The Polish Observer 2(132)

Page 1

Nr 2(132) / 17 - 23 january 2012 | WEEKLY News and Guides for the Polish Community | thepolishobserver@myownmedia.co.uk | free press

Praca na czarno, czyli brytyjski pragmatyzm Restauracje, bary, pralnie, firmy cateringowe, myjnie samochodowe, sklepy, hurtownie, magazyny, piekarnie, małe warsztaty, to miejsca, gdzie najczęściej można spotkać nielegalnie zatrudnionych pracowników… str. 3

W TYM NUMERZE

Nowelizacja nowelizacji do nowelizacji Rząd Tuska poprzedniej kadencji, przygotował nowelizację ustawy o lekach refundowanych. To dzieło minister Kopacz, weszło w życie w styczniu tego roku. Felieton Janusza Palikota…

str. 4

Pięć wisienek na torcie Stuknęła mi czterdziestka. Patrząc na zawartość jednego z folderów na swoim pececie, przy okazji noworocznych porządków, zdałem sobie sprawę, że miałem okazję podzielić się swoimi refleksjami na temat świata gier komputerowych i nie tylko, przez ostatnie 12 miesięcy właśnie ponad 40 razy…

str. 8 © Kadmy - dreamstime.com

„Polska Dotty”

WOŚP zagrała na Wyspach Londyn to taki uniwersytet

Pieniądze zbierano do ubiegłego piątku, czyli 13 stycznia, a i tak nie wszędzie udało się jeszcze policzyć wszystkich datków. Jak na razie, na pierwszym miejscu jest Londyn - najliczniejsze skupisko Polaków w UK, gdzie zebrano największą sumę pieniędzy i pobito rekord z poprzednich lat. Sztab WOŚP Poland Street zebrał 18089 funtów i 73 pensy.

Londyn bardzo mnie stymuluje, daje mi poczucie dużej wolności i własnej siły, którego nigdzie indziej nie doświadczyłam. Gram z różnymi artystami i zespołami, a więc muzyka też bywa różna. Oscyluje gdzieś między rockiem, folkiem, jazzem. Lubię improwizować, układam swoje linie i współaranżuję utwory z innymi muzykami. Czasem sama coś skomponuję.

str. 5-6

fot. Basia Bartz - autor: Damian Chrobak

Gra i improwizuje na skrzypcach w zespołach Dan Raza Band, Stolen Car, The Carpathian Inflammable Shadow Puppet Orchestra oraz z muzykami takimi, jak Robin Grey, Jacek Osior, czy Simon Page. Oto Basia Bartz…

fot. Wolontariusze Poland Street na WOŚP w Posku

Na terenie kilku miast Zjednoczonego Królestwa, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy grała jeszcze kilka dni po faktycznym zakończeniu jej jubileuszowego XX Finału, jaki miał miejsce w drugą niedzielę 2012 roku…

Wybierz sposób, w jaki chcesz wysłać pieniądze:

W placówce

westernunion.co.uk

0800 833 833

Nazwa i logo Western Union, a tak e zwi zane z ni znaki towarowe i usługowowe, nale ce do Western Union Holdings Inc., zarejestrowane i stosowane w USA oraz wielu innych krajów nie mog by u ywane bez pozwolenia.

str. 7

Jonathan Lipman przyszedł na świat w roku 1968 w Oxfordshire. Jego dwuletni pobyt w Polsce, głównie w Warszawie, gdzie pracował, to jeden z przyczynków do powstania książki, której fragmenty, po raz pierwszy ukażą się na łamach jakiejkolwiek publikacji prasowej i na stałe zagoszczą w „The Polish Observer”. Przyjemnej lektury…

str. 15

Zapominanie nazw własnych Począwszy od 25 stycznia aż do 18 marca, na terenie londyńskiej galerii Calvert 22, dzięki inicjatywie kuratorów Liny Džuverović i Dominika Czechowskiego będzie można podziwiać dokonania Wojciecha Bąkowskiego, Anny Molskiej i Agnieszki Polskiej…

str. 19


Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

2

Wiadomości

Pomnik dla Gierka

S

koro wszyscy ujadają na Tuska, to ja dołączę do sfory, lub jak kto woli watahy - w stadzie bezpieczniej. Spojrzałem sobie na poprzednią kadencję i co widzę, ano płynął sobie raczej z nurtem, niby dużo nie zepsuł, ale naprawić, nic nie naprawił i oto mam największą pretensję. A do tego jeszcze ten bałagan z lekami, choć kolega poprawia mnie, że nie bałagan, a bardak. Ale do rzeczy - nic nie naprawił, ale zadłużył kraj na 220 milionów złotych, czyli na trzykrotność długów Gierka. Tylko, że komuch Gierek wybudował drugą Polskę, a różne solidaruchy, styropiany, od momentu, jak tylko dorwały się do władzy non-stop ją burzą. Przyjdzie chyba zweryfikować wcześniejsze sądy, że to Gierek okradał kraj i rujnował. Gdyby tak było, to na czym tuczyłaby się ta cała styropianowa ho-

łota przez 20 lat? A i tak nie zdążyli jeszcze przehandlować wszystkiego. Więc może by tak jakiś pomnik dla Gierka, przecież dzięki niemu macie cały czas pełne koryto. Dzięki niemu mieliście co kraść przez całe dwadzieścia lat i nadal jeszcze sporo zostało. Walczyliśmy (przynajmniej niektórzy) o wolność słowa, o wolność jednostki i co? Zastanówmy się, czy rzeczywiście wywalczyliśmy tę wolność, czy w Polsce można głosić swobodnie własne poglądy i czy nie podlegamy większej kontroli niż za komuny. To, że można swobodnie mówić o Katyniu, to dla mnie za mało, za komuny też mówiłem, nawet na obozie harcerskim (właśnie za Gierka). *** Brytyjczycy przechodzą na islam. Przechodzą, a mnie to jakoś nie dziwi. Współczesny świat

niesie coraz więcej zagrożeń, te wszystkie pieprzone kryzysy, życie w ciągłej obawie o los własny, los rodziny, sprawiają, że ludzie szukają jakiegoś gruntu pod nogami, czegoś na czym mogą się oprzeć. Tym czymś jest poczucie wspólnoty. W naszym kręgu kulturowym powinno dawać ją chrześcijaństwo. Lecz nie daje. Dlaczego nie? Chyba dlatego, że jest coraz mniej ortodoksyjne. Niby są jakieś zasady, ale nie są twardo przestrzegane, wielu duchownych nie świeci dobrym przykładem, a i wspólnota chrześcijańska ma raczej charakter bardziej luźny i w zasadzie kończy się po niedzielnej mszy. Nie wiem, według mnie, gdyby kościoły chrześcijańskie były bardziej ortodoksyjne, mogłyby wbrew pozorom zyskać wiernych, doczekać się nawróceń. Janusz Młynarski

Marzenia Anglików o bardziej niepodległej Szkocji O niepodległej Szkocji coraz głośniej i myliłby się jednak ten, kto sądzi, że Szkotom tak bardzo zależy na niepodległości. Z przeprowadzonych ostatnio badań, wynika bowiem, że niepodległa Szkocja bardziej marzy się właśnie Anglikom.

fot. © Nicalfc - dreamstime.com

S

ondaż przeprowadziła firma Survation, na zlecenie „The Mail on Sunday”, niedzielnego wydania do gazety „Daily Mail”. Pismo podkreśla, że to pierwsza tak poważna ankieta dotycząca stosunku Szkotów i Anglików do sprawy niepodległości Szkocji. I tak na pytanie: „Czy Szkocja powinna wystąpić ze Zjednoczonego Królestwa?” - twierdząco odpowiedziało 26 procent Szkotów i 29 procent Anglików. Przeciwnych było 46 procent Szkotów i 40 procent Anglików. „Czy w tej sprawie winno odbyć się ogólnobrytyjskie referendum?” - tylko 17 procent Szkotów było „za”, a Anglików aż 38 procent. „Kiedy powinno odbyć się referendum, w 2013, czy 2014 roku?” - tu aż 55 procent wybrało wcześniejszy termin, za nim było również 48 procent Szkotów. Na rok 2014 przystało 22 procent Anglików i 40 pro-

cent Szkotów. Tymczasem, premier wielkiej Brytanii David Cameron zaproponował, aby brytyjski parlament uchwalił przepisy przyznające Szkotom prawo do rozpisania referendum konsultacyjnego w sprawie niepodległości, ale pod ściśle określonymi warunkami, bo jak stwierdził oddzielenie krain, wymaga porozumienia obu stron. Rządząca na północy Zjednoczonego Królestwa Szkocka Partia Narodowa (SNP) uznała zarządzenie Camerona za ingerencję w wewnętrzne sprawy Szkocji. W ocenie komentatorów posunięcie premiera, choć sprytne, nie jest wolne od ryzyka. W wywiadzie dla telewizji Sky, Cameron oskarżył szkockich nacjonalistów o dążenie do niepodległości „tylnymi drzwiami” i podkreślał, że „Szkotom należy się jasność”, jeśli chodzi o sytuację prawną. Zaprzeczył, jakoby „dyktował Szkotom warunki referendum”.

Żaden z brytyjskich kierowców nie przeszedł testów na prowadzenie nowego typu piętrowych autobusów, dlatego też szefowie firmy transportowej musieli sprowadzić 51 kierowców z Polski.

J

ak czytamy w „Daily Mail”, dyrekcja holenderskiej spółki transportowej „Albellio”, działającej na terenie Londynu musiała szukać kierowców do nowego autobusu aż w Polsce, bo żaden z ponad setki brytyjskich kandydatów nie potrafił zaliczyć testu uprawniającego do pracy. - Nie byliśmy w stanie znaleźć w Wielkiej Brytanii odpowiednich kandydatów, choć na Wyspach jest 2,5 miliona bezrobotnych - skarżył się gazecie jeden z menedżerów firmy. Na terenie Wielkiej Brytanii, pracuje kilka tysięcy polskich kierowców. Cieszą się oni doskonałą opinią. Pracodawcy nie żałują pieniędzy na kursy językowe, jeśli jakiś kierowca autobusu pochodzący z Kraju nad Wisłą chce podjąć pracę na Wyspach. Nic więc dziwnego, że dział rekrutacji zorganizował w Polsce „dzień otwarty”, podczas którego udało się wybrać 51 doświadczonych osób, które nie miały problemów z zaliczeniem testów. Każdy z Polaków będzie zarabiał 10,90 funta na godzinę

przez pierwsze dwa lata pracy. Po tym czasie stawka ma wzrosnąć do 11,50 funta. - To wstyd, że żaden z brytyjskich kandydatów nie przeszedł pomyślnie rekrutacji - powiedział anonimowo jeden z londyńskich kierowców. Mężczyzna ten przyznał także, że osobiście zna kilka osób, które wzięły udział w testach, ale ich nie zaliczyły. Polacy będą jeździli nowymi wersjami piętrowych autobusów. (emi)

Mieszkańcy Wysp przechodzą na islam

W

Brytyjski premier chce w związku z tym, by proponowana ustawa londyńskiego rządu, przekazywała parlamentowi w Edynburgu prawo rozpisania w okresie 18 miesięcy wiążącego referendum, w którym Szkoci ustosunkowaliby się do kwestii: czy są „za”, czy „przeciw” niepodległości. Z badań nie tylko tych sporządzonych na zlecenie „The Mail on Sunday” wynika, że szkocka opinia publiczna, w większości nie jest przekonana do niepodległości, choć idea rozszerzenia zakresu samorządności wewnętrznej ma duże wzięcie i większość mogłaby ją poprzeć. Osobny spór dotyczy tego, czy referendum, którego chce SNP, byłoby wiążące, czy nie. Brytyjskie prawo uznaje, że referenda są „konsultacyjne i doradcze”, stąd szkoccy nacjonaliści nie widzą powodu, by w przypadku szkockiego miało być inaczej. (mm)

fot. Wikipedia

Pierwsze czytanie

Nasi kierowcy górą

Wielkiej Brytanii, wzrasta liczba osób zmieniających swoje wyznanie - podaje polonijny portal Polscott24.com, powołując się na informacje w „The Independent”. Według badań przeprowadzonych przez międzywyznaniowy think-tank Faith Matters, prawdziwa liczba konwertytów UK może sięgać nawet 100 tysięcy, co oznacza rocznie około 5 tysięcy nowych nawróceń. Poprzednie szacunki utrzymywały liczbę muzułmańskich konwertytów w Wielkiej Brytanii pomiędzy 14 a 25 tysiącami. Przeprowadzono również ankiety w londyńskich meczetach, starając się dociec, ile ma w nich miejsce nawróceń na islam rocznie. Wynik dał liczbę 1400 osób w stolicy w ciągu ostatnich 12 miesięcy,

co w skali kraju oznacza około 5200 nawróceń na islam każdego roku. Liczby te są porównywalne z badaniami z Niemiec i Francji, które podają, że w każdym z tych krajów miało miejsce około 4 tysięcy nawróceń rocznie. Fiyaz Maughal, dyrektor Faith Matters, zapytany o to, dlaczego ludzie nawracają się w takiej liczbie, odpowiedział: „Myślę, że zdecydowanie istnieje zależność między wzrastającą liczbą nawróceń, a rozgłosem na temat islamu w życiu publicznym. Ludzie chcą się dowiedzieć, czym jest islam, a kiedy to już zrobią, podążają w różnych kierunkach. Niektórzy wzruszają ramionami i wracają do swojego dotychczasowego życia, ale niektórym nieuchronnie spodoba się to, co odkryją i stają się konwertytami”. (pw)

THE POLISH OBSERVER | My Own Media Ltd. | The Old Fire Station | 140 Tabernacle Street | London (UK), EC2A 4SD | Tel. 020 7300 7321 | EDITOR-IN-CHIEF: Janusz Młynarski, j.mlynarski@thepolishobserver.co.uk | CONTENTS: Anna Sobusiak, anna@thepolishobserver.co.uk; | DTP: Sylwia Boczek | ADVERTISING: Patrycja Strąk – Sales Manager; Larisa Arama - Sales Executive; Tel. 020 7300 7320 Mobile: 078 4606 2331 Fax: 020 7253 2306 Email: sales@myownmedia.co.uk | Advertiser and advertising agency assume liability for all content (including text representation, illustrations, and photographs) of advertisements printed or posted, and also assume responsibility for any claims arising there from made against the publisher | DISTRIBUTION: distribution@myownmedia.co.uk PRINTING PRESS: NEWSFAX LTD Unit 7, Beam Reach Business Park, Consul Avenue, Rainham, RM13 GJ (London) Redakcja zastrzega sobie prawo skracania, redagowania i publikowania na naszych łamach nadesłanych materiałów. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych | Closing date: 15.01.2012.


3

Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

temat numeru

I

lu naszych rodaków pracuje na Wyspach nielegalnie, tego nie wie nikt, podobnie jak nikomu nie jest znana rzeczywista liczba Polaków mieszkających na terenie Zjednoczonego Królestwa. Są jednak podstawy do przypuszczeń, że większość z nas pracuje w UK „na czarno”. Z różnych powodów. Jedni z niechęci do załatwiania formalności, inni dlatego, że nie chcą płacić podatków, a jeszcze inni z niewiedzy, bądź dlatego, że pracodawcom tak pasuje. *** Adam ma 54 lata, jest lakiernikiem samochodowym. Dobrym lakiernikiem, więc nic dziwnego, że właściciel warsztatu płaci 500, a nieraz i 700 funtów tygodniowo. Chciałby go zatrudnić na stałe, ale Adam przyjeżdża każdego roku tylko na sześć miesięcy. Nie chce się tu zakotwiczać, bo boi się, że gdy wyjedzie z Polski na dłużej, to straci tam rentę. Najniższą co prawda, ale nawet te 500 złotych „piechotą nie chodzi”, jak mawia, bo przynajmniej ubezpieczenie jest. Z tego układu zadowolony jest zarówno on, jak i pracodawca. I jeden, i drugi, sporo zyskują nie płacąc podatków. W grudniu minął piąty rok od czasu,

Praca na czarno, czyli brytyjski pragmatyzm Z danych Home Office wynika, że liczba nielegalnie zatrudnionych na terenie Wielkiej Brytanii pracowników, waha się w granicach 10-12 tysięcy rocznie, bo tylu właśnie pracujących „na czarno” wyłapują urzędnicy. Wrażenie jest jednak takie, że nikt tu nikogo nie kontroluje… jak Iza przyjechała do Londynu. Nie było łatwo znaleźć pracę, ale po miesiącu udało się, dostała ją w myjni samochodowej, należącej do Irańczyka, za 25 funtów dziennie. O legalnym zatrudnieniu nie było mowy. Dziesięć pracujących tam osób - pięcioro Polaków, troje Rumunów i dwie Bułgarki - wszyscy „robią na czarno”. - Przez dwa lata nie było tam żadnej kontroli, nikt nie sprawdzał, na jakich zasadach tam pracujemy. Właściciel często wypłacał nam mniej pieniędzy niż to było umówione. Pewnego dnia po raz kolejny otrzymałam mniejszą kwotę niż powinnam, więc postraszyłam go, że zgłoszę to wszystko do HM Revenue

& Customs. Wyśmiał mnie, po czym wręczył mi telefon mówiąc: Masz, dzwoń, podać ci numer? To był ostatni dzień mojej pracy. Wywalił mnie z roboty, ale szybko znalazłam pracę przy robieniu kanapek, też zresztą „na czarno”. W. prowadzi małą firmę budowlaną, zarejestrowana jest jako jednoosobowa, ale tak naprawdę pracuje u niej pięć osób. - Zacząłem w lutym 2005 roku, przez dwa miesiące sam, później ściągnąłem kolegów. Zarejestrowałem firmę, bo jak pracuję u Anglików, to niektórzy chcą widzieć papiery i jakoś ciągnę. Ani razu nie miałem kontroli z jakiejkolwiek instytucji. Prawdę mówiąc, to dziwne, bo w Polsce jest zupełnie inaczej. Chłopaki

są zadowolone, bo zarabiają dobrze, a gdybym ich zgłosił, to musieliby zapłacić podatek i ja też, a przez to zarobilibyśmy mniej. Chyba nie wszystkie „chłopaki są zadowolone”, bo Krzysztof, który pracuje u W. wolałby zapłacić podatek, ale być pełnoprawnym pracownikiem, mieć ubezpieczenie i prawo do zasiłku, a przede wszystkim spokojną głowę. - Ale wolę nic nie kombinować, nie szukać niczego nowego, bo mogę nie dostać, a stracić to, co mam. Kontroli nie miał też Karol, który od czterech lat handluje w Londynie rowerami, skupuje je, naprawia i wysyła do Polski, zatrudnia „na czarno” dwóch Polaków. - Bardzo często odwie-

dza mnie policja w poszukiwaniu skradzionych rowerów, na początku padał na mnie blady strach, bo myślałem, że będą sprawdzać, czy moi pracownicy pracują legalnie, ale policjantów, to kompletnie nie obchodziło. Dla Krzysztofa właściciela biura pomagającego rozliczać Polakom podatki, załatwiać zasiłki itp., to również swoisty fenomen. „To”, czyli tolerowanie przez państwo nielegalnej pracy. - Moim zdaniem wynika to z czystego, angielskiego pragmatyzmu. Po pierwsze, z tego, co mi wiadomo HM Revenue & Customs, zatrudnia nieco ponad 3 tysiące pracowników, czyli 10 razy mniej niż w Polsce, więc życia by im nie starczyło na te wszystkie kontrole. Po drugie, przymykanie oka na nielegalnych pracowników daje jednak sporo korzyści państwu - bezrobocie jest jednak niższe, a pieniądze i tak w różnej formie trafiają do budżetu, bo przecież zarówno pracodawcy, jak i pracownicy, przynajmniej część wydają tu na miejscu, muszą coś jeść, gdzieś mieszkać, ubrać się, dojeżdżać do pracy, od czasu do czasu zabalować - mówi Krzysztof i chyba ma sporo racji. Piotr Wójtowicz

REKLAMA

Uzyskaj

£200 polecając nas znajomym

quality_claims_doubleAD_good.indd 2

8/25/2011 4:12:44 PM

quality_claims_doubleAD_good.indd 3

8/25/2011 4:12:44 PM


Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

4

z terenu...

