biuletyn AMBASADA RP W SANTIAGO 1
O PRZEMIJANIU Przy okazji organizowanego w Santiago spotkania poświęconemu Ryszardowi Kapuścińskiemu, wybitnemu autorowi reportaży, które stały się kanonem dla tych, którzy świat pragną zrozumieć, przypomniałam sobie o postaci Mariana Rawicza. Rawicz zaopiekował się Kapuścińskim w Chile, kiedy ten ostatni rozpoczynał w 1968 r. swoją południowoamerykańska epopeję. Uczył go języka hiszpańskiego, pokazywał Santiago, tłumaczył społeczne i historyczne konteksty kraju. Kapuściński wkrótce potem musi opuścić Chile, jadąc dalej opisywać i tłumaczyć współczesny świat. Rawicz zostaje w Santiago, gdzie umiera w 1974 r., w wieku 66 lat. To co Kapuściński próbował opisać w swoich książkach, było Rawicza udziałem. Tyle, że pół wieku wcześniej. Życiorys Rawicza jest nierozerwalnie splątany z historycznymi wirażami jakie Europa i świat pokonywały w pierwszej połowie XX wieku. Urodził się we Lwowie, studiował sztuki piękne w Krakowie, później wyjechał do Niemiec. W 1929 r. emigruje do Hiszpanii. Bierze udział w hiszpańskiej wojnie domowej, po której trafia do więzienia. W 1946 roku ucieka jeszcze dalej - do Chile. Przez całe swoje życie zawodowe jest związany z grafiką, pracuje jako typograf, projektant okładek pism, książek i innych publikacji. W Santiago jest wykładowcą na Universidad Catolica de Chile, prowadząc Szkołę Designu. Razem z Maurycym Amsterem, tworzą w Chile podwaliny nowoczesnej typografii. O życiu Rawicza powstał trzy lata temu piękny film dokumentalny „El ultimo abrazo”, nakręcony przez hiszpańskiego reżysera Sergi Pitarch Garrido. Kiedy myślę o losie i historii, które wiodą nas przez życie, o przemijaniu, myślę czasem o nim. O Marianie Rawiczu. Aleksandra Piątkowska Ambasador RP w Chile 2
SPIS TREŚCI
WYDAWCA
4. Wino to droga 14. Andrés w Polsce 16. Polskie inspiracje chilijskich bąbelków 18. Ziemia wszędzie pachnie tak samo 24. Szukam korzeni 32 Kot z dzwonkiem. Kartka z wakacji 34. Chile w cieniu sławy 44. Chile w 10 słowach 52. Kultura cmentarzy 58. Nasza iskra buduje lepszy świat 62. Chile o Polsce i Polakach 64. Światy zaklęte w grach 72. Zachód słońca nad Santiago 74. Świat jak akwarela 78. Ambasada w Antarktyce
Ambasada RP w Santiago Redakcja Jacek Piątkowski (redakcja, teksty , layout) Maciej Polz (projekt okładki, zdjęcia) Mariusz Michalak (zdjęcia, zdjęcie na okładce) Monika Trętowska (teksty, tłumaczenia) Franciszek Sidor (teksty, tłumaczenia) Izabela Woźniak (teksty, tłumaczenia) Anita Dzieciątkowska (teksty, tłumaczenia) Magdalena Bartczak (teksty, tłumaczenia) Kontakt santiago.msz.gov.pl santiago.amb.sekretariat@msz.gov.pl +56 2 282 45 000
3
WINO TO DROGA JACEK PIĄTKOWSKI
„Przeprowadziłem badania zawartości cukru w naszych winogronach. Żeby wiedzieć, kiedy rozpocząć zbiory. Refraktometrem… Gdzie to robiłeś? W kuchni (śmiech)”
Ambasada RP w Santiago
4
5
M
chcemy przecież spędzać wolnego czasu razem ze wszystkimi, w wakacyjnym czy weekendowym tłumie, razem z nimi wyjeżdżać i wracać do Santiago, stać w korkach, spędzać czas w tłoku, od którego przecież chcieliśmy uciec. –
ałgorzata i Tomasz Wawruch są właścicielami winnicy Alta Alcurnia, położonej w dolinie Colchagua. Oboje są geologami, od ponad 20 lat na emigracji w Chile.
Szacuje się, że w trakcie Fiestas Patrias, chilijskich świąt narodowych, obchodzonych we wrześniu, Santiago opuszcza prawie 900 tys. samochodów. W wy-
- Jak zostaje się winiarzem w Chile? W naszym wypadku trochę przez przypadek. Przez wiele lat jeździliśmy do Filipa (Philippo Pszczółkowski, profesor enologii na Universidad Catolica, dyrektor Asociación Nacional de Ingenieros Agrónomos Enólogos de Chile, potomek polskich emigrantów, jego ojciec walczył w Powstaniu Warszawskim 1944 r. – przyp. red.) na wieś do Colbun. To był bardzo dobry czas. Długo wtedy rozmawialiśmy. Dyskusje przy śniadaniu przeciągały się do południa, potem mieliśmy czas na degustacje wina, rodzinny grill. Taki sposób spędzania wolnego czasu bardzo mi się spodobał. Rozmowy często schodziły na temat wina i enologii. To wszystko było bardzo ciekawe. – Colbun jest bajkowo piękne. U stóp wynurzających się z ziemi Andów leży ogromne jezioro. Słońce mieni się w pomarszczonej wiatrem tafli wody. Wokół niego widać rozsiane letnie domy, zatopione w bujnej zieleni. Tam słychać własne myśli. Jest cicho, spokojnie i… dziko. - Kiedy wróciliśmy do Chile z RPA, gdzie wyjechaliśmy na kontrakt, który trwał cztery lata, pojechaliśmy oczywiście odwiedzić Filipa. Filip zrobił mi wtedy niespodziankę. Dał mi do ręki klucz i powiedział Szukaj. Znajdź drzwi do których ten klucz pasuje. Okazało się, że podczas naszego pobytu w Afryce, Filip z rodziną postanowili wybudować na wsi piwnicę na wino. Kiedy ją zobaczyłem, kiedy zobaczyłem stare wina na półkach, uświadomiłem sobie jak bardzo bogaty i inspirujący może być świat wina. -
Winnica Alta Alcurnia niku jednego z wypadków ma popularnej autostradzie Ruta 5, powstał korek, który liczył 25 kilometrów… - Wtedy pomyśleliśmy, a może wieś? Może tam znajdziemy jakiś azyl, gdzie będziemy mogli odpocząć? Różne elementy tej układanki zaczęły się dopasowywać. Wymarzyłem sobie dom na wsi, w którym będę mógł oddać się innej pasji, która wzięła się z tęsknoty za polskimi smakami, wędzeniu kiełbas. Ja chciałem wędzić, a Gosia chciała odpoczywać. -
- Chęć kupienia kawałka ziemi, gdzie moglibyśmy wypoczywać, zaczęła się w nas budzić w 2008, może w 2009 roku. Chcieliśmy kupić coś za miastem, pomyśleliśmy o działce i domu, na przykład na wybrzeżu Pacyfiku. Pojawił się jednak kontrargument. Nie 6
Cofnijmy się o kilkanaście lat. Jest rok 1994. To rok, w którym francuski ampelograf Jean-Michel Boursicot ogłasza światu, że to co brano w Chile za merlota albo cabernet franc to w rzeczywistości szczep carmenere. To kamień milowy w historii chilijskiego winiarstwa. W tym samym roku, w listopadzie, Tomasz Wawruch ląduje w Santiago i zaczyna szukać pracy. Kilka miesięcy później zostaje zatrudniony jako geolog w firmie górniczej Anglo-American.
- My myśleliśmy o czymś prywatnym (śmiech). O czymś co będziemy mogli kształtować wedle naszych gustów, możliwości i potrzeb. Na winnicę w dolinie Colchagua trafiliśmy trochę przez przypadek. Mieliśmy wtedy gościa z Polski, chcieliśmy mu pokazać Chile, zabraliśmy go m.in. na południe, właśnie do Colchagua, byliśmy w Lolol, pojechaliśmy do doliny Apalta. Kiedy się tak jeździ po tych miejscach, widać jak tu po prostu jest ładnie. Wszędzie otaczają człowieka piękne widoki, przejazdy przez górskie przełęcze są bardzo widowiskowe, a doliny wypełniają winnice, sady, słońce i świeże powietrze. Santiago ze swoim smogiem i wielkomiejskim hałasem zostawiliśmy daleko. Wróciliśmy tam potem, zatrzymaliśmy się w naszym ulubionym hotelu i zaczęliśmy szukać ogłoszeń, ofert sprzedaży ziemi. Wtedy generalnie pojawił się trend kupowania przez obcokrajowców ziemi przy winnicach. Zresztą czy jest coś bardziej idyllicznego niż sytuacja w której pijesz wino, przegryzasz jamon serrano, patrząc jednocześnie na winnicę i czyste niebo? Sprzedam 4 hektary winnicy w okolicach Santa Cruz. Bez pośredników. - Przeczytałem to ogłoszenie w styczniu 2010 r., tuż przed dramatycznym w skutkach trzęsieniem ziemi w Chile. Ja byłem bardzo zainspirowany tym pomysłem, Gosia była nastawiona bardziej sceptycznie. Patrzyłem na to bardzo entuzjastycznie, wręcz impulsywnie. Pomyślałem, że winogrona tak jak poprzedni właściciele będę sprzedawał producentom wina i jakoś to będzie. Towarzyszyła temu romantyczna wizja. Poniosła mnie fantazja. -
- Wybór Chile zarekomendował mi kolega ze studiów. Kończyłem wtedy studia podyplomowe w Szkole Górniczej w Paryżu. Zdecydowałem się na skok na głęboką wodę. Chciałem spróbować czegoś nowego. I skoczyłem. -
- Dodatkowo, w grę wszedł element polskości. Naszej i Filipa. Zbieg okoliczności sprawił, że pojawiła się szansa na zrobienie czegoś wspólnie. Filip jako profesor, który przez 35 lat edukował chilijskich enologów na Uniwersytecie Katolickim, ma wiedzę, ale nie ma środków na zakup własnej winnicy. I my z właśnie kupioną ziemią, obsadzoną winoroślą. Pomyślałem, że można te elementy połączyć, bo nie będzie już drugiej takiej okazji. -
Trzecie miejsce (The Third Place) – termin używany w określaniu miejsca w przestrzeni publicznej, które oddziela środowisko życia w domu i pracy. Pojęcie to użyte zostało po raz pierwszy w 1989 r. przez amerykańskiego socjologa Raya Oldenburga w książce The Great Good Place.
- Kiedy po raz pierwszy zobaczyliśmy naszą winnicę, 7
Ambasada RP w Santiago
„...To jest i będzie n
Ambasada RP w Santiago
8
nasze miejsce. Wino stało się elementem naszego życia. Nie jest tylko celem…”
9
ten widok był zjawiskowo piękny. Wiedziałam jednak, żeby to tak wyglądało zawsze, trzeba się przy tym bardzo mocno napracować. Kto to będzie robił? Nie mamy ani wykształcenia rolniczego, ani doświadczenia, nie jesteśmy do tego zupełnie przygotowani. Uspokoiło mnie dopiero to, że dotychczasowi właściciele zgodzili się, już na podstawie kontraktu, że dalej będą w naszej winnicy pracować. –
zjazm tylko wzmacniało. -
Dolina Colchagua położona jest w odległości ok. 150 kilometrów na południe od Santiago. Główne miasta to San Fernando i Santa Cruz. Jest ciepła i sucha, a w wodę zaopatruje ją Rio Tinguiririca. Ma charakter typowo rolniczy i rozciąga się od stóp Andów, aż do plaż Pacyfiku.
"Wino robi się z winogron i zakładam, że to jest dla każdego oczywiste. Winogrona są rośliną. Rośliny są zaś najcudowniejszą rzeczą na świecie. Virginia Woolf powiada, że bardziej kocha ludzi niż rośliny. Gdybym to ja miał się wypowiedzieć w tej kwestii, musiałbym się dłużej zastanowić. A kiedy pomyślę, że poczucie doskonałej harmonii ze światem nawiedza mnie tylko wówczas, gdy jestem w lesie, ogrodzie bądź na łące, to chyba skłaniałbym się ku temu, że raczej roślina niż człowiek." Bela Hamvas „Filozofia wina”
- To że kupiliśmy miejsce w którym nadal trzeba było ciężko pracować zupełnie nam nie przeszkadzało. Okazało się, że możemy produkować z tych czterech hektarów nawet do 15 tys. butelek wina. Wkrótce przekonaliśmy się że sztuką jest jego produkcja, ale jeszcze więcej wysiłku trzeba włożyć w to co potem z nim zrobić. –
- Filip nie miał żadnego wpływu na naszą decyzję kupna winnicy, natomiast odegrał kluczową rolę w tworzeniu projektu winiarskiego. Poznaliśmy go na samym początku naszego pobytu w Chile. Kiedy piętnaście lat później kupowaliśmy winnicę był właśnie w Boliwii, gdzie rozwijał winnice na dużych wysokościach. Kiedy wrócił, pojechaliśmy do Colchagua razem. Chciałem pokazać mu naszą ziemię, którą kupiliśmy. W trakcie tej wizyty towarzyszyli nam również poprzedni właściciele. Filip zaczął opowiadać, chodząc między krzakami winorośli, co widzi, jakie techniki uprawy stosowano, jakich środków użyto do jej prowadzenia, na co cierpią niektóre rośliny. Od razu zdobył ich szacunek. Filip powiedział wtedy, że można coś z tego zrobić. Nie sprzedawać winogron innym producentom, ale zrobić wino na własny rachunek. Ponieważ nie ma tam żadnej infrastruktury do produkcji wina, musieliśmy porozmawiać z kimś, kto produkuje wino na dużo większą skalę. Filip wykorzystał wtedy swoją długoletnią przyjaźń z Francisco Korta z winnicy Korta z Colchagua. Dogadaliśmy się. -
- Dla mnie wino to jest czas i oczekiwanie. Mam do niego ogromny szacunek. Dziś zaczęliśmy sprzedawać dopiero rocznik 2011. Wina z kolejnych lat czekają w butelkach, które nie mają jeszcze etykiet. Jednak w kontekście projektu, który rozwijamy, pomimo tego że nie jest ciągle dochodowy, z naszego punktu widzenia, bliskiemu myśleniu europejskiemu, ma to sens. Chcemy sprzedawać zestawy win z poszczególnych roczników tak żeby pokazać różnicę między nimi i znaczenie ewolucji tego samego wina w czasie. - Rynek chilijski jest trudny. Jest na nim mnóstwo producentów, z którymi ciężko konkurować. Chcemy żeby nasze wino odróżniało się tym, że jest autorskie, że stoi za nim jakaś historia, ciężka praca kilku osób. Nie jest to proste, bo współczesnego konsumenta często to po prostu nie interesuje. Podczas wizyt w Polsce i rozmów z polskimi winiarzami zauważyłem, że lokalność ma dla nich bardzo duże znaczenie. Lokalne restauracje chcą mieć w swoich kartach wina z winnic które leżą dwa kilometry dalej. W Chile niestety to tak nie działa. - →
- Niesieni entuzjazmem zaczęliśmy pracować we własnej winnicy nad produkcją pierwszego naszego wina. Pamiętamy dokładnie smak pierwszych soków z naszych winogron, pierwszego młodego wina, próbowanego prosto z kadzi. To cały czas nasz entu-
Ambasada RP w Santiago
10
Wino IIllustris, produkowane w Alta Alcurnia powstaje z carmenere, cabernet sauvignon, petit verdot i tajemniczego szczepu folle blanche faux.
