Biuletyn grudzień 2014

Page 1

BIULETYN Ambasada RP w Santiago de Chile

¿Hablai chileno? 100 LAT EWY ODACHOWSKIEJ

Condi: słodki fragment historii


WSTĘP

KIEDY DESZCZ PRZESTAJE PADAĆ

K

iedy deszcz przestaje padać jesteśmy pewni, że coś się skończyło i że jednocześnie coś się zaczyna. Powietrze jest wtedy czyste, pachnie wodą, kontury świata wydają się ostrzejsze niż zwykle. Myślę w takiej chwili o przemijaniu. Trzymam w ręku zeszyt znaleziony na dnie szafy. Zeszyt jednego z księży Polskiej Misji Katolickiej w Chile. Zeszyt, w którym pisze o Polakach w Chile, począwszy od lat 60. Najpierw starannie, dokładnie, obszernie, potem coraz mniej, aż wreszcie zostają tylko nazwiska, puste strony, niedopowiedzenie. Nieaktualne adresy, skreślone numery telefonów, adnotacje „zmarł”, „wyjechał”, „Australia”, „Peru”… Wystarczy zmrużyć oczy, żeby usłyszeć przeszłość. Dźwięk syren statków w porcie w Valparaiso, na których emigranci docierali do Chile, tembr ich pierwszych niepewnych rozmów na nowej ziemi, hałas portowej knajpy, pierwsze odgłosy nieznanego miasta… Niedawno pożegnaliśmy kilku z nich. Tych których historia XX wieku wyrzuciła na brzeg Chile. Raula Nałęcz-Małachowskiego, Michała Kurasza, wcześniej Jerzego Jannasza. Podobno w spojrzeniu duchów widać cały świat. Mam cichą nadzieję, że teraz będą się nami opiekować.

Aleksandra Piątkowska Ambasador RP w Chile

2


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

SPIS TREŚCI 4-9

Condi: słodki fragment historii

10-11

Raul Nałęcz-Małachowski (1916-2014)

12-16

¿Hablai chileno? Franciszek Sidor

18-20

Wiem, że jem Karolina Bodych

22-23

„Araukana” po Polsku

24-29

100 lat Ewy Odachowskiej

30-33

La Serena Jaime Pozo Cisternas

34-35

Masa pozytywnej energii Criss Sandoval

Anna Kowalczyk (teksty, layout, skład) anna.kowalczyk@msz.gov.pl

36

List do redakcji

Zdjęcie na okładce: André Perez Retes

37

Chile o Polsce i Polakach

38-39

Biblioteka czeka Recenzje Miriam Krawczyk

Mar del Plata Providencia-Santiago tel (0056-2) 2 204 12 13 Santiagodechile.embajada@msz.gov.pl

40-41

Nieważne gdzie jestem Joanna Pawlikowska

42-45

Kupię, zjem, poszukam

Wydawca Ambasada Rzeczpospolitej Polskiej w Santiago de Chile Zespół: Jacek Piątkowski (redaktor naczelny) jacek.piatkowski@msz.gov.pl

http://santiagodechile.msz.gov.pl https:twitter.com/PLenChile http://www.facebook.com/ambasadachile

46-54

Modelka i fotograf

55

Zenek

3


POLONIA

CONDI SŁODKI FRAGMENT SANTIAGO

O

d razu po wejściu do kawiarni Condi bezwiednie zaczynamy się uśmiechać. Zawsze tak jest kiedy stajemy przed wyborem słodyczy, między wielością ich aromatów, kolorów i kształtów. To właśnie słodycz, obok zamówionej kawy czy herbaty, jest dla każdego miłym przerywnikiem dnia. Trudno ocenić co będzie najlepszym wyborem, pyszny kuchen (popularny chilijski deser – przyp. red.), mieszanka ciastek, czy może pudełko czekoladek, udekorowane przez Soledad, żonę Artura Kurasza Zajączkowskiego, współwłaściciela lokalu. Na największych łasuchów czekają torty z owocami i polewą, które po prostu rozpływają się w ustach. Kawiarnia Condi to dziś miejsce z prawie 70-letnia tradycją, której wspólnym mianownikiem przez te wszystkie lata jest jakość. W menu znajdują się nie tylko słodycze (można tu zjeść m.in. pierogi), ale to właśnie one są tak bardzo charakterystyczne dla tego miejsca. Miejsca, które od podstaw tworzył Michał Kurasz, ojciec Artura. O jakim marzył być Trudno ocenić co może już w chwili, kiedy schodził ze statku w porcie będzie najlepszym w Valparaiso, do którego przypłynął w 1949 r. Obaj wyborem, pyszny czerpali inspiracje z nieprzebranych tradycji cukierni europejskich. I taka właśnie jest Condi. To kuchen... mieszanka malutki fragment Europy, który stał się częścią tak ciastek, czy może pudełko czekoladek... gigantycznej metropolii jaką jest dziś Santiago. Condi na początku to był tylko sklep ze słodyczami. Dzięki konsekwencji, uporowi i ciężkiej pracy Michała Kurasza, wkrótce przeistoczył się w cukiernię, a potem kawiarnię z prawdziwego zdarzenia. Jego syn Artur, po studiach w Szwajcarii i Niemczech, efektownie rozwinął biznes, wprowadzając zmiany w menu, twórczo nawiązując do tradycji tego miejsca. Dziś sam zarządza Condi (Michał zmarł jesienią br.) i często można spotkać go w lokalu. Samemu przekonać się z jakim oddaniem i pasją prowadzi kawiarnię, jedno z najbardziej charakterystycznych i oryginalnych miejsc w całej dzielnicy Ñuñoa. Wpadnijcie kiedyś na Irarrazaval 2370. Nie będziecie żałować. André Perez Retes - zdjęcia Erika Pasten – postprodukcja fotografii Carina Sanchez Cuzzi – redakcja tekstów Maciej Polz – realizacja, pomysł Jacek Piątkowski – koncepcja materiału

4


5


POLONIA

Matias wspomina jak niezliczoną ilość razy przychodził tu wybierać ciasta ze swoją babcią. Zdarzało się też, że zostawali potem w cukierni jeszcze kilka godzin długo rozmawiając. Babcia i wnuczek. Nigdy nie przypuszczał, że wiele lat później wróci w to samo miejsce z inną kobietą, z Anną. Ona, tak samo jak twórca dzisiejszego Condi, pochodzi z Polski. To zupełny przypadek, który stał się pretekstem do rozmów, wspólnego próbowania polskich dań i słodyczy, które kuszą w cukierni w Ñuñoa. Między innymi pierogów. Może najlepszych w Santiago?

Mieszkam tu od dwudziestu lat, spaceruje tymi samymi ulicami. Żyję spokojnym życiem, którego częścią stało się Condi. Za każdym razem spotykam się tu z wyjątkową sympatią. Jedna kawa w poniedziałek, druga w połowie tygodnia i koniecznie jeszcze jedna w piątek. Wtedy rytuałowi staje się zadość. Zapominam wtedy o samotności, którą czuje, gdy nie mam czasu wstąpić do cukierni. 6


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Katharina i Viviana są sąsiadkami. Odkryły Condi gdy przeprowadziły się do dzielnicy Nunoa, blisko pięć lat temu. Przyznają, że od tego czasu to jest ich „drugie”, poza domem, miejsce - przestronne, ciche, z serdeczną obsługą. Tutaj mają okazję do długich rozmów, a dzięki nim ich przyjaźń staje się silniejsza. Często to właśnie rozmowa pomaga im znaleźć rozwiązanie w trudnych życiowych sytuacjach.

Alicia często opowiada swoim przyjaciółkom, jak ważny jest dla niej czas, który może poświęcić na przeczytanie gazety i zjedzenie ”świetnego musu jabłkowego w miejscu tak przyjemnym jak Condi”. Teraz gdy przeszła na emeryturę, spędza każdy poranek w tym miejscu. Miejscu do którego często zaprasza rodzinę. Gdy jej bratankowie z Niemiec przyjeżdżają w odwiedziny, to właśnie w Condi spotykają się żeby napić się ulubionej kawy i podzielić się nieopowiedzianymi jeszcze historiami. 7


POLONIA

“Ponad sześćdziesiąt pięć lat temu ja i moi koledzy w trakcie przerw w szkole przebiegaliśmy przez ulicę Irrarazaval, aby dotrzeć do cukierni, gdzie pan Michał stał za ladą z ptysiami. W tamtych czasach te ciastka smakowały nam najbardziej. Wtedy Condi była dużo mniejsza, nie błyszczała tak jak dziś”, opowiada Patricio. Jego żona wspomina jak wraz z upływem czasu cukiernia powiększała się, nie tracąc jednak niczego ze swojego przytulnego klimatu. Trzy dekady temu ona też przychodziła po słodycze do Condi po skończeniu lekcji jako nauczycielka w orkiestrze w Domu Kultury Ñuñoa (wcześniej Szkole Muzycznej). „Teraz przychodzimy tutaj codziennie. W naszym domu nie mamy ani imbryka ani filiżanek. Nasze śniadanie zaczyna się właśnie tutaj.” – dodaje Patricio.

„Bywamy tu minimum cztery razy w tygodniu” – zgodnie twierdzą Patricia i jej przyjaciel. Nasze relacje z przyjaciółmi stają się trwalsze wraz z każdym zjedzonym tu obiadem. – dodają ze śmiechem. To dla nich chwila odpoczynku od codzienności. Niemal jak nagroda po ciężkim dniu pracy. 8


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Rodzina Kurasz贸w (od lewej): Sofia, Arturo (junior), Soledad, Arturo i Victoria

9


POLONIA

RAUL NAŁĘCZ-MAŁACHOWSKI (1916 – 2014) Namalował swoje życie. Malował kolorowe życie nocne Valparaiso, malował szarość gehenny wojny w Polsce. Wspominając go łatwo popaść w patos – usłyszeliśmy podczas jego pogrzebu w Santiago. To prawda. Po prostu szkoda, że go nie ma. To bardzo trudne…

Autorem fotografii i wierszy haiku jest jego długoletnia przyjaciółka Zofia Krzemińska. Wspomnienia Raula Nałęcz- Małachowskiego można przeczytać na stronie Ambasady RP w Santiago - http://santiagodechile.msz.gov.pl/ pl/informacje_konsularne/polonia_w_chile/nafali/

10


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

reminiscencje okruchy codzienności *** to była bardzo dobra rozmowa bez słów *** jutro albo pojutrze przeczytam, poprawię moje życie

27 sierpień seria żydowska robi się, robi jeszcze mam dziesięć dni *** po nieprzespanej nocy, teraz pamiętam choć dawno uciekło z głowy - szaławiła – *** jarzynki, kurka sam zrobiłem rosół przyjdź Charlie strzygą uszka drgają łapki senne krajobrazy *** mrożona kawa stolik w Bovary przecina smuga słońca

11


ZOBACZ W CHILE

¿HABLAÍ C IL NO? „Mój pololo jedzie micro, a w kieszeni nie ma nawet luki, co za weon.” – o niuansach i różnicach językowych, pisze Franciszek Sidor, prawnik, od stycznia 2013 r. w Chile.

W

Chile mówi się po hiszpańsku. Trzeba jednak pamiętać, że hiszpański jest językiem urzędowym w około dwudziestu krajach, a w kilkunastu kolejnych jest również używany. Nie może więc dziwić, że w każdym z tych krajów mówi się trochę inaczej i każdy ma swoje, odmienne słownictwo. Nie inaczej jest też w Chile. W hiszpańskim mówionym w Chile istnieje mnóstwo słów pochodzących z języka Mapuczów (Indian mieszkających na terytorium Chile), wywodzących się ze slangu młodzieżowego, mających swoje korzenie w innych językach albo słów które pojawiły się przez językowe nieporozumienia lub błędy. Chce pokazać kilka najbardziej typowych „chilenizmów”, słówek tak rozpowszechnionych że bez ich znajomości czasem trudno się porozumieć. Oto kilka z nich.

