Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
AR TYKU£Y I ROZPRA WY ARTYKU£Y I ROZPRAWY
Aneta Mazur
STAREJ LIPY CIEÑ O JEDNYM Z EPIZODÓW W EMANCYPANTKACH BOLES£AWA PRUSA
Wydaje siê zaskakuj¹ce (a mo¿e w³a nie logiczne?), ¿e do najzagorzalszych, pewnie obok Kraszewskiego, mi³o ników ogrodu w literaturze polskiej XIX wieku nale¿y wcale nie idylliczny i ziemiañski Sienkiewicz, nie bliska przyrody Konopnicka, nawet nie mi³o niczka krajobrazu Orzeszkowa tylko uchodz¹cy za diagnostê miasta Prus. To utwory autora Anielki prezentuj¹ ca³¹ gamê ogrodowej topiki1, mimo i¿ sama przestrzeñ ogrodów uobecniana jest w nich nader enigmatycznie, czêsto ledwie sygnalizowana. Ciekawym tekstem pod tym wzglêdem s¹ Emancypantki, gdzie pojawiaj¹ siê wszystkie chyba tradycyjne motywy: od rajskiego edenu dzieciñstwa (dom Brzeskich w Iksinowie), poprzez ogrody rozkoszy i mi³o ci, a tak¿e upadku (Ogród Botaniczny, Ogród Saski), po ogrody kontemplacji filozoficzno-naukowej (pa³ac Solskich) oraz metafizycznej (ogród szarytek przy Tamce). Ewa Ihnatowicz mówi o dominuj¹cym nad ca³o ci¹ wra¿eniu ukojenia: W Emancypantkach krajobrazy i ogrody budz¹ nie tyle zachwyt, ile uczucia kojarz¹ce siê z ³agodno ci¹ i harmoni¹. Ich piêkno jest wiêc nie tyle widoczne, ile odczuwalne. Krótko opisywane ogrody ze starymi drzewami s¹ przede wszystkim ostoj¹ ciszy i spokoju, daj¹ ukojenie lub nadziejê.2 1 Oprócz Anielki trzeba by wymieniæ Lalkê, Emancypantki, Faraona, Grzechy dzieciñstwa, Ple ñ wiata, Omy³kê (nie wspominaj¹c ju¿ takich tekstów jak debiutancki Ogród Saski). 2 E. Ihnatowicz, Proza Kraszewskiego. Codzienno æ, Warszawa 2011, s. 268.
6
To prawda. Ale jeden z owych enigmatycznie opisywanych ogrodów byæ mo¿e jeden z najciekawszych w twórczo ci Prusa budzi nie tylko odczucie sérénité; w swym kompozycyjnym i fabularnym uwik³aniu niesie tak¿e inne, spl¹tane i niejednoznaczne sensy. Mowa o widoku starego parku nad Bugiem, gdzie na Karolinê Latter, skrajnie zmêczon¹ prze³o¿on¹ warszawskiej pensji, zagubion¹ w k³opotach finansowo-rodzinnych, czeka azyl w posiad³o ci Mielnickiego, do którego jednak ju¿ nie dociera. Wydaje siê, ¿e warto temu dziwnemu ogrodowi po wiêciæ parê s³ów. Po raz pierwszy obraz parku pojawia siê w rozchwianej psychice pani Latter jako projekcja z pogranicza jawy i snu (rozdzia³ Marzenia). Powstaje pod wp³ywem wspomnieñ o w³asnym, zmarnowanym maj¹tku oraz wskutek namów Mielnickiego, który proponuje jej porzucenie Warszawy i ma³¿eñstwo, a przynajmniej schronienie u siebie. Nie bez znaczenia jest stan lekkiego upojenia alkoholowego, w jakim znajduje siê bohaterka; podarowane przez starego szlachcica wino spe³nia rolê halucynogennego narkotyku swoistego eliksiru szczê cia i czarodziejskiego napoju: [ ] widzia³a siebie siedz¹c¹ w jakim starym parku nad rzek¹. Widzenie by³o tak jasne, ¿e pani Latter prawie mog³a wymieniæ grubo æ drzew, odmalowaæ kolor li ci i formy cienia, jakie ich korony rzuca³y na ziemiê. Widzia³a kosmat¹ liszkê z wolna sun¹c¹ po korze lipy, widzia³a pêkniêcie, które bieg³o wzd³u¿ czarnej ³awki ogrodowej, czu³a zapach ziemi, s³ysza³a szelest rzeki, która p³ynê³a o parê kroków od niej i której nurt skrêca³ w tym miejscu. Dla pani Latter obraz ten, powtarzaj¹cy siê prawie co dzieñ, nie by³ halucynacj¹, ale jasnowidzeniem. By³a przekonana, ¿e widzi swoj¹ przysz³o æ, tak¹ szczê liw¹ przysz³o æ, ¿e warto by³o pracowaæ na ni¹ cierpieniami dotychczasowego ¿ycia. Nie by³o tu nic i nikogo prócz ³awki czarnej ze staro ci, gromady drzew i szeleszcz¹cej rzeki. Ale w ubogim krajobrazie panowa³ taki spokój, ¿e pani Latter zgodzi³aby siê przesiedzieæ ca³¹ wieczno æ na tej ³awce i ca³¹ wieczno æ patrzeæ na kosmat¹ liszkê leniwie pe³zn¹c¹ w górê drzewa. 3
Krajobraz wymarzonej oazy jest bardzo oszczêdny, jak z naciskiem podkre la narracja. Sprowadza siê do kanonicznych elementów platoñskiego loci amoeni: drzewa, woda, cieniste miejsce do siedzenia. Terapeutyczne dzia³anie jasnowidzenia dzia³a koj¹co na zmys³y wzroku, s³uchu, powonienia, a nawet dotyku sk¹din¹d aspekt bardzo istotny w dziejach sztuki ogrodniczej, która dba³a o zaspokojenie ca³ego sensorium wypoczywaj¹cego.
3
B. Prus, Emancypantki, Warszawa 1973, t. 1, s. 177 178. Wszystkie nastêpne cytaty wed³ug tego wydania, w nawiasach podajê numery tomu i strony.
7
W tym alegorycznym wrêcz pejza¿u wytchnienia znajduje siê oczywi cie lipa, archetypiczne drzewo swojsko ci i bezpieczeñstwa. Go ciu, si¹d pod mym li ciem, a odpoczni sobie wizja pani Latter wydaje siê przemawiaæ s³owami mistrza z Czarnolasu. Lipa nale¿a³a do nieodzownych elementów miejsc rozkosznych w krajobrazie europejskim na pó³noc od Alp i by³a przedmiotem nieustannej adoracji w literaturze; czy to w redniowiecznej poezji mi³osnej, czy w opisowej prozie rodzajowej, czy te¿ w sakralizuj¹cych prastary pejza¿ eposach ( panatadeuszowy taniec stu par pod roz³o¿yst¹ lip¹ na Ukrainie). Wizja Prusowska niewiele ma jednak wspólnego z krêgiem tradycyjnych, w wiêkszo ci idyllicznych wyobra¿eñ. Uderza w niej ascetyczna nowoczesno æ ujêcia, które wbrew zwyczajowym rekwizytom dalekie jest od klasycznej estetyzacji. Zwraca uwagê koncentracja na detalach, ogl¹danych z bliska i jakby w powiêkszeniu: pêkniêcie ogrodowej ³awki, g¹sienica na korze drzewa. Obserwacja pe³zn¹cego robaka i zniszczonych desek to osobliwa wizja szczê liwo ci; oddaje jednak trafnie stan skrajnego wyczerpania psychicznego, sugeruj¹c kwietystycznie przygarbion¹ postaæ z opuszczon¹ g³ow¹, w pozie pasywnego odprê¿enia, kiedy to oczom staje siê obojêtne, na co patrz¹, byle by mog³y patrzeæ w spokoju. Spokój a ona ju¿ tylko tego chcia³a dla siebie od ¿ycia: tylko spokoju (1, 178) zastêpuje tutaj tradycyjny, zmys³owy b³ogostan ogrodowego negotiosum. Spokój nieco chorobliwy, granicz¹cy z parali¿em i martwot¹, ale z drugiej strony nasuwaj¹cy skojarzenia z kontemplacyjnym zawieszeniem czasu; z wolna i leniwie pe³zn¹ca g¹sienica konotuje paradoks eleatów o wieczno ci czasoprzestrzeni zatrzymanej w bezruchu. wiadczy o minimalnym po¿¹daniu impulsów zewnêtrznych, skurczonych do rzeczy najbli¿szych w zasiêgu wzroku. Byæ mo¿e mówi te¿ o pod wiadomym pragnieniu przewarto ciowania, za którym têskni pani Latter, znu¿ona ¿yciow¹ pogoni¹ za powodzeniem i zyskiem; w jej marzeniu ma³e i brzydkie staje siê godne skupionej, zachwyconej uwagi, przemienia w epifaniê pozornie nieznacz¹cego szczegó³u. Podobn¹ Prusowsk¹ lekcjê znamy ju¿ z noweli Sen, gdzie w za wiatach nastêpuje korekta doczesnej urody: najpiêkniejsze by³o to, co w ziemskim ¿yciu nazywa siê ubogim i cierpi¹cym 4. No w³a nie, w za wiatach. Pora przypomnieæ, ¿e obraz parkowego pejza¿u w Emancypantkach nabiera pe³ni znaczenia dopiero w fabularnym zamkniêciu w¹tku pani Latter, gdy ujrzane w jasnowidzeniu miejsce staje siê ostatni¹ stacj¹ jej ¿ycia. Stacj¹ dos³own¹ przymusowym przystankiem w gor¹czkowej ucieczce z Warszawy, najpierw kolej¹, potem furmank¹, gdy okazuje siê, ¿e trzeba 4 B.
Prus, Pisma, red. I. Chrzanowski, Z. Szweykowski, Warszawa 1935, t. 9, s. 256.
8
czekaæ na prom, by przeprawiæ siê przez rzekê do maj¹tku Mielnickiego. I stacj¹ symboliczn¹ swoi cie pasyjnej drogi przez mêkê, jak¹ przebywa w ostatnich godzinach (dniach, tygodniach) bohaterka. Prus starannie skomponowa³ finaln¹ podró¿ ¿ycia Karoliny Latter, udzielaj¹c jej sporo rysów Anny Kareniny, zmierzaj¹cej ku katastrofie z nie³adem w my lach i sercu (niezborne monologi wewnêtrzne obu bohaterek), a tak¿e wprowadzaj¹c lekkie tony eschatologiczne i martyrologiczne; podobnie uczyni³ w przypadku innych swoich postaci, zmuszonych przez wiat do ucieczki (Wokulski, Madzia Brzeska). Dworzec petersburski na Pradze nazwany zostaje przestrzeni¹ po tej stronie Wis³y czy Styksu (1, 276), a wieczór dnia, w którym Latter opuszcza miasto, otrzymuje podnios³¹ ewangeliczn¹ stylizacjê: oko³o szóstej niebo zachmurzy³o siê i zrobi³ siê zmrok (1, 244). Ostatni etap drogi do maj¹tku Mielnickiego obfituje w dramatyczne perypetie i fatalne zbiegi okoliczno ci. Wyczerpana podró¿na przesypia stacjê i wysiada za daleko, skutkiem czego musi przedrzemaæ noc na peronie i wynaj¹æ furmankê, by ostatecznie rozmin¹æ siê z pêdz¹cym w³a nie na jej spotkanie do Warszawy Mielnickim, utkn¹æ na brzegu Bugu i, nie mog¹c doczekaæ siê promu ani doprosiæ czó³na, w gor¹czkowym podnieceniu za rzek¹ rozci¹ga siê faktycznie wytêskniony pejza¿ parkowy rzuciæ siê wp³aw i uton¹æ5. Widziane z tej perspektywy marzenie bohaterki wykracza poza tradycyjn¹ sielankê krajobrazow¹. Niepokoj¹ce jest ju¿ to, ¿e pani Latter osi¹ga w nim samotno æ absolutn¹: nie by³o tu nic i nikogo oprócz ubogiego pejza¿u . Mo¿na powiedzieæ, ¿e grupa cienistych starych drzew, sczernia³a ze staro ci ³awka, a nawet obecno æ g¹sienicy-liszki ewokuj¹ funebraln¹ przestrzeñ cmentarn¹. Czy jasnowidz¹ca przeczuwa tak¹ przysz³o æ?6 Gorzka ironia losu (a mo¿e tylko bezmy lna przewrotno æ faktów, narrator nie zdradza swego stanowiska) przekszta³ca wytêsknione locus amoenus w locus horrendus w drugiej ods³onie pejza¿u, tym razem ju¿ na jawie: Nagle my la³a, ¿e siê rzuci naprzód wp³aw Naprzeciw o parêset kroków by³ park pe³en starych drzew, a w tym miejscu, gdzie rzeka skrêca³a, pod ogromn¹ lip¹, widaæ by³o czarn¹ ze staro ci ³aweczkê Nawet kora na lipie by³a pêkniêta. 5 Oczywi cie narracja umo¿liwia te¿ tragikomiczn¹ perspektywê spojrzenia na tê sekwencjê wydarzeñ, tym bardziej, ¿e, jak siê równolegle okazuje, ucieczka bohaterki nie by³a konieczna (zob. rozdzia³ Pomoc gotowa). 6 Analogiczne jasnowidzenie przysz³o ci bohaterki powtórzy siê w przypadku Magdaleny Brzeskiej, której amerykañskie medium, pani Arnold, przepowie wielkiego i potê¿nego Oblubieñca (2, 81), czyli Chrystusa. Drogi ¿yciowe pani Latter i Madzi przebiegaj¹ paralelnie, je li chodzi o eschatologiczny fina³.
9
Marzenia pani Latter spe³ni³y siê. Oto jest park, który tyle razy widywa³a w swych snach na jawie. Oto ów ubogi krajobraz, w którym mieszka cisza siêgaj¹ca od ziemi do nieba. [ ] I rozkrzy¿owawszy rêce rzuci³a siê w rzekê. [ ] Zdawa³o jej siê, ¿e nieznane si³y wynosz¹ j¹ na ocean bez dna i granic, a jednocze nie ¿e budzi siê ze snu przykrego. [ ] Oko³o szóstej wieczorem [ ] dwaj przewo nicy siedli w czó³no i p³yn¹c w górê rzeki spostrzegli zapl¹tan¹ w krzakach nogê Tam le¿a³y zw³oki pani Latter o kilkana cie kroków od lipy i ³aweczki, przy których mia³y spe³niæ siê jej marzenia. Odwie li j¹ do przewozu, [ ] po³o¿yli w rowie obok go ciñca. A ¿e mia³a otwarte oczy i ludzie bali siê, wiêc karczmarz nakry³ cia³o starym workiem. I tak le¿a³a cicho, z twarz¹ zwrócon¹ do nieba, ju¿ tylko stamt¹d wygl¹daj¹c mi³osierdzia, którego nie mog³a doczekaæ siê na ziemi. (1, 287 288)
Zakrêt rzeki otrzymuje symboliczn¹ eksplikacjê; w tym miejscu ¿ycie bohaterki gwa³townie za³amuje siê i koñczy bieg; rzec mo¿na, wraz ze spe³nieniem marzeñ. Zanikaj¹ ostatnie, beztroskie i zmys³owe echa miejsca przyjemnego , zostaje tylko ubogi krajobraz wype³niony niesamowit¹ cisz¹, nastaj¹c¹ u kresu ruchu i d wiêków. Ogromna lipa, obecna we wcze niejszej wizji, specjalnie jednak niewyró¿niona z grupy drzew, teraz stoi w centrum krajobrazu. Nie warto czyniæ Prusowi zarzutu á la wiêtochowski, o mimowoln¹ (zapewne?) wymianê popêkanej ogrodowej ³awki na popêkan¹ korê drzewa choæ gdyby za³o¿yæ celowo æ tego zabiegu, symboliczny rozpad koj¹cego pejza¿u by³by jeszcze bardziej wymowny. Widoczne ju¿ wcze niej konotacje eschatologiczne zostaj¹ dope³nione. Cisza parkowego pejza¿u naprawdê prowadzi od ziemi do nieba , bo ton¹c pani Latter otwiera oczy na inny wiat, wolny od trosk, zawodów, nienawi ci (1, 288). Dope³nia siê tak¿e martyrologia bohaterki, która nie zaznawszy mi³osierdzia na ziemi umiera z rozkrzy¿owanymi ramionami, a jej cia³o, odnalezione oko³o szóstej wieczorem , zostaje z³o¿one w prowizorycznym grobie, osi¹gaj¹c tak upragnione spokój i ciszê. Innym, symbolicznym i z ca³¹ pewno ci¹ intencjonalnym, zabiegiem narracyjnym jest temporalne t³o wydarzeñ: okres przedwielkanocny, najprawdopodobniej Wielki Tydzieñ7. Mo¿emy zatem mówiæ o swoistej transformacji parkowego pejza¿u, który wystêpuje w dwóch ods³onach. W obu centralne miejsce zajmuje lipa nie tylko idylliczne drzewo pokoju i rado ci, ale tak¿e element przestrzeni sakralnej, w czasach pogañskich i pó niej czczone jako drzewo wiête, zwi¹zane z moc¹ piorunów, chroni¹ce przed demonami, opiekuñcze i ¿yciodajne. Podania chrze cijañskie t³umaczy³y dobroczynne dzia³anie lipy odpoczynkiem pod ni¹ 7 Równie¿
kanocnym.
historia Wokulskiego zaczyna siê na p³aszczy nie akcji Lalki w okresie wiel-
10
w. Rodziny podczas ucieczki do Egiptu, a tak¿e odpoczynkiem samego Jezusa. Lipa jako wa¿ny apotropeion by³a elementem magii p³odno ci; etnologia i antropologia przypisuj¹ jej ¿eñsk¹ strefê kosmosu, czyli strefê p³odno ci, bierno ci, up³ywaj¹cego czasu i mierci, a Ba³towie uwa¿ali lipy za siedziby dusz zmar³ych kobiet8. W kanoniczny pejza¿ wielu cywilizacji wpisa³ siê obraz studni w cieniu tego drzewa; mitologie i ba nie tradycyjnie wi¹za³y lipê ze wiêtym ród³em objawiaj¹ce siê w lipie sacrum ulokowane jest w wiecie podziemnym, sk¹d pochodzi ¿ycie i dok¹d odchodz¹ dusze zmar³ych. Nie przypadkiem w wielu przekazach folklorystycznych wskazuje siê na znajduj¹ce siê przy lipach wiête ród³a, w których ¿yciodajna woda tryska z g³êbin ziemi 9. Ca³a ta bogata symbolika rzuca ciekawe wiat³o na omawiany epizod powie ci Prusa. Karolina Latter wkracza w sferê sacrum, a prowadzi j¹ archetypiczne marzenie o lipie stoj¹cej nad wod¹. W obu wariantach parkowego krajobrazu, tym wysnutym z obola³ej ja ni, i tym rzeczywistym, ju¿ nieosi¹galnym, nak³adaj¹ siê na siebie sygna³y ¿ycia i mierci, ukojenia i zag³ady. Je li symboliczny podtekst klasycznego loci amoeni zawiera sygna³y zbli¿aj¹cej siê katastrofy, to pejza¿ samej katastrofy ewokuje sferê ukojenia i spe³nienia, powracaj¹c tym samym do punktu wyj cia, jakim by³o marzenie. Pejza¿ z lip¹ staje siê w ten sposób ikon¹ transcendentnej (transcendentalnej) przestrzeni, gdzie zacieraj¹ siê granice wizji, ukojenia i mierci. Kusz¹ce staje siê w tym momencie siêgniêcie po analogiczny motyw z tekstu bardzo odleg³ego od Emancypantek, pomocnego jednak w dope³nieniu skojarzeñ. W Czarodziejskiej górze Tomasza Manna, pod koniec edukacyjnej historii Hansa Castorpa, nastêpuje moment zauroczenia g³ównego bohatera muzyk¹, w tym pie ni¹ pt. Lipa, skomponowan¹ do wiersza poety Wilhelma Müllera (1796 1827). Utrzymany w ludowej tonacji, romantyczny utwór opiewa niepokój i ból egzystencji oraz têsknotê za ukojeniem w cieniu swojskiego drzewa patrona m³odo ci i mi³o ci: U wrót, gdzie ch³odna studnia i starej lipy cieñ, w upalne popo³udnia niejeden ni³em sen.
8 Zob. P. Kowalski, Leksykon znaki wiata. Omen, przes¹d, znaczenie, Warszawa 1998, s. 284 286; Handwörterbuch des Deutschen Aberglaubens, hg. von H. Bächtold-Stäubli, E. Hoffmann-Krayer, Ch. Daxelmüller, Berlin 1987, Bd. 5, s. 1306 1308. 9 P. Kowalski, dz. cyt., s. 285.
11
Niejedno czu³e s³owo w lipowym ci¹³em pniu; i têskniê wci¹¿ na nowo do cienia i do snu. Dzi idê w pustkê zimy, w zawiejê, mróz i mrok; z oczyma zamkniêtymi potykam siê co krok. A w dali wiecznie s³yszê szumi¹c¹ zieleñ s³ów: Wróæ do mnie, w moj¹ ciszê, w pogodê dawnych snów. K¹ liwy wiatr zimowy przenika mnie jak nó¿, porywa czapkê z g³owy lecz nie zawrócê ju¿. I brzmi od godzin wielu zielone echo s³ów: Wróæ do mnie, przyjacielu, do ciszy dawnych snów.10
Utwór zyska³ ogromn¹ popularno æ i rozs³awiony muzyk¹ Schuberta sta³ siê cz¹stk¹ niemieckiej kultury masowej. Nale¿y do cyklu Pie ni wêdrowca. Podró¿ zimowa (1823), który przedstawia samotn¹ wêdrówkê miotanego emocjami pielgrzyma-tu³acza przez o nie¿ony i skuty lodem krajobraz; kontrast miêdzy pejza¿em wewnêtrznym i zewnêtrznym nadaje ca³o ci niepokoj¹c¹ tonacjê. Sk¹din¹d zima to metafora zdrêtwia³ej z rozpaczy psychiki bohatera11
10
S. Barañczak, Podró¿ zimowa. Wiersze do muzyki Franza Schuberta, Poznañ 1997, s. 17 18. Ciekawe, ¿e w swoim intertekstualnym dialogu ze s³owami i muzyk¹ pie ni Schuberta Barañczak zdecydowa³ siê zamie ciæ t³umaczenie-parafrazê tylko jednego wiersza Müllera, i jest nim w³a nie Lipa (sygnalizuje to znak cudzys³owu). Poniewa¿ polski poeta bierze pod uwagê teksty pie ni, nie oryginalnych utworów Müllera, ca³o æ koñczy u niego jeszcze refren: I brzmi od godzin wielu / zielone echo s³ów: / Wróæ do mnie, przyjacielu, / do ciszy dawnych snów, / do ciszy dawnych snów (tam¿e, s. 18). 11 To obraz mego serca, / W nim te¿ nic nie ma ju¿ / Prócz ch³odnej, bia³ej zimy, / Prócz gromów, walk i burz! (Burzliwy poranek). Polskie teksty pie ni Müllera w t³umaczeniach
12
dominuj¹ motywy utraconej mi³o ci, têsknoty, rezygnacji, obsesyjnego pod¹¿ania naprzód, pragnienia spokoju i przeczucia mierci. Wyrazem tych ostatnich staje siê te¿ marzenie o lipie z przytoczonego wiersza, pi¹tego z kolei w 24-czê ciowym cyklu. Wêdrowiec, brn¹c przez nieprzyjazn¹, zimow¹ aurê egzystencji, pozbawiony nadziei na przysz³o æ oraz odciêty od idyllicznej przesz³o ci jednostkowej i wspólnotowej (ocieniona lip¹ studnia u bramy jako znak gromadnej wspólnoty, utrata kapelusza jako znak degradacji spo³ecznej), zostaje wydany na ³up przeczuæ i rojeñ, w których wiat ja ni miesza siê z impulsami krajobrazu zewnêtrznego (motyw koresponduj¹cy z romantyczn¹ tez¹ Carusa o nocnej stronie natury 12). Szum bezlistnego drzewa, mijanego nocn¹ por¹13, konotuje nie tylko utracon¹ (niemo¿liw¹) harmoniê, ale têsknotê za mierci¹, która przyjmuje kszta³t nirwanicznej konsolacji. Romantyczny homo viator opiera siê wprawdzie tej pokusie; z determinacj¹ przymyka oczy, by nie widzieæ lipy-kusicielki, jednak jego s³uch rejestruje i na zawsze zapamiêta ponêtne wezwanie syreniego piewu, przypominaj¹ce wezwanie Króla Olch ze s³ynnej ballady Goethego. Stanis³awa Barañczaka, Feliksa Konopki, Romana Stillera i innych mo¿na znale æ na stronach internetowych: <http://forum.polskieradio.pl/dwojka/posts.aspx?od=1&t=8927> [dostêp: 26.11.2011]; <http://forum.polskieradio.pl/dwojka/post.aspx?od=21&t=8927> [dostêp: 26.11.2011]. O Pie ni zimowej (w kontek cie Podró¿y zimowej Barañczaka) zob. te¿: A. Hejmej, Muzyczno æ dzie³a literackiego, Wroc³aw 2001, s. 146 158. 12 Gotthilf Heinrich Carus (Pogl¹dy na nocn¹ stronê natury [1808]) traktowa³ stany irracjonalne lub nie wiadome sny, wizje, marzenia jako wgl¹d w naturê objawiaj¹c¹ wy¿szy porz¹dek duchowy, duszê wiata i harmoniê wszechrzeczy. 13 Autorskie t³umaczenie Barañczaka znacz¹co zniekszta³ca zarówno tre æ, jak i kompozycjê orygina³u. Mo¿liwie najwierniejszy przek³ad filologiczny brzmi: Przy studni przed bram¹ stoi lipa: niejeden s³odki sen prze ni³em w jej cieniu. Niejedno mi³osne s³owo wyry³em w jej korze; ci¹gnê³o mnie tam zawsze w smutku i w rado ci. I dzisiaj musia³em przej æ obok niej, wêdruj¹c g³êbok¹ noc¹, w ciemno ciach zamkn¹³em jeszcze oczy. A jej ga³êzie szumia³y, jakby nawo³uj¹c: chod do mnie, towarzyszu, tu odnajdziesz swój spokój! Zimne wiatry wia³y mi prosto w twarz, porywaj¹c z g³owy kapelusz; nie odwróci³em siê. Mijaj¹ godziny, daleko za mn¹ pozosta³o to miejsce, lecz ten szum ci¹gle s³yszê: tam znalaz³by spokój! [Am Brunnen vor dem Tore, / Da steht ein Lindenbaum: / Ich träum in seinem Schatten/ So manchen süßen Traum. // Ich schnitt in seine Rinde / So manches liebe Wort; / Es zog in Freud und Leide / Zu ihm mich immer fort. // Ich mußt auch heute wandern / Vorbei in tiefer Nacht, / Da heb ich noch im Dunkel / Die Augen zugemacht. // Und seine Zweige rauschten, / Als riefen sie mir zu: / Komm her zu mir, Geselle, / Hier findest Du Deine Ruh! // Die kalten Winde bliesen / Mit grad in s Angesicht; / Der Hut flog mir vom Kopfe, / Ich wendete mich nicht. // Nun bin ich manche Stunde / entfernt von jenem Ort, / Und immer hör ich s rauschen: / Du fändest Ruhe dort!] (cyt. za: <http://www.deutsche-liebeslyrik.de/ muller_wilhelm_winterreise.htm> [dostêp: 26.11.2011], [t³um. moje AM]).
13
Równie¿ dla zaczarowanego tchnieniem choroby i mierci Castorpa koj¹ce wo³anie lipy z pie ni Schuberta wi¹¿e siê nie tyle z nostalgiczn¹ arkadi¹, ile z natarczywym zewem chaotycznego, bezforemnego, dionizyjskiego ¿ywio³u, kusz¹cym wiadomo æ jednostki do rozp³yniêcia siê w ponadindywidualnym wymiarze a jest nim strefa cienia, snu, ciszy, nie wiadomo ci i mierci14. Ju¿ w eseju S³odki sen (1909) przysz³y autor Czarodziejskiej góry s³awi³ metafizyczny wymiar sennego bujania w bezprzestrzennej i bezczasowej nocy oraz moraln¹ warto æ tego nigdy nie ustaj¹cego, nigdy nie daj¹cego siê zag³uszyæ wezwania do powrotu i odwrotu 15. Prorocza wizja pani Latter do z³udzenia przypomina niepokoj¹ce, pod wiadome wezwanie rodem z romantyzmu, podjête przez modernistyczn¹ powie æ a szum lipy zostaje w jej nie-marzeniu zast¹piony koj¹cym szumem rzeki. Pe³na determinacji, bolesna podró¿ bohaterki przez wczesnowiosenny, nieprzytulny krajobraz bezlistnych drzew równie¿ tworzy kontrast z burz¹ przepe³niaj¹cych j¹ namiêtno ci. Jej samotno æ oznacza tak¿e wyalienowanie (wyemancypowanie?) ze spo³eczeñstwa i rodziny, z którymi zerwa³a wiêzy, czuj¹c siê odtr¹cona i pokrzywdzona. Tylko jej reakcja na wezwanie do wst¹pienia w sferê ciszy jest ca³kowicie inna ni¿ u romantycznego homini viatoris16. Bohaterka Prusa ulega kuszeniu i wêdrówkê, z której nie ma odwrotu, koñczy w opiekuñczych, kobiecych ramionach lipy-rzeki-matki-ko³yski-grobu, w koj¹cym ¿ywiole nirwanicznego zapomnienia a w³a ciwie przypomnienia: zaczê³a sobie przypominaæ co , czego nigdy nie widzia³a na ziemi [ ] (1, 288). Pani Latter z oczyma zamkniêtymi powraca w ciszê i pogodê dawnych snów czyli wstêpuje w ow¹ szczê liw¹ przysz³o æ (1, 178), któr¹ zapowiada³o jej uparte marzenie. Nawet je li przywo³any kontekst intertekstualny wydaje siê przerastaæ analizowany epizod Emancypantek, nie sposób zaprzeczyæ, i¿ w pó nym utworze Prusa jeszcze kilka w¹tków posiada podobny wyd wiêk. Ucieczk¹ w lepszy wiat marzeñ-wspomnieñ- mierci jest odej cie artystki Stelli, jest ni¹ w pewnej
14 A
jednak poza tym pe³nym wdziêku utworem kry³a siê mieræ! [ ] Jak potê¿ny by³ ów czas duchowy! (T. Mann, Czarodziejska góra, prze³. J. Kramsztyk, Warszawa 1982, t. 2, s. 372 373). 15 T. Mann, S³odki sen, prze³. M. ¯urowski, w: tego¿, Eseje, oprac. P. Hertz, W. Wirpsza, M. ¯urowski, Warszawa 1964, s. 74 75. 16 Choæ w kontek cie ca³o ci Podró¿y zimowej perspektywa kresu jest stale obecna, o czym mówi¹ ju¿ same tytu³y wierszy: Odrêtwienie, Odpoczynek, Siwa g³owa, Wrona, Dom zajezdny (metafora cmentarza).
14
mierze tak¿e samobójstwo nieszczê liwie (i romantycznie) zakochanego Cynadrowskiego, a nade wszystko jest ni¹ przed miertne uspokojenie Zdzis³awa Brzeskiego, który poddaje siê kusz¹cej, naukowo-filozoficznej wizji Dêbickiego-Prusa. Ciê¿ko chory gru lik zaczyna widzieæ mieræ jako podró¿ do krainy cudownych parków, lasów i wodospadów, o których marzy³, czytaj¹c opisy dalekich, nigdy niewidzianych krajów i o których opowiada w ostatniej, po¿egnalnej rozmowie siostrze. Przypadek ateisty Brzeskiego panicznie boj¹cego siê snu tego nocnego i tego wiecznego mo¿na skomentowaæ s³owami Manna, pod którymi podpisa³by siê zapewne sam Prus: nasza dusza straci³a ojczyznê i w swoim zapale tak siê od niej oddali³a, i¿ nie umie ju¿ trafiæ do niej z powrotem 17. Ostatecznie jednak Brzeski odnajduje, przynajmniej czê ciowo, tê ojczyznê; odnajduje j¹ tak¿e g³ówna emancypantka powie ci. Bole nie wyalienowana i okaleczona przez wiat idealistka nie wytrzymuje ostrych, lodowatych podmuchów ¿ycia i poprzez mira¿e ró¿nych ogrodów (dzieciñstwa, poznania, mi³o ci, upadku) powraca w koj¹cy cieñ spokoju-zapomnienia. Intryguj¹ce s¹ s³owa, jakie pod koniec swej warszawskiej drogi przez mêkê wypowiada nêkana przez metafizyczne rozterki Magdalena Brzeska w jednym z ogrodów: Co to jest? kilkana cie drzew okrytych chmur¹ li ci A przecie¿ ja tam co dostrzegam, co stamt¹d mnie wo³a Ach, tak wo³a, ¿e p³aka³abym ¿e serce mi pêka wyrywaj¹c siê do czego (2, 368). Z cienia drzew i klasztornego zacisza przy Tamce mo¿na wyj æ z powrotem na ciemny go ciniec ¿ycia, ale mo¿na te¿ pozostaæ tam, gdzie otwieraj¹ siê perspektywy upragnionej zielono ci i ciszy (2, 481) i gdzie wo³a g³os nieskoñczono ci.
*** Starej lipy cieñ s³awi³ apologeta ogrodów i parków epoki biedermeieru, Adalbert Stifter, nastêpuj¹cymi s³owy: Lipa to drzewo przytulno ci. Pró¿no by w krajach niemieckich szukaæ lipy a z pewno ci¹ jest tak i gdzie indziej pod któr¹ nie sta³yby ³awki, na której nie wisia³by wiêty obraz, albo przy której nie by³oby kapliczki. Zapraszaj¹ do tego piêkno jej korony, cienisty baldachim oraz ¿yciodajne granie owadów w ga³êziach.18
17 T.
Mann, S³odki sen, s. 76. powie ci Pó ne lato z 1857 roku (t³um. moje z orygina³u AM): A. Stifter, Werke, hg. von U. Japp, H. J. Piechotta, Frankfurt am Main 1978, Bd. 3, s. 243. 18 W
15
W Prusowski pejza¿ lipy nie zaprasza letnia idylla, nie ma w nim te¿ kapliczki; pozornie obecno æ sacrum jest zbyt problematyczna. Ale równocze nie przytulno æ Prusowskiej lipy jest rodem z romantyzmu i otwiera siê na tajemnicz¹, niejasn¹, tak bardzo upragnion¹ transcendencjê. Aneta Mazur An Old Lime-T ree Lime-Tree ree ss Shadow An Episode in Emancypantki by Boles³aw Prus In Emancypantki, the 1894 novel by Boles³aw Prus, an archetypal landscape with a lime-tree draws the reader s attention, among the numerous garden and park landscapes. This is the destination space of the last (literal and existential) journey of Karolina Latter, one of the main female characters. This space is two-dimensional: whilst fulfilling this character s idyllic daydreams or vision of solace and relief, it becomes a venue of her marching into death. The intriguing scenery featuring a lime-tree connotes a rich anthropological and cultural symbolism while also opening the Prus novel to an intertextual dialogue with the German Romanticist tradition specifically, Wilhelm Müller s poem Der Lindenbaum from his cycle Wanderlieder [ ]. Die Winterreise (1823) which was made famous through the Schubert musical setting and later on recollected in Thomas Mann s Der Zauberberg.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
Anna Janicka
TAJEMNICA PROGU.
DOJRZEWANIE W GRZECHACH DZIECIÑSTWA BOLES£AWA PRUSA
G³êbia dzieciñstwa Chocia¿ d z i e c i ñ s t w o wydaje siê jednym z najbardziej uprzywilejowanych tematów literatury tzw. pozytywizmu, na pró¿no by szukaæ takiego w³a nie has³a w S³owniku literatury polskiej XIX wieku 1. Podobnie rzecz siê ma z dojrzewaniem, choæ wiadomo powszechnie, ¿e dramat adolescencji pojawia siê jako jedno z podstawowych uwik³añ psychologicznych w wielu utworach literatury prze³omu XIX i XX wieku. W takiej sytuacji warto siêgn¹æ, by znale æ punkt wyj cia dla interesuj¹cej nas problematyki, do hase³ w s³owniku opracowanych, czyli Dziecka i M³odo ci. Tutaj jednak czytelnika zainteresowanego pozytywizmem spotyka drobne rozczarowanie. Okazuje siê bowiem, ¿e pomimo i¿ autorka has³a Dziecko
1 S³ownik
literatury polskiej XIX wieku, red. J. Bachórz i A. Kowalczykowa, Wroc³aw 1991. Prusowskie dziecko sytuuje siê w innej przestrzeni semantycznej ni¿ dzieci romantyczne czy modernistyczne; tê odmienno æ doskonale jednak widaæ na tle romantycznych i modernistycznych kreacji. W tym kontek cie wa¿ne dla mnie prace to: A. Kubale, Dziecko romantyczne. Szkice o literaturze, Wroc³aw 1984; A. Czabanowska-Wróbel, Dziecko. Symbol i zagadnienie antropologiczne w literaturze M³odej Polski, Kraków 2003; P. Próchniak, Dom, do którego wprowadzi³a siê mêka . (Géza Csáth Matkobójstwo . Notatki na marginesach), w: Apokalipsa. Symbolika Tradycja Egzegeza, t. 2, red. K. Korotkich i J. £awski, Bia³ystok 2007.
17
dostrzega w pozytywistycznym dziecku pierwszoplanowego bohatera i gromadzi interesuj¹ce przyk³ady dzieciñstwo w literaturze drugiej po³owy XIX wieku interesuje j¹ przede wszystkim w planie dydaktycznym i spo³eczno-obyczajowym, a wielo æ postaci dzieciêcych w literaturze tego okresu nie s³u¿y pog³êbieniu perspektywy psychologicznej czy egzystencjalnej, wyczerpuj¹c siê w paradygmacie postulatów spo³ecznych czy rozpoznañ naturalistycznych. Ujêcie takie ka¿e autorce has³a nawet w licznych postaciach dzieciêcych odmieñców nie przystosowanych do otoczenia marzycieli, dzieci poetycznych, dziwnych, jakby nie z tego wiata 2 widzieæ jedynie ilustracjê pozytywistycznego programu pracy u podstaw: Los ma³ych artystów «odmieñców», wiejskich «przyg³upów» nigdy stwierdza badaczka nie ma charakteru metafizycznego jak w romantyzmie zawsze obja niony bywa w kategoriach spo³ecznego oskar¿enia 3. Pomiêdzy arbitralnym nigdy i stanowczym zawsze gubi siê antropologiczny horyzont pozytywistycznego dzieciñstwa, sprowadzonego w ostateczno ci do wymiaru publicystycznego postulatu. S³ownikowe opracowanie has³a M³odo æ, bli¿szego naszej kategorii dojrzewania, skazuje na wiêkszy, w interesuj¹cej nas perspektywie, niedosyt. Czytamy tutaj bowiem: W 2. po³owie XIX wieku m³odo æ jako idea traci atrakcyjno æ. [ ] przestaje przyci¹gaæ uwagê pisarzy. [ ] M³odo æ staje siê znów tylko problemem pedagogicznym, a literatura zaczyna siê interesowaæ raczej m³od¹ dziewczyn¹ ni¿ m³odzieñcem. [ ] To zainteresowanie przygotowuje grunt dla modernistycznej rewolucji m³odo ci [ ]. Kobieta fatalna fin de siècle u odziedziczy jednak wiele cech po samotnym, dwuznacznym moralnie, potêpiaj¹cym spo³eczeñstwo i potêpianym przez nie, chorym na chorobê wieku romantycznym bohaterze.4
Zaproponowana perspektywa nie tylko wyklucza psychologiczne czy emocjonalne, a nierzadko przecie¿ tak¿e metafizyczne, uwik³ania fenomenu
2 A.
Kubale, Dziecko, w: S³ownik literatury polskiej XIX wieku, s. 201. Liczne a inspiruj¹ce uwagi o dziecku w jego wersji romantycznej i modernistycznej zob. w: A. Kowalczykowa, S³owacki, Warszawa 1999; ta¿, Ciemne drogi szaleñstwa, Kraków 1978; L. Libera, Romantyczno æ i folklor. O twórczo ci Jacka Malczewskiego i Boles³awa Le miana, Poznañ 1994. 3 Tam¿e. 4 M. Piwiñska, M³odo æ, w: S³ownik literatury polskiej XIX wieku, s. 568 (zob. ta¿, Z³e wychowanie, Gdañsk 2005; tu niezwykle interesuj¹ce, brawurowe ujêcia dzieciñstwa i m³odo ci romantyków).
18
m³odo ci, wpisane w fabu³ê wielu pozytywistycznych tekstów, ale równie¿ zak³ada wizjê drugiej po³owy wieku XIX jako przestrzeni usytuowanej niejako epizodycznie pomiêdzy paradygmatem romantycznym i modernistycznym (wyczerpuj¹cej siê w nachalnym dydaktyzmie i powierzchownej pedagogice). Grzegorz Leszczyñski ujmuje ten problem dosadnie: Jest wynikiem wielkiego nieporozumienia, a poniek¹d i historycznoliterackiej niesprawiedliwo ci, i¿ [ ] pozytywistyczne dziecko sprowadzono do roli ideologicznego argumentu [ ].5
Nie dziwi wiêc, ¿e osobne ustalenia badawcze zajmuj¹ce siê problematyk¹ dojrzewania (dzieciñstwa, m³odo ci) w literaturze i kulturze drugiej po³owy XIX wieku nie spotykaj¹ siê z tymi s³ownikowych ujêciami problemu, wyrastaj¹ bowiem z odmiennej wizji epoki; wizji, która zak³ada wielowarstwow¹ wêz³owo æ prze³omu wieków dla wiadomo ci dwudziestowiecznej i w szerokim rozumieniu w y z n a c z a p r ó g n o w o c z e s n o c i. W takiej perspektywie literatura tego czasu czêsto nawet pod naskórkow¹ jednoznaczno ci¹ zapisuje rytm przemian i przekszta³ceñ, ukazuj¹c dynamikê zmian, niejednokrotnie osadzonych czy wrêcz uwiêzionych w trudnej dialektyce zmagañ tradycji i postêpu, cywilizacji i historii, jednostki i zbiorowo ci. Wyros³e z takiej perspektywy czytania epoki teksty zajmuj¹ce siê problematyk¹ dojrzewania wydobywaj¹ wiêc konsekwentnie nie tyle (i nie przede wszystkim) postaæ dziecka jako ilustracjê pozytywistycznych tez i postulatów spo³ecznych, lecz dzieciñstwo jako trudny sytuuj¹cy siê pomiêdzy natur¹ i kultur¹, jednostkowym i spo³ecznym, wiadomym i nie wiadomym proces, którego dynamika ujawnia dramat adolescencji jako kondycjê seksualn¹, emocjonaln¹, spo³eczn¹: Tymczasem 2. po³owa XIX wieku dopowiada Grzegorz Leszczyñski inicjuj¹c proces modernizacji kultury polskiej, odkrywa dzieciñstwo [ ] i czyni zeñ jeden z istotnych 5 G. Leszczyñski, Wstêp, w: tego¿, Kulturowy obraz dziecka i dzieciñstwa w literaturze drugiej po³owy XIX i w XX wieku. Wybrane problemy, Warszawa 2006, s. 10. Jako kontekst porównaj pog³êbiony obraz domu, rodziny i straty domowej harmonii w wersji romantycznej: M. BurzkaJanik, Ruiny domu rodzinnego, w: tej¿e, W poszukiwaniu centrum. Dom i bezdomno æ w ¿yciu i twórczo ci Adama Mickiewicza, Opole 2009, s. 40: Poniewa¿ dom rodzinny tworzy rzeczywisto æ ci le zwi¹zan¹ z postaci¹ matki, w momencie, gdy jej w nim zabraknie, bêdzie on niepe³ny, przestanie byæ do wiadczany jako obdarzone sensem intymne schronienie. mieræ matki jest tym wydarzeniem, które burzy fundamenty domu rozprasza siê wówczas rodzina, rozpada siê dom rodzinny, wreszcie siedziba popada w ruinê. Niezamieszkany dom obumiera i ostatecznie staje siê martwym domem . S³owa te odnie æ mo¿na tak¿e do bohaterów prozy Boles³awa Prusa.
19
przedmiotów narodowej i kulturowej dyskusji. [ ] dziecko pozytywistyczne czeka wci¹¿ na swe odkrycie, na czas swego wielkiego kulturowego tryumfu. [ ] to w³a nie pozytywizm odkry³ swoisto æ dzieciêcej psyche, obecno æ dzieciêcego folkloru, on, uprzedzaj¹c koncepcje Freuda, dostrzeg³ rodz¹ce siê w dziecku demony zmys³owo ci i erotyzmu.6
Wybór noweli7 Boles³aw Prusa z roku 1883 wydaje siê wobec powy¿szych uwag zupe³nie uzasadniony. Z jednej bowiem strony mamy co prawda osobne ujêcia tekstu8, jak te¿ cenne i warto ciowe opinie rozproszone, pojawiaj¹ce siê w opracowaniach nowelistyki prze³omu XIX i XX wieku9. Z drugiej jednak strony zasadnicze uwagi o niew¹tpliwej genialno ci Grzechów dzieciñstwa10, prze³omowym ich charakterze w twórczo ci Prusa11, zestawione z zachêcaj¹cymi postulatami uzupe³niania portretu dziecka pozytywistycznego12, mobilizuj¹ do ponownej lektury tekstu po to chocia¿by, by rzetelne i wnikliwe rozpoznania poprzedników uzupe³niæ w³asnymi, choæby szkicowymi, dopowiedzeniami.
Jest materia³ na cz³owieka Historia dojrzewania opowiedziana przez Prusa jest histori¹ dziesiêcioletniego (potem kilkunastoletniego) Kazia Le niewskiego, syna dworskiego rz¹dcy. Ch³opiec, daj¹c poznaæ siê w maj¹tku jako niezno ny urwis, zostaje pos³any do szko³y, by wybiæ siê na cz³owieczeñstwo, by z dworskiego psotnika staæ siê
6
G. Leszczyñski, dz. cyt. Leszczyñski podaje pe³n¹ bibliografiê prac zajmuj¹cych siê dzieciñstwem/m³odo ci¹/dojrzewaniem jako kondycj¹ w przestrzeni kultury i w literaturze. 7 W swoim tek cie u¿ywam wymiennie okre leñ: nowela i opowiadanie , zgodnie z sugesti¹ Barbary Bobrowskiej, która pisze: cis³e przyporz¹dkowania w dobie «zag³ady gatunków» i powszechnego przyjêcia Derridiañskiego pojêcia pantekstualizmu przesta³y byæ obowi¹zuj¹ce. W odniesieniu do form, którymi chcê siê zaj¹æ, winny one zostaæ uchylone [ ] (B. Bobrowska, Ma³e narracje Prusa, Gdañsk 2004, s. 5). 8 Ostatnia praca o Grzechach dzieciñstwa: B. K. Obsulewicz, Confessiones pozytywisty. O Grzechach dzieciñstwa Boles³awa Prusa, Pamiêtnik Literacki 2009, z. 4. Autorka podaje bibliografiê tekstów traktuj¹cych o Grzechach dzieciñstwa. 9 Zob. B. Bobrowska, dz. cyt.; M. P³achecki, Boles³awa Prusa dialogi z nowel¹, w: B. Prus, Nowele wybrane, Warszawa 1982; E. Paczoska, Dojrzewanie, dojrza³o æ, niedojrza³o æ. Od Boles³awa Prusa do Olgi Tokarczuk, Warszawa 2004; E. Lubczyñska-Jeziorna, Gatunki literackie w twórczo ci Boles³awa Prusa, Wroc³aw 2007. 10 Zob. G. Borkowska, Pozytywi ci i inni, Warszawa 1996, s. 79. 11 Zob. C. Zalewski, Urwis. Grzechy dzieciñstwa punktem zwrotnym w twórczo ci Boles³awa Prusa, S³upskie Prace Filologiczne , t. 5, 2007. 12 G. Leszczyñski, dz. cyt., s. 10.
20
powa¿nym gimnazjalist¹; by dojrzeæ. Tak w³a nie do podjêcia s³usznej decyzji zachêca swego plenipotenta pani hrabina, zmêczona k³opotami, jakie sprawia w maj¹tku niesforny Kazio: Trzeba by go do szkó³ oddaæ, bo tu zdziczeje. [ ] Jest materia³ na cz³owieka, panie Le niewski Trzeba go tylko uczyæ (s. 168)13. Edukacjê, ten proces pozornego ucz³owieczania , pokazuje Prus jako wygnanie ze wiata panteistycznej symbiozy14 i stopniowe zanurzanie siê w samotno æ. Choæ Kazio wcze nie zosta³ osierocony przez matkê, natura wynagradza³a mu jej brak, czyni¹c z ch³opca organiczny element swego porz¹dku, w którym ludzie, zwierzêta i rzeczy ¿yj¹ najdos³owniej wspólnie. Maj¹ równe prawa i równe warto ci 15. Dlatego te¿ w tym wiecie nie ma miejsca na samotno æ i izolacjê, poczucie obco ci czy wykluczenia: Nie maj¹c z kim ¿yæ, ¿y³em z natur¹. Zna³em w parku ka¿de mrowisko, w polu ka¿d¹ jamê chomików, w ogrodzie ka¿d¹ cie¿kê kretów. Wiedzia³em o ptasich gniazdach i o dziuplach, gdzie hodowa³y siê m³ode wiewiórki. Odró¿nia³em szmer ka¿dej lipy oko³o domu i umia³em wy piewaæ to, co wiatr wygrywa na drzewach. Nieraz s³ysza³em jakie wiekuiste chodzenie po lesie, choæ nie wiedzia³em, czyje ono. Wpatrywa³em siê w migotanie gwiazd, rozmawia³em z nocn¹ cisz¹, a nie maj¹c kogo ca³owaæ, ca³owa³em psy podwórzowe. (s. 164)
Ogl¹dana z perspektywy materialnego i duchowego ³añcucha istnieñ i powinowactwa z bytem (wpatrywanie siê w migotanie gwiazd, rozmowy z nocn¹ cisz¹) mieræ matki zdaje siê ch³opcu tylko odpoczynkiem, elementem ca³o ci, do której i on przynale¿y. Zauwa¿my, ¿e matka odpoczywa w ziemi, a Kazio w swojej dzieciêcej naiwno ci dziêki której Prus umiejêtnie ods³ania fakturê istnienia próbuje równie¿ i z ni¹ porozmawiaæ. Ziemia, jako materia istnienia i substancja natury, daje ch³opcu nadziejê na us³yszenie g³osu matki: Raz, kiedy mnie za co obito, poszed³em tam, wzywa³em jej, nadstawia³em ucha, czy nie odpowie Ale nie odpowiedzia³a nic. Widaæ naprawdê umar³a (s. 164). mieræ matki wywo³uje przecie¿ poczucie têsknoty, nie staje siê jednak¿e traum¹. Dziecko bowiem jest dla Prusa w sposób naturalny niejako istot¹ trwaj¹c¹ jakby w pó³ drogi miêdzy ¿yciem a mierci¹. [ ] Ale jest to mieræ, która 13 Wszystkie cytaty w tek cie pochodz¹ z wydania: B. Prus, Pisma wybrane, t. 2: Nowele, Warszawa 1990. W tek cie w nawiasach podajê numer strony, podkre lenia w cytatach moje AJ. 14 M. P³achecki, dz. cyt., s. 234. 15 Tam¿e. Intersuj¹ce uwagi o mierci dzieci zob. P. Ariès, mieræ drugiego cz³owieka, prze³. M. Ochab, w: Wymiary mierci, wybór i wstêp S. Rosiek, Gdañsk 2010, s. 169 219.
21
dziêki wiecznemu odradzaniu siê natury jest momentalna i odwracalna 16. Utracona relacja pomiêdzy matk¹ i dzieckiem zast¹piona zostaje równie organiczn¹ relacj¹ dziecka i natury. Proces szkolnej edukacji okazuje siê odebraniem tej naturalnej symbiozy, nie staj¹c siê jednak ku ni¹ nowych kszta³tów. Szko³a w utworze Prusa, jak w wiêkszo ci tekstów drugiej po³owy XIX wieku17, okazuje siê przede wszystkim szko³¹ spo³ecznej mimikry, przeciêtno ci oraz zbiorowych odruchów agresji i niechêci wobec inno ci: Miêdzy kilkudziesiêcioma pierwszoklasistami [ ] znajdowa³ siê kaleka Józio. By³ to ch³opczyk garbaty, karze³ na swój wiek, mizerny, z ma³ym noskiem sinym, bladymi oczyma i g³adkimi w³osami. By³ [ ] w¹t³y [ ], a taki boja liwy. (s. 171)
Co mnie uk³u³o w serce Kalectwo Józia uczyni³o zeñ nieszczê liw¹ ofiarê klasowej przemocy. Kiedy ta zamieni³a siê w prze ladowanie, Kazio z niejasnych dla samego siebie przyczyn stan¹³ w obronie upokarzanego ch³opca: Garbus zanosi³ siê od p³aczu, a klasa trzês³a siê od miechu. Wtedy co mnie uk³u³o w serce. Schwyci³em otworzony scyzoryk i dr¹gala, który dawa³ garbusowi byki, pchn¹³em w rêkê do ko ci wo³aj¹c, ¿e tak zrobiê ka¿demu, kto Józia dotknie palcem! (s. 172)
Incydent ten okaza³ siê pocz¹tkiem przyja ni podszytej pocz¹tkowo interesowno ci¹ ze strony Le niewskiego, jednak maj¹cej cechy autentycznej wiêzi emocjonalnej. W kontek cie tej w³a nie relacji rozgrywa siê dramat adolescencji. Dojrzewaj¹cy bohater Prusa uwik³any jest w sytuacjê egzystencjalnego progu pomiêdzy utraconym dzieciñstwem a nieuzyskan¹ jeszcze doros³o ci¹. Ta paradoksalna sytuacja podwójnej i zatartej równocze nie to¿samo ci w Grzechach dzieciñstwa przek³ada siê równie¿ na strategiê opowiadania. 16 Tam¿e.
17 Zob. na przyk³ad: E. Orzeszkowa, Zygmunt £awicz i jego koledzy; G. Zapolska, Córka Tu ki. W tych powie ciach obraz szko³y jest mroczny, niemal wiêzienny bohaterowie powie ci Orzeszkowej zostaj¹ z niej relegowani z wilczymi biletami; w powie ci Zapolskiej brat g³ównej tytu³owej bohaterki podejmuje próbê samobójcz¹ jako akt sprzeciwu wobec procesów rusyfikacji. Szko³a w opowiadaniu Prusa, dziêki zastosowaniu humoru i ironii, nie jest a¿ tak wrogim miejscem.
22
W utworze Prusa mamy bowiem do czynienia ze szczególn¹ perspektyw¹ narratora autorskiego: Nak³ada on wiedzê i wiadomo æ doros³ego na wiedzê i wiadomo æ dziecka, którym by³ kiedy , a które przywo³uje we wspomnieniach. [ ] W podwójnej perspektywie narracyjnej [ ] ujawnia siê szczególna literacka rekonstrukcja aktu poznawczego m³odego bohatera. Wspominaj¹cy doros³y widzi go jednocze nie oczami doros³ego, mog¹cego w pe³ni zrozumieæ i wyja niæ, co siê sta³o, i oczami dziecka, które uzupe³nia przeczuciem prawdy lub swoist¹ opaczn¹ interpretacj¹ to, czego nie jest w stanie do koñca zrozumieæ.18
Osadzenie perspektywy narratora w podwójnym niejako punkcie widzenia jest nie tylko przeniesieniem w strukturê tekstu egzystencjalnej podwójno ci dojrzewania. Posiada te¿ walor porz¹dkuj¹cy prze¿ycia g³ównego bohatera w rozpoznaniach cz³owieka doros³ego nie zostaje zaprzepaszczona intuicyjna przenikliwo æ dziecka. Sprzyja to pog³êbieniu perspektywy psychologicznej dzieciêco æ staje siê pod wiadomo ci¹ doros³ego 19, uwyra niaj¹c tym samym oko³ofreudowskie zainteresowania Prusa20. Zmierzaj¹ one w kierunku uchwycenia i opisania fundamentalnych do wiadczeñ, które wspó³tworz¹ przestrzeñ dojrzewania. W biografii Kazia Le niewskiego sk³adaj¹ siê na owo dojrzewanie: p o c z u c i e u t r a t y, m i e r æ, b e z r a d n o æ i c i e r p i e n i e. Nag³a, tragiczna mieræ Józia okazuje siê impulsem do przekroczenia niedojrza³o ci. mieræ ch³opca bowiem nie przynale¿y ju¿ do koj¹cego rytmu natury ginie on jako ofiara nieszczê liwego wypadku, a jego odej cie ostatecznie odbiera poczucie przynale¿no ci do dawnego wiata. Sama scena mierci zbudowana jest w sposób niezwykle przejmuj¹cy, prze³amuje bowiem sk³onno æ pisarzy pozytywistycznych do psychologizacji momentu umierania, z pominiêciem jego aspektu somatycznego21. W Grzechach dzieciñstwa w scenie mierci 18 E.
Ihnatowicz, Dzieciêce sacrum: spi¿arnia rajskie jab³ko, w: Dzieciñstwo i sacrum. Studia i szkice literackie, red. J. Papuziñska i G. Leszczyñski, Warszawa 1998, s. 195. 19 Tam¿e, 196. 20 Tam¿e; Borkowska wskazuje równie¿ na prefreudowski charakter psychologii Prusa (zob. G. Borkowska, dz. cyt., s. 90). 21 Zwraca na to uwagê Z. Mocarska-Tycowa (zob. ta¿, mieræ w prozie realistów, w: Problematyka religijna w literaturze pozytywizmu i M³odej Polski. wiadectwa poszukiwañ, red. S. Fita, Lublin 1993; zob. tak¿e rozwa¿ania o wzorcowych dla ca³ej literatury antycznych kreacjach dziecka: E. Weso³owska, Dzieci ofiarne w dramacie antycznym i romantycznym, w: Ateny. Rzym. Bizancjum. Mity ródziemnomorza w kulturze XIX i XX wieku, red. J. £awski, K. Korotkich, Bia³ystok 2008, s. 627 640; a tak¿e: R. Szczerbakiewicz, Sarkofagi dzieciêce cesarskiego Rzymu i dzieciêce nagrobki renesansowe w XVI-wiecznej Polsce.
23
kalekiego Józia horyzont duchowy, metafizyczny ( Jeszcze nigdy Józio nie wyda³ mi siê takim jak dzi . Zdawa³o mi siê, ¿e z kaleki wyrasta olbrzym [s. 176]) przenika siê bardzo subtelnie z fizjologi¹ umierania: Zacz¹³ g³ucho jêczeæ i kaszlaæ, a¿ na usta wyst¹pi³a mu ró¿owa piana. Potem zamkn¹³ oczy i ciê¿ko oddycha³, a czasami wcale nie oddycha³. Gdybym nie czu³ dotyku jego rozpalonych r¹cz¹t, my la³bym, ¿e umar³. [ ] Józio przyci¹gn¹³ moj¹ rêkê do ust, schwyci³ zêbami za palce i nagle pu ci³. Ju¿ nie oddycha³. (s. 176 177)
M³ody bohater zostaje sam na sam z w³asnym przera¿eniem. Jednocze nie jednak dojmuj¹ce poczucie utraty, towarzysz¹ce Kaziowi, ujawnia swój kreacyjny wymiar, pozwala bowiem narodziæ siê poczuciu odrêbno ci i osobno ci w³asnego istnienia, wspó³tworzy to¿samo æ. Doros³y Kazio Le niewski relacjonuje: Wypadki te [tj. mieræ Józia AJ] oddzia³a³y na mnie w szczególny sposób. Od tej pory ci¹¿y³o mi towarzystwo kolegów i nudzi³y ich krzykliwe zabawy. Wówczas zatapia³em siê w czytaniu ksi¹¿ek, które mi zostawi³ Józio, albo wymyka³em siê za miasto, w jary zaros³e krzakami, i w³ócz¹c siê tam rozmy la³em Bóg wie o czym. (s. 179)
Inicjacja w dojrza³o æ ma te¿ swoj¹, wymiern¹ niejako, cenê. Po przekroczeniu tajemniczego progu adolescencji bohater do wiadcza nudy ( wnet spostrzeg³em, ¿e mi zaczyna byæ nudno [s. 181]) i melancholii ( Wtedy ogarnia³a mnie jaka rzewno æ i têskni³em, ale sam nie wiem, do czego. [s. 181]); wie ju¿, ¿e wiadomo æ bywa nie tylko darem, ale te¿ przekleñstwem. Udrêka wyrzutów sumienia po ucieczce Walka jest tak dotkliwa, ¿e otrzymuje w tek cie dodatkowe, symboliczne wzmocnienie: Wtem wion¹³ wiatr, zaszumia³y wierzcho³ki drzew i z chwiej¹cych siê ga³êzi zaczê³y padaæ du¿e krople jak ³zy. Bóg widzi, ¿e p³aka³y drzewa. Nie wiem, czy nade mn¹, czy za moimi przyjació³mi, ale to pewna, ¿e razem ze mn¹ (s. 209)
mieræ bliskiej osoby, poczucie utraty i braku, samotno æ staj¹ siê w mrocznym okresie dojrzewania do wiadczeniami o charakterze poznawczym, Fenomen kulturowy, w: Chrze cijañskie dziedzictwo duchowe narodów s³owiañskich, seria 2: Wokó³ kultur ródziemnomorskich, t. 2: Historia, jêzyk, kultura, red. Z. Abramowicz, J. £awski, Bia³ystok 2010, s. 443 457).
24
autentycznymi aktami poznania to w³a nie po mierci przyjaciela Kazio po raz pierwszy wiadomie pyta: dlaczego?, próbuj¹c tym samym dociec sensu istnienia i ods³oniæ porz¹dek rzeczywisto ci: Nieraz zapytywa³em siê, d l a c z e g o tak nêdznie zgin¹³ Józio i d l a c z e g o ojciec by³ tak samotny, ¿e a¿ musia³ tuliæ siê do grobu syna. C z u ³ e m, ¿e najwiêkszym nieszczê ciem cz³owieka jest opuszczenie, i z r o z u m i a ³ e m, dlaczego biedny garbusek szuka³ przyjaciela. (s. 179)
W cytowanym, kluczowym dla tekstu fragmencie, najistotniejsza wydaje siê cis³a zale¿no æ pomiêdzy: czu³em a zrozumia³em , nawi¹zuj¹ca do P r u s o w s k i e j e s c h a t o l o g i i c i e r p i e n i a, konsekwentnie rozwijanej przez pisarza od utworów wczesnych a¿ po kres twórczo ci22. W rozpoznaniach Prusa kategoria cierpienia nie ma potencja³u destrukcyjnego, nie jest te¿ przynajmniej w Grzechach dzieciñstwa odpryskiem aktu poznania. To raczej poznanie staje siê nastêpstwem cierpienia. Taki porz¹dek rozpoznawania rzeczywisto ci posiada jeszcze jeden walor jêzykowy i pozwala Kaziowi Le niewskiemu pokonaæ kolejny próg próg niemoty. Wcze niej bohater nie posiada³ jêzyka, którym móg³by nazywaæ swoje emocje. Prze¿yte i u wiadomione poczucie utraty pozwala mu ju¿ samodzielnie zdefiniowaæ w³asn¹ samotno æ. Proces adolescencji jest wiêc dla Prusa trudnym, bolesnym poszukiwaniem w³asnej to¿samo ci, nieustannym przedzieraniem siê przez gêsto æ istnienia po to, by pokonawszy j¹ odzyskaæ substancjalno æ w³asnej osoby; jest wêdrowaniem ku sobie w³asnej wiadomo ci cia³a, s³owa, cierpienia. Symbolicznym przedstawieniem adolescencji jako wêdrówki ku sobie jest przedzieranie siê g³ównego bohatera przez gêsty, ciemny las23. Wchodzenie
22 O tym wymiarze twórczo ci Prusa pisa³o wielu badaczy (zob. K. Tokarzówna, Inspiracje i motywy biblijne w twórczo ci Boles³awa Prusa, w: Problematyka religijna w literaturze pozytywizmu i M³odej Polski; E. Paczoska, Lalka czyli rozpad wiata, Bia³ystok 1995; G. Borkowska, Prusa filozofia ¿ycia, w: Jubileuszowe ¯niwo u Prusa . Materia³y z miêdzynarodowej sesji prusowskiej w 1997 r., red. Z. Przyby³a, Czêstochowa 1998. Ostatnio, w kontek cie idei panpsychizmu i wobec kategorii wspó³odczuwania (szczególnie filozoficznej refleksji Maxa Schelera), kategoriê cierpienia omówi³a Bobrowska (zob. ta¿, Sen o okropnym g³osie wo³aj¹cym , w: tej¿e, Ma³e narracje Prusa). 23 Symboliczno æ tej sceny zosta³a wyeksponowana w filmowej wersji opowiadania (zob. Grzechy dzieciñstwa, scenariusz na podstawie opowiadania Boles³awa Prusa i re¿yseria Krzysztof Nowak, Telewizja Polska, 1981).
25
w doros³o æ niesie ze sob¹ takie same niebezpieczeñstwa, jak wêdrówka po lesie drogê mo¿na odnale æ tylko w jeden sposób b³¹dz¹c: Gdy idziesz ku g¹szczowi, drzewa wyra nie ustêpuj¹ ci, niby robi¹ miejsce. Ale spróbuj, posuwaj¹c siê naprzód, odwracaæ g³owê. Podaj¹ sobie ga³êzie jakby rêce, pieñ zbli¿a siê do pnia, potem nawet zaczynaj¹ siê stykaæ i ani siê spostrze¿esz, kiedy wyro nie za tob¹ pstra ciana, g³êboka, nieprzebyta Nic ³atwiejszego jak wtedy zb³¹dziæ. Gdziekolwiek ruszysz siê, wszêdzie jest jednakowo, wszêdzie drzewa rozsuwaj¹ siê przed tob¹, a zbiegaj¹ za tob¹. Zaczynasz pêdziæ, one tak¿e pêdz¹ wci¹¿ za ciebie, byle ci odci¹æ odwrót. Stajesz one staj¹ i zmêczone ch³odz¹ siê ga³ê mi jak wachlarzami. Poruszasz g³ow¹ na prawo i na lewo, szukaj¹c drogi [ ]. O! las to rzecz niebezpieczna. (s. 205 206)
Bohater Prusa odnajduje drogê, poniewa¿ jego poszukiwania realizuj¹ siê w przestrzeni natury, a nieprzypadkowo kategoria dziko ci okre li³a go w tek cie parokrotnie. W koñcowych partiach opowiadania ta wcze niejsza urwisowska dziko æ przerodzi siê w seksualno æ nag³¹, mroczn¹, niespodziewan¹ i dos³ownie zwalaj¹c¹ z nóg. Na matczynym ³onie natury dokona siê akt ostatni przekroczenia tajemniczego progu cia³o ch³opca stanie siê cia³em mê¿czyzny: Uczu³em, ¿e si³y gwa³townie mnie opadaj¹. Serce uderza³o mi jak dzwon, zaczê³o mi siê æmiæ w oczach, zimny pot wyst¹pi³ na ca³e cia³o i klêcz¹c zachwia³em siê. [ ] Gdyby mnie Lonia nie pochwyci³a i nie opar³a mi g³owy na swych kolanach, by³bym rozbi³ nos o ziemiê. [ ] Istotnie chwilowe os³abienie minê³o tak prêdko, jak przysz³o. W uszach przesta³o szumieæ, wzrok mi siê wyja ni³, podnios³em g³owê z kolan Loni i patrz¹c jej w oczy mia³em siê. (s. 201 202)
Próg zosta³ przekroczony, dope³ni³o siê ostatnie, finalne przej cie. Ch³opiec pozna³. Ale tym samym wst¹pi³ w kr¹g szeroki nowych pytañ. Co zyskuje Kazio? Jedynie wiadomo æ spl¹tania spraw, nie ich wyklarowania 24. Oznacza to, ¿e jest ju¿ po drugiej stronie. Historiê dorastaj¹cego Kazia opowiada wiêc Kazimierz Le niewski.
24 E.
Ihnatowicz, dz. cyt., s. 207.
26
Anna Janicka A Mystery of the Threshold. Adolescence in Boles³aw Prus Prus ss Grzechy dzieciñstwa This interpretative essay analyses Grzechy dzieciñstwa, a short story by Boles³aw Prus (1883). Various approaches are initially considered to the issues of childhood in the literature of the second half of 19th century and it is against this background that the author positions her considerations. As per this scholar s concept, the category of adolescence proves to be the most important one in Prus, text, depicted through the experience of loneliness, suffering, and death. Prus has constructed in his work an original eschatology of suffering: anguish and affliction become a threshold that, once passed, leads to maturity. This comes true through experiencing the secret of nature and unveiling the erotic aspect of humanity. The final transgression opens a new world for the main character; this world is full of unanswered questions, though. Thus conceived, coming of age appears to be a never-ending, lifetime process that lasts until a death.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
Grzegorz Marchwiñski
OSTATNIE S£OWA PANI LATTER I FRANKI CHOMCÓWNY ORAZ KILKA UWAG W KWESTII KRYZYSU WIATOPOGL¥DU POZYTYWISTYCZNEGO
Aby oceniæ, czy to, co jaki bohater powiedzia³ lub uczyni³, jest piêkne czy nie, nale¿y zbadaæ nie tylko, czy jego czyny i s³owa same w sobie s¹ szlachetne czy pod³e, lecz zobaczyæ: kto je mówi lub czyni, do kogo, kiedy i dlaczego [ ]1
W my li Arystotelesa atrybuty protagonistów ulegaj¹ relatywizacji. To kontekst dzia³añ wyznacza ramê oceny dla czynu lub s³owa postaci. Uwa¿ny czytelnik powinien wiêc zrekonstruowaæ znaczenie szeregu fabularnych elementów dzie³a, by odpowiedzieæ na podstawowe pytania: kto?, co?, kiedy?, dlaczego? Wskazanie proste, realizacja nastrêcza jednak pewnych trudno ci. Sens danego zdarzenia w utworze literackim rozpada siê bowiem na pojedyncze mikrosensy konstruowane w obrêbie uniwersum do wiadczeñ ka¿dej z postaci bior¹cych udzia³ w tym zdarzeniu. Gdy w t³umie podró¿nych na dworcu kolejowym rodzina i przyjaciele ¿egnaj¹ wyje¿d¿aj¹cych za granicê bliskich, powstaje co najmniej kilka specyficznych definicji i sposobów rozumienia tej sytuacji. Matka jeszcze w czasie pakowania walizek zaczyna têskniæ za córk¹. Brat, staraj¹c siê nie okazywaæ wzruszenia, ¿yczy siostrze udanej zabawy i realizacji planów. Obecno æ na peronie osób zupe³nie nieznanych innych podró¿nych oraz przyjació³ rodziny wzmacnia wyuczone i po¿¹dane zachowania. Odgrywana rola i pozosta³e, bardziej abstrakcyjne elementy rzeczywisto ci spo³ecznej 1 Arystoteles,
Poetyka, prze³. i oprac. H. Podbielski, Wroc³aw 1983, s. 83.
28
w znacznym stopniu definiuj¹ sytuacjê. Z nie mniejsz¹ intensywno ci¹ oddzia³uje tak¿e kompleks jednostkowych do wiadczeñ i predyspozycji postaci, który w szczególny, niekoniecznie u wiadamiany sposób okre la tamte struktury. Je li matka czuje siê zawiedziona postêpowaniem córki, bêdzie czekaæ na s³owa wyja nienia; po¿egnanie stanowi wówczas idealny moment do pojednania. Gdy miêdzy siostr¹ a bratem trwa rywalizacja o (finansowe) wzglêdy matki, wyjazd oznacza lepsze lub gorsze posuniêcie w grze, taktyczny ruch przybli¿aj¹cy jednego z graczy do zwyciêstwa. W intymnym orbis interior postaci rodzinne stosunki, a tak¿e opowie ci kr¹¿¹ce pomiêdzy cz³onkami klanu bezpo rednio lub poprzez tradycjê dotycz¹ce danej osoby zyskuj¹ niepowtarzaln¹ aurê i takie¿ znaczenie. Tê indywidualn¹, percepcyjno-poznawcz¹ dyspozycjê w innym wymiarze aktywizuj¹ równie¿ przedmioty znajduj¹ce siê na biurku w gabinecie protagonisty czy relacje prze³o¿onej pensji z nauczycielkami. Topografia wiata prze¿ywanego2 bohatera sk³ada siê wiêc z najrozmaitszych elementów-miejsc3. By z intelektualn¹ swobod¹ poruszaæ siê w tym obcym zrazu terenie, czytelnik najpierw chy³kiem, z czasem nieco mielej, rekonstruuje sieæ szlaków wiod¹cych z miejsca na miejsce, jest równie¿ zmuszony lokalizowaæ zerwane po³¹czenia i lepe uliczki. Porz¹dek wiata naznaczonego intencjami postaci zmienia siê ustawicznie. Nowe miejsca na mapie powoduj¹ reorganizacjê ca³o ci legendy, formuje siê wówczas nieco inna konstelacja odniesieñ. Najbli¿sze, swojskie otoczenie przedmiotowe równie szybko jak daleki kontynent salonów politycznych obrasta w niepowtarzalne znaczenia, zyskuje liczne konotacje i specyficzn¹ aurê. Nie sposób oddzieliæ intymnego orbis interior postaci od czynników nawet tak abstrakcyjnych jak pañstwo czy prawo. Sytuacja gospodarczo-polityczna danego kraju szczególnie w odniesieniu do systemów opresyjnych bynajmniej nie pozostaje bez wp³ywu na kszta³t topografii uniwersum prze¿ywanego. Wydarzenia o skali makrospo³ecznej bardzo wcze nie zaczynaj¹ kszta³towaæ kontury mapy wiata prze¿ywanego postaci. Aspekty indywidualne i zbiorowe przenikaj¹ siê wzajemnie, tworz¹c kontekst dla dzia³añ powie ciowych bohaterów. Badanie wypowiedzi i postêpków powinno rozpoczynaæ siê wówczas, gdy bohater na dobre zniknie z powie ciowej sceny. A wiêc, nieco paradoksalnie, 2 Zob.
wiat prze¿ywany. Fenomenologia i nauki spo³eczne, zebrali i wstêpem opatrzyli Z. Krasnodêbski, K. Nellen, s³owo wstêpne K. Michalski, prze³. Z. Krasnodêbski i in., Warszawa 1993. 3 Metaforykê dla niniejszego opisu czerpiê z: B. Waldenfels, Topografia obcego. Studia z fenomenologii obcego, prze³. J. Sidorek, Warszawa 2002.
29
punkt wyj cia analizy wyznaczaj¹ ostatnie s³owa protagonisty. Stanowi¹ one kontekst dla zdarzeñ o charakterze prze³omowym, jak i dla klaruj¹cej siê wówczas semantyki t³a powie ciowego. Prawid³owo æ ta dotyczy równie¿ wypowiedzi Karoliny Latter, postaci nies³usznie pomijanej w niektórych interpretacjach Emancypantek, oraz Franki Chomcówny, g³ównej bohaterki Chama. Powie ci Boles³awa Prusa i Elizy Orzeszkowej wyra nie ukazuj¹ równie¿ zale¿no æ topografii wiata prze¿ywanego postaci od wydarzeñ o zasiêgu ogólnospo³ecznym. Latterowej i Franki k³opoty z adaptacj¹ do panuj¹cych warunków spo³ecznych wynikaj¹ z politycznych przemian, które mia³y miejsce na terenach Królestwa oraz Ziem Zabranych po upadku powstania styczniowego. Kompleks zdarzeñ oko³opowstaniowych zapocz¹tkowa³ dramatycznie opisany w obu dzie³ach proces erozji i rozpadu struktur wiata wewnêtrznego bohaterek. Pani Latter oraz Franka podejmuj¹ dzia³ania w wiecie spo³ecznym (roz)regulowanym prawnymi aktami zaborcy, wprowadzanymi po roku 1863. Rzeczywisto æ przedstawiona pierwszego tomu Emancypantek oraz Chama stanowi diagnozê sytuacji polskiego spo³eczeñstwa popowstaniowego. Diagnozê stawian¹ u schy³ku epoki, lecz nie tylko z tego wzglêdu zwi¹zan¹ z kryzysem wiatopogl¹du pozytywistycznego. Z ust pani Latter na chwilê przed mierci¹ wyrywa siê okrzyk: Dzieci moje! , lecz nale¿y zwróciæ uwagê równie¿ na jej poprzednie wypowiedzenie: Cz³owieku ach, cz³owie (XXXIV, 235)4. Dla Latterowej bardzo wa¿ne okazuje siê rozró¿nienie cz³owiek ludzie (osoby). Okre lenie cz³owiek pozostaje w zwi¹zku z przyja ni¹; to kto , kto mo¿e pomóc, wys³uchaæ, komu mo¿na siê wy¿aliæ, liczyæ na jego zrozumienie: Ach [ ] jak potrzebujê cz³owieka, przed którym mog³abym siê poskar¿yæ [ ] (XIII, 102). Natomiast okre lenie ludzie (osoby) odnosi siê zawsze do t³umu, który otacza cz³owieka; t³um ¿¹da wiele, nic nie daj¹c w zamian; kontroluje, oskar¿a, plotkuje: [ ] przez ten oto gabinet przesunê³o siê ju¿ wiele tysiêcy osób, które czego ¿¹da³y, prosi³y, o co zapytywa³y. Ka¿da otrzyma³a odpowied , radê, wyja nienie i co z tego? Co zosta³o z tych tysiêcy rad udzielonych innym? Nic (I, 11). Opozycja cz³owiek ludzie za³amuje siê na moment w scenie rozmowy miêdzy pani¹ Latter a jej mê¿em. Ambiwalentny stosunek do pana Arnolda wynika z pewnego rozró¿nienia, które wiadomie czy nie wprowadza bohaterka5. 4 B. Prus, Emancypantki, w: tego¿, Pisma wybrane, Warszawa 1990, t. 5, s. 235. Wszyst-
kie cytaty pochodz¹ z tego wydania, dalej podajê numer rozdzia³u cyfr¹ rzymsk¹ i numer strony arabsk¹. 5 Poni¿sze rozwa¿ania porównaj z: Z. Szweykowski, Twórczo æ Boles³awa Prusa, wyd. 2, Warszawa 1972 (rozdz. Emancypantki).
30
W charakterystyce Lattera jako mê¿a obok oskar¿eñ o roztrwonienie maj¹tku pojawia siê zarzut nie mia³o ci i zaraz potem informacja, ¿e zachowywa³ siê wobec ¿ony jak lokaj. Pani Latter inaczej traktuje lokaja fajt³apê, a inaczej mê¿czyznê o potê¿nym i powa¿nym g³osie, stanowczego i pewnego siebie: [ ] do kogo pani raczy odzywaæ siê w ten sposób? Nikt nie ma prawa kwestionowaæ tego, co ja mówiê (XXV, 175). ¯o³nierski ton by³ego oficera zachwyca prze³o¿on¹. W jej wyobra ni mê¿czy ni w ogóle dziel¹ siê na dwie grupy. Do pierwszej zaliczaj¹ siê panowie rozumni, o silnym charakterze i poczuciu odpowiedzialno ci. Figurê drugiego typu mê¿czyzny stanowi lokaj. Pozbawiony inicjatywy i energii, najczê ciej podporz¹dkowany (kobiecie), nie decyduje sam o sobie. Szlachcic Mielnicki po rozmowie ze studentem Kotowskim z oty³ego i rumianego jegomo cia w kamizelce (zob. XIII, 96) zmienia siê w zdecydowanego i pewnego siebie mê¿czyznê. Pani Latter mo¿e wówczas przestaæ graæ rolê przeznaczon¹ dla osób trzecich kobiety samodzielnej, zdecydowanej, zaborczej. Spod maski ukazuje siê na chwilê osoba bynajmniej nie typu Madzi, lecz na pewno wra¿liwa, potrzebuj¹ca mêskiego wsparcia i dobrego, przyjacielskiego s³owa6. ¯yciowe rozczarowania prze³o¿onej pensji dochodz¹ do g³osu tak¿e w historii zam¹¿pój cia Helenki7 oraz w relacji z synem8. Latterowa popada w tarapaty finansowe, gdy¿ pragnie zapewniæ dzieciom godny start w doros³e ¿ycie9. Pan Kazimierz powinien dokoñczyæ edukacjê na zagranicznym uniwersytecie, jest wszak¿e m³odzieñcem zdolnym. Tote¿, kiedy panna Howard nazwa³a go ma³oletnim , w duszy Latterowej co siê z³ama³o . W s³owniku protagonistki 6 Zob. J. Kulczycka-Saloni, Boles³aw Prus, Warszawa 1975, s. 405 406; a tak¿e: Z. Szweykowski, dz. cyt. 7 Byæ mo¿e Latterowa, chc¹c bogatego zam¹¿pój cia córki, nie wiadomie stawia siê na jej miejscu. I je¿eli zamiar siê zrealizuje, wówczas bêdzie odczuwaæ psychiczn¹ satysfakcjê tak jakby to ona wysz³a bogato za m¹¿: Widzia³a niby Helenkê, niby sam¹ siebie, wchodz¹c¹ w bia³ej jedwabnej sukni z d³ugim trenem do salonu pe³nego osób (XX, 147). Przeniesienie to wynika z krzywd i upokorzeñ wci¹¿ doznawanych przez Latterow¹; st¹d bierze siê równie¿ jej postawa roszczeniowa wobec otoczenia, najlepiej widoczna w stosunku do mê¿a, który, demonizowany, staje siê przyczyn¹ wszystkich niepowodzeñ. W¹tek przenoszenia przez rodziców niezrealizowanych marzeñ na dzieci pojawia siê tak¿e w Powracaj¹cej fali, gdzie g³ówny bohater [ ] patrz¹c na syna my la³, ¿e on [tj. syn GM] za niego u¿yje wiata [ ] ; dalej Adler mówi: On [Ferdynand GM] bêdzie u¿ywa³, a ja bêdê patrzy³ po ca³ych dniach (B. Prus, Powracaj¹ca fala, w: tego¿, Pisma wybrane, dz. cyt., t. 2, ss. 19, 21). 8 Zob. K. K³osiñska, Fantazmaty. Grabiñski Prus Zapolska, Katowice 2004, s. 75. 9 Na postêpowanie Latterowej wp³ywa tak¿e poczucie winy wzglêdem dzieci za utracony maj¹tek (zob. XX, 146 147).
31
ma³oletnio æ funkcjonuje jako synonim niedo³êstwa (zob. XXI, 153). M¹¿ niezdara budzi³ w Latterowej nienawi æ, z tych samych powodów nie lubi³a safandu³y Dêbickiego. Maj¹c tak przykre do wiadczenia, pragnê³a wychowaæ syna na mê¿czyznê odznaczaj¹cego siê energi¹ i samodzielno ci¹. Pierwsza my l, która przychodzi do g³owy po przeczytaniu ostatniego wykrzyknienia pani Latter Dzieci moje! mo¿e byæ nastêpuj¹ca: matka, w okrzyku rozpaczy, na chwilê przed mierci¹, wzywa swoje dzieci jako istoty jej najbli¿sze10. Jednak¿e sen, po którym w jej sercu budzi siê co , jakby niechêæ czy ¿al do dzieci zapowiada przewarto ciowanie w stosunkach Latterowej z Helen¹ i Kazimierzem. Matka dochodzi do przekonania, ¿e ukochane dzieci s¹ ju¿ doros³e i [ ] nastawa[j¹] na jej swobodê i spokój (XIV, 108). Podczas marzenia sennego bohaterka widzi siebie woln¹, bez jarzma pensji. Po chwili spokoju zjawiaj¹ siê jednak Hela z Kaziem, by zmusiæ matkê do powrotu do pracy. Latterowa protestuje i dwie wypowiedzi rozpoczyna s³owami: Dzieci moje . Bohaterka czuje siê osaczona i wykorzystywana. Dzia³ania innych osób odbiera jednoznacznie: [ ] ty mnie zaatakuj, a wtedy ja ciê zwyciê¿ê (I, 14). Ten fragment monologu móg³by stanowiæ replikê w dialogu Latterowej z niemal ka¿d¹ postaci¹ w powie ci. Wyj¹tkiem s¹ Madzia11 i szlachcic Mielnicki. Dama klasowa jako pierwsza zauwa¿a niepokoj¹ce objawy w zachowaniu prze³o¿onej, podczas gdy Hela z Kaziem orientuj¹ siê dopiero po up³ywie miesi¹ca. Najwa¿niejsze role spo³eczne odgrywane przez Latterow¹ (rola prze³o¿onej pensji oraz matki ukochanych dzieci) i zwi¹zane z nimi obrazy w³asnego Ja (twarze) ulegaj¹ zakwestionowaniu, pani Latter przestaje je odgrywaæ12. Gdy postêpowanie Latterowej nie zgadza siê ze schematem dzia³añ przypisywanych zwykle prze³o¿onej pensji i troskliwej matce, osoby wchodz¹ce z ni¹ w interakcje odczuwaj¹ niepokój. Nie s¹ w stanie przewidzieæ jej zachowañ, nie wiedz¹, co my li na ich temat. Pojawia siê niebagatelny problem z identyfikacj¹ nowej jej to¿samo ci i strach o utratê w³asnej twarzy. Protagonistka ma podobne w¹tpliwo ci wzglêdem otoczenia. Widzi zmiany w zachowaniu dzieci, inaczej postrzega stosunek do siebie pozosta³ych osób. Akcja pierwszego tomu Emancypantek rozpoczyna siê w momencie, gdy harmonia relacji spo³ecznych jest ju¿ powa¿nie zak³ócona. Repertuar stylów 10 Zob.
P. Chmielowski, Nasi powie ciopisarze. Zarysy literackie skre lone przez Piotra Chmielowskiego. Serya druga, Warszawa Kraków 1895 (rozdz. Aleksander G³owacki [Boles³aw Prus]). 11 Zob. I. Krzywicka, Madzia, Wiadomo ci Literackie 1932, nr 1. 12 Zob. E. Goffman, Rytua³ interakcyjny, prze³. A. Sul¿ycka, Warszawa 2006.
32
wypowiedzi dostêpnych Latterowej drastycznie zawê¿a siê. Potrafi ona mówiæ ju¿ tylko jêzykiem urzêdowo-handlowym lub pos³ugiwaæ siê konwencj¹ wyznania. Z ust Latterowej padaj¹ wiêc bezosobowe wypowiedzi pozbawione emocji zupe³nie albo s³yszymy w jej wykonaniu tragiczne partie, koncentruj¹ce siê wokó³ mówi¹cego Ja. Ograniczenie kompetencji komunikacyjnych Latterowej przynosi coraz wiêksz¹ liczbê nieporozumieñ w kontaktach z otoczeniem. W scenie po¿egnania z Helen¹ przed jej wyjazdem za granicê próby nawi¹zania intymnej rozmowy przez Latterow¹ koñcz¹ siê prawdziw¹ katastrof¹13. Helena przerywa wypowiedzi matki (które równie¿ w innych scenach powie ci najczê ciej urywaj¹ siê nagle), pozostawiaj¹c jej my l niewypowiedzian¹, albo odpowiada, rozmijaj¹c siê zupe³nie z intencj¹ rodzicielki. Niezborno æ poszczególnych kwestii dobitnie ukazuj¹ pierwsze partie dialogu: Ju¿ nios¹ kufry rzek³a pani Latter [us³yszawszy odg³osy dobiegaj¹ce z korytarza GM]. Widzi mama, dopiero nios¹ kufry odezwa³a siê w tej samej chwili panna Helena (X, 77; podkr. moje GM). wiat prze¿ywany bohaterki staje siê coraz bardziej jednowymiarowy. W ró¿nych konfiguracjach powraca w nim dramat samotno ci i opuszczenia, zamykaj¹cy uniwersum jej do wiadczeñ. Mimo ambiwalentnego stosunku Latterowej do dzieci (ukochane istoty, którym mo¿na wszystko przebaczyæ, a jednocze nie osoby niewdziêczne, nawet z³e) s¹ one dla niej najbli¿sz¹ rodzin¹. Gdy w jej nie rodzina staje na drodze do osi¹gniêcia spokoju14, jest to symboliczny wyraz rozpaczy, osamotnienia i bezradno ci Latterowej. Bo skoro istoty najbli¿sze s¹ przeciw niej, nie nale¿y siê spodziewaæ pomocy ze strony obcych15. Ostatnie s³owa pani Latter stanowi¹ wyraz jej irracjonalnych obaw16, ¿e kto , jak we nie, bêdzie chcia³ udaremniæ jej próbê osi¹gniêcia spokoju; próbê ucieczki do wiata, który jest wolny od trosk, zawodów, nienawi ci (XXXIV, 236). Katastrofy komunikacyjne okre laj¹ do wiadczenie bohaterów równie¿ w Chamie Elizy Orzeszkowej17. Zasadnicze nieporozumienia miêdzy Frank¹ 13 Zob. G. Borkowska, Dialog powie ciowy i jego konteksty. (Na podstawie twórczo ci Elizy Orzeszkowej), Wroc³aw 1988 (rozdz. Fenomen mowy). 14 Gdy pani Latter jest u kresu si³, chce ju¿ tylko spokoju (zob. XX, 146; XXVIII, 196; XXXIII, 225). 15 Paradoksalnie, tak w³a nie jest. Lecz pani Latter nie potrafi ju¿ doceniæ uczuæ Madzi; nie zd¹¿y³a te¿ naprawdê zaznaæ dobroci Mielnickiego. 16 Trzeba pamiêtaæ, ¿e pani Latter od dnia poprzedzaj¹cego mieræ du¿o pi³a: w wigiliê mierci cztery kieliszki mocnego wina od Mielnickiego, a w dzieñ tragedii resztkê wina i ca³¹ flaszeczkê araku. 17 Zob. T. Budrewicz, Cham i problem porozumienia, Rocznik Komisji Historycznoliterackiej t. 29 30, 1994; M. G³owiñski, Cham , czyli Pani Bovary nad brzegami Niemna,
33
i Paw³em wynikaj¹ z ró¿nic w funkcjach oraz sposobach werbalizowania przez nich my li. W przypadku Franki mówienie stanowi czynno æ niemal fizjologiczn¹, wystarczy zachêcaj¹cy gest ze strony mê¿a, aby otworzy³y siê wszystkie d³ugo zamkniête upusty jej obfitej i burzliwej mowy, aby niepowstrzymanym strumieniem wylewaæ siê z niej zacz¹³ [ ] 18 potok s³ów. Je li Pawe³ uzna opowie æ za po¿yteczn¹ ze wzglêdów pedagogicznych, s³ucha cierpliwie. Natomiast, gdy dotyczy ona ¿ycia w mie cie hulanek, romansów etc. Przy sobie j¹ [Frankê GM] sadza³, ramieniem obejmowa³ i ³agodnie, ojcowsko upomina³: Cicho¿ ju¿, cicho! cicho! (98). Pawe³ nie móg³ gorzej trafiæ z wyborem metody postêpowania. Franka w mowie oraz ruchu pozbywa siê negatywnych emocji, które w innym razie musi wy³adowywaæ w dzia³aniu. Mówienie bohaterki spe³nia jednocze nie funkcjê medium pomiêdzy my l¹ a jej realizacj¹. W tym przypadku wypowiedzi inicjuj¹ dzia³ania19 (ucieczka z lokajem), inne katalizuj¹ aktualne wydarzenia (historia Marcelki), a s¹ równie¿ te komentuj¹ce wypadki in statu nascendi (przygotowywanie trucizny). Wspóln¹ cechê dwu wariantów mówienia stanowi relacja nadawcy do tekstu. Przedmiotem wypowiedzi Franki najczê ciej pozostaje w³a nie Franka. Mówienie Paw³a tak¿e bliskie jest dzia³aniu, lecz na nieco innych zasadach. Rybak wierzy, ¿e za pomoc¹ s³ów mo¿na zmieniaæ rzeczywisto æ (wypowiedzi performatywne). Wys³awia siê zatem konkretnie i lakonicznie, zabiera g³os wtedy, gdy ma co do powiedzenia; jêzyk, inaczej ni¿ dla Franki, nie stanowi dla niego narzêdzia autoekspresji. Ostatnie s³owa bohaterki Chama: B¹d dla niego ³askaw, tak jak dla mnie by³e on niczemu nie winien! (214) to pro ba o opiekê nad synem skierowana do mê¿a. Zdanie w wiêkszym stopniu dotyczy najbli¿szych osób ni¿ jej samej. Dodatkowego znaczenia przydaje mu fakt, i¿ stanowi wiadom¹ czy nie parafrazê wypowiedzi Paw³a odnosz¹cej siê równie¿ do dziecka: boskie stworzenie, niczemu niewinne! (149). Zasadnicze przesuniêcie warto ci, istotne dla rozumienia wiata, dokonuje siê zatem w jêzyku postaci. Wynika ono z przemiany moralnej, jaka zasz³a w France. Gdyby nie wiedzieæ jak d³ugo liczy³a, nie potrafi³aby przypomnieæ sobie i zliczyæ wszystkich s³u¿b [ ] . Gdy pracy jest zbyt du¿o, a czasu na zabawê w: Lalka i inne. Studia w stulecie polskiej powie ci realistycznej, red. J. Bachórz, M. G³owiñski, Warszawa 1992, s. 140 141; a tak¿e G. Borkowska, dz. cyt. (szczególnie s. 35 63). 18 E. Orzeszkowa, Cham, wstêp i oprac. G. Borkowska, Kraków 1999, s. 152. Wszystkie cytaty pochodz¹ z tego wydania, dalej podajê numer strony. 19 Zob. omówienie przez Krzysztofa K³osiñskiego funkcji piewów Marcelki (K. K³osiñski, Mimesis w ch³opskich powie ciach Orzeszkowej, Katowice 1990, s. 108).
34
niewiele, lub s³u¿ba sama w sobie nudzi bohaterkê20, Franka decyduje siê odej æ. Z kolei pañstwo rezygnuj¹ z us³ug Chomcówny za kawalerów i za z³o æ (64). Bohaterka Chama wie, ¿e u dziadunia dwa domy w³asne by³y, ojciec w kancelarii s³u¿y³ , ciotecznego brata mam bogatego! bogatego! mówi (62). Praca s³u¿¹cej godzi wiêc w poczucie w³asnej warto ci Franki, st¹d bierze siê wspomniana przez narratora z³o æ: za jedno s³owo dziesiêæ odpowie, a czasem to tak parsknie, ¿e pañstwu z samego zdziwienia i wstydu pozamykaj¹ siê gêby (64). S³u¿ba pozwala jej jednocze nie poruszaæ siê w przestrzeni kamienicy jak te¿ dworu, co zdecydowanie poprawia samopoczucie bohaterki. B¹d co b¹d , Franka uwa¿a siebie za pani¹21. Pocz¹tek znajomo ci z Paw³em przekonuje o tym wyra nie. Rozpoczyna j¹ wypowied Franki: Zmi³ujcie siê, cz³owieku, z³apcie tê szmatê i mnie podajcie [ ] (51). U¿y³aby innego okre lenia, gdyby w czó³nie znajdowa³ siê panicz lub chocia¿by lokaj. Mówi¹c: cz³owiek , podobnie jak pani Latter w ostatniej scenie z parobkiem, Chomcówna my li: ch³op , a ch³opu do cz³owieka jeszcze daleko. Pierwsz¹ rozmowê bohaterów Chama koñczy obustronna autoprezentacja. Mimo ¿e narrator oraz inne postacie u¿ywaj¹ zdrobnia³ej formy jej imienia, kobieta przedstawia siê jako F r a n c i s z k a Chomcówna22. Sympatia Franki dla kawalerów tak¿e wynika ze specyfiki rodzinnego domu. Brakowa³o w nim mê¿czyzny. Ojciec alkoholik nie zaspokaja³ emocjonalnych potrzeb ¿ony ani córki. Matka Franki romansami próbowa³a wype³niæ powstaj¹cy w ten sposób brak, dziewczynka zna³a tylko tê metodê radzenia sobie z problemem. Skutki deficytu emocjonalnych wiêzi z ojcem nie kaza³y czekaæ na siebie zbyt d³ugo. Nieznajomi mê¿czy ni ca³owali dwunastoletni¹ Frankê w zamian za ciastka i orzechy. Pierwszym kochankiem dziewczyny zosta³ pan domu, w którym s³u¿y³a bezpo rednio po mierci matki (nie mia³a wówczas wiêcej ni¿ 17 lat) Potem w drugim domu s³u¿bê znalaz³a i posz³o! (64). Za odrobinê troskliwo ci i emocjonalnego bezpieczeñstwa, których nie zazna³a jako dziecko, Franka p³aci mê¿czyznom swoim cia³em. W ten sposób reaguje tak¿e podczas wycieczki na wyspê. Potrafi stworzyæ i utrzymaæ wiê z mê¿czyzn¹ tylko w oparciu o blisko æ fizyczn¹. Kochanków mia³a wielu (65), poniewa¿, gdy po¿¹danie stygnie, zwi¹zek traci jedyne spoiwo. 20 Zob.
P. Chmielowski, Powie ci ludowe Elizy Orzeszkowej, wiat 1891, nr 19 20. M. G³owiñski, dz. cyt., s. 136. 22 O pretensjach do pañsko ci wiadczy równie¿ imiê, jakie nada³a dziecku ekss³u¿¹ca, ¿ona ch³opa-rybaka (Oktawian). Poczucie wy¿szo ci Chomcówny ³echce pro ba Paw³a o lekcje czytania oraz fakt, ¿e na wsi mówi siê o niej, jak o osobliwo ci. Franka kreuje swój wizerunek jako pani m.in. poprzez rozdawanie we wsi szpilek, wst¹¿ek i cukierków. 21 Zob.
35
Natomiast Pawe³ traktuje sprawy cia³a jako sprawy natury23. Po¿¹danie, które budzi w nim Franka ma swój wewnêtrzny, naturalny rytm. Nie mo¿na nim dowolnie manipulowaæ, tak jak nie da siê ujarzmiæ ¿ywio³u Niemna, jest poza kontrol¹ cz³owieka. Pawe³ prze¿ywa zachwycenie cia³em kobiety, podobne do uroku, który wywiera nañ przyroda. Nie potrafi wzbudziæ w sobie tych specyficznych emocji, to one go nawiedzaj¹, przychodz¹ z zewn¹trz. Nie wiadomo, co o tym decyduje. Erotyczna fascynacja, zrazu tak silnie ³¹cz¹ca ma³¿onków, stanowi zatem wyraz dzia³ania napiêæ i ¿ywio³ów odmiennych, nie do pogodzenia24. Zabawa i kawalerowie przywo³uj¹ znienawidzon¹ matkê Franki25. Zbie¿no ci miêdzy postawami obu kobiet s¹ wyra ne, inaczej przedstawiaj¹ siê jednak motywy ich zachowañ. Romanse matki stanowi³y efekt nieszczê liwego po¿ycia z mê¿em. Natomiast Franka próbuje w ten sposób zrekompensowaæ sobie brak zainteresowania ze strony ojca. Matka podobnie jak pó niej córka zabawami chcia³a zag³uszyæ my li o z³ej sytuacji ¿yciowej26. Tak¿e stosunek obu kobiet do dzieci stanowi o ich podobieñstwie. Matka zajmowa³a siê Frank¹ nieregularnie. Gdy nie mia³a nic lepszego do roboty opiekowa³a siê dzieckiem, a gdy by³a umówiona z kawalerem zapomina³a o córce. Franka po powrocie z miejskiej eskapady pi twardo, krzyk syna nie jest w stanie jej zbudziæ. Rzadko widziano j¹, gdy [ ] z ma³ym Chtawianem na kolanach na progu chaty siedzia³a (166). Relacje z synem stanowi¹ powtórzenie stosunku matka Franka. Obu kobietom doskwiera³a równie¿ nuda. W przypadku matki wynika³a ona ze zmiany stylu ¿ycia (w jej panieñskim domu, przynajmniej od czasu do czasu, odbywa³y siê przyjêcia), natomiast Frankê brak zmian nudzi, gdy¿ w dzieciñstwie zmienno æ i niepewno æ losu stanowi³y jej codzienne do wiadczenia. Gra na fortepianie, kawalerowie, wtargniêcie pijanego ojca, awantura pocz¹tkowo niezrozumia³e i wywo³uj¹ce lêk, z czasem zosta³y uznane przez dziecko za normê. Narrator, opisuj¹c dzieciñstwo bohaterki, porównuje j¹ do wróbelka. Ptaki te s¹ ruchliwe, ci¹gle zmieniaj¹ miejsce pobytu, przysiadaj¹ gdzie i zaraz znów ich nie ma. Komentarz do sytuacji ma³ej Franki mo¿e stanowiæ tak¿e Nasza szkapa Marii Konopnickiej. Dzieciêcy bohaterowie noweli entuzjastycznie reaguj¹ na wiadomo æ o wyprzeda¿y mienia rodzinnego, poniewa¿ zapowiada to wiele 23 Zob.
G. Borkowska, Pozytywi ci i inni, Warszawa 2007, s. 104. recenzjê powie ci: J. Kotarbiñski, Przegl¹d Tygodniowy 1889, nr 36 37. 25 Warto zwróciæ uwagê, ¿e Franka nienawidzi matki, ojca traktuj¹c co najmniej neutralnie (zob. recenzjê powie ci: K. Kaszewski, K³osy 1889, nr 1227). 26 Po tym, jak rzuci³ Frankê pierwszy kochanek, szuka³a ona pociechy [ ] w weso³ych kompaniach hulaj¹c (64). 24 Zob.
36
zmian. Wytworz¹ one ruch, co sprawi, ¿e dzieci na moment zapomn¹ o ch³odzie i g³odzie. Historia bohaterów Naszej szkapy ma wiele wspólnego z histori¹ dzieciñstwa Franki. Kobieta w wieku lat trzydziestu nadal jest ruchliwa, krzykliwa i ci¹gle zmienia miejsca pracy. Podobnie jak czêste zabawy, pomaga to w zag³uszeniu niechcianych my li. Stosunki miêdzy g³ównymi bohaterami Chama zaczynaj¹ siê psuæ wraz z nadchodz¹c¹ zim¹. Wieczornice i lekcje czytania udzielane Paw³owi nie s¹ w stanie rozproszyæ nudy. Jednocze nie, po euforycznym okresie pierwszych tygodni wspólnego po¿ycia, zabiegi mê¿czyzny wokó³ potrzeb i wygód ¿ony trac¹ na intensywno ci. Pawe³ nie adoruje ju¿ Franki tak ¿ywio³owo, nie czyni zado æ jej pañsko ci, na koniec, jest coraz mniej erotycznie zainteresowany ¿on¹. Franka nie otrzymuje wiêc ¿adnej psychicznej gratyfikacji za swój pobyt na wsi, który sam w sobie stanowi dla niej ogromne po wiêcenie. Fundamentalne potrzeby kobiece Franki domagaj¹ siê zaspokojenia. Skoro nie uzyskuje go ju¿ ze strony Paw³a, musi zwróciæ siê w inn¹ stronê27. Franka ucieka od Paw³a, poniewa¿ rozd wiêk miêdzy jej wyobra¿eniem o sobie a sygna³ami odbieranymi na ten temat z otoczenia, staje siê coraz wyra niejszy. Romans stanowi dla niej potwierdzenie statusu spo³ecznego, jak równie¿ przekonania o w³asnym miejscu i roli w wiecie. Przygoda z lokajem koñczy siê jednak tak, jak inne tego typu historie. Kochanek o imponuj¹cych, pañskich manierach nudzi siê Frank¹, po czym j¹ zostawia. Musi ona przez d³ugi czas ¿yæ w nêdzy i upokorzeniu. Zakoñczenie romansu nie jest dla Franki niczym nowym, natomiast powrót do opuszczonego wcze niej mê¿czyzny zdarza siê jej pierwszy raz. Równie¿ po raz pierwszy Franka odczuwa wstyd z powodu w³asnego zachowania28. Do tej pory w³a ciwie przez ca³e ¿ycie radzi³a sobie sama, nie by³a od nikogo zale¿na, nie ci¹¿y³y na niej ¿adne zobowi¹zania. Nagle znalaz³a siê w sytuacji bez wyj cia. Pawe³ jest jej ostatni¹ desk¹ ratunku: Je¿eli Pawe³ mnie wypêdzi [dywaguje Franka GM], to albo powieszê siê, albo otrujê (156). Zdanie siê na ³askê lub nie³askê chama wywo³uje wiele napiêæ i frustracji. 27 Byæ mo¿e zgodnie z nabytym do wiadczeniem Franka rozumie zachowania Paw³a jako sygna³y znudzenia wspólnym po¿yciem. Nie chce zostaæ kolejny raz porzucona, wiêc odchodzi pierwsza. 28 Zob. M. Scheler, O wstydzie i poczuciu wstydu, prze³. M. witalska w: Wstyd i nago æ, red. M. Grabowski, Toruñ 2003, szczególnie s. 20 51; J. £otman, O semiotyce pojêæ wstyd i strach w mechanizmie kultury. (Tezy), prze³. J. Faryno, w: Semiotyka kultury, wyb. i oprac. E. Janus i M. R. Mayenowa, Warszawa 1977.
37
Bohaterka we w³asnym mniemaniu zrzeka siê swobody i godzi na sytuacjê poddanego. Jest we wstydzie Franki równie¿ co dzieciêcego. Kiedy dziecko nabroi, przychodzi do rodzica ze spuszczonymi oczyma czuje wstyd i wyrzuty sumienia próbuje stan¹æ z boku, schowaæ siê, w ten sposób wyra¿aj¹c skruchê. Oto sformu³owania okre laj¹ce zachowanie Franki zaraz po przybyciu do mê¿owskiego domu: Kto tam szed³ cicho, nie mia³o (141); spod samej ciany wyszed³ nie mia³y szept (142); Ona jak odrêtwia³a, jak skamienia³a, ¿adnego poruszenia nie zrobi³a (144). Jest ona cicha i uleg³a. Emocje uwalniaj¹ siê dopiero wtedy, gdy Pawe³ uznaje Chtawiana za swego syna. Franka traktuje mê¿owskie s³owa jak przebaczenie i, niczym dziecko po rozmowie z rodzicem, stopniowo odzyskuje mia³o æ i zaczyna dokazywaæ. Pawe³ przyjmuje Frankê z powrotem pod dwoma warunkami: musi ona pracowaæ i modliæ siê. Staje siê bardzo stanowczy: Ju¿ teraz nic nie pomo¿e: nijakie jej gniewanie siê i nijakie ca³owanie nie pomo¿e [ ] (163). ¯ona rozumie zachowanie mê¿a jednoznacznie: [ ] za tê dobroæ w niewolê jemu zaprzeda³am siê! (169). W pojêciu bohaterki to dramatyczna sytuacja: wróci³a z poniewierki, a spotyka j¹ kolejne upokorzenie. Pawe³ nie szanuje ju¿ delikatno ci ¿ony, coraz mniej z ni¹ rozmawia. Franka zwraca siê zatem w stronê Dani³ka, który jest cienki w sobie i zgrabny jak panicz (170), wiêc na pewno bêdzie potrafi³ doceniæ wyj¹tkowo æ kobiety i uznaæ zaszczyt, jaki go spotka³. Pierwsze pobicie Franki przez Paw³a wyznacza pocz¹tek koñca powie ci. Chomcówna czuje siê strasznie, okrutnie skrzywdzon¹ i poni¿on¹ (179). Na zasadzie reakcji, odzywaj¹ siê w niej potrzeby t³umione od czasu powrotu z miasta. Franka podnosi bunt: grozi Filipowi i Ulanie, atakuje dziecko s¹siadów, chce zniszczyæ szwagrowi prom znów spotkaj¹ j¹ razy29. Przypominaj¹cy panicza Dani³ko jest dla niej gwarantem to¿samo ci, dziêki niemu pozostaje dla siebie pani¹, kim wy¿szym nad otaczaj¹cych j¹ chamów . W koñcu ch³opak odbiera France resztki z³udzeñ. Zamach na ¿ycie Paw³a stanowi de facto kolejn¹ próbê utrzymania w³asnej to¿samo ci30. Jednocze nie Chomcówna po raz pierwszy niejasno odczuwa rozdwojenie w³asnego Ja: nie chce podaæ mê¿owi zatrutego jedzenia, nie mo¿e nawet spojrzeæ na Paw³a i w koñcu ucieka z chaty. O rozpadzie osobowo ci Franki wiadczy równie¿ jej wygl¹d i zachowanie: jak ponure, zgnêbione widmo, wychyli³a siê [ ] a zaraz potem [ ] zatrzês³a siê 29 Pawe³ zamyka Frankê w domu i zas³ania okno. Siedzi ona sama, w ciszy i w ciemno ciach, co znacznie potêguje jej rozdra¿nienie i chorobê. 30 Inaczej ni¿ w przypadku pani Latter, ca³a wiejska spo³eczno æ próbuje zakwestionowaæ twarz Franki. Postaæ Paw³a uosabia przemoc wiejskiej gromady.
38
ca³ym cia³em, przera liwie krzyknê³a i rzuci³a siê ku drzwiom (201). Po powrocie od uradnika to, co stanowi³o dla Franki niejasne przeczucie, zyskuje bardziej okre lon¹ postaæ. Dobroæ Paw³a sprawia, ¿e bohaterka potrafi spojrzeæ na siebie z dystansu, zaczyna rozumieæ swoje zachowanie, umie je zakwalifikowaæ moralnie31. wiadczy o tym uk³on z³o¿ony Paw³owi, a tak¿e rodzaj mierci, jaki mimo wcze niejszych zastrze¿eñ ( Tylko pro ci ludzie wieszaj¹ siê [156 157]) wybra³a. Franka nie mo¿e ju¿ ¿yæ ze wiadomo ci¹ z³a, które w niej tkwi, rozumie te¿, ¿e nie jest w stanie siê go pozbyæ: Zabi³ on [Pawe³ GM] mnie t¹ swoj¹ dobroci¹, zamordowa³ tak, ¿e ju¿ ¿yæ na wiecie nie mogê (212). Dawna Franka umar³a, natomiast, jak pokazuje zakoñczenie powie ci, nowa nie mog³a siê narodziæ32. Franka bodaj raz tylko co narrator przytacza w formie mowy pozornie zale¿nej wyznaje mê¿owi mi³o æ: [ ] a jego kochaæ i szanowaæ nie przestanie do mierci; gdyby za kiedy przesta³a, sama sobie pêtlê na szyi zawi¹¿e lub otruje siê (156). Powy¿sze s³owa padaj¹ nied³ugo po powrocie bohaterki z miasta, w chwili, gdy m¹¿ przebaczy³ jej winy. Franka znajduje siê wówczas pod wp³ywem silnych emocji w razie negatywnej reakcji Paw³a gotowa jest pope³niæ samobójstwo dlatego ¿ywio³ jej mowy pozostaje niekontrolowany: [ ] w y l e w a ³ y s i ê z niej s³owa wdziêczno ci, rado ci, podziwienia dla jego dobroci (156; podkr. moje GM). Pod wp³ywem skrajnych emocji towarzysz¹cych rozmowie wyznaje Paw³owi mi³o æ . Trudno przy tym pozbyæ siê wra¿enia, ¿e owa mi³o æ stanowi wyraz wdziêczno ci za dobro, które wy wiadcza jej m¹¿. W¹tpliwo ci budzi tak¿e szybko pojawiaj¹ce siê zastrze¿enie ( gdyby za kiedy przesta³a ) wiadcz¹ce o niesta³o ci, wrêcz niekoherencji uczuæ Paw³owej ¿ony. Franka próbuje zachowaæ spójno æ wizji wiata oraz roli, jak¹ w tym wiecie odgrywa, buntuj¹c siê przeciw w³adzy Paw³a. Jednocze nie docenia po wiêcenie i ewangeliczn¹ dobroæ nadniemeñskiego rybaka, choæ nie znajduje w sobie wystarczaj¹cych si³ na radykaln¹ przemianê. Jedyn¹ mo¿liwo ci¹ za¿egnania konfliktu okazuje siê samobójstwo. Wypowiadaj¹c ostatnie s³owa B¹d dla niego ³askaw, tak jak dla mnie by³e on niczemu nie winien! 31 Mo¿na okre liæ tê zmianê jako uruchomienie sumienia Franki, co chyba bli¿sze jest intencji autorskiej (zob. S. Brzozowski, Wspó³czesna powie æ i krytyka, wstêp T. Burek, Kraków Wroc³aw 1984, s. 104: Posiada ona [Orzeszkowa GM] zmys³ dla momentu rozdwojenia, gdy specjalny nakaz sumienia przeciwstawia siê ca³emu pozosta³emu ¿yciu [ ] ; zob. tak¿e: J. Kotarbiñski, dz. cyt.). 32 Zob. S. Tarnowski, S³owo 1889, nr 254.
39
Franka przyznaje siê do winy. Przy czym wina, tak jak konflikt, jest w powie ci tragiczna. Pierwiastki z³a niczym stygmat naznaczaj¹ cz³owieka, decyduj¹c o jego dalszym losie. Jedyne, co mo¿e on wówczas zrobiæ, to u wiadomiæ sobie w³asn¹ kondycjê. Perypetie bohaterów Chama ukazuj¹ bowiem daremno æ wszelkich starañ, które maj¹ spowodowaæ pozytywn¹ metamorfozê Franki. Przytoczone przez narratora rozmy lania Ulany warto potraktowaæ jako autorskie motto utworu: wielkie z³o bywa te¿ dla cz³owieka, w którym mieszka, wielkim nieszczê ciem (181)33. O podobieñstwie miêdzy pani¹ Latter a Frank¹ za wiadcza neurotyczny profil psychiki obu postaci34. Istotniejsza, choæ nie znajduje siê ona w centrum niniejszych rozwa¿añ, jest zbie¿no æ losu bohaterek. Nie potrafi¹ one pogodziæ sprzeczno ci w³asnych uczuæ35. Pani Latter, mimo ¿e zarówno w Mielnickim, jak i w Madzi, odnajduje Cz³owieka, czuje siê samotna. Stosunki z wymienionymi osobami nie pomagaj¹ jej uporaæ siê z przesz³o ci¹. Z kolei ewangeliczna dobroæ i mi³o æ Paw³a nie wystarczaj¹, ¿eby Franka pokona³a tkwi¹ce w niej z³o. O podobieñstwie stanowi tak¿e dzia³anie bohaterek podjête w krytycznym momencie ich ¿ycia. Obie kobiety, na wozie spotkanego przypadkiem ch³opa, próbuj¹ wróciæ na wie (s¹ to oczywi cie inne wsie). Pani Latter jedzie do szlacheckiego dworku, w podobnym zosta³a wychowana. Jednak¿e powrót okazuje siê niemo¿liwy szlachecki wiat przesta³ istnieæ, zaledwie we nie mo¿na do niego powróciæ36. Natomiast Franka próbuje zintegrowaæ siê z wiejsk¹ spo³eczno ci¹, której cz³onkowie ¿yj¹ w mitycznym zwi¹zku z przyrod¹. Perypetie bohaterki dowodz¹ jednak, ¿e tylko nieska¿eni chorobami miejskimi ch³opi mog¹ zamieszkiwaæ wiat wiejski.
33 Kontekst dla rozwa¿añ o pogl¹dach Orzeszkowej na temat z³a stanowi jej wcze niejsze opowiadanie W zimowy wieczór (zob. J. Krzy¿anowski, O Chamie Orzeszkowej, w: tego¿, W krêgu wielkich realistów, Kraków 1962). 34 Na temat neurozy zob. K. K³osiñska, Powie ci o wieku nerwowym , Katowice 1988 (rozdz. Teorie neurozy); na temat neurozy Franki zob. K. K³osiñski, dz. cyt. (rozdz. Rybak i histeryczka); zob. te¿ J. Tomkowski, Mój pozytywizm, Warszawa 1993 (rozdz. Wszyscy chorujemy na nerwy. Neurotyczni bohaterowie Prusa) autor, wyliczaj¹c potencjalnych i faktycznych neurotyków w Emancypantkach, nie wspomina o pani Latter. Inaczej uwa¿a Zygmunt Szweykowski, wed³ug którego spo ród bohaterów powie ci tylko w³a cicielka pensji cierpi na rozstrój nerwowy, inni s¹ zupe³nie zdrowi (Z. Szweykowski, dz. cyt.). 35 Tytu³ przedostatniego rozdzia³u I tomu Emancypantek brzmi: Cz³owiek, który ucieka przed samym sob¹. 36 Inaczej dzieje siê w przypadku protagonisty Rodziny Po³anieckich Henryka Sienkiewicza, który ostatecznie kupuje rodzinny folwark ¿ony, powracaj¹c tym samym do ziemi.
40
Istotniejsze zbie¿no ci miêdzy bohaterkami Prusa i Orzeszkowej odkryæ mo¿na dziêki uwzglêdnieniu spo³ecznego t³a wypadków przedstawionych w powie ciach. Zarówno pani Latter jak i Franka nie s¹ w stanie d³u¿ej graæ dotychczasowych ról spo³ecznych. W przypadku bohaterki Emancypantek wi¹¿e siê to z poczuciem osamotnienia, poniewa¿ interakcje spo³eczne nie przynosz¹ jej satysfakcji. Latterowa odnosi wra¿enie, ¿e jest przez ludzi osaczona i atakowana. Osoby wchodz¹ce w interakcje z prze³o¿on¹ pensji odczuwaj¹ silny dysonans z powodu zaistnia³ej sytuacji. Nie wiedz¹, czego mog¹ siê po Latterowej spodziewaæ i jakie ona ma wobec nich oczekiwania; podobne w¹tpliwo ci ¿ywi protagonistka. Wszyscy uczestnicy interakcji s¹ wiêc zmuszeni zawiesiæ dotychczasowe wyobra¿enia o sobie, a nastêpnie je zmodyfikowaæ. Pani Latter w przeciwieñstwie do osób z otoczenia nie jest w stanie zrobiæ ¿adnej z tych rzeczy, co skutkuje tragicznym fina³em podró¿y na wie . Franka Chomcówna znajduje siê w innej sytuacji. Wchodz¹c w nowe rodowisko, ma do wyboru dwie strategie postêpowania: przystosowaæ siê do panuj¹cych w grupie zasad lub wycofaæ siê. Dzieje Franki ukazuj¹ dramatyczne zmagania o zachowanie wyobra¿eñ dotycz¹cych wiata i samej siebie. Wobec sygna³ów z otoczenia, kwestionuj¹cych jej twarz, Franka ze wszystkich si³, rozpaczliwymi gestami, stara siê utrzymaæ spójno æ elementów konstytutywnych dla w³asnej egzystencji. Ostatecznie jednak kapituluje. U wiadomiwszy sobie z³o dotychczasowego ¿ycia, nie widzi ju¿ mo¿liwo ci zmiany. W obu dzie³ach, szczególnie w przypadku historii pani Latter, elementy analizy psychologicznej odgrywaj¹ niepo ledni¹ rolê w konstruowaniu charakterystyki postaci i budowaniu fabu³y utworu. Lecz autonomia tych fragmentów zostaje ograniczona na korzy æ akcji. Istotne cechy swojego charakteru pani Latter, Franka, a tak¿e niektóre postacie drugoplanowe ujawniaj¹ dopiero w dzia³aniu oraz interakcjach37. W kontek cie analizowanych utworów kryzys wiatopogl¹du pokolenia Orzeszkowej i Prusa przejawia siê w relacjach jednostki ze spo³eczeñstwem (spo³eczno ci¹)38. Pani Latter i Franka odbieraj¹ dzia³ania ze strony otoczenia nawet 37
[Prus GM] nigdy nie uwa¿a³ cz³owieka za jaki izolowany punkt, atom, lecz zawsze za ¿yw¹ istotê, dzia³aj¹c¹ n a a wspó³cze nie urabian¹ p r z e z otoczenie! (I. Matuszewski, Swoi i obcy. [Pokrewieñstwa i ró¿nice]. Zarysy literacko-estetyczne, Warszawa 1898, s. 48 i n.) s³owa te odnie æ mo¿na do obu analizowanych dzie³. 38 Micha³ G³owiñski zwraca uwagê na g³os opinii publicznej w powie ci, który poza plotk¹ nie istnieje . M. G³owiñski, Anio³ w ród fa³szywych jêzyków. (O Emancypantkach Prusa), w: tego¿, Gry powie ciowe. Szkice z teorii i historii form narracyjnych, Warszawa 1973, s. 206. Na temat plotki i roli opinii publicznej zob. te¿: K. K³osiñska, dz. cyt., s. 70 80; G. Borkowska, Pozytywi ci i inni, ss. 20 22, 77 79, 110 112.
41
je li s¹ to dzia³ania maj¹ce na celu pomoc jako ataki na siebie, na swoje Ja. W wiecie przedstawionym obu powie ci jakakolwiek pozytywna metamorfoza bohatera okazuje siê niemo¿liwa. Wysi³ki Franki, Paw³a, a tak¿e mieszkañców wsi, by kobieta zerwa³a z dotychczasowym ¿yciem i w zgodzie z sob¹ oraz mê¿em zamieszka³a na wsi, okazuj¹ siê destrukcyjne. Franka, przeczuwaj¹c fina³ tych starañ, nawet za cenê powrotu do dawnego ¿ycia, walczy o zachowanie spójno ci wyobra¿eñ na temat otaczaj¹cego j¹ wiata. Efektem zabiegów przedstawionych w utworze staje siê destrukcja osobowo ci bohaterki, rozpad jej wyobra¿eñ o sobie i, w konsekwencji, o ca³ym wiecie. Z kolei relacje Latterowej z otoczeniem explicite przedstawia siê jako walkê. Matka Kazia i Heli ka¿d¹ interakcjê spo³eczn¹ rozumie w taki w³a nie sposób. Dochodzi do tego, ¿e w wyobra¿eniu prze³o¿onej dzia³ania osób trzecich zwi¹zane z utrzymaniem pensji staj¹ siê atakami wymierzonymi w jej osobê. Skutkiem takiego postrzegania wiata, z czasem obejmuj¹cego wszystkie rodzaje aktywno ci i relacji, jest samotno æ Latterowej. Stosunki z dzieæmi ostatecznie niszcz¹ jej wyobra¿enia o sobie i otaczaj¹cym j¹ wiecie. Relacje miêdzypokoleniowe w Emancypantkach stanowi¹ wa¿ki element opisywanej diagnozy39. Konsekwencje wychowania Kazia i Heli uwidaczniaj¹ kryzys transmisji kultury w spo³eczeñstwie40. Latterowa nie by³a w stanie przekazaæ dzieciom istotnych dla siebie wzorów zachowañ. Kryzys ów nie ogranicza siê przy tym do norm obowi¹zuj¹cych w stanie szlacheckim. Gdy Helena i Kazimierz za³o¿¹ w³asne rodziny, z biegiem czasu coraz bardziej wiadomie zaczn¹ odwo³ywaæ siê do do wiadczeñ rodziny, z której wyszli. W³asne ¿ycie bêd¹ kszta³towaæ poprzez odwo³ywanie siê do najlepiej znanych sobie wzorów41. Lecz wzory, które rada by³aby przekazaæ Latterowa, ró¿ni¹ siê od tych przyjmowanych przez jej dzieci. Nie mo¿e byæ inaczej, skoro ka¿da rozmowa bohaterów koñczy siê komunikacyjnym fiaskiem. Porozumienie nie mówi¹c o przekazywaniu wiedzy, do wiadczeñ w wiecie przedstawionym Emancypantek okazuje siê niemo¿liwe. Jednak nawet w sytuacji niezak³óconej transmisji, pamiêæ rodzinna Latterów nie mog³aby kszta³towaæ ¿ycia nastêpnego pokolenia. 39 Zob. A. Dobrowolski, Idea i artyzm Emancypantek Prusa, Tygodnik Ilustrowany 1894, nr 34 38. 40 Zob. M. P³achecki, Wojny domowe. Szkice z antropologii s³owa publicznego w dobie zaborów (1800 1880), Warszawa 2009, szczególnie ss. 154 244, 265 352. 41 M. Halbwachs, Spo³eczne ramy pamiêci, prze³. i wstêpem opatrzy³ M. Król, Warszawa 1969, s. 247 261. W ksi¹¿ce tej znajduje siê tak¿e rozdzia³ na temat pamiêci klas spo³ecznych, m.in. szlacheckiej.
42
Straci³a bowiem aktualno æ. Warunki spo³eczne z czasów dzieciñstwa i m³odo ci pani Latter dramatycznie ró¿ni¹ siê od tych, które obecnie wyznaczaj¹ jej codzienne do wiadczenie. Zmiana nast¹pi³a w niebywale krótkim czasie, ustanawiaj¹c cezurê w ¿yciu pokolenia matki Kazia i Heli. Sytuacja rodzinna oraz t³o spo³eczne wydaj¹ siê Latterowej do tego stopnia obce, nie-w³asne, ¿e powoli wycofuje siê z kontaktów z otoczeniem, wyruszaj¹c na poszukiwanie swojskiego, dobrze znanego wiata. Napawaj¹ca j¹ lêkiem przestrzeñ interakcji stanowi z kolei naturalne rodowisko dzia³ania Heli i Kazia. Skrajna odmienno æ warunków spo³ecznych prowadzi do nieprzystawalno ci do wiadczeñ miêdzypokoleniowych. To z kolei sprzyja wytworzeniu stanu anomii w relacjach miêdzy rodzicami a dzieæmi oraz ogólniej w spo³eczeñstwie42. Równie¿ matka Franki nie przekaza³a córce warto ci wpojonych jej samej. Zasady, wed³ug których zosta³a wychowana w solidnym mieszczañskim domu ju¿ wówczas stawa³y siê anachroniczne. Jako kobieta zamê¿na nie by³a samodzielna, pó niej nie potrafi³a przystosowaæ stylu swego ¿ycia do zmieniaj¹cych siê realiów43. Franka dojrzewa³a w warunkach odmiennych ni¿ te kszta³tuj¹ce charakter jej matki, lecz mimo to kobiety te wiele ³¹czy. Miêdzy innymi wynikaj¹ca z zewnêtrznych okoliczno ci niemo¿no æ i nieumiejêtno æ dostosowania siê do nowych, zmiennych sytuacji spo³ecznych. Nieumiejêtno æ ta dotyczy kolejnych pokoleñ rodziny Chomców i w przypadku Chtawiana mo¿e nie æ równie dramatyczne konsekwencje, co w przypadku jego matki. Ramy spo³eczne okre laj¹ce warunki dzia³ania bohaterów omawianych powie ci zmieniaj¹ siê z pokolenia na pokolenie, a w krytycznym momencie wyznaczaj¹ cezurê biografii jednej tylko generacji. Uniemo¿liwia to wypracowanie spójnej strategii orientacji w otoczeniu oraz przekazanie zdobytych do wiadczeñ pokoleniu nastêpnemu. Przy pieszenie oraz kierunek zmian okre li³y regulacje prawne wprowadzane w Królestwie po powstaniu styczniowym44. Sformu³owanie zdolny m³odzieniec , odnosz¹ce siê do Kazimierza z Emancypantek, zwi¹zane jest z dwoma w¹tkami polskiej debaty publicznej okresu postyczniowego. W wyst¹pieniach publicystycznych antagoni ci powstania roku 1863 okre lali entuzjastów zrywu narodowego mianem niedojrza³ych 42 Zob. M. P³achecki, dz. cyt., np. s. 164 166; G. Borkowska, Pozytywi ci i inni, ss. 23 24, 33, 66 68. 43 Przypomina to spo³eczno-feministyczny dyskurs Gabrieli Zapolskiej, a w twórczo ci Orzeszkowej np. Martê. 44 Zob. M. P³achecki, dz. cyt., szczególnie s. 11 166. Owym regulacjom i ich spo³ecznym konsekwencjom po wiêcona jest ksi¹¿ka Stanis³awa Krzemiñskiego Dwadzie cia piêæ lat Rosyi w Polsce (1863 1888). Zarys historyczny (Lwów 1892).
43
i nieodpowiedzialnych m³odzieñców, romantyków. Stronnictwo zachowawcze tworzyli bowiem mê¿czy ni trze wi, rozs¹dni i powa¿ni prawdziwi mê¿czy ni. W Emancypantkach wyra nie stawia siê na ten drugi wzorzec. Latterowa wysy³a za granicê m³odzieñca, maj¹c nadziejê, ¿e wróci do kraju dojrza³ym mê¿czyzn¹ i zajmie siê prac¹ rozumn¹, która w przeciwieñstwie do anga¿owania siê w ruchy demokratyczne nie narazi go na nieprzyjemno ci ze strony w³adz45. Kwestia wyjazdu z kraju zdolnego m³odzieñca przywo³uje tak¿e dyskusjê na temat emigracji zdolno ci46. Literacki portret Kazia oraz zabiegi Latterowej wokó³ potrzeb syna znajduj¹ publicystyczn¹ transpozycjê w wyst¹pieniu Tadeusza ¯uk-Skarszewskiego oraz Elizy Orzeszkowej. Wspó³pracownik Kraju , polemizuj¹c z Wincentym Lutos³awskim, ostrzega³ przed bezpodstawnym, na wiarê paru ciotek i kilku przyjació³ 47, przypisywaniem m³odym ludziom ró¿norakich zdolno ci. Na typowo polsk¹ maniê wielko ci jako przyczynê tych praktyk zwraca³a uwagê Orzeszkowa48. Korzenie obu zjawisk tkwi³y g³êboko w szlacheckiej mentalno ci. Nie s¹ od nich wolne bohaterki omawianych powie ci. Franka pogardza mieszkañcami wsi z powodu ich zwyczajów i jêzyka, uwa¿anych powszechnie za ni¿szy poziom kultury. Z kolei pani Latter ¿yje wspomnieniami w³asnej przesz³o ci oraz marzeniami o wietnej synowskiej przysz³o ci, w prowadzeniu pensji nie liczy siê jakby powiedzia³a Orzeszkowa z cyfr¹, dat¹ i faktem. Obie bohaterki nie potrafi¹ odrzuciæ przesz³o ci i tradycji, ró¿nie rozumianych, na rzecz dostosowania siê do bie¿¹cych warunków, wyznaczanych przez do wiadczenie powstania i aktualn¹ politykê Rosji. Wskazania Aleksandra wiêtochowskiego na niewiele by siê tu zda³y49. Latterowa wybiera folwark Mielnickiego, relikt zamierzch³ej epoki. Jednocze nie pragnie, by Kazimierz nie ¿ywi³ tego rodzaju sentymentów50. Niech jedzie za granicê i robi
45 Zob. M. P³achecki, dz. cyt. (rozdz. Praca organiczna 1800 1880). Okre lenia ma³oletni w odniesieniu do grupy zwolenników powstania u¿ywa³ Ludwik Powidaj; fragment z artyku³u Powidaja cytuje P³achecki (tam¿e, s 178); zob. te¿: G. Borkowska, Pozytywi ci i inni, s. 18 20. 46 Wprawdzie dyskusja na ³amach Kraju odby³a siê w roku 1899, lecz wyst¹pienia dyskutantów wiadcz¹ o tym, ¿e problem nie powsta³ nagle pod koniec wieku. Raczej dojrzewa³ do artykulacji ju¿ od lat popowstaniowych. 47 T. ¯uk-Skarszewski, Emigracja zdolno ci, Kraj 1899, nr 12, s. 4. 48 Zob. E. Orzeszkowa, Emigracja zdolno ci, Kraj 1899, nr 16. 49 Mam na my li przede wszystkim Wskazania polityczne (w: Ognisko. Ksi¹¿ka zbiorowa wydana dla uczczenia 25-letniej pracy Teodora Tomasza Je¿a, Warszawa 1882). 50 Kazimierz Krzywicki w 1872 roku po wiêca³ broszurê m.in. Ojcom familij, nad losem podrastaj¹cych pokoleñ rozmy laj¹cym. Do rodziców zwraca³ siê równie¿ Stanis³aw
44
karierê (zob. XX, 148)51. Powinien zapomnieæ o jakichkolwiek politycznych knowaniach i, wzorem Stanis³awa Wokulskiego, zabraæ siê do pracy, która nie wyklucza, a raczej wymaga dobrych stosunków z Rosjanami. Pamiêtaj¹c o przesz³o ci, Franka nie mo¿e zostaæ na wsi, na powrót do miasta nie chce siê zdecydowaæ. W obu powie ciach rodzice staj¹ wobec sytuacji bez wyj cia, przeczuwaj¹, ¿e nie ma dla nich ratunku. Dzieciom, pozbawionym brzemienia przesz³o ci, znacznie ³atwiej bêdzie ¿yæ w pañstwie rosyjskim. Je li diagnoza maj¹ca swoje korzenie w kryzysie wiatopogl¹du pozytywistycznego przedstawia siê w sposób skomplikowany, dotyczyæ to musi równie¿ samego kryzysu. Tradycyjnie przyjmuje siê, ¿e pierwsze przejawy pesymistycznej interpretacji wiatopogl¹du pozytywistycznego by³y bardzo wczesne 52, lecz odosobnione wyst¹pienia Juliana Kaliszewskiego (Szkice) oraz Aleksandra wiêtochowskiego (Dumania pesymisty) stanowi³y tylko margines i jako takie jedynie w ograniczonym stopniu oddzia³ywa³y na odbiorców. Jak pisa³ Henryk Markiewicz: Zasygnalizowany tu kryzys rozszerza³ siê i pog³êbia³ od schy³ku lat siedemdziesi¹tych 53 za spraw¹ konfrontacji idea³ów pozytywistycznych z rzeczywisto ci¹ gospodarczo-polityczn¹ zaboru rosyjskiego. Kolejna i ostatnia faza zw¹tpienia nadesz³a w latach 90., czego literack¹ konsekwencj¹ by³y m.in. powie ci Emancypantki oraz Cham54. W tego rodzaju mechanicystycznej, ewolucyjnej perspektywie postrzegania gubi¹ siê jednak szczegó³y pewnych zagadnieñ. W jaki sposób wyja niæ przyczyny, dla których diagnoza stawiana w I tomie Emancypantek jest do tego stopnia pesymistyczna, skoro akcja powie ci rozpoczyna siê oko³o roku 1870 (I, 7)? Dziwi tak¿e zgodno æ obu diagnoz, poniewa¿ wydarzenia I tomu Emancypantek s¹ odleg³e w czasie od perypetii przedstawionych w Chamie o oko³o 20 lat. W ujêciu Henryka Markiewicza kryzys z czasem pog³êbia³ siê, wiêc zmianom i przesuniêciom musia³a podlegaæ tak¿e jego wewnêtrzna struktura, dominanty, akcenty. Koncepcji Krzemiñski w zakoñczeniu swojej ksi¹¿ki (zob. K. Krzywicki, Polska i Rossya w 1872 r. przez b. Cz³onka Rady Stanu Królestwa Polskiego, Drezno 1872; S. Krzemiñski, dz. cyt., s. 266 267). 51 W 1890 roku Orzeszkowa opublikowa³a nowelê Kariery, w której nadawa³a temu s³owu znaczenie zdecydowanie negatywne. W twórczo ci z ostatniej dekady XIX wieku pisarka po wiêca³a wiele uwagi kwestiom pamiêci i tradycji, równie¿ w kontek cie m³odego pokolenia oraz wyjazdów z kraju. 52 H. Markiewicz, Pozytywizm, Warszawa 2006, s. 60; zob. tak¿e: G. Borkowska, Pozytywi ci i inni (rozdz. G³osy i glosy. Pozytywi ci na rozdro¿u). 53 H. Markiewicz, dz. cyt., s. 60. 54 Tam¿e, s. 149 i n.
45
mechanicystyczno-ewolucyjnej mo¿na jednak przeciwstawiæ wizjê odmienn¹. Marian P³achecki w twórczo ci dekadentów po³udnia wieku (w czasie ich aktywno ci maj¹ miejsce zdarzenia przedstawione w Emancypantkach) widzi czarn¹ wstêgê, przewijaj¹c¹ siê w rozmaitych odmianach i mutacjach poprzez ca³e niemal postyczniowe pó³wiecze 55. Na wstêdze tej, kontynuuj¹c metaforê, zachowa³y siê lady wydarzeñ insurekcji roku 1863 oraz przemian prawno-politycznych wprowadzanych na terenie zaboru rosyjskiego po powstaniu. Zarówno w wiecie lat siedemdziesi¹tych Emancypantek, jak i dwie dekady pó niej, gdy maj¹ miejsce wypadki przedstawione w Chamie, wci¹¿ ¿ywa jest trauma oraz aktualne s¹ konsekwencje, jakie dla funkcjonowania spo³eczeñstwa polskiego mia³ kompleks wydarzeñ zapocz¹tkowanych demonstracjami w Warszawie w latach 1860 186256. Kryzys wiatopogl¹du pozytywistycznego to zagadnienie niejednoznaczne i kontrowersyjne. Charakter niniejszej pracy pozwala jedynie zasygnalizowaæ kwestie, które znalaz³y swoje odzwierciedlenie równie¿ w literaturze, a które zas³uguj¹ na gruntowniejsze opracowanie. Grzegorz Marchwiñski The Last W ords by Ms. Latter and Franka Chomcówna plus Some Remarks Words with Regard to the Crisis of a Positivistic W orld-V iew World-V orld-View The year-1864 caesura is an undisputable fact in the history of Polish literature. Scholars nonetheless do not too often tend to refer Polish positivists literary works to a later period in which this formation s world-view was being shaped. Using a phenomenological-sociological concept of the world experienced, I have attempted at telling the story of Ms. Latter and Franka Chomcówna, while not neglecting the consequences of the events of the years around the Insurrection. Seen in this light, the works under analysis Boles³aw Prus s Emancypantki and Eliza Orzeszkowa s Cham show the Polish society as one threatened by anomie. This is expressed in, among other things, serious disturbances of intergenerational relations, as is in the crisis of the process of reconciling and acting a social role. I conclude my article with a question, left unanswered, about the sources and the reach of the crisis of a positivist world-outlook.
55 M.
P³achecki, dz. cyt., s. 266.
56 Zob. S. Krzemiñski, dz. cyt., s. 6 15, a tak¿e: M. P³achecki, dz. cyt., s. 81 108; G. Bor-
kowska, Pozytywi ci i inni, s. 9 11.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
Sylwia Karpowicz-S³owikowska
PIÊKNE WIÊZIENIE I MIASTO PRZEKLÊTE BERLIN KOÑCA XIX WIEKU OCZAMI BOLES£AWA PRUSA ORAZ STANIS£AWA PRZYBYSZEWSKIEGO Berlin w ostatnim dziesiêcioleciu dziewiêtnastego wieku by³ do æ licznie odwiedzany przez Polaków, w tym przez ludzi szeroko rozumianej kultury. By³o to bowiem miejsce, które sta³o siê znacz¹ce nie tylko ze wzglêdu na sw¹ polityczn¹ rolê w niemieckim organizmie pañstwowym, ale równie¿ z powodu artystycznych inicjatyw, jakie by³y podejmowane w tym mie cie. Stawa³ siê te¿ czêsto Berlin pierwszym przystankiem na drodze do sukcesu dla polskich inteligentów i ludzi sztuki. Na koncerty w latach 1890 1891 przyby³ tu Ignacy Paderewski. Jako 3,5-letnie dziecko, w roku 1890, pojawi³ siê w Berlinie Artur Rubinstein, który w³a nie wtedy uzyska³ swoj¹ pierwsz¹ pianistyczn¹ recenzjê, za w latach 1897 1904 pobiera³ tu edukacjê muzyczn¹ (i prze¿y³ koncertowy debiut w roku 1900), pó niej natomiast wielokrotnie wystêpowa³ w tutejszych salach. Miêdzy rokiem 1886 a 1895 w Berlinie ¿y³ i tworzy³ znany malarz Julian Fa³at, w latach 1893 1902 w stolicy Niemiec mieszka³ Wojciech Kossak. W roku 1891 miasto zwiedza³ pisarz, publicysta, t³umacz poezji Heinricha Heinego Czes³aw Jankowski1.
1 Wiêcej o Polakach w Berlinie czytaj w: T. Szarota, Berlin w oczach Polaków (1789 1939). Przyczynek do stereotypu Niemca, w: tego¿, Niemcy i Polacy. Wzajemne postrzeganie i stereotypy, Warszawa 1996, s. 11 63.
47
W 1895 roku do Berlina zawita³, bêd¹cy wtedy u szczytu kariery, 48-letni Boles³aw Prus. W mie cie tym, nazwanym przez niego mózgiem Niemiec 2, przebywa³ od 7 maja do 16 czerwca3. Du¿o d³u¿ej w stolicy Rzeszy pozosta³ Stanis³aw Przybyszewski, który najpierw w wieku 21 lat podj¹³ tam studia (nie ukoñczy³ ich), nastêpnie za osiad³, by w rezultacie spêdziæ w tym miejscu siedem lat (1889 1898, z trzyletni¹ przerw¹ na pobyt w Norwegii). Ci dwaj polscy pisarze, znajduj¹cy siê w zupe³nie innej sytuacji wyj ciowej jako przybysze do obcego miasta, zbuduj¹ jednak bardzo podobne i spójne w wielu elementach jego obrazy. Dla Boles³awa Prusa Berlin by³ soczewk¹, w której skupi³y siê osi¹gniêcia my li niemieckiej, sprzêgniêtej z narodowymi przymiotami. Miasto to intrygowa³o go jako symbol kraju, którego sukcesy z ¿yczliwo ci¹, ale i od pewnego momentu niepokojem obserwowa³. Tzw. kwestia niemiecka by³a bowiem zagadnieniem, które w jego twórczo ci do æ wcze nie zajê³o miejsce znacz¹ce. Zainteresowanie tym zagadnieniem towarzyszy³o mu praktycznie od pocz¹tków aktywno ci dziennikarskiej, czyli od roku 18724, za od roku 1874 kwestia ta na sta³e zago ci³a w repertuarze dziennikarskich tematów Prusa, by w opinii Ludwika W³odka (pierwszego monografisty pisarza) staæ siê spraw¹ naczeln¹5. Berlin by³ w pisarstwie Aleksandra G³owackiego kwintesencj¹ niemiecko ci, a nawet prusacko ci (autor Placówki zawsze wytrwale rozró¿nia³ dwa aspekty kwestii niemieckiej )6. Przyk³adu dostarcza ma³o znany utwór z roku 2 B. Prus, Notatnik z Berlina z 1895 r., Biblioteka Publiczna w Warszawie, rkp. 136, s. 35.
Z powodu drugiej wojny wiatowej nie zachowa³ siê komplet berliñskich notatek. Ostatni¹ osob¹, która korzysta³a z pe³nego ich zapisu, by³ Tadeusz M. Narolewski. 3 O miesiêcznym pobycie Prusa w Berlinie czytaj w: F. Araszkiewicz, Zagraniczna podró¿ Boles³awa Prusa w wietle nieznanej korespondencji, Ruch Literacki 1932, nr 7, s. 193 198; T.M. Narolewski, Boles³aw Prus w Niemczech, Lech 1937, z. 1, s. 21 22; A. Lawaty, Das deutsche Dilemma von Boles³aw Prus. Bemerkungen zu seinen Chroniken, w: Suche die Meinung. Karl Dedecius dem Ûbersetzer und Mittler zum 65. Geburtstag, hg. von E. Grözinger, A. Lawaty, Wiesbaden 1986, s. 195 213; T. Szarota, dz. cyt., s. 25 30. 4 Kiedy to w artykule Nasze grzechy, opublikowanym anonimowo w Opiekunie Domowym (nr 22 z 29 V 1872), sygnalizowa³ mo¿liwe niebezpieczeñstwo p³yn¹ce z przekazywania przemys³u i handlu w rêce kapitalistów niemieckich. 5 Zob. L. W³odek, Boles³aw Prus. Zarys spo³eczno-literacki, Warszawa 1918, s. 214 215. 6 Czytaj o tym np.: S. Karpowicz-S³owikowska, Kilka uwag o kwestii niemieckiej w publicystyce Boles³awa Prusa, w: Album Gdañskie. Prace ofiarowane Profesorowi Józefowi Bachórzowi na siedemdziesi¹t¹ pi¹t¹ rocznicê urodzin i piêædziesiêciolecie pracy nauczycielskiej, Gdañsk 2009, s. 516 523; ta¿, Kwestia niemiecka w publicystyce Boles³awa Prusa, Gdañsk 2011.
48
1882 zatytu³owany On, po wiêcony w ca³o ci ¿elaznemu kanclerzowi , czyli Ottonowi von Bismarckowi7. Przemy lenia Boles³awa Prusa na temat Berlina dokumentuj¹ jednak przede wszystkim materia³y, jakie powsta³y pod wp³ywem wra¿eñ z pobytu pisarza w stolicy Rzeszy. Bêd¹ to Kartki z podró¿y8, listy i podrêczny notatnik9. Stanis³aw Przybyszewski wra¿enia z pobytu w Berlinie zawar³ zw³aszcza we wspomnieniowej ksi¹¿ce z roku 1926 zatytu³owanej Moi wspó³cze ni 10 oraz w pochodz¹cych z lat 90. listach11. Jako obserwator niemieckiej rzeczywisto ci by³ w zdecydowanie lepszej sytuacji ni¿ jego starszy kolega po piórze, poniewa¿ doskonale zna³ jêzyk niemiecki, potrafi³ wyczuwaæ jego semantyczne niuanse, wiêcej modernizowa³ go. Tak pisa³ o tym we wspomnieniach: Majaczono w Polsce o moim wp³ywie na literaturê niemieck¹, i istotnie go wywar³em ale nie moim tworem pisanym, który z natury rzeczy by³ i musia³ byæ im obcym, mimo ¿e pos³ugiwa³em siê, a raczej pos³ugiwaæ siê musia³em ich jêzykiem. S³owa rozumieli, byli nawet zdziwieni, ¿e im tak bezczelnie jêzyk szopenizowa³em, ale duch mego tworu by³ im wiêcej obcym ani¿eli chiñski.12
Przybyszewski pisa³ i wydawa³ w jêzyku Goethego swoje ksi¹¿ki, wspó³pracowa³ z niemieckimi czasopismami, obraca³ siê w ród berliñskiej bohemy artystyczno-literackiej. Prus tymczasem s³abo zna³ jêzyk niemiecki. W li cie do ¿ony 7 Wiêcej o utworze On czytaj: S. Karpowicz-S³owikowska, On Boles³awa Prusa nowela, obrazek, szkic czy parabola, w: Boles³aw Prus: nowelista, red. J.A. Malik [w druku]; ta¿, Gdy nie mo¿na rz¹dziæ, trzeba panowaæ! . Boles³aw Prus o kanclerzu Bismarcku, w: W³adca, w³adza literackie do wiadczenia Europejczyków, red. M. Poradecki [w druku]. 8 Zob: B. Prus, Kartki z podró¿y [Berlin], w: tego¿, Pisma, red. Z. Szweykowski, t. 28, Warszawa 1950, s. 121 276. 9 B. Prus, Notatnik z Berlina z 1895 r. 10 Tom pierwszy Moich wspó³czesnych zatytu³owany W ród obcych ukaza³ siê w edycji ksi¹¿kowej w roku 1926, ale jego pierwodruk zaprezentowany zosta³ na ³amach Tygodnika Ilustrowanego (1924, nr 4 52) oraz Rzeczypospolitej (1925, nr 54 146). Tom drugi W ród swoich nie zosta³ ukoñczony i wydrukowano go po miertnie, w roku 1930. Wszelkie cytaty w artykule pochodz¹ z wydania: S. Przybyszewski, Moi wspó³cze ni, wstêp J. Wilhelmi, przypisy oprac. J. Bartnicka, Warszawa 1959. 11 S. Przybyszewski, Listy, oprac. S. Helsztyñski, t. 1: 1879 1906, Warszawa 1937. Cytowana w artykule korespondencja pochodzi z tego wydania. 12 S. Przybyszewski, Moi wspó³cze ni, s. 107. Pisarz obja nia na tej samej stronie wspomnieñ istotê szopenizowania : «Szopenizowaæ» sta³o siê u Niemców przys³owiem. Je¿eli kto u¿y³ jakiej dziwacznej, zbyt mia³ej metafory, je¿eli dowolnie przekszta³ca³ jêzyk, a raczej wydobywa³ z niego nieznane dot¹d walory, nazywa³o siê, ¿e szopenizuje jêzyk . Pisarz mia³ o swoim wp³ywie na jêzyk niemiecki bardzo dobre zdanie (zob. list Do Adolfa Nowaczyñskiego, Kongsvinger 7 maja 1897, w: tego¿, Listy, s. 150 oraz list Do Alfreda Neumanna, Berlin bd. 1897, w: tam¿e, s. 173).
49
tak ocenia³ swoje lingwistyczne przygotowanie do podró¿y: Pytasz o jêzyk. W³adam nim haniebnie, ale co mi potrzeba kupujê i ogl¹dam, i sylabizujê miejscowy dziennik 13. Mimo typowo przewodnikowego sposobu zwiedzania kronikarz realizowa³ za³o¿one wcze niej zadanie, by poczyniæ jak najwiêcej spostrze¿eñ przydatnych dla reformowania w³asnej ojczyzny. 8 czerwca 1895 roku pisa³ do ¿ony: Pamiêtaj, ¿e nie jestem turyst¹ , który w ³adnej formie ma podaæ swoje wra¿enia i dowcipnie zakpiæ z Prusaków, ale jestem jakby delegat, który musi sprostowaæ wiele b³êdnych opinii i wskazaæ czytelnikom rzeczy, o jakich nie maj¹ pojêcia.
Co prawda nie do koñca chyba wierzy³ w powodzenie swojej misji , bo dalej dodawa³: Zapewne, ¿e nie uda mi siê tak, jak bym pragn¹³, ale muszê zrobiæ, jak potrafiê najlepiej 14. Musia³ jednak pogodziæ siê z rol¹ turysty, zw³aszcza ¿e zosta³ pozbawiony jakiejkolwiek opieki ze strony osób, które wcze niej deklarowa³y pomoc. Po wyje dzie do Szwajcarii Gustawa Gebethnera, z którym pisarz przyby³ do Berlina, mia³ siê Prusem zajmowaæ syn wydawcy, ale w praktyce pisarz sam zape³nia³ sobie czas. Dla Przybyszewskiego, który w Berlinie i jego okolicach czu³ siê swobodnie jako pruski poddany, choæ nigdy nie zapomnia³, ¿e jest Polakiem (a co wiêcej nie przestawa³ tego manifestowaæ, graj¹c przy wielu okazjach utwory Chopina), pobyt w stolicy Cesarstwa by³ okazj¹ do tworzenia rozlicznych paralel miêdzy sytuacj¹ polsk¹ oraz niemieck¹. P³aszczyzn¹ porównañ stawa³a siê zazwyczaj kultura i sztuka. Pisa³ z dum¹ o wy¿szo ci polskiego narodu, kiedy przytacza³ opinie dra Maksa Ascha o Stanis³awie Grabskim: Najinteligentniejszy niemiecki m³odzieniec jest biednym przem¹drza³ym ch³opcem w porównaniu z wasz¹ przeklêt¹ polsk¹ przedwczesn¹ dojrza³o ci¹ intelektualn¹ 15. By³ jednak wiadom, ¿e tego rodzaju opinie nie musz¹ przynosiæ jednoznacznych ocen. Zauwa¿y³ wszak: Polska jest stanowczo najkulturalniejszym narodem w Europie, inna rzecz, ¿e nie by³a w stanie swym twórcom zabezpieczyæ materialnego bytu 16. Z perspektywy swoich pó niejszych polskich do wiadczeñ doda w dalszej czê ci wspomnieñ jeszcze jeden kwantyfikator: Polska jest b¹d co
13 B. Prus, Do ¿ony, Berlin 28 maja 1895, w: tego¿, Listy, oprac., komentarzem i pos³owiem opatrzy³a K. Tokarzówna, red. Z. Szweykowski, Warszawa 1959, s. 218 (dalej oznaczane jako L i numer strony). 14 B. Prus, Do ¿ony, Charlottenburg 8 czerwca 1895 (L, 222). 15 S. Przybyszewski, Moi wspó³cze ni, s. 62. 16 Tam¿e, s. 91.
50
b¹d najkulturalniejszym bynajmniej nie s¹dzê, by najwiêcej ucywilizowanym narodem w Europie 17. Wy¿szo æ polskiej krwi nad niemieck¹ ujawnia³a siê wed³ug Przybyszewskiego nawet w pokoleniach, które ju¿ z polsko ci¹ nie mia³y ¿adnych zwi¹zków. Taka sytuacja mia³a zachodziæ w przypadku Friedricha Nietzschego, a w³a ciwie w jego jêzyku, o którym pisa³: Cud jêzyka Nietzschego mo¿e odczuæ tylko Polak toæ to najcudowniejszy jêzyk polski, przetransponowany przez geniusza na jêzyk obcy! Jêzyk niemiecki Nietzschego gwa³ci³ niebywale niemczyznê jego czasów: czyta³o go siê jak obcego pisarza jêzyk ten wywo³ywa³ zdumienie i gor¹cy protest 18. Dostrzega³ wszak¿e i walory, jakie kry³a w sobie niemczyzna, mniej plastyczna ni¿ polszczyzna, ale za to zawieraj¹ca znacznie wiêcej nawarstwieñ kultury , a przy tym bardziej podatna na wp³ywy innych jêzyków, które j¹ ubogaca³y19. Boles³aw Prus nie by³ przygotowany do czynienia takich lingwistycznych obserwacji. Stosowa³ jednak¿e podobn¹ metodê polsko-niemieckich porównañ w odniesieniu do innych aspektów ¿ycia berliñczyków. Przygl¹da³ siê przede wszystkim samemu miastu, jego topografii, budowlom. Ju¿ od pierwszych chwil spêdzonych w Berlinie fascynowa³a go niemiecka organizacja. Podziwia³ dworzec kolei miejskiej Friedrichstrasse Bahnhof, przypominaj¹cy wielk¹ oran¿eriê, w której ruch poci¹gów odbywa³ siê nieomal nieustannie bez typowego dla Polaków krzyku i zamieszania. Koordynacja rozk³adu poci¹gów, architektoniczne rozwi¹zania dworca by³y tylko wstêpem do pozytywnego wra¿enia, jakie wywar³a na pisarzu niezwykle czysta berliñska ulica, o której napisa³, ¿e to nie ulica, ale starannie utrzymany pokój 20. Swoje spotkanie z miastem rozpocz¹³ niezbyt szczê liwie od pobytu w Friedrichshofie hotelu przy Friedrichstrasse, gdzie zamieszka³ wraz z Gustawem Gebethnerem, swoim wydawc¹, z którym odbywa³ pocz¹tkowo podró¿ po Europie. Tam ze zdziwieniem spostrzeg³, ¿e w pokoju nie ma jeszcze elektryczno ci, ciep³ej i zimnej wody, centralnego ogrzewania. S¹ natomiast okna otwierane do wnêtrza, co jest nie lada u³atwieniem, dziêki któremu pokojówki myj¹ce szyby nie wypadaj¹ na zewn¹trz. Pisarz wymeldowa³ siê 17 Tam¿e, s. 116. Tomasz Szarota uwa¿a, ¿e rozró¿nienie miêdzy kultur¹ a cywilizacj¹ mo¿e byæ efektem lektury pracy Oswalda Spenglera Der Untergang des Abendlandes (zob. T. Szarota, dz. cyt., s. 31). 18 S. Przybyszewski, Moi wspó³cze ni, s. 76. 19 Zob. ten¿e, Do Alfreda Neumanna, s. 174 175. 20 Zob. B. Prus, Kartki z podró¿y [Berlin], s. 174 176.
51
wkrótce z owego hotelu, chc¹c uciec od towarzystwa natrêtnego staruszka i zgie³ku miasta21. Pocz¹tkowo jednak by³ tym miastem oczarowany, z zachwytem pisa³: Prusy i Berlin zrobi³y na mnie silne wra¿enie [ ]. Ile tu rzeczy du¿ych i ma³ych godnych widzenia i na ladowania! 22. W Kartkach z podró¿y dzieli³ siê swoimi spostrze¿eniami, z których przebija ton rozgoryczenia, wynikaj¹cego z dysproporcji miêdzy Warszaw¹ a stolic¹ Prus. Stwierdza³: Berlin jest znakomicie bogatszym od Warszawy. Widaæ to po [ ] domach. Domy berliñskie s¹ wy¿sze od naszych, s¹ budowane je¿eli nie z kosztowniejszych, to z pewno ci¹ z lepszych materia³ów i maj¹ daleko wiêcej ornamentów ani¿eli nasze. W ogóle w Berlinie ka¿dy kwadratowy s¹¿eñ czy to ciany, czy chodnika, czy bruku jest zrobiony staranniej i ³adniej ani¿eli u nas.23 [ ] gmachy publiczne imponuj¹, choæ ch³odne, a domy prywatne pa³ace. Co krok to jaki budynek staroniemiecki (ratusz w Kazimierzu) albo zamek z wie¿yczkami i gotyckimi oknami. Wszystko za tonie w ród pysznych ogrodów [ ].24
W opisach berliñskiej architektury nie by³ wy³¹cznie apologet¹. Pocz¹tkowy zachwyt budowlanym rozmachem, bogactwem ozdób, ust¹pi³. Pocz¹³ dostrzegaæ usterki w proporcjach, wynikaj¹ce z braku gustu i z potrzeby megalomañskich manifestacji. Jego wra¿enia znamionuje typowa dla obcego przybysza zmiana optyki: pocz¹tkowa, ogólna perspektywa, obejmuj¹ca obraz ca³o ciowo, zawê¿a siê, skupiaj¹c na szczególe i wcze niej niedostrzeganych elementach. Prus ma³o wêdrowa³ ulicami Berlina, czê ciej ucieka³ do zacisznych wnêtrz domostw, a przynajmniej w rzadziej uczêszczane uliczki: uciek³em , napisze w Kartkach z podró¿y, na ustronne ulice, a¿eby nareszcie znale æ jaki dom niski, g³adki, podobny do naszych. I wtedy spostrzeg³em, ¿e berliñskie kamienice s¹ prze³adowane ozdobami, ¿e spoza tych pa³aców wygl¹daj¹ browary, a spoza wie¿yczek fabryczne kominy 25. Niewiele jest w opisach tego miasta dok³adnych wskazówek topograficznych. Do g³osu dochodzi zapewne agorafobia, która kaza³a mu przeprowadziæ siê do osobnego
21 Zob.
B. Prus, Do ¿ony, Charlottenburg 22 maja 1895 (L, 215 216). Do ¿ony, Berlin 19 maja 1895, w: A. G³owacki (B. Prus), Listy, s. 213. 23 Ten¿e, Kartki z podró¿y [Berlin], s. 222. Zob. równie¿: B. Prus, Kronika tygodniowa, Tygodnik Ilustrowany (1 VI 1907), w: tego¿, Kroniki, t. 19, s. 126 128. Cytaty z kronik podajê za edycj¹: B. Prus, Kroniki, t. 1 20, red. Z. Szweykowski, Warszawa 1953 1970. 24 Ten¿e, Do ¿ony, Berlin 15 czerwca 1895 (L, 226 227). 25 Ten¿e, Kartki z podró¿y [Berlin], s. 184. 22 Ten¿e,
52
w owym czasie miasta Charlottenburga26. Miejsce podoba³o mu siê na tyle, ¿e poleca³ je nawet turystom i rodzinie: [ ] jaka ³adna okolica pisze do ¿ony 20 maja 1895 Wyobra sobie mnóstwo ogrodów, pociêtych lipowymi alejami jak w Pu³awach, a w ród tego gmachy i pa³acyki; koleje, tramwaje itd. 27. Tu ma widok przez okno na bujn¹ przyrodê, spokój, jaki ma do zaoferowania ta dzielnica hoteli i prywatnych pensjonatów, oddzielona od Berlina ogrodem zoologicznym: Cicho mi tu i dobrze, z czego domy lam siê, ¿e spokój jest mi potrzebny jak woda rybie. [ ] Mam zreszt¹ nadziejê, ¿e sama przekonasz siê, jaki to smak w pierwszych kilku dniach, kiedy wielko æ przyt³acza, a nowo æ boli! 28 pisze. Berlin ogl¹da³ pisarz raczej od strony przedmie æ, tam te¿ ko³o Tiergartenu zwiedzi³ plac zbudowany na wzór wenecki i zorganizowan¹ na nim Wystawê w³osk¹ , charakteryzowan¹ w li cie nastêpuj¹co: S¹ tam wina, muzykanci, stra¿nicy, kwiaciarki, kana³y, gondole, itd. w³oskie. I naprawdê mo¿na mieæ z³udzenie, ¿e siê jest je¿eli nie w Wenecji, to przynajmniej w jakim w³oskim Lubartowie 29. Wêdruj¹c po mie cie, pod¹¿a³ szlakiem kolejnych wystaw, muzeów. Wszêdzie uderza³o go bogactwo ogl¹danych eksponatów i ogrom zwiedzanych budynków: Ile tu rzeczy jest do ogl¹dania, niestety! Bardzo powierzchownego. Sama np. wysta[wa] higieniczna, niby to drobiazg, jest arcydzie³em. Obejmuje ca³e ¿ycie i zdrowie, nawet pracê ludzk¹ od urodzenia do grobu a wszystkie budowle, sale, ochrony, szpitale, systemy kanalizacyjne itd., itd. przedstawione s¹ w modelach. [ ] Jakie tu budowle! Wystawa obrazów ma 54 sale, z tych 8 jak nasza ratuszowa, a z reszty ka¿da wiêksza od Sali T-wa Zachêty. Albo Szko³a Politechniczna: 540 sal! ma wyk³ady, gabinety, itd.30
Pojawia siê w tym opisie znany z Kronik sposób warto ciowania, odnoszenia wszystkiego do rzeczywisto ci warszawskiej, czy szerzej polskiej. Porównaniom, zestawieniom podlegaj¹ wszelkie aspekty ¿ycia: wygl¹d budynków i ludzi; wytwory kultury niemieckiej i polskiej. Równie¿ wspomnienia Przybyszewskiego dostarczaj¹ nam ciekawych spostrze¿eñ o kamiennym morzu jak nazwie Berlin w Moich wspó³czesnych31 pisarz. On tak¿e, podobnie jak Prus, prze¿y³ czas fascynacji tym miastem. 26 Echo pobytu w Charlottenburgu odzywa siê m.in. w Kronice tygodniowej (23 X 1898), w: B. Prus, Kroniki, t. 15, s. 408. 27 Ten¿e, Do ¿ony, Charlottenburg 20 V 1895 (L, 214). 28 Ten¿e, Do ¿ony, Charlottenburg 22 V 1895 (L, 216 217). 29 Ten¿e, Do ¿ony, Charlottenburg 20 V 1895 (L, 214). 30 Ten¿e, Do ¿ony, Charlottenburg 5 VI 1895 (L, 219). 31 S. Przybyszewski, Moi wspó³cze ni, s. 94.