Kątem oka Palikota

Nowelizacja nowelizacji do nowelizacji

R

ząd Tuska poprzedniej kadencji, przygotował nowelizację ustawy o lekach refundowanych. To dzieło minister Kopacz, weszło w życie w styczniu tego roku. Obecny minister zdrowia poddał je druzgocącej krytyce, gdy jeszcze był w SLD. Już jako minister w rządzie Tuska tej kadencji, Bartosz Arłukowicz zapewniał Polaków, że wszystko jest pod kontrolą i nic nie grozi pacjentom. Niestety nie miał racji. Lekarze i aptekarze rozpoczęli strajk i pacjenci stracili kontakt ze służbą zdrowia. Minister zdrowia pod presją strajków, wystąpił z projektem zmian, czyli pierwszą nowelizacją nowelizacji ustawy. Zaproponował w niej wykreślenie z ustawy zapisów nakładających na lekarzy ogromne kary za jakiekolwiek, nawet bardzo drobne błędy. Jednak okazało się, że jego propozycja wymaga od razu korekty, więc znowelizowano ową nowelizację nowelizacji nowelizacji! Jednak i ta zmiana nie rozwiązywała problemów aptekarzy, a zatem oni także zapowiedzieli strajk. Wówczas, o pierwszej w nocy, w miniony czwartek, minister zwołał komisję sejmową i po raz kolejny znowelizowano nowelizację nowelizacji nowelizacji. Sejm to wbrew opozycji przegłosował, a ona zapowiada

kolejną nowelizację, a aptekarze dalej strajkują. Jak doszło do takiego absurdu? Oczywiście, że ma w tym udział brak doświadczenia nowego ministra i presja czasu, ale prawdziwa przyczyna jest głębsza i ma źródło w intencjach pierwszej zmiany, a więc tej przygotowanej jeszcze przez minister Kopacz. Rząd chciał jedynie zmniejszyć wydatki budżetu na leki refundowane, a nie usunąć największe problemy w systemie. Przygotowana dwa lata temu nowelizacja, to jedynie wymuszenie bardziej zdyscyplinowanego wydawania refundacji pod groźbą więzienia dla lekarzy. Tymczasem, nasze problemy to największa w Europie konsumpcja leków na głowę mieszkańca oraz jedne z najwyższych cen medykamentów w Europie dla pacjenta w przeliczeniu na dochód na głowę mieszkańca. Tymi prawdziwymi problemami i ich źródłem rząd nie chciał się zająć, gdyż to wymaga poważnych zmian w całym systemie służby zdrowia. I ta kunktatorska i zła wola rządu znalazła opór w społeczeństwie. Czas najwyższy zatem poważnie zmienić nasz system. Zorganizować prawdziwy, a nie taki „dla picu” okrągły stół i zrobić to, co trzeba! Janusz Palikot

Zadbać o polskość na Kresach Rozmowa z Piotrem Apolinarskim - londyńskim dziennikarzem i fotoreporterem… ▪ Co sprawiło, że zainteresowałeś się kondycją polskich mediów na Ukrainie i Litwie? - Myślę, że nastąpiło to w Budapeszcie podczas corocznych, polonijnych warsztatów dziennikarskich organizowanych przez tamtejsze stowarzyszenie PoloniaNova. Spotykają się tam polscy dziennikarze z różnych części świata, aby wspólnie pracować, uczyć się i wymieniać doświadczeniami. To właśnie wtedy, okazało się, że pomimo ogromnego zapału i umiejętności, moi rodacy z Kresów w rozumieniu obecnych norm, zwyczajnie nie mają na czym wykonywać swojego zawodu. Dzisiejsza praca w mediach to nie tylko notes i ołówek czy laptop pełniący rolę maszyny do pisania. Współczesne media to przede wszystkim internet, e-maile, strony www i multimedia. Zmieniły się gusta i potrzeby czytelników, więc wydawcy dostosowali swoje mechanizmy przekazu do wymagań rynku. Szybko podana informacja i jej globalny zasięg to dzisiaj standard uzupełniający papierowe wersje gazet. ▪ I co rzeczywiście jest tak źle? - Myślę, że tak! W mojej ocenie brakuje tam przede wszystkim nowoczesnego sprzętu do zbierania i obróbki informacji. Co z tego, że są komputery, skoro ich możliwości nie są adekwatne do wymagań dzisiejszego świata informacji cyfrowej. Jest takie powiedzenie: „jeśli czegoś nie ma w Google to znaczy, że to nie istnieje”. Tamtejsze media istnieją głównie na papierze ograniczając się w ten sposób do społeczności pozostającej w zasięgu ich kolportażu. Każde z nich, istnieje w jakiejś formie również w sieci, ale dla takiej działalności, jak serwis internetowy oraz możliwość wypełnia go treścią multimedialną, potrzebne są już takie narzędzia, których jest tam jak na lekarstwo. ▪ To, że trzy osoby mają stary sprzęt, nie oznacza, że ogólna sytuacja polskich środków przekazu na Wschodzie jest zła… - Oczywiście można też i tak powiedzieć, dlatego wybrałem się tam, aby na własne oczy zobaczyć, jak to jest. Redakcja „Kuriera Galicyjskiego” we Lwowie, to jednopokojowe mieszkanie z aneksem kuchennym zaadaptowane na re-

REKLAMA

www.catrinatrans.co.uk

dakcję. W tym samym pomieszczeniu, oprócz procesu tworzenia gazety, dziennikarze przygotowują także audycje radiowe na przykład dla „Programu Wschodniego” radia WNET - na dyktafonie, bez żadnego sprzętu studyjnego! Mało tego, ponieważ to ciągle ten sam pokój, na czas nagrania reszta dziennikarzy wychodzi z redakcji, by zachować ciszę potrzebną dla tych, którzy przygotowują audycję. Wątpię, by jakikolwiek dziennikarz polonijny na Wyspach pracował w takich warunkach, dlatego tym bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, że tym ludziom należy pomóc za wszelką cenę. To przecież oni utrwalają polskość na dawnych Kresach wschodnich.

W mojej ocenie mediom na Kresach brakuje przede wszystkim nowoczesnego sprzętu do zbierania i obróbki informacji. Co z tego, że są komputery, skoro ich możliwości nie są adekwatne do wymagań dzisiejszego świata informacji cyfrowej. ▪ Przecież dostają jakieś dotacje, płaci rząd ukraiński, płaci polski… - Owszem, ale to głównie pieniądze na utrzymanie ciągłości wydawniczej. Cała reszta potrzeb musi najczęściej poczekać na tzw. „lepsze czasy”, a tego niestety nie ma. Dziennikarz polonijny, bo brytyjskich nawet nie wspominam, jest w stanie kupić sobie na przykład przyzwoitego laptopa, czy niezły aparat, bez poważnego uszczerbku dla swojej pensji, natomiast na Ukrainie trzeba wydać na to półroczne zarobki. ▪ Większość naszych rodaków uważa, że tamtejsi Polacy są bardziej zainteresowani książkami, żywnością i odzieżą… - To prawda, u wielu delikatnie mówiąc nie przelewa się i taka pomoc

też jest potrzebna, ale nie można zapominać, że do podtrzymania polskości na tych ziemiach potrzebne są również nowoczesne media zarówno te w formie tradycyjnej, jak i internetowej. Dla polskiej społeczności na Litwie czy Ukrainie gazeta w ojczystym języku to często jeden z istotniejszych elementów decydujących o utrzymaniu własnej tożsamości oraz najważniejsze narzędzie opiniotwórcze. ▪ Później odwiedziłeś Litwę… - Tak i tam byłem pod równie wielkim wrażeniem, co na Ukrainie. Istnieje tam ten sam problem. Dotacje płynące z Polski są zbyt małe w morzu potrzeb. Podobnie, jak w przypadku „Kuriera Galicyjskiego” również i tu wydawca tnie koszty i sam dokłada z własnej kieszeni do tego, aby gazeta istniała, a przecież jest to jedyny tam polski dziennik! Trzeba zrozumieć, że na Kresach pielęgnacja szeroko pojętej polskości odbywa się w warunkach nieporównywalnie trudniejszych. Na tle ostatnich wydarzeń na Litwie, ciężko jest mówić o tolerancji i prawach mniejszości narodowych, do jakich przywykliśmy na Wyspach Brytyjskich. Wszak nikt nie nakłada tutaj kar finansowych za szyld „Polskie Delikatesy” i nie zrywa tablic w języku polskim. Sami Brytyjczycy poszli nawet o krok dalej stąd druki urzędowe, serwisy telefoniczne czy automaty biletowe na stacjach metra są dostępne także w języku polskim. W tym wymiarze, zarówno poszanowanie odmienności językowej, jak i pochodzenia jest na wschodzie krótko mówiąc fatalne. ▪ Jak można pomóc polskim mediom na byłych Kresach? - Przede wszystkim to samo państwo polskie musi zadbać o swoich obywateli. Senat, który rozdziela środki poprzez różne fundacje, powinien przeprowadzać sumienne analizy pod kątem realnych potrzeb. To, co możemy zrobić tu, na Wyspach we własnym zakresie, to na przykład zbiórka pieniędzy na zakup sprzętu dla tych redakcji, który w znaczący sposób poprawiłby ich funkcjonowanie. Muszę przyznać, że urzekli mnie ci ludzie, ich pasja, poświęcenie, pogoda ducha i miłość do Polski... Rozmawiał: Janusz Młynarski


5

Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

z terenu...

WOŚP zagrała na Wyspach Na terenie kilku miast UK, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy grała jeszcze kilka dni po faktycznym zakończeniu jej jubileuszowego XX Finału, jaki miał miejsce w drugą niedzielę 2012 roku…

P

ieniądze zbierano do ubiegłego piątku, czyli 13 stycznia, a i tak nie wszędzie udało się jeszcze policzyć wszystkich datków. Jak na razie, na pierwszym miejscu jest Londyn - najliczniejsze skupisko Polaków w UK, gdzie zebrano największą sumę pieniędzy i pobito rekord z poprzednich lat. Sztab WOŚP Poland Street zebrał 18.089 funtów i 73 pensy, ale niewykluczone, że kwota ta okaże się jeszcze wyższa. Londyński XX Finał WOŚP, był największą polską imprezą charytatywną na Wyspach, a stowarzyszenie Poland Street zorganizowało go we współpracy z POSK i Jazz Café. Odbyły się tam trzy duże imprezy, liczne konkursy, zabawy i występy dla dzieci, jak między innymi warsztaty teatralne prowadzone przez Teresę Greliak oraz występ zespołu folklorystycznego „Orlęta” pod kierownictwem

Barbary Klimas. Ponad pięćdziesięcioro dzieci i ich rodziców zdmuchnęło świeczki na wielkim torcie w kształcie serca, życząc Orkiestrze, aby grała do końca świata i o jeden dzień dłużej. Tego samego dnia wieczorem, w sali teatralnej POSK odbyły się koncerty zespołów rockowych Totus Tuus, Human Control, Bad Solution i The Primal Rebels, a w Jazz Café, w tych samych godzinach, ponad 200 osób bawiło się w rytmach bluesowo-jazzowych, wystąpili między innymi Karol Rybarczyk, Family Jewels i Leszek Aleksander. W przerwach między koncertami, odbyły się licytacje fantów - „wośpowych” koszulek, kalendarzy, najnowszej książki Jurka Owsiaka „Rόbta co chceta” oraz czterech piw Carlsberg z

XVII Przystanku Woodstock, zdobytych i przechowanych na finałową licytację przez pokojowy patrol. - Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy to wspaniała inicjatywa i radość bycia razem. Po raz trzeci, londyńska Polonia udowodniła, że potrafi się świetnie bawić będąc przy tym niesłychanie szczodrą. Niektóre kalendarze poszły nawet za £150, a koszulki za £70. Dzięki tak wielkiej szczodrości pobiliśmy londyński rekord w zbiórce na rzecz Orkiestry - powiedziała Paulina Pyrkosz, Szef Sztabu WOŚP Londyn - Poland Street, podkreślając, że pieniądze wrzucano do puszek także w polskich sklepach oraz przy rodzimych kościołach, dzięki postawie księdza rektora Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii oraz księży proboszczów polskich parafii w Londynie. *** Powód do dumy mają także niewątpliwie Polacy z Hertfordshire, gdzie Broxbourne Polish Association, „Red Card to Racism Eastern European Association”, CVS for East Herts and Broxbourne wspól-

nie zorganizowały XX Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W imprezie uczestniczyło ponad 250 osób, a udało się zebrać około 1500 funtów. Całość miała charakter kulturalno-sportowy. Gwiazdami wieczoru byli Paweł Kryszałowicz, były reprezentant Polski w piłce nożnej oraz Artur Siódmiak, były reprezentant Polski w piłce ręcznej. Podczas imprezy można było obejrzeć pokaz wschodnich sztuk walki: zumby, zapasów i samoobrony, wziąć udział w licytacji na przykład wspomnianych sportowców, czy też oficjalnej piłki z Euro2012, a także sprawdzić swoje umiejętności w strzelaniu i rzutach. Nie obyło się również bez degustacji polskich potraw. Partnerami w imprezie byli ponadto Hertfordshire County Council, firma OCADO, Grażyna Rabsztyn - Polski Komitet Olimpijski, grupa Amsico, Aktiv Media z Londynu, Jakub Górski - Klub Olimpijczyka, High Trees Children's Centre, Hertford Regional College, organizacja pozarządowa „Nigdy więcej” oraz firma Pierogicompany. Czytaj więcej na stronie 6.

REKLAMA

4p

1p

10 p

Exclusions apply. International rates are for calls made from the UK. Excessive usage policy and terms apply. Minimum top up £15 for unlimited UK O2-O2 calls and texts. Prices above are promotional and valid until 28th February 2012, see o2.co.uk/internationalsim for details and latest call rates.


Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

6

z terenu...

ZeNON KOPKA

www.zaginieni.pl KATARZYNA KUBIAK-GUT

58 lat Wzrost: 176 cm Oczy: zielone Ostatnie miejsce pobytu: Wielka Brytania Pan Zenon zaginął w styczniu 2009 roku.

Pani Katarzyna zaginęła 26 grudnia 2006 roku.

DARIUSZ MICHAŁOWSKI

JAN STOCHNIAŁEK

45 lat Wzrost: 170 cm Oczy: niebieskie Ostanie miejsce pobytu: Huddersfield Pan Dariusz zaginął 15 marca 2011 roku.

37 lat Wzrost: 183 cm Oczy: szare Ostatnie miejsce pobytu: Londyn

28 lat Wzrost: 180 cm Oczy: zielone Znaki szczególne: tatuaże Ostatnie miejsce pobytu: Boston Pan Jan zaginął 24 grudnia 2011 roku.

Wiadomości o zaginionych prosimy przekazywać do Fundacji ITAKA tel: 0048/226547070, itaka@itaka.org.pl REKLAMA

WOŚP zagrała na Wyspach Dokończenie ze strony 5.

W

Leeds grupa młodych, polskich artystów Polish InvadARTs, przy pomocy OK Events oraz grupy wolontariuszy, kolejny raz zorganizowała finał WOŚP-u. Oto relacja samych jego twórców: „Wszystko zaczęło się już w sobotę, 7 stycznia o godzinie 13:00, przebieranym balem karnawałowym z atrakcjami dla wszystkich dzieci. Była loteria dla najmłodszych, muzyka, gry i zabawy, a od godziny 17:00 ruszyło muzyczne granie. Wystąpili: Adam Lynch, Matt Bentley, Snarling Dogs, a w przerwie zatańczyła grupa finalistek II edycji programu „You Can Dance”, pod kierownictwem Żanety Majcher. Kolejną, muzyczną rozrywką, dla trochę młodszej publiczności była godzina z hip-hopem. Podczas niej, pojawili się Wasiak & Gonzo/ nrSekta oraz DJ Blendmaster RIP. A po hip-hopie, w Leeds zabrzmiał mocny rock w wykonaniu zespołu Madrok. W międzyczasie, niezmordowani chef'owie ze Stowarzyszenia Kucharzy i Cukierników Polskich w UK serwowali żurek, białą kiełbaskę i wspaniałe desery. Dodatkowo, stosując chemiczne triki zaprezentowali pokaz kuchni molekularnej. Po nich, wieczór uświetnił pokaz tańca towarzyskiego, a przez cały czas Royal Smokehouse, przy swoim wiejskim stole kusił tradycyjnymi, polskimi wędlinami, świeżym smalcem i ogórkami kiszonymi. Nie zabrakło także loterii fantowej i aukcji. Na tej ostatniej, udało się wylicytować najróżniejsze przedmioty - od kubków i koszulek WOŚP-u zaczynając, przez tort z logiem

Orkiestry i wędzoną nogą wieprzową (w dodatku ze smalcem i musztardą), a na pracach młodych artystów kończąc. Jedną z najwyższych cen - 75 funtów, uzyskała praca Irka Tankpetrola tworzona na miejscu, w trakcie XX Finału WOŚP w Leeds. Główną licytację zakończyło „światełko do nieba”. W tym roku, tradycyjny pokaz fajerwerków, uświetnił popis tancerzy z ogniem. A potem... Leeds grało dalej. Pojawił się, po raz kolejny robiąc furorę, zespół Vintage ze swoimi rockowymi coverami, a po nim zagrali jeszcze Highspeed Crawl i Luva Gunk ostatecznie kończąc imprezę po godzinie 1:00 w nocy. Podsumowując, jak na jubileuszową Orkiestrę przystało, w Leeds było tłumnie, głośno, wesoło i hojnie. Wielkie liczenie już wkrótce!”. *** Nie inaczej było w Bristolu, o czym przekonujemy się z relacji Karola Kwiatkowskiego: „My także zagraliśmy po raz trzeci. XX Finał WOŚP zorganizowało stowarzyszenie Poland Bridge. Plan akcji był podzielony na dwa dni: sobota - część koncertowa i niedziela - zbiórka na ulicach. Sobotnie granie, miało miejsce w bristolskim Domu Kombatanta i jako pierwsi zaprezentowali się zawodnicy trenujący połączenie tańca i sportów walki, czyli capoeirę z klubu Camangula. Po wyczerpującym pokazie, na którym publiczność mogła zobaczyć kar-

kołomne salta czy sposoby obrony przed atakującym, nadszedł czas na występ bristolskiego pianisty Kacpra Modzelewskiego. Następnie na scenie pojawił się Dreadu, przedstawiciel polskiej sceny hiphopowej w Wielkiej Brytanii, który wystąpił wspólnie z Wiśnią. Po dawce polskiego rapu, słuchaczom zaprezentowała się miejscowa kapela Asspiryn, zaś klamrą spinającą całą sobotnią część koncertową był występ Slapfish, który rozgrzał do czerwoności bawiące się tłumy. Dodatkowo, wspomaganie Orkiestry odbyło się w sposób tradycyjny, czyli poprzez wrzucanie datków do puszek, dostępnych podczas sobotniej części koncertowej. Była także licytacja fantów i gadżetów przekazanych przez sponsorów imprezy, między innymi karnety do fryzjera, kosze kosmetyków, tort, książki, koszulki, sprzęt sportowy oraz „perły” licytacji, czyli oryginalna piłka Bristolu Rovers z autografami zawodników oraz plakat Kultu z podpisem Kazika Staszewskiego. Drugą odsłoną XX Finału WOŚP w Bristolu, była niedzielna akcja zbierania funduszy na ulicach miasta. Uczestnicy chętnie wspierali datkami fundację Jurka Owsiaka, do której także przyłączyły się lokalne sklepy. W sumie podczas jubileuszowego grania, w Bristolu zebrano 1840 funtów i 6 pensów, 8.26 euro i 22.5 polskich złotych”. To była wspaniała akcja i naprawdę wielkie granie, za udział w którym wszyscy organizatorzy XX Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy na Wyspach Brytyjskich, dziękują każdemu z osobna. Zebrał: Piotr Wójtowicz

fot. Materiały nadesłane ze sztabów WOŚP z londyńskiego Poland Street, Hertfordshire oraz Leeds.

KTOKOLWIEK WIDZIAŁ

Xmas2011_46.7x69_TTX_OBSERVER_03700410037_

REKLAMA

T-TALK

Międzynarodowe Rozmowy z komórki

C

M

Y

Jeszcze dłuższe świąteczne rozmowy z najbliższymi!

CM

MY

CY

Tel. +44 7958 170 819 Tel. +48 603 413 769

CMY

K

£2.50 w prezencie do każdego doładowania £1O Oferta ważna 19.12.11 – 01.01.12 www.auracall.com/observer Polska Obsługa Klienta:

020 8497 4622


7

Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

z terenu...

Londyn to taki uniwersytet

fot. Basia Bartz - autor: Damian Chrobak

Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim. Gra i improwizuje na skrzypcach w zespołach Dan Raza Band, Stolen Car, Kinzli&the kiloWats, The Carpathian Inflammable Shadow Puppet Orchestra oraz z muzykami takimi, jak Robin Grey, Ger Lane, Jacek Osior, Simon Page. Nagrywała między innymi dla Toma McRae'a i Adama Mastersona. Oto Basia Bartz… ▪ Dlaczego Londyn i w jaki sposób miasto to, wpływa na twoje działania artystyczne? - Przez przypadek, czy może lepiej splot okoliczności, dziś uważam, że bardzo szczęśliwy. Londyn bardzo mnie stymuluje, daje mi poczucie dużej wolności i własnej siły, którego nigdzie indziej nie doświadczyłam.

dla mnie coś ważnego, czego inaczej nie mogłabym przekazać. Przeczucia, uczucia, nastroje, przemyślenia. Wymyślam sobie tematy, a czasem bez żadnego motywu przewodniego chodzę i improwizuję. Poza tym fotografuję muzyków. Zrobiłam kilka sesji, jakieś zdjęcia znalazły się w Jazzwise i katalogach koncertowych.

▪ Zatem parę słów o muzyce którą tworzysz… - Gram z różnymi artystami i zespołami, a więc muzyka też bywa różna. Oscyluje gdzieś między rockiem, folkiem, jazzem. Lubię improwizować, układam swoje linie i współaranżuję utwory z innymi muzykami. Czasem coś sama skomponuję, czasem zagram na akordeonie, czasem zaśpiewam, co tylko się „urodzi”.

▪ Czy skrytość w życiu może pomagać w odkrywaniu się w sztuce? - Jeśli pod pojęciem „skrytość”, masz na myśli pewne wycofanie się wgłąb siebie, to tak, wydaje mi się, że jest to konieczne do odkrywania siebie w sztuce, czy odkrywania sztuki w sobie. Ale na tym się nie kończy, bo nic się nie odkryje, ani niczego się nie stworzy, jeśli posta-

▪ A zdjęcia? - Fotografuję to, co mnie porusza. Lubię aparatem tworzyć obrazy, które wyrażają

wy refleksyjnego wycofania nie uzupełnia czasem odważne, ryzykowne wyjście naprzeciw nieznanemu, „obcemu”. Myślę, że artyści to ludzie z jednej strony bardzo skryci, a z drugiej trochę ekshibicjoniści.

▪ Co znaczy dla ciebie emigracja? - To dość złożone. Jeśli rozumieć „emigrację” jako bycie obcym elementem w miejscu, do którego nie do końca się przynależy, to czasem bardziej czuję się emigrantką w moim rodzinnym mieście niż w Londynie. Słowo „emigracja” jest dość kłopotliwe, nabrało ono całkiem nowego znaczenia po roku 1989, a zwłaszcza 2006, od kiedy wyjeżdżamy dobrowolnie i nie zamykając sobie tym drogi do powrotu, całkiem inaczej niż było to wcześniej. Dzięki nowoczesnym środkom transportu mogę się znaleźć w moim rodzinnym domu w kilka godzin. Dłużej chyba, zajęłoby mi gdybym zamieszkała w jakimś odległym mieście w Polsce. W moim przypadku „emigracja”, to jak wyjazd w poszukiwaniu możliwości rozwoju, jakich nie miałabym tam, skąd pochodzę. To sa-

mo kieruje ludźmi wyjeżdżającymi do innego miasta by studiować. Zresztą czasem myślę sobie, że Londyn to dla mnie taki uniwersytet…

▪ Czy pamiętasz jakieś koncerty bardziej od innych, jakieś szczególne miejsca? - Czasem grywam z DJ-ami, improwizując na żywo do utworów. Ostatnio było to w wersji „solo” na jakiejś imprezie w Royal Courts of Justice na Strandzie - cudowna akustyka i piękny budynek. Z zespołem graliśmy także w Southbank Centre, to z takich bardziej znanych miejsc. Miło wspominam imprezy poza Londynem, dzięki którym można odpocząć od tego miasta i lepiej poznać Anglię, czy Szkocję, bo trafiliśmy nawet do Edynburga. ▪ Jak rodzi się w tobie muzyka i skąd czerpiesz inspiracje? - Różnie. Najczęściej i najłatwiej podczas grania z innymi muzykami. Czasem gdy gram w samotności, czasem w hałasie, czasem w ciszy, czasem gdy słucham poruszającej mnie

muzyki czuję, że gdzieś we mnie padają ziarna, z których coś tam się kiedyś urodzi. A inspiracje czerpię naprawdę zewsząd. Staram się coraz bardziej otwierać, swoje oczy, swoje uszy, pogłębiać przeżywanie samej siebie i świata. Im bardziej mi się to udaje, tym więcej rzeczy staje się inspirującymi.

▪ Jak często koncertujesz, wystawiasz? - Gram zazwyczaj od kilku do kilkunastu lub nawet więcej koncertów w miesiącu. Zdjęcia wystawiam wirtualnie, na stronie internetowej i blogu, basiabartz.com. ▪ Jakie masz plany na przyszłość? - Robić dalej to, co robię, możliwie coraz lepiej, coraz „głębiej”. Nie chcę zapeszać, ale jeśli nowy projekt muzyczny, nad którym pracuję z kilkoma bardzo zdolnymi brytyjskimi muzykami wypali, to w maju będzie można nas usłyszeć w Jazz Pizza Express na Soho. Poza tym, to tak jak zwykle, londyńskie puby… Przepytał: LL

REKLAMA

Dover

Niesamowita podróż jeszcze taniej

Francja

SPRAWDŻ NASZĄ PEŁNĄ OFERTĘ NA

W naszej ofercie znajdziesz m.in: Ulotki – DARMOWA WYSYŁKA – 3 dni robocze Plakaty Wizytówki Banery Strony internetowe MarkeGng etniczny

Sam0chód + 4 W jedNą StroNę już od

29

£

Skontaktuj się z nami już dziś: 02380 586 749 lub ask@tomaszdylpr.co.uk tomaszdyl PR 53 E Gordon Avenue Southampton, SO14 6WH www.tomaszdylpr.co.uk

DOVER-FRANCJA DFDS.PL 0871 574 7221

11486 polish observer quarter pg ad.indd 1

05/01/2012 15:24


Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

8

strefa gracza

Pięć wisienek na torcie

Stuknęła mi czterdziestka. Patrząc na zawartość jednego z folderów na swoim pececie, przy okazji noworocznych porządków, zdałem sobie sprawę, że miałem okazję podzielić się swoimi refleksjami na temat świata gier komputerowych i nie tylko, przez ostatnie 12 miesięcy właśnie ponad 40 razy…

Uderzę z grubej rury, patriotycznie od „Wiedźmina 2: Zabójcy królów”, który swoją premierę miał 17 maja ubiegłego roku. Tak, jak obiecywali twórcy, studio CD Project Red, nie trzeba było grać w poprzednią część, żeby można było skorzystać z uroków następniczki, mimo że jej akcja stanowi bezpośrednią kontynuację wątku z jedynki, która kończy się uratowaniem przez Geralta życia królowi Foltestowi i toczy się kilka miesięcy po owych wydarzeniach. Pamiętam, że swój „wiedźminowski” wywód zakończyłem stwierdzeniem, że strasznie dużo naobiecywano graczom i bardzo wiele pracy włożono, by jak najwięcej z tych przysiąg dotrzymać, ale wiadomo, że przy takim nawale „łatwo coś spieprzyć”. I nie pomyliłem się. Pomijając liczne błędy w rozgrywce i zawieszki, wielka, epicka histoREKLAMA

ria, która miała dostarczyć frajdy, okazała się aż za wielka. Koniec końców, tak zachwalany brak liniowości gry i rozbudowane dylematy moralne, wymagające skupienia i uwagi, totalnie wybijały graczy z kontekstu. A już największe gromy otrzymało zakończenie gry, które zwyczajnie ją zrujnowało. Nie mniej jednak, w „Wiedźmina 2” naprawdę warto zagrać zwłaszcza po tym, jak studio wprowadziło z końcem ostatniego roku nową, ulepszoną wersję w postaci patcha 2.0. I chociaż samo zakończenie nie uległo zbytniej poprawie, to dokonano aż 14 zmian w samym systemie walki oraz 27 innych modernizacji plus trzy nowości, jak arenka, samouczek oraz mroczny poziom trudności. Polacy udowodnili, że nie istnieje dla nich coś takiego, jak porażka i podnieśli się niczym feniksy z popiołów krytyki, czego przykładem mogą być chociażby cztery wyróżnienia, jakie gra otrzymała na początku tego roku od jednego z hiszpańskich portali internetowych vadejuegos.com - w kategoriach najlepsza fabuła, najlepsze RPG, najlepsza gra na PC oraz gra roku 2011. Czapki z głów! Mój faworyt numer dwa, to bezapelacyjnie darmówka z gatunku MMO, która tak naprawdę, mimo iż pojawiła się w wersji beta 12 sierpnia 2010 roku, zawojowała świat po kilku miesiącach, czyli „World of Tanks”. Nie trzeba przecież być urodzonym na słowiańskiej ziemi, by od dzieciństwa marzyć o posiadaniu własnego czołgu, czy to amerykańskiego, niemieckiego, czy sowieckiego, a ostatnio i francuskiego (w dalszym ciągu, panuje cisza na temat panzerwagenów z UK czy Japonii). Zaczynasz od lekkiego czołgu.

Wraz ze wzrostem twojego XP i kredytów możesz nabywać ulepszenia zwiększające twój bojowy potencjał (silnik, wieża, gąsienice, podwozie, działo, radio) oraz rozwijać swoje drzewko technologiczne i odblokowywać dostęp do innych maszyn. Gra ta, wyprodukowana przez Wargaming. net, posiada również system rozwoju oraz awansowania załogi. W „World of Tanks” znajdziesz również kilka trybów rozgrywki (bitwa losowa,

wojna klanów, wyzwanie czasowe, bitwa średniowieczna), a w razie problemów, z pomocą przyjdzie ci specjalna „Tankopedia”, wyjaśniająca arkana każdej z maszyn. Jak to mawiał Janek w „Czterech pancernych” - załoga do wozu! Na trzecim miejscu umieszczam „Limbo”. Czegoś tak wspaniałego w swojej prostocie chyba jeszcze nie miałem okazji oglądać. Jako mały, bezimienny chłopiec, poszukujesz swojej zaginionej siostry, wędrując przez ciemne lasy, przerażające jaskinie, krainy warkoczących, przemysłowych maszyn i buchających dymem kominów. Żadnych szcze-

gółów, tylko kontury sylwetek, utrzymane w klimacie czarno-białych horrorów z lat 30. ubiegłego stulecia, okraszone industrialno-psychodelicznymi dźwiękami, przypominającymi twórczość Future Sound of London czy Massive Attack. „Limbo” to ponura kraina pełna pułapek, wygłodniałych arachnidów, walających się zwłok. Każdy element rozgrywki stanowi makabryczną cząstkę układanki, której puzzle wprawione w ruch inicjują kolejne zdarzenia. Jest to całkiem nietypowa dwuwymiarowa gra platformowa, której mechanika reguluje zachowanie środowiska i postaci, a wszelkie zaprojektowane przez Playdead w grze zagadki, zostały pomyślane w taki sposób, by zginąć przed ich rozwiązaniem. To prawdziwa gra „próby i śmierci”. Ostatnie dwie pozycje budzą u mnie całe ładunki wielkich emocji. Zresztą nie tylko u mnie. To, iż wspominam o nich na samym końcu, nie jest związane bynajmniej z tym, że są one najmniej wartościowe, ale z faktem, że ukazały się stosunkowo niedawno i dla wielu są nie tylko najlepszymi produktami minionego, ale z powodzeniem mogą otrzymać miano najwspanialszych gier 2012 roku. Mam na myśli wyprodukowaną przez studio Bethesda Softworks grę „The Elder Scrolls V: Skyrim” (premiera 11.11.11), przy której samo tworzenie postaci zajęło mi pół nocy i dwa ostygnięte kubki z kawą oraz „Star Wars: The Old Republic” (premiera 20.12.11) typowe MMORPG osadzone w świecie „Gwiezdnych Wojen” George'a Lucasa. Są one zwyczajnie n-i-e-s-am-o-w-i-t-e! Zdobywają na całym świecie najwyższe noty od graczy i wspaniałe recenzje od krytyków. A skoro już wkroczyłem w rok 2012, to następnym razem napiszę, cóż takiego będzie miał on nam do zaoferowania… (Llesh)

fot. www.thewitcher.com, www.worldoftanks.eu, www.limbogame.org, www.elderscrolls.com, www.swtor.com

B

yło o uzależnieniu od gier komputerowych, któremu to tematowi prestiżowa stacja BBC raczyła poświęcić ponad godzinny program, było i o hakerach, którzy zgrabnie podwędzili mi co nieco z moich warcraftowych zasobów, a i nie zabrakło kilku artykułów o ceremoniach rozdania statuetek dla najlepszych produktów, typu „BAFTA Games Awards” czy „Golden Joystick”. Zdecydowaną większość czasu, zmitrężyłem jednak na pozyskiwaniu nowych entuzjastów gier komputerowych, pisząc o najprzeróżniejszych dostępnych za darmo i za gotówkę cacuszek. Pamiętam doskonale każdą z nich. Z wieloma, jeśli tylko pozwala mi na to tak zwany „wolny czas”, obcuję z chęcią nadal. Dlatego też, postanowiłem rozpocząć kolejny etap mojej pisaniny, od zestawienia najlepszych, najbardziej wartościowych produktów minionego roku, które każdy szanujący się gracz oraz ten, który chciałby, a boi się lub nie wie, od czego zacząć swoją przygodę z tym światem, posiąść powinien.


9

Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

pewnie, że możesz

Z

całej siły, tak z głębi serca powiedz na głos - życie jest piękne i wspaniałe. Co się dzieje? Dajesz radę? Założę się, że nie jesteś w stanie tego powiedzieć z pełnym przekonaniem. Zgadza się? To nie koniec eksperymentu. Teraz wyprostuj się i podnieś ręce do góry i powiedz na głos - życie jest do dupy. Głośno i z przekonaniem! Co tym razem zaobserwowałeś? Dajesz radę? Nie jest łatwo, prawda? To, co pokazuje nam to doświadczenie to to, jak nasza fizjologia wpływa na odczuwane przez nas stany. Jak zmiana na poziomie pozycji ciała, zmienia sposób, w jaki myślimy i sposób, w jaki odczuwamy różne emocje. Okres poświąteczny, a przede wszystkim zimowy to czas, kiedy nasza aktywność spada. Mamy tendencję do spędzania większej ilości czasu w ciągu dnia bez ruchu. Latem częściej uprawiamy sporty, chodzimy na spacery, czy po prostu wychodzimy na spotkania z przyjaciółmi. Prowadzimy bardziej aktywny tryb życia. Ruszając się, wpływamy na nasz stan emocjonalny. Do tego dochodzi sposób, w jaki się odżywiamy, który również zmienia się zimą. W naszej diecie pojawia się wiele potraw obciążających żołądek, nie zawsze lekko strawnych i w znacznie większej ilości niż normalnie. Zajadamy nudę i nie chęć do robienia czegokolwiek czym popadnie przez co, tym bardziej nam się nie chce i by poprawić sobie nastrój dopychamy się słodyczami. „Bo przecież człowiek musi mieć jakąś przyjemność z tego życia skoro za oknem brzydka pogoda” - to nasza wymówka. I tak tworzy się błędne koło - jem, nie ruszam się, nic mi się nie chce, nastrój mi się pogarsza, nie robię więc nic, pojawiają się REKLAMA

Zimowe lenistwo

Na początek proponujemy ci mały eksperyment. Odłóż na chwilę gazetę, wstań i zrób skłon. Pozostań w pozycji skłonu przez parę sekund, niech twoje ręce będą swobodnie opuszczone wzdłuż twojego ciała… wyrzuty sumienia, zajadam je więc… i tak w kółko. Mamy szczęście, jeśli dodatkowo w życiu nie pojawiają się niespodziewane problemy. W przeciwnym razie, epizod depresyjny mamy gotowy, a przynajmniej odczuwalne obniżenie nastroju. W ta-

Ruch, codzienne ćwiczenia najlepiej pomagają utrzymać dobry nastrój. To, co od lat obserwuje się u osób doświadczających depresji to brak ruchu, nieodpowiednia dieta i brak jasno sprecyzowanego celu. kim stanie, przestają nas cieszyć czynności, które dotychczas sprawiały nam przyjemność. Zaczynamy myśleć, że do niczego się nie nadajemy, nic nie ma sensu. Każdy z nas, w ciągu życia doświadcza podobnego stanu z różną częstotliwością i natężeniem. Im taki stan się przedłuża, tym ciężej z niego wyjść. Dlatego właśnie teraz, kiedy jesteśmy bardziej podatni na

huśtawki nastroju, warto zwrócić szczególną uwagę na to, jaki tryb życia prowadzimy i podjąć kroki, aby go zmieniać. Może zabrzmi to banalnie, ale ruch, codzienne ćwiczenia naprawdę pomagają utrzymać dobry nastrój. To, co od lat obserwuje u moich klientów doświadczających depresji to brak ruchu, nieodpowiednia dieta i brak jasno sprecyzowanego celu. Nie wiedząc, czego się chce, pragnie trudno cokolwiek zmieniać, czy też robić w swoim życiu. Trudno też utrzymać wysokie mniemanie o sobie, automatycznie więc poczucie własnej wartości spada, a za tym nasza „sprawczość”. Pierwszy krok do wyjścia z tego stanu to jego zmiana. Można to zrobić w bardzo szybki sposób manipulując własną fizjologią. Proponuję ci kilka ćwiczeń: 1) Napnij całe swoje ciało, z całej siły. Mocno. Po kilku sekundach powoli je rozluźnij. Powtórz całą sekwencję napinanie-rozluźnianie kilkakrotnie. Rozluźniając ciało obserwuj, jak zmienia się twój stan. Co zaczyna się z tobą dziać. 2) Mocno spleć dłonie wkładając w to całą siłę. Zauważ, jak napinają ci się mięśnie rąk. Podczas rozluźniania zaobserwuj, jak odczuwasz swoje ramiona, barki i resztę swoich rąk. 3) Podnieś swoje ramiona jak naj-

wyżej dasz radę, przytrzymaj je w tej pozycji przez chwilę, a następnie powoli opuszczając wydychaj powietrze. Obserwuj jak zmienia się i znika napięcie w pozostałych częściach twojego ciała. Te proste ćwiczenia możesz robić w każdym momencie dnia, bowiem nie wymagają one, ani specjalnie dużego nakładu energii, ani czasu, a powodują zmianę stanu. Przypomnij sobie, jak czujesz się po krótkiej chwili gimnastyki, albo kilku minutach tańca. Zmienia się twoje nastawienie, prawda? Dlaczego? Bo między innymi zmienia się sposób, w jaki oddychasz. Brzmi prosto, prawda? Jednak z jakiegoś powodu ludzie nie potrafią zmienić swojego nastawienia. Podstawą tej umiejętności jest brak zdolności dostrzegania tego, co się dzieje z nami. Jak się zachowujemy, jak nasze działania, myślenie ogranicza naszą percepcję, w jaki sposób zmieniając pozycję ciała, zmieniamy sposób, w jaki oddychamy w różnych życiowych sytuacjach, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych? Czego doświadczamy i jak odczuwamy własne ciało? Czy umiemy odczytywać informacje z niego płynące? Czym jest dla nas ból? I co z nim robimy, kiedy się pojawia? Bierzemy tabletki zabijając tym samym posłańca z ważną dla nas informacją, bo nadal pokutuje w nas

przekonanie, że ciało i umysł to dwie oddzielne maszyny. Dostrzeżenie własnych wzorców to pierwszy krok do zmiany własnego życia. Jeśli nadal mimo dostosowania się do powyższych wskazówek, czujesz się depresyjnie warto abyś zgłosił się do specjalisty, gdyż przyczyna może leżeć gdzie indziej. Jeśli natomiast chcesz dowiedzieć się więcej, nauczyć się zmieniać swój stan, zapraszam cię na moje szkolenia Praktyk NLP lub Nowy Kod w NLP. Nadal zachęcam do dzielenia się swoimi przemyśleniami. Piszcie na adres: aga_major@yahoo.com Agnieszka Major * Autorka jest psychologiem, coachem, certyfikowanym trenerem NLP, a także konsultantem programu NHS „Stop smoking”. W ramach prywatnej praktyki (NLPGate.co.uk) pomaga w poszukiwaniu ukrytych zasobów u wszystkich tych, którzy pragną dokonać zmian w swoim życiu lub poprawić jego jakość, prowadząc coaching, terapię indywidualną, par i grupową, warsztaty rozwoju osobistego, hipnoterapię i doradztwo psychologiczne. Współzałożycielka i były prezes PPA.


Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

10

Pomnik J. Iwanowa-Szajnowicza w Salonikach.

historia

Agent numer jeden N

Kesariani, obecnie dzielnica Aten - prawdopodobnie to tutaj rozstrzelano agenta 033B. fot. Wikipedia

a kanwie jego przeżyć powstał film pt. „Agent nr 1”, bo bez wątpienia po tym, czego dokonał podczas II wojny światowej dla Polski i dla aliantów, taki tytuł mu przysługuje. Zmieniał tożsamość kilka razy w miesiącu - był robotnikiem, kolejarzem, marynarzem, urzędnikiem, a nawet niemieckim oficerem. Wnikał do baz wojskowych, portów i stoczni. I gdziekolwiek się pojawił, tam siał śmierć, pożogę i katastrofy. *** Grecja, Zatoka Eleusis, 14 marca 1942 roku, godzina 17:00. Słońce powoli kryło się za horyzontem, a lekki wiatr marszczył okoliczne wody. Nawet najwprawniejsze oko nie wypatrzyłoby z brzegu głowy pływaka, który już od godziny zmierzał w stronę stoczni remontowej. Płynął klasycznie jak zawodowiec, zanurzając i wynurzając głowę w równych odstępach czasu. Po dwóch godzinach, zatrzymał się i uważnie rozejrzał wokoło. Zmrok zapadł już na dobre. Kilkaset metrów przed nim widniały jasno oświetlone hangary stoczni. Reflektor zamontowany na wieżyczce strażniczej umieszczonej na dachu jednego z budynków leniwie omiatał wody zatoki. Przy betonowym nabrzeżu stała przycumowana olbrzymia łódź podwodna. Na brzegu roiło się od ludzi. Część z nich zajęta była wnoszeniem ekwipunku na U-Boota. Znikali we wnętrzu hangaru, by po chwili wyjść trzymając w rękach butle z tlenem, maski i płetwy. Tak obładowani wchodzili po trapie na łódź podwodną. Pływak ostrożnie zbliżył się do stalowego cielska. Kiedy był już przy nim zanurkował i obmacując żelazny kadłub kilka metrów pod powierzchnią wody przesunął się ku rufie. Zza paska wyjął okrągły, metalowy przedmiot. Umocował go tuż przy sterze głębokości i przekręcił śrubę zapalnika. Potem energicznie odepchnął się nogami od kadłuba i odpłynął od niego jak najdalej. Wynurzył się na powierzchnię około dwadzieścia metrów od okrętu. Kiedy po trzech

Brytyjczycy nie mogli uwierzyć, że jeden człowiek może zdziałać tak wiele. W zgodnej opinii swoich przełożonych polski agent, Jerzy Iwanow-Szajnowicz wyrządził Niemcom więcej szkód, niż niejedna aliancka armia dysponująca wsparciem lotnictwa i artylerii. godzinach skrajnie wyczerpany dotarł do przeciwległego brzegu usłyszał w oddali odgłos wybuchu… *** Jerzy Iwanow-Szajnowicz urodził się w Warszawie w grudniu 1911 roku w rodzinie rosyjskiego pułkownika Władimira Iwanowa i Polki Leonardy Szajnowicz. Kiedy miał kilka lat, jego matka rozwiodła się z ojcem i wyszła ponownie za mąż za greckiego biznesmena Jannisa Lambrianidisa, z którym wkrótce wyjechała do Salonik. Jerzy został w Polsce pod opieką rodziny i rozpoczął naukę w szkole ojców marianów. Mając 14 lat dołączył do matki i ojczyma w Grecji. Kontynuował naukę we francuskim liceum w Salonikach i mniej więcej w tym czasie zainteresował się pływaniem. Szło mu tak dobrze, że wkrótce był jednym z najbardziej znanych młodych sportowców w

Polski agent, Jerzy Iwanow-Szajnowicz, zmieniał tożsamość kilka razy w miesiącu - był robotnikiem, kolejarzem, marynarzem, urzędnikiem, a nawet niemieckim oficerem. Wnikał do baz wojskowych, portów i stoczni. I gdziekolwiek się pojawił, tam siał śmierć, pożogę i katastrofy. Grecji. Po maturze wyjechał do Belgii na studia rolnicze. Podczas nich, zdobył tytuł Akademickiego Mistrza Belgii w pływaniu. Każde wakacje spędzał u rodziny w Polsce. Zapisał się do warszawskiego AZS-u i stał się podporą drużyny piłki wodnej.

W 1937 roku, jego zespół zdobył Mistrzostwo Polski, a on został członkiem kadry narodowej w piłce wodnej i kilkakrotnie uczestniczył w zawodach. Wybuch wojny zastał go w Salonikach. Nawiązał kontakt z polską misją wojskową i przy współpracy z nią pomagał uchodźcom, którym udało się przedostać do Grecji. Załatwiał im dokumenty, żywność, zapewniał schronienie. Kiedy Niemcy zajęli Grecję w kwietniu 1941 roku, Jerzy Iwanow-Szajnowicz przedostał się do Palestyny i zgłosił się do dowództwa Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, która tam przechodziła szkolenie pod okiem Brytyjczyków. Rodacy potraktowali go bardzo nieufnie. Podejrzenia wzbudzało jego rosyjskie nazwisko dlatego dodał doń nazwisko panieńskie matki oraz późno otrzymane obywatelstwo (polski paszport otrzymał po wielu staraniach w 1935 roku). Pod byle pretekstem wepchnęli go Brytyjczykom. Ci w wysportowanym, władającym sześcioma językami Polaku (oprócz polskiego, IwanowSzajnowicz znał doskonale grecki, angielski, niemiecki, rosyjski i francuski) natychmiast zobaczyli materiał na znakomitego agenta wywiadu. I nie pomylili się. Z Palestyny trafił do Aleksandrii, gdzie w ośrodku brytyjskiego wywiadu przeszedł wszechstronne szkolenie dywersyjne. W październiku 1941 roku, na pokładzie okrętu podwodnego HMS „Thunderbolt” został przetransportowany do Grecji. Miał papiery na nazwisko Kiriakos Paryssis, dla Brytyjczyków był Agentem 033B. W tym czasie w Afryce Północnej walczył niemiecki Afrika Korps. Lwia część zaopatrzenia - żywności, amunicji i paliwa docierała z Grecji. Brytyjczycy za wszelką cenę musieli zniszczyć źródła tych dostaw i odciąć Niemców od pomocy z Europy. Natychmiast po przybyciu do Grecji Agent 033B przystąpił do działania. Grecki ruch oporu był jeszcze w powijakach, więc Iwanow-Szajnowicz musiał korzystać głównie z własnych znajomości. Nawiązał kontakt z greckimi marynarzami, robotnikami,

studentami, policjantami i urzędnikami. Stworzona przez niego siatka dokonywała aktów sabotażu, które znacznie uszczupliły niemiecki potencjał wojenny w Grecji. Jego ludzie pracujący w zakładach lotniczych Malziniotti w Nowym Faleronie umieszczali w sa-

Urodził się w Warszawie w grudniu 1911 roku w rodzinie rosyjskiego pułkownika Władimira Iwanowa i Polki Leonardy Szajnowicz. Kiedy miał kilka lat, jego matka rozwiodła się z ojcem i wyszła ponownie za mąż za greckiego biznesmena Jannisa Lambrianidisa, z którym wkrótce wyjechała do Salonik. Jerzy został w Polsce pod opieką rodziny i rozpoczął naukę w szkole ojców marianów. molotowych zbiornikach paliwa niewielkie pastylki będące mieszanką różnych tłuszczów i olejów, które powodowały dekompozycję paliwa. Samolot startował i po przeleceniu kilku kilometrów gwałtownie pikował, rozbijając się na ziemi, bądź wpadając do morza. Niemcy stracili wskutek tego sabotażu około 400 maszyn. Kolejarze zwerbowani przez Polaka niszczyli lokomotywy ciągnące składy z bronią i amunicją. Wrzucali do ich kotłów niewielkie pakunki dostarczone przez agenta, zwane „mydełkami”. Powodowały one gwałtowne wydzielanie pary i eksplozję kotła. Za pomocą przywiezionej z Aleksandrii radiostacji, polski agent informował

Brytyjczyków o rozmieszczeniu jednostek niemieckich i włoskich, składów paliwowych i magazynów z amunicją. Po otrzymaniu tych informacji brytyjskie bombowce równały wskazane cele z ziemią. Iwanow-Szajnowicz sam często brał udział w tych aktach sabotażu. Najbardziej spektakularne z nich przeprowadzał osobiście. Oprócz niemieckiego U-Boota, zatopił przejęty przez Niemców grecki niszczyciel „Król Jerzy”, hiszpański transportowiec i włoski ścigacz. Na wyspie Faros, spalił całą flotyllę kutrów wyładowanych amunicją dla niemieckich wojsk w Afryce. Do zacumowanych w porcie okrętów docierał po zmroku po pokonaniu wielu kilometrów w wodzie, przyczepiał minę magnetyczną do kadłuba i odpływał pod osłoną ciemności. Był nie do wykrycia. Przygotował także zamach na Mussoliniego, który wizytował swoje wojska w Grecji i miał się zatrzymać w ateńskim hotelu „Grande Bretagne”. Wszystko było gotowe, kiedy Mussolini nagle zmienił plany i zamiast do hotelu pojechał do włoskiej ambasady. *** Iwanow-Szajnowicz wpadł w Atenach we wrześniu 1942 roku. Do dziś nie wiadomo, kto go wydał. Osadzony w więzieniu Averof, po śledztwie i torturach stanął przed niemieckim sądem, któremu powiedział wprost: „Wysłali mnie Anglicy, ale jestem Polakiem. Wysłannikiem tej Polski, która nigdy nie ustanie w walce z waszym najazdem”. 4 stycznia 1943 roku na terenie strzelnicy wojskowej w Atenach wraz z sześcioma współpracownikami stanął przed plutonem egzekucyjnym. Jeszcze raz spróbował ucieczki. Podczas szkolenia w Aleksandrii nauczono go sposobu na zdjęcie kajdanek, więc teraz rozpiął je niepostrzeżenie i zanim ktokolwiek się zorientował dał nura w krzaki. Uciekał zakosami, a kule świstały mu koło głowy. Niemcy strzelali bardzo chaotycznie, przerażeni, że uciekł im najważniejszy więzień. Wszyscy z wyjątkiem jednego. Jeden żołnierz z plutonu egzekucyjnego przyklęknął, starannie wycelował i nacisnął spust. Na białej koszuli uciekiniera pojawiła się czerwona plama. Ciężko rannego Jerzego Iwanowa-Szajnowicza przywleczono z powrotem na miejsce egzekucji i przywiązano do dwóch palików. Chwilę potem pluton egzekucyjny stanął kilka metrów przed nim, przeładował broń i na komendę dowódcy oddali salwę. Tak zginął Agent nr 1… (C.Z.)


11

Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

poezja londyn Z teki fotografa

Twórczość emigracyjna Czym jest? Położeniem geograficznym miejsca zamieszkania twórcy? Odczuciem obcości wobec rodzinnej ziemi? Dysydentyzmem? Przekazem z innego świata, gdzie mówi się również po polsku?

Autor: Artur Szyszko

A

Wiersz

Świt

Obudź mnie delikatnie, Zdmuchnij sen z rzęs. Zobaczę wtedy, jak Eos o różanych palcach Rozcina czerń nocy I rozświetla błękit nieba. Wszystkie ptaki Skulone w gniazdach, Szare kłębki puchu Zaśpiewają hymn o świcie. Pierwsze, ciepłe promienie Wschodzącego słońca Rozwiną pocałunkami Pąki śpiących kwiatów. Tak oto odbywa się cud Stworzenia nowego dnia Dzień dobry. Autorka: Alicja Kuberska REKLAMA

może wyrażaniem głosu niewypowiadalnego w Polsce? Otwarciem na siebie bez cenzury? Autokreacją? Twórczością? Rozmową? Otwarciem granic niezamierzonych? Można mnożyć pytania. Proponuję, by skoncentrować się na kilku wybiórczych kwestiach, które różnicują poezję krajową od naszej. Drugi rozmówca. Podczas tworzenia, ten pierwszy odbiorca pozostaje zazwyczaj niezmienny. Intymność tworzenia jest nienaruszona. Chodzi tu o przebłyski świadomości, zaledwie wyczuwalne, a istniejące, kiedy zyskujemy wiedzę, że będzie nas czytał jeszcze ktoś inny - nieznany wcześniej. Zalęknienie odbioru. Tworząc na obczyźnie, nie ma filtru odbioru jej poprzez znane sobie warstwy społeczne. Jest to chwila wolności. Nieznana wcześniej. I co ciekawe - NIEODBIERALNA. Twórca przeczuwa to. Lęk przed odbiorcą przestaje być dominujący. Pojawia się świadomość możliwości przeni-

knięcia gdzie indziej. Nie jest wiadomym, jak zostaną odczytane słowa. Nie ma pewności, czy ktokolwiek po nie sięgnie. Pozostaje jednak świadomość, że jest jeszcze ktoś inny. Rozbicie osobistego tabu. To trudna kwestia, gdy żyje się w zamkniętej społeczności. Emigracja uwalnia. Poprzez fakt oddalenia, jak również poprzez świadomość braku lub zmiany odbiorcy. Decydując się na życie na obczyźnie, gdzieś w głębi również jest postanowienie znalezienia siebie bardziej pełnym. Odkrycie tabu jest więc częścią tego procesu. Sfery, które się ujawniają, niekoniecznie pokazują kontekst rodzinny, czy społeczny. Nie jest to również ekshibicjonizm. Jest to raczej odkrywanie i poznawanie siebie. Świadomość początku. Kwestia ta została poniekąd poruszona. Podkreślę tu aspekt konieczności nazywania świata na nowo. I nie chodzi tu o re-definicję, bunt, atak czy zmianę. Jest to moment, kiedy poprzez konieczność nawiązania kontaktu

uczymy się mówić o naszym świecie. Stawia to przed twórcą podwójne wymaganie. Najpierw nazywanie, potem poetyckie przetworzenie. Czasem jednak pozwala to na przefiltrowanie znaczeń, słów które są istotne, oczyszczenie języka. Świdomość posiadania własnych, autentycznych konstrukcji bywa budująca. Jedyny realny świat. Na emigracji zdarza się, że jedynym autentycznym momentem jest proces tworzenia. Wiersz. Chwile przemieszkiwania w słowie. I nie jest to eskapizm, ucieczka od problemów. Te chwile bycia pośród nieuchwytności nierozpoznanego stają się niematerialną, a zarazem jedyną ostoją. Czymże jest więc poezja emigracyjna? Ona nie istnieje zamknięta jedną definicją. To wiersz (czasem kilka fraz). Przenosi on twórcę w nowe rejony. Czasem zmienia nieodwracalnie. Czasem staje się wspomnieniem po podróży. Mimo wszystko jednak istnieje…

Adam Siemieńczyk poezja@mail.com 0 7939 965 569

Wiersz *** kiedy jestem z mężczyzną czulszym od miłosnych zaklęć pachnącym winem kawą sushi obudzona w środku cichej nocy wystukuje rozkosz na jego zegarku przez łzy muśnięcie śpiących powiek przeniknęła w dalekie komnaty mojej duszy jest trochę nią realną i nie jest nią z jakiego świata przyszła i dlaczego jej oczy tak długo na mnie patrzyły Autorka: Barbara Medajska


Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

12

opowiadanie

w naszym angielskim domu Janusz Młynarski

W

Jak oddaliłem widmo bezrobocia i bezdomności. Dlaczego drewniaki są dobre, a nawet lepsze. Karaluch na Copacabanie. Niezdrowe ekscytacje pakistańskich kapusiów. Co odbiło sąsiadce?

iejący od kilku dni tutejszy halny (choć według mnie, powinien nazywać się „nachalny”), odbiera mi chęć do życia, nie mówiąc już o pisaniu, czy robieniu czegokolwiek. Nie pomagają litry kawy, nadal jestem senny, ale co gorsza, mam poważne problemy z zaśnięciem. Mogłem co prawda wziąć tabletkę nasenną, ale nie chciałem się obudzić otumaniony. To uczucie senności i braku chęci na cokolwiek sprawiło, że postanowiłem machnąć ręką, na wszystko, w tym tym również na pisanie. Pier***, nie robię, a co mi tam, najwyżej wyleją mnie z roboty - mostów, czy pustych ruder w Londynie nie brakuje, garkuchni dla bezdomnych również, zresztą „nie samym chlebem żyje człowiek”, jak mawiał Chrystus, który nawiasem mówiąc, sam był bezdomny. I nawet namawiał do porzucenia wszelakich dóbr, bo tylko to, czyni wolnym. Pomimo tego, że sam Chrystus do tego zachęcał, jakoś nie bardzo zapaliłem się do tego. Zdecydowałem, że najpierw się prześpię, a później wezmę do roboty. Tabletka nie wchodziła w rachubę z wyżej opisanego powodu, więc postanowiłem ściągnąć sobie z internetu film, który niechybnie mnie uśpi. Idealna do tego celu wydawała mi się produkcja „Przeminęło z wiatrem”. W dawnych czasach, był to niekwestionowany, wyciskający łzy hit. Pamiętam z lat dziecinnych, jak moja prababcia, babcia, mama, ciotki, przychodziły z kina spłakane do imentu, a później jeszcze długo rozprawiały o jakiejś Scarlett, Butlerze, Ashley'u i znów płakały. Podchodziłem do tego filmu kilka razy, ale zawsze rezygnowałem zaraz po pierwszym kadrze. Ułożyłem się wygodnie na poduszkach i wlepiłem oczy w ekran laptopa. Przez pierwszy kwadrans oczy mi się kleiły, ale sen nie nadchodził, ponadto akcja robiła się coraz bardziej wciągająca, a po pół godzinie senność w ogóle przestała mi dokuczać. Przez blisko cztery godziny nie odrywałem wzroku od ekra-

nu, a od czasu do czasu zdarzało mi się nawet trochę popłakać. I tak dzięki Scarlett O'Harze i Rhettowi Butlerowi, mogłem podnieść się wreszcie z tapczanu, zasiąść przy biurku i oddalić od siebie widmo bezdomności i bezrobocia. To była jedna korzyść, a druga, to możliwość obcowania z pewną elegancją, wykwintnością, czymś, czego obecnie właściwie już nie ma. Przy okazji dowiedziałem się,

Zdecydowałem, że najpierw się prześpię, a później wezmę do roboty. Tabletka nasenna nie wchodziła w rachubę, więc postanowiłem ściągnąć sobie z internetu film, który niechybnie mnie uśpi. Idealna do tego celu wydawała mi się produkcja „Przeminęło z wiatrem”. że Vivien Leigh była Angielką urodzoną w Indiach i że zmarła w Londynie, przedwcześnie niestety, bo mając 54 lata. Gruźlica. Gdyby nie lekceważyła zaleceń lekarzy, żyłaby dłużej. Życie miała równie burzliwe, jak w filmie, a jej wielką miłością był słynny Spencer Tracy. Opiekowała się nim w chorobie, aż do ostatnich dni. Niedługo potem sama zmarła. Polecam ten film wszystkim, to naprawdę arcydzieło, chociaż niekiedy może nieco razić nazbyt teatralna gra aktorów, ale cóż, kiedyś była taka moda, reszta jednak jest bez zarzutu. *** Tym, którym wydaje się, że nie mam innych butów, poza drewniakami, śpieszę donieść, iż już niebawem przekonają się, że jest inaczej, a wszystko dlatego, że dojechałem z nimi do końca. Najpierw zdarły się podeszwy i zostało samo drewno, a teraz już i drewna coraz mniej. Skończą się głupie docinki w rodzaju: „co to, nie masz innych butów, że ciągle w tych drewniakach?” Mam, mam i to takie, że wam oko zbieleje i to nie raz! Ale jeszcze trochę musicie poczekać. A drewniaki uwielbiam, nie trzeba się schylać, żeby je włożyć, wiązać, można nimi zabić skutecznie karalucha, skopać napastnika, użyć jako kastanietów, wbić gwóźdź, jeśli nie ma młotka pod ręką, ale przede

wszystkim są bardzo wygodne. Służyły mi przeszło rok, niestety w UK ich zakup jest niemożliwy, więc kupię sobie nowe przy okazji kolejnej wizyty w Polsce, jakoś przemęczę się te dwa, trzy miesiące. *** Pogoda nie sprzyja przesiadywaniu w kawiarnianych ogródkach, więc moje kontakty z przyjaciółmi od kawy, należą do rzadkości, choć był jeden dzień w miarę ciepły i bezwietrzny. Liczyłem na to, że spotkam Dave'a i Tessa. Nie myliłem się. Siedzieli przy kawie i popalali papierosy. Towarzyszyła im Marion, młoda Brazylijka, która niedawno otrzymała brytyjskie obywatelstwo. Niestety, ledwie usiadłem, na niebie zawisły czarne chmury, zerwał się wiatr i zaczęło padać. Marion, która mieszka tuż za rogiem zaprosiła nas do siebie, na prawdziwą brazylijską kawę. Zawsze się dziwiła: „Jak możecie pić te szczochy?” Sama pijała wyłącznie wodę mineralną. Tess nie miał już czasu, ale Dave i ja chętnie się zgodziliśmy, tym bardziej, że Tess, który gościł u niej wiele razy twierdził, że Marion zaraz po przyjściu do domu przebiera się w obcisłą i mocno wydekoltowaną podomkę. Nie byłoby głupie rzucenie okiem na piękną, niezbyt okutaną kobietę, w tak paskudny, zimny i dżdżysty dzień. Tess nie przesadzał. Marion szybko wskoczyła w kwieciste wdzianko i od razu zrobiło się jaśniej, a kiedy jeszcze włączyła jakąś bossa-novę i podała kawę, poczułem się, jak na Copacabanie. Z zamyślenia i z Copacabany tym samym, wyrwał mnie krótki okrzyk Dave'a: - O! Spojrzałem na niego a później powiodłem wzrokiem w kierunku, w którym wskazywał palcem. Na kafelkach nad zlewozmywakiem widać było karalucha wielkości sporej krewetki. Tkwił tam sobie bezczelnie, nic sobie nie robiąc z tego, że w tym samym pomieszczeniu znajduje się słynny na całą Churchfield Road, „Cockroaches Killer”, czyli ja. Widać do karaluchów żyjących poza Churchfield, ta wiadomość jeszcze nie dotarła. Marion popatrzyła na niego mówiąc: - I to jest właśnie problem, po czym zdjęła ze stopy gumową japonkę z zamiarem eliminacji nikczemnego insekta. Powstrzymałem ją. Karaluchy, to naprawdę sprytne bestie, a do tego, nawet dość solidne pacnięcie butem są w stanie przeżyć. Przekonałem się już nieraz. Jedynie drewniak daje radę. Wszystko co elastyczne, nie robi karaluchowi krzywdy, ponieważ on sam jest elastyczny, pochłania siłę uderzenia, niczym słynny zderzak inżyniera Łągiewki. Już miałem zdjąć drewniaka i posłać

insekta do „karaluszego” piekła, kiedy przyszedł mi do głowy inny pomysł związany z jakimiś atawizmami kryjącymi się w mojej podświadomości, z jakąś odrobiną sadyzmu, tkwiącą w ciemnych zakamarkach mojego „ja”. Poprosiłem Marion o lakier do włosów, po czym dokładnie spryskałem nim karalucha. Nie spodziewał się tego, był tak zdziwiony, że nawet nie próbował uciekać. Zamierzałem go podpalić, ale wstrzymałem się nie wiedząc, jaka będzie reakcja Marion i Dave'a, a poza tym, po co mają znać moje słabości i mroki mojej duszy? Odczekałem pięć minut aż lakier zastygnie i karaluch sam odpadł, prawdopodobnie jeszcze żył, więc być może wysłał jakieś ostrzegawcze sygnały swoim pobratymcom. Marion była zmartwiona, bo niedawno