To głupi gość, stary El huevón (huevona w rodzaju żeńskim) lub niepoprawnie weon (a) – słowo-wytrych w Chile. Ma wiele zastosowań. Podstawowe znaczenie tego słowa jest pejoratywne i oznacza „głupi, głupek”. Słowo używane w wielu krajach Ameryki Południowej, w Chile chyba jednak najbardziej rozpowszechnione. Poza podstawowym obraźliwym znaczeniem, huevón oznacza także „stary, kumpel” w rozmowie z bliskim znajomym. Może oznaczać także „gość, koleś, typ” jako kolokwialne odniesienie się do trzeciej osoby. Jakież było moje zdziwienie gdy pewnego razu moja żona zaczęła opowiadać mi jakąś historię z pracy i jako przerywnika zaczęła wtrącać huevón...! Używała tego słówka zupełnie bezwiednie, zaaferowana własną opowieścią, tak jak czasami my w polskim używamy słowa „nie” albo „prawda” na zakończenie zdania. Alfredo Matus, dyrektor Chilijskiej Akademii Języka, żeby zobrazować jak wiele znaczeń może przybierać słowo huevón podaje przykład zdania „El huevon huevon, huevon”. Jest to zdanie jak najbardziej poprawne i oznacza mniej więcej „To

głupi gość, stary” (!). Tak więc słówko to jest niezwykle użyteczne w jeżyku chilijskim, ale i niebezpieczne dla obcokrajowców, gdyż nigdy nie wiemy, mówiąc huevón, czy nasz rozmówca nie poczuje się obrażony. Lepiej chyba więc unikać jego nadmiernego używania.

Pytam, ale nie jestem zainteresowany ¿Como estaí?- W Ameryce Południowej wykształciło się zjawisko voseo, to znaczy zwracania się w do znajomej osoby, w sposób kolokwialny, w drugiej osobie liczby mnogiej. Na przykład (vos hablaís , vos estaís, vos entendeís - wy mówicie, wy jesteście, wy rozumiecie) zwracając się do innej, pojedynczej osoby . W Chile zjawisko to także jest obecne. Dawniej osoby z niższych klas społecznych w Chile nie wymawiały końcówki czasowników zakończonych na –eís w drugiej osobie liczby mnogiej. Na przykład zamiast mówić veis (widzicie) wymawiali vis, zamiast comeis (jecie) - comís. Następnie zwyczaj ten przeniósł się inne koniugację czasowników. I tak na przykład mówiło się hablís – „rozmawiacie” zamiast hablaís, juntís – „zbieracie, gromadzicie” zamiast juntais. Ponadto w hiszpańskim chilijskim powszechne jest „s” nieme w końcówce słowa. Tak więc mówiło się „hablí”, „juntí”, „ví” itd. Drugiej osoby liczby mnogiej w Chile (jak i w innych krajach Ameryki Południowej ) już się nie używa, jednak nawyk zwracania się do znaW CHILIJSKIM jomej osoby zwracając się per vos pozostał. I ISTNIEJE WIELE tak w Chile voseo przySŁÓW jęło się z języka ludzi WYWODZĄCYCH prostych i obecnie jest używane powszechnie SIĘ Z JĘZYKA w mowie kolokwialnej. MAPUCZÓW Często usłyszymy gdy ktoś nas pyta ¿Como 12


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

„It's on” Konrad Somelinski, Galeria Leto, fot. Bartosz Gorka WGW.

estaí? Czy ¿Hablaí español?. Jest to jednak wciąż mało elegancki sposób zwracania się drugiej osoby i jak mówi moja żona, gdy ktoś się pyta ¿Como estai?, tak na prawdę w ogól nie jest zainteresowany tym, jak się masz.

Natrętny narzeczony El pololo, la polola - chłopak, dziewczyna w znaczeniu para, narzeczony. Słówka typowo chilijskie, pochodzi z mapondungu czyli języka Indian Mapuczów i oznacza gatunek niewielkiego, latającego owada. Znaczenie przenośne tłumaczę sobie tym, iż owad ten jest bardzo natrętny i nie daje spokoju zupełnie tak jak narzeczony lub narzeczona. Jak napisałem we wstępie, w chilijskim istnieje wiele słów wywodzących się z języka Mapuczów. Na przykład el cahuín, oznacza plotkę, zamieszanie, i wzięło się od słowa indiańskiego oznaczającego zgromadzenie na którym spożywało się alkohol i podczas którego dochodziło do wielu nieporozumień, kłótni, zamieszania. Inne popularne słówka wywodzące się z mapundungu to na przykład quiltro (kundelek), guata (brzuch), chacra (działka, kawałek gruntu), pilucho (nagi) i wiele, wiele innych.

W tajemnicy przed żoną Las once to zwrot typowy w Chile i oznacza posiłek spożywany późnym popołudniem lub wieczorem powinien składać się z chleba z jakimś dodatkiem i herbaty. Całkiem dokładny odpowiednik polskiej kolacji. Pochodzenie tego zwrotu jest bardzo ciekawe. Once oznacza dosłownie „ jedenaście”. Jest

wiele teorii próbujących wytłumaczyć metaforycznie znaczenia tego słowa. Jedna z najbardziej popularnych wersji mówi o tym, iż dawniej w Chile popołudniami panowie wymykali się z domu napić się z kolegami aguardiente, rodzaju mocnego alkoholu, (dosłownie „woda płonąca”, „woda ognista”) pod pretekstem tomar las once dosłownie „wziąść jedenastkę”. Aguardiente ma właśnie jedenaście liter, ale żeby nie wymawiać głośno tego słowa przed swymi żonami używali zwrotu nie tak dosłownego. Inna, bardziej mnie przekonująca teoria, odwołuje się do angielskiego zwyczaju elevences „jedenastek”, czyli jedzenia drugiego śniadania około godziny jedenastej przed południem. W XIX wieku w Chile Anglicy będąc właścicielami wielu dużych firm rozpowszechniali swoją kulturę i tradycje codzienne. Chilijscy pracownicy szybko przejęli angielski zwyczaj elevences nieco go modyfikując. Jako że nie mieli przerwy na drugie śniadanie przed południem, przesunęli na popołudnie po wyjściu z pracy. Nazwa las once pozostała, pora jednak się zmieniła i tak już zostało.

Anglicyzmy, chilenizmy, kumasz? Cachar - rozumieć, chwytać, kumać. Cachar bardzo często usłyszymy jako zapytanie na końcu zdania ¿cachaí? I pochodzi ono od angielskiego zwrotu „catch up” oznaczającego właśnie chwytać. W języku chilijskim, tak jak i w polskim jest wiele anglicyzmów. Są to nie tylko słowa nowe związane z technologią informatyczną jak np. email, smarthone, laptop, czy tablet, ale też zwroty obecne od dawna. Na przykład powszechnie używane chequ13


ZOBACZ W CHILE

POZA LOS POROTOS FLAGOWYMI CHILIJSKIMI POTRAWAMI SĄ SANDWICHE.

Fot. Patrick McDonald/ flicr (CC BY-NC 2.0)

ar, „sprawdzać” pochodzące oczywiście od „to check”, living pochodzące od angielskiego „living room” oznaczające właśnie salon lub pokój główny lub closet, czyli szafa czy bistec - od angielskiego „beefsteak”. Spotkałem się też z użyciem określenia break oznaczającym przerwę.

Micro albo zając La micro - autobus miejski. W Chile, a zwłaszcza w Santiago raczej nikt nie mówi na autobus miejski po prostu „autobus” co jest słowem obowiązującym w słownikowym hiszpańskim. Micro pochodzi od microbus i wzięło się stąd, iż dawniej w Santiago do właśnie mikrobusy były jedynym środkiem transportu. Pomimo reformy systemu komunikacji miejskiej, wprowadzenia na ulice dużych autobusów przegubowych, nazwa pozostała. Szczególnie w Santiago nie usłyszymy innego

określenia jak właśnie micro. Co ciekawe mikrobusy kursujące pomiędzy małymi miejscowoścami na prowincji nazywają się liebr , czyli zające.

Bardziej chilijski niż fasola Los porotos - fasola. Nazwa ta pochodzi z języka Keczua. Mimo że fasola jest popularna w całej Ameryce Południowej, w Chile uznawana jest za tradycyjny składnik niektórych potraw. Istnieje nawet powiedzenie, kiedy ktoś chce podkreślić swoje chilijskie pochodzenie, które brzmi „mas chileno que los porotos”. Oznacza ono „bardziej chilijski niż fasola”. Poza los porotos flagowymi chilijskimi potrawami są sandwiche. Najbardziej popularne z nich, o wiele obiecującej nazwie completo, sugerującej kompletny posiłek, to nic innego jak hot dogi. Najbardziej lubiana jego odmiana to completo italiano, czyli hot dog z dodatkiem 14


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

uwielbianego przez Chilijczyków awokado, czyli jak tutaj się mówi palta. Wiele typowych chilijskich potraw i składników wywodzi swoje nazwy z języków Indian. Na przykład popularna w Chile, jak i w innych krajach Ameryki Południowej kukurydza, nazywana tutaj , w odróżnieniu od innych krajów Ameryki Południowej, choclo. Typowe danie charquican, czyli oryginalnie suszone mięso z dodatkiem warzyw o konsystencji gęstej zupy, pochodzi z języka Kechua i języka Mapuczów. Z języka Mapuczów pochodzi także nazwa przyprawy merkén, czyli mielonej pikantnej papryczki ají. Ají z kolei, rozpowszechnione w całej Ameryce Południowej (warto pamiętać że w Chile nie zna się papryczki chili) przybyło aż z prekolumbijskich Karaibów i pochodzi z języka rdzennych mieszkańców wysp. Istnieje oczywiście niezliczona ilość dań i produktów, których nazwy pochodzą z języków Indian Ameryki Południowej.

się o pieniądzach jest właśnie luca. Mówi się to kosztuje 10 lucas , zarabiam 400 lucas. Często także mówi się ogólnie o pieniądzach las lucas. Na przykład no tengo lucas „nie mam pieniędzy”, lo hago por las lucas „robię to dla pieniędzy”. Pochodzenie słowa luca nie jest jasne. Jest możliwe, iż pochodzi od dawnych kolonialnych hiszpańskich monet które miały wybity wizerunek króla w peruce. Po hiszpańsku peruka to peluca, stąd więc wzięło się określenie luca. Poza tym istnieje także nieformalne określenie na 100 peso, gamba. Jest już jednak stosowane prawie wyłącznie na bazarach (ferias), gdyż prawie nic nie kosztuje 100 peso. W Chile, tak jak i wielu innych krajach Ameryki Południowej, kolokwialnym określeniem pieniędzy jest plata, czyli „srebro”. W Hiszpanii na przykład mówi się o pieniądzach pasta, czyli makaron, a w wielu krajach Ameryki Środkowej lana, czyli wełna.

Nie podoba mi się, flaite

El carrete jest impreza

El flaite - jako rzeczownik, oznacza osobę wulgarną, agresywną, najczęściej z niskich warstw społecznych, będącą często pod wypływem narkotyków, Powiedzielibyśmy, że są odpowiednikiem polskich „dresiarzy”. Funkcjonuje też jako przymiotnik określający osoby lub rzeczy które są w złym guście, ordynarne itp. Pochodzenie określenia flaite nie jest do końca jasne. Obowiązują dwie teorie. Pierwsza z nich mówi, iż słowo to pochodzi od marki butów sportowych o nazwie Flight Air. Buty te były bardzo popularne wśród młodych ludzi z biedniejszej klasy społecznej i były dla nich symbolem „szpanu”. Stały się ich znakiem rozpoznawczym i tak ich zniekształcona nazwa flaite przylgnęła właśnie do nich. Druga teoria mówi zaś, iż słowo to pochodzi z angielskiego, flighter oznaczającego osobę będącą na haju, co oczywiście związane było z faktem, iż młodzi ludzie często brali narkotyki. Obecnie falite jest słowem bardzo rozpowszechnionym w języku kolokwialnym i właściwie na wszystko co nam się nie podoba i uważamy że jest w złym guście może powiedzieć flaite.

