K A T O L I C K I M I E S I Ę C Z N I K S T U D E N C K I ISSN: 2083-8948
U N U M E R
O N R PO T E M A T
#8 (35)/2014 LISTOPAD-GRUDZIEŃ
TRY B Y
3
Tryby. Dobra nowina dla studentów
GRUDZIEŃ 2014
Mam do „Trybów” wielki sentyment. Pamiętam nasze pierwsze spotkania, picie szampana po wydaniu pierwszego numeru, ekscytację, gdy przychodziły do nas pierwsze listy od Czytelników. „Tryby” to też historia mojego małżeństwa, więc oczywistym jest, że kojarzą mi się z tym, co najlepsze. To dla mnie dowód na to, że wspólna praca dla wyższego celu jest doskonałym sposobem na zbliżenie dusz. Jednak mimo sentymentu przekazujemy „Tryby” w nowe ręce z radością. Bo zmiany są dobre i potrzebne.
Kolejny wstępniak napisze dla Was Marianna Gurba, nowy redaktor naczelny. Gratuluję nominacji i życzę powodzenia w rozwijaniu tego dzieła na Bożą chwałę! Niech nasza misja – promowanie wartości katolickich w środowisku akademickim – materializuje się w kolejne numery czasopisma. Was, drodzy Czytelnicy, zachęcam do współtworzenia Dobrej Nowiny dla studentów.
Dziękuję Wszystkim, którzy razem ze mną tworzyli „Tryby”. Na pierwszym miejscu Panu Bogu za natchnienia, siły, zdrowie i tę wielką radość, którą wlewał w moje serce za każdym razem, kiedy przyjeżdżały z drukarni nowe
Kraków, nr 1(10)/2012 STYCZEŃ
Kraków, nr 2(20)/2013
LUTY
ISSN: 2083-8948
TRYBY nr 1/2011
Uczciwość - pierwszy stopień do nieba Wywiad z prof. Tadeusiewiczem Krakowski Klub Curlingowy
Ubrani w życie
ISSN: 2083-8948
um l uze cie wm czy nau wodnik prze czek wycie pilot archiwista
zdrowie psychiczne
archeolog bibliotekarz doradca w MSZ.. .
ANIA, egree
s360
absolwentka historii
Gender
DŻENDER–SREND ER – MÓWIMY ZNUDZENI, KIEDY MEDIA ZNOWU WAŁKUJĄ TO SAMO. TYLKO CZY WIEMY, CZYM JEST W TEORII I PRAKTYCE?
20 tryby luty 2013_druk.indd 1
TRYBY K A T O L I C K I M I E S I Ę C Z N I K S T U D E N C K I ISSN: 2083-8948
MARZEC
2013-02-04 13:33:02
TRYBY K A T O L I C K I M I E S I Ę C Z N I K S T U D E N C K I ISSN: 2083-8948
Kraków, nr 3(30)/2014
N U M E R U
PORNO T E M A T
MAGDALENA GUZIAK-NOWAK REDAKTOR NACZELNY
Orły Małopolski Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej
Wydawca:
www.e-tryby.pl
biuro@e-tryby.pl
Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów.
Data zamknięcia numeru: 2 grudnia 2014 r. Nakład: 8 500 egz.
Adres redakcji: ul. Wiślna 12/7, 31-007 Kraków
Druk: Printgraph Brzesko
Okładka: www.freeimages.com yjeran2001/Marcin Nowak
Korekta: Edyta Cybińska, Elżbieta Jaworek
DTP, foto: Marcin Nowak
Zespół redakcyjny: Magdalena Indyka, Klaudia Oracz, Karolina Pluta, Karolina Podlewska, Sara Rynowska, Dagmara Śniowska, Michał Wnęk
Marketing i promocja: Marcin Nowak – promocja@e-tryby.pl
Sekretarz redakcji: Agata Gołda
Asystent kościelny: ks. Rafał Buzała
Redaktor naczelny: Magdalena Guziak-Nowak
stopka:
współpraca:
Do zobaczenia!
Zawsze są dwa wyjścia - wywiad o kryzysie wiary
legeD
Czy pamiętacie, że „Tryby” mają cztery lata? Już cztery albo dopiero cztery, zależy od perspektywy. Cztery lata to mało, malutko. Dla osoby, która dożyła sędziwego wieku to jak pstryknięcie palcem. Ale cztery lata to też dużo, długo. To jedna szósta naszego życia spędzona na pracy dla Idei przez duże „I”. Wiele się w tym czasie zmieniło. Niektórzy z nas już skończyli studia. Kilka razy na łamach „Trybów” składaliśmy kolegom życzenia z okazji ożenku. Urodziło nam się troje „redakcyjnych” dzieci. I to po dzieciach widać, że czas nie stoi w miejscu.
Adopcja bez dokumentów
www .flickr .com /Col
egzemplarze. Dziękuję Mu za przemienianie serc naszych i naszych Czytelników. Za rekolekcje, dni skupienia, świetne eventy i przyjaciół, których tu spotkałam. Następnie dziękuję za inspirację i zaufanie Osobie, która zachęcała mnie do zrealizowania tego pomysłu. Dziękuję „trybowym” Dziennikarzom, Fotografom, Grafikom, Składaczom, Kolporterom. Dziękuję ks. Bogusławowi Zemanowi i br. Adamowi Szczygłowi za przedstawienie naszej skromnej redakcji bł. Jakubowi Alberionemu, z którym się zakolegowałam. Dziękuję Czytelnikom za sympatię i konstruktywną krytykę. A w szczególny sposób dziękuję dwóm osobom. Najpierw Agacie Gołdzie, naszemu niezmordowanemu sekretarzowi. Za cierpliwość, kiedy przekraczaliśmy kolejne deadliny i obecność, zawsze życzliwą i konstruktywną. Na końcu natomiast Marcinowi Nowakowi, menadżerowi „Trybów” i grafikowi, mojemu mężowi. Za wsparcie, analityczny umysł, podkręcanie tempa, totalną bezinteresowność, miłość. Za całokształt.
#8 (35)/2014 LISTOPAD-GRUDZIEŃ
Z
miany są potrzebne i dobre, jeśli potencjał, który w nich jest, nie zostanie zmarnowany. Bo tylko ze zmian jest rozwój i postęp. Gdy chcemy zrobić krok naprzód, nie możemy tkwić w schematach i bać się nowego. To wstęp do mojego sentymentalnego, bo ostatniego „trybowego” wstępniaka.
ta
P
ra e m u ren
chcesz mieć zawsze Tryby papierowe?
promocja@e-tryby.pl
temat numeru > Porno
Legenda miejska głosi, że w akademikach raz po raz pada Internet z powodu zbyt częstych wejść na… red tube.
Zrzuć czerwone okulary MAGDALENA I MAREK URLICHOWIE
Pornografia. Według Grupy Badawczej Barna (dane z 2003) 38 proc. dorosłych wierzy, że nie ma nic złego w korzystaniu z materiałów pornograficznych. Innego zdania są psychologowie, terapeuci i badacze przemysłu pornograficznego. Wśród nich Gail Dines, amerykańska feministka, która poświęciła lata na badanie mechanizmów rządzących pornobiznesem. Owocem jej pracy jest książka Pornoland. Jak skradziono naszą seksualność. Lektura, przez którą trudno przebrnąć. I która nie pozostawia złudzeń – porno nie jest niewinną zabawą dla dorosłych. Trudno powiedzieć, jaki obecnie procent mężczyzn i kobiet korzysta z porno. Z powodu powszechnej dostępności przypuszcza się, że porno ma wpływ na ludzi na skalę masową. Badania Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej przeprowadzone wśród gimnazjalistów pokazują, że 66 proc. chłopców i 54 proc. dziewcząt miało kontakt z pornografią przed ukończeniem 12. roku życia. Mówi się wręcz o pandemii pornografii. Jak do tego doszło?
Mentalne ewolucje
Gail Dines stwierdza, że podłożem dla rozwoju pornobiznesu była ultrakonserwatywna mentalność Amerykanów lat 50. Jako ideał życia przedstawiano tam stworzenie rodziny i wytrwałą pracę. Na takim gruncie założycielowi „Playboya” łatwo było wykreować nową postać – mężczyznę „wyzwolonego”, który nie chce już pracować dla żony i rodziny, ale po to, by móc zaspokajać swoje zachcianki. W tym także
fot. www.pixabay.com/isabellaquintana
4
korzystać z „wolności” niewiązania się na stałe z kobietami. Kolejne pisma dla mężczyzn, rywalizując ze sobą, przesuwały granicę tego, co uznawane za obyczajne i nieobyczajne, przyzwolone społecznie i nie. W ten sposób doszliśmy do czasów, w których nikogo nie dziwi, że najlepszym sposobem na reklamę są kobiece piersi – nieważne czy reklamowanym produktem jest napój czy gładź szpachlowa. A także czasów „poppornu” – porno będącego w doskonałej symbiozie z kulturą popularną, masową. Niech mówią liczby: w 1999 r. 42 proc. piosenek znajdujących się na najlepiej sprzedających się płytach zawierało treści o charakterze seksualnym. A teledyski gwiazdki pop Britney Spears reżyseruje człowiek przez lata kręcący filmy porno.
Metodą drobnych kroków doszliśmy do tego, że nasza społeczna akceptacja pozwala na wiele. I nawet nie wiemy, ilu z nas ma na nosie czerwone okulary.
Czerwone okulary
To, co dzieje się z twoim umysłem pod wpływem oglądania porno, można
www.e-tryby.pl nr 8/35/ LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2014
porównać do permanentnie noszonych czerwonych okularów. Patrzysz na człowieka – widzisz obiekt seksualny. Jak instruktor nauki jazdy mojego kolegi. Gdy kobieta na parkingu zapytała go o drogę, po skończonej konwersacji zapytał Maćka: I o co jej chodziło? Maciek: Pytała o drogę… Instruktor: No nie (z uśmiechem politowania). Przecież chodziło jej o TO. Absurd, przejaskrawienie? Ten człowiek naprawdę chodzi po ziemi.
Spytajmy na wspak: jak założyć czerwone okulary? Zacznij oglądać porno i pozwól, by to, co oglądasz, zaczęło kształtować twój sposób myślenia i wzorce zachowań. Zwłaszcza jeśli nie masz jeszcze doświadczeń seksualnych. Nie możesz wtedy zweryfikować, jak to, na co patrzysz, ma się do rzeczywistości. Nabierasz nierealnych wyobrażeń na temat seksu. I nie bardzo myślisz o tym, że seks z realną kobietą a seks oglądany na ekranie to dwie różne sprawy. A jeśli nawet, to prawdopodobnie wyrobisz w sobie takie nawyki, które poważnie utrudnią ci kontakt z osobą w realu. – Zbyt wczesne (przed
temat numeru > Porno 5
Poszukując bodźców, osoby uzależnione bynajmniej nie zwracają się w stronę realnych partnerów seksualnych. Prawdziwy seks wydaje się rozczarowujący. fot. www.pixabay.com/isabellaquintana
okresem pokwitania) oglądanie pornografii może mieć niekorzystny wpływ na rozwój seksualny – potwierdza Łukasz Müldner-Nieckowski, seksuolog i psychoterapeuta. – Jeżeli materiały pornograficzne zastępują edukację seksualną, faktycznie może to powodować wytworzenie niekorzystnych wzorców zachowań i przekonań na temat życia seksualnego. Z drugiej strony, w przypadku pary dorosłych osób, w warunkach bliskiej emocjonalnie, opartej na wzajemnym szacunku i zaangażowaniu relacji seksualnej, tego rodzaju błędne schematy stosunkowo łatwo ulegają zmianie. Problem tylko w tym, że osobom wciągniętym w porno bardzo trudno stworzyć taką właśnie relację. Czerwone okulary siedzą mocno na twoim nosie, a zderzenia z rzeczywistością wpychają cię coraz bardziej w wirtualny świat. Coraz trudniej z niego wyjść.
