Mapa Sentymentalna Oksywia

Page 1

8

7

9

12

11

10

2

1 6

4 3

5


Projekt zrealizowany dzięki wsparciu finansowemu Miasta Gdyni.


Rys historyczny

Oksywie, spośród wszystkich dzielnic Gdyni, posiada najstarsze udokumentowane tradycje osadnicze. Sięgają one II wieku p.n.e. – wówczas rozwinęła się na tych terenach kultura oksywska, po której archeologiczne pozostałości wciąż zachwycają badaczy. Jednak wiele odkryć sugeruje, iż ludzie wiązali się z tym położonym na malowniczym wzgórzu terenem już wcześniej. Jego nazwa pochodzi od staroskandynawskiego słowa „oxihoved”, oznaczającego głowę wołu, do której podobna była swoim kształtem kępa oksywska. Korzeni współczesnej dzielnicy należy szukać we wczesnym średniowieczu, kiedy to powstał istniejący do dziś układ przestrzenny tzw. „Starego Oksywia”, zlokalizowany nieopodal XIIwiecznego kościoła pod wezwaniem św. Michała Archanioła (najstarsza świątynia w Gdyni). Właśnie w XII wieku po raz pierwszy zanotowano w dokumentach Norbertanek z Żukowa nazwę „Oksywie”. Jakie jest Oksywie ostatnich kilkudziesięciu lat, podczas których ze sporej wioski konkurującej z Gdynią o sygnowanie swą nazwą powstającego tu portu przerodziło się w jedną z najprężniejszych dzielnic naszego miasta? Jest kolorowe i bogate w historie niewielkich domków, portowych hoteli, wojskowych zasieków, zza których widoczne są dawne polany, gdzie zakochani młodzi ludzie wyzwali sobie miłość. Oksywie to bale w tawernie „Pod Kordem” i w knajpie Delfin, to mundury marynarzy, niewielki dworek kryjący w sobie niegdyś uboota, stare lipowe aleje, rybne stawy, bohaterska obrona podczas II wojny światowej. Oksywie potrafi być sentymentalne, potrafi też być wielką tajemnicą. Jakiekolwiek by nie było, jest też wielką inspiracją dla kolejnych pokoleń mieszkańców Gdyni i Pomorza. Michał Miegoń Inne Szlaki


Siedzimy u „Kreatywnych” w Placówce Wsparcia Dziennego na parterze kamienicy przy ul. Płk. Dąbka 52 na Oksywiu. Tu rozpoczynamy zbieranie historii. 1

DELFIN Tu była taka knajpa Delfin, potem Atlanta, a gdzie indziej też Paradise. Został postawiony, odnowiony, ale znowu go podpalili. Kamienicę z Delfinem zbudował Miotke, lokalny potentat ziemski, mieszkał w dworku przy kościele. Zbudował tę kamienicę na wynajem. Nad Delfinem były mieszkania dla bogatych. W podwórku stoi dwukondygnacyjna oficyna. Tam też były mieszkania – najpierw Miotkego, babcia do niego nosiła czynsz, potem miasta. Druga żona Miotkego oddała cały majątek do Skarbu Państwa, razem z hektarami ziemi. W jednym z czterech mieszkań w podwórzu mieszkała Umka (babcia po kaszubsku), którą Miotke dokarmiał. Teraz budynek ma zamurowane okna. Chyba będzie wyburzany. Pamiętam szyldzik jeszcze marniał, ale „Delfinek” dało się odczytać. To wspomnienie jeszcze z lat ‘90. Słyszałam taką historię, że podobno gdzieś w latach 60-tych lub 70-tych do Delfina regularnie przyjeżdżał na rowerze mieszkaniec Oksywia w przebraniu Zorro. Był ubrany, jak postać z filmu – miał zasłonięte oczy i pelerynę. Podobno uradowana barmanka, pani Krysia, serwowała mu piwko na koszt lokalu, ponieważ Zorro odwiedzał ją zawsze z kwiatkiem i pieśnią na ustach. Głos miał podobno niezły.


