8 minute read

Rozmowa miesiąca

Next Article
Newsroom

Newsroom

Pisanie książek jak lekcja pokory - Aneta Kozińska o swoim literackim debiucie.

Dopiero co wydała swoją pierwszą powieść „Sploty”, a już szykuje kolejne książki. Pochodząca ze Szczecinka Aneta Kozińska nie ukrywa radości ze swojej rozwijającej się kariery pisarskiej, jednak, jak mówi, ceną za nią jest cierpliwość i pokora.

Advertisement

ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE

Ile książek czyta Pani w ciągu roku? - Wszystko zależy od wolnego czasu, ale powiedziałabym, że około dwudziestu. To chyba nie jest imponująca liczba (śmiech). Ale rodzina jest dla mnie najważniejsza i to ona skupia najwięcej mojej uwagi. Książka jest dla mnie sposobem na relaks i inspiracją twórczą.

W takim razie, którzy autorzy i jakie historie Panią in-

spirują? - Od wielu lat jestem zakochana w twórczości Janusza Wiśniewskiego, autora „Samotności w sieci”. Zresztą jest to jedna z moich ulubionych książek. Cenię sobie styl, w jakim jest napisana, ale i samą historię. Bardzo lubię też Camilę Lackberg i jej skandynawskie kryminały. Do tego pomału odkrywam twórczość Sidneya Sheldona. Po nowe tytuły często sięgam po obejrzeniu filmów bazujących na książkach. Lubię porównywać wersje. Zwykle ta literacka podoba mi się bardziej, choć są wyjątki, jak w przypadku „Wyznań gejszy”, w których książka i film są sobie równe. Mam otwartą głowę. Jest tylko jeden typ filmu i literatury, do którego się nie przekonam. To science fiction (uśmiech).

Teraz Pani dołączyła do grona pisarzy i osób, które mogą stać się czyjąś inspiracją. Jakie były Pani oczekiwania względem publikacji pierwszej książki i na ile się sprawdzi-

ły? - Wydanie książki zawsze było moim wielkim marzeniem. Dzięki sumiennej pracy i cierpliwości udało mi się je spełnić. Obecnie wraz z wydawnictwem pracuję nad jej promocją. Co przyniesie jutro? - Tego nie wiem. Przyznam, że nie miałam większych planów i oczekiwań. Po prostu cieszę się, że mi się udało.

Dowiedziałam się, że najpierw napisała Pani powieść, a dopiero później pojawiła się możliwość publikacji. Jak znala-

zła Pani właściwe wydawnictwo? - Znalezienie właściwego wydawnictwa dla debiutującego pisarza jest chyba trudniejsze niż napisanie książki (uśmiech). Ja zrobiłam to w dość tradycyjny sposób. Rozesłałam moją powieść do pokaźnej liczby wydawnictw i czekałam na odpowiedź. Jedne firmy grzecznie odmawiały, inne milczały. Taka metoda kosztuje dużo cierpliwości, której mi brak. Dlatego przelałam całe litry łez i musiałam zmierzyć się z falą frustracji. Na szczęście było warto. Po pół roku znalazłam Białe Pióro, wydawcę, który zainteresował się moją powieścią.

Myśli Pani, że gdyby w Polsce, tak jak np. w Stanach, były dostępne kursy literackie dla przyszłych pisarzy, to byłoby łatwiej? - Myślę, że tak. Wielu pisarzy w naszym kraju nie ukończyło żadnego kierunku związanego z literaturą. Sama do

nich należę. Możliwość nauki i obycia się z realiami rynku na pewno byłyby pomocne. Oczywiście są osoby utalentowane, których historie niemal same się piszą i z miejsca zdobywają uznanie recenzentów w wydawnictwach. Ale nie oszukujmy się, takie osoby stanowią niewielki odsetek wszystkich pisarzy. Dziś wiele osób próbuje amatorsko swoich sił w pisaniu. W moim przypadku też tak było. Pojawił się pomysł, później żmudna praca nad rozpisaniem całej historii, w końcu wyłoniła się książka. Nauka stylu i języka to coś, co myślę, że przychodzi z czasem. Oczywiście, jestem przeciwna temu, by napisać cokolwiek, oddać to w ręce korektorów i liczyć, że wykonają za nas całą pracę. Pokora jest niezwykle ważna.