Porno lajf stajl
Czerwone okulary mają wpływ na modę, zachowania seksualne, relacje i stosunek do przemocy. Wiecie na przykład, że moda na depilację okolic bikini wyrosła właśnie z filmów porno? Gail Dines podaje wiele przykładów na to, że porno ma wpływ nawet na życie ludzi, którzy nie mają i nie chcą mieć z nim nic wspólnego. Przykład wpływu na zachowania: Dines dowodzi, że „moda” na niezobowiązujący seks podejmowany przez kobiety też powstała pod wpływem „kultury” porno. Z punktu widzenia bezpieczeństwa, emocji, satysfakcji taki seks jest dla kobiet niekorzystny. Pod naciskiem kultury akcentującej „wyzwoloną” seksualność młode kobiety podejmują jednak taki styl życia (badania Dines na kampusach uniwersyteckich). Kobieta widziana przez czerwone okulary to przede wszystkim obiekt seksualny, któremu można zadawać cierpienie i obrzucać wyzwiskami, a grymasy bólu na jej twarzy nie wywołują współczucia, tylko podniecenie. Grające w filmach kobiety są odczłowieczone. Z coraz głębszym wchodzeniem w świat porno wzrasta
przyzwolenie na takie traktowanie kobiet, na przemoc wobec nich. Jak się nietrudno domyślić, przekłada się to na utrudnienie relacji w realu.
Używanie pornografii ma także wpływ na stałe relacje. Następuje spadek zainteresowania realnym seksem z żywą partnerką albo traci się sprzed oczu jej osobę i godność. Mężczyźni oglądający porno często namawiają swoje dziewczyny i żony do odgrywania scen z filmów, choć może się to wiązać się z ich niezgodą. Oprócz tego 42proc. ankietowanych przez Marriage Related Research (2004) przyznaje, że czuje się niepewnie z powodu korzystania z pornografii przez ich partnera. Prawdziwe kobiety czują, że ich ciała nie dorównują ciałom aktorek. Nie są też w stanie sprostać wymaganiom czy fantazjom swoich partnerów, podsyconym przez pornobiznes. Ponadto szacuje się (2004), że oglądanie pornografii zwiększa wskaźnik niewierności małżeńskiej o 300 proc.! Potwierdza to wielu prawników, którzy przyznają, że uzależnienie od porno jest odpowiedzialne za ponad połowę prowadzonych przez nich spraw rozwodowych (źródło: thepinkcross.org).
Jak narkotyk
To alarmujące: pornografia uzależnia! Łukasz Müldner-Nieckowski mówi, że ten problem „może dotyczyć każdego, kto często korzysta z pornografii i jednocześnie nie ma nad tym kontroli – np. musi codziennie wieczorem włączyć komputer i oglądać filmy, a bez tego czuje się źle, albo zawsze odreagowuje stres przez oglądanie pornografii”. Dotyczy to zarówno mężczyzn, jak i kobiet, choć proporcje układają się 4:1. Jak działa ten mechanizm? Po jakimś czasie porno wywołuje znudzenie i przyzwyczajenie. Potrzeba coraz silniejszych bodźców, aby uzyskać efekt – podniecenie seksualne. Na to odpowiada pornobiznes, produkując obrazy epatujące np. coraz większą przemocą lub pokazując akty seksualne w coraz dziwniejszych konfiguracjach. Poszukując bodźców, osoby uzależnione bynajmniej nie zwracają
się w stronę realnych partnerów seksualnych. Prawdziwy seks wydaje się rozczarowujący. Inne skutki uzależnienia i nadużywania, o których piszą ci, którzy zmagają się z tymi problemami, to niskie poczucie własnej wartości i... problemy z erekcją.
Znów – ze względu na łatwość dostępu do pornografii trudno mówić o skali tego zjawiska. Może być ona dość duża. Co więcej – problem ten należy do grupy „wstydliwych” i często jest marginalizowany. Pocieszające, że są osoby, które potrafią go dostrzec i próbują sobie z nim radzić, jak autor i czytelnicy (w tym dziewczyny uzależnionych chłopaków) bloga Odwyk od porno i inne luźne tematy.
(Nie)czysty biznes
Powiedzmy sobie szczerze: nie ma kogoś takiego jak „zwykły użytkownik” pornografii – bo ten przemysł po prostu nie jest moralnie obojętny. Stoją za nim ogromne pieniądze i rekiny biznesu, które nie liczą się z efektami swojej działalności. Rozpad relacji, pokiereszowane życiorysy „użytkowników” nie mają znaczenia. Podobnie jak ofiary stojące za pornobiznesem od kuchni. Thepinkcross.org podaje, że w latach 2007-2010 36 gwiazd porno zmarło z powodu HIV, samobójstw, zabójstw i narkotyków, przeciętna długość życia wykonawców porno wynosi 37 lat, podczas gdy przeciętna długość życia Amerykanina to lat 78. A oglądanie na ekranie kobiety? Aktor Luke Ford (cytat za CBS News) mówi: „Większość dziewcząt trafiających do przemysłu pornograficznego odchodzi po nakręceniu jednego filmu. Jest to dla nich doświadczenie tak bolesne, przerażające, zawstydzające i poniżające, że nie chcą go więcej powtarzać.” Czy ta wiedza wystarczy, żeby zdjąć czerwone okulary albo podjąć świadomą decyzję, by nigdy ich nie nakładać? Oby! Po to, byśmy wszyscy pozostali wrażliwi na piękno relacji, piękno drugiej osoby i odkrywali realny, satysfakcjonujący, zgodny z Bożym planem, cudowny seks.
6
temat numeru > Porno
Jak to się
Zwyczajny dzień? Nie do końca. Dzisiaj zwróciłyśmy uwagę na nasze otoczenie i przeraziłyśmy się. Wokół nas nieustannie szerzy się pornografia, a co gorsza staje się to już normalnością. Jak to możliwe? Wychodzę z domu i zmierzam do tramwaju. Przychodzę na przystanek, a tu z dużego plakatu ponętnym wzrokiem patrzy na mnie kobieta w samej bieliźnie. Obok niej napis: „20% taniej”. Za chwilę pojawia się kolejny plakat, tym razem
stało?
Dzień bez Facebooka wydaje się młodemu pokoleniu niemożliwy do przeżycia. Należę do niego, więc również sprawdzam, co się dzisiaj dzieje. Sprawdzam jeszcze youtube i kwejka i tu też nie można dać odpocząć oczom od golizny. Na stronę „wjeżdżają” gołe pośladki i duży kolorowy napis krzyczy: „Klepnij mnie!” No nie, to już przesada, co to w ogóle ma być? Wyłączam okienko krzyżykiem tylko po to, żeby obrazek zatrzymał się na boku. A przecież jeszcze kilkadziesiąt lat temu opinia publiczna zareagowała ogromnym oburzeniem na fakt, że pewna firma produkująca jeansy postanowiła umieścić na bilbordach kobiety ubra-
Prostacka, wulgarna i uwłaczają ca reklama firmy produkującej... pasztet
reklamowana jest nowa kolekcja ubrań. Co widzę? Zdjęcia kobiet, które swoją nagością mają zachęcić przechodniów do zakupów w tym właśnie sklepie. Tak naprawdę nie ma to nic wspólnego z produktami przez nie oferowanymi. Nieistotne, czy chodzi o odzież, bieliznę, mydło czy perfumy, bo ważne stało się nie wyeksponowanie produktu, a odpowiednie dołączenie do reklamy elementów pornografii. Wtedy sukces sprzedaży wydaje się gwarantowany. Kobiety stają się jedynie obiektem seksualnym. Człowiek, najwspanialsze stworzenie Boga, zostaje zdegradowany do rzeczy, zabawki. Piersi i pośladki młodych kobiet są głównymi punktami na plakacie, a reklamowana rzecz schodzi na dalszy plan. Często słyszę stwierdzenia: „Jakoś musi się wybić” albo „Wszystkiego nie pokazała”. Granice się zacierają, coraz bardziej przesuwają… Kiedyś rodzice zasłaniali dzieciom oczy, a teraz jest to wszystkim obojętne. Półnagie modelki już nikogo nie dziwią. Wracam do domu, włączam telewizor i tu kolejna pani wije się na łóżku, reklamując najnowszą kolekcję bielizny. Zaraz pojawia się napis: „Odkryj nowy super push-up”. Następna reklama to propozycja upojnej nocy z właściwym zabezpieczeniem. Wyłączam. Widać już nikomu nie przeszkadza, że jeszcze nie ma 22 i takie przesłanie odbierają małe dzieci. Z taką samą sytuacją spotykam się, włączając radio. Reklama środków antykoncepcyjnych w godzinach popołudniowych nie jest czymś wyjątkowym.
www.e-tryby.pl nr 8/35/ LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2014
ne w obcisłe spodnie. Dziś tego typu reklamy są na porządku dziennym, więc marketingowcy idą o krok i jeszcze jeden dalej. W najnowszych reklamach spodni nie chodzi już o to, jak modelka jest ubrana, ale jak szybko to ubranie ściągnie. Firmy prześcigają się w coraz to odważniejszych spotach przedstawiających dwuznaczne sceny. Czy kogoś to bulwersuje? Nie. Wręcz przeciwnie. Ludziom się to podoba.
Refleksja nad tą sytuacją pojawia się szybko, a po głowie wciąż chodzi pytanie „Jak to się stało?” Jak to możliwe, że tak niewielu ludzi zauważa tę niepokojąca tendencję do całkowitego wyzbycia się wstydu? Dziś można pokazać wszystko, a im więcej, tym lepiej. Słowo „skromność” wydaje się być z innej epoki, a taka postawa w mediach jest jedynie wyśmiewana. Wszechstronne otaczanie nas pornografią ma na celu oswojenie z tym człowieka oraz przyciągnięcie w ten sposób ludzi do sklepu; pobudza nasze instynkty i popędy. Najgorsze jest jednak to, że my, konsumenci godzimy się na to, a wręcz zachęcamy reklamodawców do wykorzystywania tego typu technik. Kupując w sklepach, które nie stronią od obscenicznych obrazków, dajemy do zrozumienia, że taka reklama na nas działa. A przecież nie możemy się temu poddać! Możemy coś zrobić! Potrzeba tylko trochę odwagi i wzięcia odpowiedzialności za kształtowanie otaczającego nas świata. KLAUDIA ORACZ, ANETA GRUCA
fot .
Pa t r
ycja
Moń
ka
temat numeru > Porno 7
O tym, jak wygrałam z...
„gołymi babami” PATRYCJA MOŃKA
N
a naszych oczach zmienia się klimat. Jesienią bywały bardzo gorące dni, typowo letnie i w czasie takiego właśnie lata załatwiałam coś w pobliskim miasteczku. Przechodząc obok kiosku zerknęłam na jego boczną szybę i.... bez ostrzeżenia, wbrew mojej woli zostałam zaatakowana! Ja rozumiem, że jest gorąco, ale żeby tak do rosołu się porozbierać?! Panie z okładek pism pornograficznych bez żadnego skrępowania opalały się za szybą, bezwstydnie dotrzymując słońcu towarzystwa i świecąc wszystkim czym tylko mogły! SZOK!
Byłam tak zaskoczona, że nie podjęłam żadnego działania.
Pomyślałam, że skoro TO tutaj widnieje, to na pewno ma do tego prawo, bo przecież, gdyby było inaczej, już dawno ktoś by się tym zajął. W ramach protestu przed tego typu widokami w przestrzeni publicznej, zaproponowałam znajomym, żeby gdzie tylko mogą rozwieszali wiersze ks. Twardowskiego. Niechże dobre rzeczy też oddziałują na ludzi. Porozklejałam wiersze na okolicznych przystankach autobusowych. Jednak sprawa tego kiosku nie dawała mi spokoju. Postanowiłam sprawdzić, czy rozterki mojego sumienia znajdują odzwierciedlenie w prawie. Podczas rozmowy z kolegą policjantem dowiedziałam się, że „na to jest paragraf”.
Poszukałam w Internecie, istotnie jest! „Art. 202. Pornografia
§ 1. Kto publicznie prezentuje treści pornograficzne w taki sposób, że może to narzucić ich odbiór osobie, która tego sobie nie życzy, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
§ 2. Kto małoletniemu poniżej lat 15 prezentuje treści pornograficzne lub udostępnia mu przedmioty mające taki charakter albo rozpowszechnia treści pornograficzne w sposób umożliwiający takiemu małoletniemu zapoznanie się z nimi, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.”
