16 minute read
Muzyka
from MM trendy #08 (98)
by MM Trendy
Karin Ann głos pokolenia
19-letnia wokalistka ze Słowacji właściwie już zawojowała Europę. Karin Ann jest głosem pokolenia, które marzy o świecie bez nienawiści. Świecie, w którym nikt nie boi się być sobą. Niedawno odwiedziła Szczecin i na chwilę przed koncertem spotkała się z nami, by zamienić kilka słów o tym, co inspiruje ją do działania.
Advertisement
ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ONDŘEJ PÝCHA
Masz dziewiętnaście lat i postanowiłaś, że chcesz zaryzykować i poświęcić swoje młodzieńcze lata, by oddać się w pełni swojej pasji. Czym jest dla ciebie muzyka?
- Miałam w życiu wiele pasji, ale zdecydowałam, że muzyka to jest coś, co najpełniej oddaje moją osobowość. W tym się najlepiej spełniam. Muzyka to nie tylko słowa piosenki, to również wideo, gdzie możesz pokazać o wiele więcej. Możesz pokazać siebie, swój wizerunek, który tworzysz, styl, osobowość. Był taki czas, kiedy miałam problemy, żeby mówić o pewnych rzeczach, a muzyka mi pozwoliła odtworzyć się i pokazywać swoje odczucia, myśli, swój światopogląd.
Pierwszą piosenkę napisałaś, gdy miałaś 14 lat. Pamiętasz, o czym ona była?
- Nie pamiętam, ale na pewno była o czymś dołującym (śmiech). O jakichś problemach wieku nastoletniego. Gdy miałam 15 lat, z pomocą słowackiego producenta Tomiego Popoviča spokojnie mogłam pomyśleć o kierunku muzycznym, w którym chciałabym podążać.
W swojej twórczości eksplorujesz tematy związane z równością i tolerancją. Dlaczego jest to dla Ciebie tak istotne?
- Mówię o sprawach, które dotyczą mnie i moich znajomych. Kiedy przeglądam media społecznościowe, widzę wiele nienawiści i dyskryminacji. Moje pokolenie ma dość widoku wylewającej się zewsząd nienawiści. W moim kraju mam problemy z wyrażaniem swojego światopoglądu, ponieważ Słowacja jest krajem bardzo konserwatywnym. Dlatego śpiewanie o tym, co mnie otacza, o świecie, w którym żyję na co dzień, przychodzi mi naturalnie. Gdybym była zakochana, pewnie śpiewałabym o miłości, a tak śpiewam o problemach młodych ludzi. To są zagadnienia, z którymi mam do czynienia codziennie. Był czas w moim życiu, kiedy nie byłam otoczona dobrymi ludźmi. Przyszedł moment, kiedy zrozumiałam, że nie warto się nimi przejmować, nie warto przejmować się tym, co inni o mnie myślą. Każdy zasługuje na akceptację niezależnie od koloru skóry, płci, orientacji seksualnej czy religii, jaką wyznaje. Piszę piosenki o tym, co widzę i z czym się borykam. O tym, o czym chcę rozmawiać i o czym chcą rozmawiać moi rówieśnicy, a nie każdy ma możliwość wyrażać siebie w taki sposób jak ja, więc mówię również w imieniu moich rówieśników. Oni szukają możliwości wyrażania siebie w mediach społecznościowych. Tam szukają osób, z którymi mogą porozmawiać i poczuć wspólnotę. Młodzież na całym świecie ma podobne marzenia i wszyscy chcemy być szczęśliwi, żyć godnie i w spokoju. Dlatego warto się zastanowić, dlaczego na siłę szukamy różnic - interesujemy się tym, jak ktoś wygląda, kogo kocha, jakiego jest wyznania i koncentrujemy się na różnicach, czyniąc z nich źródło nienawiści. Skoncentrujmy się na tym, co dobre. Na tym, że wszyscy jesteśmy równi. Myślę, że im więcej będzie się o tym mówić, tym większe są szanse na to, że z kiedyś, z czasem wygramy z nienawiścią. Mam nadzieję, że moja muzyka daje młodym ludziom nadzieję, że może być lepiej.
Jaki się żyje młodym ludziom w konserwatywnej Słowacji?
Po pierwsze, młodzi ludzie nie mogą swobodnie wyrażać siebie, co jest okropne, a po drugie, nie mają wielu możliwości. Dlatego młodzi ludzie często opuszczają Słowację. Szukają miejsca, w którym mogliby żyć zgodnie ze swoimi przekonaniami, robić to, co chcą. Na pewno nie jest im łatwo żyć w takim kraju.
