CENA: 13zł w tym 7%VAT
NR 9/01/2008 STYCZEŃ
USA
INDEKS 233021
ISSN 1897-3655
5
spis treści
6-7 8-13 14-17 20-29 Okładka: Foto - Kudi
WYDAWCA: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s5 31-024 Kraków REDAKCJA: Radosław Błaszczyński kult@tattoofest.pl Katarzyna Ponikowska ermine@interia.pl
32-36 37 40-43 44-47
OPRACOWANIE GRAFICZNE: Asia
48-51
STALI WSPÓŁPRACOWNICY: Dawid Karwowski, Jakub Murawski, Elżbieta Herzog, Agata Ćwierz, Raga, Nikita, Dorota TQD, Ola, Wojciech Firlej, Dante
52-53
MARKETING I REKLAMA: Anna Błaszczyńska info@tattoo.biz.pl
54-57
DRUK: Drukarnia FTF www.ftf.com.pl
58-62 64-69
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam. ISSN 1897-3655
PRENUMERATA RUCH:
SPIS TREŚCI Nawigacja po magazynie INFO Oraz troszkę więcej Od Redakcji
8
WYWIAD MIESIĄCA Kosa z „ArtLine” i Marcin z „Saurona”
20
KUDI CHICK Janine z Dortmundu KONWENCJA W BERLINIE Mocne zakończenie roku 2007 REINKARNATION Studio z Köln DANTE Postanowienia noworoczne SZTUKA Mitch O’Connel USA BERNIE LUTHER Historia zachodniego tatuażu
32 44
STUDIO POLSKIE Gulestus z Warszawy FESTIWAL TATUAŻU W ŁODZI Musisz tam być! WYSTAWA W IŁŻY Piotra Wojciechowskiego TATTOO RAPORT Z Krakowa
48 62
CIEKAWE/ NADESŁANE Wracamy do Waszej galerii
Prenumerata krajowa: Przez „RUCH” S.A. - wpłaty na prenumeratę przyjmują jednostki kolportażowe „RUCH” S.A. właściwe dla miejsca zamieszkania. Termin przyjmowania wpłat na prenumeratę krajową do 5 każdego miesiąca poprzedzającego okres rozpoczęcia prenumeraty. Prenumerata opłacana w złotówkach ze zleceniem wysyłki za granicę: Informacji o warunkach prenumeraty i sposobie zamawiania udziela „RUCH” S.A. Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy, 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, Warszawa telefony 5328-731 - prenumerata płatna w walucie obcej ; telefony 5328-816, 5328-734, 5328-819 - prenumerata płatna w PLN infolinia 0-800-1200-29, wpłaty w PLN na konto w banku PEKAO S.A. IV O/Warszawa, No. 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Dokonując wpłaty za prenumeratę w Banku czy też w Urzędzie Pocztowym należy podać : nazwę naszej firmy, nazwę banku, numer konta, czytelny pełny adres od-
biorcy za granicą, okres prenumeraty, rodzaj wysyłki (p - tą priorytetową czy ekonomiczną) oraz zamawiany tytuł. Warunkiem rozpoczęcia wysyłki prenumeraty, jest dokonanie wpłaty na nasze konto. Prenumerata opłacana w dewizach przez odbiorcę z zagranicy: przelewem na nasze konto w banku SWIFT banku : PKOPPLPWWA4 w USD PEKAO S.A. IV O/W-wa IBAN PL54124010531787000004430508 w EUR PEKAO S.A. IV O/W-wa IBAN PL46124010531978000004430511 po dokonaniu przelewu prosimy o przesłanie kserokopii polecenia przelewu z podaniem adresu i tytułu pod nr faxu +48 22 532-87-31. Opłaty za prenumeratę można dokonać również czekiem wystawiony na firmę „RUCH SA OKDP” i przesłanym razem z zamówieniem, listem poleconym na nasz adres jw. Informujemy, że klienci płacący z zagranicy mogą też dokonać wpłaty na prenumeratę kartami kredytowymi VISA i MASTERCARD w internecie http://www.ruch.pol.pl
TATTOOFEST 6
dniu Europy, a i tam na pewno znalazło by się coś ciekawego! Pozostaje jedynie nadzieja, że zarówno nasi młodzi tatuatorzy jak i starzy wyjadacze w 2008 roku będą pojawiać się na nich częściej niż w roku ubiegłym (oczywiście nie liczę tutaj Leńa z Wałbrzycha, który i tak bije wszystkie rodzime rekordy wyjazdowe!!!). Po czwarte, zagraniczni tatuatorzy, u których nie zmieniło się zbyt wiele. Najlepsi nadal są najlepszymi. Europa pozostała w tyle za Stanami Zjednoczonymi, gdzie co chwilę pojawiają się megagwiazdy z niewielkim stażem tatuatorskim. Do tego dochodzi tatuaż japoński, który, jeżeli chodzi o technikę i precyzję, nadal pokazuje swoją wyższość nad resztą. Z nowych rzeczy, przynajmniej dla mnie, to pojawianie się coraz większej ilości studiów customowych, w których artysta wykonuje jedynie prace autorskie. Widać, że klienci bardziej zwracają uwagę na indywidualność wzorów. A przy tak dużej ilości tatuatorów istnieje możliwość przebierania w stylach i klimatach. Zauważyłem również, że powstaje więcej miejsc, w których można się wytatuować u wielkich artystów, pracujących w studiach opartych na zasadach biznesowych. Last Rites i Paul Booth czy All Or Nothing i Brandon Bond są tego sztandarowymi przykładami. Wychodzą naprzeciw oczekiwaniom klientów już nie tylko ze swoją najwyższą klasą artystyczną, ale również z innymi propozycjami komercyjnymi, jak sklepy, galerie, programy telewizyjne, produkcje video itp. Postaramy się wam wkrótce pokazać, jak to działa. Jest to przyszłość dla wielu studiów tatuażu, również polskich. Niestety, istnieje również ryzyko, że pojawić się może wkrótce dużo korporacji funkcjonujących na zasadach sieci, ale oferujących tylko tatuaże, na których zarabia się najszybciej i najłatwiej, czyli tribalki oraz innego rodzaju małe motywy katalogowe. Po piąte i ostatnie, nasz Tattoo Fest. Konwencja w Krakowie w 2007 zrobiła duży krok do przodu. Przede wszystkim przyjechał na nią Benjamin Moss, który zakochał się w naszym mieście, polskich kobietach i magicznym, przeźroczystym napoju. Artysta zrobił naprawdę niezłą robotę, zachwalając festiwal na lewo i prawo. Dzięki temu jest szansa, że w tym roku w Krakowie pojawi się kilka znanych postaci, a co za tym idzie ranga festiwalu znowu wzrośnie. Powinny w tym również pomóc liczne relacje z krakowskiej konwencji, które ukazały się w pismach zagranicznych. Już wkrótce mamy nadzieję dogonić Pragę, by w następnych latach jeszcze bardziej liczyć się wśród europejskich festiwali. No i oczywiście niniejszy magazyn. Teraz już mogę powiedzieć, że był to strzał w dziesiątkę. Dzięki niemu nasza wiedza na temat tatuażu, konwencji i całej otoczki z nim związanej stała się naprawdę poważna. Mam nadzieję, że kontakty, które udaje nam się wypracować, będą procentowały przez lata nie tylko dla „TattooFestu”, ale przede wszystkim całej, polskiej sceny tatuażu. Uwierzcie, że obecność naszego magazynu naprawdę budzi zainteresowanie wśród obcokrajowców związanych ze sceną. Jeżeli w jakimś kraju uka-
zuje się regularnie miesięcznik, świadczy to bardzo dobrze o kondycji tej bolesnej sztuki w danym państwie. Ponadto, na podstawie Waszych opinii możemy stwierdzić, że brakowało czegoś takiego w Polsce. Jak zapewne zauważyliście, staramy się na bieżąco relacjonować ważne tatuatorskie imprezy i prezentować artystów z całego świata, jednocześnie nie zapominając o własnym podwórku. Mamy nadzieję, że będziemy mogli pomagać w nagłośnieniu i promowaniu wszystkich waszych projektów czy planów oraz że będzie ich coraz więcej. W 2008 roku zamierzamy poświęcić więcej miejsca na nazwiska topowych tatuatorów świata, ale będziemy również wyczuleni na „perełki” schowane w zaciszach własnych pracowni. Chcielibyśmy więcej pisać o Polsce i Polakach. Młodzi, zdolni malarze i rysownicy! Chwytajcie za maszyny! A Wy, którzy już tatuujecie! Bądźcie bardziej aktywni! Tutaj muszę przy okazji ściągnąć czapkę z głowy i nisko ukłonić się reklamodawcom. Bez Was nie byłoby tej gazety, a już na pewno nie prezentowałaby się na takim poziomie. Wielkie podziękowania i prośba: zostańcie z nami, a nowi przyłączajcie się! Teraz pozostaje mi już tylko zachęcić do lektury nowego, dziewiątego już numeru „TattooFestu”. Mam nadzieję, że nie zanudziłem nikogo na śmierć. Pochwała dla tych, którzy nadal czytają. Ubiegły rok zakończyliśmy mocnym uderzeniem, czyli wyjazdem na konwencję do Berlina. To nieco podupadająca impreza, jednak ma bogate tradycje. W obszernej relacji przeczytacie i zobaczycie, jak było. W tatuatorskim dziale „Raport” tym razem przyszedł czas na Kraków. Mamy tutaj kilka ciekawych studiów, więc artykuł powinien Was zaciekawić. Zaprezentujemy także studio Gulestus z Warszawy, bardzo fajną ekipę, na którą zawsze można liczyć. W wywiadzie miesiąca ciekawa rozmowa z Marcinem i Kosą, którzy zdradzają, jak to jest zaczynać tatuować. Następnie kolej na dwóch tatuatorów z zagranicy: Guila Zekri z Niemiec oraz Austriaka, Berniego Luthera. Pokażemy również kilka rysunków Mitcha z USA. A Dante jak zwykle troszkę Was pouczy! Znajdziecie też parę słów na temat wystawy zorganizowanej przez Piotra Wojciechowskiego w Iłży. W tym numerze wracamy do działu „Ciekawe Nadesłane”. Musieliśmy go ostatnio zawiesić ze względu na dużą ilość bardzo fajnych tatuaży sfotografowanych w Londynie, ale na pewno z niego nie zrezygnujemy. Zachęcamy więc ponownie do nadsyłania zdjęć wyjątkowych tatuaży, które chcielibyście pokazać szerszej grupie ludzi. Więc reasumując! Mamy nadzieje, że i tym razem każdy znajdzie dla siebie coś ciekawego!
Miłego czytania i oglądania. R adek
TATTOOFEST 2008 Magazyn „TattooFest” i Pracownia Tatuażu Artystycznego „KULT” mają zaszczyt zaprosić Was do Krakowa w dniach 7-8 czerwca 2008 r. do wzięcia udziału w kolejnej, trzeciej edycji spotkania tatuatorskiego.
13th Annual International „Marked for Life” Female Tattoo Artist Expo 17-20.01.2008 Floryda, USA www.deanaskinart.com
Mamy przecież początek nowego roku! W niniejszym numerze nasz serdeczny kolega Dante dokonał już co prawda małego podsumowania, jak i zdradził pewne plany co do niedalekiej przyszłości naszego magazynu. Ja jednak spróbuję nieco inaczej. Po pierwsze, polscy tatuatorzy. Rok 2007 to pojawienie się kilku nowych twarzy, a raczej baczniejsze zwrócenie na nie uwagi. Tutaj na pierwszym miejscu oczywiście Kamil Mocet. Ten rok był dla niego przełomowy. Pojawienie się na największych konwentach europejskich jak Mediolan czy Londyn pokazało jego klasę. Zdecydowanie na dobre wyszła mu praca w londyńskim studiu Evil From The Needle. W Polsce nadszedł też czas na nowe pokolenie. W tym numerze przeczytacie wywiad z przedstawicielami naszych „młodych gniewnych”. Takie osoby jak David z Kultu, Kosa z Art Line, Marcin z Saurona, Spider z D3XS, Sławek z Vikinga i wiele innych są nadzieją polskiego tatuażu w najbliższych latach! Po drugie, wydaje się, że polska scena zaczyna być coraz bardziej spójna. Oczywiście zawsze znajdą się jakieś niesympatyczne akcenty, jednak jest ich naprawdę niewiele. Zaczynają pojawiać się wspólne inicjatywy, jak np. ta Zappy i Tofiego (szczegółów na razie nie zdradzę…) czy coraz bardziej dojrzewający i skonkretyzowany pomysł powołania do życia polskiego stowarzyszenia zrzeszającego ludzi związanych z tatuażem. To może być naprawdę kamień milowy w rozwoju i integracji środowiska. Mam nadzieję, że w tym roku nareszcie uda się to zrealizować. Po trzecie, konwencje. Na rodzimym podwórku niestety nie pojawiła się żadna impreza o poziomie zbliżonym do krakowskiego Tattoo Festu, ale jest optymistycznie. Coraz więcej osób zaczyna myśleć o organizacji konwencji w swoich miastach i przedstawia realne plany. Mamy wstępną deklarację na powrót Grudziądza organizowanego przez Pawła z 3rdEye. W kolejce czekają takie miasta jak Gdańsk, Wrocław czy Warszawa. W lutym odbędzie się łódzki festiwal, którego wypatruję z ogromnym zniecierpliwieniem. To pierwsza impreza w tym mieście na tak dużą skalę. Pomysłodawcami są właściciele klubu Dekompresja, którzy posiadają wiedzę i doświadczenie w organizowaniu różnego rodzaju imprez. A to rokuje ciekawy i profesjonalny przebieg konwencji. W Polsce jest obecnie miejsce na mniej więcej trzy, cztery duże festiwale tatuażu. Byłoby bardzo miło, gdyby Łodzi udało się regularnie organizować imprezę, której poziom podnosiłby się z roku na rok. Jednak na tę chwilę zagraniczne festiwale rządzą! Londyn, Mediolan, Rzym, Sztokholm to na razie niedoścignione wzory, przynajmniej jeżeli chodzi o ilość i jakość uczestniczących w nich artystów. Kilka nieco mniejszych, ale bardzo klimatycznych imprez, jak Luxemburg, Tattoobaten na promie ze Szwecji do Finlandii, Sankt Petersburg, Paryż też daje sobie nieźle radę. Jest też wiele konwencji, których jeszcze nie poznaliśmy, np. na połu-
Konwencje:
Lokalizacja pozostaje bez zmian, czyli klub „Rotunda” mieszczący się w samym centrum Krakowa. Mamy nadzieję, że i tym razem wrócicie do domów bogatsi o nowe doświadczenia i nowe znajomości. Krakowski festiwal to przede wszystkim dobra zabawa, ale również tatuatorska edukacja i możliwość poznania od podstaw tatuażu na najwyższym poziomie. Na łamach naszej gazety będziemy was na bieżąco informować o kolejnych etapach przygotowań do festiwalu.
