Była to tak zwana miłość od pierwszego wejrzenia, najrzadszy i (wbrew pozorom) najbardziej skomplikowany rodzaj miłości. Maria Iwaszkiewicz, mówiąc nie tylko o rodzicach, przywołuje trzy elementy, które składają się na prawdziwie szczęśliwy związek: małżeństwo, miłość i sfera erotyczna, by stwierdzić, że związek rodziców – prawdziwie długi i szczęśliwy – zdawał się obywać bez nich.
Żona pisarza – kobieta instytucja. Dopilnuje spraw przyziemnych, zamknie drzwi gabinetu, by nie przeszkadzano mu w pracy. Nakarmi, pocieszy, wytrwa na dobre i na złe. A może tak wolimy ją widzieć, zapominając o harcie ducha i osobowości? Oto portrety czterech żon, które zapisały się w historii literatury, odważnie dzieląc los z mężami-pisarzami. SYLWIA CHUTNIK
Anna od aniołów. O Annie Iwaszkiewiczowej [Fragment książki] RADOSŁAW ROMANIUK (ur. 1975) – literaturoznawca, znawca życia i twórczości Lwa Tołstoja oraz Jarosława Iwaszkiewicza. Autor książki Inne życie. Biografia Jarosława Iwaszkiewicza (t. 1, 2012) oraz tomu szkiców poświęconych myśli filozoficzno-religijnej Lwa Tołstoja Dramat religijny Tołstoja (2004). ISBN 978-83-935837-5-1
Kobiety, które kochały pisarzy
Dzięki Zofii Tołstoj powstaje „Wojna i pokój”. Jako agentka i osobista sekretarz wybitnego męża ośmiokrotnie przepisuje powieść. Anna Iwaszkiewicz jest dla Jarosława pierwszym krytykiem, z nikim innym autor nie dyskutuje tak żarliwie. Nadieżda Mandelsztam przez związek z aresztowanym Osipem staje się wrogiem Rosji radzieckiej. Prowadzi koczownicze życie i uczy się na pamięć utworów męża, by przetrwały ciągłe rewizje i konfiskaty. Piękna Marusia Kasprowiczowa zostaje panią Harendy, przemienia zakopiański dom w tętniące życiem centrum artystyczne. Prawdziwe historie niezwykłych kobiet, które bardziej niż siebie kochały swoich pisarzy.
ONE
Talent do życia. O Marii Kasprowiczowej
Cztery kobiety. Różni je wszystko: wiek, status społeczny, osobowość. Łączy jedno – życiowa rola, grana z pasją i poświęceniem. Znane jako żony wybitnych pisarzy, są kimś więcej – indywidualistkami, które obracają wyrzeczenia w sukces, a w sztuce i miłości odnajdują sens życia.
RADOSŁAW ROMANIUK
Od czasów kokard we włosach i dziewczęcych krótkich sukienek adorowano ją i obsypywano komplementami na temat jej rozumu i kobiecego wdzięku. Oświadczali się Marusi, przewracając gruntownie w głowie, starsi o kilkadziesiąt lat mężczyźni w rangach od porucznika do pułkownika.[...] Wiosną 1907 roku w pociągu relacji Rzym–Neapol przysiadł się […] Kasprowicz. [...] Niewysoki, korpulentny pan o rumianej twarzy z lokiem nad wysokim czołem, twarzy, której hiszpańska bródka nadawała trójkątny kształt, nie mógł wywrzeć wrażenia powierzchownością. Wyglądał na lekarza lub kupca […], ale nie na poetę, jak mogłaby go sobie wyobrażać Marusia Bunin.
[…] odkryła leżenie jako sposób na życie we dwoje w ciasnym pokoju i jako sposób na własne wewnętrzne życie. Leżała więc powszednio i odświętnie, czytając Szekspira w oryginale, myśląc, rozmawiając, słuchając rozmów. Nie robiąc nic, śmiejąc się lub płacząc, udając, że śpi, śpiąc lub usiłując spać. Leżała, paląc papierosy i jedząc konfitury ze słoika. Leżała, przyjmując gości, pisząc listy i kolejne niebezpieczne tomy wspomnień. Leżąc, powtarzała zachowane w pamięci utwory męża, modliła się, udzielała niebezpiecznych wywiadów korespondentom zachodnich pism. Bała się, egzaminowała gości „z Mandelsztama”, zarządzała spuścizną literacką męża. Leżała filozoficznie, konsekwentnie, buntowniczo. Głęboko i poważnie. Radziecka ruletka. O Nadieżdzie Mandelsztam
RADOSŁAW ROMANIUK
ONE
Kobiety, które kochały pisarzy
Od początku była to dla niej relacja podrzędności. Starszy pan młody miał znane nazwisko, majątek, pomysł na wspólne życie i dom, o którym potrafił marzyć i mówić. Miał również swój świat i z jego dystansu spoglądał na jej świat, widząc swoją w nim rolę jak życie powieściowej postaci, a nie jego własne. Aby ten świat podzielić, Sonia postanowiła pomagać w jego pracy literackiej; zaczęło się pisanie na cztery ręce. Dramat Zofii Andriejewny. O Zofii Tołstojowej
ONE
Kobiety, które kochały pisarzy
RADOSŁAW ROMANIUK
ONE
Kobiety, które kochały pisarzy
Nadieżda Mandelsztam (1899–1980) – pisarka, anglistka, jedna z ważniejszych postaci środowiska dysydenckiego w Związku Radzieckim. Autorka trzech tomów wspomnień opisujących losy jej i męża, poety Osipa Mandel sztama, ofiary reżimu komunistycznego, którego twórczość skazana została na nieistnienie. Wiele jego wierszy zachowało się dzięki temu, że nauczyła się ich na pamięć. W 1964 r. przygotowała ich pełne wydanie, które – przekazane nielegalnie za granicę – ukazało się w Stanach Zjednoczonych. W podobny sposób publikowała maszynopisy własnych książek.
SZKIC
7
RADZIECKA RULETKA 8
O NadieĹździe Mandelsztam
Nazajutrz po śmierci Nadieżdy Jakowlewny Mandelsztam, 30 grudnia 1980 roku, do moskiewskiego mieszkania przy ulicy Czeriomuszskoj przyjechała milicja. Funkcjonariusze „aresztowali” ciało, przewożąc je do kostnicy i zgodnie z przepisami stosowanymi w przypadku śmierci osób, które nie pozostawiły spadkobierców, opieczętowali mieszkanie. Było to pierwsze aresztowanie Nadieżdy Jakowlewny i zarazem pierwszy dzień, w którym władze były wobec niej bezsilne.
1 Wspomnienia Nadieżdy Mandelsztam, opatrzone w polskim przekładzie tytułem Nadzieja w beznadziei, rozpoczynają się nocą z 13 na 14 maja 1934 roku, w momencie aresztowania jej męża, poety Osipa Mandelsztama1. Zdarzenie to miało formę klasyczną, zgodną z radziecką procedurą. Najpierw Mandelsztamowie odebrali wizytę znajomego tłumacza, który narzucał się towarzysko przez cały wieczór, aby podejrzani pod wpływem złych przeczuć nie zaczęli niszczyć dowodów antypaństwowej działalności. Po kilku godzinach męczącego podtrzymywania rozmowy („tłumacz” dbał, aby nie pozostawali ani przez chwilę sami) wkroczyli funkcjonariusze w służbowo-cywilnych płaszczach. W świetle oficjalnej pośmiertnej rehabilitacji Mandelsztama w 1956 roku przedsięwzięcie to było niefortunną pomyłką. Pierwszym błędem aparatu bezpieczeństwa była żmudna praca cywilnego szpiega, który miast trudnić się działalnością zawodową w którymś z sąsiedzkich mieszkań literackiej kamienicy Domu Hercena, spontanicznie podtrzymywał wątłą nić kulturalnej rozmowy. Kolejny błąd to wizyta grupy funkcjonariuszy, której może nawet towarzyszył dreszcz emocji: nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy podejrzany nie zacznie ostrzeliwać się, nie zabarykaduje się w kuchni, niszcząc kompromitujące papiery, nie wykona samobójczego skoku z czwartego piętra (takie wypadki niestety się zdarzały). Potem nastąpiła lawina drobniejszych błędów. Stróże prawa wyrażali niepotrzebne zainteresowanie grzbietami książek szczupłej, starannie wyselekcjonowanej biblioteki (zgodnie z regulaminem należało
9
je rozciąć). Przy słabiutkim świetle pokojowej żarówki próbowali odczytać zawiły dukt pisma podejrzanego i jego żony. Błyskawiczna filologiczna egzegeza, jeden rzut oka na kartę nieczytelnego rękopisu, by orzec, czy nie kryje on poszukiwanych antysocjalistycznych treści – czy to nie zbyt wiele, nawet jak na wymagania stawiane pracownikom specjalnego literackiego oddziału Łubianki? Jednak mylili się profesjonaliści i rękopisy nie zostały zgarnięte do worka, który aresztowany musiałby nieść do dyskretnie zaparkowanego samochodu, uginając się pod ciężarem dowodów. Kierujący nieporozumieniem starannie układał na krześle wybrane kartki. Wiedział, że dowód, po który ich przysłano, ma wymiar jednej strony, dwóch zwrotek po osiem wersów i jest klasyczną antysocjalistyczną oktawą. Przy okazji oczywiście należało wyszukać konteksty interpretacyjne, bo najpoważniejsze dowody nie powstają w izolacji. Materiał nie przekroczył objętości służbowej teczki i wraz z autorem został zabrany na Łubiankę.
