Tryby luty 2013 nr 2(20)

Page 1

ISSN: 2083-8948

m

eu z u m

l cie

zy w c k u i na wodn prze wycieczek pilot archiwista archeolog bibliotekarz doradca w MSZ...

ANIA, om /C o

lleg

eD

e gr

ees 36 0

absolwentka historii

w.fl ick r.c

LUTY

ww

Krak贸w, nr 2(20)/2013



od redakcji

Luty 2013

Mało kto może dziś sobie pozwolić na luksus studiowania przez duże „S”. Gdy byłam na UJ-otowskim dziennikarstwie z otwartymi z wrażenia ustami słuchałam opowieści, jak to kiedyś bywało. Że studia pachniały biblioteką. Że uczeń miał swojego mentora. Że było bardziej elitarnie. Że pożyczało się książkę na jedną noc i na czas robiło jak najwięcej notatek, bo rano kolejna osoba czekała w kolejce i trzeba było się rozstać z wyczytanym z każdej strony egzemplarzem.

trzeba tę konkretną sytuację wykorzystać jak najlepiej. I zaczęłam rozważać, co najbardziej mi odpowiada: własna firma, etat u kogoś, freelancing a może korporacja?

Ale niestety. Moje studiowanie przez małe „s” było nieustanną gonitwą. Praktyki, staże, wolontariat, dorywcza robota. Najpierw po to, by wypełnić cv, bo kto zatrudni inteligenta bez doświadczenia, a potem, żeby mieć z czego żyć. Buntowałam się, że system wymusza na mnie taki tryb życia. Przecież miałam przez tych pięć lat zdobywać wiedzę, mieć czas na przesiadywanie w bibliotece, szperanie, szukanie, a tu trudno było przeczytać coś więcej niż obowiązkowe lektury. Z czasem jednak doszłam do wniosku, że skoro jest jak jest,

W tym numerze „Trybów” sporo o pracy. Staramy się nie narzekać, bo o tym, że z robotą jest dziś ciężko, wiedzą wszyscy. Chcemy Wam natomiast pokazać, że do projektu „moja kariera” można podejść z optymistycznym nastawieniem. Zachęcamy do tego, by mieć szeroko otwarte oczy i umysł i szukać szans tam, gdzie się ich nie spodziewamy.

Robiłam różne rzeczy – zajmowałam się promocją portalu internetowego, reklamowałam suplementy diety w aptekach, robiłam korekty prac magisterskich i wiele innych. Aż znalazłam coś bardzo w mojej branży. A właściwie znalazłam kogoś, kto chciał mi płacić za to, co lubię.

Dobrej lektury!

temat numeru:

praca

4-8 Korporacyjna machina Freelancing Magister kiedyś i dziś Pierwsze wrażenie Ut operaretur Specjalista ds. transportu... jaj

ona i on 9 Nakupenda, mpenzi wangu! rozmowa z charakterem o. Piotr Jordan Śliwiński

10-12

z kulturą Zwyczajna i urzekająca „Motyle w brzuchu”

13

inżynier ducha Sł. B. Jan Tyranowski

14

encyklopedia wiary Ożywiciel

15

portret Piotr Kmiecik

16

moje powołanie Skazani na miłość

17

pro-life Katastrofa medialna

18-19

olimpiada sportów Bieganie

20

media pod lupą 21 Spontaniczność kontrolowana idźże, zróbże KSAF

22-23

współpraca

Redaktor naczelny: Magdalena Guziak-Nowak Asystent kościelny: ks. Rafał Buzała Sekretarz redakcji: Agata Gołda Marketing: Marcin Nowak – promocja@e-tryby.pl Zespół redakcyjny: Magdalena Antkowiak, Michał Chudziński, Marta Czarny, Karolina Mazurkiewicz, Izabela J. Murzyn, Iwona Sidor, Dominik Sidor, Marek Soroczyński, Michał Wnęk Korekta: Maria Wyrwa DTP, foto: Marcin Nowak Okładka: Marcin Nowak

TRYBY NR 2(20)/2013

Adres redakcji: ul. Wiślna 12/7, 31-007 Kraków Data zamknięcia numeru: 1 lutego 2013 r. Nakład: 7000 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów. www.e-tryby.pl biuro@e-tryby.pl Wydawca: Orły Małopolski Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej

reklama

tel.: 784 902 140

3


te mat nu m eru >> Praca

Korporacyjna

fot.: www.sxc.hu/ aksev

machina

Granatowy dress code , ogromna hala z nowiutkimi komputerami, usta w nienaturalnym uśmiechu i podskakujący team. Oho, to amerykański filmik z Youtube o super-ekstra-wyzyskującej korporacji. Na pewno? Magdalena Guziak-Nowak

fot.: www.sxc.hu

4

Dawno, dawno temu każdy miał swoją „firmę”. Człowiek sam był sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Uprawiał własne poletko, handlował swoimi marchewkami. Potem ktoś wpadł na pomysł, że można poprosić sąsiada, by wykonał jakąś robotę i mu za nią zapłacić. Tak powstał etat. Jedna i druga forma zatrudnienia: własna firma i etat u kogoś mają swoje wady i zalety. Stosunkowo młodymi sposobami na zarabianie są freelancing i praca w korporacji. Kontrowersyjna bywa ta ostatnia. Powszechne skojarzenia? Wyzysk, nienormowany czas pracy i nadgodziny, za które nie dostaje się wypłaty, niemożność pogodzenia roboty z życiem prywatnym, afery z telewizji, anonimowość, brak relacji i traktowanie ludzi jak maszyny. Ot, wyścig szczurów. I pewnie nierzadko tak bywa. Co jednak zrobić, kiedy szukamy pracy, a w pośredniaku wiszą same korporacyjne oferty? Nie panikować, pozbyć się wykreowanych przez media obrazów i spróbować.

Korzyści Z powszechnymi wyobrażeniami rozprawia się Karolina Nowak, która karierę zawodową postanowiła robić właśnie www.e-tryby.pl

w korporacji. Cztery lat temu skończyła studia. W ręce miała dyplom pedagogiki i germanistyki. Nie znalazła pracy w przepełnionej nauczycielami szkole, ale z otwartymi ręakmi powitała ją międzynarodowa firma, która tylko w samym Krakowie zatrudnia ok. 1000 osób. Karolina dostrzega plusy i minusy swojego zawodowego zajęcia, ale zdecydowanie więcej widzi zalet. Choćby to, że zdążyła już kilka razy awansować. Przyjęto ją do działu obsługi klienta, obecnie jest specjalistą od jakości i szkoleń. Do jej obowiązków należy m.in. organizowanie kursów dla pracowników z działu obsługi klienta oraz ocena ich pracy. – Firma daje możliwość rozwoju zawodowego i jeśli ktoś chce, może z tego korzystać. Jest jasno określona ścieżka awansu i menadżer pomaga osiągać kolejne szczeble. Wytrwałość popłaca. Tym, co ceni sobie Karolina, jest także sprawiedliwy czas pracy. – Jesteśmy skrupulatnie rozliczani z tego, ile przepracujemy. Jeśli w umowie mam napisane, że pracuję na pełen etat, czyli 8 godzin na dzień, to 8 a nie 10 czy 12. Każda nadliczbowa godzina jest oddawana lub dostaję za nią dodatkową gratyfikację finansową. Firma kładzie duży nacisk na to, by była równo-

waga między życiem zawodowym a prywatnym, by nie spędzać w pracy więcej czasu, niż jest to konieczne. Sprzyja temu chociażby to, że pracownicy mają kartę Multisport, która pozwala za grosze korzystać np. z fitness klubów i basenu – wymienia. To zresztą jeden z elemntów dobrze rozbudowanej opieki socjalnej. – Mamy prywatne ubezpieczenie medyczne i wolny dostęp do wszystkich specjalistów w prywatnej klinice – dodaje Karolina. To ważne głównie dla kobiet, które częściej potrzebują robić różne badania. Choćby wtedy, gdy zajdą w ciążę. Podkreśla, że jej pracodawca jest przyjazny mamom. Przestrzega zasad dotyczących pracy kobiet w stanie błogosławionym, nie ma problemu z powrotem na swoje stanowisko po urlopie macierzyńskim i wychowawczym. – Jesteśmy z mężem pół roku po ślubie. Na szczęście nie muszę się bać zajścia w ciążę, co nie jest na obecnym rynku pracy takie oczywiste... Poza tym standardem nie jest to, że w dzisiejszych czasach bez problemu wystarcza nam na wszystkie wydatki i możemy jeszcze trochę odłożyć.

Do poprawki Ceną, jaką Karolina musi zapłacić za dobre zarobki, jest ograniczenie kontaktów ze znajomymi. Codziennie przebywa poza domem 10 godzin, bo tyle czasu zajmuje jej praca i dojazd do niej. Popołudnia najchętniej spędzają z mężem we dwoje. Dla przyjaciół pozostaje niewiele czasu. – Niektórzy znajomi rozumieją to, że nie mogę się z nimi spotkać częściej niż raz na parę miesięcy, inni się na mnie o to obrazili. Nie da się ukryć, że moje zajęcie jest bardzo eksploatujące i nie da się go porównać np. z pracą mojej teściowej. Zatrudniona w państwowym sektorze, przychodzi do pracy ze spokojem i bez pośpiechu, że się z czymś nie wyrobi. U nas tak nie jest. Trzeba trzymać tempo. Karolinę denerwuje także „filozofia” firmy. – Ja wierzę w Boga a nie w tutejsze ideologie. Co nie zmienia faktu, że można być uczciwym katolikiem i jednocześnie pracować w korporacji – dodaje.


te mat nu m eru >> Praca Przykładowe portale ze zleceniami dla freelancerów (polskie i zagraniczne): www.zlecenia.przez.net www.freelancity.pl www.getak.pl www.freelancers.pl www.freelancer.com www.vworker.com

Freelancing

fot.: www.sxc.hu/ rubenshito

gu – współdzielenia biura przez kilka osób zajmujących się różną działalnością.

– od najemnego żołnierza do grafika Karolina Pluta

Słowo „freelance” odnosiło się dawniej do najemnych żołnierzy, zwłaszcza ze średniowiecznych armii (za: Mirriam Webster). Dzisiaj „wolny strzelec” czy „freelancer” to nieetatowy pracownik, realizujący na zlecenie projekty z dziedziny, w której się specjalizuje. Z freelancingiem kojarzą się przede wszystkim takie zawody i zajęcia jak: programowanie i inne dziedziny informatyki, grafika, fotografia, tłumaczenia, dziennikarstwo, copywriting czy doradztwo. Wielu studentów dorabia w ten sposób do studiów, realizując przy okazji swoje pasje lub wykonując zadania typu zbieranie i wprowadzanie danych.

Skoro nie etat, to jaka umowa? Freelancer zwykle podpisuje umowę zlecenie bądź umowę o dzieło, co umożliwia przyjmowanie zleceń, będąc już zatrudnionym na umowę o pracę lub bywa wyTRYBY NR 2(20)/2013

starczającą formą rozliczenia dla studentów. Z wielu względów konieczne może być jednak założenie własnej działalności gospodarczej, np. „wolny strzelec” może wtedy wystawić swojemu zleceniodawcy fakturę VAT za swoje usługi. Jeśli kogoś przeraża samodzielne prowadzenie rachunkowości, może je wtedy zlecić np. zajmującym się tym firmom i serwisom.

Za i przeciw „Wolni strzelcy” nie przesiadują 8 godzin dziennie w biurze, nie mają nad sobą szefa ani nie muszą realizować narzuconych przez kogoś zadań. Jak podkreślają sami freelancerzy, praca w domu niesie za sobą spore wyzwania: trzeba przed wszystkim dobrze zorganizować sobie warunki i czas poświęcany na pracę, wykazywać się samodyscypliną w unikaniu domowych rozpraszaczy i samodzielnie motywować się do pracy. Jeśli komuś nie służy samotność, można skorzystać z coworkin-

Zapewne we freelancingu bardziej niż w pracy „na etacie” widoczna jest potrzeba ciągłego samodzielnego doszkalania się, by prześcigać konkurencję poziomem swoich usług. Warto zwrócić także uwagę na fakt, że rozpoczynając taką pracę trzeba zainwestować własne środki w odpowiedni sprzęt oraz kupno legalnego oprogramowania i licencji. Freelancer samodzielnie decyduje o liczbie zleceń, jakich się podejmuje oraz pobieranych za nie stawkach. Każdy rodzaj umowy wiąże się z różnymi prawami lub ograniczeniami, np. przy umowie o dzieło zleceniobiorca nie ma prawa do ubezpieczeń emerytalnych, chorobowych, rentowych, wypadkowych ani zdrowotnych. Niejednokrotnie nie ma on też gwarancji ciągłego stabilnego dochodu.

Szukanie zleceń Niejeden freelancer współpracuje stale z firmą czy np. agencją reklamową lub jest znany w środowisku i trafiają do niego klienci, którym został osobiście polecony. Jeśli nie jest w tak komfortowej sytuacji lub chciałby realizować więcej projektów, przedsiębiorczy freelancer nie czeka, aż klient zgłosi się do niego sam. Aktywnie poszukuje zleceń, porównuje oferty i wybiera projekty, których chce się podjąć. Bierze udział w aukcjach zleceń, przegląda fora czy giełdy zleceń. Dba o swoją stronę internetową z własnym portfolio lub umieszcza je w bazach freelancerów, tworzy profile w serwisach dla profesjonalistów. Kiedy już freelancer otrzyma zlecenie i rzetelnie wykona je zgodnie z ustalonymi warunkami, może spodziewać się należnej zapłaty. W końcu – jak przypomina hasło serwisu freelancer.org.pl - „free znaczy wolny, nie za darmo”. Źródła: www.wokolkariery.pl www.blog.bstankowski.pl/2009/09/ www.goldenline.pl www.freelancer.org.pl

5


6

te mat nu m eru >> Praca

MAGISTER

KIEDYŚ I DZIŚ O sensie studiowania w dzisiejszym świecie z dr hab. Teresą Olearczyk rozmawiają Karolina Mazurkiewicz i Iwona Bielecka. Istnieje w mediach pojęcie masowej produkcji magistrów i inżynierów. Czy rzeczywiście tak jest? – Nie jest to wymysł medialny, jest to zgodne z rzeczywistością dlatego, że studia stały się dziś dostępne dla każdego. Kształcenie jest masowe, wszyscy mają dostęp do uczelni, ponieważ nie ma ku temu żadnych przeszkód ani selekcji. Wobec tego każdy, kto zda maturę na 30 proc., może podjąć studia na wybranym przez siebie kierunku. Bardzo dobrze, że jest dostępność zdobywania wiedzy, ponieważ studia dają możliwość rozwoju intelektualnego, społecznego, moralnego. Studia są pewną drabiną – jest stopniowość; są studia licencjackie, magisterskie, gdzie rosną wymagania i oczekiwania i trzeci etap, doktorat. Problem polega na tym, że dawnej do szkoły chodziło mało osób. Oświata nie była dostępna tak jak teraz. Dopiero po wojnie powszechnie ludzie poszli do szkoły. Zaczęto wyrównywać poziom wiedzy, najpierw podstawowe kształcenie, potem każdy miał średnie,

fot.: www.sxc.hu/ Mart1n

fo

t.: w

w

w. sx

c.h

u

czyli o

Prawda czy mit,

pierwszym wrażeniu BEATA POCHOPIEŃ

czego pragniemy i za czym tęsknimy. Kiedy przychodzimy na spotkanie, podczas którego ważą się losy naszego zawodowego rozwoju, warto zwrócić uwagę na kilka szczegółów: Obecny w każdym mechanizm poznawczy czerpie wiedzę nie tylko z tego, co słyszy, ale również z tego, co widzi. Jego działanie uobecnia się w każdej chwili naszego życia – dzięki niemu możemy zdobywać coraz to nowe informacje o otaczającej rzeczywistości. Tak samo funkcjonuje on w komunikacji. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej mówimy o sobie w sposób zarówno werbalny, jak i niewerbalny. Nasza mimika, gesty, sposób poruszania się, ubiór, a nawet kolor, mówią społeczeństwu, kim jesteśmy, www.e-tryby.pl

chód i postawa: wchodząc do biura pracodawcy, musimy stawiać pewne, zdecydowane i miarodajne kroki. Nasza postawa powinna być wyprostowana, gdyż skulone ramiona świadczą o skłonnościach do smutku i przygnębienia, co utrudnia efektywność w pracy. wzrok: ważne jest, aby podczas rozmowy nie uciekać wzrokiem, np. po ścianach. Opanowane spojrzenie, skierowane wprost w oczy rozmówcy zwiększa naszą wiarygodność.

ruch: przesadna gestykulacja jest objawem nieopanowania i zdenerwowania. krzesło: siadając zajmujmy całe miejsce na krześle, nie zaś tylko jego brzeg, w przeciwnym razie dajemy do zrozumienia pracodawcy, że nie jesteśmy pewni siebie. strój: stonowany i elegancki – świadczy o tym, że poważnie i z szacunkiem traktujemy sytuację, w której uczestniczymy. Kobiety powinny założyć buty zakrywające palce. kolor: najlepiej czarny – osoba, która założyła ubranie w tym kolorze jest w stanie bardziej przekonać rozmówcę niż ta ubierająca się w jasne odcienie. Nie mówiąc, przekazujemy innym wiele komunikatów o sobie. Warto zwrócić na to uwagę przy najbliższej rozmowie o pracę. Powodzenia!!


te mat nu m eru >> Praca

a dzisiaj prawie każdy ma wyższe i to jest z jednej strony bardzo pocieszające, z drugiej strony bardzo niebezpieczne. A dlaczego? Dlatego, że jeśli będziemy przybijać tylko pieczątki, to będzie to produkcja niewiele znaczących magistrów. Czy istnieje relacja „uczeń i mistrz” między studentem a wykładowcą? – Jest bardzo ciężko z racji liczebności uczniów, jednak relacje te mogą się pojawić na seminariach. Seminaria to mniejsze grupy, aczkolwiek i tak dużo większe niż te, które były kiedyś, np. kiedy ja mam na seminarium 25 czy 30 osób, to trudno powiedzieć, że to mała grupa. Pytanie, czy mamy dzisiaj dużo mistrzów? (...) Myślę, że ta relacja jest dzisiaj potrzebna młodym ludziom, ponieważ młodzi przy całym swoim uroku i żywiołowości, potrzebują dyskusji, punktu odniesienia, wzorca, pod warunkiem, że się ich poważnie traktuje. „Ambony” pedagogiczne budowane są ponad głowami słuchaczy, dlatego nie raz trudno się porozumieć. Jak się teraz traktuje studenta? Kim jest student dla wykładowcy? – Mogę odpowiedzieć za siebie. Szczególnie dziś, kiedy widzimy wiele braków i mankamentów, warto studenta traktować serio, wspomagać w rozwoju. Dla mnie każdy student jest ważny, każdego szanuję, bo każdy nie tylko jest partnerem intelektualnym, ale mam nadzieje, że wielu z nich przerośnie naszą wiedzę. Inaczej studia nie miałyby sensu. Jeżeli jednak patrzę przez pryzmat ekonomiczny uczelni, to warto sobie uświadomić, że jest moim pracodawcą. Bez studentów uczelnie nie miałyby racji bytu. Uczelnia to miejsce dla wykładowców i dla studentów, spotkanie osobowe, wymiana myśli, ciekawe doświadczenie i fascynująca przygoda intelektualna, w której spotykają się różne pokolenia, wiedza. Fantastyczna młodość przynosi świeże

idee, nowe doświadczenia, ciekawe spojrzenie na świat i jego przyszłość. Jaki jest poziom wiedzy dzisiejszego studenta? – Wszyscy narzekają, że młodzi przychodzą z kiepską wiedzą. Pani minister zapowiadając wprowadzenie kolejnej nowej matury za 2 lata, też zapowiedziała, że podtrzyma ten próg. Proszę się nie gniewać, ale 30 proc. to tak naprawdę brak wiedzy. Czy chcielibyśmy, by lekarz miał 30 proc. wiedzy? Proszę się w takim razie położyć na stole operacyjnym... A budowniczy mostów i dróg z 30-procentową wiedzą, mechanik, który naprawia 30 proc. hamulców? A rządzącym Rzeczypospolitą też 30 proc. wiedzy wystarczy? Ja rozumiem, że można indywidualnie wymagać od ucznia i studenta, stosować nauczanie wielopoziomowe, ale jednak tylko 30 proc. wiedzy wydaje się zbyt mało. Na szczęście młodzież ambitna sama zdobywa wiedzę, mając świadomość jej ogromu, potęgi i mocy, a także konieczności jej poznawania. Dziękujemy za rozmowę.

Pełną wersję wywiadu przeczytacie na www.e-tryby.pl. Zapraszamy! fot.: www.sxc.hu/ nkzs

Ut operaretur

fot.: Bogdan Marciniak

Izabela J. Murzyn

Czym jest właściwie praca? Spędzamy w niej ogromną część życia. Co więcej, wchodząc w dorosłość to ona w dużej mierze warunkuje nasze szczęście, poczucie bezpieczeństwa. Staje się wyznacznikiem jakości życia. Oczywiście można się z tym nie zgadzać, ale wystarczy porozmawiać z osobą, która rok po skończeniu studiów nie może znaleźć zatrudnienia. Joseph Addison, angielski myśliciel uważany za twórcę nowożytnego dzienniTRYBY NR 2(20)/2013

karstwa, powiedział, że o szczęściu człowieka decydują trzy rzeczy: mieć zajęcie, mieć nadzieję i mieć coś, co się kocha. Mieć zajęcie to nic innego jak mieć pracę. Rzecz jasna, można mieć wątpliwości co do kolejności, w jakiej Addison ustawił te wartości, ale posiadanie „zajęcia” jest głęboko wpisane w naszą ludzką naturę. Niektórzy wręcz mówią o powołaniu zawodowym czy powołaniu do pracy. „Praca jest pierwszym powołaniem człowieka, jest błogosławieństwem Bożym, i żałośnie mylą się ci, którzy uważają ją za karę. Bóg, najlepszy z wszystkich ojców, umieścił pierwszego człowieka w Raju, ut operaretur – aby pracował” – pisał św. Josemaria Escriva. Jaki zawód wybrać? To dylemat, przed którym prawie każdy stanąć musi. Bywa, że rozwiązuje go w sposób nieuświadomiony. Szczególnie w sytuacji, gdy już jako dziecko wymarzy sobie to, kim chce zostać. Są też tacy, którzy zwód wybierają w ostatniej chwili albo nie wiążą się z żadnym (tzw. mobilność zawodowa). O ile dla poprzednich pokoleń związanie

się z jakimś konkretnym rodzajem pracy było rzeczą oczywistą, o tyle teraz człowiek zdolny do szybkiego przekwalifikowania jest coraz częściej obecny. O wyborze naszego zawodu decydują różne czynniki, ale w znakomitej większości to tzw. zatrudnialność determinuje to, kim będziemy. Co więcej, kierują się nią także uczelnie w planowaniu kierunków, limitów przyjęć itp. Oczywiście, znajduje to swego rodzaju uzasadnienie: takie „przerobione” prawo popytu i podaży. Drugim czynnikiem decydującym są pieniądze. Pobudka jak najbardziej racjonalna, ale czy słuszna i czy tok rozumowania dobrze ustawiony? Mam wrażenie, że w tym wszystkim ginie człowiek, to, kim on w istocie jest i przez Kogo został stworzony. Pewne rzeczy, a konkretnie talenty, mamy dane od góry. Naszym zadaniem jest oczywiście odkrywanie ich i praca nad nimi, ale musimy pamiętać, że nie przeskoczymy własnej natury i nie oszukamy jej, nie dorobimy sobie talentów, których nie mamy. I co najważniejsze: to nie my siebie stworzyliśmy.

7


te mat nu m eru >> Praca

Specjalista ds. transportu… jaj Idąc do pracy chcemy zająć stanowisko, którego nazwa jest taka sama jak kierunek ukończonych właśnie studiów. Ale czy prawnik musi koniecznie spełnić się w kancelarii prawnej a logistyk w firmie spedycyjnej? Warto szerzej otworzyć oczy naszej kariery. Marcin Nowak

Na koniec kilka przykładów, bo one pociągają. Absolwent automatyki i robotyki prowadzi warsztaty z robotyki dla dzieci. Wykorzystuje do tego klocki lego. Znajomy prawnik przez ponad rok pracował w dużej firmie informatycznej… jako specjalista od tworzenia umów z klientami. Dziś jest notariuszem i też tworzy umowy. Część projektantów produktu (tzw. dizajnerzy) znalazło zatrudnienie w sektorze finansowym, pracując nad nowymi ofertami dla klientów. Też projektują, tworzą założenia, prototypują, tyle że produktem jest usługa finansowa, a nie nowy model żelazka. Przykładów można podawać więcej. Talent wzmocniony uzyskanym wykształceniem można wykorzystać na milion sposobów. Wystarczy otworzyć szerzej oczy i wyzbyć się uprzedzeń. Kto powiedział, że nie można być spełnionym zawodowo logistykiem planującym, by jaja znoszone przez kury znalazły się na właściwej półce sklepu, w którym robisz zakupy?

Okazuje się, że „wrodzona” narodowa zdolność kombinowania, nie przekłada się wśród badanych absolwentów na umiejętność znalezienia pracy zgodnej z wyuczonym zawodem. Pomińmy na chwilę kwestię wyboru właściwego kierunku studiów i tego, czy uczelnie zapewniają zdobycie odpowiednich kwalifikacji zawodowych. Czy kilka rozmów kwalifikacyjnych, po których nie zadzwonił telefon, oznacza, że należy się przekwalifikować, wyjechać za granicę na zmywak? STOP. Zanim to zrobisz, przyjrzyj się swojej pasji. Tak, pasji. Każdy ma coś takiego, co go interesuje bardziej, do czego ma predyspozycje, co sprawia mu przyjemność. Ty też. W natłoku informacji, wydarzeń czy zajęć, które kradną czas, trudno jest zauważyć, że przecież i ja mam pasję. Pamiętaj, że nie jesteś skazany na pracę, która będzie dla ciebie karą. Możesz robić to, co lubisz i dostawać za to pieniądze. To nie frazes. Sam poszukaj w swoim otoczeniu ludzi szczęśliwych. To niekoniecznie ci z wypchanymi portfelami, choć zazwyczaj praca spójna z pasją dostarcza więcej gotówki. Jeśli jeszcze nie wiesz, co jest twoją pasją, to odkrycie jej powinno być pierwszym etapem kariery zawodowej. Gdy już wiesz, do czego masz zamiłowanie, znalezienie zajęcia nie powinno stanowić problemu. Kto by nie chciał pracować z kimś, dla kogo wykonywana praca jest pasją? I tu nie ma znaczenia, czy będziesz miał własną firmę czy będziesz u kogoś na etacie. www.e-tryby.pl

x2

Jednym z podstawowych błędów popełnianych przez studentów i absolwentów poszukujących pracy jest nastawienie, że trzeba zajmować dokładnie takie samo stanowisko, jak napisano na dyplomie ukończenia studiów. Być może m.in. stąd bierze się tak wielu młodych bezrobotnych. Np. absolwenci dziennikarstwa, zafiksowani na pracę w gazecie, nie widzą stu wolnych etatów w agencjach PR czy jako specjaliści ds. komunikacji w banku. WF-iści nie wpadną na to, że mogliby potrenować osiedlowych seniorów i zorganizować im szkółkę nordic walking. Itp.

Na koniec przytoczę zdanie, które jakiś czas temu bardzo mnie zainspirowało. „Ludzie mówią, że są bezrobotni, że szukają pracy. Jeśli jesteś bez pracy i zaczniesz coś robić, to od tego momentu masz pracę. Jeśli robisz to dobrze, to znajdzie się ktoś, kto ci za to zapłaci”. Prawda, że to inne podejście niż „Jeśli ktoś mi zapłaci, to wtedy to zrobię”?

fot.: w w w.sxc.h u

8


ona i on

Nakupenda, mpenzi wangu! Zachęceni „kątem do spania i miską strawy”, o których zapewniał w grudniowym numerze o. Maciej Braun CR (misjonarz pracujący we Wschodniej Afryce), postanowiliśmy nie przespać Bożego Narodzenia i przywitać Nowy Rok w Tanzanii. Na walentynkowy wieczór przywieźliśmy ze sobą zaskakujące opowieści: dlaczego zakochani Tanzańczycy nie spacerują razem przez wioskę i za ile krów można zdobyć żonę – o tych i o innych zwyczajach „miłości po afrykańsku” dowiecie się z naszych wspomnień z Czarnego Lądu. Iwona i Dominik Sidorowie

Odwiedzając każdego dnia wioski w górzystych okolicach Butiamy, chłoniemy wszystkie obrazy i sytuacje z codziennego życia Tanzańczyków. Życiową mądrość starców, pogodę ducha mężczyzn, pracowitość kobiet i radość dzieci, pozbawioną narzekania. Zaciekawieni ich związkami damsko-męskimi, wypatrujemy zakochanych, jakichś zewnętrznych oznak bycia parą. Zadziwieni, że w tak wielu miejscach nie zauważyliśmy ani jednego gestu, który pozwoliłby chociaż domyślać się, że „oni mają się ku sobie”, postanawiamy porozmawiać o tym przy afrykańskiej kolacji z naszymi nowymi, miejscowymi przyjaciółmi: Petro Biragim, Colethą, Robatim Rerą i Crifonem. – Jak zdobyć żonę? Zapłacić odpowiednio wysokie mahari jej ojcu. To znaczy w praktyce TRYBY NR 2(20)/2013

wykupić ją od rodziców za kilka krów, stadko kóz albo ich równowartość w pieniądzach – wyjaśnia nam Robati. Dziwi nas to, przecież, myśląc po europejsku, wystarczy, że się kochają i oboje tego chcą. Jednak nie w tej kulturze. Zgodnie z ich tradycją to często rodzice decydują o ślubie, a nie sami młodzi. Np. chcą już wydać syna (który i tak kończąc 17 lat wyprowadza się z domu rodzinnego i buduje własny), więc znajdują mu żonę. – A co jeśli się nie zgodzi? – pytamy zaciekawieni. – Powiedzą mu, że w takim razie nie jest już ich dzieckiem – dodaje Petro Biragi, wzruszając ramionami. A co z kobietą? Czy ma coś do powiedzenia? Zdarza się często, że znajome matki chcą zeswatać swoje dzieci. Matka chłopaka idzie więc na zwiady do domu dziewczyny i proponuje jej zamążpójście. Jeśli ta nie zechce wyjść za jej syna,

usłyszy od rodziców surowe słowa: „Przegapiłaś okazję, przegrałaś swoje szczęście”. W młodych Tanzańczykach buzuje jednak krew taka sama, jak w polskich nastolatkach. Poznają się w różnych sytuacjach, podkochują, ale nigdy nie przytulają się publicznie, nie trzymają za ręce, nawet nie pokazują się razem we wsi. Dlaczego? – Mężczyzna nie chce pokazywać się z kobietą, bo może go zobaczyć inna, z którą też się spotyka – opowiada Coletha. Nie funkcjonują tutaj etapy związku, jak chodzenie ze sobą i narzeczeństwo. Młodzi poznają się np. w drodze do kościoła, na dyskotece czy na targu. Chłopak woła dziewczynę, która mu się podoba, a ta musi podejść. Pyta o imię, gdzie mieszka. Ale na samym początku nigdy nie usłyszy od niej prawdy. Dopiero, gdy zaczną esemeso-

fot.: archiwum autorw

wać (zaskakujące, ale w tym sposobie komunikacji dorównują nam w zupełności) i spotykać się u niego, może liczyć, że kobieta zdradzi prawdziwe imię. Często takie spotkania kończą się narodzinami dziecka, rzadziej ślubem. Są jednak małżeństwa, które kochają się i związały się z przekonania, że chcą być razem. – Ja do dzisiaj spłacam dług, który zaciągnąłem u znajomego. Nie stać mnie było na krowy, którymi musiałem zapłacić ojcu mojej żony. Kocham ją. Tym bardziej, że tak wiele mnie kosztowała – opowiada nam swoją historię Crifon, parafialny katechista. Nasi rozmówcy także wypytują o nasze europejskie zwyczaje. Są wyraźnie zdumieni, kiedy ustępujemy sobie miejsca przy stole. Ot, zwykła rzecz. A jednak tutaj nie do pomyślenia, by mężczyzna usiadł na podłodze, a kobieta na krześle. A tym bardziej zaskakuje ich, że małżeństwo może funkcjonować na zasadzie partnerstwa, podziału obowiązków i wspierania się. Kobieta afrykańska jest tą, która pracuje na męża, przynosi wodę, gotuje, dba o dzieci i usługuje. Przed każdym mężczyzną klęka pozdrawiając go, umywając mu ręce. Równouprawnienie nie ma tu racji bytu. Crifon przyznaje, że nie chce wychowywać dzieci według ich tradycji; chce, aby wiedziały, że prace mogą wykonywać zarówno chłopcy, jak i dziewczynki. – Gdybym znalazł kobietę, która tak myśli, byłoby łatwiej założyć szczęśliwą rodzinę, u nas jeszcze przez długie lata będzie to trudne – podsumowuje rozmowę Petro. Podczas kolejnych wieczorów poznaliśmy jeszcze wiele historii – zadziwiających, zabawnych i tych mniej optymistycznych. Wszystkie one pokazały nam, że choć kontynenty są tak odległe, a nasze kultury tak różne, to jednak jest jeden człowiek i jedna rasa – ludzka rasa. I biją w nas te same serca, szukające miłości na własny sposób. I chociaż tanzańskie dziewczyny nie otrzymują w Dniu św. Walentego pluszowych misiów, czekoladek i kwiatów, to mogą liczyć na esmesa z wyznaniem: Nakupenda, mpenzi wangu – Kocham Cię, moje kochanie!

9


10

rozm o wa z charak tere m

o. Piotr Jordan Śliwiński – doktor filozofii, wykładowca Wyższego Seminarium Duchownego Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie. Rekolekcjonista, pisarz i publicysta. Autor publikacji z zakresu filozofii, antropologii kultury i nowej religijności. Wraz z innymi kapucynami prowadzi w Skomielnej Czarnej Szkołę dla Spowiedników.

Wielka koalicja przeciwko

Okres Wielkiego Postu powinien przygotować nas do najważniejszego dnia w roku – Wielkiej Nocy. Ciężko sobie ją jednak wyobrazić bez sakramentu spowiedzi. O jej początkach, zmianach, które zaszły i nie tylko z o. Piotrem Jordanem Śliwińskim, założycielem szkoły spowiedników, rozmawia Michał Wnęk.

grzechowi

fot.: Krzysztof Porębski

Dlaczego spowiadamy się w konfesjonale? Kiedy ta forma zaczęła obowiązywać? Jak spowiedź wyglądała wcześniej? – Trzeba rozróżnić dwie rzeczy: spowiedź indywidualną oraz konfesjonał jako pewien mebel. W starożytnym chrześcijaństwie rozgrzeszenie było formą publiczną – tak przynajmniej sądzimy, ponieważ pokuta była publiczna – to wyznanie grzechów było indywidualne. Natomiast sam konfesjonał jest pomysłem XVI-wiecznym www.e-tryby.pl

wprowadzonym po Soborze Trydenckim. Co ciekawe, w tamtym okresie również luteranie mieli swoje konfesjonały. Będąc w katedrze w Kwidzyniu można zobaczyć XVI-XVII-wieczne egzemplarze protestanckie. W późniejszym okresie ta tradycja zniknęła z kościoła luterańskiego, prawdopodobnie na mocy odróżniania się od katolicyzmu. Jak wyglądała spowiedź we wczesnym chrześcijaństwie? – Kościół na Soborze Trydenckim,

gdy mówi o ustanowieniu sakramentu pokuty, odwołuje się do 20 rozdziału Ewangelii wg św. Jana. Zmartwychwstały Chrystus mówi do apostołów „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. Kościół rozumiał ten fragment jako danie przez Boskiego Założyciela władzy odpuszczania grzechów. Kościół rozważał, w jaki sposób ma tę nadaną mu władzę sprawować. Pierwotnie sądzono, że sakrament pokuty można przyjąć tylko raz w życiu


rozm o wa z charak tere m 11 po chrzcie. Uważano, że chrześcijanin, który przyjął chrzest nie powinien grzeszyć, a na pewno nie powinien popełniać grzechów ciężkich, które by go odłączały od Boga. Akcentowano cztery takie grzechy: apostazja, bałwochwalstwo, zabójstwo i cudzołóstwo. Uważano, że jeżeli ktoś, pomimo odpuszczenia grzechów dalej jakiś popełnia, to nie przesądzano o jego przyszłości, a pozostawiano to miłosierdziu Bożemu. Jednak z biegiem czasu Kościół zaczął pochylać się nad słabością człowieka, szczególnie w okresie prześladowań, gdy część ludzi publicznie wyrzekała się wiary, czyli popełniała grzech apostazji, bojąc się tortur i utraty życia. Dlatego też dyscyplina pokutna w ciągu wieków stawała się coraz bardziej łagodna. W następnych latach, aby tego grzesznika chronić, ułatwić mu pojednanie z Bogiem,

Czy jeżeli nie otrzymaliśmy rozgrzeszenia u jednego spowiednika, to idąc do innego kapłana musimy powiedzieć o zaistniałej sytuacji? – Powinno się powiedzieć. Należy jednak samego siebie zapytać, czy spełniam warunki do tego, aby uzyskać rozgrzeszenie. Może się zdarzyć, że spowiednik o coś nie zapyta bo np. jest dużo ludzi albo niedokładnie mu się coś powie np. popełniłem grzech nieczysty. Jeden kapłan nie dopyta, a drugi natomiast dowie się, że jakaś para mieszka razem i penitent nie chce zrezygnować z tej sytuacji, dalej chce mieszkać bez ślubu, więc to nie kwalifikuje się, aby udzielić mu rozgrzeszenia, gdyż nie ma postawy jego nawrócenia. Ale to nie oznacza, że jeżeli ten pierwszy dał mu rozgrzeszenie, to ta spowiedź nie była świętokradcza. Ważna jest sytuacja jego serca, czy on

Kapłan nie jest prokuratorem republiki, nie będzie prowadził śledztwa, nie będzie próbował łapać nas na sprzecznościach. Kapłan ma obowiązek wierzyć penitentowi. formuły te się przekształcały. W kościele wczesnośredniowiecznym pojawił się swoisty taryfikator, gdzie ludzkie pokuty są przypisane do konkretnych grzechów, zarazem spowiedź stawała się częstsza. Wyglądało to tak, że sumowano grzechy i np. jakiś władca dostawał dziesięć tysięcy dni postu. To było oczywiście nie do spełnienia w życiu człowieka, więc on wynajmował tysiąc ludzi i płacił im, aby przez dziesięć dni pościli. Kościół oczywiście protestował przeciwko takim praktykom, bo stawały się one zwykłym formalizmem, usługą, a nie zadośćuczynieniem za własne grzechy. Co to jest spowiedź ogólna i rozgrzeszenie ogólne? – Jeżeli weźmiemy pod uwagę obrzędy sakramentu pokuty to są możliwe trzy formy. Spowiedź indywidualna, którą znamy z normalnej praktyki oraz celebracja wspólnotowa ze spowiedzią i rozgrzeszeniem indywidualnym. Są to dwie formy zwyczajne, które można zawsze stosować. Istnieje również forma nadzwyczajna – rozgrzeszenie ogólne – która jest bardzo restrykcyjnie obwarowana i możliwa do zrealizowania przy zachowaniu dwóch niezbędnych warunków: bezpośredniego zagrożenia życia i jeżeli nie ma dostatecznej liczby kapłanów, aby wszyscy mogli się wyspowiadać. Np. na tonącym statku, gdzie jest kilkuset pasażerów? – Tak. Albo podczas lotu samolotem, który nagle zaczyna pikować. Wtedy kapłan może wstać, wezwać, aby ludzie uczynili żal za grzechy, a następnie udzielić absolucji generalnej.