To było już wszystko, czego potrzebowałam. W przypadku widoków zza szyby oba artykuły znajdowały zastosowanie. Przy najbliższej okazji poszłam do tego kiosku i pracującej w nim pani przedstawiłam sprawę, poprosiłam, by przekazała właścicielowi kiosku, że te gazety mają zniknąć w ciągu dwóch dni, zapewniłam, że sprawdzę, czy tak się stało, poinformowałam o konsekwencjach oraz uprzedziłam, że nie cofnę się przed wezwaniem policji. Po dwóch dniach okazało się, że nic się nie zmieniło. Kolejny raz z uniżeniem schylam się do tego pomysłowo zaprojektowanego okienka i pytam, kiedy mogę zastać właściciela. Uzyskuję uprzejme „za chwileczkę”. Faktycznie, zjawia się pani z nietęgą miną, potwierdza, że to ona sprawuje tu rządy i jak tylko zaczynam mówić, co mnie do niej sprowadza, zostaję zagłuszona opryskliwym „ja nie będę z panią dyskutować, dzwoniłam do Ruchu i powiedzieli, że nie ma czegoś takiego”. Nie mówiłam już do twarzy pani właścicielki, ale jej brzucha, gdyż takie możliwości daje ten cudowny otwór zwany okienkiem.
Stary, odrapany i myśli, że zbije kokosy na porno. Świadomi konsumenci się na to nie łapią.
Nagle pani dobywa telefonu, energicznie potrząsa nim w moją stronę i zachęca, jednocześnie próbując mnie przestraszyć: „dzwonimy do Ruchu? Dzwonimy do Ruchu?” Odpowiadam, że nie ma takiej potrzeby i łagodnie, acz stanowczo tłumaczę kobiecie, że wcale nie chcę, żeby miała kłopoty i dlatego lojalnie uprzedzam ją przed tym, co zamierzam, jeśli nie ustąpi. „To niech mi pani pokaże ten paragraf” z niedowierzaniem ni to prosi, ni to kpi. W pobliskiej czytelni, wydrukowałam „paragraf” wraz z linkiem do strony internetowej, z której pochodzi. Nawet się już nie zatrzymywałam, tylko przechodząc, wsunęłam kartkę na „ladę”. Gazety zniknęły, a na ich miejscu po tygodniu pojawiła się kartka „tu kupisz gazety erotyczne”. Dlaczego zrobiłam wszystko, co mogłam w tej sprawie? Po pierwsze, leży mi na sercu dobro dzieci i młodzieży w tym kraju. Po drugie, irytuje mnie brak odpowiedzialności za drugiego człowieka, szczególnie dorosłych wobec dzieci. Po trzecie, myślę, że mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek dbać o nasze środowisko, nie ulegać ludziom, którzy przedkładają własny zysk nad szacunek dla innych. „Ten kto biernie akceptuje zło, jest za nie tak samo odpowiedzialny jak ten, co je popełnia.”
MARTIN LUTHER KING
Opowiedziałam o tym, co zrobiłam, żeby każdy, kto będzie w podobnej sytuacji, wiedział, co może zrobić, by ukrócić tego typu praktyki.
Kilka miesięcy później…
Zawsze przechodząc obok tego kiosku, sprawdzałam poziom roznegliżowania prasy za szybą. Pewnego razu zobaczyłam, że w lewym górnym rogu są trzy porno pisma. Zapytana o to właścicielka, odburknęła tylko „a niech widnieją!”, „Ale zdaje sobie pani sprawę z konsekwencji?” Milczenie. Pomyślałam, dam jej czas do jutra, a jeśli to zignoruje, bez skrupułów poproszę o policyjną interwencję. Tak jak myślałam, nazajutrz już ich nie było. Niekończąca się opowieść. No ale jak się powiedziało A…
8
rozmowa z charakterem
t a i w Ś ą j a i n e i zm e i z d u l zwykli Rap to moja modlitwa. Ale byłoby porażką, gdybym na serio był raperem. Bez sensu jest udoskonalanie formy, gdy straci się istotę. Z księdzem-raperem Jakubem Bartczakiem rozmawia Agata Dąbrowska.
Jakie było w Księdza życiu najistotniejsze wydarzenie? – Zabrzmi to pewnie mocno dramatycznie, ale były to... śmierci. Gdy miałem trzy lata, w wypadku zginął mój tata. Właściwie go nie znałem. Nie miałem z kim pogadać, komu się wyżalić, z kim po prostu pobyć. Mama musiała pracować, zajmować się nami, więc trochę jej czasu brakowało. Miałem młodszego brata, musiałem być za niego odpowiedzialny. Dlatego od dzieciństwa bardzo mocno utożsamiałem swojego ojca z Bogiem. On zawsze był mi bardzo bliski. Kiedyś pewien ksiądz powiedział mi, żebym poszedł do seminarium. To było przy okazji spowiedzi, inaczej pewnie nic takiego nie przyszłoby mu do głowy, na księdza to ja bynajmniej nie wyglądałem. Tym wszystkim, co przeżywałem, jakie miałem wątpliwości, plany na przyszłość, dzieliłem się z moim bratem. I to właśnie jego śmierć uświadomiła mi, że życie jest krótkie. Że decyzję trzeba podejmować mądrze, trzeba być potem szczęśliwym w tym, co się podejmie i nie zastanawiać się, „co ludzie powiedzą”. Wbrew pozorom te trudne wydarzenia dodały mi życiowej odwagi, szczególnie wtedy, gdy podejmowałem najważniejsze w życiu decyzje. Do wrocławskiego seminarium wstępował Ksiądz już jako raper? – Niestety, już jako raper (śmiech). Wcześniej z moim bratem nagrywaliśmy dużo kawałków hip-hopowych. Wtedy jeszcze na kasetach. www.e-tryby.pl nr 8/35/ LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2014
Kiedy zrodził się pomysł, żeby „nawijać” o Bogu? – Nawet pracę magisterską pisałem o hip-hopie... W seminarium? – Tak (śmiech). Nie było to tylko i wyłącznie o hip-hopie, jakieś półtora rozdziału o blokersach jako nowym wyzwaniu dla ewangelizacji. Taki przyszedłem i takiego mnie Bóg powołał, to było zawsze częścią mnie. Bardzo chciałem zostać księdzem i musiałem o to zawalczyć. Dopiero gdy w kapłaństwie się umocniłem, postanowiłem wyjść z taką ciekawostką. Zresztą wiedziałem, czego słucha młodzież, chociażby ministranci. Słuchali rapu, mimo że opowiadał o naprawdę potwornych rzeczach. A tak wcale nie musi być. Rap jest dla Księdza formą modlitwy? – Podczas modlitwy uwielbienia ludzie mówią Bogu różne rzeczy. Robię podobnie, tylko rytmicznie i do rymu (śmiech). Tak, jest to forma modlitwy, ale czasami też ją utrudnia. Nie raz najlepsze rymy przychodziły mi do głowy podczas jakiegoś nabożeństwa. Od razu chciałoby się wziąć kartkę i zapisać. A przecież ważniejsze jest bliskie spotkanie z Bogiem. Dlatego forma i istota modlitwy muszą być wyważone. Bez sensu jest udoskonalanie formy, gdy straci się istotę.
rozmowa z charakterem 9
fot. arch. ks. Jakuba Bartczaka
Pojawia się czasem irytacja, że trzeba swoją pasję odstawić na boczny tor, bo parafia, bo szpital, bo duszpasterstwo? Jest Ksiądz w końcu najpierw księdzem, a potem dopiero potem raperem... – Bardzo chciałem zostać księdzem i bardzo lubię nim być. Niczego mi nie brakuje. Miałem kiedyś duże predyspozycje, by zrobić karierę muzyczną, ale wybrałem inną drogę. I nie żałuję. Wiem, że nie to dawałoby mi prawdziwą satysfakcję i szczęście w życiu. Teraz rap jest tylko dodatkiem. Gdybym teraz dostał dekret od biskupa, że mam jeździć po festiwalach, głosić rekolekcje, odwiedzać duszpasterstwa, a nie być zwykłym wikarym w parafii, to bym się chyba załamał (śmiech). Jakim sposobem przyciągnąć młodych do Kościoła? Do Kościoła pisanego wielką literą, do wspólnoty. – Po pierwsze, musimy być na nich otwarci. Po drugie, mieć czas, nie robić wszystkiego w pośpiechu. I po trzecie, stawiać jasne zasady, granice. Wtedy wszystko przychodzi łatwiej. Bardzo źle jest, gdy młodzi mają – czasem i słuszne – wrażenie, że jakieś grupy, wspólnoty, powstają dlatego, że statystyki spadają. To musi być naturalne, bezinteresowne, nie na ilość a jakość. Brak zaufania do młodzieży również jest wielką porażką.
pali się, kopali; i tak dalej. Ale koniec końców i tak wszystkim udało się dotrzeć do kościoła. Potem wszyscy gratulowali nam pomysłu i wykonania. Rzeczywiście młodzi świetnie zagrali. Tylko... to nie było to, co chciałem uzyskać. Wolę podkreślać dobro, nawet jeżeli miałoby być tandetne i przesłodzone. Nie można wpadać w żadną ze skrajności, ale bliżej mi do tej pozytywnej. Jak Ksiądz widzi rolę osób świeckich w ewangelizacji? – Jest kluczowa, jest istotą. Wiem to po swoim życiu. Często gdy rozpoczynam rozmowę na temat Boga, wiary czy Kościoła, znajomi mówią, że twierdzę tak, bo księdzu inaczej nie wypada. Długo mi zajmuje udowodnienie, że wierzę nie dlatego, że biskup mi kazał. Na słowa kapłana wiele ludzi patrzy z większym lub mniejszym dystansem. Świat zmieniają zwykli, świeccy ludzie. Doświadczam tego w codzienności. Tak, my też mamy być świadkami, ale naszą główną rolą jest umożliwianie spotkania z Chrystusem w sakramentach. Dlatego też ludzie nie oczekują, że będę świetnym raperem, kucharzem, budowniczym, ale wolą, bym był dobrym księdzem. I to jest moja główna rola.
Ludzie nie oczekują, że będę świetnym raperem, kucharzem, budowniczym, ale wolą, bym był dobrym księdzem. I to jest moja główna rola.
Nie uważa Ksiądz, że zbyt dużo kiczu oferuje się młodzieży? Zagrajmy, zatańczmy i rozejdźmy się, bo jest fajnie miło i przyjemnie. Czy może nie jest zbytnio akcentowane to „przyjemnie”, że ma mi być w tym momencie dobrze i tego oczekuję od wspólnoty? – Moim zdaniem jest to forma zapraszania do tego, by później wejść w głębię, głębiej poznać Chrystusa, doświadczyć czym jest wiara i wspólnota. Ale to jest pierwszy krok i nie można na nim poprzestać. Zaproszenie jest tylko zaproszeniem, wiele osób z niego skorzysta, ale nie wszyscy pójdą dalej. A najpiękniejsza jest ta głębia. Nie kicz.
