TF # 71

Page 1

INDEKS 233021

ISSN 1897-3655

CENA: 13zł w tym 8%VAT NR 71/03/2013 MARZEC



8

18th Milano Tattoo Convention

18

Bartek Kos

26

Geza Ottlecz

32

Daniel Gensch

40

Inspiracje - Iain Macarthur

46

Tattooexperiment by Tofi - podsumowanie

50

Herb Auerbach

56

Federico Ferroni

64

Kudi Chick - Alice vel Diexa

68

„Magical Tattoos and Scarification”

70

Ciekawe/Nadesłane

REDAKTOR NACZELNA: Aleksandra Hałatek REDAKCJA: Radosław Błaszczyński, Krystyna Szymczyk, Karolina Skulska STALI WSPÓŁPRACOWNICY: Darek (3fala.art.pl), Raga, Dawid Karwowski OPRACOWANIE GRAFICZNE: Asia WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków www.tattoofest.pl tattoofest@gmail.com MARKETING I REKLAMA: tattoofest@gmail.com DRUK: IntroMax, www.intromax.com.pl ISSN 1897-3655 Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.


P

rzez ostatnie lata lubiłam luty właśnie za to, że ma mniejszą ilość dni. Pamiętam, że jako dziecko współczułam urodzonym 29-go, że nie mogą obchodzić swoich urodzin co roku. Z czasem jednak moja wrażliwość zmalała, albo raczej skupiła się na bardziej istotnych kwestiach. W każdym razie, plusów krótszego miesiąca dostrzegam kilka: czas do kolejnej wypłaty dłuży się mniej niż zwykle, no i rachunki za prąd spowodowane ogrzewaniem mojego skromnego pokoju zawsze jakby niższe. Do tego po nim nadchodzi marzec, w którym radośnie witamy kalendarzową wiosnę. Z drugiej strony, gdy przygotowuje się miesięcznik, można boleśnie odczuć brak tych 2 czy 3 dni. Dodatkowo, termin oddania marcowego wydania zbiegł się z wyjazdem na trzecią edycję konwencji tatuażu w Budapeszcie, w efekcie czego, zamknięcie magazynu upłynęło w nieco nerwowej atmosferze. Wracając do tematu dziecięcej wrażliwości… Niedawno ujawniona informacja i film, na którym widać matkę przytrzymującą dwuletniego potomka i tajemnicze ręce wykonujące na nim tatuaż, wywołały dyskusję. Po przegrzebaniu sieci dowiedziałam się, że ten karygodny incydent wcale nie jest odosobniony, podobne sytuacje miały w USA miejsce już wielokrotnie. Oczywiste jest, że takie zachowanie oburza opinię publiczną i być może właśnie dlatego, wszelkie fotomontaże pokazujące wytatuowane maluchy, które zdarzało nam się widywać, również wywołują tak skrajne emocje. Jednych zmuszają do komentarzy w stylu „cute”, a innych bardzo szokują. Niestety, nie każdy potrafi odróżnić to, co jest zabawą, od tego, co karalne… Tatuaże niezaprzeczalnie wzbudzają

zainteresowanie kilkulatków, jedne z zapałem próbują je zdrapywać, inne łapią za flamastry i dorysowują do nich kolejne elementy. Kto z nas nie ozdabiał kiedyś rąk naklejkami z chipsów czy gum do żucia, nie wspominając o bazgraniu długopisem po sobie i kolegach? Jestem pewna, że mieliście różne, zabawne doświadczenia, ja np. do dziś wspominam zdanie wypowiedziane przez mojego siostrzeńca, od najmłodszych lat posługującego się niezwykle wyszukanym słownictwem: „ciociu, jesteś dobrze odżywiona i bogato ilustrowana.” O ile pierwsza część nieco mnie oburzyła i zmusiła do przejrzenia się w lustrze, o tyle z drugą nie mogłam się nie zgodzić. Z ciekawości poprosiłam wytatuowanych i pracujących w branży znajomych, aby zapytali swoje dziecko, co myśli na temat ich pokolorowanych rąk. W odpowiedzi usłyszałam, że mały był przede wszystkim bardzo zaskoczony i nie rozumiał o co mamie chodzi. Wpływ na taką postawę ma na pewno to, że z tatuażem obcuje od najmłodszych lat, zasypiał przy dźwięku maszynki, chętnie przebywa w studiu, gdzie próbuje zakładać rękawiczki i garnie się do pomocy. Jeśli chodzi o projekty, zawsze mówi co mu się podoba a co nie i jakie kolory powinny być użyte, a tata liczy się z jego dziecięcym postrzeganiem świata. Do tego twierdzi, że w przyszłości zostanie weterynarzem albo tatuatorem… Skończę mój krótki wywód tym, że decyzja o wykonaniu tatuażu powinna być przede wszystkim świadoma, dobrowolna i dobrze przemyślana. Mamy nadzieję, że lektura TF wielu pełnoletnim czytelnikom pomogła w podjęciu tej słusznej. Krysia

Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty • Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 433 38 90 tattoofest@gmail.com

Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 • Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.

OKŁADKA - fot. Amelia

Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków


N

a osiemnastej edycji pojawiło się blisko trzystu tatuatorów z całego świata, w tym zaledwie kilkudziesięciu z Włoch. Z niedowierzaniem spacerowałem po salach wypełnionych po brzegi artystami, co przy w miarę skrupulatnym odwiedzeniu każdego zakamarka mogło trwać wiele godzin. Dużo osób dba o ciekawe przyozdobienie stanowisk, obok nazwy studia umieszcza mądre czy śmieszne sentencje, co dodatkowo przykuwa uwagę. Egzotyka jest wszechobecna, mieszają się kultury i barwy, do tego dochodzi tłum miłośników tatuażu, przez który przeciska się z niemałym trudem.

Nagrody wykonał Simone El-Rana

FESTIWAL W MEDIOLANIE UKAZUJE AKTUALNĄ SYTUACJĘ ŚWIATOWEJ SCENY TATUAŻU I PANUJĄCE NA NIEJ TRENDY. TO, CO NAJMODNIEJSZE, NAJPOPULARNIEJSZE I NAJBARDZIEJ SIĘ LICZĄCE, JEST TAM OBECNE. W BOKSACH Z PEWNOŚCIĄ NIE NATKNIECIE SIĘ NA TATUATORÓW Z PIWNICY, Z DRUGIEJ STRONY, CORAZ CZĘŚCIEJ BRAKUJE NIEKTÓRYCH OSOBOWOŚCI, DECYDUJĄCYCH SIĘ NA TWORZENIE W ZACISZU SWOICH PRACOWNI. KAŻDY, KTO NIE CHCE BYĆ JEDNAK OUTSIDEREM TATUAŻU, STARA SIĘ BYĆ CZĘŚCIĄ TEGO WYDARZENIA.

TATTOOFEST 8

Zacznijmy od początku. Zbliżamy się do miejsca, gdzie odbywa się festiwal. Już z daleka widzimy charakterystyczny hotel „Quark”, który lata świetności zapewne ma już za sobą, jednak jego wnętrza sprawdziły się podczas minionych edycji, do tego oferuje ogromne udogodnienie dla artystów w postaci kilkuset pokoi. Już od bramy widać długą kolejkę, która omija główne, hotelowe wejście i wije się wzdłuż budynku. Ma ponad sto metrów! Wszyscy grzecznie stoją, żartują i cierpliwie czekają na wejście. Po kupieniu biletu trafią do pierwszej, największej sali o nazwie „Acquarium”, po brzegi wypełnionej