Spojrzałem na Dave'a a później powiodłem wzrokiem w kierunku, w którym wskazywał palcem. Na kafelkach nad zlewozmywakiem widać było karalucha wielkości sporej krewetki. Tkwił tam sobie bezczelnie, nic sobie nie robiąc z tego, że w tym samym pomieszczeniu znajduje się słynny na całą Churchfield Road, „Cockroaches Killer”, czyli ja. Widać do karaluchów żyjących poza Churchfield, ta wiadomość jeszcze nie dotarła. wykosztowała się na remont. Mieszkanie śliczne, czyściutkie, widocznie zwlokły się od sąsiadów. Resztę czasu spędziliśmy na rozmowie o karaluchach, opowiadałem im różne ciekawostki z życia tych wstrętnych insektów i jak sobie z nimi radzić. *** Moi współlokatorzy bardzo niezdrowo ekscytują się faktem, że mieszka u mnie młoda dziewczyna i na dodatek śpi jeszcze na tym samym posłaniu. Wielu z nich zazdrości mi, dlatego od pewnego czasu czepiają się mnie i donoszą Omarowi, że nie

mieszkam sam. Czepianie się polega na tym, że uniemożliwiają mi głośne słuchanie muzyki, czasami nawet przeszkadza im, kiedy jest włączona normalnie. Dotyczy to tylko mnie, a na przykład to, że inni dają swoje „pakistańskie kawałki” na cały regulator - w ogóle. Łażą do Omara i skarżą na mnie, że od czasu, jak mieszka u mnie ta dziewczyna, to zrobiło się nie do wytrzymania. Na okrągło imprezy. Oczywiście bezczelnie kłamią, bo imprezujemy rzadko, poza tym przez ostatnie kilka tygodni nie było ani mnie, ani dziewczyny. Skoro im wolno kłamać, to dlaczego mnie nie wolno. Poszedłem zapłacić czynsz, a Omar od razu, że to za mało, bo jeśli w moim pokoju mieszka jeszcze druga osoba, to powinienem płacić więcej. Zaprzeczyłem temu, jakoby ktoś mieszkał ze mną, owszem, od czasu do czasu odwiedza mnie znajoma i czasem zostaje na noc, bo nie ma czym wrócić do domu, ale za to nigdzie się nie płaci, nawet w Pakistanie, gdzie ludzie są podobno niezwykle gościnni. Poradziłem mu, żeby nie słuchał idiotycznych plotek. Uwierzył. W którymś z odcinków napisałem, że koleżanka, o której wyżej mowa, nie wie, kto to jest Donald Tusk. Miała do mnie pretensje, że robię z niej idiotkę. Boże, jaką idiotkę?! Przecież to nie jest przejaw idiotyzmu, lecz wręcz przeciwnie - ileż ja bym dał, żeby nie wiedzieć, kto to jest Tusk, żeby nie wiedzieć o katastrofie Smoleńskiej, o tatce Rydzyku i wielu innych, niby ważnych sprawach. Można jakoś żyć bez tego? Można! *** Coraz bardziej zaczynam lubić Bena, chłopaka Viktorii. Tego dnia sąsiadka była cały czas w domu, ale nie rozmawiała z matką przez Skype'a godzinami, jak zwykła to czynić, kiedy jest u siebie, nie przesiadywała u mnie, lecz krzątała się niemal bez przerwy po pokoju. Uchyliłem drzwi i zobaczyłem kilka toreb wypakowanych śmieciami. Oho, jakieś generalne porządki. Ciekawe, co jej odbiło? Porządki trwały tyle i ile mogłoby zająć sprzątanie Canary Wharf, albo przynajmniej Pałacu Kultury, w każdym razie było to bite pół doby. Nie pytałem, jaki jest powód, bo mi się nie chciało, zajarzyłem dopiero, jak usłyszałem kroki na schodach i głos Bena. I od razu prosto do mnie. Trzymał w ręku browary, wyglądał na zmęczonego, ale w sumie nieźle się prezentował. Zaprosiłem ich do środka. Było już po 22:00. Rozmawialiśmy głośno, ale bez przesady. Ktoś zapukał. W drzwiach stał Pakistańczyk mieszkający pode mną. I to był jego błąd... Cdn.


13

Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

Poradnik

Odszkodowania mitem kulturalnym

Na początku tego miesiąca, premier Wielkiej Brytanii David Cameron, przemawiając do liderów biznesu podczas swojego wystąpienia w Berkshire, wypowiedział słowa, które wywołały swego rodzaju wojnę... komunikacyjnych”-potwierdziłoABI. Niemniej jednak, instytucja bezpieczeństwa i higieny pracy, potępiła retorykę Davida Camerona, stwierdzając, że „nazywanie bezpieczeństwa i zdrowia w miejscu pracy mianem potwora jest przerażające i mało pomocne, jako że powodem, dla którego owe przepisy BHP zostały stworzone jest zapobieganie śmierci, obrażeniom lub chor-

P

Bezpieczeństwo na budowie

racownicy zatrudnieni na placach budowy, muszą mieć przede wszystkim dostęp do pomieszczeń sanitarnych, miejsca na przechowywanie odzieży oraz lokalu socjalnego, w którym mogą się ogrzać i zjeść posiłek, szczególnie podczas chłodniejszych pór roku. Niestety informacje, które docierają do brytyjskiego urzędu zajmującego się przepisami BHP, czyli Health and Safety Executive wskazują, że nadal w niektórych rejonach Wysp, te podstawowe wymogi prawne są jednak często pomijane. Aby im zapobiegać, wszelkie nieprawidłowości należy niezwłocznie zgłaszać do placówek HSE. Oto minimalny zakres infrastruktury sanitarno-socjalnej, która powinna być zapewniona na placach budowy. Osoba, która sprawuje nadzór nad placem budowy, jest zobowiązana prawnie do zapewnienia, wszystkim pracownikom dostępu do odpowiedniej infrastruktury sanitarnosocjalnej. Powinna ona być dosto-

Zasada „no win - no fee” jest cechą brytyjskiego systemu prawnego, która pozwala ludziom na dochodzenie swoich roszczeń odszkodowawczych bez konieczności opłacania odgórnie swoich prawników. obom w miejscu pracy i formą zabezpieczenia poszkodowanych, umożliwiającą im dostęp do środków do życia”. Błędny sposób postrzegania tak zwanej „kultury odszkodowawczej”, wszechobecny w Wielkiej Brytanii, to zjawisko znane nie od dziś. Już w 2005 roku, ówczesny premier Tony Blair przyznał, że najbardziej dziwaczne sprawy, które pojawiają się na wokandzie są odrzucane,

sowana do wielkości placu budowy, a zapisy z nią związane należy umieścić w sporządzonym planie BHP, jeśli zastosowanie mają specjalne przepisy budowlane o proje-

ktowaniu i realizacji z 2007 roku (CDM - Construction and Design Management). Ponadto, obiekty te, winny zostać udostępnione przed rozpoczęciem prac budowlanych (łącznie z robotami wyburzenioworozbiórkowymi). Zatem konieczne jest zapewnienie pomieszczeń sani-

ale niestety egzystują one swoim własnym życiem tworząc pewne mity, na podstawie których, później się działa. W ten właśnie sposób, dochodzi do tego, że podmioty publiczne żyjące w ciągłej obawie przed wszystkim, działają w sposób wysoce ostrożny i osobliwy, z cyklu „usuńmy z tego miejsca doniczki, bo a nuż komuś jakaś spadnie na głowę, choć takie zdarzenie nie miało miejsca od 18 lat, czyli odkąd tam wiszą”. To właśnie Blair po raz pierwszy pokazał, że owa „odszkodowawcza panika” opiera się na mitach i zaczął działać w ten sposób, jakby rozbestwione z byle powodu odszkodowania stanowiły bardzo poważny problem, z którym należy się zmierzyć. Swego czasu Blair, zobowiązał się nawet do zastąpienia „kultury odszkodowawczej” - „kulturą zdrowego rozsądku”, tak aby uspokoić wielkie korporacje i prawo przytłaczające prawdę. Nie da się ukryć, że firmy będą walczyć przez dekady, aby nie ponosić odpowiedzialności za szkody, jakie spowodowały, a jeśli już nawet przyjdzie przyznać im się do błędu, to i tak oceniają wartość życia ludzkiego niezwykle pogardliwie i nisko. Dla przykładu, każdego roku, ponad 1000 osób umiera powolną, męczeńską śmiercią na skutek nowotworu złośliwego, jaki rozwinął się podczas pracy z azbestem i nie otrzymują one żadnego odszkodowania, nawet mimo tego, że taka szkoda wpisuje się w ramy roszczeń za niebezpieczne warunki pracy. Jeden z pracowników szkockiego statku Ian Cruickshank, zmarł w męczarniach w wieku

tarno-socjalnych w więcej niż jednej lokalizacji na terenie danej budowy tak, aby zapewnić pracownikom łatwy do nich dostęp, konieczne jest zapewnienie pracownikom stałego dostępu do toalet w odpowiedniej ilości, a także wyznaczenie osoby odpowiedzialnej za czystość i porządek w obiektach sanitarnosocjalnych. Kobiety i mężczyźni mogą korzystać z tej samej toalety pod warunkiem, że jest to pomieszczenie zamykane od środka i oddzielone od również udostępnionych pisuarów. Toalety wykorzystywane przez kobiety, powinny być wyposażone w odpowiednie pojemniki na odpady sanitarne. Osoba sprawująca nadzór nad sanitariatami, zobowiązana jest to zapewnienia stałej ilości papieru toaletowego oraz mydła i jednorazowych ręczników lub suszarek do rąk. Zdarza się również, że dany plac budowy wymaga zapewnienia większej ilości lub oddzielnych kabin sanitarnych z natryskami, jeśli wykonywane są na niej prace szczegól-

52 lat, ponieważ był narażony na działanie czynników rakotwórczych, gdy próbował zarobić na życie. The Fairfields, Upper Clyde Shipbuilders i stocznia Govan zaoferowały jego rodzinie 3000 funtów odszkodowania. Brytyjscy politycy, od dawna podejmują sporadyczne próby napędzane przez lobbystów działających w imieniu potężnych i dobrze finansowanych grup ubezpieczeniowych, do zmiany systemu prawnego, aby uczynić jeszcze trudniejszym dla osoby z ulicy, wystąpienie o odszkodowanie za krzywdy poniesione w miejscu pracy. Zasada „no win - no fee” jest cechą brytyjskiego systemu prawnego, która pozwala ludziom na dochodzenie swoich roszczeń odszkodowawczych bez konieczności opłacania odgórnie swoich prawników. Bez tego właściwie nie byłoby dostępu do wymiaru sprawiedliwości. Ma ona swoje zastosowanie do wszystkich spraw cywilnych, w tym na przykład w przypadkach ofiar piractwa telefonicznego i naruszenia prywatności oraz roszczeń dotyczących zaniedbania zawodowego, także w stosunku do prawników, księgowych, rzeczoznawców czy banków. Świat nie tak szybko, o ile w ogóle się zmieni. Ludzie z krajów rozwijających się, nie będą ujawniać wykroczeń na szczeblu korporacyjnym. Małe firmy będą przegrane. Wiele przypadków zaniedbań lekarskich będzie nieopłacalnych. Ofiary chorób przemysłowych jakimi są na przykład zatrucia azbestem, czy wdowy i dzieci tych, którzy zginęli

nie brudzące lub niebezpieczne, na przykład związane z zanieczyszczonym gruntem. Pracownikom należy także, umożliwić w godnych warunkach przebranie się i przechowywanie odzieży, zarówno prywatnej, jak i ochronnej używanej na budowie. Może być konieczne zapewnienie oddzielnych szafek dla pracowników, zamykanych na klucz, choć na mniejszych placach budowy można w tym celu wykorzystywać kontener biurowy, pod warunkiem, że jest on odpowiednio zabezpieczony przed nieupoważnionym dostępem osób trzecich. Kobiety i mężczyźni powinni mieć możliwość przebierania się w oddzielnych pomieszczeniach. Należy także zapewnić możliwość wysuszenia mokrej odzieży roboczej. Dla pracowników budowlanych, powinno zostać udostępnione również specjalne pomieszczenie, w którym mogą oni przebywać podczas przerw oraz posiłków. Obiekt ten, winien zapewniać im

tragicznie podczas wykonywania swojej pracy, także potrzebują prowadzenia spraw na zasadzie „no win - no fee”. Podobnie zresztą, jak osoby, które odniosły obrażenia w wyniku wypadku drogowego. I stanie się tak, że będzie o minimum jedną czwartą mniej występujących z roszczeniem, a pozostałe 75% straci, nawet do 25% wartości należnego im odszkodowania, ponieważ rząd przerzuca pieniądze z indywidualnych wniosków, na korzyść potężnego lobby firm ubezpieczeniowych, które zyskają w ten sposób ponad 2 miliardy funtów. A przecież dostęp do wymiaru sprawiedliwości, powinien być powszechnym prawem dla wszystkich, a nie tylko wyspą, która przyciąga ludzi zamożnych... Zespół Hamilton Brady (www.hamiltonbrady.pl) ochronę przed wiatrem i deszczem oraz ogrzewanie, jeśli jest to konieczne, powinno być wyposażone w stoły i krzesła, czajnik lub zbiornik z gotującą wodą oraz urządzenie umożliwiające podgrzanie żywności takie, jak kuchenka elektryczna lub mikrofalowa. Osoby niepalące powinny mieć możliwość korzystania z pomieszczenia socjalnego bez narażenia się na kontakt z dymem papierosowym. Konieczne jest zapewnienie odpowiedniej wentylacji lub oddzielnych pomieszczeń socjalnych dla osób palących i niepalących, bądź też wprowadzenie zakazu palenia w obecności osób niepalących. W pomieszczeniach socjalnych nie wolno przechowywać maszyn, urządzeń oraz materiałów budowlanych. Pracownicy powinni mieć także stały dostęp do czystej, zdatnej do picia wody. Osoby zatrudnione na budowach, które nie mają dostępu do tego typu infrastruktury, mogą złożyć anonimową skargę w Inspektoracie Zdrowia i Bezpieczeństwa Pracy telefonując pod numer 0207 556 2239 lub wysyłając e-mail na adres: informacja@hse.gsi.gov.uk. (HSE)

fot. © Yanc, Kurhan - dreamstime.com

W

łożył on przysłowiowy kij w mrowisko, używając sformułowania, iż istniejące w brytyjskim prawie gwarancje ubiegania się o odszkodowania za wypadki odniesione w miejscu pracy, „są potworem, który stał się kamieniem u szyi brytyjskich firm”. „Jednym z noworocznych postanowień obecnej koalicji rządowej, jest zniszczenie strachu przed tak zwaną „kulturą odszkodowawczą”. Chcę, aby rok 2012, przeszedł do historii nie tylko jako rok Igrzysk Olimpijskich w Londynie, czy jubileusz sześćdziesięciolecia panowania Elżbiety II, ale także jako rok wyeliminowania tego bezsensownego marnotrawstwa czasu i nie tylko, dla brytyjskiej gospodarki i to raz na zawsze” - oznajmił premier. Jak się okazuje, koalicyjny rząd zamierza dokonać owego „zniszczenia”, poprzez ograniczenie biurokracji i uwolnienie zatrudnionych na własny rachunek z niektórych przepisów oraz zmniejszenie kosztów poniesionych w sprawach prowadzonych na zasadzie „no win - no fee”. Stowarzyszenie Ubezpieczycieli Brytyjskich (ABI) pozytywnie przyjęło zmianę opłat prawnych twierdząc, że to zaoszczędzi pieniądze, poprzez na przykład zmniejszenie kosztów firm przy obronie fałszywych roszczeń. „Toczymy długą kampanię na rzecz reform, aby powstrzymać koniunkturę odszkodowawczą w celu zmniejszenia niepoważnych roszczeń i nadmiernych kosztów prawnych. Jest to niezbędne do obniżenia kosztów ubezpieczeń



15

Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

POLSKA DOTTY: Tales of an Englishman in Poland

Engagement in Cracow „Never forget: in Poland, family is everything!” - these words echoed in my head as my taxi sped away from the flat I had been renting in Cracow, toward the family home of my fiancée-to-be, Marzena…

A

couple of weeks earlier, in a cheap pizza restaurant just off the large main square in Cracow, I had somehow found the courage to ask my girlfriend - my Polish girlfriend - to marry me, clumsily knocking over my beer in the process. „Yes” - she had replied, evidently touched by my nervousness, of course she would marry me! But on condition I never forget the above mantra about the family. Its first manifestation would be going

Słowniczek: engagement - zaręczyny clumsily - niezgrabnie unnoticed - niezauważony crinkled linen jacket - pomarszczona, lniana marynarka buttoned awkwardly - niezdarnie zapięty summer frocks - letnia garderoba anticipatory grin - wyczekująca mina haltingly - wahająco vernacular - dialekt, gwara REKLAMA

through the engagement process. In Poland this meant asking your prospective father-in-law for his daughter's hand in marriage. (…) If the family was all, the introduction of a new member into, it was not going to go unnoticed. I dressed as smartly as I could for the engagement ceremony: cream trousers, a crinkled linen jacket, and a casual white shirt which I buttoned awkwardly to the top to fit the polyester green and white tie I had bought at the last minute in Cracow's market place. I had not packed a suit and tie for my holiday, as I had not expected to become engaged in such formality. (…) I arrived at the house, and found they had laid on a reception party for me. At the front gate stood Marzena, her parents, her sister with husband and new baby in tow and, of course, her marvellous, ninety year old grandfather. „Dziadek” still remembered the rule of Austrian Emperor Francis Joseph in Poland, at the turn of the century, about whom he often talked. Everyone had dressed up, the women in elegant summer frocks, the

men in smart suits, shaming me. I gave the presents - traditionally flowers for the fiancée and her mother, and champagne for the father. Choosing the champagne had been simple enough, but the flowers were another story. My Polish teacher, falling perfectly into the stereotype of the family minded Pole, had been most excited about my engagement. I must get the flowers right, she had explained. Pink, white or yellow roses for the mother (anything but red) wrapped in green foliage; straight red roses (and lots of them) for the „narzeczona”. No foliage. It seemed to work. The women were delighted; father, an anticipatory grin on his face, put the champagne in the fridge to cool, for it was a baking hot day. We all filed into the house and the ceremony began immediately which was a good thing, because it gave me little time in which to become any more nervous, as if that were possible. The family stood expectantly around the dining table and chairs in the spacious, cool dining-room. I approached Marzena’s father, and opened the box conta-

ining the ring. I swallowed, gathered breath and… could not remember my line! My backup plan kicked into action. I took out a small slip of paper on which I had written down the magic words and haltingly read out what I saw: „Chciałbym prosić o rękę Państwa córki?” Horror of horrors! Marzena’s father replied, calmly - „No”. What I did not know at the time is that “No” is Polish vernacular in this region for, „so - well then…” In a flap, I continued on, placing the ring on Marzena’s finger, hoping to establish a de facto engagement. It worked. Smiles and laughter. And kisses all round. Kisses in this case meant on three cheeks, in the Polish way, which invariably involves pursed lips missing the given proximate cheek - Hollywood style. Cameras flashed. We all went back outside, and the party started… © Jonathan Lipman 2011 * Całość publikacji, dostępna jest na stronie Amazon, po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła „Polska Dotty”, bądź za pośrednictwem strony: www.polskadotty.wordpress.com

książka

O autorze Jonathan Lipman przyszedł na świat w roku 1968 w Oxfordshire. Tam też spędził całe swoje dzieciństwo. Studiował prawo na University of Bristol, wybierając specjalizację radcy prawnego. Obecnie pracuje dla jednego z głównych producentów pojazdów w Wielkiej Brytanii. Mieszka w Buckinghamshire ze swoją żoną Marzeną i dwójką dzieci. Oprócz pisania, pasjami czyta książki i podróżuje. Jego dwuletni pobyt w Polsce, głównie w Warszawie, gdzie pracował, to jeden z przyczynków do powstania publikacji o tytule „Polska Dotty: Tales of an Englishman in Poland”. Książka, której fragmenty, po raz pierwszy ukażą się na łamach jakiejkolwiek publikacji prasowej i na stałe zagoszczą w „The Polish Observer”, opowiada o Kraju nad Wisłą z lat 1997-1999, widzianych oczyma Anglika z krwi i kości. O wyjątkowości tej publikacji świadczy chociażby sam tytuł, który przetłumaczyć można, jako „Zwariowany na punkcie Polski, czyli karp w wannie, zadławieni trębacze i inne opowieści Anglika przebywającego w Polsce”… Przyjemniej lektury!


Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

16

strefa kobiet

Krótki kurs samoobrony, przygotowany przez zawodników Polskiego Klubu Sportów Walki z Bristolu - Dariusza Telusa oraz Roberta Antosiaka (V dan w jujitsu). Ktoś chce nas kopnąć, albo już to zrobił, a nam udało się złapać napastnika za nogę. Wówczas należy chwycić prawą ręką za bark lub też rękę agresora i jednocześnie podciąć swoją prawą nogą, nogę napastnika, na której stoi. Po zastosowaniu tej techniki, agresor znajdzie się na ziemi. Można dodatkowo zadać mu obrażenia pięścią lub łokciem, ale pamiętajmy, że sztuka samoobrony polega przede wszystkim na tym, by nie dać się skrzywdzić i wyjść cało z opresji, a nie przeradzać się w napastnika. Słówko o trenerze PKSW Polski Klub Sportów Walki w Bristolu od stycznia 2010 roku prowadzi Dariusz Telus, który swoją przygodę ze sportami walki rozpoczął w wieku 14 lat od nauki judo. W latach 19962004, po przeprowadzce z rodzimego Sławna do Szczecinka trafił pod skrzydła trenera Wojtka Hurki (2 dan-kyokushin karate) i zdobył 4 kyu uprawniające do walk w mistrzostwach Polski. Z tego okresu pochodzą zdobyte przez niego 2 medale i 3 puchary. Przez 2 lata trenował także kickboxing pod okiem wspaniałego zawodnika Tomasza Dziomby. Do Anglii przeprowadził się w roku 2004. Trzy lata później trafił do Bristolu, gdzie zdobył brązowy pas w karate tradycyjnym. W roku 2009 jako pierwszy Polak w MMA (Mixed Martial Arts Mieszane sztuki walki) wystąpił podczas zawodów w klatce. Na swoim koncie ma także turnieje w Weston Super-Mare. Na jednym z nich, w listopadzie 2010 roku podczas mistrzostw Anglii i Walii południowej zdobył brązowy medal.

W obecnych czasach, codzienne dbanie o ciało, dzięki stosowaniu odpowiednio dobranych do cery kosmetyków, uprawianie sportów, czy przestrzeganie umiarkowanej diety, bogatej w białko, witaminy i mikroelementy to nie wszystko. Dziś nie wystarczy już tylko dbać - trzeba jeszcze, od czasu do czasu się upiększać.

Z

abiegi upiększające ciało, już dawno przestały być swego rodzaju modą wśród społeczeństwa XXI wieku. Świadomość, że o wygląd zewnętrzny trzeba po prostu dbać sprawiła, że tego typu kuracje są już praktykami na porządku dziennym. Każdy z nas, szczególnie jeśli poddawany jest ciągłej presji i stresowi, chce co jakiś czas, naładować się pozytywną energią, odprężyć, zrelaksować. Niestety, pęd życia sprawia, że na długi wypoczynek w ośrodku odnowy biologicznej, większość zwyczajnie nie może sobie pozwolić. W takich sytuacjach, z pomocą przychodzą takie zabiegi, jak na przykład krioterapia, dla której wystarczy zapewnić sobie wolne popołudnie. Czym jest? Jeszcze parę lat temu, większość ludzi nie wiedziała, czym właściwie jest tajemniczo brzmiąca krioterapia. Obecnie, prawie każdy już wie, że jest ona zabiegiem polegającym na tak zwanym leczeniu zimnem. Nazwa zabiegu wywodzi się ze starożytnej greki. Już w antycznym Egipcie, około 2500 lat p.n.e. stosowano leczenie zimnem, jako sposób na zwalczanie bólu. Ale krioterapia to nie tylko leczenie, to również zabiegi upiększające oraz relaksujące. Tak naprawdę, cała jednorazowa, procedura sprowadza się tylko do 3 minut spędzonych w bardzo niskiej temperaturze (od -110 do -160 stopni Celsjusza), dzięki którym dostaniemy potężny zastrzyk energii, a po serii około 10 zabiegów możemy spodziewać się zaskakujących efektów w zmianie wyglądu i kondycji naszego ciała. Wyróżniane są dwa rodzaje krioterapii - miejscowa, czyli kriodestrukcja oraz krioterapia ogólna. Krioterapia miejscowa Krioterapia miejscowa to prosty zabieg polegający na przyłożeniu

końcówki aplikatora o bardzo niskiej temperaturze. Zamrażanie miejsca zmienionego chorobowo powtarza się w jednym cyklu kilkakrotnie, do momentu, w którym nastąpi destrukcja chorej tkanki. Za pomocą tej metody możemy bezboleśnie zniwelować zarówno zmiany skórne łagodne (jak na przykład brodawki) oraz zmiany powstałe na błonach śluzowych.

Krioterapia jest zabiegiem upiększającym i relaksującym, który polega na tak zwanym leczeniu zimnem. Wyróżniane są dwa rodzaje krioterapii - miejscowa i ogólna. Krioterapia ogólna Ten zabieg, polega z kolei na działaniu niską temperaturą na całe ciało. Procedura trwa do 3 minut i odbywa się w specjalnym pomieszczeniu, gdzie panuje wspomniana bardzo niska temperatura. Zabiegi krioterapii ogólnej można stosować między innymi w przypadkach chorób układu kostnego, zapalenia stawów, zapalenia kręgosłupa szyjnego, zespołu bolesnego karku, zapalenia okołostawowego ścięgien, torebki stawowej i mięśni, chorób reumatycznych tkanek miękkich, zwichnięcia i skręcenia urazowego stawów, uszkodzenia łękotki, naderwania ścięgien i mięśni, zwalczania przewlekłego bólu, ostrych urazów pooperacyjnych. W odnowie biologicznej, krio-

terapia stosowana jest głównie u osób przemęczonych, do walki z cellulitem, u sportowców wyczynowych, po zabiegach kosmetycznych oraz operacjach plastycznych, jak również, jako dodatek z innymi zabiegami na ciało typu masaż, głębokie ciepło, maski oraz kapsuła SPA. Do głównych efektów tego zabiegu należą: - szybsze gojenie się urazów i ustępowanie zmian zapalnych, - działanie przeciwobrzękowe, - lepsza przemiana materii i szybka eliminacja szkodliwych produktów metabolizmu, - poprawa wyglądu skóry, - spowolnienie procesów starzenia się. Przed każdym zabiegiem krioterapii osoba w nim uczestnicząca jest badana, czy nie ma żadnych przeciwwskazań do przebywania w niskiej temperaturze, a należą do nich: ropno-zgorzelinowe zmiany na skórze, niedoczynność tarczycy, znaczna niedokrwistość, stosowanie niektórych leków, wyniszczenie i wychłodzenie organizmu, schorzenia mięśnia sercowego lub aparatu zastawkowego serca w okresie niewydolności krążenia, choroba nowotworowa, obecność miejscowych odmrożeń, uszkodzenia skóry, nadciśnienie tętnicze znacznego stopnia, klaustrofobia oraz wiek powyżej 65 lat. Dorota Bylica (www.imagebydorota.co.uk)

Ach ten nieznośny trądzik

T

rądzik różowaty, po łacinie zwany „rosacea”, jest schorzeniem, które dotyczy głównie skóry twarzy. Objawia się on częstymi łojotokami oraz występowaniem podrażnień skóry lub rozległych rumieni. Trądzik różowaty występuje przeważnie u kobiet w okresie menopauzy. Lekarze zauważyli również, iż najczęściej z tego typu schorzeniem zgłaszają się do nich osoby o jasnej karnacji, niebieskich oczach oraz z jasnymi włosami. Do głównych przyczyn powstawania trądziku

różowatego można zaliczyć: - obciążenie genetyczne, - zaburzenia hormonalne, - zaburzenia w pracy przewodu pokarmowego, - zmiany naczyniowe, - nadciśnienie tętnicze. Trądzik różowaty może objawiać się w różnych formach. Czasami przybiera postać delikatnych zaczerwień na policzkach, czole oraz brodzie, a niekiedy obsypuje duże części twarzy drobnymi czerwonymi krostkami. Dosyć groźny jest trądzik różowaty, który dodatkowo zaczyna ropnieć. Najczęściej po-

wstaje on u osób, które mają w naskórku dużą zawartość nużeńca oraz drożdżaków. W przebiegu powstawania trądziku różowatego można wyróżnić następujące etapy: - pierwszy, kiedy przyjmuje on postać rumienia (objawia się on nagłym pojawianiem się zaczerwienienia, później dodatkowo występują rozszerzone naczynka), - drugi, kiedy zaczynają pojawiać się krostki (objawia się powstaniem długotrwałego rumienia, na którym pojawiają się krosty), - trzeci, kiedy trądzik przyjmuje postać przyrosłą, która chara-

kteryzuje się powstawaniem dużych guzów. Osoby, które zauważyły u siebie objawy prowadzące do powstawania trądziku różowatego lub już on występuje na ich twarzy, powinny odpowiednio pielęgnować skórę. Czynniki, które mogą nasilić powstawanie trądziku to w głównej mierze: - pikantne potrawy, - nadmierna ekspozycja na słońce, - nadmierne opalanie w solarium, - nadmiar stresu, - leki rozszerzające naczynia na przykład sterydy,

- czynniki atmosferyczne takie, jak wiatr, wahania temperatury, - alkohol, - wizyty w saunie, - gorące potrawy, - intensywny wysiłek fizyczny. Ponadto stosowanie źle dobranych kosmetyków może doprowadzić do nasilenia schorzenia. Skóra ze skłonnościami do wytwarzania stanów zapalnych w postaci trądziku różowatego nie powinna być pielęgnowana kosmetykami, które zawierają alkohol, alfa hydrokwasy (AHA) oraz glikol propylenowy. Dorota Bylica (www.imagebydorota.co.uk)

© Konstantynov - dreamstime.com

Obroń się sama!

Moda na upiększanie


z góry opłacony transfer Western Union, nowy sposób przesyłania pieniędzy.

goCASH dostępny jest w trzech wariantach: voucherach o nominałach 50, 100 i 200 funtów. GoCash to kolejny prosty sposób, aby przesłać komuś pieniądze.

Potrzebujesz wysłać pieniądze wygodnie i szybko z placówki lub z domu? Z nową usługą Western Union o nazwie goCASH możesz zrobić to w bardzo prosty sposób. Wystarczy, że kupisz „prepaidowy” voucher w wybranych sklepach WHSmith i wypełnisz go, gdziekolwiek będziesz jak najwygodniej dla Ciebie.

Jak to działa?

Kup voucher goCASH w wybranych sklepach WHSmith

Zdrap i poznaj kod potrzebny do transferu, znajdujący się na odwrocie karty goCASH

Zadzwoń do naszego punktu obsługi klienta, aby dokonać transakcji

Osoba, do której wysłałeś pieniądze, może odebrać gotówkę w ponad 437 000 placówek agencyjnych Western Union na całym świecie.

Szybko. Wygodnie. Pewnie. Nowy serwis goCASH jest prosty i bezpieczny w użyciu zarówno dla wysyłającego jak i odbiorcy, jak wszystkie inne usługi świadczone przez Western Union. Wyślij 50, 100 lub 200 funtów przyjaciołom i rodzinie. Przekazy są dostępne w ponad 200 krajach i terytoriach. Odbiorca może podjąć gotówkę w ponad 437 000 placówek agencyjnych na całym świecie. Odwiedź sieć sklepów

* już dziś i skorzystaj z możliwości, jakie daje Ci

* Usługa dostępna w wybranych sklepach WHSmith, odwiedź stronę www.westernunion.co.uk, kliknij na opcję „Znajdź placówkę” i wyszukaj sieć WHSmith, aby znaleźć najbliższą lokalizację.

goCASH_254x345mm_POL.indd 1

1/9/12 1:00 PM


Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

18

Kultura

Okazuje się, że wspaniały maraton jazzu, z udziałem polskich i brytyjskich solistów oraz grup muzycznych, który odbył się w ramach XX Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, to nie jedyna akcja mająca nieść pomoc najbardziej potrzebującym, jaka zagości w styczniu na deskach Jazz Café POSK.

W

fot. Shireen Francis - myspace.com/shireenfrancis

spaniały występ Gill Manly i jej trio z ubiegłego tygodnia rozgrzał serca bywalców jazzowej kawiarni, rozbudzając ich apetyty na kolejne smakowite muzyczne kąski. Obdarzona wspaniałą skalą głosową i perfekcyjnym warsztatem technicznym, a przy tym emanująca swoją osobowością sceniczną i magnetyzująca publikę królowa brytyjskich wokalistek jazzowych, ustąpi na jeden wieczór miejsca, równie fascynującej Shireen Francis. U podstaw kariery wokalnej tej ar-

tystki, leżą dwie, dość odległe kilometrami kultury muzyczne, jakimi bez wątpienia są dźwięki rodem z Karaibów oraz klasyczna amerykańska muzyka jazzowa. Styl śpiewania Shireen, która podczas sobotniego wieczoru zaprezentuje się ze swoim „Island Project” to dźwiękowa mieszanka różnych stylów takich, jak nie przymierzając reggae, calypso i jazz. To właśnie owa unikalna fuzja muzyczna, dała podstawę do stworzenia płyty o wspomnianym tytule, z której piosenek na pewno nie zabraknie podczas najbliższego recitalu Shireen i jej znakomitego sekstetu. Koncert ten z pewnością stanowi doskonały pomysł na spędzenie jednego z licznych, karnawałowych wieczorów, dla wszystkich tych, którzy mają chęć posłuchać jazzu w bardzo lekkim wydaniu. Sobota 21.01. 20:30, wstęp - £6 W piątek, 27 stycznia, będzie miało z kolei, wspomniane we wstępie, niezwykłe wydarzenie, jakim bez wątpienia stanie się charytatywny koncert na rzecz Fundacji Badania Cukrzycy u Dzieci i Młodzieży. W imprezie tej, wezmą udział dwa big bandy - dobrze znany publiczności Jazz Café POSK, Big

REKLAMA

Band Willi Garnetta, który występuje w każdy ostatni piątek miesiąca oraz gościnnie dwudziestoosobowa orkiestra Stana Reynoldsa. Dochód z koncertu, w całości przeznaczony zostanie dla dzieci chorych na cukrzycę. Namawiamy wszystkich gorąco do wzięcia udziału w tym wspaniałym przedsięwzięciu. Piątek 27.01. godz. 20:30, wstęp - £8 Koniec miesiąca, stanowić będzie z kolei wieczór debiutancki. Po raz pierwszy na scenie Jazz Café POSK, zaprezentuje się bowiem, londyński big band Horn Stars. W repertuarze zespołu znajdą się znane i lubiane standardy muzyczne, od Duka Ellingtona do Herbie Hancocka, jak również popularne utwory swingowe o zabarwieniu latynoskim oraz czysty funk. Z zespołem tym występuje wielu znakomitych solistów, ale na pierwszy występ na „poskowej” scenie zaproszona została wokalistka Gabrielle, która znakomicie śpiewa w dwóch językach - angielskim i francuskim. Sobota 28.01. godz. 20:30, wstęp - £7 gdzie: Jazz Café POSK 238-246 King Street Londyn, W6 0RF info: www.jazzcafeposk.co.uk

Kartka z kalendarza 17 stycznia 1605 Ukazała się pierwsza część utworu „Don Kichot z La Manchy” Miguela de Cervantesa. Druga, pojawiła się dziesięć lat później. Powieść opowiada o losach szlachcica, który wpada w obłęd pod wpływem romansów rycerskich i wyrusza w świat jako błędny rycerz, niesiony nieodłączną szczytną chęcią pomagania ludziom i bronienia najsłabszych. Nie wiadomo dokładnie, jak długo trwały prace nad pierwszą częścią powieści. Sam autor wspomina w przedmowie, że utwór powstawał podczas jego pobytu w więzieniu. Jeszcze przed publikacją „Don Kichot” krążył w obiegu rękopiśmiennym. Według deklaracji Cervantesa z przedmowy do „Don Kichota”, utwór miał służyć krytyce literatury rycerskiej. 19 stycznia 1853 W Teatro Apollo w Rzymie odbyła się premiera opery „Trubadur” Giuseppe Verdiego, utworu w czterech aktach na podstawie libretta Leone Emanuele Bardare i Salvadore Cammarano. Efektem końcowym tego wspólnego dzieła, stała się bardzo zagmatwana, pełna nieprawdopodobnych wydarzeń historia, często krytykowana, wręcz wyśmiewana przez odbiorców (chociażby postać Cyganki, która przez roztargnienie wrzuca własne dziecko na stos, będąc przekonaną, że to porwany chłopiec). Jednak pomimo słabej treści, opera ta była przez wiele lat po swojej premierze, jedną z najpopularniejszych na świecie, a zawdzięczała to bogactwu melodii. 20 stycznia 1968 Roman Polański ożenił się z Sharon Marie Tate, urodzoną 24

stycznia 1943 roku w teksańskim Dallas aktorką amerykańską, która zaczynała w latach 60. od małych ról telewizyjnych, po czym zagrała w kilku filmach. Zyskawszy pozytywne głosy krytyki na temat swoich umiejętności komediowych, okrzyknięta została jedną z najbardziej obiecujących artystek młodego pokolenia w Hollywood i była nominowana do Złotego Globu za rolę w „Dolinie lalek” (1967). Często pojawiała się także w branżowych czasopismach jako modelka lub „dziewczyna z okładki”. Będąc w ósmym miesiącu ciąży, 9 sierpnia 1969 roku, zginęła w swoim domu w Beverly Hills, wraz z czwórką przebywających u niej przyjaciół, z rąk członków sekty przewodzonej przez Charlesa Mansona. 22 stycznia 1984 Apple zaprezentowała pierwszy komputer Macintosh, który dla późniejszych modeli przyjął nazwę Mac. Macintosh to komputer osobisty, rynkowy następca maszyny o nazwie Lisa. Firma chciała stworzyć łatwy w obsłudze komputer, który będzie w stanie zadowolić każdego użytkownika, nie posiadającego żadnej specjalnej wiedzy informatycznej. W tym celu właśnie, opracowano intuicyjny system operacyjny Mac OS, znany początkowo pod nazwą wyjaśniającą jego funkcję - „System” (tak był nazywany do wersji 7.5), zastąpiony w 2000 roku przez nowy system Apple'a - Mac OS X (spotykany także pod krótszą nazwą, OS X).