Spotykam się ostatnio coraz częściej ze stwierdzeniem, że z „nami”, młodzieżą, nie da się już nic zrobić. Bo jest inaczej niż kiedyś. Bo siedzimy tylko przed telewizorami, komputerami, konsolami i dotarcie do nas jest zbyt trudne. Uważa Ksiądz, że czasy rzeczywiście się zmieniły, czy jest to wymówka? – Wiadomo, że świat się zmienia, ale zawsze coś da się zrobić. Każdy naturalnie poszukuje sensu życia, tego, by kochać, by być kochanym, by być szczęśliwym. A szczególnie młodzi ludzie. Rzeczywiście jest chyba trudniej niż kiedyś. A bardzo często nadużywany Internet, telewizja utrudniają jedną bardzo ważną rzeczy – otwartość na drugiego człowieka, budowanie relacji. Skrajności nie są dobre. – Inspiracją do nakręcenia jednego z teledysków stała się dla mnie pewna grupa neokatechumenalna. Nasłuchałem się trochę, jakie mają problemy z dotarciem na Mszę św. i postanowiłem to wykorzystać. Aktorami stali się właśnie oni sami, porządna młodzież. W pierwszej zwrotce przedstawiali pokusę związaną z alkoholem – pili, zachęcali innych, w drugiej z konfliktem w domu – kłótnia z rodzicami czy rodzeństwem, w trzeciej kłótnia z kolegą – szar-
Odprawiam Mszę św. w kościele, spotykam się ze wspólnotami w salkach, idę z posługą do chorych... Nie jestem „w świecie” – na ulicy, w szkole, pracy, sklepie, urzędzie – tak jak wy. To tam trzeba najbardziej bronić wiary, najbardziej o nią walczyć, dawać świadectwo. I to jest właśnie rola świeckich. Oczywiście między świeckimi a duchownymi musi być pełna współpraca. Wtedy mogą powstawać różne inicjatywy, grupy charytatywne, wspólnoty odnowy w Duchu Świętym, kuchnie dla bezdomnych. Właśnie ludzie świeccy to wszystko nakręcają. Nie da się też robić wszystkiego. Sama rola „tylko” przybliżania Chrystusa sakramentalnego jest ogromna i ogromnie ciężka. – Wiesz, byłoby porażką, gdybym ja na serio był raperem, inny ksiądz budowniczym, ekonomistą, biznesmenem. Do tego są świeccy, odpowiednio wykształceni ludzie. Nas przygotowuje się do czego innego. Wszyscy jesteśmy Kościołem. Mnóstwo jest koncertów, festiwali, happeningów. A wydaje mi się, że tego świadectwa wiary brakuje czasem w codzienności, na ulicy, w szkole i pracy. – Szacun dla tych, którzy robią happeningi. Podziwiam. Takie wydarzenia powinny wynikać z codzienności i często tak jest. To się wielokrotnie da po prostu odczuć. Ale trzeba umieć potem, ze scen, festynów, ogromnych spotkań przejść w zwyczajność. Bardzo dziękuję za rozmowę!
inżynier ducha > bł. Alvaro „Skała” del Portillo
Alvaro „Skała”
Choć jedno nie wyklucza drugiego, to mieszanka wybuchowa: doktor inżynier budownictwa lądowego, filozofii i prawa kanonicznego. Spowiednik św. Josemarii Escrivy, przyjaciel wielu rodzin, małżeństw, pierwszy prałat Opus Dei, uczestnik Soboru Watykańskiego II, a do tego świeżo upieczony błogosławiony. Jego poprzednik mawiał o nim „Skała”. Bł. Alvaro del Portillo. KAROLINA PODLEWSKA
Skromność to cnota
fot. www.wikime dia.commons.com/ Esprimat Braval
10
:
CV Błogosławionego
ziny 11 marca 1914 r. – narod Opus Dei 1935 r. – wstąpienie do płańskie 1944 r. – święcenia ka mianowanie 15 września 1975 r. – na szefa Opus Dei kupie 1991 r. – święcenia bis ierć 23 marca 1994 r. – śm beatyfikacja 27 września 2014 r. –
www.e-tryby.pl nr 8/35/ LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2014
Swoim życiem świadczył o Bogu i, co ważniejsze, zbliżał do Kościoła poprzez dobre wypełnianie swoich codziennych zadań. Wiedział, iż przykład to najlepszy przekaz dla ludzi. Biskupa Alvaro wyróżniała przede wszystkim skromność. Nie szukał pochwał dla siebie. Zawsze pracował bez większego rozgłosu, w zaciszu, bez bycia w centrum. Chciał, by wszystkie oczy zwrócone były zawsze na Jezusa. Była to realizacja myśli św. Josemarii, który mawiał: „chcę ukryć się i zniknąć, aby tylko Jezus jaśniał”. Sam Alvaro wiedział, że stojąc w obliczu Boga, ma puste ręce w obliczu Jego hojności.
Skała, która jest oparciem
Był przede wszystkim wielkim oparciem dla św. Josemarii Escrivy w jego działaniach. Dlatego też założyciel napisał w liście do niego. „Saxum! [łac. Skała – przyp. red.] Jak jasna – i długa – jest droga przed Tobą! Jasna i pełna jak skoszone pole. Błogosławiona płodność apostoła, najpiękniejsza z całego ziemskiego piękna!”.
W cieniu mistrza
„Dziękuję, przepraszam, pomagaj mi bardziej!” – to ciągle powtarzany przez bł. Alvaro akt strzelisty. To dla Boga wyrzekł się sławy inżyniera i wybrał drogę kapłaństwa. Dało się to również zauważyć w sposobie jego zarządzania Opus Dei. Nie chciał wprowadzać rewolucji po objęciu funkcji po założycielu. Wiernie kontynuował zamysły św. Josemarii Escrivy. Tak nawet radził mu bł. Paweł VI, który powiedział, by zawsze zastanowił się, jak postąpiłby założyciel. Zaś papież Franciszek napisał o nim: „Działał zgodnie z tym, czego nauczył się od św. Josemaríi – odpowiadał zawsze modlitwą, przebaczeniem, zrozumieniem i szczerą miłością”.
Siewca radości
Biskup Alvaro powiedział, że pilnym zadaniem dla ludzi jest, by w świecie dalekim od Chrystusa, pełnym złości i smutku, wprowadzać radość: „Tylko z naszą Maryją Dziewicą nasza dusza będzie przepełniona zadowoleniem, nadzwyczajną i pogodną radością, zarażającą tych, którzy będą z nami obcować”. Tak właśnie pamiętają go ludzie, zawsze pełnego radości, uśmiechu, miłości, spokoju. Z Dobrą nowiną jeździł po wielu krajach, bez względu na trudności, które mógł napotkać. To przecież podczas jego kierownictwa Opus Dei zostało erygowane jako Prałatura Personalna, dzięki czemu „Dzieło” mogło rozpowszechniać się na terenie innych krajów. Niósł miłość Bożą poprzez miłości do ludzi. Był otwarty na wszystkich, a w każdym z osobna nigdy nie doszukiwał się wad, ale uwidaczniał zalety.
encyklopedia wiary 11
Szept Boga Jak możemy scharakteryzować sumienie? Czym ono jest? – Chociaż osądom sumienia mogą towarzyszyć różne uczucia, to jednak nie jest ono uczuciem. Św. Tomasz z Akwinu ukazywał sumienie jako akt rozumu praktycznego, wskazujący, co czynić, a czego unikać, aby osiągnąć ostateczny cel życia. Tradycja augustyńsko-franciszkańska określała sumienie jako iskrę Bożą czy głos Boży rozlegający się w duszy człowieka. Nawiązuje ona do św. Pawła, który do Rzymian pisze o prawie Bożym obecnym w sercu każdego człowieka i koniecznym do osądzania postępowania (Rz 2,12-16). Podobnie Sobór Watykański II uczy, że „sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa” (Gaudium et spes, 16). Wszystkie te koncepcje nie wykluczają się, gdyż Bóg może wspierać rozum praktyczny do wydawania roztropnych sądów. Czy możemy mówić o różnych rodzajach sumień, podobnie jak o wrażliwości? – Co do swej natury sumienie wszystkich ludzi jest takie samo. Jednak co do sprawności i skutków działania ludzkie sumienia różnią się między sobą. Dlatego tradycyjnie wyróżnia się sumienie prawe lub błędne, pewne lub wątpliwe, szerokie lub skrupulatne, przed- lub po-uczynkowe. Jak powinno się postępować w sytuacjach „na granicy”? Na przykład to, co podpowiada nam sumienie jest sprzeczne z obowiązującym prawem. – Człowiek ma prawo do wolności sumienia i postępowania według wła-
snych moralnych osądów. Społeczeństwo jednak ma prawo bronić się przed niebezpiecznymi błędami ludzkich sumień. Dlatego prawnie zakazuje działań, które niszczą dobro jednostek i całego społeczeństwa i nakazuje niektóre z nich, przyczyniające się do ochrony ważnych dóbr. W pluralistycznych społeczeństwach można odwoływać się do sprzeciwu sumienia. Jest on uprawnieniem politycznym, pozwalającym poszczególnym osobom lub zrzeszeniom na niewykonanie społecznego nakazu ze względu na jego sprzeczność z fundamentalnymi wartościami uznawanymi przez określoną osobę lub zrzeszenie. Do korzystania z tego sprzeciwu wymaga się przynajmniej dwóch warunków. Po pierwsze, sprzeciw sumienia nie może zagrażać podobnym rangą lub większym wartościom innych osób niż wartości chronione sprzeciwem. Po drugie, wartości chronione sprzeciwem sumienia powinny być wyznawane z silnym, stabilnym i autentycznym przekonaniem, nie wymagającym jednak dowodzenia. Skąd wiemy, co jest dobre, a co złe? Przecież w różnych krajach te same czyny postrzegane są inaczej. – Istnieje jednak pewien rdzeń moralności wspólny dla ludzi różnych kultur, gdyż żadna z nich generalnie nie dopuszcza moralnie kradzieży, kłamstwa, zabójstwa, przemocy. Nasze człowieczeństwo nie jest czymś skończonym i statycznym, lecz w pewnych ramach podlega doskonaleniu i dążeniu do swej pełni. Akty, które temu służą, postrzegamy jako dobre, te zaś, które je degradują, postrzegamy jako zło. Szcze-
fot. www.pixabay.com/blickpixel
O sumieniu, czyli wewnętrznym sanktuarium, które podpowiada nam, co jest dobre a co złe z o. Robertem Plichem rozmawia Michał Wnęk.
gółowe koncepcje pełni człowieczeństwa, celu i sensu ludzkiego życia, zależą od refleksji światopoglądowej, a pod tym względem ludzie różnią się pomiędzy sobą. Mogą oni jednak budować pewien konsensus polityczny i porządek społeczny na gruncie wspólnego minimum moralnego, umożliwiającego realizację tego, co postrzegają jako cel swego życia. Jak powinno się dbać o własne sumienie? Czy jest coś takiego jak kształtowanie własnego sumienia? – Człowiek nie ma lepszego przewodnika w postępowaniu niż osąd własnego sumienia. Nawet kiedy słuchamy innych, to czynimy tak, ponieważ sumienie nam mówi, że tak jest lepiej. Czasem sumienie dysponuje fałszywą wiedzą i błądzi. Jednak człowiek nie wie wówczas, że błądzi, bo uważa, że wnioskuje poprawnie na gruncie prawdziwych informacji. Nawet jeśli błąd sumienia jest niezawiniony i nie ponosimy winy za złe decyzje dokonane pod jego wpływem, to przecież mogą nas one wiele kosztować. Kiedy zaś uświadamiamy sobie możliwość błędu, to powinniśmy swój osąd zweryfikować. Dlatego aby sumienie było prawe, trzeba je nieustannie kształtować, zabiegając o prawdę. ` Dziękuję za rozmowę. Robert Plich OP – absolwent Akademii Medycznej w Warszawie, doktor teologii Lateranum, wykładowca Kolegium Filozoficzno-Teologicznego Dominikanów, bioetyk.
ona i on 13
Partnerstwo
po chrześcijańsku
fot. www.pixabay.com/aletuzzi
„Mężczyzną i niewiastą stworzył ich” – i między innymi dlatego sprawiedliwie nie znaczy po równo. Choć „patrzymy w tym samym kierunku”, to jednak jesteśmy różni, inaczej postrzegamy i rozumiemy świat, mamy inne predyspozycje i talenty. Czy jest tu miejsce na partnerstwo? „Nikt nie ma z nas tego, co mamy razem…” – te proste słowa starej, zasłyszanej piosenki dobrze oddają sens bycia razem, potrzebę życia z drugim człowiekiem, brak samowystarczalności, potrzebę czerpania z bogactwa zdolności innych. Po kilku latach wspólnego życia – w narzeczeństwie, a teraz w małżeństwie – widzimy to jak na dłoni.
W naszej zabieganej codzienności, między pracą, studiami i realizowaniem pasji, wciąż wypracowujemy sobie nasz własny sposób na partnerstwo w małżeństwie. Takie zdrowo rozumiane partnerstwo, które zakłada naszą równość jako męża i żony pod względem wartości naszych płci, wzajemnego szacunku oraz ważności potrzeb. Jest to partnerstwo, które nie obarcza nas po równo liczbą obowiązków i prac domowych w imię „sprawiedliwego podziału”, bez względu na nasze uzdolnienia, zamiłowania itp. Wręcz przeciwnie – jesteśmy w relacji partnerskiej, bo nie pozwalamy zakopywać naszych talentów, znamy nasze naturalne predyspozycje i je wykorzystujemy, by nasze wspólne życie było jak najlepszej jakości.