53
By³o to w pocz¹tkowych latach pobytu, kiedy Berlin mami³ go z³udnymi perspektywami, w których z³akniony sukcesu przysz³y pisarz widzia³ dla siebie szansê. Ten potencja³ tkwi³ w artystycznej atmosferze metropolii, w istnieniu ró¿nych stowarzyszeñ skupiaj¹cych ludzi sztuki, bo jak pisa³: W Niemczech [ ] wszystko jest korporacj¹ 32. Mo¿liwo ci tworzyli te¿ ludzie, których spotyka³, a przede wszystkim m³odzi poeci, prozaicy i dramaturdzy nie tylko niemieccy, bo Berlin by³ Mekk¹ pisarzy z ca³ej Europy, a zw³aszcza ze Skandynawii (co nawet komentowa³ z przek¹sem mówi¹c o kolonii skandynawskiej 33). Da³ siê zwie æ ulotnej s³awie34, jak¹ do æ szybko zyska³, wiêc stwierdza³: Siedzê w Berlinie jak d³ugo bêdê móg³, bo mi siê tu podoba 35. Z czasem stolica Rzeszy oka¿e siê miastem ma³o przyjaznym i mimo szerokiej oferty kulturalnej, czystego estetyzmu jak pisze Przybyszewski raczej zachêci do szukania ukojenia i ciszy, których Berlin nie móg³ zaoferowaæ. Miejscem ucieczki stanie siê Friedrichshagen bardzo piêkna miejscowo æ w³a ciwie ma³e miasteczko na wschód od Berlina, po³o¿one nad ca³ym szeregiem jezior , a tak¿e siedziba przedstawicieli tzw. Najm³odszych Niemiec (modernistów niemieckich: Brunona Willego, Wilhelma Bölschego, Juliusza i Henryka Hartów)36. O swoich niemieckich kolegach nie mia³ Przybyszewski zbyt dobrego zdania. Dostrzeg³ w nich naiwno æ, infantyln¹ sk³onno æ do zabawy, a przede wszystkim nieumiarkowanie w piciu piwa, które skutkowa³o mia³ko ci¹ dyskusji i ma³o odkrywcz¹ tematyk¹ sporów. Z wyczuwaln¹ wy¿szo ci¹ pisa³ o plebejskim pochodzeniu wiêkszo ci artystów niemieckich, ich braku towarzyskiej og³ady, objawiaj¹cym siê narowami bursza , che³pieniem siê posiekan¹ twarz¹, swoim burschikos obej ciem 37. Niewiele lepiej wypowiada³ siê Przybyszewski o niemieckich kobietach, zw³aszcza tych zwi¹zanych ze wiatem artystycznej bohemy, pe³ni¹cych wobec mê¿czyzn rolê s³u¿ebn¹, bo 32 Tam¿e,
s. 180. s. 154. 34 S³awa by³a ulotna, bo jak siê okaza³o niezwykle zale¿na od zaj æ, jakie mia³y miejsce w ¿yciu prywatnym Przybyszewskiego (nieformalny zwi¹zek w latach 1889 1893 z Mart¹ Foerderówn¹, z któr¹ mia³ troje dzieci, lub z Dagny Juel [18 wrze nia 1893], pobyty ma³¿onków w Norwegii w latach 1894 1898, a przede wszystkim samobójstwo kochanki w roku 1896). Z estymy, jak¹ siê cieszy³ w pierwszych latach pobytu w ród berliñskiej bohemy, nie pozosta³o nic, pojawi³y siê natomiast ataki, a nawet literackie paszkwile. Rok 1896 sta³ siê czasem duchowego zerwania z Berlinem. Potem pisarz d¹¿y³ do opuszczenia miasta. 35 S. Przybyszewski, Do Pauliny Pajzderskiej, Berlin 8 stycznia 1890, w: tego¿, Listy, s. 56. 36 Ten¿e, Moi wspó³cze ni, s. 94. 37 Tam¿e, s. 95. 33 Tam¿e,
54
w umys³owym ¿yciu artysty kobieta niemiecka przewa¿nie ¿adnego udzia³u nie bra³a, braæ nie mog³a, a na jej plus-konto zapisywaæ by mo¿na, ¿e nie mia³a ¿adnych pretensyj, by jak¹ rolê w ¿yciu swego mê¿a odgrywaæ. By³a trzykrotnym K tym w³a nie, czego Wilhelm II od kobiety wymaga³: Kind, Küche, Kirche!38
Te kucharki, szwaczki, prostytutki i nieliczne nauczycielki szkó³ ludowych nie potrafi³y nigdy wykroczyæ poza owo ograniczaj¹ce trzykrotne K . Do tych socjologicznych obserwacji Przybyszewskiego mo¿na dorzuciæ gar æ spostrze¿eñ Prusa, który po wiêci³ wiele uwagi opisom ludzi i zwyczajów niemieckich. Wed³ug autora Lalki drogie jest tamtejsze jedzenie, spanie zabawne bo pod pierzyn¹, mieszkanie wyborne i tanie, mê¿czy ni prze liczni [!], podobni do polskich szlachciców (te same w¹sy, twarze, rysy inteligentne, oczy siwe lub niebieskie)39, kobiety mniej ³adne i pozornie mniej mia³e40, choæ w gruncie rzeczy w ród Niemców panuje wielka swoboda obyczajów. Wszyscy jednak wielbi¹ porz¹dek i obowi¹zek41. Ale berliñczycy nie zjednuj¹ sobie jego sympatii Tu ludzie s¹ uczciwi, dobrzy i nawet grzeczni, ale chyba maj¹ kamienne serca taki dziwny ich wygl¹d i zachowanie. Jest to naród, w którym rozwinê³a siê my l i wola ze szkod¹ [dla SKS] uczucia 42. W Kartkach z podró¿y wiele miejsca po wiêci³ Prus sprawom obyczajowym, wywo³uj¹cym jego zdziwienie: Mê¿czyzna wchodz¹cy gdzie przed kobiet¹, mê¿czyzna publicznie klepi¹cy kobietê po twarzy, mê¿czyzna czêstuj¹cy kobietê piwem ze swego kufla, mê¿czyzna nie ustêpuj¹cy kobiecie miejsca, s¹ to zjawiska bardzo pospolite w Berlinie [ ]. Brak grzeczno ci w stosunku do kobiet wynagradza siê tu nie znanym gdzie indziej sentymentalizmem.43
38 Tam¿e. 39 Zob.
B. Prus, Kartki z podró¿y [Berlin], s. 177. stereotypowy (bo jeszcze nie oparty na autopsji) obraz kobiet niemieckich rysuje Prus w Doktorze filozofii na prowincji (1875): Hum! pandobrodzieju tego, je¿eli wolno, co te¿ pandobrodziejowi tego najlepiej podoba³o siê w Hajdelbergu, je¿eli wolno? Stary zamek, okolica i wino reñskie odpar³ doktór filozofii. Sêdzia Dmuchalski, jak to powiadaj¹, szeroko otworzy³ gêbê, nie trac¹c jednak fantazji, doda³: Tfu! A tego, pandobrodzieju, je¿eli wolno, z innych rzeczy co te¿ panu doktorowi tego pandobrodzieju? Z innych? nic! Niemki brzydkie, jedzenie liche (w: tego¿, Pisma, red. I. Chrzanowski, Z. Szweykowski, t. 3, Warszawa 1935, s. 197 198). 41 Zob. B. Prus, Przyczyny niemieckich powodzeñ, Tygodnik Ilustrowany (5 II 1910), w: tego¿, Kroniki, t. 20, s. 210. 42 Ten¿e, Do ¿ony, Charlottenburg 15 czerwca 1895 (L, 226 227). 43 Ten¿e, Kartki z podró¿y [Berlin], s. 245 246. Echo tych spostrze¿eñ pobrzmiewa w felietonie zatytu³owanym Prusko-chiñska ³amig³ówka, Kurier Codzienny (18 XI 1900), w: tego¿, Kroniki, t. 16, s. 533. 40 Podobny,
55
Uwa¿a³, ¿e berliñczycy s¹ niewolnikami pracy ( rys pracowito ci góruje w Niemcu nad wszystkimi innymi ), dlatego berliñczyk umie najlepiej pracowaæ, potem uczyæ siê, a prawie wcale nie umie u¿ywaæ 44. Pisarz wyci¹ga z tego wniosek, ¿e góruj¹cy instynkt pracy robi ich punktualnymi, a jednocze nie twardymi i kanciastymi, dziêki czemu nawet grzeczno æ ich bywa jaka szorstka, a obojêtno æ ma pozory gburstwa 45. W notatniku, w formie hase³, zapisywa³ Prus uwagi do pó niejszej dziennikarskiej obróbki . Czytamy tam miêdzy innymi: bezpieczeñstwo, rzetelno æ, obowi¹zek, demokracja ; na Niemcy skromne i pracowite spad³y miliardy i u¿yto je na luksus ; naród bardzo muzykalny, orkiestry i piewy chóralne ; Prusacy nie maj¹ towarzyskich talentów, ale czy nie maj¹ uczucia? Niemki maj¹ byæ bardzo tkliwe i skore do mi³o ci ; Pruska grzeczno æ: potr¹ci i w ch³odny sposób przeprasza ; miêdzy ludem wiele postaci sympatycznych: doro¿karze, konduktorzy kolei, robotnicy, s³u¿¹ce, bursze ; nie ma ¿ebraków 46. Opisy berliñskich realiów ¿ycia autora Moich wspó³czesnych tak¿e wiele mówi¹ o samym mie cie i jego mieszkañcach. Przybyszewski mieszka³ miêdzy innymi w najwiêcej os³awionej dzielnicy robotniczej na pó³nocy Berlina , za Wedingiem, a jego budê jak nazywa³ swój pokój zape³nia³y stó³, krzese³ko i ³ó¿ko, tak twarde, ¿e niczym prycza wiêzienna 47. Bywa³ te¿ w mieszkaniu Richarda Dehmla, poety niemieckiego, z którym ³¹czy³a go wieloletnia przyja ñ. Z okien mieszkania Przybyszewskiego na pi¹tym piêtrze, które zdawa³o siê byæ najwy¿szym punktem miasta, roz ciela³ siê nieporównany widok na ca³y Berlin a raczej olbrzymie morze dachów, wie¿, kopu³, kominów fabrycznych . Z tej perspektywy, co wielce znamienne, pierwszy i jedyny raz [ ] Berlin nieomal piêknym siê wyda³ 48. Wiele czasu spêdza³ Przybyszewski w winiarni Pod Czarnym Prosiakiem ( Zum schwarzen Ferkel ), w której spotyka³y siê Najm³odsze Niemcy , a przede wszystkim skandynawska bohema, któr¹ staæ by³o nie tylko na piwo, ale i burgundzkie wino 49. W spostrze¿eniach dotycz¹cych spo³eczeñstwa berliñskiego skupi³ siê szczególnie na kwestii artystów, ich roli w narodzie, w organizmie pañstwowym i na stosunku obywateli do nich. Zauwa¿y³, ¿e ludzie sztuki ¿yli poza obrêbem 44 Ten¿e,
Kartki z podró¿y [Berlin], s. 249. s. 250. 46 B. Prus, Notatnik z Berlina z 1895 r., ss. 11 12, 14, 27, 31, 36. 47 S. Przybyszewski, Moi wspó³cze ni, s. 105. 48 Tam¿e, s. 117. 49 Ca³a ta winiarenka sk³ada³a siê z dwóch ma³ych pokoików przedzielonych ciasnym szynkwasem, w którym piêtrzy³y siê flaszki najprzeró¿niejszych trunków pokoików tak ma³ych, ¿e zaledwie 20 osób od razu w nich pomie ciæ siê mog³o, a po szóstej po po³udniu nie mo¿na by³o 10 centymetrów miejsca znale æ, tak by³a przepe³niona [ ] (tam¿e, s. 154). 45 Tam¿e,
56
spo³eczeñstwa, bo niemiecka bur¿uazja lêka³a siê tych, o których mówi³a: darmozjady, zbere nicy, chemicznie wyprani z wszelkiego poczucia etyki i wspólnoty spo³ecznej, banda anarchistów, [ ] ob³¹kani delirianci, którzy na domiar wszystkiego podatków p³aciæ nie mogli! 50. To niedope³nienie zobowi¹zañ skarbowych zdawa³o siê byæ okoliczno ci¹ najbardziej obci¹¿aj¹c¹ artystê w oczach przyzwoitego berliñczyka. Ale niemiecki artysta nie by³ improduktywem. Dla utrzymania siê przy ¿yciu musia³ wykonywaæ jak¹ pracê w towarzystwie ubezpieczeniowym, w gazecie, wyrabiaj¹c zabawki dla dzieci, w najlepszym razie je¿d¿¹c z odczytami51. I znów okazywa³o siê, ¿e wed³ug Przybyszewskiego Polska by³a ³askawsza dla ludzi pióra, bo ¿aden artysta w Polsce nie prze¿ywa takiej nêdzy, jak¹ prze¿ywa³ istotny artysta z Bo¿ej ³aski w Niemczech 52. Nawet polscy publicy ci, jak pisa³, okazywali siê ³agodniejszymi ( nasz Jeske-Choiñski by³ wytwornym panem wobec niemieckich krytyków, którzy zaopiekowali siê berliñsk¹ bohem¹ 53). Nie ma te¿ Przybyszewski dobrej opinii o nieprofesjonalnych odbiorcach sztuki, którzy podobnie jak fachowi recenzenci nie znaj¹ siê na sztuce (nie potrafili siê poznaæ na Munchu)54. Ogólnie, Niemcy w jego ocenie to doktrynerzy55, znaj¹ tylko Empörung zgorszenie , ale nie znaj¹ buntu56. Ich stan umys³owy jest nawet pomiêdzy robot[nikami] berliñskimi [ ] niski 57, bywaj¹ nienawistnie zajadli i wrodzy, ostatni parobek u nas jest wiêkszym gentlemanem ni¿ tutaj najwiêkszy gentleman 58. W efekcie Berlin okazuje siê miastem przeklêtym 59, mnóstwo w nim brudu (moralnego)60, to jedno obozowisko ¿o³nierskie, z³o¿one z ludzi, militarnym drylem i tresur¹ doszczêtnie z mózgowych czynno ci wyzbytych 61. Stolica Niemiec staje siê mu wstrêtna, chorobliwie mêcz¹ca62, a nawet znienawidzona63. 50 Tam¿e,
s. 115. tam¿e, ss. 111, 113. 52 Tam¿e, s. 111. Odmiennie pisze o tym w listach (zob. S. Przybyszewski, Do Ernesta Prochazki, Berlin lipiec sierpieñ 1896, w: tego¿, Listy, s. 127). 53 Tam¿e, s. 116. 54 Zob. tam¿e, s. 184 185. 55 Zob. S. Przybyszewski, Do Zenona Przesmyckiego, Kongsvinger maj 1895, w: tego¿, Listy, s. 100. 56 Zob. ten¿e, Moi wspó³cze ni, s. 73. 57 Ten¿e, Do Stanis³awa Mendelsona, Berlin 29 wrze nia 1892, w: tego¿, Listy, s. 67. 58 Ten¿e, Do Ernesta Prochazki, Berlin 7 listopada 1897, w: tego¿, Listy, s. 169. 59 Ten¿e, Do Emanuela Leszetickiego, Berlin 5 lipca 1897, w: tego¿, Listy, s. 160. 60 Ten¿e, Do Alfreda Momberta, Berlin 7 stycznia 1897, w: tego¿, Listy, s. 138. 61 Ten¿e, Moi wspó³cze ni, s. 364. 62 Ten¿e, Do ¿ony Dagny, Berlin po 14 listopada 1897, w: tego¿, Listy, s. 171. 63 Ten¿e, Do Teodora Toeplitza, Komgsvinger lipiec sierpieñ 1895, w: tego¿, Listy, s. 105. 51 Zob.
57
Podobn¹ ewolucjê mo¿na zaobserwowaæ w stosunku Boles³awa Prusa do Berlina. I on po du¿o krótszym pobycie zdawa³ siê byæ przyt³oczonym przez to miasto. Im bli¿ej by³o chwili wyjazdu, tym czê ciej do g³osu dochodzi³o zmêczenie i przesycenie wra¿eniami64. Nawet wycieczki do podberliñskich wsi, w których zadziwia³y go przeogromne niczym pa³ace domostwa, nie by³y w stanie zatrzymaæ go na d³u¿ej, bo, jak pisa³: mia³em tu lód w sercu i o³ów na g³owie 65. Prus z przyjemno ci¹ my li o opuszczeniu Berlina 66. Stolica Niemiec jest dla niego miastem piêknym, a nawet za piêknym 67. To miejsce imponuj¹ce, prze³adowane i nowe [ ], odpycha w koñcu 68. Berlin bêdzie go ci³ w pó niejszych refleksjach pisarza ju¿ tylko okazjonalnie. Stanie siê zw³aszcza w publicystyce symbolem niemieckiej przewagi w cywilizacyjnym wspó³zawodnictwie z Francj¹ i Angli¹ o prymat w Europie. Zawsze ju¿ bêdzie jednak w my leniu Prusa miastem zimnym jak lód , piêknym wiêzieniem 69, w którym za miliony nie chcia³by [ ] mieszkaæ ca³e ¿ycie 70. Podobnie Przybyszewski, wyje¿d¿aj¹c z Berlina do Norwegii p³aka³ ze szczê cia71, zarzeka³ siê, ¿e nigdy nie wróci72, bo tak go chorobliwie zmêczy³o [ ] to miasto 73; pobyt w Berlinie sta³ siê dla niego wprost mêczarni¹ 74. Tajemniczy genius loci sprawi³, ¿e po latach we wspomnieniowych Moich wspó³czesnych bêdzie jednak pisa³ o Berlinie z sentymentem, jako miejscu artystycznego, a przede wszystkim ¿yciowego debiutu. 64 Intensywno æ obserwacji znalaz³a swoje odzwierciedlenie w Kartkach z podró¿y, felietonach-reporta¿ach drukowanych przez Prusa na ³amach Kuriera Codziennego . Losy ich publikacji by³y dla pisarza kolejnym po upadku redagowanych przez niego Nowin dowodem obywatelskiej niedojrza³o ci Polaków. Zapowiadane przez Kuriera w numerze 134 z 16 V 1895 roku korespondencje z podró¿y, ukazuj¹ce siê dopiero po powrocie Prusa do kraju (od numeru 1 z 1 I 1896 do numeru 125 z 5 V tego¿ roku), nie spotka³y siê z zainteresowaniem czytelników z powodu nu¿¹cej rozwlek³o ci, objawiaj¹cej siê nadmiarem detalicznych opisów. Czasopismo zaprzesta³o nagle ich drukowania. Ciekawe jako materia³ porównawczy notatki z Drezna, Karsbadu, Stuttgartu, Rapperswilu, Pary¿a do których uda³ siê Prus po Berlinie nie zosta³y nigdy upublicznione i pozosta³y w formie prywatnych zapisków oraz korespondencji. 65 B. Prus, Do Juliana Adolfa wiêcickiego, Berlin 16 czerwca 1895, w: A. G³owacki (B. Prus), Listy, s. 230. 66 Ten¿e, Do ¿ony, Berlin 15 czerwca 1895, w: A. G³owacki (B. Prus), Listy, s. 226. 67 Tam¿e. 68 B. Prus, Do ¿ony, Drezno 18 czerwca 1895, w: A. G³owacki (B. Prus), Listy, s. 231. 69 Ten¿e, Do ¿ony, Berlin 15 czerwca 1895, w: A. G³owacki (B. Prus), Listy, s. 226. 70 Ten¿e, Do ¿ony, Berlin 15 czerwca 1895, w: A. G³owacki (B. Prus), Listy, s. 226. 71 S. Przybyszewski, Do Alfreda Momberta, Berlin 7 stycznia 1897, w: tego¿, Listy, s. 161. 72 Zob. S. Przybyszewski, Do Teodora Toeplitza, w: Listy, s. 105. 73 Ten¿e, Do ¿ony Dagny, w: Listy, s. 171. 74 Ten¿e, Moi wspó³cze ni, s. 294.
58
Sylwia Karpowicz-S³owikowska A Beautiful Gaol and a Cursed City : Late-Nineteenth-Century Berlin as Seen by Boles³aw Prus and Stanis³aw Przybyszewski The Berlin of the 1880s was visited by big numbers of Poles, especially those affiliated to the world of arts. Among those who arrived and stayed there for some time was Ignacy-Jan Paderewski, Artur Rubinstein, Julian Fa³at, or Wojciech Kossak. Boles³aw Prus s lived in Berlin for more than a month, while Stanis³aw Przybyszewski s sojourn was several years long. The two authors, of different generations and world-views, were united in their personal experience of the city s realities, close to each other in terms of quality and language. Both of them experienced moments of enchantment with the German capital, which was followed by a phase of acquisition of a different, less approving perspective; at the end of this path was a desire to flee. Beautiful gaol and a cursed city are metaphors which aptly render both novelists impressions from their stay in late-nineteenth-century Berlin where fascination meets dread and dismay.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
Magdalena Kreft
ZADUCH, WONIE I POWIETRZE, CZYLI JAK PACHNIE W WIECIE ELIZY ORZESZKOWEJ
Jednym z bardzo wa¿nych problemów, którym musieli stawiæ czo³a dziewiêtnastowieczni architekci i urbani ci, by³a kwestia z³ego powietrza 1. Zastanawiano siê, jak pozbyæ siê brzydkich zapachów i jak wywietrzyæ dom. róde³ nieprzyjemnych i szkodliwych woni (w miastach i w dworach) by³o bowiem wówczas bardzo wiele2. Znano skutki dzia³ania dwutlenku wêgla i czadu. Bano 1 W
XIX wieku ka¿da ksi¹¿ka na temat budowy domów zawiera³a przynajmniej jeden rozdzia³ po wiêcony wietrzeniu i «dolegliwo ciom z³ego powietrza» (W. Rybczyñski, Dom. Krótka historia idei, prze³. K. Husarska, Gdañsk 1996, s. 133). 2 Ogrzewanie, o wietlenie i gotowanie poch³ania³o wówczas najwiêcej czystego powietrza. Ulice i mieszkania przez ca³y rok (tak¿e latem) nape³nia³y dymy i sadze. Dymi³y i grza³y piece domowe, lampy naftowe i gazowe, kominy fabryczne. Zapachy wêgla, dymu, sadzy i popio³u miesza³y siê z zapachem licznych w miastach zwierz¹t, woni¹ kuchni i garkuchni, substancji odka¿aj¹cych, ze stêchlizn¹ i wilgoci¹, z pachnid³ami i zapachem rodków na insekty. Intensywnie cuchnê³y rynsztoki, mietniska i do³y kloaczne. Na ówczesnej ulicy panowa³ istny konglomerat zapachów, o których rzadko tylko mo¿na by³o powiedzieæ, ¿e by³y przyjemne. Wszystkie miejskie sklepiki, szynki, pralnie, jatki i zak³ady rzemie lnicze mia³y swe indywidualne zapachy . Od wielu mieszkañców czuæ by³o woñ potu i niedomytych cia³. W 1879 roku na jednego mieszkañca Warszawy przypada³y statystycznie dwa zabiegi k¹pielowe w ci¹gu roku. Wiêcej na ten temat zob. W. Rybczyñski, Dom. Krótka historia idei (rozdz. 6: wiat³o i powietrze); E. Kowecka, W salonie i w kuchni. Opowie æ o kulturze materialnej pa³aców i dworów polskich w XIX wieku, Warszawa 1984, s. 57 58; R. Sennett, Cia³o i kamieñ. Cz³owiek i miasto w cywilizacji Zachodu, prze³. M. Konikowska, Gdañsk 1996; Przewodnik po Warszawie wydany staraniem Wielkiego Hotelu Europejskiego w czterech jêzykach, Warszawa 1881 [reprint Warszawa 1991].
60
siê równie¿, ¿e ze z³ym powietrzem przychodz¹ zarazki gro nych epidemii. Ros³a wra¿liwo æ indywidualna na zapachy, choæ publiczne rozmowy o przykrych woniach uznawano wci¹¿ za kompromituj¹ce. Rozwijaj¹ca siê wówczas na Zachodzie teoria wyziewów z czystego powietrza uczyni³a sprawê nadrzêdn¹. Powietrze musia³o byæ wie¿e, choæby mia³o byæ zimne3. Nale¿a³o wentylowaæ, spacerowaæ, je dziæ do wód i uprawiaæ sporty. Epoka wiktoriañska przynios³a prawdziw¹ jak nazywa to Witold Rybczyñski obsesjê wie¿ego powietrza 4. Bano siê bowiem zepsutego powietrza, ale zarazem bano siê otwierania okien, ch³odu i przeci¹gów. Plaga chorób zaka nych i panosz¹ce siê choroby p³uc podtrzymywa³y dylemat: wietrzyæ czy nie? Mieszkano w niedogrzanych lub przegrzanych izbach, dlatego te¿ domy by³y pe³ne przeci¹gów i jednocze nie duszne, ruch powietrza w rodku bez³adny, utrata ciep³a je li w ogóle mia³y ogrzewanie przekracza³a wszelkie normy 5. W miastach czyste powietrze sta³o siê niemal delikatesem, którym delektowano siê w parkach i ogrodach6. Kronikarz problemów ówczesnej Warszawy, Boles³aw Prus, nie wzdraga³ siê przed opisywaniem mierdz¹cych problemów . Fachowo i ze znawstwem rozprawia³ o sk³adzie nie wie¿ej atmosfery i jej wp³ywie na zdrowie, o akcjach sanitarnych, podjêtych w obliczu gro by wybuchu epidemii cholery w 1885 roku, o asenizacji i odka¿aniu domowych ustêpów7. 3 Og³oszenie reklamowe sanatorium dla chorych na p³uca w miejscowo ci Goerbersdorf
zapewnia: die Patientenzimmer sind gut ventilirt, die Luft in denselben erneuert sich stündlich dreimal (Przewodnik po Warszawie , s. 39 [verso] wersji polskiej). Szczególne umi³owanie wsi, jakie przejawiali ludzie wieku XIX, bra³o siê w³a nie po czê ci z ich pragnienia czystego powietrza, którego tylko wie mog³a im dostarczyæ. Mia³o ono byæ lekiem na wiele schorzeñ. Suchoty zalecano leczyæ samym czystym powietrzem (zob. Cywilizacja i suchoty. Odczyt dr E. Dobrzyckiego. Recenzja, Przegl¹d Tygodniowy 1882, nr 12). 4 W. Rybczyñski, dz. cyt., s. 133. 5 Cyt. za: R. Sennett, dz. cyt., s. 273. Swój wywód o od wie¿aniu powietrza w dusznych pokojach dworskich El¿bieta Kowecka koñczy nastêpuj¹co: Meble, tapety, kotary nasi¹ka³y tymi ciê¿kimi woniami, mo¿e nie zawsze zreszt¹ przyjemnymi. Domy mia³y swój w³asny zapach stanowi¹cy dziwny konglomerat woni wilgoci, stêchlizny, kurzu i perfum. Wspomnienie tego charakterystycznego zapachu [ ] sz³o nieraz za lud mi przez ca³e ¿ycie [ ] (E. Kowecka, dz. cyt., s. 58). 6 Warszawa chciwa na wie¿e powietrze delektuje siê tutaj [w Parku £azienkowskim MK] tym specja³em nie tylko w niedziele i wiêta, ale nawet co dzieñ (Przewodnik po Warszawie , s. 17 czê ci polskiej). Ogród Saski daje to jedyne d b³o wie¿ego powietrza, które utrzymuje przy ¿yciu zamkniêtych w rozpalonych murach mieszczuchów (tam¿e, s. 20). 7 Zob. np.: B. Prus, Kroniki, t. 3, s. 201 203 (z dn. 15 i 16 III 1878 r.); t. 5, s. 92 93 (z dn. 9 IV 1881 r.) oraz t. 8, przypis ze s. 525 (oprac. i wstêp Z. Szweykowski, t. 1 20, Warszawa 1953 1970). Czterystutysiêczna Warszawa mia³a wówczas tylko dwa publiczne ustêpy: jeden w gmachu teatru, drugi (sezonowy) w Ogrodzie Saskim.
61
Prus opracowa³ nawet swoist¹ wyk³adniê zapachów, w której okre lonym woniom odpowiadaj¹ (jak pó niej u Marcela Prousta) okre lone wspomnienia i emocje: Zapachy maj¹ swoj¹ filozofi¹ [ ]. Spalony olej przypomina nam Wigiliê, ledzie Wielki Post. Woñ siana przypomina mi³o æ, woñ prochu przywodzi na my l czê æ gimnastyki traktuj¹c¹ o szybkobieganiu. [ ] Przed kobiet¹ w ród ró¿ i fio³ków mamy ochotê klêkn¹æ, kobiecie wobec starego mas³a chcemy powiedzieæ: Przepraszam zdaje siê, ¿e przyszed³em za wcze nie 8
Tê wra¿liwo æ wêchow¹ i mia³o æ zwi¹zanych z zapachem odkryæ psychologicznych widaæ w jego Lalce. Tu dama pachnie perfumami Atkinsona, mieszczankê za otacza nieromantyczna woñ mydlin i gotowanego kalafiora (która nota bene dra¿ni Wokulskiego i uprzykrza mu wizytê u pani Stawskiej); dzieciñstwo kojarzy siê z zapachem przypraw i babcinej kawy, a staro æ z piwem, woni¹ cygar i pekeflejszu. Cuchn¹ce Powi le nie odbiera jednak Wokulskiemu ochoty do snucia powa¿nych refleksji. Warszawa Prusa, aczkolwiek ma swe enklawy fetoru, nie jest zarazem pozbawiona p³uc: parków i ogrodów; mo¿na w niej ¿yæ i oddychaæ. U tego pisarza, tak jak w redniowiecznych miastach hanzeatyckich, Stadtluft macht frei: miejskie powietrze daje wolno æ, w³asno æ i niezale¿no æ9. W takim ujêciu nawet dym z komina w mie cie staje siê jakby oddechem, znakiem jego ¿ycia. W twórczo ci Elizy Orzeszkowej, inaczej ni¿ u Prusa, wra¿enia i skojarzenia wêchowe umacniaj¹ jej negatywny stosunek do miasta, a wzmacniaj¹ z kolei g³êbok¹ wiê ³¹cz¹c¹ j¹ z przestrzeni¹ natury. Pisarka omija³a lub eufemizowa³a sprawy mierdz¹ce . Jednak zapachy: ³adne i brzydkie, by³y dla niej niezwykle istotnym sk³adnikiem otoczenia. W powie ci Nad Niemnem znajdujemy dowód na to, ¿e jej autorka by³a i wra¿liw¹ interpretatork¹ odczuwanych zapachów ( Wszystko na wiecie mówiæ umie. Wymowê sw¹ posiadaj¹ tak¿e zapachy 10), i zarazem kobiet¹, której nieobca by³a dziewiêtnastowieczna zapachowa gra mi³osna czy pachn¹ca sztuka uwodzenia ( wyjê³a z niej [Justyna 8 Tego¿,
Kroniki, t. 1, cz. 1, s. 195 (z dn. 1 IV 1874 r.). to ma ród³o w redniowiecznym prawie. Stanowi³o ono, i¿ ch³op, który uciek³ ze wsi od pana i ukrywa³ siê w mie cie przez jeden rok i jeden dzieñ, uzyskiwa³ wolno æ od poddañstwa. Sentencja ta widnia³a wyryta na bramach miast hanzeatyckich (zob. R. Sennett, dz. cyt., s. 125 126, a tak¿e E. Chwalewik, Wielkie miasta, ich rozwój, wzrost i przysz³o æ, Warszawa 1907, s. 27). 10 E. Orzeszkowa, Nad Niemnem, t. 1 3, oprac. J. Bachórz, Warszawa Wroc³aw 1996, t. 2/3, s. 87. 9 Powiedzenie
62
z ksi¹¿ki MK] pachn¹c¹ cieniutk¹ kartkê 11). Jak siê okazuje, Orzeszkowa potrafi³a zapachy prawdziwie smakowaæ , zg³êbiaæ, nazywaæ, ró¿nicowaæ, stopniowaæ i waloryzowaæ. Stara³a siê oddaæ jak najdok³adniej charakter pewnych z³o¿onych woni, wyodrêbniaj¹c jakby ich nuty sk³adowe (jak prawdziwy perfumiarz: nuty g³owy, serca i bazê): Zamiast upajaj¹cej woni kwitn¹cych zió³, skoszonych traw, wie¿o z¿êtej s³omy i z drzew ulatniaj¹cej siê ¿ywicy, czuæ by³o naokó³ jeden tylko mocny, wilgotny, razowe pieczywo przypominaj¹cy zapach ziemi, g³êboko przez p³ugi wzruszonej.12 [ ] w powietrzu jak w kadzielnicy olbrzymiej g³uszone zapachem ple ni kipia³y wonie ja³owca, smo³y i cz¹bru.13
Gromadzi³a tak¿e rozmaite okre lenia, próbuj¹c oddaæ natê¿enie i odcieñ owych zapachów sk³adowych: Bi³ te¿ z niej [z wyspy MK] i daleko po rzece rozlewa³ siê zapach s³odki, mocny, le ny, z którym jeszcze miesza³y siê wonie zió³ [ ]14
Zapach by³ dla niej nie mniej istotnym sk³adnikiem otaczaj¹cego j¹ wiata ni¿ krajobraz, wiat³o, d wiêki i odczucia termiczne15. Dope³nia³ on charakterystyki otoczenia, budowa³ wiê lub odstrêcza³. By³ u niej tym, co na samym pocz¹tku poznawania nowego miejsca powodowa³o swoiste (niemal biologiczne) rozpoznanie terenu, a nawet pory dnia i roku. wiadcz¹ o tym choæby pierwsze zdania Nad Niemnem: Dzieñ by³ letni i wi¹teczny. Wszystko na wiecie ja nia³o, kwit³o, pachnia³o, piewa³o.16
i Nizin: Wiosenny wieczór spada³ na pola ziej¹c mocn¹ woni¹ wie¿o zoranej ziemi.17 11 Tam¿e,
s. 84 oraz s. 89 ( cieniutka i uperfumowana kartka ). s. 357. 13 Tam¿e, s. 160. 14 E. Orzeszkowa, Cham, wstêp i oprac. G. Borkowska, Kraków 1999, s. 59. 15 Wszak to w³a nie po zapachu ziemi i porze pêkania kry Pawe³ Kobycki umia³ przepowiedzieæ rych³¹ i ciep³¹ wiosnê (zob. tam¿e, s. 109). 16 E. Orzeszkowa, Nad Niemnem, t. 1, s. 3. 17 Ta¿, Niziny, w: tej¿e, Niziny. Dziurdziowie. Cham, wyd. 1 w tym uk³adzie, Warszawa 1991, s. 7. 12 Tam¿e,
63
Powy¿sze wnioski maj¹ jednak u Orzeszkowej zastosowanie przede wszystkim do otwartej przestrzeni natury ³¹k, pól i lasów. Ju¿ bowiem szczególna woñ miasta nale¿a³a do czynników wywo³uj¹cych jej irytacjê i wstrêt 18. Miejskie powietrze jest u niej zawsze ska¿one na ulicach, a nie wie¿e we wnêtrzach. Rzadko jednak nazywa³a ona wprost ów odór. Stosowa³a zabieg ekwiwalencji: wymienia³a przedmioty i zjawiska, które sugerowa³y okre lone zapachy. Mamy zatem: wilgotne mury, kominy, zaduch, ciemno æ, stêch³e powietrze, grzyb, spróchnia³e drzwi, zakurzony niski sufit (Marta); tytoñ, wódkê, kiszon¹ kapustê, stêchliznê, wilgoæ, gêsty dym, czerstwy chleb, stare ledzie, stary ser, ple ñ, ocet, zepsut¹ oliwê, myd³o, naftê, pieprz, gnij¹ce owoce (Sylwek Cmentarnik, Po co?, Na dnie sumienia); wilgotne ciany suteren i dusz¹ce stropy poddaszy, zas³onê mg³y z deszczu i wyziewów miejskich, wilgotne wyziewy, cuchn¹ce cieki (Eli Makower). Z³e powietrze spowijaj¹ce miasto postrzega Orzeszkowa jako symboliczny, zamykaj¹cy je klosz: obraz bani z brudnego szk³a pojawia siê dwukrotnie w powie ci Sylwek Cmentarnik oraz w opowiadaniu Bañka mydlana19. Klosz czystego powietrza pojawi siê te¿ w noweli Moment. Utwór ten to prawdziwy akt oskar¿enia przeciw z³emu powietrzu zapachowi brudu, biedy oraz duszno ci prowincjonalnego zastoju. W miasteczku tam opisanym panuje zaduch , cuchnie , jest smrodliwie , atmosfera leniwa i niezdrowa , okna s¹ pozamykane mimo upa³u. Miasteczko gnije fizycznie i duchowo20. Niedobra atmosfera panuje te¿ w salonach i buduarach. Duszne, nagrzane powietrze wype³nia woñ perfum, aromatu egzotycznych kwiatów, pachnide³ek, leków, soli, kropli i md³ych cukierków. Ten zapach kojarzy Orzeszkowa z postaciami salonowych lalek, prostytutek i kobiet nieszczê liwych (Pamiêtnik Wac³awy, Nad Niemnem, opowiadanie Dwie, Cham i pachn¹ce myde³ka Franki):
18 Jak pisze Rybczyñski: [ ] jest mnóstwo dowodów, ¿e w epoce wiktoriañskiej ludzie byli bardziej wra¿liwi na zapachy (W. Rybczyñski, dz. cyt., s. 134). 19 E. Orzeszkowa, Sylwek Cmentarnik, w: tej¿e, Pisma zebrane, red. J. Krzy¿anowski, t. 49, Warszawa 1951, ss. 7 8, 21, oraz: ta¿, Bañka mydlana, w: tej¿e, Pisma, red. A. Drogoszewski i L. B. widerski, t. 6 8 (Z ró¿nych sfer, t. 1 3), Warszawa 1937, t. 8, s. 357. 20 Podobnie w opowiadaniu Bañka mydlana: Powietrze [w miasteczku Ongrodzie MK] stawa³o siê coraz gêstszym i duszniejszym. Najl¿ejszego znik¹d powiewu wiatru, a tylko w zau³ku z wysokimi domami, w który w³a nie weszli, smrody kuchenne wychodz¹ce z suteren i opadaj¹ce w dó³ czarne dymy kominów (s. 362).
64
By³a ona [atmosfera pokoju Emilii MK] duszn¹ i pe³n¹ zmiêszanych zapachów perfum i lekarstw; poniewa¿ za okno i drzwi od przyleg³ych pokojów szczelnie by³y zamkniêtymi, pokój ten przypomina³ pude³ko apteczne oklejone papierem w kwiatki i nape³nione woni¹ olejków i trucizn.21
Atmosfera wprost truj¹ca panuje na balach: mo¿na siê udusiæ od gor¹ca, ha³asu, zapachu potu tancerzy i alkoholu (Kiedy u nas o zmroku ). Obrazom bachanaliów towarzysz¹ zawsze opisy p³omieni, szalonego tañca i w³a nie truj¹cego powietrza. Niemal dos³owny proces duszenia siê w mie cie przedstawi³a pisarka w bajce Po co? Ofiar¹ truj¹cych wyziewów padaj¹ tu polne kwiaty porzucone niedbale na ladzie ma³ego sklepiku. Sprawcami ich mierci sta³y siê smród, kurz i ciemno æ. Utwór ukazuje niezwyk³¹ wra¿liwo æ Orzeszkowej na bod ce wêchowe. Jest to bowiem opowie æ o zapachach, o ró¿nych stopniach wra¿liwo ci na nie i ró¿nych ród³ach odra¿aj¹cych woni. Pierwszy i jedyny raz zastosowa³a pisarka tyle ich okre leñ: zapach przebrzyd³y, przykry, zaduch okropny, wonie, wyziewy, zapach ostry, jadu pe³ny, zgry liwy jad, zapachy ostre i gryz¹ce, md³e, nijakie, zupe³nie szpetne, zapachy ohydne, kurzawa, ciasnota, duszno æ i ani jednego powiewu wie¿ego, ani promyka s³oñca, ani kropli wody 22. ród³em woni s¹ sklepowe towary i powietrze z ulicy. Opis chaosu zapachów zmieszanych z d wiêkami ulicznymi stanowi tu rewelacyjn¹ kwintesencjê miejsko ci tak zabijaj¹cej cia³o i duszê. Miasta u Orzeszkowej nie maj¹ zielonych p³uc. W centrach nie ma parków ani ogrodów te s¹ tylko na peryferiach. Nawet zieleñ nie mia³aby chyba u niej mocy oczyszczenia napojonej odurzaj¹cym narkotykiem atmosfery t³umu 23. Bohater powie ci Na dnie sumienia twierdzi³ nawet, ¿e kobiety powinny oddychaæ wie¿ym powietrzem wsi, w mie cie bowiem upajaj¹ siê jadami , które, choæ s³odkie i podniecaj¹ce, zatruwaj¹ jednak ich serca24. Nigdy nie spojrza³a Orzeszkowa na owe zapachy z innej strony jako na ten czynnik, który tak¿e w mie cie kszta³tuje poczucie wiêzi mieszkañca z oto21
E. Orzeszkowa, Nad Niemnem, t. 1, s. 33. W powie ciach Marii Rodziewiczówny zaduch wnêtrz mieszkalnych to zawsze mieszanina zapachu naftaliny, gazu, kleju i kuchni (zob. K. Walc, Obrazy miasta w wybranych powie ciach Marii Rodziewiczówny, Literatura Ludowa 1993, nr 2, s. 12). 22 E. Orzeszkowa, Po co? Bajka, w: tej¿e, Pisma zebrane, t. 34, Warszawa 1950, s. 156. 23 Ta¿, Pamiêtnik Wac³awy. Ze wspomnieñ m³odej panny, t. 1 2, Warszawa 1968, t. 1, s. 336. 24 Ta¿, Na dnie sumienia, t. 1 2, w: tej¿e, Pisma zebrane, t. 41 42, Warszawa 1951, t. 2, s. 62 63.
65
czeniem, rodzi identyfikacjê miejsca czy buduje wspólnotê z innymi lud mi. Brak zapachów powoduje wszak uczucie izolacji, pustki; jest równoznaczny z brakiem sygna³ów rozpoznawczych czy ostrzegawczych. Zapachy to ekspresja przestrzeni, jej oddech, pot, têtno. Znany amerykañski antropolog, Edward Twitchell Hall, pisz¹c o spo³ecznym i jednostkowym postrzeganiu przestrzeni, wskaza³ na rolê, jak¹ w tym procesie odgrywa wêch. Zmys³ ten pozwala badaæ wiat na odleg³o æ, wywo³uje sympatie i emocje. rodowisko, w którym przebywa cz³owiek, aktywizuje jego wêch, utrwalaj¹c w ten sposób wspomnienia i skojarzenia g³êbsze i pierwotniejsze ni¿ uczyni³yby to zmys³y wzroku i s³uchu 25. Tymczasem wiê wêchow¹ wytwarza³a pisarka jednak tylko w rodowisku wiejskim, le no-³¹kowym, od woni miasta za siê izolowa³a. Stosunek bohatera do otoczenia oraz jego status aksjologiczny ukazuj¹ niekiedy u Orzeszkowej otwarte lub zamkniête okna jego pokoju oraz rodzaj zapachu, który go otacza. Okna zamkniête oznaczaj¹ niezgodê na rzeczywisto æ, odrzucenie powszedniego ¿ycia lub po prostu g³upotê i prymitywizm. Tak jest w powie ci Niziny. Jej bohater mieszka w zaduchu i brudzie, nigdy nie otwieraj¹c okien. Ich otwarcie mo¿e byæ kojarzone z gro b¹ upublicznienia spraw i wyj ciem na jaw jego oszustw. Z kolei w Nad Niemnem gest Emilii Korczyñskiej zatrzaskuj¹cej okno, by nie s³yszeæ piewu znad rzeki, to gest wyboru miejsca i systemu warto ci. Ich znakiem sta³ siê szczelnie zamkniêty pokój, nape³niony szpitaln¹ atmosfer¹. S³owo szczelnie pada zreszt¹ w powie ci parokrotnie. Emilia nie tylko ka¿e zamkn¹æ okno, ale tak¿e zamkn¹æ okiennice i zapu ciæ sztorê 26. Inaczej Anzelm Bohatyrowicz wtedy zamyka okno, gdy chce czasowo odsun¹æ siê od spraw domu i pogr¹¿yæ w my lach. Z kolei otwarte okno staje siê znakiem jego powrotu do ¿ycia i rodziny. Gest szczelnego zamkniêcia okna oznacza u Orzeszkowej tak¿e odciêcie dop³ywu z³ego powietrza . Sama pisarka nie wspomina³a, by lubi³a siadywaæ w oknie grodzieñskich mieszkañ. Co wiêcej nieraz w listach pisa³a, ¿e nie znosi swego widoku z okna na ulicê, nawet ³adn¹ i zadrzewion¹, ale pe³n¹ t³umu, kurzu i ha³asu, bo wiod¹c¹ do dworca i koszar27. Latem siadywa³a na pewno przy 25 E.
T. Hall, Ukryty wymiar, prze³. T. Ho³ówka, wstêp A. Wallis, Warszawa 1976, s. 82. Wed³ug autora literatura poza wszystkim jest ród³em danych o tym, jak cz³owiek pos³uguje siê zmys³ami (s. 148). 26 E. Orzeszkowa, Nad Niemnem, t. 2/3, s. 434. 27 Chodzi o ulicê Murawjowa (dzi Orzeszkowej), przy której mieszka³a od 1894 roku (por. E. Orzeszkowa, List do A. Drogoszewskiego z dn. 4 VI 1903 r., w: tej¿e, Listy zebrane, do druku przygotowa³ i komentarzem opatrzy³ E. Jankowski, t. 1 9, Warszawa 1954 1981, t. 4, s. 136).
66
otwartych oknach swych nadniemeñskich stancji. Zamkniête okna i ciany miejskiego mieszkania przypomina³y jej klatkê ( ciasna i szara klatka moja miejska )28. S³owo szczelnie ³¹czy³o siê w pojêciu Orzeszkowej i Emilii Korczyñskiej z t¹ sam¹ funkcj¹, ale spe³niaæ j¹ mia³o wobec innego wiata warto ci. Odnosi siê wra¿enie, ¿e tak czêste wspominanie o duszno ci , duszeniu , zabijaj¹cym wprost powietrzu , jest u pisarki wynikiem, mo¿e nie zawsze zdiagnozowanych, chorób i przypad³o ci: choroby serca, dusznicy, nerwicy, astmy alergicznej czy alergii. Orzeszkowa bowiem od powietrza miejskiego, jak mówi, dostaje migren i ko³atania serca; napadów nerwowych od cisku i upa³u, a duszno ci od kurzu. Istnieje i drugie wyja nienie tak czêstego wyrzekania pisarki na z³e powietrze . Ma ono bowiem dla niej znaczenie dwojakie. Oznacza te¿ atmosferê spo³eczno-polityczn¹. W jej jêzyku s³owo duszno okre la równie¿ izolacjê, atmosferê uwiêzienia, odczucie politycznej zale¿no ci i spo³ecznej stagnacji. Strach przed zaduchem to strach przed zamkniêciem horyzontów umys³owych, klaustrofobia prowincji. Do Jana Kar³owicza tak pisa³a: [ ] któ¿ mi odbierze rozkosz, jakiej do wiadczam uciekaj¹c z ma³ego Grodna do wielkiego Rzymu? [ ] o d e t c h n i ê c i e p r z e z c h w i l ê p o w i e t r z e m r o z l e g ³ y c h p r z e s t r z e n i, wielkich kolizji, uczuæ i namiêtno ci, chwilowe mieszkanie po ród portyków, kolumnad, pos¹gów [ ] nie przeszkadza wcale dalszemu opisywaniu dusznych pokojów, kamieniczek, b³ota, cha³atów, sukien z turniurami i ca³ej mizerno ci tej, z której sk³ada siê ¿ycie powszednie, ¿ycie zatopione w malutkich zachodach i oblane nudnymi smutkami.29
wie¿e powietrze oznacza³oby dla niej wiêc nowe idee, szerokie horyzonty i wolno æ. Metaforyka Orzeszkowej jest tu niewyszukana i zrozumia³a: wiat³o i wie¿e powietrze to zdrowie duchowe, b³oto za nêdza umys³owa i moralna. W artykule O przek³adach pisa³a, ¿e naród nie popada w martwotê, je li szerokim oddechem ch³onie w pier wie¿e podmuchy 30. Po trzecie podkre lanie istnienia truj¹cej atmosfery oznacza u niej, ¿e to w³a nie w rodowisku miejskim istniej¹ warunki do przenoszenia trucizny 28 Ta¿, Do Zygmunta Mi³kowskiego (T.T. Je¿a) list z dn. 10 IX 1879 r., w: tej¿e, Listy zebrane, t. 6, s. 64. 29 Ta¿, Do Jana Kar³owicza list z dn. 29 II 1883 r., w: tej¿e, Listy zebrane, t. 3, s. 44 (podkr. moje MK). 30 Ta¿, O przek³adach, w: tej¿e, Pisma krytycznoliterackie, zeb. i oprac. E. Jankowski, Wroc³aw 1959, s. 70.
67
i zarazków epidemii nowych czasów: materializmu, komercji i demoralizacji. Miasto przepe³nia wiêc z³e powietrze , bo patologicznie ska¿a ono charaktery, jest jak zaraza . Chorobotwórczy charakter takiego powietrza zosta³ przez Orzeszkow¹ podkre lony przez ukazanie bytuj¹cych w nim ludzkich zarazków , miejskich mikrobów , ¿eruj¹cych na swych ofiarach i przenosz¹cych choroby do kolejnych rodowisk (Niziny). A przecie¿ na pocz¹tku swej drogi twórczej wierzy³a ona jeszcze, ¿e dymi¹ce kominy fabryk i parowozów s¹ tylko znakiem dobrodziejstw postêpu technicznego i ¿e mog¹ one budziæ nawet poetyckie natchnienie: Chcieliby my jeszcze zapytaæ, czy same nawet dymy wychodz¹ce z fabrycznych kominów przedstawiaj¹ ju¿ koniecznie rzecz brzydk¹, brudn¹, prozaiczn¹? Popatrzmy jednak na nie, gdy wznosz¹ siê w przestworze o jasnej po³udniowej godzinie lub wtedy, gdy s³oñce zstêpuje ku zachodowi. Czarne zrazu, gêstymi i t³umnymi k³êbami t³ocz¹ce siê na zewn¹trz, rozwijaj¹ potem coraz szersze i przezroczyste wstêgi, zakre laj¹ w powietrzu ko³a olbrzymie, buduj¹ smuk³e, wysokie s³upy, dr¿¹, faluj¹, coraz ja niejsze, l¿ejsze, przezroczystsze, w promieniach s³oñca wzlatuj¹ coraz wy¿ej, pod samym, zda siê, b³êkitem nieba szeroko rozwieszaj¹ cienk¹ oponê bia³ej gazy [ ], a¿ wstrz¹ niête przelatuj¹cymi gór¹ powiewami topi¹ siê, nikn¹ i na drobne szmaty rozdarte, lec¹ w ró¿ne strony zapadaj¹c za lasy, zawisaj¹c nad wzgórzami lub ko³ysz¹ siê pod niebem na kszta³t okrêtów z rozpiêtym ¿aglem rzuconych na b³êkitn¹ falê.31
Ju¿ jednak w Marcie widok zakopconych kominów i dachów Warszawy wywo³uje w bohaterce lêk i przygnêbienie. Niebo zasnute dymem pog³êbia równie¿ smutek Joanny z A B C . Ciekawe, ¿e choæ poetycki entuzjazm na widok k³êbów przemys³owego dymu ust¹pi³ szybko pod wp³ywem refleksji ekologicznej i filozoficznej, to samo jednak zjawisko dymu nie przesta³o wywo³ywaæ u Orzeszkowej poetyckiej inspiracji ale wzruszaæ j¹ bêdzie inny dym unosz¹cy siê z wiejskich chat i ognisk na pastwiskach. W noweli Dymy uwidacznia siê jej niezwyk³a wra¿liwo æ na d wiêki, zapachy i wiat³a. Opisy dymów zosta³y tu zmetaforyzowane i poddane poety31
Ta¿, Listy o literaturze. List I. Wiek XIX i tegocze ni poeci (1873), w: tej¿e, Pisma krytycznoliterackie, s. 93 94. Orzeszkowa nie mog³a znaæ korespondencji Juliusza S³owackiego, a przecie¿ przypomina go w swych zachwytach nad rewolucj¹ przemys³ow¹. W Londynie poetê urzeka³y kominy i gêste k³êby czarnego dymu, o czym donosi³ w listach do matki (zob. W. Weintraub, Od Reja do Boya, Warszawa 1977 [rozdz. S³owacki i angielska rewolucja przemys³owa]). W cytowanym Li cie o literaturze widoczna jest równie¿ naiwna wiara m³odej autorki w to, ¿e przez czyste, du¿e okna gmachów w mie cie wp³ywaj¹ obfite zdroje zdrowego powietrza (s. 103).
68
zacji. Dymy to wê¿e , opony sinawe, przezrocze , szmaty , pajêcze przêdze , mgie³ki , widma , woale , wstêgi , napowietrzne szlaki , kolumny . Dopiero pod koniec noweli, w opisie wielkiego po¿aru, pojawia siê inny dym: ogromny, czarny, wrogi i z³y. Utwór dowodzi, jaki wp³yw wywar³a ju¿ na pisarstwo Orzeszkowej technika impresjonistów32. Warto na koniec ukazaæ, na kilku przyk³adach, jak autorka wykorzysta³a wra¿enia zapachowe dla uzupe³nienia waloryzacji wiata swych bohaterów i przypisanych im przestrzeni. Zgodnie z tradycj¹ interpretacyjn¹ ka¿dy czytelnik pamiêta, i¿ ma³¿eñski konflikt Benedykta i Emilii Korczyñskich (Nad Niemnem) ma swe pod³o¿e ideowe i wpisuje siê w schemat chêtnie przez pisarkê stosowanej polaryzacji bohaterów. Ów konflikt ma wszak¿e zarazem swoje pod³o¿e zmys³owe (wêchowe) i toczy siê w pod wiadomo ci obojga ma³¿onków, ukazuj¹c równie¿ ich zadawnion¹ wzajemn¹ niechêæ fizyczn¹. Kiedy bowiem Benedykt, nawyk³y do wie¿ego powietrza, przebywa w pokoju ¿ony, czuje nieprzyjemny zaduch i stê¿on¹ mieszankê woni octu, pudru i perfum. Proponuje zatem: Mo¿e by okno otworzyæ? straszny tu zaduch! [ ] Musisz chorowaæ, w takiej zadusze siedz¹c 33, co przez Emiliê zostaje jednoznacznie odczytane jako grubiañska niedelikatno æ. Nie zdaje on sobie jednak sam sprawy z tego, ¿e do jej otoczenia wnosi inny w³asny zapach, który ¿onê napawa wstrêtem: g³o ny i gor¹cy oddech 34, ostry zapach tego znoju, który oblewa cia³a ¿niwiarzy, i tych zielsk dzikich 35, a nawet jak napisa³a, ale wykre li³a potem autorka zapach mierzwy36. Odór potu i obornika razi bowiem powonienie mieszkanek salonów. Andrzejow¹ Korczyñsk¹ do choroby prawie d³awi³y zapachy obór i stajen 37, choæ tak stara³a siê przekraczaæ uprzedzenia stanowe. Wymieniæ by mo¿na jeszcze sporo podobnych spolaryzowanych par zapachów. Choæby perfumowany li cik od Zygmunta do Justyny oraz pachn¹ca wiê zió³ i kwiatów od Janka dla niej; rezedowe perfumy Emilii oraz zapach kwitn¹cej rezedy w ogrodzie Anzelma; zapach kosmetyków i leków, a tak¿e perfumowane myde³ka Emilii i Franki oraz woñ mydlin i wie¿ego prania, razowego chleba, nabia³u i domowych wiktua³ów w domu Kir³owej; zaduch buduaru oraz zapach 32 Dowodzi te¿ i tego, jak g³êboko w pamiêæ pisarki zapad³ obraz wielkiego po¿aru Grodna w 1885 roku. 33 E. Orzeszkowa, Nad Niemnem, t. 1, s. 45. 34 Tam¿e, s. 80. 35 Tam¿e, s. 84 85. 36 Tam¿e, s. 85, przypis 60. 37 Tam¿e, t. 2/3, s. 238.
69
wie¿o skoszonej trawy wokó³ domu Anzelma38. Biegunowo zestawione pary wra¿eñ zmys³owych s³u¿¹ uwypukleniu istniej¹cych ró¿nic ideowych czy etycznych. Podkre laj¹ naturalno æ lub sztuczno æ, pierwotno æ lub wtórno æ, czysto æ lub ska¿enie tego modelu ¿ycia, z którym identyfikowana jest dana postaæ. Tak g³êbokie i skontrastowane podzia³y ideowo-etyczne, zauwa¿alne w ród bohaterów Orzeszkowej, s¹ zatem tym wyrazistsze, im bardziej przebiegaj¹ tak¿e w planie jakby pod wiadomym dla bohatera i czytelnika, bo w planie zmys³owym39. Na wskazanie wra¿eñ wêchowych pisarka najczê ciej u¿ywa s³ów woñ oraz zapach . Niemal nie stosuje s³owa aromat . Wydaje siê, ¿e woñ obs³uguje u niej i te bardziej naturalne, przyjemne czy wyszukane ród³a doznañ (jak kwiaty, zio³a, olejki, perfumy, miód, zbo¿e, s³oma, trawa, ziemia), jak i te pospolite czy nieprzyjemne (woñ skóry butów, alkoholu, stêchlizny, leków). S³owo zapach czê ciej za dotyczy wra¿eñ pospolitych czy przykrych (mydliny, pot, mierzwa, obora i stajnia, równie¿ ziemia, ple ñ). Jak zatem pachnie w wiecie Orzeszkowej? Ano pachnie wszêdzie, pachnie znacz¹co i charakterystycznie, ale chyba tak¿e niewyszukanie i do æ pospolicie. Bywa, ¿e pachnie dziko i przenikliwie , upajaj¹co , albo ostro i gryz¹co , lub przelotnie i md³awo . Autorka Dymów okazuje siê pisark¹ bardzo wra¿liw¹ na doznania sensualne ( wiat³a, d wiêki, zapachy, doznania cieplne, dotykowe, nawet smakowe), warto zatem zwracaæ baczn¹ uwagê na to, jak odbieraj¹ zmys³ami wiat jej bohaterowie. Zbadanie bowiem zmys³owej strony jej utworów, tego, co i jak czuj¹ jej bohaterowie, a tak¿e tego, jaki jest na przyk³ad ich stosunek do stroju, wygody, po¿ywienia czy przestrzeni, jak siê poruszaj¹, mówi¹ i milcz¹, nie tylko wzbogaca interpretacjê, ale wydobyæ j¹ mo¿e z utrwalonych w dydaktycznym schemacie rytualnych analiz, w których powoli u mierca siê twórczo æ Orzeszkowej40. Zmierza rów38 Zob.
np.: tam¿e, t. 2/3, s. 7 (u Kir³owej); s. 84 89 (li cik i bukiet); s. 124 (rezeda Anzelma); t. 1, s. 168 (zapach trawy); a tak¿e E. Orzeszkowa, Cham, s. 81 (myde³ka Franki). 39 Kontrastowo æ i antynomiczno æ ujêæ wiata przedstawionego u Orzeszkowej omawiali m.in. S. Eile (Idea³ powie ci pozytywistycznej. Nad Niemnem Orzeszkowej, Pamiêtnik Literacki 1974, z. 1) i E. Ihnatowicz (Symetria realiów i antynomia powie ci. Nad Niemnem , w: tej¿e, Literacki wiat rzeczy. O realiach w pozytywistycznej powie ci obyczajowej, Warszawa 1995). 40 Z wieloletniego do wiadczenia dydaktycznego autorki niniejszego tekstu wynika, ¿e przy uniwersyteckim omawianiu Chama czy Nad Niemnem takie wzbogacenie wiedzy o wiecie przedstawionym jest dla studentów i interesuj¹ce, i zaskakuj¹ce, i po¿yteczne. O tym, jak inspiruj¹ce mog¹ byæ dla badacza literatury zapachy, wiadczy praca Józefa Bachórza Jak pachnie na Litwie Mickiewicza (w: tego¿, Jak pachnie na Litwie Mickiewicza i inne studia o romantyzmie, Gdañsk 2003).
70
nie¿ chyba do takiej lektury dzie³ XIX wieku, jakiej domaga³ siê Henryk Markiewicz, gdy pisa³: Zadaniem badaczy literatury jest bowiem nie tylko (a mo¿e nawet nie tyle) przybli¿anie dzie³ przesz³o ci do dzisiejszego czytelnika, co przybli¿anie tego czytelnika do dzie³ przesz³o ci przez rozwijanie jego zainteresowañ, wyobra ni, sztuki w¿ywania siê w wiat kultury innej ni¿ jego w³asna kultura.41
Magdalena Kreft Stuf finess, Odours and Air orld Stuffiness, Air,, or or,, the Scents of Eliza Orzeszkowa Orzeszkowa ss W World It was with her great sensitivity that Eliza Orzeszkowa felt, differentiated, named, interpreted, and valorised various scents good fragrances and bad smells alike. In her output, olfactory impressions and associations play an important part in creation of the world depicted: they complement the characters portraits, contribute to the scenery s ambience, affect the attraction or dislike relations, thus indirectly shaping a novelistic piece s axiology. The scents emphasise this author s and its characters negative attitude toward certain circles of space (city; salons), while reinforcing their ties with the space of nature. The air-related metaphors she uses are also meant to suggest a certain social-political situation as well as to indicate some perilous, to her mind, tendencies, along with ideological/ethical changes of the new time.
41 H.
Markiewicz, Pochwa³a polskiego pozytywizmu, Znak 1996, nr 2, s. 110.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
Ma³gorzata Okulicz-Kozaryn
LUDZIE I MOTYLE W NAD NIEMNEM. IMPONDERABILIA ELIZY ORZESZKOWEJ
Nie bez racji mówi siê o botanicznej dominancie w literackim wiecie natury, wykreowanym przez Elizê Orzeszkow¹ w jej najs³ynniejszym utworze1. Imiona i dzieje ro lin poznaje z pasj¹ Justyna Orzelska, któr¹ od pierwszych fragmentów powie ci widzimy z narêczem kwiatów i zió³. Terminologiczna precyzja autorki w ich nazywaniu nadaæ ma opisom flory nadniemeñskiej walor naoczno ci, s³u¿y iluzji wiernej i wnikliwej obserwacji. Nie tylko ze wzglêdu na tytu³ Nad Niemnem pozostaje w bliskim zwi¹zku z powsta³ym nieco pó niej szkicem Ludzie i kwiaty nad Niemnem. Drukowana w 1888 roku na ³amach Wis³y etnograficzno-botaniczna praca, okre lana te¿ jako reporta¿, ukazuje pog³êbiaj¹cy siê krytycyzm pisarki wobec pewnych zdobyczy cywilizacji, a ci lej wobec obowi¹zuj¹cych w jej obrêbie norm i hierarchii. wiat poza centrami i pomniejszymi delegaturami postêpu wydaje siê du¿o bardziej tajemniczy, skomplikowany i barwny, ni¿ s¹dzili entuzja ci powszechnych zmian modernizacyjnych. Bezpo rednie, choæby amatorskie, studia przyrodnicze i antropologiczne prowadz¹ do rewizji pozytywistycznych nawyków my lenia, absolutyzuj¹cych racjonalizm, pragmatyzm, utylitaryzm. W Ludziach i kwiatach pisarka daje wyraz niezwyk³ej fascynacji corocznym ³owieniem jacicy na Niemnie. Drobny owad, znany te¿ pod nazw¹ jêtki 1 Zob. J. Bachórz, Wstêp, w: E. Orzeszkowa, Nad Niemnem, oprac. J. Bachórz, Warszawa
Wroc³aw 1996, t. 1, s. LII.
72
jednodniówki lub jêtki d³ugoogonkowej (palingenia longicaudata) jak obja niali redaktorzy pisma w porze ¿niw przeobra¿a siê z ¿yj¹cej na dnie rzeki poczwarki w maleñkiego bia³ego motylka: Niezliczone te nie¿ne, zawrotne ruchliwe roje motyli wylatuj¹ z wody o zupe³nym ju¿ zmroku wieczornym, niewysoko, bo zaledwie na kilka ³okci wzbijaj¹c siê nad jej powierzchniê, i odbywaj¹ kilkogodzinne igrzyska nadpowietrzne, w czasie których opuszczaj¹ na rzekê zatapiaj¹ce siê w niej natychmiast jaja barwy ¿ó³tej, trzy cztery milimetry d³ugich, po czym konaj¹ usypuj¹c powierzchniê wody takim mnóstwem bia³ych, motylich trupów, ¿e w niektórych miejscach wydaje siê ona niegiem pokryta2.
Rybacy zbieraj¹ jacicê do p³óciennych worków, by po wysuszeniu s³u¿y³a im jako przynêta dla ryb. Czynno æ odbywa siê w wietle pochodni, pocz¹tkowo w pe³nej skupienia ciszy. Wkrótce jednak pojawiaj¹ siê nowe ³odzie, nios¹ce innych uczestników wydarzenia. Mieszkañcy wsi ch³opskiej, ale i za cianka szlacheckiego przybywaj¹ licznie, piewaj¹c pie ni. Inicjuj¹ teraz zabawê, gonitwê z pochodniami, przekszta³caj¹ mozolny po³ów w rodzaj festynu czy widowiska, ³¹cz¹cego odmienne rodowiska i jêzyki: Dot¹d w fantastycznym o wietleniu, w ród bia³ych mgie³ motyli panowa³y na rzece: praca i przemys³; teraz przy³¹czy siê do nich: zabawa i poezja3.
Z przej ciowego zamieszania wy³oni siê harmonia tonów i wiate³, ¿ywio³ów ognia i wody. Instynktem poetycznym , potrzeb¹ estetycznych wra¿eñ , które bezimienne drzemi¹ w tamtejszych ludziach, t³umaczy Orzeszkowa wystêpowanie tego zdumiewaj¹cego zjawiska. Respektuj¹c rygory cis³ego my lenia, pisarka usi³uje dociec psychicznej przyczyny zachowañ. Nie znajduje jednak dla nich pe³nego wyja nienia na gruncie racjonalnych motywacji. Realia pora ¿niw, nat³ok pilnych obowi¹zków, nasilaj¹ce siê zmêczenie mieszkañców okolicy, zdaj¹ siê tym motywacjom wrêcz ur¹gaæ. W czynno ciach maj¹cych pewne znamiona obrzêdu urzeczywistnia siê synteza po¿ytku i piêkna k³opotliwy przedmiot teoretycznych i cel praktycznych poszukiwañ autorki-pozytywistki. Urzeczywistnienie to dokonuje siê wszak¿e w okoliczno ciach i w formie dla reprezentantki tego pokolenia nieoczekiwanej. G³ówna bohaterka wieczoru, jacica, anga¿uje uwagê Orzeszkowej nie tylko jako motyw 2 E. Orzeszkowa, Ludzie i kwiaty nad Niemnem, w: tej¿e, Pisma zebrane, red. J. Krzy¿anowski, t. 52, Warszawa 1952, s. 288 289. 3 Tam¿e, s. 291.
73
dokumentarnego studium z ¿ycia nadniemeñskiej okolicy, ale bardziej jeszcze jako twór natury intryguj¹cy swoj¹ symboliczn¹ g³êbi¹4. £owienie jacicy stanowi fabularny epizod w rozdziale pi¹tym tomu drugiego powie ci. W oczekiwanym i zapowiadanym wcze niej wydarzeniu uczestnicz¹ Justyna i Witold; ka¿de z nich na inny sposób i z innych pobudek ulega urokowi miejscowej tradycji. Justyna obserwuje czó³na na Niemnie, sun¹ce w o wietleniu czerwonych jaskrawych p³omieni. W ich blasku ludzkie sylwetki rysuj¹ siê z wypuk³o ci¹ rze by i zarazem widmow¹ tajemniczo ci¹ (II 215)5. Lecz najdziwniejszym zaznacza Orzeszkowa i prawie fantastycznie wygl¹daj¹cym zjawiskiem by³a jaka mg³a gêsta, która niepojêtym mnóstwem drobnych, jakby niegowych p³atków osypywa³a czó³na i siedz¹cych w nich ludzi, czêsto blask ogni kulami niby bia³ej pary przyæmiewaj¹c. W powietrzu jej nie by³o, nie by³o te¿ na przestrzeniach rozdzielaj¹cych czó³na, nie wiedzieæ sk¹d siê bra³a. Jednak wkrótce widocznym siê stawa³o, ¿e sk³ada³y j¹ niezliczone roje nie¿nych, malutkich motyli, które na skrzyd³ach z krepy jakby utkanych wylatywa³y z wody. Mo¿e by³o ich tyle, ile ziarn piasku na dnie Niemna, w którego g³êbiach zrodzone opuszcza³y swój ¿ywio³ rodzinny, z ¿¹dz¹ niepow ci¹gnion¹ i nie cignion¹ chy¿o ci¹ w blask i upa³ p³omieni wpadaj¹c. (II 215 216)
Fatalizm losu jacicy spe³nia siê tu w oprawie szczególnej pantomimy, której towarzyszy jedynie brzêczenie nieustanne, monotonne, metaliczne . Mimo i¿ podstêpni rybacy skrzêtnie zbieraj¹ tê skrzydlat¹ zamieæ , dramat motyla przez moment domaga siê estetycznej percepcji na podobieñstwo dzie³a sztuki. Orzeszkowa nie rozbudowuje w tym fragmencie powie ci etnograficznego aspektu po³owu jacicy; jak wiadomo, rodowiskowe spektrum przedstawia siê inaczej ni¿ w Ludziach i kwiatach nad Niemnem. Spotykaj¹ siê jednak przy tej okazji dwór i za cianek, utracona ich dawna jedno æ chwilowo wydaje siê mo¿liwa. Dla Witolda Korczyñskiego tradycja nadniemeñska stanowi ponadto p³aszczyznê porozumienia z ojcem. To równie¿ ich wspólna tradycja rodzinna i rodowa, której znaczenie powie ciopisarka dyskretnie, ale dobitnie eksponuje w wêz³owych punktach biografii bohaterów. W retrospektywnym rozdziale 4 O mo¿liwo ci pojawiania siê elementów symbolicznych w ramach dzie³ sztuki tworzo-
nych wed³ug regu³ realizmu pisa³ m.in. Hans Hofstätter (Symbolizm, prze³. S. B³aut, Warszawa 1987, s. 29 30). 5 Tekst powie ci cytujê wed³ug przywo³anej ju¿ edycji BN. Liczby w nawiasach oznaczaj¹ tom i stronê.
74
trzecim pierwszego tomu ledzimy bieg wydarzeñ doprowadzaj¹cy obecnego gospodarza dworu do momentu zw¹tpienia w sens ¿yciowych wyborów. Po rozwianiu siê marzeñ heroicznej m³odo ci, po klêsce powstania, w którym zgin¹³ starszy brat, po latach zmagañ z ekonomicznymi nastêpstwami przegranej walki, wreszcie po utracie mi³o ci ¿ony Benedykt rozwa¿a propozycjê m³odszego brata, by zrezygnowaæ z bezowocnych wysi³ków i poszukaæ bardziej pragmatycznych rozwi¹zañ, za niebagateln¹ jednak dla niego cenê opuszczenia ojcowizny. Przed rozpacz¹ ratuje go wtargniêcie synka do gabinetu. Ch³opiec kieruje my l ojca w zupe³nie inn¹ stronê: [ ] ma³y paluszek wnet wyci¹gn¹³ siê w przestrzeñ ku bia³ym, ma³ym motylom, które wleciawszy przez otwarte okno dooko³a lampy kr¹¿y³y albo padaj¹c na szarych ok³adkach ksi¹g rachunkowych rozpina³y swe skrzyd³a drobne i dr¿¹ce. Widzi, tatko? motylki o! jakie motylki ale w ogrodzie ³adniejsze Julek mówi, ¿e za miesi¹c bêd¹ ju¿ rybacy ³owiæ jacicê wie tatko, w nocy na czó³nach z takimi ogniami (I 96)
Benedykt nagle zdaje sobie sprawê, i¿ dla syna malutkie, bia³e motylki , Niemen i las, ten co za Niemnem , to zachwycaj¹cy, pe³en znaczeñ wiat. Z odkrycia tej g³êbokiej a nieu wiadomionej dot¹d wspólnoty warto ci, uczuæ i pasji ³¹cz¹cej go z synem czerpaæ bêdzie Benedykt si³y do ¿ycia, które w swej zewnêtrznej formie nadal przedstawia siê jako pasmo beznadziejnych, pozbawionych sensu utarczek z rzeczywisto ci¹. Zanim Orzeszkowa po wiêci tom opowiadañ zjawisku szerz¹cej siê u schy³ku wieku melancholii, w Nad Niemnem stworzy ciekaw¹ galeriê melancholików6, spo ród których czê ci nada cechy prawdziwej poetyczno ci. I tak Benedykt, krz¹taj¹cy siê wci¹¿ oko³o ciasnych spraw gospodarskich, a wieczorem zasypiaj¹cy nad gazet¹, niepodzielaj¹cy kulturalnych ambicji ¿ony w oczach autorki zachowuje nadal rys dawnej m³odzieñczej urody. Ogorza³y, barczysty, starzej¹cy siê mê¿czyzna, kiedy tylko dosiada³ konia, przejawia³ jak¹ szlachetn¹, dzieln¹, z b³êkitnych mgie³ przesz³o ci wy³aniaj¹c¹ siê rycersko æ (II 69). Takim widzi go Witold w czasach, kiedy z g³ow¹ pe³n¹ postêpowych projektów przyje¿d¿a do Korczyna na wakacje, by rozliczaæ ojca z jego bezideowo ci. Ten m³ody rezoner, tak dra¿ni¹cy tendencyjn¹ schematyczno ci¹ jako postaæ powie ciowa, nie zosta³ pozbawiony wra¿liwo ci w tych rejestrach, w których 6 Przygl¹da³a siê im E. Paczoska, Nad Niemnem melancholia i magia, w: Lektury polonistyczne, t. 2: Od realizmu do preekspresjonizmu, red. G. Matuszek, Kraków 2001, s. 27 48.
75
odbywa siê przekaz znaczeñ wa¿nych w rodzinnej duchowej wspólnocie. Choæ toczy ze swym ojcem ostry spór, zachowuje z nim siln¹ wiê w uznawanej przez obu, a niewyra¿alnej w s³owach sferze aksjologii. Bia³e motylki, Niemen, las, ten co za Niemnem to nie tylko sk³adniki mowy ezopowej, pseudonimuj¹cej patriotyczne zaanga¿owanie powie ciopisarki. To równie¿ szyfr idea³u, najwy¿szej normy, wobec której rozmaicie sytuuj¹ siê poszczególni bohaterowie utworu. Idea³ ów, mo¿na by stwierdziæ, zosta³ rodowi Korczyñskich zaaplikowany przez naturê. Z osobliwej przyrodniczej paraboli, zastêpuj¹cej wywód genealogii, czytelnik powie ci dowiaduje siê, i¿ Korczyñscy na mocy szczególnego rodzaju determinizmu wykszta³cili w sobie wyj¹tkow¹ cechê. Raczej w my l teorii Lamarcka ni¿ Darwina, ¿ycie Stanis³awa Korczyñskiego, syna napoleoñskiego legionisty, przynios³o pewn¹ ewolucyjn¹ zdobycz: Po ród stref, na których jak z³otog³owy, pospolite tkaniny lub cierki, zawieszaj¹ siê ludzkie ¿ycia, to ¿ycie nie wzbi³o siê bardzo wysoko, ale te¿ i na niziny nie spad³o. Mo¿e ono i mia³o skrzyd³a, które w atmosferze gnij¹cej do niczego s³u¿yæ nie mog¹c przekszta³ci³y siê w proste szczud³a u¿yteczne tylko do chodzenia po bagniskach bez ob³ocenia siê i ugrzê niêcia. Ale istnienie takich szczude³ w pewnych warunkach gruntu i atmosfery wiadczy najpewniej o posiadanych niegdy zacz¹tkach skrzyde³. (I 67)
Korczyñscy z pokolenia na pokolenie, zale¿nie od zmieniaj¹cych siê okoliczno ci ¿ycia, rozwijali sk³onno æ do podnoszenia obywatelskich i ludzkich standardów czy to na drodze zdobywania wykszta³cenia, czy przez zaanga¿owanie w tak zwan¹ rewolucjê moraln¹7, czy wreszcie udzia³ w niepodleg³o ciowych zrywach. Wzlot na skrzyd³ach fantazji , wodzenie wzrokiem po ob³okach , czyli romantyczny fragment biografii Benedykta traktuje Orzeszkowa z dystansem osoby pamiêtaj¹cej o rozmiarach i cenie klêski postyczniowej. Etos rycerski, w pocz¹tkach dzia³alno ci pisarskiej tak przez ni¹ dyskredytowany8, w powie ci tworzonej w latach dojrza³ych odzyskuje utracony blask, wraz z wiedz¹, z wykszta³ceniem, wra¿liwo ci¹ i odpowiedzialno ci¹ spo³eczn¹ i z prac¹ cywilizacyjn¹ staje siê on komponentem ogólniejszego idea³u. Choæ szczud³a 7 Zob.
M. Koz³owski, Krajobrazy przed bitw¹, Kraków 1985, s. 69 133. W Kilku uwagach nad powie ci¹ z 1866 roku Orzeszkowa odwo³a³a siê do o wieceniowej wizji redniowiecza: tytaniczne walki o grób u wiêcony; rycersko æ awanturnicza i bezcelna. Wiele blasku, uniesienia, szczêku zbroi i szumu s³ów a pod tym wszystkim nic, nic wiêcej jak wrz¹ca lawa wpó³dzikich namiêtno ci albo wpó³senne marzycielstwo (cyt. za: Programy i dyskusje literackie okresy pozytywizmu, oprac. J. Kulczycka-Saloni, Wroc³aw 1985, s. 23). 8
76
bardziej przydaj¹ siê w epoce popowstaniowej zapa ci, s¹ one przecie¿ wariantem przystosowawczym skrzyde³. Skrzyd³a natomiast mog¹ w pe³ni rozwijaæ siê w sferze symbolicznych znaczeñ dziejów rodziny Korczyñskich. W ich wymiarze realnym, wobec wszelkich ¿yciowych ograniczeñ, przedstawiaæ siê musz¹ podobnie jak atrybut Baudelairowskiego albatrosa. Do æ ¿a³osny te¿ wydaje siê Benedykt Korczyñski ze swoimi banalnymi zatrudnieniami, z pog³êbiaj¹c¹ siê nieudolno ci¹ wys³owienia. Ale jego milczenie, przerwane wybuchem miechu w chwili najdotkliwszego osobistego cierpienia, przywodzi na my l Demokryta, figurê melancholika dokonuj¹cego najbardziej gorzkiego rozpoznania porz¹dku wiata9. Melancholia Benedykta jednak ujawnia siê przede wszystkim w obszarze pamiêci o przesz³o ci10 o poleg³ym bracie, o nieurzeczywistnionym wspólnym marzeniu, o zaprzepaszczonych przyja niach, o utraconym szczê ciu ma³¿eñskim. Ociê¿a³a sylwetka bohatera ma swoj¹ historyczn¹ g³êbiê, w której osadza siê do wiadczenie przemijania, utraty, braku. Wspomniany wcze niej rys rycerski, wydobyty w powie ci przy pomocy paru reminiscencji, uszlachetnia Benedykta w duchu zrehabilitowanej tu poezji romantycznej, Mickiewiczowskiej, wydobytej z wieków rednich. Poezja staje siê zreszt¹ w Nad Niemnem na powrót kategori¹ egzystencjaln¹. Benedykt w dramatycznej rozmowie w altanie zakwestionowa³ poetyck¹ warto æ upodobañ ¿ony: [ ] te kwiaty na piaskach , wstrz¹saj¹ce b³yskawice , gwiazdy losu , mogi³y i tym podobne górno ci nie s¹ wcale poezj¹, jak to sobie wyobra¿asz, ale przestarza³¹ i z³ej wody romansowo ci¹. (I 90)
W tonie nietypowego dla siebie uniesienia trochê poezji przypisa³ w³asnym zmaganiom w s³u¿bie konieczno ci i obowi¹zków ¿ycia . Parafrazuj¹c znan¹ formu³ê René Girarda, mo¿na by skwitowaæ ten konflikt jako opozycjê prawdy poetyckiej i k³amstwa romansowego 11. 9
Zob. W. Ba³us, Mundus melancholicus. Melancholiczny wiat w zwierciadle sztuki, Kraków 1996, s. 40 i n. 10 Zob. np. M. Bieñczyk, Oczy Dürera. O melancholii romantycznej, Warszawa 2002. 11 René Girard w Mensonge romantic et vérité romanesque pisa³ oczywi cie o prawdzie powie ciowej i k³amstwie romantycznym , które pozostaj¹ z sob¹ w zwi¹zku znaczeniowym zacieraj¹cym siê w przek³adzie na jêzyk polski (Prawda powie ciowa i k³amstwo romantyczne, prze³. K. Kot, Warszawa 2001). W mojej parafrazie, tego, co wspólne dla obu cz³onów opozycji, nie sposób wyraziæ jednym s³owem lub s³owami bliskimi etymologicznie. Okazjonalna parafraza ma naturalnie zasiêg o wiele skromniejszy od orygina³u.
77
Pierwiastek prawdziwej poetyczno ci wystêpuje w powie ci Orzeszkowej obok pierwiastka poetyczno ci pozornej, fa³szywej. Ró¿nica miêdzy nimi to jednocze nie ró¿nica miêdzy melancholikami istotnymi a powierzchownymi12. Podejmuj¹c grê z regu³ami fizjonomiki, Orzeszkowa wymownie przeciwstawi³a zgrubia³¹ pod wp³ywem trudno ci ¿yciowych sylwetkê Benedykta sylwetce Zygmunta Korczyñskiego, który zaczytuj¹c siê w poezjach Alfreda de Musseta i nie znajduj¹c w swoim rodzimym wiecie inspiracji do twórczo ci artystycznej, najpospoliciej tyje13. Tusza o tak trywialnej proweniencji sytuuje go daleko od przypadków melancholii, traktowanych przez autorkê z pe³nym otwarto ci zaciekawieniem. (Zreszt¹ nawet dyskredytowane przez pisarkê Emilia i Teresa Pliñska znajduj¹ u niej sporo zrozumienia.) Czy¿by ewolucyjnej zdobyczy rodowej zagra¿a³o zanikniêcie? Pytanie to niepokoj¹ce w perspektywie aksjologii powie ciowej, gdy¿ Zygmunt zbli¿a siê do niebezpiecznych granic renegacji i niemal tak samo ostentacyjnie praktykuje cynizm w stosunku do najbli¿szych mu osób. Do grona osób podatnych na melancholiê nieoczekiwanie do³¹cza Witold: Co mam w sobie, ojcze, co miê ku ciemnym otch³aniom popycha (II 446). Papierowy i nieco anachroniczny w latach osiemdziesi¹tych g³osiciel postêpu 12 Tu z kolei nawi¹zujê do tytu³u wiersza Zenona Przesmyckiego Dekadentom istotnym, drukowanego w wiecie w 1894 roku, nota bene traktuj¹cego tak nazwanych bohaterów ironicznie. 13 Dlatego trudno mi siê zgodziæ siê ze sformu³owan¹ w 1992 roku tez¹ Gra¿yny Borkowskiej (O centrum powie ciowego wiata w Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej, w: Nowe stulecie trójcy powie ciopisarzy, red. A. Makowiecki, Warszawa 1992, s. 283 294), i¿ Zygmunt Korczyñski jest postaci¹ zbuntowan¹ , jedn¹ z osób, które [ ] wybra³y sposób bycia zgodny z w³asnymi pragnieniami, z w³asn¹ natur¹. To rodzaj odwagi, której zabrak³o Benedyktowi, Andrzejowej Korczyñskiej, Marcie, a mo¿e równie¿ Justynie . Borkowska stwierdzi³a, i¿ Orzeszkowa nie mia³o próbuje w Nad Niemnem wyzwoliæ siê z gorsetu powinno ci, przezwyciê¿yæ tabu rzeczywistych pragnieñ ( wyjechaæ i kochaæ ). Pruderia , mechanizm blokady , restrykcyjne autocenzurowanie tekstów to wyliczone przez badaczkê ograniczenia i u³omno ci metody pisarskiej, które te¿ mia³y byæ wszak¿e przezwyciê¿ane w pó niejszych utworach. Tu rodzi siê my l, i¿ odczytanie Borkowskiej nie respektuje aksjologii Orzeszkowej, której wyk³adnikiem jest choæby zastosowany konsekwentnie kod fizjonomiczny, odwo³uje siê natomiast do aksjologii arbitralnie uznanej za uniwersaln¹. Czy nadu¿ywaj¹cy przyjemno ci sto³u bohater powie ci dziewiêtnastowiecznej mo¿e pretendowaæ do roli buntownika? (zob. E. Ihnatowicz, Literacki wiat rzeczy. O realiach w pozytywistycznej powie ci obyczajowej, Warszawa 1995 [tu poza czê ci¹ po wiêcon¹ Nad Niemnem, s. 65 116, autorka zamieszcza liczne obserwacje na temat bohaterów Orzeszkowej w rozdziale o pozytywistycznych kulinariach, s. 117 173]). W interpretacji Gra¿yny Borkowskiej powie æ Orzeszkowej wydaje siê zupe³nie bezbronna wobec zastosowanych narzêdzi.
78
dojrzewa nagle, czy te¿ dostêpuje wgl¹du w zagadkê swojego losu. Dzieje siê tak we fragmencie wyra nie nawi¹zuj¹cym do relacjonowanej wy¿ej sceny w gabinecie przygnêbionego Benedykta, prze³amanej wtargniêciem ma³ego synka: Przez wpó³otwarte okno do pokoju tego nalecia³o mnóstwo bia³ych nadniemeñskich motylków, wzbija³o siê pod sufit, kr¹¿y³o doko³a lampy i z rozpiêtymi, krepowymi skrzyd³y pada³o na okrywaj¹ce biurko ksiêgi i papiery. Benedykt usiad³ przed biurkiem i wpatrywa³ siê w te ma³e, nie¿ne, skrzydlate stworzonka. Co mu one przypomina³y: jaki moment bardzo odleg³y, lecz niezmiernie wa¿ny, jaki w ¿yciu jego punkt zwrotny (II 435)
Po latach, w podobn¹ jak kiedy noc, Benedykt znów czyta list od swego brata Dominika, coraz lepiej zasymilowanego w rodowisku wysokich urzêdników i elit towarzyskich stolicy carskiej Rosji. Prze¿ywa zjawisko déjà vu, które wyzwala strumieñ wspomnieñ i sk³ania do zadumy nad sensem up³ywaj¹cego ¿ycia. Wtedy, jak przed laty, zjawia siê Witold, ale tym razem dochodzi do powa¿nej, trudnej i bolesnej dla ojca i syna dyskusji. Dziel¹ca uczestników starcia ró¿nica pogl¹dów oka¿e siê jednak drugorzêdna wobec przywi¹zania do warto ci wspólnie przez obu wyznawanych. Wys³owieniu tych warto ci na przeszkodzie stanê³o s³ynne to tamto Benedykta, które dla dziewiêtnastowiecznego czytelnika powie ci realistycznej stanowi³o oczywisty w tym wypadku kamufla¿ tre ci nieprawomy lnych. Porozumienie ojca z synem by³o mo¿liwe dziêki temu, i¿ obaj obdarzeni zostali przez autorkê pewnego rodzaju wra¿liwo ci¹, zmys³em pozwalaj¹cym dostrzegaæ imponderabilia i w ich wietle weryfikowaæ ¿yciowe postawy. Symbolicznym wyk³adnikiem tej wra¿liwo ci wydaj¹ siê w³a nie owe zacz¹tki skrzyde³. Ochronie tego cennego wyposa¿enia sprzyja podatno æ na melancholiê, w tej wszak¿e istotnej odmianie, która oznacza reakcjê na ból wiata; na melancholiê jako rodzaj filozoficznej sk³onno ci, natomiast nie egotyczn¹ konkluzjê14. Ulotno æ imponderabiliów wyra¿a siê w Nad Niemnem za po rednictwem motyli, które towarzysz¹ tylko niektórym postaciom powie ciowym, a dla innych zgo³a nie istniej¹. Staro¿ytny, platoñski symbol w powie ci Orzeszkowej funkcjonuje jako znak dyskretnie przypominaj¹cy o sferze warto ci duchowych. 14 We wstêpie do Melancholików Orzeszkowa pisze: Przyczyny zaszczepienia siê pesymizmu na spo³eczeñstwach spó³czesnych s¹ liczne i w czê ci pewnej bardzo powa¿ne. Znaczn¹ ich ilo æ nazwa³abym jednym imieniem: rozczarowanie . Pisarka odró¿nia jednak przyczyny bardzo powa¿ne i trafiaj¹ce zapewne do umys³ów najszlachetniejszych od przyczyn ni¿szego rzêdu [ ] dzia³aj¹cych na przestrzeni szerszej ni¿ tamte (E. Orzeszkowa, Pisma zebrane, t. 28, Warszawa 1949, s. 7).
79
Mog¹ byæ one lepiej czy gorzej urzeczywistniane, a nawet lepiej czy gorzej rozpoznawane przez uczestników tego literackiego wiata, ale stanowi¹ one niew¹tpliwie p³aszczyznê, na której kszta³tuje siê ogólniejszy, moralny sens zdarzeñ osadzonych w historycznych i geograficznych realiach. Do grona osób wra¿liwych na subteln¹ urodê motyli zalicza siê z pewno ci¹ Justyna Orzelsk¹. Tak¿e wobec niej autorka zastosowa³a kod entomologiczny , szczególnie wa¿ny w porz¹dku symbolicznej biografii dziecka, którego kolebka sta³a w katakumbie (II 160). Justyna dorasta³a z dala od patriotycznej atmosfery, raczej w krêgu domowych i rodzinnych niepowodzeñ. Doko³a niej my li ludzkie, jak ptaki z po³amanymi skrzyd³ami, trzepota³y s³abo [ ], uczucia ludzkie, jak motyle, po wietnym momencie mi³o ci i wzlotów, skurczone, zgniecione, podarte, pada³y na ziemiê. (II 161)
Melancholiczka ta, jak od pierwszych stron powie ci nazywa³a j¹ Marta Korczyñska, osi¹ga dojrza³o æ na drodze najbardziej osobistych klêsk. Cierpi¹c pomiêdzy lud mi, ucieka w wiat nadniemeñskiej przyrody. Znu¿ona imieninowym przyjêciem pani Emilii, wychodzi na pola wokó³ Korczyna. Liliowy motyl wzbi³ siê spod jej stóp i krêto wylecia³ w zbo¿e; ciga³a go wzrokiem, póki nie znikn¹³ (I 152). Justyna oddaj¹ca siê swoistym, amatorskim studiom nad kwiatami i lud mi nad Niemnem zyskuje now¹ perspektywê. Mo¿na mieæ w¹tpliwo ci co do realistycznego umotywowania narodzin jej uczucia do Janka Bohatyrowicza, chyba s³usznie przez autorkê pozbawionego pierwszoplanowego miejsca w utworze. Warto tu jednak przypomnieæ, i¿ na podobny mezalians zdecydowa³a siê tytu³owa bohaterka Beaty, m³odzieñczego utworu pisarki. Odrzuci³a ona konwenanse obowi¹zuj¹ce w wy¿szych sferach, by pój æ za g³osem serca i po lubiæ Romana, cygañskiego syna, który dziêki w³asnym zdolno ciom awansowa³ na nauczyciela. Beata swoj¹ odwa¿n¹ decyzjê ujmowa³a przy pomocy przyrodniczego porównania: jak motyl oswobodzony z g¹sienniczej pow³oki skrzyd³ami wysoko siê wzniesie, je¿eli pó niej takiego cz³owieka nazw¹ awanturnikiem imiê to bêdzie mu zaszczytem i piêtnem nie skrzywionego, nie st³umionego w nim cz³owieczeñstwa.15
Byæ mo¿e Justyna dziedziczy po Beacie odwagê nonkonformistycznych gestów, rodzaj nieradykalnego feminizmu, w³a ciwego przecie¿ samej autorce, 15 E. Orzeszkowa, Beata, Archiwum Literackie , t. 2: Miscellanea literackie 1864 1910,
Wroc³aw 1957, s. 449.
80
a byæ mo¿e i niektóre s³abo ci tamtej melodramatycznej kreacji. Podobnie jak poprzedniczka, Justyna równie¿ w pewnym momencie zdjê³a z siebie jaki obronny puklerz tym samym porzuci³a j¹ wszelka troska o ustrze¿enie swej ludzkiej albo kobiecej godno ci (II 165). Akt odpowiadaj¹cy wyswobodzeniu siê motyla z ograniczaj¹cego swobodê kokonu na pewno ma nobilituj¹ce znaczenie wybicia siê na wewnêtrzn¹ wolno æ i dope³nienia swojej entelechii . Wspomnieæ mo¿na by jeszcze o innym mi³o niku po³owów jacicy, Julku Bohatyrowiczu. Ten, jak wiadomo, ró¿ni siê bardzo nie tylko od reprezentantów miejscowego obywatelstwa, ale i na tle za cianka przedstawia siê jako zjawisko osobne. Julek ¿yje w tak bliskiej za¿y³o ci z rzek¹, i¿ w pewnym sensie okazuje siê w wietle tytu³u najwa¿niejsz¹ osob¹ w wiecie powie ciowym. W opisach jego fizjonomii zatracaj¹ siê cechy postaci uprawnionych do istnienia w utworze realistycznym. Przypomina hybrydalne twory z morskich idylli Arnolda Böcklina, tyle ¿e o bardziej ludzkim obliczu16. Julek nie zna chyba ciê¿aru melancholii, choæ trudno o tym wyrokowaæ ze wzglêdu na zupe³n¹ jego nieprzenikalno æ. Jego rola polega raczej na ewokowaniu rzeczywisto ci mitycznej, wolnej od realnych uwarunkowañ i ograniczeñ. W przestrzeni mitu wszystko ulega semantycznemu zagêszczeniu; po³ów jacicy nabiera wymiaru obrzêdu, wydarzenia ustanawiaj¹cego zasadniczy ³ad wiata. Sztafa¿ böcklinowski, w wydaniu bardziej typowym dla tego malarza melancholii, dostrzec daje siê w pó niejszym od powie ci szkicu Orzeszkowej Niemen. Zdjêcie migawkowe. W 1905 roku pisarka traktuje okolicê nad domow¹ rzek¹ jako pejza¿ nasycony nostalgiczn¹ zadum¹ nad przemijaj¹cym ¿yciem. Po raz kolejny pojawia siê tu motyw ³owienia jacicy, tym razem opatrzony gorzkim komentarzem: Nie jest¿e to wierny wizerunek w miniaturze innego gatunku ziemskiego, z³o¿onego z istot du¿ych i m¹drych? Ta tylko ró¿nica, ¿e w tym du¿ym i m¹drym gatunku nie wszystkie osobniki maj¹ skrzyd³a i choæby jedn¹ chwilê lotu.17
Szkic koñczy siê opisem zaæmienia s³oñca. wiat stan¹³ w ciemno ci, ch³odzie i ciszy grobu 18. Czarne s³oñce melancholii zagrozi³o ¿yciodajnemu 16 Ten pleczysty cz³owiek, z wielk¹, czerwon¹ twarz¹ i wydobywaj¹c¹ siê spod czapki gêstwin¹ ognistych w³osów, w malutkiej ³upince nieruchomo nad wod¹ siedz¹cy, mia³ w sobie co prawie fantastycznego. Wzi¹ æ by go mo¿na by³o za bajecznego mieszkañca wód, który na chwilê tylko i w po³owie przybra³ postaæ ludzk¹, drug¹ po³ow¹ cia³a tkwi¹c w swym rodzinnym ¿ywiole. Ale zupe³nie ludzki by³ u miech (II 145 146). 17 E. Orzeszkowa, Niemen. Zdjêcie migawkowe, w: tej¿e, Pisma zebrane, t. 52, s. 395. 18 Tam¿e, s. 399.
81
wiat³u dnia. W planie przyrodzonym zjawisko nie jest ostateczne, przemija zgodnie ze swoj¹ fizykaln¹ natur¹. W planie duchowym nie dzia³aj¹ takie mechaniczne regulacje. W Zdjêciu migawkowym rozproszeniu mroków pomaga pie ñ piewana przez flisaków Kto siê w opiekê . Wiara przynios³a wyzwolenie z ciemno ci grobu. Czy to sugestia zmartwychwstania? Akcent religijny19, choæby i by³ on zapo redniczony w Renanowskiej fascynacji wszelkimi religiami, pojawi³ siê w wypowiedzi do æ osobistej. Jak wiadomo, platoñski symbol duszy jako istoty skrzydlatej wystêpowa³ w chrze cijañskiej sztuce sepulkralnej czasów staro¿ytnych. Motyle Orzeszkowej takiej bezpo redniej identyfikacji nie otrzyma³y, jakkolwiek trudno przeoczyæ element ofiary w dramatycznym losie jacicy. Mo¿na wskazaæ w pó nych pismach istoty skrzydlate wyra nie pochodz¹ce z imaginarium chrze cijañskiego, ale w towarzystwie wyobra¿eñ gnostyckich o duszy uwiêzionej20. Motyle przypominaj¹ wiêc o imponderabiliach, o ich tajemniczym piêknie. W p³aszczy nie wspó³czesnej postuluj¹ rehabilitacjê poezji wyrugowanej przez nadmiernie ortodoksyjny racjonalizm. Ponad czy poza ni¹ odwo³uj¹ siê do niedaj¹cych siê w pe³ni wys³owiæ, ani tym bardziej uzasadniæ tak bardzo ludzkich d¹¿eñ i têsknot: Tymczasem w skrzyd³ach motylich pisa³ kiedy Roger Caillois, maj¹c co prawda raczej na my li motyle barwne jest prawdziwe piêkno w szerokim sensie tego s³owa, mamy tu bowiem do czynienia z tworzeniem przez naturê szczê liwych kombinacji form i kolorów, których nie t³umaczy zwyk³a ekonomia. Skoro tak, wolno nam mówiæ o sztuce [ ] 21
19 Aneta Mazur pisze w odniesieniu do szkicu o krótkich jak b³yski epifaniach , u ci laj¹c wszak¿e, i¿ Stwórcy nie ma w tym pseudo-rajskim ogrodzie, jest tylko wiara weñ (Transcendencja realistów. Motywy metafizyczne w polskiej i niemieckiej prozie II po³owy XIX wieku, Opole 2001, ss. 272, 274). 20 Czym s¹ te skrzyd³a, co przez mgie³ pierzchliwych zwoje nios¹ serca w wietliste g³êbie czasu i tam przeciw nadziejom zawieszaj¹ kotwice nadziei. [ ] Nie s¹¿ rysem nie miertelnym, na sercach skre lonym wówczas, gdy serca te by³y iskrami w Twoim p³omieniu [ ] . Natomiast dalej: By³ to ma³y b³êkitny motyl. / Sk¹d siê tu wzi¹³? Znad jakich traw spokojnych, z jakich cienistych, kwiecistych ogrodów zerwa³ siê, aby tu lecieæ? / Co ku tej grozie i ku tej potêdze, ku odmêtowi pêdu, i krzyku gna³o to drobne, w¹t³e stworzenie? (E. Orzeszkowa, Z my li wieczornych, w: tej¿e, Pisma zebrane, t. 52, ss. 255 256, 267). 21 R. Caillois, Skrzyd³a motyle, prze³. K. Dolatowska w: tego¿, Odpowiedzialno æ i styl. Eseje, wybór M. ¯urowski, wstêp J. B³oñski, Warszawa 1967, s. 316.
82
Ma³gorzata Okulicz-Kozaryn Humans and Butterflies in Nad Niemnem : Eliza Orzeszkowa Niemnem Orzeszkowa ss Imponderables The butterfly motif, discreetly evocated in Eliza Orzeszkowa s novel Nad Niemnem, refers the reader to the sphere of ideal, points out to a subtle question of the role and place of imponderables in the complex realities past the January Insurrection of 1863/4. In the symbolic genealogy of the Korczyñski family, wingedness assumes various forms depending on the historic circumstances. In the plot s plan, butterflies accompany the characters gifted with a deeper spiritual sensitivity, those to whom human and civic values are close the ones shared by Orzeszkowa herself. The novel read in this way expresses affirmation of imponderables, of their invigorating poetic beauty, unconditioned by the reasons discussed in the then-topical world-view disputes.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
Cezary Zalewski
NÊDZA BOGATYCH. MODERNISTYCZNE PARADOKSY W ARGONAUTACH ELIZY ORZESZKOWEJ Korespondencja Elizy Orzeszkowej dotycz¹ca pisania Argonautów koncentruje siê niemal wy³¹cznie na tzw. okoliczno ciach zewnêtrznych. Pisarka najpierw narzeka na wolne tempo pracy, t³umaczy siê z okresowego powsta³ego wskutek mierci mê¿a jej zaniechania, nastêpnie podejmuje kwestiê scenicznej adaptacji, a przede wszystkim nieustannie powraca do skandalu, jaki wybuch³ w zwi¹zku z rosyjskim przek³adem powie ci. W tej sytuacji wypowiedzi na temat samego utworu niejako z konieczno ci pozosta³y sk¹pe i nader lapidarne. S¹dzê zatem, i¿ bardziej odpowiednim kontekstem autorskim dla Argonautów pozostaje pó niejszy o kilka lat tekst, którego pisarka nigdy nie skoñczy³a i nie opublikowa³a, chocia¿ zawar³a w nim najwa¿niejsze przemy lenia, do jakich sk³ania³a j¹ aktualna sytuacja na pocz¹tku XX wieku. W brulionie pod wstêpnym tytu³em Do Polskiej Partii Socjalistycznej Orzeszkowa, kre l¹c mankamenty systemu kapitalistycznego, zgadza siê z socjalistami w zakresie oceny po³o¿enia, w jakim znajduj¹ siê grupy najubo¿sze. Ale jak przekornie zauwa¿a klasy posiadaj¹ce te¿ nie znajduj¹ siê w uprzywilejowanej pozycji. Spotyka je bowiem: krzywda, któr¹ ten porz¹dek rzeczy zadaje bogaczom. Dziwicie siê. miejecie siê mo¿e. Jak to! Krzywda siê dzieje bogaczom? Tak. Nêdzarze s¹ srodze przez dzisiejsze porz¹dki wiata pokrzywdzeni, to niew¹tpliwe; ale i bogacze równie¿. Pycha, samolubstwo, samoubóstwienie, niedorost umys³owy, przerost zmys³owo ci, wszelkie rodzaje przerafinowañ
84
i przesytów, moralne daltonizmy, anestezje, histerie gniazdo swe i obfity wylêg posiadaj¹ w sposobach wychowania otoczenia, sposobu ¿ycia cz³owieka n a d m i e r n i e bogatego, w towarzysz¹cych po³o¿eniu jego mo¿no ciach i niemo¿no ciach, w perspektywicznych stosunkach jego wzroku do ró¿nych prawd i fa³szów. S¹ wyj¹tki [ ], lecz regu³a jest tak¹: nêdzarz cierpi na ciele, bogacz szkody niezliczone ponosi na duszy. [ ] Prawd¹ wszak¿e jest i to jeszcze, ¿e z nêdzy, tak samo jak z bogactwa, wydziela siê moc wielka pierwiastków moralnie truj¹cych i ¿e bogactwo, tak samo jak nêdza, bywa sprawc¹ wielu cielesnych skarleñ i obra¿eñ.1
Posiadanie przesadnego maj¹tku nie tylko nie dostarcza trwa³ej satysfakcji, ale wrêcz wywiera negatywne skutki. Je li jednak pisarka wyra nie wskazuje na ich niematerialny duchowy charakter, oznacza to, ¿e, po pierwsze, owe dobra nie s¹ same w sobie przyczyn¹ tego procesu, poniewa¿, po drugie, jest on silnie uwarunkowany za³o¿eniami antropologicznymi. Orzeszkowa nie dokonuje tu ich eksplikacji, poprzestaj¹c, jak siê wydaje, na sugestii, zgodnie z któr¹ niestabilna natura egzystencji jest zwi¹zana z jej spo³ecznym wymiarem. Natomiast znacznie dok³adniej zaprezentowane zostaj¹ wywo³ane w ten sposób efekty. Ta pozornie chaotyczna enumeracja koncentruje siê wokó³ czterech zagadnieñ. Pierwsze dotyczy zawy¿onej samooceny, której podmiot dokonuje na podstawie nadmiernego stanu posiadania. Drugie wskazuje na mechanizm w dziedzinie poznawczej, która ulega zasadniczej minimalizacji. Epistemologicznemu zawê¿eniu towarzyszy jednak¿e, po trzecie, estetyczny sensualizm, szukaj¹cy coraz bardziej subtelnych i wyrafinowanych obiektów. I wreszcie last but not least pisarka podkre la moralny indyferentyzm, do jakiego sk³onni s¹ ludzie zamo¿ni. Celem niniejszego artyku³u jest analiza tych czterech kwestii, których istnienie ma dla Argonautów zasadnicze znaczenie. Wszelako odbywaæ siê ona bêdzie przy za³o¿eniu, i¿ ró¿nica miêdzy dyskursem a powie ci¹ polega na dynamizacji czy dramatyzacji owych problemów, dziêki czemu niejednokrotnie uzyskuj¹ one antynomiczn¹ postaæ.
1. Paradoks pierwszy: nuda warunkiem egzaltacji Budowanie autopercepcji i samooceny w oparciu o nagromadzone dobra jest projektem trudnym, gdy¿ zak³ada ono trwa³e, a nawet kumulatywne, nastawienie 1
E. Orzeszkowa, Do Polskiej Partii Socjalistycznej, w: tej¿e, Listy zebrane, do druku przygotowa³ i komentarzem opatrzy³ E. Jankowski, Wroc³aw 1958, t. 4, s. 400 401.
85
do tego, co jest przedmiotem posiadania. Intuicja pisarki okazuje siê natomiast dok³adnie odwrotna: atrakcyjno æ rozmaitych obiektów jest wy³¹cznie funkcj¹ ich nieosi¹galnego statusu; kiedy bowiem ulegn¹ one zaw³aszczeniu trac¹ zupe³nie albo w znacznej mierze swój pierwotny urok. Przy takim mechanizmie utrzymywanie wysokiej samooceny wymaga nieustannego gromadzenia kolejnych, coraz wiêkszych i coraz trudniej dostêpnych zdobyczy. Niemal wszyscy bohaterowie Argonautów postêpuj¹ wedle tej regu³y. Alojzy Darwid
Funkcjonowanie tego paradoksu zosta³o precyzyjnie przedstawione w kreacji Alojzego Darwida, w której aspekt psychologiczny jest wyra nie podkre lany. Znamienna pozostaje tu wieczorna scena ogl¹dania obrazów: By³ to najpewniejszy i najpiêkniejszy Greuze. W zdobyciu tych arcydzie³ Darwid wysoko ci¹ ofiarowanej za nie sumy ubieg³ by³ kilku wysoko stoj¹cych ludzi; tryumfowa³ wówczas i cieszy³ siê. Ale teraz bezsenny wzrok jego z roztargnieniem przesuwa siê po tych klejnotach sztuki. (A, 44)2
To, co kiedy wprowadza³o w stan ekscytacji, teraz wywo³uje tylko znudzenie. Przezwyciê¿enie apatii wymaga ponownego odtworzenia tego procesu, który wszak¿e musi zostaæ wyd³u¿ony i skomplikowany. Dlatego uwaga bohatera koncentruje siê na aktualnie podejmowanej operacji finansowej i zwi¹zanym z ni¹ ryzyku: Mo¿e szansa nie dopisze mu tym razem, a pole pracy i wielkich z niej zysków pochwyci inna rêka. Wie o tym, ¿e ma wspó³zawodników i wrogów; zazdroszcz¹ mu i kopi¹ pod nim do³ki. No, da on sobie z tym radê, tyle ¿e wola³by ju¿ co? Sam nie wie (A, 45; zob. A, 20)
Zdobycie upragnionego kontraktu jest jednak zbyt odleg³e, wiêc ostatecznie Darwid wyznaczy sobie bardziej dostêpny chocia¿ równie nie³atwy cel. Postara siê, aby sprawy rodzinne, dotycz¹ce przede wszystkim postêpowania jego dzieci, uk³ada³y siê zgodnie z przyjêtym przez niego planem. Alojzy przewiduje, ¿e popadnie w otwarty konflikt z Marianem i Iren¹, ale ta perspektywa jedynie mobilizuje jego zapa³.
2
W ten sposób odsy³am do: E. Orzeszkowa, Argonauci, w: tej¿e, Pisma zebrane, red. J. Krzy¿anowski, Warszawa 1951, t. 30; cyfra w nawiasie oznacza numer strony.
86
Wieczorne wspominanie i snucie projektów wydaje siê scen¹ nader niepozorn¹, ale w istocie dostarcza ona wgl¹du w strukturê motywacyjn¹ bohatera. Orzeszkowa k³adzie nacisk na dwa jej elementy, które wywodz¹ siê z do wiadczenia temporalnego. Po pierwsze zatem: percepcja tera niejszo ci okazuje siê niezno na, ja³owa, negatywna pod ka¿dym wzglêdem. Przynosi bowiem nie tylko fizyczne, ale i psychiczne wyczerpanie, które objawia siê pod postaci¹ zamierania wszelkiej aktywno ci. Po drugie: pozytywnej waloryzacji podlega przesz³o æ, a jeszcze bardziej przysz³o æ. Jednak¿e warunkiem sine qua non tego procesu jest udzia³ Darwida w dzia³aniach o charakterze rywalizacyjnym. Powy¿szy kontrast znakomicie ilustruje zasadê, zgodnie z któr¹ zdobycie przedmiotu tu: obrazów malarskich natychmiast wywo³uje zniechêcenie, przed którym jedyn¹ obron¹ s¹ plany nastêpnych, konkurencyjnych przedsiêwziêæ. Wszelako pisarka nie bez powodu kontaminuje reminiscencje i antycypacje. Ich zwi¹zek nie jest bowiem oczywisty, dlatego je li Darwid ostatecznie go ustanawia, to akt ten zawiera wa¿ne konsekwencje. Pierwsza polega na zawê¿eniu, które nie pozwala na rezygnacjê z permanentnej rywalizacji. Rozczarowanie, do jakiego doprowadzi³ dawny sukces, nie jest wystarczaj¹co silne, aby bohater zupe³nie wyrzek³ siê kolejnych zamiarów. Mimo i¿ dostrzega tak¹ szansê i dlatego marzy tak¿e o turystycznych podró¿ach to jednak szybko j¹ odrzuca. Pragnienie Darwida nie potrafi ju¿ rozwijaæ siê spontanicznie i wymaga nieustannej, zewnêtrznej stymulacji. Drugi, wa¿niejszy efekt koncentruje siê wokó³ warunków, jakie powinna ona spe³niæ. Jej cel musi byæ coraz bardziej wyrafinowany: nie jest nim ju¿ dzie³o sztuki, nie s¹ nim tak¿e wbrew pozorom pieni¹dze. Zarówno zdobycie lukratywnego kontraktu, jak i powstrzymanie dalszej defraudacji maj¹tku przez dzieci, okazuje siê gr¹, w której stawk¹ jest rozstrzygaj¹cy wp³yw na czyje decyzje. Osi¹gniêcie dominacji nad innym wydaje siê bohaterowi przedmiotem wyj¹tkowo niedostêpnym, dlatego ku niemu kieruje on swoje starania. Wieczorne medytacje nie przes¹dzaj¹ jeszcze kwestii, ale wydaje siê, ¿e zapowied konfliktu z Marianem i Iren¹ jest dla Darwida bardziej poci¹gaj¹ca. Gdyby tak by³o, oznacza³oby to, i¿ gro ba nudy wywo³uje potrzebê szybkiego (a nie odleg³ego) oraz bezpo redniego (a nie wykonywanego per procura) dzia³ania. Takie w³a nie warunki okazuj¹ siê optymalne dla kogo , kto czerpie energiê wy³¹cznie z walki i wspó³zawodnictwa. Zawarta w obrêbie fabu³y w³a ciwej biografia Alojzego Darwida sk³ada siê z naprzemiennych chocia¿ nierównomiernych okresów aktywno ci i apatii, które powstaj¹ w wyniku odpowiedniego lub niedostatecznego poziomu rywalizacji. Znamienny pozostaje fakt, i¿ przynajmniej do pewnego momentu
87
nastêpstwo tych faz pokrywa siê z przechodzeniem od sfery zawodowej do osobistej (tj. rodzinnej), sprawiaj¹c, ¿e zostaj¹ one zespolone w sposób tak cis³y, jak to tylko mo¿liwe. Bohater rozpoczyna wiêc swoj¹ dzia³alno æ od zabiegów wokó³ uzyskania kontraktu, które nie przynosz¹ natychmiastowego rezultatu. Dlatego zast¹pi je innymi przedsiêwziêciami zawodowymi, a nastêpnie skoncentruje siê na usuniêciu Artura Kranickiego, który nieoczekiwanie okaza³ siê kochankiem Malwiny Darwidowej. Kolejnym sukcesem jest uzyskanie zaproszenia na ksi¹¿êce polowanie, a nastêpnym wygranie licytacji; pó niej bohater anga¿uje siê w konflikt z Marianem, a potem z Iren¹. Sekwencja ta potwierdza obserwacjê, zgodnie z któr¹ cel nie mo¿e byæ ³atwy do osi¹gniêcia dlatego Darwid ustawia poprzeczkê coraz wy¿ej a zarazem jego zdobycie musi wymagaæ osobistego zaanga¿owania. Znamienny pozostaje fakt, i¿ Orzeszkowa w nader niewielkim stopniu przedstawia wewnêtrzny, psychologiczny aspekt owych dokonañ. Zarówno nienawi æ do Kranickiego, jak i ambiwalencja po³¹czenie niechêci i podziwu wobec w³asnych dzieci zosta³y zaledwie naszkicowane, natomiast doznania zwi¹zane z licytacj¹ pominiête. Wydaje siê wiêc, ¿e pisarka zak³ada, ¿e ich specyfika oraz rola jest mniejsza, poniewa¿ s¹ one wtórne wzglêdem zjawisk im przeciwnych. Dlatego znacznie dok³adnej przedstawione zostaj¹ cykliczne stany apatii i zniechêcenia, w jakie popada Darwid w wyniku zrealizowanych planów. Standardowo do wiadcza on wówczas zaspokojenia, które przynosz¹c nudê zmusza zarazem do szukania kolejnego obiektu . Wszelako proces ten nie jest nieskoñczony, wiêc szczególna uwaga po wiêcona zostanie tym sytuacjom, w trakcie których przezwyciê¿enie nasycenia nie wymaga zmiany celu. Mechanizm ten jest kluczowy w ostatniej fazie fabu³y, ale wcze niej autorka wprowadza na zasadzie prefiguracji podobn¹ sytuacjê. Powsta³a ona w wyniku pobytu na ksi¹¿êcym polowaniu. Kontakty z arystokracj¹ elit¹ elit s¹ dla Darwida podstawowym sposobem uzyskiwania przez niego wysokiego stopnia samooceny. Rozczarowanie, jakie powstaje podczas kilkudniowej wizyty w skrajnie niedostêpnym, jak dot¹d mniema³ gronie, jest wiêc zbyt dotkliwe, aby wywo³a³o przemieszczenie pragnienia w inn¹ dziedzinê. Dlatego jego reorientacja dokona siê w tym samym obrêbie: bohater stwierdzi, ¿e jego doznania s¹ pozorne, gdy¿ nudni i zdziecinniali arystokraci ukryli przed nim swoj¹ prawdziw¹ istotê, o czym zreszt¹ móg³ siê on przekonaæ na podstawie zas³yszanych rozmów dotycz¹cych koligacji i paranteli rodzinnych. Jednak¿e efekt tej restytucji okazuje siê do æ niespodziewany: zamiast uratowanej dumy, Alojzy
88
do wiadcza dystansu, onie mielenia, a nawet upokorzenia (zob. A, 153). Samotno æ, wykluczenie, a przede wszystkim zani¿enie poziomu samoakceptacji oto cena, jak¹ bohater musia³ zap³aciæ za uratowanie dyskretnego (i wci¹¿ niedostêpnego) uroku wy¿szych sfer. Zapewne nadal wywiera³by on niezatarty wp³yw, gdyby w obszarze do wiadczenia Darwida nie pojawi³ siê inny idea³ . W³a ciwym celem energicznych zabiegów o uratowanie Kary jest bowiem wywarcie presji za pomoc¹ wszystkich dostêpnych rodków na zmianê decyzji, która zosta³a podjêta wbrew planom Alojzego (zob. A, 175). Orzeszkowa z niejak¹ ironi¹ przedstawia te dzia³ania ojca, które tylko czê ciowo wynikaj¹ z jego przywi¹zania do córki: jej osoba staje siê dla niego cenna dopiero wtedy, gdy jest zagro¿ona, natomiast ich wcze niejsze kontakty by³y wprawdzie serdeczne, ale i zdawkowe oraz wymuszone. Rywalizacja ze mierci¹ skoñczy³a siê dla Darwida przegran¹. Konsekwencje s¹ identyczne jak poprzednio: olbrzymka urasta do rangi metafizycznego absolutu, który niepodzielnie panuje nad ludzkim istnieniem (zob. A, 204 205). To wywy¿szenie mierci odbywa siê jednak kosztem poni¿enia, dlatego pokonany nie tylko podlega jeszcze silniejszej alienacji (i towarzyskiej, i rodzinnej), ale niemal zupe³nie traci poczucie w³asnej godno ci. Narrator stwierdza, i¿ czuwaj¹cy przy trumnie ojciec: Uczu³ siê tak ma³ym, jak ma³¹ czuæ siê musi glista ziemska, gdy na trawy, po których pe³za, spadnie cieñ zlatuj¹cego od b³êkitów sêpa, i jak glista w szczelinê kamienia, cofa³ siê i zanurza³ w okrywaj¹ce cianê nie¿yste puchy krep i mu linów. Uczu³ siê te¿ tak s³abym, jak gdyby nie by³ mê¿em silnej woli i s³awionych czynów, lecz niemowlêciem, którego drobna rêka nie mo¿e odepchn¹æ stoj¹cego przed nim stracha. (A, 206; zob. A, 185)
Za tymi metaforami, które pierwotnie konotuj¹ jedynie lêk i bezradno æ, kryje siê jednak doznane upokorzenie. Zestawienie z najni¿szymi formami ludzkiego i pozaludzkiego istnienia jest symptomem pogardy, jakiej wobec siebie samego doznaje Darwid. O tym, jak wielki i druzgoc¹cy okaza³ siê wp³yw tego prze¿ycia, wiadczy nieudana próba jego przezwyciê¿enia. Kiedy ów upragniony kontrakt zostanie przez bohatera uzyskany, jego zadowolenie trwa dok³adnie tyle, ile sk³adane z tego powodu gratulacje. Nawet taki sukces nie jest ju¿ w stanie zaspokoiæ dumy i mi³o ci w³asnej (zob. A, 216 217), a ów permanentny brak samoakceptacji wywo³a niemal mechanicznie negatywn¹ (wrêcz nihilistyczn¹) ocenê wszystkich dotychczasowych osi¹gniêæ Alojzego.
89
Ten stan apatii móg³by prowadziæ do odrodzenia, gdyby rada lekarza dotycz¹ca wyjazdu zosta³a zrealizowana. Jednak¿e Darwid potrzebuje kolejnej stymulacji kieruj¹cej jego dzia³aniami. Nie bez powodu zatem doznaje on halucynacji, w trakcie której zmar³a córka wzywa go do przekroczenia granicy ¿ycia: mieræ wraz z t¹, która zosta³a dziêki niej utracona, tworz¹ zespolenie znamionuj¹ce jedyny niekwestionowalny obecnie absolut. W nim i tylko w nim bohater zapragnie uczestniczyæ, wierz¹c, ¿e w ten sposób jego istnienie osi¹gnie wreszcie stan doskona³y. Samobójstwo jest wprawdzie decyzj¹ nieoczekiwan¹, ale i racjonaln¹, posiadaj¹c¹ metafizyczne uzasadnienie. Artur Kranicki
Biografia Kranickiego zawiera analogiczne a nawet bardziej wyjaskrawione cykle apatii i uniesieñ, chocia¿ ich si³a czy natê¿enie s¹ zdecydowanie s³absze. Pisarka wskazuje na dwie zasadnicze przyczyny tej minimalizacji: pierwsza polega na ustabilizowanej naturze pragnienia, a druga na jego specyficznej mediatyzacji. W przesz³o ci Kranicki zakochiwa³ siê w niemal ka¿dej atrakcyjnej (i arystokratycznej) kobiecie, ale od momentu nawi¹zania romansu z Malwin¹ Darwidow¹ cel jego pragnienia nie podlega jakimkolwiek zmianom. Nawet kiedy relacja ta zostanie gwa³townie przerwana, bohater nie zdecyduje siê ani na nawi¹zanie nowych które dyskretnie podsuwa baron Emil ani na odnowienie dawnych kontaktów. Niedostêpna kochanka jest bowiem jeszcze bardziej upragniona i wywiera jeszcze silniejszy wp³yw. Jednak¿e ta regu³a ulega pewnej modyfikacji. Brak jakiejkolwiek wiêzi z Malwin¹ a w takiej w³a nie sytuacji znalaz³ siê Kranicki zapewne spowodowa³by, i¿ owa têsknota utraci³aby swoj¹ moc, jak¹ posiada³a tu¿ po oficjalnym zerwaniu, i uleg³aby zupe³nemu wygaszeniu. Z tego ju¿ niemal obecnego stanu wyrywaj¹ Artura swoiste pami¹tki , dziêki którym nastêpuje okresowe odnowienie mi³osnych doznañ. Tê funkcjê pe³ni ogl¹danie kolorowanej fotografii (tzw. heliominiatury), ale przede wszystkim spotykanie Mariana syna Malwiny, który odziedziczy³ po niej wiele cech. Jego wizyty i jego towarzystwo s¹ dla bohatera bezcenne, dlatego b³yskawicznie wywo³uj¹ u niego sztuczne pobudzenie. Ta cykliczna reanimacja pragnienia by³aby niemo¿liwa, gdyby Artur nie przywyk³ do zapo redniczonego obcowania z uwielbianymi osobami. Pierwsz¹ strategi¹, której biernie ulega³, by³a protekcja (i perswazja): jego kariera w arystokratycznych domach opiera³a siê na umiejêtnie i przekonuj¹co wykorzystywanych koligacjach, dziêki którym kolejne osoby zapewnia³y mu stanowisko.
90
Druga tym razem czynnie praktykowana technika polega na pos³ugiwaniu siê literatur¹, poezj¹ za w szczególno ci. Orzeszkowa podkre la ten fakt pokazuj¹c, i¿ spotkanie dawnych narzeczonych nie rozpoczê³oby romansu, gdyby czytywany wspólnie Alfred de Musset nie rozbudzi³ ich pragnieñ (zob. A, 84 85). Kranicki potrzebuje wiêc po redników, którymi bywaj¹ ¿yczliwe mu osoby lub dzie³a sztuki (np. fotografia, poezja). Tylko dziêki nim potrafi on zarówno d¹¿yæ do celu , jak i przezwyciê¿aæ do wiadczenie jego utraty. Tego rodzaju stymulacja jest tak¿e wzglêdnie bezpieczna, gdy¿ nie nara¿a na bezpo redni¹ i otwart¹ rywalizacjê. Artur nie jest do niej zdolny, dlatego kiedy Alojzy odkryje jego romans, winowajca poprzestanie na teatralnej i jedynie momentalnej demonstracji wrogiej postawy. Zarazem jednak uk³ad ten nie wytwarza silnego, anga¿uj¹cego ca³kowicie nastawienia. Gdy wiêc w wyniku wyjazdu przyjació³ Kranicki zetknie siê z podobnym do wiadczeniem pustki, nie doprowadzi go ono do radykalnej negacji. Kolejnym mediatorem, którego wp³yw wreszcie stanie siê dominuj¹cy, oka¿e siê stara s³u¿¹ca Klemensowa. Dziêki jej namowom Artur wyrzeknie siê miejskiej, samotnej egzystencji i powróci do rodzinnego dworu, odzyskuj¹c w kontakcie z natur¹ utracon¹ harmoniê. Marian Darwid, Emil Blauendorf Egzystencja Mariana i Emila równie¿ podlega prawu okresowego wyczerpania i odnawiania. Obaj te¿ posiadaj¹ wysok¹ oraz nieustann¹ samo wiadomo æ tego mechanizmu, która jednak nie przynosi im niczego poza fatalistycznym przekonaniem o jego nieuchronnym charakterze. Najbardziej dotkliwy jest dla nich szczególnie dla Mariana przesyt, jaki przychodzi po ka¿dym spe³nieniu. Narrator komentuj¹c doznania tego bohatera, stwierdza, i¿ by³ on dra¿niony niepodobieñstwem znalezienia czegokolwiek, co by stale, a przynajmniej na d³ugo, zadowoliæ go mog³o. Zadowolenia miewa³, ale krótkie. Wszystko, o czym roi³, otrzymane wydawa³o siê niniejszym, gminniejszym, s³abszym, ni¿ w rojeniu. Na jaskrawo ci ukazywa³y siê sp³owienia, na blasku skazy; upalne tchnienia, wiej¹ce z daleka, przy zetkniêciu siê krzep³y, jak oliwa gdy wystêpuje na wierzch p³ynu. W smaku rzeczy, ostro æ i s³odycz przeradza³y siê w md³o æ i ckliwo æ, zaledwie dotkn¹wszy podniebienia. (A, 110 111)
Jedyna ró¿nica miêdzy przyjació³mi polega na tym, ¿e rozczarowanie wywo³uje u Mariana melancholijn¹ apatiê wprowadzaj¹c¹ go w stan niemal doskona³ego zobojêtnienia; natomiast baron doznaje ataków furii, w trakcie których nie
91
tylko oczyszcza siê z doznanego rozgoryczenia, ale i wynajduje kolejne przedsiêwziêcia (zob. A, 117). Ulotna natura zadowolenia jest dla nich tym bardziej dotkliwa, im wiêcej wysi³ku wk³adaj¹ w jego osi¹gniêcie. Celem ich pragnieñ s¹ bowiem obiekty rzadkie i wyj¹tkowe, czyli takie, które s¹ zarazem trudno dostêpne, jak te¿ paradoksalnie pozostaj¹ poza obszarem powszechnego (tj. filisterskiego) zainteresowania. Ta druga w³a ciwo æ chroni bohaterów przed konkurencj¹, a przede wszystkim dostarcza niestabilnego, ale jednak poczucia dumy, które wynika ze statusu nowoczesnego konesera. Niezale¿nie od tego, czy przedmiotem ich wyrafinowanego zainteresowania s¹ dzie³a sztuki (koniecznie jednak dawnej), czy te¿ ich uwagê poch³aniaj¹ nowoczesne i ekstrawaganckie kobiety (Lili Kerth, Irena Darwidowa, Bianka Bianetti), efekt tych zabiegów okazuje siê identyczny. Brak rywalizacji powoduje bowiem, i¿ jedyn¹ przeszkod¹ s¹ pieni¹dze potrzebne na realizacjê tych celów . Dopóki za obaj m³odzieñcy posiadaj¹ znaczne fundusze, dopóty sukcesy przychodz¹ im nazbyt ³atwo, natychmiast wywo³uj¹c niezno n¹ nudê. Zmianê wprowadzaj¹ dopiero k³opoty finansowe. Wówczas dopiero obaj przyjaciele zaanga¿uj¹ siê w przedsiêwziêcie, które jak s¹dz¹ dostarczy im trwa³ego zadowolenia w postaci kolosalnych zysków. Projekt wyjazdu do Ameryki, gdzie zamierzaj¹ handlowaæ znalezionymi w kraju dzie³ami sztuki, ju¿ zreszt¹ dostarcza im niezbêdnego podniecenia. Nie zauwa¿aj¹ jedynie, ¿e ów nowy cel jest dok³adnym zaprzeczeniem poprzednich; jego niekwestionowan¹ zalet¹ jest natomiast odleg³y termin realizacji.
*** Znamienny pozostaje fakt, i¿ Orzeszkowa ka¿demu z tych trzech projektów nadaje identyczn¹ nazwê. Alojzy, Artur, Marian i Emil to nowo¿ytni Argonauci, którzy wyruszaj¹, albo ju¿ wyruszyli, na wyprawê po z³ote runo. Sens tej ujednolicaj¹cej metafory polega na tym, i¿ ka¿da z tych historii zawiera analogiczn¹ (tyle ¿e d³u¿sz¹ albo krótsz¹) sinusoidê , na któr¹ sk³adaj¹ siê naprzemienne okresy egzaltacji oraz nudy. Ponadto i to jest najwa¿niejsze finalny etap tego cyklu jest dok³adnie ten sam: bohaterowie wyznaczaj¹ sobie takie cele, których nie bêd¹ w stanie w ogóle, albo przynajmniej szybko, zrealizowaæ. Z tego powodu potrzebuj¹ dodatkowych stymulatorów , które bêd¹ podtrzymywaæ ten zamiar: w walce ze mierci¹ Alojzemu towarzyszy obraz oraz piesek zmar³ej córki, Arturowi niezbêdne s¹ fotografie i wizyty syna ukochanej, a dla Mariana i Emila to zapomniane dzie³a sztuki s¹ zapowiedzi¹ spodziewanych zysków.
92
Orzeszkowa pokazuje wiêc, ¿e istnieje tylko jedno zabezpieczenie przed nud¹. Stan trwa³ej egzaltacji osi¹ga siê wy³¹cznie za cenê niespe³nienia, niezaspokojenia. Sytuacja taka wymaga jednak coraz trudniejszego i coraz bardziej nieuchwytnego, abstrakcyjnego przedmiotu , dlatego proces jego selekcji szczególnie interesuje pisarkê. Zjawisko to przedstawia ona a¿ z dwóch perspektyw indywidualnej oraz zbiorowej jednocze nie. Ka¿dy z Argonautów porzuca dotychczasowe (lub dawne) zamiary i wkracza w nowy etap: Alojzy od zdobywania pieniêdzy przechodzi do wywierania powszechnej presji; Kranicki rezygnuje z lu nych znajomo ci i adoruje tylko Malwinê; za Marian i Emil porzucaj¹ kolekcjonersk¹ pasjê i rozpoczynaj¹ dzia³alno æ handlow¹. Zarazem jednak i to wydaje siê nader interesuj¹ce te trzy historie uk³adaj¹ siê w jeden ci¹g, w którym okres poprzedni ³¹czy siê z nastêpnym. Sekwencjê rozpoczyna biografia Kranickiego, który z niestabilnego amanta staje siê adoratorem jednej, i tylko jednej, wybranki. Nastêpny etap tworz¹ losy Barona i Mariana, którzy kolejne kobiety (tak jak i dzie³a sztuki) zdobywaj¹ oraz porzucaj¹ w zawrotnym tempie, dlatego ostatecznie skoncentruj¹ siê na zdobywaniu du¿ego maj¹tku. Ten za jest ju¿ udzia³em Alojzego, zatem jego przedsiêwziêcia dotycz¹ niemal wy³¹cznie presti¿u oraz wp³ywu na cudze (i nie tylko ludzkie) decyzje. Tak uporz¹dkowane nastêpstwo dokonuje chronologicznej i generacyjnej inwersji, ale zabieg ten jest, jak s¹dzê, celowy. Orzeszkowa zauwa¿a, i¿ najm³odsze pokolenie ani nie jest wbrew temu, co twierdzi pozbawione poprzedników, ani nastêpców . Radykalizuje ono dawn¹ postawê, przejmuj¹c z niej tak¿e naiwne, beztroskie nastawienie. M³odzi nie przewiduj¹, ¿e dalsza trajektoria tego projektu, je li bêdzie on konsekwentny, prowadziæ musi do katastrofy. Biografia Alojzego ilustruje bowiem ostateczne skutki tej strategii: walka z niepokonanym przeciwnikiem zawsze koñczy siê poni¿eniem i autodestrukcj¹. Fina³ losów Darwida wyjawia podteksty mi³osnych têsknot czy radosnego entuzjazmu. W tych niewinnych zachowaniach ukryty zostaje mechanizm, który jak przenikliwie zauwa¿y³ Denis de Rougement sprowadza siê do koncepcji ¿arliwego ¿ycia, która jest mask¹ pragnienia mierci. Jest to inwersyjny, samoniszczycielski dynamizm 3.
3 D. de Rougemont,
wa 1968, s. 264.
Mi³o æ a wiat kultury zachodniej, prze³. L. Eustachiewicz, Warsza-
93
2. Paradoks drugi: prosta przyczyna, skomplikowane (i nieprzewidywalne) skutki Realizacja celów, jakie stawiaj¹ przed sob¹ Argonauci, nie odbywa siê w spo³ecznej pró¿ni. Dlatego poszczególne dzia³ania wywieraj¹ wp³yw niekiedy zasadniczy na kszta³t miêdzyludzkich relacji, w jakich znajduj¹ siê dzia³aj¹ce postacie. Problem polega na tym, i¿ owe konsekwencje s¹ do æ zaskakuj¹ce, a nawet sprzeczne z intencjami, które doprowadzi³y do ich powstania. Orzeszkowa podkre la bowiem, ¿e skutki rozmaitych przedsiêwziêæ znajduj¹ siê poza horyzontem poznawczym wywo³uj¹cych je bohaterów. Deprawacja Wydarzeniem, które w tej powie ci wywo³uje najbardziej nieobliczalne nastêpstwa, jest kilkuletni wyjazd Darwida, który na czas swej nieobecno ci ustanawia Kranickiego oficjalnym opiekunem rodziny. Wszystkie uczestnicz¹ce w tym fakcie postacie Alojzy, Malwina, Artur oraz Irena wspominaj¹ go tak dok³adnie, jakby mia³ on miejsce w nieodleg³ej przesz³o ci. Zamiar Darwida pierwotnie polega na uzyskaniu dziêki wp³ywom i koneksjom Kranickiego odpowiedniego stanowiska w arystokratycznych sferach. Jednak¿e po¿egnalna rozmowa z ¿on¹ sk³ania go do rozszerzenia tych kompetencji, w wyniku czego niedosz³y narzeczony Malwiny zostaje tzw. przyjacielem domu, wspó³odpowiedzialnym za edukacjê i wychowanie dzieci. One równie¿ powinny uzyskaæ wysok¹ pozycjê, której najlepszym dowodem by³oby ma³¿eñstwo z osobami nale¿¹cymi do ksi¹¿êcych rodzin. Kwestia niedosz³ego balu pokazuje, i¿ dla Darwida posiadanie szerokich stosunków towarzyskich jest wy³¹cznie instrumentalne, gdy¿ prowadzenie interesów przynosi wiêksze powodzenie, je li ³¹czy siê z tym ustalona reputacja. Zatem w obrêbie pocz¹tkowego projektu dzia³anie Alojzego jest racjonalnie uzasadnione: istnieje bowiem cel, do osi¹gniêcia którego prowadz¹ okre lone, i w³a ciwie dobrane, rodki. Kranicki zreszt¹ za swoje us³ugi jest nale¿ycie wynagradzany (w postaci bezzwrotnych po¿yczek), wiêc postêpowanie z nim opiera siê na obustronnej, korzystnej (i dlatego bezpiecznej) wymianie. Z tych zapewne powodów Darwid jest tak niez³omnie przekonany o trafnym charakterze tych dzia³añ, opartych na zasadach handlowej pragmatyki, wzglêdem której ka¿dy inny rodzaj wiedzy jak wyznaje ¿onie (zob. A, 67) jest podporz¹dkowany i dostêpny za odpowiedni¹ cenê. Wszelako Kranicki nie ma w¹tpliwo ci, w jaki sposób zaklasyfikowaæ tak¹ postawê. Stwierdza, i¿ Alojzy: odje¿d¿aj¹c zostawi³ miê przy niej jako doradcê,
94
opiekuna, poniek¹d nawet protektora, tak, pro-tek-to-ra Parweniusz! g³upiec! Taki m¹dry, a taki g³upi, cha, cha, cha! (A, 84). Kochanek znakomicie definiuje b³¹d mê¿a. Darwid rozszerzaj¹c owe uprawnienia, za³o¿y³, i¿ obie relacje tj. miêdzy nimi oraz miêdzy Malwin¹ i jej protektorem bêd¹ dok³adnie identyczne. O ile jednak w pierwszym przypadku okaza³o siê to trafne, o tyle w drugim niekoniecznie. G³upota Alojzego polega wiêc na tym, i¿ stosowane przez niego standardy postêpowania arbitralnie uznaje on za uniwersalne, albo przynajmniej za takie, którymi bêd¹ pos³ugiwaæ siê najbli¿sze mu osoby. Miar¹ owego perspektywizmu jest fakt, i¿ zlekcewa¿one zostaj¹ sygna³y wskazuj¹ce na jego nieuprawniony charakter. Malwina wyra nie zasygnalizowa³a mê¿owi zarówno potrzebê mêskiej obecno ci, jak i w¹tpliwo æ dotycz¹c¹ jego zaanga¿owania w ich ma³¿eñstwo. Ponadto, zna³ on jej przesz³o æ, a mimo to nie dokona³ pe³nego rozpoznania, które zapewne odkry³oby s³awê amanta i uwodziciela, z jakiej zas³u¿enie korzysta Kranicki. Postêpowanie Darwida jest szczególnie niekonsekwentne zwa¿ywszy na fakt, i¿ nieustannie uczestniczy on w dzia³aniach, na które sk³ada siê zaciek³a konkurencja. Wprowadzaj¹c do domu protektora , Alojzy postêpuje wbrew w³asnemu do wiadczeniu, dlatego najwyra niej radykalnie oddziela on sferê zawodow¹ od rodzinnej. Na stra¿y tej ostatniej stoj¹ instytucje, które, jak mniema, zwalniaj¹ go od odpowiednich procedur. Orzeszkowa pokazuje, ¿e taka separacja w czasach nowoczesnych rzadko bywa uprawniona. Analogiczne mankamenty poznawcze pojawi¹ siê w postêpowaniu dotycz¹cym Mariana. Darwid, zlecaj¹c Kranickiemu wprowadzenie syna w wy¿sze sfery, równie¿ przyj¹³, ¿e kiedy tylko uzyska on odpowiedni¹ pozycjê, wówczas wykorzysta j¹ wzorem ojca w celu osi¹gniêcia jeszcze wiêkszych dochodów. Dlatego Alojzy znowu nie sprawdzi³, w jakim otoczeniu bêdzie tak naprawdê przebywa³ i dojrzewa³ Marian. Gdyby to uczyni³, dowiedzia³by siê, ¿e egzystencja nowoczesnej arystokracji polega przede wszystkim na traceniu kolejnych fortun, a nie na ich pracowitym gromadzeniu. Nieroztropna decyzja zosta³a wiêc podjêta, ale znacznie wa¿niejsze okazuj¹ siê jej nieoczekiwane konsekwencje, które okre liæ mo¿na mianem deprawacji. Malwina decyduje siê na romans, który ostatecznie stanie siê ród³em drêcz¹cych j¹ wyrzutów sumienia. To w³a nie one wywo³uj¹ u niej stan permanentnej izolacji odbieraj¹cej sens rodzinnej egzystencji i skazuj¹cej na przebywanie w wielko wiatowym towarzystwie. Je li wiêc nawet zerwanie z Kranickim tylko w niewielkim stopniu prze³amuje ow¹ alienacjê, oznacza to, i¿ Malwina w znacznym stopniu utraci³a szacunek do samej siebie. Kariera Mariana w wy¿szych sferach powoduje natomiast, i¿ jego istnienie podporz¹dkowane zostaje przypadkowi i kaprysowi. Arystokratyczna moda
95
na szukanie nowych wra¿eñ okazuje siê bowiem nie tylko kosztowna, ale i destabilizuj¹ca jakikolwiek projekt spójnego, konsekwentnego dzia³ania. Przygl¹daj¹c siê romansowi matki, Irena coraz silniej ulega rozczarowaniu. Nie wierzy zatem w trwa³¹, ma³¿eñsk¹ mi³o æ; wierzy natomiast, ¿e ka¿dy zwi¹zek wcze niej czy pó niej zostanie uzupe³niony o kochanka czy kochankê. Dlatego tak bardzo fascynuje j¹ baron Emil, który w równie cyniczny sposób interpretuje niemal ka¿d¹ dziedzinê miêdzyludzkich relacji. Projektuj¹c swoje ma³¿eñstwo z nim, Irena dzia³a pod wp³ywem zamiaru opuszczenia rodzinnego domu, w którym romans okryty by³ niezno n¹ i wymagaj¹c¹ permanentnej hipokryzji tajemnic¹ . Ta w³a nie nie powinna istnieæ w ich zwi¹zku, dlatego Darwidówna ceni u barona tak¿e szczero æ dotycz¹c¹ jego aktualnych i przysz³ych kochanek. Taka postawa nie tylko potwierdza zasadê, zgodnie z któr¹ dzieci najczê ciej powtarzaj¹ b³êdy rodziców. Irena zupe³nie bezwiednie zamierza bowiem stworzyæ znacznie trudniejsz¹ sytuacjê: sta³a obecno æ kochanki u boku mê¿a musi wywo³ywaæ u ¿ony cykliczne fale zazdro ci, nienawi ci i cierpienia. Bohaterka nie zdaje sobie z tego sprawy, poniewa¿ ulega perspektywicznemu z³udzeniu: romans matki i jej protektora obserwowa³a z pozycji zewnêtrznej, niezaanga¿owanej, dlatego nie mo¿e wiedzieæ, ¿e niekiedy ukrywanie prawdy zabezpiecza przed wybuchem najgorszych emocji. Ponadto, wydaje jej siê, ¿e skoro wysz³a z jednej próby zwyciêsko gdy baron publicznie pokaza³ siê z Lili Kerth to zosta³a ju¿ trwale uodporniona na doznawanie zazdro ci i jej konsekwencji. Trudno wiêc oprzeæ siê wra¿eniu, i¿ kobiety nowoczesne musia³y wydawaæ siê Orzeszkowej do æ naiwne i lekkomy lne w swym podej ciu do konwenansów i ich roli4. Jednak¿e najgorsze skutki niefortunnej decyzji spotykaj¹ jej inicjatora. Darwid szybko odkrywa wiêkszo æ z powy¿szych spraw, a interlokutorzy Kranicki, Marian, Irena jednoznacznie i przekonuj¹co wskazuj¹ na jego w³asn¹ odpowiedzialno æ (lub wspó³odpowiedzialno æ) za aktualny stan, w jakim znalaz³a siê ca³a rodzina. O ile jednak w trakcie pierwszej rozmowy Alojzy sam przed sob¹ jeszcze przyznaje siê do udzia³u w tym procederze (zob. A, 17), 4 W ten sposób rozumiem uwagê pisarki z listu do Wincentego £osia: Dekadentki za takie jak Irena, 20-letnie, w Warsz[awie] znam. Gotowe s¹ one zawsze powiedzieæ: «cerowane szkarpetki» w³a nie dlatego, ¿e dla otoczenia ich to s h o [c] k i n g. Nie stosowaæ siê do szablonu, trywialno æ siêgaj¹c¹ ohydy miêszaæ z poetyczno ci¹ wpadaj¹c¹ w bezsens to w³a nie dominuj¹ce cechy tego rodzaju dekadentów (E. Orzeszkowa, Listy zebrane, Wroc³aw 1976, t. 8, s. 231 232).
96
o tyle pó niej nie zauwa¿a ju¿ tej kwestii. Zawsze reaguje podobnie, tyle ¿e pocz¹tkowo jego hipokryzja jest intencjonalna, a nastêpnie bezwiedna. Deprawacja Darwida polega bowiem na oczyszczeniu siebie z jakichkolwiek zarzutów, którymi zostaj¹ obci¹¿eni wy³¹cznie inni: Kranicki, Marian, Irena, Malwina. To oni s¹ winni , dlatego ponios¹ karê , która zreszt¹ okazuje siê odwrotnie proporcjonalna do faktycznie pope³nionych b³êdów: ci, którzy aktywnie siê do nich przyczynili, potraktowani zostaj¹ surowo, w sposób demonstracyjny (za pomoc¹ nakazów i zakazów), ale bez agresji; natomiast Malwinê biernie ulegaj¹c¹ wp³ywom, spotykaj¹ najgorsze i zarazem ukryte represje. Pozornie jej sytuacja nie ulega bowiem zmianie, jednak Darwid zostaje opanowany nieprzejednan¹ nienawi ci¹ i pogard¹ wzglêdem swojej ¿ony. Oznacza to faktyczny koniec ich ma³¿eñstwa, gdy¿ Alojzy nigdy nie zapomni Malwinie zdrady. Orzeszkowa zwraca na tê kwestiê szczególn¹ uwagê. Marian i Kranicki s³usznie zarzucaj¹ bohaterowi wypieranie w³asnej winy i przerzucanie jej na innych; jednak¿e sami czyni¹ dok³adnie to samo, uznaj¹c, i¿ pozostaj¹ poza cieniem podejrzenia. Jedynie Malwina ma odwagê przyznaæ siê do swoich uchybieñ i prosiæ mê¿a o ich przebaczenie; nie otrzyma go jednak, gdy¿, aby go udzieliæ, zbyt wiele przekonañ o sobie samym musia³by najpierw zrewidowaæ. Nikczemno æ Darwid stara siê najpierw zapewniæ najbli¿szym stabilizacjê przy pomocy protektora, a nastêpnie sam podejmuje próby sanacji. Wszelako jego wysi³ki przynosz¹ dok³adnie odwrotny skutek: rodzina ulega coraz wiêkszej destabilizacji i alienacji. Proces ten pod pozorem familijnej idylli zapewne trwa³by jeszcze d³ugo, gdyby nie pogarszaj¹ca siê sytuacja Malwiny, która znajduje siê ju¿ na skraju depresji. W jej w³a nie obronie staje Irena, chc¹c uzyskaæ od ojca zgodê na wyjazd z matk¹ do oddanego im maj¹tku na wsi. Alojzy rozumie, i¿ taka aprobata by³aby faktycznie nieformalnym rozwodem, dlatego, rozmawiaj¹c z córk¹, nie przyjmuje jej argumentów. Oboje zreszt¹ ulegaj¹ gwa³townym emocjom, zatem nie s³ysz¹ szmerów spowodowanych obecno ci¹ Kary. Oboje te¿ znaj¹ ju¿ jej zwyczaj pods³uchiwania rozmów w gabinecie, ale w tym przypadku nawet nie bior¹ takiej ewentualno ci pod uwagê. Je li wiêc pó niej Alojzy oskar¿y Malwinê (a poniek¹d i córkê) o spowodowanie mierci Kary, to znowu sam bêdzie uchyla³ siê od jakiejkolwiek odpowiedzialno ci. Irena nazwie to pomówienie nikczemno ci¹, gdy¿ godzi ono w istotê macierzyñstwa, które jest dla Malwiny ostatnim skrawkiem zniweczonej godno ci. W tym okre leniu jest te¿ protest Ireny przeciwko zbyt pochopnej
97
ocenie jej dzia³añ: jej dramat polega na tym, i¿ szlachetne intencje tak¿e dotycz¹ce siostry wywo³a³y fatalne nastêpstwa. Orzeszkowa wyra nie zaznacza, i¿ sytuacja miêdzyludzkiego konfliktu przekszta³ca nawet niewinne i neutralne zachowania w kolejne etapy walki. Fabu³a przedstawiaj¹ca losy tej rodziny jest zatem skonstruowana na zasadzie paradoksu: im wiêcej bowiem wysi³ku wk³ada Darwid w ocalenie nadszarpniêtych relacji, tym szybciej sprowadza ostateczn¹ katastrofê. Kara zapewne nie umar³aby, gdyby Alojzy nie doprowadzi³ ¿ony do tak z³ego stanu. Sanacja polegaj¹ca na pos¹dzaniu, nienawi ci i wywieraniu presji na innych musi spowodowaæ zupe³ny rozk³ad familijnych wiêzi. Gdyby ojciec zastanowi³ siê nad tym, zapewne zda³by te¿ sobie sprawê z niebezpieczeñstwa, jakie zagra¿a ukochanej córce. Silne antagonizmy rodzinne zawsze najdotkliwiej uderzaj¹ w tych, którzy ze wzglêdu na wiek i brak do wiadczenia s¹ najbardziej bezbronni.
3. Paradoks trzeci: dysonans, czyli harmonia Marian i Emil zostali wyposa¿eni w typowo dekadenck¹ pasjê, jak¹ jest zami³owanie do dzie³ sztuki artystycznej i u¿ytkowej. Wszelako posiadanie wysublimowanej kolekcji, uczestnictwo w wystawach, praktyka muzyczna i literacka, czy wreszcie zasób przekonañ estetycznych pozbawione zosta³y autonomicznego charakteru. Orzeszkowa pokazuje bowiem nieustanne uwik³anie (i uzale¿nienie) tego rodzaju dzia³alno ci w sytuacjê egzystencjaln¹, która podlega radykalnym zmianom. Tê zale¿no æ pisarka przedstawia, kontrastuj¹c sekwencjê nudy oraz egzaltacji, w jakiej uczestnicz¹ obaj esteci. Etap pierwszy przynosi rozczarowanie i zniechêcenie, które dotyczy tak¿e jak przekonuje ich pobyt w teatrze aktualnych zjawisk artystycznych. Poszukiwanie fascynacji wymaga wiêc przekroczenia tego, co w sztuce banalne i pospolite. Dlatego siêgaj¹ oni do dzie³ pochodz¹cych z epok odleg³ych: s¹ to albo redniowieczne stylizacje, albo kontynuacje sztuki wczesnorenesansowej (prerafaelici, nazarejczycy). Jednak¿e kwestiê tê pisarka traktuje nader wnikliwie, zatem wyra nie zaznacza, i¿ owe zainteresowania stanowi¹ jednie wstêpn¹, czysto negatywn¹ fazê, pozwalaj¹c¹ na separacjê od nudnej wspó³czesno ci5. Ekscytacja bowiem 5 W tym wymiarze zainteresowania redniowieczem i wczesnym renesansem pozostaj¹ nacechowane resentymentem. Max Scheler zauwa¿y³ bowiem, i¿ wspó³okre la on postawê romantycznego konesera: Dzieje siê tak przynajmniej w tej mierze, w jakiej w³a ciwa jej
98
pojawia siê dopiero wówczas, gdy dawne, idealne wzorce umieszczone zostan¹ w jak najbardziej obcym im kontek cie. Dokonywanie eksperymentalnych, dysonansowych zestawieñ, w których to, co duchowe po³¹czone zostaje z pierwiastkiem zmys³owym (niekiedy nawet wulgarnym), dostarcza najsilniejszych wra¿eñ. Dlatego obaj esteci przedk³adaj¹ wystêpy Lilii Kerth, poezjê Baudelaire a lub Rimbauda nad interesuj¹ce, chocia¿ nie wywo³uj¹ce a¿ tak intensywnych reakcji, obrazy faworyzowanych malarzy. Sztuczne pobudzanie pragnienia wymaga wiêc obiektu niezwyk³ego, który bêdzie zarówno rzadki, trudno dostêpny, jak równie¿ intryguj¹cy ze wzglêdu na po³¹czenie tego, co dot¹d by³o starannie oddzielane. Jednak¿e Orzeszkowa nie poprzestaje na tej propozycji antropologicznej, ale wydobywa tak¿e katastroficzne znaczenie nowoczesnego estetyzmu. Jego dekadencka natura rozumiana jest tu jak najbardziej dos³ownie: zainteresowanie sztuk¹ odzwierciedla bowiem stan rozpadu i kryzysu cywilizacji, który polega na zanegowaniu najbardziej fundamentalnej opozycji. W³a ciwy sens owych dysonansów który natychmiast, z pozycji zewnêtrznej, dostrzega Kranicki koncentruje siê wokó³ po³¹czenia sacrum i profanum. Zatarcie tej ró¿nicy, która jest ród³em wszystkich innych dystynkcji, oznacza, ¿e stabilne podzia³y w obrêbie kulturowego systemu nie funkcjonuj¹ ju¿ d³u¿ej, powoduj¹c, i¿ wszystko staje siê równowa¿ne wszystkiemu. Argonauci przynosz¹ zreszt¹ pierwsze symptomy tego zjawiska: zdobywanie maj¹tku nie ró¿ni siê od jego trwonienia, ratowanie od przyspieszania katastrofy, a mi³o æ od mierci. Proces ten przejawia siê najwyra niej w domenie estetycznej, poniewa¿ tu w³a nie wydaje siê bezpieczny tylko fingowany i niewinny. Ale zestawienie owej symulacji z analogicznymi kwestiami pojawiaj¹cymi siê w powie ciowych realiach zawiera nader ironiczny potencja³. Orzeszkowa sugeruje, ¿e dekadencka fascynacja stanem chaosu przypomina igranie z ogniem, któremu oddaj¹ siê nieostro¿ne dzieci. Kiedy jednak oka¿e siê, i¿ pogardzana rzeczywisto æ oferuje dekadentom znacznie silniejsz¹ dawkê ekscytacji, ich estetyka ulegnie modyfikacji. Kult dysonansu zostanie wyparty przez admiracjê klasycznej harmonii, poniewa¿ têsknota za jakim obszarem historycznej przesz³o ci (Hellada, redniowiecze itd.) nie opiera siê w pierwszej kolejno ci na szczególnej sile przyci¹gania, z jak¹ dzia³a³yby na podmiot specyficzne dla danej epoki warto ci i dobra, lecz na pewnym wewnêtrznym ruchu ucieczki przed w³asn¹ epok¹, a wszelka pochwa³a i wszelka afirmacja «przesz³o ci» zawiera te¿ stale intencjê deprecjacji w³asnej epoki i otaczaj¹cej podmiot rzeczywisto ci (M. Scheler, Resentyment a moralno æ, prze³. B. Baran, Warszawa 2008, s. 49).
99
tylko te dzie³a sztuki teraz bêd¹ to przede wszystkim obrazy które realizuj¹ ow¹ zasadê, bêdzie mo¿na spieniê¿yæ z odpowiednim zyskiem. Pisarka zreszt¹ nadaje tej wolcie charakter komiczny, aran¿uj¹c estetyczne polemiki w gronie trojga przyjació³: o ile bowiem pierwsza faza przebiega³a pod znakiem buntu m³odych (Marian, Emil) przeciwko starym (Artur), o tyle faza druga przypomina akademickie dyskusje, w których obaj znawcy zostaj¹ zdominowani przez staro wieck¹ pedanteriê. S³uchaj¹cy ich Kranicki móg³by tryumfowaæ, gdyby merkantylny cel owych sporów nie wywo³ywa³ w nim szczerego zdegustowania.
4. Paradoks czwarty: egoizm, czyli altruizm Pogl¹dy etyczne, jakie panuj¹ w rodzinie Darwidów, s¹ nowoczesne. Alojzy opowiada siê za kapitalistyczn¹ wersj¹ spo³ecznego darwinizmu, zgodnie z któr¹ do bogactwa dochodz¹ tylko ci, którzy wytrwale pracuj¹; ci za , którzy z ró¿nych przewa¿nie naturalnych wzglêdów nie s¹ do tego zdolni, skazani zostaj¹ na eliminacjê. Marian jest kulturowym relatywist¹, który ocenê miêdzyludzkich stosunków uzale¿nia od rodzaju cywilizacyjnej formacji oraz stopnia jej rozwoju. Irena natomiast wyznaje radykalny cynizm, który pod wznios³ymi i szlachetnymi pozorami na przyk³ad mi³o ci zawsze dopatruje siê jak najgorszych motywacji. Wszelako owe przekonania okazuj¹ siê niestosowalne wzglêdem cz³onków w³asnej rodziny. Alojzy nie tylko hojnie wspiera dzia³ania filantropijne, ale tak¿e wydaje zawrotne sumy dla ratowania s³abej, drêczonej przez chorobê córki. Marian nie pochwala rozwi¹z³ego stylu ¿ycia Emila, poniewa¿ przewiduje s³usznie zreszt¹ ¿e przysz³y szwagier przysporzy jego siostrze niema³ych cierpieñ. Irena, anga¿uj¹c siê w poprawê losu matki, odkrywa w sobie szczere i bezinteresowne uczucie dla niej. Prezentacja tego kontrastu ma na celu nie tyle kwestionowanie stanowisk nowoczesno ci, ile raczej obronê innych, dawniejszych propozycji. Okazuje siê, i¿ wiêzy rodzinne s¹ najtrudniejsze do pokonania przez moralny indyferentyzm. Solidarno æ, wspó³czucie, troska o najbli¿szych s¹ bowiem reakcjami spontanicznymi, dlatego ufundowany na nich kodeks nie jest arbitralny czy nieaktualny. Oczywistym dramatem rodziny Darwidów jest fakt, i¿ owe postawy nie s¹ praktykowane zawsze, ale wymagaj¹ zaistnienia trudnych, wrêcz tragicznych sytuacji. Drugie wa¿ne ograniczenie polega na zbyt selektywnym charakterze tych stanowisk: stosuj¹ siê one tylko do jednej osoby (Kary, Ireny, Malwiny),
100
z wyra nym pominiêciem pozosta³ych. Po trzecie natomiast, s¹ one absolutnie nieobecne tam, gdzie wydaj¹ siê niezbêdne, czyli w relacji ma³¿onków, na której opiera siê funkcjonowanie rodziny. Jednak¿e w ten sposób podkre lona zosta³a si³a tradycyjnego systemu warto ci, który nawet w formie tak szcz¹tkowej okazuje siê okresowo przynajmniej trwalszy od nowoczesnych propozycji. Wyj¹tkiem od tej regu³y jest baron Emil. Jego skrajny cynizm którym zara¿a Irenê i Mariana jest spójny oraz konsekwentny, gdy¿ krytyka pradziadowskiego kodeksu (³¹cznie z jego patriotycznym wymiarem) nigdy nie stoi w sprzeczno ci z postêpowaniem. Pisarka tym razem powstrzyma³a siê od wyra nej dezaprobaty tego typu egzystencji, niemniej dyskretnie pokaza³a cenê, jak¹ trzeba za ni¹ zap³aciæ. Baron ironicznie wypowiada siê o instytucji rodziny, a jego wizja ma³¿eñstwa zak³ada wspóln¹ samotno æ w realizowaniu odrêbnych przyjemno ci. Emil Blauendorf ju¿ jest osob¹ pozbawion¹ autentycznych i g³êbokich relacji z innymi, i zapewne stan ten ulega³ bêdzie intensyfikacji. Wszelako Orzeszkowa, pokazuj¹c relikty tradycyjnej etyki, nie dokonuje ich absolutyzacji. Je li bowiem podlega ona wyra nym ograniczeniom, to okazuje siê wi¹¿¹ca tylko momentalnie. Dlatego ostatecznie nie powstrzymuje rozk³adu, jakiemu ulegaj¹ familijne wiêzi. Argonauci s¹ bowiem powie ci¹ o samotno ci i rozpadzie rodziny, który okazuje siê procesem nieodwracalnym. Nawet wiejska idylla Malwiny i Ireny opatrzona zosta³a znakiem zapytania, gdy¿ nie wiadomo, w jaki sposób u³o¿¹ siê kontakty matki z córk¹ po rewelacjach dotycz¹cych okoliczno ci mierci Kary.
*** Diachroniczna (i dynamiczna) analiza podstawowych zagadnieñ pozwala u ci liæ trafn¹ diagnozê, wedle której: Krajobraz Argonautów jest w istocie pustynny i beznadziejny, a racja obu m³odych bohaterów pozostaje w powie ci nie zrównowa¿ona w pe³ni ¿adn¹ inn¹ 6. Konstruowanie owego pejza¿u polega na wytrwa³ym budowaniu efektów symetrii. Orzeszkowa pokazuje, i¿ niemal wszyscy bohaterowie s¹ podobni: ka¿dy ulega tej samej oscylacji miêdzy nud¹ a egzaltacj¹; ka¿dy dysponuje ograniczon¹, perspektywiczn¹ wiedz¹, przy pomocy której demistyfikuje i oskar¿a innego (wy³¹czaj¹c siebie z tej procedury); nawet je li nie ka¿dy jest niekonse-
6 T. Walas,
s. 118.
Ku otch³ani (dekadentyzm w literaturze polskiej 1890 1905), Kraków 1986,
101
kwentnym egoist¹, to i tak wszyscy okazuj¹ siê samotni i pozostaj¹ bez wsparcia; a je li kto interesuje siê sztuk¹, to bywa i dekadentem, i klasykiem w zale¿no ci od sytuacji. Paradoksalna struktura tej powie ci polega na tym, i¿ owe analogie prima facie wydaj¹ siê ró¿nicami. W danym momencie jedna racja jest przeciwstawiana innej; jeden cel i pragnienie innym, jedna zasada moralna zasadzie odwrotnej. Dopiero suma wszystkich wydarzeñ pokazuje, ¿e niemal ka¿dy z bohaterów kiedy zajmowa³ obie, wykluczaj¹ce siê, pozycje. Pustynia Argonautów tworzona jest za pomoc¹ sztucznych opozycji, które okazuj¹ siê sytuacyjne i nietrwa³e. Ten homogeniczny, ja³owy obraz jest wprawdzie oprawiony w pewn¹ ramê, która zaczerpniêta zosta³a z wiejskiego dworu i prowadzonej w nim egzystencji, ale tylko nielicznym udaje siê tam znale æ. I nawet oni bêd¹ musieli najpierw zmierzyæ siê z do wiadczeniem w³asnej klêski a mo¿e te¿ upokorzenia poniewa¿ wracaj¹ tam, sk¹d kiedy pe³ni nadziei odeszli (Artur) lub zostali zabrani (Malwina). Cezary Zalewski Misery of the Rich . Modernist Paradoxes in Eliza Orzeszkowa gonauci Orzeszkowa ss Ar Argonauci This article focuses around contradictions and dissonances the modern forms of existence are characterised by, according to the novelist. It turns out in the course of the narrative that the major characters (Alojzy Darwid, Artur Kranicki, or Marian Darwid and Emil Blauendorf) tend to create some extremely incoherent existential projects: in the domain of thirst, the state they favour is excitement unattainable as it proves without a long-lasting marasmus and repletion; in the sphere of ethics, they advocate egoism, albeit they do cultivate an unceremonious altruism. As for aesthetics, they advocate chaos and a blend of artistic qualities, but ultimately admit their nostalgia for a classical beauty.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
Dorota Niedzia³kowska
DANDYZM W DWÓCH BIEGUNACH I ARGONAUTACH ELIZY ORZESZKOWEJ
Dandyzm w pozytywizmie? Dandyzm pojawi³ siê w ¿yciu spo³ecznym i literaturze XIX w. jako zjawisko z dziedziny obyczaju i mody 1. By³ reakcj¹ na wzrost roli mieszczañstwa w spo³eczeñstwie. Poprzez oryginalny sposób ubierania siê i ¿ycie towarzyskie arystokracja demonstrowa³a swoj¹ ekskluzywno æ, przynale¿no æ do trac¹cej pozycjê warstwy najwy¿szej. W ten sam sposób nowo wzbogacone mieszczañstwo sugerowa³o sw¹ przynale¿no æ do klasy pró¿niaczej . Strój i maniery, jako zewnêtrzne jedynie atrybuty, wynika³y ze swoistej filozofii istnienia i koncepcji wiata dandysa, wed³ug której ¿ycie traktowano jako dzie³o sztuki, a za najwy¿sz¹ warto æ uznawano nieu¿yteczne piêkno. Rados³aw Okulicz-Kozaryn, wiadomy z³o¿ono ci portretu dandysa, niemo¿liwo ci jednoznacznego zdefiniowania istoty zjawiska, stwierdza, ¿e lepiej odwo³aæ siê do przyk³adów najs³ynniejszych, takich jak: George B. Brummel, George G. Byron, Alfred de Musset, Charles Baudelaire, Aubrey Beardsley czy Oskar Wilde2. Romantyczn¹ genealogiê dandysa badali m.in. Marta Piwiñska i Ryszard Przybylski3. W literaturze polskiej dandy pojawi³ siê w latach trzydziestych 1
J. Zawadzka, Dandyzm, w: S³ownik literatury polskiej XIX wieku, red. J. Bachórz, A. Kowalczykowa, Wroc³aw 1991, s. 160 161. 2 R. Okulicz-Kozaryn, Ma³a historia dandyzmu, Poznañ 1995. 3 M. Piwiñska, Dandys i upiór, w: tej¿e, Legenda romantyczna i szydercy, Warszawa 1973, s. 50 57; R. Przybylski, Gentelman i dandys, w: Style zachowañ romantycznych. Propozycje
103
i czterdziestych XIX wieku na kartach prozy obyczajowej, ukazuj¹cej spo³eczno ci wielkomiejskie4. Romantyczna legenda umieszcza³a dandysów w galerii zrewoltowanych ekscentryków, w s¹siedztwie Byrona i jego na ladowców, na biedermeierowsko-pozytywistycznym wizerunku dandysa widnia³a etykieta modnisia, fanfarona, utracjusza, salonowca, lwa, charmeura i bawidamka 5. Lansowane w tym krêgu warto ci i wzorce obyczajowe nie zyska³y w Polsce akceptacji. Joanna Zawadzka zauwa¿a prawie zupe³ny brak sylwetek dandysów w literaturze pozytywizmu. Wskazuje jedynie na przyk³ady postaci o pewnych dandysowskich cechach ordynata Zrêbskiego z Pana Graby (1872) Elizy Orzeszkowej, Bogus³awa Radziwi³³a z Potopu (1886) Henryka Sienkiewicza, hrabiego Anglika z Lalki (1890) oles³awa Prusa. Okulicz-Kozaryn, z podobnym zastrze¿eniem, przywo³uje Anatola Dembieliñskiego z Na dnie sumienia (1872/73) Orzeszkowej czy Sienkiewiczowskich Leona P³oszowskiego z Bez dogmatu (1889 90) oraz Petroniusza z Quo vadis (1896)6. El¿bieta M. Kur udowadnia, ¿e dandysowskie zachowania nie s¹ domen¹ wy³¹cznie mê¿czyzn, a zastosowanie tej kategorii do postaci Izabeli £êckiej z Lalki (a tak¿e do jej ojca) pozwala w nowy sposób spojrzeæ na tych bohaterów7. Dandyzm ujmowany ahistorycznie wystêpuje w epokach schy³kowych, prze³omowych kulturowo, bliskie pokrewieñstwo ³¹czy go z dekadentyzmem i estetyzmem, choæ wed³ug Barbary Sadkowskiej8 nie jest ani nimi, ani ich kombinacj¹. Postaæ P³oszowskiego jako dekadenta oraz liczn¹ galeriê bezdogmatowców i melancholików scharakteryzowa³ Henryk Markiewicz9. Dla Marii Podrazy-Kwiatkowskiej10 wiatopogl¹d dekadencki jest od czasów romantyzmu realizowany na dwa sposoby: przez przyjmowanie postawy zaniedbanego cygana i dyskusje. Sympozjum. Warszawa 6 7 grudnia 1982 r., red. M. Janion, M. Zieliñska, Warszawa 1986, s. 337 351. 4 J. Zawadzka, dz. cyt., s. 161. 5 R. Okulicz-Kozaryn, Dandyzm dla wtajemniczonych, w: tego¿, Gest piêknoducha. Roman Jaworski i jego estetyka brzydoty, Warszawa 2003, s. 46 47. 6 Zob. ten¿e, Ma³a historia dandyzmu, s. 63. 7 E. M. Kur, Panna dandys i inni. (My li nad lektur¹ Lalki B. Prusa), Zeszyty Naukowe KUL , t. 45, 2002, nr 1 2, s. 23 36. 8 B. Sadkowska, Homo dandys, Miesiêcznik Literacki 1972, nr 8, s. 80. 9 H. Markiewicz, Bezdogmatowcy i melancholicy, Miesiêcznik Literacki 1972, nr 1, s. 33 45. 10 M. Podraza-Kwiatkowska, Wie¿a z ko ci s³oniowej i kazalnica, czyli miêdzy Des Esseintesem a Piotrem Skarg¹, w: Studia o Tadeuszu Miciñskim, red. M. Podraza-Kwiatkowska, Kraków 1979, s. 131 132.
104
lub wytwornego dandysa. Za szczególn¹ odmianê osobowo ci dekadenckiej, wyros³¹ na gruncie estetyzmu, uznaje dandysa Teresa Walas. Jest to dekadent, który zakwestionowane warto ci moralne i etyczn¹ skalê ocen zast¹pi³ skal¹ estetyczn¹, a prymat idea³u estetycznego znalaz³ wyraz w jego pogl¹dach na sztukê i amoralno ci w ¿yciu11. Autorka Ku otch³ani zwraca jednak uwagê, i¿ zasady dandysa narzucaj¹ umiar zepsuciu, w przeciwieñstwie do dekadenckiego immoralizmu12. Grono bohaterów o cechach dandysów nale¿y, moim zdaniem, poszerzyæ o postacie Zdzis³awa Granowskiego i jego przyjació³ z Dwóch biegunów (1892) oraz Mariana Darwida, Emila Blauendorfa i Artura Kranickiego z Argonautów (1899) Elizy Orzeszkowej. W Dwóch biegunach Zdzis³aw Granowski, opowiadaj¹c historiê zepsutego romansu 13, charakteryzuje siebie i przyjació³, pokolenie, które na drogê ¿ycia wstêpowa³o w dniu feralnym (DB, 11)14. Akcja pierwszej powie ci rozgrywa siê w latach siedemdziesi¹tych. W Argonautach rzecz dzieje siê pod koniec lat dziewiêædziesi¹tych XIX wieku. Orzeszkowa przedstawia rozpad rodziny Darwidów. Podczas trzyletniej nieobecno ci ojca Alojzego, pozostawiony pod opiek¹ Artura Kranickiego syn dorasta, zaprzyja nia z ekscentrycznym baronem Blauendorfem, bieg³ym estet¹ medyiwialist¹ (A, 109), staje siê amatorem wykwintnego ¿ycia towarzyskiego. Z odleg³o ci czasowej wynika, ¿e niektóre cechy dandyzmu zarysowane w portrecie Granowskiego wyst¹pi¹ z ca³¹ moc¹ w wizerunkach argonautów , dekadentów w pe³ni. W obu powie ciach elementy postaw dandy, obce pisarce ideowo, warto ciowane s¹ negatywnie. Pozytywistyczne idea³y Seweryny Zdrojowskiej przemawiaj¹ silniej w kontra cie i polemice z Granowskim. Samokrytyka wyg³oszona przez bohatera ku przestrodze synowca buduje jednoznaczn¹ dydaktycznie wymowê utworu. Nie jest tak do koñca w drugiej powie ci15, choæ przejaskrawiony 11 T. Walas, Dekadentyzm, w: S³ownik literatury polskiej XX wieku, red. A. Brodzka, Wroc³aw 1992, s. 72. 12 Ta¿, Ku otch³ani (dekadentyzm w literaturze polskiej 1890 1905), Warszawa 1986, s. 68. 13 Termin zastosowany przez Krystynê K³osiñsk¹, Zepsuty romans ( Dwa bieguny i Ad astra w ród powie ci o wieku nerwowym), w: Studia i szkice o twórczo ci Elizy Orzeszkowej, red. J. Paszek, Katowice 1989, s. 38 72. 14 Wszystkie cytaty pochodz¹ z wydañ: E. Orzeszkowa, Dwa bieguny, Warszawa 1977 oraz Pisma zebrane, red. Julian Krzy¿anowski, t. 30: Argonauci, Warszawa 1950. Dalej jako DB i A z numerem strony. 15 T. Walas, Ku otch³ani, s. 116 118.