Zawsze chciałaś opowiadać historie. Przez śpiew można przekazać wiele emocji. Co najważniejszego chcesz przekazać innym poprzez muzykę?
Przede wszystkim chcę przekazywać swoje myśli, doświadczenia. Zazwyczaj
śpiewam o tym, co sama przeżyłam lub czuję. Myślę, że jest wiele osób, które mają podobne doświadczenia i mój przekaz dociera do nich. Mam nadzieję, że za pomocą swoich piosenek i kanałów społecznościowych będę mogła nieść przekaz tak potrzebny ludziom w dzisiejszym świecie. Chcę być kimś więcej niż piosenkarką. Chcę tworzyć pewnego rodzaju społeczność z młodymi ludźmi. Nie zamierzam nikogo osądzać, ale raczej wspierać, rozumieć, dzielić się doświadczeniem. Chcę być przyjacielem, którego inni nie mają. Chcę pokazać innym, że ich akceptują, bo sama nie zawsze byłam akceptowana i wiem, jakie to uczucie. Oczywiście ludzie się zmieniają i ja też się zmieniam. Nie wiem, jaka będę za rok czy za dwa lata. Dlatego lepiej, żeby ludzie nie mieli jakichś szczególnych oczekiwań wobec mnie, ale na pewno chcę nawiązywać z ludźmi relacje. Jestem otwarta na innych, na wszelkie różnice, na akceptację tych różnic.
Co sądzisz o polskiej publiczności. Młodzi ludzie w Polsce mają podobne doświadczenia, jak na Słowacji?
Rzeczywiście są podobne. Publiczność w Polsce jest bardzo otwarta, co mnie cieszy, bo nie wiedziałam, czego się spodziewać, kiedy przyjechałam pierwszy raz do Polski. Dostałam od polskich widzów wiele ciepłych wiadomości po koncertach. Tak jak powiedziałam, doświadczenia młodych ludzi w naszych krajach są podobne. Ludzie chcą się czuć wolni i nie być osądzani z powodu tego, co myślą i robią. To mnie cieszy.
Śpiewasz po angielsku, współpracujesz z topowymi brytyjskimi producentami, jak chcesz poprowadzić swoją karierę?
Liczę na to, że będę mogła koncertować bez restrykcji sanitarnych. Nagrywam moją drugą EP-kę, nagrywam single. Mam nadzieję na nagranie dużego albumu, który powinien ukazać się już niedługo.
Jaki był dla ciebie czas zamknięcia w domu podczas pandemii? Jak go spędziłaś?
To był czas, kiedy mogłam pracować nad swoją muzyką. Koncerty w internecie to było zupełnie nowe doświadczenie i zupełnie inny rodzaj interakcji z publicznością. Mogłam się z nimi spotykać w bezpieczny sposób i również rozmawiać. Wszystko się działo w mediach społecznościowych. Ludzie pisali do mnie, ja starałam się im odpowiadać. Czas zamknięcia trochę mi pomógł, ponieważ siedząc w domu, mogłam się skupić na moim zdrowiu i na pracy nad nowym materiałem. Wcześniej nie miałam na to zbyt dużo czasu. Ale teraz już się cieszę z powrotu do koncertów na żywo i nie pozostaje mi nic innego, jak iść do przodu.
Karin Ann, pochodząca ze Słowacji piosenkarka zadebiutowała w 2020 roku singlem „3AM”. W maju tego roku wydała pierwszą EP-kę zatytułowaną „Lonely together”. O jej muzyce pisał New York Times. W Szczecinie wystąpiła na dziedzińcu zamkowym jako support Sanah.
#reklama
Szczecińska playlista. Muzyczne przekraczanie granic
Którzy artyści w ostatnich latach nadawali ton szczecińskiej scenie muzycznej? Odpowiadając na to pytanie może warto się szerzej i poszukać naszych muzycznych emigrantów?
TEKST SZYMON WASILEWSKI / FOTO ARCHIWUM
Głos ambasadorów
„Szczecińska scena” niech będzie dla nas bardzo umownym terminem. Artyści, których chcemy tu wyróżnić, zaprezentować, przypomnieć, niekoniecznie związani są z samym tylko Szczecinem, a centrum ich działalności nie ogranicza się wyłącznie do niego. Niektórzy pochodzą z innych miejsc naszego regionu, inni tutaj zaczynali, ale kolejne grupy zakładali już gdzieś indziej. W sztuce nie ma granic terytorialnych. Lepiej sprawdźmy, co jest grane. W tym roku honorowym ambasadorem naszego miasta został muzyk - saksofonista Tomasz Licak. Sporo o jego działalności przeczytacie w rozmowie, jaką przygotowaliśmy do bieżącego wydania „MM Trendy”. Tomek swoją postawą, zapewne wynikającą z kosmopolityzmu wpisanego w jazz, nie ogranicza się do jednego miejsca czy gatunku. Dowody? Kilka dni po naszej rozmowie zagrał koncert z Łona/Webber & The Pimps w warszawskiej Progresji. Tego szczecińskiego duetu chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Nie tylko honorowo (od 2020) pełnią rolę ambasadorów Szczecina, ale przede wszystkim już od dwudziestu lat wspólnie przekraczają granice w hip-hopie. Po drodze sam Łona, czyli Adam Zieliński, przygarnął tytuł młodego ambasadora polszczyzny. Żeby wyczerpać te ambasadorskie tropy, na ostatniej płycie duetu „Śpiewnik domowy”, która dotarła do szczytu notowania OliS, gościnnie w jednym utworze pojawił się … Tomasz Licak. Rozproszone mocne akcenty
Mocne akcenty w ostatnich dwóch latach postawiła grupa Dynasonic, stworzona przez Mateusza Rychlickiego (Kristen, Kobieta z Wydm) – perkusja, Adama Sołtysika (ex- Pogodno, Enemigos del Silencio) i Mateusza Rosińskiego. Wydawnictwa grupy spotkały się z dobrym odbiorem krytyków, trio wystąpiło na kilku ważnych festiwalach, m.in. na Offie w Katowicach, czy ostatnio na Innych Brzmieniach w Lublinie. - Świetnie zorganizowana impreza, bardzo miło było w końcu wyjść na scenę i zagrać - mówi o tym ostatnim występie Adam Sołtysik. Jak się dowiedzieliśmy, grupa wkrótce będzie przygotowywać kolejną płytę, którą podobnie jak poprzednie wyda wytwórnia Instant Classic, odpowiedzialna za czołowe polskie wydawnictwa muzyki alternatywnej i poszukującej ostatnich lat. - Krakowska oficyna, podpisująca się hasłem „One Louder”, nawiązuje do najlepszych tradycji undergroundu, a równocześnie jest, chciałoby się powiedzieć, wzorcową firmą fonograficzną nowego wieku. Taką, która przeciera nowe szlaki dla polskiej muzyki - tak opisuje działalność Instant Classic Rafał Księżyk w festiwalowym katalogu Innych Brzmień. Co ciekawe, krakowskiej wytwórni nie umknął inny projekt, w skład którego wchodzi „nasz” Łukasz Rychlicki - LOTTO. Oficjalnie zespół za swoje miejsce podaje Gdańsk, ale szczecińskim słuchaczom grupa pozostaje bliska właśnie poprzez udział w niej Łukasza. Zbieżność nazwisk z Mateuszem (Dynasonic) nieprzypadkowa. Bracia tworzyli (i tworzą pomiędzy innymi projektami) legendarną już w kręgach fanów muzyki alternatywnej szczecińską formację Kristen. Skoro o Kristenie mowa, nie sposób nie wspomnieć o ich basiście - Michale Bieli, który współpracuje m.in. z duetem Enchanted Hunters. To kolejny muzyczny „emigrant”, który nie kalkuluje, a nagrywając kolejne rzeczy, chcąc nie chcąc, odciska swoje piętno - sprawia, że zauważają i doceniają to krytycy oraz publiczność, ale nie ta masowa.
Głos w sprawie
Co słychać na naszym podwórku? Zajrzyjmy na skład największej w tym roku imprezy plenerowej, jaką zaplanowano w Szczecinie. Na przełomie lipca i sierpnia odbyły się Żagle 2021, czyli pandemiczna alternatywa dla niedoszłego finału The Tall Ships Races. W programie m.in. przesunięty na lato Akustyczeń, a na nim np. Tragarze, The Ears, szczecińskie zespoły, o których sporo można było usłyszeć nie tylko na lokalnym forum. A czasy dla muzyków są - z wiadomych względów - niełatwe. Dziś mogą koncertować, ale nie wiadomo, co będzie po wakacjach. Wiosną, właśnie podczas lockdownu, Tragarze zabrali głos w sprawie artystów i ich trudnej sytuacji w czasie epidemii COVID-19, publikując nagranie i teledysk do piosenki „Głośniki”. Jednocześnie powiedzieli o czymś ważnym oraz zaprezentowali się szerszej publiczności (o piosence mówiły ogólnopolskie media). W tym czasie, na ile mogły, dobrą robotę robiły też niektóre szczecińskie instytucje - udostępniając swoje pomieszczenia artystom i współfinansując wydarzenia on-line. Teraz i aby jak najdłużej mogą udostępniać sale z publicznością. Oby ten ruch w interesie wygenerował kolejne ciekawe, głośne szczecińskie zjawiska.
