CENA: 13zł w tym 7%VAT
NR 7/2007 LISTOPAD
Jesse
Smith Gość ze Stanów Zjednoczonych
Z KALIFORNII
, GDZIE SZUKAc
Kamil Mocet
WZoRÓW?
Kolejny odcinek Danteizmów
Nadzieja polskiego tatuażu
KOSA Z ARTLINE
LWÓW 2007 Ukraiński Festiwal
Rodzina
Chunky May May
TattooArt
I jej twórczość
Bernadette Fürpass
Najwspanialszy europejski festiwal tatuażu!
LONDYN
ISSN 1897-3655 INDEKS 233021
GÓRNICZEJ
Kudi Chick tym razem z Austrii:
2007
ALIEN Z DĄBROWY
WSTĘP!
spis treści
Wstęp
Dotknąłeś rzeczy igłą. (Trafiłeś w sedno.) Acu rem tetigisti
6-7 8-15
Redakcja
18-29 30-33 34-37 40-47 48-53 Okładka: Foto - Kaśka
WYDAWCA: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s5 31-024 Kraków REDAKTOR: Radosław Błaszczyński kult@tattoofest.pl OPRACOWANIE GRAFICZNE: Asia STALI WSPÓŁPRACOWNICY: Dawid Karwowski, Jakub Murawski, Elżbieta Herzog, Agata Ćwierz, Kaśka, Raga, Nikita, Dorota TQD, Ola, Wojciech Firlej MARKETING I REKLAMA: Anna Błaszczyńska info@tattoo.biz.pl Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam. ISSN 1897-3655
54-55 56-59 60-63 64 65 67 68
SPIS TREŚCI INFO Kilka ciekawostek
8
KAMIL MOCET, NADZIEJA POLSKIEGO TATUAŻU Wywiad miesiąca LONDYN 2007 –CZĘŚĆ I Najwspanialszy europejski festiwal tatuażu! TWÓRCZOŚĆ CHUNKY MAY MAY No School Cartoon Style
18
KONWENCJA NA UKRAINIE Lwów 2007 JESSE SMITH Gość ze Stanów Zjednoczonych BERNADETTE FÜRPASS Kudi Chick tym razem z Austrii KOSA Z ARTLINE Rodzina TattooArt STUDIO ALIEN Z DĄBROWY GÓRNICZEJ
30
THAD RITCHEY Z KALIFORNII Klasyczny styl prezentuje King Muras GDZIE SZUKAĆ WZORÓW? Kolejny odcinek Danteizmów
34
LIORCIFER W krótkim wywiadzie ROZSTRZYGNIĘCIE LETNIEGO KONKURSU FOTO CIEKAWE NADESŁANE
40 TATTOOFEST 5
PRENUMERATA! 3 numery to 39,00 a 6 numerów to 78,00 (kolejny dostaniesz w prezencie). Na terenie Polski przesyłka gratis. Poza granicami należy doliczyć koszt przesyłki. Żeby zaprenumerować Tattoofest należy: 1. Skontaktować się z Anią, podać swoje dane i zaznaczyć od którego numeru chcesz otrzymywać gazetę (kontakt 12 429 14 52, 502 045 009 , kult@tattoofest.pl) 2. Wpłacić kaskę przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja Szpitalna 20-22/5s 31-024 Kraków lub przelewem na konto: Anna Błaszczyńska 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 Jeśli chcesz otrzymać fakturę koniecznie nas o tym poinformuj podczas zamówienia!
14th Annual Inkin The Valley 2-4.11.2007 www.inkinthevalley.com Chiny
USA
2007 Tattoo Snow 3-5.11.2007 www.snowtattoo.com Eggenfelden Niemcy 7 Tattoo&Piercing Expo 10-11.11.2007 www.eaglespeed.de 8 int. Tattoo-Convention Liechtenstein 24-25.11.2007 www.tattoo81.li Liechtenstein
PS. Sprostowanie do ostatniego numeru. W opisywanym przez nas zespole WaDaDa zamieściliśmy zdjęcia, którego autorem był fotograf Adam Korzeniewski. Zachęcamy do odwiedzenia jego strony internetowej z pięknymi zdjęciami: www.foto.dagio.cba.pl. Radek
UWAGA!
UWAGA!
Nasz magazyn można już kupować w formie elektronicznej ze strony www.tattoofest.pl. Płacić można na wiele sposobów, w tym również kartą płatniczą. Wprowadziliśmy taką formę sprzedaży przede wszystkim z myślą o osobach przebywających za granicą lub mieszkających w małych miasteczkach i wsiach, które nie mogą nabyć fizycznie naszego pisma. „TattooFest” w pliku pdf jest w jakości nadającej się do czytania i oglądania za pomocą komputera i nie nadaje się do wydruku. Cena tej wersji to tylko 10zł. Jeżeli jacyś wasi znajomi nie mogą kupić wersji drukowanej, poinformujcie ich proszę o tej możliwości zakupu.
The 15th Richmond Tattoo Arts Festival 16-18.11.2007
TATTOOFEST 6
No i deser, czyli Kudi Chicks. Tym razem Austriaczka, Bernie, którą poznała nasza reporterka Kaśka w Styrian (ostatnio mogliście przeczytać relację z tego debiutanckiego festiwalu!). Piękna i zmysłowa tatuatorka, miłośniczka kotów i hot rodowych samochodów. Pysznie!!! Na koniec kilka słów o Naszych ostatnich doświadczeniach. Troszkę się pochwalimy! Nasz magazyn jest coraz lepiej rozpoznawalny wśród tatuatorów i coraz większa ilość osób z tzw. górnej półki jest zainteresowana prezentacją swojej twórczości na łamach „TattooFestu”. Również dzięki temu coraz więcej artystów zadaje pytania o możliwość wzięcia udziału w naszym krakowskim festiwalu tatuażu, a to świadczy o tym, że jeden z naszych celów, jakim jest promocja konwencji Tattoofest i podniesienia jej rangi, zostaje osiągnięty. Ponadto otrzymujemy informacje od naszych rodzimych tatuatorów, że poziom magazynu systematycznie się podnosi, a prace w nim zamieszczane mogą służyć za inspiracje w pracy. Mamy nadzieję, że dzięki prezentowanym przez nas tatuażom, będzie powstawało w Polsce jeszcze więcej ambitnych prac, a tradycyjny tribal na lędźwiach stanie się wyjątkiem od reguły, a nie regułą!!! Tak więc dziękujemy za pozytywne uwagi i różnego rodzaju sugestie. Cieszymy się, że dostrzegacie naszą pracę i że udaje nam się prezentować wam coraz lepsze materiały w jeszcze lepszej szacie graficznej i tekstowej! Dla zachęty! W następnym numerze relacja z konwencji w Japonii oraz Szczecinie, kilka świątecznych akcentów i kolejna, ogromna porcja wspaniałych tatuaży!
Midwest Body Art 2-4.11.2007 www.midwestbodyart.com USA
Ten numer jest naprawdę wyjątkowy. Po raz pierwszy odważyliśmy się, kosztem stałych rubryk jak „Raport” czy „W sieci”, zwiększyć objętość stron na relację z konwencji. Nasz pobyt w Londynie jako redakcji „TattooFestu” był najbardziej owocny z naszych dotychczasowych eskapad. To było naprawdę wyjątkowe przeżycie. Szkoda, żeby materiały, które zgromadziliśmy, znalazły się w archiwum. Dlatego w tym wydaniu jest aż dwanaście stron o tym wydarzeniu. Przeczytacie m.in. o atmosferze panującej w Old Truman Brewery oraz obejrzycie większość nagrodzonych prac. Tym razem będziecie się mogli również zagłębić w listę zwycięzców. W następnym numerze, grudniowym, przedstawimy wam inne, złowione obiektywem tatuaże, przy których na pewno warto nieco dłużej się zatrzymać. Ponadto inna bardzo ciekawa relacja, tym razem zza wschodniej granicy. „TattooFest” wraz z Kultem i kilkoma innymi polskimi tatuatorami odwiedzili festiwal we Lwowie. Opowiemy wam co nieco o tym „egzotycznym” miejscu i cofniemy się w czasie o jakieś kilkanaście lat. Wywiadu miesiąca udzielił nam tym razem Kamil Mocet pracujący w Londynie. Mam nadzieję, że już wszyscy słyszeli o tym artyście pochodzącym z Krakowa, który w tak krótkim czasie stał się częścią elit światowego tatuażu. Jego charakterystyczny styl tatuowania, pracowitość i ciekawość świata otworzyły mu drogę do kariery i wielu miłośnikom tatuażu kazały spojrzeć ponownie na nasz kraj. Pokażemy wam szalone rysunki, projekty i tatuaże Jesse Smitha. Przypomnimy również o Chunky May, Kudi Chicks z drugiego numeru. Tym razem pokażemy wam tatuaże wykonane przez tą przesympatyczną Japoneczkę! We wrześniu zajrzeliśmy na Śląsk do studia Alien z Dąbrowy Górniczej. Ucięliśmy sobie pogawędkę, zabraliśmy zdjęcia tatuaży i zrobiliśmy parę fotek w studiu. Wszystko to wam pokażemy. Chłopaki z Aliena to fajni, perspektywiczni tatuatorzy nie mający w okolicach Dąbrowy Górniczej sobie równych!
Będąc na konwencji we Lwowie, David poznał osobiście organizatora festiwalu tatuażu w Sankt Petersburgu. Dzięki temu udało nam się zakupić płytę DVD z krótkimi relacjami z konwencji, z tego pięknego, północnego miasta. Są to około 15-minutowe reportaże, począwszy od 2003 r, a kończąc na 2006 r. Pokazują, że tamtejszy festiwal jest imprezą stojącą na naprawdę wysokim poziomie, z dużą ilością sympatycznych ludzi i ciekawych artystów. W nr 5 „TattooFestu” opisywaliśmy tegoroczną edycję, a płyta jedynie potwierdziła, że poprzednie były równie udane. Osoby obecne na festiwalu również zgodnie mówiły, że to właśnie ten festiwal jest na chwile obecną najlepiej zorganizowaną i najbardziej prestiżową imprezą byłego bloku wschodniego.
6. Tattoo Convention Kiel 10-11.11.2007 www.bunteskiel.de Kiel-Niemcy
Od redakcji!
Mitch
Świeżo wydany zbiór prac „flashmastera” Mitcha O’Connella to prawdziwa gratka dla wielbicieli zabawnych, przewrotnych, cartoonowych, pełnych nagich i uroczych retro-ślicznotek wzorków. Poza pracami Mitcha znajdziecie tam także krótki wywiad z artystą, w którym opowiada o swoim zamiłowaniu do rysunków, początkach pracy i inspiracjach. Poza tym w wydaniu zamieszczono zdjęcia tatuaży wykonanych na podstawie jego flash’y przez takich artystów jak Turk, Johanna z Bluebird Tattoo czy John Vanover. Co prawda, książka objęta jest jak każde wydawnictwo prawami autorskim, których nieprzestrzeganie wiąże się z długoletnią odsiadką, ale jak podkreśla autor, tylko między nim a czytelnikiem pozostanie sekret o wydarciu strony z tego wydania, udaniu się do z nią do swojego tatu-artysty i wskazaniu mu pustego miejsca na skórze. Wydawnictwo Last Gasp, San Francisco, 2007
Relacja z Sankt Petersburga
The St. Louis Tattoo Expo 9-11.11.2007 www.oldschooltattooexpo.com USA
INFOINFO
TATTOOFEST 7
Kamil Mocet
Kamil Terczyński, znany bardziej jako Kamil Mocet, to jeden z najbardziej rozpoznawalnych tatuatorów polskich młodego pokolenia. Zaledwie cztery lata po tym, jak wziął maszynkę do ręki, osiągnął światowy poziom. Jego charakterystyczne prace zaczynają być zauważalne wszędzie, a zainteresowanie jego osobą i twórczością takich osób jak Bugs, Jeff Ortega, Victor Portugal czy wreszcie Paul Booth, u którego ma wkrótce pracować, mówią same za siebie. W rozmowie z nim wyczułem szczerą skromność, ale i osobowość, która wie, czego chce i umie wyciągać wnioski ze swoich doświadczeń. Osobę, która nie boi się wyzwań, ale wie, że miarą sukcesu nie jest miejsce, w którym się ktoś znajdzie, ale jak długo się tam utrzyma. Pozostaje mieć nadzieję, że nie osiądzie na laurach i nadal będzie znakomicie rozwijał swój talent, a my będziemy się cieszyć jeszcze nie raz z jego tatuatorskich sukcesów!
