klient chce oddać jakiś przekaz, dobrze jeżeli jest, ok jak go nie ma, aczkolwiek każdy tatuaż jest robiony z jakiejś przyczyny. Tatuaż jest ekspresją głębokiego uczucia, może być związany z historią, jakimś obiektem lub postacią. Bardzo mi zależy na zrozumieniu tego powodu i uczucia i odpowiednim oddaniu go na skórze. Krysia: Na co zwracasz uwagę oglądając prace innych artystów? AgRypa: Po pierwsze na to, czy te prace mnie w jakiś sposób poruszają. Patrzę na dynamikę, swobodę kreski, kompozycję, kontrast i czytelność umieszczonych motywów i elementów, na to jak one ze sobą współgrają. Zwracam uwagę na umiejscowienie tatuażu na skórze, jak wzór układa się przy ruchu ciała. Obserwuję poziom wykonania technicznego, staram się zrozumieć, dlaczego coś jest tak, a nie inaczej zrobione i jak wykonanie techniczne jest dobrane do wzoru i stylu.
TATTOOFEST 27
Krysia: Twoje tatuaże to prace w szarościach, z dużą ilością czerni - a jak zapatrujesz się na kolor? AgRypa: Fakt, większość moich prac jest robiona w szarościach i posiada kolorowe elementy, po prostu otrzymuję najwięcej zleceń na takie prace. Jestem otwarta i coraz częściej pracuję nad bardzo kolorowymi tatuażami, za jakiś czas je skończę i pokarzę. Uważam, że odpowiednie wykorzystanie koloru i szarości w jednym wzorze jest bardzo efektowne. Krysia: Jaką rolę w twoim życiu i pracy odgrywa przyroda i kontakt z naturą? AgRypa: Przyroda odgrywa ogromną rolę w każdej sferze mojego życia. Jest najgłębszą inspiracją i motywacją i nie da się rozdzielić od niej mojej twórczości. Gdy czuję się wyczerpana i mało kreatywna, to kontakt z naturą w postaci spaceru lub jakiegoś wyjazdu do lasu, w góry czy nad morze, najskuteczniej ładuje moje baterie. Natura jest najlepszym projektantem. Oferuje niesamowite palety kolorów, faktury, kształty i efekty świetlne. Ilość motywów też jest niesamowita. Ostatnio zajawiłam się zdjęciami owadów, robaczków i gąsienic, ich kolory i kształty są tak abstrakcyjne, że wydają się nieprawdziwe. Krysia: Skąd twoje zamiłowanie do Rosji? Wiem, że nawet uczyłaś się języka rosyjskiego? AgRypa: Zawsze coś ciągnęło mnie w tamtą stronę. Rosja jest dla mnie bardzo egzotycznym krajem. Fascynuje mnie przejście z kultury słowiańskiej do kultury wschodniej. Uwielbiam rosyjską muzykę, architekturę, krajobrazy, stroje ludowe i poważne podejście do sztuk pięknych. Naukę języka podjęłam, aby swobodniej dogadywać się z moim tatuatorem - Pavlem Angelem, ale nie była to jedyna przyczyna, tylko pewien bodziec. Byłam dwa razy w Moskwie, za pierwszym razem nie potrafiłam się dogadać, co spowodowało, że czułam się bardzo obco, przy drugiej wizycie już mogłam w miarę swobodnie rozmawiać i ludzie zaczęli się bardziej otwierać, wykazywać chęć poznania, otrzymywałam więcej uśmiechów i czułam ogólną akceptację. Mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy… Krysia: Widziałam cover up twojego autorstwa, w którym niebieską maską zasłoniłaś dość ciemny element. Chętnie podejmujesz się takich wyzwań? Zwykle tatuatorzy nie lubią coverów? AgRypa: Robię to bardzo chętnie i z ogromnym entuzjazmem. Covery to prawdziwe wyzwanie, bo oprócz umiejętności technicznych, trzeba okazać dużo wyobraźni w wybieraniu wzoru i dopasowywaniu go do obecnego tatuażu. Lubię być do jakiegoś stopnia ograniczona, wtedy projektowanie przemienia się w prawdziwe rozwiązywanie problemu i wierzę, że na każdego „buraka” jest co najmniej jedno dobre rozwiązanie. Dużo zależy od klientów, ponieważ pokrywanie tatuaży przeważnie łączy się z dodaniem koloru i rozbudową, klient musi być otwarty na możliwości i wiedzieć, że mi też jest dużo trudniej. Projekty coverów żyją swoim życiem i jeżeli są odpowiednio prowadzone, rozwijają się bardzo ciekawie. Pokrywanie tatuaży w wielu przypadkach nie jest łatwą TATTOOFEST 28
TATTOOFEST 29
„
sprawą i rozumiem dlaczego tatuatorzy nie chcą tego robić. Ja czerpię satysfakcję ze świadomości, że pomogłam komuś naprawić jego wygląd i samopoczucie. Krysia: Z uwagi na preferowany styl, wydawać by się mogło, że twoi klienci to głównie kobiety, ale tak nie jest? AgRypa: Nie, nie jest, śmieszna sprawa co? Ale to mi w ogóle nie przeszkadza, łatwiej się dogadać z mężczyznami, kobiety przeważnie są bardziej niepewne. W sumie ilość ornamentów i kwiatów, które tatuuję na mężczyznach, jest taka sama co na kobietach, oczywiście są wersje bardziej męskie lub bardziej kobiece. Mężczyźni robią sobie większe tatuaże, kobiety bardziej misterne. Z kobiecymi kompozycjami trzeba uważać, bo łatwo przesadzić i obciążyć ciało. Kobieta powinna wyglądać lekko i seksownie z tatuażem i ważny jest dobór wzoru, który będzie komplementował jej figurę. Mężczyźni w porównaniu do kobiet mają masywniejsze ciała i tatuaże inaczej się na nich układają, każda płeć wymaga po prostu innego podejścia. Krysia: Technika… AgRypa: Technika to podstawa. Zrozumienie, czym jest dobry tatuaż i jak go wykonać to ogromna część wtajemniczenia, w niektórych przypadkach nauka zabiera lata. Mówię czysto o technice, a nie o subiektywnych opiniach, co jest estetyczne, a co nie. Tatuatorzy dzielą się na różne kategorie, z biegiem czasu tatuaż stał się artystycznym rzemiosłem, nagle nie wystarczy być dobrym fachowcem, trzeba też wnieść element artystyczny, powinno się rozwijać technikę i sprawy artystyczne równolegle. Jak coś zaniedbasz to zostajesz w tyle. Krysia: Opowiedz o guest spotach, na których byłaś w mijającym roku i o planach na najbliższy czas. AgRypa: Jeżdżę na europejskie konwencje dosyć intensywnie od ponad dwóch lat, ale guest spoty są dla mnie czymś nowym. W tym roku zaliczyłam pracę w studiu Guila Zekri „Reinkarnation Tattoo” w Kolonii i w „One Eye Pete Tattoo” w Helsinkach. W przyszłym roku może będzie ich więcej. Podobają mi się kraje germańskie i skandynawskie, i tam chcę jeździć. Bardzo fajną sprawą jest odwiedzanie konwencji, są zwariowane i dobre do pokazania swojej pracy potencjalnym klientom. W studiu można się bardziej wyluzować i robić wszystko w innym tempie. Nie dałabym rady bez podróżowania, wyjazdy są szalenie ważne dla rozwoju, nie tylko w sferze pracy, ale i duchowego. Na koniec chcę podziękować moim ukochanym klientom za ich cierpliwość i wytrzymałość, bez Was nie byłoby tych prac i jestem bardzo wdzięczna za Wasze zaufanie. Buziaki!