Tomasz Licak ambasadorem Szczecina
Jak mówi jazzman - w Szczecinie powinniśmy wszyscy sobie dmuchać w żagle. A że tytuł ambasadora zobowiązuje, to dołoży wszelkich starań, by tak było. Od czego zacznie?
ROZMAWIAŁ SZYMON WASILEWSKI / FOTO MATERIAŁY PRASOWE
Otrzymanie tytułu ambasadora jest jedynie miłą sprawą czy
to też zobowiązania? - To duża nobilitacja i honor. Rzeczywiście, mam takie poczucie, że będąc ambasadorem Szczecina, mam jeszcze większą mobilizację, żeby przede wszystkim działać artystycznie i animacyjnie w mieście i robić jeszcze więcej, jeszcze sprawniej. Żeby dobrze o nim mówić poza jego granicami, co zawsze staram się robić. Żeby budować swoją tożsamość wokół miasta.
Można powiedzieć, że reprezentowałeś Szczecin na zewnątrz od samego początku, bo studiowałeś w Danii. Jak tam trafiłeś i jak
wspominasz ten okres? - Wyjechałem w 2005 roku zaraz po ukończeniu liceum. To było rok po wejściu Polski do Unii Europejskiej, co z kolei wiązało się z tym, że studia za granicą od tamtego czasu stały się dla nas bezpłatne. Wtedy otworzyły się wielkie możliwości i w sumie będąc w takim mieście jak Szczecin, który jest bardzo blisko Zachodu i Skandynawii, postanowiłem z tego skorzystać. Impulsem były warsztaty muzyczne na Rugii i ludzie, których tam spotkałem. Wraz z dwójką znajomych postanowiliśmy zdawać do uczelni w Odense i się dostaliśmy. To w ogóle zapoczątkowało dużą falę polskich studentów. W perspektywie 10 lat myślę, że było to 30-40 osób, jak na szkoły artystyczne całkiem sporo. W Odense zrobiłem magistra z kompozycji, następnie podyplomowe studia w Kopenhadze. To były ciekawe studia, bardzo otwarte i liberalne. Dawały też świetne warunki sprzętowe, studyjne. Czułem tam wielkie wsparcie. Ono mobilizuje mnie na co dzień do tego, żeby aktywnie działać. Zależy mi na tym, żeby zaszczepić w muzykach, młodzieży, którą uczę, potrzebę wspólnego grania i wspólnego rozwoju, wsparcia środowiskowego.
Takie wsparcie okazało się szczególnie ważne w czasie pan-
demii. - Tak, tutaj chciałbym podziękować Domowi Kultury „13 Muz”, w którym prowadzę cykl „Inspektor Jass”. Właśnie tutaj otrzymałem duże wsparcie. Zresztą nie tylko ja, ale też muzycy, którzy wzięli udział w koncertach czy ekipy, które zajmowały się realizacją dźwięku i obrazu. Wiele instytucji poszło właśnie w tę stronę wzajemnego wsparcia. W Szczecinie powinniśmy wszyscy sobie dmuchać w żagle.