TATTOOFEST 9
Zacznijmy od tego, jak to się stało, że rozmawiamy 1500 km od Krakowa, na londyńskim Camden Town? Nigdy nie mogłem usiedzieć w jednym miejscu. Zacząłem tatuować u Robsona, Roberta Łypika, jakieś cztery lata temu. Tam zaczęła się moja kariera i to on pierwszy dał mi maszynkę do ręki. Byłem w RobTattoo ponad rok. Później pojawiła się możliwość tatuowania za granicą, rzekomo u znajomych w domu. Nigdy nie byłem za granicą i wydało mi się to wielką okazją. Na początku było bardzo dziwnie. Przez miesiąc nie pracowałem i zaczęło brakować kasy. Postanowiłem podejść na Camden i, chociaż moja wiedza na temat tatuowania była wtedy niewielka, wszedłem do studia, zapytać o pracę. Tak się złożyło, że pierwszym, do którego wszedłem było Evil From The Needle. Nie miałem wtedy pojęcia, kto to jest Bugs, nie znałem nazwisk tatuatorów, poza kilkoma polskimi, niewiele wiedziałem o świecie. Trochę przez przypadek dostałem tutaj pracę, ponieważ Bugs sprzedawał studio Jeffowi (przyp. red. Jeff Ortega) i ten potrzebował tatuatorów. I właśnie dlatego gadamy teraz akurat tutaj. TATTOOFEST 10
Kto wtedy przyjmował cię do pracy? Bugs czy Jeff? Jeff, ale Bugs jeszcze jakiś czas pracował tutaj, więc mogłem łyknąć od niego informacji, a z drugiej strony czerpać z jego krytyki w stosunku do moich prac, która okazała się ogromną pomocą. Dzięki temu nastąpiła przemiana w moim tatuowaniu. A jaką widzisz różnicę w tatuowaniu w Polsce a tatuowaniu tutaj? W Polsce zacząłem tatuować od dużych powierzchni. Nie wiem, może to i lepiej, bo teraz łatwiej jest mi pracować z dużymi motywami… Tutaj na początku miałem do zrobienia same małe wzory. To sprawiało mi duży problem, bo wcześniej nie miałem doświadczenia w tego typu motywach. Dlatego to było dla mnie dość ciężkie do przeskoczenia. Nie wydaje ci się, że nasi polscy tatuatorzy w większości zbyt mało uwagi przywiązują do techniki, do konturu i tak naprawdę dopiero, jak ktoś wyjedzie za granicę do pracy w profesjonalnym studiu, zderza się z problemem starannego wykonania tatuażu?
No tak, jak najbardziej masz rację. Aczkolwiek ja na przykład nie jestem w ogóle zafascynowany stylem tradycyjnym i nie linia jest dla mnie najważniejsza. Oczywiście poznałem wielu tatuatorów preferujących ten styl i wykorzystuję ich wiedzę i technikę, ale osobiście lubię mieszać style. Kultura tatuażu w Polsce nie jest oczywiście tak dobrze rozwinięta jak tutaj, ale fajne jest to, że dzięki temu jesteśmy bardziej chłonni na inne style. Jest wielu Polaków, którzy właśnie dzięki temu mają dużą szansę zaistnienia na scenie światowej. Kreska jest ważna, ale trzeba ją umiejętnie wykorzystywać. Tacy krakowscy tatuatorzy jak Robson czy Szczotka są właśnie przedstawicielami tego polskiego stylu, który na pewno jest nieco inny od zachodniego i to jest zajebiste. Polacy mają bardziej otwarte umysły. Wiadomo, że nie mamy jeszcze dużego doświadczenia w pracy ze skórą, ale wydaje mi się, że mamy z kolei więcej do czynienia z rysunkiem. Tatuatorzy w naszym kraju więcej rysują. I to się później przejawia w ich pracach. A jak jest z twoim wykształceniem plastycznym? Skąd u ciebie zamiło-
wanie do rysunku i malarstwa? Jak miałem 15 lat, to robiłem plakaty antyalkoholowe. Nie wiem czemu, ale pod koniec podstawówki strasznie złapałem na to zajawkę. Zobaczyła je pani od plastyki i zapytała, czy nie chciałbym spróbować iść dalej w tym kierunku. Ledwo co dostałem się do Szkoły Umiejętności Plastycznej. Podobało mi się tam. Pięć lat przedmiotów artystycznych, głównie praktyka. Strasznie się tam obijałem, chyba byłem za młody i nie przygotowany na tak poważną szkołę. Były tam naprawdę wielkie możliwości, materiały, ale ja, jako nastolatek, nie wyciągnąłem 100% tego, co można było. Mimo to bardzo dużo się tam nauczyłem. Zanim zacząłeś tatuować byłeś muzykiem. Nie, nie… Trafiłem do zespołu, który nazywał się Scumbag. Lubię ciężką muzykę i tak jakoś wyszło. Zresztą tutaj w Londynie z moim kolegą z grupy Corozone, Tomkiem „Łabądziem” Łabędzkim też mamy heath/hc band Cyrnal. Nagrywamy teraz pięć numerów. Myślę, że będzie fajnie i ciekawie.
Czyli przede wszystkim jesteś tatuatorem. Skąd pomysł na tatuowanie? Zacząłem tworzyć rysunki dla Roberta, który najpierw pracował w studiu w Krakowie przy Floriańskiej 22, skąd później przeniósł się do własnego pod nr 16. Wtedy jeszcze pracowałem w Praktikerze i dźwigałem worki. Pewnego dnia puściły mi nerwy i powiedziałem Robsonowi, że muszę zacząć inaczej pracować. Zaproponował mi pracę u siebie i tak zajawiłem się na tatuaże. Na początku było ciężko, nie było prawie w ogóle pracy. Zacząłem sobie robić rękaw i wpadłem w świat tatuatorski. Teraz tkwisz w nim po uszy. Od jakiegoś czasu zacząłeś jeździć na europejskie konwencje i to te najlepsze. Jak oceniasz tego typu wyjazdy? Konwencje są zajebistą rzeczą, przede wszystkim dlatego, że możesz na nich poznać ludzi, którzy posiadają większe lub inne umiejętności od twoich i trochę im je „podkraść”. Studio, w którym obecnie pracuję, nie jeździło na konwenty. Jeździł tylko Bugs. Ja i kilku innych tatuatorów postanowiliśmy wypromować nasze studio i zaczęliśmy również wy-
jeżdżać. Na początku było bardzo ciężko. Zrobiliśmy rezerwacje i w pierwszym roku było ich chyba sześć. Czasami zdarzało się, że w przeciągu tygodnia mieliśmy dwie imprezy. Ale to było strasznie fajne: przygotowania, rezerwacja hotelu, podróż, potem pobyt na konwencie. Teraz zresztą też jest super! Przewija się wiele tych samych twarzy, które z czasem stają się znajome. Teraz mamy tam wielu przyjaciół. Niektórym moim klientom łatwiej jest umówić się ze mną na tatuowanie. Ustalamy sobie przez internet motyw i tatuujemy na konwencie. Jako tatuator pojawiłeś się na tegorocznej londyńskiej konwencji po raz pierwszy? Jak ją oceniasz? W zeszłym roku jeszcze tutaj nie tatuowałem. Był to czas, kiedy dopiero poznawałem ludzi. W tym roku oficjalnie reprezentowaliśmy studio i mogliśmy pokazać ludziom, co robimy. Dziwnie się pracowało, bo trochę jak w domu. Czuliśmy się wszyscy jak gospodarze, ale to było bardzo przyjemne. Poza tym wszystkie duże konwencje są dla mnie fajne: Mediolan, Rzym, Berlin, Amsterdam…
TATTOOFEST 11
A co myślisz na temat konkurencji festiwalowych i zdobywania nagród? Na początku było to dla mnie bardzo ważne. Teraz wiem, że to nie o to chodzi. Oczywiście fajnie, jak je dostajesz. Jest wtedy bardzo miło i to napędza cię do dalszej pracy. Ale teraz już nie czuję na to takiego musu! Najważniejsze, żeby ludzie, których wytatuuje, byli zadowoleni z tego, co im zrobię. W twoich pracach widać dużo malarstwa, a w tematyce połączenie brutalnego, wręcz rzeźniczego klimatu oraz kobiet. Czy zmierzasz w jakimś kierunku i jak widzisz swoje prace za jakiś czas? Chciałbym wiedzieć, jak będą wyglądały kiedyś, ale niestety nie wiem. Za każdym razem, jak robię wzór, staram się dodać coś nowego, zastosować jakiś inny układ igieł i inaczej wkłuć barwnik pod skórę. Na pewno zawsze będę chciał, żeby kolory były mocno nasycone i oparte na kontraście. Bardzo ważnym dla mnie kolorem jest czarny. Staram się robić tatuaż tak, żeby po kilku latach nie stracił on zbyt wiele na swojej intensywności. To jest dla mnie bardzo ważne i wydaje mi się, że poprzez tworzenie bloków czarnego i innych kolorów mogę to osiągnąć. Staram się też cały czas poprawić swój rysunek, dzięki czemu tatuaże zyskują lepszą konstrukcję i stają się mniej niechlujne.
