Tryby. Katolicki miesięcznik studencki. Luty 2011

Page 1

Kraków, nr 2/2011

Dzikie serce „Pamiętniki Adama i Ewy” Wywiad z rektorem PK prof. K. Furtakiem


P a n

I n ż y n i e r

T r y b i k


o d

Prezentem do wydania, które właśnie macie w rękach, jest archiwalny numer Miesięcznika Rodzin Katolickich „Nasza Arka”. W marcowych „Trybach” znajdziecie wywiad z redaktor naczelną „Naszej Arki” dr hab. inż. Joanną Dulińską, prof. PK specjalizującą się w mechanice budowli. Podobno to, co w zakończeniu najbardziej zapada w pamięć, więc dopiero teraz polecam Wam moją ulubioną lekturę. O miłości, ale niebanalnie i tak, jak nikt inny jeszcze nie pisał. Zajrzyjcie koniecznie na ostatnią stronę do fragmentów „Pamiętników Adama i Ewy” Marka Twaina. Po zdanej sesji życzę zaczytania w dobrych rzeczach.

my karty. Autor artykułu przedstawia strategię lobby aborcyjnego. Opierając się na przemówieniach nawróconego aborcjonisty, pisze o fałszowaniu sondaży i danych o podziemiu aborcyjnym, ogłupianiu mediów i przemyślanym planie skłócenia katolików. Na szczęście, na zakończenie przedstawia konkretną alternatywę. Interesująco także w dodatkach uczelnianych. AGH zabiera nas na płetwonurkową wyprawę na rafy koralowe. Prof. Teofil Łabza opowiada studentom UR o zmiennym w czasie podejściu do studiowania, pożyczaniu książek na dwie godziny, życiu bez ksera i bezpośredniości dzisiejszych studentów. A redaktorzy PK przygotowali dla nas artykuł o laureacie Nagrody im. Sługi Bożego Jerzego Ciesielskiego. Zaszczytne wyróżnienie otrzymał bp Stanisław Stefanek.

Ostatnio zimowo i na niebiesko, w tym miesiącu z energiczną pomarańczą – akcentem wyrażającym nadzieję na szybkie przyjście wiosny. Witamy Was i zachęcamy do lektury kolejnego numeru naszego wspólnego miesięcznika studenckiego. Dlaczego u dzikich plemion było lepiej, czego do pełni szczęścia potrzebuje dojrzały facet i kto jest jego największym wrogiem? Przeczytacie o tym w naszym temacie numeru „Dzikie serce”. Uzupełnieniem rozważań o męskości (i jej kryzysie?) będzie marcowa refleksja o feminizmie w wydaniu katolickim. Wywiadu do lutowych „Trybów” udzielił rektor Politechniki Krakowskiej prof. Kazimierz Furtak. Przeczytajcie, a dowiecie się, kogo uważa za inżyniera przez duże „I”. W dziale „pro family” odkrywa-

r e d a k c j i

W imieniu zespołu redakcyjnego

3

Nakład: 5000 egz.

Data zamknięcia numeru: 7 lutego 2011

ul. Warszawska 24, 31-155 Kraków, WIL, p. 331

Adres redakcji:

ks. Rafał Buzała

Asystent kościelny:

Archidiecezji Krakowskiej

Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży

Wydawca:

Karolina Pluta, Wojciech Podlewski (AGH)

Diana Drobniak (UR), Mariola Rząsa (PK),

Korespondencii:

Magdalena Antkowiak Katarzyna Cieślik

Foto:

Katarzyna Cieślik, Marcin Nowak

Okładka:

Julian Wierzchowski

Layout:

Marcin Nowak

DTP:

Radzyński, Stanisław Żbikowski

Mazurkiewicz, Izabela Murzyn, Przemysław

Marta Czarny, Anna Kępiak, Karolina

Zespół redakcyjny:

Agnieszka Całek

Korekta:

Agata Gołda

Sekretarz:

Tomasz Wierzbicki

Zastępca redaktora naczelnego:

Magdalena Guziak-Nowak

Redaktor naczelny:

fot. Marcin Nowak


b16 / j p 2

Dar mamy, dary taty Homilia Benedykta XVI podczas Mszy św. na zakończenie V Światowego Spotkania Rodzin, Walencja, 09.07.2006

Wybrała Anna Kępiak

Nikt z ludzi nie dał sobie życia sam ani też nie zdobył samodzielnie podstawowej wiedzy potrzebnej do życia. Wszyscy otrzymaliśmy od innych życie i jego niezbędne prawdy. Jesteśmy powołani, aby dążyć do doskonałości, połączeni z innymi w komunii miłości. Rodzina, zbudowana na fundamencie nierozerwalnego małżeństwa mężczyzny i kobiety, wyraża ten wymiar relacyjny, synowski i wspólnotowy, jest środowiskiem, w którym człowiek może się narodzić w sposób godny, wzrastać i rozwijać się w pełni. U początków życia każdego człowieka, a więc także w każdym ludzkim ojcostwie i macierzyństwie, jest obecny Bóg Stwórca. Dlatego rodzice winni przyjmować przychodzące na świat dziecko nie tylko jako własne, ale także jako dziecko Boga, który kocha je dla niego samego i powołuje do synostwa Bożego. Więcej: wszelkie przekazywanie życia, wszelkie ojcostwo i macierzyństwo, każda rodzina bierze początek z Boga – Ojca, Syna i Ducha Świętego. Ojciec Estery przekazał jej pamięć o przodkach i o przeszłości narodu, a wraz z nią także pamięć o Bogu, od którego wszyscy pochodzą i któremu wszyscy muszą dać odpowiedź (…) Pamięć o tym Ojcu rzuca światło na najgłębszą tożsamość ludzi: skąd pochodzimy, kim jesteśmy i jak wielka jest nasza godność. Pochodzimy oczy-

List do rodzin „Gratissimam sane”, Rzym, 02.02.1994

wiście od naszych rodziców i jesteśmy ich dziećmi, ale pochodzimy także od Boga, który stworzył nas na swój obraz i powołał, abyśmy byli Jego dziećmi. Dlatego początek każdego ludzkiego istnienia nie jest dziełem ślepego przypadku, ale Bożego zamysłu miłości. Wiara nie jest zatem tylko dziedzictwem kulturowym, ale nieustannym działaniem łaski Boga, który powołuje, i wolności ludzkiej, która to powołanie może przyjąć lub odrzucić. Chociaż nikt nie może odpowiadać za innych, chrześcijańscy rodzice są niewątpliwie powołani, aby dawać wiarygodne świadectwo swojej wiary i chrześcijańskiej nadziei. Muszą zabiegać o to, aby Boże powołanie i Dobra Nowina Chrystusa docierały do ich dzieci w formie jak najbardziej wyrazistej i autentycznej. List Apostolski „Mulieris dignitatem”, Rzym, 15.08.1988

Człowiek - zarówno kobieta, jak mężczyzna - jest jedynym w świecie stworzeniem, którego „Bóg chciał dla niego samego”: jest osobą, jest stanowiącym o sobie podmiotem. Równocześnie człowiek „nie może odnaleźć siebie inaczej, jak poprzez bezinteresowny dar z siebie samego” (…) Takie ujęcie, poniekąd: definicja osoby, odpowiada podstawowej prawdzie biblijnej o stworzeniu człowieka - mężczyzny i kobiety - na obraz i podobieństwo Boże. Nie jest to jednak ujęcie czysto teoretyczne czy abstrakcyjna definicja, równocześnie bowiem w sposób zasadniczy ukazuje ono sens bycia człowiekiem, uwydatniając wartość daru z siebie, daru osobowego.

4

Samo w sobie jest rodzicielstwo potwierdzeniem miłości, pozwala odkrywać za każdym razem jej rozmiar i pierwotną głębię. Nie dzieje się to jednak w sposób automatyczny. Jest zadane obojgu: mężowi i żonie. Stanowi w życiu każdego taką „nowość” i takie bogactwo, że nie można do niego przybliżać się inaczej, jak „na kolanach”.

Stawiajmy na rodzinę Paweł Gierech, Centrum Myśli Jana Pawła II

Zwraca uwagę szczególna troska, jaką obaj Papieże obejmują kwestie rodziny, małżeństwa i rodzicielstwa. Praktyka współczesności często narusza te podstawowe dla człowieka więzi. Promuje się szczęście osiągane jako jednostka, bez patrzenia na wspólnotę. W mediach rodzinę przedstawia się raczej jako źródło patologii niż ostoję człowieka. Rynek pracy zmusza do dramatycznych wyborów – dziecko czy rozwój zawodowy. To problemy realne także u nas. Dziś społeczeństwo polskie, które jeszcze 20 lat temu wydawało się być na nie dość odporne, głęboko dotykają zagrożenia trwałości małżeństw (z dużym wzrostem liczby rozwodów w ostatnich latach). Dotyczy nas kwestia niepokojąco niskiej dzietności, która stanowi już nie tylko problem moralny, ale realnie dotyka perspektyw gospodarczych i socjalnych Polaków, z troską o przyszłe świadczeniami emerytalne i rynek pracy, obarczony potencjalną koniecznością „importu” imigrantów jako pracowników. A przecież „rodzina znajduje się u podstaw wszystkich ludzkich wspólnot, wszystkich społeczności i społeczeństw (…) Jest bowiem wspólnotą najpełniejszą z punktu widzenia więzi międzyludzkiej” (Jan Paweł II, Kielce, 3.06.1991). Pamiętając o tym, stawiajmy na rodzinę! TRYBY nr 2/2011


k o s c i o l . i n f o Rok Kolbiański Senat RP ustanowił rok 2011 Rokiem św. Maksymiliana Marii Kolbego. Znany z wydawania wysokonakładowej prasy katolickiej – „Rycerza Niepokalanej” – i ofiarnej śmierci głodowej w KL Auschwitz, św. Maksymilian należy do grona 108 błogosławionych męczenników, zamordowanych podczas II wojny światowej. W archidiecezji krakowskiej cztery parafie noszą jego imię.

Kościelne statystyki w Internecie Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego SAC uruchomił nową stronę internetową: www.iskk.pl. Analiza badań ilościowych i jakościowych odsłania obraz polskiego katolicyzmu. Obecnie ISKK prowadzi badania m.in.

na temat nastrojów zaangażowanych katolików w Polsce.

Katolicy i muzułmanie Modlili się wspólnie w bazylice oo. franciszkanów. 1 lutego miały miejsce krakowskie obchody XI Dnia Islamu w Kościele katolickim w Polsce. „Na polskiej ziemi mamy dobre tradycje pokojowego współżycia chrześcijan i muzułmanów, i pragniemy je pogłębiać i rozwijać” – podkreślał kard. S. Dziwisz. „Niech Pan sam darzy nas szczęściem, a nasza ziemia niech wyda swój owoc: owoc pokoju”.

Krajowe przygotowania do ŚDM Na warszawskich Bielanach w dniach 25-27 lutego odbędzie się Krajowe Forum Duszpasterstwa Młodzieży. Wezmą w nim udział młodzi

delegaci z polskiej diecezji wraz ze swoimi duszpasterzami. Wśród gości Forum jest kard. Stanisław Ryłko z Watykanu a także Yago de la Cierva, dyrektor wykonawczy Hiszpańskiego Komitetu Organizacyjnego Światowych Dni Młodzieży w Madrycie. Forum to jeden z elementów przygotowania do spotkania młodzieży świata z Benedyktem XVI. Można jeszcze zgłosić chęć udziału w tym wydarzeniu. Forum przygotowuje Krajowe Biuro Organizacyjne Światowych Dni Młodzieży. W programie m.in. konferencje kard. Ryłko na temat „Jan Paweł II i młodzież”. Duchowny nawiąże do historii spotkań Papieża Polaka z młodymi na całym świecie oraz do jego beatyfikacji. Aktualny program można znaleźć na stronie www.madryt2011.pl.

i n ż y n i e r

d u c h a

Inżynier, wychowawca, patriota

W domu Kalinowskich ceniono trzy wartości: wiarę, naukę i patriotyzm. Życie św. Rafała pokazuje, jak należy realizować je w codzienności.

Przemysław R adzyński

Józef (Rafał to jego zakonne imię) po maturze zaczął się uczyć w Instytucie Agronomicznym, jednak przywykłemu do abstrakcyjnego myślenia nie

było łatwo w zakładzie nastawionym na praktyczne wykorzystanie wiedzy. Po dwóch latach studiowania nauk przyrodniczych przeniósł się do Szkoły Inżynierskiej w Petersburgu. Wstąpił wówczas do rosyjskiego wojska. Jego kariera zaczęła się bardzo szybko rozwijać: uzyskał tytuł inżyniera, dostał posadę adiunkta matematyki i mechaniki budowlanej. Awansował na porucznika. Zaczął pracować przy budowie kolei żelaznej Odessa-Kijów-Kursk – wytyczał odcinek trasy na kompletnym bezludziu. Później pracował także przy rozbudowie twierdzy w Brześciu Kujawskim. Gdy wybuchło powstanie styczniowe, wrócił do ojczyzny i objął stanowisko ministra wojny w rządzie powstańczym w rejonie Wilna. Po upadku zrywu został aresztowany przez Rosjan i skazany na katorgę na Syberii. Stał się tam opiekunem zesłańców. Pomagał dzieciom w nauce, udzielał lekcji 5

języka francuskiego i angielskiego, matematyki i mechaniki, katechizował i przygotowywał do I Komunii Świętej. Po zwolnieniu z wygnania, trafił do Paryża, gdzie był osobistym wychowawcą księcia Augusta Czartoryskiego (dziś już błogosławionego). W roku 1877 wstąpił do Zakonu Karmelitów Bosych i przyjął świcenia kapłańskie. Większość swojego zakonnego życia spędził w Czernej koło Krakowa, gdzie był przełożonym i cenionym spowiednikiem – nazywano go nawet „męczennikiem konfesjonału”.

Senat RP w 2007 roku podjął uchwałę w sprawie uznania Świętego za wzór patrioty, oficera, inżyniera, wychowawcy i kapłana-zakonnika.


t e m a t

n u m e r u

Dzikie serce – Jak bezwolne manekiny przestawiane i kopane, gęby pełne wazeliny, oczka stale rozbiegane. Bez godności, bez honoru, zakłamane swoje racje wykrzykuje taki w domu śmiesznym szeptem po kolacji… Gdzie ci mężczyźni? – śpiewała Danuta Rinn.

Magdalena Guziak-Nowak Stanisław Żbikowski

W katalogach mody mężczyźni pozują na „chłopczyków”, nażelowanych Clarków Kentów z przedziałkiem pośrodku czoła. Przemysł kosmetyczny i media kreują faceta na playboya lub człowieka o skłonnościach homoseksualnych. Na ulicy i w tramwaju coraz trudniej odróżnić chłopaka od dziewczyny. Nikogo nie dziwi, że mężczyźni chodzą do solarium, spędzają u fryzjera więcej czasu od kobiet i noszą kosmetyczki rozmiarów damskiej torebki. I choć styl ubierania nie odsłoni nam całej prawdy o człowieku, moda jest odbiciem jakichś głębszych zmian. Czy na naszych oczach dokonuje się transformacja męskiego ideału?

Mężczyzna prawdziwy, czyli jaki? Magda: W byciu męskim nie chodzi o anatomię, ani o zarost, ani o szybki wóz. Męskość to zdecydowanie i konsekwencja. To dążenie do celu, ale nie po trupach. Męskość to determinacja, wewnętrzna odwaga, własne zdanie i dystans do siebie. Mały Książę dorzuciłby do tej listy odpowiedzialność za to, co się „oswoiło”. Kobiety – troskliwość i opiekuńczość. A większość facetów podkreśli, że w dużej mierze chodzi o niezależność, także finansową, bo gdy się stoi na własnych nogach łatwiej być troskliwym i zapewnić

kobiecie poczucie bezpieczeństwa. Męskości nie można przy tym mylić z męstwem – mężne mogą i powinny być również panie, ale męscy – zdecydowanie panowie. Staszek: Do listy cech męskich, „mniej popularnych”, ale równie ważnych dorzuciłbym: pracę nad sobą, podnoszenie poprzeczki nie tylko ciału przez uprawianie sportu, ale też duchowi i częstą spowiedź świętą. Refleksyjność, analizowanie rzeczywistości i swoich działań, konsultowanie swoich pomysłów na życie z Mistrzem.

Wielu młodym mężczyznom radziłem jednak, by zerwali z kobietą, z którą się umawiają, ponieważ uczynili ją całym swoim życiem. Ona w ich wszechświecie była słońcem, wokół którego krążyli. Mężczyźnie potrzebna jest o wiele większa orbita niż kobieta. Jemu potrzeba misji, życiowego celu i musi poznać swoje imię. Dopiero wtedy pasuje do kobiety, dopiero wtedy posiada coś, do czego może ją zaprosić. Nathaniel Hawthorne

ment wejścia w ten okres. Było też wiadomo, kto ma wprowadzić chłopca w kolejny etap – ojciec, silny wojownik albo wódz. Młody chłopak musiał znaleźć skarb, zabić drapieżnika lub zdobyć łup. Mężczyzną był ten, który mógł ochronić kobietę, zdobyć pożywienie i spłodzić dzieci. Dziś nie wiemy, kiedy chłopiec wchodzi w dorosłość i kto miałby mu w tym pomóc. Wielu jest niemowlaków z dowodem osobistym, zdziecinniałych tatusiów o mentalności dziecka. Magda: Ktoś powiedział, że najpierw chłopiec powinien się karmić mlekiem matki, a potem krwią ojca. Kobieta, choćby była najlepszą matką, siostrą, ciocią czy babcią nie nauczy chłopca, jak być mężczyzną. Tego może się nauczyć tylko od innego faceta. Idealnie, gdy jest nim ojciec, który wprowadza go w kolejne etapy życia. Czy to znaczy, że chłopcy wychowani bez dobrego ojca są skazani na niemęskość? Nie, jeśli znajdą wzór, który zechcą naśladować. Może się nim stać wujek, nauczyciel a także ksiądz. Bezkonkurencyjnym przykładem do naśladowania jest sam Bóg – nie stary dziadzio na tronie z dobrotliwym uśmiechem, ale Sędzia, Wojow nik i Pan Zastępów.

Facet uczy się od Mistrza Staszek: U dzikich plemion było lepiej. Miały sprecyzowane pojęcie męskości, a nawet wyznaczony mo6

TRYBY nr 2/2011


t e m a t Jaki ojciec taki syn Staszek: Kryzys męskości to kryzys ojcostwa. A może odwrotnie, bo to z braku wzoru do naśladowania w domu biorą się dalsze problemy. Kim jest dobry ojciec? To przewodnik znający trasę do dorosłości. Ostatecznie każdy chłopak musi stawić jej czoła sam, bo nikt nie przeżyje za niego jego życia, ale w chwili niepewności w yst a rcz y wspomnieć mądrego ojca i zastanowić się, co on zrobiłby na moim miejscu. Dobry ojciec chce dla swego syna tego, co najlepsze, wyjątkowe, pierwszej klasy. Magda: Dlatego nie jest na siłę nowoczesny i na pierwszą randkę nie daje synowi w prezencie prezerwatywy.

Czego pragną mężczyźni Staszek: Dojrzały mężczyzna nie potrzebuje do szczęścia nic więcej, jak tylko miłości kobiety. Wszystko inne już ma. Jest gotowy, by być ojcem i mężem. I chociaż nie wyrośnie na faceta dzięki kobiecie, to pot r z e b uje jej, aby dojrzeć w pełni. grafika:

Magda: Tak samo kobieta – jej piękno rozkwita dopiero w męskich, czułych ramionach. Sprawdza się to najbardziej w przypadku… klauzurowych sióstr zakonnych, które są w nieustannym kontakcie z Ukochanym. – Kurczę, jakie te siostry były piękne, jak im się oczy świeciły… – powiedział kiedyś kleryk po wizycie u żyjących za kratą mniszek.

Gatunek stadny czy samotnik Magda: Wielkim bólem współczesnych mężczyzn jest zniekształcenie obrazu męskiej przyjaźni. Kumple boją się uścisnąć sobie ręce, poklepać po plecach i wyjść razem do pubu, żeby tylko nie przyklejono im etykiety. Może postawione na początku pytanie: Gdzie ci mężczyźni? powinniśmy zastąpić innym: Gdzie się podziały męskie przyjaźnie?

Groźny lew czy pospolity pantoflarz Staszek: Młody lew musi nauczyć się ryczeć, a prawdziwy mężczyzna nazywać swoje uczucia po imieniu, przeżywać je w prawdzie przed samym sobą i innymi. Rykiem lwa dla każdego faceta jest walka o własne „ja”, o to, kim jestem i czego chcę. Czasem trzeba zawalczyć o swoje szczęście, o to, by być naprawdę sobą. Wymaga to odwagi. Ale nawet lew potrafi być czuły i troszczyć się o swój dom, swoje stado. Mężczyzna też ma prawo płakać. Także ze szczęścia. Mężczyzna jest dziki. Ma świadomość samego siebie. Wie, kim jest i dokąd zmierza. Zna swoje dzikie serce i nie stara się zmiękczyć go mydłem pięknych pozorów, manier, które narzuca moda, niemęskie wychowanie czy jego własna próżność. Każdy mężczyzna zna swojego największego wroga – jest nim strach. i obawa przed byciem takim, jak inni. Nieznajomość samego siebie jest największą przeszkodą w wierności samemu sobie. Dlaczego nie znamy swoich najgłębszych pragnień, uczuć? Bo żyjemy

Katarzyna Cieślik

7

n u m e r u

w świecie, w którym o nic nie musimy walczyć, bo wszystko mamy podane na tacy. A mężczyzna bez woli walki i dreszczu emocji staje się pantoflarzem.

* Łatwo jest dziś zapomnieć, kim jest prawdziwy mężczyzna, po co i do czego został stworzony. Można kreować w konsumpcyjnym społeczeństwie wizję faceta jako potencjalnego pacjenta klinik chirurgii plastycznej, napędzać popyt na męskie kremy do twarzy czy odżywki do włosów. Trudno jednak oszukać własną naturę. Dziki lew, nawet wytresowany na salonowego kociaka, nadal pozostaje groźnym zwierzem. Nie będzie szczęśliwy, dopóki znów nie poczuje się wolnym. I w tym cała nasza nadzieja. No, może nie tylko w tym. W końcu to panie mają największy wpływ na nas, mężczyzn. To one w dużej mierze kształtują ideał mężczyzny, bo to one same decydują, kogo wybiorą na towarzysza życia. Czy zwiążą się z niedojrzałym, chłopczykiem o aparycji silikonowego Kena czy z mężczyzną trochę mniej „oswojonym”, ale za to stanowczym i stabilnym jak pień drzewa? Dziewczyny – wszystko w waszych rękach.

Polecamy wam:

DOBRĄ KSIĄŻKĘ – John Eldredge „Dzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy” – są trzy rzeczy, które muszą stać się udziałem każdego faceta, aby poczuł się spełniony. Prawdziwy mężczyzna musi stoczyć walkę, przeżyć przygodę i uratować Piękną. Co to znaczy? Przeczytajcie sami. DOBRE WSPÓLNOTY – bo prawdziwy mężczyzna potrzebuje kontaktu z innymi prawdziwymi mężczyznami. Można ich znaleźć w trzech działających w Krakowie wspólnotach: Mężczyznach św. Józefa, Przymierzu Wojowników i Rycerzach Kolumba. Kliknijcie: www.mezczyzni.net, www.przymierzewojownikow.pl, www.krakow.rycerzekolumba.com.


w

t r y b a c h

h i s t o r i i

Królowie potrzebowali synów, by przedłużyć dynastię. Jednak często właśnie z powodu dziedziczności tronu synowie stawali się obiektami ojcowskiej nienawiści. W prawdziwym mężczyźnie nie było miejsca na uczucia, nawet do własnych dzieci.

Marta Czarny

Posiadanie synów boleśnie przypominało o królewskiej śmiertelności. Tak też było z Fryderykiem Wilhelmem I – nieokrzesanym, otyłym świętoszkiem, władającym XVIII-wiecznymi Prusami – który zdawał się wyjątkowo nie znosić swojego najstarszego syna, Fryderyka. Książę od dnia swych narodzin nie musiał robić wiele, by zacząć irytować monarchę. Delikatny i chorowity, młody Fryderyk nie odpowiadał wyobrażeniom przyszłego króla Prus. Fryderyk Wilhelm wpadał jak burza do sypialni chłopców, niemiłosiernie syna poszturchując i popychając, jakby był jakimś dziwacznym stworem. W miarę dorastania chłopca traktowano coraz gorzej. Przekonany, że „wszyscy wykształceni ludzie to głupcy”, król nienawidził sztuki, literatury i nauki. Młody Fryderyk miał nieszczęście posiadać naturalną skłonność do rzeczy, które ojciec miał w największej pogardzie. Był przez króla regularnie bity, dręczony i doprowadzany do łez, co powodowało, że w jego obecności trząsł się ze strachu. Siostra i bratnia dusza Fryderyka, Wilhelmina, często była świadkiem takiego traktowania. „Król nie mógł znieść mojego brata” – wspominała. „Znęcał się nad nim zawsze, gdy tylko zatrzymał na nim wzrok. Z tego powodu Fryderyk odczuwał przed nim obsesyjny lęk, nawet wówczas, gdy osiągnął wiek świadomy”.