International Brazilian Tattoo Week Salvador 18-20.01.2008 Brazylia www.bahiatattooconvention.com
Tym razem nieco więcej tytułem wstępu.
OD REDAKCJI!
III Weimarer Tattoo Piercing & Bike Show 19-20.01.2008 Niemcy www.tattooconvention-weimar.de
INFOINFO
Gorąco Zapraszamy! Radosław Błaszczyński Tattoo „Kult”
Sprostowania W ostatniej foto relacji ze Szczecina wkradł się błąd. II miejsce w kategorii najlepszy tatuaż pierwszego dnia zdobyło studio „Jokers” z Ostrowa Wielkopolskiego, za tatuaż, który wam teraz prezentujemy, a nie studio „Viking” z Zielonej Góry. Ponadto w „Raporcie”
Uwaga!
UWAGA!
PRENUMERATA!
3 numery to 39,00 a 6 numerów to 78,00 (kolejny dostaniesz w prezencie). Na terenie Polski przesyłka gratis. Poza granicami należy doliczyć koszt przesyłki. Żeby zaprenumerować Tattoofest należy: Skontaktować się z Anią, podać swoje dane i zaznaczyć od którego numeru chcesz otrzymywać gazetę (kontakt 12 429 14 52, 502 045 009 , kult@tattoofest.pl) Wpłacić kaskę przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja Szpitalna 20-22/5s 31-024 Kraków lub przelewem na konto: Anna Błaszczyńska 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001
1.
2.
Jeśli chcesz otrzymać fakturę koniecznie nas o tym poinformuj podczas zamówienia!
została podana strona internetowa studia „Viking” błędnie. Prawidłowa to: www.studioviking.com I na dodatek w relacji ze Szczecina zdjęcia studia „Viking” zostały podpisane przez „W”. Mam nadzieję, że limit błędów dla chłopaków z Zielonej Góry został wyczerpany na długi czas.
Przepraszamy!!!!!
Nasz magazyn można już kupować w formie elektronicznej ze strony www.tattoofest.pl. Płacić można na wiele sposobów, w tym również kartą płatniczą. Wprowadziliśmy taką formę sprzedaży przede wszystkim z myślą o osobach przebywających za granicą lub mieszkających w małych miasteczkach i wsiach, które nie mogą nabyć fizycznie naszego pisma. „TattooFest” w pliku pdf jest w jakości nadającej się do czytania i oglądania za pomocą komputera i nie nadaje się do wydruku. Cena tej wersji to tylko 10zł. Jeżeli jacyś wasi znajomi nie mogą kupić wersji drukowanej, poinformujcie ich proszę o tej możliwości zakupu. TATTOOFEST 7
dziej mnie to interesuje. Kosa: Zawsze mi sie podobało zdobienie ciała w taki sposób. Widzę w tym zajęciu plastykę, widzę przyszłość - tatuatorzy mogą się cały czas rozwijać. Można ciągle iść do przodu i to jest rewelacyjne. Mi nie pasuje szara codzienność i stanie w miejscu. Muszę się cały czas sprawdzać.
Marcin, „Sauron”
Kazik vel. Kosa z „Art
line”
Kosa, „Art line”
Marcin z „Saurona”
Młodzi, zdolni, ambitni, z artystycznym przygotowaniem do zawodu. Samo opanowanie techniki i praktyka już im nie wystarcza. Nadciąga nowe pokolenie tatuatorów, do którego należą też Kosa i Marcin. Do punktu, w którym teraz są, doprowadziły ich dwie różne drogi. Spotkaliśmy się z nimi w Rybniku, aby pogadać o początkach ich pracy, fascynacjach i planach. Rozmowa okazała się tak interesująca, że przyłączyli się do niej, obecni w studiu Art Line, właściciel Tomasz Gaca, Marzan, Tofi i Enzo. Zamieniła się w ożywioną dyskusję, której niestety całej nie możemy przytoczyć. W wywiad wplecione są celne uwagi innych tatuatorów. Kazik vel. Kosa ma 25 lat. Tatuaże wykonuje od sześciu lat, z czego przeszło pięć pracował w domu. Osiem miesięcy temu dołączył do ekipy Art Line’a. Z kolei 27-letni Marcin, od 2007 roku współpracownik Marzana ze studia Sauron profesjonalną maszynką tatuuje od trzech lat. Zarówno Kosa jak i Marcin zadbali o swoje artystyczne przygotowanie do zawodu, ale ich TATTOOFEST 8
drogi do punktu, w którym teraz się znajdują są całkiem różne. Kosa zaczął od tatuażu. Od początku go to pociągało. Skończył wychowanie plastyczne z grafiką w Raciborzu po to, aby być lepszym tatuatorem. Marcin z kolei jest osobą, dla której na początku istniało tylko malarstwo. Studiował ten kierunek na wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych. Do tatuażu przekonał się
z czasem. To, że sięgnął po sprzęt, było bardziej kwestią finansową. Wciągnęło go to. Nie skończył studiów, bo, jak twierdzi, podróże do Wrocławia pochłaniały zbyt wiele czasu i energii. Wolał przeznaczyć ten czas na malowanie.
Skąd u młodej osoby bierze się zainteresowanie tatuażem? Marcin: Na początku było to trochę spowodowane względami finansowymi. Teraz dopiero zaczynam zauważać, jakie to jest fajne. Im dłużej tatuuję, tym bar-
Kosa, „Art line”
Marcin, „Sauro
n”
Obaj studiowaliście artystyczne kierunki. Jak wykładowcy i inni studenci reagowali na wasze zajęcie. Czy dla nich tatuaż to sztuka? Kosa: Różnie bywało. Profesorowie raczej uniżali tatuaż. To było dla nich przede wszystkim rzemiosło. Widzieli w tatuażu plastykę, ale nie widzieli w nim artyzmu, ponieważ tatuator nie ma takiej swobody w tworzeniu jak malarz, rzeźbiarz czy inny artysta. Marcin: Dokładnie! U nas ważna jest relacja z klientem. Kosa: Ze studentami też było różnie. Większość podziwiała mnie, bo zdawała sobie sprawę, jak trudne technicznie jest robienie tatuażu. Wytatuowałem sporo osób z roku, więc wiedzieli jak pracuję. Ale nie były to rewelacyjne wzory. Teraz czasem dostaję maile od znajomych, że widzą progresję, że idę do przodu. Bardzo mnie to cieszy. Marcin: Wszędzie jest podobnie. Są ludzie, którzy są ciekawi. Ale są też tacy, którym tatuaż się nie podoba i raczej nigdy nie spodoba. Jak studia wpłynęły na wasze postrzeganie tatuażu? Pomogły wam? Kosa: Na początku tatuowanie było dla mnie jedyną formą sztuki. Z czasem zdecydowałem jednak, że warto poszerzyć swoją świadomość. Zacząłem studia, żeby lepiej tatuować, żeby wiedzieć, co to jest światłocień czy walor. Takie podstawowe plastyczne rzeczy.
TATTOOFEST 9
Tatuując w domu i siedząc tylko w czterech kątach, nie wiedziałem tego. Nie miałem od kogo się uczyć. Tatuowanie jest dla mnie nie tylko rzemiosłem. To coś więcej niż codzienna robota. Ale dużo zależy od klienta, który w jakiś sposób nas ogranicza. Kiedy klient da nam wolną rękę, możemy pokazać swoją inwencję. To wtedy zaczyna się dla mnie prawdziwy proces twórczy. Skóra, którą oddaje mi klient ma dla mnie ogromną wartość. To najcenniejszy materiał, jakiego używa się w plastyce. Można stworzyć na nim kompozycje, których nigdy nie osiągnie się na płótnie. Marcin: Jeszcze parę lat temu nie było tylu ciekawych tatuaży. Inaczej tatuowało się w studiach. Teraz nie ma żadnych granic. Tylko nasza wyobraźnia jest granicą. To, co zrobisz z maszynką, to twoja sprawa. Czy waszym zdaniem istnieje sposób, aby przekonać innych studentów, że tatuowanie to też sztuka? Marcin: Jak najbardziej. Tatuaż nie raz miał w historii dobrą kondycję. Jednak, jeśli estetyka kogoś nie przekona, to już nic go nie przekona. Bo to znaczy, że ta osoba nie będzie lubić tatuażu. Kosa: Najpierw należy się zastanowić, czym jest sztuka. Każdy inaczej ją postrzega. Dla jednego sztuką bę-
dzie stóg siana w galerii, dla innego akademicki obraz. Zależy też jak się patrzy na sztukę: czy pod kątem plastyki, warsztatu, twórczości, nowatorstwa czy oryginalności. Moim zdaniem to wszystko ma znaczenie. Marcin: Fajnie, że tyle osób się tatuuje, ale moim zdaniem lepiej byłoby, gdyby ludzie zaczęli myśleć o tatuażu całościowo (konkretny wzór, konkretne miejsce). Nie mam nic przeciwko temu, aby ograniczyło się to do mniejszego kręgu, ale bardziej ambitnego. Skąd wzięliście wasz pierwszy sprzęt? Marcin: Robiłem pierwszy wzór i w zamian dostałem maszynkę, którą wcześniej tatuowałem. Kosa: Około pół roku zbierałem pieniądze na sprzęt. Znajomy ze studia zamówił dla mnie profesjonalną maszynkę, którą zresztą tatuuję do tej pory. A skąd czerpaliście wiedzę na temat tatuowania? Gdzie szukaliście informacji? Marcin: Do pierwszego tzw. studia tatuażu przyjąłem się bez żadnej wiedzy, tylko na podstawie rysunku. Przy pierwszym kliencie złamałem maszynkę. Trochę za bardzo ją podkręciłem. Nie miałem pojęcia, jak to ugryźć. Do wiedzy docierałem metodą prób i błędów. Tak naprawdę zacząłem się
Marcin, „Sauron”
Kosa, „Art line”
wszystkiego dowiadywać, odkąd pracuję z Markiem. Kosa: Moja wiedza teoretyczna to głównie czasopisma branżowe. Jakieś 10 lat temu zacząłem zbierać takie rzeczy, interesować się tematem. Tu bardzo ciężko było je zdobyć, więc czytałem pisma przywiezione z Niemiec. Z kolei wiedza techniczna to kumple i ich skóra. Niestety tak to wyglądało. Z początku byłem bardzo ostrożny przy tatuowaniu. Wzór, który teraz robię
na jedną sesję, wtedy rozkładałem na 10. Nie miałem pojęcia, jak się tatuuje, a nie chciałem nikogo okaleczać. Pierwszy tatuaż, który zrobiłem, mam na sobie. Z tego, co pamiętam, bardzo bolało. Maszynka drgała, ja byłem przestraszony, że się rusza. A trzeba było jeszcze jakoś wbić ją w skórę. Ale nie byłem na pewno zestresowany tak, jak byłbym przy pierwszym kliencie. Jestem zadowolony z mojego pierwszego tatuażu. Raczej do koń-
ca życia zostawię go sobie na pamiątkę. Czego najbardziej wam brakowało, kiedy zaczynaliście tatuować? Marcin: Najbardziej brakuje rady kogoś doświadczonego. Kosa: Zgadzam się. Tatuator musi dowiedzieć się, jak zrobić linię, jak ustawić maszynkę, jak wymieszać pigmenty. Na początku nie wie się takich rzeczy. Jak zaczynałem tatuować obdzwoni-
Kosa i Tofi, „Art line”
łem wszystkie studia, które znalazłem w internecie z prośbą o pomoc. Powiem szczerze, że w każdym studiu mnie zbyli. Może podszedłem do tego w zły sposób, może powinienem był pojechać tam osobiście i pogadać. Może wtedy chłop tatuujący od iluś tam lat wyczułby moją inicjatywę. A tak nikt nie chciał mi pomóc. Marzan: Kiedy ja zaczynałem tatuować, pojechałem kupić pierwszy sprzęt do jednego ze studiów w Ka-
Kosa, „Art line” Marcin, „Sauron”
towicach. Koleś dał mi maszynkę, żądając ośmiu stów. A kiedy zapytałem, jak założyć igłę, stwierdził, że to tajemnica zawodowa. Teraz jest łatwiej. Parę lat temu ludzie nie chcieli dzielić się swoją wiedzą. Dostawałeś kopniaka od każdego. Nawet od typa, u którego zostawiłeś w trudzie zaoszczędzone pieniądze. Teraz nie ma raczej takiego problemu. Są rzeczy, które możesz pokazać bez uszczerbku na swoim profesjonalizmie. Ale
to, że komuś powiesz, jakimi igłami czy jakimi farbami pracować, to nie znaczy, że ta osoba zaraz obedrze cię z tego, co sobie wypracowałeś. Marcin: Ołówki też można kupić w każdym kiosku... Marzan: Dokładnie! Ale nie każdy potrafi tym ołówkiem coś narysować. Skończyły się czasy studiów, które są, bo są. Teraz jak ktoś chce zacząć tatuować, musi umieć rysować. Ja na początku zupełnie nie potrafiłem
Uczestnicy dyskusji:
Kosa, „Art line”
TATTOOFEST 10
Marcin, „Sauron”
Tofi, „Art line”
Enzo, „Art line”
Tomek, „Art line”
Marzan, „Sauron”
TATTOOFEST 11
Kosa, „Art line”
Kosa, „Art line”
Marcin, „Sauron”
Kosa, „Art line”
Kosa, „Art lin Marcin, „Sauron”
malować. Otworzyłem studio i jakoś mi się poszczęściło. Mam je nadal, na swój sposób jestem znany. I ciagle zastanawiam się, jak do tego doszło... Czyli najpierw umiejętności plastyczne, potem tatuowanie? Kosa: Wykształcenie plastyczne to podstawa. Od tego należy zaczynać, jednocześnie studiując teorię tatuowania, poznawać ją na sucho. Później pod okiem profesjonalisty stawiać małe kroczki w tatuowaniu. Marzan: Nawet jeśli wiesz, jak technicznie wykonać dobry tatuaż, jak zrobić cień czy kontur, to, jeśli nie umiesz rysować, prędzej czy później wymiękniesz na TATTOOFEST 12
e”
Kosa, „Art lin
e”
wzorach. Będą gorsze od tych, narysowanych przez kogoś, kto umie malować. Jakie różnice w warunkach sanitarnych i bezpieczeństwa odczuliście, zaczynając tatuowanie w profesjonalny studiu? Kosa: Szczerze? Ja trzymałem w domu wysoki poziom higieny. Wypytałem znajomego ze studia i stosowałem się do jego zaleceń. Poczytałem książki o chorobach oraz o wymogach sanitarnych ministra zdrowia. Bardzo cenię człowieka i nie chciałbym zabić czy skrzywdzić kogoś przez tatuaż. Marcin: Zwłaszcza, że w dzisiejszych czasach zachowanie higieny i bezpieczeństwa nie jest proble-
mem. Jednorazowy sprzęt można zamówić wszędzie. Gdzie szukacie inspiracji? W Polsce czy zagranicą? Kosa: Ja inspiruję się wszystkim. Czasem idąc ulicą, moją uwagę może zwrócić np. płot. Nie ograniczam się tylko do prac artystów, choć czasem nie da się od nich uciec. Podczas czytania czy oglądania, automatycznie koduje się te informacje. Potem się to wykorzystuje, chcąc czy nie chcąc. Marcin: Ja czasem korzystam ze stylistyki tatuażu, czasem improwizuję. Trzeba się wczuć w skórę klienta i z drobiazgów stworzyć dla niego wzór, z tego jak wygląda, o czym mówi. W wolnych chwilach przeglądam
też różne serwery i stronki. W jakim konkretnym kierunku stylistycznym zmierzacie? Marcin: Bardzo podoba mi się w tatuażu old school połączony trochę z komiksem, trochę z komputerem i trochę z pop artem. Chciałbym też mieszać z tatuażem jakieś etniczne rzeczy, typu ukraińskie koronki. Do tego jakiś realizm, bo to zawsze się ludziom podoba. Ale każdy tatuaż robi mi się dobrze. Cieszę się, że w ogóle mam klientów. Nawet jak ktoś wybiera katalogowy wzór. Zawsze lekko coś zmieniam i cieszę się, gdy wyjdzie mi np. dobry cień. Mogę to wykorzystać w następnym tatuażu.
Kosa: Każdy tatuator pracuje nad własną kreską czy chce, czy nie chce. Chciałbym więcej rysować, a przy tym łapać kształty, formy. Robić coś na swój własny sposób. To, co się widzi i tak robi się inaczej. Nie można wszystkiego perfekcyjnie odtworzyć. Ja póki co szukam. Szukam siebie, próbując jednocześnie sprawdzać się w tatuażu. Teraz jest coraz więcej ludzi, którzy przychodzą specjalnie do ciebie. Chcą właśnie twój motyw, chcą żebyś to ty zrobił im wzór. I to jest fajne. Jak wyglądała pierwsza konwencja, w której braliście udział? Jakie mieliście wyobrażenia o tej
imprezie, a jak wyglądała rzeczywiście? Kosa: Pierwszą konwencją, którą odwiedziłem była pierwsza edycja krakowskiego Tattoo Festu. Czułem sieę tam lepiej niż w domu, bez wścibskich spojrzeń moich sąsiadów. Dla mnie był ogrom atrakcji. Zobaczyłem na żywo ludzi, którzy tam tatuowali. Byłem zachwycony. Natomiast pierwszą konwencją, na której pracowałem był Szczecin 2007. Też jestem bardzo zadowolony, bo tatuowałem. Dla mnie to już jest sukces. Jeszcze rok temu nie wiedziałem nawet, że będę pracować w profesjonalnym studiu. A teraz mam już za sobą tatuowanie na konwencji. Marcin: Moja pierwsza
konwencja to też Szczecin. W jednym miejscu zobaczyłem ludzi, których do tej pory widziałem tylko na zdjęciach. Zrobiłem też tatuaż według swojego rysunku. Także jestem zadowolony.
ne np. na TattooArt.pl są poniżej krytyki, a ich autorzy mają się za artystów. Enzo: Do konwencji trzeba dorosnąć. Należy zadać sobie pytanie, czy dam radę, czy jestem w stanie.
Czy początkującemu tatuatorowi taki pobyt na konwencji może pomóc? Kosa: Myślę, że bardzo. Można zobaczyć, jak wygląda proces tatuowania, jak tatuaże wyglądają na świeżo, a jak po zagojeniu. Będąc na konwencji, warto się poświęcić, przemyśleć ideę wzoru i zrobić naprawdę dobry tatuaż, który wygrywa imprezę. Enzo: Młody tatuator, osoba, która nie ma kontaktu z tatuatorskim światkiem czuje z jednej strony ciekawość, z drugiej strach. Nie wie, czy się zaadaptuje, zostanie zaakceptowana, czy może się o coś zapytać. Nie wiadomo dokładnie, co się dzieje. Ja pierwszy raz byłem na konwencji w Katowicach. Cały czas trzymałem się w pobliżu swojego boksu. Nie oddalałem się za bardzo. Teraz jak byłem w Krakowie na Tattoo Feście, zacząłem tak naprawdę korzystać z tej imprezy, obserwować prace i ludzi. Kontakt z tatuażem mam od pięciu lat, ale dopiero teraz zaczynam wchodzić pełną gębą w to, co się dzieje w Polsce. Dobrze, że są konwencje, bo dzięki nim ma się możliwość kontaktu z artystami, rozmowy, otrzymania wskazówek. Wszystko zaczyna inaczej wyglądać. Łapiesz kontakt z osobami, które zajmują się tatuażem, z dobrymi artystami, a to umożliwia ci dalszy rozwój. Kiedyś tego nie było. Te wyjazdy dają młodym bardzo dużo. Tomasz Gaca: Trzeba jeszcze pamiętać o jednej ważnej rzeczy. Młody człowiek puszczony na konwencję w nieodpowiednim momencie zniszczy się. Jeśli będzie za bardzo odstawać od poziomu konwencji, jeśli okaże się, że nie jest tak dobry, jak myślał, może zniechęcić się do takich przedsięwzięć. Niektóre prace prezentowa-
Marcin, gdybyś pojawił się na konwencji dwa lata wcześniej, czy coś by to zmieniło? Marcin: Wtedy nie znałem jeszcze nazwisk, więc impreza nie zrobiłaby na mnie tak dużego wrażenia, jakie zrobiła teraz. Ale wydaje mi się, że konwencja powinna być bardziej dopracowana. Nie może być dziełem przypadku, Jeśli chce się dać coś ciekawego, trzeba to podać na odpowiednim talerzu. Marzan: Nawet jeśli konwencja jest małą imprezą zorganizowaną dla zabawy, aby spotkać się w gronie znajomych, jakiś poziom musi być. Artysta może się zniechęcić do niedopracowanych imprez. Jakie są wasze plany na przyszłość? Zamierzacie zostać w Polsce czy może sprobować swoich sił zagranicą? Kosa: Zostaję i walczę o swoje. Jest mi tu dobrze. Chcę uczestniczyć w każdej możliwej konwencji. Po takich imprezach dostaje porządnego kopa. Bardzo mnie to nakręca. Zamierzam wiecej rysować oraz powrócić do grafiki i malarstwa. Otworzyć się bardziej na inne dyscypliny sztuki i próbować łączyć je z tatuażem. Jestem w trakcie otwierania własnego warsztatu plastycznego. Chcę się ciągle rozwijać, nie stać w miejscu. Marcin:Ja też zostaję w kraju. Chcę kupić sobie komputer i na nim projektować swoje wzory. Dla mnie jest to rewelacyjne narzędzie mające ogromne możliwości. Inaczej zachowuje się farba, inaczej ołówek, a jeszcze inaczej komputer. Tatuaże zaprojektowane komputerowo wyglądają naprawdę dobrze. Dyskusję sprowokowali Kaśka i Radek TATTOOFEST 13
Janine z Dortmundu
KUDI chicks
TATTOOFEST 14
KUDI chicks
KUDI chicks
KUDI chicks kudi chicks KUDI chicks
e n i n Ja
TATTOOFEST 15
KUDI chicks
kudi chicks
kudi chicks
Janine z Dortmundu
KUDI chicks
TATTOOFEST 17
TATTOOFEST 18
TATTOOFEST 19
TATTOOFEST 20
„Tattoo Family Eisenhower”, II w kategorii „Large”
„Evil From The Needle”, Kamil Mocet
Rok 2007 to blisko 150 tatuatorów z całego świata. Do stolicy Niemiec przyjechał między innymi Robert Hernandez, w którego sąsiedztwie zasiedli Liorcifer i znajomi wam z krakowskiego festiwalu Sean Vasquez z Triple X oraz Benjamin Moss z Apocalypse Tattoo. W hali Areny pracował również Peter Bobek i Tribo Tattoo, Bardadim, Milosh, Jack Ribeiro, Boris, Bloody Blue Tattoo, moskiewski Angel i wielu innych znanych tatuatorów. Niestety dało się zauważyć, że boksy wystawiennicze miały również studia i tatuatorzy, którzy swoim poziomem prac absolutnie nie pasowali do tak zasłużonej imprezy. Jeszcze kilka lat temu wystawcy dobierani byli z większą starannością. Znaleźć się na konwencji w Berlinie było wielce prestiżową sprawą. Teraz może wykupić tam miejsce praktycznie każdy. Cieszy obecność naszych polskich przedstawicieli, chociaż mogłoby być ich tam nieco więcej. Przecież jest to stosunkowo blisko granicy, dojazd też jest całkiem niezły. Trzy studia polskie:
Tattoo Queen 2008
Od 1991 roku grudzień w świecie tatuażu kojarzony jest nie ze świętami Bożego Narodzenia i Nowym Rokiem, ale z berlińskim festiwalem tatuażu. To jedna z najstarszych i największych imprez na naszym kontynencie. Odbywa się regularnie w starannie dobranym miejscu już od siedemnastu lat dzięki Frankowi Weberowi. Dzielnica Kreuzberg to miejsce alternatywne i przepełnione niezależną sztuką oraz wolnością. Moje pierwsze spotkanie z tym festiwalem i jednocześnie tak dużą imprezą miało miejsce kilka lat temu. Może dlatego darzę tę konwencję specyficznym sentymentem. Mimo iż w Europie straciła swoją pozycję nr 1 na rzecz Londynu czy Mediolanu, to wciąż jest i przyciąga do siebie mnóstwo artystów z najwyższej półki.
3rd Eye z Grudziądza, Alien z Wałbrzycha i Kult z Krakowa miały swoje boksy. Pod sztandarem Evil From The Needle tatuował Kamil Mocet, a pod No Pain No Brain - Norbert Tony Cash. Przyjechały również dobrze wszystkim znane firmy dystrybucyjne, Cyber Tattoo z Krakowa oraz Workhouse z Olsztyna. Kiedy na imprezie zagranicznej pojawia się taka ilość ziomków z kraju, można poczuć się jak u siebie w domu. Berlin ma również to do siebie, że oprócz oficjalnych przedstawicieli naszego kraju zjeżdża do tego miasta cała czołówka polskich tatuatorów. W wąskich, przepełnionych odwiedzającymi alejkach ciągle spotykało się kogoś znajomego. Byli m.in. Leszek i Sebastian TATTOOFEST 21
TATTOOFEST 22
Ulrich Krammer „Face The Fact”, I w kategorii „Crazy”
ZAPPA „Nightliner”, II w kategorii „Portret”
Sebastian Abramczuk „Gonzo”, I w kategorii „Indyvidual” Miss Nico „All Style Tattoo”, III w kategorii „Kolor”
„Spaceys Bizarre Ink.”, I w kategorii „Ornament”
osób odwiedzających poszczególne imprezy nie maleje. Wręcz przeciwnie, sprawia, że jeszcze więcej zaciekawionych osób przychodzi, przygląda się i tatuuje. Niestety dużo ludzi nadal poszukuje małych wzorów i niskiej ceny. Świadczy to niestety o tym, jak niska jest świadomość nawet tam, w Niemczech, gdzie scena świetnie funkcjonuje od tylu lat, gdzie wiadomo doskonale, czym jest tatuaż artystyczny i jakie są możliwości zrobienia go na takiej imprezie. Ale wróćmy do konwencji i jej najważniejszej części, a mianowicie konkursów. Ilość kategorii w Berlinie jest pokaźna (niestety, dlatego w foto relacji nie pokażemy wam wszystkich nagrodzonych prac, gdyż jest
„Force & Fire”, III w kategorii „Crazy”
„Evil From The Needle”, Kamil Mocet
z Gonzo, chłopaki z Art Line’a, Dagmara i Jarek z Gdańska, Jokersi z Ostrowa, Piotrek Wojciechowski z D3XS, Bartek z Gulestusa, AniaTattoo i Robtattoo z Krakowa, Carlos z Black Star, Anabi, TomTattoo z Zakopanego, Jatutatu i jeszcze pewnie drugie tyle osób, których nie udało mi się spotkać albo zapomniałem przez natłok wrażeń, że się z nimi widziałem. Tutaj warto również wspomnieć kilka słów o frekwencji. Sobota to istna masakra: ciągła kolejka na zewnątrz i masa ludzi wewnątrz. Piątek i niedziela: również bardzo dużo ludzi. Konwencje w Niemczech odbywają się praktycznie w każdym większym mieście, więc co miesiąc jest przynajmniej jedna lub dwie. Mimo to ilość
ich zbyt dużo). W piątek była tylko jedna kategoria, Najlepszy Tatuaż Piątku. Zwyciężył wzór, który w niedziele został oceniony przez jury jako najlepszy na festiwalu, wykonany w holenderskim studio Mania Tattoo. Śliczny portrecik psa na klatce. Sobota to już o wiele więcej. Kategorie: Duży, Indywidualny, Azjatycki, Mały, Portret, TATTOOFEST 23
sób nie dostrzec wzorowania się na Bammerze z King of Style, niemniej jednak wychodzi mu to znakomicie. Inny wyróżniający się tatuaż to na pewno praca Marca
D - głowa dzika na cały korpus ciała. Niedziela to już mniejsza ilość wystawianych tatuaży. Kategorie tego dnia to: Ornament, Tattoo&Piercing, Ko-
lor, Tradycyjny, Czarno-Biały, Najlepszy Tatuaż Niedzieli i wspominany już wyżej, Najlepszy Tatuaż Konwencji. Zacznijmy od Tatuażu Tradycyjnego i tutaj wygrana Nor-
1 LARGE: BARDADIM 2 LARGE: STEPHAN T. „Fam. Eisenhower” 3 LARGE: MARC D. „Nightliner” 1 INDIVIDUAL: SEBASTIAN ABRAMCZUK „Gonzo” 2 INDIVIDUAL: PAWEL „Tattoo Angel” 3 INDIVIDUAL: FIDE „Für Immer” 1 ASIA: PATRICK LEEN „Project Art.” 2 ASIA: OLLI „Force & Fire” 3 ASIA: PAWEŁ „3RD EYE”
Tattoo Mania, „Best of Friday” i „Best Show”
1 SMALL: TSCHIGGI „Jungbluth” 2 SMALL: STEFANO DEL POPOLO 3 SMALL: TOBI „Asgard” 1 PORTRAIT: MILOSCH 2 PORTRAIT: ZAPPA „Nightliner” 3 PORTRAIT: ZHIVKO „Bloody Blue” 1 CRAZY: ULRICH KRAMMER „Face The Fact” 2 CRAZY: HAIK FRANKE „Stigmata” 3 CRAZY: OLLI „Force & Fire” 1 ORNAMENTIC: „Spaceys Bizarre Ink.” 2 ORNAMENTIC: ABUTH „As Tattoo” 3 ORNAMENTIC: PATRICK LEEN „Project Art.” Fide „Für Immer”, III w kategorii „Indyvidual”
Crazy oraz Najlepszy Tatuaż Soboty. W tym dniu było kilka polskich dużych sukcesów. Po pierwsze Leńu z Wałbrzycha zgarnął zdecydowanie najważniejszą tego dnia nagrodę, Najlepszy Tatuaż Dnia! W innej nie mniej ważnej kategorii, bo w Tatuażu Indywidualnym, pierwsze miejsce zajął Sebastian Abramczuk ze studia Gonzo ze Szczecina! Pokonał w swojej kategorii Fide z Für Immer Tattoo (piękny, bajkowo kolorowy statek) oraz Angela z Moskwy, który pokazał swoją imponującą pracę, biomechaniczno-abstrakcyjnie wytatuowane plecy! Ale to jeszcze nie koniec sobotnich radości! W kategorii Azja trzecie miejsce zajął Paweł z 3rd Eye za full kolorową kompozycję na całą nogę. W Portrecie znowu nagroda. Tym razem zaznaczył swoją obecność Zappa, zajmując drugie miejsce. Tak więc z soboty możemy być dumni! Tego dnia pojawiło się naprawdę wiele ciekawych tatuaży. W kategorii Crazy pierwsze miejsce zajął tatuaż na dłoni i przedramieniu Ulricha Kramera z Face The Fact. W jego stylu nie spo-
1 COLOR: RICHARD „Bloody Blue” 2 COLOR: JOHANNA „Bluebird” 3 COLOR: MISS NICO „AllStyle” 1 TRADITIONAL: NORBERT „No Pain No Brain” 2 TRADITIONAL: PERO „Lucky 7” 3 TRADITIONAL: PERO „Lucky 7” 1 BLACK&WHITE: MARCO „ AllStyle” 2 BLACK&WHITE: PATRIK „Tattoo Devil” 3 BLACK&WHITE: ANABI „Szczecin” BEST OF FRIDAY: GERRIT „Tattoo Mania” BEST OF SATURDAY: LEŃU „Tattoo Alien” BEST OF SUNDAY: ANDY ENGEL „Andy’s Tattoo” BEST SHOW: „Tattoo Mania”
TATTOOFEST 24
Milosch, I w kategorii „Portret”
Marco „All Style Tattoo”, I w kategorii „Black & White”
Miły przerywnik - ślicznotki z Krakowa
TATTOOFEST 25
Pawel „Tattoo Angel”, II w kategorii „Indyvidual”
TATTOOFEST 26
Mike Kobo
„White Light Tattoo”, Berlin
XUUUND
Johanna „Bluebird”, II w kategorii „Kolor”
Bardadim, I w kategorii „Large”
Ulrich Krammer „Face The Fact” Tattoo Mania
berta, który pracuje w berlińskim No Pain No Brain. W tatuażu Czarno-Białym niespodziewany debiut Anabiego ze Szczecina. Za tatuaż twarzy Chrystusa zdobył trzecią nagrodę! To jego pierwsze wyróżnienie na zagranicznej imprezie, a nagroda tej rangi zasługuje na duży szacunek! Ciekawostką tego dnia a jednocześnie tradycją berlińskiego festiwalu jest kategoria Tatuaż&Piercing. Kiedyś cieszyła się o wiele większą popularnością. Tym razem stanęły w szranki zaledwie dwie zawodniczki. Wygrała Susi z USA. Trzeba przyznać, że umiała się zaprezentować zarówno publiczności jak i jury! Podsumowując wszystkie kategorie, zauważam, że obok Niemców największą ilość nagród zdobywają tatuatorzy z byłego bloku wschodniego. Prawie połowę! Poza tym ilość statuetek zdobyta przez Polaków po raz kolejny na-
TATTOOFEST 27
Anabi Szczecin, III w kategorii „Black & White”
TATTOOFEST 28
przykład starej szkoły. Ma swój urok, jednak czuć potrzebę czegoś nowego, zaskakującego. Z roku na rok ubywa kogoś ze światowej czołówki tatuatorskiej i być może jest to również sygnał do zmian. A z drugiej strony,
jak pisałem wyżej, gromadzą się na niej tłumy odwiedzających, więc może tak właśnie to powinno wyglądać… Generalnie jednak, jest to nadal najlepsza impreza, na jakiej byłem w tej części Europy. Mam nadzieję, że będę
tam co roku, by opowiadać wam o tej konwencji i być może nakłonić kogoś swoimi opowieściami do pojawienia się na niej osobiście w kolejnych latach. Ponadto, jak sam organizator stwierdził, swojej najlepszej konwen-
cji jeszcze nie zrobił, więc mamy na co czekać! Radek PS. Podziękowania dla Karola z Workhouse za pożyczenie aparatu. Foto relację przygotowały dla was Kudi i Kaśka.
Paweł „3rd Eye”, III w kategorii „Azja”
kami to też słaba atrakcja. Striptease fajny, ale z niewytatuowanymi dziewczynami jakby troszkę nie pasuje do nowoczesnej imprezy tatuatorskiej. Ani to kultura (czy subkultura), ani sztuka. Impreza w Berlinie to typowy
Richard „Bloody Blue”
Fusion, ale zarówno ten na scenie jak i wystawa na konwencji to sztuka nie najwyższych lotów. Przygrywająca kapela „Psycho Billy” trzy razy w ciągu dnia to troszkę za wiele. Konkurs Tattoo Queen z pięcioma kandydat-
Leńu „Alien”, „Best Of Saturday”
świeżości. Wydaje się, jakby Frank Weber, organizator, popadł nieco w rutynę. Na scenie nie działo się specjalnie nic ciekawego. Owszem, freakowy program podwieszania mógł się podobać. Co poza tym… Standardowy Art
Andy Engel „Andy’s Tattoo”, „Best Of Sunday”
Marc D. „Nightliner”, III w kategorii „Large”
pawa dużym optymizmem i chociaż nie nagrody są najważniejsze, to i tak zawsze bardzo cieszą i motywują do dalszego rozwoju. Na koniec jak zwykle troszkę pofilozofuję. Konwencji w Berlinie brakuje
Niedzielni zwycięzcy
TATTOOFEST 29
Istnieje zaledwie od sześciu miesięcy, a już zdobywa uznanie na światowej scenie tatuażu. Reinkarnation Tattoo to projekt Guila Zekri i Davida Laszlo. Współpracowali ze sobą trzy lata, nim zdecydowali się otworzyć studio. - Długa przyjaźń oraz wzajemny szacunek do tego, co robimy, sprawia, że stanowimy zgrany zespół i artystycznie, i mentalnie - podkreśla Guil. Nazwa studia oznacza “odrodzić się przez tusz”, dlatego litera “c” została zastąpiona literą “k”. David i Guil spotkali się w Kolonii trzy lata temu. Po pół roku ciężkiej pracy zaczęli myśleć o otworzeniu studia, w którym nie tylko wykonywałoby się tatuaże, ale też wystawiano prace artystów. Chcieli mieć studio i galerię w jednym. Łącząc swoje pomysły i swoją sztukę, dążyli do spełnienia planów. Udało się. Studio otworzyli pół roku temu. Starają się w nim wykonywać tylko prace autorskie. Jest też miejsce na małą galerię, w którym prezentowani są co miesiąc inni artyści. David i Guil od dwóch lat pojawiają się też na tatuatorskich imprezach.
Już na pierwszej swojej konwencji we Frankfurcie Guil zgarnął dwie nagrody: najlepszy tatuaż dnia oraz drugie miejsce w kategorii tatuaż realistyczny. To otworzyło mu drogę do tatuatorskiego rozwoju. - To moja ulubiona konwencja, bo miałem tam szczęście - żartuje Guil. - Druga impreza, którą bardzo lubię to Sztokholm. Panuje tam świetna, przyjacielska atmosfera - dodaje.
David Laszlo, „Reinkarnation Tattoo”
wersytecie w Paryżu. Poza tym grał na basie w death metalowej kapeli. Kiedy zespół się rozpadł, Guil dostał propozycję pracy w niemieckim studiu tatuażu. Wspomina: - Wtedy zacząłem karierę jako tatuarzysta. Moje początkowe wzory to chińskie litery i tribale, ale bardzo szybko zdałem sobie sprawę, że chcę czegoś więcej: próbować innych stylów, które lepiej mi się rysowało i motywów, które były dla mnie łatwiejsze do wykonania.
Tatuator z przypadku
- To było niespodziewane. Nigdy nie planowałem, że zostanę tatuatorem - wspomina Guil Zekri. Ma 33 lata i tatuuje od 4 lat. Przedtem był barmanem. Studiował też filozofię i estetykę na UniGuil Zekri, „Reinkarnation Tattoo”
TATTOOFEST 32
TATTOOFEST 33
Zdał sobie sprawę, że to jest właśnie to, co chciałby robić w życiu. Dlatego współpraca z Davidem jest dla niego bardzo satysfakcjonująca. David ma 32 lata i tatuuje od siedmiu lat. Zaczął w Izraelu, gdzie mieszkał przez półtora roku. Potem przeprowadził się na Florydę. Tam przez cztery lata tatuował w studiu Oxygen. Teraz pracuje wspólnie z Guilem w Niemczech.
ją mnie jako fajną osobę i dobrego artystę - mówi Guil. Tatuator uważa, że aby być dobrym artystą, trzeba wiedzieć, co dzieje się w świecie sztuki i stamtąd czerpać inspiracje. Dlatego nadal się uczy. Teraz studiuje historię sztuki na uniwersytecie w Lille. Guil: - Nie mógłbym żyć bez sztuki. Czuję potrzebę wyrażania w ten sposób siebie samego. Artystyczny środek przekazu może być zmienny. Obecnie tym środkiem jest dla niego właśnie tatuaż. Artysta nie trzyma się ani konkretnego stylu, ani konkretnej techniki. Robi tatuaże w bardzo różnorodnej stylistyce, zarówno w kolorze jak i wzory czarno-szare. Próbuje znaleźć technikę, która da perfekcyjny efekt. - Bardzo ważne jest dla mnie, aby mieć możliwość tatuowania każdej interesujacej rzeczy. Próbuję oddać jej trójwymiarowy efekt. Lubię zmieniać ciało, które tatuuję - mówi artysta.
