Tryby październik 2013

Page 1

Temat numeru:

T RYBY K A T O L I C K I M I E S I Ę C Z N I K S T U D E N C K I ISSN: 2083-8948

październik Kraków, nr 7(25)/2013

Zarządzanie CZASEM


2

www.e-tryby.pl


od redakcji 3

Październik 2013 T R YB Y

Zjadłabym se sznekę z glancem. W podpoznańskim miasteczku, z którego pochodzę, kupowałam ją w tradycyjnej piekarni, takiej z ojca na syna. Niestety, w Krakowie, gdzie mieszkam od dziewięciu lat, nikt o sznekach z glancem nawet nie słyszał… Z radością i sentymentem witam Was po długiej, wakacyjnej przerwie. Szczególnie serdecznie i ze szczególnym sentymentem chciałabym się przywitać z poznaniakami, bo ku mojej wielkiej radości w nowym roku wskakujemy do kolejnego miasta. Na razie rozgościmy się na Politechnice Poznańskiej, a co dalej – zobaczymy. Od października czytają nas więc studenci trzech stolic: stolicy Królów Polskich, stolicy-stolicy oraz stolicy Wielkopolski. Brzmi dumnie. Żeby wyeliminować ryzyko ewentualnych nieporozumień, jeden z tematów numeru poświęcimy językowi polskiemu – gwarze, regionalizmom, wychodzeniu na dwór i na pole. Rozstrzygniemy, czy marchewkę wozi się na taczce czy na taczkach – kiedyś żywo dyskutowaliśmy o tym na kolegium redakcyjnym – oraz czym się różnią spinacze od klamerek.

Jednak nie jest to temat tak palący, żeby zajmować się nim już w październiku. Na ten miesiąc przygotowaliśmy dla Was sporo tekstów o modnym dziś zarządzaniu sobą w czasie. Dowiecie się, jak nie marnować uciekających minut oraz – a to może Wam się nie spodobać… – że nie warto się uczyć na ostatnią chwilę. Nie stawiamy się w roli mentorów i nauczycieli, bo często nie dorastamy do ideału. Wiemy natomiast, że warto. To tak jak z wyjściem do restauracji. Kiedy niezamożny student idzie raz na ruski rok do ekskluzywnego lokalu i ma w nim zostawić pięć dych za danie dla jednej osoby, długo się zastanawia, co zamówić, bo żal byłoby zmarnować tyle pieniędzy na coś, co nie będzie mu smakowało . Skoro tak często mówimy, że czas to pieniądz, to czy z równie wielką uwagą nie powinniśmy układać swoich harmonogramów? Życzę Wam ambitnych planów i tego, by wpisały się w Boski Plan Zbawienia. Przyjemnej lektury i dużo sukcesów w nowym roku akademickim!

temat numeru:

Zarządzanie czasem

4–8

Doba dopięta na ostatni guzik Ćwiartka szczęścia Szufladkuj swoją wiedzę Im więcej, tym lepiej Zakuj, Zdaj, Zapamiętaj Czy Pan Bóg śmieje się z naszych planów? rozmowa z charakterem Ks. Krzysztof Porosło

9–11

idźże, zróbże w trybach historii Aktywność Polaków w III RP

13

inżynier ducha Rowerem do nieba

14

encyklopedia wiary Jesteś święty!

15

portret Programista od piosenek

16

ona i on Pożegnać mamę i tatę

17

wywiad 18 Spróbować wskazać na Niego olimpiada sportów Zapasy

19

misz-masz / z kulturą

20–21

ogarnij się 21 Dwadzieścia kroków do lepszego jutra pro-life

22–23

współpraca

Redaktor naczelny: Magdalena Guziak-Nowak Asystent kościelny: ks. Rafał Buzała Sekretarz redakcji: Agata Gołda Marketing: Marcin Nowak – promocja@e-tryby.pl Zespół redakcyjny: Michał Chudziński, Marta Czarny, Magdalena Indyka, Karolina Mazurkiewicz, Iwona Sidor, Dominik Sidor, Marek Soroczyński, Michał Wnęk DTP, foto: Marcin Nowak Okładka: www.pixabay.com/geralt Druk: Printgraph Brzesko

TRYBY NR 7 (25)/2013

Adres redakcji: ul. Wiślna 12/7, 31-007 Kraków Data zamknięcia numeru: 8 października 2013 r. Nakład: 7 000 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów. www.e-tryby.pl biuro@e-tryby.pl Wydawca: Orły Małopolski Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej

reklama

tel.: 784 902 140


4 temat numeru // ZARZĄDZANIE CZASEM

DOBA DOPIĘTA NA OSTATNI GUZIK Bóg dał nam różne twarze, cechy, umiejętności i talenty. Jedyne czego dał nam po równo to czas. Doba Alberta Einsteina trwała dokładnie tyle samo co twoja. To, jak ją wykorzystasz, zależy tylko od ciebie. MARTA CZARNY

fot. archiwum

H

asło „zarządzanie” pojawia się od jakiegoś czasu dość często nie tylko w środowisku branżowym. Termin ten stał się modny przede wszystkim wśród studentów oraz właścicieli firm, którzy uwielbiają łączyć ten rzeczownik z hasłami takimi jak projekty, ludzie, koszty, ryzyko. Niektórym wydaje się, że zarządzać można wszystkim a w dodatku każdy może to robić. Nic bardziej mylnego. Zarządzanie jako dziedzina połączona ściśle z planowaniem, nadzorem i motywowaniem (siebie i innych) opiera się na twardych zasadach, których znajomość potrafi bardzo ułatwić życie.

Po co zarządzać czasem? Aby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zarządzanie czasem jest potrzebne, warto zastanowić się, ile obowiązków mamy do wykonania każdego dnia oraz czy zawsze wykonujemy je wszystkie z należytą uwagą. Dobre zorganizowanie to umiejętność, z którą nikt się nie rodzi. Niektórzy dzięki www.e-tryby.pl

„Odkładanie na później to największy złodziej. Kradnie twój czas, sukcesy, cele, życie” Brian Tracy swoim rodzicom mają wyrobiony mechanizm planowania i gospodarowania swoim czasem tak, aby wystarczało go na wszystko, a może i jeszcze trochę zostawało na szalone, nieprzewidziane sytuacje. To ogromna zaleta, jeśli jesteś w gronie tych osób. Większość z nas niestety nie ma tej umiejętności i stara sobie układać wszystkie obowiązki po swojemu, według swojego rytmu. „Zapamiętam”, „obiecuje, że tym razem nie zapomnę”– oczywiście można w taki sposób podsumować zarzą-

dzanie czasem i całą jego ideę wrzucić do śmietnika. Niestety ludzki mózg jest w stanie przyjąć ograniczoną ilość informacji w ciągu doby, dlatego nawet najlepsi nie są w stanie zapamiętać wszystkiego, a nawet jeśli to przez obciążenie umysłu tracą możliwość odpoczynku, gdy przychodzi na niego pora.

Kilka kroków do dobrych nawyków Najpopularniejszą metodą porządkowania spraw jest metoda karteczkowa. Na małych, żółtych karteczkach zapisujemy różne myśli, plany zakupów czy ważne daty. Obklejają one potem lodówkę, lustro a czasem zaśmiecają torebkę. Mimo swojej popularności nie jest to dobry system, ponieważ bardzo łatwo taką karteczkę zgubić, zalać lub zniszczyć. Zamiast tego warto zaprzyjaźnić się z internetową stroną RememberTheMilk.com. Jest to podręczny kalendarz, w którym można tworzyć dowolne zakładki, wpisywać zadania do wykonania i określać ich daty.


temat numeru // ZARZĄDZANIE CZASEM 5 System poprzez e-mail lub SMS codziennie będzie przypominał, co jeszcze zostało do zrobienia. Dodatkowo aplikację można darmowo pobrać na telefon, mieć swój podręczny kalendarz zawsze przy sobie i działać! Do zarządzania czasem warto przenieść techniki metody SCRUM (metodyki w zarządzaniu projektami). W tym systemie działania nazwane są ceremoniami, które mają wyznaczony czas na wykonanie i pod żadnym pozorem raz ustalony termin nie może ulec zmianie. To bardzo cenne, aby właśnie tak robić – dostosować czas potrzebny do uzyskania oczekiwanych wyników i bardzo ściśle go przestrzegać. Dzięki temu staniemy się bardziej efektywni. Przy długoterminowych planach, których przygotowania odbywają się etapowo (np. wesele) warto zapoznać się z programem MS Project. Co prawda nie jest on intuicyjny i podejście do pracy w nim wymaga wdrożenia instrukcji czy innego szybkiego kursu, jednak jest to narzędzie niezastąpione przy planowaniu dużych projektów. Dzięki zawartym wykresom widać m.in. zadania od siebie zależne czy krytyczne. To bardzo ułatwia długoterminowe planowanie.

Najlepszy czas na działanie jest teraz! Aby dobrze odszukać w swojej pamięci obowiązki do wykonania i marzenia do spełnienia warto zrobić „Listę 100”. Wykonanie jej nie zajmuje dużo czasu, a gdy te sto rzeczy mają status „do zrobienia”, pozostanie tylko sukcesywne wykonanie ich i zbliżanie się do upragnionego celu. Nie zastanawiaj się, czy możesz coś zrobić i czy masz ochotę to robić, tylko to zrób. Z czasem wykonywanie nawet znienawidzonych czynności wejdzie w twój nawyk i stanie się częścią dnia. Uporządkowanie wszystkich zajęć pomaga zachować przejrzystość i bardzo odciąża umysł. Nie trzeba tracić nerwów na ciągłe myślenie o ważnych rzeczach do wykonania. Można swobodnie planować przyszłość, bo wszystkie marzenia, które są zapisane, zmieniają nasz sposób myślenia o nich. Nie są już tylko marzeniami, ale stają się celami, do których warto dążyć w poukładany sposób.

Szerzej o zaprezentowanych w artykule metodach zarządzania czasem oraz o tym jak sprawić, by marzenia stawały się bliskie spełnieniu, możesz przeczytać na stronie Edyty Zając, która zainspirowała mnie do napisania tego artykułu. www.lifeskillsacademy.pl

Ćwiartka szczęścia Jeśli sam nie zaplanujesz swojego czasu, „bądź spokojny”, na pewno ktoś inny zrobi to za ciebie. MARciN NOwAK

pilne i WAżNE

niepilne i WAżNE

moje sprawy kryzysowe

zarządzanie samym sobą zapobieganie planowanie rekreacja szukanie możliwości budowanie relacji

sprawy naglące sprawy „na wczoraj” „gaszenie pożaru”

pilne i nieważne

1

2

3

4

niepilne i nieważne

rozpraszacze i cudze priorytety

pożeracze czasu

niektóre telefony błahe sprawy „na już” niektóre spotkania

przyjemności złodzieje czasu siedzenie w sieci bez celu

Z

arządzanie swoim czasem, a właściwie „sobą w czasie” to podstawa skutecznego działania. Zasady są proste jak powyższy schemat... jednak wcielenie ich w życie stanowi nie lada wyzwanie. Na początek warto znaleźć chwilę, by w ciszy przyjrzeć się swojemu czasowi pod kątem ważności i pilności. Można po prostu wpisać w ww. schemat to, co się robi w ciągu dnia i ile to zajmuje mi czasu. Wtedy widać czarno na białym, czy jesteśmy twórcami i sami kierujemy własnym życiem, czy może raczej bliżej nam do biernych widzów, którzy tylko „lajkują” osiągnięcia innych. Najtrudniejszy, ale najważniejszy jest pierwszy krok. Każdy chce osiągnąć sukces, ale wymaga on czasu i pracy. Nikt, kto chce przebiec maraton, nie zaczyna treningu na trzy dni przed.

Podobnie jest z innymi sprawami. Trzeba zmienić swój schemat na taki, w którym dominują zajęcia z ćwiartki 2 (pomarańczowej). Na początek warto wyłączyć rozpraszacze. Obecnie chyba największymi są Facebook, e-maile i surfowanie bez celu w sieci. Te ważne narzędzia stają się głównym motywem życia, zamiast być narzędziami. Spróbuj wyłączyć komputer, a zobaczysz... że będziesz miał „problem” jak wykorzystać czas. Ale tylko wtedy masz szansę być twórcą, zrobić coś konkretnego, co ma prawdziwą wartość. Można przeżyć przygodę, opisać ją, a zdjęcia wrzucić na „fejsa”, a moża siedzieć i cały dzień lajkować przygody innych. Co wolisz? Warto się nad tym zastanowić i żyć swoim życiem, a nie dać się nieść życiem innych.

„życie mnie niesie”

„żyję swoim życiem” zarządzanie czasem

TRYBY NR 7 (25)/2013


6 temat numeru // ZARZĄDZANIE CZASEM

Szufladkuj swoją wiedzę KAROliNA MAZuRKiEwicZ

N

iestety, ale prawdą jest, że większość z nas swoją naukę odkłada na ostatnią chwilę, przez co nie przesypia nocy przed egzaminem. Wydaje nam się, że tak będzie lepiej, bo po pierwsze: więcej zapamiętamy, a po drugie: po co spać, skoro można położyć się już po egzaminie? Nic bardziej mylnego.