TATTOOFEST 12
A co do połączenia mroku i kobiet, to miałem przejścia z laskami. Poprzez tatuaż mam możliwość wyrażenia siebie, więc w taki sposób to wyrzucam. Nie jestem poetą i nie mogę wyrażać się za pomocą książek, więc robię to za pomocą tatuażu. W malarstwie jestem bardzo zainspirowany polskim impresjonizmem. Moi ulubieni malarze to Malczewski i Wyspiański. Są dla mnie numerem jeden. Tak jak mówiłem już wcześniej, dużo Polaków ma czy miało wielki talent, a ja staram się po prostu z tego czerpać. Beksiński, Starowiejski, to przecież super artyści! Bardzo miło słyszeć to, co mówisz. Niewielu tatuatorów stara się wyrazić siebie w swoim tatuowniu, a to przecież o to chodzi w sztuce. Nie mam czegoś takiego, że zrobię jakiś wzorek, bo będzie za niego 100 funtów i będę miał klienta z głowy. Nie ważne co to jest. Za każdym razem staram się, żeby ludzie naprawdę cieszyli się z moich tatuaży, żeby coś one znaczyły, żeby miały jakąś historię. Wiadomo, że ciężko jest wszystkich uszczęśliwić. Wychodzę więc z założenia, że jeżeli ja będę zadowolony z tego co zrobię, to jest duża szansa, że i osoba, która będzie nosiła dany wzór, też będzie zadowolona. I tak jest w 99 % przypadków. Malujesz również obrazy. Jak znajdu-
jesz na to czas? Niestety mam na to coraz mniej czasu. Chciałbym mieć więcej dni wolnych, skupić się tylko na malarstwie, ale nie ma szans. Wolne chwile muszę wykorzystywać na załatwianie różnych spraw i to spala całą pozostałą energię. Teraz, żeby przysiąść do namalowania obrazu, muszę mieć naprawdę jakiś świetny pomysł. Chciałbym również zorganizować jakąś wystawę, ale trzeba poświęcić mnóstwo czasu na znalezienie miejsca i przygotowania. Tatuujesz dopiero cztery lata. W ciągu nich osiągnąłeś bardzo wysoki poziom i jesteś rozpoznawalnym artystą w świecie tatuażu. Można powiedzieć, że już osiągnąłeś sukces. Czujesz go? Nieeee… Uważam, że straciłem mnóstwo czasu i powinienem był sobie żony szukać… A tak serio, to chyba nie zdaję sobie z tego sprawy, nie czuje tego. Cały czas myślę, że stoję w tym samym miejscu, tylko mam więcej fajniejszych rzeczy do robienia. Nie odczuwam specjalnie, że robię dobre rzeczy, którymi ktoś się zachwyca. To nie działa u mnie w ten sposób. Pewnie o świecie tatuażu więcej wiecie ode mnie. Sam jakoś nie biegam za nazwiskami, nie szukam, kto jest kim. Tak naprawdę im bardziej jestem odizolowany, tym łatwiej mi się tatuuje. Nie można się za bardzo skupiać, spi-
nać, żeby zrobić jak najwięcej, żeby być najlepszym, bo to w ogóle nie zadziała. Starasz się teraz bardziej zwracać uwagę na życie osobiste? Tak, oczywiście. Kiedyś musiałem dokonać wyboru pomiędzy życiem osobistym a tatuowaniem i nie chciałbym, żeby się to powtórzyło. Teraz staram się to wypośrodkować, tak, żeby nie wypalić się na jednej płaszczyźnie. Jakie masz najbliższe plany zawodowe? Pojawiła się informacja o twoim pobycie w Last Rites u Paula Bootha w Nowym Jorku. Na pewno będę tam pracował. Jeszcze nie wiem, jak będzie wyglądała współpraca z Paulem, ale jadę tam teraz na trzy tygodnie. Myślę, że spędzę tam kilka miesięcy w roku na zasadzie stałych odwiedzin. Zadbano mocno o moją reklamę, więc na pewno nie muszę się martwić o brak klientów. Jestem podekscytowany faktem, że będę miał do czynienia z tatuatorami, którzy mają nieco inne podejście do tatuowania niż ja. Nie polskie, nie europejskie, nie londyńskie, ale amerykańskie. To mnie cieszy, pojawia się możliwość zainspirowania. Tam tatuaż jeszcze bardzie ewoluuje, a ja jestem bardzo otwarty na różnego rodzaju eksperymenty. Dzięki temu pobytowi mam nadzieję wyciągnąć z siebie na maksa wszystko, co się da.
Kamil Mocet
Jak znajdziesz czas na tatuowanie Polaków w Polsce? Ja o moich fajnych rodakach nigdy nie zapomnę! Będę przyjeżdżał i tatuował gościnnie u Roberta w studiu przynajmniej jeden miesiąc w roku. Będzie można zabukować sobie sesję mailowo. Na pewno nie chcę zamknąć się w jednym miejsca i na pewno będę przyjeżdżał do kraju. Przyjdzie kiedyś czas na powrót do Polski i otwarcie własnej pracowni? Jak myślisz, czy kiedyś wrócisz i będziesz mógł pracować za godziwe pieniądze, które dadzą spokojny byt? Myślę, że już mógłbym to zrobić, tylko ja tak k…a nie lubię zimy. Nie wiem jeszcze, gdzie kiedyś osiądę na stałe, czy to będzie Polska, czy inny kraj. Na razie chciałbym podróżować. Pracowałeś w polskim studiu i pracujesz w angielskim. Jak porównałbyś atmosferę pracy w Krakowie i w Londynie? Przyzwyczaiłem się już do pracy tutaj i ciężko mi to porównywać. To są na pewno dwa różne światy. Tutaj jest bardziej jak korporacja oparta na świecie tatuażu, a u Roberta było bardziej artystycznie, w klimacie sztuki, jak w jakiejś pracowni. Zdradź nam jeszcze:
dlaczego MOCET? Hehehe… Jechałem kiedyś z moimi kolegami autobusem z butelkami do sprzedania, znalezionymi gdzieś w piwnicy. No i nagle nam się wysypały z jakiegoś starego worka, a że niektóre były z resztkami octu, więc padło: „ale mocno octem napierdala”. Teraz większość osób zna mnie jako Mocet. Łatwiej zapamiętać niż Kamil Terczyński, szczególnie za granicą. Jakieś inne zainteresowania poza tatuowaniem i malowaniem? Uwielbiam jazdę na motocyklu. Jak tylko mogę, staram się wybierać na jakieś przejażdżki. Jest to dla mnie totalnym oderwaniem się od rzeczywistości. Szybka jazda na „street fighterach” jest naprawdę super. Pytanie na koniec. Pojawisz się na Tattoofeście w Krakowie w 2008 roku? Mam nadzieję. Jak tylko nie zbiegnie się to z moim pobytem w Stanach, przyjadę na pewno. Kilka słów na koniec? Mam nadzieję, że nikogo w tym wywiadzie nie uraziłem, a jeśli tak, to sorry. A do wszystkich tych, którzy tatuują: nie poddawajcie się i nie bójcie jeździć na zagraniczne konwencje. Rozmawiał Radek
TATTOOFEST 13
TATTOOFEST 14
TATTOOFEST 15
Londyn 2007 - frekwencja dopisała jak zwykle!
Jadąc na tegoroczny festiwal tatuażu, zastanawiałem się, w jaki sposób będę mógł wam o nim opowiedzieć po powrocie. Wiedziałem, że tak duża impreza z ogromną ilością światowych sław tatuażu, atrakcji, specyficznego klimatu Londynu nie będzie łatwa do opisania. Pojawiły się pomysły podzielenia relacji na poszczególne sale, piętra, gatunki tatuażu, kontynenty. Kołatała mi cały czas po głowie myśl, jak to zrobić, żebyście mogli poczuć atmosferę tego wydarzenia, jego siłę i niespotykaną nigdzie indziej na naszym kontynencie jakość. I wiecie co? Wszystkie moje pomysły spaliły na panewce. Kiedy znalazłem się w środku, najpierw parter i jego dwie sale, później tzw. półpiętro z trzema salami i wreszcie piętro, to wiedziałem, że tego jest po prostu za dużo!!! Na szczęście nasz magazyn jest oparty na zdjęciach, a moje kilka słów niech będzie tylko marnym ich uzupełnieniem.
Miejsce Londyn to największe centrum finansowe świata z ponad ośmioma milionami mieszkańców. Setki lat tradycji, historii i tolerancji uczyniły z tego miasta aglomerację międzynarodową. Robotniczy East End, zakręcony Camden Town, rozrywkowe Soho czy krawaciarskie City nadają kolorytu temu miastu. W tym właśnie miejscu, niedaleko jego serca, zaledwie 15 minut spacerem do stacji metra Old Street, miała miejsce zarówno tegoroczna (jak i poprzednie jej edycje) konwencja tatuażu. Ten zacny budynek stoi w Starym Browarze Trumana, na typowej londyńskiej ulicy zdominowanej przez małe sklepiki i restauracje, których właścicielami są kolorowyi emigranci. Niedaleko można znaleźć specyficzne angielTATTOOFEST 18
skie puby z pysznym Guinnessem, kupowanym praktycznie tylko przez turystów, lub zrobić zakupy w Tesco, płacąc bez pomocy pani kasjerki w automacie, co było również ciekawym doświadczeniem. Suma sumarum, miejsce jakich wiele w całym tym bałaganie. Ale przecież nie o ulice tutaj chodzi, ale o tatuaże! Więc wchodzimy na konwencję. Jak już wyżej wspomniałem, całego smaczku temu miejscu dodaje kilka sal, na których rozstawione są boksy tatuatorów i innych wystawców. Na samym parterze mamy je dwie. Jedna z informacją, stoiskiem z gadżetami i około trzydziestoma boksami tatuatorskimi. Tam też można było obejrzeć, jak wyglądało studio tatuażu sprzed kilkudziesięciu lat z ciekawą kolekcją TATTOOFEST 19
starych maszynek. Na tej sali czekały na odwiedzających kolczyki z takich firm jak Wildcat i Silver Hand, a także odjechane ciuszki Clarabella Wear. Druga duża sala została przeznaczona na wygodny odpoczynek przy piwku i zjedzenie małego co nieco. Tutaj również mieściła się główna scena konwencji. W dalszym poruszaniu się pomagał program z mapką. Dzięki niemu trafiliśmy do przejścia, na pierwszy rzut oka mało widocznego, i schodami udaliśmy się na półpiętro. Tam w pierwszej kolejności powitali nas wystawcy wszystkiego, co potrzebne do tatuowania, czyli barwników, maszynek, akcesoriów, wzorów, książek, katalogów etc. Blisko dwadzieścia firm prezentowało i sprzedawało swoje produkty, w tym jedyny polski reprezentant w tej dziedzinie, Work House z Olsztyna. Dzielnie konkurowali oni z takimi firmami jak Micky Scharpz czy Lauro Paolini, a ich maszynkami interesowało się mnóstwo tatuatorów. Przeszliśmy do kolejnej sali, w której po prawej stronie rządzą Filip Leu i Paul Booth. Tutaj zawsze było tłoczno… Po lewej można było zobaczyć wystawę malarstwa i grafiki stworzonej przez tatuatorów. Kilkadziesiąt prac w różnych stylach oglądało się bardzo przyjemnie, jednak miałem wrażenie, jakby było ich nieco za mało na tak dużej przestrzeni. Mam nadzieję, że w przyszłym roku wystawa ta będzie już zorganizowana ze zdecydowanie większym rozmachem. Ale idźmy sobie dalej, do ostatniego, trzeciego pomieszczenia. Tutaj już bezwzględnie rządził tatuaż! Około czterdziestu artystów i ich rozgrzane maszyny. Uroku dodawały sali sympatyczne Suicie Girls i Bizzare Magazine. Czas znowu wspiąć się po schodach, bo przecież mieliśmy jeszcze co oglądać. Ostatnie piętro to ponownie sala zdominowana przez tatuatorów, tym razem około pięćdziesięciu (czyli mniej więcej tylu, ilu było na krakowskim Tattoofeście). TATTOOFEST 20
Lucky Diamond Rich i jego “ofiara”
Shige, Yellow Blaze
Art Fusion
Paul Booth, Last Rites, New York
Colin Dale i celtycka, ręczna robota
Colin Dale i celtycka, ręczna robota
Vatea, tatuaż z Polinezji
Bob Tyrrell i Benjamin Moss
Lenu, “Alien” z Wałbrzycha
Tim Kern, USA
TATUATORZY Ostatnio mam tak, że jak ktoś mnie pyta o jakichś dobrych tatuatorów lub strony z fajnymi tatuażami, to mówię po prostu: „wejdź sobie na listę wystawców londyńskiej konwencji i na chybił trafił poszukaj prac jednego z nich…”. Każdy jeden to masakrator, kwestia tylko czy podoba się styl, w jakim tworzy! Dwa wyjątkowe miejsca na festiwalu to już wspomniany kilkunastometrowy boks Paula Bootha i Filipa Leu z rodziną oraz początek ostatniego piętra. Tutaj ulokowali się byli tatuatorzy Last Rites czyli Liorcifer, Tim Kern, Ethan Morgan, Dan Marshall oraz zaprzyjaźniony z nimi Robert Hernandez. To było bardzo mroczne miejsce… Mógłbym dalej wymieniać tatuatorów, przy których warto się było zatrzymać i popatrzeć, jak pracują, ale byłoby to po prostu przepisywanie listy wystawców. Z drugiej strony, jeżeli chciałbym jeszcze oprócz napisania ich imienia i nazwiska opowiedzieć o nich parę słów, to byłby materiał na grubą książkę. Ale spróbujmy o kilku wspomnieć. Było wielu znajomych, o których już pisaliśmy lub prezentowaliśmy ich prace w poprzednich wydaniach „TattooFestu”.