Postanowiwszy wykorzenić wszys-tkie kulturalne zainteresowania syna, król Fryderyk Wilhelm wprowadził spartański reżim, by zrobić z chłopaka okrutnego i wrogiego ludziom tyrana. Nauczanie młodego Fryderyka muzyki czy literatury karane było śmiercią. Ojciec wybuchał, widząc każde rzekomo „wymuskane” zachowanie syna. Raz pobił go niemiłosiernie za to, że użył srebrnego widelca o trzech zębach zamiast stalowego o dwóch. Niemal wszystko, co książę czynił wywoływało gwałtowną złość ojca. Stosunki pomiędzy nimi uległy takiemu pogorszeniu, że Fryderyk napisał do króla, błagając go o odrobinę zrozumienia. Otrzymał odpowiedź, w której zwracano się doń „serdecznie” w trzeciej osobie. „Książę okazuje krnąbrną i złą postawę, nie kocha też swojego ojca”, napisał król. „Syn miłujący ojca wykonuje jego wolę nie tylko w jego obecności, lecz także wówczas, gdy nie jest widziany. Wie doskonale, że nie znoszę zniewieściałego chłopca, który pozbawiony jest wszelkich cech mężczyzny, nie potrafi jeździć konno ani strzelać... Jedyną przyjemność znajduje w bujaniu w obłokach i podążaniu za własnymi myślami. Oto moja odpowiedź”.

Postanowiwszy wykorzenić wszystkie kulturalne zainteresowania syna, król Fryderyk Wilhelm wprowadził spartański reżim, by zrobić z chłopaka okrutnego i wrogiego ludziom tyrana. Król Fryderyk Wilhelm bał się coraz bardziej, że istnieje spisek na 88

grafika: Katarzyna Cieślik

Brak czułości oznaką męskości (?)

jego życie. Raz nawet oskarżył księcia, w obecności pół tuzina pruskich oficerów, że syn chce go zabić – nie otwarcie jednak, ponieważ „jest na to zbyt tchórzliwy”, lecz wbijając mu nóż w plecy. Innym razem kilkakrotnie uderzył kulącego się ze strachu syna, mówiąc z pogardą: „Nie wytrzymałbym, gdyby mnie tak ojciec traktował. Ten nie ma jednak czci i wszystko znosi”. Aby uciec przed brutalnym traktowaniem Fryderyk postanowił schronić się na dworze swojego kuzyna, króla Anglii Jerzego II. Jednak plan jego został odkryty, a książę aresztowany i osadzony w najpodlejszym więzieniu. Król rozkazał postawić Fryderyka i jego przyjaciela Hansa von Kattkego, przed sądem wojskowym. Trybunał odmówił osądzenia Fryderyka, uznając jego sprawę za rzecz rodzinną. Niezadowolony z werdyktu król poszukał własnej zemsty. Von Kattke został ścięty, Fryderyk zaś zmuszony do przyglądania się egzekucji. Po tym wydarzeniu Fryderyk musiał spokojnie czekać na śmierć króla. W roku 1740 dwudziestoośmioletni Fryderyk objął tron. Miał dać się poznać światu jako Fryderyk Wielki – poeta, muzyk i genialny wódz, który przygotował grunt pod cesarstwo niemieckie. Oprac. na podstawie Michael Farquhar „Królewskie skandale”.

TRYBY nr 2/2011


p y t a n i a

Nieostatnie namaszczenie Sakrament chorych często wzbudza strach, bo traktowany jest jako „ostatnie namaszczenie”. W  rzeczywistości ma on przynosić ulgę w cierpieniu i jego zrozumienie.

Przemysław R adzyński

Kiedy Kościół czci Najświętszą Maryję Pannę z Lourdes, obchodzimy także Światowy Dzień Chorego. 11 lutego w wielu kościołach jest udzielany sakrament namaszczenia chorych. Obrzęd ten powszechnie kojarzy się z salą szpitalną i łóżkiem chorego. I jest to skojarzenie słuszne, o ile chorego nie utożsamiamy z umierającym. To wypaczenie skutkuje strachem przed tym działaniem kapłanów, bo traktuje się je jako ostatnie namaszczenie, a księdza przychodzącego do chorego, jako zwiastuna niechybnej śmierci. O takich przypadkach wspomina ks. dr Jan Klimek, kapelan Szpitala Specjalistycznego im. dr. J. Babińskiego w Krakowie: – Pewna osoba mówiła mi na ucho przy łóżku ojca: „Niech ksiądz odejdzie. Gdybyśmy chcieli się pozbyć taty, to byśmy go tutaj nie przywieźli. On jeszcze będzie żył. Niech ksiądz szuka innych ofiar choroby!”

sakramentu upatruje się w obrazie przedstawionym przez ewangelistę św. Marka. Opisując moment, jak Jezus rozsyła Apostołów, wskazuje też na szczególne cuda, jakie temu towarzyszyły: „Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali” (Mk 6, 13). Inne odniesienie dla sakramentu chorych znajduje się w Liście św. Jakuba: „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone” (Jk 5, 1415).

Sakrament chorych to nie tylko szczególna „przyczyna sprawcza” Bożej łaski, ale to też niezwykły „ostateczny skutek” właściwego wychowania religijnego i życia wiarą w rodzinie.

Modlitwa ratunkiem chorego

Sakramentu namaszczenia chorych udziela się osobom, które są w niebezpieczeństwie śmierci powodowanej chorobą lub starością. Dlatego przed poważniejszymi zabiegami chirurgicznymi nawet młody człowiek może poprosić kapelana w szpitalu o tę posługę. Chorego namaszcza się olejem roślinnym, najczęściej pobłogosławionym przez biskupa w czasie Mszy Krzyżma Świętego w Wielki Czwartek. W Kościele rzymsko-katolickim znak krzyża kreśli się na głowie (aby człowiek dostrzegł sens swojej choroby) i dłoniach (aby był zdolny do dźwigania cierpienia).

Duchowa i fizyczna ulga Namaszczenie chorych należy do sakramentów powtarzalnych, czyli takich, które możemy przyjmować wielokrotnie w ciągu życia. To znaczy w kolejnych ciężkich chorobach albo w przypadku ludzi w podeszłym wieku lub w długotrwałej chorobie, gdy ich stan się pogarsza. Przykładem może być Jan Paweł II, który kilka razy jako papież był namaszczany olejem chorych (np. po zamachu w maju 1981 r. i tuż przed śmiercią). – Ci, którzy umierają namaszczeni, odchodzą na ogół otoczeni rodziną i w atmosferze modlitwy. Sakrament chorych to nie tylko szczególna „przyczyna sprawcza” Bożej łaski, ale to też niezwykły „ostateczny skutek” właściwego wychowania religijnego i życia wiarą w rodzinie – zauważa ks. Klimek. – Sakrament chorych zawsze niesie duchowy pokój. Po namaszczeniu pacjenci często czują się lepiej i zdają się mniej cierpieć. Często mówią mi o tym pielęgniarki.

grafika: Marcin Nowak

Zasadniczo ostatnim sakramentem dla człowieka wierzącego jest wiatyk, czyli Komunia Święta przyjmowana jako pokarm na drogę do wieczności. Błędem związanym z namaszczeniem chorych jest odkładanie go „na ostatnią chwilę”. Wtedy może być już za późno, gdyż wszystkie sakramenty są tylko dla żywych – zmarłym się ich nie udziela. Ewangelie wspominają wiele uzdrowień, których dokonywał Jezus. Tym działaniom zawsze towarzyszyło wyznanie wiary. Początków

( n i e ) z a d a n e

9


p r o

f a m i l y

Dwie strategie Nóżki dziecka

Nie da się dziś bronić życia bez przemyślanego planu. Swoją strategię mają ci, którzy życia nie szanują. Na szczęście obrońcy życia nie śpią.