Dobrze, ale co to oznacza w praktyce? Znaczy to tyle, że od początku trwania naszego związku staramy się poznawać coraz lepiej, co pozwala nam dzielić się obowiązkami zgodnie z tym, co potrafimy i co lubimy robić. Rozwój naukowy żony wcale nie odbiera mężowi funkcji bycia „głową rodziny”, tak jak i gotowanie czy sprzątanie w wydaniu męskim, nie umniejsza kobiecej roli „opiekunki ogniska domowego”. I tak na przykład w naszym małżeństwie świetnie sprawdzają się organizatorskie zdolności żony np. w planowaniu urlopów, tras i podróży oraz kulinarny talent męża. Wzajemne zrozumienie pomaga nam w takim dzieleniu się obowiązkami, żeby nie były przykrym przymusem, ale sprawiały choć trochę radości czy satysfakcji. Ważna jest dla nas świadomość, kto za co odpowiada, ale jeszcze ważniejsza jest gotowość do brania pod uwagę okoliczności i potrzeb danej chwili. Staramy się liczyć z tym, kto ile ma czasu do dyspozycji, ale równocześnie wspieramy się wzajemnie w tym, co do nas należy (np. nie wyręczając męża w naprawianiu gniazdek elektrycznych czy też doceniając żonę za genialne udekorowanie mieszkania). Dalecy jesteśmy od
stereotypowego podziału ról, jednak nie zaprzeczamy naturze, naszym wrodzonym predyspozycjom, wrażliwości, sile fizycznej, estetyce… etc. Dzięki temu nie zrównujemy naszych płci do jednolitej masy, ale staramy się by kobiecość i męskość miały wyraźny kształt i kolor.
Nie da się ukryć, że wiele w kwestii podziału ról w związku wynosi się z domu rodzinnego. Przyswoiliśmy model życia własnych rodziców, więc może być trudno o kompromis, zwłaszcza jeśli dana rola byłaby i dla nas wygodna. Pozostaje pracować nad kształtem swojego związku od samego początku, rozmawiać, dyskutować i dojść do wspólnych wniosków, żeby nie spędzić dalszego życia na rozczarowaniach i kłótniach w stylu: „przecież teraz twoja kolej na mycie naczyń” lub „a mówiłaś, że sama sobie poradzisz z tą szafą”. Naszą receptą na lenistwo, gorszy dzień albo mało lubiane obowiązki jest przekucie ich w okazję do spędzenia czasu razem i zrobienia czegoś wspólnie – dwa razy szybciej i z podwójną satysfakcją!
IWONA I DOMINIK SIDOROWIE
14
mam start-up > WatchThis!
Upcyklingowa biżuteria Drugie życie przedmiotów. Niesprawne mechanizmy zegarkowe to pomysł nie tylko na biżuterię, ale i na biznes. O pasji i ryzyku z pomysłodawczynią i właścicielką firmy WatchThis! Edytą Pokrzywą rozmawia Michał Chudziński. Czym zajmuje się firma WatchThis!? – Tworzymy rękodzieło upcyklingowe: biżuterię i elementy dekoracyjne. Wszystkie produkty dostępne obecnie w sprzedaży wykonuję osobiście, głównie ze starych mechanizmów zegarków naręcznych. A można z nich zrobić niemal wszystko: pierścionki, naszyjniki, kolczyki czy spinki do mankietów. Produkty marki WatchThis! powstają z dbałością o piękno, unikalność i ekologię. Skąd taki pomysł? – Kilka lat temu dostałam od mamy na urodziny zegarek, z czasem stał się moim ulubionym. Po jakimś czasie nie spełniał jednak już swojej pierwotnej funkcji i zapewne trafiłby na dno szuflady, ale postanowiłam inaczej. Przerobiłam go więc na naszyjnik. Tak zyskał nowe życie, a ja oryginalną biżuterię. Mechanizmy zegarka urzekły mnie na dobre. Jest to główny materiał, z którego obecnie wytwarzam biżuterię, a ostatnio także mini rzeźby i elementy dekoracyjne. Od dziecka lubiłam majsterkować i pomagać tacie przy drobnych pracach. Teraz mam własny, w pełni wyposażony, warsztat, który jest moim miejscem pracy, jak również miejscem relaksu. Pasja powoli się rozwijała. Jak ta pasja przerodziła się w pomysł na własną firmę? – Zaczęłam używać własnej biżuterii, co zauważyli znajomi i rodzina. Reakcje były bardzo pozytywne, więc czasem dawałam moje dzieła w prezencie. W pewnym momencie znajomi
zaczęli zamawiać u mnie biżuterię dla siebie lub na prezent, zaczęłam więc więcej czasu spędzać z zegarkami i spojrzałam na to w szerszym kontekście. Wtedy jeszcze byłaś na studiach, otwieranie własnej firmy w tym czasie to ryzyko? – Zawsze jest to ryzyko, rynek handlu internetowego jest trudny, konkurencja ogromna. Choć specjaliści twierdzą, że rynek eCommerce nadal będzie się rozwijał. Rękodzieło także w modzie. Innym argumentem „za” była możliwość starania się o dofinansowanie zewnętrzne. Obecnie są jeszcze takie programy, nie wiadomo, jak będzie w przyszłości. Dzięki temu kapitał początkowy nie musiał być okrojony do studenckich oszczędności czy oprzeć się na kredycie. To wszystko spowodowało, że ryzyko się zmniejszyło, a pojawiało się pytanie: „Jeśli nie teraz to kiedy?”. Postanowiłam zaryzykować. Jaki to był rodzaj dotacji? – Projekt organizowany przez MARR był współfinansowany ze środków UE w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki 2007–2013. Był skierowany do mieszkańców Małopolski. Wsparcie otrzymało, po kilkuetapowej ocenie, jedynie kilka procent składanych wniosków. Kilka
www.e-tryby.pl nr 8/35/ LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2014
miesięcy żmudnych formalności opłaciło się i mój projekt znalazł się w gronie najlepszych. Poza dotacją zapewniono mi także szkolenia i specjalistyczne doradztwo. Dzięki temu, jako początkujący przedsiębiorca, byłam lepiej przygotowana do startu i zderzenia z rzeczywistym rynkiem. A bez dotacji? Jest możliwe powstanie takiego biznesu? – O otrzymaniu dotacji dowiedziałam się w dniu moich urodzin, taki „prezent” bardzo pomógł w rozpoczęciu działalności. Jednak bez niej również można było zacząć. Opłaty związane z samym założeniem firmy nie są duże, a główny proces trwa ok. 15 minut. Jednak „schody” finansowe zaczynają się później. Rynek jest wymagający, produkt wprowadzany musi być pełnowartościowy oraz w odpowiedniej oprawie. W moim przypadku dużym kosztem były obciążone oprogramowanie sklepu internetowego, specjalistyczne narzędzia do obróbki i wykańczania biżuterii oraz sprzęt fotograficzny. Bez wsparcia finansowego rozkręcanie biznesu odbywałoby się dużo wolniej lub poszczególne elementy byłyby niższej jakości. Oczywiście gdy posiadamy własny kapitał, zdobywanie doświadczenia jest to wiele łatwiejsze. Ale o to niezwykle ciężko na etapie studenckim.
specjalnie dla czytelników Trybów
Dlaczego forma internetowa? – Obecnie skupiam się na sklepie internetowym WatchThis.pl, choć nie wykluczam także sklepu stacjonarnego. Funkcjonuję jednak w Krakowie, a tu na początek wynajem lokalu nie jest tani. Dodatkowo, bardziej od tradycyjnego zapowiadany jest rozwój handlu eCommerce. Daje to także możliwość dotarcia do klientów z całego świata, a w dobie urządzeń mobilnych jest to wygoda dla klienta. Nie ograniczamy się jednak tylko do działalności internetowej, markę WatchThis! można spotkać na targach i kiermaszach różnego rodzaju. Bezpośredni kontakt z klientem daje dużo satysfakcji. Informacje o tym, gdzie można nas spotkać na żywo umieszczane są na profilu: fb.com/BizuteriaWatchThis
Jakie plany na przyszłość? – Rozwój. Pomysłów jest wiele, zrealizujemy wybrane. Najbardziej bierzemy pod uwagę poszerzenie oferty o większe elementy wystroju wnętrz oraz prowadzenie warsztatów tworzenia biżuterii dla dzieci. Szczególnie interesuje mnie wykorzystywanie zużytych materiałów, powszechnie uważanych za odpady, do wytwarzania nowych rzeczy, upcykling to niezwykle inspirujący trend. Chciałabym zarazić tym podejściem dzieci i młodzież, aby zwiększać ich świadomość na temat środowiska i pokazać im jedną z form jego ochrony. Jest to nieograniczone pole do rozwoju wyobraźni, np. dla dzieci – kubek po jogurcie może zamienić się w kosmitę lecącego w statku kosmicznym zrobionym z plastikowej butelki, dla dorosłych – stare palety można przerobić na meble, butelki na oryginalne szklanki. Praca z dziećmi jest moją drugą pasją, dlatego zależy mi na połączeniu jej z zamiłowaniem do produkcji upcyklingowej. Jakieś rady dla otwierających firmy? – Sami się jeszcze uczymy, to dopiero pierwszy rok działalności. Na pewno trzeba jednak być elastycznym, mieć sporo cierpliwości i… nocy do zarwania. Warto szukać wsparcia kapitałowego w różnego rodzaju projektach. Jasno określić swój cel i pamiętać o nim, zwłaszcza kiedy pojawiają się problemy, zawiłości formalne, a motywacja zaczyna słabnąć. Najlepiej zakładać działalność ściśle związaną z zainteresowaniami i pasjami, gdzie dominującym motywatorem do działania niekoniecznie jest zarobek. Więcej będę mogła powiedzieć w przyszłości. Dziękuję za rozmowę. fot. arch. WatchThis
tech-info Masz wiadomość – ale nie otwieraj Algorytmy przeciwspamowe w programach poczty e-mail są coraz bardziej zaawansowane, jednak naszą czujność powinny wzbudzać niektóre wiadomości, które trafiają do naszej skrzynki odbiorczej. Ich prawdziwym celem może być wyłudzenie od nas pieniędzy lub danych. Oto kilka przykładów: Fałszywe faktury z Play z nieprawdziwym numerem konta, zawierające upomnienie o braku terminowej płatności. Fałszywe powiadomienia z KRD o wciągnięciu na listę dłużników. Zainfekowany załącznik – plik programu Word – uruchamia złośliwe makro. Obietnice łatwych pieniędzy – wiadomości o wujku, który zginął w wypadku w Afryce czy o wygranej w loterii, gdzie my mamy jedynie pokryć początkowe koszty administracyjne. W razie wątpliwości możemy sprawdzić chociażby, czy ktoś już nie ostrzega o podobnych wiadomościach e-mail w Internecie. W przypadku korespondencji, która wydaje się pochodzić z instytucji publicznych, warto skontaktować się z nimi telefonicznie.
Rękawiczki do zdalnego sterowania Bezprzewodowy pilot do smartfona, kamerki GoPro czy aparat ukryty w rękawiczce? Pomysłodawcy rękawiczek GoGlove, zbierający fundusze na portalu Kickstarter, chcą ułatwić sterowanie urządzeniami mobilnymi bez konieczności czasochłonnego czy niezbyt komfortowego wyciągania ich z kieszeni na przykład po to, by w trakcie biegania zmienić utwór muzyczny. Ukryte w rękawiczkach czujniki, magnes oraz moduł główny tworzą system, który za pomocą Bluetooth prześle sygnał do sterowanego urządzenia. Polecenia wydaje się poprzez zetknięcie ze sobą dwóch palców odpowiadających zdefiniowanej wcześniej komendzie.