Co to znaczy, że pokora jest ważna? Czyżby legendy o tym, że wydawnictwa zmieniają całe treści książek, były

prawdziwe (uśmiech)? - Wydawnictwo ma prawo do uwag, w końcu odpowiada za publikowaną treść. W moim przypadku leżał styl. Wymagało to szerszego omówienia i zmian w treści. Muszę powiedzieć, że to, czego uczymy się w szkole podstawowej czy średniej, ma się nijak do zasad obowiązujących w literaturze. Pierwsze lekcje tego, jak powinno się pisać, zaczęłam brać przy Białym Piórze. To wszystko wymaga pokory i otwartości. Jeśli człowiek będzie za bardzo stawiał na swoim, najprawdopodobniej nie zajdzie daleko.

Zatem co wynikło z tych nauk? Światowej sławy autorzy zawsze radzą, by nie komplikować zbytnio historii. Jak to

jest w „Splotach”? - Już sama nazwa podpowiada, że zupełnie nie posłuchałam tej rady (śmiech). Charakter tej historii po części wynika z mojego charakteru. Lubię, kiedy coś się dzieje, kiedy trzeba pochylić się nad problemem i go rozwikłać. Trochę się nakombinowałam, aby historie moich postaci zazębiły się ze sobą, jednocześnie nie gubiąc sensu. Z pomocą moich korektorek, myślę, że to się udało. I tu znów kłania się kwestia pokory. Wydawnictwo miało kilka sugestii co do ciągu zdarzeń. Przyjęcie krytyki było ważne, bo pozwoliło mi spojrzeć na opowieść z szerszej perspektywy. To, jak my postrzegamy dany temat, nie znaczy, że inni widzą go tak samo. To bardzo ważne z perspektywy czytelnika.

Powieść opowiada o trzech różnych mężczyznach i ich życiach. Po premierze pojawiły się sugestie, że jest to kolejny erotyk dla kobiet. Jak jest w rzeczywistości. Dla kogo na-

pisała Pani tę książkę? - Moja książka erotykiem na pewno nie jest. Rzeczywiście dotarły do mnie takie opinie, ale nie wiem, z czego wynikają. Wszelkie momenty bliskości między bohaterami „Splotów” są wynikiem toku opisywanego życia, a nie fantazji. Nie stanowią też motoru napędowego historii. Dlatego każdy, kto sięgnie po tę powieść z nadzieją na opowiadanie erotyczne, będzie rozczarowany (śmiech). Starałam się pisać i do kobiet, i do mężczyzn. Wiedziałam, że przyjęcie odpowiedniej perspektywy będzie trudne. Kobiety nie lubią czytać o facetach, a faceci nie lubią być opisywani przez kobiety. Zależało mi, żeby zmienić punkt widzenia czytelnika i skłonić go do refleksji, że nie można mierzyć wszystkich jedną miarą. Kobiety postanowiłam wprowadzić do książki jako postaci drugoplanowe, co nie znaczy, że są mniej ważne. To one i ich zachowania często pozwalają złapać ostrość na problemy głównych bohaterów.

Jakie wątki będą kluczowe? Miłość, nienawiść? - Też, choć raczej wskazałabym alkoholizm u jednej z pań, przemoc fizyczną i przełożenie pracy ponad życie rodzinne.

Nie obawiała się Pani, że przesunięcie kobiet na drugi plan i okraszenie ich negatywnymi emocjami - ofiara przemocy, alkoholiczka - może spotkać się z negatywnym odbio-

rem? - Nie myślałam o tym, kiedy budowałam moje postaci. Na pewno nie próbowałam umniejszyć roli czy wartości kobiet we współczesnym świecie. Każdy z nas zmaga się z różnymi problemami bez względu na płeć. Nie ma co udawać, że tak nie jest. Zepchnięcie kobiet na drugi plan również nie jest uderzeniem w kobiety. Po prostu wynika to z natury tej historii. Poza tym nie popadajmy w paranoję. Próbując ominąć wszystkie delikatne tematy, szybko okazałoby się, że nie zostanie nam nic do powiedzenia.

Co dalej wydarzy się ze „Splotami”? Planuje Pani kon-

tynuację? - Tak, w pewnym sensie tak (uśmiech). Zdradzę, ale bez szczegółów, że druga książka jest już napisana i czeka na publikację. Jeśli ktoś przeczytał „Sploty” na pewno znajdzie w niej kilka odniesień. Powiem więcej, mam już też rozpisaną trzecią książkę, a pomysł na czwartą właśnie się rodzi. Moja przygoda z pisarstwem rozpoczęła się na dobre.