105
sposób ¿ycia argonautów zostaje potêpiony przez Darwida ojca i spo³eczno æ miasta. Dwa bieguny stanowi¹ ponadto interesuj¹c¹ polemikê literack¹ z Bez dogmatu Sienkiewicza16. Badacze powie ci Orzeszkowej17 sygnalizowali kontekst dekadentyzmu18, nie wskazywali jednak na dandyzm. Nie podejmowali te¿ bardziej szczegó³owych analiz literackich portretów tych bohaterów, a przecie¿ to bardzo interesuj¹ce konterfekty.
Arbiter elegantiarum Dandyzm pocz¹tkowo sprowadza³ siê przede wszystkim do sprawowania w³adzy towarzyskiej dziêki nienagannej elegancji stroju. Za arbitra elegantiarum uznaæ mo¿na Artura Kranickiego z Argonautów, dobrze urodzonego salonowca, uosobienie dobrych manier. Wysoki brunet z regularnym, czarnymi faworytami otoczonym owalem twarzy, z w³osami, których czarne kêdziory niedobrze zakrywa³y rozpoczynaj¹c¹ siê z ty³u g³owy ³ysinê, z w¹sem m³odzieñczo podniesionym [ ] zdawa³ siê byæ oblany ostatkami wielkiej piêkno ci mêskiej. (A, 13)
Owe ostatki urody w zderzeniu z opisem ³ysiej¹cej czupryny maj¹ jednak wyd wiêk karykaturalny. W kre leniu portretu Orzeszkowa zwraca uwagê na jego bia³e, wypielêgnowane i rasowe rêce. Na spotkanie z Malwin¹ Kranicki idzie w trochê zniszczonym futrze z kosztownym ko³nierzem, w b³yszcz¹cym kapeluszu, krokiem swobodnym i ze swobodnym u miechem pod starannie zakrêconym w¹sem (A, 48 49). Choæ w domu nosi ³atany szlafrok, jak bezlito nie zdradza autorka, ludziom prezentuje siê z najlepszej strony, bo swoboda, pewno æ siebie, elegancja s¹ jedenastym przykazaniem boskim, którego Moj¿esz tylko przez niepojête jakie zapomnienie do Dekalogu wci¹gn¹æ zaniedba³
16 E. Jankowski, Z dziejów znajomo ci Orzeszkowej z Sienkiewiczem, Pamiêtnik Literacki 1956, z. 4, s. 439; ten¿e, Eliza Orzeszkowa, Warszawa 1964, s. 412. Wnikliwa analiza zob. J. M. wiêcicki, Bez dogmatu Orzeszkowej, Tygodnik Powszechny 1947, nr 12, s. 3 4. 17 H. Gacowa, Eliza Orzeszkowa, Wroc³aw 1999, ss. 129, 131 132. 18 M. ¯migrodzka, Eliza Orzeszkowa 1841 1910, w: Obraz literatury polskiej XIX i XX wieku, seria 4: Literatura polska w okresie realizmu i naturalizmu, red. J. KulczyckaSaloni, H. Markiewicz, Z. ¯abicki, t. 2, Warszawa 1966, s. 57; ta¿, Modernizm polski w oczach pozytywistki, w: Z problemów literatury polskiej XX wieku, t. 1: M³oda Polska, red. J. Kwiatkowski, Z. ¯abicki, Warszawa 1965, ss. 61, 66. T. Walas, Ku otch³ani, s. 116 118.
106
(A, 49). Przypisane bohaterowi prawid³o przypomina zalecenie Baudelaire a, i¿ dandys powinien spaæ przed zwierciad³em. Protektor Mariana u¿ywa wybornych perfum, w kieszeni surduta nosi kolorow¹ chusteczkê do nosa, ³zy ociera batystow¹ i woniej¹c¹ chustk¹ (A, 48). Wchodz¹c do salonu, nie zapomina przed lustrem poprawiæ gêstych jeszcze nad czo³em w³osów (A, 49). Pi¹ty dziesi¹tek lat d wiga z m³odzieñcz¹ elastyczno ci¹ ruchów, nie daje siê przedwczesnej staro ci. Dandys prze¿ywa oznaki starzenia siê bardziej bole nie ni¿ inni notuje Sadkowska bo u niego s¹ one [ ] zagro¿eniem statusu, a przez to egzystencji 19. Opiekun m³odego Darwida do teatru wie¿y siê i fryzuje (DB, 33), miechem, ruchami pe³nymi o¿ywienia i gracji, obfit¹ i mia³¹ rozmow¹ dorównuje m³odym przyjacio³om. Kranicki wyposa¿ony jest jednak tylko w kilka zewnêtrznych przejawów dandyzmu. Co wiêcej, Orzeszkowa nie pozwala nam zapomnieæ o niedostatkach jego urody czy garderoby. Opuszczony i odrzucony, traci resztki uroku. Wygl¹d zewnêtrzny jest dla dandysa bardzo wa¿ny, Granowski z siwiej¹ca czupryn¹ i ociê¿a³¹ figur¹ (BD, 8) dumny jest z tego, i¿ by³ przystojnym (DB, 9), cieszy³ siê powodzeniem u kobiet. On i mê¿czy ni przedstawieni w Argonautach ubieraj¹ siê elegancko, wytwornie. Oznak¹ zamo¿no ci najczê ciej s¹ futra. Zdzis³aw w drodze do Krasowiec, w roz³o¿ystych saniach powo¿onych przez ros³ego lokaja Wincentego w wysokim kapeluszu, ubrany w swe naj³adniejsze futro, wygl¹da jak ma³a, biedna muszka (DB, 159). W doborze garderoby Granowski poddaje siê dyktatowi mody, bo ubrania pañ i panów powinny byæ zupe³nie takimi, jakimi wedle panuj¹cej mody byæ powinny (DB, 13). Wiêcej uwagi pisarka po wiêca fizjonomiom argonautów . Postacie m³odego Darwida i Blauendorfa ³¹cz¹ w sobie m³odo æ i starcze znu¿enie. Doskonale piêkny Marian ma wzrost ³adny, ruchy wytworne, g³owê cherubina, z jasnymi kêdzierzawymi w³osami i twarz¹ okr¹g³¹, ró¿ow¹, z której patrz¹ oczy jak turkusy, rozumne [ ] zdaj¹ce siê niedowierzaæ, szydziæ albo nudziæ i bezskutecznie czego po wiecie szukaæ (A, 31 32 ). Ten dzieciak niespe³na dwudziestotrzyletni, zwany przez przyjació³ Marysiem, wygl¹da czasem, jakby pogardza³ ca³ym wiatem (A, 32). Nie bez znaczenia jest feminizuj¹cy wyd wiêk zdrobnienia, wszak elementy kobiecej stylizacji wietnie wpasowuj¹ siê w wizerunek dandy. Dojrza³o ci Mariana, oprócz bia³ego czo³a posiadaj¹cego wyraz [ ] znu¿enia , dowodz¹ podboje sercowe, zwi¹zki ze piewaczk¹ Biank¹ Biannetii czy cyrkówk¹ Auror¹. Ch³opiêca uroda Darwida kontrastuje z nie³adn¹, 19 B.
Sadkowska, dz. cyt., s. 84.
107
drobn¹, sp³owia³¹, zgniecion¹, chor¹ (A, 31) powierzchowno ci¹ trzydziestoletniego Emila. Ma³y, w¹t³y, z rudymi, nisko ostrzy¿onymi w³osami, z rysami a¿ nazbyt delikatnymi i okrytymi cer¹ sp³owia³¹ (A, 31) patrzy³ na wiat zza binokli, co nadawa³o jego oczom wyraz dumy i znu¿enia. Niezwykle oryginalnie, acz groteskowo prezentuje siê muzykuj¹cy baron: Najpowa¿niejsz¹ fugê Sebastiana Bacha gra, sztywnie wyci¹gaj¹c ramiona i d³ugie, ko ciste palce, maj¹c na sobie poranny strój z ¿ó³tej flaneli, poñczochy w kolorowe pasy oraz podobnej barwy skórzane trzewiki z bardzo zaostrzonymi nosami (A, 113). Maria ¯migrodzka zauwa¿y³a20, ¿e g³ówny bohater Na wspak Huysmansa przekaza³ Blaeundorfowi cechy fizycznej degeneracji staro¿ytnego rodu. Nale¿a³oby dodaæ do tego analogiczne upodobania w ubiorze, choæ o artystokratyzmie cia³a i ducha (A, 129) diuka Des Esseintesa wiadczy³y drogocenniejsze tkaniny, bia³e garnitury szyte z aksamitu, kamizelki ze z³otog³owiu. Zestawienie Mariana z Emilem przywodzi na my l Wilde owskich Doriana Graya i lorda Henryka Wottona. Te literackie pary odpowiadaj¹ sobie te¿ na innych p³aszczyznach. Baron, prze cigaj¹cy m³odego Darwida niezmiernie we wszystkich ga³êziach wiedzy ksi¹¿kowej i ¿yciowej (A, 109), otwiera przed nim wy¿szy wiat wyrafinowania, sprowadza go na drogê zepsucia. Granowski i baron prezentuj¹ wyrobienie i gust w sprawach mody, a tak¿e upodobanie do kontemplacji oraz zajmowania siê damskim strojem. Zdzis³aw to wyczulony obserwator kobiecej urody i znawca szykowno ci toalet. Od niego pochodz¹ trafne opisy np. sukni w liliowe diagonale i koronkowego motyla uskrzydlaj¹cego w³osy pani Oliwii (DB, 17). P¹sowa tkanina w wilcze g³owy , dekorowana wyszczerzonymi paszczami zwierz¹t, jest odrobinê shocking , sprawia jednak, ¿e Idalka, rozpaczliwie podobna do wszystkich podobnych sobie kobiet , wydaje siê oryginalna. Granowski trafnie interpretuje, ¿e do za³o¿enia takiego stroju sk³oni³ kuzynkê sentymentalny i kokieteryjny nastrój. Rozkoszuje siê Idalczynymi: szlafroczkiem koloru saumon z d³ugim trenem [ ] z falami bia³ych mu linów i koronek, puszcz¹ loków i ozdobnym sztylecikiem na g³owie w urokliwym opisie nie razi nas nawet autorska przesada (DB, 67), pysznymi tumankami (DB, 103), toalet¹ domow¹ niby szar¹, niby b³êkitn¹, pe³n¹ opiêæ, podpiêæ, przypiêæ samo wyliczenie podobnie brzmi¹cych wyra¿eñ wywo³uje ¿artobliwy efekt (DB, 107), negli¿em podobnym do mu linowej chmury spuszczaj¹cej na wiat deszcze koronek (DB, 137). Dba³o æ o perfekcyjno æ ka¿dego szczegó³u toalety, wraz z innymi cechami, stawia Idalkê na równi ze Zdzis³awem, czyni¹c z niej zgodnie z koncepcj¹ El¿biety Kur pannê dandys. 20 M.
¯migrodzka, Modernizm polski w oczach pozytywistki, s. 66.
108
Obracaj¹cego siê w wiecie konwenansów i konwencji Zdzis³awa razi, i¿ Seweryna jest dalece , lekcewa¿¹co i manifestacyjnie, nie ubran¹ . Zamiast obowi¹zuj¹cych tej zimy krótkich staników i jasnych barw sukien, ona ma stanik czarny, g³adki, d³ugi, jak Bóg przykaza³, a¿ do k³êbów siêgaj¹cy , a zamiast misternego koka warkocz pensjonarki (DB, 18). Dra¿ni go jej lekcewa¿enie przepisów mody. Zdzis³aw b¹d to kpi z jej prowincjonalnego idyllicznego warkocza i antydyluwialnej sukni (DB, 26), b¹d ubolewa nad ubo¿uchnym futerkiem (DB, 80). Seweryna nigdy nie bywa³a wietn¹. Ale te¿ jej inno æ Granowski uznaje za egzotyczno æ. Sugeruje on, i¿ powinna uwielbiaæ kwiaty sztuczne, zrobione z materia³u, jak Des Esseintes, którego naturalna sk³onno æ do sztuczno ci przywodzi do poniechania prawdziwych kwiatów na rzecz ich konterfektów 21. Blauendorf nieraz z dok³adno ci¹ krawca i upodobaniem artysty opowiada³ o widywanych w stolicach toaletach oryginalnych i nadzwyczajnych (A, 129). Towarzyszy Irenie Darwidównie podczas wizyty u krawca, pomaga wybraæ kolor materii (flamme) i obstalowaæ sukniê, rozpatruje wzory i rysunki, które uzupe³nia szczegó³ami czerpanymi z fantazji w³asnej.
Dom ma³a ma³a wi¹tyñka wi¹tyñka Gust dandysa objawia siê m.in. w organizowaniu przestrzeni wokó³ siebie, swym wyrafinowaniem powinna ona tworzyæ dla niego odpowiednie t³o. Granowski mieszka sam, jada niadania w ³adnej salce z dêbowymi sprzêtami i tuzinem wprawionych w cianê talerzy z saskiej starej porcelany (DB, 49). Razem z przyjació³mi pali cygara w saloniku: Siedzieli my zasêpieni w fotelach najczystszego stylu Ludwika XV i chmurnymi oczyma wodzili my po cianach ozdobionych akwarelami i rysunkami zupe³nie godnymi widzenia, ale których widok wcale nas nie pociesza³. (DB, 51)
Saska porcelana pochodzi z najlepszej i zarazem najstarszej europejskiej wytwórni w Mi ni, dodatkowo opatrzona zosta³a okre leniem stara . Fotele prezentuj¹ francusk¹ odmianê rokoka, charakteryzuj¹c¹ siê wyrafinowanym komfortem i intymno ci¹. Szczegó³y te dowodz¹ zamo¿no ci i gustu w³a ciciela, choæ nie wiadcz¹ o jakich szczególnych upodobaniach. Typowy, zdaniem Zdzis³awa, jak z pierwszej lepszej powie ci francuskiej, jest salon Idalki, w którym jednak spêdza on du¿o czasu. Jest w nim 21 J.-K.
Huysmans, Na wspak, prze³. J. Rogoziñski, Kraków 2003, s. 108.
109
Wiele wiat³a i kwiatów, trochê z³oceñ i malowide³, [ ] draperie z ciê¿kich materii, meble i mebelki, parawaniki, ekrany, albumy, figurki, que sais-je? fraszki i fata³aszki, ale ³adne i stanowi¹ce gustown¹ ca³o æ [ ]. (DB, 14)
Granowski wietnie czuje siê w kobiecych buduarach, których kameralno æ, pó³ wiat³a i pó³wonie (DB, 123) tworz¹ w³a ciw¹ atmosferê dla mi³o ci. O surowym domostwie Zdrojowskich bohater Dwóch biegunów powie by³em istotnie amatorem takich zbiorów i umeblowañ, ale tylko w muzeach (DB, 193). Krzes³a, które w jego mniemaniu gwa³tem robi¹ z ludzi wyprostowane tyki (DB, 193) nie s¹ wygodne bo, nie pozwalaj¹ fizycznej istocie cz³owieka wiernie wtórowaæ poruszeniom ducha . Granowski nie czu³ siê sob¹, je¿eli w zale¿no ci od nastroju nie móg³ przybraæ zamy lonej, rozmarzonej, leniwej czy niedba³ej pozycji cia³a. Domownicy Seweryny wydaj¹ siê mu obcy i denerwuj¹cy. Jego uzasadnienie, i¿ dom, pod³ug mojego zdania i gustu, to ma³a wi¹tyñka, do której o³tarza zbli¿aæ siê ma prawo tylko ci le okre lona garstka wybranych (DB, 235) wpisuje siê w dandysowski idea³ domu-samotni, domu-sanktuarium. Apartamencik kawalerski barona Emila podziwia³a bardzo ograniczona liczba ludzi. Niewielki salonik by³ ubrany w obicia, rze by i szk³a malowane, pochodz¹ce z fabryki londyñskiej [ ] za³o¿onej przez s³ynnego poetê i cz³onka prerafaelitycznego bractwa [ ] który sta³ siê przemys³owcem w celu poprawienia u ogó³u estetycznego smaku i nape³nienia siedlisk ludzkich dzie³ami czystego piêkna. (A, 107)
Autorka powie ci drwi z idei ruchu Arts and Crafts i Wiliama Morysa 22, zstêpuj¹cego w rejony sztuki u¿ytkowej. Sztuka niepodejmuj¹ca tematyki narodowej (o czym bêdzie jeszcze mowa) jest dla pisarki jedynie aspo³ecznym estetyzmem23. Przez wzmiankê o oddzieleniu Anglii l¹dami i morzami od Polski podkre la obco æ kulturow¹ tych wytworów. Zgromadzone u Blauendorfa sprzêty stanowi¹ namacalny dowód jego mediewalnych zainteresowañ, pasji kolekcjonowania niezwyk³o ci. Wpisuj¹ siê w modernistyczn¹ modê na gotycyzm a to tak¿e nie zyska³o akceptacji pisarki. Tematyka przedstawieñ z tkanin na cianach zaczerpniêta by³a z romansów 22 Twórczo æ
prerafaelitów Orzeszkowa zna³a z artyku³ów Karola Matuszewskiego zamieszczanych w Tygodniku Ilustrowanym (zob. W. Olkusz, Elizy Orzeszkowej pogl¹dy na sztuki plastyczne. Pogranicze estetyki i etyki, w: tego¿, Z pozytywistycznych zbli¿eñ literatury i malarstwa. Studia i szkice, Opole 1998, s. 55). 23 Tam¿e, s. 60.
110
rycerskich i legend, obicia na meblach ozdabia³y skrzydlate g³ówki i fantastyczne kwiaty. Wystrój tworzy³y: prosty stó³ w stylu XIII w. i szafa bufetowa z XIV wieku, dwa rze bione, ogromnie kunsztowne kufry, kopie zabytków z Cluny i Muzeum Orleañskiego oraz fotele-katedry. Mocno narzucaj¹ca siê ironia autorska przebija z przytoczonego opisu wnêtrza, a tak¿e natrêtnego datowania sto³ki z porêczami wyrzniête w kszta³t trójli cia pochodz¹ z XIV i XV wieku (DB, 108), baron przy grze na ogranie opiera plecy o porêcz krzes³a [ ] wyrzniêt¹ w trójli æ koniczyny (w. XIV) (DB, 113). W przejaskrawieniu Orzeszkowa zbli¿a siê do granic powie ciowego prawdopodobieñstwa; oryginalny garnitur mebli z tej epoki ciê¿ko by³oby zdobyæ na rynkach europejskich, po drugie je¿eli by³by on autentyczny, nie by³by funkcjonalny czternastowieczne sto³ki mog³yby po prostu siê rozpa æ. Abstrahuj¹c jednak od tego, wnêtrze apartamentu ma charakter czysty, redniowieczno stylowy (A. 108), nawet przy za³o¿eniu, ¿e wiele przedmiotów to kopie, a dodatki s¹ wspó³czesne Obicia przypominaj¹ce bordiury modlitewników, pulpit imituj¹cy kapliczkê, parawan zrobiony z witra¿a z postaciami wiêtych, to przedmioty ze sfery sacrum, które dandys wykorzystuje dla stworzenia atmosfery niezwyk³o ci, wyrafinowania, ale i dla profanacji. Des Esseintes trzyma³ m.in. na kominku monstrancjê, w alkowie pradawny klêcznik z wmontowanym uryna³em jako stolik nocny. Wa¿nym przedmiotem u Blauendorfa, okazem kuriozalnym o wymowie symbolicznej, staje siê lampa z wyobra¿eniem tryumfu mierci, kopia Orcagni z Campo Santo. Niewiasta ze skrzyd³ami nietoperza, sukni¹ rozwiewn¹ , pazurami i kos¹ przypomina raczej rze bê modernistyczn¹ ni¿ redniowieczny zabytek. Urz¹dzaj¹cy i instaluj¹cy owe sprowadzane z daleka ekstrawagancje tapicerzy i inni rzemie lnicy g³owy tracili na widok dobywaj¹cych siê z opakowañ rycerzy, dam, mnichów, parów Francji i «tryumfów mierci» (A, 109). Kranicki tak¿e nie rozumia³ owej mody, ¿a³owa³, i¿ zamiast twardych kufrów nie ma wygodnej kanapy. Jako cz³owiek wiatowy nie dziwi³ siê niczemu, jedynie my la³, i¿ ca³o æ C est une funèbre et peu commode (A, 109). Orzeszkowa za drwi z pasj¹: W powietrzu z lekka zabarwionym przez szk³a jaskrawo malowane unosi³ siê tu archaizm z egotyzmem, panowa³a prastaro æ z wymy lno ci¹ i czuæ by³o zalatuj¹c¹ woñ mistycyzmu. (A, 108)
Apartament barona posiada³ Stimmung, czyli by³ nastrojowy, dawa³ wra¿enie za wiatowo ci, by³ jej tajemnym wyrazem, czyli symbolem (A, 111). Za wiatowo æ z kolei nios³a dreszcz rozkoszy ze wiata pozazmys³owego. Wonie, ich echa, przesmaki, a raczej przedzapachy decydowa³y o niezwyk³ej
111
i sk³aniaj¹cej do wy¿szych poruszeñ duszy atmosferze mieszkania. Marian podczas pierwszej wizyty uczuwa siê ubogim w duchu i materii (A, 109), jego pensja, wobec oryginalno ci bajecznie kosztownych (A, 111) pomieszczeñ, wydaje mu siê wiórem godnym pchniêcia nog¹. Co wiêcej, m³odzieniec dostrzega pospolito æ, powszednio æ i gminno æ dotychczasowego swojego ¿ycia i zaczyna odczuwaæ potrzebê czego wy¿szego (A, 110). Nale¿y wspomnieæ, i¿ m³ody Darwid mieszka z rodzicami, jego kawalerski apartament znajduje siê na drugim piêtrze mieszkania milionera. Jego pospolito ci¹ s¹ wiêc chiñszczyzna, japoñszczyzna, style kilku oddalonych wieków, najwyszukañszy wykwint mód naj wie¿szych, lampy, paj¹ki, wieczniki, wazy, sztuka zdobnicza w najwy¿szym rozwoju (A, 7). Zwierciad³a, obrazy, l ni¹ce posadzki, kobierce i firanki wydaj¹ siê dorównywaæ rozmachem i kosztami sprzêtom w mieszkaniu barona, nie s¹ jednak niczym wiêcej ni¿ pomnikiem ku czci bogactwa.
Ja nieæ w wiecie Pozycja materialna i spo³eczna powie ciowych bohaterów jest ugruntowana, przynajmniej do pewnego momentu, ponadto nie musz¹ oni pracowaæ. Granowski wy³¹cznie i niezale¿nie (DB, 9) posiada ³adny maj¹tek, w którym spêdza kilka miesiêcy w roku, staæ go na kilkumiesiêczny pobyt w wielkim mie cie i podró¿e, pierworodne potrzeby cz³owieka ucywilizowanego (DB, 9). O sobie i swoich przyjacio³ach, Józiu, synu bogatego papy i Leonie, mówi posiadali my akurat tyle dochodów, ile ich skromne zreszt¹ potrzeby nasze wymaga³y (DB, 53). Argonauci to synowie rodów staro¿ytnych albo fortun ogromnych [ ] pochodz¹cy z rodzin wzbogaconych wie¿o, ale potê¿nie (A, 31). M³ody Darwid, syn przemys³owca, dysponuje sze cioma tysi¹cami pensji miesiêcznie, jak najzaszczytniej dla ojca ja nieje w wiecie (A, 103). M³odzieniec jednak stale jest krêpowany szczup³o ci¹ rodków pieniê¿nych i potrzeb¹ zaci¹gania wielkich d³ugów (A, 110). Zdobyte ciê¿k¹ prac¹ miliony Alojzego otwieraj¹ mu nieograniczony kredyt. Utrzymanie, a zarazem mo¿liwo æ beztroskiego ¿ycia dandysa, koñczy siê w momencie, gdy nie chce on podporz¹dkowaæ siê woli ojca. Baron, jedyny potomek staro¿ytnego rodu Blauendorfów, odziedziczy³ i stopi³ w swych rêkach fortunê ojca, obecnie tak samo postêpuje z maj¹tkiem zmar³ej przed rokiem, ba³wochwalczo kochaj¹cej go matki. By zaradziæ topnieniu zrujnowanej lepianki , projektuje maria¿ z Iren¹ Darwidówn¹. Opinia spo³eczna bulwersuje siê rozrzutno ci¹ m³odych nababów , królewicze s³yn¹ ze zbytków zdumiewaj¹cych, historyjek mi³osnych i pieniê¿nych,
112
których tre æ mo¿na by³o wymieniaæ tylko szeptem, a cyfry wymieniaæ z oczyma szeroko od zdziwienia otwartymi (A, 31). Na dzie³a sztuki wydaj¹ tyle¿ prawie, co na kobiety i weso³e kolacje (A, 32). Baron cieszy siê znacznie mniejsz¹ sympati¹ spo³eczn¹, bywalców sal teatralnych zdumiewa zw³aszcza to, w jaki sposób przez stworzonko tak ma³e i niepozorne przeciec mo¿e tak wielki strumieñ z³ota (A, 31).
Korona kwiatu bez korzenia i ³odygi i ³odygi wiatopogl¹d dandysa Bohaterowie omawianych powie ci ¿yj¹ zgodnie z filozofi¹ dandyzmu24. Zasad¹ Granowskiego jest d¹¿enie do przyjemno ci. Od skoñczenia uniwersytetu Zdzis³aw, syn doskona³ego egoisty (DB, 115), æwiczy siê jak mówi w sztuce uprzyjemniania ¿ycia sobie i innym; a tak, nie tylko sobie, ale i innym tak¿e, bo przyjemno æ podzielona jest dopiero prawdziw¹ przyjemno ci¹ (DB, 9). On i ludzie podobni mu pochodzeniem, urodzeniem i wychowaniem tworzyli grupê ch³opców mi³ych, o wieconych, do æ moralnych, zupe³nie estetycznych (DB, 11), którzy przepêdzali czas mi³o i przyjemnie. Uciechy do dziedziny zoologii nale¿¹ce wywo³ywa³y w nich niesmak i niezadowolenie z samych siebie, a zwierzêce instynkty przyt³umia³ [ ] pewien gatunek wrodzonego mo¿e idealizmu, a daleko wiêcej i pewniej smak dobry, przez estetyczne otocznie i artystyczne zami³owania wykszta³cony. Kiedy siê jest znawc¹ i mi³o nikiem piêknych obrazów niechêtnie czyni siê z samego siebie obraz szpetny. (DB, 10)
Wed³ug bohatera Dwóch biegunów najwa¿niejsza regu³a cywilizacji brzmi: wszystko czyniæ mo¿na, byleby czyniæ piêknie (DB, 12). W polemikach ze Zdrojowsk¹ wyk³ada Granowski swoj¹ koncepcjê ¿ycia: prawo, któremu najchêtniej i najpospoliciej ulegam, zawiera siê w dwóch formu³ach: cela me plaît i cela ma déplaît. I powa¿am je bardzo, bo jest rêkojmi¹ swobodnego i bujnego rozwijania indywidualizmu. (DB, 119)
Wed³ug takiej zasady ¿yje i pretendentka do bycia pann¹ dandy Idalka: chcê, to robiê cokolwiek; nie chcê, to nic nie robiê. I Zdzis³aw tak samo (DB, 125). Naczelnym has³em filozofii ¿ycia Blauendorfa i Darwida jest chcê i powinienem umieæ chcieæ (A, 111). Nietzscheañska koncepcja woli opiera siê na kulcie jed24 Zob.
B. Sadkowska, dz. cyt.; T. Walas, wiatopogl¹d dekadencki, w: tej¿e, Ku otch³ani, s. 44 94.
113
nostki. Indywidualno æ to rzecz wiêta (A, 111), której nie wolno poddawaæ krytyce, ani p³yn¹cym z zewn¹trz ograniczeniom czy przekszta³ceniom. Marian swoj¹ rozmowê z ojcem nazywa starciem dwóch wyrobionych i energicznych indywidualno ci i dwóch egoizmów (A, 150). T³umaczy Karze, i¿ egoizm jest prawem powszechnym i w dodatku interesem dobrym (A, 150). Indywidualno ci bierne poddaj¹ siê regu³om, a energiczne i wy¿sze ich nie znosz¹ (A, 95), dlatego te¿ nadzwyczaj zdolny, oczytany, ciekawy umys³owo m³ody Darwid nie ukoñczy³ uniwersytetu. Relatywizm argonautów wynika z przewarto ciowania wszystkiego. My, dzieci starego czasu, schy³kowcy, wiemy dobrze ¿e cz³owiek wiele zdobyæ mo¿e, ale nie posiêdzie nigdy bezwzglêdnej prawdy. Nie ma jej (A, 99). M³ody Darwid wyk³ada ojcu, ¿e wszystko jest wzglêdne, bo zasady zale¿¹ od miejsca, czasu, stopnia geograficznego i ewolucji Jedynym dla mnie pewnikiem jest to, ¿e ja jestem i chcê, a jedynym interesem umieæ chcieæ (A, 99). Co ciekawe, w charakterystyce pogl¹dów powie ciowych dandy, tak sprzecznych z aksjologi¹ pisarki, ¿artobliwo-³agodny ton pisarki ustêpuje na rzecz ch³odnej dezaprobaty. Granowski, g³êboko przekonany o wy¿szo ci swojej natury, ubolewa nad filozofi¹ Zdrojowskiej niezdoln¹ wzbiæ siê do tego wspania³ego rozczarowania i zniechêcenia, a zarazem do tej najwy¿szej wytworno ci form ¿ycia, które s¹ znamionami epok i osobników wy¿szych (DB, 126). Za to p³aci siê jednak rezygnacj¹ ze szczê cia, bo tylko natury mniejszymi zdolno ciami serca i g³owy obdarzone i takie tylko osi¹gaj¹ spokój i harmoniê (DB, 54). Choæ z drugiej strony, nawet je li szczê cie jest tylko mitycznym kwiatem i napojem bogów, to je li mo¿na zdobyæ sobie takie jego surogaty, jak tryumfy mi³o ci w³asnej, weso³e przepêdzanie czasu, rozkosze zmys³ów i umys³u, szalonym chyba trzeba byæ, by zrzekaæ siê ich zdobywania. (DB, 237)
Samo wiadomy bohater Dwóch biegunów ostro widzi dramat jednostki, targanej przez przeciwne potrzeby i chêci, których nie da siê zaspokoiæ. Dlatego ¿e nie jeste grub¹ glin¹, ale subteln¹ porcelan¹, mie ci siê w tobie alembik do warzenia trucizn (BD, 54). Symbolicznym odbiciem pêkniêcia natury ludzkiej, nadwra¿liwo ci jest odczuwanie w sobie drugiego cz³owieka, a raczej dwóch inaczej reaguj¹cych i my l¹cych istot (DB, 76, 127, 153, 226). Przekleñstwem rodzaju ludzkiego jest praca za g³oszenie takiego pogl¹du Seweryna nazywa Granowskiego koron¹ kwiatu bez korzenia i ³odygi, w powietrzu wisz¹cym (DB, 125). Kuzyn wyk³ada jej, ¿e sprowadzanie wszystkiego do u¿yteczno ci jest pojêciem ciasnym i poziomym . Dorobek cywilizacji polega na tym, ¿e wytworzony kapita³ pewnej przynajmniej gar ci ludzi udziela
114
istnienia jak najbli¿szego idea³om szczê cia, swobody i piêkno ci (BD, 118). Wstrêt i nudê budz¹ w Granowskim interesy maj¹tkowe, rachunki, procesy, zetkniêcia z gminem, okre lane jako proza ¿ycia (DB, 48). Dandys dzia³a tylko w sferze marzeñ. Wszelkie plany Granowskiego i jego przyjació³: dziennik Józia, wi¹tynia sztuki Leona, gmach gimnastyczny Stasia, pomijaj¹c koszty wymaga³y konieczno ci zaprzêgniêcia siê do wozu, [ ] parali¿uj¹cej nasze najlepsze chêci, i my l o niej by³a chiñskim murem wznosz¹cym siê pomiêdzy nami a pocz¹tkiem wykonania naszych pragnieñ i zamiarów. (DB, 53)
Plag¹ bohatera Dwóch biegunów jest tak¿e niezmierna zmienno æ usposobieñ (DB, 58). Hu tawkê nastrojów powoduj¹ b³ahostki, gra wiate³, nieznaczna ró¿nica temperatury, a czêsto nawet nie wiadomo co. Zbyt g³o ne zamykanie drzwi, przypadkowe podanie czekolady zamiast kawy staj¹ siê niemal podstaw¹ do odprawienia lokaja Wincentego. Zdzis³aw miewa napady nieokre lonej têsknoty, ma sk³onno ci do bezprzyczynowej melancholii. Przyjaciele wpadaj¹ w z³y humor, bo na przyk³ad papa Józia gdera³ na wydatki, a Leona dopad³y erotyczne têsknoty za Murzynk¹ (czy Orzeszkowa nie jest tu nowatorska?). Granowski do wiadcza niezadowolenia z ¿ycia mimo dobrego zdrowia, powodzenia, uciech. Towarzysze wspólnie narzekaj¹, obmawiaj¹, zgry liwie krytykuj¹ wszystko, co im przychodzi na my l, Leon na przyk³ad rzuca kilka aforyzmów Arthura Schopenhauera i cytuje Molierowsk¹ Szko³ê ¿on. Z powodów finansowych i uczuciowych Sta popada w pesymizm. Powo³uj¹c siê na Horacjusza, Eduarda von Hartmanna i Ernesta Renana utrzymuje, i¿ ani kochaæ, ani dzia³aæ, ani z³udzeñ jakichkolwiek ¿ywiæ nie warto (DB, 35). Marian w wyniku niepowodzeñ, zmartwieñ czy rozczarowañ staje siê apatyczny, co ³¹czy siê ze wzgard¹ dla wszystkiego na wiecie, okre lan¹ jako wysychanie wnêtrzno ci ducha (A, 117). Przypomina wówczas wypchanego i elegancko ubranego manekina (A, 116). Barona w podobnych sytuacjach napada chêæ ciskania piê ci (A, 117), bicia s³u¿¹cych i t³uczenia kosztownych przedmiotów. Argonauci maj¹ bardzo silne poczucie w³asnej wy¿szo ci, odosobnienia i wynios³o ci wobec gminu, wynikaj¹ce z dumy umys³owo-nerwowej . Za tym idzie wyostrzona wiadomo æ schy³kowo ci najwy¿szy wykwit cywilizacji ludzkiej [ ] degrengolada i zarazem ukoronowanie ludzko ci (A, 111). Baron powiada Jeste my wszyscy neurastenicy. [ ] wiat stary! Dzieci starego ojca rodz¹ siê z rakiem we wnêtrzno ciach! (A, 117). Z przesytu, czy raczej wielkiego wezbrania pragnieñ, bierze pocz¹tek filozofia poszukiwania wra¿eñ: Nous auteurs, do wiadczeni i rozczarowani, po-
115
szukujemy nowych dreszczów tak, jak redniowieczni alchemicy poszukiwali z³ota (A, 110). Potrzebujê wra¿eñ t³umaczy Sewerynie Granowski które wprawiaj¹ w ruch my li i uczucia, a tak¿e tych przyjemnostek drobnych [ ] przelotnych i marnych, ale których suma znakomicie dopomaga do cierpliwego znoszenia marnego ¿ycia. (DB, 117)
Zmys³y Zdzis³awa nie potrzebowa³y wszak jeszcze tak silnych bod ców. Jego potrzeby wi¹za³y siê z mieszkaniem przez parê miesiêcy w roku w mie cie. Dandys istnieje w wiecie kultury, wobec publiczno ci. Natura wzbudza niechêæ kuzyna Sewerki, bo nie daje mo¿no ci odegrania roli jakiejkolwiek, [ ] zaznaczenia [ ] niepospolito ci przymiotów swoich (DB, 159). Podró¿e Darwida i Blauendorfa powinny dostarczaæ im nowych, szczególnych dreszczów, wra¿eñ wszechstronnych: zmys³owych, umys³owych i estetycznych. Marian samodzielnie zwiedzi³ wiele krajów i stolic, w Anglii zaci¹gn¹³ siê w szeregi Armii Zbawienia, w Niemczech dotar³ do legendarnej sekty religijno-politycznej. Najd³u¿ej przebywa³ w Pary¿u, gdzie z teozofami wywo³ywa³ duchy i z gronem dekadentów, inaczej inkoherentów, inaczej jeszcze: poetów przeklêtych (poètes maudits), w klubie haszyszystów (club des hachichins), do wiadcza³ snów i widzeñ sprowadzanych przez za¿ycie narkotyku. (A, 110)
Orzeszkowa piêtrzy dokonania m³odego bohatera ponad miarê, jej ironia ujawnia siê tak¿e w nagromadzeniu okre leñ i ich obcojêzycznych odpowiedników, wywo³uj¹cych w rezultacie efekt komiczny. Wszystko, o czym marzy m³ody Darwid otrzymane wydawa³o siê mniejszym, gminniejszym, s³abszym ni¿ w rojeniu (A, 110). Do wiadczenia wczesne i liczne wprawi³y umys³ m³odego Darwida w stan j¹trz¹cej siê rany, wobec czego jego rozognienie wyobra ni (A, 111) dawa³o siê zaspokoiæ, ale na krótko. Nawet specjalny poci¹g jako niespodzianka dla Bianki nie by³ spodziewan¹ przyjemno ci¹, bo co imaginacja buduje d³ugo, krytycyzm obala w mgnieniu oka (A, 94). Z wiatru melancholii w duszy (DB, 46) Granowskiego bior¹ ród³o rozmaite sposoby zabijania czasu, nazywane przez bohatera babkami z piasku . S¹ to: stosunki towarzyskie, bliskie i na wzajemno ci us³ug oparte [ ] z przedstawicielkami choreografii i hipodromii (DB, 46), z przedstawicielkami wykwitu cywilizacji salonowej; najró¿niejsze sporty, ¿arliwe uprawianie muzyki fortepianowej, zaczytywanie siê w poematach a¿ do wyuczenia na pamiêæ, uczenie siê gimnastyki, fechtunku, gry na niepospolitych instrumentach, rzadkich jêzyków. Do rangi sztuki
116
podniesiona zostaje nieprzerwana, lekka, ozdobna i antyintelektualna rozmowa, flirt towarzyski. Rozwa¿ania Granowskiego na ten temat przypominaj¹ traktat.
Sztuka i doskona³e piêkno Sztuka organizuje ¿ycie dandysa. Granowski gra jak anio³ (DB, 125), upodobaniu do muzyki przyznaje pierwsze miejsce. Tak¿e Blauendorf s³ynie z piêknej gry. Zdzis³aw w stopniu niezwyk³ym posiad³ sztukê dobrego czytania (DB, 121), kiedy czyta robi to wra¿enie dwóch sztuk po³¹czonych: poezji i muzyki (DB, 123). O swoim pokoleniu mówi znali my siê na obrazach, poezji, powie ciach, odrobineczkê nawet na architekturze (DB, 8), byli my, jak na amatorów, znawcami do æ bieg³ymi (DB, 9 10) kilku literatur. Lekarstwem pozwalaj¹cym na szczê liwe zabicie kilku godzin po niadaniu okazuje siê dobra lektura. Jest bowiem na wiecie ksi¹¿ka-chleb, ksi¹¿ka-skrzyd³o, ksi¹¿ka-wino, ksi¹¿ka-haszysz (DB, 50). T³umaczenie pierwszego aktu Kaina zajê³o Granowskiemu dwa lata. Nieprzypadkowo zreszt¹ Orzeszkowa kaza³a swemu bohaterowi t³umaczyæ dzie³o, które wysz³o spod pióra Byrona, romantycznego dandy. Amatorskie uprawianie danej dziedziny sztuki, jej nieu¿yteczno æ jest warunkiem koniecznym. Oczytany Marian, posiadaj¹cy najwiêksze zdolno ci lingwistyczne (A, 111), t³umaczy wiersze z jêzyków rozmaitych (A, 32), a wcale ³adnie (A, 116) czterowiersz Baudelaire a. Zrêcznie wynajduje najlepszy odpowiednik na niemieckie s³owo Stimmung. Znajomo æ jêzyków obcych by³a podstaw¹ wykszta³cenia, jednak Orzeszkowa ironizuje i na ten temat jêzyków zreszt¹ znaj¹ [baron i Darwid DN] tyle, ile aposto³owie po nawiedzinach Ducha w. (A, 32). Sztuka staje siê wiatem jedynym i upragnionym. Nieustanne przebywanie na parnasie szczególnie wstrêtnymi czyni wszelkie pado³y zauwa¿a Granowski Kto ustawicznie i wy³¹cznie ma do czynienia z inteligencj¹, elegancj¹, dowcipem, muzyk¹, poezj¹ i tym podobnymi rajskimi ptakami [ ] temu k³a æ na rêkê ¿abê jest najwiêksz¹ pod s³oñcem niesprawiedliwo ci¹. (DB, 47)
Analogicznie rozumuje Marian, zarzucaj¹c ojcu b³¹d logiczny w wychowaniu. Wobec zw¹tpienia piêkno staje siê naczeln¹ i jedyn¹ warto ci¹ dandysa. Natura z³o¿y³a we mnie jak¹ despotyczn¹ potrzebê doskona³ego piêkna i by³ to niew¹tpliwie zaród cierpienia (DB, 89) Granowskiego razi najmniejsza dysharmonia, nie do æ wypielêgnowana skóra d³oni Seweryny, jej brak szyku na ulicy, z³y francuski akcent. Ta wypowied bohatera, przez swoj¹ samo wiadomo æ sprawia, ¿e postaæ nawet mimo negatywnych cech nabiera rysu tragicznego. Tak¿e argonauci wielbi¹ piêkno doskona³e zaziemskiego wiata, piêkno,
117
które i na tym wiecie samo jedno wznosi³o cz³owieka nad poziom gminno ci, które gdyby nie istnia³o, nale¿a³oby hartmanowsk¹ teoriê o zbiorowym samobójstwie ludzko ci zaakceptowaæ. (A, 112)
To, co ziemskie, ska¿one jest brakiem doskona³o ci doskona³a okazuje siê jedynie sztuka. Granowski jako znawca i mi³o nik malarstwa wchodzi do galerii jak do wi¹tyni, doznaje skupienia i niemal mistycznego podniesienia ducha: Uczuwa³em cze æ pomieszan¹ z rozkosz¹ i zupe³nym zapomnieniem o wszystkim, co za cianami wi¹tyni tej istnia³o; my li moje nabiera³y powagi, ci¹g³o ci i zarazem stawa³y siê lotnymi. Co [ ] rozgarnia³o przed oczyma niewidzialne zas³ony ukazuj¹c zza nich coraz g³êbsze perspektywy i liczniejsze szczegó³y piêkna (DB, 81)
wspomina. Jeszcze bardziej o¿ywia siê, widz¹c wzruszenie Seweryny. Zaczynaj¹ wymieniaæ uwagi o szko³ach, metodach i manierach malarskich. Czytelnicy dowiaduj¹ siê, i¿ g³ówni bohaterowie ogl¹dali kilkana cie obrazów bardzo dobrych i parê arcydzie³. Nie pada jednak ¿aden konkretny tytu³ czy nazwisko autora. Zdzis³aw t³umaczy pojêtnej towarzyszce prawa kompozycji i perspektywy, mówi o plastyce, kolorycie i technikach. W pewnej chwili spogl¹da na ni¹, dostrzega nowe, niezwyk³e, pozazmys³owe piêkno, doznaje po³¹czenia dusz, opisywanego jako lot ku wiat³u. Podczas zwiedzania wystawy malarstwa Granowski do wiadcza jednego z najg³êbszych i najczystszych zachwyceñ w ¿yciu. Sztuka w Dwóch biegunach, jako zjawisko z pogranicza estetyki i etyki25, uszlachetnia duszê, otwiera na piêkno i mi³o æ, jest warto ciowana pozytywnie. W Argonautach Orzeszkowa wchodzi w polemikê z estetyk¹ modernizmu. Bohaterowie fascynuj¹ siê malarstwem prerafaelitów i nazarejczyków. Marian z baronem umawiaj¹ siê na ogl¹danie oryginalnego, autentycznego Overbecka (A, 103), poprawiaj¹ Kranickiego, który zalicza malarza do szko³y angielskiej. Jednak za idea³em estetycznym nie ma nic. Gra¿yna Borkowska zwróci³a uwagê na fakt, i¿ w powie ci malarstwo jest tylko sztuk¹ dla sztuki , estetycznym ekwiwalentem modernistycznego egotyzmu26. Co wiêcej, znawstwo sztuki stanie siê podstaw¹ przysz³ych zatrudnieñ argonautów, wyszukiwania w kraju cennych dzie³ i ich sprzeda¿y do Ameryki. Wies³aw Olkusz zauwa¿a ideow¹ obco æ sztuki prerafaelitów, ich brak zaanga¿owania w sprawy narodowe27. Negatywny stosunek pisarki, zwolenniczki 25 W.
Olkusz, dz. cyt., s. 75. Borkowska, W¹tek ruskinowski w pó nej twórczo ci Elizy Orzeszkowej, w: Prze³om antypozytywistyczny w polskiej wiadomo ci kulturowej koñca XIX wieku, red. T. Bujnicki, J. Maciejewski, Wroc³aw 1986, s. 44. 27 W. Olkusz, dz. cyt., s. 60 62. 26 G.
118
realizmu w malarstwie, wywo³ywa³y obecne w dzie³ach nazarejczyków: stimmung i symbol, przedziwnie niepokoj¹ca «za wiatowa» melancholia i szokuj¹ca ekspresja, bezideowo æ oraz prymitywizm i wtórno æ rodków technicznych 28. Negatywna ocena twórczo ci bractwa z³o¿y³a siê, wraz z mediewizmem, spirytyzmem, satanizmem i kosmopolityzmem, na oskar¿enie pod kierunkiem m³odego pokolenia, sugerowaæ mia³a brak koherencji kultury modernistycznej 29. Blauendorf i Darwid zachwycaj¹ siê poezj¹ Baudelaire a i Rimbauda, za fascynacja brzydot¹ ma dla nich charakter prowokacji estetycznej i umys³owej. Jedn¹ z maksym dandysa jest wszak¿e: Lepiej zadziwiaæ ni¿ siê podobaæ 30. Kranicki broni dobrego smaku starszego pokolenia, oburza siê i g³o no protestuje przeciw deklamacji sonetu o samog³oskach autora Sezonu w piekle. Srogie smrodliwo ci! Krwawe plwociny! to nie poezja! to nawet nieprzyzwoite [ ]. To jest skrapianie kloak wiêcon¹ wod¹ (A, 112 113). M³odzi wy miewaj¹ staro wieckie gusta Kranickiego, dla którego szczytem lu no ci byli Boccaccio, Paul de Kock, Alfred de Musset prostacy albo dzieci (A, 113). Sk³adnikami estetyki dandysa s¹ oryginalno æ, nieszablonowo æ, upodobanie do paradoksu i dysonansu. Baron epatuje otoczenie nowymi opiniami artystycznymi i filozoficznymi, u¿ywa wyra¿eñ wymy lnych, zaczepiaj¹cych o rynsztoki, dziwacznych i zuchwa³ych, na przyk³ad: fuga Bacha po u ciskach Lili Kerth to zgrzyt, to ironia rzeczy (A, 116). Irena bêdzie wygl¹da³a gustownie, je¿eli suknia koloru flamme stworzy z jej delikatn¹ cer¹ i ognistymi w³osami ca³o æ dziwn¹ i irytuj¹c¹ (A, 130). Harmonia by³a mleczkiem, którym karmi³y siê pacholêta. My ¿yjemy czym innym. [ ] ¯ywimy siê wiatem bêd¹cym w stanie rozk³adu (A, 125) powiada Irenie Emil. Darwidówna zaczyna wzbudzaæ jego zainteresowanie, poniewa¿ ma mnóstwo ³adnej ironii , skomplikowanie , duszê pe³n¹ zgrzytów (A, 125), dar sprawiania niespodzianek (A, 130). Blauendorf dopatruje siê w niej podobieñstwa do orchidei, motyla trupiej g³ówki, wibriona. Zblazowanie, cynizm znamionuj¹ arystokratyzm ducha Iry. Argonauci, co charakterystyczne dla dandysów, lubi¹ szokowaæ rozrzutno ci¹, nonszalancj¹, za¿ywaniem narkotyków. Baron pokazuje siê na publicznych przeja¿d¿kach i w teatrze z kochank¹, podczas gdy nie powinien tego robiæ przez wzgl¹d na stosunek do Ireny (A, 127).
28 Tam¿e, 29 Tam¿e. 30 R.
s. 60.
Okulicz-Kozaryn, Dandyzm dla wtajemniczonych, s. 47.
119
Dandysi Orzeszkowej Czemu zatem s³u¿¹ tak barwne literackie portrety dandy w Dwóch biegunach i Argonautach Elizy Orzeszkowej? Na pocz¹tek mo¿na powiedzieæ, ¿e dandysi zas³uguj¹ na uwagê jako wyraz aktualnych zainteresowañ pisarki, wiadectwo jej recepcji dandyzmu i zapowied m³odopolskiego renesansu dandy. Trzeba jednak podkre liæ, ¿e w realiach ówczesnego spo³eczeñstwa polskiego wszystkie wy¿ej opisane cechy dandysów wiadczy³y o degeneracji moralnej, zniewie cia³o ci. ¯aden z przedstawionych bohaterów nie móg³by zostaæ uznany za pozytywnego. Co wiêcej, wobec sytuacji politycznej tamtego czasu, postawê eskapizmu odbierano jako zdradê narodow¹. Jednak¿e, nawet je li celem pozytywistki mia³a staæ siê wy³¹cznie krytyka, nadal realizacje te pozostaj¹ jednymi z niewielu w powie ciach pó nego pozytywizmu. Wed³ug Marii ¯migrodzkiej: Dwa bieguny, interesuj¹ca powie æ rozrachunkowa zmierzchaj¹cego pozytywizmu, pragnie odmówiæ postawie modernistycznej cech nowo ci, pragnie przedstawiæ j¹ jako kontynuacjê spo³ecznego i amoralnego absenteizmu, dla którego estetyzm stanowi rodzaj wygodnego alibi, wyra nie sugeruje, [ ] ¿e taka postawa jest przyczyn¹ obecnego kryzysu kultury polskiej.31
Studium wspó³czesnego Orzeszkowej dekadentyzmu, zawarte w Argonautach, stanowi satyrê, a pisarce nietrudno by³o ukazaæ podszewkê snobizmu i wulgarnego hedonizmu w rozrywkach m³odych nababów 32. Jako dowód badaczka przywo³uje zdanie Piotra Chmielowskiego, w którego opinii dekadenci s¹ konstrukcj¹ sztuczn¹, nakre lon¹ przez delikatne karty powie ci i prozy francuskiej 33. Teresa Walas zgadza siê, ¿e bohaterowie powie ci odrysowani s¹ w ca³o ci z francuskich wzorników34. To jednak nie przeszkadza jej podwa¿yæ opinii ¯migrodzkiej o satyrycznej wymowie Argonautów. Schematyzm i dydaktyzm powie ci zawodz¹, racje wik³aj¹ siê. Marian w zestawieniu z ojcem trac¹cym cz³owieczeñstwo w pogoni za zyskiem wydaje siê postaci¹ pozytywn¹. Barona kompromituje handlarska trze wo æ, nie immoralistyczny gest, demoniczno æ nie trzyma siê bohaterów . Przeciwstawione nihilizmowi warto ci: prawo æ dzieciêcej duszy, mi³o æ córki do matki, s¹ kruche i os³abione sentymentalizmem. Ponadto Teresa Walas stawia tezê, i¿ dekadentyzm wcielony w konkretne 31 M.
¯migrodzka, Modernizm polski w oczach pozytywistki, s. 61. Eliza Orzeszkowa (1841 1910), s. 57. 33 Tam¿e, s. 58. 34 Zob. T. Walas, Ku otch³ani, s. 116 118. 32 Ta¿,
120
uogólnienie móg³ zyskaæ aprobatê niejawnej sfery emocjonalnej pisarki. Tak jak w wypadku Sienkiewiczowskiego Bez dogmatu, któremu mimo intencji dydaktycznej zwróconej przeciw dekadentyzmowi zabrak³o jednoznaczno ci wymowy. Zdaniu Walas nie mogê odmówiæ racji, w powie ci brak bowiem odpowiedniej przeciwwagi ideowej dla warto ci propagowanych przez argonautów. Orzeszkowa traktuje dandyzm instrumentalnie. Nie wydaje siê jednak, by mo¿na by³o wykreowane przez ni¹ postacie uznaæ jedynie za p³askie figury Nie s¹ one tak¿e (pomijaj¹c Kranickiego i w znacznej mierze Blauendorfa) wy³¹cznie karykaturami. Granowski i m³ody Darwid, jako indywidua wewnêtrznie sprzeczne, skazani s¹ na wieczn¹ pogoñ za namiastkami szczê cia, nie s¹ pozbawieni rysów tragizmu. Dandyzm Zdzis³awa Granowskiego i argonautów opiera siê na podobnych podstawach filozoficznych, ró¿ni skal¹ b¹d sposobami jego uzewnêtrzniania. Wizerunki argonautów, rysowane pospiesznie znacznie grubsz¹ kresk¹, prezentuj¹ pó niejsze, celowo przejaskrawione stadium dandyzmu. Portret Granowskiego, kre lony z uwag¹, jest subtelniejszy, g³êbszy, autorka Nad Niemnem stworzy³a spoist¹ osobowo æ35. Wiarygodny wizerunek by³ jej potrzebny. To, ¿e pisarka decyduje siê, by akceptowane postawy i warto ci zaprezentowa³ poci¹gaj¹cy w pewnym sensie (a w zamy le dydaktycznym negatywny) bohater, mog³oby wydawaæ siê ryzykowne. Dziêki temu jednak idea³ Zdrojowskiej ma tym wiêcej szans na akceptacjê czytelnika, któremu nie narzuca siê swojego zdania, a powie ciowy dyskurs nabiera autentyzmu. Orzeszkowa zreszt¹ ma wiadomo æ, ¿e du¿o skuteczniejszymi rodkami oddzia³ywania s¹ ironia i kpina. Dorota Niedzia³kowska Dandyism in Dwa bieguny and Agronauci by Eliza Orzeszkowa bieguny Are there really no dandies present in the positivist literature? Does dandyism, ideologically hostile to Eliza Orzeszkowa, imply but caricaturally and superficially outlined images of characters? What are Zdzis³aw Granowski and his friends in Dwa bieguny like? And, what are Marian Darwid, Emil Blauendorf and Artur Kranicki of Agronauci like? The essay s author attempts at answering these questions, analysing aspects of the dandy figure such as: care about elegant and aesthetic environment; a passion for collecting extraordinary things; eccentricity; jobs taken idly and in a dilettantish fashion; profligate attitude to corporeal properties; a decadent philosophy (aesthetic in lieu of ethics); and, admiration for arts and beauty. 35 Zob.
J. M. wiêcicki, Bez dogmatu Orzeszkowej, s. 3.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
Debiut naukowy Szymon Ozimek
KOPIUJ¥C MIERÆ. PATOLOGICZNE PRZESTRZENIE BIURA W KOPI CIE BARTLEBYM HERMANA MELVILLE A I DZIWAKU ELIZY ORZESZKOWEJ Praca na przestrzeni ostatnich dwóch wieków przesz³a gruntown¹ transformacjê. Wraz z rozpowszechnieniem produkcji przemys³owej w si³ê urós³ kapitalizm. Coraz wiêksze znaczenie dla funkcjonowania gospodarki mia³ obrót pieni¹dzem kapita³, czyli pieni¹dz potrzebny do inwestycji, gra³ kluczow¹ rolê w budowie kolei czy fabryk. W Stanach Zjednoczonych tuzy nowej gospodarki mog³y liczyæ na pob³a¿liwo æ, a nawet wsparcie ze strony rz¹du, który umo¿liwia³ im wykorzystywanie pracowników czy tworzenie monopoli1; podobnie dzia³o siê w Polsce2. Nieustannie pomna¿ane fortuny ju¿ w latach piêædziesi¹tych XIX wieku wytworzy³y w koñcu zapotrzebowanie na personel, który zajmowa³ siê nie tyle obs³ug¹ ludzi, ile pieniêdzy, papierów warto ciowych i nieruchomo ci. Rynek wyprodukowa³ zatem tysi¹ce ksiêgowych, brokerów i wszelkiego rodzaju urzêdników, w tym równie¿ kopistów3. Wszyscy zajmowali siê czym stosunkowo nowym w historii wiata prac¹ biurow¹ wykonywan¹ w specjalnie na jej potrzeby zaprojektowanej przestrzeni4. Do tej pory w zbiorowej wyobra ni praca funkcjonowa³a w bezpo rednim zwi¹zku z fizycznym wysi³kiem, wykonywanym czy to w polu, czy w hali 1 H.
Zinn, The People s History of the United States, New York 1995, s. 148. Jeziorski, C. Leszczyñska, Historia gospodarcza Polski, Warszawa 1998, s. 177. 3 Zob. C. D. Johnson, Labor and Workplace Issues in Literature, Westport 2006. 4 P. Cowan et al., The Office: A Facet of Urban Growth, London 1969, s. 25 29. 2 A.
122
fabrycznej. S³owo praca wywo³ywa³o skojarzenia zwi¹zane z porz¹dkiem ruchu, przemieszczenia, odkszta³cania, niemal jak w definicji tego pojêcia u¿ywanej w naukach fizycznych. Wizerunek spoconego robotnika w niekompletnym stroju pracuj¹cego w hucie czy na budowie jest obrazem silnie nacechowanym erotycznie; budzi skojarzenia z pierwotnym, maczystowskim wyobra¿eniem mêsko ci. Ten archetypiczny mê¿czyzna, pracuj¹cy w otwartej przestrzeni ogromnej hali czy budowy, czêsto z obna¿onym torsem, ustanawia choæ groteskowy uk³ad odniesienia, wed³ug którego oceniamy prawdziwo æ pracy. Fizyczny wysi³ek, produkcja i budowanie to pojêcia, które porz¹dkuj¹ pod wiadom¹ hierarchiê zatrudnienia. Pracownicy biurowi nie s¹ w stanie siê w niej odnale æ ich praca, porównana z wysi³kiem hutnika czy murarza, z trudem zas³uguje na swoje miano5. Praca kopisty mie ci siê nie w porz¹dku produkcji, fizyczno ci i erotyzmu, ale reprodukcji (odtwarzania), oderwania od rzeczywisto ci i aseksualno ci. Nie odbywa siê na otwartej przestrzeni ani w potê¿nej hali, ale w ciasnym jak grób, nieludzkim i panoptycznym biurze. W tym eseju przyjrzê siê pracy dwóch kopistów Bartleby ego ze s³ynnego i wietnie opracowanego opowiadania Hermana Melville a6 oraz Joachima Czyñskiego z zapomnianej noweli Elizy Orzeszkowej7. Postaram siê pokazaæ, jak bardzo uniwersalne s¹ mechanizmy rz¹dz¹ce literackim my leniem o urzêdnikach i ich pracy, zaczynaj¹c od prezentacji samej profesji, przez analizê wygl¹du zewnêtrznego kopistów, opis przestrzeni, w której oni funkcjonuj¹, diagnozê stosunków miêdzy nimi a ich wspó³pracownikami, na wgl¹dzie w ich ¿ycie osobiste i seksualno æ koñcz¹c. Spróbujê tak¿e przyjrzeæ siê podejmowanym przez bohaterów tych tekstów próbom ucieczki z biurowych murów.
Ogl¹dani a¿ do mierci. O biurze i wizualno ci Mimo silnej reprezentacji, jak¹ ciesz¹ siê w literaturze urzêdnicy (wystarczy przypomnieæ bohaterów z Rewizora Miko³aja Gogola, Procesu Franza Kafki czy Co siê sta³o Josepha Hellera), sam charakter ich pracy jest czêsto przez badaczy pomijany. Motyw biura i jego pracowników w literaturze, szczególnie
5 Zob.
B. Kafka, Pushing Paper, Lapham s Quarterly 2011 (Spring), s. 216. Melville, Kopista Bartleby. Historia z Wall Street, prze³. A. Szostkiewicz, Warszawa 2009. 7 E. Orzeszkowa, Dziwak, w: tej¿e, Pisma zebrane, red. J. Krzy¿anowski, t. 16, Warszawa 1949, s. 103 179. 6 H.
123
polskiej, pozostaje zatem w du¿ej mierze nieopracowany. S¹dzê jednak, ¿e obcojêzyczne publikacje na ten temat s¹ wystarczaj¹ce: biuro, chocia¿ opisane przez tak ró¿nych pisarzy jak Melville i Orzeszkowa, nie zmienia siê. Jego obraz jako patologicznej przestrzeni jest ponadnarodowy. Porównajmy dwa opisy; w pierwszym narrator Melville a opisuje swoj¹ kancelariê: Moja kancelaria mie ci³a siê na piêtrze pod numerem przy Wall Street. Pomieszczenia wychodzi³y z jednej strony na bia³¹ cianê szerokiego szybu o wietleniowego, ci¹gn¹cego siê od góry po sam dó³ budynku. Widok ten mo¿na by uznaæ za niezbyt zachwycaj¹cy, bo pozbawiony tego, co pejza¿y ci nazywaj¹ ¿yciem . Wszelako widok z pomieszczeñ po drugiej stronie mej kancelarii przedstawi³by w takim razie co najmniej jego przeciwieñstwo. Z mych okien rozci¹ga³ siê bowiem w tym kierunku niczym niepopsuty widok na wysoki ceglany mur, poczernia³y ze staro ci i osnuty nigdy nieustêpuj¹cym cieniem. [ ] Z powodu zawrotnej wysoko ci otaczaj¹cych nas budynków i ulokowania mej kancelarii na drugim piêtrze, przestrzeñ oddzielaj¹ca ten mur od mojego przypomina³a wielk¹ kwadratow¹ cysternê.8
W drugim fragmencie wra¿enia z wizyty w miejscu pracy Czyñskiego opowiada narrator Orzeszkowej: Pyszny bo te¿ by³by obraz rodzajowy przedstawiaj¹cy tê wielk¹, szar¹ przestrzeñ objêt¹ ramami cian ceglastoró¿owych, nagich jak nêdza, brudnych jak ³achman ¿ebraka, chropowatych jak oblicze zgrzybia³ego starca. [ ] By³a tam te¿ pracowników tych atramentowego morza ilo æ niema³a. Po kilku, po dwu lub pojedynczo siedzieli oni przy gêsto rozstawionych ¿ó³tych sto³ach. Je¿eli spojrzeli na prawo, wzrok ich zatapia³ siê w widniej¹cej przez drzwi szeroko roztwarte d³ugiej perspektywie sal szarych, monotonnych, podobniutkich do tej, w której przebywali sami; je¿eli obejrzeli siê na lewo, mêtne spojrzenia ich obija³y siê o mêtniejsze jeszcze szyby trzech wielkich okien wychodz¹cych na podwórko bez s³oñca i b³êkitu, obudowane wysokimi murami, wybrukowane nierównymi kamieniami, ze studni¹ wa³em mieci otoczon¹ po rodku, ze stosami por¹banego, szczernia³ego drewna dooko³a.9
Podobieñstwa s¹ ewidentne, czasami zaskakuj¹ce w swojej szczegó³owo ci. Pierwszym jest przestrzenna orientacja biur obydwa opisywane s¹ jako rozpiête w poziomej perspektywie miêdzy wschodem a zachodem, obydwa maj¹ po jednej stronie ciemne podwórza bez s³oñca i b³êkitu (Orzeszkowa) albo wrêcz osnute nigdy nie ustêpuj¹cym cieniem (Melville). Nastrój mierci 8 H. 9 E.
Melville, dz. cyt., s. 9. Orzeszkowa, dz. cyt., s. 105 106.
124
i rozk³adu wzmagaj¹ tak¿e inne rekwizyty studnia na podwórzu czy studnia powsta³a miêdzy dwoma wysoko ciowcami przywodz¹ na my l skojarzenia tanatyczne. Prostok¹tna, czarna otch³añ za oknem biura Bartleby ego nieuchronnie kojarzy siê z grobem10. £atwo sobie wyobraziæ atmosferê, jaka panuje w biurze, którego okno wygl¹da na nico æ bo w koñcu czym innym jest ta pusta, mroczna przestrzeñ? Przestrzeñ znajduj¹ca siê po stronie przeciwnej do podwórza jest o wietlona przez s³u¿¹cy temu celowi szyb przeciwnie ni¿ czarny grób, promieniuje bia³ym wiat³em. Kolor jest tu jednak drugorzêdny; najwa¿niejsze jest to, ¿e przez ¿adne z okien nie daje siê zobaczyæ nieba obydwa wychodz¹ na kamienny mur. Przestrzenie te ró¿ni barwa i o wietlenie, ale ³¹czy je ze sob¹ fakt, ¿e s¹ pozbawione czego , co pejza¿y ci nazwaliby «¿yciem» 11. To sformu³owanie w³a ciciela kancelarii prawniczej mo¿na by zrzuciæ na karb jego pragmatycznej osobowo ci, daje siê jednak odczytaæ tak¿e jako wiele ujawniaj¹ca obserwacja. Oto biuro, w którym nie ma miejsca nawet na wziête w cudzys³ów ¿ycie ; miejsce pracy kopistów i prawników nie rz¹dzi siê prawami witalno ci, panuje tutaj bezruch mieræ. Jeszcze ciekawiej przedstawia siê widok vis-à-vis podwórza kancelarii, w której pracuje Joachim Czyñski. Kiedy bohater patrzy w prawo, widzi niekoñcz¹cy siê ci¹g sal identycznych z t¹, w której sam pracuje, wype³nionych takimi samymi jak on pracownikami, wykonuj¹cymi tê sam¹ co on, polegaj¹c¹ na kopiowaniu dokumentów prawnych, pracê. Przestrzeñ, w jakiej odbywa siê kopiowanie, sama jest efektem jakby kopiowania i potêguje wra¿enie oderwania od ¿ycia, nieludzko ci czy wirtualno ci. Bardzo przypomina to obraz, który uzyskujemy, ustawiaj¹c naprzeciwko siebie dwa lustra i wchodz¹c pomiêdzy nie w nieskoñczono æ powielony pokój z kolejnymi egzemplarzami nas samych. Je li Czyñski jest czê ci¹ takiego rekurencyjnego obrazu, to czy on jest odbiciem nico ci, czy nico æ odbija siê w nim? Innym, mniej ezoterycznym tropem interpretacyjnym by³oby potraktowanie takiej aran¿acji biura jako sposobu kontroli pracowników przez zbudowanie re¿imu widzialno ci i widoczno ci. W przypadku opowiadania Orzeszkowej zabieg ten wydaje siê bardzo prosty w za³o¿eniu widziani przez wszystkich pracownicy wstydziliby siê odchodziæ od pracy. Monotonnie zagospodarowane biuro wymusza³oby na nich ci¹g³¹ pracê, poza tym u³atwia³oby prowadzenie nadzoru nad
10 C.
D. Johnson, dz. cyt., s. 87. L. Marx, Melville s Parable of the Walls, Sewanee Review , vol. 61 (October 1953), s. 602 627. 11 Zob.
125
kopistami naczelnikom sto³ów 12. Taka konstrukcja u³atwia te¿ uprzedmiotowienie pracowników kiedy narrator opowiadania s³yszy z³¹ opiniê o grupie kancelistów, którym siê przygl¹da, zamierza przej æ do innej sali, jak gdyby sto³y by³y sklepowymi pó³kami, a kopi ci towarem. Narrator-prawnik w opowiadaniu Melville a pos³uguje siê w swoim biurze du¿o subtelniejszymi technikami. Zaprojektowana przez niego przestrzeñ jest perfekcyjnie dostosowana do prowadzenia ci¹g³ego nadzoru i obserwacji pracowników. Zwraca uwagê fakt, ¿e pierwsze strony opowiadania to silnie zdominowany przez retorykê wizualno ci opis odzwierciedlaj¹cego pracownicz¹ hierarchiê rozplanowania powierzchni zakoñczony w³adczym wyliczeniem pracowników i ich dziwacznych natrêctw. Szczególnie ciekawe, ¿e obsesje Indyka, Szczypców i Imbirowego Pierniczka s¹, jak siê zdaje, przenikniête duchem kopiowania ich istotê stanowi zawsze rutyna, powtarzalno æ i regularno æ13. Za przyk³ad niech pos³u¿y Indyk i jego zmieniaj¹cy siê temperament: Rankiem, mo¿na by rzec, twarz mia³ przyjemnie rumian¹, ale po godzinie dwunastej w po³udnie, w zenicie [ ] p³onê³a ona niczym kominek [ ] i nie przestawa³a p³on¹æ tyle, ¿e jakby stopniowo bledn¹c a¿ do godziny szóstej po po³udniu, kiedy to traci³em z oczu w³a ciciela tej twarzy, która siêgn¹wszy poniek¹d zenitu wraz ze s³oñcem zdawa³a siê z nim zachodziæ, wstawaæ, kulminowaæ i zanikaæ nastêpnego dnia z podobn¹ regularno ci¹ i nie mniejszym splendorem.14
Wraz z przybyciem Bartleby ego do kancelarii na Wall Street zatrudniaj¹cy go prawnik odczuwa nagle n i e w y j a n i o n ¹ potrzebê dalszego uszczegó³owienia opisu swojego biura. Niewiedza nowo zatrudnionego kopisty zmusza prawnika do obja nienia struktury tej przestrzeni co istotne, w t³umaczeniu Adama Szostkiewicza, narrator u¿ywa niezobowi¹zuj¹cego nie wspomnia³em jeszcze 15, podczas gdy w oryginalnym tek cie Melville pos³uguje siê mocniejszym sformu³owaniem I should have stated . Chocia¿ wytr¹cony z równowagi twierdzi, ¿e znajduj¹ce siê w kancelarii szklane drzwi zamyka i rozsuwa w zale¿no ci od samopoczucia , to nerwowe, ukrywaj¹ce fa³sz I should have stated 12 E.
Orzeszkowa, dz. cyt., s. 108.
13 Zob. G. Thompson, Rhetoric of the Office in Bartleby, the Scrivener , w: tego¿,
Male Sexuality under Surveillance. The Office in American Literature, Iowa City 2003, s. 6 oraz S. Weiner, Law in Art. Melville s Major Fiction and Nineteenth-Century American Law, New York 1992. 14 H. Melville, dz. cyt., s. 10. 15 Tam¿e, s. 17.
126
zadaje temu stwierdzeniu k³am. Zamykanie i rozsuwanie drzwi nie jest i nie mo¿e byæ funkcj¹ dobrego lub z³ego humoru prawnika-narratora jest emanacj¹ jego nadzorczej, wizualnej w³adzy. W koñcu wytworzenie takiego podzia³u (drzwi dziel¹ kancelariê na dwie czê ci 16) wymaga³o od niego specjalnych zabiegów: musia³ zamówiæ odpowiednich rozmiarów drzwi z odpowiedniego materia³u, idealnego do jego celów matowego szk³a. Trudno uwierzyæ, ¿e tak pragmatyczna osoba zdecydowa³a siê na tak powa¿n¹ ingerencjê w swoje biuro wy³¹cznie ze wzglêdu na ulotne humory. Kopi ci znajduj¹ siê zatem pod nieustann¹ obserwacj¹ zarówno swoich prze³o¿onych-nadzorców, jak i wspó³pracowników. Nieprzerwana widzialno æ i pozbawienie prywatno ci s¹ immanentnymi cechami biura kopisty miejsca stworzonego po to, aby odbywa³y siê w nim pisanie i czytanie. Organizacja tej przestrzeni wywiera na kontrolowanych przez ni¹ pracowników (kopistów) potê¿ny wp³yw, podczas gdy jej w³a ciciele-projektanci pozostaj¹ obojêtni na jej dzia³anie lub manipuluj¹ nim dla osi¹gniêcia w³asnych, partykularnych celów. Tak u Melville a, jak u Orzeszkowej praca kopisty pozbawia najpierw zaledwie prywatno ci, ale nieuniknienie równie¿ ¿ycia. Bartleby nie tylko spêdza w swoim miejscu pracy wiele godzin dziennie, oddzielony od prze³o¿onego tylko parawanem17, ale w koñcu zamieszkuje w swoim biurze, daj¹c prawnikowi dostêp do ostatnich resztek intymno ci, jakie posiada. W³a ciciel kancelarii najpierw wpada na Bartleby ego w koszuli z rêkawami i reszcie dezabilu w dziwnym nie³adzie , aby pó niej zlustrowaæ odci niêty na fotelu lad spoczywaj¹cego tam wcze niej szczup³ego kszta³tu i w koñcu zinwentaryzowaæ ca³y jego stan posiadania koc, pust¹ skrzynkê czernid³a i pêdzel, cynow¹ miednicê, myd³o, postrzêpiony rêcznik, okruszki ciastek i kawa³eczek sera 18. W koñcu 16 Tam¿e.
17 Parawan co prawda ca³kowicie zas³ania³ Bartleby ego przed wzrokiem szefa, ale pozostawia³ mo¿liwo æ rozmowy; narrator nazywa to po³¹czeniem prywatno ci i towarzysko ci . Nie mo¿e byæ tu jednak mowy o ¿adnej prywatno ci zielony parawan jest tylko listkiem figowym albo po prostu okrutnym ¿artem. Bartleby w koñcu, jako jedyny, zostaje ulokowany nie w osobnej, mniej mimo wszystko widocznej, czê ci biura przeznaczonej dla pracowników, ale w³a nie w rogu gabinetu swojego prze³o¿onego. Mo¿na to odczytywaæ jako demonstracjê w³adzy tak potê¿nej, ¿e bawi j¹ stawianie przed sob¹ przeszkód. Chocia¿ prawnika i Bartleby ego dzieli parawan, to wizualna w³adza pozostaje faktem po drugiej stronie zielonego materia³u zawsze wisi nieustêpliwy, nadzoruj¹cy wzrok w³a ciciela kancelarii. Parawan dodaje w³adzy perwersji, daj¹c pozór intymno ci, ale gwarantuj¹c ci¹g³¹ dyspozycyjno æ tak nale¿y rozumieæ to idealne po³¹czenie prywatno ci i towarzysko ci (zob. tam¿e, s. 18 19). 18 H. Melville, dz. cyt., s. 30 31.
127
po krótkim okresie fa³szywej, samolubnej refleksji nad cz³owieczeñstwem w wykonaniu narratora cierpi¹cy na kliniczn¹ depresjê Bartleby trafia z pomoc¹ swojego pracodawcy do wiêzienia, w którym zag³odzi siê na mieræ19. Nawet nie znaj¹c opowiadania, ³atwo odgadn¹æ, ¿e jego mieræ jest jednocze nie obserwowana i gwarantowana przez spojrzenie szefa: Spostrzeg³em wynêdznia³ego Bartleby ego dziwnie skulonego pod murem, z podkurczonymi kolanami, przewróconego na bok i z g³ow¹ wci niêt¹ w zimne kamienie. Najmniejszych oznak ruchu. Pochyli³em siê i ujrza³em, ¿e ma oczy szeroko otwarte, ale poza tym sprawia wra¿enie g³êboko u pionego. Dotkn¹³em jego d³oni, a wtedy przeszy³ mnie dreszcz od ramienia przez plecy a¿ po same stopy. Poczu³em na sobie wzrok, to dostawca jedzenia wpatrywa³ siê we mnie. Obiad czeka. Czy on dzi te¿ nie przyjdzie? A mo¿e ¿yje bez obiadów? ¯yje bez obiadów powtórzy³em i z a m k n ¹ ³ e m m u p o w i e k i [podkr. moje SO]. Ha, on pi, prawda? Razem z królami i radcami wymamrota³em.20
Obecny przy tej scenie roznosiciel jedzenia do tej pory niczego nie zauwa¿y³ to prawnik by³ wiadkiem i gwarantem mierci kopisty. Gdyby powieki Bartleby ego zamkn¹³ ktokolwiek inny, by³by to tylko u wiêcony tradycj¹ gest. Jednak kiedy wykonuje go jego wszechwidz¹cy szef, przestaje byæ on wyrazem wspó³czucia, a staje siê ostatni¹ demonstracj¹ w³adzy. Dopiero ostentacyjne zamkniêcie Bartleby emu oczu sprawi³o, ¿e jego mieræ sta³a siê faktem. Podobnie jak Bartleby, wraz z rozwojem akcji opowiadania coraz bli¿ej mierci znajduje siê Joachim Czyñski. Od pocz¹tku kopista prezentuje siê nie najlepiej jest niezgrabny i dziko nie mia³y, o wycieñczonym ciele i w³osach ¿a³obnych 21 jednak wraz z up³ywem czasu i kolejnymi zleceniami od prawnika-narratora stan jego zdrowia siê pogarsza. Powoduje to z pewno ci¹ miêdzy innymi interesuj¹cy fakt, ¿e, identycznie jak bohater Melville a, Czyñski stopniowo pozbawia siê snu i jedzenia22. Nie pomaga te¿ ogromny stres, którego do wiadcza w zwi¹zku z nieustannymi szykanami i obserwacj¹ ze strony
19
Wiêcej o Bartlebym jako ofierze depresji: R. E. Abrams, Bartleby and the Fragile Pageantry of the Ego, ELH , vol. 45, no. 3 (Autumn, 1978), s. 488 500. 20 H. Melville, dz. cyt., s. 58. 21 E. Orzeszkowa, dz. cyt., s. 125. 22 Tam¿e, s. 142.
128
wspó³pracowników i s¹siadów. Wystarczy przypomnieæ sobie scenê, w której wspó³pracownicy kopisty pozoruj¹ napad na jego dom, jednocze nie prze³amuj¹c symboliczny podzia³ miêdzy publicznym a prywatnym: Kiedy na mie cie zrobi³o siê ju¿ zupe³nie cicho, a w domu wszyscy spali jak zabici, pan Leon (ten wyborny pan Leon!) z kompanami swymi otworzyli cichutko okiennicê u jednego okna i z a c z ê l i n i b y t o o k n o o t w i e r a æ [podkr. moje SO].23
Jego prywatno æ nie jest jednak naruszana wy³¹cznie przez obserwacjê w panoptycznym biurze, naj cia wspó³pracowników i s¹siadów czy domowe wizyty patrz¹cego z paternalistycznym wspó³czuciem szefa-kapitalisty. Resztki prawa do prywatno ci i szczê cia odbiera mu pani Ró¿a drobnomieszczanka, z któr¹ Czyñski w m³odo ci mia³ jedyny w swoim ¿yciu romans. W scenie spotkania z ni¹ Czyñski zostaje odarty z resztek intymno ci. Powraca te¿ znana ju¿ z Kopisty Bartleby ego (silnie zreszt¹ obecna w ca³ym opowiadaniu Orzeszkowej) retoryka wizualno ci; zwroæmy uwagê, ¿e przy spotkaniu by³ych kochanków obecny jest, jak przy wszystkich kluczowych momentach jego ¿ycia, szefnadzorca-obserwator. Pan Joachim mnie chyba nie poznaje wykrzykuje Ró¿a, domagaj¹c siê nie, jak mo¿na by siê spodziewaæ, wymiany jakiej znanej tylko kochankom informacji, ale w³a nie wizualnego rozpoznania. Ot i teraz zobaczy³am pana Joachima, wyda³o mi siê, ¿e jestem sobie jeszcze osiemnastoletni¹ panienk¹ w ró¿owej sukience (jak dzi pamiêtam, ¿e mia³am na sobie wtedy ró¿ow¹ sukienkê), siedzê przy mojej nieboszczce mamie w bawialnym pokoju mojej nieboszczki stryjenki, a pan Joachim zaprasza miê do tañca 24
Ca³¹ tê kompletnie niezgodn¹ z psychologicznym prawdopodobieñstwem tyradê Ró¿a wyg³asza w obecno ci szefa Czyñskiego, jakby dba³a przede wszystkim o jego nadzorcze potrzeby. Sam Czyñski nie zwraca uwagi na powierzchowno æ, przeciwstawiaj¹ca siê dominacji ¿ycia przez sferê wizualno ci ( Nie wiem, czy oczy ludzkie potrzebuj¹ bawiæ siê. [ ] Po co oczom zabawa? pyta w rozmowie ze swoim prze³o¿onym25), o czym Ró¿a musi przecie¿ wiedzieæ. Gdyby te wspominki s³u¿yæ mia³y rzeczywi cie odnowieniu znajomo ci, to Ró¿a opowiada³aby o uczuciach. Zamiast tego szczegó³owo opisuje swój wygl¹d i u³o¿enie osób dramatu w bardzo konkretnie (po co?) nazwanej przestrzeni. Rozmowa ta daje zatem szefowi 23 Tam¿e,
s. 148. s. 125. 25 Tam¿e, s. 121. 24 Tam¿e,
129
Czyñskiego co najmniej wiedzê, a w gruncie rzeczy wizualn¹ kontrolê nie tylko nad tera niejszo ci¹ i przysz³o ci¹, lecz tak¿e przesz³o ci¹ Czyñskiego. Prawnik-dobroczyñca (tyle wysi³ku w³o¿y³ przecie¿ w dba³o æ o zdrowie swojego kopisty) nie jest jednak usatysfakcjonowany nawet takim stopniem kontroli. Totaln¹ w³adzê mo¿e daæ mu dopiero pozostanie jedynym wiadkiem i obserwatorem nie tylko ¿ycia (Czyñski prze¿ywa swoj¹ siostrê), ale równie¿ mierci swojego pracownika: Siedzia³em ju¿ przy ³ó¿ku i trzymaj¹c rêkê jego w obu mych d³oniach nie spuszcza³em oczu z jego twarzy, która uciszona, spokojna, z zamkniêtymi oczami i u miechniêtymi usty, woskow¹ ¿ó³to ci¹ odbija³a od bieli poduszek. W izbie cicho by³o zupe³nie za ma³ymi oknami zapada³ szary zmrok jesiennego wieczoru. [ ] Nie podniós³ ju¿ potem powiek i nie otworzy³ ust ani razu. ¯adne konwulsyjne drgnienie nie wstrz¹snê³o jego cia³em, ¿aden chrapliwy oddech nie ozwa³ siê w piersiach. Umar³, tak jak ¿y³: bez szmeru, jêku ni skargi w ród ciszy i zmroku.26
Trudno nie zauwa¿yæ podobieñstw miêdzy ostatnimi chwilami Bartleby ego i Czyñskiego. Wydaje siê jasne, ¿e nie musieli umrzeæ do mierci doprowadzi³o ich wyniszczaj¹ce rodowisko. Bezruch biura, kiedy raz ju¿ ich dosiêgn¹³, nigdy nie wypu ci³ nawet w godzinie mierci towarzyszy³o im uwa¿ne spojrzenie prze³o¿onego.
Chorowici, biedni, samotni. W ygl¹d i ¿ycie urzêdników Wygl¹d Choæ typ urzêdnika, o jakim pisz¹ Melville i Orzeszkowa, jest powszechnie uwa¿any za lepszy ni¿ pracownicy fizyczni, to warunki jego pracy pozostawa³y godne po¿a³owania. Praca kopisty jest uznawana za atrakcyjn¹ w³a ciwie tylko przez zatrudnianych w kancelariach ch³opców na posy³ki. Wystarczy przypomnieæ opiniê szefa Bartleby ego o pracy kopisty: Jest to czynno æ bardzo nudna, nu¿¹ca i letargiczna. £atwo mogê sobie wyobraziæ, ¿e dla niektórych ludzi o bardziej krewkim usposobieniu by³oby to zajêcie wrêcz nie do wytrzymania 27. Ponadto, inaczej ni¿ zatrudnienie w zawodzie fizycznym, wymaga ona tak¿e wydatków na specjalny ubiór (st¹d amerykañskie rozró¿nienie pomiêdzy blue collar i white collar workers), który trudno kupiæ za g³odowe zarobki kopisty. Typowy skryba w USA mia³ zarabiaæ cztery centy za sto s³ów, co nawet wed³ug
26 Tam¿e, 27 H.
s. 173. Melville, dz. cyt., s. 18.
130
narratora nie pozwala na zakup przyzwoitych ubrañ; pamiêtamy te¿, ¿e Szczypce wpada przez swoje niskie zarobki w d³ugi, a w biurze odwiedzaj¹ go wierzyciele28. U Orzeszkowej mamy do czynienia z identyczn¹ sytuacj¹ jeden ze wspó³pracowników Czyñskiego ma problemy z utrzymaniem rodziny za swoje wynagrodzenie29. Kopista jest ubogim cz³owiekiem wykonuj¹cym ciê¿k¹ i w szczególny sposób wyniszczaj¹c¹ pracê. Bartleby i Czyñski to osoby skrzywdzone, chore, nieatrakcyjne i wyalienowane ze spo³eczeñstwa. Wiemy ju¿ w jaki sposób patrz¹ na nich ich prze³o¿eni, ale jak wygl¹da ich ¿ycie ogl¹dane z bliska? Ubiór kopisty to przede wszystkim oznaka jego wy¿szego ni¿ robotniczy statusu spo³ecznego. Bardzo powa¿nie traktuje go szef Bartleby ego wiele uwagi po wiêca bardzo szczegó³owej krytyce ubioru Indyka: Co siê tyczy Indyka, kosztowa³o mnie wiele zachodu, by nie sta³ siê powodem wytykania mnie palcami. Nosi³ ubranie, które wygl¹da³o na poplamione t³uszczem i pachnia³o jad³odajniami. Latem wdziewa³ bardzo lu ne, wypchane na kolanach pantalony. Jego surduty by³y okropne, a kapelusz nie nadawa³ siê do noszenia. O ile jednak kapelusz jego by³ mi obojêtny [ ] o tyle surdut to ju¿ by³a inna sprawa. [ ] Pewnego zimowego dnia sprezentowa³em Indykowi mój w³asny, bardzo szacownie wygl¹daj¹cy surdut, szary, watowany, zapewniaj¹cy przyjemne ciep³o i zapinany od kolan po szyjê. My la³em, ¿e Indyk doceni przys³ugê [ ]. Bynajmniej. Jestem g³êboko przekonany, ¿e zapinanie siê w tak puchatym, podobnym do koca odzieniu mia³o na niego wp³yw zgubny, na tej samej zasadzie, na jakiej za du¿o owsa koniom nie s³u¿y.30
Równie¿ Czyñski ubrany jest biednie: ma na sobie wielki p³aszcz z taniego bardzo materia³u sporz¹dzony i dobrze ju¿ wynoszony , a pod ramieniem niesie star¹ jak wiat, obdart¹ tekê 31; biedny wygl¹d Bartleby ego kontrastuje z jasnymi jedwabiami i promienistymi twarzami z Wall Street . Powierzchowno æ jest zatem dla pracodawców kopistów istotna, poniewa¿ rzutuje ona na to, jak postrzegaj¹ ich klienci. Jest to z pewno ci¹ znacz¹cy czynnik, jednak wydaje siê, ¿e ubiór, jaki wymuszaj¹ na swoich pracownikach prawnicy z Kopisty Bartleby ego i Dziwaka jest te¿ kolejnym rodkiem demonstrowania dominacji. Pamiêtamy, ¿e je li porównaæ uposa¿enie robotnika z wynagrodzeniem kopisty, to ró¿nica oka¿e siê minimalna przedstawiciele obu zawodów ¿yj¹ w biedzie. Mimo to robotnik cieszy siê pe³n¹ dowolno ci¹ w doborze swojego ubioru 28 Tam¿e,
s. 12 13. Orzeszkowa, dz. cyt., s. 111. 30 H. Melville, dz. cyt., s. 14. 31 E. Orzeszkowa, dz. cyt., s. 116. 29 E.
131
dlatego zazwyczaj wybiera tani, praktyczny, czasami dla wygody niekompletny strój. Jego wygl¹d nie jest przez nikogo kontrolowany robotnik nie zostaje pozbawiony podmiotowo ci przez prosty zabieg umundurowania. Z kopistami jest inaczej ka¿e im siê nosiæ mundur d¿entelmena , wynagradzaj¹c ich jednak tak le, ¿e ci nigdy nie bêd¹ w stanie oddawaæ siê przyjemno ciom klasy pró¿niaczej. Bariera niskich zarobków sprawia te¿, ¿e ich strój nigdy nie bêdzie równa³ siê jako ci¹ z tym, który nosz¹ ich prze³o¿eni zawsze bêdzie tylko tanim, wy wiechtanym odbiciem uniformu bogacza. Nie do æ zatem, ¿e urzêdnik zmuszony jest zrezygnowaæ z czê ci swojej to¿samo ci na rzecz prze³o¿onego, który si³¹ upodabnia go do siebie, to jeszcze wystawia siê tym samym na po miewisko narratorzy u Orzeszkowej i Melville a nie mog¹ wprost oderwaæ oczu od komicznie workowatych p³aszczy i brzydkich garniturów swoich podw³adnych. Wygl¹d zewnêtrzny to jednak nie tylko ubiór jeszcze wiêcej o nieszczê liwym losie kopistów mówi¹ ich cia³a i twarze. Wszyscy choruj¹ lub wygl¹daj¹ na niezdrowych, co szczególnie wyra nie daje siê dostrzec w opowiadaniu Melville a. Indyk, który mimo swojego podesz³ego wieku jest zmuszony do kontynuowania pracy zarobkowej, cierpi na alkoholizm: upija siê podczas przerwy obiadowej w po³udnie, co sprawia, ¿e przez resztê dnia zachowuje siê agresywnie i nie radzi sobie z powierzonymi mu zadaniami. Z kolei Szczypce choruje na wrzody ¿o³¹dka, których symptomy widaæ u niego szczególnie wyra nie na pocz¹tku dnia, zanim zje poranny posi³ek. Bartleby, prawdopodobnie ze wzglêdu na m³ody wiek, ma siê w porównaniu z nimi stosunkowo dobrze w oczy rzuca siê tylko jego niezdrowa blado æ32. Joachim Czyñski z noweli Orzeszkowej ju¿ na pierwszy rzut oka jawi siê jako schorowany i wypalony swoj¹ prac¹: Mog³oby siê zdawaæ, i¿ ramiê to [namalowane na suficie SO] od dawna wpi³o siê w cia³o jego i wyssa³o zeñ ca³¹ si³ê ¿ywotn¹, wszystkie m³ode, mêskie zdrowie, tak chud¹ i wyniszczon¹ wygl¹da³a postaæ jego pod okrywaj¹cym j¹ szarym surdutem, tak ko cistymi, przezroczystymi by³y rêce jego, tak pozbawion¹ krwi i ¿ycia by³a barwa jego twarzy.33
S¹ zatem przez swoj¹ pracê oszpeceni podwójnie. Nie daje im ona szans na godziwe zarobki Czyñski jest wed³ug swoich wspó³pracowników bogaczem, jednak, aby oszczêdziæ pieni¹dze, musi pracowaæ dwadzie cia godzin dziennie 32 Wiêcej o wp³ywie pracy kopisty na zdrowie psychiczne i fizyczne: C. D. Johnson, dz. cyt., s. 90 91. 33 E. Orzeszkowa, dz. cyt., s. 109 110.
132
i odmawiaæ sobie jedzenia, napojów oraz jakichkolwiek przyjemno ci. Tak¿e wszyscy jego wspó³pracownicy (oprócz terminuj¹cego tam panicza, dla którego kopiowanie nie jest g³ównym ród³em dochodów) s¹ opisani negatywnie, z przywo³aniem jakiej antypatycznej cechy koledzy maj¹ apatyczn¹ twarz i leniwe ruchy albo z³o liwe oczy i ¿ó³taw¹ cerê . To skupienie na negatywie czy braku w opisie cia³a pojawia siê równie¿ u Melville a, którego Bartleby zdaje siê byæ w³a ciwie bezcielesny blady i mechaniczny , nie ma w sobie nic typowo ludzkiego 34. Wyniszczaj¹cy tryb ¿ycia powoduje u kopistów jednak nie tylko fizyczne, lecz tak¿e psychiczne przypad³o ci. le ubranym, poddawanym ci¹g³ej psychicznej presji, schorowanym i ubogim urzêdnikom nie jest ³atwo nawi¹zaæ zdrowe relacje z innymi lud mi; bardzo czêsto pozostaj¹ kawalerami, wykazuj¹ te¿ sk³onno ci do agresji czy zdrady ma³¿eñskiej. Indyk oferuje szefowi, ¿e pobije dla niego Bartleby ego; jeden z wspó³pracowników Czyñskiego prosi go o pieni¹dze na swoje pozama³¿eñskie eskapady, a w koñcu terroryzuje kopistê, udaj¹c napad na jego dom; trudno te¿ nie zauwa¿yæ, ¿e ¿aden z g³ównych bohaterów tych tekstów nie zwi¹za³ siê z kobiet¹. Seksualno æ kopisty, uformowana przez rodowisko, które go kszta³tuje, równie¿ przybiera dziwaczne, atroficzne formy. M³odzieñczy romans Czyñskiego jest nie tylko doskona³ym dowodem na wizualn¹ wszechw³adzê jego prze³o¿onego, ale ilustruje te¿ rozziew, jaki w literackiej wyobra ni funkcjonuje miêdzy pojêciami urzêdnika i seksualno ci. Jego romans z Ró¿¹ nie doszed³ do skutku w³a nie ze wzglêdu na jego niski status spo³eczny. Gdyby Czyñski nie by³ biednym uczniem w kancelarii prawniczej, a zamo¿nym ziemianinem, jak m¹¿ Ró¿y, jego siostra nie by³aby zmuszona do prostytucji, a Ró¿a nie mia³aby powodu do odrzucenia jego zarêczyn. Ironi¹ losu mo¿na nazwaæ fakt, ¿e jej m¹¿ to prawdziwy wzór biurokratycznego temperamentu jest ospa³y trochê, prawdê powiedziawszy, ale uczciwy, dobry . Po niespe³nionym m³odzieñczym zauroczeniu Czyñski zamieszka³ ze swoj¹ siostr¹, wystawiaj¹c siê na nieustanne po miewisko i wykluczaj¹c siê ze spo³eczeñstwa. Co szczególnie ciekawe, chocia¿ deklaruje wspó³czucie, to w gruncie rzeczy byæ mo¿e nie wiadomie równie¿ wymierza swojej siostrze karê za jej niezgodne z normami spo³ecznymi zachowania seksualne. Pomimo tego, ¿e dysponuje ogromnymi oszczêdno ciami, które zamierza przeznaczyæ na cele charytatywne, to nie decyduje siê nigdy na przeprowadzkê do innej dzielnicy czy miasta, w któ34 Zob. S. Weiner,
in Art, s. 98.
Bartleby : Representation, Reproduction and the Law, w: tej¿e, Law
133
rym nie musieliby ju¿ mieszkaæ razem. Warto te¿ zwróciæ uwagê na to, ¿e wspó³dzielona przestrzeñ ¿yciowa uniemo¿liwia obydwojgu prowadzenie ¿ycia erotycznego. Czyñski-filantrop jest osob¹ nie tylko pozbawion¹ seksualno ci, ale jakby staraj¹c¹ siê j¹ zwalczaæ w otaczaj¹cym go wiecie w swoim bezsensownym uporze odbiera j¹ zarówno sobie, jak i swojej siostrze. Nieco bardziej skomplikowan¹ postaæ przybiera seksualno æ Bartleby ego, który o ile wiadomo czytelnikowi ca³y swój czas spêdza w biurze, nie kontaktuj¹c siê z nikim oprócz swojego szefa35. Nietrudno siê domy liæ, ¿e to w³a nie miêdzy nimi dwoma nawi¹zuje siê specyficzna, choæ jednostronna i nigdy jednoznacznie przez prawnika nie zaznaczona wiê . Przypomnijmy sobie pierwszy raz, kiedy Bartleby wypowiada swoje wola³bym nie reakcja narratora, chocia¿ spodziewaæ by siê po nim mo¿na gniewu, jest zaskakuj¹co spokojna. W koñcu, zastanawiaj¹c siê nad ca³¹ sytuacj¹, mówi: there was something about Bartleby that not only strangely disarmed me, but in a wonderful manner touched and disconcerted me 36. Zamiast z pozycji pracodawcy-w³a ciciela, spogl¹da na Bartleby ego jak kochanek: pragnie siê nim zaopiekowaæ. My li przecie¿: je li go odprawiê, mo¿e trafiæ na jakiego mniej pob³a¿liwego pryncypa³a, który obejdzie siê z nim grubiañsko, a w koñcu popchnie ku g³odowej mierci 37. Mi³osny ton jego przemy leñ osi¹ga w koñcu kulminacjê w pseudochrze cijañskich rozwa¿aniach o sumieniu i dobroczynno ci: przyja ñ z Bartlebym ma siê okazaæ dla sumienia prawnika smacznym k¹skiem 38 (w oryginale sweet morsel ). O sumieniu i chrze cijañskiej dobroczynno ci oczywi cie nie mo¿e byæ mowy ju¿ samo to, ¿e sumienie staje siê tutaj obiektem matematycznej kalkulacji, wyklucza niewinne wspó³czucie jako motywacjê dla prawnika. Potwierdza to fakt, ¿e w pewnym momencie prawnik przestaje w koñcu pob³a¿aæ Bartleby emu tak pozbawione dyscypliny traktowanie pracownika ma byæ szkodliwe dla reputacji narratora. Usuniêcie go z biura to przede wszystkim próba wyparcia homoseksualnego po¿¹dania. Wed³ug amerykañskiego badacza Roberta K. Martina Melville nie by³ w stanie wyobraziæ sobie, jak dwóch mê¿czyzn mo¿e 35 O wp³ywie biedy na ¿ycie codzienne kopistów zob. L. K. Barnett, Bartleby as an Alie-
nated Worker, Studies in Short Fiction , vol. 11 (1974), s. 379 385; H. B. Franklin, The Victim as Criminal and Artist, New York 1978, s. 56 60; J. C. Wilson, Bartleby : The Walls of Wall Street, Arizona Quarterly , vol. 37 (1981), s. 335 346. 36 Przytaczam angielski cytat, poniewa¿ w t³umaczeniu Szostkiewicza zdanie to traci na dwuznaczno ci: Jednak by³o w Bartlebym co , co nie tylko dziwnie mnie rozbraja³o, lecz jakim cudem nawet przejmowa³o i zbija³o z panta³yku (H. Melville, dz. cyt., s. 21). 37 Tam¿e, s. 22. 38 Tam¿e, s. 25.
134
kochaæ siê i przetrwaæ 39; z innych róde³ wiadomo te¿, ¿e Melville zajmowa³ siê nieprzepracowan¹ jeszcze wtedy tematyk¹ homoseksualizmu i coming out u40. Seksualno æ Bartleby ego jest dziwacznym, niespe³nionym tworem nie jest tak radykalna jak antyseksualno æ Czyñskiego, a mimo badawczych tropów trudno j¹ uznaæ za jednoznacznie (czy nawet wymuszenie) homoseksualn¹. Jak ca³¹ jego postaæ, definiuje j¹ najbardziej znane zdanie kopisty Bartleby odmawia wpisania siê w banalny schemat po¿¹dania, nie ujawniaj¹c jednak swoich w³asnych pragnieñ. W kolejnym charakterystycznym dla siebie ruchu przedk³ada uniewa¿nienie dyskursu ponad wprowadzenie do niego po¿ytecznej zmiany.
Dwaj odmieñcy odmieñcy.. Jak kopi ci próbuj¹ uciec z biura Chocia¿ struktura opowiadania Melville a umo¿liwia wiele równoprawnych lektur, to trudno nie zauwa¿yæ, ¿e wszystkie je ³¹czy wspólny mianownik bolesnej odmienno ci g³ównego bohatera. Niezale¿nie od tego, czy uczynimy Bartleby ego artyst¹, który nie chce równaæ do poziomu kultury masowej, marksistowskim robotnikiem wyalienowanym przez opresywny kapitalizm, szaleñcem, który nie znajduje zrozumienia w normalnym spo³eczeñstwie czy Chrystusem, zawsze pozostanie on przede wszystkim odmieñcem41. Nie jest jednak bierny w swojej odmienno ci: mimo przeszkód stara siê prze³amaæ zastany porz¹dek. Dyskusyjna pozostaje kwestia skuteczno ci rodków, które w tym celu wykorzystuje. Podobnie rzecz ma siê z Czyñskim zarówno w ogóle, jak i w szczególe, jest on przyk³adem kompletnego niedopasowania. W szerokim planie oddolnie zmieniaj¹cy spo³eczeñstwo bohater Orzeszkowej to oczywi cie wehiku³ dla popularyzacji idea³ów pozytywizmu, do tego szczególnie szlachetny, bo choæ sam jest biedny, to pracuje dla innych. Je li przyjrzeæ mu siê bli¿ej, to, jak ju¿ wspomina³em, ani ubiorem, ani upodobaniami, ani pogl¹dami nie pasuje do otaczaj¹cych go ludzi. Podobnie jak Bartleby dostrzega powody swojego wykluczenia, nie zgadza siê na taki stan rzeczy i podejmuje pewne kroki, aby go zmieniæ. Tutaj jednak podobieñstwa siê koñcz¹, a zaczynaj¹ siê ró¿nice, które przynosz¹ ciekawe wnioski interpretacyjne. 39 R. K. Martin, Hero, Captain and Stranger. Male Friendship, Social Critique and Literary Form in the Sea Novels of Herman Melville, Chapel Hill and London 1986, s. 175. 40 J. Creech, Closet Writing/Gay Reading. The case of Melville s Pierre , Chicago 1994. 41 R. J. Zlogar, Body Politics in Bartleby : Leprosy, Healing and Christ-ness in Melville s Story of Wall Street , Nineteenth-Century Literature , vol. 53, no. 4 (March 1999), s. 506 529.
135
Najbli¿szy mi rodzaj odczytañ Kopisty Bartleby ego ten, który widzi w nim ofiarê kapitalizmu zwykle skupia siê na analizie sposobów, w jakie system ten krzywdzi, ogranicza, a w koñcu odrzuca g³ównego bohatera. Niektórym badaczom odrzucenie to wydaje siê tak totalne, ¿e widz¹ w Bartlebym niemal dos³ownego trêdowatego42. Pozornie jest to tylko lekturowa ekwilibrystyka, ale taka interpretacja bardzo dobrze punktuje konsekwentnie postêpuj¹ce wykluczenie Bartleby ego ze wiata ¿ywych czy w moim rozumieniu kapitalistycznego spo³eczeñstwa. Wed³ug redniowiecznego rytua³u, po rozpoznaniu choroby, trêdowaty przechodzi symboliczny pogrzeb, a podczas ceremonii przysiêga resztê ¿ycia spêdziæ w swoim miejscu wygnania, które jednocze nie staje siê jego grobem. Podobnie Bartleby, w którym szef biura natychmiast rozpoznaje s³abo æ i chorobê, zostaje na zawsze przywi¹zany do grobowej kancelarii przy Wall Street. W dalszych czê ciach obrz¹dku kap³an dok³adnie kataloguje przedmioty osobiste trêdowatego, zabrania mu odwiedzania ko cio³ów, targowisk i innych miejsc publicznych oraz odmawia mu pochówku w po wiêconej ziemi. Koniec ceremonii wyznaczaj¹ s³owa trêdowatego, który ma przyj¹æ swoje cierpienie i wyrzec siê skarg na swój los. Trudno nie zauwa¿yæ podobieñstw miêdzy tym rytua³em wykluczenia ze wspólnoty prawdziwych ludzi, a drog¹, któr¹ w rynkowej maszynie przechodzi Bartleby. Wystarczy przypomnieæ scenê, w której w³a ciciel kancelarii znajduje przybory higieniczne kopisty w swoim biurze43; wiadomo te¿, ¿e nigdy nie wychodzi³ z biura na obiad, ba!, ¿e w istocie w ogóle nigdzie nie wychodzi³ 44. Narrator zauwa¿a te¿, ¿e kopista choæ tak chudy i blady, nigdy nie skar¿y siê na k³opoty ze zdrowiem 45. Skazany na egzystencjê w ramach swojej klasy spo³ecznej Bartleby zostaje nieodwracalnie naznaczony. Nigdy nie mo¿e ju¿ wyj æ z kancelarii, a bunt nie przyniesie ¿adnej zmiany system-rytua³ dzia³a zbyt skutecznie, by dopu ciæ do rewolucji. Uwa¿am te skupiaj¹ce siê na w¹tkach socjoekonomicznych interpretacje za najcenniejsze, poniewa¿ dostarczaj¹ one nie tylko wiedzy o dziewiêtnastowiecznym tek cie Melville a, ale te¿ pozwalaj¹ siê zmierzyæ z wyzwaniami stawianymi nam przez wspó³czesno æ. Inne sposoby lektury, chocia¿ równie¿ ciekawe, wydaj¹ siê w pewien sposób mniej przydatne czytelnikowi, który przecie¿ nie jest prawdopodobnie ani artyst¹, ani szaleñcem, ani zbawicielem. 42 R.
J. Zlogar, dz. cyt., s. 508 510. Melville, dz. cyt., s. 20. 44 Tam¿e, s. 23. 45 Tam¿e, s. 32. 43 H.
136
Bartleby, nawet w kapitalistycznej lekturze, ma jednak jedn¹ zasadnicz¹ s³abo æ nie podsuwa ¿adnego pozytywnego programu czy nawet drogi ucieczki. Uczymy siê od niego, ¿e jedyny sposób na zwyciêstwo to nie graæ, czy raczej zniszczyæ regulamin gry, ale nawet ta lekcja nie jest jednoznaczna. Nie mo¿na przecie¿ z przekonaniem powiedzieæ, ¿e Bartleby wygra³ swoj¹ walkê. W rêkach zostaje nam pozbawione cienia optymizmu studium alienacji i odrzucenia. Kopista buntuje siê, ale nikt go nie s³ucha bogaci i ich mury zawsze okazuj¹ siê silniejsi ni¿ ci, których wi꿹. Takie toksyczne, niewzruszone rozumienie tera niejszo ci zatruwa umys³ i w koñcu odbiera mo¿liwo æ jakiegokolwiek dzia³ania. W szerszym rozumieniu Bartleby jest ofiar¹ nie tylko bezdusznej firmy i jej w³a ciciela, lecz tak¿e doktryny konieczno ci 46 skoro zaistnia³ pewien stan rzeczy, to znaczy, ¿e jest on nieunikniony. Narrator opowiadania wspomina w pewnym momencie, ¿e: znów up³ynê³o kilka dni, a ja w tym czasie zagl¹da³em w wolnych chwilach do dzie³a Edwardsa na temat woli i Priestleya na temat konieczno ci. W powsta³ej sytuacji ksi¹¿ki te mia³y wp³yw zbawienny. Powoli wyrabia³em sobie przekonanie, ¿e wszystkie moje k³opoty z kopist¹ by³y z góry zaplanowane w wieczno ci, a Bartleby zosta³ mi zes³any w jakim tajemnym celu znanym m¹drzejszej ponad wszystko Opatrzno ci, którego zg³êbienie by³o rzecz¹ niedostêpn¹ takim jak ja miertelnikom.47
Jonathan Edwards i Joseph Priestley w swoich pismach filozoficznych o pojêciach woli i konieczno ci propagowali pogl¹d, wed³ug którego konieczno æ, rozumiana jako przyczyny czy motywy, determinuje wolê, która w praktycznym sensie sprowadza siê do aktów wyboru. £añcuch przyczyn i skutków, które doprowadzi³y do tera niejszego stanu rzeczy w takim systemie filozoficznym, mia³by rozpoczynaæ Bóg. Necessitarianism to najbardziej ekstremalna wersja determinizmu: wolna wola nie istnieje, a jedynym mo¿liwym stanem rzeczy jest ten tera niejszy. Zbawienno æ , któr¹ temu pogl¹dowi przypisuje prawnik, jest mocno dyskusyjna sama w sobie, a w kontek cie wykluczenia i ucisku, czy w³a nie interesuj¹cej mnie alienacji Bartleby ego, wrêcz ordynarnie demagogiczna. Taka postawa reprezentowana przez osobê uprzywilejowan¹ jest przyk³adem skandalicznego egoizmu, równa siê ona bowiem z odmówieniem prawa do istnienia jakiejkolwiek rzeczywisto ci, w której zainteresowany nie by³by wyniesiony
46 Wiêcej o tej koncepcji filozoficznej w Kopi cie Bartlebym: W. R. Patrick, Bartleby and the Doctrine of Necessity, American Literature , vol. 41, no. 1 (March 1969), s. 39 54. 47 H. Melville, dz. cyt., s. 47.
137
ponad innych. Uniemo¿liwia ona konieczne dla przeprowadzenia jakiejkolwiek reformy my lenie utopijne wyznawca tej doktryny musi wzdrygn¹æ siê na d wiêk tego s³owa. Jak pisze Zygmunt Bauman o socjalizmie: Takie stwierdzenie musi wywo³aæ jedn¹ z dwóch reakcji. Albo gniewne protesty tych, którzy czuj¹ siê bezpieczniej, poruszaj¹c siê niezawodnym jeepem historycznej konieczno ci ni¿ raczej lataj¹cym dywanem ludzkiej woli; albo przyjazne u miechy tych, którzy czuj¹, ¿e wiat, w którym ¿yjemy, by³by znacznie szczê liwszym miejscem, gdyby nie nêkano go nieudanymi przedsiêwziêciami maj¹cymi na celu zaprowadzenie równo ci. 48
Wracaj¹c do my li z pocz¹tku tego rozdzia³u to w³a nie w tym miejscu pojawia siê prawdziwy rozziew pomiêdzy lekcj¹ Melville a a nauk¹, któr¹ mo¿emy wyci¹gn¹æ z dzie³a Orzeszkowej. Chocia¿ mo¿na wytykaæ polskiej autorce tendencyjno æ i irytuj¹cy styl, to faktem pozostaje, ¿e Bartleby swoim przyk³adem niszczy w nas nadziejê, pokazuje niemo¿liwo æ zmiany tylko po to, aby w koñcu porzuciæ czytelnika na mietnisku s³ów. Je li nawet Joachim Czyñski nie powie Bartleby emu niczego nowego o literaturze, to z pewno ci¹ mo¿e go wiele nowego nauczyæ o ¿yciu. Czyñski stoi bowiem na zupe³nie odmiennym ni¿ Bartleby stanowisku. Bartleby zapisa³ siê w pamiêci czytelnika swoj¹ niechêci¹, bezruchem, odmow¹ wola³bym nie to szlagier w wiecie badañ nad tym tekstem. Pomijany przez literaturoznawców kopista Orzeszkowej umiera, mówi¹c: Chcia³em zrobiæ jak najwiêcej jak najwiêcej ale ju¿ wiêcej nie mog³em dziêki Bogu i za to . Mamy tu zatem do czynienia ze zderzeniem dwóch pozornie podobnych, ale w gruncie rzeczy przeciwnych postaw. Obaj nie zgadzaj¹ siê na swoje otoczenie, jednak Bartleby zdaje siê akceptowaæ to, ¿e choæ wiat jest niesprawiedliwy, to jest jednak wiatem racjonalnym i zdeterminowanym. Czyñski z nieskoñczon¹ cierpliwo ci¹ przyjmuje na siebie kolejne ciosy i poni¿enia, jednak nie dlatego, ¿e postanowi³ obraziæ siê na rzeczywisto æ i przestaæ w niej uczestniczyæ, ale dlatego, ¿e wierzy w zmianê. Chocia¿ nie jest filozoficznym wywrotowcem nie posiada zreszt¹ wykszta³cenia, które da³oby mu do tego narzêdzia to widzi otaczaj¹ce go absurdy i ob³udê. W jednej ze scen Dziwaka wspó³pracownik, o którym wiadomo, ¿e pieni¹dze swoje wydaje na bezmy ln¹ konsumpcjê, prosi Czyñskiego o po¿yczkê. Ten, chocia¿ do tej pory czytelnik móg³ przypuszczaæ, ¿e ze wzglêdu na swój s³aby charakter zgodzi siê, odpowiada: 48 Z.
Bauman, Socjalizm. Utopia w dzia³aniu, Warszawa 2010, s. 5.
138
Przykro mi by³o, bardzo przykro, kochany panie Leonie, odmawiaæ ci tej drobnej, drobniutkiej przys³ugi, ale ale doprawdy nie wiem, czy dobrze bym uczyni³, daj¹c ci pieni¹dze na to, aby kupowa³ glansowane rêkawiczki sobie i cukierki panienkom 49
Narrator zaznacza nawet, ¿e s³owa te nie mia³y w sobie za grosz z³o liwo ci, za to mia³a charakteryzowaæ je nieco smutna niepewno æ siebie . O ile mo¿na przystaæ na to, ¿e kopista by³ w obej ciu osob¹ niewzbudzaj¹c¹ szacunku, a raczej lito æ i wspó³czucie, to s³ychaæ w tych s³owach te¿ co zupe³nie przeciwnego: ca³kowit¹ pewno æ swoich pogl¹dów. Chocia¿ Czyñski jest nieporadnym milczkiem, którym narrator interesuje siê w³a ciwie tylko ze wzglêdu na jego kartykaturalne nieprzystosowanie, to reprezentuje sob¹ potê¿n¹ polityczn¹ si³ê. Brzmi to absurdalnie, ale wystarczy przez chwilê siê zastanowiæ: mimo ¿e ten schorowany urzêdnik nie poprowadzi nigdy nikogo na barykady, a nawet nie przyjdzie mu do g³owy samemu na nie wchodziæ, to doskonale zrozumia³ zasady rz¹dz¹ce otaczaj¹c¹ go rzeczywisto ci¹. Rewolucja nie zale¿y od s³ów, tylko czynów. Stanis³aw Brzozowski pisa³ w pierwszej redakcji Legendy M³odej Polski, ¿e to, co cz³owiek uwa¿a za wiat, jest zawsze pewnym rodzajem planu s³u¿¹cego do skoordynowania jego dzia³alno ci. Dzia³alno æ cz³owieka, jej rodzaj, stopieñ jej rozwoju okre la pojêcie, jakie ma on o wiecie 50. Bartleby swój wiat uwa¿a za wiêzienie, grobowiec, biuro martwych listów, a zatem konsekwentnie (jednak bez ¿adnych konsekwencji dla wiata) postanawia siê zag³odziæ. Czyñski widzi dokonuj¹c¹ siê naoko³o walkê. Kiedy nadzorca sto³u wytyka mu jego faux pas, kopista dziwi siê jego uwagom i mówi, ¿e uwa¿a swoje zachowanie za naturalne. Kiedy wspó³pracownicy pytaj¹ go, co uwa¿a za naturalne, odpowiada krótko: Mówiæ prawdê . W spektakularnym eseju Gillesa Deleuze a do³¹czonym do popularnego wydania Kopisty Bartleby ego51 francuski filozof zajmuje siê rozk³adem na czê ci i analiz¹ charakteryzuj¹cego Bartleby ego (tekst i postaæ) wola³bym nie . Nie ma w¹tpliwo ci, ¿e ten zwrot mo¿e s³u¿yæ za symbol ca³ego tekstu i zawartych w nim znaczeñ. Kontynuuj¹c porównanie obu opowiadañ, mo¿na podobn¹ funkcjê przypisaæ cytowanym przeze mnie wcze niej s³owom Czyñskiego, a mianowicie chcia³em zrobiæ jak najwiêcej, ale wiêcej ju¿ nie mog³em dziêki Bogu i za to . Przypomnijmy najpierw dokonany przez Deleuze a rozbiór formu³y Bartleby ego: 49 E.
Orzeszkowa, dz. cyt., s. 20. za: S. Sierakowski, Powrót zbawionego heretyka, w: S. Brzozowski, P³omienie, Warszawa 2007, s. 6. 51 G. Deleuze, Bartleby albo formu³a, w: H. Melville, dz. cyt. 50 Cyt.
139
Zwracano uwagê na to, ¿e formu³a I prefer not to nie jest ani afirmacj¹, ani negacj¹. [ ] Adwokat poczu³by ulgê, gdyby Barleby po prostu nie chcia³, jednak skryba nie odmawia, lecz wyklucza to, czego woli-nie-robiæ [ ]. [Formu³a SO] Unicestwia nie tylko to s³owo, do którego odsy³a i które odrzuca, ale tak¿e to, które wydaje siê zachowywaæ, czyni¹c je ostatecznie niemo¿liwym. W rezultacie likwiduje ró¿nice miêdzy nimi: otwiera sferê nierozró¿nialno ci albo nieokre lono ci miêdzy czynno ciami, których woli-siê-nie-robiæ, i tymi, które chcia³o-by-siê-zrobiæ. [ ] Bartleby znalaz³ sposób na przetrwanie: stoi nieruchomo w lepym zau³ku.52
Deleuze widzi Bartleby ego inaczej ni¿ ja, uznaje bowiem samobójczy bezruch kopisty za sensown¹, skuteczn¹ strategiê dzia³ania w zastanym systemie. Wed³ug jego lektury struktura tak rozsadzaj¹ca od wewn¹trz jêzyk doprowadza do sytuacji, w której nie mo¿na ju¿ od siebie odró¿niæ ani s³ów, ani postaci , co ma byæ jak¹ form¹ wyzwolenia. Widzimy jednak, jak w gruncie rzeczy bezcelowy jest jego bunt. Je li wierzyæ dociekaniom Deleuze a, to Bartleby w ka¿dej interpretacji nieuchronnie zmierza ku swojej ¿a³osnej mierci. Kiedy tylko wprawi w ruch mechanizm agramatyczno ci, który jest przecie¿ integraln¹ czê ci¹ jego osoby, klamka zapadnie: jest tylko kwesti¹ czasu, kiedy totalna apatia (czy te¿ niemo¿no æ dzia³ania) doprowadzi go do g³odowej mierci. Bartleby zatem wyrzeka siê jednocze nie nie tylko pozytywnego dzia³ania, ale równie¿ pozytywnej mowy; choæby by³ i Chrystusem, to bêdzie to Chrystus, który w dniu zmartwychwstania postanowi zostaæ w ³ó¿ku. Joachim Czyñski jest postaci¹ nieporównywalnie bardziej witaln¹ jego chcia³em zrobiæ jak najwiêcej wydaje siê byæ maksymalnie odleg³e od funkcji granicznej , jak¹ mia³yby stanowiæ s³ynne s³owa Bartleby ego. Podobnie zreszt¹ rzecz ma siê z ca³¹ reszt¹ jego wypowiedzi. W przeciwieñstwie do amerykañskiego kopisty Czyñski u¿ywa jêzyka nie do filozoficznych transformacji, ale efektywnego komunikowania. W przeciwieñstwie do Melville owskiego niemowy, nie tylko zdobywa siê na stanowcze, jednoznaczne zaznaczenie swoich pogl¹dów, ale te¿ aktywnie u¿ywa jêzyka, aby lepiej rozumieæ i zmieniaæ otaczaj¹cy go wiat. Jest to tym bardziej godne zauwa¿enia, ¿e przecie¿ w gruncie rzeczy znajduje siê w jeszcze gorszej sytuacji ni¿ Bartleby: nie tylko musi znosiæ codzienny trud wyniszczaj¹cej pracy, lecz tak¿e ostracyzm otoczenia, na który jest nara¿ony ze wzglêdu na przesz³o æ swojej siostry. Jest te¿ przecie¿ wiadomy beznadziei swojej sytuacji wiemy, ¿e pracuj¹c w normalnym wymiarze godzin nie by³by w stanie zapewniæ sobie komfortowego utrzymania; 52 Tam¿e,
s. 69.
140
liczba obowi¹zków, które na siebie przyjmuje, gwarantuje dobry dochód, ale uniemo¿liwia korzystanie z ¿ycia. Zamiast jednak odmówiæ pracy i staæ siê matematyczn¹ komplikacj¹ dla reszty wiata, podejmuje wyzwanie rzucone mu przez system: po wiêca siebie, aby ci, którzy przyjd¹ po nim, mogli zmieniæ swój status. Jego przewag¹ jest w³a nie my lenie utopijne, o którym pisa³ Bauman. Chocia¿ jest zupe³nie jasne, ¿e za pomoc¹ pieniêdzy nie da siê wywalczyæ godnego traktowania wszystkich ludzi o niekorzystnej pozycji spo³ecznej, to tylko wiara w teoretyczn¹ mo¿liwo æ zmiany jest w stanie do zmiany doprowadziæ. Czyñski wydaje siê zreszt¹ przeczuwaæ nieprzystawalno æ swoich rodków do obranego celu, co szczególnie wyra nie widaæ w w¹tkach kontaktu ze zbytkownym otoczeniem zatrudniaj¹cego go prawnika. Widok jego kosztownie urz¹dzonego biura czy ekstrawaganckich posi³ków wydaje mu siê absurdalny. Mo¿na by to oczywi cie uznaæ za prosty zabieg, maj¹cy podkre liæ ubóstwo tej postaci, je li jednak przypomnimy sobie jego s³owa o oczach, które nie potrzebuj¹ siê bawiæ , zrozumiemy, ¿e Czyñski swoim zdziwieniem manifestuje wiele wiêcej ni¿ tylko w³asne nieobycie. Kopista swoimi niedowierzaj¹cymi uwagami dokonuje mia¿dz¹cej krytyki spo³eczeñstwa, w którym biurowe ozdoby jednego cz³owieka s¹ warte tyle, ile lata pracy innego. Mowa Bartleby ego to kij wsadzony w ko³a zêbate dzia³ania: nawet kiedy ju¿ go wyj¹æ, to maszyna pozostanie zepsuta. Nie osi¹ga on w swoim ¿yciu niczego i ginie bez pamiêci. Jêzyk Czyñskiego s³u¿y nazywaniu, identyfikowaniu i rozumieniu: ujawnia mechanizmy rynku i obna¿a ich nieuczciwo æ. Chocia¿ nie powoduje natychmiastowej przemiany, to czyni j¹ choæ trochê bardziej prawdopodobn¹. Trudno wymagaæ od Czyñskiego wiêcej. W niespodziewanym obrocie spraw okazuje siê zatem, ¿e Czyñski pozwala spojrzeæ na Bartleby ego w zupe³nie nowym wietle. W znanych mi pracach badawczych na temat tekstu Melville a ¿aden z autorów nie zdecydowa³ siê na krytykê postawy reprezentowanej przez jego g³ównego bohatera. Bartleby bez ¿adnego wysi³ku stawa³ siê figur¹ buntu, chocia¿ w gruncie rzeczy nie zas³u¿y³ na takie traktowanie mo¿na by go porównaæ z nies³usznie skazanym, który odbiera racjê bytu jakiemukolwiek prawu. Utopizm Czyñskiego jest antidotum na nihilizm kopisty z Wall Street. Idealnie wyemancypowana postaæ znalaz³aby siê jednak gdzie w po³owie nakre lonego przez Deleuze a wykresu. Nie by³by to ani anihiluj¹cy Bartleby, ani dr¹¿¹cy jak kropla ska³ê Czyñski. Gdzie miêdzy zrobi³em, co mog³em a wola³bym nie le¿y has³o deklaruj¹ce nie sam wysi³ek i nie kompletn¹ niechêæ, ale jednocz¹c¹ wolê przemian.
***
141
Trudno wspó³czuæ urzêdnikowi podobnie jak papierkowa robota , jego problemy wydaj¹ siê nierzeczywiste. Sam zawód jest jakby pozbawiony substancji: nikt przecie¿ dobrowolnie nie nazwie siê urzêdnikiem, nawet je li jego zajêcie to g³ównie pisanie raportów i odpowiadanie na korespondencjê. Nie ma w tej niechêci nic zaskakuj¹cego wyobra¿ony urzêdnik niczego nie produkuje; jego zajêcie jest jakby przeciwieñstwem prawdziwego ¿ycia . Jednocze nie to nie robotnik, a w³a nie urzêdnik jest fundamentem nowoczesnego kapitalistycznego spo³eczeñstwa Bartleby i Czyñski to postaci, za pomoc¹ których Melville i Orzeszkowa przepracowuj¹ spo³eczne zmiany zachodz¹ce we wspó³czesnych im czasach. Wyalienowani i nieprzystaj¹cy do otaczaj¹cego ich wiata bohaterowie pokazuj¹ patologie wytworzone przez nowe formy organizacji pracy, a co za tym idzie równie¿ przestrzeni i relacji miêdzyludzkich. Zaskakuj¹ce, ¿e pomimo ogromnych ró¿nic, które dziel¹ autorów tych dwóch tekstów, ich obserwacje s¹ do siebie bardzo zbli¿one. Oboje podkre laj¹ niski spo³eczny status kopistów ich z³y ubiór, dietê, stan zdrowia czy warunki pracy. Jednak obok czysto historycznej warto ci Kopista Bartleby i Dziwak ukrywaj¹ te¿ w sobie bardzo ciekaw¹ refleksjê o naturze wykluwaj¹cego siê spo³eczeñstwa opartego nie na wytwarzaniu, ale obrocie i reprodukcji. Nowa praca wymaga nowego sposobu urz¹dzenia przestrzeni. Kopi ci pracuj¹ w przypominaj¹cych groby biurach, których rekurencyjna architektura jest odbiciem pracy, któr¹ siê w nich wykonuje bezmy lnych, sztucznych i nieludzkich czynno ci, które nieuchronnie odbieraj¹ urzêdnikom ich cz³owieczeñstwo. Przestrzeñ pracy odzwierciedla nie tylko charakter ich zajêcia, lecz tak¿e panuj¹ce w biurach stosunki w³adzy. Szef-nadzorca podporz¹dkowuje sobie pracowników poprzez wprowadzenie w biurze re¿imu wizualno ci, który odbiera pracownikom ich podmiotowo æ staj¹ siê oni narzêdziami istniej¹cymi po to jedynie, by wykonaæ pewn¹ ilo æ kopii. Na re¿im ten sk³ada siê nie tylko nieustanne bycie ogl¹danym, ale te¿ wymuszany na kopistach ubiór (wygl¹d), który odbiera im jednostkow¹ to¿samo æ, wystawiaj¹c ich jednocze nie na po miewisko narratorów. Wp³yw tych panoptycznych zabiegów oraz wyniszczaj¹cego charakteru pracy doprowadza ich do psychicznego za³amania trac¹ umiejêtno æ ¿ycia w spo³eczeñstwie, a w koñcu ¿ycia w ogóle. Ich nieprzystosowanie jest szczególnie widoczne w wyt³umionej, represjonowanej seksualno ci i nieumiejêtno ci wytworzenia zdrowych emocjonalnych relacji z innymi lud mi. W obliczu takich warunków jedynym celem w ¿yciu kopisty mo¿e byæ prze³amanie niekoñcz¹cego siê cyklu reprodukcji. Bartleby dokonuje tego, odmawiaj¹c wykonywania przydzielanych mu w biurze zadañ i w koñcu zag³adzaj¹c siê na mieræ; Czyñski zaoszczêdzone w kancelarii pieni¹dze chce przeznaczyæ na
142
wyrwanie z ubóstwa dwójki dzieci. Trudno jednak nie zauwa¿yæ, ¿e skuteczno æ tych strategii jest w najlepszym wypadku w¹tpliwa. Zarówno Bartleby, jak i Czyñski, w ostatnich minutach swojego ¿ycia pozostawali pod nadzorem by³ych pracodawców. Pieni¹dze Czyñskiego, o ile rzeczywi cie pomog¹ dwójce dzieci zdobyæ wykszta³cenie, to nie przerw¹ cyklu reprodukcji m³odzi ludzie, podobnie jak on sam, trafi¹ w tryby mechanizmów biurokracji. Dalszym ci¹giem historii kopisty, choæ nie przystaj¹cym do pozytywistycznej noweli Orzeszkowej, mo¿e byæ tylko ostateczne zwyciêstwo opresywnego systemu. Warunkiem realnej zmiany nie jest heroiczne po wiêcenie pojedynczych biedaków, ani wielkoduszne gesty odizolowanych bogaczy skuteczne dzia³anie musi byæ wspólne. Inaczej Czyñski, Bartleby i wszyscy, których reprezentuj¹, na zawsze pozostan¹ w kieracie. Jest tak, poniewa¿ tragedia kopisty le¿y poza nim nie bêd¹c podmiotem w³asnej opowie ci, nie jest w stanie zmieniæ swojego losu. Czyñskiego i Bartleby ego zabi³y patologiczne mechanizmy spo³eczeñstwa, które nie pozwoli³o im wykonywaæ godnej, satysfakcjonuj¹cej pracy. Zamiast tego spêdzili ¿ycie na powielaniu schematów, które w koñcu im je odebra³y. Kopista to figura, która ka¿e zmierzyæ siê z pytaniami o mo¿liwo æ emancypacji jednostki i opresywny charakter spo³eczeñstwa. O ile przyjemnie jest my leæ o zmianie dokonanej przez miliony, to nie wolno przecie¿ zapominaæ o przykrej konstatacji: jednostka nie ma realnego wp³ywu na swój w³asny los. Narrator u Melville a koñczy swoj¹ opowie æ s³owami: Wyobra cie sobie cz³owieka wydanego z powodu natury i nieszczê liwego zrz¹dzenia losu na pastwê braku nadziei. Jakie¿ zajêcie podkre la³oby tê jego kondycjê bardziej ni¿ ci¹g³e obcowanie z martwymi listami i sortowanie ich, aby pos³aæ je w ogieñ? [ ] Bywa, ¿e ze z³o¿onej na pó³ kartki papieru wynêdznia³y pracownik Biura wyjmuje [ ] banknot wys³any w jakiej dobroczynnej intencji, a ten, któremu mia³ ul¿yæ w potrzebie, przesta³ ju¿ je æ i odczuwaæ g³ód na zawsze. Listy te, wysy³ane w sprawach ¿ycia, mkn¹ w objêcia mierci.53
Czyñskiemu pieni¹dze s¹ ju¿ niepotrzebne; los dzieci, którym chce pomóc, te¿ jest ju¿ w jaki sposób przes¹dzony, nawet je li tylko poprzez warunki jego daru. Je li nadzieja istnieje, to znajduje siê poza murami biura.
53 H.
Melville, dz. cyt., s. 59.
143
Szymon Ozimek Copying Death. Pathological Of fice Spaces in Herman Melville Office Melville ss Bartleby tleby,, the Scrivener and Eliza Orzeszkowa Orzeszkowa ss Dziwak This article brings forth a comparativist attempt at juxtaposing two short stories Herman Melville s Bartleby, the Scrivener and Dziwak by Eliza Orzeszkowa that can be deemed to be literary testimonies to the changes in comprehending, valuing and evaluating new forms of professional activity that were taking shape upon the foundation of modern capitalism. In his willingness to show universality and supranational nature of mechanisms governing the literary thinking of clerks and their work, the author starts with presenting the profession itself, offering a comparative analysis of the appearances of the short-story characters scriveners, descriptions of the space they function in, relationships between them and their associates. An insight is also made in these individuals personal lives and sexuality. At last, a look is taken on their strategies of escape from a pathological and adversely valuated space of office buildings. A scrivener s work does not fit into a measurable order of production, physicality, and eroticism, as traditional for the nineteenth century; instead, it is situated in the order of reproduction, detachment from reality, and asexuality, yielding bruising consequences to individuals entangled in the system.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
Bogdan Mazan
IDEE WIECZNE I REALIA KSZTA£C¥CE. PRZYBLI¯ENIA Z POEZJI MARII KONOPNICKIEJ
Celem szkicu bêdzie przybli¿enie wybranych utworów Konopnickiej, intryguj¹cych w sposobie odczucia rzeczywisto ci i ¿ywotno ci idei. Te cechy s¹ widoczne w tekstach bardzo prostych, jak i w wyszukanych intelektualnie b¹d formalnie. Niektóre wydobywane s¹ tutaj, bodaj we fragmencie i z prawie ca³kowitego zapomnienia. Nowo ci¹ sta³o siê przed laty dostrze¿enie w badaniach nad pisark¹ perspektywy odbiorcy1 oraz wspó³wystêpowania w jej ¿yciu i twórczo ci obszaru znanego i nieznanego . Trwa tak¿e dzisiaj dyskusja na temat utworów Konopnickiej2. Panuje zgodno æ co do wysokiej warto ci wielu liryków ludowych, zbiorku Italia (1901) i fragmentów poematów. Natomiast rezerwa literaturoznawców wobec ca³ej Imaginy3 i Pana Balcera w Brazylii (1910) jest wiadectwem 1 Zob. J. Baculewski, Twórczo æ Marii Konopnickiej w odbiorze czytelniczym, w: tego¿, Maria Konopnicka, Warszawa 1978. Ksi¹¿ka zawiera antologiê; lokalizacje w niej oznaczamy skrótem B, liczba wskazuje stronicê. 2 Wykorzystujê kilka uwag z w³asnego opracowania antologii M. Konopnicka, Umiem byæ ptakiem. Wybór poezji, £ód 1990. 3 Po mierci poetki nast¹pi³o pierwsze, niepe³ne wydanie ksi¹¿kowe (z przedmow¹ Adama Grzyma³y-Siedleckiego i wizerunkiem autorki z doby powstania Imaginy), Warszawa Kraków [1912]. Drugie wydanie, z dodatkiem , ukaza³o siê w 1920 roku. Zamieszczone tu fragmenty pochodz¹ z trzeciego wydania (oznaczamy je skrótem I, liczba wskazuje stronicê): M. Konopnicka, Imagina, wstêp A. Kamieñska, nota edyt. J. Bartnicka, Warszawa 1980, które przynios³o uzupe³nienia.
145
ostro¿no ci przed akceptacj¹ dawnych opinii, pasuj¹cych Imaginê na arcydzie³o, a Pana Balcera na epopejê godn¹ zaj¹æ miejsce obok Mickiewiczowskiego Pana Tadeusza4. Rzetelnym impulsem, nadaj¹cym takim rozwa¿aniom w³a ciw¹ podstawê, by³yby kolejne opracowania zagadnieñ sztuki poetyckiej autorki5 oraz nowe krytyczne wydanie jej poezji. Najobszerniejsza dot¹d edycja6 nie zadowala wspó³czesnych potrzeb.
1. Prywat no æ, graniczno æ, ikoniczno æ; Prywatno æ, mikrokosmos w mikr ografii w mikrografii Zawsze aktualne s¹ w wypadku wybitnych twórców zagadnienia dotycz¹ce (auto)biografii i publicznego wizerunku. Rozwa¿ania na ten temat wkraczaj¹ nieraz w dziedzinê bana³u lub prostactwa, gdy bezceremonialnie dotykaj¹ prywatno ci, przecie¿ niezmiennie zaciekawiaj¹cej odbiorców. Zapewne niewy³¹cznie pasja badawcza sprawi³a, ¿e opublikowano korespondencjê osób postronnych, informuj¹c¹ o niespe³nionej mi³o ci piêædziesiêciopiêcioletniej Konopnickiej do trzydziestotrzyletniego Maksymiliana Gumplowicza, zakoñczonej samobójstwem tego historyka-naukowca. Jego ojciec pisa³ w listach do znajomego: zadurzy³ siê w starej babie ; Zb³¹dzi³a mo¿e w samym pocz¹tku toleruj¹c jego o wiadczyny i zwierzaj¹c siê jemu, ¿e «nigdy mi³o ci nie zna³a, bo j¹ ojciec nie pytaj¹c wyda³ za pijaka!». Obudzi³a w nim takimi zwierzeniami lito æ i on to chcia³ jej (za pó no) powetowaæ stracone ¿ycie bezmi³osne! [ ] bra³ te liryki K[onopnick]iej za dobr¹ monetê 7. A zainteresowania badaczy problematyk¹ to¿samo ci
4 Dowód,
¿e poemat zas³uguje na takie miano, przeprowadzi³ np. Henryk Galle w ksi¹¿ce Twórczo æ poetycka Marii Konopnickiej w ci¹gu dwudziestu piêciu lat, Warszawa 1902, s. 113 128, konkluduj¹c: Jak Tadeusz jest epopej¹ za swe umi³owanie milionów, tak Balcer dla mêki za miliony (tam¿e, s. 128). 5 Pomocne s¹ interpretacje jednego tekstu. Zob. B. Mazan, Interpretacja wiersza M. Konopnickiej [A jak poszed³ król na wojnê], w: Poezja polska od romantyzmu do dwudziestolecia miêdzywojennego. Interpretacje, red. A. Kowalczykowa i T. Marciszuk, Warszawa 1999; T. Budrewicz, Najpopularniejszy wiersz siermiê¿nej poetki , w: tego¿, Wiersze pozytywistów, Katowice 2000. 6 Zob. M. Konopnicka, Poezje, wyd. kryt. zupe³ne, oprac. J. Czubek, wstêp H. Sienkiewicz., t. 1 8, Warszawa [1915 1916]; wyd. nowe: Warszawa [1915 1916], 1925. Dalej lokalizacja wed³ug pierwszego wydania krytycznego, oznaczonego skrótem P; pierwsza liczba po skrócie wskazuje tom, kolejna stronicê. 7 Cyt. za: K. Koliñska, Listy do niekochanych, Katowice 1983, [w kolejno ci cytatów] ss. 183, 188.
146
p³ciowej doprowadzi³y do kontrowersyjnego szkicu akcentuj¹cego w portrecie Konopnickiej domniemany udzia³ w zwi¹zku butch/femme 8. Zapytano: dlaczego ta w¹tpliwa funkcjonalizacja ma zostaæ poprzedzona mordem dokonanym na Konopnickiej jako poetce narodowej i patriotce 9. Jakkolwiek oceniaj¹c rezultaty takich dociekañ, dowodz¹ przynajmniej jednego: poetka ¿yje w dzisiejszej wiadomo ci i warto o ni¹ wznawiaæ spór. Konopnicka wiadomie osnu³a osobist¹ sferê zjawisk tajemniczo ci¹, jako przeciwna stereotypom ukszta³towanym przez krytykê literack¹ i popularny obieg czytelniczy. W Imaginie zwierzy³a siê z obawy, ¿e po jej mierci jaka d³oñ Judasza / zacznie artyku³ od s³ów: Znana nasza (I, 178), kre l¹c przepis na poznanie siebie oraz wizerunek kompetentnego odbiorcy. Nie musia³ to byæ, mimo formy Du-Liryk, jedynie cz³owiek tamtego czasu. Epokê pozytywistyczn¹ cechowa³o my lenie przysz³o ciowe szukaj¹c obiektywnej oceny, chêtnie odwo³ywano siê do trybuna³u nastêpnych pokoleñ. Czy widzisz gaj ten, te le ne roz³ogi, Kêdy siê chwieje brzoza rozp³akana?. Ta brzoza, gaj ten i to kwiecie z g³azem Lepiej mnie znaj¹, ni¿ wy wszyscy razem! Ach, i Ten mnie zna, co bezsenne noce I bezs³oneczne dni na niebie liczy, Co wie, jak ptak siê zamkniêty trzepoce, A ile kropel jest w morzu goryczy (I, 179)
Czy mog³a byæ nieznana naturze i Stwórcy, którego nazwa³a potê¿nym wieszczem (I, 250), a w tomie G³osy ciszy (1906) Mistrzem zadumanym / I twórczym tchem owianym (Wszystek we wszystkim [P VI, 243]). Przymiotów poznawczych, o jakich czytamy w Imaginie, ¿yj¹cy nie maj¹. Niemniej przytoczone fragmenty poematu nie straci³y aktualno ci, zachowuj¹c dla wspó³czesnych walor przestrogi i wyzwania intelektualnego. Nie zabrak³o w biografii i zainteresowaniach twórczych pisarki spontanicznej i dopracowanej artystycznie reakcji na do wiadczenia graniczne, tj. sytuacje prze³omowe, stawiaj¹ce cz³owieka wobec traumatycznego prze¿ycia lub 8 Zob. K. Tomasik, Pod mask¹ matki Polki. Maria Konopnicka (1842 1910), w: tego¿, Homobiografie. Pisarze i pisarki polskie XIX i XX wieku, Warszawa 2008, s. 20. 9 D. Nowacki, Nied wiedzia przys³uga. Osobliwa propozycja , Gazeta Wyborcza 2008 (nr z 27 V), s. 17.
147
wielkiej nadziei. Zdaniem filozofa-klasyka, do wiadczamy siebie poprzez prze¿ywanie sytuacji granicznych, takich jak mieræ, walka, wina, przypadek 10, a doznany wstrz¹s gdy sytuacje graniczne przechodz¹ w do wiadczenie osobiste przywodzi nas jako mo¿liw¹ egzystencjê do nas samych 11. Do takich zdarzeñ i odczuæ mog¹ prowadziæ prze¿ycia rodzicielskie. Poetka mia³a, poza dwoma synami zmar³ymi w niemowlêctwie, jeszcze sze cioro dzieci. Stanowi³y jedyne stronnictwo , do którego nale¿a³a dusz¹ i cia³em 12, z du¿ym po¿ytkiem dla uprawianej przez ni¹ poezji dla dzieci, opartej na zrozumieniu, ¿e delikatne poruszenia duszy dziecka potrzebuj¹ nie dydaktyzmu, ale wzlotu, d wiêku, tonu 13. Najwiêcej bólu przysporzy³ pisarce przedwcze nie zmar³y Tadeusz, pochowany na Cmentarzu Pow¹zkowskim. Niezwykle poruszona jego mierci¹ zareagowa³a wierszem Tu siê droga za³ama³a (prwdr. 1900). Nieskomplikowana przy piewkowa refreniczno æ i bogactwo powtórzeñ, kryj¹ce tajemnicê lirycznej piewno ci Konopnickiej 14, sta³y siê tu dobitnym i piêknym w prostocie wyrazem bólu, ¿alu i nadgrobnego p³aczu, w rezultacie graniczno ci (tektoniczno ci) prze¿yæ takiej miary, jakby wiat siê wstrz¹s³ i ziemia siê otwar³a . Wed³ug nowszych orientacji taki tekst uchodzi³by za somatyczny 15: Tu siê droga za³ama³a, Tu siê droga zawróci³a, Gdzie ta brzoza stoi bia³a I gdzie stoi ta mogi³a Gdzie ta prochu garstka ma³a, Co bij¹cym sercem by³a Tu siê droga za³ama³a, Tu siê droga zawróci³a.
10 K. Jaspers, Wiara filozoficzna wobec objawienia [Der philosophische Glaube angesichst der Offenbarung, 1962], wstêp E. Wolicka, prze³. G. Sowiñski, Kraków 1999, s. 37. 11 Tam¿e, s. 407. 12 M. Konopnicka, List do E. Orzeszkowej z 25 I 1881 (K II, 29) (cyt. za: tej¿e, Korespondencja, red. K. Górski, t. 1 4, Wroc³aw 1971 1975; wykorzystano skrót: K, pierwsza liczba wskazuje tom, kolejna stronicê). 13 Ta¿, List do P. Stachiewicza z 31 XII 1892 (B, 150). 14 M. D³uska, O poezji Konopnickiej, w: tej¿e, Studia i rozprawy, t. 2, Kraków 1970, s. 413. 15 Zob. K. Pietrych o Wierszach somatycznych Aleksandra Wata, oddaj¹cych doznania przekraczaj¹ce psychiczn¹ wytrzyma³o æ (Co poezji po bólu? Empatyczne przestrzenie literatury, £ód 2009, s. 91).
148
[ .] Anio³, co przede mn¹ stan¹³ W g³uchej ciszy, co a¿ dzwoni, Ten mia³ wielkie, czarne skrzyd³a I szeroki miecz mia³ w d³oni. Ani pro by, ani gro by Usta jego nie wyrzek³y, Tylko d³ugo patrzy³ na mnie, Tylko z oczu ³zy mu ciek³y16. A wtem ziemia siê otwar³a U nóg moich w czarn¹ jamê Oczy moje w ogniach bieg³y, Na dno jamy bieg³y same Na dnie jamy martwa g³owa, Najdro¿sza mi g³owa by³a . . . . . . . . . . . . . . . Tu siê droga za³ama³a, Tu siê droga zawróci³a. (P VI, 161 162)
Graniczne, a przynajmniej probiercze dla cz³owieka do wiadczenia ³¹cz¹ siê z przyja ni¹ i z umiejêtno ci¹ wspólnego dzia³ania. Wykorzystuj¹c atuty warto ci s³owa17 perswazyjnej retoryki zwieñczonej przejrzyst¹ aluzj¹ Konopnicka nak³ania³a do dzielnej i solidarnej postawy ówczesn¹ m³odzie¿ w wierszu B¹d silnym! (prwdr. 1880), apeluj¹cym o hart ducha w ród burzy 18 i mi³o æ bratni¹ . Nawi¹zywa³ on do Mickiewiczowskiej Ody do m³odo ci poprzez zharmonizowane s³owa diagnozy, m¹drej i serdecznej zachêty, gor¹cej wiary w s³uszno æ przekonañ dzielonych z najwybitniejszymi w pokoleniu poetami (w 1871 roku Adam Asnyk opublikowa³ wiersz Miejmy nadziejê! o podobnej wymowie):
16 S³owa: Anio³ [ ] ³zy mu ciek³y s¹ przypuszczalnie poetyckim refleksem po¿egnania matki z synem zob. List do T. Lenartowicza z 25 III [1891] (K I, 113). 17 O takiej cesze leksyki zob. H. Sand [W. Feldman], Wspó³czesna polska twórczo æ dramatyczna, Kraków 1911, s. 21 22. 18 S³owem burza okre lano kamufluj¹co np. polskie zrywy narodowe; tu jest aluzj¹ do trudnej sytuacji bie¿¹cej.
149
Garstka szlachetnych, co przysz³o æ zdobywa, Jest jako lu ne s³oneczne ogniwa19, Które siê w ca³o æ po³¹czyæ nie mog¹ I brak im mo¿e w³a nie twego ducha, By zamkn¹æ krêgi wielkiego ³añcucha, Co glob opasz¹ i now¹ pchn¹ drog¹. (P I, 110)
Poetka czêsto przekonywa³a, ¿e nawet niewielki wysi³ek i drobne zjawisko maj¹ znaczenie dla wiata. Ol niona kreatywn¹ natur¹ epifenomenów oscylowa³a miêdzy idealistycznym pragmatyzmem, widocznym we wcze niejszym przytoczeniu, a indywidualizmem i uniwersalizmem na pod³o¿u egzystencjalno-religijnym i symbolicznym, kiedy pisa³a: I jedna kropla, co bije w brzeg, / Te¿ morzem siê nazywa (Mniejszy ni¿ ma³y , prwdr. 1900, P VI, 223). Podobnie traktowa³ cele artysty czo³owy przywódca M³odej Polski, pisz¹cy: Je¿eli atoli chce [artysta BM] pokazaæ g³êbsze [ ] metafizyczne znaczenie jakiej tragedii, zwi¹zku jej z tajemnicz¹ tragedi¹ wszystkich ludzi, wszystkich pokoleñ, ca³ego ¿ycia, je¿eli chce w tej jednej kropelce pokazaæ, jak siê ca³e niebo w niej roz ciela, to bez symbolu obej æ siê nie mo¿e 20. Poetka opiewa³a mi³o æ jako uczucie graniczne, sprawdzaj¹ce cz³owieczeñstwo. W ma³¿eñstwie ze starszym od siebie Jaros³awem Konopnickim nie by³a szczê liwa. Wra¿liwo ci¹ i wdziêkiem21 sk³ania³a siê (po separacji z mê¿em) do mi³osnych uniesieñ. Opisywa³a je jako wyj¹tkowe chwile przeobra¿aj¹ce cz³owieka i rzeczywisto æ w biografiach wielkich i s³awnych ludzi, takich jak Mickiewicz. W przenikniêtym nastrojowo ci¹ cyklu wierszy Willa Wo³koñskich (1901) przedstawi³a dom, w którym zim¹ 1829/1830 roku poeta bywa³ go ciem upragnionym. Magiê miejsca oddawa³a metaforyka zmys³owej ciszy i mi³osnych upojeñ: ¿ar ust , szept mi³o ci i szept zachwytu , dr¿enie ¿¹dz nocy , omdlenie dosytu , cienie zespolone w u cisku (P IV, 46 47). W formie stonowanej i zideologizowanej wróci³y te motywy w czê ci ukazuj¹cej poetê marzyciela, t³umi¹cego piewem rozkochane 19 Krystyna
Tokarzówna nawi¹za³a do tego wyra¿enia artyku³em Lu ne s³oneczne ogniwa (Maria Konopnicka i Boles³aw Prus), w: Maria Konopnicka, red. nauk. K. Tokarzówna, Kalisz 1972. W wiaty s³oneczne wierzy tak¿e bohaterka Hypatii zob. dalej. 20 S. Przybyszewski, O dramacie i scenie, Warszawa 1905 (cyt. za: tego¿, Wybór pism, oprac. R. Taborski, Wroc³aw 1968, s. 298). 21 By tak¹ zapamiêtano, umie ci³em w antologii fotografiê portretu z ok. 1885 roku (ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie). Tê fotografiê prezentuje ok³adka ksi¹¿ki Z. Przyby³y, Asnyk i Konopnicka. Szkice historycznoliterackie, Czêstochowa 1997 oraz po wiêcony Konopnickiej numer pisma Znaj 2010, nr 7, s. 5.
150
s³owiki. Zakoñczenie zdominowa³y obrazy graniczne: natchnienia i pos³annictwa, sugeruj¹ce, ¿e twórca by³ wiêkszy nad ludzk¹, choæ nieziemsk¹ mi³o æ. Jakby przekraczaj¹c granicê konwenansu obyczajowego, Konopnicka pisa³a o mi³o ci zachwyconej ukochan¹ osob¹, czu³ej i zmys³owej, mimo szczypty goryczy; w literaturze pozytywizmu nieopisywanej z regu³y na tyle odwa¿nie, by odczuwa³o siê erotyzm. Mówi o tym wiersz Nie znam ruchliwszej fali z cyklu Listy (1893): Nie znam ruchliwszej fali, Ni¿ oczy twoje, Ni ognia, co tak pali, Jak usta twoje. Ani gorêtszej ciszy, Ni¿ szepty twoje, Ni burzy, co tak dyszy, Jak ³ono twoje. Nie znam lotniejszej strza³y, Ni¿ my li twoje, Ni li ci, co by dr¿a³y. Jak serce twoje. Nie znam tak ostrych mieczy, Jak s³owa twoje, Ani smutniejszej rzeczy Nad ¿ycie twoje (P III, 179 180)
W wiadomo ci pokoleñ Konopnicka zadomowi³a siê poprzez rozmaite etykiety, syntetycznie odzwierciedlaj¹ce cechy jej osobowo ci, dokonañ i najwa¿niejsze problemy recepcji. Mo¿liwo æ szybkiego rekonesansowego wnikniêcia w rysy personalne i wyd wiêk utworów kryje siê w wydobyciu owych lapidarnych formu³ (tak¿e wariantowych), podkre laj¹cych kierunek poszukiwañ i rozwi¹zañ pisarki albo oczekiwañ wobec niej. Zjawisku warto po wiêciæ uwagê, gdy¿ wprowadza w dziedzinê najpowszechniejszych odczytañ twórczo ci oraz w obszar schematów, jubileatyzmu i ideologizacji, a niestety rzadziej w zakres prawdziwych odkryæ. W XIX i XX stuleciu wielokrotnie nazywano Konopnick¹ pie niark¹. Tê etykietê dope³niano stereotypowo ale nobilituj¹co i honoratywnie, z wyakcentowaniem dominuj¹cych lub spo³ecznie akceptowanych nurtów stwierdzaj¹c, ¿e jest (lub by³a) to pie niarka: biednych i uci nionych /
151
krzywd i niedoli / ludowa / ludu (czêsty dodatek, podobnie jak nastêpny z wymienionych) / ludu polskiego22 / ludu niedoli i ziemi / maluczkich / narodowa / nêdzy ch³opskiej / niedoli / odrodzin / wielka / ziemi i ludu. Rozpowszechnionym okre leniem statusu Konopnickiej by³ leksem poetka, który uzupe³niano z równie ma³¹ pomys³owo ci¹, co w powy¿szym przyk³adzie. Podkre laj¹c rzeczywiste zas³ugi i przekonania pisarki, jak i ¿yczenia grup spo³eczno-politycznych, przy s³owie poetka dawano okre lenia: biednych / ch³opska / ch³opskiej doli i niedoli / ch³opskiej niedoli / doli nie³askawej / dzieci / idei23 / pierwsza poetka konfliktów klasowych / krzywdy ludu / krzywdy spo³ecznej / niedoli / poetka któr¹ ukocha³ naród / ludowej niedoli / ludu (etykieta wyró¿niaj¹ca siê frekwencj¹ i inspiruj¹ca, co pokazuj¹ jej pochodne24), ludu i pracy / ludu polskiego / narodowa / polska / programowa poetka pozytywizmu25 / proletariatu (wyró¿niaj¹ca siê krotno ci¹) / spo³eczna / uci nionych / uwielbiana poetka Warszawy / walcz¹ca / wielka / wielka poetka uci nionych i walcz¹cych / wspó³czucia i nadziei26. Nie mia³o wiêkszego znaczenia zast¹pienie literackiej formy pie niarka zneutralizowan¹ poetk¹. Epitety polski, narodowy oraz leksem ojczyzna wskazuj¹, analogicznie jak w wypadku nastêpnej etykiety (wieszczka), na u¿ycia spoza tzw. Kordonu, nieobostrzone przez cenzurê carsk¹ i z okresu po pierwszej wojnie wiatowej. Oba petryfikuj¹ce zestawienia sk³aniaj¹ do pochylenia siê nad niedol¹ samej poetki. Wraz z emblematem wieszczka nastêpowa³a wyrazistsza aksjologia, a tak¿e bardziej unifikuj¹ca lub wyszukana ideologizacja i przygana, wreszcie insynuacja zmierzaj¹ca do obni¿enie rangi, nawet poprzez cudzys³ów. Dopowiedzenia okre la³y Konopnick¹ jako wieszczkê: ch³opskiej niedoli / ludu / ludu i przysz³o ci / poganizmu27
22 Ksi¹¿ka Karola Falkiewicza Pie niarka ludu polskiego Maria Konopnicka (Lwów 1902) by³a adresowana do niezbyt oczytanych odbiorców wiejskich, mówi¹cych sobie w duchu : S³yszeli my [ ] o pisarzach, ale o «pisarce» s³yszymy po raz pierwszy (tam¿e, s. 5). 23 Zob. W. Bukowiñski, Poetka idei, Tygodnik Ilustrowany 1906, nr 17 18. 24 Piotr Chmielowski uwa¿a³, ¿e Konopnickiej u miechnê³a siê rola przedstawicielki i m cicielki ludu (Wspó³cze ni poeci polscy, Petersburg 1895. Cyt. za: tego¿, Pisma krytycznoliterackie, oprac. H. Markiewicz, t. 2, Warszawa 1961, s. 132). Tadeusz Budrewicz zweryfikowa³ ten emblematyczny pogl¹d, analizuj¹c obrazek Z szopk¹, w: tego¿, Wiersze pozytywistów, s. 146 165. 25 Zob. A. Kamieñska, Maria Konopnicka programowa poetka pozytywizmu, Wie 1950, nr 25. 26 Zob. B. Nawroczyñski, Poetka wspó³czucia i nadziei, Ksi¹¿ka 1910, nr 12. 27 Zob. B. Szymañski, Wieszczka poganizmu, Rola 1902, nr 16 18.
152
/ warszawskiego postêpu 28. Niebanalnie pisa³ Kazimierz Kelles-Krauz o wieszczce jasnowidz¹cej 29, zdolnej poprzez pytania i stwierdzenia przemieniaæ rzeczywisto æ; objawiaj¹cej najwspanialszy talent poetycki utworami, w których jest przejêt¹, zachwycon¹, dr¿¹c¹ wielbicielk¹ rewolucji 30. Dojrza³ jednak wiêcej tre ci zachêcaj¹cej do ³amania urz¹dzeñ spo³ecznych, ani¿eli rzeczywi cie by³o w poezji Konopnickiej. Za wi¹¿¹ce dla formacji pozytywistyczno-m³odopolskiej mo¿na uznaæ wyznanie Stefana ¯eromskiego (zmieniaj¹ce formê osobow¹ kluczowego leksemu): Nasze pokolenie ma swojego w i e s z c z a w osobie Konopnickiej [podkr. BM]31. Na tym s³abo zró¿nicowanym tle wyró¿niaj¹ siê emblematy niepowtarzalne, w rodzaju: kap³anka poezji, wychowawczyni wychowawców, s³owiañska Safona, matka mowy polskiej32. Poszerzaj¹c my l, pisano: Konopnicka ze wspó³czesnych sobie poetów najdono niej uderzy³a w «alcejski ton», jest spomiêdzy nich najbardziej mo¿e nowo¿ytn¹ mistrzyni¹ s³owa w pe³nym wyrazu tego znaczeniu 33. Zdarza³y siê publikacje wykorzystuj¹ce w etykietowaniu pisarki nazwy ptaków (skowronek, s³owik) i metaforykê serca. Biografi ci postrzegali j¹ jako pani¹ w czarnej pelerynie , na ¯arnowcu itp. W nowszej dobie zaczê³y powstawaæ prace o Konopnickiej nieznanej, niedocenianej, zapomnianej i k³opotliwej34; syntetyzuj¹ce formu³y zaczê³y nabieraæ cech nowych 28 Zob. Listy z Warszawy (Pani Konopnicka w roli wieszczki warszawskiego postêpu), Przegl¹d Powszechny 1884, t. 3, s. 284 285. 29 K. Rados³awski [K. Kelles-Krauz], Idee spo³eczne w utworach Konopnickiej, Krytyka 1902, z. 10 (B, 233). 30 Tam¿e, s. 230. 31 S. ¯eromski, Dzienniki, przedm. A. Wasilewski, t. 1, Warszawa 1953, s. 328 [zapisek z 19 IX 1885]. 32 Zob. L. Belmont, Maria Konopnicka jako kap³anka poezji, Wolne S³owo 1910, nr 106 109; J. C. [J. Ciembroniewicz], Maria Konopnicka jako wychowawczyni wychowawców, Szko³a 1911, s. 650 655; K. Makuszyñski, Pogrzeb s³owiañskiej Safony, Kurier Warszawski 1935, nr 300; J. Lis, Matka mowy polskiej, Kierunki 1985, nr 40. Julian Krzy¿anowski pisa³ o Konopnickiej w pracy Czciciele wiat³a, Nauka i Sztuka 1946, t. 4. 33 H. Galle, dz. cyt., s. 9. 34 Zob. T. Czapczyñski, Nieznana Maria Konopnicka, Tygodnik Powszechny 1955, nr 33; (mw) [M. Warneñska], Konopnicka nieznana, Trybuna Ludu 1957, nr 137; ta¿, Konopnicka znana i nieznana, Trybuna Ludu 1959, nr 176; A. Patka, Maria Konopnicka poetka nieznana, Tygodnik Demokratyczny 1960, nr 22; J. Stefko, Konopnicka jakiej nie znamy, Dziennik £ódzki 1960, nr 56; D. Wawrzykowska-Wierciochowa, Nieznana karta dzia³alno ci Konopnickiej, Warszawa 1967; M. Lenikówna, Nieznany tekst Konopnickiej, Trybuna Ludu 1971, nr 233 [dotyczy debiutu poetyckiego]; M. Szypowska, Konopnicka jakiej nie znamy, Warszawa 1973 i n.; S. Szwalbe, Konopnicka wci¹¿
153
odczytañ i od wie¿aj¹cej reinterpretacji, a wiedza o Konopnickiej mog³a siê zaprezentowaæ w konwencji banalizuj¹cej wyobra¿enia potoczne: KONOPNICKA W kwestiach spo³ecznych bynajmniej nie krótkowidzka, Spe³nia³a w swojej epoce jedn¹ z wa¿niejszych ról Jako wyrazicielka wspó³czucia doli ch³opa, doli wyrobnika, doli sieroty i licznych innych dól.35
Replik¹ na ten ¿art, niedoceniaj¹cy jednak ani oryginalnej formu³y ludowo ci, obalaj¹cej mit prymitywizmu ludzi prostych, ani obszaru nieznanego u Konopnickiej, mo¿e byæ emblemat wyprowadzony z analizy najczê ciej wystêpuj¹cych w jej wierszach motywów florystycznych. Poetka jest dam¹ z ró¿¹ , po wiêcaj¹c¹ du¿o uwagi ró¿y realnej i symbolicznej36, jako figurze losu rzeczywistych i fantazmatycznych postaci, nieod³¹cznej towarzyszce rozmaitych sytuacji, to¿samo ciowemu elementowi w autoportretach. Listki z³otych ró¿ / Sypi¹ siê w [ ] lad jej ¿ywotopisarskiej ³ódki (Pod zorz¹, P II, 225), wiod¹cej do intymno-ideowego przystani, (nie)oznaczonej poprzez pytanie retoryczne: Gdzie jest mój dom? czy tam, gdzie smutek cichy W przestrzeniach dr¿y, jak skarga konaj¹ca Gdzie srebrne ³zy padaj¹ w ró¿ kielichy, [ ] (Gdzie jest mój dom?, P I, 124).
Z emblematycznych ujêæ wysnuwa siê szereg w¹tków poetyckich. Na analogicznej zasadzie mikrograficzna zdarzeniowo æ i obrazowo æ niejednego wiersza wch³aniaj¹ mikrokosmos sytuacji i refleksji. Cech¹ niema³ego obszaru tej poezji jest w³a nie zdolno æ ewokowania pojemnych (mikro) wiatów poprzez rozpatrywanie ludzkich, przyrodniczych i ponadzmys³owych epifenomenów. Roztacza siê perspektywa od pobli¿a i obiektu ma³ego lub niepozornego jakby Le mianowskiego znikomka do konstruktu wiêkszego, hiperbolicznego, obejmuj¹cego najdalsze okolice, ³¹cznie z ludzkim uniwersum. Powszednie realia niedoceniana, ¯ycie Literackie 1985, nr 32; J. Paczkowski, Zapomniany pobyt Konopnickiej, ¯ycie Przemyskie 1968, nr 50 51; E. Ihnatowicz, K³opotliwa jubilatka, Guliwer 1991, nr 2. 35 S. Barañczak, Biografio³y, Warszawa 1991, s. 23. 36 Zob. B. Mazan, Pozytywizm warszawski z perspektywy mikro wiatów tekstowych, £ód 2002 (rozdz. Alternatywa. Poezja Konopnickiej na tle epok(i) pejza¿e z ró¿¹), s. 318 406.
154
inicjuj¹ pie ñ, sonet, elegiê37, wycyzelowany fragment poematu albo migawkow¹ egzystencjaln¹ refleksjê na gruncie dowarto ciowania kogo lub czego , obserwacji z nowego punktu widzenia, odkrycia niedostrze¿onej prawdy. Dzieje ch³opskiej siermiêgi jawi¹ siê jako godne ludu epopei (Ch³opskie serce, P II, 247). Prze¿ycia o zró¿nicowanej i wahliwej skali ukazuj¹ wielopoziomowo æ bytu, niekiedy przekornie wobec mód i skonwencjonalizowanych hierarchii. Ods³aniaj¹ w zmiennej tonacji powierzchniowe i ukryte aspekty dokuczliwej tera niejszo ci; ukazuj¹ te¿ spowszednia³e, wznios³e i bolesne (dla innych ni¿ poetki spojrzeñ nieoczywiste i niewidoczne) eschatologiczno-biblijne wymiary egzystencji. Przyczyna modernistycznego smutku mo¿e byæ nader prozaiczna: Raz bowiem prawdê powiedzieæ tu trzeba: Pesymizm w znacznej czê ci swej przychodzi St¹d, sk¹d sny Moora, i czasem brak chleba Melancholiczne bardzo strofy rodzi, A krzyk zw¹tpienia od ziemi do nieba Kawa³ pieczeni cudownie ³agodzi.
(I, 185)38
Nawi¹zuj¹c do badañ francuskiego neurologa Guillaume a Duchenne a (1806 1875), przedstawionych w Mécanisme de la physionomie humaine, où Analyse électro-physiologique de l expression des passions applicablé à la pratique des arts plastiques (Paris 1862), wspó³czesny psycholog potwierdzi³,
37 Interesuj¹ce uwagi na temat odpowiedniego nurtu w poezji Konopnickiej zawiera rozdzia³ Skarga Konopnickiej (s. 207 308) w ksi¹¿ce Bernadetty Kuczery-Chachulskiej, Przemiany form i postaw elegijnych w liryce polskiej XIX wieku, Warszawa 2002, np. w finale wiersza Gdybym ze z³ota powsta³ autorka dostrzega ujednolicenie tego, co z tej i tamtej strony , sygnalizuj¹c samopotwierdzenie siê lirycznego dyskursu i dzie³a inteligencji poetyckiej (tam¿e, s. 286, podkr. BK-Ch). 38 Nie bagatelizuj¹c autentyzmu prze¿yæ modernistycznych, warto doceniæ ¿art, wskazuj¹cy realistyczne pod³o¿e stanów upoetycznionych; maj¹cy taki deziluzyjny sens, co anegdota o Arturze Oppmanie: Z natury, z usposobienia, z potrzeby duchowej by³ on od podstaw optymist¹, ale nachodzi³y go przelotne i ciemne my li; tak oto pewnego razu za s³uchacza maj¹c dra Langego, brata poety, roztacza³ przed nim i cie egzystencjalistyczne wyznanie wiary, ¿e ludzie s¹ nikczemni, ¿e wiat jest jedn¹ wielk¹ omy³k¹ stworzenia, ¿e ¿ycie to bezcelowe pasmo udrêki, a wszystko, co jest, jest nico æ, i to w takim stopniu, ¿e nawet na nirwanê nale¿y patrzeæ jako na koncepcjê zanadto pozytywn¹. «Drogi Arturze przerwa³ mu dr Lange czy ty przypadkiem nie jeste dzi w k³opotach pieniê¿nych?» «Zgad³e » przy wiadczy³ mu pesymista (A. Grzyma³a-Siedlecki, Niepospolici ludzie w dniu swoim powszednim, Kraków 1974, s. 133).