To są lata powojenne. Czy Panie się tu wychowały? 2i3

KIEDYŚ ŁĄKI, A TERAZ „NA WSPÓLNEJ” / PRZEPROWADZKI I PORÓD W DOMU PRZY UL. DĄBKA ORAZ STRAŻ POŻARNA Moja mama tu mieszkała od ’49 roku. Ja się urodziłam w 1962 r. Tutaj były pola. Biegałam całe życie. Tutaj było pięknie, tak dziko: pola, łąki, żyta, drzewa, aleje. Kiedy się rodziłam, to mój tata biegł Żółkiewskiego do telefonu do straży, żeby zawołali karetkę. Przyjechała karetka, ale mama zatrzasnęła się w pokoju i musieli drzwi wyłamać. Kiedy się wprowadzałam [w latach 50-tych – przyp. red.] to były tylko bloki przy Czwartaków i Godebskiego. Myśmy mieli w latach 50-tych ogródki działkowe jeszcze. Pułkownika Dąbka to stara przedwojenna ulica, nie była zabudowana. „Dzikie działki” myśmy to nazywali. Wojsko to zabrało, zasieki porobiło. Fajne przejście było pośród tych pól. Naprzeciw Czwartaków i naprzeciw Godebskiego były działki. Pusta ziemia, to każdy sobie wziął. – Ja się przeprowadziłam z Babich Dołów. Dostaliśmy tu [ul. Andaluzyjska – przyp. red] działkę. Mój mąż jest wojskowym. – Wiecie, jak się teraz mówi się o waszym osiedlu, o tych wszystkich terenach? Mówi się, że wy jesteście “Na Wspólnej”. Tu, gdzie my mieszkamy [budynki przy ul. Śmidowicza – przyp. red], to były tereny Kościoła. To wojskowe bloki z 1954 roku. Obok stoją dwa z lat 30-tych. Mają dziury w ścianach połatane po kulach, widać inną cegłę.


Po wojnie na górnym Oksywiu pojawiają się nowi mieszkańcy – rodziny wojskowe. Ale dolne Oksywie – jako wielki plac budowy portu – już w latach 20-tych XX wieku było wojskowe. Tereny okalające wieś zostały przeznaczone na cele powstającej Marynarki Wojennej. Jak to wyglądało w tym czasie w osadzie? 4

OSADA RYBACKA Ludzie żyli z ziemi, z rybołówstwa. Teraz te rybki to przywiozą, nie przywiozą. Prawdziwe życie było, a teraz tylko samochód, samochód. Nikt nie wie, co gdzie rośnie, co gdzie leży. Oksywie to było rolnicze. Musi być kościół, musi być karczma, jak w piosence. Na końcu Dickmana, tam, się pasły konie, krowy, kozy. Wóz konny jeździł po zlewki do koszar, jeszcze w latach 90-tych i na początku lat 2000. Umknęło takiego życia spokojnego. Ten, kto tu został, ten wie, że konik już po Dickmana nie jeździ, po Bosmańskiej nie jeździ. Kiedyś jajeczko można było kupić, mleczko. Teraz jedna babeczka tylko na Dickmana sprzedaje. Ma podobno dwie czy trzy krowy. Można sobie podejść codziennie i wziąć bańkę. Ani żołnierze, ani marynarze, ale rybacy [jak się mówiło o Oksywiu – przyp. red]. W 1926 roku, kiedy administracyjnie połączono wieś Gdynia z wsią Oksywie, w tej ostatniej zamieszkało ok. 1000 osób, utrzymujących się przede wszystkim z rolnictwa i rybołówstwa. Przez kolejne lata od nadania Gdyni praw miejskich 10 lutego 1926 roku, oksywianie nie chcieli pogodzić się z decyzją władz, uznając, iż nowe miasto powinno otrzymać nazwę Oksywie. Sprawdź na mapie granice dawnej wsi Oksywie (niebieska linia).


Przestrzennie Oksywie to jednak nie tylko pozostałości dawnej wsi, osada rybacka i wojsko. Jaka jest historia budynków przy Kępie Oksywskiej – na łąkach? Albo baraków przy ul. Dickmana?

5i6

BARAKI NA DICKMANA i „CHATKI CIASNOTKI” Każdy, kto przyjechał, chciał sobie kawałek dachu nad głową ulepić. Te długie baraki to są pierwsze baraki postawione przez miasto. Tam miałam koleżankę. W jej baraku na końcu i na początku była ubikacja. Przez środek był korytarz, a po obu stronach były pokoje mieszkalne. To były czasy powojenne, kiedy port się budował. Ponoć pierwsze baraki, które powstały, były postawione przez Urząd Miasta. Tu też są takie chatki-lepianki, aż do terenów wojskowych. To jest stare Oksywie. Biegaliśmy na Oksywie Dolne przez górki. Były bandy, były tam takie baraki. Teraz by się o tym „Bronx” mówiło, ale kiedyś to „meliniarstwo” się mówiło. Naprzeciwko Izby Chorych. Bunkry, nie bunkry. Mówią, że baraki na Dickmana były powojskowe; inni opowiadają o nich, jak o pierwszej mieszkalnej zabudowie komunalnej. Analogiczny do dzisiejszego układ baraków widać na niemieckich zdjęciach satelitarnych z 1947 roku. Mógł to być więc równie dobrze obóz robotniczy. W okresie międzywojennym budowanie baraków mieszkalnych było próbą poprawy warunków mieszkaniowych ludzi migrujących do dynamicznie rozwijających się ośrodków miejskich. Często sposób na przeciwdziałanie bezdomności. Nierzadko były to po prostu noclegownie. Czynsze przed wojną za dwuizbowe mieszkanie wynosiły od 30 do 80 zł za miesiąc, co stanowiło de facto miesięczną pensję robotniczą. Zaczęto więc tworzyć pierwsze spółdzielnie mieszkaniowe i zakładowe, które budowały mieszkania na kredyt.


Pomiędzy górnym i dolnym Oksywiem jest zalesiona skarpa. To nie jest zwykły las. Na starych zdjęciach Oksywia nie ma go wcale. Skąd się wziął? 7

GÓRKI I LAS Ten las, który jest przy przychodni, to w 70-tych latach dzieci chodziły sadzić drzewka. To były takie akcje społeczne. Dzieci, jak to dzieci, kilka drzewek zasadzić, dalej samo pójdzie, rozsieje się. Aleja lipowa była i jest, przy tym bruku, ale te lipy to już staruszki. Och, jaki zapach, jak one zawsze kwitły! Ale teraz już odchodzą. Dzieci sadziły lasek, żeby tę skarpę przykryć, bo to było duże osuwisko ziemi. W czynie społecznym to robiły. Czyn społeczny – tym mianem określano nieodpłatne prace wykonywane na rzecz „dobra wspólnego”. Realizatorami akcji były najczęściej organizacje partyjne, szkoły oraz zakłady pracy. Działania często wiązały się m.in. z budowaniem tras komunikacyjnych lub sprzątaniem terenów oraz pracami sezonowymi (wykopki, żniwa, zamiatanie liści, itd.).


Wróćmy do wojska. Jak się żyło w dzielnicy z takim potężnym sąsiadem?

8i9

SZLABAN / MARYNARKA WOJENNA I STUDENCI Podobno na Oksywiu w latach 50-tych był szlaban. Na te tereny się nie wjeżdżało. Trzeba było mieć przepustkę. Wszystko tu mieszkali ludzie wojskowi (...) tam, jak się kończyła Stocznia Marynarki Wojennej. Tam, gdzie wojsko, to zawsze były szlabany, przepustki, przepustki, kontrole. Dopiero to się zluzowało w 60-tych latach. Na Oksywiu się działo. Statki przypływały, dziewczyny czekały, którego złowić. Przychodziły wyfiołkowane do parku albo pod bramę. Pilnowali, kiedy mieli przepustkę albo żołd dostali. Wino od razu sobie kupili i w parczku zaraz wytrąbili. Potem, kiedy szefostwo się przyjrzało, że oni od razu idą wino kupić, to koniec z chlaniem. Co to takie młode chłopaki, trzy godziny przepustki i już upici. Kiedyś 800 chłopa szło się uczyć, a teraz 60. Ciemno było na Śmidowicza, gdy oni szli – jakieś manewry, pociąg specjalny podjeżdżał po nich. Ciemno było od tych garniturów. Za naszymi blokami jest nurkownia. Kiedyś dużo ich było. Samochód nurków przywoził na ćwiczenia. Za nurkownią jest teraz ta nowa biblioteka. Tam nurków szkolili. Dostojni tacy, zadbani, odżywieni… Było na co patrzeć. Rano o piątej już biegli po Śmidowicza. Takie musztry dostawali, chłopcy. Były też takie panny, kiedy Indonezyjczycy uczyli się w szkole morskiej. Indonezyjczyk niesie worek na plecach. Strażnik go zatrzymuje – co ty tam niesiesz. Otwiera, a tam dziewucha siedzi. Wnosił do koszar. Niektóre nawet pouciekały z nimi do Indonezji, ale potem jak nasi marynarze byli w Azji to prosiły się, żeby je zabrali na statek do Polski, bo nie chciały już tam być.


Wygląda na to, że Oksywie żyło własnym, niezależnym od reszty miasta, życiem także dzięki obecności wojska?

10

AKADEMIA MARYNARKI WOJENNEJ – ROZRYWKA Wszystko, co potrzebne do życia, było u nas na miejscu. W blokach wojskowych pasmanteria była, rzeźnik, kawiarenka. Co do imprez, to jeszcze były tam tzw. Trzy bramy, gdzie są te trzy bramy na Śmidowicza. Tam była duża kawiarnia, tam się wszyscy bawili. Dziewczyny miały wolne wejście, nie płaciły. To były lata 70-te. Wszyscy wspominają, jak się tu wszyscy bawili, jak się poznawali, jak małżeństwa powstawały. Chłopcy z koszar bawili się też i miejscowi chłopcy też wejście mieli. Furczało, oranżadka schodziła, herbatka, ciasteczka, darmowe wejście, orkiestra wojskowa, chłopcy grali. Nikt się tak nie upijał. Do godziny 22:30, żeby na ostatni autobus rozjechali się. W klubach nie wolno było podawać ani wina, ani piwa – niczego. Żadnego alkoholu. Czasem się zdarzało, że kogoś przyłapano, ale wtedy wywalano go z imprezy na ulicę. Tak się młodzi ludzie zakochiwali. Tyle małżeństw. Gdyby nie ten klub, to wszyscy by byli starymi kawalerami i pannami. Chłopcy na Oksywiu mieli bardzo dobrą renomę. Nie tylko tu, ale też i w mieście, w Gdyni. Było z czego wybierać. Żaden klub nie zapewnił takich rozrywek. Było tylko Oksywie i klub Żak w Gdańsku. W Sopocie to się mafia bawiła. Porządne dziewczyny tam nie chodzą. Na dole w tych klubach były kasyna, tańce. Jest tam ta klubokawiarnia. Pod Kordzikiem [tawerna „Pod Kordem” – przyp. red.]. Jest jeszcze czynne – komunia, wesela, pogrzeby, jakieś uroczystości. A w parku jest jeszcze kawiarnia i biblioteka.


11

GROM I KASYNO Z ponad sto pięćdziesiąt osób się mieściło i na końcu brakowało pączków, herbatki czy lampeczki wina. Były takie dni, że to wszystko schodziło. Wojsko miało swoją prywatną cukiernię – ciasta, pączuszki. Przyjeżdżałyśmy na imprezy do kasyna na dole przy stadionie. Tam były takie ładne bale, że ho ho! To w weekend było i co tydzień. Przyjeżdżałam z Gdyni Głównej. Zawsze jechałyśmy piątką, ósemką dziewczyn. Koleżanki z klasy się skrzykiwały, która była chętna, to jechała. Dziewczyny miały darmo wejście. Z pracy [w klubie – przyp. red.] wracam przez łąki o pierwszej. Trzeba było pieniądze zabezpieczyć. Zostawić nie można, bo jakby kto się włamał, to bym odpowiadała za to. Wyobraziłam sobie, że jak ktoś mnie zabije, to nie będę odpowiadać. Coś trzeba było zrobić. Przewiązałam się tymi pieniędzmi porządnie. Idę przez Kępę Oksywską koło tej świniarni. Stanęłam w nocy o pierwszej sama i patrzę jak światła w tej Gdyni się w morzu odbijają. Obracam się, a tu jak w tej odległości do krzaka, dwóch chłopaków siedzi. Skóra na mnie ścierpła. Gdyby mnie tak napadli, to koniec świata. Nigdy by mi nikt nie uwierzył, że mnie okradli. Odwróciłam się do nich, coś powiedziałam w stylu: „ładna noc”, coś takiego i poszłam pomalutku, a potem coraz szybciej i szybciej, pędem do domu. Oni spokojnie sobie siedzieli w tych kartoflach, bo tam kartoflisko było na górze. Biblioteka, pani od malowania, dział fotografii, wędkarski klub – to jest jeszcze wszystko czynne. Jakieś chóry dziecięce, baleciki. To jest dla rodzin wojskowych z Akademii i Portu. Bo tam był basen, ale już dla samych wojskowych; dla rodzin nie ma.