10
Jeszcze jeden szczegół. Tego wieczoru Nadieżdę i Osipa Mandelsztamów odwiedziła przyjaciółka z Leningradu, Anna Andriejewna Achmatowa. Trzeba wyjątkowego zbiegu okoliczności, aby aresztowanie poety, rozpoczynające jego więzienną i zesłańczą odyseję, rozegrało się przy tak znakomitym świadku. Rok wcześniej uwięziono syna Achmatowej, Lwa Gumilowa, który w więzieniach i łagrach miał odbyć osiemnastoletni wyrok, również – jak się okazało – niesłusznie. Asystując przy aresztowaniu Mandelsztama, poetka miała już pewną wprawę. Obserwowała zachowanie funkcjonariuszy, próbując wywnioskować kierunki przyszłego oskarżenia, śledziła rangę rewidujących, ich stosunek do podejrzanego, powagę, z jaką wykonywali czynności służbowe. Niedługo przed wkroczeniem niespodziewanych gości, chcąc podjąć kolacją zdrożoną przyjaciółkę, Mandelsztam wybrał się, ku zaniepokojeniu sympatycznego tłumacza, na krótki obchód zaprzyjaźnionych mieszkań w poszukiwaniu odpowiednich produktów żywnościowych. Poszukiwania niewiele dały, poeta na powitalną kolację przyniósł jedynie pożyczone gotowane jajko, które – przyrządzone ze szczyptą soli i herbatą – miało być symbolicznym wyrazem radości gospodarzy, podejmujących królową rosyjskiej poezji. Uroczysta kolacja nie odbyła się i ponure oczekiwanie
na dopełnienie procedur przeszukania Achmatowa przerwała, proponując odstąpienie gospodarzowi gościnnego jajka. Był to, prócz odruchu serca, sprawdzian stopnia powagi sytuacji. W razie możliwości teatralnego trucia się podejrzanego regulamin stanowczo zabraniał przyjmowania przez osobę aresztowaną jakiegokolwiek pokarmu. Tym razem sprawa widać nie była tak poważna. Mandelsztam wolno, pod niespokojnym wzrokiem funkcjonariuszy, rozbił jajko, posolił i zjadł na pożegnanie z domem. Ranek przywitał w mieszkaniu już tylko Nadieżdę i Annę, czekające pory, kiedy będzie można alarmować telefonicznie rodzinę i opuścić dom bez zwracania niczyjej uwagi, wynosząc zawieruszone pośród odrzuconych „kontekstów” co niebezpieczniejsze poetyckie rękopisy. Wiele lat później Nadieżda Mandelsztam wspomni, że ludzie, którzy pojawili się u nich tego wiosennego ranka, w szczególny sposób dotknęli obie kobiety beztroską i niestosowną cielesnością świeżo wyjętych z szaf wiosennych strojów. Nieprzespana na smutno noc wytrąciła je poza granice świata moskiewskiej ulicy, wyostrzyła nerwy i spostrzegawczość. Od tej pory dla Nadieżdy Jakowlewny zacznie się żmudna nauka prowadzenia osobnego życia, obok uroków odradzającej się przyrody, obok niezawodnego brata i nielicznych przyjaciół. Najważniejsza część archiwum Mandelsztama została szczęśliwie rozniesiona po mieście, a kilkanaście minut po powrocie Nadieżdy Mandelsztam i Achmatowej zapukał do drzwi funkcjonariusz dowodzący nocnym przeszukaniem, pragnąc uzupełnić materiał dowodowy. Znakomity efekt dała tu intuicja Anny Andriejewny, która podczas pakowania rękopisów poradziła, aby nie ruszać papierów rozrzuconych na podłodze, znaczonych śladami podkutych butów nocnych gości. Ta niesolidność kobiet wywarła na oficerze pozytywne wrażenie, spokojnie dokończył przeszukania. Ubytek rękopisów nie został zauważony, powrót funkcjonariusza potraktowano jako dobry znak dla sprawy, w której jak widać nie znaleziono poszukiwanych dowodów. Obie strony były usatysfakcjonowane. Natychmiast podjęto „starania”, z odrobiną wiary, że parasol ochronny, jaki roztaczał nad Osipem Mandelsztamem partyjny intelektualista Mikołaj Bucharin, otworzy się i tym razem, i poeta powróci z Łubianki odwieziony przez przepraszających za
11
pomyłkę literackich policjantów. Poza tym, jeśli raz po raz pozostawiano w domu bliskich oskarżonego, wyglądało na to, że można bezpiecznie zabiegać w tej sprawie. Uprzejmy Bucharin, ideolog zesłany na posadę redaktora naczelnego „Izwiestii”, który w chwilach swej największej potęgi pokazywał dłoń, mawiając (zgodnie z prawdą), że prezentowana ręka napisała stalinowską konstytucję, i doświadczony Winawer z politycznego oddziału radzieckiego Czerwonego Krzyża dawali nadzieję. Pośrednio dzięki „staraniom” Nadieżdy Jakowlewny wyjaśniło się, na czym polega zarzut przeciwko poecie. Interweniując u komisarza ludowego do spraw wewnętrznych, Henryka Jagody, Bucharin usłyszał wyrecytowany z pamięci przez szefa organów antystalinowski wiersz poety. A że czasy świetności protektora minęły i wkrótce miało się zacząć stopniowe osaczanie przemądrzałego właściciela ręki (a może już się zaczęło, o czym wiedział tylko on), przestraszony Bucharin odmówił poecie protekcji i nie chciał widzieć Nadieżdy Mandelsztam, słusznie podejrzewając ją o niezupełną szczerość. 12
W tej przykro zakończonej historii „starań” zdarzyła się jedyna w życiu Osipa Mandelsztama cudowna interwencja z samej góry. Pewnego dnia w komunalnym mieszkaniu Borysa Pasternaka odezwał się telefon i poproszono do aparatu poetę, konkurenta i adwersarza Mandelsztama w ich prywatnej estetycznej dyskusji, jaka mimo niesprzyjających czasów toczyła się między twórcami zepchniętymi na margines literackiej sceny. Poinformowano go, że za chwilę będzie z nim rozmawiać towarzysz Stalin. Po kilkakrotnym odrzuceniu uznanego za głupi żart połączenia oraz informacjach, co myśli na temat tego rodzaju dowcipów, Pasternak zorientował się, że żartowniś jest podejrzanie uparty, i powoli oswajał się z niecodzienną sytuacją, zwłaszcza że w słuchawce istotnie usłyszał głos Stalina. Głos pytał o Mandelsztama i o to, dlaczego Pasternak, będąc przyjacielem niesłusznie, jak mówią, aresztowanego wybitnego poety, mistrza, nie interweniuje w organizacjach literackich albo choćby osobiście u niego, sygnalizując niesprawiedliwość dziejącą się poecie. Przecież gdyby to jego przyjaciel, dajmy na to, siedział niewinnie w więzieniu – wywodził głos nierozumiejącemu niczego Pasternakowi – gdyby cierpiał niesłusznie jego drogi przyjaciel, on przecież, można powiedzieć, poruszyłby niebo i ziemię, aby go z kłopotów wydobyć.