Carrete wzięło się ze slangu młodzieżowego, a jego podstawowym znaczeniem jest szpula. Wiele słów które najpierw były używane przez młodych ludzi znalazły się w języku kolokwialnym powszechnie używanym. Na przykład chanta - oznaczającego oszusta, estar chato - mieść dosyć, piola - coś lub ktoś spokojny czy wreszcie bacan, pochodzący od bakanalii, oznaczające coś fajnego, coś co jest „super.” Ze slangu młodzieżowego pochodzi także określenie fome - nudny. Bardzo powszechne słowo w Chile, zastępuje praktycznie słownikowe aburrido. Pochodzi z języka portugalskiego gdzie oznacza „głodny, nienasycony”. Prawdopodobnie sens użycia w kontekście w jakim używa się go w Chile wziął się z uczucia braku satysfakcji, poczucia pustki, czyli nudy.

Kasa, kasa, kasa La luca - 1000 peso. 1000 peso w Chile jest warte około 6,50 zł. Podstawową wartością gdy mówi

Przyszedł żeby zabrać Cuico - pejoratywny przymiotnik (lub rzeczownik el cuico) określający osobę z klasy wyższej, najczęściej zamożną i o wysokim statusie społecznym. Cuico pochodzi z języka Keczua i oznaczało najpierw „ten kto przychodzi zabierać”. Następnie tak zaczęto nazywać obcokrajowców, przybyszów spoza kraju czy kontynentu. Obecnie słowo to ma zabarwienie nieco obraźliwe i odnosi się nie tylko do obcokrajowców, ale do wszystkich osób za-

15


ZOBACZ W CHILE możnych należących do elity społecznej. Los cuicos najczęściej mieszkają w barrio alto czyli dosłownie „wysokiej dzielnicy”. Barrio alto swoją nazwę zawdzięcza właśnie swojemu położeniu, bowiem bogate dzielnice znajdują się we wschodnim Santiago, gdzie teren się wznosi ku przedgórzom Andów, Innym ciekawym słówkiem związanym z tematem klasy wyższej jest pelolais, oznaczający długie, proste włosy lub dziewczynę która nosi takie włosy. Pelolais wzięło się z od słów pelo, „włosy” i lais, które jest angielsko brzmiącą odmianą słowo „liso” czyli gładkie czy proste. Pelolais jest określeniem złośliwym i ma swoje pochodzenie w powszechnym przekonaniu, iż dziewczyny z klasy zamożnej odznaczają się właśnie długimi, prostymi włosami (zwykle w kolorze blond lub ciemnym blond). W Chile gdzie większość kobiet ma włosy nieco kręcone i przeważnie o kolorach ciemnych włosy proste są symbolem wyższego statusu. Obecnie pelolajs jest już obecne we wszystkich klasach społecznych i młode dziewczyny powszechnie prostują włosy, być może chcąc w ten sposób podwyższyć swój status.

Zrób to altiro Altiro - natychmiast. W tym małym słowniczku nie mogło zabraknąć najbardziej typowego z możliwych chilijskich zwrotów. Al tiro oznacza dosłownie „za wystrzałem”. Według językoznawców określenie to wzięło z języka wojskowych. Chile było zawsze rejonem o wzmożonej aktywności militarnej i wiele określeń ze slangu wojska przyjęło się w języku powszechnym. Innymi słówkami wyłącznie chilijskimi lub istniejącymi w innych językach lecz w innym znaczeniu są na przykład: czasownik lesear - robić lub mówić głupoty, el patiperro (zapewne mające swoje pochodzenie w słowach perro - pies i pata - łapa) oznaczające włóczęgę, la ampolleta , oznaczające oryginalnie klepsydrę, w Chile oznacza żarówkę, impeque perfekcyjnie, nienagannie lub el cachureo – śmieć , rzecz bez wartości.

Przesadziłeś kolego La guagua - niemowlę. Słowo pochodzi z keczua i oznacza w różnych krajach Ameryki Południowej co innego. Na przykład na Kubie oznacza autobus, a w Peru rodzaj chleba. Puryści językowi wzywają żeby na niemowlę mówić właśnie guagua i nie używać pochodzącego z angielskiego słowka be-

Fot. Constanza/flicr (CC BY 2.0)

be. Irse al chancho - przesadzać. Dosłownie oznacza „iść na świnię, iść po świni”. W sytuacji gdy wydałeś w sklepie dużo pieniędzy ktoś może wiedzieć ¡Te fuiste al chancho! (w czasie przeszłym). W chilijskim występuje wiele powiedzeń zawierającymi nazwy zwierząt. Na przykład hacer la vaca – dosłownie oznacza „robić krowę”, co oznacza „robić zbiórkę pieniędzy, zrzutkę”, se me echó la yegua – dosłowne „klacz mi się położłya” znaczy „odechciało mi się, złapałem lenia”, czy sapear pochodzący od słowa sapo - ropucha, czasownik oznaczający metaforycznie „kablować, donosić”, ale też „stać na czatach”. Wymienione słówka i powiedzenie chijskie są oczywiście jedynie kroplą w morzu wszystkich chilenizmów. Każdy język jest bogaty w słowa i określenia kolokwialne używane powszechnie a nieobecne w słownikach, których nie można nauczyć się na kursach językowych. Świadczą one o tym, iż język nie jest martwy, że ciągle się zmienia i w sposób doskonały oddaje charakter i kulturę danego narodu. „Chilijski” jest wyjątkowo bogaty w słownictwo pochodzące z wielu najróżniejszych źródeł. Warto je poznać by móc zrozumieć gdy ktoś w Chile się nas spyta ¿Teni las lucas para la micro?

Franciszek Sidor, przyjechał do Chile w styczniu 2013 roku. Ma 28 lat, pochodzi z Łodzi i z wykształcenia jest prawnikiem. W Santiago pracuje w agencji pośrednictwa nieruchomości w dziale prawnym. 16


Pianistka Aleksandra Ĺšwigut w Chile! 31 stycznia 2015, 20:15 Semanas Musicales we Frutillar Messiaen Chopin Crumb Bartok

17


ZOBACZ W CHILE

WIEM, ŻE JEM Człowiek żeby mógł dobrze funkcjonować, musi zadbać o podstawowe potrzeby organizmu. Czymś niezbędnym jest jedzenie i picie. Ja postanowiłam zmienić motto "jeść by żyć" już dawno temu i moja nowa dewiza to “żyję by jeść”.

N

ie jestem ani nadmiernym fanem ekologicznego żywienia, co ostatnio wydaje się być bardziej modne niż praktyczne, ani nie poszukuję odlotowych lokali gdzie kuchnia chińska łączy się z fińską, a ceny przeskakują Mount Everest, choć nie boję się eksperymentów. To czego poszukuję to szczerość smaków i aromatów połączonych z autentyczną pasją kucharza. I nie ma dla mnie znaczenia czy gotuje mama koleżanki podczas kolacji domowej czy szef kuchni restauracji z ciężko wypracowanymi gwiazdkami Michelin. Danie nie musi być ani trudne, ani wymyślne, ani drogie. Kopytka mojej babci były pewnie jedną z pierwszych potraw, które zapadły mi w pamięci i jeszcze nikt tego smaku nie był w stanie powtórzyć. Z wczesnego dzieciństwa nie pamiętam zbyt wiele. Jednak magiczna pamięć moich kubków smakowych wpisała się tak głęboko w rejestrze, który tak skrzętnie prowadzi mój mózg, że jestem w stanie odtworzyć ten smak i aromat bez zastanowienia. Przebijał się przez nie niemalże zapach ziemi, w której rosły ziemniaki a teksturę miały tak lekką, że prawie rozpływały się w ustach. Dopiero po wielu latach odkryłam w sobie wielką pasję do jedzenia i odkrywania nowych smaków. Teraz gdy mieszkam w Chile, mam ku temu niepowtarzalną okazję i krok po kroku poznaję tajniki tutejszego jedzenia. Co ciekawe, często dochodzę do wnioTO WŁAŚNIE sku, że kultura kuliPROSTOTA JEST narna Polski i Chile ZAWSZE ma naprawdę wiele ze sobą wspólnego. NAJLEPSZYM

WYJŚCIEM W KAŻDEJ DZIEDZINIE.

Cochayuyo - trauma chilijskich dzieci. Cochayuyo, czyli oceaniczne algi to dla mnie produkt, który

jest najbardziej chilijskim ze wszystkich. Większość z nas utożsamia je głównie z sushi, gdzie wodorost okleja zawijańca z rybki i ryżu lub ewentualnie z zupą fanatyków zdrowego żywienia. W Chile cochayuyo, to jak szpinak dla każdego polskiego przedszkolaka. Okropna, rozgotowana papka bez smaku i do tego w szpetnym kolorze. Chilijskie przedszkolaki "truje się" tanimi algami i zapomina, że można zrobić z nich coś smacznego. Moje pierwsze spotkanie z tym dziwolągiem miało miejsce nad jeziorem Vichuquen, gdzie rodzina koleżanki zorganizowała powitalną kolację dla przybyszów z Europy. W zamyśle gospodyni miał to być bardziej żart kulinarny i tym większe było jej zdziwienie gdy z absolutną szczerością powiedziałam jej, podnosząc głowę znad pustego talerza, że algi wyszły jej świetnie. Ni to ładne, ni apetycznie wyglądające na talerzu a do tego o dziwnej konsystencji. Ma w sobie jednak prawdziwy smak morza i zbliża nas do prawdziwej kuchni chilijskiej. Do kuchni, którą bez krzty pogardy nazywam jednoskładnikową. Jeden składnik i wszystko wiadomo. Jak najłatwiej zepsuć danie? Kiedy użyjemy za dużo przypraw, za dużo dodatków, znajdziemy za dużo pomysłów na jednym talerzu. I nagle zadajemy sobie zakazane w literaturze pytanie "co autor miał na myśli?". Co jest w tym daniu najważniejsze? Łosoś czy szparag? A może sos, który całkowicie przysłonił smak tego co pokrywa? Zostawmy te kombinacje smaków ekspertom w tej dziedzinie – Hindusom. To właśnie prostota jest zawsze najlepszym wyjściem w każdej dziedzinie. Coraz częściej widzę realizację tej reguły w daniach pojawiających się na chilijskich stołach. Półmisek z pastel de choclo - i od razu wiemy, że to kukurydza gra pierwsze skrzypce. Empanada de pino - mięsne nadzienie przyrządzone wedle tradycyjnej receptury. Nie ulega wątpliwości, który smak mamy czuć w pierwszej kolej18