Jak z perspektywy czasu oceniasz ten Szczecin, z którego wy-
jeżdżałeś na studia w porównaniu z dzisiejszym?- Jeżeli chodzi o mapę wydarzeń kulturalnych, koncertów, liczbę instytucji kultury, to na pewno tutaj zrobiliśmy wielki skok. Porównajmy chociażby siedziby filharmonii, w której dziś mam przyjemność aktywnie uczestniczyć w różnych jej działaniach, jak chociażby Big Band, czy różne koncerty. Jest to szczególnie dla mnie miła rzecz, że mogę być w swoim mieście muzykiem sesyjnym, który spełnia czyjeś oczekiwania. Jest też mnóstwo dużych imprez. 15 lat temu absolutnie nie było o tym mowy. Oczywiście nie jest to zasługą samych budynków, a potencjału ludzi, którzy organizują różne rzeczy. Przez wiele lat Szczecin borykał się z brakiem klubu muzycznego. Pojawiło się też sporo mecenasów kultury. O rozwoju środowiska świadczy to, że jako nastolatek poznałem lokalnych muzyków, przynajmniej jazzowych, chyba w stu procentach. Kiedy wróciłem, to jednak zajęło mi to parę lat, żeby odkryć na nowo miasto i dowiadywałem się o nowych ludziach. Powstał też kierunek jazzowy w Zespole Szkół Muzycznych II stopnia. Akademia Sztuki bardzo mocno zmienia krajobraz artystyczny miasta. Widzę w tym momencie dużą szansę na to, żeby Szczecin nasycił się dużą ilością muzyków i innych artystów. Wiele zależy teraz też od władz miasta. W jaki sposób poprowadzą politykę środowiskową, czy dostrzegą ten proces wypełniania się Szczecina ciekawymi projektami, zechcą to wspierać, zrobią z tego lokalną markę rozpoznawalną w całej Polsce. Może jako ambasador tu bym widział swój wkład. Chodzi o to, żeby pokazywać mieszkańcom miasta od najmłodszych lat jak najlepszą sztukę, jak najlepszą muzykę.
Wspomniałeś o Akademii Sztuki. Jesteś bardzo mocno zaangażowany w powstawanie nowego kierunku studiów - Jazz
i muzyka estradowa. Kiedy on ruszy? - Teraz to się rozstrzyga, czy kierunek ruszy jeszcze w tym roku, czy będziemy musieli poczekać jeszcze rok. Wynika to z oczekiwania na decyzję, która ma nadejść z Ministerstwa Edukacji i Nauki, ponieważ taka jest procedura. Najpierw wszystkie formalności załatwiliśmy w gronie uczelni, teraz decyzja należy do ministra, jesteśmy na ostatnim etapie. Jeżeli odpowiedź będzie pozytywna i przyjdzie niedługo, będziemy w stanie przeprowadzić jeszcze rekrutację. Wiemy, że jest duże zainteresowanie, sporo ludzi czeka na oficjalny start. Przez pół roku z Joanną Gajdą opracowaliśmy program przyszłego kierunku. Na razie będzie to 7 instrumentów głównych, planujemy mocną ścieżkę aranżacyjną oraz produkcję muzyczną. Dostaliśmy z Joanną wolną rękę i ogromny kredyt zaufania ze strony władz uczelni. Chcielibyśmy również tym zaufaniem obdarzać przyszłych studentów, pomagać im we wszystkich szalonych pomysłach artystycznych, a nie sprowadzać ich do roli rzemieślników. Nie od tego są uczelnie artystyczne, przynajmniej tak mnie uczono.
Za każdym wyjątkowym daniem, stoi wyjątkowy człowiek. Odkrywamy tajemnice Steakhouse Colorado
Steakhouse Colorado działa już od przeszło 20 lat. Zajmując jedną z najpiękniejszych lokalizacji Szczecina i serwując wyjątkowe smaki, regularnie zapewnia sobie komplet stolików. To wszystko nie byłoby jednak możliwe bez ludzi, którzy tworzą zespół restauracji. O tym jak przez lata zmieniał się lokal i za, co pokochali go mieszkańcy miasta, opowiedziała nam jego menedżerka Aleksandra Pach.
Steki, to główni bohaterowie Steakhouse Colorado - nie bez powodu zostały wpisane w nazwę lokalu. Ile odsłon tego dania serwuje Szef kuchni, i która jest
tą popisową? - To prawda, steki to nasza specjalność, a zarazem najpopularniejsza część menu. W karcie można znaleźć steki z polskiej polędwicy wołowej w kilku wariantach oraz polędwicę serwowaną w całości na kamieniu. Jest też dojrzewający stek Black Angus z amerykańskiej wołowiny. Gdybym miała wskazać lidera tego zestawienia, to wskazałabym stek Texas, czyli stek z pieczonym ziemniakiem z sosem czosnkowym oraz kolbą kukurydzy.
