
14 minute read
Każdy lubi rzucić mięsem
Tematem artykułu, który docelowo wybrałam, miała być historia wulgaryzmów w polskiej poezji. Odnalazłam tytuły książek, które mogłabym przeczytać, żeby napakować ten tekst faktami, nazwiskami nieznanych poetów-buntowników, tomikami odkopanymi w archiwach okolicznych bibliotek. Niestety, kilka dni temu zdałam sobie sprawę z tego, że zbieram się zbyt długo do napisania tego artykułu, wcale nie dlatego, że mam mniej czasu niż zawsze.
Mój organizm protestował przeciwko stworzeniu czegoś całkowicie oderwanego od współczesnego świata, który przymusowo stał się obiektem moich codziennych obserwacji. Nie dowiesz się, kto jako pierwszy w swoim wierszu przemycił „brzydkie słowo”. Nie będzie tu żadnej historii, ale poezja –ta, którą lubię. Poza tym trochę też ponarzekam. Poetów też nie oszczędzę.
Jak mogliście zauważyć, piszę dla magazynu studenckiego. Trzymając się prawidłowego toku rozumowania, da się szybko domyślić, że nie mam pozwolenia na cytowanie wyrazów powszechnie uważanych za nieprzyzwoite – nawet jeśli są częścią wiekopomnego wiersza. Przed rozpoczęciem dalszej części tekstu polecam uzbroić się w telefon z dostępem do internetu. Już? W takim razie możesz kontynuować.
Dzisiaj zerwę ze swoją wrodzoną tendencją do dostrzegania przede wszystkim przykrych mankamentów danego zagadnienia. Tym razem zacznę od tego, co mi się podoba, a dopiero na końcu będzie nieprzyjemna konkluzja. Zawsze możecie przeczytać jedynie pierwszą stronę.
I ty, cenzorze, co za wiersz ten zapewne skażesz mnie na ciupę… Chciałam zacząć od czegoś w stylu – „Niesamowite! Nigdy nie zgadlibyście, jakie wiersze znajdują się w dorobku Tuwima obok Rzepki i Lokomotywy!”. Niestety przypomniało mi się, że w internecie krąży już cała masa obrazków związanych z drugim obliczem Juliana Tuwima. Generalnie postać tego „autora wierszyków dla dzieci” wydaje się taka niewinna tylko do pierwszej styczności z Do krytyków, a konkretniej z fragmentem: Wesoło w czubie i w piętach, / A najweselej na skrętach! Wiersz znajduje się nawet w licealnej podstawie programowej, więc jeśli już miała zapalić się u Ciebie lampka, zachęcająca do zanurkowania w życiorysie tego Skamandryty – to już się to stało. Jeśli jakimś cudem ominął Cię okres wchodzenia na Kwejka, przykro mi, że udało mi się zniszczyć Ci dzieciństwo. Wiersz, który chyba już zawsze będzie dla mnie najlepszym przykładem użycia uzasadnionego wulgaryzmu to Całujcie mnie wszyscy w dupę. (Polecam znaleźć śpiewaną interpretację połączoną z teledyskiem, zrealizowaną przez aktorów warszawskiego Teatru Roma). Co prawda, trudno uznać utwór za wulgarny czy obsceniczny, gdyż zawartość i intensywność negatywnego nacechowania wulgaryzmów w nim zawartych wypada dość blado w porównaniu chociażby do polskiej rap sceny, jednak nie można zaprzeczyć, że mamy tu do czynienia ze swoistym międzywojennym dissem. Tuwim osiągnął w swojej sztuce takie mistrzostwo, że udało mu się zrównać z ziemią wszystkich naraz. Autor zbudował kompozycję wiersza opartą na użyciu tego dosyć prymitywnego sformułowania i zrobił to dobrze. Czytelnik czuje, że tekst jest spójną całością. „Dupa” i inny brzydki wyraz użyty w jednej ze strof nie sprawiają wrażenia sztucznie doklejonych. Sposób wyrażania wynika z podjętego tematu, a komu, jak komu, ale Tuwimowi udało się udowodnić, że umie płynnie poruszać się między dziecięcą rymowanką a sytuacją liryczną, opisującą nic innego jak dziką orgię. Wpisz w wyszukiwarkę Wiosna
Najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek Pominę milczeniem autorów pachnących buntem i tajemnicą, bo ogranicza mnie limit znaków. Nie umiem jednak powstrzymać się od wzmianki o Pantofelku Andrzeja Bursy, który cytowałam już nawet w jednym artykule: Dzieci są milsze od dorosłych / Zwierzęta są milsze od dzieci. Poeta zaczyna niepozornie. Chowa się za prostą konstrukcją, kierując nasze myśli w stronę niewinnych dzieci i słodkich zwierzątek, tylko po to, aby ostatnim dwuwersem brutalnie zepchnąć odbiorcę z wyimaginowanej waniliowej chmurki. Wulgaryzm będący ostatnim wyrazem utworu spełnia swoją, ściśle sprecyzowaną, funkcję. Bez niego nie byłoby wiersza.