Zdj. Flicr/Alpha cc

A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

ności. Machas czy ostiones a la parmesana – na pewno nie pogubimy się w smakach, próbując tych wspaniałych owoców morza. Podstawowe składniki. Postawiłam na początku śmiałą tezę, że polska i chilijska kuchnia mają pewien wspólny mianownik. W mojej ocenie są to właśnie podstawowe składniki, które tak dobrze znamy z rodzinnych stron. Owoce, warzywa, przyprawy czy mięsa. Mam wrażenie, że w Polsce wciąż pokutuje przekonanie, że w Chile jada się egzotycznie. Chile to w sumie mało znany nam wciąż kraj. Brakuje przewodników, brakuje wiedzy, brakuje doświadczeń podróżniczych przywożonych do kraju. To się jednak zmienia. Chile staje się coraz atrakcyjniejsze dla polskich turystów, co bardzo mnie cieszy. Dociera do mnie, przez bloga, którego prowadzę, coraz więcej osób pyta – co tam się je, co zabrać w podróż, na co uważać, itp. Zdziwienie często budzi gdy mówię, że tutejsze jabłka są fantastyczne. Takie jak w domu. Do wyboru, do koloru. Polska szarlotka w Chile, którą kiedyś przygotowałam zrobiła furorę na przyjęciu. Borówki amerykańskie, które jemy w ojczyźnie – często są importowane właśnie z Chile. Łosoś, jeden z większych powodów do dumy Chilijczyków

też przecież nie PRAKTYCZNIE jest nam obcy. DoWSZYSTKIE DANIA stęp do przypraw jest taki sam jak u BEZ OWOCÓW nas. To co odróżMORZA SĄ nia te dwie kuchMOŻLIWE DO nie od siebie to głównie sposób PRZYGOTOWANIA użycia tych saW POLSCE BEZ mych składników WIĘKSZEGO Różnica w gruncie rzeczy jest taka, że KŁOPOTU.. w Polsce nie ma szans na zjedzenie tak dobrych i dojrzałych awokado jak tu, w Ameryce Południowej, światowej stolicy awokado czy choćby kolendry sprzedawanej za dosłownie parę groszy w wielkich pęczkach. Czy zatem tutejsze dania można odtworzyć “u nas”? Przy odrobinie większym nakładzie finansowym, na pewno tak. Tutejsze przegrzebki, czyli ostiones, do najtańszych w krajach europejskich nie należą. Nie wiem też czy uda nam się znaleźć machas, ale praktycznie wszystkie dania bez owoców morza są możliwe do przygotowania w Polsce bez większego kłopotu.. 19


ZOBACZ W CHILE

Zdj. Flicr/Oscar Scheihing cc

Czy babcia byłaby zadowolona? Właściwie napotkałam tylko kilka małych problemów próbując przygotować polskie dania w Chile. Na przykład ziemniaki, taka prozaiczna z pozoru rzecz. Występują tu chyba w tysiącu odmian - od żółtych przez czerwone, a nawet po fioletowe. Gdy parę dni temu zachciało mi się zrobić sławne babcine kopytka, złapałam najbrzydsze, brudne od ziemi kartofle jakie były dostępne w moim okolicznym supermarkecie z nadzieją, że będą pasowały do tego przepisu. Wydaje mi się, że byłam bardzo blisko oryginału, jednak kopytka wciąż nie miały tego tak poszukiwanego przeze mnie smaku. Nie poddam się tak łatwo. Będę dalej przeszukiwać ziemniaczane stosy w poszukiwaniu ideału! Drugim problemem jest odnalezienie prawdziwego smalcu do smażenia kotletów schabowych wedle tradycyjnej receptury. Ostatnim i najtrudniejszym dla mnie do przełknięcia problemem jest brak białego sera odpowiedniego do przyrządzenia moich ulubionych ruskich pierogów. Kieliszki w dłoń! Korzeni można szukać na wiele sposobów. Możemy przede wszystkim zastanowić się z czego robi się potrawy. Może to być powrót do podstaw i porzucenie nowej mody komplikowania ponad miarę poszczególnych dań czy rezygnacja z kuchni fusion. To przede wszystkim poszukiwania źródła i tradycji kultury kulinarnej w historii. Gdy przejrzymy dokładnie menu większości restauracji szybko zorientujemy się, że większość składników oferowanych dań to raczej składniki łatwo w tym regionie dostępne i konsumowane od pokoleń. Fasola, kukurydza, mięso wołowe,

NAJTRUDNIEJSZYM DLA MNIE DO PRZEŁKNIĘCIA PROBLEMEM JEST BRAK BIAŁEGO SERA ODPOWIEDNIEGO DO PRZYRZĄDZENIA MOICH ULUBIONYCH RUSKICH PIEROGÓW czy wspomniane przeze mnie już wcześniej awokado, to najbardziej charakterystyczne i niezbędne w chilijskiej kuchni produkty. Jada się to co można było wyhodować albo co rosło w danym konkretnym miejscu. Mimo, iż Chile to kraj bardzo długi i leży aż w czterech strefach klimatycznych, należy pamiętać, że jest to kraj trudny dla upraw ze względu na swoje położenie i ukształtowanie terenu. Góry, puszcze czy pustynia utrudniają rolnikom życie. Brakuje tu odpowiednich warunków do produkcji wszystkiego co jest dostępne w supermarketach. Niech nas zatem nie dziwi fakt, że zarówno w Chile, jak i w Polsce spotkamy te same produkty – większość z nich jest niestety importowana. Nie narzekam jednak. W Chile rosną też winogrona dające fantastyczne, pełne, mocne wina. Weźmy zatem kieliszki w dłoń – salud! Karolina Bodych, prawnik. W Santiago od stycznia 2014 r. Autorka bloga “Moja wielka przygoda w Santiago”. 20


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Można nas znaleźć na fejsie pod adresem www.facebook.com/ambasadachile

21


WYWIAD

„ARAUKANA” PO POLSKU Czesław Ratka, inżynier elektronik z Gliwic, przetłumaczył pierwszą część chilijskiej epopei narodowej „Araukana”. Książkę wydał sam. Redakcją zajęła się córka, zakładkę i mapę zrobił syn, a jego dziewczyna zajęła się opracowaniem graficznym. Tłumaczenie zostało nagrodzone przez Instytut Cervantesa w Polsce.

P

asją do studiów historii podboju Ameryki Czesław Ratka zaraził się jeszcze podczas studiów na Politechnice Śląskiej, Chciał zrozumieć, w jaki sposób Europejczycy odbierali Nowy Świat i w jaki sposób Nowy Świat wpłynął na Europejczyków, jaki ślad zostawiły podboje w kolonizujących Amerykę Hiszpanach. Poszukując źródeł, Czesław Ratka zaczął się uczyć hiszpańskiego, chcąc czytać ulubione dzieła w oryginale. Po kilku latach intensywnej nauki czytał już monumentalne dzieło „Naufragios” Alvara Núñeza Cabezy de Vaca o wyprawie na Florydę w 1527 roku. Zafascynowany opowieścią o ekspedycji, której większość uczestników zginęło w trakcie morderczej wędrówki z Florydy do Meksyku, zdecydował się na jej polskie tłumaczenie. Jednak żadne wydawnictwo nie było zainteresowane jej wydaniem i przekład spoczął na dnie szuflady. „Relacja Cabezy de Vaca jest interesująca, ale dopiero „Araukana” Alonso de Ercilli y Zúñigi łączy w sobie wszystko, co mnie pasjonuje: poezję epicką i historię konkwisty. Bo ja od prozy zawsze wolałem wiersze.” – uważa Czesław Ratka. Opowieść hiszpańskiego rycerza, który trafił na tereny dzisiejszego Chile gdzie toczyły się walki z indiańskim plemieniem Araukanów (Mapuczów), tłumaczył systematycznie, średnio półtorej oktawy na dzień. Po zakończeniu pierwszej części i w obliczu odmowy wydawców opublikowania książki, wziął sprawę w swoje ręce i przy wsparciu rodziny opublikował 200 egzemplarzy książki. W bieżącym roku jury Instytutu Cervantesa w Polsce jednogłośnie przyznało mu nagrodę za tłumaczenie literackie. Pełen wywiad z autorem znajduje się na stronie: http://www.dwutygodnik.com/artykul/5247-poltorej-oktawy-na-dzien.html

22


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

23


POLONIA

„MAKU NIE PRZETRZESZ, BABY NIE PRZEPRZESZ” Tym starym, polskim przysłowiem Ewa Odachowska opisuje siebie. Osobę upartą, dumną, niezależną. I zakochaną w Polsce. Do Chile przyjechała w 1949 r. W tym roku skończyła 100 lat!

T

uż przed wojną, wbrew protestom rodziny, zapisała się na kursy szybowcowe, zaczęła skakać ze spadochronem. Jak sama pisze w swoich wspomnieniach „był to decydujący krok na drodze mojego dojrzewania. (…) Były to lata formowania się mojej osobowości. Uwolniłam się od rodzinnych kanonów, które starały się uformować mnie jako „przyzwoitą”, dobrze ułożoną osobę z „dobrego domu”. Kiedy była o krok od rozpoczęcia nauki latania na samolotach, na Warszawę spadły pierwsze niemieckie bomby. Rozpoczęła się II wojna światowa. „Nawet w tych strasznych dniach wojny nie wszystko było śmiercią i zniszczeniem. Kiełkowały piękne uczucia, nieśmiałe lub gwałtowne miłości, które choć bez żadnej nadziei na przyszłość, stwarzały pozory okruchów szczęścia, przywracały wiarę w człowieka i dawały złudzenie, że nie wszystko jest złem, śmiercią i przerażeniem”. We wrześniu 1939 r. podczas ataku hitlerowskich Niemiec na Polskę walczyła jako sanitariuszka. Podczas niemieckiej okupacji była łączniczką podziemnej Armii Krajowej. Podczas Powstania Warszawskiego 1944 r. znów opatrywała rannych polskich żołnierzy. „Powstanie… znowu powstanie! Już nie lekcja historii, lecz nasze własne, rzeczywiste. Znów najdzielniejsi, najlepsi chwycili za broń… (…) Tej pierwszej nocy Powstania kołysani odwiecznym wezwaniem „Ten kto

Polak – na bagnety!” – śniliśmy cudowny sen o wolnej Warszawie.” Po jego upadku trafiła do Austrii, skąd wpław przez rzekę Ren, uciekła do neutralnej Szwajcarii. We Francji zastał ją koniec wojny. W Wielkiej Brytanii dokończyła studia na medyczne. W 1949 r. wyemigrowała do Chile. „A później każdy z osobna w walce o byt w obcym kraju. Kłopoty, żona, dzieci. Rywalizacja, zawiści. Czasem przelotny romans – dozwolony lub nie. Czasem samotność i zwątpienie. Przeważnie obcość. Nawet ci, którym się życie powiodło, co osiągnęli tzw. poziom – nie potrafimy już cieszyć się tą szczenięcą cudowną radością życia. Dobrze jeżeli los i nasza wewnętrzna dojrzałość pozwoli nam grzać się w złotym słońcu jesieni – i zawsze jeszcze czegoś pragnąć i do czegoś dążyć.” „Macierzanka – ziele letniego południa. Trzyma się ziemi – dobrej, pachnącej, nagrzanej słońcem ziemi. Wszystko co do nas przenika idzie z ziemi. Zapach pól, zapach lasu – zapach macierzanki.” Fragmenty wspomnień Ewy Odachowskiej pochodzą z książek „Pamiętajcie, com Wam mówiła…”, wydanej przez Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” w 2003 r. w Warszawie i „Leyendas de la lejana Polonia”, wydanej przez Ediciones Rumbos w 1997 r. w Santiago. Opracował Jacek Piątkowski

24


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

25


POLONIA

SILNA I DZIELNA Ewę Odachowską wspomina jej przyjaciel Raul Nałęcz-Małachowski, malarz i reżyser teatralny, w Chile od 1950 r. Zmarł we wrześniu br. w Santiago.