ludźmi. Jedni będą ubrani bardziej, a inni, chwalący się swoimi malunkami nieco mniej. Po prawej stronie od wejścia znajduje się duża scena, która będzie interesować nas nieco później. Gdy zwrócimy się plecami do niej, poza tłumem zobaczymy rzędy tatuatorskich boksów. Jedynie w pierwszym z nich ulokowano stoiska z ubraniami, a ostatnią alejkę przeznaczono głównie dla sprzedawców biżuterii do body piercingu i sprzętu. Idąc od głównego wejścia na wprost i pokonując kilka schodów trafimy do drugiego, zdecydowanie mniejszego pomieszczenia. „Andromeda” skupia pozostałych dystrybutorów sprzętu, kilku tatuatorów i stoiska z prasą. Tradycyjnie już swoje miejsce znalazł tu nasz magazyn i koszulki. Obok czeski „Tetovani” oraz debiutujący Michał z „TattooMe”, prezentujący swoje różnokolorowe maszyny. Sala ta łączy się z restauracją, chociaż to może zbyt wygórowane nazewnictwo. Obsługa elegancko ubrana, jednak jedzenie … Ostatecznie można było tam coś przekąsić, ja wybrałem tylko podwójne espresso i wróciłem do „Acquarium” w poszukiwaniu wrażeń. Z trudem przecisnąłem się mijając stanowiska Roberta Hernandeza, Liorcifera, Tommy’ego Lee, Jose Lopeza, Nikko Hurtado, Carlosa Rojasa, Kynsta, Anabiego i innych. Przez tzw. tunel przedostałem się do sali „H”. (Nie wiem dlaczego tak się nazwa, może w przyszłym roku wymyślą coś ładniejszego.) Swoje miejsce znaleźli tu między innymi Steph D, Dimitri HK i Jee Sayalero. Skręcam w prawo i wchodzę w wąski korytarz. Z jednej i z drugiej strony witają mnie pootwierane, nieduże pomieszczenia przeznaczone na wystawy. Stefano Padovani przygotował ekspozycję czarno-białych fotografii kilkunastu osób, które często można spotkać na konwencjach. Uchwycił je w klasycznych pozycjach i jakby zlewających się z tatuażami, których są właścicielami. Zdjęcia oglądało się w zaciemnionym pokoju, każde z nich indywidualnie podświetlono i otoczono drutem kolczastym, a w tle słychać było muzykę poważną. Nieco dalej trafiłem na wystawę poświęconą kulturze tatuażu w Los Angeles. Fotografie wykonał Szwajcar Andres Herren i tym samym przybliżył nam nieco korzenie stylu chicano, obecnie bardzo popularnego na całym świecie. Kilka kroków i kolejne spotkanie ze sztuką. Drzeworyty Alexa Binnie. Ten znany, brytyjski artysta wyrył w drewnie portrety takich postaci jak: Filip Leu, Jondix, Khan, Freddy Corbin, Tim Lehi czy Thomas Hooper. Następne pomieszczenie to kraina piękna, czyli Sabina Kelly na zdjęciach wykorzystanych w kalendarzu wydanym przez magazyn „Tattoo Energy”. Chwila relaksu i następny projekt. Andrea Gallinini „Gallo” poprosił różnych tatuatorów o wykonanie okładki płyty winylowej ich ulubionego zespołu z pogranicza rock’n’rolla. Pojawiły się więc „okładki” takich grup jak: The Clash, Metallica, Sick Of It All, Neurosis, Suicidal Tendencies, Gorilla Biscuits, Youth Of Today, Misfits, Social Distortion,

Ramones, Sex Pistols, Motörhead, Bad Religion, Madball, Slayer, Agnostic Front, Black Flag, Minor Threat, Led Zeppelin, Dead Kennedys, Iron Maiden, Sham 69 czy Cockney Rejects. Piękna idea, piękny hołd dla muzyki od świata tatuażu. Wracam do sali „H”, z której innym korytarzem przedostaję się do kolejnej o nazwie „Quazar”. Podglądam jak pracują Riccardo Cassese, Guil Zekri, George Mavridis i Takami. Dostrzegam też Edka i Daveee’a tatuujących tu pierwszy raz. Wysłuchuję opowieści o specyficznej atmosferze hotelu, spotkanych znajomych i sporej ilości pracy. Tuż obok nich mała scena a na niej kilka motocykli, obrazy, ciekawostki, przy których na chwilę się zatrzymuję i powracam ponownie do pomieszczenia „H”. Przylega do niego jeszcze jedno niewielkie nazwane „Pegaso”. Jest spokojnie, kilkanaście boksów i nieco mniej ludzi. Ze znajomych tatuatorów dostrzegam Marco Galdo i Pietro Sedda, po czym schodami w górę udaję się już do ostatniej, okrągłej sali „Mizar”. To miejsce przeznaczone głównie dla azjatyckich artystów, wyposażone w specjalne podesty do ręcznego tatuowania. To tu pracowali: Horimasa, Horitoshi Family, Horiyoshi III Family czy Noi Siamese. Po chwili zacząłem rozpoznawać całą masę znajomych. Zobaczyłem Miss Ariannę, Alexa Gotzę, Kostasa, Miloscha, Jacka Ribeiro, Csabę Müllnera, Evę Schatz, Kaliego, Daniela Hofera i wielu innych. To było naprawdę miłe! Kierowany uczuciem głodu skorzystałem ze swojej specjalnej opaski i „tajnym”, hotelowym przejściem wyszedłem na zewnątrz, gdzie stało coś w rodzaju dużego kempingu z rozkrzyczanymi Włoszkami serwującymi gorące panini i espresso. Oczywiście dla mnie wersja doppio, czyli double, czyli podwójne. Na zapoznanie się z atrakcjami na scenie zabrakło czasu, ale na pewno odbył się pokaz akrobatyczny, malowanie airbrushem roznegliżowanych dziewczyn oraz występ „Lucky Hell” - w skrócie, szkolenie

TATTOOFEST 9


Zdjęcia autorstwa Stefano Padovani

Drzeworyty Alexa Binnie

Wystawa zdjęć Andresa Herrena

z zakresu połykania mieczy przez zmysłową, wytatuowaną panią. Jeszcze słowo o konkursach, które w Mediolanie nie są traktowane zbyt poważnie ani przez organizatorów, ani przez samych artystów. Docenia je jedynie tłumnie gromadząca się pod sceną, fotografująca modeli i modelki publiczność. To ona interesuje się i emocjonuje werdyktami, gromko oklaskując zwycięzców. No i te nagrody! Przepięknie wykonane przez Simone El-Rana powinny być marzeniem każdego artysty. Niestety, w sobotę wybieramy tylko najlepszą pracę dnia. Wystawiono kilkanaście tatuaży, w tym sporo słabych. W niedzielę więcej kategorii, w każdej zaprezentowało się również maksymalnie kilkanaście osób, co pozostawia niedosyt. Jedyne wspomnienie, jakie pozostanie, to nagroda zdobyta przez Anabiego - III miejsce w „Black and Gray”.

18th

TATTOOFEST 10

Milano Tattoo Convention

Okładki albumów zaprojektowane przez tatuatorów

Matteo Pasqualin, The Inkers Tattoo, Włochy

Na takie konwencje przybywają artyści, którzy z reguły we własnych pracowniach mają pozajmowane terminy na wiele miesięcy do przodu. Tutaj komuś może udać się wyrwać jeden z nich zdecydowanie wcześniej. Po drugie pamiętajmy, że te imprezy to przede wszystkim możliwość wytatuowania się u osoby pracującej wiele kilometrów od naszego miejsca zamieszkania. Ja tym razem nie skorzystałem z okazji… Przecież to booooli! Radek TATTOOFEST 11