TRYBY NR 2(20)/2013

się chce nawrócić, bo jeżeli on chce tylko przejść przez rytuał i uzyskać formalne rozgrzeszenie, to nie tędy droga. My wiemy, że kapłan nie jest prokuratorem republiki, nie będzie prowadził śledztwa, nie będzie próbował łapać nas na sprzecznościach. Kapłan ma obowiązek wierzyć penitentowi. Czy istnieją grzechy których zwykły ksiądz nie może odpuścić? – Istnieją pewne grzechy, które są w Kościele przestępstwem, czyli oprócz tego, że jest to grzech, przypisana jest również kara kanoniczna. W związku z tym istnieje odpowiednia władza, która może znieść tę karę. I tutaj występują grzechy, które są zastrzeżone dla Stolicy Apostolskiej m.in. bezpośrednia zdrada sakramentu pokuty, rozgrzeszenie wspólnika grzechu nieczystości, zamach na papieża, zbezczeszczenie Najświętszego Sakramentu, czyli akt świadomej profanacji oraz wyświęcenie biskupa bez pozwolenia Stolicy Apostolskiej. Jest jeszcze jeden bardzo rzadki przypadek, jeżeli ktoś chciałby manipulacyjnie wpływać na wynik konklawe. Są także grzechy, które przypisujemy biskupowi miejsca. Tutaj takim najbardziej powszechnym jest grzech popełnienia aborcji, do którego przyłożona jest kara w prawie kanonicznym nazwana „mocą samego faktu”, czyli nikt nie musi tego stwierdzić, a ktoś kto go popełnił, wpada w tę karę zastrzeżoną biskupowi. Gdyby miał Ojciec ułożyć taki mini poradnik, jak przygotować się do spowiedzi, co by było na pierwszych trzech miejscach? – Po pierwsze mieć czas. Dzisiaj coraz

częściej praktykuje się spowiedź w przelocie. Nawet jeżeli ten sakrament będzie ważny, to nie będzie on spełniał swojej najważniejszej roli, nie zmieni życia. Ja tę sytuację lubię porównywać do prysznica. Ktoś się ubrudzi, wejdzie pod wodę, raz–dwa i wychodzi, aż do następnego razu. Tylko że sakrament pokuty ma być momentem, który pomaga mi nawracać się, a więc zmieniać życie, poprawić moja relację do Boga i do drugiego człowieka. Druga rzecz, to muszę sobie uświadomić, z kim ja tam będę rozmawiał, że to nie jest tylko spotkanie z księdzem, ale jest to spotkanie z Bogiem. I ostatnia, lecz nie mniej ważna, to wpisanie tego sakramentu do naszego kalendarza, ale nie na zasadzie: „łoo, są święta, więc trzeba iść do spowiedzi”, ponieważ dobry rachunek sumienia z dłuższego okresu życia jest bardzo trudny. A jak często się Ojciec spowiada? – Co dwa tygodnie. Oczywiście z jakimiś wahaniami, ale zachowuję tą równomierność. Cały czas u tego samego spowiednika? – Oczywiście. W czym to Ojcu pomaga? – On mnie zna, wie o moich problemach, ale również jest mi łatwiej z nim rozpoznać, jaką drogą mam iść, jakie powinienem podjąć wysiłki. Z drugiej strony doświadczam też – tylko nie potrafię tego nazwać – można powiedzieć, że pewnego rodzaju opieki duchowej, ja wiem że ktoś się za mnie modli i troszczy się. W sakramencie pokuty występuje wielka koalicja przeciwko grzechowi. Jestem ja, jest spowiednik, jest Kościół, jest Bóg po mojej stronie. Czym jest przewodnictwo duchowe? – Osobiście nie lubię tego określenia. Przewodnik duchowy bardzo mocno kojarzy mi się z tradycją New Age, gdzie pojawia się jakiś guru, który jest przewodnikiem. W Kościele katolickim mówiono o kierownictwie duchowym, a to z kolei kojarzy mi się bardzo dyrektywnie. Dzisiaj na Zachodzie mówi się o towarzyszeniu duchowym (accompagnamento spirituale). Po polsku trudno nazwać kogoś towarzyszem, ponieważ mamy jeszcze pewne skojarzenia z okresem socjalizmu. Kierownik duchowy nie powinien być tym, który mówi, co mamy robić. To jest ktoś, kto powinien nauczyć penitenta, jak się rozeznaje różne drogi, jednak decyzję powinna podejmować osoba zainteresowana, bo to jest jej życie. Jak spowiedź wygląda z drugiej strony – ze strony Ojca. Czy to co Ojciec usłyszy w konfesjonale, odbija się w jakikolwiek sposób na życiu? – Wiadomo, że jeżeli chodzi o tajemnicę spowiedzi, to ja to wszystko zostawiam. Występują także sytuacje, że mam przekonanie, iż nie powinienem danego


12

rozm o wa z charak tere m penitenta zostawić samego, w tym sensie, że powinienem mu dalej towarzyszyć modlitwą i te sprawy gdzieś tam we mnie dzwonią, abym pamiętał podczas modlitwy o tych osobach. Z drugiej strony jest też tak, że Bóg próbuje mówić do mnie przez penitentów. Czasami w sakramencie pokuty spotykam się z ogromnym świadectwem wiary, gdy ktoś mówi o przełamywaniu swoich problemów w taki sposób, że dla mnie to jest jakby głos od Boga. Czy są takie sytuacje, w których spowiednik może zostać zwolniony z tajemnicy spowiedzi? – Nie ma takiej sytuacji. Tajemnica spowiedzi jest bezwzględna na tej zasadzie, że spowiednik uczestniczy w tajemnicy spotkania z Bogiem, ponieważ penitent właśnie do niego przychodzi. A więc to co słyszy kapłan nie należy do niego, on jest jedynie pośrednikiem.

sensie, że pokazujący, iż w świecie jest sto tysięcy problemów ważniejszych niż jej drobnostki. Czy zdarzyło się kiedykolwiek Ojcu powiedzieć, że Ojciec nie wie, czy dany uczynek jest grzechem? – Zwykle nie ma takich problemów. Przy grzechu ważne są dwa momenty, czyli czy sam czyn obiektywnie jest zły, oraz uwarunkowania podmiotowe, czyli świadomość i dobrowolność. W tym miejscu można się zastanawiać nad pewnymi rzeczami, jak one wyglądają np. ktoś powie, że nie płaci podatków. Według prawa państwowego będzie to przestępstwo, ale pytanie powinno być: dlaczego on nie płaci? Czy dlatego, że zbiera na trzeciego mercedesa czy dlatego – a takie sytuacje się dzisiaj zdarzają – że jeżeli zapłaci wszystkie podatki, to firma upadnie i będzie musiał zwolnić ludzi z pracy. Te sytuacje są bardzo

Nie ma sposobu, aby wygładzić jeża. Czyli nie należy brać się za rzeczy niewykonalne, tylko robić tyle i można. A z pomocą Boga można bardzo dużo. Czy pokuta musi być modlitwą? Czy w ramach rozgrzeszenia można zadać coś innego? – Jan Paweł II mówi z jednej strony o wynagrodzeniu za grzechy, a z drugiej o pewnym wymiarze leczniczym. Czyli pokuta ma pomóc grzesznikowi w wyjściu z tej choroby duchowej, jaką jest grzech. I tę rolę spełnia modlitwa. Jednak papież stwierdza, że sama modlitwa nie powinna wystarczać, bo powinny iść za nią również konkretne czyny miłości. Pokuta to nie jest tylko zadośćuczynienie wobec Boga, ale również wobec ludzi. A więc jeżeli ktoś się spowiadał, że zaniedbywał rodzinę, to spowiednik może powiedzieć, aby znalazł czas dla niej, nawet w jakiś sposób wynagrodził jej to, w czym zawinił.

trudne moralnie i wcale nie są jednoznaczne.

Pamięta Ojciec jakąś nietypową pokutę, którą zadał? – Pokuta to indywidualna sprawa i staram się ją dopasować do każdego człowieka. Czasami na różnych spotkaniach podchodzą do mnie ludzie. Dowiedziawszy się, że prowadzę szkołę spowiedników, narzekają na swojego księdza. Kiedyś przyszła do mnie pani wyżalić się na proboszcza. Mówi, że zadał jej dziwną pokutę, a z toku rozmowy wysondowałem, że kręci się ona wokół własnej osoby, widząc tylko i wyłącznie swoje problemy. Okazało się, że proboszcz zadał jej świetną moim zdaniem pokutę, a mianowicie polecił, aby przez kilka dni słuchała wiadomości radiowych i z tego, co tam usłyszy, wybrała jedną sprawę i w tej intencji się pomodliła. Pomysł doskonały i leczniczy w tym

Co to jest grzech ciężki? Powszechnie uważa się że jest to złamanie jednego z 10 przykazań. Czy to prawda? – Musi to być po pierwsze: działanie świadome i dobrowolne. Należy to podkreślić, bo to jest bardzo ważne. Po drugie: uczynienie czegoś złego, co ma swój ciężar. Należy tutaj określić pewne granice, jeżeli np. się z kimś kłócę i jest to normalna sprzeczka, to nie ma mowy o grzechu ciężkim, jednak jeżeli zaczynam komuś ubliżać, lżyć, uwłaczać jego godności, to może to się stać grzechem ciężkim. Trzeba we własnym sumieniu ocenić, jak wyglądała dana sytuacja. Jeżeli mamy wątpliwości, to możemy porozmawiać o tym przy spowiedzi. Układanie jednak tabel z grzechami mija się z celem. Ja jestem przeciwny forsowaniu sumienia. Jeśli ono

www.e-tryby.pl

Czy zdarzały się takie sytuacje w konfesjonale, które Ojca przerosły? – Mnie każda sytuacja przerasta. Ja jestem tylko małym braciszkiem i gdybym ja nie wierzył, że tam Bóg działa przeze mnie jako kiepskiego gościa, to bym stamtąd uciekł. Jeżeli się spotyka kobietę bitą przez męża i rozważającą w swoim sumieniu, czy go nie opuścić, to każdego by to przerosło. Kapłan w tej sytuacji może przynieść jakieś pocieszenie wiary, umocnić w pewnym sądzie, pokazać pewną drogę wolności itd. Ja z pokorą podchodzę do takich zdarzeń i jedynie widzę miejsce na działanie Boga.

zgłasza wątpliwości, że po popełnieniu tej określonej rzeczy nie powinienem przystępować o stołu eucharystycznego, to słuchajmy go. Ewentualnie przy spowiedzi poprośmy spowiednika o pomoc w trafnej ocenie. Czy często się zdarza, że człowiek przychodzący do konfesjonału prosi o podjęcie decyzji za niego? – Co innego, jeżeli pyta o ocenę moralną i spowiednik ma obowiązek taką ocenę podać, czyli drogę dojścia do decyzji. Zdarza się też, że penitent chce przerzucić odpowiedzialność za swoje życie na spowiednika. Tak jednak nie powinno być, ja jako kapłan mogę ocenić daną sytuację, ale ostateczna decyzja zawsze należy do osoby, która przyszła do konfesjonału. Co powinien zrobić człowiek, którego nie było kilkanaście, kilkadziesiąt lat u spowiedzi? – Na początku powinien spróbować porozmawiać z kapłanem. Jeśli jest to kilkadziesiąt lat, to należy zastanowić się nad relacją do Chrystusa. Katolicyzm polega na wierze w Boga, który mnie bardzo kocha i pochyla się nade mną. Jeżeli nie ma tej relacji, to sakrament pokuty może być tylko pewnym rytuałem. Powrót taki zacząłbym od rozmów o podstawach wiary. Natomiast jeśli jest to długa przerwa od sakramentu pokuty i ktoś się boi, to powinien znaleźć chwilę, aby umówić się z kapłanem i powiedzieć: nie byłem bardzo długo u spowiedzi, proszę mi pomóc. Powiedział Ojciec że spowiedź – nie, ale spowiednik – tak, może doprowadzić do nerwicy. Jak głęboko ksiądz w konfesjonale może zaglądać w nasze życie? – Wszystko zależy od tego, jak głęboko go dopuścimy. Spowiedź nam nigdy nie zaszkodzi, bo jest to działanie Boga żywego. Jednak jeżeli spowiednik będzie niedelikatny, obraźliwy albo będzie obojętny, to może dokonać poranień duchowych i mogą się one potem za danym penitentem nawet przez lata wlec. Nie ma sposobu, aby wygładzić jeża. Co to oznacza ? – To jest moja ulubiona maksyma. Czy głaskał pan kiedykolwiek jeża? Tak. – Jeż ma kolce, więc nie ma sensu go wygładzać, można go natomiast tak usposobić, aby sam chciał się przejść i pokazać. Więc ta maksyma jest dla mnie takim wyzwaniem, że nie należy brać się za rzeczy niewykonalne, tylko robić tyle i można. A z pomocą Boga można bardzo dużo. Dziękuję za rozmowę.


z kulturą

13

Zwyczajna

i urzekająca O nowym filmie o zaprzyjaźnionej świętej – Joannie Beretcie Molli – z ks. dr. Piotrem Gąsiorem rozmawia Magdalena Guziak-Nowak

Proszę w trzech zdaniach przedstawić św. Joannę tym, którzy jeszcze jej nie znają. – To kobieta potrafiąca zrobić wrażenie na każdym mężczyźnie, który docenia wdzięk, piękno, grację. Była profesjonalistką w swoim lekarskim fachu. Podchodziła do pacjenta całościowo. Widziała w nim duszę i ciało. Stale zakochana oraz kochająca coraz bardziej. I z tej miłości narodziły się jej wszystkie dzieci. Powiedział Ksiądz kiedyś, że jest zakochany w św. Joannie. Dla zakochania podobno ważne jest pierwsze wrażenie. Jaki był Księdza pierwszy kontakt z tą świętą? – Pierwszym sygnałem, dzięki któremu dowiedziałem się o św. Joannie, był artykuł we włoskim piśmie „Familia Christiana”. Zobaczyłem na fotografii piękną, uśmiechniętą kobietę. Obejmowała męża. Obok dzieci jeździły na sankach. Tekst był zatytułowany „Święta zadowolona”. To mnie urzekło. To by się zgadzało, bo mężczyznom miłość wchodzi przez oczy. – No właśnie, ja też jestem wzrokowcem (śmiech). Kobieta może się nauczyć od św. Joanny bycia dobrą żoną, matką. A mężczyzna? – Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego TRYBY NR 2(20)/2013

fot. archiwum ks.Piotra Gasiora

Ks. Piotr Gąsior prezentuje Giannie Emanueli opracowany przez niego przewodnik pt. „W podróż miłości” do miejsc związanych z życiem jej świętej mamy po rekolekcjach ze św. Joanną dziękowali mi mężczyźni, co nie jest takie oczywiste, bo my chyba jesteśmy z natury o wiele mniej wylewni niż kobiety. Pewnego razu do zakrystii przyszedł pan, który powiedział, że św. Joanna pokazała mu, jak kobieta może ofiarować się mężczyźnie i że dzięki temu on nauczył się lepiej czcić swoją żonę. Św. Joanna nie wprowadza napięcia między mężczyznę a kobietę, nie propaguje walki płci. Bez używania wielkich słów uczy, czym jest wzajemna miłość. Ciekawostką jest, że interesują się nią także siostry zakonne, które przecież nie mają mężów. Dzięki niej odkrywają piękno swojej kobiecości. Jednym z Księdza ostatnich „dzieł” jest film „Święta z sąsiedztwa”. Skąd taki pomysł? – Film jest gestem wdzięczności wobec św. Joanny i przygody, jaką z nią mamy. My – to znaczy ja oraz pan reżyser Mirosław Krzyszkowski i jego żona. Po drugie, obraz oddziałuje mocniej niż książka. A po trzecie, to okazja do pokazania, że świętych nie trzeba czcić wyłącznie na kolanach, ale można się z nimi zwyczajnie zaprzyjaźnić. Dziękuję za rozmowę.