Tak się czasami zdarza, że jestem w nastroju nieprzysiadalnym Zostawmy teraz martwych poetów, zajmijmy się tymi, którzy jeszcze coś tworzą. W ten sposób może uda mi się zrobić w końcu choć malutki krok w stronę konkretnych rozważań związanych z obecnością wulgaryzmów właśnie w poezji współczesnej. Zacznę od poety, którego naprawdę bardzo lubię. Marcin Świetlicki. Postać ta budzi dość jednoznaczne skojarzenia, być może ze względu na charakterystyczną otoczkę towarzyszącą koncertom Świetlików. Gromada smutnych ludzi w czarnych ciuchach, bujających się anemicznie w rytm coraz to smutniejszych wierszy. Świetlicki w ciemnych okularach siedzi na wysokim stołku. Nie wiadomo, co pochłania go bardziej – deklamacja swoich tekstów czy produkcja dymu, który przed upływem połowy występu wypełni całą salę. Co ciekawe – poezja Świetlickiego wcale nie zawiera dużej ilości przekleństw. – Podejrzewam, że Czesław Miłosz w swojej twórczości użył więcej wulgaryzmów niż ja. Osobiście użyłem ich tylko kilka razy, ale były chyba użyte trafnie i postawione w odpowiednim miejscu, skoro ludzie tak to zapamiętali. –mówi Świetlicki w jednym z wywiadów. Rzeczywiście tak jest. Wybitnie trafna samodiagnoza. Każdy, kto chociaż raz miał styczność z Nieprzysiadalnością, rozpozna utwór, kiedy znowu go usłyszy: Tak się zdarza zazwyczaj, że jestem w nastroju nieprzysiadalnym. Siedzę sam przy stoliku i nie mam ochoty dosiąść się do was choć na mnie kiwacie. Ja to… no właśnie. Jeśli wiesz, o jakim wierszu mowa – na pewno Twój mózg automatycznie podpowie Ci dalszą część kwestii wypowiedzianej szorstkim głosem autora. Znajdź tę pozycję, przesłuchaj w jakiejkolwiek wersji, a gwarantuję Ci, że „nieprzysiadalność” na stałe wkradnie się do Twojego słownika. Przesłuchaj Odciski, a gotowanie wody na kawę przestanie być trywialną, wypraną z emocji czynnością. Świetlicki wie, jak robić dobrze poezję.
Przykre spotkanie z poezją, której nie warto cytować w nagłówku
Jeśli szukałeś tu jedynie impulsu, który popchnie Cię do odkrywania niegrzecznych utworów poetyckich – w tym momencie możesz skończyć czytać ten tekst. Jeśli nie widzisz sensu w uwypuklaniu wad i wyciąganiu na światło dzienne brudów, odbierających przyjemność z podążania za poezją współczesną – powinieneś przestać czytać ten tekst. Jeśli czytałeś dwa moje poprzednie teksty i masz dosyć narzekania – musisz przestać czytać ten tekst.