TATTOOFEST 12 TATTOOFEST 13

George Mavridis, Tattooligans, Grecja Giannis Bogatinis, Tattooligans, Grecja

Ylenia Curotti, Primal Mind Production, Włochy

Anabi, Anabi-Tattoo, Szczecin

Pablo, Milano City Ink, Włochy

Zsolt Gömöri, Buntmacher Tattoo, Niemcy

Mauro, Fashion Tattoo, Włochy

Kostas Baronis, Proki Tattoo, Grecja


TATTOOFEST 14 TATTOOFEST 15

Carlos Rojas, Black Anchor Collective, USA

Marco Galdo, Trafficanti d’Arte, Włochy

Marco Galdo, Trafficanti D’arte, Włochy

Anabi, Anabi-Tattoo, Szczecin

Andrea Lanzi, Antikorpo, Włochy

Kostas Baronis, Proki Tattoo, Grecja


TATTOOFEST 16 Ivano Natale, Godfellas Tattoo, USA

Matteo Pasqualin, The Inkers Tattoo, Włochy

Adamik Erik, Loco-Motive Tattoo, Węgry

Pietro Sedda, The Saint Mariner, Włochy

Marco Galdo, Trafficanti d’Arte, Włochy

Marco Galdo, Trafficanti d’Arte, Włochy

18th

Milano Tattoo Convention

TATTOOFEST 17


BARTKIEM KOSEM

Z mam częsty i dobry kontakt, gdyż wykazał się w stosunku do mnie ogromną empatią i podjął naprawienia bałaganu pokrywającego mą górną, lewą kończynę. Wywiad nie powstał podczas jednej ze wspólnych sesji, gdyż w takich momentach ze względu na mocno zaciśnięte zęby nie bywam rozmowna. Czas spędzony razem pozwolił nam jednak lepiej się poznać i zrozumieć dlaczego Bartek porzucił teleskop na rzecz maszynki. Krysia K: Nieczęsto zdarza się, że ktoś wykonujący tatuaże jest astronomem. Właściwie to znam tylko jeden taki przypadek… Bartek: Faktycznie, ukończyłem astronomię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Co tu dużo mówić, nie było lekko. To nie jest łatwy kierunek, sama fizyka i matematyka na wysokim poziomie. K: Nie chciałeś robić kariery w tej dziedzinie? Bartek: W Polsce nie ma ku temu warunków, mógłbym spędzić kolejne 4 lata na uczelni starając się uzyskać tytuł doktora, a potem zapewne związać się z nią na zawsze. Inną opcją był wyjazd gdzieś za granicę, albo zajmowanie się nawigacją satelitarną, gdyż od strony teoretycznej moja praca magisterska częściowo tego dotyczyła. Wraz ze mną kierunek ukończyło 6 innych osób, co wbrew pozorom jest dość dużą liczbą. Większość z nich została na uniwersytecie, kolega udziela się w jednym z obserwatoriów, a inna dziewczyna kontynuuje edukację w Japonii. K: W tym momencie muszę rozwiać wszelkie wątpliwości dotyczące postaci widniejącej od niedawna na twoim przedramieniu - nie jest to, jak się niektórym wydaje, podobizna kobiety, a sam Mikołaj Kopernik. Chociaż jak wiemy, istniała teoria mówiąca, że „Kopernik była kobietą”… Idźmy dalej, skąd u astronoma zainteresowanie tatuażem? Bartek: Szczerze mówiąc, nie mogę przypomnieć sobie tego konkretnego momentu, w którym połknąłem bakcyla. Na pewno wpadły mi w ręce jakieś branżowe pisma, coś gdzieś zobaczyłem… W każdym razie talent plastyczny odziedziczyłem po tacie, charakter i zdyscyplinowanie mam po mamie. Ojciec nie był plastykiem z wykształcenia, ale zajmował się tworzeniem różnego rodzaju reklam i malował obrazy. Jako mały chłopiec towarzyszyłem mu przy wszystkich tych kreatywnych zajęciach, natomiast potem, przez całą podstawówkę, liceum i aż do połowy studiów, w ogóle mnie to nie interesowało. Miałem inne zajawki, jeździłem na snowboardzie, grałem w gry komputerowe, w koszykówkę, a potem jak wiadomo, skupiłem się trochę na fizyce ;). Kiedy zaciekawił mnie tatuaż, musiałem zacząć od początku. Kolega wspomniał, że w miejscowości sąsiadującej z moją rodzinną jest ktoś, kogo zna i kto wykonuje tatuaże. Zaproponował, że możemy razem do niego podjechać i poprosić o pewne wskazówki. Od razu uderzyło mnie, że ów artysta nie używał rękawiczek. Cała wiedza, jaką posiadałem pochodziła jedynie z forum, ale momentalnie coś mi nie pasowało. On miał być moim pierwszym nauczycielem, niestety właściwie niczego się od niego nie dowiedziałem. TATTOOFEST 18

TATTOOFEST 19


W miejscu gdzie pracował było niehigienicznie i brudno. Jedyne w czym pomógł mi mój „mentor”, to zamówienie sprzętu, tej zasługi nie mogę mu odebrać. Dostałem pierwszy zestaw – maszynkę, zasilacz, parę igieł, plastikowych dziobów i rur. No i zaczęły się nieudane napisy i linie wyglądające jak wykresy z sejsmografu. Eksperymentowałem też na własnej nodze, przemielałem skórę przez pół godziny, żeby powstała lekka mgiełka. Generalnie goiło się dobrze, tylko białego nie byłem w stanie wbić i porobiłem sobie blizny. W końcu postanowiłem pozaglądać trochę do krakowskich studiów i popytać o możliwość zaczepienia się. W taki właśnie sposób trafiłem do Pawła Papieża, urzędującego wtedy na ul. Floriańskiej, w którego towarzystwie spędziłem 3 lata. Najpierw, jak na praktykanta przystało, sprzątałem, rysowałem i obserwowałem. Gdy nie uczęszczałem na zajęcia, przebywałem w studiu. To był zabawny okres, w którym poznałem dużo osób, ale nie ukrywam, że wiele wysiłku kosztowało mnie godzenie tamtejszych obowiązków ze studenckimi. Najgorszy był czas, gdy pisałem już pracę magisterską i po ośmiu godzinach praktyki, kolejne 5 spędzałem przed komputerem szukając błędów w kodzie w moim programie… Szczegóły są nieistotne ;). K: Nie mając już nauki na głowie znalazłeś się w studiu „Kult Tattoo Fest”. Jak długo jesteś jego częścią? Bartek: W maju miną 2 lata mojej obecności w tym miejscu. To tu w zasadzie nauczyłem się wszystkiego. Wcześniej błądziłem, coś tam wiedziałem, nie byłem jednak pewien czy postępuję właściwie. Nadal się uczę, ale jestem na dobrej drodze. Wiadomo, że na początku czułem się nieswojo. To chyba normalna rzecz, tym bardziej, że pracuje tu dużo osób, które znają się o wiele dłużej, swobodnie rozmawiają i żartują. Pierwsze dni były stresujące również ze względu na renomę studia. Miałem obawy, że będzie się oczekiwać ode mnie samych świetnych tatuaży, że ktoś zwróci mi uwagę, że nie jestem dość dobry. Nie należę jednak do osób, które łatwo się poddają, krytyka jest dla mnie mobilizująca, zachęca do cięższej pracy, a nie płakania w kącie nad swoimi słabościami. Ogólnie stres szybko minął, bo atmosfera była przyjazna. Jeśli chodzi o życie zawodowe, fakt że się tu znalazłem, uważam za najlepszą rzecz jaka mogła mi się przytrafić. K: Współpracownicy okrzyknęli cię niegdyś fanem komiksów. Czy słusznie? Bartek: Nie ukrywam, że lubię komiks, ale bardziej interesują mnie concept arty do gier komputerowych czy bajek, np. z wytwórni „Pixar” i „Disney”. Oglądam też dużo skryptów kolorystycznych, które pomagają mi dobierać odpowiednie barwy. Rzeczy, które projektuję powstają dzięki programom Photoshop i Illustrator. Używam głównie tabletu, bo nie znoszę tego całego bałaganu, towarzyszącego struganiu kredek i ołówków. K: Istotny element twoich prac, czyli kontrast… Bartek: To oczywiście zamierzony efekt. Jakiś czas zajęło mi dojście do tego, co jest ważne w tatuażu. Dużo nauczyłem się od kolegów ze studia, nie ukrywam, że Edek i Daveee przekazali mi sporo wiedzy. Nie stali nade mną i nie mówili, że coś robię źle, raczej polegało to na wyciąganiu wniosków z luźnych rozmów. W pierwszej kolejności opanowałem kontur, który może wcześniej nie był tragiczny, ale nie był też perfekcyjny, następnie TATTOOFEST 20

TATTOOFEST 21


K: Niedawno wybrałeś się za granicę na gościnne tatuowanie. Jak było? Bartek: To mój pierwszy guest spot w życiu i zarazem bardzo udany. Pojechałem z Bamem na tydzień do Magdeburga na zaproszenie chłopaków z „Eisenherz Tattoo & Piercing”, których z tego miejsca serdecznie pozdrawiam. Było bardzo przyjemnie, porobiliśmy dużo autorskich prac, zresztą klient niemiecki ma to do siebie, że przyjmie wszystko. Studio odpowiednio wcześnie udostępniło moją galerię, ludzie byli umówieni już kilka tygodni przed naszym przyjazdem, więc wszystko było bardzo dobrze zorganizowane. Nie pamiętam takiego okresu w Polsce, żebym przez tydzień dodał do albumu 7 czy 8 autorskich tatuaży, a zrobiłem ich tam jeszcze więcej. Wszystkich zachęcam do takich wypraw, poznaje się nowych ludzi, a także zyskuje zwolenników swojej twórczości, więc przy kolejnych wyjazdach łatwiej jest o klientów. W maju znów odwiedzimy Magdeburg, poza tym będę uczestniczył w imprezie w Budapeszcie, oraz zamierzam wziąć udział w większości nadchodzących polskich konwentów, więc jeśli nie po drodze Wam do Krakowa, może spotkamy się w innej części kraju. Do zobaczenia!