ła Skąd się wzię mi? woda na Zie
Woda na Ziemi mogła się pojawić dzięki meteorytom już w czasie formowania się naszej planety – donosi artykuł opublikowany w magazynie „Science”. Naukowcy z Instytutu Oceanograficznego Woods Hole wysnuli taki wniosek na podstawie badań próbek z asteroidy 4-Vesta, powstałej około 14 milionów lat po uformowaniu się Układu Słonecznego. Asteroida ta, obecnie pokryta zamrożoną lawą, była jednym z najstarszych rezerwuarów wody w Układzie Słonecznym. Pomiary pokazały, że stosunek zawartości izotopów wodoru w jej próbkach jest taki sam jak w Ziemi oraz w chondrytach węglistych – najbardziej prymitywnych meteorytach o sporej zawartości wody. Najprawdopodobniej zatem to one przyniosły wodę na Ziemię.
KAROLINA PLUTA
15
pro-life
Co jest nie tak z tym in vitro?
U
słyszałam ostatnio od pewnej kobiety chodzącej w każdą niedzielę do kościoła i deklarującej się jako katoliczka , że Kościół w sprawie in vitro przesadza, bo właściwie co by to komu przeszkadzało? Tak, aborcji jest jak najbardziej przeciwna, ale w in vitro chodzi przecież o uszczęśliwianie ludzi! Każdy powinien mieć prawo do posiadania dziecka!
Zjeżyłam się na samo wyrażenie „posiadanie dziecka” – w moim odczuciu oznacza to traktowanie człowieka jako towaru. Ktoś chce domu, samochodu, to jeszcze i dziecko by mu się przydało. Rodzicielstwo jest przywilejem, darem, o dar można prosić, a nie go żądać. Dla katolika powinno być oczywiste, na czym polega zło in vitro, osoba niewierząca powinna zaś przyjąć argumenty rozumowe i medyczne (polecam poczytać w Internecie np. o zwiększonym prawdopodobieństwie wad rozwojowych – nie będę się tu nad tym rozwodzić). Bóg jest stworzycielem człowieka. Stworzył go na swój obraz i podobieństwo, a wszelkie życie pochodzi tylko i wyłącznie od Niego. To Bóg swoją mocą sprawczą w pewien sposób „zstępuje” do łona kobiety i stwarza tam nowego człowieka. Samo poczęcie nie następuje w momencie współżycia, tylko jakiś czas po nim. Kobieta nie zna tej chwili, ten najważniejszy akt dokonuje się poza jej wolą, a nawet poza jej świadomością. Dzieje się coś niesamowitego – w ułamku sekundy powstaje nowy człowiek – człowiek, który otrzymuje nieśmiertelną duszę i którego wszystkie najważniejsze cechy zostały zdeterminowane w tym jednym jedynym momencie! W in vitro to człowiek próbuje zająć miejsce należne tylko i wyłącznie Bogu. Chce „być jak Bóg”, przejąć Jego „uprawnienia” (czyż nie na tym polegał pierwszy grzech – na próbie „bycia jak Bóg”, przejęcia wszelkiej wiedzy?). Jego pycha urasta do niewyobrażalnych rozmiarów. Często na pierwszy plan argumentacji przeciw in vitro wysuwa się kwestię niszczenia zarodków, eliminowania tych gorszych. Owszem, jest to istotny problem, ale moim zdaniem nie na nim polega główne zło. Głównym złem jest najzwyklejsze odrzucenia Boga – Stworzyciela.
Nie można negować pragnienia rodzicielstwa, które jest czymś zdrowym i normalnym. Nie można negować też cierpienia małżonków, którzy zmagają się z bezpłodnością. Tylko że nasze pragnienia – nawet te najbardziej szczytne – nie mogą być realizowane za wszelką cenę. Osoby nierozumiejące nauki Kościoła na ten temat wysuwają często argument postrzegania metody in vitro jako leczenia bezpłodności. Argument chybiony, gdyż in vitro nie zajmuje się leczeniem lecz „produkcją dzieci” (ostre słowo – tak – ale trzeba nazywać rzeczy po imieniu). Nie rozwiązuje problemu, po prostu lekarz „robi dziecko” i umieszcza je później w łonie kobiety, która (ona lub jej partner) nadal jest bezpłodna. Nie rozumiem współczesnego świata. Każdego dnia dokonuje się tak wielu aborcji, a jednocześnie tak wiele par marzy o dzieciątku. Dlaczego nie stworzyć domu dla tych porzuconych, najbardziej bezbronnych i skrzywdzonych dzieci, często marnujących się w domach dziecka? Może jakieś małżeństwo nie może mieć swojego maleństwa właśnie dlatego, że tam gdzieś czeka na nie jakiś mały człowiek, którym nikt inny się nie zaopiekuje? Nie wiem. Pozwólmy Stwórcy mieć swoje tajemnice i plany.
EWA REJMAN
www.e-tryby.pl nr 8/35/ LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2014
Byc jak
Mary Wagner
C
zy warto bronić życia? Zdecydowanie należy powiedzieć: tak. Warto również usłyszeć i zobaczyć ludzi, którzy żyją, by tę misję nieść na cały świat. Przez dwa tygodnie października gościła w Polsce Mary Wagner, kanadyjska katolicka działaczka ruchu pro-life.
Za swoją działalność w obronie dzieci nienarodzonych została aresztowana i więziona przez dwa lata w kanadyjskim więzieniu. Złamała zakaz zbliżania się do klinik aborcyjnych na terenie Toronto oraz „utrudnianiała” ich pracę. W jaki sposób? Pacjentkom udającym się na aborcję wręczała białe róże, symbolizujące ich nienarodzone dzieci oraz pro-lifowe ulotki.
Głównym celem jej wizyty było uświadomienie Polakom, jak wielkie zagrożenie płynie z działalności proaborcyjnej, która jak fala z dużą siłą uderza w nasz kraj. – Aborcja jest traktowana jak biznes, a kobiety mogą jej dokonywać przez 9 miesięcy trwania ciąży. Według kanadyjskiego prawa człowiek staje się człowiekiem dopiero w momencie narodzin. Dlatego też kliniki aborcyjne działają nie jako placówki medyczne, ale raczej na zasadach dochodowego biznesu – mówiła Mary w bazylice oo. Franciszkanów w Krakowie. – Słowa, jakie zostawił dla nas Jezus Chrystus na ziemi, mówią jasno, jak mamy postępować w swoich działaniach: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40) – dodała.
Ponadto Mary dzieliła się ze słuchaczami wyjątkowym świadectwem działania Bożego w każdym miejscu i czasie. Podczas jej pobytu w więzieniu poznała dziewczynę, również osadzoną, która była w ciąży. Czuła się źle, nosząc dziecko nieślubne i chciała je usunąć, bo jak opowiadała Mary, uważała, że zajściem w ciążę przyniosła wstyd swojej rodzinie. Mary w bardzo delikatny sposób rozmawiała z niewierzącą dziewczyną na ten temat, unikając katolickich argumentów. Po tygodniu ciężarną dziewczynę przeniesiono na inny blok. Po paru miesiącach Mary dowiedziała się, że 25 maja, w wigilię Dnia Matki urodziła ona chłopca. Zaś 8 września w urodziny Najświętszej Panienki Mary ze wzruszeniem wspominała, że dziewczyna odwiedziła ją w więzieniu wraz z pięknym, małym chłopczykiem. Warto wspomnieć o innej kanadyjskiej działaczce pro-life, Lindzie Gibbons, która przebywa w kanadyjskim areszcie. Mary Wagner podczas prosiła, by tak jak ją wspierano modlitwą i wysyłaniem listów, tak samo pomagać Lindzie, jej przyjaciółce. To dodaje siły.
KAROLINA PODLEWSKA
fot. Karolina Podlewska
16
artykuł sponsorowany pro-life 17
Fot.: Andrzej Zachwieja
9 pierwszych miesięcy życia dziecka Opracowała dr nauk med. Józefa Deszczowa
Fot.: Andrzej Zachwieja
Dzień 1. Życie człowieka zaczyna się w momencie poczęcia. W tej chwili zostają określone takie cechy dziecka, jak: płeć, kolor oczu, włosów i skóry, tendencja do wysokiego lub niskiego wzrostu, krzepkie zdrowie lub skłonność do pewnych chorób.
Twarz dziecka ok. 5. miesiąca od poczęcia
Dzień 21. Zaczyna bić serce dziecka, kształtuje się mózg. Tydzień 6. Tworzy się szkielet dziecka. Funkcjonują już nerki, płuca, wątroba i serce. Rejestruje się już fale elektromagnetyczne wysyłane przez mózg człowieka. Tydzień 9. Dziecko odczuwa ból już niemal całą powierzchnią ciała. Reaguje na ból jak dorosły człowiek - odsuwa się od źródła bólu, przesuwa w tył, gwałtownie rusza rękami i nogami, wykrzywia twarz.
Tydzień 10. Działają wszystkie organy. Ukształtowały się nóżki i rączki. Na palcach rąk wykształciły się linie papilarne. Dziecko reaguje na bodźce zewnętrzne, odczuwa ból. Dalszy rozwój polega jedynie na doskonaleniu pracy istniejących już narządów i wzroście człowieka.
Tydzień 17. Dziecko ćwiczy ruchy ssące warg.
Tydzień 12. Dziecko potrafi podkurczać nogi, obracać stopy i prostować palce u nóg, zaciskać piąstkę, marszczyć brwi. Wykazuje w swoim zachowaniu i budowie indywidualne cechy; odczuwa i reaguje na stany emocjonalne matki. Funkcjonują już wszystkie narządy: i tak np. wątroba wytwarza żółć, trzustka - insulinę, a przysadka mózgowa - hormon wzrostu. Dziecko osiąga około 9 cm wzrostu i 30 g wagi.
Tydzień 20. Dziecko nabywa umiejętności funkcjonowania w dwóch stanach: czuwania i snu. Matka może stwierdzić, że dziecko śpi, ma czkawkę, kopie czy przeciąga się po spaniu.
Tydzień 16. Dziecko wykonuje ok. 20 tysięcy ruchów w ciągu dnia, które można zaklasyfikować do kilkunastu schematów ruchowych. Serce przepompowuje dziennie ok. 30 litrów krwi. Dziecko jest już wrażliwe na smak wód płodowych. Im słodsze wody, tym dziecko wolniej je połyka, dokładniej smakując, a jego serce bije szybciej.
Tydzień 26. Przedwcześnie urodzone dziecko jest już w stanie przeżyć. Reaguje wzmożonymi ruchami na nagłe oświetlenie brzucha matki.
Zapraszamy na blog pro-life
Pro-life folder_innezdjecia.indd 4
Nóżki dziecka ok. 11. tygodnia od poczęcia
www.pro-life.pl/mediablog
Tydzień 24. Między 70 tysiącami komórek tkanki mózgowej wielkości łepka od szpilki istnieje 124 miliony połączeń. Około 50 proc. dzieci w tej fazie rozwoju reaguje na silny dźwięk opóźnioną reakcją przestrachu.
Tydzień 40. Rodzi się dziecko - po 9 miesiącach życia w łonie matki, osiągnąwszy ciężar ciała około 3500 g i wzrost około 54 cm.
2014-12-04 08:05:54
18
dr Trybik
Naturalnie lecz się studencie! DOROTA SOKÓŁ, WWW.NEWSDIETER.PL
Jesieni sprzyja przeziębieniom, a chorować nie lubi nikt – chyba że chcemy, by przepadły nam nudne zajęcia na uczelni albo kolos, do którego jak zawsze nie zdążyliśmy się przygotować. Na ogół jednak oznacza to zapchany nos, problemy z oddychaniem, kaszel i szereg innych dolegliwości, o wydatkach na leki nie wspominając. Co zrobić, by ryzyko zachorowań ograniczyć do minimum?
Dobrze zbilansowana dieta to większa szansa na uniknięcie choroby.
O naszej odporności decyduje w dużej mierze sposób odżywiania, więc jeśli jemy zdrowo (dbamy o odpowiednią podaż białka, witamin etc.), mamy większą szansę na zachowanie zdrowia, niż osoby źle odżywione. Wynika to z faktu, że nasz układ odpornościowy jest zdecydowanie sprawniejszy, a przeciwciała gotowe na starcie z zarazkami.