Pamiętam moje pierwsze spotkanie z obszernym zbiorem wierszy różnych, mniej lub bardziej znanych poetów współczesnych. W tamtym czasie moja wiedza na ten temat ograniczała się do kilkunastu „dennych” utworów zawartych w niesławnej podstawie programowej i kilkudziesięciu tekstów poezji śpiewanej wyrytych na stałe w pamięci. Mogłabym przywołać tu nazwę tomiku, rok wydania i nazwiska autorów, bo książka nadal znajduje się gdzieś na dnie mojej biblioteczki, jednak ze względu na to, że znaczna część uhonorowanych drukiem poetów żyje, ma się dobrze i cierpi na popularną chorobę towarzyszącą działalności artystycznej – samouwielbienie – postaram się operować abstrakcyjnymi pojęciami o zerowej zawartości znaczeniowej. Być może to naprawdę już moment, żeby przestać czytać ten tekst.
Wracam do kolejnej traumatycznej historii, która spotkała mnie przez przykry obowiązek uczestnictwa w zajęciach szkolnych. Po tomik sięgnęłam, starając się odrobić zadanie domowe polegające na interpretacji dowolnego wiersza. Moje wrodzone parcie na niekonwencjonalność kazało mi szukać go właśnie tam, nie w podręczniku czy internecie. Za ten absurdalny kaprys zapłaciłam wysoką cenę – zaczęłam interesować się poezją współczesną, a to przecież nic przyjemnego czymś się interesować. Pochłania to masę czasu – nie polecam. Nie, nie oznacza to wcale, że Tajemniczy Tomik okazał się zbiorem fantastycznych utworów poetyckich, które odmieniły mój sposób postrzegania świata. Przeciwnie – poczułam się jakby ktoś zepchnął mnie z waniliowej chmurki, unoszącej się jakieś dwadzieścia metrów nad twardym i zimnym betonem. Poezja była dla mnie czymś obcym, ale z daleka wydawała mi się czymś wyjątkowym, niepoprawnie lirycznym. Otworzyłam zbiór wierszy uznanych poetów współczesnych i załamałam ręce. Nie chodzi mi o to, że pojmuję poezję w myśl romantycznej koncepcji, według której autor zdaje się być natchnionym i namaszczonym wybrańcem przeznaczonym do wielkich rzeczy. Wiem, że można napisać fenomenalny wiersz, inspirując się elementem wyposażenia kuchni (Miron Białoszewski –Szare eminencje zachwytu), jednak ile można czytać o tym, że poeta ma wiecznego kaca i zdradziła go dziewczyna? Zresztą zagadnieniem, które chcę poruszyć, nie do końca jest tematyka, bo akurat to kryterium jest bardzo subiektywne i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Bardziej niż na treści chcę skupić się na formie poezji współczesnej, w której dostrzegam przykrą tendencję do wulgaryzacji języka. Przypuszczam, że te niefortunne, niedoskonałe i najczęściej nieudane dążenia do zręcznego wplatania mocnego wyrazu do każdego wiersza mają ścisły związek z wszechobecnym parciem na robienie ze wszystkiego skandalu. Kontrowersja sposobem na zdobycie popularności. Załamuję ręce. Tytuł jednego z wierszy z tego tomiku powalił mnie na kolana i doprowadził do reakcji niedającej się bliżej zidentyfikować. Parafrazując oryginał – Sny słodkie jak męski narząd płciowy. Wiersz sam w sobie może nie jest zły, ale nazywanie czegoś w ten sposób jest dla mnie swego rodzaju samobójstwem, nożem wbitym we własne plecy. Narastająca liczba niewybrednych przekleństw sprawia, że kiedy widzę jakikolwiek wulgaryzm w liryce, zapala mi się czerwona lampka, która zmusza do przyjrzenia się krytyczniejszym okiem tekstowi, a czasem nawet całej twórczości danego autora. Nie chcę, żebyście pomyśleli, że moim zdaniem w poezji nie ma miejsca dla kolokwializmów i nieładnych sformułowań. Jasne, że jest. W poezji jest miejsce na wszystko. Problem polega na tym, że wielu współczesnych artystów nie umie używać ich w odpowiedni sposób. Sami nie zdają sobie sprawy z tego, że ich sztuka zdaje się być wymuszona i sztuczna – po prostu przykra w odbiorze. W ramach smutnej konkluzji, którą zapowiedziałam już na początku tekstu, pozwolę sobie przytoczyć fragment wypowiedzi Marcina Świetlickiego – Z zasady jest tak, że jak ludzie słyszą nieprzyzwoity wyraz to się głupio cieszą. […] Trzeba działać bardziej wysublimowanie. Życzę Wam i sobie, żebyśmy wszyscy skorzystali z tej rady zarówno jako nadawcy, jak i odbiorcy.