Spać czy się uczyć – oto jest pytanie

Wytrenuj swój mózg Podczas pewnych warsztatów usłyszałam bardzo mądrą rzecz – należy nauczyć swój mózg, by stał się naszym osobistym budzikiem. Jeśli ustalimy sobie konkretną godzinę, o której codziennie, bez względu na dzień pracujący czy wolny, będziemy wstawać używając budzika, to nasze ciało nauczy się samo budzić o tej wybranej godzinie. Nieprawdopodobne, a jednak realne. Po pewnym czasie nie będziesz musiał używać głośnego zegara do pobudki. Ważne, by również kłaść się spać o jednej porze.

Drzemka – ważny moment dnia Wspomniana wcześniej drzemka ma na nasz organizm zbawienny wpływ. Nie tylko poprawia samopoczucie, ale również zwiększa efektywność zapamiętywania, czyli uczenia się. Ważny jest tu czas drzemki. Ten mały i miły odpoczynek nie powinien przekraczać 45 minut. Wtedy nasz organizm jeszcze nie wkroczy w fazę snu głębokiego, przez co nie będziemy zmęczeni, ale odświeżeni i zregenerowani. Pamiętaj – unikaj długich drzemek.

który sprawia, że dostajemy kopa do pracy. Dzięki niej jesteśmy w stanie funkcjonować, gdy wstajemy rano. Niektórzy nawet nie ruszają się z domu nie wypiwszy uprzednio kubka czarnej jak smoła kawy. Jak korzystać z tego wspaniałego napoju podczas nauki? Niestety najczęściej wypijamy hektolitry na dzień przed egzaminem i popijamy napojami energetycznymi, następnie uczymy się całą noc bez grama snu. Straszne! Przede wszystkim organizm nie jest w stanie przyjąć takiej ilości kofeiny, a taka dawka jest wręcz zabójcza. Pożądane działanie kawy, czyli dostarczenie energii i chęć do pracy następuje po 30 minutach od jej wypicia. Warto zaraz po jej spożyciu pomyśleć o krótkiej drzemce. Nasz organizm w naturalny sposób przebudzi się po 30–45 minutach. Taki krótki odpoczynek to pożytecznie wykorzystany czas na regenerację ciała. Dzięki temu dostarczymy trochę snu, a potem skupimy się na wytężonej nauce.

Pamiętaj – planuj swoją naukę Nic jednak nie zastąpi regularnego i zdrowego snu. Dlatego, zanim na dobre rozpoczniemy naukę na studiach, pomyślmy, jak rozplanować pracę, by podczas sesji nie dochodziło do kryzysowych sytuacji bez snu. Tylko od nas zależy, jak będzie wyglądał nasz dzień i jak wykorzystamy dany nam czas.

Kawa – dobra czy zła przy nauce? Kawa to eliksir,

fot. www.sxc.hu

Sen podczas nauki staje się jeszcze bardziej niezbędną częścią życia, niż przy normalnym funkcjonowaniu człowieka. Chyba nie trzeba mówić, że naukę najlepiej rozplanowywać na dłuży czas, a nie pozostawiać na ostatnią chwilę. Systematyczna praca daje więcej, bo możemy sobie na spokojnie wszystko przeczytać, a później powtórzyć, poza tym nie siadamy z myślą: „ O mamo, ile nauki”. Jednak jaką rolę w tym wszystkim odgrywa sen? Bardzo ważną. Sen ma regeneracyjny wpływ zarówno na nasze ciało, jak i na pamięć oraz pracę mózgu. Brak snu jest bardzo niekorzystny przy zapamiętywaniu. Bez odpoczynku jesteśmy rozdrażnieni, rozkojarzeni i po prostu – senni. Warto w tym wypadku przypomnieć sobie pewne zjawisko. Pamiętacie, gdy byliśmy małymi dziećmi, a do szkoły był zadany wiersz na pamięć? Pod wieczór podczas nauki bardzo trudno było nam powtórzyć choćby jeden wers, a rano, zaraz po przebudzeniu, mogliśmy wyrecytować całość bez jednego zająknięcia. Tak sen wpływa na naukę. Podczas odpoczynku mózg szufladkuje wiedzę nabytą, dzięki czemu później jest w stanie z niej w łatwiejszy i efektywniejszy sposób korzystać. Dlatego spanie w nocy, jak również krótkie drzemki w ciągu dnia są bardzo

ważnym elementem nauki do egzaminu. Proces uczenia się będzie wtedy bardziej efektywny i przyjemniejszy. A jeżeli ktoś śmieje się z was, że podczas sesji dużo śpicie, powiedzcie – to właśnie jest nauka.

www.e-tryby.pl


fot. archiwum prywatne

temat numeru // ZARZĄDZANIE CZASEM 7

tym lepiej

Im więcej,

Zakuj, zdaj,

z

apamiętaj

czyli jak i dlaczego zerwać z nauką na ostatnią chwilę. GABRiElA Dul

Zarwane noce, litry wypitej kawy, zmagania z uciekającym czasem... i nie zawsze satysfakcjonująca ocena w indeksie. Dla części studentów nauka na ostatnią chwilę, tuż przed egzaminem, stała się sesyjną tradycją.

Dwa lata temu stuknęła mu „trzydziestka”. Dziś przyznaje, że jednym z najlepszych okresów jego życia były studia. wycisnął z nich, ile się da. MAGDAlENA GuZiAK-NOwAK

Portrety ludzi, którym się udało – czyli którzy są szczęśliwi, robią to, co lubią i żyją w zgodzie z wyznawanymi wartościami – są dziś na wagę złota. Choćby po to, by zaleczyć jesienną depresję wywołaną komentarzami „A po co ci studia? I tak nie znajdziesz roboty”. Rafał Siwek pochodzi z Hajnówki niedaleko Białowieży – Puszczy Białowieskiej. Tam ukończył technikum mechaniczne, a magistersko-inżynierski dyplom obronił w Katedrze Automatyki i Robotyki na Politechnice Białostockiej. Tytuł naukowy przyniosła mu praca na temat środowiska programowania robota LEGO Mindstorms. Dziecięce pasje, jakimi było majsterkowanie w piaskownicy i budowanie z drewnianych klocków, stały się później pomysłem na własną firmę – od 2010 r. dowodzi ROBOTEAM’em – małym biznesem, w którym główną działalnością są warsztaty z robotyki dla dzieci i młodzieży. Jednak to nie własna firma jest największym powodem do dumy. W lokalnym środowisku, a potem w całej Polsce, Rafał dał się poznać jako lider z prawdziwego zdarzenia. Wokół bliskiej mu idei skupił kilkaset młodych ludzi. W 2007 r. został wybrany na prezesa Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Diecezji Drohiczyńskiej, a trzy lata później został szefem struktur ogólnopolskich. Do stowarzyszenia należało wówczas ok. 30 tys. osób. Tylko w swojej diecezji we współpracy z przyjaciółmi z KSM-u założył 30 nowych oddziałów. Bardzo nowatorskim i odważnym pomysłem było powołanie w podlaskim Drohiczynie działalności gospodarczej. Tamtejszy KSM został właścicielem spółki „Orły z Podlasia”, a cały wypracowany zysk przeznaczał na rozwój życia religijnego i kulturalnego młodych ludzi z terenów wiejskich. Czasem trudnych TRYBY NR 7 (25)/2013

we współpracy, bo – jak przyznaje Rafał – dziś wszyscy od razu chcieliby być prezesami. Spółka, którą założył – mimo że on sam formalnie nie należy już do stowarzyszenia (członkostwo wygasa po ukończeniu 30. roku życia) – działa do dziś. Główne gałęzie jej działalności to transport osób autokarem i busami (wycieczki, kolonie, wyjazdy prywatne), transport rzeczy, kolportaż prasy, wynajem kajaków i organizacja spływów kajakowych, handel dewocjonaliami oraz sprzedaż usług reklamowych. Choć spółka ma zyski, nikt nie postrzega jej jak „żyłę złota”. – Nie patrzę na naszą działalność przez pryzmat kopalni, a raczej górników, którzy w niej kopią. Wszyscy, którzy działają i pracują w stowarzyszeniu są tym złotem – mówi. Jednym z warunków sukcesu – jakkolwiek go rozumiemy – jest umiejętność zarządzania czasem. Bez dobrego harmonogramu życie kilkuosobowej rodziny jest jednym, wielkim chaosem. Studiowanie bez planu kończy się gorączkowym wkuwaniem do egzaminów i zarywaniem nocy. A brak dyscypliny w pracy zawodowej na pewno nie doprowadzi nas do awansu. Starszy kolega Rafał Siwek radzi: – Wiele osób twierdzi, że im więcej mamy obowiązków, tym lepiej potrafimy się zorganizować. Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Pamiętam, jak podczas wykładów na studiach wychodziłem z sali albo odbierałem telefon pod ławką, żeby zapisać młodzież na rekolekcje. Pomijając fakt, że było to trochę nieeleganckie w stosunku do wykładowców, stało się dla mnie wielką szkołą życia. Działalność w NGO-sie, a w moim przypadku był to KSM, nauczyła mnie brać z życia to, co najlepsze. I najważniejsze – była lekcją, co robić, aby czas nie przeciekał mi przez palce.

Może jednak warto zmienić dotychczasowe nawyki? Powodów ku temu jest co najmniej kilka, większość ma jednak wspólny mianownik – aby proces przyswajania wiedzy okazał się skuteczny, niezbędne są odpowiednie zasoby czasu do rozdysponowania. Optymalny czas nauki jednej partii materiału powinien wynosić ok. 45 minut, po których należy zrobić kilkuminutową przerwę. Wielogodzinna nauka jest nieefektywna, ponieważ przeciążony umysł znacznie słabiej przyswaja kolejne dawki informacji. Warto zatem zaplanować również przerwy dłuższe i mądrze je wykorzystać – spacer, wietrzenie pomieszczenia (niedotlenienie osłabia koncentrację), drzemka – ważne, by odprężyć umysł i ciało. Czasu potrzebujemy też na powtórki, które są konieczne, by informacje nie uleciały tuż po ich opanowaniu, a mogły na dobre zadomowić się w pamięci długotrwałej. Przyjmuje się, że materiał powinno powtarzać się zaraz po nauce, a potem kolejno po upływie godziny, doby, 48 godzin itd. Istotne jest więc w naszym planowaniu zarówno wygospodarowanie ,,dodatkowego” czasu na same powtórki, jak i rozpoczęcie ich wystarczająco wcześnie, by przyniosły oczekiwane efekty. Doskonałym utrwalaczem wiedzy jest także sen. Kiedy śpimy, nasz mózg dalej zaabsorbowany jest przyswajaniem wiedzy, ponieważ w procesie konsolidacji utrwala ślady pamięciowe (umiejętności, doświadczenia), nabyte w stanie czuwania. Nieprzespane noce zaburzają proces kodowania informacji i kształtowania pamięci długotrwałej. Ostatnim czynnikiem, o jakim nie możemy zapominać, jest stres, który wzrasta w sytuacji napięcia. Wpływa on podwójnie negatywnie na naukę. Z jednej strony redukuje naszą zdolność odtwarzania opanowanej wiedzy, powodując „białe plamy” w pamięci, z drugiej zaś obniża koncentrację, spowalnia proces przyswajania materiału czy powoduje złą kondycję psychofizyczną. Jest jeszcze jeden argument przemawiający za rozpoczęciem przygotowań wystarczająco wcześnie... Może się okazać, że temat tak nas zaintryguje, że będziemy chcieli doczytać wciąż więcej i więcej…


8 temat numeru // ZARZĄDZANIE CZASEM

Czy Pan Bóg śmieje się z naszych planów? SARA RyNOwSKA

J

eśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz Mu o swoich planach na przyszłość. Ile razy w swoim życiu każdy z nas usłyszał te słowa? Ile razy musieliśmy przyznać, że „coś w tym chyba jest”, skoro po misternie poczynionych przygotowaniach plany nie pokryły się z rzeczywistością? Znamy proroka Jonasza. Zapewne miał on plany dotyczące swojego życia i jako człowiek uparty z pewnością dążył systematycznie do ich realizacji. Jahwe jednak miał własny plan: „Wstań, idź do Niniwy – wielkiego miasta – i upomnij ją, albowiem nieprawość jej dotarła przed moje oblicze” (Jon 1,2). Nikt nie lubi, kiedy ktoś burzy jego wizję, a że nasz bohater raczej nie stanowił wyjątku, postanowił uczynić rzecz najprostszą pod słońcem: uciec. Mógł? Mógł. Jako człowiek miał przecież wolną wolę. Cóż z tego, skoro Bóg odnalazł go w jego „pielgrzymce”? Jonasz widzi, że na nic nie zda się postępowanie wedle własnej woli. Gniew, jaki go opanował z tego powodu, stał się trudny do poskromienia. Wolał umrzeć niż widzieć swych wrogów szczęśliwych z powodu odpuszczenia win przez Pana. Czyj plan został zrealizowany? Z dużym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że nie ten Jonaszowy. Czy Bóg się śmiał? W końcu dopiął swego… Śmiem twierdzić, że każdy z nas ma w sobie takiego Jonasza. Jak często preferuję własną wizję przyszłości? Zuchwale powiem: zawsze. W swoich planach jestem pewna siebie, znam (a raczej myślę, że znam) to, co będzie za kilka, kilkanaście lat. Będę szczęśliwa, odniosę sukces w życiu zawodowym, prywatnym, finansowym. I… falstart. Nic z tego, co chwilę coś odbiega od pierwotnego kształtu autorskiego scenariusza, wali się, pali, w najlepszym razie radykalnie zmienia i przewraca życie do góry nogami. Myślę: coś jest nie tak, może ten plan nie jest taki dobry, albo w ogóle całkiem nierealny, nieprzemyślany… Co wtedy robić? Przyznać się do porażki? Udawać,

