Tryby - czerwiec 2021

Page 1


POD OR ŁAMI PIWNICE

S A L A " KO N F E R E N CYJ N A" Przestrzeń rozwoju idealna do zorganizowania szkoleń, konferencji czy warsztatów.

UKŁAD SALI

WYPOSAŻENIE

TV

NAGŁOŚNIENIE

WI-FI

MIKROFON PRZEWODOWY

W zależności od potrzeb naszych klientów jesteśmy w stanie zaproponować Idealne ułożenie miejsca.

50 OS. W USTAWIENIU KINOWYM EKSPRES DO KAWY *za dodatkową opłatą

U-SHAPE

KONTAKT ul. Wiślna 12/7, Kraków tel. 519 373 305 / 793 508 500 podorlami@krakow.ksm.org.pl

2

TRYBY – nr 5 (82)/2021

KINOWY

KAMERALNY


Tryby. Dobra nowina dla studentów.

Drodzy Czytelnicy

temat numeru:

Wierzysz w cuda?

Wierzycie w cuda? Czym w ogóle cuda są? I czy tylko nieliczni z nas ich doświadczają? Wraz z końcem roku akademickiego chcemy pochylić się razem z Wami nad tym zagadnieniem.

SPIS TREŚCI:

W artykułach z pierwszych stron gazety dowiecie się, jak to się dzieje, że jakieś zdarzenie jest przez Kościół uznawane za cud, oraz poznacie kilka miejsc, w których dokonały się wielkie objawienia. Być może warto w tym wakacyjnym czasie wybrać się do któregoś z nich? W 2021 redakcja “Trybów” obchodzi swoje 10-lecie, więc i w tym numerze zamieściliśmy coś specjalnego: archiwal‐ ne zdjęcia z kolegiów redakcyjnych oraz wspomnienia niektórych członków redakcji. W najnowszym numerze znajdziecie również garść porad, jak robić zdrowe zakupy z głową, co pomoże Wam żyć bardziej eko. Odpowiemy również na pytanie, czy warto szukać pracy wakacyjnej, przybliżymy sylwetki Jana III Sobieskiego, mistyczek żyjących na przestrzeni wieku i zaproponujemy odkrycie nowych szlaków. Jako przesłanie niech zostanie z nami cytat z Forresta Gumpa - „Cuda zdarzają się codziennie. Niektórzy w to nie wierzą, ale to prawda…”. Dziękujemy, że przez kolejny rok akademicki byliście z nami! Wypatrujcie naszego czasopisma już po wakacjach, a tymczasem w imieniu redakcji życzę udanego wypoczynku! KAJA PUDEŁKO REDAKTOR NACZELNA

Redaktor naczelna: Kaja Pudełko Asystent kościelny: ks. Rafał Buzała Korekta: Agnieszka Dymek, Szymon Rój Koordynator kolportażu: Damian Róg Zespół redakcyjny: Maria Cieszkowska, Kamila Ciupińska, Dorota Kumorek, Monika Kwater, Wojciech Olejnik, Maria Paruch, Adam Szczygieł, Klaudia Szeląg, Maria Węgrzyn, Magdalena Wielgus, Szymon Rój, Weronika Wierzbińska, Kinga Balawejder, Adrianna Klimkiewicz, Julia Rodek, Justyna Ryguła

4

Największy z cudów świata

Wierzysz w cuda?

6

Jak dochodzi do uznania cudu?

Wierzysz w cuda?

7

Praca wakacyjna - tak czy nie?

Społeczeństwo

8

Jan III Sobieski

9

Jakie mam powołanie? / Wybierz życie!

12

Mistyczne doświadczenia kobiet

13

Zdrowe i świadome zakupy spożywcze

14

Duchowość Zakonu Kaznodziejskiego

15

Modlitwa. W blasku Boga

16

Mały wojownik

17

Buon viaggio!

18

Mikroplastik – makrozagrożenie?

Ekologia

20

Elektromobilność – przyszłość światowej komunikacji

Ekologia

22

Cud miłości

Ona i On

23

Sentymentalna podróż szlakami Beskidu Makowskiego

Adres redakcji: ul. Wiślna 12/7 31-007 Kraków

Historia

Powołanie

Inżynier ducha

Dr Trybka

Encyklopedia wiary

Recenzje

Pro-life

Kącik poligloty

Trybka odkrywa Polskę

Współpraca:

Data zamknięcia numeru: 24.06.20201r. Nakład: 4000 szt. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów. www.krakow.ksm.org.pl tryby.redakcja@krakow.ksm.org.pl Wydawca:

DTP, grafika, okładka: Katarzyna Krakowiak Zdjęcie z okładki: www.unsplash.com Rysunki Trybki: Weronika Piórek, Julia Krakowiak Druk: Printgraph Brzesko

Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej

www.krakow.ksm.org.pl 3


Wierzysz Masz talent! w cuda?

Największy z cudów świata Boża obecność POZA SAMĄ ŚWIADOMOŚCIĄ ISTNIENIA BOGA, KOGOŚ TAK BARDZO BLISKIEGO I ODLEGŁEGO JEDNOCZEŚNIE, CZŁOWIEK POTRZEBUJE DOŚWIADCZANIA JEGO OBECNOŚCI, POCZUCIA ŁADU, HARMONII I STABILNOŚCI. DLATEGO BÓG JUŻ OD TYSIĘCY LAT CODZIENNIE I NA NOWO POBUDZA NASZE SERCA DO BEZGRANICZNEJ WIARY, TAKIEJ, KTÓRA WYKRACZA POZA FORMY RACJONALNOŚCI, A KŁADZIE NACISK NA ODDANIE I MIŁOŚĆ. Pierwszy cud Pana Jezusa „Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Jezus rzekł do sług: «Napełnijcie stągwie wodą!». I napełnili je aż po brzegi. Potem powiedział do nich: «Zaczerpnij‐ cie teraz i zanieście staroście weselne‐ mu». Ci więc zanieśli. Gdy zaś starosta weselny skosztował wody, która stała się winem – a nie wiedział, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli (…). Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilej‐ skiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie” (J 2,6-11). Pierwszy cud w Kanie Galilejskiej, jaki uczynił Jezus, był zapowie‐ dzią Jego działalności i wiecz‐ nej obecności przy człowie‐ ku. Za tym czynem przemawia idea silnej duchowo‐ ści, która jest ukryta w każ‐ dym z nas. To

rzeczywistość i znak nowej drogi i porzucenia natury materializmu ewo‐ lucyjnego po to, aby w pełni afirmować życie z Bogiem. Fatimskie objawienia Cudownym wezwaniem do wiar y w Boską moc jest orędzie fatimskie, powierzone trójce małych pasterzy i wzywające cały świat do przemiany oraz pokory. Historia Łucji dos Santos oraz Franciszka i Hiacynty Marto jest aktualna, ponieważ pokazuje silną wspólnotę wierzących, która powstała dzięki Matce Bożej i jej ziemskim orędownikom. Ukazanie się pięknej Pani 13 maja 1917 r. zapoczątkowało comiesięczne spotkania, podczas których dzieci spełniały obietnicę żarliwej modlitwy różańcowej, zadość‐ uczynienia za zniewag i i grzechy świata. Nadprzyrodzone objawienia w yc h o d z i ł y p o z a ro z w i j a j ą c y s i ę w tamtym okresie nurt scjentyzmu, co narażało wizjonerów na krytykę, a nawet zagrożenie życia. Jednak Matka Różańcowa obiecała, że dokona cudu słońca, który utwierdzi wątpiących w prawdziwość słów pastuszków: „Słońce wyglądało jak dysk z matowego srebra. Można było nań patrzeć bez najmniejszego wysiłku. Nie oślepiało ani nie paliło w oczy. Wrażenie było takie jak podczas zaćmienia. Nagle podniósł się wielki krzyk: «Cud, cud!». Zdumieni ludzie, których postawa przenio‐ sła nas w czasy biblijne, pobladli

z grozy, z odkrytymi głowami wpatry‐ wali się w słońce, widząc, jak drży i wykonuje bezładne ruchy niezgodne z żadnymi kosmicznymi prawami – słońce zdawało się dosłownie tańczyć na niebie”. Opis tego nieziemskiego zjawiska ze skupionym tłumem po‐ twierdza bezgraniczną miłość wzglę‐ dem ludzi i bezustanną walkę o nasze zbawienie. Gorliwa wiara z prawdzi‐ wym oddaniem, taka czysta, niewinna i prosta, to cała esencja człowieka prawdziwie zjednoczonego z Bogiem. Jasnogórska Pani Miejsc podobnych do portugalskiej Fatimy jest więcej. Sanktuarium Najświętszej Maryi Panny Częstochow‐ skiej to nie tylko piękna gotycka świąty‐ nia przy klasztorze Ojców Paulinów. Od wieków była otoczona szczególnych kultem wiary; modlili się w niej królo‐ wie, książęta i najwyżsi duchowni. W 1656 r. Jan Kazimierz obrał Matkę Jasnogórską na patronkę Królestwa Polskiego. Ten znaczący akt oddania być może wpłynął na ocalenie Jasnej Gór y przed wojskami szwedzkimi w latach 1655-1660. Cudowny obraz, którego charakterystycznymi elemen‐ tami są będące pozostałością po najeź‐ dzie husytów cięcia na twarzy Madon‐ ny, pomaga w wytrwałej walce z co‐ dziennymi przeciwnościami i chorobami. Tutaj dokonują się liczne uzdrowienia cierpiących, których prośby zostają wysłuchane, i rośnie kult Maryjny. Wielkiego cudu w 1979 r. doświadczyła Janina Lach, która od paru lat chorowa‐ ła na stwardnienie rozsiane. Gdy pew‐ nej nocy przyśniła jej się Częstochow‐ ska Pani, postanowiła udać się do Częstochowy. Po wejściu do kaplicy WWW.UNSPLASH.COM

4

TRYBY – nr 5 (82)/2021


Wierzysz Masz talent! w cuda?

FATIMA

KANA

kobieta poczuła bijącą z obrazu świa‐ tłość i o własnych siłach stanęła na nogi. Niepotrzebne kule postanowiła ofiarować Matce Bożej. Do dziś wiszą one przy obrazie Madonny. Matka Boża Pocieszenia Ciche, malownicze krajobrazy wiosek potraf ią zadziwiać swoją historią. Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Jodłówce na Podkarpaciu słynie z ponad 300 cudów udokumentowa‐ nych w Księdze Łask. Wszystko za sprawą Matki Bożej Pocieszenia, która odbiera cześć w cudownym obrazie

i tajemniczego źródełka. Najwcześniej‐ sza wzmianka o cudzie za jej wstawien‐ nictwem pojawiła się w 1680 r., gdy pewna kobieta wyprosiła zdrowie dla ukąszonego przez żmiję syna. Potem na miejscu drzewa z wiszącym obrazem postawiono małą, drewnianą kapliczkę. Pierwsze świadectwo dotyczy Bartosza Panka ze Smolarzy niedaleko Łańcuta, który w 1743 r. po obmyciu się w źródeł‐ ku został cudownie uzdrowiony. Cuda w tym miejscu musiały wydarzać się wcześniej, ponieważ już w 1724 r. ordynariusz przemyski powołał specjal‐ ną komisję w celu zbadania autentycz‐ ności tych zdarzeń.

Największy cud Wielkimi wydarzeniami nadprzyrodzo‐ nymi są doświadczenia prawdziwej, wręcz fizycznej obecności Boga w Ciele Eucharystycznym. W 2013 r. w legnic‐ kim kościele św. Jacka hostia zmieniła się we fragment tkanki mięśnia serco‐ wego człowieka w stanie agonii. Takich zjawisk o charakterze nadprzyrodzo‐ nym jest dużo więcej. Wszystkie są namiastką nieograniczonej mocy Boga, który poprzez te czyny chce umacniać nas w wierze. Pragnie pokazać, że podobną siłę ma każdy, kto pomimo wątpliwości potrafi ponownie uwierzyć i odważnie świadczyć o Nim. KINGA BALAWEJDER

5


Wierzysz w cuda? Społeczeństwo

Jak dochodzi do uznania cudu? ZASTANAWIALIŚCIE SIĘ KIEDYŚ, JAK TO JEST, ŻE KTOŚ ZOSTANIE UZNANY BŁOGOSŁAWIONYM LUB ŚWIĘTYM? OPRÓCZ POBOŻNEGO ŻYCIA WAŻNE JEST ZAISTNIENIE NADPRZYRODZONEGO ZJAWISKA UZNANEGO PRZEZ TEOLOGÓW I MEDYKÓW. W SŁOWNIKU JĘZYKA POLSKIEGO „CUD” OZNACZA OKOLICZNOŚĆ, KTÓRA WEDŁUG WIERZEŃ RELIGIJNYCH NIE WYNIKA Z PRAW PRZYRODY, LECZ DAJE SIĘ WYTŁUMACZYĆ TYLKO INGERENCJĄ BOGA.

W wierze katolickiej wierni proszą zmarłych, szczególnie tych, którzy odeszli do Królestwa Niebieskiego w opinii świętości, o wyproszenie pewnych łask, np. uzdrowienie z cięż‐ kiej choroby. Przykładem jest kobieta, która była chora na gruźlicę kości, nie mogła się poruszać, po czym zaczęła się modlić za wstawiennictwem pastuszków z Fatimy. Którejś nocy usłyszała głos, nakazujący jej wstać – po wielu dniach leżenia w łóżku udało się jej to, zaczęła bez żadnego problemu chodzić, choroba ustąpiła całkowicie. Ten cud został uznany za ważny w procesie kanonizacyjnym trojga dzieci z Fatimy, którym ukazywała się Maryja. Z kolei w przypadku męczennika, który poniósł śmierć w imię wiary, proces kanonizacji wygląda już inaczej – zostaje on błogosławionym w chwili oddania życia za Jezusa. Przy uznaniu przez Stolicę Apostolską sługi Bożego za świętego ważne są zarówno ocena wiarygodności danego cudu, jak i przyjrzenie się heroiczności cnót zmarłego. W procesie kanoniza‐ cyjnym wystarczy już tylko samo nadprzyrodzone zdarzenie. Papież ma prawo zrezygnować z takiego postępo‐ wania – było już tak przy kanonizacji głowy Kościoła Jana X XIII. Papież Franciszek zrezygnował z uznania konkretnego uzdrowienia za cud, gdyż wiedział o wielu łaskach, które dokonały się za wstawiennictwem tego świętego i wystarczyły do uznania go za świętego.