Sztuka przede wszystkim
- Tatuaż to dla mnie dziwna mieszanka pracy i sztuki. Moim zdaniem trzeba być nie lada szczęściarzem, żeby mieć okazję pra-
Rysowanie kluczem do sukcesu
cować w najfajniejszym zawodzie na świecie. Mogę ozdabiać i przemieniać ludzką skórę według moich własnych wizji. Czuję się świetnie jeśli ludzie, których tatuuję, są szczęśliwi z powodu swojego nowego wzoru. Takie osoby do końca życia zapamiętu-
TATTOOFEST 34
Nie miał żadnego nauczyciela i mistrza. Nabierał doświadczenia poprzez przyglądanie się pracy innych artystów i odwiedzanie konwencji. - Oczywiście uczyłem się też od osób, z którymi pracowałem. Według mnie najlepszym kluczem do bycia dobrym tatuartystą jest rysowanie i jeszcze raz rysowanie tak czesto, jak to tylko możliwe. Innych sekretów nie ma - stwierdza Guil. Ze światowych artystów najbardziej ceni sobie Shige za zadziwiające kompozycje i dyscyplinę, Borysa za wspa-
niałą wizję kolorów i głebię, i oczywiście Roberta Hernandeza za oryginalną i perfekcyjną robotę. Z polskich artystów zna jedynie prace Leńa i podziwia je za świetne mroczne tatuaże. W przyszłości Guil planuje podróżować i zwiedzać świat oraz nieustannie podnosić
TATTOOFEST 35
Wszystkie tatuaże prezentowane w artykule wykonał Guil Zekri
sobie poprzeczkę w pracy tatuatora. Guil: - Dla mnie nie ma limitów. Nigdy nie będę w pełni usatysfakcjonowany z tego, co robię. Według mnie to jest dobre, bo cały czas mogę próbować się rozwijać i być coraz lepszym. Chciałbym też mieć kiedyś kolejna kapelę i powrócić do muzyki. KP
TATTOOFEST 36
Reinkarnation Brüsseler Straße 49 50674 Kolonia Niemcy tel. +49 (0) 221 55 40 26 93 www.reinkarnationtattoos.com
Święta, święta i... do pracy cholera! Zaczynam od marudzenia, bo czuję się prawdziwym Polakiem, a optymizmu zgodnie z mitologią to my nie mamy. Nowy roczek, a nasze pismo nadal jest z Wami. Obiecujemy sobie wszyscy, że będziemy jeszcze lepsi, jeszcze fajniejsi i łaaaaał! Kto twierdzi inaczej, temu duża, śniegowa kula w pysk. Podobno jest to dobry czas na podsumowanie tego, co nabroiliśmy przez poprzedni rok. Z grubym, czerwonym pijakiem już się rozliczyliśmy pod drzewkiem, więc teraz czas na rachunek sumienia we własnym zakresie. Ile procent ciała mam jeszcze wolne? Nie, nie to jest tematem przewodnim. Chcielibyśmy dostawać więcej wiadomości od Was odnośnie kształtu gazetki. Czy mamy mieć charakter ogłoszeń, czy też jak najwięcej zwiedzać, pokazywać, co się na świecie dzieje. I od razu szanownej publiczności należą się tęgie baty. Bo skrzynka nam się jeszcze nie zapchała od wiadomości. Chyba czyta nas ktoś więcej niż my siebie nawzajem... Prawda? Niby fajnie się tak dowartościować, poklepać po plecach z bananem na twarzy i zaryczeć radośnie: „świetny tekst”, ale lepiej jak powiedzą nam to odbiorcy strategiczni. Albo wyleją wiadro zimnej wody na łeb lub w skrajnych przypadkach rzucą tym wiadrem... Tak czy siak nie chcemy być jedynie tubą, ale również stroną konwersacji. Ja osobiście uważałem, że takie zwiedzanie i pokazywanie, jaki to zachód (wschód też) jest cacy a my maluczcy - źli za bzdet. Zmieniłem zdanie po bliższym przyjrzeniu się umiejętnościom tych wstrętnych kapitalistów. Potem wolne kojarzenie faktów zapite piwkiem i jest wniosek: u nas robią dokładnie to samo, tylko nieco później. Czyli w Polsce bez zmian. I dobrze, bydło przodem, pasterz z tyłu ;). Postaramy się przybliżyć Wam jak najwięcej tego, co się dzieje poza granicami. Jedynym ograniczeniem są środki transportu (może rowerem...?), ale staramy się też zdobywać korespondentów, którzy pełnią funkcję zaprzyjaźnionych wiewiórek uprzejmie informujących. Nie przesadzę, jeśli powiem, że jesteśmy najbardziej mobilnym pismem w tym polskim piekiełku. Ja psuję czasem statystykę, ale informuję wszem i wobec, że ruszać będę swoje leniwe dupsko częściej i jak samochód pozwoli/odpali to będę węszył po kraju i nie tylko. Moje postanowienie no-
woroczne. Jak na razie lepszego sobie nie wymyśliłem. Przepraszam wszystkich, których swoim manieryzmem obraziłem, jak również tych, których jeszcze obrazić nie zdążyłem. Oczywiście wezmę się i za Was. Jeśli pisałem bzdury wyssane z palca, to padam do stóp jak nędzny robak. Taka już natura dziennikarska, czasem rzetelność a czasem zapchaj-kartka. Cieszę się ogromnie, jeśli w tych „pisankach” o podtekście humorystyczno-złośliwym udało mi się kogoś przekonać do pewnych rzeczy, które przy malowaniu ciałka są bardzo ważne. Jeśli znaleźli się tacy, to w tym momencie ręka do góry. Oczami wyobraźni widzę ten las rąk... Teraz trochę o tym, co nas czeka w tym roku. Konwencje!!! Dużo i mam nadzieje ciekawie. Jak donoszą wiewiórki z parku (któż by inny), zapowiada nam się rok pełen wrażeń. Stajemy na uszach, żeby jak najwięcej tego typu imprez odbywało się w kraju. Inni muszą zobaczyć, że warto tu przyjechać. Nawet jeśli zamiast wielkich imprez będzie jedynie spot kilkunastu, to najważniejsze, że się taki odbędzie. Wreszcie ludzie, którzy nadal biorą pomazanych i wykolczykowanych (???) muszą zobaczyć, że to też jest sztuka, a nie zabawa gówniarzerii i pierników z więzienia. Coraz więcej osób mówi o tym, iż chce zorganizować taki kram w swoim mieście. Skoro już jest to głośne mówienie, a nie tylko myślenie o mówieniu, to wielki pozytyw. Z czasem nie trzeba będzie wyczekiwać konwencji jak Świąt, tylko będzie można sobie wybrać, na którą chcemy jechać w tym miesiącu. Pewnie pojawi się też selekcja jakościowa... Ale teraz to chudy pikuś. Na pierwszy ogień idzie konwencja w Łodzi. Wyczekiwana jak deszcz na pustyni. Iks (nie pamiętam ile dokładnie) lat temu była próba zrobienia festiwalu w tym post fabrycznym mieście, ale... No właśnie! Ale studia wypięły się na organizatora. Od strony technicznej wszystko było super, tylko załogi nie dojechały. Zrobił się z tego mały spot i pojawiła się taka niezręczna cisza w tym temacie. Później spychologia, które studio ma się za to zabrać, aż wreszcie pewna Pani (kobieta z jajami, która ma doświadczenie w organizacji imprez) postanowiła, że dość już tych podziemnych ciuciubabek, trzeba coś zrobić i tutaj. Jak Bóg da a partia pozwoli będzie to wreszcie cykliczna impreza w tym wielkim i pomijanym mieście. Do tej pory
Łódź na mapie tatuażu to takie zagłębie niczego. Brak jakiegoś wyrazistego lidera. Zresztą nie tylko na tym polu. Czasem Łodzi nie ma nawet w stacjach telewizyjnych, które robią durną i chybioną prognozę pogody. Sztacheta z geografii albo badania u okulisty jak ktoś nie zauważył takiego miasta. Ważne, że wreszcie są starania, aby się pojawić na mapie, obu mapach... Z dobrego źródła (sam zwiedzałem lokal) wiem, że nie będzie to miejsce wielkości obuwniczego, ale dwa piętra dla miłośników robienia sobie kuku. Kiedyś to było kino, ale zmiana ustroju i duże sieci kinowe zabiły niezależne palcówki i lokal się kurzył... Aż nagle został przerobiony na duży klub muzyczny. „TattooFest” oraz studio Kult jest jak najbardziej w i na tej imprezie. Z tego miejsca nacieranie uszu wszystkim plotomanom: To nie konwent na uchodźctwie Kultu, ale impreza pod jego patronatem. Wiem, że to trudne słowo. Radek Błaszczyński zgodził się pomagać w organizacji tego przedsięwzięcia. Dla tych, co urodzili się wczoraj informacja: jest to „Tatuś” krakowskiego Tattoo Festu, czyli osoba, która wie jak to ma wyglądać. Dlaczego wspieranie konkurencji? Bo kur... tak i już!!! A tak serio, to nie konkurencja tylko partner, im więcej takich imprez, tym lepiej. Trzeba sobie pomagać, jeśli się tylko da. To właśnie pozwala stanąć ponad podziałami i wspólnie coś zrobić. Ja oczywiście też tam jestem i będę mógł od kuchni relacjonować to wydarzenie (mam nadzieję). Kto przeczytał te słowa i go tam nie zobaczę, będzie miał otworzony parasol w dupie! Zapraszam wszystkich, bo miejscówka naprawdę radosna. Do Łodzi z każdej części Polski jest tak samo daleko jak i blisko. Kwestia podejścia jedynie. Z mojej strony to tyle na dzisiaj. Jeśli ktoś liczył, że pierwsza część tego tekstu to pożegnanie, to się mylił. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie i jak Naczelny mnie nie wywali, to będę danteizmy uskuteczniał dalej. Przygotujcie się w tym roku na podróże i moc wrażeń. Obyśmy się wszyscy porzygali z radości i szczęścia, że coś się dzieje. Michał (Dante) P.s. Nie zapomnijcie o Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy! Jeśli ktoś ich nie wspiera, to do parasola należy mu się jeszcze gorąca lutownica w wiadome miejsce. Siema!
TATTOOFEST 37
TATTOOFEST 38
TATTOOFEST 39
Kiedy wykonuję moje projekty dla gazet, lądują w koszu następnego dnia. Rysunki w magazynach mogą leżeć na stole przez kilka tygodni (chyba że jest to gabinet dentystyczny). Wystawy obrazów w galeriach są otwarte dla zwiedzających przez kilka miesięcy. Ale nie ma nic bardziej satysfakcjonującego dla artysty niż własne dzieło na stałe wygrawerowane na czyimś ciele - pisze Mitch O’Connell we wstępie do książki „Mitch O’Connell Tattoos. 256 designs”.
Mitch O’Connell był dzieckiem uzdolnionym artystycznie. Mitch: - Kariera w sztuce była dla mnie jedyną opcją. Nie miałem innych umiejętności, które mógłbym rozwijać. Nie licząc dorywczych prac, które podejmował jako nastolatek, zawsze zarabiał jedynie na rysowaniu. Zaraz po ukończeniu szkoły przeprowadził się do Chicago, żeby zapisać się na studia artystyczne. Wybrał tamtejszy Instytut Sztuki (The School of the Art Institute). Po półtora roku przeniósł się do Amerykańskiej Akademii Sztuki (American Academy of Art). W połowie trzeciego semestru zaczął zarabiać jako freelancer. Z czasem miał coraz więcej pracy. W końcu doszedł do wniosku, że więcej nauczy się poprzez praktykę i rzucił szkołę. - Reszta to historia sztuki - kwituje Mitch.
Amerykański rysownik pracuje też jako ilustrator. Jego powody do dumy to m.in. reklamy dla takich firm jak np. Cola czy McDonald’s, okładki do płyt takich zespołów jak Less Than Joke czy The Supersuckers. Najwięksi klienci artysty to: Rolling Stone, Newsweek, Spin, The New York Times, Time, Playboy, Entertainment Weekly, The New Yorker and Juggs. Najnowszymi osiągnięciami są flashe i ciała wytatuowane od stóp do głów. Dzieła, które tworzy Mitch, trafiają na wystawy artystyczne do wielu galerii. I tu pojawia się jeden minus: - Właściciele galerii, dla których ta sztuka jest dobra, która się najlepiej sprzedaje - podsumowuje rysownik. Mitch nie tatuuje. Współczuje osobie, na której kiedyś spróbował tej sztuki: - Jak szkicuję, zawsze muszę dużo wymazywać, dlatego nie sprawdzam się jako tatuator - żartuje.
Kiedy ktoś pyta się, ile kosztuje posiadanie oryginalnego „M.O’C” nad kominkiem, artysta odpowiada: - Chciałbym móc nazywać moją sztukę dobrą inwestycją. Niestety ceny wahają się od „to zdecydowanie za dużo” do „on musi być szalony”. Obecnie mam największą kolekcję oryginałów Mitcha O’Connella. A wolałbym mieć większe konto...
Robiąc zdjęcia i podziwiając swoje rysunki na cudzych ciałach, Mitch poczuł się na tyle zainspirowany, że postanowił pójść dalej i zająć się robieniem wzorów, które docelowo miałyby być tatuażami. Jednak zdawał sobie sprawę, że to wymaga przygotowania. Spędzał więc godziny, studiując dzieła takich old schoolowych artystów jak Sailor Jerry, Dainty Dotty, Owen Jensen, Ralph Johnson, Stone, Bert Grimm i wielu innych. Szybko uświadomił sobie, że przygotowując tego typu wzory, musi je tak rysować, aby mogły być bez przeszkód wykorzystane przez tatuatorów. Zaczął więc odwiedzać okoliczne studia i obserwować pracę artystów. Pomocne okazały się również rady osób, które miały okazję zobaczyć jego projekty. Swoje wzory Mitch utrzymuje w old schoolowej stylistyce. TATTOOFEST 40
TATTOOFEST 41
Mitch przez całe swoje życie jest artystą-freelancerem. Ma 46 lat. Mieszka w Stanach Zjednoczonych w Chicago z żoną Ilsabe, która jest piosenkarką (muzyka alternatywna/country/folk). Mają dwoje dzieci, Leo i Kieran, które tak jak tata kochają rysować. - Moja córka, Kieran za każdym razem, kiedy skompletuje nowe rysunki, próbuje znaleźć wolne miejsce na ścianach studia, żeby powiesić tam swoje prace. Niedawno mój syn Leo zaskoczył mnie zestawem flashy (6 stron), które sam zaprojektował i narysował - chwali się Mitch.
O’Connell nie zamierza rezygnować z tworzenia flashy. - Będę je robił tak długo, jak ludzie będą nimi zainteresowani. Chociaż, nie... Najprawdopodobniej będę rysował je nawet, jak nikt nie będzie nimi zainteresowany. Zawsze mogę robić je lepiej. Wiele lat temu Mitch zaczął robić zdjęcia osobom, które miały wytatuowane na swoim ciele jego rysunki. I tak od fotki do fotki powstał zbiór świetnych wzorów „Mitch O’Connell Tattoos”. Na 264 stronach czeka na fanów tatuażu prawdziwa uczta.
Jeśli ktoś z was wykona tatuaż na podstawie jednego z flashy Mitcha, artysta prosi o wysłanie mu zdjęcia tego wzoru na maila: info@mitchoconnell.com.
Opr. KP (Źródło: wstęp do książki „Mitch O’Connell Tattoos”)
TATTOOFEST 42
TATTOOFEST 43
Z tatuażem związany jest przez ponad połowę swojego życia. Ma 42 lata. Zdobieniem ciała zajmuje się od 25 lat. Przemierzył cały świat, wciąż zdobywając nowe tatuatorskie doświadczenia. Bernie Luther, bo o nim mowa, był na pięciu kontynentach i wszędzie, poprzez swoją sztukę, pozostawił po sobie ślad. Prywatnie uwielbia horrory i filmy fantasy. Wolny czas spędza na imprezach rockowych lub gotowaniu. Zdradził nam też, że gdyby nie tatuował, chciałby być reżyserem filmowym. Bernie Luther urodził się w 1965 roku w Wiedniu. Zaczął tatuować w wieku 17 lat. Pierwsze wzory wykonywał własnoręcznie zrobioną maszynką, którą skonstruował z silniczka, łyżki i długopisu. Pomysł na tego typu konstrukcję zaczerpnął od Niemca, który z takim sprzętem podróżował po Europie. - Pomyślałem, że to świetny pomysł. Skopiowałem jego maszynkę i sam zacząłem robić tatuaże. Ponieważ obracałem się w punkowym towarzystwie, było mi bardzo łatwo znaleźć chętnych, na ciałach których mogłem ćwiczyć i zdobywać doświadczenie jako tatuator - zdradza Bernie Luther. Pierwszy tatuaż, jaki wykonał to czarna gwiazda. Wzór znalazł się na ciele jego twórcy.
TATTOOFEST 44
dzajami igieł: 5 i 7 okrągłą i 9 magnum, ale do specjalnych wzorów stosuje też różne zestawienia. Do dużych wzorów cieniowanych używa ponad 25 igieł. - Lubię, kiedy moje maszynki wbijają się wolno, ale mocno. Nigdy jednak nie przeciążam sprzętu. Dzięki temu bardzo dobrze i sprawnie działa - mówi Bernie. Przez lata pracy tatuatorskiej artysta zdobył wiele nagród i wyróżnień, ale, jak podkreśla, niewiele one dla niego znaczą. - Ta forma sztuki jest zbyt indywidualna, by ją oceniać - mówi. Większą satysfakcją jest dla niego to, że zadowolony ze swojego tatuażu klient nigdy nie zapomni o artyście, który go wykonał. - Praca tatuatora nigdy się nie nudzi. Spotyka się tylu różnych ludzi i słucha się tak wielu opowieści... Ale z drugiej strony być skoncentrowanym przez cały dzień to ciężka praca. Dlatego staram się nie pracować więcej niż sześć godzin dziennie, pięć dni w tygodniu - przyznaje Bernie.
CIĘŻKA PRACA TATUATORSKA Bernie Luther pracuje głównie w stylistyce komiksowej. Lubi też sztukę fantastyczną, orientalną, szczególnie japońskie wzory oraz kombinację różnych stylów i mieszanie tatuaży czarno-białych i kolorowych. W większości pracuje trzema ro-
TATTOOFEST 45
świadczenie. Najmniejszą wiedzę ma o polskiej scenie tatuażu. Bernie: - Nigdy nie byłem w Polsce. Wiem jedynie ze słyszenia, że w krajach wschodnich powstaje ostatnio wiele wspaniałych prac.