www.e-tryby.pl

fot. www.sxc.hu

że nic się nie stało? Poczciwy Fredrowski Rejent Milczek miał na to swoją cudowną receptę: Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba. Wola nieba. Wola nieba? Zupełny brak konkretu. Wola Boga… brzmi lepiej. Boży Plan. Odbywając rekolekcje wielu z nas usłyszało tę myśl, która mówi, że dla każdego człowieka Bóg ma specjalny Plan. Oportuniści tacy jak ja od razu czują wewnętrzny bunt. Co to, to nie, nikt mi życia nie będzie planować! Drodzy buntownicy, zostawmy na minutkę naszą dumę nieco z boku i zastanówmy się nad znaczeniem idei Bożego Planu. Po pierwsze, dlaczego „Planu”, a nie „planu”? Bo „Plan” to Zbawienie, Niebo, życie wieczne. Czyli ważny jest cel ostateczny: zjednoczenie z Nim w wieczności. Plan Zbawczy. To już brzmi całkiem dobrze. Myślę, że Bóg może i ma jakieś własne propozycje (z racji tego, kim Jest, pewnie same dobre), ale bardziej szczegółowy „plan” egzystencji na ziemskim padole pozostawia nam, darząc łaską w potrzebie. Chcąc dać nam „fory” w zapasach z życiem postanowił więc sprezentować każdemu powołanie. Powołanie. Słowo, które dla większości ludzi stanowi synonim wstąpienia do seminarium duchownego bądź zakonu. Owszem, jest to bardzo szczególny rodzaj powołania, ale – co z przykrością muszę stwierdzić – z zawrotną wręcz częstotliwością zapominamy o tym, że pojęcie to ma szerszy zakres. Co właściwie oznacza? Bóg głupi nie jest i wie, że jeśli człowiek nie dostanie jakichś „klocków”, w których układaniu byłby całkiem nienajgorszy, stanie się kimś zgorzkniałym, a co za tym idzie – nieszczęśliwym (a tego raczej nie chce). Dał więc każdej osobie jakiś dar, talent, cechę charakteru, rodzaj szczególnego upodobania do konkretnej dziedziny. Tym właśnie, ogólnie rzecz ujmując, jest powołanie – naszą życiową „specjalizacją”, którą według naszych zdolności otrzymaliśmy od Boga zadaną. I tak jedni mają zdolności do bycia wybitnymi matematykami, inni mu-

zykami, jeszcze inni pisarzami, lekarzami... Każdy ma swoje własne POWOŁANIE. Nie oznacza to wcale, że jesteśmy zdeterminowani przez cokolwiek (kogokolwiek). Po prostu dzięki temu darowi, łasce, mamy się czego „uczepić”, znajdujemy pasję, oddychamy pełną piersią (chyba że ktoś ma powołanie do bycia zawodowym nurkiem lub kosmonautą, wtedy chyba wygląda to trochę inaczej). Jak rozpoznać i rozsmakować się w tym wołaniu? Tutaj znowu ukłon w stronę buntowników z natury, którym serce z przerażenia podchodzi do gardeł: trzeba schować butę do jednej kieszeni, z drugiej wyciągnąć pokorę i pomodlić się. Czasem pokłócić. Warto. Nawiązując do tematu tej krótkiej refleksji: czy Bóg się śmieje z naszych planów? Cóż… Sądzę, że niejednokrotnie wręcz „zrywa boki”. Może nawet śmieje się do łez! Człowiek istota śmieszna, pożyteczny i niezgłębiony „materiał” do rozrywki. Mam jednak wrażenie, że nie jest to rechot złośliwego koleżki, który tylko czeka na nasze potknięcie, żeby się móc ponabijać i tym sposobem rozładować własną frustrację. Nie chce mi się wierzyć, że tak mogłoby być. Uważam, że to raczej śmiech dobrotliwego rodzica, który zna swoje dziecko i jego ograniczenia, a co za tym idzie – zdaje sobie sprawę z tego, że dziecko potrzebuje czasu, aby uczyć się na własnych błędach. Co więcej, jestem przekonana, że warto spojrzeć na siebie z dystansem i pośmiać się razem z Nim. Ktoś powiedział, że szczęśliwy jest człowiek, który potrafi śmiać się z samego siebie, bowiem będzie miał ubaw przez całe życie. Całkiem trafna myśl, tak to widzę. Na koniec dodam jeszcze tylko krótką myśl. Planować należy, to rozumne i głęboko uzasadnione, i potrzebne. Co do szczegółowych planów, nikomu nie będę doradzać, bo to się niestety często źle kończy (nie ma się co oszukiwać). Jedyna moja rada dotyczy planu ostatecznego: niech będzie nim Niebo. Plan Zbawienia. „Kto wytrwa do końca, będzie zbawiony” (Mk 13,13b). Z tego Pan Bóg nie będzie się śmiał.


rozmowa z charakterem 9

Bierzcie i gryźcie

To Pan Bóg ma mówić w czasie liturgii, na zasadzie, że jeżeli On powiedział do mnie jakieś słowo w czasie Mszy św., to nie będę wymyślał i stawiał się ponad Nim – nie tylko o dobrych kazaniach opowiada ksiądz Krzysztof Porosło. ROZMAwiA MicHAŁ wNĘK

fot. www.sxc.hu

Na początek pytanie od koleżanek. Czy w kościele może siedzieć z nogą założoną na nogę? – Wszystko można w kościele robić tylko podstawowe pytanie brzmi: czy warto? Czy w ten sposób moja postawa coś zakomunikuje, coś, co chciałbym powiedzieć Panu Bogu? Tak naprawdę wszystkie gesty, postawy, mój ubiór, mają powiedzieć kim dla mnie jest Bóg. Czy, aby na pewno postawa założonej nogi na nogę mówi, że Bóg jest dla mnie kimś naprawdę ważnym? Rozmawiamy o postawach w kościele, więc czy istnieje jakiś przepis stwierdzający, że Msza jest nieważna właśnie ze względu na postawę, jaką ktoś prezentuje w kościele? – Precyzując, trzeba wyjaśnić trzy pojęcia: nieważności, niegodziwości i nieowocności. Msza jest nieważna, gdyby została odprawiona przez osobę świecką, a nie przez właściwego szafarza, czyli ważnie wyświęconego kapłana. Drugą sytuacją jest brak materii, czyli chleba i wina zmieszanego z wodą. Gdyby np. ktoś wziął pepsi i próbował odprawiać Mszę, wtedy będzie ona nieważna. Ostatnią sytuacją jest brak odpowiedniej formy, czyli nie zostaje użyta zatwierdzona modlitwa eucharystyczna, a co za tym idzie, nie są wypowiedziane słowa ustanowienia. Drugim wymienionym elementem jest niegodziwość. – W tym wypadku Msza się odbywa i jest ważna, ale dokonuje się ona w konTRYBY NR 7 (25)/2013

tekście osobistego grzechu osoby, która tę Mszę celebruje. Ma to miejsce, kiedy ksiądz odprawia ją w grzechu ciężkim, specjalnie i celowo łamie przepisy liturgiczne lub robi to pospiesznie, pomijając niektóre obrzędy, tym bardziej, kiedy jest w karze kościelnej np. w karze suspensy. Trzecim przypadkiem jest nieowocność Mszy. Msza jest ważna, ksiądz godziwie ją odprawił, ale we mnie jako uczestniku liturgii nie ma dyspozycji do tego aby przyjąć łaskę. Dzieje się tak, kiedy uczestniczymy we Mszy w grzechu ciężkim, podchodzimy do niej lekceważąco lub brakuje nam wiary. To od niej tak naprawdę zależy, czy owoce Eucharystii do mnie docierają. Czym dla katolika powinna być Msza św.? Taka najbardziej katechetyczna definicja mówi o Mszy jako o uobecnieniu Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. Wspominamy zbawcze wydarzenia, które dzisiaj są dla nas zbawczo skuteczne. Oczywiście one nie dokonują się na nowo, bo historycznie dokonały się tylko raz, ale cała łaska, cała skuteczność Zbawienia płynąca z tych wydarzeń teraz, kiedy celebrujemy liturgię, jest wspominana i obecna, aby dotarła do mojego życia. Patrząc na to od drugiej strony, Eucharystia jest nam przede wszystkim dana, abyśmy zostali przemienieni. Pierwsza przemiana to oczywiście przemiana wina i chleba w Krew i Ciało Chrystusa, ale dzięki tej pierwszej następuje druga przemiana: ci, którzy przyjmą

Komunię, zostaną przemieni i staną się jednym ciałem w Chrystusie. Zostaną do Niego upodobnieni. Gdyby Ksiądz mógł wymienić, jakie są największe i najczęstsze błędy popełniane podczas Mszy wśród wiernych? Odprawiając Mszę raczej nie patrzę na wiernych w kontekście błędów, są jednak takie rzeczy, na których by mi zależało. Chciałbym, aby byli bardziej zaangażowani w przeżywanie liturgii, żeby zobaczyli, że nie przeżywa się jej tylko intelektem. Owszem, rozum jest jedną z podstawowych form spotykania z Panem Bogiem, ale Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że modli się cały człowiek tzn. modli się też ciało, emocje, wola. Istnieją np. takie momenty, kiedy wszyscy powinni się pokłonić, zaangażować swoje ciało. Najważniejsze jest, aby ich postawy i gesty charakteryzowały to, co chcą powiedzieć Bogu. Chciałbym, aby wierni po prostu świadomie posługiwali się tym rytualnym językiem liturgii. Nawiązując do gestów, często widzimy, że podczas podniesienia ludzie biją się w pierś, schylają głowy, wykonują znak krzyża. Czy nie jest to nadużycie? Nie traktowałbym tego jako błędu, ponieważ przy takim patrzeniu Msza staje się czymś strasznie sformalizowanym i zaczynamy traktować ją w kategoriach przepisów – tego nie wolno mi zrobić, a to muszę. Natomiast trzeba sobie zadać pytanie: po co ja to robię, co ten gest wyraża? Jeżeli jest ukazanie postaci,


10 rozmowa z charakterem czyli Chrystus mi się pokazuje, to On wręcz krzyczy: popatrz na Mnie, chcę ci się pokazać! Nie schylaj głowy, ale patrz! Podobnie wygląda kwestia uderzenia się w piersi. Gest ten wyraża skruchę i w jakiś sposób jest on adekwatny, ale powstaje pytanie, czy w tym momencie liturgia nie chce powiedzieć czegoś więcej? Teraz nie tyle skrusz i upokórz się przed Bogiem, co uwielbiaj i wychwalaj Go. Wspomniał Ksiądz o momencie, w którym powinniśmy się pokłonić. Na każde wypowiedzenie imienia Jezusa, Najświętszej Maryi Panny oraz patrona każdego dnia jest oddawany pokłon, czy precyzyjniej mówiąc, skłon głową. Więc nie tylko ksiądz, ale też wierni powinni to zrobić, bo w ten sposób oddajemy im cześć. Natomiast w czasie odmawiania wyznania wiary obowiązuje pokłon głęboki, w którym pochylamy plecy. Ma to miejsce podczas wypowiadania słów uwielbiających tajemnicę wcielenia – „i za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem”.

czyć wręcz „bierzcie i gryźcie”, oczywiście w sensie spożywania. Owszem istnieje taka pobożność, że należy poczekać, aby komunia rozpuściła się na języku. W pewnym sensie kryje się za tym jakaś forma szacunku do Najświętszego Ciała Chrystusa. Jeżeli już rozmawiamy o szczegółach Mszy, proszę powiedzieć jakie wino i chleb mogą być użyte w czasie liturgii? Chleb musi być pszenny, przaśny, czyli nie może być zakwaszony. Nie może być też w nim żadnych innych dodatków. Jest to tylko mąka pszenna i woda. Natomiast jeżeli chodzi o wino, to powinno być ono gronowe czyli, podobnie jak przy chlebie, nie może zawierać żadnych innych dodatków.

czeniu z Bogiem. Zasadniczo wszystko, co dotyczy liturgii, ma służyć temu procesowi oddzielenia. Oznacza to, że jest coś, od czego mamy „uciekać”, aby przejść do strefy piękniejszej, do życia w zjednoczeniu z Panem Bogiem. Kiedy przekraczam próg Kościoła, to wchodzę w tę przestrzeń świętości, w której ma nie być tego, co świeckie,

Proszę Księdza, kazanie w wielu przypadkach jest najdłuższą częścią Mszy. Niestety… Więc czy ono musi tyle trwać i, chyba najważniejsze, co powinno zawierać dobre kazanie?