Istnieją dwie wersje rozmowy. W pierwszej Pasternak zachowuje się odważnie, wyjaśniając Stalinowi, że rządzi niesprawiedliwym krajem, w którym organizacje literackie nie przyjmują tak ważnych spraw jak polityczne aresztowanie wybitnego poety, a w ogóle krzywdzi go opinią, jakoby niczego nie robił w sprawie przyjaciela, bo gdyby w istocie pozostał bezczynny, nie sygnalizował swego niepokoju, jego rozmówcy nie przyszłoby przecież do głowy telefonować do niego w tej sprawie, dlatego zwyczajnie sam sobie przeczy i powinni po prostu spotkać się i wyjaśniwszy nieporozumienie na temat zasad postępowania z przyjacielem, przejść do ważniejszych zagadnień życia i śmierci. W drugiej wersji rozmowy Pasternak wypiera się jakichkolwiek związków z podejrzanym, pozwalając Stalinowi oddać się szlachetnemu zgorszeniu. W obu wersjach, wyrecytowawszy swe pouczenie, przywódca odkłada słuchawkę. Pasternak odebrał fakt rozmowy jako informację, że środowisko literackie ma się dowiedzieć, iż Stalin troszczy się o los od dawna niedrukowanego i niedawno aresztowanego niemarksistowskiego poety. Wiadomość ta stała się jeszcze jednym z argumentów na rzecz głębokiego humanitaryzmu wodza i czekano tylko, co się stanie z Mandelsztamem, którego los poruszył „kremlowskiego górala”. No właśnie. Poetę aresztowano, gdyż w aktach Łubianki spoczywał, odtworzony przez jednego z donosicieli, antystalinowski wiersz jego pióra. Czego w nim nie było! Ciążący nad półsłówkami zastraszonych Rosjan „cień kremlowskiego górala” i „palce tłuste jak czerwie”, i „karalusze wąsiska”, i pląsająca wokół tyrana „hałastra cienkoszyich wodzów”2. Nic dziwnego, że Bucharin przeląkł się, a Jagoda wyuczył na pamięć tego rymowanego dokumentu, może aby wyrecytować go wodzowi przez telefon, kiedy swoim zwyczajem wyrwie go z łóżka w środku nocy. Stalinowi, który znał treść wiersza ze słyszenia albo też tylko słyszał o wierszu, sprawa musiała wydać się interesująca, może nawet zabawna. Mandelsztam na pierwszym przesłuchaniu przyznał się do autorstwa dowodu, sporządził listę osób, które słyszały kontrrewolucyjny wiersz, i żył w przekonaniu, że wszyscy, łącznie z Nadieżdą Jakowlewną i Anną Achmatową, są od dawna aresztowani i wszelki opór wobec organów jest pozbawiony sensu. Honorowe miejsce na stworzonej przezeń liście zajmowała tłumaczka Maria Pietrowych, prawdopodobnie znana przesłuchującym, bo do niej prowadzą wszystkie nici
13
Zofia Tołstojowa (1844–1919) – autorka wspomnień, osobista sekretarz. Miała zaledwie 18 lat, gdy poślubiła trzydziestoczteroletniego Lwa Tołstoja, opuściła Moskwę i zamieszkała w wiejskiej posiadłości w Jasnej Polanie koło Tuły. Uczestniczyła w pracy nad dwiema wielkimi powieściami męża – Wojną i pokojem oraz Anną Kareniną – przepisując wielokrotnie kolejne redakcje rękopisów. Była także wydawczynią dzieł Tołstoja. Między 1863 i 1889 r. urodziła trzynaścioro dzieci, spośród których pięcioro zmarło w dzieciństwie. Przez całe życie pisała dziennik.