Jak szybko minęły 4 lata, czyli Mistrzostwa Europy czas zacząć!
Sekundy do końca. Nie wiadomo, kto wygra. Kibice przekrzykują się wzajemnie w dopingowaniu swojej drużyny. Długie podanie, błąd zawodnika. Faul. Sędzia dyktuję rzut karny, zawodnik ustawia piłkę, strzela i….
– Piłka jest okrągła, a bramki są dwie, albo my wygramy, albo oni – mawiał Kazimierz Górski (selekcjoner Reprezentacji Polski w latach 1970–1976). Na pierwszy rzut oka to bardzo prosty frazes, lecz oddaje on całą filozofię piłki nożnej, w której przede wszystkim liczy się pasja do gry. Mowa o pasji, która połączy już na początku czerwca znawców, pasjonatów, miłośników czy przysłowiowych Kowalskich, lubiących od czasu do czasu obejrzeć mecz w telewizji. 10 czerwca 2016 roku w miejscowości Saint-Denis odbędzie się otwarcie XV Mistrzostw Europy. Przez okrągły miesiąc cała Francja będzie rozbrzmiewać echem stadionów.
Lekcja historii
Jak wszystko, tak i te mistrzostwa mają swój początek, który jest datowany na rok 1960. Odbyły się one we Francji pod nazwą Pucharu Narodów Europy. Zwycięzcą okazał się Związek Radziecki. Od tego momentu rozgrywki sportowego nabrały nowego znaczenia. UEFA, która odpowiada za ich organizację, ustaliła pewną cykliczność wydarzenia. Co cztery lata, na terenie jednego z państw europejskich, które zgłasza swoją kandydaturę do bycia gospodarzem mistrzostw, odbywa się największy turniej piłki nożnej „starego kontynentu”. Nazwę Mistrzostw Europy rozgrywki otrzymały dopiero w 1968 roku. Zgłębiając historię tego wydarzenia, można zauważyć pewną zależność, ponieważ co kilkanaście lat zwiększana jest liczba drużyn biorących w nich udział. Przez swoje pierwsze
16 lat turniej finałowy odbywał się z udziałem 4 drużyn. Następnie, od 1980 do 1992 roku, liczbę tę podwojono. Rok 1996 przyniósł kolejną nowość, bo zespołów już mogło być już 16. Na tegorocznych mistrzostwach, dzięki aprobacie wszystkich 53 europejskich federacji kibice będą mogli zobaczyć aż 24 drużyny stające do walki o Puchar Europy UEFA. Sam system rozgrywek jest bardzo prosty, bowiem składa się on z dwóch części: eliminacji oraz finałów. Do eliminacji mogą być zakwalifikowane te męskie reprezentacje seniorskie wszystkich krajowych federacji zrzeszonych pod egidą UEFA, które w określonym terminie zostaną zgłoszone do rozgrywek przez swe macierzyste związki piłkarskie i nie zostały zawieszone przez UEFA w prawach jej członków. Natomiast w finałach biorą udział 24 drużyny, które pomyślnie przeszły eliminacje wraz z gospodarzem turnieju.
Czemu Francja? Nikt inny nie chciał?
Pretendentów na to stanowisko było czterech: Francja, Szwecja/Norwegia, Turcja i Włochy. W grudniu 2009 roku Szwecja z Norwegią jednak zrezygnowały ze swej kandydatury. UEFA tym razem miała twardy orzech do zgryzienia, bowiem zarówno Francja jak i Włochy na swoim koncie miały organizacje dwóch wydarzeń: Mistrzostw Europy i Mistrzostw Świata. Francja dodatkowo w 2003 roku była gospodarzem Mistrzostw Konfederacji. Turcja, zdając sobie sprawę, że odstaje od swych rywali zadeklarowała połączenie sił z Grecją, lecz pomimo zapewnień i „obiecujących rozmów” w tej sprawie z federacją grecką skończyło się tylko na obietnicach. Wielkim zaskoczeniem okazały się wyniki głosowania, ponieważ Turcja wygrała z Włochami przewagą 15 punktów.


Runda finałowa była już tylko formalnością i gospodarzem została Francja.
Gdzie Polska?
Mimo niezbyt dobrych prognoz jak również wiary w polską reprezentację Polsce udało się przejść fazę eliminacyjną. 23 lutego 2014 roku zostaliśmy przydzieleni do grupy D wraz z Niemcami, Szkocją, Irlandią, Gruzją oraz Gibraltarem. Dzięki sześciu zwycięstwom, trzem remisom i tylko jednej porażce uplasowaliśmy się na drugim miejscu w grupie, co dało nam możliwość wzięcia udziału w Euro 2016. Obecnie znajdujemy się w grupie C, w której naszymi rywalami są: Niemcy, Ukraina oraz Irlandia Północna. Szerokie grono malkontentów oczywiście zaraz uzna za stosowne wytknięcie niedociągnięć gry naszej reprezentacji, ale ja, jako autor tekstu, będę na tyle odważny i „wyjdę przed szereg”. Według mnie, Polska drużyna ma duże szanse na zakwalifikowanie się do ćwierćfinałów. Nazwijcie mnie marzycielem, ale musimy w końcu wyjść z fazy grupowej w Mistrzostwach Europy.




Kilka ciekawostek
Na sam koniec pozwolę, sobie dodać kilka ciekawych faktów na temat tego wielkiego wydarzenia. Otóż, wartym nadmienienia jest fakt, że tylko raz udało się obronić tytuł Mistrza Europy. Dokonała tego drużyna Hiszpanii w 2012 roku. Kolejnym dość nieprawdopodobnym zdarzeniem było wygranie ME przez Danię w 1992 roku. Nieprawdopodobnym, ponieważ nie uzyskała ona bezpośredniego awansu do turnieju, a zastąpiła wykluczoną Jugosławię, która prowadziła działania wojenne na ternie Bośni. Również wartym nadmienia, lecz mało chwalebnym jest fakt, że w roku organizowania przez nas tych mistrzostw dołączyliśmy do grona gospodarzy, którzy nie wyszli z grupy. Trzeba dodać, że taka sytuacja wcześniej miała miejsce tylko dwa razy. Jednakże należy pamiętać, że nie tylko z tego względu ME 2012 przeszły do historii. Po raz pierwszy podczas tak dużej imprezy piłkarskiej ani jeden mecz nie został poprowadzony przez sędziego z obywatelstwem kraju gospodarzy.
Urlop 80 lat temu

Za oknem piękna pogoda, zniechęcająca do jakiejkolwiek aktywności umysłowej. Nic nikomu się nie chce. Mózg sam odmawia posłuszeństwa. Walczysz ze sobą, czy już zaczynać „ogarniać” do sesji, czy jeszcze może jest czas. Dasz przecież radę. W sumie to wszystko zdaje się lepsze i ciekawsze niż „zakuwanie” dwa razy do roku, kiedy to „ważą się losy Twojej przyszłości”. Postanawiasz więc zająć się planowaniem upragnionego, wakacyjnego wyjazdu. No właśnie… Gdzie pojechać? Jakiś południowy, śródziemnomorski kraj czy bardziej na północ? A może…
Porozmawiaj ze swoimi dziadkami, co było modne przeszłoosiemdziesiątlat temu…
Przede wszystkim na początek warto wspomnieć, że osiemdziesiąt lat temu i więcej nie było tylu opcji spędzania urlopu, co teraz. Oczywiście, każdy spędzał wakacje w miarę swoich możliwości materialnych. Jednakże tylko najbogatsi mogli sobie pozwolić na zagraniczne podróże. Z drugiej strony –oprócz bariery materialnej – nie było to tak łatwe w organizacji, jak teraz, kiedy to każde, nawet najmniejsze miasto ma do zaprezentowania wachlarz biur podróży. Oczywiście, zaraz ktoś doda, że i wtedy one działały, ba, właśnie wtedy przypadł okres ich powstawania w Polsce. Jednak na oszustów łatwo można było się natknąć, podobnie jak dziś. Dlatego też modne było wtedy to, co polskie. Bo Polska jest piękna. A wiedzieli to już wszyscy od bardzo dawna…