Aktualne miejsce pracy: 9th Circle 8, Pl. Szczepański, Kraków
TATTOOFEST 30
Uważam, że odpowiednie wykorzystanie koloru i szarości w jednym wzorze jest bardzo efektowne.
„
TATTOOFEST 31
www.agrypa.eu ag.rypa@yahoo.com www.facebook.com/AgRypa
TATTOOFEST 34
Krysia: Kiedy zacząłeś interesować się modyfikacjami ciała? Sala: Kiedy miałem 9 lat i zrobiłem sobie kolczyk w nosie. Od tego czasu moja pasja rozwijała się nieustannie, ale swoją profesjonalną drogę w tym zawodzie rozpocząłem dopiero, kiedy Victor Portugal i July Zamora dali mi szansę na współpracę. Krysia: Gdzie pracujesz na co dzień? Gdzie ewentualnie można cię spotkać? Sala: Obecnie pracuję w „Inside Ink” w północnej Hiszpanii, w miejscowości Oviedo. Ponadto dużo podróżuję, prowadzę szkolenia i od czasu do czasu pracuję w innych studiach w różnych częściach świata. Krysia: Jaki zakres wiedzy medycznej jest ci potrzebny? Jak ją zdobywałeś? Opowiedz o szkoleniach/seminariach, w których brałeś udział. Sala: Wiedza medyczna jest szczególnie istotna, zwłaszcza przy wykonywaniu implantów, ponieważ na swój sposób jest to rodzaj operacji. Chciałbym podkreślić, że mówię za siebie, nie za resztę piercerów, czy osób zajmujących się modyfikacjami ciała. Posiadam wiedzę z różnych dziedzin medycyny, mam wykształcenie medyczne z zakresu anestezjologii, doświadczenie jako asystent pielęgniarstwa i kurs pierwszej pomocy. Poza tym, mam w swoim otoczeniu kilku
lekarzy, na których pomoc i wsparcie mogę zawsze liczyć. Miałem też zaszczyt i przyjemność pracować ze Stevem Haworthem, jednym z ojców tej profesji. Uczestniczyłem także w spotkaniu APTPI (Włoskiego Stowarzyszenia Profesjonalnych Piercerów i Tatuatorówprzyp. red.). Krysia: Jaki najtrudniejszy zabieg wykonałeś? Sala: Jednym z najcięższych zabiegów była rekonstrukcja męskich genitaliów, uszkodzonych podczas stosunku płciowego z przemieszczonym Prince Albertem. Krysia: Jak duża jest szansa na nieprzyjęcie się implantu? Jak długi jest okres gojenia go? Sala: Odsetek nieprzyjętych implantów jest kwestią bardzo względną, ponieważ wpływa na to wiele aspektów, takich jak: tworzywo, używane narzędzia czy tolerancja „pacjenta” względem obcego obiektu. Cały proces jest w pełni sterylny, trzeba pamiętać, że styl życia nie wpływa bardzo na sam implant. Proces gojenia może potrwać od około 22 dni, kiedy tkanki łącza się ponownie, do nawet roku, kiedy implant zagnieżdża się trwale. Krysia: Jak umieszcza się implanty? Czy im większy jego rozmiar, tym trudniej jest włożyć go pod skórę? (zaintrygował mnie kastet, który widziałam na zdjęciu)
Sala: Jest to złożony zabieg. Przede wszystkim trzeba wysterylizować i wyjałowić sprzęt oraz przygotować odpowiednie materiały, których będzie się używać. Na pewno ważnym etapem jest rozmowa z klientem dotycząca umiejscowienia implantu, zastanowienie się, czy codzienne czynności nie będą wpływać na jego gojenie. Następnie dokonuje się oceny lokalizacji i obszaru, gdzie ma być on umiejscowiony. Potem dezynfekujemy to miejsce, nacinamy naskórek i oddzielając warstwy skóry formujemy kieszonkę, wkładamy implant i zaszywamy nacięcie. Przy większych implantach, trzeba oczywiście wykonać większą kieszonkę, praca jest utrudniona ze względu
TATTOOFEST 35
na konieczność rozdzielenia większej powierzchni tkanek. Umieszczałem też implanty w chrząstce, gdzie zabieg jest dodatkowo ciężki z uwagi na małą powierzchnię. Krysia: Czy jest duże zainteresowanie na tego typu usługi? Dla wielu osób jest to zbyt duża ingerencja w ciało. Sala: Myślę, że jest coraz więcej ludzi, którzy decydują się na mini-implanty, jak sam je nazywam, czyli takie wykonywane w palcach, chrząstce, za uchem. Ich umieszczenie jest z pewnością mniej bolesne. Krysia: Suspension i SusCony - jesteś bardziej uczestnikiem, czy osobą czuwającą nad bezpieczeństwem? Sala: Uczestniczę w kilku suspension w ciągu roku, zazwyczaj z ludźmi, którzy mają znacznie większe doświadczenia niż ja. W innych przypadkach zdarza mi się pomagać zminimalizować ryzyko, informować podwieszanego o rzeczach, których może doświadczyć. Mam nadzieję, że w przyszłości powstanie stowarzyszenie, które będzie propagować podwieszanie, dbać o jego przebieg i bezpieczeństwo. Krysia: Skaryfikacje - czy to popularna metoda zdobienia ciała?