„Motyle w brzuchu. Dlaczego wiara dodaje skrzydeł” Notker Wolf Wydawnictwo Święty Wojciech 2012

Lot ku Niebu Czy przemyślenia na temat wiary 70-letniego opata prymasa, najwyższego rangą przedstawiciela benedyktynów, mogą być ciekawe? Oczywiście, że tak! Notker Wolf pokazuje czytelnikowi, dlaczego i jak wierzyć oraz wskazuje, co zrobić, by prawdziwie żyć z Bogiem. Autor w interesujący sposób omawia poszczególne zagadnienia, zachęcając tym samym do pogłębionej relacji z Bogiem, który zawsze nam towarzyszy, niezależnie od tego, czy czujemy się „motylem, czy orłem, młodym ptakiem, czy zamkniętą w kokonie gąsienicą”. Według Notkera Wolfa każdy z nas ma podnieść swój wzrok ku Niebu i zacząć latać. A w tym właśnie pomocna okaże się ta książka, podręcznik latania. Bo każdy z nas może wzbić się w Niebo.

Film „Święta z sąsiedztwa” oraz książka „W podróż miłości” są do nabycia w redakcji „Trybów”. Zainteresowane osoby prosimy o kontakt: biuro@e-tryby.pl. Polecamy!

Agata Gołda


inżynier ducha Sługa Boży Jan Tyranowski

Chcieć być

myśli niepospolite

świętym

„To przyjmę [krzyż – przyp. red.] i za to podziękuję, bo przecież On najlepszy Ojciec nasz, który wie, co dziecku Jego jest potrzebne” „Bym unikał lenistwa w pracy, modlitwie i wypełniał jak najlepiej swe obowiązki” (z rachunku sumienia J. Tyranowskiego)

dzieło Żywego Różańca. Był też osobą, dzięki której kościół na Dębnikach nie został zamknięty. Stał się świeckim głosicielem Słowa Bożego, choć często wykraczało to poza kompetencje zwykłego parafianina. Dawał nauki, prowadził koła biblijne, dysputy na tematy wiary. Działał jak magnes na młodzież, która chętnie przebywała w jego otoczeniu.

fot.: archiwum

14

– Nie poradzę sobie – powiedział, gdy zaproponowano mu duchową opiekę nad młodzieżą. Jak on, prosty krawiec, ma trafić ze swoim słowem do młodych? Skromny, tajemniczy – Sługa Boży Jan Tyranowski. Karolina Mazurkiewicz

Ul. Różana 11 na krakowskich Dębnikach dzięki Janowi Tyranowskiemu stała się miejscem nie tylko spotkań, ale przede wszystkim centrum modlitwy dla kilkunastu młodych ludzi. To tam ,pod jego duchową, opieką 11 chłopaków rozpoznawało swoje powołanie do kapłaństwa.

Przewodnik dla młodych Od swojego spowiednika otrzymał propozycję, która na początku wydawała się dla Jana zbyt dużym wyzwaniem, bo jak on, zwykły prosty krawiec, ma trafić ze Słowem Bożym do młodzieży. Jednak tę propozycję potraktował jako swoją misję ewangelizacyjną. Na początku zapraszał młodych do wspólnego odmawiania różańca, co z czasem przerodziło się w dyskusje na tematy wiary oraz wspólne czytanie Pisma Świętego. Jego uczniowie wspominali, że był wymagający. Radził im prowadzenie dzienniczka duchowego, tworzenie planu dnia, zalecał wnikliwą lekturę pism wielkich mistyków Kościoła. Tłumaczył im, że ducha nie należy zaniedbywać. www.e-tryby.pl

Wymagać od siebie Całe życie mieszkał na Dębnikach. Mimo że ukończył szkołę i uzyskał kwalifikacje księgowego, został krawcem jak jego ojciec. Przełomowym momentem w życiu Jana było kazanie pewnego salezjanina w 1935 r. Wtedy postanowił pójść za słowami tegoż księdza, zapragnął zostać świętym. Na tej drodze postawił sobie wiele zadań: żył jak zakonnik, nie jak świecki. Hartował swojego ducha i ciało, wstając wcześnie rano, codziennie uczestnicząc we Mszy św. Zaczytywał się w pismach mistyków Karmelu: św. Teresy z Avila i św. Jana od Krzyża, rozmyślał wiele godzin. Był krawcem-teologiem. W wieku 34 lat złożył śluby czystości, by jeszcze pełniej móc zjednoczyć się z Bogiem.

Próba ognia Okresem największego wyzwania dla Jana Tyranowskiego była II wojna światowa. Kiedy 23 maja 1941 r. gestapo aresztowało 12 zakonników salezjańskich, on postanowił kontynuować swoje

Pewnego razu, gdy gestapo wkroczyło do mieszkania przy Różanej 11, Jan myślał, że to już koniec. Jednak policja stwierdziła, że jest on fanatykiem religijnym i dała mu spokój.

Duchowy przewodnik Wojtyły To on de facto ukształtował późniejszego papieża. Z Karolem spotkali się na rekolekcjach w kościele księży salezjanów. Zaprosił go do swojej grupy różańcowej. Często można było ich spotkać spacerujących brzegiem Wisły. Rozprawiali nad słowami św. Jana od Krzyża, nad rozwojem ducha i istotą powołania. Tyranowski zaszczepił w młodzieńcu myśl, że Boga przede wszystkim należy poszukiwać w samym sobie. Jan Paweł II w swojej książce „Dar i Tajemnica” wspomina: „Od niego nauczyłem się między innymi elementarnych metod pracy nad sobą, które wyprzedziły to, co potem znalazłem w seminarium. Tyranowski, który sam kształtował się na dziełach św. Jana od Krzyża i św. Teresy od Jezusa, wprowadził mnie po raz pierwszy w te niezwykłe, jak na mój ówczesny wiek, lektury”. To była wielka przyjaźń, ale także dobra szkoła ducha dla późniejszego papieża.

Słaby zdrowiem, silny duchem W 1946 r. bardzo się rozchorował. W niedługim czasie trafił do szpitala. Jego stan zdrowia nie pozwolił mu na uczestnictwo we Mszy św. prymicyjnej Karola Wojtyły. Po czasie ogromnego cierpienia fizycznego, Jan umarł na gruźlicę 15 marca 1947 r. Wojtyle nie było dane być przy jego śmierci, przebywał wówczas w Rzymie na studiach. Ciało wielkiego krawca spoczywa w kościele na Dębnikach. W 1997 r. rozpoczął się proces beatyfikacyjny Jana Tyranowskiego. Był wielkim, a zarazem skromnym mistykiem, wzorem życia duchowego dla ówczesnej młodzieży. Czy Kościół ogłosi go świętym?


encyklopedia wiary

Ożywiciel Wierzę w Ducha Świętego

Święty Kościół Powszechny

Skład Apostolski w swojej treści zakłada wiarę w Trójcę Świętą. Mówi o istnieniu Boga w trzech Osobach: Bogu Ojcu – Stworzycielu nieba i ziemi, Jego Synu Jezusie Chrystusie Zbawicielu, oraz o Duchu Świętym. O istnieniu Ducha wiemy bezpośrednio z Pisma Świętego, np. z tajemnicy zwiastowania, w której Anioł Gabriel oznajmia Maryi, że zstąpi na Nią Duch Święty i za Jego sprawą dokona się poczęcie Syna Bożego (por. Łk 1,35). Czytamy także u Jana obietnice daną przez Jezusa o zesłaniu Ducha Parakleta (Pocieszyciela) (J 14,16– 17). Ewangelista Łukasz określa Trzecią Osobę Boską jako „Moc z Wysoka” (Łk 24,49).

Kościół jest miejscem sprawowania sakramentów świętych, w których sam Jezus, mocą Ducha Świętego, udziela swoich darów potrzebnych ludziom do zbawienia. Powszechność Kościoła, która jest jednym z jego przymiotów, oznacza że w naturze Bożej Owczarni stoi otwartość na wszystkich ludzi, niezależnie od pochodzenia rasy czy narodowości. Bóg każdego człowieka chce obdarować swoim zbawieniem. Funkcjonujące stwierdzenie, że „poza Kościołem nie ma zbawienia” jest odpowiedzią na Boży plan jednej rodziny. Ks. Bogdan tłumacząc ten dogmat stwierdza, że: „Bóg działa w sposób nieograniczony, zatem ze swoim królestwem może robić to, co chce (por. Mt 20,15). Mówi jednak w tym fragmencie Ewangelii do szemrzącego: weź, co twoje, i odejdź (w. 14). Skoro zatem Jezus założył Kościół, jako rodzinę zbawienia, to raczej nie wypada poza nią szukać kontaktu z Bogiem, który przyszedł do nas przez rodzinę i przychodzi dziś przez Kościół”.

Za Katechizmem Kościoła Katolickiego możemy powiedzieć, że w Ducha Świętego wierzymy właśnie dzięki Niemu. On uzdalnia nas także do wiary w Jedynego Boga oraz podarowane nam przez Niego zbawienie w Osobie Wcielonego Syna (por. KKK 683–684). Można by więc zapytać, w jaki sposób poznać działanie tej „Mocy” w swojej codzienności oraz gdzie ją spotkać? Ks. dr hab. Bogdan Zbroja, biblista z katedry Teologii i Informatyki Biblijnej Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, udzielenie odpowiedzi na to pytanie, rozpoczyna od przywołania słów Jezusa: poznacie ich po ich owocach (por. Mt 7,16). Działanie Ducha Świętego można stwierdzić na podstawie owoców – skutków. Święty Paweł tak je określa w Liście do Galatów: Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Przeciw takim (cnotom) nie ma Prawa (por. Ga 5,22n). Jeśli zatem widzę w sobie czy kimś innym właśnie takie owoce, to mogę być pewien, że w tym konkretnym człowieku (we mnie) działa Duch Święty”. Spotkanie z Parakletem dokonuje się – mówi ks. Bogdan – w Biblii, Tradycji Kościoła oraz w sakramentach świętych.

TRYBY NR 2(20)/2013

Świętych obcowanie Święci, podobnie jak i my, należą do wspólnoty Kościoła. Przez sam ten fakt jesteśmy z nimi zjednoczeni, dlatego często prosimy o wsparcie. Nie wszyscy jednak to czynią. Skąd zatem święci wiedzą co wypraszać? „Bogaci (święci) zdobywszy sukces – mówi ks. Zbroja – chcą, aby inni też osiągnęli to, co oni już posiadają, i robią wszystko, co potrzebne, aby także inni byli święci – osiągnęli zjednoczenie z Bogiem w Jego Królestwie. Ich prośby dotyczą głównie naszego zbawienia i wszystkich środków, które są niezbędne dla jego osiągnięcia”. Przy myśleniu o świętych warto wspomnieć o Aniołach, „którzy chcą nas doprowadzić do szczęścia wiekuistego w Jego Królestwie” – dodaje ks. Bogdan. Ze świętymi jesteśmy również zjednoczeniu poprzez wspólne korzystanie z bogactwa Kościoła, jakim są sakramenty, Objawienie, charyzmaty, pomoc potrzebującym (por. KKK 949–952).

fot.: www.youcat.org

Nadszedł czas na rozważenie kolejnego fragmentu Składu Apostolskiego. W tym numerze zajmiemy się Osobą Ducha Świętego i jego owocami, spróbujemy wyjaśnić przymiot powszechności Kościoła oraz dowiemy się, czym jest dla nas obcowanie świętych.

W Roku Wiary czytaj

„YOUCAT” W 50. rocznicę otwarcia Soboru Watykańskiego II, 11 października br. rozpoczął się w całym Kościele Rok Wiary. Potrwa on do 24 listopada 2013 r., czyli do Niedzieli Chrystusa Króla. 146. Co to znaczy „świętych obcowanie”? Do wspólnoty świętych (komunii świętych) należą wszyscy ludzie, którzy nadzieję pokładają w Chrystusie i przez chrzest przynależą do Niego, bez względu na to, czy już umarli, czy jeszcze żyją. Ponieważ jesteśmy w Chrystusie jednym ciałem, żyjemy w jednej wspólnocie obejmującej niebo i ziemię. [946-962] Kościół jest wspólnotą większą niż myślimy. Należą do niego żywi i zmarli, bez względu na to, czy znajdują się w czyśćcu, czy przebywają w chwale Bożej; znani i nieznani, wielcy święci i niepozorni ludzie. Możemy nawzajem się wspierać ponad śmiercią. Możemy przywoływać imiona naszych patronów i ulubionych świętych, ale także naszych zmarłych, co do których wierzymy, że są już u Boga. I odwrotnie. Możemy przez naszą modlitwę dopomóc naszym zmarłym, znajdującym się jeszcze w czyśćcu. Każdy, kto czyni lub cierpi z Chrystusem i dla Chrystusa, przyczynia się dla dobra wszystkich. I odrotnie: grzech każdego człowieka szkodzi całej wspólnocie. 321. Czy chrześcijanin może być skrajnym indywidualistą? Nie, chrześcijanin nigdy nie może być skrajnym indywidualistą, ponieważ człowiek ze swej natury potrzebuje życia społecznego. [1877-1880, 1890-1891] Każdy człowiek ma matkę i ojca, otrzymuje pomoc od innych i jest zobowiązany pomagać innym i rozwijać swoje talenty na pożytek wszystkich. Ponieważ człowiek jest obrazem Boga, w pewnej mierze stanowi odzwierciedlenie Boga, który w swej istocie nie jest sam, lecz jest Trójcą Osób (a równocześnie życiem, miłością, dialogiem i wymianą). Jest wreszcie miłość, zasadnicze przykazanie dla wszystkich chrześcijan, która ściśle wiąże nas ze sobą i zwraca nas ku sobie: „Kochaj bliźniego jak siebie samego” (Mt 22,39). YOUCAT to Katechizm Kościoła Katolickiego dla młodzieży. Numery pytań odpowiadają numeracji w YOUCAT.

15


16

por tret Jesteś synem Mistrza Olimpijskiego w piłce nożnej oraz piłkarki ręcznej, a także bratem zawodowego piłkarza. Wychowując się w tak sportowej rodzinie, nie „ciągnie” Cię do sportu? – Mimo wszystko nie. Myślę, że gdyby cała moja rodzina robiła to samo, to w domu byłoby strasznie nudno. Zresztą i tak na obecną chwilę – myślę, że ok. 70 proc. rozmów w domu dotyczy piłki nożnej. Ojciec nie przekonywał Cię do tego sportu? – Przekonywał. Na szczęście mój brat poszedł w jego ślady i dzięki temu ojciec „dał mi spokój”. Zresztą jako fachowiec w dziedzinie piłki nożnej, od początku widział, że się do tego nie nadaję. Oczywiście, nie obyło się bez prób. W wieku 6 lat poszedłem na pierwszy… i jak się później okazało ostatni trening na Wisłę. Rodzice zadbali o strój, odpowiednie buty… niestety, „nie złapałem bakcyla”. Nigdy nie lubiłem biegać za piłką, a dodatkowo zazwyczaj kończyło się to źle, np. kiedyś mój brat Grzegorz wyciągnął mnie na boisko i skończyło się moją złamaną ręką (śmiech). Poszedłeś więc w zupełnie inną stronę. Wśród studentów zamiłowanie do organów nie jest często spotykane. Skąd się ono wzięło? – Od dziecka chciałem być organistą. Odkąd pamiętam przychodziłem z rodzicami w niedzielę na chór, stawałem przy organach i patrzyłem organiście na ręce. Później wracałem do domu i usiłowałem coś zagrać z tego, co on grał. Zawsze pociągały mnie duże instrumenty i zawsze chciałem robić coś nieszablonowego… I zostałeś organistą w rodzinnej parafii w Strumianach… Z czym się to wiąże? – Posługa organisty w parafii to coś więcej niż zwykła praca. Często trzeba przyjść wcześniej, zostać w kościele dłużej. Niekiedy popracować w domu, przygotowując repertuar na najbliższy tydzień. Przemyśleć i przeanalizować dobór pieśni do czytań, Ewangelii. Organista uczestniczy w życiu wspólnoty parafialnej w sposób bardzo aktywny. www.e-tryby.pl

„Zawsze chciałem robić coś

nieszablonowego” Student, organista, motorniczy, dyrygent i przyszły nauczyciel. Te wszystkie zajęcia łączy w sobie 23-letni Piotr Kmiecik. A tymczasem jedyną zrozumiałą pasją byłby sport. Rozmawia Michał Chudziński

Jakby tego było mało, wziąłeś na siebie jeszcze organizację Strumiańskich Koncertów Organowych. Co to takiego? – Strumiańskie Koncerty Organowe to cykl 4 koncertów w roku: Papieski, Noworoczny, Paschalny i Maryjny. Naczelne miejsce zajmuje w nich muzyka organowa, ale nie brak także występów kameralnych. Sama idea organizacji koncertów organowych w Strumianach zrodziła się pod koniec 2008 r., kiedy to zainstalowano organy piszczałkowe w kościele. Zawsze marzyłem, żeby w murach mojej parafialnej świątyni rozbrzmiewała taka muzyka. Na początku sceptycznie podchodziłem do całej sprawy, ale dzięki pomocy wielu osób do dzisiaj udało się zorganizować już 14 koncertów. Kolejną z Twoich niespotykanych pasji są tramwaje. Z tego powodu zostałeś nawet motorniczym. To również zamiłowanie z dzieciństwa? – Zgadza się. Odkąd pamiętam, uwielbiałem jeździć tramwajami. Kiedy byłem mały – robiłem to z babcią. Często „śmigaliśmy” od pętli do pętli… w końcu znudziły mi się krakowskie tramwaje i przyszła kolej na inne miasta. W wieku 10 lat wybraliśmy się z babcią do Warszawy, później były kolejne polskie metropolie. Twoja pasja jest na tyle poważna, że zrobiłeś nawet uprawnienia do kierowania tramwajem… – Zawsze chciałem zdobyć takie uprawnienia. Ale tak naprawdę, to że jestem motorniczym to zupełny przypadek. Kiedyś jechałem samochodem obok siedziby MPK, postanowiłem, że zatrzymam się i zapytam, jak to wygląda z tym kursem. To był piątek, a w po-

fot.: archiwum Piotra Kmiecika

niedziałek ruszał kurs ... no i tak się stało, że się zapisałem, odbyłem szkolenie teoretyczne i praktyczne, zdałem egzamin, no i jestem motorniczym. Studia, organy, tramwaje. Jak łączysz te wszystkie aktywności? – Kiedy człowiek robi kilka rzeczy, w dodatku niepowiązanych ze sobą w żaden sposób, liczy się dobre zorganizowanie. Moi znajomi śmieją się, że zawsze muszę wszystko ustalić wcześniej, zaplanować… I rzeczywiście jest to bardzo ważne. Praca organisty nie koliduje ze studiami. Dzień zaczynam i kończę Mszą św., po drodze zajęcia na uczelni, w Szkole Muzycznej, co jakiś czas „wypadnie” pogrzeb. Praca motorniczego nie jest regularna. Gdybym chciał pracować etatowo – moja doba musiałaby mieć 48 godzin… Dodatkowo w ostatnim czasie otrzymałem propozycję stworzenia chóru w X LO w Krakowie. Z inicjatywą wyszli sami uczniowie, zdeterminowani, aby w ich szkole powstał chór. Jest to swego rodzaju nowe wyzwanie, które stoi przede mną i tymi młodymi, pełnymi zapału i chęci ludźmi. Zobaczymy, jaki będzie rezultat.

Podczas studiów chemicznych odbyłeś praktykę w X LO. Swoją przyszłość wiążesz z byciem nauczycielem, czy jednak któraś z pasji „zawładnie” Twoim życiem? – Kierunek, który studiuję (technologia chemiczna na WEiP AGH) daje szerokie perspektywy na przyszłość. Laboratoria, koncerny naftowe, elektrociepłownie, ale i nauczanie chemii w gimnazjach i liceach, po uzupełnieniu odpowiednich kwalifikacji pedagogicznych. Bardzo lubię pracę z ludźmi i możliwe, że pójdę właśnie w tę stronę. Jest to bardzo ciekawa praca, ale zarazem trudna. Jednak ciężko mi w tej chwili jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Do końca studiów pozostało mi jeszcze 1,5 roku. Na pewno chciałbym dalej grać w kościele na organach, jednocześnie robiąc coś związanego ze studiami. Jeśli dałoby się te dwie prace połączyć z jeżdżeniem tramwajem, to pewnie skorzystałbym z takiej możliwości. Ważne jest to, żeby robić to, co się lubi. Bo tylko taka praca przynosi oczekiwane rezultaty, wyniki. Jedno wiem na pewno… W piłkę nożną grać nie będę (śmiech). Dziękuję za rozmowę!


m oje po w ołanie

Skazani na Zdeklarowana singielka wychodzi za mąż. Mąż i ojciec rodziny zostaje księdzem. Zdecydowany na seminarium wybiera życie w pojedynkę i tworzy rodzinę. Każdy z tych przypadków jest prawdziwy. Każdy pokazuje, że człowiek szuka w życiu szczęścia. Żeby je znaleźć, musi się zakochać. Zakochują się ci, którzy mają szeroko otwarte… serce.

17

miłość

Na początek „walentynkowa porada” od papieża Benedykt XVI z jego najnowszej książki „Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo”: „Prawdą jest, że nie moglibyśmy miłować, gdybyśmy najpierw nie zostali umiłowani przez Boga. Łaska Boża zawsze nas uprzedza, obejmuje nas i podtrzymuje. Prawdą jest jednak również, że człowiek jest powołany do miłości, że nie jest bezwolnym narzędziem Bożej wszechmocy i może albo miłością odpowiedzieć na miłość, albo odrzucić miłość Bożą”. Tak jak wiara bez uczynków jest martwa, tak nie istnieje miłość bez zaangażowania. Tym więcej wysiłku trzeba wkładać w jej szukanie, odkrywanie, a później także w jej pielęgnowanie i rozwijanie, gdy jest się chrześcijaninem powołanym właśnie do miłości.

U Boga nie ma nic niemożliwego Powołanie to „dar i tajemnica”. Tę prostą definicję Jana Pawła II obrazują trzy przykłady. Dorothy Cummings McLean była przekonana, że jej powołaniem jest życie w pojedynkę. Jako dojrzała kobieta prowadziła na ten temat blog zatytułowany „Seraphic Singles”. Z internetowych zapisków powstała książka (w Polsce TRYBY NR 2(20)/2013

fot.: www.sxc.hu x3

Przemysław Radzyński * www.mojepowolanie.pl

z jego synów jest zakonnikiem i głosił swojemu tacie kazanie na Mszy św. prymicyjnej.

wydana przez wyd. Homo Dei pod tytułem „Anielskie single”). Kiedy Dorothy tak rozważała nad singlowaniem, poznała pewnego mężczyznę. Dziś jest jej mężem. Antoni Kieniewicz z powodzeniem realizował swój życiowy wybór bycia mężem i ojcem, aż do dnia śmierci swojej żony. Kilka miesięcy później Pan Bóg wlał w jego serce pragnienie bycia kapłanem (z punktu widzenia prawa kościelnego nie ma w tym nic nadzwyczajnego). Ten wewnętrzny głos był nieubłagany i sprawił, że w wieku 65 lat Antoni zaczął studiować teologię, a tuż przed siedemdziesiątką przyjął święcenia kapłańskie. Co ciekawe, jeden

Jean Vanier – Kanadyjczyk osiadły we Francji – zafascynowany postacią dominikanina o. Thomasa Philippe, zrezygnował z kariery wojskowej i poświęcił się studiom teologicznym i filozoficznym. Pragnął zostać kapłanem, ale przełożeni mieli inne zdanie. Zaprosił pod swój dach Philippe i Raphaela – chłopców z niepełnosprawnością intelektualną. Oni pomogli odnaleźć mu sens życia i zbudować prawdziwą rodzinę – znaną na całym świecie „L’Arche” – Arkę.

Marzę o Tobie. Bóg Te trzy przykłady pokazują, że na życie każdego człowieka Góra ma jakiś plan. Kto to Boże marzenie o człowieku odgadnie – zakocha się i spełni swoje życie – będzie szczęśliwy. Te trzy historie pokazują też, że nie ma „klasycznych” dróg, schematów, zgodnie z którymi zaplanujemy swoją przyszłość. Ks. Kieniewicz, wracając myślami do dni, kiedy rozmyślał nad swoim powołaniem kapłańskim, mówił: „Mam

mocną pewność, że Pan Bóg tego chce i tysiąc wątpliwości, jak to ma się stać”. Maryja, gdy przyszedł do niej archanioł Gabriel też pytała: „Jak to się stanie?”. Podobne dylematy przeżywają szukający swojej drugiej połówki – „czy ON to ten właściwy?”, „czy to ONA jest mi pisana?”. Wątpliwości są rzeczą ludzką. Trzeba, jak Maryja, „rozważać je w swoim sercu”. Niezależnie od tego, czy zdecydujesz się na małżeństwo czy kapłaństwo, na życie konsekrowane czy w pojedynkę, zrób to z MIŁOŚCI. Wtedy Bóg będzie szczęśliwy Twoim szczęściem.


18 pro-life

Widziana z pozycji obrońcy życia

KATASTROFA

MEDIALNA

W czasach komunistycznego zniewolenia Polski ustawowa, urzędowa cenzura skutecznie blokowała prawdę o życiu nienarodzonych dzieci, aborcji, skutkach przerywania ciąży dla zdrowia fizycznego i psychicznego kobiet.

nych mediach publicznych i komercyjnych przez prawie 24 lata nie podano podstawowych informacji, informacji fundamentalnych w wielkim sporze o prawo do życia poczętych dzieci. Poniżej wskażę tylko na 5 zasadniczych informacji.

Kiedy w 1989 r. zniesiono oficjalną, urzędową cenzurę, obrońcy życia mieli nadzieję, że w mediach publicznych, komercyjnych będą mogli prezentować racje za obroną życia poczętych dzieci. Niestety, tak się nie stało. Ogromna większość mediów publicznych, komercyjnych: gazet, stacji radiowych czy telewizyjnych jest praktycznie niedostępna dla obrońców życia człowieka. Dzieje się to wskutek działania tzw. autocenzury.

1. Życie człowieka zaczyna się w momencie poczęcia – fakt przemilczany medialnie

Otóż zgodnie z dzisiaj obowiązującym prawem prasowym każdy właściciel medium: gazety, stacji radiowej czy telewizyjnej może z dnia na dzień powołać i odwołać redaktora naczelnego gazety czy też dyrektora stacji radiowej, telewizyjnej. Te zaś osoby decydują właściwie o wszystkim, o każdym artykule w gazecie, o każdym gościu czy ekspercie w studiu radiowym czy telewizyjnym. Od 1989 r. trwa „dyskusja” społeczna na temat prawa do życia poczętych dzieci, na temat aborcji. My, obrońcy życia, tę „dyskusję” nazywamy karykaturą dyskusji, gdyż poza mediami katolickimi i częścią mediów konserwatywno-prawicowych, w potęż-

To fakt naukowy, medyczny, niepodważalny. Dzisiaj tak oczywisty, że podawany jest nie tylko w specjalistycznych naukowych opracowaniach, publikacjach, ale także w podręcznikach szkolnych dla dzieci do klasy V szkoły podstawowej. Pytam: w której telewizji publicznej czy komercyjnej przedstawiono go jasno i precyzyjnie przez 24 lat „debaty” wokół prawa do życia poczętych dzieci? W której gazecie i w którym niekatolickim radiu?