Antoni Zięba –

prezes

od poczęcia

Polskiego fot. Magdalena Antkowiak

dr inż.

ok. 11 tygodnia

Stowarzyszenia Obrońców Życia Czło wieka

Strategia obrońców życia człowieka a strategia zwolenników legalizacji aborcji to nieustanna walka między dwoma zupełnie różnymi systemami wartości, a może raczej – walka wartości z antywartościami. Warto po inżyniersku przyjrzeć się temu, jak działają obrońcy życia, a na czym opiera się środowisko proaborcyjne. Takie zestawienie można sporządzić w oparciu o wypowiedzi dwóch amerykańskich lekarzy: dr. med. Johna Willkego – obrońcy życia, przewodniczącego międzynarodowej organizacji International Right to Life Federation oraz dr. med. Bernarda Nathansona – ginekologa, położnika. Dziś Nathanson jest obrońcą życia, ale w 1968 r. założył organizację NARAL, która w ciągu pięciu lat doprowadziła do legalizacji aborcji w USA, bez żadnych ograniczeń, do ukończenia 9. miesiąca życia dziecka w łonie matki.

„Zaplanowana zagłada” Dr Nathanson przeżył nawrócenie. W 1982 r. wygłosił w Irlandii słynne przemówienie pt. „Śmiertelne oszustwo, zaplanowana zagłada”, w którym zdemaskował strategię grup proaborcyjnych. Metody, które przedstawił, są stosowane na całym świecie. Przytoczone fragmenty to wypowiedzi lekarza.

Fałszowanie sondaży „W 1968 roku wiedzieliśmy, że uczciwe przeprowadzenie wśród Ame-

rykanów ankiety na temat przerywania ciąży oznaczałoby dla nas druzgocącą klęskę. Zdecydowaliśmy się więc działać inaczej: posługując się środkami masowego przekazu, rozpowszechnialiśmy wyniki przeprowadzonych przez nas rzekomo ankiet, twierdząc, że 50 lub 60 proc. Amerykanów chce legalizacji przerywania ciąży. Była to niezwykle skuteczna taktyka samospełniających się proroctw: gdyby dostatecznie długo wmawiać amerykańskiej opinii publicznej, że wszyscy są za legalizacją aborcji, większość nabrałaby przekonania o słuszności takiego poglądu. Niewielu ludzi bowiem lubi należeć do mniejszości.

Fałszywe dane o podziemiu aborcyjnym „Wiedzieliśmy również, że jeśli dostatecznie udramatyzujemy sytuację, wzbudzimy dość sympatii, aby sprzedać nasz program legalizacji sztucznych poronień. Dlatego sfałszowaliśmy dane na temat nielegalnych zabiegów przerywania ciąży wykonywanych każdego roku w USA. Mass mediom i opinii publicznej przekazywaliśmy informację, że rocznie przeprowadza się w Stanach około miliona aborcji, chociaż wiedzieliśmy, że naprawdę jest ich około 100 tysięcy. Podczas nielegalnych zabiegów umierało rocznie 200–250 kobiet, ale stale powtarza10

liśmy, że śmiertelność jest znacznie wyższa i wynosi 10 tysięcy rocznie.

Tzw. „karta katolicka” „Najważniejszą i najskuteczniejszą z taktyk, które stosowaliśmy podczas naszej działalności w latach 1968– 1973, była tzw. „karta katolicka” (…) Unikaliśmy jednak tego, aby wszystkich katolików traktować jednakowo. Zdawaliśmy sobie sprawę, że taka postawa poważnie by nam zaszkodziła. Potrzebowaliśmy pewnego wsparcia ze strony tych, których nazywaliśmy „oświeconymi katolikami”. Zamiast tego posługiwaliśmy się zbiorowym pojęciem hierarchii kościelnej, wystarczająco niejasnym, by przekonać wszystkich liberalnych intelektualistów, przeciwników wojny i środki masowego przekazu, że to właśnie Kościół winien jest powstaniu oporu przeciw legalizacji aborcji (...) Oddzielaliśmy katolickich „intelektualistów”, środowiska postępowe i liberalne od hierarchów i wbiliśmy klin w katolicki opór przeciw sztucznym poronieniom. Powołując się na sfałszowane ankiety twierdziliśmy, że większość katolików opowiada się za reformą ustawy. Jakie było znaczenie organizowanej przez nas nagonki? Przede wszystkim przekonała ona media, że każdy, kto był przeciw dopuszczalności aborcji, musiał być katolikiem lub ulegać TRYBY nr 2/2011


p r o silnemu wpływowi hierarchii kościelnej. Rozpowszechniliśmy przekonanie, że katolicy, którzy są zwolennikami legalizacji aborcji, to intelektualiści, światli, postępowi ludzie. Chodziło nam o to, aby za pośrednictwem mediów przekonać społeczeństwo, że nie ma grup niekatolickich, które byłyby przeciw przerywaniu ciąży. (...) Grup niekatolickich, które w sposób zdecydowany wypowiadały się przeciw przerywaniu ciąży, było bardzo wiele. Nigdy jednak nie dopuściliśmy do tego, by opublikowano ich listę i zapobiegaliśmy pojawieniu się przypuszczenia, że może istnieć inna opozycja niż katolicka”.

Zatajone dowody i zawładnięte media „Oprócz karty katolickiej stosowaliśmy jeszcze dwie kluczowe metody w propagandzie na rzecz aborcji: ukrywanie wszystkich dowodów naukowych na to, że życie zaczyna się od poczęcia, i zawładnięcie środkami masowego przekazu. Pierwsza z tych metod polegała na konsekwentnym przeczeniu dowiedzionemu naukowo faktowi, że życie zaczyna się w chwili poczęcia. Utrzymywaliśmy, że stwierdzenie, kiedy zaczyna się życie człowieka, jest problemem teologicznym, prawnym, etycznym, filozoficznym, ale na pewno nie naukowym. Takie działanie jest nadal jedną z ulubionych taktyk grup proaborcyjnych, twierdzących, że naukowcy nie są w stanie zdefiniować momentu, w którym rozpoczyna się istnienie człowieka. Taki pogląd jest śmieszny i absurdalny (…). Jako naukowiec wiem, nie sądzę, lecz wiem, że życie człowieka zaczyna się od poczęcia”. Dr Nathanson w swoim przemówieniu nie rozwinął szerzej problematyki mediów. Dodam zatem od siebie, że większość mediów, nagłaśniając kłamstwa aborcjonistów oraz nie demaskując ich manipulacji, świadomie lub nieświadomie współtworzy cywilizację śmierci.

Jest alternatywa Od dziesięcioleci dr Willke prezentuje na całym świecie swój plan przeciwdziałania zabijaniu poczętych dzieci. Zawarł go w czterech punktach. Tyle wystarczy.

Modlitwa Dr Willke słusznie uznał, jako człowiek wierzący, pierwszorzędną, fundamentalną rolę modlitwy w obronie życia człowieka. To ona powinna być na początku wszelkich działań służących życiu i je nieustannie wspierać. w poprzednim numerze przytaczaliśmy słowa Jana Pawła II wzywające do modlitwy. Słowa z Kalwarii Zebrzydowskiej (1979 r.), że jego najważniejszym orędziem jest wezwanie do modlitwy. Papież zainspirował grupę krakowskich katolików świeckich do zorganizowania ogólnopolskiej Krucjaty Modlitwy w Obronie Poczętych Dzieci. Rozpoczęta 31 lat temu, trwa do dziś. Od początku stawiała sobie dwa cele: rozbudzenie wrażliwości Polaków na los nienarodzonych dzieci i doprowadzenie do anulowania ustawy o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, by zastąpić ją prawem chroniącym życie dziecka od poczęcia. Udało się. 7 stycznia 1993 r. Sejm RP anulował zbrodniczą aborcyjną ustawę i wprowadził ustawę chroniącą życie nienarodzonych (niestety z trzema wyjątkami). Polska jest pierwszym krajem na świecie, który w demokratycznych warunkach dokonał tego cywilizacyjnego zwrotu.

Uczenie się Nasze zaangażowanie w dzieło obrony życia powinno być mądre, oparte na argumentach, które przynosi nam rozwój nauk: medycznych, historycznych, prawnych czy demograficznych. Rzetelne informacje można zdobyć, czytając regularnie prasę katolicką, opracowania i książki wydawane przez obrońców życia. Dr Wilke ostrzegał przed publikacjami, które, choć podpisane przez profesorów, mijają się z prawdą. 11

f a m i l y

Świadomie podejmowany trud zdobywania prawdziwych informacji, ciągłej aktualizacji naszej wiedzy, jest szczególnie ważny w sytuacji, w której większość mediów zamiast informacji, szerzy dezinformację. Zapraszam na stronę www.pro-life.pl.