Wszystko było na miejscu. Był sens wyjeżdżać z Oksywia?

12

KOMUNIKACJA Z MIASTEM Ja z Gdyni w latach 70-tych to zawsze z koleżankami przyjeżdżałam na Oksywie. Na Oksywie jeździł trolejbus. Tam, aż na Oksywie Górne. Śmidowicza, Arciszewską na górne Oksywie i potem Bosmańską zjeżdżał. Były [trolejbusy – przyp. red.] do 80-tych lat. Jeszcze niektóre te słupy grubsze stają. No i pociąg jeszcze jeździł codziennie. Przywoził ludzi KościerzynaGdynia Stocznia Marynarki Wojennej. Piętrowy jeździł. O 6:45 albo 7:30 przyjeżdżał i o 15:20 wyjeżdżał. A na końcu taka przykra wiadomość, kiedy już to wszystko likwidowali – pracowników coraz mniej, autobusy podstawiali – poszedł kolejarz się powiesić w którymś z wagonów. Dzieciaki z podwórka znaleźli i zaczęli krzyczeć: „Chłop się powiesił, chłop się powiesił!”. Długo jeszcze wisiał szyld “Gdynia Port Oksywie”. Budowa portu odcięła w okresie międzywojennym Oksywie od najkrótszej drogi do Gdyni. Dlatego w latach 20-tych wybudowano nową drogę, ul. Okrężną (dziś ul. Śmidowicza). Trolejbusy jeździły w Gdyni od 1943 roku, dzięki trakcjom założonym przez niemieckich okupantów. Pierwsze linie jeździły tylko pomiędzy Chylonią a Placem Kaszubskim. Potem linię przedłużyli do Orłowa i Sopotu oraz Cisowej. 29 października 1949 r. uruchomiono nową linię trolejbusową do Oksywia, która otrzymała nr 24.

Dziękuję Paniom za rozmowę.





O projekcie

Mapa sentymentalna Oksywia jest kontynuacją projektu, który rozpoczął się podczas 5. edycji Festiwalu Traffic Design. W czerwcu 2015 roku spotkaliśmy się z grupą seniorów w Domku Abrahama i wysłuchaliśmy ich historii o tym, jak wyglądała i zmieniała się na przestrzeni czasów ulica Starowiejska. To niesamowite, ile fascynujących i osobistych opowieści udało nam się wtedy zebrać. Dzięki nim mijane przez nas na co dzień miejsca zyskały nowe znaczenie. Odnieśliśmy również wrażenie, że te cenne historie są często znane tylko najbliższej rodzinie lub, niewysłuchane, odchodzą w niepamięć. Dlatego w tym roku wracamy do projektu (tym razem poza Śródmieściem), by wysłuchać i przekazać, opowieści o tym, czym kiedyś było Oksywie; jak się tu żyło i mieszkało, co z tych wspomnień przetrwało do dziś, a co minęło bezpowrotnie. Mamy nadzieję, że nasz projekt zrodzi więcej pytań niż odpowiedzi. Pytań, które uda nam się jeszcze zadać tym, którzy w swojej pamięci skrywają opowieści związane z początkami miasta Gdynia. Chcieliśmy serdecznie podziękować pani Irenie, pani Danusi, pani Aleksandrze oraz pani Marioli za czas i poświęconą nam energię, a także Annie Gawrońskiej (z Fundacji Kreatywni) za wkład w projekt. Historie zebrała Basia Marchwicka, za zdjęcia odpowiada Rafał Kołsut, a grafika to dzieło Piotra Palucha. Stowarzyszenie Traffic Design


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.