Orbital Ten brytyjski zespół tworzący muzykę elektroniczną, założony został w roku 1989 przez braci Paula i Phila Hartnoll. Mimo że różnica zdań, co do dalszej drogi zespołu sprawiła, iż po 15 latach działalności drogi chłopców się rozeszły, to grywają oni na wspólnych imprezach. Koncerty te, stanowią prawdziwą gratkę nie tylko dla fanów gatunku, ponieważ Orbital to niekwestionowana ikona i mistrzowie elektronicznego brzmienia. Bracia mają na swoim koncie 12 albumów, jak doskonałe krążki „The Altogether” (2001), czy „Halcyon” (2005). kiedy: 10 kwietnia gdzie: Brixton Academy211 Stockwell Rd, London SW9 9SL info: www.o2academybrixton.co.uk

Zadzwońcie do nas pod numer 0784 606 2331 lub napiszcie na adres

thepolishobserver@myownmedia.co.uk,

aby poinformować o organizowanych przez was imprezach i wydarzeniach

fot. Wikipedia

Gorące rytmy, gorące serca


19

Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

kultura

Zapominanie nazw własnych Młodzi, zdolni, w okolicach trzydziestki. Mimo iż większość swojego życia spędzili w postkomunistycznej Polsce i korzystają z podobnych środków ekspresji, ich twórczość odznacza się niezwykłym indywidualizmem… wcześniej, grupy muzycznej „Kot”, dla której pisze wszystkie teksty i muzykę. Wojtek (bo tak woli mówić o sobie jako o artyście) jest również liderem zespołów muzycznych „Czykita” i „Niwea” oraz członkiem stowarzyszenia PINKPUNK. W roku 2007, wraz z Radosławem Szlagą, Tomaszem Mrozem, Konradem Smoleńskim i Piotrem Bosackim utworzył także grupę artystyczną Penerstwo. Jako muzyk, posługuje się magnetofonem kasetowym, a powstające przy jego użyciu utwory, sklasyfikować można jako postrap. Twórczość plastyczną Wojtka, cechuje z kolei celowe ubóstwo środków wyrazu. Jego rysunki powstają przeważnie długopisem na taśmie filmowej. W roku 2009 zdobył nagrodę Fundacji Deutsche Bank w konkursie „Spojrzenia 2009”. Dwa lata później, otrzymał „Paszport Polityki” za twórczość będącą oryginalnym połączeniem brutalności i liryzmu oraz za nadanie nowego znaczenia pojęciu „artysta multimedialny”. Agnieszkę Polską, artystkę urodzoną w 1985 roku w Lublinie interesują głównie - wideo, filmy animowane oraz fotografie. Chociaż

studiowała w Polsce, to obecnie mieszka i pracuje w Berlinie. Jej prace, opierające się na archiwalnych fotografiach - istniejącym już, a przez nią odnalezionym materiale, pokazywane były między innymi w warszawskiej Narodowej Galerii Sztuki „Zachęta”, czy Berlińskim Instytucie Sztuki Współczesnej KW. W sumie, Agnieszka ma na swoim koncie cztery wystawy indywidualne oraz jedenaście grupowych. Jeśli chodzi o prezentowane podczas wystawy „The Forgetting of Proper Names” dokonania Anny Molskiej, będą to sfilmowane performance, w których profesjonalnych aktorów zastępują zwykli ludzie. Spontaniczność, siła sprawcza, niepewność co do końcowego efektu to jej domena. Polski sezon w galerii Calvert 22, powstał przy wsparciu Instytutu Kultury Polskiej w Londynie. kiedy: do 18 marca gdzie: Calvert 22 22 Calvert Avenue, London E2 7JP info: calvert22.org polishculture.org.uk

„Rozmowy kontrolowane” piątek 20.01. godz. 20:10, TVP 2 W grudniu 1981 roku, Ryszard Ochódzki otrzymuje od pułkownika SB Molibdena zadanie przeniknięcia do struktur „Solidarności” w Suwałkach. Wyposażony we wspólne zdjęcie z Lechem Wałęsą udaje się na swoją misję. Tam zastaje go stan wojenny. Po spowodowaniu wypadku samochodowego, Ochódzki pożyczonym autem wraca do stolicy. Zatrzymuje go patrol, który w bagażniku samochodu znajduje solidarnościowe ulotki. Bojąc

się aresztowania, Ochódzki rzuca się do ucieczki. Przez przypadek unieszkodliwia ścigający go czołg i staje się bohaterem walczącego podziemia…

„Miś”

sobota 21.01. godz. 14:35, TVP 2 Prezes klubu sportowego „Tęcza” Ryszard Ochódzki, zwany Misiem, ma wyjechać do Londynu. Zostaje jednak zatrzymany, ponieważ z jego paszportu wyrwano kilka kartek. Ochódzki podejrzewa żonę, Irenę, która chciała uniemożliwić, a przynajmniej opóźnić jego wyjazd i dotrzeć do Londynu przed nim. Małżonkowie założyli bowiem przed laty konto w jednym z brytyjskich banków. Odejście Ireny

zmusiło ich do podzielenia posiadanych dóbr. Pieniędzmi zdeponowanymi za granicą żadne z nich nie chce się jednak dzielić z drugą stroną…

Portowa Isle of Whithorn Przybywających na wyspę Whithorn czekają dwie niespodzianki. Po pierwsze, ta piękna mała miejscowość, schowana w pobliżu południowego krańca Machars jest niezwykłą perełką, starym portem z prawdziwym charakterem i silnym poczuciem historii.

P

o drugie, no cóż… Whithorn prawdziwą wyspą już nie jest. Podczas renowacji portu w 1790 roku zbudowano groble łączącą ją ze stałym lądem. Przez wiele wieków głównym celem Whithorn była obsługa ruchu morskiego. Po tym, jak port uległ wspomnianej już modernizacji i stał się on macierzystą przystanią dla dziesiątków statków handlowych. W XIX wieku Isle of Whithorn miała bardzo silne handlowe powiązania z Irlandią oraz Isle of Man. Miejsce to, było nie tylko punktem, z którego wypływały statki, tutaj również je konstruowano. Do końca XIX wieku okręty handlowe ustąpiły niemal w całości miejsca

jachtom. Obecnie Isle of Whithorn jest domem dla Wigtown Bay Sailing Club. Bardzo istotny element lokalnej gospodarki stanowi rybołówstwo. O zagrożeniach płynących z paraniem się tym zawodem, przypomina znajdujący się tu przejmujący granitowy pomnik upamiętniający siedmiu lokalnych rybaków, którzy stracili życie, gdy ich kuter zatonął u wybrzeży wyspy Man w dniu 11 stycznia 2000 roku. Monument ten, znajduje się w pobliżu St Ninian. Dla wielu jest to duchowe centrum wyspy, bowiem na tych terenach, wzniesiono pierwszy chrześcijański kościół w Wielkiej Brytanii. Został

on zbudowany, najprawdopodobniej w 390 roku. Charakterystyczną cechą budynków znajdujących się na Isle of Whithorn jest biała elewacja. Kolor ten, ma również mur otaczający Captain Garden. Ściana skutecznie chroni ogród przed morskimi falami. Nieco dalej widać Isle of Whithorn Castle, którego dach góruje nad niską zabudową portu.

żują do Glasgow (2,5 godziny drogi). Lokalne autobusy jeżdzą drogą Newton Stewart. Najszybszy prom kursuje pomiędzy Cairnryan i Larne (czas podróży to jedna godzina) - operator P&O Irish Sea. Swoje usługi oferuje również Stena Line. Więcej informacji na temat turystyki w Szkocji, znajdziesz na portalu polemi.co.uk.

Whithorn znajduje się zaledwie o godzinę drogi samochodem od portów Stranraer & Cairnryan. Szybkie promy podró-

fot. Wikipedia

P

ocząwszy od 25 stycznia aż do 18 marca, na terenie londyńskiej galerii Calvert 22, dzięki inicjatywie kuratorów Liny Džuverović i Dominika Czechowskiego będzie można podziwiać dokonania Wojciecha Bąkowskiego, Anny Molskiej i Agnieszki Polskiej. Głównym celem ekspozycji pod wspólnym tytułem „The Forgetting of Proper Names” jest zapoznanie mieszkańców Wysp Brytyjskich ze współczesną polską sceną artystyczną. Twórczość owej trójki, zaliczanej do grona jednych z największych talentów młodego pokolenia, w stolicy Wielkiej Brytanii prezentowana będzie po raz pierwszy, a na ekspozycję składać się będą przede wszystkim prace wykonane techniką wideo, wspomagane innymi, interdyscyplinarnymi środkami wyrazu. Wojciech Bąkowski urodził się w 1979 roku w Poznaniu. Jego artystyczne dokonania oscylują w okolicach grafiki, rysunków, eksperymentalnych filmów animowanych, muzyki alternatywnej oraz poezji. Jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu z 2005 roku, a także założycielem, powstałej rok

Nie przegap


Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

20

kultura

Chłopaki na bis!

Filmy

„War Horse” (kino)

cwaniaczków, szykujących się do przekrętu stulecia, będzie można obejrzeć aż w 33 miastach, w 40 kompleksach kinowych sieci Cineworld. Obok brytyjskiej stolicy, będzie to Luton, Northampton, Nottingham, Birmingham, Wolverhampton, Stockport, Bristol, Swindon, High Wycombe, Ashford, Southampton, Liverpool, Sheffield, Glasgow, Edynburg, Aberdeen, Boldon Tyne and Wear, Bradford, Hull, Bolton, Rugby, Bedford, Cambridge, Ipswich, Cardiff, Crawley, Chichester, Brighton, Jersey, Milton Keynes oraz Dublin. W rolach głównych zobaczymy Cezarego Pazurę, Borysa Szyca, Bogusława Lindę, Jana Nowickiego, Edwarda Linde-Lubaszenko, Bartłomieja Topę i Janusza Józe-

fowicza. Mimo że „Sztos 2” na pierwszy rzut oka, może wydawać się filmem skierowanym tylko i wyłącznie do Polaków mieszkających na Wyspach Brytyjskich, to organizatorzy przedsięwzięcia nastawiają się także na widzów brytyjskich. O specjalnej kampanii promocyjnej tego filmu, świadczyć może chociażby dostosowanie jego tytułu do lokalnego rynku, czyli „Sztos 2 - Polish Roulette”.

fot. Wikipedia

B

ędzie to najnowsze dzieło Olafa Lubaszenki „Sztos 2”, którego polska premiera odbędzie się tydzień przed pojawieniem się filmu w Wielkiej Brytanii. Drugą część kultowej już komedii, opowiadającej o zwariowanych perypetiach grupy

Książka

„Nie dość martwy” Peter James

W

tym samym czasie, kiedy Brian Bishop zamordował swoją żonę, znajdował się 100 kilometrów dalej. Czyżby dokonał rzeczy niemożliwej? Takie pytanie, musi zadać sobie komisarz Roy Grace, który bada sprawę perwersyjnego morderstwa Katie Bishop. Detektyw z czasem odkrywa coraz bardziej mroczne powiązania wśród towarzyskiej śmietanki nadmorskiego Brighton i dochodzi do wniosku, że nic nie jest tu takie, jak się wydaje. Tymczasem w jego własnym pogmatwanym życiu prywatnym następuje niespodziewany zwrot, który sprawia, że nadzieje na rozwój nowego związku pryskają jak bańka mydlana. Grace, z jednej strony przenikliwy, odnoszący sukcesy profesjonalista, który nie gardzi niekonwencjonalnymi metodami śledztwa, jest także mocno zagubiony w życiu osobistym. To typowy facet „po przejściach”, rozdarty między namiętnym uczuciem do pełnej temperamentu Cleo, a wciąż żywą pamięcią o żonie, która zaginęła dziewięć lat wcześniej w niewyjaśnionych okolicznościach…

Warto posłuchać

fot. materiały promocyjne

Już 27 stycznia na ekrany jednej z największych sieci kinowych na Wyspach Brytyjskich wejdzie kolejny po obrazie „1920 Bitwa Warszawska”, polski film w iście gwiazdorskiej obsadzie.

„Up All Night” One Direction

„Strefa przejścia” Boris Buden

D

wadzieścia lat po upadku komunizmu tęsknota za przeszłością zastępuje nam wiarę w przyszłość, kulturowa tożsamość wypiera historyczną pamięć, a społeczeństwo przestaje istnieć. Manipulujemy historią, z której nic nie rozumiemy i wierzymy, że żyjemy w najlepszym z możliwych światów. Kościół staje się przedsiębiorstwem, rockowi anarchiści - religijnymi fanatykami, a bohaterscy dysydenci zblazowanymi cynikami. Czy demokratyczny potencjał rewolucji roku 1989 został zmarnowany? Czy o to chodziło zrewoltowanym narodom Europy Wschodniej? Czym jest postkomunizm? Przedsionkiem kapitalizmu i demokracji dla dawnych ofiar sowietyzmu? A może kondycją całego świata, który po upadku bloku wschodniego zapomniał nie tylko, czym był komunizm, ale także solidarność, konflikt społeczny, klasa i społeczeństwo? Nigdy nie należy się wstydzić swej walki o wolność. Dotyczy to wszystkich, którzy przed dwudziestu laty obalili Mur, ale jeszcze bardziej tych, którzy stoją dziś przed nowymi murami…

Krążek brytyjsko-irlandzkiej grupy wokalnej, w skład której wchodzą Niall Horan, Zayn Malik, Liam Payne, Harry Styles oraz Louis Tomlinson. Młodzieńcy szturmem zdobyli serca widzów siódmej, brytyjskiej edycji programu X-Factor, gdzie dostali się do ścisłego finału. Zespół sukcesywnie zdobywa listy przebojów w takich krajach, jak Włochy i Hiszpania, a nawet Nowa Zelandia i Australia.

W 1914 roku Joey, piękny, gniady źrebak z charakterystyczną białą kreską na nosie, zostaje sprzedany armii i rzucony w wir wojny na Froncie Zachodnim. Wraz ze swoim oficerem bierze udział w walce przeciw wrogom, będąc świadkiem koszmaru bitew we Francji. Nawet w zrujnowanych okopach, odwaga rumaka wzrusza otaczających go żołnierzy. Koń znajduje wśród nich ciepło i nadzieję. Jednak wciąż tęskni za Albertem,

synem farmera, którego opuścił. Czy będzie mu dane jeszcze kiedyś zobaczyć prawdziwego pana?

„The Last Station” (DVD) Zofia od prawie 50 lat jest ukochaną żoną, muzą, kochanką i oddaną sekretarką wielkiego pisarza Lwa Tołstoja. Urodziła mu 13 dzieci, sześć razy przepisała odręcznie „Wojnę i pokój”. Kiedy więc dowiaduje się, że zgodnie ze swoją nową filozofią życiową, Lew planuje przekazać majątek oraz prawa do swoich dzieł narodowi rosyjskiemu, zdesperowana kobieta nie cofnie się przed żadnym podstępem, aby zawrócić męża z drogi prowadzącej do ubóstwa, ascetyzmu, celibatu i poświęcenia dla innych. W posiadłości

Jasna Polana wśród przyjaciół i krewnych mistrza zawiązują się sojusze, tkana jest sieć misternych intryg, odradzają się stare namiętności i wybuchają piękne nowe historie miłosne…

Mallory Kane jest piękną, tajną agentką CIA, przyjmującą tylko najważniejsze i najtrudniejsze zadania, o których nikt włącznie z przywódcami świata dowiedzieć się nie powinien. Kane po udanej misji w Barcelonie, dostaje kolejną, tym razem w Dublinie. Jednak, nie wszystko idzie po jej myśli. Niebawem okazuje się, że została ona przechytrzona i sama

staje się zwierzyną. Kobieta wraca do USA, by stanąć w obronie tych, których kocha…

„Haywire” (kino)

Z

Vinci jakiego nie znacie

biory londyńskiej National Gallery wzbogaciły się o unikatową, czasową wystawę, jak dotąd nie prezentowanych w UK obrazów włoskiego mistrza, pod nazwą „Leonardo da Vinci: Painter at the Court of Milan”. Jedną z perełek ekspozycji, jest polska duma malarstwa i muzealnictwa, pochodząca ze zbiorów Fundacji Książąt Czartoryskich „Dama z gronostajem”. Powszechnie znany pod nazwą „Damą z łasiczką” obraz, namalowany został około 1483 - 1490 roku w Mediolanie. Portret, który przedstawia Cecylię Gallerani, kochankę księcia Ludovico Sforzy, wykonano w technice olejnej, z użyciem tempery, na desce orzechowej o wymiarach 54,7 na 40,3 centymetrów.

„Echoes” Will Young

W ręce Czartoryskich obraz trafił w roku 1800, kiedy to książę Adam Jerzy sprezentował go swojej matce Izabeli. W National Gallery obok „Damy z gronostajem” zobaczyć można także dzieła „La Belle Ferronière” (Musée du Louvre, Paryż), „Madonna Litta” (Ermitaż, Petersburg) czy „Święty Hieronim” (Pinacoteca Vaticana, Rzym). Bezpośrednim bodźcem do przygotowania obecnej ekspozycji było zakończenie konserwacji obrazu „Madonna w grocie”, pochodzącego ze zbiorów londyńskiego muzeum. kiedy: do 5 lutego gdzie: The National Gallery Trafalgar Square, London WC2N 5DN info: www.nationalgallery.org.uk

Utrzymana w tanecznym tempie piosenka „Jealousy”, to zwiastun piątej, studyjnej płyty popularnego na Wyspach triumfatora jednej z edycji programu „Idol”. Krążek ten, to najbardziej taneczna z dotychczasowych płyt Willa, przepełniona szybkim beatem i elektronicznymi dźwiękami. W warstwie tekstowej, uznawana jest z kolei, za najbardziej osobistą w dyskografii Younga.


21

Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

sport

Złamał nogę, czy nie?