Ofiara eucharystyczna jest źródłem, centrum i szczytem całego życia chrześcijańskiego. Jan Paweł II Z czego Księdza zdaniem wynika to, że ludzie jednak tak nie robią? Z wielu rzeczy, a jedną z nich są przyzwyczajenia. Przyzwyczajamy się do pewnej formy pobożności, która w jakiś sposób nas zadowala i nie staramy się szukać czegoś więcej. Boimy się też być innymi, bo jeżeli 95 proc. ludzi robi tak, to ja nie będę się wygłupiał i robił inaczej. Na pewno wina leży też po naszej, czyli księży, stronie. Od samego początku liturgia wymagała wprowadzenia, towarzyszyła jej instytucja katechezy. W Kościele pierwotnym nazywało się to katechezą mistagogiczną, która co ciekawe odbywała się po udzielonych sakramentach wtajemniczenia chrześcijańskiego. Ale dlaczego nauka odbywała się dopiero po udzieleniu chrztu czy bierzmowania zamiast przed nimi? Sprawa wydawała się prosta. Niech najpierw Pan Bóg zadziała, a jak już zadziała, to ty zastanów się, co On zrobił. Obecnie w ogóle nie ma lub bardzo mało jest katechezy liturgicznej. Na kazaniach dużo mówimy o moralności, natomiast nie poświęcamy czasu na to, aby wskazywać, jak Pan Bóg działa w człowieku, a tego dotyczy liturgia. Czy komunię możemy pogryźć? Możemy. Szczególnie, że greckie słowo, który występuje u św. Mateusza w opisie Ostatniej Wieczerzy we frazie „bierzcie i jedzcie”, można przetłumawww.e-tryby.pl

Nie ma wyznaczonych jakiś granic, więc trwa tyle, ile mówi kaznodzieja i to od niego zależy, jak długo będzie trwało. Ja mogę mówić tylko o swoim krótkim doświadczeniu, ale nie pamiętam, abym mówił jakieś bardzo długie kazania. Takie typowe niedzielne trwa do dwunastu minut. Ja osobiście zawszę mówię homilie, czyli komentarz to tekstów czytań danego dnia. Osobiście mam przekonanie, że to Pan Bóg ma mówić w czasie liturgii, na zasadzie, że jeżeli On powiedział do mnie jakieś słowo w czasie Mszy św., to nie będę wymyślał i stawiał się ponad Nim mówiąc: „Ty chciałeś powiedzieć to, ale ja bym powiedział…” Daleko mi do takiej postawy. Coraz częściej w kościołach na Mszy można usłyszeć różne instrumenty na których gra młodzież – od gitar, fletów, poprzez grzechotki aż do bongosów. Papież Pius X napisał natomiast: „Nie wolno używać w kościele fortepianu, ani instrumentów hałaśliwych, ani zbyt światowych, jak małego i wielkiego bębna, talerzy mosiężnych, dzwonków itp.” To jak to jest z tym zakazem? Powinno się go przestrzegać? Każdych przepisów powinno się przestrzegać, ale ważniejsze jest zadanie sobie pytania, dlaczego taki zakaz obowiązuje. Istotą liturgii jest przeniesienie życia, w którym żyję, w świat Pana Boga. Tzn. Bóg wyrywa mnie ze świata, o którym powie św. Jan Ewangelista, „że ten świat należy do Złego” po to, abym żył w zjedno-

tego co np. typowo rozrywkowe. To ma być przestrzeń wyłączona. I dotyczy to również muzyki. Jednak psalm 150 mówi: „Chwalcie Go dźwiękiem rogu, chwalcie Go na harfie i cytrze! Chwalcie Go bębnem i tańcem, chwalcie Go na strunach i flecie! Chwalcie Go na cymbałach dźwięcznych, chwalcie Go na cymbałach brzęczących”. Jasne, że jest to trudny temat do rozmowy, szczególnie, że nie ma za wiele czasu, aby szeroko go omówić. Nie będę tu wyjaśniał, dlaczego nie ma sprzeczności między tekstem biblijnym a praktyką liturgiczną Kościoła. Uważam, że do pewnych rzeczy trzeba po prostu dorosnąć. Dotyczy to również przeżywania wiary i liturgii. Im częściej, bardziej dojrzalej i świadomiej uczestniczę w pięknej Mszy, im bardziej mi na tym zależy, tym jestem wrażliwszy na to prawdziwe Piękno pisane przez duże „P”. Gwarantuję, że


rozmowa z charakterem 11 długo do kościoła dzieci, jeżeli „ofertę” będziemy kierowali tylko do nich. To rodzice tak naprawdę są tymi, do których w pierwszym rzędzie chciałbym dotrzeć. Dziecko nie przyjdzie samo. Ono przyjdzie albo z nimi, albo w ogóle. Dziecko nie będzie odkrywało Pana Boga i nie będzie wzrastało w wierze, jeżeli nie będzie miało formacji religijnej w domu. To właśnie w domu, dzięki rodzicom, winna się odbywać pierwsza i najważniejsza formacja religijna. Oczywiście nie próbuję się tu wyłgać od odpowiedzialności za formację dzieci. To też jest dla nas, księży, ważne zadanie. Ale równie ważne, a może i ważniejsze, to prowadzenie formacji dorosłych.

człowiek dłużej zajmujący się liturgią nie przechodzi od Chorału Gregoriańskiego do grania na bębnach i gitarach, tylko od bębna i gitary dorasta do śpiewania Chorału. Należy także pamiętać, że Msza nigdy nie jest własnością jakiegoś księdza, czy jakiejś małej grupy, jest ona sprawowana dla Kościoła.

fot. www.sxc.hu

Ale czy to, że ksiądz wyjdzie do dzieci oznacza marginalizowanie Mszy? Wszystko zależy od tego, co ksiądz wprowadza na tej Mszy dla dzieci. Jednakże prawda jest taka, że w niektórych parafiach na Mszę dla dzieci przyjdzie, załóżmy, 80 dzieciaków, a wszystkich wiernych 1000. W tym momencie, gdybym mówił kazania do dzieci, to mówię do tej mniejszości, a co z 95 proc. reszty dorosłych, którzy czasami przez kilka lat nie mają homilii dla siebie? Kiedy to ode mnie zależy na takiej właśnie Mszy z większym udziałem dzieci, jedną część kazania kieruję wprost do dzieci, natomiast drugą połowę do dorosłych.

Odnośnie takich urozmaiceń, co Ksiądz sądzi o coraz popularniejszych Mszach dla dzieci? A co to jest Msza dla dzieci? Jak byśmy ją zdefiniowali? Załóżmy najprościej, że to taka Msza, w czasie której jest specjalnie przygotowane kazanie do dzieci, wygłoszone tylko do nich. Sprawa jest prosta, Msza jest Mszą i nie służy żadnemu utylitarnemu celowi. Nie można założyć sobie jakiegoś celu, który będzie się próbowało osiągnąć Mszą św. Msza nie służy do wychowywania religijnego. To brzmi może paradoksalnie, ale nie należy jej czynić wychowawcą religijnym. W pewnym sensie to się oczywiście dzieje, kiedy dziecko przychodzi i uczestniczy w liturgii, ale nie możemy całego sensu Mszy podporządkować zadaniu ściągnięcia dzieci do kościoła. Jestem przekonany, że nie zatrzymamy i nie sprowadzimy na TRYBY NR 7 (25)/2013

Tylko czy to nie Jezus powiedział, aby nie zabraniać dzieciom przychodzić do Niego? Ale ja nie zabraniam, bardzo chcę, aby te dzieci były w kościele. Ja nigdy nie wyrzucę dziecka z kościoła, nie powiem: „proszę wyjść”, bo mi przeszkadza jego płacz czy chodzenie, ale nie będę sprowadzał liturgii do poziomu dziecka. Bo to nie liturgię mamy sprowadzić do poziomu dziecka, tylko dziecko mamy wychować do poziomu liturgii. Nie wychowuje się poprzez obniżanie poprzeczki. Liturgia ma być sobą. Gdybym ją modyfikował i kształtował pod dzieci, to nigdy ich nie wychowam do uczestnictwa w niej. Terry Pratchett powiedział bardzo trafne zdanie: „Problem polega na tym, że dzieci próbujemy wychować do bycia dziećmi, a one sobie z tym radzą całkiem nieźle”. Proszę powiedzieć, gdzie może zostać odprawiona Msza? Formalnie w miejscu do tego przeznaczonym, czyli tym, które jest poświęcone i wyłączone dla Pana Boga. Przede wszystkim są to kościoły i kaplice. Wyjątkiem mogą być np. Msze polowe jednak wtedy ważne jest, aby był tam pobłogosławiony ołtarz. Karol Wojtyła odprawiał Mszę na kajaku. To jest takie pytanie, gdzie próbuje się przeciwstawić „złych” liturgistów papieżowi. Bo przecież liturgiści mówią, że

nie wolno odprawiać Mszy w niegodnym do tego miejscu, a papież odprawiał na kajaku. To skoro papież mógł, to wszyscy możemy… Być może istnieją jakieś specjalne przepisy, które zezwalają na taką Mszę. Przepisy nie mówią o żadnych wyjątkowych okolicznościach. Mówią, aby celebrować liturgię w miejscu świętym, do tego przeznaczonym, czyli takim, które zostało dedykowane Panu Bogu. Czyli Karol Wojtyła popełniał błąd odprawiając ją na polanie? Czy błąd, to nie wiem. Nie mi to osądzać. Jednakże pod względem prawnym jak najbardziej się z tym zgadzam, że zostały złamane przepisy liturgiczne. Kończąc naszą rozmowę chciałbym się dowiedzieć chyba najważniejszej rzeczy: co powinniśmy zrobić, aby dobrze przeżyć Mszę? Nasuwają mi się trzy odpowiedzi. Pierwsza to po prostu pozwolić się kochać, ponieważ Msza św. jest najbardziej wyrazistym obrazem tego, że Bóg nas kocha. Drugą sprawą jest pozwolić się prowadzić rytowi przez liturgię. Czyli zaufać temu, że Kościół dając taki ryt Mszy św. przekazuje nam najlepszy sposób na jej przeżywanie. Więc nie powinienem kombinować i szukać innych form czy rozwiązań. Ostatnia moja osobista sugestia będzie inspirowana jednym z gestów liturgicznych, o których już rozmawialiśmy: uniesienie rąk przez kapłana. Część księży kieruje dłonie ku górze symbolizując zanoszenie ofiar przed Boga. Jest to jak najbardziej adekwatny gest, ale tradycja wschodnia a za nią tradycja gallikańska, która przejęła pewne zwyczaje ze Wschodu, zna gest trochę inny, w którym kapłan ma rozłożone ręce, ale dłonie skierowane do przodu. Symbolizuje to puste ręce, przyjście na liturgię i powiedzenie Bogu: „Ja Ci nic nie mogę dać, nic nie mam, nic Ci nie mogę przynieść, bo wszystko jest Twoje. Staję przed Tobą z pustymi rękami, a Ty rób ze mną co tylko chcesz. Jesteś moim Panem”. Hans Urs von Balthasar powiedział kiedyś: „Najpiękniejszą i zarazem najtrudniejszą do złożenia ofiarą jest ofiara pustych rąk. To ofiara, w której decyduję się na to, że Bóg jest naprawdę dla mnie Bogiem”.

Ks. Krzysztof Porosło – Animator liturgiczny Ruchu Światło-Życie, autor książki „Jestem z wami przez wszystkie dni... Kompendium liturgiczne w pytaniach i odpowiedziach”, publikuje m.in. w „Tygodniku Katolickim Niedziela”, w miesięcznikach „list”, „Biblia krok po kroku”, „Msza Święta” oraz „Żywe Słowo”.


12 idźże, zróbże

Pełne ręce w bieżącym numerze „Trybów” kilkanaście razy pojawia się słowo „wolontariat”. Nieprzypadkowo. Październik, który dla wielu jest początkiem kolejnej „nowej drogi życia” to dobry moment, żeby zdać sobie sprawę z naszych pustych rąk i zacząć je zapełniać dobrymi uczynkami.

Redakcja Trybów i Przyjaciele

P

onieważ czytają nas studenci w Krakowie, Warszawie i Poznaniu, przedstawiamy po jednej lokalnej propozycji zaangażowania w wolontariat. Ale pamiętajcie, że to tylko promil, malutki wycinek wielkiego, dobroczynnego tortu. Życzymy rozsmakowania się w idei pracy dla innych i… oczywiście zapraszamy do bycia wolontariuszem „Trybów”! Szukamy dziennikarzy z doświadczeniem i bez, grafików

KRAKÓW

Nowocześnie dla bezdomnych Centrum Dzieła Pomocy św. Ojca Pio to dwa obiekty konsultacyjno-pomocowe zlokalizowane w Centrum Krakowa: przy ul. Loretańskiej 11 i ul. Smoleńsk 4. Pomoc udzielana w Centrum ma charakter kompleksowy i obejmuje każdą ze sfer życia człowieka, dając realną szansę na przezwyciężenie sytuacji bezradności i wykluczenia społecznego. Specjalistyczne poradnie – psychologiczna, socjalna, zawodowa, duchowa – a także łaźnia, pralnia, ambula-

komputerowych, webmasterów, PR-owców i prawdziwych mężczyzn, którzy pomogliby w kolportażu (co miesiąc mamy do objechania ponad 150 miejsc w samym Krakowie). Szczegóły u Agaty Gołdy, naszego sekretarza: biuro@e-tryby.pl Mówiąc po krakowsku – idźże i zróbże coś dla innych!

torium i kuchnia umożliwiają osobom potrzebującym powrót do samodzielnego, godnego życia. Co robią wolontariusze? Albo pomagają podczas regularnych dyżurów, albo akcyjnie, kiedy „na już” trzeba bardzo wielu rąk do pracy. Np. przyjmują podopiecznych w recepcji, pomagają w jadłodajni, pomagają bezrobotnym znaleźć w internecie oferty pracy, adresują koperty i wysyłają podziękowania dla darczyńców.

Kontakt: Justyna Borkowska – koordynator wolontariatu, e-mail: justyna.borkowska@ dzielopomocy.pl

WARSZAWA

W domu dziecka Dom Małego Dziecka im. Jana Brzechwy istnieje od stycznia 1945 r. „Początkowo przeznaczony był dla dzieci i matek, ofiar II wojny światowej, a obecnie jest specjalistyczną placówką opiekuńczo-wychowawczą, której celem jest zapewnienie całodobowej opieki i wychowania dzieciom od urodzenia do 6 lat oraz małoletnim dziewczętom w ciąży i małoletnim matkom z dziećmi, które częściowo lub całkowicie zostały pozbawione opieki rodziców lub opiekunów. Warunkiem pobytu matek jest podjęcie przez nie nauki w szkołach o różnych profilach, zgodnie z indywidualnymi zainteresowaniami i predyspozycjami. Dom przeznaczony jest dla 30 wychowanków”. Co robią wolontariusze? Mają zaszczytną, ale i trudną rolę do spełnienia – być przyjacielem.

Kontakt:

dd_brzechwa@op.pl

POZNAŃ

Ostatnie chwile Hospicjum Palium jest największym w Poznaniu ośrodkiem obejmującym kompleksową opieką paliatywną chorych i ich bliskich. Hospicjum jest też miejscem edukacji i szkolenia kadry lekarzy, pielęgniarek, psychologów, rehabilitantów i innych w opiece paliatywno-hospicyjnej oraz przede wszystkim domem dla tych, którzy potrzebują opieki i tych, którzy chcą ją sprawować. Co robią wolontariusze? Towarzyszą choremu na Oddziale Stacjonarnym i w domu, kreują twórczy rozwój pacjentów na Oddziale Dziennym, pomagają w akcjach organizowanych na rzecz Hospicjum. Istnieje również możliwość wykorzystania swoich umiejętności w przyhospicyjnym ogrodzie – w opiece nad mnóstwem kwiatów w samym Hospicjum, a także w różnych innych dziedzinach, które ułatwiają i uprzyjemniają pobyt pacjentów w Hospicjum.

Konatkt:

Barbara Grochal – koordynator wolontariatu, e-mail: koordynator.wolontariuszy@skpp.edu.pl

www.e-tryby.pl


Aktywność społeczna Polaków w III RP

w 1989 r. Polska zaczęła proces przechodzenia od komunizmu do demokracji. Najważniejsze wydarzenie polityczne pierwszej połowy lat 90., czyli pierwsze w pełni wolne wybory parlamentarne, odbyły się w październiku 1991 r. Rozpoczęła się trudna wolność… MATEuSZ KOcZwARA

w trybach historii 13

Październiki w historii Polski 14.10.1773 – powstała Komisja Edukacji Narodowej

2.10.1926 – powstał pierw-

szy rząd Józefa Piłsudskiego

8.10.1939 – Adolf Hitler podpisał w Berlinie dekret o włączeniu do III Rzeszy polskich ziem zachodnich i północnych 2.10.1940 – Niemcy utworzyli getto warszawskie

2.10.1944 – 63. dzień

powstania warszawskiego: w nocy z 2 na 3 października podpisano honorowy akt o kapitulacji powstania

16.10.1978 – arcybiskup krakowski kardynał Karol Józef Wojtyła został wybrany na papieża jako pierwsza osoba spoza Włoch od 456 lat. Przyjął imię Jan Paweł II

P

olacy przez niemal pół wieku byli zmuszani do bierności. Energia społeczna objawiała się podczas takich wydarzeń jak porozumienia sierpniowe z 1980 r., ale często pozostawała „w podziemiu”. Nic dziwnego, że wobec jej kolejnego ujawnienia pod koniec lat 80., jeszcze przed wyborami czerwcowymi przyjęto ustawę o stowarzyszeniach z 7 kwietnia 1989 r. Podczas transformacji powstały dziesiątki tysięcy stowarzyszeń i fundacji, od hobbystycznych po think-tanki, które zrzeszały znaczną część Polaków. Obecnie w Polsce istnieje 80 tys. organizacji pozarządowych (nie licząc Ochotniczych Straży Pożarnych), chociaż tylko około 60 tys. z nich podejmuje aktywne działania. Dominują te zajmujące się sportem, turystyką, rekreacją i hobby (aż 36 proc.). Sporo zajmuje się edukacją i wychowaniem (15 proc.) czy kulturą i sztuką (14 proc.). Dalsze 14 proc. podmiotów ma na uwadze ochronę zdrowia lub usługi socjalne i pomoc społeczną. Tylko 5 proc. stawia na rozwój lokalny. W sektorze pozarządowym, zwanym też III sektorem, sporo się zmieniło od wejścia Polski do Unii Europejskiej. Strumień pieniędzy unijnych spowodował, że stowarzyszenia i fundacje rzeczywiście służące dobru publicznemu zostały wciągnięte w tzw. grantozę. Ich członkowie spędzali długie godziny na TRYBY NR 7 (25)/2013

wypełnianiu często absurdalnych formularzy i rozliczaniu finansowym projektów. Czasu na działania było coraz mniej. Tym większe uznanie dla tych, którzy wytrwali. Jednocześnie trudno zachęcić ludzi z zewnątrz do chociażby niewielkiego, regularnego wsparcia finansowego, chociaż i tutaj są wyjątki, czego przykładem jest inicjatywa dobroczynnosc. com, platforma ułatwiająca systematyczne wpłaty na wybrane projekty. Warto dobrze poszukać miejsca, w którym chcemy poświęcać czas dla innych. Takie inicjatywy jak Stowarzyszenie WIOSNA czy krakowski think-tank Klub Jagielloński są przykładami środowisk, które chcą zmieniać Polskę. Z drugiej strony nie wszyscy chcą być formalnie członkami jakichś organizacji. Dla takich ludzi pewnie lepszym rozwiązaniem będzie po prostu działać, chociażby na rzecz podopiecznych Domu Pomocy Społecznej. Wielu z nich ucieszy się ze zwykłego spaceru. Ciężko sobie jednak wyobrazić krajobraz kulturowy Polski bez działalności pro publico bono. Poza sferą polityczną i gospodarczą to właśnie III sektor jest alternatywnym sposobem na budowanie wolności obywateli. Skuteczne przedsięwzięcia dają poczucie, że działając razem można zmieniać kraj, społeczność, siebie. To wciąga.

15.10.1981 – z taśmy montażowej Fabryki Samochodów Małolitrażowych zjechał milionowy Maluch 23.10.1984 – zatrzymano sprawców uprowadzenia i zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki 30.10.1984 – ze zbiornika na Wiśle pod Włocławkiem wyłowiono ciało bł. ks. Jerzego Popiełuszki 27.10.1991 – odbyły się pierwsze od zakończenia II wojny światowej wolne wybory do Sejmu RP 2.10.1992 – premiera

polskiej edycji teleturnieju Koło Fortuny

3.10.1996 – Wisława

Szymborska otrzymała Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury

1.10.2009 – ujawniono aferę hazardową


14 inżynier ducha

Rowerem do nieba Bł. Jan Paweł ii powiedział, że święci są po to, ażeby zawstydzać. Tak bez wątpienia można powiedzieć o bł. Albercie Marvellim. Jest to postać, która powinna zawstydzać, zachwycać i motywować do działania szczególnie nas – młodych. KAROliNA MAZuRKiEwicZ

„Działać zawsze, zawsze, nie ulegać nigdy lenistwu ani przez chwilę. Niepotrzebnie nie tracić czasu na czyny mało użyteczne, zbędne, głupie zabawy, jeszcze bardziej na nierozsądne rozmowy, które nie przynoszą żadnego dobrodziejstwa duszy i naszej doskonałości” „Wyznaczyłem sobie cel, żeby osiągnąć go, za wszelka cenę, z pomocą Boga. Cel wzniosły, wspaniały, cenny, upragniony od dawna, ale aż dotąd nigdy nie osiągnięty. Być świętym, apostołem, pracowitym, czystym, mocnym (…) Mój program streszcza się w jednym słowie: święty”

gdzie aktywnie uczestniczył we wszystkich organizowanych przedsięwzięciach charytatywnych. Ponadto podczas studiów na Wydziale Inżynierii Mechanicznej należał do Włoskiej Federacji Studentów Katolickich, gdzie rozwijał się duchowo, społecznie i intelektualnie. W czasie trwania wojny czynnie zaangażował się w Stowarzyszenie Robotnicze w Rzymie, założone przez prezesa włoskiej Akcji Katolickiej. Już po wojnie bardzo aktywnie włączył się w działalność religijno-polityczną. Był m.in. kierownikiem Stowarzyszenia Inteligencji Katolickiej.

Czytając biografię bł. Alberta Marvelliego można stwierdzić, że jego śmierć była przedwczesna i niepotrzebna. Lecz niezbadane są plany Boga. 5 października 1946 r. Albert jechał na rowerze na wiec wyborczy. Został potrącony przez wojskową ciężarówkę. Ponieważ obrażenia były bardzo poważne, zmarł po kilku godzinach.

um

trafił spędzić tak cały dzień, przemierzając wielkie odległości z miasta do miasta. Wszystko po to, by służyć najuboższym i poszkodowanym.

Albert skromny społecznik Od młodości był aktywny społecznie – należał do koła „Don Bosco”. W późniejszym czasie bardzo mocno zaangażował się w działalność Akcji Katolickiej. Podczas nauki w liceum należał do Konferencji św. Wincentego a Paulo, www.e-tryby.pl

„Jezu, Maryjo, pomóżcie mi i pozostańcie ze mną na zawsze”

Przedwczesna śmierć

f

Albert miał swój własny program dnia, którego, jak podają jego biografowie, trzymał się do końca swojego życia. Były tam tak ważne punkty jak: poranna modlitwa, rozmyślania, codzienna Eucharystia, różaniec, unikanie grzechu, wieczor-

Ulubionym środkiem lokomocji Alberta był rower. To nim przemierzał kilometry najpierw dla odpoczynku, a później, by nieść pomoc najbardziej potrzebującym. Podczas okupacji na rowerze jeździł do najbardziej potrzebujących pomocy. Po-

iw

Systematyczność – praca nad duchem i ciałem

na modlitwa, rachunek sumienia. Nigdy nie położył się spać bez odmówienia Różańca. Ponadto w programie zawarł, iż w każdej swojej trudności powinien uciekać się do Chrystusa, a także pracować nad swoimi wadami, jakimi według niego były ciekawość, lenistwo, nieumiarkowanie w jedzeniu. Ze szczególnym zamiłowaniem Albert patrzył na życie bł. Piotra Jerzego Frassatiego. Pragnął tak jak on żyć i świadczyć o Bogu, dlatego to jego wybrał na swojego orędownika i przewodnika na drodze do świętości.

ch

obożność, działalność społeczna i charytatywna były wpajane od najmłodszych lat Albertowi i jego rodzeństwu. Matka była przykładem dobroci, miłosierdzia nie tylko wobec najbliższych, ale również najuboższych. Do swojego domu przyjmowaa wszystkich, ktrzy potrzebowali pomocy. Choć sami nie mieli zbyt wiele, chętnie dzielili się z bardziej potrzebującymi. Ten duch dobroci pozostał w Albercie i rozwijał się z biegiem lat, w szczególności wtedy, gdy wziął na swoje barki utrzymanie rodziny po śmierci swego ojca. Pokazał, że mimo młodego wieku potrafi zadbać nie tylko o siebie, ale również o najbliższych.

ot. ar

P

Dobroć płynąca w żyłach

Myśli:

Beatyfikował go papież Jan Paweł II 5 września 2004 r. w Loreto. Podczas homilii powiedział: „Dla Alberta Marvelliego, młodzieńca silnego i wolnego, wielkodusznego syna Akcji Katolickiej i Kościoła w Rimini, całe jego krótkie, trwające zaledwie 28 lat życie było darem miłości ofiarowanym Jezusowi dla dobra braci. «Jezus objął mnie swoją łaską – pisał w swoim Dzienniku – widzę już tylko Jego, myślę jedynie o Nim». Albert uczynił codzienną Eucharystię centrum swojego życia. Z modlitwy czerpał natchnienie także do realizacji działalności politycznej, przekonany o tym, że w historii trzeba żyć w pełni jako dzieci Boże, aby przemienić ją w historię zbawienia”.


encyklopedia wiary 15

Z ks. dr. Piotrem Gąsiorem o świętych i ich działalności, o wstawiennictwie u Boga i przyjaźni z nimi ROZMAwiA MicHAŁ wNĘK

Jak powinniśmy sobie wybrać świętego, do którego chcemy się modlić? – Myślę, że to nie my wybieramy świętych, ale święci wybierają nas. Czy to oznacza, że zgłaszają się do nas i „wiercą nam dziurę w brzuchu”? – Raczej dają o sobie znać na zasadzie: „Słuchaj może się zaprzyjaźnimy?” A być może któryś z nich ma w tym „interes” (uśmiech), bo potrzebuje, aby gdzieś na świecie się o nim dowiedziano? I potrzebuje tzw. ziemskiego promotora. A zatem kto to jest święty? – Święty to człowiek, który spotkał Boga na swojej drodze i relacja ta wpłynęła na styl jego życia. Jan Paweł II określił świętość jako „wysoką miarę zwyczajnego życia”. Do czego potrzebni są nam święci? – Nie traktowałbym świętych w kategorii potrzeby, lecz w kategorii przyjaźni. Sprowadzanie ich do funkcji potrzeb jest złym kierunkiem, ponieważ z takiego podejścia nie rodzi się autentyczny, zdrowy kult świętych. Powstaje natomiast coś w rodzaju marketingu. I tak w przeszłości niestety to czasem wyglądało: ten święty był od pożarów, tamten od dobrych zbiorów, a jeszcze inny od zębów. Owszem wszyscy oni wstawiają się za nami u Boga i potem widzimy, że niejednokrotnie dokonywane są przez Pana Boga cuda, ale pamiętajmy, że nie taka jest ich podstawowa „funkcja”. Aby zrozumieć, po co naprawdę są nam potrzebni święci, trzeba najpierw przemyśleć, po co nam jest potrzebna w wierze relacja z Bogiem i Jego przyjaciółmi. Jeżeli przeżywam wiarę w Boga jako spotkanie, to wówczas zaczynam również pragnąć spotykać tych, którzy wcześniej przede mną na ziemi i w chwili obecnej w niebie byli i są z Nim zaprzyjaźnieni. Skoro święci to ludzie stosujący zalecenia Boga wobec siebie, to dlaczego modlimy się do nich zamiast rozmawiać od razu z Bogiem? – Jedno drugiemu nie przeszkadza, ponieważ święci są transparentni. Oni nie zatrzymują tych próśb na sobie i nie traktują wyproszonej łaski jako swojej zasługi. My możemy modlić się do Boga Ojca bezpośrednio, ale jeżeli wiemy, że ktoś inny też Go kocha, to będąc w potrzebie ośmielamy się powiedzieć także do tej osoby: „Słuchaj, ja to teraz przeżywam, pamiętaj o mnie i również TRYBY NR 7 (25)/2013

ty powiedz o tym naszemu wspólnemu Ojcu”. Natomiast jeżeli byśmy zastępowali Boga świętymi, albo traktowali świętych jako osoby, które nam coś „załatwią”, to byłoby to błędem. Trzeba do tego z podejść uśmiechem, jak do czegoś w rodzaju „grysiku z mleczkiem” na śniadanie np. dla górnika. W takim razie czy możemy modlić się do swoich zmarłych? Czy mogę modlić się np. do swojego dziadka? – Tak, możemy przeżywać tę więź (innymi słowy „świętych obcowanie”)również z osobami zmarłymi. Najczęściej modlimy się za zmarłego sądząc, że potrzebuje on jeszcze oczyszczenia. Jednak przychodzi taki moment, że człowiek nabywa wewnętrznej pewności, że ten konkretny zmarły prawdopodobnie jest już z Bogiem, więc mogę go prosić również o wstawiennictwo. Taką właśnie sytuację miał nie tak dawno mąż św. Joanny Beretty Molli, inż. Piotr Molla. Zaraz po śmierci przeżywał kontakt z żoną jako modlitwę, by była w niebie. Ale kiedy Kościół rozpoczął proces beatyfikacyjny, ogłosił ją Sługą Bożą, następnie błogosławioną a potem świętą – i działo się to za jego życia ziemskiego – to on w pewnym momencie przyznał, że nadal ciągle rozmawia ze swoją żoną, ale teraz jest już gotowy, żeby uklęknąć, czyli pomodlić się przez jej wstawiennictwo do Boga. Aby dana osoba została ogłoszona świętą, musi wydarzyć się cud. Jaką mamy pewność, że dokonał się on za jej wstawiennictwem, a nie jest działaniem szatana? – Zauważmy, że szatan kłamie po to, aby oddalić człowieka od Boga, czego mamy dowód już na początku Biblii. On okłamał pierwszych ludzi, że Bóg nie chce dla nich dobra. O tym, czy dany cud jest od Boga, rozstrzygają specjalne komisje teologiczne. Patrzą m.in., jaki

Czy katolik jest zatem zobowiązany do wiary w cuda? Prof. Tadeusiewicz powiedział, że dla niego krępującą rzeczą jest fakt żądania cudów w procesach beatyfikacyjnych, ponieważ Bogu możemy przypisać wielkie rzeczy jak stworzenie świata, natomiast małe uzdrowienia są prawie niczym przy nieskończenie wielkim Bogu. – Popatrzmy na to z punktu widzenia Ewangelii. Czyż faktycznie nie widzimy tam cudów tej tzw. największej kategorii, jak stworzenie świata czy zmartwychwstanie? Ale są tam także te „mniejsze” jak uzdrowienie lub przemiana jednej rzeczy w drugą, które uczynił Jezus. A zatem Bogu nie ubliża pomaganie ludziom w takiej, jakby prozaicznej formie. Cuda zawsze pełnią wobec wiary, która rodzi się ze słuchania Bożego Słowa, tylko rolę pomocniczą. fot. www.pixabay.com

Jesteś święty!

skutek to wydarzenie wnosi w życie konkretnej osoby, czy nie demonstruje ona cudu w celach niecnych, czy nie popadła w pychę. Po owocach ich poznacie.

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa wszyscy męczennicy byli ogłaszani świętymi... – ... i do tej pory tak jest, tyle że w przypadku męczeństwa Kościół nie wymaga dodatkowego potwierdzenia, iż dana osoba jest blisko Boga. W tej sytuacji dodatkowy cud nie jest wymagany.

Statystyki podają, że przez ostatnie lata ogłoszono dużo więcej świętych niż przez paręset lat wcześniej. Skąd to wynika? – To prawda. Sam Jan Paweł II wyniósł na ołtarze w formie beatyfikacji lub kanonizacji blisko 2 tysiące osób. Bierze się to z poszerzenia horyzontów naszego postrzegania świętości jako rzeczywistości nie tylko dla wybranych, rzeklibyśmy, gigantów wiary. Powołanie do świętości dotyczy wszystkich. Taka jest nauka Pisma Świętego. I dlatego też nasz papież, podobnie zresztą jak i kolejni, chcą nam pokazać świętych wszystkich stanów: kapłanów, małżonków, zakonników, osoby samotne, mówiąc: „Zobaczcie, obok was żyje tylu świętych, spotykacie ich na ulicach, w firmach, urzędach. Wy też takimi możecie być”. ks. dr Piotr Gąsior – redaktor „Przewodnika Katolickiego”, doktor antropologii, tłumacz i autor książek m.in. o św. Joannie Beretcie Molli


16 portret

fot. Sabina wierzganowska x2

Programista od piosenek T

omek jest absolwentem krakowskiej AGH – teraz zawodowo tworzy oprogramowanie dla telefonii komórkowej. Przedmioty ścisłe fascynowały go od zawsze: – Kiedy zagłębiam się w najprostsze nawet zjawisko, to odkrywam, jak mało wiemy – mówi. – Czym są te przedziwne cechy, bariery potencjałów, które nie pozwalają przedmiotom zbliżyć się do siebie i jeszcze dziwniejsze, które powodują, że te same przedmioty się wzajem przyciągają. Dlaczego kwark jednego typu waży tyle, a innego mniej lub więcej? Co lub kto o tym decyduje? Czy to nie jest przedziwne?

Bliżej prawdy – Taniec, śpiew, poezja, w ogóle każda dziedzina sztuki pozwala „odskoczyć” w trochę inną stronę, nie wiem, czy bliżej prawdy, czy może dalej, przynajmniej człowiek nie tkwi w tym samym miejscu – mówi Tomek, podkreślając, że wszystkie jego pasje ustępują miejsca rodzinie. Taniec uprawiał już w szkole podstawowej, dzięki niemu poznał swoją żonę Sabinę. Razem rywalizowali z innymi parami w ogólnopolskich i zagranicznych turniejach, a w czasie studiów w Krakowie utrzymywali się, biorąc udział w rozkręcaniu znanej do dziś szkoły tańca towarzyskiego Wydział Tańca. To nie koniec artystycznych przygód... W notesie Tomasza z roku na rok pojawiają się coraz to nowsze wiersze i piosenki, które sam wykonuje, akompaniując sobie na gitarze – chętnie dzieli się nimi na blogu „Tomafa hople wyczyny”.

ci, którzy dobrze znają Tomka wierzganowskiego, wiedzą, że z jego zdziwienia nad światem rodzą się nie tylko coraz większe możliwości bezprzewodowego przesyłu informacji – rodzi się też sztuka.

– Nie wiem, czy to przez harmonię, do której wykonujący dążą, czy może przez sam fakt wykonywania czegoś trudnego – ale do zrobienia – zespołowo, czy może przez treści, które przekazuje – taka muzyka porusza mnie najbardziej.

Marzenie programisty Do Voce Angeli zaciągnął się późno – nie miał śmiałości, żeby umówić się z dyrygentem Piotrem Pałką na próbę (na zdj. obok). – Wreszcie po usłyszanym koncercie jubileuszowym Voce Angeli jesienią 2009 roku , oglądając chórowe tabla na wystawie, natknąłem się na samego Piotra i odezwałem się. Tak to się zaczęło i koncert kolęd śpiewałem już jako regularny śpiewak Voce. Czasem reprezentuje chór, śpiewając samemu psalm lub modlitwę wiernych.

Anielskie głosy Od kilku lat należy do chóru Voce Angeli, który wykonuje muzykę liturgiczną. – Od małego miałem styczność z muzyką, jakiś syntezatorek kupiony przez rodziców, w szkole średniej mały rockowy zespół – wyznaje. Dopiero na studiach odkrył ten szczególny dla niego rodzaj muzyki:

www.e-tryby.pl

MONiKA MAŚNiK

Oprogramowanie na pięciolinię Poznane kompozycje zainspirowały go do układania własnych melodii do śpiewów liturgicznych. – Niezależnie od jakości – mówi skromnie Tomek – chętnie dzielę

się skomponowanymi śpiewami z odwiedzającymi moją stronę internetową. Może kiedyś napiszę coś obiektywnie ładnego, na razie piszę, co mi w duszy gra. Poezja i muzyka zawsze były odpowiadającą mu formą wyrazu, mówią za niego to, czego nie opowiedziałby w rozmowie nikomu i nigdy. – Zawie Zawierają wdzięczność, wątpliwości, kawałki ukrywanej głęboko historii, uczucia – wy wyznaje Tomasz. – Są w życiu rzeczy ważniejsze niż poezja i muzyka, i o nich piszę. Tomasz pisze dla siebie, dla znajomych – można go czasem spotkać na którymś z licznych w Krakowie wieczorów poezji, gdzie zaproszony przez przyjaciół, dzieli się tym, co dla niego jest ważne.


ona i on 17 Podstawowy dla rozumienia sakramentu małżeństwa tekst z Księgi Rodzaju mówi, że „opuści człowiek ojca i matkę...”. Opuszczenie rodziców musi zatem nastąpić, zanim „człowiek połączy się ze swoją żoną”. MAGDAlENA uRlicH

Pożegnać mamę i tatę Z

Rytuał przejścia

miana stanu, jaką jest zawarcie sakramentu małżeństwa, ma w sobie coś z rytuału przejścia, w którym żegnamy to, co stare, a rozpoczynamy nowy etap. Dawniej zdawano sobie z tego sprawę bardzo wyraźnie. Jedna z ludowych pieśni weselnych mówi właśnie o trudnym pożegnaniu ze starym życiem. Pan młody czeka na wozie i głosem chóru wzywa pannę młodą: „Oj, siadaj, siadaj, kochanie moje. Już tu nie pomoże płakanie twoje”. Ona odwleka moment rozstania: „Oj, zaraz, zaraz będę siadała. Jeszcze żem się z ojcem nie pożegnała. Do widzenia, miły ojcze, com ci była do pomocy, teraz nie będę”. Następnie żegna się z matką, rodzeństwem i całym domem („Do widzenia węgły, ściany i ty, piecu murowany, bo ja już jadę”). Pieśń podkreśla stratę – panna młoda odchodzi z domu i nigdy już nie będzie w nim obecna w taki sposób jak przedtem. W naszym przeżywaniu ślub kojarzy się głównie z weselem, radością, element żałoby związany z odejściem z domu został zredukowany do minimum (podziękowania dla rodziców na weselach symbolicznie przypieczętowują koniec życia z rodzicami). Dla jednych pożegnanie następuje bezboleśnie, innym jest trudniej. W niektórych wypadkach więzi są tak silne, że nie dopuszczają odcięcia pępowiny i paraliżują życie nowo powstałej rodziny.

Nieodcięta pępowina Mimo że matka i ojciec zawsze są dla swoich dzieci wyjątkowymi, kochanymi osobami, przychodzi moment, kiedy w życiu ich dziecka pojawi się ktoś ważniejszy niż oni – mąż lub żona. Zawierając sakrament małżeństwa mężczyzna TRYBY NR 7 (25)/2013

i kobieta powinni być samodzielnymi psychicznie i materialnie osobami. Jako członkowie nowo powstałej rodziny powinni być zdolni do podejmowania odpowiedzialnych decyzji – na własną rękę. W małżeństwach, w których związek z rodzicami lub rodzicem któregoś ze współmałżonków (lub obojga) jest zbyt silny, proces decyzyjny często bywa zakłócony. Wygląda to tak, jakby każda z osób usiłowała przeciągnąć linę na swoją stronę, de facto na stronę swojego rodzica. Młode małżeństwo ma do podjęcia mnóstwo decyzji i jeśli od początku nie zdecyduje się iść własną drogą, to później jeszcze ciężej będzie mu się uniezależnić od wpływu rodziców czy teściów. Oczywiście jest naturalne, że rodzice często w jakiś sposób chcą doradzić i pomóc swoim dzieciom. W zdrowej relacji powinni jednak uznać, że mogą one posłuchać ich rady albo nie, ponieważ są dorosłe i decyzje podejmują same lub wraz z współmałżonkiem.