TATTOOFEST 22

www.kulttattoo.com *

K: Mimo pracy pod jednym adresem, minęło sporo miesięcy, zanim nawiązaliśmy ze sobą kontakt. Jesteś trudny do oswojenia? Bartek: Po prostu potrzebuję trochę czasu. Ludzie nie od razu mnie lubią, bo sprawiam wrażenie bardzo chłodnego. Mam duże wymagania co do żartów, dlatego jeśli czasem się z czegoś nie śmieję, to ktoś może uznać, że jestem sztywny lub nawet się obrazić. Uważam się za osobę elastyczną i mam łagodne usposobienie, mimo że jestem cholerykiem. Nie wyglądam? Powiedzmy, że dobrze to maskuję, ale łatwo się denerwuję, zwłaszcza ostatnimi czasy. Wychodzi na to, że im jestem starszy, tym prościej wyprowadzić mnie z równowagi. Konieczność stałego przebywania z klientami wymusiła na mnie pewne zachowania, ale nie sądzę, żebym kiedyś miał problemy w kontaktach międzyludzkich. Zawsze miałem dość dużo znajomych.

www.facebook.com/bartek.kos

zrozumiałem właśnie, jakie znaczenie ma kontrast. Praca ma być przede wszystkim przejrzysta, co oznacza dla mnie tatuaż z konturem i dużą ilością czarnego, który stosuję jako podbicie dla jaśniejszych kolorów. Ludzie często robią projekty na białej kartce, potem przekładając je na ciało dziwią się, że efekt nie jest taki sam. Jako, że skóra ma jakiś tam beżowy odcień, nauczyłem się projektować na papierze czy tle zbliżonym do jej barwy. Poza tym, detal ma być na pierwszym planie, a tło proste. Tematyka nie jest w zasadzie istotna. Jeśli tatuaż jest większych rozmiarów, lubię przedstawić jakąś historię, nie jestem zwolennikiem „wlepek” posklejanych ze sobą tłem, preferuję spójne projekty. Generalnie nie zależy mi na robieniu wielkich prac, choć na pewno są efektowne. Każdy tatuaż jest dla mnie ważny, jeśli uderza w sedno moich zainteresowań. Nie mówię, że jeśli mam zrobić coś innego, to się nie przykładam, zawsze staram się wykonać wszystko najlepiej jak tylko potrafię, natomiast jeśli jest to coś w moim klimacie, po prostu cieszy mnie jeszcze bardziej. W pierwszej kolejności patrzę na pracę pod względem technicznym. Nawet jeśli jest bardzo mała, chociażby wielkości połowy dłoni, ale jest dobrze zrobiona, to do mnie przemawia.

TATTOOFEST 23



O sympatii jaką darzymy Węgrów wspominamy praktycznie przy każdej okazji, czy to w relacjach z konwencji w Budapeszcie, czy z naszej krakowskiej, którą artyści pochodzący z tego kraju niezwykle licznie odwiedzają. Prezentowanego na tych stronach tatuatora również gościliśmy podczas jednej z minionych edycji, teraz ponownie zachęcamy do pochylenia się nad tym, co może zaoferować Wam

Geza Ottlecz.

TF: Jak długim stażem możesz się pochwalić? Geaza: Już prawie trzynastoletnim, ale pierwszy raz zetknąłem się z tatuażem nieco wcześniej, w 1997 roku podczas pobytu w węgierskiej armii. Byłem znany z tego, że gdy miałem wolną chwilę, zawsze coś rysowałem. Zazwyczaj próbowałem używając ołówka kopiować obrazy Borisa Vallejo. Z czasem moi znajomi zaczęli pytać, czy nie podjąłbym się wykonania im tatuażu. Zrobiłem kilka używając maszynki ręcznej roboty, złożonej z części od Walkmana i jakichś igieł. Na początku zwęszyłem w tym dobry interes, ale po kilku miesiącach zrozumiałem, że jest to dla mnie o wiele więcej niż tylko sposób na zarabianie pieniędzy. Zacząłem oferować tatuaże za darmo, warunkiem było zgodzenie się na odwzorowanie wybranego przeze mnie zdjęcia czy obrazu. Towarzyszące mi przy tym emocje stale rosły, aż w końcu pokochałem tatuowanie bez reszty. TF: W jaki sposób powstają twoje tatuaże? Geza: Najważniejsze jest to, że pracuję razem z klientami. Ludzie naprawdę potrafią mieć świetne pomysły, staram się TATTOOFEST 26

więc łączyć nasze idee czy wyobrażenia i stworzyć z nich coś ciekawego. Atmosferę i uczucia usiłuję przekazać poprzez sposób tatuowania, np. dzięki zestawieniu ciepłych i zimnych kolorów, ich mocnego nasycenia czy dużych kontrastów. Wykonuję oczywiście zarówno małe jak i duże tatuaże, ale preferuję kompozycje sporych rozmiarów. Zazwyczaj główny element zawiera dużo detali, natomiast tło jest ich raczej pozbawione. Wciąż pracuję nad tym, aby czynić je jak najbardziej zjawiskowymi, ale obawiam się, że nigdy nie będą wystarczająco dobre. Cenię polskich artystów właśnie za to, że nie boją się dużych form, szalonych kompozycji, a do tego są świetni technicznie. TF: Wiemy, że miałeś w swoim życiu etap, kiedy tatuowałeś w pewnym studiu w Anglii. Opowiedz o nim. Geza: Pracowałam w tamtejszym „Immortal Ink” przez 2,5 roku. Nie czułem się komfortowo i pewnie wykonując czarno-szare tatuaże, skorzystałem więc z szansy współpracy z Jasonem Butcherem i uczenia się od niego. To jedno z najlepszych miejsc, w jakich dane mi było tatuować. Pod ich

szyldem uczestniczyłem także w konwencjach i guest spotach, za co jestem ogromnie wdzięczny. Muszę wspomnieć również o innym studiu, w którym się udzielałem, czyli o „Dark Art Tattoo” mieszczącym się w Budapeszcie. Nie ma słów jakimi mógłbym wyrazić moją wdzięczność za to, że byłem jego częścią. Aktualnie tatuuję w mojej pierwszej własnej pracowni na Węgrzech, która nazywa się „New Heritage Tattoo”. Jestem bardzo zadowolony, że udało mi się otworzyć coś swojego. A jednak marzenia się spełniają! Wiele nauczyłem się w miejscach, w których przebywałem i mam tu na myśli wszystko, od tego jak prowadzić biznes, rozmawiać z klientami, aż po techniczne umiejętności. Uważam, że jeśli chcę być dobrym tatuatorem, muszę być również dobrym człowiekiem. TF: Wiemy, że pociąga cię też majsterkowanie… Geza: Właściwie ciągle próbuję tylko zbudować dobrą maszynę, ale to nie jest wcale łatwe! Cały czas traktuję to jako hobby, ale pragnę z czasem stawać się w tym coraz lepszy. Odkryłem wiele świetnych maszynek do tatuażu, ale po

prostu chciałbym dobrze rozumieć w jaki sposób działają. Myślę, że budowanie i rozbieranie ich na części to najlepsza droga do zdobywania wiedzy na temat ich funkcjonowania. A poza tym, uwielbiam cewki! TF: Nie masz wielu tatuaży. Nie lubisz bycia po tej drugiej stronie? Geza: Tak, to prawda, ale chętnie zrobiłbym coś nowego u Borisa i Zsolta Sárközi’ego. Na froncie mógłbym nosić jakąś dużą pracę autorstwa Carlosa Torresa, Roberta Hernandeza czy Victora Portugala. Wszyscy oni są moimi bohaterami. Uwielbiam ich twórczość, a do tego to świetni ludzie. TF: Pracowałeś w różnych krajach. Czy jakiś jest ci szczególnie bliski? Geza: Nie mogę wymienić jednego. Uwielbiam doświadczenia jakie niosą za sobą podróże. Właściwie uważam, że one odmieniły moje życie. Mógłbym opisać wiele pięknych miejsc, ale dla mnie liczą się przede wszystkim ludzie i atmosfera. TATTOOFEST 27


TATTOOFEST 28

TATTOOFEST 29


Szczególnie dobrze wspominam Rzym, Sztokholm, Los Angeles, Kraków, Warszawę i Edynburg. TF: Co pamiętasz ze swojej wizyty w Krakowie? Geza: Gdy uczestniczyłem w tamtejszej konwencji, było ekstremalnie gorąco! Poza tym impreza była super - niesamowici ludzie, miasto i jedzenie. Spędziłem tam wspaniały czas i na pewno chciałbym to kiedyś powtórzyć.

TATTOOFEST 30

TF: Czy o takim właśnie zawodzie marzyłeś w przeszłości? Geza: Kiedy byłem dzieckiem, chciałem być archeologiem, ale teraz wydaje mi się to raczej nudne. Odbyłem roczną praktykę w zakładzie stolarskim, ale właściwie nie mam pojęcia jak to tego doszło… Przez 10 lat pracowałem jako malarz porcelany i wciąż uśmiecham się na wspomnienie tego. Bardzo lubiłem to zajęcie.

