4 minute read
W prowansalskim klimacie
TEKST I ZDJĘCIA PAWEŁ MACHOMET
Z czym kojarzy wam się lato? Odkąd pamiętam, spędzam tę porę roku – począwszy od czerwca aż do końca września – na wsi. Chcąc opisać pokrótce swoje skojarzenia z latem, nie mógłbym pominąć ptasich koncertów zaczynających się tuż przed godziną 4, rześkich, pachnących lasem poranków, po których w upalne przed- i popołudnia leniwie poruszające się na wietrze zasłony rzucają nieco cienia na domowe wnętrza, przynosząc odrobinę ulgi. Lato to także wieczory skąpane w pomarańczowoczerwonym świetle znikającego za horyzontem słońca i parująca po całym dniu ziemia wpychająca przez otwarte okna zapach trawy, lawendy, róż, maciejki oraz innych kwiatów i ziół rosnących w ogrodzie i na otaczających dom łąkach. To właśnie najczęściej w letnie wieczory dom jest pełen gości, którzy żywo dyskutują przy trwających do późnej nocy kolacjach na tarasie, bazujących na sezonowych warzywach i owocach. W tę letnią i beztroską wiejską aurę postaram się wpisać swoją kolejną realizację.
Proces, który wam opiszę, z czystym sumieniem zaliczyć mogę do łatwych i przyjemnych. Nie wiem, czy wypada nazwać go renowacją, czy może bardziej odnowieniem, stylizacją, albo po prostu przygotowaniem mebla do dalszego użytkowania, ale mam nadzieję, że przebieg prac i ich efekty będą dla was źródłem inspiracji. Przedmiot, któremu poświęciłem nieco uwagi, znalazłem na internetowej aukcji i wylicytowałem za parę złotych. Ta staruteńka i pięknie zniszczona szafka nocna wykonana została z drewna dębowego, z którego także jest zrobiony – wszystko na to wskazuje – dosztukowany zastępczy blacik. Choć skrzynia mimo upływu lat okazała się bardzo stabilna i żaden element nie wymagał przyklejenia, to powierzchnie bocznych ścianek oraz tył miały szczeliny w rozeschniętym materiale, z którymi jednak nie zamierzałem walczyć. Wiecie, że taka szczelina pozostawiona w meblu skrzyniowym umożliwia przepływ powietrza i niekiedy może być skutecznym rozwiązaniem w sytuacji, gdy jego wnętrze niezbyt dobrze pachnie? Po raz kolejny napiszę, że to chyba moje ulubione meble – te, które mimo upływu czasu i z masą niedoskonałości, które dla wielu osób są nie do zaakceptowania, mogą być nadal używane po raptem kilku estetycznych zabiegach.
Swoją pracę zacząłem od wyszorowania szafki ciepłą wodą z szarym mydłem. Było to jedyne czyszczenie, jakie przeszła. Efekt, który planowałem uzyskać, wykorzystywał wszystkie jej niedoskonałości.
Do malowania użyłem farby renowacyjnej o efekcie wykończenia farbą kredową. Na wybór określonego produktu złożyło się kilka kwestii. Szafeczka posłuży jako miejsce do przechowywania w łazience, a więc tam, gdzie była narażona na kontakt z wodą. Zależało mi na tym, by barwna powłoka pozwoliła mi stworzyć wspomniany efekt „kredówki”, jednak bez konieczności dalszej impregnacji ani szczególnej pielęgnacji. Skusił mnie także dostępny w palecie absolutnie obłędny kolor – suszone zioła. Produkt nie ma zapachu, a jego gęsta konsystencja uniemożliwia chlapanie, dając przy tym szerokie pole do popisu przy próbach uzyskania realistycznego, plastycznego efektu postarzenia.
Farbę na oczyszczone powierzchnie szafki nakładałem najzwyklejszym syntetycznym okrągłym pędzlem, rozprowadzając ją energicznymi pociągnięciami w różnych kierunkach. Na cały mebel położyłem jedną warstwę, uzupełniając ją drugą warstwą jedynie w miejscach, gdzie moim zdaniem było to potrzebne. Gdybym całość pomalował drugi raz, uzyskałbym pełne krycie, co z uwagi na planowane efekty nie było konieczne.
W momencie gdy farba nieco przeschła, tj. była sucha w dotyku, ale wymagała jeszcze dwóch lub trzech godzin do pełnego utwardzenia, wziąłem drobny papier ścierny i zacząłem trzeć elastyczną jeszcze powłokę w miejscach, gdzie mogłaby zostać naruszona w wyniku długotrwałego użytkowania. Starałem się nie tyle przecierać pomalowaną powierzchnię, ile zwijać i odklejać partie schnącej dopiero farby, tworząc całkiem dobrze wyglądające odpryski. Mimo że tego typu stylizacji zrobiłem już co najmniej kilka, moment naruszania powłok w celu ich wizualnego postarzenia do tej pory zabiera mi najwięcej czasu.
Choć wybrany przeze mnie kolor sam w sobie jest retro, na poocieranej i odrapanej szafce wyglądał według mnie zbyt czysto. Dla pogłębienia efektu starości postanowiłem pomalować go lakierobejcą w kolorze dębu, której cieniutką warstwę nałożyłem płaskim pędzlem, uzyskując dokładnie taki efekt, jaki zamierzyłem sobie na początku.
Dla podbicia sielskiego klimatu szafkę sfotografowałem na tle podłogi z bardzo starej deski w towarzystwie kwiatów dzikiej marchwi, wstawionych w znalezione na pchlich targach gąsiory i buteleczki, oraz jednego z moich – zniszczonych nie mniej niż główna bohaterka – krzeseł Thoneta. Brakujący uchwyt w drzwiczkach zastąpiłem ręcznie zrobionym chwostem z lnianej dratwy. Gotowe! ●
Więcej na blogu autora: RzucPanOkiem.pl