TATTOOFEST 36
Sala: Skaryfikacje powoli stają się bardziej popularną formą modyfikacji ciała, szczególnie w niektórych krajach. Sam nie wykonuję ich zbyt dużo. Uważam, że jest znacznie więcej osób lepiej do tego przygotowanych. Widziałem wiele skaryfikacji wykonanych nieudolnie przez ludzi, którzy zdecydowanie nie byli do tego przeszkoleni i nie chcę sam wydłużać listy tych nazwisk. Krysia: Z jakim najdziwniejszym pomysłem klienta się spotkałeś? Sala: Najbardziej zaskoczył mnie klient, który chciał implant, który będzie pracował jak „urządzenie” Spidermana do wyrzucania pajęczyny… najwyraźniej nie do końca zdawał sobie sprawę, czym jest implant… Krysia: Niejednokrotnie odwiedziłeś Kraków. Co najbardziej zapadło ci w pamięć? Sala: Kocham wasz kraj… ludzi, mentalność, jedzenie, uwielbiam Kraków i polskie kobiety. W szczególności doceniam wysoki poziom konwencji, którą uważam za jedną z najlepszych jakie odwiedziłem do tej pory, widzę tam wiele rzeczy jakich nie spotykam na innych imprezach. Dziękujemy za wywiad
TATTOOFEST 37
wiam przedsta ość e l a i z d d t ym W ości z y widualn y polskiego d n i m a W n rzez znej sce hermetyc u, licząc, że pop ów, t t r s a y t t r e ie a stre ze poznan ą uwagę na s ż i l b o c nie jsz zych e bacznie zwrócici ieje się na Was uje z r i d p s o ain to, c ć może z t w órczej y B . h c a ulic do e Wa s enią to takż i z przestrz sza j c ę k i ajw k intera lica - n arna bo U . ą n z c publi egalit świata, ez dyplomów galeria b i tów Dziś bez bile sztuk pięknych. łem n i i z po a akadem którego w zabyt, n a j z a Rasp jamu rzu. graffiti podczas lni „Guido” w Zab ała a s p i kowej ko śli artysty sp y m Ulotne bińska. Marta Ża ki, Paczkows l Dariusz .p t r a a. w w w.3fal
TATTOOFEST 40
MIEJSCA Ściana Każda jest inna. Przez pierwsze parę minut malowania trzeba się z nią poznać i dogadać. Czasem mówi ci, że zaplanowanego projektu nie da się na niej zrealizować. Czasem sama narzuca temat. Ulica To freestyle, improwizacja, bezpośrednia konfrontacja tego, co sobie wymyślisz. Malujesz, a ludzie komentują, zadają zupełnie niespodziewane pytania, czasem trzeba się umieć obronić i wytłumaczyć z tego, co robisz. To nie „ochy i achy” jak w galerii, gdzie może być coś umownego. W mieście trzeba się liczyć z ludźmi, bo np. zatrąbi na ciebie auto, dzieciaki przyjdą po farby, pojawi się staruszek, który powie, że tego nie rozumie i trzeba mu tłumaczyć od podstaw. Podwórko Wchodzisz tam, gdzie mieszkają ludzie i trzeba się z nimi dogadać, to ich przestrzeń i ich świat. Czasem brudna brama prowadzi do pięknego podwórka, gdzie ludzie mają ogródki. Każda moja ingerencja w podwórka była pozytywna. Raz nawet dostałem obiad (śmiech). Patrzę, idzie pani z tacą (ziemniaczki, rybka, surówka) i mówi: „pan nam tu tak ładnie maluje, a taki pan chudziutki”. Galeria Płótno czy ściana - dla mnie to jest to samo. Techniki malowania są różne, bo to inna materia. W galerii jest trochę łatwiej, tam jak ludzie nie rozumieją obrazu, to zazwyczaj wstydzą się odezwać, na ulicy można spodziewać się wszystkiego. Obraz czasem powstaje miesiącami, ściana to kilka godzin, czasem dni. Obraz na płótnie jest ostateczny, na ścianie w mieście niekoniecznie. Miasto W Silesii wszystkie miasta stają się jednym, jadę na rowerze przez Katowice, a za chwilę jestem w Chorzowie, wjeżdżam do parku, wyjeżdżam w Siemianowicach, po chwili znów jestem w Katowicach. Każde ma swój klimat, każde jest inne. Śląsk Śląsk to taki trochę „dziki zachód”, są tego plusy i minusy. Nie jest już taki szary i zadymiony jak kiedyś. To, co zabrał nam przemysł, kultura musi odzyskać. Drzemie tu wielki potencjał, są miejsca, które w zetknięciu ze sztuką współczesną dają zupełnie nową jakość.
TATTOOFEST 41
Praca Jestem malarzem, bywam designerem, ilustratorem, grafikiem, fotografem. Trzeba dużo pracować, żeby się rozwijać. Piekarz piecze chleb, który jem, pani w sklepie sprzedaje mi czekoladę, tak samo ja muszę pracować dla ludzi. Ktoś ma radość z moich prac, więc jakiś pożytek ze mnie jest! Graffiti Od tego się zaczęło, ale dziś patrzę już na nie inaczej. Graffiti jest hermetyczne, sformalizowane regułami. W pewnym momencie przestało mi wystarczać. Czułem, że mnie ogranicza, chociaż od czasu do czasu lubię sobie zrobić literki. Prócz sprayów, do ścian używam akryli, pędzli, wałeczków a nawet gąbki – a to już nie jest „graficiarskie” (śmiech).
Ptaki, Ryby, Koty, Kobiety, Anioły Ptaki to taki symbol wolności, lubię słuchać jak śpiewają. Ryby - te, które ja maluję, to mechaniczne ryby pływające w powietrzu między myślami (śmiech). Koty- mam z nimi najwięcej do czynienia, z niejednym dane mi było żyć. Zaskakują mnie. Znam te z literatury, historii, ciekawi mnie w jaki sposób były traktowane w różnych kulturach. Bywają też kobiety-koty. Silne, niezależne, wolne. Jestem miłośnikiem kobiet, nie wyobrażam sobie świata bez nich, kobieta jest matką wszystkiego. Dodaj jej skrzydła i masz anioła - ptaka :) Utopce i straszki Tradycyjne śląskie straszki są bardzo inspirujące. To świetny temat malarski. Żyję na Śląsku, babcia opowiadała mi o utopcach, od dziecka byłem karmiony tymi bajkami. Mój utopiec jest współczesny, ma śrubki, implanty, to taki „futureutopiec”. Biorę to, co było i przetwarzam na swój język. Trzeba znać swoje korzenie, żeby wiedzieć dokąd się idzie. Future, maszyny, śrubki Jestem na bieżąco z nowinkami technologicznymi. Kiedyś latanie wydawało się niemożliwe, stare filmy fantastyczne śmieszą. Tymczasem już wyprodukowali implant do wszczepienia, z którego wyrośnie ci nowy ząb. Kiedy ktoś będzie miał chore serce, wkleją mu coś, co będzie działało jak serce. Technologia wkrada się w ciało człowieka, w przyszłości będziemy trochę pół robotami. TATTOOFEST 42
TATTOOFEST 43 www.raspazjan.com
Nazwisko Adriaana usłyszałam niedawno, przy okazji wywiadu z dziewczyną z 40 numeru TF, bowiem to on jest autorem pracy widniejącej na okładce wspomnianego magazynu. Niedługo potem poznaliśmy się na konwencie we Wrocławiu, gdzie Adriaan miał swój boks. Była to świetna okazja do zapoznania się z jego twórczością (której drobna część po powrocie z Dolnego Śląska zawisła w moim pokoju :)). Wiedziałam, że mój nowy znajomy pracuje w studiu w Berlinie, ale jego uroda od razu zdradzała inne niż europejskie pochodzenie. Adriaan zapowiada, że na pewno jeszcze niejednokrotnie odwiedzi nasz kraj, więc jeśli ktoś z Was będzie chciał się u niego tatuować, będzie miał taką możliwość.
Krysia: Opowiedz o swoim pochodzeniu i o tym dlaczego zdecydowałeś się osiąść w Berlinie? Adriaan: Urodziłem się w Meksyku… dużym (20 milionów mieszkańców), zwariowanym i dziwnym mieście. Dorastanie tam było dość zabawne, choć niepozbawione stresów, mam na myśli wszechobecny tłum, samochody, watahy dzikich psów, bezdomne dzieciaki, zanieczyszczenie i przemoc, którą można było obserwować na ulicach. Z drugiej strony, mój Meksyk to udekorowane, kolorowe cmentarze, uliczne targi oferujące egzotyczne kwiaty, niesamowite jedzenie, dziwne owoce, Frida Kahlo, Dzień Zmarłych… Meksyk to
TATTOOFEST 46
multikulturowa mieszanka, zarówno pod względem obyczajowości, jak i duchowości. Na tą złożoność miały wpływ tradycje hiszpańskich odkrywców i zdobywców, kultura Azteków i Majów, którzy wcześniej zamieszkiwali te tereny. Kombinacja ta wpłynęła na unikalny charakter i sztukę tego rejonu. We wczesnej młodości byłem typem buntownika, wyrzucono mnie ze szkoły, sprawiałem problemy rodzicom i miałem konflikty z władzą, nie zajmowałem się niczym poza jazdą na desce i słuchaniem muzyki. Po jakimś czasie odnalazłem potrzebę, by wiedzieć więcej o świecie, który mnie otacza, zacząłem więc studiować etnologię (Studium życia grup
społecznych i grup tubylczych). Nabywanie tej wiedzy było niezwykle pasjonujące, tym bardziej, że łączyło się z podróżami po całym kraju i poznawaniem rdzennej, z czasem zapominanej kultury. Odwiedziłem piramidy, małe wioski w dżungli, na pustyniach, plażach i w górach. Spotkałem wielu niesamowitych autochtonów. Miałem szczęście uczestniczyć w tradycyjnych rytuałach, które łączyły się z naprawdę intensywnymi doznaniami. Do takich mocnych przeżyć mogę zaliczyć rytuał Indian Mazateco zamieszkujących południowe rejony Meksyku, którzy poprzez halucynogenne grzyby oczyszczają dusze i poszukują równowagi pomiędzy życiem i śmiercią.