Jime Litwalk, USA
Tutaj mieliśmy też balkonową palarnię i bar na antresoli, skąd rozciągał się wspaniały widok na całe pomieszczenie. W oddali widoczna była duńska piękność, sprzedająca kalendarz z własną sesją, Anne Lindfjeld. Niejeden tatuator jest w niej zakochany po uszy…
Lewy pod igłami Piotrka Tatonia
Piotr Tatoń, Polska
Pili Mo’o
M.in. Bardadim, Steph D, Benjamin Moss, Uncle Allan. Pracowali tam stali bywalcy największych światowych konwencji, jak Bugs, Bob Tyrrell, Tin Tin, Shige, Milosh, Boris, Jack Ribeiro, Jeff Ortega czy Victor Portugal. Mnie osobiście ucieszył widok Joe Capobianco, potężnego artysty (również w dosłownym tego słowa znaczeniu!), którego prace i rysunki zdominowane są przez tematykę szalonych, wyuzdanych lasek. Fajnie było zamienić kilka słów z Chadem Koeplingerem (to on zrobił May, Kudi Chicks z nr 2, tatuaż papugę) i popatrzeć, jak powstają te wszystkie piękne tatuaże! SPECYFICZNI TATUATORZY Na parterze tatuował niejaki Lucky Diamond Rich. Zapewne kojarzycie na czarno wytatuowanego na całym ciele mężczyznę ze spiłowanymi, złotymi zębami. To on był jednym z showmenów tegorocznego festiwalu. Osobiście zaskoczył mnie tym, że sam jest tatuatorem, o czym przekonałem się naocznie. Tuż obok niego tatuowali artyści z Borneo Head Hunters, czyli oczywiście ręczna robota. Innym artystą, brzydzącym się prądu, był Jurgen Kristiansen z Danii, tworzący piękne celtyckie motywy za pomocą kości zakończonej igłą. Do charakterystycznych tatuatorów na pewno można też zaliczyć ekipę z Tokio Hard Core Studio. Ich kolorowe irokezy i punkowy styl rzucały się w oczy i zatrzymywały wzrok na dłużej, by podziwiać powstające w ich boksie tatuaże. Bardzo ciekawie prezentowało się również stoisko tatuatorki z Japonii, Horikoi. Tacy artyści bardzo urozmaicali cały festiwal i dodawali do niego odrobinę egzotyki i tradycji tatuażu. POLACY Wiele osób zapytanych, co jest takiego fajnego w konwencjach tatuażu, powtarza, że spotykanie ludzi i rozmawianie z nimi. W tym roku w Londynie jako oficjalnie zaproszeni tatuatorzy byli rów-
TATTOOFEST 22
TATTOOFEST 23
TATTOOFEST 24
KONKURSY To najciekawsza część festiwalu, na którą bardzo czekaliśmy i liczyliśmy, że sfotografujemy dla was naprawdę interesujące tatuaże. W sobotę trochę spanikowaliśmy. Udaliśmy się oglądać wieczorny konkurs na najlepszy tatuaż wykonany w piątek i w sobotę, a tutaj mała niespodzianka, a raczej wielkie rozczarowanie. Do konkursu stanęło sześć osób. SZEŚĆ!!! W dodatku z tatuażami, które w Krakowie nie miałyby specjalnych szans na zajęcie jakiegokolwiek miejsca. Nie wiedzieliśmy, czy chodzi o jakiś strajk (zarazili się od naszej służby zdrowia?), lenistwo, niedbalstwo, tumiwisizm czy co? I do teraz nie wiemy, czemu tak się stało. Niedziela jednak wszystko nam wynagrodziła!!! Były następujące kategorie: Tribal, Back Piece & Body Suits (Plecy I Całe Ciała), Black & Gray (Czarno/Szary),
Tego typu tatuaże wymagają kilkuset godzin tatuowania, wielu sesji i wielu lat. ATRAKCJE Organizatorzy postarali się również o kilka atrakcyjnych występów na scenie. Nie były one zbyt częste, ale raz na jakiś czas stawały się bardzo sympatycznym przerywnikiem w podróżach po piętrach. Na scenie występował ze swoim show już wcześniej wspominany Lucky Diamond Rich. Jeździł na jednokołowym rowerze z siodełkiem umiejscowionym kilka metrów nad ziemią (niestety nie mam pojęcia, jaką fachową nazwę nosi ten pojazd), „połykał” miecze, żonglował maczetami i odstawiał takie tam różne wygłupy. Bardzo ciekawie wypadł występ seksownej Sana rodem z Japonii w jej egzotycznym i pełnym namiętności oraz porywczości tańcu. Równie ciekawy popis swoich umiejętności zaprezentowały nam dziewczyny z Les Soeurs Tribales w tańcu podkreślającym „kobiecą siłę”, bardzo dynamicznym i orientalnym. W programie był również
Middleton - Louis Molloy, I Best Colors
nież Polacy. Jako jedyne rodzime studio pojawił się Alien z Wałbrzycha z Gosią. Oprócz nich tatuował Kamil Mocet oraz Piotrek Tatoń. Sprzęt sprzedawał wspomniany już wcześniej Work House. Pomiędzy boksami spotkaliśmy również Anię Chwalebną (Kudi Chicks z nr 4) wraz ze swoim mężem tatuatorem Arturem, Lewego, Szczotkę (właściciel trzeciego oficjalnego studia w Polsce!) i wielu innych znajomych Polaków! I to jest naprawdę piękne, że można się w takich miejscach zatrzymać na chwilę i po polsku zapytać, jak leci. Rozmawialiśmy na temat wrażeń z imprezy, planów na przyszłość. To właśnie w takich miejscach tworzy się scena naszego rodzimego tatuażu i naprawdę fajnie tak daleko od domu spotkać tak wielu sympatycznych ludzi. Pozdrawiam serdecznie wszystkich tych, którzy tam byli!!!
Primordial Pain, II Tribal
Londyńska moda zawita również do Polski?
Colour i Best Of Show (Najlepszy Tatuaż Festiwalu). To strategiczny moment całej imprezy, istne szaleństwo! Kolejka oczekujących na wyjście przed oblicze jury, próba wyłapania przez nas najlepszych tatuaży, sfotografowanie i dokładne spisanie ich twórców, tłum przed sceną , docinki osoby prowadzącej, migające flesze. Zrobiła się naprawdę gorąca atmosfera. Na szczęście znaleźli się obok nas Ania Chwalebna z Arturem i pomogli nam bardzo w spisaniu zwycięzców, za co serdeczne dzięki! Wystawiane tatuaże to naprawdę wielkie dzieła, jakich nie widuje się raczej na tego typu imprezach. Szczególny szacunek i podziw budziły kompozycje na całe ciała prezentowane w większości przez japońskich tatuatorów, ale nie tylko... Ile potrzeba samozaparcia, dyscypliny i, co tu dużo mówić, pieniędzy, żeby wyjątkową kompozycją w sposób zaplanowany i przemyślany zdecydować się na pokrycie tak dużej powierzchni własne skóry. O bólu już nie wspominając… Prawdziwy hart woli!
TATTOOFEST 25
Większośc projektów powstawało na skórze
Tony Ciavarro, Stinky Monkey Tattoos, USA
Filip Leu przy pracy
lub dyskusji na forach. Wydaje się, że już niedługo organizatorzy tego typu imprez (w tym również my) będą musieli znaleźć sposób na uatrakcyjnienie takiej imprezy innymi wydarzeniami. W Stanach nieodłączną częścią konwencji są np. różnego rodzaju prelekcje, wykłady, sympozja, konferencje czy szkolenia. Może czas na to również w Europie. Na koniec jeszcze jedna rada. Jeżeli nie chcecie się nudzić na konwencjach tatuażu, to po prostu się na nich tatuujcie!!! To naprawdę dobra okazja do znalezienia dla siebie motywu, stylu lub tatuatora. Po drugie, im częściej na nich będziecie, tym więcej osób poznacie, a jak wiadomo, klimat każdej imprezy tworzy nie miejsce, ale ludzie, którzy się na niej znajdują!!!
Punks No Dead!
Horiren – Japonia, III Best Colors
WRAŻENIA Dwa lata temu byłem na pierwszej edycji tego festiwalu, jedynie w niedzielę przez kilka godzin. Już wtedy się zachwyciłem. Teraz konwencja mnie po prostu powaliła, chociaż to nie znaczy, że wszystko było idealne. To znaczy jedynie to, że na tę chwilę żadna inna europejska konwencja nie może się równać z londyńską. Tak duża ilość zgromadzonych w jednym miejscu tatuatorów jest nie lada wyczynem. Organizatorem imprezy jest Miki Vialetto, ten sam, który organizuje również wielki festiwal w Mediolanie. Tkwi w scenie tatuażu już wiele lat i udało mu się zyskać wiel-
ki szacunek w tym środowisku. Jak dodamy do tego, że jest wydawcą jednego z najbardziej znanych czasopism o tatuażach, „Tattoo Life”, to łatwo można się domyśleć, dlaczego mu się to udaje. Na pewno zabrakło mi na imprezie nowych, świeżych pomysłów na urozmaicenia tego całego show. Zabrakło mi rozmachu w zaangażowaniu innych dziedzin sztuki, niekonwencjonalnych pomysłów, projektów. Wydaje się, jakby idea fuzji artystycznych nieco upadała, jakby tatuaż zamykał się tylko w swoim kręgu, stawał się lub po prostu cały czas był jakąś dziedziną hermetyczną i niedostępną dla innych artystów. Dla przeciętnego zjadacza chleba lub osoby średnio zainteresowanej tatuażem, taka impreza, po kilkukrotnym przespacerowaniu się tam i z powrotem, po prostu staje się nudna. Wystarczy mu w zupełności obejrzenie później zdjęć w magazynach lub na stronach www, ewentualnie poczytanie artykułów
Yellow Blaze – Shige, II The Best Of Show
taniec polinezyjskiej grupy, tego jednak nie udało mi się zobaczyć, więc nie mam pojęcia, czy w ogóle sie odbył, a jeśli tak, to jakie zrobił wrażenie na oglądających. Generalnie, wszystko to wyglądało bardzo ciekawie i profesjonalnie. Dawało lekki oddech w oglądaniu tatuaży.
Ekipa dowcipnisi z Work House, Polska
Fotorelacja z pozostałymi
tatuażami
w następnym
numerze!