REKLAMA

Robert Kubica ponownie trafił do szpitala. Tym razem jednak z powodu, który nie miał związku z wypadkiem, do którego doszło w ubiegłym tygodniu. Kłopot jednak w tym, że środki masowego przekazu, podają różne wersje na ten temat…

W

łoskie media poinformowały, że Kubica przebywający w miejscowości Pietrasanta, gdzie ma swój dom, upadł podczas spaceru, złamał sobie nogę i znalazł się w szpitalu. Kolejne informacje mówiły już, że doznał jedynie niegroźnego urazu kostki. Kierowca miał trafić do szpitala na własne życzenie. Przewieziono go do placówki Santa Corona w Ligure, gdzie

zmowie z TVN 24 twierdził z kolei, że kontuzja nie jest aż tak poważna. Jeszcze inną wersję podała Polska Agencja Prasowa. Według jej komunikatu, Kubica miał wypadek samochodowy i trafił do szpitala. Żeby było ciekawiej, to przyjaciel sportowca, Michał Sokół podał, że złamania nie było, lecz pęknięcie, ale w miejscu, gdzie wcześniej było złamanie, stąd zaszła konieczność zespolenia pęknięcia płytką tytanową. Niestety nie możemy wskazać, która wersja jest właściwa. (jj)

P

olska snowboardzistka Paulina Ligocka w wywiadzie na antenie kanału nSport oznajmiła, iż „nie ma już siły użerać się z władzami Polskiego Związku Snowboardowego”, dlatego „w akcie desperacji, podjęła decyzję, że w zawodach będzie reprezentowała Niemcy”. - To krzyk rozpaczy. Nie mam już siły. Tę trudną decyzję podjęłam po zakończeniu tego sezonu, kiedy stało się dla mnie jasne, że nie potrafię porozumieć się ze związkiem. Ponadto dowiedziałam się, że ministerstwo sportu nie uwzględniło mnie w kadrze olimpijskiej na nowy sezon - stwierdziła Polka w rozmowie ze stacją. Zawodniczka AZS AWF Katowice także w poprzednim sezonie nie została zgłoszona do Pucharu Świata. Ligocka twierdzi, że ze strony działaczy spotkały ją i jej rodzinę przykrości, a ponadto nie otrzymała żadnej pomocy. Dlatego liczy, że kibice zrozumieją jej postanowienie. - Teraz moim celem są igrzyska w Soczi w 2014 roku. Niemiecka federacja daje mi szansę na realizację moich marzeń. To jednak najtrudniejsza decyzja w moim życiu - przyznała zawodniczka. Władze Polskiego Związku Snowboardu nie ustosunkowały się dotychczas do planów Polki. Paulina Ligocka to dwukrotna brązowa medalistka mistrzostw świata w half-pipe'ie (w 2007 i 2009 roku). Na olimpiadzie w Turynie w 2006 roku, była chorążym polskiej ekipy podczas ceremonii jej otwarcia. (jj)

Pech Polaka, Amerykanin wygrywa Krzysztof Hołowczyc zakopał się w wydmach, na trasie rajdu Dakar, Małysz znalazł się w pierwszej czterdziestce. Gryszczuk odpada…

R

obby Gordon wygrał 12. etap rajdu Dakar. Amerykanin prowadził od startu do mety i wypracował sobie aż 15 minut przewagi nad Rosjaninem Leonidem Nowickim, który ostatecznie był drugi. Przez długi czas, miejsce za Gordonem, zajmował Krzysztof Hołowczyc, ale 35 kilometrów przed metą, zakopał się na wydmach i ostatecznie zajął 10. pozycję ze stratą prawie 48 minut. Adam Małysz - kierowca RMF Caroline Team - uplasował się na 37. miejscu. Z imprezą niestety pożegnał się Albert Gryszczuk. Polak jechał bardzo dobrym tempem. Systematycznie powiększał przewagę nad Stephanem Peterhanselem i Nanim Romą. Był szybki zarówno na początku etapu, kiedy zawodnicy jechali po plaży, brzegiem oceanu, jak i w drugiej części trasy, poprowadzonej po wydmach. Jeśli „Hołek” był szybki, to Robby Gordon jechał po prostu jak szalony. Amerykanin wystartował w piątek z dalszym nume-

rem, ale tempo miał niesamowite. Na ostatnim przed metą pomiarze czasu wyprzedzał Polaka o ponad 3 minuty, a Peterhansela o ponad 7. Jednak to właśnie ostatnie kilometry okazały się najbardziej mordercze. A wszystkiemu winne były ergi - ruchome, niewielkie, ale bardzo grząskie wydmy. Utknął na nich między innymi właśnie „Hołek”. Bardzo dobrze spisał się Rosjanin Leonid Nowicki - na wydmach odrobił część strat i wyprzedził faworyzowanych Peterhansela (5. miejsce) i Romę (4. miejsce). Ostatecznie zajął drugą lokatę. Trzeci był Giniel de Villiers z RPA. Gordon jechał jak natchniony i nie miał na wydmach najmniejszych kłopotów. Nad Nowickim miał na mecie 15 minut przewagi. Albert Gryszczuk i Michał Krawczyk, którzy reprezentują RMF Caroline Team, zakończyli udział w rajdzie Dakar. Ich Pajero nie wystartowało na trasę 12. etapu, który według opinii wielu uczestników był najtrud-

Od lewej: K. Hołowczyc, R. Gordon fot. Wikipedia

Nasza Paulina chce reprezentować Niemcy

R. Kubica fot. Wikipedia

poddano go specjalistycznym badaniom. Tym razem media doniosły, że to nie uraz kostki, lecz złamanie kości piszczelowej prawej nogi, a więc tej samej, która uległa uszkodzeniu w zeszłorocznym wypadku. Dziennikarz Polskiego Radia, Marek Lehnert w ro-

niejszym w tegorocznej edycji. Wśród motocyklistów, najszybszy był Hiszpan Marc Coma, który objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Dotychczasowy lider, Francuz Cyril Depres stracił do niego 3 minuty i 57 sekund i zajął trzecie miejsce (jego strata w klasyfikacji generalnej wynosi nieco ponad 1,5 minuty). Faworytów na piątkowej próbie rozdzielił Hiszpan Joan Barreda Bort (2 minuty 43 sekundy straty). Polacy tym razem pojechali

słabiej. Jacek Czachor na mecie zameldował się z czasem o ponad 21 minut gorszym od zwycięzcy i zajął 27. lokatę. 10 minut wolniej pojechał Marek Dąbrowski - był 36. Na quadach ponownie bezkonkurencyjni byli bracia Petronelli. Wygrał Marcos, a Alejandro stracił do niego 42 sekundy. Trzecim czasem może pochwalić się Rafał Sonik. Jego strata do zwycięzcy wyniosła ponad 10 minut. (jj)


Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

22

rozrywka

Quizzes Appointments and notices 1) Receptionist: 'Good morning.' You: 'Good morning, I've come to _________ Mrs Twain.' A - visit B - see C - do business with D - hold a talk with 2) Receptionist: 'Have you got a(n) _____________?' A - meeting B - arrangement C - date D - appointment 3) Which sounds the most natural? 'I'm afraid she's __________________ at the moment.' A - with someone B - engaged C - taken D - out of stock 4) Which of the following would be the most appropriate to use in a business environment? 'Mrs Smith will be a few minutes, __________.' A - sit down B - please take a seat C - take a pew D - take the weight off your feet 5) On the telephone: 'I have an appointment with Richard Jones at 2.15, but I'm afraid ____________.' A - I'm not at time B - I'm running a bit late C - I'm on time D - I'm out of time 6) Which of the following is NOT possible? A - call a meeting B - arrange a meeting

Sudoku

Ambasada RP w Wielkiej Brytanii

C - attend a meeting D - appoint a meeting

47 Portland Place Londyn WIB IJH Tel.: 087 0774 2700 Fax: 0207 2913 576 polishembassy.org.uk

7) Which of the following would you see in a car park? A - Reduce speed now B - Pay and display C - Do not alight whilst the vehicle is in motion D - Nothing to declare 8) What might you read on a packet of cigarettes? A - Please refrain from smoking in the theatre B - Smoking kills C - No smoking D - You must be over 16 to purchase cigarettes 9) Which of these would you see on an aeroplane? A - Please give up your seat for the elderly B - Give way C - Your life jacket is under your seat D - Stopping 10) Which of these would you NOT see in a shop? A - Shoplifters will be prosecuted B - Please pay here C - No Vacancies D - Fitting room 11) Which sign means no children can come in? A - No animals allowed B - Cyclists dismount here C - Pedestrians only D - No admission to minors

Konsulat Generalny w Londynie 73 New Cavendish Street Londyn WIW 6LS Tel.: 087 0774 2800, 020 7291 3900 Fax: 020 7323 2320 polishconsulate.co.uk

Konsulat Generalny w Edynburgu 2 Kinnear Road EH3 5PE Edinburgh SCOTLAND Tel.: 013 1552 0301 Fax: 013 1552 1086 polishconsulate.org

Konsulat Generalny w Manchesterze

14th floor, Rodwell Tower 111 Piccadilly M1 2HY, Manchester Tel.: 016 1245 4130 Faks: 016 1236 8709 manchesterkg.polemb.net

Wydział Promocji Handlu i Inwestycji Ambasady RP w Londynie 15 Devonshire Street Londyn WIG 7AP Tel.: 020 7580 5481 Fax: 020 7323 0195 polishemb-trade.co.uk

12) Which sign might you see next to private land? A - No Vacancies B - Flat to Let C - Admission to ticket holders only D - Trespassers will be prosecuted

Answers: 1 - B, 2 - D, 3 - A, 4 - B, 5 - B, 6 - D, 7 - B, 8 - B, 9 - C, 10 - C, 11 - D, 12 - D. www.bbc.co.uk

Kuchnie świata - Polska

Karnawałowe faworki SKŁADNIKI * 1/2 kg mąki * 5 żółtek * szczypta soli * łyżka spirytusu * pół szklanki kwaśnej śmietany * tłuszcz do smażenia, olej * cukier puder do posypania PRZYGOTOWANIE Mąkę przesiać, dodać żółtka, szczyptę soli, spirytus i śmietanę. Dobrze wyrobić, aby ciasto było mięciutkie i elastyczne. Dobrze zbić wałkiem, by w cieście pojawiły się pęcherzyki powietrza. Ciasto cieniutko rozwałkować, radełkiem wykrajać prostokąty o wymiarach około 12 x 3 cm. Każdy pasek naciąć wzdłuż pośrodku i przewlec przez otwór. Smażyć w gorącym tłuszczu na złoty kolor, osączyć na ręczniczku papierowym. Po wystudzeniu posypać cukrem pudrem. Smacznego!

Ważne adresy

Instytut Kultury Polskiej

Humour Once there were three turtles. One day they decided to go on a picnic. When they got there, they realized they had forgotten the soda. The youngest turtle said he would go home and get it if they wouldn't eat the sandwiches until he got back. A week went by, then a month, finally a year, when the two turtles said: “Oh, come on, let's eat the sandwiches”. Suddenly the little turtle popped up from behind a rock and said: “If you do, I won't go!” *** A man receives a phone call from his doctor. The doctor says: I have some good news and some bad news. The man says: OK, give me the good news first. The doctor says: The good news is, you have 24 hours to live. The man replies: Oh no! If that's the good news, then what's the bad news?

The doctor says: The bad news is, I forgot to call you yesterday. *** One day a student was taking a very difficult essay exam. At the end of the test, the prof asked all the students to put their pencils down and immediately hand in their tests. The young man kept writing furiously, although he was warned that if he did not stop immediately he would be disqualified. He ignored the warning, finished the test 10 minutes later, and went to hand the test to his instructor. The instructor told him he would not take the test. The student asked: Do you know who I am? The prof said: No and I don't care. The student asked again: Are you sure you don't know who I am? The prof again said no. So the student walked over to the pile of tests, placed his in the middle, then threw the papers in the air. “Good” - the student said, and walked out. He passed.

52-53 Poland Street Londyn W1F 7LX Tel.: 020 3206 2004 Fax: 020 7434 0139 polishculture.org.uk

Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny 238-246 King Street Londyn W6 0RF Recepcja: 020 8741 1940 Sekretariat: 020 8742 6411 Fax: 020 8746 3798 posk.org

Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii 240 King Street Hammersmith Londyn W6 0RF Tel.: 020 8741 1606 Fax: 020 8741 5767 zpwb.org.uk

Polska Misja Katolicka w Anglii i Walii 2 Devonia Road, Islington, London N1 8JJ Tel.: 020 7226 3439 Fax: 020 7704 7668 polishcatholicmission.org.uk


23

Nr 2(132) / 17 - 23 January 2012

Ogłoszenia

Zamieść ogłoszenie drobne na www.thepolishobserver.co.uk, a te niekomercyjne ukażą się również w The Polish Observer

UWAGA PRACA! Kręci cię praca w mediach? Chciałbyś spróbować swych sił, jako członek dynamicznego zespołu wydawniczego, takich tygodników, jak „The Polish Observer”, „Ziarul Romanesc” i „AfroNews”? Jeśli znasz język angielski, potrafisz biegle posługiwać się pakietem MS Office, cechują cię bardzo dobre zdolności komunikacyjne i organizacyjne, nie boisz się wyzwań, wyślij swoje CV na adres info@myownmedia.co.uk.

Zostań Konsultantką Oriflame! To przyjemny i prosty sposób na dodatkowe pieniądze i tańsze kosmetyki. Ewa tel: 0790 204 9923, e-mail: ewatok75@googlemail.com, www.ewaoriflame.com

PRACA - zatrudnię

SZUKAM PILNIE PRACY. Posiadam doświadczenie. Pracowalam 5 lat jako cliner. Język angielski komunikatywny. Bristol-yate kontakt: dorota. 0778 4342 221

PRACA - szukam

Poszukujemy kandydatów na stanowisko Promotor. Jeśli znasz angielski, lubisz nowe wyzwania i nie boisz się rozmawiać z ludźmi to właśnie Ciebie szukamy. Zarejestruj się już dziś na www. tomaszdylpr.co.uk/join-the-team/. Praca wieczorami oraz w weekendy. Bardzo pilnie poszukuję 1 lub 2 pań z doświadczeniem do opieki (rano i wieczorem przychodzą pielęgniarki umyć starszą Panią i położyć do łózka) . Opieka w systemie 24h nad starsza Panią w Romsey. Do obowiązków należeć będą: pomoc w higienie osobistej, posprzątanie w domu, pojechanie do sklepu (wymagane prawo jazdy). Proszę dzwonić nawet późnym wieczorem. Wynagrodzenie do uzgodnienia. tel. 0743 5210 456 wolinski1983@yahoo.com Praca w salonie samochodowym w Southamptom. Stawka 280 funtów, pon - pt 8-17, sob 8-12.30 (możliwość większych zarobków w przyszłości). Kandydat musi być samo-zatrudniony. Wymagany komunikatywny angielski, doświadczenie. Start od zaraz. Kandydat otrzyma 4-5-dniowy trening płatny - 35 funtów dzień. tel. 077 928 15679 POSZUKUJĘ NOWYCH KONSULTANTEK FIRMY AVON, jeśli jesteś zainteresowana, masz chwilkę by zarobić dodatkowe pieniążki, zapraszam serdecznie, promocyjne ceny kosmetyków, promocje, dobra jakość oraz świetna zabawa. Preston,okolice, całe Lancashire tel 07516833272 lub fabciaa@interia.pl. Jeśli chciałabyś tylko zamówić kosmetyki, które lubisz zapraszam teraz świetne kosmetyki, promocje, zapraszam serdecznie! Anna Faba, Preston E-mail: fabciaa@interia.pl

Szukam pracy na trenie Manchesteru bądź Stockportu. Podejmę się pracy w fabrykach, na taśmie, przy pakowaniu itp, jak również jako kp w restauracji czy sprzątania w hotelach. Język angielski słaby, choć się dogadam. kamila-czorna2@wp.pl SPRZEDAM 1. SPRZEDAM 18 METRÓW PANELI PODŁOGOWYCH(jasnych) WRAZ Z GĄBKA za 120 funtów 2. SPRZEDAM POCHŁANIACZ (srebrny, używany tylko przez miesiąc wiec jest jak nowy) za 50 funtów 3. SPRZEDAM ŁÓŻKO METALOWE (2 osobowe) bez materaca za 30 funtów. Ceny do uzgodnienie kontakt: 07754409937 (kontakt do godz.17) mieszkanie - wynajmę Pokój JEDNOSOBOWY ALBO DWUOSOBOWY w Bristolu – dzielnica Bedminster. Polska telewizja, internet, miejsce parkingowe. Od zaraz tel. 0774 2334 417

Pomagasz w przeprowadzce? Organizujesz przewozy na lotniska? Wywozisz śmieci? Ogłoś swoje usługi na naszych stronach za jedyne £5 + VAT! Zadzwoń pod nr 0784 606 2331.

Posiadam jednoosobowy pokój do wynajęcia w Leicester, w pobliżu skrzyżowania Hinkley Rd i Fosse Rd. Pokój będzie dostępny od 21 stycznia. Poszukuję osoby spokojnej najlepiej niepalącej. Opłaty 60 funtów za tydzień plus 120 funtów depozytu. Osoby zainteresowane proszę o kontakt na tygodniu po godz. 17, w weekend przez cały dzień. Lokalizacja: Leicester Kontakt: 0750 0865 768 Do wynajęcia pokój dla 1 lub 2 osób na Woolston; 3 łazienki, duża kuchnia, parking, możliwość podłączenia internetu, blisko polskie sklepy (Pod Orłem, Sami Swoi). 360 funtów / miesiąc + depozyt (rachunki wliczone) tel. 07787328019 2-osobowy pokój 100f tygodniowo. 1 os. 85 tydz. Elektryka i gaz wliczone pokoje umeblowane... Możliwość podłączenia polskiej tv i internetu. Malmesbury rd (Shirley) Depozyt 200f do uzgodnienia możliwość spłaty w ratach. tel. 07783294930 NIERUCHOMOŚCI Sprzedam działkę budowlaną 1585m2 z udziałami w drodze. Wspaniałe spokojne miejsce, gdzie spokój sam uspokaja. Działka jest przy samej drodze oraz posiada podciągnięte potrzebne udogodnienia. Cena 90.000,00 zł woj. zachodniopomorskie Polska, kontakt email yinliuan@hotmail.co.uk INNE SZUKAM ludzi chętnych pograć sobie od czasu do czasu w piłkę na hali w Blackburn +44 7584 417071, maxali@wp.pl

Chcesz sprzedać auto? Wynająć pokój? Pozbyć się starej lodówki? Ogłoś to za darmo na naszych stronach! Wyślij sms na numer 0784 606 2331 lub napisz: ads@thepolishobserver.co.uk

Usługi Przewóz osób i przesyłek – Polska – Anglia – Polska. Przewóz osób od £80. Paczki do 25kg za £19. Transport quadów, motocykli oraz samochodów. Dowóz pod wskazany adres, zawsze na czas. Tel. 07958 170819, +48603413769. Czyszczenie dywanów TANIO! (£65 two bedroom flat, £25 pokój) Piotr 077 4222 5713 lub tel. 01202 759458 Bournemouth, Southampton, Salisbury, Dorchester

Ulotki, wizytówki, plakaty, foldery reklamowe oraz strony internetowe. Szybki czas realizacji zamówien. Darmowa wysyłka. Zadzwoń już dziś - 02380 586749 lub napisz ask@tomaszdylpr.co.uk

transport - przeprowadzki Firma Catrina ltd oferuje transport z i do Polski, przeprowadzki. Paczki ANGLIA, SZKOCJA, WALIA i Irlandia Północna z Belfastem. CENA PACZKI DO 30KG - to 20 funtów TO TYLKO 0.66£ ZA KG, codzienny odbiór 3-5 dni roboczych dostarczenie, www.catrinatrans.co.uk tel. 012 37 476 030, 012 37238 086 Profesjonalne czyszczenie wykładzin i dywanów Czyścimy dwustopniowo. 1. Szorowanie na mokro. 2. Odsysanie brudnej wody. Detergenty wysokiej jakości. 7 lat doświadczenia w UK. Ceny przystępne. Southampton i okolice. Tel. 0751 694 8125 przeprowadzki Tanio i solidnie (Blackpool, Blackburn, Bolton, Chorley, Preston, Manchester) Tel.0793 40 99 202 BIURO KSIęGOWE przy stacji metra putney bridge, profesjonalna obsługa i przystępne ceny. Beata tel: 02079985974 lub 07921778865. przewozy na Lotniska Szybko - Tanio - Bezpiecznie. Blackpool, Blackburn, Bolton, Chorley, Preston, Manchester. Gwarantowany profesjonalizm. Kontakt: Roman: 0793 40 99 202 Lotniska i przeprowadzki Doświadczenie i bezpieczeństwo. Samochód sześciosobowy oraz dostawczy . Rejon South Hampshire i West Sussex. tel. 075 18 00 97 85

Redakcja The Polish Observer nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń.

Xmas2011_254x69_TTX_OBSERVER_03700410037_pl.ai 1 05/12/2011 11:03:11

REKLAMA

Jeszcze dłuższe świąteczne rozmowy z najbliższymi!

T-TALK

Międzynarodowe Rozmowy z komórki

Oferta ważna 19.12.11 – 01.01.12

Stałe stawki 24/7 Bez nowej karty SIM

C

M

Y

CM

MY

CY

CMY

K

Polska tel. stacjonarny

2

p

/min

Polska tel. komórkowy

7

p

/min

£2.50 w prezencie do ka¿dego do³adowania £1O Kredyt £5 - Wyślij smsa o treści GADU na 81616 Kredyt £10 + £2.50 GRATIS - Wyślij smsa o treści GADU na 65656 Wybierz 0370 041 0037*, a następnie numer docelowy (np. 0048xxx) i zakończ #. Proszę nie wybierać po numerze docelowym. Więcej informacji i pełny cennik na www.auracall.com/observer

* Koszt połączenia z numerem 0370 to standardowa opłata za połączenie z numerem stacjonarnym w UK, naliczana według aktualnych stawek Twojego operatora; połączenie może być również wliczone w pakiet darmowych minut.

Polska Obsługa Klienta:

020 8497 4622

T&Cs: Ask bill payer’s permission. SMS costs £5 or £10 + standard SMS rate. Promotion of £10 + £2.50 free credit valid from 19/12/2011 to 01/01/2012 and £10 + £1 free credit in other days. Calls billed per minute, include VAT & apply from the moment of connection. The charge is incurred even if the destination number is engaged or the call is not answered, please replace the handset after a short period if your calls are engaged or unanswered. Connection fee varies between 1.5p & 20p (depending on the destination). Calls to 0370 number cost standard rate to a landline and can be used as part of bundled minutes. We will automatically top-up with £5.00 credit if you are a user of the 81616 code or with £10.00+£1 free credit if you are a user of the 65656 code before your calling credit is about to run out. To unsubscribe text AUTOOFF to 81616 or 65656 at any time. Credit expires 90 days from last top-up. Rates are subject to change without prior notice. Prices correct at 05/12/2011. This service is provided by Auracall Ltd.


Nie mogę być w domu

PRZEKAZ PIENIĘŻNY

WESTERN UNION

Szczęśliwa rodzina

£4.90

*

OD

Wybierz sposób, w jaki chcesz wysłać pieniądze:

W placówce

westernunion.co.uk

*Western Union zarabia także na wymianie waluty. Sprawdź warunki przekazu.

0800 833 833 (od £6.90*)

Nazwa i logo Western Union, a tak e zwi zane z ni znaki towarowe i usługowowe, nale ce do Western Union Holdings Inc., zarejestrowane i stosowane w USA oraz wielu innych krajów nie mog by u ywane bez pozwolenia.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.