5 minute read
Jazz jest kobietą
from MM Trendy #02 (116)
by MM Trendy
Jak sama mówi - przyjazd do Szczecina był momentem zwrotnym w jej karierze.
Mimo olbrzymiej miłości do teatru, postanowiła zająć się produkcją wydarzeń w tym tego, które rozsławiło Szczecin na cały świat. Mowa oczywiście o Annie Giniewskiej i Festiwalu
Advertisement
Szczecin Jazz, który rusza już 2 marca. Niespodzianek i gwiazd nie zabraknie. Ania zadbała też o specjalne miejsce dla kobiet w całym projekcie. Ale o tym powie sama.
Nie tak dawno gratulowaliśmy ci sukcesu związanego z wyróżnieniem Perła Gminy Maszewo. Przy okazji festiwalu Szczecin Jazz mamy okazję podsumować to, co robiłaś dotychczas, i to, co przed tobą. Od czego byś zaczęła?
- Na pewno od tego, że jestem bardzo dumna z mojego pochodzenia. Jestem rodowitą maszewianką i zawsze mocno to podkreślam. To właśnie tam 21 lat temu założyłam z moimi przyjaciółmi oraz z Markiem Kościółkiem na czele Teatr Krzyk. Wspólnie zorganizowaliśmy wiele świetnych akcji - festiwale, warsztaty, spotkania, biesiady, ale też projekty edukacyjne. Tworzyliśmy spektakle okrzyknięte głosem młodego pokolenia. Mocno skupiliśmy się na aktywizacji obszarów z ograniczonym dostępem do kultury. Jeździliśmy po całej Polsce, a nawet przekroczyliśmy kilka granic. Zrobiliśmy kawał świetnej roboty. Ale na teatrze moje działania społeczne się nie kończą. Współpracuję też z Ochotniczą Strażą Pożarną, Kołami Gospodyń Wiejskich, Seniorami z maszewskiego koła PZERiI, pasjonatami, ludźmi kreatywnymi, takimi, którzy wspierają swoje społeczności.
W takim razie, która rola jest ci najbliższa? Aktorki, reżyserki, producentki czy społecznika?
- Wszystkie są mi tak samo bliskie, choć dziś funkcjonuję głównie jako społecznik i producent. Każdy, kto działa w sztuce, wie, że to praca inna niż wszystkie. To ciągłe trenowanie siebie i masa wyrzeczeń. Nie ma to nic wspólnego z wypełnianiem tabel i tworzeniem kosztorysów. Dlatego manager to nie artysta. Mimo tego, świat teatru bardzo mnie pociąga. I myślę, że może ja miałam już swój czas. Studiowałam w Akademii Praktyk Teatralnych „Gardzienice” i w Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie filia we Wrocławiu. Czy jeszcze kiedyś wrócę do tego? Cóż. Pragmatyzm powoduje, że jestem społecznikiem i producentem, więc zobaczymy.
Ukończyłaś też Akademię Sztuki w Szczecinie, a nawet byłaś jedną z wolontariuszek, które wspomagały działania dążące do uruchomieniu uczelni. Czy wyjazd do Szczecina miał dla ciebie szczególne znaczenie?
Zdecydowanie był to moment zwrotny w mojej dotychczasowej karierze. Pamiętam, że dopiero nabierałam perspektywy na to, co dzieje się wokół mnie. Małe miejscowości i wsie są wspaniałe, ale rządzą się swoimi prawami - wciągają, mogą ograniczyć rozwój i perspektywę widzenia świata. A ja miałam tyle marzeń, chciałam tego świata poznać więcej. Kiedy usłyszałam, że są potrzebni wolontariusze, aby zbierać podpisy pod petycją w sprawie utworzenia Akademii Sztuki, od razu się zgłosiłam. Dla mnie prywatnie to wspaniała historia, bo wypadło to w moje urodziny, co prawda bus się spóźnił i ja przez to też, ale na miejscu poznałam wspaniałych ludzi (uśmiech). W tym Sylwestra Ostrowskiego, dyrektora artystycznego festiwalu, z którym rozpoczęłam współpracę. Niedługo potem dostałam informację, że udało się powołać Akademię. Przeniosłam się na nią z Uniwersytetu Szczecińskiego, a jako pracę dyplomową przygotowałam autorską notację muzyczną do spektaklu „Osad” z Teatrem Krzyk. Od tego czasu wszystko ruszyło do przodu. Zaczęłam działać ze Stowarzyszeniem Orkiestra Jazzowa i realizować swoje plany i pomysły.
Czy Festiwal Szczecin Jazz, przy którym pracujesz od lat, można nazwać wisienką na torcie twoich działań?
- Moment, w którym powstał Festiwal Szczecin Jazz, to moment, od którego mogłam zacząć proponować swoje oryginalne rozwiązania - happeningowe, eventowe, teatralne, po prostu łączące ludzi. Tę wspólnotowość wyniosłam z teatru, a pracując z muzyką, odkryłam, że jazz jest świetną platformą do integracji. Zauważam wiele wspólnych mianowników między teatrem a jazzem. Chyba dlatego tak świetnie się w tym czuję. Cieszę się, żę Szczecińska Agencja Artystyczna, organizator i główny producent Szczecin Jazz, daje mi tę szansę.
Ta edycja festiwalu będzie pierwszą, która w pełni pożegna widmo pandemii. Czy to znaczy, że będzie lepsza?