Maminsynkowie i córeczki tatusia Podobno we Włoszech funkcjonuje taki model rodziny, w którym najważniejsza jest matka – i dla mężczyzny matka na zawsze pozostaje najważniejszą kobietą w życiu, żona zawsze jest na drugim miejscu. Wydaje się, że i w naszej kulturze takie wypadki się zdarzają. Analogicznie jest w relacjach kobiet do ich ojców: i tu może się zdarzyć sytuacja, w której to ojciec jest niedoścignionym wzorem męskości, do którego mąż czy chłopak jest stale porównywany. Nie mam na myśli tego, że matka dla mężczyzny po ślubie ma się stać nieważna, a kobieta ma przestać szanować swojego ojca, chcę jednak podkreślić, że od chwili ślubu

fot. w

w w.s

xc .hu

najważniejszą osobą w życiu dla każdej osoby powinien się stać współmałżonek. Jeśli tak nie jest, jeśli wciąż to rodzice są osobami, które mają największy wpływ na nasze życie, to może warto przyjrzeć się tym relacjom, czy nie kryje się za nimi jakiś nadmiar emocjonalności, nasza niesamodzielność, ukryty lęk przed podjęciem za siebie odpowiedzialności? Może z drugiej strony to rodzice nie potrafią poradzić sobie ze swoimi problemami, lękiem przed pustką i samotnością, że wplątują w to nas, nie pozwalając nam żyć swoim życiem? My, chcąc być kochającymi dziećmi, jednocześnie dajemy się w to wciągnąć i czerpiemy korzyści z takiej sytuacji. Może jednak gdzieś na dnie czai się złość i poczucie przytłoczenia, bo chcemy przecież wreszcie zacząć żyć na swój rachunek?

Wychowywać do samodzielności Zadaniem rodziców jest wychować dzieci do samodzielności. Oznacza to, że rodzice są dojrzałymi, samodzielnymi osobami, które nie potrzebują swych dzieci, by zaspokajały ich pustkę emocjonalną czy głód miłości. Tacy rodzice dążą do tego, by i ich dzieci stały się w przyszłości samodzielne. Jeśli nasi rodzice popełnili błąd w tym zakresie, przywiązując nas do siebie zbyt mocno i uniemożliwiając w ten sposób osiągnięcie prawdziwej dorosłości i samodzielności, to przygotowanie do małżeństwa czy też zawarcie go jest najwyższym czasem, by to naprawić – uświadomić sobie swoją dorosłość i zdolność do samodzielnego (pod względem emocjonalnym, materialnym i wszystkimi innymi) funkcjonowania. Zaangażowanie w budowanie swojej nowej rodziny wymaga odpowiedzialności i dojrzałości. Z całym szacunkiem do rodziców, czas odejść do swojej żony czy męża i jako samodzielna, dorosła osoba stanąć na własnych nogach i żyć własnym życiem!


18 wywiad

Spróbować wskazać na Niego O uruchamianiu artystycznych zdolności dla Boga z muzykiem Hubertem Kowalskim ROZMAwiA MONiKA MAŚNiK

fot. archiwum

Młodzi ludzie poszukują tego, czym powinni się w życiu zajmować – w jaki sposób odkryłeś, że dla Ciebie jest to muzyka liturgiczna? – Człowiek z upływem czasu odkrywa, do czego go Pan Bóg posyła, jakie mu daje talenty. Może być czasami tak, że nie odkryje tego przez całe życie, tylko robi zupełnie coś innego. Na początku odbywa się to zupełnie naturalnie – każdy ma jakieś predyspozycje, coś go interesuje. W sposób szalony, zupełnie zaskakujący dla moich znajomych poszedłem do szkoły muzycznej. Zrobiłem to z własnej woli – nie posłali mnie tam rodzice. Nie byłem wtedy świadom tego, że to będzie droga, która mnie zwiąże z Panem Bogiem. Była to kwestia rozwijania pasji i sposób na życie. Po nawróceniu odkryłem, że to wszystko jest bardzo spójne, że nieprzypadkowo Pan Bóg dał mi taki rodzaj wrażliwości i dary, które mogą być przydatne w posłudze muzycznej dla Kościoła. Kto jest Twoim muzycznym autorytetem? – Jest ich wiele. Dla mnie wielką radością jest, że są muzycy i artyści innych dziedzin, którzy przeżywając swoją wiarę, uruchamiają umiejętności artystyczne ku temu, by głosić Słowo Boże. A kiedy Ty poznałeś Boga? – Bóg działał w moim życiu od samego początku – przez wiarę moich rodziców zostałem ochrzczony, później przystąpiłem do Pierwszej Komunii Świętej. Przystąpiłem do bierzmowania. Jednak dopiero na etapie początku studiów trafiłem do dominikanów w Szczecinie, gdzie byłem zaproszony, aby grać. Przyszedłem tam jako muzyk, nie jako człowiek specjalnie przeżywający liturgię. Tam poznałem o. Andrzeja Bujnowskiego, który mnie zaprosił na warsztaty dla muzyków chrześcijan w Ludźmierzu. Gdyby wtedy powiedziano mi, że to bardziej rekolekcje, niż warsztaty, to pewnie bym się przestraszył i nie pojechał (śmiech). Po długich namowach www.e-tryby.pl

odważyłem się. Wtedy dokonała się we mnie niewiarygodna przemiana. Nagle wypłynęło ze mnie pragnienie, które wręcz wymuszało zachowania kompletnie inne od wcześniejszych. Nie mogłem przestać myśleć o Chrystusie, a co najgorsze wtedy dla mnie (śmiech) – nie mogłem przestać o Nim mówić. Wszystkim opowiadałem, co mi się wydarzyło, że poczułem działanie Ducha Świętego. Znajomi najpierw pomyśleli, że wciągnęła mnie jakaś sekta (śmiech). Twój ulubiony cytat z Pisma Świętego to... – Dla mnie bardzo istotny jest fragment, który ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu towarzyszy mi nieustannie – gdy zły duch dręczy Saula, ten przywołuje do siebie Dawida. Dawid gra bardzo pięknie na cytrze i jest tam takie wstrząsające zdanie, które padło przy moim nawróceniu: „A kiedy zły duch zesłany przez Boga napadał na Saula, brał Dawid cytrę i grał. Wtedy Saul doznawał ulgi, czuł się lepiej, a zły duch odstępował od niego”. Czym piękno jest dla Ciebie – artysty? – Źródłem piękna jest Pan Bóg. On jest niewyobrażalnym Pięknem, które my w swojej ograniczoności – na tyle ile możemy – odkrywamy. W pełni zgadzam się z Janem Pawłem II, który pisząc do artystów zaznaczył, że twórców jest wielu, a Stwórca jest tylko jeden. Przez to, że komponuję czy w jakikolwiek sposób wykonuję muzykę, jestem twórcą, ale nigdy nie śmiem uważać się za stwórcę. Mam przekonanie, że wszystko, co tworzę, jest odwzorowaniem, choćby drobnym śladem czegoś, co w pełni jest zawarte w Bogu. Jako artyści jesteśmy wyróżnieni tym, że możemy poprzez swoją sztukę spróbować wskazać na Niego, jest to swoiste apostolstwo. Robimy to w sposób nieudolny, ale mam nadzieję, że jakąś cząstkę Jego oddajemy. Dziękuję za rozmowę!


olimpiada sportów / inspektor gadżet 19

„Wierzę, że będzie dobrze”

O kulisy występu na niedawnych Mistrzostwach Świata, sukcesy i plany na przyszłość zapytaliśmy wybitnego zapaśnika, brązowego medalistę olimpijskiego z londynu – Damiana Janikowskiego. ROZMAwiA MicHAŁ cHuDZińSKi

Miejsca tuż za podium nazywane są przez sportowców najgorszymi. Piąte miejsce na ostatnich MŚ to dla Pana porażka? – W tym roku jestem piąty na świecie. Czy to porażka? Na pewno oczekiwania były większe. Wszyscy liczyli na medal. Zabrakło naprawdę niewiele, aby stanąć na podium. Może muszę się przyzwyczaić do nowych przepisów. Ten wynik na pewno mnie nie załamuje. Wręcz przeciwnie, jest to motywacja do jeszcze cięższych treningów. Wierzę, że będzie dobrze. Przygotowania do MŚ w Budapeszcie przebiegły zgodnie z planem? – Tak, zrealizowałem cały plan przygotowany przez sztab szkoleniowy. Przed mistrzostwami świata wyjechaliśmy na kilka obozów m.in. do Zakopanego czy Raciborza. Walczyłem też na międzynarodowym turnieju na Ukrainie, gdzie zająłem pierwsze miejsce. Choć czuć niedosyt po tym piątym miejscu, to ma Pan jednak już sukces, którego nikt nie odbierze – olimpijski medal z Londynu. Jak to wpływa na dalszą motywację i plany? – Motywacji mi nie brakuje. Wciąż chcę się rozwijać, aby być coraz lepszym zapaśnikiem. Moim marzeniem jest złoty medal igrzysk olimpijskich. Wierzę, że uda mi się je zrealizować podczas turnieju w Rio. Co teraz po MŚ? Słychać głosy, że dobrze sprawdziłby się Pan w lepiej płatnych ringach. Są takie plany? – Nie, nie ma takich planów. Po mistrzostwach w Budapeszcie porównałem na Facebooku (www.facebook.com/DamianJanikowskiOfficial – przyp. red.) sytuację zapaśników i zawodników MMA, co nie oznacza, że chcę porzucić zapasy. Wiele osób twierdzi, że dobrze sprawdziłbym się w ringu czy oktagonie. Nie zaprzeczę, że pewnie bym sobie poradził...Za miesiąc mam wojskowe mistrzostwa świata i na nich się teraz skupiam. Angażował się też Pan ostatnio w batalię o pozostawienie zapasów w programie Igrzysk Olimpijskich… – Zapasy są już w programie Igrzysk Olimpijskich w Tokio 2020. Wierzę, że na kolejnych imprezach olimpijskich kibice również będą mogli oglądać jedną z najstarszych dyscyplin sportowych na świecie. Zapasy bronią się nawet samą tradycją, ale jak przekonać współczesnych, że jest to piękny i uniwersalny sport? Dlaczego warto go uprawiać? – Wystarczy wejść do internetu i obejrzeć filmiki, na których widać, jak zapaśnicy są dobrze rozwinięci. Nie chodzi tylko o muskulaturę, ale też ogólną sprawność, gibkość, to, jak są rozciągnięci. Zapasy to chyba najbardziej ogólnorozwojowa dyscyplina, która stanowi świetną podstawę do każdego innego sportu. Warto dodać, że wielu zawodników MMA zaczynało od zapasów. Dziękuję za rozmowę.

fot. archiwum Polskiego Związku Zapaśniczego

INSPEKTOR GADżET Sport dla zajętych … albo leniwych ;) Trek Desk to biurko połączone z bieżnią elekelek tryczną. Pozwala uprawiać sport bez przerywania pracy. Światełko w tunelu na zdrowie dla pracoholików oraz na nadrobienie pracy dla nałogowych biegaczy. www.trekdesk.com Cena: 479 dol. fot. archiwum Polskiego Związku Zapaśniczego

TRYBY NR 7 (25)/2013


20 misz masz / z kulturą

Office od kuchni

Jak wklejać?

W

klejasz tabelkę z wynikami przygotowaną w skoroszycie Excel do treści sprawozdania pisanego w Wordzie lub prezentacji przygotowywanej w PowerPoincie? Zamiast CRTL+V warto przyjrzeć się opcjom wklejania specjalnego. Może wygodniej będzie wkleić tabelkę jako mapę bitową, żeby nikt nie edytował obliczonych wcześniej danych? Albo jako niesformatowany tekst, co usunie charakterystyczny wygląd tabelek programu Excel?

Liczba miesiąca Na tyle zadłużony jest każdy Polak – od starca do nienarodzonego jeszcze dziecka – także Ty.

83 000 zł

Forum Obywatelskiego Rozwoju informuje na tablicy świetlnej w centrum Warszawy o wysokości długu publicznym. Niedawno dodano informację o długu ukrytym. Wynoszą one odpowiednio 900 mld zł i 3 000 mld zł. Duże liczby ładnie brzmią, ale psychologicznie są dla nas raczej mało groźne. Najlepiej zrozumieć skalę problemu z perspektywy swojej kieszeni, z której zniknie 83 000 zł. Są to zobowiązania, które jako kraj mamy wobec tych od których pożyczyliśmy pieniądze, ale przede wszystkim pieniądze, które zgodnie z Obowiązującymi już teraz ustawami będziemy musieli zapłacić np. przyszłym emerytom.

A to ciekawe!