11
- Okazało się, że prowadzenie winnicy często nie jest niczym romantycznym. Tam gdzie mamy kontrolę nad tym co się dzieje została pasja i głęboka wiara w to, żeby dalej winnicę prowadzić. Nie mamy kontroli nad marketingiem, sprzedażą, biurokracją i przepisami. W życiu nie wszystko układa się tak jak się chce. Szukamy dodatkowej energii i motywacji, żeby przejść przez te trudne momenty. Musimy to zaakceptować. Zrozumiałem wtedy, że bycie właścicielem winnicy to jest droga. Jednak romantycznej wizji nie należy tracić. To jest i będzie nasze miejsce. Wino stało się elementem naszego życia. Nie jest tylko celem. – „Zamiast gazet, zacznijcie czytać wiersze” Bela Hamvas „Filozofia wina” tekst Jacek Piątkowski, zdjęcia Mariusz Michalak
Ambasada RP w Santiago
12
13
Andrés w Polsce ANITA DZIECIĄTKOWSKA
Andrés McNab jest chilijskim studentem, który kilka miesięcy temu wrócił z praktyk w Polsce. Spędził dwa miesiące u polskiej rodziny i jeździł po kraju promując Chile w ramach programu wymian młodzieżowych międzynarodowej organizacji Youth For Understanding. Przed wyjazdem do Polski zadałam mu kilka pytań, żeby dowiedzieć się, jakie są jego wyobrażenia o naszym kraju. Po jego powrocie skonfrontowałam je z jego doświadczeniami. Oto, czego się dowiedziałam.
Ambasada RP w Santiago
14
Jak się czujesz przed twoją podróżą do Polski?
Po powrocie z Polski zadałam Andrésowi podobne pytania:
Towarzyszą temu duże emocje i oczywiście nerwy, bo będę w poza Chile przez dwa miesiące. Jestem bardzo szczęśliwy, że mam możliwość wyjazdu do Polski.
Jak się czujesz po twojej podróży do Polski? Smutny, że już się skończyła i szczęśliwy, bo udało mi się zrobić coś dobrego.
Jak myślisz, jesteś przygotowany na spotkanie z polską kulturą?
Nauczyłeś się czegoś nowego o Polsce? Nauczyłem się wielu ciekawych rzeczy o jej geografii, alfabecie, historii oraz o szacunku wobec innych państw, który dla Polski i Polaków jest bardzo charakterystyczny.
Myślę, że mam dobrą bazę aby zrozumieć tą nową dla mnie kulturę. Choć zdaję sobie sprawę z tego, że bycie na miejscu to zupełnie coś innego niż to, czego można się nauczyć tutaj w Chile.
Jacy są Polacy?
Jak myślisz, jacy są Polacy? Wyobrażam sobie Polaków jako osoby przyjazne i dobrze wychowane. Rodzina, która mnie przyjmie na czas mojej praktyki jest bardzo uprzejma i miła. Przejmują się moją podróżą, lotem, dojazdem. Słyszałeś o jakiś polskich daniach, które chciałbyś spróbować?
„Po powrocie z Polski będę tęsknił za bardzo sympatycznymi ludźmi. Miałem same dobre doświadczenia, zawsze wszyscy się o mnie troszczyli. Mam nadzieję, że niedługo tam wrócę.”
Nie, nie potrafię teraz nic na ten temat powiedzieć.
To wspaniali ludzie. Większość z nich jest bardzo przyjazna i dobrze wykształcona. Jedna rzecz wydała mi się dziwna. Polacy nie okazują swojego patriotyzmu tak demonstracyjnie jak Chilijczycy. Zrozumiałem, że z powodów historycznych wolą zachować umiar i skromność w jego przeżywaniu i nawet Dzień Niepodległości to bardziej pretekst do refleksji niż huczne święto. Jakie polskie potrawy po-
Jakie są twoje oczekiwania wobec tego wyjazdu?
znałeś? Smakowały Ci?
Chcę nauczyć się języka i móc prowadzić płynną rozmowę po polsku. Chciałbym też zrobić Chile dobrą reklamę. Z pewnością wiele osób, które poznam, nie miały nigdy do czynienia z Chilijczykami. Mam nadzieję być dobrym przedstawicielem naszego kraju.
Jadłem pierogi, bigos, zapiekanki, barszcz, ogórki kiszone, wiele rodzajów zup i różne warzywa. Wszystko bardzo mi smakowało, a najbardziej pierogi i zapiekanki.
Za czym będziesz tęsknić?
Za czym będziesz tęsknił?
Na pewno za rodziną i przyjaciółmi. Choć wiem, że udane podróże mijają bardzo szybko… Może lepiej skupię się na tym, żeby przeżyć jak najlepiej tą przygodę i później móc podzielić się moimi wrażeniami.
Za bardzo sympatycznymi ludźmi. Miałem same dobre doświadczenia, zawsze wszyscy się o mnie troszczyli. Mam nadzieję, że niedługo tam wrócę.
Spełniły się twoje oczekiwania dotyczące wyjazdu? Jak najbardziej!
Rozmawiała Anita Dzieciątkowska 15
Ambasada RP w Santiago
16
Polskie inspiracje chilijskich bąbelków MARIANE SCHWADERER
Siostry Schwaderer, Constanza i Mariane, produkują w Chile wina musujące. Na ich etykietach można odnaleźć detale, które jednoznacznie kojarzą się z… polską szkołą plakatu! O tym jak do tego doszło i co przez to chciały powiedzieć, pisze Mariane Schwaderer. Te wina musujące są pierwszymi produktami naszej firmy Schwader Wines i chciałyśmy, aby jej wizerunek przedstawiał cechy osobowości które Constanza i ja posiadamy. Trzy najważniejsze z nich, z których jesteśmy dumne i które łączą nas bardzo jako siostry, kobiety i wspólniczki, to czarny humor, pomysłowość i odwaga wypowiedzi. To ja wpadłam na pomysł, aby użyć estetyki tak charakterystycznej dla polskich plakatów teatralnych i kinowych do stworzenia naszych etykiet. Mieszkałam wiele lat w Berlinie gdzie poznałam polską szkołę plakatu i za sprawą estetyki i głębi polskich plakatów, przede wszystkim z lat 50., 60. i 70. zakochałam się w ich „skomplikowanej prostocie” i fantastycznych metaforach, które potrafią wyrazić więcej niż tysiąc słów. Surowy profil kobiety i stanowcze spojrzenie przedstawia naszą kobiecość i prostotę odległą od reklamowych stereotypów. Przecinająca go szpada symbolizują cięty i ostry język zdolny do zranienia, ale i zdecydowanej obrony bliskich. Ten obraz jest wyrazem naszego manifestu, który mówi „Niech twój język będzie twoją szlachetną szpadą gdy będziesz bronić to co twoje i twoich najbliższych”. Mieszanka silnej metafory wizualnej, minimalizmu i delikatności jest tym co uwielbiamy w naszym wizerunku. Wewnątrz przedstawia talent Coni i ryzyko jakie podejmuje w pracy z winem, a z zewnątrz moją kreatywność i uwielbienie niczym nieograniczonego piękna. Opracowanie projektu naszych etykiet powierzyliśmy chilijskiemu projektantowi i autorowi wielu ciekawych prac Diego Becasowi, który spełnił wszystkie nasze wymagania i oczekiwania.
17
ZIEMIA WSZĘDZIE PACHNIE TAK SAMO ZOFIA KAMILA KRZEMIŃSKA deszcz cień parasola
na szyjach obnażonych gałęzi
woda kaskady szemrze
wiesza perełki
w środku miasta
w kieszeni kamień
jesienne winnice
niesie
w płomieniach ochry
skurczony świat
obietnica jutra
lato zasiało
zachód
wczesnym rankiem
taniec złocistych dusz
łan stokrotek
na ścianie
rwący strumień
rejwach za oknem
w jego trzewiach plusk
w porannym słońcu
odgłos wieczności
wróbli kąpiel
na śniegu
zimowe niebo
czarna koronka drzew
złożone w modlitwie
misternie utkana
nagie ręce drzew
w naszym parku
o świcie jeszcze
drzewa stuletnie wycięte
sierp księżyca na niebie
ból przemijania
kryształowa sieć
…. ich korzenie
poukładane
drzemią na wieki wieków
chmury w rąbki i zakładki
radość czerpania
zazdrość ugoru 18
19
Ambasada RP w Santiago
zupełnie zdrowo zielonkawy deszcz wiosenny wrona się kąpie
poranne okno czyta niezapisane stronice dnia
zimowe słonce w południe wyrasta spod śniegu słonecznik
strumyk gna z górki kryształowe dźwięki
jesienne liście Pasjonująca się fotografią Zofia Kamila Krzemińska mieszka w Santiago od 12 lat. Jej przygoda z kadrem, przesłoną i światłem na dobre rozpoczęła się po przyjeździe do Wenezueli w 1975 r., gdzie rozpoczęła pracę w salonie fotograficznym należącym do Rolanda Roslera, słynnego fotografa z Caracas. W 2002 r. wystawiła swoje zdjęcia w Ambasadzie RP w Caracas, a rok później w chilijskim Fotocine Club. Jednak fotografia to nie jedyna forma jej ekspresji artystycznej. Często łączy ją z poezją lub z haiku, japońską formą poetycką charakteryzującą się paradoksem, subtelnością i estetycznym minimalizmem.
ścielą ławkę dla zakochanych bezsenna noc
samotna droga w topolach bieli nieustające organy
kot pewnym krokiem ze szczytu dachu radości powiew
polna cisza tylko samotnej muchy bzyczenie beztroska rozkosz 20
21
Ambasada RP w Santiago
BIZNES SANTIAGO
Ambasada RP w Santiago
22
NEW YORK
W CHILE TOKYO
WARSZAWA
WIECEJ NA WWW.SANTIAGO.MSZ.GOV.PL 23
Poeta Enrique Winter i jego babcia Krystyna Agnieszka Modzelewska-Wyrzykowska
Ambasada RP w Santiago
24
LIST I ZDJĘCIE W KOPERCIE „To
zdjęcie zostało zrobione dziewięć lat temu. Jestem na nim razem z moją babcią Krystyną Agnieszką Modzelewską-Wyrzykowską. Urodziła się 24 czerwca 1924 r., jako najmłodsza siostra z rodzeństwa Maryli (ur. 1914 r.), Wacława (ur. 1916 r.) i Zofii (ur. 1922 r.). Byli dziećmi małżeństwa Stanisławy, modystki i Edwarda, oficera marynarki, który służył w twierdzy Modlin. Mieszkali w Nowym Dworze Mazowieckim pod Warszawą. Rodzeństwo zmarło młodo - Wacław na atak serca, a Zofia na gruźlicę. Ich ojciec zmarł 14 lutego 1941 roku, w okolicznościach które dziś badam. Nie znalazłem informacji o matce, wiem tylko, że przeżyła swoich członków rodziny. Maryla wyszła za mąż i pracowała w Warszawie pod koniec lat trzydziestych. Tam przyjęła do siebie moją babcię i przedstawiła ją mojemu dziadkowi. Chciała by pracowała z nim w pralni. Uciekli razem do Austrii, a potem z niemieckiego portu Bremerhaven ruszyli do Chile, gdzie dotarli 25 czerwca 1948 roku. Będę wdzięczny za jakąkolwiek informację o okolicznościach przyjazdu babci z Polski do Chile, a także za każdą inną informację o niej. W zeszłym roku otrzymałem stypendium chilijskiej Rady Książki na opisanie jej historii. W wierszu który napisałem o niej zawieram pierwsze jej fragmenty. Babcia utrzymywała bardzo bliskie stosunki ze Zdzisławem Janem Rynem, Ambasadorem RP w Chile w latach 1991-1996, brała udział aktywnie w życiu ambasady od końca lat 80. do końca lat 90. Pamiętam że towarzyszyłem jej od małego. Wcześniej, pod koniec lat sześćdziesiątych, wynajmowała nawet jednemu z polskich dyplomatów swój dom na ulicy Luis Vivanco Castro w dzielnicy La Reina. Serdeczne pozdrowienia od nowego Polaka Enrique”
Enrique Winter (r. 1982) – chilijski poeta i wykładowca literatury na Universidad Catolica de Valparaiso. Z pochodzenia potomek polskich emigrantów, z wykształcenia prawnik, wydawca w Ediociones de Temple, tłumacz Charlesa Bernsteina i Philipa Larkina na język hiszpański, stypendysta New York University w dziedzinie twórczego pisania. Jego wiersze i wideo wchodzą w skład około setki publikacji w sześciu językach. Muzykę do jego wierszy (w ramach projektu Winter Planet) stworzył Gonzalo Planet, basista zespołu Matorral. Jego wiersze, przetłumaczone na język polski, ukazały się w 2015 r. w antologii współczesnej poezji hiszpańskojęzycznej „Republica poetica 1.0”, wydanej przez wydawnictwo Lokator w Krakowie.
25
Enrique Winter
POLKA
O przeszłości wątpliwie szlacheckiej Jak każda szlachecka przeszłość. Modzelewska po ojcu, Wyrzykowska po matce. Sierota, piętnaście lat, tysiąc dziewięćset trzydziesty dziewiąty: szuka roboty w przemyśle przejętym przez państwo. Pryncypał ma koło czterdziestki, ruszają razem do Wiednia, bo ruscy. Przez zazdrość tej Muller wpada w łapy nazistów, żeby mógł ożenić się z jej siostrą. Siedzi ponad trzy miesiące. Uwalniają ją angole, wędruje wiele dni do Salzburga I na placu po alarmie widzi biegnącego pryncypała. – Tatulu! krzyczy. Pobierają się w ukryciu by nigdy nie całował jej w usta. Służąca swego szwagra, śpi w służbówce tak jak w Chile. Dokąd przywiozła Goethego i parę szmatek, żeby z rybackiego kutra zrobić okręt z kapitanem i marynarzami. Jeden syn. Wdowa. Koty. Psy. Ptaki co mają jej zapach albo na odwrót. Nawet dla wnuków jej nie ma, skarży się mój ojciec. Naciskam dzwonek i nie dzwoni, krzyczę i nie odpowiada, sześć psów grubych i wściekłych ujada ponad ogrodzeniem.