TATTOOFEST 26
TATTOOFEST 27
Graphicaderme - Stephane Chaudesaigues, III Best Black&Gray Yellow Blaze - Shige, III Body Suits/Back Piece
Dark Times Tattoo - Victor Portugal, I Best Black&Gray
The Leu Family’s - Filip Leu, I Body Suits/Back Piece
Yellow Blaze - Shige, II Best Colors
Sympatyczna modelka Tima Kerna - I The Best Of Show
Ace Tattoo - Billy Brown, III Tribal Yellow Blaze - Shige, II Body Suits/Back Piece
TATTOOFEST 28
Best Black & Grey: - 1st Victor Portugal, Dark Times Tattoo, Hiszpania - 2nd Woody’s Tattoo, UK - 3rd Stephane Chaudesaigues, Graphicaderme, France Best of show: - 1st Tim Kern, USA - 2nd Shige, Yellow Blaze Tattoo, Japonia - 3rd Shane O’Neil, Shane O’Neil Tattoos, UK Body suits/back piece: - 1st Filip Leu, The Leu Family’s Family Iron Tattoo, Szwajcaria - 2nd Shige, Yellow Blaze Tattoo - 2rd Shige, Yellow Blaze Tattoo
Sobota: Best of day: - 1st Jeff Gouge, Grube Art, USA - 2nd Jondix, LTW, Hiszpania - 3rd Marcuse, Smiling Demon, Niemcy Niedziela Best Color: - 1st Louis Molloy, Middleton Tattoo Studio, UK - 2nd Shige, Yellow Blaze Tattoo, Japonia - 3rd Horiren, Japonia Best Tribal: - 1st Alex Binnie, Into You Tattoo, UK - 2nd Primordial Pain, UK - 3rd Billy Brown, Ace Tattoo, UK0
TATTOOFEST 29
TATTOOFEST 30
TATTOOFEST 31
TATTOOFEST 32
TATTOOFEST 33
W hotelu Lwów zamelinowaliśmy się dopiero późnym wieczorem. I tu kolejne niespodzianki. Kible - syf jak na parszywym polu namiotowym. Dawid, żeby wziąć prysznic, owinął sobie brodzik folią. Oddawanie potrzeb fizjologicznych też było nie lada wyzwaniem. Okazało się, że większość Polaków mieszkała właśnie w tym hotelu.
Czwartego października rozpoczęła się nasza wyprawa na wschód. Punkt startowy: Warszawa. Tam spotkałem się z Davidem (Studio Kult, Kraków), Novickiem (Studio Juniorink, Warszawa) oraz Kamilem i Ingą. Jak to zazwyczaj bywa, z wielkiej ekipy, która zapowiadała się na ten wyjazd, na miejsce przybyło tylko pięć wyżej wymienionych osób. Mimo wszystko postanowiliśmy się świetnie bawić, licząc na spotkanie już na miejscu zaprzyjaźnionych tatuażystów. Rozluźnieni i uzbrojeni w dolary, udaliśmy się na dworzec PKS. Humor dopisywał, pojawiały się żarciki i dowcipy na temat tego, jakim wehikułem będziemy się przemieszczać: ogórkiem czy Autosarem. I co się okazało? Nieśmiało na nasze stanowisko podjechał rozpadający się, rzężący Autosar. Nie było innego wyjścia, tylko zapakować się do środka (numerowane miejsca... oczywiście ja musiałem siedzieć obok starej baby). Skłamałbym, gdybym napisał, że 10-godzinna podróż minęła jak z bicza strzelił. Na szczęście obyło się bez większych zgrzytów, poza dwugodzinnym postojem na granicy - mam wrażenie, że Ukraińcy robią wszystko, by utrudnić Polakom wjazd do ich kraju. Koniec końców o godzinie 8.00 rano wylądowaliśmy w klubie Romantic. No i się zaczęło :-).
Na początek należy pochwalić organizatorów za brak problemów z wejściówkami, tzn. zapytano nas tylko, ile jest z nami osób, po czym bez gadania przyniesiono wszystkim identyfikatory. Senni, ale w coraz lepszych nastrojach, udaliśmy się na wycieczkę do kibla. I tu czekał nas szok. Poza tym, że był płatny (no trudno, 25 hrywien to nie majątek – ok. 15 groszy), okazało się również, że jest też rotacyjny, tj. najpierw panie, czekamy aż wyjdą, a potem panowie. To nie było jedyne zaskoczenie, kolejne czekało na nas już po przekroczeniu drzwi do ubikacji. Krótko: brud, syf i smród. Wróciliśmy na górę. Korzystając z faktu, że nie było jeszcze tłoku, rozejrzeliśmy się TATTOOFEST 34
po boksach. Przeważały oczywiście studia z Ukrainy. Poza tym pojawiły się trzy studia z Rosji, jedno ze Stanów Zjednoczonych, jedno z Mołdawii, no i oczywiście Polacy. Reprezentowali nas: Kult (w boksie razem z Novickiem z Juniorink), Graf z Krakowa, Black Star z Warszawy, Ultra Tattoo z Wrocławia i D3XS z Gliwic. Pierwszego dnia nie było tłumów. Nasz boks, ambitnie od godziny 12.00, pracował już na dwa stanowiska, wzbudzając tym niemałe zainteresowanie. Świadczy o tym również fakt, że Dawidowi z Kultu udało się wykręcić Tatuaż Dnia Pierwszego. Tatuaże nagradzane były w następujących kategoriach: Or-
Drugi dzień był zdecydowanie bardziej tłoczny. U nas w boksie ponownie praca na dwa stanowiska, a tatuaż z dnia poprzedniego, „Małpa z TV”, zdobył tytuł Najlepszego Tatuażu Festiwalu (gratulacje dla Dawida z krakowskiego Kultu). Kategorie, w których oceniane były prace, to: Biomechanika, Tatuaż Czarno-Biały, Tatuaż Kolorowy, Tatuaż Dnia oraz Tatuaż Festiwalu. W kategorii Tatuaż Kolorowy bezapelacyjnie wygrał Junior (Juniorink, Warszawa), w Biomechanice - Karol (Black Star Tattoo, Warszawa). Należy wspomnieć przy okazji, że nagradzane były tylko pierwsze miejsca. Poza tatuowaniem organizatorzy próbowali zapewnić też trochę rozrywki. Pierwszego dnia odbywały się na scenie koncerty. Nie ma nawet sensu wypowiadać się na temat jakości tego, co te zespoły przedstawiały. Później pojawiły się próby podwieszania (30-sekun-
„The Best Of Day”, „The Best Of Show”, David, KULT Kraków
nament, Cover-up, Tatuaż Realistyczny, Tatuaż Mały oraz Tatuaż Dnia. Brakowało nam niestety naszej ulubionej kategorii, czyli Crazy. Tu pojawił się kolejny problem, mianowicie problem z komunikacją. Nikt tam nie mówi po angielsku! Niestety, my nie mówimy ani po rosyjsku, ani po ukraińsku. Rozmawialiśmy więc w ten sposób: my do nich po polsku, oni do nas po ukraińsku. Co z tego wychodziło, można się domyśleć. Na chwilę, w której piszę te słowa, nie dostałem jeszcze od organizatorów listy zwycięzców. Z tego powodu wymienię tylko Polaków, którzy zwyciężyli: Tatuaż Dnia - Dawid (Kult z Krakowa), Tatuaż Realistyczny - Artur (Graf Tattoo z Krakowa). TATTOOFEST 35
PS. Podziękowania dla Artura z Graf Tattoo, Żyrafie z Wawy i organizatora, Grishy Bervetskijemu za udostępnienie zdjęć. My niestety mieliśmy małą awarię aparatu…
Artysta niestety nie znany
Na koniec parę słów podsumowania. Niestety jest ogromna różnica pomiędzy Ukrainą a zachodem. I w poziomie życia, i w poziomie jakości tatuaży, właściwie we wszystkim. Wjeżdżając do Ukrainy, ma się wrażenie, że człowiek cofa się 20-30 lat. Na ulicach królują Łady, Czajki i Wołgi, czasami trafi się Lanos. Na chodnikach stoją saturatory z tzw. gruźliczanką. Milicja domaga się łapówek na każdym kroku (wystarczy zapytać chłopaków z Graff Tattoo, którzy przyjechali samochodem i zostali zatrzymani przez milicję kilkanaście razy). Nie mogę też nie wspomnieć o nastrojach faszyzująco-narodowych, które tam panują. Wznoszone ze sceny okrzyki „sieg heil” czy „chwała narodowi” były momentalnie podchwytywanie i skandowane przez tłum. Zdarzyła się również sytuacja, że prowadzący zszedł ze sceny, by obtłuc jakiegoś kolesia, znajdując przy tym spore poparcie tłumu. Swoją drogą później był tak pijany, że przewracał się na jury i trzeba było usunąć go
Do zobaczenia na kolejnych konwencjach - Michał Szulejewski
„Archi” studio Graf, Kraków
Wieczorne rozrywki zorganizowaliśmy sobie sami. Z racji zdominowania konwencji przez Polaków tryskaliśmy humorem i Nemiroffem. Dla tych, którzy nie wiedzą, co to jest: jeden z niewielu porządnych produktów eksportowych Ukrainy (przyp. red. ukraińska wódka). Nocą zwiedziliśmy cześć Lwowa, który okazał się pięknym miastem, niestety bardzo zaniedbanym. Ostatecznie wróciliśmy do hotelu i tam poniektórzy do białego rana cieszyli się ze swoich sukcesów. Następnego dnia o 9.00 rano ruszyliśmy do Polski. Kończąc w ten sposób podbój Ukrainy.
ze sceny. Męskiej części naszych czytelników chciałbym zaznaczyć, że mit, iż Ukrainki są najpiękniejszymi kobietami świata jest..... bardzo prawdopodobny. Mimo że moda zatrzymała się u nich parę lat temu (przeważają krótkie spódniczki i kozaki), jest na co popatrzeć. Podsumowując: bawiliśmy się świetnie, ale to nie zasługa organizatorów, ale ludzi którzy z nami tam pojechali.
„Archi” studio Graf, Kraków
dowe), no i striptiz (piękne kobietki poruszające się jak wózki z węglem). Drugi dzień był podobny, jeśli chodzi o program. Jakość wykonania nieco lepsza, porównując oczywiście do dnia poprzedniego - podwieszanie, koncerty i striptiz.
„Novick”, studio Juniorink, Warszawa
TATTOOFEST 36
TATTOOFEST 37
Jesse Smith
go nauczyłem. Bill poznał mnie też ze znakomitym artystą, Carlosem, który tatuował w domu. Rysowałem dla niego wzory. Bardzo chciałem wtedy spróbować tatuowania. Carlos pokazał mi, jak zrobić maszynę samoróbkę. No i byłem gotowy do zrobienia swego pierwszego tatuażu. Był to tribal w kształcie wilka wyjącego do księżyca. Po nim robiłem następny i następny... Miałem chętnych nie dlatego, że moje tatuaże były wspaniale, tylko dlatego, że były tanie. Minęło sześć miesięcy i musiałem podjąć decyzję, czy chcę zostać w wojsku. Pomyślałem, że mogę się z tego wydostać, pójść za swoim marzeniem i zostać artystą. Jeśli by mi się nie powiodło, to przynajmniej wiedziałbym, że próbowałem. Mogłem też zostać w wojsku, mieć 50 lat i zastanawiać się, czy dałbym wtedy radę zostać tatuatorem. Decyzja wydawała się prosta. Spakowałem manatki i pojechałem uczyć się sztuki w Wirginia Commonwealth University. Kiedy dotarłem do Richmond, pokazywałem swoje portfolio w każdym możliwym studio tatuażu. Wszędzie mi odmawiano. Tylko w jednym studiu powiedziano, że mam wpaść za kilka miesięcy. Zgłosiłem się tam i dostałem pracę. Zwolnili mnie po dwóch tygodniach, bo „nie byłem na tyle dobry”. Wróciłem więc do domowego tatuowania na obrzeżach Richmond. Bardzo trudno było zdobyć klientów, pracując w domu. Zrobiłem wizytówki i zacząłem pracować jako doręczyciel pizzy. Kiedy tylko widziałem kogoś, kto zamówił pizzę i wyglądał na tyle twardo, żeby się tatuować - dawałem mu wizytówkę. Po krótkim czasie miałem już tylu klientów, że rzuciłem pracę w pizzerii i utrzymywałem się z tatuowania. Zaczęło się lato. Postanowiłem spróbować jeszcze raz w okolicznych studiach. Zostałem przygarnięty przez jedno w Petersburgu. W miesiąc nauczyłem się tam więcej niż przez rok tatuowania w domu. Po paru latach College Richmond zaczęło mnie nudzić. Chciałem pouczyć się trochę zagranicą, a dokładnie w Londynie. Tam poszedłem do studia Evil From The Needle, którego ówczesnym właścicielem był znany tatuator Bugs. Na moje szczęście dwa tygodnie wcześniej zwolnił się jeden z ich artystów. Byli na tyle zdesperowani, że przyjęli mnie od razu. Pracowałem tam dziewięć miesięcy. Potem wróciłem do Richmond. Dwa i pół roku później skończyłem Bachelors Degree w sztukach pięknych. Obecnie pracuję w małym studiu w Richmond - Tattoo 702. Tatuuje jak dotąd prawie siedem lat i nie wyobrażam sobie robić co innego. Tatuowanie dało mi możliwość podróżowania i motywację do kształcenia się w szkołach.