O

obecności Ewy Odachowskiej w Santiago dowiedziałem się od rodziny Domeyków, którzy są jej krewnymi. Jednak już wcześniej wiele o niej słyszałem ponieważ mieliśmy wspólnych znajomych w Polsce. Ewa przyjechała do Chile w 1948 roku. W Polsce, podczas okupacji niemieckiej działała w Armii Krajowej, studiowała medycynę na tajnym uniwersytecie i brała udział w Powstaniu Warszawskim. Po upadku powstania została wysłana razem z mężem na przymusowe roboty rolne do Niemiec. Obóz pracy znajdował się na pograniczu z Szwajcarią, od której oddzielała go jedynie rzeka. Ewa zdecydowała się na brawurową ucieczkę wskakując do rwącego nurtu wśród niemieckich kul, ciągnąc za sobą męża, który na dodatek nie umiał pływać. W ten sposób szczęśliwie dotarła do Szwajcarii, a stamtąd pojechała do Anglii gdzie w krótkim czasie skończyła medycynę i wyjechała do rodziny w Chile. W Chile Ewa bardzo ciężko pracowała nostryfikując dyplom medyczny, ucząc się hiszpańskiego, pracując w bibliotece szpitala dla psychicznie chorych oraz zajmując się synkiem, z którym została sama po odejściu męża – często przychodziła do pracy z niemowlakiem skrywając go pod obszernym szalem. Od razu bardzo się zaprzyjaźniliśmy i widywaliśmy się prawie codziennie po tym jak zacząłem pracować w tym samym szpitalu – robiłem dla lekarzy

szkice twarzy i ruchów chorych umysłowo. Po pracy często chodziliśmy na kawę, rozmawialiśmy – bardzo mi imponowała swoim silnym charakterem, wolą i determinacją w osiąganiu zamierzonych celów. Kiedy już skończyła nostryfikację dyplomu rozpoczęła prace w szpitalu San Juan de Dios, gdzie leczyła aż do samej emerytury. Ewa cieszyła się ogromną popularnością wśród lekarzy, pielęgniarek i pacjentów. Podziwiali ją też Polacy, dla których organizowała przyjęcia w swoim domu w soboty i w niedziele – w domu w okolicach Plaza Egaña w Santiago. Dodam, że zakupionym dzięki pomocy jego wcześniejszego właściciela, który darzył Ewę taką sympatią, że sam pożyczył jej pieniądze na zakup budynku. Ewa to bardzo dzielna i aktywna osoba oraz niesłychanie ciekawa postać o szerokich horyzontach intelektualnych. Zawsze była bardzo aktywna i podkreślała swoją polskość. W Chile studiowała język angielski, archaiczne języki słowiańskie, współdziałała przy założeniu koła Jana Pawła II mającego na celu kultywowanie polskiej kultury i języka polskiego. Bardzo dobrze wykształciła syna oraz napisała pamiętniki dla wnuczek, które ilustrowałem. Ewa to nie tylko moja wielka przyjaciółka, ale też niezwykła osoba podziwiana przez wielu.

26


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Z tyłu: Ewa Odachowska z synem Piorem Paleczkiem; na dole: Raul Małachowski, Wanda Solodkowska i mama Ewy Odachowskiej - Hanna Pohl.

Wanda Solodkowska; Ewa Odachowska; Saba Albin; kuzynka Ewy, Krysia Hertzberg; stoi synowa Ewy, Mariana Alcayaga; poniżej siedzi mama Ewy, Hannah Pohl. 27


POLONIA

DOM, KTÓREGO JUŻ NIE MA Moja Babunia i jej dom przy ulicy Ernesto Hevia, są wciąż dla mnie czymś co jest niemal mityczne, co pochodzi z bardzo odległego świata. Jest na pewno czymś więcej niż stara pocztówka, a jego kształty poruszają się w światłocieniach wspomnień. Wciąż wydaje mi się że ogród w jej domu jak magnes przyciąga mnóstwo opowieści, wspomnień, ludzkich kolei losu.

Z

domu, w którym mieszkała Babunia, pozostały nie tylko wspomnienia. Zostało też sporo mebli, skrzyń, walizek, stosy książek w wielu językach, notesy zapisane do połowy, almanachy starych czasów, ażurowe zestawy z ceramiki, dziwne przyrządy kuchenne i tysiącletnia Kuchnia Polska, starodawne zestawy kluczy do drzwi już dawno zamkniętych. Krótko mówiąc zostało o wiele więcej niż jedna osoba może potrzebować w ciągu swojego życia. Ten dom zamieszkiwały także koty sąsiadów, młodzi pensjonariusze, rodzina gromadząca się latem, a nawet „panienka” przebywająca w areszcie domowym. Babusia pozwalała wchodzić prawie wszystkim do swojego domu, włączając mormonów i świadków Jehowy. Jej ogród w dzielnicy La Reina podczas letnich upałów był zawsze pełen ludzi. Pamiętam wejście do jej domu na końcu ślepej uliczki, okryte morwą i szczodrym drzewem morelowym. Zaraz po przekroczeniu jego progu, rzędy kaktusów kwitły kolorami, które zależały tylko i wyłącznie od pór roku. Bardzo wcześnie rano wstawała Babunia i od razu szła do ogrodu, żeby przyciąć róże, pozdrowić robaczki, zostawić okruchy chleba dla gołębi… Uważnie przemierzała ścieżki, zawsze z telefonem bezprzewodowym i nożyczkami do podcinania kwiatów w ręku. „Uwielbiam mieszkać w tym domu”, zwykła mówić, „Tak blisko, a zarazem tak daleko od wszystkiego. Lubię ten dom z tym ogrodem, cień orzecha, w tej ślepej uliczce…” Od dziecka słuchałam jej opowieści o osobach i przedmiotach, które kiedyś należały do jej bliskich, o stole rodziny Zakrzewskich, fotelu bujanym ciotki Anity Domeyko i wielu innych… W ciągu ponad 60 lat, kiedy tam mieszkała, zgromadzonych rzeczy było coraz więcej. Spiżarnie, zakamarki i piwnice, w jej domu pojawiały się coraz to nowe miejsca,

gdzie przechowywała stare, zapomniane przez innych światy. Zgromadzone przedmioty odpoczywały, pod warstwą kurzu i w towarzystwie pająków. W tym wszechświecie pamięci. Ostatnie lato Babuni w tym domu było także moim ostatnim, które w nim spędziłam. Kielichy drzew błyszczały letnim światłem, wiatr poruszał kamelie i piwonie. Wtedy w ogrodzie odbyły się ostatnie spotkania. Raul trzymał Babunię za rękę, Rosa ożywiała imprezę, a Flor grała na gongu. Śpiewano dawne piosenki i recytowano stare wiersze pijąc wódkę. Przyjaciele Babuni znowu zatańczyli na stole, koty w krawatach jadły świeżego łososia na salonowych meblach rozłożonych w ogrodzie pomiędzy paprociami. Buldożery firmy budowlanej, które za chwilę miały unicestwić ten dom, zatrzymały się, urzeczone tym widowiskiem, w którym uczestniczyły też duchy i bezwstydnicy bez masek. Bawiły się wtedy wszystkie pokolenia cieszące się tym domem, który znalazł się poza czasem. Nie wiem czy coś zostanie z drzew, które dawały cień w jej ogrodzie. Właściwie to nie jest ważne. Pamięć umyka zjedzona przez mole, zostaje tylko cisza. Ale coś zostało we mnie z tych wszystkich wspomnień pachnących kwaśnym mlekiem. Na przykład Babunia serwująca rano chlebek z kiełbasą, trzeszcząca w zębach śmietanka z cukrem albo ciepły wiatr wśród drzew morelowych uginających się przed słońcem. Dom przy ulicy Ernesto Hevia już nie istnieje. Jednak na tym polega magia pamięci, że wciąż mnie niesie daleko od wrzawy Santiago, daleko od hałasu XXI wieku poprzez spirale czasu i materii, właśnie tam. Do wejścia jej domu, na końcu ślepej uliczki… Halszka Paleczek, wnuczka 28


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Babunia w ogrodzie

TEN DOM ZAMIESZKIWAŁY TAKŻE KOTY SĄSIADÓW, MŁODZI PENSJONARIUSZE, RODZINA GROMADZĄCA SIĘ LATEM, A NAWET „PANIENKA” PRZEBYWAJĄCA W ARESZCIE DOMOWYM. Babunia i ja.

29


ZOBACZ W CHILE

LA SERENA DRUGIE NAJSTARSZE MIASTO W

CHILE

Kontynuujemy zwiedzanie chilijskich miast. W poprzednim wydaniu biuletynu odwiedziliśmy Puerto Montt. Teraz zapraszamy na spacer po La Serenie. JAIME POZO CISTERNAS KONSUL HONOROWY RP W LA SERENIE

PLAŻE W LA SERENA CIĄGNĄ SIĘ PRZEZ PRAWIE 15 KILOMETRÓW. ZNAJDZIEMY MIEJSCA IDEALNE DO KĄPIELI MORSKICH, OPALANIA SIĘ I UPRAWIANIA SPORTÓW PLAŻOWYCH.

L

a Serena obchodzi w tym roku 470. rocznicę powstania. To historyczne wydarzenie miało miejsce w 1544 roku, gdy Juan Bohon wypełnił rozkaz kapitana Pedro de Valdivia, pierwszego gubernatora królewskiego Chile. W ciągu ponad czterech i pół wieku swojego istnienia, miasto może pochwalić się godną podziwu historią, która miała znaczący wpływ również na rozwój całego kraju. Obecnie La Serena jest miastem atrakcyjnym bio30


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

rąc pod uwagę poziom życia jaki oferuje, tego co można tu zobaczyć i w jaki sposób odpocząć. Ma łagodny klimat i przez niewiele dni tu pada. Dziedzictwo kulturowe miasta, jego tradycje i piękna architektura, sprawiły że La Serena stała się jednym z najważniejszych miejsc turystycznych w Chile. Jest odwiedzana przez cały rok, zarówno przez turystów zagranicznych jak i samych Chilijczyków. W połowie XX wieku zaszły w mieście duże zmiany. Ich autorem był urodzony w La Serena Gabriel González Videla, prezydent republiki Chile w latach 1946-1952. Był wielkim wizjonerem i pionierem zmian urbanistycznych. Razem z chilijskimi architektami i urbanistami, wspierany przez Oscara Pragera, architekta z Austrii, nadał miastu nowe oblicze, które można dzisiaj podziwiać w niemal niezmienionej postaci.

Miasto dzwonnic Jedną z cech charakterystycznych La Serena jest duża ilość kościołów. Wiele y nich znajduje się w historycznej części miasta. Pięknym przykładem budownictwa sakralnego jest Kościół Katedralny, usytuowany na rynku Plaza de Armas. Na jego elewacji umieszczono tablicę pamiątkową, upamiętniającą wizytę papieża Polaka Jana Pawła II w La Serena w 1987 roku. W kościele znajduje się muzeum parafialne, a w nim galeria obrazów olejnych, kopii dzieł europejskich powstałych miedzy XVI a XIX wiekem. Warto zobaczyć Kościół San Francisco, zbudowany między 1585 i 1627, który uznany został za dziedzictwo narodowe. Znajduje się w nim muzeum z kolekcją obrazów inspirowanych stylem szkoły malarskiej Cuzco. Warto wspomnieć o turystycznej trasie historycznej, obejmującej kamienne kościoły w centrum historycznym miasta, w skład której wchodzą Kościół Katedralny oraz kościoły La Merced, San Agustín, San Francisco i Santo Domingo. Ta ostatnia świątynia została spalona w trakcie najazdu piratów w roku 1686, a później odbudowana. W dzielnicy Almagro, na brzegu rzeki Elqui, znajduje się kościół Santa Inés, pierwszy kościół w La Serena zbudowany z suszonej cegły. Współcześnie został odrestaurowany i pełni rolę centrum kulturalnego miasta.

Miasto muzeów Na starym mieście znajduje się Muzeum Archeologiczne, w którym można obejrzeć pozostałości po pierwszych osadach w regionie. Warto też

wspomnieć o Muzeum Mineralogicznym UniLA SERENA TO wersytetu La Serena, MIASTO PEŁNE w którym przechowyMUZYKI. JEST wana jest kolekcja minerałów Ignacego DoCHILIJSKIM meyki wybitnego polPIONIEREM W skiego uczonego. TrzeDZIAŁALNOŚCI ba też wpaść do Muzeum Pedagogicznego ORKIESTR Liceum Gregorio CorDZIECIĘCYCH I dovéz de La Serena, MŁODZIEŻOWYCH które oddaje hołd Ignacemu Domeyce. Pracował tu jako profesor mineralogii, chemii i fizyki w latach 1838-1846. Wykształcił pierwszych inżynierów górnictwa w Chile. Na Plaza de Armas mieści się równie ciekawe Muzeum Gabriel González Videla, w którym obejrzeć można eksponaty dokumentujące życie codzienne miasta czasu republiki.