Wszystkie te doświadczenia i podróże w znaczący sposób wpłynęły na moje życie i sztukę. Po kilku latach od zakończenia edukacji zdecydowałem, że chcę poznać inne kontynenty, inne kraje. Z racji tego, że miałem znajomych w Berlinie, bez zastanowienia kupiłem bilet lotniczy.
TATTOOFEST 47
TATTOOFEST 48
TATTOOFEST 49
Krysia: Jak przedstawia się historia twojego tatuowania? Adriaan: W Berlinie znalazłem się 7 lat temu i szczęśliwym trafem poznałem niesamowitego artystę meksykańskiego pochodzenia, Ibana, który pracuje w „Für Immer”. Nauczył mnie techniki i przekazał swoją wiedzę. Podzielaliśmy pasję do kolorowych tatuaży, dlatego proces nauki przebiegał dość szybko, tym bardziej, że miałem wielu znajomych, którzy umożliwiali mi rozwijanie warsztatu. Po dwóch latach przeniosłem się do Barcelony, gdzie pracowałem w małym studiu i usiłowałem rozwijać mój styl, czerpiąc inspiracje z hiszpańskiej sceny old schoolowej (dużo czerni i duża oszczędność w kolorze). Tam uświadomiłem sobie, że muszę podróżować po Europie i nauczyć się pracować w większej ilości styli. Spakowałem więc plecak i ruszyłem w podróż po Skandynawii, najpierw odwiedziłem Szwecję, potem Finlandię. Pomieszkiwałem na sofach w domach znajomych i tatuowałem. Próbowałem wtedy przyswoić styl każdego z tych krajów.Szwecja i Finlandia ma zupełnie wyjątkowy charakter jeśli chodzi o tatuaże old schoolowe. Po prawie dwóch latach wróciłem do Berlina i zostałem.
TATTOOFEST 50
Krysia: Gdzie i z kim pracujesz na co dzień? Adriaan: W tej chwili pracuję w „Kreuzstich Tattoo”, świetnym studio usytuowanym w samym sercu alternatywnej dzielnicy Kreuzberg, znanej głównie z antyfaszystowskich zamieszek, jakie odbywają się co roku 1 maja. W styczniu 2011 otwieram z przyjacielem studio „Machete Ink” połączone z galerią. Projekt ten ma służyć zarówno malarzom, rysownikom, jak i tatuatorom, umożliwiać im wymianę pomysłów i współpracę, udział w seminariach i spotkaniach. Ponadto chcemy zapraszać artystów z całego świata na gościnne tatuowanie. Nie mogę się doczekać otwarcia i wprowadzenia w życie wszystkich naszych pomysłów. Krysia: Jakie są tatuaże, które wykonujesz? Adriaan: Określiłbym je jako pełne kolorów, mocne i pozytywne. Uwielbiam meksykański Dzień Zmarłych i jego symbolikę, więc staram się włączać do moich tatuaży charakterystyczny makijaż, róże, ale i krew czy motywy satanistyczne. Wierzę w to, że tatuaże old/ new schoolowe pomimo piętna jakie odciska na skórze czas, są bardzo trwałe
dzięki porządnym konturom, mocnemu wypełnieniu i kontrastowi. Lubię też dopasowywać prace do konkretnej osoby. Kiedy spotykam się z klientem na konsultację, zawsze staram się słuchać i wyciągać jak najwięcej wniosków, dzięki temu udaje mi się nawiązać z klientem nić porozumienia i potrafi mi później zaufać we wszystkich kwestiach związanych z tatuażem. Krysia: Masz sporo różnych talentów, widziałam zdjęcia gdzie grasz na perkusji czy jeździsz na deskorolce. Opowiedz o zajawkach innych niż tatuowanie. Adriaan: He, he, zacząłem jeździec na desce gdy skończyłem 8 lat, to dla mnie przede wszystkim poczucie wolności, ucieczka od problemów, możliwość wyładowania energii, agresji i stresu. Teraz oczywiście nie mam na to zajęcie zbyt dużo czasu, ale zdarza mi się jeździć 10-15 minut w ciągu dnia, zanim pojawi się w studiu mój klient. I tak… uwielbiam grę na perkusji. Grałem w kilku punkowych i hard core’owych kapelach. Czuję się jak dzieciak za każdym razem kiedy walę w bębny najszybciej i najgłośniej jak potrafię, zwłaszcza podczas koncertów.
Krysia: W Berlinie mieszka sporo niezłych tatuatorów, jaka jest tamtejsza scena widziana twoimi oczami? Adriaan: To zadziwiające jak wiele znakomitych osób tutaj tworzy i jak błyskawicznie podnosi się poziom ich prac. Niemieccy artyści są utalentowani i innowacyjni, mają bardzo oryginalny styl i cały czas się rozwijają. Dzięki temu ja również jestem zmotywowany do cięższej pracy i rozwijania mojego stylu. Tutaj też miałem okazję poznać moich ulubionych artystów… Pamiętam kiedy w studiu „Loxodrom” poznałem Daveee’a. Tatauował wtedy swoją dłoń u Larsa Uwe, a ja w tym samych czasie swoją u Björn, czy to nie super? Krysia: Opowiedz o swoich podróżach. Gdzie byłeś i jakie miejsce na świecie jest twoim ulubionym? Adriaan: Przez ostatnie 2 lata miałem szczęście uczestniczyć w wielu konwencjach, nawet trudno wymienić mi je wszystkie… Na pewno do moich ulubionych należą te organizowane w Moskwie, Helsinkach, Sztokholmie, Barcelonie, Berlinie, Amsterdamie i Hamburgu. Moskwa mnie oczarowała… to zupełnie inny świat, a tamtejszych artystów uważam za jednych
z najlepszych na świecie. Szkoda tylko, że tak niewiele osób zna ich twórczość, w tym ja sam. Wyjazd do Azji i zwiedzanie Tajlandii, Kambodży i Wietnamu było też jednym z moich najlepszych dotychczasowych przeżyć. Widziałem tam niesamowite świątynie i dziko żyjące zwierzęta, a np. w Bangkoku spotkałem punkowe dzieciaki, których maskotką był słoń :). Tatuowałem też znajomych, tajskich punkowców, którzy mieszkają na plaży. Mieliśmy dość zabawną sesję tatuowania z piwem i jedzeniem ostro doprawionym curry 20 metrów od plaży! Krysia: Co najbardziej zapadło ci w pamięć z twojego pobytu w Polsce? Adriaan: Konwent we Wrocławiu to moja pierwsza wizyta w Polsce. Świetnie się bawiłem, a wszyscy dokoła byli bardzo przyjacielscy. Wielkie wrażenie zrobili na mnie polscy artyści. Poziom techniczny prac jest bez zarzutu, a tatuaże, które widziałem były świetne. Miło też było poznać was, dziewczyny z TF i porozmawiać z kilkoma artystami. Atfer party było czystym szaleństwem, w niedzielę miałem niezłego kaca :).