155
¿e u miech nieszczery mo¿na rozpoznaæ obserwuj¹c oczy: przy prawdziwym u miechu marszczy siê wokó³ nich skóra, przy sztucznym pozostaje znacznie g³adsza 39. Trudniej jest o podobne rozró¿nienie w wypadku poezji. Konopnickiej przypisywano w takim przypadku maksymaln¹ prostomy lno æ: Nigdy jej s³owo nie przybiera³o tonu pogardy, zgry liwo ci, nigdy nie mia³o barwy satyrycznej, nie stawia³o sobie za cel ironii. W tym tkwi wy¿szo æ charakteru Konopnickiej. Ból nie zdo³a³ rozsadziæ jej nadziei, przyobleka³ tylko czo³o cieniem melancholii.40
Zdaje siê, ¿e wyrokowano pochopnie, stosuj¹c dogmatyczny kwantyfikator ( nigdy ). Krytyk, pragn¹c ocaliæ koturnowo æ wieszczki, nie chcia³ zajrzeæ na antypody: kipi¹cej ironi¹ Imaginy 41 w relacji do wczesnej poezji, w której wypada³o czasem Konopnickiej zastosowaæ maskê czy chwyt skrywaj¹cy prawdziwe uczucia lub braki warsztatowe; kiedy zarazem pod ka¿dym wzglêdem dojrzewa³a bardzo szybko (nie bez racji trawi³ tamto pokolenie syndrom staro ci przedwczesnej). Dla poetki, zrodzonej w dni tak smutne (B¹d silnym!), by³y to chwile porzucania wymuszonego pogodnego nastroju: Strudzi³ mnie u miech przybrany dla ludzi, Tu chcê byæ sob¹ Strudzi³ mnie u miech, niezgodny z ¿a³ob¹ Mej duszy! (Echa majowe, P I, 64)
By³ to dla Konopnickiej okres zmierzania do niepochwytnych w zdawkowe s³owa nastrojów, jakie trafnie spointowa³ Le mian: najwiêkszym, najbardziej boskim jej zwyciêstwem jest u miech, ten pozór, ta najbogatsza we ³zy bezbolesno æ 42. D¹¿eniom takim towarzyszy³a mia³o æ w nazywaniu zjawisk dobitnie, by: Hañbê zwaæ hañb¹, a nêdzê zwaæ nêdz¹ (Fragmenty. III, P II, 188). Przenikliwy Duchenne zauwa¿y³ niuanse istotne zdaje siê dla analiz i zaniechañ na okoliczno æ, gdy u miech ³¹czy siê z niecnot¹, taktem lub przykr¹ konieczno ci¹: Nie nale¿y wyolbrzymiaæ znaczenia sztucznego u miechu wyrazu twarzy mog¹cego zarówno wynikaæ z uprzejmo ci, jak i skrywaæ zdradê. 39 R. Wiseman, Dziwnologia. Odkrywanie wielkich prawd w rzeczach ma³ych, prze³. J. Konieczny, Warszawa 2010, s. 346; zob. tam¿e, s. 98 102. 40 B. Merwin, Profile i perspektywy, Lwów 1902 (B, 242). 41 Anna Kamieñska uzna³a, ¿e w poemacie wszystko prze³amuje siê w ostrym wietle ironii i satyry (I, 24). 42 B. Le mian, Pan Balcer w Brazylii, Prawda 1910, nr 2 (B, 260).
156
U miechu, który b³¹ka siê tylko po ustach, kiedy dusza siê smuci 43. À propos za nowatorskich scenariuszy zabawy44 i udanych efektów komicznych w utworach Konopnickiej dla dzieci45, mo¿na przypuszczaæ, ¿e czerpa³y one wyczulenie i ostro æ wra¿eñ z sugestywnego i zarazem poetycko zamglonego prze¿ywania wspomnieñ jako chwil dzieciñstwa ; jakby w tego rodzaju uczuciowo ci/ wra¿liwo ci tkwi³a esencja poezjowania, wskazuj¹cego rozmaite powaby i poprzez czêste u poetki repetycje tak (de)konstruuj¹cego wyobra niê, by nawraca³a do pierwotnych róde³: Czy chwilki takie s¹ dzieciñstwem tylko? Je li tak, czy nie dzieciñstwa takie stanowi¹ urok ¿ycia? Po wielokroæ wraca³am my l¹ i pamiêci¹ do tej godziny cichej, a zawsze czu³am j¹ jak ¿yw¹. Czy nie zauwa¿y³ Pan, ¿e stale okre lane wra¿enia, wra¿enia takie, które mo¿na nazwaæ po imieniu, zacieraj¹ siê z czasem i bledn¹, w przeciwieñstwie do dziwnej trwa³o ci wra¿eñ najulotniejszych, o konturach mglistych, ledwo zabarwionych, podobnych do delikatnej woni, o której nie umiemy powiedzieæ, sk¹d p³ynie, ale któr¹ budzi lada przypomnienie.46
Mikro wiat prze¿yæ ludzi prostych otwiera w poezji Konopnickiej widnokr¹g na niepowtarzalno æ ludzkich prze¿yæ i otwarto æ pytañ hamletycznych, ilustrowan¹ s³owami ch³opskiego siewcy-ojca, grzebi¹cego w czarnej roli dwoje dzieci (Wsia³em ci ja w czarn¹ rolê ). Kieruje my li ku polskiej ziemi, wiadcz¹cej realiami o mêce Ukrzy¿owanego. Tak mi siê czasem wydaje, o Chryste, ¯e nie tam kêdy , daleko, za morzem, Ale tu, u nas, mia³ drogi cierniste I ¿e tu naszym przechodzi³ siê zbo¿em, Puszczaj¹c palce po harfie tych k³osów, Co maj¹ ludzki jêk i echa g³osów. [ ] I zdaje mi siê, ¿e tu by³ pojmany, W pêta zakuty i sieczon u s³upa Bo tak mi, Chryste, znajome twe rany I sino æ twoja i katów twych kupa
43 Cyt.
za: R. Wiseman, dz. cyt., s. 103. Zob. M. Ostasz, Od Konopnickiej do Kerna. Studium wiersza pajdialnego, Kraków 2008, s, 43 44. 45 Zob. K. Kuliczkowska, [ wiat prze¿yæ dzieciêcych na wy¿ynach sztuki] (B, 341 342). 46 List Konopnickiej do E. Schwaba-Polabskiego z 3 II [18]87 (K I, 207). 44
157
I wist rzemieni, co kraj¹, jak no¿em, ¯e to nie mog³o byæ gdzie tam, za morzem! (W Wielki Pi¹tek, P III, 64 65)
Przejmuj¹ce migawkowe ujêcia odzwierciedlaj¹ najwa¿niejsz¹ dla cz³owieka topikê rytmu ¿ycia47, od narodzin, poprzez dzieciêctwo, m³odo æ i staro æ do mierci i ¿ycia po ¿yciu ; z przewag¹ motywu ziemskiej skoñczono ci otwieraj¹cego perspektywy: ¿alu, radosnej nadziei, zak³adu Pascala (gdy podmiot liryczny wyznaje: Pragnê i jestem, jak trawa mdlej¹ca , [Z daleka, VI; P II, 165]) lub egzystencjalnej tajemnicy zale¿nie od stanu ducha poetki, konsekwentnej w w¹tpieniu, jak i poszukiwaniu pewno ci 48. Jej stosunek do transcendencji i wynikaj¹ce st¹d imperatywy nadal stanowi¹ fenomen niemaj¹cy prostej wyk³adni. Za autorem nowszej pracy trzeba siê nad poetk¹ u¿aliæ: zosta³a prawie zapomniana, pomimo uniwersalizmu swej lirycznej refleksji, zdumiewaj¹cej uobecnieniem potrzeby transgresji w budowaniu wewnêtrznych pejza¿y lirycznych bohaterów, podpowiadaj¹cej im etyczny obowi¹zek samo/auto/transcendencji, aby przestawali byæ produktem natury i zbli¿aj¹c siê do Boga, usensowniali swoje ¿yciowe do wiadczenia.49
2. Diagnoza be zpo rednia i nie wprost bezpo rednia Wpisana jest w Imaginê. Poetka przywo³uje obrazowy artefakt zwi¹zany z chwa³¹ polskiego rycerstwa. Skrzyd³a husarskie ciê¿kozbrojnej konnicy symbolizuj¹ jednak nadmierne zapatrzenie w wojenn¹ gloriê, kosztem oderwania siê od p³uga codziennych obowi¹zków. Okre lonej wymowie id¹ w sukurs aluzyjne napomknienia o nieobliczalnej religijno ci dawniejszych ludzi, uczepionych u gotyckich wie¿yc , porwanych w b³êkity . Dlatego w historycznej mocarstwowej Rzeczypospolitej stan¹³ wietny, ale nietrwa³y gmach samouwielbienia, bez fundamentu braterskich uczuæ. W krótkiej dygresji tak wiele zawar³o siê dziejowej prawdy gorzkiej, nieprzedawnionej. Czytajmy: Przez ca³e dzieje, jak doba ich d³uga, Dziwnie byli my w b³êkity rzuceni,
47 Zob. A. Brzuska, Topika rytmu ¿ycia. Poetycka antropologia Marii Konopnickiej, w: Ludzie rzeczy obrazy, red. T. Budrewicz i Z. Fa³tynowicz, Suwa³ki 2004. 48 S. Cie lak, Wiara pozytywistów, £ód 2010, s. 41. 49 Tam¿e, s. 91.
158
Porwani skrzyd³y husarzów od p³uga I u gotyckich wie¿yc uczepieni. [ ] W kruchtach my czo³em bili, jako cepy, Jak dzwon w modlitwach g³o ni, ale niemi, Kiedy dla w³asnej i ziemskiej istno ci Przysz³o rzec s³owo braterstwa, mi³o ci (I, 37)
Konopnicka nada³a has³om pozytywistycznym wymiar (neo)romantyczny poprzez wprowadzenie motywów narodowo-patriotycznych, wyostrzenie kwestii spo³ecznych i ukazanie perspektywy lepszego jutra. Je li w punkcie ostatnim by³a to utopia to przecie¿ dynamiczna, mobilizuj¹ca do dzia³ania. Empatyczne, sarkastyczne i postulatywne diagnozy oraz nowoczesne my lenie prospektywne, ubrane w szatê romantyczn¹50, maj¹ce postaæ p³omiennej wiary wbrew nadziei (jak w wierszu Contra spem spero), zyska³y poetce przychylno æ modernistycznego pokolenia. Poprzez po rednictwo romantyzmu towarzyszy³a czo³owym przedstawicielom M³odej Polski. Moderni ci podziwiali j¹ za ³¹cz¹cy dziedzictwo romantyczne z postêpowymi ideami subiektywizm, indywidualizm i antydogmatyzm, za artyzm wierszy (np. parnasistowskich sonetów) i rolê w kulturze epoki. Ju¿ we wczesnej liryce ludowej poetki wyst¹pi³a charakterystyczna dla ówczesnej dykcji synestezja: s³oneczna zorza cicha i ciche wiat³o , jako jedyne z³oto i wiat³o wiejskiego nêdzarza (Z daleka, V; P II 163). Takie chwyty s¹ widoczne równie¿ w epistolografii Konopnickiej, z której wspomnijmy wcze niejszy fragment po wiêcony godzinie cichej , maj¹cej delikatn¹ woñ . Swój pocz¹tek pisarka wspomina³a jako cichy i polny 51. W czasopismach, antologiach i kultowych tekstach uwypuklano wtedy zwi¹zki poetki z now¹ sztuk¹ i nonkonformistyczn¹ refleksj¹. Wac³aw Berent w powie ci pisanej na wra¿enie przytoczy³ fragment z jej Toastu (prwdr. 1884), by zilustrowaæ pogl¹d, ¿e tam, gdzie nie ma publicznego ¿ycia, [ ] tam gazeta poranna przy nosi ludziom szemat my li na ca³y dzieñ 52. Ten diagnostyczny, drwi¹cy wiersz Konopnickiej jest ci¹gle na czasie. Aluzyjny sarkazm jest wiêkszy ni¿ w s³ynnym okrzyku Evviva l arte! z wiersza Kazimierza Przerwy-
50 O nawi¹zywaniu do tej tradycji zob. B. Bobrowska, Konopnicka na szlakach roman-
tyków, Warszawa 1997. 51 Zob. List do E. Orzeszkowej z 9 VI [18]95 (K II, 56). 52 W. Berent, Próchno [1903], wstêp i oprac. J. Paszek, wyd. 2 zmienione, Wroc³aw 1998, s. 81.
159
-Tetmajera. Konstatuj¹c obecno æ w poezji Konopnickiej helotów ze wiata helleñskiego53, nasuwaj¹cych skojarzenia z problemami polskimi jako ¿e nawet w Galicji, gdzie ¿y³o siê swobodniej ni¿ w Kraju Nadwi lañskim, stwierdzano: jeste my spo³eczno ci¹ helotów 54 warto porównaæ zapamiêtany z Toastu obraz rozbawionych helotów 55 ze zmierzaj¹cymi do identycznej analogii wizerunkami w Sclavus saltans (zob. dalej). Tylko cz³owiek naiwny odczyta trywialn¹ pochwa³ê trunku w s³owach: Szalony, kto chce na morskiej g³êbi Gasiæ pragnienie, co mu krew k³êbi. Kto do szerokiej przylgn¹wszy fali, Z ni¹ siê podnosi i w przepa æ wali. Szalony! ¯ycie, wielki piwniczy, Poda mu puchar pe³en goryczy Morza i bez nas w przepa cie p³yn¹ Niech ¿yje wino! My tyle w³a nie mamy zapa³u, Ile go mie ci czara z kryszta³u: Tyle uniesieñ, co pian w tej czarze, I tyle ognia, co w tym pucharze. P³omieñ z helotów piersi nie bucha Brzêk szk³a tak bawi jak brzêk ³añcucha Wielkich klêsk wielkie serca przyczyn¹ Niech ¿yje wino! Ludy siê kêdy pr¹ fal¹ mêtn¹, Szumem ich wzbiera dziejowe têtno, Nad ¿aglem trzeszcz¹ maszty przegni³e To tylko ¿yje, co ¿yæ ma si³ê! A nam tymczasem m³ynek na strudze Obraca plewy swoje i cudze Gór¹ mielizny! Na g³êbiach gin¹. Niech ¿yje wino! (P II, 215)
53
Zob. Fragment (P I, 121); Helios (P III, 226); Cytara Tymona (P III, 239); Z Ksi¹g Sybilli (P VIII, 205). 54 Z. L. Dêbicki, Widmo zdrady, Przegl¹d Lwowski 1876, t. 12, s. 321. 55 Z historycznego punktu widzenia byli to niewolnicy pracuj¹cy na rzecz pe³noprawnych obywateli.
160
Tak formu³owane diagnozy, wkraczaj¹ce w tre ci zakazane przez cenzurê carsk¹, pisarka zabezpiecza³a literackim kamufla¿em. Jêzyk ezopowy i paraboliczno æ Pozytywi ci nazywali formê tajnego kontaktu z odbiorc¹ kontraband¹ intelektualn¹ , jêzykiem rebusowym, wiêziennym, katakumbowym, mimicznym, niewidzialnym lub (wzorem Michai³a Sa³tykowa-Szczedrina) jêzykiem ezopowym. Badania literaturoznawcze ujmuj¹ tê problematykê w zró¿nicowanej stylistyce obejmuj¹cej wiêkszo æ tropów. Zakamuflowany tekst mia³ wywo³ywaæ dwa szeregi znaczeñ: adresowany do cenzora carskiego i polskiego czytelnikapatrioty wychowanego w identycznym co autor krêgu kulturowym56. Swojski odbiorca potrafi³ doszukiwaæ siê tre ci sygnalizowanej na przyk³ad przez urwane zdanie, znak zapytania lub wielokropek, czêsto stosowany przez Konopnick¹. Akcentuj¹c wp³yw kodu cenzuralnego na styl i odczytywanie literatury naszej , nowatorstwo Konopnickiej widziano w tym, ¿e formalno-tre ciowe wzorce (wytworno æ wierszy Asnyka, ¿arliwo æ strof Kornela Ujejskiego) nasyci³a tchnieniem ówczesnej m³odej Warszawy, retorycznej nieco i wielokropkowej , daj¹c poezje, które sta³y siê ulubion¹ straw¹ warszawskiej inteligencji 57. Te obja nienia pomagaj¹ w rozpoznaniu zarówno prostych chwytów, jak i mistrzostwa Konopnickiej w nadaniu mowie ezopowej indywidualnych cech i du¿ego odd wiêku. Wiersze dalej cytowane kr¹¿y³y w odpisach, inspirowa³y fabu³y, motywy i pseudonimy literackie. W okresie od 1 kwietnia 1884 do 30 marca 1886 pisarka kierowa³a dzia³em literackim nowo powsta³ego tygodnika dla kobiet wit . W pierwszym numerze i na tytu³owej stronicy pisma zamie ci³a wiersz Na roz wicie [Nie mogê mówiæ ], stanowi¹cy wyborny przyk³ad poezji kryptopatriotycznej. Zaszyfrowana (nie dla wszystkich) tre æ mie ci³a wykre lane przez cenzurê s³owa: Polska, ojczyzna58. Odpowiedni nastrój (wywo³anie podnios³ych uczuæ) i motywy (heroiczno-rycerskie, bratersko-solidarno ciowe, pejza¿owe, nadziei na lepsz¹ przysz³o æ) sprawia³y, ¿e awizowana zagadka literacka ( kto je [niedozwolone s³owo] odgadnie ) nie by³a trudna do rozwi¹zania. Zamiast programowej publicystyki, 56 Zob. A. Martuszewska, Poetyka polskiej powie ci dojrza³ego realizmu (1876 1895), Wroc³aw 1977, s. 227. 57 A. Potocki, Polska literatura wspó³czesna, Warszawa 1911, s. 300. 58 Rozstrzelonym drukiem zaznaczono dalej miejsca, w których poetka sygnalizuje ograniczon¹ swobodê wypowiedzi, mobilizuje do odczytania intencji patriotycznej i tworzy w³asne okre lenie jêzyka ezopowego.
161
pojawiaj¹cej siê zwyczajowo na rozpoczêcie wydawnictwa, czytelnik otrzyma³ wzruszaj¹cy i szlachetny w wymowie utwór, który rozniós³ siê po ca³ej Polsce, w przedrukach niedaj¹cych siê uj¹æ w liczby 59. Wiersz uzmys³awia³ à rebours prawid³owo æ wzrokocentryzm poezji silniejszy ni¿ prozy jak¹ wykorzysta³ pó niej Przybyszewski, dla podkre lenia rangi tak profiluj¹c graficznie druk Confiteor ( ¯ycie 1899, nr 1), ¿e ten pisany proz¹ manifest literacki przypomina³ typ publikacji zarezerwowany dla wierszy 60. W Na roz wicie wa¿na jest kategoria przemilczenia, podkre laj¹ca konieczno ci wynik³e z cenzorskiego zakazu. Jest to milczenie uniwersalne i zarazem znajome, wszêdobylskie, u³atwiaj¹ce rozpoznanie ojczysto ci w specyficznych obrazach zastêpczych. O czytelno ci przes³ania decydowa³a poetycka formu³a rodzimo ci nawi¹zuj¹ca do dzie³ romantyków, wykorzystuj¹ca ludowo æ, piewno æ oraz motywy zwi¹zane z okre lonymi pragnieniami, cechami pejza¿u i obyczaju; najogólniej mówi¹c, pierwiastki uwa¿ane za typowe i swojskie, daj¹ce odczucie rzewno ci i azylu. S¹ to elementy etosu wiejskiego szczegó³y krajobrazu i wiata przyrody w innych wierszach poetki nieraz opatrywane sygnatur¹ nasze . Takie motywy, wy piewane nie tylko na nutê ludow¹, dostrzegano i wysoko oceniano we wszystkich seriach (I IV, 1881 1896) i zbiorkach poezji Konopnickiej. Je li dla opisywanych krajobrazów nie odnajdywano realistycznego krajowego odpowiednika, równie¿ stwierdzano, ¿e przynosz¹ tchnienie swojsko ci, rodzimo ci, wyzieraj¹cej z pomroki wspomnieñ 61. Na analogicznej zasadzie podkre lano narodowy charakter wyobra ni poetki, jej patriotyzm biologiczny , jakoby bardziej rdzenny od patriotyzmu moralnego 62. Te spostrze¿enia przydaj¹ siê w odczytywaniu wiersza Na roz wicie, w którym porozumienie nastêpuje dziêki niewyszukanym rodkom wyrazu i jakby bezg³o nie, ale na g³êbszym poziomie. Wielu przejawom duchowo ci sprzyjaj¹ bowiem milczenie i cisza. Refleksyjno æ i artyzm s¹ wtedy trudne do wymierzenia, bo do intelektu i wra¿eñ estetycznych twórca apeluje poprzez uczucia. Za komentarz niech wystarcz¹ s³owa: Ze wspó³czuciem te¿ sk³adamy w sercu jej cich¹ skargê, ¿e nie mo¿e mówiæ do nas, jak by chcia³a 63. 59 J.
Baculewski, dz. cyt., s. 38. M. G³owiñski, Trzy m³odopolskie manifesty literackie, Pamiêtnik Literacki 1995, z. 2, s. 94. 61 W. Doda, S³omiany epos. Z notat o Panu Balcerze Konopnickiej, Tarnów 1929 (B, 267). 62 Zob. A. Grzyma³a-Siedlecki, Przedmowa, w: M. Konopnicka, Imagina, Warszawa [1912], s. VIII IX. 63 P. Chmielowski, dz. cyt., s. 140. 60
162
N i e m o g ê m ó w i æ d o w a s, j a k b y m c h c i a ³ a, A n i d o g ³ ê b i s e r c a w a m o t w o r z y æ Ale wy wiecie, jak dr¿y i jak pa³a S ³ o w o t o, k t ó r e p r a g n ê t u p o ³ o ¿ y æ. I stan¹æ przed nim z pochylon¹ g³ow¹ Wielkie, zaklêcia pe³ne, ciche s³owo. [ ] K t o j e o d g a d n i e, ten pójdzie na pole S³uchaæ wiosennych wiergotów skowronka I stanie cichy i wpatrzy siê w rolê, Jak siewy wschodz¹ na ziarno do s³onka. [ .] Lecz teraz mówiæ tu z wami nie mogê T a k, j a k o c z u j ê i j a k o b y m c h c i a ³ a, Bo smêtno æ czasów zachodzi mi drogê, Wiatr chwyta s³owa, a nocna mg³a bia³a Chce rozproszona wpierw byæ i rozbita, Nim pie ni wstan¹, nim dzieñ nam za wita. Wiêc z dala tylko stojê i milcz¹ca Mówiê dzi do was zamkniêtych ust cisz¹ I czo³em w brzaski zwróconym do s³oñca I wiem to, ¿e mnie te serca us³ysz¹, Które nawyk³y samotnym swym biciem Gadaæ z têsknot¹, z nadziej¹ i z ¿yciem. (P II, 185 186)
Zbli¿ony ezopowy charakter ma wiersz Sclavus saltans (prwdr. 1881), nale¿¹cy do obrazków utworów o cechach epickich, lirycznych i perswazyjnej retoryki, uwypuklon¹ point¹ przypominaj¹cych nowelê. Takie wiersze nabiera³y u Konopnickiej znamion oskar¿aj¹cego lub apelatywnego uogólnienia, na przyk³ad za spraw¹ rzeczywistych lub hipotetycznych rysów nieprawdopodobieñstwa psychologicznego. W obrazku Przed s¹dem (prwdr. 1880) trudny do wyobra¿enia jest sêdziowski wyrok: Pójd dzieciê! ja ciê uczyæ ka¿ê! (P I, 217). Wydaje siê wymarzony pedagogicznie i spo³ecznie (utopijny), ale sytuacyjnie i prawnie niemo¿liwy. Wspó³czesne nam badania literaturoznawcze pokazuj¹ jednak, ¿e s³owa sêdziego nie by³y frazesem dla wielu ludzi tamtej
163
epoki64. W podobnych przypadkach poetka nie tyle wierzy³a w mo¿liwo æ realizacji idea³u, ile w potrzebê d¹¿enia do wzorca, decyduj¹c¹ o cz³owieczeñstwie. Programowa inaczej wersja wiersza B¹d silnym! mia³aby dewizê: Pragnienia nie s¹ klêsk¹ ¿ycia, ale jego si³¹, wtedy nawet, kiedy s¹ daremne. Idea³y, nieskoñczono æ, piêkno, dobro, sprawiedliwo æ to tylko pragnienia. ¯e siê nie ziszcz¹ nigdy to nic. Bez nich nie by³oby duszy.65
Znakomicie za to odpowiada³y obrazki wyobra niowo-wizualnym orientacjom epoki prekursorki czasów multimedialnych w której leksemy obraz i obrazek nale¿a³y do najczê ciej u¿ywanych, interrodzajowych i intergatunkowych, okre leñ genologicznych. wietnie te¿ siê nadawa³y do ideowego (czytaj: cenzuralnego) kamufla¿u, jak w³a nie wiersz Sclavus saltans pod wieloznacznym tytu³em, osnuty na uniwersalnym problemie przeklêtym . Wykorzystana topika ma intryguj¹ce i rozleg³e konteksty i podteksty, siêgaj¹ce w odleg³¹ przesz³o æ i najbli¿sz¹ nam dobê; kiedy napiszê o tym. Wiersz zawiera trzy esencjonalne obrazy. Pierwszy, maj¹cy domy ln¹ ideow¹ aprobatê autorki, przedstawia niewolnika zdolnego dziêki wewnêtrznemu hartowi zrzuciæ jarzmo i zagroziæ ciemiê¿ycielom. Drugi niewolnik zachwyca jedynie wygl¹dem. Jest to wra¿enie powierzchowne. Nieugiêty Numidyjczyk nasuwa³ porównanie do strza³ i ciêciwy broni gotowej do u¿ycia natomiast sylwetka Greka, schylonego ulegle, zosta³a w estetycznym i w³adczym zachwycie okre lona ironicznymi s³owami: jak ³uk zgiêty w pyszn¹ liniê krzyw¹ . Dla pogr¹¿onego w pasywnej rozpaczy niewolnika nie ma dobrych perspektyw; jego ³zy pseudonimuj¹ niewystarczaj¹cy na godne ¿ycie nadmiar bole ciwej uczuciowo ci i niedostatek konstruktywnej si³y. Najbardziej przejmuj¹cy jest wizerunek ostatni, najkrótszy, ale umieszczony w zakoñczeniu, a wiêc nacechowanym znaczeniowo miejscu tekstu: Wtem z boku nuta weso³a dolata To sclavus saltans66, S³owianin wpó³dziki 64 Zob.
T. Budrewicz, Czy Konopnickiej u miechnê³a siê rola przedstawicielki i m cicielki ludu ?, s. 155 156. 65 List do T. Lenartowicza z 3 II [18]87 (K I, 208). 66 Jan Czubek w wydaniu krytycznym poezji Konopnickiej (P II, 229) uzna³, ¿e my l do tego utworu poda³ fragment z ksi¹¿ki Karola Szajnochy: Kiedy inne narody tylko w orê¿ i maczugê wierzy³y, gadatliwy, weso³y S³owianin z gê l¹ w rêku bawi³ siebie i innych. Wiêksza po³owa wiata uderza³a w puklerze, a S³owiañstwo pl¹sa³o i piewa³o. Z chaosu wojennych krzyków i gwa³tów tamtoczesnych brzmi¹ ku nam dwie dziwnie odmiennej, dziecinnej
164
Wszêdy mu dobrze i wszêdy mu chata, Byle mia³ pl¹sy i trochê muzyki! Z m³odzieñczej wierzby naci¹wszy ga³êzi, Uczyni³ sobie graj¹ce narzêdzie, Skacz¹c zapomnia³, ¿e ³añcuch go wiêzi Och! Niewolnikiem ten by³, jest i bêdzie! (P II, 229 231)
Poetka aluzyjnie wykorzystuje podwójny sens ³aciñskich s³ów sclavus saltans (niewolnik / S³owianin tañcz¹cy), unikaj¹c jednoznaczno ci, która by³aby nie do zaakceptowania przez cenzurê. Mo¿e tutaj chodziæ o S³owianina (w domy le: Polaka) lub o ka¿dego niewolnika tak dalece nie wiadomego sytuacji, ¿e oddanego bez reszty zabawie. Pod jego adresem jest skierowana najsurowsza opinia. Ma bowiem nie tylko status, lecz tak¿e mentalno æ niewolnika. Dlatego zawsze bêdzie zniewolony, uwiedziony przez warunki. Czego mu zabrak³o? Mo¿e zamy lenia nad tym, ¿e cz³owiek czasem nie dostrzega swej marnej duchowej kondycji (niewoli?), u piony przez zewnêtrzne okoliczno ci, gdy krêpuj¹ce okowy (metaforycznego ³añcucha) s¹ ponêtne, ³udz¹ce. Ka¿dy z przedstawionych bohaterów móg³ wybraæ przynajmniej postawê. Czy gotów by³ skorzystaæ z uwagi adwokata Hulda, adresowanej do Józefa K.: czêsto lepiej jest byæ na ³añcuchu ni¿ na wolno ci 67. Warto pamiêtaæ o niekomfortowej dla psychiki rzeczywisto ci tamtoczesnej, w której wypada³o jak zbola³emu Grekowi i jemu podobnym helotom, figurom zastêpczym prze¿ywaæ nad hañb¹ [ ] dzieñ wesela (W rocznicê Termopilów [P III, 205]). Nie sz³o tu wy³¹cznie o taniec gdy z Toastu przypomn¹ siê s³owa: Brzêk szk³a tak bawi jak brzêk ³añcucha i nie o ka¿dego niewolnika. Tytu³owy sclavus saltans symbolizuje nieszczê nika nieczuj¹cego (niepragn¹cego albo niepotrafi¹cego czuæ) swej nêdzy, pogodzonego z losem, cierpi¹cego bezrefleksyjnie lub uciekaj¹cego od cierpieñ, wykorzystuj¹cego chwilê za cenê zapomnienia o rudymentach. Jest to homo ludens czasu pogardy. Dziêki wierszowi zyska³ si³ê do dalszego obiegu motyw oryginalnej graniczno ci wstrz¹su pod wp³ywem lektury. Sugestywny obrazek Konopnickiej pos³u¿y³ jako impuls lekturowy do obserwowania zachowañ. Wyj¹tkowe rodowisko przedstawi³ Wac³aw Sieroszewski w noweli Sclavus saltans. Wspomnienie z Syberii ( Tydzieñ , dod. Kuriera Lwowskiego 1902, nr 43). G³o na lektura tre ci wyrazy: Sclavus saltans! «S³owianin-skoczek!». Na czarnej chmurze ówczesnych dziejów wiata, jak bia³y lad przelatuj¹cego po niej go³êbia, bieleje sielanka pl¹saj¹cego w pêtach S³owiañstwa (K. Szajnocha, Lechicki pocz¹tek Polski, Lwów 1858, s. 313). 67 F. Kafka, Proces, prze³. B. Schulz, Warszawa 1971, s. 208.
165
wiersza wywiera na polskich zes³añcach ogromne wra¿enie. Ten, który zrozumia³ ideê, szepcze w zakoñczeniu noweli s³owa z obrazka: Dr¿yjcie To Romê niewolnik obala £zy to zbyt wiele £añcuch rw¹ tylko lwy, albo Numidy! 68. W kultowej powie ci znany sobie od dawna utwór Sclavus saltans deklamuje modernistyczny nerwicowiec, porównuj¹c reakcjê g³êboko przejêtej ukochanej z pustot¹ salonowych opinii: ach, jaki pyszny wiersz! 69. Mo¿e by³y to g³osy zgiêtych w pyszn¹ liniê krzyw¹ ? W kierunku szerokiej paraboli zmierza wiersz wiat zawojowa³ (prwdr. 1897): wiat zawojowa³ wielki król I pchn¹³ go stop¹ w pysze, A imiê jego s³awy d³oñ Na czole gwiazdy pisze. I wieci gwiazda wiek i dwa, Ziemia siê w dziwie korzy, A imiê króla rzuca blask Od zorzy a¿ do zorzy. I wieci gwiazda w ka¿d¹ noc Nad ujarzmionym wiatem, A imiê króla z bo¿ych niw Srebrzystym wschodzi kwiatem. Lecz przyszed³ £azarz; ten mia³ ko æ, Wydart¹ psu do jad³a, I palcem wskaza³ imiê to: I gwiazda z nieba spad³a. (P III, 168)
Symboliczny, zadufany, ujarzmiaj¹cy wiat król (w sensie ogólnym: s³awny, autokratyczny w³adca) ma dni wietne, lecz policzone, niepewne. Jego gwiazdê pomy lno ci mo¿e str¹ciæ cz³owiek prosty, ubogi, spo³eczn¹ funkcj¹ ma³y, ale wielki duchowo ci¹. Jest to powiastka ku przestrodze tyranom, krzywdzicielom, mo¿nym a nieczu³ym; wskazuj¹ca ludzi pozornie niewidocznych, którzy w momencie prze³omowym, a wiêc granicznym, potrafi¹ s³owem lub gestem 68 Cyt. za: Wypisy z literatury polskiej czasów najnowszych. Uzupe³nienie dziejów literatury (1864-1905), zestawi³ i opracowa³ W. Feldman, Warszawa 1908, s. 524. 69 L. Belmont, W wieku nerwowym. Powie æ oryginalna, [prwdr. 1888], Warszawa [1928], s. 40.
166
zmieniæ rzeczywisto æ, przewarto ciowuj¹c my lenie o niej. Brzmi¹ te strofy analogicznie, zachowuj¹c proporcjê w porównaniu, jak fragmenty poezji Czes³awa Mi³osza, nag³a niane w okresie solidarno ciowego zrywu Polaków. Konopnicka nie by³a my licielem, pedagogiem spo³ecznym ani politykiem. Poza dzieæmi mia³a tylko wiat my li i pracy 70. Spe³niaj¹c rozmaite s³u¿ebne role, czu³a siê przede wszystkim poetk¹, tak¿e gdy mówi³a o trudnych sprawach narodowych w tonie powa¿nym lub ¿artobliwym, np. w formie bajki dla doros³ych. Wywo³ana tu bajka wzbudza estymê dla dawnej polskiej mowy jako depozytariuszki wietno ci narodowej. Wskrzesza pamiêæ o wa¿nych pojêciach i desygnatach. Pobudza do zastanowienia: Tymczasem zza góry Orszak siê nowy ukaza³. By³ zbrojny, Barwny, buñczuczny, a szumia³ tak pióry, Jak stado dropiów. Orszak, jak do wojny, W stal by³ przybrany i, obok purpury ¯elazem wieci³. W po rodku dostojny, Z rycerskich czynów s³awny i wycieczek, Na siwym jecha³ dzianecie król Æwieczek. By³ to prawdziwy król, w z³otej koronie, Jak go nam stare maluj¹ powie ci; Rycerska postaæ, otwarte w wiat skronie, Broda trefiona jak warkocz niewie ci, Z³ociste jab³ko piastuje na ³onie. P³aszcz z gronostajów purpur¹ szele ci, Na nogach dziane per³ami posto³y, A w miejsce ¿ez³a w prawicy miecz go³y. ¯ez³o tu mówiê, zamiast: ber³o71. Stare Ksiêgi mnie do tej niewol¹ nowo ci. Tam nieraz znajdziesz pod wagê i miarê S³ówko, co w jêzyk napuszcza s³odko ci Piastowych czasów. O, miejmy odwagê Przemówiæ jako ci ojcowie pro ci! Co do mnie, my lê, ¿e to nazwa niez³a I gdy nam bere³ brak³o, miejmy ¿ez³a. (I, 221) 70 List
do Orzeszkowej zob. przypis 13. polskich królów by³y wówczas objête zakazem cenzury.
71 Insygnia
167
Tym fragmentem Konopnicka wpisywa³a siê do grona pisarzy-pasjonatów (takich jak Józef Ignacy Kraszewski i Henryk Sienkiewicz), kolekcjonerów dawnych s³ów. Jak wobec my li z przypowie ci o £azarzu i przytoczonej bajki nale¿a³oby odczytywaæ realistyczno-wizyjne (amplifikuj¹ce wcze niejsze pomys³y?) zakoñczenie VI ksiêgi ludowej epopei? Powstañ £azarzu! Zasi¹d z³ote trono, We ¿ez³o w rêce, podnie je nad wiatem! Poczwórne jezdnych pobite s¹ roty Na ziemi¹ lata grom i piorun z³oty!72
Tu siê za³ama³a lub za³amuje aprobata dla dziewiêtnastowiecznych opinii, zarzucaj¹cych wierszom Konopnickiej retoryczn¹ przesadê. Nowa lektura jej utworów, ganionych ongi za nadmiar pytañ bez odpowiedzi, tautologie i amplifikacje, odczuwane jako wykwint stylowy lub autopowielenia, pozwala sceptycznie spojrzeæ na niedowidz¹cy krytycyzm z perspektywy wspó³czesnego rozumienia retoryki jako autodyskursu g³êboko osadzonego w sytuacji cz³owieka, demaskatorskiego wobec jêzyka, nieukrywaj¹cego, lecz ujawniaj¹cego prawdziwe zamiary wypowiedzi73. Widaæ st¹d, ¿e po regresie z pocz¹tku XIX wieku ju¿ przy koñcu tamtego stulecia o¿ywia siê napiêcie miêdzy etycznymi a logicznymi koncepcjami retoryki i nastêpuje rewaloryzacja niesionych przez ni¹ warto ci, aczkolwiek w centrum refleksji znajduje siê wci¹¿ synteza patosu i logosu, przymierze wra¿liwo ci i racjonalno ci 74. Warto by³oby poddaæ obserwacji, jaki kierunek obieraj¹ porównywalne refleksje w poezji Konopnickiej. W wietle zdystansowanej i tak wzbogaconej perspektywy historycznej mog³aby nale¿ycie wybrzmieæ jej retoryczna ostro æ, swada, bezkompromisowo æ i dociekliwo æ wobec wa¿nych ludzkich spraw. Nie bez pewnych rezultatów relacjonowa³ takie od wie¿aj¹ce odczytanie dawniejszy krytyk, stwierdzaj¹c, ¿e retoryczny charakter maj¹ najpiêkniejsze jej [Konopnickiej BM] poezje , w jakich umia³a siê przejêæ tymi drêcz¹cymi zagadnieniami, które rodzi³y i rodz¹ niepokój w cz³owieku 75.
72 M. Konopnicka, Pan Balcer w Brazylii, oprac. J. Czubek, wyd. 4, Warszawa 1925, s. 374.
73 Zob. M. Meyer, M. M. Carrilho, B. Timmermans, Historia retoryki od Greków do dzi , prze³. Z. Baran, Warszawa 2010. 74 Tam¿e, s. 241. 75 P. Chmielowski, dz. cyt., s. 128.
168
3. Inne perspektywy Pojawia siê w tej w poezji motyw tragicznej wielko ci, zwi¹zany z realistycznym, przysz³o ciowym lub imaginacyjnym wizerunkiem ludzi nieulêk³ych i nieustêpliwych, suwerennych i rzutkich my lowo, roz wietlonych wiat³em wewnêtrznym. Okre lone atrybuty rzeczywisto ci (np. biografie historyczne) i metafory oraz lotne, niepokorne my li przydaj¹ im trwa³ego kolorytu. W poezjowaniu Konopnickiej mo¿na dostrzec kulturowe odzwierciedlenie niestarzej¹cych siê konfliktów i nadziei, jakie obecne pokolenie mog³o ujrzeæ w filmie Agora (Hiszpania, Malta, 2009, re¿. Alejandro Amenábar). Film stawia w centrum identyczn¹ postaæ co pierwsza czê æ fragmentów dramatycznych Z przesz³o ci (1881), zatytu³owana Hypatia, od nazwiska m¹drej, urodziwej i charyzmatycznej (jako wyk³adowczyni) filozofki neoplatoñskiej i matematyczki (ur. ok. 355, zm. 415 w Aleksandrii). Historyczna bohaterka za sw¹ postawê i przekonania pad³a ofiar¹ sfanatyzowanego t³umu chrze cijan76. Film oszczêdzi³ tak drastycznego obrazu, jaki zosta³ przedstawiony w opartej na ród³ach historycznych nocie poprzedzaj¹cej tekst literacki: wielu namiêtnych, wyzutych z boja ni bo¿ej ludzi, prowadzonych przez Piotra lektora, zmówiwszy siê, ci¹gnêli j¹ z woza w pobli¿u ko cio³a, zwanego Cesareum, a obna¿ywszy z szat, okrutnie zabili, rozszarpane jej cia³o rozrzucaj¹c po mie cie 77. Niezale¿nie od zbie¿no ci w obu tekstach literackim i kulturowym (filmowym) motywów przewodnich, zarysowuj¹ siê ró¿nice uzmys³awiaj¹ce odrêbno æ pisarki wnosz¹cej w³asne przemy lenia. W ekranizacji wyró¿niaj¹ siê takie pierwiastki: gloria fresku historycznego, retuszuj¹ca spo³eczno-psychologiczne przes³anki tragedii; umys³owo æ i uroda bohaterki, mia³ej i dumnej, kochanej i nienawidzonej, wyró¿nionej z dominuj¹cego t³umu mêskiego rysem kobiecej fizjologii78; okrucieñstwo stadnych poruszeñ, zacietrzewienia i fundamentalizmu wyros³ego na tle wyznania, niewiedzy, nietolerancji, zazdro ci, zawi ci oraz walki o w³adzê i przywództwo duchowe; determinanty intelektualne, emocjonalno-duchowe i spo³eczne pracy naukowej pasja poznawcza, odwaga, prawo do podwa¿ania 76 Wed³ug
najnowszych opinii by³o to m o r d e r s t w o o c h a r a k t e r z e p o l i t y c z n y m (M. Dzielska, Hypatia z Aleksandrii, wyd. 3 poprawione, Kraków 2010, s. 164 [podkr. M. Dz.]). 77 Z przesz³o ci. Fragmenty dramatyczne (P VII, 108). 78 Orestesa, który j¹ wielbi bardziej ni¿ muzykê jako siedzibê prawdziwej harmonii , obdarowuje chustk¹ splamion¹ w³asn¹ krwi¹ miesiêczn¹ , mówi¹c: w tym [ we mnie BM] nie ma ¿adnej harmonii . Scena ma uzasadnienie w ród³ach historycznych (zob. M. Dzielska, dz. cyt., s. 105 107).
169
autorytatywnych opinii, przyjazne i wrogie rodowiska. Natomiast Konopnicka po³o¿y³a dwuogniskowy, bardziej zawê lony nacisk na wyrachowan¹ bezwzglêdno æ socjotechniki fanatyzmu oraz si³ê i urok Hypatii jako niezawis³ego w pogl¹dach cz³owieka, zuchwale zdaniem antagonistów szukaj¹cego odpowiedzi na wielkie pytania o ¿yciu i mierci , dyskutuj¹cego z uczniami (poganami i chrze cijanami): O celach ¿ycia, o granicach wiedzy, / O przedistnieniu dusz, o nieskoñczonym / Trwaniu idei, o wolno ci duchów (P VII, 112 113). Dlatego zwyciêstwo nad ni¹ jest op³akane , a wspó³czuj¹cym, lecz biernym obserwatorom wystawia niechlubne wiadectwo, niepozwalaj¹ce na dekompozycjê wizerunku bohaterki, bo: Kto nad wielkim p³acze, bywa ma³y (P VII, 137). Hypatia Konopnickiej jest bez skaz i pêkniêæ , otoczona biel¹ przestrzennych artefaktów i jasno ci¹ skontrastowan¹ z atrybutywn¹ czerni¹ mnichów (analogicznie wymowny dwumian barw wystêpuje równie¿ w filmie). Swoje filozoficzne pogl¹dy, niewiele odpowiadaj¹ce neoplatoñskim79, przede wszystkim prezentuj¹ce stanowisko pisarki, wypowiada najdobitniej w rozmowie z przyjació³mi Atenagorem: Mniemam, i¿ morze, ruch wieczny i si³a, Wieczna harmonia ¿ycia i przemiana, Przed któr¹ zawsze w nieskoñczono æ droga, Która wyczerpaæ nie w stanie jest siebie, ¯adn¹ potêg¹ nieopanowana Jest form¹ bytu godn¹ nawet Boga! (P VII, 123)
I umieraj¹cym w jej obronie Dejterosem: [ ] dusza nigdy nie umiera! Formy s¹ zmienne, lecz idee wieczne I nad ³ez ziemi¹ s¹ wiaty s³oneczne! (P VII, 139)
T³o zdarzeñ, realistyczne i symboliczne, jest kszta³towane poprzez motywy atakuj¹cej protagonistkê pustyni. Widaæ to w wietle niezwi¹zanych ze sprawami Konopnickiej tekstów, pokazuj¹cych, ¿e realia i figuratywno æ pustyni (zw³aszcza duchowej) odgrywaj¹ coraz wiêksz¹ kulturow¹ rolê we wspó³czesnym obrazie wiata i naszej kondycji. Spiskowcy chcieliby nasyciæ Aleksandriê sza³ami pustyni . Przychodz¹cy z pustyni , niedawno padaj¹cy na twarz w pustyni 79 Zob.
tam¿e, s. 50.
170
kurzawê , gro¿¹ Hypatii mierci¹. A ona nie chce dalej ¿yæ, przypuszczaj¹c, ¿e ojców jej miasto / Wkrótce siê w dzik¹ zamieni pustyniê (P VII, 136). U Konopnickiej kobieco æ bohaterki zosta³a inaczej wyartyku³owana ni¿ w filmie, ale odczucie mo¿e siê wi¹zaæ z odmienno ci¹ rodków ekspresji; s¹ zreszt¹ znamienne miejsca wspólne. O¿ywiaj¹cym Aleksandriê pogl¹dom sprzyja fakt, ¿e g³osi je tak piêkna i m³oda kobieta (P VII, 113)80. Bohaterkê utworu wiedzie do zguby pustynny ¿ar tajonej (albo urojonej) mi³o ci spiskuj¹cego mnicha, drêczonego na piaskowym pustkowiu wizj¹ kobiety przypominaj¹cej Hypatiê. Wspomnienie tego, zakoñczone proroctwem kary dla kobiety wy nionej: Biada ci! pustynia ju¿ wstaje! (P VII, 121), ma wcze niej formê hymnu mi³osnej têsknoty, tak¿e zmys³owej. Takie zespolenie pierwiastków krañcowych jest charakterystyczne dla uczuciowo ci granicznej, spod znaku odi et amo. Czu³em ciê w piersiach, ty piêkna ty bia³a, Co gdzie istnia³a daleko ode mnie, Wabi¹c rozkosz¹ mi³o ci i cia³a (zas³ania rêkami oczy)
Cicha i lekka, przez skwarne puszcz piaski Sz³a zmrokiem, by mi zarzuciæ ramiona Na szyjê, zgiêt¹ pod mniszym kapturem U miech twój miewa³ nag³e jakie blaski, Jakby ust twoich królewska zas³ona Skarb zakrywa³a prze okiem ol nionem Sz³a i dziewiczem wabi³a mnie ³onem A palmy imiê twe piewa³y chórem A wiatr twe tchnienie niós³ mi gorej¹ce (P VII, 120)
Fakt zdarcia przed zabójstwem szat z urodziwej Hypatii81 nasun¹³ niektórym autorom przypuszczenia, ¿e sta³a siê ofiar¹ sadyzmu i po¿¹dania zabójców82. We fragmencie dramatycznym bohaterka dobrowolnie staje siê okupem spokoju miasta , bo jest zakochana w wolnym duchu Hellady oraz muzeach i ksiêgo-
80 Wed³ug filmowego ojca Hypatii, jej atrybuty prace godne podziwu , rozwaga i cnotliwo æ malej¹ w tym przykrym po³o¿eniu , ¿e jest kobiet¹ . Zastanawia, ¿e do przeprowadzenia okre lonych my li Konopnicka i Amenábar pos³u¿yli siê wizerunkiem kobiety. 81 Nota bene, odzwierciedlony w filmie oraz utworze Konopnickiej. 82 Dzielska nie znalaz³a w wykorzystanych ród³ach ¿adnych uzasadnionych argumentów na poparcie tych pogl¹dów (dz. cyt., s. 175).
171
zbiorach s³awnych jako pomnikach naszych narodowych (P VII, 136); wyczuwa siê w tych sformu³owaniach humanizm kulturowy i aluzjê do zniewolonego wiata wspó³czesnego pisarce. Hypatia Konopnickiej przejawia wra¿liwo æ / uczuciowo æ skierowan¹ na ka¿dego cz³owieka, niezale¿nie do jego p³ci i statusu wyzwala wszystkich niewolników, by uchroniæ ich od prze ladowañ. Historyczna Hypatia by³a podziwiana za urodê, ale ¿y³a w celibacie. Uwodzi³a jedynie sw¹ postaw¹, intelektem. W legendzie ma nadal taki urok scjentyficzny; w XX wieku zosta³a uznana przez autorytety naukowe za cz³owieka o najwy¿szym poziomie inteligencji w historii ludzko ci83. Niektóre rysy literackiej Hypatii s¹ nacechowane autobiografizmem, ³¹cz¹cym kwestie p³ci kulturowej ze zjawiskami recepcji. Konopnicka z powodu ataków (za Fragmenty dramatyczne) mimo woli odczuwa³a niekobiec¹ 84, jak czytamy, zaciêto æ dumy w osamotnieniu i wiedzia³a, ¿e uchodzi za zbuntowan¹ istotê 85. Utyskiwa³a na opozycje przy swoim ka¿dym niezale¿nym zdaniu 86, ale jak widaæ by³a do nich przywi¹zana. Nazywana duchem niepokornym i pysznym traktowa³a wzloty ducha i walki jak o³tarz , przy którym sta³a w czci i z modlitw¹ 87. Z powodu Fragmentów dramatycznych, prezentuj¹cych z kolei anatoma Vesaliusa, s¹dzonego przez Inkwizycjê za zniewa¿anie grobów, z których bra³ cia³a potrzebne do badañ, oraz astronoma Galileusza, wznosz¹cego na obronê heliocentrycznej teorii okrzyk: E pur si muove! (P VII, 191), Konopnicka narazi³a siê krytyce konserwatywnej. Formu³uj¹c zarzut areligijno ci o wyd wiêku antypolskim, chciano w niej widzieæ, gdyby my nawi¹zali do emblematów, piewaczkê mêczenników idei , która by³aby radosn¹ wieszczk¹ prawdy 88 g³oszonej w od³amie zachowawczym. Wtedy i pó niej niewielu mia³a rzetelnych obroñców. By³a w ród nich Orzeszkowa (wydawca fragmentów dramatycznych ), która ideê poematów rozumia³a jako historiê mêczeñstw poniesionych 83 Wed³ug Logonia-Hypatia, <http://www.logonia.org/content/view/504/2/> [dostêp: 26.11.2011] . 84 Podobne rysy ujawnia³y siê wprost i dostrzegali krytycy. Nieraz podmiotem lirycznym w poezji Konopnickiej by³ mê¿czyzna albo istota odczuwaj¹ca mêski ból (Z daleka, VIII; P II, 168); o mêskie wytrwanie apelowa³ wiersz B¹d silnym! (P I, 110). Chmielowski zauwa¿a³ mêski, entuzjastyczny nastrój w III serii Poezji (dz. cyt., s. 143), a inny krytyk podziwia³ mêskie strofy Imaginy (H. Galle, dz. cyt., s. 10). 85 List do T. Lenartowicza z 13 V [1884] (K I, 67). 86 List do T. Lenartowicza z 1 V [18]86 (K I, 72). 87 List do T. Lenartowicza z 24 IV [18]87 (K I, 77). 88 [b.p.], Z przesz³o ci. Fragmenty dramatyczne przez , Przegl¹d Katolicki 1881, nr 5.
172
za wolno æ my li i sumienia 89; podziwia³a artyzm, ale obawia³a siê reakcji wspomnianego rodowiska, stwierdzaj¹c, ¿e s¹ to prawdziwe arcydzie³a poezji, ale te¿ zarazem i herezji; [ ] rzecz jest liczna, z ogromnym natchnieniem, brylantowym jêzykiem z szerok¹ wiedz¹ historyczn¹ pisana i jest te¿ tak we wzglêdzie religijnym mia³a, jak nic dot¹d w literaturze naszej 90. Orzeszkowa mog³a nadto ¿ywiæ niepokój o aprobatê utworu przez cenzurê. Nie oby³o siê bez uszczerbku. W pierwszym wydaniu Z przesz³o ci umiejscowione pod tytu³em motto: Nad wiekami lecim i patrzym i p³aczem (cytat z Nie-Boskiej komedii Zygmunta Krasiñskiego) by³o niezlokalizowane w dziele i podpisane: Z .Kr . 91, bowiem zezwolono jedynie na pos³u¿enie siê inicja³ami polskiego wieszcza. Sytuacja komplikowa³a siê równie¿ dlatego, ¿e ówczesnego konserwatyzmu nie nale¿y mechanicznie uto¿samiaæ ze wstecznictwem, bo nieraz zmierza³ do konserwowania pierwiastków zasadniczych dla to¿samo ci narodowej, któr¹ w kwestiach zwi¹zanych z religi¹ atakowali przeciwnicy polsko ci w Prusach i w Rosji. Rozumia³ te uwarunkowania autor podkre laj¹cy wysoce humanitarn¹ d¹¿no æ fragmentów : Nie o katolicyzm przecie¿ tu chodzi³o Konopnickiej, lecz w ogóle o wszelkiego rodzaju wiêzy ducha 92. W gronie krytyków Z przesz³o ci znalaz³ siê odkrywca talentu poetyckiego Konopnickiej Sienkiewicz, maj¹cy teraz za z³e liberaln¹, nowo¿ytn¹ tendencjê, kwoli której autorka wybiera umy lnie takie temata, w których Ko ció³ gra rolê Arymana, staraj¹cego siê zgasiæ wiat³o æ Ormuzdowi 93. Po latach spojrza³ inaczej na stosunek poetki do spraw wiary94. W nowszej dobie z³o¿ono æ postawy wiatopogl¹dowej Konopnickiej usi³owano wykorzystaæ dla propagandy walki o racjonalistyczny pogl¹d na 89 List
do T. T. Je¿a [Z. Mi³kowskiego] z 10 (22) IX 1879 (cyt. za: Listy zebrane, oprac. E Jankowski, t. 6, Wroc³aw 1967, s. 67). Zob. praca charakterystyczna dla ówczesnego trendu w poznawaniu takich postaci jak Hypatia J. R. Barni, Les Martyrs de la libre-pensée, Genève 1862 (wyd. 2, Paris 1880, wyd. pol. Mêczennicy my li, wed³ug I. [!] Barniego i A. Krzy¿anowskiego, oprac. K. L., Warszawa 1883, tutaj Hypatia, s. 55 71). 90 List do T. T. Je¿a z 6 X 1879 (cyt. za: Listy zebrane, s. 70). 91 Zob. Z przesz³o ci. Fragmenty dramatyczne przez Maryê Konopnickê [!], Wilno 1881. 92 H. Galle, dz. cyt., s. 27. 93 -§- [H. Sienkiewicz], Wiadomo ci bie¿¹ce , Gazeta Polska 1880, nr 288 (wg: Dzie³a, red. J. Krzy¿anowski, Warszawa 1950, t. 3, s. 144). 94 Zob. H. Sienkiewicz, Maria Konopnicka (P I, s. I II): Zdarza³o siê te¿ Jej czasem podnosiæ oczy pe³ne ³ez albo nawet gniewu ku górze i pytaæ: Czemu tak jest? Dlaczego istnieje tyle z³a, tyle nêdzy, tyle mêki, tyle rozpaczy. [ ] takie pytania stawia Bogu w imieniu nieszczêsnych nie filozoficzny umys³, ale rozdarte serce. [ ] i ta skarga nie jest niewiar¹, ale raczej modlitw¹ .
173
wiat i postêpow¹ postawê ideologiczn¹ 95. Pisarka mierzy³a jednak wy¿ej, ani¿eli s¹dzili interpretatorzy naginaj¹cy jej utwory do upatrzonej wyk³adni. Kwestia Hypatii i dyskusji wokó³ niej, uruchamiaj¹ca wiele ogniw wiatopogl¹dowych, etycznych i spo³ecznych, mo¿e siê dzisiaj jawiæ na wzór opinii, jak¹ Orzeszkowa przekaza³a Konopnickiej, nazywaj¹c instynktem pogañskim z którym trzeba jednak siê liczyæ to, ¿e spo³eczeñstwo, czy raczej krytyka nasza nie zna miary i w tworzeniu bo¿yszcz i w zrzucaniu ich z piedesta³ów 96.
4. Zakoñczenie i pocz¹tek drogi Konopnicka, obficie czerpi¹c z do wiadczeñ osobistych i zbiorowych, pisa³a o nich zrozumia³ym, wypracowanym i czêstokroæ piêknym lub przejmuj¹cym jêzykiem. Dlatego sta³a siê wyrazicielk¹ pokolenia, jest doceniana wspó³cze nie i mo¿e liczyæ na d³ugie trwanie niewy³¹cznie w ród Polaków97. Decyduj¹ o tym prze wituj¹ce z ró¿nych wierszy idee wieczne i kszta³c¹ce realia, np. umi³owanie narodu (nie tylko w³asnego) i cz³owieka (jako odrêbnego i niepowtarzalnego wiata), którego warto poznawaæ i opisywaæ z przes³aniem: jak wiele mo¿e on uczyniæ wspólnie z innymi, jak du¿o znaczy niezale¿nie od innych. By³a to poetka wra¿liwa i zaanga¿owana przekonaniowo, b³yskotliwa i m¹dra, przenikliwie wpatrzona w rzeczywisto æ i próbuj¹ca na ni¹ wp³ywaæ poprzez historiozofiê poetyck¹ o cechach lokalnych i uniwersalnych. Z jej rozmy lañ nad kondycj¹ ludzk¹, spo³eczn¹ i powo³aniem twórczym przebija siê inspiruj¹ca tre æ: si³a i aura cz³owieczeñstwa tkwi w s³abo ci u wiadamianej i przezwyciê¿anej lub znajduj¹cej wsparcie; zadaniem poety jest wskazywanie przyczyny niedow³adu i rodków naprawy. W niejednej za kwestii na tej kanwie wyros³ej dzisiejszo æ poezji Konopnickiej ujawnia siê w ostrym otwarciu na fundamentalny, ale niefundamentalistyczny dyskurs.
95 M. Dobrowolski, Wstêp, w: M. Konopnicka, Z przesz³o ci. Fragmenty dramatyczne, Warszawa 1960, s. 12 13. 96 List z 1 [1]900 (K II, 75). 97 Na wyk³adzie (Pekiñski Uniwersytet Jêzyków Obcych, wrzesieñ 2008) prezentowa³em poezjê Konopnickiej zainteresowanym, czêsto przejêtym, studentom i naukowo-dydaktycznym pracownikom chiñskiej polonistyki; wersja spisana, prze³o¿ona na jêzyk chiñski przez prof. Yi Lijun, ukaza³a siê w Zeszytach Naukowych Wydzia³u Kultur i Jêzyków Wschodnioeuropejskich wymienionego uniwersytetu (zob. Realism, Relevance and Universalism in Maria Konopnicka s Poetry, Chinese Journal of European Languages and Cultures , vol. 6, Beijing 2011, s. 128 148).
174
Przewidziana na teraz wierszowana pointa mog³a wyst¹piæ jako motto tego szkicu, bo uprzytamnia, co jest wa¿ne w ¿yciu cz³owieka, ³¹cz¹c nieb³ahe uczucia realne i graniczne z zaskakuj¹cym emblematem poetki. Dama z ró¿¹ pisze o realistycznym pragnieniu sukcesu upostaciowanym w atrybutach ukoñczenia uczelni, wysokiej wiedzy i naukowego tytu³u. Traktuje te d¹¿enia ze zrozumieniem, ale wy¿ej ceni mi³o æ, figlarnie rozwijaj¹c metaforê z ró¿¹ i motylem. Problem ma charakter otwarty. Wi¹¿e siê ze spraw¹ nabrzmia³ych w konsekwencje wyborów lub kompromisów: z jednej strony wabi wiat warto ci zewnêtrznych, z drugiej najpierwotniejsze z ludzkich uczuæ, swoi cie testuj¹ce, je li zawierzyæ s³owom: W mi³o ci tylko jednej ty cz³owiekiem (I, 63). Zdarzy³o mi siê wykorzystaæ przytoczony tu fragment na rozpoczêcie roku akademickiego dla uzmys³owienia, ¿e w ¿yciu naukowym istotne jest pogodzenie obowi¹zków i d¹¿eñ z pochyleniem nad urod¹ codzienno ci i uczuciami. Na co siê przyda ca³a m¹dro æ wiata, Co atramentem zalewa ci duszê, Je¿eli, na kszta³t znikomego kwiata, Serce twe wiêdn¹c w miertelnej posusze, W piersiach siê nie rwie, nie dr¿y, nie ko³ata? Je li sple nia³e Tacyty, Liwiusze Nawet ci tyle nie dadz¹ och³ody, Co kropla rosy, ³za lub kropla wody? Toga i biret i ca³y rynsztunek Uczonych mê¿ów zapewne nie plewa; Lecz jak¿e b³¹dzi ten, kto swój rachunek Z szczê ciem przez dyplom zrównaæ siê spodziewa! Wszak nim druk nasta³, by³ ju¿ poca³unek, A przed Nestorem jeszcze ¿y³a Ewa, I nim Justynian prawa swoje spisa³, Na piersiach ró¿y motyl siê ko³ysa³. (I, 27)
Bogdan Mazan Ideas Eternal and Educative Realities: Approaches of Maria Konopnicka ka ss Poetry This paper aims at taking a closer look at selected poetic pieces by Konopnicka, intriguing as they are with their perception of reality and vividness of
175
ideas. These traits are reflected in some very simple texts, as are in those intellectually or formally sophisticated ones. Detection of the addressee perspective in studies on this author, and appearance of an area of the known and the unknown in her life and output became a novelty several years ago. Scholars tend to be in agreement with one another as to the high value of several of Konopnicka s folk lyrics, the collection Italia (1901), or fragments of poems. On the other hand, the literary scholars reserve toward the whole content of Imagina or Pan Balcer w Brazylii testifies to a cautiousness about acceptance of the once-prevalent much favourable opinions promoting Imagina to a masterpiece and Pan Balcer to a folk epopee, worthy of being positioned beside the national epic Pan Tadeusz by Adam Mickiewicz.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
Beata K. Obsulewicz
DYM MARII KONOPNICKIEJ JAKO DZIEWIÊTNASTOWIECZNY TROP VANITAS
Dym nad dymami Najpierw dwa cytaty z powie ci Jerzego Sosnowskiego. Pierwszy, d³u¿szy, to fragment refleksji Je¿a g³ównego bohatera, a zarazem narratora tego tekstu, cz³owieka ¿yj¹cego u schy³ku wieku XX. Ta wypowied nakre la ramy, w których zamkn¹ siê kwestie poruszane w niniejszej pracy. Niezgoda na okrucieñstwo tego wiata, na cierpienie i mieræ, têsknota, pewnie te¿ twórczo æ [ ] to wszystko jest stanem ducha, który nie daje siê zamkn¹æ w wiecie. Bo to wszystko jest niefunkcjonalne, a ca³a reszta jest funkcjonalna, czasem przera¿aj¹co, ale ca³kowicie funkcjonalna. Wiêc mo¿e to byæ lad Boga. Z tym, ¿e nie ma tu zwyk³ego wynikania, ruchu rozumu, rozumiesz: têsknota, niezgoda, skandal s¹ wspó³istotne ze zdaniem Byæ mo¿e poza moim spojrzeniem jest Bóg. [ ] Zrozumia³em, ¿e to w³a nie oznacza dla mnie Kohelet, moja ulubiona Ksiêga. Marno æ, wszystko marno æ no wiesz, nie wezwanie do ascezy, ale do przekroczenia. wiat, w którym ¿yjê, wiat przed moimi oczami jest nie do zaakceptowania. Ma wiele uroków, tak: ciesz siê m³odzieñcze, w m³odo ci swojej , ale w ostatecznym rachunku istnieje horyzont eschatologiczny. I to, ¿e on jest, to, ¿e go postrzegam, ¿e wiedzê o nim noszê w sobie, to lad, ¿e jeste my nie tylko z tego wiata, ¿e jeste my wêdrownikami i go æmi. [ ] I zrozumia³em te¿, ¿e o tym, o czym podobnym, mówi Ksiêga Hioba: ¿e uprawnienia rozumu i instynktu moralnego koñcz¹ siê tu, po wewnêtrznej, naszej stronie horyzontu. Bóg zza chmury odpowiada Hiobowi cudownie nie na temat. Ten mu: dlaczego mnie skrzywdzi³e , a tamten: gdzie by³e , kiedy zak³ada³em ziemiê Bo wobec skandalu cierpienia nie ma rozumnej czy zadawalaj¹cej odpowiedzi. Kiedy siê j¹
177
próbuje formu³owaæ, to próbuje siê jakby ukryæ przed wzrokiem liniê widnokrêgu. Udawaæ, ¿e jej nie ma1.
Cytat drugi to komentarz do teologicznych dywagacji zaprz¹taj¹cych ja ñ niewskazanej z nazwiska postaci (wiele wskazuje na to, i¿ chodzi o Tadeusza Miciñskiego) w roku 1910: [ ] dymów dym, wszystko dym, przychodz¹ mu do g³owy pierwsze s³owa francuskiego t³umaczenia Ksiêgi Koheleta [ ]2.
Lektura Wielo cianu w niepokoj¹cy sposób ewokuje tematykê jednego z najbardziej znanych, nale¿¹cych do szkolnej klasyki tekstów Marii Konopnickiej. Uwagi Sosnowskiego tworz¹ nowe, jak siê wydaje, konteksty dla odczytañ s³owa przez autorkê po³o¿onego w tytule. Ponadto podsuwaj¹ nowe tropy interpretacyjne. Potraktowanie Dymu jako pozytywistycznej glossy do Koheleta i Hioba, ustawienie go w porz¹dku utworów obrazuj¹cych i interpretuj¹cych tre ci wanitatywne zdj¹æ mo¿e z tekstu kl¹twê nazbyt prostych wyk³adni, sprowadzaj¹cych go jedynie do rodzajowego obrazka. Mo¿e te¿ byæ, choæ nadziei na to zbyt wielkich niestety nie ma, pretekstem do wyrwania Konopnickiej z krzywdz¹cego stereotypu autorki chwytaj¹cej za czytelnicze serce rodkami literacko niewyszukanymi. Stereotyp taki coraz czê ciej powielany jest w mediach3. 1 J.
Sosnowski, Wielo cian, Warszawa 2001, s. 130 131. s. 141. 3 Przyk³ad z felietonistyki internetowej: Przyznajê siê od razu od kilkunastu dni zaczynam poznawanie codziennej porcji wiadomo ci od sprawdzania informacji o sze cioletnim Tomku. Tym, który zatru³ siê muchomorem i mia³ przeszczepion¹ w¹trobê. Ciesz¹ mnie wie ci, ¿e jego stan siê poprawia; do³uj¹ te, ¿e jest gorzej. Zaciskam zêby, gdy czytam, ¿e znów jest w pi¹czce, ¿e ma otwart¹ jamê brzuszn¹, ¿e wyla³a mu siê ¿ó³æ. To dziecko bardzo cierpi, wiêc szepczê do klawiatury «trzymaj siê Tomku, bêdzie dobrze». Ja wiem, ¿e t o s e n t y m e n t a l i z m, k i c z, K o n o p n i c k a [podkr. BKO], ¿e podobnie jak Tomek, albo i jeszcze bardziej, cierpi tysi¹ce chorych dzieci. Wiem, ¿e to jednostkowy przypadek, który ¿yje w przestrzeni publicznej, bo zosta³ dobrze nag³o niony. Wiem, ale nie potrafiê zdobyæ siê na wynios³¹ oziêb³o æ. I nie mam na to ochoty. Los Tomka bardzo mnie obchodzi. Wiêc notujê, ¿e trzyizbowy, drewniany dom, w którym mieszka, w³a nie jest remontowany. ¯e jest ocieplany, ¿e bêdzie mia³ ³azienkê i bie¿¹c¹ wodê. I now¹ pod³ogê. Rodzicom Tomka, ludziom niezamo¿nym, pomaga w tym gmina, pomagaj¹ firmy, które za darmo da³y materia³y budowlane. To dobrze, punkt dla ch³opca odhaczam <http://fakty.interia.pl/felietony/walenciak/news/walenciak-polska-ratuje-tomka-oby-sie-udalo,1527899> [dostêp 06.09.2010]. Wpisanie nazwiska Konopnickiej w wyszukiwarkê przynosi mnóstwo przyk³adów w podobnym stylu. Staje siê tak, jakby w wiadomo ci powszechnej Konopnicka zarezerwowana by³a jako dy¿urna muza niedoli dzieciêcych, bezradno ci seniorów i emerytów oraz spo³ecznej dysfunkcyjno ci. 2 Tam¿e,
178
W zapiskach Je¿a mowa o nieustannym napiêciu miêdzy wiatem postrzeganym i wyobra¿onym. O wspó³istnieniu tego, co akceptowalne, i na co zgody byæ nie mo¿e. O jednoczesnej blisko ci eschatologii i wiata przed oczyma . Pojawia siê wreszcie warte rozwa¿enia stwierdzenie, ¿e marno æ nad marno ciami to wezwanie do przekroczenia. Jaki jest kierunek owego przekroczenia, ku czemu ma ono prowadziæ i jakie przes³anki go motywuj¹? Skojarzenie marno ci z dymem to znacznie wiêcej ni¿ metaforyczny, efektowny ornament. Czy¿ to porównanie nie odsy³a do do wiadczenia p³ynno ci i efemeryczno ci, na wiele sposobów opisywanych jako konstytutywny sk³adnik nowoczesnego do wiadczenia kulturowego? Wystarczy przywo³aæ tytu³ g³o nej ksi¹¿ki Marshalla Bermana Wszystko, co sta³e, rozp³ywa siê w powietrzu . Rzecz o do wiadczeniu nowoczesno ci 4 czy zapytaæ za Jeanem Baudrillardem Dlaczego wszystko jeszcze nie zniknê³o? 5 Z drugiej strony marno æ jako do wiadczenie egzystencjalno-konceptualne wyprzedza nowoczesno æ o tysi¹clecia i kumuluje w sobie przemy lenia, obserwacje, lêki i nadzieje wielu minionych pokoleñ. Teza wyj ciowa, ¿e Dym mo¿e byæ tropem czy ods³on¹ vanitas w jej dziewiêtnastowiecznej odmianie, ¿e jest prób¹ wyra¿enia odwiecznej idei za pomoc¹ rodków artystycznych dostêpnych twórcom schy³ku wieku XIX, mo¿e pokazaæ pozytywistyczn¹ differentia specifica, a przez to staæ siê przyczynkiem do prze ledzenia ewolucji idei oraz do pe³niejszego poznania wiatopogl¹du generacji postyczniowej.
Vanitas vanitatum Idea vanitas jest stosunkowo dobrze rozpoznana w literaturze i sztuce dawnej. Trzeba przypomnieæ, ¿e termin vanitas w refleksji filozoficznej dotyczyæ mo¿e wanitatywnej struktury wiata i egzystencji w wiecie, postrzeganych jako pró¿nia, pozór, nierzeczywisto æ, marno æ, iluzja; ponadto cz³owieka, w którego naturze obecny jest fa³sz, k³am, b³¹d, omylna wiara , zmy lenie, urojenie nie wiadomo æ, g³upota. Odnosiæ siê mo¿e tak¿e do wytworów i dzia³añ ludzkich, jako ich daremno æ, pró¿no æ, bezcelowo æ, ja³owo æ, z³udzenie6. Synonimika
4 M.
Berman, Wszystko, co sta³e, rozp³ywa siê w powietrzu . Rzecz o do wiadczeniu nowoczesno ci, prze³. M. Szuster, Kraków 2006. 5 J. Baudrillard, Dlaczego wszystko jeszcze nie zniknê³o?, prze³. S. Królak, Warszawa 2009. 6 D. Künstler-Langner, Idea vanitas, jej tradycje i toposy w poezji polskiego baroku, Toruñ 1996, s. 9.
179
czasownikowa tego leksemu okre la sferê pozornej samorealizacji cz³owieka: robiæ co bez celu, ¿yæ pozorami, podró¿owaæ daremnie, k³amaæ7. Termin vanitas zakorzeniony jest w tradycji judejsko-chrze cijañskiej, obecny w Starym i Nowym Testamencie. Katolicka encyklopedia biblijna definiuje vanitas jako pró¿no æ miejsca lub danej warto ci i brak prawdziwo ci wiata i ¿ycia 8. To wada ludzkiej kondycji znana Bogu (zob. Ksiêga Psalmów, 1 Kor 3, 20). Toposy marno ci (theatrum mundi, ¿ycie snem, ubi sunt peregrinatio vitae itd.) wyra¿aj¹ pewn¹ ogóln¹ my l o wiecie, który jest nieprzyjazny lub wrêcz wrogi cz³owiekowi , skazany na zag³adê przez czas. Cz³owiek natomiast zagubiony jest w ziemskich warto ciach, rozdarty miêdzy postaw¹ hedonistyczn¹ i medytacyjn¹9. Prawdê tê wyra¿aj¹ symbole nietrwa³o ci i niesta³o ci. Vanitas w formie obrazu plastycznego przeniknê³a do sztuk wizualnych 10, by od redniowiecza dobrze siê w nich zadomowiæ jako temat martwych natur, rze b, przedstawieñ sztuki nagrobkowej, przypominaj¹c o przemijaniu, wzglêdnej warto ci ziemskich zaszczytów i bogactw oraz o nieuniknionej mierci11. W tej postaci mia³a czêsto walor moralistyczno-dydaktyczny, podobnie jak w tematach literackich. Archetypiczna materia idei marno ci, zobrazowana w symbolach wanitatywnych, jak stwierdza Danuta Künstler-Langner jest uniwersalna; rozci¹ga siê od staro¿ytno ci po pó niejsze epoki12. O ile wiemy sporo na temat jej artystycznych realizacji w sztuce nowo¿ytnej, o tyle stosunkowo s³abo rozpoznane s¹ jej przejawy w kulturze XIX wieku. Nale¿y tu od razu stwierdziæ, ¿e vanitas to termin zakresowo pojemniejszy od zagadnienia szeroko pojêtej tanatologii. Miejsce mierci w antropologicznych projektach wieku XIX jest stosunkowo dobrze rozpoznane, a przynajmniej sta³o siê tematem wielu analiz literackich i ikonograficznych13. Dotyczy to równie¿ prac Konopnickiej, która siêga³a po 7 Tam¿e,
s. 10. Catholic Biblical Encyclopedia. Old Testament, New York 1956, s. 1009 (cyt. za: D. Künstler-Langner, dz. cyt., s. 11). 9 D. Künstler-Langner, dz. cyt., s. 192. 10 Tam¿e, s. 11 11 B. Purc-Stêpniak, Kula jako symbol vanitas, Gdañsk 2005. 12 D. Künstler-Langner, dz. cyt., s. 192. 13 Warto tu przypomnieæ prace dla tej tematyki podstawowe: Z. Mocarska-Tycowa, mieræ w prozie realistów, w: Problematyka religijna w literaturze pozytywizmu i M³odej Polski. wiadectwa poszukiwañ, red. S. Fita, Lublin 1993; mieræ w literaturze i kulturze drugiej po³owy XIX wieku, red. E. Paczoska i U. Kowalczuk, Warszawa 2002; A. Mazur, Transcendencja realistów. Motywy metafizyczne w polskiej i niemieckiej prozie II po³owy XIX 8
180
tematy zwi¹zane z martw¹ natur¹, ¿a³ob¹, samobójstwem, kulturowo-obyczajowym prze¿ywaniem mierci14. Ale z opisem obecno ci i przeobra¿eñ idei vanitas w XIX wieku jest du¿o gorzej. Z powodu nieobecno ci szczegó³owych prac o tym zagadnieniu zak³adaæ jedynie mo¿na, ¿e na przeobra¿enia w odziedziczonych po przodkach intuicji wanitatywnej i rodkach jej ukazywania, wp³yw bêd¹ mia³y okoliczno ci historyczno-spo³eczne, takie jak zmiany w spo³ecznej stratygrafii wywo³ane masowymi ruchami spo³ecznymi, nowe funkcje spo³eczne i rodzinne kobiet i mê¿czyzn, przyspieszenie rozwoju cywilizacyjnego, widoczne zaw³aszcza w sferze technicznej. Ponadto badacz dziewiêtnastowiecznej vanitas wzi¹æ bêdzie musia³ pod uwagê zmiany w zakresie wiedzy filozoficznej, przede wszystkim w antropologii, która nie pozosta³a obojêtna na ustalenia nauk przyrodniczych i rewelacje wynikaj¹ce z prac psychologów i psychiatrów. W tym miejscu z pewno ci¹ ustaliæ trzeba znaczenie powszechnego w drugiej po³owie wieku XIX odczucia narastaj¹cej melancholii, depresji, inwazji czarnych s³oñc 15 i neuroz, wyra¿aj¹cego siê uchwytn¹ w badaniach literackich topik¹16. I wreszcie zawieku, Opole 2001; A. Lubaszewska, ¯ycie- mierci doskona³o æ . M³odopolska antropologia mierci i literacki wiat warto ci, Kraków 1995; J. Bia³ostocki, Motywy mierci jako formy symboliczne w sztuce XVIII i XIX wieku, w: tego¿, Symbole i obrazy w wiecie sztuki, t. 1, Warszawa 1982, s. 435 454; Obrazy mierci w sztuce polskiej XIX i XX wieku. Katalog wystawy w Muzeum Narodowym w Krakowie wrzesieñ-listopad 2000 [konsultacja naukowa wystawy i katalogu M. Poprzêcka; koncepcja A. Król; red. E. Ry¿ewska], Kraków 2000; W. Dobrowolska, Sienkiewicz jako malarz mierci, Tarnów 1927. 14 B. Burdziej, Fenomenologia mierci w nowelistyce Marii Konopnickiej, Acta Universitatis Nicolai Copernici. Filologia Polska XLIX 1997, z. 315, s. 3 18; A. Brzuska-Kêpa, Idziesz do mnie przez skoszone ³¹ki . Obrazy i pejza¿e mierci w poezji Marii Konopnickiej, w: Miejsca Konopnickiej. Prze¿ycia pejza¿ pamiêæ, Kraków 2002, s. 194 200; S. Wys³ouch, Portrety samobójców w nowelistyce Marii Konopnickiej, w: Na pozytywistycznej niwie, red. T. Lewandowski i T. Sobieraj, Poznañ 2002, s. 109 121; B. Bobrowska, Na drodze w poszukiwaniu centrów znaczenia, w: tej¿e, Konopnicka na szlakach romantyków, Warszawa 1997; R. Kozio³ek, I. Gielata, Nasza szkapa przypowie æ antropologiczna, wiat i S³owo 2005, nr 1, s. 169 184; B. K. Obsulewicz, Pietas wed³ug Konopnickiej. Dwie obserwacje, w: Poszukiwanie wiadectw. Szkice o problematyce religijnej w literaturze II po³owy XIX wieku i pocz¹tku XX wieku, red. J. A. Malik, Lublin 2008, s. 103 125; G. Legutko, Nekropolie Marii Konopnickiej. Rekonesans, w: Ma³e prozy Orzeszkowej i Konopnickiej, red. I. Wi niewska i B. K. Obsulewicz, Lublin 2010, s. 329 354. 15 Zob. J. Kristeva, Czarne s³oñce. Depresja i melancholia, prze³. M. P. Markowski, R. Ryziñski, Kraków 2007. 16 Wiele na jej temat: K. K³osiñska, Powie ci o wieku nerwowym , Katowice 1988; A. Mazur, Pod znakiem Saturna. Topika melancholii w pó nej twórczo ci Elizy Orzeszkowej, Opole 2010.
181
gadnienie fundamentalne: zmiany w sferze religijno ci (takie jak np. pluralizm i synkretyzm religijny, transformacje w ³onie chrze cijañstwa, religijno æ pozakonfesyjna, areligijno æ, kontestowanie duchowego wymiaru cz³owieczeñstwa i potrzeb religijnych), widoczne równie¿ w obrêbie jêzyka symboli religijnych. Te ostatnie kwestie, wskazywa³am ju¿ na to17, domagaj¹ siê wnikliwego i rzetelnego ogl¹du historyków religii, teologów, ale te¿ przedstawicieli innych dyscyplin humanistycznych. Dopiero uwzglêdnienie sumy tych komponentów umo¿liwi przygotowanie gruntu do badañ nad stwierdzeniem miejsca vanitas w modelu formacji kulturowej zwanej dziewiêtnastowieczno ci¹18. Dlaczego warto badania takie podj¹æ? Gdy¿ w ich efekcie okazaæ siê mo¿e, choæ wcale nie musi, ¿e stara vanitas jest jednym z najnowocze niejszych wynalazków ludzko ci.
Metamorfoza Dym Konopnickiej czytaæ mo¿na jako tekst o entropii, ale i o metamorfozie. Nawet pobie¿na znajomo æ fabu³y opowiadania pozwala na wpisanie autorki na listê osób powtarzaj¹cych s³ynne prooemium Owidiusza: In nova fert animus mutatas dicere formas corpora; di, coeptis (nam vos mutastis et illa) adspirate meis primaque ab origine mundi ad mea perpetuum deducite tempora carmen.19
Opiewaæ cia³a zmienione w nowe kszta³ty , nawet je li s¹ to tylko kszta³ty projektowane, to znaczy ukazywaæ p³ynno æ wszystkich form egzystencji20. Zmienno æ jako zasada wszech wiata interesowa³a filozofów greckich i rzymskich (Lukrecjusz, De rerum natura). Zgodnie z przekonaniami chrze cijañskimi vita mutatur, non tollitur ¿ycie zmienia siê, ale siê nie koñczy. U Owidiusza, 17
B. K. Obsulewicz-Niewiñska, Nieoba³amucona wra¿liwo æ . Pisarze okresu pozytywizmu o filantropii i mi³osierdziu, Lublin 2008, passim. 18 Zob. T. Sobieraj, Kulturowy model dziewiêtnastowieczno ci, Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza 2008, s. 19 38. 19 Pragnê opiewaæ cia³a zmienione w nowe kszta³ty. Sprzyjajcie mym zamiarom bogowie (bo to wy jeste cie sprawcami tych zmian) i prowad cie m¹ pie ñ od pocz¹tku wiata a¿ do naszych dni! (prze³. S. Stabry³a; zob. S. Stabry³a, Wstêp, w: Owidiusz, Metamorfozy, prze³. A. Kamieñska, S. Stabry³a, wyd. 2 zmien., Wroc³aw 1996, s. LXIII). 20 Tam¿e, s. LXXIV LXXV.
182
czerpi¹cego inspiracje z mitów, metamorfozy zawsze mia³y element cudowno ci, uwzglêdnia³y boski pierwiastek w inicjowaniu i przebiegu przemian. W wietle Biblii gwarantem zmiennego, acz niekoñcz¹cego siê ¿ycia jest Bóg. Autorkê Imaginy fascynowa³a tematyka rozpadu ( mierci) i odrodzenia w innym kszta³cie21, w mówieniu o tych tre ciach pos³ugiwa³a siê po³¹czon¹ refleksj¹ antyczno-chrze cijañsk¹. Czy w metamorfozie opisanej przez Konopnick¹ ( Dym ten wszak¿e nie przybiera³ ju¿ teraz dawnych rozlicznych kszta³tów, tylko zawsze zamienia³ siê w mglist¹ postaæ jej drogiego ch³opca (D, 275)22 znale æ mo¿na tak¿e lad wskazanej fascynacji? Pytanie o metamorfozê nie jest bynajmniej w tym wypadku ograniczeniem do ukazania tropów wi¹¿¹cych autorkê Dziadów z szacown¹ (owidiañsko-biblijn¹) tradycj¹ literack¹. Czy metamorfoza magiczna rekompensuje brak symbolu? wokó³ tak postawionego pytania u³o¿y³y siê wypowiedzi wspó³czesnych filozofów, antropologów i kulturoznawców, diagnozuj¹cych stan kultury wspó³czesnej23. Zreszt¹ problem ten nurtuje nie tylko polskie rodowisko naukowe. Rozliczne prace wzmiankowane w rozprawie Andreasa Dorschela Verwandlung. Mythologische Ansichten, technologische Absichten24 ujmuj¹ fenomen przemiany ze stanowiska teologicznego, filozoficznego, ale tak¿e bio(techno)logicznego. Autorzy tych dzie³ traktuj¹ metamorfozê, a dok³adniej: jej granice, jako kwestiê kluczow¹ dla wspó³czesnej nauki, nieobojêtn¹ te¿ dla sfery wiatopogl¹dowej wspó³czesnych ludzi. Uwagi powy¿sze nie chc¹ wcale sytuowaæ Konopnickiej w ród pionierów dzisiejszej epistemologicznej refleksji nad metamorfoz¹. By³aby to uzurpacja, zupe³nie zreszt¹ Konopnickiej niepotrzebna. To, ¿e autorka Dymu jest dzieckiem wieku serio traktuj¹cego postulaty ewolucjonizmu (w filozofii, biologii, antropologii kulturowej) to fakt. Czy jednak mimo to Dymowi nie jest bli¿ej do najprostszych pytañ o horyzont eschatologiczny , o ocalaj¹c¹ przed ca³kowitym przeminiêciem moc pamiêci i mi³o ci?
21
Zob. B. Bobrowska, Eleuzyjsko-chrze cijañska symbolika siewcy i ziarna w wierszach kryptopatriotycznych, w: tej¿e, Konopnicka na szlakach romantyków, Warszawa 1997, s. 192 265. 22 Wszystkie cytaty z Dymu podajê za edycj¹: M. Konopnicka, Nowele, red. A. Brodzka, t. 2, Warszawa 1974, s. 265 275. Litera D oznacza Dym, po przecinku umieszczam nr strony. 23 Czy metamorfoza magiczna rekompensuje brak symbolu?, red. J. Kmita, Poznañ 2001. 24 Zob. A. Dorschel, Verwandlung. Mythologische Ansichten, technologische Absichten, Göttingen 2009.
183
Elegia na odej cie Ten niewielki objêto ciowo utwór zosta³ w³¹czony do cyklu Na drodze, opublikowanego w Krakowie w roku 1893. Wedle ustaleñ Justyny Leo pierwodruk dzie³a ukaza³ siê w Kurierze Codziennym 1890, nr 5. Wydania osobne w Warszawie w roku 1899 i 190225. Ustalenia edytorki koryguj¹ informacje przedstawione przez Alinê Brodzk¹, która wskazywa³a na zbie¿no æ powstania Dymu z czasem tragicznej mieræ najstarszego syna poetki, Tadeusza (12 stycznia 1891 roku). Badaczka wskazywa³a na ów tekst jako symboliczne odsubiektywizowane pog³osy tego prze¿ycia w jej [M. Konopnickiej BKO] twórczo ci 26. Rozstrzygniêcia zdeterminowane dat¹ druku ka¿¹ uznaæ, i¿ tekst wyprzedza osobiste do wiadczenie autorki, a nie jest jego echem. Wszak¿e nale¿y przyznaæ racjê Brodzkiej, gdy dos³uchuje siê w wymowie tekstu tonu funeralnego. Co wiêcej, je li zgodziæ siê z nowo¿ytnym rozumieniem elegijno ci, której wyznacznikami s¹: tre æ powa¿na, refleksyjna, utrzymana w tonie smutnego rozpamiêtywania lub skargi, odniesienia do spraw osobistych lub problemów egzystencjalnych (przemijanie, mieræ, mi³o æ)27, mo¿na by³oby dopatrzyæ siê w Dymie elegii proz¹. Pisa³ Zbigniew Herbert w roku 1990, sto lat po publikacji noweli Konopnickiej w Kurierze Codziennym : [ ] je¿eli o was mówiê to chcia³bym tak mówiæ jakbym wiesza³ ex voto na strzaskanym o³tarzu.28
Narracjê Dymu wiele ³¹czy z gestem wieszania ex voto na strzaskanym o³tarzu.
Makatka i makieta Interpretatorzy tego opowiadania podkre lali rolê tytu³owego motywu. Zdaniem Brodzkiej jest to element narracji o znaczeniu kompozycyjnym, 25 Zob. J. Leo, ród³a i wa¿niejsze przedruki tekstów, w: M. Konopnicka, Nowele, s. 510. 26 A.
Brodzka, O nowelach Marii Konopnickiej, Warszawa 1958, s. 215. J. S³awiñski, Elegia, w: S³ownik terminów literackich, red. J. S³awiñski, wyd. 3 poszerz. i popraw., Wroc³aw 1998, s. 126; Elegia poprzez wieki, red. I. Lewandowski, Poznañ 1995. 28 Z. Herbert, Elegia na odej cie piór, atramentu lampy, w: tego¿, Elegia na odej cie, wyd. 2, Wroc³aw 1995, s. 49. 27 Zob.
184
towarzyszy jej jako [ ] sta³y akompaniament , s³u¿y jako wyk³adnik, sublimacja i emanacja stanów psychicznych bohaterki29. Zgodnie ze swym kulturowo-mitycznym znaczeniem dym to axis mundi, jest bez w¹tpienia zwornikiem tego tekstu i jego rola nie zostaje nigdy zakwestionowana; przeciwnie: konsekwentnie wzbogacana o coraz nowe znaczenia30. Wokó³ tego motywu Konopnicka buduje theatrum mundi. Dba o to, by role w tym teatrze pozosta³y silnie sfunkcjonalizowane, choæ jednocze nie wyposa¿one w rysy indywidualizuj¹ce i osadzone w szczegó³owo zarysowanym tle. Maria Konopnicka mia³a sk³onno æ do my lenia kategoriami teatralnymi, sporo jej nowel bez wiêkszego trudu da³oby siê przekszta³ciæ w jednoaktówki. W Dymie mamy makietê relacji miêdzyludzkich; czyst¹ laboratoryjnie wrêcz potraktowan¹ sytuacjê. Dlatego zasadza siê ona na opozycjach i dope³nieniach: matka syn, staruszka m³odzieniec, fabryka31 facjatka, dom wiat, dzieñ noc, góra dó³, sen jawa, ¿ycie mieræ. Mo¿na to kontynuowaæ: wielka fabryka ma³a facjatka, dym z komina dym z domowego ogniska. Konopnicka zgodnie z wytycznymi realizmu podaje szczegó³y osadzaj¹ce rzecz w realiach XIX wieku, dotycz¹ one przede wszystkim materialnego ubóstwa klasy robotniczej. Z realistycznym prawdopodobieñstwem wi¹¿e siê ponadto typ mierci m³odego bohatera. Istotnie w dobie dzikiego kapitalizmu mieræ wskutek wypadków w przemy le zbiera³a wielkie ¿niwo32. Ale winy za mieræ ch³opca Konopnicka nie chce zrzuciæ jedynie na wadliwy system ekonomiczny. Gdyby na tym jej zale¿a³o, na wyeksponowaniu krytyki spo³ecznej, nie podkre la³aby niefrasobliwej gorliwo ci nowicjusza w dorzucaniu do kot³a ( za siebie i za palacza pracuj¹c [D, 265]). Autorka Martwej natury troszczy siê o to, by mimo ascetyzmu g³ównej historii rozgrywaj¹cej siê w krótkim czasie, ograni29 A.
Brodzka, dz. cyt., s. 117. znaczenia dymu w kulturach zob. M. Oesterreicher-Mollwo, Leksykon symboli, prze³. J. Prokopiuk, Warszawa 1992, s. 37; W. Kopaliñski, S³ownik symboli, wyd. 2, Warszawa 1991, s. 78 80; J. E. Cirlot, S³ownik symboli, prze³. I. Kania, Kraków 2001, s. 121. 31 Fabryka jest zak³adem metalurgicznym: gorza³a ona wprost facjatki d³ugim szeregiem o wietlonych migotliwie okien, hucza³a wewnêtrzn¹ prac¹ p³uc swych olbrzymich, szczêka³a ¿elastwem, d wiêcza³a biciem m³otów, zgrzyta³a zêbami pi³, sycza³a ¿¹d³ami topionych metalów (D, 269). Na marginesie poruszyæ warto dwie sprawy. Temat robotnika przemys³u ciê¿kiego, jedynie zasygnalizowany tutaj, rozwiniêty zostanie w bardziej autonomiczny obraz w prozie ¯eromskiego. Huta/odlewnia jest nowoczesn¹ kontynuatork¹ ku ni. Konopnicka podkre la dumê kot³owego z powodu pracy w tym miejscu (zob. M. Poprzêcka, Ku nia. Mit, alegoria, symbol, Warszawa 1972). 32 O mierci w konsekwencji z³ych warunków pracy zob. M. Vovelle, mieræ w cywilizacji Zachodu. Od roku 1300 po wspó³czesno æ, prze³. T. Swoboda, M. Ochab, M. Sawiczewska-Lorkowska, D. Senczyszyn, Gdañsk 2008, s. 579. 30 Symboliczne
185
czonej przestrzeni, miêdzy dwoma bohaterami, w tle zagra³y cztery ¿ywio³y. Najistotniejszym z nich jest oczywi cie ¿ywio³ powietrza (dym modulowany wiatrem i warunkami atmosferycznymi), ale bodaj równie istotny ¿ywio³ ognia (p³on¹cy piec i piorun). Inne ¿ywio³y s¹ zdecydowanie skromniej reprezentowane: woda jako podstawa zup, kamieñ (ziemia) jako cz³on metafory przywo³any w momencie otrzymania wiadomo ci o mierci syna. Ale s¹ i w opowiadanie wnosz¹ swe kulturowo-symboliczne sensy33, w sumie sk³adaj¹ce siê na wra¿enie zintegrowanej, materialnej pe³ni. Konopnicka starannie opracowuje równie¿ w¹tki temporalne. Czas w tym dziele nie jest tylko t³em. Zwracanie nañ uwagi: na miary dobowe, pory dnia i roku, na rytm posi³ków, wstawania do pracy podkre la jego istotno æ, jego egzystencjaln¹ warto æ. Od regularno ci i niezmienno ci czasowych sekwencji wprost zale¿y szczê cie bohaterów. Dym jest pochwa³¹ potocznej codzienno ci, nobilitacj¹ makatki , przez któr¹ prze wieca wy¿szy porz¹dek, inny wiat 34. Jasne, wzór makatki jest idealizowany: ora et labora, szacunek i czu³o æ przejawiaj¹ce siê w relacjach rodzinnych, obrazy po wiêcenia i pomocy niesionej sobie dniem i noc¹. Relacja ubogiej wdowy i umi³owanego jej syna dzieje siê na wzór przywo³ywanej innej pary: Matki Bo¿ej i jej Syna. Ograniczenie przestrzeni do wnêtrza skromnej izby nie izoluje: ¿yje ona w po³¹czeniu z mechanizmem fabryki i ze wiatem osobnym w bogactwie form ujawniaj¹cym siê w s³upie dymu. Korelacja niemal idealna: oddechy fabryki i facjatki nikn¹c w przejrzystych lazurach siê ³¹cz¹ (D, 266). Spojrzenie na tak utkany obraz przybli¿a do goetheañskiej têsknoty: chwilo trwaj, jeste piêkna . Strategia pisarska Konopnickiej idzie jednak wspak schematom biedermeierowskim. Im bardziej chce siê ocaliæ stabilno æ scenografii, a tego pragnie czytelnik, z³o¿yæ obietnicê zwyk³ego szczê cia jako nagrody za ³ad (cnotê), tym bardziej realna staje siê iluzoryczno æ, sytuacyjno æ, nietrwa³o æ tego przedsiêwziêcia. Jak ka¿dej scenografii, i tej celem jest demonta¿. Albo inaczej: dym za oknem sk³ada siê z zespo³u form, w którym doszukaæ siê mo¿na elementów zoomorficznych, zdeformowanych kszta³tów mar nieziemskich i przedstawieñ na laduj¹cych wiat realny. To namiastka, ale i alternatywa wiata empirycznie dostêpnego, jego substytut. wiat obok, istniej¹cy w pobli¿u cz³owieka. W momencie mierci Marcysia ów wiat równoleg³y , 33 Zob. Estetyka czterech ¿ywio³ów. Ziemia, woda, ogieñ, powietrze, red. K. Wilkoszew-
ska, Kraków 2002. 34 Zob. J. Kubiak, Dwa wiaty i wiêta codzienno æ, w: Codzienno æ w literaturze XIX (i XX) wieku. Od Adalberta Stiftera do wspó³czesno ci, red. G. Borkowska i A. Mazur, Opole 2007, s. 239.
186
uzupe³niony zostanie o brakuj¹cy personalny element. Odjêcie jednego elementu uk³adanki umo¿liwia przeniesienie go w inn¹. Ramy obydwu wiatów s¹ równie umowne.
¯ycie snem Egzystencja bohaterów opowiadania manifestacyjnie roz³amuje siê na po³owy, gdy Marcysiowi ni siê nocny koszmar. Konopnicka pisze swój tekst w czasach, gdy nad znaczeniem snów i nad ich jêzykiem pracuje Zygmunt Freud, za prace w tej dziedzinie kontynuowaæ bêd¹ Carl Gustaw Jung i Alfred Adler35. W wiecie zracjonalizowanym sen traktowany jako bezpo redni, w dodatku wi¹¿¹cy, komentarz do jawy budzi nieufno æ. Pos³uguj¹c siê wiedz¹ naiwn¹, zawart¹ w senniku, matka stara siê uniewa¿niæ niepokoj¹cy prognostyk, zreinterpretowaæ jego znaczenie, przekierowaæ jego ambiwalentny sens w stronê przyjazn¹ dziecku. Czy gdyby rozumia³a jêzyk snów i mog³a skonfrontowaæ siê z pochodz¹cym z pod wiadomo ci przes³aniem, odrzuci³aby pró¿ne i fa³szywie pocieszaj¹ce wizje weselne, a zaleci³a synowi maksymaln¹ ostro¿no æ w miejscu pracy? Tak postawione pytanie nie doczeka siê, rzecz jasna, odpowiedzi. Czytelnik Dymu pozostaje z przekonaniem, ¿e sen jest sprzê¿ony z jaw¹ i w przejmuj¹cy sposób objawia ograniczenia ludzkiej kondycji. Bowiem ¿adna wiedza, ani ta zdobyta prac¹ intelektu, ani podarowana w drodze sennego objawienia, nie chroni przed nadchodz¹ca tragedi¹. Od momentu dramatycznego przebudzenia ch³opak jest ju¿ w³a ciwie skazany wyrokiem jakiej niewidzialnej si³y, która dot¹d by³a ukryta, przyczajona. Je li do momentu snu jednoaktówka Konopnickiej ograniczona by³a do dwóch aktorów , to od tego momentu jest ich troje, choæ jeden niewidzialny, jedynie przeczuwany. Ta nie-ludzka Si³a komunikuje siê jednak z cz³owiekiem za pomoc¹ ludzkich zmys³ów. Jedyn¹ odpowiedzi¹ cz³owieka na jej obecno æ jest wiara i nadzieja w boskie auxilia ( Albo na to Pan Bóg mi³osierny pioruny w niebie chowa, ¿eby za nimi wdowie niebogiej jedynego synaczka ubijaæ? Nie da tego Pan Jezus i ta Matka Przenaj wiêtsza [D, 273]), któr¹ zakwalifikowaæ mo¿na jako samou³udê tym ³acniej, ¿e jest nieefektywna. I czekanie na potwierdzenie przeczucia czynem. To zarazem oczekiwanie na moment, gdy fizyczna egzystencja na powrót z³¹czy siê ze snem, gdy jawa i sen (visio) przestan¹ byæ opozycjami. Te same atomy, 35 E.
Sienkiewicz-Hippler, Psychologia i parapsychologia snów, Bia³ystok 2004.
187
tylko w innych stanach skupienia. Cz³ekopodobny dym, gnany kosmicznym wiatrem, drwi z ludzkich zmaterializowanych krz¹tañ wokó³ zatrzymania ¿ycia. Wyci¹gniête rêce osieroconej matki pozostaj¹ puste.
Li æ laurowy To bodaj najciekawszy fragment Dymu. Po³udnie, skromny obiad, uczta ubogich: Mamo, je æ! wo³a³ [Marcy BKO] ju¿ od progu [ ]. A matka rozpo ciera³a tymczasem na stole piêkn¹ ¿ó³t¹ serwetê, w niebieskie jelenie wyrabian¹, i stawia³a g³êbok¹ fajansow¹ wazkê krupniku, barszczu z rur¹ albo grochówki z wêdzonk¹, albo te¿ zacierek, jak tam wypad³o. Obok wazki wstêpowa³ na stó³ chleb w du¿ym bochnie, g³ówna tego posi³ku podstawa. (D, 267)
Gdy potrawy prêdko znikaj¹ ze sto³u, matka wymawia siê od spo¿ywania ich, twierdz¹c, ¿e jej nie smakuj¹. Co mama chce od tego barszczu? pyta³. To królewski barszcz! By³by on, by³by, synku odpowiada³a mrugaj¹c oczami tylko ¿e mi do niego bobkowego li cia przybrak³o (D, 268)
Zanim Konopnicka zaanonsuje Ale jednego razu (D, 270), czyli okre li terminus a quo wyra nej ingerencji Nadprzyrodzonego w losy wdowy i jej syna, przedstawi najzwyczajniejsz¹ relacjê z niewyszukanego robotniczego posi³ku. Dlaczego w usprawiedliwieniach matki nie pojawi³ siê pieprz, sól, kminek, majeranek, pietruszka? Dlaczego autorka w tym miejscu i momencie przywo³a³a li æ laurowy? Li æ bobkowy (wawrzynowy) w kuchni znany jest jako przyprawa, podnosi warto æ smakow¹ potraw. W tradycji mitologiczno-magicznej rola jego by³a znacznie powa¿niejsza. Wawrzyn by³ atrybutem Artemidy, Dionizosa, Asklepiosa. Jego zapach mia³ broniæ przed zaraz¹, zgnilizn¹ i butwieniem, tak¿e przed z³ymi duchami. Wawrzyn mia³ równie¿ broniæ od uderzeñ pioruna jako rzekome jedyne wiêksze drzewo, w które piorun nie bije (fulmine sola non icitur [Pliniusz Starszy 15, 30]). Tyberiusz i inni cesarze nosili wieñce laurowe, zw³aszcza w czasie burzy36. Laur drzewo wiecznie zielone to znak 36 W.
Kopaliñski, dz. cyt., s. 445.
188
triumfu nad przemijalno ci¹, znak wiecznego ¿ycia37, drzewo o w³a ciwo ciach profetycznych, wykorzystywane w misteriach. W kulturowo-magicznym kontek cie informacja matki bo mi bobkowego li cia przybrak³o brzmi niczym wyra na uwertura do zbli¿aj¹cej siê tragedii. Jej akt nastêpny to sen, ostatni wybuch pieca. Deliberuj¹c, mo¿na spytaæ: a gdyby matka nie wspomnia³a o braku bobkowego li cia, czy licho spa³oby, synowi nie ni³yby siê sny o piorunach przeszywaj¹cych mu pier , piorun spokojnie drzema³by w brzuchu fabrycznego kot³a? Na ile Konopnicka zdawa³a sobie sprawê z warto ci symboliczno-magicznej kulinarnych dodatków, spekulowaæ dzi trudno, zatem i oceniaæ jej wiadom¹ strategiê pisarsk¹. Ale niezale¿nie od genezy intencji artystycznych, lepiej wybraæ nie mog³a. Czy cz³owiek pomaga swemu przeznaczeniu, nie wiadomie z nim wspó³pracuj¹c? Na ile jest wspó³autorem gry, w której gra rolê? Na ile jest wspó³odpowiedzialny, zatem i wspó³winny? To oczywi cie pytania, które wykraczaj¹ poza empirycznie weryfikowaln¹ odpowied . Jedyne co wolno, to ograniczyæ siê do spekulacji. Warto pamiêtaæ, ¿e gdy Konopnicka pisa³a swój tekst, ukaza³a siê pierwsza edycja Z³otej ga³êzi Jamesa George a Frazera (1890). Magiczna tkanka Dymu uaktywnia siê w sferze nieu wiadomionej i pod wiadomej: w snach i powiedzeniach . mierciono ny wybuch, w którym piec ognisty upomina siê o m³odzianka, nie oszczêdza tak¿e matki. Piorun rykoszetem trafia i w ni¹, której bobkowego li cia przybrak³o ; jego zamieniaj¹c w dym, j¹ obracaj¹c w kamieñ: Wdowa jak sta³a, tak skamienia³a s³upem. Ani jednego krzyku nie wyda³y jej zmartwia³e usta. Tylko siwe w³osy podnios³y siê nad czo³em, tylko rozszerzone renice zbiela³y jak u trupa nag³¹ jak¹ zgroz¹ Mo¿e nawet nie s³ysza³a dzikiego wrzasku, jaki bi³ z ulicy. (D, 274)
Zofia Mocarska-Tycowa zauwa¿a, ¿e Konopnicka nie epatuje swych czytelników drastycznymi opisami momentu mierci i materialnymi jej symptomami38. Prawda. Wiêkszo æ obrazów mierci w jej tekstach ma kulturowe wzorce. Ten rodzaj agonii, który zapisany zosta³ w powy¿szym cytacie, to compassio. Ale odmiennie ni¿ w wiêtej Historii snuje w Dymie ci¹g dalszy fabu³y. Dym dymów i pustka stanowi¹ zamkniêcie tego tekstu. Nie pada ¿adne s³owo konsolacji. 37 M. I. Maciotti, Mity i magie zió³. Czy kwiaty i li cie, zapachy i znaki zodiaku wp³ywaj¹ na stosunki miêdzy lud mi? Odpowied tradycji mitu i literatury u progu trzeciego tysi¹clecia, prze³. I. Kania, Kraków 2006, s. 70 71. 38 Z. Mocarska-Tycowa, dz. cyt., s. 134.
189
Linia Jak zakoñczyæ tê pierwsz¹, szkicow¹ próbê zmierzenia siê z tropami wanitatywnymi w jednym z najbardziej znanych, a jednocze nie najtrudniejszych tekstów Konopnickiej? Trzeba by w tym miejscu mówiæ wbrew milczeniu rozci¹gniêtemu wol¹ autorki nad ukazan¹ sytuacj¹. Wobec skandalu cierpienia nie ma rozumnej czy zadawalaj¹cej odpowiedzi. Kiedy siê j¹ próbuje formu³owaæ, to próbuje siê jakby ukryæ przed wzrokiem liniê widnokrêgu . Ale têsknota, niezgoda, skandal s¹ wspó³istotne ze zdaniem Byæ mo¿e poza moim spojrzeniem jest Bóg 39. Konopnicka zostawia swego Hioba w absolutnej ciszy i samotno ci. ¯adnych g³osów, ni ludzkich, ni Boga. Konfrontuje go wszak¿e z wertykaln¹ lini¹ dymu, którego sine s³upy bij¹ w górê (D, 274). I tylko ta linia, ten niemo ukazany kierunek od ogniska domowego ku sublimacji, tylko ta linia scala p³aszczyznê doczesnego skandalu z p³aszczyzn¹ nie miertelnego byæ mo¿e . W epokach wcze niejszych w tym miejscu czeka³y na wêdrowców i go ci solidne trakty. Ale czy cz³owieka wspó³czesnego nêc¹ solidne trakty? Beata K. Obsulewicz Maria Konopnicka anitas T rope Konopnicka ss Dym as a Nineteenth-Century V Vanitas Trope An attempt is offered at a reading of one of the best-known short stories by Maria Konopnicka in the context of vanitative topoi. The imaging in Dym is rooted in the biblical tradition, ancient culture and artistic tradition (e.g. substantial transitoriness of existence, theatrum mundi, life as a dream, etc.), which in Konopnicka s oeuvre is masterly twined, in terms of literary technique, in a sophistically simple plot. Through the proposed analysis of this imaging, a need is indicated to reflect upon the reception of the vanitas notion in the output of authors of the latter half of 19th century.
39 Zob.
przyp. 1.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
Piotr Bordzo³
PROZA LEOPOLDA MÉYETA CZÊ Æ I: NOWELE
W li cie do Leopolda Méyeta z koñca grudnia 1878 roku Eliza Orzeszkowa napisa³a: W zamian czytano mi te¿ niedawno pewien utwór pisarski, drobny, lecz bardzo ³adny, Gasn¹ce lato drukowane w Bluszczu . Wiele tam prawdy ¿yciowej, wiele wdziêku i poezji. Jeden mianowicie szczegó³ matka owa wychodz¹ca codziennie na drogê w nadziei spotkania tam ukochanego córki, przez lata , i przestaj¹ca czyniæ to wraz z ujrzeniem we w³osach córki tej pierwszej nici srebrnej jest istotnie oryginalny i poetyczny. Je¿eli Pan zna autora tej ma³ej, lecz licznej powiastki, niech mu Pan u ci nie d³oñ ode mnie z gor¹c¹ sympati¹ i niech go Pan bardzo, bardzo szczerze do pisania zachêca. Zbiorek, wi¹zka takich klejnocików i takich pachn¹cych kwiatków, by³by w literaturze naszej rzecz¹ oryginaln¹ i piêkn¹1.
Kokieteryjne formu³y autorki Nad Niemnem, nieznaj¹cej rzekomo autora przeczytanej licznej powiastki , z ca³¹ bezwzglêdno ci¹ demaskuje wydawca Listów zebranych Edmund Jankowski. Przy tytule wspominanego przez Orzeszkow¹ utworu umieszcza bowiem przypis: Gasn¹ce lato nowelka Leopolda Méyeta2. Przyjacielski styl listu nie dziwi historyków literatury. Je li bowiem 1 E. Orzeszkowa, Listy zebrane, t. 2: Do Leopolda Méyeta, oprac. E. Jankowski, Wroc³aw 1955, s. 8. 2 Tam¿e.
191
w opracowaniach dotycz¹cych wieku XIX pojawia siê postaæ Méyeta, to jest ona zazwyczaj przywo³ywana w kontek cie Orzeszkowej Méyet znany jest przede wszystkim jako jej wieloletni przyjaciel i plenipotent . Iwona Wi niewska, analizuj¹c specyfikê tej przyja ni, stwierdza wprost: To Nad Niemnem i Cham ocali³y od zapomnienia Leopolda Méyeta 3. Jak dzi wygl¹da wiadomo æ ¿ycia i dokonañ Méyeta? Jedynymi tekstami, które wysz³y spod jego pióra, drukowanymi po miertnie, s¹: wspomniana edycja listów Orzeszkowej do Méyeta z obszernymi fragmentami listów Méyeta przytoczonymi w komentarzu edytorskim oraz edycja listów Méyeta do W³adys³awa Be³zy w opracowaniu Stanis³awa Fity4. Blok korespondencji Orzeszkowa Méyet i Méyet Orzeszkowa doczeka³ siê zainteresowania ze strony badaczy, ale raczej ze wzglêdu na Orzeszkow¹5. Bywa pomocny w wielu sprawach, na przyk³ad w ustalaniu szczegó³ów genezy utworów autorki Nad Niemnem6. Prekursorskim tekstem dotycz¹cym listów jest przywo³ywany ju¿ artyku³ Iwony Wi niewskiej. Publikacja, do której przyjdzie nam jeszcze wielokrotnie powracaæ, po wiêcona jest, jak pisze sama autorka, epistolarnej przyja ni Elizy Orzeszkowej z Leopoldem Méyetem 7. Choæ artyku³ stanowi, co przyznaje Wi niewska, wyimek tematyczny 8, jest, jak wspomnieli my, pierwsz¹ i jedyn¹ jak dot¹d prób¹ analizy spu cizny epistolograficznej Méyeta. Literaturoznawcy-edytorzy pamiêtaj¹ dzi Méyeta jako wydawcê listów i dzie³ Juliusza S³owackiego i Zygmunta Krasiñskiego. Informacje o dzia³alno ci Méyeta na niwie edytorskiej pojawi³y siê w Wielkiej Encyklopedii Powszechnej Ilustrowanej 9 rok przed jego mierci¹. Autorem has³a, niemal¿e laudacyjnego, by³ przyjaciel Méyeta i wspó³wydawca listów S³owackiego Stanis³aw Krzemiñski. 3 I. Wi niewska, Formu³a przyja ni. Korespondencja miêdzy Eliz¹ Orzeszkow¹ a Leopol-
dem Méyetem, w: Sztuka pisania. O li cie polskim w wieku XIX, red. J. Sztachelska, E. D¹browicz, Bia³ystok 2000, s. 364. 4 Leopold Méyet, Listy do W³adys³awa Be³zy, oprac. S. Fita, Warszawa 1983. 5 Wspomniana edycja listów w opracowaniu Edmunda Jankowskiego nie jest edycj¹ kompletn¹. Niedrukowane listy Orzeszkowej do Méyeta pochodz¹ce ze zbiorów Ludwika Brunona widerskiego oraz rêkopisy listów Méyeta do Orzeszkowej znajduj¹ siê w Archiwum Elizy Orzeszkowej IBL PAN i wejd¹ do przygotowywanego tam¿e 10 tomu Listów zebranych autorki Nad Niemnem. 6 Zob. np. G. Borkowska, Orzeszkowej Pytania i odpowiedzi, w: Ma³e prozy Orzeszkowej i Konopnickiej, red. I. Wi niewska, B. K. Obsulewicz, Lublin 2010, s. 139 156. 7 I. Wi niewska, dz. cyt., s. 345. 8 Tam¿e. 9 Méyet Leopold, has³o w: Wielka Encyklopedia Powszechna Ilustrowana, seria 1, t. 45 46, Warszawa 1911, s. 921 922.
192
Historia literatury i czasopi miennictwa zna Méyeta tak¿e jako wspó³za³o¿yciela i redaktora K³osów , autora licznych artyku³ów i wierszy publikowanych w Bluszczu , Prawdzie , wiecie , wicie i innych periodykach10. Dzia³alno æ Méyeta znajduje siê tak¿e w krêgu zainteresowañ historyków adwokatury. Na uwagê zas³uguj¹ prace Romana £yczywka: artyku³ pomieszczony w Palestrze 11 oraz has³o biograficzne w cytowanym S³owniku biograficznym adwokatów polskich. Autor zebra³ w nich informacje dotycz¹ce ¿ycia i dzia³alno ci Méyeta i podkre li³ osi¹gniêcia na polu w³a ciwej mu profesji adwokatury. S¹ to publikacje hase³ z zakresu prawa w S³owniku jêzyka polskiego Kryñskiego, Kar³owicza i Nied wieckiego, praca dotycz¹ca prawa handlowego O dowodzie z ksi¹g handlowych (1880), rozprawy z pogranicza prawa i literatury Mickiewicz nauczycielem prawa (1899), oparte na Zwodzie Praw studia o dacie urodzenia S³owackiego i Mickiewicza i wiele innych. £yczywek obszernie wspomina tak¿e o pasji kolekcjonerskiej Méyeta. Pisze o niej równie¿ Zuzanna Rabska, córka Aleksandra Kraushara, w tomie wspomnieniowym Moje ¿ycie z ksi¹¿k¹12. Pasja kolekcjonerska Méyeta obejmowa³a zbieranie pami¹tek po wieszczach narodowych, przedmiotów zwi¹zanych z pisarzami wspó³czesnymi (na przyk³ad z osob¹ Elizy Orzeszkowej), a tak¿e gromadzenie ksi¹¿ek13. Zaprezentowane w najwiêkszym skrócie p³aszczyzny, na których realizowa³o siê ¿ycie Leopolda Méyeta, wskazuj¹, ¿e jest to biografia wielow¹tkowa, wszechstronna, przez to niew¹tpliwie ciekawa. Jednocze nie przyczynkowo æ i rozproszenie publikacji dotycz¹cych Méyeta sprawiaj¹, ¿e zasadny wydaje siê postulat stworzenia monograficznego studium po wiêconego jego dzia³alno ci we wszystkich wymienionych dziedzinach. Zakres niniejszego artyku³u, po wiêconego tomowi Nowel autorstwa Méyeta, wyklucza rzecz jasna drobiazgow¹ analizê szczegó³ów biograficznych. Powróæmy tymczasem do cytowanego listu Elizy Orzeszkowej. Przyjacielski ton pisarki nie dziwi literaturoznawców, znamy konteksty, w jakich powstawa³ blok epistolograficzny Orzeszkowa Méyet, Méyet Orzeszkowa. Ale
10 Zob.
R. £yczywek, Méyet Leopold (1850 1912), has³o w: S³ownik biograficzny adwokatów polskich, t. 1, red. R. £yczywek, Warszawa 1982, s. 262 265. 11 R. £yczywek, Adwokat-literat-bibliofil. Leopold Méyet (1850 1912), Palestra. Organ Naczelnej Rady Adwokackiej 1966, nr 9, s. 69 74. 12 Z. Rabska, Moje ¿ycie z ksi¹¿k¹, Wroc³aw 1964. 13 Pasja bibliofilska Méyeta by³a przedmiotem zainteresowañ ze strony bibliotekoznawców (zob. G. Kurkowska, Leopold Méyet i ksi¹¿ki, w: Z badañ nad polskimi ksiêgozbiorami historycznymi. Kolekcje wyznaniowe, Warszawa 1992, s. 153 190).
193
zdziwienie mo¿e z pewno ci¹ dotyczyæ wymienionego w li cie utworu literackiego. Zdziwienie bowiem o pisarstwie nowelistycznym wydawcy listów S³owackiego trudno dzi znale æ poza wzmiankami bibliograficznymi jakiekolwiek informacje. Tymczasem przyjaciel Orzeszkowej by³ autorem zbiorów: Do nieznajomej. Nowele. Z rêkopisu znalezionego przepisa³ Leopold Méyet 14 oraz Li cie. Fragmenty i szkice15. Korpus nowelistyczny Méyeta obejmuje zatem dwa drukowane tomy. Wcze niejszy Do nieznajomej zawiera 6 utworów16 oraz wstêp Z niedokoñczonej przedmowy (ca³o æ liczy 203 strony). Li cie zamykaj¹ siê na 228 stronach i zawieraj¹ 18 utworów17.
Nowele Charakter i zakres niniejszego artyku³u utrudnia ogarniêcie ca³o ci materia³u nowelistycznego. Z tego powodu skupimy siê na pierwszym w kolejno ci chronologicznej zbiorze: Do nieznajomej (1882). Jak wspomniano, tom rozpoczyna siê wstêpem zatytu³owanym Z niedokoñczonej przedmowy. Stanowi on bezpo redni zwrot do kobiety adresatki ca³ego zbioru. Jest stylizowany na formê listu-odpowiedzi: od lat kilku darzysz mnie Pani listami, w których pe³no zajmuj¹cej tre ci i pouczaj¹cych uwag 18. Listy, o których wspomina autor Nowel, s¹ tajemniczym g³osem z zewn¹trz, kobieta jest bowiem anonimowa. 14 Zbiór ukaza³ siê w Wilnie w 1882 roku nak³adem Wydawnictwa E. Orzeszkowej i S-ki. Wed³ug informacji znajduj¹cej siê na stronie tytu³owej jest to tom pierwszy. Kolejne tomy nigdy jednak siê nie ukaza³y. Nie mamy te¿ ¿adnych informacji o istnieniu tekstów, które mog³yby siê na nie z³o¿yæ. 15 Zbiór wyszed³ w 1895 roku w Krakowie, w wydawnictwie G. Gebethner i Spó³ka. Obie pozycje wymienia Bibliografia Literatury Polskiej Nowy Korbut , t. 15: Literatura pozytywizmu i M³odej Polski, oprac. Z. Szweykowski, J. Maciejewski, Warszawa 1977, s. 55 59. Warto tak¿e wspomnieæ, ¿e by³ Méyet autorem utworów poetyckich publikowanych w czasopismach pod pseudonimami b¹d anonimowo, co znacznie utrudnia dzi identyfikacjê tych tekstów. 16 S¹ to kolejno: Gasn¹ce lato, Kleopatra, Trzy lekcje kokieterii, Poca³unek, Mi³o æ czy rachuba?, Na w³osku. 17 Stanowi¹ je kolejno tytu³y: Jesieni¹, Gardenia, Bajka, Portret, Skrzyd³a, Rozmowa, Faust, Kwiaty, limak, Zawsze ona, Diana, W masce, Apage!, Scherzo, Pie ñ bez s³ów, W szkole, Na ulicy, Przed obrazem. Czwarty w kolejno ci utwór zanim wszed³ w sk³ad Li ci zosta³ wydrukowany w II tomiku Nowej Biblioteki Rodzinnej (Kraków 1890), wraz z Legend¹ ¿eglarsk¹ Henryka Sienkiewicza, Wiosn¹ Sewera, Dniami g³odu Teodora Tomasza Je¿a i Wiekiem XXI wed³ug Bellamy ego. 18 Z niedokoñczonej przedmowy, w: Do nieznajomej (wstêp nie wchodzi do numeracji zbioru).
194
W swej korespondencji zawiera ona wyk³ad na temat przeciwieñstw, które jak twierdzi autor sk³adaj¹ siê na ¿ycie. Bêd¹ to: umys³ ciekawy a zgnêbiony, serce ogniste a samotne, energia podnios³a a miotaj¹ca siê w wiêzach . W dalszej kolejno ci autor przedmowy pisze o uczuciach, które id¹ czêsto na marne , choæ mog³yby rozwin¹æ siê w kwiat bujny i wonny: takie zmarnowane uczucia s¹ jak nuta wrzaskliwa struny ¿ycia, zerwanej na zawsze; s¹ osi¹ niewidzialnego i cichego dramatu, który dojrzeæ, dos³yszeæ i odczuæ potrafi³a Pani nieraz w bezimiennych listach swoich . Nastêpuje wyznanie, ¿e niniejszy skromny zbiorek nowel to odpowied autora na korespondencjê od nieznajomej. Kim jest adresatka zbioru? Czy wy³¹cznie literackim konstruktem? Iwona Wi niewska pisze, ¿e Méyeta przyci¹ga³a do Orzeszkowej jej s³awa pisarska widzia³ w niej swoje alter ego niespe³nione pisarskie ambicje 19. W pierwszym etapie znajomo ci ³¹czy³y ich przede wszystkim interesy, ale w roku 1883 nast¹pi³o jak podaje Wi niewska przej cie na ty , zbli¿enie, które ujawni³o siê choæby w tym, ¿e Orzeszkowa zaczyna zwierzaæ siê Méyetowi ze swoich problemów w kontaktach ze Stanis³awem Nahorskim20. Trzeba jednak¿e pamiêtaæ o dwóch sprawach. Po pierwsze, Nowele ukazuj¹ siê drukiem w 1882 roku, zatem na dwa lata przed opisywanym przez Wi niewsk¹ zacie nieniem relacji. Po drugie, listy Orzeszkowej do Méyeta nigdy nie przekroczy³y granicy intymno ci, charakterystycznej na przyk³ad dla jej korespondencji z Tadeuszem Bochwicem: [ ] nie ma w niej równie¿ i tego o¿ywienia intelektualnego, znamiennego dla wymiany listów z Kar³owiczem czy Drogoszewskim. I na tym wiêc najbardziej eksponowanym odcinku jego ¿ycia wypad³o mu pozostaæ poza pierwszym planem.21
O charakterze epistolograficznej przyja ni Orzeszkowej z Méyetem Wi niewska pisze: Za w listach do Leopolda jest [Orzeszkowa przyp. PB] kobiet¹ interesu, która piórem zarabia na ¿ycie, ma k³opoty z wydawcami spó niaj¹cymi siê z wys³aniem honorariów, pani¹ domu potrzebuj¹c¹ w³óczki lub nowego mebla do salonu, grodniank¹ wchodz¹c¹ w konflikty z s¹siadami, nieszczê liwie b¹d szczê liwie zakochan¹ s³ab¹ istot¹, która radzi siê, jaki kapelusz wybraæ na imieniny dla ukochanego mê¿czyzny, w³a cicielk¹ kotów, w imieniu których pisze czasem ¿artobliwe listy.22 19 I.
Wi niewska, dz. cyt., s. 364. s. 350. 21 E. Jankowski, Komentarz, w: E. Orzeszkowa, Listy zebrane, t. 2: Do Leopolda Méyeta, s. 288. 22 I. Wi niewska, dz. cyt., s. 352. 20 Tam¿e,
195
Czasem jednak autorka Chama zwierza³a siê Méyetowi ze swym najtajniejszych prze¿yæ, jak chocia¿by w poni¿szym fragmencie opisuj¹cym zachwianie zwi¹zku z Nahorskim: Powiedzieæ Ci muszê, ¿e ca³¹ tê zamieszaninê w ¿yciu moim sprawi³ cz³owiek i rozumny, i sk¹din¹d bardzo uczciwy; przez to te¿ wyniknê³a mo¿liwo æ wyprostowania jako tako linii haniebnie skrzywionej. Byæ mo¿e, i¿ kiedykolwiek, pó niej, opowiem Ci wszystko. Tu, doko³a mnie, oprócz dwu osób wchodz¹cych w grê nikt a nikt nic nie wie. Proszê Ciê o spalenie listów, w których o tym piszê. Niech to zostanie na zawsze tajemnic¹, o której b¹d ustnie, b¹d listownie mówi³am przed Tob¹ tylko, bo od dawna ju¿ uwa¿am Ciê za brata bardzo dobrego.23
Poniewa¿ jednak Orzeszkowa nie pozwala³a Méyetowi nawi¹zywaæ do swoich zwierzeñ, a nawet sugerowa³a w listach, aby korespondencjê zniszczyæ, mo¿na s¹dziæ, ¿e uczynienie przez Méyeta zarówno autora, jak i adresata Nowel anonimowymi, by³o dzia³aniem przewrotnym, wspomaganym dodatkowo popularnym chwytem odnalezionego rêkopisu. Jak wynika z listu Orzeszkowej do Méyeta, który przytoczyli my na wstêpie, zbiór Do Nieznajomej móg³ byæ odpowiedzi¹ adwokata na ¿yczliw¹ opiniê autorki Nad Niemnem o noweli Gasn¹ce lato. Nie mamy jednoznacznych informacji, czy Orzeszkowa by³a pierwsz¹ czytelniczk¹ innych utworów swojego przyjaciela, niemniej, maj¹c wiadomo æ ³¹cz¹cych ich relacji, mo¿emy przypuszczaæ, ¿e zachêta do pisania i druku p³ynê³a w³a nie od niej24. Wyra nie i jednoznacznie okre lona zosta³a we wstêpie tematyka nowel sk³adaj¹cych siê na omawiany zbiorek: s¹ to zmarnowane uczucia, które (przypomnijmy) dos³yszeæ i odczuæ potrafi³a Pani w bezimiennych listach swoich . Trudno dzi rzecz jasna rozs¹dziæ, jak Méyet odnosi³ siê do epistolarnych kontaktów z Orzeszkow¹, to jest, czy sygnalizowane przez badaczy zbli¿enie by³o w jego odczuciu wystarczaj¹ce. Byæ mo¿e niededykowany wprost Elizie Orzeszkowej tom nowel (choæ wszystko wskazuje na to, ¿e to w³a nie Orzeszkowa jest wymienian¹ we wstêpie Pani¹ ) mia³ byæ form¹ podziêkowania z³o¿onego pisarce za zaufanie, jakim obdarza³a Méyeta. Mo¿na tak¿e przypuszczaæ, ¿e Méyet 23 List Elizy Orzeszkowej do Leopolda Méyeta z 28 X 1883, w: E. Orzeszkowa, Listy zebrane, s. 21 22. 24 Warto wspomnieæ, ¿e Orzeszkowa zadedykowa³a Méyetowi wiele swoich, najczê ciej drobnych, utworów. Na przyk³ad lakoniczna dedykacja, przypominaj¹ca wpis do pamiêtnika: Panu Leopoldowi Méyetowi w dowód wdziêcznej przyja ni ofiaruje Autorka otwiera opowiadanie Z³ota nitka, pomieszczone w zbiorze Z ró¿nych sfer.
196
¿yczy³by sobie, aby to w³a nie Orzeszkowa by³a pierwsz¹ czytelniczk¹ i recenzentk¹ jego tekstów. Z drugiej strony, je li otwarcie siê pisarki uznawa³ za niewystarczaj¹ce, subtelna, nie mia³a i delikatna dedykacja tomu prozy mog³a stanowiæ postulat wiêkszego zbli¿enia potrafiê Ciê wys³uchaæ i w dyskretny, zarazem literacki sposób odpowiedzieæ na Twoje problemy, zadedykowaæ Ci tom nowel, rzecz dla mnie wa¿n¹, aby wiedzia³a, ¿e rozumiem tê delikatn¹ materiê, któr¹ ze mn¹ dzielisz. Tobie powierzam jedno z moich marzeñ chêæ bycia pisarzem. Tak zapewne móg³by brzmieæ nienapisany list Méyeta do Orzeszkowej. Za motywacj¹ do uznania takiej identyfikacji struktury nadawca-adresat mo¿e przemawiaæ fakt, i¿ Méyet zadedykowa³ Orzeszkowej swój nastêpny tom Li cie ju¿ w bezpo redni sposób. Zarysowana w niedokoñczonej przedmowie tematyka zbioru nieszczê liwa mi³o æ zostaje tak¿e zapowiedziana w piêciowersowym cytacie z poematu Heinricha Heinego, umieszczonym po przedmowie, jako motto zbioru: Kennt ihr noch das alte Lied, Das einst wild die Brust durchglüht. Ihr Saiten dumpf und trübe? Die Engel, die nennen es Himmelsfreud , Die Teufel, die nennen es Höllenleid, Die Menschen, die nennen es Liebe. Heine.25
Jest to fragment wyjêty z poematu Grajek na cmentarzu z tomu Widziad³a senne (Traumbilder, 1817 1821). Tytu³owy grajek to mglista mara , która powsta³a z grobu w chwili, gdy podmiot poematu przechodzi obok cmentarnej bramy, powracaj¹c ze spotkania z ukochan¹. Grajek zaczyna piewaæ pie ñ, która zwabia kolejne duchy opowiadaj¹ce o ¿yciu zmarnowanym z powodu mi³o ci do kobiety. Zatem tematyka utworów pomieszczonych w tomie Do nieznajomej ogniskuje siê wokó³ pojêcia mi³o æ mi³o æ nieszczê liwa, bo degraduj¹ca, rozbijaj¹ca rytm ¿ycia bohaterów. W otwieraj¹cej zbiór (skomplementowanej przez Orzeszkow¹ w cytowanym na pocz¹tku li cie) noweli Gasn¹ce lato nieszczê liwa
25 Cyt. za: L. Méyet, Do nieznajomej. Nowele, Wilno 1882. W t³umaczeniu Zygmunta £empickiego strofa ta brzmi: Ej, znacie¿ jeszcze stary piew, / co w piersiach nam roz¿arza³ krew, / wy, struny, zmêczone ³zami? / Anio³y zw¹ go szczê ciem nieb, / szatanom to piekielny chleb, / a ludzie zw¹ go kochaniem.
197
mi³o æ sprowadza siê do oczekiwania kobiety na gest ze strony mê¿czyzny, którego kocha, przy jednoczesnym odrzuceniu zalotów tego, przez którego jest kochana. Ta prosta w gruncie rzeczy konstrukcja fabularna stanie siê dla Méyeta okazj¹ do podjêcia rozwa¿añ nad opozycj¹: marzenie rzeczywisto æ, nad nadziejami na osi¹gniêcie tego, co nieosi¹galne. Sprawy te ukazane s¹ z dwóch perspektyw do wiadczonej ¿yciem matki, w usta której autor wk³ada gotowe formu³y odnosz¹ce siê do wskazanej problematyki: A nadzieja jest to lalka w z³ocistej szacie, która przywabia b³yszcz¹cymi oczyma, przykuwa do siebie zalotnym u miechem i uwija siê miêdzy lud mi po to, by ich z objêæ serdecznych str¹caæ w przepa æ zw¹tpienia i wiecznej zag³ady. (s. 5)26
Nie nale¿y do b³êdnych marzeñ i niebiañskich ogników po wiêcaæ rzeczywistego szczê cia, które nam los tak czêsto sam do rêki wk³ada. (s. 7)
i ¿yj¹cej w wiecie marzeñ córki, która czeka na przyjazd ukochanego. Ow³adniêta uczuciem do tego, którego ostatecznie nie bêdzie czytelnikowi dane poznaæ, lekcewa¿y ¿yciowe teorie matki, pozwala odjechaæ zakochanemu w niej mê¿czy nie. Gdy pewnego dnia otrzymuje list, w którym wybranek zapowiada przyjazd, zachwycona biegnie do ogrodu podzieliæ siê swym szczê ciem z natur¹ powiernic¹. Od tej pory ¿yje w wiecie u³udy, wci¹¿ wierz¹c, ¿e jej mi³o æ znajdzie spe³nienie. Jednak matka nie daje siê zwie æ marzeniom córki. Codziennie wychodzi na go ciniec, wypatruj¹c autora listów. Za córka od tej pory codziennie najpiêkniejsze kwiaty wpina³a do kruczych warkoczy i najpowabniejszym u miechem o¿ywia³a klasycznych rysów oblicze, ilekroæ jej my li przedmiotem by³ ten, któremu zawdziêcza³a g³êbokie wymownych oczu spojrzenie; pierwsze, jak pierwszy brzask s³oñca, z³ociste marzenia i pierwsz¹ w ¿yciu bezsenno æ (s. 15). Czytelnik nie otrzymuje informacji, czy oczekiwana przez kobiety wizyta dosz³a do skutku. Nie wiemy te¿, po czyjej stronie opowiada siê narrator czy po stronie do wiadczonej matki, która radzi córce porzuciæ nadzieje i poddaæ siê rzeczywisto ci, czy te¿ po stronie córki, ¿yj¹cej w wiecie marzeñ. Przedstawion¹ w noweli intrygê mo¿na nazwaæ banaln¹, bohaterów okre liæ mianem szablonowych, ale wydaje siê, ¿e w³a nie fakt pozostawienia czytelnika w niepewno ci co do mo¿liwych rozwi¹zañ prezentowanych historii,
26 L. Méyet, Do nieznajomej. Nowele. Cytaty z tego tomu bêd¹ oznaczane numerem stro-
ny w nawiasie.
198
nadaje tekstowi warto æ literack¹. Trzeba w tym miejscu zwróciæ uwagê na kilka istotnych kwestii. Orzeszkowa w listownej recenzji Gasn¹cego lata nazywa je powiastk¹ , Méyet za swoje utwory tytu³uje mianem nowel , okre laj¹c tym samym ich przynale¿no æ gatunkow¹. Jak wiadomo, kwestie genologiczne zwi¹zane z nowel¹ nie by³y w drugiej po³owie XIX wieku jednoznaczne, toczy³a siê dyskusja nad cechami i charakterem gatunku. Zapytana w ankiecie o ró¿nice miêdzy powie ci¹ a nowel¹ Orzeszkowa, napisa³a: Nowela powinna mieæ za prawid³o ograniczenie siê do jak najmniejszej ilo ci czasu, przestrzeni oraz do przedstawienia obranego przedmiotu jak najmniejsz¹ ilo ci¹ jak naj ci lej skoncentrowanych rysów. ¯adnych t³umów, ¿adnych powik³añ i dociekañ. [ ] Rzeczy nawet bardzo wa¿ne i powa¿ne nowela wskazywaæ mo¿e, ale tylko wskazywaæ i, zaraz umykaj¹c, pozwalaæ umys³owi czytelnika domy laæ siê, odgadywaæ, dochodziæ. Dlatego nowela w³a ciwa nie posiada tak jak powie æ ani zawi¹zania, ani rozwi¹zania akcji, bo jest tylko jednym jej momentem, przed którym co by³o i po którym co nast¹pi, to ju¿ do niej nie nale¿y. Rzecz urywa siê nagle, na przysz³o æ zapada kurtyna nie wiadomo ci, tak jak bywa z ka¿dym momentem ¿ycia oddzielnie wziêtym.27
Tekst Orzeszkowej ukaza³ siê w 1892 roku, zatem jedena cie lat po wydaniu zbioru Méyeta. I znów wypada powróciæ do kontekstu przyja ni adwokata z autork¹ Meira Ezofowicza. Méyet na pewno zna³ opinie Orzeszkowej dotycz¹ce noweli zanim wypowiedzia³a je w formie dyskursywnej. Poza tym z ca³¹ pewno ci¹ zna³ prace niemieckich teoretyków literatury (z których, jak dowodzi Eugeniusz Kucharski28, czerpa³a Orzeszkowa, pisz¹c rozprawê Powie æ a nowela). Niezale¿nie jednak od ród³a wiedzy, z którego korzysta³, mo¿na stwierdziæ, ¿e za wszelk¹ cenê chcia³ byæ pilnym uczniem swoich wspó³czesnych. Ju¿ na przyk³adzie pierwszego w cyklu utworu widaæ, ¿e zgodnie ze wskazówkami Orzeszkowej opowiedziana w utworze historia nie posiada ani zawi¹zania, ani rozwi¹zania akcji . Nie znamy pochodzenia bohaterek, nie wiemy, kim s¹ (mo¿emy siê jedynie domy laæ, ¿e nale¿¹ do ziemiañstwa). Nie wiemy tak¿e, kim jest tajemniczy, oczekiwany i postulowany przybysz. Liczba bohaterów ograniczona
27 E. Orzeszkowa, Powie æ a nowela, w: Programy i dyskusje okresu pozytywizmu, oprac. J. Kulczycka-Saloni, Wroc³aw 1985, s. 378 383. 28 E. Kucharski, Poetyka noweli, Pamiêtnik Literacki 1936, z. 3, s. 312 330. Teoretykami noweli, których móg³ znaæ Méyet i z których prawdopodobnie czerpa³a Orzeszkowa byli: Ludwig Tieck, Theodor Storm, Paul Heyse, Friedrich Theodor Vischer (zob. tak¿e: A. Mazur, Transcendencja realistów. Motywy metafizyczne w polskiej i niemieckiej prozie II po³owy XIX wieku, Opole 2001 [rozdz. Nowela jako epifania], s. 105 111).
199
jest do minimum. Co za wydaje siê najwa¿niejsze na przysz³o æ zapada kurtyna nie wiadomo ci . Wiemy tylko, ¿e matka przestaje wychodziæ na drogê, oczekuj¹c przyjazdu ukochanego córki, gdy w jej w³osach zauwa¿a pierwszy siwy w³os. W przywo³ywanej listownej recenzji Gasn¹cego lata Orzeszkowa zwraca uwagê na ten szczegó³, uwa¿aj¹c go za najwiêkszy walor omawianego tekstu. Pos³uguj¹c siê terminologi¹ Ludwika Frydego29, szczegó³ ten nazwaliby my momentem reprezentatywnym, inaczej istotnym. Jest to moment wydobyty z bezkszta³tnego materia³u do wiadczeñ ¿yciowych 30, wchodz¹cy do konstrukcji nowelistycznej jako jej o rodek i dominanta 31. Fryde, odnosz¹c swe rozwa¿ania do noweli psychologicznej, twierdzi, ¿e moment nowelistyczny32 stanowi jedno prze¿ycie bohatera, które spaja epizody, a tym samym decyduje o jednolito ci noweli. Zauwa¿enie siwego w³osa we w³osach córki, na które zwraca uwagê Orzeszkowa, mo¿na uznaæ za punkt zwrotny noweli Gasn¹ce lato. To wydarzenie w jakim sensie spaja do wiadczenia matki i córki, jest punktem wêz³owym, w którym spotykaj¹ siê ¿yciowa wiedza i mi³osne marzenia. W tym wydarzeniu role obu kobiet ulegaj¹ niejako odwróceniu przecie¿ to matka okazuje siê t¹, która wci¹¿ wierzy i cierpi, podczas gdy córka pozostaje szczê liwa w swoim wiecie. Co istotne, wydarzenie to nie przynosi rozwi¹zania sytuacji, ale zawiesza j¹, zgodnie z postulatami Orzeszkowej. Wydaje siê, ¿e Méyet chcia³ byæ wiernym czytelnikiem swoich dziewiêtnastowiecznych mistrzów. W kolejnych utworach mo¿emy bowiem bez wiêkszego problemu wskazaæ momenty istotne , a rzecz urywa siê nagle . Druga w kolejno ci nowela Kleopatra przynosi opowie æ o tajemniczym autorze dramatu, który budzi podziw w rodowiskach arystokratyczno-mieszczañskich stolicy. Zebrane w wykwintnym pomieszczeniu towarzystwo dywaguje nad znakomit¹ sztuk¹, której autorstwo wci¹¿ pozostaje nieznane. W ród nich prym wiedzie córka gospodarza piêkna panna Lola. Towarzystwo prowadzi dowcipne salonowe rozmowy (w ród nich konkurs na krótk¹ rymowankê), go cie specjalizuj¹ siê w wymy laniu kolejnych anegdot. Jedynym niebior¹cym udzia³u w rozmowach jest Gustaw nauczyciel m³odszego rodzeñstwa Loli. Kiedy ca³e towarzystwo powraca z premiery Kleopatry, zachwycona sztuk¹ Lola wyznaje: 29 L. Fryde, Problem noweli, w: tego¿, Wybór pism krytycznych, oprac. A. Biernacki, Warszawa 1966, s. 25 64. 30 Tam¿e, s. 40. 31 Tam¿e. 32 Swoje rozwa¿ania Fryde zasadza na teorii Hansa Francka, który formu³uje teoriê momentu zwrotnego-punktu kulminacyjnego die wortbegleitete unerhörte Tat .
200
O! Gdyby do mnie kto tak przemawia³, jak do Kleopatry mówi³ jej kochanek; gdyby mnie kto tak przywo³ywa³, jak on j¹ w akcie trzecim: to dla takiego cz³owieka wyrzek³abym siê pewno wszystkich zaszczytów i dostatków wiata, by z nim prze¿yæ choæ jedn¹ tak¹ godzinê, jak oni tam prze¿yli! (s. 41). Przemowê bohaterki mo¿na uznaæ za punkt szczytowy, zwrotny, gdy¿ zachêcony deklaracjami Loli Gustaw zdobywa siê na wyznanie jej mi³o ci. Jednocze nie przyznaje siê do autorstwa Kleopatry, mo¿na zatem powiedzieæ, ¿e spe³nia postulat obiektu swego uczucia przemawia do niej tak przemówi³by bohater jego sztuki. Po tym wyznaniu spokojna dot¹d akcja ulega odwróceniu (jednocze nie odwróceniu, destabilizacji ulega wiat Gustawa). Lola zwo³uje bowiem uczestników spotkania i publicznie wy miewa swego wielbiciela. On za zdobywszy siê na ostatnie wysi³ki, wsta³ nagle z miejsca i jak szalony wybieg³ z tych z³ocistych salonów, aby nigdy do nich powróciæ (s. 45). Nie znamy dalszych losów Gustawa, autor deklaruje jedynie, ¿e miech ten [Loli przyp. PB] przez ca³e ¿ycie d wiêcza³ mu mo¿e pie ni¹ szatañsk¹ [ ] (s. 45). Równie¿ w Trzech lekcjach kokieterii, trzecim w kolejno ci utworze zbioru, mi³o æ jest si³¹, która destabilizuje pouk³adany, oparty na rutynie wiat bohatera. Pan Stefan, stateczny, starszy mê¿czyzna, inteligent paraj¹cy siê prac¹ naukow¹ w dziedzinie nauk filologicznych, odnajduje opowie æ o tym, jak to w czasach dawnej Polski pewien m³odzieniec obcego pochodzenia mia³ udzielaæ damom lekcji kokieterii. Zachêcona histori¹ dawna uczennica Stefana, panna Hania, rywalizuj¹ca o wzglêdy pana Franciszka, prosi swego nauczyciela o wyg³oszenie cyklu wyk³adów na temat kobiecej kokieterii. Pan Stefan zrazu ostro protestuje, ale wkrótce, gor¹co namawiany przez Haniê, ulega. Przygotowuje prelekcje na temat uczuciowych zwi¹zków wielkich poetów ludzko ci (Jowisz i Wenus, redniowieczni trubadurowie, Petrarka i Laura, Dante i Beatrycze, Mickiewicz i Maryla, S³owacki i Eglantyna i inni). Bohater wyg³asza trzy kolejne wyk³ady. Hania tymczasem okazuje siê mistrzyni¹ kokieterii z jednej strony daje wyraz przywi¹zania i wdziêczno ci Stefanowi, z drugiej kokietuje Franciszka, nie pozwalaj¹c mu braæ udzia³u w wyk³adach. W trakcie spotkañ z Hani¹ w Stefanie budzi siê uczucie do dawnej uczennicy. Nauczyciel snuje wspomnienia o swojej przesz³o ci (nie staj¹ siê one jednak czê ci¹ fabu³y czytelnik otrzymuje jedynie mgliste informacje o niespe³nionej, m³odzieñczej mi³o ci). Wkrótce pouk³adana codzienno æ Stefana zaczyna pêkaæ, trapi go bezsenno æ i zaduma, zdaje sobie sprawê, ¿e jego pozbawione drugiej osoby ¿ycie jest smutne. Sytuacja nie ulega rozwi¹zaniu w zakoñczeniu noweli bohater wrzuca do ognia rêkopis czego na kszta³t powie ci:
201
Szkoda wielka, ¿e z dymem poszed³ owoc pracowitej my li ludzkiej. Musia³y tam byæ rzeczy pouczaj¹ce i ciekawe, bo pan Stefan nale¿a³ do ludzi, których los bardzo wcze nie wydziedziczy³ z wielu korzystnych legatów do tych oraczy, którzy w krwawym pocie czo³a, po twardych, kamienistych zagonach, dobijaj¹ siê imienia, nauki i s³awy, lecz z nieugaszonym ¿arem pragnieñ w sercu na pró¿no szukaj¹ cienistej szczê cia oazy. (s. 88)
W omawianej noweli za moment zwrotny uznaliby my ten, w którym Stefan, odmawiaj¹cy Hani wyg³oszenia trzeciego wyk³adu i deklaruj¹cy, ¿e wkrótce wyje¿d¿a, otrzymuje od niej bukiet polnych kwiatów. Hania roztacza przed prelegentem wspomnienie bytno ci na wsi, kiedy by³a ma³¹ dziewczynk¹, za on jej nauczycielem: Mo¿e te niewinne kwiaty wywo³a³y w umy le jego szereg upajaj¹cych wspomnieñ, mo¿e nasunê³y mu pragnienia, które zak³ócaæ zwyk³y spokojn¹ ¿ycia godzinê. A mo¿e to Hania wywo³a³a tê smêtn¹ i ponurê chwilê. Bardzo to mo¿liwe, gdy¿ lekko wysz³a z pokoju i zostawi³a Stefana z kwiatami, które odrzuci³, ze spomnieniami, których nie st³umi³ i z pragnieniem, którego, jak samotny wêdrowiec w ród dzikiej pustyni, mo¿e nie zaspokoi³ nigdy Gdy za powróci³a niebawem w pokoju nie by³o nikogo, a kwiatów nie by³o na stole (s. 75 76)
To ten moment, w którym uwidacznia siê têsknota Stefana za czym , czego nie by³o dane do wiadczyæ mu w m³odo ci. Méyet konsekwentnie zarysowuje akcjê, otaczaj¹c j¹ liniami niedopowiedzeñ. W¹tek tajemniczej m³odo ci Stefana i przewrotnej Hani (¿¹daj¹cej nauk na temat kokieterii, chocia¿ wietnie j¹ opanowa³a i z powodzeniem wykorzystuje w swoich staraniach o Franciszka) przeplataj¹ siê ze sob¹, a wszystko to przyczynia siê do zasygnalizowania pog³êbiaj¹cego siê pêkniêcia w egzystencji Stefana. Akcja utworu prowadzona jest konsekwentnie. Interesuj¹ce tak¿e wydaj¹ siê pomys³y fabularne, jak chocia¿by oparcie akcji na znalezionej opowie ci o lekcjach kokieterii. Trudno jednak pos¹dziæ nowelê o oryginalno æ, zdaje siê ponadto nie posiadaæ nerwu epickiego. Tekst Méyeta nie pozbawiony jest tak¿e swoistej maniery, wyra¿aj¹cej siê w zami³owaniu do d³u¿yzn, formu³owaniu pewnych oczywistych s¹dów, nierzadko banalnych, które odzieraj¹ bohaterów z tak pieczo³owicie wypracowywanej aury zawieszenia w egzystencjalnych dylematach. Ten zarzut mo¿na tak¿e odnie æ do konstrukcji zakoñczeñ utworów (nota bene sygnalizowanych czêstokroæ przez stosowanie wielokropka). Wydaje siê, ¿e autor chce niejako na si³ê sprostaæ wyzwaniu stawianemu przez teoretyków niedopowiedzenia, zawieszenia w pró¿ni. Trzy lekcje kokieterii s¹ tego przyk³adem: Szkoda wielka rêkopisu, bo dowiedzieliby my siê mo¿e, czego nikt z przyjació³ i znajomych nie
202
dowiedzia³ siê nigdy, dlaczego to pan Stefan zosta³ starym kawalerem (s. 88). Ton zakoñczenia, w pewnym sensie ironiczny ( stary kawaler ), jest znacz¹c¹ rys¹ na obrazie samotnego Stefana wspominaj¹cego nieszczê liw¹ m³odo æ, u wiadamiaj¹cego sobie, ¿e jego pozbawione mi³o ci, smutne ¿ycie wkracza w okres, w którym niemo¿liwe bêdzie nadrobienie lat samotno ci. Maniera Méyeta, o której wspomnieli my, unaocznia siê tak¿e przez stosowanie obejmuj¹cych nierzadko ca³e akapity opisów dotycz¹cych wiata przedstawionego. To dosyæ znamienne i powszechne zjawisko w nowelistyce drugiej po³owy XIX wieku. Barbara Bobrowska, analizuj¹c ma³e formy narracyjne Prusa, dzieli u¿ywane w kreacji przez autora Kamizelki przedmioty na znaki skonwencjonalizowane i znaki ¿ywe, dramatyczne: Dramat i zasuszone kwiaty to znaki kulturowe implikuj¹ce konotacje w pewnym sensie skonwencjonalizowane, przynajmniej na pocz¹tku niewymagaj¹ce dodatkowego wyposa¿enia dookre laj¹cego. Inaczej z kamizelk¹. Ten przedmiot u¿ytku powszedniego, znacz¹cy w sferze tak zwanej kultury materialnej dnia codziennego, zostaje ju¿ na pocz¹tku zaprezentowany zgodnie z regu³ami, które sformu³owa³ Prus teoretyk: Opis rzeczy, [ ] nie powinien byæ faktograficzny, martwy, ale ¿ywy, dramatyczny .33
Jak jest w nowelistyce Méyeta? Wydaje siê, ¿e obszerne opisy zjawisk zwi¹zanych z kultur¹ materialn¹ maj¹ w tym przypadku wy³¹cznie znaczenie konwencjonalne i w³a nie faktograficzne. Na przyk³ad opis mieszkania bohatera wygl¹da tak: W jednym ze staro¿ytnych pa³aców Warszawy, którego piêkna budowla siêga³a pocz¹tku XVIII wieku, pan Stefan zajmowa³ zgrabny i dogodny apartament. Wysokie, obszerne i sklepione komnaty, przerzynane du¿ymi oknami, nadawa³y niewielkiemu mieszkaniu charakter imponuj¹cy (s. 77). W apartamencie pana Stefana znajduje siê kominek jest to kominek staro¿ytny (s. 84). Na kominku stoi zegar stary, br¹zowy, w postaci anio³ka d wigaj¹cego glob ziemski na ramieniu. [ ] By³a to drogocenna pami¹tka rodzinna, dar królewski, ofiarowany pradziadowi Stefana, znajduj¹cemu siê w orszaku poselskim w Pary¿u (s. 85). Pan Stefan jest tak¿e posiadaczem wazonu, wazon ten to wykopalisko pompejañskie (s. 84). Opisy przedmiotów prowadzone s¹ z niew¹tpliwym znawstwem materii, uwidacznia siê tu wyra nie pasja kolekcjonerska Méyeta. Czy maj¹ jednak jakikolwiek wp³yw na wymowê utworu? Z pewno ci¹ okre laj¹ specyfikê bohaterów przedstawicieli wy¿szych sfer, inteligentów obdarzonych pasj¹, smakiem, charakteryzuj¹cych siê wysok¹ kultur¹ 33 B.
Bobrowska, Ma³e narracje Prusa, Gdañsk 2004, s. 21 22.
203
artystyczn¹. Trudno siê rzecz jasna temu dziwiæ Méyet opisywa³ rodowisko, z którego siê wywodzi³ i w którym siê obraca³. W ca³ym korpusie nowel, co warto zauwa¿yæ, nie ma ani jednego bohatera ch³opskiego, czy te¿ przedstawiciela proletariatu. Utwory te nie maj¹ nic wspólnego z dydaktyk¹, nie podejmuj¹ problematyki charakterystycznej dla wiêkszo ci twórców tego okresu. W tym wzglêdzie Méyet z pewno ci¹ nie by³ pilnym uczniem Orzeszkowej34. Obce mu by³y obserwacje charakteru i konsekwencji stratyfikacji spo³ecznej, wietnie natomiast odnajdowa³ siê w ród bohaterów arystokratyczno-mieszczañskich i uniwersalnych kwestii uczuciowych. Z pewno ci¹ obszerne opisy przedmiotów nie pe³ni¹ u niego funkcji takiej, jak kamizelka w noweli Prusa. Widaæ to wyra nie tak¿e w kolejnym utworze Poca³unek. Utwór rozpoczyna siê mottem spisanym Ze sztambucha 1715 r. (s. 89): Rien par force, Quelque chose par amour, Tout par raison.35
W pochodzeniu motta po raz kolejny ujawniaj¹ siê pasje Méyeta: kolekcjonerska, bibliofilska i edytorska36. Eksponuje ono oczywi cie tak¿e tematykê utworu. W konstrukcji ca³ego tekstu mamy do czynienia z pewnym eksperymentem, równie¿ nawi¹zuj¹cym do zainteresowañ autora. Struktura utworu zasadza siê bowiem na epistolografii, przeplatanej narracj¹ trzecioosobow¹. Bohaterem jest Lucjan artysta malarz czytaj¹cy listy pisane przez zakochane w nim kobiety. Lektura listów nie wzbudza aplauzu ich adresata, zniecierpliwiony wrzuca kartki do ognia. Popada w zadumê, do wiadcza pó³sennej wizji dêbowego lasu, po którym przechadza siê jedyna ukochana przezeñ kobieta, ofiarowuj¹ca pierwszy 34 To zastanawiaj¹ce, zwa¿ywszy, ¿e Méyet zas³yn¹³ dzia³alno ci¹ filantropijn¹. By³ fundatorem szko³y rzemie lniczej w Zakopanem, maj¹tek za przeznaczy³ w testamencie na prowadzenie szkó³ powszechnych dla dzieci, z zastrze¿eniem, ¿e bêd¹ one pochodzenia zarówno ¿ydowskiego, jak i polskiego. 35 Nic na si³ê, / Trochê przez mi³o æ, / Wszystko przez rozs¹dek (t³um. moje PB). 36 Méyet jest autorem artyku³u Sztambuch matki Juliusza S³owackiego, ( Ateneum 1895, t. 2, s. 84 101), w którym czytamy: Sztambuchy wielokrotnie odda³y przys³ugê literaturze, mam jednak na my li albumy tych osób, które zajmowa³y stanowisko wybitne, albo przestawa³y z koryfeuszami pi miennictwa. Niejeden piêkny utwór poetów naszych znalaz³ pomieszczenie w sztambuchu, a wzbogacaj¹c poezjê, przyczyni³ siê do wyja nienia wielu kwestii biograficznych lub literackich (tam¿e, s. 84). W kontek cie przyja ni Méyeta z Orzeszkow¹ warto zwróciæ uwagê na stosowane rozró¿nienie: wybitne osobisto ci literatury i ci, którzy z nimi przestaj¹.
204
w jego ¿yciu poca³unek. Lektura listów oraz wizja wype³niaj¹ pierwsz¹ czê æ noweli. W czê ci drugiej akcja przenosi siê do salonu pani prezesowej, w którym obchodzone s¹ imieniny panny Julii: Oczy wszystkich zwrócone by³y na zawieszony nad fortepianem obraz, wyobra¿aj¹cy siedz¹c¹ u skraju dêbowego lasu piêkn¹ pannê Juliê, z koszykiem polnych kwiatów w rêku (s. 97). Autorem dzie³a jest Lucjan. Obraz jest przedmiotem toczonych w salonie rozmów. Wkrótce rozbrzmiewa modny walc Wein, Weib und Gesang 37, Lucjan tañczy z Juli¹, ta zmêczona zmierza do buduaru. Lucjan pod¹¿a za ni¹. Po krótkiej rozmowie Julia zachêca Lucjana, aby j¹ poca³owa³. Mê¿czyzna waha siê jednak, spostrzega bowiem, ¿e ca³ej sytuacji przygl¹da siê zakochana w nim Aniela. Z niezrêcznego po³o¿enia wybawia go sama panna Julia, sugeruj¹c, aby poca³owa³ j¹ w rêkê. Eksperyment formalny, o którym by³a mowa, wpisuje siê co warto podkre liæ w tendencje, które zaczê³y pojawiaæ siê w nowelistyce lat osiemdziesi¹tych XIX wieku. Jedn¹ z cech ma³ych form prozatorskich tego okresu jak podaje Anna Martuszewska38 jest opieranie konstrukcji utworu lub jego czê ci na nie lub wizji bohatera. Tak¹ konstrukcjê wykorzystywali najbardziej znani twórcy39. Fakt wykorzystania przez Méyeta motywu wizji wiadczy z jednej strony o jego dobrej orientacji w literaturze, z drugiej za o pragnieniu równania do najlepszych. W tworzonej przezeñ narracji mo¿na tak¿e dostrzec inn¹ tendencjê, o której pisze Martuszewska przekazywanie emocji przez warto ciuj¹ce epitety, pytania, wykrzyknienia. Mimo zami³owania do bogatej frazy i obszernych opisów, czasem Méyet usi³uje nadaæ narracji wartkie tempo, co jest szczególnie widoczne w dialogach. Wra¿enie wiruj¹cego , emocjonalnego rytmu ma byæ potêgowane przez zapomnienie siê w walcu: Co pani jest? zapyta³ z pewn¹ obaw¹ w g³osie. Ma³y zawrót g³owy Tañczyli my rzeczywi cie za d³ugo. Nie, nie szkodzi, to przeminie wkrótce. (s. 102)
Tematyka oscyluj¹ca wokó³ mi³o ci, salonowi (czêsto papierowi ) bohaterowie, wykwintne wnêtrza i szczegó³owe opisy przedmiotów, a tak¿e niewykraczanie poza krêgi arystokratyczno-mieszczañskie sytuuj¹ nowele Méyeta 37 Walc
Johanna Straussa, op. 333. A. Martuszewska, Pozytywistyczne parabole, Gdañsk 1997, s. 96 105. 39 Np. B. Prus, Sen Jakuba (1875), Nawrócony (1880), Sen (1890), Sienkiewicz, Lux in tenebris lucet (1891) i M. Konopnicka, U ród³a (1890), Dym (1893) (zob. tam¿e). 38 Zob.
205
w osobnej kategorii tematycznej. Nale¿a³oby je zakwalifikowaæ, jak siê wydaje, do utworów nazywanych przez Mariê Marcjan nowelami salonowymi40. Maj¹ siê one wywodziæ, zdaniem badaczki, z noweli rodowiskowej zwi¹zanej z nurtem biedermeierowskim41. Do twórców nowel salonowych Marcjan zalicza Józefa Korzeniowskiego, literatów Cyganerii warszawskiej i Stefaniê Tabêck¹Ch³êdowsk¹42. Trop noweli salonowej prowadzi do interesuj¹cych odkryæ. Syntetyczny charakter niniejszego artyku³u pozwala o nich jedynie wspomnieæ, choæ niew¹tpliwie nale¿a³oby przeprowadziæ szczegó³owe badania, które pozwol¹ odkryæ zwi¹zki pisarstwa Méyeta z obszarem prozy biedermeierowskiej, szczególnie twórczo ci¹ Józefa Korzeniowskiego. Uznawany za prekursora polskiej powie ci tendencyjnej by³ Korzeniowski twórc¹ cenionym przez Elizê Orzeszkow¹43. Autorka Nad Niemnem, zachwycona powie ci¹ Krewni, uznawa³a jej autora za mistrza realizmu. W kontek cie nowelistyki Méyeta szczególnie interesuj¹cy wydaje siê utwór Wêdrówki orygina³a 44, w podtytule którego odnajdujemy formu³ê zbli¿on¹ do tej z Nowel warszawskiego adwokata: Z rêkopisu nieznajomego autora, drukiem og³oszone przez Józefa Korzeniowskiego. Formu³a Korzeniowskiego odnosi siê do jednego tekstu, Méyeta za do zbioru sze ciu tekstów. Ale ramow¹ kompozycjê Wêdrówek orygina³a, gdzie opowiadana historia wt³oczona jest w kontekst spotkania w salonie na Podwalu , odnie æ mo¿na tak¿e do zbioru nowel Méyeta. W takim sensie, ¿e kreowane w kolejnych utworach opowie ci stanowi¹ narracjê bêd¹c¹, jak mo¿emy siê domy laæ, odpowiedzi¹ na listy adresatki Z niedokoñczonej przedmowy. Wêdrówki orygina³a i nowele Méyeta zawieraj¹ poza tym szereg punktów stycznych45 trzeba 40 Zob. M. Marcjan, Nowela, w: S³ownik literatury polskiej XIX wieku, red. J. Bachórz, A. Kowalczykowa, wyd. 4, Wroc³aw 2009, s. 617. 41 O problematyce biedermeieru zob. tak¿e: Codzienno æ w literaturze XIX (i XX) wieku. Od Adalberta Stiftera do wspó³czesno ci, red. G. Borkowska, A. Mazur, Opole 2007; Spory o biedermeier, wybór, wstêp i oprac. J. Kubiak, Poznañ 2006. 42 Zob. M. Marcjan, dz. cyt. Stefania Tabêcka-Ch³êdowska wyda³a jeden tom Nowel i szkiców literackich (przedm. W. £oziñski, Lwów 1885). 43 Orzeszkowa niezwykle pozytywnie wypowiada³a siê o powie ci Korzeniowskiego Krewni (zob. S. Kawyn, Józef Korzeniowski. Studia i szkice, £ód 1978, s. 206). 44 J. Korzeniowski, Wêdrówki orygina³a. Z rêkopisu nieznajomego autora, drukiem og³oszone przez Józefa Korzeniowskiego, wyd. drugie, Wilno 1852, s. 5. 45 Analiza porównawcza twórczo ci Korzeniowskiego i Méyeta nie jest rzecz jasna przedmiotem niniejszych rozwa¿añ. Warto jednak by³oby podj¹æ temat w osobnym artykule, wydaje siê bowiem, ¿e Méyet móg³ czerpaæ z utworów Korzeniowskiego tak¿e w¹tki fabularne, np. w opowiadaniu Korzeniowskiego Jedynaczka bohaterka Hieronimowa stosuje kokieteriê wobec naiwnego studenta (zob. S. Kawyn, dz. cyt., s. 220).
206
podkre liæ przede wszystkim zbie¿no æ w konstrukcji opisów, miejsca akcji, bohaterów, obecno æ w tek cie dialogów o charakterze salonowym dowcipnych, niepodejmuj¹cych trudnych tematów: W jednym z piêknych salonów na Podwalu, zebra³a siê znaczna kompania ko³o godziny ósmej wieczorem. By³o to w post i w przedostatnim jego tygodniu. Nie my lano wiêc o ¿adnej zabawie, która by mog³a wwie æ na pokuszenie i przyprowadziæ do zapomnienia tak wa¿nej i uroczystej epoki, jaka siê zbli¿a³a. Podzieli³a siê zatem kompania na koterie i dla unikniêcia grzechu, panie zaczê³y rozmawiaæ o swoich s¹siadkach i przyjació³kach, m³odzi kawalerowie o balecie, literaci o nieobecnych swoich kolegach, a panienki zebrane w oddzieln¹ kupkê, maj¹c przy sobie kilku starców, bawi³y siê niewinnym ich dra¿nieniem.46
Korzeniowski, podobnie jak Méyet, lubuje siê w realistycznych opisach k³ad¹cych nacisk na szczegó³y opisywanego miejsca, z wyra nym wyeksponowaniem elementów kultury materialnej: Takim by³ salon na Podwalu, gdzie my byli zgromadzeni, i mia³, oprócz znajduj¹cych siê w nim osób, materialne firanki i portiery, kanapy i kanapki, ogromny dywan pod okr¹g³ym sto³em, zwierciad³a w z³oconych ramach, i na sto³ach i stolikach lampy spirytusowe 47. Na wyj¹tek z rêkopisu stylizowana jest tak¿e nowela Dominika Magnuszewskiego Guy du Faur (1834)48. Inny utwór tego autora, Zemsta panny Urszuli (1838) stanowi, wed³ug s³ów Kazimierza Bartoszyñskiego49, rozwa¿ania na temat kultury materialnej w Polsce. W konstrukcji opisów mo¿na odnale æ paralelê do utworów Méyeta: D³u¿na komnata nie ros³a sklepieniem w górê jako w pa³acu, ale kolistym dnem sufitu, co siê marmurem jasnym wieci³, opiera³a siê na cianach skrytych obiciem. Gzyms wystaj¹cy mia³ weneckie sztukaterie, pod nim listwa z³ota szerokiego galonu poczyna³a adamaszek cienny, co siê wystroi³ kwieciem na karmazynie. Zwinny Holender umia³ to wszystko wytkaæ i przeze Gdañsk dostarczy³. Marmurowe p³yty, czarne a bia³e krzy¿e szykowa³y w posadzce, a od niej lamperie siwe woko³ na ³okieæ, a pod oknem ca³¹ obija³y cianê. Szarawe futrowanie okien w o³owiane ramy wprawionych dziwny sprawia³o skutek, bo nimi jasno æ dniowa jakoby z czarnej paszczy komina la³a siê w komnatê tym pe³niejsza
46 J.
Korzeniowski, dz. cyt., s. 5 6. s. 10. 48 Zob. M. Marcjan, dz. cyt., s. 615. Autorka has³a okre la twórczo æ Magnuszewskiego jako tê, w której mo¿na odnale æ zarys dziewiêtnastowiecznej powie ci historycznej. 49 Zob. K. Bartoszyñski, Pos³owie, w: D. Magnuszewski, Zemsta panny Urszuli. Posiedzenie Bacciarellego malarza, przygotowa³ do druku, przypisami i pos³owiem opatrzy³ K. Bartoszyñski, Poznañ 1959, s. 155. 47 Tam¿e,
207
i zawodzi³a po wiec¹cych cudach, co tê izbê obleg³y. A by³ to sklep norymberski, nie izba; tak siê poodziewa³ stolcami z³otymi, tureckimi sofy, ba, jedna by³a sofa, bo Holendrzy z modna nawozili sto³ków z ³êgami, pod rêce wys³ali adamaszek, to w nich opa le, przestronno móg³ siê cz³owiek pomie ciæ i ³okciem by³o gdzie oprzeæ. Tu¿ przy nich nieznane komodki, a wyraz widaæ z ³aciny, comodus, z wysuwaniami ró¿nymi przy cienie stawiano; wierzchy ich i szkatu³ki w dziwne kolory ubra³ rzemie lnik; to kawa³ek sanda³u z orzechem, to cis z bukiem, to korzeñ orzechowy ponakleja³ i wszczepi³, a w okr¹g per³ow¹ macic¹ do³o¿y³ esy, pisanki, a tak sk³adnie, ¿eby my la³, i¿ natura tam za granic¹ takie rodzi tablice, ino je rzezaæ i przedawaæ.50
W nowelach Méyeta dostrzegalna jest tak¿e zbie¿no æ w¹tków fabularnych z utworami innych twórców, szczególnie widoczna w przedostatniej noweli zbioru Mi³o æ czy rachuba? 51 Bohaterami s¹ piêkna kobieta w³a cicielka zad³u¿onego maj¹tku oraz przyby³y ze Stanów Zjednoczonych jej przyjaciel z dzieciñstwa. Maj¹tek ma w nied³ugim czasie zostaæ zlicytowany (aspekty prawne sprawy s¹ szczegó³owo wyja nione ujawnia siê tu obszar zawodowych zainteresowañ Méyeta), mê¿czyzna (Konrad), który w m³odo ci by³ sierot¹, potem za dorobiwszy siê maj¹tku za oceanem, wiedziony mi³o ci¹ do w³a cicielki (Janiny) postanawia jej pomóc. Przedstawia siê jako reprezentant amerykañskiej spó³ki, która specjalizuje siê w wydobywaniu surowców. Konrad doprowadza do podpisania umowy z Janin¹, w my l której z nale¿¹cej do niej ziemi bêdzie wydobywany wêgiel. Dziêki umowie z towarzystwem wêglowym Janina sp³aci³a d³ugi ci¹¿¹ce na maj¹tku. Odda³a ziemiê w dzier¿awê i osiad³a w stolicy, gdzie zaczê³a prowadziæ wystawny salon: W kó³ku krewnych i innych dobrze urodzonych ochoczo gromadzi³a siê ca³a inteligencja miasta (s. 139). Raz w miesi¹cu zjawia³ siê Konrad, który zdawa³ Janinie relacjê z wydobycia prowadzonego w jej maj¹tku. Podczas jednej z wizyt gospodarskich (wizyty te, wed³ug Janiny, wskazywa³y na wyrachowanie Konrada) mê¿czyzna wyzna³ przyjació³ce z dzieciñstwa mi³o æ. Ona, zdezorientowana (mi³o æ czy rachuba?) rzuci³a mu ostre spojrzenie ura¿ony Konrad wybieg³ z pokoju. W ostatniej czê ci noweli poznajemy Gabrielê, siostrê przyjaciela Konrada. Kobieta opowiada Janinie historiê swojej rodziny, która zmuszona warunkami 50 D.