Uczyć innych Postulat „uczyć innych” dr Wilke kieruje szczególnie do ludzi mediów, do ludzi związanych z systemem edukacji, ale też do wspólnot religijnych i zwykłych obywateli. Uczyć innych to zawsze i w każdej sytuacji głosić prawdę, że nie wolno zabijać niewinnych i bezbronnych ludzi – poczętych dzieci. Uczyć innych to demaskować metody działań zwolenników aborcji i promować działania służące życiu. To przekazywać prawdę o początku życia człowieka, jego rozwoju przed narodzeniem, prawdę o okrucieństwie ukrytym pod słowem aborcja. Uczyć innych trzeba na skalę lokalną i globalnie. Uczyć ma prasa, radio, telewizja kablowa, ale też szkoła, uczelnia i parafia.

Pomagać W dziele obrony życia nie może zabraknąć konkretnej, także materialnej, pomocy świadczonej samotnym matkom czy rodzinom wielodzietnym. Każdy lekarz, nie tylko ginekolog i położnik, powinien znać działające w pobliżu instytucje, organizacje społeczne, telefony zaufania, które świadczą pomoc w kryzysowych sytuacjach. Ponadto „pomagać” w dziele obrony życia w sensie materialnym nie może ograniczać się tylko do pomocy samotnym matkom i ubogim rodzinom. Pomocy potrzebują także organizacje broniące życia. Kościł katolicki nie tylko naucza, ale świadczy konkretną pomoc: prowadzi domy samotnych matek i organizuje okna życia. Szczegółowe informacje w duszpasterstwach rodzin, kurii biskupich na terenie całego kraju oraz w Jasnogórskim Telefonie Zaufania (34) 365 22 55 (czynny w godzinach 20-24).


r o z m o w a

z  c h a r a k t e r e m

Inżynier przez duże „I” O tym, kim jest inżynier przez duże „I”, dlaczego warto studiować na studiach technicznych, jak zaplanować swoją karierę zawodową oraz dlaczego przedmioty humanistyczne na politechnice są potrzebne z JM Rektorem Politechniki Krakowskiej prof. dr. hab. inż. Kazimierzem Furtakiem rozmawia Izabela J. Murzyn. Dlaczego warto studiować na uczelniach technicznych? – Na studiach technicznych warto studiować z bardzo wielu powodów. Studia techniczne kształcą bardzo szeroko i ściśle. Absolwenci tego rodzaju kierunków nie mają kłopotu z podejmowaniem pracy w swoim wyuczonym zawodzie, w zawodach pokrewnych, a nawet w zawodach bardzo dalekich. Dzieje się tak dlatego, że potrafią bardzo analitycznie myśleć. To jest pierwszy powód. Drugi jest taki, że po studiach technicznych nie ma problemów ze znalezieniem pracy. Mało tego, zdarza się, że uczelnia ma kłopoty ze studentami, którzy robią pracę dyplomową, bo już są rozchwytywani przez różne firmy, pracują, przez co bardzo się opóźniają z realizacją pracy dyplomowej. Trzeci powód jest taki, że inżynierowie pozostawiają po sobie dzieła. Można później, jak już się jest w takim wieku jak ja, wziąć wnuki i pokazać: popatrzcie, tutaj dziadek ma swój udział. Po inżynierach coś pozostaje. To tylko trzy powody, by wybrać studia techniczne, a jest ich dużo więcej. Kim jest inżynier? Czy nie jest tak, że w obecnych czasach, w których styl pracy został zdominowany przez „korporacyjne” podejście do człowieka, zatraciliśmy sens tego zawodu? – Nie, my tylko inaczej funkcjonujemy. Wszystko się rozwija, również

metody i organizacja pracy. Inżynier jako osoba wiodąca w zespole będzie zawsze potrzebny. Może tylko czasami trzeba rozróżnić inżyniera przez duże „I” oraz inżyniera, który wykonuje normalną, codzienną pracę. Jeżeli mówimy o tym inżynierze przez duże „I”, on będzie zawsze bardzo potrzebny. Ktoś musi zespołem dowodzić, ktoś musi nadać mu kierunek, ktoś musi mieć wizję – od samego początku do samego końca tworzonego dzieła. To może mieć tylko jedna osoba. Oczywiście, ma ona do współpracy innych inżynierów i nie tylko. Sens pracy inżyniera – jako twórcy – na pewno nie zaginie, nawet przy naciskach podejścia korporacyjnego.

Inżynierowie pozostawiają po sobie dzieła. Można później, jak już się jest w takim wieku jak ja, wziąć wnuki i pokazać: popatrzcie, tutaj dziadek ma swój udział. W programie studiów technicznych są przedmioty humanistyczne. Czy jest to dobry pomysł? – To jest bardzo dobry pomysł! Funkcjonowanie w zawodzie inżyniera wygląda teraz zupełnie inaczej. Co jest w tej chwili ważne? Ważna jest interdyscyplinarność, komunikatywność. Ważne są umiejętności miękkie. Praca z ludźmi, umiejętność negocjacji, rozmowy. Tego nie da się wyuczyć na przedmiotach tylko technicznych. Trudno sobie wyobrazić współczesnego inżyniera, który nie umie współpracować, negocjować, dyskutować. Przedmioty humanistyczne uczą takich rzeczy. Oczywiście, tak jak do 12 12

wszystkiego, trzeba mieć do nich talent, ale teraz – tak jak w sporcie, tak i w inżynierii, tak i w życiu zawodowym – sam talent nie wystarcza. Musi być on poparty pracą. W tym przypadku „pracą” są przedmioty humanistyczne. W jaki sposób Politechnika Krakowska pomaga swoim absolwentom zaistnieć na rynku pracy? – Już od wielu lat działa Biuro Karier, które kojarzy przedsiębiorców ze studentami. Współpracuje z blisko 500 firmami. Studenci się tam zgłaszają, przedstawiają swoje kwalifikacje oraz pytają o oferty pracy najbardziej im odpowiadające, ale to by było za proste i za mało. Pracodawcy składają w Biurze Karier oferty pracy, staży i praktyk. Badane są również losy naszych absolwentów – po pół roku, po trzech, po pięciu latach od momentu skończenia studiów. Interesuje nas, co się z nimi dzieje. Dzięki temu mamy dobre rozeznanie chłonności rynku. Wiemy również, co im się ze studiów przydało, a co nie. Są to materiały potrzebne do korekty programów studiów. Nasi absolwenci mogą korzystać z pomocy Biura Karier w okresie szukania pracy, ale również i później, kiedy już są aktywni zawodowo. Z drugiej strony, mamy Stowarzyszenie Wychowanków PK, które zrzesza naszych absolwentów i jest bardzo dobrą płaszczyzną wymiany informacji, myśli, doświadczeń. Co najmniej trzy razy w roku członkowie Stowarzyszenia Wychowanków spotykają się z władzami uczelni. To daje możliwość nie tylko bezpośredniego kontaktu, ale również przekazywania informacji, które służą uczelni do ewentualnej korekty programów studiów i sposobu nauczania. Do końca ubiegłego roku, zgodnie z założeniami Deklaracji Bolońskiej, miał być utworzony Europejski Obszar Szkolnictwa Wyższego. w jaki sposób zasady studiowania na PK zostały dostosowane do funkcjonowania według jego założeń? TRYBY nr 2/2011