TF: Czego sobie życzysz? Geza: Gromadki dzieci i szczęśliwej rodziny! Dodatkowo bystrych, odpornych na ból i miłych klientów chcących ogromne tatuaże, a poza tym uczciwych ludzi dookoła. To wszystko, czego pragnę. Co do moich prac, to właściwie nie mam pojęcia, jakie czekają je zmiany. Nie chcę wywierać na siebie nacisku, zmuszać się do wymyślania i stosowania w tatuażach jakichś unikatowych rozwiązań. Cały czas maluję, więc prawdopodobnie będę chciał w jakimś stopniu przenosić na

skórę to, co stworzę na płótnie. W każdym razie, będę starał się dawać z siebie wszystko. TF: Powodzenia! Dziękujemy za wywiad. Geza: Ja również dziękuję za zainteresowanie i publikację moich prac w świetnym magazynie. Zawsze ceniłem TF za jakość. Dziękuję również polskim artystom za stale dostarczane mi inspiracje. Pozdrawiam Was wszystkich! www.facebook.com/gezagizmo TATTOOFEST 31


Daniel miał spore wątpliwości co do tego, czy jego dokonania zasługują na publikację. Faktem jest, że nie może pochwalić się długim stażem, ale na pewno nie brak mu niebywałego talentu. Prace, które wykonuje charakteryzuje dokładność, solidność i spójność. Czy to wystarczy, aby osiągnąć zamierzony efekt?

TATTOOFEST 32

TATTOOFEST 33


TF: Jak wyglądały twoje początki? Daniel: Zaczynałem 3 lata temu jako praktykant w pewnym studiu w Berlinie. Czyściłem rury, spędzałem dużo czasu na rysowaniu i obserwowaniu innych, ale nie próbowałem tatuować. Po pół roku zrezygnowałem, bo targały mną wątpliwości, nie byłem pewien, czy to wszystko jest dla mnie odpowiednie. Jakiś czas później tatuator Mike Stechwerk zaproponował, abym objął podobne stanowisko u niego. Zastanawiałem się, czy powinienem rozpocząć studia artystyczne czy dać znowu szansę tatuażowi… Zdecydowało chyba to, że nie znoszę szkoły. Spędziłem u Mike’a niecałe 2 lata, nauczyłem się podstaw i odszedłem kilka miesięcy temu. Postanowiłem spróbować szczęścia na własną rękę. Tak naprawdę samodzielnie tatuuję od osiemnastu miesięcy. Umiejętność rysowania odziedziczyłem po tacie, ale mimo snucia planów, nigdy nie podjąłem się artystycznej edukacji. Oczywiście nie licząc tej, na tyłach zeszytów do matematyki ;). Myślę, że rozwinąłem się po prostu dzięki obserwowaniu innych artystów. TF: Na osiągnięciu jakiego efektu ci zależy? Daniel: Oczywiście efektu „wow”, ha, ha. Jest wiele ważnych rzeczy, ale na pierwszym miejscu stawiam dobrą zabawę i obustronną satysfakcję. Fajnie jest zobaczyć, co wychodzi z idei rzuconej przez klienta, a przedstawionej we własnym stylu. Chciałbym, aby moje tatuaże po latach nadal wyglądały świetnie, nawet wtedy, kiedy człowiek

TATTOOFEST 34

będzie już stary i kruchy. Lubię kompozycje zawierające dużą ilość czarnego, brązowego, szarego oraz dodatek dwóch lub trzech innych kolorów. Uważam też, że praca zyskuje na wartości, gdy jest zgodna z anatomią ciała, bez względu na to, jaki jest jej rozmiar. Uwielbiam wykonywać podobizny zwierząt i portrety, więc bardzo istotny jest dla mnie sam wyraz twarzy i poza. TF: Kiedy możemy spodziewać się czegoś w większym formacie? Daniel: Jestem w trakcie pracy nad trzema rękawami. Zacząłem tatuować niedawno, więc nie miałem jeszcze okazji się wykazać ;). Robienie tatuaży dużych rozmiarów uważam oczywiście za bardziej zabawne, a obserwowanie jak obraz rośnie z sesji na sesję za ekscytujące. Już podczas pierwszego spotkania mam w głowie dokładny plan, jak powinien wyglądać ukończony tatuaż, ale postępuję w dość nietypowy sposób. Każdy element doprowadzam do ostatecznego wyglądu i dopiero potem dodaję kolejny. Robię tak, ponieważ nie lubię, gdy moi klienci wychodzą ze studia z czymś, co wygląda na zaczęte i „rozgrzebane”. Stosując tą metodę, ludzie między kolejnymi sesjami noszą na sobie pojedyncze, ale dokończone obrazki. TF: Co jest dla ciebie źródłem inspiracji? Daniel: Poprzez zwykłą obserwację otoczenia dostrzegam istotne dla mnie elementy, zapamiętuję je i wykorzystuję w odpowiednim momencie. Uwielbiam oglądać filmy takie

jak: „Nieustraszeni pogromcy wampirów” Romana Polańskiego, „Jeździec bez głowy” czy „Demoniczny golibroda z Fleet Street” Tima Burtona. Obrazy rodem z piekła są moimi ulubionymi. Wracam do nich wielokrotnie i zawsze wyłapuję jakieś nowe detale w scenariuszu albo w kostiumach. Mam także obszerną kolekcję książek z dziełami z okresu renesansu i pracami współczesnych artystów jak Vania czy Walton Ford. Cenię rzeczy, które są antyczne, dostojne i nostalgiczne. TF: Berlin pełen jest znakomitych tatuatorów. Czy to motywujące? Daniel: Tak, to świetnie mieć ich wszystkich dookoła, ale myślę, że najlepszą rzeczą w tym mieście jest to, że klienci posiadają otwarte umysły. Istotne jest dla nich do kogo przychodzą, potrafią obdarzyć dużym zaufaniem i dają się namówić na nowe rozwiązania. W Berlinie zawsze znajdziesz kogoś, kto podda się eksperymentowi! TF: Jakie są twoje cele, marzenia i plany? Daniel: Dobre pytanie… Kocham to co robię i co mnie otacza, mam świetnych klientów, więc nic do wpisania na listę życzeń nie przychodzi mi już do głowy. Jeśli nadal będę poprawiał swoje umiejętności i zdobywał doświadczenie, będę zadowolony. W przyszłości pragnę wykonywać większe kompozycje, uczestniczyć w konwencjach i pracować gościnnie w innych studiach. Na pewno nie zboczę z obranej drogi.

TATTOOFEST 35


www.facebook.com/genschdaniel

TATTOOFEST 36

TATTOOFEST 37



Iain jest 27-letnim artystą mieszkającym w Londynie i pracującym jako wolny strzelec. Urodził się w Swindon w Anglii i tam też w 2008 roku ukończył koledż na wydziele Ilustracji. Od tego czasu tworzy projekty głównie dla branży snowboardowej, a także plakaty, logotypy, okładki albumów oraz grafiki dla marek odzieżowych z całego świata. Z jego usług skorzystali: „Saints Clothing”, „NIKE”, „Animal Clothing”, „Rook Clothing”, „Iron Fist”, „Umbro” i wielu innych. Miał kilka indywidualnych wystaw i został doceniony przez branżowe magazyny, takie jak: „Computer Arts”, „Be Street”, „Hi Fructose”, „Juxtapoz” i „Digital artist”. Fanatykiem sztuki stał się w wieku ośmiu lat, kiedy to pochłonęły go telewizyjne kreskówki i komiksy. Do dziś pamięta, że pierwszym, który wpadł mu w ręce, był jeden z serii o Batmanie. Od tamtej pory towarzyszyła mu obsesja na punkcie anime i innych postaci ze świata fantastyki. Gdy trochę podrósł, zaczął odchodzić od bajkowego klimatu i bardziej skupiać się na szczegółach. W większości przypadków rysuje w tradycyjny, a nie cyfrowy sposób, używa głównie długopisu i ołówka, a także akwareli. Znaczna część jego prac jest czarno-biała, charakteryzuje się dodatkiem misternych, dekoracyjnych elementów lub jest zbudowana z nich w całości. Ostatnio często portretuje ludzi, którzy w jego dziełach przechodzą swego rodzaju transformację. Sam swoje prace określa jako surrealistyczne.

W dziale „Inspiracje” gościmy Iaina Macarthura, któremu świat tatuażu nie jest obcy. Na swoim ciele nosi kilka malunków, a rysunki jego autorstwa niejednokrotnie były interpretowane przez tatuatorów. Prace nadesłane do redakcji są jedynie niewielką częścią tego, co do tej pory stworzył. Zdecydowanie zachęcam do obejrzenia pozostałych. Znajdziecie je pod każdym z podanych niżej linków.

Zawsze ma przy sobie szkicownik, rysuje podczas podróży, w autobusie i w kawiarni. Mówi, że nieustanne ćwiczenie pomaga mu poprawiać umiejętności i motywuje do dalszego rozwoju. Jest pod wpływem różnorodnych artystów i ilustratorów, których prace stymulowały wielu ludzi. Wśród nich są: Alfons Mucha, Gustav Klimt, Lucian Freud, Jenny Saville, James Jean, David Lee Choong, Sergio Toppi i Ashley Wood. Poza tym zainspirować może go wyraz ludzkiej twarzy, oczu, różne organiczne formy i kształty.

www.iainmacarthur.carbonmade.com www.iainmacarthur.blogspot.com www.facebook.com/Dutchesssgummybuns

TATTOOFEST 41


TATTOOFEST 43



TATTOOFEST 46

Radek, Tryton Tattoo, Bielsko-Biała

P.S. Niestety, nie udało nam się pokazać kilku ciekawych prac nadesłanych tuż przed drukiem numeru. Mamy nadzieję, że znajdziemy na nie miejsce w kolejnym wydaniu! Redakcja

Przemek Sikora, Szczecin

www.facebook.com/Tattooexperiment

napędzało się w zasadzie samo, bo profil na Facebooku cieszył się sporym zainteresowaniem użytkowników. Zdecydowana większość osób krytykowała konstruktywnie, choć były oczywiście jednostki, które z czystej złośliwości lub z braku obycia z tatuażem wypisywały głupoty, ale szkoda miejsca na wspominanie o nich na łamach TF. Artystą, który zdobył największą popularność swoim tatuażem jest Piotr „Deadi” Dedel i to właśnie on został przeze mnie wybrany jako ten, który narysuje kolejne trzy projekty. Aktualnie ludzie interesujący

jako tamtejszy juror, chciałbym wprowadzić nową kategorię konkursową, w której ocenimy wykonane tatuaże. Mam nadzieję, że pomysł się spodoba i być może uda się wcielić go w życie także podczas innych imprez. Z tego miejsca pragnę podziękować redakcji TF za możliwość opublikowania powstałych tatuaży i nagłośnienie sprawy. Obiecuję, że to nie ostatnia moja tego typu aktywność, wręcz przeciwnie, teraz dopiero nabrałem odwagi na organizowanie różnego typu przedsięwzięć i serdecznie zachęcam do brania w nich udziału!

Konrad, Hardcore Tattoo, Kraków

Bam, Kult Tattoo Fest, Kraków

Anton Oleksenko, D3XS, Gliwice

Kiedy piszę ten tekst, jestem już po zapoznaniu się z większością ukończonych tatuaży. Przypominam, że czas na ich realizację upłynął z ostatnim dniem lutego. Duża część osób, które wyraziły chęć wzięcia udziału w „eksperymencie”, z niewiadomych dla mnie przyczyn do niego nie przystąpiła. Jednakże, tak jak zakładałem, z 95-ciu chętnych około połowa wytatuowała czaszkę według mojego szkicu, wybraną wcześniej drogą głosowania. Mimo, że nie wszyscy się wywiązali, i tak jestem bardzo zadowolony z przebiegu całej akcji. Wszystko

się „eksperymentem” podają propozycje tematów, którymi Piotrek być może się zainspiruje. Wszystkich chętnych do wzięcia udziału w kolejnej odsłonie zapraszam do pisania na adres mailowy: tattooexperiment@gmail.com. Uwaga! Chciałbym, aby w następnej edycji uczestnicy wzięli sobie do serca to, że jeśli ustalamy, że praca ma być wielkości dłoni, to niech taka będzie, bo duże tatuaże deklasują mniejsze ilością detali i rozmachem. Dobra wiadomość jest taka, że „eksperyment” stanie się również częścią konwencji, tak jak zakładałem na początku. Jestem po rozmowie z jednym z organizatorów wrocławskiego „Tattoo Konwentu”, z którym to ustaliłem, że odbędzie się on podczas tej imprezy. Zaprosimy do niego każdego z pracujących na festiwalu tatuatorów i ci, którzy będą mieli ochotę, wezmą w nim udział. Następnie,

Mazak, Rock Tattoo, Opole

W

poprzednim numerze opisywaliśmy założenia wymyślonego przez Tomasza Torfińskiego eksperymentu. Dziś pomysłodawca podsumuje go w kilku słowach i zdradzi, czego możemy się spodziewać przy kolejnych odsłonach.

TATTOOFEST 47


TATTOOFEST 48 TATTOOFEST 49

Bart Kucharski, ReINKarnated, Irlandia

Paweł Gawkowski, Panteon, Białystok

Robert Żyła Michael da Bear Tattoo, UK

Paweł, Vini Tattoo, Wałcz

Tomek Molka, DemolkaTat2, Bydgoszcz

Spider, Spider Tattoo, Gliwice

Darek Darecki, Darkness Tattoo, Świdnica

Daniel, JaTuTaTToo, Wejherowo

Piotr Deadi Dedel, On the road

Szymon, Sauron Tattoo, Ruda Śląska

Bartek Kos, Kult Tattoo Fest, Kraków

AgRypa, 9th Circle, Kraków


nie znoszę postawy „jestem super, nie zrobię niczego, co nie jest customowe”. Każdy pomysł, który jest wykonalny i cieszy klienta, jest dla mnie w porządku. To dobrze, gdy ludzie wiedzą mniej więcej czego chcą, a mnie pozostawiają kwestię szczegółów. Najgorszy jest ktoś mający zaplanowane wszystko od początku do końca. Nie przepadam też za tymi, którzy mówią „rób co chcesz”. Tak naprawdę niekoniecznie tak myślą i w rezultacie muszę przekonywać ich do mojego pomysłu.

Uporanie się z tekstem przesłanym przez

Herb Auerbacha

było jedną z najtrudniejszych rzeczy, z jakimi musiałyśmy sobie poradzić przygotowując to wydanie. Wywiady pochodzące od Amerykanów z reguły bywają trudniejsze do tłumaczenia, ale jak wiadomo, w każdej dziedzinie musi być jakiś rekordzista. Pisząc, Herb używa trudnego języka, a tatuując, niewielkiej palety barw. Tak przynajmniej wydaje się na pierwszy rzut oka. TF: Jak zaczęła się twoja fascynacja tatuażem? Herb: Przebywając w środowisku skateboardowym i punkowym widywałem wiele pokolorowanych osób. Później zainteresowałem się sceną hardcore’ową i dopiero wtedy zobaczyłem prace na dobrym poziomie, które nie były zrobione w domu. Ludzie z zespołów, których słuchałem, byli naprawdę mocno wytatuowani! W końcu jeden z moich przyjaciół zafundował sobie kotwicę na ramieniu. Była wykonana świetnie, najlepsza, jaką widziałem! Następnego dnia zadzwoniłem do tego samego studia i się umówiłem. Wzór był duży, musiałem wydać na niego sporo oszczędności, ale wciąż go mam i nadal mi się podoba. Aby zebrać fundusze na kolejne, dorabiałem jako dostawca pizzy. Potem zapoznałem się z kilkoma tatuatorami i zacząłem myśleć o rysowaniu i pokrewnych mu technikach. Nie było łatwo, bo wcześniej nie miałem z tym wiele wspólnego. Sądzę jednak,

TATTOOFEST 50

że można obejść się bez kierunkowej edukacji, bo najważniejsza jest ciężka praca. Malowałem prawie każdej nocy, pokazywałem swoje dokonania ludziom i czekałem na zainteresowanie. Momentami bardzo mnie to stresowało, ale stale szukałem miejsca, gdzie mógłbym odbyć praktykę. Wiele razy usłyszałem „nie”, aż w końcu dostałem posadę recepcjonisty we wspaniałym studiu. To był najlepszy dzień w moim życiu! Od tamtego czasu poznałem wiele osób, które bardzo mi pomogły. Podsumowując, tatuaże wykonuję od ponad czterech lat, ale sam zacząłem kolekcjonować je 10 czy 11 lat temu. TF: Gdzie pracujesz dziś? Herb: W „California Electric Tattoo Parlour”, które mój przyjaciel Thad Ritchey otworzył ponad rok temu. Studio mieści się w cichej okolicy na obrzeżach Santa Cruz w Kalifornii. Nie jest to nic w stylu szalonego street shopu. W ogóle

tatuowanie przypadkowych klientów nie wydaje mi się już popularne w naszym mieście, raczej każdy ma swojego ulubionego artystę. Na początku trochę się martwiłem, ponieważ nie posiadałem zbyt wielu fanów mojej twórczości, do tego nie czułem się wystarczająco dobry technicznie. Obawiałem się, że kolejne otwierające się studio łatwo zginie wśród dużej ilości innych. Teraz wszystko jest ok, pracuje z nami jeszcze dwóch tatuatorów, Stefan Johnsson i Kory Buck. TF: Jakie są twoje priorytety? Herb: Najważniejsze jest dla mnie wykonanie porządnego, czytelnego i trwałego tatuażu. Nawet jeśli tworzę projekt zawierający popularne motywy, zawsze staram się, aby było w nim coś oryginalnego. Ważne też, by wzór pasował do osoby, która będzie go nosić. Uważam, że zapominanie o tym jest bardzo samolubne. Jeśli ktoś chce coś autorskiego, jestem bardzo zadowolony, ale