W okresie sprzyjającym zachorowaniom zwiększ spożycie produktów wzmacniających odporność.
Często nie doceniamy produktów spożywczych z naszych lodówek i spiżarni, a to wielki błąd. Po co truć się produktami chemicznej syntezy, które według reklam w cudowny sposób podnoszą naszą odporność, jeśli możemy uzyskać ten sam, a czasem nawet lepszy efekt dzięki darom matki natury. Przykładowo czosnek działa antybiotycznie, odkaża drogi oddechowe; imbir wykazuje działanie przeciwzapalne; kwiatostany lipy działają napotnie, przeciwkaszlowo, łagodzą ból gardła; miód to naturalny antybiotyk, udrożnia przewody nosowe, nawilża śluzówki, upłynniając śluz oskrzelowy; maliny wykazują właściwości napotne, przeciwzapalne, działają rozgrzewająco; cytryna wzmacnia odporność i działa antyseptycznie; cebula działa przeciwbakteryjnie, antyseptycznie. Lista takich produktów jest długa, tak samo jak spis ich właściwości, więc nie przepłacaj, tylko uodparniaj się i lecz naturalnie.
Jeśli czujesz, że cię przewiało lub zaczyna łamać cię przeziębienie, skorzystaj z naturalnych sposobów leczenia, nim będzie za późno i będziesz musiał udać się do apteki.
Napój imbirowo-miodowy
Mleko z czosnkiem i miodem Składniki:
Składniki:
korzeń imbiru cytryna miód Zalej wrzątkiem obrany i pokrojony imbir, wystudź do temperatury 40⁰C, wkrój plaster cytryny i dodaj 1-2 łyżeczki miodu.
Rada:
Najlepszy efekt odniesiemy stosując miody o silnym działaniu antybiotycznym, czyli np. miód spadziowy ze spadzi iglastej, lipowy, gryczany, nektarowo-spadziowy. Pamiętaj, że miód traci swoje właściwości, gdy poddasz go temperaturze wyższej niż 40⁰C.
czosnek mleko ewentualnie miód
2-4 ząbki czosnku posiekaj, zalej gorącym mlekiem. Jeśli chcesz wzbogacić napój miodem, wystudź go do temp. 40⁰C i dodaj 1-2 łyżeczki miodu.
Rada:
By pozbyć się nieprzyjemnej czosnkowej woni, należy po wypiciu mleka zjeść świeżą natkę pietruszki, listki mięty, tymianku lub selera.
www.e-tryby.pl nr 8/35/ LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2014
Syrop z cebuli Składniki: cebula cukier
Obierz cebulę, pokrój w kostkę i zasyp cukrem. Po kilku godzinach pojawi się syrop.
Rada:
Syrop robimy na 2-3 dni, gdyż szybko się psuje.
Herbata z lipy z sokiem malinowym Składniki:
kwiatostany lipy (można zebrać i ususzyć samemu lub kupić gotową herbatę) sok z malin (najlepiej własnego wyrobu)
Kwiatostany lipy zalewamy wrzątkiem i parzymy pod przykryciem 15 minut. Następnie dolewamy sok z malin, ilość według własnego uznania.
Rada:
Sok z malin najlepiej zrobić na świeżo, a że teraz nie sezon na maliny, można go zrobić na „względnie świeżo”. W tym celu należy wykorzystać mrożone maliny, zasypać je cukrem i odstawić do czasu pojawienia się soku. By sok nie zdążył się zepsuć, najlepiej zrobić go tyle, ile zużyjemy w ciągu 2 dni. Tak przyrządzony sok gwarantuje nam zachowanie większej ilości przeciwutleniaczy i witaminy C w porównaniu z sokiem pasteryzowanym.
fot. www.freeimages.com x4
u g o B o Muzyka
! c o m ma
Na żywiecczyźnie prężnie działa zespół religijny Cheled. Należy do niego siedem osób m.in. Wojciech Dobija, z którym rozmawiałam o idei i wspólnym działaniu. Co znaczy „cheled”? – To słowo z języka hebrajskiego i znaczy „wytrwały”.
portret 19
się poprawkami, rzucamy własne pomysły i aranżujemy.
Kiedy powstał zespół i kto był jego inicjatorem? – Właściwie to ja pomyślałem o stworzeniu czegoś takiego, a oficjalnie z taką nazwą istniejemy od początku 2014 r. Dlaczego chciałeś stworzyć zespół? – Chciałem wyjść poza religijną rutynę, działać, robić coś więcej, niż tylko chodzić do Kościoła, być lektorem, czegoś mi brakowało. Tak oto 5 maja zrodziła się myśl tworzenia zespołu wraz ze znajomymi, którzy również chcieli czegoś więcej. Jak radzicie sobie z próbami, skoro każdy ma swoje życie i mieszkacie obecnie w różnych miastach? – Podjęliśmy się tego razem. Tworzymy zespół i zdawaliśmy sobie z tego sprawę, iż trzeba będzie poświęcić na to swój wolny czas. Choć jesteśmy obecnie w innych miejscach (Kraków, Bielsko-Biała, Łodygowice, Katowice), to w weekendy wracamy do domu właśnie
r
Dlaczego gracie muzykę religijną? – Jesteśmy katolikami i w ten sposób wyrażamy swoje poglądy, ale najlepszą odpowiedzią na to pytanie są słowa Ani: „Jedynie grając dla Boga i o Bogu czuję się muzycznie spełniona. Muzyka nabiera dla mnie wtedy głębokiego sensu, dociera do ludzkiej duszy, a nawet staje się osobistą modlitwą. Po prostu – ma MOC!”.
po to, żeby się spotkać i ćwiczyć. Próby staramy się tak ułożyć, żeby każdemu pasowało np. w piątek wieczorem, w sobotę rano, czy jeszcze w niedzielę po południu. Nie jest to łatwe, żeby się zgrać, ale mamy swój cel i jest to dla nas ważna inicjatywa, chcemy to robić. Zdarzają się chwile zwątpienia? – Oczywiście, chyba jak w każdym zespole. Wszyscy mamy takie momenty, ale wspieramy się nawzajem i to nam pozwala dalej działać. Właśnie ta nazwa „wytrwały” idealnie to obrazuje. Wytrwałością można wiele osiągnąć, dlatego choć pojawiają się trudności , nie poddajemy się. Wielu młodych ludzi ma teraz problemy z wiarą, my również takie mamy, ale nasza „mała wspólnota” pozwala to przezwyciężyć.
Co wyróżnia Cheled na tle innych zespołów religijnych? – Może to, że gramy różną muzykę, mieszamy style (np. reggae, blues, rap) i przez to mamy szansę dotrzeć do każdego.
Czy piosenki też piszecie razem? – Tekstami zajmuje się Ania, nasza wokalistka i pianistka. Przeważnie komponuje od razu do tego jakąś melodię. Później wspólnie zajmujemy
e
c
e
n
z
j
Gdzie można was posłuchać oprócz youtube? – Głównie gramy na żywiecczyźnie, zdarzyło się nam nawet jechać do Kurii diecezji-bielsko żywieckiej, by zainaugurować naszym koncertem rozpoczęcie przygotowań do ŚDM Kraków 2016. Dziękuję za rozmowę.
ANETA GRUCA
e
Ciemno, prawie noc Joanna Bator
Trucicielka Eric Emmanuel Schmitt
Podróż do przeszłości może być przerażająca, a wspomnienia pozostają w naszej podświadomości. Dla głównej bohaterki rozwiązywanie kryminalnej zagadki mrocznego Wałbrzycha staje się wędrówką w głąb siebie i swojej tożsamości. Okazuje się, że nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Ale wśród wszechogarniającego zła istnieją ludzie, którzy stają się światłem w mroku. Powieść otrzymała nagrodę Nike w 2013 r.
Tytułowe opowiadanie to historia starszej kobiety. Oskarżenie o zabójstwo trzech mężów ciąży na niej od 20 lat. Pobożność pomaga kobiecie radzić sobie ze złą reputacją. Spotkanie z młodym proboszczem zmienia ją i wszystko wydaje się prowadzić do odkrycia prawdy. Czy zostanie ona ujawniona?
ZRECENZOWAŁA KLAUDIA ORACZ
20
powołanie Wigilijny eksperyment Przygotowując jeden z numerów biuletynu liturgicznego „Dzień Pański”, myślałem o tym, jaki tekst katechetyczny wstawić na pasterkę Bożego Narodzenia. Po modlitwie zdecydowałem się sięgnąć do naszej książeczki napisanej przez śp. ks. Grzegorza Ułamka. Był tam opisany pewien eksperyment, który przeprowadził redaktor Polskiego Radia. Otóż w wigilijny wieczór wybrał się on na reporterski spacer. Odwiedził kilkanaście rodzin, aby sprawdzić, jak w praktyce jest realizowana nasza staropolska tradycja pozostawiania wolnego miejsca stole. Udając bezdomnego jnym przy wigili przechodnia, pukał do drzwi. W domach rzeczywiście zastawał pięknie nakryty stół i przygotowane wolne miejsce, ale tylko jedna rodzina zaprosiła go na wigilijną kolację.
„Dzień Pański” przygotowuję zawsze z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Gdy więc nadszedł wigilijny wieczór 2011 r., nie bardzo już pamiętałem, jaki tekst tam umieściłem. Pan Bóg jednak wiedział o tym doskonale. Tego dnia wraz z moim współbratem spędzaliśmy święta w domu zakonnym, dlatego siostry zaprosiły nas na wigilię do siebie. Podczas kolacji zapukał do drzwi bezdomny. Ręce i ubranie miał czarne od sadzy, ponieważ tego wieczoru grzał się przy ognisku rozpalonym z byle czego. Zapytał siostrę, u której bywał już wcześniej, czy mógłby dostać coś do jedzenia. Tym razem był dość trzeźwy. Siostra zaprosiła go do środka, a po umyciu rąk zasiadł z nami przy stole. Piotr, bo tak miał na imię, opowiadał nam trochę o sobie. Najczęściej jednak powtarzał sformułowanie: – Nie… Jak powiem o tym moim kolegom, to mi nie uwierzą… No nie uwierzą…
Jeszcze tego wieczoru przypomniałem sobie o katechezie i owym redaktorze Polskiego Radia. Pomyślałem też, że Pan często przechodzi obok nas i bada, czy nasze zachowanie jest zgodne z tym, co głosimy.
BR. ADAM SZCZYGIEŁ – PAULISTA
www.e-tryby.pl nr 8/35/ LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2014
Chleb do torby Jakiś czas temu wpadła mi w ręce niewielka książka o Słowie Bożym i jego roli w życiu człowieka powołanego. Bardzo dotknęło mnie pewne zdanie, które brzmiało mniej więcej tak: „Słowo staje się chlebem, świeżym codziennym chlebem, który Bóg Ojciec każdego dnia kładzie wierzącemu do torby, żeby podtrzymać go w trudzie podróży i poszukiwania” (por. A. Cencini, Światło na mojej ścieżce. Słowo Boże a droga powołania, Kraków 2003, s. 9). Przyszła mi na myśl cała masa skojarzeń, pośród których wiodącym okazał się tekst z Księgi Wyjścia: „Pan powiedział wówczas do Mojżesza: «Oto ześlę wam chleb z nieba, na kształt deszczu. I będzie wychodził lud, i każdego dnia będzie zbierał według potrzeby dziennej» (…) Izraelici uczynili tak i zebrali jedni dużo, drudzy mało. Gdy mierzyli swój zbiór (…), to ten, który zebrał wiele, nie miał nic zbywającego, kto zaś za mało zebrał, nie miał żadnego braku – każdy zebrał według swych potrzeb” (zob. Wj 16,4-18).