[tłum. Marta Eloy Cichocka]
Ambasada RP w Santiago
26
KSIĄŻKA, KTÓRĄ MUSZĘ NAPISAĆ tekst MAGDALENA BARTCZAK, zdjęcia MARIUSZ MICHALAK
Magdalena Bartczak: Jak to się stało, że pomimo prawniczego wykształcenia postanowiłeś zająć się zawodowo literaturą? Enrique Winter: Pisanie było obecne w moim życiu od dawna. Zacząłem pisać zanim jeszcze poszedłem na prawo. Dlatego m.in. zdecydowałem się na zawód prawnika – wydało mi się to możliwe do pogodzenia z pisaniem: rano można iść na zajęcia bądź do pracy w sądzie, a potem ma się czas na pisanie. Decyzja o wyborze kierunku studiów wypłynęła więc trochę później. A pisać zacząłem już gdy byłem bardzo mały. Istotny był pod tym względem wpływ mojej szkoły – bardzo nas do pisania zachęcano, więc swoje pierwsze teksty napisałem już jako ośmio-dziewięciolatek; to były głównie podróżnicze opowiadania. Później, w wieku czternastu lat, zacząłem pisać wiersze, które – jak to w tym wieku bywa – dotyczyły nastoletnich emocji, jak choćby platonicznych miłości czy różnych niepewności związanych z konfrontowaniem się ze światem. Bardziej na serio można było potraktować moją poezję pisaną pod koniec liceum – wtedy też zacząłem rozważać studiowanie prawa, na które (poza wspomnianymi motywami) zdecydowałem się też z idealistycznych powodów – wierzyłem, że zostając prawnikiem będę mógł zmie-
niać rzeczywistość, m.in. za sprawą pracy społecznej. W czasie studiów zajmowałem się wieloma rzeczami, interesowałem się też naukami ścisłymi, byłem członkiem różnych młodzieżowych stowarzyszeń. Stopniowo redukowałem jednak dziedziny swojej aktywności i ostatecznie zająłem się właśnie prawem i poezją. O tym, że chcę pisać, przekonałem się ostatecznie dzięki studiom z kreatywnego pisania w Nowym Jorku, gdzie zobaczyłem jak wygląda codzienność oparta tylko na pisaniu – wstawaniu rano i zajmowaniu się właśnie tylko tym. Wcześniej bałem się, że sobie nie poradzę, że parając się tylko pisaniem będę się blokował, bo moje pisanie zawsze stanowiło reakcją na inne rzeczy, którymi zajmowałem się na co dzień. Zatem ten zwrot ku pisaniu był możliwy głównie dzięki temu, że dostałem stypendium i przez trzy lata w Nowym Jorku mogłem zajmować się tylko tym. Ale tak, jak najbardziej – literatura i samo pragnienie pisania było obecne w moim życiu właściwie zawsze, prawo było gdzieś pomiędzy. Jak narodził się pomysł na powieść opartą na losach Twojej babci, którą aktualnie piszesz? Kiedy postanowiłeś przełożyć tę rodzinną historię na język literacki?
27
28
Długo sam zadawałem sobie to samo pytanie. I uświadomiłem sobie, że tak naprawdę zawsze pisałem właśnie o tym. Gdy myślę o swoich wierszach, to dochodzę do wniosku, że już w wieku dwudziestu lat poruszałem w nich właśnie rodzinne tematy – pisałem m.in. o samobójstwie mojego dziadka, emigracji babci, o „niemożliwościach” podróży. To wszystko było zawsze obecne i niezmiennie powracało w mojej poezji. Jednak uświadomiłem sobie przy okazji, że tak naprawdę nie wiedziałem o tych rodzinnych historiach prawie nic – nie znałem szczegółów życia mojej babci, ani mojego dziadka. Zanim nie zacząłem swoich poszukiwań, nie wiedziałem, ilu miała braci, gdzie dokładnie się urodziła. Jest to też ten rodzaj powieści, której potrzeba napisania przychodzi dopiero z wiekiem – gdy byłem młodszy, nie myślałem zbyt wiele o kwestiach tożsamości, przemijania pokoleń i odcinaniu się od miejsca, z którego się pochodzi. Ostatecznie uświadomiłem sobie, że muszę ich historię przełożyć na papier, gdy moja babcia zaczęła chorować na zespół Diogenesa – wiąże się ono z kompulsywnym zbieraniem rzeczy oraz unikaniem kontaktu z ludźmi i stopniowym zamykaniem się w swoim przepełnionym przedmiotami świecie. To był dla mnie najmocniejszy impuls – poczułem, że nie mogę dłużej czekać i zacząłem nagrywać rozmowy z moją babcią. Zacząłem jeszcze przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych, a gdy potem wróciłem do Chile, widziałem, że czuje się jeszcze gorzej niż wcześniej. Zrozumiałem tym samym, że moje literackie zadanie stawało się coraz pilniejsze. W tym sensie, moja wcześniejsza powieść była tą, którą chciałem napisać, a tę – po prostu muszę napisać.
Tak, choć nie było to do końca świadome. Zanim wyjechałem do Stanów Zjednoczonych, ten pomysł zaczął się już bardziej konkretyzować – w ciagu ostatnich pięciu lat myślałem już sporo o napisaniu tej właśnie powieści. W międzyczasie napisałem „Las bolsas de basura”, pisałem poezję, tłumaczyłem wiersze Charlesa Bernsteina i Philipa Larkina, pracowałem jako prawnik. Ostateczny pomysł na napisanie tej książki skonkretyzował się pod koniec 2015 roku, a zacząłem nad nią pracować pod koniec zeszłego roku. Jak wyglądało literackie śledztwo, szukanie informacji związanych z książką? Wiem, że byłeś już w Polsce i wkrótce ponownie się tam wybierasz?
„Gdy byłem młodszy, nie myślałem wiele o kwestiach tożsamości, przemijaniu pokoleń i odcinaniu się od miejsca, z którego się pochodzi”
Tak, miałem ogromne szczęście, że poznałem osoby, które pomogły mi w odwiedzeniu niektórych ważnych dla mnie miejsc w Polsce. To było niesamowite. Po raz pierwszy byłem tam w 2012 roku, przy okazji wizyty na festiwalu literackim w Berlinie. Wybrałem się tam z plecakiem, w towarzystwie kolegi, Niemca. Odwiedziłem wówczas głównie Warszawę i Modlin, gdzie mieszkała moja babcia – przy okazji dotarłem do różnych informacji zapisanych w rejestrach cywilnych czy księgach parafialnych. Mogłem dotrzeć m.in. do domu, w którym dorastała moja babcia oraz pralni, gdzie pracowała z moim dziadkiem. Mogłem więc już zacząć stawiać rozmaitego rodzaju hipotezy. Moją największą wątpliwość wzbudziło m.in. to, jak moja babcia Polka związała się z mężczyzną, który był Niemcem, w dodatku znacznie od niej starszym. Inne informacje uda mi się pewnie znaleźć dzięki potomkom siostry mojej babci, mieszkającym w Tarnowie, który planuję odwiedzić podczas swojej kolejnej wizyty w Polsce. Podobnie jest z Hamburgiem, gdzie mieszka rodziny ze strony mojego dziadka – z tamtej strony udało się zachować znacznie więcej wspomnień, niż w wypad-
Zacząłeś myśleć o tej książce i planować jej pisanie już wcześniej, prawda? Jeszcze zanim zabrałeś się za pracę nad swoją pierwszą powieścią. 29
Ambasada RP w Santiago
ku polskiej części rodziny, gdzie wiele wspomnień zostało wypartych z powodu traumatycznej przeszłości. Gdy szukałem materiałów w Polsce, zdarzyła mi się jednak niezwykła historia, która jest dowodem na to, że więzi rodzinne są silniejsze od bariery językowej. Poznałem tam jednego z potomków mojej babci, który sam z siebie wysłał mi różne rodzinne materiały (m.in. zdjęcia grobów), na których mi zależało, zanim jeszcze zdążyłem go o nie poprosić – zrozumieliśmy się bez słowa. Był to więc nie tylko gest zaufania, ale też pewnego porozumienia. Sądzę zresztą, to był to jeden z dowodów na to, że Polaków i Chilijczyków łączy wiele podobieństw – jednym z nich jest to, że na początku znajomości nie darzą się szczególnym zaufaniem, ale gdy poznają się lepiej, otwierają się w pełni. Zresztą również mój proces badawczy i poszukiwania pomagają mi lepiej poznać Polaków – czytam wiele na temat kultury i historii tego kraju. W tym sensie moja praca nad tą powieścią w ogóle nie przypomina tego, jak pisałem swoje wcześniejsze książki – bardziej przypomina pisanie pracy dyplomowej, w której zbieram fakty, tworzę z nich swoistą układankę. Pisząc ją, poruszam się więc w pewnym sensie „do wewnątrz”, a nie „do przodu” – znajduję jakiś temat i go drążę.
Mógłbyś zdradzić coś więcej z „fabuły” Twojej powieści i opowiedzieć o tej rodzinnej historii? Moja babcia gdy miała piętnaście lat, przeniosła się do Warszawy i tam zaczęła naukę w liceum. Mieszkała tam razem ze starszą siostrą i razem zaczęły pracować w pralni. Właśnie w Warszawie, w czasie wojny, za pośrednictwem siostry poznała Niemca – niejakiego Wintera, który stał się moim dziadkiem. Bardzo możliwe, że poznali się na krótko przed wybuchem wojny. W momencie, kiedy się poznali, sio-
Myślisz więc o swojej powieści jako o czymś w rodzaju mieszanki fikcji i reportażu? Na tyle, na ile będę mógł, staram się, aby ta powieść nie była czysto fikcyjna – dążę do tego, aby zebrać i przedstawić w niej wydarzenia, które faktycznie miały miejsce. Ale oczywiście „ponosi mnie” jako pisarza – moje literackie skłonności dają o sobie znać, więc nie podaję faktów w suchej formie, tylko wychodząc od nich tworzę opowieść. Zdecydowanie staram się jednak, żeby nie była to fikcja – jeśli myślę o tej powieści jako o utworze literackim, to ze względu na styl. Piszę ją bowiem nie w stylu reportażu, lecz właśnie prozy. I gdy opisuję jakieś wydarzenie, nie obchodzi mnie, czy wydarzyło się np. 5 czy 6 października – bardziej interesuje mnie to, co do niego doprowadziło, chcę zrozumieć okoliczności i przyczyny.
stra pozostawiła go pod jego opieką – był bowiem od niej znacznie starszy (miał wówczas niemal czterdzieści lat) i miał być jej opiekunem. Początkowo, gdy dotarłem do tych faktów, ta różnica wieku wydała mi się dość podejrzana, ale widać było, że ta opiekuńcza, nieco ojcowska relacja była fundamentem prawdziwej miłości – dotarłem m.in. do pięknych listów miłosnych, które między sobą wymieniali. Winter z niezwykłym zaangażowaniem opiekował się ptakami i m.in. to sprawiło, że moja babcia jesz30
cze bardziej się w nim zakochała – wyobrażała sobie, że z podobną czułością będzie opiekował się nią. Później uciekli razem do Austrii, a potem z niemieckiego portu Bremerhaven ruszyli do Chile, gdzie dotarli w 1948. Zdecydowali się na ten kraj, ale poza tym mieli jeszcze do wyboru dwa inne – Wenezuelę, która najpewniej wydała im się zbyt gorąca, oraz Kanadę, którą pewnie uznali za zbyt mroźną (śmiech). Już w Chile urodził się im syn – mój ojciec, który przyszedł na świat w 1951 roku.
cówki. Później, w latach 90., znała dobrze ambasadora Zdzisława Jana Ryna, bardzo aktywnie uczestniczyła w życiu chilijskiej Polonii i wydarzeniach organizowanych przez ambasadę, pojawiała się na każdej mszy. Pamiętam zresztą, że gdy byłem mały, to zabierała mnie na różne wydarzenia – często jej towarzyszyłem. Pamiętasz, czy w domu Twojej babci rozmawiało się po polsku? Tak, moja babcia z dziadkiem zawsze rozmawiała po polsku. Mój ojciec rozumiał język polski, ale nie mówił w tym języku. Podobnie było z językiem niemieckim – mój tata go rozumie, bo dziadek mówił do niego właśnie w tym języku. Później jednak żaden z tych języków nie został niestety przekazany dalej. Jakie były Twoje wrażenia z pierwszego pobytu w Polsce? Czytając o Polsce i podróżując po kraju, znalazłem wiele podobieństw między Polakami i Chilijczykami, a kultura polska coraz bardziej mnie interesuje i pociąga. Jestem zdeklarowanym fanem polskiego kina i polskiej poezji. Lubię też polskie poczucie humoru trochę gorzkie, bardzo twórcze w swojej naturze. Rodzaj groteski, pozwalającej radzić sobie z melancholią. Ale również typ polskiej melancholii wydaje mi się interesujący – też w perspektywie artystycznej. W najbliższym czasie znów wybierzesz się w podróż do Polski, prawda?
Moja babcia była zawsze kobietą bardzo niezależną, zajętą swoimi obowiązkami. Jeśli chodzi o ich życie w Chile, to tu wciąż jeszcze mam wiele tematów do zbadania – związanych m.in. z moim dziadkiem, który w 1968 roku popełnił samobójstwo. Twoja babcia wciąż żyje, prawda? Tak, żyje. I interesuje się bardzo m.in. poezją. Zawsze była też blisko związana z polską ambasadą w Santiago. Kiedy mój dziadek popełni samobójstwo, wynajęła mieszkanie jednemu z urzędników pla-
Tak, lecę tam na początku czerwca i spędzę tam tydzień. Więcej czasu, mniej więcej trzy miesiące, spędzę w Niemczech. W Polsce będę brał udział m.in. w prezentacji zbioru moich wierszy, które zostały przetłumaczone na język polski. Magdalena Bartczak, dziennikarka oraz redaktorka pisząca o kinie i podróżach, absolwentka polonistyki i filmoznawstwa, mająca na swoim koncie liczne publikacje naukowe oraz współpracę przy festiwalach filmowych. Obecnie mieszka i pracuje w Santiago. 31
Ambasada RP w Santiago
KOT Z DZWONKIEM. K
IZABELA W
Ambasada RP w Santiago
32
KARTKA Z WAKACJI.
WOŹNIAK
33
S
kończyło się chilijskie lato, którego wspomnieniem będą męczące upały i żółta, gęsta chmura smogu rozpostarta nad Santiago. Natomiast na południu kraju dramat płonących lasów i ludzkie tragedie.
ków z poduszkami i makatkami na wygodnych siedziskach. Znajdujemy tu kominek, miejsce na ognisko, elementy indiańskiego folkloru. Żadnego plastiku i taniochy tylko naturalne materiały, wełna, drewno, kamień, żywe rośliny i owoce. Jest też przechadzający się dyskretnie kot, który wie, że nie wolno wchodzić na miejsca do siedzenia. Na szyi ma dzwonek, żeby nie przestraszyć turystów odpoczywających przy dyskretnej muzyce. Wszystko jest wyciszone, czyste, a brak kurzu na tak licznych elementach wystroju wnętrz naprawdę zadziwia.