6

TRYBYTRYBY – nr 5 (82)/ 2021 – nr 5 (82)/2021

Weryfikacja cudu w procesie beatyfika‐ cyjnym toczy się na dwóch poziomach: diecezjalnym i watykańskim – jest to wieloetapowy proces. W diecezji zbiera się dokumentacje i relacje świadków, by jak najlepiej poznać życiorys i osobo‐ wość kandydata. Sprawdza się też świadectwa łask, które pojawiły się po modlitwie za jego wstawiennictwem. To właśnie w diecezji jako pierwszej najczęściej pojawia się kult lokalny danego zmarłego, możemy znaleźć świadków życia, ale też i świadków cudów. Wszystkie zebrane dokumenty wysyła się do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Wybiera się także dwóch lub trzech lekarzy, którzy opiniują i badają cudowne uzdrowienie. Ważne jest to, by łaska była dana konkretnej osobie po śmierci sługi Bożego i by uzdrowienie było natych‐ miastowe, całkowite i trwałe. Nie może nastąpić nawrót choroby, dlatego czasem trzeba poczekać na uznanie cudu wiele lat. Teolodzy zaś muszą mieć pewność, że człowiek, który cudownie wy‐ zdrowiał, modlił się za wstawiennict wem konkretnego kan‐ dydata na ołtarze. Zdarzały się przy‐ padki, że wierni wypraszali łaski u kilku zmarłych osób naraz. Było tak w przypadku pa‐ stuszków z Fati‐

my – ludzie modlili się za wstawiennic‐ twem jednocześnie całej trójki. Gdy uda się zatwierdzić cud przez komisję medyczną i teologiczną, wszystkie zebrane informacje, tj. o pobożnym życiu zgodnym z Ewange‐ lią i o wyproszonych łaskach uzdrowie‐ nia wśród ludzi, trafiają do komisji biskupów i kardynałów. To grono musi zaakceptować tę dokumentację, a na‐ stępnie prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych publikuje dekret opisujący dane zdarzenie. Na końcu papież akceptuje akta i tym samym cud staje się oficjalnie zatwierdzony przez Stolicę Apostolską. MARIA WĘGRZYN

WW W.U NSP LAS H.C OM


Masz talent! Społeczeństwo

WWW.PEXELS.COM

Praca wakacyjna – tak czy nie? CZERWIEC TO ZAPEWNE ULUBIONY MIESIĄC WSZYSTKICH UCZNIÓW I STUDENTÓW. SESJA, EGZAMINY, ŚWIADECTWA I CAŁA TA OTOCZKA PRZYPOMINAJĄ NAM, ŻE TUŻ ZA ROGIEM CZEKAJĄ NA NAS UPRAGNIONE WAKACJE. PLANUJEMY WYJAZDY, ORGANIZUJEMY IMPREZY I ZA KAŻDYM RAZEM MAMY CICHĄ NADZIEJĘ, ŻE TEN CZAS BĘDZIE TRWAĆ WIECZNIE. MYŚLĘ, ŻE NIEJEDNEGO Z NAS PRZYCIĄGA MYŚL O WYPOCZYNKU, SPANIU DO POŁUDNIA, LENIWYCH WIECZORACH I BRAKU OBOWIĄZKÓW. ALE CZY FAKTYCZNIE TAKA JEST RECEPTA NA SZCZĘŚLIWE WAKACJE? WIELU MŁODYCH LUDZI PRZERAŻA MYŚL O PRACY WAKACYJNEJ. MYŚLĄ, ŻE DECYDUJĄC SIĘ NA NIĄ, STRACĄ TO, NA CO CZEKALI CAŁY ROK. ZASTANÓWMY SIĘ, CZY FAKTYCZNIE TAK JEST, CZY TAKA PRACA PRZYNOSI WIĘCEJ SZKÓD CZY KORZYŚCI? Ważnym elementem każdej pracy, również wakacyjnej, jest zarobek, czyli główna motywacja do jej podjęcia. Nawet niewielka kwota zarobiona przez siebie daje częścio‐ we uniezależnienie się od finansowania rodziców. Zdobyte pieniądze możemy wydać na przyjemności, odłożyć na konto oszczędnościowe lub w coś zainwestować. Cokolwiek wybierzemy, będzie dobrze, gdyż w ten sposób uczymy się gospodaro‐ wać własnymi finansami i podejmować samodzielne decyzje. Nawet jeśli one ostatecznie okażą się nie tak właściwe, jak powinny, to pamiętajmy, że to też będzie dla nas jakąś lekcją. A lepiej przejść przez nią teraz niż za dziesięć lat. Kolejnym argumentem przemawiającym za podjęciem pracy wakacyjnej jest zdecydo‐ wanie zwiększenie szacunku do pieniądza. Wszyscy wiemy, że nie rosną one na drzewach, ale dopiero gdy zostajemy pracownikami, tak naprawdę uświadamia‐ my sobie, jak ciężko trzeba pracować na każdą złotówkę. Pomaga to również docenić naszych rodziców, oni też nie znaleźli gotówki w chipsach i musieli ciężko się napracować, aby kupić nam nowy rower, komputer, wysłać na wymarzone wczasy lub opłacić studia. Jednakże zdajemy sobie sprawę, że pienią‐ dze nie są najważniejsze. Jakie więc inne korzyści niesie za sobą podjęcie pracy wakacyjnej? Zdecydowanie, pracujący młody człowiek ma niezły trening systematyczności, odpowiedzialności za swoje działania, planowania czasu oraz regulowania swojego rytmu dnia. Są to bardzo cenne umiejętności, które z pe‐ wnością zaowocują w późniejszym życiu. Myślę, że kolejną pozytywną stroną jest możliwość zawarcia nowych znajomości. Bardzo często zamykamy się w swoich bezpiecznych kręgach. Mamy grupkę znajomych i z nimi się trzymamy. To piękne, aczkolwiek od czasu do czasu warto się

odważyć i wejść do nowego towarzystwa, co wcale nie oznacza rezygnacji z poprzed‐ niego. W okresie wakacyjnym w niektórych branżach, jak np. w gastronomicznej, jest zatrudnionych mnóstwo młodych ludzi. Bardzo możliwe, że gdzieś wśród nich znajduje się nasza bratnia dusza albo chociaż przyszły bardzo dobry znajomy. Praca wakacyjna może być również świetnym sposobem do sprawdzenia siebie i rozwinięcia swoich zainteresowań. Naj‐ częściej kojarzy nam się ona z kelnerstwem lub zbieraniem owoców. Niektórym ta for‐ ma zarobku w zupełności odpowiada, ale oczywiście nie wszystkim. Każdy z nas jest inny, więc i marzy o czymś innym. Czasami wystarczy dobrze poszukać i możemy znaleźć coś, co naprawdę nas zainteresuje. Lato to sezon ślubów i wesel, może warto rozejrzeć się, czy jakiś fotograf nie potrze‐ buje asystentki. Być może pobliski mecha‐ nik szuka pracownika na okres wakacyjny. Nie dowiemy się, póki nie zaczniemy szukać i pytać. Taka praca będzie naprawdę warto‐ ściowa, może okazać się, że znajdziemy swoją drogę życiową lub uświadomimy sobie, że chcemy trochę zmienić koleje naszego losu. Jeśli myślicie bardziej przyszłościowo, to uwierzcie mi, Wasi przyszli potencjalni pracodawcy docenią zdobyte przez Was doświadczenie podczas sezonowej pracy. Świadczy bowiem ono o tym, że jesteście pracowici, dobrze zorganizowani, po‐ traficie planować czas i dążyć do celu. Warto wspomnieć, że nic tak jak dodatkowa praca nie pomaga nam docenić swojego wolnego czasu. Ciągłe leniuchowanie, późne wstawanie czy nocne oglądanie seriali też w końcu może się znudzić. Zapewniam, że jeśli poświęcisz chociaż jeden miesiąc na pracę, to nie tylko zyskasz nowe umiejętności, poznasz nowych ludzi i dostaniesz zastrzyk gotówki, ale także bardziej docenisz ten czas wakacji, który

pozostał, i zrobisz wszystko, aby jak najlepiej go wykorzystać. Oczywiście, jak ze wszystkim, sezonowa praca ma również kilka minusów. Na pewno głównym jest to, że pozostaje nam mniej czasu na wypoczynek. Ograniczona jest również możliwość wyjazdów. Nie wspomi‐ nając nawet, że nie ma szans na spontanicz‐ ne wypady ze znajomymi w nieznane. Okazać się również może, że praca, na którą poświęciliśmy nasze wakacje, kompletnie nas nie satysfakcjonuje, a tylko się w niej męczymy. I mimo że ma ona sens, bo jest dla nas kolejną życiową lekcją, możliwe, że będziemy żałować godzin w niej spędzo‐ nych. Reasumując, ludzie dzielą się w tym temacie na dwie grupy. Jedni uważają, że wakacje są dobrą odskocznią od obowiązków, które towarzyszą nam podczas całego roku i powinniśmy wykorzystać je na totalny odpoczynek. Drudzy sądzą, że wakacyjna praca dla młodych ludzi to najlepszy i najszybszy kurs ekonomii, planowania, szacunku do pieniądza. Osobiście należę do tej drugiej grupy, ale nie uważam, żeby pracoholizm był dobry. Myślę, że należy znaleźć złoty środek. Być może praca na pół etatu lub tylko na połowę wakacji? Każdy sam powinien podjąć dobrą decyzję dla siebie, pójść do pracy czy postawić na wypoczynek. Nie zapominajmy jednak, że czasami można te dwie sprawy połączyć, np. decydując się na sezonową pracę nad naszym wspaniałym Bałtykiem, a takich ofert w internecie znajdziecie mnóstwo. Popracować kilka godzin, zarobić pienią‐ dze, pozyskać znajomości i nowe umiejęt‐ ności, a później rozkoszować się pięknem zachodów słońca. Prawda jest taka, że gdy coś wybieramy, jednocześnie z czegoś rezygnujemy. Dlatego warto sobie zrobić swój własny bilans zysków i strat związa‐ nych z podjęciem wakacyjnej pracy. JUSTYNA RYGUŁA 7


Powołanie Historia

Jan III Sobieski Z Bożej łaski król Polski.

Z Bożej łaski król Polski, wielki książę litewski, ruski, pruski, mazowiecki, żmudzki, inflanc‐ ki, smoleński, siewierski i czernihowski, obrońca wiary. „Nauka wszędzie człowieka zdobi – i na wojnie, i u dworu, i doma, i w Rzeczy‐ pospolitej widzimy to, że ludzie więcej sobie ważą chudego pachołka uczonego aniżeli pana wielkiego a błazna, co go sobie więc palcem ukazują” (F. Kulczycki, Pisma do wieku i spraw Jana Sobieskiego, cz. 1, s. 19). Jan, syn kasztelana krakowskiego Jakuba Sobieskiego, urodził się na zamku w Olesku 17 sierpnia 1629 roku. Dzieciństwo spędził w rezydencji w Żółkwi. Otrzymał staranne wykształcenie, dzięki któremu mógł kontynuować edukację w Kolegium Nowodworskiego w Krakowie. Jesienią 1643 roku rozpoczął studia na Wydziale Filozo‐ ficznym Akademii Krakowskiej i tam uczył się aż do roku 1646. Po studiach i krótkim pobycie w Żółkwi w lutym 1646 roku udał się w podróż szlakami Europy Zachodniej. Zwiedził Niemcy, Francję, Anglię i Niderlandy. Wrócił do kraju na wieść o wybuchu powstania Chmielnickiego. Zaciągnął się do wojska, przeszedł chrzest bojowy w bitwie pod Zborowem. Wziął udział w odsieczy Zbaraża, trzydniowej bitwie pod Berestecz‐ kiem oraz w bitwie pod Żwańcem. Na samym początku potopu szwedzkiego uczestniczył w walkach ze Szwedami pod Żarnowem i Wojniczem, jednak 16 października 1655 roku przeszedł na stronę Karola X Gustawa i złożył mu przysięgę wierności. Tym samym przyłączył się do armii szwedzkiej, z którą dotarł aż pod Jarosław. Opuścił ją pół roku później, 24 marca 1656 roku. Od tego momentu walczył pod dowództwem Stefana Czarnieckiego na ziemiach wielkopolskich. W maju został awansowany na chorążego wielkiego koronnego. Wsławił się jako dowódca korpusu tatarskiego w bitwie pod Warsza‐ wą. W 1660 roku po zawarciu pokoju oliwskiego wziął udział w kampanii ukraińskiej. Uczestniczył w bitwach pod Lubarem, Cudnowem i Słobodyszczami. Podpisał również ugodę cudnowską, na mocy której Kozacy zaporoscy powrócili pod władzę polskiego króla. Sobieski był bliskim doradcą Jana II Kazimierza. W czasie rokoszu Lubomirskie‐

8

TRYBY – nr 5 (82)/2021

go stanął po jego stronie. 17 stycznia 1665 roku dostał propozycję przejęcia po Lubo‐ mirskim stanowiska marszałka wielkiego koronnego. Przyjął tę propozycję dopiero 18 maja. 5 lutego 1668 roku został mianowany hetmanem wielkim koronnym. Pełniąc obie te funkcje stał się więc jedną z najważniej‐ szych i najbardziej wpływowych osób w państwie. To on podpisał akt po‐ twierdzający odejście Jana II Kazimierza Wazy od władzy na sejmie abdykacyjnym, który odbył się 16 września 1668 roku. Po abdykacji Jana Kazimierza szlachta wybrała na króla Michała Korybuta Wiśniowieckie‐ go. Sobieski był przeciwny temu wyborowi. Nie podpisał aktu elekcyjnego, usiłował zerwać sejm elekcyjny. Wziął jednak udział w sejmie koronacyjnym, który odbył się 30 IX 1669 roku i tam razem z innymi senatora‐ mi złożył przysięgę wierności nowemu władcy. Nie oznacza to jednak, że stał się zwolennikiem Wiśniowieckiego, zyskał przy tym poparcie większości wojska. 1 lipca 1672 roku Sobieski podpisał antykrólewską konfederację, zwracając się do Ludwika XIV z prośbą o pomoc. Niestabilność polityczna miała znaczący wpływ na wizerunek Rzeczypospolitej na arenie międzynarodowej i tym samym na jej bezpieczeństwo. W tym czasie coraz bardziej prawdopodobna wydawała się inwazja Imperium Osmańskiego. W lipcu 1671 roku Kozacy rozpoczęli oblężenie Białej Cerkwi. Sobieski ruszył w kierunku Peczory, gdzie gromadziły się siły tatarskie, które na wieść o zbliżającym się hetmanie zarządziły odwrót. Ten jednak ścigał ich aż do Bohu. Kiedy jednak oddziały litewskie odmówiły dalszej walki, Sobieski został zmuszony do zakończenia kampanii. Narastający konflikt z królem doprowadził do zerwania sejmów, co pozostawiło Rzeczpospolitą niemal bezbronną w oczach wroga. Pozornie w Buczaczu w 1672 roku został zawarty pokój, jednak w jego wyniku Rzeczpospolita mu‐ siała oddać Podole i zgodzić się na coroczne wypłacanie haraczu. Z tego powodu przymierze nie zostało przyjęte, co spowodowało, że wojna z Turkami trwała nadal. Jesienią 1672 roku Jan Sobieski poprowadził wojsko polskie na czambuły tatarskie. Pobił wojsko osmańskie w trakcie dwudniowej bitwy pod Chocimiem (10–11

listopada 1673 roku) i tym samym doprowa‐ dził do całkowitego rozbicia sił tureckich. Triumf ten przyniósł mu sławę w świecie i koronę polską. „Ten sam nieprzyjaciel, któregoś my pobili pod Chocimiem, stoi przed nami. Jesteśmy wprawdzie w obcym kraju lecz nie walczymy dla obcej sprawy. Walczymy za nasz kraj i za chrześcijaństwo, nie dla cesarza, lecz dla Boga” (przemowa do żołnierzy przed bitwą pod Wiedniem w 1683 roku). 10 listopada 1673 roku zmarł Michał Korybut Wiśniowiecki. Na sejmie elekcyjnym 21 maja 1674 na jego następcę szlachta wybrała Jana Sobieskiego. Koronacja Jana III Sobieskiego i Marii Kazimiery odbyła się w Krakowie 2 lutego 1676 roku. Najważniejszym celem nowego króla było dążenie do zawarcia pokoju z Imperium Osmańskim, do zakończenia wojen i zapewnienia Rzeczy‐ pospolitej prawdziwego bezpieczeństwa. W tym celu jesienią 1674 roku Rze‐ czpospolita wznowiła działania na froncie tureckim. Podole zostało odbite Turkom, a Kamieniec został zablokowany. Tatarzy nie potrafili zdobyć Podola po raz kolejny. Został zawarty rozejm, na mocy którego Kamieniec Podolski pozostał w posiadaniu Turków. Imperium Osmańskie zrezygno‐ wało z haraczu i zwróciło Białą Cerkiew. To nie był jednak koniec wojny tureckiej. Gdy w lipcu 1683 armia turecka pod dowódz‐ twem wielkiego wezyra Kara Mustafy rozpoczęła oblężenie Wiednia, wojsko Rzeczypospolitej zmobilizowało się do obrony. Król Sobieski stanął na czele armii, która walcząc pod Wiedniem 12 września 1683 roku, odniosła wielkie zwycięstwo. Dalsza ofensywa przeciw Turkom wzmocniła pozycję polskiego władcy. Po zdobyciu węgierskiej twierdzy Ostrzyhom armia polska powróciła do Rzeczypospoli‐ tej, a następnie w 1684 roku weszła w skład Ligi Świętej, zawiązanej przez Austrię, Wenecję i Rzym. Pod koniec życia zdrowie króla coraz bardziej się pogarszało. Jan III Sobieski zmarł w Wilanowie 17 czerwca 1696 roku. MARIA PARUCH


Powołanie Historia

WWW.UNSPLASH.COM

Jakie mam powołanie? Pan Bóg „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem” (Ef 1,4). On znał nas i nasze powołanie, zanim powstał wszechświat. Dlaczego zatem człowiek ma takie trudności z odkryciem własnej drogi życiowej, czy Bóg nie powinien tego każdemu objawić? Czasem wydaje się, jakby ukrywał przed nami tę wiedzę. W istocie jednak jest tak, że to my ukrywamy się przed Bogiem, nie dążąc do zapytania Go o swoje miejsce na ziemi. Święta Matka Teresa z Kalkuty powiedziała kiedyś, że prawdę o swoim powołaniu do pracy na misjach i służenia biednym odkryła już w wieku 12 lat. Było to w katolickiej szkole, gdzie kapłani pomagali dzieciom w odkrywaniu tej tajemnicy. Z kolei bł. Tymoteusz Giaccardo (paulista), a także sługa Boży Maggiorino Vigolungo (aspirant Towarzystwa Świętego Pawła) jako młodzi chłopcy, aby poznać swoje powołanie, odmawiali codziennie trzy razy modlitwę Zdrowaś Maryjo. Osobom bardziej dojrzałym należałoby doradzić większe zaangażowanie w celu odkrycia swojej życiowej drogi. Na przykład jeden z kleryków w zgromadzeniu zakonnym stwierdził, że, aby odkryć powołanie, przez parę miesięcy codziennie odmawiał jedną część różańca. Znane jest również świadectwo sługi Bożego Jerzego Ciesielskiego, który po dobrze przeżytych rekolekcjach stwierdził, że Bóg wzywa go do życia małżeńskiego, a na żonę przeznacza mu Danutę. Współcześnie młody człowiek nie ma łatwego zadania. Codziennie jest bombardowany taką ilością informacji, że łatwo się pogubić. Niech zatem przyjmie jako drogowskaz słowa św. Ignacego Loyoli sprzed prawie 500 lat: „Człowiek został stworzony, aby Boga, naszego Pana, wielbił, okazywał Mu cześć i służył Mu – i dzięki temu zbawił duszę swoją. Inne rzeczy na powierzchni ziemi stworzone zostały dla człowie‐ ka i po to, by mu służyć pomocą w zmierzaniu do celu, dla którego został stworzony” (Ćwiczenia duchowne, nr 23). Jeśli będziesz trzymał się tego kierunku, to radość i pokój w sercu pomogą Ci pokonać wiele trudności, a pełna szczerości relacja z Bogiem przyniesie oczekiwany rezultat. BR. ADAM SZCZYGIEŁ – PAULISTA

Wybierz życie! „Wybierz życie. Co to oznacza? Jak to zrobić? Czym jest życie? Czy chodzi w nim o posiadanie możliwie największej ilości rzeczy? O to, aby wszystko potrafić, wszystko móc, aby nie uznawać żadnych granic dla własnych pragnień? Aby móc wszystko zrobić i wszystko mieć, korzystać w pełni z uroków życia? Czy nie o to właśnie chodzi w życiu? Czy dzisiaj – tak jak i zawsze – nie jest to jedyna możliwa odpowiedź? Jeśli jednak przypatrzymy się światu, to zobaczymy, że tego rodzaju rzekomy wybór kończy się w ślepej uliczce alkoholu, seksu, narkotyków, że innych zaczyna się widzieć wyłącznie jako konkurentów, że prowadzi on do ciągłego niezadowolenia z tego, co się ma, do kultury śmierci, do znudzenia życiem i samym sobą, czyli zjawisk, z którymi stykamy się na co dzień (…). Wybór takiego życia jest kłamstwem, gdyż nie ma w nim miejsca dla Boga. A tym samym wszystko w nim zostaje postawione na głowie. «Wybierz życie!» Zapytajmy jeszcze raz: co to znaczy? Księga Powtórzonego Prawa daje nam bardzo prostą odpowiedź: wybierz życie, to znaczy wybierz Boga, gdyż to On jest życiem. «Ja dziś nakazuję ci miłować Pana Boga twego i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, ABYŚ ŻYŁ» (Pwt 30,16)”. Powyższy cytat pochodzi z książki kardynała J. Ratzingera „W drodze do Jezusa Chrystusa”. Papież Benedykt XVI świetnie diagnozuje sytuację człowieka, który życia szuka tam, gdzie go nie ma. A przecież „życie objawiło się” – jak napisze św. Jan w swoim Pierwszym Liście (1J 1,2). Objawiło się w Osobie. Wybrać życie to wybrać Osobę! To wybrać Jezusa Chrystusa! Niech nasze decyzje i wybory (a czas wakacji chyba szczególnie im sprzyja) będą zawsze ukierunkowane na życie. Nawet (a może właśnie szczególnie wtedy), kiedy się boimy. Bo – jak mawiają niektórzy – za granicą naszego strachu leży nasz największy rozwój… S. MAGDALENA WIELGUS MISJONARKA CHRYSTUSA KRÓLA

9


Co nam dały „Tryby”? „TRYBY” W TYM ROKU OBCHODZĄ SWÓJ WYJĄTKOWY JUBILEUSZ – 10-LECIE ISTNIENIA. W TYM CZASIE PRZEZ REDAKCJĘ PRZEWINĘŁO SIĘ MNÓSTWO OSÓB, KTÓRE ODDAŁY TEJ „TRYBOWEJ” MACHINIE TROCHĘ SWOJEGO CZASU, TALENTU, RĄK DO PRACY I PRZEDE WSZYSTKIM SERCA. LUDZI PEŁNYCH PASJI, ZAANGAŻOWANIA, POCZUCIA MISJI, KTÓRZY NIE BALI SIĘ PRACOWAĆ ZA DARMO, BO WIEDZIELI, ŻE DZIEŁO CHARYTATYWNE MA TEŻ SWÓJ INNY, WYŻSZY CEL. DLACZEGO BYŁO WARTO?

„Tryby” to Boży projekt, w którym uczestniczę od 10 lat, od samego początku. Gdy Marcin Nowak i Magda Guziak-Nowak przyszli do mnie z propozycją, byśmy jako Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży wydawali gazetę dla studentów w Krakowie i poza nim, pomyślałem sobie – „co za projekt? Co za myśl! Nie mamy pieniędzy i zaplecza, by czymś takim się zająć”. Pan Bóg miał jednak na to swój plan. Już wtedy mówiłem – jeśli to jest Jego dzieło, to ono nie tylko się ostoi, lecz także będzie się rozwijać. I przez minione 10 lat ciągle podnosiliśmy poziom gazety – zmieniając szatę graficzną, formę czasopisma, po to by dzięki temu pismu Ewangelia mogła docierać do serc młodego pokolenia. Jestem wewnętrznie szczęśliwy, że to dzieło powstało, ciągle trwa i się rozwija. Wychowaliśmy nowe pokolenie dziennikarzy, redaktorów, tych, którzy wzięli udział w naszym projekcie, dając szansę sobie i Panu Bogu. To dzieło jest nie tylko w mojej głowie – bo jako asystent kościelny przeczytałem wszystkie numery – ale i w moim sercu oraz życiu. Dziękuję Bogu i ludziom za to, że dało się taki projekt rozpocząć, kontynuować i nim się cieszyć. KS. RAFAŁ BUZAŁA Z Katolickim Miesięcznikiem Studenckim „Tryby” jestem związana od 2016 roku. Do redakcji trafiłam dzięki mojej przyjaciółce Asi, która zachęciła mnie do dołączenia, bym mogła podzielić się swoimi talentami, co wtedy było dla mnie bardzo dużym docenieniem. I chociaż ogromnie bałam się nowego wyzwania, to postanowiłam spróbować. Zostałam managerem redakcji i do dziś pełnię tę funkcję, ale oprócz tego przez te wszystkie lata współpracy z dużą chęcią tworzyłam artykuły, szczególnie często przeprowadzałam wywiady, ponieważ to forma, która bardzo mi odpowiada dzięki możliwości poznania bardzo wielu ciekawych ludzi. „Tryby” są dla mnie taką wylęgarnią moich umiejętności pisarskich. Niezmiernie dużo się tutaj nauczyłam, mogłam wziąć udział w szkoleniach, które rozwijały moje kompetencje, ale co najważniejsze – poznałam tutaj bardzo wartościowych ludzi, z którymi udało nam się zbudować świetnie funkcjonujący zespół. Te znajomości są dla mnie bardzo ważne. Cieszę się, że to wszystko „zatrybiło” i mam nadzieję, że będzie jeszcze „trybić” kolejne nie tylko dziesięć lat, ale i dłużej! KAMILA CIUPIŃSKA Członkiem zespołu redakcyjnego „Trybów” jestem od 2019 roku. Zajmuję się tworzeniem artykułów tematycznych, a także korektą tekstów moich redakcyjnych koleżanek i kolegów, pomagam również przy składzie całego numeru. „Tryby” dały mi możliwość poznania nowych, ciekawych osób, a także praktycznego wykorzystania umiejętności zdobytych na

10

TRYBY – nr 5 (82)/2021

studiach, co przydaje się później w karierze zawodowej. Aktywność w „Trybach” traktuję jako służbę drugiemu człowiekowi poprzez słowo pisane, a także dobre wykorzystanie otrzymanych talentów. SZYMON RÓJ Moją funkcją w „Trybach” jest koordynowanie zespołem kolportujących. Mogłoby się wydawać, że w okresie pandemii jestem bezrobotny – w końcu gdzie roznosić „Tryby”, skoro wszystko jest pozamykane? Na szczęście nie do końca tak to wygląda. Cały czas mogę brać udział w tworzeniu „Trybów”, a także nieść radosną nowinę za każdym razem, gdy powstaje nowy numer. Co takiego dały mi „Tryby”? Wymienienie tego wszystkiego, co otrzymałem, a także jednoczesne niezanudzenie Was jest niemożliwe, dlatego wybrałem tylko kilka przykładów. Przede wszystkim poznałem tutaj fantastycznych ludzi, którzy zmienili moje życie na lepsze. A nie była to jedyna zmiana. Zaangażowanie w prace redakcji było jednym z pierwszych zajęć, którym zastąpiłem jakże częste w moim wypadku marnowanie czasu. Miałem możliwość wzięcia udziału w czymś większym, czego dowody otrzymywałem za każdym razem, gdy ktoś przy mnie cieszył się z otrzymania nowego numeru lub chwalił działania redakcji. Nie mówiąc też o tym, że przez jakiś czas miałem dzięki nim niezłą formę. Może czasopismo nie wygląda na ciężkie, ale to masa wielu porządnych artykułów! DAMIAN RÓG W „Trybach” działam już od 2017 roku. Zawsze marzyłam o pracy w redakcji katolickiej, by móc z innymi dzielić się swoją wiarą i głosić Dobrą Nowinę. W „Trybach” zajmuję się działem nazwa‐ nym „Inżynier ducha”. Prezentuję w nim sylwetki świętych, którzy inspirują mnie w codziennym życiu. W redakcji poznałam świetnych ludzi, z którymi mogę umacniać się w wierze, mogę zawsze z nimi porozmawiać i miło spędzić czas. MARIA WĘGRZYN W redakcji działam od niecałych 4 lat. Na początku redagowałam czyjeś teksty, potem zaczęłam pisać także własne, a ostatnio do moich obowiązków doszła opieka nad działem recenzji, co sprawia mi bardzo dużą przyjemność, ponieważ książki to jedno z moich wielkich zainteresowań. Jak widać na moim przykładzie, praca w redakcji nie musi być tylko nużącym obowiązkiem, ale można ją również łączyć z rozwijaniem własnych pasji. „Tryby” dały mi spore doświadczenie nie tylko w tworzeniu tekstów, lecz także współpracy w grupie. Czasopismo nie jest blogiem pisanym przez jedną osobę, ale dziełem tworzonym przez zespół wielu naprawdę genialnych i kreatywnych osób. Przede wszystkim to


2014 R.

dostałam od „Trybów” – relacje z przegenialnymi ludźmi. Każdy z nas jest inny, więc każdy w zespole jest na wagę złota. KLAUDIA SZELĄG Od dwóch lat mam wielką przyjemność pełnienia funkcji redaktor naczelnej Katolickiego Miesięcznika Studenckiego „Tryby”. Czym w ogóle „Tryby” są? Można oczywiście powiedzieć, że czasopismem czy źródłem wielu różnorodnych oraz wartościowych artykułów. Jednak czym są „Tryby” dla mnie? Dla mnie pod pojęciem „Trybów” kryją się przede wszystkim ludzie, którzy stoją za całą „trybową” machiną, młodzieńczy zapał, który cechuje całą redakcję, i przede wszystkim ewangelizacyjna misja. Kiedy przejęłam obowiązki redaktor naczelnej, praca w „Trybach” była dla mnie bardzo dużym wyzwaniem. Później stała się ogromną szansą na rozwój i spełnienie swoich marzeń, a obecnie jest źródłem wielkiej satysfakcji i radości. „Tryby” nie tylko pozwoliły mi posiąść nowe umiejętności, lecz także pomogły mi spełnić jedno z największych marzeń: razem z manager Kamilą Ciupińską miałam niesamowitą radość i ogromny zaszczyt wręczyć nasze czasopismo samemu papieżowi Franciszkowi. Jeśli więc zastanawiacie się, czy warto czytać „Tryby”, to myślę, że nie znajdziecie lepszej rekomendacji. Z serca dziękuję wszystkim, którzy przez te 10 lat włączyli się w prace nad „Trybami” i stali się częścią „trybowej” rodziny!

2013 R.

2013 R.

KAJA PUDEŁKO

Fotowspominki! 2013 R.

2013 R.

2012 R.

WWW.UNSPLASH.COM

2017 R.

11


Inżynier Dr Trybka ducha

Mistyczne doświadczenia kobiet MISTYKA OZNACZA W JĘZYKU GRECKIM RZECZYWISTOŚĆ UKRYTĄ, SEKRETNĄ, TAJEMNICZĄ, NIEDOSTĘPNĄ DLA POZNANIA ZMYSŁOWEGO I ZWIĄZANĄ Z DOŚWIADCZENIEM RELIGIJNYM. TERMIN TEN ZNANY JEST JUŻ OD STAROŻYTNOŚCI DZIĘKI OJCOM KOŚCIOŁA, MIĘDZY INNYMI ŚW. GRZEGORZOWI Z NYSSY. DOŚWIADCZENIE TO TRUDNO WYRAZIĆ SŁOWAMI. MISTYCY CZĘSTO OPISYWALI JE W SWOICH DZIENNIKACH DUCHOWYCH. PISALI O NIESAMOWITEJ MIŁOŚCI, KTÓRĄ CZULI W SERCU. CHCIELI WZIĄĆ UDZIAŁ W ZBAWIENIU ŚWIATA I PRZYJĄĆ MISJĘ NADANĄ PRZEZ CHRYSTUSA. PRZYJRZYJMY SIĘ ZATEM TEMU, JAK WYGLĄDAJĄ MISTYCZNE DOŚWIADCZENIA KOBIET I CZY RÓŻNIĄ SIĘ CZYMŚ OD DUCHOWYCH DOZNAŃ MĘŻCZYZN.

opowiedzieć o przeżyciach mistycznych, by pomóc innym w uwielbieniu i rozwoju duchowym. WW W

W.BREWIARZ.PL WW

Były mistyczki, którym Chrystus, oprócz zesłania doświadczenia oblubień‐ czej miłości, przepowie‐ dział w objawieniach wybuch II wojny świato‐ wej – św. Faustyna Kowal‐ ska i bł. Aleksan‐ dra Maria da Costa. Tej pierwszej Chrystus ukazał zburzoną po powstaniu Warszawę i przekazał, że jeśli na‐ ród się nie nawróci, czeka go taka wizja przyszłości. Bł. Aleksandrze Jezus trzykrotnie zapowiedział wybuch drugiej wojny światowej jako karę za ciężkie grzechy. Obie mistyczki gorliwie modliły się o pokój na świecie i nawrócenie grzeszników.

WW W

.G

KA TE

W X XI wieku Chrystus dalej objawiał i objawia się kobie‐ tom, m.in. Alicji Lenczew‐ skiej oraz Wandzie Boni‐ szewskiej. One oddają się mu całe, a On daje im niesamowitą miłość i siłę do pokonywania słabości. To znak, że Bóg . chce być wciąż obecny wśród nas i dać nam wskazówki, które pomogą nam dobrze żyć. Święty Jan Paweł II pisał, że kobiety, któ‐ re znajdują się w pobliżu Chrystusa, czują się umiłowa‐ ne przez Niego samego. Doświadczenie miłości Syna Bożego otwiera je na miłość względem Boga i innych ludzi. Stąd mistyczki poświęcają się Bogu, ale też innym ludziom.

.DZ

IE

WW W.A LIC JA LE N

SC O

PL

MARIA WĘGRZYN

L A.P SK EW CZ

W

ZE DR

J SKIE BLĄ EL

TRYBY – nr 5 (82)/2021

FOT MIE CZ YS ŁA W

OROTA Z MĄ TÓW BŁ. D

12

Ważną mistyczką jest również święta Kata‐ rzyna z Genui. Urodzi‐ ła się jako córka wice‐ króla Neapolu Jakuba Fieschi. Wyszła młodo za mąż, doznawała upo‐ korzeń ze strony małżon‐ . ka, przez jakiś czas sama odda‐ wała się uciechom życia. Jej nawrócenie rozpoczęło się 11 marca 1473 r. dzięki cudow‐ nym przeżyciom. W kościele świętego Benedykta w Genui podczas spowiedzi otrzymała „ranę w sercu, ogromną mi‐ łość ku Bogu”. Wtedy zdecydo‐ wała, że jej życiem będzie kierowało zdanie: „Nigdy więcej świata, nigdy więcej grzechów”. Swe przeżycia spisała m.in. w dziele zatytułowanym Dialog między duszą a ciałem, miłość własna, duch, ludzkość i Bóg. Tam opisała swoje nawróce‐ nie i dni przeżyte w ogniu Boskiej miłości. Miała wizję czyśćca, widziała też cierpiącego Jezusa niosącego krzyż, przez co zaczęła poświęcać jeszcze więcej czasu na modlitwę. Święta Katarzyna niechętnie zwierzała się ze swych doświadczeń przez pokorę serca. Zdecydowała się jednak ISK OR W JA

Jedną ze średniowiecznych mistyczek jest bł. Dorota z Mątowów. Żyła w tym samym czasie co bardziej nam znana św. Brygida Szwedzka, czyli w XIV wie‐ ku. W pobożnym domu odda‐ wała się pracy i praktykom pokutnym od wczesnych lat młodości. Już w dzieciństwie doświadczała sta‐ nów mistycznych. Jan z Kwidzyna wspomina, że bł. Dorota miała kontakt z cierpiącym Chrystusem. Były to wizje i rozmowy, które zapisał zakonnik. Wydawać by się mogło, że kobiety doznające mistycznych objawień to te, które oddały się całkowicie Bogu, wstępując do zakonu. Ta błogosławiona wyszła jednak za mąż i urodziła dziewięcioro dzieci. Małżonek nie rozumiał pobożności Doroty, niekiedy

też używał wobec niej przemocy fizycznej i psychicznej. Mistyczka, odkąd wyszła za mąż, modliła się gorliwie o jego nawrócenie. Jej prośby ostatecznie zostały wysłuchane. Niestety w wyniku dwóch epidemii ośmioro z dziewięciorga dzieci Doroty umarło, niedługo później śmierć zabrała również jej małżonka. Bł. Dorota ostatnie lata swojego życia spędziła w Kwidzynie, gdzie rozmawiała o przeżyciach mistycznych ze spowiednikiem. Wyznała mu chęć zamuro‐ wania się za życia, na co ostatecznie wyraził zgodę miejscowy biskup. Dorota żyła w zamurowanej celi, mając tylko jedno okienko, pod które przychodzili ludzie, by prosić o modlitwę. Codziennie pod jej celą pojawiał się też spowiednik, który wysłuchiwał i spisywał jej objawienia.

.PL JE

Mistyczne doświadczenie kobiece różni się od męskiego na poziomie psychologicznym, opisowym i literac‐ kim. Mistykę kobiecą cechuje wrażli‐ wość, dostrzeganie w Bogu Przyjaciela i Oblubieńca oraz zwrócenie uwagi na relację z ukochaną Osobą. O cechach kobiecej duchowości pisze Edyta Stein. Jest to pragnienie dawania i przyjmo‐ wania miłości, zdolność do „okazywa‐ nia serca” w pomocy niesionej innym oraz w obronie tego, co ludzkie, szczególnie tam, gdzie występuje zagrożenie. Macierzyństwo biologicz‐ ne oraz duchowe staje się wówczas darem z siebie. Kobiecy typ mistyki cechuje też postawa pokory i ufności wobec Boga oraz chęć ofiarowania siebie poprzez modlitwę, dziękczynie‐ nie i posługę miłości. Pierwsze próby opisu doświadczenia mistycznego kobiet pojawiły się już w średnio‐ wieczu, w XII wieku. Był to jednak zwykle przekaz ustny, gdyż kobiety w tym okresie często nie umiały pisać ani czytać. Już one wyrażały miłość Oblubieńczą ze strony Stwórcy.


Inżynier Dr Trybka ducha

lecz także przyczyniamy się do ochrony środowiska. Pamiętajmy również, żeby podczas sporządzania listy zakupów uwzględnić to, co już mamy w lodówce lub szafkach.

Zdrowe i świadome zakupy spożywcze KAŻDEGO DNIA PODEJMUJEMY DECYZJE KONSUMENCKIE, KTÓRE ISTOTNIE WPŁYWAJĄ NA NASZ STYL ŻYCIA I ZACHOWANIA ŻYWIENIOWE. DETERMINUJĄ JE ZARÓWNO NASZE OSOBISTE PREFERENCJE, PRZYZWYCZAJENIA I NAWYKI WYNIESIONE Z RODZINNEGO DOMU, JAK I REKLAMA, ROZPOZNAWALNOŚĆ MARKI, WYGLĄD OPAKOWANIA, CENA, PROMOCJE, CZYLI ELEMENTY MARKETINGU PRODUKTU, KTÓRE MAJĄ ZA ZADANIE PRZYCIĄGNĄĆ NASZĄ UWAGĘ I SKŁONIĆ DO ZAKUPU. WIELE DECYZJI KONSUMENCKICH PODEJMOWANYCH JEST PRZEZ NAS NIEŚWIADOMIE, POD WPŁYWEM PRZYZWYCZAJENIA, INTUICJI LUB EMOCJI, CO MOŻE NEGATYWNIE ODBIĆ SIĘ NIE TYLKO NA NASZYM ZDROWIU, ALE TEŻ STANIE KONTA. Chyba każdemu choć raz w życiu zdarzyło się pójść do sklepu po jedną rzecz, a wyjść z torbą pełną zakupów. Rzędy półek sklepowych uginają się pod naporem ogromnego asortymentu, który zachęca nas do zapoznania się z jego kolorową i różnorodną ofertą. Jak się odnaleźć w tym zakupowym środowisku? Podstawą rozsądnych zakupów jest odpowiednie przygotowanie, a więc przede wszystkim świadomość, co tak naprawdę jest nam potrzebne. Najlepszym wyjściem jest zaplanowanie posiłków na cały tydzień lub chociaż 2-3 dni do przodu, a następnie sporządzenie szczegółowej listy zakupów na podstawie tego planu. Lista zakupów pozwoli nam na zaoszczędzenie czasu i uniknięcie bezsensownego snucia się między sklepowymi półkami. Zapobiegnie również kupowaniu zbędnych i często niezdrowych produktów, wrzucanych do koszyka pod wpływem impulsu, zachcianki. Wiąże się to również z mniejszym marnowaniem żywności, gdyż kupujemy tylko tyle, ile jesteśmy w stanie przejeść. Zmniejszając swój udział w marnotrawieniu żywości, nie tylko zaoszczędzamy,

Podczas robienia zakupów spożywczych – nawet jeśli posiadamy listę i wiemy, co dokładnie chcemy kupić – stajemy przed wieloma wyborami, które warto podejmować, biorąc pod uwagę informacje zawarte na etykiecie. Najważniejszych danych dostarcza oczywiście skład produktu – z reguły im krótszy, tym lepszy. Lista składników w produkcie zawsze podana jest w kolejności od składnika, którego jest najwięcej, do tego, którego jest najmniej. Warto więc wystrzegać się produktów, które na pierwszych miejscach mają w składzie cukier, sól lub tłuszcz. Starajmy się również unikać produktów zawierających duże ilości dodatków do żywności. Nie wszystkie substancje dodatkowe są złe – niektóre są niezbędne, część to substancje pochodzenia naturalnego, a pod tajemni‐ czym konserwantem E300 kryje się kwas askorbino‐ wy, czyli po prostu witamina C. Nie oznacza to więc, że konieczne jest unikanie jak ognia wszystkich produktów z substancjami dodanymi. Najczęściej są jednak one niepotrzebne, więc z reguły produkty ich pozbawione będą faktycznie lepszym wyborem. . . Warto zwracać uwagę na tabelę wartości odżywczej, która informuje o kaloryczności produktu, zawartości poszczególnych makroskładników. Przy porównaniu dwóch produktów najlepiej kierować się zawartością tłuszczów nasyconych, cukrów dodanych (prostych) oraz soli – im mniejsza będzie ich zawartość, tym lepiej. Warto również zwrócić uwagę na datę ważności. Artykuły wystawione z przodu sklepowych półek mają zwykle krótszy termin niż te położone głębiej. Produkty z krótkim terminem przydatności kupujmy tylko wtedy, gdy mamy pewność, że zdążymy je zużyć, aby zapobiec niepotrzebnemu wyrzucaniu żywności do kosza.

WWW UNSPLASH COM

Dla większości z nas cena jest istotnym czynnikiem, który bierzemy pod uwagę przy wyborze produktów. Należy jednak pamiętać, że cena nie zawsze idzie w parze z jakością. Produkty znanych marek często są droższe, gdyż firma w ten sposób rekompensuje sobie wysokie koszty marketingu. Dlatego warto porównywać produkty między sobą – jeśli skład jest taki sam, wartości odżywcze identyczne, a cena inna, to raczej nie ma sensu przepłacać. Uważajmy również na promocje – 3 sztuki w cenie dwóch brzmią atrakcyjnie, tylko czy rzeczywiście potrzebujemy takiej ilości? Czy zdążymy te produkty zużyć przed terminem ich przydatności do spożycia? Pamiętajmy też, że nawet jeśli jakiś produkt dostaniemy „gratis”, to i tak zapłacimy więcej, niż kupując zgodnie z planem tylko jedną sztukę. Zakupy spożywcze – choć z pozoru robienie ich jest banalną czynnością, to potrafi przyprawić o ból głowy. W gąszczu różnorodnych produktów, kolorowych etykiet, zachęcających sloganów i obietnic producentów łatwo zapomnieć o istocie kupowanych produktów. Bo nie chodzi przecież o estetykę opakowania, rozpoznawalną markę, a o to, co dany produkt ma w środku i czy jego spożycie pozytywnie wpłynie na nasze zdrowie. ADRIANNA KLIMKIEWICZ 13


Encyklopedia Recenzjewiary

WWW.MISYJNE.PL

Laudare, benedicere, praedicare Duchowość Zakonu Kaznodziejskiego „Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie Tobie składali dziękczynienie, Panie, O jcze święty, wszechmogący, wieczny Boże i abyśmy Ciebie wielbili, błogosławili i wysławiali” – tymi słowami modli się kapłan, wypowiadając słowa pierwszej prefacji o Najświętszej Maryi Pannie. To właśnie z niej zostały zaczerpnięte słowa „laudare, benedicere, praedicare”, czyli „wielbić, błogosławić i przepowiadać”, które stały się jedną z dewiz Zakonu Kaznodziejskiego, który został założony przez świętego Dominika Guzmána „szczególnie dla kaznodziej‐ stwa i zbawiania dusz” (por. Liber Constitutionum et Ordinationum, Constitutio fundamentalis § II, Rzym 2010, s. 35). Dominik Dominik urodził się 24 czerwca 1170 roku w Caleruega w Hiszpanii. Jako młody człowiek studiował nauki wyzwolone, później teologię. W 1196 roku, po ukończeniu studiów, przyjął święcenia kapłańskie. W 1203 roku Diego d'Azevedo, biskup Osmy, na polecenie króla Kastylii Alfonsa VIII udał się do Danii i zabrał wraz z sobą Dominika. W czasie podróży spotkali albigensów, waldensów i kata‐

14

TRYBY – nr 5 (82)/2021

rów. Zaczęli zastanawiać się nad możli‐ wymi metodami podjęcia z nimi dialogu. Postanowili nawracać przede wszystkim własnym przykładem życia. Zaczęli więc głosić Ewangelię, wędrując po terenach południowej Francji.

ludność. Zmarł 6 sierpnia 1221 roku w Bo‐ lonii na rękach swoich braci, którym pozostawił kontynuowanie swojego dzieła, opartego na chwaleniu Boga, błogosławieniu Jego Imieniu i przepowia‐ daniu narodom Dobrej Nowiny.

Po śmierci biskupa Diego Dominik przez kilka lat samotnie kontynuował misję wśród albigensów, jednak z czasem przyłączali się do niego kolejni kandydaci na kaznodziejów, którzy podejmowali ewangelizację wśród miejscowej ludno‐ ści. W 1215 roku, gdy Dominik wraz z grupą towarzyszy przebywał w Tuluzie, miejscowy biskup wziął ich pod swoją opiekę. Rok później wraz z Dominikiem udał się do Rzymu, aby prosić papieża Innocentego III o możliwość założenia nowej wspólnoty. Następca Innocentego, papież Honoriusz III wydał bullę zatwierdzającą nowy zakon 22 grudnia 1216 roku, a miesiąc później zatwierdził nazwę Zakonu Kaznodziejskiego. Po trzech latach została zwołana pierwsza kapituła generalna Zakonu, na której zostały uchwalone Ustawy Braci Kazno‐ dziejów, czyli konstytucje zakonu.

Wysławiać

Dominik do końca życia przemierzał Europę, szczególnie północne Włochy, głosząc kazania i nauczając miejscową

Święty Paweł w swoich listach pouczał wierzących, by jako członkowie Kościoła przemawiali do siebie wzajemnie w psalmach i hymnach, i pieśniach pełnych ducha, śpiewając i wysławiając Pana (por. Ef 5,19; Kol 3,16). „Modlitwa uwielbienia, całkowicie bezinteresowna, wznosi się do Boga; wysławia Go dla Niego samego, oddaje Mu chwałę nie ze względu na to, co On czyni, tylko dlatego, że ON JEST” (KKK 2649). Uwielbienie jest taką formą modlitwy, w której człowiek staje przed Bogiem i wysławia Go dla Niego samego. Oddaje Mu chwałę nie ze tylko względu na to, czego dokonał, ale przede wszystkim dlatego, że uznaje Go za Boga. Taka modlitwa może się w nas dokonać dzięki Duchowi Świętemu, który świadczy, że jesteśmy dziećmi Bożymi i możemy wielbić Ojca (por. Rz 8, 16).


Encyklopedia Recenzjewiary

Akt uwielbienia zespala wszelkie inne formy modlitwy, zanoszone Bogu, który jest ich celem i źródłem (por. KKK, 2639). Najpełniejszą formą modlitwy jest Eucharystia, która zawiera i wyraża wszystkie formy modlitwy. Jest ofiarą Chrystusa, składaną „na chwałę Jego imienia” (Por. Ml 1, 11), przez co zgodnie z tradycjami zarówno Wschodu, jak i Zachodu staje się „świętą ofiarą uwielbienia” (por. KKK 2643).

RECENZJE

„Ponieważ Bóg błogosławi człowieka, jego serce może z kolei błogosławić Tego, który jest źródłem wszelkiego błogosławieństwa” (KKK 2645). Błogosławieństwo jest wyrazem spotkania Boga i człowieka na modlitwie. Jest to sytuacja, w której dar Boga i człowiek, który go przyjmuje, przyzywają się nawzajem i jednoczą. Błogosławieństwo jest więc odpowiedzią człowieka na otrzymane od Boga dary. Wyrażają je dwie podstawowe formy: najpierw człowiek wznosi swoją modlitwę do O jca przez Chrystusa w Duchu Świętym, a następnie błaga o łaskę Ducha Świętego, który przez Chrystusa zstępuje od Ojca, który go błogosławi (por. KKK, 2626-2627). „W liturgii Kościół błogosławi i wielbi Boga O jca jako źródło wszelkich błogosławieństw stworzenia i zbawienia, jakimi pobłogosławił On nas w swoim Synu, by udzielić nam Ducha przybranego synostwa” (KKK 1110). Błogosławienie jest czynnością Boga, który daje życie. Całe Jego dzieło jest błogosławieństwem. Od momentu stworzenia świata aż do proroctw o niebieskim Jeruzalem natchnieni autorzy przedstawiają Boski zamysł zbawienia jako wyraz Jego błogosławieństwa (por. KKK, 1078–1079). Najpełniej doświadczamy go w czasie Eucharystii. Boże błogosławień‐ stwo zostaje człowiekowi w pełni objawione i udzielone w czasie liturgii, którą sprawuje Kościół. W jej czasie Ojciec w swoim Słowie, które dla nas przyjęło ciało, umarło i zmartwychwstało, napełnia nas swoimi błogosławieństwami i przez nie rozlewa w naszych sercach Ducha Świętego (por. KKK 1082). Głosić wszędzie, wszystkim i na wszelkie sposoby „Stworzenie bez Stwórcy zanika, dlatego wierzący czują się przynaglani przez miłość Chrystusa, by nieść światło Boga żywego tym, którzy Go nie znają lub odrzucają” (KKK 49). Pierwsi uczniowie Chrystusa natchnieni Mocą z Wysoka wołali: „Nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli” (Dz 4, 20). Chcieli przyciągnąć do Boga kolejnych ludzi, by poznali to, co oni oglądali własnymi oczami, na co patrzyli, czego dotykały ich ręce i aby wraz z uczniami mieli udział w Chrystusie (por. 1 J 1, 1–4). Każdy wierzący jest wezwany do tego, by rozgłaszać w świecie Dobrą Nowinę. Szczególnie powinna to czynić wspólnota, którą nazywa się „zakonem głosicieli słowa Bożego” (Ordo Praedicatorum). Głoszenie Ewangelii nie jest jednak celem samym w sobie. Założyciel Zakonu Kaznodziejskiego pokazał, że Słowo Boże głosi się całym sobą, całym swoim życiem. Postawę tę potwierdza popularna w zakonie dewiza contemplata aliis tradere –nauczać innych tego, w czym jest się samemu zakorzenionym poprzez kontemplację. MARIA PARUCH

PL WWW.RTCK.

Błogosławić

Modlitwa. W blasku Boga. Marcin Zieliński RTCK Nowy Sącz 2021 Już sam tytuł nowej książki Marcina Zielińskiego wiele wyjaśnia. Dla Marcina Bóg jest światłem oświetlającym naszą drogę. Dzięki zobaczeniu relacji z Bogiem z jego perspektywy, lekturze kolejnych rozdziałów i poznawaniu przykładów działania Boga w konkretnej codzienności w życiu każdego wierzącego wiele problematycznych momentów może zostać ukazanych w innym świetle, o ile książka ta nie stanie się kolejną duchową pozycją do „zaliczenia”. Styl narracji Marcina jest bardzo osobisty, prosty, ale i wymagający. Przez przykłady z własnego doświadczenia szukania drogi do Boga autor pokazuje, że nawet najlepiej napisana, prorocza i dowcipna pozycja książkowa niczego nie zmieni w moim życiu, o ile nie zapłacę pewnej ceny – czasu, modlitwy i częściowej rezygnacji z siebie. Rezygnacja kojarzy się najczęściej ze stratą, jednak przyglądając się życiu różnych „Bożych” ludzi, można odkryć, że jest raczej odciążeniem. Tylko najpierw trzeba świadomie wybrać, czego lub kogo chcę, a co mi przeszka‐ dza. Lubię Marcina Zielińskiego, bo jest naturalny, szczery i odważny. Nikogo nie udaje, do nikogo się nie porównuje. Mam wrażenie, że przegląda się w Bożych oczach, i dlatego bije od niego blask miłości, radości, prawdy. Pytanie podstawowe po lekturze tej książki brzmi: czy wierzę, że Bóg mnie wybrał do pełnienia Jego woli, i czy jestem gotowa zapłacić cenę czasu i modlitwy, bo, jak pisze Marcin: „Cała ta posługa – wszystko, co dzisiaj robię, i kim dziś jestem – zrodziło się na modlitwie”. MAŁGORZATA PORASZKA-CHODYŃ

15


Kącik Pro-life poligloty

Mały wojownik TO BYŁA MOJA CZWARTA CIĄŻA, KTÓRA PRZEBIEGAŁA Z KOMPLIKACJAMI. DO DZIŚ PAMIĘTAM LEKARZA, KTÓRY IRONICZNIE ŻYCZYŁ MI POWODZENIA, GDY NIE CHCIAŁAM PRZYSTAĆ NA JEGO PROPOZYCJĘ ZAKOŃCZENIA CIĄŻY, W WYNIKU KTÓREJ, JEGO ZDANIEM, W NAJBARDZIEJ OPTYMISTYCZNYM SCENARIUSZU MIAŁAM URODZIĆ CHORE DZIECKO, KTÓRE BĘDZIE ROŚLINKĄ.

�������� ���������� ��������� �������������� �������� ����� ���������

Bardzo ucieszyliśmy się na wieść, że po raz kolejny zostaliśmy rodzicami. Była to długo wyczekiwana ciąża. Po utracie naszej córeczki Emilki w czwartym miesiącu ciąży w 2017 r. (jej serduszko przestało nagle bić), nie mogłam długo zajść w kolejną ciążę. Dopiero po dwóch latach starań w końcu się udało. Obecnie mamy troje dzieci: 19-letnią Natalię, 7-letniego Jakuba i naszego małego wojownika Szymona, który ma 15 miesięcy. To o Szymonie chciałabym opowiedzieć.

FOT. ARCHIWUM JOANNY KRASZEWSKIEJ

Serduszko

Wystarczy podpisać jeden dokument

Od samego początku była to ciąża zagrożona. Zaczęłam plamić i czułam bardzo silny ból w podbrzuszu. Lekarz prowadzący wystawił mi skierowanie do szpitala specjalistycznego we Wrocławiu, aby wykluczyć dodatkową ciążę pozamaciczną. Na szczęście okazało się, że jest to jedna ciąża umiejscowiona w prawidłowym miejscu. Natomiast nie było jeszcze widać bijącego serduszka. W badaniu ginekologicznym i USG stwierdzono wczesną ciążę oraz objawy poronienia zagrażające‐ go. Badanie wykonano 22 stycznia 2019 r. Z obliczeń lekarza wynikało, że serduszko już dawno powinno bić. Lekarz, który przejął opiekę nade mną w szpitalu, powiedział, żebym się nie martwiła o to, że serce jeszcze nie bije, bo czasami tak się zdarza, gdy ma miejsce opóźniona owulacja. Pocieszył mnie, że wszystko będzie w porządku i zdecydował, że wypuści mnie do domu dopiero wtedy, gdy wszystko będzie dobrze ze mną i z dzieckiem. Okazało się, że się nie mylił, bo przy kolejnym USG, które zostało wykonane 28 stycznia, mogłam zobaczyć malutkie, bijące serduszko. Dzień później zostałam wypisana do domu. (...) W trzynastym tygodniu ciąży wykonałam test PAPP-A z uwagi na to, że miałam skończone 36 lat. (…) Jego wynik mieścił się w normie, ale nawet gdyby tak nie było, to nie miałoby to dla nas żadnego znaczenia. Pokochaliśmy naszego synka od samego początku takim, jakim był. Również starsze rodzeństwo nie mogło się doczekać narodzin braciszka.

Wyprosiłam u lekarza ponowne badanie USG, podczas którego okazało się, że wody płodowe jednak są. Był także duży krwiak nad odklejonym od macicy workiem owodniowym. Wymogłam na lekarzu lek przeciwkrwotoczny – Cyclonaminę i leki na utrzyma‐ nie ciąży – Luteinę i Duphaston. To wtedy w gabinecie lekarz zasugerował mi zakończenie ciąży. Powiedział, że wystarczy podpisać jeden dokument i po problemie. Stwierdził, że ten „zlepek komórek”, któremu biło już serduszko, miał rączki, nóżki, i tak nie przetrwa albo urodzi się ciężko chory. Dodał, że mogę stracić życie, a przecież mam dla kogo żyć. Podkreślił jeszcze, że jest to ciąża wysokiego ryzyka, po dwóch cesarskich cięciach i obumarłej ciąży (…). Powtórzył również kilka razy, że tak wczesnej ciąży jak moja (wtedy był to zaledwie piętnasty tydzień) nie ratuje się w Polsce. Nawet jak przetrwam do dwudziestego czwartego tygodnia, to też nic nie zmieni, a poza tym dziecko będzie wtedy roślinką, o ile w ogóle przeżyje. Odpowiedziałam stanowczo, że do końca będę walczyć o mojego synka i nie ma takiej opcji, żebym go zabiła. Powiedziałam również, że jestem osobą bardzo wierzącą i nie zamorduję mojego dziecka. Nie wspomniałam lekarzowi o wynikach testu PAPP-A. On również nie zapytał mnie o nie. Do dzisiaj pamiętam jeszcze pytanie lekarza o to, jak ja sobie to wszystko wyobrażam. Przy odklejeniu worka owodniowego wymagany jest tylko leżący tryb życia. Przyklejenie go z powrotem trwa czasami do dwóch miesięcy, a czasami się to wcale nie udaje. A ja przecież mam rodzinę i dzieci. Lekarz pożyczył mi jeszcze na koniec ironicznie powodzenia. Przy wcześniejszych naszych rozmowach rokował mi tylko 10 dni utrzymania ciąży. Aborcja ani razu nie przemknęła nam z mężem przez myśl. Oczywiste było dla nas to, iż naszym zadaniem, a przede wszystkim obowiązkiem, jako rodziców jest uczynienie wszystkiego, aby nasz syn się urodził. Rodzice nie mogą być dla swoich dzieci sędziami i z góry skazywać je na śmierć. W tej sytuacji nie miało dla nas znaczenia, czy nasz syn po urodzeniu będzie zdrowy, czy będzie miał jakąś wadę wrodzoną. Kochaliśmy go takiego, jakim był i miał się urodzić. Po mojej odmowie zakończenia ciąży na drugi dzień dostałam wypis ze szpitala. Ostatnie słowa lekarza do mnie dotyczyły tego, że jest duże prawdopodobieństwo, że jednak moje dziecko i ja nie dotrwamy do końca ciąży. Dostałam od niego receptę na kilka leków. (…)

Ponownie szpital Niestety, nasz spokój nie trwał długo. W czternastym tygodniu znowu zaczęłam plamić. Tydzień później wezwaliśmy pogotowie ratunkowe i po raz kolejny trafiłam do szpitala. (…) Pani doktor, która miała nocny dyżur, była bardzo zestresowana tą sytuacją. Wykonała aż trzy badania ginekologiczne i dwa razy zrobiła USG. Mogłam wtedy zobaczyć na ekranie monitora bijące serduszko mojego synka. Po ostatnim, bardzo bolesnym badaniu, chlusnął przezroczysty płyn. (…) Z rana na obchodzie usłyszałam, że wyciekają mi wody płodowe i że nie ma potrzeby, abym otrzymała lek przeciwkrwotoczny a także Duphaston, bo i tak do tygodnia ciąża sama się zakończy. Na moje szczęście wszystkie tabletki na utrzymanie ciąży miałam ze sobą w torbie. Zażywałam je bez wiedzy lekarzy. Ciągle krwawiłam.