2. Przemilczana definicja aborcji Przez ponad 20 lat „dyskusji” społecznej na temat aborcji w niekatolickich mediach nie spotkałem się z pełną definicją aborcji. Media katolickie wielokrotnie podawały: aborcja to zniszczenie – różnymi metodami – życia człowieka w okresie od poczęcia do urodzenia główki 9-miesięcznego, rodzącego się już dziecka. W Polsce starsze pokolenie ma wpisaną w pamięć 12-tygodniową granicę aborcji. Ilu Polaków wie, że jeszcze w ubiegłym roku w Rosji aborcja oznaczała swobodę zabijania prawie 7-miesięcznych dzieci, a w USA dzisiaj zabijane są w ramach aborcji 9-miesięczne nienarodzone dzieci? Ilu Polaków, którzy nie korzystają z mediów katolickich wie, że w ubiegłym roku Ruch Palikota złożył w Sejmie RP zbrodniczy projekt „dopuszczający” w „wyjątkowych” przypadkach zabijanie 9-miesięcznych dzieci? Jak można ponad 20 lat „dyskutować” o aborcji nie podając jej definicji?!

fot.: www.sxc.hu x2

www.e-tryby.pl


19

3. Przemilczane okrucieństwo aborcjonistów Dlaczego media nie podają tej oczywistości medycznej, że 3-miesięczne (od poczęcia) dzieci, jak i oczywiście te „starsze”, 5-, 9-miesięczne dzieci, mają dalece wykształcony układ nerwowy, reagują na bodźce zewnętrzne, odczuwają ból. Aborcjoniści znieczulają tylko kobiety, dzieci nienarodzone nie! Dzieci nienarodzone nie otrzymują żadnego znieczulenia, są barbarzyńsko zabijane. Dlaczego tylko w mediach katolickich wskazuje się na ten straszliwy paradoks: pies czy kot są bezboleśnie „usypiane” przez weterynarza; poczęte dziecko jest okrutnie zabijane, bez znieczulenia? Za zadanie okrutnej śmierci zwierzęciu w Polsce grozi kara więzienia do 2 lat; za okrutne zabicie nienarodzonego dziecka – żadna!

4. Przemilczane uzasadnienie prawa do życia poczętych dzieci Katastrofa medialna skutkuje tym, że przez ponad 20 lat tzw. „dyskusji społecznej” obrońcy życia tylko w bardzo nielicznych mediach mogli społeczeństwu przedstawić ogólnoludzkie, ponadwyznaniowe uzasadnienie prawa do życia. Przytoczę poniżej to uzasadnienie: „Życie człowieka zaczyna się w momencie poczęcia. To fakt naukowy, niepodważalny, dzisiaj tak oczywisty, że podawany w podręcznikach dzieci do V klasy szkoły podstawowej. Jeżeli życie człowieka zaczyna się w momencie poczęcia to przerwanie tego życia, zniszczenie tego życia, obojętne w jaki sposób, obojętne jaką metodą, obojętne czy to będzie dzień, tydzień, miesiąc, trzy czy siedem miesięcy po poczęciu, będzie zawsze zniszczeniem życia człowieka, czyli mówiąc krótko zabójstwem. Żadne stanowione przez parlament prawo nie może „zezwalać” na bezkarne zabijanie absolutnie niewinnych i skrajnie bezbronnych ludzi – poczętych dzieci.” Proszę zauważyć, że w tym uzasadnieniu nie odwołujemy się do żadnych przekonań religijnych, a wykorzystujemy ogólnoludzką, fundamentalną zasadę etyczną: nie wolno zabijać niewinnych ludzi.

5. Przemilczana dyrektywa W. I. Lenina W czasach PRL-u propaganda komunistyczna atakowała tych, którzy domagali się prawa do życia poczętych dzieci twierdząc, że prawo do życia to prawo wyznaniowe, że katolicy w imię swych przekonań religijnych oczywiście mogą szanować życie nienarodzonych, ale nie mogą drogą ustaw państwowych – obowiązujących wszystkich – narzucać swych przekonań religijnych ateistom czy wyznawcom innych religii. Przemilczali dyrektywę jednego z twórców systemu komunistycznego – zbrodniarza W. I. Lenina. Wypowiedź W. I. Lenina: „domagać się bezwarunkowego zniesienia wszystkich ustaw ścigających sztuczne poronienia” (W. Lenin, Klasa robotnicza a neomaltuzjanizm, w: W. Lenin, Dzieła, Warszawa „Książka i Wiedza” 1950, t.19, s. 231). Trzeba dodać, że Lenin zrealizował swą dyrektywę – swobodę aborcji w Związku Sowieckim już w listopadzie 1920 r. Związek Sowiecki był pierwszym krajem Europy XX w., w którym zalegalizowano zbrodnię aborcji.

TRYBY NR 2(20)/2013

W Polsce w warunkach brutalnego terroru komunistycznego 27 kwietnia 1956 komuniści narzucili realizację dyrektywy Lenina – wprowadzili ustawę aborcyjną, która obowiązywała aż do 7 stycznia 1993 r. Dlaczego przez ponad 20 lat nikt (?) z dziennikarzy potężnych postkomunistycznych, liberalnych mediów czy telewizji publicznej i komercyjnej nie zadał liderom ugrupowań postkomunistycznych oczywistego pytania: dlaczego w III Rzeczpospolitej usiłują drogą ustaw państwowych narzucić całemu narodowi realizację zbrodniczej dyrektywy W. I. Lenina – „swobodę” aborcji? Temat aborcji i dyrektywy Lenina był wielokrotnie poruszany w mediach katolickich, Telewizji TRWAM. Kończąc przytoczę słowa bł. Jana Pawła II wypowiedziane 19 maja 1983 r. na Jasnej Górze. Niech te słowa wyznaczają zasadnicze kryterium oceny ludzi, partii politycznych organizacji krajowych i międzynarodowych, a także mediów. Błogosławiony Jan Paweł II: „Nigdzie indziej Bóg nie uobecnia się we właściwym sobie działaniu wobec człowieka tak radykalnie i nigdzie indziej nie ujawnia się wobec człowieka tak namacalnie, jak w swoim stwórczym działaniu, czyli jako Dawca daru życia ludzkiego. Stąd stosunek do daru życia jest wykładnikiem i podstawowym sprawdzianem autentycznego stosunku człowieka do Boga i do człowieka, czyli wykładnikiem i sprawdzianem autentycznej religijności i moralności.” (Częstochowa, 19 czerwca 1983 r.). dr inż. Antoni Zięba prezes Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka PS. Zachęcam do regularnego korzystania z serwisów: www.fronda.pl, www.niezalezna.pl, www.pro-life.pl


olim piada spor tó w W zabieganym świecie pochylmy się nad samym bieganiem. Jest ono jedną z konkurencji olimpijskich, zaliczanych do lekkiej atletyki. Pozornie powszechną, lecz nie do końca poznaną.

Wolność i swoboda

Michał Chudziński

lecz pierwszą prostą udało się osiągnąć. Spróbowałem więc kolejną i… kolejną. W ten sposób, wytyczając sobie kolejne cele, mimo sporego już zmęczenia (i dyszenia „jak świnia”), udało się przebiec całe drugie okrążenie! Oznaczało to, że przebiegłem prawie 7,5 km. To już jednak była moja górna granica i pożegnałem się z współtowarzyszem biegu, który kontynuował swój trening już beze mnie. Udałem się ciężkim krokiem w stronę domu, zastanawiając się, jak się mogą nazywać te wszystkie mięśnie, które mnie właśnie bolą. Jednak wracałem ze sporą satysfakcją. To było najmilsze doznanie tego treningu.

Chociaż pogoda w tym miesiącu nie sprzyja bieganiu, to jest ono nieodzownym elementem naszego życia – i to niezależnie od pory roku. Choćby do tramwaju czy na trwający już wykład. Mniej lub więcej – biega każdy. Jako sport, biegi mają długą tradycję. Należą bowiem do dyscyplin opartych na naturalnym ruchu. Człowiek pierwotny był zmuszony do biegania, które z biegiem lat zaczął wykorzystywać do bardziej przyjemnych celów i rywalizacji. Tradycyjnie musiałem odbyć „pierwszy” trening biegowy. Sport ten nie jest trenowany w grupach jak inne, lecz przeważnie indywidualnie. Aby odbyć prawdziwy trening, skontaktowałem się ze specjalistami – doświadczonym trenerem oraz byłym zawodnikiem dystansów średnich (800 m i 1500 m). Jak się okazało, nie wystarczy po prostu „iść biegać”, a trening biegowy jest bardziej skomplikowany. Składa się on z pięciu elementów. Są to: tzw. „wybieganie” – czyli bieg ciągły dwa razy w tygodniu po 10–15km, „zakres” – czyli szybszy bieg ciągły 6–10 km raz w tygodniu, bieg interwałowy ze zmianą szybkości tempa raz w tygodniu, trening wytrzymałościowy na siłowni (zimą) lub ćwiczenia biegowe w plenerze, znane jako „skip A”, „skip B”, itd. (latem), a także (przed startami w zawodach) bieganie konkretnych odległości. Na trening wybrałem się z byłym zawodnikiem sekcji lekkiej atletyki AZS AWF Kraków Michałem Koconiem, który obecnie trenuje rekreacyjnie. W jego cyklu treningowym, w tym dniu przypadała kolej na „wybieganie” i właśnie w tym elemencie treningu biegowego wziąłem udział. Jak wiadomo, najlepszym miejscem na bieganie w Krakowie są Błonia, więc tam się udaliśmy. Pogoda w tym dniu wybitnie nie sprzyjała – padał deszcz, a dodatnia temperatura uraczyła nas dużą ilością mokrego śniegu. Jednak dla sportowców pogoda nie może być przeszkodą. Bieg rozpoczęliśmy bez specjalnej rozgrzewki, albowiem w tym rodzaju biegu nie występują nagłe zrywy, które mogą powodować kontuzje. Taki rodzaj treningu biegowego przewiduje pokonanie 10–15 km, które dla mnie www.e-tryby.pl

początkującego biegacza wyglądały bardzo nierealnie. Po cichu liczyłem jednak na osiągnięcie jednego okrążenia Błoń, które wynosi ok. 3,8 km. Gdy ruszyliśmy, stopniowo obniżałem jednak swoje oczekiwania. Już po ok. 700 metrach zacząłem odczuwać lekki ból kostek. Zapewne z powodu braku odpowiedniego obuwia. – Buty są podstawą w bieganiu, amortyzują bowiem stawy i kręgosłup – mówi Michał Kocoń. Biegłem jednak dalej, mimo uciążliwości. Kolejna pojawiła się mniej więcej w połowie okrążenia, czyli po prawie 2 km – oddech stał się dużo cięższy niż na początku. Ale to mnie jeszcze nie zniechęciło. Ukończenie okrążenia stawało się coraz bardziej realne, choć muszę przyznać, że niewiele było w biegu przyjemności. Następną dolegliwością, jaka mnie spotkała, okazał się ból i ciężkość łydek. Za to kostki i oddech sobie odpuściły przeszkadzanie i po chwili udało się osiągnąć upragnione okrążenie! Po zakończeniu okrążenia nie zatrzymałem się jednak. Uznałem że pobiegnę jeszcze tyle, ile dam radę. Przynajmniej do końca „prostej”. Biegło się coraz ciężej,

Z czasem przyjemnych doznań jest więcej, a treningi są mniej uciążliwe. – Przyjemność pojawia się po ok. 2 tygodniach treningów – przekonuje były zawodnik AZS AWF Kraków. – Po pewnym czasie można biegnąc poczuć jakby się stało w miejscu, a świat naokoło się poruszał. Jest to niezwykłe poczucie swobody. Krajobraz się przesuwa, jak gdyby się jechało samochodem. To jest właśnie cała przyjemność biegania, a zarazem niezależność. Można po prostu biec… ale zawsze można się zatrzymać – dodaje. Jest to sport dla osób w każdym wieku, zawsze można zacząć. – Dobrym przykładem jest wielokrotny medalista MP Piotr Klimczak, który zaczął trenować biegi w wieku 21 lat. Biegi pozytywnie wpływają także na nasz organizm, a w szczególności na układ krwionośny i mięśniowy, pozwalają rozładować stres po ciężkim dniu – wylicza zalety trener AZS AWF Kraków Tomasz Brachman. Do uprawiania biegów zachęcają także finanse, które nie są potrzebne aby zacząć. Później można sobie kupić odpowiedni strój i buty, ale w porównaniu z innymi dyscyplinami sportu nie są to znaczące koszty. – Dołączyć do AZS AWF Kraków może każdy, wystarczy opłacić roczną składkę 120 zł oraz ubezpieczenie, a w zamian otrzyma się fachowa opiekę trenerską i bazę treningową – zachęca trener Brachman. Polecam więc ten sport… zwłaszcza pod koniec miesiąca. Więcej sportów oraz zdjęć na olimpiada-sportow.eu

fot.: www.sxc.hu/ espinr

20


m edia pod lupą Jeśli po przeczytaniu artykułu w Internecie pierwsze, co robisz, to czytasz komentarze internautów, ten artykuł jest dla ciebie. Jeżeli przed zakupem jakiegoś produktu kierujesz się informacjami od użytkowników w sieci, ten artykuł również jest dla ciebie. Katarzyna Urban

Spontaniczność

kontrolowana fot.: www.sxc.hu

Nawet 30–40 proc. komentarzy jest produkowanych przez ludzi za to opłacanych – twierdzą eksperci od Internetu.