- Każda edycja Festiwalu Szczecin Jazz jest realizowana na 100 procent. Wkładamy w to mnóstwo serca i pracy. Pandemia przyniosła wiele złego, ale zauważyłam, że przyspieszyła mój indywidualny rozwój i rozwój zespołu, którego jestem częścią.
Mam tu na myśli koleżanki i kolegów z SAA, Izę Drzewiecką
- Solarek, Dorotę Kowalczyk czy Tomka Jaworskiego. Musieliśmy dostosować się do nowych warunków - wydarzenie trzeba było zorganizować na wysokim poziomie wykonawczym, artystycznym i producenckim. Musieliśmy przenieść się do sieci. Myślę, że to się udało, że publiczność była zadowolona. Przy tej edycji, bogatsi o doświadczenia, możemy wziąć głęboki oddech i wrócić do występów twarzą w twarz z publicznością, czyli to, co lubimy najbardziej.
Festiwal rozpocznie się tradycyjnie od Jazzu dla dzieciaków?
- Dokładnie. Rozpoczynamy festiwal od koncertu Jazz dla dzieciaków już 2 marca w filharmonii. To projekt Joanny Gajdy, szczecińskiej pianistki, która przy okazji pierwszej edycji wydarzenia miała ten projekt już w pełni obmyślony. Asia wykorzystała standardy jazzowe, napisała do nich teksty i zaprosiła swojego przyjaciela Mietka Szcześniaka. Powstał z tego cały album. Wspaniale się tego słucha i zapewniam, że to nie tylko opcja dla dzieci, ale też dla dorosłych. Co roku widzimy, że Jazz dla dzieciaków przyciąga najmłodszych z całego miasta i sąsiedztwa, np. z Goleniowa czy Maszewa. To najlepsza rekomendacja.
W kalendarzu warto zaznaczyć jeszcze jedną datę. Już 8 marca Jazz dla kobiet. Wydarzenie muzyczne, ale też edukacyjne, a w dodatku o charakterze charytatywnym, bo część środków z biletów trafi do Regionalnej Fundacji Walki z Rakiem.
Co dokładnie czeka nas tego wieczoru? Podobno jesteś inicjatorką?
- Tak, charakter tego wieczoru to mój pomysł i inicjatywa. Uważam, że dzisiejsze czasy wymagają od nas więcej. Chcemy uczestniczyć w kulturze, ale dobrze, jeśli przy okazji możemy pomóc innym. Wierzę, że to wydarzenie będzie okazją do tego. Cieszę się, że do projektu dołączyły kobiety z różnych dziedzin - od medycyny, przez pilates aż po biznes. Nie chcę za wiele zdradzać, ale obiecuję, że na publiczność czeka spora dawka wiedzy związanej z profilaktyką badań nowotworów u kobiet i wspaniały jazz z Wysp Kanaryjskich. Zaśpiewa również Dorrey Lin Lyles, która w zasadzie można powiedzieć, że jest już szczecinianką (uśmiech). Wydarzenie poprowadzę z prof. Jerzym Sieńko, transplantologiem, chirurgiem i onkologiem. I tak, to prawda, Anna Lemańczyk, dyrektorka SAA, postanowiła, że część z wpływów z biletów przekażemy na Regionalną Fundację Walki z Rakiem.
Ekspertki, które zaprosiłaś do projektu, chętnie zgodziły się wziąć w nim udział? Czym kierowałaś się podczas wyboru?
- Moja praca sprawia, że mam potrzebę kontaktu z kobietami różnych branży. Tę różnorodność chciałam wprowadzić do tego wydarzenia. Panie, o których pomyślałam, od razu się zgodziły. Pomimo że jest dużo akcji charytatywnych, uważam, że ten pomysł jest szczególny, ponieważ możemy na miejscu poznać się, porozmawiać, wymienić wiedzą i pytaniami. Sama byłam zaskoczona, kiedy dowiedziałam się, jak dużo bezpłatnych możliwości profilaktyki dla kobiet jest dostępnych w Szczecinie. Chciałabym, aby to wydarzenie zapoczątkowało nową serię i rozprzestrzeniło tę wiedzę wśród kobiet.
Trzymamy za to kciuki i zapraszamy też na pozostałe koncerty. Zdaje się, że oprócz gwiazd światowej sławy usłyszymy całą reprezentację artystów ze Szczecina?
- Przy każdej edycji festiwalu kładziemy akcent na szczecińskich muzyków. Pojawią się m.in. Gree i Jola Szczepaniak, która jest też nauczycielką śpiewu. Pomyśleliśmy, że byłoby wspaniale, gdyby zebrała swoich uczniów i wspólnie z nimi wystąpiła w klubie Jazzment. W planach mamy też jam session. Atrakcji i emocji nie zabraknie. Tym bardziej że wśród naszych gwiazd są Jazzmeia Horn oraz Chad Lefkowitz-Brown. Ona słynie z niezwykłej barwy głosu, on zachwyca grą na saksofonie. Praca przy tym festiwalu jest niezwykle inspirująca, mam nadzieję, że tę energię uda się po raz kolejny przekazać publiczności. Bo właśnie o to chodzi, żeby nasi odbiorcy byli zadowoleni i żeby wracali na kolejne wydarzenia. Jak mówił Nelson Mandela - w życiu liczy się nie tylko sam fakt, że żyliśmy. Sposób, w jaki wpłynęliśmy na życie innych, jest miarą życia, jakie wiedliśmy.