Spacer między rzeźbami Każdy turysta, który przyjeżdża do La Sereny musi zobaczyć aleję Francisco de Aguirre. Spacer aleją rzeźb, wśród których znajdują się figury bogiń i bogów z mitologii klasycznej, nie pozostawia nikogo obojętnym. Na pewno trzeba zwrócić także uwagę na architekturę domów niektórych ważnych postaci z życia społecznego, politycznego i 31


ZOBACZ W CHILE

W CIĄGU 470. LAT

kulturalnego Chile. WyróżSWOJEGO niają się tu mięISTNIENIA, LA dzy innymi Casa Chadwick, Casa SERENA STAŁA SIĘ Piñera i Casa de WAŻNYM CENTRUM Gabriela MiEDUKACJI stral. Polecam gorąco wizytę w La Recova, na tradycyjnym rynku, na którym zwiedzający zachwycą się typowym dla kultury regionu rękodziełem. La Serena to także miasto pełne muzyki. Jest chilijskim pionierem w działalności orkiestr dziecięcych i młodzieżowych, dzięki projektom zainicjowanym przez muzyka Jorge Peña Hen. To on stworzył pierwszą dziecięcą orkiestrę symfoniczną w Chile i Ameryce Łacińskiej. Dziś grupy muzyczne z naszego miasta zdobywają laury również w skali międzynarodowej. Jeżeli macie okazję, koniecznie posłuchajcie Chóru Symfonicznego albo Tuna de San Bartolomé. Oba zespoły działają pod auspicjami Uniwersytetu La Serena. Spacer po La Serenie można zakończyć na

dawnej stacji kolejowej, podziwiając malowidło naścienne „Caja de Crédito Minero”, które w 1952 r. namalował Gregorio de La Fuente.

Miasto poetów Mówiąc o poezji, nie sposób nie wspomnieć o chilijskiej poetce Gabrieli Mistral, noblistce w dziedzinie literatury. Trzeba jednak pamiętać, że równie ważny jest jej wkład w rozwój edukacji w La Serena. Obecnie można odbyć podróż śladami Gabrieli Mistral, która przenosi nas w miejsca, w których żyła, uczyła i które ją inspirowały. Warto wspomnieć też o najnowszej publikacji „Osiągnięcia pedagogiczne Gabrieli Mistral”, wydanej z inicjatywy Stowarzyszenia Miejskiego Gabriel González Videla. La Serena jest znana jako miasto poetów, którzy byli i są często nagradzani. Wystarczy sięgnąć do opracowań historycznych Luisy Kneer, pisarki z La Serena, czy studiów pisarza Arturo Volantines, którzy udokumentowali dorobek minionych pokoleń. Obecnie co roku odbywają się w La Serenie spotkania literackie i wystawy książek. 32


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Miasto wiedzy W ciągu 470. lat swojego istnienia, La Serena stała się ważnym centrum edukacji, począwszy od czasów kolonialnych aż po dzień dzisiejszy. Jeszcze w XIX wieku powstały tak prestiżowe szkoły jak Instytut Wydziałowy La Serena, założony w 1821 r. przez Bernarda O’Higgins (dziś Liceum Gregorio Cordovéz), Colegio Seminario Conciliar (1848), Colegio Sagrados Corazones (1845) czy Liceum Dziewczęce Gabrieli Mistral (1883). Powstają wtedy również dwie ważne instytucje naukowe - w 1887 r. zostaje utworzona Szkoła Górnicza oraz Escuela Normal de Preceptoras, której pierwszym dyrektorem została niemiecka pedagog Isabel Bongard. Obecnie w La Serena działa wiele instytucji zajmujących się edukacją szkolną, ośrodki kształcenia zawodowego, instytuty zawodowe oraz pięć uniwersytetów, które szkolą profesjonalistów, oferując studia magisterskie i doktoranckie. W mieście powstało również Centrum Studiów Zaawansowanych Obszarów Pustynnych (CAEZA). Jest to instytucja badawcza, utworzona w roku 2004 przez Conicyt, wladze regionu Coquimbo, Instytut Badań Rolniczych oraz Uniwersytety Católica del Norte i La Serena. Trzeba dodać, że w niewielkiej odległości od miasta znajdują się jedne z najlepszych obserwatoriów astronomicznych na świecie - Cerro Tololo i Géminis.

Z parku na plażę W La Serena warto odwiedzić miejskie parki i ogrody. Odnaleźć spokój w Parku Pedro de Valdivia, podziwiać Ogród Japoński, zrelaksować się w Parku Coll. Ten ostatni zachęca przestrzenią, która jest idealnym miejscem rodzinnego wypoczynku. Z tarasu parku kampusu Andrés Bello Uniwersytetu La Serena rozciąga się wspaniały widok na miasto. Plaże w La Serena ciągną się przez prawie 15 kilometrów. Znajdziemy miejsca idealne do kąpieli morskich, opalania się i uprawiania sportów plażowych. Znajdują się niedaleko od miasta i są znane z ciepłych wód i złotego piasku. W ciągu ostatnich 30. lat, powstało nad oceanem mnóstwo nowoczesnych kompleksów turystycznych, atrakcyjnych hoteli, centrów rekreacyjnych i konferencyjnych, znakomitych restauracji. Tutejsza kuchnia oparta na rybach i owocach morza jest sławna w skali międzynarodowej.

33


WIZYTA W POLSCE

MASA POZYTYWNEJ ENERGII Criss Sandoval postanowił odwiedzić znajomych w Polsce. Ostatecznie został w naszym kraju prawie przez siedem miesięcy. Jakie było Twoje pierwsze wrażenie po przyjeździe do Polski? Kiedy samolot leciał nad Warszawą zafascynował mnie układ urbanistyczny tego miasta. Tuż po wylądowaniu wrażenie zrobił na mnie porządek panujący na ulicach oraz to jak przyjazna dla turystów jest stolica Polski. Bardzo spodobała mi się komunikacja miejska. To że jest czysta, dobrze zorganizowana i efektywna.

Co najbardziej zaskoczyło Ciebie podczas pobytu w Polsce? Sądzę, że pod wieloma względami nasze kultury są dość podobne. Wystarczy wspomnieć Ignacego Domeykę, Polaka który tak wiele zrobił dla Chile. Jednak tym, co mnie najbardziej zaskoczyło, było przyjazne nastawienie ludzi oraz ich pozytywna energia. To bardzo mocno wpłynęło na aurę mojej wizyty. Szczerze mówiąc oczekiwałem, że ludzie będą bardziej zdystansowani, zamknięci. Było wręcz przeciwnie. Ich ciepło, sympatia jaką mi okazali oraz cała masa pozytywnej energii nastawiła mnie bardzo pozytywnie wobec Polski. Poza tym oczarowała mnie różnorodność pejzaży. Miałem okazję podziwiać piękno i spokój polskich jezior. Są niezwykłe.

Co najlepiej zapamiętasz po wizycie w Polsce? To co zapamiętam najmocniej i co pozostanie w moim sercu, to przede wszystkim doświadczenia, które zdobyłem w Polsce. Poznałem nową, cudowną kulturę, wielu fantastycznych ludzi, mam wielu polskich przyjaciół. Zapamiętam pobyt w Polsce na całe życie i zawsze będę go wspominał z ogromnym wzruszeniem.

34


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

35


LIST DO REDAKCJI „Nazywam się Patricia Margarita Hucke Cuadros i urodziłam się na Wyspie Wielkanocnej. Kiedy miałam roczek, moi rodzice przeprowadzili się na kontynent, do miasta Quilpué, bardzo blisko Viña del Mar. Tam się wychowałam, uczyłam i wyszłam za mąż. Urodziłam córkę, jednak wkrótce zdecydowałam się na rozwód i powrót na moją ukochaną wyspę. To było 19 lat temu. W 2002 r. zakochałam się znów. Wkrótce urodziła się moja kolejna córka Tekena Mahatu Kondracki Hucke. Dokładnie 10 sierpnia 2003 roku. Jestem bardzo religijna, podobnie jak moja córka. Papież Jan Paweł II dowiedział o istnieniu Tekeny i wysłał jej błogosławieństwo. Jest to coś z czego jestem bardzo dumna. Poza tym widać, że Tekena jest bardzo utalentowana muzycznie. Uwielbia Chopina, pomimo że gra na skrzypcach. Nie znamy Polski, ale poznanie jej jest naszym wielkim marzeniem. Oglądamy ją jedynie na zdjęciach, w książkach i albumach, które przynoszą nam polscy turyści, którzy wiedzą o istnieniu Tekeny. Jedynej na świecie osoby, w której żyłach płynie polska i rapanuińska krew. Tekena jest bardzo dobrą uczennicą, uwielbia przyrodę, zwierzęta i jest naprawdę bardzo wrażliwa. Marzeniem Tekeny jest móc pojechać na międzynarodowe spotkanie młodych z papieżem Franciszkiem, które odbędzie się w Krakowie w 2016 roku. Chce poznać Polskę i odwiedzić grób naszego ukochanego świętego Jana Pawła II. Mieć możliwość zagrania na skrzypcach i podziękować mu za błogosławieństwo. CPoza tym chciałaby nadal uczyć się gry na skrzypcach, chce być profesjonalnym muzykiem, koncertować. Chce też nauczyć się polskiego, a dziś niestety pamięta bardzo mało polskich słów. Piszę o tym wszystkim bo bardzo nam zależy na znalezieniu sponsora, który wsparłby ją finansowo, tak aby mogła nadal uczyć się gry na skrzypcach. Tekena ma ogromny talent, a ja nie mam dość pieniędzy, żeby stworzyć jej odpowiednie warunki do prób i dalszej nauki gry na skrzypcach. Najlepszym rozwiązaniem dla niej byłby indywidualny tryb nauczania. W ten sposób mogłaby wyjeżdżać z wyspy kiedy jest to potrzebne bez potrzeby uzyskiwania specjalnych pozwoleń ze szkoły. Jeżeli ktoś może nam pomóc, bardzo proszę o kontakt patriciahucke@gmail.com

36


PRASA CHILIJSKA

CHILE O POLSCE I POLAKACH W naszym przeglądzie mediów chilijskich chcemy pokazać jak różnorodne są informacje, które kreują wizerunek naszego kraju. Czasem nawet niewielka wzmianka o tym co polskie, może mieć znacznie większy wpływ na świadomość czytelników i być dla nich czymś bardziej atrakcyjnym, niż wielostronicowe analizy i poważne komentarze z pierwszych stron gazet. Biblioteca Nacional pokazała niezwykłe zdjęcia portugalskiego fotografa Armido Cardoso, który udokumentował życie Chile i Santiago na przełomie lat 60. i 70. Sam Cardoso wspomina swoją ówczesną pracę jako asystenta Bogusława Boba Borowicza, polskiego fotografa, którego uważa się za jednego z twórców współczesnej chilijskiej fotografii. Do Chile przyjechał w 1951 r. Założył własną Akademię Fotografii, wykładał na chilijskich uniwersytetach. Wielokrotnie nagradzany nie tylko w Chile, ale także w USA, Brazylii i Europie. „Inwestuj w Polsce!” apeluje na łamach dziennika „El Mercurio” Mark Mobius, prezes funduszu inwestycyjnego Templeton Emerging Market Found. Wskazuje na strategiczną pozycję naszego kraju położonego między Europą Zachodnią i Rosją, stabilną sytuację gospodarczą, odporność na recesję i rosnącą siłę nabywczą. „Pamiętam Warszawę sprzed 20 lat, szarą z pustymi półkami w sklepach. Dziś to tętniące życiem miasto, pełne nowej architektury, restaurowanych zabytków, świetnych restauracji i hoteli. Ta zmiana jest niezwykła.” – pisze w swoim komentarzu Mobius. „El Mercurio” wspomina sylwetkę Barbary Apolonii Chałupiec, lepiej znanej jako… Pola Negri. Polska aktorka była pierwszą aktorką z Europy, która zrobiła karierę w Hollywood. Zdaniem autorów tekstu, utorowała drogę dla takich sław jak Greta Garbo czy Marlena Dietrich.