Pierwszy przystanek: wybrzeże Sopot i Gdynia. Każdy zna, każdy lubi, prawie każdy chociaż przejeżdżał. Na początku XX wieku były to wisienki na mapie najatrakcyjniejszych kurortów w kraju. Przede wszystkim za sprawą dużej liczby atrakcji. Liczne kawiarnie, te modne i te ciche. Wyścigi konne – atrakcja dla każdego bogatego miłośnika tego sportu. Kasyna, teatry, kina – a to wszystko umiejscowione w uroczej i romantycznej scenerii – słoneczna plaża i gorący piasek, bo czegóż chcieć więcej? Takie miejsca jak to były bardzo chętnie odwiedzane przez elity artystyczne, polityczne i inteligencję polską. Gdynia oczywiście nie mogła się poszczycić taką liczbą atrakcji jak Sopot ze względu na to, że była to malutka osada rybacka, z której postanowiono stworzyć wielkiemiasto z portem w pełni należącym do nowo odrodzonej Polski. Z biegiem czasu, oczywiście oprócz rozwijającego się portu, zaczęto rozbudowywać całe miasteczko. W przeciągu kilku lat Gdynia stała się miastem ze swoim portem lotniczym, licznymi teatrami, dworcem kolejowym i własnym klubem piłkarskim. Była również centrum naukowym nowego państwa. Dlatego wojskowi, politycy i reszta całej elity zjeżdżali się tu, aby móc podziwiać prężnie rozwijające się państwo polskie. Nikogo nie dziwiła obecność takich znakomitości, jak Eugeniusz Bodo (który to, oprócz spędzania urlopu, brał udział w kręceniu filmów, między innymi Czarnej perły) czy też obecność marszałka Józefa Piłsudskiego, który nadzorował postępy w budowie.
Jurata. Kolejna miejscowość nad wybrzeżem, malownicza, ze swoją duszą, w której zakochały się tysiące Polaków. Upstrzona do tej pory pięknymi, przedwojennymi willami. W tamtych czasach zgarnęła jednak serca możnych przede wszystkim ze względu na doskonałe warunki do uprawiania sportów wodnych i ekskluzywny kompleks hotelowy„Lido”, z którego przede wszystkim bardzo chętnie korzystała elita polityczna. Tutaj można zwrócić uwagę na państwa Becków, którzy bardzo upodobali sobie wtedy tę miejscowość, czyniąc z niej miejsce do corocznego, wakacyjnego wypoczynku. Z przedstawicieli artystycznego grona można było spotkać znanego wszystkim amanta Bodo, jak również Kortę czy Janinę Piaskowską. Nie zapominajmy, że życie towarzyskie tętniło głównie w godzinach popołudniowych i wieczornych, kiedy to gry w brydża i liczne dansingi zajmowały głowy naszych rodaków.
Drugi przystanek: południowe rejony Polski Zakopane. Już od końca XIX wieku było jednym z piękniejszych terenów w Polsce. Oczywiście, nie miało ono takiego kształtu jak dzisiaj – było mniejsze, mniej zurbanizowane, a przez swoją naturalność bardziej pociągające. Powstałe tam uzdrowiska przyciągały tłumy. Niektórzy w tamtych czasach śmiali się, że Zakopane było uzależniające, toteż zalecane były odwiedziny tego miejsca nawet kilka razy w roku. Zachwycali się nim wszyscy, a szczególnie elity artystyczne, które, można powiedzieć, czerpały tam wiele inspiracji do swoich późniejszych prac. Można było tam spotkać Henryka Sienkiewicza, Stefana Żeromskiego, Kazimierza PrzerwęTetmajera czy Stanisława Ignacego Witkiewicza, twórcę słynnego stylu zakopiańskiego bądź Bruno Schulza, którego wyciągnięcie z rodzinnego Drohobycza graniczyło z cudem.
Zaletą Zakopanego niewątpliwie była jego całoroczna atrakcyjność, bo wiadomo, góry są piękne zarówno zimą, jak i latem.