16

TRYBY – nr 5 (82)/2021


Kącik poligloty

Przedwczesny poród Jeszcze tego samego dnia wieczorem wylądowałam w prywatnym gabinecie, a następnego z samego rana w szpitalu, w którym byłam na samym początku ciąży. (…) Okazało się, że nie było żadnego wycieku wód płodowych. Miałam po prostu infekcję dróg rodnych. To w tym szpitalu spotkałam cudowny personel medyczny, który uwierzył w nas a przede wszystkim małego człowieka rozwijającego się w moim łonie. Worek owodniowy zaczął się zrastać do ściany macicy. Krwiak całkowicie się wchłonął. Zostałam wypisana do domu po kilkutygodniowym pobycie w szpitalu. Dotrwaliśmy z synkiem do trzydziestego drugiego tygodnia ciąży. Przedwcześnie pękły mi błony płodowe. Bardzo przejęłam się w tamtym czasie moim tatą, który zachorował na nowotwór złośliwy. Przeżyłam. Przeżyliśmy oboje. W trzydziestym drugim tygodniu ciąży przez cesarskie cięcie urodził się On, Szymonek. Był największym małym wojownikiem na intensywnej terapii. Okazało się, że jest zdrowy i pełen chęci do życia. Malutki synek, wielka miłość Po porodzie przez chwilę przyłożyli mi Szymonka do policzka, a następnie szybko przetransportowali na intensywną terapię. Niestety, synek nie mógł ze mną zostać dłużej. Moja operacja się przedłużyła za względu na komplikacje po poprzednich cięciach. Do synka dotarłam dopiero na drugi dzień. Gdy go zobaczyłam, rozpłakałam się. Był malutki (ważył 2290 g mierzył 47 cm) i leżał w inkubatorze. Każdego dnia przychodziliśmy do niego z mężem nawet po kilkanaście razy dziennie. Czytaliśmy mu bajki i śpiewaliśmy. Dotykaliśmy go, gdy nam na to pozwalano. Kangu‐ rowaliśmy go. Uśmiechał się wtedy i widzieliśmy, że czuł się bezpiecznie w naszych ramionach. Obecnie Szymon ma 15 miesięcy. Jest bardzo pogodnym dzieckiem. Uwielbia bawić się ze swoim rodzeństwem. Chętnie chodzi do żłobka. Kocha poznawać otaczający go świat. Najbardziej interesują go zwierzęta i samochody. Postanowienie Obiecaliśmy sobie z mężem, że pojedziemy z Szymonem do lekarza, który proponował nam aborcję, żeby mógł zobaczyć naszego zdrowego syna. Niestety, obecna sytuacja w kraju nie pozwoliła nam jeszcze zrealizować naszych planów.

Buon viaggio!

WWW.PEXELS.COM

Świat obfituje w cuda. Każdy dostrzega w nim coś innego, coś fascynującego lub pięknego. Każdy milagro ma swoich wiel bicieli. Istnieje jednak lista kilku niezwykłych miejsc i zabytków, które są statystycznie najczęściej uważane za najpiękniejsze i najbardziej znaczące. To oczywiście lista 7 cudów świata, które to zostały w 2007 roku wyłonione spośród prawie 200 zabytków z całego globu. Ostatecznie wybrano Petrę, Machu Picchu, pomnik Chrystusa Odkupiciela w Rio de Janeiro, Chichén Itzá, Koloseum, Tadż Mahal i Wielki Mur Chiński – stanowią one od lat obiekt marzeń podróżników. Każda z tych wypraw niesie ze sobą wyzwania. Czy to wspiąć się po Andach, żeby zobaczyć Machu Picchu, czy też przebić się przez nieposkromiony tłum zbierający się w Wiecznym Mieście, by ujrzeć il Colosseo, lub też pokonać 365 schodów piramidy w Chichén Itzá. Zawsze warto. Niestety nie możemy zbyt mocno wierzyć, że znajomość języka angielskiego ułatwi nam wszędzie podróżowanie i komunikację. Na przykład we Włoszech tylko młodsze pokolenie przykłada się do nauki „wspólnej mowy”. Przed każdym wyjazdem warto zaznajomić się z panującymi w danym regionie obyczajami i podstawo‐ wymi zwrotami. Chyba, że przez cały wyjazd chcemy popijać espresso (il caffè), mimo że uwielbiamy kawę z mlekiem (np. macchiato con un latte).

JOANNA KRASZEWSKA Całą historię Szymonka można przeczytać w książce pt. „Życie. Bez wyjątków”.

„Życie. Bez wyjątków” to książka-cegiełka o życiu, które zwycięża śmierć. O nadziei, która jest większa niż strach. I o miłości, która wszystko przetrzyma. Rodzice opowiadają w niej o dzieciach, które wymknęły się diagnozom i o tych, które pożegnali, gdyż były one obciążone wadami letalnymi. W książce zabierają też głos rodzice, którzy przeżyli żałobę po aborcji. KSIĄŻKĘ MOŻNA ZAMÓWIĆ: • wypełniając formularz na pro-life.pl/zycie-bez-wyjatkow • telefonicznie: od poniedziałku do piątku w godz. 8.00 – 16.00 pod numerem 12 311 02 61 • maliowo: zamawiam@pro-life.pl Dary serca zostaną wykorzystane przez Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka na pomoc samotnym matkom i ojcom oraz rodzinom z niepełnosprawnymi dziećmi, a także na edukację pro-life. Koszt wydania książki to 19 zł. Koszt wysyłki pokrywa stowarzyszenie.

Les vacances commencent! Viajes seguros! MONIKA KWATER buon viaggio (wł.) – dobrej podróży milagro (hiszp.) – cud мир (ros.) – świat viaggio (wł.) – podróż il Colosseo (wł.) – Koloseum il caffè (wł.) – niby kawa, ale we Włoszech oznacza tylko espresso les vacances commencent (fr.) – zaczynają się wakacje viajes seguros (hiszp.) – bezpiecznych podróży

17


Ekologia

WWW.UNSPLASH.COM

Mikroplastik – makrozagrożenie? JEST TO TEMAT WIELU NIEWIADOMYCH. NIECO PONAD 100 LAT TEMU NIE BYŁ JESZCZE PRODUKOWANY MASOWO. KILKA LAT TEMU NIE SĄDZONO, ŻE MOŻE STANOWIĆ PROBLEM. DO TEJ PORY NIE WIEMY, W JAKIM STOPNIU NAM ZAGRAŻA. MOŻEMY JEDNAK BYĆ PEWNI TEGO, ŻE OTACZA NAS NIEZALEŻNIE OD TEGO, GDZIE SIĘ ZNAJDUJEMY, A JEGO ILOŚĆ ZWIĘKSZA SIĘ W ZASTRASZAJĄCYM TEMPIE. ZOBACZCIE TO NIEMAL NIEWIDOCZNE ZAGROŻENIE. Mikro co? Problemy z mikroplastikiem zaczynają się już w momencie podania jego oficjalnej definicji, ponieważ brzmi ona nader zawile. Nie wierzycie? Spójrzcie na to: „Mikroplastik to heterogeniczna miesza‐ nina różnego kształtu materiałów w postaci fragmentów, włókien, elipsoid, granulek, śrutu, płatków o wielkości w zakresie od 0,1 μm do 5 mm”, czyli mówiąc po naszemu, są to cząsteczki plastiku mniejsze niż 5 mm i większe niż 1 mikrometr (tak, wiem, że wszyscy wie‐ cie, ile to jest, ale bywam zapominalski, więc zapiszę sobie tutaj, że to jedna

18

TRYBY – nr 5 (82)/2021

tysięczna milimetra). Skoro kwestię zapoznania mamy za sobą, to chyba warto dowiedzieć się, jak powstaje ten problem. Pomocny w tym może być podział na mikroplastik pierwotny i wtórny. Ten pierwszy już od początku swojego istnienia jest bardzo mały. Najczęściej można go spotkać jako składnik różnego rodzaju peelingów i past do zębów, a także leków i artykułów higienicznych. Może nasunąć się nam pytanie, dlaczego w ogóle używa się plastiku w kosmetykach. Na nieszczęście dla środowiska odpowiedź brzmi tak: jest on bardzo uniwersalny, a w dodatku tani. Jego zawartość w kosmetykach może osiągać nawet do 90%, a gdzie trafia większość kosmetyków i środków czystości? Do kanalizacji, gdzie zawarte w nich cząsteczki tworzyw sztucznych rozpoczynają swoje drugie, zdecydowa‐ nie groźniejsze życie, zwłaszcza że ze względu na mikroskopijny rozmiar oczyszczalnie ścieków mają ogromny problem z ich wychwyceniem. Druga kategoria, czyli mikroplastik wtórny, pochodzi z degradacji większych plastikowych odpadów, wśród których prym wiodą foliowe reklamówki, rybac‐ kie sieci oraz plastikowe butelki.

Od najgłębszego dna po najwyższy szczyt Tak, to brzmi jak wstęp do budującej mowy na temat tego, jak można zostać pilotem własnego życia i osiągnąć sukces, ale ja nie o tym. Chciałem pokazać skalę omawianego „mikroproblemu”. Zostaw‐ my na chwilę kwestię tego, czy i jak poważnym zagrożeniem jest mikropla‐ stik. Skupmy się na tym, jak szeroko rozpowszechniony jest to kłopot, skoro obecność takich elementów można znaleźć nawet w skrajnie niedostępnych miejscach. A mówiąc niedostępne miejsca, mam na myśli chociażby Rów Mariański. Tak, dobrze widzicie, chodzi dokładnie o ten rów, który pamiętacie z lekcji geografii, o głębokości niemal 11 kilometrów. Kilka lat temu w ramach projektu Sky Ocean Rescue poddano badaniom skorupiaki żyjące w oceanicz‐ nych głębinach i w zdecydowanej większości z nich, bo aż w 73%, odkryto ślady mikroplastiku. Co ciekawe, w przy‐ padku organizmów pochodzących z Rowu Mariańskiego było to aż 100%. Wiąże się to z faktem, iż mikroplastik dostaje się do oceanów i opada w pobliże dna, gdzie się akumuluje. No dobrze, a teraz druga część podtytułu, pomyślcie, jaki znacie najwyższy szczyt Ziemi. Oczy‐


Ekologia

wiście każdemu nasunie się znany ośmiotysięcznik – Mount Everest – i tak, on też nie jest wolny od tego rodzaju zanieczyszczeń, co potwierdziły badania przeprowadzone na próbkach śniegu pobranych z wysokości nawet 8440 metrów n.p.m. Jeśli nasze odpady trafiają w miejsca, których większość z nas nigdy nie odwiedzi, to chyba czas na dokonanie pewnych przemyśleń. Problem nie znika wtedy, gdy gubimy go z oczu. Zanieczysz‐ czenia trafiające do rzeki popłyną dalej, te trafiające na ziemię zaczną się powoli rozkładać, przenikną do wód grunto‐ wych, a następnie zostaną poniesione dalej i kto wie, ile z nich do nas powróci w ten czy inny sposób. Plastisfera = spora środowiskowa afera Mikroplastik ma zdolność adsorbowania składników odżywczych i materii orga‐ nicznej z otoczenia, a od tego już tylko m a ły k ro k d o p ow s t a n i a n a j e go powierzchni zbiorowisk mikroorgani‐ zmów zwanych plastisferami. Są to specyficzne biofilmy, które przejawiają mocno niepokojące cechy. Najważniejszą z nich jest większa odporność na ksenobiotyki niż ta obserwowana u bakterii unoszących się swobodnie w wodzie. Skalę problemu powiększa fakt, że bakterie potrafią przekazywać sobie geny pomiędzy szczepami a nawet gatunkami. Ponadto mogą zostać m i k ro t a k s ów k ą d l a p at o ge n ów, przenosząc je na swojej powierzchni tam, gdzie wcześniej nie występowały, co m o że z a b u r z yć f u n kc j o n owa n i e niektórych ekosystemów. Co? Niszczenie ekosystemów? Przez takie drobinki? Ile takiego mikroplastiku może się znajdo‐ wać w środowisku? Szacuje się różnie od 93 do 268...tysięcy ton, i to tylko w postaci drobinek unoszących się w wodnej toni, a jak przeczytaliście wcześniej, jego ogromne ilości zalegają na morskim dnie i w wielu innych miejscach. Długotrwały kontakt może wywołać negatywny wpływ na morskie organizmy, objawiając się zmniejszeniem ich płodności, wywo‐ łaniem stresu oksydacyjnego, a nawet powstaniem stanów zapalnych i raka. Z czym się to je? Najczęściej je się go z owocami morza i solą morską. Rozmiary mikroplastiku sprawiają, że może być przyswojony nawet przez tak małe organizmy jak plankton, a badania sprzed kilku lat wykazały, że jest przenoszony między