Z badań firmy Interactive Intelligence wynika, że komentarzami w sieci na temat kupowanych produktów kieruje się trzech na czterech internautów. Niby ok – ma to swoje zalety. Nie poddajemy się wyłącznie reklamom, szukamy opinii użytkowników a nie specjalistów od marketingu, czytamy o konkretnych, nas interesujących parametrach danego produktu a nie tylko tych, za pomocą których produkt jest masowo reklamowany. Wydawałoby się, że same zalety takiego podejścia. Jednak gdy przeczytamy dalsze wyniki badań, z których wynika, że jedynie 3,5 proc. internautów komentuje w sieci konkretne produkty, to już ten optymizm maleje. Dlaczego zdecydowana większość internautów

kieruje się opiniami zaledwie ułamka kupujących? Ale to nie jedyne wątpliwości…

Kto za tym stoi? Wszyscy jesteśmy zmęczeni tradycyjnymi reklamami. Jeśli się tylko da, to ich unikamy, jak choćby pomijając je na Youtube. Mamy świadomość, że ich treść nie jest obiektywnym przedstawieniem rzeczywistości. Wiemy, że za reklamami „ktoś stoi”, ktoś płaci za to, żebyśmy je oglądali. Inaczej jest w przypadku komentarzy użytkowników w Internecie. Z wielu badań wynika, że użytkownik Internetu najbardziej ufa drugiemu userowi. Czy słusznie? I czy ten drugi

Inspektor gadżet Pamiętacie zdjęcia z polaroida? Ten klimat, magia fotografii błyskawicznej znów powraca. Wraz z nowym Polaroidem 300 można mieć zdjęcie w ręce tuż po jego zrobieniu. Powrót do takiego rozwiązania w dobie „niewywoływania zdjęć” zapowiada się ciekawie. Zwłaszcza że cena nie jest wygórowana. www.polaroidusa.pl, cena 359 zł

TRYBY NR 2(20)/2013

naprawdę jest użytkownikiem czy częścią marketingowej machiny? Taką samą jak w telewizyjnej reklamie atrakcyjna aktorka, grająca kompetentną dentystkę. Refleksja o tym, że na oko dwudziestoletnia aktorka wygląda absurdalnie grając dentystkę, która musi przecież odbyć wieloletnie studia, przychodzi dopiero wtedy, gdy przekonany jej, hmmm, kompetencjami konsument zużyje cztery tysiące dwudziestą ósmą tubkę danej pasty do zębów.

Marketing niejawny Gałąź marketingu zajmująca się wizerunkiem firmy i jej produktów na forach internetowych ma swoją nazwę – to tzw. amplifying (z ang. wzmacniający). Firmy, czy agencje PR zatrudniają osoby, które wychwalają w Internecie produkt czy daną usługę. Osoba zajmująca się takim marketingiem może zarobić nawet do 20 tysięcy złotych miesięcznie za umieszczanie odpowiednich komentarzy. Stawki za pojedynczy komentarz są znane, swoją ustaloną cenę ma również codzienne przeczesywanie forów, blogów, portali społecznościowych, by szukać dla danej firmy opinii internautów o jej produkcie. Firma może wtedy na nie reagować zgodnie ze swoimi planami marketin-

gowymi. Nawet 30–40 proc. komentarzy jest produkowanych przez ludzi za to opłacanych – twierdzą eksperci od Internetu. I dodają, że czas najprostszych do zdemaskowania płatnych komentarzy się już kończy. Teraz nie wystarczy napisać, że produkt A jest najlepszy. Pojawiają się bardziej subtelne metody – najpierw na odpowiednim forum wpisuje się niby negatywną opinię o produkcie A. I dopiero w następnym poście, pod innym nickiem (a nawet z innego numeru IP – są do tego odpowiednie programy) neguje się poprzednią opinię. Taki schemat działania sprawia, że działania marketingowe wyglądają dużo bardziej naturalnie.

I produkty, i polityka Tak samo jak płatnymi komentarzami do komercyjnych produktów zajmują się odpowiednie agencje, jak w wielu firmach zajmują się tym pracownicy, tak w partiach politycznych są to np. młodzieżówki partyjne. Dlatego trzeba być ostrożnym również wobec komentarzy dotyczących niekomercyjnych produktów czy usług, także tych dotyczących polityki, idei, światopoglądu. Sięganie po komentarze pod artykułami w sieci jest naturalne, zgodne z podstawowymi zasadami psychologicznymi, mówiącymi o tym, że chcemy wiedzieć, jak myśli większość oraz utwierdzić się w przekonaniu, że to, co sądzimy, jest uznawane za prawdziwe przez innych. To bardzo ludzka reakcja. Jednak czytając komentarze pod artykułami w sprawach społecznych czy politycznych, trzeba mieć świadomość, że one również często, za często, bywają opłacane. Fora, blogi, portale społecznościowe w Internecie są komunikacyjną alternatywą dla mass mediów. Dają użytkownikowi poczucie dużo większej wolności niż w przypadku tradycyjnych mediów, gdy odbiorca może jedynie chłonąć przekaz. Nie są jednak jej oazą.

21


22 idźże, zróbże Co to jest KSAF? Czym się zajmuje i z czym się to je? – Rozwijając skrót – jest to Krakowska Studencka Agencja Fotograficzna, działająca przy Uczelnianej Radzie Samorządu Studentów Akademii Górniczo-Hutniczej. Jesteśmy agencją non-profit, która zajmuje się obsługą fotograficzną praktycznie wszystkich imprez związanych z uczelnią, czyli koncertów, juwenaliów, balów studenckich, konferencji oraz wydarzeń organizowanych przez AGH. Jednak najważniejszą kwestią, jaką się zajmujemy i do której pierwotnie zostaliśmy stworzeni, była pomoc w obsłudze fotograficznej Biuletynu Informacyjnego Studentów AGH.

zostać tylko student – jest to warunek konieczny ze względu na to, że jesteśmy organizacją studencką. Praktycznie może to być każdy, kto uczy się na jednej z krakowskich uczelni. Obecnie do naszej organizacji należy 40 osób, a nabory przeprowadzane są co roku na początku roku akademickiego.

Uchwycić

świat. Subiektywny, ponieważ Czym się inspirujesz robiąc jedna sytuacja może być różnie zdjęcia? – Swego czasu, kiedy interpretowana przez poszczejeszcze uczyłem się fotografii, gólnych obserwatorów. bardzo dużo inspirowałem się autorytetami, m.in. Henrim Jaką fotografią się zajmuCartierem Bressonem w fojesz? Studiujesz na AGH, a to tografii reportażowej, który – Zaczynałem jak więkwydaje się dość daleko od był prekursorem tej dziedziny. szość – od fotografowania fotografii? Przeglądałem fora internenatury, czyli były to pejzaże, – Panuje taki stereotyp, towe, z których starałem się rośliny, fauna, czy martwa że jeżeli ktoś jest fotografem, czerpać po trochu od każdego natura. Obecnie najbardziej to musi kojarzyć się z artypochłonął mnie reportaż, czyli z forumowiczów. Pozwoliło styczną stroną. Mnie także człowiek i jego relacje z drugą mi to zbudować fundament, znajomi bardzo często pytają, na którym obecnie sam mogę osobą. Możemy także wyco studiuję i są zdziwieni, że eksperymentować. różnić kilka innych dziedzin zamiast fotografii – energetytematycznych, np. portret, fotokę. Moim zdaniem kierunek studiów nie powinien blokować grafia artystyczna, makrofoto- Wolisz cyfrowe czy analogowe aparaty? grafia, którymi się interesuję. rozwijania własnych zaintereW swojej misji KSAF AGH – Z sentymentu bardzo ma wpisane szerzenie dobrego sowań. Dodowem na to jest nie często wracam do aparatów tylko KSAF – na AGH prężnie A zrobienie zdjęcia w której wizerunku Krakowa. W jaki analogowych. Generalnie na z tych grup jest najtrudniejdziała chór, jest orkiestra, sposób się to odbywa? co dzień pracuję na aparatach sze? grupa improwizacyjna, radio – Głównie poprzez uczelcyfrowych, jednak od czasu do – Trudno powiedzieć, czy gazeta. nię, jednak jesteśmy coraz czasu biorę ze sobą jeden ze ponieważ na przykład portret bardziej widoczni poza jej mustarszych modeli. pod względem technicznym rami. W zeszłym roku odezwał Czy dla Ciebie fotografia to jest bardzo trudny – choćby sposób na życie? się do nas magazyn „Foto” – kwestia odpowiedniego światła Żałowałeś kiedyś, że w da– To sposób na życie, to w świecie fotografii prestiżowy i pozy modela. Arcytrudne jest nej sytuacji aparat został hobby, a ostatnio także moja miesięcznik, który wyłonił również uchwycenie szczegól- w domu? praca. Jednak przede wszystnas spośród 27 innych agencji – Bardzo często noszę nego momentu z życia zwierząt z całej Polski, aby opisać nasze kim przez fotografię chcę czy interesującej sytuacji, w ja- aparat ze sobą, bo nigdy nie pokazać kawałek siebie. działania. wiem, co mnie spotka po drokiej znajduje się dwoje ludzi dze na uczelnię, w autobusie, w reportażu. Jak zaczęła się Twoja przygo- Czy fotografię możemy zaliczy w tramwaju. Było jednak czyć do sztuki? da z KSAF-em? Jak zrobić dobre zdjęcie? Czy kilka takich sytuacji, w któ– Myślę że fotografia jest – Będąc na pierwszym potrzebny jest do tego sprzęt rych akurat został on na półce sztuką. Przekazuje przecież roku, poszedłem na Targi lub po prostu wyczerpały się za kilkanaście tysięcy? wyższe wartości i dzięki niej Organizacji Studenckich, odw nim baterie. Nie ma jednak – Jest taka anegdota z tym bywające się corocznie w paź- można wyrazić swoje myśli, co dramatyzować, bo okazji do dzierniku. Przeznaczone są one poglądy i opinie. Sztuka ma to związana. Przychodzi znany dla osób, które chciałyby robić do siebie, że lubi być odbierana fotograf do restauracji, a kelner zrobienia dobrego zdjęcia jest całe mnóstwo. chwali go, że robi świetne coś więcej poza studiowaniem. różnie i wszystko zależy od zdjęcia, bo pewnie ma bardzo Ponieważ już wcześniej zajmo- widza. drogi aparat. Fotograf ripostu- Które zdjęcie z Twojej wałem się fotografią, a KSAF kolekcji jest najważniejsze jąc odpowiedział, że kucharz oferowała mi rozwinięcie swo- Bardzo powszechne stały wyśmienicie gotuje, bo pewnie i najlepsze? się programy do obróbki jej pasji, postanowiłem zasilić – Dla mnie bardzo ważne są ma dobre garnki. Aparat zdjęć. Sądzisz, że one barjej szeregi. pierwsze zdjęcia, które się udadziej pomagają, czy szkodzą u fotografa jest podobnym ły i zarazem utwierdziły mnie narzędziem jak Photoshop, w świecie fotografii? W jaki sposób KSAF może w przekonaniu, że mam talent czy inne programy graficzne; – Na pewno jest to dobre pomóc fotografom amatorom? do fotografowania. Ważnym odgrywa swoją rolę, bo nowe – Jesteśmy otwarci na każ- narzędzie, tylko trzeba je zdjęciem jest także to, które technologie stosowane w nich odpowiednio używać. Kiedyś dego. Osoba przychodząca do bardzo ułatwiają życie, ale tak zrobiłem na Ukrainie – barludzie malowali negatywy, nas pierwszy raz może liczyć dzo osobiste dla mnie. Będąc naprawdę wszystko zależy od a teraz postprodukują zdjęcia na pomoc bardziej doświadw komputerach. Trzeba jednak człowieka, fotografującego, bo w wiosce niedaleko Czarnobyla czonych kolegów. Przeważnie zrobiłem zdjęcia pewnej starszej to on naciska spust migawki. pamiętać, że jeżeli przesawygląda to tak, że do pary kobiety, która mnie przyjęła do dzimy, to zatracimy prawdzifotografów wydelegowanych swojego domu, ot tak, mimo że Więc w jaki sposób zrobić np. na bal wydziałowy, dołącza we zdjęcie, a zostanie nam pojechałem tam w ciemno. Tym karykatura tego, co chcieliśmy dobre zdjęcie? nowa osoba, która nigdy nie – Niestety, nie ma na to żad- zdjęciem udało mi się też osiąrobiła takich zdjęć, a chciałaby uchwycić. gnąć pewien sukces fotograficznej recepty. Bardzo ważny jest się nauczyć. Dodatkowo staCzym powinna być fotografia pomysł i świadomość, co chce- ny. Może nie jest ono najlepsze, ramy się co jakiś czas orgamy uchwycić w danym zdjęciu, jakie wykonałem, ale na pewno dla fotografa? nizować warsztaty i wykłady nie mniej ważne jest zaangażo- najważniejsze ze względu na – Powinien to być suo tematyce fotograficznej. wanie i włożenie w to odrobiny sentyment do tamtej przygody. biektywny zapis tego, co siebie i swoich emocji. Sądzę, Kto może wstąpić do Agencji? fotograf czuje, tego co widzi, Dziękuję za rozmowę. że to jest klucz do sukcesu. – Członkiem KSAF-u może jak postrzega otaczający go www.e-tryby.pl


czas Fotografie: Mateusz Wójtów

TRYBY NR 2(20)/2013

Zrobienie dobrego zdjęcia to nie lada sztuka. O tym, jak można się rozwijać artystycznie studiując na uczelni technicznej oraz co jest potrzebne do dobrego zdjęcia w rozmowie z Michałem Wnękiem opowiada Mateusz Wójtów, Prezes Krakowskiej Studenckiej Agencji Fotograficznej.

23



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.