Krysia: Czy zobaczymy cię jeszcze na jakimś polskim konwencie? Adriaan: Z pewnością. Chciałbym pojawić się w Krakowie i jeśli będzie taka możliwość również w Warszawie. Chciałbym od czasu do czasu gościnnie popracować w Polsce. No i na pewno będę za rok we Wrocławiu. Krysia: Co jeszcze masz w planach? Adriaan: Chcę dalej rozwijać mój styl i skupić swoją energię na nowym studio. Ponadto mam w planach kilka podróży, guest spotów i konwencji, zwłaszcza tych w Europie Wschodniej. Chcę więcej malować, w tym momencie nie mam na to czasu, choć zdarza się, że tworzę nocami przy świecach i mrocznej muzyce. Efekty mojej pracy bywają dość zabawne. Krysia: Masz jakieś motto, którym kierujesz się w życiu? Adriaan: „Życie jest ok, jeśli się nie poddajesz”… nawet z najgorszych doświadczeń można wynieść coś pozytywnego. www.adriaan-machete.com www.myspace.com/adriaan137 www.facebook.com/adriaan.tattoos
TATTOOFEST 51
TATTOOFEST 54
Wakacje życia W rękach Bruna
Imię nazwisko: Daniel „Benek” Bieniek Rocznik:1985 Czym zajmujesz się zawodowo: jestem dumnym pracownikiem Polskich Linii Kolejowych Motto życiowe: bierz życie jakim jest Twoja najlepsza strona: poczucie humoru? Twoja najgorsza wada: ciężko mi się czasem przyznać do błędu Twój bohater: Superman! Z czego jesteś dumny: z tego, że jestem Polakiem Bez czego nie wychodzisz z domu: bez spojrzenia w lustro :) Rzeczy, które cię interesują: tatuaże, futbol, książki Czego najbardziej nie lubisz: flaczków! TOP 5: Muzyka: zbyt szeroko pojęty (jak dla mnie) temat Filmy: Guy’a Ritchiego Książki: „Gomorra” autorstwa Roberto Saviano Programy telewizyjne: Ultimate Survival Szkoła Przetrwania (Bear Grylls) Kawałek na chandrę: Chase & Status - Against All Odds (Ft. Kano) Imprezy domowe czy klubowe: musi być równowaga :) 5 rzeczy bez, których nie możesz żyć: podróże, tatuaże, Tyskie, Real Madryt, internet Uprawiany sport: amatorsko basket Oglądany sport: futbol Większość wolnego czasu spędzasz na: leniuchowaniu Wakacje życia to: na przełomie września i października tego roku wybrałem się z grupką znajomych wyczarterowanym jachtem na 14 dniowy rejs po Morzu Śródziemnym (Elba, Sardynia, Korsyka) Czyj pojedynek chciałbyś zobaczyć (żywi i umarli): Leonidas vs Justin Bieber Najlepsze jedzenie: piersi z kurczaka Ulubiony dowcip: jakoś nie mam do nich pamięci Najdziwniejszy alkohol jaki piłeś: gorzała zza wschodniej granicy Psy czy koty: marzę o labradorze Lody czekoladowe czy owocowe: śmietankowe TATUAŻE Wymień i opisz swoje tatuaże: lewa noga i ręka są utrzymane w klimacie postapokaliptycznym, na prawej ręce mam duży tribal, na plecach noszę krajobraz Śląska oraz dwa buble na udach :) Motywy, kto i kiedy wykonał, jak było z pomysłami: zaczęło się w 2005 roku od wykonanego przez Darcy i Prykasa tribala (chyba jako jeden z nielicznych darzę je wielkim sentymentem). Potem przyszła pora na nogę i ramię wykonane przez wspomnianą Darcy (na nodze mam zgliszcza miasta pozostałe po wybuchu, na ramieniu zaś Route 66 w towarzystwie starej stacji benzynowej. Potem trafiłem do Tofiego, który na lewym przedramieniu wytatuował mi postać Stalkera. W tym roku również Tofi katował mnie przez dobrych 5 miesięcy, zaowocowało to przepięknym back piecem (jako, że jestem strasznie przywiązany do regionu, w którym się wychowałem i obecnie zamieszkuję, staraliśmy się oddać to, co jest w nim najbardziej charakterystyczne i z czym się identyfikuję). Na sam koniec nie mógłbym nie wspomnieć o zeszłorocznym Tattoofeście i Tattoo Battle, w którym oddałem się w ręce panów Hamdi i Ovidiu, co jak się później okazało, było wielkim błędem (jestem aktualnie w trakcie laserowego usuwania pierwszego z nich i z pewnością oba zostanę zakryte). Jakie masz plany związane z kolejnymi tatuażami: w lutym mam sesję u Tofiego (będziemy kończyć Stalkera). Następnie chcę udać się do Darcy i mam nadzieję, że skleimy konkretny rękaw. W przyszłości planuję wybrać się do Bartka Panasa oraz dopaść gdzieś na konwencji Borisa i Volko z BVTC. Artysta wszechczasów: wskazanie jednego byłoby zbyt krzywdzące Ostatnia zajawka/ostatnio znaleziony artysta: Luca Natalini Czy twój szef i najbliższa rodzina wie o twoich tatuażach: zarówno w pracy jak i w rodzinie wszystko z czasem wyszło na jaw Jak była ich reakcja: jeśli chodzi o pracę, to w 99% przypadków spotykałem się z pozytywną opinią oraz lekkim niedowierzaniem. W domu nie obyło się bez negatywnych komentarzy kochanej mamy, która jednak z czasem, z uśmiechem na twarzy i tak wszystko zaakceptowała. Doświadczenia konwentowe: każdy ma w sobie coś wyjątkowego. Nie sposób tu jednak nie wspomnieć o wyjeździe w 2008 roku z TF Family na 18 odsłonę berlińskiej konwencji, kto był, ten wie co mam na myśli. Na długo z pewnością utkwi mi w pamięci wspólny projekt z Saskym (pozdrawiam serdecznie man) z tegorocznego Tattoofestu, gdzie mieliśmy okazję powołać do życia „Banana Ink”. Myślę, że pomimo drobnych niedociągnięć i mojej niedyspozycji w drugim dniu konwencji, zabawa była świetna.