– Dla nas to nie jest nic nowego. Tak jak w tej chwili przejechać z Polski na Zachód – czasem nawet się nie zauważa, gdzie przebiega granica. Po prostu my byliśmy w europejskiej przestrzeni edukacyjnej już od dawna. Mało tego, mamy odpowiednie jednostki na uczelni, które zajmują się tego typu sprawami. Nie od dzisiaj, nie od wczoraj, tylko od ładnych kilku lat. To po pierwsze. Po drugie, potrzebę podróżowania w celach edukacyjnych rozumieją sami studenci. Coraz więcej z nich wyjeżdża. W ciągu ostatnich dwóch lat nastąpił wzrost liczby studentów wyjeżdżających na uczelnie zagraniczne o 30%. Są to wyjazdy w ramach programu Erasmus, w ramach umów bilateralnych między naszą uczelnią i ośrodkami naukowo-dydaktycznymi z całego świata, innych szerszych porozumień. Z niektórymi uczelniami mamy także wspólne dyplomowanie. To trwa już 10 lat, a nawet i dłużej. Dlatego powiedziałem, że my tego nawet nie zauważamy, bo od dawna to robimy. Co więcej, cieszymy się dobrą renomą za granicą. Jesteśmy lepsi od średniej krajowej o ponad 70%, jeżeli chodzi o liczbę studentów przyjeżdżających z innych uczelni do nas. Mamy u siebie od 25 lat Międzynarodowe Centrum Kształcenia, które w tym roku ma ponad 100 słuchaczy. Słuchacze są z różnych krajów europejskich, z Bliskiego Wschodu, z Afryki i Azji. Centrum przygotowuje obcokrajowców do studiowania w Polsce. To kolejny element umiędzynarodowienia studiów i obecności Politechniki w międzynarodowej przestrzeni edukacyjnej. Teraz w Polsce zyskuje to formalne ramy, a nam było bliskie od dawna. W trosce o rozwój naszych studentów – zarówno zagranicznych jak i polskich – stworzyliśmy Międzynarodowy Ośrodek Kultury Studentów PK. Spotykają się w nim, dzielą się doświadczeniami i wiedzą, reprezentanci różnych kultur, religii, czasem z bardzo odmiennych światów.

z  c h a r a k t e r e m

fot. Archiwum PK

r o z m o w a

Prof. dr hab. inż. Kazimierz Furtak – od 2008 r. rektor Politechniki Krakowskiej. W pracy naukowej zajmował się m.in . zagadnieniami związanymi z obiektami mostowymi oraz budownictwem podziemnym. Uczestniczył w projektowaniu pierwszego, długiego tunelu w Polsce. Jest laureatem wielu nagród ministra edukacji narodowej oraz ministra nauki, szkolnictwa wyższego. Został odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a za osiągnięcia dydaktyczne otrzymał Medal Komisji Edukacji Narodowej. Jest członkiem komisji nadzorującej budowę Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się!” w Krakowie.

Jakiej rady udzieliłby Pan Rektor młodemu absolwentowi Politechniki, który właśnie zaczyna swoją działalność zawodową? – Po pierwsze niech nie uważa, że na studiach się wszystkiego nauczył. Z drugiej strony nie może się załamywać tym, że jego starsi koledzy-praktycy są od niego dużo lepsi. Bo on z czasem też będzie dobrym specjalistą. Niech pamięta, że stan wiedzy w każdej dziedzinie nauki bardzo szybko się zmienia. W związku z tym prawdziwi inżynierowie są skazani na naukę przez całe życie. Powinien sobie wpoić już na samym początku taką myśl – musi szukać różnych form samodoskonalenia: studiów podyplomowych, kursów, szkoleń. Wiele – jak na 13 13

naszej uczelni – współfinansuje Unia Europejska. Założenie, że to, czego się do tej pory nauczył wystarczy mu do końca działalności zawodowej, może okazać się największym błędem w zawodowym życiu. Progresywny, systematyczny rozwój jest podstawą sukcesu. – Tak jest. W niektórych obszarach wiedza już po pięciu latach jest nieaktualna. Zmieniają się technologie, materiały, prawo. Trzeba to wszystko poznawać. Jest to niemożliwe do osiągnięcia bez uczestnictwa w podyplomowych formach kształcenia, o których wspomniałem wcześniej.


p a r k

K atarzyna Cieślik, Marta Czarny

„Rozpal mnie tchnieniem swoich ust, rozpal mnie biciem Twego serca…” Nie brzmi jak tekst chrześcijańskiej piosenki, prawda? A jednak nie jedno zdanie jeszcze nas zaskoczy. Wyjdźmy ze stereotypu muzyki chrześcijańskiej postrzeganej jako zimne dźwięki organów wypełniające ciemne kąty katedr. Chrześcijańska muzyka już dawno rozbrzmiewa także poza kościołami. Również organy przestały być jedynym godnym narzędziem uwielbienia Pana. Forma sztywnych dźwięków pękała powoli, na scenę za-

„Wszystko, co kocham” Agnieszka Całek

Cygan dla towarzystwa dał się powiesić, ja ostatnio dla towarzystwa chodzę do kina. Niedawno byłam z przyjaciółką na filmie „Wszystko, co kocham”. Tytuł nie bardzo mnie przekonywał, ale w końcu nie dla walorów artystycznych dzieła wybrałam się do kina. Byłam jednak bardzo mile zaskoczona, bo film okazał się prawdziwą ucztą dla kinomana. Akcja obejmuje czas przed, po i w trakcie stanu wojennego. Losy bohaterów przeplatają się z wydarzeniami trudnymi dla Polski. Niemniej nie jest to zwykłe odtworzenie faktów historycznych, to raczej obraz świata widziany oczyma różnych ludzi. Znajdziemy tam zbuntowanych chłopaków, konformistów, działaczy „Solidarności” i członków partii. Świat bohaterów nie jest czarno-biały, to raczej tygiel, w którym dostrzec można, jaka

częły wchodzić ostre brzmienia gitar elektrycznych, rytm perkusji i mocny wokal, dając nam koncerty jakich mało. Dlaczego nie chwalić Pana każdą nutą, każdym dźwiękiem wychodzącym z krtani, siłą płuc, a przede wszystkim rozpalonym sercem? Taka moc drzemie… w habicie franciszkańskim. Fioretti to jeden z niewielu zespołów złożonych z zakonników,

którzy jako idealną formę uwielbienia wybrali właśnie muzykę. Odtwarzając ich płytę spotkasz się zarówno z energicznymi rockowymi dźwiękami jak i spokojnymi utworami wprowadzającymi w owocne chwile refleksji. Będąc na ich koncercie poczujesz niebo na ziemi i staniesz się lepszym człowiekiem. I nie są to puste słowa – ta muzyka naprawdę czyni cuda.

fascynująca różnorodność tkwi w ludziach. Interesującym wątkiem filmu jest też starość, przemijanie i śmierć, to, jak mimo jej nieuchronności, zawsze jesteśmy na nią niegotowi. Dodatkowym atutem filmu jest doskonała rola Andrzeja Chyry, który gra oficera marynarki wojennej – ojca jednego z głównych bohaterów. Znajdzie się też coś dla miłośników muzyki filmowej, która we „Wszystko, co kocham” naprawdę porusza. Film gorąco polecam dla fabuły, aktorów, oryginalnego ujęcia tematu,

a także dla towarzystwa, oczywiście, bo dobrych filmów nie wolno zachowywać tylko dla siebie. „Wszystko, co kocham” Reżyseria: Jacek Borcuch Muzyka: Daniel Bloom Zdjęcia: Michał Englert Gatunek: dramat obyczajowy

fot. Katarzyna Cieślik

Muzyka jak modlitwa

Materiały producenckie

h y d e

Myśl miesiąca

„Niech Twoje życie będzie wykrzyknikiem, nie znakiem zapytania.” H. Jackson Brown, Jr. 14

TRYBY nr 2/2011


i d ź ż e ,

Nie ma jak w WAJu

z r ó b ż e

na. Na pewno nie można też przegapić darmowej nauki języka hiszpańskiego. Wszyscy, którzy bardzo chcą pomagać innym z pewnością dołączą się do grupy wolontariatu po to, by z kanapką iść do bezdomnych na dworcu.

fot. Archiwum WAJ

Pasterz

W Krakowie aż roi się od miejsc do modlitwy, kościołów i kaplic, ale już nie tak wiele jest miejsc, gdzie, oprócz modlitwy, możemy się poczuć jak w swoim domu.

Tomasz Wierzbicki

Duszpasterstwo, które powstawało w czasie głębokiej komuny, nie miało łatwo. Kaplica akademicka musiała być „wygrzebywana”, a gruz i ziemia wynoszone w kieszeniach i rozsypywane. Duszpasterstwo osadzone na takim fundamencie jak głęboka wiara i wspólnota przyciągało nawet ówczesnego kard. Karola Wojtyłę. Takie były początki Duszpasterstwa Akademickiego WAJ (Wspólnota Akademicka Jezuitów) w Krakowie przy ul. Kopernika 26.

Coś dla ducha Duszpasterstwo nie jest do zbawienia koniecznie potrzebne – to jed-

na z głównych mądrości, jakie można usłyszeć w tym miejscu. Nikt nie ma przymusu, nakazu, nikt nie mówi, że wypada, tak trzeba, bo co ludzie powiedzą? Każdy ze wspólnoty przychodzi w to miejsce z wolnego wyboru. Tutaj może razem z innymi uczestniczyć we Mszy św. studenckiej w akompaniamencie scholi, która „daje czadu”. Można skupić się na modlitwie Taize i oderwać od codziennego zabiegania, śpiewając kanony i modląc się w ciszy. Znajdzie się również czas na pochylenie się nad Pismem Świętym, śpiewanie w grupie charyzmatycznej czy medytacje i ćwiczenia duchowe razem z grupą Manresa. To jest baza, fundament, na którym budowane są kolejne kondygnacje.

A może coś dla Ciebie… Na pierwszym piętrze działają inne ciekawe grupy. Zaproszenie usłyszymy na pewno od bębniarzy, których bardzo trudno nie usłyszeć. Jest też coś dla fanów fotografii oraz grupa teatral15

Żadna karawana nie ruszy w pustynię bez przewodnika. Podobnie rzecz ma się we wspólnocie, gdzie kluczową rolę gra duszpasterz. On może mieszkać na drugim albo trzecim piętrze. Bywa, że człowiek pogubi się w życiu, popadnie w problemy i tarapaty i zabłądzi... Wówczas zbłądzoną owcę odnajdzie dobry pasterz. To on siedzi po nocach i pracuje, czeka w dzień i w noc w konfesjonale, ma dyżur na rozmowy z duchem związane, robi stronę internetową, dzwoni, pisze, podpowiada, motywuje, gotuje, kieruje... i ma oko na wszystkie swe owce.

Wspólnota Na ostatnim piętrze, gdzieś na dachu, znajdzie się to, czego nie da się opisać i zaliczyć do działań w grupach, sklasyfikować i wyrazić w słowach. Rozmowy z innymi i powierzanie skrytych sekretów oraz głębokie zaufanie bliskim osobom, to z czego później wykwitają przyjaźnie a także miłość na całe życie. Wspólne gotowanie, przebierane bale karnawałowe, wypady i wędrówki w górach, przygotowywanie modlitw i śpiewów, nocne oglądanie filmów i gry w karty, wstawanie o piątej rano, by uszykować śniadanie dla wspólnoty, sprzątanie i zmywanie garnków po wielkiej imprezie, skrobanie ziemniaków i dźwiganie paczek z prezentami dla biedaków to sprawy, które pozostają głęboko w sercu. Dopiero po przeżyciu takich chwil człowiek czuje się jak w domu... Więcej informacji o duszpasterstwie można znaleźć na stronie: www.waj. krakow.pl oraz www.wajowo. blogspot.com


d a m s k o - m ę s k o

Fragmenty „Pamiętników Adama i Ewy” Marka Twaina wybrał

Stanisław Żbikowski.

EWA. Sobota Żyję już prawie cały jeden dzień. Pojawiłam się wczoraj. Przynajmniej tak mi się wydaje i pewnie musi tak być. Czuję się jak jakiś eksperyment; właściwie dokładnie jak eksperyment. Jeśli zatem jestem eksperymentem, to czy stanowię jego całość? Nie, sądzę, że nie. Myślę, że cała reszta tego wszystkiego jest również jego częścią. Ja jestem oczywiście jego najważniejszą częścią, ale myślę, że wszystko inne też ma w nim swój udział. Wczoraj po południu śledziłam ten drugi Eksperyment, z pewnej odległości, żeby zobaczyć, po co on jest. Zdaję sobie sprawę, że odczuwam większe zainteresowanie nim, niż jakimkolwiek innym gadem. o ile to gad, a przypuszczam, że tak jest, gdyż ma włosy w nieładzie i niebieskie oczy, i wygląda jak gad. Zupełnie nie ma bioder; zwęża się ku dołowi jak marchewka; kiedy wstaje, staje w rozkroku jak dźwig, myślę więc, że jest gadem, choć równie dobrze może być jakąś budowlą. Na początku bałam się tego Eksperymentu i zaczynałam uciekać, kiedy tylko się obejrzał, bo myślałam, że będzie mnie gonił. Jednak z czasem odkryłam, że tylko próbuje przede mną uciec. Dzisiaj znowu to samo: to stworzenie znów wlazło przeze mnie na drzewo.

ADAM. Poniedziałek To nowe stworzenie z długimi włosami co rusz wchodzi mi w drogę. Cały

czas czai się gdzieś w pobliżu i włóczy się za mną. Nie podoba mi się to. Nie przywykłem do towarzystwa.

Środa Zbudowałem sobie szałas, by chronić się w nim przed deszczem, ale nie było mi dane nacieszyć się nim w spokoju. Zakłóciło mi go to nowe stworzenie. Kiedy próbowałem wyrzucić je na zewnątrz, zaczęło wylewać wodę z otworów, którymi patrzy, i wycierać ją wierzchem swych łap (...) Chciałbym, żeby tyle nie mówiło. Bez przerwy gada. a było tutaj tak cicho i przyjemnie.

Po upadku Gdy spoglądam w przeszłość, Ogród wydaje mi się snem. Straciłam Ogród, ale za to zyskałam jego i jestem szczęśliwa. Kocha mnie najlepiej jak potrafi, a ja kocham go z całej mocy mej uczuciowej natury. Gdy zadaję sobie pytanie, dlaczego go kocham, okazuje się, że nie wiem, i tak naprawdę nie bardzo chcę wiedzieć. Po prostu myślę, że musi tak być. Kocham niektóre ptaki za ich śpiew; lecz Adama nie kocham ze względu na jego śpiewanie; nie, nie dlatego. Im więcej śpiewa, tym trudniej jest mi się do tego przyzwyczaić. Mimo tego proszę go, by śpiewał, ponieważ pragnę polubić wszystko to, co go interesuje. Nie kocham go również ze względu na bystrość jego umysłu; nie, nie dlatego. To nie jego wina, że jego umysł jest, jaki jest, gdyż sam go sobie nie stworzył. Adam jest taki, jakim stworzył go Bóg, i to wystarcza. Taki, jaki jest teraz, jest wystarczająco dobry. Nie kocham go również ze względu na jego życzliwość i wyrozumiałość, czy też delikatność. Nie, ma pod tym względem braki, ale taki jak teraz, jest wystarczająco dobry, a robi postępy. Nie kocham go również ze względu na jego zaradność; nie, nie dlatego. Sądzę, że ma ją w sobie, i nie wiem, dlaczego to przede mną ukrywa. Nie kocham go również ze względu na jego rycerskość; nie, nie

dlatego. Doniósł na mnie, ale go nie winię; sądzę, że to cecha jego płci, a on swojej płci nie stworzył. Dlaczegóż zatem go kocham? Myślę, że po prostu dlatego, iż jest mężczyzną.

ADAM. Dziesięć lat później Po wszystkich tych latach widzę, że na początku myliłem się co do Ewy. Lepiej żyć z nią poza Ogrodem, niż w Ogrodzie bez niej. z początku myślałem, że za dużo mówiła; teraz jednak byłoby mi przykro, gdyby ten głos ucichł i zniknął z mojego życia.

EWA. Czterdzieści lat później Modlę się o to i pragnę tego, abyśmy mogli odejść z tego świata razem. Jest to pragnienie, które nigdy nie zniknie ze świata, lecz znajdzie swe miejsce w sercu każdej kochającej żony aż po kres wszechczasów i nazywane będzie moim imieniem. Lecz jeśli jedno z nas musi odejść pierwsze, to modlę się o to, żebym to była ja, gdyż on jest silny, a ja słaba. Nie jestem mu aż tak niezbędna, jak on mnie.

ADAM. Na grobie Ewy Gdziekolwiek była ona, tam właśnie był Raj.

Konkurs Ciało, seksualność, małżeństwo Yves Semen, mąż i ojciec ośmiorga dzieci, zaprasza w wędrówkę po ludzkiej seksualności. Jest autorem obszernego komentarza do refleksji Jana Pawła II na temat kobiecości i męskości. Papieska teologia ciała daje praktyczne wskazówki do zrozumienia i akceptacji swojego człowieczeństwa. Wydawnictwo Święty Wojciech ufundowało książkę „Seksualność według Jana Pawła II” dla naszego Czytelnika, który wskaże przynajmniej dwa dzieła Karola Wojtyły odnoszące się do tematyki poruszanej w książce Yvesa Semena. Na odpowiedzi czekamy do 28 lutego pod adresem: sekretariat.tryby@gmail.com


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.