4 minute read
Namiastka Zachodu za żelazną kurtyną, czyli komiks w służbie partii!
Kilkanaście lub kilkadziesiąt kartek zespolonych w formie zeszytu, na każdej z nich znajduje się parę prostokątów, pomiędzy którymi przemieszczają się barwne postacie, przeżywając szalone przygody –ach, znowu ten zgniły Zachód próbuje wnieść w nasze życie trochę kolorytu!
Rok 1985. Na polskim rynku pojawia się publikacja Sztuka komiksu. Próba definicji nowego gatunku artystycznego badacza kultury popularnej Krzysztofa Teodora Toeplitza. Choć można dyskutować na temat nowości medium, które swoje korzenie w Polsce ma już w 1919 roku (w postaci pasków komiksowych Przygody Szalonego Grzesia, czyli ogniem i mieczem z lwowskiego czasopisma „Szczutek”), czy popełnionych przez autora poważniejszych błędów w treści swojej książki, to nie można mu odmówić, że przetarł szlaki dla kolejnych teoretyków. Sztuka komiksu jako pierwsze obszerniejsze opracowanie w całości poświęcone historiom obrazkowym, było pewnego rodzaju głosem uznania po prawie 30 latach narracji, gdzie raz komiks stanowił straszak przed zepsuciem, jakie panowało na Zachodzie, a kiedy indziej bywał „ciekawym przejawem kultury popularnej”.
Jak zatem prezentował się komiks w tym niewdzięcznym dla niego okresie od początku Polski Ludowej aż do połowy lat siedemdziesiątych?
Mroczne lata
W powojennych gazetach publikowano wiele pasków komiksowych, przede wszystkim satyrycznych. Były to historie proste, powstające z dnia na dzień i stanowiące dodatek do wiadomości prasowych. Komiks, tworzony na wzór amerykański, był przedstawiany przez krytykę jako szkodliwa ramotka. W 1952 roku na łamach „Nowej Kultury” ukazał się artykuł Superman i powrotny analfabetyzm Stefana Arskiego, który powtarzał tezy zachodnich przeciwników komiksu, w tym Fredrica Werthama, psychiatry, którego działalność doprowadziła do wprowadzenia w 1954 roku
Comics Code Authority – swoistej cenzury tego typu publikacji w USA. Ich zdaniem czytanie historii obrazkowych, czyli po prostu utworów bez treści, doprowadzało dzieci do analfabetyzmu, a prezentowane w nich zachowania normalizowały samosądy, chuligaństwo, a nawet morderstwa. Arski poza przywołaniem tych wniosków pokusił się o połączenie sztandarowej postaci Supermana z ideą nadczłowieka, pokazując, że po wojnie faszyzm przyczaił się na Zachodzie i ogłupia najmłodszych poprzez niepozorne, ale jakże niebezpieczne zeszyciki. Narracja ta była korzystna dla komunistycznej władzy, która nie pozwalała na wydawanie historii obrazkowych poza prasą z uwagi na skojarzenia z kapitalistyczną Ameryką.
Sytuacja uległa jednak zmianie wraz z okresem odwilży po 1956 roku. Ukazała się wtedy 22-stronicowa broszura Kapitan Gleb opowiada cz. 1: Stary zegar autorstwa Andrzeja Piwowarczyka i Szymona Kobylińskiego. Całość była oparta na powieści kryminalnej o tym samym tytule i przedstawiała śledztwo tytułowego milicjanta w sprawie morderstwa pracownika Ministerstwa Skarbu. Mimo zapowiedzi kontynuacji, była to jedyna przygoda Gleba. Co ciekawe, w komiksie użyto charakterystycznych dymków tekstowych – teraz jest to oczywiście norma, lecz do połowy XX w. w polskim komiksie narrację głównie umieszczano pod ilustracjami.
Mundury zielone, niebieskie i szare
Czas na oddzielne publikacje komiksowe miał dopiero nadejść – na łamach kolejnych gazet debiutowali następni bohaterowie komiksów doby PRL-u. W 1957 roku, w 85. numerze „Świata Młodych” z okazji wystrzelenia satelity Sputnik opublikowano historyjkę Henryka Jerzego Chmielewskiego pt. W kosmosie. Jej bohaterami była małpka imieniem Tytus oraz jego ludzcy przyjaciele: Romek i A’Tomek, którzy od tej pory regularnie pojawiali się na kartach czasopisma.
Z kolei w jednym z kwietniowych wydań dziennika „Wieczór Wybrzeża” z 1958 roku na świat przyszedł Kajtek-Majtek. W latach 60. dokooptowano do niego też postać Koka, tworząc z nich duet na wzór Flipa i Flapa. Redakcji dziennika, która zleciła Januszowi Chriście stworzenie Niezwykłych przygód Kajtka-Majtka, następnie przekształconych w Przygody Kajtka i Koka, zależało, aby w centrum akcji był marynarz – przedstawiciel klasy robotniczej. Sam autor jednak niewiele wiedział o trudach pracy na statku, dlatego rzucił swoich bohaterów w wir zagadek kryminalnych, baśni, aż w końcu eksploracji kosmosu. Wśród ukazujących się w ciągu 14 lat ok. 2000 odcinków znalazł się specjalny komiks Na morze ze scenariuszem Agnieszki Osieckiej.
Rok 1966. Odpowiedzialne za „Świat Młodych” Wydawnictwo Harcerskie zleca Papciowi Chmielowi realizację oddzielnego zeszytu o przygodach Tytusa i jego przyjaciół. Jako że oficyna mogła wydawać tylko książki o tematyce harcerskiej, a sama „amerykańska” forma komiksu była nieakceptowalna dla władzy, dlatego właśnie postacie uczyniono zuchami. Nowe opowieści, przy zachowaniu absurdu i komizmu, zostały wzbogacone o dydaktyczno-moralizatorski charakter w ramach prób uczłowieczenia Tytusa przez Romka i A’Tomka.
W 1967 roku komendant Milicji Obywatelskiej dochodzi z kolei do wniosku, że młodzież powinna wiedzieć, jak wygląda codzienna praca funkcjonariuszy. W ten sposób pałeczkę po kapitanie Glebie przejmuje kapitan Żbik, który debiutuje na początku 1968 roku na łamach „Wieczoru Poznania”. Po ukazaniu się dwóch historii w gazecie zdecydowano się zmienić formę wydania na zeszytową.
Co dalej, kapitanie?
Kolejne odcinki Tytusa, Romka i A’Tomka oraz Kapitana Żbika były wydawane w kilkudziesięciotysięcznych nakładach i doczekały się licznych wznowień na parę lat po ich publikacji. Łączny nakład serii Chmielewskiego do jego śmierci wynosił 11 milionów egzemplarzy, a przygody milicjanta z Warszawy już w latach 1968–1982 przebiły ten pułap. Choć partia była niechętna wobec komiksów, to nie mogła odmówić im potencjału w kształtowaniu młodych obywateli. Z tego względu bardzo często prezentowały konkretne wzorce osobowe (np. nietolerujący przekleństw i działający dla dobra obywateli Żbik). Przy tak ogromnej popularności próbowano też unikać wyrażenia „komiks”, posługując się nowomową w postaci określeń „kolorowe zeszyty” lub „historie obrazkowe”.
Sam Kapitan Żbik utorował drogę dla innych komiksów zeszytowych. W latach 70. wiele z nich stanowiło adaptacje telewizyjnych hitów takich jak Podziemny Front, Przygody pancernych i psa Szarika czy Kapitan Kloss – ten ostatni został stworzony na zlecenie Szwedów – była to wtedy popularna praktyka, polegająca na tym, że zagraniczne wydawnictwa niskim kosztem zamawiały u nas produkcje komiksów, a rząd zyskiwał w ten sposób walutę zagraniczną.
W drugiej połowie lat 70. zmienił się też odbiór gatunku w oczach krytyki. Norbert Honsza w Nobilitacji komiksu próbował wyłamać się z głosu diabolizującego medium, zastanawiając się, czy nie rodzi się w nim coś „artystycznie ciekawego i nowatorskiego”. Z kolei na łamach „Kultury” (kontynuacji wspomnianej już „Nowej Kultury”) o komiksach rozprawiał np. przywołany na samym początku Toeplitz, wskazując na statyczną dynamiczność kadru komiksowego. Co jednak najciekawsze, przez te 20 lat w samym gatunku doszło do przesunięć w stronę komiksu amerykańskiego (dymki, forma zeszytowa, a nawet sam Żbik był na pewien sposób postacią posągową, prawie jak ten zły faszystowski Superman!) i, o ironio, stało się to pod czujnym okiem cenzury oraz redaktorów, którzy pilnowali, żeby dzieci za swoich idolów miały postacie odpowiednie pod względem ideowym –żołnierzy, harcerzy, robotników oraz milicjantów.
Źródła:
D. Koziarski, W. Obremski: Od Nerwosolka do Yansa;
K. T. Toeplitz: Spacer Walentyny, czyli zaproszenie do komiksu, „Kultura”, nr 52, 1977;
K. T. Toeplitz: Sztuka komiksu;
J. Szyłak: Komiks w czasach niekoniecznie normalnych, „Teksty Drugie”, nr 5, 2017;
N. Honsza: Nobilitacja komiksu, „Życie Literackie”, nr 15, 1976;
P. Zwierzchowski: „Comicsy” w służbie imperializmu, „Kultura Popularna”, nr 1, 2004;
S. Arski: Superman i powrotny analfabetyzm, „Nowa Kultura”, nr 2, 1952;
W. Obremski: Krótka historia sztuki komiksu w Polsce (1945–2003)
Aleksandra Krupa kajetanka13@wp.pl