Kierunkiem wakacyjnym pozostała zatem północ. Odwiedziłam miejscowość Vicuña, gdzie kilka lat temu jeden z placów miejskich otrzymał imię Mikołaja Kopernika. Miasto jest urocze, kameralne, przypomina nieco Ciechocinek. Z wycieczek po okolicy warta polecenia jest wycieczka po Ruta del pisco. Najpierw czeka nas wjazd Zaskakuje również, po dona górę pośród upraw awo- „Hostal wypełnia mnóstwo sty- kładniejszej lustracji, fakt cado i winorośli na zbolowych detali, zakątków z po- że miejsce zostało wyczaczach, kaktusów i miejsc rowane pośród obiektów z duszkami i makatkami na wy- drewna i gliny pokrytych przypominające filmowe dekoracje, a potem zjazd z godnych siedziskach. Znajduje- blachą falistą, w Polsce odwiedzinami u kolejnych znanych pod nazwą szajermy tu kominek, miejsce na producentów pisco (rodzaj ki. W naszym pokoju jedną brandy produkowanego z ognisko, elementy indiańskiego ze ścian był właśnie gliniawytłoków po winogronach ny mur, genialnie kompofolkloru. Żadnego plastiku i ta- nujący się z wnętrzem. – przyp. red.), wina i piwa. Turystom z Europy krajoniochy” Co oferuje hostel można brazy tutejsze jawią się egsprawdzić na stronie interzotycznie, a starszym na pewno przypominają kul- netowej. Z pewnością atrakcyjność miejsca w pełni tową serię filmów o przygodach Winnetou. jest dostrzegalna latem. Polecam również rezerwoAby dotrzeć do Vicuñi autobusem, jedziemy z Santiago autostradą najpierw do La Serena, gdzie warto zatrzymać się z kilku powodów. Ja chciałabym zwrócić uwagę na jeden. Zachęcona pozytywnymi opiniami w internecie wybrałam nocleg w Hostal Boutique Terra Diaguita. Cena za dobę w dwuosobowym pokoju to 88 dolarów (w sezonie). Jest to absolutnie wyjątkowe miejsce, do którego wchodzimy bezpośrednio z niezbyt urokliwej ulicy ponad 200– tysięcznego miasta. Szklane drzwi też niewiele obiecują, ale po minięciu recepcji oczy otwierają się coraz szerzej. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że ani właściciel ani dekorator wnętrz nie są moimi znajomymi i nie jest to również artykuł sponsorowany. Przeciwnie – chciałabym poznać autora wystroju pomieszczeń, a zwłaszcza ogrodu.
wać pokój z łazienką. Przyznam, że trudno było opuścić ten przyjazny i oryginalny hostal, gdzie nie docierał upał, gdzie wieczorem oświetlenie dodatkowo podkreślało kunsztownie wkomponowane elementy i urok całości. Warto dodać, że jednym z miast partnerskich La Serena jest Kraków, a goście z Polski korzystający z licznych promocji linii lotniczych coraz liczniej odwiedzają Chile. Przybyłych latem do najbardziej słonecznego miejsca na Ziemi, doliny Elqui, namawiam na nocleg w centrum La Serena. Może Hostal Boutique Terra Diaguita będzie inspiracją. Na pewno, obok zapierających dech tworów natury regionu Coquimbo, jest wyjątkowym miejscem stworzonym przez człowieka z jej udziałem. •
Hostal wypełnia mnóstwo stylowych detali, zakąt34
Izabela Woźniak jest w Chile od prawie trzech lat. Ukończyła studia magisterskie na kierunku ochrona środowiska na UMK w Toruniu, studiowała też turystykę. Poza Polską studiowała i pracowała na południu Hiszpanii. Jej pasją są podróże, przyroda, film, zdrowie i dekoracja wnętrz. 35
Ambasada RP w Santiago
Nicolas Massu 36
CHILE W CIENIU SŁAWY MONIKA TRĘTOWSKA
Chilijczycy mają swoją Szymborską, Grzegorza Lato, Beksińskiego i Wajdę. Wielkie nazwiska, o których uczą się w szkole i które na stałe zapisały się w historii ich kraju, kontynentu, a nawet świata. Są też jednak i współczesne postacie, odnoszące międzynarodowe sukcesy w swoich dziedzinach. Jest „chilijski Lewandowski”, a nawet Nergal. Czy wiecie, że jedną z gwiazd słynnego, amerykańskiego serialu „Game of Thrones” jest Chilijczyk, a wokalistą kultowej na świecie trash metalowej grupy urodzony w Viña del Mar Tomás Arraya? Jednym z chilijskich nazwisk rozpalających dyskusję nie tylko w Chile, ale i na świecie jest niewątpliwie Augusto Pinochet. Za sprawą zamachu stanu w 1973 r., któremu przewodniczył i burzliwego okresu rządów jego junty podzielił Chilijczyków i świat. Wraz z nim w rozmowach o polityce pojawia się też Salvador Allende, prezydent którego obalił. Obydwaj królują na listach „słynnych Chilijczyków”. Chile dało jednak światu o wiele więcej postaci, które trafiły do światowych encyklopedii i rankingów. Zostawiając za drzwiami świat burzliwej polityki, warto przyjrzeć się chilijskim artystom, naukowcom i sportowcom, którzy osiągnęli międzynarodowy sukces w swoich dziedzinach albo właśnie go osiągają. Oto kilka nazwisk do zapamiętania. 37
Ambasada RP w Santiago
SŁOWEM I PIÓREM
górze organizowano spotkania literackie, a na dole torturowano ludzi. Ponad 56 milionów egzemplarzy książek na świecie sprzedała za to Isabel Allende, chilijska powieściopisarka, zaliczana do jednej z najpopularniejszych współczesnych pisarek hiszpańskojęzycznych, choć nie wszyscy na równie cenią jej twórczość. (Nie należy mylić jej z Isabel Allende, córką byłego prezydenta, również zajmującą się polityką).
Chcę robić z Tobą to, co wiosna robi z drzewami czereśni” – napisał w jednym ze swoich miłosnych poematów Pablo Neruda, chilijski poeta, laureat literackiej Nagrody Nobla (1971 r.). Dziś ten i inne cytaty z jego wierszy przeczytać można na wielu murach przeróżnych miast świata, a jego poezję przepełnioną dynamizmem, erotyką oraz rewolucyjnymi ideami przetłumaczono na kilkadziesiąt języków. Neruda nazywany jest jednym z najwybitniejszych i najbardziej wpływowych poetów XX w. Nie był jednak pierwszym noblistą w dziedzinie literatury pochodzącym z Chile. W 1945 r. uprzedziła go Gabriela Mistral, wybitna poetka, dyplomatka i działaczka oświatowa, która była jednocześnie pierwszym laureatem tej nagrody pochodzącym z Ameryki Łacińskiej. „Za poezję prawdziwego uczucia, czyniącą jej imię symbolem idealistycznych dążeń dla całej Ameryki Łacińskiej” brzmiało uzasadnienie werdyktu Akademii Szwedzkiej. Mistral żywo angażowała się bowiem w sprawy społeczno-polityczne i rozwój systemu edukacyjnego regionu.
OBRAZEM I ZDJĘCIEM Postacią kultową dla wielu wielbicieli kina jest Alejandro Jodorowsky, nie zawsze kojarzony z Chile, choć to właśnie tutaj się urodził. Awangardowy artysta, reżyser filmowy i teatralny, surrealista. W latach 60-tych i 70-tych tworzył i pracował w Meksyku oraz Paryżu i to właśnie w tym czasie powstały jego najbardziej znane filmy: „Fando i Lis”, „Kret” i „Święta Góra”. Niektórzy widzowie zakładają więc, że pochodzi z Meksyku. Choć w 1980 roku Jodorowsky przyjął Pedro Pascal francuskie obywatelstwo, warto pamiętać, że z pochodzenia jest Chilijczykiem. „Kraj bez kina dokumentalnego jest jak rodzina bez albumu rodzinnego“ – mówi inny chilijski reżyser, członek Amerykańskiej Akademii Filmowej, Patricio Guzmán. Jego trzyczęściowy dokument o ostatnim roku rządów Salvadora Allende zatytułowany „La batalla de Chile“ przez wielu krytyków nazywany jest najlepszym w historii Chile. Amerykański magazyn filmowy Cineaste zaliczył go nawet do 10 najlepszych na całym świecie. Reżyser porusza tematy ważne, niewygodne i zapomniane, jak w swojej najnowszej trylogii, obsypanej nagrodami na międzynarodowych festiwalach. Jej pierwsza część „Nostalgia de la Luz“ zdobyła m.in nagrodę dla naj-
Wśród wielkich nazwisk hiszpańskojęzycznej literatury XX w. wymienia się również urodzonego w 1953 r. Chilijczyka Roberto Bolaño, którego styl porównuje się często do Jorge Luisa Borgesa czy Julio Cortazara. The New York Times opisał go jako „najważniejszy głos latynoamerykańskiej literatury swojego pokolenia”. Niektóre z jego powieści, ukazujących chilijską mentalność i zawiłości czasów dyktatury, przetłumaczone zostały również na język polski jak np. „Nocturno de Chile” („Chilijski nokturn”), gdzie opowiada historię domu, w którym na 38
Gabriel Osorio Vargas, reżyser i Pato Escala, producent filmu „Bear story”
39
Ambasada RP w Santiago
Patricio Guzman
lepszego dokumentu Europejskiej Akademii Filmowej w 2010 roku. Druga „El botón de Nacár“ dwa lata temu otrzymała Srebrnego Niedźwiedzia na Berlinale za najlepszy scenariusz. Trzecia część właśnie powstaje.
pularnej, australijskiej artystki o pseudonimie SIA. ŚPIEWEM I GITARĄ Do historii muzyki latynoamerykańskiej przeszła niezaprzeczalnie chilijska pieśniarka i kompozytorka Violeta Parra, nazywana zgodnie mianem ikony. Jej piosenki w swoim repertuarze mają nie tylko latynoskie gwiazdy, ale również U2 czy Faith No More. Violeta była nie tylko pieśniarką i kompozytorką, ale również autorką obrazów, gobelinów, haftów, rzeźb. Była pierwszą artystką z Ameryki Łacińskiej i pierwszą kobieta, której indywidualne prace zostały wystawione w Luwrze w Paryżu. W świecie muzyki klasycznej ceniony jest za to chilijski pianista i pedagog Claudio Arrau. Już w wieku 15 lat, po skończeniu Konserwatorium Sterna w Berlinie wyruszył w tournee po Europie. Na swoich cyklicznych recitalach m.in. w Meksyku, Paryżu, Londynie i Nowym Jorku perfekcyjnie grał utwory fortepianowe z różnych epok. Do dziś ceniony jest przede wszystkim jako interpretator utworów Fryderyka Chopina i pianista posiadający doskonałą technikę. Fani trash metalu znają za to zapewne zespół Slayer, powstałego w 1981 roku na przedmieściach Los Angeles. Wraz z grupami Metallica, Anthrax i Megadeth zaliczany jest do tzw. „Wielkiej Czwórki” gatunku, a
Skoro o dokumentach i światowych festiwalach mowa to do historii kina przeszedł też krótki metraż Gabriela Osorio „Bear Story” („Historia de un Oso”), który w 2016 roku zdobył pierwszą w historii statuetkę dla Chile. Oscara za zdjęcia do filmu „Life of Pi” Anga Lee ma też na koncie Claudio Miranda, operator urodzony w Valparaiso, ale mieszkający niemalże całe życie w USA. „Chilijski Janusz Kamiński” od lat współpracuje m.in. z Davidem Fincherem. Za zdjęcia do „Ciekawego przypadku Benjamina Buttona” dostał nominację do Oscara, choć już nie statuetkę. Za oceanem dobrze powodzi się również chilijskimi aktorowi Pedro Pascalowi, znanemu z roli Oberyna Martella w czwartym sezonie kultowego serialu “Gra o tron”. Dobrą passę przedłużył również rolą agenta DEA, Javiera Peña, w kultowym serialu “Narcos”, wyprodukowanym przez Netflix, opowiadającym o życiu kolumbijskiego narkotykowego bossa, Pablo Escobara. Ostatnio pojawił się też wraz z topmodelką Heidi Klum w teledysku po40
cztery z dziesięciu albumów zespołu zyskały w Stanach Zjednoczonych status złotej płyty. Warto więc wiedzieć, że wokalistą grupy jest urodzony w chilijskim mieście Viña del Mar Tomás Araya. PĘDZLEM I FARBĄ Chile ma również swoich przedstawicieli w świecie malarstwa. Roberto Matta nazywany „ostatnim wielkim surrealistą” jest jednocześnie jednym z „najdroższych” artystów Ameryki Łacińskiej. W 2012 r. jego obraz „La révolte des Contraires” sprzedany został aż za ponad 5 milionów dolarów w słynnym domu aukcyjnym Christie’s. Kolega Salvadora Dali, nauczyciel Jacksona Pollocka, z wykształcenia był architektem. Porzucił jednak wyuczony zawód na rzecz malarstwa pokazującego kondycję współczesnego świata, przywołującego na myśl filmy science fiction z maszynami-robotami w roli głównej. Jego prace wiszą w największych muzeach świata, w tym w nowojorskim MOMA. Cztery lata temu można je było oglądać również w Muzem Narodowym w Krakowie.
ich piłkarzy, na tyle skutecznych na boisku, że zostali zauważeni przez światowych kibiców i europejskie kluby. Jednym z nich jest napastnik Alexis Sánchez, który w 2011 roku przeniósł się do FC Barcelony (zapłaciła za niego 43 miliony dolarów, czyniąc go tym samym najdroższym chilijskim piłkarzem w historii), a w lipcu 2014 roku został graczem Arsenału. Drugim nazwiskiem coraz lepiej znanym zagranicznym kibicom jest Arturo Vidal grający na pozycji pomocnika w niemieckim klubie Bayern Monachium oraz w reprezentacji Chile, złoty medalista Copa América 2015 i 2016 wraz z chilijską drużyną.