Z Siwym
Benek + „buble”
Darcy, Prykas Tattoo, Rybnik
Szmaciorze z Rybnika
Tofi, Ink-Ognito, Rybnik Drobna wpadka :)
Z przyjacielem
Bananowy song
Tofi, Ink-Ognito, Rybnik
Motylem jestem
TATTOOFEST 55
Sean Herman
to bardzo zakręcony typ. Przekonacie się o tym już w momencie czytania odpowiedzi na pierwsze pytanie. Gwarantuję, że nie raz Was zaskoczy. Jego tatuaże są bardzo różnorodne, czasem śmieszne, czasem straszne, ale zawsze zdradzają, kto jest ich autorem. Mnie przeglądanie jego obszernych galerii bardzo wciągnęło, mam nadzieję, że Was również zainteresuje. Krysia: Jaka jest historia twojego tatuowania? Sean: Hmmm… jak z dość długiej opowieści zrobić krótką… Tatuuję od 7 lat i nie zamieniłbym tego zajęcia na żadne inne. Sporo przeżyłem, żeby dojść tu, gdzie jestem. Zwalczałem szkodniki, byłem członkiem kapeli hardcore’owej, misjonarzem, podjąłem kroki by zostać pastorem, potem zrezygnowałem z duszpasterstwa, a w końcu całkowicie odszedłem od chrześcijaństwa, przez jakiś czas byłem także bezdomny. W końcu przywiało mnie do Missisipi, gdzie spotkałem Roberta Johnsona, który zaprzedał duszę diabłu i oferował możliwość nauki tatuowania w oddalonej o ponad 150 mil Alabamie. Przeniosłem się tam i tam osiadłem. Tatuaż był zawsze miłością mojego życia, nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że uratował mnie i wyznaczył kierunek w jakim mam podążać. Krysia: Opowiedz o studiu „Royal Street Tattoo” i jego załodze? Sean: Jestem prawdziwym szczęściarzem mogąc być częścią „Royal Street Tattoo”. Mój przyjaciel CW
TATTOOFEST 56
otworzył studio 2 lata temu w mieście Mobile. Znam się z nim od dawna, w zasadzie tatuował mnie, gdy byłem jeszcze nastolatkiem. Kiedy zacząłem staż w Birmingham w Alabamie, jeździłem do niego i pokazywałem mu każdą pracę. Kiedy ja odbywałem swój staż, u niego praktykował Pony (który teraz pracuje w „Royal Street”), więc dużo słuchałem też o jego postępach. Zawsze mieliśmy ze sobą kontakt i kiedy wyjechałem do Georgii, on pojawił się tam za jakiś czas na guest spocie. Wkrótce potem powiedział mi, że chce otworzyć studio w Mobile. Pony w tym czasie przebywał w Austin, ale wrócił kiedy dowiedział się o planach CW. Obydwaj zrobili wszystko, by pomysł
wypalił i otworzyli naprawdę piękne studio. Wkrótce po otwarciu przyjęli na staż Pete’a Andersona, który wcześniej był cieślą, ale co ważniejsze malował niesamowite obrazy. Wtedy zacząłem regularnie i dość często pojawiać się u nich na gościnnym tatuowaniu. Studio stało się moim drugim domem i zacząłem zastanawiać się nad przeniesieniem się do Mobile, ale skończyło się na tym, że przeprowadziłem się do San Diego. Zaraz po tym, jak się tam znalazłem, u mojej mamy wykryto raka piersi, więc szybko wróciłem. Miałem pracować w studiu innego znajomego, ale był to duży problem dla mojego poprzedniego szefa. Zadzwoniłem więc do CW i pierwsze
co mi powiedział to: „Przechodzisz ciężki okres, wracaj do domu”. I tak zrobiłem. „Royal Street” jest moją rodziną i jestem dumny z bycia jej członkiem. Krysia: Masz bardzo ciekawy i różnorodny styl, w którym widać wiele różnych inspiracji, ale chciałabym wiedzieć jaki klimat jest ci najbliższy i w czym czujesz się najpewniej? Sean: Szczerze mówiąc, lubię wszystko. Myślę, że jest to główny powód zróżnicowania mojego stylu. Co chwilę ekscytuję się czymś innym, co później przekłada się na moje prace. Wokół nas czai się bardzo dużo możliwości, a robienie nowych rzeczy zawsze sprawia mi dużą przyjemność i zawsze stanowi
pewne wyzwanie. Chyba nigdy nie wykonywałem „łatwego” tatuażu, zawsze staram się robić coś, co jest trudne, odmienne, zastanawiać się nad formą… i to jest właśnie najfajniejsze. Krysia: Kolorystyka twoich prac jest bardzo ciekawa i jest dla mnie pewnego rodzaju znakiem rozpoznawczym ciebie. Czy faktycznie są jakieś barwniki, których wyjątkowo dużo zużywasz? Sean: Spotkałem się już kilka razy z takim stwierdzeniem. Moi przyjaciele mówią: „Tak, to wygląda na tatuaż Seana Hermana”. Ja zawsze pytam, czy to dobrze i mam nadzieję, że tak. Staram się jednak trochę mieszać i eksperymentować z gamą
kolorów, których używam, ale one i tak wyglądają „podobnie”. To dość zabawne, bo za każdym razem bardziej koncentruję się na liniach i czerniach, dopiero potem zastanawiam się nad kolorami. Jeśli chodzi o tusz, używam tylko Eternali. Krysia: Rozumiem, że prace w szarościach nigdy cię nie interesowały? Sean: W zasadzie bardzo lubię cieniowane prace, ale nie jestem o nie zbyt często proszony. Zazwyczaj kończy się na tym, czego życzy sobie klient, a tak się składa, że przeważnie są to kolory. Tak naprawdę, jeśli tylko bym mógł, wolałbym wykonywać więcej prac w szarościach. Kto wie, może proporcje kiedyś się zmienią.
Krysia: Lubisz kiedy twoje prace przekazują jakąś treść, czy mają po prostu dobrze, solidnie wyglądać? Sean: Lubię, kiedy moje prace zawierają jakiś sens. Uważam, że dzięki temu zyskują pewną wyjątkowość. Jeśli tatuaż znaczy coś dla posiadacza, będzie cieszył się nim przez cały czas. Uważam też, że sztuka zawsze niesie za sobą głębszą wartość, nawet jeśli wiąże się tylko z estetyką. Dla osoby, która posiada tatuaż z przesłaniem, niesie on ze sobą konkretne emocje. Właśnie w takim twierdzeniu się odnajduję, chciałbym, żeby moi klienci coś odczuwali, to przypomina o co chodzi w życiu.
Krysia: Czy jest coś wyjątkowego, ciekawego w tatuażu co ostatnio odkryłeś (aspekty techniczne)? Sean: Mam do czynienia z taką sytuacją niemal każdego dnia, i to w takim stopniu, że w zasadzie ciężko byłoby mi wskazać tylko jedną rzecz. Jednym z powodów by żyć, jest stały rozwój, jeśli on się nie odbywa, to jesteśmy martwi, a ja jestem całkiem pewny, że jeszcze żyję :). Krysia: Czyje tatuaże zrobiły ostatnio na tobie wrażenie? Sean: Lubię prace wielu tatuatorów. Goście z „Royal Street” i moi przyjaciele z „Black 13” są dla mnie dużą inspiracją. Wszyscy z nich pracują w innych stylach i cały czas uczę się od nich czegoś TATTOOFEST 57
nowego. Poza tatuatorami z najbliższego otoczenia, mogę wskazać Deno i Gore z Hiszpanii. Ich ilustracje i forma jaką stosują w tatuażach, robią na mnie kolosalne wrażenie. Oglądanie ich prac to nieustanne wyzwanie dla sposobu w jaki myślę o tatuażu i jak podchodzę do
TATTOOFEST 58
jego tworzenia, do elementów, które mogą być użyte. Według mnie wprowadzili zupełnie nowy wachlarz „narzędzi” jakich można użyć. Ponad wszystko doceniam artystów z pasją, którą można odnaleźć w ich pracach. Uważam, że zasługują na szacunek i podziw.
Krysia: Jakie zaobserwowałeś różnice między tatuażem w Europie a USA? Sean: Europejska scena tatuażu jest diametralnie inna i to chyba ze względu na tą „sadzawkę”, która nas dzieli. Elementy, których używamy są różne, ale z pewnością można
powiedzieć, że Amerykanie dość często odwiedzają Europę. Ze względu na inność i świeżość, tak bardzo podobają mi się prace, które widzę na Starym Kontynencie. Przemawiają do mnie motywy, linie i kształty. Jak wspomniałem, wśród moich ulubionych artystów są
ci z Europy, co automatycznie wskazuje, że bardziej lubię tutejszą scenę. Krysia: Czy spełniasz się w jakiś innych dziedzinach sztuki? Sean: Niespecjalnie mam czas na cokolwiek innego niż tatuowanie. Jedyną
rzeczą jaką zajmuję się od czasu do czasu, jest tworzenie instalacji ze znalezionych przedmiotów, jak kości zwierząt, śruby, kawałki drewna czy antyki. To niezła zabawa, ale nie tak dobra jak tatuowanie.
Krysia: Wnioskuję, że lubisz podróże, biwakowanie i kontakt z przyrodą. Czy to twój ulubiony sposób na wypoczynek? Sean: Tak, uwielbiam camping! Myślę, że ludzie powinni spędzać więcej czasu na zewnątrz i łączyć się w ten sposób ze światem. Życie,
które wiodą obecnie ludzie, ciężko nazwać naturalnym, raczej sztucznym, szalonym. Zamykają się w pudełkach, które znajdują się w innych pudełkach i raz na czas próbują się z nich wydostać, by sięgnąć po coś prawdziwego. Żyjemy w pudełkach, oglądamy je,
TATTOOFEST 59
gramy na nich, próbując zaplanować grę, która uczyni naszą egzystencję bardziej prawdziwą. Straciliśmy z oczu to, co ważne i co jest nam potrzebne. Musimy po prostu żyć. Podróże i camping mogą być naprawdę dobrą zabawą. Szczerze mówiąc, przeważnie moje podróże wiążą się z pracą, więc ciężko mówić o wakacjach. Najczęściej sypiam w hotelach, pracuję na konwentach i nie mam czasu na zwiedzanie. Chciałbym, aby moje wyjazdy bardziej przypominały urlop i były bardziej spontaniczne. Chciałbym wkrótce wrócić do Europy, oczywiście po to, by tatuować, ale i pozwiedzać, pojeździć z plecakiem, naprawdę zobaczyć, co który rejon ma do zaoferowania. Mam nadzieję, że znajdę na to więcej czasu w 2011.
TATTOOFEST 60
naprawdę, bo tak potężne są nasze umysły. I kolejka leci do góry i na dół, i wszędzie dookoła, chwilami jest przerażająco, chwilami spokojnie i jest bardzo kolorowo, i jest bardzo głośno, i jest zabawnie… przez jakiś czas. Niektórzy są na przejażdżce już od dłuższego czasu i zaczynają zadawać pytanie: „To się dzieje naprawdę czy to tylko przejażdżka?” A inni ludzie, którzy pamiętają, przychodzą do nas i mówią: „Hej, nie przejmuj się, nie bądź wystraszony. Nigdy. Ponieważ… to tylko przejażdżka. - Ale my… zabijamy tych ludzi. -Uciszyć go! Dużo zainwestowaliśmy w tą przejażdżkę. Uciszyć go! Popatrzcie, jakie mam zmarszczki od zmartwień, popatrzcie na moje grube konto w banku
i na moją rodzinę. To musi być prawdziwe. -To tylko przejażdżka. Ale my zawsze zabijamy tych dobrych ludzi, którzy próbują nam to powiedzieć. Zauważyliście to? I pozwalamy demonom rządzić w amoku. Ale to i tak nie ma znaczenia, ponieważ… to tylko przejażdżka. I możemy ją zmienić, kiedy tylko chcemy. To tylko kwestia wyboru. Żadnego wysiłku, żadnej pracy, żadnych oszczędności… Wystarczy wybrać. Teraz. Pomiędzy strachem a miłością. Oczy strachu chcą, abyś założył sobie większy zamek w drzwiach, kupił broń, zamknął się w domu. Oczy miłości zamiast tego postrzegają nas wszystkich jako jedność. Więc oto co możemy teraz zrobić, żeby zmienić świat. Żeby mieć lepszą przejażdżkę. Wziąć całą kasę, którą
każdego roku wydajemy na zbrojenia… i przeznaczyć ją na ubranie, wyżywienie i edukowanie biednych tego świata, co zwróciłoby się wielokrotnie. Żadna osoba nie czułaby się wykluczona. A my moglibyśmy podbić wszechświat. Razem. Zarówno ten wewnętrzny, jak i zewnętrzny… na zawsze. W pokoju.” Krysia: Czy planujesz coś wyjątkowego w najbliższych miesiącach? Sean: Po raz pierwszy w życiu nie ma jakichś konkretnych planów… i odczuwam prawdziwą ulgę. Moje jedyne zamierzenia to odwiedzić moją rodzinę, przyjaciół, ludzi, których kocham, no i oczywiście cały czas tatuować. Gdzie mnie to wszystko zaprowadzi, jeszcze nie wiem.
TATTOOFEST 61
www.seanherman.com facebook.com/seanhermantattoos
Krysia: Czy są jakieś konkretne wartości, którymi kierujesz się w życiu? Sean: Jestem anarchistą. Ideologia ta jest najbliższa mojemu światopoglądowi. Czuję, że ludzki system wartości cały czas się zmienia i cały czas ewoluuje. To co kocham w anarchizmie to to, że pozostawia miejsce na rozwój. W tym momencie mojego życia wierzę, że wszyscy jesteśmy ze sobą w jakiś sposób zespoleni i pracujemy dla większego, wspólnego dobra i nie potrzeba do tego sztucznych wartości, religii ani rządu, który mówi, co mamy robić. Jesteśmy nieposkromieni. Ten poniższy cytat Billa Hicksa świetnie odzwierciedla moje przekonania: „Świat jest jak przejażdżka w wesołym miasteczku i kiedy się na nią zdecydujesz, to myślisz, że jedziesz
TATTOOFEST 62
W towarzystwie mistrz贸w Tajskiego Boksu
Roy przy pracy ;)
Fuzja (od g贸ry): Daveee Niccku Junior
JR & Louis
Hong Kong by night
Tw贸rcy fuzji z modelem
TATTOOFEST 63
Daveee i jego zabawy z flamastrami :)
Karen Kengen pamiętam z początków mojej pracy w TF, jej zdjęcie znalazło się na rozkładówce w którymś z zagranicznych magazynów kolekcjonowanych w redakcyjnej szafie. Od razu zwróciłam uwagę na jej uwielbienie dla złota, którego ja osobiście nigdy nie preferowałam i kojarzy mi się raczej z paniami po sześćdziesiątce (bez urazy dla mamy i jej koleżanek). Pierwszy raz osobiście spotkałyśmy się w tym roku na konwencji w Dortmundzie, do którego Karen z Holandii ma stosunkowo niedaleko. Jest taka śmieszna zależność, którą odkryłyśmy z Olą już jakiś czas temu i która sprawdziła się także w tym przypadku. Na zdjęciach nasze Kudi zawsze wydają się być bardzo wysokie, a przy kontakcie na żywo przeważnie okazują się byś sporo niższe od nas, no a jak niektórzy z Was zapewne wiedzą, damska część redakcji mogłaby śmiało grać w siatkówkę na korcie tenisowym… Poznajcie
fot. Bjørn Fehl
Katy Gold
TATTOOFEST 64
fot. Bjørn Fehl fot. Bjørn Fehl
Krysia: Nie da się ukryć, że uwielbiasz złoty kolor, zdradza to nawet twój pseudonim. Kobiety dzielą się na te, które albo uwielbiają złoto, albo go nienawidzą też tak myślisz? Karen: Mogę się z tobą zgodzić, kiedyś bardzo nie lubiłam tego koloru. Zawsze nosiłam srebrną biżuterię, ale jakieś cztery lata temu
postanowiłam zmienić wszystkie dodatki na złote, ot tak, dla zabawy i na chwilę. Złota biżuteria zawsze kojarzyła mi się z trochę kiczowatym wizerunkiem i nie spodziewałam się, że aż tak się do niej przyzwyczaję. Teraz kocham ten kolor i chyba nigdy się to nie zmieni, uwielbiam złoto jako kontrast dla moich tatuaży.