TATTOOFEST 40
TATTOOFEST 41
Jesse Smith Ile masz lat? Jestem bardzo młodym 30-latkiem. Kiedy zainteresowałeś się tatuowaniem i tatuażami? Zawsze byłem artystą i interesowałem się różnymi rodzajami sztuki. Akurat stało się tak, że tatuowanie pozwoliło mi na wiele artystycznej swobody, a ogólnie pojmowana klientela jest bardzo elastyczna i różnorodna. Gdzie wykonałeś swój pierwszy tatuaż? Mój pierwszy tatuaż zrobiłem w moim domu w Richmond. Nigdy nie planowałem, aby zostać tatuatorem, chciałem tylko zobaczyć moją twórczość na czyjejś skórze. Było to ogromnie pochlebiające, że ktoś chciał ją nosić na sobie do końca życia. Czy sam masz jakieś tatuaże? Tak, mam tylko trzy :-) Dwa tatuaże na klatce piersiowej i jeden pod brodą. W niedługim czasie chcę zrobić boki torsu u Electric Pricka (przyp. red. Conspiracy Inc, Kopenhaga) oraz cały lewy rękaw u Tima Biedronia. Często jestem wyśmiewany przez kolegów artystów za to, że nie mam na sobie dużo tatuaży. Po prostu chcę dać sobie na to czas, zamiast szukać szybkiego pokrycia całej skóry. Skąd czerpiesz inspiracje? Staram się szukać inspiracji wszędzie, gdzie się da. W światku tatuatorskim są to niewątpliwie Jime Litwalk, Gunnar, Tim Biedron i Electric Pick. W moim mniemaniu ci artyści nie dość, że są dobrymi tatuatorami, to także ilustratorami. Wiedzą, jak ciągle podwyższać poprzeczkę. W świecie rysowników i malarzy inspiracją są dla mnie Greg Simkins, Kevin Peterson i Joe Sorren. W świecie graffiti moi ulubieni artyści to Toast, Scribe i Craola. Uwielbiam postacie graffiti. Biorąc pod uwagę, że większość takiej sztuki jest nielegalna, stwarza to sytuacje, w których można sobie powolić na wszystTATTOOFEST 42
ko. Nie ma żadnych ram, żadnych limitów. Jedynym ograniczeniem jest twoja wyobraźnia. Możesz namalować dosłownie wszystko. Pragnąłbym również wspomnieć tu o ludziach, z którymi pracowałem i którzy wywarli i wywierają na mnie do dziś duży wpływ - Bugs, Jason Stephan, Sick Kid, David Heydn, Drew Manley i Frank Engler. To oni przygarniali mnie podczas moich tatuatorskich podróży i popychali do przodu. Jaki jest twój ulubiony styl tatuowania? Wszystko, co pokazuje przemyślenie i kreatywność. Nic nie daje mi tyle przyjemności, co oglądanie tatuażu, który nie dosyć, że jest plastycznie piękny, to jeszcze jest dobrze przemyślany i ma jakieś znaczenie. A czy jest jakiś styl, którego nie lubisz? Doceniam wszystkie style. Najlepiej odnajduję się i lubię robić kreskowy new school. Ale nauczyłem się również dużo z tatuażu japońskiego, jak też tradycyjnego amerykańskiego tatuowania. Czy dużo malujesz, rysujesz? Conajmniej raz w tygodniu robię sobie przerwę w tatuowaniu, żeby coś namalować. A rysuję praktycznie codziennie. Co najbardziej lubisz rysować? Aktualnie lubię rysować nieporadnie i śmiesznie wyglądające demony i zombie. One naprawdę nie istnieją, więc mogę je rysować tak, jak chcę. Uwielbiam rysować też szalone, złowrogie postacie, które bardzo chcą wyglądać na złe, ale w rzeczywistości nie są takie. Dlaczego lubisz konwenty? Ponieważ mogę spotkać setki wielkich artystów i pracować przy ich boku. Zawsze, gdy wracam z konwencji, jestem nadzwyczaj zainspirowany i zmotywowany do jeszcze cięższej pracy.
TATTOOFEST 43
Czy tatuujesz też gościnnie w innych studiach? Każdego roku w marcu tatuuję gościnnie u swojego przyjaciela Jasona Stephana w Electric Eye na Florydzie. Co kilka lat staram się odwiedzić swojego ojca w Niemczech w Heidelbergu i zrobić wzory wszystkim jego znajomym motocyklistom. W tym roku będę też tatuować w Conspiracy Inc na zaproszenie mojego kumpla Electric Pricka w Kopenhadze. Wszystkie moje gościnne występy i konwencje, na których będę, można zobaczyć na mojej stronie. Czy byłeś na jakichkolwiek europejskich konwencjach? Nigdy. W okolicach świąt pracuję czasem w Heidelbergu. Pracowałem też u Bugsa w Londynie. Teraz dopiero co wróciłem z konwencji w Chinach w Pekinie. Jak widzisz świat tatuażu za dziesięć lat? Będzie nasycony prawdziwymi artystami. Myślę, że będzie funkcjonować masa studiów autorskich (custom shop) i powstanie mnóstwo autorskich prac. Jestem pewien, że za dziesięć lat ludzie będą z niedowierzaniem i pobłażliwym uśmiechem na ustach myśleć, jak to było możliwe, że wybierali tatuaże z katalogów.
TATTOOFEST 44
TATTOOFEST TATTOOFEST 45 45
Smith
Jesse TATTOOFEST 46
TATTOOFEST 47
TATTOOFEST 48
Gdybym chciała krótko scharakteryzować Bernadette Fürpass, mogłabym napisać, że jest to niezwykle sympatyczna, skromna dziewczyna, która tak jak ja uwielbia koty. To właśnie głównie jej kocie tatuaże zwróciły moją uwagę... Pomyślałam, że muszę Wam przestawić Bernie jako kolejną Kudi Chicks. Bernie jest austriacką tatuarzystką. TATTOOFEST 49
Foto: KP
KUDI c Bernie hicks
KUDI chicks
KUDI chicks
KUDI chicks
Oto parę słów od Bernie
O planach na przyszłość, a raczej o ich braku:
Foto: KP
Nie chcę planować przyszłości. W tym momencie nadal chcę pracować jako tatuarzystka. Na chwilę obecną jestem bardzo zadowolona ze swojego życia. KP
TATTOOFEST 50
TATTOOFEST 51
Foto:Nancy Pants TATTOOFEST 52
TATTOOFEST 53
rrooddzzininaatattatototoaortart
KOSA z rybnickiego studia
ThicQuangDuc: Powiedz na początek, jak długo interesujesz się tatuażem? KOSA: Tatuażem interesuję się od 15 roku życia. W tym samym czasie zacząłem interesować się graffiti. Wtedy też jeden z moich znajomych, któremu malowałem pub, pokazał mi swój tatuaż, po czym zapytał mnie, czemu jeszcze nie tatuuję. Narodziła się więc idea kupna sprzętu... A że zawsze chciałem malować i być malowanym, pomyślałem, że to będzie proste i łatwe... Niestety początki są zawsze trudne. Dlatego też postanowiłem rozpocząć naukę na studiach plastycznych. Rok temu obroniłem pracę tematycznie związaną z tatuażem. Temat ten był dla mnie bardzo ważny, ponieważ chciałem zgłębić wiedzę historii tatuażu oraz innych aspektów z tym związanych. TQD: A jaki był temat Twojej pracy dyplomowej? K: Moja praca dyplomowa dzieliła się na dwie część: plastyczną oraz pisemną. Ta pierwsza była realizacją tematu ,,Znaki zodiaku’” w przełożeniu rysunkowym, uwzględniając wykorzystanie tych rysunków w tatuażu. Ta część mojej pracy dzieliła się na dwa cykle po 12 znaków zodiaku w formacie 100/70. Jednym z nich był rysunek realistyczny, drugim rysunek jednowalorowy. W części pisemnej realizowałem temat ,,Tatuaż – warsztat, historia, artystyczny status”. Jak sam temat TATTOOFEST 54
sugeruje, podjąłem w tej części ważne dla mnie zagadnienie, czy tatuaż można uznać za dzieło sztuki. W pracy poruszyłem także takie zagadnienia, jak techniki wykonywania tatuażu, jego funkcje oraz style, jakimi tatuatorzy się posługują. TQD: To bardzo ciekawe. Czyli jesteś tatuatorem z dyplomem... Jak długo tatuujesz? K: Tatuowaniem zajmuję się od 2000 roku. Przez ponad sześć lat robiłem to tylko w domowym zaciszu. W lutym 2007 roku po raz pierwszy postawiłem kroki w profesjonalnym studio Rock ‘n’ Roll Tattoo w Edynburgu. TQD: Jak Ci się pracowało w Edynburgu? Zauważasz dużą różnicę między pracą tam, a tu w Polsce? K: Było naprawdę sporo roboty. Szkoci wybierali raczej proste w przekazie tatuaże: gwiazdki, imiona, herby czy tribale. Sporą klientelą studia byli Polacy, więc można było liczyć na bardziej ambitne podejście do tematu. Na początku dużą barierą był dla mnie język - czasami ciężko było mi coś wytłumaczyć. Tutaj nie mam z tym problemu. Myślę, że właśnie rozmowa z klientem otwiera nam pole do popisu. Jest jeszcze wiele aspektów, o których warto wspomnieć: odmienna kultura, historia czy mentalność społeczeństwa. Szkocja jest krajem wielonarodowościowym i ta homogenizacja kultur