Największe dzienniki chilijskie „El Mercurio” i „La Tercera” analizują wybór polskiego premiera Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej i Federiki Mogherini, włoskiej minister spraw zagranicznych, która pokieruje unijną dyplomacją. „El Mercurio” podkreśla prounijne nastawienie Donalda Tuska i jego korzenie sięgające opozycji antykomunistycznej i ruchu „Solidarności”.

Chilijskie ryby i owoce morza mogą stać się hitem wśród polskich konsumentów. Przynajmniej takiego zdania są przedstawiciele organizacji ProChile, wspierającej chilijski biznes. „Polska to kraj, gdzie gusta konsumenckie wciąż się zmieniają, a siła nabywcza rośnie.” – powiedział podczas spotkania z biznesmenami, Felipe Gajardo, który pracuje w polskim oddziale ProChile. Artykuł na temat konferencji opublikowała gazeta „El Llanquihue” z Puerto Montt, pod znamiennym tytułem „Polska gwiazdą seminarium ProChile”. Kolorowy „Vida & Decoracion” opisuje oryginalny pomysł Agnieszki Klimczak i Małgorzaty Drozdowskiej, które stworzyły firmę Miniio, oferując współczesny design… dzieciom. Sprzedają zmniejszone w skali 1:16 meble duńskiego designera Arne Jacobsena, dzięki czemu zabawa w „domku dla lalek” nabiera zupełnie nowego wymiaru. 37


POLONIA

BIBLIOTEKA CZEKA

90. urodziny Czesława Miłosza, Instytut Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, fot. Elżbieta Lempp, culture.pl

Powieść, biografia, literatura faktu? A może odrobina poezji? Ktoś kiedyś powiedział ze dzień bez przeczytanego wiersza jest dniem straconym… Zapraszamy do korzystania z biblioteki Ambasady RP w Santiago. Listę nowych książek po polsku i po hiszpańsku można znaleźć na naszym profilu na Facebook’u. Wkrótce cały katalog będzie można przeglądać w internecie, przez internet książki rezerwować i wypożyczać. Zakończenie prac nad nową biblioteką planujemy już wkrótce. Tymczasem zapraszamy do lektury pierwszych recenzji książek z naszej biblioteki, pióra Miriam Krawczyk (pracuje i mieszka w Chile od 1958 r.). 38


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

B

iografia Czesława Miłosza, wybitnego polskiego poety, laureata nagrody Nobla, napisana przez Andrzeja Franaszka to pasjonująca

książka i choć ma aż 1104 strony, wydaje się bardzo zwięzła. Franaszek nie tylko napisał biografię, ale odtworzył XX-wieczną, młodą i wciąż odradzającą się z siłą i pasją Polskę. Spojrzenia Miłosza – wywodzącego się z polskiej szlachty i elity intelektualnej, uprzywilejowanego świadka tego wieku - oraz Franaszka będącego jego biografem i badaczem tematu, krzyżują się i uzupełniają. Pomimo, że jest to poważne i skrupulatnie napisane dzieło, czyta się je z ogromną przyjemnością – nie brakuje mu dawki ironii i łagodnego dystansu wobec zachowań Miłosza w obliczu

MIŁOSZ. BIOGRAFIA Andrzej Franaszek Znak, 2011 1104 stron

zarówno związków miłosnych jak i świata polityki. Franaszek nie interpretuje ani nie osądza zawiłości, sprzeczności i słabości charakteru pisarza i poety. Jego spojrzenie jest czyste, świeże i pozbawione obaw. Nie mąci go ani poprawność polityczna ani ideologie, które są tak drogie wielu współczesnym krytykom. O wszystkim mówi otwarcie i ukazuje pisarza w kontekście jego epoki. W ten sposób tworzy przepiękny kalejdoskop sylwetek rozświetlonych przez światło poezji Miłosza, twórcy który nigdy nie był i nie starał się być jej bohaterem. Jeżeli chodzi o jego twórczość, Franaszek daje nam prostą radę. Jest tylko jedno wyjście - trzeba ją czytać.

T

a książka to niespotykana i niezapomniana podróż po Czechach. Intymna, olśniewająca i świetnie napisana. Pełne humoru strony mi-

gają przed oczami jedna za drugą niczym obrazy widziane z okien pędzącego pociągu. Humoru, który jest niezbędnym narzędziem przetrwania, tak samo jak jest nim mądrość życiowa. Ten humor niekoniecznie łagodzi lekturę, ale na pewno pozwala na osiągnięcie większej głębi opisu. „Zrób sobie raj” to hołd złożony nie tyle Bohumilowi Hrabalowi, co jego spojrzeniu na świat i miłości do czeskiego narodu. Miłości, którą dzieli wielu innych polskich pisarzy, których warto czytać – myślę tutaj o Aleksandrze Kaczorowskim (książka „Gra w życie”), który jest przez Szczygła wspomniany, oraz o czarującej powieści „Mercedes –Benz” Pawła Huelle. Reportaże czasami przypominają akwarele, czasami są pisane tak jakby były kreślone tuszem. Czasem są niczym stare zdjęcia w kolorze sepii. Zawsze poruszają. Zawsze wywołują uśmiech nawet jeśli jest to śmiech przez łzy. Są wyjątkowe i żywe. Dziennikarz-pisarz obserwuje świat będąc jednocześnie głęboko weń zaangażowanym. Ta książka napisana po „Gottlandzie” (2006) jest jego wyjątkową kontynuacją.

ZRÓB SOBIE RAJ Mariusz Szczygieł Czarne, 2011 290 stron

39


POLONIA

NIEWAŻNE GDZIE JESTEM, WAŻNE CO ROBIĘ

40


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Moje życia przypomina telenowelę, przyznaje Joanna Pawlikowska, która mieszka, pracuje i uczy się w Chile od 2009 r. Studiuje anglistykę, sama uczy angielskiego, ma przeuroczą córkę Jasminę. Po godzinach realizuje swoje pasje. Śpiewa, gra w serialach telewizyjnych, znalazła się w katalogu jednej z agencji aktorskich. Czasem tylko… nosi wiadra ze żwirem.

D

laczego telenowelę? Bo jak twierdzi jej życie to splot tak nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, w które jej samej trudno uwierzyć. - Studiowałam w Krakowie, tam uczyłam się śpiewu. Najpierw zakochałam się w Nat King Cole’u, a potem w Raulu, Chilijczyku, moim przyszłym mężu. Zanim się obejrzałam znalazłam się w samolocie do Santiago. Kiedy lądowaliśmy zaczęłam się zastanawiać – Co dalej? – wspomina Joanna. Przed wyjazdem, jeszcze w Polsce, „to był mój najlepszy czas”, mówi Joanna. Śpiewała w zespołach jazzowych, m.in. w znanym krakowskim klubie muzycznym The Piano Rouge. Nie unikała jednak innych gatunków muzycznych, uczestnicząc m.in. w etnicznym projekcie Motema Africa czy śpiewając polską klasykę popu, występując m.in. na festiwalu twórczości Grechuty, zdobywając wyróżnienie w "Szansie na sukces" z piosenkami Agnieszki Osieckiej, czy grając koncerty w radiowej Trójce z Anną Treter. - Słabo znam nuty, a w mojej rodzinie nie ma żadnych tradycji muzycznych. Jednak od kiedy pamiętam, zawsze śpiewałam. Na początku to raczej wyłam na osiedlu, aż sąsiedzi dostawali świra. Wzięłam udział w konkursie poezji śpiewanej, tam dostrzegła mnie moja przyszła nauczycielka śpiewu i tak to się zaczęło. – opowiada Joanna. W Chile bardzo szybko zaczęła tęsknić, do jazzu, do śpiewu, do grania. Zaczęła nawet występować na scenie Santiago Jazz Club, do momentu kiedy kolejne trzęsienie ziemi w 2010 r. kompletnie zdemolowało lokal. Kiedy urodziła się Jasmina, musiała się wycofać. Jak się wkrótce okazało tylko

na chwilę. - Poznałam wtedy w Santiago Martę Mackiewicz, świetnego muzyka, z którą wzięłam udział w wielu ciekawych projektach muzyki klasycznej. Korzystałyśmy z każdej okazji żeby grać i przy okazji zarobić. Nie rezygnowałam jednak z jazzu. – dodaje. Szansa jednak na to żeby grać i śpiewać raz była, a raz nie. Zaczęła szukać alternatywy i tak trafiła do agencji aktorskich. Ten kontakt zaowocował na razie epizodami w popularnych chilijskich serialach telewizyjnych „El amor lo menejo yo” i „No abras la puerta”. Wkrótce ma wystąpić w reklamie jednego z producentów biżuterii. - Jednocześnie ogarnęła mnie, dość późna przyznam, miłość do sportu. Zaczęło się niewinnie od zajęć pilates, ale kontynuacja była już ekstremalna. Wzięłam udział w chilijskiej edycji Spartan Race, międzynarodowego konkursu dla ludzi wytrzymałych. To nic innego jak bieg z przeszkodami, niemal cały czas pod górę. Przedzierałam się przez krzaki, brnęłam przez błoto, musiałam dźwigać wiadra pełne żwiru. Sama nie wierzyłam w to, że udało mi się dobiec do mety. – wspomina. Dziś Jasmina ma cztery lata, mąż Raul pnie się po szczeblach kariery w świecie finansów, a Joanna jest na czwartym roku anglistyki na Universidad Alberto Hurtado. - Boję się robić tylko jedną rzecz. Zawsze chciałabym móc śpiewać, mieć jednak taką możliwość. Nieważne jednak dla mnie jest to gdzie jestem. Najważniejsze jest to co robię. – podkreśla Joanna. Tekst: Jacek Piątkowski, zdjęcia: Magda Owsiak 41


ZOBACZ W SANTIAGO

PRZYSMAKI W CENTRUM SANTIAGO

Zdj. Los Reyes

Jesteś w centrum i chcesz przekąsić coś dobrego i niezbyt drogiego? Co wolisz? Chicken masalę, ceviche, pizzę, sushi czy chapsui? W tej najbardziej międzynarodowej części Santiago, w której co dziesiąty mieszkaniec to imigrant, znajdziesz przysmaki z całego świata w naprawdę dobrej cenie. Dziś rekomendujemy lokale z kuchnią indyjską, włoską i francuską.

Lassi raz, poproszę!

Menu krótkie, dania smaczne

Rekordy popularności bije indyjska New Horizon (położona przy ulicy Merced 565), znajdująca się blisko stacji metra Bellas Artes. W tym małym lokalu kolejki ustawiają się w czasie lunchu od poniedziałku do soboty. Wszyscy chcą skorzystać z fantastycznej okazji – zjeść menu obiadowe za niecałe 4 tys. peso. Wieczorem restauracja jest również otwarta (w godzinach 18:30-22), ale także wtedy trzeba się liczyć z czekaniem na stolik. Pomimo, że w menu są tylko warzywa i kurczak, wszystko smakuje znakomicie. Zamówione potrawy podają członkowie hinduskiej rodziny, która prowadzi lokal. Koniecznie trzeba spróbować lassi – do wyboru z mango albo maliną. Są przepyszne! Jeżeli wolicie obszerniejsze menu w ładniejszych dekoracjach, trzymając w zanadrzu portfel tuż po wypłacie, lepiej wybrać się do Majestic (Santo Domingo 1526). W mieście mówią, że to najlepsza indyjska restauracja w stolicy. Czy tak jest? Przekonaj się sam(a)!