Magnuszewski, dz. cyt., s. 15. opatrzona jest mottem fragmentem wiersza Roberta Burnsa Ae Fond Kiss, And Then We Sever (1791): Had we never lov d sae kindly / Had we never lov d sae blindly / Never met or never parted / We had ne er been broken-hearted (Czy my kiedykolwiek kochali tak dobrotliwie / Czy my kiedykolwiek kochali tak lepo / Nigdy nie spotkani i nigdy nie poró¿nieni / Nie mieli my z³amanych serc [t³um. moje PB]). 51 Nowela
208
finansowymi wyjecha³a do Ameryki. Teraz ona i brat namówieni przez Konrada wrócili do ojczyzny. Janina dowiaduje siê tak¿e, ¿e z³o¿a wêgla, odkryte w jej maj¹tku, prawdopodobnie nie przynosz¹ dochodów, Konrad za nie pracuje dla towarzystwa górniczego, gdy¿ jest posiadaczem ogromnego maj¹tku. Gabriela przyznaje tak¿e, ¿e jest zakochana w Konradzie: Kocham go za jego umys³ jasny, za serce prawe, za wolê siln¹, za mi³o æ do ojczystych pól i lasów (s. 152). Po powrocie Konrad wyznaje Janinie, ¿e brat Gabrieli uleg³ wypadkowi i teraz on powinien zaopiekowaæ siê dziewczyn¹. Janina odwodzi go od pomys³u ma³¿eñstwa z Gabriel¹, t³umacz¹c, ¿e nie mo¿e o¿eniæ siê bez mi³o ci. Wywi¹zuje siê wa¿na rozmowa, któr¹ nieoczekiwanie przerywa wej cie Alfreda. Nowela koñczy siê stwierdzeniem: S³owa Alfreda [ ] przerwa³y niæ rozmowy, która nie nawi¹za³a siê ju¿ nigdy; tak jak ludzie ci rozeszli siê wkrótce bez po¿egnania, a czym dla siebie i byæ pragnêli, nie powiedzieli sobie mo¿e rych³o, mo¿e nie powiedzieli ju¿ nigdy (s. 164). W¹tek towarzystwa górniczego z Filadelfii i zdobywanie maj¹tku w Ameryce przez odkrycie pok³adów z³ota maj¹ niew¹tpliwie zwi¹zek z zainteresowaniem Méyeta amerykañskimi short stories. Edmund Jankowski pisze: z Chmielowskim [Méyet przyp. PB] zapozna³ nasz¹ literaturê z popularnym niegdy nowelist¹ amerykañskim, Bret-Hartem, który by³ ówczesnym «bestsellerem» przez lat kilkadziesi¹t 52. Istotnie, w 1874 roku ukaza³ siê w Niwie artyku³ Méyeta53 po wiêcony amerykañskiemu noweli cie54 wraz z dokonanym przez
52 E.
Jankowski, Komentarz, s. 287.
53 Bret Harte. Powie ciopisarz amerykañski, Niwa 1874, nr 53, s. 106 110. Tak¿e w tym
przypadku mamy do czynienia z zami³owaniem Méyeta do niepodpisywania swoich tekstów. Autorstwo artyku³u zdradza Wilhelmina Zyndram-Ko cia³kowska w przedmowie do wydania utworów Bret-Harte a we w³asnym t³umaczeniu: Nowele Bret-Harte a na wszystkie europejskie t³umaczone s¹ jêzyki. U nas uwagê na ten oryginalny i potê¿ny talent pierwsi zwrócili panowie Piotr Chmielowski i Leopold Méyet. Pierwszy bêd¹c jeszcze na uniwersytecie w Lipsku, wskazywa³ go t³umaczom; drugi pisa³ o nim w «Niwie» [ ] (W. Zyndram-Ko cia³kowska, Bret-Harte. Amerykañski nowelista, w: Bret-Harte, Nowele, przek³. W. Zyndram-Ko cia³kowska, Warszawa 1885, s. XLII). 54 W innym tomie tekstów Bret-Harte a Ko cia³kowska podaje kilka faktów biograficznych z ¿ycia pisarza: Zmar³y w Londynie w dniu 7-mym maja 1902 r. Francis Bret-Harte urodzi³ siê w Stanach Zjednoczonych w Albany (stan New-York) 25 sierpnia 1839 roku. Umar³ by³ w pe³ni si³ mêskiego wieku [ ]. Bret-Harte t³umaczony by³ na wszystkie jêzyki; posiada³ równy rozg³os na obu pó³kulach, stworzy³ najdoskonalszy typ nowel, to jest utworu beletrystycznego ma³ych rozmiarów, zwiêz³ego, czerpi¹cego zwykle tematy z ¿ycia bie¿¹cego, lecz nie bêd¹cego prostym opowiadaniem, owszem, posiadaj¹cego akcjê dramatyczn¹ (W. Zyndram-Ko cia³kowska, Przedmowa, w: Bret-Harte, Ostatnie nowele, prze³o¿y³a
209
warszawskiego adwokata t³umaczeniem noweli Wygnañcy z Poker Flatu (The Outcasts of Poker Flat). St¹d zapewne zaczerpn¹³ Méyet w¹tek amerykañskich poszukiwaczy z³ota, wplataj¹c go w problematykê polskiej emigracji za chlebem . Postaæ Konrada przypomina tak¿e postaæ samego Bret-Harte a osieroconego, biednego m³odego cz³owieka, który musi znosiæ trudy poszukiwania z³ota w celu zdobycia statusu materialnego. Ale, o czym warto wspomnieæ, fascynacja Méyeta amerykañskimi short stories odbija siê w ca³ym cyklu nowel. Autora Mi³o ci czy rachuby? poci¹ga sposób pisania Bret-Harte a, czemu daje wyraz we wspomnianym artykule w Niwie : Opowiada on i opisuje zawsze niewielu s³owami. Jego rysunki s¹ podobnie do szkiców mistrza-malarza: do æ kilku poci¹gów pêdzla lub o³ówka, a obraz bêdzie wierny i wyrazisty. Ca³a ta sztuka zale¿y na doborze rysów; a Bret Harte umiej¹c odnale æ i wskazaæ dobre strony, przy malowaniu wad i u³omno ci ludzkiego charakteru, dobiera farb wiat³ych a nie zbyt jaskrawych, wspomina za tylko o tym, o czym by nie chcia³ mówiæ i czego lepiej nie wiedzieæ wcale. C z y n ó w s w o i c h b o h a t e r ó w n i g d y n i e o b j a n i a, n i g d y n i e w y j a w i a i c h s k r y t y c h m y l i, p o b u d e k i z a m i a r ó w, p o z o s t a w i a j ¹ c s ¹ d k a ¿ d e m u z c z y t e l n i k ó w. Czytelnik te¿ w opowiadaniach jego winien sam poszuk a æ u c z u c i a, j a k g ó r n i k k a l i f o r n i j s k i z ³ o t a [podkr. moje PB]. Niczym te¿ nie okazuje on sympatii dla tej lub owej osoby; przedstawia je czytelnikowi tak, jak je sam widzi, a nie tak, jak je pojmuje.55
Do sumy inspiracji i kontekstów wa¿nych dla nowelistyki Méyeta, dopisaæ wiêc nale¿y poetykê Bret-Harte a. Mi³o æ czy rachuba? jest przyk³adem rozwi¹zañ konstrukcyjnych, o których wielokrotnie wspominali my. Méyet chwali amerykañskiego pisarza za zwiêz³o æ, prostotê i wyrazisto æ56. Niestety, ów wzorzec czêsto pozostaje dla niego nieosi¹galny. Skomplikowanie warstwy fabularnej w Mi³o ci czy rachubie?, nagromadzenie w¹tków zwi¹zanych z problemami Janiny i prowadzeniem spó³ki wêglowej przy jednoczesnych staraniach, aby zostawiæ opowiedzian¹ historiê w formie otwartej, powoduj¹, ¿e Méyet nie do koñca panuje nad ca³o ci¹. Masa skondensowanych epickich z angielskiego W. Zyndram-Ko cia³kowska, t. 1, Warszawa 1903, s. 1 8. W przedmowie czytamy tak¿e, ¿e ojciec pisarza by³ nauczycielem greki w kolegium w Albanie. Zmar³ m³odo, Bret-Harte, wychowywany przez matkê, musia³ szukaæ zarobku w kopalniach kalifornijskich. W latach 1878 1881 by³ konsulem Stanów Zjednoczonych w Krefeld nad Renem, w 1881 roku osiedli³ siê w Anglii, gdzie zmar³. 55 Bret Harte. Powie ciopisarz amerykañski, s. 107. 56 Zob. tam¿e.
210
w¹tków, z których nie wszystkie s¹ sfunkcjonalizowane, a niektóre pozostaj¹ niedopowiedziane, zderza siê nieoczekiwanie z sentymentalnym dialogiem Konrada z Janin¹. I ma siê nieodparte wra¿enie, ¿e wyd wiêk dialogu pozosta³by taki sam bez owego wielow¹tkowego t³a. Warto te¿ zauwa¿yæ, ¿e niemal wszystkie koñcowe sceny w nowelach Méyeta wrêcz kipi¹ ironi¹. O ¿yciu bohaterów decyduj¹ b³ahe wydarzenia, takie jak na przyk³ad przerwanie wa¿nej rozmowy przez wej cie rywala do pokoju. Rzeczywisto æ staje zwykle na opak pragnieniom protagonisty, który wydaje siê intruzem w ród ludzi. Ta swoista ironia, zawarta w zakoñczeniach opowiadanych historii, mówi wiele o pogl¹dach autora Nowel na ¿ycie i mi³o æ. Ostatnia nowela z omawianego zbioru Na w³osku przynosi schemat znany z wcze niejszych tekstów. Tutaj równie¿ mamy do czynienia z mêskim bohaterem, którego ¿ycie zostaje zrujnowane w wyniku rodz¹cej siê namiêtno ci. Jest nim pan Zygmunt, zwany Musiem, którego poznajemy w rozmowie dwóch dziewcz¹t Nini i jej s¹siadki Ludwisi. Zygmunt jest statecznym kawalerem, mi³o nikiem historii, laureatem nagrody za konkursow¹ rozprawê historyczn¹. Ojciec Ludwisi, który pozna³ Zygmunta w Warszawie, zaprosi³ go w odwiedziny na wie . Zygmunt mia³ siê zaj¹æ badaniem starych rodzinnych dokumentów, ale od pracy odwodzi go Ludwisia, która namawia do ci¹g³ej zabawy. Zygmunt prze¿ywa fascynacjê Nini¹. Odwiedza jej dom pod pozorem przejrzenia starych dokumentów jej ojca. Oboje spêdzaj¹ ze sob¹ du¿o czasu, prowadz¹ o¿ywione rozmowy o tak zwanych sprawach ¿yciowych. Wkrótce Zygmunt wraca do stolicy, gnany konieczno ci¹ wydania ksi¹¿ki. Koñczy zadanie i podejmuje siê kolejnych prac, ale na drodze do sukcesu pojawia siê przeszkoda: Pewnego bowiem piêknego poranku Mu na starym i z¿ó³k³ym pergaminie spostrzeg³ du¿ych, wymownych, szafirowych oczu dwoje! (s. 193). Gnany tym razem uczuciem, wraca na wie , aby ofiarowaæ Nini egzemplarz swojej ksi¹¿ki. Ninia ¿yczy sobie, aby Mu napisa³ dedykacjê. Zygmunt pisze wierszyk, w którym wyra¿a nadziejê, ¿e mi³o æ do kobiety nie zrujnuje mu kariery. Oburzona Ninia stwierdza, ¿e mê¿czy ni podejrzewaj¹ kobiety wy³¹cznie o igranie z uczuciami, podczas gdy one po wiêcaj¹ siê dla mi³o ci. Zygmunt opowiada sen, w którym by³ starcem szukaj¹cym potrzebnego do pracy dokumentu, a znalaz³ podarowan¹ mu niegdy przez Niniê szarfê z wyhaftowanym bukietem niezapominajek. W oczach dziewczyny pojawiaj¹ siê ³zy. Zygmunt, przekonany, ¿e dziewczyna przejê³a siê jego losem, poczyna wyznawaæ jej mi³o æ. Ona jednak nie pozwala mu mówiæ z obawy, by ich nie pods³ucha³ jej narzeczony. Interesuj¹cym zabiegiem stylistycznym wydaje siê zastosowanie w tek cie zdrobnieñ imion bohaterów. Jest to szczególnie uderzaj¹ce w okre leniu
211
Zygmunta mianem Musia . Umniejszanie, czy wrêcz trywializacja postaci mê¿czyzny, uwik³anego w mi³o æ, która nie mo¿e daæ mu szczê cia, mo¿e byæ rozpatrywane w kontek cie biografii Méyeta. Warto zauwa¿yæ, ¿e wynikaj¹ca z uczucia rado æ jest przelotnym momentem, ujawniaj¹cym siê wy³¹cznie w p³aszczy nie snu.
Problemy zasadnicze Powy¿sze refleksje nad zbiorem nowel Leopolda Méyeta maj¹ charakter szkicowy, s¹ to wstêpne rozpoznania, sygnalizuj¹ce jedynie istotne cechy pisarstwa warszawskiego adwokata. Dla autora niniejszego artyku³u stanowi¹ przyczynek, który zostanie wykorzystany w dalszych, szczegó³owych badaniach nad ¿yciem i twórczo ci¹ tej ciekawej i wa¿nej dla historii literatury i kultury drugiej po³owy XIX wieku postaci. W dalszej perspektywie planowane s¹ badania nad dorobkiem edytorskim Méyeta, ca³o ci¹ korpusu epistolarnego oraz szeroko pojêt¹ dzia³alno ci¹ spo³eczno-kulturaln¹. Podjête prace zostan¹ zwieñczone rozpraw¹ o charakterze monograficznym. Twórczo æ nowelistyczn¹ Méyeta nale¿y niew¹tpliwie rozpatrywaæ w kontek cie jego biografii, szczególnie zwi¹zków z wa¿nymi twórcami polskiego pozytywizmu. Jak starali my siê pokazaæ, intensywna i wielow¹tkowa korespondencja z Eliz¹ Orzeszkow¹ wywar³a ogromny wp³yw zarówno na pogl¹dy Méyeta dotycz¹ce charakteru, sposobu i jako ci pisarstwa, sensu literatury, jak i na zakres podejmowanej tematyki, a tak¿e formê, jak¹ przybra³ zbiór nowel. Méyet jak wynika ze spu cizny epistolograficznej mia³ spore literackie ambicje. Warto zadaæ pytanie, dlaczego poprzesta³ na dwóch tomikach krótkich form prozatorskich. Byæ mo¿e kwerendy archiwalne ujawni¹ jakie inedita, które mia³y siê znale æ w kolejnych, nigdy niepowsta³ych zbiorach. Tematyk¹ nowel Méyeta jest, mówi¹c najogólniej, problematyzacja pojêcia mi³o ci jej charakteru, z³o¿ono ci, jako ci i form stanowienia oraz uobecnienia. Wysi³ki pisarza skupiaj¹ siê na ukazaniu uczucia jako skomplikowanego rezerwuaru wszelakich zachowañ, prowadz¹cych cz³owieka do dezintegracji, budz¹cych zmory przegranej przesz³o ci, u wiadamiaj¹cych, jak czêsto osi¹gniêcie wymarzonych celów wykracza poza ludzkie mo¿liwo ci. Za pomoc¹ zastosowanych rozwi¹zañ formalnych, zgodnych z dziewiêtnastowieczn¹ poetyk¹ noweli, Méyet próbuje udowodniæ, ¿e nie istniej¹ proste odpowiedzi, ¿e nie sposób zamkn¹æ namiêtno ci i uczuæ w matematycznym algorytmie. Ucinanie akcji jest z jednej strony s³abo ci¹ tych tekstów: Méyet bowiem czêsto nie radzi sobie z roz³o¿eniem napiêcia, kumuluje szereg w¹tków i opisów, które prze³a-
212
dowuj¹ fabu³ê, stanowi¹ nadmierny, nieposiadaj¹cy uzasadnienia sztafa¿. Zaburzenie proporcji ujawnia siê w³a nie w zakoñczeniach, które urywaj¹ zbyt nagle opowiadan¹ historiê. Tekst opiera siê czêsto na katalogu, czy w³a ciwiej powiedzieæ w kontek cie pasji Méyeta kolekcji pytañ egzystencjalnych, na które autor nie udziela odpowiedzi. Pytania te, skierowane do czytelnika, maj¹ byæ znakiem strategii niedopowiedzenia. Z drugiej strony technika ucinania akcji chroni utwory przed banalno ci¹ i sztampowo ci¹. Brak rozwi¹zania nie pozwala okre liæ ich mianem ³zawych opowie ci o zawiedzionych uczuciach. Pisarstwo nie sta³o siê ¿yciowym powo³aniem Méyeta. Utwory nowelistyczne, które zostawi³ choæ bynajmniej nie wywo³a³y literackiej rewolucji, a w³a ciwie w ogóle nie zosta³y zauwa¿one s¹ wyra nym znakiem potrzeby stworzenia czego oryginalnego przez cz³owieka, któremu przysz³o ¿yæ osi¹gniêciami innych. Jak siê dzi okazuje tak¿e ¿yæ dla innych. Ale pasja kolekcjonerska (która przyda³a mu okre lenie dziwaka), prace edytorskie, dba³o æ o spu ciznê innych twórców walnie przyczyni³y siê, mo¿na to stwierdziæ z ca³¹ odpowiedzialno ci¹, do wzbogacenia kultury narodu polskiego. To w niej Méyet warszawski adwokat ¿ydowskiego pochodzenia rozmi³owa³ siê bez pamiêci i tu w³a nie powinien mieæ swoje zas³u¿one, bo ciê¿ko wypracowane, miejsce. Piotr Bordzo³ Leopold Méyet Méyet ss prose works. Part I: Short stories This article is focused around the short-story output of a Warsaw-based attorney, editor, bibliophile, man-of-letters, collector, and philanthropist viewed in the context of his biography. Méyet was friends with the cultural celebrities of the late 19th/early 20th century. Scholars are particularly attracted by the form that Méyet s friendship with Eliza Orzeszkowa assumed, which can be read today through their exchanged correspondence. The theme of the short stories in question is problematisation of the notion of love its nature, complexity, quality, and forms in which it is realised. With reference to certain formal solutions used, conforming to the nineteenth-century short-story poetics, Méyet tries to prove that there are no simple answers and that passions and sentiments or affections cannot possibly be enclosed in a mathematical algorithm. Analysed in the article, Méyet s short-story pieces although they did not trigger a literary revolution, if they were noticed at all come out as a clear sign of a need to create something original emerging in a man who happened to live through achievements of the others but also, for the others.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
Katarzyna Szumlewicz
MI£O Æ I EKONOMIA W MANSFIELD PARK JANE AUSTEN
Vladimir Nabokov w Wyk³adach o literaturze nazywa Mansfield Park (1814) dzie³em damy i dzieciêc¹ gr¹ 1, a jego autorkê okre la jako delikatn¹, filigranow¹, subteln¹ i bledziutk¹ 2 dziewicê, na której policzkach pojawiaj¹ siê niekiedy specjalne do³eczki 3 oznaczaj¹ce doskona³e wyczucie ironii. Docenia u Jane Austen (1775 1817) wielki talent do opowiadania dobrze skonstruowanych ba ni, co przy sympatii dla wyobra ni i niechêci do dzie³ zaanga¿owanych poczytuje za zaletê pisarki. Innymi s³owy, autor Lolity wyra¿a siê z uznaniem (aczkolwiek pomniejszonym przez zdrobnienia) o jej umiejêtno ci tworzenia wci¹gaj¹cych fabu³ przy nik³ej znajomo ci stosunków spo³ecznych i sfery erotycznej. Tym samym jego komplementy chybiaj¹ celu; jej dowcipna i kunsztowna twórczo æ nie by³a bowiem ani dzieciêco niewinna, ani oderwana od ¿ycia. Sama Austen za w niczym nie przypomina³a anemicznej damy, nie wiadomej struktur klasowych i rumieni¹cej siê na ka¿d¹ wzmiankê o seksie. Jej bohaterki zajmuj¹ okre lone miejsce w precyzyjnie uchwyconej i ¿ywo opisanej hierarchii spo³ecznej oraz maj¹ pe³n¹ wiadomo æ swojej zale¿nej pozycji. Prze¿ywaj¹ one gwa³towne uniesienia, a przede wszystkim odczuwaj¹ uporczywe po¿¹danie, które najczê ciej nie znajduje 1 V.
Nabokov, Wyk³ady o literaturze, prze³. Z. Batko, Warszawa 2000, s. 44. s. 99. 3 Tam¿e, s. 101. 2 Tam¿e,
214
uj cia. Ich erotyka jest erotyk¹ osób niemog¹cych, ze wzglêdu na uwarunkowania ekonomiczne, oficjalnie sobie na ni¹ pozwoliæ. Pisarka ³¹czy te dwie sfery ¿ycia o wiele mocniej, ni¿ uczyni³aby to powie æ zaanga¿owana z wyobra¿eñ Nabokova Pomimo ¿e epoka wiktoriañska jeszcze nie nadesz³a d³ugowieczna królowa rozpoczê³a swoje rz¹dy w roku 1837, czyli dwadzie cia lat po mierci Austen jedn¹ z cech maj¹cych odró¿niaæ kobiety z klas wy¿szych od rozwi¹z³ego ludu ju¿ zd¹¿y³o staæ siê zaprzeczanie w³asnej seksualno ci. Podczas gdy na pocz¹tku XIX wieku du¿a czê æ panien m³odych wywodz¹cych siê proletariatu sz³a do lubu w ci¹¿y, a pochodzenie z nieprawego ³o¿a czy paranie siê prostytucj¹ by³y przyjmowane jak normalne fakty z ¿ycia, mieszczañstwo i szlachta wymaga³y od niezamê¿nych kobiet udawania, ¿e nie tylko nie odczuwaj¹ popêdu seksualnego, ale wrêcz nie zdaj¹ sobie sprawy z istnienia czego takiego, jak wspó³¿ycie p³ciowe. Jednocze nie mia³y one niejako mimochodem i nie wiadomie wywo³ywaæ mêskie po¿¹danie, co pe³ni³o w ich ¿yciu kluczow¹ funkcjê ekonomiczn¹, mianowicie zapewnia³o byt poprzez wyj cie za m¹¿. Co siê dzia³o, je li tego zaniecha³y? Jako ¿e przedstawicielki klas wy¿szych, w przeciwieñstwie do proletariuszek, nie mog³y pracowaæ zarobkowo i mia³y utrudnione dziedziczenie maj¹tku, niezamê¿no æ zw³aszcza gdy nie posiada³y posagu skazywa³a je na uzale¿nienie finansowe od rodziny i mieszkanie k¹tem u krewnych. Austen zna³a z autopsji tê ubog¹ i skromn¹ egzystencjê osoby bez w³asnego pokoju, pozbawionej rozrywek i modnych ubrañ. W li cie do bratanicy zauwa¿a zgry liwie: samotne kobiety maj¹ okropn¹ sk³onno æ do biedy, co stanowi powa¿ny argument na rzecz zam¹¿pój cia 4. Zdawa³a sobie jednak tak¿e sprawê z niedogodno ci ma³¿eñstwa, skoro kilka razy tak samo jak jej bohaterki i przy podobnych protestach rodziny odmówi³a propozycjom jego zawarcia. M¹¿ zyskiwa³ ca³kowit¹ w³adzê nad ¿on¹, móg³ nie tylko do woli korzystaæ z jej cia³a, ale równie¿ znêcaæ siê nad ni¹ lub j¹ kompromitowaæ, a i tak wy³¹cznie jemu przys³ugiwa³o prawo do ¿¹dania rozwodu. Bycie ¿on¹ oznacza³o tak¿e ze wzglêdu na nieobecno æ antykoncepcji ci¹g³e rodzenie dzieci. Opieka nad nimi poch³ania³a wiêkszo æ czasu i si³ matki, co stawa³o siê szczególnie uci¹¿liwe w warunkach niedostatku.
4 Cyt.
za: V. Grosvenor Myer, Niez³omne serce. Biografia Jane Austen, prze³. M. Kicana, Warszawa 1999, s. 75.
215
Ubogie pocz¹tki Austen rysuje wyj ciow¹ sytuacjê ¿yciow¹ wiêkszo ci swoich najwa¿niejszych bohaterek na wzór w³asnej. Jej niezamo¿na rodzina zalicza³a siê do tzw. pseudoszlachty, co oznacza³o, ¿e córki nie mog³y przyci¹gn¹æ konkurentów do swojej rêki ani posagiem, ani tytu³em. W zwi¹zku z tym weso³a i atrakcyjna Jane mia³a na rynku ma³¿eñskim powodzenie o wiele mniejsze ni¿ w tañcu. Jeden interesuj¹cy m³ody pastor napisa³ jej wprost, ¿e nie mo¿e sobie pozwoliæ 5 na zwi¹zanie siê z ni¹. Z kolei jej kuzyn Tom Lefroy zosta³ odwiedziony od planów zwi¹zanych z ni¹ przez w³asn¹ rodzinê, która wys³a³a go do Londynu, by tam zapomnia³ o dziewczynie. Motyw ten pojawia siê w Dumie i uprzedzeniu (1813), gdzie tak samo postêpuj¹ krewni przystojnego i zamo¿nego Charlesa Bingleya po tym, jak spodoba³a siê mu siê z wzajemno ci¹ uboga Jane Bennet. Powie æ rozpoczyna siê od tego, ¿e ona i jej cztery siostry zostaj¹ pominiête przy dziedziczeniu prebendy (siedziby proboszcza, przekazywanej tylko mêskim potomkom), co oznacza, ¿e w przypadku mierci ojca znajd¹ siê na bruku. Posiad³o æ nale¿eæ ma wówczas do najbli¿szego mêskiego krewnego, nadêtego i g³upkowatego pastora Collinsa, który przekonany o swoich szlachetnych intencjach próbuje wybawiæ kobiety z trudnego po³o¿enia, o wiadczaj¹c siê jednej z nich, Elizabeth. Na odmowê reaguje rozwlek³¹ mow¹, w której wymienia korzy ci materialne i presti¿, jakie p³ynê³yby z wyj cia za niego za m¹¿, koñczy za wskazaniem na sytuacjê dziewczyny: pomimo rozlicznych twych zalet, mo¿esz nie spotkaæ siê ju¿ nigdy z propozycj¹ ma³¿eñstwa. Posag twój, niestety, jest tak niewielki, i¿ mo¿e wniwecz obróciæ wszystko, co twoja uroda i mi³e usposobienie zdolne s¹ sprawiæ 6. Collins kilka dni pó niej o wiadcza siê przyjació³ce Elizabeth, Charlotcie Lucas, która ma ju¿ 27 lat i bez wahania wykorzystuje nadarzaj¹c¹ siê okazjê. M³oda dama pisze Austen nie mia³a zamiaru igraæ ze szczê ciem pastora. G³upota, jak¹ wyró¿ni³a go natura, musia³a odj¹æ jego zalotom wszelki wdziêk, dla którego kobieta pragnê³aby przed³u¿yæ okres narzeczeñski. Tak wiêc panna Lucas, która przyjê³a go z czystej i bezinteresownej chêci urz¹dzenia sobie ¿ycia, nie dba³a o to, kiedy ów fakt nast¹pi. [ ] Sama Charlotta by³a zupe³nie spokojna. Osi¹gnê³a swój cel i teraz mia³a czas nad wszystkim
5 Cyt.
za: tam¿e, s. 68.
6 J. Austen, Duma i uprzedzenie, prze³. A. Przedpe³ska-Trzeciakowska, Warszawa 1997,
s. 114.
216
siê zastanowiæ. W sumie jej wra¿enia by³y raczej dodatnie. Wprawdzie pan Collins nie jest ani m¹dry, ani mi³y, towarzystwo jego jest nudne, a mi³o æ do niej wyimaginowana, zostanie jednak jej mê¿em. Zawsze pragnê³a wyj æ za m¹¿, choæ nie mia³a wysokiego pojêcia ani o mê¿czyznach, ani o ma³¿eñskim po¿yciu. Ma³¿eñstwo to jedyne przyzwoite wyj cie dla wykszta³conej damy bez maj¹tku, a choæ rzadko mo¿na w nim osi¹gn¹æ szczê cie, jest z pewno ci¹ najprzyjemniejszym rodkiem zapobiegaj¹cym biedzie. Ten rodek zdoby³a nareszcie. Zdawa³a sobie sprawê, ¿e ma szczê cie skoñczy³a ju¿ dwadzie cia siedem lat i nigdy nie by³a ³adna.7
Warto zauwa¿yæ, ¿e decyzja bohaterki nie zostaje w powie ci potêpiona. By odeprzeæ zarzuty Elizabeth o interesowno æ, jej siostra Jane wskazuje na liczne rodzeñstwo Charlotty, które dziêki jej ma³¿eñstwu wyd wignie siê z k³opotów materialnych. Panny Bennet maj¹ te same problemy, które jednak w odró¿nieniu od niej i od samej Austen zyskuj¹ rozwi¹zanie z dziedziny marzenia, jakkolwiek nader praktycznego.
Utopijne fina³y Fitzwilliam Darcy to wynios³y arystokrata, zaspokajaj¹cy jednocze nie wszystkie mo¿liwe potrzeby bez wychodzenia poza istniej¹c¹ strukturê, tak wnikliwie i bez z³udzeñ opisan¹ na pocz¹tku. Budzi ciekawo æ oraz po¿¹danie; ma tytu³ arystokratyczny i wspania³e posiad³o ci w sam raz dla wra¿liwej na piêkno du¿ych domów Elizabeth. Nie tylko jednak ona ma z niego po¿ytek. Darcy p³aci George owi Wickhamowi, który uwiód³ jej najm³odsz¹ siostrê Kitty, by j¹ poj¹³ za ¿onê i tym samym oddali³ od kochanki gro bê kompromitacji. Robi to, pomimo silnego konfliktu z przystojnym kapitanem, wcze niej adoruj¹cym Elizabeth. Nadto, przypomina Bingleyowi o Jane, pragn¹c zmazaæ winê, jak¹ stanowi³ jego udzia³ w odci¹ganiu od niej przyjaciela. Niebagateln¹ kwestiê stanowi te¿ przemiana jego pocz¹tkowej mizoginii w szacunek dla bystrego umys³u wybranki. Czy to cudowne rozwi¹zanie uznaæ nale¿y za ideologiê romansu, uciszaj¹c¹ wszelk¹ krytykê s³odkim poca³unkiem, czy na odwrót stanowi ono oskar¿enie realnych okoliczno ci, którym przeciwstawiæ mo¿na tylko erotyczn¹ fantasmagoriê z w³asno ci¹ w tle? Czy zale¿no æ od mêskiego wiata pieni¹dza i tytu³u mog¹cego zwróciæ bohaterce czê æ odebranej jej wolno ci zostaje tu obna¿ona, czy opromieniona blaskiem przyzwolenia?
7 Tam¿e,
s. 128.
217
Tak¿e w Rozwa¿nej i romantycznej (1811) mê¿czyzna z arystokracji wydobywa bohaterkê i jej rodzinê z op³akanej sytuacji finansowej. Marianne Dashwood i jej siostra Elinor zostaj¹, jako ¿eñskie krewne, pominiête wraz z matk¹ przy dziedziczeniu. Powie æ rozpoczyna siê mierci¹ wuja i odczytaniem jego testamentu przed rodzin¹: bratem i bratow¹ z córkami oraz synem brata z pierwszego ma³¿eñstwa i jego ¿on¹. Pos³uchajmy Austen: Stary gentleman umar³; odczytano jego testament, który jak niemal ka¿da ostatnia wola przyniós³ tyle samo zadowolenia, co rozczarowania. Nie by³ ani tak niesprawiedliwy, ani tak niewdziêczny, by pozbawiæ bratanka spadku, lecz przekazywa³ go na warunkach, które odjê³y zapisowi po³owê walorów. Pan Dashwood pragn¹³ go bardziej dla ¿ony i córek ni¿ dla siebie i syna; lecz to w³a nie dla jego syna oraz syna jego syna, czteroletniego dzieciêcia, przeznaczono posiad³o æ, dokonuj¹c zapisu w ten sposób, który pozbawia³ go mo¿liwo ci utrzymania najbli¿szych istot, najbardziej potrzebuj¹cych dochodu czy to z samej posiad³o ci, czy z pobliskich cennych lasów.8
Córki otrzymuj¹ tylko jednorazowo sumê tysi¹c funtów, której zreszt¹ prawny spadkobierca, ich przyrodni brat, nie chce im wyp³aciæ. Sk¹pstwo jego i jego ¿ony ukazane s¹ z wielkim satyrycznym talentem oraz znajomo ci¹ rzeczy: pisarka z do wiadczenia wietnie wiedzia³a, jak traktowane s¹ ubogie, zale¿ne krewne. Siostry Dashwood zmagaj¹ siê jednak nie tylko ze z³¹ sytuacj¹ finansow¹ i gro b¹ utraty dachu nad g³ow¹. Ci¹¿y nad nimi gro ba infamii, poniewa¿ obie zwi¹za³y siê z mê¿czyznami, którzy siê z nimi nie zarêczyli: Marianne z eleganckim i poci¹gaj¹cym, ale niechêtnym do o¿enku Johnem Willoughbym, a Elinor z Edwardem Ferrarsem, najpierw zarêczonym z inn¹ kobiet¹, a potem wydziedziczonym przez matkê. Pu³kownik Christopher Brandon, ¿eni¹c siê z m³odsz¹ siostr¹ Dashwood, rozwi¹zuje tak¿e problemy starszej, poniewa¿ obdarza Edwarda pensj¹, umo¿liwiaj¹c¹ im lub i wspólne ¿ycie. Tutaj jednak widzimy wyra niej ni¿ w Dumie i uprzedzeniu cenê, jak¹ musz¹ p³aciæ m³ode kobiety. M¹¿ Marianne jest od niej dwadzie cia kilka lat starszy i nie wywo³uje tak gor¹cych uczuæ, jak poprzedni adorator; m¹¿ Elinor natomiast nie zas³uguje na pe³niê zaufania Jeszcze trudniejsz¹ sytuacjê ¿yciow¹ ma Jane Fairfax, bohaterka Emmy (1815). Jako sierota bez rodków do ¿ycia, a zarazem gruntownie wykszta³cona, ma zostaæ guwernantk¹. Oznacza to wypadniêcie poza obrêb klasy wy¿szej i zasilenie klasy pracuj¹cej, w której kobiety od dawna zarabia³y na 8 J.
Austen, Rozwa¿na i romantyczna, prze³. E. Horodyñska, Warszawa 2008, s. 6.
218
swoje utrzymanie. Niewdziêczna i nisko p³atna praca guwernantki to dla wykszta³conej i subtelnej Jane poni¿enie, porównuje j¹ wrêcz do niewolnictwa. Bardziej op³aca siê jej wyj æ za m¹¿ za gentlemana, co te¿ w koñcu czyni
Buntownicze refleksje W powie ciach Opactwo Northanger i Perswazje (obie wydano po miertnie w roku 1817, pomimo ¿e pierwsza zosta³a ukoñczona znacznie wcze niej) pojawiaj¹ siê te same w¹tki odci¹gania mê¿czyzny przez rodzinê od panny bez posagu oraz pomijania ¿eñskich krewnych przy dziedziczeniu maj¹tku. Od pozosta³ych dzie³ Austen ró¿ni je jednak otwarto æ, z jak¹ kwestionowany jest w nich autorytet mê¿czyzn z klas wy¿szych. Siedemnastoletnia Katarzyna Morland z Opactwa pochodzi z zadowolonego mieszczañstwa i traktuje dystynkcje klasowe jako rodzaj ba ni w rodzaju czytanych przez ni¹ pasjami romansów gotyckich. Ma dystans tak¿e do przywilejów p³ciowych. W rozmowie z siostr¹ przysz³ego mê¿a przyznaje siê do znudzenia nauk¹ historii, która w przeciwieñstwie do opowie ci opartych na wyobra ni odnosi siê wy³¹cznie do w³adców i pomija kobiety. Mimo ¿e Katarzyna uznaje swoj¹ ignorancjê, dra¿ni j¹ to, ¿e kobieta, która ma nieszczê cie co wiedzieæ, winna to jak najstaranniej ukrywaæ 9. Dziesiêæ lat od niej starsza Anna Elliot z Perswazji w podobny sposób kwestionuje narzucanie kobietom mêskich norm. Mê¿czy ni mieli zawsze nad nami ca³kowit¹ przewagê w przedstawieniu sprawy wed³ug w³asnego gustu. Byli o tyle wiêcej od nas kszta³ceni; pióro znajdowa³o siê w ich rêkach. Nie zgodzê siê na to, ¿e ksi¹¿ki mog¹ czegokolwiek dowodziæ 10 mówi w rozmowie na temat sta³o ci uczuæ definiowanej w zale¿no ci od p³ci. Dyskusja ta przypomina jej o w³asnym b³êdzie sprzed o miu lat. Odrzuci³a wówczas zgodnie z sugesti¹ rodziny, lecz wbrew w³asnym uczuciom mi³o æ Fryderyka Wenwortha, niemog¹cego siê pochwaliæ wielkim maj¹tkiem ani szlacheckim pochodzeniem. Podczas gdy Anna dojrzewa do zmiany decyzji, wzgardzony wielbiciel awansuje i wzbogaca siê. Akcja zmierza do znanego z innych powie ci zakoñczenia, jakim jest korzystne ekonomicznie ma³¿eñstwo, rozwi¹zuj¹ce tak¿e problemy osób dooko³a. Pochwale kariery morskiej zwi¹zanej z grabie¿¹ kolonialn¹, a jednocze nie sprzyjaj¹cej ludziom bez tytu³ów towarzyszy w ksi¹¿ce daleko 9 Ta¿, Opactwo Northanger, prze³. A. Przedpe³ska-Trzeciakowska, Warszawa 1996, s. 102. 10 Ta¿, Perswazje, prze³. A. Przedpe³ska-Trzeciakowska, Warszawa 1993, s. 231.
219
posuniêta krytyka arystokracji. Jej wady uosabia ojciec Anny, Walter Elliot. Zaczytany w almanachu rodów arystokratycznych, dba jedynie o w³asn¹ prezencjê. W przeciwieñstwie do zarabiaj¹cego pieni¹dze kapitana Wenwortha, tylko trwoni dochód. Jego rozrzutno æ i niegospodarno æ doprowadzaj¹ do tego, ¿e musi wynaj¹æ swoj¹ reprezentacyjn¹ posiad³o æ, a sam przenie æ siê do tañszego lokum. Tak¿e wszystkie pozosta³e postaci arystokratów s¹ w tej ksi¹¿ce wyszydzone, podczas gdy przedstawiciele stanu mieszczañskiego wykazuj¹ wiele zalet. Pozytywnie przedstawiona jest tak¿e pielêgniarka opiekuj¹ca siê chorymi, co ³amie dotychczasow¹ zasadê nieprezentowania osób z klas ni¿szych. Czy mamy tu jednak do czynienia z ukazaniem zmursza³o ci hierarchii stanowej, czy tylko z krytyk¹ sprawowania w³adzy nad spo³eczeñstwem przez nieodpowiednich przedstawicieli powo³anej do tego grupy? Pytanie to nasuwa siê szczególnie przy lekturze Mansfield Park, gdzie baronet Thomas Beltram skupia w swoich rêkach wszelk¹ w³adzê. Sprawuje j¹ jako m¹¿, ojciec i opiekun zale¿nych krewnych; jako pose³ do parlamentu, posiadacz s³u¿by oraz pan feudalny; wreszcie, jako w³a ciciel plantacji trzciny cukrowej na wyspie Antigua na Karaibach (zwanych w ksi¹¿ce Indiami Zachodnimi), gdzie do pracy wykorzystuje siê niewolników.
Trzy siostry siostry,, jeden w³adca Wp³yw postaci baroneta na akcjê powie ci oraz losy pozosta³ych bohaterek i bohaterów jest nie do przecenienia. Zacznijmy od kobiety, któr¹ wybra³ na ¿onê. Jak czytamy: Przed oko³o 30 laty panna Maria Ward z Huntingdon, maj¹ca zaledwie siedem tysiêcy funtów, szczê liwie podbi³a serce sir Thomasa Bertrama z Mansfield Park w hrabstwie Northampton, w wyniku czego zosta³a wyniesiona do godno ci ¿ony baroneta, zyskuj¹c pozycjê i wszelkie wygody, p³yn¹ce z posiadania piêknego domu oraz znacznego dochodu. Ca³e Huntingdon zachwyca³o siê wspania³o ci¹ koligacji, za wuj panny Ward, prawnik, przyznawa³ osobi cie, ¿e brak jej co najmniej trzech tysiêcy funtów, by mog³a sobie ro ciæ prawo do takiego awansu11. Pozosta³e dwie siostry Ward, mimo ¿e nie ustêpowa³y jej urod¹, nie wysz³y równie korzystnie za m¹¿, co autorka kwituje melancholijnym westchnieniem, i¿: na wiecie ¿yje znacznie mniej mê¿czyzn posiadaj¹cych fortunê ni¿ piêknych kobiet, które na ni¹ zas³uguj¹.12 11 Ta¿,
Mansfield Park, prze³. H. Pasierska, Warszawa 2009, s. 5.
12 Tam¿e.
220
Widaæ w tym opisie ironiczn¹ wizjê porz¹dku, w którym atrakcyjno æ kobiet przek³ada siê na maj¹tek mê¿czyzn, zw³aszcza gdy jest wzmocniona posagiem i/lub szlacheckim pochodzeniem. W my l tej zasady nieatrakcyjne kobiety mog¹ liczyæ tylko na troski finansowe Najstarsza siostra Ward zostaje ¿on¹ niezamo¿nego pastora Norrisa, który otrzymuje prebendê w Mansfield dziêki wstawiennictwu wp³ywowego szwagra. U Beltramów tymczasem rodzi siê czworo dzieci, wszystkie s¹ dorodne, jakby na potwierdzenie trafno ci wyboru dokonanego przez ich matkê. Inaczej uk³adaj¹ siê losy najm³odszej siostry. Frances na przekór rodzinie pope³nia mezalians, wychodz¹c za porucznika marynarki bez wykszta³cenia, pieniêdzy ani koligacji i przenosi siê do Portsmouth. Co gorsza, w li cie do niedyskretnej najstarszej siostry zamieszcza gorzkie s³owa na temat szwagra, co odcina j¹ od jedynego mo¿liwego ród³a wsparcia. A jest ono tym bardziej potrzebne, im czê ciej m¹¿ pije i zaniedbuje pracê w koñcu trac¹c zdolno æ do czynnej s³u¿by na morzu oraz im liczniejsze staje siê ich potomstwo. W momencie zawi¹zania akcji Frances Price spodziewa siê dziewi¹tego dziecka, co sk³ania j¹ do odrzucenia ura¿onej dumy i wys³ania do Beltramów listu z pro b¹, by zostali rodzicami chrzestnymi oczekiwanego potomka. Napomyka przy tym, ¿e mogliby pomóc pozosta³ej ósemce, zw³aszcza najstarszemu ch³opcu. Wtedy znowu wkracza do akcji ciotka Norris. Orzeka ona, ¿e lepiej pod opiekê wzi¹æ najstarsz¹ dziewczynkê, na co ci chêtnie przystaj¹.
Byæ nikim w wielkim dworze Przesuniêcie jest znacz¹ce; tak jak z dziedziczeniem, w powszechnym obyczaju by³o bowiem pomagaæ w ten sposób w³a nie ch³opcom. Pisarka zna³a tê praktykê z najbli¿szej rodziny, poniewa¿ jej brat Tom w wieku lat szesnastu zosta³ przygarniêty przez zamo¿n¹ familiê Knightów na podobnych zasadach, co w powie ci dziesiêciolatka Fanny. Austen by³a zafascynowana piêknem i wygod¹ dworu krewnych, a tak¿e finansow¹ beztrosk¹, na jak¹ jej brat dziêki opiekunom móg³ sobie pozwoliæ. Dlatego narracjê o triumfalnym awansie bohaterki mo¿na odczytywaæ jako fantazjê na temat tego, co by siê mog³o staæ, gdyby to j¹ wziêli do siebie Knightowie. Wizja pierwszych lat pobytu dziewczynki we dworze jest jednak pe³na goryczy. Ciotka Norris mimo gromkich oznajmieñ nic dla niej nie robi, nie bierze nawet na pocz¹tku dziesiêcioletniego dziecka do siebie, wymawiaj¹c siê chorob¹ mê¿a, chocia¿ po jego mierci, gdy Fanny ma piêtna cie lat, tak¿e jej nie zaprasza do o wiele mniejszego domu, jaki otrzyma³a od
221
szwagra. Wynika to u ciotki ze sk¹pstwa, ale te¿ niewielkich mo¿liwo ci. Po lubi³a ona mê¿czyznê o ma³ych dochodach, po jego mierci i wyprowadzce z domu, którego nie dziedziczy, jeszcze bardziej musi siê ograniczaæ, a oszczêdzanie na sobie i innych wchodzi jej w na³óg. Jako ¿e lubi dyrygowaæ, p³awiæ siê w poczuciu w³asnej wa¿no ci 13, impuls wychodzi od niej. Nie jest trudno zrealizowaæ swoj¹ wolê schlebianiem obojêtnemu na losy dziecka Beltramowi. Tak go przekonuje: Przemawia przez pana hojno æ i troska, i na pewno nie bêdziemy siê spieraæ w tej kwestii [ ]. I choæ nigdy nie mog³abym poczuæ do tej dziewczynki setnej czê ci szacunku, jaki ¿ywiê wobec pañskich drogich dzieci, ani te¿ uwa¿aæ jej pod jakimkolwiek b¹d wzglêdem za równie im blisk¹, nigdy bym sobie nie wybaczy³a, gdybym j¹ zaniedba³a.14
Widaæ tu, jakich wybiegów u¿ywa zale¿na krewna (bo nie tylko Fanny jest w tej sytuacji), by przeprowadziæ swoj¹ wolê. W odpowiedzi baronet mówi: Czeka nas trudne zadanie, pani Norris [ ], by czyniæ w³a ciwe rozró¿nienie miêdzy dziewczêtami, gdy dorosn¹. Nale¿y zaszczepiæ w umys³ach moich córek wiadomo æ ich pozycji, lecz w taki sposób, by nie my la³y z nadmiern¹ wy¿szo ci¹ o swojej kuzynce, a zarazem wpoiæ tej ostatniej, ¿e nie jest pann¹ Beltram, nie sprawiaj¹c jej tym zbyt wielkiej przykro ci.15
Jak widaæ, Beltram i Norris my l¹ to samo, poza tym, ¿e to on p³aci, a ona wiêcej planuje i dzia³a. Przytoczone wypowiedzi ró¿ni¹ siê tylko form¹; podczas gdy on mówi ¿mudnie i pompatycznie, jej mowa jest giêtka, elastyczna, przywyk³a do manipulacji. Widaæ tu, ¿e jest ona niejako wykonawczyni¹ mêskiej, tytularnej i finansowej w³adzy; to, ¿e w³a nie od niej Fanny zazna najwiêcej pogardy i poni¿eñ nie zmienia faktu, ¿e wychodz¹ one te¿ niejako obiektywnie od Beltrama, który tê w³adzê po prostu posiada. Skutkiem tego wszystkiego Fanny czuje siê w Mansfield Park obco. Przyt³acza j¹ ogrom piêknej posiad³o ci, boi siê podnie æ wzrok na jej mo¿nych mieszkañców i mieszkanki; nawet s³u¿¹ce siê z niej pod miewaj¹. Od samego pocz¹tku pobytu we dworze ukazywana jest przepa æ miêdzy ni¹ a Mari¹ i Juli¹ Beltram. Nieco starsze dziewczynki szybko dochodz¹ do wniosku, ¿e niska, w¹t³a i zaniedbana kuzynka nie mo¿e siê równaæ z ich urodziw¹, wypielêgnowan¹ 13 Tam¿e,
s. 12. s. 8. 15 Tam¿e, s. 11. 14 Tam¿e,
222
przez dostatek dorodno ci¹. W porównaniu z nimi ma te¿ braki w nauce; ich ojciec wiele wyda³ na cokolwiek niekonsekwentn¹ edukacjê córek, umiej¹cych godzinami recytowaæ imiona cesarzy rzymskich bez krztyny zrozumienia, czym by³o rz¹dzone przez nich imperium. Fanny otrzymuje ma³¹, nieogrzewan¹ sypialniê na poddaszu, a od momentu wyro niêcia kuzynek przebywa wiele w ich by³ej bawialni, gdzie tak¿e nie rozpala siê ognia. Jej potrzeby, tak jak s³u¿¹cych, s¹ notorycznie ignorowane, i tak jak one jest na ka¿de skinienie, gotowa do pomocy w drobnych pracach domowych, za co nie otrzymuje jednak wynagrodzenia. Ciotka Norris nieustannie wypomina jej zaszczyt, jaki j¹ spotka³, i twierdzi, ¿e dziewczyna niedostatecznie wyra¿a wdziêczno æ. Wobec tych szykan i wci¹¿ wyra¿anej pogardy Fanny przyjmuje pozê wycofanej i uleg³ej, co pozwala ¿ywiæ w g³êbi duszy rezerwê. Z kolei leniwa ciotka Beltram w ogóle siê ni¹ nie interesuje; nawet przy podejmowaniu decyzji o przyjêciu dziecka zastanawia siê g³ównie nad wygod¹ swojego mopsa. Tylko m³odszy syn Edmund jest przyjazny krewniaczce; starszy Tom nie zwraca na ni¹ uwagi, wkracza bowiem w³a nie w ¿ycie pe³en zapa³u i swobodnych sk³onno ci, typowych dla najstarszego syna, który czuje, ¿e przyszed³ na wiat jedynie po to, by szastaæ pieniêdzmi i u¿ywaæ ¿ycia 16. Warto zwróciæ uwagê na rozziew miêdzy sytuacj¹ braci w tamtym czasie. Podczas gdy najstarszy dziedziczy³ tytu³, posiad³o ci, miejsce w parlamencie i w³asno æ, pozostali mogli zostaæ ca³kowicie z niczym, nawet w przypadku, gdy pochodzili z zasobnej i utytu³owanej rodziny. Niepewna pozycja zbli¿a Edmunda przynajmniej w porównaniu z Tomem do Fanny. Staje siê on jej mentorem, podsuwa jej ksi¹¿ki i swoj¹ wizjê moralno ci, która jest surowa, gdy¿ przygotowuje siê do przyjêcia stanu duchownego czêsto wybieranego przez wykszta³conych mê¿czyzn ze skromnym dochodem.
Gro ba anarchii na plantacjach i w domu Gdy Fanny koñczy osiemna cie lat, pan domu wyje¿d¿a wraz ze starszym synem na Karaiby, chc¹c go ustatkowaæ po tym, jak Tom przepu ci³ znaczn¹ czê æ pieniêdzy przeznaczonych na doros³e ¿ycie Edmunda. Dowiadujemy siê te¿ o problemach wymagaj¹cych osobistej interwencji w³a ciciela plantacji oraz o niebezpieczeñstwach, które mu gro¿¹. Prawdopodobnie chodzi o bunt zatrudnianych tam niewolników. W tamtym czasie, po do wiadczeniach Rewolucji Francuskiej i po proklamowaniu niepodleg³o ci Haiti, podobne rozruchy by³y norm¹. Niczego 16 Tam¿e,
s. 16.
223
siê o tym jednak nie dowiadujemy, pod¹¿aj¹c za Fanny, która s³abo zna siê na geografii, co staje siê w tym kontek cie znacz¹ce. Po tym jak dziewczyna raz zapyta³a wuja o handel niewolnikami z których pracy zarówno ona, jak i inni mieszkañcy tytu³owej posiad³o ci s¹ utrzymywani zapad³a taka g³ucha cisza 17, ¿e ju¿ nie ponawia pytania. Jak pisze Edward Said w Kulturze i imperializmie, w wiecie Mansfield Park nie mo¿na upominaæ siê o cz³owieczeñstwo okrutnie traktowanych niewolników, brakuje na to s³ów, okre leñ, form. Sfery te mia³y byæ ca³kowicie rozdzielone w³a nie brakiem wspólnego jêzyka, którym mo¿na by by³o mówiæ o jednej i drugiej 18. Nikt poza Fanny, nawet Edmund, nie narusza tego porz¹dku choæby nie mia³¹ uwag¹. Pod nieobecno æ baroneta jego zarozumia³a starsza córka zarêcza siê z m³odym arystokrat¹ Jamesem Rushworthem, o którym Edmund my li Gdyby nie 12 000 rocznie, ten cz³owiek uchodzi³by za wielkiego g³upca 19. Nied³ugo potem do ¿ony pastora Granta (nastêpcy Norrisa) przyje¿d¿a jej rodzeñstwo. Mary i Henry Crawfordowie stanowi¹ uosobienie tego, co autorka, raczej nieprzychylnie, rozumia³a przez londyñsk¹ swobodê obyczajow¹. Pochodz¹ z rozbitej z winy rozpustnego ojca rodziny i wprowadzaj¹ ducha kosmopolitycznej swobody do konserwatywnego Mansfield. Henry umie zjednaæ sobie ludzi obyciem i licznymi talentami, nie mówi¹c o niez³ym dochodzie i posiad³o ci w Norfolk. Mary to kobieta bardzo ³adna i z niez³ym posagiem. Jest ona ciekawska, lubi plotki i rozrywki, a poza tym nie wstydzi siê wypowiadaæ swojego zdania, nawet gdy chodzi o religiê, tradycjê i ma³¿eñstwo. Postaæ ta stanowi przeciwieñstwo i dope³nienie st³umionej Fanny; trudno oprzeæ siê wra¿eniu, ze gdyby ta ostatnia dorasta³a w poczuciu bezpieczeñstwa ekonomicznego, mia³aby wiele jej cech. Tym bardziej ¿e s¹ w tym samym wieku i obie s¹ inteligentne, choæ w inny sposób: podczas gdy Mary jest b³yskotliwa i niezale¿na, Fanny wykazuje siê umiejêtno ci¹ g³êbszej refleksji. Na tym nie koñcz¹ siê znacz¹ce podobieñstwa i ró¿nice: obie zakochuj¹ siê w tym samym mê¿czy nie, Edmundzie, tyle ¿e g³ówna bohaterka to maskuje, podczas gdy Mary otwarcie z nim flirtuje, nie ukrywaj¹c tak¿e swoich w¹tpliwo ci, dotycz¹cych jego wyboru profesji. Duchowni to dla niej ludzie bez ambicji finansowych, tymczasem ona chcia³aby siê bogato wydaæ za m¹¿ i wie æ ¿ycie pe³ne wra¿eñ, czego nie oferuje wiejska parafia. Jak siê okazuje, sprawy na Antigui id¹ le i sir Beltram odsy³a syna do domu. Tom przywozi ze sob¹ przyjaciela Johna Yatesa, który namawia towarzystwo 17 Tam¿e,
s. 164.
18 E. Said, Kultura i imperializm, prze³. M. Wyrwas-Wi niewska, Kraków 2009, s. 103 104. 19 J.
Austen, Mansfield Park, dz. cyt., s. 34.
224
m³odych do tego, by wystawiæ we w³asnym gronie swobodn¹ obyczajowo sztukê luby mi³osne. Pod pretekstem odgrywania ról kwitn¹ flirty: Henry Crawford uwodzi zarêczon¹ Mary Beltram i robi nadzieje jej siostrze, Mary Crawford coraz bardziej zbli¿a siê do Edmunda. Fanny jest przera¿ona, boi siê uczynków niemoralnych i odczuwa zazdro æ. Nie mo¿e siê jednak sprzeciwiæ: ciotka Norris stoi po stronie towarzystwa zafascynowanego teatrem, ciotka Beltram jak zwykle nie zwraca na nic uwagi, a kuzynki maj¹ wy¿sz¹ pozycjê ni¿ ona. Nawet Edmund nie chce jej poprzeæ, odurzony awansami Mary Crawford. Wtedy ojciec wraca, jest bardzo niezadowolony i natychmiast niszczy wszelkie przejawy buntowniczego rozprzê¿enia (Said sugeruje, ¿e tak samo jak na Karaibach, tyle ¿e tu rozprawia siê g³ównie z kobiec¹ «samowol¹» 20). Henry Crawford wyje¿d¿a nie o wiadczywszy siê licz¹cej na to Marii, która z w ciek³o ci postanawia jak najszybciej wyj æ za Rushwortha. Ojciec dziwi siê temu wyborowi, ale przekonuje go ogromny i piêkny maj¹tek m³odego cz³owieka, Sotherton. Córkê za do ma³¿eñstwa pcha³y: nienawi æ wobec domu, ograniczeñ i stagnacji, rozpacz z powodu odrzuconego uczucia oraz pogarda dla mê¿czyzny, którego mia³a po lubiæ 21. Wcze niej mówi do Crawforda o tym, ¿e czuje siê jak szpak zamkniêty w klatce, ograniczona i pozbawiona swobody dzia³ania 22, co dotyczy zarówno ojcowskich zakazów, jak i perspektyw ma³¿eñskich. Przeciwstawiæ tym patriarchalnym zamkniêciom potrafi jednak tylko poza erotyczn¹ fascynacj¹ Crawfordem ¿ycie towarzyskie i ostentacyjn¹ konsumpcjê. Tote¿ po zawarciu ma³¿eñstwa unika rodzinnych okolic, przebywaj¹c wraz z siostr¹ g³ównie w Londynie i innych miejscach, w których mo¿na brylowaæ i demonstrowaæ nowe suknie oraz bi¿uteriê.
Erotyczne wyzwanie Crawforda to ju¿ nie interesuje. Wraca on w okolice Mansfield Park z nowym celem: uwie æ Fanny. Podnieca go jej wstydliwo æ, poza tym dziewczyna piêknieje, co jako pierwszy dostrzega i oznajmia ku jej za¿enowaniu sir Beltram. Uwodziciel daje sobie dwa tygodnie, by zrealizowaæ owe cele. Oto jak je streszcza przed siostr¹ przestrzegaj¹c¹, by jej zanadto nie unieszczê liwi³:
20 E.
Said, dz. cyt., s. 93. Austen, Mansfield Park, dz. cyt., s. 167. 22 Tam¿e, s. 84. 21 J.
225
Chcê tylko, by spogl¹da³a na mnie ¿yczliwiej, u miecha³a siê i rumieni³a przy mnie, by zawsze zajmowa³a mi krzes³o obok siebie oraz rozpromienia³a siê, kiedy na nim usi¹dê i zacznê rozmowê. By my la³a tak jak ja, interesowa³a siê wszystkim, co do mnie nale¿y i co mi sprawia przyjemno æ, próbowa³a mnie zatrzymaæ d³u¿ej w Mansfield, a po moim wyje dzie czu³a, ¿e ju¿ nigdy nie bêdzie szczê liwa.23
D¹¿y zatem do tego samego, co osi¹gn¹³ z Mari¹ i Juli¹; oczywi cie zamierza potem porzuciæ j¹ tak samo rozpalon¹. Warto æ Fanny ro nie jednak nie tylko ze wzglêdu na jego awanse. Po wyje dzie kuzynek staje siê ona jedyn¹ m³od¹ kobiet¹ we dworze i mimo oporu ciotki Norris baronet organizuje na jej cze æ bal, dziêki któremu zaczyna ona funkcjonowaæ jako atrakcyjna panna na wydaniu. Henry nie osi¹ga swojego celu, a rezerwa Fanny pog³êbia jego fascynacjê do tego stopnia, i¿ nieprzywyk³y do oporu mê¿czyzna postanawia siê z ni¹ o¿eniæ. Dziewczyna jednak nie daje siê przejednaæ; nie mo¿e mu wybaczyæ manipulatorskiego podej cia do kobiet, które obserwowa³a na przyk³adzie swoich kuzynek. Wszyscy wokó³ uwa¿aj¹ wszak¿e jego o wiadczyny za ogromny zaszczyt. Austen, wprowadzaj¹c do narracji przemy lenia lady Beltram, krytykuje logikê ekonomiczno-erotyczn¹, od której ironicznego przytoczenia rozpoczyna siê powie æ. Otó¿ ospa³a ciotka: Sama przez ca³e ¿ycie by³a piêkno ci¹ i to piêkno ci¹ ciesz¹c¹ siê powodzeniem; wy³¹cznie uroda i bogactwo budzi³y jej szacunek. wiadomo æ, ¿e o rêkê Fanny ubiega siê kto majêtny, bardzo podnios³a dziewczynê w jej oczach.24
Z punktu widzenia m³odej kobiety perspektywa stania siê kim takim jak ona osob¹, która wyszed³szy za m¹¿ dla pieniêdzy i urodziwszy dzieci, zajmuje siê wy³¹cznie pró¿nowaniem musi budziæ przera¿enie. Fanny sprzeciwia siê uznawanym przez ciotkê zasadom rynku matrymonialnego, wed³ug których jej jedynym celem ma byæ zdobycie maj¹tku przez przyci¹gniêcie uwagi zamo¿nego gentlemana. Mówi: nie nale¿y uwa¿aæ za pewnik, ¿e taki mê¿czyzna musi byæ po¿¹dany przez ka¿d¹ kobietê, któr¹ sam przypadkiem obdarzy³ sympati¹ 25. Niestety, nie znajduje zrozumienia ani u kibicuj¹cej bratu Mary Crawford, ani u Edmunda. Co najgorsze, potêpia j¹ tak¿e sir Beltram, który jest panem jej losów.
23 Tam¿e,
s. 190 191. s. 271. 25 Tam¿e, s. 288. 24 Tam¿e,
226
Wygnanie w niebyt Beltram doceni³, poza urod¹, przede wszystkim odruchow¹ uleg³o æ 26 ignorowanej przez lata dziewczyny. Kiedy pozwala ona sobie na w³asne zdanie, odmienne od jego wytycznych, on uznaje, ¿e nale¿y ten gro ny, niekobiecy bunt za wszelk¹ cenê poskromiæ. Tu niezbyt subtelny w sprawach uczuæ stryj wpada na znakomity pomys³, mianowicie wysy³a Fanny na kilka miesiêcy do domu rodzinnego. Dziewczyna pocz¹tkowo cieszy siê tym, licz¹c g³ównie na ciep³o, którego brakowa³o jej przez lata pobytu w Mansfield. Pragnie byæ kochan¹ przez tyle osób, i to kochan¹ bardziej ni¿ dot¹d; okazywaæ mi³o æ bez lêku i pow ci¹gliwo ci; czuæ siê równ¹ tym, którzy j¹ otaczaj¹ 27. Rzeczywisto æ niesie jednak wielkie rozczarowanie, przewidziane przez baroneta. Rodzinny dom jest ciasny, niechlujny i g³o ny, g³ównie za spraw¹ mnóstwa dzieci. Matka, równie nieudolna jak lady Beltram, ale nie tak jak ona uprzywilejowana, nie mo¿e sobie z nimi poradziæ, ponadto faworyzuje ch³opców i zwraca niewiele uwagi na najstarsz¹ córkê. Nadu¿ywaj¹cy alkoholu, grubiañski ojciec do tego stopnia j¹ lekcewa¿y, ¿e po jej przyje dzie siada z gazet¹ w ten sposób, i¿ do Fanny nie dociera wiat³o wiecy. Nic dziwnego, ¿e fragment opisuj¹cy to zaniedbanie jest czêsto przytaczany przy omawianiu powie ci Austen28. Zawiera siê w nim bowiem uzasadniona obawa przed degradacj¹ uczuæ, jak¹ niesie niedostatek. Fanny czyni niepochlebne porównania z domem wuja, w którym miano wzgl¹d na w³a ciwy czas i porê, kolejno æ spraw, wymogi dobrego wychowania 29. Dochodzi do gorzkiego wniosku, ¿e tamtejszy ch³ód przewy¿sza pod ka¿dym wzglêdem ha³a liwe nieliczenie siê ze sob¹ nawzajem, jakie panuje u jej rodziców. Uczucia te mo¿na przypisaæ naturalnemu przywi¹zaniu; dla Fanny Mansfield Park, gdzie mieszka³a od dziesi¹tego roku ¿ycia, jest domem w o wiele wiêkszym stopniu ni¿ gospodarstwo w Portsmouth. Warto te¿ zauwa¿yæ, ¿e obojêtne traktowanie, w którym poczesne miejsce zajmowa³a arystokratyczna pogarda, nie zostaje przez ni¹ zapomniane, tylko zyskuje przez porównanie z innym obojêtnym traktowaniem, w którym pierwsze skrzypce graj¹ niechlujstwo oraz brak subtelno ci, zwi¹zane z nadu¿ywaniem alkoholu, ciasnot¹, wielodzietno ci¹ i marnym dochodem. Przy czym rodzina Fanny mimo zbiednienia nie jest rodzin¹ proletariack¹, posiada bowiem dwie s³u¿¹ce. S¹ one równie chaotyczne 26 Tam¿e,
s. 292. s. 303. 28 Powo³uj¹ siê na niego miêdzy innymi Said i Nabokov. 29 J. Austen, Mansfield Park, dz. cyt., s. 314. 27 Tam¿e,
227
jak zatrudniaj¹ca je rodzina i nie czuj¹ przed nikim respektu. Dzieje siê tak nie ze wzglêdu na równo æ (najm³odsze dziecko jest nak³aniane, by je szpiegowaæ), ale z powodu z³ej organizacji. Inny porz¹dek panowa³ w Mansfield, gdzie s³u¿¹ce by³y kompletnie niedostrzegalne, co te¿ czyni³o ¿ycie domowników szczególnie wygodnym. To miêdzy innymi za tym elementem poprzedniego domu dziewczyna têskni, pomimo ¿e sama by³a kim w rodzaju s³u¿¹cej. Dochodzi przy tym do wniosku, ¿e skoro bezszelestna obs³uga jest niemo¿liwa, wszystko lepiej by wygl¹da³o, gdyby domem zarz¹dza³a znienawidzona ciotka Norris; praktyczne, zapobiegliwe i oszczêdne gospodarowanie pozwoli³oby, aby niedogodno ci zwi¹zane z brakiem pieniêdzy nie przys³oni³y wszystkiego innego. Ubóstwo bowiem mo¿e nie zabiæ mi³o ci ma³¿eñskiej czy rodzicielskiej, ale pod warunkiem posiadania umiejêtno ci, których delikatna, lubi¹ca ciszê i skupienie Fanny nie naby³a. W miarê zamo¿ny, kochaj¹cy m¹¿ by³by dla niej zatem podobnie jak dla Jane Fairfax z pó niejszej powie ci o wiele lepszym rozwi¹zaniem.
Szpak poza klatk¹ Rozwa¿ania tego rodzaju pozwalaj¹ spojrzeæ ³askawszym okiem na odtr¹conego Crawforda. Na jego korzy æ przemawia te¿ wizyta, jak¹ sk³ada on pañstwu Price om. Jego uprzejme maniery kontrastuj¹ z nieokrzesaniem jej rodziców, a okazywane jej serdeczne zainteresowanie ró¿ni siê od do wiadczanej z ich strony obojêtno ci. Po jego wyje dzie Fanny zaczyna siê wahaæ, czy nie zmieniæ decyzji. Bierze przy tym pod uwagê, tak jak Charlotta Lucas, los swojego rodzeñstwa; wp³ywowy wielbiciel w tak krótkim czasie zdo³a³ pomóc jej najstarszemu bratu, ile¿ dobrego zatem przynios³oby jej pozosta³ym siostrom i braciom oddanie mu rêki! Nie bez znaczenia jest tak¿e przed³u¿anie siê niepo¿¹danego pobytu w Portsmouth, wywo³ane tyle¿ gniewem baroneta, co chorob¹ jego starszego syna. W¹tpliwo ci Fanny okazuj¹ siê wszelako bezprzedmiotowe, poniewa¿, jak siê okazuje, Henry nie potrafi³ wytrwaæ w swoim uczuciu. Wyjechawszy z Portsmouth, zawita³ na parê dni do Londynu, gdzie spotka³ Mariê Rushworth w ca³ym blasku osi¹gniêtego przez ni¹ luksusu. Jej uraza podzia³a³a na niego dok³adnie tak samo, jak uparta odmowa Fanny: jako wyzwanie. Szybko powróci³ dawny flirt, tyle ¿e tym razem zosta³ on skonsumowany. Skandal wywo³uje lawinê konsekwencji, w tym potajemny lub Julii z Yatesem oraz szybkie sprowadzenie Fanny z powrotem do Mansfield. Najdotkliwsze skutki dotykaj¹ jednak tê, która go wywo³a³a. Rozwód, odrzucenie przez rodziców i ca³kowite spo³eczne potêpienie oto, co spotyka piêkn¹ i bogat¹ córkê baroneta, gdy
228
usi³uje ona opu ciæ patriarchaln¹ klatkê. Jej poni¿enie jest analogiczne do wyniesienia Fanny, któr¹ wcze niej traktowa³a z pogard¹. Trudno o lepsz¹ ilustracjê podwójnego standardu p³ciowego ni¿ porównanie jej ca³kowitego upadku towarzyskiego z sytuacj¹ Crawforda, którego nie spotykaj¹ ¿adne sankcje poza tym, ¿e bezpowrotnie traci mo¿liwo æ realizacji tego, co uwa¿a za prawdziw¹ mi³o æ. W przeciwieñstwie do Marii, nie dotyka go ani spo³eczny ostracyzm, ani zablokowanie mo¿liwo ci o¿enku. Siostra zamiast niego, potêpia Mariê i Fanny; jedn¹ za to, ¿e go chcia³a, drug¹, ¿e nie Mary Crawford ostatecznie zniechêca do siebie Edmunda tym, ¿e za dramat uwa¿a ujawnienie pozama³¿eñskiego seksu, a nie to, ¿e do niego dosz³o, oraz zastanawia siê, jak uratowaæ Mariê Rushworth od wykluczenia z towarzystwa. W tym miejscu ujawnia siê okrutny rys przysz³ego mê¿a Fanny: mianowicie ani my li on, by amortyzowaæ spo³eczny upadek siostry. Tak samo jak ojciec, potêpia j¹ ca³kowicie, u¿ywaj¹c takich s³ów jak hañba i oczekuj¹c od przysz³ej ¿ony, ¿e bêdzie do niej czu³a dyktowan¹ skromno ci¹ odrazê . My jednak zadajemy sobie pytanie, co takiego strasznego uczyni³a Maria Rushworth? Oczywi cie wiemy, ¿e zdrada mê¿a stanowi³a pogwa³cenie norm spo³ecznych w o wiele wiêkszym stopniu ni¿ potajemnie, a niekiedy tak¿e ca³kiem jawnie, dozwalana swoboda seksualna mê¿czyzn. U Marii oznacza to dodatkowo radykalne sprzeniewierzenie siê oczekiwaniom ojca. Jednak Fanny równie¿ sprzeciwia siê postanowieniom baroneta: jednemu znanemu jej, dotycz¹cemu Crawforda, drugiemu za obwieszczonemu tylko ciotce Norris, by uniemo¿liwiæ ma³¿eñstwo ubogiej krewnej z którym z jego synów Ró¿nica polega na tym, ¿e to w³a nie Fanny okazuje siê najbli¿sza idea³om sir Beltrama oraz jego bardziej wiadomego m³odszego syna, co baronet uzmys³awia sobie dopiero po rozczarowaniu córkami, a Edmund swoj¹ niedosz³¹ ¿on¹, Mary Crawford. Trudno powiedzieæ, by czwórka m³odych Beltramów zazna³a du¿o uczuæ rodzicielskich. Surowy, odleg³y i nieczu³y ojciec oraz obojêtna matka, która niczym siê nie interesuje poza w³asn¹ wygod¹, nie stanowi¹ dobrych wzorów wychowawczych. Nic dziwnego, ¿e Tom i jego siostry widz¹ wyzwolenie w przyjemno ci i narcyzmie, do których byli od najm³odszych lat zachêcani przez ciotkê Norris. Nie nale¿y jednak w³a nie jej przypisywaæ g³ównej winy, poniewa¿, jak ju¿ pisali my, by³a ona realizatork¹ w³adzy i zasad swojego chlebodawcy, nawet je li je swoi cie wykrzywia³a. Nale¿y tak¿e przyznaæ, ¿e to ona zapewni³a uczucia dzieciom, które inaczej by³yby ich ca³kowicie pozbawione. Wpajane przez ni¹ poczucie arystokratycznej wy¿szo ci, które wp³ynê³o negatywnie na ich ¿yciowe decyzje, w gruncie rzeczy pochodzi³o od ojca.
229
Na korzy æ ciotki Norris przemawia tak¿e to, ¿e jako jedyna nie opuszcza ona Marii w momencie, gdy ta traci pozycjê spo³eczn¹. Beltram karze je obie wygnaniem z Mansfield i umieszczeniem do¿ywotnio w ma³ym domu w odleg³ym hrabstwie. Podobny los spotyka Mary Crawford, tyle ¿e w jej przypadku wynika to z w³asnej decyzji, umo¿liwianej przez posiadanie pieniêdzy. Otó¿ nie znalaz³szy w³a ciwego kandydata na mê¿a, zamieszkuje ona wraz ze swoj¹ siostr¹, owdowia³¹ pastorow¹ Grant, gdzie z dala od Edmunda. Prawdopodobnie za to p³aci, poniewa¿ w my l prawa opisanego wcze niej to ko ció³, a nie ¿ona, odziedziczy³ posiad³o ci Granta, jedn¹ przekazuj¹c zreszt¹ Edmundowi jako nowemu pastorowi Mansfield.
Ukryte znaczenia Niepos³uszne kobiety zostaj¹ ukarane skazaniem na niezamê¿no æ i w³asne towarzystwo, podczas gdy zwyciêska Fanny nie do æ, ¿e zdobywa wymarzonego mê¿czyznê, to jeszcze staje siê mieszkank¹ Mansfield, które ukocha³a bodaj jeszcze bardziej ni¿ jego. Czy oznacza to triumf zasad baroneta i ukazanie w pozytywnym wietle jego w³adzy? Inaczej ujmuj¹c, czy przekaz Mansfield Park jest konserwatywny? Niekoniecznie, aczkolwiek trudno nazwaæ go rewolucyjnym. Mo¿emy czytaæ tê powie æ jako zawoalowan¹ krytykê spo³eczeñstwa rz¹dzonego przez ludzi pokroju sir Beltrama, a tak¿e wizjê reformy. Sama bohaterka jest sk³onna widzieæ w stryju osobê opatrzno ciow¹; przypisuje mu bezstronno æ, szlachetno æ i dobre intencje. Jej losy wskazuj¹ jednak na co innego. Patricia Rozema w nowatorskim filmie Mansfield Park z 1999 roku wyostrza w¹tki krytyczne powie ci i pozwala doj æ do g³osu tym ukrytym. Lady Beltram to u niej opiumistka, Mary Crawford i Fanny ³¹czy fascynacja erotyczna, a choroba Toma wynika z reakcji psychicznej na widok okrucieñstw dokonywanych przez jego ojca na niewolnicach. Re¿yserka wprowadza jeszcze jedno istotne dopowiedzenie, mianowicie czyni bohaterkê pocz¹tkuj¹c¹ pisark¹. Ma to uzasadnienie po pierwsze w tym, ¿e bohaterka du¿o czyta i rozmy la, po drugie za zostaje przedstawiona jako alter ego samej Austen, która tak¿e nie mia³a dobrych warunków do uprawiania twórczo ci literackiej. Wiejskie otoczenie, piêkny dwór, spolegliwy m¹¿ i wzglêdny dobrobyt stanowi³y z jej punktu widzenia warunki idealne, by pisaæ Wizja reformy zawiera siê g³ównie w osobie Edmunda. Mimo podzielania ojcowskiej surowo ci obyczajów, ró¿ni siê od sir Beltrama radykalnie. Wskazuje na to ju¿ sam fakt, ¿e pomóg³ oswoiæ siê z otoczeniem osamotnionej dziesiêciolatce,
230
co jego ojcu ani matce, jak równie¿ rodzeñstwu, nigdy nie przysz³oby na my l. Po drugie, brak mu chciwo ci i ambicji, które niew¹tpliwie musia³y popchn¹æ Beltrama seniora do wykorzystywania zamorskiej pracy niewolniczej, co uwa¿ano pocz¹tkowo za dzia³alno æ ryzykown¹ i awanturnicz¹. Po trzecie, Edmund nie jest i ma niewielkie szanse zostaæ baronetem, w zwi¹zku z czym nie posiada arystokratycznych przywar swojego brata. Po czwarte za i najwa¿niejsze, ceni on zdanie Fanny w o wiele wiêkszym stopniu, ni¿ ceni³o siê wówczas opinie kobiet, zw³aszcza m³odych. Zwi¹zek z nim umo¿liwia tak¿e awans m³odszej siostrze Fanny, która staje siê pomocnic¹ lady Beltram, podobnie jak wcze niej g³ówna bohaterka. Sandra M. Gilbert i Susan Gubar w s³ynnej ksi¹¿ce The Madwoman in the Attic sugeruj¹, ¿e wchodz¹c w rodzinê Beltramów, Fanny ma wszelkie szanse staæ siê kim takim jak ¿ona baroneta: luksusow¹ zak³adniczk¹ patriarchatu, która wygasi³a swój bunt wraz z innymi przejawami ¿ywotno ci30. Tym bardziej ¿e od pocz¹tku ma ona sk³onno æ do wyciszenia, wzmacnian¹ przez jej nisk¹ pozycjê jako kobiety i osoby zale¿nej. Z drugiej strony, byæ mo¿e kiedy przestaje byæ zag³uszana i ignorowana, pojawia siê mo¿liwo æ, ¿e przemówi pe³nym g³osem? Nie jeste my w stanie nic powiedzieæ o Fanny Beltram, musi nam wystarczyæ historia skromnej Fanny Price, realizuj¹cej swoje wytrwa³e po¿¹danie w okoliczno ciach niepozostawiaj¹cych niemal ¿adnej mo¿liwo ci podejmowania decyzji przez kobietê. Jak stara³am siê pokazaæ, opowie æ ta demaskuje powi¹zania sfery ekonomicznej z najintymniejszym obszarem uczuæ i pragnieñ. Zapewne ten wci¹¿ aktualny motyw sprawia, ¿e dzisiaj, gdy trudno zrozumieæ, co oburzaj¹cego bohaterka mog³a widzieæ w domowym teatrze czy w odej ciu od niekochanego mê¿a, ci¹gle z zainteresowaniem czytamy powie æ Jane Austen. Wci¹¿ te¿ odkrywamy w niej nowe, niewyeksploatowane obszary do interpretacji o czym wiadczy miêdzy innymi film Rozemy. Katarzyna Szumlewicz Love and Economy in Jane Austen Austen ss Mansfield Park Mansfield Park by Jane Austen is a sophisticated and perfectly composed novel, notwithstanding its often being approached as antiquated and conservative. I argue in my essay that this particular novel by Austen as well 30 Zob.
S. M. Gilbert, S. Gubar, The Madwoman in the Attic. The Woman Writer and the Nineteenth-Century Literary Imagination, London 2000, s. 165.
231
as her other novels offer a penetrating picture of a social hierarchy and the ways in which such hierarchy shapes the most intimate sphere of the female characters affections and sentiments. As a poor relation, Fanny Price is completely dependent upon the decisions of her influential paternal uncle, a baronet and proprietor of slaves in the Caribbean Islands. She can see many a woman around her with their existences wasted. As she is reluctant to follow in their footsteps, she conceals her desire and, in spite of her uncle s anger, opposes the project to marry an unloved well-off man. This effectively makes her personal value in the matrimonial market grow, till she finally gets married to a dreamed-of man and becomes a lady of the manor where she previously was merely pushed about.
232
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
KOMP ARA TYSTYKA KOMPARA ARATYSTYKA
Lidia Wi niewska
STOFFGESCHICHTE, IMAGOLOGIA I KONSTRUKTYWISTYCZNE UPRAWOMOCNIENIA KOMPARATYSTYKI
Hugo Dyserinck1 przedstawia narodziny imagologii jako wyraz przemian zapocz¹tkowanych we francuskiej komparatystyce jeszcze przed drug¹ wojn¹ wiatow¹, a wynikaj¹cych ze sceptycyzmu wobec tendencji obecnych zarówno w jej ramach, jak i w szczególnie ekspansywnej po drugiej wojnie wiatowej komparatystyce amerykañskiej. W linii francuskiej (sygnowanej np. nazwiskiem Paula Van Tieghema) jego opór zatem budz¹ przede wszystkim pojêcia róde³ i wp³ywów, objête coraz bardziej deprecjonuj¹cym pojêciem wp³ywologii . W komparatystyce amerykañskiej zdominowanej przez Now¹ Krytykê, niemieckie badania stylów, a dziêki René Wellekowi przez tendencje formalistyczne, bêd¹ce nastêpstwem silnej tradycji praskiej szko³y lingwistycznej, budzi z kolei opór to, co sk³ania³o do postrzegania jej przez pryzmat badañ literackich nastawionych wy³¹cznie na literacko æ , czyli specyficzno æ literatury. Po drugiej wojnie wiatowej Les Ecrivains français et le mirage allemand Jeana-Marie Carrégo mo¿na ju¿ jednak uznaæ za typowy przyk³ad rodz¹cych siê francuskich badañ imagologicznych. Lecz, jak zwraca uwagê Dyserinck2, jeszcze w 1896 roku Louis-Paul Betz w swoim Kritischen Betrachtung über Wesen, Aufgabe und Bedeutung der vergleichenden Literaturgeschichte przyjmowa³, ¿e g³ównym zadaniem komparatystyki powinna byæ refleksja nad wzajemnymi 1 H.
Dyserinck, Komparatistik. Eine Einführung, Bonn 1977. s. 126.
2 Tam¿e,
234
ocenami narodów i ludów, u Fernanda Baldenspergera za w 1913 roku w La Littérature. Création, succès, durée odnale æ siê daje zal¹¿ki pobudzaj¹cej koncepcji wzajemnych, tj. obopólnych, zwi¹zków miêdzy literaturami, a tak¿e przekonanie o nieodzowno ci przej cia z pozycji teoretycznych do praktycznych badañ komparatystycznych. Co prawda w konsekwencji mo¿na tu z kolei oczekiwaæ zarzutów w rodzaju tych Welleka3, skierowanych pod adresem Carrégo ¿e mianowicie nowa propozycja staje siê i za w¹ska, i za szeroka jednocze nie, bo z jednej strony jako punkt wyj cia wprowadza fa³szywy obraz zamkniêtych w sobie literatur narodowych, a z drugiej strony koncepcja literatury jako ca³o ci czy pe³ni zamiast koncentracji na autonomii pojedynczych literatur poci¹ga za sob¹ badania literatury niezale¿ne od jêzykowych granic, a nawet prowadzi do przekraczania granic literatury, je li nie do badañ z literatur¹ nie maj¹cych nic wspólnego. Za ewidentne potwierdzenie tego ostatniego mo¿na przy tym uznaæ, ¿e niektórzy badacze wychodz¹cy od imagologii, jak na przyk³ad Robert Escarpit, wy³amuj¹ siê nastêpnie z obozu komparatystycznego i, w odwo³aniu do pojêæ takich jak mirages czy images konstruuj¹, powiedzmy, program empirycznej socjologii literatury oraz badañ dotycz¹cych rodków masowej komunikacji, który z komparatystyk¹ spotyka siê tylko mimochodem. Zarysowana tu opozycja tradycyjnych i nowszych badañ komparatystycznych zdaje siê w ka¿dym razie wyrazi cie zaznaczaæ nastêpuj¹ce kwestie. Po pierwsze imagologia odchodzi od (wp³ywologicznego) obrazu wiata i nastawienia badawczego opartego na odwo³aniu do tego, co trzeba traktowaæ jako (jeden) wzorzec ( ród³o, wp³yw) generuj¹cy hierarchiczno æ tworów ducha (kultur, literatur etc.). Wynika³o to poniek¹d jeszcze ci¹gle z faktu, i¿ komparatystyka jako ca³o æ, a tak¿e w swych niektórych konkretnych przejawach (jak Stoffgeschichte) wy³ania³a siê pocz¹tkowo z filologii narodowych (germanistyki, romanistyki, anglistyki), co poci¹ga³o za sob¹ zdecydowane traktowanie owego punktu wyj cia jako nadrzêdnego punktu odniesienia. Imagologia tymczasem zmierza ku nastawieniu, które zak³ada raczej oparcie siê na zasadzie coincidentia oppositorum. Sam Dyserinck ujmuje to w ten sposób, ¿e komparatystyka nie bêd¹c ani superfilologi¹, ani kombinacj¹ pojedynczych filologii wnosi jednak pewne korekty w negatywne aspekty rozwoju filologii narodowych (zarówno na polu historii, teorii, jak i metodologii literatury), zmierzaj¹ce do tego, by ka¿da z filologii narodowych, zasadniczo daleka od ponadnarodowych zapatrywañ, w ¿adnym zakresie nieskrêpowana przez pojedyncz¹ literaturê i niezale¿na od jakiego okre lonego systemu kategorii, 3 Tam¿e,
s. 53 i n.
235
by³a jednak nastawiona na wielonarodow¹ jedno æ zró¿nicowanych literatur4. Tak wiêc komparatystyka oznacza w tym przypadku d¹¿enie do poszukiwania jedno ci w wielo ci ( Einheit in Verschiedenheit 5). Ze spojrzenia na komparatystykê jako pole wzajemnych zwi¹zków wynikaj¹ dalsze konsekwencje: zamiast wybiórczo ci pe³nia spojrzenia zak³adaj¹ca zbiór, zamiast wp³ywu przenikanie siê promieniowania i recepcji, zamiast przyczynowo ci analogia zmierzaj¹ca do optymalizacji badañ krzy¿uj¹cych siê zwi¹zków przez komparatystykê, zamiast pokazywania ró¿nic pokazywanie jednocze nie ró¿nic i podobieñstw. Po drugie imagologia (szczególnie w momencie, gdy Carré w 1951 roku stwierdza: La littérature comparée n est pas la comparaison littéraire 6, a jednocze nie gdy zwraca siê uwagê na jej pokrewieñstwo z innymi dyscyplinami porównawczymi) wi¹¿e siê bardziej zdecydowanie z pojêciem komparatystyka , przy czym jak to wyra nie ujawnia siê ju¿ w przedmowie wymienionego wy¿ej autora do nowego wydania ksi¹¿ki Françoisa Guyarda z 1968 roku nawet traktowana jako dzia³ historii literatury, domaga siê nie tyle sprawdzenia, jak przedstawienia jednej literatury wp³ywaj¹ na przedstawienia drugiej literatury, ile porównywania i badania w kategoriach (ponadnarodowych) relacji i struktur duchowych ( l étude des relations spirituelles internationales jak okre li³ to Carré w 1951 roku7) co czyni tak rozumian¹ komparatystykê faktem nie tylko literackim, ale i kulturowym. Niemniej komparatystyka w dalszym ci¹gu zachowuje charakter literacki tak dalece, jak dalece wykorzystuje literacki materia³. Je li w centrum jej uwagi staj¹ zwi¹zki duchowe, to ostatecznie nie wykazuje ona nazbyt prostych powi¹zañ z literatur¹. Jak jednak stwierdza Dyserinck, takie rozszerzenie rozumienia komparatystyki nie jest nielegitymowalne i stanowi konsekwencjê jej przebudowy dokonuj¹cej siê we Francji, a zmierzaj¹cej w kierunku historii idei, a nawet, jak to uj¹³ Arthur O. Lovejoy, komparatystykê (nawiasem mówi¹c: what is unhappy called «comparative litterature» 8) mo¿na postrzegaæ wrêcz jako czê æ historii idei. Przy tym podkre liæ nale¿y, ¿e nie jest ona bynajmniej czê ci¹ my lenia ideologicznego (mo¿na by tu dodaæ, ¿e 4
Kurzum: Es handelt sich um jene von den Nationalphilologien grundsätzlich abweichende supranationale Betrachtungsweise, die eben an keinen einzelliterarischen Bereichgebunden ist und die sich eines Kategoriensystems bedient, das auf den besonderen Charakter einer m u l t i n a t i o n a l e n E i n h e i t d i v e r s e r L i t e r a t u r e n ausgerichtet ist (tam¿e, s. 13, podkr. moje LW). 5 Tam¿e, s. 15; zob. te¿ s. 124. 6 Cyt. za: tam¿e, s. 123. 7 Cyt. za: tam¿e, s. 125. 8 Cyt. za: tam¿e.
236
zachowuje siê ona niczym Bachtinowska powie æ o idei, przeciwstawiana powie ci ideologicznej9), lecz stanowi raczej powa¿ny wk³ad w odideologizowanie kultury poprzez wejrzenie w takie procesy, które utrwali³y w przesz³o ci okre lone duchowe relacje miêdzy grupami. W konsekwencji zwraca siê ona ku socjologii i etnopsychologii, co zreszt¹ przywo³ywanemu tu ju¿ Wellekowi pozwoli³o okre liæ j¹ jako national psychology czy comparative national psychology 10. Dyserinck wszelako zwraca zarazem uwagê na to, ¿e wiele jej aspektów stanowi przedmiot zainteresowania literaturoznawstwa rozumianego w sposób typowy nawet dla przywo³ywanego tu jej oponenta. Przy tym mo¿e nigdzie lepiej jak w literaturze nie widaæ my lenia w kategoriach narodowo ci, narodowej specyfiki, je li nie wrêcz nacjonalistycznych. Ta ga³¹ badañ nie wyrasta jednak z istnienia jakiego narodowego czy ludowego charakteru (a wiêc sta³ego wyznacznika w sensie cis³ym) ani z psychologii narodowej , ale z dostrze¿enia donios³o ci kolektywnej psychologii, która sytuuje przedmiot zainteresowania komparatystyki w blisko ci wyobra¿eñ o charakterze dziedzicznym, je li nie deterministycznym. Charakterystyczne jednak, ¿e podstawy dla takiego podej cia szukaæ mo¿na ostatecznie ju¿ w tematologii ze szczególnym uwzglêdnieniem jej niemieckiej wersji tj. Stoffgeschichte (choæ zdawaæ sobie przy tym trzeba sprawê, jak bardzo termin Stoff traci jednoznaczno æ w t³umaczeniu na inne jêzyki), konstytuuj¹cej ten obszar badañ literackich, w którym ujêcie materia³u , tj. typów, postaci, motywów, mitów etc., jako pewnego surowca, domaga siê docierania do ró¿nic i podobieñstw (w tym pewnego constans) zarówno w ujêciu diachronicznym, jak i synchronicznym oraz w ramach i ponad narodowymi granicami. W tym przypadku zreszt¹ szczególna rola przypada mitom jako najstarszym przejawom i zapisom ludzkiej psychiki jej archetypom i archetypom innych przedstawieñ. Ich rola jest tu nie do przecenienia, poniewa¿ pozwala wy³owiæ struktury duchowe istotne dla ca³ej ludzkiej sztuki i nie tylko dla sztuki. Jakkolwiek przy tym badania typu Stoffgeschichte wywodz¹ siê z germanistyki, to ich pog³osy ³atwo znajdziemy na przyk³ad we Francji, najpierw w rodowiskach niemieckojêzycznych, a nastêpnie w ród innych badaczy. Do tych drugich zaliczyæ mo¿na Jeana-Jacquesa Ampere a (jego principe de filiation ), wspomnianego tu ju¿ Baldenspergera czy Paula Hazarda. Nastêpnie w 1968 roku Simon Jeune w swojej Littérature générale et littérature comparée w ramach literatury porównawczej znacz¹ce miejsce przyznaje tematologii. 9 M. Bachtin, Problemy poetyki Dostojewskiego, prze³. N. Modzelewska, Warszawa 1970. 10 Cyt.
za: H. Dyserinck, dz. cyt., s. 127.
237
Jakkolwiek nieco sceptyczny, tak¿e Guyard widzi tu pewne mo¿liwo ci, szczególnie przy poszerzeniu badañ o tzw. mity literackie (por. René Etiemble a Le Myth de Rimbaud ). Szczególnie znacz¹ce okazuj¹ siê postacie mityczne, które wywodz¹c siê z mitologii, pism wiêtych, samej literatury czy te¿, czasem, z historii (Prometeusz, Salomon, Faust, Don Juan, Aleksander Wielki, Joanna d Arc), maj¹ znaczenie nie tylko literackie, ale i kulturowe tworz¹ bowiem ogniska ma³ych jedno ci wielo ci . Gdy wiek XX przynosi reorientacjê w badaniach mitów (Carl Gustav Jung, Karl Kerényi, Gaston Bachelard, Roger Caillois), zarazem i tematologia, podobnie jak imagologia, grawituje ku historii idei. Charakterystyczne, ¿e powrót do tematologii widoczny jest w tych samych latach, gdy krystalizuje siê imagologia: antyczne topoi ledzi Ernst Robert Curtius w niemieckiej czy romañskiej literaturze, Arthura O. Hatty Eos (1965) przynosi przedstawienia postaci Eos w piêædziesiêciu literaturach, Loise Vinge pisze o Narcyzie (1954), a Charles Dédéyane o Fau cie, Raymond Trousson za o temacie Prometeusza w literaturze europejskiej (1964). Przy tym, jak zauwa¿a ten ostatni w Plaidoyer pour la Stoffgeschichte, mity i tematy wywodz¹ce siê z legend wytwarzaj¹ wielo æ warto ci (poliwalencjê) i staj¹ siê wyk³adnikami cz³owieczeñstwa oraz idealnych form tragicznego przeznaczenia w³a ciwego kondycji ludzkiej11. Jak zatem proponowa³ Dyserinck a kontynuuj¹ to jego nastêpcy to idee czy obrazy przyjmuj¹ce formê mitów, typów, postaci, motywów w Stoffgeschichte i images (wyobra¿eñ, przedstawieñ, obrazów) w imagologii wydaj¹ siê ³¹czyæ we wspólnocie wype³nianej przez nie funkcji, jak to wy¿ej zosta³o ujête, wyk³adników , czego dalsz¹ konsekwencj¹ stanie siê obdarzenie ich moc¹ sterowania (w sensie wyboru i eliminacji elementów rzeczywisto ci) ludzkim poznaniem, któr¹ wciela, jak to z kolei okre laj¹ kognitywi ci: uwaga selektywna 12. Jakkolwiek filozoficzne pod³o¿e takiego ich rozumienia mo¿emy znale æ od Platona i Arystotelesa przez neoplatonizm po Edmunda Husserla z jego fenomenami w³¹cznie, to, jak rzecz ujmuje Manfred Beller, przede wszystkim echem powraca tu Kantowska koncepcja schematyzmu naszych przedstawieñ , zak³adaj¹cego, ¿e obraz jest wytworem okre lonych zdolno ci naszej wyobra ni13. Idea 11 Nos
mythes et nos thèmes légendaires sont notre polyvalence, ils sont les exposants de l humanité, les formes idéales du destin tragique de la condition humaine (cyt. za: tam¿e, s. 106). 12 M. Beller, Perception, image, imagology ,w: Imagology. The Cultural Construction and Literary Representation of National Charakters. A Critical Survey, ed. by M. Beller i J. Leerssen, Amsterdam New York 2007, s. 7. 13 This echoes Kant s «Schematismus unseres Verstandes» which states «das Bild ist ein Produkt des empirischen Vermögens der produktiven Einbildungskraft» (Kritik der Reinen Vernuft, B181, 1787) (zob. tam¿e, s. 3).
238
i obraz, stanowi¹c w pewnym sensie fikcjê tzn. wytwór wyobra ni czy umys³u, który skutecznie interpretuje rzeczywisto æ (zarazem wydobywaj¹c lub przes³aniaj¹c pewne jej elementy) stanowi¹ jednak tak¹ fikcjê niezobiektywizowan¹, której odpowiednikiem zobiektywizowanym, tj. istniej¹cym poza wiadomo ci¹ czy to indywidualn¹, czy to zbiorow¹, staj¹ siê literatura, sztuki czy inne dziedziny kultury. W tym sensie literatura, podobnie jak pozosta³e obszary kultury, okazuje siê znakomitym poligonem do wiadczalnym , pozwalaj¹cym na obserwacjê, w jaki sposób te fikcyjne twory funkcjonuj¹ i oddzia³uj¹. Badanie tekstu literackiego ujawnia, w jaki sposób rzeczywisto æ zostaje zredukowana do okre lonych aspektów i charakterystyk, które w grupach ludzkich wystêpuj¹ we wzorcowych formach (doda³abym, ¿e mog¹ nimi byæ mity) lub w stereotypach, stanowi¹cych swoiste za³o¿enia, w³a ciwe dla danej kultury. Ale doda³abym te¿, ¿e w pewnym sensie obrazy te i idee s¹ w swym nale¿¹cym do psychologii indywidualnej czy zbiorowej mentalnym stanie literatur¹ (innymi dziedzinami kultury) w stanie niezobiektywizowania, i tym samym obserwacje dotycz¹ce tekstów literackich u³atwiaj¹ uchwycenie schematyzmu naszego rozumienia wiata. Takie podej cie owocuje w imagologii stanowiskiem wyra nie antyesencjalistycznym. W rozumieniu Joepa Leerssena14 kultura jest zró¿nicowana i stanowi zarazem instrument wytwarzania ró¿norodno ci rzeczy, a tym samym twierdzenie, ¿e jaki czynnik (naturalny) wp³ywa na jej ujednolicenie w okre lony sposób, wydaje siê chybione. Zwraca on te¿ uwagê, i¿ esencjalizm w istocie zak³ada, ¿e ró¿nice miêdzy kulturami s¹ bardziej znacz¹ce ni¿ ró¿nice wewn¹trz kultur i st¹d jego d¹¿enie do uzasadnienia jednolitej natury takich ca³o ci, jak choæby naród. Sam tymczasem podkre la, ¿e je li seksualny esencjalizm ka¿e uznaæ na przyk³ad, i¿ ró¿nice miêdzy kobiet¹ a mê¿czyzn¹ s¹ nieredukowalne, poniewa¿ s¹ rezultatem mêskiej czy kobiecej specyfiki, a wiêc natury obu p³ci, a rasowy esencjalizm tak samo ustala relacje miêdzy narodami, to konstruktywizm wydobywa fakt, i¿ behawioralne czy moralne ró¿nice miêdzy p³ciami b¹d rasami s¹ rezultatem spo³ecznych konwencji i socjalizacji, a wiêc uwewnêtrznienia wzorców, a nie jaki naturalnych sk³onno ci. Tak wiêc wyobra¿enia dotycz¹ce ludzi rodz¹ siê nie tyle w samej rzeczywisto ci, ile wy³aniaj¹ siê poniek¹d z niczego a w ka¿dym razie z fikcji, jakie stwarza kultura, w tym literatura, jako miejsca wspólne i intertekstualne formu³y, wt³oczone w system kulturowych wierzeñ i wzorców identyfikacyjnych, okre lanych na przyk³ad jako 14 J. Leerssen, The Downward Pull of Cultural Essentialism, w: Image into Identity. Constructing and Assigning Identity in a Culture of Modernity, ed. by M. Wintle, Amsterdam New York 2006, s. 31 50.
239
charakter narodowy czy te¿ Volkgeist ( duch narodu ). Ten system oparty zostaje na pseudohistorycznych raczej ni¿ empirycznych wyobra¿eniach, a tym samym ma w³a ciwie wymiar mityczny. W ten sposób na przyk³ad pojêcie to¿samo ci (narodowej, p³ciowej etc.) zostaje w imagologii sprowadzone z wymiaru obiektywnego do subiektywnego i potraktowane jako wyraz raczej poszukiwania i problematyzacji w procesie historycznym ni¿ po prostu istnienia gotowego charakteru (wynalezionego przez Greków dla wyra¿enia czego okre lonego i trwa³ego). W takim kierunku trwa³o ci sz³y na przyk³ad wszelkie, obecne w kulturze europejskiej, systematyki narodowego charakteru, wykrystalizowane ju¿ na samym pocz¹tku nowoczesno ci, czego dobrym przyk³adem s¹ Poetices libri VII (1561) Juliusa Caesara Scaligera zawieraj¹ce na przyk³ad tak¹ systematykê, która dyskredytuje równie dobrze Afrykanów, jak Anglików, Szwedów, Norwegów, Grenlandczyków, Gotów, a wreszcie Hiszpanów, nie mówi¹c o W³ochach, zostawiaj¹c pozytywne oceny Niemcom i Francuzom (ewentualnie Azjatom i Europejczykom, do których jednak, dziwnym trafem, nie zostaj¹ zaliczone pó³nocne i po³udniowe nacje, wymienione wcze niej): Luksus to stempel probierczy Azjatów, zak³amanie Afrykanów, inteligencja [ ] Europejczyków. Ludzie gór s¹ surowi, ludzie z równin zrównowa¿eni i powolni. [ ] Niemcy s¹ silni, pro ci, otwarci, autentyczni w przyja ni i nienawi ci. Szwedzi, Norwegowie, Grenlandczycy i Goci s¹ bestialscy i tacy s¹ te¿ Szkoci i Irlandczycy. Anglicy s¹ perfidni, nadêci, aroganccy, maj¹ drwi¹ce i k³ótliwe usposobienie, podzieleni s¹ miêdzy sob¹, a wojowniczy, gdy zjednoczeni; nieustêpliwi, niezale¿ni i bezlito ni. Francuzi s¹ uprzedzaj¹co grzeczni, ruchliwi, ludzcy, go cinni, rozrzutni, uwa¿ni, wojowniczy; lekcewa¿¹ wrogów i nieostro¿ni s¹ wobec siebie samych; opanowani, odwa¿ni, niezbyt wierni, ale najlepsi je d cy poza tym. Hiszpanie posiadaj¹ obmierz³y styl ¿ycia, prawdziwie ¿yj¹, gdy siedz¹ przy stole innego cz³owieka, s¹ porywczymi pijaczynami, gadu³ami, s¹ li, ich arogancja jest piekielna, brak szacunku zaiste infernalny, zjadliwo æ zdumiewaj¹ca, s¹ silni w niedostatku, ich niezachwiana religijno æ jest bezcenna, toczy ich zawi æ wobec wszystkich nacji i one wszystkie s¹ zawistne wobec nich. Jeden tylko naród przewy¿sza ich w deprawacji i jeszcze mniej jest wspania³omy lny: to W³osi.15
Jak konstatuje Leerssen to moralna pochwa³a i potêpienie stoj¹ tyle¿ u pocz¹tków, co s¹ rezultatem tego opartego na kontra cie wyliczenia przynosz¹cego w efekcie szkic komparatystyczno-systematyzuj¹cy. Takie poetyki znajdziemy w wielu epokach, w których Arystotelesowski opis zamienia siê 15 Luxury
is the hallmark of the Asians, mendacity of Africans, cleverness (if you will allow) of Europeans. Mountain people are rough, people from the low-lying plains are demure
240
w przepis nie rozró¿niaj¹cy, kim kto jest, a kim powinien byæ. W redniowiecznych romansach rycerz by³ dok³adnie tym, kim byæ powinien. Logiczny rozd wiêk miêdzy to¿samo ci¹ a zachowaniem musia³ ostatecznie zostaæ zniwelowany przez przyswojenie tego, co stosowne, gdy¿ cz³owiek, maj¹c duszê i woln¹ wolê, powinien jednoznacznie wybraæ, czy sytuuje siê po stronie Boga, czy szatana. Zachowanie powinno wiêc wcielaæ sta³o æ etycznych regu³, gwarantowanych przez religiê. Dopiero w nowszej literaturze rzecz siê komplikuje. Dwie wielkie postacie stoj¹ce u pocz¹tków nowo¿ytno ci, Hamlet i Don Kichot, uzmys³awiaj¹ pêkniêcie miêdzy rol¹ a person¹: tragi-komiczne u Miguela de Cervantesa, tragiczne u Williama Shakespeare a. Te dwie postacie, a potem tak¿e wiêtoszek Moliere a, stanowi¹ sygna³ rodz¹cych siê psychologicznych zainteresowañ po redniowiecznej europejskiej literatury, choæ obok nich ci¹gle widzimy dwuwarto ciowe, oparte na kontra cie matryce w rodzaju tej Scaligera, w których implicite zawarte s¹ regu³y systematyzacji. Jeszcze w znanej Encyklopedii Denisa Diderota i Jeana le Rond d Alemberta znajdziemy has³o: Charaktery narodowe, oparte na takiej samej zasadzie. Ta komparatystyczna systematyzacja prowadzi do umocnienia partykularyzmów europejskich, skoro narody ³¹cz¹ swoj¹ to¿samo æ z obustronnymi ró¿nicami. Leerssen wska¿e jednak tak¿e, ¿e to, co wydaje siê ustalone, takie nie jest: przys³owiowo flegmatyczny i opanowany emocjonalnie Anglik pokazany zostanie z kolei przez pryzmat cholerycznego temperamentu w XIX wieku, a wyobra¿enie Niemców jako narodu poetów i filozofów, wykreowane w okresie romantyzmu, zderzy siê z ich obrazem technokratów, nacji brutalnych i bezwzglêdnych tyranów w wieku XX16. Wynika z tego, ¿e narodowo æ musi byæ badana jako and slow. [ ] Germans are strong, simple, open, true in friendship and in enmity. The Swedes, Norse, Greenlanders and Goths are bestial, and so are the Scots and Irish. The English are perfidious, puffed-up, cross-tempered, arrogant, of a mocking and quarrelsome disposition, divided amongst themselves, warlike when united, stubborn, independent and pitiless. The French are attentive, mobile, nimble, humane, hospitable, spendthrift, respectable, martial, they scorn their enemies and are heedless of themselves; they are self-controlled, brave, not very tenacious, and by far the best horsemen of all. The Spanish have a dour life-style, they live it up when they sit at another man s table, they are fiery drinkers, talkative, busy, their arrogance is hellish, their disrespect infernal, their stinginess amazing; they are strong in poverty, their religious steadfastness is priceless, they are envious of all nations and all nations are envious of them. One nation surpasses them in depravity and is even less magnanimous: the Italians (cyt. za: J. Leerssen, The Poetics and Anthropology of National Charakter (1500 2000), w: Imagology. The Cultural Construction and Literary Representation , s. 65 [przek³ad wy¿ej mój LW]). 16 Ten¿e, Imagology: History and Method, w: Imagology. The Cultural Construction and Literary Representation , s. 65.
241
konwencja, konstrukt, konstytutywny wzór identyfikacji narodowej ale nie fakt obiektywny. Leerssen przywo³uje przy tym koncepcjê Edwarda Saida z jego Orientalizmu uzmys³awiaj¹c¹, i¿ okre lone wzorce s³u¿y³y utrzymaniu kolonialnej nierównowagi miêdzy hegemonem a podw³adnymi, kimkolwiek by oni nie byli. Tak rozumiana imagologia jako dziedzina zakorzeniona w literackich badaniach komparatystycznych absolutnie nie jest jednak socjologi¹ (by nawi¹zaæ tu do zarzutów Welleka), poniewa¿ jej celem jest zrozumienie raczej zakorzenionego w pog³oskach i miejscach wspólnych dyskursu, jakim siê pos³uguje spo³eczeñstwo, ni¿ samego spo³eczeñstwa. Tote¿ Manfred Beller przypomina, ¿e literackie, czy te¿ raczej komparatystyczne badania imagologiczne dotycz¹ róde³ i funkcji charakterystyk wyra¿onych dziêki tekstom, szczególnie za w ten sposób, jaki oferuj¹ dzie³a literackie, dramaty, poezje, ksi¹¿ki podró¿nicze i eseje; tradycja topoi rozwija³a siê bowiem pocz¹wszy od wczesnej klasycznej poezji, dotykaj¹c kwestii obrazu ró¿nych ludzi i miejsc17. Nie zmienia to faktu, ¿e imagologiczne (podobnie zreszt¹ jak tematologiczne) badania aktualizuj¹ perspektywê zewnêtrzn¹ w stosunku do literacko ci i domagaj¹ siê uwzglêdnienia szerokiego, na przyk³ad socjologicznego i historycznego kontekstu. Ten oparty na wyobra¿eniach dyskurs (imaginated discours) oferuje zatem charakterologiczne wyja nienie kulturowych ró¿nic na p³aszczyznach: a) jednostek pozostaj¹cych poza nacj¹ jako bêd¹cych czym typowym lub odró¿niaj¹cym siê ; b) wyra nie artyku³owanych lub podsuwanych tylko sugestywnie okre leñ dotycz¹cych moralnego, charakterologicznego czy wywodz¹cego siê z psychologii zbiorowo ci uzasadnienia dla danych cech spo³ecznych czy narodowych18. Oczywi cie, mo¿na wprowadziæ tu jeszcze szereg wersji takiego definiowania zakresu zainteresowania imagologii. Na przyk³ad Jean-Marc Moura19 wyró¿nia takie jego pola: 1) wyobra¿enie obcego analizowane jako dokument historyczny; 2) obraz pewnej nacji czy kultury, poci¹gaj¹cy za sob¹ kompleks spo³ecznych b¹d kulturowych odniesieñ do analizowanej literatury; 3) wyobra¿enie stwarzane dziêki okre lonej wra¿liwo ci pojedynczego autora, które prowadzi do badania personalnego mitu w wietle stanu wyobra ni w³a ciwej 17 Literary
and more particulary, comparatist imagology studies the origin and function of characteristics of other countries and peoples, as expressed textually, particularly in the way in which they are presented in works of literature, plays, poems, travel books and essays. From the time of the earliest classical poetry onwards, a tradition of topoi has developed concerning the characteristics of various peoples and places (M. Beller, dz. cyt., s. 7). 18 M. Beller, J. Leerssen, Foreword, w: Imagology. The Cultural Construction and Literary Representation , s. XIII XIV. 19 Zob. M. Beller, Perception, image, imagology, s. 10.
242
dla danego okresu. Tak czy inaczej to, co charakterystyczne dla tej dziedziny, oznacza skoncentrowanie siê na poznawczej stronie ludzkiego istnienia, przejawiaj¹cej siê poprzez reprezentacje rzeczywisto ci obrazy, które pojawiaj¹ siê i powracaj¹ do³¹czone do ró¿nych wytworów okre lonych grup i jakkolwiek pozostaj¹ bliskie ideom, tak interesuj¹cym dla historyka idei, to jednak w tej dziedzinie okre lane s¹ raczej jako mity lub wrêcz kulturowe stereotypy. Funkcjonowaæ one mog¹ przy tym zarazem jako mentalne reprezentacje rzeczywisto ci (co mo¿na zakotwiczyæ w Arystotelesowskiej teorii obrazu), ale te¿ jako symulakry, które uczestnicz¹ w transformacji naszej percepcji (jak to zauwa¿aj¹ historycy i psychologowie spo³eczni). A choæ cz³owiek zdolny jest percypowaæ rzeczywisto æ tylko cz¹stkowo, jego czê ciowe reprezentacje zmierzaj¹ do zawarowania sobie statusu ca³o ciowych, co wraz ze sk³onno ci¹ do warto ciowania w³a ciw¹ jego s¹dom, prowadziæ mo¿e do generowania prze(d)s¹dów. Obrazy te (images) mog¹ kszta³towaæ wizjê innych, obcych, jako heteroimages lub mog¹ (w wielog³osie ró¿nych literatur narodowych) s³u¿yæ wydobyciu b¹d stworzeniu w³asnego charakteru jako auto-images. Pojawiaj¹ siê te¿ obrazy, przynajmniej intencjonalnie, prawdziwe, images, lub celowo z³udne i k³amliwe, tj. mirages. W tym sensie to bardziej literatura (a tak¿e kultura) wytwarza to¿samo æ i inne kategorie, ni¿ odwrotnie. Przy czym obrazy wystêpuj¹ce w mniejszej skali jako stereotypy lub w skali generalizuj¹cej jako mity mog¹ te¿ domagaæ siê spojrzenia odwrotnego, na przyk³ad demityzacji. Znakomitym ród³em obrazów dla tej fa³szywej pamiêci (zreszt¹ czêsto obrazów bêd¹cych ród³em dynamiki, bo spolaryzowanych, a wiêc mog¹cych byæ te¿ pochodnymi szerszych moralnych polaryzacji jak na przyk³ad irlandzkiej przemocy i irlandzkiego sentymentalizmu które Leerssen okre la jaka imagemes) jest literatura. Szczególnie dotyczy to literatury w jej postaci kanonicznej, co oznacza d³ugie ich rozpowszechnianie i topiczno æ: obrazy w niej ustanowione istotne s¹ wtedy nie tylko w danej epoce, ale i w kolejnych. Leerssen uznaje zreszt¹, ¿e z powodu tego ledzenia trwania tematów w czasie badania typu Stoffgeschichte uznaæ mo¿na za protoimagologiczne 20 choæ jednocze nie trzeba pamiêtaæ, i¿ zak³adaj¹ one, ¿e nacjonalno æ istnieje rzeczywi cie i pozostaj¹ czasem tylko bibliograficznym badaniem ponawianych cie¿ek. A jednak w swej najbardziej obiecuj¹cej wersji przynosz¹ interesuj¹c¹ tak¿e dla imagologii konstatacjê podobieñstw i ró¿nic. Badanie tego, jak te wyobra¿enia powstawa³y (w konkretnej epoce, w okre lonym kontek cie) i rozwija³y siê, wymaga szerokich odwo³añ. Mo¿na przyj¹æ, 20 J.
Leerssen, Imagology: History and Method , s. 20.
243
¿e nie tylko literatura, ale i (mo¿e nawet w wiêkszym stopniu) komiks czy kino s¹ uprzywilejowane w rozsiewaniu mitów lub stereotypów. Ich oddzia³ywanie wymaga przy tym nie tylko wydobycia tego, co tkwi w wiadomo ci, ale i tego, co w pod wiadomo ci. Tak czy inaczej oznacza to badanie ró¿nego rodzaju tekstów, rozpoczynaj¹ce siê od pytania, z jakim jego rodzajem ma siê do czynienia, z jakiego rodzaju konwencjami (narracyjnymi, opisowymi, komicznymi, tragicznymi?), z jakimi rodzajami narodowych tropów? Pod tym wzglêdem za imagologia niew¹tpliwie musi byæ zakotwiczona w badaniach literackich, teorii i metodologii literatury. Choæ z pewno ci¹ przy okazji pojawia siê pytanie, czy narodowy charakter literatury zakotwiczony jest przede wszystkim w jêzykowych wyznacznikach i czy narodowo æ jest tym, co w pierwszym rzêdzie konstytuuje tekst literacki? Trudno przy tym straciæ z pola widzenia fakt, ¿e jest to wersja komparatystyki bardzo wyrazi cie odpowiadaj¹ca na polityczne zapotrzebowanie XX i XXI wieku wynik³e z dwojakiego rodzaju do wiadczeñ: wielkich kryzysów kultury i cywilizacji (wojny) i wielkiej przebudowy (jakiej próbê podejmuje Unia Europejska). Wy³anianie siê Unii domaga siê spojrzenia ponadnarodowego i imagologii jako generatora takiej wizji. Mobilno æ, globalizacja, multikulturowo æ sprzyjaj¹ temu podej ciu. Ale ten konstruktywny eksperyment europejski jest te¿ w pewnym sensie wymuszony do wiadczeniami destrukcyjnymi, szczególnie w XX wieku. Staje siê on odpowiedzi¹ na trudny baga¿ w postaci wojen wiatowych. Szczególnie druga wojna wiatowa by³a niezwykle kosztownym, je li chodzi o ludzkie ¿ycie, o ludzk¹ kulturê i warto ci, zderzeniem mitów narodowych. W du¿ej mierze z tego powodu imagologia podwa¿a przekonania o obiektywnym czy realnym istnieniu charakteru narodowego (np. rasy panów rasy niewolników), a przechodz¹c od podej cia obiektywizuj¹cego do subiektywizuj¹cego, od esencjalistycznego do konstruktywistycznego, pokazuje, ¿e to¿samo æ narodowa mo¿e byæ postrzegana jako zinternalizowane samowyobra¿enie (autoimages) lub zgeneralizowane wyobra¿enie innych, obcych etc. (heteroimages). W takim ujêciu nacja to jedynie i a¿ Imagined Community 21. Leerssen przywo³uje tutaj koncepcjê Ernsta Gellnera (Nations and Nationality, 1983), który wskaza³, ¿e nacja mo¿e byæ stworzona przez nacjonalizm , nie odwrotnie, a to¿samo æ narodowa mo¿e mieæ charakter wstecznie (retroaktywnie) stworzonego przez ideologów XIX wieku konstruktu, 21 Tam¿e, s. 24; zob. tak¿e np. Tradycja wynaleziona, red. E. Hobsbawm i T. Ranger, prze³.
M. Godyñ, F. Godyñ, Kraków 2008, s. 11.
244
wprowadzaj¹cego syndrom fa³szywej wiadomo ci czy te¿ raczej fa³szywej pamiêci22. Nacjonalizm zaczyna byæ traktowany jako historyczny fenomen szczególnie mocno obecny w narodowo ukierunkowanych badaniach z lat 1900 1945. Istotne, ¿e wspomniany mechanizm mo¿na odnale æ w jego ró¿nych szowinistycznych wersjach zastosowany wobec ró¿nych grup, szczególnie tych marginalizowanych, jak kobiety, dzieci, ludzie umys³owo chorzy etc. I pod tym wzglêdem szukanie w imagologii swego rodzaju antidotum wydaje siê szczególnie uzasadnione. Lidia W i niewska Wi niewska Stof fgeschichte , Imagology alidations of CompaStoffgeschichte , Imagology,, and Constructivistic V Validations rative Studies The comparative domain, incessantly challenged as it has been, has continually been finding its new incarnations. The undermining of a Stoffgeschichte and theme-ology as an influence-ology has provoked depictions or concepts that fit within completely different patterns while not cutting the continuity of tradition. Therefore, imagology, which continues the tradition of a Stoffgeschichte that is rooted in national philologies, is perceived by its founding father Hugo Dyserinck as, in a sense, disposed towards a multinational unity of diverse literatures. In parallel, by binding it even more firmly with the notion of comparative studies , Dyserinck sees imagology not only in terms of comparing literatures against one another but even more so as comparing and investigating, through (supranational) categories, the spiritual relations and structures ( l étude des relations spirituelles internationals , as Carré described it in 1951). This implies that imagology is not only a literary fact but also a cultural fact, for ideas or images assuming the form of myths, models or patterns, figures, motifs (themes) are anchored in literature but also in the comic art, cinema, as well as other cultural texts. As Manfred Beller puts it, literary, or rather, comparativist imagological research concerns the sources and functions of certain characteristics expressed through texts and meant to grasp our schematic understanding of the world. This kind of approach also paves the way for new approaches in themeology whose range is expanded owing to cultural studies and New Historicism, postcolonial or gender studies, etc. 22
Zob. J. Leerssen, Imagology: History and Method , s. 24; zob. tak¿e np.: Tradycja wynaleziona
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
Dorota Utracka
W STRONÊ KOMPARATYSTYKI KULTUROWEJ. O GRANICACH I TO¯SAMO CI POJÊÆ
WE WSPÓ£CZESNYM DYSKURSIE LITERATUROZNAWCZYM
Komparatystyka1 jako jedna z metod epistemologicznych, a tak¿e jedna z ga³êzi nauk o literaturze podlega tym samym uwarunkowaniom, jakie zdaj¹ siê wspó³cze nie okre laæ nie tylko ewolucjê dyskursu literaturoznawczego, ale tak¿e szeroko rozumian¹ zmianê paradygmatu humanistyki. Dlatego dla badaczy wspó³czesnego statusu studiów porównawczych postaæ i kszta³t komparatystyki [ ] jest niejako funkcj¹ kszta³tu i sytuacji literaturoznawstwa w okre lonym momencie jego rozwoju 2 b¹d wrêcz prób¹ ratunku dla upadaj¹cego literaturoznawstwa 3. Ewolucjê istoty i profilu badañ porównawczych w ich historycznym rozwoju mo¿na odczytaæ [tak¿e DU] jako przejaw pragnienia «samolokalizacji» i podmiotowego samostanowienia 4. Powszechn¹ zgodno æ znawców przedmiotu budzi przekonanie o tym, i¿: 1 Tekst jest przetworzon¹ wersj¹ referatu wyg³oszonego na Miêdzynarodowej Konferencji Naukowej Mityczne postacie kultury w perspektywie komparatystycznej (Ostromecko, 4 6 maja 2010). 2 T. Kostkiewiczowa, Komparatystyka literacka dzisiaj preliminaria: co, jak i po co porównujemy, w: Komparatystyka. Miêdzy Mickiewiczem a dniem dzisiejszym, red. L. Wi niewska, Bydgoszcz 2010, s. 154. 3 Uwaga Zofii Mitosek. Zob. Badania porównawcze. Dyskusja o metodzie. Radziejowice 6 8 lutego 1997 roku, red. A. Nowicka-Je¿owa, Izabelin 1998, s. 23. 4 T. Bilczewski, Komparatystyczny korpus: strategie lektury i historia badañ porównawczych, w: Komparatystyka. Miêdzy Mickiewiczem , s. 57; zob. ten¿e, Komparatystyka i interpretacja. Nowoczesne badania porównawcze wobec translatologii, Kraków 2010.
246
wspó³czesna sytuacja nauk humanistycznych sprawia, ¿e porównawczy punkt widzenia jest odnoszony do coraz wiêkszych obszarów terytorium kulturowego, w jakim powstaj¹ i funkcjonuj¹ porównywane obiekty. Fundamentaln¹ dyspozycj¹ metodologiczn¹ staje siê nie tylko sytuowanie tych obiektów w szerokim kontek cie kulturowym, ale równie¿ rekonstrukcja charakteru kulturowej ca³o ci, w której dokonuje siê ich dialog i wzajemnie o wietlaj¹ca reinterpretacja.5
Dyskurs literaturoznawczy, prze³amuj¹c za spraw¹ wzmo¿onego zdialogizowania iluzjê esencjalizmu i roszczenia do metastatusu 6, od dawna rozszerza pole swych dociekañ na ca³¹ rozleg³¹ dziedzinê retorycznych mechanizmów wytwarzania oraz spo³ecznych kryteriów obiektywizacji dyskursywnych obiektów kultury. Staje siê on wspó³cze nie dyskursem kulturowym, antropologicznym, etnicznym, socjologicznym, psychologicznym, estetycznym, filozoficznym, czyli przestrzeni¹ przeplatania siê wielu nurtów inspirowanych zjawiskami pozaliterackimi. Wymusza to konieczno æ postawienia pytania o status literaturoznawstwa i tzw. interdyscyplinarno ci oraz doprecyzowania coraz powszechniej obecnego pojêcia komparatystyka kulturowa 7 wraz z jej terminologicznymi pochodnymi komparatystyka interdyscyplinarna , komparatystyka intersemiotyczna badania transdyscyplinowe , polidyskursywno æ i umiejscowienia ich w kontek cie rekulturyzacji i kontekstualizacji literatury 8. Za potrzeb¹ metodologicznego sfunkcjonalizowania komparatystyki kulturowej przemawia nie tylko tendencja dyseminacji , tekstualizacji, czy literaturomorficzno ci 9 rzeczywisto ci kulturowej, ale tak¿e kulturowa inkluzyjno æ 5 T.
Kostkiewiczowa, dz. cyt., s. 168. Nycz, Kulturowa natura, s³aby profesjonalizm. Kilka uwag o przedmiocie poznania literackiego i statusie dyskursu humanistycznego, w: Kulturowa teoria literatury. G³ówne pojêcia i problemy, red. M. P. Markowski, R. Nycz, Kraków 2006, s. 33. 7 W przytoczonych tu interpretacjach tego terminu opieram siê m.in. na sztandarowych koncepcjach komparatystów, przywo³anych i skomentowanych przez A. Hejmeja w pracy Muzyka w literaturze. Perspektywy komparatystyki interdyscyplinarnej (Kraków 2008) (P. Van Tieghem, La Littérature comparée [1931]; W. ¯yrmunski, Literaturoznawstwo porównawcze a problem wp³ywów kulturowych [1937]; H. H. H. Remak, Literatura porównawcza jej definicja i funkcje, prze³. W. Tuka, w: Antologia zagranicznej komparatystyki literackiej, red. Janaszek-Ivanièková, Warszawa 1997; S. Tötösy de Zepetnek, Nowa literatura porównawcza jako teoria i metoda, prze³. A. Zawiszewska, A. Skrendo, w: Konstruktywizm w badaniach literackich. Antologia, red. E. Ku ma, A. Skrendo, J. Madejski, Kraków 2006; Comparative Literature in the Age of Multiculturalism, ed. by Ch. Bernheimer, Baltimore 1995). 8 R. Nycz, dz. cyt., s. 31. 9 Tam¿e. 6 R.
247
dyskursu teoretycznego 10, powoduj¹ca w³¹czanie w obszar dociekañ literaturoznawczych tak¿e wszelkich (potencjalnie) pozaliterackich dyskursów kulturowych czy kontekstów, których obecno æ s³u¿y otwarciu i upojemnieniu literatury, wprowadzaj¹c w jej obszar wszelkie przejawy artyku³owania siê ludzkiej aktywno ci i do wiadczenia, zwiêkszon¹ wra¿liwo æ na ró¿nice, wykluczenia, anomalie i marginesy 11. Przywracaj¹ce literaturze status praktyki kulturowej wspó³czesne teorie otwarcia tekstów ka¿¹ bowiem uznaæ je za wielo ladowe interteksty 12 i badaæ przyczyny, konstytucje i konsekwencje, a tak¿e tryby cyrkulacji i konsumpcji rozmaitych instytucji i dyskursów lingwistycznych, spo³ecznych, ekonomicznych, politycznych, historycznych, etycznych, religijnych, prawnych, naukowych, edukacyjnych, potocznych i estetycznych 13. Dlatego refleksja nasza koncentrowaæ siê tu bêdzie na sposobie konceptualizowania i modelach definiowania przedmiotu kulturowo zorientowanego literaturoznawstwa, teorii literatury, kulturowego statusu tekstu i kategoriach analitycznych szeroko rozumianej kontekstualizacji badañ nad literatur¹ w odniesieniu do pól badawczych i horyzontów metodologicznych komparatystyki kulturowej. Jak zatem definiowaæ jej przedmiot i poznawcz¹ orientacjê? W ostatnich latach komparatystykê kulturow¹ (zewn¹trzliterack¹), przyjê³o siê traktowaæ jako wiedzê lub styl czytania zjawisk kulturowych zorientowany na wzajemne oddzia³ywania, realne zwi¹zki, pokrewieñstwa i typologiczne odpowiednio ci zjawisk literackich i pozaliterackich jak malarstwo, muzyka, teatr, film, reklama, a tak¿e wszelkich innych ni¿ literatura rodzajów pi miennictwa, mowy czy szeroko rozumianej artykulacji tekstów kultury i form dyskursu (religia, filozofia, mitografia, historiografia, polityka, ekologia, etnologia, antropologia, dyskursy to¿samo ciowe, ( heterologiczna kultura ró¿nic ). 10 Tam¿e.
11 Cyt. za: A. Burzyñska, Kulturowy zwrot teorii, w: Kulturowa teoria literatury, s. 59. O mechanizmach translacji otwartej na dyskursy peryferyjne traktuj¹ m.in. prace T. Bilczewskiego: Czytaæ po wie¿y Babel . Komparatystyka hermeneutyka przek³ad, w: Hermeneutyka i literatura. Ku nowej koiné, red. K. Kuczyñska-Koschany, M. Januszkiewicz, Poznañ 2006, s. 95 111; T³umione, wyparte, ciemne: przek³ad i cia³o, w: Pominiête, przemilczane, st³umione, zatarte w narracjach XX wieku, red. H. Gosk, B. Karwowska, Warszawa 2008, s. 54 74. 12 A. Burzyñska, dz. cyt., s. 59. 13 V. B. Leitch, Cultural Criticism, Literary Theory, Poststructuralism, New York 1992, s. IX (cyt. za: A. Burzyñska, dz. cyt., s. 59).
248
Komparatystyka kulturowa, akcentuj¹c szczególnie rolê dwóch wierzcho³ków trójk¹ta komparatystycznego 14, poszukuje wspólnych kategorii komunikacyjnych, gatunkowych, stylowych, pr¹dowych, strukturalnych czy typologicznych, ods³aniaj¹cych pokrewieñstwa i zale¿no ci z pozoru niezestawialnych dziedzin kultury. Przedmiotem dociekañ jest tak¿e to, co ró¿ne, kontrastowe, pozbawione styczno ci, odrêbne, wedle regu³y: podobieñstwo i ró¿nica . W ten sposób szeroko rozumiany paradygmat badañ porównawczych skupia siê na historycznych procesach ró¿nicowania i dywergencji (rozchodzenia siê) oraz zbie¿no ci i ujednolicenia, scalaj¹c tym samym wiedzê literaturoznawcz¹ i sytuuj¹c j¹ w historycznym polu kultury i antropologicznej wiedzy o dyskursach transdyscyplinowych.
Tekst jako medium kultury kultury.. O kierunkach ewolucji komparatystyki interdyscyplinarnej Porz¹dkuj¹c zjawiska i teorie poststrukturalne o tekstowym statusie rzeczywisto ci, a w tym wszelkich przekazów artystycznych, Ryszard Nycz przekonuje, ¿e: relacji miêdzytekstowych nie da siê ograniczyæ do wewn¹trzliterackich odniesieñ, gdy¿ obejmuj¹ one w równej mierze zwi¹zki z pozaliterackimi gatunkami i stylami mowy, jak i nierzadko intersemiotyczne powi¹zania z pozadyskursywnymi mediami sztuki i komunikacji (plastyka, muzyka, film, komiks etc.).15
W przekonaniu literaturoznawcy w grê wchodz¹ trzy perspektywy badawcze: badania systemowe (Riffaterre, Genette), studia dotycz¹ce relacji podmiotowych i komunikacji spo³ecznej (Bloom, Said, Showalter), badania nad w³a ciwo ciami tekstu i tekstualno ci (Barthes, Derrida)16. Konsekwencj¹ tego jest fakt uczynienia na prze³omie XX i XXI wieku z kategorii intertekstualnych narzêdzi u¿ytecznych nie tylko dla badaczy tekstów
14 Chodzi tu o relacje miêdzy literatur¹ a innymi sztukami (dialog kodów innosystemowych , komparatystykê miêdzyartystyczn¹, intersemiotyczn¹) oraz miêdzy literatur¹ a innymi typami dyskursów jêzykowych z uwzglêdnieniem tzw. hybryd tekstowych i zjawiska synkretyzmu interdyskursywnego ) wskazane przez T. Kostkiewiczow¹ (dz. cyt., s. 157 167). 15 R. Nycz, Intertekstualno æ i jej zakresy: teksty, gatunki, wiaty, w: tego¿, Tekstowy wiat. Poststrukturalizm a wiedza o literaturze, Kraków 2000, s. 82. 16 Ten¿e, Poetyka intertekstualna: tradycje i perspektywy, s. 153.
249
literackich, ale tak¿e dla muzykologów, filmoznawców, historyków i teoretyków sztuki, medioznawców. Szeroko rozumiana intertekstualno æ znajduje tym samym interesuj¹c¹ wyk³adniê teoretyczn¹ miêdzy innymi w tezach Marca Eigeldingera który, zwracaj¹c uwagê na problem pojawienia siê innego jêzyka w obrêbie literatury , jej odniesienia miêdzysystemowe i intermedialne, pisze o piêciu g³ównych polach intertekstualnych tekstu literackiego: polu literatury, polu artystycznym (malarstwo, rze ba, muzyka), polu mitycznym, polu biblijnym oraz polu filozoficznym17. Podobnie ujmuje kwestiê Heinrich F. Plett, który traktuje intermedialno æ jako przejaw intertekstualno ci i wyró¿nia sze æ typów substytucji medialnej , tj. przekszta³ceñ werbalno-wizualno-akustycznych: zmianê paradygmatu jêzykowego na wizualny, jêzykowego na akustyczny, wizualnego na jêzykowy, wizualnego na akustyczny, akustycznego na jêzykowy oraz akustycznego na wizualny18. Dociekania teoretyczne poci¹gnê³y za sob¹ tak¿e rozstrzygniêcia terminologiczne w postaci pojêæ: intertekstualno æ transartystyczna (Andrée-Marie Harmat), intertekstualno æ intersemiotyczna (Agata Seweryn), intermedialno æ (Heinrich F. Plett). Wa¿nym impulsem teoretycznym do powstania tzw. komparatystyki interdyscyplinarnej by³a propozycja Henry ego H. H. Remaka, postuluj¹ca przeformu³owanie dotychczasowego pojêcia komparatystyki literackiej i wpisania w jej zakres badania zwi¹zków miêdzy literatur¹ a innymi dziedzinami wiedzy i wiadomo ci pojmowanymi jako równoleg³e sfery ekspresji humanistycznej 19. Tê perspektywê badañ kontekstualnych odnajdujemy w pracach Calvina S. Browna po wiêconych opisom kategorii analogii i paraleli w relacjach literatury i muzyki20 oraz w propozycji interdyscyplinarnej metody porównawczej Pierre a Dufoura21. Wyj cie poza sferê jêzyków sztuki lansuj¹ teorie amerykañskie z pocz¹tku lat osiemdziesi¹tych ubieg³ego wieku, traktuj¹ce interdyscyplinarno æ jako pozaliterackie filiacje literatury i literaturoznawstwa, otwartego na filozofiê, religiê, socjologiê, politykê, prawo, naukê, ale tak¿e muzykê, sztuki wizualne i film 22. 17 M.
Eigeldinger, Mythologie et intertextualité, Geneve 1987.
18 H. F. Plett, Intertextualities, w: Intertextuality, ed. by H. F. Plett, Berlin New-York 1991,
s. 20.
19 H.
H. H. Remak, dz. cyt., s. 25. Zob. C. S. Brown, The Relations between Music and Literature as Field of Study, Comparative Literature 1970, nr 2. 21 P. Dufour, La Relation peinture/literature. Notes pour un comparatisme interdisciplinaire, Neohelicon 1977, nr 1, s. 141 190. 22 Zob. Interrelations of Literature, red. J.-P. Barricelli, J. Gibaldi, New York 1982. Powy¿sze odwo³ania opieram na pracy Hejmeja (dz. cyt., s. 95 96). 20
250
Poszukiwanie zwi¹zków i sposobów rozumienia relacji miêdzy s³owem a obrazem stanowi bogat¹ tradycjê komparatystyki miêdzyartystycznej23, owocuj¹c próbami porównywania wiadomo ci artystycznej okre lonego czasu historycznego24, analizami tematologicznymi i studiami motywów z wykorzystaniem terminu ekfraza25, badaniem s³ownych konceptualizacji form wyobra ni plastycznej oraz paraleli sposobów widzenia w malarstwie i literaturze26 czy wreszcie odczytaniami tekstów sztuki plastycznej jako figur ewokacji tre ci ideowych dzie³a literackiego27. Rozleg³e pole analiz komparatystycznych, dotycz¹cych relacji: s³owo-obraz, inspirowane jest wspó³czesnym statusem obrazu w kulturze, zgodnie okre lanej jako wizualna. Na gruncie polskim znajduje to odbicie we wzro cie publikacji badaj¹cych rozmaite aspekty tego zjawiska28, pojawieniem siê ogólnego terminu antropologia obrazu 29, a tak¿e rozwojem kompleksowych badañ diagnozuj¹cych kategoriê i kierunki rozwoju tzw. zwrotu ikonicznego 30 oraz rozwojem dyskursu antropologii widzenia. 23 Zob. M. Praz, Mnemosyne. Rzecz o powinowactwie literatury i sztuk plastycznych, prze³. W. Jekiel, Warszawa 1981; Pogranicza i korespondencje sztuk, red. T. Cie likowska, J. S³awiñski, Wroc³aw 1980. 24 W. Okoñ, Sztuki siostrzane. Malarstwo i literatura w Polsce w drugiej po³owie XIX wieku. Wybrane zagadnienia, Wroc³aw 1992. 25 Zob. m.in.: M. Czermiñska, Gotyk i pisarze. Topika opisu katedry, Gdañsk 2005; Interakcje sztuk: literatura, malarstwo, ekfraza, red. D. Heck, Wroc³aw 2008. 26 Zob. m.in.: B. M¹dra-Shallcross, Cieñ i forma. O wyobra ni plastycznej Leopolda Staffa, Szczecin 1987; A. Rossa, Impresjonistyczny wiat wyobra ni. Poetycka i malarska koncepcja pejza¿u, Kraków 2003; J. Bajda, Poezja a sztuki piêkne. O wiadomo ci estetycznej i wyobra ni plastycznej Kazimierza Przerwy-Tetmajera, Warszawa 2003; Z. Mocarska-Tycowa, Tropy przymierzy: o literaturze dziewiêtnastowiecznej i miejscach jej zbli¿eñ z malarstwem, Toruñ 2005. 27 D. Kielak, Figury kryzysu. Rze ba w m³odopolskiej powie ci o arty cie, Warszawa 2007. 28 Zob. m.in.: B. Sienkiewicz, Literackie teorie widzenia w prozie dwudziestolecia miêdzywojennego, Poznañ 1992; M. Hopfinger, Kultura audiowizualna u progu XXI wieku, Warszawa 1997; R. Cie lak, Oko poety. Poezja Ró¿ewicza wobec sztuk wizualnych, Gdañsk 1999; A. Dziadek, Obrazy i wiersze. Z zagadnieñ interferencji sztuk w polskiej poezji wspó³czesnej, Katowice 2004; J. Bielska-Krawczyk, Widzialne i niewidzialne. Twórczo æ Gustawa Herlinga-Grudziñskiego, Kraków 2004; Zmys³ wzroku, zmys³ sztuki. Prywatna historia sztuki Zbigniewa Herberta, red. J. M. Ruszar, Lublin 2006. 29 H. Belting, Antropologia obrazu. Szkice do nauki o obrazie, prze³. M. Bryl, Kraków 2007. 30 A. Zeidler-Janiszewska, Visual Culture Studies czy antropologicznie zorientowana Bildwissenschaft ? O kierunkach zwrotu ikonicznego w naukach o kulturze, Teksty Drugie 2006, nr 4.
251
Jednym z istotnych g³osów badawczych w tym krêgu zagadnieñ s¹ pogl¹dy Seweryny Wys³ouch. Uwzglêdniaj¹c metodologiczne prawid³a ponowoczesno ci, rozwija ona w swych badaniach w³asny opis terenów strukturalnej wspólnoty sztuk, która jej zdaniem nie polega na powtarzalno ci tych samych tematów czy motywów, ale na przeprowadzaniu tych samych operacji intelektualnych, dokonywanych na ró¿nym materiale: zestawienia i uto¿samiania odrêbnych zjawisk na zasadzie kontrastu lub analogii czy te¿ deformowania. Operacje te na poziomie stylistycznym i kompozycyjnym nie s¹ zdeterminowane rodzajem tworzywa. Równie dobrze mo¿na je wykonywaæ na znakach jêzykowych, jak i ikonicznych. Dzie³o literackie jest przek³adalne na inny system znaków (i odwrotnie), a tworzywo nie decyduje o jego warto ci. Badaczka wyja nia tak¿e jak badaæ zwi¹zki interdyscyplinarne na gruncie historii literatury, komparatystyki, retoryki (pojêcie ekfrazy, strategia hypotypozy), semiotyki31. Jeszcze inn¹ propozycjê metodologiczn¹ i pojêciow¹ wysuwa Ewa Szczêsna, zadaj¹c pytanie o istotê poetyki intersemiotycznej czy, ci lej mówi¹c, poetyki tekstów polisemiotycznych. Badaczka wskazuje na efekty teoretycznych prac z zakresu komparatystyki kulturowej, semiologii czy semiotyki kulturowej32, podkre laj¹c, ¿e kreowanie przekazów w interakcji wielu systemów semiotycznych jest obecnie zjawiskiem powszechnym i wymusza konieczno æ uporz¹dkowania kategorii teoretycznych w tym zakresie. Poetyka intersemiotyczna jej zdaniem opieraæ siê bêdzie zatem na tezie, i¿ w ró¿nych rodzajach sztuki odnale æ mo¿na analogiczne struktury (my lowe) tekstowe wypowiadaj¹ce siê w ró¿nych systemach semiotycznych, co s³u¿y ukazaniu z jednej strony podobieñstwa struktur my lowych literatury, malarstwa, filmu; z drugiej natomiast ujawnia ró¿nice miêdzy tymi tekstami , potwierdzaj¹c uczestnictwo semiosfer (wyodrêbnianie figur my li i figur s³owa) w tworzeniu znaczeñ. Powstaj¹ w zwi¹zku z tym figury zakotwiczone w systemach niewerbalnych oraz te, które powstaj¹ w interakcji ró¿nych systemów znakowych (figury monosemiotyczne s³owa, obrazu, d wiêku i intersemiotyczne). Je li jednak pojêciem
31 Zob.
S. Wys³ouch, Literatura a sztuki wizualne, Warszawa 1994; ta¿, Literatura i semiotyka, Warszawa 2001; ta¿, Literatura i obraz. Tereny strukturalnej wspólnoty sztuk, w: Intersemiotyczno æ: literatura wobec innych sztuk (i odwrotnie), red. S. Balbus, A. Hejmej, J. Nied wied , Kraków 2004. 32 Autorka powo³uje siê m.in. na takie prace jak: N. Goodman, Jak tworzymy wiat, prze³. M. Szczubia³ka, Warszawa 1997; R. Barthes, Mitologie, prze³. A. Dziadek, Warszawa 2000; Sztuka w wiecie znaków, prze³. B. ¯y³ko, Gdañsk 2002; S. Balbus, Miêdzy stylami, Kraków 1996; W. Okoñ, dz. cyt.
252
intersemiotyczno ci obejmuje siê takie zjawiska jak motyw malarski czy muzyczny w literaturze, to ich wspó³obecno æ nie bêdzie intersemiotyczno ci¹ sensu stricto, z racji dominacji jednego systemu systemu jêzykowego. Traktuj¹c tak rozumian¹ poetykê jako teoretyczny fundament badañ, podkre liæ nale¿y, ¿e pozwala ona okre liæ, na czym polega specyfika danego systemu semiotycznego w tworzeniu znaczeñ. Jest ona tak¿e doskona³ym punktem odniesienia dla badañ komparatystycznych, dotycz¹cych zarówno dzie³ jedno- jak i wielosystemowych oraz opisu mechanizmów przek³adu intersemiotycznego33. W szeroko rozumianych badaniach z zakresu komparatystyki (miêdzyartystycznej) (Stanis³aw Balbus) czy transmedialnej (Ewa Szczêsna) pojêcie intertekstualno ci wywiedzione jest ze strukturalizmu i mo¿e byæ u¿ywane na okre lenie obszaru tzw. korespondencji sztuk . Potwierdzaj¹ to wspó³cze nie formu³owane wnioski, wynikaj¹ce z przek³adu dzie³ literackich na widowisko, b¹d analizy systemów z³o¿onych (opera, film). Do budowania lub odwo³ywania siê do takich systemów sk³aniaj¹ heterogeniczne zjawiska sztuki wspó³czesnej, takie jak: kola¿, komiks, wizualna poezja konkretna, drawing semiotics, tekst-obiekt i inne manifestacje artystyczne, których istot¹ jest wielokodowo æ i wielotworzywowo æ. Technik¹ kompozycyjn¹, która najpe³niej ilustruje strukturaln¹ wspólnotê literatury, plastyki, a nawet muzyki, jest oparta na intersemiotycznej selekcji i kombinacji elementów, technika kola¿u, uznana przez Ryszarda Nycza za figurê wiata wielu tekstów, implikacjê polisemiotycznego czytania kultury , swoisty symbol dialogu ró¿nych tworzyw sztuki 34. Przydatne dla badañ nad jêzykiem i ikonosfer¹ s¹ zatem propozycje semiotyczne, w których pojêcie tekstu uwalnia siê od konotacji lingwistycznych i przenosi siê na ka¿dy znakowy konstrukt z dziedziny kultury. Tekst i intertekstualno æ jako metoda opisu i sposób my lenia wykraczaj¹ tu poza teren wewn¹trzliteracki, by badaæ relacje intermedialne w obszarze kulturowym. Je li chodzi o komparatystykê, to zauwa¿yæ nale¿y, id¹c za wywodem Stanis³awa Balbusa, ¿e w po³owie XX wieku problemy literackiej komparatystyki poszerzy³y siê na tyle, ¿e sta³a siê ona zal¹¿kiem komparatystyki kulturowej. 33 Zob. E. Szczêsna, Wprowadzenie do poetyki intersemiotycznej, w: Intersemiotyczno æ , s. 29 37; ta¿, Poetyka reklamy, Warszawa 2001. 34 Zob. M. Hopfinger, Adaptacje filmowe utworów literackich. Problemy teorii i interpretacji, Wroc³aw 1974; R. Nycz, O kola¿u tekstowym, w: Pogranicza i korespondencje sztuk, s. 213 228; R. Przybylski, S³owo i obraz w komiksie, w: tam¿e, s. 229 243; E. Wiegandt, Powinowactwa przez kompozycje (w literaturze najnowszej), w: Intersemiotyczno æ
253
Potraktowaæ mo¿na zatem termin intersemiotyczno æ jako synonim komparatystyki zewn¹trzliterackiej , za interdyscyplinarno æ jako pojêcie z jednej strony bliskie zakresowi poprzednich; z drugiej, obejmuj¹ce badania i refleksje nad relacjami miêdzy dyscyplinami (dziedzinami) ró¿nych nauk, dyskursów i obszarów wiedzy35. Otwarta formu³a komparatystyki interdyscyplinarnej, okre lanej tak¿e miêdzyartystyczn¹ (J.-L. Cupers), zewn¹trzliterack¹ (S. Balbus) czy komparatystyk¹ zewnêtrzn¹ (E. Zwoliñska) jak rzecz ujmuje Andrzej Hejmej jest z pewno ci¹ jednym z rezultatów teoretycznej dyskusji na temat interdyscyplinarno ci w ponowoczesnym wiecie nauki. Nie idzie tu jednak wy³¹cznie o kryterium przedmiotowe, o interpretacjê pogranicznych zjawisk literackich, ale o pewien sposób my lenia i bycia w kulturze oraz regu³ rozumienia wspó³czesnej hermeneutyki.36
Tyle¿ pojemne, co k³opotliwe pojêcie interdyscyplinarno ci coraz czê ciej pozbawiane jest prawa metodologicznej funkcjonalno ci, trac¹c równie¿ sw¹ no no æ pojêciow¹ w dookre laniu zakresów badawczych wspó³czesnej komparatystyki. Jego miejsce zajmuj¹ formu³y pojêciowe typu: transdyscyplinowo æ , transdyskursywno æ czy wrêcz bezparadygmatyczno æ wiedzy , sugeruj¹ce wyj cie poza specyfikê porównywanych dyscyplin, jêzyków, systemów i tworzyw kreacji artystycznej. Rozwa¿aj¹c status pojêcia interdyscyplinarno ci wobec wspó³czesnej ewolucji badañ komparatystycznych, Andrzej Hejmej wskaza³ na trzy sposoby sfunkcjonalizowania tego terminu: pragmatywistyczny , teoretyczny i relatywistyczny . Pierwszy sugeruje subdyscyplinowy charakter wobec komparatystyki literackiej; drugi, wpisuje intertekstualno æ w istotê komparatystyki jako projektu metanauki, metaliteraturoznawstwa. Relatywizm kulturowy za , podwa¿aj¹c zasadno æ idei interdyscyplinarno ci z racji zacierania siê wszelkich granic odrêbno ci pól wiedzy, proponuje komparatystyce krytyczn¹ autorefleksjê i redefinicjê w³asnej dyscypliny, a za tym, pojêcia nie tylko transdyscyplinowo ci , ale wrêcz a-dyscyplinowo ci czy de-dyscyplinizacji . Zmiana owa mia³aby pozwoliæ na przej cie od interdyscyplinarno ci modernistycznej ,
35 Zob.
S. Balbus, Interdyscyplinarno æ intersemiotyczno æ komparatystyka, w: Intersemiotyczno æ , s. 11 15; U. Weisstein, Literatura i sztuki wizualne, prze³. B. Janke-Cabañska, w: Antologia zagranicznej komparatystyki; Badania porównawcze. Dyskusja o metodzie 36 A. Hejmej, Muzyka w literaturze , s. 97 98.
254
postuluj¹cej integraln¹ jedno æ wiedzy za spraw¹ usuwania jej wewnêtrznych podzia³ów, do interdyscyplinarno ci postmodernistycznej 37, akcentuj¹cej ró¿nice w badaniu inno ci oraz tendencje badawcze takie jak: studia kultury, studia etniczne i postkolonialne, studia genderowe, feministyczne i inne38.
(Wszech)kontekstualno æ dyskursów kultury W tym duchu komparatystyka bêdzie dziedzin¹, której ewolucja biegnie nie tylko od obszaru wewn¹trzliterackiego w kierunku szerokiej przestrzeni badañ kulturowych39, ale tak¿e od interdyscyplinarno ci w stronê poli- i multidyscyplinarno ci czy wrêcz a-dyscyplinowo ci. ród³em komparatystycznych studiów kulturowych, rozpoczêtych przez badaczy amerykañskich w latach sze ædziesi¹tych XX wieku i kontynuowanych w kolejnych dekadach okazuje siê nie tyle jaka formu³a metodologicznego poznania i deponowania wiedzy na podstawie odrêbnej to¿samo ci dyscyplin oraz interdyscyplinarno ci, ile regu³a kontekstualizacji zagadnieñ, których repertuar aktualizuje nieustannie kultura. Ów prze³om kulturowy w komparatystyce wi¹¿e siê wed³ug Yvesa Chevrela z traktowaniem literatury jako jednej z wielu praktyk, czy te¿ jednego z wielu elementów rzeczywisto ci kulturowej, czyli z odej ciem od literaturocentryzmu w stronê kulturocentryzmu 40. Badacze amerykañscy i francuscy ró¿nych orientacji w metodologiach poststrukturalnych, redefiniuj¹c komparatystykê literack¹, utrzymuj¹, i¿ zjawiska literackie nie s¹ ju¿ wy³¹cznym przedmiotem zainteresowania naszej dyscypliny, co oznacza w konsekwencji, ¿e teksty literackie to tylko jedna z mo¿liwych praktyk po ród wielu innych w z³o¿onym, zmieniaj¹cym siê i czêsto konfliktowym polu produkcji kulturowej 41. Matryce my lowe nowej komparatystyki koncentruj¹ siê wokó³ ró¿nic kulturowych, zarówno w wymiarze
37 V. B. Leitch, Postmodern Interdisciplinarity, Profession 2000 (New York 2000), s. 124 131. 38 Zob. A. Hejmej, Interdyscyplinarno æ i badania komparatystyczne, w: Literatura i wiedza, red. W. Bolecki i E. D¹browska, Warszawa 2006, s. 79 80. 39 Stanowisko Seweryny Wys³ouch (Literatura i obraz ), zob tak¿e: M. Kremiec-B³a¿, Wspó³czesne zwi¹zki miêdzy s³owem a obrazem w dyskursie teoretycznoliterackim, w: Anatomia dyskursu. Wiedza o literaturze z punktu widzenia obserwatora III, red. B. Balicki, B. Ry¿, E. Szczerbuk, Wroc³aw 2008. 40 A. Hejmej, Muzyka w literaturze, s. 99 100. 41 Tam¿e, s. 100 101.
255
jêzykowym, jak i pozajêzykowym, o czym wiadcz¹ g³osy obroñców tzw. badañ postkolonialnych, dotycz¹ce problemów inno ci, marginalno ci , partykularyzmów kulturowych, zjawisk o charakterze lokalnym w globalizuj¹cym siê porz¹dku kultury. Konsekwencje takiego rozumienia komparatystyki pojawiaj¹ siê miêdzy innymi w ksi¹¿ce Gayatari Ch. Spivak42 i pracy Edwarda Saida43, które pokazuj¹, w jaki sposób wnikliwe czytanie literatury daje siê wykorzystaæ w debacie kulturowej, a nawet w sporach politycznych44. Podobnym przewarto ciowaniom s³u¿y³y tak¿e tezy Michaela Foucaulta zbudowane w Nadzorowaæ i karaæ. Narodziny wiêzienia, pozwalaj¹ce spojrzeæ na proces lektury jako na odkrywanie prawid³owo ci spo³ecznych i ods³aniaj¹ce historyczn¹ zmienno æ instytucji literatury. Ten kr¹g badañ, rozszerzaj¹c pojmowanie lektury poza macierzyst¹ dyscyplin¹, wsparty kanonicznymi monografiami powojennej komparatystyki45, przygotowa³ rewolucjê jaka dokona³a siê w ostatnich dekadach w literaturoznawstwie porównawczym. Swoistym skodyfikowaniem nowego porz¹dku sta³y siê opinie badaczy amerykañskich zgromadzone w tomie Comparative Literature in the Age of Multiculturalism, w którym komparatystyka, wzbogacona o przymiotnik kulturowa , poddaj¹c otwartej krytyce has³o interdyscyplinarno ci , musia³a zdefiniowaæ swoj¹ sytuacjê wobec innych dynamicznie rozwijaj¹cych siê nurtów badawczych: teorii literatury, teorii kultury, krytyki kulturowej, badañ nad gender, studiami postkolonialnymi, deklaruj¹c pojemn¹ formu³ê kontekstualno ci, obejmuj¹cej problemy socjologii, psychologii, historii, ekonomii, polityki, teorii sztuk, antropologii kultury oraz otwieraj¹c siê na próby nowego sfunkcjonalizowania takich kategorii jak: wp³yw, analogia, paralela, inno æ; intertekstualno æ, intermedialno æ, wielokulturowo æ, ró¿nica i porównanie. Ostatnia z kwestii znalaz³a swoje pog³êbienie w konstuktywistycznym programie mocnej komparatystyki kanadyjskiego badacza, Stevena Tötösy de Zepetneka, który w tworzeniu naukowego programu wiedzy literaturoznawczej,
42 G.
Ch. Spivak, Death of a Discipline, New York 2003. W. Said, Orientalizm, prze³. W. Kalinowski, wstêp Z. ¯ygulski, Warszawa 1998. 44 Tak ukierunkowan¹ propozycjê badawcz¹ stanowi m.in. praca: Literatura Kultura Tolerancja, red. G. Gazda, I. Hubner, J. P³uciennik, Kraków 2008. 45 Zob. E. Auerbach, Mimesis. Rzeczywisto æ przedstawiona w literaturze Zachodu, prze³. i wstêpem opatrzy³ Z. ¯abicki, Warszawa 1968; E. R. Curtius, Literatura europejska i ³aciñskie redniowiecze, prze³., oprac. A. Borowski, Kraków 1997; N. Frye, Anatomy of Criticism. Four Essays, London 1990. 43 E.
256
otwiera komparatystykê na swoisty metodologiczny eklektyzm, umieszczaj¹c obok siebie strategie badawcze pozornie sprzeczne, takie jak: formalizm rosyjski, teorie komunikacji spo³ecznej (N. Luhmann), amerykañski nowy historyzm (historycyzm), teoriê postkolonialn¹, badania genderowe, systemizm Ludwiga van Bertalanffy ego46 i Ervina Laszlo47. Literaturoznawstwo kontekstualne znajduje w teorii Zepetneka swoj¹ wyk³adniê w sposobie widzenia samej literatury, a co za tym idzie w rozumieniu idei tekstu w przestrzeniach kultury. Twórca manifestu Nowej Literatury Porównawczej traktuje literaturê jako jeden z systemów komunikacyjnych. Literatura nie jest wiêc autonomiczna, trzeba j¹ widzieæ w po³¹czeniu z innymi praktykami spo³ecznymi, zw³aszcza za w powi¹zaniu z teori¹ mediów, przekszta³ceniami druku, innymi sztukami, histori¹ instytucji. 48
Projekt Zepetneka oparty jest na Systemowym i Empirycznym podej ciu do Literatury i Kultury. W jego przekonaniu Literatura Porównawcza to ideologia w³¹czenia (inclusion) Innego, pojmowanego jako literatura marginalna w ró¿nych sensach tego s³owa (gatunek, typ tekstów etc.) 49 oraz postkolonialna z ducha krytyka europoetyzmu, eksponuj¹ca kulturow¹ wielopostaciowo æ Innego. W ród postulatów kanadyjskiego konstruktywisty znajdujemy m.in.: zasadê badania literatury zorientowan¹ nie na co , ale na jak , transkulturow¹ ponaddyscyplinowo æ; badanie literatury (literatur) w relacji do innych form ekspresji artystycznej oraz w relacji do innych dyscyplin humanistyki i (nie)humanistyki; postcentryzmu euro- i angloamerykañskiego na rzecz multikulturowych studiów Innego w przestrzeni dyskursów antropologicznych. Projekt mocnej komparatystyki inspirowany jest teori¹ empirycznych badañ nad literatur¹, teori¹ literatury jako instytucji, teori¹ polisystemu ( système de l éscrit , champ littéraire Pierre a Bourdieu), Luhmannowsk¹ teori¹ komunikacji ró¿nic. Steven Tötösy de Zepetnek podkre la, i¿: koncepcje systemowe i instytucjonalne pozwalaj¹ z komparatystycznego punktu widzenia porównywaæ teksty literackie ró¿nych jêzyków i kultur [ ] [tak¿e DU]
46 L.
1984.
von Bertalanffy, Ogólna teoria systemów, prze³. E. Woydy³³o-Wo niak, Warszawa
47 E. Laszlo, Systemowy obraz wiata, prze³. U. Niklas, s³owem wstêpnym opatrzy³ A. Si-
ciñski, Warszawa 1978. 48 J. Madejski, Konstruktywistyczna komparatystyka Stevena Tötösy de Zepetneka, w: Konstruktywizm w badaniach literackich, s. 337. 49 Tam¿e, s. 347.
257
w odniesieniu do obszarów pozaliterackich (takich jak socjologia, historia, ekonomia, przemys³ wydawniczy, historia ksi¹¿ki, geografia, biologia, medycyna etc.) oraz innych sztuk.50
Najistotniejsza dla perspektyw rozwoju wspó³czesnej komparatystyki kulturowej jest jednak jej rola w upowszechnianiu sposobów rozpoznania i spotkania z Innym, którym mog¹ byæ teksty niekanoniczne (popularne) lub literackie czy kulturowe manifestacje innej rasy, p³ci, narodu 51. Wspó³czesny komparatywizm czyni zatem literaturê praktyk¹ multimedialn¹ o nieograniczonej kompetencji, za badania nad ni¹ otwiera na szerokie pole metodologicznych eksperymentów, co jak zauwa¿a Andrzej Hejmej aktualizuje my l Jacquesa Derridy, i¿ nikt nie jest tak wolny, by móg³ poznawaæ jak chce 52. Niezbywaln¹ racj¹ pozostanie jednak fakt podkre lany przez badacza najnowszych nurtów kompartystyki, Edwarda Mo¿ejki i¿: literatura porównawcza wychodzi dzi poza op³otki skonwencjonalizowanych studiów interdyscyplinarnych, rozszerza i próbuje znale æ nowe rozwi¹zania teoretyczne dla przekraczania granic dziel¹cych ró¿ne sfery produkcji kultury oraz uczestniczy w znalezieniu nowych zadañ integracji.53
Antropologizacja komparatystyki: koncepcje pojêcia, wzory poetyk, style lektury Nieunikniona dzi , jak siê wydaje, kwestia wzajemnych relacji miêdzy badaniem literatury a antropologi¹ wi¹¿e siê ze zjawiskiem, okre lanym przez Cliforda Geertza stanem bez-paradygmatyczno ci wiedzy 54, który to stan 50 Tam¿e. 51
S. Tötösy de Zepetnek, Nowa Literatura Porównawcza jako teoria i metoda, prze³. A. Zawiszewska, A. Skrendo, w: Konstruktywizm w badaniach literackich, s. 373. 52 A. Hejmej, Muzyka w literaturze, s. 102. 53 E. Mo¿ejko, Literatura porównawcza w dobie wielokulturowo ci, Teksty Drugie 2001, nr 1, s. 14. Zob. ten¿e, Miêdzy kultur¹ a wielokulturowo ci¹: dylematy wspó³czesnej komparatystyki, w: Sporne i bezsporne problemy wspó³czesnej wiedzy o literaturze, red. W. Bolecki, R. Nycz, Warszawa 2002 oraz T. S³awek, Literatura porównawcza: miêdzy lektur¹, polityk¹ a spo³eczeñstwem, w: Polonistyka w przebudowie. Literaturoznawstwo wiedza o jêzyku wiedza o kulturze edukacja, red. M. Czermiñska, S. Gajda, K. K³osiñski, A. Lege¿yñska, A. Z. Makowiecki, R. Nycz, t. 1, ,Kraków 2005. 54 C. Geertz, Zastane wiat³o. Antropologiczne refleksje na tematy filozoficzne, przek³ad i wstêp Z. Pucek, Kraków 2003, s. 120.
258
zdaje siê wspó³cze nie charakteryzowaæ ogólniejsz¹ sytuacjê, nie tylko badañ komparatystycznych, ale ca³ej humanistyki55. Tak zwany zwrot antropologiczny w badaniach literackich którego patronem sta³ siê Geertz, a bli¿ej literaturoznawstwa, Wolfgang Iser56 zakwestionowa³ niejako swoje metodologiczne korzenie, zastêpuj¹c rekonstrukcjê inwariantów ludzkich zachowañ, interpretacjami kulturowych uzale¿nieñ ludzkiego do wiadczenia57. W my l zasad interpretacjonizmu, antropologia powinna byæ poszukiwaniem kulturowych znaczeñ funkcjonuj¹cych w spo³ecznej przestrzeni kultur, rozumianych jako wyodrêbnione formy bycia w wiecie 58, zbli¿aj¹c siê do literatury z jej fikcjonalno ci¹, narratywnym porz¹dkiem opowie ci , figuratywno ci¹, kreacyjno ci¹ czy mimetyczno ci¹59. Antropologia zaopatruje literackie teksty w obrazy, egzotyczne kolory, tematy i teorie na temat historii, ewolucji i rozwoju, ale to, co literackie i figuratywne (zwi¹zki z malarstwem) radykalnie z kolei zmienia antropologiczne dyskursy.60
Bliskie tej tezie s¹ pogl¹dy Rolanda Barthes a. Obie dziedziny twórczo ci intelektualnej (antropologiê i literaturê) sytuuje on w sferze stricte dyskursywnej, eksponuj¹c zw³aszcza poziom metajêzykowy obu praktyk, gdy¿ pisanie u wiêca wiedzê, eksponuj¹c pok³ady podmiotowo ci i jej energiê, które ostatecznie usytuowane s¹ w sferze jêzyka 61. Dlatego ow¹ spójno æ dyscyplin potwierdzaæ mo¿e fakt funkcji autora, który w pisarstwie etnograficznym zdaniem Geertza 55 Zob. A. F. Kola, Antropologizacja literaturoznawstwa a komparatystyka, w: Antropologizowanie humanistyki. Zjawisko proces perspektywy, red. J. Kowalewski, W. Piasek, Olsztyn 2009, s. 83 106. 56 W. Iser, Czym jest antropologia literatury? Ró¿nica miêdzy fikcjami wyja niaj¹cymi a odkrywaj¹cymi, prze³. A. Kowalcze-Pawlik, Teksty Drugie 2006, nr 5; zob. tak¿e: A. £ebkowska, Miêdzy teoriami a fikcj¹ literack¹, Kraków 2001. 57 Zob. M. P. Markowski, Antropologia i literatura, Teksty Drugie 2007, nr 6, s. 24. 58 W. J. Burszta, Clifford Geertz albo wierno æ sobie, w: Clifford Geertz lokalna lektura, red. D. Wolska, M. Brocki, Kraków 2003, s. 94. 59 O mimetyczno ci w (dla) antropologii mówi Erich Auerbach, twierdz¹c, ¿e gdy kultura zostanie zas³oniêta przez jêzyk, to antropologia j¹ ods³ania , za Gérard Genette uznaje, ¿e antropologia nie jest metamorfoz¹ mimesis, poniewa¿ wa¿ne jest dla niej rozumienie literatury jako zwi¹zku kulturowego (tekst + rzeczywisto æ kulturowa). 60 Stwierdzenie D. Richardsa (cyt. za: A. £ebkowska, Miêdzy antropologi¹ literatury i antropologi¹ literack¹, Teksty Drugie 2007, nr 6, s. 12). 61 R. Barthes, Od nauki do literatury, prze³. J. Lalewicz, w: tego¿, Mit i znak, red. J. B³oñski, Warszawa 1970.
259
autoryzuje, sygnuje dzie³o, ujawniaj¹c siê poprzez konstruowanie pisarskiej to¿samo ci i w³asnego (autorskiego) dyskursu, z jego s³ownikiem, retoryk¹, porz¹dkiem wywodu, który ³¹czy siê z ow¹ to¿samo ci¹ w taki sposób, ¿e wydaje siê z niej wynikaæ tak, jak komentarz wynika z umys³owo ci 62. Antropologia jest czym w rodzaju przekopywania siê przez warstwy utrwalone w konkretnej kulturze i ukazywania ich za pomoc¹ warstw opisu; to rozumienie tego, co lokalne w szczególnej interakcji w tym, co globalne, uwydatnianie szczegó³ów. St¹d antropologia to tak¿e typ pisarstwa , rodzaj literatury , d¹¿enie twórcze , ka¿¹ce diagnozowaæ nie stan antropologicznej wiedzy, ale jak rzecz ujmuje Geertz stan antropologicznej sztuki 63. Postawmy wiêc pytanie: czy antropologia literatury, stanowi¹ca obecnie zdaniem wielu badaczy przejaw antyesencjalnych tendencji w badaniach nad literatur¹, jest dzi dyscyplin¹ osobn¹, z osobnym przedmiotem badañ i w³a ciwymi sobie narzêdziami, czy te¿ najnowsz¹ mutacj¹ teorii ponowoczesnej, która przekszta³ca swój przedmiot (tekst), wynajduj¹c nowe sposoby badania i style lektury? Czy owa antropologiczna zmiana warty lub swoisty powrót antropologii jej terminologiczna popularno æ, czy swoisty renesans nie jest odkryciem pozornym, nosz¹cym znamiona wywa¿ania otwartych drzwi ? Czy mo¿emy mówiæ o perspektywie inter- czy trans- dyscyplinarno ci w obliczu tezy g³osz¹cej, ¿e osi¹ literatury jako takiej zawsze by³ cz³owiek i jego miejsce w wiecie kultury (kultur)? Czy jêzyk opisu literatury negatywnie obci¹¿ony strukturalistycznym hermetyzmem czy izolacjonizmem pojêciowym za spraw¹ przywrócenia owej antropologiczno-kulturowej perspektywy nie wraca do swej istoty, odzyskuj¹c pierwotn¹ jako æ (zawsze przecie¿ obecn¹), zgodnie z triad¹: cz³owiek jêzyk rzeczywisto æ (literatura jako dokument cz³owieczeñstwa w dzia³aniu)? Czy mo¿e wreszcie jest to kwestia nazwy i od wie¿enia statusu takiego literaturoznawstwa, które jak dowodzi Danuta Ulicka istnia³o du¿o wcze niej64, by w ostatnich dekadach wyst¹piæ pod szyldami meta ( metapoetyka Petera Steinera czy metahistoria White a), krytyka ( krytyka historiografii Ewy Domañskiej czy krytyka kulturowa Marcusa i Fischera) lub semantyka 62 C.