kolejnymi ogniwami łańcucha troficzne‐ go. To szczególnie niepokojące, ponieważ często to my jesteśmy na końcu tego łańcucha, więc przyjmujemy największą dawkę. To nie jedyny sposób na uraczenie się mikroplastikami, możemy je też przyswoić, jedząc żywność przechowy‐ waną w opakowaniach zawierających plastik, takich jak na przykład puszki służące magazynowaniu konserw, a opcje wcale się na tym nie kończą. Przyjmujemy go też, pijąc wodę, herbatę czy piwo, używając niektórych kosmetyków, a nawet wdychając go. Warto zaznaczyć, że choć aż 80% źródeł wody pitnej zawiera mikroplastik, to wciąż są to zdecydowanie niższe stężenia niż w wodzie kupowanej w butelkach. Zdecydowana większość tego zanie‐ czyszczenia jest wydalana, jednak część gromadzi się w układzie pokarmowym, a drobniejsze cząstki są znajdywane też w krwiobiegu, układzie limfatycznym czy nawet wątrobie. Według różnych badań do naszego organizmu trafia od 5 do 21 gramów mikroplastku, czyli dla porówna‐ nia od naszego dowodu osobistego po dwie średniej wielkości truskawki. Realne zagrożenie czy niepotrzebne straszenie? Problem mikroplastiku jest stosunkowo nowym zagadnieniem. Do niedawna nie sądzono, że może dotyczyć nas aż tak bezpośrednio. Obecnie trwają badania nad jego szkodliwością. Faktem pozostaje jednak to, że część tych sztucznych two‐ rzyw znajduje się w naszych organizmach przez dłuższy czas, i o ile szkodliwość samego mikroplastkiku na nasz organizm nie została jeszcze oficjalnie potwierdzo‐ na, to już produkty jego rozkładu, takie jak wielopierścieniowe pierścienie aro‐ matyczne i polichlorowane bifenyle, mogą wywierać niekorzystne skutki. Należą do nich problemy hormonalne, zaburzenia płodności, a nawet zwiększo‐ ne ryzyko raka wątroby, piersi, płuc czy jelita grubego. Co ciekawe, ale i przeraża‐ jące, pod koniec ubiegłego roku naukow‐ cy po raz pierwszy odkryli obecność mikroplastiku w płodach i łożyskach ciężarnych kobiet. W tym przypadku kwestia jego szkodliwości również nie jest jeszcze potwierdzona, ale istnieją obawy, że może on trwale uszkadzać układ odpornościowy. Nie można też pominąć innego groźnego aspektu. Te mikrosko‐ pijne cząsteczki plastiku mogą być środkiem transportu dla różnych patoge‐ nów, na przykład bakterii i toksycznych

substancji, następnie się z nimi łączyć i trafiać do naszych organizmów. Co czynić, by do zanieczyszczeń się nie przyczynić? Czasami mikrodziałanie może okazać się gigapomocą, i to właśnie jedna z tych sytuacji. Wybierając chociaż jedną z propozycji, które za chwilę zobaczycie, możecie coś zdziałać. Przede wszystkim należy ograniczyć zużycie plastików, zwłaszcza tych jednorazowych, dlatego dołączam do apelu mnóstwa podmiotów i proszę, używajcie toreb wielokrotnego użytku. W ostatecznym rozrachunku jest to nie tylko dobre dla środowiska, ale też opłacalne ekonomicznie. Poza tym kto nie zna uczucia rozpaczy, gdy patrzy na rozsypane na chodniku zakupy, bo foliówka nie wytrzymała napięcia, niech pierwszy rzuci kamieniem. Dobrze też zwracać uwagę na skład kosmetyków, które kupujemy, i starać się wybierać te, które zawierają jak najmniej mikrodrobi‐ nek tworzyw sztucznych. Warto też przyjrzeć się swojej garderobie, najlepiej byłoby nie wzbogacać jej o kolejne ubrania wykonane z tworzyw sztucz‐ nych, a jeśli już je mamy lub bardzo lubimy je nosić, to nie pierzmy ich z resztą ubrań, tylko osobno w niskiej temperaturze, co nieco zmniejszy emisję mikroplastików. Ciekawym pomysłem może być też użycie specjalnych filtrów do pralek, które mają wychwytywać tego rodzaju zanieczyszczenia, także śledźmy rynek i nowinki tego rodzaju. Wszystkie te dzia‐ łania kwalifikują się do stylu życia zwane‐ go less waste. Żyjemy w absurdalnych czasach, kiedy nawet banany są pakowa‐ ne w plastikowe opakowania. Nie dajmy się zwariować i kiedy możemy, rezygnuj‐ my z wytwarzania kolejnych plastiko‐ wych odpadów. Mikroplastik to temat wielu niewiado‐ mych, ale to, że nie jesteśmy pewni, jak szkodliwy jest, nie oznacza, że możemy sobie pozwolić na czekanie. Niepostrze‐ żenie stał się wszechobecny, a jeśli w końcu okaże się, że jest groźny, może być za późno na działanie, zatem nie czekajmy. Do dzieła! DAMIAN RÓG

Niniejszy materiał został opublikowany dzięki dofinansowaniu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada wyłącznie Fundacja Instytut Mediów.

19


Ekologia

WWW.UNSPLASH.COM

Elektromobilność – przyszłość światowej komunikacji Trudne losy pionierów OD KILKU LAT PO DROGACH NASZEGO KRAJU PORUSZA SIĘ CORAZ WIĘCEJ POJAZDÓW Z NAPĘDEM HYBRYDOWYM ORAZ ELEKTRYCZNYM. TE DWIE TECHNOLOGIE NAPĘDU W PRZYSZŁOŚCI PRAWDOPODOBNIE ZDOMINUJĄ OGÓLNOŚWIATOWY TRANSPORT. JAK WYGLĄDAŁA DROGA ICH ROZWOJU I, CO WAŻNIEJSZE, JAKIE KORZYŚCI MOŻE ODNIEŚĆ ŚRODOWISKO (ORAZ MY SAMI) DZIĘKI WYBOROWI „ELEKTRYKA”? DRODZY CZYTELNICY, CZUJCIE SIĘ ZAPROSZENI NA MOTORYZACYJNĄ PODRÓŻ W CZASIE (TYLKO PAMIĘTAJCIE O ZAPIĘCIU PASÓW!).

20

TRYBY – nr 5 (82)/2021

Jako pierwsza w światowej motoryzacji upowszechniła się technologia hybrydo‐ wa. Wiele osób kojarzy jej powstanie z końcem poprzedniego wieku. Nie jest to jednak prawda. Za pierwszy pojazd wyko‐ rzystujący ten typ napędu uznaje się amerykański samochód Armstrong Phaeton, zbudowany… w 1896 roku. Dwa lata później austriacki inżynier Ferdinand Porsche, znany jako twórca kultowego Volkswagena Garbusa, zbudował pojazd o nazwie Lohner-Porsche Semper Vivus. Jego konstrukcja była następująca: w au‐ cie znajdowały się dwa silniki elektryczne, przytwierdzone do piast przednich kół, a także jednostka benzynowa, podłączo‐ na do generatora i pełniąca funkcję producenta energii elektrycznej.

Samochód wzbudził sensację na targach samochodowych w Paryżu w 1900 roku. Rok później zaprezentowano jego udoskonaloną wersję pod nazwą LohnerPorsche Mixte, która trafiła do sprzedaży, jednak z powodu wysokiej masy oraz ceny nie cieszyła się ona popularnością, a technologia hybrydowa wkrótce została wyparta na ponad wiek przez silniki benzynowe i wysokoprężne. Nie zaprzestano jednak prac nad jej rozwo‐ jem. Jednym z producentów, który podej‐ mował próby udoskonalenia tego typu napędu, był japoński koncern Toyota. W 1997 roku zaprezentowano skonstru‐ owany przez inżynierów tej firmy model Prius, który przeszedł do historii jako pierwszy produkowany masowo samo‐ chód z napędem hybrydowym.


Ekologia

„Co z tego będę miał?” No dobrze, ale jakie korzyści można odnieść, kupując auto hybrydowe zamiast „benzyniaka” czy pojazdu z silnikiem Diesla? – być może takie pytanie zrodziło się w tym momencie w Twojej głowie, Drogi Czytelniku. Przede wszystkim zyskuje nasza planeta – samochody hybrydowe dzięki pracy silnika elektrycznego emitują do atmos‐ fery o wiele mniej dwutlenku węgla niż pojazdy z jednostkami spalinowymi, co przyczynia się do ograniczenia skutków efektu cieplarnianego. Niosą one ze sobą również szereg korzyści dla użytkownika pojazdu (a zwłaszcza jego portfela). Dostępna we współczesnych hybrydach możliwość jazdy wyłącznie dzięki pracy jednostki elektrycznej oznacza wyraźny spadek zużycia paliwa, a silnik emituje o wiele mniej hałasu. Samochód już od początku może też wykorzystywać pełną moc, co jest istotne na przykład podczas wyprzedzania. Dla budowy układu hybrydowego charakterystyczny jest też brak niektórych części, takich jak koło dwumasowe, sprzęgło, alternator czy rozrusznik, a zatem właściciel samocho‐ du może zaoszczędzić na ich naprawie lub wymianie. Poza tym, jak twierdzi wie‐ lu użytkowników aut hybrydowych, jazda takim samochodem jest po prostu o wiele przyjemniejsza i bardziej komfortowa w porównaniu do pojazdów zasilanych benzyną lub olejem napędowym. Szybki triumf i… szybki upadek Przejdźmy teraz do drugiego typu napędu, który w ostatnim czasie przeżywa dynamiczny rozwój. Technolo‐ gia zasilania prądem, bo o niej chciałbym Wam teraz opowiedzieć, jest starsza nie tylko od napędu hybrydowego, ale nawet spalinowego! Eksperymenty z pojazdami napędzanymi prądem prowadzono w zasadzie już od czasu wynalezienia silnika elektrycznego przez brytyjskiego konstruktora Williama Sturgeona w 1832 roku. Przyjmuje się, że pierwszy samo‐ chód (a raczej powóz z silnikiem) zasilany wyłącznie energ ią elektryczną skonstruował mniej więcej w tym samym czasie Szkot Robert Anderson. W krótkim czasie pojawiły się kolejne projekty takich samochodów, opracowane m.in. przez Brytyjczyka Thomasa Parkera, Francuza Gastona Planté, a także Niemca Wernera von Siemensa, późniejszego założyciela potężnego koncernu elektrotechniczne‐ go i telekomunikacyjnego. Prawdziwy

rozkwit tego typu napędu nastąpił pod koniec XIX i na początku XX wieku (technologia silnika spalinowego była wówczas jeszcze w fazie doskonalenia). Prototyp samochodu napędzanego prądem (na bazie legendarnego Modelu T) zbudował nawet Henry Ford – człowiek będący twórcą masowej motoryzacji. Niestety druga dekada poprzedniego stulecia przyniosła zanik samochodów elektrycznych na ulicach europejskich miast. Było to spowodowa‐ ne kilkoma czynnikami: większą praktycznością aut napędzanych silnikami spalinowymi, odkryciem wielu złóż ropy naftowej oraz niskim zasięgiem produkowanych ówcześnie aut elek‐ trycznych. W późniejszych latach euro‐ pejscy producenci (m.in. BMW, Merce‐ des) budowali eksperymentalne pojazdy zasilane energią elektryczną, jednak nigdy nie weszły one do masowej produkcji. W połowie lat 90. XX wieku amerykański koncern General Motors zaprezentował model EV1. Przez trzy lata produkcji powstało ponad 1000 sztuk tego samochodu, którego jednak nigdy nie można było kupić – udostępniano go jedynie w leasingu mieszkańcom dwóch stanów USA. Po upłynięciu okresu użytkowania wszystkie auta trafiły ponownie do producenta, a następnie większość egzemplarzy zniszczono. Wielki powrót Punktem zwrotnym w historii samocho‐ dów elektrycznych okazał się debiut na rynku motoryzacyjnym amerykańskiej firmy Tesla i prezentacja skonstruowane‐ go przez nią modelu Roadster w 2008 roku. Samochód ten zapoczątkował prawdziwą rewolucję w powszechnym postrzeganiu pojazdów elektrycznych, kojarzonych dotychczas (słusznie) z wysoką masą, niskim zasięgiem i astronomiczną ceną, a także przyczynił się do dynamicznego wzrostu sprzedaży samochodów napędzanych prądem, który utrzymuje się do dziś. Niestety wysoki koszt zakupu w dalszym ciągu charakteryzuje zarówno produkty Tesli, jak i pozostałe auta elektryczne dostępne w Europie, jednak obecna sytuacja na rynku motoryzacyjnym (ciągły rozwój technologii napędu elektrycznego i dąże‐ nie do obniżenia kosztów produkcji oraz wprowadzanie modeli elektrycznych również przez producentów aut popular‐ nych) przynosi nadzieję na zmianę tego stanu i stopniową dominację napędu elektrycznego w środkach transportu

osobowego w najbliższej przyszłości. Polacy najlepsi! W ostatnich latach elementem krajobrazu wielu europejskich metropolii (w tym również Krakowa) stały się cicho przemykające po ulicach, napędzane prądem autobusy. Początki obecności napędu elektrycznego w transporcie publicznym sięgają już drugiej połowy XIX wieku, a konkretnie wynalezienia elektrycznego tramwaju w 1881 roku przez wspomnianego wcześniej Wernera von Siemensa. Co ciekawe, Polska jest obecnie zdecydowanie największym eksporterem autobusów elektrycznych w Unii Europejskiej. W naszym kraju działają obecnie trzy przedsiębiorstwa produkujące tego typu pojazdy: filia niemieckiej firmy MAN Truck&Bus w Starachowicach, polsko-hiszpańskie przedsiębiorstwo Solaris Bus&Coach z zakładami w Bolechowie koło Poznania oraz Środzie Wielkopolskiej, a także polska firma Rafako E-Bus z Raciborza. Co dalej? Obecnie, w czasach powoli wyczerpują‐ cych się złóż ropy naftowej, a także coraz surowszych norm emisji spalin oraz limitów średniej emisji CO2 elektromobil‐ ność wydaje się jedyną możliwą drogą rozwoju zarówno transportu towarowe‐ go, jak i osobowego. Po długim, trwają‐ cym ponad 100 lat okresie prac nad rozwojem technologii napędu hybrydo‐ wego i elektr ycznego udało się zminimalizować lub całkowicie zlikwido‐ wać ich główne wady, takie jak wysoka masa pojazdu oraz niski zasięg i związana z tym konieczność częstego ładowania. Z roku na rok na europejskich ulicach coraz częściej słychać charakterystyczny dźwięk, jaki wydają „elektryki” i „hybrydy”, które już teraz zdobywają sobie coraz większe udziały w rynku samochodowym kosztem pojazdów zasilanych paliwami kopalnymi. Kto wie, być może już za 25–30 lat stacje paliw i rosnące ceny ropy będą już tylko historią, o której będziemy opowiadać naszym dzieciom i wnukom? SZYMON RÓJ

Niniejszy materiał został opublikowany dzięki dofinansowaniu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada wyłącznie Fundacja Instytut Mediów.