pokazała swoje. Zresztą widać to w tatuażu na całym świecie. W Polsce natomiast ...zresztą sami wiecie jak jest... TQD: Wiemy, wiemy... A skoro o Polsce mowa: Czy praca w studiu Art-Line, w którym obecnie tatuujesz, zmieniła w jakiś sposób Twoje podejście do tatuowania? K: Człowiek się rozwija, a co za tym idzie, także zmienia. Widzę, jak studia oraz praca w Art-Line zmieniły całkowicie moje podejście do tatuażu. Patrząc na moje dawne prace, zauważam wielką różnicę pomiędzy tym, co jest teraz, a co było jeszcze niedawno. Bardzo ważnym aspektem jest moja rezygnacja z freehandu. Doszedłem do wniosku, iż tatuaż, który wcześniej zaprojektuję, jest bardziej dopracowany plastycznie oraz daje możliwość korekty na papierze. TQD: To bardzo „rozsądne” podejście. A o jakie tatuaże ludzie proszą najczęściej? K: Z klientami jest jak z ciasteczkami: są różne - jedne smaczniejsze, a inne z gorzką czekoladą. Ja wolę te bez czekolady... Jeżeli widzę, że klient jest otwarty na propozycje, to oczywiście zaczyna się współpraca i z reguły z takiej współpracy powstają autorskie tatuaże. Jeżeli klient jest przekonany, że znaczek japoński jest najświetniejszą formą na świecie, to nie będę go namawiał na
ArtLine: chłopak z dyplomem*
coś innego - to jego ciało, a ja je szanuję. Przede wszystkim rysuję sporo projektów. Czasami, kiedy klient chce tylko jedną opcję, ja mimo to tworzę drugą, interpretując temat na swój sposób. Wtedy klient ma wybór. W Polsce trzeba niestety być elastycznym. Z tego, co widzę, to jeszcze nie pora na autorskie studia tatuażu. Mam nadzieję, że się to niebawem zmieni. TQD: A czy często zdarza Ci się robić tatuaże autorskie? Jaka tematyka w nich przeważa? Gdzie w ogóle szukasz inspiracji? K: Tak, jak wcześniej wspominałem, jest to w sporej części uzależnione od klienta. Staram się jak najwięcej rysować. Nawet jeżeli jest to kwiatek, to chcę go podać w atrakcyjny sposób. Jeżeli chodzi o tematykę, to bardzo różnie to bywa, czasami temat podaje klient do własnej interpretacji, czasami ja go zasugeruję. Dla mnie najciekawszym tematem jest człowiek. A inspiracja? Wystarczy rozejrzeć się dookoła. TQD: Czy masz jakichś idoli ze świata tatuażu? K: Idoli może nie, natomiast jest sporo ludzi, których cenię za ich prace oraz podejście do tatuażu. Bardzo lubię prace Dana Hazeltona, Zappy, Victora Portugala, Grishy Maslova, Lionela... Jak widać,
nurty są bardzo zróżnicowane. TQD: A których polskich tatuatorów cenisz najbardziej? K: Jest parę osób, których prace bardzo sobie cenię, ale niech to pozostanie moją tajemnicą. Dodam tylko, że zauważam coraz więcej ludzi z potencjałem... TQD: No dobrze, to już nie dopytuję. Powiedz, czy jako osoba z wykształceniem plastycznym, zajmujesz się jakąś inną dziedziną sztuki poza tatuażem? K: Aktualnie skupiam się przede wszystkim na tatuażu, a co za tym idzie również na rysunku, jako że jest nieodłączny. Jeżeli tylko zorganizuję sobie lepiej czas, na pewno wrócę do grafiki warsztatowej oraz malowania na murach - tego w tej chwili najbardziej mi brakuje. Na studiach posmakowałem wszystkiego - od rzeźby po bardziej multimedialną formę, jak projektowanie graficzne. TQD: Skoro o multimediach mowa - odwiedzasz strony poświęcone sztuce tatuażu? Udzielasz się może w jakichś serwisach? Zaglądasz na fora poświęcone BM, poza TattooArt.pl? K: Kiedyś udzielałem się bardziej na TattooArcie, teraz niestety nie mam tyle czasu. W wolnych chwilach wystawiam do oceny swoje prace na Inkednation. Jedna zdobyła nawet tytuł ,,hot ink”. Bardzo
się cieszę, że ludzie zza oceanu docenili moją pracę. TQD: No to tylko pogratulować! A powiedz, czy zdarzyło Ci się tatuować któregoś z użytkowników naszego serwisu? A może sam wpadłeś pod czyjąś maszynę? K: Jeden z tatuaży, które posiadam, wyszedł spod maszyny Tofiego. Co do innych Tatooartowców, to jak na razie stanęło na pertraktacjach. Plany są... TQD: A jak w ogóle podoba Ci się serwis TattooArt.pl? Czy chciałbyś w nim coś zmienić? K: Jest dobrze, że taki serwis istnieje. Forum jest dobrze rozrośnięte, natomiast galerie można by było nieco rozbudować. Może stworzyć jakieś prywatne galerie Tattooartowców. TQD: Raga zapewne weźmie te sugestie pod uwagę. Póki co wielkie dzięki za rozmowę! Prace Kosy można znaleźć w galerii serwisu Tattooart.pl oraz na www.fotolog.com/baziq TQD * oczywiście nie chodzi o dyplom tatuatora ;)
TATTOOFEST 55
ALIEN
Z DĄBROWY
GÓRNICZEJ
TATTOOFEST 56
Marcin tatuuje od 12 lat. Do wszystkiego, co osiągnął, doszedł sam. Nikt go nie uczył, nikt nie udzielał mu wskazówek. Z czasem dołączył do niego Mateusz. Ich duet to śląski Alien, najpopularniejsze studio Zagłębia Dąbrowskiego. Chłopaki przyznają, że tatuaż jest ich życiem.
tatuatorem, to jedynie stereotyp i nie ma nic wspólnego z prawdą. Sam szybko się o tym przekonałem. Do sukcesów dochodziłem metodą prób i błędów. Praca, błędy, wyciąganie wniosków; praca, błędy, wyciąganie wniosków i tak w kółko. U nikogo się nie uczyłem, nikt nie udzielał mi rad. Zbierałem doświadczenie powoli, ale do wszystkiego doszedłem sam. Zajęło mi to sporo czasu, ale dzięki temu tylko sobie zawdzięczam to, co osiągnąłem. Studio tatuażu Alien powstało w 1998 roku. Zało-
życielami byli Marcin Liana i Dominik Szymkowiak. Jednak po ok. półtora roku drogi tatuatorów się rozeszły. Przez ponad dwa lata Marcin prowadził studio sam. Pewnego dnia w progach Aliena zawitał Mateusz Gębski. Początkowo był klientem Marcina. - Zanim podjął u mnie pracę, pokazał się z bardzo dobrej strony. Był sumienny i widać było bardzo wyraźnie, że kocha tatuaże. Zaczynał, jak każdy, w zaciszu pokoju domowego. I jak każdy na początku robił tatuaże na miernym poziomie,
ale teraz nie ma już po tym śladu - wspomina Marcin. Od 2002 roku zostali współpracownikami. Obaj dbają, by w studiu panował fajny klimat. Dogadują się i nie ma między nimi konfliktów. Tworzą zgrany duet. Marcin bardzo lubi wykonywać prace cieniowane. Lubi też kolor, ale jak podkreśla z powodu trendu tatuaży czarno-białych nie może się w nich za często spełniać. Mateusz odnalazł się z kolei w klimacie new school oraz w czarnej stronie tribala ;) Obaj czerpią inspiracje
z otoczenia, książek, czasopism, komiksów. - Każda rozmowa, każde spotkanie, praktycznie każda rzecz może zainspirować. Często radzimy naszym klientom, by, szukając wymarzonego, oryginalnego wzoru, nie skupiali się wyłącznie na stronach czy magazynach poświęconych tematyce tatuażu - uważa duet z Dąbrowy. - Nas inspirują nie konkretne osoby, ale konkretne prace różnych tatuatorów. Nie ma sceny, którą regularnie śledzimy. Za dużo jest tego do ogarnięcia! - dodają.
TATTOOFEST 57
Alien rzadko jeździ na konwencje. Do tej pory pojawił się tylko na czterech polskich. Chłopaki nie przepadają za tatuowaniem na konwencjach. Do pracy lubią mieć spokój i ciszę, a te zapewnia im studio. Mówią: - Konwencja to ogólnie fajna impreza, ale źle się na niej pracuje. Jednak jak już się gdzieś pojawią, zwykle przywożą nagrody. W 2001 roku byli w Rudzie Śląskiej, a w 2005 na Mega Tattoo w Warszawie (nagrody: I miejsce w konkurencji kompozycja damska, III miejsce w konkurencji tatuaż crazy, III miejsce w konkurencji tatuaż dnia). Dwa razy z rzędu pojawili się też na krakowskim Tattoo Feście. W 2006 zdobyli I miejsce w konkurencji tatuaż mały cieniowany, a w 2007: I miejsce w konkurencji tatuaż autorski i III miejsce w konkurencji tatuaż mały cieniowany. - Mały dorobek, ale postaramy sie to powoli zmienić - zapowiada śląski duet. Plany na przyszłość? Chcą
odwiedzać więcej konwencji oraz spróbować swoich sił na wyjeździe zagranicznym. Poza tym planują nadal się rozwijać. Myślą też nad ulepszeniem studia. Zarówno Marcin jak i Mateusz nie wyobrażają sobie życia bez tatuowania. Mówią: - Kochamy tatuaż. Bez niego nasze życie byłoby totalnie inne. Gdybyśmy nie mogli tatuować, na pewno bylibyśmy wytatuowani! Na przełomie kilku lat zmienił się nasz poziom prac oraz mentalność klientów, którzy stają się coraz bardziej wymagający i skorzy do nowych niestandardowych prac. Rodzi się zaufanie. Co-
raz więcej osób oddaje swoją skórę pod igłę, dając nam tylko niezbędne wskazówki (charakter tatuażu, klimat, itp.). Marcin dodaje: - Byłbym bardzo nieszczęśliwy, gdybym nie mógł tatuować.