TF: Czy jesteś podróżującym tatuatorem? Herb: Tak, odwiedzam parę konwencji i studiów w ciągu roku. Bardzo to lubię, ale niestety czasami jest tak, że pracuję przez cały czas i nie mam nawet kiedy zwiedzić miasta. To wkurzające. Byłem w paru miejscach, w których nie udało mi się zobaczyć niczego innego poza chińską knajpą i lokalnym sklepem spożywczym. Mimo wszystko, podróżowanie plus zarabianie pieniędzy jest całkiem fajne. Wiele nauczyłem się przebywając z innymi tatuatorami, zaobserwowałem, jak różne jest podejście do tej formy sztuki w poszczególnych częściach kraju. Otworzyło się przede mną wiele drzwi, co zmotywowało mnie do łapania za kolejne klamki. Wyjazdy to zdecydowanie coś, co mnie pociąga i jest ważnym aspektem mojej pracy. TF: Co przyniesie przyszłość? Herb: Mam nadzieję, że nadal będę rozwijał się jako tatuator, szczególnie mam na myśli umiejętności techniczne. To najtrudniejszy element i zawsze jestem pod wrażeniem fachowców w tej dziedzinie. W internecie można zobaczyć świetną pracę zaraz po jej wykonaniu, więc łatwo sobie wyobrazić, jak to wszystko się napędza, w jakim tempie zmienia i rozwija. Myślę, że dam się temu porwać, bo nie zamierzam stanąć w miejscu. Chcę robić tatuaże, z których będę mógł być dumny, a co najważniejsze, z których noszenia dumni będą moi klienci. TF: Czy coś szalonego przytrafiło ci się w ostatnim czasie? Herb: Nie zrobiłem nic takiego już od dawna. Raz, w wieku 19 lat pojechałem do Meksyku bez portfela… TF: Chcesz coś dodać? Herb: Przede wszystkim pragnę podziękować za wywiad. Jestem szczęśliwy, że ludziom podobają się moje tatuaże, to dużo dla mnie znaczy. Chcę również powiedzieć, że sztuka tatuowania jest najtrudniejszą rzeczą, jakiej kiedykolwiek się uczyłem. Składam wyrazy szacunku wszystkim, którzy pomagali mi w zdobywaniu wiedzy, nie tylko związanej z moim zawodem, ale również tej, która uczyniła mnie lepszym człowiekiem. W tym momencie muszę wspomnieć o moim tacie Robercie, najciężej pracującej osobie, jaką znam. To wszystko. Dziękuję. www.facebook.com/jaggedvisions TATTOOFEST 51


TATTOOFEST 52

TATTOOFEST 53


TATTOOFEST 54

TATTOOFEST 55


Czytając, co na temat swojego gorącego miejsca zamieszkania ma do powiedzenia Federico Ferroni, zatęsknicie za promieniami słonecznymi. Nazwa studia, w którym pracuje z pewnością niejednemu z Was obiła się o uszy i szczerze mówiąc, nie spodziewaliśmy się, że ktoś z tego miejsca zagości na łamach TF. Jednak bardziej istotne od tego, gdzie można spotkać naszego bohatera jest to, co oferuje. Mamy nadzieję, że Wam się spodoba. TF: Od jak dawna trudnisz się wykonywaniem tatuaży? Federico: Zaczynałem jakieś 16 lat temu. Na początku robiłem to tylko okazjonalnie, minęło sporo czasu, zanim zająłem się tym na cały etat. Byłem jedną z pierwszych i nielicznych osób w Buenos Aires, która emocjonowała się tatuowaniem, postanowiłem więc otworzyć skromne studio. Ten krok zawdzięczam przyjacielowi, który miał już pewną ilość czarno-szarych tatuaży i widział we mnie swojego potencjalnego „oprawcę”. On i inny znajomy zaproponowali mi pożyczenie pieniędzy na kupienie potrzebnego na początek sprzętu. Z perspektywy czasu uważam, że nie miałem

TATTOOFEST 56

pojęcia, jak profesjonalnie wykonać tatuaż, ale ci kolesie gotowi byli, bym na nich eksperymentował. Uwielbiam ich i wiem, że to dzięki nim, tak właśnie wygląda dziś moje życie. Nadal się przyjaźnimy i zawsze, gdy chcą umówić się na sesję, przyjmuję ich za darmo. Prowadziłem wspomniany interes przez jakiś czas, aż w końcu przeniosłem się do USA. TF: Czy od razu pociągały cię tatuaże orientalne? Federico: Nie, najpierw w ogóle wykonywałem tylko czarnoszare prace, z czasem zacząłem interesować się tymi, wywodzącymi się z Dalekiego Wschodu. Zawsze doceniałem

tamtejszą kulturę i sztukę, które opierają się na zdyscyplinowaniu i ciężkiej pracy. Gdy pierwszy raz otworzyłem jedną z książek Horiyoshi’ego i zobaczyłem tych wszystkich wojowników, demony i smoki, byłem oczarowany. To wystarczyło, abym poświęcił się temu stylowi. Potem zacząłem dostrzegać złożoność japońskich tatuaży, wagę umiejscowienia, detale, tła i sposób w jaki to wszystko razem współgra. Wierzę, że ten styl jest pradziadkiem wszystkich innych. Sam staram się umieszczać w moich pracach energię, chcę żeby wyglądały na dynamiczne i mocne, łączę jasne kolory z dużą ilością czarnego dla uzyskania kontrastu i dbam, aby obraz był spójny z anatomią ciała. TF: Czy miewasz jakieś problemy z osobami, które się do ciebie zgłaszają?

Federico: Potrzeba lat na znalezienie odpowiednich klientów, dużo poświęcenia i promocji tego, czym się zajmujesz, ale w końcu to się opłaca. Ludzie muszą czuć, że artysta jest zaangażowany, w końcu decydują się na długi proces, podczas którego będzie powstawał tatuaż. Często zdarza się, że nie mieszkają w pobliżu i aby usiąść na fotelu w studiu, muszą przylecieć z innego kraju, albo czekać aż pojawię się na konwencji czy guest spocie gdzieś bliżej miejsca ich zamieszkania. Problemy z klientami miewałem w przeszłości, ale teraz nie mogę narzekać. Ludzie mają dużo większą wiedzę dotyczącą tatuaży i poszczególnych artystów. Przychodzący znają moje prace, po prostu rzucają jakiś pomysł, przedstawiają swoją koncepcję, a ja staram się do niej dostosować. Rozmowę uważam za bardzo istotny

TATTOOFEST 57


element, usiłuję dowiedzieć się jakie ktoś ma ograniczenia i przede wszystkim, jak daleko mogę się posunąć. TF: Gdzie aktualnie pracujesz? Federico: Studio nazywa się „Love Hate Miami Ink” i mieści się w South Beach w Miami. Większość ludzi zna je z telewizyjnego show. Duża część załogi występującej w programie wciąż tu jest, więc poniekąd wiecie, kto tworzy ten zespół. Atmosfera jest bardzo dobra, a klienci przyjeżdżają do nas z przeróżnych państw. TF: Miami, dla nas brzmi to dość egzotycznie… Federico: Aby tu mieszkać, musisz lubić wysoką temperaturę przez cały rok. Wszędzie są plaże, można nurkować, łowić ryby i uprawiać wszystkie rodzaje sportów wodnych. To wielokulturowe miasto, gdzie większość osób jest przyjezdna, tak samo zresztą jak ja. Co za tym idzie, znajdziesz tu jedzenie, sztukę i kulturę z całego świata. Negatywną rzeczą jest to, że przez mocne słońce mieszkańcy mają opaloną skórę i czasami to bardzo utrudnia mi pracę.

TATTOOFEST 58

TF: Odwiedziłeś jakieś azjatyckie kraje? Federico: Tak. Azja to miejsce, do którego musisz pojechać, aby wypełnić obowiązki artysty pracującego w orientalnym stylu, to jak pielgrzymka muzułmanina do Mekki. Możesz zobaczyć wiele chodząc po ulicach i po prostu rozglądając się wokół siebie. To ogromna inspiracja. Muszę tam jeszcze wrócić! TF: Kim poza byciem tatuatorem jest Federico? Federico: Ojcem, rodzinnym człowiekiem, podróżnikiem, zawodnikiem jiu jitsu, uwielbiam stare samochody i motocykle, a także rock’n’rolla. Moją pasją jest sztuka. Kocham każdą część procesu tworzenia tatuażu, od rysunku do samego wykonania. Jestem też producentem barwników. Niedawno otworzyłem firmę „Solid Ink”, która rozwija się całkiem nieźle i aktualnie poświęcam jej dużo wysiłku. Wkrótce te produkty będą dostępne również w Europie. www.facebook.com/fedeferroni www.fedtattoos.com

TATTOOFEST 59


TATTOOFEST 60

TATTOOFEST 61



fot. Jean-Paul Kowitz

Alice jest jak kameleon. Oglądając jej zdjęcia aż trudno uwierzyć, że cały czas ma się przed oczami tą samą osobę. O ile strój i makijaż można łatwo zmienić, uszy da się zoperować, włosy zafarbować, upiąć czy przykryć peruką, o tyle z tatuażami sprawa jest już nieco bardziej skomplikowana. W przypadku tej Rosjanki, to właśnie wbity pod skórę tusz zdradza jej tożsamość.

fot. Amelia

„Nazywam się Alice, mam 26 lat i mieszkam w Moskwie. Mogę nazwać się osobą szczęśliwą, ponieważ od nastoletnich lat pociągało mnie bycie fotografowaną, a pewnego dnia moje hobby przerodziło się w pracę. W tej chwili koncentruję się na zdjęciach modowych, glamour i beauty. Sama przygotowuję scenografię, dużą uwagę przykładam do szczegółów, makijażu i akcesoriów. Inspiracje znajduję we wszystkim, obserwuję świat i wyłapuję ciekawe elementy. Często zapisuję myśli i wracam do nich co jakiś czas, aż w końcu w mojej głowie rodzi się wyraźny obraz kolejnej sesji. Stale współpracuję z kilkoma fotografami i stylistami fryzur. Z dużym zaangażowaniem zajmuję się tym od TATTOOFEST 64

2008 roku i obecnie posiadam portfolio z ponad pięćdziesięcioma różnymi wcieleniami oraz mam więcej niż milion pomysłów na kolejne. Niebawem część z nich ukaże się w formie albumu. Będzie można znaleźć tam również szkice ludzi przedstawiające moją osobę oraz zdjęcia upamiętniające przygotowywane przeze mnie scenografie. Chętni otrzymają możliwość nabycia go przez internet, za pośrednictwem księgarni, niektórych studiów tatuażu, a także podczas wystaw, które zamierzam zorganizować. Ten album zainteresuje przede wszystkim osoby towarzyszące mi podczas sesji, jak również fotografów i dziewczyny chcące zostać lub będące już modelkami. Poza tym, powinien TATTOOFEST 65


fot. Amelia

alice.diexa@gmail.com

spodobać się wszystkim osobom kochającym po prostu piękne zdjęcia. Niektórzy pamiętają, że w latach 2008-2009 byłam częścią popularnej grupy „Matreshka Girls” (przyp. red. coś na kształt zachodniego „Suicide Girls”), ale według mnie projekt był źle prowadzony, dodatkowo nie odpowiadała mi nagość podczas sesji, więc odeszłam. Poza tym, nie czuję potrzeby tworzenia koalicji z innymi wytatuowanymi dziewczynami. Mimo tego zawsze uczestniczę w konwentach w Moskwie i Sankt Petersburgu i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się odwiedzić tego typu imprezę w jakimś innym państwie. Scena tatuażu w Moskwie cały czas się rozwija, może wolniej niż w Europie czy Ameryce, ale z pewnością mamy tu wielu świetnych artystów. Kiedy byłam nastolatką interesowały mnie również inne modyfikacje ciała, czego efektem było szybkie rozciągnięcie uszu do 5 cm. Potem równie prędko doprowadziłam je do wcześniejszego stanu poprzez zabieg plastyczny. Poza życiem zawodowym staram się być aktywna również na innych polach. Lubię czuć przypływ adrenaliny i robić różne szalone rzeczy. Kiedyś pasjonowałam się jazdą na snowboardzie i bawiłam w parkour z miejscowymi chłopakami. Moje zainteresowania zmieniły się z czasem, ale TATTOOFEST 66

nadal poszukuję ekstremalnych emocji. Kocham jazdę konno, motocykle i samochody. Każdego lata spędzam czas na torze i testuję moje Kawasaki Ninja. Wyciskam z niego ile się da. Niestety, w Moskwie nie można jeździć na motorze przez cały rok, więc zimą zastępuję go Mitsubishi Lancer Evolution. Moim kolejnym hobby jest muzyka. Gram na perkusji w groove metalowym zespole o nazwie „Seven Deadly Sins”. Mamy mnóstwo materiału i cały czas powstają kolejne piosenki, najlepsze z nich umieścimy niebawem na naszej płycie. Sporo koncertujemy, zarówno w klubach, jak i na alternatywnych festiwalach. Staram się dużo podróżować, ale nigdy nie udaję się do ośrodków wypoczynkowych, ważne jest dla mnie aby oglądać historyczne zabytki, poznać kulturę danego kraju i jego historię. To jest to, co poszerza moje horyzonty. Podczas wyjazdów wpada mi do głowy najwięcej pomysłów. Na koniec dodam jeszcze, że nie mam żadnych złych nawyków, jak picie alkoholu czy palenie tytoniu. Kontroluję moje odżywianie i uprawiam dużo sportu. Nie stosuję rygorystycznych diet, ale zbędne kalorie spalam na siłowni. Są 2 zasady, których się trzymam - nie jem mięsa i glutenu.”

TATTOOFEST 67


Sam tytuł kolejnego albumu wydanego przez niemieckie „Edition Reuss” mówi już bardzo dużo o jego zawartości. Książka ta jest fotograficznym dziełem podzielonym na dwie części, badającym sekrety magicznego tatuażu i skaryfikacji plemiennego świata. Powstała na podstawie jednej dekady badań terenowych antropologa dr Larsa Krutaka przebywającego pośród animistycznych i szamańskich społeczności Azji, Afryki, obu Ameryk i Melanezji. Dzięki swoim podróżom autor ujawnia jak ludzie wykorzystują rytualne modyfikacje ciała aby polepszyć swój dostęp do sił nadprzyrodzonych. W pierwszej części zagłębiamy się w starożytną sztukę tatuażu Tajlandczyków zwaną „Sak yant”, która jest praktykowana przez świętych mnichów wykorzystujących energię samego Buddy. Opublikowane zdjęcia pokazują liczne przykłady mocno wytatuowanych entuzjastów ezoterycznych symboli i ich znaczeń. Autor zbadał również dogłębnie świat tatuażu Indian. Od leśnych wojowników do amazońskich szamanów noszących tatuaże jako zaczarowane symbole, w których zawierały się opiekuńcze i ochronne moce duchowe. Omówienie talizmanów w formie tatuaży jest zwieńczone szczegółowym spojrzeniem na osoby, które je tworzą i na techniki jakich używają. Część druga jest obowiązkowa dla każdego, kto poszukuje wiedzy o religijnych znaczeniach plemiennych skaryfikacji. Odsłania stosunkowo słabo udokumentowany świat symboli powstałych na ciele przez bolesne i krwawe obrzędy poświęcenia. Znajdziecie tu opis rytuałów, technik i duchową ikonografię wzorów wycinanych w skórze w Beninie, Papui Nowej Gwinei i Etiopii. Uwaga! W albumie zaprezentowano zdjęcia autorstwa Tomasza Madeja, polskiego miłośnika i badacza tatuażu etnicznego i jego miejsca we współczesnym świecie. Autor: Lars Krutak, Format: 24.5 x 31.5 cm, Ilość stron: 400, Język: angielski, niemiecki, Cena: 98 euro www.editionreuss.de

TATTOOFEST 68

TATTOOFEST 69


1

2

5

6

7

1. Aivaras Lee, Kult Tattoo Fest, Kraków 2. Zwierzak, Till Death Tattoo, Toruń 3. Andrzej Misztal, Rock-Ink, Jarosław 4. Paweł, Vini Tattoo, Wałcz 5. Aivaras Lee, Kult Tattoo Fest, Kraków 6. Michał, Od Świtu do Zmierzchu, Łódź 7. Michał Maj, Diabolik Tattoo, Częstochowa 8. Paweł, Vini Tattoo, Wałcz

3

TATTOOFEST 70

4

8

TATTOOFEST 71


5

1

2

4

1. Szabolcs Oravecz, Perfect Chaos Tattoo, Węgry

2. Florian Karg, Flo-Vicious Circle, Niemcy

3. Victor Chil, Blood for

Blood Tattoo, Hiszpania

4. Tom Lennert, Niemcy 5. Victor Chil, Blood for

Blood Tattoo, Hiszpania

6. Szabolcs Oravecz, Perfect Chaos Tattoo, Węgry

7. Florian Karg, Flo-Vicious Circle, Niemcy

6

7

3 TATTOOFEST 72

TATTOOFEST 73




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.