DO SPÓŁKI Z SYNEM Teraz Bernie pracuje w studiu Demon Tattoo w Wiedniu, które istnieje ponad 20 lat. Studio znajduje się w budynku, który wśród osób wywodzących się z punkowych klimatów i wśród squatersów funkcjonuje jako alternatywny projekt. - Sprzęt się zmienia przez te wszystkie lata, ale dusza miejsca ciągle pozostaje ta sama. To jest wciąż moje ulubione miejsce - podkreśla Luther. W Demon Tattoo oprócz Berniego pracuje dwóch artystów. Marco związany jest ze studiem od 14 lat. Pochodzi z Berlina, ale jakiś czas temu przeprowadził się do Wiednia. Sztuki tatuażu zaczynał uczyć się właśnie w Demon Tattoo. Specjalizuje się we wzorach celtyckich i kocha detale. Drugi tatuator to Marc. Pracuje z Berniem prawie osiem lat.
OD HISZPANII PO INDIE Luther zaczął podróżować w 1985 roku. Dwa lata spędził w Hiszpanii i Portugalii, gdzie robił tatuaże na plaży i cieszył się słońcem. Na początku było bardzo ciężko zdobyć jakiekolwiek informacje na temat technik tatuowania, tak samo jak trudno było kupić dobry sprzęt. Bernie wspomina: - W tym czasie w Europie nie było zbyt wiele studiów, a tatuatorzy niechętnie dzielili się swoją wiedzą. Przez pierwsze lata nie znalazł nikogo, kto pokazałby mu coś lub czegoś nauczył. Poprzez Hamburg i Berlin, w 1987 trafił w końcu do Kopenhagi. To tam po raz pierwszy zaczął pracował w prawdziwym studiu u doświadczonego oldschoolowego tatuatora imieniem Svend. W samym centrum portu pełnego pijanych marynarzy, którzy chcieli się tatuować, wykonał mnóstwo wzorów i dużo się nauczył. Svend powiedział mu bardzo wiele na temat technik i wszystkiego, co sprawia, że tatuator staje się dobrym artystą. - Przez chwilę był moim mistrzem. Od początku duży wpływ na moje prace miał też Filip Leu, którego podziwiam. Poza tym cenię sobie takich artystów, jak Paul Jeffries, Mick z Zurychu, Mike Rubental, Jack Rudy, Shige czy Paul Booth. Są wspaniałymi tatuatorami. Przez 25 lat Bernie pracował w studiach na całym świecie. Było ich tak wiele, że trudno tu wszystkie wymienić. M.in. pracował dwa lata w USA (prawie we wszystkich stanach na wschodnim wybrzeżu), w Paryżu z Tin Tinem, TATTOOFEST 46
Jego styl to wzory komiksowe, fantastyczne i psychodeliczne. - Ponieważ jest bardzo kreatywnym artystą, nigdy nie brakuje mu pomysłów na nowe wzory - mówi Bernie. Od prawie dwóch miesięcy w studiu jest jeszcze jedna osoba. Joel, syn Berniego uczy się tatuatorskiego rzemiosła. Luther: - Idzie w moje ślady i widać, że jest bardzo utalentowany. Kiedy będzie gotowy, chcę wspólnie z nim otworzyć nowe studio. W przyszłości zamierzam też spędzać więcej czasu z moim drugim synem Jeremym na Bali.
- Konwencje -
mnie nudzić. Nie są już niczym niezwykłym. Mimo to nadal mam swoje ulubione konwencje, na które zawsze staram się dotrzeć, m.in. Hamburg oraz Luksemburg. Podobnie jak nowe imprezy w miejscach, gdzie jeszcze nie byłem.”
- Tatuaż -
„Tatuaż to w pewnym sensie rzemiosło, ponieważ musimy podążać za pomysłem klienta. Rzemiosło artystyczne, takie jak robienie biżuterii czy rzeźbienie w drewnie.” www.bernieluthertattoodemon.com
„Kiedyś jeździłem na wiele konwencji. Tatuaż był wtedy nową rzeczą. Tatuatorskie imprezy były więc świetną okazją, aby zobaczyć, jak wygląda scena w różnych krajach. Ale z czasem zaczęło się ich pojawiać coraz więcej. Teraz są prawie wszędzie i zaczynają
w Londynie z Lal Hardym i Bugsem, w Hamburgu z Frankiem i w Amsterdamie z Hanky Panky. Tatuował też w Indiach, Malezji, Tajlandii i Borneo. Na jakiś czas osiedlił się na Bali w Indonezji. Później odwiedził też Japonię, Australię i Brazylię. Podczas swoich podróży odwiedził setki konwencji na całym świecie i zdobył nieocenione do-
TATTOOFEST 47
Gulestus powstał w marcu 2006 roku, choć jak podkreśla Darek, założyciel studia, początek sięga kilku ładnych lat wstecz. - Tatuując się w różnych studiach i miejscach (niekoniecznie
tych najlepszych pod względem jakości i estetyki), doszedłem do wniosku, że można by stworzyć miejsce, gdzie na samym początku zostaną wyeliminowane złe rzeczy, które rażą klienta. Jednak szara rzeczywistość zmusiła mnie do odłożenia tego pomysłu na kilka lat - wspomina Darek.
Dopiero pod koniec 2005 roku postanowił zaryzykować i „wziąć się z życiem za bary”. Otwierając studio, zrezygnował z gównianej jego zdaniem, ale dobrze płatnej pracy w wielkiej korporacji. Postanowił zacząć robić coś, co według niego ma sens i sprawia mu frajdę. Darek: - Nie będę się rozwodził na temat całego procesu otwierania studia, mogłoby się zrobić jeszcze nudniej. Finałem tych działań było otworzenie studia w marcu 2006 w składzie: ja (sprawca) i niejaki Darek D. (podobno dobry tatuator). Początek niestety nie był tym, czego oczekiwałem, głównie pod względem formy współpracy z tym człowiekiem, jak i jego podejścia do tematu tatuaży. Informacja dla wszystkich, którzy chcą kiedykolwiek otworzyć jakiś interes ze wspólnikiem. Jeśli zapewnia, że będzie lojalny i w porządku, na pewno będzie próbował was wydymać. Jednakże upór i chęć zrealizowania swojego marzenia spowodowała, że w końcu droga Darka skrzyżowała się z niejakim Bartoszem Panasem. Stało się to w odpowiednim miejscu i czasie. Ich owocna współpraca trwa do dziś. - Sprawia nam przyjemność obcowanie w tym świecie i zajmowanie się tatuażem. To nasze hobby, a my mamy tyle szczęścia, że możemy z nim powiązać naszą pracę. Nasza praca jest naszą pasją - zaznacza Darek.
nie w kierunku rysunku. Bartek: - W wieku 18 lat postanowiłem stawić czoła bestii i zrobić na sobie pierwszy obrazek. Mój pierwszy kontakt ze światem tattoo pozostawił wrażenie spotkania z unikalną kastą mistrzów tej nietuzinkowej sztuki. Jak większość miłośników tatuażu, zauroczył się tą formą zdobienia ciała i zaczął się tatuować. Jednocześnie w głowie zaczęła mu świtać myśl, żeby samemu spróbo-
wać sił w tej sztuce. - Przez dwa lata zdobienia własnego ciała, zacząłem poznawać tatuatorów, którzy, z hermetycznego grona mistrzów, okazali się zwykłymi ludźmi robiącymi na skórze piękne dzieła. Wtedy nieśmiały koncept o tym, że może i ja będę potrafił robić tatuaże, wydał mi się całkiem realny. Konsekwentnie dążyłem więc do tego, żeby kiedyś poczuć, jak to jest, kiedy pozostawiasz na
kimś obraz, który będzie mu towarzyszył przez cale życie. Zwłaszcza jeśli ta osoba będzie z niego zadowolona i nie będzie musiała obwiązywać go na plaży bandażami - mówi Bartek. Z początkiem 2005 roku rozpoczął swoje próby. Teraz przyrównuje je do pierwszej randki z wymarzoną dziewczyną. Bartek: - Początki były trudne, wręcz zniechęcające, ale moc żmudnych treningów na świńskich skó-
Bartek fascynował się tatuażem od dzieciństwa. Jego pasje rozwijały się jednostajTATTOOFEST 48
TATTOOFEST 49
rach, a później na „odważnych” znajomych, pozwoliła mi zgłębić tajniki tej trudnej sztuki.
W połowie 2006 roku Bartek postanowił wyjść z „podziemia” i dołączył do Gulestusa. Teraz chłopaki starają się „zaliczyć” jak najwięcej konwencji, które odbywają się w Europie. W 2007 byli w Mediolanie, Pradze, na krakowskim Tattoo Feście, w Szczecinie oraz w Berlinie. - Uważam, że bywanie na konwentach (nawet jeśli nie prezentujemy studia) jest bardzo ważne w pracy tatuatorskiej. Pozwala skonfrontować swoje dokonania z innymi, podpatrzyć prace zdolnych kolegów po fachu. Zawsze można się czegoś nauczyć i zaczerpnąć inspiracji, a także otrzymać porządną porcje energii do pracy i dalszego podwyższania sobie samemu poprzeczki - zauważa Bartek. - Choć inspiracje można czerpać ze wszystkiego, co nas otacza, a zwłaszcza jeśli jest to związane ze sztuką, nawet w luźny sposób, zarówno malarstwo, rzeźba, film jak i muzyka czy obserwowanie natury - dodaje tatuator. Ze świata tatuażu Bartek ceni sobie wszystkich, którzy wykazują wytrwałość w swoich poczynaniach, jednocześnie zachowując głód wiedzy na temat tej formy sztuki. Wymienia takie nazwiska jak Joshua Carlton, Zhivko, Boris za prace kolorem i za całokształt twórczości R. Hernandeza. - Wiem, że to taki trochę gazetowy oklepany banał, ale to jego prace najbardziej działają na moją wyobraźnię i zawsze z niecierpliwością czekam na jego kolejne wzory - mówi. W swoich pracach Bartek preferuje kolorowy realizm, który pozwala na eksperymentowanie i zabawę mieszaniem barw. Bartek: - Jest to wymagające, a wszystko, co wymaga ode mnie zaangażowania i ciężkiej pracy powoduje, że się rozwijam, a wraz ze mną moje umiejętności. TATTOOFEST 50
Plany studia na przyszłość to jeszcze więcej wyjazdów na konwencje. Na początek Łódź, Mediolan, Tattoo Fest, a potem kolejne. Gulestus nadal będzie kontynuował współpracę z firmą Granda. - I oczywiście najważniejsze: ciężka praca nad doskonaleniem warsztatu pracy Bartka - kwituje Darek.
Warszawa - Tarchomin ul. Strumykowa 40 D, lokal U1 tel. + 48 691 190 050 www.gulestus.pl
TATTOOFEST 51
Postanowiłem oprócz mojego cyklicznego marudzenia poświęcić cenne miejsce w naszym jedynym słusznym piśmie dla organizatorów Łódzkiego Festiwalu Tatuażu numero uno. Łódź głupim zbiegiem okoliczności jest białą plamą na mapie tatuażu w Polsce. Nadszedł wreszcie czas, żeby coś w tym dzikim, post fabrykanckim mieście zrobić. Dante: Na pierwszy ogień, chyba najbardziej podstawowe pytanie. Konwencja tatuażu w Łodzi... Skąd taki pomysł? Emilia Majchrowska: Tak naprawdę to znikąd. Inspiracją była krakowska konwencja tatuażu, zobaczyłam, co tam się wyprawia i od tego czasu męczyło mnie jedno: może zrobić coś takiego u nas? Skontaktowałam się Radkiem Błaszczyńskim, poprosiłam o pomoc i jakoś to wystartowało. Na początku zostaliśmy skutecznie ostudzeni, nie przypuszczaliśmy, że zabiera to tyle czasu, że trzeba dać czas wszystkim, którzy mieliby się pokazać. W miarę przygotowań entuzjazm wzrastał. W tej chwili nie wyobrażam sobie, żeby takiej imprezy nie było w Łodzi. D: Trochę szczegółów, czyli kiedy to, gdzie to? E.M.: Konwencja odbędzie się w dniach 16-17 lutego 2008. Zdecydowaliśmy się na taką datę, żeby nie kolidowała z innymi tego typu atrakcjami, żeby nikt nie musiał wybierać pomiędzy festiwalami. Dysponujemy bardzo dużym lokalem jak na łódzkie warunki. „Dekompresja” znajduje się przy ulicy Limanowskiego 200 oczywiście w Łodzi. D: Kilka słów więcej o lokalu? E.M.: Kiedyś mieściło się tutaj stare kino, dużo czasu zajęło nam zrobienie z tego miejsca lokalu z prawdziwego zdarzenia. Posiada świetną akustykę, która bardzo potrzebna przy koncertach. Jak widziałeś, mamy do dyspozycji dwa piętra, jest część barowa oraz sala koncertowa. Nasz klub to przede wszystkim organizator koncertów w Łodzi. Współpracowaliśmy z największymi gwiazdami ze sceny polskiej muzyki takimi jak Lady Pank, T.Love, Kult. Sam widzisz dzisiejszą bieganinę, mamy koncert zespołu Coma, ale zagrały u nas też zespoły występujące często za granicą np. Vader czy Behemoth. Stajemy na uszach, żeby wszystko grało i gwiazdy czuły się u nas komfortowo. Na dobre imię „Dekompresji” pracujemy już ładnych parę lat i nie możemy sobie pozwolić, żeby jakiś dziennikarzyna nas obsmarował, bo czegoś zabrakło. D: Wracając do konwencji, czy ktoś ze środowiska tatuatorskiego pomaga Ci w organizacji festiwalu? E.M.: Na pewno najbardziej pomaga nam Radek. Ma już doświadczenie przy organizacji takiej imprezy, wie, co jest niezbędne i jak to powinno się odbywać. Dzięki niemu to wszystko ruszyło z miejsca. Bardzo entuzjastycznie zareagowało również studio „Od Świtu do Zmierzchu”, w przypadku doradztwa możemy na nich liczyć.