#lokalny magazyn lifestylowy

Zainteresowany współpracą z magazynem Trendy? Zadzwoń 697 770 133

Dołącz do nas na

www.facebook.com/MagazynMMTrendy

oraz Instagram.com/MM.Trendy gs24.pl/tag/mm-trendy-szczecin

We Wnętrzu - od projektu do realizacji

Doradzają i dzielą się swoją wiedzą, ale ponad wszystko tworzą unikatowe przestrzenie. Tomasz i Justyna Stoma, twórcy studia projektowego We Wnętrzu nie przestają zaskakiwać swoją kreatywnością. Zajmują się obiektami prywatnymi, jak i publicznymi ubierając je w ponadczasowe kreacje.

Tomasz i Justyna Stoma pochodzą ze Szczecina i to właśnie tu mają swoje biuro. Jednak zgłaszają się do nich klienci z całej Polski. Jak mówią, mają to szczęście, że współpracują z dojrzałymi inwestorami, którzy już na pierwszej rozmowie wskazują ponadczasowe kierunki. Każdy projekt traktują jako nowe wyzwanie bez względu na rozmach i styl. - Nieważne czy projektujemy małe czy duże powierzchnie, musimy „wejść w buty” inwestorów, żeby w estetyczny i czysty technicznie sposób zrealizować ich wszystkie potrzeby i marzenia - mówi Tomasz Stoma, współwłaściciel studia. - Każdy projekt wymaga od nas maksymalnej mobilizacji do stworzenia oryginalnej przestrzeni. Mówi się, że najważniejszą umiejętnością w zawodzie architekta wnętrz jest… umiejętność słuchania. I coś w tym musi być, bo zespół We Wnętrzu przed rozpoczęciem prac zawsze prowadzi długie rozmowy o pomysłach i potrzebach przyszłych mieszkańców nieruchomości. Wszystkie starają się uwzględnić w projektach, ale sposób w jaki to zrobią zależy tylko i wyłącznie od nich. - Każdy nasz projekt jest autorski - podkreśla Justyna Stoma, współwłaścicielka studia. - Oznacza to że nie kalkujemy pomysłów klientów, tylko sprytnie przemycamy je w naszych aranżacjach. Korzystamy też z najnowszych trendów, ale dobierając dodatki i elementy ruchome. W ten sposób powstają ponadczasowe realizacje, z których jesteśmy szczerze dumni. Oprócz ponadczasowości, najbardziej liczy się dla nich funkcjonalność i estetyka. Jak mówią - jedno z drugim musi iść w parze. Prace zawsze zaczynają od układu funkcjonalnego. W ten sposób weryfikują, czy na wszystko jest miejsce. Następnie przystępują do ubierania wnętrza w kolory i tkaniny, elementy wykończenia i wyposażenia. Klienci trafiają do nich przede wszystkim z poleceń i na podstawie portfolio, bo jak podkreślają - to musi być miłość od pierwszego wejrzenia. Przygotowanie projektu trwa od 2 do 3 miesięcy. Połowę tego czasu zabiera etap koncepcyjny, wszystkie ustalenia, zbieranie materiałów do pracy. Druga połowa to poprawki wizualizacji pod konkretne wytyczne inwestorów oraz przygotowanie całej strony technicznej. Co więcej studio We Wnętrzu to również autoryzowany dystrybutor elementów wystroju wnętrz. Dzięki temu projektanci pilnują sprawnej realizacji harmonogramu prac i dostarczają wszystko na czas na budowę. - Najlepszy czas na poszukiwania architekta wnętrz to moment gdy jeszcze nie ma się pozwolenia na budowę - podkreśla Tomasz Stoma. - Niektóre zmiany warto wprowadzić na etapie tworzenia układu funkcjonalnego, mogą dotyczyć elementów konstrukcyjnych dlatego dobrze by było skonsultować je z architektem budowlanym. Pamiętajmy, że w przypadku domów ostateczny i zatwierdzony przez inwestorów projekt wnętrza powinien być na budowie do momentu wejścia elektryka. To my przekazujemy wytyczne do instalacji które powinny być dopasowane jak rękawiczka do dłoni. Inna kolejność prac na budowie naraża inwestorów na dodatkowe koszty. W przypadku mieszkań nie możemy często swobodnie zaplanować harmonogramu, dlatego im szybciej rozpoczniemy współpracę tym lepiej. Choć oczywiście poradzimy sobie z każdym wnętrzem. Więcej informacji na www.wewnetrzu.pl

This article is from: