1 minute read

Maciej Maleńczuk i Jazz for Idiots

Kolejne projekty Maleńczuka to doskonałe dźwięki w otoczce przeintelektualizowanego absurdu − Pudelsi, Psychodancing i era grania w stylu biesiadnych potańcówek. Aż tu nagle świat obiega breaking news – nie będzie więcej biesiady i wesela. Czas na prymitywny jazz. Dla idiotów, na czele których, jak twierdzi Maleńczuk, stoi on sam. Nie byle jak – z saksofonem. O co chodzi z tymi idiotami? Otóż jazz, zdaniem artysty, zabrnął w głęboką alternatywę, coraz rzadziej zrozumiałą nawet dla samych wykonawców. Trudno się nie zgodzić – prawdopodobnie 90% z Was, czytających, pomyślała: „O maaaatko, jazz? Serio? To bezkształtne, połamane rzępolenie, nie wiadomo komu, po co i dlaczego?”.

Muzyka Jazz for Idiots to rzecz uprzystępniona. Słucha się jej dobrze i zadziwiająco lekko, bo i jest kiedy tupnąć nóżką. „Odbiesiadnienie” to tylko pozory. Jazz Maleńczuka doskonale buja i kołysze − to po prostu świetne kompozycje, spośród których na pierwszy plan wysuwa się Tell Me That You Want Me. Doskonały – jak zwykle – tekst i zgrabną melodyjkę, przy której palce same pstrykają, ubarwił przewrotny teledysk. W piosence pan zabiega o panią, w wersji wideo – mamy sytuację całkiem odwrotną. I Maleńczuka z saksofonem. Nadal to jakiś dysonans w mojej głowie. Na podium ulubionych piosenek z płyty zasługuje również Jazz is Dead – dynamiczny i mocno elektroniczny utwór ze skandowanym tytułem − i oczywiście Gekon. Rzadko kiedy płyty otwierają utwory tak świetnie podsumowujące to, co dzieje się później. To przyspieszone zwieńczenie zawiera solówki wszystkich – rzekomo od Maleńczuka o klasę lepszych – muzyków. Oprócz utworów autorskich pojawiają się nowe wersje standardów Mr. Syms i Devil Woman oraz tematy bardziej klasyczne: Petite Fleur i La Grande Bouffe. No ale co z tym Maleńczukiem i saksofonem? Choć trudno przyzwyczaić do tego oko, ta przygoda trwa już ładnych parę lat, jednak dopiero teraz artysta na tyle w siebie uwierzył, aby wyjść z tym instrumentalnym wystąpieniem do ludzi. Dlaczego więc miałby być z tym „saksem” idiotą?

A bo muzyków towarzyszących ma wspaniałych, sam twierdzi, że o klasę lepszych. Słuchając Jazz for Idiots z pewnością należy się zgodzić przynajmniej z pierwszą częścią stwierdzenia. Na uwagę zasługuję również tekściarski przełom artysty. Zdecydowaną mniejszość stanowią tym razem tytuły polskie. Wpuścił do swojej polszczyzny Maleńczuk trochę angielszczyzny. A szkoda.

Jazz for Idiots to kolejny udany eksperyment muzyczny Maleńczuka. Można by stwierdzić – najambitniejszy. A już na pewno należy oddać cesarzowi to, co cesarskie, bo w dalszym ciągu usilnie trzyma się z dala od komercyjnej tandety. Choć samą płytę, jak i koncertowe wyczyny muzyka i jego kompanów należy z pewnością ocenić bardzo wysoko, kręci się gdzieś tam w oku łezka na myśl o Psychodancingu. Świętym prawem artysty jest iść do przodu, jakoś jednak dla mnie wystarczającym przodem był Psychodancing. Biesiadne przytupywanie z doskonałymi tekstami było jak Maleńczuk – z pozoru miłe i proste, a drugich den ze trzydzieści.

This article is from: