krótka forma
ANNA RAU i Iwona Bolińska-Walendzik
Olsztyński łapacz snów Oto sen. Prawdziwy, mocny i przejmujący, który rzeczywiście zaistniał w czyjejś głowie, a potem został nam opowiedziany. A my… interpretujemy – na dwa głosy. Zapraszamy do sennego świata, który rozciąga się nad naszym miastem.
Sen A.R. Śniłam o przestrzeni, której jeszcze nikt nie opisał. O takiej, w której Nikt nie roz-
Ciemność, widzę ciemność.
dzielił światła od ciemności i była tylko Ciemność – oraz reszta świata. Tylko ja nie
Sceneria oswojona, ale jakby oczy mi zgasły.
miałam oczu, a jedynie wielkie uszy i wielkie dłonie, a obok mnie coś – wielkie zęby. Wiedziałam za to, gdzie jestem. Niedaleko mojego domu, w małym pogańskim kręgu
Powoli zbliża się do mnie, wiem, że to ona. Nie mam drogi ucieczki. Znam tu przecież
drzew zachowanym na uświęconym terenie, o krok od ceglanej bryły jednego z naj-
każdy kąt. Jeszcze tylko minę ceglany budynek plebanii kościoła Serca Jezusowego
wdzięczniejszych olsztyńskich kościołów. Sunęłam niepewnie w nieprzeniknionym
i tam za nim schowam się w krzakach. Może nie zdradzi mnie skrzypienie śniegu.
braku wizji, wiedząc, że gdzieś jest ściana, płot, drzewo, które pomogą mi zoriento-
Zbliża się, jej odgłos kroków liczę na trzy. Podpiera się laską. Wstrzymuję oddech.
wać się w kierunkach. A do tego czułam ją. Jeszcze była daleko, ale już wiedziałam,
Koślawy walczyk jest pięć… cztery, trzy metry ode mnie. Bezdech trwa do nieprzy-
że gdy usłyszę powolny, jednostajny stukot, stanie się coś gorszego niż straszne.
tomności. Zbliża się, jej wyliniałe, wyciągnięte z szafy futro koniuszkiem sierści pra-
I stało się. Usłyszałam, jak się zbliża, utykając i podpierając się zwyczajną starczą
wie dotyka mojego zastygłego oddechu.
laską, która głośno i regularnie stuka, mimo że wszędzie głęboki, sypki śnieg. Ona nie może mnie dostrzec, gdyż nie widzi, tak samo jak ja, ale gdy otrze się o mnie, to wtedy
Święci bracia mniejsi, ratujcie mnie przed poduszkowcem okiennym, moherem
pochwyci. Usłyszy mój nieostrożny oddech i wtedy dopadnie… O nie, nie, nie, jest już
zwiotczałym, laską na sąsiadów podniesioną, w imię karmnika pełnego, wyleczonej
tak niedaleko. O metr, o centymetry. To opad śniegu czy nutriowe futro, co muska mój
łapki, uratowanego pisklęcia.
napięty krąg strachu. Jak wolno idzie, jak wolno. Przeszła! Przeszła!!! Czyli jeszcze nie dziś. Jeszcze nie ja.
Przeszła, w przeszłość przepadła.
Anna Rau
Iwona Bolińska-Walendzik
Fot. Zuzanna Czapielewska, Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Olsztynie
18
VariArt 02/2021