TATTOOFEST 52
D:A co przewidzieliście dla wystawców i co będą mogli oglądać zwykli „śmiertelnicy”? E.M.: Staramy się, aby wystawcy czuli się jak najbardziej komfortowo, żeby wszystko odbyło się bez poślizgów. Żeby nie musieli siedzieć w kurtkach czy po ciemku. Pierwszego dnia Festiwalu zaplanowaliśmy after party dla wszystkich, żeby można było się bliżej poznać. Nie chcemy być w tym środowisku anonimowi. Między After Party a częścią konkursową zagra jedna kapela, a kto to będzie - niespodzianka. Dla zwiedzających przewidzieliśmy taniec z pochodniami, pokazy body paintingu, koncert łódzkich bębniarzy, wystawę fotografii oraz pokaz piercingu na żywo. Pewnie dojdzie coś jeszcze. D: Środowisko tatuatorskie jest hermetyczne, ciężko temu zaprzeczyć. Jak wygląda zainteresowanie salonów waszą imprezą, czy ciężko było przełamać ich opór do kogoś spoza branży? E.M.: Bywało z tym różnie... Na początku trafiliśmy na ścianę, nie mogliśmy przeskoczyć podziału na my, wy, sry. Postanowiliśmy osobiście wyruszyć do Szczecina i rozdać zaproszenia, to zostaliśmy zjechani za brak informacji szczegółowych. Postarałam się o jak największe nagłośnienie tej imprezy i z czasem już nie musiałam udowadniać, że nie jestem wielbłądem, choć zawsze się ktoś niezadowolony znajdzie, wszystkim nie dogodzisz. „Dekompresja” to nie pijalnia piwa na zadupiu, ale duży i znany lokal w Łodzi. Nie organizowaliśmy jeszcze czegoś takiego, ale pomagają nam osoby znane i posiadające doświadczenie. Z tego miejsca wielkie dzięki za zaufanie dla tych, którzy bez wahania wpisali się na listę wystawców. W tej chwili mamy już zamkniętą listę, jednak jeśli znajdą się spóźnialscy to wygospodarujemy miejsce. D: Kilka słów na koniec. E.M.: Możemy jedynie zaprosić wszystkich do odwiedzenia Łodzi w tych dniach i przekonania się, że my też potrafimy. Nie będziecie tego żałować! Naszym małym marzeniem jest, aby to była impreza cykliczna. Co będzie to się okaże. D:Serdeczne dzięki za rozmowę.
Rozmawiał Dante
P.s. Od siebie dodam jedynie, że kto się nie pojawi, tego niech gryzą psy. Myślę, że może się udać i wreszcie łódzka plama stanie się łódzką plamą z wypasionym festiwalem, a co! Zapraszam wszystkich.
TATTOOFEST 53
zać trud pracy tatuatora, oddać klimat panujący w studiu tatuażu oraz są ukłonem w stronę klienta, bez którego praca tatuatora byłaby niemożliwą - opisuje wystawę Wojciechowski.
Tatuatorska wystawa to naprawdę bardzo rzadka rzecz w Polsce. Dlatego, gdy dowiedzieliśmy się o projekcie Piotra Wojciechowskiego „Tatuaże. Rysunki. Szkice. Fotografie.”, od razu wiedzieliśmy, że musimy tam być, nie tylko jako gazeta, ale też jako ludzie związani z tatuażem i zainteresowani tą forma sztuki. Celem wystawy jest zaprezentowanie twórczego procesu od rysunku poprzez projekt aż do tatuażu. - Starałem się pokazać całą skalę zjawiska na podstawie różnych przykładów stylistycznych - mówi Piotr Wojciechowski.
Piotr Wojciechowski zajmuje się tatuażem od 1995 r. Początkowe zainteresowanie tym zjawiskiem szybko zmieniło się w pasję, która zdominowała jego życie. Dziś robi tatuaże, jest redaktorem naczelnym pisma o tatuażu oraz kolekcjonerem wszystkiego, co wiąże się z jego historią. - Tatuaż stał się medium, dzięki któremu nie tylko realizuję się jako artysta, lecz także wokół którego kręcą się moje ambicje i zainteresowania - mawia Wojciechowski. Ponieważ pasje Piotra nie są nam obce, czuliśmy, że pomysł oryginalnej wystawy nie może minąć bez echa. Niestety troszeczkę się zawiedliśmy. Ale zacznijmy od początku. Wystawa obejmuje zbiór prac, jakie Piotr wykonał na przestrzeni kilku ostatnich lat. - Ich wybór podyktowany był odgórnym założeniem ukazania skomplikowanego procesu powstawania tatuażu, będącego wynikiem inwencji twórczej tatuującego bądź wytatuowanego lub też obu naraz. Większość z zaprezentowanych prac posiada swoją ciekawą historię oraz dokumentację w postaci szkiców i rysunków. Zestawienie zdjęć tatuaży razem z ich rysunkową genezą oraz słowne komentarze dołączone do niektórych, mają za zadanie ukaTATTOOFEST 54
Brzmi super! Ale... Niestety jest ale, bo opis wystawy brzmi lepiej niż wygląda to w rzeczywistości. Nie chcę tu nikogo atakować ani zniechęcać do działania. Bardziej zależy mi na konstruktywnej krytyce i mam nadzieję, że tak właśnie zostaną odebrane moje uwagi. Osobiście uważam, że wokół wystawy został zrobiony zbyt wielki szum niż wydarzenie na to zasługiwało. Rozwieszanie plakatów na drugim końcu Polski informujących o imprezie, która po pierwsze odbywa się w niewielkim pomieszczeniu, po drugie w malutkim mieście jest lekką przesadą. Ja akurat znam Iłżę, bo pochodzę właśnie z tych rejonów, ale dla większości jest to po prostu „koniec świata”. O ile na otwarciu wystawy pojawiło się parę osób, kto zajdzie do maleńkiego muzeum w Iłży następnego dnia, za tydzień, za dwa tygodnie? Bo tyle ma tam trwać ekspozycja prac. Czy nie lepiej byłoby (takie pomysły obiły mi się o uszy) zrobić taką wystawę w jakimś studiu tatuażu lub w kilku po kolei? Wtedy więcej zainteresowanych zobaczyłoby prezentowane prace. Kolejnym minusem była zbyt mała ilość prac, na które nie starczyło miejsca. - Na wystawie brakowało ok. 10 serii zdjęć. Jedna sala nie mogła pomieścić wszystkiego, a druga zarezerwowana była na świąteczną wystawę - wyjaśnia Wojciechowski. I ostatnia uwaga, brak Andrzeja Jelskiego. Mimo iż wystawa trafiła do Iłży właśnie dlatego, że autor książki „Tatuaż” mieszka zaledwie 30 km dalej. Wojciechowski: - Jelski zadzwonił do muzeum dzień wcześniej, twierdząc, że jest chory. To nie było zależne ode mnie. Pomimo moich słów krytyki, które tu padły, sam pomysł wystawy jest dla mnie jak najbardziej trafiony. Tylko zastanawiam się czy został do końca przemyślany i dopracowany. Mimo to szacunek w stronę organizatora za sam pomysł i za doprowadzenie go do końca. Oby więcej takich inicjatyw. I mam nadzieję, że moje uwagi nikogo nie zniechęcą. Wręcz przeciwnie, zmobilizują do działania. Kaśka TATTOOFEST 55
Tomek należał do grona moich pierwszych znajomych, jakich miałem po przeprowadzeniu się do Ameryki. Z całej ekipy polskich przyjaciół długo bronił się przed tatuażem, choć praktycznie wszyscy wkoło wymiękali jeden po drugim. Ciężko być dziewicą lub prawiczkiem w towarzystwie, w którym obraca się jakiś sprytny tatuator. Nie wiem czy to normalne, ale tak to już jest... I przyznam się szczerze, że nigdy na tatuaż nikogo nie namawiam. Wręcz odwrotnie, jak widzę, że ktoś się waha, to staram się wręcz go odwieźć od nie do końca przemyślanej decyzji. Tomek to student etnografii i językoznawstwa na Montclair State University (NJ),
zdolny perkusista zespołów z klimatów okołometalowych. Gdy większość jego przyjaciół i członków kapel, w których się udzielał, padało jak muchy pod uderzeniami mych igieł, on nie mówił „nie”. Stwierdzał jedynie, że nie może znaleźć niczego, co by chciał mieć tak naprawdę wytatuowane. W końcu znalazł motyw, a jego dziewczyna z góry opłaciła mu tatuaż w prezencie na urodziny. Przez rok jeszcze się wahał, aż w końcu pokazał mi Ręce Boga, stary symbol pogański związany z wierzeniami plemion słowiańskich. Zapytał, czy mogę mu jakoś opracować to na tatuaż. Nie zdziwił mnie jego wybór. Znając kierunek jego studiów, zainteresowania i black metalowe fascynacje spodziewałem się jakichś akcentów podkreślających kulturową tożsamość.
Mam znajomego, którego pasjonuje zbieranie ciekawych staroci. Nie jest handlarzem antyków, traktuje to w kategoriach hobbystycznych, bez obracania w pieniądz słabości do historii. Przywracanie starych przedmiotów do poziomu używalności, czyszczenie i ponowne wydobywanie na światło dzienne tego, co z czasem utraciło swą funkcjonalność, oto prawdziwa pasja konserwatora śladów przeszłości. Najbardziej fascynującą częścią jego zbiorów są rodzinne pamiątki, relikwie po przodkach, prawdziwe dowody skomplikowanej i trudnej historii Polski oraz ziem śląskich: jeden z przodków służył w Werhmachcie podczas I wojny światowej, inny walczył w powstaniach śląskich, ktoś był w Granatowej Policji, ktoś zginął w lesie katyńskim, a jeszcze ktoś inny pływał w niemieckiej marynarce. Istny przekrój przypadków losowych wpleciony w zawirowania dziejowe XX w. Ojciec z kolei był dekoratorem i działaczem kulturalnym, pracował na kopalni oraz był malarzem-amatorem. Zachowało się po nim wiele bez-
cennych dla rodziny pamiątek oraz obrazów. Uzdolnienia plastyczne posiadał jeszcze inny przodek mojego kolegi, dziadek, ten który był marynarzem i pływał po świecie. Damian – tak ma na imię mój przyjaciel – pokazał mi kiedyś szkicownik swego dziadka z lat 30. XX w., który zachował się w wyśmienitym stanie i pełen był szkiców, projektów i notatek rysunkowych. Owe prace, wykonane piórkiem, cechowała biegłość w operowaniu narzędziem do rysowania, zdradzały duży talent. Po obejrzeniu szkiców Damian od razu stwierdził, że musi sobie kilka prac z tego szkicownika wytatuować. Uznałem to za bardzo dobry pomysł. To był czad. Pomyślałem wtedy nawet, że gdybym był w podobnej sytuacji, to pewnie też bym tak postanowił. Taki tatuaż miał swoją głębię, duszę, posiadał wątek osobisty oraz wypływał z indywidualnych pobudek, wzbogaconych dodatkowo refleksją na temat upływu czasu i spuścizny pozostawionej nam przez przodków. Z dużą radością przyjąłem to zlecenie. W miarę możliwości starałem się wiernie od-
TATTOOFEST 56
Pod symbolem chciał mieć dodatkowo wytatuowane starosłowiańskie hasło „sława”. Postanowiłem opracować to w bardzo prosty, wręcz prymitywny sposób, tożsamy ze słowiańskim klimatem. Jako teksturę pod symbol wybrałem drewnianą fakturkę o charakterze kory drzewnej, na której „wyryłem” Ręce Boga oraz wspomniany napis. Drewno wydało mi się jak najbardziej odpowiednim materiałem, w którym najczęściej wyobrażano przedstawienia i wizerunki związane z wierzeniami dawnych Słowian. Problemem jedynie okazała się czcionka, jaką należało użyć do napisu „Sława”. Cyrylica zupełnie Tomkowi nie odpowiadała, jako nie związana z kulturą dzisiejszych ziem polskich. Głagolica również nie wydawała się stosowna, pomimo iż obec-
na w kręgu kultury polskiej nijak się miała do pogańskiego charakteru wzoru. Wtedy wpadłem na pomysł, ażeby zastosować czcionkę bardziej współczesną, którą na przełomie lat 20./30. XX w. opracował Stach z Warty (Stanisław Szukalski), założyciel przedwojennej grupy artystycznej o nazwie Szczep Rogate Serce. Ten font miał bardzo ciekawy krój, nawiązujący do znaków runicznych, a ambicją twórcy było wypromowanie czysto polskiej czcionki. Litery Szukalskiego doskonale dopełniały charakter wzoru, zwłaszcza że sam Szukalski należał do grona artystów neopogańskich, co jak najbardziej odpowiadało Tomkowi. Myślę, że ostateczny efekt okazał się bardzo dobry, należycie oddający charakter oraz przesłanie, na którym zależało mojemu klientowi.
dać charakter oryginalnych szkiców dziadka, igłą do tatuowania naśladując ślad piórka pozostawiony na papierze.
TATTOOFEST 57
Korzenie krakowskiej sceny tatuażu sięgają początków lat 90-tych. Pierwsze studio powstało około 1992 roku. Założyli je wspólnie Jacek i Mirek Szczota. Studio nazywało się Joker i mieściło się przy ul. Studenckiej. Z powodu zmiany administratora, w pewnym momencie swojej działalności Joker zmuszony był przenieść się na ul. Koletek vis a vis komi-
Szpitalna 20:
Kult
TATTOOFEST 58
Floriańska 36:
Loco Tattoo
Papież przy pracy
Kult-owa rodzinka
maszynkę sięgnął pięć lat temu. Ma za sobą pracę w Prick Tattoos w Londynie i w Black Dragon w Bydgoszczy. Do ekipy Kultu należą jeszcze Aga, Lidka i Ela, dziewczyny zajmujące się robieniem warkoczyków i przedłużaniem włosów oraz Ola, która najlepiej orientuje się gdzie, co i jak. Kult przez te sześć lat niesamowicie
poszedł naprzód. Z małej klitki przeniósł się do przestronnego pomieszczenia. Jednoosobowa ekipa powiększyła się kilkukrotnie. - Jest ogromna przepaść między tym, co robiliśmy parę lat temu, a tym co robimy teraz - podkreśla Radek. Od 2006 roku Kult jest organizatorem cyklicznej międzynarodowej konwen-
Paweł, „Loco Tattoo”
Floriańska 30:
Obsesja Tattoo
cji tatuażu w Krakowie. Pierwsza edycja Tattoo Festu odbyła się w 2006 roku. Do Krakowa zawitało wtedy blisko 30 tatuatorów z całej Polski. Impreza udała się, o czym świadczy zadowolenie uczestników i organizatorów oraz przychylne opinie po imprezie. W kolej-
Dave, „Kult”
Swoją wędrówkę po krakowskich studiach zaczynam od tego najbardziej zaangażowanego nie tylko w lokalną, ale też w ogólnopolską i zagraniczną scenę tatuażu. Studio Kult istnieje na mapie Krakowa od 2001 roku. Założyła je Ania Kudelska (dziś Błaszczyńska ;), która wcześniej pracowała jako piercerka w studiu Szczoty (dwa lata) i w studiu przy ul. Filipa (rok). W końcu postanowiła założyć Kult, który początkowo mieścił się w małym lokalu przy ul. Pijarskiej. Przez trzy lata Ania pracowała sama: przekłuwała i tatuowała. W 2004 roku w prowadzenie Kultu zaangażował się Radek Błaszczyński. Wtedy też do studia trafił tatuator Paweł Lewicki (wcześniej dwa lata prowadził własne studio), a Ania skupiła się głównie na kolczykowaniu. Rok później studio zaczęło pojawiać się na konwencjach i zdobywać pierwsze nagrody. Na początku 2006 Kult przeniósł swoja siedzibę do ekskluzywnej „Kamienicy Pod Słońcem”. Po kilku miesiącach do ekipy dołączył Dawid i na kilka miesięcy Bartek. W tym samy roku Lewy postanowił wyjechać z kraju. Obecnie tatuuje w Snakebite w Dublinie. Jego miejsce zajął Muras. Od tamtej pory ekipa pozostaje bez zmian. Dawid zajmuje się tatuowaniem od czterech lat. Wcześniej pracował w Londynie i w Czas Tattoo w Toruniu. Muras pierwszy raz po
Papież. Poprzez domowe tatuowanie oraz studio pani Krystyny Papież trafił do Robsona. Tam robił wzory trzy lata, po czym postanowił otworzyć własne studio. Loco Tattoo istnieje od 2005 roku. W studiu tatuują dwie osoby: Paweł oraz jego narzeczona Ula, która od roku uczy się sztuki zdobienia ciała. Oboje specjalizują się w cieniach i czerniach, jak mówią: wzorach „a la Hernandez”. Rzadziej biorą się za kolory, na które nie mają zbyt wielu chętnych. W 2008 roku Paweł przymierza się do kilku konwencji, także międzynarodowych.