21


Trybka Ona odkrywa i On Polskę

WWW.PEXELS.COM

Cud miłości Cud przemiany wody w wino SŁOWO „CUD” ODCHODZI JUŻ TROCHĘ DO LAMUSA I STAJE SIĘ SZCZEGÓLNIE OBCE LUDZIOM, KTÓRZY KIERUJĄ SIĘ W ŻYCIU POZNANIEM ROZUMOWYM. MÓWIĄC O CUDZIE, MAMY NA MYŚLI NIEZWYKŁE ZNAKI DOKONYWANE PRZEZ BOGA LUB JEGO WYSŁANNIKÓW. ZJAWISKA TEGO RODZAJU ODRÓŻNIAJĄ SIĘ OD ZWYKŁEGO, NATURALNEGO PRZEBIEGU ZDARZEŃ… Ewangeliczne relacje obfitują w 36 opisów tego rodzaju nadprzyrodzonych faktów, których bezpośrednim sprawcą był Jezus. Początek owych tajemniczych wydarzeń stanowi cud z Kany Galilejskiej, kiedy podczas wesela Mesjasz – na prośbę Maryi – przemienił wodę w wino. Spróbujmy nieco zgłębić pierwszy z ewangelicznych cudów, szukając odniesień dotyczących wzajemnej miłości pomiędzy kobietą i mężczyzną. Wojciech Olejnik: Tekst opisujący cud przemiany wody w wino podczas uczty weselnej interpretuje się wielorako, uwypuklając istotną rolę Maryi w omawianym zdarzeniu. O czym może świadczyć obecność Jezusa Chrystusa podczas wesela i dokonanie wówczas cudu? Dorota Kumorek: „Wina zabrakło” – zakomunikowała swojemu Synowi Maryja. Może w tak wyjątkowym momencie – jak ucztowanie z powodu zaślubin dwojga ludzi– niedostatek wysokogatunkowego alkoholu uchodził za nietakt wobec gości i stawiał parę nowożeńców w negatywnym świetle? Nie wiado‐ mo, dlaczego zabrakło wówczas wina, w każdym razie zaistniała nagła potrzeba, by wybrnąć z niezręcznej sytuacji. Maryja to zauważyła i szybko zainterweniowała. Piękny gest, który pokazuje, że Ona jest blisko ludzkich spraw, zarówno tych małżeńskich, jak i okołomałżeńskich. Pan Jezus też. Warto więc zapraszać Ich do naszych związków, i to nie tylko kiedy coś zaczyna szwankować. W.O.: „Miłość” to słowo zbyt często nadużywane we współcze‐ snym języku popkultury. Bezinteresowność Jezusowych cudów, których początkiem był właśnie ten w Kanie, wskazuje na troskliwą i jakościowo nieskończenie głębszą aniżeli ludzka miłość Syna Bożego wobec nie tylko współczesnych Jemu, ale

22

TRYBY – nr 5 (82)/2021

również każdego z nas żyjącego dzisiaj. Szczytem tego uczucia jest całkowity dar Pana Jezusa z siebie – miłość szalona, bezin‐ teresowna, totalna, nieskończona, do której my także jesteśmy wciąż zapraszani… D.K.: Miłość – powiadają – niejedno ma imię: agape, eros, amor, caritas, storage, ludus, pragma… Miłość przywiązania, miłość fatalna, miłość przyjaźni, miłość rodzicielska, oblubieńcza. Według Kościoła rzymskokatolickiego „małżeństwo to przymierze mężczyzny i kobiety połączonych bezinteresowną miłością, która obejmuje ich ciała i dusze, budując wspólnotę całego życia” (Katechizm Kościoła Katolickiego nr 1601). Związek ten nie jest wyłącznie zwykłą umową czy instytucją społeczną, ale wkroczeniem w nową rzeczywistość zapoczątkowaną przez Boga przy stworzeniu świata. Pierwszych ludzi – Adama i Ewę – postrzega się jako nierozerwalną jedność małżeńską. Małżeństwo tym samym stanowi instytucję prawa naturalnego, stojącego na straży dobra i godności człowieka, a wpisanego przez samego Stwórcę w serca ludzi. Na jego mocy małżonkowie mają moralny obowiązek rozwijania wzajemnej miłości, reprezentowanej tylko przez nich – do miłości oblubieńczej. Tej postaci miłości przypisuje się rolę odpowiedniej pomocy – bezinteresownej, lojalnej, poddanej, wyłącznej. Ona i on wybierają siebie nawzajem nie ze względu na bogactwa (urodę, inteligencję, zdolności, stan majątkowy itp.), ale z powodu chęci całkowitego oddania siebie samego na wyłączność swemu wybrankowi. Miłość oblubieńcza jest radosna i chce być afirmowana, mając na uwadze ukochaną osobę. Może właśnie w tym miejscu zabrakło biblijnym nowożeńcom wina – w sensie metaforycznym – tej radości, która nie powinna kończyć się z powodu niepowodzeń, kryzysów, prób. Obecność Pana Jezusa na uczcie weselnej być może sugeruje, że wymiar godziwej rozrywki i zabawy warto docenić w relacjach opartych na miłości. Dokonując cudu przemiany wody w wino w trudnym dla biblijnych małżonków momencie, kiedy nie radzą sobie z zaistniałym problemem, Jezus udowadnia, że jest obok i wspiera, a Jego wsparcie jest doskonałe (goście zachwycali się jakością wina, które wcześniej było wodą…). Młodzi otrzymali natychmiastową i znakomitą pomoc, jakiej nie zdołałby udzielić im żaden człowiek. To był cud miłości dla miłości. I to może spotkać każdego z nas.


Trybka Ona odkrywa i On Polskę ZAMEK W SUCHEJ BESKIDZKIEJ WWW.WIKIPEDIA.PL/FOT. JERZY STRZELECKI

Sentymentalna podróż szlakami Beskidu Makowskiego ZBLIŻAJĄ SIĘ WAKACJE. WIĘKSZOŚĆ Z NAS PLANUJE BĄDŹ JUŻ ZAPLANOWAŁA CZAS LETNICH ESKAPAD. GÓRSKIE PASMO, KTÓRE DZIŚ OPISUJEMY, STANOWI CIEKAWĄ PROPOZYCJĘ WAKACYJNEJ PRZYGODY. PIERWSZE ZARYSY ŁAGODNYCH KULMINACJI BESKIDU MAKOWSKIEGO ZACZYNAJĄ SIĘ JUŻ NIEDALEKO MYŚLENIC (OK. 30-40 KM OD KRAKOWA W KIERUNKU POŁUDNIOWYM). OD LAT TOCZONA JEST DYSKUSJA, CZY NAJWYŻSZYM SZCZYTEM OMAWIANEGO PASMA JEST MĘDRALOWA (1169 M), POŁOŻONA NA GRANICY ZE SŁOWACJĄ, CZY LUBOMIR (904 M). BEZ WZGLĘDU JEDNAK NA RZECZONY SPÓR WARTO ZDOBYĆ OBYDWA SZCZYTY, JAK RÓWNIEŻ INNE. WĘDRUJĄC SZLAKAMI BESKIDU MAKOWSKIEGO, NIE SPOTKAMY TŁUMÓW TURYSTÓW, CO MOŻE STANOWIĆ WIELKI ATUT. Sucha Beskidzka Zacznijmy wędrówkę po omawianym obszarze od Suchej Beskidzkiej. To stare piętnastowieczne miasto było kiedyś własnością znamienitych rodów: Komorowskich, Branickich, Wielopolskich, Tarnowskich. Największym zabytkiem Suchej jest renesansowy zamek nazywany – ze względu na podobieństwo do krakowskiej twierdzy – małym Wawelem, rozbudowywany sukcesywnie przez wieki XVI, XVII i XVIII. Dziś mieści się w nim m.in. Muzeum Reg ionalne. Kompleks zabudowań zamkowych otacza piękny park ze starymi drzewami, mostkami i wodnymi sadzawkami. Od zamku ku gó‐ rze lasem prowadzi ścieżka dydaktycznoprzyrodnicza, kończąca się przy kaplicy Konfederatów Barskich. Budynek kaplicy powstał w 1773 r. na pamiątkę potyczki konfederatów z wojskami Suworowa. Ciekawym elementem suskiej zabudowy jest zespół budynków parafii złożony z dwóch połączonych ze sobą kościołów (stary i nowszy), zabytkowej plebanii (daw‐ ny budynek klasztoru). Stara świątynia, zbudowana w stylu gotyckim, renesanso‐ wym i barokowym, fundacji Piotra Komorowskiego – pochodzi z 1614 roku. Przez pierwsze wieki funkcjonowania parafię prowadzili kanonicy regularni reguły św. Augustyna z kościoła Bożego Ciała na krakowskim Kazimierzu. Nowszy kościół (pocz. XX w.), którego surowa wieża wznosi się nad całością zabudowań, zaprojektowany został w duchu eklekty‐ zmu przez Teodora Talowskiego, genialne‐ go krakowskiego architekta. We wnętrzu świątyni uwagę zwraca szczególnie ciekawy ołtarz główny. Całość kompleksu zabudowań parafii dopełniają trzy zacho‐ wane do dziś kaplice cmentarne (jedna

z nich pełni rolę dzwonnicy) oraz drewnia‐ ny spichlerz. Nie zapomnijmy o innym ważnym suskim zabytku. W rynku Suchej Beskidzkiej znajdziemy XVIII-wieczną drewnianą karczmę znaną pod nazwą Rzym. Karczma stała kiedyś na skrzyżowaniu dróg. Nieda‐ leko niej dawniej odbywały się targi. Wstąpmy tu chociaż na chwilę, żeby zamówić dobry posiłek i wyobrazić sobie obfite uczty naszych przodków. Maków Podhalański Miastem sąsiadującym z Suchą Beskidzką jest Maków Podhalański. Zwiedzimy tu sta‐ ry, zabytkowy, częściowo gotycki kościół (rodzinna parafia ks. Kazimierza Jancarza, legendarnego kapelana nowohuckiej Soli‐ darności) z czczonym od XVII wieku obrazem Matki Boskiej Opiekunki Rodzin oraz izbę regionalną. Z Makowa wychodzi także dalekobieżny (9 h) i widokowo atrakcyjny szlak żółty, przez Koskową Gorę (867 m) i Kotoń (857 m) do Pcimia. Warto napomknąć, iż na szczycie Koskowej Góry przy dobrej widoczności będziemy podziwiać obszerną panoramę Tatr. Obok szlaku, jeszcze na terenie Makowa, ujrzymy reszt‐ ki XIX-wiecznego pieca hutniczego (pozostałość dawnej huty żelaza). Drugi ze szlaków (zielony, 22,1 km, 7,45 h) łączy Maków Podhalański z Kalwarią i Lanckoroną. W czasie wędrówki do Kal‐ warii na górze Żar (527 m n.p.m.) natkniemy się na ruiny XIV-wiecznego zbójnickiego zamku Barwałd. W połowie XV wieku właścicielami twierdzy byli Włodek ze Skrzynna i jego żona Katarzyna. Wspomniane małżeństwo, jak również ich

synowie, trudnili się napadami na kupców. Nędzny proceder ukrócił król Kazimierz Jagiellończyk, któremu zbójecka rodzina musiała odsprzedać zamek. Największą okoliczną atrakcją jest kalwaryjskie sanktuarium, czyli barokowy kościół i klasztor z obrazem Matki Boskiej (1641 r.), oraz zespół malowniczo rozmiesz‐ czonych w beskidzkim krajobrazie polo‐ wych kaplic (tzw. dróżki kalwaryjskie). Fundatorem kompleksu zabudowań był Mikołaj Zebrzydowski, a czas powstania owego arcydzieła sztuki sakralnej (wpisanego na listę UNESCO) to początki XVII stulecia. Przybywający tu pielgrzymi, wędrując kalwaryjskimi dróżkami, rozmyślają o poszczególnych etapach męki Jezusa i boleściach Jego Matki. Największym kalwaryjskim pielgrzymem był bez wątpienia Karol Wojtyła, który przybywał tu całe życie – od dziecka, przez lata młodzieńcze, czas posługi biskupiej i papieskiej. To właśnie tutaj Jan Paweł II odprawiał swoją ostatnią na terenie Polski Mszę św. w 2002 roku. Lanckorona Z Kalwarią sąsiaduje pobliska wieś Lanckorona, ulubione miejsce pobytów krakowskiego artysty Marka Grechuty. Zaciekawi nas tu szczególnie średnio‐ wieczny układ rynku, stare XIX-wieczne domy z podcieniami, niewielkie muzeum regionalne, XIV-wieczny kościół p.w. św. Jana Chrzciciela czy tajemnicze ruiny zamku na szczycie Lanckorońskiej Góry. Zamek pochodzi z XIV wieku. Przez wiele lat był własnością rodziny Zebrzydow‐ skich. Podczas konfederacji barskiej (schyłek. XVIII w.) stanowił ważny punkt wypadowy konfederatów na teren Małopolski. Wędrówka szlakami Beskidu Makowskiego to dobry pomysł na tanią przygodę, łączą‐ cą elementy górskiej wędrówki ze zwiedzaniem zabytków, eksploracją zamkowych ruin i nielicznych reliktów bardziej zamierzchłej przeszłości. Z kolei osoby poszukujące uniesień religijnych odetchną duchowo w ciszy uświęconych tradycją lokalnych sanktuariów. WOJCIECH OLEJNIK 23


W W

Y S T A W A

M U L T I M E D I

A

L N A

Y S T A W A W Y S T A W A

M U L T I M E D I A L N A M U L T I M E D I A L N A

Podróż do źródeł chrześcijaństwa Podróż do źródeł chrześcijaństwa Podróż do źródeł chrześcijaństwa

narrator: narrator: narrator: narrator:

PiotrPiotr Fronczewski Piotr Fronczewski Fronczewski Fronczewski

29.03-09.06.2019 29.03-09.06.2019 29.03-09.06.2019 WYSTAWA MULTIMEDIALNA ,,ŚLADAMI JEZUSA”

Wystawa

Centrum Jana Pawła II Wystawa Wystawa czasowa ul. Totus Tuus 34 czasowa czasowa Świątynia Opatrzności Bożej -1) (budynek Fides, poziom Wilanów, Warszawa Świątynia Opatrzności Kraków - Białe Morza Świątynia Opatrzności Bożej Bożej Wilanów, Warszawa Wilanów, Bilety Warszawa w kasie i na stronie:

Bilety w kasach i www.sladamijezusa.pl

Otwarte

Godziny otwarcia Otwarte Otwarte codziennie 9:00-18:00 codziennie codziennie poniedziałek - piątek: (codziennie)

9:00 poniedziałek - 20:00 - piątek: - piątek: poniedziałek 9:00 20:00 9:00 - 20:00 sobota – niedziela:

na stronie:9:00 sobota - 21:00 – niedziela:

kasie i na stronie: Bilety wBilety kasiew i na stronie: www.sladamijezusa.pl www.sladamijezusa.pl www.sladamijezusa.pl Informacja telefoniczna: 577 131 440

sobota – niedziela: 9:00 - 21:00 9:00 - 21:00

Informacja telefoniczna: 577 131 440

Informacja telefoniczna: 577 131 440 Organizator: Partner: Patroni honorowi: Organizator

Partner Wystawy

Organizator:

Organizator:

Partner:

Partner:

Patroni Honorowi

Patroni honorowi:

Patroni medialni:

Patroni honorowi:

Kazimierz Kardynał Nycz Metropolita Warszawski

Patroni medialni:

Patroni medialni:

Kustodia Ziemi Świętej

Kazimierz Kardynał Nycz Metropolita Warszawski

Biskup Romuald Kamiński Diecezja Warszawsko-Praska

Kustodia Ziemi Świętej

Biskup Romuald Kamiński Diecezja Warszawsko-Praska

Dzielnica Wilanów m.st. Warszawy Dzielnica Wilanów m.st. Warszawy

Partnerzy


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.