W historii sportu zapisali się również chilijscy tenisiści - Nicolas Massu i Marcelo Rios. Pierwszy jako jedyny tenisista w historii był mistrzem olimpijskim zarówno w grze pojedyńczej jak i podwójnej tej samej edycji Igrzysk (Ateny, 2004 r.). Drugi, nazywany geniuszem rakiety, jako pierwszy Latynos został numerem jeden światowego rankingu ATP w grze pojedyńczej (1998 r.), pokonawszy w finale Andre Agassiego. Dzisiaj w międzynarodowych olimpiadach bardzo dobrze Chilijskim mistrzem hiperrealizmu jest za to Claudio radzi sobie Tomás Gonzaléz, zdobywając złote meBravo. Artysta, ktorego obrazy porażają wręcz do- dale w gimnastyce, w tym w skoku w dal. kładnością i niemalże fotograficzną precyzją, nazywany jest „mistrzem światła”. Ponad połowę swoje- UMYSŁEM I WIEDZĄ go życia mieszkał w Marakeszu, gdzie zmarł w wyni- Choć środowisko naukowe w Chile nie jest duże, tuku ataku epilepsji. Za życia miał niezliczoną ilość wy- tejsi badacze uczestniczyli i uczestniczą w projekstaw, m.in. w Nowym Yorku, na Bienale w Wenecji tach, których sukces ma znaczenie dla całego świata. czy retrospektywę prac w Muzem Reina Sofia w Ma- Do historii ludzkości przeszedł biochemik Pablo Vadrycie. Jego obrazy wiszą w ponad 30 muzeach na lenzuela, który w 1986 r. wynalazł szczepionkę przeświecie. ciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B. Jeszcze wcześniej, w latach 60-tych, kiedy to wprowaKONDYCJĄ I SIŁĄ dzono do sprzedaży pierwsze pigułki antykoncepcyjCzym byłaby Ameryka Łacińska bez piłki nożnej. Do ne, doktor Horacio Croxatto wraz z Amerykaninem dzisiaj na słowo „Polska“ Chilijczycy żywo reagują Sheldonem Segalem poszli o krok dalej. Opracowali krzycząc z entuzjazmem „Grzegorz Lato!“, a zaraz podskórną metodę zapobiegania ciąży, która polega potem „Robert Lewandowski!“. Ale i Chile ma swo- na umieszczeniu pod skórą ramienia małej kapsułki. 41 Ambasada RP w Santiago
42
80-letni dziś Croxatto uważany za jednego z czołowych, światowych ekspertów w dziedzinie medycyny. Chilijscy fizycy i naukowcy uczestniczyli też w wielkim, międzynarodowym eksperymencie Atlas na Wielkim Zderzaczu Hadronów w CERN w Genewie, badającym skutki zderzenia czołowego par protonów. Według specjalistów pozwoliło wyjaśnić wiele wątpliwości dotyczących wszechświata i pochodzenia materii oraz pozwoliło na odkrywanie nowych obszarów badań energii, przestrzeni i czasu. Naukowiec Jorge Zúñiga zrewolucjonizował za to rynek protez, projektując "Cyborg Beast", protezę ręki dla dzieci, drukowaną za pomocą drukarki 3D. Do tego w wersji dla najmłodszych, zaprojektowana jest jak ręka postaci z kreskówek i superbohaterów filmów akcji. Obecnie grupa Chilijczyków pracuje również nad nowoczesną technologią, która ma pomóc w zaawansowanym badaniu jakości i pochodzenia wina. I ta lista chilijskich osiągnięć na pewno wciąż będzie się wydłużać. • MONIKA TRĘTOWSKA – dziennikarka, podróżniczka, korespondentka Polskiego Radia z Chile i Ameryki Południowej. Ukończyła Dziennikarstwo i Komunikację Społeczną na Uniwersytecie Warszawskim, a także studia podyplomowe z zakresu muzyki Ameryki Łacińskiej na Universidad Alberto Hurtado w Santiago de Chile. Od 2010 roku mieszka w Chile. O życiu codziennym w Santiago, podróżach po latynoskim kontynencie i kulturze Ameryki Łacińskiej pisze na blogu: www.tresvodka.com 43
Ambasada RP w Santiago
CHILE W 10 SŁOWACH MONIKA TRĘTOWSKA
Niedawno w jednym z wywiadów zapytana zostałam o to z czym kojarzy mi się Chile po siedmiu latach mieszkania w Santiago i zwiedzania innych krajów Ameryki Południowej. Miałam wymienić trzy słowa, a że w głowie pojawiło mi się ich co najmniej trzy razy tyle, niezwykle szybko powstała lista dziesięciu pierwszych skojarzeń. Tak zrodził się pomysł na artykuł, który mógłby mieć wiele twarzy w zależności od tego kto go napisze. Zanim przeczytacie mój zestaw dziesięciu słów zapiszcie sobie najpierw wasze. W ilu punktach się zgodzimy?
44
Gwiazdy nad AtacamÄ…
45
WINO
szą zimę. Asado obowiązkowo zacząć należy choripanem (bułka z grillowaną longanizą, typem chilijskiej kiełbasy), koniecznie zrobionym z marraquety (chilijskiej pszennej bułki), z odrobiną pebre (rodzaj przystawki z pomidorów, cebuli i kolendry). Nie może zabraknąć też palty (awokado), wina i Coca Coli. Bez Coca Coli impreza w Chile jest nieudana jak weekend bez grillowania.
Założe się, że wielu z was powiedziało to samo. Chile słynie ze wspaniałych win, które corocznie trafiają na stoły 1.800 milionów konsumentów w ponad 150 krajach świata. Co ciekawe, statystycznie rzecz ujmując sami Chilijczycy piją więcej piwa niż wina. Niespełna 44 litra na osobę rocznie versus 13,4 litrów wina. Na trzecim miejscu z 1,6 litra jest pisco, alkohol produkowany z poddanych destylacji wytłoków winogron, równie mocny jak nasza polska wódka. Nie ma jednak wątpliwości, że to właśnie wino jest integralną częścią chilijskiej kultury. Podejrzewam wręcz, że w chilijskich żyłach płynie krew w odcieniu Carmenere.
GWIAZDY Niebo na Pustyni Atakama to raj dla astronomów i idealne miejsce na romantyczną randkę. 340 pogodnych nocy w roku stwarzają niepowtarzalne warunki do obserwacji gwiazd i planet. To właśnie w tej części świata usytuowane są najważniejsze obserwatoria astronomiczne świata (nawet Uniwersytet Warszawski ma tu swój teleskop) i największe, najpotężniejsze teleskopy. Na co dzień nie trzeba jednak jechać aż tak daleko, wystarczy wyskoczyć na działkę poza miasto, gdzie nie dotarła jeszcze cywilizacja, by przeżyć najbardziej rozgwieżdżone kempingowanie życia. Można też ściągnąć aplikację Chile Mobile Observatory ze zdjęciami pochodzącymi z tutejszych potężnych teleskopów, m.in ze słynnego obserwatorium ALMA. Dzięki niej możecie oglądać zdjęcia nieba nad Atakamą na waszych komórkach gdziekolwiek jesteście.
NATURA Chile to jeden z najpiękniej położonych krajów świata, obejmujący swoim terenem kilka stref klimatycznych i unikalnych miejsc w skali światowej. Wyjątkowość tutejszej natury podkreśla jej rozmach, kontrast i niezwykła różnorodność. Od ogromnego Pacyfiku po wysokie Andy (najdłuższego kontynentalnego łańcucha górskiego), od pustyni Atakama (najbardziej suchej pustyni świata) po lodowce Antarktyki. Do tego wulkany, jeziora, wodospady, laguny, doliny oraz magiczna Wyspa Wielkanocna. Dla każdego coś dobrego i coś ekstremalnego. Nie sposób się nie zakochać. GRILLOWANIE
KATASTROFY
Chilijczycy uwielbiają piłkę nożną, ich sportem narodowym nazwałabym jednak weekendowe grillowanie. W ogrodzie, w parku, na działce, na balkonie. Nie ważne gdzie, ważne z kim, a chętnych nigdy nie brakuje. Chilijczycy grillują średnio raz na tydzień przez caluśki rok, z krótką przerwą na jeszcze krót-
Możliwe, że to wina mojego zawodu. Będąc korespondentem z Chile dla Polskiego Radia, niezwykle często, za często, przychodzi mi informować o wszelakich chilijskich kataklizmach. Trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów, pożary, powodzie i susze. Chilij46
Ambasada RP w Santiago
Patagonia
Wybuch wulkanu
Atacama
47
Terremoto to tradycyjny koktajl chilijski, którego receptura powstała pod koniec XX wieku. Jego nazwa jest inspirowana silnym trzęsieniem ziemi, które miało miejsce w Chile w 1985 r. Drink został spopularyzowany głównie dzięki kultowym barom w Santiago tj. La Piojera, El Rincon de los Canallas czy El Hoyo. Terremoto przygotowywane jest na bazie młodego wina pipeño lub wina białego z jakiegokolwiek szczepu, lodów ananasowych, gorzkiego likieru i granadiny. Podawane jest w szklance o pojemności 400 ml. Druga serwowana szklanka nosi już nazwę Réplica, natomiast duży dzban nazywany jest, nie bez przyczyny, Cataclismo.
Ambasada RP w Santiago
48
czycy mówią czasem „Dios nos odia” („Bóg nas nienawidzi”) i przyznać trzeba, że mieszkańcy tego pięknego kawałka Ziemi jakim jest Chile nie mają łatwego życia. Nie znam innego kraju tak bardzo targanego kataklizmami i niszczącymi siłami natury. Godność i solidarność z jaką Chilijczycy stawiają czoła im wszystkim, niejednokrotnie w tym samym czasie, jest godna podziwu.
ale i o skutkach reżimu, które sięgają dzisiejszych realiów. Chilijskie społeczeństwo nadal jest w tej sprawie podzielone. Niektórzy widzą pozytywy, inni domagają się rozliczenia win i zmian, choćby Konstytucji pochodzącej jeszcze z tego okresu. Bez wątpienia Augusto Pinochet wciąż jest wśród nas. Tym samym musiał znaleźć się na mojej liście i zapewne na wielu waszych również.
PROTESTY
CHILENISMOS
Mieszkam przy Plaza Italia w Santiago, co oznacza, że średnio raz na dwa-trzy dni pod moim oknem maszeruje grupa niezadowolonych Chilijczyków. Czasem rano, czasem wieczorem. Czasem protestujących jest garstka, czasem setki tysięcy. Raz chodzi o edukację, innym razem o system emerytalny, kolejnego dnia o korupcję czy prawa kobiet albo nierozwiązane sprawy sięgające czasów dyktatury. Trzeba oddać Chilijczykom to, że nie boją się wyjść na ulice i powiedzieć co myślą. Poza mniej lub bardziej skutecznym naciskiem na zmiany w państwie, protesty mają też inne konsekwencje dla codziennego życia w stolicy. Przy każdym większym marszu utrudniony jest transport przez centrum miasta, tym bardziej więc „grafik” zaplanowanych na dany tydzień protestów ma się w wykuty na blachę.
W Słowniku Języka Hiszpańskiego jest ponad 2200 chilenismos, czyli słów albo wyrażeń występujących tylko w chilijskiej jego odmianie. Wystarczy że ktoś powie “al tiro” zamiast “de inmediato” (natychmiast) albo “¿cachai?” zamiast “entiendes?”, a natychmiast i pod każdą szerokością geograficzną zostanie zidentyfikowany jako Chilijczyk, czego trudno będzie mu się tego wyprzeć. Chilijczycy kochają też soczyste porównania (np. „brzydszy niż diabeł ssący cytrynę”), podwójne dna (sprawdźcie co znaczy np. alpinista) i sprośne skojarzenia. Zabawne słowotwórstwo i zwinne zabawy językiem to zdecydowanie chilijska przypadłość, która bardzo mi się podoba. COMPLETO „Completo italiano”, czyli hot dog z awokado i pomidorami to jeden ze sztandarowych street foodów w Chile. Nigdy nie byłam fanką bułki z parówką, jednak to połączenie jest na tyle smaczne, że kiedy wyjeżdżam poza Chile na dłużej zaczynam za completo tęsknić. W Chile pokochałam awokado, głównego sprawcę tej hot dogowej miłości. Nigdzie na świecie nie jadłam póki co lepszego (i awokado i hot doga). 14 maja to w Chile Dzień Hot Doga, co chyba najle-
PINOCHET Skoro padło słowo dyktatura wywołaliśmy już wilka z lasu. Rządy Augusto Pinocheta to wciąż temat do burzliwych dyskusji zarówno w mediach, jak i chilijskich domach. To nie tylko rozmowy o przeszłości, 49
piej świadczy o tym, jak bardzo Chilijczycy je kochają. TERREMOTO Zaczęłam od alkoholu, więc i na nim skończę. „Terremoto” to popularny w Chile drink, którego nazwa znaczy ni mniej ni więcej jak „trzęsienie ziemi”, bo tak zwala z nóg. W składzie ma m.in. pipeño (rodzaj lekko sfermentowanego, taniego wina), Fernet (wyobraźcie sobie coś podobnego do Jagermaister), grenadinę i lody ananasowe. Brzmi słodko i niegroźnie? Nic bardziej mylnego. Przyznam, że bardziej od smaku tego drinka podoba mi się jego nazwa, pokazująca chilijskie poczucie humoru i dystans, jaki mają mieszkańcy kraju do nękających ich wciąż trzęsień ziemi (tych prawdziwych, nie alkoholowych). Przypieczętowaniem lekkości ducha Chilijczyków niech będzie fakt, że zaraz po wypiciu „terremoto”, zaserwowany nam zostanie mały kieliszek tego samego trunku, zwany „réplica” , czyli „wstrząsy wtórne”. Czy można być mieć większy dystans do życia? Nie miałabym problemu by dodać jeszcze drugie tyle słów, kojarzących mi się z Chile. W kolejce czekają choćby „raty” (od kupowania wszystkiego na raty), „zdrobnienia” (od ciągłego mówienia „herbatka”, „kawka”, „łóżeczko” czy „ciepełko”) oraz „piscola” (popularny drink, powstały z pisco i Coca Coli, serwowany z cytryną i lodem). A wam z czym kojarzy się Chile? •
50
MONIKA TRĘTOWSKA – dziennikarka, podróżniczka, korespondentka Polskiego Radia z Chile i Ameryki Południowej. Ukończyła Dziennikarstwo i Komunikację Społeczną na Uniwersytecie Warszawskim, a także studia podyplomowe z zakresu muzyki Ameryki Łacińskiej na Universidad Alberto Hurtado w Santiago de Chile. Od 2010 roku mieszka w Chile. O życiu codziennym w Santiago, podróżach po latynoskim kontynencie i kulturze Ameryki Łacińskiej pisze na blogu: www.tresvodka.com
51
Na cmentarzu w Santiago – grób osoby zmarłej w wieku 60 lat.
52
KULTURA CMENTARZY C IZABELA WOŹNIAK
mentarze odzwierciadlają relacje społeczne, obyczajowe i wyznaniowe panujące w danej wspólnocie. W chrześcijaństwie groby zdobione są figurami – na cmentarzach katolickich, prawosławnych i protestanckich, oprócz krzyży znajdują się rzeźby i płaskorzeźby. Na północy i w centralnej Europie dominują płyty nagrobne, a w Europie południowej tzw. mała architektura w formie kaplic i krypt. W Polsce cmentarze katolickie i protestanckie niewiele się różnią pod względem lokalizacji i wyglądu.
zmarłych mieszkańców.
W Polsce cmentarze są poważne – płyty czarne lub szare, galanteria nagrobna to przeważnie wazony, serca i książki. Rzadko zdarza się znaleźć informację o zmarłym; nie ma zwyczaju umieszczania napisu np. lekarz, nauczyciel, rolnik. Wyjątkiem są groby księży, a także osób zasłużonych i powszechnie znanych. Natomiast przyjęte i nadal częste jest umieszczanie na płycie nagrobnej zdjęcia, zwłaszcza osoby zmarłej przedwcześnie.
Według danych z 2010 roku katolicy stanowią w Chile 62,15%, a protestanci 21,05% mieszkańców, można zatem spodziewać się, że nekropolie chilijskie będą podobne do polskich. Jednak Polak nazwałby większość tutejszych pomysłów na uczczenie zmarłych „odważnymi”. Nagrobki w kształcie samochodów, rzeźby nawiązujące do profesji zmarłego albo jego pasji. W porównaniu z polskim, chilijski cmentarz jest kolorowy i to nie z powodu wielości i różnorodności kwiatów, składanych na grobach.