ALIEN
ul. Paryska 3/4 (wejście w bramie) 41-300 Dąbrowa Górnicza tel. 501 852 093 www.tattooalien-pl.com
ALIEN - DUET Z
ZAGŁĘBIA
TATTOOFEST 58
TATTOOFEST 59
TATTOOFEST 61
TATTOOFEST 62
TATTOOFEST 63
Szukam wzoroof... Chcemy posiadać na swoim brzydkim ciele tatuaż. Z odrazą patrzymy na nie, jakieś takie mało kolorowe, takie samo, jak u innych. Wpadliśmy więc na pomysł pomazania się tatuażem. Koncepcja jak najbardziej dobra. Tylko co to ma być za wzór? Smok, kwiatek, tribal, a może wszystko naraz? Osiołkowi w żłobie dano... Albo właśnie nie dano, bo nic ciekawego nie ma. Zasoby internetu powinny zaoferować duży wybór wzorów, w końcu jest w sieci praktycznie wszystko. Wybieramy sobie upragnione trzy chińskie literki i lecimy z nimi do studia, będąc pełni wiary, że to jest naprawdę to. Pokazujemy tatuażyście... A ten zabija nas śmiechem. Poszukiwanie motywu na tatuaż w sieci jest wybitnie słabym pomysłem. Odpada tu element oryginalności. Mamy to samo co 121134213453 innych osób. Nie tylko my wpadamy na „błyskotliwy” pomysł ściągnięcia „wzorku”. Skoro już jestem przy popularnych krzesełkach (chińskie litery), to trzeba pamiętać o tym, że Japończycy i Chińczycy mają taką małą podpuchę w postaci trzech alfabetów. Kanji, hiragana i katagana. Pierwszy tyczy się słów, które od dawna są w użyciu, są wyrazami rodzimymi. Pozostałe dwa służą do zapisywania wyrazów obcych dla tego języka, zwykle po sylabie. Zapewniam drogie Panie, że imienia Szczepan nie da się zapisać jednym znakiem ;). Spotkałem się z osobnikiem, który stwierdził, że wytatuuje sobie imię ukochanej na przedramieniu. Tatuażysta machnął mu trzy znaczki. Ten zadowolony poleciał do lubej pochwalić się nabytkiem i... Oberwało mu się zdrowo, bowiem panna widziała w sieci, że jej imię zapisuje się czterema znakami... Propozycja na magisterkę: „Wpływ tatuażu na częstotliwość rozwodów w Polsce”. Po co się tak męczyć i samemu wyszukiwać sobie coś słabego? Przecież tatuażysta to nie tylko organiczna część maszynki. On, wbrew wszystkiemu, też potrafi coś narysować. Powędrujmy z planem podbicia świata do studia i powiedzmy, czego chcemy. Tam zwykle otrzymujemy kilka przykładów na określony motyw, jak to można zrobić, w jakiej koncepcji będzie utrzymany nasz przyszły tatuaż itepe. Możemy też zlecić narysowanie określonego motywu. Wtedy otrzymujemy bardzo pożądaną oryginalność. Ktoś powiedział kiedyś, że jak chce się być oryginalnym, to nie powinno się TATTOOFEST 64
tatuować wcale, ponieważ coraz mniej czystych ciałek wędruje po ulicach. Trzeba zachować lekki dystans do tego, że ktoś na drugiej półkuli może mieć ten sam wzór. Tłumaczyć możemy to sobie w ten sposób: motyw podobny, ale to zawsze jest nasz tatuaż, nikt inny NASZEGO nie posiada. Problem z głowy. Internet jest dobry dla tych, którzy chcą, ale się boją. W skrócie: dla niezdecydowanych. Inspiracji dla przyszłego tatuażu można poszukać, czemu nie, ale nie obstawać uparcie przy dokładnie takiej wersji danego wzoru. Tribal przypominający rozjechaną żabę to nie jest sztuka przez wielkie „SZ”. W 95 % w dwa lata po zrobieniu nudzi nas taki wzór. Zaczyna się marudzenie i kombinatoryka. Przeglądając fora internetowe, co chwila trafia się tam poszukiwacz zaginionych wzorów. Z uporem maniaka twierdzi, że nie może czegoś odnaleźć. Jak coś takiego czytam, to mam potem z godzinę myślenia, jak taki typ włączył komputer? To niby proste, ale znalezienie galerii z pracami, względnie wzorami, również. Zastanawiające jest też dorabianie sobie filozofii do danego motywu. Klient często dopisuje historię (najlepiej jak sięga ze 100 lat wstecz) do tatuażu. Tylko jaki w tym cel? Ano taki, że facet bełkocze potem kumplom po pijaku, jaki to ma mityczno-mistyczny tatuaż (jakieś kreski na ramieniu), a kobieta twierdzi, że jej delfinek jest lepszy, bo taki sam miało na świątyni wymarłe plemię Klocbunstrukermenów... Nie dokładajmy nadętej filozofii do czegoś, co jej zupełnie nie wymaga. Trzeba cieszyć się z posiadanego tatuażu, a nie uprawiać gdybologię stosowaną. Już zdecydowanie lepiej powiedzieć, że tatuaż ten wiąże się z jakimś wydarzeniem w naszym życiu. Za każdym razem, gdy go widzimy, przypomina nam się tamta chwila. Jest to lepsze niż pisanie historyjek pijackich, które można określić modnym ostatnio słowem: „porażające”. W tej pisaninie biorę też pod uwagę osoby, dla których tatuaż to ozdoba. Na poziomie nowych kolczyków. Tak wiem, kolczyki można wyjąć, a tatuaż jest na całe życie. I co z tego? Wcześniej przeczytaliście, że takie „wzorkowanie” nudzi się i to prawda. Nie każdy musi traktować tatuaż serio. Niektórzy żyją chwilą i tatuaż to dla nich chwila. Potem zakryje go ubraniem albo zwyczajnie zapomni, że go ma. Niemożliwe? Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko trudne do
zrobienia. Zatem przestrzegam kochanych wydziaranych przed robieniem papki z mózgu wszystkim szukającym wzorów. Tatuażem może się dzisiaj stać niemalże każdy obraz. Wszystko zależy od zdolności tatuażysty i (nie oszukujmy się) pieniędzy. Można poszukać w obrazach z przeszłości. Wiele elementów jest przetwarzanych w innym stylu. Dr Google oferuje nam nieskończenie wiele różnych zdjęć, niekoniecznie musi to być fotka tatuażu. Choć jak ktoś napisał, ciężko o naprawdę dobre zdjęcie smoka. Fakt! Niemalże niemożliwe... Trzeba mieć cierpliwość i chęci. Jak tego brakuje, to się później paraduje z czarnym, wypełnianym Kanji. Lenistwa sieciowego nie trzeba daleko szukać. Przykład: „Szukam wzoru tygrysa, tylko żeby wyglądał jak prawdziwy. Jak macie jakieś wzorki to podeślijcie na dupazemnieiniechcemisieszukać@cośtam.pl.” Ręce z majtkami opadają. Jest tyle zdjęć tego futrzaka, że problem raczej stanowi wybór jego pozy, a nie zdobycie „wzorku”. Po tym wszystkim, małe, końcowe „ale”, o którym już było. Moja rubryka, to i powtarzać się będę ;) Gdy już znajdziemy ten upragniony motyw, gdy tatuażysta go dla nas narysuje, jeśli odnajdziemy go w google lub też spadnie nam razem z kokosem, który niosła jaskółka, postarajmy się zostawić tatuażyście trochę swobody. Jeśli uważa on, że coś można poprawić, zrobić w inny sposób, pozwólmy mu na to. Nie spartoli pracy, a być może zobaczył coś, czego nie widział twórca wzoru i postara się to zrobić lepiej. Artysta powinien mieć trochę miejsca na swoje trzy grosze. To nie ksero. Tworzenie tatuażu powinno być współpracą, a nie bezmyślnym nakłuwaniem skóry. Gdybym ja powędrował do studia, a tatuażysta wykonywałby mój ukochany wzorek ze słuchawkami w uszach, nie otwierając do mnie gęby... Z radością zrobiłbym sałatkę z takiego buraka. Każdy jest czasem zmęczony drugim człowiekiem, zrozumiałe, lecz tatuażysta jest w pracy, a to powinno go do czegoś zobowiązywać. Reklamy portali i pisemek związanych z mazaniem po ciele uprawiać nie będę, ku uciesze kochanego Naczelnego (kilogram wazeliny się przelało). Jak mawiają: „szukajta, a znajdzieta”. To naprawdę nie jest trudne. Michał (Dante)
Czym jest dla Ciebie praca w jury? Czy jest to łatwe zadanie? Trudno jest oceniać inne tatuaże, tym bardziej, że czasem ocenia się prace znajomych czy przyjaciół. Trzeba wtedy odrzucić kategorie, którymi myśli się na co dzień i po prostu być profesjonalistą. Niestety, w większości wypadków to, że ktoś zostaje jurorem i w jakiś sposób jest związany z uczestnikiem czy artystą, ma wpływ na jego ocenę danego tatuażu. Mimo iż osobiście uważa on, że nie. Dla mnie ocenianie prac przez pryzmat znajomości dyskwalifikuje kogoś jako sędziego. Po prostu nie powinno się oceniać czyjejś pracy, znając autora. Chyba że potrafisz się do tego zdystansować i ocenić tatuaż takim, jakim jest w rzeczywistości. Wtedy nie ma problemu. Wczoraj podczas konkursu uczestnik wszedł na scenę i przywitał się z jednym z jurorów... Wielu osobom bardzo się to nie podobało. Co o tym sądzisz? Na pewno coś takiego nie wygląda dobrze. To od ciebie zależy, czy zgadzasz się być jurorem, czy nie. Chodzi o to, żeby umieć oddzielić prywatne sprawy od pracy i być profesjonalistą w tym, co się robi. Można po prostu się przywitać, z grzeczności, a nawet można uścisnąć komuś dłoń 10 razy i to nic nie będzie znaczyć. Mimo to publiczność raczej źle odbiera takie zachowania. Jak często jesteś jurorem podczas konkursów? Jak tylko pozwala mi na to czas. Lubisz to zajęcie? Nie przeszkadza mi to. Tym bardziej, że w ten sposób można odwdzięczyć się
organizatorom za całą ich pracę, przygotowania, za to, jak dbają o uczestników. Jeśli jest to dobra impreza, jeśli mam czas albo mogę go wygospodarować pomiędzy pracami tatuatorskimi, wtedy jak najbardziej mogę sędziować. Bardzo chętnie pomagam w ten sposób organizatorm.
P o d warunkiem, że nie jestem zmuszony zostawić klienta podczas kilkugodzinnej sesji. Traktuję to zajęcie jako udział w świecie tatuatorskim i dawaniu czegoś z siebie temu światu. To nawet pochlebiające, że ludziom zależy na mojej opinii, liczą się z nią i cenią mnie jako sędziego. Czy pośród wielu różnych wzorów łatwo jest wybrać ten najlepszy tatuaż? Czasami jest tak w poszczególnych kategoriach, że decyzja, co do wyboru najlepszego wzoru jest natychmiastowa, a czasami jest dużo dobrych prac. I może nie
powinienem tego mówić (jako wielokrotny sędzia), ale: Jakie mamy możliwości oceny w takich kategoriach jak sztuka i jej różne pochodne, różne style? Jakie mamy prawo oceniać, kto jest lepszy, a kto gorszy, tym bardziej w jakimś specyficznym stylu? To bardzo subiektywne! Dlatego ocena bywa bardzo trudna. Czasami jest tak, że w jakiejś kategorii od razu wiadomo, że konkurencja będzie ciężka, dlatego bardzo ważne w konkursach są kategorie. Skomplikowaną kategorią według mnie jest również tatuaż piewrszego dnia festiwalu. Zwykle nie ma jeszcze wtedy zbyt wielu osób i to komplikuje sprawę. Zakończyłeś pracę w studiu Last Rites. Co możesz na ten temat powiedzieć? Bez komentarza. Trochę dla mnie za wcześnie, żeby o tym mówić. Mój szacunek dla Paula nie zmienił się, jest taki jak na początku, tak samo, jak podziw, jakim go darzę. Last Rites było dla mnie zawsze jak rodzina i będzie nadal, tak samo jak Paul. Spędziłem tam najlepsze lata mojego życia i w tej chwili nie mogę powiedzieć nic więcej na ten temat. Jakie są twoje plany zawodowe ? Planuję otworzyć studio razem z Timem Kernem i Danem Marshallem, tak żeby mieć miejsce do kontynuowania pracy, zwłaszcza z klientami, którzy są z nami od lat. Nie ma być to studio, gdzie będę zatrudniał ludzi. Chcę tylko mieć miejsce na swoje rzeczy, bawić się, robić swoje i wracać do domu. Chciałbyś powiedzieć coś specjalnego naszym czytelnikom? Szatan was kocha. Wywiad i foto: KP TATTOOFEST 65
Wakacyjny foto-konkurs
Grandy i Tattoo Festu
rozwiązany! Dziękujemy wszystkim uczestnikom za nadesłane zdjęcia i dzielenie się z nami wakacyjnymi przygodami! Spośród wszystkich zdjęć wybraliśmy zwycięzców. Autorzy nagrodzonych prac otrzymają: I miejsce - nagrody rzeczowe wartości 500 zł od firmy GRANDA oraz roczną prenumeratę miesięcznika TATTOO FEST II miejsce - nagrody rzeczowe wartości 200zł od firmy GRANDA oraz roczną prenumeratę miesięcznika TATTOO FEST III miejsce - roczną prenumeratę miesięcznika TATTOO FEST.
I miejsce
*Do zobaczenia w przyszłym roku na plażach, nad jeziorami, w górach i na piknikach!!
Ponadto postanowiliśmy przyznać dodatkowe nagrody w postaci półrocznej prenumeraty magazynu TATTOO FEST, autorom wyróżnionych zdjęć.
Wyróżnienie 1
II miejsce
Wyróżnienie 2 III miejsce
TATTOOFEST 67
TATTOOFEST 66 68 TATTOOFEST 69
Robson, „RobTattoo” - Kraków
Bartosz Panas, „Gulestus” - Warszawa Tofi, „Art Line” - Rybnik
Pawcio, „Kamuflaż” - Jastrzębie Zdrój