Tryby. Katolicki miesięcznik studencki grudzień 2011

Page 1

Problem Downa

Uświęć święta, czyli jak nie spędzić ich w shopie?

Kraków, nr 9/2011 grudzień

Zostańcie CZADową Parą

ISSN: 2083-8948


po drugiej stronie

fot.: www.openphoto.net

Ci, którzy siali ze łzami, Niech zbierają z radością! Kto wychodzi z płaczem, niosąc ziarno siewne, Będzie wracał z radością, niosąc snopy swoje. Ps 126,5-6

Alfabet. Moje życie o. Leon Knabit OSB Dom Wydawniczy Rafael 2010

Jeśli lubisz „Tryby”, prosimy o świąteczne wsparcie na wydruk następnych numerów. Redakcja

Wpłat można dokonywać na konto wydawcy: Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej ul. Wiślna 12/7, 31-007 Kraków

Alfabet mnicha

2

32 1540 1115 2111 6011 8024 0002 z dopiskiem „Darowizna na Tryby”

Króluje wśród nas przekonanie, że człowiek zakładając habit staje się inną osobą. Jakby ten habit go odczłowieczał, odbierał mu przymioty „normalnego” mężczyzny czy kobiety. Habit jest wyzwaniem, ale jest to wyzwanie dla człowieka a nie kosmity czy istoty nadprzyrodzonej. Potwierdzeniem tego jest przykład o. Leona Knabita, tynieckiego zakonnika. Alfabet. Moje życie jest esencją benedyktyńskiej reguły „aby we wszystkim Bóg był uwielbiony”. Bóg zagląda do każdego wydarzenia, widzi każdego człowieka opisanego na kartach tej książki. Alfabet… jest nie tylko skoncentrowanym obrazem życia tynieckiego mnicha, ale stanowi również podstawę do budowania wartości, za którymi warto podążać w życiu.

Nie testuję cię

Walizka wspomnień

To jedno z najaktualniejszych pytań młodych ludzi – po co mi sakrament małżeństwa w dzisiejszych czasach? Książka młodego ojca i księdza stara się odpowiedzieć na to pytanie. Najważniejsze jest chyba to, że autorzy nie krytykują wspólnego mieszkania przed ślubem – dają raczej dobre rady, jak mimo tego sakrament ten przyjąć. Krótkie rozdziały, konkrety i brak nachalnej agitacji autorów sprawia, że warto tę książkę przeczytać. I przekonać się do małżeństwa. Bo jak słusznie zauważają pisarze, wspólne mieszkanie przed ślubem to tylko testowanie kochanej osoby. A przecież nie o to w tym chodzi, prawda?

Po śmierci matki, Rita Cosby, znana amerykańska dziennikarka, porządkując jej rzeczy natrafia na jasnobrązową walizkę. Walizka ta wraz ze swoją zawartością okaże się kluczem do zrozumienia ojca, który zawsze wydawał się jej odległy. Książka stanowi zapis wywiadu życia Rity Cosby, który przeprowadziła... z własnym ojcem, Richardem Cosby. W toku rozmowy córka ze zdumieniem odkrywa, że jej ojciec walczył w Powstaniu Warszawskim, poznaje historię jego licznych blizn i jego życia w Polsce, kiedy nazywał się Ryszard Kossobudzki. Okazuje się, że jej ojciec jest… bohaterem.

Katarzyna Cieślik

Diana Drobniak

Agata Gołda

TRYBY nr 8/2011

Po co ślub, kiedy żyjemy razem? Alain Quilici, Denis la Balme Wydawnictwo św. Stanisława BM 2010

Cichy bohater. Tajemnica przeszłości mojego ojca Rita Cosby Dom Wydawniczy Rafael 2010


o d r e d a kc j i

Tym razem zaszaleliśmy i temat numeru ma aż pięć stron, ale w końcu chodzi o nie byle jakie święta. Może nie będzie przesytu, gdy dołożę do niego swój wstępniak. Pisząc o Bożym Narodzeniu wypada wspomnieć o przebaczaniu, karpiu i odwiedzinach rodziny. A mnie te dni kojarzą się z rozumem – niepokornym i zarozumiałym, który myśli, że pozjadał wszystkie prawdy, nawet te objawione. Dopiero rzetelnie szukając, poznaje ich sedno. Gdy idę na pasterkę, myślę o rozumie utytułowanych Trzech Mędrców ze Wschodu, którzy pewnie ze dwa lata tłukli się na swoich wielbłądach, zanim spotkała ich niezła heca (!) – padnięcie plackiem przed małym golaskiem. Ich pokłon był niezwykły, bardziej wzruszający od pokłonu serca. Chyba o to chodziło już dorosłemu Jezusowi, gdy kazał miłować umysłem.

W święta częściej brzęczy mi też w uszach słowo „wdzięczność”. Czasem myślimy, że wszystko nam się należy. A to nieprawda. Co więcej, to, co mamy, wcale nie jest nasze. Trudno się przestawić na takie myślenie, ale kiedy się uda, zyskujemy wolność, jaką cieszy się pewna 10-osobowa rodzina. Dwa pokolenia. Rodzice i ośmioro dzieci noszących starotestamentowe imiona. W tym roku zrobili test na Świętego Mikołaja. Nie było pieniędzy na żadne upominki, a on i tak przyszedł z odkurzaczem, blenderem, komodą i biurkami. Cieszyli się i dziękowali Bogu. Tak dziękujmy i my – za potrawy na wigilijnym stole i to, że mamy je z kim zjeść. Taka „wdzięczność jest najbardziej religijnym uczuciem.” Dobrego adwentowego finiszu i pięknych świąt!

Grudzień 2011 temat numeru Boże Narodzenie Uświęć Święta Prawo o pracy w święta Wigilijna podróż w czasie Święta na przestrzeni lat Nie musi być 12 potraw

4-5 5 6-7 8 8

rozmowa z charakterem 9 Młodzi potrzebują takich historii w trybach historii Czarny grudzień 1979

10

inżynier ducha bł. Pier Giorgio Frassati

11

encyklopedia wiary Mormoni

11

pro-life Problem Downa

12-14

media pod lupą

14

b16/jp1 Papieże o pieniądzu

15

alfabet relacji A jak akceptacja

16

ona i on Wygłodniali jak wilki

16-17

misz-masz

18

idźże-zróbże CADowa para

19

współpraca

Wydawca: Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej Redaktor naczelny: Magdalena Guziak-Nowak Redaktor prowadzący: Przemysław Radzyński Sekretarz redakcji: Agata Gołda Redaktor dodatków uczelnianych i PR: Karolina Pluta Marketing: Marcin Nowak Zespół redakcyjny: Iwona Bielecka, Agnieszka Całek, Michał Chudziński, Marta Czarny, Diana Drobniak, Karolina Mazurkiewicz, Izabela Murzyn, Wojciech Podlewski, Mariola Rząsa, Tomasz Wierzbicki, Michał Wnęk

DTP, layout: Marcin Nowak okładka: © iStockphoto.com/RapidEye Foto: Katarzyna Cieślik Asystent kościelny: ks. Rafał Buzała Adres redakcji: ul. Wiślna 12/7, 31-007 Kraków Data zamknięcia numeru: 10 grudnia 2011 Nakład: 5000 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów. sekretariat.tryby@gmail.com

Jesteśmy na: Akademii Górniczo-Hutniczej | Politechnice Krakowskiej | Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie | Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie

3


temat numeru > Boże Narodzenie

D

Uświęć święta Święta to piękny czas bycia razem z rodziną. Niestety, nie każdy może tego doświadczyć. Wiedzą o tym ci, którzy przez ludzką głupotę, zaniedbania, a czasem apodyktycznego, żądnego zarobku szefa muszą błogosławiony czas przygotowań spędzać w pracy. Karolina Mazurkiewicz, Wojciech Podlewski

fot.: www.facebook.pl

zieci zaraz po zachodzie słońca wyczekują pierwszej gwiazdki na niebie. Z kuchni unoszą się piękne zapachy ciasta z cynamonem, czerwonego barszczu. Tata przygotowuje do przeczytania fragment Pisma Świętego o narodzeniu Jezusa. Najstarsza siostra w towarzystwie młodszego rodzeństwa zakłada śnieżnobiały obrus na

stół, który potem zapełni się tradycyjnymi dwunastoma daniami. To znak, że zaczyna się wigilia Bożego Narodzenia. Mimo że w Kościele katolickim to Wielkanoc jest ważniejsza, to jednak wielu z nas bardziej wyczekuje tej grudniowej pierwszej gwiazdki na niebie. Dlaczego wszyscy tak kochają Święta Bożego Narodzenia? Chyba przez ich mistykę. Przepiękna uroczystość wspominająca narodziny Mesjasza – wcielenie Syna Bożego. To wydarzenie osnute Bożą Mądrością i Miłością, tajemnicze i niepojęte, gdyż sam Zbawiciel przychodzi do 4

TRYBY nr 8/2011

nas, uniża się i staje się jednym z nas, mieszka między nami. Jezus Chrystus się nam narodził! By nie zgubić istoty świąt Niestety, czasami zapominamy o tym, że Boże Narodzenie jest przede wszystkim momentem zadumy nad wielką tajemnicą, jaką jest uczłowieczenie Syna Bożego. Tracimy to, co najważniejsze – istotę świąt. Szczególną uwagę przywiązujemy do ozdobienia domu świecidełkami, postawienia Mikołaja na trawniku przed domem,

prezentów dla najbliższych czy jedzenia. Wiadomo, że święta wymagają też tych zewnętrznych przygotowań, ale postarajmy się to zrobić wcześniej. Przedświąteczne zakupy, czy przygotowania domu niech zbytnio nie przesłaniają nam prawdziwej radości, jaką daje nam sam Bóg, bo w przeciwnym razie nasze świętowanie będzie tylko pozorne i krótkotrwałe. Nie dajmy sobie wmówić, że Bożego Narodzenia nie da się przeżyć bez dobrego filmu w telewizji. W niektórych polskich domach ten „złodziej czasu” jest włączony

nawet podczas kolacji wigilijnej. Może to dlatego, że w rodzinie nie mamy o czym rozmawiać? Grające pudło zagłusza niezręczną ciszę? Albo cały rok czekaliśmy na ten moment, w którym znowu pokażą „Kevina”? Nie choinka, nie same potrawy wigilijne, nie zakupy, nie prezenty, nie jakiekolwiek ozdoby są wyznacznikiem udanych świąt, ale otwartość całej rodziny na przyjęcie nowonarodzonego Bożego Syna. Często w tradycji zostawiamy jedno wolne nakrycie na stole dla kogoś biednego, samotnego, opuszczonego.


temat numeru > Boże Narodzenie

Zastanówmy się, czy może tym opuszczonym przez nas gościem nie jest sam Jezus Chrystus. Zróbmy co w naszej mocy, by nie przegrać w walce o rodzinne relacje nie tylko w tym okresie, bo nawet najpiękniejsze świąteczne chwile nie zrekompensują całorocznych zaniedbań. Świętujmy i pozwólmy świętować innym Święta są czasem, kiedy do wigilijnego stołu zasiada cała rodzina. To właśnie te dni tak szczególnie zbliżają nas do siebie nawzajem. Często widzimy się po długiej rozłące, a to przez pracę za granicą, a to studia na drugim końcu Polski. Siadając przy świątecznej kolacji wspominamy dawne czasy albo po prostu cieszymy się swoją obecnością. Jednak nie każdy w tym pięknym dniu może pozwolić sobie na taki komfort. Są ludzie, którzy w święta muszą pracować. Trzeba jednak rozróżnić „musieć” od musieć. Są zawody, bez których nawet w święta świat by sobie nie poradził. To lekarze, pielęgniarki, strażacy czy policjanci. Taka praca to służba.

Często w tradycji zostawiamy jedno wolne nakrycie na stole dla kogoś biednego, samotnego, opuszczonego. Zastanówmy się, czy może tym opuszczonym przez nas gościem nie jest sam Jezus Chrystus. Pięknym świadectwem podzieliła się z nami pani Dorota Twardowska, pielęgniarka jednego z krakowskich szpitali: – Podejmując się pracy pielęgniarki, składałam przysięgę i wiem, że jest to służba drugiemu człowiekowi, którą staram się nieść najlepiej jak tylko potrafię. Bardzo często w wigilię na dyżur trafiają bezdomni. Wówczas razem z nimi świętujemy ten piękny czas – łamiemy się opłatkiem, składamy sobie życzenia, przynosimy różne smakołyki wcześniej przygotowane w domu. Człowiek po tylu latach pracy potrafi się przyzwyczaić do faktu, że świąt nie spędza z najbliższymi, bo przecież musi nieść swoją pomoc potrzebującym. Ale

staramy się sobie z tym problemem radzić. Spożywamy wieczerzę wcześniej lub trochę później, w zależności od dyżuru. Co nie zmienia faktu, że niejednokrotnie jest mi przykro, kiedy muszę iść do pracy, zostawiając rodzinę. Pamiętam jednak, jak pewnego razu pewien bezdomny pan wylądował w szpitalu. Zaniosłam mu pierogi, ciastko i podzieliłam się z nim opłatkiem. On na mój widok rozpłakał się i powiedział, że w życiu nie miał tak pięknej wigilii. To było bardzo budujące i wynagradzające w pewnym stopniu moją rozłąkę z rodziną. Niestety, często przez ludzką głupotę, lenistwo i niedbalstwo są osoby, które nie mogą spędzić świąt z rodziną. Chociażby kasjerki w supermarketach czy ekspedientki w barach szybkiej obsługi. Siedzą do 23 na kasie, bo boją się o swoją pracę, o to, że nie przeżyją do pierwszego, a w domu jeszcze trójka dzieci do wykarmienia. Nie mogą powiedzieć „nie” swojemu pracodawcy, bo w następnym dniu mogą okazać się bezrobotne. Nieodpowiedzialni klienci chętnie to wykorzystują. „Za pięć dwunasta” przypominają sobie, że zapomnieli

kupić masło i biegną do sklepu. A taka kobieta zostawia przez to gromadkę dzieci w domu i nie może z nimi usiąść przy wigilijnym stole. Dobrze i wcześniej zaplanuj święta Boże Narodzenie, jak i wszystkie niedziele oraz święta w roku są dniami wolnymi od pracy. Jest wiele instytucji i firm, które pracują w te dni, gdyż pełnią ważną funkcję w życiu społecznym. Jednak czy w każdym zakładzie pracy można wprowadzić obowiązek pracy w niedzielę lub święto? Kodeks Pracy zabrania w te dni np. handlu. Ale rzeczywistość jaka jest – każdy widzi. Dlatego przygotowując się do tegorocznych świąt zastanówmy się dużo wcześniej czy wszystko mamy, a to, czego nie mamy jest nam niezbędne i czy zakupami na ostatnią chwilę musimy zabierać czas matce, na którą czekają dzieci. Pamiętajmy, że nie tylko my chcemy spędzić Boże Narodzenie w radości i z bliskimi. Zróbmy w ten piękny dzień dobry uczynek i dajmy świętować innym.

Co o pracy w święta mówi nasze prawo? Katechizm Kościoła Katolickiego 2185. W niedzielę oraz w inne dni świąteczne nakazane wierni powinni powstrzymać się od wykonywania prac lub zajęć, które przeszkadzają oddawaniu czci należnej Bogu, przeżywaniu radości właściwej dniowi Pańskiemu, pełnieniu uczynków miłosierdzia i koniecznemu odpoczynkowi duchowemu i fizycznemu. Obowiązki rodzinne lub ważne zadania społeczne stanowią słuszne usprawiedliwienie niewypełnienia nakazu odpoczynku niedzielnego. Wierni powinni jednak czuwać, by uzasadnione powody nie doprowadziły do nawyków niekorzystnych dla czci Boga, życia rodzinnego oraz zdrowia. 2187.Świętowanie niedziel i dni świątecznych wymaga wspólnego wysiłku. Każdy chrześcijanin powinien unikać narzucania - bez potrzeby - drugiemu tego, co przeszkodziłoby mu w zachowywaniu dnia Pańskiego. Gdy zwyczaje (sport, rozrywki itd.) i obowiązki społeczne (służby publiczne itp.) wymagają od niektórych pracy w niedzielę, powinni czuć się odpowiedzialni za zapewnienie sobie wystarczającego czasu wolnego. Wierni powinni czuwać z umiarkowaniem i miłością nad tym, by unikać nadużyć i przemocy, jakie rodzą niekiedy rozrywki masowe. Pomimo przymusu ekonomicznego władze publiczne powinny czuwać nad zapewnieniem obywatelom czasu przeznaczonego na odpoczynek i oddawanie czci Bogu. Pracodawcy mają analogiczny obowiązek względem swoich pracowników.

Kodeks Pracy Rozdział VII – Praca w niedziele i święta Art. 151 9. § 1. Dniami wolnymi od pracy są niedziele i święta określone w przepisach o dniach wolnych od pracy. 9a. 1. Praca w święta w placówkach handlowych jest niedozwolona. 3. Praca w niedziele jest dozwolona w placówkach handlowych przy wykonywaniu prac koniecznych ze względu na ich użyteczność społeczną i codzienne potrzeby ludności. 11. § 1. Pracownikowi wykonującemu pracę w niedziele i święta (…) pracodawca jest obowiązany zapewnić inny dzień wolny od pracy. Kodeks Prawa Kanonicznego Kan. 1247 W niedzielę oraz w inne dni świąteczne nakazane, wierni są zobowiązani uczestniczyć we Mszy świętej oraz powstrzymać się od wykonywania tych prac i zajęć, które utrudniają oddawanie Bogu czci, przeżywanie radości właściwej dniowi Pańskiemu oraz korzystanie z należnego odpoczynku duchowego i fizycznego. 5


temat numeru > Boże Narodzenie

C

Wigilijna podróż w czasie Pamiętaj, żeby w wigilię wcześnie rano wstać – pomoże ci to utrzymać dobre samopoczucie przez cały rok. Nie zapomnij też zanieść wigilijnego opłatka zwierzętom w oborze, żeby były zdrowe. Nie próbuj jednak ich podsłuchiwać, gdy zaczną mówić w tę świętą noc, bo mogą przepowiedzieć ci coś złego. Wojciech Biś

przystąpić do uroczystej wieczerzy wigilijnej. Rozpoczyna się ona oczywiście od dzielenia się opłatkiem (choć zwyczaj ten w pełni spopularyzował się dopiero w XIX w. a nawet na początku XX). Jest to tradycja typowo polska i nawiązuje do ostatniej wieczerzy poprzedzającej pojmanie Jezusa. Symbolizuje ona miłość i braterstwo. Gdy przełamaliśmy się opłatkiem, możemy zasiąść do stołu wigilijnego. Ale zaraz, zaraz – musimy policzyć, ile osób zajmuje miejsca przy stole. Jeśli jest to liczba nieparzysta, to niestety najmłodszy uczestnik musi zasiąść przy innym stole. Liczba nieparzysta przepowiada szybką śmierć

fot.: Archiwum Trybów x3

ofnijmy się kilka wieków wstecz i zobaczmy, jak dawniej obchodzono Święta Bożego Narodzenia w naszym kraju. Poznamy, skąd wywodzą się polskie tradycje świąteczne, z których wiele przetrwało do naszych czasów. Niezwykła obrzędowość Bożego Narodzenia w Polsce kształtowała się na przestrzeni kilku stuleci. Składają się na nią stare zwyczaje pogańskie, zwyczaje przyniesione po chrystianizacji kraju, jak również i te, które powstały w wyniku pomieszania obrządku pogańskiego i kościelnego. Najbardziej bogata w różnorakie tradycje jest wigilia

Bożego Narodzenia, którą uroczyście zaczęto obchodzić dopiero w XVIII w. Udajmy się więc w krótką podróż w czasie do tego właśnie okresu. Baczność! 5 rano – pobudka! Następnie obowiązkowo musimy umyć się w rzece, strumieniu albo w domowej miednicy, na dnie której połóżmy wcześniej srebrną monetę. Lepiej też nie pozwalajmy sobie na drzemkę w ciągu dnia. Nie może być mowy o kłótniach i wyrządzaniu sobie przykrości. Dobrze też, gdybyśmy poszli z rana na polowanie i połów. Pamiętajmy, że przebieg tego dnia ma wpływ na cały następny rok, dlatego lepiej pożytecznie go przeżyć. Jeśli nie wstaniemy wcześnie rano na równe nogi i nie umyjemy sie, to cały rok będziemy narzekać na zmęczenie. Drzemka może wywołać różne choroby, a kłótnia częste problemy 6

TRYBY nr 8/2011

w rodzinie. Z kolei obfite połowy i skuteczne polowania przyniosą szczęście myśliwym i rybakom. W dniu wigilijnym dusze zmarłych przychodzą z zaświatów na ziemię. Trzeba więc dmuchać na krzesło, stołek czy ławę, zanim się usiądzie. Nie wolno też spluwać na podłogę, chłostać pomyjami ani rąbać drewna. Ostrych narzędzi używajmy, ale tylko z wielką ostrością, by przypadkiem nie zranić zmarłego. Na szczęście w tym dniu dusze są przyjazne dla ludzi, dlatego gdy u nas wypoczną, ogrzeją się i posilą, możemy prosić, by wróciły do swojego świata. Snopy i gałęzie Wiemy dobrze, że ten wyjątkowy dzień, pomimo swoich licznych nakazów i zakazów, upływa pod znakiem intensywnych przygotowań do uroczystej wieczerzy. Zacznijmy od wystroju naszego domu.

Podstawowym elementem dekoracyjnym będą dla nas snopy zboża – symbol dostatku. Należy je porozstawiać po kątach izby. Siano porozrzucamy po podłodze oraz umieścimy je pod obrusem lub stołem. Miejmy nadzieję, że ta dekoracja zapewni nam urodzaj w przyszłym roku (zdaniem etnologów interpretacja tego zwyczaju jako analogia do betlejemskiej stajenki jest późniejsza i wtórna!). Poza zbożem i słomą do dekoracji użyjemy też gałęzi drzew iglastych. Należy je powtykać w szpary w różnych miejscach izby oraz dodatkowo można je przystroić jabłkami, orzechami czy opłatkami. A co z choinką? Zwyczaj ten przywędruje do nas pod koniec XVIII w. i Kościół nada mu własną chrześcijańską symbolikę. Wreszcie wieczerza! Kiedy na niebie zabłyśnie pierwsza gwiazda, możemy

jednego z obecnych wśród nas. Nie zapomnijmy też zostawić jednego wolnego miejsca dla… zbłąkanego ducha, bo jak wiemy, wigilia zbiega się z zimowymi zaduszkami. Przyszedł wreszcie czas na jedzenie. Jadłospis jest bardzo zróżnicowany, zależy od stanu społecznego, zamożności gospodarza i regionu Polski. Gdziekolwiek jednak się nie udamy, nigdzie nie zjemy mięsa ani nie wypijemy alkoholu. Stały jest również zestaw produktów, z których przygotowywane są dania wigilijne. Są to: różne gatunki mąk i kasz, kiszona kapusta, grzyby, groch, mak, ryby, suszone warzywa i owoce. Często natrafimy na kutię, czyli potrawę przygotowywaną z łuskanych ziaren pszenicy, maku, miodu i różnych bakalii. Popularne są też kluski z makiem, pierogi, racuchy oraz strucle z jabłkami. Karpia z kolei nie znajdziemy na stołach wigilijnych tak często jak dzisiaj. Pamiętajmy,


temat numeru > Boże Narodzenie

powyżej: Siano i snopy zboża symbolizowały dostatek, mnogość i urodzaj. Pod sufitem i za święte obrazy zatykano kopy – małe wiązki słomy, które razem z „gwiazdami” i „krzyżami” (na zdj.) miały przynosić urodzaj. po prawej: Kolorowe poduszki z bibuły nie służyły do spania. Wraz z bukietami kwiatów i łańcuchami upiętymi w girlandy wisiały na ścianach i ozdabiały przedmioty kultu np. święte obrazy. Ich żywe kolory przypominały o wiośnie i dawały nadzieję na ponowny rozkwit przyrody.

Wróżby, magia i pasterka Kiedy skończyliśmy uroczystą wieczerzę, możemy przejść do wróżb i zabiegów magicznych. To przecież w tę noc można spojrzeć w przyszłość i sprawić, by była ona korzystna. Tuż po wieczerzy udajmy się do obory i zanieśmy zwierzętom tak zwaną kolędę, czyli resztki potraw wymieszane z opłatkiem. Nasze zwierzęta także muszą ciszyć się dobrym zdrowiem. Możemy też iść do sadu i pogrozić siekierą rosnącym tam drzewom po to, by obficie owocowały. Jeśli chcemy dowiedzieć się

czegoś o naszym zamążpójściu lub ożenku, wystarczy, że wyciągniemy spod obrusa źdźbło zboża i sprawdzimy jego wygląd. Zielone oznacza szybki ślub, a żółte wróży staropanieństwo cz też starokawalerstwo. Dokładniejsze informacje na temat przyszłości możemy uzyskać układając pod talerze albo chusteczki symboliczne przedmioty, na przykład węgiel, pierścionek, chleb, sól, różaniec. Następnie każdy z obecnych zagląda pod wybrany przez siebie talerz lub wybraną chustkę i już wie, co go czeka, bo węgiel oznacza żałobę, chleb dostatek i tak dalej. W tym wyjątkowym dniu nie zapominamy o kolędowaniu. Ten zwyczaj obecny jest w Polsce już od dawna. Na śpiewaniu kolęd czas szybko płynie – przyszedł już czas na pasterkę! Musimy

powyżej: Szczypce do wypieku opłatków. po prawej: Wieszana u powały izby podłaźniczka, czyli wierzchołek świerku, sosny albo jodły to babcia współczesnej choinki. Żywe podłaźniczki zmieniły się z biegiem czasu w papierowe i słomkowe „pająki”.

koniecznie dotrzeć do kościoła jak najszybciej. Przecież ci gospodarze, którzy przyjadą pierwsi, będą też pierwsi we wszystkich pracach gospodarczych i zbiorą najlepsze plony. Uważajmy na żarty i figle płatane przez młodzież podczas tej wyjątkowej Mszy św. Nie raz wlewali już atrament do kropielnicy albo zszywali kraje ubrań modlących się i nic nie przeczuwających ludzi. Ale to przecież już Boże Narodzenie, więc można spojrzeć na te żarty z przymrużeniem oka. Właściwe dni świąteczne, nazywane dawniej Godami, nie wyróżniają się już tak barwną obrzędowością jak wigilia. Zazwyczaj jest to czas odpoczynku i spotkań rodzinnych. Można w tych dniach

zetknąć się ze zwyczajem kolędowania, czyli odwiedzania domów przez grupy przebierańców – kolędników z życzeniami świątecznymi i noworocznymi. Nasza podróż w czasie dobiegła końca. Widzimy, że wiele dawnych polskich zwyczajów nie przetrwało do naszych czasów albo zmieniło swój charakter z pogańskiego na chrześcijański. Pod wieloma względami obchody świąt Bożego Narodzenia są jednak wciąż takie same: uroczyste, wzruszające i przebiegające w atmosferze wzajemnej życzliwości. Przygotowując artykuł korzystałem z książek: 1. B. Ogrodowska Święta polskie. Tradycja i obyczaj 2. M. Borejszo Boże Narodzenie w polskiej kulturze

fot.: Magdalena Guziak-Nowak x4

żeby spróbować wszystkich potraw na stole, by w nadchodzącym roku niczego nam nie brakowało. Nie odkładajmy też sztućców na stół, ponieważ może to spowodować trudne do przewidzenia nieszczęścia.

7


temat numeru > Boże Narodzenie

Świadectwo

Święta na przestrzeni lat

fot.: Karolina Mazurkiewicz

Wanda Chojnacka, 83-letnia mieszkanka Zakopanego: – Gdy wracam do czasów mojego dzieciństwa, to pamiętam, że przed wojną święta Bożego Narodzenia były bardzo uroczyste. Na kilka dni przed wigilijną kolacją moja mama sprzątała cały dom, szykowała odświętne ubrania dla całej naszej rodziny,

krochmaliła białe kołnierzyki do bluzki, gotowała wszystkie potrawy, po to, by 24 grudnia móc naprawdę przeżywać przyjście Jezusa Chrystusa na świat. Mama zawsze starała się przygotować dużo potraw, które były bardzo postne. Ja wraz z moim rodzeństwem przybierałam prawdziwą choinkę ciastkami, jabłkami

i cukierkami. Pod tym drzewkiem pachnącym iglastym lasem leżała szopka. W wigilię już się nie gotowało, nie wykonywało niepotrzebnych prac, nawet nie wolno było włączyć radia. Wszystkie sklepy były w tym dniu pozamykane od godz. 12 tak, by każdy mógł się spokojnie przygotować do świętowania. Kiedy tylko na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka wszyscy siadaliśmy do stołu, dzieliliśmy się opłatkiem, składając sobie życzenia. Po wieczerzy wspólnie szliśmy na Pasterkę. Pamiętam, że dopiero po Pasterce mogliśmy zjeść słodkie ciasto. Już nawet nie wiem, czy dostawaliśmy prezenty, ale podejrzewam, że były to takie bardzo skromne i symboliczne podarunki.

Gdy przyszedł czas okupacji hitlerowskiej dużo się pozmieniało. Wigilię przeżywaliśmy bardzo skromnie, ale często ze smutkiem na twarzy, mimo iż jest to bardzo radosne święto. Momentami było tak ciężko, że człowiekowi nawet trudno było się cieszyć, skoro nie widział nadziei na życie, a naokoło tylko krew, strzały, śmierć. Niestety, nie mogliśmy tradycyjnie uczestniczyć w Pasterce, ponieważ Niemcy na noc zamykali kościoły. Zresztą, kto by chciał wychodzić. Przecież na ulicach było tak niebezpiecznie. Jednak pamiętam, że mimo wojny handel w święta był zakazany. Nawet uzurpatorzy szanowali fakt, że my świętujemy i nikt nie mógł handlować.

bardzo oblegane? Chyba dlatego, że możemy tam wszystko dostać – nawet opłatek, czy sianko. Nie trzeba już iść do kościoła, ponieważ w hipermarkecie mamy podane wszelkie składniki świąt na tacy. Ponadto, co zaobserwowałam również w swojej rodzinie, tradycja czasem nas zniewala. MUSI być 12 potraw (nawet, gdy przy stole zasiądą tylko cztery osoby), MUSI być choinka, MUSI być karp, MUSZĄ być lampki... A potem zachodzimy w głowę, co zrobić z tym wszystkim, co pozostało niezjedzone. Tradycja to ważny element świąt, lecz może przygnieść sens Bożego Narodzenia. Czasem może lepiej gotować z umiarem i cieszyć się z samego spotkania z rodziną. Praca, studia i inne obowiązki nierzadko sprawiają, że nie mamy czasu na dobre zorganizowanie niezbędnych zakupów – to zrozumiałe. Dlatego też szarżujemy z wózkami do ostatniej chwili. A mimo wszystko

warto się ZATRZYMAĆ, wziąć udział w roratach, rekolekcjach, posłuchać lub poczytać refleksje, których przecież jest tak pełno w Internecie! Wymagajmy od siebie chociaż minimum. Niech adwent wywoła w nas chwilę zadumy i ciszy, której tak bardzo nam brakuje w otaczającym hałasie. Ten czas powinien być dla nas momentem wyczekiwania w napięciu, a nie falstartu.

Nie musi być 12 potraw Ledwo z półek znikną znicze, ich miejsce szybko zajmują ozdoby choinkowe i czerwone krasnale. A gdyby tak spróbować inaczej? Z Magdaleną Skrycką rozmawia Magdalena Guziak-Nowak. Kto zainicjował akcję „Święta w shopie”? – Organizatorami akcji są animatorzy Ruchu ŚwiatłoŻycie. Idea powstała przy refleksji, że Boże Narodzenie staje się wielkim kolorowym festynem komercyjnym, podczas którego zapominamy o Jezusie, chociaż to jest Jego święto. Atakujecie komercję, która zalewa nas „świątecznymi” gadżetami. Popieram. Tylko czy potrafilibyśmy bez niej żyć? – Święta bez choinki, prezentów, kolacji wigilijnej, lampek, śniegu, feerii barw i smaków wydają się nie być świętami. Często jednak zapominamy, że to pierwsze Boże Narodzenie tak nie wyglądało. Była zwykła szopa, multum zwierząt i ich zapach, ówcześni goście musieli obyć się bez wstążek na podarunkach i pożywnego poczęstunku. Czy komercja jest potrzebna? W pewnym stopniu tak. To znak czasu, tradycji. 8

TRYBY nr 8/2011

Jednak powinna czemuś służyć. Wszystko to, co serwują nam media, banki, sklepy to jedynie dodatki. Gdyby nagle pozbawić Boże Narodzenie mikołajów i skarpet na kominku mogłoby się okazać, że tak zafascynowani „magią świąt” nie potrafimy odnaleźć już ich sensu. Do czego więc jest nam potrzebna ta komercja? Naszym celem nie jest kompletne jej zanegowanie. Sama przyznam, że naprawdę lubię choinkowe ozdoby, „bożonarodzeniowe” szlagiery, miasto specjalnie „przebrane” na ten czas. Najważniejszy jest tu jednak sam Jezus. Komercję można uznać jako małą pomoc w tym, by się przygotować na Jego przyjście – przystroić, wprowadzić nastrój, dobrze się poczuć, ale nie traktować jako główny cel i sens świąt Bożego Narodzenia. Jak spędzić Święta w szopie, a nie w shopie? – Najpierw warto się zastanowić, dlaczego sklepy są tak

Dziękuję za rozmowę.


r o z m owa z c h a r a k t e r e m

Młodzi potrzebują takich historii – Świat zaczyna dostrzegać, jak niesamowitym krajem jest Polska. Potrzeba niezwykłej odwagi, aby zamienić komunizm w demokrację. Tej samej, którą mieli powstańcy warszawscy, którą miał mój ojciec. Polska ma ogromną rolę do odegrania na arenie międzynarodowej – przekonuje Rita Cosby w rozmowie z Izą Murzyn i Justyną Kmiecik. W swoim dziennikarskim dorobku ma Pani wiele wywiadów z ważnymi postaciami życia społecznego, politycznego czy kulturalnego. Czy to, że jest Pani kobietą miało wpływ na Pani pracę? – Oczywiście. Myślę, że fakt bycia kobietą jest dużym plusem. Chociaż czasami jako kobieta czuję, że muszę udowodnić, kim naprawdę jestem – w przeciwieństwie do mężczyzn, ale w większości przypadków to duża zaleta. Kobiety z natury mają więcej empatii, są o wiele bardziej wrażliwe, lepiej wyczuwają emocje innych. Co niewątpliwie ma wpływ na zadawanie pytań i nawiązanie relacji z rozmówcą. Podczas wywiadu, niezależnie z kim się go przeprowadza (czy ze światowym liderem, czy ze zwykłym obywatelem), dziennikarz staje się w pewnym sensie psychologiem. Kobiety są fantastyczne w prowadzeniu dialogu. Od zawsze podkreślam, że to jest potężna zaleta. Poznając Pani historię, można dostrzec granicę, która dzieli Pani życie na dwa etapy. Wiąże się to z poznaniem historii ojca i z zadawaniem mu pytań. Jaki wpływ miały te wydarzenia na Pani życie? – Po poznaniu i opisaniu historii mojego ojca, czuję, jakbym była zupełnie innym człowiekiem. Podobnie jest z moim tatą. Tak, to prawda. Nasze życie można podzielić na dwa etapy. Mój ojciec przez długi czas samotnie pielęgnował wielki sekret związany z jego przeszłością. Z Ryszarda Kossobudzkiego, powstańca warszawskiego, zamienił się w Richarda Cosby

– amerykańskiego ojca, który zamknął wszystkie swoje emocje na klucz. Tata jest teraz wolnym człowiekiem, o wiele bardziej szczęśliwszym. Uwolnił się od smutnych emocji, które przez tyle lat w sobie dusił. Jest dumny ze swojej przeszłości. Ja natomiast czuję się spełniona przede wszystkim jako córka. Wierzę też, że dzięki naszej wspólnej historii będę lepszą dziennikarką. Historia mojego ojca pomogła mi w zrozumieniu ludzi, którzy kryją swój ból. Nauczyła szacunku do tajemnicy. Jak świadomość bycia córką powstańca warszawskiego wpłynęła na to, w jaki sposób postrzega Pani Polskę? – Czuję się bardzo związana z Polską. Kiedy jestem w ojczyźnie mojego ojca, nie tylko w Warszawie, odczuwam specyficzną relację z tym krajem. Próbuję sobie wyobrazić jak to było, kiedy tata tutaj mieszkał. Teraz czuję, że połowa mojego serca jest w Polsce. To jest kraj, za który mój ojciec był gotów oddać swoje życie i mimo że udział w powstaniu wiązał się z ogromnym cierpieniem, powiedział mi, że teraz postąpiłby tak samo. Walka o Polskę była dla niego wspaniałym okresem. On nadal kocha ten kraj i ludzi, a powrót do Polski uważa za najwspanialsze wydarzenie w swoim życiu. Pamiętam sytuacje, kiedy po przygotowaniu jakiegoś reportażu czułam bliskość z tym, o czym mówiłam jako dziennikarka. Z historią mojego ojca utożsamiłam się od razu, ponieważ to jest nasza wspólna podróż. Moja więź z Polską jest niezwykle silna i osobista.

Patrząc na nasz kraj z perspektywy amerykańskiej dziennikarki, jakie miejsce zajmuje on na arenie międzynarodowej? – Jako dziennikarka dostrzegam wiele rzeczy, z których Polacy mogą być dumni. Doceniam potencjał tego narodu. Kiedy widzę młodych ludzi, pełnych zapału czuję, że przyszłość Polski maluje się w jasnych barwach. Odwiedzając ten kraj non stop spotykam się z historiami, które warte są przekazania dalej. Dla krajów, które mają trudną sytuację polityczną (takich jak Egipt czy Tunezja) Polska może stać się swego rodzaju ikoną. W szczególności, jeśli chodzi o zmiany ustrojowe. Jeszcze w 1989 r. Polska była krajem komunistycznym. Od tego okresu minęło bardzo mało czasu z punktu widzenia historycznego. Świat zaczyna dostrzegać, jak niesamowitym krajem jest Polska. Potrzeba niezwykłej odwagi, aby zamienić komunizm w demokrację. Tej samej, którą mieli powstańcy warszawscy, którą miał mój ojciec. Polska ma ogromną rolę do odegrania na arenie międzynarodowej. Myślę, że w tym momencie jest to dopiero początek jej zadania. Pani książka Cichy bohater stała się bestsellerem w Stanach Zjednoczonych. Czy jej ogromne powodzenie stanie się dobrym pretekstem do wdrożenia historii Polski w amerykańskie programy nauczania historii? – Jestem bardzo dumna z tego, że Cichy bohater: tajemnice przeszłości mojego ojca trafił na listę bestsellerów w Ameryce. Osobiście postrzegam to jako sukces całego narodu polskiego. Jest to ważna

Rita Cosby – znana amerykańska dziennikarka telewizyjna, trzykrotna laureatka Nagrody Emmy, była korespondentka Fox News, MSNBC. Obecnie pracuje dla CBS Inside Edition. W swojej karierze przeprowadziła liczne głośne wywiady ze znanymi postaciami, m.in. z Ronaldem Reganem, Billem Clintonem, Muammarem al-Kaddafim, Yasserem Arafatem, Arielem Sharonem, Slobodanem Milosevićem (który poprosił ją o wywiad, przebywając w więzieniu w Hadze). Była pierwszą reporterką, która dotarła do więźniów w Guantánamo. W Polsce stała się znana m.in. po tym, jak opublikowała książkę pt. Cichy bohater: tajemnice przeszłości mojego ojca o przeżyciach swojego ojca Ryszarda Kossobudzkiego, który był żołnierzem AK w 1944 r. (krótka recenzja na str. 2)

lekcja, na której Ameryka uczy się o odwadze, cierpieniu i historii Polski. Pamiętam, że jako amerykańska studentka bardzo mało wiedziałam o Polsce. Wiedziałam trochę o historii Europy, o II wojnie światowej… Nie przypominam sobie, żebym była uczona o Powstaniu Warszawskim. Mam nadzieję, że sukces Cichego bohatera będzie inspiracją dla amerykańskiej oświaty. Uważam, że Amerykanie powinni bardzo dobrze poznać historię Powstania Warszawskiego, które było jednym z najbardziej heroicznych wydarzeń II wojny światowej. Jego przekaz jest powszechny. Dzięki temu może mieć duży zasięg. Mówi o nadziei, inspiracji, odwadze i walce. Młodzi ludzie potrzebują takich historii. Historii, które są ponadczasowe i kształtują człowieczeństwo. Dziękuję za rozmowę. 9


w trybach historii

fot. Materiały producenta

Czarny grudzień 1970

Słońce powoli zalewało swoim blaskiem ziemię, gdy szum helikopterów zakłócił ten pozornie spokojny poranek w Gdyni. W powietrzu rozległy się strzały z karabinów maszynowych. Gdzieniegdzie słychać wybuchy petard. Krzyki, wrzaski, panika, wołanie o pomoc. Rozpacz, płacz i lament. Janek Wiśniewski padł... Marta Czarny

K

oniec roku 1970 nie należy do najspokojniejszych okresów w historii Polski. Ówczesne władze, pod przywództwem Władysława Gomułki, Józefa Cyrankiewicza i Stanisława Kociołka, zdecydowały się na podwyższenie cen podstawowych produktów spożywczych. Przykładowo ceny mięsa i przetworów mięsnych miały wzrosnąć średnio o 17,6 proc., ceny mąki o 16,6 proc., ryb i przetworów rybnych średnio o 11,7 proc. Dodatkowo w górę poszły także ceny węgla kamiennego o 10 proc., zaś brunatnego o 14 proc. Obniżono za to – średnio o kilkanaście procent – ceny telewizorów, pralek, lodówek itp., czyli produktów kupowanych rzadko i nienależących do niezbędnych. Wzrost był najwyższy od ponad 10 lat. Z ogłoszeniem decyzji czekano do soboty – 12 grudnia (13 grudnia informację podała „Trybuna Ludu”). Moment był bardzo niefortunny. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia, jak i dzisiaj, ludzie więcej kupowali. To był nieoczekiwany cios dla 10

TRYBY nr 8/2011

mieszkańców Polski. Strajk był nieunikniony. Pierwsi protestujący pojawili się już 14 grudnia 1970 r. w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Podstawowymi postulatami uczestników strajku było: zatrzymanie podwyżek, wzrost wynagrodzeń, odsunięcie od władzy Władysława Gomułki i jego popleczników. Z tymi żądaniami udali się do siedziby dyrekcji, a kiedy ich prośby zostały odrzucone, kilkutysięczny tłum udał się pod Komitet Wojewódzki PZPR w celu przekazania swoich postulatów pierwszemu sekretarzowi Alojzemu Karkoszce, jednak spotkanie to nie doszło do skutku. Tego samego dnia w rejonie dworca miały miejsce pierwsze starcia manifestujących z milicją i ZOMO. Demonstrację stłumiono siłą, milicja użyła gazu łzawiącego, wielu uczestników strajku aresztowano. Kolejne dni były już tylko lawiną, która została zapoczątkowana w owy poniedziałek. Demonstracje zrzeszały coraz więcej zwolenników. Wszyscy walczyli o jedno – o godne życie w swoim kraju.

strajkującym pracownikom Stoczni im. Warskiego skierowano oddziały milicji. Doszło do starć. Było kilku zabitych i rannych. 17 grudnia rano pracowników gdyńskiej stoczni ostrzelało wojsko. I kolejne ofiary. Na mniejszą skalę walki uliczne i protesty wybuchły ponadto w Elblągu, gdzie wobec protestujących użyto siły, oraz w Warszawie, Wrocławiu, Oświęcimiu, Nysie i Białymstoku. Skutkiem tych zamieszek i strajków było usunięcie Władysława Gomułki z funkcji pierwszego sekretarza, a wraz z nim jego najbliższych współpracowników. Nowym pierwszym sekretarzem KC PZPR został Edward Gierek. Zmiana ta spowodowała wygaszanie strajków. Niestety, mimo dojścia do władzy nowych ludzi nie cofnięto decyzji o podwyżkach cen. Argumentowano za nimi trudną sytuacją gospodarczą kraju. Nie przekonało to jednak obywateli. Tuż po świętach strajki wznowiono. Trwały nieprzerwanie do lutego, chociaż ich charakter był mniej ofensywny niż w pierwszej fazie. Pod naporem ciągłych protestów, w lutym 1971 r. władze zdecydowały obniżyć ceny żywności. Niestety, skutki „czarnego grudnia 1970” były przerażające. Zginęło 45 osób, a rannych zostało 1165, z tego 154 w wyniku postrzałów. Aresztowano 146 osób. Władze przez wiele lat ukrywały liczbę ofiar. Do dzisiaj niejasna jest sprawa wydania rozkazu strzelania do robotników. Proces w tej sprawie trwa już 14 lat. Zdjęcie z filmu Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł

„Zbyszek nie żyje. Kazik.”– te słowa z telegramu zburzyły świat rodziców Zbigniewa Godlewskiego (o jego śmierci traktuje Ballada o Janku Wiśniewskim). Wiele podobnych informacji zostało w tym czasie nadanych w nadmorskich punktach pocztowych. 15 grudnia, po ogłoszeniu strajku powszechnego, do manifestacji przyłączyła się m.in. rzesza robotników ze Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni i studenci Akademii Medycznej. Ci ostatni znaleźli się w wyjątkowo trudnej sytuacji, ponieważ za nieobecność na uczelni w dniach strajków zostali skreślani z listy studentów. Strajki odbywały się również w Szczecinie. Przeciw

(…) Nie płaczcie matki, to nie na darmo Nad stocznią sztandar z czarną kokardą Za chleb i wolność i nową Polskę Janek Wiśniewski padł Stoczniowcy Gdyni, stoczniowcy Gdańska Idźcie do domu, skończona walka Świat się dowiedział, nic nie powiedział Janek Wiśniewski padł (...) Krzysztof Dowgiałło Ballada o Janku Wiśniewskim


inżynier ducha | encyklopedia wiary

Upadki podnoszą mnie, potłuczony raduję się

inżynier ducha

P

iotr Jerzy urodził się w Turynie w 1901 r. Studiował Inżynierię Górniczą na Politechnice Królewskiej w rodzinnym mieście. Żywo interesował się problemami górników (zwiedzał także polskie kopalnie w Katowicach). Chciał dzielić ich twarde życie – mówił: „będę inżynierem górnikiem, aby jeszcze więcej służyć Chrystusowi”. Frassati był członkiem wielu organizacji kościelnych i charytatywnych m.in. Akcji Katolickiej, Włoskiej Młodzieży Katolickiej (organizacji przypominającej Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży) czy III Zakonu św. Dominika (zakon świecki). W 1924 r. założył z przyjaciółmi Stowarzyszenie Ciemnych Typów (Societa Tipi Loschi), którego celem był apostolat

Miłośnik gór, zapalony rowerzysta i narciarz, doskonały pływak, wysportowany i przystojny – jak mówiły o nim koleżanki. Bł. Pier Giorgio Frassati nie był bynajmniej uosobieniem doskonałości – miał kłopoty z nauką, palił fajkę i cygara, a na jednym ze zdjęć widzimy go ciągnącego z kolegami beczkę wina! Wojciech Podlewski wiary i modlitwy poprzez wspólne górskie wycieczki. Zrzeszeni kierowali się mottem: „Upadki podnoszą mnie, potłuczony raduję się!”. W czasie opieki nad chorymi zaraził się chorobą HeinegoMedina, która przyczyniła się do jego śmierci. Miał zaledwie

encyklopedia wiary

24 lata. Był wzorem duszpasterstwa ludzi młodych dla ks. Karola Wojtyły, który już jako papież beatyfikował go 20 maja 1990 r. Ojciec Święty powiedział wówczas: „Popatrzcie jak wyglądał człowiek Ośmiu Błogosławieństw, który nosił w sobie na co dzień radość

Młodzi mężczyźni. Często można ich spotkać na ulicach polskich miast. Przekonują do swojej religii. W ten sposób wypełniają służbę misjonarską wobec swojego Kościoła. W co wierzą?

wizji. Celem przesłania było przywrócenie prawdziwego – mormońskiego Kościoła Chrystusowego. To „przywracanie” jest charakterystyczne, dzięki niemu mormoni mogą wyjaśnić brak istnienia własnego Kościoła na przestrzeni tysięcy lat tradycji chrześcijańskiej i nauczać, odwołując się do tradycji apostołów.

Tomasz Franc OP

Wiara

Mormoni

fot.: Archiwum Trybów

odpowiedź

Jedną z najbardziej kontrowersyjnych tez, których bronią mormoni jest przyjmowanie chrztu za zmarłych.

Początek Mormoni, a właściwie Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, to związek wyznaniowy, przez niektórych uważany za sektę. Historia ich powstania rozpoczyna się w 1820

r. w USA, choć sam związek wyznaniowy powstał dziesięć lat później. Początek wiąże się z prywatnymi „wizjami” 14-letniego Josepha Smitha. Dotyczyły one przesłania, jakie miał otrzymać bezpośrednio od Boga, na wzór biblijnego Mojżesza, co miało uwiarygodnić osobę „młodzieńca” jak i samą treść

Mormoni posługują się własnym przekazem religijnym zebranym m.in. w Księdze Mormona, którą w swojej pierwotnej wersji, spisaną na złotych płytach, na polecenie ducha Moroni wykopał ze swojej roli Joseph Smith. W nauczaniu Mormonów odnajdujemy różne budzące kontrowersje tezy – jedną z nich jest przyjmowanie chrztu za zmarłych. Naśladowcy Smitha twierdzą, że ich własna wiara jest prawdziwą do tego stopnia, że należy przyjmować chrzest za zmarłych wiernych z innych religii. W Kościele tym funkcjonuje specjalny „departament” genealogiczny mający za zadanie zbieranie jak najwięcej informacji o przodkach. Niewątpliwie taka praktyka może dawać poczucie bezgraniczności tej stosunkowo młodej i nie najliczniejszej – na tle innych – religii.

Ewangelii, Dobrej Nowiny, radość zbawienia ofiarowanego nam przez Chrystusa. Kościół zaprasza Was do tego, abyście wszyscy byli świętymi w waszym codziennym życiu, tak jak był nim bł. Pier Giorgio Frassati.”

Biedni nieszczęśnicy ci, którzy nie mają Wiary: życie bez Wiary, bez dziedzictwa, którego się broni, bez podtrzymywania Prawdy w nieustannej walce, to jest nie życie, lecz wegetacja. Pier Giorgio Frassati

Życie Mormoni w swoim życiu muszą stronić od używek takich jak: alkohol, tytoń, narkotyki a także kawa i herbata. Członkowie tego Kościoła zobowiązani są do płacenia na jego rzecz „dziesięciny”, czyli dziesięciu procent swoich przychodów. Wszystkie te nakazy uargumentowane są za pomocą Biblii oraz „wizji” Josepha Smitha. Inną medialnie znaną praktyką, choć już nieuprawianą, jest wielożeństwo. Charakterystyczne dla tej wiary, i jak się wydaje w pewnym sensie mogące stanowić o pewnej nieprzewidywalności rozwoju doktryny i jej ewolucji, jest istnienie „żyjących proroków”, reprezentujących i przekazujących na bieżąco „boskie kierownictwo”. Obecnie takim prorokiem jest prezydent kościoła Thomas S. Monson. zadaj pytanie Drodzy Czytelnicy, jeśli chcielibyście uzyskać kompetentną odpowiedź na pytanie związane ze sprawami wiary i moralności, wyślijcie je do nas, a my znajdziemy eksperta, który rzetelnie na nie odpowie. Na Wasze pytania czekamy pod adresem: sekret aria t.t r yby @ gmail.com 11


pro-life

O

problemie eliminacji ze społeczeństwa grubaskowatych maluchów z naiwnym i niewinnym wzrokiem zrobiło się głośno za sprawą kobiety, która nie chciała dziecka. Pacjentka trafiła do Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, a jej przypadek nagłośniła „Gazeta Wyborcza”. Na potrzeby medialnych publikacji nazwano ją „Anną”. Pod sercem Anny rozwijało się nowe życie. Gdy miało 11 tygodni, kobieta dowiedziała się, że dziecko ma zespół Downa. Poszła więc do poznańskiego szpitala, by usunąć ciążę, a gdy lekarze odmówili, szukała dalej. I znalazła. Jej dziecko zabito w Szpitalu Bielańskiego w Warszawie. Wszystko w majestacie prawa, bo medycy ze stolicy powołali się na Ustawę o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z 1993 r., która umożliwia aborcję m.in. w przypadku nieodwracalnego uszkodzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. To wystarczyło, by dziennikarze „Wyborczej” wezwali na dywanik lekarzy z Poznania. Skrytykowali ich w artykule Fikcja legalnej aborcji. Anna ma rodzić i już, a wydane przez szpital orzeczenie („U płodu nie stwierdza się ultrasonograficznie wad narządów wewnętrznych, a zespół Downa nie musi oznaczać ciężkiego upośledzenia ani nie jest zagrożeniem życia”) wyśmiali. Zakwestionowali ich kompetencje powołując się na opinię „znanego genetyka”, który twierdził, że nie zna innego kraju, w którym w przypadku Downa odmówionoby aborcji. Po raz kolejny popisaliśmy się więc polskim ciemnogrodem. Gen miłości Nazywany kiedyś mongolizmem, syndrom Downa to zespół wad wrodzonych spowodowany obecnością dodatkowego chromosomu 21 (przez rodziców, którzy z miłością przyjęli swoje upośledzone dzieci często określany jako „gen miłości”). Tzw. trisomia 21 odzwierciedla się w cechach fizycznych i psychicznych. Zespołowe dzieci 12

TRYBY nr 8/2011

Pytanie o aborcję nie jest więc pytaniem o to, czy kobieta nosząca nienarodzone maleństwo już jest matką czy jeszcze nie. Jest. Można co najwyżej zapytać, kim będzie w przyszłości – mamą dziecka, które urodzi czy mamą dziecka, które sama zabije. i dorośli mają skośne szpary powiekowe, stosunkowo mały nos, głowę mniejszą niż przeciętnie, usta małe i raczej wąskie, przez co język ma tendencję do wystawania, krótkie w stosunku do długości tułowia kończyny górne i dolne, wiotkie mięśnie i stawy, cienką i wrażliwą skórę oraz niższą od przeciętnej masę urodzeniową. Często występują u nich wady serca, słuchu i wzroku, chorują na epilepsję, dokucza im tarczyca, szybciej się starzeją i łatwiej łapią infekcje. Mimo tak wielu schorzeń i fizycznych

„niedociągnięć”, niepełnosprawność osób z zespołem Downa oceniana jest zwykle jako lekka lub umiarkowana. Gdzie leży prawda? Chyba nie jak zwykle po środku. Biorąc pod uwagę duże szanse osób z problemem Downa na w miarę samodzielne funkcjonowanie w społeczeństwie, prof. Jana Skrzypczak, kierownik Kliniki Rozrodczości poznańskiego szpitala, komentując decyzję personelu mówiła, że

co prawda takie dzieci rozwijają się gorzej, ale mają szansę na normalne życie. Za lekarką murem stanęła dyrekcja szpitala (co jeszcze bardziej rozzłościło lewicowe media: „Lekarz może odmówić wykonania aborcji, korzystając z klauzuli sumienia. Ale cały szpital nie. Ma z NFZ umowę na usługi ginekologiczno-położnicze, czyli także legalne usuwanie ciąży”, „GW”) i prof. Anna Latos-Bieleńska, przewodnicząca Komisji Wad Rozwojowych i Poradnictwa Genetycznego w Katedrze i Zakładzie Genetyki Medycznej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Trudne i łatwe pytania „Poznański kazus” jest kanwą do debaty o statusie


pro-life

Zagraniczne szanse

Problem Downa

Czy studenci mają swój dzień w kalendarzu? Tak, 17 listopada obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Studenta (MDS).

W niektórych krajach dzieci z migdałowymi oczyma już się nie rodzą. W Danii ludzie kiedyś zapomną, że takie istniały. W Paryżu na świat przychodzi 30 na 100 z „downią” diagnozą. Podobne rozterki przyszły do Polski.

fot.: www.flickr.com

Magdalena Guziak-Nowak

poczętego, ale jeszcze nie narodzonego dziecka, do debaty o klauzuli sumienia lekarzy i przesuwaniu granic. Czy przyjdzie dzień, w którym zabijemy dzieci z jedną nogą krótszą, drobną wadą nerek lub zwichniętym stawem biodrowym? Czy kiedyś wskazaniem do aborcji będzie jeszcze nie stuprocentowa diagnoza, ale zaledwie podejrzenie wady wrodzonej? Czy doczekamy się nowych ustaw, które zniosą refundację wszystkich leków na choroby przewlekłe, bo skoro rodzice byli na tyle nieodpowiedzialni, że pozwolili takiemu dziecku przyjść na świat, no to niech się teraz sami martwią? Sprawa Anny nie jest ani pierwszą, ani ostatnią, a aborcja należy do tych kwestii, w których trudno przeciągnąć kogoś na swoją stronę. Mnie

opisywany przypadek motywuje do walki o prawo do życia każdej ludzkiej istoty, podczas gdy zwolennikom aborcji dostarcza argumentów „za” ich punktem widzenia. Pewne jednak jest jedno. Nie teologowie, nie filozofowie i nawet nie biskupi stwierdzili dawno temu, od kiedy człowiek jest człowiekiem. Problem ten postawiono przed tymi, którzy znają się na tym najlepiej, czyli przed lekarzami, a ci powiedzieli, że w momencie zapłodnienia. Pytanie o aborcję nie jest więc pytaniem o to, czy kobieta nosząca nienarodzone maleństwo już jest matką czy jeszcze nie. Jest. Można co najwyżej zapytać, kim będzie w przyszłości – mamą dziecka, które urodzi czy mamą dziecka, które sama zabije.

Święto upamiętnia rocznicę wydarzeń z 1939 r., kiedy to studenci w Pradze wyszli na ulicę, aby zaprotestować przeciwko wtargnięciu nazistów. Manifestacja została krwawo stłumiona, wielu studentów zginęło, a 1200 trafiło do obozów koncentracyjnych. Dwa lata po tragicznych wydarzeniach kongres International Students Council ustanowił 17 listopada Międzynarodowym Dniem Studenta. Dzisiaj obchodzi go ponad 60 państw na całym świecie. W Polsce wiele osób nawet nie wie, co wydarzyło się przed kilkudziesięciu laty. Nad świadomością tej kwestii pracuje Stowarzyszenie Manko i Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie – inicjatorzy obchodów Międzynarodowego Dnia Studenta w Krakowie. W jego ramach 17 listopada odbyła się na UEK-u konferencja pt. „Mobilność młodzieży w Europie – szanse i wyzwania”. Organizatorom przyświecał szczytny cel – podnieść poziom wiedzy studentów uczelni wyższych w zakresie szeroko pojętej mobilności: kulturowej, edukacyjnej, turystycznej, promować ideę wolontariatu zagranicznego oraz zachęcić do aktywnego uczestnictwa w różnorodnych programach staży, praktyk i studiów za granicą. Zaproszeni eksperci i prelegenci opowiadali o możliwościach rozwijania kariery w instytucjach Unii Europejskiej czy programach stypendialnych typu Erasmus czy Erasmus Mundus (ten drugi dotyczy studentów posiadających dyplom ukończenia studiów pierwszego lub drugiego stopnia). Dali garść cennych wskazówek: jak aplikować na studia za granicą? jak sfinansować taki „model” edukacji? Przedstawiciel STRIM-u zachęcał do udziału w Wolontariacie Europejskim, a ekspert z Małopolskiej Agencji Rozwoju Regionalnego przedstawił możliwości założenia własnej firmy poza granicami Polski i zaprezentował założenia nowego programu ,,Erasmus for Young Entrepreneurs”. Czy udało się zrealizować ambitne cele? Czas pokaże. Pewne jest to, że po MDS dobrze wiemy, że jeśli chodzi o propozycje różnego rodzaju wyjazdów zagranicznych, jest w czym wybierać.

Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka (organizacja pożytku publicznego, numer KRS 0000140437) już od dziesięciu lat broni życia dzieci nienarodzonych. Poprzez prowadzenie społecznych akcji edukacyjnych, opracowywanie i bezpłatne rozprowadzanie ulotek, plakatów oraz broszur pokazujących rozwój człowieka przed narodzeniem, uczymy szacunku do życia każdego człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. Widząc ubóstwo oraz tragiczne warunki życia wielu rodzin w Polsce zaangażowaliśmy się także w działalność charytatywną. Od pięciu lat pomagamy finansowo matkom samotnie wychowującym dzieci oraz ubogim rodzinom.

Prosimy, pamiętaj o nas wypełniając PIT. 13


pro-life | media pod lupą

Procedura in vitro – NIE! Naprotechnologia – TAK! Każdego dnia mam wyrzuty sumienia „Myśleliśmy, że napięta sytuacja między mną i żoną po urodzeniu dziecka poprawi się. Mieliśmy nadzieję na spokój w rodzinie. Stało się jednak zupełnie inaczej. Cały proces osiągnięcia celu, jakim było poczęcie i urodzenie się dziecka nie zbliżył nas do siebie, ale spowodował, że zaczęliśmy się od siebie jeszcze bardziej oddalać. Techniki, jakimi posługiwali się lekarze dla przeprowadzania badań, jak również implantacja pozostawiły bardzo przykre wspomnienia, czego skutkiem są ogromne straty w naszym małżeństwie. Proces »hodowli człowieka« nie przypomina w niczym intymności, która towarzyszy aktom małżeńskim. Nikt nam wcześniej nie powiedział, nie uświadomił, co nas czeka. Mimo że cieszymy się oboje z tego, że mamy dziecko, którego bardzo pragnęliśmy, to jednak niesmak, który pozostawiły po sobie te przeżycia powoduje, że nie jest to pełnia radości i szczęścia. Każdego dnia mam wyrzuty sumienia, że gdzieś w zamrażalniku

znajduje się 25 naszych dzieci, które być może będą żyły, a może zostaną zabite. Obecnie jestem przekonany, że adopcja jest najbardziej sensownym rozwiązaniem. Przestrzegam też wszystkich, którzy stoją przed podobnym wyborem i radzę, żeby w ten sposób rodzicielstwa nie podejmowali. Nie życzę nikomu takich przeżyć, jakich sami doświadczyliśmy i nadal doświadczamy. Pragnę uchronić inne małżeństwa przed wejściem w ten obłędny krąg”. Świadectwo ojca dziewczynki, prawnika, wygłoszone podczas sesji poświęconej tematowi sztucznego zapłodnienia, 6 maja 2006 r. w Bielsku-Białej In vitro, czyli: – niszczenie życia ludzkiego na początkowym etapie

rozwoju (od 60 do 95 proc. dzieci poczętych metodą in vitro ginie przed narodzeniem); – metoda, której rzeczywista skuteczność – wbrew częstym przeszacowaniom – waha się od 21 do 26 proc.; – wielokrotne zwiększenie ryzyka wystąpienia wad rozwojowych u narodzonych dzieci; – dwa razy częstsze przedwczesne porody i niska masa urodzeniowa dziecka poczętego wskutek in vitro; – ryzyko uszczerbku zdrowia kobiety (jednym z następstw tej inwazyjnej metody jest dwukrotny wzrost ryzyka raka jajników); – brak leczenia, zwłaszcza przyczynowego, niepłodności; – ryzyko komercjalizacji procedury; – uprzedmiotowienie pacjentów, narażenie ich zdrowia psychicznego.

Alternatywą dla in vitro jest naprotechnologia, czyli: – umożliwienie niepłodnym małżeństwom poczęcia dziecka z dużym prawdopodobieństwem, według dr. T. Hilgersa sięgającym nawet do około 80 proc. w czasie do 2 lat od rozpoczęcia leczenia; – diagnostyka niepłodności i jej realne leczenie; – diagnostyka i leczenie: bolesnego i nieprawidłowego miesiączkowania, zespołu napięcia przedmiesiączkowego, torbieli czynnościowych jajników, zespołu policystycznych jajników, depresji poporodowej, zaburzeń hormonalnych, endometriozy i innych schorzeń; – diagnostyka przyczyn poronień (w tym nawykowych); – zgodność z podstawowymi normami etycznymi; – dużo niższe koszty niż w przypadku in vitro.

Zapraszamy do odwiedzenia serwisu internetowego: www.pro-life.pl Zachęcamy do obejrzenie dwóch filmów na temat naprotechnologii: „10 lat naprotechnologii w Irlandii” i „Szansa na dziecko”, dostępnych pod adresem www.pro-life.pl/naprotechnologia

media pod lupą

Anegdotka o prezesie Byłam na konferencji naukowej, w której brał udział prezes Telewizji Polskiej Juliusz Braun. Pomyślałam: posłuchanie go na żywo, może być ciekawym doświadczeniem. Wiele się nie pomyliłam. Agnieszka Całek

K

onferencja była wspomnieniowa, poświęcona osobie bp. Jana Chrapka, który miał niewątpliwie ogromne zasługi dla budowania relacji Kościół – media w Polsce. Na obrady zostali zaproszeni m.in. ludzie, którzy znali biskupa i pracowali z nim. Jedną z osób przybyłych na konferencję był obecny prezes Telewizji Polskiej Juliusz Braun. 14

TRYBY nr 8/2011

Wszystkie wystąpienia mniej lub bardziej dotyczyły postaci bp. Jana Chrapka. Pan prezes natomiast postanowił nieco złamać tę nudną konwencję i w czasie dla siebie przeznaczonym wygłosił krótki referacik prezentujący argumentację przemawiającą za obecnością… Adama „Nergala” Darskiego w telewizji publicznej. W wypowiedzi

pana prezesa znalazły się hasła: tolerancja i walka z rakiem. Pojawił się też wyrzut, że jak Darski dostawał Fryderyka za Album Roku, to nikt nic nie mówił, a teraz taka wrzawa. Muszę przyznać, że prezesowska retoryka była na tyle dobra, że prawie mnie przekonała. Po tym wystąpieniu na sali pojawiła się, delikatnie mówiąc, konsternacja zmieszana ze zniesmaczeniem. Prowadzący panel prof. Jerzy Olędzki powiedział, że nie będzie się odnosił do tej wypowiedzi i przypomniał, czyje życie oraz dokonania są przedmiotem konferencji. Niesmak wprawdzie pozostał, ale do końca spotkania nie wydarzyły się żadne podobne atrakcje. Natomiast w czasie podsumowania,

w ostatnich słowach wypowiedzianych tego dnia na forum, sprawę skomentował prymas Polski abp Józef Kowalczyk. Stwierdził, że zachowania Adama Darskiego nie powinny być rozpatrywane w kategorii tolerancji, różnorodności czy ekspresji artystycznej, ale po prostu elementarnej kultury. Komentarz w mojej opinii był dość trafny, niemniej niepokojące jest to, że pan prezes znalazł aż tyle argumentów przekonujących siebie i wszystkich zebranych o słuszności postawionej tezy. Strach pomyśleć, jak wyglądała argumentacja jego poprzedników dla obecności w telewizji publicznej Doroty „Dody” Rabczewskiej jako autorytetu w dziedzinie… trudno powiedzieć właściwie w jakiej.


b16/j p2

Papieże o pieniądzu „Ekonomia i finanse jako narzędzia mogą być źle używane, kiedy posługujący się nimi ma jedynie zamiary egoistyczne”

Miłość w prawdzie stawia człowieka wobec zadziwiającego doświadczenia daru. Bezinteresowność jest obecna w jego życiu w rozlicznych formach, często nie uznawanych z powodu wyłącznie produktywistycznej i utylitarystycznej wizji życia. Istota ludzka została uczyniona dla daru, który ją wyraża i urzeczywistnia jej wymiar transcendentny. Czasem człowiek współczesny jest mylnie przekonany, że jest jedynym sprawcą samego siebie, swojego życia i społeczeństwa. Oto mniemanie, będące konsekwencją egoistycznego zamknięcia się w sobie, które wywodzi się — ujmując to w języku wiary — z grzechu pierworodnego. Mądrość Kościoła zawsze proponowała podtrzymywanie świadomości o grzechu pierworodnym także w interpretowaniu faktów społecznych i budowaniu społeczeństwa: «Nieuwzględnianie tego, że człowiek ma naturę zranioną, skłonną do zła, jest powodem wielkich błędów w dziedzinie wychowania, polityki, działalności społecznej

i obyczajów». Do dziedzin, w których ujawniają się zgubne skutki grzechu, doszła już od długiego czasu dziedzina ekonomii. Mamy tego ewidentny dowód również w tych czasach. Przekonanie człowieka o tym, że jest samowystarczalny i że potrafi usunąć zło obecne w historii jedynie dzięki własnym działaniom, skłoniła go do zrównania szczęścia i zbawienia z nieodłącznymi formami dobrobytu materialnego i działania społecznego. Następnie przekonanie o konieczności autonomii ekonomii, która nie powinna akceptować «wpływów» o charakterze moralnym, doprowadziło człowieka do nadużywania narzędzia ekonomicznego nawet w sposób niszczycielski. W dłuższej perspektywie przekonania te doprowadziły do systemów ekonomicznych, społecznych i politycznych, które podeptały wolność osoby i grup społecznych, i które właśnie z tego powodu nie były w stanie zapewnić obiecywanej sprawiedliwości (…) Kościół od zawsze uważa,

Kościół respektuje słuszną autonomię porządku demokratycznego i nie ma tytułu do opowiadania się za takim albo innym rozwiązaniem instytucjonalnym czy konstytucyjnym. Wkład, który w ów porządek wnosi, polega na takim zrozumieniu godności osoby, jakie w całej pełni objawia tajemnica Słowa Wcielonego. Te ogólne rozważania także rzucają światło na rolę Państwa w dziedzinie gospodarki. Działalność gospodarcza, zwłaszcza w zakresie gospodarki rynkowej, nie może przebiegać w próżni instytucjonalnej, prawnej i politycznej. Przeciwnie, zakłada ona poczucie bezpieczeństwa w zakresie gwarancji indywidualnej wolności i własności, a ponadto stabilność pieniądza oraz istnienie

że działalności ekonomicznej nie można uważać za antyspołeczną. Rynek nie jest i nie powinien się stawać sam z siebie miejscem przemocy silniejszego nad słabym. Społeczeństwo nie powinno się chronić przed rynkiem, tak jakby rozwój tego ostatniego pociągał za sobą ipso facto unicestwienie prawdziwie ludzkich stosunków. Jest z pewnością prawdą, że rynek może być ukierunkowany negatywnie, nie dlatego, że taka jest jego natura, ale ponieważ pewna ideologia może nadać mu inny kierunek. Nie trzeba zapominać, że rynek nie istnieje w stanie czystym. Przyjmuje on kształt od konfiguracji kulturowych, które go specyfikują i ukierunkowują. Istotnie, ekonomia i finanse jako narzędzia mogą być źle używane, kiedy posługujący się nimi ma jedynie zamiary egoistyczne. W ten sposób można przekształcić narzędzia same w sobie dobre w narzędzia szkodliwe. Ale to zaciemniony umysł ludzki powoduje te konsekwencje, a nie narzędzie samo z siebie. Dlatego nie narzędzie powinno być powołane

sprawnych służb publicznych. Naczelnym zadaniem Państwa jest więc zagwarantowanie tego bezpieczeństwa, tak by człowiek, który pracuje i wytwarza, mógł korzystać z owoców tej pracy, a więc znajdował bodziec do wykonywania jej skutecznie i uczciwie. Brak tego poczucia bezpieczeństwa, towarzysząca mu korupcja władz publicznych i mnożenie się niewłaściwych źródeł wzbogacenia i łatwych zysków opartych na działaniach nielegalnych czy po prostu spekulacji, jest dla rozwoju i dla porządku gospodarczego jedną z głównych przeszkód. bł. Jan Paweł II Encyklika Centesimus annus, 1991

do odpowiedzialności, lecz człowiek, jego sumienie moralne oraz jego odpowiedzialność osobista i społeczna (…) Wielkim stojącym przed nami wyzwaniem, jakie pojawiło się wobec problematyki rozwoju w tym czasie globalizacji i stało się jeszcze bardziej pilne z powodu kryzysu ekonomiczno-finansowego, jest pokazanie, zarówno w zakresie myśli, jak i zachowań, że nie tylko nie można zaniedbywać lub osłabiać tradycyjnych zasad etyki społecznej, jak przejrzystość, uczciwość i odpowiedzialność, ale również, że w stosunkach rynkowych zasada bezinteresowności oraz logika daru jako wyraz braterstwa mogą i powinny znaleźć miejsce w obrębie normalnej działalności ekonomicznej. Są to wymogi człowieka w obecnej chwili, ale także wymogi samej racji ekonomicznej. Chodzi o wymogi zarazem miłości jak i prawdy. Benedykt XVI Encyklika Caritas n veritate, 2009

Zachęcamy do zaglądania do Zintegrowanej Bazy Tekstów Papieskich na www.nauczaniejp2.pl. Znajdziecie tam fragmenty papieskich dokumentów przyporządkowane do haseł tematycznych. Aktualnie baza zawiera wszystkie encykliki i adhortacje Jana Pawła II, wszystkie przemówienia i orędzia papieża z okazji kolejnych Światowych Dni Młodzieży oraz większość homilii i przemówień z pielgrzymek do Polski. Trwają prace nad uzupełnieniem modułu pielgrzymek o brakujące lata 1983 i 1987, a także nad modułem zawierającym wybrane listy apostolskie.

15


alfabet relacji

T

worząc alfabet nieprzypadkowo zaczęliśmy od słowa „akceptacja”. Wyszliśmy z założenia, że nie ma głębokiej, prawdziwej ludzkiej relacji bez tej podstawy. Poprosiliśmy zatem ks. prof. Mastalskiego o podanie najprostszej definicji akceptacji. Według niego jest to „pozwolenie drugiej osobie, aby zaistniała w mojej przestrzeni, także intymnej”. Z jednej strony jest to zgoda na inność, z drugiej – tolerancja. To także forma rezygnacji z siebie. Nie ma akceptacji bez pewnego kompromisu – nikt nie jest taki jak ja, nikt nie jest też ideałem. Akceptacja to zgoda na inne poglądy, postawy. Ale czy bezwarunkowa? Nie. Niektórych zachowań nie można zaakceptować. Trzeba zachować krytycyzm.

A jak akceptacja „Smakować życie można tylko wtedy, gdy się je zaakceptuje” – twierdzi ks. prof. Janusz Mastalski, pedagog i terapeuta, dziekan Wydziału Nauk Społecznych UPJPII w Krakowie. Przemysław Radzyński

było inaczej, mój wybór życia w celibacie byłby ogromnym samookaleczeniem się” – przekonuje. Defekt w tej sferze nie jest niczym szczególnie innym od braków w innych dziedzinach naszego życia. Mechanizmy są podobne. Wielu mężczyzn ma problemy z wiarą w swoje możliwości seksualne, nie

Nie będziemy potrafili zaakceptować drugiego człowieka i jego zachowań, jeśli nie zaakceptujemy najpierw samych siebie. To proces, który polega m.in. na przebaczeniu sobie, dostrzeganiu cech pozytywnych i negatywnych. To także uczenie się życia z tymi cechami, których nie można w sobie zmienić. Jeśli jednak mamy z tym problem i nie potrafimy zaakceptować samych siebie, może nam w tym pomóc drugi człowiek, który akceptuje nas i nasze zachowania, a nawet te cechy, których w sobie nie lubimy. Jak rozpoznać, że ktoś nas akceptuje? Ważny jest „czytelny przekaz werbalny”, ale trzeba pamiętać, że „osoby zranione często nie wierzą słowom”. Innymi sposobami okazywania akceptacji są gesty, które niosą duży ładunek afirmacyjny, a także przebaczenie oraz wybory dokonywane ze względu na daną osobę. A po czym poznać osobę, która siebie nie akceptuje? „Obraża się, nie dopuszcza drugiego do Rozpoczynamy cykl artykułów, które powstają we współpracy z Radiem Bonus UPJPII. Magda Dobrzyniak (Radio Bonus) i Przemek Radzyński („Tryby”) przeprowadzą serię rozmów z ks. prof. Januszem Mastalskim na temat budowania relacji (w tym w sferze intymnej). 16

TRYBY nr 8/2011

fot.: Archiwum Trybów

Samoakceptacja

Nowy dział „alfabet relacji” powstaje przy współpracy Radia Bonus. Na zdjęciu Przemysław Radzyński i Magdalena Dobrzyniak.

głosu”. Ksiądz dziekan nazwał to „zachowaniami neurotycznymi”, czyli nieadekwatnymi do bodźca, który je wywołał. Nie trzeba być nawet psychologiem, żeby to zauważyć. Bardzo często brak samoakceptacji wynika z zaniżonej samooceny w jakiejś dziedzinie, np. kompleks dotyczący zdolności, możliwości. Często problem ten dotyczy akceptacji własnego ciała, albo jeszcze częściej – odmiennej orientacji seksualnej. Samopomoc? Czy można sobie samemu pomóc w samoakceptacji? Ks. prof. Mastalski zauważył, że istnieje coś takiego jak samowychowanie, ale z doświadczenia formatora i terapeuty wie, że nie da się tego przepracować do końca samodzielnie. Potrzeba obiektywizacji emocji i odczuć. A czy do tego potrzeba terapeuty? Niekoniecznie. Pomóc tu może bliska nam osoba. „Chcesz dowiedzieć się prawdy o sobie? Pokłóć się ze swoim przyjacielem!” –ksiądz

dziekan przypomina popularne powiedzenie. Terapii wymaga jednak „zaburzona osobowość”. A jak ks. prof. Mastalski radzi sobie z porównywaniem się do innych? Sam o sobie mówi, że jego sylwetka to „raczej barok niż gotyk”, ale równocześnie jest przekonany, że osoby korpulentne mają w sobie dużo łagodności i dystansu do siebie. Jest zatem wyznawcą „pedagogii pozytywnej” a nie „cywilizacji braku” – dostrzega swoje pozytywne strony, a ewentualne wady potrafi przekuć w zalety. „Smakować życie można tylko wtedy, gdy się je zaakceptuje” – przekonuje. Samookaleczenie? Jakie znaczenie mają problemy z akceptacją i samoakceptacją w życiu erotycznym człowieka, jego płciowości? Ksiądz dziekan jest zdecydowanym zwolennikiem oddemonizowywania tej sfery. Jest ona bardzo ważna i piękna, ale „nie można sprowadzić człowieka do rozporka”. „Gdyby

akceptują rozmiarów swoich genitaliów. Kobiety są często niezadowolone z wyglądu swoich piersi. Rodzący się na tym tle brak samoakceptacji może wpływać na współżycie; wywoływać np. lęk przed seksem. „Te problemy są może trochę bardziej ukryte – nie rozmawia się o nich przecież np. w tramwaju” – zauważył kapłan. Z drugiej strony, rośnie pokolenie Facebooka, które może już niebawem będzie rozmawiało przy kawie o swoim życiu intymnym. Współczesny nastolatek nie ma oporów, by mówić o tym, jak było wczoraj w łóżku – ze szczegółami fizjologicznymi. „Martwię się z tego powodu, bo seks zostanie odarty z intymności, tajemniczości, aury piękna, które jest zarezerwowane tylko dla nas i ma wymiar wręcz sakralny” – ubolewa ksiądz profesor. O tym jednak powiemy więcej przy kolejnej literze naszego alfabetu. B – jak boski seks. Audycji można słuchać w środy o 20.15 na radio. upjp2.edu.pl. Na stronie Radia Bonus znajdziecie także archiwalne nagrania.


ona i on Wszystko zaczyna się w Raju Na kartach Biblii jest mnóstwo związków – Adam i Ewa, Abraham i Sara, Izaak i Rebeka, św. Elżbieta i kapłan Zachariasz czy wreszcie Najświętsza Maryja Panna i św. Józef. Jak wyglądały ich wzajemne relacje, tego do końca nie wiemy. Pewne jest jednak, że wymienione wyżej pary miały w stosunku do siebie coś, czego zdecydowanie brakuje parom współczesnym.

Wygłodniali jak wilki…

w swojej książce Alfabet. Moje życie idealnie ujmuje to pojęcie: „Umiar to umiejętność opanowania emocjonalnych zaangażowań. Tylko miłować trzeba bez umiaru. Ale już uzewnętrznienie miłości powinno być pełne umiaru”. Nie sposób się z tym nie zgodzić.

Rozluźnienie stosunków społecznych maluje się wyraźnie na ulicach naszych miast. Co wolno dzisiaj, czego nie wolno było kiedyś? Ewolucja przyzwolenia społecznego rzuca nam przed oczy niesmaczne obrazy.

Brak ci wstydu!

Katarzyna Cieślik

Problem tkwi w… szacunku Nie jest łatwo pisać o czymś, co dzieli nasze społeczeństwo dość mocno. Wydawać by się mogło, że każdy problem ma swoich zwolenników jak i przeciwników. Tutaj kwestia jest o tyle bardziej drażliwa, że jej fundamenty leżą głęboko w istocie człowieczeństwa. Chodzi o wartość, która dla współczesnego społeczeństwa konsumpcyjnego jest zdecydowanie passé, a mowa o szacunku. Dlaczego wspomniałam wyżej o biblijnych parach i o tym, że parom współczesnym czegoś brakuje? Ponieważ zauważalny jest istotny brak szacunku dwojga ludzi do siebie. Trochę okrężną drogą dochodzimy do sedna problemu – do publicznego okazywania uczuć.

Nauczeni byliśmy, że człowieka od zwierzęcia różni umiejętność okazywania uczuć. Że człowiek może swoje zachowania pohamować w przeciwieństwie do zwierząt, które kierują się instynktem. Że człowiek ma poczucie wstydu, a zwierzętom tego poczucia brakuje. Rzeczywistość weryfikuje te tezy, stawiając przykrą dla nas diagnozę – stajemy się coraz bardziej zezwierzęceni, jednocześnie tracimy cechy typowo ludzkie. Patrząc na pary, które przystanek autobusowy czy ławkę w parku biorą za miejsce do uzewnętrzniania swoich uczuć nie mogę pozbyć się przekonania, że nie dojrzały one jeszcze do tworzenia prawdziwych relacji z drugim człowiekiem. Powodem tego może być ich potworny głód. Wszyscy

fot.: Archiwum Trybów

Zwierzęciejemy

chcemy poczuć miłość i nie ma się czego wstydzić. Jest to wpisane w nasze życie od początku, dlatego gdy już dostajemy jakąś namiastkę tej wielkiej miłości, chcemy jak najwięcej z niej zabrać dla siebie. To tak, jakby człowiek znalazł garnek złota po drugiej stronie

drewnianego mostu wiszącego nad przepaścią i tak bardzo tego złota pragnął, że próbując przenieść je na drugą stronę zapomniał, że ten most nie wytrzyma jego ciężaru. Jesteśmy desperatami, którym brakuje umiaru. A czym tak naprawdę jest ten umiar? O. Leon Knabit

To tak, jakby człowiek znalazł garnek złota po drugiej stronie drewnianego mostu wiszącego nad przepaścią i tak bardzo tego złota pragnął, że próbując przenieść je na drugą stronę zapomniał, że ten most nie wytrzyma jego ciężaru.

Nie sposób nie zgodzić się również z tym, że na znaczeniu straciło pojęcie wstydu. Bo kogo nazwiemy teraz mężczyzną wstydliwym czy wstydliwą kobietą? Nawet samo słowo „wstydliwy” ma dość obciachowy wydźwięk, prawda? Osoba wstydliwa kojarzy się nam z kimś, kto cały czas żyje w cieniu swoich wyluzowanych kolegów i koleżanek. Wstydliwym jest mężczyzna, który nie podrywa nachalnie dziewczyny w knajpie. Kobieta wstydliwa to taka, która zawsze ubiera długie do kostek spódnice i niemodne golfy. Oto, co przychodzi nam na myśl, gdy myślimy o wstydzie. Owszem, powyższe przykłady bez wahania możemy zaliczyć do kategorii „wstydliwość”, jednak pojęcie wstydu nie ogranicza się jedynie do tych kwestii. Wstyd to coś więcej. Wstyd objawia się w świadomości własnej godności, w świadomości bycia człowiekiem ze wszystkimi jego indywidualnymi cechami. Wstyd to wartość będąca podstawą do uważania siebie za osobę wartą szacunku, a co za tym idzie – oczekiwania tego szacunku od innych. Wiecznie głodni Wracając jeszcze do kwestii naszych wygłodniałych par chcę zauważyć, że nie chodzi mi o to, żeby nagle cały świat zakochanych przestał okazywać sobie miłość. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, okazywanie sobie uczuć samo w sobie jest dobre i wskazane, dopóki nie przekracza się pewnych granic. Czasami jednak takie banalne frazy najłatwiej rzuca się w kąt, by oddawać się miłosnej konsumpcji. Tym, którzy tak konsumują swoje związki nie pozostaje życzyć niczego innego, jak tylko tego, żeby tej miłości wystarczyło im na całe życie. Nie lubimy przecież żyć na głodzie. 17


misz-masz

misz-masz Katarzyna Cieslik, Marta Czarny

łatwe pytania

Etymologia smaku pomarańczy Zapewne unosi się już w pokoju zapach pieczonego ciasta wg naszego ulubionego bardzo pomarańczowego przepisu. Zastanawialiście się jednak kiedyś, czy to kolor pomarańczowy został nazwany od pomarańczy, czy odwrotnie? Specjaliści z Oxford English Dictionary twierdzą, że pierwszy był owoc. Słowo „pomarańcza” ma 1000 lat i pochodzi od sanskryckiego słowa „naranga”. W języku angielskim zaś najstarsze wzmianki o jadalnych pomarańczach spotykamy w manuskrypcie napisanym w 1387 r. Natomiast słowa „pomarańczowy” użyto po raz pierwszy na określenie koloru w poematach szkockiego poety Alexandra Montgomeriego, opublikowanych znacznie później, bo w 1600 r.

Pomarańczowe noce... Będąc nadal w temacie owocu i tego jakże popularnego w tym sezonie koloru, czy wiecie dlaczego drogi szybkiego ruchu są oświetlane na pomarańczowo? Głównie dlatego, że świecące pomarańczowo tzw. wysokociśnieniowe lampy sodowe, któ-

ulubione prawa pana Trybika Komputer przypomina gospodarkę socjalistyczną. Jest centralnie sterowany, ma zawsze za mało pamięci, jest zawsze za mało wydajny i trudno znaleźć sprawcę błędów.

odkrycie miesiąca Wracamy na święta do domów, ale mimo to każdy z nas ma w gronie swoich znajomych kogoś, kogo nie może świątecznie uściskać. Jest na to sposób. Jaki? Fabian Hemmert z berlińskiej Akademii Sztuk uważa, że nie wykorzystujemy potencjału tkwiącego w naszych telefonach komórkowych. Opracowane przez niego modele prototypów pozwalają na transmisję oddechu, dotyku a nawet pocałunków! Pierwszy raz zostały zaprezentowane na konferencji „Mobile HCI” 18

TRYBY nr 8/2011

rymi oświetla się autostrady, są bardzo wydajne – wytwarzają mnóstwo światła ze stosunkowo niewielkiej ilości energii elektrycznej. Czyni to z nich idealne, niezbyt kosztowne oświetlenie dla głównych dróg. Jednakże nie chodzi tylko o względy ekonomiczne – znaleziono także kilka dobrych powodów naukowych. Po pierwsze, nocą oko ludzkie jest bardziej wrażliwe na światło pomarańczowe – dokładnie takie, jakie dają lampy sodowe. Po drugie – im dłuższa jest fala świetlna, tym mniejsze prawdopodobieństwo jej rozproszenia na kropelkach wody we mgle. Tak więc, jeśli szukamy lampy emitującej światło daleko w głęboką, mglistą jesienną noc i dającą oświetlenie najlepiej przystosowane do oczu kierowców, to idealne okażą się właśnie wysokociśnieniowe lampy sodowe.

Między nami telefonami w Sztokholmie. Telefony pozwalające na dotyk mają wbudowane czujniki, które po naciśnięciu przesyłają sygnał do specjalnej opaski umieszczonej na dłoni odbiorcy. Dzięki niej może on odebrać siłę uścisku osoby, która wysyła mu ten serdeczny gest. Oddech przesyłany jest przez specjalny czujnik wmontowany w telefon, który przesyła informację do drugiego telefonu. Ten z kolei odbierając sygnał czyta dane dotyczące siły podmuchu i przez specjalny otwór wypuszcza powietrze

przesłane z telefonu nadawcy. I co zapewne najbardziej was ciekawi – pocałunki! Urządzenie nadawcze posiada specjalny czujnik wilgoci. Po stronie odbiorcy natomiast silniczek przyciska gąbkę do półprzepuszczalnej membrany. Odkrycie to nie jest poważnie traktowane przez grono naukowców, jednak stanowi namiastkę tego, co zapewne czeka nas w przyszłości. Oby takie wynalazki nie zastąpiły na dobre kontaktów twarzą w twarz!


idźże, zróbże

W

iązanka kwiatów, którą dajemy młodej parze z okazji ślubu, to pomysł na prezent, który już dawno odszedł do lamusa. Dziś każda para chce być oryginalna, dlatego też decyduje się na coraz to wymyślniejsze podarunki. W zaproszeniach wysyłanych do gości narzeczeni załączają adnotację z prośbą, żeby zamiast kwiatów goście przynieśli czekoladki, wino, książki lub maskotki. Zdarzają się nawet tacy, którzy proszą o kupony totolotka licząc na to, że ten dzień przyniesie im szczęście. W trend oryginalnych pomysłów związanych ze ślubem wpisuje się projekt CZADowa Para stworzony w 2010 r. przez Fundację Kapucyni i Misje. Akcja ma na celu pomoc najbiedniejszym dzieciom Afryki. Bracia mniejsi kapucyni wypełniający od kilkunastu lat misję ewangelizacji na Czarnym Lądzie wiedzą, że nauka czytania i pisania to jedyny sposób, aby zapewnić afrykańskim dzieciom lepsze jutro.

w którym na zawsze trzeba wyjść ze swego egoizmu. Dla drugiej osoby i dla innych, np. dzieci w Afryce – zachęca Piotr Gajda, koordynator inicjatywy.

Zostańcie

CZADową Parą Młodą

Jak zostać CZADową Parą?

Szkoła w Czadzie

Fundacja Kapucyni i Misje została założona przez Krakowską Kurię Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów w celu większego pomagania misjom prowadzonym przez zakon.

Wśród osób planujących związek małżeński coraz popularniejsze stają się akcje charytatywne. Dzięki temu zamiast stosu więdnących kwiatów mamy możliwość niesienia pomocy potrzebującym. Magdalena Antkowiak Para. Projekt, dzięki któremu już na początku waszej wspólnej drogi możecie pomóc najbiedniejszym. Dacie szansę dzieciom na edukację, która z kolei da im nadzieję na lepszą przyszłość. Wystarczy, abyście poprosili swoich gości,

by zamiast kwiatów, po których w krótkim czasie nie zostanie nawet ślad, przekazali ich równowartość finansową na budowę szkoły w Czadzie. – Początek nowej drogi życia to dobra okazja do czynienia dobra. Bo ślub to taki dzień,

fot.: Archiwum CZADdowej Pary x2

Czad jest jednym z najbiedniejszych państw na świecie. Większość z tamtejszych rodzin żyje w skrajnym ubóstwie. Nie mogą liczyć na pomoc władz, które jak dotąd nie były w stanie zbudować systemu edukacji, ani nawet wypłacić pensji nauczycielom. Stąd też pomysł jednego z kapucynów, by wybudować szkołę ze środków uzyskanych od darczyńców. W ramach akcji CZADowa Tablica za symboliczną kwotę 30zł ofiarodawcy otrzymywali oryginalne zdjęcie szkolnej tablicy z Czadu, na której widniały imienne podziękowania od uśmiechniętych do obiektywu dzieci. W ciągu dwóch miesięcy udało się zebrać 120 tys. zł. Idea ta spodobała się organizatorowi targów ślubnych, który zaproponował kontynuację inicjatywy na targach w dziesięciu największych miastach. Tak powstała CZADowa

Jest pięć CZADowych kroków, by włączyć się w akcję budowania szkoły. Pierwszym jest wypełnienie deklaracji przystąpienia do projektu, którą możecie pobrać ze strony www.czadowapara.pl. Następnie należy odesłać ją na adres: Fundacja Kapucyni i Misje, 30-298 Kraków, ul. Korzeniaka 16. Trzeba podać nazwisko, jakie młoda para będzie nosić po ślubie. Drugim krokiem jest rozesłanie zaproszeń do gości z prośbą o nieprzynoszenie kwiatów i informacją o zbiórce na budowę szkoły w Czadzie. Trzeci krok zrobią kapucyni i wyślą specjalną puszkę misyjną na datki. Świadek lub ktoś z bliskich będzie mógł podczas składania życzeń zbierać do niej pieniądze. Zostanie przysłany również list do księdza udzielającego ślubu z prośbą o przeczytanie go pod koniec Mszy św. Będzie to oficjalne nadanie wam honorowego tytułu CZADowej Pary i podziękowanie za włącznie się w akcję. Czwartym krokiem jest przesłanie zebranej kwoty na konto Fundacji Kapucyni i Misje. Piąty krok należy do misjonarza w Czadzie. W podziękowaniu za otrzymane datki wyśle zdjęcie z wypisanym na tablicy podziękowaniem dla nowożeńców. Czy tylko pary wchodzące w związek małżeński mogą brać udział w tym przedsięwzięciu? Otóż nie. – Mamy dwie pary, z Gdańska i Torunia, które włączyły się w akcję w 50-lecie ślubu – mówi Piotr. – A w swoją 25. rocznicę święceń kapłańskich zadzwonił do mnie ksiądz, który chciał przekazać datki zebrane podczas uroczystości – dodaje br. Benedykt Pączka, czadowy kapucyn, prezes Fundacji. Misje chce wesprzeć też czadowe dziecko, które w maju przystąpi do Pierwszej Komunii Świętej i z tej okazji pomoże rówieśnikom z Afryki. Jest wiele okazji, przy których można wesprzeć dzieci w Afryce. A potrzeba naprawdę niewiele, żeby zmienić ich los.

19


Pomódlmy się w Noc Betlejemską

I aby w nas złośliwe jędze

Noc szczęśliwego rozwiązania,

Pozamieniały się w owieczki,

By wszystko nam się rozplątało;

A w oczach mądre łzy stanęły

Węzły, konflikty, powikłania.

Jak na choince barwne świeczki.

Aby się wszystkie trudne sprawy

Aby wątpiący się rozpłakał,

Porozkręcały jak supełki,

Na cud czekając w swej kolejce,

Własne ambicje i urazy

A Matka Boska – cichych, ufnych –

Zaczęły śmieszyć jak kukiełki.

Jak ciepły pled, wzięła na ręce. ks. Jan Twardowski

Błogosławionego czasu adwentu oraz pięknych Świąt Bożego Narodzenia i wszystkiego, co najlepsze w Nowym Roku życzy zespół redakcyjny „Trybów”


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.