Oczywiście są cmentarze chrześcijańskie zarówno w Polsce jak i w Chile mające wyjątkowy charakter. Cmentarze ofiar wojennych z precyzyjnie równymi rzędami grobowców wyróżniają się surowością, brakiem rzeźb i ozdób. Niekiedy nekropolie były projektowane na wzór założeń ogrodowych (Cementerio Municipal w Punta Arenas czy największy w Polsce Cmentarz Centralny w Szczecinie), staram się jednak porównać miejsca pochówku nie mające szczególnego czy zabytkowego charakteru, raczej typowe, nowopowstające z reguły w miastach. I z tego porównania według mnie wynika, że Chilijczycy mają w tym zakresie… więcej fantazji.
Kolory, zwłaszcza niebieski, którym malowane są kapliczki i sygnaturki, spotykane są w Europie na cmentarzach prawosławnych, a najsłynniejszym z nich jest „wesoły cmentarz” w rumuńskiej miejscowości Săpânţa z kolorowymi rzeźbami scen z życia
W ramach chrześcijaństwa występuje wiele różnic 53
Ambasada RP w Santiago
Jeden z nagrobkรณw ze zdjฤ ciem na cmentarzu w Santiago.
Ambasada RP w Santiago
54
Fotografia cmentarna w Polsce.
55
w oddawaniu czci zmarłym. Katolicy zdobią groby kwiatami, ale w Chile próżno szukać zapalonych zniczy, które w Polsce są nieodzownym elementem przy odwiedzaniu cmentarzy, zwłaszcza w dniach 1 i 2 listopada. Palenie zniczy jest głęboko zakorzenione w polskiej tradycji, także świeckiej. Wywodzi się z przedchrześcijańskiej tradycji Słowian i Bałtów oraz związanego z nią obrzędu Dziadów – przywoływania duchów zmarłych. Dbano, aby wędrujące dusze mogły spędzić tę szczególną noc w domu, wśród bliskich. W tym celu oświetlano im drogę za pomocą ognisk rozpalonych na rozstajach dróg. Na przełomie XVI i XVII wieku ogniska zaczęto rozpalać na terenie cmentarzy – stąd współczesne palenie zniczy na polskich grobach.
Święto zmarłych w Ekwadorze równoznaczne jest z jedzeniem. Wiele rodzin zasiada wtedy przy suto zastawionym stole, na którym królują tradycyjne potrawy. Chilijczycy na groby swoich bliskich także przynoszą przedmioty bliskie zmarłemu i umieszczają w oszklonej wnęce nagrobka. W polskim krajobrazie cmentarzy jest to niespotykane. Kiedy na grobie babci, która całe życie pielęgnowała sad i sprzedawała owoce, postawilibyśmy koszyk z jabłkami, spotkałoby się to z krytyką, a nawet oburzeniem rodziny. Bo tradycja to rzecz święta. Nawet kompozycje kwiatów wyglądają inaczej.
Wyznawcy prawosławia i katolicy obrządku wschodniego odwiedzają zmarłych m.in. w okresie paschalnym po Wielkiej Nocy. Wówczas przynoszą na cmentarz poświęcone jajka, słodycze i inne przekąski. W dzień Radunicy siadają wokół mogiły i ucztują, zostawiając trochę strawy dla zmarłego.
Grób dziecka na cmentarzu w Santiago.
Warto przyjrzeć się, jak odbija się w tym wizerunku także „narodowy charakter” obydwu narodów. • Przy pisaniu artykułu korzystałam z opracowania „Aspekty krajobrazowe cmentarzy w różnych kręgach kulturowo-religijnych”, autorstwa Urszuli Myga -Piątek i Joanny Plit. Komisja Krajobrazu Kulturowego PTG, Sosnowiec 2013.
Przynoszenie potraw dla zmarłych jest mocno obecne w tradycji prekolumbijskiej. Obdarowywanie zmarłych tym co lubili za życia jest praktykowane powszechnie na terenie Ameryki Południowej. Meksykańskie rodziny odwiedzają groby zmarłych, na których składają kwiaty, różne podarunki oraz ulubione przedmioty zmarłego. Na grobach dzieci zwykle kładzie się ich zabawki, ubranka, czy buciki. W niektórych regionach panuje zwyczaj nocnego biesiadowania. Meksykanie wspominają wtedy tych, których nie ma już na świecie, śpiewają ich ulubione piosenki. Ambasada RP w Santiago
Fale migracyjne oraz zwyczaje rdzennej ludności zamieszkującej teren Chile ukształtowały wizerunek tutejszych cmentarzy. Obyczajowość i miks tradycji europejskich i tubylczych sprawiają, że nekropolie chrześcijańskie w Chile różnią się od polskich.
Izabela Woźniak jest w Chile od prawie trzech lat. Ukończyła studia magisterskie na kierunku ochrona środowiska na UMK w Toruniu, studiowała też turystykę. Poza Polską studiowała i pracowała na południu Hiszpanii. Jej pasją są podróże, przyroda, film, zdrowie i dekoracja wnętrz. 56
Nagrobek na Cementerio General w Santiago. Zmarły na pewno kibicował klubowi piłkarskiemu Colo-Colo. 57
Nasza iskra buduje lepszy świat HM. ALEKSANDRA POLESEK
58
59
P
rzedstawiciele Związku Harcerstwa Polskiego odwiedzili Chile z oficjalną wizytą promującą kandydaturę Polski do organizacji Światowego Jamboree Skautowego w 2023 r. Zastępca Naczelnika ZHP hm. Krzysztof Budziński, Komisarz Zagraniczny hm. Karol Gzyl i hm. Aleksandra Polesek, odpowiedzialna za współpracę z organizacjami skautowymi w Ameryce spotkali się z przedstawicielami Asociación de Guías y Scouts de Chile, na czele z María Teresa Pierret Correa, szefową organizacji. Organizację chilijską reprezentowali także José Antonio Tapia. Marcia Lincoñir, Carolina Nuñez, Claudio Magne – członkowie Rady Marcelo Montero – Komisarz Zagraniczny WOSM oraz zaproszeni członkowie organizacji - Karin Weber, Ricardo Cuello, Viviana Sepúlveda y Carloz Pozo. W spotkaniu towarzyszył harcerzom Piotr Frelak, Konsul RP w Chile. Podczas spotkania przedstawiciele ZHP zaprezentowali swoją koncepcję zorganizowania zlotu dla 40 000 skautów z całego świata latem 2023 r. w Gdańsku , na wyspie Sobieszewskiej.
gwarancje ze strony Rządu i władz Gdańska oraz to co najlepsze w Polsce, czyli naturę, historię i ludzi.
Hasłem naszego Jamboree jest „Be the spark” (Bądź iskrą). Wierzymy, że harcerze i skauci dysponują potencjałem, który może zainicjować pozytywne zmiany w świecie i czas pobytu na Jamboree w Polsce będzie okazją, aby każdy ze skautów uświadomił sobie, że to młodzi mogą zmienić świat na lepsze.
Kolejną okazją do współpracy było IX Jamboree narodowe w 2016 roku, w którym uczestniczyła dh. Aleksandra Polesek. Podczas tego wydarzenia reprezentantka ZHP prowadziła zajęcia dla uczestników zlotu. Mogli poznać lepiej geografię i historię Polski oraz znanych Polaków. Szczególnie miłe były spotkania ze skautami i przewodniczkami, którzy z dumą mówili o tym, że mają polskie korzenie.
Jedną z większych atrakcji spotkania było wręczenie pary naszych harcerskich maskotek, promujących naszą kandydaturę. Jamboree jest unikalnym wydarzeniem, które co cztery lata pozwala młodym skautom z całego świata poznać się nawzajem, odkrywać kulturę swoich krajów, uczyć się tolerancji i poszanowania wszystkich religii i narodów. Wizyta w Santiago to kolejna okazja, kiedy polscy harcerze oraz przewodniczki i skauci chilijscy spotykają się, aby wspólnie budować lepszy świat. Pierwsza wizyta przedstawicieli ZHP miała miejsce w 1999 roku, kiedy to 150 harcerzy z Polski po raz pierwszy od zakończenia II Wojny Światowej mogło oficjalnie uczestniczyć w Światowym Jamboree, które odbywało się w Picarquin w Chile. Wszyscy byli zachwyceni zarówno programem, jak i duchem jaki udało się stworzyć Chilijczykom podczas zlotu.
Naszym chilijskim przyjaciołom została szczegółowo przedstawione planowane miejsce zlotu, wyspa Sobieszewska w Gdańsku, założenia programowe,
Tekst: Aleksandra Polesek, zdjęcia Piotr Rodzoch 60
61
Ambasada RP w Santiago
CHILE O POLSCE I POLAKACH W naszym przeglądzie mediów chilijskich chcemy pokazać jak różnorodne są informacje, które kreują wizerunek naszego kraju. Czasem nawet niewielka wzmianka o tym co polskie, może mieć znacznie większy wpływ na świadomość czytelników i być dla nich czymś bardziej atrakcyjnym, niż wielostronicowe analizy i poważne komentarze z pierwszych stron gazet. W „Artes y Letras” ukazało się całostronicowe wspomnienie pielgrzymki papieża Jana Pawła II do Chile, która miała miejsce w 1987 r. Było to wyjątkowe wydarzenie w chilijskiej historii, o którym pamięć jest wciąż głęboka i bardzo silna. „Wizyta, która wstrząsnęła krajem.” - pisze autor tekstu Jaime Antunez Aldunate. Z okazji rocznicy 30-lecia pielgrzymki, na terenie całego Chile, również z inicjatywy Ambasady RP w Santiago, odbywa się szereg spotkań i wydarzeń, upamiętniających sylwetkę i dorobek Jana Pawła II. Dziennik „El Mercurio” obszernie informuje o odkryciu kopii fotograficznej dagerotypu z wizerunkiem polskiego kompozytora Fryderyka Chopina. Odkrycia dokonał Alain Kohler, szwajcarski fizyk, wielbiciel i badacz muzyki Chopina. Dagerotyp został prawdopodobnie wykonany w 1847 r. dwa lata przed śmiercią polskiego pianisty. Gazeta „La Tercera” przypomina sylwetkę Wisławy Szymborskiej, polskiej poetki i laureatki nagrody Nobla. Artykuł o jej twórczości pojawił się na łamach dziennika z okazji publikacji w języku hiszpańskim dwóch książek – zbioru felietonów „Lecturas no obligatorias” i biografii „Trastos, recuerdos”.
62
„El Mercurio” pisze o polskim dyrygencie Stanisławie Skrowaczewskim, który zmarł w wieku 93 lat. Dziennikarze gazety wspominają imponująca dyskografię polskiego artysty, w której wykonania dzieł Brucknera i Beethovena należą do najlepszych i najczęściej nagradzanych. Stanisław Skrowaczewski wystąpił przed chilijską publicznością trzy razy, po raz ostatni w 1992 r., dyrygując brytyjską orkiestrą Halle Orchestra z Manchesteru. Magazyn „Ya” przedstawia nowe trendy w modzie światowej i gorące nazwiska projektantów. Wśród nich znalazła się Magda Butrym, która ubiera m.in. Alessandrę Ambrosio, Kim Kardashian, Lenę Perminovą, Jourdan Dunn i wokalistkę Ellie Goulding. Na całym świecie media entuzjastycznie piszą o jej projektach. I to nie tylko w kontekście znanych nazwisk, ale przede wszystkim świetnego krawiectwa, designu i jakości. Chilijski dziennikarz podkreśla, że polska projektantka idealnie łączy w swoich ubraniach wygodę z elementami awangardy. „Diaro Atacama” opisuje wejście na najwyższy szczyt w Chile Ojos del Salado, ekipy polskich wspinaczy, którzy chcieli w ten sposób uczcić 80-rocznicę jego zdobycia. Szczyt został zdobyty w 1937 r. przez polskich andynistów, których wspomnienia zostały zebrane przez Witolda Henryka Paryskiego w książce „W górach Atacamy”. Jej przekład na język hiszpański został opublikowany, przy udziale Ambasady RP w Santiago, w tym roku. „El Mercurio” informuje o osiągnięciach polskich fizyków z Uniwersytetu Warszawskiego, którzy stworzyli mini robota o długości 15 mm, mogącego przenosić obiekty 10 razy cięższe niż on sam. Został wykonany w technologii LCE, z wykorzystaniem inteligentnych materiałów, które reagują m.in. na światło. Robot może być wykorzystywany nie tylko w celach naukowych, ale również szpiegowskich. „Artes y Letras” wydrukowało obszerny wywiad z polskim kompozytorem Krzysztofem Pendereckim, poświęconym przenikaniu się muzyki klasycznej i elektronicznej. Polski artysta uważa, że nowe formy ekspresji muzycznej otwierają nieznane dotąd perspektywy twórcze, z których sam chętnie korzysta. W wywiadzie można przeczytać o jego inspiracjach kreatywnych oraz specyfice jego pracy i warsztacie kompozytorskim. 63
Ambasada RP w Santiago
ŚWIATY ZAKLĘTE W GRACH FRANCISZEK SIDOR
64
H
Grafika Jakuba Różalskiego, na podstawie której powstała gra planszowa Scythe 65
P
olska odkryła już fenomen gier planszowych. Do Chile moda na nie dopiero dociera. W obu krajach gra w „planszówki” staje się coraz popularniejszym sposobem spędzania wolnego czasu.
czają czynnik losowy powodują, iż gry stały się ciekawym wyzwaniem umysłowym. Nie oznacza to jednak, iż współczesne gry planszowe są bardzo skomplikowane. Istnieją gry dla każdego odbiorcy i te familijne lub „party games” (2), przy których będzie się bawić dobrze cała rodzina, i te nieco bardziej skomplikowane dla bardziej zaawansowanych, które mogą trwać wiele godzin.
Gry planszowe przez wiele lat uznawane były za rozrywkę wyłącznie dla dzieci i uważane za ostatnią deską ratunku, gdy padał deszcz i nie było nic ciekawego w telewizji. Popularny Chińczyk, Euro Biznes, Grzybobranie i wiele innych gier- wyścigów które polegały na rzucaniu kostką i przesuwaniu się o tyle pół ile oczek wypadło na kości. Gry które, przyznajmy to szczerze, nudziły nawet dzieci, nie mówiąc już o dorosłych. Oczywiście istniały także skomplikowane historyczne gry strategiczne, z heksami i setkami papierowch żetonów które potrafiły trwać kilka dni, ale poza wąskim gronem fanów nie były zbyt popularne. Ale właśnie wtedy gdy już wydawało się, iż w czasach piorunującego rozwoju gier wideo gry planszowe odejdą w zapomnienie, pochowane w najciemniejszych zakamarkach piwnic lub strychów „planszówki”, przeżywają swój renesans.
Netflix, Złote Globy i… Ale skąd tak właściwie wzięły się współczesne gry planszowe? Otóż zawsze były. W Niemczech, największym rynku gier planszowych w Europie, gry były elementem kultury od kilkudziesięciu lat. Najpopularniejsza bodajże obecnie gra planszowa, „Osadnicy z Catanu” niemieckiego projektanta Kalusa Teubera, została wydana u naszych zachodnich sąsiadów już ponad 20 lat temu. W Polsce gra pojawiła się około 10 lat temu, i już uzyskała status klasycznej. Na całym świecie zostało sprzedanych około 22 milionów egzemplarzy tej gry i przetłumaczono ją na 30 języków. „Osadnicy z Catanu” to ekonomiczna gra planszowa której fabułą jest kolonizowanie fikcyjnej wyspy Catan. Gracze zbierają zasoby którymi mogą wymieniać się między sobą i przeznaczają je na budowę dróg i miast. Nieskomplikowane zasady, ciekawa tematyka i wysoka interakcja między graczami uczyniły z niej najbardziej rozpoznawalną grę planszową świata. Niedawno Internet obiegły zdjęcia z imprezy z okazji rozdania Złotych Globów na których aktorzy grali właśnie w „Osadników z Catanu”. Pozostając jeszcze w USA, warto pamiętać, że gry planszowe, gry fabularne i komiks od zawsze były częścią kultury popularnej. Wiele filmów i seriali, choćby ostatni wielki serialowy przebój serwisu Netflix „Stranger Things” odnoszą się do tego hob-
Na podbój galaktyki. Współczesne gry planszowe nie mają wiele wspólnego z ich mało atrakcyjnymi poprzedniczkami. Obecnie oferują one ciekawą mechanikę rozgrywki, dużą regrywalność (1) i, wysoką jakoś wykonania i fascynującą tematykę. Koniec z beznadziejnie abstrakcyjnym Chińczykiem; teraz dzięki planszówkom możemy kolonizować nowe lądy, podbijać galaktyki, przenieść się w epokę kamienną, budować średniowieczne miasta a nawet przeżywać chwile grozy w szpitalu psychiatrycznym w latach 20. XX wieku. Pomysłowe rozwiązania mechaniczne, które minimalizują albo zupełnie wyłą66
by, kiedy to w pierwszej i ostatniej scenie serialu dzieci grają w grę fabularną z użyciem miniatur. W odróżnieniu od Niemiec, w USA gry planszowe były raczej nastawione na tematykę fantasy lub science fiction i nie miały tak dopracowanej mechaniki jak gry niemieckie. Stąd wziął się podstawowy podział na „eurogry”: jak mówi nazwa pochodzą przede wszystkim z Europy (ale nie zawsze), posiadają niski stopień losowości i zwykle mają tematykę ekonomiczną. Gry typu amerykańskiego, zwane „ameritrash”, są mocno osadzone w jakimś konkretnym fantastycznym uniwersum i często są bardziej atrakcyjne wizualnie, jednak także bardziej losowe. Jako gry planszowe też można traktować gry karciane, które nie używają tradycyjnej talii kart, i których wydaje się obecnie niezliczoną ilości. Od kilkunastu lat „planszówki” przeżywają prawdziwy rozkwit i prawie na całym świecie powstają, nowe, innowacyjne i wspaniale wykonane gry.
wydarzeń związanych z grami planszowymi. Rynek gier planszowych w Polsce rośnie w tempie nieosiągalnym dla innych branż, nawet 25% rocznie i nasz kraj jest już trzecim rynkiem w Europie, po Niemczech i Francji odnotowując sprzedaż na poziomie 300 milionów złotych. W Polsce nie tylko wydaje się gry zagraniczne, prężnie rozwijają się także nasze wydawnictwa. Wydajemy już około 400 gier rocznie i takie firmy jak Portal, Granna, Trefl czy Rebel.pl są rozpoznawane w całej Europie. Projektant i twórca gier Portalu, Ignacy Trzewiczek, jest jednym z najbardziej uznanych projektantów „planszówek”. Jego sztandarowe dzieło, „Robinson Crusoe” zajmuje 20 miejsce w prestiżowym rankingu najlepszych gier na świecie Board Game Geek. Wielki przebój zeszłego roku, gra „Scythe” (Kosa) uznana przez wcześniej wspomniany serwis za najlepszą grę 2016 roku, do swojej oprawy graficznej wykorzystał przepiękne obrazy polskiego artysty Jakuba Różalskiego który w klasycznych polskich pejzażach wiejskich umieścił fantastyczne machiny bojowe
Gramy w Polsce, gramy w Chile. Polacy poznali współczesne gry planszowe około 10 lat temu i od razu je pokochali. Zrobiły one prawdziwą furorę i niezwykle szybko przyjęły się w naszym kraju. Jeszcze na początku naszego stulecia w planszówki grali jedynie koneserzy hobby, obecnie grają całe rodziny, dzieci, grupy młodszych ludzi. Czy to polski chłodny klimat i długie jesienne wieczory, czy to chęć spędzenia wspólnie czasu w nieco inny sposób, w każdym razie gry planszowe stały się ulubionym sposobem spędzania czasy wielu Polaków. Największą imprezę planszówką w Polsce, festiwal Gramy w Gdańsku, odwiedziło w 2016 roku ponad 10 tysięcy osób. W całym kraju organizuje się kilkaset
Podobnie jak w Polsce, w Chile także gry planszowe zdobyły sobie w krótkim czasie wielką popularność. Gdy przyjechałem do Chile w 2013 roku w Santiago istniał tylko jeden „fizyczny” sklep poświęcony wyłącznie grom planszowym. Obecnie jest ich już kilka poza wieloma sklepami internetowymi. „Planszówki” sprzedają się nawet w księgarniach. Każdego roku jest coraz więcej imprez poświęconych tego typu rozrywce i liczba graczy rośnie bardzo szybko. Szacuje się, że wzrost sprzedaży „Osadników z Catanu” wynosi nawet ponad 200% rocznie! Obecnie Chile jest drugim po Brazylii naj67
Ambasada RP w Santiago
większym rynkiem gier planszowych w Ameryce Południowej. W samym Chile także tworzy się gry planszowe...
już porównać do nieciekawych produktów z naszego dzieciństwa. To nowa, znacznie lepsza kategoria rozrywki która może w przyszłości konkurować z grami wideo. „Planszówki” mają bowiem tę przewagę, że w przeciwieństwie do gier komputerowych lub konsolowych, fizycznie istnieją. Gry planszowe możemy dotknąć, wziąć do ręki karty, przesunąć pionka lub figurkę po mapie a nawet powąchać farbę drukarską, którą pokryte są ich elementy. Co najważniejsze, grając w nie, spędzamy czas wspólnie z przyjaciółmi i rodziną. Należy tylko mieć nadzieje, że coraz więcej osób w Polsce i Chile przekona się do tego sposobu spędzania wolnego czasu. •
Świetnym przykładem imponującego rozwoju chilijskiego rynku gier jest świeżo wydana gra „Las redes de Reich” („Sieci Rzeszy”). Fabuła tej gry osadzonej w latach 40. XX wieku w Chile, oparta jest na faktach historycznych i opowiada o próbie inwigilacji nazistowskich agentów w Chile. Jeden z graczy rozbudowuje sieć niemieckich szpiegów, zaś inni gracze wcielają się w członków Policji Śledczej usiłujących udaremnić plany hitlerowców. Co ciekawe, gra współfinansowana była ze środków publicznych chilijskiego Ministerstwa Kultury. Atrakcyjna oprawa wizualna, wspaniałe wykonanie i ciekawa tematyka obiecują, iż gra będzie hitem.
regrywalność - termin który oznacza, iż gra jest interesująca nawet po wielu rozegranych partiach party games - są to gry przeznaczone dla dużej grupy osób, z krótkim czasem rozgrywki, o nieskomplikowanych zasadach
Pionki w ręku. Gry planszowe powróciły i chcą tu pozostać na dłużej. Nie wydaje się, by była to tylko chwilowa moda powodowana nostalgią. Współcześnie ukazujących się gier planszowych nie możemy
Franciszek Sidor, prawnik, adwokat, mieszka i pracuje w Chile od 2013 r. 68
ŚMIECH I ZERO POLITYKI Z Ignacym Trzewiczkiem, jednym z najpopularniejszych projektantów gier planszowych w Polsce, rozmawia Franciszek Sidor. Wcześniej pisał Pan podręczniki i dodatki do gier fabularnych. Jak to się stało że zaczął Pan tworzyć gry planszowe? Przez przypadek. W tamtym okresie [początek tego wieku] w Polsce gry były praktycznie nieznane. Dla żartu stworzyłem grę planszowych dla moich kolegów w firmie. Gra bardzo się spodobała. Potem zabrałem ją na konwent gier fabularnych gdzie okazała się być wielkim przebojem. Portal sprzedał 1000 kopii tej gry i okazał się być najlepiej sprzedającym się produktem w tamtym roku. To była prosta gra, party game, nazywała się Machina. Moja kolejna gra była już bardziej poważna i nazywała się Zombiaki. Była w niej już znacznie więcej wyborów strategicznych. Zombiaki był pierwszą grą moją która sprzedawał Rebel.pl, pierwszy w Polsce sklep specjalizujący się w grach planszowych
Gry planszowe w Polsce na początku roku 2000 były praktycznie nieznane. Pojawiały się tylko jako ciekawostka na konwentach gier fabularnych. Były bardzo drogie i sprowadzały je pojedyńcze osoby z zagranicy. To, że stały się nagle tak bardzo popularne to między innymi moja zasługa. Mogę wyróżnić dwie grupy odbiorców gier planszowych. Pierwsza to rodziny z dziećmi. Poszukują rozrywki dla całej rodziny, tak żeby mogły grać i dzieci, i rodzice, ciocia i wujek. Kupują oni dużo gier. Drugą grupą są młode małżeństwa i grupy młodych ludzi którzy szukają innego sposobu spędzania wspólnie czasu. Spotykają się i chcą fajnie spędzić czas, przy grach planszowych i kieliszku wina. Ostatnio dostałem do testowania grę Rising 5 którą będziemy wydawać. Zagrałem w nią z moją córką której tak się spodobała, że graliśmy w nią pięć razy w ciągu wieczora. Gry robią w Polsce wielką furorę, szybko stały się popularne i będą jeszcze bardziej. To jest jak lawina która nabiera rozpędu.
„Gry planszowe to już nie jest temat wstydliwy. W Stanach Zjednoczonych grają nawet celebryci.”
Ja zacząłem grać w planszówki ok 10 lat temu, kiedy w planszówki zaczęła grać szeroka publiczność. W Niemczech istniały od wielu dekad. W Stanach Zjednoczonych też. Jak to się stało że nagle dotarły do Polski i zrobiły taką furorę?
Dlaczego gry planszowe są teraz tak bardzo popularne? Wydawałoby się, że w dobie tak doskonale tech69
Ambasada RP w Santiago
nicznie gier wideo, które są ich naturalną konkurencją, nie mają szans? W czym tkwi ich urok?
Mnie, jako twórcę gier który kocha to co robi i zarabia na tym pieniądze, to bardzo cieszy. Gry wideo nie zachwieją dobrą pozycją gier planszowych. Ludzie zawsze będą chcieli spotkać się i razem spędzić czas. Są zresztą gry planszowe które wykorzystują nowoczesne technologie jak smartfony czy aplikacje.
Ludzie kiedy spotykają się nie chcą już rozmawiać o polityce. Mają jej dosyć Chcą inaczej, ciekawie spędzić czas. Dlatego zamiast dyskutować na te tematy wolą zagrać w grę planszową, wypić przy tym piwo lub wino i przegryźć chipsy. Można się pośmiać i świetnie się przy tym bawić. Gry planszowe to już nie jest temat wstydliwy. W Stanach Zjednoczonych grają nawet celebryci. Największa w USA sieć księgarni Barnes & Nobles do swojej oferty dodała właśnie gry planszowe. W Niemczech gry planszowe są już częścią kultury. Według danych statystycznych każda niemiecka rodzina poświęca na gry planszowe od 2 do 3 godzin tygodniowo.
Jakie plany na przyszłość Pana i Wydawnictwa Portal? Istnieje gra lub tematyka marzeń? Niedawno, po dwóch latach tworzenia, przekazaliśmy do druku moją nową grę, Pierwszych Marsjan Teraz chcę trochę odpocząć od projektowania. Teraz chciałbym stworzyć grę o mafii w realiach Chicago w latach 20. Będzie to gra dla dwóch graczy, jeden z nich będzie mafią, drugi policją. Teraz czytam dużo o tej epoce żeby móc jak najlepiej przygotować się do projektu gry.
Jakie gry poleciłby Pan dla osób które wcześniej nie grały w nowoczesne gry planszowe? Jaka byłaby ta gra „gateway” według Pana? Zawsze, gdy odpowiadam na to pytanie powtarzam, iż najlepszą grą od której powinno się zacząć są Osadnicy z Catanu. Dzięki niej setki tysięcy ludzi poznało gry planszowe. Jest to gra ekonomiczna z prostymi zasadami o dużej interakcji między graczami. W grze można wymieniać się zasobami i dochodzi do zabawnych sytuacji typu „dam ci owcę za dwa zboża – nie! to ja ci dam drewno za kamień!”. To świetna gra żeby spróbować czy połknie się tego „bakcyla”.
Słyszałem o Pierwszych Marsjanach. Mam nadzieję że wyjdzie też po hiszpańsku i będzie go można dostać także w Chile. Tak, gra wyjdzie po francusku i hiszpańsku. Na branżowych targach w Norymberdze rozmawialiśmy z wydawcą który wyda ją w tych językach. • Ignacy Trzewiczek (na zdjęciu), ur. 1976, projektant i twórca gier fabularnych i planszowych, założyciel wydawnictwa Portal Games. Jeden z najabrdziej rozpoznawanych i lubianych projektantów gier planszowych. Twórca takich tytułów jak np. Neuroshima Hex, Robinson Crusoe: Przygoda na przeklętej wyspie, Osadnicy: Narodziny Imperium. Jego najnowszą produkcją, bardzo wyczekiwaną w branży, są Pierwsi Marsjanin: Przygody na Czerwonej Planecie.
Jaka jest przyszłość gier planszowych? Zagrożenia dla gier planszowych? Monopolizacja rynku? Gry wideo? Ja widzę przyszłość gier planszowych tylko w jasnych barwach. Ta rozrywka będzie się rozwijać i będzie coraz bardziej popularna. Powstają gry coraz bardziej doskonałe i coraz bardziej atrakcyjne. 70
CHILE SZALEJE NAD PLANSZĄ Charlie Foxtrot zaczął grać w gry planszowe w wieku pięciu lat. Jest założycielem klubu dla graczy o nazwie Estratego w Coyhaique i Santiago. Autor bloga, entuzjasta i propagator gier planszowych. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z grami planszowymi?
doba, stajemy się od razu fanatykami i robimy to z wielkim entuzjazmem. Tak właśnie się stało w przypadku gier planszowych. Nie jest już niczym wstydliwym przyznanie się do tego, że grasz w gry planszowe. Gry będą umacniały swoją pozycję w Chile.
Poznałem gry planszowe dzięki mojej rodzinie, w moim domu zawsze je mieliśmy. Grałem w Ryzyko kiedy miałem pięć lat. Mogę powiedzieć, że gram od zawsze.