Screen pochodzi z programuWord 2010

Doktor Trybik

Z

Zrób to sam! AGATA GOŁDA

roku na rok coraz więcej osób podejmuje jakąś aktywność fizyczną. Wydaje się jednak, że w czasie treningów wielu sportowców amatorów zapomina o jednej niezwykle ważnej rzeczy – o właściwym nawodnieniu. W teorii najlepszym wyborem, jeśli chodzi o uzupełnienie płynów, są napoje izotoniczne, które wchłaniają się równie szybko jak woda, a nawet szybciej. Co ciekawe, napoju takiego wcale nie trzeba szukać na sklepowej półce. Można go niskim kosztem przygotować w zaciszu domowym. Jak to zrobić? Oto dwa niezwykle proste przepisy.

• •

Wariant I:

Wariant II:

200 ml zagęsz- • czonego soku owocowego • 800 ml wody • 1–1,5 g (¼ łyżeczki) soli (opcjonalnie)

500 ml soku owocowego

www.e-tryby.pl

500 ml wody 1–1,5 g (¼ łyżeczki) soli (opcjonalnie)

fot. www.sxc.hu

J

Ile jeszcze można będzie żyć na Ziemi?

eszcze przez co najmniej 1,75 miliarda lat na Ziemi będą panowały warunki pozwalające na istnienie życia – obliczyli astrobiolodzy z University of East Anglia. W swoich badaniach naukowcy oparli się na takich czynnikach jak odległość Ziemi od Słońca oraz temperatura umożliwiająca istnienie wody w stanie ciekłym.

Jak mówi szef ekipy badawczej Andrew Rushby: „Według naszych obliczeń Ziemia będzie się znajdowała w ekosferze pozwalającej na istnienie życia jeszcze przez 1,75-3,25 miliarda lat”. Naukowcy przewidują również, że po tym czasie temperatura na Ziemi wzrośnie tak, że wyparują oceany i życie całkowicie zniknie. Warto zwrócić uwagę na fakt, że dla człowieka oraz innych złożonych organizmów już niewielki wzrost temperatury okaże się problematyczny. Istnienie inteligentnego życia wymaga specjalnych warunków, już jego wykształcenie się na Ziemi było długotrwałym procesem. Owady istnieją na Ziemi od 400 milionów lat, dinozaury pojawiły się przed 300 milionami lat, a kwitnące rośliny są obecne od 130 milionów lat. Człowiek współczesny zamieszkuje Ziemię zaledwie od 200 000 lat. Karolina Pluta


ogarnij się 21

Dwadzieścia kroków do lepszego jutra

Recenzje Elżbieta Polak, Katarzyna Pytlarz Wydawnictwo WAM 2013

Cuda świętego Józefa Książka pt. „Cuda świętego Józefa” jest zbiorem świadectw ludzi, którzy w sposób szczególny doświadczyli pomocy od tego patrona. Nie są to puste i pompatyczne słowa i opowieści, ale proste i prawdziwe historie z życia. Józef stał się dla nich pomocą w trudnych i beznadziejnych sprawach. Książka oprócz świadectw zawiera encyklikę papieża Leona XIII Quamquam pluries, adhortację apostolską Jana Pawła II Redemptoris Custos oraz zbiór modlitw i nabożeństw do św. Józefa. Z pewnością każdy, kto ją przeczyta, nie odłoży na półkę, ale zacznie używać codziennie w swoich modlitwach. Ja tak zrobiłam. A modlitwy zanoszone przez wstawiennictwo przybranego Ojca Jezusa Chrystusa bardzo szybko są wysłuchiwane. Warto skorzystać. Karolina Mazurkiewicz

Graziano Versace Wydawnictwo Bernardinum 2013

Świat Marii Giovanni Buscemi, zwany magiem, jest psychoterapeutą, który niedawno wrócił do Cittanova w Kalabrii, skąd wyjechał jeszcze, jako młody chłopak, by podążyć za swoimi marzeniami. W miasteczku spotyka Livię Antoniettę, swoją młodzieńczą miłość. Kobieta prosi go, by pomógłMarii, siedemnastolatce, którą matka uważa za opętaną przez szatana. Giovanni rozpoczyna terapię i siłą słowa zaczyna drążyć w przeszłości dziewczyny osieroconej przez ojca i wychowywanej w surowym środowisku. Co nęka Marię i czyni ją ofiarą konwulsyjnych ataków, tak przerażających, że sprawia wrażenie opętanej? Choć leczenie zdaje się odnosić skutek, to jednak dziewczyna wciąż coś ukrywa w swoim sercu...

TRYBY NR 7 (25)/2013

Aktualny temat numeru jest dobrą inspiracją do zmian i uporządkowania pewnych spraw w swoim życiu. Kontrolowanie swojego czasu, a przede wszystkim wykorzystywanie go w wartościowy sposób, to umiejętność, której można się nauczyć. warto zastanowić się jednak, od czego należy zacząć. czy to czas nas dyscyplinuje, czy możemy go formować zgodnie z własnymi potrzebami? Marta Czarny

Ś

wiadomość uciekającego czasu ma większość z nas. Niektórzy ludzie wyznają zasadę Carpe diem, inni wolą spokojnie planować i działać w zgodzie z harmonogramem. Jest również grupa osób, która nie zastanawia się nad upływającymi godzinami. Nie liczy każdej minuty z osobna i nie dzieli doby na etapy, które można efektywnie wykorzystać. Być może jest im z tym dobrze, jednak istnieje obawa, że w pewnym momencie swojego życia zorientują się, że czas zwyczajnie „przeciekł im przez palce”. Wtedy może być już za późno na naprawienie pewnych spraw.

Bądź otwarty na twórcze idee Aby rozpocząć bardziej świadome życie, należy przede wszystkim zastanowić się, co nie odpowiada nam w jego obecnej formie. W rozwiązaniu tej wątpliwości może nam pomóc tzw. „Metoda 20 pomysłów”. Jak ona działa? Jest bardzo prosta, a zarazem niezwykle pomocna. Na białej kartce papieru należy napisać swój największy problem. Ważne jest, aby był on jasny i precyzyjny. Im klarowniej określimy swój problem, tym łatwiej będzie nam odnaleźć rozwiązanie dla niego. Następnie należy wypracować dwadzieścia możliwości rozwiązania tego problemu i zapisać je poniżej. Ważne jest, aby odpowiedzi były sformułowane w pierwszej osobie liczby pojedynczej, w czasie teraźniejszym i miały pozytywny wydźwięk. Po wykonaniu listy trzeba

wybrać jedną odpowiedź, którą natychmiast można wprowadzić w życie. Pod żadnym pozorem nie wolno odkładać tego na później. Jeśli każdego ranka odnajdziemy inny problem, który nas dręczy i zapiszemy 20 możliwości jego rozwiązania, w ciągu tygodnia otrzymamy 140 nowych pomysłów, jak ulepszyć swoje życie. Wystarczy tylko te pomysły wprowadzić w codzienność, a z dnia na dzień zmartwienia znikną. Z czasem rozwiązywanie problemów wchodzi w nawyk. Nie trzeba zastanawiać się, co zrobić. Wystarczy działać!

„Jesteś genialny. Postanów już dziś, że będziesz wykorzystywał swoją wrodzoną kreatywność do rozwiązywania wszelkich problemów i osiągania wszelkich celów, jakie sobie wyznaczysz” Brian Tracy


22 pro-life

Jest milion! Historyczne „TaK” dla życia

Recenzujemy

Książka „Zbrodnia i medycyna” to kompendium wiedzy każdego obrońcy życia, czy po prostu człowieka chcącego orientować się w zagadnieniach bioetycznych. Porusza aktualne tematy takie jak: aborcja, in vitro, eutanazja, transplantacja organów, definicja śmierci mózgowej. Autor na potwierdzenie swoich tez posługuje się przykładami „z życia wziętymi” – np. historią Agnieszki Terleckiej (dziewczyny uznanej za zmarłą, która dziś z powodzeniem studiuje). Szczerze polecam – 160 maksymalnie treściwych stron!

www.e-tryby.pl

170 tys. dzieci w okresie prenatalnym ginie rocznie w Afryce, a pieniądze na ten proceder wykłada Unia Europejska. Na szczęście Europejska Inicjatywa Obywatelska „Jeden z Nas” ma szansę zmienić to prawo. Ponad milion Europejczyków poparło obywatelski projekt zakazujący finansowania aborcji z kieszeni podatnika. Mimo zebrania wymaganego przez unijne prawo minimum, organizatorzy kontynuują zbiórkę podpisów do końca października. Natomiast 14 listopada przyjadą do Krakowa koordynatorzy z wszystkich 28 krajów biorących udział w EIO. Odbędzie się tu Kongres, podczas którego powstanie pierwsza w historii Europy federacja organizacji pro-life. Swoją działalność zainauguruje wtedy polska Fundacja Jeden z Nas.

Zredagowała Ewa Rejman www.nastolatkaprolife.blogspot.com

Film pt. „Bella” wszedł na ekrany kin kilka lat temu, teraz wydaje się jednak nieco zapomniany. A szkoda, bo w prostych słowach i obrazach przekazuje niezwykle skomplikowane prawdy – jak tę, że życie człowieka jest tak samo ważne na każdym etapie jego rozwoju – nieważne, czy ma trzy miesiące od poczęcia, czy trzy lata od urodzenia. O każde życie trzeba jednakowo mocno walczyć… O tym, jak mocno, dowiecie się, gdy obejrzycie historię Josa, Niny i tytułowej Belli!

O tym, czy ponad milion Europejczyków zmieni unijne prawo dowiemy się w przyszłym roku. Wiosną Komisja Europejska zdecyduje, czy skieruje obywatelski projekt pod obrady Parlamentu Europejskiego, czy wręcz przeciwnie – wyrzuci go do kosza. Zachęcamy wszystkich, którzy nie złożyli jeszcze swego podpisu, do poparcia inicjatywy „Jeden z nas”, która może ochronić miliony ludzkich istnień. Do końca października poparcie dla inicjatywy można wyrazić na stronie www.jedenznas.pl

Prasówka pro-life W kanadyjskim więzieniu od roku siedzi aktywistka pro life Mary Wagner. To nie pierwszy jej wyrok. Sędzia uznał ją winną przestępstwa – czyli wejścia na teren klinik aborcyjnej i pokojowego namawiania kobiet, aby nie zabijały swoich dzieci. W rozszarpywaniu nienarodzonych na kawałki skazujący nie widzi jednak niczego złego. Jeśli młodzież chce brać narkotyki, powinniśmy dostarczyć im czystych strzykawek – dzięki temu pomożemy im zmniejszyć niebezpieczeństwo choroby. Podobna logika przyświecała jak widać niejakiej Christine Quinn – kandydatce demokratów na burmistrza Nowego Jorku, gdy ta stwierdziła, iż będzie otwarta na rozdawanie „pigułek po” nawet 11-letnim dziewczynkom, bez informowania rodziców (za: fronda.pl). Warto tu zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz – czy przyzwolenie na seks 11-letnich dzieci (a takie wynika z wypowiedzi pani Quinn) nie jest promocją pedofilii?


23

ISTNIEJE ETYCZNA, EKONOMICZNA I EFEKTYWNA POMOC DLA BEZPŁODNYCH MAŁŻEŃSTW. TO NAPROTECHNOLOGIA – METODA, KTÓRA LECZY BEZPŁODNOŚĆ A NIE JEDYNIE OMIJA PROBLEM – JAK MA TO MIEJSCE W PRZYPADKU IN VITRO. NAPROTECHNOLOGIA JEST SKUTECZNIEJSZA: BADANIA NAUKOWE MÓWIĄ O JEJ 52-PROCENTOWEJ SKUTECZNOŚCI. JEST DUŻO TAŃSZA I NIE POWODUJE UBOCZNYCH SKUTKÓW ZDROWOTNYCH I DLA DZIECKA, I DLA MATKI JAK IN VITRO.

BRYTYJSKI „DAILY TELEGRAPH” ALARMUJE:

SZWEDZCY NAUKOWCY INFORMUJĄ:

DZIECI POCZĘTYCH IN VITRO TYLKO 3,2 % SIĘ URODZI

Od 1990 r. brytyjski Departament Zdrowia za pomocą metody sztucznego zapłodnienia „stworzył” ponad 3 mln 800 tys. ludzkich embrionów. Ale między 1992 a 2006 r. urodziło się tylko 122 tys. dzieci poczętych tym sposobem. Oznacza to, że blisko 3,5 mln ludzi nie miało szansy na narodziny. Takie statystyki dają rzeczywisty obraz skuteczności zapłodnienia „na szkle”, które wynosi zaledwie 3,21 procent.

U DZIECI POCZĘTYCH IN VITRO

RYZYKO NOWOTWORÓW WIĘKSZE O 42% Szwedzkie badania na podstawie rejestrów medycznych pochodzących ze wszystkich klinik in vitro z tego kraju, zebranych w ciągu 25 lat, wykazały, że o 42 proc. zwiększa się częstotliwość zapadalności na nowotwory u dzieci poczętych in vitro. Kobiety poddające się in vitro mają nawet czterokrotnie większe ryzyko zapadnięcia na nowotwór jajników.

Więcej informacji (a także filmy o in vitro i naprotechnologii) na stronie

www.pro-life.pl www.naprotechnologia.pl TRYBY NR 7 (25)/2013

Na zdjęciach: dzieci przed narodzeniem od 8. tyg. do 4. miesiąca od poczęcia



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.