Bardzo mocno doświadczam tego, że Pan każdego dnia w sposób absolutnie doskonały karmi mnie swoim Słowem. W tekstach biblijnych, które Kościół podaje w ramach liturgii słowa, codziennie dostaję „chleb do torby” – tyle, ile jest mi potrzebne. Nic nie brakuje, ani nic nie zbywa. Czasem wydaje się, że z porannego lectio zebrałam niewiele. Tymczasem to niewiele okazuje się wystarczające, aby oświetlić mi cały dzień. Pan dokładnie wie ile, kiedy i komu…
Dlatego zasadniczą drogą, na której próbuję przeżywać swoje powołanie, jest lectio divina – modlitewne czytanie Pisma Świętego, pozwalanie, aby Pan karmił mnie Słowem. Coraz bardziej odkrywam, że nieprzypadkowo w Księdze Proroka Ezechiela czytamy o „jedzeniu” Słowa: „Popatrzyłem, a oto wyciągnięta była w moim kierunku ręka, w której był zwój księgi. (…) A On rzekł do mnie: «Synu człowieczy, zjedz to, co masz przed sobą. Zjedz ten zwój i idź przemawiać do Izraelitów!»” (zob. Ez 2,9-3,1). Słowo jest manną. Słowo jest chlebem. Czymś absolutnie koniecznym do życia. Do mnie należy dać się nakarmić. I nawet nie muszę wiedzieć, jak ten pokarm we mnie działa. Kiedy jem posiłek, nie zastanawiam się, jakie związki chemiczne wytwarzają się w tym momencie w moim organizmie i jak na niego wpływają. Po prostu jem, bo jestem głodna, bo chcę żyć. Byłoby genialnie w ten sposób podchodzić do Słowa – jem, bo jestem głodna i chcę żyć… S. MAGDALENA WIELGUS MCHR
kultura
Mistrz! nagrany W listopadzie Chór Psalmodia zaprezentował najnowszą płytę Pater Noster – Otcze nasz, poświęconą twórczości Romualda Twardowskiego. Płytę „dwóch płuc”. Właśnie ukazała się nowa płyta chóru Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Psalmodia nagrał Pater Noster – Otcze nasz. To kolejna monograficzna płyta chóru rejestrująca wykonania utworów najwybitniejszych polskich kompozytorów –wcześniej słuchacze mieli okazję poznać twórczość Henryka Mikołaja Góreckiego (Totus Tuus) i Stanisława Moniuszki. Na najnowszej płycie znalazły się utwory Romualda Twardowskiego. Pomysł wydania takiej płyty wiąże się z chęcią wprowadzania w życie słów patrona uniwersytetu św. Jana Pawła II, który w Pamięci i tożsamości napisał: „Kościół jak organizm potrzebuje dwóch płuc – tradycji wschodu i zachodu”. Z tego powodu, jak również z fascynacji kompozytora twórczością prawosławną, narodziła się inicjatywa nagrania płyty łączącej oba nurty. Chór Psalmodia pod dyrekcją swojego maestro Włodzimierza Siedlika nagrał kompozycje a cappella inspirowane dwoma tradycjami muzycznymi: wschodnią i zachodnią. Podkreśla to nawet tytuł płyty: stanowią go pierwsze słowa Modlitwy Pańskiej – Ojcze nasz, wypowiedziane w dwóch
językach: łacińskim i cerkiewnosłowiańskim. Oddaje on ducha tego muzycznego projektu, w którym pokazano piękno przenikających się wyznań chrześcijańskich: rzymskokatolickiego i prawosławnego w niezwykłej artystycznej interpretacji. Co szczególnie ważne i interesujące, płyta powstawała przy bezpośredniej współpracy z kompozytorem, który czuwał nad brzmieniem i interpretacją kolejnych utworów. Romuald Twardowski podczas konferencji prasowej powiedział: „Zastanawiałem się, jak połączyć religijność katolicką oraz prawosławną i stwierdziłem, że najlepiej zrobić to śpiewem oraz poprzez modlitwę Ojcze nasz”. Obok tytułowych Pater noster i Otcze nasz na płycie nagrane zostały również m.in. Lux aeterna, Alleluja, Hosanna II, Swiatyj Boże oraz Wospojtie Gospodiewi. Szczególne miejsce wśród nich zajmuje Magnificat − kompozycja do słów hymnu Wielbi dusza moja Pana, która została napisana przez Romualda Twardowskiego specjalnie dla chóru Psalmodia i dedykowana zespołowi z okazji jubileuszu 25-lecia działalności artystycznej.
Płyta jest kolejną odsłoną wydawnictwa Polska muzyka chóralna, którego autorem i realizatorem jest Stowarzyszenie PASSIONART. W ramach cyklu ukazały się do tej pory CD z twórczością Henryka Mikołaja Góreckiego i Stanisława Moniuszki. Stowarzyszenie ma w przygotowaniu kolejne krążki. Wydawnictwo ma za zadanie prezentację utworów polskich kompozytorów wszystkich okresów jak najszerszemu gronu odbiorców.
Jubileuszowy rok był bardzo intensywny dla Psalmodii: poza nagraniem płyty, chór odbył trasę koncertową w Niemczech i Francji, związaną z udziałem w Kongresie Międzynarodowej Federacji Pueri Cantores, a także wydał pamiątkowy album prezentujący 25-letnią historię chóru. Obchody jubileuszu zakończyły się 18 listopada. Wtedy odbyła się konferencja prasowa i przede wszystkim koncert promujący płytę Pater noster – Otcze nasz.
MONIKA WIERTEK, RZECZNIK PRASOWY UPJP2
21
bł. Karolina
Patronka dla wymagających Z dziewczyny heroicznie walczącej o swoją godność zrobiliśmy niemrawe, rozmodlone dziewczątko. Nasze patrzenie na bł. Karolinę Kózkównę najwyższy czas zmienić!
Zwyczajna nastolatka
Nie posiadała zdolności bilokacji. Nie została Doktorem Kościoła. Nie opisywała swych objawień. Nie odmieniła drastycznie życia pod wpływem nawrócenia. Stygmatów też nie miaa. Mieszkała na wsi pod Tarnowem. W jej domu się nie przelewało, więc ciężko pracowała, aby pomóc rodzicom. Ukończyła podstawówkę z bardzo dobrymi ocenami. Chętnie katechizowała sąsiadów, pracowała w bibliotece i świetlicy, modliła się często. Uczestniczyła w Drodze Krzyżowej, Gorzkich Żalach, odmawiała różaniec. Ekscytujące… Wbrew pozorom – jak najbardziej. Karolina Kózkówna pomaga nam spojrzeć na świętość z perspektywy, o której często zapominamy. Bez duchowych fajerwerków. I to jest super! Bo ta zwyczajna dziewczyna w najważniejszym momencie swego życia podejmuje decyzję, która daje jej przepustkę do nieba.
W obronie godności
Rok 1914. Listopad. Początek pierwszej wojny światowej. Dwóch świadków widzi, jak uzbrojony w szablę i karabin rosyjski żołnierz siłą prowadzi Karolinę w głąb lasu. Para znika im z oczu. Rosjanin usiłuje zgwałcić nastolatkę. Dziewczyna może się poddać i w ten sposób ocalić życie. Wybiera jednak nierówną, rozpaczliwą walkę o swoją godność, ciosy zadane szablą, ucieczkę przez bagna i śmierć z wycieńczenia. Urocza katechetka staje się męczennicą.
Błyskotliwa kariera
Dopiero po jakimś czasie znajdują w lesie ciało dziewczyny. W mikołajki na jej pogrzeb przychodzą tysiące ludzi. Są przekonani o świętości nastolatki. Pod koniec lat 80. papież Jan Paweł II na tarnowskich błoniach ogłasza Karolinę Kózkównę błogosławioną. Polska dziewica i męczennica zostaje patronką diecezji rzeszowskiej, Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, Ruchu Czystych Serc oraz wielu innych zgromadzeń, stowarzyszeń etc. Jest szansa, że wkrótce dołączy do grona świętych. www.e-tryby.pl nr 8/35/ LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2014
fot. www.wikimedia.commons.com
22
„Czy jest coś, za co oddałbyś życie?”
Stowarzyszenie „Rafael” zajmujące się promowaniem i tworzeniem wartościowych filmów zajęło się historią błogosławionej Karoliny Kózkówny. Po wycenie przedsięwzięcia na 246 000 zł, rozpoczęła się zbiórka potrzebnych pieniędzy. Dzięki pomocy osób prywatnych oraz sponsorów udało się nakręcić i wypromować film, który w listopadzie trafił na kinowe ekrany. Karolina to tocząca się we współczesnych czasach opowieść inspirowana losami Kózkówny. Fabuła przedstawia się następująco.
Jeżeli średnio cię to wszystko przekonuje...
Być może nie należysz do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, ani do Ruchu Czystych Serc. Może nie czujesz silnej więzi emocjonalnej z diecezją rzeszowską. Może nigdy nie byłeś w Tarnowie i się nie wybierasz w tamte okolice. Może w kinie wolisz obejrzeć jakiś nowy film sensacyjny, niż Karolinę. Może znasz o wiele ciekawsze życiorysy świętych. Może właśnie stwierdziłeś, że z kim jak z kim, ale z Karoliną to się na pewno nie polubicie... OK. Ale pamiętaj, że jeśli na czymś w życiu naprawdę ci zależy, jeżeli pragniesz być wierny swym zasadom, jeżeli istnieje coś (lub ktoś), za co byłbyś gotów umrzeć – to Karolina jest właśnie twoją patronką. Bo – wbrew pozorom – jesteście do siebie bardzo podobni.
DAGMARA ŚNIOWSKA
Karolina
w kinach
Cenię te film za to, że jednej z moich ulubionych i najbliższych patronek nie pokazuje jednowymiarowo – a, to ta, co nie dała się zgwałcić. 18 listopada odbyła się premiera Karoliny Dariusza Reguckiego.
Dwie przyjaciółki, osiemnastolatki Kaśka i Magda, kończą liceum filmowe. Pomiędzy zabawą i korzystaniem z życia muszą jeszcze znaleźć czas na przygotowanie do czekającego je egzaminu końcowego. Mają za zadanie przygotować etiudę filmową. Gdy nauczyciel podsuwa im temat, w pierwszej chwili buntują się. Chciały kręcić film o ważnych społecznie sprawach, o współczesnych problemach, chciały zmieniać świat, a tu trafia się im historia jakiejś wiejskiej dziewczyny sprzed 100 lat, która w bezsensowny sposób dała się zabić! Chcąc nie chcąc, wyruszają w drogę do Zabawy, gdzie żyła i zginęła ich bohaterka – Karolina Kózkówna
Na początku nie potrafią się odnaleźć w historii Karoliny. Nie mogą jej zrozumieć. Po co młoda dziewczyna dała się zabić? Jaki jest sens jej wyboru? Dlaczego ich rówieśnica tak łatwo oddała życie? Dla jakich wartości? Co nią kierowało? Skąd czerpała siłę? I dlaczego Bóg na to pozwolił? Poszukiwanie odpowiedzi na wszystkie te pytania sprawia, że ich szkolne zadanie stopniowo przeradza się w fascynującą przygodę, a historia Karoliny nagle zaczyna mieć wpływ na życie ich i innych bohaterów filmu.
Karolina to ciepła i mądra opowieść o pragnieniach i wyborach młodych ludzi, o problemach i dylematach dorosłych, o skomplikowanych historiach rodzinnych i o odnajdywaniu drogi, także dzięki pomocy tych, którzy… dawno nie żyją. To historia odkrywania, że świat prostych, uniwersalnych wartości wart jest odkurzenia i jest receptą na dobre, szczęśliwe życie. Reżyseria: Dariusz Regucki Obsada: Anna Radwan, Dorota Pomykała, Maciej Słota, Jerzy Trela, Piotr Cyrwus i młodzi aktorzy: Marlena Burian, Barbara Duda, Karol Olszewski Zajrzyjcie na www.karolina-film.pl. Znajdziecie tam listę kin, które grają film, oficjalny zwiastun i singiel promujący film.
fot. Kadry z ilmu Karolina
Premiera Karoliny odbyła się w krakowskich Łagiewnikach 18 listopada, w setną rocznicę męczeńskiej śmierci bł. Karoliny.
OPRAC. MAGDALENA GUZIAK-NOWAK
23
dzisiaj jest ten rodzaj ciszy że każdy wszystko usłyszy i wszędzie to ufne czekanie czekajmy – dziś cud się stanie Niech Słowo zamieszka między nami! Dobrych Świąt Bożego Narodzenia oraz szczęśliwego Nowego Roku 2015 Czytelnikom "Trybów" życzy Redakcja