Według niektórych danych Chile jest drugim, po Brazylii, rynkiem gier planszowych w Ameryce Południowej. Jak byś to wytłumaczył?
Jesteś założycielem klubu graczy Estratego, organizujesz spotkania na których gra się w gry planszowe. Skąd pojawił się ten pomysł?
Tak jak powiedziałem wcześniej, jeśli coś nam się spodoba to szalejemy na tym punkcie.
Mieszkałem długo w Niemczech. Tam dużo osób spotyka się po pracy żeby grać w gry. Jednak wtedy mnie to nie zainteresowało. Później wróciłem do Chile i w roku 2015 zacząłem pracować w Coyhaique. W tym regionie jest zimno przez większość część roku, często pada. Ludzie spędzają dużo czasu w domu. Zorganizowałem pierwsze spotkania i zacząłem pokazywać gry planszowe mieszkańcom miasta. W roku 2016 wróciłem do Santiago gdzie także zacząłem organizować podobne spotkania. Inicjatywa nabrała tempa i na spotkania zaczęło przychodzić coraz więcej osób.
Jaką grę chilijską mógłbyś polecić? Ostatnio grałem w Tesoro de rey pirata (Skarb króla piratów) i Trueque (Handel wymienny). Obie bardzo mi się spodobały. Tesoro de rey pirata jest grą nieco bardziej „agresywną”, podczas gdy w Trueque wszyscy wygrywają. Ta ostatnia jest też dobrą grą do nauki negocjacji. Ile gier posiadasz w swojej kolekcji? Nie mam ich wiele, obecnie około 35-40 gier. Wcześniej miałem więcej gier „ciężkich”, ale pozbyłem się ich ponieważ było mi trudno znaleźć graczy chętnych do grania w nie. Nie ma sensu mieć gry w które nie grasz. Teraz mam więcej gier „lżejszych” żeby grać z rodziną. Gramy praktycznie w każdą niedzielę.
Kiedy wróciłem z Europy do Chile cztery lata temu gry planszowe były praktycznie nieznane. Teraz jestem pod wrażeniem zainteresowania jakie wzbudza to hobby. Gra coraz więcej osób, otwierają się też nowe sklepy z grami. Gry planszowe rozwinęły się w niesamowicie w ostatnim czasie. Jeśli nam Chilijczykom coś się spo-
Rozmawiał Franciszek Sidor 71
Ambasada RP w Santiago
Ambasada RP w Santiago
72
Santiago w obiektywie Macieja Polza. Od 2013 r. mieszka i pracuje w Chile. 73
ŚWIAT JAK AKWARELA W iktor Gago, architekt w pracowni Pezo von Ellrichshausen. Pracuje w Chile, w Concepcion. Nauczyciel akademicki w Pracowni Rysunku, Malarstwa i Rzeźby przy Katedrze Dziedzictwa Architektury i Sztuki Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. W latach 2011-2015 przewodniczący Koła Naukowego Rysunku PW. Jest członkiem Stowarzyszenia Akwarelistów Polskich, a także organizatorem licznych plenerów. Laureat międzynarodowych konkursów. Wolny czas spędza podróżując i zapisując odwiedzone miejsca za pomocą pędzla i ołówka. Według autora malarstwo plenerowe obnaża wszelkie niedoskonałości przestrzeni i ukazuje jej niewidzialne piękno, pozwala chłonąć otaczający nas świat wszystkimi zmysłami. Poznanie prawdy o danym miejscu stanowi właściwą treść działań twórczych. Każde nowo poznane miejsce wzbogaca wyobraźnię o kolejne wartości, które mają ogromny wpływ na tworzony nie tylko obraz, ale również architekturę. Akwarele to efekt miłości do podróży małych i dużych. Nie są one jedynie graficznym zapisem odwiedzonych przestrzeni. Powstawały w plenerze angażując wszystkie zmysły. Kryją w sobie zapach, temperaturę, krople deszczu, ziarenka piasku uniesione przez wiatr, głosy ludzi poznanych podczas ich powstawania. To również zapisy atmosfery wnętrz urbanistycznych dla których często architektura jest jedynie architekturą tła. wiktor.gago@gmail.com
Ambasada RP w Santiago
74
Lizbona
ParyĹź
Pekin
75
Riomaggiore
Toruń
Volterra 76
Riomaggiore
77
Ambasada RP w Santiago
POLSKA „AMBASADA” W ANTARKTYCE ANNA PANASIUK Antarktyka to niezwykłe miejsce, a naukowcy pracujący tam po raz pierwszy zwykle opuszczając ten niezwykły, prawie nietknięty przez człowieka „rezerwat przyrody” już myślą o powrocie. Polarnicy nazywają to „gorączką polarną”, czy też swego rodzaju uzależnieniem.
78
79
Z
nam takich co wracają na Polską Stację Antarktyczną im. Henryka Arctowskiego co roku, od ponad dwudziestu lat, chociaż po każdej wyprawie zarzekają się, że to był już ich ostatni raz… Zwykle jednak tak nie jest. Pierwszy raz przypłynęłam w Antarktykę w 2007 roku. Byłam wówczas młodą doktorantką, którą przywiodły w ten rejon niezwykłe opowieści o tym odległym zakątku świata, jak również książki o wyprawach Robert’a Scott’a i Roald’a Amundsen’a. Kiedy rozpoczynałam moją pierwszą wyprawę, na stacji wówczas nie było internetu, a jedynym sposobem komunikacji był telefon satelitarny („potwornie” drogi, zatem dzwoniło się raz w miesiącu do rodziny i w ciągu niespełna kilku minut przekazywało informację, że żyję i nic złego mi się nie dzieje). Innym sposobem na rozmowę z bliskimi w Polsce było udanie się (przepłynięcie w około godzinę, jak pogoda na to pozwoliła) na pobliską stację brazylijską „Commendante Ferraz”, gdzie wówczas nie dość, że „śmigał” internet, to jeszcze była antena GSM. Co to za frajda wysłać sms-a z Antarktyki…
Króla Jerzego (Szetlandy Południowe), założona w 1977 roku i uznawana w Antarktyce za jedną z najbardziej „domowych baz” całorocznych. Gdy dopływamy zaczyna się męczący, kilkudniowy rozładunek (czasem wstrzymany nawet na parę dni poprzez załamanie się pogody - wówczas sztormujemy w pobliskiej Cieśninie Bransfield’a, czekając na poprawę warunków atmosferycznych), podczas którego wszyscy nieustannie ciężko pracują, żeby rozładować jak najszybciej żywność, przeznaczoną na cały rok i przepompować paliwo do agregatów prądotwórczych. Nie ma czasu na odpoczynek, w każdej chwili pogoda może zmienić się na niekorzyść i przeładunek nie będzie możliwy przez następnych kilka dni. W Antarktyce nie ma portów, zatem wszystko rozładowywane jest bezpośrednio z morza przy użyciu pontonów, amfibii, a te mogą pracować tylko przy dobrych warunkach pogodowych, które zmieniają się czasem w ciągu kilku godzin. Rano może być bezwietrznie i słonecznie, a już po południu podmuchy wiatru przekraczają ponad 100 km, praca na zewnątrz jest niemożliwa, a pingwiny, nieloty zaczynają „latać”. Wreszcie jednak, po kilku dniach rozładunku schodzimy na ląd, a na pokład statku wchodzą poprzednicy, zimownicy, zmęczeni ponad rocznym pobytem na stacji i marzący jedynie o świeżych owocach oraz warzywach, a także szybkim powrotem do Ameryki Południowej – najbliższej cywilizacji po wielu miesiącach odosobnienia. „Nowa wyprawa” zawsze przywozi świeże zapasy, zatem dla poprzedników spełnieniem wszelkich pragnień jest zjedzenie po kilku miesiącach świeżego pomidora, czy też polskiego jabłka, które płyną w Antarktykę z Polski ponad 14 000 km.
„W Antarktyce człowiek jest jedynie gościem” Pierwsze wspomnienia z Antarktyki. Pamiętam Cieśninę Drake’a, gdzie zobaczyłam tak wielkie fale, że z rozbrajającą szczerością pytałam się „starszych” polarników czy ten rejs na pewno przeżyjemy. Kilka lat później, jak już po raz siódmy odbywałam tę samą drogę już takich pytań nie zadawałam, oswoiłam się z tym, że w miejscu, gdzie łączą się wody dwóch oceanów – Atlantyku i Pacyfiku, stykają strefy frontalne – wody nigdy nie mogą pozostać spokojne. Nagroda jednak przychodzi szybko, kiedy po kilku dniach burzliwego rejsu z Ameryki Południowej, przekroczeniu Antarktycznej Konwergencji (umowna granica Antarktyki) zaczynają wyskakiwać z wody „chmary” pingwinów, pojawiają się piękne góry lodowe (często wielkości boiska piłkarskiego) i docieramy wreszcie do antarktycznego domu – Polskiej Stacji Antarktycznej. Zlokalizowana na Wyspie
Ambasada pośrodku niczego. Pierwsze kilka dni na stacji poświęconych jest aklimatyzacji, zwłaszcza dla „nowych”, a ci co wrócili po raz kolejny, po prostu witają się z „drugim domem”. Rozpoczyna się kolejna Polska Ekspedycja Antarktyczna w Polskiej 80
„Ambasadzie Antarktycznej”, na prawie zupełnym końcu świata. Wyspa Króla Jerzego (Szetlandy Południowe) na której znajduje się polska stacja jednak nie jest jednak zupełnie pusta. Znajdują się na niej stacje badawcze dziewięciu państw, w tym również Chile (jedna z największych). Sama korzystałam z ich pomocy, kiedy w 2009 roku podczas mojej kolejnej wyprawy konieczny był mój jak najszybszy transport do Argentyny, po ataku wyrostka robaczkowego. Wówczas leciałam z polskiej stacji chilijskim śmigłowcem na stację „Presidente Eduardo Frei Montalva”, a stamtąd wojskowym Herkulesem do najbliższego szpitala w Ameryce Południowej. Pamiętam, że wówczas nie chciałam opuszczać Antarktyki, ale powiedziano mi, że następny samolot może odleci w następnym tygodniu. Odleciałam, z wielkim bólem, ale wróciłam już po pół roku. Praca w Antarktyce to przywilej i wielki zaszczyt. Obcowanie ze zwierzętami, które z braku drapieżników lądowych nie boją się również człowieka jest niesamowitym doświadczeniem. Praca w rejonach polarnych jest bardzo trudna. Niska temperatura, nieprzewidywalność pogody, wyobcowanie, przebywanie z tymi samymi
osobami przez wiele miesięcy jest wyzwaniem. Wszystko to jednak rekompensuje antarktyczna przyroda, zadziwiająca, nieskażona ludzką obecnością (prawie, bowiem koniec XIX wieku i początek XX wieku można uznać za okres rzezi wielorybów i ssaków płetwonogich w tym obszarze) i poczucie, że jest się wybranym, bowiem nie każdy może tego doświadczyć. Ukoronowaniem pięknych ale i trudnych momentów pracy naukowo-badawczej w Antarktyce była moja rozprawa doktorska. Antarktyka jednak to nie tylko praca naukowa, to również możliwość spotkania się uczestnikami wypraw innych stacji. Na Wyspie Króla Jerzego bowiem tańczyłam po raz pierwszy brazylijską sambę na stacji „Comandante Ferraz”, czy też celebrowałam Święto Dziękczynienia na amerykańskiej stacji „Pieter J. Lenie Field Station”, zwanej „Copacabana”. Zatem wyspa, gdzie zlokalizowana jest polska stacja to również miejsce, gdzie „rodzą” się czasem wieloletnie, międzynarodowe przyjaźnie. Jakie korzyści daje Polsce działalność Polskiej Stacji Antarktycznej? Posiadanie całorocznej stacji w An81
Ambasada RP w Santiago
82
tarktyce pozwoliło naszemu krajowi przede wszystkim zostać sygnatariuszem Traktatu Antarktycznego (traktat mówiący przede wszystkim o tym, że rejon ten może być wykorzystywany tylko do celów pokojowych i naukowych oraz że nie mogą być w trakcie jego trwania wysuwane żadne roszczenia terytorialne). Ponadto, Polska dzięki posiadaniu stacji należy do organizacji zarządzających Antarktyką – CCAMLR (Konwencja o Zachowaniu Żywych Zasobów Morskich Antarktyki), COMNAP (Rada Menedżerów Narodowych Programów Antarktycznych), czy też SCAR (Naukowy Komitet Badań Antarktycznych). Polscy naukowcy w tym niezwykłym obszarze realizują wiele ciekawych projektów badawczych: biolodzy, którzy szukają wyjaśnienia dlaczego maleje liczebność populacji ptaków morskich (m.in. pingwinów) i ssaków płetwonogich, mikrobiolodzy, którzy próbują odnaleźć najstarsze i najbardziej prymitywne formy życia na Ziemi lub próbujący zidentyfikować w bakteriach enzymy umożliwiające nam pranie odzieży w niskich temperaturach, czy też geolodzy i klimatolodzy, którzy badają w tym obszarze historię dryfu kontynentów i zmiany klimatyczne.
Co mi dała Antarktyka? Nauczyła mnie większego szacunku do przyrody, bowiem zobaczyłam tam jak naprawdę wygląda środowisko prawie nietknięte przez człowieka (w Antarktyce nie mieszkają na stałe ludzie, są tam jedynie stacje badawcze), respektowanie sił natury (w Antarktyce to nie ja decyduję kiedy będę pracować w terenie, jaki będzie mój plan na kolejny dzień, czy też na kolejny weekend - o tym decyduje pogoda) oraz to, że człowiek jest tam jedynie „gościem”, a rodzimymi mieszkańcami są jedynie zwierzęta i to im ustępujemy z drogi. Na końcu świata spotkałam również najbardziej niezwykłych ludzi w moim życiu, którzy dla pasji i miłości do przyrody są w stanie poświęcić wiele, pracować w najtrudniejszych warunkach, zmagać się z wiatrem, zimnem i tęsknotą, walczących zaciekle na spotkaniach międzynarodowych o utworzenie w Antarktyce Morskich Obszarów Chronionych (MPA). No i… w Antarktyce poznałam również niezwykłego Chilijczyka pracującego w Armada de Chile, który spowodował, że swoją duszę i serce zaprzedałam jeszcze jednemu miejscu na Ziemi po Antarktyce – Chile. Z Chile przecież mam już tak blisko do Antarktyki… 83
Ambasada RP w Santiago
Anna Panasiuk, oceanograf, biolog morski, adiunkt w Instytucie Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego, Stypendystka CCAMLR (Komisji ds. Żywych Zasobów Antarktyki), ekspert Komisji Europejskiej oraz Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej w trakcie spotkań Komisji ds. Żywych Zasobów Antarktyki i Grup roboczych ds. Monitoringu Ekosystemu i Zarządzania CCAMLR (WG-EMM), członek IV ekspedycji na Antarktykę i II w rejon Arktyki. Prywatnie żona Chilijczyka, zawodowo związanego z Armada de Chile.
84
85
Ambasada RP w Santiago
Jesteśmy na YouTube! Sz Embajada de la Republica 86
zukaj na kanale de Polonia en Chile 87
Ambasada RP w Santiago