Geertz, Dzie³o i ¿ycie. Antropolog jako autor, prze³. E. D¿urak, S. Sikora, Warszawa 2000, s. 19. 63 Ten¿e, Stan antropologicznej sztuki, w: tego¿, Zastane wiat³o , s. 114 179. 64 D. Ulicka odwo³uje siê do badañ M. Bachtina, nadaj¹c mu rangê jednego z najwiêkszych antropologów kultury, czego wiadectwem jest m.in. jego praca W stronê filozofii czynu. Pamiêtaæ nale¿y tak¿e o antropologicznym charakterze badañ Claude a Lévi-Straussa w jego analizie uniwersalnej struktury mitów (zob. C. Lévi-Strauss, Antropologia strukturalna, prze³. K. Pomian, Warszawa 1990; T. Hawkes, Strukturalizm i semiotyka, prze³. I. Sieradzki, Warszawa 1988).
260
(jak Reinharda Kosselecka Semantyka historyczna czy Olgi Freudenberg Semantyka kultury) 65? Zgodno æ teoretyków znajduje przekonanie, ¿e antropologia literatury wy³ania siê jako konsekwencja metodologicznego pluralizmu ufundowanego na zjawiskach prze³omu poststrukturalistycznego66 i, aktywizuj¹c pozatekstowe odniesienia interpretacyjne oraz redukuj¹c autoteliczno æ literatury na rzecz odniesieñ referencyjnych, kondensuje w sobie to, co w ca³ej dotychczasowej tradycji literaturoznawstwa stanowi³o tzw. model czytania kultury (przez) i (w) literaturze, owocuj¹c dzi tzw. kulturocentryzmem badawczym i pretenduj¹c do miana metaliteraturoznawstwa czy swoistej filozofii nauki. Broni¹c pogl¹du, ¿e nie ma lepszej i gorszej antropologii, lecz istniej¹ po prostu ró¿ne antropologie , Wolfgang Iser stwierdza: Wci¹¿ mamy etnografiê, która w gruncie rzeczy jest tym, czym zajmuj¹ siê praktycy antropologii, ale mamy tak¿e filozoficzn¹, kulturow¹, historyczn¹, a nawet literack¹ antropologiê, oddzielone od siebie poprzez odmienne cele i przyjmowane metodologie.67
W tym ujêciu obraz antropologii dwudziestowiecznej sprowadza siê do charakterystyki wielo ci czêsto paralelnych ze sob¹ orientacji teoretycznych i szkó³ badawczych, których zadaniem jest wci¹¿ aspektowe badanie obszarów ludzkiej aktywno ci, co zdaniem Ewy Kosowskiej czyni j¹ metadyscyplin¹ o charakterze holistycznym 68, dziedzin¹ badañ, która podobnie jak pojêcie wspó³czesnej poetyki, ma charakter wieloprzymiotnikowy i interdyscyplinarny69 czy wrêcz transdyscyplinowy70. Przekonuj¹ nas o tym istniej¹ce antropologie dyscyplinowe71 i kontekstowe72. 65 Na tê jako æ zwraca uwagê Danuta Ulicka (Literaturoznawcze dyskursy mo¿liwe. Studia z dziejów nowoczesnej teorii literatury w Europie rodkowo-Wschodniej, Kraków 2007, s. 447). 66 A. Burzyñska, Kulturowy zwrot teorii , s. 41 91. 67 Cyt. za: M. P. Markowski, Antropologia i literatura , s. 25 26. 68 E. Kosowska, Antropologia literatury. Teksty, konteksty, interpretacje, Katowice 2003, s. 8. 69 Zob. m.in.: J. Madejski, Interdyscyplinarne problemy poetyki, w: Polonistyka w przebudowie 70 Zob. R. Nycz, Kulturowa natura , s. 29 37; A. £ebkowska, Miêdzy antropologi¹ literatury i antropologi¹ literack¹, s. 15. 71 Przyk³ad stanowiæ mog¹: antropologia sztuki (A. B. Oliva), antropologia architektury (Ch. A. Jencks), antropologia etyki (Wai-Chee Dimock), antropologia poznania (D. R. Hofstadter) antropologia teatru (I. S³awiñska), antropologia filmu . 72 Zob. antropologia miasta (Janik, Toulmin), antropologia obrazu (H. Belting), antropologia codzienno ci (R. Sulima). No no æ badañ zorientowanych antropologicznie pokazuj¹ takie pojêcia jak: antropologia mi³o ci , antropologia zmys³ów , antropologia sensu , czy antropologia Internetu .
261
Na tym tle istotne miejsce zajmuje interesuj¹ca nas antropologia literatury, która jako subdyscyplina antropologii kulturowej doczeka³a siê ju¿ wielu definicji i nierzadko spornych s¹dów73, w ród których odnotowaæ warto potrzebê rozdzielenia dwóch perspektyw poznawczych: antropologii literatury74 i antropologii literackiej75, której autorskie ujêcie proponuj¹ m.in. prace Magdaleny Rembowskiej-P³uciennik76 czy te¿ badaczy, postuluj¹cych powrót samej antropologii do swych badañ ró¿nych kultur ze wiadomo ci¹ uwik³ania dyscypliny w jêzyk i tekst 77. Wa¿nym okazuje siê pytanie o status i mo¿liwo æ zaistnienia tzw. literaturoznawstwa antropologicznego proponuj¹cego dwa zasadnicze nurty my lowe. Pierwszy sytuuje siê na przeciêciu poetyki, historii literatury i badañ kulturowych; drugi stanowi odpowiednik amerykañskiej antropologii interpretacyjnej. 73 Literatura traktowana jest jak ilustracja procesów opisywanych przez etnologiê czy etnografiê w pracach Piotra Kowalskiego. W badaniach literackich wykorzystuje siê tak¿e empiryczne ustalenia neurosemiotyki (zob. J. Kordys, Mózg i znaki, Warszawa 1991; ten¿e, Kategorie antropologiczne i to¿samo æ narracyjna. Szkice z pogranicza neurosemiotyki i historii kultury, Kraków 2006). 74 Koncepcje, w których literatura (szerzej s³owo w ró¿nych jego kulturowych przekazach i mediach) postrzegane jest jako symboliczne i uniwersalne dzia³anie cz³owieka (zob. Antropologia s³owa, red. G. Godlewski, Warszawa 2003; G. Godlewski, Literatura i literatury. O kilku przes³ankach mo¿liwej, lecz wci¹¿ jeszcze nieistniej¹cej antropologii literatury, w: Narracja i to¿samo æ (I). Narracje w kulturze, red. W. Bolecki, R. Nycz, Warszawa 2004). Pawe³ Rodak, definiuj¹c pojêcie antropologii literatury , postuluje badanie w literaturze kategorii antropologicznych (cia³o, czas, wzór kulturowy, rodzina) oraz postrzeganie samej literatury jako tematu antropologicznego i uczynienia z niej praktyki kulturowej (zob. P. Rodak, Narracja dziennik to¿samo æ. Przes³anki (projektowanej) antropologii literatury, w: Narracja i to¿samo æ (I), s. 220). Antropologia literatury to równie¿ zdaniem Ewy Kosowskiej traktowanie literatury jako dokumentu zjawisk spo³eczno-kulturowych. Autorka nastawia siê na rekonstrukcjê w literaturze elementów kontekstu kulturowego, w których osadzone s¹ elementy tradycji (g³ównie polskiej), przywi¹zuj¹c uwagê do referencjalnego oraz inferencjalnego aspektu dzie³a (zob. E. Kosowska, Antropologia literatury , s. 20). 75 Precyzyjne omówienie powy¿szej ró¿nicy pojêciowej przeprowadza K. Majbroda, Kulturowa perspektywa w badaniach literackich. Przypadek tzw. antropologii literatury, w: Anatomia dyskursu , s. 36 43. 76 Cyt. za: M. Rembowska-P³uciennik, Poetyka i antropologia (na przyk³adzie reprezentacji percepcji w prozie psychologicznej dwudziestolecia miêdzywojennego), w: Literatura i wiedza, s. 329. Autorka podkre la fakt, ¿e antropologia literacka powinna byæ niezale¿na od metodologii antropologicznych, zachowaæ swoisto æ narzêdzi, przedmiot badañ i w³asne cele (zob. tej¿e, Poetyka i antropologia. Cykl podolski W³odzimierza Odojewskiego, Kraków 2004, s. 11 i n.). 77 D. Czaja, Sygnatura i fragment. Narracje antropologiczne, Kraków 2004.
262
Tu warto zauwa¿yæ, pewne punkty styczne widoczne w literaturologii Ryszarda Nycza78, rozwa¿aniach Anny £ebkowskiej79 i projekcie tzw. antropologicznego literaturoznawstwa historycznego Danuty Ulickiej, która wskazuj¹c na pokrewieñstwo statusu pojêciowego antropologii literackiej i socjologii humanistycznej uzasadnia s³uszno æ swego projektu wielo ciowym statusem teorii i historyczn¹ tradycj¹ konceptualizowania jej przedmiotu poprzez wchodzenie w konfiguracje z innymi naukami80. Zdaniem Ulickiej, za antropologizacj¹ literaturoznawstwa przemawia: pokrewieñstwo sytuacji i kondycji dyscyplin antropologicznych z sytuacj¹ wspó³czesnych teorii literatury; zwi¹zek z zaprojektowan¹ przez Bruno Latoura antropologi¹ wiedzy i modelem tzw. antropologii refleksyjnej najbli¿szej literaturoznawstwu i najbardziej spektakularnie demonstruj¹cej wspólnotê interesów81. Interesuj¹c¹ jest perspektywa pokazuj¹ca, podobnie jak w koncepcjach Micha³a Paw³a Markowskiego i Ryszarda Nycza, zwi¹zek antropologizacji badañ nad literatur¹ z teori¹ poznania, kategoriami prawdy i funkcjami poznawczymi dzie³a literackiego czy wrêcz zwrotem poznawczym w badaniach nad literatur¹. To ka¿e kulturowemu literaturoznawstwu negocjowaæ swoj¹ wzglêdn¹ autonomiê i to¿samo æ w ród kulturoznawczych teorii i metodologii oraz przyznaæ, i¿ jego przedmiotem jest nie tyle sama literatura, ile raczej to , co literackie, a metodami: literaturoznawcza analiza dyskursywnych (narracyjnych, retorycznych, performatywnych etc.) cech procesów i obiektów kulturowych82. Antropologia, humanizm (pragmatyzm), interpretacja to kolejny wa¿ny szereg pojêæ, który w rozwa¿aniach nad interesuj¹c¹ nas kwesti¹ odsy³a do pytañ o status tekstu i literacko ci, o modele lektury, formy jêzykowego poznania wiata i sposoby artyku³owania rzeczywisto ci ( wiata cz³owieka) poprzez jêzyk. Tu spotykamy po³¹czenie antropologii literackiej z pytaniem o egzystencjê i esencjê (zarówno wiata, jak i literatury). Nurt ten umieszcza antropologizacjê badañ nad literatur¹ w krêgu pragmatyzmu Williama Jamesa i tzw. poetyki do wiadczenia . 78 R. Nycz, Literaturologia. Spojrzenie wstecz na dzieje nowoczesnej my li teoretycznoliterackiej w Polsce, w: tego¿, Jêzyk modernizmu. Prolegomena historycznoliterackie, Wroc³aw 1997, s. 191 221 oraz ten¿e, Literatura nowoczesna: cztery dyskursy, Teksty Drugie 2002, nr 4. 79 A. £ebkowska, Miêdzy antropologi¹ 80 D. Ulicka, Funkcje poznawcze literatury i wiedzy o literaturze. Tezy do przysz³ej antropologii literaturoznawstwa, w: tej¿e, Literaturoznawcze dyskursy , s. 444 452. 81 Tam¿e, s. 445. 82 R. Nycz, Antropologia literatury kulturowa teoria literatury poetyka do wiadczenia, Teksty Drugie 2007, nr 6, s. 39.
263
Zwrot ku antropologii literaturoznawczej jawi siê tu jako odej cie od epistemologicznego podmiotu badañ i opowiedzenie siê za pragmatycznym (humanistycznym) podmiotem do wiadczenia, które staje siê podstawow¹ kategori¹ antropologiczn¹. Owo empiryczne do wiadczenie przeciwstawione zarówno teorii rozumianej epistemologicznie, jak i apriorycznej wiedzy na temat wiata dokonuje siê w akcie lektury (interpretacji), co pozwala czytaj¹cemu podmiotowi umie ciæ siê w tym wiecie 83. Odczytanie kulturowych kodów bytu cz³owieka w wiecie jako czo³owe zadanie antropologii dotyka istoty tego, z czym zmaga siê literatura. Tu stajemy wobec pytania o esencjê w sposobie my lenia o literaturze i mechanizmach jej badania, czyli istoty sporu miêdzy dwiema najwa¿niejszymi orientacjami nowoczesnej literatury: tej, która poszukuj¹c esencji [ ] koñczy na kulcie sztuki, ubóstwieniu samej siebie oraz tej, która d¹¿¹c do uchwycenia ca³ej rzeczywisto ci w jej niepowtarzalnej jednostkowo ci koñczy na pielêgnowaniu [ ] wszelkich przejawów wielowarstwowych konkretów , z których sk³ada siê ludzkie do wiadczenie realno ci.84
Czy zatem antropologizacja badañ nad literatur¹ jest odej ciem od esencji czy wrêcz przeciwnie, i jakie mog¹ byæ nowe oblicza tzw. antyesencjalizmu 85? Na to pytanie próbuj¹ odpowiedzieæ tak¿e ci znawcy przedmiotu, którzy lansuj¹ koncepcjê stworzenia tzw. poetyki antropologicznej , wi¹zanej integralnie z kategori¹ do wiadczenia, dotykaj¹cego transdyscyplinarnego wymiaru antropologii, g³ównie w zakresie problemu translacji ¿ywego do wiadczenia na etnograficzny gêsty opis . Chodzi bowiem równie¿ o uwzglêdnienie wiedzy pre- i poza-kognitywnej, obejmuj¹cej nie tyle sferê idei, ile przede wszystkim obszar emocji, aintelektualnych doznañ oraz nawyków zmys³owych86. Do najwa¿niejszych zadañ poetyki antropologicznej nale¿¹: 83 M. P. Markowski, Antropologia, humanizm, interpretacja, w: Kulturowa teoria literatury, s. 150. 84 R. Nycz, Kulturowa natura , s. 10. 85 Antyesencjalizm traktowaæ nale¿y jako uznanie performatywnej funkcji jêzyka i przyznanie literaturze roli dyskursu wchodz¹cego w relacje z innymi kulturowymi praktykami, procesami spo³ecznymi, politycznymi i ekonomicznymi; znaczenie tzw. teorii peryferyjnych (dyskursy mniejszo ci a literatury peryferyjne [problem autentyzmu i mimikry]). 86 W projekcie powrotu do wyró¿niania w³a ciwo ci ogólnoliterackich z samej literatury Nycz odwo³uje siê do pracy Dereka Attridge a (zob. D. Attridge, Jednostkowo æ literatury, prze³. P. Mo cicki, Kraków 2007; zob. tak¿e: E. Biñczyk, Obraz, który nas zniewala. Wspó³czesne ujêcia jêzyka wobec esencjalizmu i problemu referencji, Kraków 2007).
264
reinterpretacja kategorii bezpo rednio ci, sposobu wi¹zania tego, co zmys³owo-cielesne z tym, co my lowo-dyskursywne, a tak¿e poszukiwanie niedualistycznego sposobu odnoszenia siê jêzyka do rzeczywisto ci [ ]. Do wiadczenie, które dochodzi do g³osu w literaturze, a nastêpnie aktywizuje siê w lekturze ma charakter hybrydyczny: cielesno-zmys³owy, spo³eczno-kulturowy, pojêciowo-jêzykowy, wspó³-tropiczny , tj. wzajemnie wi¹¿¹cej aktywno æ do wiadczaj¹cego i do wiadczanego. 87
Motywowane antropologicznie poszukiwanie esencji sprowadza³oby siê zatem do regu³y: opisaæ i nazwaæ to, co naprawdê jest, odnale æ owe warstwy rzeczywisto ci, które [ ] prowadz¹ do sensów przekraczaj¹cych powierzchniê zdarzeñ 88. Taka perspektywa wi¹¿e siê z postulatem przej cia do badañ podstawowych, czyli analizy znacz¹cych przypadków , w³¹czaj¹c siê w projekt antropopoetyki jako: zaadaptowanej do potrzeb dzie³a literackiego metodologii antropologicznej, s³u¿¹cej analizie g³ównych pojêæ i cech struktury dzie³a literackiego, jak te¿ repertuaru literackowyobra¿eniowych form antropologicznej samowiedzy. 89
Ten kierunek my lenia szuka swych inspiracji w antropologii kulturowej, która na gruncie tzw. filozofii reprezentacji akceptuje i propaguje to, co Ivan Brady nazwa³ literaturyzacj¹ antropologii i antropologizacj¹ literatury 90. Pozwala to antropologii literackiej badaæ ró¿nokulturowe, tak¿e historycznie zmienne, sposoby komunikowania ludzkich prze¿yæ poprzez odmienne typy tekstów, a tak¿e kulturow¹ (wiêc i artystyczn¹) ich konstrukcjê. Podobne tendencje metodologiczne Andrzej Mencwel nazywa rozwojem wyobra ni antropologicznej , czyli takiej refleksji nad cz³owiekiem, która s³u¿y odpowiedzi na pytanie co cz³owiek zrobi³ sam ze sob¹ 91, nurtuj¹ce ju¿ nie tylko etnologów, lecz tak¿e przedstawicieli ró¿nych nauk humanistycznych i artystów.
87 R.
Nycz, Antropologia literatury , s. 40 41. Czaja, Sygnatura i fragment , s. 10. 89 R. Nycz, Antropologia literatury , s. 35. 90 I. Brady, Poetics, w: Encyclopedia of Cultural Anthropology, ed. by D. Levinson, M. Ember, vol. 3, New York 1996 (cyt. za: M. Rembowska-P³uciennik, Poetyka i antropologia , s. 11). 91 A. Mencwel, Wyobra nia antropologiczna, w: Antropologia kultury. Zagadnienia i wybór tekstów, oprac. G. Godlewski, L. Kolankiewicz, A. Mencwel, M. Pêczak, wstêp i red. A. Mencwel, Warszawa 1998, s. 15. 88 D.
265
Komparatystyka a obrazy kultur W krêgu zainteresowañ komparatystyki kulturowej wyra nie sytuuje siê tak¿e problem etniczno ci w kulturowych zró¿nicowaniach sztuki, wspó³czesne koncepcje etnogenezy literackiej oraz ich zwi¹zek w rozmaitymi metodologiami i dyscyplinami nauki (historia sztuki, antropologia, teoria dyskursu, etnolingwistyka, etnografia mowy, etnosemiotyka), a tak¿e antropologia literackiej kultury ró¿nic czy te¿ etniczno æ jako kultura kola¿u , obszaru hybrydycznego, p³ynnej, czêsto kontestowanej i tylko czê ciowo zintegrowanej mozaiki opowie ci i praktyk, przestrzeñ semantyczna, porz¹dek znaków (i relacji miêdzy znakami) i praktyk zwyczajowych. Etniczny wymiar samej literatury wi¹za³by siê z traktowaniem kwestii etnicznych jako zagadnienia wewn¹trzliterackiego, które stanowiæ mo¿e przedmiot etnopoetyki lub poetyki kulturowej, odchodz¹cej od autonomii porz¹dku estetycznego samej literacko ci; z pojêciem etnosu jako zagadnienia literatury rozumianej jako jedna z praktyk konstytuuj¹cych pole kulturowe (literatura jako kulturowa praktyka znaczeniowa, dzie³o literackie jako typ dyskursu i wyraz to¿samo ci kulturowej). Jednym z kierunków metodologii endoliterackiej by³aby imagologia rozumiana jako metodologia komparatystyczna, badaj¹ca stereotyp etniczny jako konstrukt intelektualny i element wypowiedzi oraz punkt wyj cia dla komparatystyki kulturowej skupionej na badaniu obrazów obcych kultur i ich znaczenia dla autoobrazu kultury w³asnej. Studia nad obrazami inno ci i obco ci kulturowej, ich historycznej zmienno ci, form i uwarunkowania przynale¿a³yby tym samym do literackiej heterologii, to jest do dyskursu o Innym, percepcjach i reprezentacjach inno ci i odmienno ci etnicznej jako celu komparatystyki doby ponowoczesnej92, a szerzej poststrukturalistycznej zmiany paradygmatu humanistyki, widz¹cej w badaniach o charakterze komparatystycznym nastawienie na poszukiwanie przyczyn, konstrukcji i konsekwencji, a tak¿e trybów cyrkulacji i konsumpcji rozmaitych instytucji i dyskursów 93. Istota tej przemiany wyra¿a siê zw³aszcza w przemieszczeniu od esencjalizmu literacko ci w stronê spo³ecznych kodów, konwencji i reprezentacji. A jej praktyczny wymiar stanowiæ mia³ zwrot w kierunku dyskursu 94 oraz badanie 92 Na
ten aspekt nowego statusu badañ komparatystycznych w ich zwi¹zku z problemami etniczno ci zwraca uwagê Eugenia Prokop-Janiec (zob. ta¿, Etniczno æ, w: Kulturowa teoria literatury, s. 418 427). 93 V. B. Leitch, Cultural Criticism (cyt. za: A. Burzyñska, dz. cyt., s. 59). 94 Tam¿e.
266
sposobów zbiorowego wytwarzania odmiennych praktyk kulturowych, a tak¿e analizowanie relacji miêdzy tymi praktykami 95. Krytyczno-metodologiczny projekt nowego historycyzmu podkre la znaczenie tego, ¿e: wszystkie teksty literackie i pozaliterackie, odzwierciedlaj¹ znaczenie warto ci i opinie kultur, które je stworzy³y. Jednocze nie z³o¿one formacje samej kultury [ ] s¹ tak¿e tekstami, które wymagaj¹ interpretacji [ ], tekstami zanurzonymi w miejscu i czasie i jednocze nie wyrywaj¹cymi siê z tej przynale¿no ci.96
Kulturowa orientacja badañ komparatystycznych, skupia zatem sw¹ uwagê przede wszystkim na: ró¿norodnych formach literatury i jej rozmaitych rejestrach (wysokoartystyczny popularny); znosi prymat dominuj¹cych perspektyw badawczych europejskiej i angloamerykañskiej na rzecz marginalizowanych wcze niej punktów widzenia rzeczywisto ci kulturowej; przejmuje i przetwarza wp³ywy dyskursów i teoriopoznawczych praktyk antropologii kulturowej; przywraca rangê przek³adowi traktowanemu jako zjawisko autonomiczne i równorzêdne wzglêdem pozosta³ych form literatury; anektuje pola zagadnieñ ró¿nych mediów wraz z wirtualn¹ rzeczywisto ci¹ sieci; weryfikuj¹c stereotypy recepcji, upowszechnia matryce my lowe otwarte na ró¿nice kultury, jêzyka w badaniach nad peryferiami kultury, statusem marginaliów, partykularyzmów i tzw. nowej lokalno ci 97. Reasumuj¹c, mo¿na stwierdziæ, ¿e w ewoluowaniu komparatystycznej formacji obserwujemy cztery etapy, punkty wêz³owe rozwoju dyscypliny 98, których dynamikê i biegunow¹ zmienno æ Tomasz Bilczewski ujmuje w postaci: czterech strategii: od inkorporacji i intrakorporacji przez strategiê transkorporaln¹ ,
95 S. Greenblatt, Poetyka kulturowa. Pisma wybrane, wstêp i red. Krystyna Kujawiñska-Courtney, Kraków 2006. 96 K. Kujawiñska-Courtney, Wprowadzenie, do: S. Greenblatt, Poetyka kulturowa, s. XIII XIV. 97 A. Hejmej, Interdyscyplinarno æ i badania komparatystyczne, w: tego¿, Muzyka w literaturze, s. 101. 98 T. Bilczewski, Komparatystyczny korpus , s. 43 56.
267
do nastawionej na kulturowy pluralizm, [ ] etycznej konieczno ci budowania plurikorporalnych wspólnot 99. Powy¿szy przegl¹d badawczych dróg, teorii i modeli systematyzacji dyskursu literaturoznawczego pozwala na zaledwie czê ciowe zdanie sprawy z rozpiêto ci metodologicznych mo¿liwo ci i wahañ zwi¹zanych w kwesti¹ kulturowego statusu komparatystyki. Traktuj¹c komparatystykê jako formê metaliteraturoznawstwa czy filozofii kultury, jako przestrzeñ poznawczego przekraczania granic dyscyplin i metodologii, nie wolno nam jednak zapominaæ o tym, ¿e ten nowy wymiar komparatystyki kulturowej, eksponuj¹c to, co fundamentalne dla badania literatury, asymiluje poznawczo sferê szeroko rozumianej pograniczno ci. Dzieje siê tak za spraw¹ spluralizowania, rozprzê¿enia koncepcji teoretycznych , które z jednej strony wzbogacaj¹ i ró¿nicuj¹ dostêp do wcze niej niedostêpnych obszarów wiedzy; z drugiej za sprzyjaj¹ fragmentaryzacji i atomizacji dyskursu na nieprzek³adalne nawzajem i do siebie niesprowadzalne perspektywy, co sytuuje wspó³czesne kulturowe badania nad literatur¹ w sferze metodologicznych aporii i niejednoznaczno ci granic. Dorota Utracka Toward Cultural Comparative Studies. The Limits and Identity of Notions in Present-Day Literary-Studies Discourse This article is an attempt at taking a broader perspective on the object, scope, and methodological orientation of today s cultural comparative studies and on its status and role in the trans-discipline, anthropological-cultural turn in the literary-theoretic discourse at the turn of the 21st century. The present considerations are meant to confront the semantic scope of the notions inter-artistic comparative studies , inter-semiotic comparative studies , inter-media comparative studies , in the context of methodological functionality of the notion of intertextuality and so-called interdisciplinary comparative studies . The subsequent threads in this reconstruction of the directions of our contemporary literary-theoretic discourse refer to: text as a cultural medium; multidisciplinary character of comparative studies (post-paradigmatic status of cultural comparative studies); comparativist perspectives of the anthropological turn in the humanities, literary ethnogenesis and imagology as a comparatival methodology.
99 Tam¿e,
s. 55.
268
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
EDYT ORSTWO EDYTORSTWO
Iwona Wi niewska
BEZ CENZURY. FRAGMENT NIEZNANEJ POWIE CI ELIZY ORZESZKOWEJ
W kwietniu 1972 roku Orzeszkowa omawia³a z redaktorem Józefem Sikorskim warunki druku Na dnie sumienia w Gazecie Polskiej . W tym samym li cie nadmieni³a, ¿e ma w biurku jeszcze jedn¹ powie æ, której przygotowanie zajê³o ca³y rok. Zaraz jednak wyja ni³a: przedstawiaj¹c nasze stosunki polityczne, wprzódy wyjechaæ musi poza granice rosyjskiego pañstwa, nim wolno jej bêdzie przedstawiæ siê wiatu, a i to przedstawiæ siê pod opiek¹ imienia nie mojego 1. Có¿ to za tajemniczy utwór? List do Sikorskiego sugeruje, ¿e by³ pisany (i ukoñczony!) miêdzy 1869 a 1871. Innych wzmianek o tym tek cie i jego losach nie znajdujemy w ¿adnym ródle. W literaturze przedmiotu oraz w bibliografii pisarki brak informacji o jakichkolwiek jej zagranicznych publikacjach anonimowych lub pod pseudonimami. Czy Orzeszkowa zdecydowa³a siê na wys³anie powie ci za granicê, aby tam ukaza³a siê pod opiek¹ cudzego imienia? Je li tak to dot¹d nie skojarzono go z autork¹ Nad Niemnem. Ludwik Brunon widerski wysun¹³ przed laty hipotezê, ¿e fragmenty tego utworu zawiera rêkopis znajduj¹cy siê dzi w Archiwum Elizy Orzeszkowej pod 1 E. Orzeszkowa, List do Józefa Sikorskiego z 8 (20) kwietnia 1872, Grodno, w: tej¿e, Listy zebrane, t. 1, do druku przygotowa³ i komentarzem opatrzy³ E. Jankowski, Wroc³aw 1954, s. 67. Dalej w przypisach oznaczam tê edycjê skrótem Lz wraz z rzymskim numerem tomu i arabskim strony.
270
numerem sygnatury 19. Przed drug¹ wojn¹ wiatow¹ nale¿a³ do Towarzystwa im. Elizy Orzeszkowej w Warszawie. Na karcie tytu³owej widnieje dot¹d owalna pieczêæ Towarzystwa wraz z ówczesn¹ sygnatur¹ (nr 12), za na obwolucie autografu poczyniona rêk¹ widerskiego adnotacja: Fragment nieznanego utworu z lat m³odzieñczych («przeznaczonego dla zagranicy») . Istnieje jeszcze jeden mo¿liwy, choæ mniej prawdopodobny trop identyfikacji owego tajemniczego powie ciowego fragmentu nr 19. W jednym z listów do Antoniego Wodziñskiego z 1896 roku Orzeszkowa pisze o czterech swoich debiutanckich utworach z lat 1864 1866. Dwa pierwsze, powsta³e podczas samotnych lat w Milkowszczy nie by³y patriotyczne, na tle powstania i pó niejszych wydarzeñ politycznych; nazywa³y siê 1) Ludzie i robaki, 2) Pan Marsza³ek. [ ] o posy³aniu ich do druku ani pomy la³am, bo spostrzeg³am sama, ¿e to kasza bez kompozycji ani wykoñczenia, chocia¿ maj¹ca ustêpy, które zupe³nie naiwnie miê zachwyca³y. Nieco pó niej, kiedy ju¿ inne rzeczy moje drukowano, te w czê ci spali³am, w czê ci zatraci³am 2. Nie wszystkie jednak manuskrypty zniknê³y, o czym wiadczy zachowany fragment Beaty, jednej z owych debiutanckich powie ci, opublikowany przed laty przez Edmunda Jankowskiego3. Byæ mo¿e rêkopis nr 19 jest wyimkiem z Ludzi i robaków lub z Pana Marsza³ka, czyli wedle autorskiej recenzji fragmentem owej kaszy bez kompozycji i wykoñczenia . Autograf nr 19 liczy sze æ obustronnie zapisanych kart (paginacja archiwalna: 1 6 na stronie recto ka¿dej karty). Paginacja autorki znajduje siê na stronach recto i verso: 115 126. To sygna³, ¿e mamy do czynienia z kilkoma zachowanymi przypadkowo (?) stronicami du¿ego utworu, który do naszych czasów nie dotrwa³. Paginacja ta posiada dwie omy³ki: podwójn¹ stronê 115 (k. 1 i 1v), a po stronie 118 nastêpuje 120 (k. 3 3v) przy braku jakiejkolwiek przerwy w merytorycznej ci¹g³o ci tekstu. Bia³y, zwyk³y i mocno ju¿ po¿ó³k³y papier (o wymiarach: 22,2 × 18 cm) w trzech pojedynczych sk³adkach zapisany zosta³ czarnym atramentem, jakiego zwykle u¿ywa³a Orzeszkowa. Dukt liter wskazuje na wczesny okres twórczo ci, nie przypomina znanego z lat pó niejszych zamaszystego i pewnego charakteru pisma autorki Nad Niemnem. Jest typowy dla m³odzieñczych rêkopisów Orzeszkowej, litery s¹ drobniejsze, linijki id¹ nieco skosem w górê kartki. Zachowany fragment dotyka spraw najistotniejszych dla popowstaniowej rzeczywisto ci Kraju Pó³nocno-Zachodniego (urzêdowa nazwa ziem litewsko2 E.
Orzeszkowa, O sobie, wstêpem opatrzy³ J. Krzy¿anowski, Warszawa 1974, s. 121. Beata, Archiwum Literackie , t. 2: Miscellanea Literackie 1864 1910, Wroc³aw 1957, s. 447 455. 3 Ta¿,
271
-bia³orusko-polskich by³ego Wielkiego Ksiêstwa Litewskiego). Orzeszkowa w sposób bardzo bezpo redni, nie maj¹c ¿adnego wzglêdu na cenzurê, nie u¿ywaj¹c mowy ezopowej, ods³ania w anegdotycznych migawkach mechanizmy dalekosiê¿nej polityki caratu i zarz¹dców pó³nocno-zachodnich guberni cesarstwa, polityki, która nie przypomina bynajmniej bezpo rednich represji po powstaniu, lecz nastawiona jest na d³ugofalowe oddzia³ywanie i usuniêcie z regionu polskiego ¿ywio³u. Pisarka do wiadczy³a niemal wszystkich wspominanych w powie ciowym fragmencie represji na w³asnej skórze. Jej maj¹tek Milkowszczyzna objêty zosta³ kontrybucj¹ (która nota bene wraz z d³ugami doprowadzi³a w³a cicielkê do konieczno ci sprzeda¿y poojcowskiego dziedzictwa), zap³aci³a karê za mówienie po polsku w miejscu publicznym, zna³a dobrze Polesie (Ludwinów Piotra Orzeszki znajdowa³ siê w powiecie kobryñskim, za powie ciowe ¯urki na granicy brzeskiego i kowelskiego, czyli w s¹siedztwie), tam prze¿y³a powstanie, przyja ni³a siê z polskimi urzêdnikami, którzy w wyniku wymiany kadry na rosyjsk¹ utracili po 1863 roku posady i tym samym ¿yciowy grunt. Mo¿na wiêc nazwaæ ów fragment utkanym z w¹tków w³asnej biografii, choæ sfabularyzowanym. Tematy podsuwa³a dookolna rzeczywisto æ, i by³o ich a¿ nadto, tyle ¿e wszystkie niecenzuralne. St¹d przeznaczenie powie ci dla zagranicy. Z tak¹ intencj¹ musia³a rozpocz¹æ utwór p i s z ¹ c b e z w z g l ê d u n a c e n z u r ê. O ile wiadomo z jej poczynañ i wypowiedzi, nigdy potem nie ucieka³a ze swoimi tekstami za kordon, przeciwnie, stara³a siê pisaæ tak, aby da³o siê wszystko opublikowaæ w Warszawie b¹d w Wilnie (w czasach, gdy prowadzi³a w³asn¹ ksiêgarniê nak³adow¹) czy wyj¹tkowo w Petersburgu. Pierwodruk w Galicji by³ ostateczno ci¹ i dobrym wyj ciem tylko w przypadku, gdy wydawcy w Królestwie odrzucili tekst, obawiaj¹c siê cenzury (jak to sta³o siê na przyk³ad z Dziwn¹ histori¹ w 1904 roku, która ukaza³a siê w Krakowie). Rêkopis nr 19 to jedyny znany w dorobku pisarki utwór, w którym nie bierze ona pod uwagê obu typów odbiorcy: cenzora i czytelnika4, rezygnuj¹c ze stylu wiêziennego. Byæ mo¿e powie æ mia³a byæ czym w rodzaju skargi czy desperackiej próby ujawnienia prawdy wobec informacyjnej izolacji, jak¹ w³adze stosowa³y wobec popowstaniowej Litwy (zakazywano wszak¿e o co starannie dba³a cenzura publikowania w prasie Królestwa korespondencji i wiadomo ci o trudnej sytuacji politycznej, spo³ecznej i gospodarczej tamtejszych Polaków). Konsekwencj¹ 4 Rozró¿nienie na dwa typy odbiorcy w kontek cie instytucji cenzorskiej zapo¿yczam z artyku³u Anny Martuszewskiej (Porozumienie z czytelnikiem [o ezopowym jêzyku powie ci pozytywistycznej], w: Problemy odbioru i odbiorcy. Studia, red.T. Bujnicki i J. S³awiñski, Wroc³aw Warszawa Kraków 1977).
272
owej izolacji by³o niewielkie zainteresowanie Kresami w ród inteligencji Warszawy. A Litwa mia³a prawo spodziewaæ siê takiej solidarno ci. W li cie do Anieli Sikorskiej z 5 (17) stycznia 1867 roku Orzeszkowa pisa³a: Wy tam w Warszawie przedstawiæ sobie nie mo¿ecie, co to jest dzisiaj Litwa, jak my tu ¿yjemy 5 i odt¹d motyw tej ukrytej przed oczami wiata zbrodni i odmienno æ bycia Polakiem tu (na Litwie) i tam (w Królestwie) bêdzie stale przewija³ siê w jej listach, choæ w miarê up³ywu lat zamieni siê w nieco lekcewa¿¹cy stosunek do tych, którzy nie wiedz¹ i nie chc¹ siê dowiedzieæ (vide choæby pó³jawna dyskusja z warszawskimi krytykami produkcji wydawniczej wileñskiej ksiêgarni E. Orzeszkowa i S-ka ). Mo¿na zaryzykowaæ twierdzenie, ¿e powie æ mia³a byæ tekstem interwencyjnym i deklaratywnym zarazem: oto my, Polacy, represjonowani na dawnych wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej, stanowimy siln¹ wspólnotê prze ladowanych. Co ciekawe, opis owych prze ladowañ dokonany zosta³ bynajmniej nie w stylistyce martyrologicznej (jak to by³o potem w powstañczych migawkach w Nad Niemnem oraz w cyklu Gloria victis), ale z wisielczym humorem i plastyk¹ rasowego kronikarza6. Fragmentu tego nie powstydziliby siê ani Boles³aw Prus, ani Jan Lam. Ów fenomen wspólnoty prze ladowanych uchwyci³a Orzeszkowa w jednym z listów do Józefa Sikorskiego z 1867 roku, gdy komentowa³a swoj¹ podró¿ kolejow¹ do Dyneburga: I tak od samego Grodna do Dyneburga daje siê widzieæ wyra ne braterstwo wszystkich znanych sobie lub nieznanych cz³onków naszej narodowo ci braterstwo, które by 5 Lz
VII, s. 12. wisielczy, okraszony szczypt¹ ironii humor odnajdujemy tak¿e w jednym z listów pisarki do Józefa Sikorskiego, bardzo przypominaj¹cym ocala³y powie ciowy fragment nr 19. Gdy na pocz¹tku stycznia 1868 roku, wróciwszy z Warszawy do Milkowszczyzny, zastaje wie æ o nowej kontrybucji, komentuje to nastêpuj¹co: [ ] to nowa klêska, której ofiar¹ padnie znowu pewna liczba rodzin. Wiêkszo æ jednak da sobie radê na ten raz jeszcze. My my twardzi Litwini, zahartowani i wzwyczajeni do krwawego wywalczania sobie ka¿dej piêdzi ziemi; wreszcie nauczyli my siê ju¿ przeró¿nych wykrêtów i jak biéda przychodzi, wiemy ju¿, co to po¿yczyæ u ¯yda na 50%, co to w³ókê lasu towarnego za 100 r[ubli] s[rebrnych] przedaæ, co to nareszcie zastawiæ ostatni¹ ³y¿kê srebrn¹, wyrzec siê codziennego obiadu aby tylko jakimkolwiek sposobem zape³niæ nied wiedziowi paszczê, a w swoim ulu pozostaæ. Dzi wesz³o do mnie dwóch s¹siadów (dawnych) obywateli «Biéda, Pani mówi¹ wchodz¹c kontrybucja!» «Biéda, Panowie!» odpowiadam «Ile Pani p³aci?» «O mset i sze æ». «A ja 1200». «A ja 900» «Bravo! Wybornie! doskonale!» «Co zrobim?» «Ha, w tym to rzecz!» «Ano ma siê rozumieæ, ¿e zap³acim!» «A sk¹d pieni¹dze?» «Bêd¹». «Musz¹ byæ, bo inaczej zabior¹ maj¹tki». «Tym razem jeszcze diab³a zjedz¹, nie nas Ale za to, co my je æ bêdziemy? » «Bohaterstwo!» odpowiedzia³am, i zamiast p³akaæ u mieli my siê serdecznie (Lz I, s. 26). 6 Ów
273
s³usznie nazwaæ mo¿na braterstwem mêczenników. Zdaje siê, i¿ z nas tu wszystkich utworzy³a siê jedna wielka rodzina: nieznajomi, ca³kiem obcy sobie spotykaj¹ siê jak bracia i podaj¹ sobie rêce. Zniknê³y podzia³y klas, ró¿nice urodzenia i bogactwa. Brat brata poznaje z fizjonomii, z uk³adu i wnet zbli¿a siê, zapytuje, serdeczno ci¹ otacza. Mia³am zrêczno æ widzieæ objawy takie mnóstwo razy i szczerze siê nimi cieszy³am.7
Orzeszkowa widaæ, w popowstaniowej dekadzie, jako jedna z niewielu nie podda³a siê powszechnym nastrojom zw¹tpienia. Wierna swojej zasadzie mówienia o sprawach trudnych i dra¿liwych pisze o sytuacji na Litwie co w rodzaju owej zabronionej w prasie sfabularyzowanej korespondencji politycznej8. Wie, ¿e to pisanie dla zagranicy albo do szuflady, a jednak koñczy powie æ. Co ciekawe, w drugiej po³owie lat sze ædziesi¹tych próbowa³a szlifowaæ swoje pióro tak¿e jako autorka politycznie obojêtnych (czytaj: pisanych w stylu ezopowym) relacji z Litwy. Przypomnieæ tu wypada jej obszern¹ korespondencjê Znad Horodniczanki, opublikowan¹ w Gazecie Polskiej (1867, nr 186). Tekst po wiêcony jest Grodnu i powiatowi grodzieñskiemu, stylizowany na nieco humorystyczny przewodnik po mie cie i okolicy. Orzeszkowa stara³a siê przykroiæ go do potrzeb cenzury, ale mimo ¿e stosuje jêzyk wiêzienny i unika tematów politycznych nie do koñca siê to udaje. Po ukazaniu siê artyku³u, pisa³a do redaktora Gazety Polskiej : Korespondencj¹ znad Horodni[czanki] dzi otrzyma³am; znaæ, ¿e by³a w rêku Mongo³ów, bo straszliwie pokaleczona [ ] 9. Zamiar, który przy wieca³ Orzeszkowej ukazanie w codziennych detalach postyczniowej sytuacji politycznej na Litwie zrealizowali w formie dyskursywnej pó niejsi historycy i badacze kultury. Spo ród wielu tego typu prac, warto przywo³aæ nieocenion¹ w swej warstwie informacyjnej, weryfikuj¹c¹ dotychczasowe dane na podstawie prawdziwej panoramy dokumentów archiwalnych, monografiê Romana Jurkowskiego Ziemiañstwo polskie Kresów Pó³nocno-Wschodnich 1864 1904. Dzia³alno æ spo³eczno-gospodarcza (Warszawa 2001). Jednym z najlepszych kulturalno-politycznych i obyczajowych portretów regionu czasów postyczniowych jest ksi¹¿ka Andrzeja Romanowskiego Pozytywizm na Litwie (Kraków 2003, zw³aszcza rozdzia³ Rosyjski kulturkampf ). Romanowski opisa³ w szcze7 List
z 6 (18) grudnia 1867, Grodno, w: Lz I, s. 23. o tym, ¿e wczesna twórczo æ Orzeszkowej (opublikowane powie ci i opowiadania) mia³a funkcjê prasow¹ wysun¹³ przed laty Jan Detko w swej ksi¹¿ce Orzeszkowa wobec tradycji narodowowyzwoleñczych (Warszawa 1965, s. 25). Pisze on, ¿e wobec braku mo¿liwo ci dziennikarskiego protestu utwory te mia³y zwróciæ uwagê na Litwê ¿e pognêbiona, ¿yje jednak, ¿e ¿ycie to za wiadcza i manifestuje . 9 List do Józefa Sikorskiego z wtorku [27 (?) sierpnia 1867], w: Lz I, s. 19. 8 Tezê
274
gó³ach dzia³ania kolejnych genera³-gubernatorów: Michai³a Murawjowa, Konstantina fon Kaufmana, Edwarda Baranowa i Aleksandra Potapowa zmierzaj¹ce do zrusyfikowania Kraju Pó³nocno-Zachodniego, omówi³ wszystkie rozporz¹dzenia i posuniêcia tycz¹ce obrotu ziemi¹, ¿ycia kulturalnego i towarzyskiego, u¿ywania jêzyka polskiego, szkolnictwa, stosunku do Ko cio³a katolickiego itp. Aby skutki tych dzia³añ by³y widoczne, swe rozwa¿ania okrasi³ konkretami i komentarzami pochodz¹cymi ze wspomnieñ i pamiêtników wspó³czesnych autorce Nad Niemnem. Ksi¹¿ka ma wiêc bohaterów ca³kiem podobnych do tych, których wykreowa³a Orzeszkowa. Mo¿na wyobraziæ sobie, ¿e id¹c tropem zarysowanym przez Romanowskiego, odtworzyliby my zagubione stronice powie ci nr 19. Ocala³y fragment jest bardzo ciekawy gatunkowo. Mia³a to byæ powie æ polityczna i regionalna, tycz¹ca bie¿¹cej sytuacji znanych autorce guberni. Nie jest to oczywi cie proza dokumentalna, ale przypomina stylizacjê na reporterskie pods³uchane przez narratora wypowiedzi ro¿nych osób, skupiaj¹ce siê wokó³ tematu prze ladowañ na Litwie popowstaniowej. Je li idzie o kszta³t narracyjny i strukturê tekstu, mamy do czynienia z rozmow¹ zgromadzonych w jakim pomieszczeniu (salonie, pokoju) Polaków. S¹ miêdzy nimi ziemianie, urzêdnicy, lekarz. Niczym we wstêpie do Dekameronu (toutes proportions gardées), co jaki czas jeden z nich przejmuje g³os i opowiada kolejn¹ historiê. W ocala³ym fragmencie jest ich w sumie trzy, na pocz¹tku wchodzimy w rodek pierwszej. Ca³¹ opowie æ prowadzi niezale¿ny od zgromadzonych narrator trzecioosobowy, który ma pozór bycia jednym z bohaterów. Nasz¹ uwagê skupia on na mowie postaci, pomijaj¹c pozosta³e elementy wiata przedstawionego (które byæ mo¿e zosta³y opisane w innych miejscach zaginionego rêkopisu, ale o tym wyrokowaæ nie sposób). Pierwsze próby literackie Orzeszkowej, opublikowane oraz zachowane w rêkopisach u³omki, nie przypominaj¹ jej utworów z okresu dojrza³ego. Owa gatunkowa transgresyjno æ czy raczej hybrydyczno æ widoczna jest choæby w ma³o znanym opowiadaniu z 1866 roku: Wspomnienia z powiatu piñskiego (pierwodruk: Tygodnik Ilustrowany 1867, nr 380 381). Tekst jest tak s³abo klarowny w swej formie gatunkowej, ¿e ani redaktorzy miêdzywojennego wydania Pism (Aureli Drogoszewski i Ludwik Brunon widerski, t. 1 24, Warszawa 1937 1939), ani powojennych Pism zebranych Orzeszkowej (Julian Krzy¿anowski, t. 1 52, Warszawa 1947 1953) nie uwzglêdnili go w tomach prezentuj¹cych debiutanckie utwory pisarki, potraktowawszy zapewne jako rodzaj wypowiedzi publicystycznej. Tymczasem ma on niezwykle przemy lan¹, dwudzieln¹ konstrukcjê. Pierwsza czê æ tekstu (rzec mo¿na: reporta¿, korespondencja, fragment podró¿opisarski czy etnograficzny) opisuje Polesie, a zw³aszcza Piñszczyznê, i bardzo przypomina stylistyk¹
275
Wspomnienia Wo³ynia, Polesia i Litwy Józefa Ignacego Kraszewskiego. Natomiast druga rozgrywa siê w cichym i bia³ym domku , gdzie w jednym z pokojów przy kominkowym ogniu toczy siê rozmowa dam i kawalerów o szczê ciu (co znów przypomina nieco sw¹ konstrukcj¹ i tematyk¹ Wstêpny obrazek z Poganki Narcyzy ¯michowskiej, pierwszoplanowa bohaterka nosi nawet imiê: Gabriela). Obie czê ci ³¹czy czytelnie kilka wersów Syrokomli, s³awi¹cych ziemiê rodzinn¹: Czemu wist wichru naszego wygnañczy Wolê ni¿ nutê s³owika mi³o n¹? Czemu mi lepiéj pod borow¹ sosn¹, Ni¿ w gajach mirtu albo pomarañczy? [ ] Mój kraj nie¿yzny, a jednak, czy wiécie? Nigdzie siê tyle szczê ciem nie nasycê wiat ten széroki i piêknie na wiecie, Lecz nié ma ziemi nad mojê ziemicê! 10
Uwagi edytorskie Autograf nr 19 to brulion, ale nie nadmiernie pokre lony. Móg³by funkcjonowaæ jako czystopis, gdy¿ sk³adniowo tekst jest dopracowany. Autorskie skre lenia zaznaczam n a w i a s e m ³ a m a n y m. Skierowana w górê s t r z a ³ k a n a k o ñ c u w y r a z u oznacza wyraz nadpisany nad wersem, za r o z s t r z e l e n i e to podkre lenie autorki. Modernizujê interpunkcjê, a w³a ciwie wprowadzam interpunkcjê, bo tekst jest niemal pozbawiony przecinków, nawet w d³ugich zdaniach poszczególne cz³ony sk³adniowe nie s¹ od siebie oddzielone. Nie jest to norma dla Orzeszkowej, gdy¿ inne jej wczesne rêkopisy z pocz¹tku lat siedemdziesi¹tych nie s¹ pozbawione znaków interpunkcyjnych (choæby brulion Kilku s³ów o kobietach z roku 1869). Modernizujê formy typu: doborowemi sosnami, rossyjski, interessy, klassa, summa, suppozycja, fantazyi, edukacy¹. Zachowujê w³a ciwo ci jêzyka pisarki (np. formê kobiéta, wzi¹ æ, kozió³, stércza³y, biéda, nié mam, có , có niecó , któ , miêszaæ siê, posé³aæ, ostró¿ny). Majusku³ê w zwrotach adresatywnych (np. Wyobra cie sobie, Pañstwo ) zamieniam na ma³¹ literê, zostawiam jednak wielk¹ literê przy rzeczowniku Cesarz , gdy¿ chodzi o konkretnego panuj¹cego. 10 Jest
to fragment wiersza Muzyka. Wspomnienie (1847) z tomu Gawêdy i rymy ulotne (Warszawa 1853, s. 22).
276
*** rzadkie i mizerne ¿yto, a w wiêkszej nawet po³owie nie rodz¹cych nic wcale! Cztery ruble z gruntów po³o¿onych <prz > w blisko ci g³ównych dróg komunikacyjnych, kolei ¿elaznych i rzek sp³awnych! Cztery ruble na niezmiernych pustych obszarach prowincji, w których kolej ¿elazna uwa¿an¹ by³a jeszcze przez pospólstwo za dzie³o diabelskie i znana zaledwie z odleg³ych wie ci1, a <mieszkañcy komunikowali siê pomiêdzy sob¹> stosunki mieszkañców pomiêdzy sob¹ dokonywa³y siê za pomoc¹ pierwotnych rodków podró¿owania, to jest jednokonnych wozów <w porze suchej, ³o a>, lub patriarchalnych ³odzi znanych <szu > w miejscowym jêzyku pod nazw¹ s z u h a l e i!2 Cztery ruble z <lasu> nadniemeñskich i nadwilejskich lasów piêtrz¹cych siê doborowymi sosnami i dêby, z których <czyniæ> <m > mia³o czyniæ mo¿na by³o maszty do okrêtów, i cztery ruble z nêdznych zaro li poleskich i nadbu¿añskich, dobrych
1 Na podmok³ym i posiadaj¹cym ma³o bitych dróg Polesiu (o tych terenach jest mowa w powie ciowym fragmencie) zaczêto budowê kolei dopiero w latach osiemdziesi¹tych XIX wieku. W 1885 roku Wilno zosta³o po³¹czone ze Lwowem lini¹, która przebiega³a przez Lidê, Baranowicze i £uniniec, za w roku nastêpnym (1886) Polesie zosta³o przeciête drog¹ ¿elazn¹ z zachodu na wschód: oddano liniê biegn¹c¹ przez Brze æ, Piñsk, £uniniec, Mozyrz i Homel. W innych rejonach Kresów pó³nocno-wschodnich kolej pojawi³a siê du¿o wcze niej: liniê warszawsko-petersbursk¹ przekazano do u¿ytku w grudniu 1862 roku, rygo-or³owsk¹ (przebiegaj¹c¹ miêdzy innymi przez Drysê, Po³ock i Witebsk) w 1868, brzesko-moskiewsk¹ w 1871, libawsk¹ (id¹c¹ przez Miñsk i Homel) w 1874. 2 Szuhaleja nazwa redniej wielko ci bezmasztowego czó³na transportowego. Pojawia siê w wielu dziewiêtnastowiecznych opisach Polesia jako nieod³¹czny atrybut tej podmok³ej krainy. W Podró¿y Kontryma, urzêdnika banku polskiego odbytej w 1829 roku po Polesiu (wydanej przez Edwarda Raczyñskiego, Poznañ 1839), ju¿ na wstêpie znajdujemy podobny jak u Orzeszkowej fragment dotycz¹cy tamtejszych zwyczajów transportowych: Rozumie siê, ¿e tu nigdzie nie ma d³ugiej, trwa³ej i daleko prowadz¹cej drogi ko³owej, a mieszkañcy miêdzy sob¹ w porze mro nej saniami, w innej szuhalejami i obijanikami komunikuj¹ siê [ ] (s. 3). Za w rozdziale Statki, czytamy: S z u h a l e j e. Statki ma³e do 200, najwiêcej do 300 pudów obejmuj¹ce, s³u¿¹ na Polesiu do podró¿y wodnych, czêstokroæ tu po wielu miejscach jedynie u¿ywanych i do mniejszych, a pobli¿szych transportów [ ]. S¹ zawsze z jednej sztuki wydr¹¿onego dêbu, maj¹cego na brzegach roz³o¿ysto po³o¿one dobudowanie z desek. Czêstokroæ miewaj¹ pokrycie i budki dla wygody podró¿nych, zas³aniaj¹ce ich od deszczu, upa³ów, s³oñca i od uprzykrzonych a niezliczonymi rojami unosz¹cych siê po powietrzu komarów. P³yn¹cy na szuhalejach z Piñska stawaj¹ w Mozyrze we trzy dni, a stamt¹d w Kijowie w dwa, a to za pomoc¹ wiose³ (s. 42). Szuhaleje opisuje te¿ szczegó³owo Józef Ignacy Kraszewski we Wspomnieniach Wo³ynia, Polesia i Litwy (pierwsze wydanie t. 1 2, Wilno 1839 1840) w rozdziale Piñsk i Polesie Piñskie (zob. wydanie opracowane przez Stanis³awa Burkota, Warszawa 1985, s. 117).
277
zaledwie do robienia miote³ i rózek [sic!] na karcenie niegrzecznych dzieci! Cztery ruble z ³¹k kwiecistych, bujnych, zdolnych do wykarmienia trzód licznych, i cztery ruble z b³otnisk, kêp i trzêsawisk, na których nigdy nie posta³a noga ¿adnego kosarza, które nie wykarmi³y nigdy ¿adnej ¿yj¹cej istoty prócz ¿ab i nieintratnych wcale piskorzy! <Cesarz ros > S³owem, Cesarz rosyjski3, wspomagany <radam > m¹drymi radami wy¿ wspomnianych ekonomistów i finansistów vulgo podporuczników, ex-z³odziei i ex-stangretów, rozkazaæ raczy³, aby wszystkie dziesiêciny4 ziemi litewskiej dawa³y w³a cicielom swym po cztery ruble [s. 115] rocznego dochodu! Je¿eli za <która z> pewna cze æ tych dziesiêcin, zara¿ona zapewne buntowniczym duchem swych posiadaczy, nie us³ucha³a cesarskiego rozkazu i wierna dawnym nawyknieniom swoim <przynios³a dochód nie przesta³a przynosiæ dochodu znacznie ni¿szego albo te¿> przynosi³a <jak to dawniej> dochód znacznie ni¿szy albo te¿ nie przynosi³a ¿adnego wcale, natenczas posiadacze uwa¿anymi byli jako solidarni w grzechu niepos³uszeñstwa pope³nianym przez ich dziesiêciny i w nastêpstwie takowych ponosili <karê> dobrze zas³u¿on¹ karê, p³ac¹c podatek, czyli kontrybucj¹ opart¹ i wyliczon¹ z dóbr, które byæ mo¿e oczekiwa³y na nich w królestwie niebieskim, ale na tej biednej ziemi <by³y dla nich ca³kiem niepodobne do osi¹gniêcia> zamieszkiwa³y <dot¹d> stale krainy <marzeñ i> fantazji i niesprawdzonych nigdy marzeñ. ¯al doprawdy i miech zarazem zdejmowa³ cz³owieka s³uchaj¹cego o losach, jakich do wiadczali niektórzy w³a ciciele litewscy posiadaj¹cy, jak siê to gêsto w pewnych okolicach Litwy nadarza, dobra rozleg³o ci¹ równaj¹ce siê obszarowi niejednego <niemi > z <ma³ych> udzielnych ksiêstewek <li > niemieckich, a dochodno ci¹5 nie przewy¿szaj¹cych6 drobnych kilkuw³ókowych7 folwarków w innych miejscowo ciach8 Litwy po³o¿onych. Wyobra cie sobie, pañstwo mówi³ pewnego razu <p > pod¿y³y obywatel <za inte > z Polesia za interesami przyby³y do naszego miasta wyobra cie
3 Aleksander
II Romanow, car Rosji w latach 1855 1881. Rosyjska dziesiêcina skarbowa, od której obliczano podatki i kontrybucje, wynosi³a 10 925 m2, czyli 1,09 ha. 5 Dochodno æ , dochodny powszechna w XIX wieku forma. Dopiero wydany pod koniec stulecia S³ownik jêzyka polskiego (red. J. Kar³owicz, A. Kryñski i W. Nied wiedzki, Warszawa 1898) stawia j¹ jako równorzêdn¹ dzisiejszej formie dochodowy . 6 Taka forma w autografie. Poprawna sk³adnia zdania wymaga formy nie przewy¿szaj¹ce . 7 1 w³óka powierzchni rolnej wynosi³a wed³ug miar nowopolskich (stosowanych od 1819 roku) 167 961 m2, czyli 16,8 ha. 8 Tu miejscowo æ w znaczeniu: rejon, okolica. 4
278
sobie, pañstwo, jakim wielkim <panem> i mo¿nym <cz³ow > panem zrobili miê ci [s. 115 bis] Tu machn¹³ rêk¹ i <nie dopowiedzia³> epitetu, jaki mu dr¿a³ na ustach, nie dopowiedzia³ przez wzgl¹d na znajduj¹ce siê w towarzystwie kobiéty. Trzeba pañstwu wiedzieæ mówi³ dalej ¿e mój<e ¯urki> maj¹tek na granicy powiatów brzeskiego i kowelskiego9 po³o¿on<e>y posiada<j¹> rozleg³o ci 5 000 dziesiêcin10. Obszary, panie! obszary! Jaki niemiecki Gota <albo>, Kassel, <albo> Hess albo Darmstadt11 móg³by przybywszy tam i obejrzawszy siê, omyliæ siê i wzi¹ æ moje ¯urki za moje udzielne pañstwo! Có¿ wiêc chcesz? na có¿ narzekasz? ¿artobliwie przerwa³ któ <¿artob > opowiadaj¹cemu to¿ w istocie i naprawdê jeste wielkim panem! Aha! Panem! westchn¹³ obywatel z g³êbokiego Polesia pos³uchajcie tylko! Z moich piêciu tysiêcy dziesiêcin zaledwie piêæset rodzi ¿yto, tylko ¿yto, uwa¿ajcie! <pszenicy ani ziarenka!> Na bu³ki dla mojej baby m¹kê sprowadzam z miasta, gdy¿ u mnie pszenicy ani zawodu12 nie by³o nigdy! ¯yto wprawdzie, nié ma co powiedzieæ, piêkne, bujne, ale ile¿ go <mo¿na> zebraæ mo¿na na piêciuset dziesiêcinach przy trzypolowym gospodarstwie. <bêdzie przy> W dobry<m> urodzaj<u> bêdzie <jakich> tego korcy13 tysi¹c, nigdy 9 Mowa tu o terenach Polesia. Powiat brzeski znajdowa³ siê w guberni grodzieñskiej, za
kowelski w s¹siedniej, wo³yñskiej. 10 Maj¹tek, o jakim wspomina w³a ciciel powie ciowych ¯urek, nie by³ wówczas na Kresach rzadko ci¹ i nie zalicza³ siê wcale do najwiêkszych. Jak wskazuj¹ statystyki z roku 1877, w guberniach grodzieñskiej, mohylewskiej, miñskiej, witebskiej i wileñskiej by³o ponad 700 w³a cicieli maj¹tków o powierzchni od 2 000 do 10 000 dziesiêcin ziemi, a 126 w³a cicieli maj¹tków o powierzchni wiêkszej ni¿ 10 000 dziesiêcin. Najwiêkszym posiadaczem (przewy¿szaj¹cym Radziwi³³ów, Pus³owskich, Potockich i Tyszkiewiczów) by³ Piotr Wittgenstein, który w dwunastu powiatach posiada³ ³¹cznie 795 500 dziesiêcin ziemi (W. Paniuticz, Dobra ziemskie na Bia³orusi w drugiej po³owie XIX wieku, Zapiski Historyczne , t. 43, 1978, z. 4). 11 Aluzja do niewielkich obszarem ksiêstewek niemieckich. Gotha miasto w rodkowej czê ci Niemiec, w kraju zwi¹zkowym Turyngia, w XIX wieku stolica ksiêstwa Sachsen-Coburg-Gotha (istniej¹cego do 1918 roku). Kassel (Cassel) miasto w Hesji, najpierw rezydencja landgrafów heskich, potem stolica ksiêstwa Hessen-Kassel, w 1866 roku w³¹czonego do Prus. Hesja (Hessen) to obecnie kraj zwi¹zkowy w rodkowej czê ci Niemiec, odrêbnym ksiêstwem Rzeszy sta³a siê w XIII wieku, pod koniec XVI wieku rozbita na cztery ksiêstwa: Hessen-Rheinfels, Hessen-Marburg, Hessen-Kassel i Hessen-Darmstadt (to ostatnie istnia³o do 1918 roku, by³o jednym z najwiêkszych terytorialnie ksiêstw niemieckich). 12 Zawód tu w znaczeniu zasiew : nie by³o nigdy ani jednego zasiewu pszenicy. 13 Korzec (miara pojemno ci cia³ sypkich) nowopolski wynosi³ 128 litrów, przedrozbiorowy 120 litrów.
279
wiêcej, a odliczcie <jeszcze z tego> usiew i <go > potrzeby domowe i dodajcie ceny sprzeda¿ne zale¿ne od ³aski i nie³aski<ch> naszych poleskich ¯ydków, bo woda daleko, a kolej ¿elazna jeszcze dalej, to i poka¿e siê suma <ni wcale niewi > dochodu wcale niewielka, taka która by ju¿ wcale w b³¹d wprowadziæ nie mog³a ¿adnego Kassela ani Darmstadta [s. 116] co do identyczno ci moich ¯urek z jego ksiêstewkiem. Mam ci ja wprawdzie do pó³trzecia tysi¹ca dziesiêcin lasu i z gór¹ tysi¹c dziesiêcin ³¹k. Ale z lasem, powied cie proszê, co robiæ w takiej zapad³ej i oddalonej od wszelkich ognisk handlowych i przemys³owych miejscowo ci, jak¹ jest nasza, tym bardziej, ¿e wiêksza jego po³owa <tej mojej puszczy> nie okazuje wcale <ocho > popêdu do podnoszenia siê w ob³oki i dot¹d <w g³êbi jej ko > kozió³ dobrego wzrostu <kozió³> ukryæ by siê jeszcze nie móg³ w jego g³êbi, bo by mu rogi zawsze stércza³y powy¿ej <ko > niebotycznych konarów tej puszczy. Co do ³¹k, no, ze dwie cie dziesiêcin jest takich, na których pas¹ siê moje krowy i cielêta, ale reszta kêpy, panie, i b³oto nies³ychanie obfituj¹ce w najpiêkniejszego gatunku wiuny. Jak wiecie za , ryba ta, bêd¹ca rozkosz¹ podniebienia Polesian, nie stanowi bynajmniej g³ównego artyku³u handlu europejskiego14. Obecni miali siê z tego opowiadania poleskiego obywatela, on za po chwili mówi³ dalej: Owó¿, moi panowie, ¯urki moje obdarzone przymiotami, które mia³em honor wam wyliczyæ, przynosi³y mi <w na > za najlepszych czasów dochodu rocznego plus minus 2 000 rubli. Nie by³o to, panie, bogactwo, ale nie by³a te¿ i biéda. ¯y³o siê oszczêdnie, ale przyzwoicie i uczciwie; na zbytki, hulanki, podró¿e rodków nie starczy³o, ale chleba by³o po uszy i dzieciskom <wych > da³aby siê edukacja siaka taka. Raptem s³yszê, i¿ Cesarz wyda³ rozkaz [s. 117], aby <ziem > wszystkie dziesiêciny mojej ¿urkowieckiej ziemi 14 Wiun to jedna z nazw piskorza, ryby s³odkowodnej, która zamieszkuje p³ytkie, zaro niête i zamulone, stoj¹ce lub wolno p³yn¹ce wody. W dawnych wiekach bardzo pospolity na naszych ziemiach wschodnich, obecnie gatunek zanikaj¹cy, pod ochron¹. Orzeszkowa jako czasowa mieszkanka Polesia na pewno zna³a wiuny z w³asnego do wiadczenia. Pisz¹ o nich tak¿e wspomniani wy¿ej podró¿nicy (zob. przypis 2). Kazimierz Kontrym w rozdziale po wiêconym rybom poleskim mówi o wiunach jako najczê ciej spo¿ywanych przez pospólstwo: wiuny, czyli piskorze, które zimow¹ por¹ na ma³ych rzekach za pomoc¹ szczególnej budowy jazów w wielkiej obfito ci ³owi¹, przypiekaj¹ i na ro¿enkach po dziesiêæ sztuk utkwione, na miejscowe spo¿ycie i na handel oddaj¹ (s. 26). Za Kraszewski podaje: Jest to stworzenie tu do æ pospolite, ale tutejsze, oryginalne, w³a ciwe wiun, w¹¿-ryba, mieszkaniec b³ot i rowów nadprypeckich, wiun, król wiunów, prapradziad wszystkich, siêgaj¹cy czasów, kiedy tu w go cinê Morze Czarne przychodzi³o [ ] (cyt. wg wydania: Warszawa 1985, s. 114).
280
przynosi³y mi dochodu nie po pó³ rubla niespe³na15 <ale p > jak dot¹d, ale po cztery, co znaczy, ¿e ja, pan i w³a ciciel ¯urek mia³bym rocznej intraty16 rubli srebrem 20 000. Ha! my lê sobie, dobrze by to by³o! Sta³bym siê od razu mo¿nym cz³owiekiem i ot, tak od razu powióz³bym do W³och ¿onkê, która w ostatnich czasach s³abowaæ mi trochê zaczê³a, a córki pos³a³bym na najlepsz¹ pensjê w Warszawie na edukacj¹. Tak tedy my l¹c sobie czekam, a patrzê, a¿ali17 dziesiêciny moje us³uchaj¹ rozkazu cesarskiego? Przysz³y ¿niwa, <zebra³ > z¿¹³em ¿yto, zwioz³em do stodo³y, zm³óci³em, przerachowa³em korce, porobi³em kontrakty z ¯ydami, a wzi¹wszy o³ówek i obliczywszy intratê, pochwyci³em siê za g³owê! Dziesiêciny moje <bunt> nie na darmo przesi¹k³y krwi¹ i potem <polskim> Polaków buntowników! Zbuntowa³y siê tak¿e i nie <p>us³ucha³y Cesarza, wola³y sobie us³uchaæ swego Boga Stworzyciela, który uczyni³ je takimi jak s¹, a nie innymi! le, my lê sobie, otó¿ i nié mam 20 000 rocznej intraty! Wtem otrzymujê rz¹dowy pozew, czytam i dowiadujê siê, ¿e jako pan majêtno ci przynosz¹cej 20 000, wyra nie dwadzie cia tysiêcy rubli srebrem rocznego dochodu, winien jestem zap³aciæ kontrybucji 4 000, licz¹c 20 od sta!18 Os³upia³em! Sk¹d ja tu im wezmê 4 000, skoro u mnie w kieszeni
15 Jak podaje Roman Jurkowski, w latach sze ædziesi¹tych XIX wieku roczny dochód z dziesiêciny (bez lasu) w guberniach bia³oruskich wynosi³ maksymalnie 1 rubel 20 kopiejek, a najczê ciej nie przekracza³ wspomnianych przez powie ciowego w³a ciciela ¯urek 50 kopiejek (R. Jurkowski, Ziemiañstwo polskie Kresów Pó³nocno-Wschodnich 1864 1904. Dzia³alno æ spo³eczno-gospodarcza, Warszawa 2001, s. 40). 16 Intrata (w³.) zysk, dochód. 17 Taka forma spójnika w autografie, notuje j¹ S³ownik jêzyka polskiego, Warszawa 1898. 18 Kontrybucja wprowadzona przez cara Aleksandra II na wniosek Murawjowa w czerwcu 1863 roku objê³a wszystkie polskie maj¹tki na terenie podleg³ych mu guberni i wynosi³a z regu³y 10 procent dochodu maj¹tku. W rozporz¹dzeniach Murawjow zaznaczy³, ¿e mo¿e byæ zwiêkszona w szczególnych przypadkach. Co ciekawe, do 1867 roku p³acili j¹ te¿ Rosjanie i Niemcy, ale tylko w wysoko ci 2,5% dochodu (Sbornik rasporia¿enij grafa Michai³a Niko³ajewicza Murawiewa po usmierieniu polskogo miatie¿a w siewiero-zapadnych guberniach 1863 1864, sostawi³ N. Cy³ow, Wilna 1866, s. 294 303). Niektórzy historycy bia³oruscy wspominaj¹, ¿e czasem kontrybucja dochodzi³a do ponad 20%. W 1870 roku zosta³a przekszta³cona w coroczny sta³y podatek ziemski (który funkcjonowa³ do 1897 roku) i by³a sukcesywnie zmniejszana. Roman Jurkowski podaje, ¿e wysoko æ kontrybucji na dziesiêcinê w ró¿nych guberniach waha³a siê od 3 do 28,5 rubla. Jako podstawê jej naliczania brano pocz¹tkowo redni¹ warto æ dochodu z dziesiêciny podan¹ niegdy przez samego w³a ciciela przy wycenie maj¹tku (a zwykle by³y to warto ci ze zrozumia³ych wzglêdów zawy¿one o czym w³adze doskonale wiedzia³y). Do 1867 roku pobierano j¹ raczej dowolnie, bywa³o, ¿e nawet dwa razy do roku, potem wysoko æ sumy ci¹ganej z ka¿dego maj¹tku okre la³y co trzy lata specjalne komisje powiatowe (R. Jurkowski, dz. cyt., s. 65 71).
281
niespe³na dwa, a tu trzeba famili¹ wy¿ywiæ i s¹siadowi procencik od ma³ego d³u¿ku, jaki zaci¹gn¹³em [s. 118] u niego, op³aciæ i na robotnika sobie có niecó zachowaæ. Jak zacz¹³em liczyæ, tak pokaza³o siê, ¿e deficyt mój wynosi ni mniej ni wiêcej tylko owe 4 000 rubli ¿¹dane na kontrybucj¹ <to je >, co znaczy, ¿e <ich> wcale nie posiada³em takowych, i chc¹c ui ciæ siê <rz¹ > z nich rz¹dowi, musia³bym je chyba zaczerpn¹æ z atmosfery lub ci¹gn¹æ z Ksiê¿yca. Gwa³tu! co tu robiæ? w pozwie stoi, ¿e je li <za dwa usi > na termin nie op³acê, zlicytuj¹ moje graty i inwentarze, a je li tych nie starczy na ¿¹dan¹ sumê, to i maj¹tek na sprzeda¿ wystawi¹19. Moje kochane ¯urki, w których urodzi³em siê i shodowa³em, w których <dzieci moje> urodzi³y siê i shodowa³y moje dzieci; jedyny dach <któ > chroni¹cy g³ow<y>ê mojej starej matki i chorej ¿ony wystawi¹ na sprzeda¿? Nie, my lê, tak byæ nie mo¿e! toæ maj¹ gdzieæ sprawiedliwo æ! bêdzie to wprawdzie sprawiedliwo æ moskiewska, wiem o tym, no ale zawsze <bêdzie> uwzglêdni mo¿e jako takie krzycz¹ce nadu¿ycie czy tak¹ omy³kê w rachunkach! bo i có¿em ja w koñcu winien, ¿e moje dziesiêciny nie s³uchaj¹ Cesarza! Nie¿ywa to rzecz, panie dobrodzieju, Syberii i szubienicy nie lêka siê to i broi! A ja, biedny cz³owiek, nic temu poradziæ nie mogê! Z tak<imi my la > pocieszaj¹cymi my lami lecê do X., przybywam, [jadê] idê do gubernatora w godzinie <gd >, w której daje on <nam> pos³uchanie [s. 120]20 Wiêc by³e pan u gubernatora! przerwali obecni z ciekawo ci¹ <no i jak¿e tam by³o? co powiedzi >. A by³em prawi³ dalej obywatel z godzinê czeka³em w sali audiencjonalnej nim dygnitarz raczy³ zjawiæ siê oczom wszystkich czekaj¹cych tam nañ robaków, a gdy stan¹³ przede mn¹ i zapyta³, czego potrzebujê, opowiedzia³em mu <ten> mój interes. «Nielzia!»21 odpowiedzia³ mi «wy macie 20 000 rubli rocznej intraty! tak wyliczono i tak byæ powinno!». «Panie!» zawo³a³em «jako ¿ywo posiadam zaledwie dziesi¹t¹ czê æ tej sumy dochodu, i to nawet niespe³na. Przywioz³em z sob¹ rachunki gospodarskie, <dow > i inne dowody, które panu z³o¿ê. Po lij pan komisj¹, aby sprawdzi³a rzecz na miejscu, rozka¿ 19 W pierwszych latach po powstaniu obowi¹zywa³y bardzo restrykcyjne terminy p³acenia kontrybucji: siedem dni od otrzymania wezwania do zap³aty. Je li suma nie wp³ynê³a w tym czasie, ruchomo ci maj¹tku (³¹cznie z ¿ywym inwentarzem) mog³y zostaæ sprzedane lub zlicytowane do wysoko ci sumy kontrybucyjnej. 20 Zasz³a tu pomy³ka Orzeszkowej w numeracji stron po stronie 118 recto nastêpuje 120 verso (k. 3 3v) rêkopisu. 21 (ros.) nie wolno.
282
przywo³aæ bieg³ych, niech os¹dz¹ ». «Co wy darmo to³kujecie22» przerwa³ mi dygnitarz «wszak powiedziano wam, aby cie p³acili 4 000 rubli kontrybucji rocznie?» «Powiedziano» odpowiadam «ale ja ich nie mam ». «Rz¹dowi nic do tego» odpowiada dygnitarz «Zap³acicie, dobrze, nie zap³acicie, maj¹tek sprzedadz¹ i na tym koniec». To powiedziawszy, odszed³ ku innym prosz¹cym, ka¿demu z nich nios¹c równie pocieszaj¹c¹ odpowied jak ta, któr¹ ja zaszczyconym zosta³em. No, i có¿ z tego bêdzie? jak¿e pan poradzisz sobie? zapyta³ któ z obecnych. A! zanios³em skargê do Wilna odpowiedzia³ obywatel ale wiem ju¿ <o tym> dobrze, ¿e i tam nic nie wskóram. Oto wrócê do domu, sprzedam <by > inwentarze, zaci¹gnê po¿yczkê u ¯ydków na wysokie naturalnie procenty i w tym roku op³acê siê jeszcze jakkolwiek Na rok przysz³y, je¿eli nic siê nie zmieni [s. 121] i Cesarz nie odwo³a rozkazu swego wydanego moim niepos³usznym dziesiêcinom ha! bo¿a wola nie chcê ju¿ <o tym> i my leæ o tym, co nast¹pi! Tu obywatel skin¹³ rêk¹ w znak zniechêcenia, a w poczciwych oczach jego, w których <dot¹d> smutek dziwnie miêsza³ siê z wrodzon¹ i <najwiêkszymi> niewyrugowan¹ dot¹d przez troskê weso³o ci¹, zjawi³a siê ³za. Otar³ j¹ ukradkiem i zacz¹³ mówiæ o czym innym. Jestem pewna, ¿e w chwili owej piewa³ on w duchu pogrzebowe r e q u i e m nad swymi rodzinnymi ¯urkami, nad star¹ matk¹ swoj¹ i chor¹ ¿on¹, które nie prze¿yj¹ mo¿e <wygnani > ani jednego roku tu³aczki i nêdzy, nad przysz³o ci¹ dzieci swych, któr¹ marzy³ uczciw¹ i spokojn¹, a która zamienia³a siê teraz w zagadkow¹ przysz³o æ ludzi od lat dzieciêcych pozbawionych dachu i chleba At! macie te¿ panowie na co siê ¿aliæ! ozwa³ siê <obecny w towarzystwie> jeden z obecnych mê¿czyzn<a>, który <dwadzie cia> przez lat dwadzie cia bêd¹c urzêdnikiem w jednym z biur rz¹dowych, zosta³ wydalonym z miejsca za to, ¿e by³ cz³owiekiem polskiego pochodzenia23. Macie te¿ na co 22 W
dawnej polszczy nie czasownik to³kowaæ oznacza³: t³umaczyæ, obja niaæ, ale te¿ ple æ od rzeczy czy gadaæ g³upstwa. Notuj¹ go wszystkie podstawowe dziewiêtnastowieczne s³owniki; u Lindego (Lwów 1859) i w s³owniku wileñskim (S³ownik jêzyka polskiego, wypracowany przez A. Zdanowicza i innych, Wilno 1861) opatrzony jest kwalifikatorem: przestarza³y. 23 Do wymiany urzêdników Murawjow przyst¹pi³ jesieni¹ 1863 roku. Pierwsze rozporz¹dzenie zabrania³o Polakom piastowania stanowisk policyjnych i wy¿szych urzêdów (Sbornik rasporia¿enij grafa Michai³a Niko³ajewicza Murawiewa ). Jeszcze za rz¹dów Murawjowa (czyli do kwietnia 1865 roku) wymieniono w guberniach zachodnich cesarstwa, w administracji,
283
u¿alaæ siê, panowie obywatele, którzy b¹d co b¹d posiadacie jeszcze jakikolwiek dach nad g³ow¹, a przy oszczêdno ci i zapobiegliwo ci zdo³acie mo¿e utrzymaæ siê, choæ z wielk¹ biéd¹, ka¿dy przy swoim kawa³ku ziemi! Ot, nam urzêdnikom, to ju¿ najlepiej us³u¿ono! Cz³owiek od najwcze niejszej m³odo ci swojej <nic innego nie robi³, tylko> niczym innym nie zajmowa³ siê, tylko prac¹ biurow¹, niczego te¿ wiêcej nie nauczy³ siê i do <niczego wiêcej nie> ¿adnej innej pracy niezdolny prócz do tej, na której zjad³ zêby. Zaczyna³em, panie dobrodzieju, od bardzo ma³ych rzeczy, bo by³em naprzód prostym kancelist¹ [s. 122] i bra³em pensji po <sze æ> rubli srebrem sze æ na miesi¹c. Potem, z pomoc¹ pracy i usilno ci, podnosi³o siê coraz wy¿ej, a¿ siê i dochrapa³o <wy¿szej> posady, na której przynajmniej ani ch³ód, ani g³ód dotkn¹æ miê nie móg³! Teraz traf! odbieraj¹ mi tê posadê! «Za co?» pytam. «<Czy je > Jestem¿e pijakiem, oszustem, niedo³êg¹? Nie spe³niam¿e sumiennie swoich obowi¹zków? Znajdujecie, i¿ nie posiadam do æ umiejêtno ci, aby trudniæ siê tym, czym trudni³em siê ca³e ¿ycie?» «Nie» odpowiadaj¹ mi «nie jeste ani pijakiem, ani oszustem, ani niedo³êg¹, jeste , przeciwnie, cz³owiekiem uczciwym, porz¹dnym, umiejêtnym, przyznajemy to, ale jeste zarazem Polakiem, co znaczy istot¹ nale¿¹c¹ do tej trzody ludzkiej, któr¹ Cesarz pan nasz skazaæ raczy³ na mieræ g³odow¹. Wolno ci i æ oraæ, ziemiê kopaæ, drzewo r¹baæ, s³owem czyniæ to wszystko, czego nie umiesz, do czego nie sposobi³e siê nigdy, t<ê>a za robot<ê>a, w której bieg³ym jeste i <ob. > i umiejêtnym, do której ciê¿kim trudem uzbiera³e sobie porz¹dny zapas wprawy i do wiadczenia, wzbroniona ci na zawsze. Twoje miejsce zajmie jeden z naszych, pewien bardzo zacny i porz¹dny cz³owiek, który wypija codziennie <wi > parê garncy24 wódki na niadanie, o zajêciach biurowych wyobra¿enia nié ma, w wietnej karierze <swej>, jak¹ przeby³, posiada kilka kryminalnych oskar¿eñ wa¿nych, nie licz¹c kilkunastu drobniejszych sprawek tego gatunku, ale ma za to honor i chwa³ê pochodzenia z tambowskiej czy saratowskiej guberni25 i posiadania w ¿y³ach swych <krwi sk³adaj > s¹downictwie i o wiacie, ponad 4 tysi¹ce urzêdników Polaków na osoby pochodzenia rosyjskiego. Rosjan zachêcano nie tylko 50-procentowym dodatkiem do pensji czy zwrotem kosztów podró¿y, ale przede wszystkim mo¿liwo ci¹ zakupu maj¹tku ziemskiego na nieoprocentowany kredyt, z roz³o¿eniem sp³aty na 30 lat. Po odej ciu Wieszatiela akcja odpolaczania urzêdów trwa³a nadal. 24 Parê garncy wódki na niadanie to zapewne hiperbola, je li rozumieæ garniec literalnie, jako miarê pojemno ci, która wynosi³a 3,7 litra (garniec przedrozbiorowy) lub 4 litry (garniec nowopolski). 25 Gubernia tambowska (ze stolic¹ w Tambowie) po³o¿ona w zachodniej czê ci Rosji, w po³udniowej czê ci Niziny Wschodnioeuropejskiej, powsta³a w 1796 roku. Liczy³a ponad
284
najczystszego amalgamu z³o¿onego z krwi tatarskiej i moskiewskiej <Tantem tedy> Tandem26 tedy ruszaj precz i bez ¿adnych namys³ów. Na pensj¹, któr¹ pobierasz, oczekuje zacny nasz rodak, bo mu ona gwa³townie potrzebna na buty, których <nie m .> nie ma i na codzienne dwa garnce wódki, do jakich nieboraczysko [s. 123] przywyk³o od kolebki Przy tym to wierny poddany Najja niejszego Pana i cz³owiek maj¹cy wnie æ do tutejszego kraju wie¿¹ i jêdrn¹ cywilizacj¹ rosyjsk¹, wtedy gdy ty pochodzisz z rodu buntowników i mimo ca³ego wstrêtu twego do wódki, <szkó³> kursów naukowych <jakie > przeby<³>tych przez ciebie w <twej> m³odo ci, a nastêpnie wprawy i umiejêtno ci, jak¹ w zawodzie twym posiadasz, jeste niczym wiêcej jak ciemnym i bezmozgim Polakiem, zara¿onym zgni³¹ cywilizacj¹ Zachodu ». Poszed³em tedy precz, wygodne mieszkanie, jakie zajmowa³em dot¹d, zamieni³em na dwie ciemne, niskie izby, najstarsz¹ córkê odda³em na guwernantkê, bo ukoñczy³a ju¿ by³a pensj¹, dwie m³odsze posé³am do szwaczki, aby tam sobie zarabia³y cokolwiek, sam z ¿on¹ obchodzê siê byle czym, prze¿ywaj¹c dzieñ po dniu troch¹ uzbieranego grosza, ale najgorsz¹ ju¿ biédê mam z synem, którego musia³em ze szkó³ odebraæ, nie maj¹c <czym op³ > rodków pieniê¿nych do dalszego jego kszta³cenia. Ch³opak by³ ju¿ z w pi¹tej klasie, uczy³ siê wybornie i szczególn¹ zdolno æ okazywa³ do matematyki; marzy³ te¿ ju¿ sobie, ¿e <zostanie> w przysz³o ci zostanie in¿ynierem! Teraz, panie! wszystko w ³eb wziê³o! szkó³ nie skoñczy i in¿ynierem nie zostanie! Daj Bo¿e, abym móg³ zeñ choæ jakiego takiego rzemie lnika uczyniæ je¿eli umrê wpierw nim on doro nie, kto wié, czy bez nauki i rodków do jej zdobycia <nie pójdzie on> syn mój nie pójdzie takimi drogami, na których samo wspomnienie dreszcz mi po skórze przechodzi! Tak mówi³ znany powszechnie z <uczciwo ci> zacno ci swej i fachowej umiejêtno ci urzêdnik, a [s. 124] s³owa jego sprowadzi³y na czo³a wszystkich obecnych ciê¿kie chmury. Ali ci w tej samej chwili do pokoju wchodzi³ go æ nowy i od proga ju¿ wo³a³: Czy s³yszeli cie pañstwo o awanturze, która przytrafi³a siê dzisiaj z naszym poczciwym, kochanym doktorem X.? 66 tysiêcy km2. Gubernia saratowska (ze stolic¹ w Saratowie), po³o¿ona w po³udniowo-zachodniej czê ci Rosji, powsta³a w 1797 roku. Autorzy wspomnieñ z epoki wspominaj¹ o niewielkich kwalifikacjach zawodowych urzêdników przybywaj¹cych z g³êbi Rosji. Sporo by³o w ród nich alkoholików, na co narzekali nawet gubernatorzy szukaj¹cy odpowiedzialnych ludzi na stanowiska. Dla niektórych przyjazd do guberni zachodnich równa³ siê darowaniu wcze niejszych win i oznacza³ rozpoczêcie kariery na nowo. 26 (³ac.) w koñcu. W skre lonym pocz¹tku frazy Orzeszkowa napisa³a z b³êdem: tantem . £aciny dobrze nie zna³a, st¹d niepewno æ w zapisie.
285
Nikt nie s³ysza³ o awanturze i przyby³y w ten sposób opowiadaæ zacz¹³: Dzisiejszego poranku pani X. <znajdywa³a siê w jednym ze skle wróci³a> z wycieczki na miasto wróci³a do domu w bardzo z³ym humorze. «Co ci jest» zapyta³ <j¹ doktor X., który jak> m¹¿ strwo¿ony niezwyk³ym <na> jej zachmurzeniem. «At!» odpowiedzia³a «sta³o siê ze mn¹ pewne wielkie g³upstwo! By³am w jednym ze sklepów, gdzie kupowa³am tasiemki, szpilki i nici. Targowa³am siê jak zazwyczaj o cenê z kupcow¹ i nie uwa¿a³am wcale, jak do sklepu wszed³ policjant. Nagle czujê siê poci¹gniêt¹ za rêkaw od okrycia. Pani mówi do mnie policjant mówicie po polsku, zap³aæcie sztraf! Mia³am wielk¹ ochotê k³óciæ siê i nie zap³aciæ, ale policjant zaproponowa³ mi, abym z nim razem sz³a do policmajstra i w jego rêce odda³a ¿¹dan¹ sumê 30 rubli. Có¿ mia³am uczyniæ? czy i æ do policmajstra! By³aby to tylko podwójna nieprzyjemno æ, a strata ta sama. Dosta³am wiêc woreczek i zap³aci³am policjantowi 30 rubli za to, ¿e z ¯ydówk¹ rozmawia³am po polsku!»27. Gdy pani X. to opowiada³a, kochany nasz doktor zmarszczy³ czo³o w sposób przera¿aj¹cy. «¯e te¿ te baby» zawo³a³ «nigdy nad jêzykami swymi panowania nie maj¹. Potrzeba¿ ci by³o rozmawiaæ <w sklep > z ¯ydówk¹ po polsku [s. 125] «A i jak¿e mia³am rozmawiaæ z ni¹? czy po chiñsku?» zawo³a³a pani X. «Wiesz przecie, ¿e kupcowe nasze nie <mówi¹> znaj¹ francuskiego jêzyka, a ja<k> nie umiem 27 Pierwsze okólniki zabraniaj¹ce u¿ywania jêzyka polskiego w mowie i pi mie w urzêdach gminnych i wiejskich, prowadzenia po polsku ksi¹g gospodarskich oraz likwidacjê polskich szyldów i napisów wprowadzi³ w1863 i 1864 roku Murawjow (zob. Sbornik uprawitielstwiennych pasporia¿enij po Siewiero-Zapadnomu Kraju w 1863 i 1864 gody, Wilna 1863, Sbornik pasporia¿enij grafa Michai³a Niko³ajewicza Murawiewa ). Jego nastêpca, genera³-gubernator Konstantin Pietrowicz fon Kaufman w lutym 1866 roku wyda³ kolejne rozporz¹dzenie w tej materii, które pod kar¹ do 100 rubli zabrania³o u¿ywania jêzyka polskiego w mowie i pi mie ju¿ nie tylko w urzêdach czy na scenach, ale nawet w restauracjach i sklepach. Przepisy zaostrzy³ do æ liberalny na innych polach Aleksander Lwowicz Potapow (genera³ gubernator wileñski, kowieñski, grodzieñski i miñski od marca 1868 roku). W specjalnych okólnikach z marca i lipca 1868 roku zakaza³ mówiæ po polsku tak¿e w ko cio³ach i na ulicy, a jako jedyne miejsce swobody dla mowy polskiej pozostawi³ domowe rozmowy w rodzinnym gronie (J. Koz³owska-Studnicka, Z dziejów rusyfikacji Litwy. Goworit po polski wospreszczajetsja , Wschód Polski 1921, nr 10 12). Do rozporz¹dzeñ Potapowa odnosz¹ siê s³owa Orzeszkowej z listu do Jozefa Sikorskiego System rz¹dzenia nami nabra³ nowej energii. Najsurowiej powtórzono zakaz mówienia po polsku wszêdzie. Zdzieraj¹ ogromne sztrafy pieniê¿ne; dziej¹ siê z tego powodu najkomiczniejsze fakta: ja na ulicy ze znajomymi i w sklepach z kupcami mówiê po ch³opsku, tj. po rusiñsku, to samo czyni¹ prawie wszyscy, st¹d miech ogólny. Po ulicach pe³no policji; chwytaj¹ za ko³nierze znajomych, którzy witaj¹ siê s³owami «Ja siê masz!» (list z 7 (19) sierpnia [1868], Grodno. Lz I, s. 39).
286
mówiæ inaczej, tylko po francusku i po polsku «Nie nale¿a³o mówiæ wcale » zacz¹³ doktor «A wiêc jak¿e porozumieæ siê ze sprzedaj¹c¹, na migach, co? ». Doktor, któremu ¿al by³o <po > 30 rubli tak marnie straconych, upiera³ siê przy swoim. «A choæby na migach» zawo³a³ «co pewna, to to, ¿e powinna by³a byæ ostró¿niejsz¹ i pamiêtaæ o tym, ¿e maj¹c piêcioro dzieci, nie mamy ani grosza do zmarnowania, w taki jeszcze sposób, wielki Bo¿e!». Pani X., która <ma czuje dobrze w³adzê, jak¹ ma nad swym mê¿em i zna zas³ugi swe w rodzinie, bo>, jak Pañstwo wiecie, jest kobiét¹ nie tylko ukszta³con¹ i pe³n¹ wdziêku, ale jeszcze i prawdziwie przyk³adn¹ ¿on¹ i matk¹, <zna> czuje dobrze tê w³adzê, jak¹ posiada nad rozkochanym w niej i szanuj¹cym j¹ swym mê¿em. Za nic tedy uwa¿aj¹c sobie wybuch mê¿owskiego gniewu, uda³a jednak obra¿on¹ i bardzo rezolutnie rzek³a: «Mój kochany, prawisz mi same niedorzeczno ci! Ciekawam bardzo, kto mo¿e w ka¿dej chwili dnia ustrzec siê od u¿ycia swojej rodzinnej mowy? <Ot, jestem pe Wypadek> Dzisiejszy wypadek móg³ tak dobrze zdarzyæ siê tobie jak mnie, gdyby chodzi³ po mie cie «O! co tego, to ju¿ pewno nie bêdzie!» zawo³a³ doktor bardziej jeszcze rozgniewany supozycj¹ ¿ony «albom to ja baba, abym jêzyka mego na wodzy utrzymaæ nie móg³! » To rzek³szy, wzi¹³ kapelusz i wyszed³ na miasto dla oddania zwyk³ych wizyt pacjentom. Zaledwie uszed³ kilkadziesi¹t kroków, gdy drogê mu zabieg³ zdyszany od po piechu, z jakim bieg³28 [k. 126]. Iwona W i niewska Wi niewska No Censor Censor s Intervention. Fragment of an Unknown Novel by E. Orzeszkowa Presented is an edition of the surviving fragment, consisting of a few sheets, of the manuscript of an unknown novel by Eliza Orzeszkowa from the latter half of 1860s i.e. the earliest stage of her activity as a writer. The subject-matter is repressive measures extended to the Polish society following the January Insurrection of 1863/4. This is the only known artistic piece in this author s output that takes no care of the censorship considerations. The introductory essay attempts at reconstructing the circumstances and timeframe wherein the text in question was written, also offering an afterthought on its genre status, and making references to Orzeszkowa s biography.
28 W
tym miejscu koniec strony 126 urywa siê rêkopis. Brak dalszych kart.
287
Jedna z zachowanych stron niecenzuralnej powie ci Elizy Orzeszkowej. AN, PAN, Autograf w zbiorach Archiwum Elizy Orzeszkowej Instytutu Badañ Literackich P sygn. 19, k. 1
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
Beata Utkowska
SENS ZAPISU I LOGIKA DRUKU. O EDYCJACH DZIENNIKÓW PISARZY M£ODEJ POLSKI
Analiza sposobu opracowania dzienników pisarzy M³odej Polski: Stanis³awa Wyspiañskiego, Stefana ¯eromskiego, m³odej Zofii Na³kowskiej, nawet stosunkowo niedawno wydanego diariusza Karola Irzykowskiego (1998 2001), wskazuje na pewn¹ nieprzystawalno æ tych edycji do nowszych rozwi¹zañ i postulatów edytorskich. Wspó³czesne tendencje wydawania tekstów zachowanych wy³¹cznie w wersji brulionowej, rêkopi miennej (bazuj¹ce w jakim zakresie na ustaleniach krytyki genetycznej1) zmierzaj¹ z jednej strony do ograniczenia ingerencji edytora, do rezygnacji z porz¹dkuj¹cych dzia³añ, które odgórnie niejako ponad g³ow¹ autora scalaj¹ otwart¹ i niespójn¹ formê jego manuskryptu2. Z drugiej 1 Zob.
Z. Mitosek, Od dzie³a do rêkopisu. O francuskiej krytyce genetycznej, Pamiêtnik Literacki 1990, z. 4. Zob. te¿: ta¿, Wprowadzenie, do: Ecriture/pisanie. Materia³y z konferencji polsko-francuskiej, Warszawa, pa dziernik 1992, red. Z. Mitosek i J. Z. Lichañski, Warszawa 1995; ta¿, Krytyka genetyczna, w: tej¿e, Teorie badañ literackich, Warszawa 2004. 2 Zob. m.in.: T. Drewnowski, Nieskoñczona epopeja: problemy edycji i interpretacji, w: Ecriture/pisanie; M. Prussak, Edytorska nadgorliwo æ, w: Romantyzm poezja historia. Prace ofiarowane Zofii Stefanowskiej, red. M. Prussak i Z. Trojanowiczowa, Warszawa 2002; ta¿, Konsekwencje za³o¿eñ i decyzji edytorskich, w: Polonistyka w przebudowie: literaturoznawstwo wiedza o jêzyku wiedza o kulturze edukacja, red. M. Czermiñskia i in., t. 1, Kraków 2005; M. Bizior-Dombrowska, Problemy tekstologiczne edycji Samuela Zborowskiego Juliusza S³owackiego, w: Z warsztatu edytora dzie³ romantyków, pod red. M. Bizior-Dombrowska i M. Lutomierski, Toruñ 2008.
289
natomiast, co jest naturaln¹ konsekwencj¹ zmniejszania kompetencji edytora, tendencje te akcentuj¹ konieczno æ publikacji wszelkich ladów rêkopi miennej aktywno ci autora, niestosowania ¿adnych opuszczeñ ka¿dy bowiem zapis, równie¿ ten skre lony, poprawiany i powtórnie nanoszony, jest dokumentem wewnêtrznego monologu twórcy, wiadectwem jego poszukiwañ, impulsów, polemik. Traktowanie rêkopisu jako formy dzie³a otwartego 3, którego cech¹ jest wieloznaczno æ, nakazuje zachowaæ i odtworzyæ ca³y chaos autorskich zapisów, ich symultaniczno æ, sylwiczno æ, fragmentaryczno æ. Dzienniki osobiste, podobnie jak korespondencja pisarzy, je li nie s¹ zamierzon¹ gr¹ z czytelnikiem, jak w przypadku Dzienników Gombrowicza, stoj¹ jednak bli¿ej dokumentacji literatury ni¿ literatury piêknej4 bez wzglêdu na tkwi¹ce w nich walory estetyczne, uaktywniaj¹ce ró¿ne p³aszczyzny interpretacji5. Dzienniki ¯eromskiego czy Raptularze Wyspiañskiego nie s¹ rozszczepionymi na fragmenty tekstami literackimi, powstawa³y bez nadrzêdnej idei uformowania z zapisów, rysunków, do³¹czanych listów czy wycinków prasowych wewnêtrznie zorganizowanej, gotowej struktury artystycznej 6. Ich dynamikê wyznacza biograficzny i historyczny konkret, on te¿ decyduje o kierunkach lektury, pocz¹wszy od tradycyjnie ujêtego kalendarium ¿ycia i twórczo ci, po wspó³czesne narracyjno-to¿samo ciowe koncepcje traktowania rozbitej narracji diarystycznej jako wyrazu modernistycznej nieufno ci do cz³owieka czy kulturoznawcze teorie dziennika jako przestrzeni autokomunikacji7. Pozatekstowy, biograficzny kontekst wymusi³ wiêc na edytorstwie diarystycznym i epistolograficznym wykszta³cenie odmiennych za³o¿eñ metodologicznych ni¿ w edytorstwie dzie³ literackich. Regu³¹ jest tu w³a nie stosowanie 3 C.
Rowiñski, Rêkopis jako forma dzie³a otwartego , w: Ecriture/pisanie. E. G³êbicka, Jaka dokumentacja literatury jest nam dzisiaj potrzebna, w: Polonistyka w przebudowie, t. 2, s. 721. 5 Zob. m.in.: K. Ciapa³a-Gêd³ek, Epistolograficzny autoportret artysty, Teksty Drugie 2000, nr 4; M. Popiel, Powie æ o arty cie w listach, w: tej¿e, Wyspiañski. Mitologia nowoczesnego artysty, Kraków 2008. 6 Z. Mitosek, Od dzie³a do rêkopisu, s. 400. 7 Zob. m.in.: J. K¹dziela, Przedmowa, do: S. ¯eromski, Dzienniki, oprac. J. K¹dziela, t. 1, Warszawa 1963; Z. J. Adamczyk, Dzienniki jako dokument formowania siê programu literackiego i pogl¹dów estetycznych Stefana ¯eromskiego, Przegl¹d Humanistyczny 1970, z. 3; M. Marsza³ek, ¯ycie i papier . Autobiograficzny projekt Zofii Na³kowskiej: Dzienniki 1899 1954, Kraków 2004; A. Foltyniak, Miêdzy pisaæ Na³kowsk¹ a Na³kowskiej czytaniem siebie . Narracyjna to¿samo æ podmiotu w Dziennikach , Kraków 2004; M. Wyka, Wstêp, do: S. Brzozowski, Pamiêtniki, oprac. M. Urbanowski, Wroc³aw 2007; P. Rodak, Dziennik osobisty: praktyka, materialno æ, tekst, Przegl¹d Kulturoznawczy 2006, nr 1. 4
290
ró¿nego rodzaju procedur systematyzacji i klasyfikacji, porz¹dkuj¹cych materia³ zgodnie z nadrzêdnym, informacyjnym celem wszelkich opracowañ bazuj¹cych na ród³ach, opracowañ faktograficznych i dokumentacyjnych. Oparta na przemy lanych uk³adach edycja Dzienników Irzykowskiego8, bogato komentowane edycje Dzienników ¯eromskiego czy Na³kowskiej dowodz¹, ¿e domen¹ tego typu wydañ jest poruszanie siê w krêgu sensów, nierzadko odzyskiwanych dopiero w wyniku edytorskich zabiegów rekonstruuj¹cych i obja niaj¹cych (szczególny przyk³ad Dni Orzeszkowej), a nie przekazywanie obrazu zapisu, nie transliteracja tekstu (wydanie Raptularza S³owackiego)9. Wspóln¹ cech¹ wydañ m³odopolskiej diarystyki jest w³a nie próba zapanowania nad chaosem synchronicznego i wieloelementowego (tekstowo-graficznego) zapisu autorskiego, nad materialn¹ heterogeniczno ci¹ rêkopi miennego dziennika (z³o¿onego z zeszytów, lu nych kartek, kalendarzy, listów), który w formie rêkopi miennej bywa nieczytelny, niekomunikatywny, niezrozumia³y. Porównanie autografów dzienników pisarzy M³odej Polski z ich wersjami ksi¹¿kowymi nasuwa pytanie o bilans zysków i strat. Co siê zyskuje, a co traci, zastêpuj¹c otwart¹, p³ynn¹, podatn¹ na wszelkie przep³ywy zewnêtrzne, impulsy, wzrosty i przekszta³cenia 10 postaæ rêkopisu typowym dla linearnego druku porz¹dkiem chronologicznym, tematycznym lub gatunkowym, scalaj¹cym owe zapisy w okre lone ci¹gi tekstowe lub graficzne? Jakie korzy ci, a jakie szkody przynosi zast¹pienie g³osu autora dwug³osem autorsko-edytorskim, rozpisanym na tekst i komentarze do niego? A na ni¿szym poziomie, co decyduje o sposobie opracowania? Jaki wp³yw na sposób rozbicia zapisów i u³o¿enia ich w okre lone zespo³y ma charakter notatek b¹d specyfika twórczo ci autora, a jaki przyzwyczajenia i nawyki edytora? Jakie znaczenie np. 8 W wydaniu dzienników Irzykowskiego, przygotowanym przez Stefana Górê, Zofiê Irzykowsk¹ i Barbarê Górsk¹, przyjêto odmienne zasady organizacji tekstu dla tomu pierwszego (Dziennik 1891 1897, Kraków 1998), w którym obowi¹zuje uk³ad chronologiczny i podzia³ na poszczególne roczniki, a inne dla tomu drugiego (Dziennik 1916 1944, Kraków 2001), w którym ze wzglêdu na równoleg³e prowadzenie przez Irzykowskiego kilku zeszytów diarystycznych zachowano manuskryptowy (zaproponowany prawdopodobnie przez córkê pisarza, Zofiê Irzykowsk¹) podzia³ na tematyczne czê ci ( Basia , Zapiski z lat 1933 1940 , Wojna 1939 , Okupacja i powstanie ), a w ich obrêbie na zeszyty. 9 E. Orzeszkowa, Dnie, oprac. I. Wi niewska, Warszawa 2001; J. S³owacki, Raptularz 1843 1849. Pierwsze ca³kowite wydanie wraz z podobizn¹ rêkopisu, oprac. M. Troszyñski, Warszawa 1996. Zob. Z. Goliñski, Wstêp, do: S. ¯eromski, Pisma zebrane, red. Z. Goliñski, t. 1: Opowiadania, oprac. Z. J. Adamczyk, Warszawa 1981, s. 101. 10 Z. Przychodniak, Duch, litera i druk. Edytorskie dylematy Juliusza S³owackiego, w: Z warsztatu edytora dzie³ romantyków, s. 34 35.
291
w kwestii opuszczeñ ma tak niemerytoryczna zdawa³oby siê sprawa, jak objêto æ diariusza?11 Dwa ró¿ne przyk³ady zysków i strat, wynikaj¹cych z ingerencji w bruliony, stanowi¹ edycje Dzienników Zofii Na³kowskiej i notatek osobistych Stanis³awa Wyspiañskiego. Hanna Kirchner wydanie m³odzieñczych diariuszy Na³kowskiej, tworz¹cych pierwszy tom wielotomowej edycji Dzienników, poprzedzi³a pracoch³onnymi zabiegami porz¹dkowymi. Zapisy te nie maj¹ bowiem jednolitej postaci materialnej i tekstowej. Znajduj¹ siê w trzech zespo³ach rêkopisów, z których pierwszy, zatytu³owany po latach przez autorkê Strzêpy pocz¹tków Dziennika (spalonego przed wojn¹), cechuje siê najmniejsz¹ integralno ci¹. Jest to ko³oblok, powsta³y z po³¹czenia kartek pochodz¹cych z ró¿nych zeszytów, oryginalnych z epoki (prawdopodobnie by³o ich osiem) i pó niejszych, bêd¹cych autorsk¹, z pewno ci¹ ulepszon¹ kopi¹ pierwotnego, niezachowanego tekstu. Bloki owych kart, ró¿nej objêto ci (od 9 do 55 kart), u³o¿one s¹ w przypadkowej kolejno ci i przedzielane pojedynczymi kartkami z zapisami niediarystycznymi, np. z autografem urywka wiersza Leona Rygiera czy z brulionem listu Na³kowskiej zapewne do Heleny Radliñskiej12. Natomiast dwa kolejne zespo³y, materialnie jednolite, bo utworzone z osobnych zeszytów z datowanymi notatkami (w numeracji autorskiej zeszyty IX i XII; zeszyty o numerach X XI zaginê³y), stanowi¹ tekstowy palimpsest, w którym spoza warstwy autorskich poprawek, skre leñ, przeróbek i dopisków, wykonanych przypuszczalnie po drugiej wojnie wiatowej, prze wituje warstwa tekstu oryginalnego z 1902 roku. Gdyby w wydaniu ksi¹¿kowym próbowaæ zachowaæ uk³ad brulionowy, notatki musia³yby byæ wiêc drukowane niechronologicznie. Nale¿a³oby równie¿ obok siebie przedrukowaæ wersjê pierwotn¹ notatek z lat 1899 1901 (je li siê zachowa³a) i jej kopiê, nawet je li pokrywa siê ona z odpowiedni¹ parti¹ pierwotnego zapisu. Rozbudowany system znaków edytorskich, gro¿¹cy chyba nieczytelno ci¹, musia³by siê pojawiæ w tek cie z 1902 roku, je liby mia³ on odtwarzaæ ca³¹ historiê oraz kierunek autorskich zmian. Nale¿a³oby te¿ uwzglêdniæ wszystkie dopiski Na³kowskiej, która czytaj¹c 11 Pytañ mo¿na postawiæ wiêcej, np. w jakim stopniu to charakter notatek czy stopieñ skomplikowania zapisów narzuca edytorowi przyjêcie okre lonych za³o¿eñ, a w jakim wynikaj¹ one z regu³ obowi¹zuj¹cych w Pismach lub Dzie³ach zebranych, w ramach których dziennik siê ukazuje i którym musi siê podporz¹dkowaæ? 12 H. Kirchner, Nota wydawnicza, do: Z. Na³kowska, Dzienniki. I. 1899 1905, oprac. H. Kirchner, Warszawa 1975, s. 416 419.
292
dzienniki po latach rozszyfrowywa³a inicja³y i wpisywa³a pe³ne nazwiska u do³u stronic13. Warto æ takiej edycji by³aby na pewno du¿a. Odzwierciedla³yby ów rekonstruowany przez krytykê genetyczn¹ ¿ywy proces pisania, zapis na gor¹co, model dzie³a otwartego 14 nigdy nieukoñczonego i stale, w dowolnym miejscu i czasie, poszerzanego. Pozwoli³aby równie¿ prze ledziæ proces literaryzacji dziennika Na³kowskiej, jego odrywania siê od codziennej, pi miennej praktyki i w³¹czania go przez autorkê w przestrzeñ literatury15. Jednak konsekwencj¹ decyzji, by w dziennikach przemawia³ tylko diarysta, a nie edytor, musia³oby byæ pozostawienie tekstu bez edytorskich uzupe³nieñ, bez likwidacji autorskich zniekszta³ceñ i pomy³ek, wreszcie bez rzeczowego komentarza. (A jak ciê¿ko zrozumieæ sens takiego diariusza, pozbawionego przypisów obja niaj¹cych realia ówczesnego ¿ycia spo³ecznego, obyczajowego, artystycznego i towarzyskiego, wyja niaj¹cych aluzje literackie i ró¿nego rodzaju odwo³ania do mniej znanych dzie³ literackich i filozoficznych, mo¿na siê przekonaæ podczas lektury Dzienników Karola Irzykowskiego16.) Postanowienia Hanny Kirchner, by uporz¹dkowaæ chronologicznie materia³, by
13 Sprawa komplikuje siê znacznie bardziej w kolejnych tomach Dzienników, powsta³ych ze z³o¿enia: 1. zeszytów; 2. ko³onotatników, zbieraj¹cych pod wspólnymi ok³adkami (np. ko³obloki oznaczone nr. L, LI, LXIII) lub umownymi tytu³ami (np. Notatki do dziennika z ró¿nych epok) lu ne kartki ró¿nego formatu i gatunku, datowane i niedatowane, ³¹cz¹ce notatki diarystyczne z zapisami u¿ytkowymi, takimi jak telefony czy adresy; 3. równolegle do nich prowadzonych skoroszytów zatytu³owanych Dziennik biura oraz brulionów z rachunkami; 4. fragmentarycznych zapisów z innych notesów i zeszytów Na³kowskiej. Zob. H. Kirchner, Nota wydawnicza, s. 414 415 oraz noty do nastêpnych tomów. 14 U. Eco, Dzie³o otwarte. Forma i nieokre lono æ w poetykach wspó³czesnych, prze³. J. Ga³uszka i in., Warszawa 1973. Zob. te¿: Z. Mitosek, Od dzie³a do rêkopisu. 15 P. Rodak, Dziennik pisarza: praktyka, materialno æ, tekst, w: Narracje po koñcu (wielkich) narracji. Kolekcje, obiekty, symulakra , red. H. Gosk i A. Zieniewicz, Warszawa 2007, s. 392. 16 Dzienniki Irzykowskiego pozbawione s¹ jakiegokolwiek edytorskiego komentarza. Sporadyczne informacje o sposobie zapisu pojawiaj¹ siê bezpo rednio w tek cie w nawiasach kwadratowych (np. [W rêkopisie kresko-wê¿yki], t. 1, s. 18; [w nawiasie jedno lub dwa nieczytelne s³owa], t. 1, s. 28), t³umaczone s¹ jedynie niemieckojêzyczne teksty Irzykowskiego (nie prze³o¿ono cytatów, pojedynczych wyrazów i prostych zwrotów). Konsekwencje braku obja nieñ notatek, cechuj¹cych siê ogromnymi przeskokami my li, budowanych szczególnie na pocz¹tku na zasadzie wyliczanki aforyzmów, lu nych skojarzeñ, cytatów, polemik lekturowych, przewidzia³ sam Irzykowski, który mia³ wiadomo æ hermetyczno ci i niezrozumia³o ci swojego diariusza: Jakie wra¿enie by odniós³ kto czytaj¹cy mój dziennik. Musia³bym mu 3/4 do piewywaæ (t. 1, s. 54).
293
datowaæ notatki przez autorkê datami nieopatrzone, by wprowadziæ autorskie deszyfracje nazwisk wprost do tekstu, by przesun¹æ przepisane b¹d przeredagowane warianty dzienników do Aneksu, zapewni³y edycji maksymaln¹ jasno æ i komunikatywno æ. Decyzja natomiast, aby notatki opatrzyæ wyczerpuj¹cym komentarzem rzeczowym, przekszta³ci³a Dzienniki Na³kowskiej niemal w encyklopedyczny przewodnik po jej ¿yciu i twórczo ci oraz w jedno z wa¿niejszych wiadectw historycznych, przywracaj¹ce polskiej kulturze postaci i wydarzenia dawno zapomniane b¹d nigdzie indziej niewystêpuj¹ce. Jest to opracowanie niezwykle cenne nie tylko dla historyków literatury, zdolnych ledziæ meandry diarystycznej narracji Na³kowskiej, lecz tak¿e dla wszystkich badaczy zajmuj¹cych siê ¿yciem spo³eczno-obyczajowym prze³omu XIX i XX wieku, mog¹cych korzystaæ z Dzienników w sposób funkcjonalny, wygodny, sprawny. Wydaje siê, ¿e w tym przypadku korzy ci wyp³ywaj¹ce z ingerencji w autografy s¹ du¿o wiêksze ni¿ straty. Nieco inaczej przedstawia siê sprawa edycji notatek osobistych Wyspiañskiego. Inna jest przede wszystkim baza materia³owa, z któr¹ musi siê zmierzyæ edytor. Wyspiañski nie prowadzi³ regularnego dziennika. W drugiej po³owie 1904 roku i przez ca³y rok 1905 wykonywa³ zapiski w rubrykach dziennych Kalendarza prawniczego na rok 1904 i Raptularza na rok 1905. Zapiski te, warunkowane rodzajem no nika, s¹ z konieczno ci krótkie i lapidarne, ograniczaj¹ siê z regu³y do wypunktowania zawodowych i towarzyskich spotkañ, spraw urzêdowych i finansowych, prac literackich i artystycznych. Uzupe³nieniem owych informacyjnych raptularzy s¹ urywki refleksyjno-opisowych zapisków osobistych Wyspiañskiego, rozrzucone po jego m³odzieñczych notatnikach i szkicownikach. Tradycja wydawania notatek diarystycznych Wyspiañskiego nakazuje rozdzielaæ raptularze i m³odzieñcze zapiski. Pe³ny tekst raptularzy, oparty na odpisach W³odzimierza ¯u³awskiego (autograf siê nie zachowa³), drukowany by³ tylko raz, w wydaniu Dzie³ Wyspiañskiego z 1932 roku, w tomie ósmym, zatytu³owanym Pisma proz¹, w ostatniej czê ci pt. Dodatek. Ich edytor, Leon P³oszewski, zgodnie w ówczesnymi standardami, opatrzy³ notatki oszczêdnymi, zwiêz³ymi komentarzami co, zwa¿ywszy na lakoniczne zapisy Wyspiañskiego, nie pozwala w pe³ni zorientowaæ siê w ich realiach. Raptularze zosta³y nastêpnie wykorzystane w opracowanym przez Alinê Doboszewsk¹ szczegó³owym Kalendarzu ¿ycia i twórczo ci 26 marca 1898 grudzieñ 1907 Stanis³awa Wyspiañskiego, wydanym w ramach Dzie³ zebranych pisarza w 1995 roku. Wykorzystane funkcjonalnie, tzn. nie przedrukowane dos³ownie ani w ca³o ci, ale na zasadzie wyboru zapisów informacyjnie znacz¹cych: cytowanych b¹d streszczonych, grupowanych (w obrêbie dziennej notatki) w zespo³y typu Kontakty ,
294
Twórczo æ , Sprawy dekoracyjne i wzbogaconych wiadomo ciami zaczerpniêtymi z innych róde³, np.: [zapisy w Raptularzu z 1904 r.:] 11 lipca. Pawlikowski wraca z Warszawy i ma byæ. Nie by³. / Jasiñski [!] ma przyjechaæ ze Lwowa. / Jasiñski [!] przyje¿d¿a, przychodzi ze Spitziarem. 12 lipca. Jasiñski [!] przychodzi. / Spotykam Pawlikowskiego. / (Posadzka, bruk) do Nocy listopadowej. [zapis w Kalendarzu ¿ycia i twórczo ci :] 11 12 lipca Kraków. Wyspiañski spotyka siê z T. Pawlikowskim i S. Jasieñskim, dyrektorem teatru lwowskiego, w sprawie Nocy listopadowej. [zapisy w Raptularzu z 1905 r.:] 25 kwietnia. P. Rappaportowa kupi³a Helenê z kokard¹ za 200 koron. / Szwarcowi p³acê za okrycie dla ¿ony 160 koron. / Wstêpujê do p. Chmiela, gdzie jest jego brat, technik. / Aktorzy wnosz¹ petycjê o umiastowienie teatru . [zapis w Kalendarzu ¿ycia i twórczo ci :] 25 kwietnia Kraków. S p r z e d a ¿ o b r a z u: P. Rappaportowa kupi³a Helenê z kokard¹ za 200 koron . K o n t a k t y: Wstêpujê do p. Chmiela, gdzie jest jego brat, technik . S p r a w a t e a t r a l n a: Aktorzy wnosz¹ petycjê o «umiastowienie teatru» . [obja nienie wydawców na podstawie informacji z Kalendarza Krakowskiego z 4 maja 1905 r.:] Organizacja aktorska Czytelnia Artystów Teatru Miejskiego w Krakowie wystosowa³a petycjê postuluj¹c¹, by teatr zosta³ wziêty w bezpo redni zarz¹d przez miasto. Po po³udniu list do St. Lacka [przedruk fragmentu z tomu S. Wyspiañski, Listy do Stanis³awa Lacka, oprac. J. Susu³, Kraków 1957, s. 73 74]. 17 W kalendarium Wyspiañskiego raptularze pe³ni¹ zatem funkcjê s³u¿ebn¹, s¹ jednym z wielu róde³ informacji o ¿yciu i twórczo ci artysty, ale nie tekstem samoistnym. Nie da siê z Kalendarza odtworzyæ tych zapisów trzeba siêgn¹æ 17 S. Wyspiañski, Raptularz z 1904 r. oraz Raptularz z 1905 r., w: tego¿, Dzie³a, oprac. L. P³oszewski, t. 8: Pisma proz¹, Warszawa 1932, ss. 380, 405; ten¿e, Dzie³a zebrane, red. L. P³oszewski i in., t. 16, cz. 3: Kalendarz ¿ycia i twórczo ci 26 marca 1898 grudzieñ 1907, oprac. A. Doboszewska, Kraków 1995, ss. 273 i 394 395.
295
do wydania z 1932 roku, trudno dzi dostêpnego. Edytorskie interpretacje raptularzy Wyspiañskiego z lat 1904 1905 jako dodatku do jego twórczo ci b¹d tylko jako materia³u informacyjnego, sprawiaj¹, ¿e nie funkcjonuj¹ one w historii literatury jako dzienniki. Nie s¹ w³¹czane do dyskursu nad t¹ czê ci¹ diarystyki, w której warstwa tekstowa, postrzegana od strony konstrukcji jêzykowej o walorach estetycznych [ ] mo¿e mieæ drugorzêdne znaczenie 18, a która ods³ania u¿yteczny wymiar dziennikowej praktyki polskich pisarzy, g³ównie jej najczê ciej spotykan¹ funkcjê memoryzacyjn¹. Podobnie dzieje siê z m³odzieñczymi notatnikami Wyspiañskiego. Wielokierunkowa twórczo æ artysty powoduje, ¿e notatniki te chodzi³oby tu przede wszystkim o notatnik z lat 1885 1889 oraz o tzw. szkicownik mariacki z prze³omu 1889 i 1890 roku19 s¹ jednocze nie zbiorami wypisów, brulionami literackimi, szkicownikami malarskimi, przeznaczanymi tak¿e do notatek osobistych, wpisywanych na dowolnych stronach, bez dba³o ci o ich zwi¹zki tre ciowe ani chronologiê. Próba zaprowadzenia jakiego porz¹dku w ineditach Wyspiañskiego powoduje, ¿e osobno opisuje siê i reprodukuje jego szkice i rysunki20, oddzielnie zapisy tekstowe. Te ostatnie poddaje siê dalszej klasyfikacji i skupia w okre lonych krêgach tematycznych. W obu wydaniach Dzie³ Wyspiañskiego, z 1932 i 1966 roku, drukowane s¹ one w tomach zatytu³owanych Pisma proz¹ lub Pisma proz¹. Juvenilia w uk³adzie dwustopniowym. Najpierw publikowane s¹ urywki o charakterze osobistym i literackim w edycji pó niejszej, co istotne, uzupe³nione fragmentami z listów, wyodrêbnionymi jako samoistne ca³ostki o cechach literackich lub diarystycznych a nastêpnie notatki dotycz¹ce spraw artystycznych, przynosz¹ce opisy dzie³ sztuki lub uwagi o sztuce. Zapisy z notatników, które nie poddaj¹ siê takiej klasyfikacji, przede wszystkim d³u¿sze wypisy z prac po wiêconych historii sztuki (malarstwa i muzyki), m.in. twórczo ci Kulmbacha, Rubensa, Schumanna, oraz aforyzmy, cytaty (niekiedy bardzo obszerne) z poezji i dramatów polskich i obcych, g³ównie z Szujskiego, Woronicza, Szekspira, Dantego, s¹ w edycjach pomijane. Nie tylko wiêc nie znamy pe³nej zawarto ci notatników, ale dodatkowo zapiski osobiste zosta³y wyp³ukane z macierzystego kontekstu i wpisane 18 P.
Rodak, Dziennik pisarza , s. 377. Pierwszy przechowywany jest w Muzeum Narodowym w Krakowie, nr inw. 73201, Gabinet rycin, rysunków i akwarel, sygn. III r.a. 2674; drugi w Muzeum Narodowym w Warszawie, Dzia³ grafiki, sygn. Rys. pol. 1842. Zob. S. Wyspiañski, Dzie³a zebrane, t. 14: Pisma proz¹. Juvenilia, Kraków 1966, s. 261 265. 20 Najpe³niejszy ich wykaz, wraz z ilustracjami, przynosi praca Marii Bunsch-Pra¿mowskiej, Szkicowniki m³odzieñcze Stanis³awa Wyspiañskiego 1876 1891, Wroc³aw 1959. 19
296
w nowy epistolograficzny. Równie¿ decyzje o po³¹czeniu urywków typowo dziennikowych z próbami literackimi oraz o umieszczeniu ich w rozdziale o umownym tytule Z notatników i listów, zatar³y ich diarystyczny charakter. Trudno powiedzieæ, jakie rozwi¹zania edytorskie by³yby tu lepsze. Stopieñ skomplikowania manuskryptowych tekstów Wyspiañskiego jest tak du¿y, ¿e zapewne nigdy nie przyniesie w pe³ni satysfakcjonuj¹cych wydawniczych rozstrzygniêæ. Wobec m³odzieñczych notesów artysty mo¿na by³oby oczywi cie zastosowaæ zasadê transliteracji tekstu, ³¹cz¹c j¹ z fototypicznym wydaniem, jak w przygotowanej przez Marka Troszyñskiego edycji bliskiego notatnikom Wyspiañskiego Raptularza S³owackiego. Wydaje siê jednak, ¿e wobec tekstów nieliterackich, czy nie wy³¹cznie literackich, odtworzenie obrazu zapisu to za ma³o, ¿e niezbêdne jest tu choæby podstawowe opracowanie, umo¿liwiaj¹ce orientacjê w przeskokach my li i zapisów autora. Wprawdzie wydanie Listów Stanis³awa Wyspiañskiego do Lucjana Rydla przynosi transliteracjê tekstu Notatnika z podró¿y po Francji w r. 1890 21, ale rwane, miejscami alogiczne notatki Wyspiañskiego z podró¿y potraktowane zosta³y przez Mariê Rydlow¹ jako przedtekst listów do Rydla. Wydrukowane linearnie, wed³ug kolejno ci stron w rêkopisie i zgodnie z obrazem zapisu odzyskuj¹ sens podczas lektury samych listów i wyczerpuj¹cych komentarzy do nich. W przypadku zapisów z notatnika z lat 1885 1889 oraz ze szkicownika mariackiego, wpisywanych na przypadkowo przez Wyspiañskiego otwartych stronicach, obok oderwanych od kontekstu zdañ i asemantycznych znaków, swobodnie mieszaj¹cych gatunki, przedzielanych rysunkami o w¹tpliwej, choæ mo¿liwej przynale¿no ci do tekstu byæ mo¿e korzystniej rzeczywi cie by³oby stosowaæ proponowane przez Leona P³oszewskiego kryterium tematyczne, ale z pewno ci¹ o szerszym spektrum, z koniecznym komentarzem tekstologicznym i rzeczowym, deszyfruj¹cym niezrozumia³e zapisy artysty. Wydania dzie³ Wyspiañskiego dobrze ilustruj¹ inny problem edytorstwa diarystycznego, zwi¹zany z materia³em graficznym zawartym w dziennikach. We wszystkich diariuszach m³odopolskich wystêpuj¹ ró¿nego rodzaju rysunki. Wiele szkiców postaci kobiecych znajduje siê na kartach wchodz¹cych w sk³ad pierwszego ko³obloku i w zeszycie IX Dzienników Na³kowskiej, czêsto ozdabia³ rysunkami swoje dzienniki ¯eromski, wymy lne, oryginalne znaki graficzne 21 S. Wyspiañski, Notatnik z podró¿y po Francji w r. 1890, w: tego¿, Listy zebrane, oprac. L. P³oszewski, J. Dürr-Durski i M. Rydlowa, t. 2: Listy Stanis³awa Wyspiañskiego do Lucjana Rydla, oprac. L. P³oszewski i M. Rydlowa, cz. 1: Listy i Notatnik z podró¿y, Kraków 1979, s. 513 548.
297
wprowadza³ do diariusza Irzykowski. Edytorzy nie wypracowali tu jednej metody postêpowania. Hanna Kirchner podaje informacje o rysunkach w nocie edytorskiej i do³¹cza do wydania fotokopie przyk³adowych stron ze szkicami Na³kowskiej. Jerzy K¹dziela w odpowiednich miejscach tekstu Dzienników ¯eromskiego, tam, gdzie w oryginale znajduje siê rysunek, daje odsy³acze i dok³adnie opisuje szkice w przypisach. Inaczej nale¿a³o post¹piæ wobec Dzienników Irzykowskiego, w których rysunki, szkice, wykresy, figury geometryczne stanowi¹ z regu³y integraln¹ czê æ tekstu, element wywodu pisarza. Porównanie autografów Dzienników z ich wersj¹ ksi¹¿kow¹ (w nocie edytorskiej nie wyja niono zasad postêpowania z zapisami graficznymi) wskazuje, ¿e je li rysunki i znaki graficzne obja niaj¹ tekst lub go uzupe³niaj¹ analogicznie jak to siê dzieje w Pa³ubie czy w Snach Marii Dunin wówczas s¹ zeskanowane i przeniesione do druku. Je li natomiast nie zastêpuj¹ s³ów, stoj¹ niejako obok tekstu, s¹ podobnie jak w edycjach Dzienników Na³kowskiej i ¯eromskiego pomijane (nie przedrukowano np. szkicu domu przy notatce z 26 pa dziernika 1893 roku22). Takie sytuacje w edycji diariusza Irzykowskiego s¹ jednak niezwykle rzadkie. Barbara Górska, wydaj¹c wszystkie ocala³e partie dziennika, stara³a siê minimalizowaæ wszelkie opuszczenia. Publikowane s¹ wiêc wszystkie, nawet kilkustronicowe wypisy z dzie³ polskich i obcych, mniej lub bardziej znanych; bruliony listów Irzykowskiego, zapisane na oddzielnych kartach i w autografie nietworz¹ce ci¹gu diarystycznego, ale znajduj¹ce siê w ród kart dziennika; równie¿ wycinki prasowe do³¹czone przez diarystê do zeszytów. Ta zapobiegliwo æ w udostêpnieniu przekazu maksymalnie kompletnego 23 uderza szczególnie w zestawieniu z Dziennikami Stefana ¯eromskiego. 22 K. Irzykowski, Dziennik 1891 1897, Biblioteka Narodowa (dalej: BN), rkps sygn. akc.
14130/1, ss. 300r., 469. 23 Zasada ta nie dotyczy jednak autorskich zmian i poprawek. Zasadniczo nie informuje siê w druku o wystêpuj¹cych w autografie nadpisanych lub dopisanych wyrazach, wprowadzaj¹c je milcz¹co do tekstu (choæ s¹ od tej regu³y odstêpstwa, np. t. 1, s. 450 451). Skre lenia przywracane s¹ w nielicznych, pojedynczych przypadkach i najczê ciej bez adnotacji, tam, gdzie brak alternatywy (np. fragment zapisu z 22 marca 1891 roku przedrukowano w formie: B³êdy te s¹ jednak tylko rozwiniêciem, np. odrzuceniem ma³ej korzy ci dla wielkiej [t. 1, s. 22] w autografie wyraz rozwiniêciem oraz np [bez kropki, byæ mo¿e to pierwsza sylaba zaniechanego wyrazu] s¹ skre lone; wersja rêkopi mienna po uwzglêdnieniu autorskich zmian brzmi: B³êdy te s¹ jednak tylko odrzuceniem ma³ej korzy ci dla wielkiej [BN, rkps sygn. akc. 14130/1, s. 8v.]). Gdy pojawia siê nowa, poprawiona wersja (wyrazu, zdania, jego fragmentu), to ona w³a nie jest drukowana, bez zaznaczania kierunku zmian. Zrezygnowano równie¿ z próby odtworzenia zapisów ze stron 449 457 autografu, wykonanych bardzo niewyra nie o³ówkiem, dzi ju¿ niemal nieczytelnych.
298
Wielotomowa edycja Dzienników w opracowaniu Jerzego K¹dzieli24 charakteryzuje siê bowiem licznymi opuszczeniami. Zgodnie z informacj¹ podan¹ w nocie edytorskiej, zrezygnowano z przedruku wypisów z powszechnie znanych i dostêpnych tekstów klasyków literatury polskiej , pominiêto tak¿e notatki z rosyjskich wyk³adów w Kielcach i w Warszawie, je li nie mia³y za przedmiot literatury ani nie wi¹za³y siê z tokiem rozumowania autora . Autograf przeszed³ ponadto cenzurê obyczajow¹: nie w³¹czono do wydania tych partii autografu, które dotyczy³y najbardziej osobistych spraw autora 25, oraz ju¿ niesygnalizowan¹ cenzurê polityczn¹. Regu³¹ jest wiêc publikacja przepisywanych przez ¯eromskiego, niekiedy bardzo obszernych, wielostronicowych fragmentów z prasy z epoki (artyku³ów, felietonów, recenzji) oraz z mniej znanych ksi¹¿ek. Je li jednak ¯eromski swoj¹ seriê datowanych ladów 26 konstruuje w ca³o ci z tekstów Grobu Agamemnona S³owackiego, Psalmów przysz³o ci Krasiñskiego czy z fragmentów Hani Sienkiewicza w edycji w tych miejscach pojawia siê tylko data, informacja od edytora, jaki utwór zosta³ przepisany, oraz wielokropek w nawiasach prostok¹tnych. Tak odmienne rozwi¹zania przyjête przez wydawców Dzienników Irzykowskiego, zamkniêtych w obszernych, ale jednak tylko dwóch tomach, oraz Jerzego K¹dzieli, który na Dzienniki ¯eromskiego musia³ przeznaczyæ osiem woluminów, sk³ania do wniosku, ¿e opuszczenia dyktowane s¹ chyba w³a nie objêto ci¹ materia³u (np. przepisane przez ¯eromskiego fragmenty Snu Cezary i Irydiona Krasiñskiego zajmuj¹ w autografie 31 stron!27). Niemniej jednak taka decyzja odbiera mo¿liwo æ bezpo redniej weryfikacji, które ustêpy ¯eromski przywo³ywa³, sk¹d je odpisywa³, jak zapamiêtywa³ cytowane utwory. Byæ mo¿e szanse na wzbogacenie naszej wiedzy o ¯eromskim przez publikacjê tych przytoczeñ s¹ iluzoryczne, ale wydaje siê, ¿e równie z³udne s¹ edytorskie przekonania o powszechnej znajomo ci tych utworów, uzasadniaj¹ce brak ich przedruku. Sprawa opuszczeñ to jedna z trudniejszych edytorskich decyzji. Z perspektywy dzisiejszego, nowego edytorstwa , nale¿a³oby w ogóle z nich zrezygnowaæ. 24
S. ¯eromski, Dzie³a, red. S. Pigoñ, Dzienniki, oprac. J. K¹dziela, t. 1 7, Warszawa 1963 1970 oraz Dzienników tom odnaleziony, oprac. J. K¹dziela, Warszawa 1973 (uzupe³nieniem edycji jest niewielki Dziennik z wiosny 1891 roku, oprac. Z. J. Adamczyk i Z. Goliñski, Kielce 2000). 25 J. K¹dziela, Przedmowa, s. 40. 26 Definicja dziennika, zaproponowana przez Philippe a Lejeune a w szkicu Koronka. Dziennik jako seria datowanych ladów, prze³. M. i P. Rodakowie, Pamiêtnik Literacki 2006, z. 4. 27 BN, sygn. I 7584, t. 2, s. 6v. 21v.
299
Jak jednak mia³by post¹piæ ewentualny wydawca obszernych, prowadzonych przez blisko czterdzie ci lat dzienników Ferdynanda Hoesicka, m³odopolskiego historyka literatury, powie ciopisarza i wydawcy, w oko³o 80% z³o¿onych ze skrupulatnie przez Hoesicka gromadzonych wszelkich wycinków prasowych na swój temat (m.in. polskich i obcojêzycznych recenzji jego ksi¹¿ek, odczytów i felietonów, szkiców odwo³uj¹cych siê do tych publikacji, artyku³ów zawieraj¹cych materia³y do planowanych prac, nawet kronik towarzyskich ledwo wzmiankuj¹cych jego nazwisko) oraz listów do siebie kierowanych? Rozmiar problemu najlepiej obrazuj¹ liczby: listów jest blisko 1500, wycinków zapewne dwa razy tyle, nieprzerywanych przez wiele stronic ¿adnymi osobistymi dopiskami chyba ¿e za takie uznaæ opisy bibliograficzne czasopism. Drukowaæ wszystko, nawet je li fragmenty prasowe siê dubluj¹, bo mia³y przedruki ju¿ w pismach z epoki? Jak post¹piæ wobec tekstów, których Hoesick nie wyci¹³ z gazet, ale zachowa³ ca³e stronice, z pocz¹tkowymi lub koñcowymi fragmentami innych artyku³ów, z redakcyjnymi informacjami o warunkach prenumeraty, z reklamami sodeñskich pastylek od kaszlu? Co zrobiæ z listami ju¿ przedrukowanymi w korespondencjach Sienkiewicza, Rydla, Reymonta, Zapolskiej choæ zapewne publikowaæ raz jeszcze, skoro wchodzi³yby w sk³ad zupe³nie innej ksi¹¿ki? Czy w ogóle w druku da siê nie utekstowiæ owego diariusza, który z ka¿dym rokiem coraz mniej pe³ni³ funkcjê dziennika intymnego, a coraz mocniej archiwum twórczo ci?28 Ma racjê Pawe³ Rodak, autor wielu artyku³ów po wiêconych diarystyce, upominaj¹cy siê o materialny wymiar dzienników i postrzeganie ich nie tylko jako tekstów, ale przede wszystkim jako codziennej praktyki pi mienniczej29, kiedy mówi, ¿e druk, wydobywaj¹c to, co zapisane (tre æ, znaczenie, strukturê tekstu), odbiera dziennikowi w³a ciwy mu pragmatyczny i materialny sposób istnienia 30. Wydaje siê jednak, ¿e wyci¹ganie st¹d wniosków, i¿ druk [ ] dla dzienników jest wypaczeniem , ¿e bez tego pragmatycznego i materialnego kontekstu a wiêc w postaci ksi¹¿kowej dziennik przestaje byæ dziennikiem 31, 28 Materia³y te, pochodz¹ce z lat 1886 1920 i zebrane w kilkudziesiêciu, ró¿nie przez Hoesicka tytu³owanych zespo³ach (Notatniki i dziennik , Pamiêtnik literacki , Dziennik literacki , Dziennik literacki i polityczny ), znajduj¹ siê w zbiorach Biblioteki Narodowej (rkps sygn. akc. 5837 5875, 6483 6484, 6786/1 22, 7067; rkps sygn. 2684 2719, 2722). 29 Zob. m.in.: P. Rodak, Dziennik pisarza ; ten¿e, Dziennik osobisty ; ten¿e, Narracja dziennik to¿samo æ. Przes³anki (projektowanej) antropologii literatury, w: Narracja i to¿samo æ (I). Narracje w kulturze, red. W. Bolecki i R. Nycz, Warszawa 2004; ten¿e, Dziennik osobisty i historia, Kultura i Spo³eczeñstwo 2008, nr 1. 30 P. Rodak, Dziennik osobisty , s. 72. 31 Tam¿e.
300
stawia edytorstwo diarystyczne przed wykluczaj¹cymi siê alternatywami: albo wierne zachowanie obrazu zapisu, czyli np. fototypiczne wydanie, albo przyjêcie jakiejkolwiek strategii publikacyjnej, z za³o¿enia ingeruj¹cej w orygina³. Wyj ciem z tej sytuacji mog³aby byæ elektroniczna forma publikacji dzienników, przekszta³caj¹ca je w rodzaj wielowymiarowych hipertekstów, odbieranych w sposób punktowy a nie linearny, pozwalaj¹cych na dowolne uk³ady tekstu (chronologiczne, tematyczne, gatunkowe), a jednocze nie daj¹cych szansê pe³nej wizualizacji autografu. Zanim jednak ca³e edytorstwo diarystyczne przeniesie siê do sieci, ograniczaæ go bêd¹ wymogi druku oraz wiadomo æ, ¿e diarysta (szczególnie ten dziewiêtnastowieczny) mo¿e i czêsto pisze tylko dla siebie, ale edytor musi siê liczyæ z czytelnikiem i z zasad¹, ¿e tekst przez nikogo nieczytany, nie istnieje. A w postaci manuskryptowej dzienniki pisarzy M³odej Polski by³yby dla przeciêtnego odbiorcy nie tylko nieczytelne, ale wprost nie do czytania. Wszelkim, mniej lub bardziej udanym edytorskim ingerencjom w dzienniki ¯eromskiego, Na³kowskiej, Wyspiañskiego, Reymonta, przy wieca idea nie wyrêczania autora, ale przywrócenia do czytelniczego obiegu jeszcze jednego jego tekstu, nierzadko ciekawszego, bardziej pasjonuj¹cego ni¿ utwory literackie. Tekstu domagaj¹cego siê jednak uporz¹dkowania ceny, jak¹ trzeba zap³aciæ za jego odbiór, czytanie i rozumienie. Beata Utkowska The Sense of Record and the Logic of Print. Editions of Y oung Poland Young Authors Diaries Discussed here are editorial problems involved in preparation for print of diaries of Young Poland-period authors remaining extant in manuscript form. The article takes a polemic approach against our contemporary editorial theories that impose observance in book-format editions of the chaotic arrangement and fragmentary composition specific to manuscripts. An unliterary nature of personal journals is pointed out, along with their facts-related and documentary value which tells the editor to accept clear and precise methods of editing the text and setting the material in order. Based on the example of autographs and book editions of a juvenile diary by Zofia Na³kowska, personal notes and appointment books of Stanis³aw Wyspiañski, and diaries of Stefan ¯eromski and Karol Irzykowski, the benefits and losses have been evidenced as implied by editors interventions, with respect to e.g. selection and choice of notes, their arrangement, deletions, complementation, and commentaries.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
PRZEK£ADY
Krystyna Jaworska
NABIELAK, GOSZCZYÑSKI I TOWIAÑSKI W ARCHIWUM BEGEYA Od t³umacza
Prezentowany artyku³ mówi o ciekawych i ma³o b¹d wcale w naszym kraju nie znanych aspektach popularno ci my li towianistycznej poza polskimi rodowiskami. W gruncie rzeczy ca³a XIX-wieczna w³oska polonistyka jest z Towiañskiego zwolennicy jego my li prze³o¿yli bezinteresownie wiele utworów naszej literatury, tak¿e takie, które inaczej byæ mo¿e nigdy nie doczeka³yby siê t³umaczenia na jêzyk w³oski. Artyku³ Krystyny Jaworskiej stanowi te¿ doskona³y przyk³ad tego, jak wiele interesuj¹cych materia³ów potrafi kryæ siê do dzisiaj przed okiem badaczy we w³oskich archiwach i bibliotekach. Mam nadziejê, ¿e stanie siê on zatem zachêt¹ do prowadzenia kolejnych kwerend. Prezentowany przek³ad jest uaktualnion¹, specjalnie na potrzeby Wieku XIX , wersj¹ artyku³u, który pierwotnie ukaza³ siê w tomie Polonia Italia e culture slave: aspetti comparati tra storia e contemporaneità (red. L. Marinelli, M. Piacentini, K. ¯aboklicki, Warszawa Rzym 1997, s. 129 149). W ród innych aktualnych publikacji, jakie ukaza³y siê we W³oszech na temat literatury polskiej XIX stulecia wypada wymieniæ pracê Mariny Ciccarini Atto e redenzione: un invariante culturale tra Romanticismo e Novecento, in AA.VV., Gli studi slavistici in Italia oggi, Udine 2007, s. 69 86 (po polsku w jej ksi¹¿ce ¯art, inno æ, zbawienie, Warszawa 2008, s. 269 289) oraz A. Ceccherelli, L. Marinelli, M. Pacentini, K. ¯aboklicki, Per Mickiewicz. Atti del Convegno internazionale nel bicentenario della nascita di Adam Mickiewicz, Accademia Polacca di Roma, 14 16 dicembre 1998, Accademia Polacca delle Scienze. Biblioteca e Centro Studi di Roma. Conferenze 114, Varsavia Roma 2001, a tak¿e rozdzia³y zawarte w najnowszej na tamtejszym rynku historii literatury polskiej: L. Marinelli, Storia della letteratura polacca, Torino 2004 (s¹ to: E. Ranocchi, 1795 1830; M. Spadaro, Adam Mickiewicz (1798 1855); K. Jaworska, Il romanticismo dopo l insurrezione; L. Bernardini, Letteratura dell età positivista). Za informacje na temat publikacji dziêkujê zarówno pani Krystynie Jaworskiej, jak i panu Silvano De Fanti. Na koniec pragnê bardzo serdecznie podziêkowaæ Autorce artyku³u za ogromn¹ ¿yczliwo æ i pomoc w rozwi¹zywaniu wszelkich w¹tpliwo ci, tycz¹cych niniejszego przek³adu.
Joanna Pietrzak-Thébault
302
Nieliczne tylko osoby spoza krêgu specjalistów wiedz¹, ¿e papiery Andrzeja Towiañskiego i wielu towiañczyków, w tym i Ludwika Nabielaka, znajduj¹ siê w mie cie, w którym nigdy nie stanê³a jego noga, a mianowicie w Turynie, podobnie jak zaskakuj¹ca jest z regu³y dla niespecjalistów wiadomo æ, ¿e my l Towiañskiego mia³a zwolenników tak¿e we W³oszech1. Jak wiadomo, Andrzej Towiañski wywar³ g³êboki wp³yw na wiele pierwszoplanowych postaci Wielkiej Emigracji, w ród nich na Adama Mickiewicza, Juliusza S³owackiego, Seweryna Goszczyñskiego, Karola Ró¿yckiego, Ludwika Nabielaka i innych. Wiele o tym napisano, a Towiañskiego postrzegano ju¿ to jako szarlatana, fa³szywego proroka, ju¿ to jako cz³owieka wielkiej wiary, reformatora katolicyzmu. Ten ostatni obraz, szeroko rozpowszechniany zw³aszcza przez towianistyczne krêgi w³oskie, którym przewodzi³ Tankred Canonico, profesor prawa karnego na Uniwersytecie Turyñskim i marsza³ek Senatu Królestwa W³och, a pó niej Attilio Begey, przetrwa³ w szczególno ci we W³oszech, tak¿e w najnowszych pracach badawczych2. W krêgach polskich odbiór my li Towiañskiego by³ przez d³ugie lata niezmienny, odziedziczony jeszcze po XIX-wiecznych polemikach na temat szkodliwych wp³ywów towiañszczyzny . Towiañskiego okre lano jako postaæ kontrowersyjn¹, by nie rzec k³opotliw¹, jako fanatyka, który nie wiedzieæ w jaki sposób, byæ mo¿e wykorzystuj¹c stan apatii, w jaki popadli wygnañcy, zdo³a³ zaczarowaæ i omotaæ swoimi niejasnymi ideami sam kwiat poetów i powstañców. Pozytywne oceny bywa³y rzadsze, mimo ¿e na podstawie towianistycznych publikacji, jakie ukaza³y siê w Turynie, Marian Zdziechowski ju¿ w pocz¹tkach XX wieku zaproponowa³ nowe odczytanie Towiañskiego, zgodne z interpretacj¹, jakiej dokonali towiañczycy w³oscy3. 1 Na temat w³oskich towiañczyków zob. T. Canonico,
Testimonianze di italiani su A. Towiañski, Roma 1903, M. Bersano Begey, Italia e Polonia nel Risorgimento. Spigolature towianiste, w: Italia, Venezia e Polonia tra Illuminismo e Romanticismo, Firenze 1973, s. 307 322; ta¿ Il towianesimo: una eco del romanticismo polacco in Piemonte, w: Civiltá del Piemonte, studi in onore di R. Gandolfo, Torino 1975, s. 627 639. 2 T. Canonico, Andrea Towiañski, Roma 1896, M. Bersano Begey, Vita e pensiero di Andrea Towianski, Milano 1918; ta¿, Fogazzaro a pr¹dy mesjanistyczne w Polsce, Przegl¹d Wspó³czesny 1938, nr 12, s. 66 84; A. Erba, Aspetti e problemi del cattolicesimo italiano nei primi decenni del 900. Dal carteggio di un epigono towianista, Rivista di storia e letteratura religiosa , t. 5, 1969, nr 1, s. 13 121; A. Zussini, Andrzej Towiañski, un riformatore polacco in Italia, Bologna 1970; C. Porrati, Rebora e Towiañski: il tono cristiano , Rivista di storia e letteratura religiosa t. 33, 1997, nr 3, s. 277 306, ten¿e, Montale, Towianski e gli spiriti, Levia Gravia 2003, nr 5, s. 63 79; A. Zussini, Tancredi Canonico (1828 1908). Il riformismo religioso di un presidente del Senato, Urbino 2003. 3 K. Jaworska, La corrispondenza tra Marian Zdziechowski e Antonio Fogazzaro, Rivista di storia e letteratura religiosa , t. 24, 1988, nr 1, s. 193 121 (wersja polska: Korespondencja
303
Dopiero w ostatnich latach pojawia siê bardziej wywa¿ona opinia dotycz¹ca znaczenia jego dzie³a i wp³ywu, jaki wywar³ na pisarzy romantycznych 4. Liczne prace5, choæ zawieraj¹ce ró¿norodne, wrêcz przeciwstawne oceny, dowodz¹ jednak¿e zainteresowania, jakie nieustannie wzbudza postaæ Towiañskiego. Jak napisa³ Stanis³aw Brzozowski, polskiego romantyzmu bez Towiañskiego nie sposób zrozumieæ6. Zbiór archiwalny, jaki stworzy³ Attilio Begey, podarowany zosta³ w roku 1972 Bibliotece Uniwersytetu w Turynie przez jego wnuczkê, Marinê Bersano Begey, która kierowa³a Bibliotek¹ w latach 1948 1972. Archiwum zawiera papiery Andrzeja Towiañskiego, a w ród nich ponad czterdzie ci listów Adama Mickiewicza7, jakie syn i spadkobierca mistyka, Kazimierz, przekaza³ Begeyowi w Krakowie w 1912 roku. Znajduj¹ siê tam te¿ znacznych rozmiarów zbiory innych dokumentów zwi¹zanych z my l¹ Towiañskiego. Begey otrzyma³ je Zdziechowskiego i Fogazzara, Przegl¹d Humanistyczny , t. 33, 1989, nr 10, s. 143 16), ta¿ Riflessi del towianesimo piemontese in Polonia. Il carteggio Zdziechowski-Begey, Rivista di storia e letteratura religiosa , t. 25, 1989, nr 3, s. 458 475. Dane pochodz¹ce z turyñskich publikacji i materia³ów Attilia Begeya wykorzystane zosta³y wówczas tak¿e w pracach Wincentego Lutos³awskiego, T. Ujejskiego, Stanis³awa Pigonia. wiadczy o tym równie¿ polska korespondencja Begeya, jak¹ Marina Bersano Begey podarowa³a Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie (Dzia³ Rêkopisów, nr inw. 1607). 4 Odzwierciedla tê zmianê np. has³o Stanis³awa Pieróga, Towianizm (w: S³ownik literatury polskiej XIX wieku, red. J. Bachórz i A. Kowalczykowa, Wroc³aw 1994, s. 947 950) oraz biogram Towiañskiego jako reformatora religijnego w wydaniu rocznicowym Dzie³ Adama Mickiewicza (t. 15: Listy, cz. 2: 1830 1841, oprac. M. Derna³owicz, E. Jaworska, M. Zieliñska, Warszawa 2003, s. 766 767). 5 A. Witkowska, Towiañczycy, Warszawa 1989; K. Rutkowski, Braterstwo albo mieræ, Pary¿ 1989; ten¿e, Stos dla Adama, Warszawa 1994; D. Siwicka, Ton i bicz, Wroc³aw 1990; G. Królikiewicz, K. Ziemba, K. Jaworska, J. Zieliñski, M. Zieliñski, Z. Stefanowska, teksty w sekcji: Der Towianski-komplex Le complexe Towianski, w: Adam Mickiewicz. Kontext und Wirkung Contexte et rayonnement, hg. von R. Fieguth, Freiburg 1999, s. 141 233; A. Szoll, Kobieta i ma³¿eñstwo w Kole Sprawy Bo¿ej Andrzeja Towiañskiego, Postscriptum 2002, nr 4; M. Soko³owski, W¹tki towianistyczne we wspó³czesnej filozofii w³oskiej (wybrane przyk³ady), w: Mit jedno ci s³owiañsko-romañskiej w ¿yciu i twórczo ci Adama Mickiewicza, red. M. Soko³owski, Warszawa 2005, s. 197 215; A. Zieliñska, Teczka Towiañskiego, <www.biesiada.polon.uw.edu.pl/towianski.htm> [dostêp: 26.11.2011]. Warto zauwa¿yæ, ¿e polskie prace koncentruj¹ siê przede wszystkim na pierwszej fazie dzia³alno ci Towiañskiego (1841 1849), zwi¹zanej z jego wp³ywem na wielkich romantyków, podczas gdy badacze w³oscy skupiaj¹ siê raczej na okresie pó niejszym, o charakterze w du¿ej mierze etycznym. 6 Zob. S. Brzozowski, Filozofia romantyzmu polskiego, w: Eseje i studia o literaturze, red. H. Markowski, Wroc³aw 1990, t. 1, s. 321. 7 Wszystkie te listy zosta³y opublikowane w: A. Mickiewicz, Dzie³a, Wydanie Narodowe, t. 15 16, Warszawa 1954 1955 oraz w Wydaniu Rocznicowym: t. 15 17, Warszawa 2003 2005.
304
b¹d sam odnalaz³ i ocali³ w trakcie swoich prac badawczych. Zas³ug¹ Begeya, który ju¿ wcze niej otrzyma³ od Tankreda Canonico listy zawieraj¹ce cenne informacje na temat historii w³oskiego ruchu towianistycznego, by³o zebranie wszystkich dostêpnych mu zapisków, listów, notatek towiañczyków polskich i francuskich rozproszonych po Europie. Tym sposobem powsta³o archiwum o wyj¹tkowej warto ci, zbiór pozwalaj¹cy odtworzyæ ró¿ne fazy ruchu i zwi¹zki, jakie zachodzi³y miêdzy jego zwolennikami. Dodatkowe elementy, mog¹ce pos³u¿yæ pe³niejszemu zrozumieniu postaci Towiañskiego, mog³yby ponadto wy³oniæ siê w trakcie filologicznego opracowania zapisków i notatek rêkopi miennych8, jako ¿e do tej pory s¹dy dotycz¹ce jego my li (z wyj¹tkiem pracy monograficznej autorstwa Marii Bersano Begey) opiera³y siê wy³¹cznie na tekstach opublikowanych, w szczególno ci na trzech tomach Pism, wydanych w Turynie w 1882 roku (trzeba tu przyznaæ, ¿e ich lektura nie nale¿y do ³atwych). Pisma te by³y przedmiotem obszernej pracy redakcyjnej autorstwa Karola Baykowskiego i Stanis³awa Falkowskiego. Obok rêkopisów, które stanowi¹ zasadniczy zr¹b Archiwum, znajdujemy tu tak¿e ró¿norodny materia³ ikonograficzny (litografie, drzeworyty, fotografie, kilka pe³nych zapisków kajecików, których warto æ podnosz¹ rêcznie wykonane technik¹ tempery ilustracje) oraz uporz¹dkowany przez Mariê Bersano Begey zbiór publikacji na temat ruchu towianistycznego, siêgaj¹cy do roku 1935. Sama Bersano Begey opracowa³a w 1934 roku katalog w formie maszynopisu. Jest on niezwykle po¿yteczny, poniewa¿ ukazuje oryginalny uk³ad i zawarto æ Archiwum z czasu, zanim niektóre zbiory dokumentów zosta³y czê ciowo lub w ca³o ci przesuniête do innych teczek i uporz¹dkowane tematycznie. W czê ci dokona³ tego jej ojciec, Attilio, w przewidywaniu ewentualnego wykorzystania ich w publikacji, a w czê ci byæ mo¿e sama uczona, w czasie, kiedy pracowa³a nad monografi¹ Towiañskiego. Katalog ten, szczególnie w przypadku niektórych zbiorów, pozostaje raczej ogólny i w³a ciwie jedynie w przypadku Papierów Towiañskiego i Papierów Begeya dysponujemy
8 Jak
zauwa¿y³a Marina Bersano Begey w notce pozostawionej we w³asnym egzemplarzu Pism zawieraj¹cym jej uwagi na marginesie (a przechowywanym obecnie w Archiwum), porównanie sposobu rêkopi miennych zapisków wypowiedzi Towiañskiego i tekstu opracowanego do druku pozwala lepiej uchwyciæ to, co by³o istotnym sposobem jego my lenia. Transkrypcje takie, które kr¹¿y³y w ród towiañczyków, zanim tekst zosta³ og³oszony drukiem, powinny by³y zostaæ zniszczone po ukazaniu siê publikacji, aby unikn¹æ niezgodnych ze sob¹ wersji, nie wszyscy chcieli jednak pozbawiaæ siê papierów, które mia³y dla nich ogromn¹ warto æ emocjonaln¹. Wiele z nich znajduje siê obecnie w Archiwum Begeya.
305
szczegó³owym spisem9. Zawarto æ pozosta³ych tek zosta³a opisana w sposób mniej lub bardziej syntetyczny. Przypomnijmy, ¿e Archiwum stanowi³o w tamtym czasie w³asno æ rodzinn¹, opis ten by³ zatem w pe³ni wystarczaj¹cy. W 1994 roku Giovanna Bernard, dyrektorka Biblioteki Królewskiej w Turynie, przy okazji konferencji naukowej na Uniwersytecie w Turynie po wiêconej pamiêci Mariny Bersano Begey, zaproponowa³a zorganizowanie wystawy. Decyzja ta sta³a siê impulsem do rozpoznania ca³ego archiwum, tak dla celów ekspozycji, jak te¿ prac badawczych. Wypracowano kryterium, wed³ug którego zosta³o ono ponownie uporz¹dkowane w stosunku do stanu, jaki wynika³ z oryginalnego katalogu, co mia³o umo¿liwiæ sporz¹dzenie uaktualnionego opisu Archiwum, odzwierciedlaj¹cego jego obecny stan, i umieszczenie go w katalogu wystawy10. By³ to pierwszy etap prac badawczych nad tymi materia³ami. Kolejnym krokiem, podejmowanym obecnie, jest pe³na inwentaryzacja i publikacja, pod redakcj¹ Biblioteki Królewskiej, szczegó³owego katalogu Archiwum w celu pe³nego udostêpnienia go badaczom. W ród zachowanych w Archiwum dokumentów w jêzyku polskim szczególnie interesuj¹ce s¹ papiery Nabielaka. Bruliony papierów Nabielaka i jego ¿ony Zofii dotar³y do Attilia Begeya wraz z papierami Bourniera w 1913 roku, zosta³y od nich oddzielone i umieszczone w dwóch grubych tekach. Swego czasu Marina Bersano Begey, przekazuj¹c je Archiwum Biblioteki Królewskiej, w notatce umieszczonej w pierwszej tece zasygnalizowa³a ich szczególn¹ warto æ i znaczenie dla lepszego zrozumienia powszechnego zasiêgu towianizmu w pierwszym okresie jego istnienia (lata 1841 1849)11. 9 Wykaz Papierów Towiañskiego, oparty na tym katalogu, zosta³ w czê ci opublikowany przez Janusza Odrow¹¿-Pieni¹¿ka, Archiwum Begeyów w Turynie, Blok Notes Muzeum Literatury , t. 2, 1963, s. 127 144. Inwentarz Papierów Begeya sporz¹dzony zosta³ w latach osiemdziesi¹tych XX wieku przez Marinê Bersano Begey. 10 L Archivio Begey. Documenti towianisti a Torino 1841 1915, Biblioteka Królewska w Turynie, katalog wystawy pod red. K. Jaworskiej, Torino 1994. Tomik zawiera bibliografiê towianistyczn¹ opracowan¹ przez M. R. Manuntê, która swego czasu wspomaga³a Marinê Bersano Begey przy porz¹dkowaniu materia³ów ikonograficznych. 11 Katalog Marii Bersano Begey prezentuje ich zawarto æ w nastêpuj¹cy sposób: 1. Wspomnienia o L. Nabielaku i Z. Nabielakowej Conrad (spisane rêk¹ Wandy Sz.). 2. Przemówienie L. Nabielaka z dn. 29.11.1861 r. (patrz druki ró¿ne). 3. Rêkopi mienna kopia i druk (w wyd. Martinet 1841) Biesiady (redakcja). 4. Paczka listów i cennych materia³ów z lat 1841 1863. 5. Listy Nabielaka do ró¿nych adresatów. Listy ró¿nych nadawców do Nabielaka w ród nich cenne autografy. 7. Kopie pism Andrzeja Towiañskiego w pierwotnej redakcji. 8. Teczka pism ineditów (patrz skoroszyt z cymeliami). 9. Wspomnienia Z. Nabielakowej (w j. polskim) 10. To¿ (w j. francuskim). 11. wiadectwa i dzia³alno æ S. Nabielaka.
306
Po otwarciu dwóch tek Nabielaka oczom naszym ukazuj¹ siê karty i karteczki szczelnie pokryte ró¿nymi charakterami pisma, czasami bez tytu³u ani podpisu. Pierwsza teka zawiera zapiski Nabielaka dotycz¹ce pocz¹tków towianizmu, zebrane w czterech teczkach (lata 1841 1843, 1844, 1845, 1846 1848). Teczka pi¹ta zawiera korespondencjê i ró¿ne zapiski z roku 1849 i z lat nastêpnych. Szczegó³owa kwerenda prowadzi do stwierdzenia, ¿e razem z papierami Nabielaka w³o¿ono do tej teki tak¿e czê æ dokumentów wchodz¹cych w sk³ad zbioru Bourniera, a byæ mo¿e tak¿e innych zbiorów, jak np. listy Juliette Paszkiewicz do ró¿nych adresatów czy arcybiskupa Puecher Passavalli do Stanis³awa Falkowskiego. Zosta³y one tam w³¹czone przypadkowo, podczas gdy niektóre papiery pierwotnie tam umieszczone zosta³y pó niej przesuniête do innych tek. Mo¿na zatem s¹dziæ, ¿e podobnie czê æ listów Nabielaka mog³a przez pomy³kê znale æ siê w innych zbiorach i jedynie pe³ne skatalogowanie archiwum pozwoli poznaæ dok³adnie jego zawarto æ. W ród dokumentów mieszcz¹cych siê w pi¹tej teczce znalaz³y siê rozmaite kopie zapisków Andrzeja Towiañskiego i notatki z rozmów, jakie przeprowadzili z nim Ludwik i Zofia Nabielakowie, przepisane towianistyczne wiersze Seweryna Goszczyñskiego, Ludwika Nabielaka, Karoliny Towiañskiej, Kazimierza R12, listy ró¿nych nadawców skierowane do Ludwika i/albo Zofii Nabielakowej. S¹ w ród nich (podajê w kolejno ci, w jakiej pojawiaj¹ siê w teczce): Ferdynand Gutt, Karol Ró¿ycki, Micha³ [Kulwieæ], Andrzej Towiañski, Wincenty Pol, Leonard Rettel, Seweryn Goszczyñski, Louis Dequillebeq, Rozwadowski (prawdopodobnie Adolf), Adelina Paszkiewicz, Giacinto Forni, Kanut 12. Dwa numery Semaine des Familles z artyku³em wspomnieniowym o admirale Conradzie.. Dwie teki nie s¹ jednak podzielone na 12 teczek, jak podane jest w katalogu Marii Bersano Begey, a materia³y znajduj¹ siê w innej kolejno ci; te z poz. nr 1, 2, 3, 7, 8 prawdopodobnie zosta³y przesuniête do innych tek, a poz. nr 12 zawiera jeden tylko egzemplarz wspomnianego tygodnika. Poza tym nie sposób stwierdziæ, czy w przypadku poz. nr 4, 5 i 6 materia³ jest kompletny, czy te¿ pozostaje niepe³ny. W 2002 roku dr Agnieszka Szoll sporz¹dzi³a szczegó³owy inwentarz i skatalogowa³a papiery Nabielaka zgodnie z obecn¹ zawarto ci¹ tek. 12 Niektóre spo ród tych wierszy opublikowane zosta³y w: S. Goszczyñski, Dziennik Sprawy Bo¿ej, red. Z. Sudolski, Warszawa 1984, t. 2, ss. 299 303, 305, 310 311; w stosunku do tekstu drukowanego kopie Nabielaka prezentuj¹ zwykle jedynie nieznaczne ró¿nice w interpunkcji. Nieopublikowane pozostaj¹ nadal wiersze Kazimierza R. (prawdopodobnie Radeckiego [1813 1890], towiañczyka od 1845 roku, autora wierszy okoliczno ciowych), z dedykacj¹ Zofii Nabielakowej, Fontainebleau 15.07.1852, zatytu³owane Pie ñ do naj wiêtszej Panny i Modlitwa, wiersz K. Towiañskiej (incipit: Pos³anniku Bo¿y ) oraz anonimowy wiersz zatytu³owany Siostrze Amelii.
307
Gorskowski, Edward Duñski, Leon Zienkowicz, Jacques Malvesin, a ponadto korespondencja miêdzy Zofi¹ a Ludwikiem Nabielakami i drobne listy Ludwika Nabielaka do ró¿nych adresatów. W drugiej tece znajduj¹ siê kopie zapisków Towiañskiego, wyci¹gi z rozmów, jakie z nim odbyto, korespondencja, w tym dwa listy Leona Rzewuskiego do Ludwika Nabielaka i ró¿ne listy do niego Giovanniego Scovazziego, brulion listu Nabielaka do ksiêcia Adama Czartoryskiego i w koñcu artyku³ Nabielaka napisany po francusku i po wiêcony bratu ¿ony, admira³owi Alfredowi Conradowi. Zawarto æ obu tek stanowi zatem ewidentnie tê czê æ papierów Ludwika Nabielaka, które zwi¹zane s¹ z my l¹ towianistyczn¹, jako ¿e zaledwie cztery osoby spo ród cytowanych wy¿ej korespondentów nie nale¿a³y do krêgów towiañczyków. Nale¿y zauwa¿yæ, ¿e podobnie jak wiêkszo ci pozosta³ych papierów z Archiwum Begeya, istnienie tej dokumentacji nie jest uwzglêdniane w polskich wykazach: nie pojawia siê ani w Nowym Korbucie, ani w Polskim S³owniku Biograficznym, ani w ¿adnym opracowaniu tycz¹cym korespondencji wspomnianych wy¿ej osób. Jedyna istniej¹ca monografia na temat Nabielaka, pochodz¹ca jeszcze z XIX stulecia (zosta³a opublikowana rok po jego mierci)13, przytacza cytaty fragmentów tych listów, które najprawdopodobniej udostêpnione zosta³y przez jego ¿onê. Orygina³y albo bruliony niektórych spo ród nich znajduj¹ siê w Archiwum Begeya14. Bior¹c pod uwagê ograniczenia objêto ci tego artyku³u, nie zamierzam przeprowadzaæ tu analizy wszystkich papierów Nabielaka, ani te¿ opracowywaæ jego notatek dotycz¹cych towianizmu z lat 1842 1849; moim celem jest przede wszystkim zasygnalizowanie istnienia tych pism, a tak¿e ukazanie, jak wiele jeszcze mo¿na znale æ w Archiwum Begeya na przyk³adzie korespondencji Nabielaka z Sewerynem Goszczyñskim oraz fragmentów listów wys³anych do ¿ony z podró¿y do Galicji w latach 1848 1849. Warto mo¿e jednak, zanim zatoniemy w tej korespondencji, przypomnieæ krótko postaæ Ludwika Nabielaka (1804 1883). Urodzi³ siê w Stobiernej w okolicach Rzeszowa, w patriotycznej rodzinie (jego ociec by³ uczestnikiem powstania ko ciuszkowskiego), przez pewien czas studiowa³ prawo na Uniwersytecie Lwowskim. W 1826 roku by³ jednym z za³o¿ycieli Towarzystwa Zwolenników 13
W. Zawadzki, Ludwik Nabielak. Biografia na tle historycznym z autentycznych dokumentów, Przewodnik Nauki i Literatury 1885, wydanie broszurowe ze zmienionym podtytu³em w: Opowie æ historyczna, Lwów 1886. 14 Chodzi o nastêpuj¹ce listy: do L. Zienkowicza z 18 VIII 1842 i jego odpowied z 22 VIII 1843; do A. Czartoryskiego z 5 VII 1854; listy ró¿ne do ¿ony.