Tym bardziej, że to w tamtych czasach uruchomiono wjazd na Kasprowy Wierch i Gubałówkę, a narciarstwo pozyskiwało wielu zwolenników. Już wtedy dużą popularnością cieszyły się imprezy sportowe, które w tamtejszych czasach były organizowane przez Mariana Dąbrowskiego. Był to, można powiedzieć, wielki biznesmen, a w dodatku właściciel koncernu prasowego, w skład którego wchodził między innymi popularny Ilustrowany Kuryer Codzienny. Ale tam, gdzie spotyka się cała śmietanka kulturalna kraju, nie może też zabraknąć ekstrawagancji i przede wszystkim sztuki. Pawlikowscy prowadzili na przykładsalon literacki na Kozińcu. Witkacy szalał dosłownie i w przenośni, próbując wystawiać swoje sztuki. Nikomu nie były obce również wszechobecne dziwactwa Witkacego – potrafił zjawić się w piżamie na spotkaniu z Antonim Słonimskim, a ten, skory do żartów, udawał, że nic się nie stało. Ludzi nie dziwił także widok nagiego Witkacego, śpiewającego piosenki po angielsku kobiecym głosem.
Krynica. Największa konkurentka Zakopanego. Jak powszechnie wiadomo, mogła mieć przewagę nad Zakopanem ze względu na występujące tam wody lecznicze, bardzo popularne już na długo przed I wojną światową. Jednak to jej szybki rozkwit przypada, jak by nie inaczej, na okres międzywojenny. Warto tu zaznaczyć postaci dwóch profesorów: Rudolfa Zubera, który odkrył jedną z silniejszych wód leczniczych w Europie oraz Józefa Dietla, z którego inicjatywy wybudowano łaźnie i pijalnie wody. Wtedy to zaczęto poczynać szereg inwestycji, rozbudowywano drogi, powstawały liczne ekskluzywne pensjonaty i hotele. Zadbano również o stronę sportową, między innymi powstał jeden z większych torów saneczkowych w kraju oraz wybudowano wielką skocznię na Krzyżowej Górze. Jak poprzednio, była to jedna z wielu atrakcyjnych miejscowości na mapie Polski, do której przyjeżdżało wielu gości.
Kazimierz Dolny nad Wisłą. Istna Mekka dla malarzy. Kolejny bardzo popularny kurort turystyczny. Artyści przybywali tu już od XVIII wieku. Jednak przełomowym czasem dla Kazimierza Dolnego stał się okresdwudziestolecia międzywojennego. Łączy się z tym też fakt założenia Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i wielkie zainteresowanie tym miejscem profesorów tam wykładających. Z inicjatywy Tadeusza Pruszkowskiego powstała grupa artystyczna, jedna z wielu w tamtym czasie. Dlatego nikogo nie dziwił widok osób rozkładających sztalugi malarskie w dość dziwnych miejscach. Oczywiście, nie samym malarstwem żyje człowiek. Jak w wyżej wymienionych miastach, tak i tu mogliśmy natrafić na rzesze atrakcji, takich jak dansingi, teatry, saloniki artystyczne. Oprócz elit artystycznych miejsce to upodobali sobie również przedstawiciele sceny politycznej – na piaszczystej plaży wiślanej można było często zobaczyć uśmiechniętego Wieniawę.

Modnych kurortów było znacznie więcej. Jednakże tu prezentowane były creme de la creme na turystycznej mapie Polski. Pamiętajmy jednak, że nie każdego było stać na wyjazdy, dlatego wiele osób wyjeżdżało natereny wiejskie bądź spędzało aktywnie czas wakacyjny w mieście, oczywiście na tyle, na ile było to możliwe. Nie każdy w przedwojennej Polsce był artystą, politykiem albo po prostu pochodził z bogatej rodziny. Dziś, wybierając miejsce do wyjazdu na wakacje, warto zapoznać się chociażby z odrobiną historii tego miejsca. Bo nie tylko imprezami człowiek żyje, a będąc Polakiem, warto jest dbać o kulturę i dziedzictwo naszego kraju poprzez pamięć.