SZKIC
127
DRAMAT ZOFII ANDRIEJEWNY 128
O Zofii Tołstojowej
ZOFIA ANDRIEJEWNA TOŁSTOJ – Sonia, maman, hrabina LEW NIKOŁAJEWICZ TOŁSTOJ – Lowoczka, papa, hrabia ALEKSANDRA LWOWNA TOŁSTOJ (SASZA), TATIANA LWOWNA TOŁSTOJ, SERGIUSZ LWOWICZ TOŁSTOJ, ILJA LWOWICZ TOŁSTOJ – ich dzieci TATIANA ANDRIEJEWNA KUŹMIŃSKA – siostra Zofii Andriejewny Tołstoj JEKATIERINA TOŁSTOJOWA – synowa Tołstojów, żona Andrieja Lwowicza ALEKSANDER GOLDENWEISER – pianista, przyjaciel domu BARBARA FIEOKRITOWA (WARIA) – przyjaciółka Aleksandry Tołstoj WŁADIMIR CZERTKOW – wydawca, sympatyk moralnej nauki Lwa Nikołajewicza Tołstoja WALENTIN BUŁGAKOW – sekretarz Lwa Nikołajewicza Tołstoja DUSZAN MAKOWICKI – jasnopolański lekarz MAKSYM GORKI – pisarz, wówczas zmierzający do sławy VICTOR LEBRUN, JEWGIENIJ POPOW, MICHAIŁ NOWIKOW – tołstojowcy DYMITR NIKITIN, ALEKSANDER SIEMIENOWSKI – lekarze
1 Wydarzenia, o których będzie mowa, rozgrywały się w Moskwie, Jasnej Polanie i Astapowie, między 1862 i 1919 rokiem, na przestrzeni z górą pięćdziesięciu lat. Tołstojowie poznali się w Moskwie, kiedy Lew Nikołajewicz, doceniany już w środowisku młodych pisarzy, powróciwszy z jedynej w swej biografii podróży po Europie, prowadził bogate życie towarzyskie. Interesował się wtedy pedagogiką, rozważając problem, czy dla powodzenia swej pracy powinien się ożenić, czy pozostać w stanie bezżennym. Jednym z odwiedzanych przez hrabiego domów był dom cesarskiego nadwornego lekarza Andrieja Bersa, potomka luterańskich przybyszy z Niemiec, uczących rosyjskich żołnierzy musztry. Po katastrofie finansowej w 1812 roku, kiedy w oblężonej przez Napoleona Moskwie spłonął jej moskiewski majątek, rodzina podnosiła się na nogi dzięki karierze doktora przy Mikołaju I. Prowadzono dom otwarty dla arystokracji (Bersowie dopiero co odzyskali tytuł szlachecki), ubarwiany przedstawicielami środowiska literackiego (doktor Bers od dzieciństwa znał Turgieniewa, ten zawsze gościł u niego
129
w Moskwie). Do towarzystwa wprowadzano trzy nastoletnie córki: najstarszą Lizę, średnią Zofię i najmłodszą Tatianę. Był jeszcze rówieśny im brat Sasza i czwórka młodszego, nieliczącego się towarzysko rodzeństwa. Każda z panien miała asystującego jej kawalera. Czuły na kobiece wdzięki Lew Nikołajewicz także musiał określić się wobec pięknych podlotków. Atmosfera życia młodych Bersówien różniła się skrajnie od atmosfery zaniedbanego wiejskiego dworu w Jasnej Polanie, gdzie hrabia, w warunkach nielicujących ze swym poziomem majątkowym, wiódł życie poświęcone pracy intelektualnej, przerywane przyjemnościami, jakie oferowało wiejskie otoczenie. Duszę miał duchową, a ciało cielesne. Dusza pchała go w stronę samodoskonalenia, wypróbowania możliwości, jakie w tej materii daje człowiekowi życie, i zdarzało jej się z powodzeniem zaprzęgać do pracy ciało. Ciało odpowiadało, dopominając się „zwierzęcych” przyjemności i uspokajało się, gdy dostawało swoje. Perspektywa takiego życia do śmierci budziła melancholię, jeśli nie spróbuje się czegoś, co oblecze je w inną formę. 130
Zainteresowanie niemal dwukrotnie starszego „wujka Leona”, trzydziestoczteroletniego mężczyzny, przerastającego intelektem, energią i pasją życia innych gości domu, a przy tym nieporadnego, pełnego kompleksów i nieśmiałego, imponowało osiemnastoletniej Soni. Nie miała wątpliwości, że nikt inny nie potrafi z taką powagą i taką wewnętrzną mocą wypowiadać słów: szczęście, miłość, małżeństwo, życie, Pani. Nie miała też wątpliwości, że sama jest gotowa odpowiedzieć na wyzwanie, jakie stanowił ten człowiek, że drzemie w niej nie mniejsza siła. Od początku była to dla niej relacja podrzędności. Starszy pan młody miał znane nazwisko, majątek, pomysł na wspólne życie i dom, o którym potrafił marzyć i mówić. Miał również swój świat i z jego dystansu spoglądał na jej świat, widząc swoją w nim rolę jak życie powieściowej postaci, a nie jego własne. Aby ten świat podzielić, Sonia postanowiła pomagać w jego pracy literackiej; zaczęło się pisanie na cztery ręce. Miała wówczas szansę odkryć pewną jego niepokojącą cechę: dystans wobec sposobu, w jaki żyją inni ludzie, form życia powtarzanych w ich środowisku, odtwarzanych również przez nich. Jeśli jednak odkryła ją, nie wyciągnęła z tego odkrycia wniosków. Dla niego rodzina była próbą, poświęceniem, ale „nie była życiem”. Ona nie wiedziała, jakie miałoby być „inne życie”, on zresztą
wówczas też nie wiedział. Od początku wplątał ją i ich małżeństwo w swe rozgrywki ze śmiercią i nieśmiertelnością. Szansą na jej partnerską wobec męża pozycję było gospodarstwo, które objęła, przekonawszy się, że hrabia do czasu ślubu sypiał na skórzanej poduszce bez powłoczki i lekceważąco traktował sprawy higieny. Byłaby to szansa, gdyby nie fakt, że Lew Nikołajewicz walkowerem oddał żonie najpierw problemy powiększającej się co roku rodziny, później problemy zarządzania zgromadzonym majątkiem, bo ani jedno, ani drugie nie dawało mu satysfakcji właściwego wykorzystywania życia, a ktoś to musiał przecież robić. Zofia Andriejewna i w tej sferze odnalazła więc tylko uciążliwy, ugruntowujący poczucie niższości obowiązek. Gdy sytuacja okrzepła, zrozumiała, że szansą ucieczki od podporządkowania się mężowi są wszelkie nieakceptowane przez niego przejawy jej indywidualności: pragnienie życia „światowego”, artystycznego, uczuciowego poza nim i dziećmi, a także zazdrość, płacz, zmienność humoru, własne zdanie i zainteresowania. Dla obojga zaczęła się walka o siebie.
!
TATIANA ANDRIEJEWNA KUŹMIŃSKA: „Częste wizyty Lwa Nikołajewicza w naszym domu dały asumpt do plotek, że hrabia żeni się z moją najstarszą siostrą Lizą. Te plotki krążące po Moskwie dochodziły i do niej. Matka była bardzo niezadowolona, ojciec odnosił się do tego najzupełniej obojętnie. Plotki roznosiły dwie guwernantki […]. Obie po kolei kładły Lizie w uszy, że hrabia jest w niej zakochany. A wszystko wzięło się stąd, że Lew Nikołajewicz powiedział kiedyś do swojej siostry: «Maszeńka, rodzina Bersów jest bardzo sympatyczna i jeśli kiedykolwiek się ożenię, to tylko z kimś z tej rodziny». Maria Nikołajewna odniosła się bardzo życzliwie do tych słów. «To będzie doskonała żona – rzekła, wskazując na Lizę. – Taka solidna, poważna, i tak świetnie wychowana». […] Zauważyłam, że Lew Nikołajewicz najwięcej przebywał z Sonią, zostawał z nią sam na sam, słowem wyróżniał ją spośród innych. Sonia rumieniła się i ożywiała w jego obecności. «Ona jednak umie się podobać, gdy chce» – myślałam, czytając w jej tak dobrze mi
131
znajomej twarzy jak w otwartej książce. «Pragnę cię kochać, ale się boję» – mówiły jej oczy. […] – Jakże to jest, Taniu – mówiła do mnie ze zdumieniem Olga. – Liza mi powiedziała, że Lew Nikołajewicz ma zamiar z nią się ożenić, a ja widzę coś wręcz przeciwnego. Nic z tego nie rozumiem”.
ZOFIA ANDRIEJEWNA TOŁSTOJ:
132
„Starsi panowie i panie grali w karty na dwóch stołach. Kiedy później wszyscy się rozjechali i rozeszli, stoły pozostały rozłożone, ale my wciąż jeszcze nie szłyśmy spać, bo Lew Nikołajewicz rozmawiał z werwą i nie puszczał nas. Ale mama uważała, że czas na spoczynek, i surowo przykazała nam się położyć. Nie śmiałyśmy się sprzeciwiać. Byłam już na progu, gdy zawołał mnie Lew Nikołajewicz. – Zofio Andriejewno, proszę zaczekać chwileczkę! – O co chodzi? – Niech pani przeczyta to, co napiszę. – Dobrze. – Ale ja będę pisał tylko pierwsze litery, a pani się musi domyślić, co to za słowa. – Co za pomysł! Przecież to niemożliwe! Zresztą, niech pan pisze. Lew Nikołajewicz starł szczoteczką wszystkie zapisane wyniki rozgrywek karcianych, wziął kredę i zaczął pisać. Oboje byliśmy bardzo poważni, ale silnie zdenerwowani. Śledziłam ruchy jego dużej czerwonej ręki i czułam, że wszystkie moje siły duchowe i zdolności, cała moja uwaga jest całkowicie skupiona na tej kredzie i na trzymającej ją ręce. Oboje milczeliśmy. «P.m.ip.s.z.ż.p.m.m.s.in.s.» – napisał Lew Nikołajewicz. «Pani młodość i potrzeba szczęścia zbyt żywo przypominają mi moją starość i niemożliwość szczęścia» – przeczytałam. Serce zaczęło mi walić, w skroniach pulsowało, twarz mi płonęła – byłam poza czasem, poza świadomością wszystkiego, co ziemskie; zdawało mi się, że wszystko mogę, wszystko rozumiem, że ogarniam w tej chwili to, co nieogarnione. – Jeszcze trochę – powiedział Lew Nikołajewicz i zaczął pisać: «P.r.ż.b.m.c.d.m.ip.s.L. N.m.p.o.w.z.s.s.T.» – «Pani rodzina żywi błędne mniemanie co do mnie i pani siostry Lizy. Niech mnie pani obroni wraz ze swoją siostrą Tanieczką» – szybko, bez zająknienia czytałam z początkowych liter. Lew Nikołajewicz się nie zdziwił, jakby to była najzwyklejsza w świecie rzecz. Nasz stan egzaltacji o tyle przewyższał normalny stan ludzkiej duszy, że nic nas nie mogło zdziwić”.
LEW NIKOŁAJEWICZ TOŁSTOJ: „[…] Napisałem: Pa n i o b e c n o ś ć z by t ż y wo mi pr z ypomina o mojej staro ści i niemoż l i wo ś c i s zc zę ś c i a , i w ł a ś nie Pani… […] Pani, człowiek uczciwy, powie mi z ręką na sercu – bez p o ś p i e c h u, na miłość B osk ą, bez pośpie chu – co mam robić? […] Proszę powiedzieć uczciwie, czy chce Pani być moją żoną? Ale tylko, jeżeli może Pani z całego serca, ś miało powiedzieć tak , bo jeżeli ma Pani choćby cień wątpliwości, proszę lepiej powiedzieć nie. Na miłość Boską, proszę się dobrze zastanowić”.
TATIANA ANDRIEJEWNA KUŹMIŃSKA: „Przeczytawszy list, Sonia poszła na górę, do pokoju mamy, widocznie wiedziała, że Lew Nikołajewicz będzie tam na nią czekał. Podeszła do niego, jak mi potem opowiadała, i powiedziała: – Naturalnie, że «tak»! Po paru minutach przyjmowali już gratulacje. Lizy przy tym nie było. Papa był niezdrów i drzwi do jego gabinetu były zamknięte. Doznawałam mieszanych uczuć. Żal mi było Lizy i cieszyłam się szczęściem Soni. W duchu zdawałam sobie sprawę, że to absolutnie niemożliwe, aby Liza mogła być żoną Tołstoja, tak bardzo do siebie nie pasowali. Nazajutrz, mimo imienin [mamy i Soni], w domu panowała atmosfera jak przed burzą. Mama powiedziała ojcu o oświadczynach Lwa Nikołajewicza. Ojciec był bardzo niezadowolony, nie chciał wyrazić zgody; bolała go krzywda Lizy, a poza tym było mu przykro, że młodsza ma wyjść za mąż przed starszą. Wtedy było to uważane za wstyd dla starszej. Ojciec mówił, że nie dopuści do tego małżeństwa. Maman, znając charakter ojca, zostawiła go w spokoju i poprosiła Lizę, by z nim porozmawiała. Liza okazała w tym wypadku niezwykłą szlachetność i takt. Uspokoiła ojca, tłumacząc mu, że nie można nic poradzić, skoro takie jest przeznaczenie, że ona życzy Soni szczęścia i że teraz, gdy wie, jak Lew Nikołajewicz kocha Sonię, łatwo jej będzie zdobyć się na obojętność wobec niego. Ojcu zmiękło serce i widząc łzy Soni, zgodził się na to małżeństwo”.
133
186
187
Spis rozdziałów Radziecka ruletka. O Nadieżdzie Mandelsztam Anna od aniołów. O Annie Iwaszkiewiczowej
8 68
Dramat Zofii Andriejewny. O Zofii Tołstojowej
128
Talent do życia. O Marii Kasprowiczowej
236
Przypisy
290
Spis ilustracji
300
„One. Kobiety, które kochały pisarzy”, Wilk & Król Oficyna Wydawnicza Wydanie drugie, uzupełnione, Warszawa 2014
© Copyright for this edition by Go Culture sp. z o.o. © Copyright for text by Radosław Romaniuk, 2014 © Copyright for illustrations by Alicja Rosé, 2014
OPIEKA REDAKCYJNA
Anna Król REDAKCJA I KOREKTA
Anna Sidorek PROJEKT OKŁADKI
GraFika, Katarzyna Jasińska RYSUNKI
Alicja Rosé, www.alicjarose.com SKŁAD I ŁAMANIE
Piotr Trzebiecki DRUK I OPRAWA
Drukarnia im. A. Półtawskiego ul. Krakowska 62 25-701 Kielce
Wydrukowano na papierze Ecco Book Cream 80 g vol. 1.6
Książka wydana przez Go Culture Sp. z o.o. pod marką Wilk & Król Oficyna Wydawnicza ul. Puławska 24 a/32 02-512 Warszawa www.wilkikrol.pl
ISBN 978-83-935837-6-8
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kodowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych w całości lub części tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.
Talent do życia. O Marii Kasprowiczowej
Cztery kobiety. Różni je wszystko: wiek, status społeczny, osobowość. Łączy jedno – życiowa rola, grana z pasją i poświęceniem. Znane jako żony wybitnych pisarzy, są kimś więcej – indywidualistkami, które obracają wyrzeczenia w sukces, a w sztuce i miłości odnajdują sens życia. Dzięki Zofii Tołstoj powstaje czterotomowa Wojna i pokój. Jako agentka i osobista sekretarz wybitnego męża ośmiokrotnie przepisuje powieść. Anna Iwaszkiewicz jest dla Jarosława pierw-szym krytykiem, z nikim innym autor nie dyskutuje tak żarliwie. Nadieżda Mandelsztam przez związek z aresztowanym Osipem staje się wrogiem Rosji radzieckiej. Prowadzi koczownicze życie i uczy się na pamięć utworów męża, by przetrwały ciągłe rewizje i konfiskaty. Piękna Marusia Kasprowiczowa zostaje panią Harendy, przemienia zakopiański dom w tętniące życiem centrum artystyczne.
[…] odkryła leżenie jako sposób na życie we dwoje w ciasnym pokoju i jako sposób na własne wewnętrzne życie. Leżała więc powszednio i odświętnie, czytając Szekspira w oryginale, myśląc, rozmawiając, słuchając rozmów. Nie robiąc nic, śmiejąc się lub płacząc, udając, że śpi, śpiąc lub usiłując spać. Leżała, paląc papierosy i jedząc konfitury ze słoika. Leżała, przyjmując gości, pisząc listy i kolejne niebezpieczne tomy wspomnień. Leżąc, powtarzała zachowane w pamięci utwory męża, modliła się, udzielała niebezpiecznych wywiadów korespondentom zachodnich pism. Bała się, egzaminowała gości „z Mandelsztama”, zarządzała spuścizną literacką męża. Leżała filozoficznie, konsekwentnie, buntowniczo. Głęboko i poważnie.
Kobiety, które kochały pisarzy
Od czasów kokard we włosach i dziewczęcych krótkich sukienek adorowano ją i obsypywano komplementami na temat jej rozumu i kobiecego wdzięku. Oświadczali się Marusi, przewracając gruntownie w głowie, starsi o kilkadziesiąt lat mężczyźni w rangach od porucznika do pułkownika.[...] Wiosną 1907 roku w pociągu relacji Rzym–Neapol przysiadł się […] Kasprowicz. [...] Niewysoki, korpulentny pan o rumianej twarzy z lokiem nad wysokim czołem, twarzy, której hiszpańska bródka nadawała trójkątny kształt, nie mógł wywrzeć wrażenia powierzchownością. Wyglądał na lekarza lub kupca […], ale nie na poetę, jak mogłaby go sobie wyobrażać Marusia Bunin.
Radziecka ruletka. O Nadieżdzie Mandelsztam
Anna od aniołów. O Annie Iwaszkiewiczowej [Fragment książki]
RADOSŁAW ROMANIUK (ur. 1975) – literaturoznawca, edytor, znawca życia i twórczości Lwa Tołstoja oraz Jarosława Iwaszkiewicza. Autor książki Inne życie. Biografia Jarosława Iwaszkiewicza (t. 1, 2012) oraz tomu szkiców poświęconych myśli filozoficzno-religijnej Lwa Tołstoja Dramat religijny Tołstoja (2004). Opracował sześć tomów dzienników, listów i esejów Iwaszkiewicza, Jeleńskiego, Mycielskiego i Miłosza. Jest krytykiem literackim, uczy języka polskiego. Mieszka w Warszawie i wsi Orzeszkowo na Białostocczyźnie.
ISBN 978-83-935837-5-1
RADOSŁAW ROMANIUK
Była to tak zwana miłość od pierwszego wejrzenia, najrzadszy i (wbrew pozorom) najbardziej skomplikowany rodzaj miłości. Maria Iwaszkiewicz, mówiąc nie tylko o rodzicach, przywołuje trzy elementy, które składają się na prawdziwie szczęśliwy związek: małżeństwo, miłość i sfera erotyczna, by stwierdzić, że związek rodziców – prawdziwie długi i szczęśliwy – zdawał się obywać bez nich.
ONE
Oto prawdziwe historie niezwykłych kobiet, które bardziej niż siebie kochały swoich pisarzy.
RADOSŁAW ROMANIUK
ONE
Kobiety, które kochały pisarzy
Od początku była to dla niej relacja podrzędności. Starszy pan młody miał znane nazwisko, majątek, pomysł na wspólne życie i dom, o którym potrafił marzyć i mówić. Miał również swój świat i z jego dystansu spoglądał na jej świat, widząc swoją w nim rolę jak życie powieściowej postaci, a nie jego własne. Aby ten świat podzielić, Sonia postanowiła pomagać w jego pracy literackiej; zaczęło się pisanie na cztery ręce. Dramat Zofii Andriejewny. O Zofii Tołstojowej