Steki to nie jedyny posmak amerykańskiej kuchni w lokalu. Są też burgery i oryginalne śniadania. Na co jeszcze warto zwrócić uwagę przeglądając
menu? - Na przełomie ostatnich lat ciężko pracowaliśmy nad dopracowniem dań. Burgery są naszą perełką, a do tego jedną z najczęściej wybieranych potraw z karty. Ich sekretem jest wysokiej jakości wołowina, odpowiednio dobrane dodatki oraz bułki - wypiekane specjalnie dla nas. Każdego dnia sprzedajemy ich ponad 200 sztuk. Należy także pamiętać o naszych żeberkach w sosie Jack Daniel’s czy też pikantnych skrzydełkach Buffalo - one również zdobyły całkiem sporą grupę miłośników. Cieszymy się też, że coraz więcej osób przekonuje się do wspomnianych śniadań. Serwujemy je od poniedziałku do piątku od 9 do 11. Zauważamy, że często towarzyszą im spotkania biznesowe. Tak naprawde poza stekami, burgerami czy śniadaniami, w naszej ofercie każdy znajdzie coś dla siebie - nawet wegetarianie.
Kto odpowiada za kreację menu? Skąd biorą się pomysły? I jak często jest od-
świeżana karta? - Za menu odpowiada cały zespół ludzi. Zmiany w restauracji na przestrzeni ostatnich lat nie dotyczyły tylko dań, ale przede wszystkim w podejściu do pracownika. Uważnie słuchamy tego, co ma nam do przekazania nasz personel - uwag rad oraz pomysłów. Bo przecież za każdym wyjątkowym posiłkiem, stoi wyjątkowy człowiek. Większość dań, które są w karcie jest w niej od dłuższego czasu ze względu na ich popularność. W chwili obecnej znajdujemy się w szczycie sezonu, gdzie wprowadzanie nowości jest po prostu niemożliwe, ale jeśli tylko sytuacja epidemiologiczna pozwoli nam na dalsze funkcjonowanie po wakacjach, to standardowo jesienią można spodziewać się kolejnych wkładek z cyklu “Szef Kuchni Poleca”.
Restauracja Colorado działa już przeszło 20 lat. Dziś to rzadkość, aby lokal funkcjonował tak długo w jednym miejscu. Czym przez ten czas restauracja
może się pochwalić? - Na swoim koncie mamy wiele wyróżnień. Są to wyróżnienia dla lokalu jako restauracji, ale także wyróżnienia za pomoc charytatywną. Ze względu na smaczną kuchnię i wyjątkową lokalizację nasze progi odwiedziło wiele znanych osób. Kiedyś robiliśmy zdjęcia naszym gościom - można je oglądać na ścianach restauracji, jednak odeszliśmy od tego kilka lat temu. Nasi goście przychodząc do nas chcą zachować anonimowość i skupić na doznaniach smakowych, nie chcemy ich rozpraszać.
Nie da się ukryć, że Colorado to też miejsce, do którego przychodzi się nie tylko dla jedzenia, ale i dla widoków. Czy go-
ście mają swoje ulubione stoliki? - Oj tak. Mamy wielu stałych gości, którzy mają swoje ulubione stoliki i zwracamy na to szczególna uwagę rozpisując rezerwacje. Praktycznie każdy stolik w naszym lokalu ma widok na rzekę, ale nie ukrywam, że aby załapać się na ten najbardziej spektakularny widok polecam wcześniejszą rezerwację i to najlepiej z tygodniowym wyprzedzeniem.
Colorado ma sporą rzeszę stałych klientów, a co z nowymi? Jakiego klimatu powinni się spodziewać? Miejsca doskonałego na poważne spotkania i oficjalne uroczystości czy raczej przyjaznej rodzi-
nom i młodym ludziom miejscówki?- Na przestrzeni lat Colorado… odmłodniało. Kiedyś nasza oferta była skierowana do osób dojrzałych i przyjezdnych. Dziś jesteśmy otwarci na każdego. Biznesowe śniadanie, lunch z przyjaciółmi, rodzinny obiad czy romantyczna kolacja - możliwości są ogromne. Organizujemy nawet przyjęcia okolicznościowe. Mieszkańcy Szczecina, w każdym wieku, czują się u nas swobodnie i chętnie do nas wracają. To dzięki nim Colorado może prężnie działać cały rok, a nie tylko sezonowo. Staramy się odwdzięczać za to organizując różne urozmaicenia. Dla przykładu, latem w każdy piątek dla naszych gości gra DJ, a w poniedziałki występują zespoły muzyczne. Nasz zespół pracuje z prawdziwą pasją, aby stworzyć atmosferę, która pozwoli gościom odetchnąć i przenieść się w zupełnie inne miejsce. Wierzę, że to właśnie ta pasja jest tajemnicą naszego sukcesu.