W rejonie Bellas Artes znajdziesz też trzy dobre miejsca z kuchnią francuską. Na pewno warto wpaść do Les Assassins (Merced 279). Ta mała i przytulna restauracja została założona w 1965 roku przez Juan Carlosa, który studiował hotelarstwo w Paryżu i dziś wraz z synem zarządza tym miejscem. Menu jest krótkie, ale smaczne – na pewno warto spróbować sławnej już w Santiago zupy cebulowej. No i koniecznie trzeba zarezerwować stolik, zwłaszcza w weekend. Jeżeli jednak interesujesz się nie tyle obiadem co przekąską to wybierz się do Cafe Cocteau (Miraflores 622) i poproś o bagietkę z szynką. Na deser oczywiście trzeba zamówić sernik z marakują! Najprzyjemniej jest tutaj w niedzielę rano, kiedy okoliczni mieszkańcy przychodzą poczytać gazetę i wypić kawę. Wtedy też przywożą do kawiarni przepyszne świeże rogaliki (medialunas). Lokal jest połączony z samoobsługową piekarnią Panaderia Bernard, w której można kupić bagietki, rogaliki oraz pyszny wieloziarnisty chleb. 42


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Zdj. Flicr/Alpha cc Zdj. Flicr/Christine und David Schmitt cc

W okolicach wzgórza Santa Lucía warto udać się na włoską pizzę. Godną polecenia jest pizerria Verace (De la Barra 486), gdzie kucharz wałkuje ciasto zaraz przy wejściu. Możemy tu wybierać wśród wielu rodzajów, a moja ulubiona to pizza z krewetkami i z serem albo z prosciutto i roketą. Lokal nie ma niestety pozwolenia na alkohol. Jeżeli szukasz bardziej nastrojowej atmosfery to udaj się do Pez Toro (Lastarria 70). Tutaj pizza też jest dobra, ale mniejsza i trochę droższa, jednak w menu znajdziesz też wiele innych włoskich dań. A może wybierzesz się do pizzerii urugwajskiej? Imigracja włoska w Urugwaju, tak samo jak w Argentynie, odcisnęła piętno na kuchni tego kraju. To widać w Los Reyes (Castillo 2708), gdzie serwowana pizza jest naprawdę wspaniała. To jest idealne miejsce jeżeli idziesz potańczyć do Barrio Yungay i w środku nocy napadnie cię głód – lokal otwarty jest do późna.

Zdj. Flicr/Mondo del gusto cc

Kucharz z wałkiem przy wejściu

Zdj. Flicr/Nathan Cook cc

Na prawdziwie królewski deser trzeba się wybrać do Castillo Forestal (Cardenal Jose Maria Caro 390), kawiarni, połączonej z bistro, otwartej zaledwie kilka miesięcy temu na przeciwko muzeum Bellas Artes. Desery w tym miejscu to uczta zarówno dla podniebienia jak i dla oczu – najlepiej smakują na tarasie znajdującym się na dachu budynku. Pamiętaj, żeby przyjść wcześniej, bo oprócz piątku i soboty żelazna brama wejściowa zamykana jest już przed 20. Nie można też przegapić znajdującej się w Barrio Yungay restauracji Boulevard Lavaud (Compañía de Jesus 2789), znanej też jako „francuski salon fryzjerski”. Nazwa nie jest przypadkowa, ponieważ rzeczywiście od niemal 100 lat działa tu cały czas fryzjer i stare akcesoria fryzjerskie nadal pałętają się po lokalu. Boulevard Lavaud to prawdziwe muzeum i jedno z najpiękniejszych miejsc w Santiago. Można tam dobrze zjeść tradycyjne potrawy francuskie, ale też warto wybrać się na kawę (serwowaną w stylowych starych filiżankach), ciastko lub na kanapkę i po prostu chłonąć niezwykłą atmosferę tego lokalu.

Anna Kowalczyk, specjalista ds. promocji Ambasady RP w Santiago.

43


ZOBACZ W SANTIAGO

CHILIJSKI DESIGN Serwowanie kawy w filiżankach przypominających zawór wody i wina w kieliszkach bez nóżki to w Santiago coraz częściej oznaka dobrego gustu. Im dziwniej tym lepiej, chociaż styl vintage też jest coraz bardziej popularny. Zależy ci na podążaniu za najnowszymi trendami? Doradzamy gdzie ich szukać w stolicy Chile.

44


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

M

ekką dizajnu jest bez wątpienia Barrio Italia w dzielnicy Providencia. To tutaj znajduje się warsztat słynnego projektanta Rodrigo Bravo (Bravo!, Av. Italia 975). Jego proste i funkcjonalne meble, czy pomysłowe gadżety do domu są wykonywane z lokalnych materiałów (przede wszystkim drewna i miedzi) i przy użyciu tradycyjnych metod stolarskich. Ale na tym nie koniec. Warto zapuścić się dalej w pełną współczesnego dizajnu Avenida Italia. Do kolejnych sklepów będą nas wieść długie i wąskie korytarze, gdzieniegdzie niepozorne schody i tajemnicze przejścia. Na przykład do sklepu z lampkami z kokonów jedwabników Kerala (Av. Italia 1152). W okolicy możesz dać upust fantazji i zamówić kanapę na miarę w stylu retro (Edifika Decoraciones Av Italia 1548; Molto Vivace, Av. Salvador 1067, róg Marín; Bazar de la fortuna, Girardi 1560; albo Wengue, Av. Italia 1206 lub El Aguilucho 3471 w Providencji). Jeżeli lubisz styl vintage, ale nie chcesz eksperymentować to udaj się do Ambienta Espacios (Santa Isabel 461) gdzie znajdziesz odrestaurowane meble wyłącznie z lat 50. i 60. Niedaleko można też zamówić dywan lub wykładzinę we wzory na miarę (Cien Por Ciento Av. Italia 1194), oprawić obraz lub lustro w wymyśloną przez siebie ramę (Izadiseño, Condell 1441) i kupić ręcznie malowane żarówki z wymyślnymi kablami do zawieszenia (Oofelia Av. Italia 1295). Na tym nie koniec. Puste ściany naszego mieszkania możemy wypełnić psychodelicznym malarstwem, kupując np. portret Edgara Allana Poe’a, pozbawionego oczu. (Italia Mia, Av. Italia 1548). Brrrr! Natomiast jeżeli przede wszystkim zależy ci na ochronie środowiska to wpadnij do Estudio Contexto (Av. Italia 1152, lokal 6), gdzie oprócz naturalnych herbat i kosmetyków znajdziesz lniane, malowane poduchy lub do Artecultivos (Av. Italia 1292) po doniczki ulegające biodegradacji. Chcąc uniknąć sobotnich tłumów przeciskających się przez sklepy na Avenida Italia, jest jeszcze kilka opcji. Możesz wybrać się na “Piętro Dizajnu” w domu handlowym Parque Arauco (kupisz tam kolorowe poduchy, indiańskie narzuty, a w sklepie Artecnia zaprojektujesz oświetlenie domu). Kolejne dobre miejsce to ulica Luis Pasteur w dzielnicy Vitacura. Znajdziesz tu meble w stylu rustykalnym w Manantiales (pod nr. 5782), meble orientalne w Baranda Muebles (nr 6530) i kolorowe mebelki dla dzieci Tukusyto (nr 6411 lokal 6). Warto też odwiedzić galerię handlową Drugstore (Av. Providencia 2124). Dowiesz się tam jak ze smakiem dobrać kanapę w żółte kropki, stary obraz i rzeźbę greckiej bogini (polecam szczególnie Urban Chic, lokal 57) i nie przestraszyć rodziny z Polski, która właśnie wpadła z wizytą. Anna Kowalczyk, specjalista ds. promocji w Ambasadzie RP w Santiago.

45


MODELKA I FOTOGRAF NA KOŃCU ŚWIATA Oboje przyjechali do Chile w 2006 r. Magda Li-U-Fa jest dziś modelką, a Mariusz Michalak, fotografem. Spotkali się niedawno, raptem rok temu, na pokazie niezależnych chilijskich projektantów mody. Dla Biuletynu Ambasady RP w Santiago przygotowali ekskluzywną sesję zdjęciową. Zapraszamy na ulice stolicy Chile. 46


Magda Li-U-Fa kiedy przyjechała do Chile miała 13 lat. Urodziła się we Wrocławiu, ale jej dziadek od strony taty był Chińczykiem, a babcia ze strony mamy, Rosjanką. Mama, Lidia Iwaniuk, jest w Santiago uznanym instruktorem fitnessu, a artykuły z jej poradami publikuje m.in. popularny magazyn „Caras”. Magda występuje dziś w reklamach, teledyskach, na pokazach mody. Ma synka Bruno. Jej zdjęcia można obejrzeć na Facebook’u.

A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

47


48


49


50


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

51


52


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

53


Mariusz Michalak pochodzi z Łodzi. Kiedy skończył farmację, wyjechał do Chile na wakacje. Miały trwać kilka tygodni. Okazało się, że stały się pomysłem na życie. W Santiago uczy angielskiego, głównie w firmach, które inwestują w umiejętności językowe swoich pracowników. Jednocześnie rozwija swoją pasję – fotografię. Od 2011 r. uprawią ją profesjonalnie, prowadząc własne studio fotograficzne - facebook.com/ mmphotostudio 54


55


ZWIERZAK

ZENEK Kundel z dzielnicy La Florida, należący do Magdy Owsiak i Marcosa Bravo. Magda Owsiak pracuje od kilku lat w Chile jako fotograf. Mama małej Mai, która wkrótce będzie miała braciszka albo siostrzyczkę…

W

szystko zaczęło się pewnego przepięknego wiosennego dnia kiedy razem ze znajomymi zdecydowaliśmy umówić się na grilla w parku Alberto Hurtado. Oczywiście przy tak dużej ilości zjedzonego mięsa trochę chce się pić i dlatego uczcie towarzyszyło sporo piwa i wina. Kiedy już mieliśmy wracać zobaczyliśmy jak dzieci rozdawały na ulicy śliczne szczeniaki. Nie podejrzewając czym może się to skończyć, moja żona Magdalena razem ze swoją polską koleżanką (też Magdaleną) poszły je pooglądać. Po długim imprezowaniu na pewno odczuwały lekki zawrót głowy i tylko tym tłumaczę fakt, że bez chwili namysłu na temat konsekwencji, zadecydowały że zaadoptujemy szczeniaka. Był to czarny piesek z rudą wstążką na szyi. Przepiękny! Najzabawniejsze w tym wszystko było to, że Magdalena uwierzyła w zapewnienia, że jest to pies, który jest typem karłowatego teriera i raczej pozostanie małym kanapowym pieskiem. Świetnie! Pomyśleliśmy, że to dla nas znakomite rozwiązanie, biorąc pod uwagę fakt, że mieszkanie w którym wtedy mieszkaliśmy było naprawdę małe.

Przyjechaliśmy razem do domu, nakarmiliśmy go, przygotowaliśmy legowisko, a następnego dnia udaliśmy się do weterynarza. Lekarz na samym wstępie oświadczył, że piesek nie ma NIC z teriera i że najprawdopodobniej jest to ROTWEILLER!!! Nogi się pod nami ugięły, jednak było za późno, żeby go oddać. Wystarczył jeden dzień żeby stał się częścią naszej rodziny. Nie mieliśmy innego wyjścia . Musiał zostać. Mijał czas i oczywiście Zenek (jak go nazwaliśmy) urósł bardziej niż tego oczekiwaliśmy. Z tego względu musieliśmy m.in. wyprowadzić się z dotychczasowego mieszkania. Zenek nie miał nic z teriera, z rottweilera zresztą też nie (na szczęście). Okazał się typowym przedstawicielem chilijskiej rasy psa ulicznego, psa którego świetnie znamy z ulic w Santiago. Jednak pomimo tego podarował nam już prawie trzy lata bezwarunkowej, wspaniałej miłości . Zenek! Kochamy Cię! Tekst: Marcos Bravo, zdjęcia: Magdalena Owsiak Bravo

56


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

57


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.