308
S³owiañszczyzny, przet³umaczy³ te¿ kilka tekstów na temat s³owiañszczyzny15. W roku 1830 przeniós³ siê do Warszawy i wszed³ do redakcji Dziennika Powszechnego , a tak¿e szybko nawi¹za³ kontakty z ko³ami konspiratorów. Odegra³ pierwszoplanow¹ rolê w powstaniu listopadowym, staj¹c wraz z Sewerynem Goszczyñskim i Konstantym Trzaskowskim na czele oddzia³u, który zaatakowa³ Belweder. Maurycy Mochnacki opisa³ go tymi s³owami: M³ody, silny, niez³omnej woli we wszystkim co przedsiêbierze, charakteru nadzwyczajnie sprê¿ystego, rzuci³ siê natychmiast w odmêt niebezpieczeñstw. Zamierza³ podobno oddaæ siê apolinowemu rzemios³u, a zosta³ w kilku, w kilkunastu dniach ¿o³nierzem, odk³adaj¹c Parnas do swobodniejszego czasu.16
Zaci¹gn¹³ siê do wojska powstañczego i zosta³ odznaczony orderem Virtuti Militari za udzia³ w bitwie pod Grochowem, by³ ranny pod Ostro³êk¹. Po upadku powstania uda³ siê przez Wêgry i Austriê do Szwajcarii. Tam przez kilka miesiêcy zatrzyma³a go otwarta ponownie powstañcza rana. Przet³umaczy³ wówczas wraz z J. B. Wernerem kilka wierszy Mickiewicza (i, wed³ug Zawadzkiego17, tak¿e Goszczyñskiego). Skazany zaocznie przez w³adze carskie na karê mierci, w 1833 roku osiedli³ siê w Pary¿u. Pozna³ tam i zawar³ przyja ñ m.in. z Adamem Mickiewiczem, Fryderykiem Chopinem, Juliuszem S³owackim, Bohdanem Zaleskim, Karolem Ró¿yckim. Wst¹pi³ do Polskiego Towarzystwa Demokratycznego, wystêpuj¹c zeñ, wraz z Karolem Ró¿yckim, w 1837 roku. wiadom potrzeby zapewnienia sobie ród³a utrzymania pewniejszego ni¿ lekcje ³aciny i niemieckiego, w 1839 roku, w wieku 35 lat, zapisa³ siê do École des Mines (wy¿szej uczelni górniczej), zdobywaj¹c w 1843 roku tytu³ in¿yniera górnictwa. Od 1842 roku by³ zwolennikiem Towiañskiego, którego pozna³ za po rednictwem Mickiewicza. W 1845 roku o¿eni³ siê z Sophie Conrad (1822 1897), córk¹ francuskiego genera³a, która z mi³o ci do mê¿a nauczy³a siê polskiego (korespondencjê miêdzy sob¹ ma³¿onkowie prowadzili po polsku). Jak napisa³, portretuj¹c Nabielaka, Agaton Giller18, jego ¿ona nale¿a³a do tych Francuzek, które z ogromnym po wiêceniem przyjê³y los mê¿ów, 15 I. Mohylnicki, Rozprawa o jêzyku ruskim, Czasopismo Naukowe Ksiêgozbioru Publ.
im. Ossoliñskich 1829, z. 3; L. Nabielak, Zabytki staro¿ytnej poezji s³owiañskiej. Z rêkopisu Krolodworskiego, Haliczanin 1830, t. 1 2. 16 M. Mochnacki, Powstanie Narodu Polskiego w 1830 i 1831, Pary¿ 1834, t. 2, s. 86 (cyt. za: W. Zawadzki, dz. cyt., s. 77). 17 Tam¿e, s. 84 85. 18 Zob. A. Giller, Weterani Powstania Listopadowego. I. Ludwik Nabielak, Album Muzeum Narodowego w Rapperswylu 1881, s. 76 94; na temat Zofii Conrad zob. s. 87 88.
309
gotowe na to, by ci porzucali je dla powstania, i które dzieli³y mê¿owskie pasje. Zofia Conrad podziela³a tak¿e towianistyczne przekonania mê¿a. W 1843 roku Nabielak jako in¿ynier górnictwa znalaz³ pracê w Barcelonie. W 1848 roku, na wie æ o rozruchach rewolucyjnych i w odpowiedzi na wezwanie Karola Ró¿yckiego, jak najspieszniej przyjecha³ do Pary¿a. Zdecydowa³ siê wówczas na podró¿ do Galicji, ¿ywi¹c tak¿e nadziejê na mo¿liwo æ osiedlenia siê tam wraz z rodzin¹. Galicjê opu ci³ w czerwcu 1849 i pod koniec roku uda³ siê do Zurychu, do Towiañskiego, przy którym pozosta³ kilka miesiêcy. Potrzeba utrzymania rodziny (Nabielakowie mieli czworo dzieci) zmusza³a go do licznych podró¿y. Przez trzy lata pracowa³ w Normandii, w Plessis, przy poszukiwaniu wêgla kamiennego, a nastêpnie w Algierii, gdzie kierowa³ kopalni¹ miedzi. Z przyczyn zdrowotnych musia³ jednak po dwóch latach zrezygnowaæ z tej funkcji. Przeniós³ siê do Marsylii, przebywa³ te¿ w innych miejscowo ciach po³udniowej Francji, w Hiszpanii i ponownie w Algierii. Nastêpnie, przez 4 czy 5 lat by³ dyrektorem gazowni w Nîmes. Na wie æ o wybuchu powstania styczniowego, wezwany przez Karola Ró¿yckiego, porzuci³ tê intratn¹ posadê. Kiedy jednak Ró¿ycki podj¹³ decyzjê o wycofaniu siê z powstania, Nabielak pod¹¿y³ za wyborem przyjaciela i, ponownie przebywaj¹c w Galicji, prowadzi³ dalsze kwerendy w bibliotekach Lwowa. Powróci³ do Francji, przyj¹³ posadê kasjera w Crédit Industriel et Commercial. Pomimo problemów ze wzrokiem kontynuowa³ badania o charakterze historycznym, nadal publikowa³, wyda³ m.in. dokumenty powstania ko ciuszkowskiego19. Przed mierci¹ przekaza³ Ossolineum swój imponuj¹cy zbiór odpisów róde³ dotycz¹cych historii Polski XVII i XVIII wieku. W tomie listów do Goszczyñskiego, opublikowanym przez Pigonia w 1937 roku, korespondencja z Nabielakiem zajmuje poczesne miejsce: znajduje siê tam 28 listów napisanych w latach 1838 1871 (rok powrotu do Polski) adresowanych do Ludwika Nabielaka i 15 (od 1837 do 1852) skierowanych do Zofii. Mamy zatem do czynienia z korespondencj¹ rozwijaj¹c¹ siê na przestrzeni ponad 30 lat; urywa siê ona trzy lata przed mierci¹ poety (1876). ¯aden z tych listów nie znalaz³ siê w Archiwum Begeya, choæ posiada ono dwa niewydane dot¹d listy Goszczyñskiego do Nabielaka (z 21 marca 1848 i z 7 stycznia 1856, a tak¿e krótki sygnowany dopisek do listu Leonarda Rettla). Listy te zostan¹ tutaj przytoczone w ca³o ci. Wyda³o mi siê s³usznym, by spo ród listów Nabielaka do Goszczyñskiego, przechowywanych w Turynie (datowanych: 11 i 27 marca 19 Tadeusz
Ko ciuszko, jego odezwy i raporta. Uzupe³nione celniejszymi aktami, odnosz¹cymi siê do powstania narodowego w 1794 r., red. L. Nabielak, t. 8, Pary¿ 1871.
310
1848 oraz 2 lutego 1850) przytoczyæ szczególnie znacz¹ce wybrane wyj¹tki oraz uzupe³niæ je urywkami z listów, jakie Nabielak napisa³ do ¿ony podczas pobytu w Polsce w latach 1848 1849, a tak¿e notatk¹ samej Zofii Nabielakowej. Nabielak, jak wiadomo, ¿ywi³ dla Goszczyñskiego uczucia g³êbokiej przyja ni, siêgaj¹cej jeszcze czasów warszawskich, kiedy obaj brali udzia³ w powstaniu listopadowym. Przyja ñ ta przetrwa³a wiele lat i to za po rednictwem Nabielaka i Mickiewicza Goszczyñski nawi¹za³ kontakt z Towiañskim: [ ] przedwczoraj by³ u mnie Nabielak, który tak¿e wszed³, i da³ mi wyobra¿enie, jakiego dot¹d nie mia³em. Rzeczy dziwne, wielkie: nauka i cz³owiek. A tymczasem jest to nic wiêcej tylko nasza demokracja, nasze najszlachetniejsze teorie polityczne i filozoficzne, podniesione do religii, ewangelia, rozszerzona do dzisiejszego czasu i jego potrzeb. [ ] Jest to wiêc chrze cijanizm pe³niejszy w rozwiniêciu swoim od dotychczasowego, zostanie religi¹ powszechn¹ czyli katolick¹, a inicjuje go dzisiaj Polska, tak jak dawniej lud ¿ydowski20.
Pozytywne wra¿enie, jakie wyniós³ z tego spotkania Goszczyñski, pog³êbi³ jeszcze fakt, ¿e Towiañskiemu uda³o siê przekonaæ tak¿e osoby dalekie od tego, by ³atwo ulegaæ czyim wp³ywom. Nabielak bowiem, jak pisze Goszczyñski w tym samym li cie, nie nale¿y do ludzi miêkkich . Od tego momentu Nabielaka i Goszczyñskiego ³¹czyæ bêdzie nie tylko ¿arliwa mi³o æ do ojczyzny i zainteresowania literackie, ale tak¿e zwi¹zek z Towiañskim. Jak zauwa¿a we wstêpie do Listów Goszczyñskiego Pigoñ, korespondencja posiada³a dla towiañczyków szczególne znaczenie, pojmowana jako s³u¿ba braciom czêsto bywa³a przepisywana i rozpowszechniana w kole, a autor przechowywa³ bruliony listów, co wyja nia obecno æ w Archiwum Begeya zarówno listów Ludwika Nabielaka, jak listów pisanych do niego. Listy te pozwalaj¹ ujrzeæ postaæ Nabielaka w sposób o wiele bardziej bezpo redni ni¿ jedynie poprzez opis biograficzny. Widaæ w nich mi³o æ do ojczyzny, g³êbok¹ wiarê religijn¹, brak fanatyzmu, prawdziwe cz³owieczeñstwo. Mo¿emy tak¿e ledziæ trudno ci, z jakimi siê spotyka, codzienne nadzieje, zawody, stosunek do Towiañskiego. Zgodnie z polskimi zasadami edytorskimi modernizujê ortografiê podanych ni¿ej tekstów21. 20 List do L. Siemieñskiego, Pary¿ 6 czerwca 1842, w: S. Goszczyñski, Listy (1823 1875),
red. S. Pigoñ, Kraków 1937, s. 139. 21 [Przypis redakcji Wieku XIX ] Zmodernizowano te¿ interpunkcjê oraz ujednolicono do majusku³y adresatywne zaimki osobowe (Ty, Ciê, Ciebie, Twój, Wasz) pisane przez nadawców listów niekonsekwentnie.
311
Ludwik Nabielak do Seweryna Goszczyñskiego Barcelona, 11 marca 1848 Wiem, mój drogi Sewerynie, ¿e mi wybaczysz mimowolne spó nienie. Skorom tylko otrzyma³ twój list z 15 grudnia, chcia³em Ci natychmiast odpowiedzieæ. Wielokrotne przeszkody miejscowe nie dozwolily mi uczyniæ, jak sobie ¿yczy³em i jak nale¿a³o. Teraz nawet, po otrzymaniu od tygodnia z Francji tak nies³ychanych, tak zadziwiaj¹cych nowin, nie zaraz mog³em zg³osiæ siê do Ciebie. A wszelako, mo¿esz mi wierzyæ, nieustannie mia³em Ciê na my li. By³bym chcia³ na skrzyd³ach przelecieæ do Ciebie, i przebiegaæ w spólnej rozmowie nieprzejrzan¹ przysz³o æ, jaka siê nagle otwar³a przed nami. Co za ogromne zdarzenie ta rewolucja, wielka sama w sobie, a jeszcze wiêksze nastêpstwa, jakie w ca³ej Europie koniecznie musi poci¹gn¹æ za sob¹! A upadek tej mizernej dynastii, jak okropny i jak dziwny razem! Zdaje siê, ¿e opatrzno æ czuwa³a przez tyle lat nad Filipem, zas³aniaj¹c go od pojedynczych zamachów, aby tym surowiej i tym widocznej dotkn¹æ go z ca³¹ rodzin¹. Sroga ale zas³u¿ona kara! A jednak, pewny jestem, ¿aden z panuj¹cych nie zechce w tym widzieæ wyroku Bo¿ego. Korona na g³owie, lepota w oczach! Czy dla Polski wyniknie co st¹d bezpo redniego, bardzo w¹tpiê; ale to pewne, ¿e otwar³o siê wszystkim ludziom dobrej woli szerokie pole do dzia³ania, tj. do ³¹czenia siê w jednej, g³ównej my li; do prostowania wyobra¿eñ b³êdnych w sobie i w innych, do podnoszenia siê duchem, do gromadzenia wszystkich rozproszonych ¿ywio³ów na drogê zbawienia Polski. Jaka jest ta droga? Ka¿dy powinien wyczytaæ we w³asnym sercu; inaczej, mam to najsilniejsze przekonanie, godzina odrodzenia Polski prawdziwie wolnej i prawdziwie wielkiej, takiej jak my j¹ pojmujemy, jeszcze nie wybi³a. Stoi mi ¿ywo przed oczyma prorocze s³owo Mistrza do braci zebranych 27 wrze nia 184722. Biada Polsce i emigracji, je¿eli, póki czas jeszcze, nie wejdzie na zbawienn¹ drogê, która j¹ z pewno ci¹ do celu mo¿e doprowadziæ. W ka¿dym innym kierunku ob³¹ka siê niezawodnie, i Bogu tylko samemu wiadomo, na jak dotkliwe próby wystawi siê swoim uporem. Do czego wiedzie brak g³êbszej, niewzruszonej podstawy moralnej, dowód tego zaczyna siê ju¿ pokazywaæ w samej Francji. Kraj ten tak wiat³y, d³ugim u¿ywaniem wolno ci i porz¹dku do cis³ej karno ci nawyk³y, daje ju¿ wewn¹trz smutne widowisko bezecnej chciwo ci i rozerwania. Z jednej strony zg³odnia³a rzeka dwuznacznych patriotów zaleg³a, jak szarañcza, wszystkie miejsca p³atne; z drugiej widzê ju¿ podnosz¹ce siê kolosalne ambicje, które daj Bo¿e, aby kraju wojn¹ domow¹ nie zaburzy³y. Je¿eli siê o to we Francji lêkaæ nale¿y: 22 Chodzi tu o S³owa Andrzeja Towiañskiego do braci obecnych przy nim (w: Wspó³udzia³ Adama Mickiewicza w sprawie Andrzeja Towiañskiego, [oprac. W. Mickiewicz], Pary¿ 1877, t. 2, s. 96 97). Jak dowiadujemy siê z Dziennika Goszczyñskiego (t. 1, s. 372), Nabielak nie by³ obecny na tym spotkaniu, tekst zna³ naturalnie z kopii, któr¹ byæ mo¿e przys³a³ mu sam Goszczyñski (zob. list do L. Nabielaka, Strasburg 15 grudnia 1847, w: S. Goszczyñski, Listy, s. 228).
312
có¿ dopiero dzia³oby siê w Polsce, gdzie daleko mniej wiat³a, mniej karno ci i rz¹du, a wiêcej burzliwego ducha, i w ogóle, daleko wiêcej ¿ywio³u dla rozkie³zanych namiêtno ci. Cokolwiek b¹d , wobec dzisiejszych wypadków powinno æ nasza jest niew¹tpliwa. Czy emigracja przyjmie nasz¹ naukê, czy j¹ odrzuci, my powinni my byæ w pogotowiu, s³u¿yæ krajowi bezwarunkowo, jednocz¹c siê z wiêkszo ci¹ choæby nas odpycha³a, i dowie æ czynem jaki nas duch o¿ywia co do powinno ci obywatelskich. My lê tak¿e, ¿e i do rozg³aszania prawd wy¿szego rzêdu, jakie z ³aski Bo¿ej i Mistrza sta³y siê naszym udzia³em, nie mo¿emy nigdy mieæ lepszej pory. Takie maj¹c przekonanie, postanowi³em wróciæ do Francji w czasie jak byæ mo¿e najkrótszym. Z koñcem kwietnia a najdalej pierwszych dniach maja, je¿eli da Bóg doczekaæ, zapewne bêdê ju¿ w Pary¿u z ca³¹ moj¹ rodzin¹. Je¿eli list niniejszy zastanie Ciê w Strasburgu, odpisz mi natychmiast, donosz¹c co wiesz o zamiarach Mistrza w tej mierze, i o kierunku, jaki bierze emigracja. Nie my l, mój drogi Sewerynie, ¿e dla wypadków ogólnych zapomnia³em o Tobie; domy lam siê, ¿e musisz byæ w przykrym po³o¿eniu; ale nie bêd¹c pewnym czy jeste jeszcze w Strasburgu, lub nie, przezorno æ kaza³a mi odwlec przes³anie Ci kilkudziesi¹t franków, jak siê dowiem z pewno ci¹, gdzie siê znajdujesz. Napisz mi wiêc niezw³ocznie. ciskaj¹c Ciê serdecznie, mam Ci jeszcze powiedzieæ, ¿e mi sprawi³ wielk¹ rado æ, donosz¹c w ostatnim li cie o powrocie Twoim do poezji23. To by³o moim ¿yczeniem od dawna, choæ Ci tego nie mia³em objawiæ. Wedle mego przekonania, któregom nigdy nie zmieni³, zawód poezji ma wa¿ne miejsce w wiêtej sprawie, której s³u¿ymy; ale ma siê rozumieæ, poezji podniesionej do najwy¿szej potêgi duchowej. To samo o ka¿dym innym s³owie pisanym lub mówionym. U ci nienie serdeczne Karolowi i wszystkim braciom z którymi jeste w styczno ci. Moja ¿ona pozdrawia Ciê serdecznie. Ma³y Sewerek24 nasz chowa siê, dziêki Bogu, czerstwo i zdrowo; walny ch³opaczek, tylko drobny. Z koñcem marca bêdzie mia³ 18 miesiêcy. Twój Ludwik
Seweryn Goszczyñski do Ludwika Nabielaka Mój drogi Ludwiku, Piszê bardzo krótko, w przeje dzie do Pary¿a, dok¹d udajemy siê w kilku Braci, z Br. Karolem na czele. Twój list bardzo cieszy nas wszystkich zawsze widzimy Ciebie jakim 23 Byæ mo¿e chodzi tu o cytowany wcze niej list z 15 grudnia, w którym stwierdza, ¿e przebywa w Strasburgu i dodaje: Pragnê og³osiæ tu moje nowe wiersze i spodziewam siê przyj æ do trocha pieniêdzy, abym móg³ wróciæ do Szwajcarii, co dla dokoñczenia ze mn¹ samym pracy jest mi jeszcze konieczne (tam¿e, s. 228). 24 Seweryn Nabielak, jeden z synów Ludwika i Zofii Nabielaków, otrzyma³ imiê na znak przyja ni dla Seweryna Goszczyñskiego, który by³ jego ojcem chrzestnym. Zosta³, podobnie jak ojciec, in¿ynierem, zmar³ wcze niej od niego, pozostawiaj¹c ojca w stanie g³êbokiej rozpaczy.
313
widzieæ pragniemy. Z Pary¿a napiszê Ci obszerniej. Dzi tylko dodam, ¿e weszli my w chwilê dzia³ania, do którego dot¹d gotowali my siê. Proszê Ciê tak¿e, co masz przys³aæ, przy lij jak najprêdzej, bo jestem jak w obozie, z powodu tej nag³ej podró¿y do Pary¿a. Adresuj do Pary¿a a Mr Bournier25 à Batignolles rue Lemercier pour remettre à Mr Severin. Pozdrawiam Ciê i ca³ujê pozdrowieniem braterskim, równie¿ jak Siostrê Zofiê i ma³ego Seweryna. Wasz Brat Seweryn 21 marca 1848, Mulhouse
Ludwik Nabielak do Seweryna Goszczyñskiego Moj Drogi Sewerynie, Nie chcê traciæ ani chwili czasu. Dopiero co odbieram list twój z Milhuzy i natychmiast posy³am Ci co mogê: 50 f. Gdyby nie podró¿ kosztowna, która mnie czeka, podró¿ z ¿on¹ i z dzieæmi, zapewne przes³a³bym Ci wiêcej. Ale mo¿e bêdê móg³ nagrodziæ to, przyjechawszy do Pary¿a. Otrzymali my tu tak¿e dopiero dzisiaj wiadomo ci o wypadkach zasz³ych w Berline, Wiedniu i Mediolanie. Stary wiat przemocy, fa³szu i u cisku wali siê w gruzy. To widoczne zrz¹dzenie Bo¿e! Kto chce cudów, oto je ma! Dla nas jednak wszystkie te wypadki, po tym co zasz³o we Francji, tak s¹ naturalne, jak kiedy ple ñ zimowa znika na wiosnê. My mamy od dawna klucz do tego, co siê dzieje, co jeszcze dziaæ bêdzie. Pozdrawiam Ciê serdecznie ze wszystkimi braæmi. Oczekujê z wielk¹ niecierpliwo ci¹ Twojego listu. Pisz mi co rychlej i nie sk¹po. Twój brat L. Barcelona, d. 27 marca 1848
Podczas ca³ego czasu trwania korespondencji z Nabielakiem (ale tak¿e z innymi bliskimi przyjació³mi), jak równie¿ w Dzienniku Sprawy Bo¿ej, powraca temat niedostatków materialnych Goszczyñskiego, w niektórych okresach maj¹cych wrêcz dramatyczny charakter. Nabielak zawsze niós³ pomoc przyjacielowi26, który w odró¿nieniu od niego nie wyuczy³ siê zawodu daj¹cego mo¿liwo æ utrzymania siê w niepewnych warunkach wygnania. Nabielak równie¿ nigdy siê nie wzbogaci³, jako ¿e sprawa polska by³a dla niego zawsze wa¿niejsza ni¿ po³o¿enie materialne tak dalece, ¿e nie waha³ siê porzucaæ dobrych posad, wpierw w Hiszpanii, a potem w Nîmes, by powróciæ do Polski wówczas, gdy uznawa³ to za rzecz priorytetow¹. Tak sta³o siê równie¿ w roku 1848. 25 Edouard Bournier, francuski towiañczyk; to pod jego nazwiskiem Nabielak uda³ siê w 1863 roku do Galicji. 26 Mimo to w Dzienniku Sprawy Bo¿ej (t. 1, s. 509) w pewnym miejscu Goszczyñski w g³êbi duszy oskar¿a Nabielaka o zbytnie przywi¹zanie do dóbr materialnych.
314
W kwietniu z Barcelony przyje¿d¿a do Pary¿a, pod koniec listopada wyrusza do Galicji, po spotkaniu z genera³em Janem Skrzyneckim27 (zna³ go jeszcze z czasów powstania listopadowego). 15 listopada 1848 roku tak pisze do ¿ony z Brukseli: Smutne wiadomo ci ze Lwowa wcale nas nie zatrwa¿aj¹. Puszczamy siê dalej w podró¿ jutro albo pojutrze, i ju¿ nie bêdê pisa³ do Ciebie, a¿ zapewne z Drezna. Skrzynecki przyj¹³ nas w ogólno ci bardzo uprzejmie; prosi³ raz na obiad, co wieczór na herbatê; da³ list do wicegubernatora Galicji, swego krewnego; jaki za wypad³ rezultat z rozmów w przedmiocie Sprawy naszej, o tym dowiesz siê z przy³¹czonego listu, który umy lnie zostawiam otwarty. Przeczytawszy, zapieczêtuj go i ode lij na ma³¹ pocztê. Na herbacie bywa³o zawsze kilkana cie osób, po wiêkszej czê ci pañ i panien z Polski, dawno ju¿ nie bywa³em w takim towarzystwie, które w ogóle jest bardzo uci¹¿liwe. ¯egnam Ciê, moja droga Zosiu, polecaj¹c Bogu wraz z dzieæmi. Wytrzymuj¹c odwa¿nie i z pogodnym czo³em roz³¹czenia nasze, dowodzisz, ¿e jeste prawdziw¹ Polk¹, chrze cijank¹.
Smutne wiadomo ci ze Lwowa , o których wspomina, to wie ci o zbombardowaniu miasta przez Austriaków 2 listopada 1848 roku. W tym samym li cie ujrzeæ mo¿emy wszystkie najwa¿niejsze dla Nabielaka cele: rozprzestrzenianie Sprawy Bo¿ej Andrzeja Towiañskiego, mi³o æ do ojczyzny i do rodziny. Tematy te powracaæ bêd¹ równie¿ w kolejnych listach. Warto zauwa¿yæ szczególne znaczenie, jakie w ostatnim zdaniu przypisane jest do faktu bycia Polakiem. Nabielak przyje¿d¿a do Krakowa, przez Wroc³aw, 25 listopada. Obawa, z jak¹ odby³ podró¿, przebija przez s³owa skierowane do ¿ony w li cie, którego pisanie zacz¹³ w listopadzie, a ukoñczy³ w grudniu: Dziêki Bogu! Jestem na koniec w Krakowie. [ ] Teraz dopiero mogê Tobie powiedzieæ, moja droga Zosiu, z jak¹ obaw¹ zbli¿a³em siê do granic polskich. Zdawa³o mi siê ci¹gle, ¿e zajd¹ jakie przeszkody nieprzewidziane, które mnie do kraju nie dopuszcz¹, a przynajmniej przyjazd mi utrudni¹. (25 novembre)
30 listopada kontynuuje: Wczoraj, w 18. rocznicê naszego powstania, by³em w Ko ciele N. Panny Maryi, a po nabo¿eñstwie odwiedzi³em mogi³ê Ko ciuszki z jednym z moich dawnych znajomych. Dzi ,
27 Jan Skrzynecki (1787 1860) pocz¹tkowo przyst¹pi³ do ko³a towiañczyków. Fragment tego listu przytoczy³ w monografii Zawadzki. Dodaje on jednak wspomnianemu w li cie Nabielaka krewnemu Skrzyneckiego imiê i tytu³ (Agenor hr. Go³uchowski), co uwydatniæ ma znaczenie tej postaci, i pobie¿nie traktuje towianistyczne rozmowy z samym Skrzyneckim.
315
w dniu imienin Mistrza, by³em na nabo¿eñstwie w ko ciele w. Andrzeja; mszê mia³ ks. Kajsiewicz28, z którym ju¿ poprzednio widzia³em siê kilka razy. Nie jest to nasz poczciwy ks. Duñski29; wszelako pe³ne zdanie o nim zostawiam sobie do pó niejszego czasu. Od wszystkich znajomych doznajê tu przyjêcia serdecznego; w ogóle jednak wyznaæ muszê, ¿e Kraków czuæ wyra nie trupem, stosunkowo do wyobra¿eñ i ruchu naszego. Wszystko brane tu jest mia³ko, na powierzchowno ci; nic w grunt nie idzie, a cokolwiek nie zamar³o zupe³nie, to d wiêk tylko rozbity, < any> ze siebie wydaje. Widzia³em ju¿ masê ludzi, a do æ Tobie powiedzieæ, ¿e Walery Wielog³owski30 jest jeden, z którym choæ jedn¹ czê ci¹ mego ducha mog³em sympatyzowaæ.
Miesi¹c pó niej (23 grudnia) zawiadamia ¿onê o propozycji projektu gazowego o wietlenia miasta, jaki z³o¿y³ w³adzom krakowskim. Pieni¹dze, jakie mia³by za ten projekt otrzymaæ, nawet je li ostatecznie nie zosta³by on zrealizowany, pozwoli³yby mu pokryæ koszty powrotu do Francji: w najgorszym razie bêdê mia³ nawet o czym do Pary¿a dojechaæ . Obok s³ów, w których wysoko ocenia³ serdeczno æ, z jak¹ zosta³ przyjêty, znajdujemy tu gorzkie komentarze na temat negatywnych stron ¿ycia politycznego i apatii galicyjskiego spo³eczeñstwa: Choæ zajêty by³em czê ci¹ materialn¹ naszego przysz³ego bytu, mo¿esz byæ pewna, ¿e na pierwszym wzglêdzie mia³em zawsze czê æ wy¿sz¹ naszego powo³ania S³ug Sprawy, i ilokrotnie wydarzy³o siê, zawsze dawa³em ton nasz, wedle si³ moich i wydarzonych okoliczno ci. Stykam siê z bardzo wielu lud mi, doznajê osobi cie serdecznego i bardzo przychylnego obej cia siê znacznie wiêkszej liczby, w ogóle jednak muszê powiedzieæ, ¿e natrafiam albo na twardo æ wielk¹, albo na ja³owo æ, albo na rozbicie, o których u nas w emigracji nie ma wyobra¿enia. Si³a osobliwa martwego oporu, si³a inercyjna przechodzi tu wszelkie pojêcie. Fa³szywe drogi polityczne na których czê æ ludzi czynniejsza w Polsce 28 Hieronim
Kajsiewicz (1812 1873) powstaniec, emigrant, by³ jednym z za³o¿ycieli zgromadzenia Ojców Zmartwychwstañców, w 1848 roku dociera do Wielkopolski ju¿ po koñcu powstania, nastêpnie udaje siê do Krakowa, sk¹d wyje¿d¿a w kwietniu 1849 roku, w obawie przed aresztowaniem po wkroczeniu do miasta oddzia³ów rosyjskich. 29 Edward Duñski (1810 1857) powstaniec, emigrant, cz³onek Polskiego Towarzystwa Demokratycznego, na równi z Hieronimem Kajsiewiczem, Piotrem Semenenk¹ i Bogdanem Jañskim zaliczany jest do za³o¿ycieli zgromadzenia Ojców Zmartwychwstañców. Zwolennik Towiañskiego od 1846 roku, wyst¹pi³ ze zgromadzenia w roku 1849, pozostaj¹c kap³anem diecezjalnym (zob. [K. Ró¿ycki] Duñski, Prêtre zélé et zélé serviteur de l Oeuvre de Dieu, Paris 1857; E. Duñski, Listy [1848 1856], red. A. Begey i J. Komenda, Turyn 1915). 30 Walery Wielog³owski (1805 1865) powstaniec, konspirator, cz³onek Stowarzyszenia Ludu Polskiego, od 1836 roku emigrant, cz³onek Polskiego Towarzystwa Demokratycznego, przez pewien czas pozostawa³ bliski towiañczykom. Powróci³ do Galicji po powstaniu 1848 roku, zamieszka³ w Krakowie. Trzy listy Nabielaka do Wielog³owskiego z lat 1849 1850 przechowuje krakowska Biblioteka PAU (rkps. sygn. 1827).
316
dot¹d stoi, dope³niaj¹ miarkê z³ego. Z tym wszystkim, jest to tylko cz¹stk¹ zwierzchnej warstwy, z któr¹ siê dot¹d styka³em; o warstwach g³êbszych, o prawdziwym ludzie nie mam jeszcze w³asnego s¹du, bom siê z nim wcale nie styka³ jeszcze; co siê za tyczy klasy tu nielicznej, ale dobrze usposobionej, klasy profesorów, m³odzie¿y w zawodach naukowych pracuj¹cej, i wszelkich tego rodzaju odcieni, miêdzy nimi znalaz³em du¿o dobrego, rozwagê, zdrowy s¹d o rzeczach publicznych, czêsto nawet ¿yw¹ aspiracjê do czego wy¿szego. Miêdzy tymi lud mi uda³o mi siê przeprowadziæ, a raczej przyczyniæ siê do przeprowadzenia kwestii wielkiej wagi, to jest zaproszenie Mickiewicza na katedrê tutejszego uniwersytetu. Razem z listem tym wyprawiam list Rektora, pisany urzêdowo w tym przedmiocie do naszego kochanego Adama, do którego to kroku jak najwiêcej mnie uda³o siê wp³yn¹æ. Je¿eli Adam bêdzie móg³ przyj¹æ tutejsz¹ katedrê literatury, pole dla powagi jego S³owa bêdzie tu niezmierne; ¿yczê sobie dla niego samego i dla kraju, aby siê tak staæ mog³o jak wszyscy pragn¹; je¿eli nie bêdzie móg³ przyjechaæ, bêdzie to znakiem, ¿e stanowisko swoje na innym punkcie uzna za wa¿niejsze. 31
1 stycznia 1849 roku pisze do ¿ony z Krakowa o zamiarze wyjazdu za trzy tygodnie do Lwowa i dodaje: Czyta³em tak¿e przed kilka dniami list ksiêdza Duñskiego do Walerego pisany z Montpellier, list prawdziwie apostolski, pe³ny, namaszczony wy¿szym duchem chrze cijañskim; czytany kilku osobom, wcale nieprzychylnym naszemu ruchowi duchowemu, sprawi³ jednak na nich bardzo dobre wra¿enie. Tak rozbraja siê powoli niechêæ i uprzedzenie, a do dalszego przyjêcia ¿ywego S³owa nowej Epoki droga siê niezmiernie ciele. [ ] Poczciwego, biednego Seweryna nie spuszczam z pamiêci, ale dot¹d niepodobna mi by³o uczyniæ dla niego, mo¿e we Lwowie uda mi siê nieco zrobiæ.
Po powrocie do Krakowa, 18 marca, pisze: [ ] ¿em tak d³ugo bawiæ musia³ we Lwowie, przyczyn¹ tego by³a zmiana Gubernatora i stan oblê¿enia. Zasta³em jeszcze Zaleskiego, i kiedy interes mój tak co do pobytu w kraju, jako i co do o wietlenia Krakowa by³ na ukoñczeniu, zosta³ Zaleski nagle odwo³any, a na jego miejsce nast¹pi³ Go³uchowski, do którego musia³em szukaæ nowych dróg i protekcji. Jak dot¹d wszystko niby w obietnicy. [ ] ma mi byæ wydany paszport za granicê (mam nadziejê 15 kwietnia byæ w Wroc³awiu). Wy lê 50 fr. dla Kochanego Seweryna G. 31
Kilka obszernych wyj¹tków tego listu (b³êdnie datowanego na 13, a nie na 23 grudnia), dotycz¹cych projektu o wietlenia Krakowa i katedry (uniwersyteckiej) dla Mickiewicza zosta³y przytoczone przez Zawadzkiego (dz. cyt., s. 156 157). Pomija on jednak¿e tym razem aspekty towianistyczne, podobnie jak krytykê spo³eczeñstwa galicyjskiego, pozostawiaj¹c jedynie s³owa pochwa³y dla serdeczno ci ludzi i poziomu intelektualnego krakowian. List rektora J. Majera dostarczony zosta³ Mickiewiczowi przez Zofiê Nabielakow¹ w pierwszych dniach stycznia (zob. Kronika ¿ycia i twórczo ci Adama Mickiewicza. Styczeñ 1848 Grudzieñ 1849, red. K. Kostenicz, Warszawa 1969, s. 396 397).
317
Warto zauwa¿yæ, ¿e fragment tego listu pojawia siê w opracowaniu Zawadzkiego, ale z u¿yciem poprawnej formy hr. Go³uchowski . W wyborze cytowanych fragmentów Zawadzki zwraca zawsze uwagê, by nie dra¿niæ wra¿liwo ci czytelników (przestrzegaj¹c równie¿ galicyjskiej tytu³omanii ) i pomija zarówno s³owa krytyczne, jak i fragmenty o charakterze prywatnym, jak choæby te dotycz¹ce pomocy udzielanej Goszczyñskiemu. Wróæmy jednak do samej podró¿y. Nabielak musi zatrzymaæ siê jeszcze w Krakowie w oczekiwaniu na paszport, z czego korzysta, by, jak pisze do ¿ony, prowadziæ przy pomocy brata Roberta mieszkaj¹cego we Lwowie, prace badawcze nad histori¹ Polski XVIII wieku. 28 kwietnia donosi, ¿e zwa¿ywszy na trudne po³o¿enie Austriaków na Wêgrzech: mo¿e bêdziemy mieli nieproszonych go ci z Pó³nocy, a w takim razie przy przerwanej komunikacji mo¿e nawet przez jaki czas nie bêdziesz mia³a tekstu ode mnie . Równocze nie zapewnia ¿onê, ¿e bêdzie w swoich poczynaniach ostro¿ny. 6 maja potwierdza: Otó¿ wej cie Moskali nast¹pi³o rzeczywi cie na dniu wczorajszym, jak o tym dowiesz siê obszerniej z przy³¹czonego listu do Brata Karola . Zmuszony ostatecznie do porzucenia Galicji, po powrocie do Francji znajduje ¿onê w z³ym stanie zdrowia. Wyczerpany tak¿e pojawiaj¹cymi siê trudno ciami materialnymi, udaje siê w koñcu 1849 roku wraz z Zofi¹ do Zurychu, do Towiañskiego. Z brulionu listu, jaki napisa³ w Zurychu do Goszczyñskiego, przytaczamy kilka obszernych urywków32. List ten jest symptomatyczny dla wp³ywu, jaki pobyt w Zurychu wywar³ na jego autora, wp³ywu, który daje siê odczuæ tak¿e na poziomie stylistycznym i leksykalnym, chocia¿by w nieustannym odwo³ywaniu siê do typowo towianistycznej frazeologii: wiat³o , ¿ycie , ród³o , czyn , s³u¿ba braterska i tym podobne. Ludwik Nabielak do Seweryna Goszczyñskiego [ ] Zaraz pierwszego wieczora po naszym przyje dzie, mieli my szczê cie widzieæ Mistrza. By³o naszym pragnieniem powitaæ Go rychlej, by Mu okazaæ rado æ nasz¹, ¿e nam Bóg pozwoli³ zbli¿yæ siê do Niego, a razem ponowiæ zapewnienie wierno ci naszej Jemu i drodze przez Niego podanej; z trudno ciami za naszymi mieli my zamiar wstrzymaæ siê do pierwszego pos³uchania, które by nam wyznaczyæ raczy³. W wiêtej gorliwo ci niesienia pomocy Bratu, Mistrz nasz kochany sam bez odw³oki ustawi³ nam wej cie na przedmiot dotkliwy, i w rozmowie 32
Sam list znajduje siê w ród papierów Goszczyñskiego, które nie uleg³y zniszczeniu podczas ostatniej wojny i przechowywane s¹ w Bibliotece Narodowej w Warszawie, a pochodz¹ z Muzeum w Rapperswilu (Korespondencja S. Goszczyñskiego, sygn. III 2956, k. 160 163), tekst Towiañskiego (Ton pi miennictwa chrze cijañskiego) zawarty w dalszej czê ci listu wydany zosta³ przez Pigonia w dodatku do: S. Goszczyñski, Listy, s. 519 521.
318
cztery godziny trwaj¹cej, rozwin¹³ nieprzebrane Skarby wiat³a, dobroci, si³y o¿ywiaj¹cej Có¿ Tobie mogê powiedzieæ, kochany Bracie, czego by tylokrotnie sam przez Siebie nie do wiadczy³? Ka¿de Jego S³owo by³o razem wiat³em i pomoc¹ dla nas: rozja nia³o drogê, po której i æ mamy, i da³o si³ê ¿ywotn¹ do wytrzymania na niej; niepewno æ i trudno ci znika³y jedna po drugiej; prawda stawa³a przed oczyma ducha i cz³owieka jasna, prosta, a tak wstêpnie ca³ego cz³owieka bior¹ca, ¿e ani pojmujê dot¹d, jak s¹ ludzie, a mianowicie bracia, którzy siê jej oprzeæ mog¹ (Ale¿ prawda, zapominam o tym: uznaæ wiat³o i prawdê, egzaltowaæ siê nawet a wzi¹ æ je za cel ¿ycia w³asnego: to dwie rzeczy wcale ró¿ne. Przedzia³ tak wielki miêdzy obiema stanowi w³a nie to, co jest kamieniem wêgielnym posady chrze cijanina: ofiara krzy¿!) [ ] Co Tobie nadmieniam o wra¿eniach, jakie w pierwszej rozmowie z Mistrzem odnios³em, to powtórzy³o siê, powiêkszy³o jeszcze je¿eli byæ mo¿e, w nastêpnych rozmowach czy to na osobno ci, czy wspólnie z Zofi¹, lub wraz z innymi braæmi mianych. Zawsze to samo podnoszenie ka¿dego przedmiotu do jednakiej wysoko ci, opieranie wszystkiego o pieñ Chrystusowy, widzenie wszystkiego w jedno ci, a przy tym tak ¿ywe podawanie prawdy uciele nionej i ju¿ praktykowanej, ¿e cz³owiek nie posiada siê z rado ci, widz¹c i s³ysz¹c to wszystko Wszak¿e nie my l sobie, ¿eby tej rado ci nie miesza³y czasem bolesne uczucia. Smutek pozostaje w duszy mojej, trwo¿ê siê przed s¹dem Bo¿ym dla siebie i dla nas wszystkich, ilekroæ pomy lê o tym, jak ma³o wynie li my dot¹d prawdziwej korzy ci ze wiat³a, które p³ynie a p³ynie, którym siê ju¿ tak dawno zachwycamy. W ca³ej szczero ci wiernego przyjaciela proszê Ciê, kochany Sewerynie, we ten punkt i Ty na szczególniejsz¹ uwagê. Ten niedostatek by³ dot¹d niedol¹ nas wszystkich. wiat³o mieli my za czyn. Porwani duchem Mistrza, koñczyli my na zachwyceniu siê; kiedy ¿¹dz¹ nasz¹ i wysi³kiem byæ powinno wiat³o od Niego wziête zamieniwszy na swoje, krzewiæ nim w sobie i wko³o siebie ¿ycie nieustaj¹ce, nawi¹zywaæ coraz nowe ogniwa, ju¿ nawi¹zane utrzymywaæ, utwierdzaæ itp. Pobudkê do tych uwag bolesnych, które naprzód sam sobie czyniê, biorê wprost z pe³nego ¿ycia chrze cijañskiego, na jakie Bóg pozwala mnie tu patrzyæ od chwili przyjazdu naszego. Bracie Kochany! ¿ycia równemu temu nie ma zapewne na ca³ej kuli ziemskiej. Jak jest blade w porównaniu z nim ¿ycie nasze w kole w chwilach nawet najlepszych! O zwyczajnym, praktykuj¹cym siê codziennie miêdzy nami, ju¿ nic nie mówiê. A jednak i tu s¹ te same trudno ci po³o¿enia materialnego, te same wymagalno ci ziemi co u nas; s¹ równie¿ przeciwno ci wszelkiego rodzaju, duchowe i ziemskie. Ci¹g³e czuwanie by staæ w ofierze, zwrócona bez przerwy uwaga na interes Boga i bli niego czyni¹ wszelako, ¿e ¿ycie chrze cijañskie d¹¿¹c zawsze do jednego idea³u, idzie tu pasmem nieprzerwanym, pod widocznym b³ogos³awieñstwem Nieba. Zwracaj¹c siê do nas samych, mam to najg³êbsze przekonanie (zw³aszcza odk¹d czê æ praktyczn¹ Sprawy Bo¿ej g³êbiej wziê³em do serca), ¿e ka¿dy z braci, który siê na zewnêtrzne wypadki ogl¹da, który czeka na jakie nowe zawo³anie do czynu, do s³u¿by, dozna bolesnego zawodu i bêdzie kiedy gorzko ¿a³owa³ czasu £aski marnie straconego. Nie do nas nale¿y godzina Pañskich S¹dów. Wszak¿e, wypadki zewnêtrzne przyjd¹ zapewne i znowu przemin¹, zostawiaj¹c nas w tym samym punkcie: je¿eli nie we miemy siê poprzednio i co rychlej do czynu wewnêtrznego, do s³u¿by na w³asnym polu, wyrzucaj¹c z siebie o czym wiemy z pewno ci¹, ¿e jest z³e i woli Bo¿ej przeciwne. Jak to ³atwo uczyæ s³owem wziêtym, a jak trudno staæ ¿ywym wzorem na zbudowanie innych! W tym jednak zadanie ¿ycia chrze cijañskiego.
319
Czyñcie i uczcie , rzek³ Chrystus; to samo powtarza i czyni Mistrz. A nam, co siê nazywamy uczniami Jego, czyli¿ godzi siê powtarzaæ inaczej? Miêdzy wielu materiami, na które otrzyma³em wiat³o od Mistrza, jest jedna, w której wiem, ¿e i Ty czekasz obja nienia. wiat³o ogólne zaczerpnione u ród³a przez jednego z Braci, s³u¿y dla wszystkich; udzielam go wiêc Tobie ze szczerym ¿yczeniem, aby jak najrychlej i jak najpe³niej u¿y³ go na s³u¿bê Bogu i bli niemu. Przedmiot, jak siê zapewne domy lasz, tyczy siê pi miennictwa. Zapytania moje co do tego przedmiotu by³y w tre ci takie: Czy godzi sie nam Idee Sprawy wyprowadzaæ na pole pi miennictwa? w jakich granicach mo¿emy to czyniæ? jakie s¹ do tego warunki co do nas samych? i jak sobie w tym postêpowaæ nale¿y? Oto jest obja nienie Mistrza w tej materii [ ]
Tu nastêpuje koniec brulionu33. W Dzienniku Goszczyñski zapisuje krótko pod dat¹ 5 lutego: otrzyma³em list ze Szwajcarii od Nabielaka, pe³en ¿ycia chrze cijañskiego 34. Nabielak pisa³ jeszcze do Goszczyñskiego z Zurychu 11 kwietnia, referuj¹c wielkanocn¹ mowê Towiañskiego, mowê, której tre æ Goszczyñski pospiesznie przekaza³ tak¿e Mickiewiczowi35. W papierach Nabielaka znajdziemy tak¿e list z 7 stycznia 1856 roku. List ten odnotowany jest w Dzienniku Goszczyñskiego, ale pozostawa³ dotychczas nieznany36. Seweryn Goszczyñski do Ludwika Nabielaka Kochany Bracie Ludwiku! Od dawna zbiera³em siê napisaæ do Ciebie, nie spieszy³em siê bêd¹c pewny, ¿e z listów Siostry Zofii wiesz wszystko to, co Ciê pomiêdzy nami zajmowaæ mo¿e. A to przy nowo 33 Zofia Nabielakowa, w dodanym do brulionu zapisku, wyra¿a nadziejê, ¿e sam list znajduje siê w ród papierów Seweryna Goszczyñskiego do Agatona Gillera. Faktycznie list ten nie zagin¹³ ani nie zosta³, jak inne, zniszczony, lecz przechowywany jest obecnie w Bibliotece Narodowej w Warszawie i Pigoñ wyda³ tekst zapisku Towiañskiego w dodatku do tomu Listów Goszczyñskiego we w³asnym opracowaniu. 34 S. Goszczyñski, Dziennik , t. 1, s. 463. 35 W przypisach do Dziennika Sprawy Bo¿ej (t. 2, s. 361) list ten jest odnotowany jako nieznany, podczas gdy zosta³ on opublikowany przez Pigonia w dodatku do Listów Goszczyñskiego (dz. cyt., s. 521 525). 36 S. Goszczyñski, Dziennik , t. 1, s. 544; t. 2, s. 368. Niektóre spo ród wiadomo ci przekazanych w li cie, jak choæby spotkania z Zienkowiczem, Wysockim, Mieros³awskim, nowo powsta³e wiersze, opisane s¹ tak¿e na stronach z grudnia 1855 roku i stycznia 1856 roku w Dzienniku Sprawy Bo¿ej (t. 1, s. 541 544).
320
rozpoczêtym roku mam sobie za mi³y obowi¹zek przes³aæ ci w³asn¹ rêk¹ kilka s³ów braterskich moich dla Ciebie uczuæ. ¯yczê Ci wiêc i nadal tej £aski Bo¿ej, która Ciê dot¹d prowadzi³a, wspiera³a, os³ania³a; ¿yczê Ci, aby temu mi³osierdziu Bo¿emu dawa³ ci¹g³e wiadectwo ¿yciem Twoim dla Twego w³asnego dobra i dla dobra cierpi¹cej Ojczyzny naszej; ¿yczê Ci na tym stanowisku jak najlepszego zdrowia, jak najd³u¿szego ¿ycia, aby , jak sam wszed³e na drogê prawdy, aby rozja ni³ j¹ tym, którym to winiene , a przede wszystkim Twojej rodzinie, aby móg³ w tym jeszcze ¿ywocie patrzeæ na dobre owoce Twoich trudów ojcowskich i polskich. Ju¿ to dwudziesty szósty rok, mój kochany i zacny Bracie, jak nas Bóg zwi¹za³ wy¿szym powo³aniem, wy¿szymi uczuciami, zwi¹zek ten przetrwa³ próby ciê¿kich czasów, wa¿nych wypadków i nie tylko nie zni¿y³ siê, ale siê podniós³ i u wiêci³ podniesieniem siê spólnej naszej Sprawy, proszê Boga i w tej to chwili, aby nam dopomaga³ dochowaæ go w czysto ci odpowiedniej naszemu stanowisku i przeci¹gn¹æ go tam, gdzie ju¿ nie gro¿¹ niebezpieczeñstwa doczesnego ¿ywota. Tego ¿yczê nam obu, sk³adaj¹c te ¿yczenia pod b³ogos³awieñstwo Bo¿e. Z ubolewaniem odbieramy te wiadomo ci niemi³e o Twojej ciê¿kiej pracy i zapadaniu na zdrowiu. Nie s¹¿ to znaki dla Ciebie opuszczenia Algieru? Ty sam najlepiej potrafisz to oceniæ, ale my z prawdziw¹ rado ci¹ widzieliby my Ciebie bli¿ej nas, i nie w¹tpimy, ¿e opieka Bo¿a bêdzie nad Tob¹ zarówno we Francji, jak w Algierze. Odwiedzam jak mogê najczê ciej Siostrê Zofiê; odwiedza³bym czê ciej, ale mi przeszkadza odleg³o æ, a jeszcze wiêcej z³a droga, ile razy czas jest brzydki, a w tej porze roku trwa prawie ci¹gle. Jest mi to przykre, zw³aszcza przy pogorszeniu teraz zdrowia Siostry Zofii, bo my lê, ¿e moje nawiedziny s¹ jej zawsze po¿¹dane, a dla mnie s¹ mi³e. Twoja Genusia wyborne dziecko, pe³ne zdrowia i ¿ycia, rozwija siê szybko ma mi³o æ wszystkich, którzy j¹ widz¹: sprawi Ci wielk¹ rado æ za Twoim powrotem, dzi w³a nie rocznica jej urodzin, pragn¹³bym j¹ w tym dniu zobaczyæ, je¿eli mnie b³oto nie zatrzyma. Miedzy nami, dziêki Bogu, zaczyna i æ coraz lepiej, tylko ks. Edward cierpi mocno na swoj¹ rêkê. W tych dniach gotujemy Pismo spólne od nas do Braci W³ochów, którzy s¹ teraz w bardzo wa¿nej s³u¿bie ze swoim duchowieñstwem37, ale o tym musisz ju¿ wiedzieæ sk¹din¹d. Z Karolem B. widujemy siê czêsto, on tak¿e znacznie post¹pi³ w ¿yciu braterskim. U W³adys³awa zakoñczyli my rok stary, by³ miêdzy nami i Brat Karol38. Poza nami zamêt, rozerwanie, k³ótnie. Legiony owe na Wschodzie coraz mniej maj¹ uroku. Zamoyski coraz wiêcej ma przeciwników. W tych dniach mia³ byæ wyzwany na pojedynek przez kapitana Ja wiñskiego, który wróci³ z Turcji. Kamiñski wybiera siê na Wschód, jako jenera³ jazdy, Paprocki jako jenera³ piechoty. Ale dosyæ o tym. Wiesz ju¿ o mierci Adama. W Stambule Polacy walcz¹ teraz o jego cia³o. Jedni chc¹ go wywie æ do Francji, drudzy zatrzymaæ. Spór wytoczy³ siê przed pos³a francuskiego, który nie przyj¹³ na siebie tego sporu bêdzie sprowadzony do Pary¿a, bo taka by³a ostatnia 37 Na ten temat zob. T. Canonico, Testimonianze di Italiani su Andrea Towianski, s. 49 136.
38 Chodzi tu o poetê Karola Baliñskiego (1817 1864), który zbli¿y³ siê do towiañczyków w latach, kiedy przebywa³ w Pary¿u, o W³adys³awa Dzwonkowskiego (1818 1880) konspiratora i patriotê, który bra³ udzia³ w ruchach rewolucyjnych 1846 i 1848 roku w Wielkopolsce i o Karola Ró¿yckiego. Opis wieczoru S. Goszczyñski, Dziennik , t. 1, s. 544.
321
Jego wola, i pochowany razem z ¿on¹ w Montmorency. Tymczasem zbiera siê fundusz na jego dzieci, zebrano ju¿ do stu kilkadziesiêciu tysiêcy franków. Tak siê rozpisa³em o innych, ¿e niewiele miejsca pozostaje dla mnie samego, a tymczasem trzeba co o tym powiedzieæ. Mia³bym wiele do powiedzenia, bo siê wiele rzeczy robi³o przez czas jako my siê rozstali. Powiem co mo¿na jeszcze w tym li cie. A naprzód, jestem ci¹gle dosyæ zdrów, potem wiele piszê. W tych czasach zajmuje mnie g³ównie wiersz z powodu mierci Mickiewicza39. Praca trudna, ton w³a ciwy do uchwycenia i utrzymania trudny, ale ufam w pomoc wy¿szego natchnienia, ¿e siê rzecz zrobi. Oprócz pisania mia³em wiele zetkniêæ siê ju¿ to z krajanami, ju¿ to z emigrantami, dawnymi znajomymi. Zdaje siê zachylaæ ku nawi¹zywaniu dawnych stosunków. Miêdzy innymi zetkn¹³em siê z Wysockim, Mieros³awskim, Zienkiewiczem, ale dot¹d nie zasz³o nic tak wa¿nego, aby o tym warto by³o rozpisywaæ siê. Pol przys³a³ mi swojego Mohorta, który jest w istocie licznym dzie³em, z tego powodu napisa³em do niego dosyæ obszernie. Karol B. pos³a³ mu swój wiersz z tego¿ powodu; nie wiem czy go znasz? A jest niepospolity, stawia tam Sprawê Bo¿¹, a g³ównie Br. Karola jako typ ¿o³nierza i wodza polsko-chrze cijañskiego40. Ja tak¿e napisa³em wiersz do Polski41 na ten Nowy Rok. Nikomu jeszcze nie wiadomy, bo nie przeszed³ przez poprawki. Przes³a³bym go tobie, ale zanadto ciê¿ki, bo ma z gór¹ 200 wierszy. Tyle na ten raz. ¯yczê Ci mocniejszego zdrowia i l¿ejszej pracy a razem pozdrawiam jak brat brata Twój brat Seweryn
Nasilaj¹ce siê symptomy malarii zmusi³y Nabielaka do powrotu; podczas pobytu we Francji, jak wnosiæ mo¿na z Dziennika, w marcu i kwietniu spotyka Goszczyñskiego, po czym w maju wyje¿d¿a, by obj¹æ posadê w Hiszpanii. Ostatni autograf Goszczyñskiego zachowany w Turynie znajduje siê na koñcu listu Leonarda Rettla do Zofii Nabielakowej, datowanego 22 wrze nia 1856 roku. Pod koniec pobytu w Caen Goszczyñski znalaz³ siê bez rodków do ¿ycia. W jeden dzieñ przeszed³ pieszo 24 mile i gdy w pierwszych dniach wrze nia dotar³ do domu Nabielaków w Batignolles 42, zamiast w³a cicieli, zasta³ tam Leonarda Rettla: Dziêkujê Ci serdecznie, kochana Siostro, za pamiêæ i S³owo braterskie dla mnie. Nigdy nie w¹tpi³em o Waszym dla mnie interesie i dlatego tak mia³o, mimo Waszej wiedzy skorzysta³em 39 Zob. S. Goszczyñski, Pie ñ pogrobna Mickiewicza, w: tego¿, Dzie³a zbiorowe, wyda³ Z. Wasilewski, Lwów 1911, t. 1, s. 226 229. 40 K. Baliñski, piewakowi Mohorta bratnie s³owo, Londyn 1856. Kopia tego wiersza z dedykacj¹ autora dla Goszczyñskiego (jak podaj¹ przypisy do: S. Goszczyñski, Dziennik , t. 2, s. 369) przechowywana jest w Bibliotece Narodowej w Warszawie (Kras. 671150). 41 S. Goszczyñski, Pos³anie do Polski, w: tego¿, Dzie³a , s. 230 256. 42 Nader smutny opis tego powrotu znajduje siê w Dzienniku Sprawy Bo¿ej (t. 1, s. 564 565).
322
z Waszej go cinno ci. Spodziewam siê, ¿e w niczym za powrotem Waszym nie znajdziecie nadu¿ycia jej z mojej strony. W pewno ci rych³ego zobaczenia siê, na tym koñczê mój dopisek i pozdrawiam Was obojga z prawdziwym braterskim uczuciem. Wasz wierny brat Seweryn Goszczyñski
Na marginesie Zofia Nabielak notuje: List ten z powodu, ¿e w naszej nieobecno ci Leonard Rettel mieszka³ u nas, a potem i Kochany Ojciec Chrzesny siê zaprosi³ bo i jeden i drugi byli bez przytu³ku czyli bez rodków ¿ycia. [ ]
W pa dzierniku Goszczyñski znalaz³ zajêcie w szkole polskiej w Batignolles, sk¹d zosta³ jednak wraz z innymi towiañczykami wydalony w roku nastêpnym, z powodu burzy, jak¹ w rodowiskach emigracyjnych wywo³a³a publikacja pisma skierowanego do cara Aleksandra II: Powody, dla których amnestia przyjêta byæ nie mo¿e. List ten Goszczyñski z³o¿y³ (wraz z Karolem Ró¿yckim, Ludwikiem Nabielakiem i W³adys³awem Dzwonkowskim) w ambasadzie rosyjskiej w Pary¿u. W latach sze ædziesi¹tych relacje Goszczyñskiego z krêgami towianistycznymi Zurychu i Pary¿a pogarszaj¹ siê (równie¿ dlatego, ¿e Goszczyñski utrzymywa³, i¿ stosunek zwolenników do Towiañskiego nosi³ znamiona fanatycznego uwielbienia)43, co jednak nie wp³ynê³o na zachwianie przyja ni z ma³¿eñstwem Nabielaków. Wspomnieli my powy¿ej o zapisku dodanym przez Zofiê Nabielakow¹ do brulionu listu mê¿a do Goszczyñskiego z lutego 1850 roku, prawdopodobnie na u¿ytek monografii Zawadzkiego. S¹dzê, ¿e z dystansu, jaki daj¹ nam minione dziesiêciolecia, lektura tej refleksji nad towianistycznym do wiadczeniem dokonana przez francusk¹ damê mog³aby okazaæ siê niezwykle interesuj¹ca. Obok wspomnieñ pamiêtnych wydarzeñ i niezwyk³ej atmosfery tamtych lat, znalaz³y siê tu opinie bliskie wyra¿onym wcze niej przez samego Goszczyñskiego i jego towarzyszy: 43 Sam Goszczyñski w kilku listach do Towiañskiego z lat 1862 i 1863 i kilkakrotnie na stronach Dziennika Sprawy Bo¿ej z tych samych lat podkre la niew³a ciwo æ tej postawy, powszechnej w otoczeniu Towiañskiego w stosunku do Mistrza (zob. na ten temat tak¿e: S. Pigoñ, Seweryn Goszczyñski w sporze z Ko³em Sprawy, Przegl¹d Wspó³czesny 1928, nr 72 73, wyci¹g s. 41 i nn; ten¿e, Adoracja Towiañskiego, w: tego¿, W ród twórców, Kraków 1947, s. 86 126).
323
26 stycznia 1885. [ ] Notkê moj¹ na koñcu drugiej stronicy muszê trochê rozszerzyæ wyja nieniem w³a nie stosownym do s³ów podkre lonych przeze mnie na 3. stronicy: wiat³o mieli my za czyn. I ze mn¹ tak siê sta³o jak i z innymi. Jak dzi po 35 latach odczytujê to wszystko, to doprawdy przechodzi³o siê przez wypadki nadzwyczajne; i albo¿ to moje pój cie za m¹¿ za emigranta, potem powrót do Francji w jakim czasie! w ród wypadków wiosny i lata 1848. [ ] Nast¹pi³o, jak siê dzi na to zapatrujê, we mnie prawdziwe oszo³omienie; wrza³o wszystko jak w kotle, Pana Andrzeja aresztowano kto mia³ czas mi obja niæ? Egzaltacja by³a we mnie wielka, czu³am, ¿em siê urodzi³a, ¿eby zostaæ dobr¹ Polk¹ wedle programu Pana Andrzeja, tj. oswobodzenia Polski przez samych Polaków odrodzonych i przez to samo postawionych pod opiekê Bo¿¹, ale w czym to odrodzenie, co mia³o znaczyæ to s³owo Ofiara, kto mia³ mi daæ klucz do tej istoty Chrze cijañstwa w tym czasie takiego < > ogólnego. Czy jest czym siê dziwiæ? Kiedy sam Adam Mickiewicz w istocie bior¹c rzecz, te¿ przez egzaltacjê i gor¹co æ ducha nie zrozumia³ sam nigdy (wedle mnie, ale ja siê mogê myliæ), o co sz³o, o to przeistoczenie wnêtrza swego dla mi³o ci Boga i Ojczyzny. Ten brulion listu Ludwika jest wa¿ny, nie tylko co siê tyczy nas samych, ale i dla zrozumienia ogó³u Sprawy Pana Andrzeja. Ludzie siê do niego egzaltowali, a on wci¹¿ wo³a³ do istoty Chrze cijañskiej, do koncentrowania i skupienia siê, a¿eby ka¿dy ruch wewnêtrzny by³ w³a ciwym i st¹d czerpaæ czyny w³a ciwe inaczej czyny koñcz¹ siê dymem i raczej siê pozycja pogarsza ani¿eli polepsza ruchami przedwczesnymi, niew³a ciwymi. My my byli mo¿e z pierwszych, których powo³a³ P. Andrzej do opuszczenia tych dróg marzeñ, tych manowców, które siê utworzy³y w Kole od 1843 do 1848 roku, w czasie jego nieobecno ci w Pary¿u, o czym do æ ju¿ ladów w ksi¹¿ce Wspó³udzia³ Mickiewicza.
Prze³o¿y³a Joanna Pietrzak-Thébault Krystyna Jaworska Nabielak, Goszczyñski, T owiañski in the Begey Archive Towiañski A presentation of the Begey Archive, owned today by the Royal Library of Turin, Italy, and little known to Polish scholars to date. The resources stored therein would for certain enable one to shed a new light upon the figure of Andrzej Towiañski and those once attending his circle, Poles and aliens alike. Once explored, those manuscript sources, remaining unpublished to date, would also enable to supplement the biographical facts for many of the milieu. The suggested publication of fragments of the correspondence between Stefan Garczyñski and Ludwik Nabielak, and of Nabielak s letters to his wife Zofia, confirms that such expectations are legitimate.
324
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
RECENZJE
Ewa Paczoska, Prawdziwy koniec XIX wieku. ladami nowoczesno ci, Pañstwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2010, ss. 280. Ksi¹¿ka Prawdziwy koniec XIX wieku. ladami nowoczesno ci pokazuje wyra nie, ¿e autorka nie tylko trzyma siê swoich standardów, ale ¿e równie¿ udoskonala je i rozwija. Do czasów tej publikacji postrzega³am Ewê Paczosk¹ jako zwolenniczkê pewnego (okre lonego) nurtu w badaniach nad szeroko rozumianym wiekiem XIX. Nurt ten przejawia³ siê odkrywaniem w literaturze drugiej po³owy stulecia kompletnie (albo: prawie) zapoznanych w¹tków politycznych ( patriotycznych ) i metafizycznych. Potwierdza³a to jej ksi¹¿ka habilitacyjna Lalka, czyli rozpad wiata (1995) (co godne uwagi, wznowiona w roku 2008) i poniek¹d kolejne dzie³o Dojrzewanie, dojrza³o æ, niedojrza³o æ od Boles³awa Prusa do Olgi Tokarczuk (2004). To odkrywanie przemilczanego wi¹za³o siê z dowiedzeniem wra¿liwo ci pozytywistów i modernistów na kategorie zwi¹zane z najogólniej mówi¹c utrat¹ niepodleg³o ci oraz ich mniej lub bardziej wyra nym otwarciem siê na takie kategorie, jak Bóg, nie miertelno æ, po wiêcenie, ofiara itd., itp. Przede wszystkim w badaniach nad pozytywizmem nurt ten przyniós³ rewolucyjne odkrycia, ale jednocze nie wymaga³ jak ka¿de usi³owanie motywowane przyjêt¹ metodologi¹ wybiórczej i trochê zideologizowanej perspektywy. A tak¿e okre lonego jêzyka: o czasach niesuwerenno ci mówi³o siê czas zniewolenia , o latach po roku 1864 epoka postyczniowa . Co jak ³atwo zauwa¿yæ nie by³o neutralne. W swojej ksi¹¿ce o Lalce Ewa Paczoska wykorzysta³a w sposób perfekcyjny tê cie¿kê my lenia. I odesz³a od niej.
326
W ostatnim dziele Prawdziwy koniec XIX wieku zaprezentowa³a siê jako badaczka niepodleg³a wobec wcze niejszych za³o¿eñ, wolna od ideologicznych presupozycji, wolna od aprobowanego wcze niej jêzyka. I rozumiem, ¿e nie dlatego siê tak sta³o, i¿ autorka zajê³a siê ladami nowoczesno ci . To nowoczesno æ sta³a siê mo¿liwa i dostrzegalna jako surogat nowego podej cia i nowego jêzyka. Na czym polega istota tego przej cia? W ogromnym skrócie na dostrze¿eniu komplikacji zjawisk, wielopostaciowo ci ujêæ, bardziej zawik³anych ni¿ wszystkie ideologie i filozoficzne za³o¿enia. W szkicu otwieraj¹cym ksi¹¿kê (Latarnia czarnoksiêska, czyli dziewiêtnastowieczno æ i nowoczesno æ) Ewa Paczoska napisa³a, i¿ wspó³czesna antropologia: Uwalniaj¹c humanistykê od przymusu wypracowania wyczerpuj¹cego modelu kultury, otwiera siê na dialog, rozpoznawanie wiatów, g³osów i ró¿norodnych dyskursów (s. 25). To spostrze¿enie jest samozwrotne; dotyczy tak¿e autorki: ona równie¿ uwolni³a siê od przymusu wypracowywania ca³o ciowego obrazu na rzecz namys³u nad wielowarstwowo ci¹ wiata, który nie daje siê zamkn¹æ ¿adn¹ konkluzj¹. Okazuje siê, ¿e Orzeszkowa g³osi³a (szczerze i z przekonaniem) uniwersalne idea³y, ale nie porzuca³a perspektywy etnocentrycznej (Granice i ograniczenia. Koniec XIX wieku na Kresach), m³ode pisarki modernistyczne anga¿owa³y siê w rewolucjê, ale ka¿da z nich robi³a to na swój rachunek (Kobieca twarz rewolucji. Rok 1905 w twórczo ci polskich pisarek), obraz rodziny w literaturze polskiej i angielskiej koñca wieku demistyfikowa³ nadzieje na oswojenie obcego wiata, jak i obna¿a³ lêki oraz frustracje cz³owieka nowoczesnego . Rozpisany na rozdzia³y esej Ewy Paczoskiej jest jedn¹ z wa¿niejszych ksi¹¿ek na temat wieku XIX, jakie ukaza³y siê w ostatnim czasie. ¯eby u¿yæ jêzyka publicystycznego: jest to ca³kiem nowe rozdanie. Kiedy uwolnili my ju¿ literaturê i kulturê tego okresu od najogólniejszych rozpoznañ, tyle¿ prawdziwych, co uproszczonych (pozytywizm, naturalizm, postromantyzm, postklasycyzm, modernizm, nowoczesno æ, emancypacja, feminizm), kiedy przestali my siê ju¿ upajaæ nowymi tropami interpretacyjnymi i zdobyli my siê na pewien dystans wobec historii i w³asnych wyborów, mo¿emy rozpocz¹æ lekturê od nowa. Niewa¿ne, gdzie postawimy s³upy graniczne, niewa¿ne, jak rozumiemy wymienione kategorie, najwa¿niejsza jest gotowo æ do reinterpretacji, poci¹gaj¹ca za sob¹ konieczno æ rewizji równie¿ naszych w³asnych ustaleñ. Prawdziwy koniec XIX wieku kryje siê w³a nie w tym usi³owaniu. W tropicznej ironii tytu³owej formu³y, która równie dobrze mog³oby brzmieæ tak: nie ma koñca wieku XIX. Jest tylko prawdziwo æ naszych peregrynacji, które tropi¹ lady rzeczywisto ci poza wszelkimi kategoryzacjami, w szczelinie, miêdzy tym a tym , w przemilczeniach, w s³owach i pod powierzchni¹ s³ów, we wspó³czesnych parafrazach
327
tamtych fabu³ i historii (Wiek XIX reaktywacja). Pocz¹tek prowadzi do koñca, ale koniec jest pocz¹tkiem. I tak dalej. Wci¹¿ od nowa. Ostatnia ksi¹¿ka Ewy Paczoskiej potwierdza jej rangê jako badaczki. A mnie nie wiadomo czemu t³ucze siê po g³owie refren z Marka Grechuty: Wa¿ne s¹ tylko dni, których jeszcze nie znamy . Licz¹ siê tylko te tropy, których jeszcze nie podjêli my. Ksi¹¿ka Ewy Paczoskiej przywraca rado æ czytania i pisania. Bo to jest w³a nie prawdziwie nie koñcz¹ce siê zadanie. Gra¿yna Borkowska
Aneta Mazur, Pod znakiem Saturna. Topika melancholii w pó nej twórczo ci Elizy Orzeszkowej, Uniwersytet Opolski, Opolskie Towarzystwo Przyjació³ Nauk, Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, Opole 2010, ss. 378. W roku jubileuszowym, upamiêtniaj¹cym setn¹ rocznicê mierci Elizy Orzeszkowej, nak³adem Wydawnictwa Uniwersytetu Opolskiego ukaza³a siê d³ugo oczekiwana ksi¹¿ka autorstwa Anety Mazur, bêd¹ca prób¹ (zreszt¹ nadzwyczaj udan¹) zmierzenia siê z fenomenem pisarstwa autorki Nad Niemnem. Jak ka¿de wa¿ne przedsiêwziêcie (czytaj: dzie³o) tak i ta publikacja ma swoj¹ historiê. O zainteresowaniach Anety Mazur literatur¹ drugiej po³owy XIX wieku wiadcz¹ tytu³y jej licznych prac. Do dwóch chcia³abym siê odwo³aæ, poniewa¿ to one w moim odczuciu by³y zaczynem, z którego wyros³a recenzowana tu monografia. W swych wczesnych badaniach ukierunkowanych na analizê i interpretacjê tekstu Pytañ z tomu Przêdze autorstwa Orzeszkowej, Mazur zanotowa³a gorzk¹ dla literatury XIX wieku obserwacjê, ¿e schy³kowa twórczo æ pozytywistów nie cieszy siê specjalnymi wzglêdami badaczy. Ubolewa³a wówczas, ¿e nietkniête pozostaj¹ [ ] konkretne utwory, czasami o ciekawej oryginalnej poetyce, nie doczekawszy siê wyra nego eksplikacyjnego klucza, [które JLM] prosz¹ chocia¿by o uwa¿ne odczytanie 1. Postulowana przez ni¹ u w a ¿ n a l e k t u r a doprowadzi³a do odkrywczych wniosków: badaczka zauwa¿y³a, i¿ literatura realizmu z jej utylitarn¹ i na ogó³ optymistyczn¹ orientacj¹ pozytywistyczn¹ 1 A.
Mazur, Fantazja pozytywistów czyli Pytania Elizy Orzeszkowej, Zeszyty Naukowe WSP w Opolu. Filologia Polska 1994, z. 34, s. 5.
328
tworzy zwykle bia³¹ plamê w przewodnikach po estetycznej mapie melancholii 2. By³o to odkrycie o tyle niepokoj¹ce (obiecuj¹ce?!), ¿e badaczka natrafia³a na wyra n¹ obecno æ tego zjawiska w literaturze drugiej po³owy XIX wieku nie tylko w utworach poromantycznych epigonów, ale i w tekstach ortodoksyjnych realistów. Zaryzykowa³a wówczas stwierdzenie, ¿e w literaturze epoki wraz z nurtem apoliñskim wspó³istnia³ nurt saturnijski (s. 173). Oczywi cie, wiadomo æ, ¿e formacja pozytywizmu naznaczona by³a stygmatem rozdarcia, towarzyszy³a literaturoznawcom ju¿ w latach czterdziestych ubieg³ego stulecia3. Na tê dwoisto æ i dialektykê okresu, na jego nieu wiadomiony pesymizm zwracali pó niej uwagê Kazimierz Wyka, Henryk Markiewicz, Marian P³achecki. Wyczulenie na niepokój metafizyczny pozytywistów, czy wrêcz neurotyczno æ , po wiadczaj¹ studia Gra¿yny Borkowskiej i Jana Tomkowskiego. Nikt jednak nie opisa³ niepokoj¹cego zjawiska w kategoriach saturnijnych. To tu w³a nie Aneta Mazur znalaz³a dla siebie wa¿n¹ i p³odn¹ niszê badawcz¹. Poszukiwa³a rodowodu melancholijnej muzy pozytywistów i bada³a formy jej wyrazu. Efektem doskona³ym tych dwukierunkowych, a jednak krzy¿uj¹cych siê poszukiwañ (pó ne dzie³a trze wych realistów z orientacj¹ na pisarstwo autorki Chama i zagadnienie melancholii literatury), pomijaj¹c drobne artyku³y, jest prezentowana tu publikacja Pod znakiem Saturna. Topika melancholii w pó nej twórczo ci Elizy Orzeszkowej. Wed³ug ustaleñ badaczki jedn¹ z odmian melancholii pozytywistów, obok postromantycznego nostalgicznego smutku utraty , jest wiadomo æ sprzeczno ci, nieusuwalnej patologii istnienia . Wynika ona bezpo rednio ze scjentystycznej wizji wiata, odstêpuj¹cej od wiatopogl¹dowego ³adu (religijnego, metafizycznego, estetycznego), a daj¹cej pocz¹tek nowoczesnemu do wiadczeniu lêku w obliczu antynomii i absurdu istnienia. Innym rodzajem do wiadczenia melancholicznego realistów (którym niew¹tpliwie naznaczone jest schy³kowe pisarstwo Orzeszkowej) by³o to zdobyte w zderzeniu z modernistyczn¹ epidemi¹ rozpaczy . Melancholia pozytywistów jak twierdzi Mazur to bardziej wariant klasycznego, renesansowego niepokoju geniusza-mêdrca ni¿ nowoczesny spleen 2 A. Mazur, Melancholia u pozytywistów (rekonesans), w: Na prze³omie wieków Studia i szkice ofiarowane profesorowi Zdzis³awowi Piaseckiemu w czterdziestolecie pracy naukowej, red. W. Hendzel, P. Obr¹czka, Opole 2003, s. 172. 3 Z. Szweykowski, Alexander wiêtochowski, The Slavonic an East European Review 1939/1940. Zob. E. Pie cikowski, Dramatyczna epoka, któr¹ nazywamy pozytywizmem . Pogl¹dy Zygmunta Szweykowskiego na pozytywizm polski, Poznañskie Studia Polonistyczne. Seria Literacka , t. 7 (27), 2000.
329
moderny. Z obserwacji badaczki wynika, ¿e w przypadku samotnicy z Grodna predyspozycje melancholiczne ujawniaj¹ siê ze wzmo¿on¹ si³¹ w pó nym okresie twórczo ci, kiedy to egzystencjalne do wiadczenie smutku staje siê no nym motywem fabularnym niemal wszystkich jej utworów. Ksi¹¿ka Anety Mazur Pod znakiem Saturna, bêd¹ca dojrza³ym owocem wielokierunkowych badañ nad literack¹ spu cizn¹ autorki Przêdz, Chwil, Drobiazgów uzmys³awia, ¿e niejednorodna twórczo æ Orzeszkowej to strefa antynomii i sensotwórczych napiêæ, bardziej skomplikowana od próbuj¹cych j¹ uporz¹dkowaæ konceptualizacji badawczych. Warto zatem studiowaæ tê publikacjê jako autorski przewodnik po wspó³czesnej orzeszkologii , diagnozuj¹cy i rzeczowo komentuj¹cy stosowane dzi strategie analityczno-interpretacyjne, a zarazem wytyczaj¹cy potencjalne przestrzenie przysz³ych badañ. Zw³aszcza zaproponowany przez Anetê Mazur katalog tematów mo¿liwych do zrealizowania, i to zarówno tych precyzyjnie sformu³owanych (analiza tekstów Orzeszkowej po wiêconych lacrime rerum oraz reinterpretacja topiki wanitatywnej w Weselu Wiesio³ka, Bañce mydlanej, mierci domu, s. 327), jak i tych wielokrotnie zaledwie sygnalizowanych na marginesie wywodu, powinien sk³oniæ szczególnie pocz¹tkuj¹cych badaczy spu cizny literackiej grodnianki do uwa¿nej lektury Pod znakiem Saturna. Ksi¹¿ka posiada wszelkie cechy znakomicie zaprojektowanego i zrealizowanego studium historycznoliterackiego. Przejrzysty zamys³ konstrukcyjny i interpretacyjny objawia siê ju¿ na poziomie podzia³u wywodu na czê ci i rozdzia³y tytu³owane w taki sposób, aby zaakcentowaæ g³ówne w¹tki analizy i kategorie tematyczne. Czê æ pierwsza Pismo melancholii, gdzie zrekonstruowany zosta³ najpierw (Tropy biograficzne), w oparciu o twórczo æ intymistyczn¹ Orzeszkowej (diariusz, epistolografiê), nastêpnie na przyk³adzie wypowiedzi metaliterackich i (para)fabularnych nowel, proces krystalizowania siê melancholicznego podmiotu twórczego (Autoprezentacje), stanowi konieczne wprowadzenie w analizê dzie³ skomponowanych na kszta³t autobiograficznego kamufla¿u. Wy³uskiwanie autotematycznych inspiracji, ukazywanie subtelnych i wcale nieoczywistych powi¹zañ miêdzy materi¹ ¿ycia osobistego i sztuki, kieruje uwagê na to, co u autorki Nad Niemnem najoryginalniejsze. Zaprezentowany tu synkretyczny szyfr obrazów, aluzji i toposów pozwala przenikn¹æ w g³¹b melancholijnej wyobra ni Orzeszkowej, by poznaæ strategie pisarskie, figury i maniery stylu inspirowane (ska¿one?) nieszczê liw¹ wiadomo ci¹ córki Saturna. Okazuje siê, ¿e «pismo melancholii» Orzeszkowej jest [ ] zapisem polskiej melancholii XIX stulecia (s. 331), a sama pisarka do³¹cza do tych twórców dyskursu melancholicznego, dla których samo pisanie stawa³o siê procesem autoterapii (s. 51).
330
Czê æ druga: Postaci spod znaku Saturna, w której przedstawiona zosta³a konfiguracja melancholików w pó nej twórczo ci Orzeszkowej, opiera siê na klasycznym toposie dzieci Saturna . Uk³ad taki jak twierdzi Autorka narzuci³a typologia i kreacja samych bohaterów, koncentruj¹ca siê wokó³ odrêbnych dyskursów melancholii: choroby, grzechu, kontemplacji [ ] oraz nostalgii (s. 23). Tytu³y poszczególnych rozdzia³ów w tej czê ci przekonuj¹, ¿e kolejno æ prezentowanych zagadnieñ jest to¿sama z ewolucj¹ ujmowania zjawiska w kulturze na przestrzeni dziejów od staro¿ytnej medycyny (Neurotycy, psychopaci, ob³¹kani Melancholia jako choroba), poprzez kontekst redniowiecznej teologii (Anatomia melancholików) oraz poetyck¹ melancholia generosa renesansu (Niepoprawni utopi ci, czyli piêkny stan melancholii ) po Baudelaire owsk¹ kategoriê ponowoczesno ci (Nostalgia argonautów). Cierpi¹cy na melancholiê bohaterowie dojrza³ej i schy³kowej twórczo ci Orzeszkowej w niewielkim stopniu portretuj¹ chorych na nerwy z perspektywy osi¹gniêæ ówczesnej medycyny czy diagnoz psychologiczno-socjologicznych. W ich kreacjach pobrzmiewaj¹ liczne reminiscencje topiki saturnicznej. Pojawia siê zaskakuj¹co bogata ikonografia nostalgii, realizowana zw³aszcza w klasycznych kreacjach bohaterów alegorycznych figurach smutku, ale uchwytna te¿ jest korespondencja z tradycj¹ Koheleta, Hioba, Buddy. Mazur dowiod³a, ¿e na pozór b³ahe, liryczne nowele ukrywaj¹ pod mask¹ ba ni, mitu czy banalnej fabu³y romansowej przes³anki par excellence melancholiczne. Melancholia jako kluczowy trop ma³ych próz i powie ci Orzeszkowej, obecna zarówno na poziomie poetyki, jak te¿ wymowy wiatopogl¹dowej, jawi siê jako najcenniejsza barwa ¿ycia , podstawowa tonacja heroicznego stoicyzmu i ascetycznej postawy po wiêcenia , jest równie¿ wyrazem barokowo-romantycznego niepokoju wobec zagadki bytu . Ca³okszta³t melancholicznego dyskursu pisarki o czym przekonuje Aneta Mazur w g³ównej mierze stanowi kontynuacjê dziedzictwa klasycznego i neoplatoñsko-romantycznego. Wed³ug badaczki Orzeszkowa przenios³a przez epokê scjentyzmu i premodernizmu w stanie niemal nietkniêtym dziewiêtnastowieczn¹, «piêkn¹» nostalgiê idealizmu (s. 329). Z dostêpnego badaczowi melancholicznej topiki literackiej wachlarza strategii metodologicznych (filozoficznej, teologicznej, psychologicznej, medycznej, antropologicznej, socjologicznej, kulturoznawczej, estetycznej) Aneta Mazur wybra³a te, które pozwoli³yby jej unikn¹æ instrumentalizowania analizowanych tekstów , traktowania ich jako pretekstowe punkty zaczepienia dla wielow¹tkowego, interdyscyplinarnego dyskursu melancholii (s. 23). Uwzglêdniaj¹c ustalenia wy¿ej wymienionych dyscyplin, a zarazem dystansuj¹c siê wobec melancholii literatury jako propozycji epistemologiczno-estetycznej, wyposa¿y³a swój
331
warsztat w narzêdzia podsuwane przez tradycyjne metodologie badawcze: biograficzn¹, psychogenetyczn¹, historiê idei, sztukê interpretacji, hermeneutykê. Takie rozwi¹zanie okaza³o siê nieuniknione a zarazem s³uszne wobec zaskakuj¹co s³abego ilo ciowo i jako ciowo rozpoznania szyfru saturnijsko ci w twórczo ci Orzeszkowej. Wyartyku³owana przez Autorkê (s. 328), a charakterystyczna dla ka¿dego wytrawnego interpretatora, obawa przed nadinterpretacj¹ sta³a siê bod cem nader mobilizuj¹cym, by prezentacji twórczo ci Orzeszkowej towarzyszy³a przekonuj¹ca argumentacja. Autorka ustrzeg³a siê b³êdu wielu wybitnych historyków sztuki i ró¿nego autoramentu specjalistów zafascynowanych zjawiskiem melancholii, których zwiod³a aporetyczno æ przedmiotu. Skupieni na szczególe, przekonani, ¿e interpretacja wyczerpuje siê w interpretacji ogó³u detali stracili perspektywê ca³o ci4. Mazur za , której zapewne nieobca jest my l szesnastowiecznej koncepcji humanistycznej, wyra¿onej przez Konrada Celesta przyjaciela Alberta Dürera (twórcy s³ynnego miedziorytu Melancholia [1514]), rozumie, ¿e symbole poetyckie s¹ wiêt¹ os³on¹ (sacramentali quoda velamine), która ukrywa sacrum przed wzrokiem profanów 5. Autorka, misternie odkrywaj¹c ów woal, tym gorliwiej poszukuje prawdy, stopniowo ukazuje detale, tak jednak, by nie sprofanowaæ znaczenia dzie³a sztuki jako zasadniczej jedno ci. We Wprowadzeniu Aneta Mazur uprzedza (obiecuje?), ¿e proza pó nego okresu twórczo ci grodzieñskiej samotnicy z ca³¹ gam¹ uruchomionych w niej (intencjonalnie lub nie) kodów i tradycji, bogactwo odwo³añ do szerokiego zaplecza europejskiej melancholii, wyrafinowane gry intertekstualne drzemi¹ce pod powierzchni¹ tekstów m o g ¹ z a s k a k i w a æ [podkr. moje JLM] (s. 21). I zaskakuj¹! Nie mo¿e byæ inaczej, gdy dzie³o traktowane jest jako zjawisko otwarte na wieloaspektowe poznanie, a sensy wydobyte nie daj¹ siê zamkn¹æ w jednej, ostatecznej interpretacji. A przecie¿ takim podej ciem do literatury, pojmowanej jako wiadectwo oddzia³ywania pewnych koncepcji (tu: tradycji europejskiego dziedzictwa sztuki melancholicznej) odznacza siê publikacja Anety Mazur. Próba odkodowania melancholicznych szyfrów, potwierdzaj¹ca semantyczn¹ i kompozycyjn¹ efektowno æ konwencjonalnego sk¹din¹d warsztatu pisarki , mog³aby siê okazaæ karko³omna bez lektury Pod znakiem Saturna. 4
Zwróci³ na to uwagê R. Klibansky, oceniaj¹c powsta³e na przestrzeni wieków monografie po wiêcone Melancolii (1514) Dürera (zob. R. Klibansky, E. Panofsky, F. Saxl, Saturn i melancholia. Studia z historii, filozofii, przyrody, medycyny, religii oraz sztuki, prze³. A. Kryczyñska, Kraków 2009, s. 13 14). 5 Tam¿e, s. 15.
332
Sens wêdrówki po melancholicznych labiryntach Orzeszkowej Autorka oceni³a dwojako po pierwsze: w perspektywie korzy ci, jakie tradycja melancholii wnosi w odczytanie pó nego dorobku pozytywistki , po wtóre: w kontek cie warto ci, jakie ten¿e dorobek wnosi w kulturowy dyskurs melancholii (s. 327). Doda³abym do tych oczywistych po¿ytków natury poznawczej i trzeci, osobisty, wyp³ywaj¹cy z lektury empatycznej. Do lektury Pod znakiem Saturna przystêpowa³am z niepokoj¹cym pytaniem: czy melancholijne usposobienie Orzeszkowej nie by³o autokreacj¹, poz¹, kolejnym ogniwem projektu biografii idealnej 6? Przecie¿ zadziwiaj¹ce rozmachem spo³eczne opus grodzieñskiej samotnicy, którego rozmiar i kszta³t mo¿na poznaæ studiuj¹c tysi¹ce kart jej listów, podaje w w¹tpliwo æ fakt, ¿e dokona³a tego osoba o zatrutej zw¹tpieniem, przemijaniem, wspomnieniami duszy (s. 105). O ile rzeczowy wywód przekonuj¹co obja nia, dlaczego pó ne teksty autorki Melancholików w stopniu zagêszczonym kumuluj¹ pismo melancholii , o tyle pewien niedosyt pozostaje, gdy pytamy o wspó³istnienie w epistolografii Grodnianki tej dziwnej mieszaniny rozpaczy, smutku, nostalgii z nadziej¹ i optymizmem udzielanych porad oraz snutych projektów spo³ecznych. Nie mo¿e to byæ jednak ¿adn¹ miar¹ zarzut pod adresem recenzowanej tu ksi¹¿ki z dwóch przyczyn: primo podtytu³ (Topika melancholii w pó nej twórczo ci Elizy Orzeszkowej) wyra nie wyznacza jej zakres problemowy; secundo odpowied i na tak sformu³owane pytanie mo¿na znale æ, pod warunkiem, ¿e przestudiuje siê j¹ do koñca, wraz z aneksami. Gdyby szukaæ na okre lenie walorów ksi¹¿ki Anety Mazur jakiej kluczowej formu³y, mo¿na by siê pos³u¿yæ jej w³asnym okre leniem, którego u¿y³a urzeczona konstrukcj¹ Pie ni przerwanej Elizy Orzeszkowej s k o ñ c z o n a s u b t e l n o æ 7. Pocz¹wszy od projektu ok³adki, gdzie Pensierosa Orzeszkowa spogl¹daj¹ca na wiat spojrzeniem melancholijnym , i kontemplacyjnym zarazem, uosabia antyczne wyobra¿enie Saturna, a skoñczywszy na aneksach (I. z cytatami ukazuj¹cymi ci¹g³o æ/ewolucjê melancholicznej refleksji pisarki na przestrzeni lat, wyekscerpowanymi z dokumentów osobistych, II. z materia³em ilustracyjnym) publikacja nosi wszelkie znamiona subtelnej skoñczono ci . Joanna Lekan-Mrzewka 6 Sformu³owanie zaczerpnê³am z tytu³u szkicu Iwony Wi niewskiej: Eliza Orzeszkowa, czyli projekt biografii idealnej, w: Pogranicza literatury. Ksiêga ofiarowana Profesorowi Januszowi Maciejewskiemu na Jego siedemdziesiêciolecie, red. G. Borkowska i J. Wójcicki, Warszawa 2001, s. 74 99. 7 A. Mazur, Melancholiczna idylla, czyli Pie ñ przerwana Elizy Orzeszkowej, w: Ma³e prozy Orzeszkowej i Konopnickiej, red. I. Wi niewska, B.K. Obsulewicz, Lublin 2010, s. 36.
333
Dorota Samborska-Kukuæ, Lalka Boles³awa Prusa pamiêæ tragedii greckiej. Z problemów intertekstualno ci, Wydawnictwo Primum Verbum, £ód 2011, ss. 118. Józef Bachórz w wydanej w 2010 roku pracy Spotkania z Lalk¹ . Mendel studiów i szkiców o powie ci Boles³awa Prusa8 sentencjonalnie zauwa¿a: O ile losem wiêkszo ci dzie³ literackich w miarê up³ywu lat obecno ci na rynku czytelniczym bywa przygasanie i blakniêcie, to w kolejnych publikacjach komentatorów Lalka obrasta w kolejne znaczenia, które mog³yby byæ traktowane jako znak. Znak nieustannego przyrastania sensów tej niezwyk³ej powie ci.9
S³owa te, wypowiedziane na chwilê przed jubileuszowym dla Prusa 2012 rokiem brzmi¹ jak wyzwanie i takim zapewne siê stan¹, czego dowodem zdaje siê byæ ksi¹¿ka Doroty Samborskiej-Kukuæ, Lalka Boles³awa Prusa pamiêæ tragedii greckiej. Z problemów intertekstualno ci. Wed³ug ró¿nych obliczeñ10 liczba opracowañ Lalki prac zbiorowych, monografii, artyku³ów dzi zapewne przekracza 200 pozycji. Potwierdza to z jednej strony opiniê Kazimierza Bartoszyñskiego (sformu³owan¹ za Hansem-Georgiem Gadamerem), powtarzan¹ niemal przez wszystkich lalkologów , ¿e jako rzetelne arcydzie³o, powie æ Prusa jest nie koñcz¹cym siê zadaniem 11 oraz przekonanie, ¿e ka¿de pokolenie ma swoj¹ Lalkê. Zasadnym by³oby zapewne przytoczenie i omówienie najwa¿niejszych pomys³ów interpretacyjnych dotycz¹cych powie ci Boles³awa Prusa, ale wietnie robi to Józef Bachórz12 we wspominanej pracy, która jest w zamierzeniu Autora summ¹ jego d³ugoletnich badañ nad Lalk¹13. Jednak w kontek cie recenzowania ksi¹¿ki Samborskiej-Kukuæ warto zwróciæ uwagê na ciekaw¹ tendencjê. W ci¹gu ostatnich lat refleksja nad arcydzie³em Prusa idzie w kierunku jego unowocze niania . Dowody odnajdziemy w niedawno wydanych tomach 8 J. Bachórz, Spotkania z Lalk¹ . Mendel studiów i szkiców o powie ci Boles³awa Prusa, Gdañsk 2010. 9 Tam¿e, s. 47 48. 10 Wed³ug ustaleñ J. A. Malika ( Lalka : historie z ró¿nych wiatów, Lublin 2005) bibliografia przedmiotowa dotycz¹ca Lalki liczy 182 pozycje (stan z 2005 roku). 11 Zdanie to koñczy wstêpny rozdzia³ Powie æ z krainy arcydzie³ ksi¹¿ki J. Bachórza (J. Bachórz, dz. cyt., s. 51). 12 Tam¿e, s. 50 51. 13 Zamieszczone w ksi¹¿ce studia s¹ poszerzonymi lub zmienionymi wersjami artyku³ów Autora pojawiaj¹cych siê na przestrzeni wielu lat (od 1985 do 2008).
334
zbiorowych wiat Lalki . 15 studiów14 i Boles³aw Prus: pisarz nowoczesny15, w których g³osami badaczy m³odszego (i najm³odszego) pokolenia dokonuje siê reinterpretacja powie ci id¹ca w kierunku poszukiwania w prusowskich fabu³ach (nie tylko w Lalce, ale i Emancypantkach czy Dzieciach) ladów modernizmu i nowoczesno ci (a nawet ponowoczesno ci). Trop ten wyrasta mo¿e z odleg³ych inspiracji refleksj¹ krytyczn¹ Stanis³awa Brzozowskiego, który ju¿ u progu XX wieku pisa³ o autorze Omy³ki jako pisarzu n o w o c z e s n y m16. W dzisiejszym ogl¹dzie Prusa-nowoczesnego towarzysz¹ badaczom nie tylko Nyczowskie rozumienie modernizmu i nowoczesno ci sytuuj¹ce tê ostatni¹ w latach dziewiêædziesi¹tych XIX wieku, ale tak¿e nowsze prace filozofów przesuwaj¹ce próg nowoczesno ci na prze³om XVIII i XIX wieku (m.in. Zygmunta Baumana, Agaty Bielik-Robson). Z takiej perspektywy propozycja odczytania Lalki przedstawiana przez Samborsk¹-Kukuæ staje jakby na przekór badawczym modom czy panuj¹cym tendencjom, wpisuj¹c siê jednak ca³kowicie w intencjê traktowania tekstu powie ci Prusa jako niekoñcz¹cego siê zadania interpretacyjnego, do czego sama Autorka nawi¹zuje w ostatnim zdaniu wstêpu. Jak wyznaje Samborska-Kukuæ w Przeds³owiu, pomys³ na odczytywanie Lalki w kontek cie tragedii antycznej zrodzi³ siê podczas pracy nauczycielskiej w liceum, a pó niej konkretyzowa³ siê ju¿ jako wiadomy projekt badawczy (s. 7) na monograficznych konwersatoriach ze studentami, staj¹c siê ostatecznie wyk³adem habilitacyjnym badaczki wyg³oszonym w styczniu 2010 roku. G³ówne za³o¿enie pracy brzmi: Celem mojej ksi¹¿ki jest wiêc próba prezentacji Lalki jako powie ci, w której ¿yje wskrzeszona pamiêæ tragedii greckiej, ujawniaj¹ca siê na wielu poziomach tekstu, choæ analogia ta nie jest ca³o ciowa (zaprzecza jej m.in. wielow¹tkowo æ czy kompozycja otwarta). (s. 18)
Autorka s³usznie wyznacza sobie do analizy jedynie pewne obszary odniesieñ powie ci Prusa i tragedii grackiej (precyzyjnie prezentuj¹ to tytu³y poszczególnych rozdzia³ów czê ci drugiej ksi¹¿ki), powtarzaj¹c za Gérardem 14 wiat
Lalki . 15 studiów, red. J. A. Malik, Lublin 2005. Prus: pisarz nowoczesny, red. J. A. Malik, Lublin 2009. 16 Pochwa³ê nowoczesno ci Prusa odnajdujemy w jego pracy Wspó³czesna powie æ polska (Warszawa 1906), w rozdziale dotycz¹cym autora Lalki (s. 80 93). Czytamy tam m.in.: Jego [Prusa JZ] odczucie ¿ycia spo³ecznego jest wybitnie nowoczesne i postêpowe (s. 83) oraz Prus nie czuje siê wykolejeñcem w nowoczesnym ¿yciu, kocha je i ufa mu (s. 92). 15 Boles³aw
335
Genettem, ¿e gramatyka literatury polega jedynie na odes³aniu odbiorcy do ogólnych regu³, wed³ug których tekst zosta³ skonstruowany. Aby tego dowie æ, Samborska-Kukuæ stara siê w trakcie swoich analiz odpowiedzieæ, na ile utrwali³a siê w wiadomo ci czytelniczej Prusa polekturowa (lub poinscenizacyjna) matryca gatunku . Próbuje, w faktach biograficznych (ogl¹dane sztuki teatralne), a tak¿e dokonaniach pisarskich, odnale æ lady lektur tekstów Arystotelesa i innych tragików greckich. Tu w sukurs przychodz¹ jej pewne sugestie Anny Martuszewskiej, która zauwa¿a³a stosowanie przez Prusa kategorii zbie¿nych tre ci¹, z kategoriami antycznej retoryki (s. 29)17. S¹ to jednak sprawy le¿¹ce w sferze szeroko rozumianych badawczych supozycji wyra¿anych opiniami typu: Nieocenion¹ pomoc¹ mog³a pos³u¿yæ Prusowi po wiêcona tragedii czê æ Arystotelesowskiej Poetyki, której tre æ przysz³y autor Lalki móg³ znaæ we fragmentach choæby z czasów edukacji szkolnej czy zaleceñ lekturowych brata, mi³o nika staro¿ytno ci. Móg³ tak¿e siêgn¹æ do dzie³a Stagiryty za po rednictwem g³o nej ksi¹¿ki Freytaga Die Technik des Dramas z r. 1863, wzniesionej na gruncie Arystotelesowskiej teorii tragedii. (s. 19)
Oczywi cie bezpo redni¹ analizê powie ci poprzedza wstêp intertekstualny sugerowany jako problem badawczy ju¿ na poziomie tytu³u rozprawy. Intertekstualne czytanie Lalki ma do æ d³ug¹ i ugruntowan¹ tradycjê interpretacyjn¹. Pocz¹wszy od Klary Turey18, która jeszcze przed drug¹ wojn¹ wiatow¹, zajmuj¹c siê romantycznymi konotacjami w powie ci (widocznymi przede wszystkim w kreacji g³ównego bohatera), odnalaz³a w dziele Prusa pewne odniesienia do twórczo ci Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmana i Novalisa). Szerokie kontekstowe badania nad Lalk¹ rozpoczê³y siê jednak pod koniec XX wieku, by wspomnieæ tylko nazwiska Anny Martuszewskiej19, Tadeusza Budrewicza 20 , Zbigniewa Przyby³y21 , Mariusza Szpilarewicza 22 , Jiøíego
17 Autorka powo³uje siê tu na pracê Anny Martuszewskiej Boles³awa Prusa prawid³a sztuki literackiej (Gdañsk 2003, ss. 155, 184). 18 K. Turey, Boles³aw Prus a romantyzm, Lwów 1937. 19 A. Martuszewska, Lalka i niektóre problemy intertekstualno ci, w: Lalka i inne. Studia w stulecie polskiej powie ci realistycznej, red. J. Bachórz. M. G³owiñski, Warszawa 1992. 20 T. Budrewicz, Lalka . Konteksty stylu, Kraków 1990. 21 Z. Przyby³a, Lalka Boles³awa Prusa. Semantyka kompozycja konteksty, Rzeszów 1995. 22 M. Szpilarewicz, Oblicza intertekstualno ci Lalki kilka uwag o realiach miêdzytekstowych Prusa, Acta Universitatis Wratislaviensis. Prace Literackie 2004, nr 44.
336
Damborský ego23 i wielu innych. Intertekstualne pytania o obecno æ innych tekstów w tek cie arcydzie³a Prusa przynios³y do dzisiaj spory rejestr cytatów, kryptocytatów, aluzji, reminiscencji oraz odniesieñ do konkretnych wzorów gatunkowych. Pojawia³y siê tak¿e konkretne nazwiska autorów i tytu³y najwiêkszych dzie³ europejskiej i polskiej literatury. Samborska-Kukuæ w swojej ksi¹¿ce tak¿e podaje obszern¹ listê intertekstualnych interpretacji Lalki (s. 30 36), ale cytuje i przypomina tylko te pozycje i tych badaczy, którzy w jakiejkolwiek formie sugerowali antyczne konotacje Prusowskiego dzie³a. Przywo³uje wiêc opiniê Wandy Krzemiñskiej sugeruj¹cej mityczno æ protagonisty powie ci, stwierdzenie Leszka Barszcza, ¿e Wokulski cierpi na hybris , pomys³y interpretacyjne Marii Olszewskiej u¿ywaj¹cej pewnych Arystotelesowskich terminów w odniesieniu do powie ciowych epizodów (m.in. anagnorisis, hybris i hamartia), czy wreszcie przywo³uje rozwa¿ania Olgi Tokarczuk o uobecniaj¹cym siê w Lalce katharsis (s. 32 33). Zdaje siê, ¿e zabieg ten ma zaznaczaæ, i¿ choæ my lenie o powie ci Prusa w antycznym duchu ma pewn¹ tradycjê ten aspekt by³ przez badaczy zauwa¿any (mo¿e pod wiadomie, matrycowo je li odwo³amy siê do terminu Genetta), to nigdy nie sta³ siê jednak punktem centralnym analizy powie ci, lukê tê wype³ni³ dopiero projekt badawczy Samborskiej-Kukuæ. Druga czê æ rozprawy po wiêcona jest w ca³o ci analizie powie ci Prusa przez jej odniesienie do konkretnych kategorii zwi¹zanych z antyczn¹ tragedi¹: hybris, hamartia, mythos, choreuta, tragizm. Rozwa¿ania dope³nione s¹ uwagami o bohaterze, metafizyce i stylu dramatycznym powie ci. Wszystkie te kwestie s³u¿¹ Autorce do szczegó³owego rozpoznania przede wszystkim konstrukcji protagonisty i jego losów oraz do opisu funkcji Pamiêtnika starego subiekta i roli Ignacego Rzeckiego, widzianych, trzeba przyznaæ z zupe³nie innej ni¿ dotychczas perspektywy. W kreacji Wokulskiego odnajduje Autorka Arystotelesowskie wymagania stawiane bohaterowi tragedii: nie wyró¿nia siê ani dzielno ci¹, ani szlachetno ci¹, ma byæ jednak raczej lepszy ni¿ gorszy i musi mieæ w³asny, indywidualny i wyrazisty charakter (s. 38). Badaczka dowodzi tego, przedstawiaj¹c odpowiedni¹ egzemplifikacjê tekstow¹. Jednak¿e o wiele ciekawsze efekty badawcze przynosi zabieg zdiagnozowania biografii i charakteru Wokulskiego za pomoc¹ Arystotelesowskich kategorii hybris (nadmierna duma oraz pycha) i hamartia (za lepienie), szczególnie tej ostatniej. 23 J.
Damborský, Intertekstualno æ w Lalce , Przegl¹d Humanistyczny 2006, nr 5/6.
337
Samborska-Kukuæ przedstawia interesuj¹ca grupê cytatów (s. 43 48) dowodz¹cych pychy Stanis³awa, jego poczucia wy¿szo ci i instrumentalnego traktowania ludzi. Bohater wielokrotnie wyra¿a swoje s¹dy i opinie w sposób ma³o subtelny, czêsto nawet arogancki. Poszczególne elementy biografii (studia, przesz³o æ spiskowa, nag³e szczê liwe wzbogacenie) tak¿e umacniaj¹ w nim poczucie w³asnej wyj¹tkowo ci. Dyskutuj¹c z przedstawion¹ przez Wand¹ Krzemiñsk¹24 psychoanalityczn¹ sugesti¹, ¿e mitem Lalki jest nie Mi³o æ, ale Uznanie (jak w Damie kameliowej Victora Hugo) (s. 48), którego potrzebuje Wokulski mê¿czyzna z kompleksem ni¿szo ci, Samborska-Kukuæ zdaje siê sugerowaæ, s³usznie w moim przekonaniu, ¿e mitem powie ci jest moralna wêdrówka wzwy¿, choæ Wokulski sam tego jeszcze nie wie (s. 48). Paradoksalnie, przekonuje Autorka, wyobra¿enia protagonisty utworu o kobiecie, nadaj¹ce jej wymiar niemal metafizyczny, stan¹ siê donkiszoteri¹ ocalaj¹c¹ jego spragnione wznios³o ci cz³owieczeñstwo (s. 48). Hamartia natomiast, rozumiana jako b³êdne rozpoznanie i fa³szywa ocena w³asnej sytuacji (s. 48) powodowa³a b³¹dzenie bohatera; stawa³a siê win¹ tragiczn¹. Nie wiadom swojego po³o¿enia i okoliczno ci protagonista pope³nia czyny prowadz¹ce do dalszego zawik³ania swego losu i ostatecznej katastrofy i tak, zdaniem Samborskiej-Kukuæ, dzieje siê w Lalce. Autorka s³usznie zauwa¿a, ¿e Wokulski ma poczucie, i¿ robi co niew³a ciwego i miesznego (os³awione przeb³yski zdrowego rozs¹dku , wielokrotnie opisywane i wspominane przez badaczy), ¿e uczestniczy w niedorzecznym b³azeñstwie (z którego parê razy chce siê nawet wyzwoliæ), ale ostatecznie brnie dalej, uciszaj¹c przeczucia. Widz¹ to i komentuj¹ tak¿e inni bohaterowie powie ci: Szuman, Jumart, a nawet Rzecki. To rozpoznanie badaczki, ujête w antyczn¹ kategoriê hamartii nie wyklucza jednak modnych, modernizuj¹cych odczytañ powie ci. W takiej koncepcji b³êdne rozpoznanie sytuacji bohatera mo¿e byæ uznane za stan cz³owieka w nowoczesno ci w ogóle: jest wypadkow¹ spo³ecznych interakcji, pêdu cywilizacji, ci¹g³ego, wymuszonego przestrzeni¹ miasta, konfrontowania siê z Innym i okre lania siê wobec nieustannie zmieniaj¹cej siê rzeczywisto ci. Elementy antycznego wzorca odnajduje Samborska-Kukuæ tak¿e w strukturze fabularnej, która zachowuje rytmiczn¹ pamiêæ przeplataj¹cych siê momentów: perypetia i rozpoznanie. Za swoist¹ ekspozycjê uzna badaczka otwieraj¹c¹ powie æ scenê rozmowy warszawskich plotkarzy: radcy Wêgrowicza, ajenta 24 W.
Krzemiñska, Bohater mityczny w powie ciach polskich i francuskich XIX wieku, Warszawa 1985.
338
Szprota i fabrykanta Deklewskiego, którzy streszczaj¹c losy Wokulskiego przepowiadaj¹ mu jednocze nie rych³¹ katastrofê. Zgodnie z zaleceniami Arystotelesa, zawi¹zanie akcji (désis) stanowi¹ wydarzenia spoza utworu (zakochanie Stanis³awa w Izabeli jest czê ci¹ przedakcji i zmusza bohatera do dzia³añ wyjazd do Bu³garii) fabu³a rozpoczyna siê bowiem od przyjazdu Stacha. Arystotelesowski wzrost czynno ci widzi Autorka w staraniach o £êck¹, punkt kulminacyjny to ofiarowanie jej talizmanu Geista, moment tragiczny Skierniewice, a spadek czynno ci wycofanie siê Wokulskiego z ¿ycia i stopniowa samolikwidacja (s. 57 61). Pewne nie cis³o ci wkradaj¹ siê do sugestii badaczki co do wymowy zakoñczenia powie ci. Z jednej strony Autorka przyznaje (s. 59), ¿e poniewa¿ koñcowy etap rozwoju fabu³y opatrzony jest znakiem zapytania, staje siê ³amig³ówk¹ dla czytelnika to Prus pewnego rodzaju rolê podsumowuj¹c¹ przekazuje Rzeckiemu, który sam oddaje ¿ycie jakby na znak mierci sumienia komentowanego przez siebie wiata (s. 59). Jednak¿e nieco pó niej (s. 83), Samborska-Kukuæ odnotowuje, powo³uj¹c siê na Juliusza Kleinera, ¿e ostateczne rozstrzygniêcie, jakim bywa mieræ protagonisty, wcale nie musi stanowiæ dope³nienia tragedii (ergo tak¿e powie ci); za³amanie i zniszczenie cz³owieka mo¿e byæ uznane nawet za co gorszego od mierci25. I dalej sama Autorka dopowiada: Wokulski znajduje siê nie tyle w stanie za³amania, co raczej wkracza na terytorium zag³ady warto ci, które unicestwi³a rzeczywisto æ. A w takiej nie jest w stanie ¿yæ (s. 83). Na osobn¹ uwagê, w moim przekonaniu, zas³uguje pomys³ na wyja nienie funkcji starego subiekta i jego pamiêtnika w narracji Lalki. Wychodz¹c od powszechnych s¹dów, ¿e pierwszoosobowy Pamiêtnik stanowi wzmocnienie opiniotwórczego obiektywizmu w powie ci i autentyzmu w prezentacji wiata, a zarazem jest dokumentem mentalno ci i obyczajowo ci oraz ród³em historycznym (s. 86), badaczka wpisuje go w now¹ rolê. Konsekwencj¹ na ladowania tragedii greckiej w Lalce by³oby uwzglêdnienie w jej budowie zewnêtrznej wa¿nego sk³adnika gatunku chóru. Czy wobec tego Rzecki mia³ pe³niæ rolê choreuty? (s. 87)
Na tak postawione pytanie Autorka odpowie twierdz¹co, przypominaj¹c rolê chóru w tragedii greckiej. By³ on komentatorem, narratorem, reagowa³ na 25 Zob. J. Kleiner,
Tragizm, w: tego¿: W krêgu historii i teorii literatury, oprac. A. Hutnikiewicz, Warszawa 1981, s. 656.
339
postêpki bohatera, kontekstualizowa³ wydarzenia, lokalizowa³ miejsce akcji, bywa³ g³upszy lub m¹drzejszy od bohaterów. Raz siê myli³, raz wypowiada³ uniwersalizuj¹ce prawdy o ¿yciu i wiecie. Wszystkie te elementy odnajdzie w kreacji Ignacego Rzeckiego. Dlatego przeplataj¹ce fabu³ê zapisy pamiêtnikarskie starego subiekta z du¿¹ doz¹ pewno ci nazywa Autorka rudymentami stasimonów (s. 88). Zauwa¿a nasilaj¹c¹ siê aktywno æ komentatorsk¹ Rzeckiego w chwilach szczególnych: niepokój o losy przyjaciela, trudne chwile. Tak jak chór tragedii greckiej liryzowa³ w³asne do wiadczenia, ³agodz¹c przed widzem wymowê przedstawienia tak jest w przypadku Rzeckiego. Cech¹ chóru jest te¿, wed³ug teoretyków tragedii, jego spo³eczne zakorzenienie w topograficznym konkrecie. W Lalce Rzecki stanowi swoisty genius loci Prus w sposób intymny ³¹czy go nierozerwalnym wêz³em z Warszaw¹ (nie udaje siê Rzeckiemu wakacyjny wyjazd). Na rzecz Ignacego-choreuty przemawia tak¿e jego usilne (wbrew faktom) geriatryzowanie w powie ci26, co ma nadaæ postaci powagi i upodobniæ j¹ do antycznych chórów, które sk³ada³y siê przecie¿ ze s³abych starców i kobiet. Wspomagaj¹ w powie ci tego choreutê tak¿e inni starcy: Szuman i Wirski. Ciekawa jest obserwacja Autorka, ¿e mierci Ignacego Rzeckiego (zej cie ze sceny choreuty) towarzysz¹ Maruszewicz i Szlangbaum, gotowi staæ siê, jak sugeruje Prus, potencjalnymi narratorami (chórem?) nowej opowie ci opowie ci o wiecie dalszego rozk³adu (s. 94). Nie wiem, czy przyjmuj¹c interpretacyjne stanowisko Samborskiej-Kukuæ, mo¿na by siê pokusiæ o sugestiê, ¿e pojawiaj¹ce siê w ekspozycji powie ci postacie Wêgrowicza, Szprota i Deklewskiego mog¹ stanowiæ, podobnie jak Szlangbaum i Maruszewicz, opozycyjny do roli Rzeckiego chór, który jest no nikiem fa³szywej (bo plotkarskiej), potencjalnej narracji losów g³ównego bohatera. Nowe odczytanie Lalki przynosi wizjê, wed³ug samej Samborskiej-Kukuæ, swoistej hybrydy powie ci-tragedii, która wpisuje siê w szereg realistycznych utworów od dzie³ Fiodora Dostojewskiego po Homo Faber Maxa Frischa (s. 112). Ten zabieg, wed³ug Autorki, sprawia, ¿e Lalka staje siê dzie³em opisuj¹cym wiat w perspektywie uniwersalnej (s. 112), wyzwala siê od natrêctw moralizatorskich i tendencyjnych (s. 112 113). W zasadzie wiêc projekt 26 Samborska-Kukuæ powo³uje siê w tym miejscu na ustalenia Zbigniewa Przyby³y (dz. cyt.), Ewy Paczoskiej ( Lalka czyli rozpad wiata, Bia³ystok 1995) oraz Marii Obrusznik-Partyki (Problem staro ci w utworach literackich i Kronikach Boles³awa Prusa, w: Boles³aw Prus. Pisarz. Publicysta. My liciel, red. M. Wo niakiewicz-Dziadosz, S. Fita, Lublin 2003).
340
interpretacyjny Samborskiej-Kukuæ, jej propozycja odczytania utworu, utwierdza nas tylko w przekonaniu o arcydzielno ci tekstu Prusa otwartego na nowe odczytania kolejnych pokoleñ badaczy. Joanna Zajkowska
Joanna Zajkowska Twórczo æ poetycka Wiktora Gomulickiego wobec literackich tradycji i wspó³czesno ci, Wydawnictwo Uniwersytetu Kardyna³a Stefana Wyszyñskiego, Warszawa 2010, ss. 413. Poezja polska drugiej po³owy XIX wieku ci¹gle stanowi obszar badawczy jedynie w ma³ym stopniu opracowany. Wymowny w tym kontek cie wydaje siê fakt, ¿e musieli my czekaæ ponad 90 lat od mierci Wiktora Gomulickiego, by do naszych r¹k trafi³a pierwsza monografia jego dorobku lirycznego. Ksi¹¿ka Joanny Zajkowskiej wype³ni³a tym samym do æ wstydliw¹ i przede wszystkim dotkliw¹ lukê, jak¹ by³ brak syntetycznego opracowania twórczo ci artysty uznawanego przez badaczy za jednego z najwa¿niejszych poetów okresu pozytywizmu (obok Adama Asnyka, Marii Konopnickiej i Felicjana Faleñskiego). Tym samym Autorka sp³aci³a d³ug, który historia literatury winna by³a nie tylko wybitnemu arty cie, ale tak¿e monografi cie swojej epoki. Nie powinni my zapominaæ bowiem o tym, ¿e Gomulicki przez wiele lat nale¿a³ do nielicznego grona osób, które próbowa³y ocaliæ od zpomnienia poetów epoki postyczniowej27. Joanna Zajkowska postawi³a sobie bardzo ambitne zadanie. Po pierwsze, zdecydowa³a siê obj¹æ badaniami ca³y dorobek poetycki Gomulickiego. Zakres chronologiczny pracy otwieraj¹ juwenilia poetyckie z lat siedemdziesi¹tych XIX wieku, a jego zamkniêcie stanowi¹ wiersze umieszczone w ostatnim wydanym przez Gomulickiego tomiku zatytu³owanym wiat³a (1919). Badaczka w orbicie swoich zainteresowañ umieszcza wiêc teksty pisane i drukowane przez blisko pó³wiecze. Po drugie, podjê³a próbê lektury twórczo ci lirycznej Gomulickiego na szerokim tle kulturowym. Mie ci siê w nim przede wszystkim dziewiêtnastowieczna europejska sztuka s³owa i obrazu, ale równie¿ kultura wcze niejsza. Dokonuj¹c wyboru kontekstów, Zajkowska pod¹¿y³a cie¿k¹ wyznaczon¹ przez samego twórcê Francuzicy. Kr¹g autorów i tekstów zakre li³y wybory translatorskie 27 W.
Gomulicki, Warszawa wczorajsza, tekst zebra³ i opracowa³ J. W. Gomulicki, Warszawa 1961.
341
Gomulickiego (m.in. Charles Baudelaire), jego fascynacje literackie (literatura staropolska i romantyczna) i zainteresowania krytyczne (malarstwo impresjonistyczne). Wprowadzenie do wywodu tak rozbudowanych kontekstów Autorka t³umaczy dwojako. Uznaje, za Zofi¹ Mocarsk¹-Tycow¹, ¿e poezja polska drugiej po³owy XIX wieku jest manifestacj¹ kultury jako ca³o ci , a jej stylowy eklektyzm i intertekstualno æ wymagaj¹ przyjêcia adekwatnej metodologii28. Dodatkowo, borykaj¹c siê z s¹dami deprecjonuj¹cymi warto æ twórczo ci poetyckiej Gomulickiego, uwa¿a, ¿e takie kulturowe instrumentarium pozwoli rzuciæ inne i, co równie istotne w kontek cie obiegowej opinii na temat s³abej jako ci artystycznej poezji postyczniowej w ogóle, pozytywne wiat³o na dokonania poetyckie autora Z dziejów dnia. Do æ obszerna podstawa ród³owa pracy i szeroko zakre lony horyzont czasowy wymusi³y na Autorce monografii zawê¿enie perspektywy problemowej do kilku zagadnieñ, w ród których naczelne miejsce zajmuje kategoria przestrzeni i problematyka egzystencjalna. Swoje rozwa¿ania rozpoczyna Zajkowska konwencjonalnie, od przypomnienia opinii krytyki dziewiêtnastowiecznej na temat poezji Gomulickiego i zreferowania dotychczasowego stanu badañ nad ni¹. Rozdzia³ ten staje siê w równym stopniu narracj¹ o dominantach tematycznych i estetycznych w twórczo ci poety, jak i refleksj¹ o upodobaniach i warsztacie krytyków literackich pochylaj¹cych siê nad poetyckim dorobkiem autora Kosa. Wskazuje wiêc Zajkowska na komplementowanie Gomulickiego za flamandzkie malowanie i muzyczno æ, realistyczny szczegó³, eksponowanie wielonurtowo ci jego poezji i cyzelatorstwa formy. Z drugiej strony badaczka obna¿a grzechy krytyki doby pozytywizmu, polegaj¹ce m.in. na nagminnym i czêsto 28
Ciekawym uzupe³nieniem wniosków Zofii Mocarskiej-Tycowej s¹ uwagi Tadeusza Budrewicza o znakowym charakterze liryki krajobrazowej Marii Konopnickiej oraz odwo³ywaniu siê do wspólnej dla autora i odbiorcy kulturowej matrycy w kontek cie sytuacji politycznej Polski. Przek³ada siê to na prymat warto ci etycznych nad estetycznymi. (zob. T. Budrewicz, Konopnicka. Szkice historycznoliterackie, Kraków 2000, s. 82). Podobne wnioski w odniesieniu do Konopnickiej i Gomulickiego stawia Barbara Bobrowska. Badaczka uznaje ich twórczo æ liryczn¹ za wiadectwo [ ] celowego artystycznie i uzasadnionego ideowo w warunkach niewoli narodowej, komponowania elementów ró¿nych u wiêconych tradycj¹ i nowszych poetyk [ ] (B. Bobrowska, Wiktor Gomulicki poeta utraconej arkadii, czyli o postyczniowych nawróceniach na idyllê , w: Wiktor Gomulicki. Problemy twórczo ci i recepcji (w 150. rocznicê urodzin), red. J. Rohoziñski, Pu³tusk 1999, s. 67). W przypadku Asnyka, Konopnickiej i Gomulickiego bycie poet¹ kulturowym , a wiêc pos³ugiwanie siê czytelnym w ramach kultury i literatury narodowej systemem znaków/obrazów/fraz, wydaje siê przemy lan¹ strategi¹ komunikacyjn¹ wynikaj¹c¹ w jakiej mierze tak¿e z ograniczeñ wolno ci s³owa.
342
na wyrost doszukiwaniu siê w twórczo ci Gomulickiego, ale te¿ wielu innych poetów m³odego pokolenia, nuty z Heinego i Musseta (s. 32). Zaskakuj¹co trafnie i wspó³cze nie w tym krytycznym wielog³osie brzmi opinia Piotra Chmielowskiego, uwa¿anego przez samego Wiktora Gomulickiego za wroga poezji29. Chwali on obrazki z ¿ycia miejskiego umieszczone w tomie z 1886 roku za misterno æ formy, ironiê i uchwycenie w niebanalny sposób codzienno ci. Dostrzega równie¿ w cyklach Sub tegmina i Z ksiêgi przyrody, oprócz czêsto kojarzonego z twórczo ci¹ Gomulickiego uwielbienia przyrody i ¿ycia wiejskiego, próbê ich odmitologizowania. Tematy obecne w twórczo ci Gomulickiego sygnalizowane w wypowiedziach krytycznych z epoki jakby mimochodem, czêsto na drugim planie, zyskuj¹ w XX wieku nowe ¿ycie w pracach takich badaczy, jak Stefan Lichañski (realizm)30, Aneta Mazur (pesymizm)31 czy Barbara Bobrowska (arkadyjsko æ)32. Analizê poezji Gomulickiego rozpoczyna Zajkowska od zarysowania jednego z najwa¿niejszych dla tego autora tematów przestrzeni miasta. Tej problematyce zosta³ po wiêcony w ca³o ci rozdzia³ drugi monografii, zatytu³owany Gomulicki poeta ¿ycia nowoczesnego (temat miasta), a tak¿e obszerne fragmenty kolejnych jej czê ci. W swoich rozwa¿aniach badaczka wykracza niejednokrotnie poza horyzont polskiej kultury, przywo³uj¹c twórczo æ autorów, którzy, jak Wiktor Hugo, François Coppée, czy Pierre-Jean de Béranger, inspirowali autora Strof ulicznych. Szczególn¹ rolê wyznacza Zajkowska wp³ywom pochodz¹cym od najwiêkszego, zdaniem historyków literatury i kultury33, poety-urbanisty, a mianowicie Baudelaire a. W tym fragmencie ksi¹¿ki doprecyzowaniu ulega rozumienie nowoczesnej sztuki przez francuskiego poetê. Zasadnicz¹ 29
W napisanym w 1913 roku studium o Mironie przytoczy³ s³owa rzekomo wypowiedziane przez krytyka, o tym: ¿e poezja nie ma ¿adnej racji bytu, ¿e prze¿y³a siê i ¿e j¹ pomiêdzy niepotrzebne rupiecie wrzuciæ nale¿y . Sam Gomulicki przyzna³ jednak, ¿e jest to opinia zas³yszana z drugiej rêki (W. Gomulicki, Miron [Aleksander Michaux]. Portret literacki, Sfinks 1914, t. 2, s. 55). 30 Zob. S. Lichañski, Poezja rzeczy i faktów (w 50. rocznicê mierci Wiktora Gomulickiego), Poezja 1969, nr 3. 31 Zob. A. Mazur, Parnasizm w poezji polskiej drugiej po³owy XIX i pocz¹tku XX wieku, Opole 1993. 32 Zob. B. Bobrowska, dz. cyt. 33 Autorka tê literaturê niestety w wiêkszo ci pomija. Zob. m.in.: W. Benjamin, Pary¿ II Cesarstwa wed³ug Baudelaire a; Pary¿ stolica XIX wieku, prze³. H. Or³owski, w: tego¿, Twórca jako wytwórca, wyb. H. Or³owski, wstêp J. Kmita, prze³. z niem. H. Or³owski, J. Sikorski, Poznañ 1975; R. H. Thum, The City. Baudelaire, Rimbaud, Verhaeren, New York 1994; B. Pike, The Image of the City in Modern Literature, Princeton 1981.
343
rolê odgrywa w niej wielkomiejsko æ i wyrastaj¹ca z niej afirmacja przemijaj¹cego piêkna. Wymusza ona na arty cie przyjêcie konkretnej postawy, któr¹ reprezentuje stworzony przez Baudelaire a flâneur. Z konfrontacji miejskich wierszy francuskiego i polskiego poety wy³ania siê obszar wspólnych zainteresowañ: natura t³umu, samotno æ i anonimowo æ cz³owieka w mie cie, piêkno i brzydota nowoczesnej aglomeracji, socjologia spo³eczno ci miejskiej (s. 84) i zbie¿no ci formalnych, jak np. mistrzowska organizacja brzmieniowa. Problemowa analiza zarówno publicystycznego, jak i literackiego dorobku Baudelaire a stanowi punkt wyj cia do rozwa¿añ po wiêconych miastu w utworach Gomulickiego na tle wybranych przyk³adów wspó³czesnej mu poezji krajowej. Zajkowska, w oparciu o wyodrêbniony przez siebie kanon wierszy miejskich autora Na Krzywym Kole, rekonstruuje charakterystyczne dla jego urbanistycznej liryki rekwizytorium (uliczny t³um, okna, miasto noc¹) i podstawowe problemy (ambiwalentny stosunek do miasta, miasto jako targowisko pró¿no ci). W celu zarysowania miejsc wspólnych dla Gomulickiego i poetów jemu wspó³czesnych przeprowadza analizê porównawcz¹, siêgaj¹c po pojedyncze wiersze Cypriana Norwida (Wspomnienie wioski), W³adys³awa Syrokomli ( mieræ s³owika), Aleksandra Michaux (Ballada. Obrazek nieflamandzki, Na dzi , Urywek), Ludwika Sowiñskiego (Z wra¿eñ wêdrowca, Fragmenta satyryczne) i W³adys³awa Szancera (Suknia balowa). Rozwa¿ania na temat przesuniêæ estetycznych i wiatopogl¹dowych w poezji miejskiej Gomulickiego stanowi¹ bardzo interesuj¹ce zamkniêcie drugiego rozdzia³u monografii. Autorka pokazuje na przyk³adzie trzech cykli dyptyku Z dziejów dnia, Strof ulicznych i Nêdzarzy ewolucjê estetyczn¹ poety, który uprawiaj¹c przez pó³wiecze twórczo æ liryczn¹, porusza siê w ramach ró¿nych poetyk od realizmu, przez naturalizm i impresjonizm, a¿ po ekspresjonizm. Zmianom formalnym towarzysz¹ równie¿ znacz¹ce przesuniêcia ideowe: typow¹ jeszcze dla romantyzmu etyczn¹ perspektywê w postrzeganiu miasta wypiera coraz czê ciej zainteresowanie zwyk³o ci¹ i powszednio ci¹ oraz cz³owiekiem. W Strofach ulicznych Zajkowska odnajduje przede wszystkim wymiar antropologiczny. Widoczna w tych wierszach dominacja prze¿ycia nad ilustratywno ci¹ staje siê jeszcze bardziej wyrazista w ostatnim cyklu miejskim Gomulickiego, jakim s¹ Nêdzarze. Przestrzeñ miasta zostaje w nim zinterioryzowana i spersonalizowana. Miasta jako takiego w Nêdzarzach po prostu nie ma stwierdza Autorka. Gomulicki postrzega je jako swoist¹ pieczêæ odbit¹ na psychice bohaterów (s. 180). Autorkê monografii interesuje nie tylko miejskie centrum, którego przestrzennym znakiem w poezji Gomulickiego staje siê wielkomiejska ulica, lecz
344
tak¿e peryferium, przedmie cie, gdzie miasto spotyka siê z natur¹. Zajkowska nazywa tê przestrzeñ locus amoenus, miejsce przyjemne, przyjazne cz³owiekowi. Opisuj¹c jego charakter, siêga badaczka po wiersze z cyklu ¯ycie w obrazach z tomu Poezje (1886), uruchamiaj¹c przy tej okazji konteksty zwi¹zane z osiemnastowiecznym rokokowym malarstwem, reprezentowanym przez takie nazwiska, jak Jean-Honoré Fragonard, François Boucher, Jean-Antoine Watteau czy Jean-Baptiste Greuze. Tê sam¹ kategoriê locus amoenus odnosi Autorka do poddasza, pojawiaj¹cego siê czêsto w wierszach Gomulickiego, oraz do przestrzeni natury, któr¹ omawia na wybranych utworach z cyklu Sub tegmina z tomu Poezje (1886) i dzia³u/nadcyklu Obrazy i zarysy z Nowych Pie ni (1896). Problematyce egzystencjalnej zosta³ po wiêcony ostatni, czwarty rozdzia³ monografii, zatytu³owany Gomulicki poeta egzystencji. Jest to teren w literaturze przedmiotu po wiêconej Gomulickiemu prawie zupe³nie nieobecny. Tym wiêkszym osi¹gniêciem Autorki jest stworzenie wspólnego, w³a nie egzystencjalnego mianownika nad tak ró¿nymi zagadnieniami, jak socjologia miasta, mi³o æ, podró¿. Zarówno w obrazkach spo³ecznych, wierszach mi³osnych, jak i w lirycznym wiadectwie z podró¿y do Wenecji dopatruje siê Zajkowska próby mówienia o kwestiach najwa¿niejszych: sensie ¿ycia i jego przemijalno ci, transcendencji. Szczególnie interesuj¹co prezentuj¹ siê zebrane w podrozdziale drugim (Kreacja podmiotu) uwagi dotycz¹ce samotno ci, wskazuj¹ce na g³êboki pesymizm obecny w twórczo ci Gomulickiego. Jest to kolejny argument, by przypominaæ o istnieniu w literaturze drugiej po³owy XIX wieku nurtu roboczo nazwanego przez Mariana P³acheckiego dekadentyzmem po³udnia wieku34. Jego opracowanie, zdaniem autora szkicu, znacznie odmieni³oby nasze widzenie tzw. pozytywizmu warszawskiego. Niew¹tpliw¹ warto ci¹ zaprezentowanej tu w wielkim skrócie monografii jest jej walor poznawczy. Zakre lone przez badaczkê szerokie ramy czasowe pozwalaj¹ pokazaæ twórczo æ Gomulickiego jako proces dojrzewania do pewnych tematów i poetyk. Prezentacja ta nie ma charakteru czysto filologicznego, istotnie wzbogacaj¹ j¹ rozwa¿ania o charakterze estetycznym i kulturowym. Najciekawsze i najlepiej udokumentowane wydaj¹ siê te, które dotycz¹ malarskich inspiracji (rokoko, impresjonizm, prerafaelizm). Na uwagê zas³uguje równie¿ próba skonfrontowania dorobku poety ze wspó³czesn¹ mu poezj¹. Ta, która dotyczy poezji francuskiej, w szczególno ci Baudelaire a, wydaje siê zwyciêska, natomiast inna, odnosz¹ca siê do poezji polskiej, budzi kilka w¹tpliwo ci. 34 M.
P³achecki, Dekadentyzm po³udnia wieku. Rekonesans, Studia Filologiczne Akademii wiêtokrzyskiej , t. 17, Kielce 2002.
345
Wydaje siê, ¿e Autorka zbyt ma³o miejsca po wiêca zale¿no ci, jaka zachodzi miêdzy poezj¹ Gomulickiego a poezj¹ Norwida, szczególnie w obrêbie w¹tków miejskich. Rozwiniêciu, moim zdaniem, powinien ulec równie¿ wywód historycznoliteracki m.in. w zakresie roli Wac³awa Szymanowskiego i Aleksandra Michaux w kszta³towaniu upodobañ estetycznych i tematycznych m³odego Gomulickiego35, historii miejskiego obrazka w poezji postyczniowej36 czy szukania nowej lirycznej formy zdolnej opisaæ dziewiêtnastowieczne miasto37. Istotn¹ kwesti¹ wydaje siê równie¿ wprowadzenie zagadnienia instytucjonalnej i spo³ecznej cenzury, która mog³a modyfikowaæ do pewnego stopnia twórczo æ oryginaln¹ i przek³adow¹ Gomulickiego38. W kontek cie pracy translatorskiej 35 Przewodnikiem
po wiecie literackim i dziennikarskim dla urodzonego w 1848 roku poety sta³ siê Aleksander Michaux. Do pierwszych kontaktów miêdzy poetami dosz³o jeszcze w redakcji Przegl¹du Tygodniowego . Zacie nienie relacji nast¹pi³o podczas wspólnej pracy na pocz¹tku lat 70. w Kurierze Warszawskim , którego redaktorem by³ wówczas tak¿e Wac³aw Szymanowski (J. W. Gomulicki, O autorze Literatów warszawskich , w: W. Szymanowski, A. Niewiarowski, Wspomnienia o Cyganerii warszawskiej, zebra³ i opracowa³ J. W. Gomulicki, Warszawa 1964, s. 65 66). Sam Gomulicki tak pisa³ o Mironie: Mia³em lat dziewiêtna cie i nale¿a³em do pokolenia, które poetów nazywa³o wieszczami. Ju¿ od lat kilku poezje Mirona upaja³y miê jak haszysz i kto wie nawet, czy nie pod ich wp³ywem o mieli³em siê rymowaæ. Umia³em na pamiêæ prawie wszystko, co napisa³ [ ] (W. Gomulicki, Miron [Notatka po miertna], w: tego¿, Warszawa wczorajsza, dz. cyt., s. 355). Inspiracja ta stanie siê bardziej wyrazista, je li u wiadomimy sobie du¿e znaczenie tematu miejskiego w twórczo ci zarówno Szymanowskiego, jak i Mirona. 36 Historiê tego gatunku w poezji postyczniowej buduj¹ m.in. Wac³aw Szymanowski, Aleksander Michaux, W³adys³aw Szancer, W³adys³aw Be³za (zob. K. Ko ciewicz, Cykl urbanistyczny w poezji pozytywistycznej, w: Polski cykl liryczny, red. D. Kulesza i K. Jakowska, Bia³ystok 2008, s. 149 150). 37 wiadomo æ nieprzystawalno ci starych form do nowych tre ci jest udzia³em wielu poetów doby postyczniowej. ¯aden z nich nie oka¿e siê eksperymentatorem tej miary, co Baudelaire, niemniej jednak równie¿ w ich twórczo ci mo¿emy odnale æ znacz¹ce zmagania z poetyck¹ form¹. Dla przyk³adu, dostrzec je mo¿emy ju¿ w szczególnej tytulaturze wierszy Mirona: Nie-sonet, Ballada. Obrazek nieflamandzki, Dziwna pie ñ czy Przeklête sonety. O wyczerpaniu mo¿liwo ci tkwi¹cych w dawnych formach gatunkowych wiadczy tak¿e siêganie po poetykê fragmentu, po wiadczon¹ w tytu³ach typu Urywek, Fragment. Z kolei dla Stebelskiego czy Ordona charakterystyczne bêdzie rozlu nienie struktury wersyfikacyjnej i upodobanie do wiersza wolnego. 38 Jak przekonuj¹co dowodzi Zajkowska, liryczny dyptyk Gomulickiego Z dziejów dnia (I. wit, II. Zmrok) jest w sposób widoczny inspirowany Brzaskiem porannym i Zmierzchem wieczornym autora Kwiatów z³a. Warto zaznaczyæ, ¿e Gomulicki zatar³ nieobyczajno æ tematu i drastyczno æ formy obecn¹ w oryginale. Nie wiadomo jednak, czy to z³agodzenie wyrazu by³o wyborem dobrowolnym, czy przymusowym. O cenzuralnych problemach, na jakie móg³ siê naraziæ Gomulicki, pozostaj¹c wierny orygina³owi, wiadcz¹ losy pó niejszych
346
Gomulickiego nale¿y upomnieæ siê o bardzo popularnego w dobie postyczniowej Miko³aja Niekrasowa, równie¿ autora miejskich obrazków39. Monografiê wzbogaci³oby z pewno ci¹ przywo³anie niektórych wierszy Stebelskiego, pominiêtego przez Autorkê przy okazji budowania miejskiego rekwizytorium w twórczo ci Gomulickiego i wspó³czesnych mu poetów40. Zasadny wydaje siê równie¿ postulat uzupe³nienia wywodu o literaturê przedmiotu dotycz¹c¹ ogólnych rozwa¿añ o kategorii przestrzeni i miejsca w literaturze41, jak i tych szczegó³owych, po wiêconych tylko problematyce urbanistycznej42. Ciekawe uszczegó³owienia mog³aby przynie æ kwerenda w czasopismach, z którymi Gomulicki wspó³pracowa³43. Poruszanie siê w do æ z³o¿onej przestrzeni tekstów i autorów usprawni³by z pewno ci¹ indeks osób i tytu³ów. t³umaczeñ Baudelaire a. W wydaniu, które do druku przygotowali Zofia Trzeszczkowska i Antoni Lange (Warszawa 1894), znalaz³o siê jedynie 41 procent wierszy umieszczonych w edycji francuskiej z 1886 roku. Z ustaleñ Jerzego wiêcha wynika, ¿e pozosta³e odrzuci³a cenzura. Znamienny jest fakt, ¿e jej ofiar¹ pad³ tak¿e cykl Obrazki paryskie (zob. J. wiêch, Z problematyki t³umaczeñ parnasistów i Baudelaire a w Polsce, w: Studia z teorii i historii poezji, red. M. G³owiñski, seria 2, Wroc³aw 1970, s. 219). 39 Hegemoniê francuskiej liryki urbanistycznej w zakresie t³umaczeñ prze³amywa³a twórczo æ rosyjskiego poety Miko³aja Niekrasowa. Historiê przek³adów jego wierszy, zapocz¹tkowan¹ przez Syrokomlê w latach piêædziesi¹tych XIX wieku, tworzyli równie¿ poeci doby pozytywizmu. Relatywnie du¿o przek³adów wierszy Niekrasowa ukaza³o siê w okresie nasilenia kampanii starej i m³odej prasy na prze³omie lat sze ædziesi¹tych i siedemdziesi¹tych. W ród popularyzatorów twórczo ci autora Kolei ¿elaznej odnajdziemy nazwiska tych poetów, dla których temat miejski by³ szczególnie bliski, a wiêc Michaux, Szancera, Gomulickiego i Wincentego Korotyñskiego (zob. J. Or³owski, Niekrasow w Polsce [lata 1856 1914], Wroc³aw 1972, s. 19 83). 40 Warto zaznaczyæ, ¿e zdaniem Jana Tomkowskiego jest to jeden z trzech tzw. poetów przeklêtych, w którego poezji motyw miasta zaznaczy³ siê najdobitniej (J. Tomkowski, Samobójcy i marzyciele: o zabijaniu poetów, Kielce 2002, s. 18). Gomulickiego ze Stebelskim ³¹czy³a, oprócz tematu miasta w poezji, równie¿ wspólna praca w redakcji Kuriera Codziennego i Tygodnika Powszechnego (zob. R. Taborski, W³odzimierz Stebelski, w: Obraz literatury polskiej XIX i XX wieku, seria 4: Literatura polska okresu realizmu i naturalizmu, red. J. Kulczycka-Saloni, H. Markiewicz i Z. ¯abicki, Warszawa 1965, t. 1, s. 445). 41 M.in. H. Buczyñska-Garewicz, Miejsca, strony, okolice. Przyczynek do fenomenologii przestrzeni, Kraków 2006; E. Rybicka, Geopoetyka (o mie cie, przestrzeni i miejscu we wspó³czesnych teoriach i praktykach kulturowych), w: Kulturowa teoria literatury. G³ówne pojêcia i problemy, red. M. P. Markowski, R. Nycz, Kraków 2006. 42 Zastanawia chocia¿by brak tak podstawowego opracowania, jak monografia El¿biety Rybickiej pt. Modernizowanie miasta. Zarys problematyki urbanistycznej w nowoczesnej literaturze polskiej (Kraków 2003). 43 Autorka w rozdziale Przestrzenie i poetyki alternatywne analizuje dwana cie utworów, które wesz³y w sk³ad du¿ego cyklu ¯ycie w obrazach (Poezje z 1887 roku). Co ciekawe, dokonane roboczo przez Zajkowsk¹ wydzielenie pokrywa siê w du¿ej mierze z kszta³tem
347
Na koniec pozwolê sobie na krótk¹ polemikê. Nie zgadzam siê ze stwierdzeniem Autorki, ¿e w odró¿nieniu od romantyków, ten twórca epoki postyczniowej [Gomulicki KK] zacznie eksplorowaæ tak¿e przestrzeñ nierozpoznan¹ dot¹d przez poezjê przestrzeñ miejsk¹ (s. 195). Nie ulega w¹tpliwo ci, ¿e problematyka urbanistyczna w poezji romantyków nie zosta³a dot¹d opracowana, ale trudno j¹ pomin¹æ chocia¿by w twórczo ci Juliusza S³owackiego (Pary¿, Ofiarowanie, Uspokojenie) czy Adama Mickiewicza (Romantyczno æ, Z bramy wiêzienia, Popas w Upicie). Romantycy wprowadzali miasto do poezji przede wszystkim przy okazji rozwijania w¹tków historycznych czy politycznych (taki charakter maj¹ np. przedstawienia Wenecji w wierszach Edwarda Dembowskiego [ mieræ ¿eglarza w Wenecji] czy Edmunda Chojeckiego [Noc w Wenecji]), ale obecna w ich twórczo ci by³a równie¿ perspektywa etnograficzna (W³adys³aw Syrokomla [Tandeciarz]) czy obyczajowa (Zygmunt Krasiñski Do [incipit: Czy pomnisz jeszcze na do¿ów kanale], Adam Mickiewicz [Zima miejska]). O warto ci monografii Joanny Zajkowskiej jednoznacznie przes¹dza fakt dominacji w recenzji postulatów uzupe³nieñ nad korektami. Jestem wiadoma tego, ¿e ilo æ tych pierwszych wynika przede wszystkim z niedostatecznego opracowania zagadnienia poezji drugiej po³owy XIX wieku w literaturze przedmiotu. Postulowane w recenzji dopowiedzenia wskazuj¹ wiêc na konieczno æ uzupe³nienia stanu badañ nad poezj¹ tego okresu o jeszcze co najmniej kilka monografii. Katarzyna Ko ciewicz
Pawe³ Ziêba, Z dziejów polskiej konwencji wydawniczej. Edytorskie koncepcje i praktyka wydawnicza Józefa Ignacego Kraszewskiego, Collegium Columbinum, Kraków 2010, ss. 310. Dzia³alno æ Józefa Ignacego Kraszewskiego w charakterze edytora, redaktora i wydawcy dzie³ historycznych, literackich i pamiêtników obejmuje niemal pó³wiecze wieku XIX, st¹d ujêcie jej w ramy naukowego opisu stanowi nie lada wyzwanie, bior¹c pod uwagê specyfikê badanego materia³u44. Pawe³ Ziêba podj¹³ cyklu opublikowanym przez Gomulickiego w 1883 roku na ³amach Kuriera Warszawskiego . W czasopi mie by³y one drukowane pod wspólnym tytu³em Rysunki naprêdce. Interesuj¹co koresponduje on z malarskimi kontekstami uruchomionymi przez Autorkê przy okazji omówienia tych wierszy (zob. K. Ko ciewicz, dz. cyt., s. 147). 44 Dwunasty tom bibliografii literatury polskiej Nowy Korbut po wiêcony pisarzowi w rozdziale Prace edytorskie i redakcyjne notuje 42 pozycje obejmuj¹ce dorobek Kraszewskiego
348
siê bardzo wa¿nego (ze wzglêdu na warto æ edytorskiego dorobku Kraszewskiego) zadania, które w efekcie przynios³o rekonstrukcjê edytorskich koncepcji pisarza w oparciu o charakterystykê jego praktyki wydawniczej, obejmuj¹cej ró¿ne jako ciowo dzia³ania (obowi¹zki redaktora prasy, pamiêtników i dzienników podró¿y, w³asnych prac historycznych, edycji pism zbiorowych Kazimierza Brodziñskiego i dzie³ Williama Shakespeare a oraz do wiadczenia wydawcy z okresu prowadzenia drezdeñskiej drukarni). Przez wzgl¹d na ró¿norodno æ formaln¹ omawianych tekstów Autor pracy zasadnie wybra³ synkretyczne metody oceny badanego materia³u, ³¹cz¹c tradycyjne narzêdzia literaturoznawcze z podej ciem historyka oraz analiz¹ metalingwistyczn¹. Deklarowane we wstêpie zachowanie równowagi pomiêdzy kompetencjami i perspektyw¹ wspó³czesnego badacza a wiadomo ci¹ mo¿liwo ci teorii i praktyki edytorskiej w wieku XIX zaowocowa³o powstaniem cennego poznawczo syntetycznego spojrzenia na dotychczas ma³o zbadany obszar dzia³alno ci Kraszewskiego. Pierwszy rozdzia³ studium (Edytor Athenaeum i Tygodnia ) zosta³ po wiêcony szczegó³owej prezentacji strategii redaktorskich autora Ulany w wydawanych przez niego dwóch ró¿nych (ze wzglêdu na charakter i adresata) pismach. Sporz¹dzony z du¿ym wyczuciem specyfiki zagadnienia przegl¹d stosowanych w Athenaeum metod opracowywania do druku zamieszczanych tu tekstów pozwoli³ wyodrêbniæ podstawowe zasady, którymi kierowa³ siê pocz¹tkuj¹cy edytor, wówczas preferuj¹cy postawê zaanga¿owanego pisarza i historyka kultury wzglêdem podej cia beznamiêtnego edytora. Wnikliwe zbadanie praktyki edytorskiej stosowanej w poszczególnych numerach wileñskiego pisma (formy artyku³ów, opracowania redakcyjnego, zasadno ci uwag krytycznych i przypisów, sygna³ów orientacji na odbiorcê, sztuki drukarskiej) pozwoli³o Ziêbie na wgl¹d w obszar za³o¿eñ ideowych pisarza oraz wyszczególnienie subtelnych niuansów wiatopogl¹du tego, jak siê okazuje, nader odpowiedzialnego redaktora o zaciêciu polemisty. Warto podkre liæ, i¿ Autor studium nie unika analizy krytycznej, oceny w¹tpliwych b¹d nieczytelnych posuniêæ edytorskich, niekiedy wrêcz b³êdów (m.in. w odno nikach i przypisach). Do niew¹tpliwie cennych badawczo nale¿¹ tak¿e spostrze¿enia o prekursorstwie Kraszewskiego w przyswajaniu literaturze polskiej nowych form i tematów, jak mia³o to miejsce w przypadku publikacji na ³amach Athenaeum Wyj¹tków z Dziennika Ewy Feliñskiej pisanego w Berezewie (1845), wspomnieñ zapocz¹tkowuj¹cych nurt literatury sybirskiej. edytora i wydawcy (zob. Bibliografia literatury polskiej Nowy Korbut , t. 12: Józef Ignacy Kraszewski. Zarys bibliograficzny, oprac. S. Stupkiewicz, I. liwiñska, W. RoszkowskaSyka³owa, kom. red. E. Aleksandrowska i in., Kraków 1966, s. 81 83).
349
Punktem doj cia w ledzeniu ewolucji warsztatu Kraszewskiego-redaktora prasy sta³ siê drezdeñski Tydzieñ Polityczny, Naukowy, Literacki i Artystyczny , wydawany w latach 1870 1871. Badacz du¿o miejsca po wiêci³ estetyce szaty graficznej, ocenie strategii edytorskich wobec drukowanych w pi mie tekstów literackich, analizie sygna³ów ingerencji redaktora w kszta³t przypisów i adnotacji. Tym samym na podstawie wnikliwych ocen szczegó³owych uda³o siê Autorowi pracy uzyskaæ wgl¹d w obszar swoistej polemiki pomiêdzy tekstami zamieszczanych tu autorów a komentarzem Kraszewskiego oraz ukazaæ stosunek tego ostatniego do ówczesnych norm jêzykowych, tak¿e regionalizmów. W ciekawej charakterystyce, uwzglêdniaj¹cej ró¿ne aspekty dzia³alno ci Kraszewskiego jako redaktora prasy, nieco zastanawia zbyt marginalne potraktowanie ogniwa po redniego, czyli kilkuletniego okresu redagowania przez niego warszawskiej Gazety Codziennej (nastêpnie Gazety Polskiej ) Leopolda Kronenberga w latach 1859 1862. Kolejny rozdzia³ (Kraszewski jako edytor pamiêtników i opisów podró¿y oraz pism dawnych) przynosi chronologiczne omówienie jedenastu pamiêtników (m.in. Józefa Drzewieckiego, Seweryna Bukara, Stanis³awa Augusta Poniatowskiego i in.) przygotowanych do druku przez autora Ulany na przestrzeni kilkunastu lat (od 1851 do roku 1877). Z analiz szczegó³owych na temat warsztatu edytorskiego Kraszewskiego na uwagê zas³uguje ocena Pamiêtników Jana Duklana Ochockiego (1857), które Ziêba wskazuje jako model typowego dla pisarza postêpowania redaktorskiego, ³¹cz¹cego ambicje historyka i moralizatora. Kolejne oceny zasad wydania poszczególnych dzie³ pamiêtnikarskich, relacji z podró¿y i przyczynków historycznych w oparciu o rozpoznanie etapów redakcji tekstów pozwalaj¹ widzieæ w pisarzu tak¿e wiadomego edytora-kopistê (m.in. za wzorcowe dla epoki uznano Pamiêtniki Wawrzyñca Engeströma [1875]). Historyka literatury polskiej niew¹tpliwie powinny zainteresowaæ liczne spostrze¿enia na temat tych aspektów dzia³añ Kraszewskiego-edytora, które mia³y swoje bezpo rednie prze³o¿enie na jego praktykê pisarsk¹. Rozdzia³ trzeci (Analiza stylistyczna dwóch og³oszonych za ¿ycia autora wydañ Wspomnieñ Wo³ynia, Polesia i Litwy [1840] i Wspomnieñ Polesia, Wo³ynia i Litwy [1860]) zosta³a pomy lana jako wymowna (i dodaæ nale¿y nader przekonuj¹ca) ilustracja rozwoju warsztatu edytorskiego Kraszewskiego na przestrzeni dwudziestolecia (zarówno w zakresie za³o¿eñ teoretycznych, jak i praktyki redakcyjnej). Porównawcza lektura dwóch wydañ jednego dzie³a na poziomie mikrostruktury (g³ównie leksyki, interpunkcji, modyfikacji stylu, prowadz¹cych do zmian intencji i poetyki wybranych fragmentów) wydobywa subtelne lady ewolucji pogl¹dów pisarza, w tym tak¿e w zakresie wyborów este-
350
tycznych (np. w uwagach o szacie graficznej wydañ wileñskiego i paryskiego). W oparciu o przyk³ady czysto werbalne (na materiale korekty odautorskiej) Ziêba ods³ania kierunki doskonalenia warsztatu edytorskiego, dopracowywania w³asnych regu³ podtrzymania kontaktu z czytelnikiem, znajduj¹c przy okazji dowody na os³abienie poetyki romantyzmu poprzez wprowadzenie w miejsce emocjonalnego tonu bardziej zracjonalizowanych s¹dów. Tropienie miejsc odautorskiego dopowiedzenia oraz znaczenia modyfikacji przynosi obraz Kraszewskiego nie tylko jako do wiadczonego edytora, ale te¿ jako pewnego w³asnych racji pisarza, potrafi¹cego z dystansu, czêsto ironicznego, spojrzeæ na swoj¹ twórczo æ sprzed lat. W przypadku takiego amatora malarstwa, jakim by³ autor Starej ba ni, zasadne s¹ uwagi o malarsko ci narracji i d¹¿eniu do wiêkszej opisowo ci w zakresie obrazowania. Do zalet omawianego studium nale¿y tak¿e wywa¿one formu³owanie s¹dów, d¹¿enie do obiektywizmu, formu³owanie pytañ niekiedy k³opotliwych (jak chocia¿by w przypadku podwa¿enia wiarygodno ci pisarza-dokumentalisty na podstawie krytycznej lektury Jarmarku w Janówce). Niew¹tpliwie cenne s¹ nowe ustalenia badawcze, jak chocia¿by dotycz¹ce metod beletryzacji zapisków z podró¿y wzmacniaj¹cej ich dydaktyczno-moralizatorskie przes³anie czy kresowizmów45. Wa¿ne w przypadku nakre lenia taktyki Kraszewskiego-edytora wydaje siê byæ ukazanie specyfiki paryskiego wydania Wspomnieñ Polesia, Wo³ynia i Litwy (w zakresie ortografii oraz korekt stylu), skutkuj¹ce m.in. wiêksz¹ ni¿ w przypadku wydania wileñskiego dosadno ci¹ opisów i malowniczo ci¹. Analiza lingwistyczna przeprowadzona przez Paw³a Ziêbê w sposób uargumentowany ilustruje proces zamierzonego przez Kraszewskiego przekszta³cenia za pomoc¹ rodków jêzykowych zapisków z podró¿y w prozê wspomnieniow¹ blisk¹ nastrojowi liryki (ciekawa uwaga, je li we miemy pod uwagê fakt, i¿ mowa o paryskiej edycji z lat sze ædziesi¹tych XIX wieku, kiedy Kraszewski zaniecha³ ju¿ twórczo ci poetyckiej). Nastêpny rozdzia³ studium (Kraszewski jako historyk i edytor dokumentów na przyk³adzie Wilna ) ods³ania kulisy rywalizacji Józefa Ignacego Kraszewskiego i Micha³a Baliñskiego podczas przygotowania i wydania autorskich prac po wiêconych historii stolicy Wielkiego Ksiêstwa Litewskiego. Zestawienie dwóch edycji historii miasta autorstwa Kraszewskiego (jednotomowej, wydanej przez Samuela Blumowicza [1838] i czterotomowej Józefa Zawadzkiego 45 Tym samym rozpoznania badacza poszerzaj¹ (a niekiedy weryfikuj¹) ustalenia Stanis³awa Burkota poczynione w jego edycji Wspomnieñ Wo³ynia, Polesia i Litwy (zob. J. I. Kraszewski, Wspomnienia Wo³ynia, Polesia i Litwy, przygotowa³ do druku i wstêpem poprzedzi³ S. Burkot, wyd. 2, Warszawa 1985).
351
[1840 1842]) pozwa³a przyjrzeæ siê zmianom podej cia badawczego m³odego historyka, szczególnie w zakresie traktowania materia³ów ród³owych. W tym wypadku niektóre rozpoznania Ziêby wydaj¹ siê nieco powierzchowne, czasem brakuje kontekstu szerszego, czyli przywo³ania koncepcji historiograficznych Kraszewskiego, szczególnie w przypadku oceny chrystianizacji wskazane wydaje siê przywo³anie ustaleñ z pó niejszej pracy Litwa. Staro¿ytne dzieje, ustawy, jêzyk, wiara, obyczaje, pie ni, przys³owia, podania itd. (1847 1850). Ponadto przejrzysto æ dotychczasowego wywodu traci z powodu sprzeniewierzenia siê chronologii (wcze niejszy rozdzia³ obejmowa³ dzie³a pó niejsze z lat czterdziestych i sze ædziesi¹tych XIX wieku), co nie sprzyja obserwacjom szerszym, np. wskazaniu na mo¿liwo æ wewnêtrznego dialogu miêdzy dzie³ami historycznymi i zapiskami z podró¿y. Zaobserwowana przez badacza postawa historyka-kopisty, w przypadku Kraszewskiego wyra na jest przecie¿ tak¿e we fragmencie £uck historia tego miasta Witold (II tom Wspomnieñ Wo³ynia, Polesia i Litwy [1840]) zdominowanym przez historyczn¹ faktografiê. Z kolei do wiadczenia Kraszewskiego-wydawcy, w³a ciciela drukarni w Dre nie w latach 1868 1871, przedstawia Pawe³ Ziêba w rozdziale pi¹tym (Drezdeñska drukarnia Kraszewskiego), w którym podaje okoliczno ci za³o¿enia i dzia³alno ci wydawniczej przedsiêbiorstwa w oparciu o korespondencjê pisarza z rodzin¹ i wspó³pracownikami (tym samym poszerza wcze niejsze ustalenia Marii Zakrzyckiej46). Badacz sporo miejsca po wiêca zreferowaniu przygotowañ do druku Kalendarza gospodarskiego J. I. Kraszewskiego na rok 1870 47 i kilku wa¿niejszych dla literatury polskiej pozycji, które tu siê ukaza³y (m.in. Kazanie o mi³o ci ku Ojczy nie Piotra Skargi, Rok my liwca Wincentego Pola, Pamiêtniki Juliana Ursyna Niemcewicza). Wypada jedynie ¿a³owaæ, ¿e Autor studium nie pokusi³ siê o bardziej szczegó³ow¹ charakterystykê wydawanych dzie³; niektóre, chocia¿by obcojêzyczne, równie¿ zas³uguj¹ na uwagê, jak wydany w 1870 roku przek³ad na jêzyk litewski ksi¹¿ki francuskiego socjalisty, ksiêdza Huguesa Félicitégo Roberta de Lamennais go Paroles d un croyant Kningos Tejsibiun autorstwa W³adys³awa Dêbskiego. By³a to jedna z pierwszych nielegalnych pozycji ksi¹¿kowych wydanych w jêzyku litewskim poza zaborem rosyjskim, gdzie od roku 1864 obowi¹zywa³ zakaz publikacji druków litewskich czcionkami ³aciñskimi. 46 M. Zakrzycka, Dzieje drukarni Józefa Ignacego Kraszewskiego. Drezno Poznañ, Stu-
dia o Ksi¹¿ce 1976, t. 6. 47 Warto dodaæ, ¿e w przypadku Kraszewskiego nie by³a to pierwsza inicjatywa wydawnicza tego typu. Wcze niej redagowa³ Kalendarz wydawany przez Warszawskie Towarzystwo Dobroczynno ci na rok 1863, który ukaza³ siê w Warszawie w 1862 roku.
352
Rozdzia³ szósty (Edytor pism XIX wieku: wydania pism Brodziñskiego [1872 1874]) przynosi szczegó³owe omówienie wysi³ku Kraszewskiego w trakcie opracowywania do druku zbioru dzie³ Kazimierza Brodziñskiego. S¹ tu nader cenne ustalenia na wietlaj¹ce ró¿ne aspekty wspó³pracy z Franciszkiem Salezym Dmochowskim oraz sam przebieg prac edytorskich nad przygotowaniem do druku obszernego o miotomowego wydania. Zestawienie strategii redagowania tekstu zastosowanych przez Kraszewskiego z dwudziestowieczn¹ edycj¹ pism Brodziñskiego autorstwa Zbigniewa Jerzego Nowaka (z roku 1964) pozwoli³o Ziêbie na wieloaspektowe nakre lenie dziewiêtnastowiecznej techniki redakcyjnej (zmierzaj¹cej ku rekonstrukcji historii my li Brodziñskiego, której forma uwzglêdnia³a mo¿liwo ci czytelnicze przeciêtnego odbiorcy). Ostatni rozdzia³ (Dzie³a dramatyczne Szekspira w edycji J. I. Kraszewskiego) poprzedzony zosta³ wstêpem omawiaj¹cym specyfikê rodzimej recepcji dzie³ wybitnego angielskiego dramatopisarza w epoce romantyzmu oraz ówczesne europejskie edycje jego dramatów (m.in. Nikolausa Deliusa [1869] oraz Charlesa i Mary Cowden Clarke [1864 1868]). Zrekonstruowana przez Ziêbê historia edycji dzie³ Shakespeare a w opracowaniu redakcyjnym Kraszewskiego i zespo³u t³umaczy (Józefa Franciszka Paszkowskiego, Stanis³awa Egberta Ko miana i Leona Ulricha) z latach 1875 1877 wydobywa walory wydania, z którego korzysta³y pokolenia Polaków. Omówienie zastosowanych strategii opracowania tekstów, dyskretnej obecno ci g³osu edytora w przypisach daje podstawê do traktowania omawianej pozycji jako szczytowego osi¹gniêcia Kraszewskiego-edytora. Analizowane w rozdziale zagadnienia mo¿na traktowaæ jako warto ciow¹ glosê do prowadzonych tak¿e przez innych historyków literatury badañ zmierzaj¹cych ku poszukiwaniu aktualnych do dzi efektów dzia³añ Kraszewskiego, które przyczyni³y siê do rozwoju kultury polskiej48. St¹d wyeksponowana przez Paw³a Ziêbê kulturotwórcza rola edytora, po wiadczona przez pokolenie m³odopolskie (Tadeusza ¯eleñskiego-Boya, Stanis³awa Wyspiañskiego, Stanis³awa Ignacego Witkiewicza) znalaz³a swoje potwierdzenie w edycji dzie³ Shakespeare a w drugiej po³owie XX wieku (Stanis³awa Helsztyñskiego, Ró¿y Jab³kowskiej, Anny Staniewskiej z roku 1964). 48 W ci¹gu ostatnich dwudziestu lat niejednokrotnie zajmowano siê fenomenem nowoczesno ci Kraszewskiego jako wnikliwego diagnosty problemów mu wspó³czesnych (zob. Zdziwienia Kraszewskim, red. M. Zieliñska, Wroc³aw 1990; Kraszewski pisarz wspó³czesny, red. E. Ihnatowicz, Warszawa 1996; Obrazy kultury polskiej w twórczo ci Józefa Ignacego Kraszewskiego, red. B. Czwórnóg-Jadczak, Lublin 2004; Powie æ historyczna dawniej i dzi , red. R. Stachura, T. Budrewicz, B. Faron, przy wspó³pracy K. Gajdy, Kraków 2007).
353
Ca³o æ wieñczy podsumowanie, w sposób syntetyczny sumuj¹ce rozpoznania specyfiki warsztatu edytorskiego Kraszewskiego. Pisarz jawi siê tu jaki kontynuator romantycznego historyzmu, którego pasje staro¿ytnicze i wysi³ek edytorski walnie przyczyni³y siê do ocalenia wielu warto ciowych dzie³ literackich i historycznych, a jednocze nie jako nieustaj¹cy w doskonaleniu swego warsztatu redaktor, otwarty na postêp techniczny w ówczesnym drukarstwie. Swoje rozwa¿ania Pawe³ Ziêba zamyka efektown¹ definicj¹ wieloletniego wysi³ku Kraszewskiego na polu dziewiêtnastowiecznego edytorstwa: edytor-amator edytor-literat edytor tekstów naukowych. I niew¹tpliwie artysta, o czym wiadcz¹ zamieszczone w studium liczne reprodukcje rycin z epoki, zarówno z wybranych dzie³ wydanych przez samego pisarza, jak i tych wzorcowych (w przypadku wydañ Shakespeare a), które s³u¿y³y jako przyk³ad europejskiego kanonu wydawniczego w wieku XIX. Podsumowuj¹c studium Paw³a Ziêby w znacz¹cy sposób wzbogaca dotychczasowy stan wiedzy na temat edytorskich koncepcji Józefa Ignacego Kraszewskiego i jego praktyki wydawniczej. Rzetelno æ badawcza, logiczny wywód, wywa¿one oceny i sprawno æ w przekazywaniu informacji cechuj¹ce Autora studium sprawiaj¹, ¿e czytelnik otrzymujê jeszcze co wiêcej cenny przyczynek do studiów nad histori¹ dziewiêtnastowiecznej historiografii, rozwoju czasopi miennictwa i ksiêgoznawstwa. Inesa Szulska
Don Juan w przemianach kultury, red. Lidia Wi niewska, Wydawnictwo Uczelniane Wy¿szej Szko³y Gospodarki, Bydgoszcz 2008, ss. 144. Tematem ksi¹¿ki Don Juan w przemianach kultury jest mit Don Juana, bohatera nie tylko przeobra¿aj¹cego siê w miarê up³ywaj¹cego czasu, ale i przyjmuj¹cego odmienn¹ postaæ na ró¿nych polach kultury (historia, literatura, fotografia, niemy film, muzyka hip hopowa), zawsze przy tym zachowuj¹cego co , co pozwala w nim rozpoznaæ pierwowzór. Autorom uda³o siê z jednej strony pokazaæ ca³¹ jego antynomiczno æ, z drugiej pozostawiæ otwartym problem to¿samo ci tej postaci. Zawarto æ ksi¹¿ki zamyka siê w czterech czê ciach zatytu³owanych: Wprowadzenie, Problematyzacje postawy Don Juana w kulturze, Stereotypy Don Juana w kulturze i Miêdzy problematyzacj¹ a stereotypem Don Juana dyskusja.
354
Ca³o æ uzupe³nia: spis tre ci (w jêzyku polskim i angielskim), indeks osób oraz streszczenia ka¿dego tekstu w jêzyku angielskim. Opracowanie edytorskie jest bardzo staranne. We Wprowadzeniu Lidia Wi niewska w nowatorski sposób prezentuje postaæ Don Juana w wietle teorii mitu Mircei Eliadego. Autorka wykazuje, ¿e mit Don Juana, nie maj¹cy jednego, okre lonego pierwowzoru, ukszta³towa³ siê z dwu typów (s. 10), scharakteryzowanych przez rumuñskiego filozofa kultury49 jako mit nowoczesny i archaiczny , przy czym podstaw¹ mitu nowoczesnego maj¹ byæ pojêcia: Boga, sta³o ci i czasu linearnego. Zostaje on ukazany przez w¹tek mierci, winy i kary, których symbolem jest postaæ Komandora. Jego przeciwieñstwem jest mit archaiczny , czyli Natura, zmienno æ i czas kolisty temu odpowiada metamorficzno æ postaci oraz pasja zbierania nowych do wiadczeñ. Autorka wskazuje, ¿e cech¹ charakterystyczn¹ Don Juana jest oscylacja miêdzy tymi dwoma porz¹dkami z jednej strony przystosowanie siê do nich, z drugiej sprzeciw. Badaczka sugeruje, ¿e ta gra uleg³o ci i buntu jest paradoksalnie tym, co konstytuuje spójno æ tej postaci. To innowacyjne spojrzenie stanowi my l przewodni¹ spajaj¹c¹ ca³o æ opracowania. Drug¹ czê æ otwiera studium Lidii Wi niewskiej Don Juan Tirsa de Moliny w perspektywie porz¹dków Boga i Natury. Autorka prezentuje tu rozwiniêcie wcze niej zapowiedzianej, nader interesuj¹cej, dwoi cie pojmowanej koncepcji Don Juana. Omawiaj¹c dramat Zwodziciel z Sewilli i kamienny go æ Tirsa de Moliny, badaczka analizuje to, w jaki sposób Don Juan porusza siê w tych dwóch aspektach rzeczywisto ci (s. 18), których podstawowe prawa, w drodze do samorealizacji, musi nieustannie podwa¿aæ. Spryt Don Juana jednak nie wystarcza, by go uratowaæ. Jego dzia³anie, bêd¹ce kontestacj¹ obu paradygmatów, musi zostaæ potêpione. Tirso de Molina, u miercaj¹c Don Juana, przywraca utracon¹ równowagê w wiecie ludzkim (s. 28) i przyznaje prymat boskiemu porz¹dkowi. Rzadko podejmowany temat omawia Adam Grzeliñski w artykule Don Juan nie tylko romantyczny. O wieceniowe ród³a postawy tytu³owego bohatera poematu Byrona. Autor próbuje dowie æ, ¿e kreacja Don Juana, powszechnie uznawana za wzór bohatera romantycznego, w istocie wywodzi siê z tradycji o wieceniowej. Okazuje siê, ¿e fascynacja nieokie³znan¹, dzik¹ przyrod¹ oraz
49 Zob. M. Eliade, Mit wiecznego powrotu, prze³. A. Przybys³awski, Warszawa 1999; ten¿e, Traktat o historii religii, prze³. J. Wierusz-Kowalski, wstêp L. Ko³akowski, pos³owiem opatrzy³ S. Tokarski, £ód 1993.
355
nieobliczalno æ i nieracjonalno æ podejmowanych dzia³añ cechy przypisywane romantykom, odpowiadaj¹ wizji cz³owieka stworzonej przez angielskich filozofów wieku XVIII. Ju¿ w pracach Anthony ego Shaftesbury ego Autor dostrzega kult dzikiej natury, a tak¿e nowy wzór cz³owieka (s. 34). Uczuciowe przywi¹zanie do przyrody charakteryzuje tak¿e pó niejszych przedstawicieli brytyjskiego o wiecenia: Dawida Hume a i Adama Smitha. Grzeliñski dowodzi te¿, ¿e choæ kreacja Don Juana stworzona w poemacie Byrona, co trafnie dostrzegano, niesie ze sob¹ rysy autobiograficzne, wywodzi siê z ducha o wiecenia, w którego ³onie rodzi³y siê ju¿ pewne idee potocznie przypisywane romantyzmowi. Autor wskazuje, ¿e w wersji Byrona Don Juan zatraci³ swoj¹ czynn¹ postawê i sta³ siê postaci¹ niemal pasywn¹ (s. 39), pozbawion¹ swych najbardziej charakterystycznych cech. To sk³ania Grzeliñskiego do zastanowienia siê nad tym, dlaczego poeta obra³ za bohatera Don Juana. Na koniec Autor pyta tak¿e o ontologiczn¹ to¿samo æ tej postaci. Mi³o nicy obu formacji intelektualnych zarówno romantyzmu, jak i o wiecenia odnajd¹ w tek cie niejedn¹ ciekaw¹ my l rzucaj¹c¹ nowe wiat³o na przedmiot ich zainteresowañ. Romantyczn¹ wersjê mitu Don Juana przedstawia Marta K³ad w pracy Don Juan Prospera Mériméego i konteksty. Omawiaj¹c Czy æcowe dusze, Autorka zestawia g³ównego bohatera, którego prawzorem jest postaæ historyczna z drugiej po³owy XVII wieku Don Juan de Manara, z innymi kreacjami, zw³aszcza z Don Juanem Molière a. Badaczka pokazuje, w jakiej mierze XIX-wieczny Don Juan Mériméego odbiega od Molierowskiego agnostyka, choæby przez to, ¿e wierzy w Boga i gotów jest odbyæ pokutê. K³ad dostrzega jednak w Bracie Ambro¿ym (Don Juanie) nieszczero æ intencji ten, który przez ca³e ¿ycie ba³amuci³ p³eæ piêkn¹, teraz uwodzi Boga , chc¹c z najbardziej zuchwa³ego grzesznika zostaæ najpokorniejszym na wiecie pokutnikiem (s. 56). Autorka, dotykaj¹c problemu to¿samo ci Don Juana, sygnalizuje, ¿e tym, co kreuje tê postaæ, jest ironia obecna zarówno u Moliere a, jak i u Mériméego. Kolejny tekst stricte filozoficzny autorstwa Grzegorza A. Dominiaka a zatytu³owany Estetyzacja wiata a doznanie wieczno ci, pokazuje, jak postêpowanie charakterystyczne dla Don Juana staje siê wzorcem zachowania czêsto aktualizuj¹cym siê w obecnych czasach, gdy powszechne staje siê d¹¿enie do doznania wieczno ci (s. 66) w wiecie, który jest zdeterminowany czasowo i przestrzennie przez sam podmiot poznania. Cz³owiek sta³ siê podmiotem, za wiat przedmiotem, którego obraz zale¿y od dyspozycji aparatu poznawczego cz³owieka. Odwo³uj¹c siê przede wszystkim do filozofii Immanuela Kanta, która zrewolucjonizowa³a europejsk¹ antropologiê i epistemologiê oraz ugruntowa³a dotychczasow¹ metafizykê, Autor wykazuje, ¿e cz³owiek nowo¿ytny,
356
którego przyk³adem mo¿e byæ, wed³ug niego, Don Juan esteta (cz³owiek nastawiony na doznania zmys³owe), nigdy nie mo¿e osi¹gn¹æ satysfakcji, poniewa¿ jego ¿ycie polega na ci¹g³ym d¹¿eniu do tego, co nieosi¹galne, a nieosi¹galne jest dla niego doznanie wieczno ci . Tym samym Autor stwierdza, ¿e cech¹ konstytutywn¹ tej mitycznej postaci jest jej nowoczesna w swej istocie postawa oraz to, ¿e d¹¿y do tego, co przekracza ludzkie mo¿liwo ci. Tekst ten, choæ nie nale¿y do ³atwych, inspiruje. Tym wspó³czesnym akcentem zamyka siê druga czê æ ksi¹¿ki, mocno nasycona odniesieniami filozoficznymi, ujmuj¹ca literackie kreacje Don Juana w porz¹dku chronologicznym od najwcze niejszej wersji autorstwa Tirsa de Moliny, przez o wieceniowego w swym rodowodzie bohatera Byronowskiego, ironiczno æ romantycznego Don Juana Mériméego, na Don Juanie cz³owieku nowoczesnym koñcz¹c. Zgrabne przej cie od czasów odleg³ych do wspó³czesno ci, bêd¹ce jakby przygotowywaniem odbiorcy do podejmowanych w nastêpnej kolejno ci tematów, wprowadza czytelnika w trzeci¹ czê æ, która odchodzi od skomplikowanej perspektywy filozoficznej i kieruje siê ku bardziej pragmatycznemu trybowi refleksji. Otwiera j¹ obszerny rozdzia³ Don Juan i nastêpcy, czyli o jêzykowym kszta³towaniu siê i definiowaniu stereotypów kulturowych zwi¹zanych z modelem mi³o ci zdobywczej. Autor, W³odzimierz Moch, wytyczaj¹c sobie cel w postaci zanalizowanie pojêcia don¿uan (s. 73) jako modelu mi³osnego, siêga zarówno do tradycyjnych definicji s³ownikowych, jak i do niekonwencjonalnych tekstów piosenek hip hopowych. Co ciekawe, oba te ród³a powielaj¹ stereotypowy obraz Don Juana mê¿czyzny instrumentalizuj¹cego kobietê. Synonimem nazwy w³asnej Don Juan staj¹ siê: Casanova, macho i playboy. Mityczny bohater zatraca swój komponent metafizyczny i zostaje zredukowany do mêskiej po¿¹dliwo ci seksualnej. Szkic ten z pewno ci¹ zaciekawi nie tylko jêzykoznawców, lecz tak¿e szersze grono potencjalnych odbiorców, w tym zainteresowanych polsk¹ subkultur¹. Kinga Eliasz (bêd¹ca tak¿e fotografk¹) jest autork¹ rozprawy Polityk jako Don Juan. Obraz polityka na podstawie plakatów wyborczych w subiektywnym ujêciu fotografii dokumentalnej. Autorka opisuje i obja nia swój cykl zdjêæ: Polityk Don Juanem (s. 87), dokumentuj¹cy wybory samorz¹dowe przeprowadzone w Bydgoszczy w roku 2006. Eliasz w wietle mitu Don Juana analizuje wspó³czesne metody kampanii wyborczych. Don Juanem jest w tej optyce sam kandydat, za po¿¹danymi kobietami obywatele. Polityk zwodzi je piêknymi s³owami, tu pustymi obietnicami wyborczymi. Oszukane spo³eczeñstwo rozpoznaje oszusta i zaczyna szydziæ z ob³udnego wybrañca. Przejawem pogardy
357
i drwin staje siê oszpecanie wizerunków widniej¹cych na plakatach wyborczych. Kandydat, który nie zosta³ wybrany, ponownie jednak przywdziewa szatê Don Juana i, strojniejszy ni¿ poprzednio, ponawia swoje zaloty. miertelny cios spotyka go nie ze strony spo³eczeñstwa, które siê od niego odwraca, lecz ze strony zwyciêskiego konkurenta, bêd¹cego tak¿e Don Juanem. mia³a i nowatorska interpretacja procesu demokratycznych wyborów podparta jest filozoficznymi rozwa¿aniami Jeana Baudrillarda i Guya Deborda, które wzbogacaj¹ tekst o g³êbokie dociekania wspó³czesnych my licieli, zajmuj¹cych siê miêdzy innymi tym, jak symulakrum produkt decydentów zastêpuje w wiadomo ci powszechnej wiat rzeczywisty. Mariusz Guzek w studium Na granicy konwencji. Don Juan jako bohater niemego kina ledzi ekranizacjê postaci uwodziciela we wczesnej kinematografii. Don Juan jest tu przystojnym, namiêtnym kochankiem, który czaruj¹c swoje zdobycze, d¹¿y do hedonistycznego zaspokojenia. W¹tek infernalny nie zostaje tutaj uwzglêdniony. Don Juan w kinie niemym, niezbyt jeszcze ambitnym, to bohater przygodowy, który ma zabawiæ widowniê. Autor zauwa¿a ze zdziwieniem, ¿e filmy te powsta³y na kanwie ma³o znanych, drugorzêdnych dzie³ literackich. Zak³adaj¹c, ¿e popularno æ utworu wyra¿a siê w liczbie przedstawieñ, dochodzi do wniosku, ¿e najbardziej znanym Don Juanem jest ten stworzony przez Molière a. Autor myli sie jednak, wpisuj¹c dramat Joségo Zorrilli Don Juan Tenorio na listê zapomnianych. W wiadomo ci Hiszpanów jest on ci¹gle ¿ywy, byæ mo¿e dlatego, ¿e kontynuowan¹ do dzi dnia tradycj¹ jest wystawianie tego dramatu ka¿dego roku w dzieñ Wszystkich wiêtych. Studium Marka Guzka mimo to zainteresuje niejednego kinomana. Marek Chamot w artykule Katarzyna II niepohamowana ¿¹dza mi³o ci i w³adzy zestawia postaæ Don Juana z rosyjsk¹ caryc¹-libertynk¹. Pokazuje stosunki i obyczaje panuj¹ce na rosyjskim dworze, a tak¿e osobowo æ Katarzyny II nieograniczaj¹cej siê do jednego faworyta w osobie ksiêcia Potiomkina, a w pewnym okresie maj¹cej jednocze nie dwóch kochanków, z którymi tworzy s³ynny trójk¹t carski (s. 116). Autor zastanawia siê nad tym, czy mo¿na widzieæ w Katarzynie II kobiec¹ odmianê Don Juana. Stwierdza jednak, ¿e sam fakt, i¿ caryca by³a kochliwa, nie tworzy z niej Don Juana. Nale¿y zwa¿yæ równie¿ to, ¿e dzier¿y³a ona w³adzê i sprzeciw wobec jej woli i kaprysów nie wró¿y³ wybrankowi niczego dobrego oraz to, ¿e jak zaznacza sam Autor choæ porzuca³a swoich kochanków, otacza³a ich opiek¹, a nawet wynosi³a na lukratywne stanowiska. Pisany z historycznej perspektywy tekst Chamota koñczy trzeci¹ czê æ ksi¹¿ki, poniek¹d pozwalaj¹c na konstatacjê, ¿e stereotypowy, funkcjonuj¹cy w kulturze masowej, obraz uwodziciela nie
358
wystarcza, by bohatera (bohaterkê) nazwaæ Don Juanem. Katarzynie II zabrak³o ironii, drwiny i dystansu. Po lekturze wszystkich frapuj¹cych rozpraw czytelnik mo¿e zastanawiaæ siê nad tym, kim w istocie jest Don Juan, bowiem prawie w ka¿dym tek cie recenzowanej pracy zbiorowej mowa jest o innym bohaterze. Autorzy, jakby przeczuwaj¹c w¹tpliwo ci odbiorcy, w wieñcz¹cej ksi¹¿kê dyskusji próbuj¹ ten problem wyja niæ. G³os w niej zabieraj¹: Lidia Wi niewska, Marek Chamot, Adam Grzeliñski, Mariusz Guzek i W³odzimierz Moch. Dyskusja daje Autorom mo¿liwo æ uzupe³nienia artyku³ów wypowiedziami, na które nie by³o miejsca w zwartych tekstach naukowych. G³ównym jednak zagadnieniem pozostaje to, czy mo¿na mówiæ o jakim jednym Don Juanie (s. 123), a je li tak, to kim on jest. Po burzliwej, ale inspiruj¹cej polemice, Rozmówcy dochodz¹ do wniosku, ¿e najbardziej popularny obraz Don Juana, zawieraj¹cy w sobie prawie wszystkie cechy tego mitu, wyszed³ spod pióra Moliere a. Jest on tak wielowymiarowy, ¿e s³u¿y zarówno kulturze masowej, jak i kulturze wysokiej. Problem lokalizacji istotowej, dystynktywnej cechy to¿samo ci Don Juana pozostanie jednak otwarty, daj¹c wyraz przekonaniu, ¿e Don Juan jest nadal ¿ywy i wymyka siê jednoznacznej kategoryzacji. Odnosi siê wra¿enie, ¿e ksi¹¿ka ta jest pok³osiem wielu tematycznych spotkañ Autorów, dziêki czemu ca³o æ osi¹ga spójno æ, a tok wywodu jest logiczny i niezwykle konsekwentny, bowiem oparty zostaje na kompozycji, dziêki której czytelnik prowadzony jest poprzez wieki od najstarszego z dzie³ do czasów obecnych oraz od literackiej kreacji bohatera do cz³owieka z krwi i ko ci. Choæ jest to praca zbiorowa, teksty ze sob¹ dialoguj¹ i odwo³uj¹c siê do siebie, nawzajem siê zarazem uzupe³niaj¹. Pojawiaj¹ce siê tu zró¿nicowanie analitycznego jêzyka wynika z odmiennych osobowo ci Autorów i ró¿nych spojrzeñ na temat. Widaæ te¿, ¿e pomy lano o zró¿nicowanych zainteresowaniach odbiorców, którzy obok bardzo ciekawych, ale wymagaj¹cych ogromnego skupienia tekstów czê ci drugiej, odnale æ tu mog¹ równie interesuj¹ce, ale ³atwiejsze w odbiorze rozdzia³y czê ci trzeciej. Co prawda, brak informacji o Autorach tekstów oraz o tym, jak dosz³o do powstania ksi¹¿ki pozostawia czytelnika w stanie niezaspokojonej ciekawo ci. Jedynym mankamentem tej ksi¹¿ki jest moim zdaniem niezgodno æ ok³adki z tre ci¹, która pod ni¹ siê ukrywa. Na ok³adce widniej¹ wizerunki lalek: Kena i Barbie symboli kultury masowej. Ok³adka mo¿e zwie æ czytelnika co do zawarto ci tomu, sugeruj¹c, ¿e bêdzie mowa jedynie o Don Juanie w kulturze popularnej, choæ, jak wiadomo, tak obraz graficzny, jak i dzie³o literackie mo¿na interpretowaæ na wiele sposobów.
359
Ksi¹¿ka ta jest bardzo bogata, a ujêcie tematu wszechstronne. Niew¹tpliwie zarówno mi³o nicy literatury, filozofii, sztuki, jak i socjologowie, historycy, kulturoznawcy znajd¹ tu dla siebie co interesuj¹cego i nowatorskiego. Ci, którzy przeczytaj¹ ksi¹¿kê, bêd¹ niecierpliwie czekaæ na zapowiedziane we Wprowadzeniu kolejne studia komparatystyczne przedstawiaj¹ce wzajemn¹ zale¿no æ postaci mitycznych i kultury szeroko rozumianej. Jadwiga Clea Moreno-Szypowska
Renata Stañczak, Elementy Kaba³y ¿ydowskiej w twórczo ci Tadeusza Miciñskiego, Wydawnictwo Naukowe Semper, Warszawa 2009, ss. 156. Autorka Elementów Kaba³y ¿ydowskiej w twórczo ci Tadeusza Miciñskiego podkre la we Wprowadzeniu: W my l kabalistycznej zasady, lepiej nie dopowiedzieæ, ani¿eli powiedzieæ co nierozwa¿nie lub za du¿o (s. 7). wiête s³owa. Postaramy siê udowodniæ, ¿e Renata Stañczak rzuca s³owa na wiatr, gdy¿ czêstokroæ nie trzyma siê tej kabalistycznej zasady . Pisze nierozwa¿nie i za wiele. Z drugiej strony, jej rozprawa prezentuje siê dosyæ ubogo tak pod wzglêdem objêto ciowym, jak i co istotniejsze merytorycznym. Powtarza obiegowe s¹dy, nie uwzglêdnia w sposób dostateczny ustaleñ tych, którzy wcze niej analizowali omawiane przez ni¹ utwory. W wiêkszej czê ci recenzowane studium stanowi zbiór przypadkowo dobranych cytatów: tygiel s³ów wyjêtych z dzie³ Miciñskiego oraz badaczy jego twórczo ci, rozpuszczonych w literaturze po wiêconej Kabale, a tak¿e gnozie, chasydyzmowi oraz, co ciekawe, Talmudowi. Ju¿ w tym miejscu powiedzmy jasno: recenzowana ksi¹¿ka nie powinna by³a w ogóle siê ukazaæ, przynajmniej w takim kszta³cie, w jakim siê ukaza³a. Rozpoczynaj¹c swe wywody, Autorka stanowczo stwierdza, i¿ dzie³a Miciñskiego s¹ z³o¿one, wieloznaczne, wielowyk³adowe i w olbrzymiej czê ci sprzeczne w sobie (s. 11). O ile z pierwszymi trzema orzeczeniami, pomimo ich oczywisto ci, mo¿na siê zgodziæ, o tyle z ostatnim ju¿ nie, poniewa¿, jak wykazywano ju¿ po wielokroæ, utwory autora W mroku gwiazd uk³adaj¹ siê w jednolity, bardzo charakterystyczny i niepowtarzalny ci¹g kilku czy kilkunastu matryc, motywów i tematów Co Autorka mia³a na my li, pisz¹c o sprzeczno ci w sobie dzie³ Miciñskiego, tego ju¿ nie wyja nia. Sama jednak, chc¹c zilustrowaæ stawiane przez siebie tezy, chêtnie siêga do dzie³ poety z ró¿nych
360
okresów jego twórczo ci. Id my dalej. Ju¿ na samym pocz¹tku jej ksi¹¿ki pojawia siê lapsus. Lutos³awskiego filozofa zamienia Stañczak na Lutos³awskiego kompozytora, gdy mowa jest o niechêci za³o¿yciela Eleusis do by³ego ucznia i ulubieñca Miciñskiego. Badaczka pisze: Mimo krzywdz¹cych s³ów kompozytora wielki monolog Miciñskiego-«mêdrka» pozosta³ na tle epoki zjawiskiem fenomenalnym. Przetrwa³ up³yw czasu. Utwory tego pisarza intryguj¹, fascynuj¹ i zapalaj¹ umys³y badaczy do nowych interpretacji i analiz (s. 12). Ten nies³ychany (i stereotypowy) pean na cze æ autora Nietoty Stañczak odwo³a w zakoñczeniu swej rozprawy. Nie bez powodu przytaczamy tu tak¿e ostatnie zdanie. Recenzowana ksi¹¿ka stanowi bowiem przyk³ad obni¿enia poziomu wydawanych publikacji literaturoznawczych, a jednocze nie po wiadcza pewien trend: modê na Miciñskiego50. Oto wiêc zaintrygowana, z zapalonym umys³em wyrusza Renata Stañczak na poszukiwanie nowych interpretacji dzie³ m³odopolskiego pisarza. Co znalaz³a? Pisarz przeskakuje poziomy bytu, jest nieprzewidywalny w kojarzeniu motywów i elementów. Znajdziemy w nich synkretyczne i wielokulturowe uniwersum postaci i symboli (s. 12 13). Pierwsze zdanie: prawdziwe dla tych, którzy nie znaj¹ specyfiki twórczo ci Miciñskiego, nie wiedz¹, jak pisze i nie maj¹ rozeznania w tym, czego siê mo¿na po nim spodziewaæ. Dla tych, którzy siêgaj¹ do niego czêsto jest przewidywalny, wiêcej: mo¿na wrêcz mówiæ o charakterystyczno ci, powtarzalno ci fraz, obrazów i idei. I w³a nie owa nieprzewidywalno æ w kojarzeniu motywów staje siê przewidywalna. Drugie z zacytowanych zdañ mo¿e byæ przyk³adem truizmów, jakich wiele w ksi¹¿ce Stañczak. Pozostaj¹c w dalszym ci¹gu przy pierwszym z rozdzia³ków, zatytu³owanym Tadeusz Miciñski monolog mêdrka?, zauwa¿my znamienny dla Autorki chwyt narracyjny. Otó¿ buduje ona swój wywód z cytatów. Nie przesadzaj¹c, dwie trzecie, a przynajmniej po³owa jej, niegrubej przecie¿, ksi¹¿ki to cudze s³owa. Stañczak cytuje obficie i obszernie. A przy tym czêsto niedbale i dziwacznie. W rzeczonym rozdziale, stanowi¹cym co w rodzaju wprowadzenia do rozdzia³ów kolejnych, mamy ci¹g cytatów przerywanych jedynie krótkimi wtrêtami komentarzami Autorki. Dobór literatury przedmiotu jest równie znamienny 50 Kilka lat temu ukaza³a siê, napisana przez m³odego badacza, ksi¹¿ka po wiêcona twórczo ci Miciñskiego. Choæ nie jest ona szczytem rzetelno ci badawczej i warsztatowej, jednak¿e w porównaniu z ksi¹¿eczk¹ Renaty Stañczak wypada nader przyzwoicie. Chodzi o: P. Sobolczyk, Tadeusza Miciñskiego podró¿ do Hiszpanii, Toruñ 2005. Zob. moj¹ recenzjê tej¿e ksi¹¿ki w Pamiêtniku Literackim (2007, z. 2);zob. te¿ recenzjê Wojciecha Gutowskiego w Ruchu Literackim (2006, nr 2).
361
i ujawnia tak preferencje Autorki, jak i jej o czym wspominali my przeciêtne zorientowanie w stanie badañ nad twórczo ci¹ Tadeusza Miciñskiego. Przywo³uje Stañczak badaczy i krytyków z epoki dawnej: W³adys³awa Jab³onowskiego, Stanis³awa Lacka, Tadeusza Nalepiñskiego, Wincentego Lutos³awskiego, Stanis³awa Brzozowskiego, z nieco pó niejszej: Czes³awa Latawca i Juliana Krzy¿anowskiego, za z bardziej wspó³czesnej: Jana Prokopa, Lecha Stachurskiego, Halinê Floryñsk¹ (nazwan¹ tu Hann¹) (s.16), Jana Tomkowskiego czy Artura Hutnikiewicza. Oczywi cie nie zabrak³o i Miciñskiego. A wszystko to chaotycznie wymieszane niczym w tyglu alchemika . Lecz to dopiero pocz¹tek. Przed nami sze æ rozdzia³ów, w których Stañczak da próbkê mo¿liwo ci interpretacyjnych, które nawiasem mówi¹c ogranicz¹ siê do zestawiania passusów z dzie³ m³odopolskiego twórcy z wymienionymi tradycjami religijnymi. Wy³oni siê z nich Miciñski-kabalista, który kabalist¹ wprawdzie nie by³, lecz Kaba³ê zna³ i z niej czerpa³, a przynajmniej mia³ z ni¹ wiele wspólnego Drugi, niespe³na o miostronicowy rozdzia³ (Dlaczego Kaba³a ¿ydowska?) przynosi now¹ seriê nazwisk i kolejn¹ porcjê cytatów. Dowiadujemy siê na wstêpie, ¿e jeden z bohaterów powie ci Miciñskiego by³ kabalist¹. Ka¿dy trop jest dobry, by potwierdziæ z góry za³o¿one tezy. Autorka nie dodaje natomiast, ¿e ów kabalista (Hetman Rzewuski z Wity) zalicza siê do jednoznacznie negatywnych postaci powie ci, co nigdy u Miciñskiego nie pozostaje bez wp³ywu na jego stosunek do reprezentowanych przez owe postaci profesji i przymiotów. Stañczak nale¿y do wtajemniczonych . Wie co , ale tego nie powie. Swego czytelnika zapewnia jednak: Lucyferyzm czy «lucyferyzm chrystusowy» niezwykle istotne zagadnienie w twórczo ci Miciñskiego, wed³ug mnie, wi¹zaæ nale¿y z zupe³nie innym ród³em [ni¿ zaproponowane przez Cz. Latawca MB] i wymaga to osobnego omówienia, na które nie ma miejsca w tej publikacji (s. 21). Na co w takim razie jest miejsce w tej publikacji? Na pewno na z³o liwo ci wobec niewygodnych dla Autorki stwierdzeñ, zaprzeczaj¹cych z góry przez ni¹ za³o¿onej tezie. Czytamy: Pawe³ Próchniak przed kilkoma laty odczytywa³ poezje Miciñskiego w duchu Kaba³y luriañskiej. W Pêkniêtym p³omieniu pisze: «Nie zg³êbia³ [Miciñski R.S.] te¿ Kaba³y [ ]. Nie przeszkadza to jednak w niczym badaczowi, bo w kilku miejscach wymienionej publikacji dokonuje interpretacji utworów (g³. poetyckich), id¹c tropem Kaba³y ¿ydowskiej (sic!) (s. 21). Nie lokalizuje jednak Autorka miejsc, w których to Próchniak zaprzecza sam sobie51. Badaczka stwierdza za to zdecydowanie, i¿ obecno æ 51
Wyra¿enie nie zg³êbia³ wcale nie musi oznaczaæ, ¿e Miciñski do kabalistycznych ksi¹g nie zagl¹da³ (zob. T. Wróblewska, Nota wydawcy: Noc rabinowa, w: T. Miciñski,
362
Kaba³y ¿ydowskiej w utworach autora Nietoty jest niezaprzeczalna . Ca³a ksi¹¿ka wydaje siê prób¹ udowodnienia tej tezy za pomoc¹ wyrwanych z kontekstu zdañ z pism Miciñskiego. Omawiany rozdzia³ Autorka koñczy konkluzj¹: Trudno orzec, na ile Kaba³a ¿ydowska wp³ynê³a i czy w ogóle mia³a wp³yw na kszta³t wiatopogl¹du i twórczo æ Tadeusza Miciñskiego , dodaje zaraz wszelako, i¿ poeta ka¿e wierzyæ w kabalistyczny wymiar jego dzie³ [ ] . Nie mo¿na siê oprzeæ wra¿eniu, ¿e jedno drugiemu przeczy. Dalsze wywody potwierdz¹ przypuszczenie, i¿ to nie Miciñski, lecz Stañczak ka¿e nam wierzyæ w kabalistyczny wymiar jego dzie³. W trzecim rozdziale Autorka poddaje analizie Xiêdza Fausta, skupiaj¹c siê szczególnie na dwóch jego fragmentach: snach Piotra z XII rozdzia³u powie ci: Msza wiê nia i wchodz¹cego w jego sk³ad poematu Bezaljel. Nie sposób odmówiæ badaczce rozeznania w literaturze dotycz¹cej Kaba³y, Biblii oraz symboliki judeochrze cijañskiej. Interpretacja powie ci, któr¹ proponuje Stañczak, opiera siê na zestawianiu jej fragmentów z Kaba³¹, g³ównie z Zoharem (np. ss. 50, 59), jak równie¿ na porównywaniu wypowiedzi jej g³ównych bohaterów (tak¿e postaci z innych dzie³ Miciñskiego) z opiniami biblistów i religioznawców. Przy tym najczê ciej badaczka powo³uje siê na Mirceê Eliadego oraz Gerarda van der Leeuwa, a z polskich uczonych na Kosa i Sieradzana. Konkluzje, do których w ostateczno ci dochodzi badaczka, nie wnosz¹ jednak¿e nic nowego do interpretacji powie ci. Zdaniem Stañczak g³ówne postacie analizowanego dzie³a s¹ nosicielami mocy . Tytu³owy bohater ma w sobie moc proroków i szamanów , Piotr to nosiciel mocy mesjañskich , za Imogiena uosabia moc wiary i samej Prawdy (s. 60). Trzy konstatacje koñcowe, oparte na wypowiedziach postaci, przynosz¹ nastêpuj¹ce wnioski: 1) cz³owiek jest istot¹ na po³y bosk¹, na po³y zwierzêc¹, 2) zasady dobra i z³a wspó³istniej¹ w Bogu i mieszaj¹ siê w wiecie , 3) cz³owiek stanowi syntezê wszystkich mocy duchowych (s. 60). Te odkrywcze prawdy podarowuje Stañczak Miciñskiemu i prê¿nie siê rozwijaj¹cej miciñskologii . Na kuriozum zakrawa natomiast czwarty rozdzia³. Autorka zastanawia siê nad natur¹ Boga, oczywi cie Boga, w którego wierzy³ b¹d móg³ wierzyæ Utwory dramatyczne, t. 1, wyb. i oprac. T. Wróblewska, Kraków 1996, s. 364 365). W przeciwieñstwie do mizernych i w wielu miejscach ba³amutnych Elementów Kaba³y ¿ydowskiej w twórczo ci Tadeusza Miciñskiego, ksi¹¿ka Próchniaka charakteryzuje siê wysokim poziomem warsztatu naukowego oraz nader rzetelnym podej ciem jej autora do omawianych dzie³ Miciñskiego (zob. P. Próchniak, Pêkniêty p³omieñ. O pisarstwie Tadeusza Miciñskiego, Lublin 2006).
363
Miciñski. Pytanie brzmi: Bóg czy z³y Demiurg? (tytu³ rozdzia³u). Znajdziemy tu m.in. mistyków Miciñskiego, którzy chc¹ przenikn¹æ tajemnicê Bo¿ej kreacji, stawiaj¹ ekstremalne pytania i udzielaj¹ na nie odpowiedzi równie ekstremalnych (s. 62). Podobnie w zakoñczeniu: «Mistycy» Miciñskiego stawiaj¹ pytanie o Stwórcê (i stworzenie) (s. 138). Nie zauwa¿a Stañczak, i¿ pisarz odrzuca mistykê, za jego bohaterowie nie s¹ mistykami nawet w sensie przeno nym. Do swych rozwa¿añ wprowadza Autorka Talmud (s. 63), Ksiêgê Koheleta (s. 64), obficie raczy nas cytatami z dzie³ Miciñskiego, pozostaj¹c przy Xiêdzu Fau cie jako g³ównym materiale egzemplifikacyjnym. Siêga te¿ do jego liryki i poematów, a tak¿e do publicystycznej rozprawy polemicznej Walka o Chrystusa (s. 67), nie wiedz¹c jednak, ¿e jej autor zrezygnowa³ w niej prawie ca³kowicie z u¿ywania cudzys³owów. Stañczak, przekonana o tym, i¿ cytuje Miciñskiego, w rzeczywisto ci przytacza fragmenty dzie³a angielskiego chemika Fourniera d Albe (Edwarda Edmunda) oraz niemieckiego monisty Arthura Drewsa. Badaczka niezbyt dok³adnie czyta Miciñskiego. Przypisuje bohaterom zdania i my li, których ci nie wypowiedzieli. Niejednokrotnie nie znajdujemy cytatów w miejscach, do których nas Autorka odsy³a. Jaros³aw z powie ci MenéMené-Thekel Upharisim! wcale nie dochodzi do wniosku, ¿e jedynym prawodawc¹ i twórc¹ ziemskiego porz¹dku jest Bóg (s. 63). S¹ to s³owa wy³¹cznie Kazimierza. Tajemnicza rêka nie jest wcale Tajemnicz¹ Rêk¹ , czyli Bogiem, jak chce Stañczak (s. 66). Ksi¹dz Faust na stronie 363 powie ci wcale nie mówi do Piotra, lecz do zgromadzonego ludu (s. 71). Poza tym mówi o istotno ci ¿ycia , a nie o istno ci , jak chce Autorka, co zmienia zupe³nie sens jej wywodu. Niedopuszczalne jest tak¿e cenzurowanie pisarza. wiadome opuszczanie fragmentów, w których Jaros³aw zwraca siê do swego konia, wypacza sens powie ciowego obrazu (s. 72), za to wietnie ilustruje za³o¿on¹ przez Autorkê tezê ( panteistyczne preferencje Miciñskiego ). D Ar¿anow pojawia siê w Wicie, a nie jak s¹dzi uczona w Mene-Mene Wiekowy Absurd to raczej wielowiekowe chrze cijañstwo, a nie Stwórca (s. 74). Wita ¿ywi podejrzenie , i¿ mo¿e jest zjawiskiem przypadkowem , a nie ¿ywi przekonanie, ¿e (s. 75). Mo¿na by tak d³ugo wymieniaæ. Jednym z zarzutów, jakie mo¿na postawiæ Autorce Elementów Kaba³y , jest niedostateczna znajomo æ literatury przedmiotu. Stanowczo trzeba podkre liæ, i¿ badaczka nie tylko zdradza nieznajomo æ rozpraw autorów, na których siê powo³uje, ale te¿ niemal zupe³nie ignoruje prace opublikowane w ostatnich latach. A znaæ je powinna, gdy¿ ci le wi¹¿¹ siê z tematyk¹ jej rozprawy. Przyk³ad pierwszy: ksi¹¿ka Jerzego Tyneckiego ma, wed³ug badaczki, zamykaæ okres od narodzin do roku 1905 (s. 23), czyli dotyczyæ ¿ycia i twórczo ci Miciñskiego
364
od roku 1873 do wybuchu rewolucji 1905 roku. Nie wspomina Stañczak o tym, ¿e kilka rozdzia³ów po wiêci³ równie¿ Tynecki czasom pó niejszym, w tym ostatnim miesi¹com ¿ycia poety52. Przyk³ad drugi, po czê ci zwi¹zany z pierwszym, dotyczy kwestii ¿ydowskiej w pismach Miciñskiego. Otó¿ Stañczak suponuje: tradycja ¿ydowska nie by³a czê ci¹ biografii pisarza (s. 23). Stwierdzenie o tyle nieprecyzyjne, o ile ba³amutne. Po pierwsze, Miciñski w m³odo ci mia³ czêste okazje obserwowania ortodoksyjnych ¯ydów (urodzi³ siê i dorasta³ w £odzi), po drugie, w 2006 roku ukaza³ siê artyku³ Wojciecha Gutowskiego, dotycz¹cy tematyki ¿ydowskiej w Xiêdzu Fau cie. Autorka recenzowanej rozprawy nie odnotowuje go nawet w przypisie (s. 25)53. O ile od jego publikacji do wydania ksi¹¿ki Stañczak minê³o oko³o trzech lat, o tyle nieznajomo æ jednego z podstawowych studiów dotycz¹cych m³odopolskiej antropologii, opublikowanego w 1994 roku Pejza¿u cz³owieka Mariana Stali, po wiadcza ignorancjê, zw³aszcza gdy Autorka zdobywa siê na banaln¹ dygresjê, rozpoczynaj¹c¹ siê zdaniem: Pisarze M³odej Polski w centrum uwagi stawiali cz³owieka (s. 30). Podobnie trywialne, a przy tym myl¹ce stwierdzenie pojawia siê na stronie nastêpnej: Równie¿ Chrystus i Lucyfer funkcjonuj¹ jako symbole Dobra i Z³a (s. 31). Tymczasem nie o symbole Dobra i Z³a tu chodzi, lecz o warto ci, które te, wzajemnie siê uzupe³niaj¹ce postacie, maj¹ reprezentowaæ, czyli najkrócej mówi¹c o bierno æ i wiarê z jednej oraz aktywno æ i wiedzê z drugiej strony. Z³o u Miciñskiego jest domen¹ szatana-psuja oraz Antychrysta54, lecz nie Lucyfera. Pi¹ty rozdzia³ (Anio³y i ) ksi¹¿ki mo¿na by porównaæ ze s³ynnym S³ownikiem wiedzy tajemnej Collina de Plancy ego55. Widoczne jest tu podobieñstwo w ujmowaniu bytów pozaziemskich i niezamierzony, jak s¹dzimy, humor. Badaczka miesza wszystko ze wszystkim, upraszczaj¹c metafizyczn¹ antropologiê 52 Zob. J. Tynecki, Inicjacje mistyka. Rzecz o Tadeuszu Miciñskim, £ód 1976, s. 169 205.
Wymowne za wydaje siê przeinaczenie przez Stañczak tytu³u tej¿e ksi¹¿ki: Inicjacje mistyka. Zarys monograficzny ¿ycia i twórczo ci T. Miciñskiego (s. 23, przypis 14). 53 Podobnie jak wielu innych publikacji, np.: W. Gutowski, Tematy ¿ydowskie w Xiêdzu Fau cie Tadeusza Miciñskiego (próbne zapiski), w: wiaty przedstawione. Prace z historii i teorii literatury ofiarowane Profesorowi Jerzemu Speinie, red. M. Kalinowska, E. Owczarz, J. Skuczyñski, M. Wo³ek, Toruñ 2006. 54 Zob. W. Gutowski, Z pró¿ni nieba ku religii ¿ycia. Motywy chrze cijañskie w literaturze M³odej Polski, Kraków 2001, s. 158 163 (o Chrystusie Miciñskiego), s. 288 295 (o Lucyferze). 55 Zob. J. Collin de Plancy, S³ownik wiedzy tajemnej, wyb. i prze³. M. Karpowicz, s³owo wstêpne P. Kuncewicz, Warszawa Kraków 1993.
365
Miciñskiego w sposób wrêcz niedopuszczalny. Niedoczytanie tekstów poety przynosi ¿a³osne efekty, na przyk³ad odczytanie u³amku rêkopi miennego Miciñskiego (tzw. Spowiedzi powszechnej) jako kontemplacji Boskiego Majestatu (s. 87). Z kolei poemat Król w Osjaku przypominaæ ma biblijny psalm, na co wskazywaæ ma tytu³ utworu (s. 89). We fragmencie Kolosseum, gdzie mowa jest o wiecznikach bo¿ych siedmioramiennych , uczona nie dostrzega za menory, lecz wietliste drzewo Babiloñczyków . Mo¿e gdyby Autorka, czytaj¹c sw¹ ksi¹¿kê, spojrza³a na jej ok³adkê dozna³aby ol nienia (wykorzystano tu grafikê przedstawiaj¹c¹ menorê, tym bardziej, ¿e menora pojawia siê te¿ na stronie 117. Myli te¿ Stañczak byty anielskie, tak zwane Trony, z tronem, zapewne boskim (s. 88, 90). O losie gwiazd w jednym z fragmentów powie ci Mené-Mené decydowaæ ma Stwórca, za gwiazda jest obrazem Boskiej idei, wed³ug której porusza siê wiat (s. 93). Stwierdzenia te nijak siê maj¹ do tekstu powie ci. Nie mo¿emy siê oprzeæ wra¿eniu, ¿e badaczce nie odpowiada lucyferyzm Miciñskiego. Lucyfer za , bêd¹cy jedn¹ z centralnych postaci w pisarstwie twórcy Nietoty, traktowany jest przez Stañczak najczê ciej jako samo z³o. Kiedy mo¿e, wycina zwroty typu O Luciferze! w tym przypadku z wiersza A gdym (u Stañczak: gdybym ) buchn¹³ krwawic¹ z ust (s. 92). Z jej ksi¹¿ki, nie tylko z omawianego rozdzia³u, przebija chêæ uczynienia z autora Walki o Chrystusa jakiego zagubionego w wiecie chrze cijanina, który poszukuje Boga dodajmy: Boga-Stwórcy, Boga-Opatrzno ci, wreszcie BogaOjca. Pomimo ¿e badaczka, interpretuj¹c utwory Miciñskiego, sama przecie¿ siêga po ró¿norakie tradycje religijne. Temu pragnieniu Autorki Elementów Kaba³y ¿ydowskiej pomaga dobierany tendencyjnie materia³ egzemplifikacyjny. G³ównym ksiêciem ciemno ci czyni Stañczak id¹c za Kaba³¹ Samaela (s. 94 95). On staje siê g³ównym szatanem, za do tego diabelskiego worka badaczka wrzuca wszystko, co tylko znajduje na swej drodze, a wiêc: mrok, pó³noc, szron, mg³y (s. 95 97). Królewna z wiersza Melancolia symbolizowaæ ma zgubion¹ duszê ludzk¹ (s. 100). Nie wie Stañczak, i¿ pod postaci¹ Kajzera-Wê¿owego w³adcy (s. 102) z Królewny Orlicy kryje siê Wilhelm II, król Prus i cesarz Niemiec, nie wie równie¿, ¿e Wincenty, pojawiaj¹cy siê w powie ci Mené-Mené , to karykatura wspomnianego wy¿ej Wincentego Lutos³awskiego (s. 105 106). To samo z postaci¹ Albina Hebetki z Xiêdza Fausta. Tu z kolei poeta sportretowa³ wrogiego mu krytyka i pisarza, Józefa Albina Herbaczewskiego. Dziwne jest te¿ stwierdzenie: Hebetko przypomina po czê ci Lucyfera, po czê ci diab³a z ludowych opowie ci (wygl¹d, chichoty) (s. 109).
366
Warto wspomnieæ i o tym, ¿e Stañczak zdradza tendencje do upraszczania symboliki Miciñskiego. Stwierdza na przyk³ad, ¿e w jego utworach Meduza to kolejne «¿eñskie» wcielenie Szatana 56. W tym miejscu przytoczmy kilka zdañ ze strony zamykaj¹cej pi¹ty rozdzia³. Daj¹ one wyobra¿enie o sposobie my lenia oraz pokazuj¹ styl Autorki: U Miciñskiego nie ma jednolitej koncepcji anio³a. Obok dobrych anio³ów, pe³nych m¹dro ci cherubinów, anio³ów Tronu, Anio³a Bo¿ego, istnieje zbuntowany król demonów Szatan, w ró¿nych konfiguracjach. [ ] Bez w¹tpienia uprzywilejowan¹ rolê pe³ni w tej twórczo ci z³y cherubin, którym Miciñski jest wrêcz opêtany. To tajemnica z³a, z któr¹ siê wi¹¿e. Samael stanowi dla pisarza najwiêksz¹ fascynacjê. [ ] Miciñski na ró¿ne sposoby pokazuje, ¿e z³o ma zdolno æ transformacji. Obraz nawróconego Samaela w ostatnim rozdziale powie ci Xi¹dz Faust zdaje siê jednak potwierdzaæ prawdê, ¿e absolutnego z³a nie ma. A wiat³o Nieskoñczonego nie ma formy i przybiera kszta³t dobry i z³y [ ]?. Pisarz przypomina wrêcz obsesyjnie, ¿e Szatan zanim zosta³ str¹cony z Niebios nale¿a³ do Chóru Cherubów, przyobleczonych w wiat³o wiedzy i przedwiecznej m¹dro ci Boga (zob. Ezechiel 28, 12 17). Powróci do utraconego modusu, odzyska sw¹ anielsk¹ wspania³o æ. (s. 110)
Pierwszy akapit pokazuje niezrozumienie idei lucyferyzmu chrystusowego Miciñskiego, a przy tym daje wgl¹d w upraszczaj¹cy sposób my lenia Autorki. Kolejne dwa akapity wiadcz¹ powtórnie o niedoczytaniu dzie³ poety. Samael, jako imiê diab³a, u Miciñskiego praktycznie nie pojawia siê, nie mo¿e wiêc stanowiæ jego najwiêkszej fascynacji . Nie jest te¿ autor Dêbów czarnobylskich opêtany z³ym cherubinem , jak twierdzi Stañczak. W ostatnim rozdziale Xiêdza Fausta bez skutku bêdziemy poszukiwaæ równie¿ Samaela, czy to opêtanego, czy nawróconego , jak chce badaczka. Z pewno ci¹ nie by³ Miciñski orêdownikiem zbawienia upad³ego anio³a, a tym bardziej jego powrotu do utraconego modusu . Nad rozdzia³em szóstym ( wiête liczby Miciñskiego) zatrzymamy siê krótko. Jest on czym w rodzaju minis³ownika symboliki liczb. Autorka przytacza fragmenty dzie³ poety, w których pojawiaj¹ siê najczê ciej wystêpuj¹ce w jego pisarstwie liczby. Nie wiadomo, w jaki sposób badaczka obliczy³a ich frekwencjê. W ka¿dym razie informuje nas: Najczê ciej przywo³ywane przez 56 Nie ma tu miejsca na rozwijanie tej kwestii. Zainteresowanych odsy³am do: E. FlisCzerniak, Jam jest Gogona, kochanku mych ³on Meduza w twórczo ci Tadeusza Miciñskiego, w: Ateny. Rzym. Bizancjum. Mity ródziemnomorza w kulturze XIX i XX wieku, red. J. £awski i K. Korotkich, Bia³ystok 2008.
367
Miciñskiego liczby to 7, 3, 4, 2, 9, 7. 7 ma wyj¹tkowe znaczenie i pojawia siê bardzo czêsto (s. 113). W ten sposób, ze szkod¹ dla cyfr 1, 5, 6 i 8 zosta³y ustalone preferencje liczbowe autora Kniazia Patiomkina. Najwiêcej miejsca po wiêca Stañczak siódemce, ³¹cz¹c j¹ z kategori¹ przestrzeni (s. 114 116), symbolik¹ miecza, wiecznika (s. 116), bramy oraz tajemnicy i wiedzy (s. 118). Tê ostatni¹ kategoriê kwituje dwoma zdaniami: W dramacie Król s³oneczny mowa jest o 7 skrzyniach, wykonanych przez arabskich kowali. W nich znajduj¹ siê tajemnicze ksiêgi . Wielkiej wagi informacja! Omawiany rozdzia³ w istocie jest katalogiem, zbiorem cytatów z Miciñskiego, okraszonym obja nieniami symboliki liczb. W ostatnim, jednym z najkrótszych rozdzia³ów swej ksi¹¿ki Stañczak zajmuje siê pewnymi kabalistycznymi fragmentami dramatu Noc rabinowa . Podejmuj¹c siê streszczenia tego utworu pod k¹tem interesuj¹cego j¹ zagadnienia, badaczka nieco siê gubi, mieszaj¹c ze sob¹ karczmy z dramatu i z powie ci. Modlitwa ¯yda pojawia siê dopiero w trzecim, a nie pierwszym rozdziale Xiêdza Fausta. Powie ciowa karczma na pewno nie jest jednak miejscem wyj¹tkowej aktywno ci z³a (s. 124). I jeszcze my l z Zakoñczenia: Paradoksalna i wymagaj¹ca niewiarygodnego skupienia twórczo æ Tadeusza Miciñskiego nie zachêca zwyk³ego czytelnika do wielokrotnych lektur. Pora¿a bogactwem wywodów filozoficznych, krêpuje erudycj¹, dezorientuje aluzjami religijnymi. Ale te¿ daje mnóstwo mo¿liwo ci interpretacyjnych. Jedn¹ z nich przedstawi³am (s. 135). Wniosek, jaki siê nam nasuwa jest taki: albo Stañczak siê s³abo skupia³a, albo okaza³a siê zwyk³ym czytelnikiem . Je li tak, to nie powinna siê by³a podejmowaæ tak karko³omnego zadania. Faktycznie, twórczo æ Miciñskiego daje mnóstwo mo¿liwo ci interpretacyjnych . Pisarz pragn¹³ stwierdza Stañczak odnale æ drogê do «¿ycia». Pojêcie «¿ycia» oznacza wolno æ wizji i prawa. Droga do ¿ycia jest po czê ci drog¹ do nihilizmu, polega na uwolnieniu siê od wszystkich przepisów, konwencji czy religii (s. 137). Co Autorka ma na my li u¿ywaj¹c s³owa nihilizm? Czy Miciñski pragn¹³ uwolnienia siê od religii? Wrêcz przeciwnie, podkre la³ jej warto æ, lecz mia³a to byæ religia ponadkonfesyjna, niezale¿na od instytucji, religia uniwersalna. Wypada wspomnieæ choæby w kilku zdaniach o edytorskiej stronie ksi¹¿ki Renaty Stañczak. Wydawnictwo Naukowe Semper, sk¹din¹d znane z niez³ej oprawy estetycznej oraz dba³o ci o naukowy poziom wydawanych publikacji57, 57 Np. tom m³odopolskich studiów: G. Igliñski, Magia serca i s³owa w modernistycznych
snach i wizjach, Warszawa 2005.
368
tym razem zawiod³o na ca³ej linii, podobnie jak ci, którzy dopu cili pracê do druku. Nie sposób wymieniæ wszystkich dostrze¿onych b³êdów. Czê æ z nich odnotowali my wy¿ej. I pomy leæ, ¿e recenzowana ksi¹¿ka zosta³a dofinansowana przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wy¿szego (s. 4). Niechaj wiêc Elementy Kaba³y ¿ydowskiej w twórczo ci Tadeusza Miciñskiego stan¹ siê przestrog¹ dla tych wszystkich, g³ównie m³odych badaczy, którzy, uwiedzieni mod¹ na Miciñskiego czy te¿ wspomnianymi nieograniczonymi mo¿liwo ciami interpretacyjnymi, bêd¹ chcieli zmierzyæ siê z Dzie³em tego m³odopolskiego poety. Stañczak nie rozumie i nie zna nie tylko tre ci dzie³, ale te¿ wiata wyobra ni Miciñskiego. Potwierdzeniem s¹ raz jeszcze jej w³asne s³owa: Artystyczna wizja tego artysty ma urok ba niowych opowie ci o gro nym i z³ym wiecie, po którym poruszaæ siê mog¹ tylko «wybrani». Jest naiwna. Miciñski zapomina bowiem o jednym , ¿e wielos³owie nie wypowie Tajemnicy, a cz³owiek nie jest Bogiem (s. 138). Jest naiwna tego siê trzymajmy. Marcin Bajko
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
KRONIKA TOW ARZYSTW A LITERACKIEGO TOWARZYSTW ARZYSTWA IM. ADAMA MICKIEWICZA
JANUSZ MACIEJEWSKI (1930Â&#x2013;2011)
370
Skoñczy³a siê epoka . To zdanie us³ysza³em razem z wiadomo ci¹ o mierci Profesora. (Dla nas, jego uczniów, by³ po prostu Profesorem. Gdy pyta³o siê: Czy jest Profesor? , nie by³o w¹tpliwo ci, o kogo chodzi). Za ka¿dym razem gdy my la³em o tym, co siê sta³o, gdy s³ysza³em padaj¹ce z ust bliskich mu osób stwierdzenie o koñcu epoki, coraz lepiej rozumia³em, ¿e w tej sytuacji s³owa te wyj¹tkowo dobrze oddaj¹ istotê rzeczy. Skoñczy³a siê epoka w ¿yciu niezliczonej rzeszy uczniów Profesora. Setek osób, które przez kilkadziesi¹t lat swojej obecno ci zainspirowa³, którymi pokierowa³ i które wspiera³. Wielu z nich to ju¿ dzi tak¿e profesorowie z najwy¿szej pó³ki humanistyki polskiej. Wiêkszo æ Jego uczniów (tak jak ni¿ej podpisany) odczuwa wobec Profesora d³ug wdziêczno ci, którego ju¿ nie sposób sp³aciæ. Jego otwarto æ, chêæ pomagania innym, szeroko æ perspektyw intelektualnych powodowa³y, ¿e nieprzerwanie, do samego koñca, inspirowa³ i zachêca³ do dzia³ania m³odych ludzi pozostawi³ wszak¿e wielu uczniów dopiero rozpoczynaj¹cych swoj¹ drogê naukow¹. Wielokrotnie zdarza³o siê, ¿e zwraca³ uwagê na zagadnienia, które pó niej jego uczniowie rozwijali w d³u¿sze prace. Trudno pewnie by³oby podaæ liczbê ksi¹¿ek zainspirowanych w wiêkszym lub mniejszym stopniu przez Profesora (swój skromny udzia³ w tej liczbie maj¹ równie¿ prace ni¿ej podpisanego). Profesorowi obca by³a postawa zaw³aszczania sobie tematów i obszarów literatury na w³asny u¿ytek , cieszy³ siê z tych ksi¹¿ek równie mocno, jak ze swoich. Skoñczy³a siê epoka w dziejach humanistyki polskiej. Dla mnie, urodzonego pod koniec lat 70., by³ ³¹cznikiem z czasami legendarnymi. Wiêcej by³ bohaterem czasów legendarnych. Od ponad pó³ wieku uczestniczy³ w kolejnych epokach polskiej historii jako wa¿na postaæ kultury nauki i krytyki literackiej, a tak¿e opozycji demokratycznej. Dopiero przypominaj¹c sobie wszystkie dokonania Profesora, u wiadamiali my sobie ilo æ Wa¿nych Spraw, w których uczestniczy³, i Wa¿nych Osób, z którymi wspó³pracowa³. Nie sposób wymieniæ ich wszystkich, wiêc by nikogo nie uraziæ, poprzestanê na stwierdzeniu, ¿e biografi¹ Profesora mo¿na by obdzieliæ kilka osób, z których ka¿da mog³aby siê chwaliæ licznymi zas³ugami. Profesor by³ te¿ jedn¹ z ostatnich osób o tak szerokich horyzontach badawczych i wiedzy. By³ fachowcem w dziedzinie literatury polskiego o wiecenia i pozytywizmu, jednak obejmowa³ swoj¹ ogromn¹ wiedz¹ historiê literatury i kultury du¿o szerszego okresu i obszaru (warto wspomnieæ o znacz¹cych pracach dotycz¹cych sarmackiej formacji kulturowej).
371
Mimo ogromnej wiedzy nie lubi³ efekciarskich uogólnieñ, mia³ wielki szacunek do szczegó³u. Przy swoich szerokich horyzontach intelektualnych nie stroni³ od zajmowania siê drobiazgami, obszarami literatury i kultury pomijanymi zazwyczaj w refleksji badawczej, szczególnie wiele uwagi po wiêcaj¹c zjawiskom przej ciowym i pogranicznym. Jego praca doktorska Przedburzowcy: z problematyki prze³omu miêdzy romantyzmem a pozytywizmem pozostaje do dzi jednym z najwa¿niejszych opracowañ dotycz¹cych ¿ycia literackiego miedzy powstaniem listopadowym a styczniowym. Jego koncepcja obszarów trzecich literatury i kierowany przez niego Napis wyprzedzi³y o wiele lat modê na zajmowanie siê mikronarracjami i ma³¹ histori¹ . Nie stroni³ od ¿mudnych prac edytorskich (czego najlepszym wiadectwem jest ukoñczona niedawno czterotomowa edycja Literatury konfederacji barskiej). Je¿eli co go irytowa³o, to badacze stawiaj¹cy kategoryczne tezy bez dostatecznej wiedzy i literaturoznawcy, którzy nigdy nie zajrzeli podczas swoich prac do rêkopisu. Swoj¹ wiedzê i dokonania ³¹czy³ z niebywa³¹ skromno ci¹. O tych wszystkich, dla nas niemal legendarnych znajomo ciach i dzia³aniach, wspomina³ niejako przy okazji, bez patosu, przewa¿nie w anegdotach (by³ wspania³ym gawêdziarzem). Czêsto bagatelizowa³ swoj¹ rolê w wielu wydarzeniach, nie zale¿a³o mu na funkcjach i zaszczytach. Nie lubi³ celebry, z jubileuszy szybko wymyka³ siê do pracy. Byæ mo¿e to ze skromno ci wynika³a niewielka dba³o æ o swoj¹ spu ciznê. Wiele obszarów jego dzia³alno ci zosta³o zapomnianych, dzi pamiêtaj¹ o nich jedynie bliscy Profesorowi. Tak sta³o siê z ogromnym i istotnym dorobkiem krytycznym, publikowanym przez kilka dekad na ³amach Wspó³czesno ci , Nowej Kultury , Twórczo ci , Tygodnika Kulturalnego , Literatury i wielu innych pism. Tak sta³o siê z podsumowuj¹c¹ badania o wieceniowe Profesora ksi¹¿k¹ Dylematy wolno ci. Zmierzch sarmatyzmu i pocz¹tki o wiecenia w Polsce, która trafi³a na fatalny dla wszelkich naukowych ksi¹¿ek czas pierwszej po³owy lat 90., a dzi jest bia³ym krukiem i rozpowszechnia siê g³ównie przez sporz¹dzanie kserokopii. Rozproszony pozosta³ w wielu przypadkach fundamentalny dla rozwoju wiedzy o epoce i wprowadzaj¹cy nowe perspektywy badawcze pozytywistyczny dorobek Profesora. Warto pamiêtaæ o jego zas³ugach organizacyjnych i inspiruj¹cej roli dla m³odszych badaczy epoki to On utworzy³ zajmuj¹c¹ siê t¹ epok¹ pracowniê w Instytucie Badañ Literackich, pod jego redakcj¹ ukaza³y siê wa¿ne ksi¹¿ki zbiorowe, takie jak Literatura po³udnia wieku. Twórczo æ lat sze ædziesi¹tych XIX stulecia wobec romantyzmu i pozytywizmu, Prze³om antypozytywistyczny w polskiej wiadomo ci kulturowej koñca XIX wieku i Z domu niewoli. Sytuacja polityczna a kultura literacka w drugiej po³owie XIX wieku.
372
Choæ wymienianie dobrych cech Profesora mo¿na by ci¹gn¹æ jeszcze bardzo d³ugo, nie sposób w tym miejscu nie wspomnieæ o jeszcze jednej. Mia³ w sobie ogromn¹ umiejêtno æ wybaczania potrafi³ wybaczyæ innym liczne krzywdy, tak¿e te doznane w czasach PRL-u. Wielu to dziwi³o, niektórych irytowa³o, ale wspó³gra³o z nastawieniem Profesora do ¿ycia wa¿ne by³o to, co jeszcze mo¿na zrobiæ, a nie rozpamiêtywanie przesz³o ci. Dlatego te¿ nie rozczula³ siê nad sob¹ i swoim zdrowiem, a historie zwi¹zane ze swoj¹ chorob¹ stara³ siê obracaæ w ¿art i anegdotê. Dlatego s¹dzê, ¿e obecnie najlepszym ho³dem dla Profesora jest to, by my kontynuowali swoj¹ pracê, któr¹ czêsto on w³a nie kiedy zainspirowa³. A wiêc do roboty! Bart³omiej Szleszyñski
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
STANIS£AW FITA (1932 2011)
374
Wspomnienie o Profesorze mo¿na zacz¹æ od paradoksu, który wielu mo¿e wydaæ siê nie na miejscu: Jego odej cie wyznacza koniec wieku XIX. Zmar³ 15 czerwca 2011 roku i tê datê mo¿na by uznaæ za moment, w którym odszed³ ostatni wiadek XIX wieku. Nie z powodu d³ugowieczno ci Profesora, ale z powodu mi³o ci i ogromnej pamiêci, jak¹ posiada³. By³ niew¹tpliwie niewyczerpan¹ skarbnic¹ wiedzy o najmniejszych nawet niuansach czasów Boles³awa Prusa i Elizy Orzeszkowej. Wiedzia³ o nich wszystko: od idei politycznych i spo³ecznych, jakie kszta³towa³y naonczas Europê, a¿ po ceny wynajmu mieszkañ w Warszawie i rozk³ad jazdy poci¹gów Kolei Nadwi lañskiej. To powodowa³o, ¿e rozmowy z nim by³y pasjonuj¹cymi podró¿ami w czasie, ¿e postaci zape³niaj¹ce ulice, kawiarnie, salony i redakcje w Warszawie (choæ nie tylko) II po³owy XIX wieku stawa³y siê bliskie, ¿ywe; o nich mówi³o siê jak o bliskich znajomych, biadaj¹c nad ich przywarami, ale doceniaj¹c zalety. A gdy ju¿ przysz³a pora na ukochanego Prusa Tu zaczyna³ Profesor swój koncert kameralny i skromny, bo przecie¿ sam taki by³, ale arcydzielny i niepowtarzalny. Ile¿ razy, id¹c przez Lublin, Warszawê czy Na³êczów, by³em s³uchaczem zaimprowizowanych, krótkich wyk³adów dotycz¹cych poszczególnych miejsc, faktów, zbiegów okoliczno ci. A przecie¿ by³ Stanis³aw Fita nie anachroniczn¹ postaci¹ rodem z muzealnych zbiorów, lecz cz³owiekiem ¿ywym, zawsze skorym do podejmowania nowych wyzwañ, ciesz¹cym siê na nieznane przedsiêwziêcia. Ostro¿nym, ale zawsze ciekawym wiata. Ca³a jego dzia³alno æ naukowa by³a w pewnym sensie obja nianiem wiata, który odszed³, obja nianiem i porz¹dkowaniem tego, co zosta³o po wieku XIX. St¹d jego wielkie przedsiêwziêcia, jak np. Kalendarz ¿ycia i twórczo ci Boles³awa Prusa. Dzie³o, bez którego wspó³czesna prusologia by³aby niemo¿liwa a dlaczego? Dlatego, ¿e uda³o siê zgromadziæ korpus najwa¿niejszych faktów (podkre lmy nie domys³ów, lecz faktów) z biografii pisarza, który fakty swojego ¿ycia skrzêtnie ukrywa³. Podobnie rzecz wydawa³aby siê niemo¿liwa próba (jak¿e udana!) odtworzenia dziejów duszy autora Lalki; czyniona wbrew obiegowym opiniom, wbrew powszechnemu mniemaniu. O tym tek cie muszê wspomnieæ, poniewa¿ Profesor w swoim dorobku obok Kalendarza ceni³ najbardziej w³a nie studium Pozytywista ewangeliczny . Fakty z Jego ¿ycia naukowego mówi¹ same za siebie. Zwi¹zany z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim od roku 1952, gdzie ukoñczy³ pod kierunkiem prof. Feliksa Araszkiewicza studia w 1957 roku. Kolejne stopnie naukowe zdobywa³ w Poznaniu doktorat przygotowany pod opiek¹ prof. Zygmunta Szweykowskiego w 1969 roku i w Warszawie habilitacjê uzyskan¹ w roku 1978.
375
W roku 1988 uzyska³ tytu³ profesorski, od 1992 roku by³ profesorem zwyczajnym. Twórca Muzeum Boles³awa Prusa w Na³êczowie, które by³o w pewnym sensie Jego oczkiem w g³owie. Zas³u¿ony dzia³acz Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza. Wieloletni kierownik sekcji filologii polskiej KUL. Cz³onek Komitetu Nauk o Literaturze Polskiej Akademii Nauk. I jeszcze na dodatek niestrudzony recenzent doktoratów, habilitacji, wniosków o tytu³ profesorski to robi³ niemal do ostatnich chwil ¿ycia. A wcze niej ceniony i bardzo rzetelny dydaktyk, promotor wielu dziesi¹tków prac magisterskich, sumienny wyk³adowca. Stanis³aw Fita wypromowa³ 9 doktoratów, które bez jego wsparcia nie by³yby przedsiêwziêciami na wysokim poziomie. Profesor cieszy³ siê sukcesami swoich uczniów, st¹d szczególn¹ rado æ sprawi³y mu trzy habilitacje osób z grona jego doktorów. A z drugiej strony by³ to cz³owiek niezwykle subtelny, nie d¹¿¹cy do zaszczytów czy godno ci; wrêcz przeciwnie, raczej ich unikaj¹cy, preferuj¹cy cich¹ pracê organiczn¹. Znana by³a Jego umiejêtno æ dzia³ania koncyliacyjnego, umiejêtno æ czynienia pokoju, choæ niejednokrotnie musia³ zaj¹æ stanowisko w sposób zdecydowany. To, co nas fascynowa³o w Nim szczególnie, to Jego wielka skromno æ, wielka pokora wobec wiata, wiadomo æ w³asnych ograniczeñ. Profesor nigdy nie by³ cz³owiekiem, który stawia³ siebie na pierwszym miejscu. Nie d¹¿y³ te¿ do tego, aby kierowaæ du¿ym zespo³em ludzi, nie chcia³ te¿ w nadmiernym stopniu ingerowaæ w otocznie. Jego metoda pracy by³a zupe³nie inna, realizowa³a siê w bezpo rednim spotkaniu, rozmowie, czêsto familiarnej, prowadzonej swoim duktem, z pe³nymi uroku i esprit dygresjami. Profesor kszta³towa³ swoich uczniów nie ex cathaedra, ale w osobistym kontakcie. I zawsze mia³ dla nas czas. Zawsze znajdowa³ sposobno æ, ¿eby porozmawiaæ, wys³uchaæ i dyskretnie, bez narzucania swojego zdania, doradziæ. Profesor zara¿a³ nas swoim entuzjazmem i optymizmem, swoj¹ pasj¹ poznawcz¹ i, jak siê nam wydawa³o, niespo¿yt¹ energi¹. Podziwiali my nie tylko Jego erudycjê, fenomenaln¹ pamiêæ, umiejêtno æ syntetycznego my lenia, lecz tak¿e choæby rado æ z podró¿owania, tego dalekiego i tego bliskiego. Widzieli my w Nim cz³owieka w pe³ni ewangelicznego, pokornego, cichego, czyni¹cego pokój, nigdy jednak nie czyni¹cego ze swojego bogatego ¿ycia duchowego sprawy na pokaz. Cenili my Jego rado æ ¿ycia. Cenili my Jego przyja ñ. I choæ nigdy nie stara³ siê ingerowaæ w nasze ¿ycie, wiedzieli my, jak mocno jest z nami w naszych k³opotach i rado ciach, ¿e w jaki sposób jest czê ci¹ naszych domów. By³ dla nas prawdziwym przyjacielem wiernym, m¹drym i potrafi¹cym okazaæ serce.
376
Po mierci uczonego zwykle przywo³uje siê jego publikacje, ksi¹¿ki, dzie³a, które stworzy³, wierz¹c, ¿e w nich jest ¿yciowa m¹dro æ tego, który odszed³ do wieczno ci. Ale m¹dro ci i dobroci profesora Stanis³awa Fity nie da siê zamkn¹æ w ksi¹¿kach, artyku³ach czy wyk³adach. To zosta³o w nas, w Jego uczniach, wychowankach, przyjacio³ach. Bo dla naszego Profesora wa¿niejsze ni¿ to, co napiszemy, bêdzie zawsze to, jakimi jeste my lud mi. Dlatego wiemy, i¿ mimo swego odej cia, jest z nami ca³y czas. Jakub A. Malik
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
GRA¯YNA (INKA) SYRYCZYÑSKA (1954 2010)
378
Urodzona w Warszawie dnia 14 marca 1954 roku jako córka Janusza Gaca i Haliny z Marsza³kowiczów, wykszta³cenie rednie otrzyma³a w XXI Liceum Ogólnokszta³c¹cym im. Hugona Ko³³¹taja w Warszawie, które ukoñczy³a w 1975 roku. Studia wy¿sze odby³a na Wydziale Polonistycznym Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie magisterium otrzyma³a 2 maja 1980 roku. Temat pracy magisterskiej brzmia³: Problematyka edytorsko-tekstologiczna Dzie³ wszystkich Juliana Tuwima, promotorem pracy by³a prof. dr Irena Maciejewska, a recenzentem prof. dr Helena Kape³u . W tym samym roku 1980, dnia 27 czerwca, ukoñczy³a Studium Podyplomowe Edytorsko-Tekstolologiczne, zorganizowane przez Uniwersytet Warszawski i Instytut Badañ Literackich PAN pod kierunkiem dr Marii Grabowskiej i prof. dra Romana Lotha z wynikiem bardzo dobrym. W roku 1980 przepisywa³a na maszynie Kalendarium Karola Irzykowskiego, przygotowane przez dr Barbarê Winklow¹. Pod koniec 1980 i w pocz¹tkach 1981 roku o jej sta³e zatrudnienie w IBL-u wyst¹pili dr Janusz Stradecki i prof. dr Zbigniew Goliñski. W okresie od 1 pa dziernika 1982 do 2 czerwca 1989 roku pracowa³a na pe³nym etacie w IBL-u, w Pracowni Edytorstwa i Dokumentacji Literatury XIX wieku pod kierunkiem prof. dr Edmunda Jankowskiego, gdzie by³a wspó³autork¹ opracowywanego pod nadzorem prof. dra Romana Lotha Indeksu nazw osobowych do S³ownika Wspó³czesnych Pisarzy Polskich. Indeks ten obejmuje ponad 14000 hase³ i zawiera materia³ bardzo zró¿nicowany, o du¿ym stopniu komplikacji. Da³a siê tam poznaæ jako pracownik dobrze zorientowany i bardzo staranny. W roku 1980 wysz³a za m¹¿ za Piotra Janowicza, z którym rozwiod³a siê w 1981. W roku 1982 po lubi³a Andrzeja Syryczyñskiego, z którym mia³a syna Ryszarda, urodzonego 4 listopada 1985. W latach 1987 1989 mia³a urlop wychowawczy. Dnia 3 maja 1989 wnios³a pismo do dyrekcji IBL-u o rozwi¹zanie umowy ze wzglêdu na zamieszkanie w Milanówku i trudno ci doje¿d¿ania stamt¹d do pracy. Od 1 wrze nia 1988 do czerwca 1989 roku zatrudniona by³a w bibliotece szkolnej w Milanówku pomimo urlopu wychowawczego. Od roku 1975 a¿ do mierci pracowa³a przy pe³nej komentowanej edycji Listów Henryka Sienkiewicza pod kierunkiem dr Marii Bokszczanin i by³a tej edycji wielk¹ podpor¹. Przepisa³a na komputerze teksty ok. 3000 listów pisarza, s³u¿y³a swoj¹ wiedz¹ i pomys³owo ci¹ w pracy nad komentarzem, który równie¿ przepisa³a, przygotowa³a kompetentnie i solidnie indeksy do tomów II V Listów. Za pracê nad Sienkiewiczem otrzyma³a od Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego odznakê Gloria Artis , a od ministra Edukacji Narodowej medal Komisji Edukacji Narodowej .
379
Cechowa³a J¹ wysoka inteligencja, ogólna kultura literacka i osobista, wytrwa³o æ i solidno æ. Pracowa³a du¿o spo³ecznie i pracê spo³eczn¹ uwa¿a³a za bardzo wa¿n¹ i cenn¹. Zgas³a przedwcze nie w zmaganiach ze straszn¹ chorob¹ onkologiczn¹, z któr¹ trudno wygraæ. Zmar³a w Milanówku dnia 3 listopada 2010 roku. Osieroci³a Mê¿a i Syna. Pozostawi³a po sobie wietlan¹ pamiêæ nieprzeciêtnej osobowo ci i wielkiego hartu ducha. Cze æ Jej Pamiêci, a Jej Bliskim najserdeczniejsze s³owa wspó³czucia. Maria Bokszczanin
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
ZDZIS£AW SZEL¥G (1932 2011)
381
Urodzony 4 listopada 1932 roku w Ochmanowie k. Wieliczki, w rodzinie Wojciecha i Zofii z Burdów. Absolwent szko³y powszechnej w Zakrzowie (1939 1946) oraz Liceum Ogólnokszta³c¹cego im. Jana Matejki w Wieliczce (1946 1951). Szko³ê redni¹ móg³ ukoñczyæ dziêki stypendium ks. Józefa Kalemy. Na studia I stopnia na kierunku filologia polska w Pañstwowej Wy¿szej Szkole Pedagogicznej (PWSP) w Krakowie nie zosta³ przyjêty. Ukoñczy³ je w PWSP w Katowicach. Magisterium uzyska³ na Uniwersytecie Warszawskim w roku 1961. W latach 1954 1962 pracowa³ w Liceum Ogólnokszta³c¹cym w Mogielnicy k. Grójca, nastêpnie w Grójcu (1962 1976). Pracuj¹c, zaocznie studiowa³ tak¿e filologiê rosyjsk¹ w PWSP w Warszawie (1955 1956). Ukoñczy³ Studium Bibliotekarskie Ministerstwa Kultury i Sztuki (1958 1959). By³ cz³onkiem i prelegentem Powiatowego Zarz¹du Towarzystwa Wiedzy Powszechnej (1962 1975), przewodnicz¹cym Klubu Literackiego Nauczycieli przy Zarz¹dzie Okrêgu Zwi¹zku Nauczycielstwa Polskiego w Warszawie (1968 1975), wspó³redaktorem Zeszytów Literackich (1970 1971), wiceprezesem, potem prezesem Podmiejskiego Oddzia³u Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza (1969 1974), cz³onkiem Komisji Ogólnopolskiej Olimpiady Jêzyka Polskiego w Warszawie (1974 1976). W 1974 roku zorganizowa³ w Grójcu Oddzia³ TLiAM, którego prezesem pozosta³ do koñca ¿ycia. Podstawow¹ formê aktywno ci Oddzia³u stanowi³o organizowanie odczytów, spotkañ z pisarzami, które stawa³y siê okazj¹ do popularyzacji najnowszych osi¹gniêæ wiedzy o literaturze, filmie, teatrze, jêzyku. Wyk³ady prowadzili wybitni znawcy przedmiotu, zwykle profesorowie, docenci, doktorzy z Uniwersytetu Warszawskiego, Uniwersytetu £ódzkiego, Instytutu Badañ Literackich Polskiej Akademii Nauk, Wy¿szej Szko³y Pedagogicznej w Kielcach. Towarzystwo go ci³o z prelekcjami m.in. Mariê Grabowsk¹, Micha³a Jaworskiego, Janinê Koblewsk¹, Alinê Kowalczykow¹, Miros³awa Korolkê, Halinê Kurkowsk¹, Rafa³a Leszczyñskiego, Józefa Rurawskiego, Stefana Treugutta, Zygmunta Zi¹tka, Stanis³awa ¯aka. Oprócz odczytów na tematy historycznoliterackie Oddzia³ organizowa³ zebrania po wiêcone programom szkolnym, dydaktyce i metodyce nauczania jêzyka polskiego. W odczytach brali udzia³ nauczyciele i m³odzie¿ licealna z terenu powiatu. Z inicjatywy Prezesa, Grójecki Oddzia³ TLiAM przygotowa³ konferencje naukowe, z których najciekawsze mia³y charakter rocznicowy, np.: 575 lat Grójca , Katyñ w literaturze i poezji , sesja upamiêtniaj¹ca 440. rocznicê urodzin Piotra Skargi czy 200-lecie Mazurka D¹browskiego. Przedsiêwziêciom tym towarzyszy³y wystawy, koncerty i kiermasze ksi¹¿ek.
382
W 1976 roku Zdzis³aw Szel¹g podj¹³ pracê w PWSP w Kielcach (dzi Uniwersytet Jana Kochanowskiego), a od 1987 roku tak¿e w Centrum Doskonalenia Nauczycieli w Radomiu. Doktoryzowa³ siê na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, tu te¿ uzyska³ habilitacjê. W roku 1993 zosta³ profesorem tej¿e uczelni, dwa lata pó niej przeszed³ na emeryturê. Zainteresowania profesora Zdzis³awa Szel¹ga koncentrowa³y siê przede wszystkim na historii literatury polskiego romantyzmu, obiektem badawczej refleksji uczyni³ zw³aszcza literaturê zabronion¹ i proces jej obiegu. Problematyce tej po wiêci³ ok. 800 artyku³ów, studiów, szkiców, recenzji (jeszcze jako nauczyciel LO opublikowa³ 43 prace naukowe oraz inedita) oraz piêæ ksi¹¿ek autorskich: Literatura zabroniona 1832 1862. Zjawisko rynek rozpowszechnianie (Kielce 1989); Romantyzm i polityka: materia³y i szkice (Grójec 1996) Garczyñski Mickiewicz: studia, szkice, materia³y (Grójec 2005), Szkice literackie (Grójec 2006); Rzecz o Stefanie Garczyñskim (Grójec 2007). Wa¿n¹ czê æ Jego pracy naukowej stanowi³a dzia³alno æ edytorska wyda³ m.in. poezje Stefana Garczyñskiego (Wybór poezji, Warszawa 1985; Poezje wybrane, Warszawa 1986) i Tomasza Nocznickiego (Smutki i ¿ale, Warszawa 1984). Ziemi Grójeckiej po wieci³ wiele lat swojego ¿ycia. Z wielk¹ staranno ci¹ gromadzi³ materia³y do publikacji, odbywa³ liczne spotkania, pozyskiwa³ rodki niezbêdne do prowadzenia dzia³alno ci Oddzia³u Grójeckiego TLiAM. Niew¹tpliwie zas³ug¹ Profesora jest opracowanie i wydanie 15 zeszytów S³ownika wiedzy o Grójeckiem kompendium wiedzy o historii, ¿yciu spo³eczeñstwa, dzia³alno ci instytucji na tym terenie, oraz serii Grójeckie we wspomnieniach (Grójec 1999 2003). Równie¿ Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna w Grójcu zyska³a swojego patrona dziêki zaanga¿owaniu Zdzis³awa Szel¹ga. Postaci Wac³awa Skarbimira Laskowskiego po wiêci³ badacz krótki szkic Wac³aw Skarbimir Laskowski, nauczyciel, dzia³acz o wiatowy, regionalista, ³agiernik. Patron Miejsko-Gminnej Biblioteki Publicznej w Grójcu (Grójec 2009). W sumie zredagowa³ 41 ksi¹¿ek o tematyce regionalnej. Ostatni¹ pozycj¹, z której wydaniem bardzo siê spieszy³ (Jego stan zdrowia gwa³townie siê pogarsza³), by³a dwutomowa historia Liceum Ogólnokszta³c¹cego w Grójcu W przeddzieñ 100-lecia Liceum Ogólnokszta³c¹cego im. Piotra Skargi w Grójcu (Grójec 2010 2011). By³ stypendyst¹ Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Pary¿u, Funduszu Pomocy Niezale¿nej Literaturze i Nauce. Za sw¹ dzia³alno æ zosta³ odznaczony: Z³otym Krzy¿em Zas³ugi, Krzy¿em Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i medalami Zas³u¿ony dla Powiatu Grójeckiego i Za zas³ugi dla Gminy.
383
Ziemia Grójecka zawdziêcza profesorowi Zdzis³awowi Szel¹gowi wyj¹tkow¹ popularyzacjê jej historii. Nie bêd¹c jej synem, po wieci³ jej ponad 50 lat twórczej pracy, odkrywa³ nieznane fakty, uchroni³ przed zapomnieniem zas³u¿onych acz niedocenianych grójczan i grójecczan. Tak popularny dzi termin ma³a ojczyzna mo¿e okre laæ prawdziwe centrum jego dzia³alno ci. Profesor Zdzis³aw Szel¹g zmar³ 24 pa dziernika 2011 roku, pochowany zosta³ 26 pa dziernika na cmentarzu parafialnym przy ulicy Mszczonowskiej w Grójcu. Spo³eczno æ powiatu straci³a wielkiego spo³ecznika, propagatora Kultury. Barbara Kucharska, Ewa Szel¹g-Ku³akowska
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
¯YCIE CODZIENNE TOWARZYSTWA LITERACKIEGO IM. ADAMA MICKIEWICZA (DEBATA PRZEDZJAZDOWA)
Po spotkaniu z przedstawicielami Oddzia³ów w Lublinie w kwietniu 2011 roku wystosowa³am list do wszystkich agend, prosz¹c o ustosunkowanie siê do kilku kwestii. Punkt wyj cia i dyskusjê, bardzo merytoryczn¹, niekiedy ostr¹, zawsze ¿yczliw¹, drukujemy poni¿ej (zgodnie z chronologi¹, w jakiej nadchodzi³y odpowiedzi, po uzyskaniu zgody ich autorów) w przekonaniu, ¿e mo¿e byæ ona pomocna w organizacji pracy Towarzystwa i w umacnianiu wzajemnych relacji. Liczymy, ¿e dalszy ci¹g tej debaty nast¹pi na Walnym Zje dzie Delegatów TLiAM we wrze niu 2012 roku. Gra¿yna Borkowska
List prezesa TLiAM, prof. dr hab. Gra¿yny Borkowskiej do Oddzia³ów Towarzystwa Warszawa, dnia 6 czerwca 2011 Szanowni Pañstwo, tym z Pañstwa, którzy przyjechali do Lublina, serdecznie dziêkujê za udzia³ w spotkaniu. By³o ono potrzebne, m.in. jako sonda badaj¹ca stan wewnêtrzny Towarzystwa na rok przed Zjazdem. Tej w³a nie kwestii chcia³abym po wiêciæ list kierowany do Pañstwa.
385
Po pierwsze, frekwencja. W Lublinie by³o reprezentowanych dziesiêæ Oddzia³ów na dwadzie cia dziewiêæ. W ród nieobecnych s¹ na pewno Oddzia³y nie le pracuj¹ce, ale s¹ i placówki zupe³nie bierne, znane nam tylko z nazwy, odleg³ych wspomnieñ. Po drugie, nawet Oddzia³y dobrze funkcjonuj¹ce nie chc¹ podejmowaæ dzia³añ zwiêkszaj¹cych (potencjalnie) dop³yw pieniêdzy. Nikt z Pañstwa nie wyst¹pi³ z wnioskiem o uzyskanie osobowo ci prawnej. Nowy stan rzeczy nie rozwi¹¿e wszystkich problemów, ale wed³ug wszelkich znaków na niebie i ziemi powinien sprzyjaæ ugruntowaniu pozycji Towarzystwa w konkretnym miejscu, regionie. Dlaczego nie próbujemy? Po trzecie, liczebno æ Oddzia³ów: formalnie sk³adaj¹ siê one z kilkunastu lub kilkudziesiêciu osób; de facto dzia³a w nich garstka ludzi. Dlaczego brakuje nastêpców? To rozpoznanie nie nastraja optymistycznie, ale nie narzekanie jest moim celem. Proszê Pañstwa o namys³ nad sytuacj¹ Towarzystwa, poniewa¿ wymaga ona podjêcia zdecydowanych kroków. Chcia³abym w ostatnim roku tej kadencji uporz¹dkowaæ stan rzeczy, tj.: przedstawiæ Zarz¹dowi G³ównemu wniosek o rozwi¹zanie Oddzia³ów od lat nie funkcjonuj¹cych; zwróciæ siê do wszystkich pozosta³ych Oddzia³ów z pro b¹ o ocenê w³asnych perspektyw dzia³ania; chodzi o odpowied na pytanie: czy Pañstwo chc¹ podtrzymywaæ i rozwijaæ miejscowy Oddzia³ Towarzystwa (w jaki sposób, jakimi rodkami, dla jakiego odbiorcy). P r o s z ê p r z y j ¹ æ, ¿ e n i niejszym formu³ujê tê pro bê i czekam na rych³e o d p o w i e d z i. Bardzo bym chcia³a otrzymaæ m¹dre i realne deklaracje d³ugiego trwania , ale pogodzê siê równie¿ z zapowiedziami z³o¿enia broni . Wydaje siê bowiem, ¿e bardzo d³ugo i cierpliwie próbowali my wspólnie reanimowaæ niektóre placówki. Jestem to gotowa robiæ dalej, ale tylko w sytuacji zainteresowania p³yn¹cego ze strony Oddzia³u, niejako na jego wniosek. Aby istnieæ, Oddzia³ Towarzystwa musi prowadziæ minimaln¹ choæby dzia³alno æ i dysponowaæ minimalnymi choæby funduszami. Ale to nie wszystko: Oddzia³ Towarzystwa musi równie¿ podtrzymywaæ kontakt z Zarz¹dem G³ównym poprzez przesy³anie corocznych sprawozdañ i dokumentów finansowych. Mamy z tym nieustaj¹ce k³opoty, które wiadcz¹, niestety, o s³abej wiêzi miêdzy nami. Chcia³abym, aby Pañstwo deklaruj¹c trwanie, mieli wiadomo æ tych innych zobowi¹zañ, które musz¹ byæ egzekwowane. W zamian oferujemy to, co zawsze: udzia³ w Pañstwa przedsiêwziêciach, pomoc merytoryczn¹ w prowadzonej dzia³alno ci, inicjatywê organizowania spotkañ miêdzyzjazdowych i innych, lepsz¹
386
ni¿ dotychczas sieæ wiêzi internetowej, pismo Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza . Poniewa¿ weszli my w okres przedwyborczy, sugerujê, aby list skierowany do Zarz¹du G³ównego zawiera³ równie¿ propozycje zmian w statucie, bo jak Pañstwo pamiêtaj¹, tylko Zjazd jest w³adny je przeprowadziæ (my ze swej strony zaproponujemy i prze lemy w terminie ustawowym razem z propozycjami otrzymanymi ma³¹ nowelizacjê, uwzglêdniaj¹c¹ korekty wynikaj¹ce z przepisów wy¿szego rzêdu i innych okoliczno ci). Mój apel do Pañstwa w zwi¹zku z konieczno ci¹ ustalenia miejsca obrad zjazdowych (przypuszczalnie maj 2012) pozosta³ na razie bez odpowiedzi. Czekam na propozycje tak¿e w tej kwestii. Proszê o potwierdzenie otrzymania listu i o odpowied . £¹czê wyrazy szacunku prof. dr hab. Gra¿yna Borkowska
Odpowied Oddzia³u Poznañskiego Szanowna Pani Prezes, Szanowny Zarz¹dzie,
Poznañ, 6 czerwca 2011
Dziêkujê za list, postaram siê pokrótce odpowiedzieæ na najwa¿niejsze kwestie: 1. Oddzia³ Poznañski trwa, w jakiej mierze (bo nie wszystkie spotkania) w kooperacji z Domem Literatury Biblioteki Raczyñskich. Licz¹c czasem roku akademickiego, taki w³a nie rok koñczymy siódmym odczytem. 2. Chcia³abym na now¹ kadencjê przekazaæ Oddzia³ w dobre rêce, nie w¹tpiê, ¿e takie siê znajd¹. Szczegó³owe sprawozdanie z pracy za dwie kadencje przedstawiê oczywi cie i tutejszemu Oddzia³owi, i Zarz¹dowi G³ównemu. Najogólniej mogê powiedzieæ, ¿e: a) uda³o siê wyj æ ze stanu hibernacji; b) uda³o sie zorganizowaæ (?) skupiæ (?) niezbyt liczne, co prawda, rodowisko s³uchaczy i dyskutantów, w ród których polonistów uniwersyteckich jest bodaj najmniej, natomiast przychodzi do æ regularnie parê osób z uniwersytetu innych specjalno ci, czasem Akademia Muzyczna, paru nauczycieli, t³umacze, miejscowi poeci. W sumie kilkana cie, dwadzie cia parê osób; c) nie uda³o siê stworzyæ prê¿nego rodowiska, pracuj¹cego aktywnie
387
i strzelaj¹cego pomys³ami w zasadzie ca³¹ pracê wykonujê wespó³ z doktorantk¹, a w³a ciwie zmieniaj¹cymi sie doktorantkami (wszak rz¹dzê ju¿ drug¹ kadencjê!). 3. Utrzymujemy siê ze sk³adek. Konkursy na prace magisterskie oraz wspó³organizowana przez TLiAM konferencja o S³owackim w oczywisty sposób spowodowa³y konieczno æ wnioskowania o pieni¹dze z innych róde³. 4. Przysz³o æ widzê z umiarkowanym optymizmem. Chcia³abym jeszcze zacz¹æ prace nad kultur¹ Wielkopolski pod auspicjami Towarzystwa, mo¿e uda³oby siê wróciæ do konkursów prof. Jaros³awa Maciejewskiego, choæ tu sprawa wi¹¿e siê z kwesti¹ bardziej generaln¹, czyli miejscem historii literatury na uniwersytetach. Mo¿e najbli¿szy Zjazd móg³by tej sprawie po wieciæ jak¹ uwagê? Mog³abym wstêpnie zadeklarowaæ przygotowanie jakiego wyst¹pienia lub zorganizowanie panelu, z zaproszeniem kolegów z innych Oddzia³ów itp. 5. Odpowiadam na Pani list na gor¹co nad Statutem muszê siê trochê namy liæ. Z wyrazami szacunku i pozdrowieniami,
El¿bieta Nowicka, Poznañ
Odpowied Oddzia³u Katowickiego Tarnowskie Góry, 10 czerwca 2011 Wielce Szanowna Pani Prezes W odpowiedzi na pismo z dnia 6.06.2011 r. odpowiadam bodaj na wiêkszo æ poruszonych w tym tek cie kwestii. Po pierwsze, je li warunkiem istnienia Oddzia³u bêdzie uzyskanie osobowo ci prawnej i mile dzisiaj widziana dochodowo æ, to trzeba bêdzie nas rozwi¹zaæ. Nie mamy w swoim gronie osób o zaciêciu menad¿erskim (tzn. by³ i jest jeden prof. Dariusz Pawelec, i jego rekomendowa³em JM Rektorowi na stanowisko Dyrektora Biblioteki G³ównej buduje ostatni¹ bodaj w historii akademickiej bibliotekê z prawdziwego zdarzenia ). Nie udaje siê nam nawet ci¹ganie sk³adek. To ma pewn¹ historiê, o której piszê nie dla usprawiedliwienia, ale geneza zjawiska sporo mówi o jego dzisiejszej charakterystyce: p. mój Mistrz, prof. Ireneusz Opacki, na wszelkie wzmianki o sk³adkach w Towarzystwie (wówczas by³ to Oddzia³ w Sosnowcu) macha³ rêk¹ i odpowiada³, ¿e
388
kuriozaln¹ rzecz¹ jest uzale¿nianie przynale¿no ci do Towarzystwa od sk³adek, gdy nam tak skandalicznie p³ac¹, a by³o to jeszcze w PRL-u, gdy zarobki mia³y siê jako nieco inaczej do redniej krajowej ni¿ dzi . Po kilkunastu latach, gdy Oddzia³ nadal funkcjonowa³ w Sosnowcu, a nas przeniesiono do Katowic, Profesor poleci³ prof. Jackowi Lyszczynie zamkn¹æ tamten oddzia³, a mnie reaktywowaæ go w Katowicach, co te¿ uczynili my. Kole¿anka Skarbnik przechowuje odziedziczon¹ symboliczn¹ kwotê, która ani siê nie zwiêksza, ani siê nie zmniejsza, ale nie wystarcza nawet np. na jedn¹ delegacjê do Warszawy lub Lublina Po drugie, jeste my (zarówno starsi, jak i m³odsi, m³odsi mo¿e nawet bardziej, bo my ju¿ mamy mniejsze potrzeby ) coraz bardziej zagonieni utrzymywaniem siê na powierzchni. Oczywi cie, chodzi o finanse. Dawniej (20, 30 lat temu) szko³y i ró¿ne instytucje zaprasza³y i zwraca³y koszta podró¿y, dorzuca³y (niekiedy) mniejsze lub wiêksze honoraria. Dzisiaj wyg³aszamy prelekcje, referaty, odczyty zawsze niemal charytatywnie, grzeczno ciowo, na konferencjach stricte naukowych p³acimy za udzia³ (pensje relatywnie zmala³y, do³o¿ono godzin i obiecano, ¿e w 2013 roku otrzymamy podwy¿kê ). Przynale¿no æ do Towarzystwa towarzysko nobilituje, pozwala zape³niæ jak¹ rubryczkê w sprawozdaniach, ale coraz trudniej namówiæ Kole¿anki i Kolegów Profesorów, ¿eby pamiêtali przy tych chyba jednak znacznie rzadszych ni¿ dawniej okazjach o afiliacji, eksponowaniu, ¿e reprezentuj¹ nie tylko Instytut (Uczelniê), ale tak¿e Towarzystwo. Sprawozdajemy co roku tylko takie w³a nie zaakcentowane prelekcje. Po trzecie, dokooptowali my na pocz¹tku roku kolejnego cz³onka, dra Ireneusza Szparê w³a nie dlatego, ¿e to dziêki wspó³pracy z nim prof. Maciej Szargot odniós³ sukces i w tym roku wyg³aszali my referaty i prowadzili my zajêcia podczas IV Bytomskiego Festiwalu Nauki i Sztuki (wspó³organizatorzy, poza CKU, Towarzystwo Literackie im. Adama Mickiewicza i Akademia Humanistyczno-Ekonomiczna w £odzi, Bytom 21 marca 2011) z wyra nym wskazaniem (w Internecie i na plakatach) patronatu nad imprez¹ naszego Towarzystwa; my lê, ¿e w przysz³ym roku nie bêdzie ju¿ z tym problemu, ale to w³a ciwie pierwszy rezultat trzech-czterech lat wspó³pracy. Po czwarte, (je li nas nie rozwi¹¿e Zarz¹d G³ówny) zamierzamy nadal wyg³aszaæ tyle prelekcji, na ile bêdzie zapotrzebowanie w szko³ach (inne instytucje od Domów Kultury po Kluby Inteligencji Katolickiej przesta³y siê zg³aszaæ) zanosi siê na to, ¿e nadal jednak g³ównie nieodp³atnie! Zamierzam (mam kilka pomys³ów) nawi¹zaæ wspó³pracê z czasopismem Wiek XIX [ ].
389
Po pi¹te, ocena w³asnych dzia³añ nie jest imponuj¹ca, powiedzia³bym uczciwie raczej taka sobie , robimy tyle, ile mo¿emy w obecnych warunkach i nie zanosi siê na to, aby my mieli siê dynamiczniej rozwijaæ. Staramy siê przetrwaæ! Po szóste, bo widzê w li cie Pani Profesor, ¿e problem dysponowania minimalnymi choæby funduszami pojawia siê ponownie, jako Oddzia³ Towarzystwa stale spotykamy siê z próbami wy³udzenia od nas pieniêdzy za jakie ksi¹¿ki telefoniczne czy inne, ponoæ niezbêdne dla funkcjonowania gad¿ety i z próbami opodatkowania naszej dzia³alno ci. Mo¿e to te¿ rodzi niechêæ do bycia profit . Po siódme, proszê wybaczyæ, ¿e nie czujemy siê na si³ach, by zaproponowaæ Katowice jako miejsce obrad zjazdowych. £¹czê wyrazy szczerego szacunku
prof. zw. dr hab. Marek Piechota prezes Oddzia³u w Katowicach
Odpowied Oddzia³u Gdañskiego Gdañsk, 14 czerwca 2011 Szanowna Pani Prezes, Bardzo serdecznie dziêkujemy za list w sprawie si³ i rodków Towarzystwa Literackiego dzi . Nasza nieobecno æ w Lublinie (naganna, bo przecie¿ prof. Fita to tak¿e mój nauczyciel akademicki z czasów KUL-owskich) by³a spowodowana wy³¹cznie wzglêdami czasowymi. Do Lublina jedzie siê teraz z Gdañska jakie 10 godzin (do Warszawy 7). Chcemy jednak uspokoiæ zarówno Pani¹ Prezes, jak i Zarz¹d G³ówny, ¿e nasze ko³o gdañskie dzia³a jak nale¿y i ani my li siê poddawaæ. W ostatnich dwóch latach musieli my wprawdzie zrezygnowaæ z corocznych wyk³adów dla maturzystów i kandydatów na studia wyk³adów z abonamentami bo umar³y egzaminy wstêpne (pozosta³ tylko konkurs wiadectw), ale znale li my inne formy aktywno ci. Wyk³ady cykliczne o Mickiewiczu czytanym na nowo zaproponowali my np. w Gdañsku Suchaninie, ale i w Starogardzie Gdañskim. O Mi³oszu na 100-lecie jego urodzin urz¹dzili my jednodniow¹ sesjê w Starogardzie 27 IV 2011: Czes³aw Mi³osz: wezwanie i zadanie; oraz wyk³ad po³¹czony ze spotkaniem autorskim na UG 31 V z drem Andrzejem Franaszkiem, autorem imponuj¹cej biografii Mi³osz (Znak 2011). Najwa¿niejszym naszym przedsiêwziêciem w mijaj¹cym
390
roku by³ jednak wieczór po wiêcony Panu Tadeuszowi po kaszubsku (z udzia³em t³umacza Stanis³awa Jankego, prof. Jerzego Tredera kaszubisty i prof. Gra¿yny Tomaszewskiej mickiewiczologa). Studenci naszej kaszubistyki jako teatr lektury prezentowali trzy sekwencje Pana Tadeusza w jêzyku kaszubskim. W du¿ej sali Rady Wydzia³u brakowa³o miejsc. Tak wiêc d³ugie trwanie gdañskiego oddzia³u Towarzystwa Literackiego nie jest zagro¿one, tym bardziej, ¿e pozyskali my nowych cz³onków ponad 15 osób spo ród doktorantów. A na majowy zjazd Towarzystwa w przysz³ym roku na pewno przygotujemy sensown¹ reprezentacjê/prezentacjê. Tymczasem pozostajemy z najlepszymi my lami Jan Ciechowicz i SPÓ£KA
Odpowied Oddzia³u Gorzowskiego Gorzów Wielkopolski, 18 czerwca 2011 Szanowna Pani Prezes! W odpowiedzi na list, który wystosowa³a Pani po zje dzie TLiAM w Lublinie, a na którym z przyczyn osobistych i zawodowych byæ nie mog³am, spieszê z informacj¹, która przybli¿y dzia³alno æ jednego z najm³odszych Oddzia³ów Towarzystwa w Polsce. Oddzia³ Towarzystwa w Gorzowie Wielkopolskim dzia³a od ponad roku. Od samego pocz¹tku finansowo i organizacyjnie wspiera nas Pañstwowa Wy¿sza Szko³a Zawodowa. Otwarto æ Pani Rektor prof. dr hab. El¿biety Skorupskiej-Raczyñskiej pozwala na funkcjonowanie Towarzystwa przy uczelni, co z jednej strony u³atwia dotarcie do ewentualnych odbiorców (m.in. studentów), a z drugiej zwraca uwagê pracowników naukowych i m³odzie¿y na wydarzenia zwi¹zane z rzeczywist¹ dzia³alno ci¹ Towarzystwa. Zapewne równie¿ dlatego nasz Oddzia³ nie boryka siê na razie z du¿ymi problemami finansowymi, na które zwraca Pani uwagê w swoim li cie, i nie wystêpowa³ o nadanie osobowo ci prawnej. W Gorzowie Wielkopolskim mie cie przez dziesiêciolecia stricte przemys³owym, w którym uczelnia z wydzia³em humanistycznym dzia³a zaledwie od dziesiêciu lat spotkania organizowane przez Towarzystwo wype³ni³y lukê, o której istnieniu wiadczy³a frekwencja na poszczególnych wyk³adach. W ubieg³ym roku nasz oddzia³ zorganizowa³ nastêpuj¹ce spotkania:
391
26 lutego z prof. dr hab. Piotrem liwiñskim, który wyg³osi³ wyk³ad Arcydzie³a literatury wspó³czesnej kilka przypuszczeñ; 1 czerwca z prof. dr hab. El¿biet¹ Skorupsk¹-Raczyñsk¹, która wyg³osi³a wyk³ad Elizy Orzeszkowej wiat w s³owie zaklêty; 8 listopada z dr El¿biet¹ Szczepañsk¹-Lange, która przyjecha³a do Gorzowa z wyk³adem Pomnik: obiekt sztuki czy fakt polityczny? (na przyk³adzie pomników Mickiewicza i Chopina w Warszawie). O wszystkich wydarzeniach zosta³y powiadomione lokalne media, które dzia³alno æ Towarzystwa przyjê³y przychylnie, informuj¹c mieszkañców o planowanych i odbywaj¹cych siê spotkaniach. Niestety, mimo ambitnych planów na 2011 rok, z przyczyn od nas niezale¿nych musieli my prze³o¿yæ dwa spotkania z zaproszonymi prelegentami. Jeste my przekonani, ¿e przynajmniej jedno z nich odbêdzie siê jesieni¹. Mamy równie¿ nadziejê, ¿e uda siê przekonaæ m³odych, dynamicznych ludzi do dzia³ania w Towarzystwie, chcemy bowiem, by nasz Oddzia³ by³ dostêpny dla ludzi z zewn¹trz . Ze swej strony deklarujê wspomniane przez Pani¹ d³ugie trwanie , nie bierne jednak, a poparte konkretnymi wydarzeniami. Mam nadziejê, ¿e organizowane przez nas spotkania przyczyni¹ siê nie tylko do wype³niania statutowych za³o¿eñ Towarzystwa, ale równie¿ wzbudz¹ zainteresowanie podejmowan¹ przez nas tematyk¹ w ród mieszkañców Gorzowa Wielkopolskiego i o ciennych gmin. Dziêkujê za deklaracjê wsparcia organizacyjnego i merytorycznego. Z powa¿aniem i pozdrowieniami
dr Gabriela Balcerzak przewodnicz¹ca Zarz¹du Oddzia³u TLiAM w Gorzowie Wlkp.
Odpowied Oddzia³u Rzeszowskiego Rzeszów, 10 lipca 2011 Szanowna Pani Prezes, dziêkujê za list, który by³ efektem refleksji po lubelskim spotkaniu naszego Towarzystwa. [ ] W imieniu cz³onków rzeszowskiego Oddzia³u pragnê sformu³owaæ kilka s³ów odpowiedzi na list Pani Prezes. 1. Cz³onkowie rzeszowskiego Oddzia³u. Je li chodzi o liczbê cz³onków naszego Oddzia³u, to od oko³o dwudziestu lat sytuacja wydaje siê do æ stabilna.
392
Wed³ug dokumentacji nasz Oddzia³ liczy ponad trzydziestu cz³onków, z tym ¿e aktywnie uczestniczy w naszych dzia³aniach oraz op³aca sk³adki oko³o 20 osób. Nastêpuje te¿ wyra na zmiana w rodowisku, które owi cz³onkowie reprezentuj¹: zmniejsza siê liczba nauczycieli szkó³ podstawowych, gimnazjalnych i licealnych, a zwiêksza liczba nauczycieli akademickich oraz doktorantów. To w³a nie z tej grupy w ostatnich dwóch latach uda³o nam siê pozyskaæ kilka nowych osób. Tendencja ta zapewne bêdzie siê umacniaæ d³ugie trwanie (o którym pisze Pani Prezes) wydaje nam siê niezagro¿one, a w najbli¿szych latach nasz Oddzia³ bêdzie sk³ada³ siê przede wszystkim z naukowców-literaturoznawców. Zmiana struktury cz³onków naszego Oddzia³u da³a siê zauwa¿yæ ze szczególnym nasileniem podczas obecnej kadencji w tym czasie bowiem wielu najbardziej zas³u¿onych dzia³aczy ograniczy³o sw¹ aktywno æ w zwi¹zku z przej ciem na emeryturê. W³adze Oddzia³u czyni¹ jednak usilne starania (czê ciowo zwieñczone powodzeniem), by zachêciæ do wspó³pracy nowych kandydatów. 2. Dzia³alno æ. Rzeszowski Oddzia³ Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza podejmuje ró¿ne formy dzia³alno ci odczytowej i organizacyjnej. Te dzia³ania by³y te¿ kontynuowane w ostatnich latach. W ród nich na szczególn¹ uwagê zas³uguj¹: a) wspó³or ganizacja konferencji naukowych: wspó³organizacja naukowych: we wrze niu 2005 roku wspó³organizowali my ogólnopolsk¹ konferencjê naukow¹ Wielkie jubileusze i osobliwo ci Mickiewiczowskie. W 150 rocznicê mierci Poety , za w listopadzie 2008 roku wspó³organizowali my ogólnopolsk¹ konferencjê naukow¹ po wiêcon¹ czterdziestej rocznicy mierci Profesora Stanis³awa Pigonia. Plonem obydwu konferencji by³y zbiorowe monografie naukowe: Adam Mickiewicz. Dwa wieki kultury polskiej. Studia pod redakcj¹ Kazimierza Maci¹ga i Marka Stanisza (Wydawnictwo UR, Rzeszów 2007, ss. 711) oraz Profesor z Komborni. Stanis³aw Pigoñ w czterdziest¹ rocznicê mierci, pod red. Krzysztofa Fio³ka, Wydawnictwo UJ, Kraków 2010, ss. 284). b) dzia³alno æ odczytowa: cz³onkowie rzeszowskiego Oddzia³u wyg³aszaj¹ odczyty w szko³ach oraz instytucjach kultury na Podkarpaciu m.in. tak¿e na zaproszenie zaprzyja nionych Oddzia³ów Towarzystwa w Jaros³awiu i Przeworsku. Organizujemy ponadto coroczne spotkanie wi¹teczne dla cz³onków Oddzia³u (pod koniec roku kalendarzowego) podczas ka¿dego spotkania wyg³aszany jest okoliczno ciowy referat. c) nowe formy dzia³alno ci: w ostatnim roku zainaugurowali my otwarte wyk³ady o tematyce literackiej, które odbywaj¹ siê na Uniwersytecie Rzeszowskim. Wyk³adowcami s¹ nie tylko cz³onkowie rzeszowskiego Oddzia³u, ale tak¿e Uczeni, którym bliskie s¹ cele i warto ci wpisane w statut naszego stowarzyszenia.
393
S³uchaczami wspomnianych wyk³adów s¹ cz³onkowie i sympatycy rzeszowskiego Oddzia³u Towarzystwa, a tak¿e studenci polonistyki. Wyk³ady te ciesz¹ siê du¿ym zainteresowaniem, a dziêki temu, ¿e ich wspó³organizatorem jest Instytut Filologii Polskiej UR, koszty ich organizacji nie obci¹¿aj¹ naszego Oddzia³u. (Wyk³ady otwarte na UR okaza³y siê równie¿ jedn¹ z do æ skutecznych form pozyskiwania nowych cz³onków). W zbli¿aj¹cym siê roku akademickim zamierzamy kontynuowaæ wymienione formy dzia³alno ci. [ ] Proszê przyj¹æ wyrazy g³êbokiego szacunku i powa¿ania
Marek Stanisz prezes Oddzia³u w Rzeszowie Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza
Odpowied Oddzia³u Zielonogórskiego Zielona Góra, 12 lipca 2011 Szanowni Pañstwo, Jako ustêpuj¹cy ju¿ prezes zielonogórskiego Oddzia³u Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza chcia³abym odnie æ siê do listu Pani Prof. Gra¿yny Borkowskiej z dn. 6.06.11 r., a jednocze nie zasygnalizowaæ zmiany, które mia³y miejsce w naszym Oddziale. Otó¿ w dn. 10.05.2011 r. podjê³am decyzjê o rezygnacji z funkcji prezesa Oddzia³u, któr¹ pe³ni³am w latach 2002 2010, a nowym prezesem wybrana zosta³a w wyniku g³osowania Pani dr Aneta Narolska. Jednocze nie chcia³abym podsumowaæ pracê, tak¿e i moj¹ w naszym rodowisku. Zielonogórski Oddzia³ licz¹cy obecnie 11 cz³onków dzia³a³ w ramach Uniwersytetu Zielonogórskiego. Taka by³a dotychczasowa tradycja, która zosta³a przejêta od poprzednich przewodnicz¹cych (prof. W. Magnuszewskiego i prof. C. Dutki). By³a to sytuacja w pewnym sensie komfortowa, ale od pocz¹tku te¿ stwarzaj¹ca szereg ograniczeñ. Do tej pory w naszej dzia³alno ci nie wykraczali my poza uczelniê, a zaproszeni przez nas prelegenci wyg³aszali odczyty dla rodowiska akademickiego, w których brali udzia³ zarówno pracownicy, jak i studenci. Prelegentami byli zarówno nasi pracownicy, cz³onkowie Zarz¹du: dr hab. M. Ruszczyñska, prof. UZ; dr D. Kulczycka; dr A. Narolska; dr K. Marcinkowski, ale tak¿e dr hab. B. Pfeiffer oraz prelegenci spoza naszego
394
rodowiska, jak: prof. T. Bujnicki (UJ); prof. J. Skuczyñski (UMK); prof. J. Maciejewski (IBL). Jednak¿e ta forma dzia³alno ci (g³ównie odczytowa) ostatecznie siê wyczerpa³a, a wielo æ ró¿nych konferencji i projektów badawczych spowodowa³a, ¿e nasza oferta, któr¹ adresowali my tak¿e do studentów, przechodzi niezauwa¿ona. Wobec powy¿szego koñcz¹c ten okres pracy Zarz¹du, jednocze nie podejmujemy dzia³ania maj¹ce na celu zmianê profilu dotychczasowej aktywno ci, wykorzystuj¹c przy tym mo¿liwo ci wynikaj¹ce ze statutu Towarzystwa. Tê zmianê formy dzia³alno ci przedstawi³a dr Aneta Narolska, a zostanie ona wprowadzona od pa dziernika bie¿¹cego roku. W skrócie: praca na rzecz Towarzystwa wi¹zaæ siê bêdzie zarówno z dzia³alno ci¹ naukow¹, jak i wydawnicz¹, ale skierowan¹ i adresowan¹ do cz³onków oddzia³u, dok³adnie zostanie to okre lone w sprawozdaniu rocznym. W zwi¹zku z powy¿szymi zmianami proszê o kierowanie korespondencji miêdzy Zarz¹dem G³ównym a naszym oddzia³em na adres: Aneta Narolska (A.Narolska@ifp.uz.zgora.pl) Towarzystwo Literackie im. Adama Mickiewicza Oddzia³ w Zielonej Górze Uniwersytet Zielonogórski Al. Wojska Polskiego 69 65-069 Zielona Góra Z powa¿aniem
Marta Ruszczyñska
Odpowied Oddzia³u Starogardzkiego Starogard Gd., 27 wrze nia 2011 Pani Prezes Prof. dr hab. Gra¿yna Borkowska. Dziêkujemy za przes³any list i przepraszamy za zw³okê w odpowiedzi. Odpowiadam z upowa¿nienia prezesa Oddzia³u p. Tadeusza Kubiszewskiego. Ad. 1) Naszym zdaniem s³aba, frekwencja w spotkaniach w du¿ej mierze wynika z rosn¹cej redniej wieku cz³onków, a do tego w ma³ym Oddziale splot ró¿nych wydarzeñ czasami uniemo¿liwia wziêcie udzia³u w spotkaniu. Jednak nie oznacza to, ¿e jako cz³onkowie uwa¿amy takie spotkania za zbyteczne,
395
a wrêcz odwrotnie. Spotkanie przed zjazdem, jak i w trakcie kadencji (np. w po³owie) powinno byæ obligatoryjne. Je li nie mo¿na tego zorganizowaæ przy okazji jakiej sesji, to kilkugodzinne spotkania dotycz¹ce spraw bie¿¹cych mog³yby odbywaæ siê w siedzibie Zarz¹du G³ównego i koñczyæ siê wieczornym wyj ciem do teatru. Organizuj¹c takie spotkania, nale¿a³oby wymagaæ potwierdzenia przybycia delegata Oddzia³u. Ad. 2) Jako uczestnik zjazdu by³em za prawem Oddzia³ów do osobowo ci prawnej. Jako wieloletni skarbnik widzê w tym du¿e mo¿liwo ci dla du¿ych Oddzia³ów. Jakie mog¹ byæ trudno ci powstrzymuj¹ce Oddzia³y od uzyskiwania osobowo ci prawnej? Byæ mo¿e humanistyczny lêk przed rachunkowo ci¹ i strach przed czym nowym nie do koñca zrozumia³ym dla cz³onków naszego Towarzystwa; niedoinformowanie co do obowi¹zków i korzy ci [ ], jednak podstawowym problemem wydaje siê nie tyle zagadnienie formalnoprawne, co fakt, czy dany Oddzia³ posiada osobê, która ma umiejêtno ci pozyskiwania rodków to jest klucz do jakiejkolwiek dzia³alno ci. Dlaczego starogardzki Oddzia³ TLiAM nie wyst¹pi³ o uzyskanie osobowo ci prawnej? W naszym przypadku (mamy kilkunastu cz³onków) istnieje przeszkoda w postaci dodatkowego finansowania konta. Wiadomo bowiem, ¿e pozyskane rodki finansowe s¹ rodkami celowymi i obowi¹zuje tu rygorystyczny sposób rozliczania. To oznacza nie tylko dodatkowe zajêcia, ale i uszczuplenie i tak skromnych zasobów w³asnych. Czy taki stan rzeczy uniemo¿liwia prowadzenie w miarê aktywnej dzia³alno ci Oddzia³u? W ¿adnej mierze. Nale¿y wypracowaæ taki modus vivendi, który pozwoli na jej prowadzenie [ ]. Nasz prezes pozyskuje rodki od Urzêdu Miasta i Starostwa Powiatowego tj. przedstawia tym¿e urzêdom tematykê sesji i spotkañ na dany rok. Je li akceptuj¹ nasze propozycje, zabezpieczaj¹ rodki (które pozostaj¹ na ich stanie). Do nas nale¿y zaproszenie prelegentów i zorganizowanie spotkania (m.in. dostarczenie danych do umowy z prelegentami etc.), które zwykle odbywa siê w auli I LO i jest otwarte dla mieszkañców, chocia¿ korzysta z tych spotkañ g³ównie m³odzie¿ licealna. Po wyk³adzie, odczycie itp. urzêdnik za³atwia sprawy finansowe z prelegentem, bowiem p³atnikiem jest dany urz¹d. Podobnie uk³ada siê wspó³praca z Miejsk¹ Bibliotek¹ [ ]. Czêsto sesje przez nas organizowane s¹ nagrywane przez miejscow¹ telewizjê kablow¹ i tym sposobem przekaz dociera do szerszej spo³eczno ci. Naszym zdaniem, nie otrzymaliby my wiêcej rodków, gdyby my mieli osobowo æ prawn¹. Wiadomo, ile organizacji ubiega siê o dotacje celowe, a w samorz¹dach pieniêdzy coraz mniej. Oczywi cie, nasz sposób opiera siê na autorytecie naszego prezesa, powszechnie znanego i szanowanego w mie cie. Zapewne w mniejszej spo³eczno ci ³atwiej podobne niekonwencjonalne dzia³ania przeprowadziæ, ale musz¹ one byæ w zgodzie z prawem. [ ]
396
Ad. 3) Liczebno æ Oddzia³u to sta³y problem, który narasta wraz z przemianami ca³ego spo³eczeñstwa. Kiedy polonista czu³ siê wyró¿nionym poprzez przynale¿no æ do TLiAM. Dawniej obowi¹zywa³a zasada: tu jestem, bo tu przynale¿ê. [ ] Obecnie relatywizm, który niszczy chêæ do ¿ycia wed³ug pewnych zasad i warto ci, jest przeszkod¹ dla rozwoju takich organizacji, jak TLiAM. Skutkiem tego jest brak dop³ywu m³odych cz³onków. Dawniej w naszym Oddziale by³y osoby o ró¿nym wykszta³ceniu, ale z przewag¹ polonistów, a obecnie trudno nak³oniæ polonistów do zapisania siê do Towarzystwa, o innych za profesjach mo¿na tylko pomarzyæ [ ]. Zapewne jest to skutkiem ogólnego trendu: spadku zainteresowania literatur¹ piêkn¹. Rola tej¿e maleje w kszta³towaniu m³odego pokolenia. Dostêpno æ ksi¹¿ki jest odwrotnie proporcjonalna do czytelnictwa. Schemat wypiera indywidualno æ. Czy prze³amiemy tu u siebie ten kryzys, trudno wyrokowaæ. Jestem sceptykiem. Nale¿a³oby ca³e zagadnienie przemy leæ i to góra powinna przyj æ do oddzia³u , wesprzeæ go swoim autorytetem osobistym. Wydaje mi siê, ¿e obecno æ prelegentów z najwy¿szej pó³ki na pewno sk³oni³aby kilka osób do zapisania siê i dzia³ania w naszym Towarzystwie. Oczywi cie, jak zwykle powraca kwestia pieniêdzy. Problem w tym, ¿e ma³e Oddzia³y maj¹ na ogó³ problem z niedoborem finansowania, i ko³o siê zamyka. Jak to rozwi¹zaæ i czy warto rozwi¹zywaæ to raczej k³adê pod rozwagê Zarz¹du. Ad. 4) Co siê tyczy naszej dalszej egzystencji, to deklarujemy chêæ dzia³ania hic et nunc; jednak trze we spojrzenie na rzeczywisto æ podpowiada: tak d³ugo, jak tym starszym bêdzie siê chcia³o lub bêd¹ w stanie dzia³aæ. Jeste my za likwidacj¹ Oddzia³ów nie dzia³aj¹cych, czyli fikcyjnych. Uznajemy za podstawê, ¿e dany Oddzia³ utrzymuje kontakt z Zarz¹dem poprzez przesy³anie sprawozdañ corocznych i finansowych. [ ] Pozór jest mierteln¹ chorob¹. Tê niemoc nale¿y przezwyciê¿yæ, i tu widzia³bym now¹ rolê Zarz¹du, który nie tylko panuje, ale inspiruje [ ]. Je li Zarz¹d chce utrzymywaæ na terenie Polski swoje Oddzia³y w miejscowo ciach, które nie s¹ o rodkami akademickimi, to powinien zej æ z piedesta³u i zacz¹æ doceniaæ miejscow¹ dzia³alno æ. Co przez to rozumiem? My lê, ¿e inspiruj¹c¹ rolê móg³by odegraæ Zarz¹d, gdyby ze swoich rodków organizowa³ w Oddziale prelekcje, sesje popularnonaukowe na przyk³ad jako nagrodê za dzia³alno æ w skali danego roku po zapoznaniu siê z rocznym sprawozdaniem. [ ] To wzmog³oby dodatkowo chêæ do dzia³ania poszczególnych Oddzia³ów. ¯yjemy w czasach, gdy papie¿ opuszcza Rzym i odwiedza kraje, gdzie diabe³ mówi dobranoc. Mo¿e jest czas najwy¿szy, by Prezes odwiedza³ Oddzia³y naszego Towarzystwa jako organizator sesji popularnonaukowej wraz z innymi profesorami w dowód uznania dzia³alno ci danego Oddzia³u. Wydaje mi siê, ¿e tylko tym sposobem mo¿na
397
doprowadziæ do intensyfikacji pracy Oddzia³ów. Uwa¿am, ¿e relacje my i oni do niczego nie prowadz¹, a pojêcie lepszo ci jest rujnuj¹ce dla kultury. Nie zapominajmy, ¿e kultura to uprawa, czyli dzia³anie non stop. Nale¿a³oby równie¿ dostrzegaæ aspekt marketingowy [ ] takiej sesji popularnonaukowej. Docenionymi czuliby siê nie tylko cz³onkowie danego Oddzia³u TLiAM, ale i sponsorzy zapraszani i wyró¿niani wrêczeniem przez Prezesa Zarz¹du G³ównego TLiAM podziêkowañ za sponsorowanie danego Oddzia³u co mog³oby rokowaæ dalsze finansowanie dzia³alno ci prelekcyjnej danego Oddzia³u. [ ] do organizacji spotkania, sesji popularnonaukowej nie tyle potrzebna jest organizacja np.: TLiAM, ale pieni¹dze. Dlatego to, co oferuje Zarz¹d G³ówny w otrzymanym li cie oceniam jako rednio atrakcyjne. Ad. 5) Co do zmian w statucie naszej organizacji, to jestem za ograniczeniem liczebno ci Zarz¹du G³ównego, który ma dzia³aæ, wiêc mo¿e sk³adaæ siê co najwy¿ej z trzech osób. Inn¹ rzecz¹ jest uhonorowanie dzia³aczy terenowych, czy by³ych cz³onków zarz¹du, a inn¹ sprawne dzia³anie danej organizacji. Zarz¹d jest od rz¹dzenia, wiêc powinien sk³adaæ siê z zarz¹dzaj¹cego i prokurenta. To jest minimum. Natomiast za nierozwa¿ne uwa¿am niekorzystanie z do wiadczenia dzia³aczy regionalnych czy by³ych cz³onków Zarz¹du G³ównego. W tym celu nale¿a³oby stworzyæ cia³o doradcze, które s³u¿y³oby swoim do wiadczeniem Zarz¹dowi G³ównemu. Nie ogranicza³bym liczebno ci tego gremium. Uwa¿am za skandal organizacyjny naszego Towarzystwa, ¿e nie posiadamy swojego Logo / miniaturki do klapy. Warto w takim logo umie ciæ rok za³o¿enia, to dowód d³ugiego trwania. Czy my eksponujemy datê za³o¿enia naszego Towarzystwa? NIE! Z upowa¿nienia Zarz¹du Oddzia³u Grzegorz Mykowski, skarbnik
Odpowied Oddzia³u Tarnowskiego Tarnów, 26 pa dziernika 2011 Szanowna Pani Prezes, Przepraszam, ¿e dopiero teraz odpisujê na Pani list. Niestety, nie uda³o nam siê przed wakacjami zrobiæ zebrania. Spotykali my siê prywatnie i rozmawiali my na temat naszego Oddzia³u, ale nie powsta³y ¿adne propozycje, poza zaplanowan¹ wcze niej na jesieñ tego roku sesj¹ po wiêcon¹ Mi³oszowi,
398
zaplanowanym cyklem wyk³adów M³odzi humani ci Tarnowa oraz wieczorem po wiêconym wspomnieniom o p. Profesorze Stanis³awie Ficie. Chcieliby my podtrzymywaæ i rozwijaæ nasz Oddzia³. Naturalnie, borykamy siê z problemami finansowymi. Ostatnio uda³o mi siê nawi¹zaæ wspó³pracê z du¿¹ instytucj¹ kultury w Tarnowie Mo cickim Centrum Kultury które dysponuje sporymi rodkami finansowymi i jest chêtne do wspó³pracy z naszym Oddzia³em (wspólnie realizujemy sesjê po wiêcon¹ Mi³oszowi). W styczniu koñczy siê moja kadencja i planujemy zebranie sprawozdawczo-wyborcze. W tej sytuacji trudno staraæ siê o uzyskanie osobowo ci prawnej dla Oddzia³u [ ] Zaraz po wyborach przeka¿emy Pani Prezes sprawozdanie z dalszych planów dotycz¹cych naszego Oddzia³u. £¹czê wyrazy szacunku
Marta Mikosiñska, prezes Oddzia³u w Tarnowie
Odpowied Oddzia³u £ódzkiego £ód , 9 listopada 2011 Nasze sugestie dotycz¹ce form dzia³alno ci Towarzystwa: 1. Nale¿y realnie skonsolidowaæ Oddzia³y poprzez przygotowanie ogólnopolskiego programu otwartych wyk³adów przeprowadzanych przez cz³onków Towarzystwa go cinnie w innych o rodkach. 2. Rocznik Towarzystwa powinien uzyskaæ status czasopisma naukowego, mo¿liwie wysoko punktowanego, otwartego na ró¿ne propozycje badawcze. 3. Niezbêdne jest zaanga¿owanie w prace Towarzystwa du¿ych grup nauczycieli jêzyka polskiego proponuj¹c im cykle spotkañ podobne do tych przeprowadzanych corocznie przez o rodki doskonalenia zawodowego. 4. Strona internetowa Towarzystwa winna byæ ¿ywym forum wymiany pogl¹dów oraz miejscem, z którego mo¿na zaczerpn¹æ informacje o wydarzeniach naukowych w skali kraju (konferencje, spotkania, prezentacje). 5. W³adze Towarzystwa powinny konsekwentnie zabieraæ publicznie g³os w najwa¿niejszych sprawach rodowiska polonistycznego akademickiego i nauczycielskiego. 6. Potrzebne jest pilne uporz¹dkowanie finansowych i prawnych mo¿liwo ci funkcjonowania Oddzia³ów.
399
Planowane dzia³ania w Oddziale £ódzkim: 1. Ponowna rekrutacja cz³onków Towarzystwa, tak¿e w rodowisku doktorantów i studentów, z obowi¹zkiem regularnego op³acania sk³adki. 2. Wspó³praca regularna z Bibliotek¹ Uniwersytetu £ódzkiego (wyk³ady otwarte, wystawy, spotkania). 3. Organizacja cyklu spotkañ z literatami i historykami literatury dla rodowiska akademickiego. 4. Organizacja corocznie naukowej konferencji dla nauczycieli jêzyka polskiego we wspó³pracy ze rodowiskiem akademickim.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
KONFERENCJA DZIEWIÊTNASTOWIECZNE EDYCJE DZIEWIÊTNASTOWIECZNI EDYTORZY W dniach 6 9 pa dziernika 2010 roku w Toruniu odby³a siê ju¿ trzecia konferencja naukowa z cyklu po wiêconego tekstologii i edytorstwu dzie³ literackich. Goszczono historyków literatury, tekstologów, edytorów, bibliologów, historyków sztuki specjalizuj¹cych siê w grafice u¿ytkowej, znawców ksi¹¿ek dziewiêtnastowiecznych, a tak¿e bibliofilów. Konferencjê zorganizowa³ Zak³ad Tekstologii i Edytorstwa Dzie³ Literackich Instytutu Literatury Polskiej Wydzia³u Filologicznego oraz Wydawnictwo Naukowe UMK. Wyst¹pienia prelegentów po wiêcone by³y refleksjom na temat kszta³tu edytorskiego i tekstologicznego dziewiêtnastowiecznych wydañ literatury polskiej, formowania siê teoretycznych podstaw edytorstwa i tekstologii, autorów w roli edytorów w³asnych dzie³, odmian tekstowych utworów i wynikaj¹cych z nich konsekwencji interpretacyjnych oraz stosunku autorów do poszczególnych utworów literackich. W szeregu poruszanych problemów znalaz³y siê tak¿e: rynek wydawniczy i ksiêgarski, nak³ady i serie wydawnicze, estetyka dziewiêtnastowiecznych wydañ, mo¿liwo ci techniczne, sposoby druku, redakcji i opracowywania ksi¹¿ek, wp³yw warunków politycznych na charakter i poziom edytorstwa, problemy finansowe i cenzuralne. Z tak szeroko zakrojonego pola tematycznego wy³onione zosta³y cztery bloki, które kolejno dotyczy³y: projektu nowego wydania dzie³ Zygmunta Krasiñskiego, losów edycji, dziewiêtnastowiecznych edytorów, ruchu wydawniczego w XIX wieku oraz piêknej ksi¹¿ki. Obrady plenarne rozpoczête zosta³y od bloku Wokó³ projektu nowego wydania dzie³ Zygmunta Krasiñskiego . Otwiera³ je referat Gra¿yny Tomaszewskiej
401
(UG). Prelegentka mówi³a o wizji Boga oraz jego relacji z cz³owiekiem w NieBoskiej komedii. Teresa Winek (IBL PAN) analizowa³a zawarto æ, uk³ad, zakres komentarzy edytorskich i zmiany modernizacyjne zastosowane w pierwszym dziewiêtnastowiecznym wydaniu twórczo ci poety dokonanym przez Jana Czubka. Przybli¿y³a ówczesn¹ wiadomo æ edytorsk¹, przypomnia³a te¿ najistotniejsze postulaty i problemy, które pojawi³y siê przy wydawaniu dzie³ Krasiñskiego. Potrzebê remanentu w liryce Zygmunta Krasiñskiego postulowa³ Maciej Szargot (UJK). Odwo³a³ siê przy tym do tekstu Stanis³awa Pigonia omówienia tomu liryki poety w wydaniu Jana Czubka. Wspó³czesna wiadomo æ b³êdów tej edycji, pominiêcie w niej pewnych tekstów i ich wariantów, a tak¿e fakt odnalezienia przez Zbigniewa Sudolskiego i Józefa Miko³ajtisa nieznanych dot¹d tekstów autora Irydiona powinny, zdaniem badacza, staæ siê asumptem do prac nad now¹ edycj¹. Mariusz Zawodniak (UKW) przybli¿y³ funkcje oraz charakter przypisów i komentarzy wydañ Nie-Boskiej komedii w latach powojennych. Zasygnalizowa³ i podj¹³ próbê wyja nienia przyczyn nieobecno ci poety w przedsiêwziêciach edytorskich tego okresu, równie¿ w pracach naukowych po wiêconych edytorstwu i tekstologii. Wskaza³ na przypadki powojennych wydañ Nie-Boskiej komedii, w których przypisy i komentarze mia³y wyra nie interpretacyjny charakter i s³u¿y³y celom politycznym. Du¿e zainteresowanie wywo³a³ referat Zbigniewa Przychodniaka O³ówkowy list Zygmunta Krasiñskiego do Augusta Cieszkowskiego. Prelegent opowiada³ o odnalezionych na marginesie francuskiej broszury notatkach, które po przebadaniu okaza³y siê nieznanym dot¹d listem poety do przyjaciela. Eksponat znajduje siê obecnie w zbiorach Biblioteki Poznañskiego Towarzystwa Przyjació³ Nauk. Przychodniak zwróci³ uwagê na zawarte w tre ci listu w¹tki rodzinne, filozoficzne, anegdoty. Zauwa¿y³, ¿e jest on wa¿nym ród³em informacji na temat przyja ni Krasiñskiego z Cieszkowskim. Najwiêksze kontrowersje wzbudzi³y dwa ostatnie wyst¹pienia. Pierwszym z nich by³ referat Magdaleny Saganiak (UKSW) pod tytu³em Editore traditore? modernizacja pisowni wobec architektoniki s³owa artystycznego. W swoim wyst¹pieniu badaczka przeciwstawi³a wspó³czesne edytorstwo, które modernizuj¹c pisowniê i interpunkcjê dzie³ literackich, jednocze nie ingeruje w ich warstwê brzmieniow¹ interpretacjom muzyki dawnej, w których za najwa¿niejsze uwa¿a siê zachowanie brzmienia historycznego. O¿ywion¹ dyskusjê wywo³a³o równie¿ wyst¹pienie Miros³awa Strzy¿ewskiego (UMK) zatytu³owane Projekt nowej edycji Dzie³ Zygmunta Krasiñskiego. Autor mówi³ o potrzebie starannego uporz¹dkowania dzie³ poety, o braku ich krytycznych opracowañ oraz
402
niespe³nianiu wymogów naukowo ci ju¿ przez pierwsze dwudziestowieczne zbiorowe wydanie tej twórczo ci w edycji Jana Czubka. Prelegent przedstawi³ te¿ projekt nowej edycji dzie³ Zygmunta Krasiñskiego. Jeszcze tego samego dnia obrad wystartowa³ blok Losy edycji . Otwiera³ go referat W³odzimierza Appela (UMK) traktuj¹cy o sylwetkach twórców i losach Firmy Wydawniczej B. G. Teubner . Appel zaznaczy³, ¿e dzia³alno æ firmy mia³a du¿y wp³yw na rozwój i popularyzacjê badañ nad kultur¹ greckorzymskiego antyku, przyczyni³a siê tak¿e do uformowania siê zrêbów nowoczesnej sztuki edytorskiej . Niedawno firma przesta³a samodzielnie istnieæ. Jej produkty przejê³o Wydawnictwo Klaus Gerhard Saur oraz koncern wydawniczy Walter de Gruyter. Mimo zas³ug, losy Firmy Wydawniczej B. G. Teubner nie s¹ powszechnie znane. Pozosta³e wyst¹pienia by³y próbami omówieñ dziewiêtnastowiecznych edycji wybranych dzie³ literackich: pism Arystotelesa (Pawe³ P. Wróblewski, UWr), mów i listów Krzysztofa Radziwi³³a (Mariola Jarczykowa, U ), piewów historycznych Juliana Ursyna Niemcewicza (Anna Koniuch, U£), Podró¿y z Ziemi wiêtej do Neapolu Juliusza S³owackiego (Maria Kalinowska, UMK), [Dziennika z lat 1847 1849] Juliusza S³owackiego (Jacek Brzozowski, U£), Pism genezyjskich Juliusza S³owackiego (El¿bieta Pow¹zka, UP w Krakowie) oraz Biesiady Andrzeja Towiañskiego (Katarzyna Rauchut, UWr). Du¿e zainteresowanie wzbudzi³ referat Marcina Lutomierskiego Edycja Pana Tadeusza przygotowana przez Mariê Wys³ouchow¹ (Lwów 1898) o dziewiêtnastowiecznym wydaniu streszczenia dzie³a Adama Mickiewicza wykonanym w celu jego popularyzacji w ród ludu. Mariola Jarczykowa (U ) w referacie Dziewiêtnastowieczne edycje mów i listów Krzysztofa Radziwi³³a (1585 1640) ocenia³a warsztat edytorski poszczególnych wydawców. Mówi³a o Ksiêcia Radziwi³³a sprawach wojennych i politycznych najobszerniejszym wyborze tekstów Radziwi³³a z 1859 roku, ¯yciu Janusza Radziwi³³a og³oszonym przez Edwarda Kot³ubaja oraz zachowanej we Lwowie, a przygotowanej przez Stanis³awa Przy³êckiego, rêkopi miennej wersji wybranych mów ksiêcia. Prelegentka wspomnia³a równie¿ o fragmentach mów i listów, które w swoich pracach zamie cili Julian Ursyn Niemcewicz, Wac³aw Aleksander Maciejowski, Aleksander Kraushar i wydawcy Archiwum Domu Radziwi³³ów. Maria Kalinowska przedstawi³a problemy interpretacyjne i edytorsko-tekstologiczne Podró¿y do Ziemi wiêtej z Neapolu S³owackiego. Przybli¿y³a s³uchaczom dziewiêtnastowieczne edycje niepublikowanego za ¿ycia poety poematu. Uwzglêdni³a przy tym edycje Antoniego Ma³eckiego oraz niedostêpne ju¿ dzisiaj przekazy tekstu. Jacek Brzozowski mówi³ o dziewiêtnastowiecznych edycjach [Dziennika z lat 1847 1849] tego¿ samego autora. Zaznaczy³, ¿e teksty z [Dziennika ] wiersze,
403
przypowie ci proz¹ i zapiski dziennikowe wydaje siê zazwyczaj osobno. Wyj¹tkiem od tej regu³y jest publikacja z 1884 roku, w której tekst [Dziennika ] zosta³ wydany jako integralna ca³o æ. Po analizie tego wydania, a tak¿e rêkopisu, prelegent postawi³ hipotezê, ¿e [Dziennik ] mo¿na uznaæ za romantyczn¹ sylwê b¹d dziennik intymny . Równolegle z dyskusj¹ dotycz¹c¹ losów edycji odbywa³y siê obrady po wiêcone dziewiêtnastowiecznym edytorom. Przybli¿one zosta³y tu dokonania edytorskie Stanis³awa Staszica (Jacek Wójcicki, IBL PAN), Antoniego Edwarda Odyñca (Monika Myszor-Cieciel¹g, Zamek Królewski w Warszawie), Adama P³uga (Joanna Lekan-Mrzewka, KUL), Ignacego Janickiego (Magdalena Kowalska, UMK), Leopolda Méyeta (Agnieszka Markuszewska, UMK), Stanis³awa Tarnowskiego (Grzegorz Nieæ, UP w Krakowie), Antoniego Ma³eckiego (Andrzej Piotr Lesiakowski, UN i UMK). Jacek Lyszczyna (U ) wyg³osi³ referat o Leonie Zienkowiczu jako wydawcy i redaktorze Pamiêtnika dla P³ci Piêknej , redaktorze m.in. czasopisma Pszonka oraz tekstów Maurycego Gos³awskiego i Szymona Konarskiego. Uwa¿a siê tak¿e, ¿e Zienkiewicz wa¿na i niezwykle ciekawa postaæ doby polskiego romantyzmu przygotowa³ po miertn¹ edycjê poezji zebranych Konstantego Gaszyñskiego. Dwa wyst¹pienia po wiêcono Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu. Pawe³ Ziêba (UP w Krakowie) poruszy³ problem pamiêtników i listów opracowywanych przez Kraszewskiego, Alicja Kloska (UMK) zajê³a siê dzie³ami dramatycznymi Wiliama Shakespeare a wydanymi pod redakcj¹ pisarza. W panelu znalaz³y siê tak¿e trzy wyst¹pienia dotycz¹ce Cypriana Kamila Norwida. Pierwszym z nich by³ g³os Marka Busia (UP w Krakowie) o poecie wystêpuj¹cym w roli edytora swoich dzie³, drugim referat Piotra Chlebowskiego (KUL) o Album Orbis zbiorze rysunków, tekstów, fotografii, rycin. Kolejny, Edyty Chlebowskiej, prezentowa³ poetê jako ilustratora w³asnych i cudzych utworów. Na obradach nie zabrak³o wyst¹pienia o W³adys³awie Mickiewiczu jako wydawcy dzie³ w³asnego ojca (Joanna Pietrzak-Thébault, UKSW). Olga Gorbaczowa (Bia³oruski Uniwersytet Pañstwowy) mówi³a z kolei o przedemigracyjnym, nieznanym okresie w ¿yciu Eustachego Januszkiewicza. Na podstawie S³ownika jêzyka polskiego Samuela Bogus³awa Lindego i S³ownika Wileñskiego Anna Stro¿ek (U£) omówi³a edytorski kszta³t s³owników dziewiêtnastowiecznych. Obrady zakoñczy³ Marcin Leszczyñski (UMK) wyst¹pieniem o ksi¹¿ce Williama St. Claira The Reading Nation In the Romantic Period. Najbardziej zró¿nicowany pod wzglêdem tematycznym okaza³ siê blok zatytu³owany Ruch wydawniczy w XIX wieku . Obrady otworzy³ referat Ewy Skorupy (UJ) o pruskiej cenzurze wobec polskich symboli kulturowych w drugiej
404
po³owie XIX i na pocz¹tku XX wieku. Prelegentka przedstawi³a najistotniejsze przypadki represji w historii Torunia i Prus Zachodnich. Wyszczególni³a kategoriê symboli kulturowych pojmowan¹ w sposób szeroki (wspólna przesz³o æ, tradycja, religia) oraz w¹ski (wspólni bohaterowie, wydarzenia, wa¿ne zwyciêstwa i pora¿ki, znaki to¿samo ci narodowej, sposób ubierania siê). O periodyku Pamjatnoj Kni ki Kali skoj Guberni jako przyk³adzie rosyjskiej produkcji wydawniczej Kalisza w XIX wieku mówi³a Ewa Andrysiak (U£). Przedstawi³a warunki, w których przebiega³a jego redakcja, edycja i druk. Omówi³a recepcjê, stan zachowania, zawarto æ i znaczenie periodyku dla ród³oznawstwa. Przypomnia³a ponadto inne wydawane w Kaliszu pisma urzêdowe. Do Kalisza nawi¹zywa³y tak¿e kolejne referaty: wyst¹pienie El¿biety Steczek-Czerniawskiej (Ksi¹¿nica Pedagogiczna w Kaliszu) o literackich edycjach w drukarskiej produkcji miasta w XIX wieku i na pocz¹tku XX stulecia i Krzysztofa Walczaka (UWr) o edycjach organizacji politycznych, spo³ecznych i kulturalnych w produkcji wydawniczej dziewiêtnastowiecznego Kalisza. Walczak scharakteryzowa³ najwa¿niejsze gatunki edycji tego czasu oraz ich recepcjê, mówi³ o cechach politycznego i spo³ecznego rodowiska wydawnictw Kalisza, przybli¿y³ zebranym wydawnicze i techniczne mo¿liwo ci instytucji polskiego i rosyjskiego aparatu administracyjnego. Wskaza³ równie¿ dzia³ania wydawnicze polskich i obcych organizacji spo³ecznych, które wp³ynê³y na kszta³t produkcji wydawnictw w Kaliszu w XIX wieku. Ma³gorzata Rowicka (BN) na przyk³adzie wydañ utworów Adama Mickiewicza poruszy³a temat przygotowywanych przez wydawców galicyjskich i zagranicznych specjalnych edycji przeznaczonych na eksport do zaboru rosyjskiego w celu przechytrzenia carskiej cenzury. O strategiach przetrwania wydawców warszawskich na prze³omie XVIII i XIX wieku opowiada³ Kazimierz Ossowski (BN). Nie zabrak³o równie¿ referatu na temat koncepcji autora i prawa do utworów, które omówiono w kontek cie komercjalizacji procesu wydawniczego i tworzenia siê nowo¿ytnego prawa autorskiego (Teresa wiêækowska, UW). Dariusz Opaliñski (URz) opowiedzia³ o edycji polskich dziewiêtnastowiecznych przewodników turystycznych, Alicja Boruc (UKSW) przedstawi³a dylematy polskiego ksiêgarza-wydawcy w drugiej po³owie XIX wieku. Inicjatywy wydawnicze wileñskiej rodziny Zawadzkich i ich odbiór w ród czytelników omówi³a Lilia Kowkiel (UP w Krakowie). Dzia³alno æ firmy Stanis³awa Andrzeja Krzy¿anowskiego w Krakowie w latach 1870 1900 przybli¿y³ s³uchaj¹cym Adam Ruta (UP w Krakowie). Maria Konopka (UP w Krakowie) mówi³a o dokonaniach nak³adców lwowskich i ich roli w upowszechnianiu poezji twórców m³odopolskich. Próbowa³a
405
oceniæ poziom wykonania tomików. Wyró¿ni³a Ksiêgarniê Polsk¹ B. Po³anieckiego i Ksiêgarniê H. Altenberga jako oficyny wydaj¹ce poezjê epoki w najwy¿szych nak³adach. Omówi³a udzia³ twórców w finansowaniu druku, wskaza³a autorów zwi¹zanych stale i tylko okresowo z wydawcami lwowskimi. Wspomnia³a równie¿ o drukarniach krakowskich jako wykonawcach zleceñ nak³adców z Lwowa. Czes³aw Grajewski (UKSW) zaproponowa³ zebranym refleksjê na temat okoliczno ci powstania i tre ci Roczników pism dla muzyków ko cielnych. Roczniki wykszta³ci³y siê z Kalendarza dla organistów wiejskich , którego redaktorem by³ ksi¹dz Bronis³aw Maryañski. Pierwszy numer Kalendarza ukaza³ siê ju¿ w 1891 roku. Pisma zosta³y stworzone, aby podnie æ umiejêtno ci i poszerzyæ wiedzê organistów. Jadwiga Konieczna (U£) zanalizowa³a rynek wydawniczy ksi¹¿ki dzieciêcej w zaborze rosyjskim w XIX i na pocz¹tku XX wieku. Podjê³a próbê typologii oferty wydawniczej. Zastosowa³a przy tym takie kryteria, jak: wiek adresata, forma pi miennicza i edytorska, warto æ literacka i edukacyjna. Prelegentka omówi³a równie¿ formy reklamy kierowanej do m³odych odbiorców oraz zabiegi popularyzuj¹ce ofertê. Katarzyna Wodniak (UKW) mówi³a za o celach i funkcjach przekazów literackich na ³amach dziewiêtnastowiecznej prasy kobiecej. Referat o literaturze do piewania ( nutach z tekstem ) w ofercie wydawców na ziemiach polskich w latach 1801 1875 wyg³osi³ Wojciech Tomaszewski (BN). Izabela Koczkodaj (UW) opowiedzia³a o reklamach w wydaniach polskich powie ci popularnych z drugiej po³owy XIX wieku. Obrady pi¹tkowe zakoñczy³ referat Miros³awy Buczyñskiej (UN UMK) o historycznych powie ciach w odcinkach Stanis³awa Kujota. Sobotni dzieñ konferencji wype³ni³a refleksja Wokó³ piêknej ksi¹¿ki . Ma³gorzata Komza (UWr) mówi³a o starannej szacie graficznej jako ozdobie literatury ojczystej . Ilustracja mia³a zachêciæ do czytania literatury polskiej. Zdobionymi edycjami chciano przyci¹gn¹æ równie¿ osoby niezwi¹zane bezpo rednio ze spraw¹ polsk¹, staranno æ edycji by³a jednak przede wszystkim ho³dem sk³adanym literaturze i jej twórcom. Iwona Barañska (UMK) omówi³a Album Kaliskie Edwarda Staweckiego jako przyk³ad dziewiêtnastowiecznego wydawnictwa ilustrowanego. Wyst¹pienie Grzegorza P. B¹biaka (UW) dotyczy³o ruchu odnowy sztuki drukarskiej na ziemiach polskich, którego rezultatem sta³a siê piêkna ksi¹¿ka . Dariusz Dziurzyñski (UW) mówi³ o fenomenie Zmar³ej Brugii Georges a Rodenbacha jako pocz¹tku nowego gatunku ksi¹¿ki ilustrowanej. Jako ostatnia g³os zabra³a Klaudia Socha (UJ) referatem o pierwszych polskich wydawnictwach fachowych dotycz¹cych techniki drukarskiej. Obrady uroczy cie zamkn¹³ Miros³aw Strzy¿ewski Dyrektor Wydawnictwa Naukowego UMK.
406
Konferencji towarzyszy³y dodatkowe imprezy. Pierwszego dnia (w rodê 6 pa dziernika) uczestnicy udali siê na wycieczkê Muzyka sfer i nieskoñczono æ wszech wiata do Centrum Astronomicznego UMK i PAN w Piwnicach pod Toruniem, gdzie mogli podziwiaæ m.in. zgromadzone tam narzêdzia badawcze (teleskopy). Drugiego dnia wieczorem zaprezentowano nowo ci wydawnicze ksi¹¿ki Adama Grzeliñskiego (Cz³owiek i duch nieskoñczony. Immaterializm George a Berkeleya) i Miros³awa Strzy¿ewskiego (Romantyczna nieskoñczono æ. Studium identyfikacji pojêcia). Sobotnie obrady otworzy³ wyk³ad Franciszka Otto (typografa i projektanta fontów) Typografia XIX wieku upadek czy renesans?, w którym typograf zaprezentowa³ zebranym najciekawsze kroje pisma charakterystyczne dla poszczególnych epok. Konferencja cieszy³a siê ogromnym zainteresowaniem ze strony edytorów z ca³ej Polski. Zaproponowane szerokie spectrum tematyczne przyci¹gnê³o wielu badaczy. Znamienne, ¿e wci¹¿ organizuje siê zbyt ma³o podobnych spotkañ. Zak³ad Tekstologii i Edytorstwa Dzie³ Literackich Instytutu Literatury Polskiej Wydzia³u Filologicznego UMK, chc¹c wype³niæ tê dotkliw¹ lukê, planuje organizacjê kolejnych sesji. Zak³ad pragnie w ten sposób zachowaæ i pielêgnowaæ dziedzictwo Konrada Górskiego, który by³ przewodnicz¹cym Komisji Tekstologicznej Miêdzynarodowego Komitetu Slawistów, podczas odbywaj¹cych siê regularnie miêdzynarodowych sesji. Badacze z szacunkiem wspominali prace poprzedników, ale zauwa¿yli tak¿e potrzebê zmian, weryfikacji, konieczno æ ponownego spojrzenia na wiele dzie³. Mówiono o projektach, w tym o planach nowej edycji dzie³ Zygmunta Krasiñskiego. Materia³y z konferencji stan¹ siê z pewno ci¹ podstaw¹ bardzo wa¿nego tomu na temat edytorstwa XIX wieku. Marta £awrynkowicz
407
WYKAZ ODCZYTÓW WYG£OSZONYCH W ODDZIA£ACH TOWARZYSTWA LITERACKIEGO IM. ADAMA MICKIEWICZA W ROKU
2010
(na podstawie sprawozdañ Oddzia³ów sporz¹dzi³a Iwona Wi niewska)
Bia³ystok Prelekcja z cyklu: S³awni Bia³ostoczanie : Wioletta Wejs-Milewska, Czes³aw Straszewicz cz³owiek z antypodów
Bydgoszcz Prelekcje z cyklu Spotkañ wtorkowych : Jaros³aw Bytner, Esej w historii Dobromi³a Wo na, Metodologiczne przes³anki odczytywania krajobrazu w twórczo ci Jerzego Stempowskiego Jaros³aw £awski, Rok S³owackiego Miros³awa Radowska-Lisak, Pozytywistyczne lady oralno ci (na przyk³adzie prozy wiejskiej Adolfa Dygasiñskiego) Andrzej Szachaj, Ku literaturoznawstwu postawangardowemu Przy Oddziale Bydgoskim stale dzia³a Sekcja Dydaktyczna Towarzystwa pod przewodnictwem Anny Nakielskiej-Kowalskiej.
Czêstochowa Prelekcje, spotkania, wywiady, panele z cyklu Spotkania z literatur¹. Wieczory XIX XXV : Mieszka³ ubogi szlachcic na Syberii. Wspó³czesne konteksty poematu Juliusza S³owackiego Beniowski spotkanie ze wspó³wydawc¹ rosyjskiej edycji poematu, Konsulem Generalnym RP w Irkucku, Krzysztofem Czajkowskim oraz autork¹ wstêpu do wydania, Agnieszk¹ Czajkowsk¹ Portret twórcy. Ze Zbis³awem Janikowskim rozmawia Janusz Pawlikowski Roman Wyborski, Paryska katedra Mickiewicza i Grotowskiego rozpoznanie polskiego losu i logosu
408
Agnieszka Czajkowska, Polski mongolista Józef Kowalewski w wietle nieznanych pism Wspominamy Ludmi³ê Marjañsk¹ rozmawiaj¹ Maria Nasiñska i El¿bieta Nurnikowa Grzegorz Majkowski, O rodek Jasnogórski jako miejsce propagowania polszczyzny w okresie staropolskim Robert Gawroñski, Fenomen Chopina
Gdañsk Ryszard Nycz, Humanistyka dzi : ci¹g³o æ i przemiany Boles³aw Oleksowicz, Plac straceñ, czyli ko ció³ legenda Szymona Konarskiego Joanna Chojka, Literacka Nagroda Nike Nasza klasa Spotkanie autorskie ze Stanis³awem Jankem, t³umaczem Pana Tadeusza na jêzyk kaszubski Prelekcje podczas konferencji popularnonaukowej Czytanie Mickiewicza (Sobieszewo): S³awomir Rzepczyñski, Mickiewicz Norwida Jan Ciechowicz, Mickiewicz Majchrowskiego Boles³aw Oleksowicz, Mickiewicz Pola Zbigniew Ka mierczyk, Mickiewicz Mi³osza
Gorzów Wielkopolski Piotr liwiñski, Arcydzie³a literatury wspó³czesnej kilka przypuszczeñ El¿bieta Skorupska-Raczyñska, Elizy Orzeszkowej wiat w s³owie zaklêty El¿bieta Szczepañska-Lange, Pomnik: obiekt sztuki czy fakt publiczny? (na przyk³adzie pomników Mickiewicza i Chopina w Warszawie)
Grójec Dzia³alno æ odczytowa czasowo zawieszona ze wzglêdu na chorobê prezesa, prowadzona jest stale dzia³alno æ wydawnicza po wiêcona Grójecczy nie
409
Jaros³aw Podsumowanie dzia³alno ci Oddzia³u z okazji 38. rocznicy jego istnienia po³¹czone z prezentacj¹ ksiêgi jubileuszowej oraz koncertem. Wyk³ady podczas konferencji popularnonaukowej Dylematy wspó³czesno ci : Stanis³aw Ga³kowski, Relatywizm i polityka Maria Krauz, Bogactwo polszczyzny potocznej? Tomasz Kisiel, Sztuka nowoczesna w cieniu Marcela Duchampa
Kielce Beata Utkowska, Portret W³adys³awa Reymonta w Dzienniku nieci¹g³ym Anna Kurska, S³owackiego reinterpretacje Kordiana
Kraków Prelekcje w ramach Adamowego spotkania zorganizowanego przy wspó³udziale doktorantów i studentów Uniwersytetu Jagielloñskiego: Bogus³aw Dopart, Studenci, przyjaciele Monika Stankiewicz-Kopeæ, Jak bawili siê Filomaci
Lublin Referaty wyg³oszone na konferencji Wincenty Pol romantyzm i realizm : Ma³gorzata £oboz, Z herbu do legendy . Miêdzy historyzmem a romantyczn¹ mitomani¹ Wincentego Pola Krystyna Harasimiuk, Miêdzy poetyk¹ a realizmem w twórczo ci geograficznej Wincentego Pola Zbigniew Jó wik, Realistyczne opisy przyrody w twórczo ci Wincentego Pola Monika £aszkiewicz, Stereotyp ¯yda w romantyzmie polskim Gra¿yna Po³uszejko, Co siê dzieje w Dworku Pola
410
Jolanta Kowal, Obraz Wilna i Wileñszczyzny w Pamiêtnikach Wincentego Pola Jan Or³owski, Idea s³owiañska Wincentego Pola Jolanta £ukomska, Koncepcja poezji narodowej w ujêciu Cypriana Norwida i Wincentego Pola
£ód 10 spotkañ z cyklu Warsztaty praktycznej analizy i interpretacji poezji polskiej (zorganizowanych we wspó³pracy z IV Liceum Ogólnokszta³c¹cym im. E. Szczanieckiej) prowadzonych przez adiunktów Uniwersytetu £ódzkiego: Tomasza Cie laka, Mariê Berkan-Jab³oñsk¹, Przemys³awa Dakowicza, Dorotê Samborsk¹-Kukuæ, Jerzego Wi niewskiego, Annê Zarzyck¹.
Opole Spotkanie z Rolfem Fieguthem (profesorem zwyczajnym literatur s³owiañskich na uniwersytecie we Fryburgu Szwajcarskim, wybitnym slawist¹, znawc¹ literatury polskiej) po³¹czone z odczytem O liryce krajobrazu Juliana Przybosia. Zofia Zarêbianka, Wokó³ badañ nad sacrum w literaturze. Pu³apki, zagro¿enia i postulaty (wyk³ad po³¹czony by³ z promocj¹ ksi¹¿ki autorki: Czytanie sacrum) Cykl otwartych seminariów Polska recepcja francuskiej krytyki tematycznej kontynuacje i re-intepretacje organizowanych we wspó³pracy ze Stowarzyszeniem Inicjatyw Obywatelskich Chiazm z Wroc³awia oraz Ko³em Doktorantów dzia³aj¹cym przy Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wroc³awskiego
Poznañ Cykl spotkañ w Domu Literatury Biblioteki Raczyñskich: Maciej Mazurek, Widzialne i niewidzialne w sztuce Szlakiem Mickiewicza po Wielkopolsce. Dyskusja o projekcie przewodnika literackiego z udzia³em El¿biety Lijewskiej, Janiny Ruty i Andrzeja Kosto³owskiego
411
Lidia Wi niewska, Komparatystyka jako filozofia kultury Andrzej Nowakowski, Radek Nowakowski, Za blisko do piek³a, za daleko do nieba (wieczór autorski) Jacek Wiesio³owski, Opowie æ o niezwyk³ej kobiecie z Poznania Józef Bachórz, Chincyki trzymaj¹ siê mocno?! . O kilku sprawach polsko-chiñskich (w literaturze)
Rzeszów Kazimierz Maci¹g, Fryderyk Chopin w prozie polskiej Kazimierz Maci¹g, Legenda literacka Fryderyka Chopina
Siedlce Justyna Urban, Semantyka jedzenia w wybranych utworach Stanis³awa Czycza Joanna Trzcionka, W piêty poruszeniu,/ w korku trzewika/ duszê widzieæ, jak zadzia³a to dramaturgia! Znaki w Mi³o ci czystej u k¹pieli morskich Cypriana Norwida Urszula Makowska, Anhelli tekst i obrazy Maria Prussak, Przygody Fantazego od brulionu do scenariusza filmowego Konrada Swinarskiego Iwona Wi niewska, Wszystko, czego Orzeszkowa nie napisa³a Aleksandra Zió³kowska-Boehm, Czy Wañkowicz jeszcze krzepi? Spotkanie autorskie zorganizowane wespó³ z Bibliotek¹ G³ówn¹ Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego Jacek Wójcicki, Czy Staszic (wielkim) poet¹ by³? Odczyt zorganizowany wspólnie z Dyrekcj¹ Zespo³u Szkó³ Ponadgimnazjalnych nr 1 im. Stanis³awa Staszica Wspó³organizacja konferencji w ramach projektu edukacyjnego Chopin poeta fortepianu. Obchody Roku Fryderyka Chopina w Siedlcach
Starogard Gdañski Agnieszka Herman, W pustyni czy w puszczy (w poszukiwaniu pierwszych hominidów)
412
Agnieszka Herman, Tykanie zegarów molekularnych (wczesne ewolucje cz³owieka oczami genetyków) Ewa Graczyk, Czy twórczo æ Orzeszkowej wytrzyma³a próbê czasu? (refleksje w setn¹ rocznicê mierci pisarki) Zbigniew Dymarski, Cz³owiek wobec cz³owieka. Wstêp do my li ks. Józefa Tischnera Ryszard Szwoch, Wokó³ S³ownika Biograficznego Kociewia (refleksje autora) Tadeusz Kubiszewski, Mickiewicz, Chopin, Mi³osz dialog twórców ponad epokami (przemówienie pod pomnikiem Adama Mickiewicza w Starogardzie Gdañskim w 212 rocznicê urodzin Poety) Wyk³ady w ramach sesji popularnonaukowej po wiêconej Leszkowi Ko³akowskiemu: Andrzej C. Leszczyñski, Leszek Ko³akowski: g³ówne obszary dociekañ Zbigniew Dymarski, Miêdzy ateizmem a wiar¹ filozoficzn¹. Leszka Ko³akowskiego zmagania z religi¹ Marek Fota, Leszek Ko³akowski. Historia idei i marksizmu
Suwa³ki Marek Urbanowicz, Konopnicka czytana wspó³cze nie Jadwiga Nowacka, Nowoczesna biblioteka Waldemar Smaszcz, Poezja ksiêdza Jana Twardowskiego Marzena Markowska, Wspó³czesny dramat polski próba syntezy
Szczecin Cykl prelekcji Wszechnica polonistyczna adresowany g³ównie do nauczycieli oraz licealistów:
matu
Tatiana Czerska, Kobiety w podró¿y Kamila Paradowska, Inwazja Barbarzyñców. Wokó³ wspó³czesnego dra-
Jakub Telec, Esej i ponowoczesno æ Barbara Popiel, Internetowa twórczo æ prozatorska. Próby literackie i nowa forma Urszula Frymus, Marek Edelman w literaturze Holocaustu
413
Urszula Bielas-Go³ubowska, Autobiografia rodzinna Arkadiusz Foltyn, Interpretacja utworu lirycznego Agnieszka Gruszczyñska, Erotyzm w kanonie lektur szkolnych Agata Majewska, Cz³owiek-maszyna w literaturze i filmie SF Andrzej Sulikowski, Kraków Czes³awa Mi³osza Rafa³ Sidorowicz, Wyrazy modne we wspó³czesnej polszczy nie
Oddzia³ l¹ski (Katowice) Aleksander Nawarecki, Ucieczka od m³odo ci. Najnowsze tendencje w poezji polskiej Prelekcje cz³onków Towarzystwa w ramach III Bytomskiego Festiwalu Nauki i Sztuki: Marek Piechota, Niepowtarzalny urok pierwszych zdañ arcydzie³ Barbara Szargot, analiza wiersza Przybosia Nowa ró¿a Maciej Szargot, analiza porównawcza wierszy Cisza morska Mickiewicza i Najpiêkniejsza zwrotka Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej
Tarnów nowa
Anna Pachowicz, Pozostawili swój lad w 680-letniej historii miasta TarAndrzej Borkowski, Treny . O mierci sensu ¿ycia Miros³awa Mycawka, O manipulacji w jêzyku
Wyk³ady w ramach sesji naukowej w 100. rocznicê mierci Marii Konopnickiej i Elizy Orzeszkowej oraz obchodów 30-lecia reaktywowania Tarnowskiego Oddzia³u Towarzystwa: Krystyna G³ombowa, Z dziejów Tarnowskiego Oddzia³u TLiAM Teresa Kostkiewiczowa, Twórczo æ Ignacego Krasickiego wobec rozbiorów Gra¿yna Borkowska, Orzeszkowa Konopnicka. Z dziejów przyja ni Jacek Nowak, Marii Konopnickiej wra¿enia z podró¿y
Toruñ Konferencja Problematyka tekstu g³osowo interpretowanego (pa dziernik).
414
Pawe³ Tañski i Maciej Wróblewski cykliczne warsztaty literackie dla m³odzie¿y gimnazjalnej i licealnej Panel dyskusyjny na temat Kanon literacki w szkole z udzia³em nauczycieli szkó³ toruñskich, organizowany wespó³ z Instytutem Literatury Polskiej UMK Maciej Wróblewski, cykliczne warsztaty literackie dla s³uchaczy Toruñskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku Wyk³ady (po³¹czone z dyskusj¹) dla Toruñskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku: Damian Kaja, Sylwetka twórcza Mirona Bia³oszewskiego Damian Kaja, O literackiej Nagrodzie Nobla
Warszawa Spotkanie z Paw³em Rodakiem, autorem ksi¹¿ki Pismo, ksi¹¿ka, lektura. Rozmowy: Le Goff, Chartier, Hebrard, Fabre, Lejeune Spotkanie z Paw³em Go liñskim, autorem powie ci Jul Wieczór wspomnieniowy oraz panel dyskusyjny po wiêcony sylwetkom zmar³ych uczonych: prof. Stanis³awa Makowskiego oraz dra Eligiusza Szymanisa Wyk³ady z cyklu Pi¹tki literackie adresowanego do m³odzie¿y i nauczycieli szkó³ ponadgimnazjalnych: Miko³aj Szymañski, Uroki i tajemnice Pie ni Horacego Pawe³ Stêpieñ, O matematycznej harmonii w literaturze polskiego redniowiecza El¿bieta Kauer, Treny Jana Kochanowskiego Marek Starowieyski, Wó³ i osio³ przy ¿³óbku, czyli o apokryfach Nowego Testamentu
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok IV (XLVI) 2011
SPIS TRE CI
AR TYKU£Y I ROZPRA WY ARTYKU£Y I ROZPRAWY Aneta Mazur, Starej lipy cieñ O jednym z epizodów w Emancypantkach Boles³awa Prusa ..... 5 Anna Janicka, Tajemnica progu. Dojrzewanie w Grzechach dzieciñstwa Boles³awa Prusa ........ 16 Grzegorz Marchwiñski, Ostatnie s³owa pani Latter i Franki Chomcówny oraz kilka uwag w kwestii kryzysu wiatopogl¹du pozytywistycznego .............................................................. 27 Sylwia Karpowicz-S³owikowska, Piêkne wiêzienie i miasto przeklête Berlin koñca XIX wieku oczami Boles³awa Prusa oraz Stanis³awa Przybyszewskiego ................................. 46 Magdalena Kreft, Zaduch, wonie i powietrze, czyli jak pachnie w wiecie Elizy Orzeszkowej ..... 59 Ma³gorzata Okulicz-Kozaryn, Ludzie i motyle w Nad Niemnem . Imponderabilia Elizy Orzeszkowej ............................................................................................................................... 71 Cezary Zalewski, Nêdza bogatych . Modernistyczne paradoksy w Argonautach Elizy Orzeszkowej ............................................................................................................................... 83 Dorota Niedzia³kowska, Dandyzm w Dwóch biegunach i Argonautach Elizy Orzeszkowej ....... 102 Szymon Ozimek, Kopiuj¹c mieræ. Patologiczne przestrzenie biura w Kopi cie Bartlebym Hermana Melville a i Dziwaku Elizy Orzeszkowej ............................................................. 121 Bogdan Mazan, Idee wieczne i realia kszta³c¹ce. Przybli¿enia z poezji Marii Konopnickiej ....... 144 Beata K. Obsulewicz, Dym Marii Konopnickiej jako dziewiêtnastowieczny trop vanitas .... 176 Piotr Bordzo³, Proza Leopolda Méyeta. Czê æ I: Nowele .............................................................. 190 Katarzyna Szumlewicz, Mi³o æ i ekonomia w Mansfield Park Jane Austen .............................. 213 KOMP ARA TYSTYKA KOMPARA ARATYSTYKA Lidia Wi niewska, Stoffgeschichte , imagologia i konstruktywistyczne uprawomocnienia komparatystyki ......................................................................................................................... 233 Dorota Utracka, W stronê komparatystyki kulturowej. O granicach i to¿samo ci pojêæ we wspó³czesnym dyskursie literaturoznawczym ......................................................................... 245
416
EDYT ORSTWO EDYTORSTWO Iwona Wi niewska, Bez cenzury. Fragment nieznanej powie ci Elizy Orzeszkowej .................... 269 Beata Utkowska, Sens zapisu i logika druku. O edycjach dzienników pisarzy M³odej Polski ...... 288 PRZEK£ADY Krystyna Jaworska, Nabielak, Goszczyñski i Towiañski w Archiwum Begeya (prze³. Joanna Pietrzak-Thébault) .................................................................................................................... 301 RECENZJE Ewa Paczoska, Prawdziwy koniec XIX wieku. ladami nowoczesno ci Gra¿yna Borkowska ..... 325 Aneta Mazur, Pod znakiem Saturna. Topika melancholii w pó nej twórczo ci Elizy Orzeszkowej Joanna Lekan-Mrzewka .................................................................................. 327 Dorota Samborska-Kukuæ, Lalka Boles³awa Prusa pamiêæ tragedii greckiej. Z problemów intertekstualno ci Joanna Zajkowska .................................................................................... 333 Joanna Zajkowska, Twórczo æ poetycka Wiktora Gomulickiego wobec literackich tradycji i wspó³czesno ci Katarzyna Ko ciewicz .............................................................................. 340 Pawe³ Ziêba, Z dziejów polskiej konwencji wydawniczej. Edytorskie koncepcje i praktyka wydawnicza Józefa Ignacego Kraszewskiego Inesa Szulska ................................................ 347 Don Juan w przemianach kultury, red. Lidia Wi niewska Jadwiga Clea Moreno-Szypowska ...... 353 Renata Stañczak, Elementy Kaba³y ¿ydowskiej w twórczo ci Tadeusza Miciñskiego Marcin Bajko ............................................................................................................................ 359 KRONIKA TOW ARZYSTW A LITERACKIEGO TOWARZYSTW ARZYSTWA IM. ADAMA MICKIEWICZA Janusz Maciejewski (1930 2011) Bart³omiej Szleszyñski ......................................................... 369 Stanis³aw Fita (1932 2011) Jakub A. Malik ............................................................................... 373 Gra¿yna (Inka) Syryczyñska (1954 2010) Maria Bokszczanin .................................................. 377 Zdzis³aw Szel¹g (1932 2011) Barbara Kucharska, Ewa Szel¹g-Ku³akowska ........................... 380 ¯ycie codzienne Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza (debata przedzjazdowa) ...... 384 Konferencja Dziewiêtnastowieczne edycje dziewiêtnastowieczni edytorzy Marta £awrynkowicz .......................................................................................................................... 400 Wykaz odczytów wyg³oszonych w Oddzia³ach Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza w roku 2010 ........................................................................................................ 407
418
EDIT ORIAL SECTION EDITORIAL Iwona Wi niewska, No Censor s Intervention. Fragment of an Unknown Novel by Eliza Orzeszkowa .............................................................................................................................. 269 Beata Utkowska, The Sense of Record and the Logic of Print. Editions of Young Poland Authors Diaries ....................................................................................................................... 288 TRANSLA TIONS TRANSLATIONS Krystyna Jaworska, Nabielak, Goszczyñski, Towiañski in the Begey Archive (translated by Joanna Pietrzak-Thébault) ................................................................................................... 301 REVIEWS AND SUR VEYS CHRONICLE SURVEYS
Przeka¿ Towarzystwu Literackiemu im. Adama Mickiewicza 1% swojego podatku! Bank Millenium: 73116022020000000029215599 Dziêkujemy za wp³aty w roku 2010