Idąc dalej ulicą Szpitalną w stronę dworca, potem Pijarską (po drodze mijałam budynek, w którym dawniej miesił sie Kult) dochodzę do ul. Floriańskiej, gdzie obecnie są aż cztery studia tatuażu. Pod numerem 36 przy najsłynniejszym krakowskim deptaku, znajduje się studio Loco Tattoo, gdzie tatuuje Paweł vel.
Tatuatorzy „Obsesji”: Grzesiek i Adam
Szczypta historii
sji wojskowej. - Dzięki temu wybawiliśmy parę osób od wojska - żartuje Jacek. Po jakimś czasie studio wróciło na ul. Studencką w to samo miejsce, w którym zostało założone. To tam pojawił się Jacula, młody tatuator, który uczył się sztuki zdobienia ciała pod okiem Szczoty i Jacka. Potem drogi tatuatorów się rozeszły. Jacek wyjechał na pół roku do Londynu. Po powrocie otworzył studio przy ul. Grodzkiej 50, które teraz należy do Ani Balachowskiej. Jacek ponownie opuścił kraj, tym razem na dziewięć lat. Niedawno wrócił. Obecnie pracuje w Robtattoo. W międzyczasie pojawiały się też inne studia. Z najbardziej znaczących, o których warto wspomnieć to istniejące przez kilka lat studio na ul. Krowoderskiej (tatuowali w nim m.in. Lenon i Kielich) oraz studio na ul. Lea założone na początku lat 90-tych i istniejące ok. 10 lat.
Muras, „Kult”
Ruszyłam więc szlakiem krakowskich studiów. Z tego co się dowiedziałam, zaglądając w każdy zakamarek, w kulturalnej stolicy polski jest też bardzo wielu domowych tatuatorów. Jednego z nich zapytałam, dlaczego woli pracować w domu. - Tatuowanie jest dla mnie sztuką nie zawodem. W studiu trzeba wykonywać określone wzory, pieczątki, a w domu robię swoje. To, co lubię - mówi Norman, który 2,5 roku pracował w Obsesji; teraz tatuuje w domu.
Dave, „Kult”
Kolejny raport i kolejne miasto. Tym razem odwiedziliśmy studia pod Wawelem. Wszystkie działające zakątki tatuatorskie znajdują się praktycznie na trzech ulicach w samym sercu Krakowa: Floriańskiej, Szpitalnej i Grodzkiej. W tak dużym mieście nie da się oczywiście uniknąć tatuatorów wykonujących swoje rzemiosło przy salonach fryzjerskich lub kosmetycznych, ale tego typu miejsca nie za bardzo nas interesują.
KRAKÓW
Muras, „Kult”
RAPORT
nym roku, w maju 2007, na drugiej edycji prezentowało się ponad 50 studiów tatuażu z całego świata. Najwięcej było tatuatorów polskich, ale byli też przedstawiciele z USA, Japonii, Słowacji, Niemiec, Austrii, Francji, Rumunii i Anglii, co znaczy, że pierwsza edycja imprezy odbiła się szerokim echem, nie tylko wśród Polaków. Od kwietnia 2007 roku Kult zaczął też wydawać „TattooFest”, który właśnie czytacie, polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże. Dzięki temu piszę ten raport :) Ekipa Kultu wniosła i wnosi nadal ogromny wkład w polską, a tym samym w krakowską scenę tatuażu.
I idziemy dalej. Jeszcze nie zdążyłam dobrze wyjść na ulicę, a już muszęwejść w kolejną bramę. Na końcu podwórka czeka na nas Obsesja. TATTOOFEST 59
Graff Tattoo Po
Archie, „Graff Tattoo” Archie, „Graff Tattoo”
Tatuatorka Ania i piercer Marcin Specjalność Ani - kot Pluton ;)
Kończy się ulica Floriańska, więc wkraczam na płytę Rynku Głównego. Przeciskając się przez tłumy turystów i stada gołębi, docieram do ulicy Grodzkiej. Na samym początku wchodzę na I piętro. Tam w przestronnym studiu witają mnie Ania i Marcin (swoją droga mój krajan). Dawniej był w tym miejscu Li-
Grodzka 32:
Od dwóch lat Graff uczestniczy w konwencjach, z których czasem przywozi trofea. Praca tatuatora została doceniona m.in. na krakowskim Tattoo Feście oraz na konwencji w Pradze.
miłej rozmowie z Anią i powspominaniu rodzinnego miasta z Marcinem czas ruszać dalej. Przy Grodzkiej 32 znów wkraczam w bramę. Przyjemnym wnętrzem wita mnie Graff Tattoo. Studio powstało w 2000 roku. Założyła je Renata vel. Ruda. Początkowo Graff znajdował się przy ul. Grodzkiej 2. Po pięciu latach przeniósł się na Grodzką 30. - Potrzebowaliśmy większego pomieszczenia, w lepszym standardzie - mówi Ruda. Od samego początku w studiu tatuuje Archie. Wcześniej robił wzory w domowym zaciszu. Archie kocha kolor. Najbardziej lubi wykonywać wzory realistyczne.
Grodzka 50:
Tattoo-Tatu
Szlak krakowskich studiów dobiega końca. Kilkanaście metrów dalej odwiedzam ostatnie studio, z którym mam Aga, „Tattoo-Tatu”
Robson nie znosi old schooli. - Specjalizuję się w rzeczach, które mi wychodzą - mówi. Woli czernie i szarości niż kolory. Jacek lubi robić portrety. Obaj zgodnie przyznają, że nie lubią konwencji. - Być dwa razy w życiu na konwencji to o jeden raz za dużo - mówią. Robson: - Siedzenie w tym tłumie i huku, to żadna przyjemność. Swoich zamierzeń artystycznych i tak nie zrealizuję na konwencji. Warto wyjeżdżać na takie imprezy, jak ma się już nazwisko. W Robtattoo pracuje jeszcze piercer Rotten oraz Katarzyna, żona Robsona, która pomaga w prowadzeniu studia.
Ania, „Aniatattoo”
Robson, „Robtattoo”
Robtattoo
Robert, właściciel studia „Robtattoo” i tatuator
Mario, „Royal Art-Tattoo”
Floriańska 16:
Robson, „Robtattoo”
Wychodząc z budynku nr 30, wystarczy przejść zaledwie kilkanaście metrów w stronę Rynku Głównego, by wkroczyć do najstarszego w tym momencie studia w Krakowie - Royal Art-Tattoo. Miejsce to powstało w 1995 roku z inicjatywy pani Krystyny i jej wspólnika. - Przez studio przewinęło się parę
Od 2000 roku w studiu tatuuje Mario, który pierwszy tatuaż zrobił w ósmej klasie szkoły podstawowej. Od tamtej pory, czyli przez 12 lat, nieprzerwanie tatuuje. - Najbardziej lubię demoniczne wzory i naturę, oczywiście w kolorze. Nie za bardzo lubię szarości - mówi tatuator. Kolczyki od początku robi pani Krystyna.
Kilka metrów dalej kolejna brama. Pod numerem 16 znajduje sie Robtattoo. Robson, właściciel studia, pierwszy tatuaż wykonał jak miał 18 lat. - To było tatuowanie, które dziś trudno nazwać tatuowaniem - mówi. Dopiero po kilku latach zaczął działać w studiach. Pierwsze było u pani Krystyny. Po trzech latach założył własne. Robtattoo powstało w lutym 2002 roku. Na początku tatuowały w nim trzy osoby: Robson, Paweł Papież i Kamil Mocet. W 2004 od ekipy odłączył się Mocet - wyjechał do Londynu, a rok później Papież otworzył własne studio. Robson był jedynym tatuatorem do września 2007 roku. Wtedy to pojawił się Jacek, który powrócił ze Stanów po dziewięciu latach wojaży. - To Robert zachęcił mnie do powrotu - przyznaje Jacek.
zard, który po trzech latach działalności na Szewskiej, w 2006 przeniósł się na Grodzką 2. Założycielem Lizarda był Wojtek. W studiu tatuowała jego żona - Ania. - Zaczynałam pracę na profesjonalnym sprzęcie. Mój mąż kupił mi go jeszcze nim zaczęłam tatuować. Zawsze dużo rysowałam, więc chciałam spróbować robić wzory na skórze. Najpierw przez trzy lata (od 2000 roku) tatuowałam w domu, potem w Lizardzie - wspomina Ania. Wraz z rozpadem małżeństwa, rozpadła się też współpraca. W styczniu 2007 właścicielką studia została Ania. Zmieniła jego nazwę na Aniatattoo. Ania bardzo lubi tatuować kolorowe postacie z kreskówek. Marzy o tym, by częściej trafiali jej się klienci, którzy dadzą jej wolną rękę, dla których będzie mogła zaprojektować coś specjalnego. Tatuatorka nie jeździ na konwencje, ponieważ nie ma możliwości: zajmuje się dzieckiem i nie jest zmotoryzowana. - Łączę obowiązki kury domowej z prowadzeniem studia i tatuowaniem - przyznaje Ania. Marcin vel. Dokotr X zajmuje się w studiu piercingiem.
Archie, tatuator „Graffa”
Mario przy pracy
Adam, „Obsesja Tattoo” Grzesiek, „Obsesja Tattoo”
RAPOR KRAKÓW
Floriańska 22:
TATTOOFEST 60
Aniatattoo
osób, które teraz działają gdzieś dalej. Był Robson, był Jacek Kubicki, było kilku przejściowych tatuatorów - wylicza pani Krystyna.
Powstała we wrześniu 2006 roku. Właścicielką jest Joanna Maślak, która obecnie przebywa za granicą. Studiem zajmuje się Mateusz. W Obsesji tatuują dwie osoby: Adam i Grzesiek. Adam robi tatuaże od czterech lat: trzy lata w domu, rok w obecnym miejscu. Wykonuje małe, kolorowe wzory. Większe projekty przypadają w udziale Grześkowi, który zajmuje się zdobieniem ciała od 12 lat: pierwsze 10 w domu, potem w mniej znanych studiach. W połowie stycznia wyjeżdża na pół roku do Hiszpanii, aby zdobyć fundusze na otworzenie własnego studia.
Royal Art-Tattoo
Grodzka 2:
TATTOOFEST 61
www.tattoo.biz.pl
Loco Tattoo
ul. Floriańska 36 tel. +48 421 07 18, 889 198 484
www.locotattoo.pl
Aga, „Tattoo-Tatu”
Tattoo & Piercing Obsesja
ul. Floriańska 30 tel. +48 012 432 08 08, 516 536 898
www.obsesjatattoo.pl
Studio Tatuażu Royal Art-Tattoo ul. Floriańska 22 tel: +48 012 421 11 53
www.tattoo.and.pl
Studio Tatuażu Robtattoo ul. Floriańska 16 tel. +48 012 429 17 12
www.robtattoo.com.pl pewne wspomnienia. To tam zrobiłam siedem lat temu swój pierwszy tatuaż. Wykonał go Lenon. Po schodkach wkraczam więc do studia Ani Balachowskiej, która jest jego właścicielką od lutego 1998 roku. Tatuatorów było przez te lata kilku: Jacek Dunal, Lenon od 1999, a od 2003 roku Aga, absolwentka krakowskiego ASP na wydziale grafiki. Jej ulubiony styl to old school, japonia, cieniowane portrety. Studio brało udział m.in. w krakowskim Tattoo Feście oraz w konwencji berlińskiej. Ania zajmuje się prowadzeniem studia i przekłuwaniem. Ponieważ ma podwójne obywatelstwo, często wyjeżdża do stanów na różne kursy i szkolenia. Tam też uczestniczyła w kilku amerykańskich konwencjach. Oprócz Ani, w studiu kłuje też Arleta. Szlakiem krakowskich studiów podążała Kaśka
TATTOOFEST 62
Studio Tattoo-Tatu ul. Grodzka 50 tel. +48 012 421 53 99
tattoo-krakow.com
Studio Tatuażu Graff
ul. Grodzka 32 tel. +48 500 361 390, 514 524 626
www.grafftattoo.pl
Aniatattoo
ul. Grodzka 2 www.photoblog.pl/aniatattoo
www.myspace.com/ aniatattoo
RAPORT
ul. Szpitalna 20-22 tel. +48 502 045 009, 605 967 082, 012 429 14 52
KRAKÓW
Ania Balachowska
Pracownia Tatuażu Artystycznego i Kolczykowania Kult
Tofi „Art. Line” Rybnik
Ricardo „Skullmaster” Wrocław
„Tat Studio” Gdańsk
TATTOOFEST 64 TATTOOFEST 65
Krzysiek Szymeczko „Symptom” Nowy Targ
Ricardo „Skullmaster” Wrocław
Zappa „Nightliner” Berlin
Kosa „Art. Line” Rybnik
Joanna Dzidt “Prykas” Rybnik
Bartek „Barttattoo” On The Road
“Azazel” Milanówek
“Panoptikum” Piotrków Trybunalski
TATTOOFEST 66 TATTOOFEST 67
“Anabi Tattoo” Szczecin
Bartek „Barttattoo” On The Road
Marzan „Sauron” Ruda Śląska
“Azazel” Milanówek
“Azazel” Milanówek
TATTOOFEST 68 TATTOOFEST 69
“Wolf” Szczecin
“Ultra Tattoo” Wrocław
Leszek Jasina “Gonzo” Szczecin
“Ania Tattoo” Kraków
“Azazel” Milanówek
“Cliffs Tattoo” N.Y. USA
www.artline-tattoo.com
ART-LINE
STUDIO TATUAŻU ARTYSTYCZNEGO I KOLCZYKOWANIA
UL. GLIWICKA 10, 44-200 RYBNIK