Krysia: Znalazłam informację, że jesteś piercerką w studiu tatuażu… Karen: Tak, zaczęłam pracę w studiu około siedem lat temu, kiedy jeszcze się uczyłam. Po ukończeniu szkoły, zajęłam się tym na pełen etat. Kocham swoją pracę, ponieważ otacza mnie wszystko co lubię, mogę się tatuować, być sobą i mam szansę poznawać wielu ciekawych ludzi. Im dłużej się tym zajmowałam, tym bardziej nabierałam pewności, że chcę robić właśnie to. Rezultatem tej decyzji było pojawianie się na moim ciele coraz większej ilości tatuaży w widocznych miejscach.
TATTOOFEST 65
fot. Bjørn Fehl fot. Bjørn Fehl
Krysia: Masz kilka tatuaży z mocnym przekazem, np. „Co cię nie zabije, to cię wzmocni” i „Overcome” (przezwyciężać). Czy ich powstanie spowodowały jakieś konkretne wydarzenia? Karen: Oczywiście. Każdy ma za sobą jakieś życiowe przejścia, czasem bywa bardzo ciężko. Mocne przesłanie przypomina mi o trudnych czasach, które przetrwałam, oraz o tym, że w życiu trzeba walczyć o siebie, o to w co się wierzy i kim chce się być. Poprzez różne wydarzenia, te dobre i złe, człowiek nabiera doświadczenia, a to zawsze czyni go silniejszym. Nie uważam, żeby każdy tatuaż musiał mieć jakiś głęboki sens. Mam na sobie prace, które po prostu odpowiadają mi pod względem TATTOOFEST 66
estetycznym, ale i dużo takich, które mają konkretny przekaz, przy czym tylko ja wiem, co dokładnie oznaczają. Są dla mnie czymś bardzo osobistym. Krysia: A jakie są twoje pozostałe tatuaże? Karen: Kiedy zrobiłam swój pierwszy, byłam kompletnie „zielona” pod względem jakości, czy technicznych walorów tatuażu. Teraz mam o wiele większą wiedzę na ten temat i spotykam wielu utalentowanych artystów, u których chcę się tatuować. Swoje nogi przeznaczyłam na prace od różnych osób, które poznaję i jestem pod wrażeniem ich twórczości. Uwielbiam też wyjazdy na konwencje. Jest to zawsze dobra okazja na znalezienie kogoś nowego i wytatuowanie się bez konieczności czekania na odległy termin.
Np. w tym roku w Londynie tatuowałam się u Setha Wooda. Jest też kilku artystów, do których na pewno wrócę po kolejne prace, jak Imme i Andreas z niemieckiego „The Sinner & The Saint”. We wrześniu zaczęłam także tatuować plecy, tak jak w przypadku moich pozostałych tatuaży, będzie to praca z dużą ilością kolorów. Tusze w tym momencie są bardzo dobrej jakości, ale mimo tego staram się nie opalać i pozostawić skórę jak najbardziej bladą, by kolor wyglądał jak najlepiej. Krysia: Który z twoich tatuaży nazywasz ulubionym? Masz może coś co najchętniej zmazałabyś? Karen: Nie mam jednego ulubionego tatuażu, raczej jest ich kilka. Uwielbiam tygrysa na moim udzie, ze względu na to co dla mnie
oznacza, a przy okazji Andreas z „The Sinner & the Saint” wykonał naprawdę świetną robotę! Kocham też kobiecą twarz na mojej szyi wykonaną przez Mariję z „The Sailors Grave” oraz róże i latarnię od Imme. Wszystkie one dużo dla mnie znaczą. Oczywiście są rzeczy, które teraz zrobiłabym inaczej. Kiedyś nie wiedziałam, że będę chciała pokryć tatuażami niemal całe moje ciało i byłam mniej wybredna jeśli chodzi o artystów. Teraz chcę kolekcjonować prace od świetnych tatuatorów, a miejsce, które mi zostało, zapełnić mądrze. Krysia: Zawsze pytam „nasze” dziewczyny o ich udział w sesjach zdjęciowych, opowiedz o swoich. Karen: Zaczynałam biorąc udział w szkolnym projekcie mojej przyjaciółki.
fot. Bjørn Fehl
fot. Karin Topolanski
facebook.com/karen.kengen fot. www.dashdot.nl
Zamieściłam jej zdjęcia w internecie i zaczęło pojawiać się coraz więcej ofert współpracy od różnych fotografów. W im większej ilości sesji uczestniczę, tym lepsi fotografowie proszą mnie o udział w ich projektach. Aktualnie mam jednak małą przerwę, wybieram tylko takie sesje, podczas których wiem, że będę się świetnie bawić. Pracuję na pełen etat, a większość wolnego czasu spędzałam przed obiektywem lub podróżując na różne sesje, nadal to uwielbiam, ale teraz wolę poświęcać mój czas najbliższym i przyjaciołom. Krysia: Gdzie dokładnie mieszkasz? Karen: Mieszkam w Maastricht na południu Holandii. Na pewno dużym plusem tego miejsca jest mała odległość od Niemiec i Belgii.
Mam bliżej do miast takich jak Bruksela, Antwerpia, Kolonia, niż do Amsterdamu. Krysia: Czy zdarzają ci się nieprzyjemne sytuacje prowokowane przez twój wygląd? Karen: Jestem prawdziwą szczęściarą, bo mam świetną pracę. Odkąd pracuję, tatuuję miejsca, których nie da się zakryć ubraniem. W Holandii z moim wyglądem byłoby naprawdę ciężko znaleźć „normalną” pracę. No i oczywiście zdarza się, że ludzie dalej są uprzedzeni widząc kogoś takiego jak ja… Krysia: W Polsce Holandia jest uważana za bardzo tolerancyjny i liberalny kraj… Karen: Nie wiem co odpowiedzieć. Zależy od tematu i miejsca w samej Holandii. Np. szukając pracy, tatuaże w widocznych miejscach mogą bardzo utrudniać sprawę. Sama widzę sporą różnicę w reakcjach ludzi przechadzając się w koszulce na ramiączkach po Amsterdamie i w mieście, w którym żyję. W stolicy nie szokuję tak bardzo, a czasem w Maastricht ludzie patrzą na mnie jak na kosmitkę, być może też dlatego, że jestem dziewczyną. Częściej można tam spotkać facetów z wielkimi tribalami :)
TATTOOFEST 67
Anabi, A
nabi-Ta
czecin
s, Toruń
Bojko, Niuan
Lesz ek Ja
sina,
Tatto o
Gonz
o, Sz
czec
in
Jan Maciej
ttoo, Sz
Piti, Kult, Krak
ów
TATTOOFEST 70
s Tattoo, Świdnica
Darecki, Darknes
s Tattoo, Świdnica
Darecki, Darknes
Darecki, Darkness Tattoo, Świdnica
adz
yk, Miniol, Sier
Dominik Basn
TATTOOFEST 71
Tofi, Ink-Ognito, Rybnik
Iwona, Blackstar, Warszawa
Jan Maciej Bo
TATTOOFEST 72
jko, Niuans, To
ruń
Tofi, Ink-Ognito,
Komar, Sto
neheads, W rocław
lackstar,
Iwona, B
Rybnik
rszawa
Aldona, Szerytattoo, Wa
a Warszaw
TATTOOFEST 73